Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów

    +10
    Bezimienny
    Eitri Soelberg
    Ivar Soelberg
    Laudith Vidgren
    Einar Halvorsen
    Lasse Nørgaard
    Ursula Frisk
    Mikkel Guldbrandsen
    Karl Sørensen
    Dahlia Tordenskiold
    14 posters
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    First topic message reminder :

    14.12.2000

    Opadający miękko na jedną z głównych ulic starego miasta śnieg zdawał się dzisiaj przedstawiać się wyjątkowo wyrafinowanie i finezyjnie. Drobne płatki śniegu spadały na ramiona zmierzających w stronę galerii pierwszych gości, następnie topniejąc pod wpływem ich ciepła. Sprawne oko dostrzegłoby niezwykłość i perfekcję każdego z nich, jakby kusiły widza do pochwycenia owego na palec, lecz szybko śnieżynka rozpuszczała się wraz ze swoją metafizyczną tajemnicą. Dziesiątki latarni ozdobionych z okazji zbliżającego się Jul tak jak najbardziej reprezentatywne ulice miasta jemiołą i świątecznymi stroikami, oświetlały ośnieżoną drogę, która jedynie dzięki dziesiątkom obcasów eleganckich butów ponownie nie pokryła się grubą warstwą śniegu.
    Fasada galerii sztuki "Besettelse" tego dnia nie wyróżniała się względem reszty roku. Zdobiła ją zewnętrzna sztukateria z gipsowym skomplikowanym wykończeniem. Wystające gzymsy nie raziły intensywnością koloru, choć na tle innych kamienic ta prezentowała się szczególnie elegancko. Zabytkowe dwudrzwiowe wejście rzeźbione przed ponad stu laty w klasycznym norweskim świerku zostało otwarte przed czasem, wpuszczając do środka przedwcześnie przybyłych zaproszonych, którzy, jak wszyscy następni, przy wejściu okazać mieli wcześniej dostarczony im bilecik.
    Już od wejścia w pierwszy korytarz, goście wernisażu mogli słyszeć dobiegającą z jednej z głównych sal muzykę. Klasyczny koncert kompozycji Klausa Reitena wygrywany przez znamienitego pianistę midgardzkiego pochodzenia, Josteina Samuelsena, dedykowany na jeden fortepian wybrzmiewał wyraźnie, lecz cicho, dzięki czemu goście mogli być przekonani, że muzyka nie zakłóci bankietu, a będzie uświetniającym go tłem.
    Pierwsze swoje kroki zaproszeni winni byli skierować do szatni, aby móc zostawić tam wierzchnie odzienia. Na ladzie odnaleźć można było składane na trzy broszurki, które wszyscy goście dostali również z bilecikiem, przedstawiające bliżej wydarzenie, debiutantkę oraz obecne tu Stowarzyszenie "OdNowa". Dwie garderobiany odbierały futra i płaszcze, czyniąc przestronny hall istnym pokazem mody. Obowiązujące na podobnych wydarzeniach stroje wieczorowe, zwłaszcza u możnych kobiet, kusiły swoją elegancją, nierzadko wzbudzając zachwyt. Dziś zabawa miała kreować się w towarzystwie midgardzkiej śmietanki towarzyskiej, którą jak zwykle obecni na podobnych wydarzeniach przedstawiciele gazety Ratatoskr, uwieczniali na zdjęciach, gdy tylko owa przechodziła dalej, w głąb budynku.
    Kilka zdobiących to miejsce rzeźb młodych kobiet zdawało się z gracją poruszać w rytm dobiegającej je muzyki, wskazując gościom kierunek, jakim mieli podążać. Obecne na ścianach obrazy nie zmieniły się, pozostając niezmienną częścią wystawy, jednak stali bywalcy tego miejsca z łatwością mogli dostrzec różnicę w wyglądzie korytarzy, bowiem te zdobiły teraz gałązki świerka, sprawiając wrażenie, jakby gęstniały wraz z każdym krokiem, aż w końcu, tuż przed drzwiami do kuluarów, gdzie odbywać miała się główna część bankietu, tłoczyły się w niemal ciasne przejście. Igły nie dosięgały jednak ułożonych fryzur wysokich mężczyzn, ani nie opadały do dekoltów kobiet, odpowiednio wcześniej zabezpieczone. Światło zdawało się stawać coraz bardziej przyciemnione w miarę spaceru w głąb korytarza, lecz pozostawało ciepłe, przypominające przebijające się przed korony północnego lasu ciepłe słońce. W powietrzu unosił się zapach przywodzący na myśl brzozową wodę, nienachalną lukrecję, wrzosy, oraz korę sosny.
    Oto przed gośćmi dzisiejszego wernisażu malował się wieczór pełen drogiego alkoholu oraz ekscytującego obcowania ze sztuką.

    Serdecznie witam wszystkich na wydarzeniu Sztuka Mową Galdrów.  Obecnie znajdujecie się na początku przed wejściem do galerii, a potem już w jej korytarzach prowadzących do kuluarów, czyli przestrzeni dedykowanej pod bankiet. Waszych uszu dobiega muzyka, lecz nie widzicie jeszcze ani stolików, ani muzyka, ani prezentowanych dziś obrazów. Tę turę kończycie tuż przed drzwiami. Miejcie na względzie, że alkohol nie został jeszcze podany, oraz nie rozpoczęło się oficjalne otwarcie.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Frida Guldbrandsen

    Dobrze ułożona ozdoba męskiego ramienia, krucha zabawka w rękach bogacza, który zwykł mieć wszystko, czego tylko dusza zapragnie, ulotna krotochwila i panna-nikt, która zniknie ze śmietanki towarzyskiej Midgardu równie szybko, jak się w niej pojawiła - czy właśnie takie myśli kryły się za oczami łapczywie chłonącymi zdradzające bliskość gesty, jakimi obdarzała Wahlberga, który z debiutu młodej malarki uczynił również ich debiut? Dłoń owinięta ściśle wokół napiętych mięśni nie drgnęła ani razu, spojrzenie w kolorze gorzkiej czekolady nie uciekało na boki, a uśmiech rozciągający usta nie przygasał ani na chwilę, nawet teraz, gdy chciała być gdzie indziej i oddawać się innym rozrywkom; niech myślą co chcą, niech wszyscy będą w błędzie, nie dostrzegając jej prawdziwego potencjału, niech lekceważą jej możliwości, nadając im tym samym jeszcze większą wartość - to nieważne. Rozbawienie tańczyło w ciemnych tęczówkach, które teraz skupiała na skamieniałej twarzy brata, którego lodowaty ton doskonale znała i wiedziała, że nie wróżył on niczego dobrego, a przynajmniej nie dla jego towarzyszki, która ciekawym zbiegiem okoliczności okazała się być również właśnie tą kobietą, przed której niespodziewanym pojawieniem się ostrzegała Olafa z początkiem grudnia. Jaki charakter miała jej relacja z Mikkelem, skoro na wernisażu pojawili się wspólnie, a teraz w widoczny wyraźnie sposób nie potrafili się ze sobą zgodzić?
    - Zdecydowanie. Muszę przyznać, że ostatnie półtora roku odzwyczaiło mnie od przypadkowych spotkań - przytaknęła słowom brata, sama przed sobą przyznając, że długie miesiące podróży jako nowy standard wprowadziły przebywanie wśród obcych ludzi, a nie spotykanie dobrze znanych, mniej lub bardziej lubianych twarzy właściwie na każdym kroku. Musiała na nowo dostroić się do rytmu, w jakim tętniło życie Midgardu, oswoić się na nowo z myślą, że ich świat w istocie rzeczy był mały i wpadnięcie na bliską osobę w dowolnie wybranym punkcie miasta było tylko i wyłącznie kwestią czasu. Przelotnym spojrzeniem odruchowo pobiegła za wzrokiem Mikkela w stronę Lykke, w myślach obiecując sobie, że ten temat zgłębi w dogodniejszych warunkach.
    Nie oglądała się już za siebie, nie próbowała dojrzeć kierunku, w którym ruszyło byłe małżeństwo, nie poświęcała ani chwili uwagi rozważaniom z zakresu tego, jak będzie przebiegać ich rozmowa w prywatności czterech ścian ani jakie słowa padną z dala od wścibskich uszu osób postronnych - nie obchodziły jej zamierzchłe ani te zdecydowanie świeższe dramaty ludzi, którzy przysięgali sobie miłość do grobowej deski, lecz którzy w krótkim czasie okazali się być krzywoprzysięzcami. To nie miało znaczenia, nie dla niej, gdy stopniowo i metodycznie, krok po kroku osiągała swój cel, wierząc jednocześnie w to, że mając to, czego nie mieli inni, pozycja, na której się znajdowała, była na tyle silna, że można ją było uznać za niemalże niezachwianą. Nie zamierzała trwonić czasu na próżne rozmyślania, gdy wspierając się na ramieniu brata, oddalali się razem od zgromadzonych w stronę najmniej zatłoczonego zakątka wystawy.
    - Zakładam, że niestety nie masz na myśli kompozycji artystycznej prezentowanych dziś obrazów - wyrzekła w odpowiedzi, choć i w tej kwestii nie byłaby w stanie zbyt wiele rozjaśnić, skoro całość organizowanego przez wiele dni przedsięwzięcia była utrzymywana w tajemnicy również przed nią, a z racji ledwo co przez nich opuszczonego zamieszania nie zdążyła nawet pobieżnie przyjrzeć się odsłoniętym przed kilkunastoma minutami dziełom debiutantki. Spojrzenie zakotwiczyła w ciemnych tęczówkach brata, przysłuchując się jego słowom i jednocześnie układając drugą, wolną dłoń na jego przedramieniu w powstrzymującym, uspokajającym geście. - To nie ma najmniejszego znaczenia kim ona jest - wyrzekła niewzruszonym głosem, nie werbalizując oczywistości, że w gruncie rzeczy była nikim więcej, jak rozgoryczoną byłą żoną, szukającą taniej afery w nieodpowiednim miejscu. W jakim celu? - Mam nadzieję, że chociaż bawiłeś się dobrze - dodała, pozwalając sobie na chwilowy przebłysk rozbawienia, bo krótkie spotkanie wystarczyło, by mogła stwierdzić, że Lykke była dość… temperamentna. Zaraz jednak Frida przywołała na twarz poważniejszy wyraz twarzy i skupiła się na tym, co mówił Mikkel, a jej brwi zbiegły się ku sobie mimowolnie. - Wsparcia? To były mąż, powinna się trzymać od niego z dala, a nie przychodzić na jego wernisaż ze wsparciem, cokolwiek to ma znaczyć - stwierdziła, nie rozumiejąc zbyt wiele, lecz nie pragnąc się angażować; skrzętnie skrywana nuta irytacji nie wybrzmiała w jej głosie, gdy myśli podążały dalszym tropem wyznaczanym przez pytania Guldbrandsena. - On tego nie zaplanował, nawet nie wiedział, że jesteśmy rodziną - zaprzeczyła z pełnią przekonania, kręcąc przy tym głową, wszak Olaf ostatnie dni poświęcał w całości na dopinanie wydarzenia na ostatni guzik, rezygnując na rzecz tych działań ze zdrowej ilości snu i z czasu, który mógłby spędzić z nią na bardziej rozpustnych rozrywkach. O niej tego samego nie mogła już powiedzieć, nie mając pewności jakie pokrętne plany mogły kryć się w głowie byłej pani Wahlberg i jaki miała cel w tym wszystkim, począwszy od pojawienia się w Besettelse i wywołaniu sceny, a kończąc na samym ponownym zawitaniu w Midgardzie. - To on jest powodem, dla którego wróciłam do domu. To jego twarz widziałam pod koniec listopada, to u jego boku prowadzi teraz moja droga. Ufam Nornom - odpowiedziała, krzyżując spojrzenie z bratem, jakby w zionących czernią źrenicach mógł dostrzec, że naprawdę tak było - i nie powtarzać pytania o to, czy oprócz Norn, potrafiła złożyć swoje zaufanie w dłoniach samego Olafa. Nie potrafiła.
    Widzący
    Mikkel Guldbrandsen
    Mikkel Guldbrandsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1222-mikkel-guldbrandsenhttps://midgard.forumpolish.com/t1260-mikkel-guldbrandsen#10014https://midgard.forumpolish.com/t1261-tyr#10020https://midgard.forumpolish.com/f125-mikkel-guldbrandsen


    Kącik ust Mikkela uniósł się w ironicznym uśmieszku, tak jak i brew w podobnym wyrazie zdziwienia przez sformułowanie "przypadkowe spotkania" w ustach Fridy, twierdzącej zawsze i wszędzie, że przypadków nie ma, bo wszystko z góry zaplanowane jest przez Norny i nie istnieje żadna możliwość, by cokolwiek w ich niciach poplątać. Ugryzł się jednak w język, uznając, że to nie jest odpowiednia chwila na dogryzki pomiędzy rodzeństwem (w innej sytuacji nie mógłby sobie tego odmówić); wcale nie było mu także do śmiechu. Myśli pod czaszką brzęczały mu jak rozdrażnione osy. pełne irytacji, rozczarowania, zdziwienia, podejrzeń i może lekkiego zawodu jednocześnie.
    Powrót Fridy do Midgardu, na stałe, cieszył go wciąż niezmiernie; jej podróże nie stały na przeszkodzie spotkaniom dzięki magicznym portalom, jednakże świadomość, że jest o wiele bliżej sprawiała, że czuł się spokojniejszy. Nie mieszkali już razem, jak przed laty, nawet jednak wtedy, kiedy była nieopierzoną, niedoświadczoną (w jego oczach, bo rzeczywistość malowała się trochę inaczej), nie oczekiwał, że będzie mu się spowiadać ze wszystkiego; może niekiedy traktował ją nieco protekcjonalnie, starał się jednak krygować i nie wchodzić w rolę ich zmarłego ojca. Miał jednak nadzieję, że o nowym, tak poważnym związku dowiedziałby się wcześniej niż cały Midgard. Poza tą krótką chwilą zachował jednak kamienny wyraz twarzy, dopóki nie oddalili się od innych, aby móc porozmawiać dyskretniej.
    - Rzeczywiście, nie mam. O kompozycji artystycznej tych obrazów mogę powiedzieć tyle, co nic - powiedział Guldbrandsen, dopiero teraz przenosząc spojrzenie z twarzy Fridy na wiszący najbliżej obraz; nie potrafił jednak powiedzieć o nim nic więcej niż to, że jest ładny, nawet nie określiłby stylu jakiego użyła debiutantka, której nazwisko zdążyło już nawet jemu wypaść z pamięci. - Podoba ci się? - spytał tonem niemalże obojętnym. - Zresztą - nieważne. Wezmę go, choćby i ze względu na ciebie - zreflektował się zaraz. Ładny, nieładny, to było nieistotne, skoro dochód miał sfinansować odbudowę pomnika i tym samym umocnić reputację oraz pozycję jego siostry w Midgardzie. Dał znać najbliższemu pracownikowi galerii, że zdecydował się na zakup.
    - Trochę chyba ma - zaprzeczył słowom siostry z pełną wątpliwości miną. Relacje jakie łączyły tę dwójkę miały znaczenie, tak ich pokrewieństwo i powody dla jakich wszystko tak się tego wieczoru poplątało. - Przecież nie wierzysz w przypadki, prawda? - dodał z przekąsem. Sam nie chciał wierzyć w to, że przed rokiem Lykke Ronneberg stanęła na jego drodze z powodu innego niż kilka nocy miłych uniesień; doprawdy Norny miałyby w tym jakiś interes? Taka myśl wydała mu się absurdalna i dużo bardziej prawdopodobna wydawała mu się teoria ze spiskiem państwa Wahlberg - tylko powodu ku niemu wciąż nie dostrzegał. - Skoro jej były mąż nie życzył sobie tu jej obecności i powinna trzymać się z dala, to czemu otrzymała zaproszenie? - drążył dalej. Frida nie mogła wybiórczo tłumaczyć rzeczywistości, wybierając wygodne dla siebie fakty. - Skąd pewność, że tego nie zaplanowali? Ta kobieta milczała przez rok i nagle zaprasza mnie tutaj, gdzie to wszystko dla ciebie... - Czy w tej chwili naprawdę mogła być mowa o przypadku? Mikkel nie wierzył w niego z zupełnie innych powodów niż siostra. - On jest powodem dla którego wróciłaś do domu? - powtórzył za Fridą, nie kryjąc nawet zdziwienia, przejawiającego się w zmarszczonych brwiach. - A kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? Gdyby Norny nie chciały mnie dziś u boku Lykke, podpisującej się wciąż jako Wahlberg, tak do twojej wiadomości, to cały Midgard wiedziałby przede mną? - do niskiego głosu Guldbrandsena wkradła się nuta żalu. Frida spoglądała na tego mężczyznę, mówiła o nim w taki sposób, że nie pozostawiała mu wątpliwości co do tego jak poważnie go traktuje - i sądził, ze jeśli spotka kogoś takiego, to powie mu... wcześniej. Ona była pierwszą osobą, której opowiedział o Yngvild, z jaką rozważał, czy ciągnięcie tej relacji w ogóle ma sens i zasięgał u niej rady co zrobić powinien. Tymczasem ona od samego przybycia do Midgardu milczała. - Ja ufam swojemu przeczuciu, a coś mi tutaj śmierdzi i nie mam na myśli lawendy - oznajmił z podobną pewnością, że coś tu jest mocno nie tak. - Nie ma pojęcia jakie mieliby powody, ale na pewno nie pozwolę nikomu cię wykorzystać i oszukiwać - dodał ze stanowczością. Nie chodziło już nawet o to, że Lykke zrobiła z niego idiotę i przyniosła mu swoim zachowaniem wstyd, to był w stanie puścić w niepamięć - krzywdę wyrządzoną Fridzie jednak nigdy,


    when I say innocent
    I should say naive
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Frida Guldbrandsen

    Krótkie rozbawienie zatańczyło na jej ustach, gdy Guldbrandsen przyznawał, że niewiele w nim było zainteresowania sztuką i że to nie odsłonięte właśnie obrazy były jego celem nadrzędnym w przyjściu do Besettelse tego wieczoru. Nie mogła go za to winić, właściwie sama znajdowała się dokładnie w tej samej pozycji, nie znajdując w sobie zbyt wiele polotu do twórczych dyskusji o kompozycjach, o których Wahlberg z pewnością byłby w stanie napisać całą książkę. - Wygląda przyzwoicie. Dobrze prezentowałby się w twoim pokoju gościnnym - stwierdziła po krótkim namyśle, choć tego nie potrzebował już jej brat, przywołujący obsługę galerii, by dokonać zakupu. - W takim razie wezmę ten obok - zadecydowała, nie poświęcając nawet uwagi reszcie obrazów, które wyminęli, pochłonięci rozmową. Skinęła głową na pracownika galerii, dokonując swojego wyboru i poczekała, aż mężczyzna oddali się od nich, nim powróciła płynnie do konwersacji.
    - Nie, Mikkelu, nie ma - zaprotestowała wciąż cichym, lecz pełnym zdecydowania głosem, jakby dobitniej chciała zaakcentować to, że lata, w których jako mała dziewczynka słuchała brata równie uważnie jak ojcowskiej figury, były już dawno za nimi. Teraz miała już swoją opinię na każdy temat i swoje wyjątkowo silne przeświadczenie o słuszności kierowania się własną intuicją - zupełnie tak jak teraz. - Ich małżeństwo z pewnością rozpadło się z jakiegoś powodu, a ty sam gdzieś po drodze miałeś wątpliwą przyjemność się w to wszystko wplątać, ale w gruncie rzeczy to ich prywatna sprawa, w którą ja nie zamierzam się angażować w żaden sposób - bo i jaki cel miałoby mieć przeprowadzanie pełnowymiarowej sekcji zwłok kolejnego nieudanego związku? Nie była sędzią szukającym oczywistej przewiny po którejś ze stron i orzekającym w ich sprawie rozwodowej, nie była nawet dawną znajomą któregoś z małżonków, by móc powoływać się na długie miesiące obserwacji z boku i na tej podstawie wydać swój osąd sytuacji. - Interesuje mnie tylko jego przyszłość - wyrzekła, skupiając ciemne spojrzenie na tęczówkach Mikkela, jakby tam próbowała dojrzeć to, czy potrafi prawdziwie ją zrozumieć.
    - Nie wierzę w przypadki, ale nie każde wydarzenie jest godne aż tak dogłębnego analizowania. Nie przeinaczaj moich słów - nuta rozdrażnienia wybrzmiała w jej głosie w automatycznej reakcji na kpinę Mikkela, który wietrzył właśnie kolejny spisek w miejscu, w którym sama nie chciała go szukać. - Nie wiem czy sobie nie życzył, to jego sprawa, ale możesz go śmiało o to zapytać, gdy już wróci. Mówię tylko, że ja na jej miejscu trzymałabym się z dala, nie odnajdując zbyt wielkiego sensu w przeciwnym działaniu, ale również nie wylałabym przypadkowo drinka na obraz i nie wycierałabym go dłońmi, łatwo więc stwierdzić, że różnię się od niej za bardzo, by móc snuć spekulacje co do kierujących nią motywacji - oznajmiła, rozszerzając swój pogląd na sytuację, która zdaniem Fridy zdawała się zbyt gorączkowo pochłaniać Mikkela. Czyżby Lykke zagrała na aż tak wrażliwej strunie, by nie mógł tak po prostu odpuścić i zapomnieć o całej sprawie w towarzystwie dobrego drinka i śmietanki towarzyskiej Midgardu? - Czy jej zaproszenie zastanawiałoby cię równie mocno, gdyby mnie tu dzisiaj nie było? Czy w innym wypadku odnowienie kontaktu po roku milczenia nie wydałoby ci się dziwne? - zapytała, wciąż nie cofając spojrzenia od twarzy brata, choć sama potrafiła dobrze zrozumieć znikanie bez słowa i równie niespodziewany powrót po długich miesiącach - tę technikę stosowała przecież sama, zbyt skupiona na pogoni za własnym przeznaczeniem, by dbać o przepisowe utrzymywanie kontaktów ze znajomymi czy byłymi kochankami, których odwiedziny kusiły słodyczą namiętnych wspomnień. - Nie dla mnie. Dla Jeske i dla OdNowy, ja byłam tylko dodatkiem, czymś, co dobrze się zgrało w czasie i miejscu z narracją wydarzenia - co do tego wszak nie miała nawet najmniejszych wątpliwości, lecz nie miała również o to żalu. Tylko głupiec nie wykorzystałby nadarzającej się sposobności, a Olaf Wahlberg głupcem zdecydowanie nie był. - Nie wiedziałam nic o tym planie, chyba więc mogę stwierdzić, że tym bardziej ona nie miała prawa o nim wiedzieć - dodała po chwili, czując nagłe znużenie koniecznością zagłębiania się w temat, który z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu z rangi pobocznego i kompletnie niemającego znaczenia, urósł do niebotycznych rozmiarów i przebił się na pierwszy plan. - Tak. Widziałam jego twarz w wizji, wróciłam do Midgardu i sama go odnalazłam - odpowiedziała, rozbudowując nieco wcześniej wypowiedzianą informację i niejako zaznaczając przy tym, że skoro zainicjowanie znajomości wyszło z jej strony, Olaf nie miał zbyt wielkich szans na to, by pokątnie dowiedzieć się o jej darze i pragnąć go wykorzystać do sobie tylko znanych celów. Nie musiał tego robić, zaproponowała mu to sama i czerpała z tego nie tylko korzyści, ale i przyjemność. Jakim więc cudem miało być w tym cokolwiek złego?
    - Wkrótce. Na pewno w bardziej kameralnych i stosownych okolicznościach niż teraz. Nie sądziłam, że ktokolwiek się dzisiaj dowie, nie trzymałam cię w niewiedzy celowo - stwierdziła, odrywając od niego spojrzenie tylko na chwilę, żeby rozejrzeć się wokół i upewnić się, że nikt niepowołany nie łowi słów, które winny pozostać tylko między nimi. Kolejna zasłyszana informacja zirytowała ją jednak w widoczny sposób, a ciemne brwi drgnęły ku górze i zbiegły się ku sobie na kilka uderzeń serca. - Może się podpisywać nawet jako córka Odyna, przelanie słów na papier nie przemieni urojeń w prawdę - syknęła cicho, lecz doskonale słyszalnie, nie chcąc nawet zastanawiać się nad tym jaka myśl przyświecała tej nieudanej aferzystce w momencie podpisywania listu nazwiskiem byłego męża. Milczała dłuższą chwilę, przetrawiając kolejne słowa Mikkela, kolejne przeczucia i kolejne obawy - i żal wybrzmiewający z niepokojącą wyrazistością, ściągający na nią gwałtowne otrzeźwienie niczym kubeł zimnej wody. Powinna była mu powiedzieć wcześniej, zamiast czekać na idealny moment, który równie dobrze mógł nigdy nie nadejść. Westchnęła ciężko, żałując tego, w jaki sposób potoczył się ten wieczór. - Nie miej mi za złe tego, że nie powiedziałam ci wcześniej, po prostu... To minie, jak wszystko inne. Teraz to jemu poświęcam swój czas, bo tak zechciały Norny, lecz jeśli wskażą mi kolejne miejsce lub kolejną osobę, spakuję się i ruszę dalej, jak zawsze. Nie myśl, że to osoba, dla której porzucę własne przeznaczenie, nie myśl, że to moja wielka miłość, którą trzymałam w ukryciu przed całym światem, bo tak nie jest. Korzystam z życia, drogi bracie, a co ma przyjść - niech przyjdzie - raz jeszcze zniżyła głos niemalże do szeptu, odzierając Guldbrandsena ze złudzeń co do teatrzyku, który od początku wernisażu rozgrywał się na oczach wszystkich. Czy była szczęśliwa? Owszem, była. Czy zmieniało to cokolwiek w kwestii jej długofalowego planu robienia kariery jako poważana przez wszystkich völva? Absolutnie nie. Westchnęła ponownie, tym razem lżej, jakby łagodniejąc po chwilowym wzburzeniu. - Doceniam twoją troskę, naprawdę ją doceniam, ale nie jestem już dzieckiem, Mikkelu. Nie trzymaj mnie pod kloszem, mogę zderzyć się z życiem. Pozwól mi popełniać własne błędy. Pozwól mi upaść, jeśli tak jest mi pisane i podnieść się o własnych siłach. Musisz mi pozwolić - wyrzekła, wolną dłoń lokując na jego przedramieniu i ściskając je lekko, jakby to miało wzmocnić jej prośbę. - W imię utrzymywania cię na bieżąco z istotnymi zmianami w moim życiu, chciałabym cię poinformować jako pierwszego, że w weekend będę się przeprowadzać do Olafa.
    Ślepcy
    Laudith Vidgren
    Laudith Vidgren
    https://midgard.forumpolish.com/t1289-laudith-vidgrenhttps://midgard.forumpolish.com/t1322-laudith-vidgrenhttps://midgard.forumpolish.com/t1321-hel#10847https://midgard.forumpolish.com/f130-laudith-vidgren


    Krótko przed opuszczeniem czterech ścian mieszkania na ostatnich piętrach odrestaurowanej kamienicy na starym mieście, które przed kilkoma laty nabyła wraz z mężem, niemalże bliźniacza wiewiórka i nosząca to samo imię co ta należąca do Laudith przyniosła niepokojący list. Słów skreślonych przez Irene Engberg nie było wiele, zdołały jednak w pani Vidgren zasiać ziarno niepokoju. Nie na tyle dużego, aby zdecydowała się zmienić plany i zrezygnować z udziału w wernisażu, jednakże myśl o zaklinaczce potrzebującej pomocy starszej wiekiem i doświadczeniem medium powracała do niej niczym bumerang. Miała odwiedzić ją z samego rana, w pełni skupiona, trzeźwa i wypoczęta. Teraz na nic by się jej nie przydała. Nie żałowała sobie drinków, które oferowali pracownicy galerii, krążąc wciąż wśród gości z tacami; przynajmniej na tyle, by po jakiś czasie lekko zaszumiało jej w uszach i zrobiło się przyjemniej. Lżej było jej wtedy znieść inne natrętne myśli, które pojawiały się w głowie, gdy krążyła po tłocznych kuluarach, mając wrażenie, że pozostaje dla innych niewidzialna, co pozornie wcale Laudith nie przeszkadzało. Nie szukała cudzego towarzystwa, wydawała się w pełni skupiona na obrazach panny Jeske Helvig, przy każdym z nich przystawała i przyglądała im się z ciekawością. Zdecydowała się nawet na zakup jednego z nich, przywołała więc pracownika galerii sztuki, aby dopełnić formalności. Odsuwała od siebie myśl o tym, że wybrała go ze względu na to, że przypadłby do gustu Homerowi. Domyślała się nawet gdzie by go zawiesił. To wszak zamiłowanie męża było przyczyną nadciągającego braku miejsca na ich ścianach. Do tego, że kupiła go w nadziei, że przyjrzą się temu dziełu oboje nie przyznałaby się nawet przed samą sobą. Przynajmniej nie teraz.
    Wszystko to zachowała jednak dla samej siebie. Z nikim nie wdała się już w więcej niż krótką, uprzejmą rozmowę jaką przeprowadzić po prostu należało. Trzymała się raczej z boku, w dłoni wciąż trzymała szkło z drinkiem i wymieniała je jedynie na kolejne; Besettelse opuściła jako jedna z ostatnich. Nie miała tego wieczoru okazji, aby pogratulować Olafowi, nadarzy się ich jednak jeszcze wiele.

    Laudith z tematu





    Monsters don't sleep under your bed,
    they sleep inside your head
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Olaf Wahlberg

    Trzymanie wodzy nad sobą samym należało do najtrudniejszych z zadań. Prowokacje Lykke, jej doskonała wiedza, w który czuły punkt uderzyć, aby kręgosłup moralny wyginał się pod nienaturalnym kątem, a lędźwie garnęły do działania, a po grdyce spływała kropla niewymuszonego podniecenia. Olaf jednak przeciwko wszystkiemu i wszystkim przymykał oczy, uspokajał oddech i za wszelką cenę hamował się, aby nie ruszyć w przód. I zapewne, gdyby nie OdNowa i wielkie otwarcie wernisażu, wtedy też nie powstrzymałby instynktów. Zadawane pytania wybrzmiały nader głośno, lecz on nie zawahał się przed grymasem wyginających się nienawistnie ust.
    Mam wszystko, czego pragnąłem — wycedził przez zęby, choć nie jest to nawet każdym calu zgodne z prawdą. Wciąż pozostało wiele planów i wizji, wciąż chciał mocniej, szybciej, głębiej, więcej, a teraz, dzięki opatrzności Norn, towarzyszyła mu volva, zdecydowana, aby wraz z Wahlbergiem tworzyć jego przyszłość. Elegancka, rozpustna i nienagannie posłuszna w tańcu, stanowiła dziś podporę jego boku, co niewątpliwie stanowiło atut, lecz to jej słowa odgrywały wielką rolę w tej chorej grze. Na Lykke patrzył z góry, ewidentnie triumfując w każdej sylabie i każdym oddechu, który przesiąknięty był zapachem narkotyku i jej włosów. — Szczęście to bzdura, Mam więcej niż kiedykolwiek ty będziesz mieć, bo mam niespętany chorymi wymysłami umysł. Jesteś jak porcelanowa figurka, jak pacynka, jak laleczka na sznurkach, lecz od kiedy przestałem tobą kierować ja, a zaczęłaś robić to sama, stałaś się co najwyżej szmacianą lalką. Żal mi ciebie, Lykke — wyszeptał, nachylony do jej ucha, ale baryton wkręcił się weń i świdrował jej głowę.
    Zdradzał. Nie był przecież świętym ani doskonałym, nawet jeśli na takiego wybitnie się kreował, jednak w swoim założeniu sądził, że przez cały okres trwania ich małżeństwa był jedynym, który rozpalał do wrzenia krew w żyłach byłej żony. Zmrużył oczy, marszcząc brwi w gniewie, aby widziała. Krótki moment zawahania się, w jakim chciałby wcisnąć jej twarz pod otwarty kran i czekać aż woda zaleje jej płuca, w zemście, że śmiała spać z innym, gdy należała do niego. Kupił ją przecież, tak jak kupował sobie wszystko. Drzwi się otworzyły, nienaganny uśmiech spłynął na twarz Olafa, lecz Lykke, czy tego właśnie chciała, czy też nie, w piwnych oczach zobaczyć mogła rozrywającą krtań furię. Zawsze miała talent, aby sprowadzać na niego najgorsze emocje, pełne nienawiści, bólu, rozkoszy i miłości. Dziś ściągnęła weń gniew.
    Puszczając ją przodem, własne kroki skierował w stronę przyjaciela, którego już wcześniej dostrzegł w kuluarach, o którym również wspominał Viljam, do którego miał nadzieję, udała się teraz Lykke. Z tacy zaś porwał wysoki shot akvavitu, niedługo potem przechylając go wprost we własne gardło, licząc, że ten ukoi ledwo rozerwaną bańkę wyobrażenia, że był jedynym.
    Proszę mi wybaczyć, że przerywam, ja tylko na krótką chwilę. Olaf Wahlberg — na przywitanie wyrywa się z jego ust w stronę towarzyszącej Einarowi kobiety. Wstrzymuje się z wysunięciem przed siebie dłoni, nie jest to umówione spotkanie, a przy okazji przypadkowych, to dama winna jest okazać chęć uściśnięcia ręki witającego ja człowieka. Kurtuazja rządzi życiem właściciela tego miejsca. Zaraz potem odwraca wzrok, kierując go wprost na mężczyznę. — Einarze, jestem ci niezwykle wdzięczny, że się zjawiłeś, choć żałuję, że Freja Ahlström nie znalazła czasu, liczyłem na rozmowę z nią na temat twojej sztuki i przyszłości... Czyżbyś ostrzegł ją przede mną? — napomniał, mrugając z potwierdzeniem, że pytanie to żart, lecz pełnym rozkojarzenia wzrokiem wpatrując się w oczy Halvorsena, jakby chciał na własne oczy przekonać się, czy Lykke mówiła prawdę, choć przecież nie zadaje pytania, nie mówi nic. — Życzę wam udanego wieczora, noc jeszcze młoda — kiwnął głową i odszedł, lecz jego gościom mogło zdawać się, że kilka słów wisiało na końcu języka, nim zdołał przejechać nim po podniebieniu. 
    Wzrokiem odszukał Fridę zajętą rozmową z jak okazało się bratem, który przed kilkoma dniami przegrał w kasynie kilka tysięcy runicznych talarów, jaki dodatkowo stał się partnerem Lykke na ten konkretny wieczór, co prowadziło do kilku szczególnych wniosków, jakoby intencje kobiety nie były oczywiste. Jak zwykle jednak zamierzał grać tak długo, jak to możliwe i zatrzymując się przy jednej ze swoich pracownic, upewniając się, że panna Guldbrandsen go dostrzega, kiwnął jej głową na znak, że jest gotowy, aby ponownie przejąć opiekę nad jej figurą. 
    Pani Fenrisdóttir — już wcześniej mieli okazję się widzieć, lecz nie zdążył powiedzieć jej najważniejszego. — To niezwykle miłe gościć tu panią. Mam nadzieję, że fortepian pani odpowiada, lecz proszę mi zdradzić, co myśli pani o obrazach? — kobieta, którą miał szansę poznać niewiele dłużej niż kilka tygodni temu, sama przyznawała się, że nie wie nic o malarstwie, skupiając swą uwagę na muzyce. Towarzysząca jej Villemo potrafiła za to opowiadać pięknie o wszystkim tym, co ujęte na płótnie, lecz jej wzroku Olaf unikał, nie powstrzymując się jednak, aby spoglądać na nią, gdy ta odwracała go w drugą stronę. Złamanie własnych zasad, do którego doprowadziła urodą, miało okazać się zgubą dla właściciela galerii, choć tamtej sekundy nie zamieniłby, rozochocony wdziękami Niksy. Instynktownie odwrócił głowę w stronę Fridy uśmiechając się kącikiem ust i głową skierowaną w jej stronę, dając znać, że czeka. Miała być jego ozdobą, potrzebował gładkich i drobnych palców na własnym odzianym w marynarkę ramieniu, aby ukoić rozjuszone po rozmowie z Lykke nerwy.
    Śniący
    Sohvi Vänskä
    Sohvi Vänskä
    https://midgard.forumpolish.com/t593-sohvi-vanhanen#1634https://midgard.forumpolish.com/t671-sohvi-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t672-tattahaara#1939https://midgard.forumpolish.com/f78-sohvi-i-nikolai-vanhanen


    Stali, obok siebie, oglądając na płótnach niejednoznaczne materie uczuć, o których powściągliwie, zaborczo wobec swoich sekretów, nie mówili – jedynie krótkie, treściwe frazesy interpretacji wygodnie powierzchownej. Niepokój rozpostarty pejzażem milczącej głuszy przed spojrzeniem Halvorsena, na krzywiźnie jej ciemnego spojrzenia zabarwiał się niepokojem innego gatunku, choć również ukorzenionego w przeszłości: bolesnym wspomnieniem niedotrzymanych obietnic. Poszukiwał, pośród drzew otaczających fragmentaryczność sylwetek, cząstek swojej tożsamości, milcząco, pod grubą skorupą pozoru, jaką umacniał słowami omijającymi właściwą treść jego odczuć. I ona poszukiwała – cząstek kogoś innego. Dłonie wyzierające złowrogo spomiędzy przywartych do siebie jak w pocałunku konarów drzew; ręce wychylające się spomiędzy ust puszczy – preludium narodzin prawdy, dotąd trzymanej za zaciśniętymi wargami niedostępnej natury. Wyobrażała sobie, jak jasne palce sięgają dalej, jak odsłaniają się za nimi blade przedramiona, delikatne barki, wreszcie gładkie czoło zasypane włosem w barwie białego złota, jak płatki powiek odsłaniają przejrzyste, błękitne spojrzenie kryjącego się pośród lasu piękna. I usta – różane, słodkie usta, sięgające jej ust – rozchylają się, upuszczając między szemranie listowia i runa zwodniczą pieśń, która ostatecznie zgubiła zbyt ciekawego Ingebretsona. Która porwała ćwiartkę jej serca, by przeżuć ją i wypluć, zwitek pożegnalnego listu trzymany w zaciśniętej dłoni.
    O tym nie mówiła; milcząc, podobnie jak on, o sprawach zbyt intymnych. Nie zastanawiała się, kogo dostrzegał on, w tych jasnych dłoniach wspartych o szorstką, ciemną korę, jak o krawędź tajemnicy. Obok siebie, złączeni pomostem spostrzeżeń najbardziej neutralnych spośród możliwych – spotykali się pośrodku, nie patrząc w dół. Pod żadnym pozorem nie patrząc w dół, w głębię odwracanych od siebie źrenic, gdzie mętniały osobiste mary podświadomości.
    Ona zdaje się częścią – miał rację, a ona nie mogła nie zastanawiać się, czy nie dotykali istotnie prawdy; czy puszcza pozwoliła jej wyłuszczyć na płótnach swoje wnętrze tak precyzyjnie, bo istotnie nie była w niej zaledwie podglądającym gościem. Nie Ingebretsonem, ale tym, co próbował uwiecznić, nie pytając pierwej o zgodę.
    Nie zdążyła mu już jednak przytaknąć, szarpnięta za strunę uwagi ku wydarzeniom dosadnie rzeczywistym, wyrwana tym sposobem nieprzyjemnie nagle z nurtu swoich myśli, specyficznego skupienia, w jakie wprawiało ją obcowanie z nową, poznawaną po raz pierwszy sztuką. Kiedy zwracała porozumiewawcze spojrzenie ku towarzyszowi, dostrzegła na jego licu ślad krytycznej dezaprobaty, zrozumiałej, ale oprószonej czymś bardziej osobistym – brakiem zaskoczenia, który chwilę później wyraził, zaskakując w zamian ją. Brzmiał wprawdzie, jakby wbrew swoim wcześniejszym słowom znał ją dobrze; w każdym razie wystarczająco, by móc wygłaszać podobne uwagi z przekonaniem. Nie mogła powstrzymać złośliwie rozbawionego uśmiechu wobec odkrywanej przed nią prawdy; chciała zerknąć na Wahlberga i krnąbrną kobietę jeszcze raz, pokierowała spojrzenie ku miejscu, w którym niedawno jeszcze stali, natykając się jednak już tylko na buczącą wzburzeniem publiczność.
    Prawie im zazdroszczę – mruknęła przekornie, podrzucając mu znów bystre ostrze swojego wzroku, rozbudzonego zauważalnym błyskiem ciekawości. – Dawno się rozeszli? – tonem wyraźnie wskazującym, że ma nadzieję na odpowiedź wylewniejszą niż tylko to; ciekawiło ją wprawdzie wszystko, co mógłby jej o nich powiedzieć. Lykke zdawała się zauważalnie młodsza od Wahlberga, podejrzewała więc – jak zresztą po gwałtowności jej reakcji – że nie mogła to być sprawa mocno przedawniona. – Dlaczego? Mówisz, jakby to nie był wypadek, że należało się tego spodziewać.  Jakbyś znał ją dobrze, chociaż, jak rozumiem, to nie przyjaciółka. Kim jest, w takim razie, dla ciebie? Wydała się bardzo tobą przejęta.
    Postawiwszy go pod ostrzałem nieustępliwych pytań, z zadowoleniem dopiła wino.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Błysk w ożywionym spojrzeniu był jak napięta cięciwa, zwarty i czujny, posłany z wymowną wprawą celując jasno w pagórki i zagłębienia twarzy. Dźwignia koniuszków ust poruszyła się płynnie, zwiastując łunę uśmiechu, który zuchwale nie ugiął się pod napływem gnieżdżących się wokół pytań. Ogród przeszłych wydarzeń tworzył gęste meandry, marszczył się jak labirynt w spojrzeniu bystrego ptaka, rzeźby rozmów i spotkań nie zatraciły z biegiem miesięcy kształtu, wciąż przystrzyżone, wyraźne, pnące się pod kopułą modrego nieba pamięci. Pamiętał; intensywnie, dosadnie, pamiętał moment podczas którego Lykke zjawiła się w jego progach, pamiętał elegię deszczu który uderzał chłodną kaskadą kropel. Pamiętał własną odmowę, pamiętał wilgotny smutek szklący się na tęczówkach. Pamiętał.
    - W tym roku - odpowiedział bez zbędnych, wciskanych w słowa emocji. Wiedział o ich rozwodzie, nawet jeśli nie utrzymywał kontaktu; rozmaite pogłoski niosły się niczym hordy insektów, brzęcząc tłocznie w powietrzu żaglami napiętych skrzydeł.
    - Dowodem, że chociaż raz postąpiłem słusznie - ton głosu zniżył się do muśnięcia półszeptu. W innych okolicznościach, w innym towarzystwie nie byłby równie wylewny, obecność Sohvi sprawiała jednak że silił się na dwuznaczne zagadki zdań upuszczanych w eter, że ukazywał się w inny sposób niż powierzchownie serdeczny. Możliwe, że chciał ją poniekąd zaskoczyć jak zaskakiwał siebie, z biegiem lat odkrywając że mimo brudów gnijących pod pięknem rysów, mimo tendencji śmiejących się uporczywym szelestem jak konglomerat chwastów, posiada pierwiastki dobra, jest skłonny do przywiązania, potrafi choćby na chwilę zaprzestać zabawy życiem i żarem zauroczenia.
    Przerwał wcześniejszy wywód, dostrzegając Olafa zmierzającego w ich stronę. Przywitał przyjaciela serdecznie, bez teatralnych, kurtuazyjnych rozkazów naciągających niewielkie mięśnie mimiki. Wernisaż wciąż trwał w najlepsze.
    - Czy twoim zdaniem byłbym do tego skłonny? - żartobliwa odpowiedź w zamian za żartobliwy przytyk, fałszywy dźwięk oburzenia w objęciach ugiętych ust zwiastujących pogodny, nienaruszony nastrój. Skonfrontował spojrzenie bez najmniejszego lęku, unosząc ciężar uwagi w kierunku właściciela galerii, nie wiedząc że barwy głosek mogły niepomyślnie nawiązać do zachmurzonych myśli stłamszonych po jego czaszką. Czy byłby skłonny?
    - Jestem pewien, że miała wyraźny powód dla swojej nieobecności - dodał, przyjmując przy tym stosowny i oficjalny ton. - Niestety - wiedział, że Freję zajmowała bezsprzecznie szeroko pojęta sztuka, stąd nie stroniła przenigdy od podobnych wydarzeń. Nie ulegało wątpliwości, że przeszkoda która pojawiła się na jej ścieżce musiała być rzeczywiście nagląca oraz wysokiej wagi.
    - Debiut jest bardzo obiecujący - oznajmił przed pożegnaniem. Nie zatrzymywał Wahlberga, świadomy jak wielki ciężar spoczywał na jego barkach, jak zawsze pieczołowicie dbał o porządek organizacji i nienaganność prezencji, zarówno galerii sztuki jak i samego siebie. Coś narodziło się w myślach mimo ich serdeczności, zanurkowało jak drzazga pod taflę wrażliwej skóry, szeptało w chłodnym, nienatarczywym powiewie przebudzonych instynktów. Dlaczego zjawił się właśnie, gdy rozmawiali? Powstrzymał grzeszek westchnięcia. Był pewnie przewrażliwiony.
    - O Fenrirze mowa - zamknął cały incydent w słodko-gorzkim stwierdzeniu, zwracając się kilka momentów później do samej towarzyszki wieczoru. Ruszył, niespiesznie w stronę dalszej części wystawy, z jaką nie zdążyli się zetknąć, przepełniony pewnością że musi zarazem zwieńczyć kilka otwartych kwestii.
    - Widzisz, znam Olafa od lat - powiedział jej zgodnie z prawdą. - Nigdy nie chciałem stawać po którejś stronie konfliktu - małżeństwo Wahlbergów było ich wspólnym życiem i nie chciał za wszelką cenę wnikać między niesnaski. Nie odmieniało to faktu, że stawał się często świadkiem - i uczestnikiem - wielu powtarzających się zdrad, wiedząc że własna pokusa aury łamała często osoby o podniszczonych sercach dążących do zapomnienia przez duszną, namiętną noc.
    - Jakby nie patrzeć, to zawsze sprawa ich dwojga - postawił wszystko w banalnej oczywistości. Temat, tak czy inaczej pasował do znacznie innych rodzajów spotkań, gdzie mogli trzymać kontrolę nad prywatnością oraz uniknąć wścibskich, nadstawionych w pobliżu uszu. Nie sadził, zresztą by był nad wyraz istotny, choć bez wątpienia miał wiele okruchów plotek.
    - Powiedz, który z obrazów zwrócił twoją uwagę? - przełamał pieczęć milczenia. Powinni wrócić do celu swoich odwiedzin, do czasu aż z pozostałym zastępem gości nie wyjdą z progów galerii w obłokach gestów i szeptów.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Śniący
    Sohvi Vänskä
    Sohvi Vänskä
    https://midgard.forumpolish.com/t593-sohvi-vanhanen#1634https://midgard.forumpolish.com/t671-sohvi-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t672-tattahaara#1939https://midgard.forumpolish.com/f78-sohvi-i-nikolai-vanhanen


    Rozeszli się w tym roku – zakładała więc słusznie, a gwałtowna reakcja kobiety przywdziewała się znamieniem świeżego jeszcze rozgoryczenia. Sohvi nie mogła powstrzymać się przed niewinną, niewypowiedzianą spekulacją: czy chodziło o główną gwiazdę dzisiejszego wieczoru, o ukradkiem krążącą gdzieś między ludźmi debiutantkę? Czy o kobietę, której Wahlberg tak ostentacyjnie schlebiał przed tłumem, używając jej jak czerwonej płachty przeciw byłej ukochanej? Czy została zaproszona na dzisiejszy wernisaż z przemyślnością wybiegającą dalej niż wymagania kurtuazji? Właściciel Besettelse sprawiał wrażenie człowieka opanowanego i do szczętu eleganckiego, ale to nie było wszystko – to nigdy nie było wszystko, żadna tożsamość nie ograniczała się jedynie percepcją, której należało się przypodobać dla cennego banału dobrej estymy opartej na wszystkim tym, co wystawione na pokaz, a więc zazwyczaj wszystkim tym, co najmniej w człowieku interesujące. Wydarzenie nabierało wobec tego intrygujących rumieńców, przyprawione strzępem zaledwie prawdy; a sam Wahlberg, przez złośliwą przyjemność niehamowanych domysłów, ciemnych skaz broczących doskonałą, reprezentatywną biel serwowanego gościom z uśmiechem usposobienia. Lub może, zwyczajnie i nużąco, istotnie chciał jedynie uczynić zadość stosownej uprzejmości, nie spodziewając się, do czego wysłana naiwnie inwitacja doprowadzi; nie byłby to  wprawdzie pierwszy przypadek męża nieznającego zupełnie możliwości swojej – byłej – żony.
    Zaciekawienie, dotąd zauważalnie złośliwe, zachwiało się na jej twarzy wobec dalszej odpowiedzi, sugerującej więcej, ale bez żadnej rzeczowości; zlustrowała uważnie jego ekspresję, poszukując w niej dalszej wskazówki, rozumiejąc wprawdzie, że nie powinna w tym miejscu czy może w ogóle drążyć pod powierzchnię tak zagadkowych słów. Odnajdywała w nich tymczasem echo zaskakującej krytyczności wobec siebie, zaskakująco szczerej, jak jej się wydawało, choć w pierwszej chwili sądziła, że kierowała nim żartobliwość. Wszelkie podejrzenia, jakie mogła przeciw niemu wysunąć, wycofywała pojednawczo; ufała, może właśnie przez ten zniżony, konfidencjonalny ton, że mówił prawdę.
    Mimo wszystko – mruknęła po chwili refleksyjnego milczenia, głosem złagodniałym, jakim nie zwykła do niego mówić, choć uważała go za swojego przyjaciela; nie byli sobie w ten sposób bliscy, a on nie wydawał jej się, przynajmniej dotąd, kimś, dla kogo podobna łagodność mogła mieć znaczenie – wierzę, że znaleźlibyśmy na to więcej dowodów.
    Przebłysk asekuracyjnej, choć niewylewnej, sympatii zawisł na skrzyżowaniu spojrzeń, na krótko, bowiem odwróciła zaraz wzrok. Była poniekąd wdzięczna, że Wahlberg wyrósł przy nich w tym momencie, nie pozwalając przejawowi sentymentu nabrać nieporęcznego dla nich ciężaru; uśmiechnęła się doń uprzejmie, zakrywając skrzętnie akcydentalną łagodność zwykłą sobie surowością lica przełamaną wyuczonym życzliwym zainteresowaniem.
    Sohvi Vanhanen – przedstawiła się krótko w odpowiedzi, podając mu swoją dłoń w ramach koniecznej grzeczności, więcej nie włączając się już w wymianę między mężczyznami, choć wywołane imię najdroższej przyjaciółki w towarzystwie podobnego żartu podrażniło ją nieznacznie, zaostrzając lśnienie obserwujących ich źrenic. Rozmowa była krótka i niesatysfakcjonująca; Wahlberg jakby zbyt opanowany, doskonale spokojny, choć odnosiła wrażenie, że w atmosferze zawisło coś niewypowiedzianego. Być może zdawało jej się tylko, wprawdzie miała nadzieję odnaleźć w jego fizjonomii ślad jakiegokolwiek wzburzenia po tym, jak zniknął z kuluarów wraz ze swoją byłą żoną – odnajdywała tymczasem tylko błyskotliwą elegancję, szczerą lub znakomicie odegraną. Zuchwale uważała, że byłaby w stanie go wybadać, w innych okolicznościach; tego wieczoru guziki jego maniery dopięte były pod sam kołnierz, sztywno i stanowczo przed wzrokiem wszystkich gości.
    Wodziła jeszcze chwilę wzrokiem za postawną sylwetką gospodarza, choć nie spodziewała się dostrzec wiele więcej niż dotychczas, w końcu zwracając uwagę z powrotem ku obrazom, kiedy podążyli dalej, by obejrzeć bliżej kolejne płótna. Wyważona deklaracja neutralności Halvorsena zdawała się wymownie finalizować ich rozmowę, pozostawiając ją z subtelnym niedosytem; być może bezpośrednia wymiana z Olafem przywołała go do rozsądnej powściągliwości, a może w istocie nie było wiele więcej do powiedzenia ponad dyplomatycznym to ich sprawa, choć wydawało się to faktycznie nieoczekiwanym odstępstwem od tego, czego po Einarze mogłaby się spodziewać.
    Oczywiście – przyznała mu więc rację, choć wyraźnie w zaledwie powierzchownej zgodzie, lekkim uśmiechem jakby ją jednak negując. – Zdaje się jednak, że powinni o tym pamiętać sami. Wprawdzie zamiast wymagać wstrzemięźliwości od hien,  którym nie jest wcale naturalna, rozsądniej publicznie nie puszczać sobie krwi – żartobliwość tego stwierdzenia zanurzyła w podjętym drinku, zamykając ostatecznie spolegliwie dygresję dalszym przemilczeniem, które Halvorsen zręcznie odwrócił we właściwym, stosownym dla okolicznych uszu, kierunku. Powiodła spojrzeniem po obrazach raz jeszcze, taksując je z uwagą. Nie była wprawdzie przekonana co do pomysłu kupna, jednak parę głosów podających dalej wiadomość o jej wsparciu dla OdNowy z pewnością nie zaszkodziłoby nadwątlonej reputacji. Zdawało się tylko tym ważniejsze wobec jej przyszłych, niedługich, jak miała nadzieję, planów życiowego przewrotu.
    Ten – powiedziała więc, wskazując jeszcze raz płótno, na którym delikatne dłonie wychylały się ze szczeliny między pniami zaciśniętymi jak usta na próbującym zbiec sekrecie. – Zamierzam go kupić.
    I zgodnie z tymi słowami, nie czując szczególnej winy za rozrzutne szafowanie pieniędzmi męża, obserwowała, jak zadeklarowana kwota napełnia iluzoryczny pomnik coraz wyżej sięgającymi iskrami, by jakiś czas później opuścić galerię u boku przyjaciela, z drobnym upominkiem i przyjemnym uczuciem satysfakcji.

    Sohvi i Einar z tematu
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Halvard Tordenskiold

    Gęsta brew nie drgnęła w dezaprobacie ku górze, krótkie spięcie drobnych mięśni skrytych pod gładką skórą nie ujawniło się na czole, ni na żuchwie, a usta nie ułożyły się w linię niezadowolenia - pozostawał praktycznie nieporuszony, z wyćwiczoną maską uprzejmości zakrywającą prawdziwe emocje, z których odczytywaniem po tych wszystkich latach nawet Dahlia wciąż miewała problemy. Nie reagował pochopnie, nie uzewnętrzniał się nadmiernie, nie pokazywał po sobie więcej niż było to potrzebne, jednocześnie pozostając doskonale świadomym tego, że słowa Viljama, choć wypowiedziane zapewne w dobrej intencji, w uszach jego żony mogły wybrzmieć słodko-gorzko, gdy największą przypisywaną jej przez kuzyna zasługą miała być olśniewająca uroda, lecz nie umysł ostry jak brzytwa.
    - Powiedziałbym, że zarówno chłopcy, jak i Lovise, łączą w sobie z powodzeniem cechy obydwojga rodziców - stwierdził, niejako uzupełniając uwagę odnośnie uderzającego podobieństwa bliźniaków do ojca. W ich przypadku wygląd nie był jednak kluczowy, bo choć momentami przypominali mu własne odbicie w lustrze sprzed kilku dekad, tak dostrzegał w nich wyraźnie cechy, które jemu samemu były obce - cechy Dahlii. Dotyczyło to szczególnie Ingvara, który nie przejawiał zainteresowania polowaniami czy jeździectwem, kamieniami szlachetnymi ani rodzinnym interesem, zamiast tego kierując się w stronę świata artystycznego. Halvard próbował nagiąć syna do swojej woli, ukształtować go pod swoje dyktando, plastycznie niczym glinę uginającą się pod palcami, lecz wszechwiedzące Norny miały inny plan, a powołanie Ingvara w posługę kapłańską natychmiastowo ukróciło próby Tordenskiolda. Tak po prostu musiało być. - I żarliwą nieustępliwość po tobie, najdroższa - dodał po chwili z rozbawieniem, nie mogąc zaprzeczyć temu, że najmłodsza z rodziny faktycznie zaczynała wyjątkowo dobitnie manifestować swój charakterek, który w późniejszym czasie musiał zostać okiełznany, ale nie teraz, później, gdy jeszcze trochę podrośnie. Na razie niech korzysta z uroków dzieciństwa niezmąconego zbyt wyśrubowanymi oczekiwaniami ojca.
    Odprowadzając spojrzeniem Viljama i Gudrun, ominął jednocześnie czujny wzrok Dahlii utkwiony w przemawiającym Olafie, prezentującym z dumą swój najnowszy czasoumilacz. Pozwalał większości słów przelatywać przez swoje uszy, jednocześnie skupiając się na odnalezieniu w tłumie włoskiego dygnitarza, z którym zaledwie kolejnego dnia miał odbyć spotkanie mogące zaważyć na przyszłej współpracy. Gdy natrafił w końcu na ciemnozielone tęczówki, niespiesznym gestem uniósł kieliszek szampana i skinął rozrzutnemu kupcowi głową, ciekaw tego czy przyspieszające puls drinki i doborowe towarzystwo zdołają wyraźnie osłabić jego skłonności do twardych negocjacji. Po chwili skupił się ponownie na wydarzeniach bliższych, uśmiechając się do żony, z którą u boku ruszył wzdłuż odsłoniętych obrazów, by przystanąć przy pejzażu i przyjrzeć mu się krytycznie.
    - Być może panna Jeske jeszcze kiedyś nas zaskoczy - rzucił bez większego przywiązania do tej myśli, sugerując jednocześnie, że dotychczas twórczość nieopierzonej artystki nie zdołała rzucić go na kolana. Nie był jednak rozczarowany, jego oczekiwania względem samego wernisażu zostały spełnione w stu procentach, wszak jeszcze przed wejściem do Besettelse twierdził, że sama debiutantka nie ma najmniejszego znaczenia, stając się zaledwie dobrze wysmakowanym tłem dla wydarzenia, które skupione było wokół OdNowy i samego Wahlberga. - Zmuszony jestem przyznać, że zdecydowanie bardziej podobał mi się wernisaż tamtego austriackiego akwarelisty, którym się zachwyciłaś, pamiętasz? Cieszę się, że dodaliśmy go do naszej kolekcji, jego dzieła z pewnością będą tylko zyskiwać na wartości. Z jakiegoś powodu mam wątpliwości czy o dziełach panny Jeske można powiedzieć to samo - oznajmił, cofając się o krok od obrazu i myślami wracając do wybitnych płócien Austriaka, do których leśne bohomazy nieznanej nikomu kobiety o dziecięcej twarzy nie miały prawa się umywać.
    - Nie będziesz już więcej chodzić w pojedynkę, od teraz zawsze będzie ci ktoś towarzyszył - zareagował natychmiastowo, nie potrafiąc sobie wyobrazić tego, by Dahlia przechadzała się samotnie wzdłuż i wszerz Midgardu w obecnych, mocno niepewnych czasach upływających pod znakiem tajemniczych zaginięć i agresywnych demonstracji Wyzwolonych. - Dopilnuj, proszę, by Vigdis nie wymykała się nigdzie samotnie. Będzie niezadowolona, ale może po czasie zrozumie, że chodzi o jej bezpieczeństwo - poprosił bez chwili zwłoki, znając doskonale swoją pierworodną i jej zamiłowanie do wybryków. O młodsze dzieci martwić się nie musiał, te wszak nigdy nie przemieszczały się po mieście bez zgody, wiedzy ani towarzystwa któregoś z rodziców. Powrócił spojrzeniem do obrazu, gdy ciemnowłosa ponownie wróciła do obrazów i skinął głową, nie zamierzając wdawać się w dyskusje o tym, co było mu w gruncie rzeczy obojętne.
    - Dobrze się wkomponuje kolorystycznie - przytaknął słowom żony, uśmiechając się pobłażliwie na wspomnienie szczytnego celu. Najprawdopodobniej byłby w stanie wykupić absolutnie każde dzieło z galerii i nie odczuć ubytku środków na koncie, które opływało w niebotyczne kwoty runicznych talarów, wszak nazwisko Tordenskiold wiązało się z największą fortuną w całej Skandynawii, a Halvard lubił z tego faktu korzystać przy każdej możliwej okazji, nie krygując się za bardzo w kwestii własnego uprzywilejowania. Gestem dłoni przywołał do siebie obsługę galerii, by dokonać zakupu. Wskazał płótno wybrane przez Dahlię i drugie, zawieszone tuż obok. - Będzie miłym dodatkiem biura w Oslo - uzasadnił swój wybór, myśląc raczej o umieszczeniu obrazu w pomieszczeniu innym niż we własnym gabinecie, który urządzony był w zgoła odmiennej estetyce. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wydobył niewielką książeczkę z wekslami i wypisał jeden z nich szczerozłotym piórem, by następnie przekazać go pracownikowi Besettelse, którego zaskoczone spojrzenie mogło sugerować jedynie to, że żaden z innych gości nie porwał się na aż tak hojny gest.
    - Przejdźmy się dalej, dość już tych tłumów - szepnął, pochylając się nieco w stronę Dahlii, gdy formalnościom stało się już zadość, a oni w podzięce otrzymali drobny podarek. - Czy mogę ci zaproponować coś do jedzenia albo do picia? - spytał, jednocześnie wyznaczając trasę w kierunku kafeterii, która chwilowo nie była w centrum zainteresowania gości Besettelse.
    Widzący
    Dahlia Tordenskiold
    Dahlia Tordenskiold
    https://midgard.forumpolish.com/t1392-dahlia-tordenskioldhttps://midgard.forumpolish.com/t1416-dahlia-tordenskiold#12228https://midgard.forumpolish.com/t1415-ljuv#12226https://midgard.forumpolish.com/f134-halvard-i-dahlia-tordenskiold


    Właściwie nie powinna czuć się zdziwiona insynuacją, że jedyne co ma do zaoferowania to uroda. Przez te wszystkie lata mogła przywyknąć do tego, że przez większość postrzega ją wyłącznie jako ładną ozdobę ramienia Halvarda, do oceniających spojrzeń sugerujących jasno, co sądzą o powodach ich zaślubin - wystarczyło, że była od niego wiele lat młodsza. Ukłuło ją jednak to, że padła ona ze strony bliskiego kuzyna, kogoś, kto długo i - jak dotąd sądziła - ją znał, powinien więc wiedzieć, że urodziwa twarz nie była jej jedyną zaletą. Najwyraźniej jednak musiała wciąż budować swoją pozycję i dowieść, że nie nosi na palcu złotej obrączki oraz nazwiska Tordenskiold tylko z tego powodu. Uśmiechnęła się do męża, z wdzięcznością w oczach, kiedy niejako wziął ją w obronę; sugestie, że poślubił pustą lalkę i jemu nie były na rękę, źle świadcząc o nim samym, a na to miał przecież zbyt wysokie wymagania.
    - Być może. W każdym razie dzieci dają nam wiele powodów do dumy - podsumowała Dahlia, unosząc brodę wyżej, wyraźnie z siebie zadowolona - i to było niezwykle łagodne określenia. To banalne mówić, że dzieci to największa duma, skoro każdy mógł sprowadzić na świat potomstwo - nie chodziło jednak o to, że spacerowali po tym świecie tak po prostu, a trud jaki wkładali w ich wychowanie i o to jakimi ludźmi się stawali. Czuła się dumna z tego jaką kompozycję cech charakteru i fizyczności stanowili, łącząc w sobie zarówno rodziców, swoich znakomitych przodków i własną indywidualność.  O nich mogłaby mówić godzinami i nigdy nie zabrakłoby jej kolejnych historii, anegdotek i ciekawostek, lecz nie był to ani czas, ani miejsce. Wernisaż stanowił bardzo przyjemną odmianę od zajęć dnia powszedniego. Zauważyła kątem oka jak Halvard unosi lampkę szampana, wznosząc z kimś z tłumu toast, nie zareagowała na to jednak w żaden sposób, skupiając się w pełni na obrazach jakie im dzisiaj zaprezentowano. Podobały jej się, niezaprzeczalnie, choć miała pewne uwagi, którymi podzieliła się z mężem; lubiła dyskutować z nim o sztuce, nawet wtedy kiedy to ona głównie mówiła, a on jedynie sprawiał wrażenie zainteresowanego. Początkowo ciężko było Dahlii powiedzieć, czy za maską uśmiechu kryje się szczere zainteresowanie, czy to jednie kurtuazyjna uprzejmość wobec przyjaciela. Sam wieczór, rzecz jasna, był zachwycający; jedynie same prezentowane traciły na znaczeniu w obliczu wszystkiego innego.
    - Och, oczywiście, że pamiętam. Mało kto potrafił tak operować odcieniami żółci i prawie rozgrzać płótno wizją letniego wieczoru - odparła z entuzjazmem Dahlia, przenosząc spojrzenie na Halvarda; jasne tęczówki rozbłysły jeszcze mocniej  na wspomnienie zachwycającego wernisażu austriackiego akwarelisty. - Mam nadzieję, że będziemy mieć jeszcze przyjemność uzupełnić kolekcję o następne jego dzieła - dodała z nadzieją. Pokiwała głową z powagą, zgadzając się z uwagą męża o dziełach panny Jeske. Niezaprzeczalnie miały swój urok, jednakże jeszcze nie na tyle silny, by wyrył się w pamięci ludzi tak wymagających jak oni. Oboje mieli wygórowane oczekiwania wobec wszystkiego wokół, przyzwyczajeni do tego, co najlepsze.
    - Dziękuję za twoją troskę, najdroższy - wyrzekła z łagodnym uśmiechem, unosząc dłoń, by w przelotnym geście pogładzić szorstki od zarostu policzek opuszkami palców. Z miejsca uznała to za dobry pomysł; będzie czuła się pewniej i bezpieczniej, nie musząc rezygnować z korzystania z rozrywek jakie oferował Midgard. - Oczywiście. Nie martw się o to, dopilnuję tego. Porozmawiam z nią - obiecała mu, skinąwszy głową. Wizja rozmowy z pasierbicą od samego początku miała ciemne barwy, Dahlia spodziewała się niełatwej batalii przez niechęć dziewczyny, nie mogłaby jednak mężowi odmówić. Nie w takiej kwestii, kiedy to na jej barkach spoczywała odpowiedzialność za córki. Do tej za Vigdis poczuwała się od lat, choć nie łączyły je więzy krwi; myśl, że mogłaby paść ofiarą prześladowców mieszkańców Vidgardu i Dahlii spędzałaby sen z powiek. Pozostało jej mieć nadzieję, ze pasierbica posłucha głosu rozsądku i nie będzie buntować się przeciwko decyzji ojca.
    - Cudownie. Dziękuję. - Zgoda Halvarda na zakup obrazów - nie spodziewała się innej, lecz i tak podziękowała z promiennym uśmiechem - wprawiła ją w jeszcze lepszy nastrój, choć dzieło nie było tak zachwycające; miała jednak nadzieję, że zakup nie jednego, a dwóch dzieł zostanie odnotowany, jeśli dochód miał wesprzeć cele charytatywne. To mogłoby mieć dobry wpływ na ich nazwisko, do którego przylgnęły nieprzyjemne plotki związane z pracą w kopalniach. Bezpodstawne, w mniemaniu Dahlii, jednakże krążące nieustannie po Skandynawii; zwracała więc uwagę od lat na drobnostki, które mogły wiele odczarować.  - Niech ci przypomina o tym wieczorze - skomentowała z figlarnym uśmiechem, przenosząc wzrok z obrazu, na jaki zdecydował się mąż, by ozdobić nim ścianę swojego biura w Oslo, na niego. Niekoniecznie o pannie Jeske, to oczywiste, miała na myśli własne towarzystwo, znał ją jednak (i jej wysokie ego) na tyle dobrze, by doskonale wiedzieć o czym mówi. Nie łudziła się też szczególnie, że po niemalże dziesięciu spędzonych wspólnie latach zamiast o pracy i obowiązkach nieustannie rozmyśla o niej. Bywała przy nim naiwna, lecz nie aż tak.
    Wszelkie formalności pozostawiła w rękach męża, pozornie zaaferowana innymi dziełami, którym przyglądała się wciąż z zainteresowaniem, kiedy Halvard przekazywał weksel pracownikom galerii. Wsunęła dłoń pod jego ramię, skinąwszy głową, kiedy zaproponował szeptem, by opuścili gęsty tłum kuluarów.
    - Z przyjemnością, mój miły - zgodziła się, podążając w wyznaczonym przez mężczyznę kierunku, zgrabnie lawirując wśród innych gości, aż wreszcie wyszli na korytarz i przeszli do eleganckiej kafeterii, nienaturalnie wręcz pustej; szwedzkie stoły kusiły przekąskami oraz tacami kolejnych alkoholi. Dahlia powiodła po nich spojrzeniem, niepewna tego, czego miała ochotę spróbować. - Wspomniałeś o tym austriackim akwareliście, którego nazwisko wypadło mi z pamięci i przypomniałam sobie o wyjeździe na narty w Austrii. Podawali tam... och, jakże się to nazywało, bratwurst? - zastanowiła się, wysuwając znów rękę spod mężowskiego ramienia, by sięgnąć po niewielki talerzyk z krewetkami. Ujęła wykałaczkę opuszkami palców i wsunęła sobie przekąskę do ust, ani na chwilę nie odwracając prowokacyjnego spojrzenia, na które mogła sobie teraz pozwolić, gdy byli w kafeterii zupełnie sami. - Na co masz ochotę? - ciche pytanie padło, kiedy przysunęła się bliżej i chwyciwszy kolejny koreczek uniosła go do twarzy Halvarda, oferując elegancką przekąskę.


    FAMILY, DUTY, HONOR


    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Halvard Tordenskiold

    Świat, w którym żyli, czegokolwiek by o nim nie mówić, na jak wzniosłe idee by się nie porywać i jak gorliwie by nie zaklinać rzeczywistości - był światem męskim i to ani przez chwilę nie ulegało nawet najmniejszej wątpliwości. Niewybredny komentarz Viljama był poniekąd zrozumiały i w pełni oczekiwany, choć wciąż o tyle bardziej nietaktowny, że padał właśnie ze strony jednego z bliższych krewnych Dahlii, a czy właśnie on nie powinien mieć zdecydowanie wyższego mniemania o krwi z własnej krwi? Tordenskiold nie wdawał się jednak w zbędne dyskusje o podłożu socjologiczno-filozoficznym, uprzejmie zbywając temat przed oddaleniem się wraz z żoną w bardziej zacisznym kierunku, mogącym sugerować tylko to, że zgromadzeni przez Wahlberga goście wciąż jeszcze nie odkryli gromadnie przygotowanych specjalnie na tę okazję smakowitości oczekujących na kosztowanie w przynależącej do Besettelse kafeterii. Halvard nie zwykł się chełpić pustosłowiem ani piać bezkrytyczne peany na cześć własnych latorośli, choć nie mógł odmówić Dahlii racji, gdy wspominała o przynoszonej im przez dzieci dumie; on również ją odczuwał, choć nie był zbyt gorliwym zwolennikiem uzewnętrzniania tego faktu, jakby wychodził z założenia, że zbyt zmiękczone spojrzenie gotowe było zniweczyć każdy z rodzicielskich trudów natury wychowawczej.
    - W rzeczy samej, rzadko spotyka się aż tak bogatą gamę żółci w akwarelach. Zapadająca w pamięć dynamika poszczególnych barw - przytaknął głową z namysłem, potwierdzając tym samym, że wciąż pamiętał detale obrazów, które teraz znajdowały się daleko poza zasięgiem ich wzroku - i wciąż je wspominał, a to znaczyć mogło tylko tyle, że faktycznie zdołały wywrzeć na nieposiadającym zbyt artystycznej duszy Halvardzie niemałe wrażenie. Sztuka w rozumieniu rzeźby czy malarstwa nigdy nie była jego domeną, gdy sam o wiele bardziej obłaskawił sobie muzykę, pierwsze miejsce bezkonkurencyjnie zostawiając kunsztownym wyrobom jubilerskim, mającym rolę zarówno czysto utylitarną, jak i tylko i wyłącznie ozdobną. Kamienie szlachetne przelewały się przez skarbce Tordenskioldów, zdawały się wręcz płynąć w ich żyłach razem z krwią, czyniąc z ich rodziny największych potentatów na rynku wydobywczym, a jednocześnie ucząc każdego z nich spoglądać na rodowe dziedzictwo nie tylko przez pryzmat kuszącego przelicznika na runiczne talary. Mało czym Halvard potrafił zachwycić się tak prawdziwie jak oszlifowanym do perfekcji rubinem czy wkomponowanym w koronę z platyny szmaragdem. - Właściwie przy okazji mogłabyś szepnąć Olafowi słowo o powstałym zainteresowaniu ponownym ściągnięciem dzieł tego malarza do Midgardu. Z jakiegoś powodu mam wrażenie, że ciebie będzie bardziej skłonny posłuchać w kwestiach artystycznych - stwierdził po chwili wciąż przyjemnie lekkim tonem, chociaż nieznoszące bezczynności myśli już snuły kolejne plany nabycia subtelnych akwareli do prywatnej kolekcji, której pełny rozmiar, oprócz niego samego, znała tylko i wyłącznie Dahlia.
    - Wasze bezpieczeństwo zawsze jest i zawsze będzie moim priorytetem - odparł z emfazą, dobitniej akcentując kolejne zgłoski, jakby chciał zaznaczyć to, że decyzja, jaką podjął, nie była wynikiem chwilowego kaprysu czy okazywanej na pokaz troski, gdy potencjalna krzywda, jaka mogłaby spotkać najbliższe mu osoby, nakazywała podejmować kolejne kroki mające na celu zapobiegnięcie każdemu z możliwych czarnych scenariuszy. Nie na wszystko potrafił wpłynąć, nie wszystkiemu potrafił zaradzić, nie każdy bieg zdarzeń był w stanie ukształtować pod własne dyktando, a Vidar i Astrid byli najlepszymi tego przykładami; jeśli więc mógł cokolwiek zrobić, zamierzał wykorzystać każdą szansę, by historia już nigdy nie zataczała niechlubnego koła. - Będę ci za to wdzięczny - skwitował obietnicę żony, wciąż będąc głęboko przekonany o tym, że to właśnie ona zdoła jakimś cudem dotrzeć do Vigdis w sposób, w jaki on sam nie potrafił tego uczynić. Czy słusznie? Tylko czas miał pokazać.
    Na męskich ustach wciąż błąkał się uśmiech, gdy wskazywał pracownikowi galerii oba adresy, pod które dostarczone miały pozostać zakupione przez niego obrazy, choć drgające w górę kąciki w momencie otrzymania drobnego upominku w zamian za kontrybucję mogły sugerować już jednoznacznie rozbawienie, gdy proponując swe ramię Dahlii, szeptał jednocześnie niepoważnie do jej ucha, że oto nabył najdroższą pocztówkę w swoim życiu.
    Szczęśliwe wspomnienia radosnych dni wypełnionych alpejskim słońcem żywo kontrastującym z gryzącym policzki mrozem lodowca powróciły do Tordenskiolda momentalnie, przywołane w zaledwie paru słowach niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a wraz z tymi wspomnieniami powróciły również wspomnienia typowo austriacką kuchnią, jaką byli częstowani w trakcie wyjazdu. - Czy powinienem być zdumiony faktem, że ze wszystkich ich lokalnych specjałów najsilniej zapamiętałaś właśnie ten? - spytał, nie kryjąc już ani odrobinę niepoważnej abstrakcyjności całego tego ciągu skojarzeń, do którego pchnęły ich leśne kompozycje Jeske. - Krewetki brzmią wyśmienicie - odpowiedział bez chwili namysłu, przez parę uderzeń serca po prostu obserwując subtelny ruch, jakim Dahlia częstowała samą siebie wykwintną przekąską - i jakim chwilę później częstowała również i Halvarda, który zaspokoiwszy potrzebę pokazania się publicznie w trakcie jednego z wielu spędów towarzyskich, nie pragnął już o niczym innym jak o powrocie do własnego domowego zacisza.

    Dahlia i Halvard z tematu
    Widzący
    Mikkel Guldbrandsen
    Mikkel Guldbrandsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1222-mikkel-guldbrandsenhttps://midgard.forumpolish.com/t1260-mikkel-guldbrandsen#10014https://midgard.forumpolish.com/t1261-tyr#10020https://midgard.forumpolish.com/f125-mikkel-guldbrandsen


    - Bo ty jesteś rozsądną kobietą, która ma klasę - odparował Mikkel, dziwiąc się temu, że uznała, że porównuje ją do byłej żony swojego kochanka; zupełnie nie to miał na myśli. - Mówię jedynie, że gdyby on nie życzył sobie jej obecności tutaj, to by do tego nie doszło - stwierdził. Jeśli Wahlberg miał świadomość tego do czego potrafi posunąć się jego dawna małżonka, to zadbałby o to, żeby do tego nie doszło - i nie umieściłby jej na liście gości. Coś ewidentnie się tutaj nie zgadzało i nie miał zamiaru zamykać oczu na niewygodne fakty. - Nie, gdyby nie to, to pomyślałbym, że stęskniła się za męskim towarzystwem i postanowiła spróbować szczęścia raz jeszcze - odpowiedział siostrze szczerze, ściszając przy tym głos; nie pozostawił wątpliwości co do tego jaki miała charakter ta relacja i jak niewiele dla niego znaczyła. Za kilka dni najprawdopodobniej znów nie pamiętałby o istnieniu Lykke Ronneberg, gdyby nie to wzbudzające zbyt wiele wątpliwości i podejrzeń zamieszanie. - O tobie mówił znacznie więcej. Zresztą należało ci się. Nie bądź taka skromna - zaprzeczył Guldbrandsen, tym razem na jego usta wychynął znów ciepły uśmiech. Wyczyn siostry, choć mógł ją zgubić, był ryzykowny, zasługiwał na upamiętnienie i wynagrodzenie; napełniał go dumą i miał pewność, że matka też je czuje, ojciec czułby także, gdyby wciąż był z nimi. - No chyba, że to był ich plan, więc to oczywiste, że byś o tym nie wiedziała. - Irytacja, jaka malowała się na twarzy Fridy i wybrzmiewała w jej głosie wydawała mu się zupełnie niezrozumiała. Dlaczego denerwowała się na niego za to, że śmiał zadawać pytania? Słuszne w obliczu zawiłych koligacji., które nie pozostawały przecież bez znaczenia, choć uznawanie je za takowe z pewnością byłoby wygodniejsze, by wybielić Wahlberga. Czy powinien był się jednak dziwić? Zauroczone kobiety łatwo omotać, zamydlić im oczy, same zaczynają szukać usprawiedliwienia i widzą tylko to, co chciał widzieć. Zawsze sądził, że Frida jest od takich kobiet znacznie mądrzejsza i sama oplata sobie mężczyzn oplata wokół, palca, nie pozwala, żeby uczynili to z nią. - Rozumiem. Co ci pokazały Norny? Będziesz teraz z nim pracować? Łączyć uczucia z biznesem? Trochę to niebezpieczne - wyrzekł z powątpiewaniem, lecz było to jedynie wyrażenie kolejnych wątpliwości sceptycznym tonem, a nie pouczenie, sugestia, że powinna się zastanowić nad tym co robi. Pracowała nad swoją pozycją volvy w magicznej Skandynawii, jednak dotąd jej doradztwo nie wiązało się tak bliskim relacjom - chyba, że miała przed nim jeszcze więcej tajemnic, niż sądzisz.
    - A więc zrobił to bez twojej wiedzy i zgody? Nie poinformował cię o tym? - spytał ostro, a ciemne brwi ściągnęły się znów w podirytowanym wyrazie; ogłoszenie takich wieści powinno być raczej wolą obu stron, dziwne, że jej to nie przeszkadzało. Kolejny minus jaki odnotował w myślach na swojej wewnętrznej liście zatytułowanej Olaf Wahlberg. - Przecież nie mam ci za złe tego, że z kim układasz sobie życie. Na chwilę, czy na dłużej, robisz to co uważasz za słuszne - zaprzeczył, unosząc dłoń w geście zaprzeczenia; nie pomyślał tak o tym, jeszcze nie. Mikkel nie miał swojej siostry za naiwną gęś, wierzącą w miłość od pierwszego wejrzenia i mającą od niej klapki na oczach w pierwszej chwili. - Myślałem po prostu, że zasługuję na twoje większe zaufanie w podobnych sprawach. - Kolejne ukłucie żalu w piersi sprawiło, że poczuł dziwny, gorzki smak pod językiem. Nigdy nie kazał jej się spowiadać ze wszystkiego co robi, z każdej znajomości, ulotnej, przypadkowej, czy dłuższej, nie musiała z nim konsultować swoich kolejnych kroków, o wielu rzeczach nawet nie chciałby wiedzieć dla własnego spokoju sumienia. Dłoń drugiej ręki Mikkela spoczęła na dłoni Fridy na jego przedramieniu, ciemne tęczówki odnalazły oczy siostry, bliźniaczo wręcz podobne odcieniem. - Nie potrzebujesz na to mojego pozwolenia, a ja nie śmiałbym ci czynić zakazów, to twoje życie - odparł równie cicho i z mocą. Troszczył się o nią i martwił, bo była jego malutką siostrzyczką, zawsze nią pozostanie; jednocześnie miał jednak o Fridzie zbyt wysokie mniemanie, aby próbować nią sterować dla jej własnego dobra. Sama wiedziała co będzie dla niej najlepsze. - Po prostu nie chcę, żebyś upadała zbyt boleśnie, bo to jest absolutnie zbędne - dodał. Zabierał głos, zadawał pytania, czasami wtrącał długi nos w jej sprawy, bo wolałby ją uchronić przed niepotrzebnym cierpieniem, takim, które niczego by nie nauczyło, a jedynie wymęczyło. - Myślę też, że będzie dobrze, jeśli zachowasz oczy otwarte na to, co jest wokół, nie tylko na to, co pokazują ci Norny. - Tego nie potrafił zrozumieć. Ślepej wiary w wizje, które musiała nauczyć się interpretować i braku wpływu na swój własny lot. Zauważył gdzieś w tłumie kiwającego na nich Olafa Wahlberga i pokręcił głową z irytacją. Jego siostra nie była przedmiotem, który mógł sobie przywołać skinięciem palca, gdy miał taki kaprys i ochotę.
    Zwrócił znów spojrzenie na Fridę, kiedy poinformowała go o najbliższych planach.
    - Co? - wypalił, szczerze zdziwiony tą informacją, czego nawet nie starał się ukrywać. - Nie mówiłaś przed chwilą, że znasz go ile... dwa tygodnie? - wyszeptał, a lewa brew uniosła się lekko. - Znaczy... tak jak mówiłem, zrobisz co uważasz za słuszne, ale... Mam nadzieję, że nie sprzedajesz swojego mieszkania? - Jeszcze tego brakowało. Oszusta, który próbuje naciągnąć ją na pieniądze.


    when I say innocent
    I should say naive
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Frida Guldbrandsen

    Gdyby on nie życzył sobie jej obecności tutaj, to by do tego nie doszło...
    Ponure stwierdzenie Mikkela odbijało się głuchym echem wewnątrz jej czaszki, wydobywając na powierzchnię wszystko to, o czym wolałaby nie myśleć i wszystko to, w co za żadne skarby świata nie zamierzała się wplątywać. - To bardzo zapracowany człowiek, chyba nie myślisz, że trwonił swój czas układaniu listy gości? - podała kwestię w wątpliwość, z jednej strony odpychając od siebie niewygodną myśl, a z drugiej nie mogąc się oprzeć przeczuciu, że wykazujący się skrajnym perfekcjonizmem Wahlberg w rzeczy samej nie potrafiłby oddelegować komukolwiek innemu nawet najbanalniejszego z zadań. - Tak czy siak, nawet jeśli faktycznie życzył sobie jej obecności tutaj, z pewnością miał ku temu swoje powody i z pewnością wśród tych powodów nie znajdowało się prześladowanie mojego brata ani stronienie sobie z niego żartów - dodała po chwili namysłu, starając się przywołać z wysokości strun głosowych zobojętniały ton. Nie angażować się, pamiętała o tej zasadzie aż za dobrze i chociaż wrodzona ciekawość rwała się do tego, by grać pierwsze skrzypce, tak nie próbowała zrobić sobie łokciami miejsce tam, gdzie go dla niej nie było. - Widzisz? Szukasz drugiego dna, choć może go tam wcale nie być - zareagowała tak, jakby własnymi słowami potwierdził tylko wysnutą przez nią tezę o rozdmuchiwaniu rangi nic nieznaczącego wydarzenia do tematu przewodniego ożywionej konwersacji w trakcie niezaplanowanego spotkania. Machnęła dłonią nieznacznie, w lekceważącym geście, nie komentując kwestii własnej skromności, która teraz nie miała najmniejszego znaczenia.  Mikkel jednak nie odpuszczał, po raz kolejny powracając do tajemniczego planu, którego ofiarą rzekomo miał paść; Frida resztką sił powstrzymała się od mimowolnego przewrócenia oczami niczym rozkapryszona nastolatka. - Na Odyna, jaki znowu ich plan? Słyszysz sam siebie, Mikkelu? Od kiedy stałeś się fanatykiem teorii spiskowych? Nie rozumiem co przez ciebie przemawia - pokręciła przecząco głową, a z upięcia złotą szpilką wyślizgnęło się pojedyncze, krótsze pasmo kruczoczarnych włosów; odgarnęła je za ucho niedbałym gestem, ponownie ogniskując spojrzenie ciemnych tęczówek na twarzy o ostrych rysach. Midgardczycy stanowili tak niewielką społeczność, że jej zdaniem szczególnie w wyższych warstwach, niemożliwym było całkowite ucięcie jakiegokolwiek kontaktu z drugą, dowolnie wybraną osobą, gdy wszędzie wokół spotykało się same znajome twarze. Czy możliwym było dla Olafa odizolować się kompletnie od Lykke i nie musieć mieć z nią styczności już nigdy więcej, nawet w obliczu zbieżności zainteresowań i branży, którą zwykli zwać swoją? Guldbrandsen ściągnęła zaczesane symetrycznie brwi ku sobie, pozwalając, by pionowa zmarszczka przecięła krótką linią czoło pomiędzy nimi. - To nie moja przyszłość, bym mogła o niej opowiadać, nie powinieneś o to pytać - zaprzeczyła zdecydowanym głosem, poniekąd zdziwiona, że starszy brat w ogóle wnika w podobne kwestie i oczekuje odpowiedzi. - Kto mówi o uczuciach? Pracuję z nim i będę pracować, do tego jednak potrzebuję możliwości zrozumienia tego, jak co powinnam interpretować. Ciężko to wszystko uzyskać, nie spędzając dużej ilości czasu z drugą osobą - wyjaśniła nieco zirytowana tym, że musi tłumaczyć się z czegokolwiek, choć to właśnie on powinien po prostu rozumieć.
    - Rozumiesz ideę niespodzianki? Nie mam mu za złe tego, że chciał mnie zaskoczyć miłym gestem i ty tym bardziej nie powinieneś mieć - zanegowała gwałtownie, nie rozumiejąc wyostrzającego się tonu brata, który każde jej słowo zdawał się przeinaczać i rozumieć opatrznie. Muśnięte szminką wargi ułożyły się automatycznie w kolejnym wyrazie zaprzeczenia, lecz żaden dźwięk nie wydobył się z jej krtani, gdy górujący nad nią wzrostem mężczyzna wypowiedział ostatecznie swe główne oskarżenie, a Frida przymknęła usta, przez chwilę deliberując nad tym czy istnieje w ogóle dobra odpowiedź na podobny zarzut. - Przecież wiesz, że ci ufam, tobie jednemu bardziej niż komukolwiek innemu na świecie. Po prostu... nie zawracam ci głowy głupotami, opowiedziałabym ci o wszystkim w odpowiednim czasie, jeśli byłoby o czym opowiadać - wyrzekła ostatecznie, nie wdając się w dość oczywistą kwestię tego, jak niezręcznymi potrafiły być rozmowy o mężczyznach ze starszym bratem i nagle poczuła się tak jakby znów miała kilkanaście lat i próbowała wytłumaczyć swoje wyjście z domu wieczorową porą. - Nie zamierzam upadać, o ile nie będzie to absolutnie konieczne, bądź spokojny - ściszyła głos, przywołując na twarz łagodny uśmiech i pragnąc jak najszybciej zażegnać chwilowe napięcie, jakie pojawiło się między latoroślami Guldbrandsenów niespodziewanie. - Będę ostrożna i nie dam się pochłonąć przyszłości bez reszty, obiecuję - skinęła głową, zgadzając się z koniecznością zachowania czujności. Dzień spędzony na Placu Kupieckim był błędem, którego nie zamierzała już nigdy więcej powtarzać.
    Dostrzegła kątem oka, że Olaf powrócił już po pewnym niefortunnym incydencie do zebranych w Besettelse gości i rozpoczął krążenie po kuluarach w celu nawiązania interakcji z kolejnymi przedstawicielami śmietanki towarzyskiej. Dostrzegła również doskonale widoczną irytację Mikkela kręcącego przecząco głową, choć pewna była już niemalże tego, że na obecnym etapie jej brata wyprowadza z równowagi sam fakt istnienia Olafa Wahlberga, a więc wszelkie próby przyjaznego zapoznawania mężczyzn ze sobą były tymczasowo z góry skazane na porażkę. - Przestań, miałam mu towarzyszyć - poprosiła cicho i spokojnie, jakby z rezygnacją, nie porywając się na syczenie godne najprawdziwszej żmii ani na naznaczone teatralną pozą wyginanie ust w pełną niezadowolenia podkówkę, gdy sama doskonale wiedziała, że mecenas sztuki nie zrobił niczego karygodnego, po prostu zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami dając jej znać, kiedy mogła dołączyć, by zgodnie ze swoją obietnicą być u jego boku. Odnalazła spojrzeniem piwne oczy i uniosła nieznacznie nadgarstek we wstrzymującym geście, mającym mówić, że potrzebowała jeszcze chwili z bratem. Powróciła ciemnymi tęczówkami na powrót do Mikkela, który z trudem przyswajał kolejne informacje, jakimi go obsypała. - To nie ma żadnego znaczenia, tak po prostu będzie mi wygodniej - odpowiedziała, po części nie rozumiejąc zdumienia, jakie napotkała, pomimo tego, że z pewnością doskonale wiedział o tradycji goszczenia völvy pod swoim dachem i o tym, że Frida, pragnąca pozostawać wierna korzeniom i historycznym obyczajom, właśnie w taki sposób utrzymywała się tuż przy źródle informacji i głównym obiekcie swoich wizji łaskawie zsyłanych przez Norny. - Oczywiście, że nie, mogę wrócić do niego w każdej chwili. Nic nie skusi mnie do porzucenia własnej niezależności - oznajmiła szczerze z własnymi przekonaniami, nie potrafiąc wyobrazić sobie scenariusza, w którym miałaby spalić za sobą wszystkie mosty i pozostać zdana na łaskę i niełaskę mężczyzny, o którym wciąż wiedziała za mało, aby w pełni mu zaufać. - Powinnam już iść… Porozmawiamy na spokojnie za kilka dni, dobrze? Nie chcę rozmawiać z tobą w pośpiechu, w otoczeniu obcych ludzi i w gwarze - wyrzekła po chwili, ściskając delikatnie dłoń Mikkela w geście, który sama nie wiedziała co miał wyrażać. Chęć uspokojenia jego obronnych instynktów? Podziękowanie za zrozumienie? Przeprosiny za trzymanie najważniejszej ostatnio części swojej codzienności w prywatności? Obietnicę, że to wciąż nie koniec rozmowy? Wszystko po trochu? A może nic z powyższych?
    Widzący
    Mikkel Guldbrandsen
    Mikkel Guldbrandsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1222-mikkel-guldbrandsenhttps://midgard.forumpolish.com/t1260-mikkel-guldbrandsen#10014https://midgard.forumpolish.com/t1261-tyr#10020https://midgard.forumpolish.com/f125-mikkel-guldbrandsen


    - Skoro jest taki zapracowany, to chyba nie myślisz, że cokolwiek związanego z tym wernisażem umknęłoby jego uwadze? To jest przecież jego praca - pytaniem odpowiedział na pytanie siostry, która nie ustawała w wynajdowaniu kolejnych wymówek dla nowego kochanka. Mikkel pokręcił też głową, kiedy padło stwierdzenie o prześladowaniu; o siebie się nie martwił, gdyby chodziło wyłącznie o niego prędko machnąłby na to ręką, lecz nie chodziło tylko o niego. - Gdyby nie wplątanie w to nas dwojga, to nie budziłoby to takich wątpliwości - mówił dalej, dziwiąc się temu, że Frida wciąż nie rozumie dlaczego był podejrzliwy - albo nadal wolała to wypierać. - Fanatykiem teorii spiskowych? - powtórzył za nią, nie dowierzając, że naprawdę to powiedziała. Ciężkie westchnięcie wymknęło mu się z ust i wsparł ręce o biodra. - Nie wiem, czy pamiętasz, ale mnie uczono dostrzegać i łączyć pewne zbiegi okoliczności - stwierdził cierpko. Jeśli pewna podejrzliwość miała być wadą i czyniła wysłannika Forsetiego fanatykiem teorii spiskowych, to prawdopodobnie był nim cały wydział.
    - W innych przypadkach ci to nie przeszkadzało. Dlaczego nie powinienem? Wolałbym wiedzieć jakie ma plany, skoro kręci się koło mojej siostry. - To było chyba oczywiste. Nie rozumiał dlaczego Frida zamierzała z pozostałej części wizji robić taką wielką tajemnice, skoro traktowała to jedynie jako pracę jak sama stwierdziła oburzając się na wspomnienie o uczuciach. - Kto mówi o uczuciach? Nie wiem, może on podczas swojej przemowy przedstawiając cię jako swoją ukochaną. - Tym razem on niemalże przewrócił oczyma z irytacji. Miał w tamtej chwili wrażenie, że każde z nich mówi do drugiego w innym wręcz język i wszystko zostało zrozumiane wręcz na opak. - Ja tylko mówię, że pewne rzeczy wypada konsultować z drugą osobą - odparował, niewzruszony na bezpodstawną irytację Fridy, która wydawała się denerwować coraz bardziej z każdym jego słowem, co wprawiało go w niejakie skonfundowanie i zdziwienie. - Nic co jest ważne dla ciebie nie będzie dla mnie głupotą - znów w tonie Guldbrandsena zabrzmiała lekka uraza, że w ogóle tak pomyślała. Pogawędki w plotkarskim tonie i ważne dyskusje nad tym co odpisać w liście i ile należy zaczekać z jego wysłaniem mogła rzeczywiście zachować dla swoich przyjaciółek, będących w podobnych dyskusjach znacznie lepszymi rozmówcami, lecz samo wspomnienie o podobnej relacji byłoby miłe - choć uparcie zaczęła zaprzeczać temu, że zaangażowana jest w to emocjonalnie. Miał oczy i uszy, widział jak na niego patrzy i słyszał dokładnie przemowę Wahlberga. Mogła zaprzeczać, swoje już wiedział. Zwłaszcza po informacji o przeprowadzce.
    - Taką mam nadzieję. Będę trzymał cię za słowo, pamiętaj - stwierdził zrezygnowany, unosząc ręce w poddańczym geście; ile razy by jej nie prosił i nie wymuszał na Fridzie obietnic, że będzie ostrożna, będzie rozsądna i nie będzie podejmować zbędnego ryzyka, to później dowiadywał się o takich przygodach jak ta na placu Kupieckim. Niekiedy brakowało mu już słów.
    Jedna z ciemnych brwi uniosła się w pytającym wyrazie, gdy siostra kazała mu przestać. Skoro miała mu towarzyszyć, nie powinien był na nią kiwać palcami jak na służbę. Zachował ten komentarz jednak dla siebie, stwierdziwszy, że w tym momencie Frida i tak zarzuci mu przesadne czepialstwo.
    - Tak, rzeczywiście wygląda na to, że dla żadnego z was nie ma to żadnego znaczenia i to jedynie układ biznesowy. Mam rozumieć, że w imię owocnej współpracy zaoferował ci własną sypialnię, bo jest dżentelmenem? - spytał z przekąsem, zaraz jednak uniósł dłoń w powstrzymującym geście, zanim usłyszał coś, czego słyszeć wcale nie chciał.
    - Cieszy mnie to. Gdybyś potrzebowała pomocy w przeprowadzce... lub przeprowadzkach, to wiesz, że możesz na mnie liczyć. - Jedynie Norny wiedzą jak długo potrwa ta współpraca, cisnęło mu się na usta, znów jednak ugryzł się w język. Niepotrzebne były im w tamtym momencie uszczypliwości. Westchnął raz jeszcze, odwzajemniając uścisk dłoni siostry i uśmiechnął się do niej ciepło, uspokajająco. Nie miał zamiaru czynić jej scen, ani tutaj i teraz, ani później gdziekolwiek. Była dorosła i podejmowała własne decyzje. Nawet jeśli uważał je za błędzie, to sam już dawno zrozumiał, że i tak siostry nie powstrzyma, jeśli na coś się zaweźmie. W tamtej chwili wydawała się wręcz wyjątkowo zacietrzewiona i uparta.
    - Nie będę cię zatrzymywał i psuł ci wieczoru. Baw się dobrze, zasłużyłaś. Na mnie już pora. Widzimy się za parę dni, babcia pewnie już na nas czeka - zdecydował Mikkel, zanim odeszła, unosząc dłoń siostry i całując elegancko jej wierzch, zanim obdarzył Fridę ostatnim uśmiechem i odprowadził w kierunku Wahlberga. - Proszę się nią dobrze opiekować - wyrzekł w jego stronę nienagannie uprzejmym tonem, nim pożegnał siostrę i zniknął w tłumie. Upewnił się jedynie, że zakupione dzieła sztuki trafią pod właściwy adres, zanim opuścił Besettelse - tym razem próg galerii sztuki przekroczył w pojedynkę.


    when I say innocent
    I should say naive
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Frida Guldbrandsen

    - Całe Besettelse to jego praca, wernisaż jest tylko małym urywkiem tego, czym zajmuje się na co dzień - pokręciła głową przecząco, nie przyjmując do wiadomości słów Mikkela, gdy te nie były zgodne z jej własnymi wyobrażeniami ani zaklinaniami rzeczywistości. - Naprawdę musisz zakładać, że zostaliśmy w to wplątani z premedytacją? Kto i jaki miałby mieć w tym cel? - westchnęła zrezygnowana, nie odnajdując w tym toku rozumowania uzasadnienia wystarczającego do podtrzymania przy życiu rozlewających się goryczą na języku starszego Guldbrandsena podejrzeń skierowanych pod adresem człowieka, któremu ostatnimi czasy poświęcała każdą swoją wolną chwilę i prawie każdą myśl. Uniosła spojrzenie ku niemalże bliźniaczo podobnym tęczówkom, czując, że w jakiś niewytłumaczalny sposób znaleźli się właśnie na cienkim lodzie, który gotów był w każdej chwili zarwać się pod nogami przy jednym niewłaściwym kroku. Jakim cudem do tego doszło w zaledwie parę minut? - Oczywiście, że pamiętam, po prostu nie jestem pewna czy szukasz ich w odpowiednim miejscu - żachnęła się wciąż odpowiednio przyciszonym głosem, wciąż obsesyjnie dbając o to, by ani jedno słowo nie zostało złowione przez osoby trzecie, dla których uszu nie była przeznaczona ta rozmowa.
    - W innych przypadkach? Nigdy nie powiedziałam ci więcej niż mogłam powiedzieć i nigdy nie naraziłabym na szwank zaufania, w jakim pokładają we mnie ludzie, którym doradzam i o których, siłą rzeczy, wiem więcej niżby sobie tego życzyli - odparła nieco bardziej gorliwie, broniąc się przed zarzutem, jakoby wcześniej pozwalała sobie na zbyteczną niefrasobliwość w kwestii wyjawiania osobom postronnym tajemnic, które nie powinny zataczać szerszych kręgów. Czy Mikkel naprawdę mógł sądzić, że mówiła mu wszystko, nie dbając o własną reputację, która dla völvy była jedyną wartością nadrzędną i jednocześnie jedyną możliwą ścieżką do sukcesu? - To, co widziałam, nie dotyczy w żaden sposób ciebie ani mnie. Tyle musi ci wystarczyć - a jeśli nie wystarcza, będziesz musiał sam z nim porozmawiać. Blade palce bezwiednie zacisnęły się na szczupłych ramionach, wbijając w gładką skórę końcówki paznokci, lecz nawet ten bodziec nie zdołał się przebić do świadomości Fridy, zbyt pochłoniętej gorączkową wymianą zdań. - Najdroższą. Nazwał mnie najdroższą, nie ukochaną - poprawiła brata, pewna tego, że i on potrafił dostrzec różnicę w znaczeniu, jakie niosły obydwa określenia, gdy sama nie miała złudzeń co do tego, że choć Olaf potrafił docenić jej obecność w swoim życiu i przekalkulować wymierne korzyści, jakie zdolna była mu przynieść, tak to, co połączyło ich w zamieszaniu burzliwych, przedświątecznych dni, nijak nie zasługiwało na pełne romantyzmu miana ani na pustosłowne deklaracje uczuć, których brakło w ich rozwijającej się gwałtownie, lecz wciąż raczkującej relacji. Przygryzła dolną wargę, słysząc wybrzmiewającą w głosie brata urazę i choć wiedziała, że przemawia przez niego troska w najczystszej formie, nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że znów miała kilkanaście lat i znów była ganiona za spędzenie nocy poza domem. Przytaknęła głową, porzucając dalszą dyskusję i ponownie potwierdzając, że pamięta o złożonej Guldbrandsenowi obietnicy i wciąż zamierza ją wypełnić - tym razem skuteczniej niż w dniu, w którym przez historyczne centrum Midgardu przeszła demonstracja Wyzwolonych.
    - Nigdy nie rozliczałam cię z twoich decyzji życiowych ani wyborów tego, komu sam oferujesz własną sypialnię i bardzo cię proszę, żebyś i ty powstrzymał się od podobnych rozliczeń - oznajmiła głosem przyciszonym, choć przepełnionym głęboko zakorzenioną nieustępliwością wymieszaną z determinacją, by bronić swego, w reakcji niejako wręcz alergicznej na doskonale słyszalny przekąs i kpinę, które zastępowały w myślach Mikkela chęć zrozumienia tego, co dokładnie nią kierowało i jak dokładnie wyglądała jej codzienność w zawodzie tak niecodziennym. -  To, gdzie dokładnie, jak i z kim spędzam noc jest moją sprawą i nie zamierzam się z tego nikomu tłumaczyć, tobie również. Nie wrócimy więcej do tej rozmowy - kontynuowała z uporem godnym maniaka, wyznaczając tym samym granicę nieprzekraczalną i zamykając temat z nadzieją, że poruszyli go pierwszy i ostatni raz, a podobne szyderstwa nie wybrzmią już więcej pod jej adresem. Oczy w kolorze gorzkiej czekolady błysnęły urazą, gdy mężczyzna zasugerował kolejną przeprowadzkę, a szczęki Fridy zacisnęły się mimowolnie, by powstrzymać gorzkie słowa, które same cisnęły się na język.
    - Dziękuję, ale tym razem to nie będzie potrzebne - odpowiedziała po chwili lakonicznie, nie potrafiąc sobie nawet wyobrazić Mikkela rozwieszającego jej ubrania w garderobie Wahlberga. Skinęła głową ponownie, przyjmując do wiadomości skwapliwe i w pełni przepisowe słowa pożegnania, choć sama nie próbowała silić się już na odpowiedzi w podobnym tonie. - Poinformuję babcię o naszych planach - wyrzekła tylko, podążając w raz z nim w stronę Olafa, nim nadszedł moment pożegnania starszego brata. Odprowadziła Guldbrandsena spojrzeniem aż do drzwi galerii, którą opuszczał, nie próbując już nawet odnaleźć kobiety, z którą tu przyszedł - lecz to, zgodnie z własnymi jej słowami, nie było już jej sprawą. Zaczerpnęła głębszy oddech, przywołując się do porządku nakazującego zażegnać niewygodne rozedrganie i skupić się ponownie na wernisażu aż do momentu, w którym ostatni z poważanych gości opuści Besettelse, ucichnie ostatni takt wygrywanej na fortepianie kompozycji, a chłód grudniowej nocy zostanie zastąpiony wonią zapachowej świecy płonącej w mieszkaniu na Starym Mieście.
    - Przepraszam, że musiałeś na mnie czekać, nie miałam wcześniej okazji porozmawiać z Mikkelem o... bieżących wydarzeniach - zwróciła się przyciszonym głosem do Wahlberga, zajmując należne sobie miejsce u jego boku i racząc go łagodnym uśmiechem, który miał stać się przyjemną dla oka fasadą kryjącą skwaszenie ledwo co odbytą rozmową. - Wiedziałeś, że tu będzie? - spytała po chwili, odnajdując piwne spojrzenie i szukając w nim odpowiedzi na to, co właściwie wydarzyło się pod dachem Besettelse tego wieczora, którego wcześniej wypatrywała z niecierpliwością, by teraz tylko marzyć o momencie, w którym opuszczą mury galerii i w prywatności czterech ścian ściągną z siebie ugładzone maski skrajnego zadowolenia. Wsunęła dłoń pod męskie ramię i przejechała palcami po gładkim w dotyku materiale marynarki spowijającej napięte wyczuwalnie mięśnie. - Wszystko w porządku? - wybrzmiały słowa Fridy, wciąż unoszącej do twarzy Olafa spojrzenie wyzierające spod ciężkich powiek przybranych gęstym wachlarzem rzęs. Kolejne pytania zatrzymywały się na linii jej zębów, nie ulegając jednak uzewnętrznieniu, gdy przypominała sama sobie, że to nie miejsce i nie czas na drążenie tematu Lykke - że to nie jej miejsce, by poruszać podobne kwestie, o ile Wahlberg sam sobie tego nie zażyczy, inicjując rozmowę. - Prowadź dalej - poprosiła szeptem, mocniej zaciskając palce na jego ramieniu, pewna tego, że sam wiedział już doskonale w którą stronę powinni się teraz udać.
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Wieczór wernisażu płynął spokojnie, jeśli pominąć by kilka uprzykrzających go faktów, ostatecznie jednak wpisanych w wydarzenia zakrapiane gustownym alkoholem. Zniszczony obraz młodej malarki nie wisiał na wystawie nader długo, szybko znajdując kupca, lecz pewien niesmak pozostał wśród gości widzących tę scenkę rodzajową. Niektórzy szeptali o niezrównoważeniu Lykke Rønneberg inni śmiało wysnuwali wnioski, że tym butnym przypadkiem stworzyła oryginalne dzieło. Niezależnie od wszystkiego, obsługa szybko zajęła się bublem, pakując go dla Villjama Hallströma, który zdecydował się wesprzeć w ten sposób młodą sztukę. Finansowy cel na ten wieczór został wypełniony dzięki szczodrości Sigurda Landsverka, który zniknął niedługo potem z jedną kustoszek wystawy w nieco bardziej intymnej sali, skąd nie dało się podsłuchać, o czym rozmawiają. Domniemać można było, że o, oczywiście, o malarstwie. Villemo Holsen, o której mowa, jaka dziś brylowała nienaganną aparycją i uśmiechem, również zdecydowała się przekazać datek. Rodzeństwo Guldbrandsen kupiło obrazy, otrzymując swoje skromne podarki, choć część gości oczy zwracała ku Fridzie, która dziś towarzyszyła Olafowi Wahlbergowi, który w tym  czasie pozostawał nieobecny. Część zaproszonych mogła dostrzec, jak znika on w odległym pomieszczeniu prowadzącym do części pracowniczej, podążając za swoją byłą żoną. Ludzie zwykli szeptać, że między tym dwojgiem nie działo się dobrze, nawet gdy wciąż byli małżeństwem, pomimo usilnych starań co do tego, aby uchodzili za idealną parę. Po rozwodzie Lykke zniknęła z salonów, ostatecznie wracając z hukiem. Nieważne jak mówią, ważne, że mówią – głosiło stare porzekadło. Od tamtego momentu kobieta nie znalazła się już w towarzystwie swojego partnera, z którym przekroczyła mury galerii, Mikkel Guldbrandsen niedługo po zakupie obrazu – wyszedł.
    Zabawa trwała w najlepsze, choć nigdzie nie można było dostrzec młodej Lotte Hansen, która wraz z Viktorem Vårvikiem  odeszła w stronę łazienek. Tylko uszczypliwi mogliby rozmyślać o tym, co działo się w jej wnętrzach, lecz na szczęście mogli cieszyć się swoim towarzystwem dostatecznie długo, świadomi, że zaraz ktoś może wejść do środka.
    Uwadze nie umknęła obecność Sohvi Vanhanen, której towarzyszył znamienity malarz, Einar Halvorsen. Para przyjaciół pomimo niewygodnych przygód z jednym z natrętnych dzieciaków usiłujących spełniać dziennikarskie marzenia, zdawała się dość spokojna, a kobieta ostatecznie zdecydowała się na kupno jednego z obrazów. Największy datek wpłacił Halvard Tordenskiold prezentując drugi obraz swojej żonie, Dahlii. Małżeństwo doskonale znało się właścicielem tego przybytku, choć dziś kobieta zdawała się zbierać dodatkową uwagę ze względu na typową dla siebie nienaganną aparycję.
    Wyjątkową urodą, która wręcz zakrawała na nieco mistyczną, mogły poszczycić się Frida Guldbrandsen oraz Laudith Vidgren, ku niewiedzy gości, na ten dzień były przygotowane. Obydwie odbyły niewiele wcześniej jeden z rytuałów uświetniający ich aparycję, kąpiąc się w świetle północnego księżyca.
    Alkoholu ani przekąsek nie brakło aż do ostatniego gościa, tak samo zresztą jak gorących śmiechów i rozmów na temat zawieszonych na bladych ścianach obrazów. Debiutantka Jeske Helvig zdawała się przemykać bocznymi alejkami, pozostając niemal niezauważoną przez cały wieczór, choć wiele z oczów zwróconych było ku Ursuli Frisk, która to według plotek, miała być prawdziwą artystką. Muzyka, choć grała długo, tak była nienachalną i zamykała przestrzeń w przyjemnym wrażeniu, że wieczór taki jak ten będzie niezapomniany.
    Na sam koniec jeszcze, gdy goście opuszczali powoli mury Besettelse, pracownicy upewnili się co do adresów, na które mają zostać dostarczone dzieła sztuki. Te zjawiły się w progach gości niedługo później. Sam właściciel zaś podziękował niemal każdemu, kogo zdążył spotkać za przybycie, zadowolony z brzęku złotych monet, które dziś przelały się przez tłoczne kuluary.

    wszyscy z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.