Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów

    +10
    Bezimienny
    Eitri Soelberg
    Ivar Soelberg
    Laudith Vidgren
    Einar Halvorsen
    Lasse Nørgaard
    Ursula Frisk
    Mikkel Guldbrandsen
    Karl Sørensen
    Dahlia Tordenskiold
    14 posters
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    14.12.2000

    Opadający miękko na jedną z głównych ulic starego miasta śnieg zdawał się dzisiaj przedstawiać się wyjątkowo wyrafinowanie i finezyjnie. Drobne płatki śniegu spadały na ramiona zmierzających w stronę galerii pierwszych gości, następnie topniejąc pod wpływem ich ciepła. Sprawne oko dostrzegłoby niezwykłość i perfekcję każdego z nich, jakby kusiły widza do pochwycenia owego na palec, lecz szybko śnieżynka rozpuszczała się wraz ze swoją metafizyczną tajemnicą. Dziesiątki latarni ozdobionych z okazji zbliżającego się Jul tak jak najbardziej reprezentatywne ulice miasta jemiołą i świątecznymi stroikami, oświetlały ośnieżoną drogę, która jedynie dzięki dziesiątkom obcasów eleganckich butów ponownie nie pokryła się grubą warstwą śniegu.
    Fasada galerii sztuki "Besettelse" tego dnia nie wyróżniała się względem reszty roku. Zdobiła ją zewnętrzna sztukateria z gipsowym skomplikowanym wykończeniem. Wystające gzymsy nie raziły intensywnością koloru, choć na tle innych kamienic ta prezentowała się szczególnie elegancko. Zabytkowe dwudrzwiowe wejście rzeźbione przed ponad stu laty w klasycznym norweskim świerku zostało otwarte przed czasem, wpuszczając do środka przedwcześnie przybyłych zaproszonych, którzy, jak wszyscy następni, przy wejściu okazać mieli wcześniej dostarczony im bilecik.
    Już od wejścia w pierwszy korytarz, goście wernisażu mogli słyszeć dobiegającą z jednej z głównych sal muzykę. Klasyczny koncert kompozycji Klausa Reitena wygrywany przez znamienitego pianistę midgardzkiego pochodzenia, Josteina Samuelsena, dedykowany na jeden fortepian wybrzmiewał wyraźnie, lecz cicho, dzięki czemu goście mogli być przekonani, że muzyka nie zakłóci bankietu, a będzie uświetniającym go tłem.
    Pierwsze swoje kroki zaproszeni winni byli skierować do szatni, aby móc zostawić tam wierzchnie odzienia. Na ladzie odnaleźć można było składane na trzy broszurki, które wszyscy goście dostali również z bilecikiem, przedstawiające bliżej wydarzenie, debiutantkę oraz obecne tu Stowarzyszenie "OdNowa". Dwie garderobiany odbierały futra i płaszcze, czyniąc przestronny hall istnym pokazem mody. Obowiązujące na podobnych wydarzeniach stroje wieczorowe, zwłaszcza u możnych kobiet, kusiły swoją elegancją, nierzadko wzbudzając zachwyt. Dziś zabawa miała kreować się w towarzystwie midgardzkiej śmietanki towarzyskiej, którą jak zwykle obecni na podobnych wydarzeniach przedstawiciele gazety Ratatoskr, uwieczniali na zdjęciach, gdy tylko owa przechodziła dalej, w głąb budynku.
    Kilka zdobiących to miejsce rzeźb młodych kobiet zdawało się z gracją poruszać w rytm dobiegającej je muzyki, wskazując gościom kierunek, jakim mieli podążać. Obecne na ścianach obrazy nie zmieniły się, pozostając niezmienną częścią wystawy, jednak stali bywalcy tego miejsca z łatwością mogli dostrzec różnicę w wyglądzie korytarzy, bowiem te zdobiły teraz gałązki świerka, sprawiając wrażenie, jakby gęstniały wraz z każdym krokiem, aż w końcu, tuż przed drzwiami do kuluarów, gdzie odbywać miała się główna część bankietu, tłoczyły się w niemal ciasne przejście. Igły nie dosięgały jednak ułożonych fryzur wysokich mężczyzn, ani nie opadały do dekoltów kobiet, odpowiednio wcześniej zabezpieczone. Światło zdawało się stawać coraz bardziej przyciemnione w miarę spaceru w głąb korytarza, lecz pozostawało ciepłe, przypominające przebijające się przed korony północnego lasu ciepłe słońce. W powietrzu unosił się zapach przywodzący na myśl brzozową wodę, nienachalną lukrecję, wrzosy, oraz korę sosny.
    Oto przed gośćmi dzisiejszego wernisażu malował się wieczór pełen drogiego alkoholu oraz ekscytującego obcowania ze sztuką.

    Serdecznie witam wszystkich na wydarzeniu Sztuka Mową Galdrów.  Obecnie znajdujecie się na początku przed wejściem do galerii, a potem już w jej korytarzach prowadzących do kuluarów, czyli przestrzeni dedykowanej pod bankiet. Waszych uszu dobiega muzyka, lecz nie widzicie jeszcze ani stolików, ani muzyka, ani prezentowanych dziś obrazów. Tę turę kończycie tuż przed drzwiami. Miejcie na względzie, że alkohol nie został jeszcze podany, oraz nie rozpoczęło się oficjalne otwarcie.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Viktor Vårvik

    Tafla iluzji trwała niezmącona w swej idylliczności, nie zważając na siłę podmuchów podejrzliwości próbujących wprawić ją w rozedrganie. Prawda zawsze odnajdywała sposób, by przebić się przez grubą fasadę niedopowiedzeń, niczym wprawny lodołamacz przedzierający się przez północne wody; doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nadejdzie dzień, w którym wszyscy dowiedzą się o ich grze, a tym samym, że przyjdzie im zapłaci za swe kłamstwa, lecz wieczór w Besettelse nie miał jeszcze być zwiastunem ich klęski. Słodycz młodzieńczego afektu skrzętnie tłumiła odór łgarstwa, a z oszustwem - mimo żarliwych protestów - było im do twarzy; róż płonących policzków nadawał ich skórze zdrowego odcieniu, radość rozpalała w jasnych oczach iskierki, natomiast nieśmiałość uciekających spojrzeń oraz niezgrabność uśmiechów roztaczała wokół nich aurę szczeniackiego niedoświadczenia, świeżości godnej pozazdroszczenia przez tych, którzy w rutynie zatracili już zdolność doceniania bliskości drugiej osoby oraz celebrowania wspólnych chwil.
    Nie było powodu, dla którego ktoś miałby im nie uwierzyć - nie, kiedy nie wszystko było częścią starannie opracowanego scenariusza - ramię czule oplatające pas przyjaciółki, złote pukle ufnie rozsypane na jego torsie, pocałunek złożony na jej skroni w półmroku tylnego siedzenia taksówki; każdy z tych elementów był improwizacją, drobnym odejściem od planu. — Nie widać dziś gwiazd — rzucił, pomagając wysiąść Lotte z pojazdu, który zatrzymał się tuż przed schodami galerii, zupełnie jakby byli kimś ważnym. Poczuł bolesne ukłucie w piersiach; czyż właśnie nie tak powinno wyglądać jego życie? Gdyby tylko dwadzieścia trzy lata temu ojciec miał więcej odwagi...  Przygryzł wargę, pozwalając odejść rozgoryczeniu; gdyby sprawy potoczyły się inaczej, nie byłoby go tu dziś u boku panny Hansen, której nie miałby nawet okazji poznać. — Były o ciebie tak zazdrosne, że schowały się za woalem z chmur. — podał jej ramię i powoli wprowadził na górę, a następnie przytrzymał drzwi, dopóki przyjaciółka nie znalazła się w środku. Byli jednymi z pierwszych gości; poznał to po niezabłoconej podłodze oraz niewielkiej ilości płaszczów w garderobie, jakie udało mu się dojrzeć ponad głowami garderobianek, gdy oddawał ich wierzchnie okrycia. Dopiero teraz miał okazję przyjrzeć się kreacji swej przyjaciółki; z ust wyrwało się ciche westchnienie zachwytu, kiedy ujął jej prawą dłoń, by zostawić na niej kolejny ślad pocałunku. — Definitywnie zazdroszczą ci tego, jaka jesteś piękna — uśmiechnął się, a następnie poluzował nieco krawat (miał na sobie ten sam garnitur, co w dniu aukcji - moda była pod tym względem łaskawa dla mężczyzn) i rozejrzał się po kuluarach w poszukiwaniu znajomych twarzy. Na ten moment dostrzegł tylko jedyną - kobietę, która przed blisko dwoma tygodniami przedstawiła mu się jako Lilije. Ciekawe, czy to ona stała za zaproszeniem go do galerii? Kąciki ust ponownie uniosły się ku górze, sam zaś skinął głową w jej kierunku na powitanie, lecz nie ośmielił się podejść. Jej suknia, choć niewątpliwie zjawiskowa jak jej właścicielka, wywoływała w Viktorze nieprzyjemne wspomnienia, jakby los postanowił sobie z niego zakpić i uparcie przypominać mu o jego występku oraz o tym, że nie ma prawa czuć się szczęśliwy.
    Szafiry, szafiry, wszędzie szafiry...
    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Wieczór powoli otaczał płatkami śniegu cały Midgard, otulając puchem ulice, latarnie i ludzi zmierzających do galerii. Villemo siedząc w zamkniętej części dla gości ubierała suknię specjalnie przeznaczoną na ten wyjątkowy wieczór. Garderoba mieszcząca się w podziemiach galerii miała wszystko co potrzebne aby niksa przygotowała się na wernisaż. Dzisiaj była również w pracy, miała zabawiać gości, prowadzić rozmowy i zachęcać do zakupienia obrazu; pomyłki i potknięcia nie wchodziły w grę. Musiała był idealna niczym rzeźby na wystawach.
    Złote pukle upięła w elegancki kok odsłaniający jasną, łabędzią szyję, a dekolt zdobił łańcuszek z tym właśnie wodnym ptakiem. Wycięte oczy w migdał pociągnęła delikatnie kreską podkreślając ich wygląd, a na usta za pomocą pędzelka naniosła pomadkę. Patrząc na swoje odbicie w lustrze poprawiła parę niesfornych kosmyków i sięgnęła po wiszącą na wieszaku suknię.
    Wkroczyła spokojnym i pełnym wdzięku krokiem do galerii przystając w okolicy drzwi, w których za chwilę mieli pojawić się pierwsi goście, a jej suknia w kolorze głębokiego szafiru przypominała toń jeziora. Lejący i delikatny materiał opływał miękko figurę niksy, podkreślając smukłość jej talii oraz krągłą linię bioder, opadając kaskadą plis ku ziemi. Przy każdym, nawet najmniejszym ruchu, suknia podążała za kobietą nadając jej gestom niezwykłej płynności i powabu. Otwarty dekolt ukazywał kruchość obojczyka i miękkość ramion, które przysypane były teraz drobinkami srebra mieniącymi się w delikatnym świetle galerii.
    Była Damą Besettelse, idealnym odwzorowaniem sztuki, sztuką samą w sobie gdzie każdy gest i spojrzenie było wyćwiczone na scenie teatralnej. Wernisaż był małym spektaklem, w którym wszyscy stawali się aktorami i widzami jednocześnie. Na jasnej twarzy pojawił się delikatny i pełen elegancji uśmiech kiedy witała gości w progach galerii i zachęcała aby przechodzili dalej. W swych uprzejmościach nie zapominała o nikim, każdej osobie poświęcając chwilę uwagi. Niektórzy już ją znając witali się skinieniem głowy lub poprzez podanie dłoni. Wymiana paru słów, podziękowania za przybycie, skłon, przechylenie głowy, delikatny gest dłoni. Wszystko idealnie wyreżyserowane a jednak swobodne i z gracją. Zapach lasu koił i wprowadzał przyjemną atmosferę, której trudno było nie ulec i choć była w pracy to zgodnie z zaleceniem Olafa miała zamiar cieszyć się dzisiejszym wieczorem.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Lotte Hansen

    Besettelse było kierunkiem, w którym podążyła jeszcze dziś rano, wiedziona nie chęcią ujrzenia tu wysokiej jakości sztuki, a zwyczajnym układem, który zawarła z właścicielem. Obiecującym i kuszącym układem, który mógł przyczynić się do jej rozwoju, a i był po prostu ogromną szansą dla jej poczucia własnej godności – Lotte wywodziła się z gminu, nie była częścią żadnej elity, a gdyby nie obecność Ezry w jej życiu, na pewno nie mogłaby spełniać się tak, jak spełniała się teraz. Propozycja Olafa Wahlberga rzucona dzień temu wydawała się w tamtym czasie czymś nierealnym dla kogoś, kto nocami sypiał, ale czymś wyjątkowo namacalnym dla kogoś, komu choroba pokrzyżowała cykl dnia i nocy, pchając ją w konieczność nawet przesiadywania na łóżku po zmroku długimi godzinami. Dziś kiedy cały dom spał, ona pracowała. Pozyskane na potrzeby rzemieślnictwa materiały, setki rzuconych powtórzeń artystycznych zaklęć i cała masa pracy manualnej, która wykonywana w mroku wydawała się bardziej precyzyjna, poskutkowały wykonaniem odpowiedniej ilości statków w butelce. Każdy z drakkarów posiadał inne zdobienia, które wykonała w drewnie jeszcze powiększonej magicznie łodzi. Te w późniejszym czasie zmniejszała, by zwieńczyć niewielkim artystycznym wręcz skrawkiem materiału żagielka. Praca ze szkłem i drewnem wymagała cierpliwości, delikatności i wyrozumiałości dla materiału, stąd Lotte postarała się podejść do sprawy z jak najmniejszym stresem. Wiedziała, że czas ją gonił, wiedziała też jednak, że tylko oferując chociaż średnią, jak i nie dobrą jakość, zapewni sobie to, co chwilowy dobrodziej jej obiecywał… Tym samym wzbogacając budżet domowy i być może zapewniając sobie dobre słowo gospodarza, na którym rzecz jasna – niezmiennie jej zależało.
    Około dziewiątej, jeszcze zanim zdecydowała się odespać chwilę przed wernisażem, pojawiła się przed gabinetem Olafa Wahlberga, by przekazać mu skrzynię tego, co dla niego przygotowała. Zdąży pani? – zapytał ją wczoraj, lecz ona odpowiedzieć mogła dopiero dziś. Zdążyła, a jakość – jak obiecała – nie powinna pozostawiać wiele do zarzucenia. Nie zastała gospodarza, ale to nieważne, pozostawiony list z odpowiednią informacją pozostawiony został w odpowiednich rękach obsługi, a okazja do rozmowy być może nadarzy się dziś, teraz, kiedy razem z Viktorem Varvikiem, swoim dobrym przyjacielem i chwilowym partnerem w zbrodni oszustwa, przekraczała progi Galerii.
    - Wiele masz w sobie z cioci Ingrid, Viktor – powiedziała mu od razu, kiedy zaczął komplementować ją, obdarowywać drobnymi pocałunkami i torować jej drogę. Był jednym z najmilszych chłopców, po prostu dobrym człowiekiem. – Nie masz w sobie tej straszliwej toporności męskiego spojrzenia. Wydajesz się szczery i nieskalany goryczą… Nie obnażaj tego przed każdym, bo ktoś cię wykorzysta. I skrzywdzi… – westchnęła. Lotte była realistką – mężczyźni tak wrażliwi jak on utykali w toksycznych relacjach z takimi jak jej ciotka – Isabel. Kobiety z manią kontroli, wielkim ego i jeszcze większymi problemami emocjonalnymi. Łowiły tak słodkich chłopców, by potem niszczyć im życia. Historia znała takie przypadki, a Hansen chociaż niewidoma – często nie pozostawała ślepa na tego typu tendencje.
    Ubrana w długą, błękitną sukienkę z balu na zakończenie jej szkoły. Dziewczęca i zwiewna, pomimo panującej na zewnątrz aury, podkreślała potęgę młodości ciągnącą się za nią niczym bezwonny zapach. Nosiła na sobie również skromną w formie biżuterię. Złote klipsy podkreślały kolor jej pustego spojrzenia. Reszta typowych partii ciała, na których najczęściej noszono biżuterie pozostawała zakryta długimi rękawami czy wysokim kołnierzem w stójkę. Włosy cóż… Zakręcił i podwinął jej Viktor, sama nie potrafiła zrobić tego odpowiednio dobrze bez obserwacji siebie samej w tafli lustra. Nawet w tych ciężkich okularach, które nosiła wciąż na nosie.
    - Chciałabym zobaczyć, jak ty sam teraz wyglądasz… Opisz mi co masz na sobie… – poprosiła, podążając za nim niczym cień. Sama zgubiłaby się i pewnie nigdy nie umknęła już z labiryntów korytarzy Besettelse.
    Widzący
    Dahlia Tordenskiold
    Dahlia Tordenskiold
    https://midgard.forumpolish.com/t1392-dahlia-tordenskioldhttps://midgard.forumpolish.com/t1416-dahlia-tordenskiold#12228https://midgard.forumpolish.com/t1415-ljuv#12226https://midgard.forumpolish.com/f134-halvard-i-dahlia-tordenskiold


    Fascynujące studium wizualizacji metafizycznej odnowy głosiły dwa zaproszenia, które przed kilkoma dniami przyniosła państwu Tordenskiold znajomo wyglądająca wiewiórka; w ich progach pojawiała się za każdym razem, gdy w galerii sztuki, należącej do ich serdecznego przyjaciela, miał odbyć się kolejny wernisaż. Błękitne tęczówki Dahlii skupione były na tych słowach i fotografiach leśnej gęstwiny, myśli zaś nieustannie błądziły wokół wnętrz Besettelse.
    - Nie mogę się doczekać rozpoczęcia - wysoki, wciąż dziewczęcy głos przerwał trwającą od kilku minut ciszę pomiędzy nią, a małżonkiem, mąconą jedynie przez szum silnika magicznego auta, będącego prezentem na jego czterdzieste urodziny. Odjęła spojrzenie od spoczywających na kolanach zaproszeń i bilecików, aby unieść je na Halvarda. - Olaf nie chciał mi zdradzić zbyt wiele, mówił, że to niespodzianka. Jestem taka ciekawa. Nazwisko tej debiutantki nic a nic mi nie mówi - wyrzekła z lekkim żalem, jakby czuła się zawiedziona, że Wahlberg nie podzielił się z nią szczegółami owianego tajemnicą wernisażu. Żałowała wręcz, że nie wzięła udziału w przygotowaniach, skoro wiedział doskonale jak dużym zamiłowaniem darzy sztukę każdego rodzaju i samą galerię, którą odziedziczył w spadku - Besettelse należało do jednego z ulubionych miejsc Dahlii w całym Midgardzie. Z drugiej jednak strony: fascynowały ją niespodzianki, a przez wiele ostatnich dni pochłaniały ją przygotowania do zbliżającego się Jul. Ledwie wczoraj niemalże cały dzień ich rodzina spędziła na obchodach święta Łucji - wspólnym dekorowaniu miasta i uroczystej procesji. - Na pewno nie będziemy jednak zawiedzeni - stwierdziła ostatecznie, sięgając dłonią do dłoni Halvarda, by spleść je w krótkim uścisku, zanim jeszcze kierowca zatrzymał samochód przed samym wejściem do Besettelese. Dzięki temu prószący z nieba śnieg nie zdążył osiąść na ich płaszczach i głowach, nie popsuł misternej fryzury pani Tordenskiold, która ciemne pukle upięła wysoko nad karkiem, by odsłonić jeden z ulubionych podarków jakie otrzymała od męża - długie, srebrne kolczyki z szafirami w kształcie łez.
    Nikt nie musiał ich kierować w odpowiednią stronę; oboje bywali tu tak często, że znali układ korytarzy i sal niemal tak dobrze jak własną rezydencję. W szatni Dahlia zsunęła z ramion futro z norek w ręce Halvarda; gdy mąż oddał ich okrycia w szatni, gdzie zaczynało robić się gęsto od przybyłych gości, wsunęła własną rękę pod zaoferowane ramię, pozwalając poprowadzić się korytarzem we wskazaną przez kołyszące się w rytm muzyki rzeźby młodych kobiet.
    - Wydaje mi się, że widziałam reporterów Ratatoskr - cicho podzieliła się spostrzeżeniem z mężem, wyciągając dyskretnie głowę w jego kierunku; nawet mając na nogach srebrne szpilki była od niego niższa. Dahlia wydawała się z tego stanu rzeczy usatysfakcjonowana, na podkreślonych szminką w barwie stonowanego, ciemnego różu ustach pojawił się łakomy uśmiech. Wokół nazwiska, jakie przyjęła przed laty, krążyły niejednokrotnie nieprzyjemne plotki związane z rodzinnym biznesem męża; ich obecność podczas wernisażu mogła być kolejnym ziarnem ryżu, która to odmieni. Poczuła jeszcze większe zadowolenie z wyboru kreacji na ten wyjątkowy wieczór: koktajlowej sukienki z ołówkową spódnicą za kolano, z jedwabiu o niebiesko-srebrzystej barwie, z nienachalnie błyszczącymi aplikacjami na piersi, mocno ściągniętej w talii, jakby nosiła gorset, podkreślającej smukłą figurę, z prostokątnym dekoltem. Na bladej piersi błyszczał kolejny szafir na długim łańcuszku, pasujący do kolczyków i srebrnej bransoletki.  Dahlia odruchowo zlustrowała spojrzeniem Halvarda i lewą dłonią wygładziła nieistniejącą zmarszczkę na materiale jego garnituru. - Wygląda pan dziś wyjątkowo przystojnie, panie Tordenskiold - wyrzekła cicho, posyłając mu figlarny uśmiech, gdy podążali korytarzem przyozdobionym gałązkami świerków. Niecodzienne zdobienia przyciągnęły uwagę Dahlii, która zaczęła rozglądać się z ciekawością;  to jednak nienachalne zapachy jakimi przesycone było powietrze zaintrygowały ją najbardziej. Miała bardzo czuły zmysł węchu - jak na perfumiarkę przystało. - Też to czujesz? Brzoza, sosna, lukrecja... - zastanowiła się. Co jeszcze? Zdecydowanie czuła coś jeszcze. - … i wrzosy. Bardzo świeży zapach - podsumowała tonem znawcy.
    Serce zabiło jej szybciej, kiedy zatrzymali się przed zamkniętymi drzwiami, wraz z resztą gości, oczekując na oficjalne otwarcie wernisażu.


    FAMILY, DUTY, HONOR


    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Viktor Vårvik

    Z każdą kolejną minutą kuluary zapełniały się nowoprzybyłymi gośćmi - część z nich Viktor niewątpliwie kojarzył z nieszczęsnej aukcji w Domu Jarlów, a im większa była obawa, że oni również zwrócą na niego uwagę i rozpoznają w nim towarzysza Fenrissona, tym bliżej przysuwał się do Lotte, chcąc tym samym zaznaczyć, że to, co wydarzyło się pod koniec listopada było tylko nieporozumieniem - osobistościami wielkimi i zaszczytnymi, gotowymi chełpić się swym pochodzeniem i dokonaniami przodków, gdyby tylko zaszła taka okazja. Członkowie rodów i artyści, znani, podziwiani, wielcy, nie to, co oni, dwójka studentów bez pieniędzy i nazwiska. Znów czuł się mały, malutki oraz bezsilny, przyciągnął więc przyjaciółkę i odszedł nieco na bok, po części po to, aby nie stać nikomu na drodze i uniknąć niepotrzebnych bodźców ze strony otoczenia, którego Lotte nie widziała, po części z egoistycznej chęci, a raczej jej braku, do wchodzenia z kimkolwiek w interakcje. Poprzednim razem nie skończyło się to dobrze i nie mógł pozwolić, aby kolejna bliska osoba stała się ofiarą wymyślonego skandalu dla podniesienia słupków sprzedaży.
    Uniósł brwi zaskoczony, słysząc porównanie do Ingrid. Spodziewał się raczej, że panna Hansen nazwie go dziwakiem, ekscentrycznym wybrykiem, osobliwym człowiekiem - tak właśnie określano ciotkę, która w przypływie weny potrafiła pisać swe powieści szminką po serwetce w kawiarni - tymczasem słowa przyjaciółki rozlały się ciepłem wewnątrz jego duszy, jakby był naczyniem, w które ktoś wlał gorący napar. Szybko jednak zestrofował się w myślach.
    Przez ostatnie lata bardzo się zmieniłem — uciął krótko. Bywał krystaliczny, lecz nie całkowicie przezroczysty; nie powiedział jej o magii zakazanej, o nielegalnych praktykach, o desperackiej próbie zakpienia ze śmierci. Nie zdradził jej, że miał w domu obrzydliwe księgi, które były powodem, dla którego stracił ukochanego, a zarazem najbliższego przyjaciela. Nie wspomniał o próbie samobójczej, o tygodniach na oddziale psychiatrycznym, o terapii i lekach, które musiał przyjmować każdego dnia. Nie wiedziała też, że pod warstwą ubrań czają się blizny oraz rany, które dopiero mają się nimi stać.
    Dlatego też jego ciało rozluźniało się z ulgą, gdy temat zszedł na bardziej przyziemne sprawy. Jak ubranie.
    Mam na sobie białą bawełnianą koszulę… — wyszeptał, ujmując dłoń Lotte, którą następnie ułożył na swoim ramieniu, tuż obok kołnierzyka, tak, by przesuwając ją w kierunku szyi Viktora mogła poczuć na skórze miękkość materiału — ...i krawat, czarny, z bliżej nieokreślonego materiału, chyba mieszkanki naturalnych... — przesunął jej palce niżej, na starannie wykonany węzeł wiktoriański na wysokości obojczyków — ...mam też spinkę. Jest stara, odziedziczyłem ją po ojcu, stanowi jeden zestaw z tymi przy mankietach. Nie wydaje mi się, żeby były ze szczerego złota, co najwyżej dziewięć do dwunastu karatów. Kamienie w nich to cyrkon, złocisto-brązowy jak twoje oczy — uśmiechnął się, niepewien tego, czy przyjaciółka jest w stanie dojrzeć jego mimikę, więc na wszelki wypadek przysunął się do niej bliżej i wsparł swe czoło na czole Lotte, znacznie cieplejszym niż jego własnym. — Mam trzyczęściowy czarny garnitur z wełny. Mój najlepszy i jedyny — dodał ciszej, ledwie dosłyszalnie, a wkrótce po tym ułożył drobne dziewczęce palce na swojej piersi, tak, że mogła poczuć pod nimi pulsujący rytm serca. Lecz to nie o to nie mu chodziło, a o  miękkie łodyżki zakończone delikatnymi drobnymi kwiatuszkami osadzonymi na długich szypułkach — Zamiast poszetki mam w brustaszy gałązki gipsówki. Podzielę się z tobą.
    Puścił jej rękę, a następnie sięgnął do kieszonki na piersi, z której wyjął roślinę i podzielił rozgałęzione pędy na pół - pierwsza z nich wylądowała z powrotem w marynarce, drugą z kolei wsunął we włosy swej towarzyszki, tuż nad jej uchem, używając jednej z kilku dyskretnie ukrytych pod kosmykami spinek.
    Pasują cipodkreślają twoją łagodność i niewinnośćSzkoda, że nie mam ich więcej.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Karl nie był zaskoczony faktem, że otrzymał wejściówkę na wernisaż. Niejeden raz bywał na takich wydarzeniach, dlatego i tym razem miał zamiar się pojawić. Nie wiedział komu ma dziękować za wciągnięcie go na listę gości, ale w sumie był tej osobie wdzięczny. Potrzebował wyjścia i zajęcia myśli czymś innym, niż to, co działo się ostatnio.
    Nie zamierzał się spóźnić, dlatego w odpowiednim czasie opuścił swoje mieszkanie i udał się we wskazane miejsce. Był sam, gdyż nie udało mu się złapać jedynej osoby, z którą chciał się pokazać. Mimo to zamierzał się dobrze bawić i nie sprawiać żadnego kłopotu. Sørensen potrafił się zachować, w końcu był dobrze wychowanym człowiekiem. Mało tego, przywykł do takich spotkań towarzyskich, w końcu bywał na różnych spotkaniach, artyści byli dla niego jak rodzina. Dla młodego pisarza otworzyło się wiele drzwi i korzystał z tego, dbając o jak najlepszy wizerunek rodziny. Wątpił, czy któryś z Sørensenów się pojawił. On jako jedyny związał się ze światem artystów, ale co się dziwić – ktoś musiał pójść w ślady matki i dziadka.
    Karl pojawił się na czas. Okazał przy wejściu swoją wejściówkę i przeszedł do szatni, gdzie zostawił płaszcz. Sørensen zawsze był elegancki, nie było inaczej tego wieczora. Ubrany w garnitur jak zwykle wyglądał nienagannie. Zastanawiał się, czy znajdzie się ktoś znajomy, z kim można będzie pomówić. Przeszedł do kolejnej części budynku, gdzie gromadzili się już zaproszeni goście. Znał wiele twarzy. Jednych kojarzył lepiej, innych mniej. Wiele osób spotykało się na przeróżnych wydarzeniach kulturalnych, stąd mógł ich znać. Karl może nie był z tych znanych bogaczy, bo rodzinny interes podupadł, ale należał do klanu, który zawsze chciał godnie reprezentować. Czuł się jednak osamotniony. Brakowało mu towarzystwa, a w szczególności Lumikki, która towarzyszyła mu na akcji charytatywnej. Nie mógł jej prosić o towarzystwo i tym razem, nie wypadało. Poza tym może lepiej przyzwyczaić się do samotności? Nieważne.
    Sørensen rozejrzał się wkoło. Miał nadzieję, że ktoś uratuje go od konieczności trzymania się na dystans. Nie chciał nikomu narzucać swojego towarzystwa. Kiwnął głową w kierunku kilku znajomych osób, które tym gestem powitał, ale ciągle brakowało mu kogoś, kogo mógłby zagadnąć. Nie chciał zostać sam jak palec. Ale cóż, co będzie, to będzie. Znalazł sobie jakiś kąt i w nim się zaczaił. Może akurat znajdzie się ktoś, do kogo będzie można się doczepić.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Anne-Marie Ahlström

    Czy Anne-Marie opuszczała jakiekolwiek, możliwe spotkanie towarzyskie? Nigdy w życiu, w końcu ktoś taki jak ona, cholerna artystka z parciem na szkło i poszukująca możliwości podlizania się komu tylko się da, nie mogła odpuścić sobie tego typu wydarzenia. Znała gospodarza, niekiedy gościła tutaj, racząc tłuszczę magiczną muzyką płynącą ze skrzypiec skaldów, a i właściwie – bardzo lubiła sztukę, którą być może, przy wyłożeniu odpowiednich nakładów finansowych, mogła wylądować w jej sypialni, salonie, kuchni, jadalni… Cóż, gdziekolwiek, gdzie ściany jej domostwa pozostawały jeszcze nieobwieszone, a jeżeli miejsca tego miałoby nagle zabraknąć – odpowiednie stelaże istniały na rynku. Tam gdzie śniący ustawiłby telewizor, a jakiś zmarzluch wygospodarował miejsce na kominek – artystycznie zakręcona córa Ahlströmów, mogła znaleźć obszar na kolejny element sztuki mniej czy bardziej wyzwolonej.
    Sama jej kreacja też była sztuką. Anna od zawsze lubiła kultury wschodu. Nieregularny krój o tylko jednym, długim rękawie i stylistyce bezpośrednio korespondującej z tą występującą w tradycyjnych, japońskich kimonach. Ciemny materiał ozdobiony tylko połyskującym, wyszytym wzorem żurawi w odcieniu złotym i nieprzyzwoicie wręcz odkryte nogi. W końcu prawdziwa spódnica nigdy nie kończyła się za kolanem. Skrzypaczka wiedziała, że jej wygląd był jej atutem i nigdy nie traciła okazji, by o tym przypomnieć. Dobrze wyglądała na okładkach, kiedy już się na nich pojawiała. A to się zdarzało. Pod rękę z jej ojcem, ale prawda jest taka, że to ona pozostawała zwykle estetyczniejszym elementem ich rodzinnej konstelacji.
    - Dobry wieczór miłemu panu, ostatnio często się widujemy, prawda? – skierowała słowa ku jednemu z mijanych gości. Dziennikarzy, tak właściwie, bo kiedy oddawała swój płaszcz w ręce szatniarza, już zauważyła wędrujący za nim aparat fotograficzny. Znała większość lokalnych pismaków i fotografów – musiała w końcu wiedzieć, przed kim ważyć słowa, na kogo uważać i przy kim nie wdawać się w możliwie szkodliwe dla wizerunku relacje. W końcu wszystko to, co mniej taktowne, można było zrealizować za zamkniętymi drzwiami. Tak, jak uczył o tym jej ojciec i tak, jak zasugerowała wiele lat temu jej matka. Mężczyzna tylko uśmiechnął się, przechodząc dalej w głąb sali. Ona wiele kroków za nim, zaciskając dłonie na torebce, za którą ciągnął się złoty łańcuszek. Schowana w niej papierośnica nie miała ujrzeć jeszcze światłą dziennego. Artystka była chyba zbyt mocno oszołomiona wrażeniem, jakie wywoływały w niej odpowiednio dobrane ozdoby. Nawiązania do natury, tak cenione i kochane w przypadku sztuki secesyjnej, były czymś co trafiało do Anne-Marie, nawet jeżeli tamtejszy obraz przyrody był trochę… Mniej naturalistyczny. Spojrzenie spod sztucznych rzęs błądziło po ścianach, kiedy podążając powoli ku wejściu, wykrzywiała czerwone usta w łagodnym uśmiechu. Paranoja, słodka paranoja – nigdy nie wiadomo kiedy ktoś tutaj spojrzy na nią i odnotuje możliwe skrzywienie, zmieszanie czy cień pogardy w błysku oka. Musiała pokazać się tak pozytywnie, jak tylko mogła. Szczególnie teraz, kiedy na tego typu wypady przychodziła sama z własnej woli, a nie tak jak w przeszłości, kiedy postawiona pod ściana przez męża-pracoholika, nie odnajdującego żadnej pasji w jej imprezowym, napędzanym bąbelkami szampana świecie, musiała tłumaczyć się z jego „bycia zajętym”. Gaute, kochany Gaute… Mimo woli przemknęła spojrzeniem w jego poszukiwaniu, jednak bezcelowo – nigdy nie pojawiłby się w miejscu takim jak to. Ona sama zresztą i tak nie zaproponowałby mu tego, znając dobrze możliwą reakcję. Napotkała jednak wzrokiem inną personę. Mężczyznę o wrogim obecnie nazwisku, jednak przyjaznej, otwartej duszy. Artystyczny Karl, pisarz prozy zupełnie czytalnej, dziecko Sørensenów, z którymi jako żona Eriksena układała się nad wyraz dobrze. Nazwisko odeszło jednak w zapomnienie, teraz była tylko córką swojego ojca.
    Pomimo lichej opinii o ich klanie, wymienienie kilku uprzejmości z osobą rozpoznawalną wydawało się jej zupełnie taktowne. Nie miała zamiaru ignorować go, nawet, jeżeli nie chciała dzisiejszego wieczoru spędzić całkowicie z nim – byłoby to w końcu nie na miejscu.
    - Szukasz inspiracji do dalszego tworzenia? – Byli wręcz w jednakowym wieku, a Anne-Marie miała chorą skłonność do przechodzenia na ty niezwykle wręcz szybko. Przystanęła w jego pobliżu. W wysokich obcasach była w stanie niemalże spojrzeć mu w oczy bez zadzierania wzroku. On też musiał ją kojarzyć – była córką wielkiego dyrygenta, nie byle flądrą.  – A może poszukujesz tu wzrokiem młodej Oldenburg? Czytałam te szmatławce, karmią się na naszym szczęściu niczym hieny, próbując przerodzić nasz los w prawdziwe piekło… – zasugerowała, że wie co mówi. I że czyta, wszystkie numery tego skopanego Ratatoskra. Mówiąc to przysłoniła lekko usta dłonią, niby to wklepując puder na nosie – byle tylko jej cicho prowadzony ton nie umknął do nieproszonych uszu, ani nieproszonych, wyjątkowo wyczulonych oczu.
    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Gości przybywało z każdą minutą. Zapełniając sale eleganccy i dystyngowani, pełni klasy i grzeczni. Widząc Victora z Lotte, która realizowała zamówienie u Villemo uśmiechnęła się w ich stronę delikatnie, zachęcając gestem dłoni aby wkroczyli śmiało pomiędzy przygotowaną wystawę i cieszyli się chwilą nim nastąpi wielkie otwarcie. Pamiętała jak młody człowiek był przygnębiony ale ożył przy twórczości Einara i wtedy zrozumiała, że sztuka tego malarza poruszała pewne struny w tym człowieku. Lotte zaś była rzemieślnikiem z wizją i zapałem do pracy, który tak bardzo ceniła w innych. Była ciekawa jak odbiorą ten wernisaż.
    Niespiesznie przeszła dalej pozwalając kolejnym gościom wkraczać do galerii, która kusiła swoim wyglądem a zapach igliwia przenosił wszystkich w gęste lasy mieszczące się w głębi Norwegii.
    Suknia poruszała się wokół jej figury niczym morskie fale, a sama Villemo zdawała się płynąć pomiędzy gośćmi. Wypatrywała ukradkiem przybycia Abigal; była ciekawa jak sąsiadka będzie się czuć i prezentować w tym co wybrały ledwo dzień wcześniej dla niej. Kiedy tak niespiesznie dryfowała pomiędzy gromadzącymi się gośćmi dostrzegła mężczyznę, który przybył samotnie i zdawało się, że nie czuł się z tym zbyt dobrze. Takich gości nie należało zostawiać samych sobie, ponieważ tracili najlepszą część zabawy. Odbiła ze swojego miejsca i skierowała swoje kroki w jego stronę.
    -Villemo Holmsen - Przedstawiła się przystając obok Karla z wyciągniętą dłonią do powitania. -Miło nam pana gościć na wernisażu, panie Sørensen. - Wypowiadając jego nazwisko posłała mu szeroki i olśniewający uśmiech, głos zaś miała wręcz aksamitny. -Jak pan sądzi, czy taki wieczór może stanowić inspirację do kolejnej powieści? - Zapytała żywo zainteresowana odpowiedzią na to pytanie. Wtedy też dołączyła do nich kolejna kobieta - była nią Anne Marie, choć nie znały się osobiście, to Villemo musiała doskonale się orientować kto został zaproszony na wernisaż. Studiowała listę oraz kim są goście od przeszło dwóch tygodni. Kolejne zadanie w ramach pracy, które miała zrealizować i jak na razie żadna twarz nie pomyliła się jej z innym nazwiskiem. -Pani Ahlström, niezmiernie miło nam panią gościć w galerii. - Zwróciła się do słynnej skrzypaczki.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Lykke Ronnenberg

    Trwała tak rozdarta w całym chaosie myśli i wspomnień, obrazów wymykających się niepostrzeżenie z zamknięcia, wdzierających się w głąb wrażliwego ducha, roszcząc sobie niemal prawa do posiadania całego jej ciała i umysłu. Wszystko zdawało się być niczym zahipnotyzowane mieszając ze sobą wzajemnie, kiedy ledwie tony minionych chwil łączyły się w jakiś przedziwny sposób z teraźniejszością, czas przeskakiwał a ona nie wiedziała już zupełnie które z nich były zwykłym wyobrażeniem, a które właściwie działy się naprawdę. Przywołując tym samym całe feerie barw malowanych na płótnie chwiejnych i nieposkromionych odczuć, emocji nieznośnych i w nawet najmniejszy sposób litościwych, zbyt rozedrganych, by nie wiązały żył na supeł, nie mogąc jednak być od siebie odcięte, bo wówczas serce umarło by i znikło. Te ledwie kilka nocy spędzone w mieszkaniu Olafa przesiąknięte spełnieniem i bólem jednocześnie były niczym burza, gwałtowna wichura i deszcz, zbyt silne by się przed nimi schronić, czy uciec. A jednak…
    Kiedy otrzymała zaproszenie na wernisaż będąc w swoim mieszkaniu zrozumiała, że wszystko, co było jej dane to odczuwać ból, tak mocno i głęboko, że zmieni się on w tę żywą ranę znaczącą jej rękę równoległym do żył cięciem, same jej nerwy na nowo drgały więc w absolutnej pewności, iż ta rana nie zabliźni się nigdy. Niespokojna i wściekła miotała wszystkim, co tylko znalazło się pod jej ręką, jak gdyby obwinienie za całą gorycz - płynącą z kłamstw o przeznaczeniu galerii, świadomości, iż Olaf urządza w niej wystawne wernisaże komuś innemu - owych przedmiotów miało w czymkolwiek pomóc. Ukojenie znalazła wówczas dopiero w kolejnych rzucanych w emocjach na płótno farbach, rozchodzących się i przenikających wzajemnie w roztartych i niespójnych zupełnie swych granicach, na wespół chaotycznie i twórczo z jej własnym szaleństwem. Samo ciało reagowało na te zmienne przepływy, będąc niemal naraz gorącem i chłodem, drżeniem przejęcia i wzburzenia, żalem i radością, spokojem pozornej stabilności, kiedy spętana nią dusza usiłując być wolną na nowo coraz okropniej poczęła się wikłać, uparcie poszukując palących serce uczuć, które tak wymownie przelewała na papier w swych listach do Mikkela. Jak gdyby jedynie rozpalenie w sobie na nowo pożądania do kogoś innego niż były mąż i wzbudzenie rozkoszy mogło sprawić, że na nowo poczuje się wreszcie żywa.
    Kiedy zjawił się u niej z kwiatami ledwie zatrzymała w sobie owe drżenie, mamiąc zmysły nie tyle jego, co swoje własne napływającymi niewzruszenie wyobrażeniami, wypisaną w oczach chęcią, by zrzucić z siebie przylegający ciasno materiał sukni i oddać się władzy jego ciała, ze spełnieniem wypisanym na ustach pojawiając się na bankiecie. Powstrzymuje w sobie jednakże ową chęć, drżąc niespokojnie w samym środku, próbując skupić się na rozmowie, nie myślach rysujących piękno zatrzymującego się w linii oczu aktu, choć on sam być może nawet jak to mężczyzna widzi w swoich to samo. Rozpalone napędzają one krew i serce do zwielokrotnionego swego biegu, sam umysł w tymże rozchwianiu jest dziwnie pobudzony. Ona sama zdaje się być zaś tego gorąca krwi żywiołem, intensywnie niespokojna i gwałtowna. Będąca sobą samą w najczystszej, niezbrukanej bólem i cierpieniem postaci. Może to jedynie gra, a może wcale bo kiedy wysiadając z magicznego automobilu rozbłyska flesz czyjegoś aparatu jej uśmiech jest tak cholernie szczery, w żaden sposób nie zakłamany, choć pewnie prasa przyda mu zupełnie innego znaczenia zaraz dopisując do niego własne wykontrastowane dla efektu niedopowiedzeniami historie. Pośpiesznie, gnana krwi gorącem i pobudzeniem wciska swoją drobną dłoń w ramię Mikkela, przechodząc przez drzwi galerii, zatrzymując się w nich na ledwie chwilę, jak gdyby nie do końca zdecydowana. Jak gdyby maleńkie źdźbło lęku miało się zaraz rozrosnąć i ją wypełnić, odbierając wszelkie przejawy podekscytowania i rozpłomienienia. Odbierając drobnemu ciału ciężar, jaki mieć powinno, pozostawiając jedynie naciągniętą skórę i powietrze w samych kościach. Musi w końcu mieć się na baczności, by nie wymknąć się samej sobie niczym oddech pozostały w mrozie za drzwiami.  
    - Nie weszłabym tu bez ciebie - zmysłowy szept niemal dotyka karku Mikkela, drobna dłoń zawisa w zgięciu jego ramienia, kiedy pozostawiają wierzchnie okrycia w szatni, kierując swoje kroki w głąb korytarza. Złoty, mieniący się drobinkami kryształów materiał sukni gładko opina smukłe, wydłużone ciało niegdysiejszej baletnicy, przylegając doń niczym druga skóra - blisko i ciasno - kończąc przy samej ziemi, sprawiając tym samym wrażenie jeszcze wyższej jej sylwetki. Sam dekolt sukni filuteryjnie i zmysłowo odsłonięty nad wyraz głęboko, sięgający niemal samego pasa zdobią i przysłaniają ciężkie klejnoty, dobrane odpowiednio do jej oczu. Tlące się niczym ogień utkwiony i zatopiony w bursztynie, na wespół z zielonymi oczyma bijącymi niecodziennym, świetlistym błyskiem roziskrzonego temperamentu. Sam makijaż ledwie zaś otula delikatną twarz kobiety, podkreślając naturalną jej urodę. Mami zmysłowością i niegasnącym choćby na chwilę uśmiechem, kiedy wita się ze znajomymi artystami i krytykami sztuki, osobistościami znanymi mniej lub bardziej, każdemu z nich ofiarowując rozpromienione spojrzenie, w pełni śmiałości składając pocałunki na ich policzkach, jak gdyby wielce cieszyła się owym spotkaniem, wcale w żaden sposób tego faktu nie kryjąc. Krótką chwilę rozmowy, pytając o małżonków, czy dzieci. Jak gdyby znała dobrze ich wszystkich, traktując niczym dobrych przyjaciół i troszcząc się o nich w jakiś sposób. Pamiętając każdego z osobna, sprawiając tym samym wrażenie, iż są dla niej w jakiś sposób ważni. W końcu do zjednywania sobie ludzi na tego rodzaju spotkaniach i bankietach zawsze posiadała wyraźnie wybitny talent.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Karl obserwował kolejnych gości, którzy pojawiali się coraz liczniej w budynku galerii. Pewnie stałby tam jeszcze gdyby nie to, że znalazła się osoba, która postanowiła zagadnąć. No raczej nie spodziewał się widoku damy, która zjawiła się obok. Karl nie żywił złości wobec członków innych klanów, no chyba, że jawnie pokazywali pogardę wobec jego rodziny. Sam był nieco odsunięty od spraw familii, więc nie był niemiły wobec innych. Był dobrze wychowany, po prostu.
    - Moje uszanowanie – powiedział do młodej kobiety, którą rozpoznał oczywiście bez trudu, po czym skinął jej głową. - Każde wydarzenie może stanowić inspirację. Poza tym stwierdziłem, że i tak nie mam innych planów, więc dlaczego miałem nie przyjść, prawda? - spojrzał na nią, a kiedy usłyszał nazwisko przyjaciółki, nieco spoważniał. Wiedział, że jej tu nie zastanie.
    - Moja droga przyjaciółka ma inne sprawy na głowie – odparł, starając się ukryć smutek z tego powodu.
    - Czasem lepiej nie czytać gazet – odpowiedział. - A jednak nie uchronimy się przed tym, co piszą. Każdy krok i czyn jest zauważany, no cóż… - sam dał sobie spokój z plotkami. O nim też pisali co jakiś czas, ale szczerze? Nie przejmował się. Ważne było to, że starał się pokazywać z dobrej strony i dbał o dobro swego klanu i ich honoru.
    Już miał zagadnąć o coś, gdy pojawiła się kolejna kobieta.
    Masz powodzenie, Sørensen – mruknął w myślach. Taaaa. Karl ponownie skinął głową i ujął delikatną dłoń niewiasty.
    - Miło mi panią poznać – powiedział szczerze. Na pytanie zaś odpowiedział:
    - O inspirację nie jest trudno. Każda sytuacja, miejsce i ludzie mogą okazać się przydatne jeśli chodzi o natchnienie – Karl nie wiedział, czy zostanie do samego końca, ale póki tam był, miał zamiar się rozejrzeć, pomówić z niektórymi gośćmi i po prostu rozkoszować się sztuką.
    - Z pewnością czeka nas niezapomniany wieczór – był pewien tego, że wszystko zostało dopracowane i przemyślane. Sam fakt, że spotykali się tu ludzie, którzy coś znaczyli przemawiał za tym, że tak będzie. Niby bywał często w towarzystwie, ale ciągle czuł się nieswój. A może to był fakt, iż przyszedł sam i nie było obok nikogo, kto by go dobrze znał? Brakowało mu partnerki. Szczerej i dobrze znanej. No ale co poradzić.
    Sørensen uśmiechał się przyjaźnie do innych ludzi, nie zapominając o stojących obok damach.
    - Drogie panie, wyglądacie olśniewająco – powiedział szczerze. Wszyscy wyglądali elegancko, a kobiety miały okazję ubrać wspaniałe suknie i dopełnić efekt biżuterią.
    - Nie zasłużyłem sobie na uwagę pań, ale miło mi, iż dostrzegłyście mnie w tłumie o wiele zacniejszych gości – Karl był skromnym człowiekiem. Owszem, nie brakowało mu pewności siebie, ale nie  wychylał się przed szereg. Wolał być obserwatorem.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Sigurd Landvserk

    Otrzymując zaproszenie na to wydarzenie w pierwszej chwili zastanawiał się czy w ogóle będzie miał czas na pójście. Nigdy nie wiadomo kiedy zostanie mu przypisana misja. Na wszelki wypadek przygotował się już wcześniej jakby się okazało że ma wolne i tak też się stało. Sigurd był ubrany w elegancki, czarny smoking, który idealnie na nim leżał. Nie była to tania rzecz, lecz Sigurd zawsze wybierał tylko najlepsze. Aby pasować kolorystycznie miał na ramionach jeszcze czarny płaszcz. W końcu była zima, nawet dość piękna co nie za często się zdarzało.
    Przybył do Galerii punktualnie. Nie tolerował spóźnialstwa, więc sam też się nie spóźniał. Nie był też jakimś celebrytą - na szczęście - aby móc się spóźnić z klasą, jak to mówią na salonach. Ciekawiło go co dla nich przygotował Olaf. Miał nadzieje, że było to na tyle intrygujące, że będzie zmuszony wyciągnąć swój portfel i coś kupić.
    Będąc już w środku skierował się w stronę szatni aby zrzucić płaszcz, który by mu tylko przeszkadzał. Oddał go, wziął numerek i ruszył w kierunku galerii. Znał to miejsce bardzo dobrze i odniósł dość pozytywne wrażenie zmianą dekoracji. Całość została przystosowana pod wydarzenie co dobrze rokowało jeżeli chodzi o potencjalnych kupców.
    Nogi zabrały go do miejsca gdzie zbierali się goście. Trochę ludzi już było, a oczekiwanie na otwarcie umilała im cudowna muzyka nadająca odpowiedniego klimatu. Rozejrzał się po obecnych ludziach lecz za wielu nie rozpoznał. W jego przypadku to nic dziwnego, słabo kojarzy twarze innych, chyba że jest jego celem.
    Wszedł i widząc Villemo uśmiechnął się do niej, puszczając do niej oczko. Akurat z kimś rozmawiała więc będzie jej teraz przerywał. Maniery, a raczej ich pozory trzeba zachowywać. Stanął gdzieś pod ścianą i zaczął robić to co robił najlepiej. Analizował otoczenie. Dokładnie skanował pomieszczenie, każde okno czy drzwi. Wzrokiem próbował ocenić co dzisiejszego wieczoru zostało zamknięte a co otwarte.
    Widzący
    Mikkel Guldbrandsen
    Mikkel Guldbrandsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1222-mikkel-guldbrandsenhttps://midgard.forumpolish.com/t1260-mikkel-guldbrandsen#10014https://midgard.forumpolish.com/t1261-tyr#10020https://midgard.forumpolish.com/f125-mikkel-guldbrandsen


    Do wewnętrznej kieszeni marynarki Mikkel wsunął zaproszenie na wernisaż i imienny bilecik, który przyniosła obca wiewiórka; Lykke musiała zawiadomić pracowników Besettelse o kolejnym gościu. Słyszał o tym miejscu, rzecz jasna, mijał je niejednokrotnie w Starym Mieście, nigdy jednak nie miał okazji, by odwiedzić je osobiście. Nie obracał się w kręgach artystycznych, były mu zupełnie obce, gdyby nie listy dawnej kochanki nie wiedziałby nawet, że podobny wernisaż będzie miał w Midgardzie miejsce. Nie zwykł brać udziału w takich wydarzeniach, w pełni skupiony na pracy, której poświęcał zdecydowaną większość swojego czasu - w sposób wręcz niezdrowy. W pierwszym odruchu pragnął odmówić, wymówić się brakiem czasu; zgodził się jednak, wciąż nie wiedząc czemu, samemu sobie zaprzeczając, kiedy głosik w głowie podpowiadał, że pragnie znów spotkać się z Lykke i poczuć ciepło jej ciała. Prawda była taka, że chciał, lecz nie powinien, o czym doskonale wiedział i co jej wiele miesięcy wcześniej wytłumaczył. Cisza ze strony Ronneberg utwierdziła Mikkela w przekonaniu, że to zrozumiała, że przeszła z tym do porządku dziennego i oboje pozostaną dla siebie jedynie przyjemnym wspomnieniem - a jednak punktualnie o osiemnastej zapukał do drzwi jej mieszkania, z wielobarwnym bukietem frezji i goździków w rękach, ubrany bardziej elegancko niż zazwyczaj. W przeciwieństwie do kobiet nie miał problemu z wyborem - dobrze skrojony, dopasowany garnitur w barwie głębokiego granatu i wypastowane buty były najodpowiedniejsze.
    - Wyglądasz olśniewająco, Lykke - wyrzekł, wręczając jej kwiaty, gdy otworzyła drzwi, gotowa już do wyjścia; nie potrafił powstrzymać odruchowego zerknięcia w głębokość dekoltu, przesunięcia wygłodniałym spojrzeniem po krzywiznach podkreślonych sukienką figury, w myślach stwierdzając, że wciąż była nie mniej piękna niż wtedy. Może tylko w jej oczach czaiło się coś bardziej melancholijnego; podejrzewał jednak, że miało to związek z wizją spotkania się z przeszłością, sama pisała, że obecny będzie tam jej były mąż.
    Nie ściągał nawet płaszcza, choć miał wrażenie, że zmieniła zdanie co do miejsca ich spotkania nieco z innego powodu; Mikkel nie zwykł się jednak narzucać, nigdy nie bywał nachalny, poprowadził Lykke do wynajętego wciąż automobilu i otworzył przed nią drzwi, obiecując sobie w myślach, że w końcu odnajdzie czas, by nabyć je na własność. To samo uczynił, kiedy dotarli do Starego Miasta i rozłożył parasol, chroniąc towarzyszkę dzisiejszego wieczoru przed prószącym z nieba śniegiem.
    - Z pewnością dałabyś sobie radę, jesteś silniejsza niż sądzisz - odpowiedział Guldbrandsen z łagodnym uśmiechem, dość uprzejmie i gładko kłamiąc, a raczej koloryzując rzeczywistość w ramach wsparcia Lykke również słowem, by dać od siebie coś więcej poza ramieniem, pod które wsunęła ochoczo swą drobną rękę. Wyprostował się, zaciskając mocniej zęby i ignorując dreszcz, który przebiegł mu po plecach, kiedy poczuł ciepły szept Lykke na własnej skórze. Może się mylił, może rzeczywiście nie weszłaby tu bez towarzystwa; nie sądził jednak, że miałby to być jedynie on, równie dobrze na jego miejscu mógł stanąć inny mężczyzna. Prawdopodobnie. Tak wolał myśleć, choć emocjonalne listy Lykke, które przynosiła mu jej wiewiórka sugerowały co innego - sugerowały tyle, że zaczął się wręcz martwić tym, co miała w głowie, jakie tliły się w niej oczekiwania wobec niego. Okazał się jednak mężczyzną słabej woli, złamał własne postanowienie sprzed kilku miesięcy, aby relację tę zakończyć raz na zawsze i nigdy do tego nie wracać - dla własnego i jej dobra. Mikkel sądził wtedy, że czyni słusznie i nawet teraz, kiedy odbierał od niej płaszcz w szatni, by przekazać go pracownikowi galerii, miał dziwne przeczucie, że popełnił błąd. Zgodził się jednak, był człowiekiem słownym, nie mógł się zatem wycofać. To tylko jeden wieczór, powtarzał sobie. Wieczór, gdy porozmawiają raz jeszcze, w towarzystwie sztuki i lampki wina, wyjaśniając sobie wszystko i pozwalając na pożegnanie.
    Zaczynał jednak tracić wiarę w to, że będą mieli ku temu sposobność, gdy Lykke zaczęła witać się z innymi, podchodzić do licznych znajomych i ich zagadywać; podążał za nią, wciąż sprawiając wrażenie, jakby to on prowadził ją, uśmiechał się do tych ludzi łagodnie, odpowiadał uprzejmie i zdawkowo, pewien jednak, że poza banałami nie odnajdzie z nimi tematów do rozmowy. Wydawało mu się, że w tłumie mignęła mu twarz Landsverka, inne pozostawały obce; Guldbrandsen nie obracał się w kręgu artystów, malarzy, mecenasów sztuki; Miał zatem nadzieję, że chociaż za zamkniętymi drzwiami, przed którymi czekali, czekał na nich alkohol.
    - Twoje obrazy także można tu zobaczyć? - spytał, zawieszając zaciekawione spojrzenie na twarzy Lykke.


    when I say innocent
    I should say naive
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Abigel Fenrisdóttir

    Dotarła na miejsce o wskazanej na zaproszeniu porze, nie mając w zwyczaju się spóźniać. Skrzętnie ukrywając swoje zdenerwowanie z uprzejmym uśmiechem zostawiła swój płaszcz w szatni, już wtedy czując narastającą ekscytację związaną z wydarzeniem. Pan Wahlberg w swej uprzejmości osobiście oprowadził ją po tym miejscu przed paroma dniami, więc miała okazję, by zapoznać się z układem sal, lecz galeria wciąż pozostawała dla niej tajemnicą. Będąc galdrem ściśle związanym z nauką nie pozwalała sobie na braki w innych dziedzinach. Matka zadbała o to, by dzieciństwo spędziła zaznajamiając się z pięknem muzyki, lecz sztuki plastyczne, zarówno rzeźba, jak i malarstwo, pozostawały dlań obce, pozostawiając wciąż wiele do odkrycia.
    Wkroczyła do głównej sali tylko na krótką chwilę przystając z boku, by odruchem poprawić brzeg czarnej, opływającej talię sukienki o niezbyt głębokim dekolcie. Nie była tak krzykliwa, jak kreacje niektórych z goszczących w galerii pań. Materiał bolerka o długim rękawie przetykany był złotą nicią, skromnie zasłaniał nagie ramiona, których odsłonięcie według rady Villemo byłoby uznawane za faux pas. Zawieszony na cienkim, srebrnym łańcuszku przezroczysty minerał delikatnie odbijał padające nań ciepłe światło, był jedyną ozdobą, bez jakiej Abigel nie wychodziła z domu. Delikatny makijaż dobrany był wyłącznie po to, by zasłonić widniejące pod oczami wyroczni cienie - efekt licznych, nieprzespanych nocy w pochylaniu się nad zawiłością świata nauki. Tylko wargi muśnięte karminową pomadką zdawały się podkreślać jej nieprzypadkowość.
    Nienawykła do tak eleganckich i wystawnych przyjęć, ruszyła wolnym krokiem, starając się trzymać na uboczu, przesuwając wzrokiem po zebranych na miejscu gościach i chcąc jednocześnie skojarzyć twarze z potencjalnie znanymi sobie nazwiskami. Przystanęła obok galdra, którego mimo iż nie miała przyjemności poznać osobiście, to niejednokrotnie widziała na korytarzach w siedzibie Kruczej Straży. Dostrzegła unoszące się w uśmiechu kąciki ust Sigurda, odruchowo wiodąc wzrokiem w kierunku odbiorcy ciepłego gestu. Po przeciwległej stronie sali stało troje galdrów, wśród których Abigel znała tylko jedną z nich. Villemo Holmsen, sympatyczna sąsiadka, która ochoczo pomogła jej wczoraj z doborem kreacji na dzisiejszy wieczór. Wyrocznia wiedziała, że jest zawodowo związana z tym miejscem, lecz wedle jej wiedzy zajmowała się opieką galeryjnych zbiorów, pełniąc funkcję tutejszego kustoszki i zapewne prędko nie zostanie wyprowadzona z błędu. Zawiesiła wzrok na profilu przystojnej twarzy pana Landsverka, pokonując swoją niepewność.
    - Jak pan sądzi, dzisiejszy wieczór zrzesza w większości wielbicieli sztuki, czy raczej filantropów, chętnych wspomóc działanie organizacji charytatywnej? - zapytała neutralnym tonem nienachalnej pogawędki. Chciała rozeznać się w myślach zebranych w galerii osób, a nuż ktoś zechce wprowadzić ją w obce sobie niuanse.
    Widzący
    Ursula Frisk
    Ursula Frisk
    https://midgard.forumpolish.com/t766-ursula-friskhttps://midgard.forumpolish.com/t771-ursula-friskhttps://midgard.forumpolish.com/t772-ratatosk-ursuli#2965https://midgard.forumpolish.com/f88-ursula-frisk


    Wernisaże są jednym z moich ulubionych wydarzeń, na które wraz z rodziną dostajemy zaproszenia. Lubię oglądać sztukę, szukać znaczenia, głowić się nad symboliką surrealistycznych obrazów, czy być poruszona symboliką, jak z obrazów Chavannes'a. Dlatego też tym razem nie protestowałam, jak to było przed aukcją, której szczerze nienawidziłam za tą całą atmosferę obłudy. Dodatkowo zachęcał mnie fakt, że w normalne dni robocze nie mam czasu na odwiedzanie galerii, a w weekendy również mam inne rzeczy na głowie, dlatego fakt, że dostałam zaproszenie, niezmiernie mnie ucieszył. Zdawałam sobie też sprawę, że dostałam ten list tylko ze względu na moich rodziców i ich znajomości, ale tylko głupiec by nie skorzystał z tej okazji. Zastanawiam mnie jeszcze fakt obecności pewnej organizacji, wręcz jej promocji. Jakie korzyści ma z tego galeria?
    Zawsze onieśmielał mnie fakt, że na tych wydarzeniach pojawiała się najbardziej znana śmietanka towarzyska, o wiele bogatsza, bardziej znana i często reprezentująca o wiele więcej niż ja jestem w stanie swoją osobą. Trudno mi nie czuć się w ich towarzystwie jak nic nie znacząca szara myszka, którą przecież jestem. Studentka pierwszego roku, przy niektórych nazwiskach i profesjach po prostu jest niezauważalna.
    Ubrałam się w czarną, długą koronkową suknię, podkreślającą moją talię. Przezroczysty, elegancki i idealnie dopasowany materiał okrywał dekolt oraz mały kawałek szyi i obie ręce po nadgarstki. Na piersi wpięta została broszka z heliotropem. Włosy zdecydowałam się zostawić rozpuszczone, opadające swobodnie na ramiona. Zabrałam jeszcze czarną, matową torebkę małych rozmiarów, na cienkim pasku, żeby mieć przy sobie kilka najważniejszych rzeczy. Oczy zdobił purpurowy cień, usta błyszczyk, a na koniec rzęsy ozdobiłam czarnym tuszem.
    Razem z rodzicami pojawiłam się przy wejściu, okazując wcześniej dostane zaproszenia, zostaliśmy bezproblemu wpuszczeni do środka. Oddałam pracownikom mój płaszcz z futrem. Do moich uszu doszła pięknie grana klasyczna muzyka, która idealnie wpasowywała się w klimat tego wydarzenia. Wzięłam z ciekawością broszurę, którą szybko przeleciałam wzrokiem, a następnie dostosowałam się do zaleceń pięknych rzeźb i kierowałam się zgodnie z ich wskazaniami, po drodze oglądając ponownie stałą wystawę obrazów. Nawet nie zauważyłam, kiedy moi rodzice rozdzielili się ode mnie, aby zagadać zapewne jednego z ich wspólnych znajomych.
    Wydawało mi się, że w tłumie gości mogłam zauważyć Viktora, ale nie zamierzałam do niego podchodzić. Od czasu imprezy w akademiku wyjaśniliśmy sobie wszystko w taki sposób, że raczej oboje nie mogliśmy na siebie patrzeć. Fakt, że prowadzę z nim tę całą pracę badawczą, powodował u mnie skręt trzewi. Dawno nie żywiłam do kogoś tak głębokiej urazy. Zastanawiał mnie jeszcze fakt jego obecności tutaj. Nie każdy dostawał zaproszenie, a jego nazwiska nie kojarzyłam wśród tych zamożnych, czy bogatych rodzin.
    Rozejrzałam się po miejscu, gdzie wszyscy musieliśmy czekać. Miałam nadzieję, że uda mi się wypatrzyć jakąś znajomą twarz. Villemo rozmawiała z dwójką innych gości, których kojarzyłam, choć nie osobiście. Zdecydowałam się tam podejść, choć z lekką niepewnością.
    - Villemo... - Zwróciłam się najpierw do znajomej twarzy, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. - Miło Cię znów zobaczyć - Uśmiechnęłam się i obdarzyłam kobietę ciepłym uściskiem. Onieśmielał mnie fakt, że jest to chyba jedno z naszych pierwszych spotkań poza herbaciarnią, gdzie często na siebie wpadałyśmy. Następnie mój wzrok przeniósł się na dwójkę galdrów, z którymi nie miałam okazji się wcześnie zapoznać. - Nazywam się Ursula Frisk... - Zgodnie z etykietą przedstawiłam się pierwsza, czekając na ewentualne wyciągnięcie dłoni, czy innego rodzaju formalności. Szczerze nie musieli mi się przedstawiać. Panią Ahlström kojarzyłam z zawodu skrzypaczki, a Pana Sørensen z wydanych powieści i ostatniego numeru Ratatoskr, choć nie poświęciłam temu nagłówkowi zbyt dużej uwagi. - Niezmiernie się cieszę, że mam okazję porozmawiać z tak utalentowanymi osobami... - Uśmiechnęłam się, licząc, że nie popełniłam żadnego faux-pas i nie wyszłam źle w ich oczach.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Ramon Bakken

    Ramon początkowo kręcił się przed wejściem do budynku, żeby móc lepiej przyjrzeć się, wchodzącym do środka gościom. Lubił obserwować i całkiem nieźle wychodziło mu wychwytywanie najróżniejszych informacji. Z ulicami Midgardu związany był już od dłuższego czasu. Od chwili ucieczki z domu musiał sobie radzić. Nie mógł polegać na obcych ludziach, bo szybko się na takim zaufaniu sparzył. Postanowił więc, że najlepiej będzie, jak odgrodzi się od ludzi. Dlatego też nie wdawał się zazwyczaj w rozmowy z obcymi, unikał kontaktu z ludźmi, których nie znał. Wcześniej takie zachowanie zapewniało mu bezpieczeństwo, bo im mniej ludzi znał, tym mniejsze było prawdopodobieństwo, że ktoś zrobi mu krzywdę. Dlatego też nie czuł się zbyt dobrze wśród tłumów. Z tego właśnie względu wolał porozglądać się po zaproszonych gościach, zanim sam zdecydował się przestąpić progi galerii. Gdy już nabrał nieco odwagi, to zdecydował się na zmianę swojego odzienia i wejście.
    Postawił na coś prostego i raczej nierzucającego się w oczy. Zakładał bowiem, że na wernisaż przyjdą sami pasjonaci sztuki i ludzie, którzy chociaż trochę się w Midgardzie liczyli. Rozumiał, że było to wydarzenie, na którym warto było się pokazać. Oczywiście nigdy wcześniej nie pojawiał się na tego typu wydarzeniach. Nie miał więc większego pojęcia, jak to wszystko mogło wyglądać, poza tym, co udało mu się przyswoić, gdy ktoś wprowadzał go w to. Nigdy nie znał się też na sztuce, więc nie wiedział o czym mógłby rozmawiać, ale z tym na szczęście powoli się już zaczynał oswajać. Jego dzisiejszy strój składał się z dość prostego garnituru, o nieco niecodziennym kolorze. Zdecydował się bowiem na jasny, kanarkowy kolor zarówno marynarki, jak i spodni oraz typową, białą koszulę. Wydawało mu się, że w takim ubraniu nie będzie przyciągać wzroków, bo wśród artystycznej gawiedzi z całą pewnością nie będzie osób, które zdecydują się na typowe i przewidywalne barwy.
    Doskonale wiedział, co miał robić, ale postanowił, że potraktuje ten wernisaż jako swoje rozeznanie. Lubił obserwować, by dowiadywać się z czym będzie mieć do czynienia. Pośród całej tej mieszanki różnych osób wypatrzył kilku pracowników galerii oraz kilku mieszkańców Midgardu, których kojarzył z widzenia, bo mijał ich często na ulicach, gdy załatwiał swoje prywatne sprawy.
    Wewnątrz znajdowało się już całkiem sporo osób. Nie wiedział, ile osób było zaproszonych i ilu można się było jeszcze spodziewać. Domyślał się jednak, że takie wydarzenia były świetną okazją do ściągnięcia potencjalnych klientów. Wszystko tutaj było dla Ramona pierwsze, przez co sam czuł się niekomfortowo, jak mała rybka w wielkim i nieznanym oceanie. Starał się złapać znane twarze, niemniej jednak jego oczy od razu spoczęły na jednym z wiszących na ścianach obrazie.
    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Gości przybywało, a jej zadaniem było dbanie o to aby każdy, to przyszedł bez pary nie czuł się osamotniony; zostawiony na pastwę losu. Mieli spędzić miło czas w galerii, cieszyć się pięknem sztuki i czerpać czystą przyjemność z przebywania w wytwornym towarzystwie. Stojąc w swoim miejscu kątem oka nadal obserwowała co się dzieje w głębi sali.
    Dostrzegła wchodzącego Sigurda, a jedna brew uniosła się ku górze, podkreślając zadziorny uśmiech w kącikach ust niksy. Na puszczone oczko odpowiedziała wdzięcznym uśmiechem, po czym swoją uwagę znów zwróciła na Karla, który ze skromnością przyjął zainteresowanie kobiet.
    -Artyzm sam w sobie bywa ogromną inspiracją. - Zauważyła słuchając uważnie słów pisarza. -Najczęściej jednak to inne osoby ją stanowiły lub dzieła jakie wykonywali. Słowo zaś, którym pan się sprawnie posługuje potrafi mocno oddziaływać na innych. - Posłała mężczyźnie ciepły uśmiech, który objął również szare tęczówki. -Proszę tak nie mówić. Pana dzieła są znane i niech pan sobie nie da wmówić, że jest anonimowy w tym tłumie. Zapewniam, że jest inaczej. - Dodała jeszcze miękkim głosem. A wtedy właśnie zjawiła się kobieta, z którą często widywała się w herbaciarni. Spędziły wiele czasu nad aromatycznymi filiżankami herbaty, rozmawiając na temat jakości parzenia, walorów smakowych jakie niosą ze sobą różne dodatki i jak bardzo zmieniając smak naparu. -Ursulo, miło cię widzieć. Jak odbierasz dekoracje? - Zagadnęła znajomą odsuwając się lekko na bok by zrobić jej miejsce obok siebie. Wymiana słów trwała jeszcze przez chwilę nim uznała, że czas najwyższy ruszyć dalej i pełnić swoją funkcję. Była w końcu kustoszem galerii. Przynajmniej o tej części pracy mówiła na głos, a o tym co się dzieje w podziemiach wiedzieli jedynie nieliczni goście tego wieczoru. -Państwo wybaczą. - Z tymi słowami odsunęła się nieznacznie i ponownie ruszyła w stronę gości, których było coraz więcej. Nie sposób było nie dostrzec Ramona w jego kanarkowym stroju. Dość odważnie, ale o dziwo nie wyglądał źle, jedynie się odcinał na tle wieczorowych kreacji. Westchnęła cicho wiedząc, że Olaf może przymknąć na to oko albo dnia następnego zostanie wezwana na dywanik aby wytłumaczyć się dlaczego nowy pracownik nie nałożył klasycznej czerni ewentualnie granatu. Przystanęła obok współpracownika.
    -Wyglądasz zjawiskowo. - Powiedziała na powitanie zerkając na mężczyznę ukradkiem. W świetle galerii krzykliwość koloru złagodniała i stawała się cieplejsza, zaś jej szafir zdawał się idealnie do niego wpasowywać. Obok pracowników galerii nie dało się przejść obojętnie; tego była niemalże pewna. -Zdenerwowany? - Tym razem spojrzała na niego z realną troską w oczach. Wiedziała przecież, że nie przywykł do takiej pracy, że nie jest to dla niego środowisko, z którym jest oswojony. Musiał nabrać pewności siebie, ale widziała ile wysiłku wkładał w swoje przygotowanie, jak intensywnie studiował materiały przez nią przygotowane. Nie chciała aby czuł się źle tego wieczora. Miała nadzieję, że wernisaż pokaże mu też inną stronę ich pracy, a może nawet zafascynuje.
    Na widok Abigel wkraczającej parę chwil temu w swoim stroju do galerii uśmiechnęła się pod nosem. Ledwie dzień wcześniej kompletowały kreację, w którym sąsiadka prezentowała się wspaniale. Złoto podkreślało jej urodę, a upięte włosy i czerwona szminka dodawała szyku. Posłała jej uśmiech widząc, że rozmawia z Sigurdem postanowiła im nie przeszkadzać.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Viljam Hallström

    Gorąco. W tłumie nigdy nie brakuje ognia.
    Iskier obłudy odbitych w talerzach mnożących się oczu. Płomieni pragnień, wzniecanych przez obecność żony, partnera, kochanka. Rozżarzonych do czerwoności kłamstw, wetkniętych w ramiona towarzystwa, jak dziecko w matczyną pierś.
    Szlachcice, filantropi, artyści, dyplomaci – wszyscy jednakowo karmieni przez Norny. Kierowani potrzebą rozgłosu, społeczną koniecznością, dumą. Płoną.
    Spragnieni ciepła, zrozumienia, dotyku. Niezależnie od żądzy, niezależnie od urodzenia, wyciągają ręce po kolejną dawkę szczęścia. Te jednak – drobne kobiece dłonie, czy silne męskie ramiona (nie ma znaczenia) – wyciągnięte w ruchu, rozpędzone niemal bezszelestnie, uderzają w pustkę. Haczą o bezdenność prowadzonych dyskusji, bezuczuciowość. Trzymane na cienkich niciach wyrafinowania, kończyny opalane obłudą i sztucznością, wreszcie kruszeją. Opadają w niemocy. Usta tymczasem, wypuszczając z siebie odłamki kłamstw i pustych obietnic, nie milkną za namową rozsądku. Wynędzniałe przez nieskonsumowane nigdy pragnienia serca, z rosnącą frustracją schowaną skrzętnie pod płaszczem ułudy, otwierają się na istną grę pozorów.
    Widzi to wszystko. Jest świadkiem dziesiątek tragedii.
    Dostrzega, jak najpiękniejsze umysły wielu pokoleń, narodowości i obu płci – wyniszczone, nagie i obdarte z prawdy – krzątają się w kuluarach towarzystwa bez celu, bez racjonalnego powodu.
    Widzi je. Młode kobiety, imponująco piękne. Unoszą się na chmurach zainteresowania, pozornie tylko frunąc na skrzydłach delikatności. Tak naprawdę w pułapce, w kajdanach, ciągnąc za sobą ciężar spojrzeń. Oblepione cierpkim wzrokiem starszyzny, pod ciągłym ostrzem krytyki, choć nierzadko pewne siebie – nawet one, oblubienice bankietów i wystawnych przyjęć, gdy nikt nie patrzy, klną cicho. Nieelegancko. Prawdziwie. Wprost przeciwnie do okazywanej maski.
    Widzi to wszystko. A mimo tego niezmiennie od lat pojawia się na każdym z kulturowych wydarzeń, na których nie może go zabraknąć.
    Rozprężając płuca głębokim oddechem, ciągnąc z powietrza przebiegłość tłumu, przyjmuje jedyną społecznie akceptowalną pozę – finezyjną, pełną pewności i naturalnej mu płynności, z jaką porusza się po korytarzu, zatrzymując się dopiero niedaleko wejścia.
    Drzwi do sali głównej pozostają zamknięte, ale wszystkie oczy, zgromadzone w towarzystwie, zdają się być szeroko otwarte. Jego własne ciemno-niebieskie tęczówki, również zwrócone ku rzeczywistości, patrzą w kierunku gustownie zdobionych ścian, ale on woli skoncentrować spojrzenie na żywych obiektach, m. in. kilku obcych twarzach. Dopiero, gdy wśród zgromadzonych dostrzega znajome sylwetki, kłania się im lekko – w tym podczas wymijania grupy rozmówców uśmiecha się dyskretnie do Viktora, który dziś przeciwnie do ostatniego ich spotkania, prezentuje się nie najgorzej. On sam również nie zapomina o wieczorowym stroju. Ubrany jest w prostą elegancką marynarkę w kolorze smolistej czerni, ze srebrnym lekko odznaczającym się wykończeniem przy rękawach i kołnierzu. Dużo ciekawszy element ubioru stanowi jednak jedwabna ciemnobordowa koszula, odpięta nieco od góry, która odbija smugi światła w różnych tonach.
    Z dodatkami w postaci dwóch sztuk biżuterii zdaje się chwytać balans między minimalizmem, a elegancją, Naszyjnik Freyra dopełnia obraz majestatu, wychylając się zza połów kołnierzyka i dodając mu atrakcyjności, pomimo tego, że sam Viljam raczej sceptycznie podchodzi do podobnych właściwości magicznych. Na ręce połyskuje również sygnet prawdy, który towarzyszy mu przez większość życia.
    Pod nienaganną formą ubioru zdaje się nie tylko tworzyć kontrast dla miałkości chwili, ale także przyodziany częściowo w głęboką, ciemną czerwień chowa barwy cierpienia, zrodzone z krwi Hallströmów.
    Srogie podejście do tradycji i konieczność życia w towarzystwie zatruwa ciało w jeden ze sposobów, których nie życzyłby największemu wrogowi. W sposób bezwzględny. To absolut współżycia w usztywnionej przez poglądy rodzinie, z którym nie mógłby się kłócić.
    Dlatego na wydarzeniu pojawia się w towarzystwie zaprzyjaźnionego rodu, trzymając pod ramieniem młodą piękność.
    Z burzą ciemnych włosów, przypominających rozniecone morze, kobieta prezentuje się nieskazitelnie, lekko i elegancko.
    Klaus Reiten jako muzyczne tło? Widzę, że Olaf stawia na klasykę — zagaduje łagodnie, wsparty na fundamentach dobrego wychowania — Lubisz jego utwory?
    Pytanie ma luźny charakter, zupełnie niezobowiązujący. Zerka jednak na towarzyszkę, oczekując choćby krótkiej odpowiedzi. W międzyczasie poświęca jej lwią część swojej uwagi, do tej pory nie dostrzegając w horyzoncie wzroku nikogo, kto mógłby stać się zarzewiem nowego dramatu.
    Całe szczęście.
    Widzący
    Lasse Nørgaard
    Lasse Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t1236-lasse-idar-nrgaard#9818https://midgard.forumpolish.com/t1264-lasse-nrgaardhttps://midgard.forumpolish.com/t1266-tyv#10151https://midgard.forumpolish.com/f120-lasse-i-ida-nrgaard


    - Błagam, powiedz mi, że nie zabrałeś ze sobą Maurycego.
    Jego głos brzmiał łagodnie i gładko, a przez wymuszoną nutę protekcjonalizmu przebijało się szczere rozbawienie. Maurycy nie przeszkadzałby mu wcale aż tak bardzo (nawet jeżeli Anselm wygadał mu się niedawno, że kiedyś został nazwany przez niego kretynem), gdyby nie fakt, iż dzisiejszy wernisaż jawił mu się jako wydarzenie towarzyskie zadziwiająco stresujące. Miał wrażenie, ze ostatni miesiąc spędził za drzwiami swojego mieszkania i sali wykładowych, oderwany zupełnie od świata galerii, restauracji i przyozdabianych odświętnie oranżerii. Matka mawiała, że obycie w towarzystwie jest umiejętnością, którą należało ćwiczyć, powtarzając gesty, słowa i uśmiechy tak długo, aż te nie wejdą mu w nawyk - miała rację. Bał się, iż się odzwyczai, a przecież i tak startował z niskiej pozycji, od dziecka stawał się bowiem szorstki w obyciu i mrukliwy, gdy znajdował się w otoczeniu zbyt dużej ilości osób. Alkohol pomagał, ale odbierał rozsądek - pozostawało więc ćwiczenie od nowa, uspokajanie huczącego w głowie lęku przed ludźmi i upewnianie się, iż jego ukochany kuzyn nie postanowi zaznajamiać ze sztuką wszystkich płazów swojego domowego terrarium. Żaba skacząca między nogami tych ważnych gości byłaby widokiem zabawnym, ale Lasse już teraz słyszał wiercące mu dziurę w czole reprymendy własnej matki. Coście sobie myśleli?
    Na samą myśl dostawał migreny.
    - Myślisz, że szybko podadzą alkohol? - spytał, gdy oddawali w szatni swoje płaszcze (tylko uważaj, to importowana wełna),  a on zdążył chwycić jeszcze odpowiednie broszury i podać jedną z nich kuzynowi. Jego słowa wybrzmiały szczeniackim żartem, twarz była jednak nadal tak samo poważna, ułożona w cień eleganckiego uśmiechu pasującego jak ulał do jego dzisiejszej prezencji - do czarnego garnituru wyszywanego wzorami zimowych, barokowych kwiatów na klapach marynarki, do lekkiego materiału jadeitowej koszuli i wpiętej w jej kołnierz srebrnej spinki w kształcie ćmy, którą - choć nigdy nie przyznałby się do tego na głos - uważał za biżuterię przynoszącą mu szczęście. Trzymał laskę luźno w dłoni, co jakiś czas w nerwowym geście stukając nią o krawędź swojego buta. To on namówił kuzyna żeby tu przyszli, przypominając mu kąśliwie niedawną rodzinną kolację, w trakcie której ciotka Bergdahl narzekała głośno, iż za mało wychodzi do ludzi, za często do ropuch. Chodziło jej naturalnie o ludzi odpowiednich, a Lasse, by ją udobruchać (i z odrobiną szczęścia uciszyć jej trajkotanie), obiecał, że się tym zajmie. Zajął się więc i stali teraz ramię w ramię między ścianami tutejszych korytarzy, wśród ludzi pachnących ciężkimi perfumami wgryzionych w materiały drogich ubrań. Obaj pasowali tu wizualnie, pasowali tu w teorii - przecież lubili sztukę, a on zawsze miał słabość do tej galerii i jej właściciela, nadal jednak mącił mu w głowie jakiś kuriozalny niepokój.
    Rozglądał się po korytarzach z wyniosłym rozleniwieniem, wyłapując raz po raz znajome twarze. Spodziewał się oczywiście Dahli  i jej męża - rozmawiali o tym wydarzeniu przy okazji ich ostatniego spotkania i choć nie zdołał jej jeszcze dostrzec, wiedział doskonale, że oślepiała teraz wszystkich błyskiem swoich szafirów i srebrzystego jedwabiu. W całym tym zamieszaniu wyłapał wzrokiem sylwetkę Doktor Fenrisdóttir owianą w czerń, która zdawała się niebywale do niej pasować. Sam widok Abigel był zresztą przyjemny, niemal pokrzepiający. Dopiero kilka kroków później zauważył natomiast wśród zgromadzonych gości młodego Vårvika, którego nie spodziewał się w ogóle i w pierwszej chwili przeszło mu przez myśl, iż chłopak dorabia sobie jako kelner. Nie przypominał dziś jednak kelnera, wręcz przeciwnie - wraz ze śliczną dziewczyną u jego boku wyglądali jak najładniejsza para ze szkolnego balu. Nie da mu spokoju przez przynajmniej miesiąc, prawda? Na każdej kawie będzie się pytał czy już się oświadczył. Mielibyście dzieci śliczne jak aniołki!
    - Anselm, przyjacielu, coś ci rechocze w spodniach.


    As the devil spoke we spilled out on the floor and the pieces broke and the people wanted more and the rugged wheel is turning another round

     
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Sanne Nygaard

    Sanne przez długi czas wyglądała przez okno przyglądając się spadającym płatkom śniegu, które otulały białym puchem ulice i przechodzących ludzi, jednocześnie biła się z myślami, czy w ogóle powinna wychodzić na taką pogodę skoro nie musiała. Z drugiej strony otrzymała zaproszenie na wernisaż od jednego ze swoich klientów, który był niesamowicie wdzięczny za otrzymany eliksir i poza zwyczajową zapłatą otrzymała taki właśnie drobny bonus.
    Sztuka, szczególnie ta mocno wyrafinowana, nie leżała w zwyczajowych zainteresowaniach Sanne, wydawała się jej zbyt dziwna by tracić czas na jej dogłębną kontemplację. Jej gusta były zdecydowanie prostsze, hiperrealistyczne obrazy, do tego mroczne, wzięte z rzeczywistości Lovecrafta, którego książki uwielbiała swoją drogą, zdecydowanie trafiały w jej gusta najlepiej. Nie spodziewała się zbyt wielu takich dzieł na tej wystawie. Niezbyt lubiła też przebywać w dużych zgromadzeniach ludzi, szczególnie kiedy musiała się zachować dokładnie tak jak większość, żeby nie zwracać na siebie niechcianej uwagi, zdecydowanie wolała ciemne pomieszczenia i to wieczorową porą jak już, wtedy nikt postronny nie zwracał na niej zbytniej uwagi.
    Z drugiej strony już całkiem dawno nie wychodziła wśród ludzi, a dobrze było czasem posłuchać różnych plotek i wczuć się w to jaka jest obecnie atmosfera w społeczności galdrów. No i nie miała żadnych specjalnych planów na ten wieczór. To właśnie taka argumentacja zwyciężyła dzisiejszego wieczoru, wobec czego udała się do swojej szafy, gdzie wybrała swój wyjściowy strój. Wybór padła na satynową suknię na ramiączka w kolorze wiśniowym, z średnio wyciętym dekoltem i nieco za kolano. Żeby jednak nie wyglądać zbyt zwyczajnie, dołączyła do tego łańcuszek na biodrach, na sukience, rozchodzący się w różne strony. Oczywiście na to miała odpowiedni czarny kożuch z futrem, żeby nie zamarznąć po drodze.
    Tak przygotowana dotarła na miejsce gdzie miał odbyć się wernisaż, była tam już pewna grupa ludzi. Wodziła wzrokiem po zebranych, prawie już uznała, że nie zobaczy tutaj nikogo znajomego, kiedy ujrzała Ursulę, z którą jakiś czas temu miała przygodę w lesie. Postanowiła więc podejść do niej i się przywitać.
    - Cześć, jaki ten świat mały. Zabawnie spotkać się tym razem w cywilizowanym miejscu, a nie na łonie przyrody - zauważyła z uśmiechem, kiedy znalazła się przy Ursuli. Skinęła też głową reszcie osób, która stała obok Ursuli.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    - Przepadam za takimi miejscami, sztuka jest bardzo ważna w życiu. Odgrywa o wiele większą rolę niż się pozornie wydaje. Zawsze popierałem artystów, jestem bardzo ciekaw nowego talentu, który nam się tu objawi – owszem, Karl był bardzo ciekawy tego, co ujrzą. Każdy interpretował świat po swojemu. I każdy miał swoją własną rację.
    - To prawda, słowa są ważne – przyznał rację kobiecie. - Cóż, jestem wdzięczny za możliwość uczestniczenia w tym wydarzeniu – częściej był widywany na spotkaniach pisarzy, ale inne dziedziny nie były mu obce. Mężczyzna pojawiał się tu i tam, ale wciąż czuł się czasami przytłoczony nazwiskami o wiele znamienitszych osób od niego.
    Gdy podeszła do nich młoda dziewczyna, Karl uśmiechnął się przyjaźnie, widząc niepewność w jej spojrzeniu i zachowaniu. Gdy się przedstawiła, wyciągnął ku niej rękę.
    - Karl Sørensen – młody pisarz cieszył się, że może poznać nowe osoby. Jako, że pamięć miał doskonałą, liczył, że nie zapomni tego, kto jest kim.
    - Jestem bardzo ciekaw, co gospodarz przygotował dla swoich gości. I mam nadzieję pomówić z gwiazdą wieczoru, aczkolwiek wydaje mi się, iż będzie na tyle rozchwytywana, by trudno było do niej zagadnąć – zauważył. Z pewnością artystka będzie miała co robić. Tak to bywało na takich uroczystościach. Miał w pamięci własny debiut i późniejsze spotkania z czytelnikami. To nie było łatwe, gdy tłum ludzi chce koniecznie zamienić słowo z artystą.
    Gdy jedna z pań postanowiła się oddalić, odprowadził ją wzrokiem.
    - Byłem w tym miejscu wiele razy, a jednak czuję, że mocno nas dziś zaskoczą – powiedział do pozostałych przy nim kobiet.
    Aura tajemnicy unosiła się wokół i sprawiała, że czuć było podniecenie gości. Karl znał te uczucia, sam ich wielokrotnie doświadczał. Takie wydarzenia miały swój własny klimat, którego nie dało się porównać z niczym innym.
    - A jakie jest nastawienie pań? - zapytał uprzejmie swoje towarzyszki, patrząc raz na jedną, raz na drugą z ciekawością.
    Gdy podeszła do nich kolejna osoba, przywitał ją grzecznym skinieniem głowy. Chociaż lubił damskie towarzystwo, nie miałby nic przeciwko, gdyby znalazł się tam jakiś mężczyzna, który pomógłby mu w zabawieniu dam. Mimo to nie narzekał, absolutnie nie.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Sigurd Landsverk

    Cierpliwie czekał na rozpoczęcie się wystawy. Tak właściwie przyszedł tutaj z dwóch powodów. Z ciekawości i z nudów. Był zaintrygowany tym co może się wydarzyć podczas wystawy i czy jakieś interesujące dzieła pojawią się do kupienia. Sigurd nie szczędził pieniędzy, zwłaszcza na to czego chciał. Przyszedł także z nudów gdyż w mieście nie było aktualnie nic bardziej interesującego.
    Nie spodziewał się, że ktoś do niego podejdzie. Rozglądając się po zebranych tutaj osobach znał tylko kilku. Na szczęście była jeszcze chwila na zawiązanie nowych znajomości. Nigdy nie wiadomo czy Bogowie przed nim postawią kogoś interesującego więc daje szanse każdemu.
    - Myślę że po części tych i tych. Jeszcze sam nie wiem do której grupy dzisiaj powinienem należeć. - odpowiedział spoglądając na kobietę z lekkim, czarującym uśmiechem. Należał do Kruczej Straży to chcąc czy nie chcąc przeskanował ją swoim wzrokiem. Oczywiście nie zrobił tego nachalnie, a bardziej dyskretnie. Przykładał dużą uwagę do szczegółów, które najwięcej mówią o człowieku. Z niego można było wyczytać że posiadał pieniądze i wyglądał na dżentelmena. Tak zazwyczaj się prezentował prywatnie.
    - Jestem Sigurd Landsverk, miło mi poznać. - przedstawił się stając przodem do kobiety lekko pochylając głowę. - A Pani z jaką grupą się identyfikuje? Z miłośnikami sztuki, czy filantropami? - zapytał z czystej ciekawości. Sigurd zawsze stara się dowiedzieć jak najwięcej o swoich rozmówcach. Chcąc czy nie chcąc miał już takie przyzwyczajenie. Jak na razie Abigel była w jego oczach jako piękna kobieta, która równie jak on przyszła tutaj samotnie. Nie wykluczał jednak możliwości iż była to jedna z dziewczyn Olafa, chociaż co do tego nie miał najmniejszych dowodów.
    Śniący
    Sohvi Vänskä
    Sohvi Vänskä
    https://midgard.forumpolish.com/t593-sohvi-vanhanen#1634https://midgard.forumpolish.com/t671-sohvi-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t672-tattahaara#1939https://midgard.forumpolish.com/f78-sohvi-i-nikolai-vanhanen


    Wspólne wyjście na tak niecierpliwie wyczekiwane przez półświatek artystyczny wydarzenie wybrzmiewało pomiędzy nimi swoistym rozejmem – topór wojenny zakopywali pod uśmiechami niepamiętającymi niedawnych jeszcze nieprozumień, bliźniaczo doskonale skrojonymi na podobne okazje. Ciemne spojrzenie, roziskrzone entuzjazmem przeganiającym zwykłe chmury poważnego zmęczenia, kierowała ku swojemu towarzyszowi z nieskrywaną, nieskalaną urazą sympatią, dawno nabytą ciekawością wobec jego myśli i opinii, z którymi lubiła komparować własne spostrzeżenia; nie zwykł jej nigdy zawodzić i nie wyobrażała sobie wprawdzie obejść się w podobnych okolicznościach bez możliwości zasięgnięcia jego zdania. Mąż, człowiek dotkliwie pozbawiony zmysłu artystycznego, musiał więc tego wieczoru ustąpić swojego miejsca u jej boku Halvorsenowi, którego zaoferowane ramię przyjęła wdzięcznie, podążając odciśniętą w śniegu ścieżką wcześniejszych gości ku okazałym drzwiom, zapraszająco otwierającym przed nimi swe obszerne ramiona.
    Płatki śniegu skrzyły się jeszcze krótką chwilę na jej włosach, skrupulatnie pochwyconych w eleganckie upięcie nad karkiem – nisko złapana kita czarnych włosów spływała spod srebrnej spinki z misternym motywem roślinnym na jej plecy gładką kaskadą połyskującej czerni, sięgającej pasa; u delikatnych płatków uszu zwisały szmaragdowe łezki w srebrnej oprawie. Zarzucone na ramiona naturalne futro z polarnego lisa cienistego przytrzymała u przodu wolną dłonią; ogonki zakończone białymi pędzelkami zakołysały się u dołu, kiedy Einar zsuwał je z niej, odsłaniając wieczorową kreację – czarny aksamitny korpus przylegał wiernie do linii figury, na froncie zdobiony wyszywaną srebrną nicią misternie skłębioną wstęgą chińskiego smoka, na którego cielsku połyskiwały rozsypane łuski szmaragdowych kamyczków. Kołnierz otulał jej szyję stójką w azjatyckim kroju, spiętą z przodu oczkiem srebrnego guziczka, pod którym rozchylał się skromny dekolt w kształcie łzy,  odsłaniający blady dołek obojczyka. Spod usztywnionych ramion spływały luźne rękawy z lżejszego materiału, rozcięte rozmyślnie na wysokości zgięć łokci, odsłaniając alabastrowe przedramiona i delikatne nadgarstki – czerń od wysokości rozcięcia w dół przechodziła łagodnym gradientem w szmaragdową zieleń, coraz lżejszą i skłębioną, przywodzącą na myśl rozpędzony nurt wodospadu, którego zwiewne fałdy, kończące się na wysokości kolan, swobodnie szeleściły o łagodne załamania spódnicy, jednakowo czarnej na całej długości, z podobnego materiału, cięższego u końca aksamitnego gorsetu i lekkiego, skłębionego półprzezroczystym przeźroczem wokół kostek. Stoczyła z Ingrid Pettersen niemały bój, by ta zgodziła się przystać na podjęcie się zaprojektowania podobnej sukni w oparciu o jej kaprysy – i przetrąciła przy tym niemałą kwotę na koszt swojego nieszczęsnego męża, tego jednak nie zwykła żałować nigdy. Nietutejszy wykrój ciemnych oczu podkreśliła właściwą ich kształtowi kreską, usta zaprawiając typową sobie wiśnią, tęskniącą już po przekroczeniu progu za bliźniaczą krwią wina, choć, będąc w doskonałym nastroju, była skłonna zdobyć się na wytrwałą cierpliwość.
    Znając twoją niezwykłą zdolność przyciągania spojrzeń, mój drogi – mruknęła, wsuwając na ponów dłoń na jego ramię, kiedy ruszali dalej za pozostałymi gośćmi, ku którym spoglądała z nienatarczywym zainteresowaniem. – uznałam za stosowne przygotować się odpowiednio pod ich ostrzał. Stanowczo nie zgadzam się tkwić w cieniu twojego ujmującego czaru, a przynajmniej nie ulegnę mu bez walki – mówiąc to, spojrzała ku niemu z uśmiechem charakterystycznie przekornym, zaczepnie filuternym, gdy mijali poruszające się gracją na swych cokołach rzeźby, kierując się ku wąskiemu przejściu.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Anne-Marie Ahlström

    Uprzejmy uśmiech był jedynym, co odpowiedziało na słowa Karla dotyczące czytywania gazet – nie wierzyła ani jednemu jego słowu. Lepiej nie czytać? O nie, właśnie lepiej czytać. Wszystko, byle tylko wiedzieć co dzieje się w kuluarach, nawet trzy po trzy, bo w końcu informacje zawarte w plotkarskich artykułach zwykle zawierały tylko kilka gramów prawdy. Kiedy podeszła do nich, jak mniemała, pracownica Galerii Sztuki i widocznie osoba, która widocznie również rozpoznała Sørensena. I ją, dodatkowo nazywając nazwiskiem, do którego powrotu jeszcze nie nawykła. Przedstawiła się i gładkim tonem zaczęła obrzucać ich obojga miłymi słowami. Wszystko tutaj było na pokaz – ich wyszukane kreacje, obrazy podpisane znanymi nazwiskami, wszystkie gesty, uśmiechy… Czy wrażenia tego uda się im pozbyć? Czy wystawę czeka być może mniej dystyngowane afterparty? A może będzie kolejny wieczór musiała oddychać oparami fałszu, co właściwie nie sprawiało jej większego problemu?
    - Nie mogłabym opuścić takiej okazji, jak na ten moment wszystko wygląda na dopracowane co do szczegółu – powiedziała do Villemo, nie brzmiąc nawet fałszywie – jakby zawsze była tylko miłą i uprzejmą artystką, która swoją obecnością mogła jedynie cieszyć, a nie dręczyć. I chociaż początkowo myślała, że przystanie sobie przy pisarzu nieco grzecznościowo, byle nie musieć czuć się samotna w tłumie ludzi, widocznie magnetyczna osobowość robiła swoje – kolejne sylwetki zaczęły pojawiać się w ich otoczeniu. Ktoś puścił spojrzenie w kierunku jej nietypowej sukni, ktoś uśmiechnął się z oddali, prowokując uniesienie dłoni przez Annę, chcącą przywitać się z rozpoznaną kobietą. Dodała do słów Villemo kilka tych od siebie. – Zasłużyłeś, Karl. W herbie Sørensenów gości wszak diament, a diamenty są najlepszymi przyjaciółmi każdej kobiety.
    Dobierająca słowa sprytnie Anna odsunęła się nieco w bok, gdy w towarzystwie ich pojawiła się Ursula. Młoda, nieznana dziewczyna o nazwisku, które przywoływało cień wspomnień. Mogła znać jej rodziców, chociaż nie była pewna czy nie pomyliła ich z innymi, o tym samym nazwisku. Jej dalszy potok słów oczywiście miło łechtał ego blond skrzypaczki. Czuła, że nie musi się przedstawiać, czemu miałaby robić to przed kimś, kto wyraźnie już  świadom był jej rozpoznawalności i „dokonań”.
    - Mów mi Anno, kochana – powiedziała do wyraźnie młodszej dziewczyny. Budowanie wizerunku nigdy nie mijało, a takimi drobnymi, uprzejmymi gestami mogła w końcu zdobyć sobie jej dalej idącą pamięć i chociaż gram sympatii. Dopiero gdy powiedziała to, mogła odprowadzić wzrokiem Villemo, która za kolejną przystań wybrała mężczyznę w wyjątkowym stroju. Zawiesiła spojrzenia na Ramonie – piękny mężczyzna w kanarkowym garniturze. Wysoki, szczupły, młody. Ktoś, na kim można było zawiesić oko, a i być może ktoś, z kim nie wstyd byłoby pokazać się na salonach. Gapienie się niczym sroka w gnat było jednak nietaktowne, toteż Anne-Marie obróciła się ku jemu nieco bokiem, by nie kusić losu. Zganiła się już w głowie za to, że przez przyglądanie się nieznanemu młodzieńcowi, nie zauważyła nawet, że ich towarzystwo poszerzyło się o jeszcze jedną, piękną kobietę. Z krowim kolczykiem w nosie. Dziwne, ale w jakiś sposób… Pociągające. – Fantastyczna ozdoba, przywodzi mi na myśl wycieczki do Indii… – skomplementowała Sanne, wskazując na własny nos i spoglądając jej bez zawahania głęboko w oczy. Wiedziała, że większość z nich nigdy nie zobaczy dalekich krajów, ba – nie zapowiadało się, by Anna również miała obecnie opuszczać Midgard, jednak być może któremuś z nich zdarzyło się posłyszeć coś o tamtejszej kulturze.
    Pytanie Karla pozostawiła na ten moment bez odpowiedzi, pozwalając dziewczętom wykazać się w odpowiedzi – sam powinien domyślić się jej nastawienia, którym podzieliła się z nim i tylko z nim – te miejsce było najeżone możliwościami potknięcia – było tu tak wielu znaczących coś ludzi, byli tu przedstawiciele fundacji… Jakie było jej nastawienie? Przeżyć. I być może wyjść stąd z jeszcze większą godnością niż dotąd.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Zimowa aura nadawała miastu wyglądu, jak ze snu, iście bajkowy, pogrążony w mroku zarys perły północy, co swym blaskiem olśniewa i śmiało idzie w konkury z wieloma spośród najelegantszych miast europejskich, prezentując się, tak latem, jak i w miesiące zimowe wybitnie doskonale, choć zdawać by się mogło, iż biały kamień zdobiący większość z kamienic na starym mieście, idealnie komponuje się z zimową aurą, tak płatki śniegu tańczące na tle nocnego nieba, były niczym wiórki kokosowe zdobiące wypiek, jeszcze intensywnie pachnący warstwą czekoladowej polewy, w której te zatoną, acz bynajmniej nie utoną. Lubił Midgard, o tej porze roku, ten zdawał się być niezwykle magiczny, być może przez fakt, zbliżającego się Jul, a może to z dziecięcych lat wizja śniegu i zabaw na mrozie zakorzeniła się nostalgicznym kolcem w odmętach świadomości wysłannika? Mórz pieczołowicie pełznący arteriami ulic, zdobiący tafle szyb malowniczymi obrazami, jakich nie powstydziłaby się, żadna galeria sztuki, szczypał w policzki i zakradał się za kołnierzy płaszcza. Lubił ten rodzaj chłodu, co gasił rozpalone ciało i umysł, bywało, że za dnia pragnąć orzeźwienia otwierał okno w biurze, a wówczas przychodziło olśnienie, którego najmocniejsza kawa nie potrafiła zagwarantować. Przemierzając w parze z bratem pogrążone w półmroku świateł latarni ulice starego miasta, nie miał zbyt wiele czasu, aby poruszyć głębszą myśl, raczej milczenie i ciche oddechy wtórowały w akompaniamencie kroków, co znaczyły się wyraźnie swym śladem, na bieli świeżego puchu. Wchodząc z dawką rezerwy i powściągliwości w mury galerii, o której słyszał wiele a wiele, z tego pozostawało w dokumentach naznaczonych piętnem tajności, nie rozważał jednak nigdy sensu, aby jakoś mocniej i pilniej zgłębiać ów temat, mając gospodarza dzisiejszego wieczoru, jak i jednocześnie właściciela tego miejsca za człowieka roztropnego i inteligentnego, co swą opinię i pozycję wśród możnych tego świata, niezwykle cenił i niewątpliwie pragnął rozwijać, miał niemal pewność, że wszystko, co złe omija ten przybytek szerokim łukiem. Z takim też przekonaniem oddawał płaszcz i rękawiczki ciekawie zerkając na wystrój i chwaląc w duchu inspirację naturą, czekał, aż brat do niego dołączy, by razem zagłębić się w to gniazdo wypełnione ludźmi o motywach tak różnorodnych, iż mozaika kolorów, z nich utworzona mogłaby zaskoczyć swą różnorodnością. Odnosił wrażenie, iż wystawa, przyciągała, jak mu się zdawało na pierwszy rzut oka znacznie większą ilość wygłodniałych sensacji hien i szakali, niżeli ostatnia aukcja Tordenskioldów, to ta niezależnie od tego, coby się stało, potoczy się swoim naturalnym rytmem, przez nic nieoczekiwanego niezakłócona, było to i owszem pragnienie dość dziecinne i naiwne w kotle, którego centrum teraz podziwiali otoczeni zewsząd oczami tak ciekawskimi, jak i uśmiechami wielce znaczącymi. Trudność w rozpoznaniu prawdziwych intencji, poznania ukrytych motywów wśród zgromadzonych, był sztuką trudną, ale nie, niemożliwą, zaintrygowany i owszem wystawą debiutującej artystki, potwierdzały się przypuszczenia Soelberga, jakoby dziewczyna nie była, tylko zwykłą naciągaczką obdarzoną iście demoniczną aurą, ale i w rzeczy samej malarką. Szarość tęczówek płynęła gładko po twarzach zgromadzonych, czerń szytego na zamówienie garnituru wcale go nie wyróżniała, acz postawa, nazbyt sztywna spotęgowana raczej ponurą maską, która paradoksalnie była naturalnym wyrazem twarzy wysłannika, mogła odpychać natrętne spojrzenia ciekawskich. – Sporo znajomych twarzy – mruknął do brata, naturalnie miał na myśli towarzyszy z pracy, których obecność nie zdziwiła, go aż tak.  
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Olaf Wahlberg

    Przygotowania do wernisażu, które trwały od dwóch tygodni zdawały się kompletnie przyćmiewać wszystko inne, przynajmniej w opinii Wahlberga, który absolutnie nie ufając nikomu innemu oprócz siebie, postanowił samodzielnie pilnować każdej najmniejszej sprawy. Kwestia niespodzianek, jakie czekały na gości, tuż za drzwiami kuluarów miała pozostać sekretem, aż do odpowiedniej chwili, gdy te otworzą się, ukazując wnętrze, a płynący czas powoli pozwoli im rozeznać się w sytuacji. Ostatnie godziny spędzając w swoim gabinecie oraz w pomieszczeniach dedykowanych na wydarzenie organizowanego tego wieczora w Besettelse, choć nie czuł tremy, jedynie lekkie poddenerwowanie, typowe dla podobnych okoliczności, ściskało mu grdykę. Nie obawiał się tego, że cokolwiek miałoby pójść niezgodnie ze skrupulatnie ułożonym planem, chociaż obecność Lykke, która bogowie jedni wiedzą, co postanowi zrealizować ze swoich chorych wizji w trakcie wernisażu, dawała się we znaki. Pieczołowicie dobrana lista gości została przejrzana pod kątem ich reputacji, choć Olaf najpewniej z braku czasu, albo, co uczciwie trzeba przyznać, znaczącego zainteresowania panną Guldbrandsen, które zganiało mu sen z powiek w ciągu ostatnich dni, nie był świadom każdego nazwiska mającego pojawić się w murach galerii. Gdy dochodziła godzina siódma wieczorem, upił ostatni łyk importowanej brandy, kątem oka upewniając się do treści końcówek dokumentów. Ostatnie przyniósł mu jeden z pracujących dla niego mężczyzn, oczekując na podpis, którego to Olaf zamierzał udzielić w drodze, świadom upływu czasu i tego, że powinien pojawić się już na dole, pomiędzy zebranymi przybyłymi.
    Opuszczając biuro i dochodząc do schodów, zdążył jeszcze węglowym wiecznym piórem wykonanym ze szlachetnej żywicy, podpisać wnikliwie doczytane papiery, po czym spojrzał w dół w stronę gromadzących się i żywo rozmawiających gości. Bezpośredni widok na korytarz, w którym się zbierali, dawał bez liku możliwości, bowiem z tej perspektywy każdy z nich wydawał się mały. Nawet jeśli byli to Halvard i Dahlia Tordenskiold, którym kiwnął uprzejmie głową z dystansu, gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, albo anonimowi niemal poeci, albo dziennikarze dybiący na pikantne plotki, w opinii bruneta byli tylko składającymi się na jego sukces elementami, które zamierzał zabawiać i zapewniać najwyższą rozrywkę, aby każda opinia na temat Besettelse pozostała przychylna.
    Tego wieczora Wahlberg postawił w swym stroju na luksusową klasykę w jej najwyższej formie. Czarna jak wieczór gładka marynarka na dwa guziki z klapami w szpic została wykonana ręcznie. Materiał pochodził z renomowanej duńskiej tkalni i był mieszanką najczystszej wełny i domieszek jedwabnych nici, przeplatających ją, aby całość nabrała lekkiej oprawy. Pasujące do tego spodnie idealnie przeciwstawiały się z białą koszulą, zaś tę zdobiła czarna mucha, znacznie częściej używana przez mężczyznę niż typowy krawat. Mankiety spiął srebrnymi prostymi spinkami. Wypastowane lśniące mokasyny w równie ciemnej jak garnitur barwie połyskiwały w przymglonym świetle, w momencie, w którym ten schodził w dół. Wewnętrzna kieszeń marynarki skrywała w sobie kilka przedmiotów, tak samo jak tylna spodni, jednak te nie były widoczne pod dobrze skrojoną tkaniną. Półdługie włosy, koniecznie rozpuszczone i zaczesane w tył podkreślały jego dystynkcję i klasę, a przystrzyżony zarost, którego golibroda pozbył się z policzków, lecz zostawił na górnej wardze i brodzie, nadawały mężczyźnie klasycznej aparycji człowieka zadowolonego z własnej prezencji i roztaczanej aury.
    Z góry schodów, po których właśnie schodził, w oczy rzuciło mu się kilka postaci, bezprecedensowo niepasujących do nieskazitelnego obrazka. Jego nowy nabytek, Ramon, który nie do końca jeszcze radził sobie ze wszelkimi zawiłościami sztuki, postanowił ubrać na siebie strój, znacząco odbiegający od klasyki elegancji, o jakiej z pewnością ktoś mu wspomniał. Znajdująca się obok mężczyzny Villemo, jedna z dum Olafa, została przez niego odnaleziona wzrokiem, który jeśli dostrzegła, przez ledwie sekundę mógł wydawać się jej karcący. Pracownik nie mógł odciągać uwagi od wernisażu i wystawy, na ten wieczór cele Besettelse były jasno określone, a obiecana premia w przypadku odpowiedniego przebiegu wieczoru, mogła drastycznie się zmniejszyć z każdą wpadką, nawet jeśli nie do końca byli za nią odpowiedzialni. W tym wypadku było już za późno, zmiana garnituru na znacznie bardziej stonowany wzbudziłaby zbędne pytania, a tych wolał uniknąć, uznając, że porozmawiają potem, choć zapewne nie będzie to przyjemna rozmowa dla żadnej ze stron.
    Kolejna postać, znacząca dla tej konkretnej sytuacji, była niemile widziana, choć absurdalnie konieczna, aby nie wzbudzać przedziwnych podejrzeń, zwłaszcza w obliczu mogących się pojawiać plotek o jej stanie zdrowia. Lykke, która spędziła u niego kilka dni grudnia, wciąż pozostawała pod czujnym okiem, zapewne świadoma, że większość jej czynów nie przechodzi obojętnie obok nosa byłego męża, chociaż ten mógł co najwyżej podejrzewać, do czego jest zdolna. Dziś znalazła się tam oparta o ramie człowieka łudząco podobnego do tego, którego ostatnio ograł w kasynie na równe cztery tysiące runicznych talarów, które, choć nie zmieniały budżetu bogacza, tak były miłym dodatkiem od skrytki bankowej. Nie zamierzał jednak przyglądać się temu obrazkowi dłużej, nakazując wcześniej ochroniarzowi skrupulatne pilnowanie poczynań jego żony, która odnajdywała w sobie niezwykły talent do rujnowania mu życia za każdym razem gdy tylko nadarzyła się do tego sytuacja. Oczywiście sam właściciel galerii nie widział swojej winy, jak zwykle zresztą.
    Bogaci i piękni, podobni mu ludzie, spędzający ze sobą czas w Besettelse już nie pierwszy raz, zostali przez Olafa przywitani z odległości, gdy wciąż schodził po długich schodach w dół, skupiony na gościach, skinięciem głowy. Anne-Marie Ahlström, doskonała skrzypaczka, która również przeżyła rozwód i to w stosunkowo niedawnym czasie, zdawała się nie pogrążać w smutku, a wręcz przeciwnie, choć znając ją, mężczyzna nie dopuszczał do świadomości, że mogłaby kiedykolwiek chcieć narazić się na nieprzychylne plotki mediów. Obecny tam Viljam Hallström, z którym miał przyjemność już zdrowo konkurować, wzbogacał swój bok Gudrun Guildenstern, z którą z kolei Wahlberg miał szansę wcześniej pracować. Cała trójka została pozdrowiona kiwnięciem głowy, eleganckim i z pewnością niebagatelizującym ich obecność. Przez krótki moment dostrzeżony jeszcze młody chłopak, Lasse Nørgaard, który zapisał się w pamięci Olafa nader dobrze, wywołał krótki, być może nieco zadziorny, ale subtelny uśmiech jednym kącikiem ust.
    Kolejna postać, którą dostrzegł, przyćmiła jednak wszystkie inne. Ubrana w suknię o głębokim, ale szykownym dekolcie zdawała się nie być zagubiona, choć mogła oczekiwać właśnie na niego, a przynajmniej taką miał nadzieję, wspominając dzisiejszą noc i poranek. Kobieta pobudzająca jego zmysły wręcz do czerwoności, drobnym gestem i krótkim słowem potrafiła całkowicie zniweczyć postawę absurdalnie poprawnego człowieka, lśniła na tle innych. Uśmiechał się do niej już od połowy schodów, na których jakby przyspieszył kroku. Wymieniając się kilkoma krótkimi uściskami dłoni z postronnymi gośćmi w postaci znamienitych przedstawicieli możnych rodów, lub wysoko postawionych w społeczeństwie Midgardu obywateli, dopadł w końcu Fridę. Piękność pocałował w policzek na przywitanie, nachylając się nieznacznie.
    Wyglądasz olśniewająco, moja pani — wyszeptał do kobiecego ucha, nieostrożnie muskając je własnymi wargami, ledwie na ułamek sekundy, bowiem obowiązki zawodowe stanowiły podstawę tego wieczora. Zjawiskowa, doskonała, boska w swej postaci, pozostawała tajemnicą, której słowa sprowadzone prosto od Norn miały ułożyć przyszłość galerii świetlaną. Odsuwając się od kobiety, zmierzył ją jeszcze pełnym aprobaty wzrokiem, wyraźnie podziwiając szykowną, choć odsłaniającą wiele, suknię. Czy to przypadek, czy z każdym dniem zachwycała go bardziej? Prasa przyzwyczajona była do nowych dam u boku Wahlberga, więc i tym razem nie krył się z faktem, że adoruję właśnie ją, wciąż w pamięci mając jednak, że gdzieś tam, teraz w tłumie, jest jego była żona, gotowa zniweczyć skrupulatnie przygotowane plany. — Liczę na to, że Besettelse cię zachwyci i zostaniesz tu częstym gościem — wspomniał, podając jej swoje ramię, aby mogla oprzeć się, prowadzona przez właściciela tego miejsca w stronę miejsca, gdzie odbyć miał się bankiet.  — Nie zdążyłem ci dziś wręczyć prezentu — wspomniał, z kieszeni marynarki wysuwając wąskie i płaskie czarne pudełko, ozdobione jak zwykle, pojedynczą białą wstążką. Gdy obdarowana je otworzyła, mogła znaleźć tam długą na 15 centymetrów szpilę do włosów. Jej punktem kulminacyjnym pozostawał szlifowany w starym europejskim stylu diament, zaś sama wykonana z 24-karatowego złota. Idealne koło, które otaczało kruszec, czyniło z ozdoby rzecz delikatną, lecz wyjątkowo szykowną.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Zanurzał się w gęstym tłumie; rozległym, opasłym cielsku, w lepkości narządów spojrzeń, w oddechach dziesiątek płuc. Zanurzał się, drążąc zawzięcie z każdym, niknącym odgłosem kroku, wspólny organizm przejęcia, zaciekawienia; niczym podstępny, obłudnie potulny guz, owrzodziały, zachłanny we własnej chorobie duszy. Wiedział, że nie pasował, wiedział, że otulona woalem kłamstwa korozja na wpół człowieczej, na wpół nieludzkiej natury mogła stać się przeszkodą, gdyby poznali prawdę, szorstką, surową, tak inną od eterycznej sztuki i wyważonych rozmów. Przywierał niczym obłudny, zrozpaczony pasożyt pełznąc po korytarzach i kondygnacjach myśli, spragniony dóbr ich uwagi i głodny strawy uznania, pełen płonących licznych żarów ambicji i sporządzonych planów. Nie chciał, za wszelką cenę, aby stygmat dziedzictwa, pogardzanego, zdolnego napełnić wrzącym, absurdalnym koktajlem pożądania i lęku, zacierał ścieżki kariery; nawet, gdy pozostawał w przyciasnej celi obłudy, nawet, gdy szarpał się wewnątrz siły zatęchłej, utworzonej pułapki, pozostał szczery w obrazach, w pociągnięciach na bladych ramionach płócien zapełniających się kompozycją wizji, kwitnących w bystrym, tworzącym się, ostrym jak nóż światłocieniu.
    Ciemny, nienaganny garnitur okrywał męską sylwetkę zgodnie z kanonami wymagań, wdzięcznie, posłusznie wpisywał się w pompatyczność wieczoru, w podniosłe tony spotkania, zetknięcia się z młodą sztuką, artystycznym debiutem kiełkującej artystki pozostającej dla zgromadzonych enigmą. Pamięć, mimowolnie wysłała przed szereg myśli pejzaże odległych wspomnień, nie omieszkała przytoczyć pierwszej wystawy która mogła mieć miejsce dzięki koneksjom jednego z dyplomatów Stortingu. Wtedy, pierwszy raz w swoim życiu poczuł że przestał być uczniem, pomocnikiem zmuszonym do wyznawania wdzięczności malarzowi jaki zgodził się objąć nad nim opiekę. Midgard otworzył przed nim obszerny, wzorzysty wachlarz możliwości, ukazał błyszczącą szansę, opływał w niepoliczonym splendorze sposobności oczekujących jedynie na odpowiednią śmiałość; wykorzystanych, po części, dzięki przekonującej, charyzmatycznej aurze. Przestał być zapomnianą, porzuconą sierotą, kukułczym przemyconym pisklęciem, rosnącym i nieświadomym przez pierwsze dziecięce lata silnej skazy destrukcji.
    - Nigdy nie uważałem, że będziesz w stanie zamierać w obojętności - półksiężyc subtelnego uśmiechu dopełniał mówione słowa; spojrzenie przesunęło się z pełnym, dostrzegalnym uznaniem po odsłoniętym stroju, jeszcze niedawno okrytym zasłoną płaszcza - tak samo, jak nie wątpiłem w twój gust - dyskretny, filuternie zniżony ton głosu spięty był w poufałym szepcie. Wiedziała, że nie miał zamiaru udręczać jej niepotrzebną grzecznością, komplementami które mogła usłyszeć z wielu, rozchylających się męskich ust. Znali, wprost doskonale powód, z jakiego pojawili się razem w podobnym i dumnym miejscu, pogodzeni, na nowo, przez wrażliwość żywioną wobec twórczości. Bez żadnej dozy pośpiechu wniknęli pośród obecnych na sali gości; świadomość roztaczanego, nieuchronnego czaru ostała się z tyłu głowy jak postrzępiona drzazga. Wzrok, nieuchronnie przeczesał sploty pobliskich i oddalonych postaci; usta drgnęły w sympatii, gdy skłonił się w powitalnym geście zauważonej Laudith, próbując stłumić emocje, broczące jak pasmo lawy spod rozerwanej, dotąd okrzepłej płyty. W zatłoczonej przestrzeni dostrzegł również Viktora oraz jego partnerkę, zmuszony, aby ponownie wyrzucić nadmiary myśli z połaci swojego wnętrza, rosnących, szumiąc jak wielkie, nieokiełznane chwasty. Czuł, jak przeklęta, spaczona błędami przeszłość okrywa go przeraźliwym, obleśnym tchnieniem rozlanym po skórze karku, bał się, być może, że Sohvi odkryje kilka, jątrzących się pod sklepieniem umysłu, nieprzejednanych obaw. Nie ugiął się; jeszcze nie; jeszcze zbyt szybko, nie teraz; trzymając się z zawziętością kotwicy celu spotkania, przyczyny, dla której przyszedł, odległej od dywagacji.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Frida Guldbrandsen

    Czasu na przygotowania przed wernisażem miała aż nadto, gdy poranek splątany w miękkiej pościeli skończył się przedwcześnie, odciśnięty na jej ustach cierpkością czarnej kawy i słodyczą rozgryzanego pospiesznie rogalika francuskiego muśniętego rajską konfiturą figową. Nie przedłużała zbędnie pożegnania, wiedząc już doskonale, że wszelkie próby były płonne i z góry skazane na porażkę, bo oto Wahlberg nie ufał nikomu - a zatem wszystkiego musiał doglądać osobiście, nie potrafiąc sobie wyobrazić pozostawienia losów debiutu młodej artystki pod skrzydłami Besettelse w obcych dłoniach. Wnętrze własnego mieszkania przywitało ją dobrze znanym zapachem ziół, lecz z największą lubością i tak przywitała komfort łóżka, obiecujący wykraść snu dla siebie jeszcze parę godzin, które miały być prawdziwym zbawieniem przed nadchodzącym wieczorem.
    Płatki śniegu wirowały wdzięcznie w świetle ulicznych latarni, gdy kierowała swe kroki w stronę galerii. Spacer nie miał okazać się długi; po raz kolejny niemo wychwalała najlepszą z możliwych lokalizację kamienicy, w której przed laty zamieszkała, czyniąc Stare Miasto własnym podwórkiem, gdzie wszystko znajdowało się w zasięgu kilkunastu minut średnio ambitnej przechadzki. Dziś kroki stawiała ostrożniej, pomna zdradzieckiej śliskości kocich łbów, tylko czekających na pochwycenie w pułapkę smukłości wysokiego obcasa, wciąż jednak przybyła na miejsce przed czasem, by okazawszy imienny bilecik, znaleźć się w gęstniejącym z wolna tłumie dostojnie odzianych sylwetek zaproszonych na wydarzenie przedstawicieli midgardzkiej socjety. Zsunęła z barków ciężkie futro, by odsłonić otulający krzywizny ciała jedwab, o ciemnogranatowej barwie, tak głębokiej, że niemalże czarnej, przywodzącej na myśl nocne niebo, rozgwieżdżone mnogością konstelacji, które pobłyskiwały w materiale wieczorowej sukni subtelnymi przeszyciami złotej nitki. Nagość szczupłych ramion przesłaniał nonszalancko przewieszony przezeń szal o strukturze tak lekkiej, że zdawała się rozpadać między palcami. Dekolt wcięty do wysokości dna jej mostka sam już w sobie był ozdobą, której nie należało zaburzać, dlatego też wisiorek z okiem Norny tego wieczoru przewleczony został na krótszy łańcuszek, zapięty wokół jej lewego nadgarstka niczym bransoletka, niekłócąca się z przybranymi szafirami wiszącymi kolczykami, ani spoczywającym na palcu prawej dłoni pierścionku do kompletu. Rytuał księżycowej kąpieli, jaki odprawiła wraz z Laudith zaledwie trzy noce temu, dodawał jej skórze zdrowego blasku, nie brukała więc naznaczonej łagodnym uśmiechem twarzy warstwami makijażu, by pozwolić smakowitej czerwieni szminki być jedynym mocniejszym akcentem, tym bardziej wyeksponowanym, gdy lśniące pasma włosów zaczesane miała gładko w związany tuż nad karkiem koński ogon.
    Przeszła kilka kroków w głąb przestronnego hallu, łowiąc uchem przyjemne dźwięki fortepianu, pozostającego wciąż poza zasięgiem jej wzroku, podobnie jak i sam organizator wernisażu. Wymieniała uprzejmości z mijanymi po drodze znajomymi twarzami, nie poświęcając zbyt wiele uwagi obecnym również przedstawicielom mediów, którzy mieli mieć swój oczywisty udział w dokumentowaniu wydarzenia. Zdawało jej się, że kątem oka dostrzegła brata, lecz gdy dostrzegła kobietę u boku zwróconej plecami do niej sylwetki, porzuciła tę myśl, uznając, że z pewnością wiedziałaby, gdyby Mikkel planował pojawić się w galerii wraz z osobą towarzyszącą. Spojrzenie ciemnych tęczówek sunęło więc dalej, natrafiając na migającą w tłumie szykowną postać Abigel, której posłała ciepły uśmiech, nie zbliżając się jednak, by nie przerywać jej rozmowy z innymi gośćmi Besettelse - a następnie mimowolnie zatrzymując się na twarzy Nørgaarda, na twarzy, której niechciany widok skwasił ten uśmiech nieznacznie, po chwili nakłaniając Guldbrandsen do dumnego uniesienia podbródka i odwrócenia się, by skupić się na czymkolwiek innym, co nie było kulejącą szują o wężowych oczach i nie mniej zdradzieckich ustach.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Nie zamierzał iść na wernisaż. Właściwie, to zaproszenie zdziwiło go nieco i obracał je przez kilka minut w palcach czytając wykaligrafowane napisy. Odrzucił następnie bilecik z zamiarem ignorowania go do dnia wydarzenia, by po wyznaczonej godzinie odnaleźć zgubę i z udawaną przykrością stwierdzić, że przez swoje roztargnienie ominęła go tak wspaniała okazja. Niestety, kolejny raz został zmuszony do postępowania wbrew sobie, lecz nie miał serca, by nagle odmówić bratu swego towarzystwa. Poszedł ubrać się wyjątkowo niechętnie; ze znużeniem wyszukał w garderobie jeden z dawno nieużywanych garniturów, zupełnie markotny naciągał na grzbiet idealnie wyprasowaną koszulę oraz zawiązał krawat pod szyją. Nie miał wygórowanych oczekiwań, pragnął spędzić ten wieczór w zupełnym spokoju, przemykając gdzieś pomiędzy bufetami i paterami z alkoholem.
    Słyszał o Besettelse wielokrotnie, choć sam nigdy nie przekroczył progów dobytku Olafa Wahlberga, powinien więc wykazywać choć minimalne zainteresowanie osławioną galerią. W tamtym momencie jednak jedynym na co było go stać okazało się westchnienie męczennika przygniecionego cierpieniem.  
    Wymusił na Ivarze, by ten czekał na niego przez dłuższą chwilę, lecz nie zamierzał się spóźnić – przyzwyczajenia i poczucie obowiązku mocno trzymało go w ryzach. Sądził, że na miejscu spotka wiele znajomych twarzy; właściwie wiedział, czego powinien się spodziewać, gdyż studiował podobne wydarzenia jeszcze w czasach związku z Heddą Nilsen. Z uwagi na jej karierę tancerki baletowej nie mógł mieć kobiecie za złe, że bywała na wszelkich wydarzeniach kulturalnych, chętnie zapraszana przez śmietankę towarzyską Midgardu. W pewnym momencie nawet przywykł do wytrwałego towarzyszenia u jej boku. Nabrał nawet zwyczaju podtrzymywania krótkich, niezobowiązujących rozmów, choć te wciąż go nużyły i sprawiały, że po kilku minutach zaczynał się dusić.
    Przemierzali uliczki miasta dość szybko, a on sam niewiele się odzywał, skupiony na marszu. Wnętrze przywitało ich ciepłem buchającym wprost w twarz. Powietrze znaczyło się wonią perfum zarówno męskich jak i kobiecych, splecionych w jeden, wyrazisty całun słodyczy i elegancji. Wstrzymał na chwilę oddech, wahając się do ostatniej chwili, czy aby na pewno nie powinien zawrócić i udać się na podróż po pustych ulicach Midgardu. Ostatecznie oddał swe wierzchnie odzienie i podążył posłusznie za Ivarem przedzierając się przez tłumnie przybyłych gości. Wbijając spojrzenie w posadzkę, dokładnie śledził swe kroki, zupełnie nie zważając na mijanych ludzi. Napięcie goszczące mu ilekroć wbijał się w ludzką masę osiadło ciężarem na barkach, zjeżyło skórę na karku i uderzyło piekącym smagnięciem w policzki. Było mu niewygodnie, dlatego nerwowo poprawił mankiety koszuli, klikając niezapiętym w roztargnieniu mechanizmem spinki. Dopiero słowa Ivara skłoniły go do omiecenia sali spojrzeniem. Szybko przebiegł po nieznanych twarzach, by wyłowić kilka faktycznie dobrze mu znanych. Okazywało się, że nie byli jedynymi Kruczymi na wystawie. Gdzieś w otoczeniu kobiet mignęła mu twarz Sørensena. Uśmiechnął się blado i pokiwał ku niemu głową. Nieopodal dostrzegł plecy panny Holmsen i złociste pukle włosów ujarzmione w misterną fryzurę. Zmrużył lekko oczy; poznał ją, choć przez dłuższą chwilę kontemplował zmianę jaka zaszła w młodej kobiecie od ich ostatniego spotkania i sprawy pechowego ducha. Za nią szła kolejna znajoma twarz, i jeszcze jedna, i następna. Przestał liczyć gości, których kojarzył.
    Mhm, na to wygląda – stwierdził lakonicznie, zupełnie nieświadom tego, że przyjdzie mu spotkać jeszcze wiele osób, których obecność będzie wżynała się we wrażliwą tkankę ciała wspomnieniem oprószonym jedynie powierzchownie słodyczą cukru-pudru. Przywarł niemal do boku brata, gdy musnął przypadkiem plecy jakiejś obcej osoby. Zdecydowanie, czuł się wyjątkowo przytłoczony. Odciągnął wysłannika nieco na ubocze. – Zaraz się uduszę, Ivar – wymamrotał półszeptem tak, by tylko on usłyszał słowa niechęci.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Gudrun Guildenstern

    Była jedną z tych, która od środka zżerał ogień, tą, która mimowolnie szukała w tłumie swojego kochanka, karmiąc się własnym kłamstwem, mistyfikacją budowaną od lat, chociaż jej twarz nie zdradzała w żaden sposób toczących jej wnętrze emocji. Je potrafiła utrzymać na wodzy, przywdziewając na twarz delikatny uśmiech, gdy wyciągała dłoń w stronę Viljama kładąc ją na powitanie na przedramieniu mężczyzny, a na policzku składając delikatny pocałunek, pozwalając mu ze swobodą arystokratki wziąć się pod rękę i wprowadzić do galerii. W nozdrza mogła uderzyć go delikatna woń piżma, która niewidzialną zasłoną oplatało jej ciało, koncentrując się przede wszystkim w okolicach szczupłej szyi, którą wyciągała z ciekawością ponad tłum obserwując już z daleka gałązki świerka tworzące w kuluarach rodzaj leśnego korytarza. Na moment zupełnie zapomniała o koszmarze poprzedniego wieczoru, z dreszczykiem ekscytacji zastanawiając się, co też przewidział dla swych gości właściciel galerii. Czuła się zdecydowanie zaintrygowana. Jej ciekawość wzmagała się tak naprawdę już od momentu, w którym przed przed tygodniem Olaf Wahlberg zaprosił ją na to wydarzenie, a wzmogła się jeszcze bardziej, gdy wiewiórka przyniosła jej kunsztownie wykonany bilecik przygotowany specjalnie na tę okazję.
    Łososiowa, jedwabna suknia opływała jej ciało, z klasą odkrywają plecy, sięgając aż do ziemi, z przodu zaś zwężając się formie dekoltu w kształcie litery v. Na szyi mienił się w delikatnym świetle kuluarów jej ukochany naszyjnik w kształcie łezki, który już od lat regularnie zakładała na podobne okazje.
    - Zdecydowanie nie można odmówić mu dobrego gustu. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest nie tylko miłośnikiem i niewątpliwym znawcą malarstwa, ale i megalomanem - odparła, komplementując w ten sposób właściciela, który swym doborem muzycznego tła znowu zdołał ją zaskoczyć. Dotąd łączyły ich w końcu tak naprawdę jedynie interesy, nie miała wielkiego pojęcia o jego upodobaniach, nie powinna być jednak dla niej zaskoczeniem niezwykła smykałka do organizowania tego rodzaju wydarzeń. Zdecydowanie przepadała za twórczością Reitena. Musiała przyznać, że jego utwory idealnie współgrały z leśną otoczką, która tego wieczora opanowała progi galerii. Położyła dłoń na przedramieniu Viljama, nadal pozwalając prowadzić się ku dalszej części kuluarów z niecierpliwością czekając, aż wrota do kolejnych sal w końcu zostaną przed nimi otwarte.


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.