Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów

    +10
    Bezimienny
    Eitri Soelberg
    Ivar Soelberg
    Laudith Vidgren
    Einar Halvorsen
    Lasse Nørgaard
    Ursula Frisk
    Mikkel Guldbrandsen
    Karl Sørensen
    Dahlia Tordenskiold
    14 posters
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    First topic message reminder :

    14.12.2000

    Opadający miękko na jedną z głównych ulic starego miasta śnieg zdawał się dzisiaj przedstawiać się wyjątkowo wyrafinowanie i finezyjnie. Drobne płatki śniegu spadały na ramiona zmierzających w stronę galerii pierwszych gości, następnie topniejąc pod wpływem ich ciepła. Sprawne oko dostrzegłoby niezwykłość i perfekcję każdego z nich, jakby kusiły widza do pochwycenia owego na palec, lecz szybko śnieżynka rozpuszczała się wraz ze swoją metafizyczną tajemnicą. Dziesiątki latarni ozdobionych z okazji zbliżającego się Jul tak jak najbardziej reprezentatywne ulice miasta jemiołą i świątecznymi stroikami, oświetlały ośnieżoną drogę, która jedynie dzięki dziesiątkom obcasów eleganckich butów ponownie nie pokryła się grubą warstwą śniegu.
    Fasada galerii sztuki "Besettelse" tego dnia nie wyróżniała się względem reszty roku. Zdobiła ją zewnętrzna sztukateria z gipsowym skomplikowanym wykończeniem. Wystające gzymsy nie raziły intensywnością koloru, choć na tle innych kamienic ta prezentowała się szczególnie elegancko. Zabytkowe dwudrzwiowe wejście rzeźbione przed ponad stu laty w klasycznym norweskim świerku zostało otwarte przed czasem, wpuszczając do środka przedwcześnie przybyłych zaproszonych, którzy, jak wszyscy następni, przy wejściu okazać mieli wcześniej dostarczony im bilecik.
    Już od wejścia w pierwszy korytarz, goście wernisażu mogli słyszeć dobiegającą z jednej z głównych sal muzykę. Klasyczny koncert kompozycji Klausa Reitena wygrywany przez znamienitego pianistę midgardzkiego pochodzenia, Josteina Samuelsena, dedykowany na jeden fortepian wybrzmiewał wyraźnie, lecz cicho, dzięki czemu goście mogli być przekonani, że muzyka nie zakłóci bankietu, a będzie uświetniającym go tłem.
    Pierwsze swoje kroki zaproszeni winni byli skierować do szatni, aby móc zostawić tam wierzchnie odzienia. Na ladzie odnaleźć można było składane na trzy broszurki, które wszyscy goście dostali również z bilecikiem, przedstawiające bliżej wydarzenie, debiutantkę oraz obecne tu Stowarzyszenie "OdNowa". Dwie garderobiany odbierały futra i płaszcze, czyniąc przestronny hall istnym pokazem mody. Obowiązujące na podobnych wydarzeniach stroje wieczorowe, zwłaszcza u możnych kobiet, kusiły swoją elegancją, nierzadko wzbudzając zachwyt. Dziś zabawa miała kreować się w towarzystwie midgardzkiej śmietanki towarzyskiej, którą jak zwykle obecni na podobnych wydarzeniach przedstawiciele gazety Ratatoskr, uwieczniali na zdjęciach, gdy tylko owa przechodziła dalej, w głąb budynku.
    Kilka zdobiących to miejsce rzeźb młodych kobiet zdawało się z gracją poruszać w rytm dobiegającej je muzyki, wskazując gościom kierunek, jakim mieli podążać. Obecne na ścianach obrazy nie zmieniły się, pozostając niezmienną częścią wystawy, jednak stali bywalcy tego miejsca z łatwością mogli dostrzec różnicę w wyglądzie korytarzy, bowiem te zdobiły teraz gałązki świerka, sprawiając wrażenie, jakby gęstniały wraz z każdym krokiem, aż w końcu, tuż przed drzwiami do kuluarów, gdzie odbywać miała się główna część bankietu, tłoczyły się w niemal ciasne przejście. Igły nie dosięgały jednak ułożonych fryzur wysokich mężczyzn, ani nie opadały do dekoltów kobiet, odpowiednio wcześniej zabezpieczone. Światło zdawało się stawać coraz bardziej przyciemnione w miarę spaceru w głąb korytarza, lecz pozostawało ciepłe, przypominające przebijające się przed korony północnego lasu ciepłe słońce. W powietrzu unosił się zapach przywodzący na myśl brzozową wodę, nienachalną lukrecję, wrzosy, oraz korę sosny.
    Oto przed gośćmi dzisiejszego wernisażu malował się wieczór pełen drogiego alkoholu oraz ekscytującego obcowania ze sztuką.

    Serdecznie witam wszystkich na wydarzeniu Sztuka Mową Galdrów.  Obecnie znajdujecie się na początku przed wejściem do galerii, a potem już w jej korytarzach prowadzących do kuluarów, czyli przestrzeni dedykowanej pod bankiet. Waszych uszu dobiega muzyka, lecz nie widzicie jeszcze ani stolików, ani muzyka, ani prezentowanych dziś obrazów. Tę turę kończycie tuż przed drzwiami. Miejcie na względzie, że alkohol nie został jeszcze podany, oraz nie rozpoczęło się oficjalne otwarcie.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Halvard Tordenskiold

    Krótki uśmiech błądził na jego ustach, choć nie komentował już dodatkowo sugestywnych słów Dahlii, pozwalając na to, by pozostały w zawieszeniu aż do momentu, gdy oficjalna część wieczoru zostanie zakończona, a wścibskie uszy postronnych nie będą łowić tego, co dla nich nieprzeznaczone. Uznawał przywoływane przez żonę nuty zapachowe za pewnik i prowadząc ją w głąb pomieszczeń galerii, wodził spojrzeniem po roślinnych ozdobach, również zadowolony z faktu, że brak tu było świątecznych girland czy innych akcentów charakterystycznych dla Jul, które teraz nadawało wszystkiemu wokół odgórny ton - na ten jednak nie było dziś tu miejsca. Sala główna przywitała zgromadzonych gości, lecz wciąż zasłonięte dzieła młodej artystki nakazywały zachowanie cierpliwości i kontynuowanie wymieniania uprzejmości z pozostałymi możnymi, aż do czasu oficjalnego debiutu. - Oczywiście - zgodził się bez większych oporów, gdy Dahlia skierowała wpierw swe spojrzenie, a następnie ich kroki w stronę dostrzeżonych przez nią osób. Tordenskiolda doszły słuchy, że na wernisażu ma być obecny marszand ze Genewy, interesujący się również wyjątkowymi okazami kamieni szlachetnych, oczywistym więc było to, że musiał go odnaleźć i nawiązać kontakt mogący zaowocować lukratywnym kontraktem, lecz na razie nie udało mu się dostrzec w tłumie poszukiwanej twarzy.
    - Gudrun, Viljamie, miło was widzieć - powitał ich uprzejmie, pozwalając żonie wieść prym w drobnych rozmówkach, których sam nie był nigdy zbyt wielkim miłośnikiem. Sięgnął po jednego z drinków, bez większych deliberacji wybierając koniakówkę, której kolor zawartości sugerował whisky. Nie był w błędzie, ciężka nuta zatańczyła na jego języku, nie rozlała się jednak spodziewaną cierpkością, a posmakiem gryczanego miodu z cytrynowym twistem. Nieoczywiste połączenie smaków zadowoliło wymagające podniebienie, nieprzywykłe do słodkich słodkich alkoholi, mamiących cukrem, a nie czystością trunku. Nie dostrzegł spojrzenia Dahlii, jej obecność tuż obok siebie uznając za oczywistą, a samemu wciąż rozglądając się dyskretnie za marszandem, o którym nie wspominał wcześniej żonie, nie pragnąc rozczarowywać jej wizją zatruwania przyjemnego wieczoru obowiązkami służbowymi, które zdawały się nigdy nie mieć końca - szczególnie od momentu, w którym objął jedno z wyższych stanowisk w rodzinnym przedsiębiorstwie, a wymagania względem samego siebie, dodatkowo podkręcane przez wrodzony perfekcjonizm, tylko poszybowały w górę.
    Kolejny łyk drinka spłynął w dół jego przełyku, gdy do zgromadzonych dołączył dyrygent narodowej filharmonii, człowiek, którego Halvard jako miłośnik muzyki klasycznej powinien darzyć czymś na kształt podziwu, lecz który swoim ekscentryzmem tak poważnie godził w wyznawane przez Tordenskiolda konserwatywne wartości, że zmusił się do przybrania na twarz z pozoru sympatycznej maski, by powitać Forchhammera i nie czynić mu afrontu, publicznie odtrącając wyciągniętą dłoń. Spojrzenie błękitnych oczu dostrzegło buteleczkę, której zawartością muzyk niezwłocznie przecierał ręce, zostawiając tym samym niesmak sugestii, jakoby po styczności ze szlachetnie urodzonymi należało się odkażać, podczas gdy robić to, w tym wypadku, powinni właśnie oni. Usta Halvarda zacisnęły się w wąską linię, lecz nie wyrzekł nic, dając dyrygentowi szansę na zrehabilitowanie się - a on szansę tę zniweczył, rozpoczynając swój irytujący monolog, przepełniony sztuczną emfazą i zbędną teatralnością, która tańczyła kankana na nerwach Tordenskiolda.
    - Panie Forchhammer, raczy pan pamiętać, że wszyscy tu zebrani występują dziś jako osoby prywatne, a nie jednostki, do których można apelować i wnioskować o ich wstawiennictwo - zwrócił się do muzyka tonem uprzejmym, choć pełnym zdecydowania, a którym nie należało dyskutować. Konwenanse wyły w niebogłosy i umierały w męczarniach, gdy mężczyzna ze śmiesznym tupecikiem szukał wsparcia co chwila w innej osobie, eskalując, przyciągając uwagę gości zgromadzonych przy okolicznych stolikach i grożąc wywołaniem taniej afery, w której żadne z konwersującej między sobą czwórki nie miało zamiaru być częścią. - Jeśli los pani Rosengren jest panu straszny, z pewnością nie zechce pan podążyć jej tropem - kilka kroków wszak dzieliło go od ściągnięcia na siebie spojrzeń ochroniarzy, gotowych wystawić go za drzwi, by spotkał się ze skompromitowaną pianistką o wiele szybciej, niż miał to w planach. - Proszę powściągnąć emocje, zaprzestać nagabywania gości pana Wahlberga i nie próbować obrócić wernisażu w ruinę, która z pewnością spotka i pana reputację, jeśli nie odstąpi pan natychmiast. Żegnam, panie Forchhammer - słowa swe wypowiadał niespiesznie, niemalże od niechcenia, tonem doskonale słyszalnym dla muzyka, lecz niewzbudzającym zainteresowania otaczających ich osób, gdy łagodny uśmiech wciąż rozpromieniał jego twarz, choć nie sięgał błękitnych oczu naznaczonych heterochromią, teraz miażdżących w swej nieustępliwości Forchhammera.

    drink: 3
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Płachty okryły dzieła beznamiętnością masek niedopowiedzeń, stateczną i zwartą warstwą utkanego milczenia, zielenią odpierającą nawały lgnących jak zawieszone w przestrzeni insekty źrenic. Rój spojrzeń, rój gestów, rój słów zawieszonych w powietrzu, w nieuchwytnym eterze, tłamszących się w wyjątkowo oszczędnym i schludnym naczyniu sali. Preludium oczekiwania wznosiło się w dynamice crescendo wygrywanego na czujnych i nastrojonych zmysłach. Przyjemne dźwięki melodii wplatały się zwinnie w gęste, szumiące przepływy gwaru, strumienie połyskujące srebrzystą, spłyconą treścią niosącą nurt kurtuazji.
    - Z rosnącym teraz napięciem - łagodny ton odpowiedzi naderwał niespiesznie ścięgno krótkiego, okrzepłego w milczeniu zastanowienia - rosną też wymagania - linia ust wywinęła się w jednym z podarowanych w pełnej szczerości uśmiechów. Atmosfera, która wymyślnie poddała ich scenariuszom wzmagała oczekiwanie, wzmagała wachlarze odczuć że zetkną się dziś z wymowną, przemawiającą sztuką, sztuką która natychmiast wedrze się do ich wnętrza i chwyci za gardło ducha w kurczowym, trwałym uścisku.
    Dłoń sięgnęła po smukłą, połyskliwą figurę kieliszka; kołysząca się sennie czerwień serwowanego napoju pomknęła niedługo później wraz z pierwszym zakosztowanym łykiem, poruszając szeregi czułych smakowych kubków i zostawiając przyjemne, rozprowadzone po podniebieniu i gardle wrażenie ciepła. Dalsza, prowadzona rozmowa stała się nieuchronnie przerwana przez kotłowisko odbiorców; niespodziewane - i jednocześnie niechciane - towarzystwo młodzieńca wdarło się uporczywym odpryskiem dysonansu. Niewygodne, wynaturzone stwierdzenia przemykały przez umysł przymglone na drugim planie, zupełnie jakby świadomość skurczyła się, zaciskając w węzeł oplatający nagle dosadnie wspomnienie Laudith odnalezionej wśród tłumu w ogniwach uprzednich chwil. Odczucia, odrzucone, namolne, wróciły mnożąc się, puchnąc w sile, dopadły go ostatecznie jak sfora myśliwskich psów; zrozumiał, w impulsie chwili, zrozumiał, najzupełniej na nowo jak rozłożysta i barwna stawała się kompozycja krążących wokół niej, intensywnych emocji, zrozumiał że ich spotkanie zdrapało kożuch patyny zgaszonych i biernych lat. Wiedział że każda z myśli, spaczona, krzywiąca się w artretyzmie chorej niewłaściwości nie powinna zaistnieć, jednak, pomimo tego, zatracał się w równie słodkim co niszczycielskim stanie, po raz kolejny oddając się mantrze błędów. Barwa zmyślnego trunku sprawiała, że nieuchronnie postrzegał w wyobrażeniach również barwę jej ust, tych, których nie powinien i nie miał prawa kosztować, świadomy że depcze dawną, przyjacielską niewinność, świadomy, że może wszystko utracić w porywach własnych decyzji, w wyraźnym, niespodziewanym szkwale drażniących od środka pragnień, świadomy że przyjęła nazwisko i związała się z innym mężczyzną. Zgniótł, zapalczywie, niedorzeczną pokusę by zgubić się w zgromadzeniu, by lawirować w wijącym się labiryncie sylwetek aż nie odnajdzie jej twarzy. Przestań, pomyślał, wynurzając się, zaczerpując szorstkiego haustu rzeczywistości.
    - Sto czterdzieści pięć - dopytał z pobłażliwością - …jest dużą liczbą, prawda? - sączył kolejne słowa, wskazując na rozbawienie stawianym nagle zarzutem. Głupota w zamian za okazaną głupotę; nie miał najmniejszego zamiaru wnikliwiej z nim dyskutować, nonsens rzucanych stwierdzeń nie mógł, nawet, podburzyć go w irytacji. Zbyt dużą liczbą, określił nagle, sumiennie w ścieżkach rozważań. Resztę, wystarczająco obszernie podsumowała Sohvi razem z Nikolaiem Oldenburgiem i Sissel Rosenkrantz.  Nie czuł się w obowiązku, aby ubarwić całość wstęgami własnych upomnień i dopowiedzeń; nie miał zamiaru trwonić już więcej czasu.
    - Myślisz, że to alkohol? - cisnął dyskretnie, gdy oddalili się na właściwą odległość, poniekąd z kpiną, zażenowaniem dla absurdalnych oskarżeń młodzieńca, prowokacji, które mogła wycisnąć zbyt duża liczba krążących w siatce żył trunków, poniekąd też z niepokojem; wierzył, że mogła dostrzec jak ukrywa się, wcześniej, za kotarami licznych, przytłaczających myśli.
    Powinni przejść do meritum - do właściwego celu, który splatał spotkanie.

    drink: 11


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nikolai Oldenburg

    Czasem w czasie takich wydarzeń można było zapomnieć, co było największą gwiazdą. Artysta, który odkrył swą duszę przed tłumem czy odwiedzający, którzy olśniewającymi strojami, drogocenną biżuterią i czasem samym nazwiskiem zabierali uwagę dla siebie. Gdy gwiazdy nocą świecą tylko dla nich, oświetlając ich kłamliwą wspaniałość, tak pokracznie szlifowaną od maleńkości. Niektórzy musieli tą aurę wielkości nabyć sami, ciężką pracą i talentem, który zmuszał innych do szacunku i zazdrości, gdyż dar zawsze wywoływał zawiść słodszą niż mandarynki, która zimą ratowała ich podniebienie. Rozpoznawalność, która była zarazem wskaźnikiem sukcesu, który osiągnęło się w swojej społeczności, jak i ceną, którą trzeba było zapłacić za chęć osiągnięcia czegoś więcej niż szary obywatel może w ogóle marzyć. Kątem oka dostrzegł Państwo Tonderskiold, którzy jak on mieli rozłożony czerwony dywan na szczyt, jak często w swojej głowie zrzucał ich z tego piedestału idei.  
    Polityk potrzebuje rozpoznawalności, umiejętności zasiania w ludzkich umysłach swojej twarzy i wizji, gdyż tylko w ten sposób mógł posiąść ich duszę i przekonać ich ścieżki, którą podążyć winni wspólnie. Takie spotkania jak dzisiaj miały ustabilizować ich (gdyż Sissel i Niko zawsze stanowili duet, partnerstwo cierni i złota) pozycie na ustach, w gazetach i co najważniejsze w głowach. Nie można dać o sobie zapomnieć, trzeba być natrętnym i nieodpuszczającym, jeśli kolejne pospolite wernisażowe spotkanie miało to zapewnić, to mógłby chodzić na nie każdego wieczoru. Patrzeć na te chciwe gadziny, nudne starościny i inne potwory tego świata, był gotów. Ponownie chwycił dłoń Sissel, by zaraz złożyć na niej pieszczotliwy pocałunek, będący wyrazem całkowitego oddania, przywiązania i podziękowania, że była wśród tego zepsucia wraz z nim. Gdy wkroczyli do głównej sali, gdzie to sztuka miała władać, a muzyka przebrzmiewała w komponencie, nie mogli długo nacieszyć się chwilą spokoju. Śmieszne z ich strony byłoby oczekiwać, że będą mogli złapać oddech, gdy świat nie pozwalał na odpoczynek. Ten kto się zatrzymuje, przegrywa.  
    Gdzie tu zabawa, Sissel? Może jednak pokładasz zbyt mało wiary w swą przyjaciółkę – zasugerował, gdy wkroczyli do sali, choć obydwoje zdawali sobie sprawę, jak potoczy się wieczór. – Czego mam się spodziewać po tym spotkaniu?  
    Kolega z szkolnych lat, słodka miłostka czasów minionych. Czyż nie był to uroczy konspekt, poznać osobę, która znała Sissel jako głupiutką nastolatkę, która miała zamiar zdobyć świat?  Nie powinien sięgnąć po kieliszek; powstrzymać się, jak miał w dobrze wyuczonym zwyczaju. Było jednak za późno, a chłód szkła stuknął się z opuszkami palców. Nawet najsilniejsze osoby posiadają chwile słabości, a on przecież posiadał mnóstwo skaz, które w nieodpowiednich momentach wychodziły na powierzchnie. Nie mógł dłużej zastanawiać się nad rozwiązaniem sytuacji, gdy obok siebie spostrzegł dwie znany sobie osoby. Nie zdążył przywitać się z Einarem i Sohvi, gdy ludzkie tsunami stanęło przed nim. Młody mężczyzna, dosłownie dzieciak, któremu nie brakowało ani tupetu, ani głupoty, więc stanowił mieszankę, którą ciężko było ignorować. Zwłaszcza, gdy absurd wylewał się z jego ust, jakby alternatywna rzeczywistość zaistniała w czasie wernisażu. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, który wybrnął się spod kontroli mięśni.  
    Kochanie, nic nie słyszałem o konkursie? A przecież na pewno jesteś faworytką – zbyt dużo ironii, by można było traktować jego słowa na poważnie, choć trzeba było uważać, by sytuacja nie obróciła się przeciwko nim. Dzieciak był śmieszny i żałosny, ale mógł zwiastować kłopoty, jeśli jego słowa dotrą do nieodpowiednich uszu. Zwłaszcza, gdy jednym tchem oskarżał go o dyskryminacje śniących (powtórzył pod nosem "Śniący do spania") i zdradę państwa, jakby była to najnaturalniejsza rzecz, którą dzieli się z ludźmi. Skierował najpierw swe słowa ku Sohvi, nadal na swoje nieszczęście nie traktując tego z powagą.  
    Zapewniam Cię, Sohvi, że nic takiego nie miało miejsca – znali się od lat, choć to zazwyczaj korytarze Stortingu oraz klanowe wydarzenia były tłem dla ich rozmów, a nie wernisaże. Posłał jej szerszy uśmiech, by zaraz ponownie skierować swoją uwagę na dziennikarzynę. – Młody człowieku, oddałbym serce i duszę za Skandynawie i jej mieszkańców, zarówno widzących jak i śniących. Możesz to zacytować.  
    Odruch, chwila nierozwagi i przystawił kieliszek do ust. Alkohol był mocny, bardzo mocny, zdecydowanie za mocny. Nie zwykł pić, zbyt wiele złych wspomnieć, które prowadziły do niebezpiecznych tęsknot. Bez zawahania wymienił się kieliszkami z Sissel, wiedząc, że z ich dwojga to ona odważniej stąpała wśród używek, on zawsze się w nich gubił.  
    Jest bardziej w twoim stylu – wytłumaczył, jakby przecież było to oczywiste.

    drink: 1
    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Po raz kolejny przysłowie, że świat jest mały miało potwierdzenie w rzeczywistości. Spotkali się przypadkiem przy jednym stoliku czekając na dalsze atrakcje jakie przyszykował gospodarz, a z różnych sytuacji życiowych większość znała choć jedną osobę w towarzystwie. Uśmiechnęła się promiennie do braci Soelberg i Laudith Vidgren i upiła kolejny łyk drinka, który przyjemnie łechtał jej podniebienie powodując, że stawała się jeszcze bardziej rozmowna niż zazwyczaj, ale przecież takie było jej zadanie: zabawiać gości. Roztaczała wokół siebie przyjemną aurę, która emanowała od niej spokojnie i otaczała figurę niczym mgiełka zapachowa, jaka zawsze jej towarzyszyła: mieszanka lili i paczuli.
    -Ciekawie jest spotkać się w zupełnie innej sytuacji niż w trakcie pracy. - Zwróciła się do Ivara oraz Eitriego, których miała okazję poznać w bardziej służbowych okolicznościach. -Ów lokator już nie czyni żadnych nieprzyjemności. - Posłała w stronę młodszego z braci czarujący uśmiech i przeciągłe spojrzenie. Następnie szybko podłapała temat skradzionej biżuterii. -Doprawdy? Nigdy pan nie próżnuje, cały czas na służbie. - Tym razem szare oczy spoczęły na Ivarze, czy wyczuła, że historyjka została wymyślona? Nie było to ważne. Chodziło o podtrzymanie rozmowy kiedy czekali na kolejne atrakcje. Miała nadzieję zaś, że Degermark nie będzie czynił jej propozycji ani Ramonowi, ponieważ nie od tego był ten wieczór. Choć nie dała po sobie tego poznać i zareagowała w miarę szybko czuła lekkie zażenowanie całą sytuacją. Nie lubiła kiedy klient nie potrafił się zachować w towarzystwie. Obowiązywały pewne zasady i kurtyzana mocno ich przestrzegała. Liczyła na to, że Degermark zrozumiał wysyłane mu sygnały.
    -Pani Vidgren. - Skupiła swoją uwagę na kobiecie. -Czy jest pani również wielbicielką twórczości Jeske? - Zagadnęła swobodnie słysząc odpowiedź Eitriego. Powody dla których tu przybyli były dla niej bardzo interesujące. Zakładała, że część gości przyszła z czystej ciekawości, aby zobaczyć jak wernisaż wygląda, co ma do zaoferowania Olaf, a nieliczna część szczerze interesowała się sztuką i była żywo zainteresowana kupnem jakiegoś obrazu. -Z tego co wiem, możemy spodziewać się prawdziwych arcydzieł. W końcu Jeske jest bardzo utalentowaną artystką. - Podobnie jak z Einarem, nie mogła przełamać się co do jej osoby, a gdy przebywała w jej towarzystwie zbyt długo stawała się drażliwa; tak potrafiła docenić talent.
    Przy Olafie starała się nie okazywać malarce niechęci. Oczekiwano od niej profesjonalizmu więc miała zamiar stanąć na wysokości zadania. Jeżeli Jeske będzie czegoś potrzebować dzisiejszego wieczora, to niksa poruszy niebo i ziemię aby prośbę zrealizować.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Sanne Nygaard

    Dziwne to było miejsce, a może całe to wydarzenie było dziwne, przynajmniej dla Sanne. Kobieta nie zwykła chodzić na tego typu imprezy, podejrzane puby w zakazanych miejscach zdecydowanie bardziej były w jej stylu. Jak zadawała sobie teraz w głowie pytanie czemu tutaj w ogóle przyszła, to nie potrafiła znaleźć od razu jakiejś jasnej, racjonalnej odpowiedzi.
    Wtedy zwróciła się do niej Anne-Marie, na którą przeniosła swoje spojrzenie z dosyć uprzejmym jak na nią uśmiechem. Dobrze, że nie słyszała jej myśli o 'krowim kolczyku' bo zapewne nie byłaby tak miła.
    - Och, dziękuję, to bardzo miłe. Uważam, że dodaje mi to swoistego uroku. I cóż, chyba łatwiej mnie dzięki temu zapamiętać - zauważyła, co było dosyć oczywiste. Cóż umiejętności społeczne Sanne nie były na właściwym poziomie. Poza tym zdecydowanie irytowało ją konserwatywne podejście społeczności galdrów, wystarczył zwykły kolczyk by się wyróżniała i by wszyscy o nim rozmawiali. W tej kwestii zdecydowanie wolała podejście zwykłych normalnych ludzi, na których kolczyki czy tatuaże nie robiły wrażenia.
    Przeniosła spojrzenie na Ursulę i skinęła jej głową.
    - Zdecydowanie bardziej sprzyjające okoliczności, a na pewno bardziej cywilizowane. Ach, właśnie mówiąc o byciu cywilizowanym, powinnam się przedstawić. Sanne Nygaard. - Nie miała problemu z podawaniem swojego nazwiska. Publicznie nikt ich razem nie widział, ich kontakty miały miejsce wtedy kiedy oczy postronnych tego raczej nie widziały.
    W końcu nadszedł czas by ruszyć dalej przed siebie. Kwadratowe obrazy wciąż były przykryte płótnami, nie było więc jak na razie na co popatrzeć. Brak krzeseł sprawił, że Sanne była zadowolona z tego, że wzięła wygodne kozaki na solidnym obcasie, a nie wymyślne szpilki, po których noga zaczyna boleć po 20 minutach.
    W końcu przyszedł czas na alkohol, moment, którego Sanne nie mogła się doczekać od wejścia tutaj. Napiła się swojego drinka o miętowym smaku. I chwilę później zaczęła się czuć w tym miejscu jeszcze bardziej dziwnie, osobliwie, a może nawet nieswojo. Zdecydowanie panująca tutaj atmosfera była jej obca. Mogła też przysiąc, że kiedy wodziła wzrokiem po grupkach ludzi rozmawiających ze sobą, kątem oka zauważyła kogoś kto wydawał się jej wybitnie tutaj nie na miejscu, nie mogła jednak do końca uświadomić sobie czemu.
    No i na deser podszedł do nich ten dosyć irytujący nieznajomy. Sanne przechyliła głowę na bok, na jej ustach pojawił się raczej chłodny uśmiech.
    - Niestety,  nie miałam okazji być w Indiach, choć może się jeszcze taka nadarzy. Wiem natomiast, że dobrze jest mieć Lakshmi po swojej stronie - ciekawe co wielbiciel Azji robi w takim miejscu. Nie zapowiadało się na to, by wystawa miała być poświęcona azjatyckim motywom. Spojrzała znów na Ursulę
    - Przez chwilę faktycznie pomyślałam, że część z tych dzieł to twoja zasługa i już chciałam ci gratulować - zauważyła, śmiejąc się lekko.

    drink: 6
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Sissel Rosenkrantz

    Sztuka była wyzwoleniem, które niegdyś - naiwnie - uznawała za wyzbyte kajdan ograniczeń. Moralnie naciągające granice dobrego smaku, dopóki przekaz dobierał się do umysłów, zbierając resztki kruchej egzystencji w drogę pośród najskrytszych mar.
    Ludzie marnowali jednak czas na szerokie uśmiechy niezrozumiałości - nie chcieli się zagłębiać, wyszukując artyzmu w typowym, klasycznym i prostolinijnym pięknie.
    Banalności okładek gazet, obrazów przepełnionych barwami, które samymi odcieniami miały wprowadzać ich w błogi spokój. Czy była ofiarą prostactwa, czy przykładem przekroczenia granic racjonalności - tego nie mogła sądzić sama, będąc stronniczą wobec swojego największego - dla niektórych zabójczego - dzieła.
    Nikolai bywał górnolotny - w uczuciach, którymi ją obdarzał, zdawał się być większym szaleńcem niż wyjątkowo obłąkani ślepcy. Szmaragdowe oczy przysłaniała łuna zauroczenia - dbała o to, ciężko było obejść go smakiem, gdy sama obecność karmiła go zwodnicza aurą - a gesty świadczyły o samym przez się oddaniu. I to właśnie - podsycane egoizmem, strachem, zakłamaną moralnością i dumą bestii - sprawiało, że zdołała obdarzyć go takim samym uczuciem. Świadomym, zapewnionym w stratach, jakie przyniósł ich związek.
    Świadome w tym, że podczas gdy ona jest w stanie zyskać, jej ukochany idąc z nią ramię w ramię, może jedynie tracić.
    I nic nie czyniło jej gorszą, niż akceptacja takiego stanu rzeczy.
    Ciepłe światło odganiało najczarniejsze scenariusze podsycane wszystkimi przepowiedniami, które nawet milknąc, dobijały się boleśnie do skroni. Mieli cieszyć się tym wieczorem, oddawać momentowi rozrywki otwarciej, niż pośród chłodnych, przerysowanych niemalże murów Cytadeli, którą starała się odwiedzać jak najrzadziej.
    - A o co byś chciał się założyć? - Proza rozmowy niczym pisana przez prowizorycznych pisarzy tanich romansideł. W tym wszystkim miała grać czarny charakter, czyż nie? - Nie oczekuj niczego, a docenisz je najbardziej… Zresztą, nie wiem jak się trzyma po naszym ostatnim spotkaniu. - Które skwitowało całość osoby blondynki w jednym, niewybrednym zdaniu. Ubrudziłeś się, słodki Eitri.
    Wpół żałowała, bowiem druga połowa zawsze pragnęła poddania i kontroli, którą teraz sprawowała poprzez gładzenie kciukiem męskiej dłoni. Jest jednak w niej część, która woła o zaprzestanie - wyciszona, niepewna i ludzka bardziej, niż sama Sissel mogłaby sobie tego życzyć. Musieli obejść się jednak smakiem, gdy piskliwy głos dobił się na wpół momentu, gdy jej spojrzenie powędrowało do będącej obok pary. Nim zdołałaby wykonać jakikolwiek gest, pytanie zawisło nad jej osobą, rozbudzając na odzianych w czerwień ustach półuśmiech kpiny.
    - Wydaje mi się, Słodki, że jestem na to za stara. - Irytacja wzbierała brzegi prawdziwej nietolerancji. Uśmiech zniknął, zęby zagryzły się wraz z chłodem przejmującym pozornie spokojne spojrzenie. Była przyzwyczajona - nie znaczyło to jednak, że niekompetencja i tania sensacja nie brzydziły jej równie bardzo, co zagorzali konserwatyści.
    - Skądże, dlatego wstyd mi za takich młodych ludzi, jak Ty, którzy wspierają nietolerancję swoim dalszym rozpowiadaniem bredni. - Nie wnikała w kłamstwo - podstawową zasadą przetrwania było zawsze trzymanie się krótkiej odpowiedzi i odejście od tematu na rzecz dyskusji o kompetencji dziennikarza. Nigdy, przenigdy nie dała się wprowadzić w dyskusję o słuszności słów, gdy obie strony wiedziały o wylewających się niczym z czary goryczy kłamstwach.
    Ledwie kończąc zdanie, dziennikarski podlotek przeskoczył z zainteresowaniem na bardziej istotne tematy. Chyba nie zdawał sobie sprawy, w jak niewspółgrające towarzystwo trafił, bowiem ledwie kilka lat wcześniej miałby już cały materiał do gazetki. Teraz - w istocie - byli już za starzy na kłamliwą, tanią sensację na poziomie listów do Bravo. Scena przybierała jednak charakteru, odpowiedzi łagodziły złaknione widowiska serce niksy, której finalnie odpuścił jako pierwszej. Laaata studiowania dyplomacji.
    A ten, finalnie się ulotnił.  Gdzieś po drodze do jej dłoni trafił kieliszek, z którego upiła ledwie mały łyk alkoholu. Decydując się na takie wyjście, zdawała sobie sprawę, że każda porcja alkoholu trafi i tak do niej - reszta odpowiedzialności, trafia jednak na niego.
    - I tak wiemy, że wypiję obie porcje. Nie omieszkaj tego zacytować. - Wymiana kieliszków przebiegła z krótkim chichotem pod nosem, który zaraz skończył się upiciem kolejnego łyka, znacznie mocniejszego trunku. Dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę, że jawny popis wspierania alkoholizmu przedstawiał się również będącym obok Sohvi i Einarowi, co przeciągnęła lekko zachrypniętym, nadal na wpół rozbawionym głosem.
    - Może nie wygram Konkursu Piękności dla Nietolerantów, ale on z pewnością wygrał konkurs na najbardziej żenujący element tego wieczoru. Nie wiem, co by się musiało stać, by cały ten…. popis, przegonić. - No dobra, wiedziała. Lykke.

    drink: 15
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Muzyka, jaka dryfowała się pomiędzy roześmianymi i oczekującymi na rozwój wydarzeń gośćmi, niosła się cichym echem, odbijając od białych ścian kuluarów. Zwisające z sufitu gałązki świerka przypominające widziane od dołu korony drzew kusiły i zachwycały, po raz kolejny przypominając zgromadzonym, że trafili do miejsca, które zaoferować im miało najwyższe poziomy rozrywki i artystycznej rozpusty. Napierający w środek tłum nie był spanikowany, ani napastliwy, lecz próżno było w nim znaleźć dla siebie wystarczająco miejsca, aby można było mówić o otwartej przestrzeni. Stukanie kieliszków i wonie słodkich i wytrawnych alkoholi coraz mocniej wkradały się w nozdrza obecnych tu osób, roześmianych i głośniejszych. W końcu atmosfera przeszła od ściskającej żołądek tremy do zupełnego rozluźnienia, wyczuwalnego w krokach i gestach gości. Być może był to jedynie efekt drinków, albo zachwycającej i zapierającej dech w piersiach przestrzeni, ale każdy tu obecny mógł czuć, jak stopniowo aura kuluarów przeradza się z wyniosłej na sympatyczną, choć dalej uprzejmie nowobogacką. Wokół roiło się od przystojnych mężczyzn w świetnie skrojonych garniturach, zaś im towarzyszyły zapierające dech w piersiach swą urodą damy, których stukot obcasów powoli ustał, gdy to wszyscy, opierając się o wysokie stoliki, tkwili w oczekiwaniu na oficjalne rozpoczęcie wernisażu. 

    Jeske, Lotte, Lykke, Mikkel, Viktor
    Stres widoczny był na buzi Hampusa już od pierwszych sylab słów, jakie wylatywały z jego ust. — Guzik? Jaki guzik? Tam nie było żadnych guzików! Samodzielnie wszystko sprawdzałem i było czternaście drakkarów... Jeszcze nie widział, to zapracowany człowiek — zaprzeczył szybko na pytanie Lotte, usiłując wytłumaczyć Olafa z tego faktu, choć spostrzegawczy człowiek mógł zorientować się, że najpewniej nie była to kwestia braku czasu właściciela galerii. Z minuty na minutę zdawał się być coraz bardziej załamany faktem, że nie dopełnił swoich obowiązków. — Odynie, a jak ktoś się zorientuje...? — odpowiedział szybko na propozycje narzeczonego rzeźbiarki, choć oczywiście nie miał żadnej pewności, czy i poprzednie sztuki nie zostały wykonane z jego pomocą. Kwestia użycia, lub nie, tego zaklęcia zależała tylko i wyłącznie od samej zainteresowanej, ale Hampus zdawał się być przestraszony samym faktem, że ktoś mógłby wykryć podobną praktykę, świadom, że taki egzemplarz znacząco różniłby się pod kątem detali, być może też jakości. Małą gromadkę, którą zaczepił pracownik galerii, zaczynali teraz podsłuchiwać ludzie. Jedna z dziewcząt stojących niedaleko o kasztanowych włosach i piwnym spojrzeniu, ładnych różowych ustach i olbrzymich okularach na nosie, otworzyła oczy ze zdziwienia, szybko jednak odwracając wzrok. Viktor był w stanie dostrzec ją i rozpoznać studentkę z jego roku, która siedziała dwa rzędy za nim w trakcie wykładów z psychologii różnic indywidualnych u galdrów. Nie mógł być pewien, czy usłyszała fakt, że nazwał Lottę swoją narzeczoną, lecz patrząc na jej reakcję, na pewno usłyszała coś.
    Villemo? Villemo nie miała się tym zajmować… Jesteś pewna, że widziałaś ją tam? — ściszył głos do szeptu, nachylając się nieco nad Jeske, lecz kilkoro stojących obok gości mogło usłyszeć strzępy słów. Malarka musiała doskonale zdawać sobie sprawę z tego, jak mocno Hampus podatny jest na aurę zarówno niksy, jak i huldry. Mężczyzna zdawał się zgubić we własnych myślach, wzdychając głęboko i analizując jeszcze raz każdą minutę od momentu, w którym odebrał zamówienie, do tej chwili.
    Ja nic nie wiem — odpowiedział wyraźnie przestraszony i zaskoczony reakcją Lykke, dopiero po niecałych kilkunastu sekundach orientując się, że wypaplał coś bardzo głupiego. Jego brwi wygięły się w łuk pełen strachu, a policzki przybierały powoli kolor czerwieni. Wyraźnie nie chciał konfrontować się z byłą żoną właściciela, obawiając jej reakcji. — Powiedział mi tylko, że mam poinformować go, czy nie przemyci tu pani kogoś o słabej opinii... Ale pan Guldbrandsen to wspaniały człowiek! — dodał entuzjastycznie, wyraźnie obawiając się reakcji kobiety, zwłaszcza gdy ta znalazła się w towarzystwie znanego mu Kruczego Strażnika. Człowiek ten nie spełniał obaw Wahlberga, przynajmniej według wiedzy Hampusa. — Ale to skoro wszystko jest dobrze, a pan to pan, to co ja mam mu powiedzieć? — spytał zrezygnowany, wyraźnie chcąc uspokoić kobietę, gotów być jej posłańcem. Być może gdyby obok Lykke stał ktoś inny, ta wymiana zdań skończyłaby się inaczej, a pracownik galerii byłby znacznie bardziej asertywny. Jego głowę zaprzątał jednak inny problem.
    Nagle, zupełnie dezorientując sam siebie, otworzył szerzej oczy, wyraźnie zaskoczony swoją myślą. — To chyba ja go zgubiłem — jego policzki przybierały rumieńców, a na czole widoczna była pojedyncza kropla potu. Chociaż jego usta się nie trzęsły, a sam nie zaczął zawodzić płaczem, tak drżenie dłoni było więcej niż trudne do opanowania. — O nie... To chyba ja... Co ja mam teraz zrobić? — pełen paniki wzrokiem wodził po gościach dookoła, którzy zdążyli dowiedzieć się o tej potwornej wpadce.

    Możecie, lub nie pomóc Hampusowi w odnalezieniu zagubionej figurki. Jeśli zdecydujecie się odejść wraz z nim w stronę pomieszczeń magazynowych, ominie Was część uroczystości, co może zostać odnotowane przez pobliskich reporterów i/lub waszych znajomych. Hampus wysłucha odpowiedzi Lykke, nim odejdzie.
    _____________

    Anne-Marie, Karl, Sanne, Ursula
    Mężczyzna speszył się na krótki moment, gdy Anna-Marie zdążyła odpowiedzieć na jego pytanie, wytykając popełniony błąd. Zakaszlał niecierpliwie i odkrztusił, zaraz jednak prostując plecy i unosząc nos w górę, po raz kolejny gotowy utrzymywać własne racje. — Ależ nie zdążyłem wspomnieć, że był to autograf na zdjęciu pani wraz z ojcem, ma pani świętą rację — nader szybko wymyślił wymówkę, o której nie miał pojęcia czy będzie choć trochę prawdopodobna, chociaż to zdawało się go nie obchodzić. Przyzwyczajony był, że podobne rozmowy w końcu kończyły się przytaknięciem mu głową. W swoich ruchach zdawał się być żywiołowy, ale o dziwo, wyjątkowo szarmancki, zwłaszcza gdy każde jego spostrzeżenie omijało jedynego obecnego przy nich mężczyznę, jakby specjalnie ignorował go, butnie licząc na reakcje, a gdy ta nie nastąpiła, wtedy też prychnął nieco podejrzliwie, próbując go sprowokować, aby nie musieć dzielić się damami, pośród które wtargnął. Z początku, gdy Ursula zaprzeczyła, jakoby miała być debiutantką dzisiejszego wieczora, zmarszczył brwi, niepewny, czy młoda studentka w istocie mówi prawdę, lecz zaraz  potem gdy tylko Anne-Marie zaprzeczyła jej słowom, po raz kolejny ściągając na siebie wzrok Sakariego, ten uśmiechnął się szerzej. — Panna Helvig, taka skromna, co za obyczaj. Proszę się przyznać, długo trwało przygotowywanie tych dzieł? — zaśmiał się, zaraz potem wyciągając ze skórzanego pokrowca ozdobionego przypinkami kilku azjatyckich krajów, aparat fotograficzny, który następnie wcisnął w dłonie Karlowi. — Mógłby pan? Chciałbym mieć zdjęcie z debiutantką — stając bliżej Ursuli, choć, o dziwo, nie dotykając jej, ani nie naruszając przestrzeni, od razu wyszczerzył się w stronę aparatu, czekając, czy poproszony mężczyzna zrobi zdjęcie, zgodnie z jego prośbą.
    Nie potrafił ukryć, że jego uwagę przyciąga kobieta o wyjątkowo nietypowym, jak na to środowisko, kolczyku, Sanne. Jej spojrzenie w mniemaniu podróżnika, zdawało się być nieco inne od tych, do których przywykł. Zamierzał więc wykorzystać sytuację. — Zapraszam więc panią na wycieczkę… Do Indii, choćby zaraz! A co mi tam! Wszystkich państwa zapraszam! — odparł. Być może wynikało to z potwornej samotności, jaką odczuwał w podróży, ale Sakari liczył, że chociaż jedno z nich, a najlepiej płci żeńskiej, zdecyduje się na taki spontaniczny wyjazd w nieznane. Utkwił wzrok w Sanne, oczekując jej reakcji, choć zdawał sobie sprawę, że propozycja jest co najmniej nietypowa. — Nie robię sobie żartów, mili państwo. Jestem gotów zabrać cztery osoby na wycieczkę do Indii, choćby jutro — bacznie obserwował zgromadzonych, po raz kolejny uświadamiając ich, że nie żartuje.

    W przypadku, w którym ktoś z Was zdecyduje się na wycieczkę, oprócz poinformowania o tym Sakariego Piipponena osobiście, proszę, oprócz zaznaczenia tego w poście, jeszcze o informację na priv. Podróż z Bezimiennym odbędzie się wtedy już w przyszłym lub jeszcze kolejnym okresie (w zależności od Waszej woli).
    _____________

    Abigel, Anselm, Frida, Lasse, Sigurd
    Starsza kobieta wyraźnie oburzyła się słowami Abigel otwierając w zdumieniu oczy, a następnie marszcząc brwi, pod jasnymi rzęsami pokrytymi tuszem, planując już wszelkie możliwe utrudnienia dla pani doktor. — Jak pani śmie insynuować podobne rzeczy? Razem z mężem jesteśmy przykładem dobrego małżeństwa — wyraźnie bolesne słowa na temat przystojnych mężczyzn, choć oczywiście takimi profesor Ossler lubiła się otaczać, ugodziły w nią bardziej, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać, jednak jej twarz wyrażała nie smutek, a szczerą nienawistną złość za takowe. — Rozumiem, że alkohol uderza do głowy, ale jako profesor znamienitego instytutu, powinna mieć ją pani na karku, doktor Fenrisdóttir — ściszyła głos, aby usłyszała ją tylko Abigel oraz ewentualnie osoby będące najbliżej. Dosłyszeć mogła to Frida, która zaraz potem została zmierzona pełnym niechęci spojrzeniem.
    Słowa Lassego wywołały w starszej kobiecie coś na rodzaj nieukrywanego rozbawienia, bo o ile wszelkich innych uczniów zganiłaby za podobną ignorancję tematu, tak słowa tego młodzieńca odebrała, co najwyżej jako zabawny żart. — Pan Nørgaard jak zwykle potrafi rozbawić mnie do łez — odpowiedziała radosnym tonem, chociaż jej usta wcale nie zalały się szczerym śmiechem. Krótko spojrzeniem pognała znów do Abigel, oceniając jej obecność w tym miejscu po raz kolejny, nieukrywanie zawiedziona postępowaniem młodszej koleżanki z pracy, której słowa odebrała niczym najgorszy atak. — Nie jaskinia, a kamienny labirynt na wyspie Blå Jungfrun, jestem pewna, że pan pamięta — roześmiała się po raz kolejny, choć ten zrzedł na widok byłej studentki. Jasne było, że profesor Ossler faworyzuje młodych mężczyzn, najlepiej z dobrych domów, zaś nieprzychylnie spogląda na kobiety w swoim i ich otoczeniu. — Na pewno pani Guldbrandsen mogłaby nam opowiedzieć na jej temat, zawsze była studentką o niezwykłej ambicji, często przekraczającej możliwości... — mówiła, szukając aprobaty w mężu, który był wyraźnie o wiele bardziej zajęty rozmową z Kruczym Strażnikiem, pozostającym wyjątkowo przyjaznym. Mąż profesor Ossler niemal miał łzy w oczach gdy słuchał jak Sigurd przychylnie wyraża się na jego temat, ostatecznie doprowadzając do momentu, w którym mężczyzna poczuł się głęboko dumny z faktu, że jest już na emeryturze. — Ma pan rację, panie Landsverk, chociaż tyle mogę zrobić — powiedział, kiwając głową z wyraźną ulgą. — Jeśli byłaby potrzeba, by tam przyjść i coś im podpowiedzieć, to niech da mi pan znać. Ja już mówiłem dowództwu, ale chyba zapomnieli o mnie — nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo jego wzrok zawisnął gdzieś nad głową jego żony, która jako jedyna z towarzystwa nie miała w polu widzenia głównej atrakcji.
    Zawieszona nad wszystkimi wiewiórka nieopatrznie stanęła na jednej ze słabszych gałązek, po czym ześlizgnęła się z niej, trzymając się kurczowo jedną łapką kilku świerkowych igieł. Część z nich leciała już w dół, wprost w jasny kok na jej głowie i, co gorsza, do kieliszka pani profesor, która nie zauważyła tego faktu, zbyt pochłonięta spoglądaniem w stronię dawno niewidzianych przyjaciół. Jej mąż, chociaż widział dokładnie, co się dzieje, nie odezwał się ani słowem, wstrzymując oddech, gdy żona chwytała go pod ramię, kiwając jeszcze głową, aby odejść od towarzystwa.

    Wszyscy zauważyliście wiewiórkę trzymającą się resztką sił na jednej z gałązek oraz igły świerka lecące wprost do kieliszka profesor Ossler, oraz na czubek jej głowy. Małżeństwo żegnało się właśnie. Możecie albo zignorować ten fakt, albo zareagować. Anselm, z racji tego, że pierwszy zauważyłeś wiewiórkę, masz czas, aby przesunąć się w jej stronę, aby mieć pewność, że będzie mieć miękkie lądowanie, choć oczywiście nie musisz tego robić.
    _____________

    Eitri, Ivar, Laudith, Ramon, Villemo
    Chociaż odpowiedź Villemo wyraźnie zadowoliła mężczyznę, który miał już przyjemność obcować z kurtyzaną bezpośrednio, tak jego zainteresowania stojącym obok Ramonem zdawało się przekraczać to, którym dziś obdarzył kobietę. Otwarty i szalenie miękki w swoich gestach słynął z lekkości chodu i szerokiego portfela, który dziś był w stanie rozpruć z korzyścią dla pracowników Besettelse. Brak należytej wdzięczności za prosty gest, jakim było włożenie w butonierkę czerwonej róży, nakazał Degermarkowi myśleć, że mężczyzna w kanarkowym garniturze, chociaż znajdował się blisko dobrze znanej mu kobiety, nie jest jednak pracownikiem galerii. Speszony, oblany lekkim rumieńcem, próbował jeszcze odwrócić wzrok, zdezorientowany faktem, że ktoś obcy mógłby odkryć jego preferencje. Szybko więc wyprostował się, odchrząkując, a następnie, lekko zawiedziony i zmieszany, ponownie spojrzał w stronę Villemo. Gdy ta nie zdecydowała się na przedstawienie ich sobie, był już pewny, że pomylił się wobec osoby pana Bakkena, czego nie zamierzał, oprócz czerwieni policzków, okazywać inaczej. Fakt, że kobieta obiecała mu spędzenie ze sobą wieczora, było wystarczającym. — Być może będą pasować do czerwonego wina, gdzieś tu widziałem kelnera — rzucił, chwytając z tacy drinka, a następnie zaciągnął się jego wonią, chłonąc każdy aromat, wyraźnie rozkoszując się tym zapachem. Nie minęło jednak kilka sekund, zanim podniósł jeszcze Kiliszek do ust, gdy sytuacja miała przybrać inny obrót.
    Spojrzenia, jakie wymieniał Ivar z jednym z ochroniarzy z początku nie mówiły wiele. Ten marszczył jedynie brwi, co chwila, odwracając wzrok, jakby uznał, że jest to zwykła pomyłka. Dopiero po kilku dłuższych chwilach, gdy w pamięć wracał obraz, jakoby obecna tam dwójka braci Soelberg była Kruczymi Strażnikami, zachowanie jednego z nich wywołało efekt. Pracownik galerii próbował zorientować się jeszcze przez jakiś czas, o co dokładnie może chodzić gościowi, ale ostatecznie nie był w stanie rozwiązać tej zagadki, gdyż pojedyncze spojrzenia, chociaż niepokojące, nie były jednoznaczne. Postanowił mieć jednak tę dwójkę na oku, bez obaw, że mogliby oni wywołać problem, a najzwyczajniej, pozostając zainteresowanym względem dziwnego zachowania Ivara. O wiele bystrzejszy okazał się dawny znajomy braci Soelberg, bowiem dostrzegając reakcje na niego, a także fakt, że jedynie wzrokiem mężczyzna próbuje wzbudzić wobec niego podejrzenia, spanikował. Nie trwało to długo, by nieostrożnie próbował wycofać się do tylu, dalej od Soelbergów, nieopatrznie plecami wchodząc prosto na Laudith i znajdującego się obok niej Degermarka. Nastąpił on na czubki butów szefa kuchni, naporem własnego ciała rozlewając kieliszek czerwonego drinka wprost na jego koszulę, a następnie tracąc równowagę, niemal wleciał w czarnowłosą kobietę. Czerwony na twarzy, dostrzegając bliską obecność Kruczych i ochrony, już chciał brać nogi za pas i szykować się do ucieczki. Suknia Laudith na szczęście pozostała nietknięta, lecz na dłoni, która ściskała kopertówkę, mogła poczuć dotyk zimnych palców mężczyzny, który na nią wleciał.

    Jeżeli nie zdecydujecie się pomóc Degermarkowi w oporządzeniu się, ten odejdzie do łazienki, przeklinając pod nosem na rozlane na siebie wino. Jeśli będziecie chcieli zareagować na złodzieja, inaczej niż dając mu odejść, (co zrobi przy najbliższej możliwej okazji) i napisać w tej turze więcej postów, możecie dać mi znać, że potrzebujecie posta uzupełniającego.
    _____________

    Einar, Nikolai, Sissel, Sohvi
    Chłopiec mający dzisiejszego wieczora zdobyć dla swojej plotkarskiej akademickiej gazetki (zapewne niebranej na poważnie przez nikogo innego niż części studentów) informacje wręcz zatrważające. Zasłyszane nowiny, absurdalnie mijające się z prawdą, mogły co najwyżej podjudzić obecnych przy nim gości. Sam nie pił, notował wszystko skrupulatnie, oczekując na odpowiedzi płynące bezpośrednio od sław, z jakimi przyszło mu obcować. Ledwo dwudziestoletni aspirujący dziennikarz zdawał się nie być zupełnie zainteresowanym wernisażem i wszelkimi jego następstwami, a jedynie gośćmi, których obecność mogła oznaczać plotki. Im dłużej mówił, tym bardziej tym którzy znali dobrze Wahlberga i tę galerię zdawało się, że nie ma szans, aby ktoś taki dostał zaproszenie, aby zaburzać spokój zgromadzonych.
    Oh — wystarczyło jedno słowo „Słodki”, aby chłopiec kompletnie się rozpłynął, niemal nie zwracając już uwagi na nic dookoła, wpatrzony w Sissel i rozanielony pod jej urodą, zapomniał o boskim świecie. — Nie, za stara na pewno nie... — wymamrotał jeszcze pod nosem, niż przykry komentarz spłynął z jej ust, ostatecznie oddzielając go od nienachalnych romantycznych myśli z nią w roli głównej. — Ja? Ja chce te brednie naprostować! Na tym polega prawdziwe dziennikarstwo — odpowiedział na zarzut, jakby miał na ten temat jakiekolwiek pojęcie.
    To wspaniałomyślne — odpowiedział szybko notując podane mu informacje przez Nikolaia. — Czy to oznacza, że szykuje się jakaś wojna, skoro oddałbyś serce i duszę? — o tę sprawę pytał tak jakby wspominał o przyszykowaniach do ostatniej aukcji Tordenskioldów, zupełnie nie zachowując powagi. — Musisz nam zdradzić — tania sensacja zbyt mocno rządziła młodym sercem, łaknącym tylko dla siebie opowiastek z pierwszych stron gazet.
    Grymas pojawił się na młodzieńczej twarzy, gdy tylko na zadane pytanie odpowiedziała Sohvi. — Nie udało mi się zdobyć z nią wywiadu, jej ochrona powiedziała, że mogę pomarzyć — nieco ściszył głos, przyznając się do smutnej prawdy, jaką przyszło mu słyszeć kilka dni wcześniej, gdy nie został dopuszczony do królującej teraz w tabloidach aferzystki. Zmarszczył jeszcze brwi po odpowiedzi Einara, szybko analizując, czy owo pytanie nie jest podchwytliwe. Z racji nikłej znajomości sztuki i w ogóle świata samego w sobie (wyłączając z tego oczywiście najświeższe i najgłupsze plotki), Nim jednak zdążył odpowiedzieć, wcześniej zaczepiona przez niego kobieta zdążyła ponownie się odezwać, a każde jej słowo piekło młodzieńca w twarz. W końcu szum w jego uszach, niewywołany alkoholem, a przykrością, jaką mu sprawiała, zdawał się przyćmiewać wszystko inne. Nie przyzwyczajony do podobnego traktowania, speszony, bowiem nie widział nic złego we własnym absurdalnym zachowaniu, w końcu pozwolił sobie na kilka kropel szybko szklących jego oczy w smutku. — Ja... Ja... — zająknął się, spoglądając na wszystkich zgromadzonych wokół, jakby szukał w nich wsparcia. Nim zdążył powiedzieć kolejne słowo, nie mógł już opanować drżenia ust. Odwracając się napięcie, niemal uciekł, wyraźnie czerwony na twarzy ze wstydu i smutku. Stojąca nieopodal starsza kobieta spojrzała jeszcze w stronę Sohvi z dezaprobatą kręcąc głową. — To tylko dziecko — wyszeptała, zaraz potem wracając do swoich spraw. Inaczej zareagował stojący nieopodal jegomość po trzydziestce. Ten kiwnął jej w uznaniu i uśmiechnął się kącikiem ust, równie zirytowany studenciakiem, co Sohvi. — I bardzo dobrze, mnie też wcześniej męczył — rzucił anonimowy mężczyzna. Jeśli goście podążyli za młodym dziennikarzem wzrokiem, odnaleźć go mogli kilka sekund później zapłakanego, zmierzającego w stronę męskich toalet.

    Niespełniony dziennikarz postanowił uciec w reakcji na nieprzychylne (choć zrozumiałe) komentarze na jego temat. Możecie za nim podążyć, lub wdać się w dyskusję z pozostałymi NPCami, lub oczywiście nie reagować na nich.
    _____________

    Dahlia, Gudrun, Halvard, Viljam
    Ekscentryczny, choć z pewnością wiedziony dobrymi intencjalmi dyrygent, niemal zachłysnął się drinkiem, słysząc słowa padające z ust Villjama. Konsternacja na jego twarzy, jakby próbował zrozumieć sens owych trwała nieco dłużej niż przeciętnie, a obserwujący go mogli być pewni, że dalej niebył w stanie zorientować się o co może chodzić sędziemu. — No właśnie! Stoi tam sama, kto wie co się może stać — wspomniał nie zrażając się jego zdaniem, próbując nieudolnie wzbudzić litość człowieka, swoją drogą wmiesznego w sprawę ze względu na zawodowe zobowiązania. Kompletne zignorowanie go przez Gudrun zdawało się również nie stopować Forchhammera przed podejmowaniem kolejnych kroków, lecz to nad wyraz spokojni państwo Tordenskiold ostatecznie wywołali na twarzy czlowieka grymas, mający świadczyć o czymś na rodzaj urażonej dumy. Wyraźne żarty jakie byly w tym momencie z niego strojone zostały odebrane jako ujma na honorze, a dyrygent, łapiąc się teatralnie za pierś, co miało zwiastować głęboki żal, wciągnał potężny haust powietrza w płuca. — Jakże ciężko uwierzyć mi jest, że znamienity sędzia, odznaczający się wrażliwością artystyczną, że kobieta, która zwiedziła połowę świata, a także przedstawiciele znamienitego rodu Tordenskiold, którzy jescze dwa tygodnie temu organizowali dobroczynne aukcje we wspaniałym domu jarlów, na której swoją drogą miałem przyjemność być, wspaniałe wydarzenie... Teraz odmawiają pomocy w wyjaśnieniu wyraźnego zamieszania, jakby sami nigdy nie padli ofiarą takowego. Żadnego zrozumienia, cóż za ból — człowiek ten wyraźnie nie był zainteresowany własną reputacją, co najwyżej wypełnieniem celu, jakim było przemycenie niezaproszonej na to wydarzenie pani Rosengren. — Rzecz jasna ja tak tego nie zostawię, niech państwo będą pewni i niech wam będzie wstyd! — niemal wykrzyczał, wymachując jeszcze prawie pustym już kieliszkiem, chociaż tego człowieka, przynajmniej wedlug wiedzy zgromadzonych, ciężko było brać na poważnie. Ogromny talent nie szedł w parze roztropnością. Kilka kropel z jego kieliszka frunęło już podłogę pomiędzy zgromadzonymi, na szczęście nie ochlapując go. Ten szybko odwrócil się i odszedł gdzieś w stronę korytarza prowadzącego do wyjścia.
    Nie minęło więcej niż pięć minut, gdy zgromadzeni mogli dostrzec go ponownie wchodzącego do sali, a następnie niemal rzucającego się w stronę jednego z ochroniarzy i tłumaczącego mu coś do ucha. Ten niemal natychmiast wyszedł wraz z nim poza kuluary. Bylo wyraźnie widać, że coś jest nie tak, a skonsternowane miny zarówno Forchhammera, jak i jednego z ochroniarzy nie wskazywały na niezobowiązującą pogawędkę, a poważniejszy problem. Nikt jednak nie był w stanie dostrzec, co tak naprawdę się stało. Zresztą niedługo później zaczęli gromadzić się dziennikarze, którzy łaknęli plotek z możnego i wyjątkowo rozpoznawalnego towarzystwa.

    Dyrygent zdołał odejść od Was oburzony i nie zobaczycie go już do końca wieczora, co wcale nie oznacza, że nie przypomni o sobie. Zebrani niedaleko dziennikarze będą czekać na każdą plotkę z Waszego grona, możecie więc albo pozwolić im podsłuchiwać, albo odsunąć się na bezpieczną odległość.
    _____________

    wszyscy
    Gdy zgromadzeni zdążyli dopić pierwsze drinki i odbyć zapoznawcze rozmowy, kelnerzy pojawili się ponownie, na tacach wnosząc oprócz znajomych już gościom alkoholi, również kieliszki szampana. Ciszę zaś przerwał donośny głos właściciela galerii, który znalazł się na przodzie przed wszystkimi, w wolnej przestrzeni tworzącej coś na rodzaj sceny, choć oczywiście próżno było szukać tam wzniesienia.
    Szanowni państwo — rozpoczął Olaf Wahlberg, chwytając ze srebrnej tacy szampana, a następnie unosząc go na wysokość własnego pasa. Nie stukał w owy, traktując to jako niezgodne z zasadami etyki towarzyskiej, do jakich był przyzwyczajony, zaś skupiając na sobie wzrok zgromadzonych jedynie poprzez odpowiednią modulację swojego głosu. — Galdrowie i śniący. Panie i panowie. Miłośnicy sztuki i ci, którzy są tutaj jedynie po to, aby nie dopuścić do plotek na swój temat — krótki, choć prawdziwy żart miał rozluźnić spiętą i wyniosłą atmosferę, co z pomocą śmiechów na sali, wyraźnie się udało. — Jest mi niezmiernie miło powitać was w progach Besettelse na wieczorze debiutanckim młodej malarki. Artystyczna interpretacja ekosystemu lasu, studium wizualizacji metafizycznej odnowy, ekspozycja o charakterze etnicznym, obiekt nawiązujący do sztuki rzeźby społecznej, to jedynie kilka sentencji, którymi opisać mógłbym dzieła Jeske Helvig. Obrazy emanujące naturalną ekspresją, świeżością koloru i autentycznymi emocjami towarzyszyć nam będą przez cały dzisiejszy wieczór, lecz nim to nastąpi — na twarz Olafa spłynął tajemniczy uśmiech, gdy ten wzrokiem usiłował objąć każdego gościa, na krótki moment spoglądając mu prosto w oczy. — Sztuka nie jest lustrem, które może podtrzymywać społeczeństwo, ale młotem, za pomocą którego można je kształtować. Tak twierdził przed laty mój dziadek, a ja z tymi słowami się zgadzam. Dziś, samolubnie i egoistycznie, interesownie, lecz nie dla własnej korzyści, bowiem tą wszyscy winniśmy zostawić za drzwiami, a dla tego miasta. Galeria sztuki swój początek miała w dniu, w którym mój prapradziadek kupił tę kamienicę, aby otworzyć tu salon fortepianów. Ulice wyłożone wtedy były kocimi łbami, a wokół próżno było szukać magicznych motorów. Dziś, cztery pokolenia później, jesteśmy świadkami rozwoju, niebotycznego pędu, którego nabrał nasz świat. Po drugiej stronie ulicy nie znajdziecie już zakładu bednarskiego, teraz mieści się tam studio fotograficzne. Porderzy nie zastukają w szyby skoro świt, obudzi nas co najwyżej donośny klakson. Serce tego miasta bije równo i doniośle, niczym dzwon, lecz czy ten nie pęknie wreszcie, rozłupując własną duszę na pół? — tu zrobił krótką pauzę, po raz kolejny wzrokiem podążając po zgromadzonych gościach. — Ledwie kilka dni temu byliśmy świadkami niezrozumienia. Dotknęła nas agresja, spokój został zaburzony, a waście pozwoliły na zrujnowanie sztuki równie cennej dla tego miasta, co dzieła Charlotty Nordlung. Przed paroma dniami pomnik Larsa Arvidssona na Placu Kupieckim legł w gruzach — pozwolił tym słowom wybrzmieć, aby każdy, kto nie miał tej świadomości, dowiedział się. — Każdy z nas pamięta Wielki Pożar, który z początkiem 1970 roku strawił połowę dzielnicy Ostatniej Walkirii, doszczętnie rujnując port i drewniane domostwa z XVI wieku. Różne źródła, ten sam efekt. Ból i zniszczenie historii tego miasta. Stowarzyszenie „OdNowa” obecne dziś z nami, które tym niewielkim gestem zdecydowałem się wesprzeć, jest organizacją, której losy Midgardu są celem i marzeniem. Ci młodzi ludzie, którzy w pocie czoła dążą do naprawienia szkód wyrządzonych nam przez los, potrzebują pomocy, aby w swej misji nie zostali sami. Jeske Helvig, której dzieła lada moment będę mieć przyjemność przed państwem odsłonić, w bezpośredni sposób łączą się z głównym celem „OdNowy”. Przypomną wam o magii tego miasta, na światło dzienne wyciągną zaklęte w kamieniu jego serce, a potem otulą leśnym runem, nawołując do wciąż znajdującymi się bezpośrednio pod nami korzeni Yggrasil. Nim waszym oczom objawi się zamknięta w iluzji i w płótnie sztuka, wznieście więc ze mną toast — wreszcie uniósł wyżej swój kieliszek, dając znak, że jest to moment, w którym padną ostatnie słowa. — Za Midgard, szanowni goście, za nic więcej — zakończył przemówienie, upijając łyk szampana.
    Goście zaraz po tym rozpoczęli krótkie rozmowy, dzieląc się początkowymi wrażeniami, lecz te były głównie szeptane, gdy widoczne przez dekorowany świerkiem sufit sztuczne słońce zaczynało gasnąć, tak jakby zmierzało ku horyzontowi, w końcu przyjmując zamgloną, pomarańczową barwę, która całą przestrzeń otuliła swoim czarem.

    Rozpoczynamy trzecią turę wernisażu. Pragnę przeprosić Was za opóźnienie. Z tej okazji wszyscy możecie jeszcze raz rzucić na drinka, lub poczęstować się szampanem, który nie ma dodatkowych właściwości. Jeśli wypadnie Wam ten sam drink co wcześniej, odnieście się do drinka o oczko wyżej.

    Proszę, zwróćcie uwagę, że treść dedykowana do wszystkich dzielona jest na dwie części. Pierwsza na początku posta, druga na jego końcu pod adnotacją "wszyscy".
    Wasi NPCe nie są obowiązkowi do odegrania, możecie ich całkowicie zignorować, chociaż rzecz jasna będzie to miało swoje przełożenie na ich reakcje. Macie pełne prawo poruszać się dowolnie po kuluarach i oddzielać od swoich par i grup (rzecz jasna z zachowaniem zdrowego rozsądku w kwestii szybkości poruszania).

    Lista drinków:

    Lykke, Karl, Frida, Ivar, Sissel, Halvardlosowo dostrzegli Was fotoreporterzy i koniecznie postanowili uwiecznić Wasz wizerunek w tym miejscu. Możecie wybrać dowolny moment, w którym to się stało i opisać go w poście, uwzględniając, w jaki sposób na owym wyszliście.
    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Starała się budować dystans między Degermarkowem a Ramonem. Nie było to miejsce na umizgi i umawianie się z nimi na noc. Choć mieli zabawiać gości, to de facto nie byli w pracy. To był ich wieczór wolny, a zachowanie klienta było mocno nie na miejscu. Oczywiście nawet się o tym Olafowi nie zająknie w jakiejkolwiek rozmowie, ale na pewno klient dowie się, że takie zachowanie nie jest mile widziane.
    Nie należała do wstydliwych i nawet jeżeli wszyscy usłyszeli to trudno. Była świadoma, że kiedyś prawda wyjdzie na jaw i nie będzie wstanie zbyt długo ukrywać swojego fachu. Choć może uznają ją zwyczajnie za kochankę tego człowieka. Kto wie?
    Widząc zmieszanie mężczyzny trochę się jej go zrobiło żal, bo przecież nie miała serca z kamienia.
    Nie mogła niestety przewidzieć co się wydarzy. Nim się zorientowała wpadł między nich inny galdr lub śniący, który był obecny na wernisażu. Dostrzegła jak z kieliszka, niczym w zwolnionym tempie wylewa się rubinowy płyn wprost na śnieżnobiałą koszulę Degermarka i o mały włos nie stało się to z kreacją Laudith. Na szczęście Norny czuwały i więcej szkód nie było.
    -Nic państwu nie jest? - Zapytała jak chwila szoku i zaskoczenia minęła. Sama uskoczyła wcześniej w bok, wpadając prawie na Ramona. Widząc wściekłość Degermarkowa wiedziała, że musi zadziałać, ale nie mogła pójść sama z nim aby pomóc mu z ubraniem. Zerknęła więc na Ramona szukając w nim pomocy. -Jesteś wstanie coś zaradzić? Pomóc panu? - Zagadnęła go uprzejmie i uśmiechnęła się promiennie mając nadzieję, że ją wesprze i pomoże załagodzić kryzys. -Proszę się nie martwić, zaraz temu zaradzimy. - Zapewniła jeszcze mężczyznę. Tym razem budowanie dystansu na nic się zda, ale cóż poradzić. Należało działać, a zostawienie kucharza samemu sobie mogłoby zostać źle odebrane.
    Nie wiedziała, że za chwilę Olaf będzie chciał oficjalnie rozpocząć wernisaż.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Viljam Hallström

    Kondygnat słów, budowany na współistniejącym poczuciu pobłażania, jakie prawdopodobnie wszyscy zgromadzeni w kręgu czują wobec drygenta, staje przeciw jego niegasnącej nachalności. Rozrasta się na miarę trwającej wymiany zdań i opuszcza ostrza surowości, tnąc zaciekle po delikatnej otulinie dumy, jaka jeszcze pozostała nieustępliwemu artyście.
    Nie chciałby być na jego miejscu – niezrozumiany, obwarowany wałem upomnień, w utrwalonym obrazie midgardziego entourage, rażącego dystansem. Wypełniony sztyftem grzeczności i pewnego rodzaju niezgody wobec zachowania Paulusa, ich nieplanowany sojusz zdaje się wcielać w szeregi co rusz nowe emocje. Samego Viljama obarcza poczuciem wezbranej w nim złości jako wynik samej tylko obecności drygenta.
    Płuca, pełne od zgromadzonego siłą oddechu abberacji, chcą wyrzucić z siebie słowa przekleństw. Odpowiedzieć na zjadliwą reakcję delikwenta, który w sposób jawny i bezczelny wygraża im, jakby podobne zachowanie nie niosło za sobą żadnych konsekwencji. Jest wprost przeciwnie. Słowa groźby i odniesienie się do wstydu właśnie wznoszą ich na niebezpieczne urwiska rozmowy. To zbliżenie do granicy przymorza, gdzie łatwo o kłótnię. Wystarczy jedno tylko słowo, jedno niechybne stąpnięcie między kamienie zimnych insynuacji, by spokój runął w przepaść i zniknął bezpowrotnie. Za sprawą niestałego kruśca, niczym na ścianie klifu, opada cierpliwość.
    W nerwowym ruchu, mając dość posmaku goryczy na ustach, Viljam odkłada swój pierwszy, nietrafiony drink, zamieniając go na płynną zieleń, która kolorem nadziei budzi chęć do dalszej próby odnalezienia trunku tylko dla niego.
    Całe szczęście, że jak na artystę przystało ma drażliwe ego... w innym przypadku samo „żegnaj”, mogłoby nie być wystarczające. Halvardzie, nie wypowiadając się za resztę, dziękuję, że wyręczyłeś mnie z suchego pożegnania.
    Nie ukrywa ulgi po odejściu Paulusa, słowa wypowiada jednak cicho i dyskretnie, na tyle ostrożnie, by wypowiedź trafiła do „powołanych” uszu. Do tej kategorii zdecydowanie nie może zaliczyć czających się w pobliżu dziennikarzy, którzy po incydencie z muzykiem właśnie mierzą ich harpim wzrokiem, oczekując skandalu. Nic takiego się nie dzieje. Nikt nikomu nie zawinił. Dla bezpieczeństwa jednak odsuwa się nieco do tyłu, licząc na to, że jego towarzysze poczynią to samo, nie narażając się na przykrą naturę plotkarskich czasopism.
    Dobrze Was widzieć, Dahlio, Halvardzie. Mam wrażenie, że spotkanie na wernisażu jest bardziej rodzinne niż wizyta w klanowym domu Hallströmów... miła odmiana po pustkach, jakie tam ostatnimi czasy nastały.
    Uprzejmy uśmiech przecina jego usta, nim macza je w alkoholu. Robi to w niejakim falstarcie, bo jeszcze przed przemową Olafa. Trudno jednak przewidzieć jej początek, gdy wokół tyle się dzieje. Akordy rozmów, wzmocnione przez alkohol, przypominają pawi wachlarz – pełen dumy, pozerstwa i emocji. Ogon towarzystwa, poruszony w ruch, dotyka nawet lica Viljama, choć zupełnie inaczej, niżby tego oczekiwał. Zdaje się ciężki i mięsisty od obłudy, stagnacji, nadęcia... Przysłania obraz sztuki swą miażdżącą teatralnością. Szczególnie z chwilą, gdy Wahlber rozpoczyna tyradę słów, na których on sam nie potrafi się skupić (i nie skupia). Wzdycha bezdennie, myśląc tylko o tym, by stąd wyjść. To niepodobne do niego, ignorować względy wysokiej sztuki, równie niewyjaśniona zdaje się jego przedwczesna nietrzeźwość – jakby za magicznym machnięciem zabrakło mu tolerancji na alkohol.
    Ciało, upojone procentami, choć jeszcze spokojne, zdaje się zdradzać jego chwilową nietrzeźwość. W kole tęczówek chwyta bowiem, co nienaturalne dla niego, zaledwie garść przydatnych informacji. Resztę wyrzuca ze świadomości. Zarówno obecność kiwającej mu na powitanie Lykke, jak i frasobliwego Einara, czy fascynującej Abigel, zupełnie mu umyka. Jedynymi istniejącymi dla niego osobami są właściwie te, które ma tuż obok siebie.
    Z przyjazną nutą, w odczuwanym znudzeniu, gładzi lekko ramię Gudrun, jakby sygnalizując, że gdyby tylko chciała; gdyby tylko przez moment naszła ją chęć czy pragnienie rozmowy, jest tu dla niej. Czeka. Zamiast jednak czerpać ze źródła rozmowy, w społecznej stagnacji, usycha.

    drink: 14
    Widzący
    Ursula Frisk
    Ursula Frisk
    https://midgard.forumpolish.com/t766-ursula-friskhttps://midgard.forumpolish.com/t771-ursula-friskhttps://midgard.forumpolish.com/t772-ratatosk-ursuli#2965https://midgard.forumpolish.com/f88-ursula-frisk


    Wzięłam kolejny łyk nadwyraz mocnej wódki, mając głęboką nadzieję, że nieznośny pan całkowicie skupi się na egzotycznej Sanne, czy starszej Annie. Żaden głos nie działał mi na nerwy, jak ten. Czułam, że jest coś nie tak. To wewnętrzne napięcie nie wzięło się znikąd, przecież nigdy nie zdarzało mi się tak zachowywać. Dopiero gdy moi towarzysze dodali swoje komentarze odnośnie alkoholu, to wzięłam pod uwagę, że to dany drink został pokropiony czymś tajemniczym. Czyżby jakiś psikus? Ze zrezygnowaniem postanowiłam odłożyć szampanówkę na pobliski stolik.
    Wytrzeszczyłam chwilowo oczy, gdy usłyszałam komentarze Anny i Sanne. Nie wiedziałam zbytnio, co się właśnie stało. - J-ja... - Zająkałam się na chwilę, dopiero widząc jakie spojrzenie Pani Ahlström mi wysłała, postanowiłam zagrać w tę grę, choć nie byłam pewna celu tego przedsięwzięcia. - Anno... Jak mogłaś mnie wydać… - Zaśmiałam się nerwowo, jakby czekając na dalszy ruch kobiety, żeby dostosować się do jej akcji. - Jak długo..? Hmm... To zależy od obrazu, płótna, rodzaju farby... - Odpowiedziałam, starając się udawać, mimo że nie miałam żadnego pojęcia, jak powstają takie obrazy i jak długo się je maluje.
    Nie uwierzyłam mężczyźnie, gdy zaproponował wycieczkę do Indii. Bardziej wyglądał na takiego, który po zaproponowaniu czegoś, szuka dzień później wymówek. - Nigdy nie byłam w Azji, więc czemu nie..? - Uśmiechnęłam się ponownie i równie fałszywie do mężczyzny. Byłam pewna, że to są tylko popisy, które mają zwrócić na niego naszą uwagę w ten wieczór.
    Niedługo potem właściciel galerii rozpoczął swoją przemowę, ratując mnie poniekąd na dłuższą chwilę od kolejnych pytań jegomościa. Uważnie słuchałam jego przemowy, zastanawiając się, jakie ma korzyści z promowania tego stowarzyszenia. Nie spotkałam się jeszcze z wernisażem, na którym reklamuję się coś innego, niż samego artystę. Może też być tak, że to panna Helvig ma jakieś profity z takiego obrotu sprawy, ale czułam, że raczej w tej sytuacji byłaby tylko pośredniczką, która ma przyciągnąć uwagę, jakby to ona grała pierwszoplanową rolę.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Lotte Hansen
    Utopiła wargi w słodkim, dziewczęcym drinku i opierając jedną dłoń na ułożonej skrzętnie fryzurze, pokręciła głową ze zrezygnowaniem czy smutkiem. Czuła rosnące ciśnienie, czułą stres, który też zresztą odczuwałaby naturalnie w tak dużym zgromadzeniu ludzkim. Wszystko dookoła, chociaż głośne, wydawało się odległe. Hansen nie miała szansy widzieć obrazów – nie skorzysta z wystawy w całości, chociaż pewnie gdyby nie pech jaki ją spotkał, mogłaby liczyć na to, że Viktor oprowadzi ją po miejscu i powie gdzie przejechać dłonią, gdzie dać się obmyć chłodnym powiewem powietrza, gdzie odsłuchać najpiękniejszej melodii uciekającej z fortepianu. Nie miała tej szansy – poza głosami z oddali, docierały do niej bowiem coraz mocniej nieuzasadnione głosy z wnętrza. Rozgrzana, pełna uczucia którego nie znała – miała ochotę zniknąć stąd, z nikim innym jak z Viktorem Varvikiem, który jeszcze chwilę temu złożył uprzejmy pocałunek na jej dłoni. Pominęła fakt, że chłopak nazwał się jej narzeczonym – rzucanie różnymi określeniami na ich znajomość było przecież poniekąd częścią planu, tej cichej dywersji przeciwko Ursuli. Zgodziła mu się pomóc, nawet jeżeli pomoc ta powoli wędrowała w strony mniej zgodne z ustaleniami – mieli udawać przed Ursulą, nie przed każdym.
    Teraz jednak, kiedy nietypowy alkohol dostał się do krwioobiegu, mógłby nawet nazywać ją samą wysłanniczką bogów, a ta nie oponowałaby. Resztki rozsądku przedostawały się przez usta Lotte, jednak z trudem. Nikt jednak nie miał prawa uważać, że to jej jurne myśli walczą z rozumem – brzmiała w końcu jak coraz bardziej zestresowana, coraz trudniej łapiąca kontakt z rzeczywistością i coraz ciężej odnajdująca słowa.
    - Miały być różne. Różne. Nie można powielić… – wydukała do pracownika, chociaż właściwie myślała już o tym, co powinni zrobić by odratować sytuację. Była pewna, że wykonała ich piętnaście, nawet jeżeli ostatnie sztuki tworzone były już w senności powoli budzącego się do życia dnia. Przyniosła je tutaj, podała pracownikowi, a potem teleportowała się do mieszkania, by zasnąć w spokoju najpierw a kanapie w salonie, a potem we własnym łóżku. – Jestem. Ale nie chcę. Nie to miałam przynieść. To nie jest towar o który prosił klient… – wydawała się zirytowana, chociaż bardziej tym, że nie może zwyczajnie zaznać spokoju z osobą, z którą chciała spędzić cały ten wieczór. Być może nawet poza galerią, chociaż potrzeba którą czuła, wydawała się nie do okiełznania. Nie wiedziała czy ufa Viktorowi, a ze swoim pierwszym razem wolała poczekać na odpowiednią osobę… Jednak skoro czuła to co czuła, to czy Varvik nie był odpowiednią osobą? Gdyby coś poszło nie tak, a ona sama skończyła z brzuchem, przecież mógłby faktycznie zostać jej narzeczonym. Drink widocznie nie zadziałał jedynie na jej ciało, a i ubocznie na durne serce, które zaczęło układać ich dwójce wspaniały scenariusz na dalsze życie.
    Głos Jeske mieszał się jej w głowie, nie znała jej, chociaż wiedziała, że ta jest gwiazdą wieczoru. Gdyby nie wpływ magicznego płynu, pewnie gratulowałaby jej wystawy w takim miejscu, w tak młodym wieku. Może nawet chciałaby poznać ją lepiej, zauważyć ich podobieństwa i różnice. Zamiast tego jednak, uśmiechnęła się tylko blado.
    - Odnajdzie… – powtórzyła po niej, a kiedy to siejący postrach i stres Hampus przyznał się, że prawdopodobnie to on zgubił drakkar w butelce… Hansen ożywiła się jakby. Podniosła dotychczas opuszczone spojrzenia na Varvika. Chciała zasygnalizować mu, że przecież mogą… Przecież mogą… Głos był głośniejszy niż powinien, w końcu powinna szeptać o tym, a nie wspominać jak o porannym śniadaniu. Drink ogłupiał jednak, odciągał uwagę od rozpoczynającego się przemówienia właściciela galerii. Myślała tylko o tym, jak urwać się stąd z Viktorem. I może nawet Hampusem, w końcu skoro zgubił wcześniej jej drakkar, mógł równie dobrze zgubić się sam. - Nie znajdę go sama. Viktor musi iść z nami, bo mam problemy ze wzrokiem. – Odpowiedź była automatyczna i szybka. – Ale na pewno nie z liczeniem… Musi gdzieś tu być. Musi. Spróbujemy iść twoją dzisiejszą trasą, pewnie znajduje się bliżej niż ci się wydaje… Ale najpierw muszę zajrzeć do toalety… Bardzo mi słabo. To przez to wszystko, przez to że tak mnie zestresowałeś…
    Oskarżyła go, co absolutnie nie było w stylu Lotte. Narastająca w skutek braku seksualnego spełnienia irytacja przejmowała władze nad Hansen. Wcześniej rzucone wobec niej słowa były przecież nieuzasadnione, były kłamstwem – miała prawo okazać niezadowolenie… Przetarła skronie palcami.
    - Ja… Musze opłukać twarz i… I dołączę do ciebie w miejscu w którym spotkaliśmy się w południe… Dobrze? Znajdziemy to… – nacisnęła.
    Widzący
    Lasse Nørgaard
    Lasse Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t1236-lasse-idar-nrgaard#9818https://midgard.forumpolish.com/t1264-lasse-nrgaardhttps://midgard.forumpolish.com/t1266-tyv#10151https://midgard.forumpolish.com/f120-lasse-i-ida-nrgaard


    Czas mijał trochę za szybko, choć wymieniane nieopodal słowa płynęły powolnym i spokojnym nurtem, przerywanym jedynie raz na jakiś czas krótką falą śmiechu lub ledwie dosłyszalnym zgrzytem rozemocjonowania. Przez moment wydawało mu się, że wariuje, a nagła fala dysocjacji pcha go ku ciemnej przepaści ataku paniki. Zapragnął być znów w mieszkaniu, w bibliotece, w jakimś ciemnym i pustym miejscu, gdzie nie będą nawiedzać go widoki znanych i upragnionych twarzy znikających w tłumie. Tylko majaki - upominał się w myślach. Ze zmęczenia, ze stresu, z nadmiaru ludzi. Miętowy likier zostawił na jego języku cukrowy, nieco mdły posmak i niezrozumiały rozgardiasz w głowie, myśli bowiem przeganiały się wzajemnie, zahaczając ostrymi zębami o jego skronie. Czuł rodzącą się w nich migrenę, pierwsze zalążki tępego bólu, który sprawiał, że mętniał wzrok, a oddech przyśpieszał. Nie był jednak jeszcze pijany, gdy odstawiał puste szkło na tacę przechodzącego nieopodal kelnera i odbierał od niego kolejny kieliszek - coś, co wyglądem przypominało wodę z cytryną, ale nie było nią na pewno, bo Lasse szybko rozpoznał na podniebieniu wódkę, cierpką i mocną, ścierająca z jego języka słodycz poprzedniego drinka. W cienkiej szampanówce dostrzegł lekarstwo na ból i krótką falę roztrzęsienia. Bliski głos jego kuzyna wyłonił się z otaczającego go gwaru.
    - Anselm! - syknął karcąco, gdy doszło do niego, co właśnie wyrwało się z ust jego towarzysza i przez ułamek sekundy i on musiał swoje rozbawienie ukryć z pojedynczym kaszlnięciem, nim padł kolejny szept:
    - Twój stary troll.
    Wraz z kolejnymi łykami alkoholu rozpływały się ostatnie oznaki jego zagubienia, jakby te były tylko chwilową skazą na jego zachowaniu, krótkim potknięciem o zagięty róg dywanu - Lasse znowu przypominał siebie i w powoli odzyskiwanej uwadze nasłuchiwał słów profesorki. Przerwa, która dzieliła jego pomyłkę i jej śmiech była nieprzyjemna, a on wyczekiwał nagany lub pogardy. Nic takiego jednak nie przyszło i fakt ten nagle zaczął go mierzić, podobnie jak mierzić zaczęły go wszystkie jej poprzednie uwagi. Irytacja przyszła znikąd - niespodziewana i podskórna, a w twarz profesorki wgryzła się tylko dlatego, iż ta właśnie postanowiła się odezwać, kierując na siebie jego uwagę. Gdy z oddali zniknął ściskający serce widok, a jego myśli wróciły na znane mu tory, Lasse uświadomił sobie, iż w zasadzie nigdy nie lubił profesor Ossler. Nie, nie znosił jej. Nie myślał o tym wczesniej - ze względu na swój kierunek miał z nią mniej kontaktu niż Frida czy Abigel, na dodatek zawsze była dla niego niebywale miła, ale teraz, w tym właśnie momencie, przypomniał sobie, że kobieta nieludzko go irytuje. Z czego właściwie się śmiała? Dlaczego się śmiała? Dlaczego jej śmiech brzmiał jak brzęczenie wielkiej muchy? Zawsze łatwo było go zdenerwować, otwierając tym samym puszkę pandory pełną kpiących spojrzeń i złośliwych uwag, jego ciężki charakter był w murach Instytutu równie oczywisty co przesadna towarzyskość doktora Johansena lub umiłowanie profesor Ossler do młodych mężczyzn z klanów, ale nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się stracić panowania nad sobą przy kimś tak szanowanym i o tak ważnym tytule. Był pewien, iż za chwilę przyjdzie mu ugryźć się w język do krwi.
    - Oczywiście, że pamiętam, po prostu przez moją tezę doktorską ostatnio te mniej istotne zajęcia zdają się wypadać mi z głowy... - zauważył w końcu i niechętnie przywołał na twarz sztuczny, przesłodzony uśmiech, jeden z tych uśmiechów, który nie miał w sobie grama serdeczności. - I ciekawe, że wspomina Pani o ambicji przekraczającej możliwości... Czy to prawda, że ostatnie badania nad dziedzictwem rytuału poświęcenia przekazano Profesor Heikkinen? - spytał, a głos wybrzmiał fałszem zatroskania. Powtarzał co prawda jedynie plotkę, którą przyniosła do domu siostra bliźniaczka; plotkę bez podparcia jakimikolwiek dowodami, ale plotkę zabawną, a teraz nader wygodną. - Przykre - westchnął jeszcze, kręcąc głową w przerysowanym obrazie współczucia. - Cóż, na pewno czytała Pani najnowszy esej mojego ojca na temat konieczności przemijania? O tym, że ciąg naszej historii i kultury ma sens tylko wtedy, kiedy starsi ustępują miejsca młodszym? Fascynujący.
    Jego uwagę odwrócił w końcu głos właściciela galerii. Wzrok podążył w kierunku przemawiającego, wpatrując się w wysoki rys jego sylwetki. Nasłuchiwał monologu, w pełni skupiony na brzmieniu jego głosu, na miękkim i natchnionym tonie, który układał słowa w linie długich, kwiecistych zdań. Wydawał się być odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu, a gdy kończył, Lasse mimowolnie uciekł spojrzeniem ku profilowi Fridy.

    drink: 8


    As the devil spoke we spilled out on the floor and the pieces broke and the people wanted more and the rugged wheel is turning another round

     
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Lykke Ronnenberg

    Miała w sobie ogień, który drżał niespokojnie, podsycany nieprzerwanie wietrznym tańcem trwale drżących w niej niespokojnie chwiejnych i niezdecydowanych zupełnie emocji. Żądał swobody i wolności. Bezwstydnie śmiały i naturalny. Ekspresyjnie wyrazisty i dosadny. Całkowicie bezstronny. Wzniecony rozświetlał spojrzenie, przenikał i żarzył się gdzieś w samym sercu, pobudzając gorączkę i wibrując pod skórą w ekscytacji i życia pełni. Niekiedy zaś nieśpiesznie spalał swoim nieokrzesanym gorącem wnikając do wnętrza nieświadomej jeszcze niczego duszy, wypalając w końcu w jej wnętrzu rany, które niby zupełnie niewidoczne sprawiały, że ta powolutku sączyła się poprzez pory i nikła. A mimo to podsycała go wciąż i karmiła, bo tylko poprzez niego mogła poczuć się żywą i pełną. Jak zawsze przyjmowała go do siebie z ochotą, czując niemal jak ją wypełniał. Rozprzestrzeniał na innych. Czasem raniąc ich i kalecząc, bo podeszli zbyt blisko.
    Jej uderzająca pewność siebie, gwałtowność i śmiałość gestów, brak jakiegokolwiek skrępowania budzi zazdrość, odnajdywaną przez Lykke w podążających za nią spojrzeniach. Jedni przyglądają się jej z zaciekawieniem i podziwem, inni niewybrednie komentują jej pełne wzgardy dla reguł zachowanie, odbierając jako pełną impertynencji niegrzeczność, choć sami w głębi samych siebie woleli by naturalnie nienaganne swe nadęte i kłamliwe maniery porzucić.  Ona sama przygląda się im wszystkim z niegasnącym z miękkich ust uśmiechem w samej głębi skrywając pociechę i kąśliwość jednoczesną. Nie musi być niksą, by przyciągać spojrzenia i wodzić urokiem, choć nie żeby bliska przyjaźń z Sissel i jej pełne podziwu podpatrywanie blondwłosej istoty w latach młodzieńczych nic tutaj nie wnosiło.
    W tłumie dostrzega Anne Marie, równając z nią swoje spojrzenie ledwie na chwilę, bo widok dawnej bliskiej znajomej, która się odeń w jakiś absurdalnie dziwaczny sposób odwróciła, choć wciąż kupuje jej obrazy - wywołuje nieprzyjemne ukłucie gdzieś pod samą skórą, bo co jak co, uważa ją za przychylną jej byłemu mężowi. Podświadomie jakoby doszukuje się postawnej sylwetki Olafa, bo w końcu absurdalnie lubi akty samookaleczeń i znajduje ją w tym całym tłumie gości z wyrośniętym do granic ego  równym lub wyższym nawet jego wysokości. Przez moment jej spojrzenie ciemnieje, odbijając w zieleni oczu żarzącą się złość rozpalanych pomarańczowymi odblaskami płomieni. Wzdycha ciężko, nadmiernie głęboko wewnątrz samej siebie, kiedy dostrzega go w towarzystwie jakoś tak podobnej do niej samej typem urody kobiety, czując jak fala gniewu tętni w jej uszach, rozprzestrzenia po skroniach i tłucze boleśnie. Pochwyca niekontrolowanie dłoń Mikkela znikając w tłumie i zgarniając z tacy przechodzącej obsługi szklankę z drinkiem, w duchu swym pragnąc w morzach mocnego alkoholu utopić cały żal i smutek. Oddać się w całości drugiemu ciału i zespolić choćby z obcą, inną od siebie zupełnie duszą, bo czuje, że sama już niknie i dopiero widok przyjaciółki na nowo sprawia, że przywraca na swoje usta uśmiech.
    - Moją przyjaciółkę Sissel Rosenkrantz z Nikolaiem z Oldenburgów - rzuca krótko, jeszcze chwilę się im przyglądając, nie kryjąc w żaden sposób rozemocjonowania, które wywołuje wraz z ich widokiem pełen dziecięcej wręcz, słodkiej szczerości uśmiech rysujący się malowniczo na jej ustach. - Musisz ich koniecznie poznać! Z Sissy znam się od najmłodszych lat, jesteśmy niemal jak siostry. Na pewno ich polubisz a na pewno już nie będziesz musiał z nimi rozmawiać o sztuce. Chociaż to arystokracja, to są naprawdę bez zarzutu. Poza tym podziwiam to, jak bardzo się kochają i wspierają nawzajem. Każdy powinien mieć w swoim życiu kogoś takiego - w końcu przerywa cały ciąg wyrzucanych w emocjach słów, rozszerzonymi oczyma wpatrując się głęboko w te naprzeciw siebie, w końcu spuszczając wzrok. Niby w pewnym zawstydzeniu, jakoby w świadomości swej doszukując zbytecznie malowniczej ekspresji, do której niekoniecznie przywykł. I kiedy tylko Mikkel przywołuje wspomnienia o wystawianiu jej prac w galerii Olafa; te coś tlącego się żywym płomieniem w jej oczach na nowo gaśnie, choć tak silnie stara się zachować na swej twarzyczce lekceważenie i obojętność co do samego byłego męża. Wernisaży, na których zapewne już nigdy nie wystawi jej obrazów. Niemal czuje, jak gdzieś pod samą powłoką oczu nieśpiesznie nachodzą łzy rozżalenia, ale nie poddaje im się, postanawiając być wobec tego niewzruszoną i chłodną. Tylko, że emocje nigdy nie będą studnią pozbawioną dna.
    - Nie mówmy o tym, dobrze? Nie psujmy sobie tej nocy - unosi sarnie spojrzenie na Mikkela, przygryzając lekko kącik ust i kiwając głową na jego zapytanie zwieńczone krótkim śmiechem - RANO - przeciąga te tyleż znaczące, pełne jakiejś fantazyjnej dwuznaczności słowo, będące swoistym zapewnieniem i zaproszeniem, bo co jak, to bynajmniej być może w naiwności swej nie sądzi, by wieczór mogli zakończyć w inny niż ten - sposób. Po prostu się pożegnać, złożyć krótki pocałunek na policzku i odejść, dziękując za spędzony czas. - I tak, z całą pewnością powinieneś jej doświadczyć - jej kuszący, pełen zmysłowości uśmiech przeradza się w końcu w lekki, niezwykle wdzięczny śmiech, kiedy w samych oczach pojawia się leniwie wzniecony ognik chęci. Same słowa - wyraziście przeciągnięte - pobrzmiewają nadzwyczajną kokieterią, pobudzając zmysły. Palce zaciskają się zaś delikatnie na materiale marynarki Mikkela. Gorące i chłonne. Czyżby rozbudzała w nim to, czego nie chciał, a może po prostu bał się przyznać; w końcu jednak w ślad za jej dotykiem i dwuznacznością podążając? W końcu odrywa je, zgarniając z tacy kolejnego drinka, kierowana samą jego barwą kojarzącą się z kawowym smakiem, który zresztą uwielbia, choć jego gęstość sugerująca likier bynajmniej w żaden sposób jej nie odpowiada. Co, jak co, woli mocniejsze trunki, ale od czegoś trzeba w końcu zacząć. Ledwie zwilża nim usta, przeciągając spojrzeniem po sali, wsłuchana w pobliską rozmowę o drakkarach i gdyby nie głos niewątpliwie znajdującej się poprzez swoją wrodzoną płochość Lotte, to pewnie na dłużej zatrzymała by je na Halvorsenie, którego widok sprawia, że przechodzi przez nią niesprecyzowany dreszcz wspomnień. Bynajmniej na tyle silnych, by wytrącić ją z tej pozornej równowagi, którą próbuje za wszelką cenę zachować. Przecież była doskonale wręcz świadoma, że tu będzie. Pociąga kilka dłuższych łyków, rozkoszując smakiem wystawnego drinka i czując niemal, jak ciepło rozprzestrzenia się w jej krwiobiegu, leniwie i spokojnie. Magnetyczny prąd przenika po skórze wzdłuż jej ciała, zgłębia najczulsze jego zakamarki, przechodząc poprzez biodra i wywołując chwilowe drżenie, kiedy wnika do samego jej środka a ona wpada na Mikkela, przylegając pełnym gorąca i pożądania ciałem w te jego.
    - Chciałam się z tobą nieco podroczyć - jej cichy szept mknie po jego skórze, dotykając niemal ucha wraz za muśnięciem jej warg. Lekkie przygryzienie płatka. Czułe i drapieżne jednocześnie. Raczy go bezwstydnym, frywolnym uśmiechem, takim, jak gdyby chciała go tutaj i teraz, w tej jednej chwili. Spoglądając w samą głębię jego oczu nieprzyzwoicie wręcz długo, koniec końców odrywając je, kiedy tylko w przestrzeni zawisa niczym topór dawne nazwisko.
    - Jemu wolno mieć każdą, która tylko chce się wybić, dobierając je sobie do barwy koszul a mnie nie wolno przyjść z nikim jemu nieznanym bez jego wiedzy i zgody? - prycha niczym rozjuszona kotka. Wzburzona podnosi ton głosu, zamieniając go w pełen pretensji i wyjątkowej wręcz antypatii i choć chłopak nie jest niczemu winien, to jego właśnie dotyka tańcząca w głębi jej rozpalonych oczu wściekłość. Nawet nie wie, że zaraz obok nich stoi właścicielka mających być w końcu przez byłego męża odsłonięte obrazów. Może gdyby nieco bardziej skupiła się na tym z kim właściwie się wcześniej witała, wymieniając uściski dłoni byłoby inaczej. Może nawet powstrzymałaby się przed rzucaniem tak dosłownych słów i oskarżeń. Może. Zgarnia z tacy kolejnego drinka, będącego mieszanką lukrecji, karmelu i śliwki, wybierając go bardziej pod wpływem chwilowego impulsu, niźli gruntowniejszych przemyśleń, bo nigdy nie przepadała za zbyteczną drinków gęstością, o wiele bardziej ceniąc niejednokrotnie palącą gardło whisky, choć gorąc odczuwalna w przełyku wcale swą mocą w żaden sposób od niej nie odbiega. Z lekko przechyloną na bok głową wbija swoje spojrzenie prosto i pewnie w oczy Hampusa, wnikliwie lustrując wyraźnie rysujące się na jego twarzy zdenerwowanie i wrastający pod skórę strach, który objawia się czerwonymi wykwitami na jego policzkach, wcale się w żaden sposób nimi nie przejmując, bo niby czemu miałaby. Smukłością dłoni przeciąga po tej leżącej na swoim boku, podsuwając się do Mikkela jeszcze bliżej i ciaśniej, może szukając w cieple jego ciała ukojenia nerwów, a może pragnąc po prostu odnaleźć w owym geście tlące się żywo uczucie, któremu choćby chciał oprzeć się w stanie nie jest. - To ci powiedział, lecz sam wiesz, że jego słowom wcale nie można ufać, bo co jak co, jego intencje zawsze mają drugie dno - uśmiecha się lekko, już z pewnym pobłażaniem, które można odnaleźć w jej roziskrzonych tęczówkach - Nic mu nie mów. Powiedz, że nie znasz osoby, z którą przyszłam, to chyba nie takie trudne? Jeśli jest taki ciekawy i wszystkowiedzący, niech sam przyjdzie i o to zapyta - wypowiada z niegasnącym z drobnej twarzy uśmiechem, w samych jej rozbawionych w pewien sposób oczach jawi się fragmentarcznie pewna kpina i aluzyjna kąsliwość, choć ledwie wyczuwalna w całym natłoku rysujących się w nich emocji. Przechyla w końcu szkło do swoich ust, drinka wypijając niemal duszkiem, choć nie w pełni, z wdzięcznością odbierając kieliszek wyciągniętego na tacy przed nią szampana i ledwie na moment zwracajac swoje spojrzenie na postawną sylwetkę Olafa, w końcu raczącego ciągnąć tę całą farsę do przodu. - Pan Guldbrandsen w końcu ceni sobie dyskrecję, a ty nie chciałbyś go przecież zawieść, prawda? - wraca do Hampusa z wyraźnie rysującym się w uniesieniu brwi zapytaniem w głębi swej dopiero teraz odczuwając moc poprzednio upijanego drinka. Absurdalnie drżenie dłoni i załamanie głosu chłopaka odbierając z opaczną wesołością, która przejawia się krótkim jej dźwięcznym w melodii śmiechem, który sprawia, że część spojrzeń zatrzymuje się na niej, wybudzając gości z niemego letargu, w którym tkwili oczekując odsłonięcia obrazów.
    Zatrzymuje tę wyraźną swą wesołość na ustach, przysłaniając je zgrabnie szkłem szampanówki, w ostatnim momencie unosząc rozszerzone swe bursztynowo zielone źrenice zaraz nad jej brzegiem, kiedy rozbłyska znienacka flesz aparatu, wciśnięta niemal szczelnie plecami w strzelistą sylwetkę Mikkela zamienia ten uśmiech w kuszącą niewymuszoną i w żaden sposób nie graną filuterność, która dodaje artystycznemu wręcz zdjęciu naturalnej niezwykle zmysłowości, podczas gdy najpewniej samo zdjęcie mogłoby z powodzeniem miast w gazecie zawisnąć podziwiane w wyjątkowej renomy sztuki galerii. W końcu pochwyca dłoń Mikkela, przeciskając się przez tłum gości i widząc Sissel, niemal tupiąc nóżkami wita się z nią, zawieszając ramiona na jej karku, zupełnie zapominając o wciąż świeżej bliźnie rzucającej się w tym momencie tak bardzo w oczy. - Jak dobrze, że tu jesteście! Nie mogłam się oprzeć, by do was nie podejść! - rozentuzjonowana ściska przyjaciółkę, w kolejnej chwili witając się z Nikolaiem i wciskając drobne ciałko w jego tors, składa pocałunek na jego policzku. -  Poznajcie Mikkela - przerzuca roziskrzone spojrzenie na swojego towarzysza, dłoń swą na nowo wciskając w tę jego, przyciągając go do siebie bliżej, wtulona w jego sylwetkę. W końcu wzrok swój zatrzymuje na wygłaszającym przemowę Olafie, wyszczerzając się niejako w prześmiewczym uśmiechu, który z całą pewnością w tym wyrazie odnajdzie, jeśli tylko zatrzyma spojrzenie na niej. W końcu wybuchając nieskrępowanym, dźwięcznym nad wyraz acz delikatnym w melodii śmiechem, gdy tylko jej uszom dobiega mowa o autentycznych emocjach wizualizacji leśnego ekosystemu, bo co jak co nie sposób jej odnajdywać emocji w nadętym impresjonizmie pejzaży, których to po jego słowach się spodziewa.
    - Jakiż on wypieszczenie teatralny! - rzuca dźwięcznie w kierunku swoich towarzyszy, dopijając szampana i zgarniając kolejny jego kieliszek zawiesza spojrzenie na Viljamie, skinając mu głową z daleka, z wciąż nie gasnącym z usteczek uśmiechem.
    Śniący
    Sohvi Vänskä
    Sohvi Vänskä
    https://midgard.forumpolish.com/t593-sohvi-vanhanen#1634https://midgard.forumpolish.com/t671-sohvi-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t672-tattahaara#1939https://midgard.forumpolish.com/f78-sohvi-i-nikolai-vanhanen


    Uprzejme zapewnienie Nikolaia i jego rozbawienie zajściem nie uszły jej uwadze, choć podrażniona sytuacją i podjudzona rozpuszczoną w sączonym alkoholu złością, zdobyła się na uśmiech dość powściągliwy, choć niewątpliwie szczery, darując mu tym samym porozumiewawcze ułaskawienie – nie wątpiła zresztą, że mówił prawdę, choć w pierwszej chwili dała się chwycić na haczyk absurdalnych zarzutów. Obserwowała tymczasem, krótką chwilę później, jak szorstkie groty jej własnych słów godzą młodzieńca z wyraźnym skutkiem: rumieniec wstydu rozlał mu się po twarzy satysfakcjonującą purpurą, w oczach błysnęło szkło urażonego rozgoryczenia, smutku, wobec którego nie miała żadnych skrupułów, nawet gdy zająknął się i wreszcie oddalił, pozostawiając ich w spokoju. Dezaprobatę stojącej nieopodal staruszki przyjęła z nieugiętą oschłością, drapieżnym błyskiem w rozgniewanym oku, jak gdyby gotowa była wziąć ją na cel w następnej kolejności, gdyby tylko dostała ku temu wystarczający powód; krótki klincz taksujących się źrenic – tych pełnych nagany i tych pozbawionych okruchu ogłady – musiał wystarczyć, choć wiśnię ust z trudem utrzymała na wodzy opanowania. Szczęśliwie uwaga innego mężczyzny uładziła ją nieco, odwracając rozdrażnioną uwagę i kiedy Sissel podjęła drugi kieliszek, z równym brakiem skruchy deklarując planowany brak wstrzemięźliwości, uśmiechnęła się do niej w cichej, solidarnej zgodzie, popełniając subtelne skinienie kieliszkiem, nim przezorny dystans nie przedzielił jej i Einara od drugiej pary, pozwalając na rozmowę w dyskretnej konspiracji nachylających się nieznacznie ku sobie skroni i wyważonych półszeptów gubiących się w muzyce. Sięgnęła w międzyczasie ku tacy niesionej przez kelnera, wymieniając trzymane dotychczasowe szkło na coś innego – coś, co znacznie bliższe było jej gustowi: czerwone wino kładło się w jej dłoni ciężarem doskonale wyważonym pod wymogi pragnienia. Podniosła kieliszek ku ustom, przechylając go lekko, jeszcze nie kalając nim warg; znajomy słodkawy zapach mieszał się z nutą pomarańczy i goździków.
    Obserwowała jednocześnie przyjaciela z zaostrzoną uważnością – zaskoczona, że wobec dziennikarza zachował tak litościwą łaskawość, poderwana do czujności chwilowym poczuciem, że w tamtym momencie, na dojmujący urywek czasu, Halvorsen zdawał się jakby od niej oddalony o intuicyjnie wyczuwalne wiorsty roztargnienia, nieobecny we wspólnie dzielonej przestrzeni bulwersującej sytuacji, jak gdyby zapadł się w sobie, tracąc gdzieś słuszny mu, bystry charyzmat. Pytanie wybrzmiałe pomiędzy nimi rozwarstwiało się na dychotomię równoległych, ale różnych od siebie znaczeń; zbłądziła w błękit jego oczu, próbując dojrzeć którędy powinna za nim podążyć, choć odpowiedź znała natychmiast – nie potrafiłaby pozostawić swojej ciekawości nieugaszonej. Tej doraźnej i tej, która przejmowała ją zaintrygowaniem od dłuższego już czasu.
    Alkohol, mój drogi, rozkiełznuje jedynie to, co już w człowieku siedzi – odpowiedziała mu, nie woalując wcale przemyślności tych słów, sącząc je między melodię muzyki i szum rozmów z opieszałością sugerującą więcej niż zaledwie swobodne spostrzeżenie. – Brak wychowania i ogłady, w tym przypadku, oburzającą impertynencję młokosa, którego należałoby właściwiej upilnowaćmieszkający w sercu gniew, mówiła tym samym, pozwalając, by irytacja podchmielona wcześniejszym drinkiem znów zaszorowała w jej głosie, łagodniejącym jednak prędko, wraz ze spojrzeniem studiującym przystojną fizjonomię Halvorsena.
    Twoją zdolność przyciągania ludzi – mruknęła niewinnie, postukując obrączką o trzymane szkło. – Napij się jeszcze, kochany – zachęciła, opuszczając swój kieliszek, by zadźwięczeć nim o ten tkwiący w jego dłoni, poruszając taflę trunku lekkim wzburzeniem. Jeszcze subtelna prowokacja, pociąganie za przezroczyste żyłki nerwów, nieszkodliwe wodzenie po obrzeżu prawdy, nie sięgając ku niej w swoistej zabawie z ofiarą. W swoistej zabawie z wrażliwym zatrzaskiem pułapki, w którą miała ochotę wreszcie wsunąć palce, śmiało i ostentacyjnie. – Dopijmy się do dna.
    Błysk posłanego mu uśmiechu nie pozostawiającego jej intencji na pastwę domysłów; niech opadną te nieszczęsne płótna. Podniosła więc wino do zuchwałego grymasu, spijając je z chłodnych, szklanych ust z zauważalną satysfakcją – wiśnia zwilżająca siostrzaną wiśnię, spływająca po podniebieniu w objęcia stęsknionego pragnienia. Czuła natychmiast, jak pod wpływem tego łyku robi jej się wreszcie przyjemniej, podrażniona tkanka złości ostyga, umysł wpada w spokojniejszy nurt, zbaczając ku wspomnieniu trunku wypijanego w rozkosznym towarzystwie niedoszłego romansu. Migawka myśli wciskająca się opiłkiem drzazgi pod zastawkę serca, krótkie ukłucie goryczy – potem już tylko przytulny komfort lepszego humoru, rozprężającej swobody w artystycznej scenerii.
    Poniosła spojrzenie ku przodowi, gdzie przemówił gospodarz – głos Wahlberga przepełnił kuluary, uciszając rozmowy do zaledwie szmery, nietaktownych szeptów wymienianych sobie pod nosem; choć jednak podążała za jego słowami zaostrzonym nurtem uwagi, jej myśl niezmiennie trzymała się stojącego obok przyjaciela, najeżona i przeczulona, jakby na coś czekała: na subtelną zmianę otaczającej go warstwy atmosfery, jak tyle razy wcześniej. Impuls zamiaru, którego nie zdołała dłużej powstrzymywać, zbliżył ku niemu jej usta.
    Czuję, że ktoś mi cię wykrada, Halvorsen – zamiast toastu, gdy unosiła wraz z innymi kieliszek, bez pretensji, za to z niewybrzmiałym pytaniem, gdy toczyła połyskującym spojrzeniem po sylwetkach wokół. Kto?
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Anselm Bergdahl
    Podejrzanie dobry humor łaskotał jego policzki, które za nic nie chciały się rozluźnić, więc chcąc nie chcąc Anselm obdarzał swoich towarzyszy promiennym uśmiechem. Jakby wcale nie żałował, że nie siedzi teraz w Instytucie i nie zgłębia anatomii płazów. Może to delikatny szum alkoholu w jego głowie, a może powszechne rozluźnienie sprawiło, że również i on odszukał w sobie nieco luzu i pewności siebie. Kołnierz koszuli już tak nie uwierał, a niesforne loki stale opadające na oczy, nie były już tak uciążliwe. Rozmowa z panią Profesor była chyba ostatnią rzeczą, na której się obecnie skupiał, ale sama kobieta nie wydawała się być także zainteresowana jego osobą. Taka już Anselmowa przypadłość, że znacznie wygodniej było mu wtopić się w tłum, podczas kiedy jego kuzyn stanowił centrum tego towarzystwa. Nadrabiał za ich dwoje. Humor nie opuścił go nawet wtedy, kiedy Lasse nazwał jego ojca trollem. W innych okolicznościach może i obrzuciłby go wymownym spojrzeniem, ale teraz kiwnął  jedynie krótko głową, dusząc w sobie kolejny przypływ śmiechu. Niezaprzeczalnie takie były fakty. Jego stary troll.
    Nie zamierzał wprowadzać nerwowej atmosfery, chociaż ta i tak była już przy ich stoliku dość wyczuwalna. Anselm z pełnym więc skupieniem obserwował podrygującą na świerku wiewiórkę, analizując z tej odległości, czy uda mu się w porę zareagować, bo przyszłe tragiczne losy stworzenia były wręcz nieuniknione. Ale nie nieuchwytne. Jedynie od niego zależało, czy wiewiórka skończy we włosach pani profesor, czy w jego dłoniach i to sprawiało, że uśmiech na twarzy ustępował stopniowo coraz większemu grymasowi skupienia. Ta nerwowa wymiana zdań tocząca się gdzieś obok, nie docierała już do Anselma praktycznie wcale, za to krew w jego głowie szumiała głośniej, a serce zabiło szybciej, bo przez te kilka wyjątkowo długich sekund biedak sądził, że dalsze spokojne losy tego wydarzenia - i co ważniejsze - życie tego małego stworzenia, znajdują się właśnie w jego rękach. Przełknął głośno ślinę, nieprzygotowany zupełnie, ale gotowy uratować to maleństwo przed panią Profesor Ossler i wyciągnął pospiesznie ramię, trącając niechcący stojącą obok Abigel. Miał nadzieję, że nikogo nie oblała swoim drinkiem. – Wybacz – zdążył mruknąć, chowając przerażone i zdezorientowane zwierzę pod marynarkę. Chrząknął teraz nieco głośniej, by zagłuszyć wiewiórcze odgłosy pretensji i z paniką wymalowaną na twarzy zerknął w stronę Lassego. Zaraz potem spojrzał na Fridę. -Nikt nic nie widział. Spokojnie - trudno powiedzieć, czy uspokajał ich na zapas, czy siebie po fakcie. - Z tobą rozprawię się później - syknął w stronę wewnętrznej kieszeni swojej marynarki, uświadamiając sobie, że dopiero teraz pozwolił sobie na wydech, wciąż jednak nieco nerwowy. Całe szczęście, oczy zebranych zdążyły już skierować się w stronę właściciela galerii. Nic jednak nie zdołało utrzymać uwagi Anselma na przemowie, kiedy pod jego marynarką stale buszowała ruda zdobycz. Zatopił usta w nowym drinku, ignorując fakt, że nagle zaczęło robić mu się bardzo ciepło na twarzy i zdecydowanie nie był to rumieniec – jak  może u niektórych – spowodowany wspaniałym wystąpieniem Olafa. Żeby nie rzucać się w oczy ze swoim zdenerwowaniem, opuścił nieco podbródek i loki znów rzuciły cień na jego rzęsy. – Cholerne, nieposłuszne zwierzę  - mruknął do siebie, próbując ukryć wystającą z jego marynarki rudą kitę chociaż bez problemu mogli usłyszeć to stojący bliżej niego. Odgłosy wydawane przez wiewiórkę także nie mogły im umknąć, dlatego Anselm wiercił się niespokojnie, żeby tylko jakoś je zagłuszyć. Wyglądało to trochę tak, jakby bardzo chciał iść do toalety, ale przecież nie wyjdzie w środku wystąpienia. To zakłopotanie wymieszane z gniewem nie opuszczały jego twarzy, kiedy badał otoczenie spode łba, zupełnie ignorując słowa przemowy rozbrzmiewające w pomieszczeniu. Był zbyt przejęty tym, co się przed chwilą wydarzyło i tym, co działo się aktualnie pod jego ubraniem. Dobrze, że zdecydował nie zabierać ze sobą żadnego swojego podopiecznego. W przeciwnym razie w jego marynarce odbywałoby się teraz istne mini zoo. Nie żeby te doświadczenia były mu całkowicie obce. To po prostu nie było dobre miejsce. Zdecydowanie nie.

    drink: 8
    Ślepcy
    Laudith Vidgren
    Laudith Vidgren
    https://midgard.forumpolish.com/t1289-laudith-vidgrenhttps://midgard.forumpolish.com/t1322-laudith-vidgrenhttps://midgard.forumpolish.com/t1321-hel#10847https://midgard.forumpolish.com/f130-laudith-vidgren


    Od zawsze źle czuła się w tłumie, stroniła od miejsc i wydarzeń, gdzie na metr kwadratowy przypadało zbyt wielu galdrów, nie zawsze więc towarzyszyła Homerowi podczas podobnych eventów. Vidgren był znacznie częstszym gościem galerii sztuki Besettelse, nie tylko przez większe zainteresowanie sztuką samą w sobie, lecz i bardziej towarzyskie usposobienie. Atmosfera wokół wydawała się jednak więcej niż przyjemna. Rozbrzmiewające rozmowy były prowadzone przez żywych, nie martwych, nikt się Laudith nie naprzykrzał, nie domagał uwagi. Mogła w spokoju, pogrążona we własnych myślach, kontemplować wszystko wokół niej, z niecierpliwością oczekując odsłonięcia obrazów. Nawet rozmowa z obcymi galdrami, w którą się wdała popijając drinka, nie była jej przykrą, chociaż nowe znajomości nawiązywała niechętnie i takie też sprawiała wrażenie - zdystansowanej i beznamiętnej. Nie lubiła strzępić języka daremnie, dlatego w towarzystwie dwóch podobnych do siebie mężczyzn, młodzieńca w kanarkowym garniturze, urodziwej blondynki i Dagenmarka głównie milczała, kiedy zdecydowała się już przedstawić. Zdążyła uchwycić spojrzenie Einara, który stał z kilkoma obcymi dlań galdrami, dziwnie intensywne. Posłała mu uśmiech znad drinka, zanim jej uwaga została ściągnięta na nowo do towarzyszy stolika.
    - Hmm? - mruknęła Laudith, przenosząc spojrzenie na Villemo, kiedy zapytała ją o twórczość Jeske. Potrząsnęła jednak głową w zaprzeczeniu. - Nie. Właściwie to wcale jej nie znam. To będzie prawdziwy debiut pani Hevig w moich oczach - przyznała szczerze. Przed otrzymaniem zaproszenia na wernisaż od Wahlberga nigdy nie słyszała o tej malarce. Nic mogło to jednak budzić zaskoczenia, nie uważała się za kompletna ignorantkę - to przecież był ten debiut. Dzisiaj miała zostać przedstawiona światu.l
    Słynny kucharz nie zdecydował się wdać w rozmowę z panią Vidgren, najwyraźniej uznawszy, że zirytowana mogłaby zdradzić jego wstydliwy sekret (a jej uwadze nie umknął gest w kierunku Ramona), ona zaś sięgnęła po kolejnego drinka. Losowy wybór padł na podaną w szampanówce wódkę z sokiem z cytryny, kruszonym lodem i brązowym cukrem. Już pierwszy łyk mocno zapiekł Laudith w gardło, skrzywiła się jednak nie przez wódkę, a zamieszanie jakie rozegrało się wokół niej. Kolejny, obcy galdr wpadł najpierw na Dagemarka, oblewając go winem, później zaś na nią. Jego dłoń zacisnęła się na chudym nadgarstku Vidgren, która poczuła irytację i złość zdecydowanie większą niż powinna.
    - Cóż pan wyrabia? - warknęła na niego, wyszarpując rękę i odsuwając się zarówno od niego, jak i od kucharza. Nie obchodziło ją kim był i co robił, dlaczego nagle stracił równowagę; zależało jej tylko na tym, by mieć święty spokój i czystą sukienkę.
    Szczególnie, że oficjalna część wernisażu właśnie się rozpoczynała. Laudith tak jak wszyscy przeniosła spojrzenie na Olafa Wahlberga, który powitał ich w Besettelse i zaczął opowiadać o tym, co stworzyła niejaka Jeske. Pobudzał ich ciekawość, podsycał apetyt, lecz każde kolejne słowo sprawiało, że nikt chyba nie pragnął by przestał mówić. Laudith zamarła jednak w bezruchu, kiedy kuzyn przywołał zbrodnie i morderstwa jakie zakłócały spokój miasta - bo cóż innego mógł mieć na myśli? Ona wiedziała już co oznaczają. Kto za tym stał i do czego miały doprowadzić. Gdyby tylko wiedział…
    Wraz z innymi jednak wzniosła lampkę z wódką, aby wznieść toast - za Midgard. Oby w nowym, lepszym świecie.

    drink: 8





    Monsters don't sleep under your bed,
    they sleep inside your head
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Anne-Marie Ahlström
    Kolejne fale absurdu oblewały ich środowisko, kiedy to zasiała w powietrzu niepewność co do faktycznej tożsamości Ursuli. Już w tym momencie Anne-Marie była w stanie wyczuć, że ich nowy, chętny do podróży i kokieterii towarzysz, był łatwy do zmanipulowania, wykorzystania i pozostawienia. Gdyby był kimś słynnym i wpływowym ponad miarę – na pewno słyszałby o nim i mogłaby bać się jego wpływu na swoją reputację. W tym momencie nie czuła jednak, by pojedynczy, śmieszny człowiek mógł jej zaszkodzić. Mogłaby nawet bawić się w ten pokaz dłużej, i dłużej, korzystając z zawahania Ursuli, która spotykając się wzrokiem z Ahlström, widocznie nie zrozumiała jej intencji. Tamten kłamał, próbując zdobyć jej sympatię. Lata temu oddałoby mu się, teraz wzbudzał jedynie uśmiech. Nieszczery, chociaż wyglądający na najszczerszy na świecie.
    - Jest skromna, to prawda – uzupełniła słowa Frisk, przeczuwając intuicyjnie, że ta pewnie niewiele pojęcia ma o sztuce. Wypowiadała się w ogólnikach, nie zmyślała – cóż, być może nie miała na to jaj. A być może nie zrozumiała, że w tym momencie to one, kobiety, powinny owinąć sobie wokół palca tego natrętnego podróżnika. – Pierwszy obraz Helvig powiesiłam w moim pokoju rok temu, wtedy właśnie poznałam ją, sprzedającą jeszcze wtedy swoją sztukę na ulicach Malmö – zmyślała, nie będąc nawet świadomą, jak bardzo może nie mijać się z prawdą – nazwisko Jeske było w końcu szwedzkie. – Chociaż teraz przebywamy na jej własnym wernisażu, od roku nic się nie zmieniło. Wciąż pozostaje tak uroczo taktowna. Podobno kazała nawet nająć dziewczynę, która oficjalnie przedstawi się za nią, byle tylko nie musieć znosić tak intensywnych spojrzeń… Liczę, że pozostaniesz dyskretny.
    Plotka puszczona do mężczyzny z pewnością powędruje. Ten nie zostanie w ich towarzystwie do końca wernisażu, przynajmniej tego się spodziewała. Nikt prawdopodobnie nie uwierzy w to, że to Anne-Marie puściła famę, a tym bardziej nikt nie uwierzy w absurd taki jak ukrywająca się pod pseudonimem Ursuli artystka. Ale może on uwierzy i zrobi z siebie idiotę. Zaproszenie do wyjazdu do Indii zostało na ten moment strategicznie zignorowane, chociażby w związku z tym, że ktoś z aparatem zaczął nastawiać obiektyw na Karla, a i sam właściciel galerii, jej dobry znajomy – zbierał się do oficjalnego rozpoczęcia. Skrzypaczka nie mogła w obecnej sytuacji pozwolić sobie na wyjazd, nawet jeżeli ten był niezwykle kuszący. Uczyła się, pracowała, miała zaplanowane koncerty i dużo działań wizerunkowych – wciąż musiała także dopiąć ostatnie urzędowe zmiany związane z rozwodem. Cieszyła się jednak, że Ursula, chwilowa Jeske jak i Sanne, wyraziły jasne zainteresowanie. Istniała więc szansa, że mężczyzna o inuickiej urodzie  odpuści jej samej.
    Odebranie kolejnego drinka w momencie wysłuchiwania wypowiedzi Olafa, poprzedziło przejechanie spojrzeniem po otoczeniu. Wyhaczała kolejne twarze, rozpoznawała kolejnych, lokalnych reporterów, nie wszystkich - o nie, jednak znaczną większość tych uchodzących za rozpoznawalnych. Orakel nie szukał sensacji, co innego Ratatoskr, stąd głównie na nich należało uważać. Mało który ubrany elegancko pasjonat sztuki przychodził tu z aparatem, w końcu najważniejsze wciąż pozostawały własne, wewnętrzne doznania. Blask magicznych fleszy rozbłysnął jednak, nawet pomimo tego, że obecnie każde spojrzenie powinno zostać zwrócone ku właścicielowi, nie na przykład ku jego byłej żonie, Lykke. Kobiecie zdolnej, ale odrzuconej przez Annę po ich rozwodzie. Każdy z nich podejmował wybory. Ten Ahlström uznany został za jedyny rozsądny - musiała dbać o swoje dobre imię, a trzymanie z Wahlbergiem opłacało się bardziej. Nie musiała umieć liczyć, by dojść do tego, w czyich rękach znajdowało się więcej pieniędzy, które to często szły w parze za wpływami.
    Umoczenie warg w drinku, które zgrało się idealnie z wysłuchiwaniem przemówienia Olafa, skupiającego się na bardziej zacnej części zdarzenia - współpracy w OdNową. Sytuacja genialna wizerunkowo - zdaniem Anny lepsza nawet niż współpraca między Tordenskioldami, a sierocińcem. Pewnie po chwili zadrwiłaby w głowie z cholernych konserw, będąc święcie przekonaną, że działania takie poza klanami mogą przyczynić się do pieczenia ich tyłka… Jednak coś w głowie sugerowało, że wszystko to było tak sztuczne, tak na pokaz… Anna rozumiała działania wizerunkowe, jednak czy ktokolwiek uwierzy w “szczere” intencje właściciela? Wraz z kolejnym łykiem wysokoprocentowego napoju, pojawiły się kolejne wątpliwości. Skrzypaczka czuła się tu wręcz niezręcznie - całe przedsięwzięcie wydało się jej nagle śmieszne wręcz, nietaktowne, dziwne. Przemowa trwała jednak w najlepsze, a nim ten dotarł do końca, do wzniesienia jasnego toastu, Ahlström już porzucała spojrzeniem po okolicy - jakby szukając znaków, że nie tylko ona sama posiada podobne odczucia. Że nie tylko ona jest znudzona całą pompatycznością przemowy. Spojrzenie błądziło.
    Najpierw oparło się na twarzy Dahlii Tordenskiold, jednej z piękniejszych kobiet na sali, o nazwisku niegdyś innym, jeszcze bardziej niepasującym do książeczki adresowej. Pulsujące w umyśle fale sprawiały, że Anna odbierała jej wyraz twarzy jako szczery. Jakby chłonęła fałsz otoczenia, przemowy, całej organizacji. Wzrok powędrował więc subtalnie w bok - ku żółtemu garniturowi Ramona. Ten odwrócony tyłem do Anne-Marie nie przyciągał wzroku już tak bardzo, choć kreacja wciąż budzić mogła wrażenie.
    Sylweta znajdująca się jednak tuż obok, jakby złudnie znajoma i obecna we wspomnieniach bardziej miłych, niż niemiłych - przynajmniej tak myślała o tym teraz, kiedy wyraz jego twarzy odebrała we własnej głowie jako równie niepocieszony. Ivar Soelberg, wydawał się jej niezadowolony z tego co słyszy, ona też nie była.
    Anna oparła się łokciem na stoliku, przesunęła subtelnie w bok, by w momencie wznoszenia toastu przez właściciela, dać się zauważyć. Jej stolik był wysunięty lekko do przodu, przynajmniej względem stolika przy którym gromadzili się Kruczy Bracia. Patrząc ku scenie, musiał chociaż na moment przebiec po niej spojrzeniem, przynajmniej w to wierzyła. I na to liczyła.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Sztuka jest sztuką; miękki aksamit myśli okrążył cząstki impulsów płynące szczodrze ze ścieżek czułej percepcji. Płynny, podniosły ton prowadzonej przemowy tworzył przejrzystą i dźwięczną taflę podrywającą tłum miękką dłonią charyzmy. Nieuchronnie, podczas oficjalnego już przywitania, pod czaszką przemknęły sceny z wysadzenia pomnika, kłęby chaosu rozpętanego na Placu Kupieckim razem z manifestacją. Pamiętał poszkodowaną i nieprzytomną staruszkę, której próbował pomóc; pamiętał, jak początkowo próbował natychmiast uciec nie chcąc mierzyć się z siłą drwin i agresji, coraz śmielej następującej ze strony Wyzwolonych. Młodzieniec, przynajmniej teraz, skurczył się do wymiarów przygaszonego fragmentu świeżej przeszłości. Nie wierzył w szczere intencje, ani w prosty przypadek i czystą kapryśność losu, czując że seria działań i wypowiedzi mogła być zamierzonym sztychem prowokacji. Nie chciał, pomimo tego wydłużać zbędnych dyskusji, przeżuwać tej sytuacji na nowo w wymianie zdań niczym nieświeżej strawy. Krótka uwaga Sohvi trąciła kąciki ust które ponownie drgnęły, kształtując na twarzy zwiewny, niefrasobliwy uśmiech.
    - Wspomnienia - wyznał, nie kryjąc się z charakterem splątanych w głowie rozważań, wiedząc w dodatku że bystry zmysł rozmówczyni przejrzy fasadę kłamstwa, przedrze się przez atrapy fałszu i zaprzeczenia. Domieszka prawdy czyniła go autentycznym; uniósł kieliszek zgodnie do swoich warg. Alkohol przyjemnie gładził grzbiet podniebienia i płynął nietrwałym ciepłem.
    - Miałem wrażenie, że zobaczyłem osobę - dodał po krótkiej chwili - którą znałem z dzieciństwa - wszystko, co prezentował odpowiadało zupełnie wcześniejszym, sztywnym kajdanom zdystansowania. Mógł, rzeczywiście, rozważać twarz wychwyconą w tłumie, przystanąć w zastanowieniu i treściach nagminnych pytań czy zdołał słusznie rozpoznać jedno z obecnych oblicz. Stłumił w sobie wcześniejszy, dawny żar niszczycielskich, gniotących się w środku uczuć które żywił do Laudith. Spojrzenie, po raz ostatni pomknęło po gęstym tłumie przyszłych odbiorców których uwaga miała zostać skupiona na przedstawianych dziełach. Lykke, wyłuskana wśród mozaiki płynących wciąż gęsto twarzy podobnie nosiła piętno przeszłości, dystansu, który miał przynieść korzyść i który jednak okazał się druzgocący w skutkach. Gorycz, nieokiełznana szarpnęła wtem świadomością, wbijając rzędy pazurów i srogo kłapiąc zębami.
    - Nie martw się - wdrożył w ton głosu półżartobliwy akcent - więcej cię nie zostawię - wszyscy, podobnie jak on sam zamarli w oczekiwaniu na odsłonięcie dzieł. Ciekawość, wszechobecne napięcie, jak przyznał wcześniej wzmagały progi wymagań. Liczył że debiutantka sprosta oczekiwaniom budząc emocje podczas dialogów, prowadzonych z zawieszonymi dziełami. Sam, osobiście życzył jej jak najlepiej, zaciekawiony w temacie kolejnych odczuć oraz dyskusji z Sohvi, która, za kilka chwil miała być pozbawiona dygresji oraz, jak liczył, przykrych działań ze strony samego losu. Wyczerpali, jak wierzył, absurdalne przypadki budzące grząskie poczucie zażenowania. Sam, aktualnie kosztował nowego drinka, po którym poczuł nareszcie błogie opanowanie, stanu, którego usilnie, w najbliższych momentach szukał. Została im teraz sztuka.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Abigel Fenrisdóttir
    Obserwowała uważnie twarz profesor Ossler, dostrzegając nań gwałtowną zmianę, świadczącą iż osiągnęła swój cel. Wyprowadzenie kobiety z równowagi nie należało do najtrudniejszych zadań, ale i Abigel nie zależało na sztucznym podburzaniu atmosfery.
    - Wezmę to pod uwagę. - Skinęła jej tylko głową i na potwierdzenie przekorności słów dopiła zawartość swojego kieliszka. Mocny alkohol rozlał się po przełyku, okazując się nagle przyjemną słodyczą do gorzkiej wymiany zdań. Posłała tylko porozumiewawcze spojrzenie Fridzie, która najwidoczniej miała podobną opinię o profesor Ossler, co ona. Zawiązała jednak usta w linijkę, nie pozwalając sobie na uszczypliwe komentarze, więc i sama Abigel zainteresowała się wypowiedzią Lassego. Była jedną z osób, do której już wcześniej dotarły wieści o przekazaniu pracy nad rytuałem innemu badaczowi. Burza, jaką wywołano w katedrze w związku z zamieszaniem, nie obiła się jeszcze szerokim echem, zapobiegawczo zawczasu stłumiona. Instytut nie potrzebował dodatkowego rozgłosu, zwłaszcza po niespodziewanej śmierci profesora Nørgaarda. Fenrisdóttir wstrzymała na moment powietrze, a ciemne brwi powędrowały ku górze, kiedy słuchając aluzji młodego studenta, mało subtelnie przeniosła wzrok na starszą kobietę w oczekiwaniu jej reakcji. Powstrzymała rozbawienie i chęć dalszych złośliwości, dochodząc do wniosku, że zaistniałe w zupełności wystarczą jak na jeden wieczór.
    Wtem poczuła szturchnięcie, wiedziona głuchym impetem ręka zadrżała, lekko uderzając w bok stojącego tuż obok Sigurda. Szczęśliwie w kieliszku Abigel świeciły już pustki i żadna kropla nie splamiła rękawa eleganckiego garnituru. Jeszcze tego brakowało na świetny początek znajomości...
    - Przepraszam najmocniej - mruknęła tylko do mężczyzny, zaraz zwracając wzrok do prowodyra zamieszania. Niknąca pod klapą Anselmowej marynarki wiewiórka zaskoczyła ją swoją obecnością, a sam student otrzymał pytające spojrzenie. Jaka wiadomość była na tyle pilna, by nie czekać na zakończenie wernisażu? - Wydaje się być bardzo poruszony i wrażliwy na sztukę - zwróciła się ściszonym tonem do pana Bergdahla, odwracając wzrok od rudej kity i przenosząc ją na odchodzące małżeństwo. Westchnęła cicho z poczuciem ulgi, szczerze licząc na to, że tego wieczoru nie będzie już więcej okazji, by mówić z państwem Ossler.
    Kiedy ponownie pojawiła się obsługa z tacami, Abigel skorzystała z okazji, by wymienić kieliszek na pełen, tym razem sięgając losowo po pękatą koniakówkę. Tym razem bursztynowy trunek okazał się być słabszym, jak i mniej słodkim alkoholem, co wyrocznia zauważyła z nieukrywanym zadowoleniem.
    Słysząc donośny głos, zwróciła się w kierunku właściciela galerii, słuchając słów przemowy. Nostalgiczna wycieczka do czasów pradziadków przywołała przed oczami wyroczni obraz dawnego Midgardu, jakiego nie miała okazji poznać. Melodyjny głos Olafa oczarował ją nie po raz pierwszy, z uniesionymi kącikami ust sięgała wyobraźnią do roztaczanych przed nimi obrazów. W jednej chwili, czy to za sprawą inspirującej przemowy, a może i doprawionej gryczanym miodem whisky, poczuła szczerą chęć bliższego zaznajomienia się z dziełami młodej artystki i zanurzenia się w świecie widzianym jej oczami. Przesunęła wzrokiem po sali, orientując się że zgromadzone na wernisażu towarzystwo idealnie wkomponowuje się w dzisiejszy dobry nastrój i nawet obecność profesor Ossler nie jest w stanie tego zmienić.

    drink: 3
    Widzący
    Dahlia Tordenskiold
    Dahlia Tordenskiold
    https://midgard.forumpolish.com/t1392-dahlia-tordenskioldhttps://midgard.forumpolish.com/t1416-dahlia-tordenskiold#12228https://midgard.forumpolish.com/t1415-ljuv#12226https://midgard.forumpolish.com/f134-halvard-i-dahlia-tordenskiold


    Z każdą chwilą miała coraz lepszy humor, choć lada chwilę miał go nadszarpnąć dyrygent filharmonii, szczególnie, kiedy wraz z Halvardem odnaleźli jej kuzyna. Viljama i Gudrun.
    - Może dzięki niemu dłużej zostaniesz na lądzie i skłamałabym mówiąc, że mnie i Lovise by to nie ucieszyło - wyrzekła niezmiennie w żartobliwym tonie, puszczając przyjaciółce perskie oczko; dobrze się składało, że obie miały córki w tym samym wieku, które darzyły się sympatią nie mniejszą niż one same. Dahlia nie mówiła jednak poważnie. Niektórych ptaków nie sposób zamknąć w klatce, Guildensterna zaś nie sposób zbyt długo utrzymać na stałym lądzie. Pozostawało jej cieszyć się chwilą i korzystać z czasu, kiedy Gudrun nie pływała po morzu tak bardzo jak tylko mogła. Zdecydowanie wolałaby pogrążyć się z nią, Villjamem i mężem w dyskusji o galerii i zbliżającym się odsłonięciu obrazów, gdyby nie dyrygent, który zdecydował się zakłócić ich spokój. Tylko na chwilę odjęła od niego spojrzenie, aby znów skupić je na twarzy Gudrun, której dyskretny, cichy głos dotarł jedynie do niej. - Nie, nic nie masz. Wszystko w porządku, skarbie, wyglądasz doskonale - zapewniła ją po chwili uważnego studiowania każdego skrawka twarzy i kreacji Gudrun. Ciemnowłosej musiało się tylko wydawać.
    Jedyną plamą, która dotychczas gdziekolwiek się pojawiła, była bezczelna prośba pana Forchhammera apelującego o wstawiennictwo za kobietą podejrzaną o kontakty ze ślepcami. Jakże śmiał zwracać się do nich o to w taki wieczór? Jakże jej samej nie było wstyd czynić scen pod Besettelse? Oboje powinni się wstydzić. Po towarzystwie, jakie miała wokół siebie, nie spodziewała się innej reakcji jak tej jedynej słusznej - odmownej. Sama zareagowała w sposób dość powściągliwy, lecz Halvard, jak zawsze, był zdecydowanie bardziej stanowczy. Mina pani Tordenskiold jasno świadczyła, że zgadza się i popiera każde jego słowo, dumnie uniosła podbródek i lekko zmrużyła oczy, wpatrując się znacząco w dyrygenta. Nawet jeśli miała ochotę dodać jeszcze talar od samej siebie, to po wypowiedzianym przez męża pożegnaniu zrezygnowała z tego pomysłu, choć ubodła ją głęboko odpowiedź dyrygenta. Był naprawdę bezczelnym człowiekiem, odwołując się do aukcji charytatywnej, jaką zorganizowała rodzina jej męża. Aukcja miała wszak pomóc prawdziwie potrzebującym, a nie podejrzanym o zbrodnie kobietom o zszarganej reputacji; nie można było tego porównywać. Żadne z nich nie miało obowiązku wyjaśniania zamieszania wokół niej, nawet jeśli zawodowo zajmowali się prawem - najwyraźniej do Forchhamera nie dotarły słowa Tordenskiolda, że pojawili się tu jako osoby prywatne, aby oddać się kontemplacji sztuki i spędzić miły wieczór.
    - Ochrona powinna się nim zająć, zanim doprowadzi do tragedii.. - wyszeptała, pochylając się lekko w stronę Halvarda, spojrzeniem odprowadzała jednak Forchhamera, który niemal wykrzyczał, że powinno być im wstyd, prawie oblał ich alkoholem, po czym w dramatyczny sposób opuścił towarzystwo. Dahlia liczyła, że zwróci dziś na siebie uwagę innych gości, fotoreporterów, lecz nie w taki sposób, nie z takiego powodu. Przez chwilę miała ochotę zapaść się pod ziemię przez bezczelne zachowanie dyrygenta.
    - Cóż za bezczelność, naprawdę, nie spodziewałabym się jej po człowieku na takim stanowisku... - westchnęła z żalem, kiedy zostali już sami, powiódłszy spojrzeniem po Halvardzie, Viljamie i Gudrun. - Chciałabym wierzyć, że słowa Halvarda do niego dotarły, mam jednak wątpliwości - dodała z kwaśną miną, pokręciwszy przy tym głową z wyraźną dezaprobatą; mąż miał rację (jak zawsze), lecz najwyraźniej Forchhamer był ścianą od jakiej odbijał się groch. Z ochotą jednak porzuciła temat nieszczęsnego dyrygenta, skupiając się na kuzynie.
    - Och, Viljamie, rzeczywiście nie mieliśmy ostatnio zbyt wiele okazji, by odwiedzić Sztokholm, wierzę jednak, że uda nam się to nadrobić - odpowiedziała Dahlia, robiąc przy tym przepraszającą minę; rzadko odwiedzali jej rodzinę, nie zapomniała jeszcze jak wygląda własna matka głównie dlatego, że pani Hallström wpadała z wizytą do Midgardu. - Wiedz jednak, że zawsze jesteś u nas mile widziany i zaproszony. Ty też jesteś wciąż zajęty - dodała przekornym tonem, odbijając pałeczkę; kuzyn pracował w Kolegium Sprawiedliwości, mógł odwiedzać ich częściej, wymawiał się jednak wciąż pracą.
    Pusta szklanka wylądowała na wysokim stoliku, a ponieważ Olaf stanął przed nimi wszystkimi i ściągnął na siebie uwagę, aby przemową oficjalnie rozpocząć wernisaż, Dahlia wyciągnęła rękę w kierunku lewitującej tacy po niewielką szklaneczkę, by mieć czym wznieść toast. Niewielki łyczek rozpłynął się gorzkim smakiem po języku i wtedy, kątem oka, dostrzegła dziwny cień. Na twarzy pani Tordenskiold pojawił się wyraz niepokoju, kiedy niemalże zlękniona rozejrzała się wokoło, przekonana, że ktoś ją obserwuje i sama nie wiedziała czemu pomyślała o niechętnym jej Lundqviście, któremu ona zalazła za skórę ostatnimi czasy i odwrotnie. Nigdzie nie dostrzegła jednak tego bezczelnego człowieka, za to uchwyciła spojrzenie Anne-Marie Ahlström i przez kilka uderzeń serca patrzyła w jej jasnozielone, kocie niemalże oczy. Przez myśl Dahlii przemknęło, że mogłaby uczynić ten wieczór jeszcze przyjemniejszym i zachwycić gości swoją grą na skrzypcach, lecz to nie o muzyce mieli dziś myśleć i mówić - a szkoda.
    Dahlia starała się skupić na słowach Olafa, spojrzała w jego stronę, lecz wciąż, z niezrozumiałej nawet sobie samych powodów, czuła jakiś niepokój i lęk, które odbijały się na jej twarzy. Kiedy Wahlberg wspominał o zbrodniach, które zakłóciły spokój Midgardu, pożarze jaki strawił połowę dzielnicy Ostatniej Walkirii. jedynie spotęgowały to uczucie. Przysunęła się instynktownie bliżej Halvarda, wsuwając lewą rękę pod jego ramię; przy nim czuła się bezpieczniejsza. Miała jednak ochotę wręcz bić brawo, gdy Olaf ogłosił, że dzisiejszy wieczór miał wesprzeć stowarzyszenie "OdNowa". Przemawiał tak pięknie, że jeszcze bardziej podsycił ciekawość Dahlii, która jeszcze przed chwilą żartowałaby, ze sama zerwie płótna, jeśli natychmiast nie zobaczy co się pod nimi kryje - teraz miała nadzieję, ze dzieła Jeske Helvig ukoją jej nerwy i niewytłumaczalny lęk. Nieświadoma, ze przyczyna tkwiła w drinku, razem z innymi wzniosła toast, dopijając resztę gorzkiej wódki.


    FAMILY, DUTY, HONOR


    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nikolai Oldenburg
    Słowa były potęgą. Szczęściarzem był ten, kto potrafił ujarzmić ich naturę i zawładnąć sylabami. To one nadawały rysów światu, one określały zasady, w których się poruszali. Coś co było nie nazwane, równie dobrze mogło nie istnieć. Tak łatwo wypuszczane w eter z żądnych ust, bezproblemowo i banalnie pojawiające się w przestrzeni. Czasem głupiutkie, rzadko kiedy niosące głębszą myśl, a jeszcze rzadziej wartościowe, ale wtedy, gdy potrzebne to często pomijane. Słowa zarówno dawały amunicji do ataku, jak i tarcze do obrony. W konfrontacji dwóch osób zwycięzcą był ten, kto orężem lepiej władał, udoskonalił sztukę retoryki i kłamstw. Miały jednak swoje ograniczenia, potrzebowały słuchacza. Słowa były potęgą, lecz tylko na odpowiednim gruncie, gdyż dla chcących nawet krzyk potrafił być bezdźwięczny.  
    Dzieciak, który udawał dziennikarza wsłuchiwał się w jego wypowiedź, lecz omijał niepotrzebne dla siebie fragmenty i dobierał odpowiednią interpretacje. Najgorszy rodzaj dziennikarzyny, nigdy nie można było takim ufać. Musiał być okropnym rozmówcą, a często oznacza to samotnego człowieka, gdyż gatunek ludzki lubuje w wymienianie informacji. Litość, to było odczucie, które dominowało, gdy przyglądał się dzieciakowi. Nie reprezentujący sobą nic, szczeniak, który dostanie lekcje życia. Powinien podziękować, nikt inny nie zrobiłby tego z taką klasą, co ich czwórka. Choć może on najmniej, zbyt dobrze bawił się słuchając innych. Z zainteresowaniem obserwował, jak podrostek staje się kolejną ofiarą Sissel. Dziewiczy rumieniec rozchodził się po jego twarzy, nieśmiały wzrok skupiony tylko na niej. Jednak ta dzika żądza sensacji była silniejsza, niespotykane.  
    Żadnej wojny, dziecko, skąd w ogóle te pomysły? – rozbawienie musiało odnaleźć się w jego głosie, niedowierzenie, że można wysnuć takie wnioski. Czego uczą w akademiach, że takie plony przychodzi im zbierać? Może jednak trzeba było się zająć edukacją, gdyż jej poziom musiał spaść dramatycznie. Tym rozsądniejszym pomysłem dla Elise było domowe nauczanie lub nauka zagranicą, skoro mierność i głupota zadomowiły się w akademiach.  Wszelkie wątpliwości w sprawie tego osobnika postanowiła rozwiać Sohvi, która zaatakowała i nie miała zamiaru się cofnąć. Z uznaniem obserwował wymierzanie kolejnych batów, a ostateczny nokaut był spektakularny. Był bliski płaczu, rozpacz było czuć w powietrzu. Uciekł do swojej nory, nawet się nie pożegnał. – To dopiero początek wieczoru, alkohol sprzyja żałosnemu zachowaniu. Przecież to najlepsza część wieczoru.  
    Słowa skierował tylko do uszu Sissel, muskając powietrzem wrażliwą skórę. Oczy śledziły zachowania gości, nigdy nie odpuszczając im na chwile wytchnienia. Tylko dzięki temu mógł dostrzec zbliżającą się katastrofę, nim stanęła przed nimi.  
    Lykke się zbliża – ostrzeżenie, uśmiech serdeczności na twarzy i niezachwiana pewność, że ten wieczór nie może zakończyć się w tak nudny sposób. Nie była sama, choć nie rozpoznawał twarzy jej towarzysza, więc wykluczył polityczne czy klanowe powiązania. Śmiertelnik, jak wszyscy z nich. Było coś dziecinnego w jej entuzjazmie ze spotkania, niewinnego w mowie ciała. Przecież Lykke widziała, powiedziała i zrobiła zbyt wiele, by jakakolwiek niewinność mogła się w niej jeszcze zachować. – Zawsze jesteś mile widziane, Lykke.  
    Krótki moment dosłownie zerowej przestrzeni między nimi wykorzystał na szybki rekonesans. Ocena sytuacji; szybkie podsumowanie, które mogło być wyjątkowo fałszywe. Alkohol czy coś więcej, Lykke? Jaką truciznę dziś wybrałaś? Może mniej powszechną, czyli masochizm, skoro pojawiła się na wystawie byłego męża, który zawsze idealnie nadawał się do zadawania ran. Perfekcyjnie wymierzonych, zawsze trafiających na podatny grunt w jej umyśle.  
    Nikolai Oldenburg – wyciągnięta dłoń stwarzała całą wizję formalności tego powitania. Jak na dyplomatę, Oldenburha i nieznajomego przystało, a przynajmniej tak prawiły pradawne zasady. Po raz pierwszy to na towarzyszu Lykke skupił uwagę, od wręcz żołnierskiej postawy po nieznaną szerszej publiczności twarz. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek Ronneberg wspominała o mężczyźnie, lecz możliwe, że niektóre rzeczy pozostawały tylko między nią a Sissel w ich małym światku. Nie zdążył zadać pytań tworzących się w zaintrygowanym umyślę, gdy gwiazda przedstawienia weszła na scenę i rozpoczęła swój spektakl. Musiał przyznać, że było to smacznie skonstruowany twór, przemówienie wystarczająco pompatyczne, ale i nawiązujące do lokalnych spraw, a co najważniejsze krótkie, a więc zjadliwe.  
    Niektóre rzeczy chyba nigdy się nie zmieniają – zgodził się z kobietą, żałując, że żaden trunek nie mógł ukrócić niechcianych myśli, ale wiedział, że nie mógł, nie powinien i nie zrobi tego.  
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Sissel Rosenkrantz

    Naiwne stworzenie wpatrzone sarnimi oczyma w jej oblicze nie potrafiła skwitować niczym innym, niż sięgnięciem zimnem szklanki do czerwonych warg. Chłód tęczówek przebijał się przez rozanielonego studenta - miał boleć, miał rozszarpywać.
    Ten jednak szybko rozmył się pośród reszty gości, spłoszony niewybredną, absolutnie zrozumiałą złością całej czwórki. Do tego zawodu trzeba mieć twardą dupę i nieustępliwość.
    Trzeźwość umysłu też by się przydała.
    W imię absolutnego nieporuszenia własną, dość trafną analizą jak na kogoś, kto zwykł myśleć w dość prostych torach, postanowiła unieść z Sohvi kieliszek, odwzajemniając rozbawiony, lekko zawadiacki uśmieszek, który znikł wraz z kolejnym łykiem alkoholu. Jego moc, zdecydowanie zdwojona w porównaniu do klasycznych dawek procentów, rozkładała ramiona w przyjemnym rozluźnieniu. Sen na jawie wkradał się pod powieki przyzwoitości, sprowadzając coraz większy sznur wspomnień. Teraz nie liczyło się tylko ciepło dłoni a wszystkie, postępujące w kolejach zachwianych zmysłów wspomnienia. Wspomnienia uspokajającego uśmiechu, błogiego snu z wtuloną w tors córeczką, kojącego głosu wyszeptującego kolejne słowa prosto w burzę blond włosów.
    Lykke się zbliża.
    Rzeczywistość była bliższa marom, które rozgoniła lekkim zamruganiemu oczu. Na wpół rozczulony uśmiech wdarł się w na kobiece lico, które teraz skierowało się w stronę narzeczonego. Zamglone spojrzenie potęgował alkohol, ale tylko on - z tej nieodpowiedniej, choć dalej przyzwoitej bliskości - mógł zauważyć emocje, dzierżone przez niego emocje. Zawłaszczone wiele lat wcześniej w mroku chłodnej, letniej nocy w Niemczech.
    Blask. Lekkie skrzypnięcie przycisku aparatu i ruch niedaleko zwiastował uwiecznienie tej chwili w czymś więcej niż ich własnych wspomnieniach, a moment gdy ciało trafiło w objęcia drobnej kobiety, było ostatecznym przebudzeniem.
    - Spróbowałabyś się oprzeć… - Skwitowała w pragmatycznym, teatralnie chłodnym tonie, witając się z przyjaciółką czułym uściskiem. Stanowiła dla niej kogoś na kształt wybranej siostry - podzielającej pasję, obdarzonej nieokiełznanym charakterem, który zrozumieć - współodczuwać? - mogła tylko równie niestabilna osoba, jaką Sissel zdawała się stawać od pierwszych chwil ich poznania. Były ledwie odrastającymi od ziemi podlotkami; oddanymi w marzenia o sławie, miłości i galdrowej wersji Bravo Girls. Kitrającymi pod kołdrą wykradziony z barku alkohol, zaborczno chroniącymi siebie nawzajem.
    Kiedy przestała ją chronić?
    - Sissel, miło mi Cię poznać. - Promienny uśmiech skierowała na Mikkela i tylko zakorzenione głęboko w niewypowiedzianych woluminach myśli, nakazywały jej mieć się na baczności. Wiedziała najlepiej - może nawet lepiej od samej Lykke - jak bardzo nietrafnie potrafiła dobierać sobie towarzystwo i czy skrywało się to w charakterze drugiej osoby, czy odczuciach samej Lykke, czara goryczy przelewała się, boleśnie niepokojąc jej przyjaciółkę.
    Nie osądzała, była po prostu czujna, jednocześnie nieustannie licząc, że przyjaciółka trafi wreszcie w ręce stabilności i bezpieczeństwa, których nie potrafiła sama sobie zapewnić.
    Których i ona nie mogła jej zapewnić, nie raz będąc odrzuconą.
    Głos Olafa zdawała się znać zbyt dobrze, nie raz będąc świadkiem wysokiej elokwencji i chwytliwych wypowiedzi. Kiedyś, kiedyś zdawała się go nawet lubić, gdy w obrazku rozsypanego małżeństwa odnajdywała szczęście brunetki obok. Teraz, teraz szanowała go tak, jak wypadało szanować każdego, kogo znało się z dwóch sprzecznych źródeł. Chciała, by jego temat raz na zawsze się skończył, a cała persona Wahlberga pozostała jedynie kolejnym, przemijającym nazwiskiem w wysoko postawionych kurtuazyjnych teatrzykach.
    Na próżno, czyż nie, przyjaciółko?
    - Jak połowa ludzi tutaj, Kochana. Może też powinnaś. - Ostatnie dwa łyki drinka, by pusty kieliszek trafił na tacę przechodzącego obok kelnera, zastępując się - magicznie, nie wiem, ten alkohol sam się jej chyba w ręce pcha - kolejnym drinkiem. Wystarczył łyk, by smak niespecjalnie przypadł jej do gustu, a usta wykrzywiły się w lekkim grymasie.
    A Nikolai miał nadal poprzedni drink - który przecież i tak miał być jej - nim więc zastanowiła się dwukrotnie, dłoń sięgnęła do kieliszka trzymanego przez ukochanego, podmieniając go na ten, który sama ledwie co powzięła z tacy. Słodki uśmiech na zakończenie, dziecięce rozbawienie i kolejny, kolejny łyk potęgujący ciepło spływające na szczupłe ciało.
    - Jestem wybredna. - Lekkie wzruszenie ramionami nadawało całości sceny dziwnej - nieodpowiedniej jak na tematykę - dziecięcości, ale kto by się tym przejmował, gdy obok siebie stały dwa, życiowe huragany wzlotów i upadków. - Nie jestem największą koneserką tego rodzaju sztuki, ale drinki są niezłe. - Cichy ton trafić miał tylko do najbliżej stojącej trójki, bo przy jej aktualnej reputacji tylko alkoholizmu brakowało do pakietu.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Karlowi udzielała się atmosfera, a drink spowodował, że czuł się lepiej, o wiele bardziej rozluźniony. Kiedy wepchnięto mu w ręce aparat fotograficzny, powiedział tylko:
    - Jeśli panienka się zgodzi, bez tego nie zrobię zdjęcia – zapowiedział, bo co będzie się wtryniał w tę małą szopkę. Jako, że biedna dziewczyna nie powiedziała póki co żadnego słowa, Karl odłożył aparat na stoliku.
    Kiedy usłyszał o planowanej wycieczce, pokiwał z uznaniem głową. Hojny gest – pomyślał. Nie spodziewał się, że ktokolwiek zgodzi się na taki spontaniczny wojaż, ale widocznie coś było na rzeczy. Uśmiechnął się tylko słysząc potakujące głosy.
    Karl nie był zbyt dobrym kłamcą, dlatego odpuścił sobie dodania komentarza, odnośnie obrazów, które niby to ich urocza towarzyszka stworzyła.
    Zamyślony, obserwował sąsiadów. Zastanawiał się, czy tylko on miał ochotę się stąd wynieść, czy jeszcze ktoś postanowi to samo.
    Wysłuchał później przemówienia właściciela galerii z uwagą i namysłem. Był ciekaw jak potoczy się reszta wieczoru, ale sam naprawdę czuł chęć opuszczenia innych gości. Nie dawał tego po sobie poznać, uśmiechał się do innych, przytakiwał ich słowom, dokładał też coś od siebie. I właśnie w takim momencie znaleźli go fotoreporterzy. Uchwycili jego delikatny uśmiech i zaciekawienie wydarzeniem.
    Mimo to chciał chociaż przez chwilę pogadać z Eitrim. Szukał go wzrokiem, ale wątpił, czy ten wyłapie jego znaczące tyle co „ratunku” spojrzenie.
    Wcale nie było tak, że nie odpowiadało mu towarzystwo, panie były urocze i zajmujące, on jednak nie pasował do nich, taka była prawda. Chociaż był przyzwyczajony do takich wydarzeń, tym razem chyba po prostu nie był na siłach, by czuć się tam swobodnie. Przy najbliższej okazji po prostu wmiesza się w tłum i zniknie.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Gudrun Guildenstern
    Roześmiała się w odpowiedzi na uwagę Dahlii, doskonale wiedząc, że przyjaciółka nie miała żadnych wątpliwości, co do tego, że nic, ani nikt nie byłoby w stanie na dłużej utrzymać Gudrun na lądzie.
    - Nie mam co do tego żadnych wątpliwości - odparła, dorzucając zaraz nieco ironicznie, komentując w ten sposób od dawna krążące w mieście złośliwe plotki na swój temat; - Z drugiej strony wyobraź sobie jak co poniektórzy skomentowaliby taki nagły obród spraw! Guildenstern decyduje się pozostać w Midgardzie! To by dopiero były porywające nagłówki! Według opowiadanych przez nich niekiedy bajek w każdym porcie czeka na mnie inny mężczyzna. Zapewne wszyscy zaczęliby zastanawiać się jak sobie daję rady bez mojej rzeszy pozostawionych własnemu losowi kochanków. Dla kogo zdecydowałam się porzucić swój dawny żywot? Niejednego plotkarza zachwyciłyby tak wyssane z palca opowieści  - odparła równie żartobliwie, kpiąc sobie w ten sposób z powtarzanych przez midgardzką socjetę słów na swój temat, w chwilach, gdy już naprawdę brakowało im tematów dostarczających rozrywki spragnionej sensacji gawiedzi. Zdarzało się to rzadko, zawsze irytowało ją to jednak w równy sposób - nigdy nie czuła się dobrze, gdy wrzucano ją do wspólnego wora z miejscowymi celebrytami, nie widziała tam dla siebie żadnej roli, nigdy nie zabiegała o podobną uwagę. Tym bardziej takie insynuacje wydawały jej się bardziej dokuczliwe niźli prawdziwie bolesne. Nie chciałaby, żeby podobne kłamstwa dotarły kiedyś do uszu Vanji. Lekko ściszyła jednak głos, bo mimo wszystko wcale nie zależało jej na tym, aby jej słowa dotarła do niepowołanych uszu. Zwłaszcza tych należących do czających się w tłumie dziennikarzy łakomych na każdy kąsek, który mogliby poddać swej pokrętnej interpretacji.
    Wciąż towarzyszyło jej nieprzyjemne uczucie, że napotykane wzrokiem spojrzenia innych gości wcale nie były jej przychylne. Z bladym uśmiechem przyjęła zapewnienia przyjaciółki, że prezentowała się dzisiaj idealnie, chociaż wciąż nie opuszczało jej przekonanie, że w jakiś sposób naraziła się opływającemu ją ze wszystkich stron towarzystwu. Gorączkowo szukała w myślach powodu, który mógłby sprowokować w nich podobne zachowanie, wydarzenia poprzedniego wieczoru wydawały jej się w tej chwili najbardziej sensownym, ale i najbardziej bolesnym wytłumaczeniem. Zapewne zatopiłaby się zupełnie w takich dywagacjach, gdyby nie wyrwałby jej z nich najpierw ostry ton Halvarda, któremu mimowolnym ruchem głowy przyznała niezaprzeczalną rację, a zaraz potem krzyk samego dyrygenta, który wciąż niewolny od wyrazistych emocji zniknął gdzieś w tłumie pozostawiając po sobie mimo wszystko nieprzyjemne poczucie konsternacji i kilka kropli wyraźnie odcinających się na powierzchni wypolerowanego parkietu.
    - Miejmy nadzieje, że ktoś jednak zajmie się nim w odpowiedni sposób - podparła Gudrun, wciąż w lekkim roztargnieniu, odstawiając na pobliski stolik pustą czarkę, mimowolnie sięgając po kolejny drinki, gdy tylko w okolicy pojawił się kelner, niemal zlewający się z przebywającym w galerii towarzystwem. Taka była w końcu jego rola, miał przemykać między gośćmi niepostrzeżenie, równocześnie bezbłędnie czuwając nad tym, aby bawili się tutaj jak najlepiej. Zapragnęła na moment zamienić się z nim miejscami, może wtedy uwolniłaby się od ciężaru wciąż spoczywających na niej - o czym za sprawą drinku była nieustannie przekonana - nieżyczliwych spojrzeń.
    Pociągnęła kolejny łyk, tym razem czując na języku niezwykłą cierpkość wódki okraszoną powierzchownym cytrynowym posmakiem. Wzrastało w niej napięcie, sprawiając, że nagle zdecydowała się na odwzajemnienie nieprzychylnego zachowania stojącej nieopodal kobiety w średnim wieku i spojrzała na nią buńczucznie, nie kryjąc irytacji. Obrała sobie za cel tak naprawdę niczemu winną matronę, której naciągnięte za pomocą niekoniecznie udanych upiększających zabiegów brwi wbrew swojej właścicielce układały się w nieco nieprzyjemny grymas. Gudrun już otwierała usta, żeby w jakiś sposób skomentować to w swoim mniemaniu skandaliczne zachowanie, tym samym ukazując swoim towarzyszom swą niewątpliwą paranoję, ale właśnie w tym samym momencie do jej uszu dotarły pierwsze słowa przemówienia Wahlberga. Zacisnęła więc usta w wąską kreskę, próbując się uspokoić - nie chciała w końcu uronić ani jednego zdania wybrzmiewającego w sali z wielką mocą, które tylko wzmagały jej zaciekawienie, przechodzące w połączeniu z irytacją w zdecydowanie zniecierpliwienie, bo chęć zobaczenia w końcu na własne oczy wciąż pokrytych płótnem obrazów sprawiała, że coraz trudniej przychodziło jej się skupić.
    - Dawno nie czułam się tak zniecierpliwiona - wyszeptała, nachylając się w stronę Viljama wdzięczna na niemy gest obecności i wsparcia. - Czuję się zupełnie jak przed laty. Myślę, że Jeremias byłby zachwycony tym wieczorem, choć ten przecież wcale się jeszcze tak naprawdę nie zaczął - dodała, a jej głosie można było usłyszeć nieco gorzką nutę. Wzniosła ku górze kieliszek, posłusznie wykonując toast, wiedziona bardziej instynktem niż rzeczywistym pragnieniem. Gudrun czuła się coraz bardziej oderwana, niepokój mieszał się z niewynikającą z żadnego konkretnego powodu złością, nie potrafiła zrozumieć tego kalejdoskopu nagłych emocji, które ją opanowywały. Spojrzała uważnie w stronę Hallström, gdy cień przemykającego ponad ich głowami sztucznego słońca kładł się na jego twarzy sprawiając, że także i w nim Guildenstern dostrzegła mieszankę zniecierpliwienia, ale i czającej się niepostrzeżenie, czy naprawdę?, nudy. - Och, jestem pewna, że zaraz pojawią się przed naszymi oczami prawdziwe dzieła sztuki - dodała jeszcze, jakby próbując wybudzić Viljama z jego nagłego letargu tą falą z pozoru pełnych pustych frazesów słów. Nieco kręciło jej się w głowie od nadmiaru sprzecznych emocji, tą krótką wypowiedzią próbowała samą siebie przywrócić do rzeczywistości.
    Widzący
    Mikkel Guldbrandsen
    Mikkel Guldbrandsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1222-mikkel-guldbrandsenhttps://midgard.forumpolish.com/t1260-mikkel-guldbrandsen#10014https://midgard.forumpolish.com/t1261-tyr#10020https://midgard.forumpolish.com/f125-mikkel-guldbrandsen


    Jeszcze rok wcześniej sądził, że rozdział w jego życiu o tytule Lykke Ronneberg, krótki i nic wtedy nieznaczący, został zakończony raz na zawsze. Był zdecydowany nie kontynuować tej historii i nie spodziewał się, że w ogóle pojawi się taka możliwość. Już po przeczytaniu pierwszego listu od dawnej kochanki Guldbrandsen miał przeczucie, że taki powinien pozostać - zamknięty, że nie powinien mieć ani jednej kolejnej strony. Tak podpowiadał mu rozsądek, a Mikkel z rzadka postępował wbrew rozsądkowi. Coś jednak w tej kobiecie sprawiło, że tak właśnie się stało, że towarzyszył jej podczas wernisażu, chociaż czuł, że nie powinien. Lykke zarazem robiła wszystko, by nie zapomniał dlaczego się tu pojawił i jak go to tego skusiła. Kusiła wciąż, nieustannie i bezwstydnie, niezrażona obecnością wielu gości, obcych ludzi. Przylgnęła do niego jakby byli na tej sali zupełnie sami, odczuwane zaś podążanie nie pozwoliło Guldbrandsenowi, by ją odepchnąć.
    - Mhm... Dobrze, że są szcześliwi - mruknął jedynie w odpowiedzi, kiedy powiedziała mu o swoich znajomych widzianych w tłumie. Początkowo nie sądził, że zdecyduje się do nich podejść i go przedstawić. Właściwie nie uważał tego za dobry pomysł. Dotychczas po prostu stał z boku i milczał, kiedy witała się z innymi; nie dziwiło Mikkela, że zna tak wielu, sama była wszak artystką. Znacznie bardziej interesowała go jednak ta sztuka, którą zapowiedziała, że doświadczy jej rano.
    - Lepiej się więc ze mną nie drocz, bo w imieniu prawa trzeba będzie cię ukarać - odszepnął, uśmiechając się jedynie kącikiem ust, po czym dopił swojego drinka.
    Właściwie czuł się niezręcznie, kiedy Lykke naskoczyła wręcz na młodzieńca, który jak się okazało zna go i wie kim jest, do tego zdradził jego zawód przed wszystkimi obecnymi przy stoliku, chociaż dwie młode dziewczyny i chłopiec wydawali się zupełnie nimi niezainteresowani. Guldbrandsen dopił słodki trunek, po czym chwycił za kolejną szklankę - znów źle wycelował, bo połączenie jabłkowego cydru i śliwkowego likieru w niedużej czarce zdecydowanie bardziej wpasowałoby się w kobiece gusta. Uśmiechnął się krzywo do pracownika galerii, zapewniającego, że jest wspaniałym człowiekiem; dalej jednak nie wiedział co przekazać niejakiemu Wahlbergowi.
    - Najlepiej nic mu nie mów. To sprawa Lykke z kim przychodzi, czyż nie? - wtrącił jedynie.
    Zaczynał żałować, że dał się na to namówić. Mógł spotkać się z Lykke w inny wieczór, zaspokoić pożądanie, spełnić jej pragnienia i znów się ulotnić. Zamiast tego pozwolił się wpakować w komediodramat z jej byłym mężem najwyraźniej, choć liczył, że to ominą, a ona chce tu się pojawić ze względów zawodowych. O słodka naiwności. Z jakiegoś powodu zaczęło się mu wydawać, że wszyscy na niego patrzą, oceniająco i krytycznie; odruchowo uniósł lewą dłoń do twarzy, by zetrzeć podbródka nieistniejącą kroplę, skontrolował, czy nie ma plamy na koszuli - ale nic takiego się nie stało.
    Zamiast tego Lykke pociągnęła go za rękę w stronę innego stolika, gdzie stali jej przyjaciele, o których mówiła wcześniej. Mikkel podążył za nią niechętnie, nie uważał, że przedstawianie go swoim bliskim przyjaciołom to dobry pomysł, było jednak za późno. Wyciągnął zatem rękę najpierw w stronę Nikolaia, następne Sissel.
    - Mikkel Guldbrandsen - przedstawił się spokojnym tonem, uścisk dłoni zaś miał silny i stanowczy,. - Mnie również miło poznać - zdążył jedynie dodać.
    Oto bowiem rozpoczęła się część oficjalna, Mikkel Guldbrandsen zaś zdębiał.
    Spodziewał się, że nie uniknie poznania byłego męża Lykke, lecz tego, że właściwie już go poznał - nie. Patrzył w kierunku człowieka, który nie dalej jak tydzień wcześniej ograł go w kasynie na cztery tysiące talarów i myśl ta wciąż była Mikkelowi jak ostry kamień w bucie. Nawet nie za bardzo słuchał jego przemowy, wciąż myślał o tej kwocie, tamtym wieczorze i o tym jak mały jest świat. Jakże zabawne bywały Norny - a Mikkel wciąż nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo.
    - Spokojnie, Lykke. Nie ma potrzeby się tak emocjonować - zwrócił się cicho do towarzyszącej mu kobiety. Sceptycznie spojrzał na kolejny kieliszek w jej dłoni, który zdecydował się przejąć - a przynajmniej spróbować. - Drinki są rzeczywiście niezłe, ale nie musisz się z nimi tak śpieszyć - niemalże to wyszeptał, obdarzając ją surowym spojrzeniem; chyba miała słabą głowę, a on nie zamierzał dopuścić do tego, by narobiła mu wstydu.


    when I say innocent
    I should say naive
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Frida Guldbrandsen
    Wyłączywszy się z bezpośredniej konwersacji z jakże miłą w obyciu profesor Ossler, Frida dopiła swojego drinka i płynnie wymieniła pusty kieliszek na czarkę na wysokiej nóżce pochwyconą z pobliskiej tacy. Nie dalej jak wczoraj ostrzegała młodą rzeźbiarkę przed zdradziecką mocą podawanych na wernisażu drinków, teraz jednak sama pragnęła alkoholowego wsparcia, pozwalającego zajmować usta sączeniem trunku, a nie układaniem ich w pełny kpiny i bardzo nieadekwatny do rangi wydarzenia uśmiech, gdy oburzenie niemalże kipiało z dawnej wykładowczyni, która wciąż jeszcze próbowała dogryźć Abigel, do której Guldbrandsen uśmiechnęła się znacząco. Smak koniaku wymieszanego ze słodkim likierem spływał gęstą stróżką w dół jej przełyku, lecz nim zdołała zabrać głos w temacie swojej ambicji przekraczającej możliwości, z odsieczą nieoczekiwanie przyszedł Lasse, który po raz pierwszy od dawna postanowił właściwie wykorzystać swoją kąśliwą teatralność i uszczypliwą ironię. Początkowo przysłuchiwała się wymianie zdań niejako z niedowierzaniem, nie spodziewając się, by jeden z pupilków profesor Ossler zwrócił się przeciwko niej, lecz każde kolejne słowo byłego przyjaciela trafiało prosto w sedno sprawy, najprawdopodobniej w szybkim tempie neutralizując chęci kobiety do dalszego socjalizowania się z obecnymi przy stoliku.
    Ciemnowłosa ponownie zwilżyła usta trunkiem, kątem oka odnotowując gwałtowny ruch Anselma, który ramieniem trącił Abigel, szczęśliwie nie doprowadzając przy tym do rozlewu wielobarwnych drinków na eleganckie stroje zebranych. - Wszystko w porządku? - spytała szeptem, gdy rozbrzmiały uspokajające słowa Bergdahla, który sam jednak wydawał się być bardzo daleki od spokoju. O ile ruda kita znikająca we wnętrzu marynarki byłaby jeszcze w stanie jej umknąć, tak nerwowe wiercenie się Anselma do spółki z charakterystycznymi dźwiękami, które Smultring często wydawała w wyrazie oburzenia na konieczność dostarczenia kolejnej wiadomości - już zdecydowanie nie. Do kogo należało to zwierzę i skąd się tu właściwie wzięło? Jak pilny list musiało nieść, że zdecydowało się na wdarcie właśnie na wernisaż, gdzie panowały warunki dalekie od idealnych dla płochliwych rudzielców?
    Odepchnęła od siebie te rozmyślania, gdy w centralnym punkcie, skupiającym uwagę (prawie) wszystkich zebranych pojawił się Olaf, by oficjalnie i uroczyście rozpocząć główną część wernisażu. Odrobina drinka raz jeszcze rozlała się na jej języku, gdy odnajdywała piwne tęczówki mężczyzny, by uśmiechnąć się do niego ciepło, z całą pewnością tego, że przemowa która pozostawała dla niej tajemnicą, jeszcze długo będzie zataczała szersze kręgi wśród midgardzkiej socjety. Przysłuchiwała się wypowiadanym melodyjnym głosem słowom, pozwalając porwać się w wir odmalowywanych pod powiekami zebranych obrazów, by drgnąć odruchowo, gdy Wahlberg przywoływał najświeższe wydarzenia, w tym zburzenie pomnika Larsa Arvidssona na Placu Kupieckim, czego była naocznym świadkiem. Za Midgard. Do spółki z innymi gośćmi Besettelse wzniosła toast na zwieńczenie płomienistej przemowy, krzyżując własne spojrzenie ze spojrzeniem Olafa i układając muśnięte szminką usta we wdzięczny, pełny dumy i wewnętrznego poruszenia uśmiech - nie spostrzegła nawet momentu, w którym przedstawiciele mediów pojawili się wokół, choć zignorowany przez nią dźwięk uwiecznianego zdjęcia nie uciekł jej uwadze. Ciepły prąd rozlał się po całym jej ciele, kumulując się w podbrzuszu i nie wiedziała już sama czy to zasługa popijanego dziarsko drinka, czy całokształtu śledzonego przez nią spojrzeniem Wahlberga, który raz jeszcze zagościł w jej splątanych myślach w sposób daleki od uznawanego za normy społeczne w miejscu publicznym. Zerknęła pobieżnie na Lasse, by chwilę później przysunąć się nieco w stronę Abigel i skręcić szyję w jej stronę, by zebrani przy pobliskich stolikach nie mogli słyszeć ich słów. - Czyż nie jest zachwycający? - spytała szeptem, wciąż wpatrując się w męską sylwetkę i wciąż niemalże pękając z dumy, że to właśnie do jej boku wróci, gdy wypełni ostatecznie wszystkie obowiązki gospodarza wieczoru - i choć ostatnimi dniami wypatrywała wernisażu z niecierpliwością, tak teraz promieniujący aż do jej lędźwi prąd sprawiał, że nie mogła się doczekać, aż oficjalna część wydarzenia dobiegnie końca, a właściciel Besettelse znajdzie w końcu czas tylko i wyłącznie dla niej.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Viktor Varvik

    W ślad za przyjaciółką uniósł kieliszek do ust, a słodki smak truskawek pomieszany z goryczą wódki rozszedł się po podniebieniu. Tylko jeden, Viktorze, powtarzał w myślach niczym mantrę, przypominając sobie, co działo się, kiedy poprzednim razem pozwolił sobie na zbyt wielką ilość alkoholu w miejscu publicznym. Wspomnienie krzykliwego nagłówka z Ratatoskr wciąż piekło w policzki oraz kark, a wśród tłumu - machinalnie rozejrzał się po twarzach zebranych, przerażony tym, co może w nich zobaczyć - najprawdopodobniej znajdowali się głodni sensacji dziennikarze, gotowi złamać komuś życie dla przyciągającego uwagę artykułu.
    Jakże to małostkowe.
    Kłamstwo wyrwało się spomiędzy bladych warg i zaczęło żyć własnym życiem; nic już nie mogli z tym zrobić. Viktor nic nie chciał z tym zrobić. Podobała mu się myśl, że panna Hansen mogłaby być dla niego kimś więcej niż jedynie przyjaciółką z dzieciństwa, z którą po latach przyszło mu odnowić kontakt. Bo dlaczego nie? Dlaczego nadal miałby leżeć na podłodze ciasnej kawalerki i przyciskać kolana do piersi i tłumić szloch, kiedy jego rówieśnicy przeżywali udane (i nie) randki, dwutygodniowe związki oraz budzili się w obcej pościeli? Dlaczego miałby tkwić w miejscu i patrzeć na plecy nieodwzajemnionej miłości, w naiwnej nadziei, że kiedyś sytuacja mogłaby się zmienić, kiedy sam mógł się odwrócić i zacząć żyć po swojemu? Dlaczego zawsze musiał bać się podejmować ryzyko i być nieszczęśliwy?
    Wystarczyłoby, żeby się zgodziła. Przecież nie zraziłby jej do siebie aż tak, by - w sytuacji, gdyby jednak nie wszystko poszło po ich myśli - zdecydowała się zburzyć to, co właśnie razem budowali?
    Sądzisz, że zauważą? — wyszeptał tuż nad uchem Lotte z filuterną lekkością potęgowaną przez procenty krążące w żyłach, rozpalające ciało od środka. — Kobiety zajęte są wciąganiem brzuchów i  uważaniem, żeby przypadkiem nie rozmazać szminki, a mężczyźni, jeżeli nie są zainteresowani swoimi towarzyszkami, to prowadzą okraszone chłodną życzliwością rozmowy między sobą. Mało kto przyszedł dziś podziwiać prawdziwą sztukę, Lotte. To festiwal cynicznego blichtru, w którym każdy z nich uważa właśnie siebie za dzieło sztuki — skomentował, bawiąc się kosmykiem jasnych włosów swej parterki, który zaplatał na palec wskazujący, a następnie go zsuwał pozostawiając rozedrganą sprężynkę.
    Nadal przejmował się brakującym drakkarem, lecz panika zmniejszała się wraz z ilością wlewanego w siebie trunku. Był teraz myślami gdzieś daleko, poza galerią, Midgardem, całą Skandynawią; niewrażliwy na bodźce wokół, głuchy na toczące się wokół niego rozmowy.
    Na moment całkowicie odpłynął. Wpatrywał się w jakiś punkt ponad głową swej towarzyszki, poważny i milczący. Z osobliwego letargu wyrwał go dopiero głos Lotte, a raczej jej oskarżycielski ton. Nigdy, przenigdy nie słyszał, aby wypowiadała się w taki sposób. Spojrzał na nią zaskoczony i dopiero teraz dostrzegł, że gapowaty pracownik do nich wrócił.
    Zaprowadzę cię do łazienki, a później poszukamy zguby razem — zaproponował, odciągając dziewczynę w stronę pogrążonego w półmroku korytarza, w którym mieściły się toalety i wszedł z nią do damskiej. Normalnie by tego nie zrobił, ale przecież powiedziała, że było jej słabo, a Viktor czuł się za nią odpowiedzialny. Poza tym, nie sądził, by kogokolwiek spotkali, skoro cała uwaga gości zdawała się skupiać na przemówieniu w kuluarach, którego dudnienie docierało aż tutaj. — Wszystko w porządku? — ujął jej twarz w dłonie i bacznie się jej przyjrzał.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Olaf Wahlberg
    Kończąc swoją przemowę, na krótki tylko moment zatrzymał się wzrokiem na zebranych, rozkoszując wymierzony w niego spojrzeniami. Nieskazitelność wypowiadanych i skrupulatnie przygotowywanych słów miała nadać sensu całemu wydarzeniu, które to przygotowywane było przez ostatnie tygodnie. Świadom co ma nastąpić potem i jakie niespodzianki przyszykowane były na resztę obecnych w tym miejscu gości, uśmiechnął się nieco szerzej, czując, jak słodki szampan podąża jego gardłem w dół w potwierdzeniu, że do tej pory wszystko szło doskonale. Chociaż nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, z jakimi przeciwnościami losu mierzą się goście, tak przynajmniej na pierwszy rzut oka, wszystko wydawało się trwać w jak najlepszym porządku. Choć przez cały czas trwania przemowy usiłował złapać wzrokiem każdego odwiedzającego ten wernisaż, tak nieostrożnie na więcej niż sekundę zatrzymał się jedynie na Fridzie, a następnie, gdy już było mu wystarczająco błogo, również za sprawą wcześniej wypitego drinka, wtedy w tłumie odnalazł Lykke roześmianą, której przeguby nadgarstków były odsłonięte. Choć drgnęła mu powieka, tak nie przestał się uśmiechać, w jasny sposób sygnalizując, że wszystko wokół jest w jak najlepszym porządku. Towarzysząca jej osoba, bo tyle wynikało z wyraźnych uścisków i okazywanej sobie intymności, była tym samym człowiekiem, którego przed kilkoma długimi dniami Olaf ograł w karty w Sundsvall Casino na chyba cztery tysiące runicznych talarów. A może pięć? Kto liczyłby takie drobne? Mikkel, bo tak przedstawił się wtedy mężczyzna, nie podając swojego nazwiska, znalazł się w galerii, przynajmniej według przypuszczeń Wahlberga, po raz pierwszy, temu też właściciel Besettelse nie miał wcześniej powodów, aby lustrować jego osobę, która nie widniała na liście skandalistów czy zakazanych person, gdyż wtedy nie przekroczyłby tych murów. O jego pochodzeniu nie miał bladego pojęcia. Jeszcze.

    Gdy wszyscy goście rozpoczęli szepty i krótkie rozmowy, wtedy też postanowił wykonać ruch stosunkowo spontaniczny, choć tak naprawdę wykalkulowany nader dobrze. Pozostawało wierzyć, że mu wybaczy...
    Frido, podejdź do mnie, proszę — wyrzekł, wyciągając w jej stronę dłoń, aby mogła chwycić ją, choć po drodze do pokonania nie było żadnych schodów. Ostatni zaplanowany punkt przemowy zbliżał się nieuchronnie, a Wahlberg nie pozwalał sobie na żadne uchybienie od planu. W końcu zamierzał spełnić jej oczekiwania.
    Szanowni państwo! — powiedział głośno, kierując słowa do wszystkich zgromadzonychAbym nie był gołosłowny, pragnę przedstawić wam kobietę, która na swojej skórze ledwie przed tygodniem odczuła, czym jest żal i niezrozumienie skierowane ku Midgardowi — specjalnie nie używał słów traktowanych jako konfliktowe, nie zamierzał bawić się w politykę, pozostając kimś na rodzaj chorągiewki, która była w stanie lawirować pomiędzy zgrupowaniami. Choć w środku pozostawał liberałem, tak, chociażby przez fakt przyjaźni z wyjątkowo konserwatywnymi rodami, nie udzielał się w kierunku szerzenia tej ideologii. — Frida Guldbrandsen zrządzeniem przewrotnego losu stała świadkiem tamtego dnia, w którym zniszczony został pomnik Larsa Arvidssona na Placu Kupieckim, stając się nie ofiarą, a jedną z sił, które powstrzymały dalszy rozwój wydarzeń. Prowadząc dyplomację i pozostając mediatorem, nie dopuściła do eskalacji agresji. To również ona uporem zdołała zabezpieczyć część terenu, dzięki czemu dziś możemy cieszyć się pięknem placu. Na własne oczy widziała jednak moment, w którym tak rozpoznawalny punkt na midgardzkiej mapie legł w gruzach. Dziś jest tu po to, abyśmy wspólnie mogli udzielić wsparcia stowarzyszeniu „OdNowa”. Dziękuję, najdroższa. Wspólnie z Jeske Helvig, ten wernisaż pragniemy dedykować odwadze twojej i wszystkich mieszkańców tego miasta świadomych wartości jego zabytków — wygłosił, właściwie kończąc swoje przemowy i uśmiechając się szczerze najpierw do kobiety, a potem w stronę publiczności, świadom, że tylko chwile dzielą ich od kulminacyjnego momentu całego wydarzenia. Krótko spojrzał jeszcze w stronę byłej żony, wyraźnie triumfując w tym jednym momencie.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Sanne Nygaard

    Atmosfera wyraźnie się rozluźniała, głosy ludzi naokoło stały się mniej spięte, a i częściej było słychać śmiech, głośniejszy i bardziej śmiały niż jeszcze przed chwilą. W sumie to normalna sprawa na każdej imprezie, niezależnie od jej rodzaju. Również w jej ulubionych pubach, jak przyjdzie się zaraz po otwarciu, atmosfera i zachowanie ludzi jest zdecydowanie bardziej nieśmiałe. Ludzie zachowują się podobnie niezależnie od środowiska w jakim się znajdują. Nawet jeżeli znaczna część ze znajdujących się tutaj nowobogackich na codzień miała się za lepszą od innych. Oh jak Sanne gardziła takim podejściem.
    Sanne wzięła kolejny łyk swojego drinka i znów ogarnęło ją przeczucie, że czuje się tutaj naprawdę nieswojo, i chyba nie miało to nic wspólnego z mężczyzną, który się tutaj napatoczył. Nie, to uczucie było dużo bardziej niekonkretne i ulotne, niż ktoś stojący kilka kroków od niej i składający komplementy na temat jej niecodziennej ozdoby. Może faktycznie pasowała tutaj jeszcze mniej niż przypuszczała przychodząc tutaj.
    Ah więc Ursula postanowiła podjąć wyzwanie rzucone jej przez Annę. Ciekawe, jak do tej pory Sanne miała wrażenie, że Ursula jest niezwykle miłą, grzeczną i ułożoną osobą i raczej nie podejmie takiej gry. Cóż, jednak wobec powyższego i Sanne zdecydowała się dorzucić swoje trzy grosze do tej gry.
    -Oh, a co z obrazem, który mi obiecałaś? Mam nadzieję, że po tej wystawie będziesz miałą więcej czasu, bo wprost nie mogę się doczekać powiedziała rzucając Ursuli krótki uśmiech jakby faktycznie była olbrzymią fanką jej malarskiego talentu.
    Potem znów przeniosła spojrzenie na mężczyznę, który robił wokół siebie tyle zamieszania i uniosła lewą brew nieco do góry, kiedy usłyszała dosyć niecodzienną ofertę. Kto by pomyślał, że od komplementu dotyczącego kolczyka, pojawi się kilka chwil później oferta wyjazdu do Indii. Postawiła, nieco dla zabawy, użyć swojego talentu niksy na mężczyźnie, by spojrzał na nią jeszcze bardziej przychylnym okiem.
    -Bardzo chętnie się wybiorę do Indii, jeszcze nigdy nie byłam tak daleko. Jestem pewna, że będzie to niezapomniana podróż pełna wrażeń. jako alchemiczka również nie mogła się doczekać, pewna, że znajdzie tam wiele interesujących składników.
    W końcu nadszedł czas przemowy, na której jednak Sanne ciężko było się skupić. Poczucie wyobcowania wciąż było obecne, a i takie zaproszenie również zaplątało jej myśli.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Halvard Tordenskiold
    Forchhammer brzęczał wciąż irytująco, niczym spasiona mucha natrętnie krążąca wokół zebranych, zaskakująco odporna na zniecierpliwione odganianie, lecz Tordenskiold wspaniałomyślnie spuścił na to zasłonę milczenia, uznawszy, że temat został już wyczerpany i dalsze interakcje z histeryzującym dyrygentem nie są niezbędne. Paulus mógł być wielką personą w świecie skandynawskiej muzyki magicznej, mógł być najprawdziwszym celebrytą naznaczonym sobie charakterystyczną dozą ekstrawagancji, mógł być nawet królem Norwegii - nie obchodziło go to jednak, gdy drink podbity gryczanym miodem wprawiał go w błogostan i koił nerwy, dbając o to, by gości wernisażu obejmowały tylko pozytywne myśli. Spojrzeniem błękitnych tęczówek odprowadził niespełnionego aferzystę w stronę wyjścia, choć wcześniejsze słowa i gesty pełne dramatycznego wzburzenia nie pozwalały Halvardowi wierzyć w to, że muzyk tak po prostu zdecyduje się opuścić progi Besettelse i pozwolić o sobie zapomnieć. Nie był tym typem człowieka, to wydawało się być oczywiste.
    - Jego zachowanie z pewnością nie uszło uwadze ochrony - ani nikogo wokół nich, jak wskazywały na to zwrócone w stronę ich stolika oczy, tylko czekające na strzęp taniej sensacji, gdy tuż obok rozbrzmiewały oskarżenia mające wzbudzić wstyd, a krople drinka rozbryzgiwały się naokoło, tylko cudem nie zahaczając o niczyj strój. - Okropna to rzecz, być naocznym świadkiem upadku tak utalentowanego muzyka - pokręcił głową z dezaprobatą, wypowiadając się odpowiednio głośno, by złaknione plotek uszy pochwyciły ten ochłap i zadowoliły się nim, pozwalając reszcie rozmów toczyć się w niezmącony sposób.
    - Cała przyjemność po mojej stronie, Viljamie. Suche pożegnania, jak widać, cieszą się wyjątkową skutecznością nawet w przypadku rozhisteryzowanych artystów - zwrócił się w odpowiedzi do krewnego Dahlii, unosząc przy tym lewy kącik ust w nieznacznym uśmiechu i szczerze wierząc w to, że to właśnie jednogłośnym ignorowaniem próśb dyrygenta pozbyli się z towarzystwa najsłabszego ogniwa, które zdawało się być o krok od zrujnowania wieczoru. Chwilę później przytaknął głową słowom żony, podtrzymując otwarte zaproszenie wobec jej kuzyna. - Jeśli tęskno ci do rodzinnych chwil, Viljamie, u nas znajdziesz ich pod dostatkiem - zaśmiał się przyciszonym głosem, bez większych oporów mogąc zaoferować sędziemu niezapomniane chwile w towarzystwie najmłodszego pokolenia Tordenskioldów, które zawsze z ekscytacją witało w progach domu wszelkich gości. - To samo, naturalnie, tyczy się również ciebie, Gudrun. Chętnie podejmiemy cię w gościnę, jeśli zdecydujesz się nas odwiedzić - skierował swe słowa do ciemnowłosej, pewny tego, że Dahlia wyjątkowo chętnie spędziłaby więcej czasu ze swoją przyjaciółką - nawet jeśli ta insynuacje o kolejnych kochankach w kolejnych portach traktowała jako powód do śmiechu, a nie realne zagrożenie dla własnej reputacji, która winna być jedną z nadrzędnych wartości w życiu każdego człowieka o odpowiednio wysokiej pozycji w społeczeństwie.
    Halvard odstawił pustą koniakówkę na jedną z tac, by sięgnąć po kieliszek szampana. Zaciskając palce wokół szklanej nóżki, wraz z pozostałymi gośćmi przysłuchiwał się przemówieniu Wahlberga, w międzyczasie kilkakrotnie przytakując głową na znak własnej aprobaty, gdy właściciel Besettelse uwagę wszystkich skupiał na mącących spokój Midgardczyków wydarzeniach, na wspomnieniach wielkiego pożaru i na ostatnich, zaskakujących akcjach rozgrywających się pod batutą Wyzwolonych na Placu Kupieckim. Żarliwy monolog dobiegł końca, a Tordenskiold wraz z resztą wzniósł toast, by upić łyk słomkowego trunku i pozwolić bąbelkom wybuchnąć na podniebieniu, jednocześnie kładąc własną dłoń na oplatającym jego ramię przedramieniu Dahlii, by zaledwie chwilę później, gdy mignęły światła aparatów, posłać reporterom uśmiech wart więcej niż zawartość jego skrytki bankowej i idealnie dopełniający godzien pozazdroszczenia obrazek zgodnego małżeństwa.


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.