:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów
+10
Bezimienny
Eitri Soelberg
Ivar Soelberg
Laudith Vidgren
Einar Halvorsen
Lasse Nørgaard
Ursula Frisk
Mikkel Guldbrandsen
Karl Sørensen
Dahlia Tordenskiold
14 posters
Prorok
14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Sro 29 Lis - 19:16
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
First topic message reminder :
Opadający miękko na jedną z głównych ulic starego miasta śnieg zdawał się dzisiaj przedstawiać się wyjątkowo wyrafinowanie i finezyjnie. Drobne płatki śniegu spadały na ramiona zmierzających w stronę galerii pierwszych gości, następnie topniejąc pod wpływem ich ciepła. Sprawne oko dostrzegłoby niezwykłość i perfekcję każdego z nich, jakby kusiły widza do pochwycenia owego na palec, lecz szybko śnieżynka rozpuszczała się wraz ze swoją metafizyczną tajemnicą. Dziesiątki latarni ozdobionych z okazji zbliżającego się Jul tak jak najbardziej reprezentatywne ulice miasta jemiołą i świątecznymi stroikami, oświetlały ośnieżoną drogę, która jedynie dzięki dziesiątkom obcasów eleganckich butów ponownie nie pokryła się grubą warstwą śniegu.
Fasada galerii sztuki "Besettelse" tego dnia nie wyróżniała się względem reszty roku. Zdobiła ją zewnętrzna sztukateria z gipsowym skomplikowanym wykończeniem. Wystające gzymsy nie raziły intensywnością koloru, choć na tle innych kamienic ta prezentowała się szczególnie elegancko. Zabytkowe dwudrzwiowe wejście rzeźbione przed ponad stu laty w klasycznym norweskim świerku zostało otwarte przed czasem, wpuszczając do środka przedwcześnie przybyłych zaproszonych, którzy, jak wszyscy następni, przy wejściu okazać mieli wcześniej dostarczony im bilecik.
Już od wejścia w pierwszy korytarz, goście wernisażu mogli słyszeć dobiegającą z jednej z głównych sal muzykę. Klasyczny koncert kompozycji Klausa Reitena wygrywany przez znamienitego pianistę midgardzkiego pochodzenia, Josteina Samuelsena, dedykowany na jeden fortepian wybrzmiewał wyraźnie, lecz cicho, dzięki czemu goście mogli być przekonani, że muzyka nie zakłóci bankietu, a będzie uświetniającym go tłem.
Pierwsze swoje kroki zaproszeni winni byli skierować do szatni, aby móc zostawić tam wierzchnie odzienia. Na ladzie odnaleźć można było składane na trzy broszurki, które wszyscy goście dostali również z bilecikiem, przedstawiające bliżej wydarzenie, debiutantkę oraz obecne tu Stowarzyszenie "OdNowa". Dwie garderobiany odbierały futra i płaszcze, czyniąc przestronny hall istnym pokazem mody. Obowiązujące na podobnych wydarzeniach stroje wieczorowe, zwłaszcza u możnych kobiet, kusiły swoją elegancją, nierzadko wzbudzając zachwyt. Dziś zabawa miała kreować się w towarzystwie midgardzkiej śmietanki towarzyskiej, którą jak zwykle obecni na podobnych wydarzeniach przedstawiciele gazety Ratatoskr, uwieczniali na zdjęciach, gdy tylko owa przechodziła dalej, w głąb budynku.
Kilka zdobiących to miejsce rzeźb młodych kobiet zdawało się z gracją poruszać w rytm dobiegającej je muzyki, wskazując gościom kierunek, jakim mieli podążać. Obecne na ścianach obrazy nie zmieniły się, pozostając niezmienną częścią wystawy, jednak stali bywalcy tego miejsca z łatwością mogli dostrzec różnicę w wyglądzie korytarzy, bowiem te zdobiły teraz gałązki świerka, sprawiając wrażenie, jakby gęstniały wraz z każdym krokiem, aż w końcu, tuż przed drzwiami do kuluarów, gdzie odbywać miała się główna część bankietu, tłoczyły się w niemal ciasne przejście. Igły nie dosięgały jednak ułożonych fryzur wysokich mężczyzn, ani nie opadały do dekoltów kobiet, odpowiednio wcześniej zabezpieczone. Światło zdawało się stawać coraz bardziej przyciemnione w miarę spaceru w głąb korytarza, lecz pozostawało ciepłe, przypominające przebijające się przed korony północnego lasu ciepłe słońce. W powietrzu unosił się zapach przywodzący na myśl brzozową wodę, nienachalną lukrecję, wrzosy, oraz korę sosny.
Oto przed gośćmi dzisiejszego wernisażu malował się wieczór pełen drogiego alkoholu oraz ekscytującego obcowania ze sztuką.
Serdecznie witam wszystkich na wydarzeniu Sztuka Mową Galdrów. Obecnie znajdujecie się na początku przed wejściem do galerii, a potem już w jej korytarzach prowadzących do kuluarów, czyli przestrzeni dedykowanej pod bankiet. Waszych uszu dobiega muzyka, lecz nie widzicie jeszcze ani stolików, ani muzyka, ani prezentowanych dziś obrazów. Tę turę kończycie tuż przed drzwiami. Miejcie na względzie, że alkohol nie został jeszcze podany, oraz nie rozpoczęło się oficjalne otwarcie.
14.12.2000
Opadający miękko na jedną z głównych ulic starego miasta śnieg zdawał się dzisiaj przedstawiać się wyjątkowo wyrafinowanie i finezyjnie. Drobne płatki śniegu spadały na ramiona zmierzających w stronę galerii pierwszych gości, następnie topniejąc pod wpływem ich ciepła. Sprawne oko dostrzegłoby niezwykłość i perfekcję każdego z nich, jakby kusiły widza do pochwycenia owego na palec, lecz szybko śnieżynka rozpuszczała się wraz ze swoją metafizyczną tajemnicą. Dziesiątki latarni ozdobionych z okazji zbliżającego się Jul tak jak najbardziej reprezentatywne ulice miasta jemiołą i świątecznymi stroikami, oświetlały ośnieżoną drogę, która jedynie dzięki dziesiątkom obcasów eleganckich butów ponownie nie pokryła się grubą warstwą śniegu.
Fasada galerii sztuki "Besettelse" tego dnia nie wyróżniała się względem reszty roku. Zdobiła ją zewnętrzna sztukateria z gipsowym skomplikowanym wykończeniem. Wystające gzymsy nie raziły intensywnością koloru, choć na tle innych kamienic ta prezentowała się szczególnie elegancko. Zabytkowe dwudrzwiowe wejście rzeźbione przed ponad stu laty w klasycznym norweskim świerku zostało otwarte przed czasem, wpuszczając do środka przedwcześnie przybyłych zaproszonych, którzy, jak wszyscy następni, przy wejściu okazać mieli wcześniej dostarczony im bilecik.
Już od wejścia w pierwszy korytarz, goście wernisażu mogli słyszeć dobiegającą z jednej z głównych sal muzykę. Klasyczny koncert kompozycji Klausa Reitena wygrywany przez znamienitego pianistę midgardzkiego pochodzenia, Josteina Samuelsena, dedykowany na jeden fortepian wybrzmiewał wyraźnie, lecz cicho, dzięki czemu goście mogli być przekonani, że muzyka nie zakłóci bankietu, a będzie uświetniającym go tłem.
Pierwsze swoje kroki zaproszeni winni byli skierować do szatni, aby móc zostawić tam wierzchnie odzienia. Na ladzie odnaleźć można było składane na trzy broszurki, które wszyscy goście dostali również z bilecikiem, przedstawiające bliżej wydarzenie, debiutantkę oraz obecne tu Stowarzyszenie "OdNowa". Dwie garderobiany odbierały futra i płaszcze, czyniąc przestronny hall istnym pokazem mody. Obowiązujące na podobnych wydarzeniach stroje wieczorowe, zwłaszcza u możnych kobiet, kusiły swoją elegancją, nierzadko wzbudzając zachwyt. Dziś zabawa miała kreować się w towarzystwie midgardzkiej śmietanki towarzyskiej, którą jak zwykle obecni na podobnych wydarzeniach przedstawiciele gazety Ratatoskr, uwieczniali na zdjęciach, gdy tylko owa przechodziła dalej, w głąb budynku.
Kilka zdobiących to miejsce rzeźb młodych kobiet zdawało się z gracją poruszać w rytm dobiegającej je muzyki, wskazując gościom kierunek, jakim mieli podążać. Obecne na ścianach obrazy nie zmieniły się, pozostając niezmienną częścią wystawy, jednak stali bywalcy tego miejsca z łatwością mogli dostrzec różnicę w wyglądzie korytarzy, bowiem te zdobiły teraz gałązki świerka, sprawiając wrażenie, jakby gęstniały wraz z każdym krokiem, aż w końcu, tuż przed drzwiami do kuluarów, gdzie odbywać miała się główna część bankietu, tłoczyły się w niemal ciasne przejście. Igły nie dosięgały jednak ułożonych fryzur wysokich mężczyzn, ani nie opadały do dekoltów kobiet, odpowiednio wcześniej zabezpieczone. Światło zdawało się stawać coraz bardziej przyciemnione w miarę spaceru w głąb korytarza, lecz pozostawało ciepłe, przypominające przebijające się przed korony północnego lasu ciepłe słońce. W powietrzu unosił się zapach przywodzący na myśl brzozową wodę, nienachalną lukrecję, wrzosy, oraz korę sosny.
Oto przed gośćmi dzisiejszego wernisażu malował się wieczór pełen drogiego alkoholu oraz ekscytującego obcowania ze sztuką.
Serdecznie witam wszystkich na wydarzeniu Sztuka Mową Galdrów. Obecnie znajdujecie się na początku przed wejściem do galerii, a potem już w jej korytarzach prowadzących do kuluarów, czyli przestrzeni dedykowanej pod bankiet. Waszych uszu dobiega muzyka, lecz nie widzicie jeszcze ani stolików, ani muzyka, ani prezentowanych dziś obrazów. Tę turę kończycie tuż przed drzwiami. Miejcie na względzie, że alkohol nie został jeszcze podany, oraz nie rozpoczęło się oficjalne otwarcie.
Nieznajomy
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 0:41
Sigurd Landvserk
Sigurd miał wrażenie, że tempo całej imprezy powoli zaczynało zwalniać. Szczerze, chciałby już zobaczyć dzieła sztuki debiutantki, gdyż był ich ciekawy. Bardzo prawdopodobne że był to zamierzony zabieg, aby jeszcze podkręcić atmosferę dla uczestników, którzy byliby bardziej chętni kupować dzieła. Nie znał się za bardzo na sprzedaży, gdyż był tylko Kruczym Oficerem, ale znał się na ludziach. Wystarczyła mu krótka rozmowa, aby odkryć - jak dla niektórych - potencjalnie nieistotne fakty, które po połączeniu dawały pełen obraz.
Cieszył się, że jego przemowa przekonała staruszka, aby dożył swoje życie spokojnie na emeryturze. Mocno przekoloryzował jego stanowisko, żeby to osiągnąć. Nowe systemy administracyjne są o niebo lepsze i szybsze. Żadne dokumenty się nie gubiły, przez co nie trzeba było marnować kolejnych tygodni na kompletowaniu ponownie dowodów. Najgorsze jakby jakiś przestępca wyszedł na wolność przez niekompetencje administracji. Nie mogli sobie na to pozwolić.
- Oczywiście Sir. Ostatnio dużo się dzieje, ale na pewno jak się uspokoi to dowództwo Pana wezwie aby zmotywować młode ptaszki. - odpowiedział na pożegnanie. Był zadowolony z tego jak to rozegrał. Gorzej by było gdyby staruszek nie uwierzył w jego historię. Wolałby nie robić scen na takiej imprezie.
Nagle został szturchnięty, ale dzięki swojemu dobremu refleksowi zapanował nad sobą, nie wylewając przy tym ani kropelki drinka umiejętnie balansując szklanką. Wolałby się teraz nie poplamić, zwłaszcza że jego garnitur nie należał do tanich. Wolałby wyjść w takim stanie w jakim tutaj przyszedł.
- Nic się nie stało. - odpowiedział do
Na scenę postanowił wejść właściciel i przemówił do wszystkich gości. Dokładnie wysłuchał co miał do powiedzenia spoglądając przed siebie. Gdzieś tam słyszał o tym stowarzyszeniu "OdNowa", lecz za bardzo nie zagłębiał się w temat. Nie był filantropem i raczej nie interesował się poza programową pomocą społeczną. W jego przekonaniu już i tak dużo robi dla bezpieczeństwa Midgardu, i ich mieszkańców, prawie zawsze narażając przy tym życie. Jak mu się spodoba jakiś obraz i go kupi, a te pieniądze zostaną przeznaczone na jakiś szczytny cel to nawet dobrze. Kolejny dobry uczynek, który może pozwoli mu kiedyś wejść do sali biesiadnej w Valhalli.
Prorok
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 0:42
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Chłopak wydawał się przestraszony nieustępliwością Lotty. Informacja o tym, że przez niego jednemu z gości właściciela galerii robi się słabo, zdawała się nie o tyle upokarzająca, co szokująca. Nerwowość wprowadzona przez dzieciaka nie pozwalała parze narzeczonych dostatecznie się zrelaksować przed rozpoczęciem wernisażu. Dostrzec mogli, jak ten przełyka głośno ślinę, lecz słowa zgubiły się w jego ustach. Nieplanowany szantaż emocjonalny wyraźnie działał.
Na wyrażoną przez dziewczynę propozycję, że najpierw odświeży się, a potem spotkają w tym samym co rano miejscu, to jest w biurze galerii niedaleko szatni i toalet, przyjął z wdzięcznością.
— Tak... Ja... Przepr-… Znaczy dobrze, niech się pani nie martwi, jakoś sobie poradzę — powiedział szybko, uciekając w stronę jednego z korytarzy.
Gdy Lotte i Viktor weszli do łazienki, ta była zupełnie pusta, wszyscy goście słuchali właśnie trwającej w kuluarach przemowy właściciela Besettelse. Pierwszym, na co mogli zwrócić uwagę, były ciemne kafle w srebrzystych kolorach i białe ściany. Pomieszczenie pomimo kilku dostępnych kabin wydawało się dość prywatne, również ze względu na zamek w drzwiach, którego w każdej chwili mogli użyć. W powietrzu unosił się zapach letniego lasu, a lustra i mydelniczki były przyozdobione świerkiem, tak samo, jak reszta galerii.
Zdawało się, że mają wystarczająco dużo czasu, aby porozmawiać, choć mogli być pewni, że nie zdążą już wrócić na czas mowy i, o ile ktoś nie przekaże im, co w niej było, nie będą tego wiedzieć. Chociaż, czy to miało jakiekolwiek znaczenie w przypadku znacznie ważniejszych emocji?
Gdy wyjdziecie z łazienki Hampusa nie będzie w umówionym miejscu, a biuro galerii będzie zamknięte. Jeśli zdecydujecie się zamknąć drzwi i w niej zostać, ktoś w końcu może was znaleźć w środku, ale na razie się na to nie zapowiada.
Hampus wyraźnie denerwował się obcowaniem ze śmietanką towarzyską, choć przecież powinien być do tego przyzwyczajony, patrząc na jego długi staż pracy w Besettelse i zaufanie, jakim obdarzył go właściciel. Znacznie większym problemem wydawał się teraz brak drakkara, ale misja powierzona mu przez Olafa jakoby miał koniecznie donieść, z kim prowadzi się teraz Lykke, miała okazać się równie ważną. Zapewne bez najmniejszej wątpliwości pobiegłby do swojego szefa, donosząc mu pozyskane informacje, gdyby nie fakt, że tym człowiekiem okazał się znajomy Kruczy Strażnik, któremu rodzina chłopaka wiele zawdzięczała. Dlatego też jego twarz przejawiała teraz konsternacje. Dwa oddzielne zadania, jakie zostały mu powierzone przez byłą żonę właściciela oraz jej towarzysza, różniły się zbyt mocno, aby móc złączyć je w całość. Jak miał nie mówić Olafowi nic, równocześnie mówiąc, że nie zna Mikkela?
— Nic nie powiem — uznał w końcu, ale wydawał się nie być przekonany do tego pomysłu. Lykke i Mikkel mogli być pewni, dostrzegając wzrok Hampusa, że podjął taką decyzję przede wszystkim ze względu na szacunek do Kruczego. Następnie chłopak odszedł, zajmując się tematem zaginionego drakkara.
Hampus nie kontynuuje z Wami rozgrywki, ale w razie potrzeby łatwo odnajdziecie go wzrokiem i wróci do zabawy (proszę o informację na priv o potrzebie interwencji Hampusa).
Mężczyzna zdawał się wyraźnie zachwycony faktem, że może przebywać z malarką, która dzisiejszego wieczora postanowiła zabawić się w większą anonimowość, niż sam mógłby się tego spodziewać. Podróżnik, choć uwielbiał zwracać na siebie uwagę, tak czuł się wyraźnie onieśmielony towarzystwem artystki. Historii Anny słuchał więc z wypiekami na twarzy, z niedowierzaniem kręcąc głową, jakby zapomniał, że ktoś na niego patrzy. Na krótki moment opuścił nawet szczękę, gdy zostało powiedziane, że ta wynajęła sobie sobowtóra, tak mocno dbając o swoją tożsamość.
— Ależ oczywiście — głośniej przełknął ślinę, konspiracyjnie uśmiechając się w stronę Ursuli. — Pani sekret jest ze mną bezpieczny, pani Helvig, daję na to moje słowo — wyszeptał, od razu rozglądając się po pomieszczeniu, jakby poszukiwał tam sojusznika.
Fakt, że dwie piękne kobiety zgodziły się na podróż z nim zdawał się wyjątkowo radować Piipponena, zwłaszcza spoglądając na blondynkę o niezwykłym kolczyku, widać było, jak zachwycony jest tym faktem.
— Doskonale! Ach, cóż to będzie za wyprawa! — niemal wykrzyknął zachwycony, niedługo potem przysłuchując się przemowie właściciela. — Kiedy chciałaby pani... — zawiesił wzrok na Sanne. — Znaczy panie! Kiedy panie chciałyby ruszać? — mówił zupełnie poważnie, a gdy tylko odpowiedziały, dodał: — Tylko coś załatwię i niedługo do państwa wrócę — powiedział, gdy w tłumie dostrzegł znajomą sobie twarz.
Zgromadzeni wcześniej wokół niego goście, jeśli tylko zechcieli podążyć wzrokiem, mogli zauważyć, że kieruje się on najpierw do Ivara, któremu opowiada o czymś wyjątkowo szybko, następnie do Sissel, a ostatecznie do Fridy.
Pan Sakari Piipponen wrócił z rzeczywistym zaproszeniem zarówno do Sanne, jak i Ursuli około godziny później, umawiając szczegóły (jeśli tylko zechciały). Na dowód obietnicy podróży i wdzięczności, sprezentował wszystkim, z którymi wznosił toast małe przypinki z flagą Indii, o ile ich odnalazł (zdecydujcie sami, czy mu się to udało).
Profesor Ossler nigdy w życiu nie musiała mierzyć się w podobną butnością i chociaż tą z łatwością byłaby w stanie pokonać, gdyby tylko była u siebie, a nie na obcym i właściwie neutralnym w przypadku tego konfliktu terenie. Oburzona otwierała oczy szerzej i szerzej, nie dowierzając, jak jeden z jej pupilków mógł zwrócić się przeciwko.
— Nie, panie Nørgaard, nie przekazano ich profesorowi Heikkinenowi. To kłamstwo, a jak wiemy z historii i kultury, te ma krótkie nogi. Z przyjemnością zobaczę pana w moim gabinecie w poniedziałek, gdzie opowie mi pan więcej o źródle tych paskudnych plotek. Żegnam pana — i ewidentnie tylko pana. Nadąsana i poirytowana wszystkim pani profesor zdążyła zabrać swojego męża, który kiwnął tylko szybko głową zgromadzonym gościom, wyraźnie niezadowolony z faktu odejścia od nich, choć posłuszny w tej decyzji żonie. Teraz zresztą znacznie większym problemem zdawała się marynarka Anselma, do której wyraźnie mówił, co zdezorientowało znajdujących się w pobliżu gości. Jeden mężczyzna w granatowym garniturze i czerwonej muszce odsunął się nieco, zdezorientowany, ewidentnie biorąc go za idiotę albo szaleńca.
Wiewiórka, której jedynym powołaniem było dostarczanie listów, niecierpliwiła się w ciemnicy, schowana w wewnętrznej kieszeni marynarki. Wkrótce Anselm mógł poczuć małe łapki, łaskoczące go po piersi, a następnie wbijające się w nią pazurami, robiąc małe dziurki na koszuli. Brakowało chwili, aby zwierze uciekło.
Pani profesor okazała się na tyle zawiedziona zachowaniem Lassego, że w poniedziałek w istocie oczekiwała na niego w swoim gabinecie. Lasse, jeśli chcesz zagrać wątek obyczajowy z panią profesor jako Bezimiennym, proszę o informację na priv (do wątku może dołączyć każdy, kogo tam przyprowadzisz).
Anselm, wiewiórka za krótki moment ucieknie z Twojej kieszeni. Aby ją złapać, potrzebujesz pokonać ST 65 (do rzutu dolicz swoją sprawność). W innym wypadku po twojej koszuli wespnie się w górę, a potem wskoczy na twoją głowę i następnie znów na świerk zawieszony pod sufitem, skąd pobiegnie dalej.
W tym czasie szef kuchni usiłował poradzić sobie ze swoim zrujnowanym kompletnie strojem, który przesiąkł czerwienią, wyjmując jeszcze zawartość kieszeni, między innymi jedwabną chusteczką, którą zbierał nadmiar trunku. Nie zamierzał wypowiadać więcej zbędnych słów niż tylko: — Co za paskudne maniery, toż to był Merlot. Nie, moja droga Lilije, poradzę sobie, ale jak dopadnę tego czubka... — westchnął głęboko. — Pani Vidgren, nic pani nie jest? Proszę mi wybaczyć — kiwnął głową, zanim odszedł od towarzystwa, aby spróbować naprawić swój strój. Dopiero gdy znalazł się poza zasięgiem wzroku Ramona, Laudith i Villemo, ci mogli dostrzec, że na stoliku oprócz pustego kieliszka po rozlanym winie, zostawił jeszcze swoje zaproszenie i broszurkę na temat wernisażu, zdobione wieczne pióro o złotej stalówce, kilka wizytówek, a także zamknięte w medalionie swoje wyjątkowo artystyczne zdjęcie, na którym widnieje z innym mężczyzną. Obydwoje byli na nim nadzy, pozostając w niedwuznacznej pozycji.
To wasza sprawa, czy otworzycie medalion, czy też nie, jednak gdy to zrobicie, będziecie doskonale zdawać sobie sprawę, że podobna fotografia mogłaby zrujnować reputację Degermarka. Niezależnie od decyzji, szef kuchni opuścił teren wernisażu i dziś nie zdążycie go już spotkać. W razie potrzeby interwencji proszę o informację na priv.
Przestraszony, choć może i bardziej zdziwiony brakiem „zaufania” chłopak, poszedł nagabywać kolejną osobą, a goście wokół tej grupki, którą nagabywał, podzielili się szeptami (które oczywiście ustały w momencie, w którym właściciel galerii zaczął przemawiać) pomiędzy zwolenników i przeciwników zachowania Sohvi. Kobieta rzecz jasna nie musiała się nimi przejmować, atmosfera wernisażu nie miała być definiowana jednym młodym chłopakiem, który ewidentnie dostał się tam przez zrządzenie niesfornego losu.
Ucięliście plotki studenta, ale przez najbliższe dni dwa albo trzy razy spotka was sytuacja, w której będzie wam zdawać się, że ktoś bardzo młody w kurtce jednego z instytutów, robi wam zdjęcia z ukrycia, gdy będziecie poruszać się po bardziej znanych częściach Midgardu. Jeśli nie pokazujecie się w nich – zdołacie tego uniknąć.
Chociaż dyrygent nie wzbudził w gościach pozytywnych emocji, tak łatwo mogli oni wyczuć, w miarę ponownego pojawienia się Forchhammera tuż obok ochroniarza, że sytuacja jest wyjątkowo napięta. Nie można było dostrzec ich przez cały czas trwania przemowy, a gdy wrócili, wspólnie zaczęli rozglądać się po kuluarach, angażując w to jeszcze jednego ochroniarza. Zdawało się, jakby szukali kogoś, kto nie miał prawa się tam znaleźć, lecz ich wysiłki nie trwały długo. Jeden z ochroniarzy wraz z Forchhammerem opuścili salę, już do niej nie wracając.
Dwa dnia później o poranku w jednej z gazet mogliście znaleźć informację o kolejnej zaginionej osobie, jakich wiele bywało ostatnimi czasy. Tym razem była nią pani Rosengren, o której wspominał wcześniej mężczyzna.
Fiński dziwak-podróżnik innuickiego pochodzenia Sakari Piipponen niemal odbiegł od swojego towarzystwa, podążając w stronę Ivara. Ten mógł kojarzyć Sakariego, ponieważ ten był bratem jednego z oficerów Kruczej Straży, który często pojawiał się w siedzibie, często niepotrzebnie zagadując strażników. Dostrzegając jedną ze znajomych twarzy, Sakari przywitał skinięciem głowy, następnie nachylając się tak, aby tylko Ivar mógł go usłyszeć.
— Niestety nie zostanę z tobą dłużej, muszę złapać jeszcze jedną osobę, ale słyszałeś najświeższe wieści? Ta Jeske Helvig to tak naprawdę tamta młoda blondynka, ma tu być udająca ją aktorka, aby pozostała nierozpoznana — wskazał na
Ta mogła znać Piipponena z imprez podobnych do tej, na których się pojawiał, często czarując swoją osobą i opowiadając wymyślne rzeczy na temat swoich dalekich podróży. Już nie raz próbował ubiegać się o względy pięknej kobiety. Tym razem niósł jej informację, którą był pewien, że ta będzie chciała poznać.
— Droga Sissel — rozpoczął, gdy tylko znalazł się w jej pobliżu, a następnie nieco nachylił do jej ucha, nie naruszając jednak przestrzeni osobistej. — Wyobraź sobie, że dzisiejsza artystka pragnie pozostać anonimową i wynajęła udającą ją aktorkę na tę okazję! To prawdopodobnie jakiś happening, słyszałem o tym w trakcie mojej podróży po Stanach Zjednoczonych. Miej oczy otwarte na tamto dziewczę — wskazał na Ursulę Frisk. — Skoro tak zaczyna się jej kariera, to jeszcze wiele namiesza — machnął tylko ręką w formie pożegnania i pognał dalej, dostrzegając ostatnią twarz, którą chciał poinformować o tym wyjątkowym wydarzeniu.
— Frido — dopadł w końcu ciemnowłosą kobietę, niedługo po pierwszej części przemowy Wahlberga. Mogli znać się z jednej z podróży panny Guldbrandsen, gdy to miała okazję poznać Sakariego jako dziwacznego kolegę człowieka, któremu w tamtym momencie doradzała. — Nie uwierzysz. Spójrz na tamtą dziewczynę. Jeske Helvig stoi tam, a jednak pojawi się tutaj aktorka, która będzie ją udawać, aby pozostała anonimowa. Wyobrażasz sobie? Genialne — rzucił tylko do jej uszu, a następnie klepiąc ją przyjacielsko w ramię, odszedł, zmierzając ku innemu znajomemu.
Znajdujący się wcześniej niedaleko Anne-Marie, Karla, Sanne i Ursuli, podróżnik Sakari Piipponen wylosował (rzut) Was, aby przekazać Wam najświeższe ploteczki. Zróbcie z nimi, co chcecie.
W czasie gdy właściciel galerii skończył drugą część swojej przemowy, nad gośćmi zaczynał panować półmrok, poprzedzony pomarańczową iluzją zachodzącego za koronami iglastych drzew słońca. Nie minęło wiele czasu, gdy dedykowani do tego trzej galdrowie ubrani w garnitury wystąpili z tłumu, wyciągając do przodu dłonie, w miejscu, w którym wśród zebranych zrobiła się wolna przestrzeń wielkości koła o średnicy około pięciu metrów. Szepcząc inkantacje, budowali przed sobą iluzję pomnika, wypełnioną światłem i półprzeźroczystą. Ten wyraźnie oddawał monument Larsa Arvidssona z Placu Kupieckiego, który przed paroma dniami został zniszczony, oczekując na odbudowę. Mgiełka, która tworzyła nienaruszoną rzeźbę, a drobne iskierki składające się na jej strukturę, rozświetlały pogrążone w częściowej ciemności pomieszczenie. Ta migotała, hipnotyzowała i wprawiała w osłupienie znaczną część publiczności. Wyjątkowa iluzja, tworząca się w zwolnionym tempie przed oczami zebranych była czymś innowacyjnym w murach galerii, o czym wiedzieli stali bywalcy.
Gdy w końcu cały pomnik z delikatnej białej mgiełki powstał, osiągając zawrotne trzy metry wysokości, wtedy też z pomocą ruchów dłoni przedstawiających go galdrów, wybuchł, rozsiewając po zebranych widoczne, lecz szybko rozpływające się w powietrzu drobinki. Trwało to ledwie kilka sekund, a w swojej formie przypominało wystrzał pyłu, albo brokatu, bo te podobnie mieniły się w pojawiającym się teraz na suficie przykrytym świerkiem świetle księżyca. Po monumencie została ruina, wciąż stworzona z tej samej półprzeźroczystej iluzji o miękkiej powłoce. Tłum zdawał się całkowicie zamilknąć, w oczekiwaniu na następne wydarzenia, lecz nie stało się nic. Gdy cisza trwała kilka sekund, a napięcie rosło, wtedy też odezwał się właściciel galerii.
— Szanowni państwo, jeszcze raz pragnę podziękować wam za przybycie. Pragnę poinformować was, że połowa zysków ze sprzedaży obrazów Jeske Helvig zasili konto Stowarzyszenia „OdNowa”. Równocześnie będziemy przyjmować datki w postaci runicznych talarów lub weksli, które zostaną przeznaczone na odbudowę pomnika. Nie obawiajcie się drodzy chciwi przyjaciele, dostaniecie coś w zamian — wokół dało słyszeć się śmiech z krótkiego i ironicznego żartu. — Między innymi drakkary w butelce, przygotowane przez młodą
Trzej galdrów wciąż utrzymywało iluzję w górze, w czasie gdy ponad koronami iglaków na suficie zrobiło się nieco jaśniej, jakby do niewidzialnego przez ich gęstwinę księżyca dołączyły dziesiątki gwiazd. W tym momencie też opadły płótna zasłaniające obrazy Jeske Helvig, a wernisaż oficjalnie się rozpoczął. Te były dobrze naświetlone, choć cała sala pozostawała w lekkim półmroku, pozwalając na większą rozkosz z obcowania ze sztuką. Las przedstawiony na dziełach sztuki współgrał z całym otoczeniem, nadając kuluarom wyjątkowej formy.
W miarę upływu czasu, gdy wpływały kolejne datki, a zebrani dokonywali zakupów obrazów, wtedy też iluzoryczny pomnik na nowo zbierał niewidzialne iskry magii, samodzielnie się odbudowując . Dopiero na koniec wieczora okazać się miało, czy założony cel finansowy zostanie spełniony, o czym miała świadczyć całkowita renowacja sztucznego monumentu. W przypadku dokonania jakiegokolwiek datku goście mogli liczyć na drobny i symboliczny podarek, wręczany im przez obsługę, która w razie potrzeby niosła go do szatni, aby mógł pozostać przy płaszczu danego gościa i nie zawadzać przez resztę wydarzenia.
Wieczór kwitnął w najlepsze, kelnerzy wciąż donosili drinki oraz szampana, w tle grał fortepian, a dodatkowo zostały otwarte dwie sale, w których zebrani mogli znaleźć ukojenie od tłumów i większą intymność.
Drodzy goście, wernisaż oficjalnie się rozpoczął. To od was zależy, w jaki sposób zostaną przyjęte obrazy Jeske, które znaleźć możecie pod TYM LINKIEM. Żaden z nich nie ma ceny, tę dyktują kupujący goście. Możecie odegrać to w zależności od własnych zasobów finansowych, lecz miejcie na uwadze, że jest to stosunkowo drogi zakup. Ze względu na potrzeby gry, możecie uznać, że jest ich dostatecznie dużo, aby każdy z was mógł kupić przynajmniej jeden. Odebrać je będzie można jednak dopiero na koniec roku, po wystawie. Jeśli kupicie obrazy lub dokonacie datku u obsługi wydarzenia, rzucacie kością k10 na losowy i symboliczny prezent, jaki został wam wręczony w zamian. Jest to możliwe tylko raz.
- rzut k10:
- k1 – Pocztówka z malowanym pejzażem starego miasta Midgardu, która zmienia swój wygląd w zależności od pory dnia i roku
k2 – Kula śnieżna z widokiem na Góry Bardal
k3 – Figurka renifera, wyjątkowa lubiąca głaskanie po grzbiecie
k4 – Rzeźbiona srebrna zawieszka Mjolniru (Młot Thora)
k5-7 – Miniaturowy drakkar w butelce, który zdaje się przemierzać przez najgorsze sztormy
k8 – Dwa bilety na lodowisko na przedmieściach
k9 - Dwa bilety do teatru na sztukę *Ondyna*
k10 - Wiązanka z wierzby lapońskiej (w rozwoju można odebrać komponent: wierzba lapońska x1)
Przez cały czas trwania wernisażu dostępne są drinki z menu.
- Lista drinków:
- k1 – Podawany w lowballu drink na bazie szwedzkiego cydru i sprowadzonego z Finlandii likieru gruszkowego ozdobiony jest kruszoną lukrecją i brązowym cukrem po brzegach szklanki. Dopełniony kapką gazowanej wody drink wywołuje w Tobie poczucie, jakby świat zwolnił, a cały dzisiejszy wieczór był zaledwie deja vu. Na myśl wracają Ci wspomnienia z ostatnich lat, a Ty odczuwasz tęsknotę do przeszłości. Oczyma wyobraźni wyraźnie widzisz pierwsze lub ostatnie chwile, jakie spędziłeś z osobą, która jest dla Ciebie szczególnie ważna.
k2 – Podawany w 60 mililitrowym wysokim shocie alkohol to mieszanka akavitu z gorzkim ginem i sokiem z limonki. Zagryza się go cząstką cytryny, podawaną na kieliszku. W trakcie picia go, krótki cień przemykający gdzieś za kuluarem sprawia, że nie możesz oprzeć się wrażeniu, że ktoś Cię obserwuje. Twój mózg nieświadomie przywołuje obawy, a Ty zaczynasz mieć dziwne przeczucie, że to mogą spełnić się właśnie dzisiaj. Niepokój powoli ogarnia Twoje serce i przez krótką chwilę trudno jest Ci skupić się na czymś innym.
k3 – Podawana w pękatej koniakówce mieszanka ciężkiej whisky pochodzącej z destylarni na północy Norwegii i gryczanego miodu wzbogacona jest skórką cytryny. Czy ten drink był czymś wzmocniony, czy zwyczajnie ogarnia Cię kuriozalna radość z faktu, że możesz ten wieczór spędzić w Besettelse otoczony midgardzką śmietanką towarzyską? Każda twarz wydaje się być bardziej przychylna i możesz mieć wrażenie, że nic nie jest w stanie zagrozić dobrej zabawie.
k4 – Prosty, ale szykownie podany w kieliszku cocktailowym drink to mieszanka norweskiej wódki wraz z syropem truskawkowym i świeżymi importowanymi owocami. Sprawie, że otoczony wpływowymi i zamożnymi galdrami, nie możesz przestać rozmyślać na temat swojego największego marzenia, nawet jeśli nie dotyczy ono bezpośrednio sukcesu w towarzystwie. Możesz mieć wrażenie, jakby owo było ważniejsze i bardziej znaczące od tych, które zakorzeniły się w głowach obecnego tu towarzystwa.
k5 – Podany w czarce na wysokiej nóżce drink na myśl przywodzi zakochanie. Stworzony został z dwóch części koniaku, jednej likieru kakaowego i jednej likieru kawowego, czyniąc go gęstym i ciężkim, lecz słodkim. Nie spodziewasz się, aby w tym drinku znalazł się afrodyzjak, lecz przez Twoje ciało przechodzi dziwny prąd, promieniujący aż do lędźwi. Może to nowobogacki klimat, lub przyciemnione światła, ale ogarnia Cię uczucie pożądania względem osoby znajdującej się w tym miejscu, a tylko do Ciebie zależy czy owo się spełni.
k6 – Przygotowany na kruszonym lodzie drink powstaje z mieszanki akavitu i nalewki miętowej. Mocny, lecz łagodnie przechodzący przez gardło podany jest w wysokim shocie. Niezależnie od tego, czy brałeś wcześniej udział w podobnych wydarzeniach, czy nie, atmosfera panująca w tym miejscu wydaje Ci się być nieco zaskakująca. Być może jest to efekt gry świateł, albo w tłumie zauważyłeś, kogoś, kogo wcale nie powinno tutaj być?
k7 – Słodka mieszanka czerwonego wina wraz ze świeżymi cząstkami pomarańczy i goździkami jest klasycznym grzanym drinkiem, który tutaj nabiera ekskluzywnej wersji, bowiem wzmocniony został odrobioną brandy. Podany w szerokiej szklance, sprawia, że ciepło grzanego alkoholu ogarnia całe Twoje ciało, stopniowo osładzając dzisiejszy wieczór. Masz wrażenie, jakby Twoje ramiona otulone zostały ciepłą pierzyną, a głowa spoczęła na miękkiej poduszce. Czujesz, jakby nie groziło Ci już nic złego, a obecne tu towarzystwo składało się tylko z przyjaznych i chętnych do pomocy osób.
k8 – Podana w szampanówce wódka o wyczuwalnej w swoim smaku i woni jakości została ledwie skroplona sokiem z cytryny, a następnie wymieszana z kruszonym lodem i brązowym cukrem, czyniąc propozycję mocną, lecz klasyczną. Cierpki smak wódki, który spływa w dół Twojego gardła, wywołuje dziwne poirytowanie za tę sytuację, choć nie potrafisz na pierwszy rzut oka zlokalizować winnego. Być może ktoś odezwał się zbyt głośno, lub przeszedł za blisko Ciebie, to nieistotne, bo czujesz poirytowanie, które stopniowo może przerodzić się w gniew, o ile nad nim nie zapanujesz.
k9 – Słodki likier o smaku lukrecji został oprószony jedynie drobinkami jadalnego złota, solą i pojedynczym migdałem, który służyć ma przegryzieniu ostrego smaku, tuż po wypiciu go z klasycznego cordialu. Sącząc go, przypomina Ci, że nie bez powodu zostałeś zaproszony na to wydarzenie. Spodziewasz się, że może być ono przełomowym w Twoim życiu, bo wystarczy jedna lub dwie rozmowy, aby odnieść sukces. Nastawiony dziś jesteś na samego siebie, co sprawia, że Twoje ego rośnie.
k10 – Gorzki smak ginu wzbogacony został ciekawym połączeniem cydru jabłkowego i śliwkowego likieru, następnie oprószonego cukrem pudrem i podany w czarce. Wyjątkowy smak sprawia, że wydaje Ci się, że wszyscy patrzą się na Ciebie, a ich uśmiechy na twarzach wcale nie są przychylne, a ironiczne, choć nie masz pojęcia, co za to odpowiada. Może krzywo zawiązany krawat, albo rozmazana na brodzie szminka. Masz wrażenie, że zaraz możesz stać się pośmiewiskiem całej sali, o ile czegoś nie zrobisz.
k11 – Czerwony niczym krew likier truskawkowy, zmieszany został z akavitem, a następnie kilkoma kroplami szampana i świeżo wyciskanego soku pomarańczowego oraz podany w szampanówce. Pijąc go, pragniesz jedynie, aby winny smak tego drinka skończył się namiętnym pocałunkiem z Twoim ukochanym, który być może znajduje się w tej sali. Motyle rozpoczynają tułaczkę po Twoim żołądku, bo ciężko jest Ci skupić się już na czymkolwiek innym. Wszyscy inni przestają się liczyć, bo szczególnie miejsce w Twoim sercu zajmuje teraz ta jedna osoba. Jeśli nigdy nikogo nie kochałeś, łatwo jest pomylić Ci to uczucie ze zwykłym chwilowym stanem poddenerwowania.
k12 – O dziwo na ten drink składa się po prostu shot czystego akavitu, lecz zaskoczenie następuje tuż przy końcu, bowiem na dnie kieliszka znaleźć możesz likier o smaku palonego zboża. Propozycja jest mocna, choć nie powinna ranić gardła. Czujesz za to, jak rumieniec oblewa Twoje policzki, bo alkohol zawarty w drinku zadziałał prawdopodobnie zbyt mocno. Chociaż zachowujesz trzeźwość, tak masz wrażenie, że język odrobinę Ci się plącze, a słowa są trudniejsze do sformułowania. Twoje kroki są niepewne, a oczy rozbiegane, ale efekt mija stosunkowo szybko, tak jakby nigdy się nie wydarzył.
k13 – Mieszanka trzech likierów: lukrecjowego, śliwkowego i karmelowego, czyni z tego drinka najsłodszy i prawdopodobnie najgęstszy, jaki przyszło Ci pić od dawna. Podany w koniakówce zdaje się mieć wyjątkowy finisz, bowiem ten jest bardziej słony niż pierwszy łyk. Masz wrażenie jednak, jakby Twój drink zawierał dodatkowy rodzaj alkoholu, którego wcześniej nie wyczułeś, bo nagle podsłuchana rozmowa zaczyna się wydawać szczególnie zabawna. Jeśli jesteś osobą łatwo okazującą własne emocje, śmiech może wyrwać się z Twoich ust, choć nie za bardzo Ci wypada. Łatwo będzie zdusić go w sobie, ale dobry humor nie opuści Cię jeszcze przez dłuższą chwilę.
k14 – Wyjątkowa propozycja składająca się z brandy i likieru miętowego nie przypada do gustu każdemu, pozostając kompozycją wręcz natrętną, ale ciekawą. Podana jest oczywiście w koniakówce. Sprawie, że całe to wydarzenie wydaje Ci się być nadętym i wyjątkowo niesmacznym żartem, który po pewnym czasie robi się po prostu nudny. Chociaż szukasz sobie rozrywki, tak ciężko jest ją tu znaleźć i pragniesz, aby to wszystko jak najszybciej się skończyło. Jedynie dobre towarzystwo jest w stanie poprawić Ci humor.
k15 – dowolny drink z listy wyżej
Galeria otworzyła dwie dodatkowe sale i jeden korytarz, w których możecie grać swoje wątki z daleka od tłumów. Znajdziecie tam bufet z drinkami i przekąskami, ciemną salę zapewniającą nieco więcej intymności na romantyczne schadzki. Dodatkowo istnieje miejsce, które możecie uznać za przedłużenie kuluarów, nieco bardziej oddalone od stolików, ale w którym również znajdują się obrazy Jeske. Obowiązuje w nim rzut kością.
Spis dodatkowych lokacji
Bezimienny pojawi się dopiero na podsumowanie wydarzenia oraz wtedy, gdy będzie potrzebna jego interwencja (o taką możecie do mnie pisać na PW lub Discordzie). W międzyczasie życzę Wam dobrej zabawy i w razie pytań zapraszam na moje PW (Olaf Wahlberg) lub Discorda.
Villemo Holmsen
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 0:42
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Miał być to spokojny wieczór, pełen elegancji i obcowania ze sztuką, a skończyło się na winie, które zabarwiło rubinem śnieżnobiałą koszulę i obrus stolika, przy którym się znajdowali. Jeszcze przez chwilę asystowała poszkodowanemu kiedy ten oznajmił, że wszystko zrujnowane i wyszedł zostawiając swoje rzeczy na stole. Westchnęła cicho.
-Ramonie, weźmiesz te rzeczy? -Zagadnęła współpracownika wskazując na pozostawione drobiazgi. Istniało większe prawdopodobieństwo, że w kieszeniach marynarki i spodni znajdzie się na nie miejsce. Villemo nie miała przy sobie nawet torebki aby móc je skryć. Kiedy przechodził kelner obok sięgnęła po kieliszek szampana, a to oznaczało, że zaraz zacznie się przemówienie. Olaf wystąpił i mówił podniośle, wskazywał ważne wydarzenia i skupiał się na tym po co właściwie tu przyszli. Prezentował się wspaniale i nie miała wątpliwości, że szykował się od dawna na ten wieczór. Każde takie wydarzenie podnosiło prestiż tego miejsca i nic nie można było pozostawić przypadkowi. Słowa dokładnie ważone i przemyślane, gesty wykalkulowane istny spektakl, którego trening dostrzegła od razu. Właściciel galerii był aktorem na scenie wernisażu, wiódł prym i był głównym bohaterem, choć wszystkim pozwolił wierzyć, że była nią Jeske.
Uniosła kieliszek w geście toastu i upiła łyk trunku ciesząc się jego smakiem. Niespiesznie powiodła wzrokiem po zebranych gościach i dostrzegła znów Abi w towarzystwie Sigurda. Wtedy poczuła jak ktoś popchnął ją lekko przemieszczając się w tym tłumie. Poczuła jak ludzie napierają chcąc zobaczyć dzieła, które właśnie zostały odsłonięte. Dostrzegła jeden obraz przedstawiający twarz kobiety w otoczeniu zieleni, przytłumionej i zgaszonej, a ona spała w spokoju wiedząc, że nic jej w tym otoczeniu nie grozi. Jeske miała niezaprzeczalny talent więc Villemo sięgnęła do małej kieszonki ukrytej w warstwach lejącej się sukni i wyciągnęła parę monet celem złożenia datku. Na obrazy zwyczajnie nie było ją stać.
Wyciągnęła upominek w postaci dwóch biletów do teatru, a jej jasna twarz się rozpromieniła na ten widok.
Kolejne popchnięcie uzmysłowiło jej, że zrobiło się dość tłoczno i powinna odejść kawałek dalej by odetchnąć.
-Przepraszam na chwilę. -Zwróciła się do Laudith i Ramona po czym zabierając ze sobą niedopity kieliszek szampana i bilety do teatru ruszyła w stronę w głąb pomieszczenia. Kierując się w stronę innych sal złapała jeszcze wzrok sąsiadki dając jej tym samym znak, że niedługo do niej dołączy.
Villemo z tematu
-Ramonie, weźmiesz te rzeczy? -
Uniosła kieliszek w geście toastu i upiła łyk trunku ciesząc się jego smakiem. Niespiesznie powiodła wzrokiem po zebranych gościach i dostrzegła znów Abi w towarzystwie Sigurda. Wtedy poczuła jak ktoś popchnął ją lekko przemieszczając się w tym tłumie. Poczuła jak ludzie napierają chcąc zobaczyć dzieła, które właśnie zostały odsłonięte. Dostrzegła jeden obraz przedstawiający twarz kobiety w otoczeniu zieleni, przytłumionej i zgaszonej, a ona spała w spokoju wiedząc, że nic jej w tym otoczeniu nie grozi. Jeske miała niezaprzeczalny talent więc Villemo sięgnęła do małej kieszonki ukrytej w warstwach lejącej się sukni i wyciągnęła parę monet celem złożenia datku. Na obrazy zwyczajnie nie było ją stać.
Wyciągnęła upominek w postaci dwóch biletów do teatru, a jej jasna twarz się rozpromieniła na ten widok.
Kolejne popchnięcie uzmysłowiło jej, że zrobiło się dość tłoczno i powinna odejść kawałek dalej by odetchnąć.
-Przepraszam na chwilę. -
Villemo z tematu
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 0:43
Lotte Hansen
Wszystko to, co miało teraz mieć wpływ na jej przyszłą karierę, mogło pogrzebać się w tym momencie – gdyby tylko o tym myślała. W obecnej sytuacji cieszyła się nawet ze zmieszania pomocnika galerii – tego młodego chłopaka, który jakby zestresowany jej reakcją, jej przyznaniem się do chwili słabości… Odszedł w swoją stronę. Dał im nawet chwilę swobody, możliwość oddalania się w kierunku toalet, które chociaż urządzone ze smakiem – były dla Lotte jedynie zlewającą się plamami światła i cienia. Zresztą – jak też zostało wspomniane, Hansen obecnie średnio martwiła się otoczeniem, możliwymi ludźmi, którzy mogli zawędrować za nimi czy tymi, którzy mogli znajdować się w kabinach. Zaklęcie w płynie działało w końcu w najlepsze, nawet, jeżeli koktajl nie został dopity do końca – gdy tylko przekroczyli progi łazienki, a ich oblicza odbiły się w lustrze – Lotte obróciła się twarzą ku Viktorowi.
Chociaż faktycznie było jej słabo – nie czuła, by źródłem słabości tej był stres. Raczej chęć, niespełnienie, namiętność, która z naturalnych przyczyn nie widziała wentyli do ujścia. Nie widział ich rozsądek, co innego głupie serce, które pompując krew mocniej i mocniej, w sposób oczywisty odebrało gest Varvika. Jego palce oparte na jej policzkach pozwoliły poczuć, że ten znajduje się blisko. Zatroskane słowa sugerowały, że nie umiał odczytać jej intencji. Że nie czuł tego, co czuła ona, tej gęstej atmosfery, prawdziwej chemii unoszącej się między ścianami toalety. Nie czuła jednak bólu nieodwzajemnienia, ten zagłuszony był zwyczajną chęcią działania.
On nie musiał chcieć, Lotte podejmie tę decyzję za niego. Absolutnie nietypowo dla samej siebie.
Poznaczona odciskami dłoń Hansen powędrowała ku jednej dłoni Varvika, kiedy druga już pomknęła ku kołnierzowi jego marynarki. Chciała nagłym gestem pociągnąć go do siebie, zmusić do odsunięcia palców z jej twarzy, do złożenia ich na jej ciele, ukrytym obecnie pod warstwami zwiewnej sukienki. Kiedy twarz Viktora znalazła się już niżej, zmuszona do tego nagłym szarpnięciem, dłoń Hansen przesunęła się zwinnie na jego kark. Określiwszy wysokość jego twarzy, podsunęła doń swoją, by ustami ozdobionymi bezbarwnym błyszczykiem dotknąć wpierw jego gładkiego policzka, potem szczęki, a następnie dopiero ust, których odnalezienie było działaniem wykonywanym typowo po omacku. Zarówno w plamach zacierającego się obrazu, jak i ginącego w obłokach parującej od niej namiętności. Za kilka chwil, godzin, może dopiero po położeniu się spać – zrozumie jak dziwnie postępowała. Teraz jednak nie dostrzegała złowieszczego charakteru działań, których nigdy nie dokonałaby przecież w pełni zmysłów.
- Czujesz to samo co ja… – mówiła, nie pytała. Jakby chciała przekonać go do swojej racji, wmówić mu to, że przecież chce tego samego co ona. Porywu namiętności, oddania się sobie w całości, skruszenia wszelkich oporów. Przerwała tylko na chwilę grad namiętnych pocałunków, którymi obsypywała jego usta, nie dając mu nawet chwili na odmowę. – Pomóż mi rozpiąć suwak… – nie proponowała – żądała przecież, zdejmując już z nosa szkiełka okularów, kiedy to na krótki moment oderwała się od swojego partnera, swojej biednej, niewinnej ofiary. Właściwie – obydwoje byli chyba ofiarami tego dziwnego przypadku, cholernego zbiegu okoliczności, podanego jej w szykownym kieliszku.
Laudith Vidgren
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 0:44
Laudith VidgrenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : spirytystka, tłumaczka starożytnych run
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : intrygant (I), mściciel (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 30 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 16 / wiedza ogólna: 11
Całe to zamieszanie działało pani Vidgren na nerwy, oderwało uwagę od tego, co najważniejsze. Najpierw uwagę przyciągał do siebie Dagenmark, później jakiś obcy mężczyzna na nią wpadł. Rozlało się wino, padły przeprosiny, Laudith jednak wciąż czuła irytację. Pokręciła głową na pytanie znanego kucharza, zaprzeczając temu, że coś jej się stało. Gdyby było inaczej, to już by to poczuł na własnej skórze. Nie czuła do niego niechęci przez wzgląd na specyficzne upodobania, o których dowiedziała się podczas zeszłorocznego seansu, zupełnym przypadkiem. Najwyraźniej mężczyzna nie spodziewał się, że jego zmarła małżonka miała świadomość z kim ją zdradzał. Sama Laudith potrafiła go zrozumieć. Pożądanie nie znało nie raz płci, czy wieku. On sam uznawał to jednak za powód do wstydu, skoro tak skrzętnie to ukrywał. Jeśli byłaby złośliwa, to między wierszami by mu to wytknęła, lecz to nie był czas i miejsce. Nie miała zresztą powodu, aby to robić. Dagenmark sam zresztą prędko zniknął, pozostawiając po sobie niedopite wino i medalion, którym Laudith nie była zainteresowana. Odeszła od stolika, pozostawiając przy nim już jedynie dwóch podobnych do siebie mężczyzn, by podejść bliżej jednego z wciąż zasłoniętych obrazów. Wyraźnie zbliżał się moment, kiedy miały zostać zaprezentowane wszystkim gościom. Wahlberg zdecydował się jednak powiedzieć więcej i na nim Laudith skupiła znów spojrzenie. Nieco zdziwione, kiedy poprosił do siebie Fridę, lecz gdy nazwał ją najdroższą wiele stało się jasne. Cień uśmiechu przemknął po ustach spirytystki. Słyszała o zdarzeniach na placu kupieckim, gdzie nawoływano do nienawiści wobec galdrów obdarzonych wyjątkowymi mocami - takich jak Frida, czy ona sama, chociaż umiejętność porozumiewania się z duchami uchodziła wśród ich społeczności za cenną i szanowaną. Nie wśród wszystkich, najwyraźniej, skoro chciano ich wszystkich zniszczyć - tak jak pomnik.
Wreszcie trzech pracowników galerii sztuki odsłaniało po kolei obrazy Jeske Hedvig, które miały zostać sprzedane, dochód z tej sprzedaży zaś miał zostać przeznaczony na odbudowę pomnika. Laudith była zdecydowana, aby wspomóc ten cel, chociaż nie zamierzała kupić obrazu na własność - Homer z pewnością nie oparłby się tej pokusie, bo były piękne, zachwycające, lecz w mniemaniu jego żony w ich mieszkaniu zaczynało brakować miejsca na kolejne. Właściwie zaczęła rozważać, czy nie powinna była się części pozbyć. Skoro i tak go nie było, to nikt się o to nie zezłości.
Myśl ta przywołała kolejny uśmiech na jej bladej twarzy, gdy porwawszy z tacy lampkę wybornego szampana, zaczęła przechadzać się nieśpiesznie wzdłuż ścian, przed każdym obrazem zatrzymując się na chwilę, bądź dłużej - jeśli wydał jej się bardziej interesujący. Sączyła szampana w milczeniu, wydając się obojętna na rozbrzmiewające wokół rozmowy i muzykę, sztukę odcinania się od wszystkiego Laudith opanowała niemal do perfekcji.
Wreszcie trzech pracowników galerii sztuki odsłaniało po kolei obrazy Jeske Hedvig, które miały zostać sprzedane, dochód z tej sprzedaży zaś miał zostać przeznaczony na odbudowę pomnika. Laudith była zdecydowana, aby wspomóc ten cel, chociaż nie zamierzała kupić obrazu na własność - Homer z pewnością nie oparłby się tej pokusie, bo były piękne, zachwycające, lecz w mniemaniu jego żony w ich mieszkaniu zaczynało brakować miejsca na kolejne. Właściwie zaczęła rozważać, czy nie powinna była się części pozbyć. Skoro i tak go nie było, to nikt się o to nie zezłości.
Myśl ta przywołała kolejny uśmiech na jej bladej twarzy, gdy porwawszy z tacy lampkę wybornego szampana, zaczęła przechadzać się nieśpiesznie wzdłuż ścian, przed każdym obrazem zatrzymując się na chwilę, bądź dłużej - jeśli wydał jej się bardziej interesujący. Sączyła szampana w milczeniu, wydając się obojętna na rozbrzmiewające wokół rozmowy i muzykę, sztukę odcinania się od wszystkiego Laudith opanowała niemal do perfekcji.
Monsters don't sleep under your bed,
they sleep inside your head
Bezimienny
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 9:40
Sigurd Landsverk
Nareszcie doczekał się prawidłowej wystawy, na którą czekał jak niektórzy. Nie wiedział dokładnie, ilu było mu podobnych. Miał wrażenie, że większość ludzi przyszła tutaj ponieważ akurat paliło się światło chociaż nie mógł się im dziwić. Przybył tutaj nie dla samej sztuki, czy pokazaniu się publicznie. Jego działania miały ukryte dno.
Słuchając dokładnie przemowy Olafa, który prezentował autorkę obrazów, zbliżył się nieznacznie i wytężył wzrok. Nie musiał długo czekać, aż dzieła zostaną pokazane. W tym też momencie Sigurd zaczął dokładnie obserwować i analizować przedstawione obrazy. Na pierwszy rzut oka kreska była bardzo precyzyjna, a kolory żywe. Światłocień idealnie dobrany ukazując postawę postaci i dając wrażenie obrazu przestrzennego. Nie tylko na tym skupiał swoją uwagę. Jego kryminalna dusza nie dałaby mu spokoju gdyby nie zaczął analizować dogłębnie tych dzieł. W jego mniemaniu historia ich powstawania nawiązywała mocno do autorki. Na każdym obrazie znajduje się las, lub natura. Symbol samotności, schronienia i dzikości. Na wielu z nich znajduje się kobieta przebierające różne postacie czy wtapiając się w otaczającą naturę. Wielkie przywiązanie także było do dłoni. Miał nieodparte wrażenie, że ktoś skrzywdził autorkę, jak nie fizycznie to psychicznie zostawiając ślad. Wyczuł w namalowanym płótnie chęć ucieczki, ale brak działania. Kumulując całą analizę malowanie tych obrazów to wołanie o pomoc autorki, która dzięki farby i sztalugi przekuła swoje emocje na arcydzieła. Spodobały się Sigurdowi dlatego postanowił kupić aż dwa. Kto bogatemu zabroni? No właśnie. Wybrał czwarty obraz przedstawiający kobietę siedzącą na ziemi w lesie. A także siódmy, który przedstawia także kobietę ale o bajecznym światłocieniu.
- Na chwilę muszę państwa opuścić. Pani Doktor Fenrisdóttir, jakbyśmy się już nie zobaczyli miło było panią poznać. - Odpowiedział do grupy, a także do Abigel. Po wydaniu kupy pieniędzy wziął wiązankę z wierzby lapońskiej i ruszył do innego pomieszczenia.
Sigurd z tematu
Dahlia Tordenskiold
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 9:42
Dahlia TordenskioldWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Sztokholm, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : zamężna
Status majątkowy : bogaty
Zawód : twórczyni perfum, właścicielka "Vanadis Atelier", alchemiczka, żona i matka
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (I), kulturowy (II)
Statystyki : alchemia: 20 / magia użytkowa: 6 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 10 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 16 / wiedza ogólna: 15
W sytuacji bardziej prywatnej, miejscu, gdzie byłyby wyłącznie one dwie, bez towarzystwa innych, szczególnie obcych ludzi, do których mogło dotrzeć każde wypowiadane przez Gudrun słowo, Dahlia mogłaby zareagować perlistym śmiechem na plotki o innym mężczyźnie w każdym porcie. Znała swoją przyjaciółkę i wiedziaa jak bardzo podobne pogłoski dalekie są od prawdy, jak bzdurne i nieprawdziwe. Teraz jednak, gdy wokoło wszyscy mogli to słyszeć i źle zinterpretować, kiedy tuż obok niej stał Halvard, którego poglądy na prowadzenie się kobiet z magicznych klanów mogła określić jako więcej niż konserwatywne; powstrzymała ukradkowe, zaniepokojone zerknięcie w jego stronę, zamiast tego uśmiechając się lekko. Mąż nie skomentował tych żartów w żaden sposób, Dahlia nie podjęła tematu, kończąc go krótko: - Ludzie uwielbiają rozpowszechniać bzdury.
Słowa te wypowiedziała takim tonem, jakby niczym nie brzydziła się tak bardzo jak nieprawdziwymi plotkami, podczas gdy sama tak często i chętnie nadstawiała ucha, by zebrać ich jak najwięcej. Nie wątpiła w to, że kilka nowych pojawi się w towarzystwie z powodu zachowania dyrygenta midgardzkiej filcharmonii. Swoim egzaltowanym zachowaniem, głośnym tonem i bezczelnością zwrócił uwagę nie tylko ich, ale i ochroniarzy, pewnie nie umknęło to i uwadze innych gości. Pani Tordenskiold żałowała, że w ogóle do nich podszedł; na całe szczęście zniknął, dzięki surowości i stanowczości Halvarda, z które w tym momencie była wdzięczna. Chciała o tym jak najszybciej zapomnieć, skupiła się na kuzynie i przyjaciółce, gdy mąż podchwycił temat zaproszenia tej dwójki w ich skromne progi. Przytaknęła z szerokim uśmiechem, potwierdzając jego słowa, że zawsze są mile widziani - szczególnie przez najmłodszych. Lovise uwielbiała gości, zwłaszcza tych, którzy pojawiali się z prezentami w rękach. Komplement pod adresem jej urody przyjęła entuzjastycznym skinięciem głową, choć komentarz, że dzieci bystre są po Halvardzie, nie po niej, lekko zakłuł ją w środki - nie znosiła, kiedy sugerowano, że jest jedynie ładną ozdobą jego ramienia; nie zdradziła ją jednak nawet najdrobniejsza zmiana w mimice, pozostała niezmiennie uśmiechnięta i zadowolona.
- Chłopcy to skóra ściągnięta z ojca - powiedziała za to, z niemałą dumą; zarówno Ragnvald, jak i Ingvar wyglądali niemalże tak samo jak ich ojciec na fotografiach z dzieciństwa. - Lovise chyba za to szykuje się już teraz do przejęcia dyrektorskiego fotela, po Halvardzie ma smykałkę do wydawania poleceń - zaśmiała się serdecznie, rozczulona wspomnieniem kilkuletniej córki wydającej jej dokładnie instrukcje co ma zrobić, kiedy i co powiedzieć.
O ich potomstwie mogłaby opowiadać godzinami i nie zabrakłoby jej słów, lecz nie po to dziś się tu spotkali; właściwie to powinien być wieczór wytchnienia od rodzicielskich obowiązków. Skupiła się więc na przemowie Olafa, choć drink wprawił ją w dziwnie zlękniony nastrój; szybko przeminął, dzięki bliskości Halvarda, jego dłoni na przedramieniu. Kiedy zorientowała się, że wycelowano w niego i ją przy okazji obiektywy aparatów przywołała na usta szeroki uśmiech, dopełniając obrazka małżeństwa idealnego. Zaraz potem spojrzała znów na ich przyjaciela, którzy przywołał do siebie urodziwą kobietę imieniem Frida - od razu zorientowała się, że to ta sama kobieta jaka zaledwie wczoraj towarzyszyła mu na placu centralnym. Uśmieszek zatańczył na ustach Dalii, w oczach zaiskrzyła ciekawość, palce zaś świerzbiły, żałując, że nie ma przy sobie pióra i papieru - jeszcze tego wieczora, po powrocie, miała zamiar wysłać mu list z całą listą pytań.
Do Tordenskioldów, jak i większości mieszkańców Midgardu, dotarły pogłoski o tym, co mialo miejsce kilka dni wcześniej na Placu Kupieckim. Na twarzy Dahlii znów zaczęło malować się przejęcie; uznała inicjatywę Wahlberga i przekazanie całego dochodu ze sprzedaży dzieł panny Hedvig za naprawdę piękny gest na rzecz miasta. Miała gorącą nadzieję, że będzie to szeroko komentowane i zwiększy renomę tego miejsca.
Obrazy wreszcie zostały odsłonięte. Ekscytacja zaczęła na nowo narastać, kąciki ust unosić się wyżej. Viljam i Gudrun odeszli we dwoje, budząc zarazem jej ciekawość; pozostała z Halvardem przy stoliku sama, lecz nie pozwoliła, aby trwali przy nim bezczynnie. Porwała z tacy lampkę szampana, wysunęła rękę spod ramienia męża dla większej swobody ich obojga, razem jednak z nim podeszła do jednego z obrazów, na którym widniał pejzaż północnego lasu.
- Panna Jeske ma niezłą wyobraźnię, warsztat pozostawia jednak trochę do życzenia, widać, że zaczyna, ale ma talent. Ładna gra światła i cieni. Podoba mi się kompozycja - oceniła to cichym tonem, przyglądając się dziełu, zanim przeszli nieśpiesznie dalej. - To straszne, że w mieście dzieje się coraz gorzej. Zaczynam obawiać się, czy chodzenie w pojedynkę po jego ulicach nawet za dnia jest wciąż bezpieczne - westchnęła z żalem. Nie dość, że Krucza Straż dawała przykład swej nieudolności nie mogąc złapać mordercy, to niemalże wysadzono ludzi w powietrze za dnia, w tłumie! Dahlia czuła się tym wręcz oburzona. Wyraz ten na nowo starł jednak kolejny uśmiech, kiedy zachwyciła się jednym z obrazów. - Cudownie wyglądałby w mojej pracowni, nie sądzisz? - zagaiła niewinnym tonem, przysuwając się do Halvarda i spoglądając na niego w sposób jaki patrzyła zawsze, gdy miała kolejny kaprys, który - według niej - powinien był spełnić w imię utrzymania harmonii w małżeństwie i wynagrodzenia swoich częstych nieobecności w domu, prosząco i potulnie. - Dochód wesprze szczytny cel - dodała, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Nawet nie wiedziała ile Wahlberg liczył sobie za to dzieło, lecz wyszło spod pędzla debiutantki, dla Halvarda to i tak były zapewne grosze.
Słowa te wypowiedziała takim tonem, jakby niczym nie brzydziła się tak bardzo jak nieprawdziwymi plotkami, podczas gdy sama tak często i chętnie nadstawiała ucha, by zebrać ich jak najwięcej. Nie wątpiła w to, że kilka nowych pojawi się w towarzystwie z powodu zachowania dyrygenta midgardzkiej filcharmonii. Swoim egzaltowanym zachowaniem, głośnym tonem i bezczelnością zwrócił uwagę nie tylko ich, ale i ochroniarzy, pewnie nie umknęło to i uwadze innych gości. Pani Tordenskiold żałowała, że w ogóle do nich podszedł; na całe szczęście zniknął, dzięki surowości i stanowczości Halvarda, z które w tym momencie była wdzięczna. Chciała o tym jak najszybciej zapomnieć, skupiła się na kuzynie i przyjaciółce, gdy mąż podchwycił temat zaproszenia tej dwójki w ich skromne progi. Przytaknęła z szerokim uśmiechem, potwierdzając jego słowa, że zawsze są mile widziani - szczególnie przez najmłodszych. Lovise uwielbiała gości, zwłaszcza tych, którzy pojawiali się z prezentami w rękach. Komplement pod adresem jej urody przyjęła entuzjastycznym skinięciem głową, choć komentarz, że dzieci bystre są po Halvardzie, nie po niej, lekko zakłuł ją w środki - nie znosiła, kiedy sugerowano, że jest jedynie ładną ozdobą jego ramienia; nie zdradziła ją jednak nawet najdrobniejsza zmiana w mimice, pozostała niezmiennie uśmiechnięta i zadowolona.
- Chłopcy to skóra ściągnięta z ojca - powiedziała za to, z niemałą dumą; zarówno Ragnvald, jak i Ingvar wyglądali niemalże tak samo jak ich ojciec na fotografiach z dzieciństwa. - Lovise chyba za to szykuje się już teraz do przejęcia dyrektorskiego fotela, po Halvardzie ma smykałkę do wydawania poleceń - zaśmiała się serdecznie, rozczulona wspomnieniem kilkuletniej córki wydającej jej dokładnie instrukcje co ma zrobić, kiedy i co powiedzieć.
O ich potomstwie mogłaby opowiadać godzinami i nie zabrakłoby jej słów, lecz nie po to dziś się tu spotkali; właściwie to powinien być wieczór wytchnienia od rodzicielskich obowiązków. Skupiła się więc na przemowie Olafa, choć drink wprawił ją w dziwnie zlękniony nastrój; szybko przeminął, dzięki bliskości Halvarda, jego dłoni na przedramieniu. Kiedy zorientowała się, że wycelowano w niego i ją przy okazji obiektywy aparatów przywołała na usta szeroki uśmiech, dopełniając obrazka małżeństwa idealnego. Zaraz potem spojrzała znów na ich przyjaciela, którzy przywołał do siebie urodziwą kobietę imieniem Frida - od razu zorientowała się, że to ta sama kobieta jaka zaledwie wczoraj towarzyszyła mu na placu centralnym. Uśmieszek zatańczył na ustach Dalii, w oczach zaiskrzyła ciekawość, palce zaś świerzbiły, żałując, że nie ma przy sobie pióra i papieru - jeszcze tego wieczora, po powrocie, miała zamiar wysłać mu list z całą listą pytań.
Do Tordenskioldów, jak i większości mieszkańców Midgardu, dotarły pogłoski o tym, co mialo miejsce kilka dni wcześniej na Placu Kupieckim. Na twarzy Dahlii znów zaczęło malować się przejęcie; uznała inicjatywę Wahlberga i przekazanie całego dochodu ze sprzedaży dzieł panny Hedvig za naprawdę piękny gest na rzecz miasta. Miała gorącą nadzieję, że będzie to szeroko komentowane i zwiększy renomę tego miejsca.
Obrazy wreszcie zostały odsłonięte. Ekscytacja zaczęła na nowo narastać, kąciki ust unosić się wyżej. Viljam i Gudrun odeszli we dwoje, budząc zarazem jej ciekawość; pozostała z Halvardem przy stoliku sama, lecz nie pozwoliła, aby trwali przy nim bezczynnie. Porwała z tacy lampkę szampana, wysunęła rękę spod ramienia męża dla większej swobody ich obojga, razem jednak z nim podeszła do jednego z obrazów, na którym widniał pejzaż północnego lasu.
- Panna Jeske ma niezłą wyobraźnię, warsztat pozostawia jednak trochę do życzenia, widać, że zaczyna, ale ma talent. Ładna gra światła i cieni. Podoba mi się kompozycja - oceniła to cichym tonem, przyglądając się dziełu, zanim przeszli nieśpiesznie dalej. - To straszne, że w mieście dzieje się coraz gorzej. Zaczynam obawiać się, czy chodzenie w pojedynkę po jego ulicach nawet za dnia jest wciąż bezpieczne - westchnęła z żalem. Nie dość, że Krucza Straż dawała przykład swej nieudolności nie mogąc złapać mordercy, to niemalże wysadzono ludzi w powietrze za dnia, w tłumie! Dahlia czuła się tym wręcz oburzona. Wyraz ten na nowo starł jednak kolejny uśmiech, kiedy zachwyciła się jednym z obrazów. - Cudownie wyglądałby w mojej pracowni, nie sądzisz? - zagaiła niewinnym tonem, przysuwając się do Halvarda i spoglądając na niego w sposób jaki patrzyła zawsze, gdy miała kolejny kaprys, który - według niej - powinien był spełnić w imię utrzymania harmonii w małżeństwie i wynagrodzenia swoich częstych nieobecności w domu, prosząco i potulnie. - Dochód wesprze szczytny cel - dodała, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Nawet nie wiedziała ile Wahlberg liczył sobie za to dzieło, lecz wyszło spod pędzla debiutantki, dla Halvarda to i tak były zapewne grosze.
FAMILY, DUTY, HONOR
Bezimienny
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 10:23
Viljam Hallström
Silny uchwyt znudzenia z początku nie maleje, nawet z chwilą prostej, prowadzonej w towarzystwie konwersacji. Język przeciwnie do oczekiwania zaplata się wręcz w szorstki węzeł obojętności – nieporuszony i usztywniony w surowej bierności, chropowaty od milczenia, za murem szczelnie zamkniętych zębów.
Niedostatecznie stymulowany pod względem artystycznych uniesień, na jakie mentalnie się dziś przygotował, ściska szczękę. Wciąż pod wpływem magicznego drinka, w ostrości żuchwy zbiera odłamki nieprzyjaznych słów, szczątki zażenowania i znużenia. Kalekie odpryski niewypowiedzianego zawodu wernisażem; pozostałości rozczarowania zdolne szargnąć reputacją
Tylko wyrobiona latami maniera – grzeczność usłana wyuczonym spokojem – trzyma go w ryzach przyzwoitości i nie pozwala rozwinąć gorzkich myśli. Palce teraźniejszości tymczasem, nim przeobrażą się w twardą pięść i bezmyślnie uderzą w szanowanego gospodarza, czy w utalentowaną
...i słowa.
Viljam łapie je z uporem chłodnomyśliciela, doskonale wiedząc, że pomimo jego chwilowego, emocjonalnego braku zaangażowania, słuchanie towarzystwa opłaci mu się i zapewni dobrą minę do złej gry. Tego wymaga socjeta. Zgody. Więc zamknięte szczelnie w obietnicy rozmowy, pojedyncze głoski i sylaby kształtują dalsze minuty na podobieństwo kruchej, acz budującej się współpracy.
Formowana uśmiechem, rzeźba integracji rośnie nieartykułowana.
Dopiero jednak zaproszenie
— Chętnie skorzystam z zaproszenia i nacieszę oczy młodą gawiedzią Tordenskioldów... bądź co bądź, muszą być piękną gromadką. Po matce zresztą.
Wsunięty w zwoje wypowiedzi, krótki komplement pozostaje przypieczętowany łagodnym spojrzeniem w kierunku
Wraz z szeptem przy uchu, ciepło oddechu
Nachylony do niej, pozwala uszom czerpać ze studni jej ust.
Dawno nie czułem się tak zniecierpliwiony. Może powiedzieć dokładnie to samo.
— Chcesz się stąd wyrwać? Może nieco dalej w korytarz będzie ciut ciszej... Nie wiem jak Ty, ale ja najlepiej doświadczam sztuki w skromnym gronie.
Tłuczone szkło, jak rozwścieczony pisk ptaka. Niesie się ostrym cięciem dźwięku ponad muzyczne tło. Ponad rozmowy i szmer poruszających się po posadzce butów.
Gniewne skrzydła ptaszyska, rozpostarte nad zebranymi i rozedrgane w kobiecej dysharmonijnej reakcji, poruszają tłumem. Pierwsza publiczność, niesiona ciekawością, zbiera się wokół
— Przepraszam... chyba powinniśmy zobaczyć, czy wszystko w porządku.
Już w tym momencie czubki butów zmieniają kierunek, a ręka, dzierżąca jeszcze drink, teraz odkłada go na tacę przechodzącego obok kelnera. To nie spacer, skromna wędrówka ich dwójki wzdłuż ścian przeistacza się bowiem w pospieszny powrót do centrum zdarzeń.
Nie jest w porządku. Widzi to okiem doświadczonego obserwatora, gdy spoglądając z odległości kilku metrów na kunsztownie odegraną scenę przerażenia, dociera do niego, że podobny teatrzyk, łącznie z przeplotem wątłych palców, ścierających pospiesznie płótno, widział setki razy wcześniej.
Na sali sądowej.
Pośpiech, z jakim ludzie próbowali tuszować własną winę, nie dając chwili odpowiednio wybrzmieć. Sekunda zbyt mocno wyrażonego stanowiska – nienaturalnie ekspresywna. Brak miejsca dla zaskoczenia przy jednoczesnym, zbyt szybkim wylaniu z siebie innych emocji – strachu, wzburzenia lub smutku.
Te trzy składowe zazwyczaj ich zdradzają.
Ton zazdrości i odrzucenia, skrywany pod fasadą przypadku, kładzie się cieniem na twarzy Lykke. Cień ten jednak ma jedną właściwość – umyka oczom nieuważnych. Biedna artystka, z dłonią zawieszoną nad obrazem, w panice rozcierająca kolory, prawdopodobnie wciąż budzi współczucie, nie podejrzenie. On jednak, sprzędzony z rozsądkiem i utkany z przezorności, woli nabrać pewności, że nikt jej „nie zdradzi”.
— Lykke to niesamowicie uzdolniona artystka z wyczuciem do pędzla, przy tym jednak podobnie wrażliwa na doznania teraźniejszości. Nie chciałbym zostawić jej z konsekwencjami tego wypadku samej.
Wyjaśnia pospiesznie
A choć ma świadomość tego, że daleko jest tej sytuacji do przypadku, ani myśli podważać słowa gospodarza. W jego interesie, podobnie jak w interesie Olafa, pozostaje załagodzenie zdarzenia do rangi nieszkodliwości.
Skąd zainteresowanie losami artystki?
Tajemnicę ostatnich koligacji z Lykke wciąż ukrywa za welurem milczenia, w głowie chowa jednak miejsce dla ich ostatniego, wspólnego spotkania. Przypomina sobie gładko obietnicę mecenatu, jaką złożył jej niespełna parę tygodni temu, a to sprawia, że biorąc ją za „swoją”, czuje silną potrzebę protekcji. Spoglądając przepraszająco w stronę Gudrun, na moment wypuszcza jej rękę spod ramienia, wysuwając się przed szereg.
— Olafie... pozwól, że sfinansuję ów nieszczęsne płótno, pomimo zniszczenia. W końcu bądź co bądź w sztuce wciąż chodzi o grę emocji i grę wspomnień. Niech obraz ten będzie wspomnieniem szampańskiego wieczoru…
Uśmiecha się lekko, z ciężkości tłuczonego szkła i napiętej atmosfery, przechodząc do lekkiego żartu. Tylko od Wahlberga zależy teraz, czy pociągnie tę wspaniałomyślną grę, nadając zdarzeniu humoru, czy odda się egocentrycznej chęci kontrolowania Lykke (co zdecydowanie nie jest zgodne z potrzebami samego Viljama).
Jak zdążył ją poznać, próba okiełznania chaosu w przypadku panny Ronneberg częściej kończy się fiaskiem. Lepiej iść z nurtem.
— … zresztą w doskonałym gronie twórców. Wciąż nie mogę nadziwić się, że udało Ci się zebrać tak znamienitych artystów. Poza bohaterką wernisażu mamy w końcu jeszcze wspaniałą Lykke, Einara.. to bez wątpienia mocny zespół midgardzkich talentów.
To mówiąc staje przy samej Ronneberg i swobodnym muśnięciem palców dotyka skóry na plecach artystki, obejmując na moment jej sylwetkę, jakoby w zgodzie ze słowami, które wypowiada. Z uznaniem dla jej talentu.
Nieznajomy
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 10:25
Lykke Ronnenberg
Napięcie. Zbytecznie długie, karcące wyczekiwanie. Te wszystkie dochodzące do niej głosy, wyszarpywane z uporem, agresywnie w samookaleczeniu z kojącego tła muzyki. Twarze znane mniej lub bardziej, bliskie i wcale, mijane w końcu bez słowa i te, na których w zatrzymaniu spojrzenia rozigranego temperamentem gorąca w końcu łamią od środka serce, kawałek po kawałku wskazując - skazując w myślach jej niespójnych zupełnie i rozsupłanych na własnej duszy niedający się odeprzeć w umyśle spaczonym chorobą -defekt.
ODRZUCENIE.
Bo wbrew temu, jak bardzo by się nie starała oni wszyscy zawsze, prędzej czy później ją porzucali. Choć ona sama nigdy na dobre nie potrafi zostawić ich.
Nie zbliżaj się. Nie przywiązuj. Nawet nie próbuj tego robić.
Pozostawia
W podziękowaniu skinieniem głowy kwituje słowa Oldenburga, zaszczycając go jednym z najładniejszych swych uśmiechów, podrygując figlarnie w połowicznym ukłonie niby angielskiej damy dworu, obdarzając w końcu całą czwórkę cichym, stłumionym swym nieskrępowanym w żaden inny sposób śmiechem, obserwując uważnie zza linii gęsto porastających powieki rzęs ich reakcję na towarzyszącego jej Mikkela, przylegając do jego ciała, kiedy tylko po ich przywitaniu staje się to możliwym. Mimowiednie wsłuchuje się w tak dobrze znany jej głos, przemówienie obrane w słowa piękne i dostojne. KŁAMLIWE. Spojrzeniem swych oczu rozpalonych omiata sylwetkę
- Masz rację, Niko. Żałuję jedynie, że wcześniej nie dostrzegałam tego całego jego fałszu i obłudy, którą zakrywa szczelnie przed wszystkimi innymi to ze mnie właśnie czyniąc na wszelki sposób winną - kwituje krótko, spojrzeniem swym uczepionym na nowo w Mikkela przepraszając go za słowa, które przecież wybrzmieć musiały, drażniąc i niepokojąc, a przecież wcale nie miała zamiaru go w to wszystko wciągać, utwierdzona w przekonaniu, iż te pobrzmiewając skargą i wyrzutem na byłego męża sugerują, że zdolna jest mówić w ten sposób o partnerach nieobecnych już w jej życiu wszystkich.
- Dobrze wiesz, że nie potrafię dobrze kłamać, Sissi. Manieryczność i wytworność zostawiam innym, o wiele bardziej ceniąc sobie prawdziwość nieskrępowanych nimi zachowań - śmieje się lekko, odpowiadając na zawieszoną poprzez nią uwagę, wyciągając szczupłą swą dłoń po kolejny kieliszek szampana, który nim jej usta przylegają do cienkiego szkła zostaje jej odebrany przez Mikkela. Spojrzenie swe znad brwi ramy pełne nie tyle zaskoczenia, co pewnej nieskrywanej niczym urazy jego czynem unosi prosto w jego oczy z niemym wyrzutem wypisanym w napięciu drobnego, niewinnego zwykle lica.
- Chcesz mnie uciszać? Mówić, że się zanadto emocjonuję? Nie rób tego. - wyrzucane przezeń słowa odbiera może absurdalnie jako swego rodzaju atak, dopełniając przykre odebraniem jej alkoholu poniżenie, bo co jak co, wcale nie miała go dosyć. Dlaczego rości sobie prawo ku temu, by mówić co jej wolno, a co nie? Przytrzymuje swoje rozeźlone spojrzenie na dłużej w jego oczach, odwracając je w końcu upodlone i zagniewane na tłum zebranych gości, spojrzeniem oczu względem jego osoby nieobecnych przeciągając po kolejnych twarzach i zatrzymując je nieprzyzwoicie wręcz długo na
Koniec końców światło przygasa, a ona w znieczuleniu, próbując ukojenie od myśli natrętnych odnaleźć w brzmieniu spokoju ledwie słyszalnej muzyki w wyczekiwaniu wypatruje w odsłanianych dziełach tak wywyższanej przez Olafa artystki czegoś, co by te emocje poruszone i rozchybotane w niej ukoiło. Na próżno. Usta wygięte niby podziwem - bo ten jest w niej głęboko - drżą niespokojnie i szyderczo, w ślad za myślami mroku odnajdując go w twórczości artystki, pobudzając jedynie i kpiąc sobie z ich właścicielki. - Nie znasz się na sztuce, ale zachwyć się nimi, jak cała reszta pozerów - rzuca w kierunku Mikkela, uprzednio lustrując zachwycony twórczością Helvig tłum zebranych gości, bo co jak co, to cała większość lubuje się w artystycznej, szmirowatej dosłowności, której ona sama w żaden sposób przecież nie podziela, w tej chwili jednej nie potrafiąc przyznać, że poza połaciami leśnych barw i cieni odnajduje to, czego w tej chwili nie chce.
CIERPIENIE.
Zgarnia z dłoni Mikkela o ile było to możliwym w jego zaskoczeniu kieliszek szampana, raptownym chluśnięciem alkoholu wylewając go na jeden z rozwieszonych na ścianie tuż przy nich obrazów.
- Nie chciałam! Przepraszam! - roznoszącym się w przestrzeni, stłumionym jedynie lekko poprzez muzykę dźwiękiem upuszcza puste już szkło w swoich drobnych, długich palcach, dłoń w niemym, choć kłamliwym acz zagranym tak szczerze przerażeniu zatrzymując na swoich ustach. Oczyma pełnymi winy przeciąga wstydliwie po wszystkich tych, których rozbijane o ziemię szkło wyciągnęło z letargu, podchodząc koniec końców do obrazu i próbując zetrzeć rozprzestrzeniający się po pastelach alkohol drżącymi palcami, tym samym czyniąc na nim jeszcze większe zniszczenia.
Bezimienny
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 10:26
Olaf Wahlberg
Wydarzenie się zaczęło, a znamienici goście rozpoczęli w końcu oglądanie sztuki, którą dziś przedstawiał im Olaf, natomiast on sam, nim zwrócił ku swojej partnerce, spoglądał, górując nad większością zgromadzonych, w aprobacie dla samego siebie i swojej przemowy. Ta wzbudziła odpowiednie emocje, była doskonałym rozpoczęciem wieczora i informacją, jaki był jeden z powodów tego spotkania. Wiadomość o tym rzecz jasna dotarła już wcześniej do zaproszonych w broszurkach, które zostały wysłane z pomocą wiewiórek. Wszystko na ten moment wyglądało dobrze.
— Mam nadzieję, że wybaczysz mi, że postawiłem cię przed reflektorem — wyszeptał, nachylając się w stronę
Niemal powziął pierwsze kroki, aby udać się w stronę wysoko postawionego w Kruczej Straży znajomego, gdy nagle gęste powietrze przeszedł trzask, a on niemal od razu odwrócił się w stronę, z której ów dobiegał, dostrzegając tam nikogo innego, jak
— Chodź, moja miła, muszę to załatwić — odrzekł, choć nie spojrzał na towarzyszkę, ruszając wprost do miejsca, jak się okazało katastrofy. Dostrzegając ponad głowami
3... 2... 1...
Oddech zelżał, a na kamienną twarz Olafa, wcześniej przesiąkniętą furią widoczną jedynie w oczach, spłynął dobrotliwy i spokojny uśmiech. Miał ochotę chwycić ją teraz za gardło, zebrać z podłogi kawałki potłuczonego kieliszka i wbić w krtań, ukracając swoje własne cierpienie, lecz zamiast tego, znosić musiała jego fałsz, przymilną mimikę filantropa, nie agresora.
3... 2... 1...
— Lykke, czy twoje dłonie dalej są zbyt słabe po wypadku? Tak mi przykro — mówił w jej stronę, a ponieważ znali się najlepiej spośród tutaj zgromadzonych, ledwie z tylu gardła wyczuć mogła karę, która z pewnością ją spotka, za to, co postanowiła uczynić, gdyż Olaf nie wierzył w taki przypadek. Zamierzone działanie, mające popsuć całą uroczystość, aby tylko znowu na językach znalazła się ta krnąbrna i nieposłuszna kobieta. Nie miał jednak zamiaru nasyłać na nią szarpaniny z ochroną, pamiętając, że w chory sposób wciąż była zagrożeniem, Spoglądał jedynie na dzieło lasu, które posłużyć miało za jeden z elementów dobrego wizerunku, wspierania Midgardu, a teraz stało się czymś na rodzaj śliskiej plamy. Nie żal mu było
— To na pewno nieszczęśliwy wypadek, prawda? — czegoś na rodzaj zrozumienia szukał w
— Lykke, chodź ze mną, upewnijmy się, że szkło nie wbiło się w dłonie i wezwę kogoś do posprzątania go. Nalegam — potrzebowali rozmowy na osobności i lepiej było, aby się na nią zgodziła. Ton miał spokojny, nawet jeśli serce dygotało. Nim jednak odszedł, o ile Lykke w ogóle była gotowa na tę współpracę i jeszcze chwile samotności, bo z podobnej korzystali już przy innych okazjach, powiedział: — Pozwólcie, że wam przedstawię.
Właściciel galerii gotów był jednak ruszyć z Lykke w stronę pracowniczej łazienki, aby spędzić z nią krótką chwilę sam na sam.
Nieznajomy
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 10:51
Viktor Varvik
W kordialnym odruchu niesienia pomocy, nie zauważył, że złe samopoczucie panny Hansen było jedynie podstępem, świadomą grą, mającą na celu zwabienie Viktora w ustronne miejsce, gdzie zastawiła na niego swe sidła. Nie podejrzewał niczego niemoralnego; nie ze strony Lotte, jego Lotte, istoty niezwykle kruchej i niewinnej, niezdolnej do czynów tak nieskromnych. Jakże wielkie zatem było zdumienie chłopaka, gdy mocnym szarpnięciem został zmuszony do pochylenia się nad twarzą przyjaciółki - tak blisko, że miodowe loki musiały łaskotać jej czoło - a chwilę potem jej usta rozpoczęły wędrówkę po jego skórze, zostawiając nań wilgotne ślady pocałunków.
— Lotte, co ty...? — niedokończone pytanie zawisło w powietrzu, gdy wargi studentów złączyły się w pocałunku; nie pierwszym, lecz przecież tym razem nie towarzyszyła im publiczność, przed którą odgrywali swą małą farsę. Zamroczony alkoholem oraz zaskoczony nietypowym zachowaniem dziewczęcia stał nieruchomo, pozwalając jej na wszystko, co planowała zrobić. Nie odwzajemniał, lecz również nie protestował, ale bierność, z jaką rozchylał swoje usta, by dać jej do nich lepszy dostęp, świadczyła o tym, że Viktorowi w pewien sposób odpowiadała ta sytuacja.
Zdawało mu się, że słyszy na korytarzu kroki - najprawdopodobniej efekt jedynie jego bujnej wyobraźni - co podziałało na niego otrzeźwiająco.
— Nie, nie czuję — odparł pośpiesznie, może nieco zbyt oschle jak na siebie; zaraz jednak się zreflektował i sięgnął ku jej policzkowi, który czule pogładził. Znał nazbyt gorycz odrzucenia, chciał jej tego zatem oszczędzić. — To znaczy, tak, i chcę, ale nie chcę, ale... ale.… Och, nie w takich okolicznościach, skarbie.
Zsunął dłonie na ramiona Hansen i odsunął ją na wyciągnięcie rąk, przyglądając się jej twarzy. Była odurzona, na pewno. Widział przecież, jak piła tamtego drinka, jak chętnie unosiła szklankę do ust i wychylała trunek. Ale czy był to zwykły alkohol? Czy napój nie został doprawiony eliksirem, jednym z tych, którymi raczyli się kochankowie dla zwiększenia libido? To wyglądało na całkiem prawdopodobne; pozostawało pytanie, czy ktoś chciał celowo wprowadzić przyjaciółkę w taki stan, czy może był to jedynie efekt zbiegu okoliczności?
— Jesteś pijana, Lotte. Oboje jesteśmy — powiedział z charakterystyczną dla siebie łagodnością, szukając jej spojrzenia, choć wiedział, że bez okularów było to niemożliwe. — To nie jest dobry pomysł. Tu aż roi się od dziennikarzy z Ratatoskr, wybuchłby skandal, gdyby ktoś nas zobaczył — skrzywił się na wspomnienie artykułu sprzed dwóch tygodni, w którym niesprawiedliwie potraktowano ukochanego. — Obmyj twarz chłodną wodą i wyjdź ze mną przed galerię na papierosa, dobrze? Wytrzeźwiejesz trochę, obejrzymy obrazy, a potem, jeżeli nadal będziesz chciała, pójdziemy do mnie.
Miał jednak cichą nadzieję, że kiedy już przekroczą próg kawalerki na Ostatniej Walkirii, Lotte padnie wyczerpana na jego łóżko i zaśnie.
Lotte i Viktor z tematu
Mikkel Guldbrandsen
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 10:51
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Guldbrandsen powstrzymał się od pokręceniem głową z dezaprobatą nad całą tą dziwną sytuacją, w której pracownik galerii sztuki miał za zadanie dowiedzieć się z kim pojawiła się tu była żona właściciela; sądził, że zaczynał rozumieć dlaczego Lykke poprosiła go o towarzystwo, dlaczego pisała, że potrzebuje ramienia, na którym mogłaby się wesprzeć. Początkowo zinterpretował to wszystko omyłkowo, za słabo i krótko ją znał, następne chwile jednak wyprowadziły go z błędu - i to w sposób jakiego tym bardziej się nie spodziewał.
Towarzystwo jej przyjaciół było Mikkelowi właściwie obojętne, liczył jedynie na neutralną pogawędkę, bo nie sądził, aby mieli okazję spotkać się raz jeszcze. Nie miał wśród kręgu swych znajomych galdrów wywodzących się ze starych, magicznych klanów, zaś znajomość Lykke znów miała być jedynie przelotną przygodą, co jasno jej zakomunikował. Pity alkohol wzbudził w nim poczucie, że zaraz stanie się pośmiewiskiem - jak się jednak okazało nie z własnej winy. Każda kolejna minuta wernisażu wprawiała Mikkela w coraz większe osłupienie. Najpierw byłym mężem Lykke okazał się mężczyzna, który kilka dni wcześniej ograł go w karty w kasynie. Nie wywarł na nim ani złego, ani dobrego wrażenia, choć ten lisi, chytry uśmiech nie budził w nim zaufania. Raczej poczucie, że należy w jego towarzystwie uważać, ale może była to zarazem wina wyuczonej przez zawód podejrzliwości i czujności. Może to był przypadek, pomyślał.
Jego siostra zwykła jednak powtarzać, że wszystko jest zaplanowane przez Norny i przypadków nie ma. Najwyraźniej Norny miały niesłychanie ironiczne poczucie humoru.
Wypowiedziane głośno przez Wahlberga imię i nazwisko siostry sprawiło, że wyprostował się zaskoczony, otworzył szerzej oczy, skupiając na ich dwójce spojrzenie. Wydawało mu się wcześniej, że widział podobną do niej kobietę, lecz nie spodziewał się, że Frida naprawdę tu była, nic nie wspominała o wernisażu. Słuchał przemowy, przedstawiającej ją gościom, w milczeniu, ale i z wyraźną dumą malującą się na twarzy. Opowieść o wydarzeniach z placu kupieckiego nie była dla Mikkela zaskoczeniem. Wszystko to usłyszał od niej i choć skarcił siostrę, że przecież obiecała na siebie uważać i nie pakować się w Midgardzie w kłopoty, to poczucie dumy z jej postawy i zachowania, z niej samej było jeszcze silniejsze. Pogratulował jej wtedy, pochwalił się nią w pracy, miał ochotę gratulować i teraz, a nawet i zacząć bić brawo, dając początek owacjom, ale chyba nie wypadało podczas podobnego wydarzenia. Słowo najdroższa jakie padło z ust Wahlberga w jej kierunku, to spojrzenie jakim ją obdarzył, czuły gest i sposób w jaki i ona patrzyła na niego zaskoczyła go jednak najmocniej.
Zamarł wręcz w bezruchu, obojętny na oburzenie Lykke, że zabrał jej alkohol. Pozwolił sobie odebrać kieliszek, zachowując znów milczenie wobec jej emocjonalnego zachowania, wpatrując się intensywnie w siostrę i Wahlberga. Nie spodziewał się, że Frida będzie mu się spowiadać z każdej przygody i opowiadać o każdym mężczyźnie w swoim życiu, miał jednak nadzieję, że jeśli wyniknie z tego coś poważniejszego - dowie się o tym inaczej niż w ten sposób. Jeszcze bardziej mieszała mu w głowie świadomość jak tragikomiczna okazała się ta sytuacja. Jego siostra z byłym mężem jego byłej kochanki. Chciał już ruszyć w ich stronę, kiedy Wahlberg przestał opowiadać o dziełach Jeske i celu wernisażu, właściwie nie do końca docierał do niego sens jego słów, bo snuł w myślach jakąś teorię spiskową, zastanawiając się czy to wszystko nie było ponurym żartem z ich dwójki ze strony Wahlberga i jego byłej żony. Uczynił nawet krok do przodu, wtedy jednak uwagę Mikkela i chyba wszystkich obecnych przyciągnęła do siebie Lykke, podchodząc do obrazu i wylewając na niego kieliszek alkoholu.
Norny musiały w tamtym momencie śmiać się do rozpuku z całej tej sytuacji.
- Co ty wyrabiasz? Jak ty się zachowujesz? - warknął w kierunku Lykke, łapiąc za ramię i odciągając od obrazu. Nie tolerował takiego zachowania, robienia scen, czynienia dramatów. Winę za to wszystko nie mógł ponosić wyłącznie alkohol, nie wypiła aż tyle. Zaczynał rozumieć dlaczego Wahlberg mógł chcieć mieć kontrolę nad obecnością byłej żony podczas wernisażu. Nie wierzył w to, że nie uczyniła tego specjalnie - i poczuł się rozdrażniony. Zaprosiła go tu jako osobę towarzyszącą, teraz z nich obojga robiła zaś pośmiewisko.
Wypuścił z uścisku ramię kobiety, orientując się, że Olaf i Frida podeszli do nich sami. nie mógł powstrzymać uśmiechu na widok siostry, której jak się okazało, dedykowany był między innymi ten wernisaż.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj, słonko, wyglądasz pięknie - zwrócił się do Fridy, dopiero po chwili przenosząc wzrok na Wahlberga. Nie miał pojęcia o jakim wypadku mówił.
Olaf najwyraźniej jeszcze nie wiedział, Mikkel jednak i tak zdążył się roześmiać, kiedy i jemu zdecydował się przedstawić Fridę.
- Nie musisz przedstawiać mi rodzonej siostry, Olafie - wszedł mu w słowo, a kącik ust uniósł się w uśmiechu. Spojrzał jeszcze raz z dezaprobatą na Lykke, zanim uczynił kilka kroków w stronę Fridy, której dżentelmeńsko podsunął własne ramię. - Pozwolicie państwo, że to ja zaopiekuję się Fridą i porwę ją na kilka minut. Mogę cię prosić na słowo? - wyrzekł Mikkel, skinąwszy głową w kierunku Nikolaia i Sissel, później Olafa, zanim zawiesił badawcze spojrzenie na twarzy siostry. Mieli sobie sporo do powiedzenia.
Towarzystwo jej przyjaciół było Mikkelowi właściwie obojętne, liczył jedynie na neutralną pogawędkę, bo nie sądził, aby mieli okazję spotkać się raz jeszcze. Nie miał wśród kręgu swych znajomych galdrów wywodzących się ze starych, magicznych klanów, zaś znajomość Lykke znów miała być jedynie przelotną przygodą, co jasno jej zakomunikował. Pity alkohol wzbudził w nim poczucie, że zaraz stanie się pośmiewiskiem - jak się jednak okazało nie z własnej winy. Każda kolejna minuta wernisażu wprawiała Mikkela w coraz większe osłupienie. Najpierw byłym mężem Lykke okazał się mężczyzna, który kilka dni wcześniej ograł go w karty w kasynie. Nie wywarł na nim ani złego, ani dobrego wrażenia, choć ten lisi, chytry uśmiech nie budził w nim zaufania. Raczej poczucie, że należy w jego towarzystwie uważać, ale może była to zarazem wina wyuczonej przez zawód podejrzliwości i czujności. Może to był przypadek, pomyślał.
Jego siostra zwykła jednak powtarzać, że wszystko jest zaplanowane przez Norny i przypadków nie ma. Najwyraźniej Norny miały niesłychanie ironiczne poczucie humoru.
Wypowiedziane głośno przez Wahlberga imię i nazwisko siostry sprawiło, że wyprostował się zaskoczony, otworzył szerzej oczy, skupiając na ich dwójce spojrzenie. Wydawało mu się wcześniej, że widział podobną do niej kobietę, lecz nie spodziewał się, że Frida naprawdę tu była, nic nie wspominała o wernisażu. Słuchał przemowy, przedstawiającej ją gościom, w milczeniu, ale i z wyraźną dumą malującą się na twarzy. Opowieść o wydarzeniach z placu kupieckiego nie była dla Mikkela zaskoczeniem. Wszystko to usłyszał od niej i choć skarcił siostrę, że przecież obiecała na siebie uważać i nie pakować się w Midgardzie w kłopoty, to poczucie dumy z jej postawy i zachowania, z niej samej było jeszcze silniejsze. Pogratulował jej wtedy, pochwalił się nią w pracy, miał ochotę gratulować i teraz, a nawet i zacząć bić brawo, dając początek owacjom, ale chyba nie wypadało podczas podobnego wydarzenia. Słowo najdroższa jakie padło z ust Wahlberga w jej kierunku, to spojrzenie jakim ją obdarzył, czuły gest i sposób w jaki i ona patrzyła na niego zaskoczyła go jednak najmocniej.
Zamarł wręcz w bezruchu, obojętny na oburzenie Lykke, że zabrał jej alkohol. Pozwolił sobie odebrać kieliszek, zachowując znów milczenie wobec jej emocjonalnego zachowania, wpatrując się intensywnie w siostrę i Wahlberga. Nie spodziewał się, że Frida będzie mu się spowiadać z każdej przygody i opowiadać o każdym mężczyźnie w swoim życiu, miał jednak nadzieję, że jeśli wyniknie z tego coś poważniejszego - dowie się o tym inaczej niż w ten sposób. Jeszcze bardziej mieszała mu w głowie świadomość jak tragikomiczna okazała się ta sytuacja. Jego siostra z byłym mężem jego byłej kochanki. Chciał już ruszyć w ich stronę, kiedy Wahlberg przestał opowiadać o dziełach Jeske i celu wernisażu, właściwie nie do końca docierał do niego sens jego słów, bo snuł w myślach jakąś teorię spiskową, zastanawiając się czy to wszystko nie było ponurym żartem z ich dwójki ze strony Wahlberga i jego byłej żony. Uczynił nawet krok do przodu, wtedy jednak uwagę Mikkela i chyba wszystkich obecnych przyciągnęła do siebie Lykke, podchodząc do obrazu i wylewając na niego kieliszek alkoholu.
Norny musiały w tamtym momencie śmiać się do rozpuku z całej tej sytuacji.
- Co ty wyrabiasz? Jak ty się zachowujesz? - warknął w kierunku Lykke, łapiąc za ramię i odciągając od obrazu. Nie tolerował takiego zachowania, robienia scen, czynienia dramatów. Winę za to wszystko nie mógł ponosić wyłącznie alkohol, nie wypiła aż tyle. Zaczynał rozumieć dlaczego Wahlberg mógł chcieć mieć kontrolę nad obecnością byłej żony podczas wernisażu. Nie wierzył w to, że nie uczyniła tego specjalnie - i poczuł się rozdrażniony. Zaprosiła go tu jako osobę towarzyszącą, teraz z nich obojga robiła zaś pośmiewisko.
Wypuścił z uścisku ramię kobiety, orientując się, że Olaf i Frida podeszli do nich sami. nie mógł powstrzymać uśmiechu na widok siostry, której jak się okazało, dedykowany był między innymi ten wernisaż.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj, słonko, wyglądasz pięknie - zwrócił się do Fridy, dopiero po chwili przenosząc wzrok na Wahlberga. Nie miał pojęcia o jakim wypadku mówił.
Olaf najwyraźniej jeszcze nie wiedział, Mikkel jednak i tak zdążył się roześmiać, kiedy i jemu zdecydował się przedstawić Fridę.
- Nie musisz przedstawiać mi rodzonej siostry, Olafie - wszedł mu w słowo, a kącik ust uniósł się w uśmiechu. Spojrzał jeszcze raz z dezaprobatą na Lykke, zanim uczynił kilka kroków w stronę Fridy, której dżentelmeńsko podsunął własne ramię. - Pozwolicie państwo, że to ja zaopiekuję się Fridą i porwę ją na kilka minut. Mogę cię prosić na słowo? - wyrzekł Mikkel, skinąwszy głową w kierunku Nikolaia i Sissel, później Olafa, zanim zawiesił badawcze spojrzenie na twarzy siostry. Mieli sobie sporo do powiedzenia.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 10:52
Nikolai Oldenburg
Można było wyczuć zmianę nastrojów w sali, wzrost napięcia, które będzie irytująco wędrować pod skórą ludzi. Czas spowolni, tlen ucieknie, a zmysły chłonąć będą każdy szczegół, jakby od tego zależało przetrwanie. Może tak było, wątłe być albo nie być w wydaniu midgarskim – bez krwi i śmiechu. Szmaragd spojrzenia śledził los zgromadzonych na sali, twarze niewinne i próżne, oczy pozbawionych tęższej myśli. Wszystkie elementy układanki wstępują na swoje miejsce, jakby grawitacja przyciągała do siebie ich ciała. Siła wypadkowa tych zdarzeń będzie dopiero do oceny, może będą mieli do czynienia z supernową, która zniknie za kilka tygodni. Gdy widział zbliżającą się
Był to tylko wernisaż, jeden z wielu, który odbędzie się w najbliższych na terenach miasta. Wydarzenie społeczne zepsutych elita, prozaiczny wieczór, lecz nawet tak mało wybitne zdarzenia dla pojedynczej jednostki mogą być zmieniającym życie przypadkiem. Opuszki palców odnalazły dłoń Sissel, która wolna była od ciężarów szkła i alkoholu, który z libertyńskim zacięciem wtłaczała do swojego ciała. Łagodny dotyk, zastąpił uścisk - trwały i stabilizujący, zapewniający oparcie w każdym momencie. Złapał jej spojrzenie, czy też odnalazła w jego zaintrygowanie? Oczekiwanie na wielki triumf śmieszności?
– Niektórzy bardzo dobrze skrywają swe prawdziwe oblicze. Inni za to pokazują aż za dużo – cicha rada, prawie niema i zapewne nigdy nie przedostające się do umysłu Lykke. Traciła kontrole z każdą minutą, każde bicie serca przybliżało ją do obłędu. Czy Mikkel zdawał sobie sprawę z nieujarzmionej natury Lykke? Znał historie ponurą i bolesną, której gospodarz nie chciałby powtarzać na drobiazgowo przygotowanym wernisażu? Może nieświadom przeszłości, spodziewał się nudnego wieczoru w otoczeniu sztuki, która zapewne nie interesowała go nadmiernie. Nikolai prawie żałował jego osoby, gdy Ronneberg rozpoczęła kolejny atak, zranione zwierzę zawsze było najgroźniejsze. Im bardziej malało jego szanse na przeżycie, tym większą krzywdę potrafiło wyrządzić drapieżnikowi lub nawet przypadkowemu świadkowi. Widząc kolejne ruchy ze strony Lykke, która niszczyła dzieło i rozbijała szkło, stwierdził, że jednak na trzeźwo nie da się przetrwać i mimo wszystkich powodów, dla których nie powinien, sięgnął po kieliszek od Sissi i wypił do końca. Nie trzeba było długo czekać aż kolejne gwiazda zawitała na ich małą scenę i można było być zdumionym, że doszło do tego tak późno. Olaf przybył w towarzystwie twarzy dobrze mu znanej, choć częściej z tropiących go koszmarów niż wydarzeń na jawie. Rozpoznałby ją wszędzie, jej słowa wypowiedziane wiele lat temu nadal były mu katem, nigdy nie mógł o tym zapomnieć. Teraz słysząc o jej bohaterskich czynach, w których to właśnie dyplomacja przyniosła ratunek, wierzył w to całkowicie. Mało istniało osób, których słowa były równie potężne co jej.
– Mnie również nie trzeba przedstawiać Panny Guldbrandsen, Midgard zdecydowanie to małe miejsce – co tylko utwierdzało go we własnej teorii o prowincjonalności tutejszych elit, z wysokim odsetkiem pokrewieństwa ich wszystkich, nawet jeśli nie nosili arystokratycznego nazwiska. Ową uszczypliwość zachował dla siebie, jeszcze nie był czas na rzucanie prawdy w eter i oczekiwanie, że wszyscy przytakną. Gdy usłyszał słowa Mikkela uśmiechnął się szeroko, nie zważając czy słowa skierowane były bezpośrednio do niego. – Ależ proszę bardzo, nie będziemy stawać pomiędzy rodzeństwem.
Wiedział, w którym kierunku to zmierza, lecz nie miał zamiaru ułatwiać Panu Wahlbergowi zadania, gdyż życie nie mogło być tak proste i przyjemne, a czasem trzeba się natrudzić. Spojrzał na ukochaną i przekazał tysiąc informacji, które tylko oczy mogły dostarczyć. Była mu winna, to była jej przyjaciółka co oznacza pośrednio jej winę i ona będzie to wszystko sprzątać. I że ją kochał, ale to akurat było oczywiste. Podszedł do Lykke, odgradzając ją od wszelkich ludzkich nieszczęść i sięgnął po dłonie. Mrok zdecydowanie utrudniał zadanie, więc niemożliwym dla niego było odnalezienie zranień, choć wiedział, że gdzie indziej winien szukać ran niż na jej dłoniach. Spojrzał w jej oczy, pozwolił, by odnalazła w nich rozbawienie, może pocieszenie. Tonęła, był tego pewien, ale nie trzeba było z tego powodu robić dramatu. – Wszystko powinno być w porządku, dla spokoju odwiedzimy specjalistę po wernisażu. Nie widzę powodu fatygowania kogokolwiek tutaj
Zawyrokował z całą swoją nikłą, medyczną wiedzą, lecz nie można było znaleźć w jego głosie żadnych wątpliwości. Później medyk mógł przyjrzeć się dłoniom, ale to już pozostawił Sissel, gdyż to ona odpowiedzialna będzie za całą zabawę po zakończeniu wydarzenia. Nawet delikatnie przesunął Lykke w jej stronę, by mogły kultywować swoją przyjaźń.
– Olafie, wspaniały wernisaż. Sprawa już rozwiązana, znowu możemy skupić się na sztucę. Byłbym gotów zakupić to dzieło, ale pan Hallström mnie uprzedził.
I czyż nie tylko osobników z tego klanu tu tylko brakowało? Zauważył, że mężczyzna pojawił się blisko Lykke i błagał wszystkich bogów, by jej gust do mężczyzn nie okazał się tak słaby. Czego on jednak oczekiwał, przecież właśnie ratował ją przed jej byłym mężem. Ale Hallström, doprawdy? Po krótkiej rozmowie Nicolas wraz z Sissel postanowi przejść dalej.
Nikolai i Sissel z tematu
Villemo Holmsen
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 11:18
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Wyszła z Sali Setek Oczu ściskając w dłoni wiązek roślin podarowanych jej przez Sigurda, akurat w tym momencie, w którym Lykke rozlała trunek na jedno z płócien. Nie było jej raptem z piętnaście minut i już takie zamieszanie? Dostrzegła kątem oka jak Olaf zaraz się tam znalazł aby zaradzić tragedii, ale widziała w jego ruchach, że jest zły. Może jeszcze nie wściekły, ale niewiele brakuje aby przekroczył granicę. Zdążyła się już o tym przekonać. Zmarszczyła lekko brwi, bo kojarzyła twarz kobiety. Czyż nie mijała jej kiedyś w kamienicy na schodach? Odrzuciła szybko te myśli od siebie, ponieważ nie powinna się wpatrywać w miejsce zdarzenia i tym samym wzbudzać zbyteczną ciekawość innych. Zerknęła na posąg, który systematycznie się odbudowywał. Skręciła płynnie i skierowała się ku sąsiadce, którą wcześniej mijała.
-Abi! - Zwróciła się do niej przystając z obok. -Wyglądasz wspaniale. - Uśmiechnęła się do kobiety ciepło oraz przyjaźnie. Szare spojrzenie również się śmiało, bo przecież ledwo wczoraj dobierały dodatki i starały się stworzyć cały strój jaki dziś ta miała na sobie. -Jak odbierasz całe wydarzenie? - Zagadnęła jeszcze wskazując na wystawę obrazów. -Pompatycznie i z blichtrem, prawda. - Dodała jeszcze z zadziorną nutą w głosie doskonale zdając sobie sprawę jaki efekt chciał wywołać Olaf u zgromadzonych gości. Liczył na to, że portfele się hojnie otworzą, a kolejne wydarzenie w galerii odbije się szerokim echem w społeczności galdrów. Jedno należało przyznać mężczyźnie, że miał zmysł do interesów oraz wiedział czym i jak porwać swoich gości. -Jakiś obraz wpadł ci w oko?
Była ciekawa czy coś zwróciło uwagę naukowczyni; czy jakaś barwa, światłocień zaintrygował ją, zmusił do chwili zastanowienia się, a może te dzieła zupełnie do niej nie przemawiały i przechodziła obok nich obojętnie.
-Abi! - Zwróciła się do niej przystając z obok. -Wyglądasz wspaniale. - Uśmiechnęła się do kobiety ciepło oraz przyjaźnie. Szare spojrzenie również się śmiało, bo przecież ledwo wczoraj dobierały dodatki i starały się stworzyć cały strój jaki dziś ta miała na sobie. -Jak odbierasz całe wydarzenie? - Zagadnęła jeszcze wskazując na wystawę obrazów. -Pompatycznie i z blichtrem, prawda. - Dodała jeszcze z zadziorną nutą w głosie doskonale zdając sobie sprawę jaki efekt chciał wywołać Olaf u zgromadzonych gości. Liczył na to, że portfele się hojnie otworzą, a kolejne wydarzenie w galerii odbije się szerokim echem w społeczności galdrów. Jedno należało przyznać mężczyźnie, że miał zmysł do interesów oraz wiedział czym i jak porwać swoich gości. -Jakiś obraz wpadł ci w oko?
Była ciekawa czy coś zwróciło uwagę naukowczyni; czy jakaś barwa, światłocień zaintrygował ją, zmusił do chwili zastanowienia się, a może te dzieła zupełnie do niej nie przemawiały i przechodziła obok nich obojętnie.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 11:22
Abigel Fenrisdóttir
Spojrzała na
- Oczywiście, że tak. To wrodzony, niepowtarzający urok, z łatwością oczarowuje wszystkich wokół - przytaknęła równie cichym tonem, wcale nie ukrywając swojego rozbawienia. Przyjaciółka już wcześniej zdążyła pochwalić się swoją lekką naturą młodego podlotka. Jej serce przepełniały duma oraz radość, wciąż była otumaniona uniesieniami, jakże naturalnymi przy doświadczeniu pierwszej prawdziwej miłości. - Pięknie razem wyglądacie - dodała, zerkając na rozpromienioną twarz Fridy, nim jeszcze tkwiła u jej boku, zanim Olaf przywołał ją do siebie podczas przemówienia.
Nagłe pojawienie się płócien w zupełności zajęło uwagę Abigel. Zaskoczona unikatowym i jakże widowiskowym sposobem przedstawienia dzieł naraz ruszyła w kierunku pierwszego z nich.
- Do zobaczenia - odparła jeszcze do
Kiedy zza pleców doszły do niej okrzyki, świadczące iż stało się coś niespodziewanego, mimowolnie odwróciła się w tamtym kierunku. Stłoczeni goście utrudniali rozpoznanie szczegółów zdarzenia. Przechodzące wśród zebranych pomruki zaskoczenia wskazywały na to, iż jedno z dzieł zostało zniszczonych. W każdym innym momencie Abigel ściągnęłaby pochmurnie brwi, z politowaniem złorzecząc pod nosem pod adresem wszystkich tych spragnionych atencji indywiduów, gotowych zrobić wszystko, byleby trafić do rubryki plotkarskiego magazynu. Naznaczone karminową szminką usta wyroczni zamoczyły się w ciężkim, gorzkim smaku drinka, by zaraz unieść się w lekkim uśmiechu. Może to efekt niezwykłych właściwości alkoholu, a może zwyczajnie chęć oportunistycznego podejścia do życia, panna Fenrisdóttir wyszła z założenia, iż nie musi stawać się publicznością dla takich incydentów, a obsługa wernisażu z pewnością zajmie się każdym problemem.
Przechodząc między kolejnymi płótnami, na dłuższą chwilę zatrzymała się przy jednym z nich, oddając kontemplacji i zamyśleniu. Po raz pierwszy miała okazję, by prawdziwie skupić się i doświadczyć w samotności malarstwa. Do midgardzkiego świata przyzwał ją na powrót głos
- Jestem zachwycona - przyznała z ciepłym uśmiechem, czując że nic nie jest w stanie zepsuć jej dzisiejszego wieczoru. - Poruszająca gra świateł sprawia, że przy odrobinie skupienia można się natychmiast przenieść do lasu. - Odwróciła wzrok w stronę płótna, ponownie przyglądając się plamom barw. - Prawdę mówiąc, każdy przemawia do mnie na swój sposób. Szczególnie ten - powiedziała, przechylając nieco głowę na bok. - Postać jest sama, lecz nie samotna. Rozmyte granice dają wrażenie, że należy ona do lasu, jest jego nieodłączną częścią. Barwy są ciemne, mogłyby wprowadzać w niepokój, a jednak bije od nich ciepło. - Ponownie upiła łyk gorzkiego alkoholu. - A tobie? Wpadł któryś w oko? - zwróciła się do sąsiadki, przenosząc na nią wzrok. Dopiero teraz miała chwilę, by przyjrzeć się jej uważnie i dostrzec piękny makijaż oraz dopracowane elementy stroju.
Sohvi Vänskä
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 11:23
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Zdawkowość przyjaciela pozostawiała ją nienasyconą, lecz doraźnie decydowała się spłukać ciekawość winem – czas zdawał się nie najlepszy na indagacje, kiedy satysfakcjonująca elokwencja Wahlberga zalegała wyrazistym tembrem głosu ponad wszelkim szmerem rozmowy. O upadku rozsadzonego zaklęciem pomnika wiedziała z gazety czytanej przy porannej kawie; zaledwie suche fakty czytane z równą obojętnością, z jaką przeglądała pozostałe artykuły, przemyślnie omijając przy tym te traktujące o tajemniczych zaginięciach i odnajdywanych ciałach, jak gdyby mogła tym sposobem oddalić od siebie widmo wiszącego nad Midgardem niebezpieczeństwa. Choć boleśnie przekonała się, że odsunąć tego od siebie nie mogła żadnym sposobem – prosiła gospodynię, by wyrywała z gazety stronę zawierającą nekrologi przed odłożeniem jej na stół, obawiając się odnaleźć pośród nazwisk imię straconej przyjaciółki. Wydarzenie na placu wydawało jej się wobec tego przede wszystkim drażniące; jakby śmiesznemu zgrupowaniu wydawało się, że to właściwy czas na więcej problemów i podziałów, na zajmowanie służbom czasu i nerwów, kiedy miasto toczyło istotniejsze niebezpieczeństwo.
Przez krótką chwilę poczuła się śmiesznie nawet teraz, stojąc tutaj pośród wysublimowanego tłumu poszukującego artystycznej uciechy dla swoich wymagających podniebień, wysłuchując podniosłej przemowy gospodarza w zmyślnej kreacji, z niecierpliwością kierując spojrzenie ku zasłoniętym obrazom, oddając ich tajemnicy prymat nad dzisiejszym wieczorem i sącząc wino we frymuśnym, pachnącym pomarańczą, wydaniu. Na krótką chwilę przejęła ją ta sama obojętność, z którą przewracała strony gazet i przez krótką chwilę miała ochotę parsknąć śmiechem wobec tego życia toczącego się obojętnie obok codziennych tragedii. Upadł pomnik Larsa Arvidssona, bo doszło do nieporozumienia i wszyscy pamiętali Wielki Pożar z 1970 roku. I nic więcej. Kartka z nekrologami wyrwana na prośbę, by nie zaburzać spokoju śniadania i artystycznej uczty dzisiejszego wieczoru. Bez skrupułów zanurzała się w tym ze wszystkimi; za Midgard. Za bohaterów wydarzeń na placu i za "OdNowę", kiedy zgnilizna wgryzała się w posady. Za ludzi rzucających jej ukradkowe nieprzychylne spojrzenia ku jej zadowolonej zuchwałości.
– Trzymam cię za słowo – odparła na podarowane jej przez Halvorsena zapewnienie, ze swobodną, przyjacielską złośliwością, choć wciąż tocząc spojrzeniem po ludziach, łudząc się jeszcze, że zdołałaby odnaleźć wykradającego jego uwagę intruza. – Przynamniej zabierz mnie ze sobą, dokądkolwiek się wymykasz – mruknęła ciszej, podrzucając mu krótki błysk czarnego wejrzenia, zachodzącego płomienną patyną rozlewającego się po kuluarach zachodu.
Tłuszcza obecnych rozstąpiła się na przedzie, instruowana gestami eleganckiego personelu, egzekwującego kawałek wolnej przestrzeni przed spojrzeniami zebranych. Szeptane inkantacje związały jej usta, w źrenicy przebłysnęło zaintrygowanie, kiedy od podłogi poczęła wznosić się, iskra za iskrą, półprzezroczysta replika zniszczonego monumentu, jak odsłaniane przed nimi nierażące źrenic słońce. Miała ochotę zanurzyć w niej dłoń, wniknąć w świetlistą magię, zobaczyć jak ta otula czule jej skórę, jak wtedy, gdy skąpana w jeziorze przyjmowała pocałunek księżycowego blasku uchylanego jej inkantacjami Ursuli. Pomnik, sięgając wysoko ku zdumiewająco odległemu sklepieniu, jak gdyby wymierzał swoje czoło pod rzeczywiste niebo, rozpierzchł się nagle w drobny, migotliwy pył z głuchym trzaskiem, sypiąc się wokół drobinkami złota. Wyciągnęła odruchowo dłoń wnętrzem do góry, iskry nie osiadały jednak na jej skórze, przenikając przezeń bez najlżejszego wrażenia prawdziwości.
– Czasem zastanawiam się – mruknęła, przenosząc spojrzenie ze swojej dłoni na jego twarz, chcąc odczytać z nie jego wrażenia – czym byłaby wasza sztuka, gdyby pozbawić ją magii. Jak wielu wielkich artystów Midgardu musiałoby zwrócić swój tytuł, gdyby odebrać wam ten czarujący rozmach? – przechyliła nieznacznie głowę, kołysząc winem w kieliszku. – Lubicie pompatyczność – tkwiła w tych słowach drzazga delikatnej krytyki, rozsuwającej jej usta w uśmiechu przekorności, kiedy studiowała jego reakcję. Spuściła wzrok na swoją dłoń, zbierając opuszkę kciuka i palca wskazującego do siebie, jakby chciała pochwycić odłamek światła i zetrzeć go między nimi w proch; chwyciła tylko powietrze. Czasem bardziej niż samą treść.
Ostatnie słowa przemowy dźwięczały jeszcze pod powoli zmierzchającym niebem, kiedy dostrzegła spojrzenie obcej kobiety (Lykke ) uczepione jej przyjaciela przewlekle i natarczywie, nieszczególnie przyjemne.
– Przyjaźń z dzieciństwa? – spytała, odwzajemniając jej spojrzenie bez cienia wahania czy skrupułów, ostatecznie jednak znacznie żywiej interesowały ją obrazy, z których chwilę później spadły wreszcie zielone płótna, odciągając jej uwagę skutecznie. – Wreszcie – wyrwało jej się krótko, nim nie wsunęła dłoni na powrót na łokieć przyjaciela, pociągając go z zauważalnym ożywieniem w kierunku odsłoniętych ram. – Sprawdźmy, czy to warte podobnej huczności.
Przez krótką chwilę poczuła się śmiesznie nawet teraz, stojąc tutaj pośród wysublimowanego tłumu poszukującego artystycznej uciechy dla swoich wymagających podniebień, wysłuchując podniosłej przemowy gospodarza w zmyślnej kreacji, z niecierpliwością kierując spojrzenie ku zasłoniętym obrazom, oddając ich tajemnicy prymat nad dzisiejszym wieczorem i sącząc wino we frymuśnym, pachnącym pomarańczą, wydaniu. Na krótką chwilę przejęła ją ta sama obojętność, z którą przewracała strony gazet i przez krótką chwilę miała ochotę parsknąć śmiechem wobec tego życia toczącego się obojętnie obok codziennych tragedii. Upadł pomnik Larsa Arvidssona, bo doszło do nieporozumienia i wszyscy pamiętali Wielki Pożar z 1970 roku. I nic więcej. Kartka z nekrologami wyrwana na prośbę, by nie zaburzać spokoju śniadania i artystycznej uczty dzisiejszego wieczoru. Bez skrupułów zanurzała się w tym ze wszystkimi; za Midgard. Za bohaterów wydarzeń na placu i za "OdNowę", kiedy zgnilizna wgryzała się w posady. Za ludzi rzucających jej ukradkowe nieprzychylne spojrzenia ku jej zadowolonej zuchwałości.
– Trzymam cię za słowo – odparła na podarowane jej przez Halvorsena zapewnienie, ze swobodną, przyjacielską złośliwością, choć wciąż tocząc spojrzeniem po ludziach, łudząc się jeszcze, że zdołałaby odnaleźć wykradającego jego uwagę intruza. – Przynamniej zabierz mnie ze sobą, dokądkolwiek się wymykasz – mruknęła ciszej, podrzucając mu krótki błysk czarnego wejrzenia, zachodzącego płomienną patyną rozlewającego się po kuluarach zachodu.
Tłuszcza obecnych rozstąpiła się na przedzie, instruowana gestami eleganckiego personelu, egzekwującego kawałek wolnej przestrzeni przed spojrzeniami zebranych. Szeptane inkantacje związały jej usta, w źrenicy przebłysnęło zaintrygowanie, kiedy od podłogi poczęła wznosić się, iskra za iskrą, półprzezroczysta replika zniszczonego monumentu, jak odsłaniane przed nimi nierażące źrenic słońce. Miała ochotę zanurzyć w niej dłoń, wniknąć w świetlistą magię, zobaczyć jak ta otula czule jej skórę, jak wtedy, gdy skąpana w jeziorze przyjmowała pocałunek księżycowego blasku uchylanego jej inkantacjami Ursuli. Pomnik, sięgając wysoko ku zdumiewająco odległemu sklepieniu, jak gdyby wymierzał swoje czoło pod rzeczywiste niebo, rozpierzchł się nagle w drobny, migotliwy pył z głuchym trzaskiem, sypiąc się wokół drobinkami złota. Wyciągnęła odruchowo dłoń wnętrzem do góry, iskry nie osiadały jednak na jej skórze, przenikając przezeń bez najlżejszego wrażenia prawdziwości.
– Czasem zastanawiam się – mruknęła, przenosząc spojrzenie ze swojej dłoni na jego twarz, chcąc odczytać z nie jego wrażenia – czym byłaby wasza sztuka, gdyby pozbawić ją magii. Jak wielu wielkich artystów Midgardu musiałoby zwrócić swój tytuł, gdyby odebrać wam ten czarujący rozmach? – przechyliła nieznacznie głowę, kołysząc winem w kieliszku. – Lubicie pompatyczność – tkwiła w tych słowach drzazga delikatnej krytyki, rozsuwającej jej usta w uśmiechu przekorności, kiedy studiowała jego reakcję. Spuściła wzrok na swoją dłoń, zbierając opuszkę kciuka i palca wskazującego do siebie, jakby chciała pochwycić odłamek światła i zetrzeć go między nimi w proch; chwyciła tylko powietrze. Czasem bardziej niż samą treść.
Ostatnie słowa przemowy dźwięczały jeszcze pod powoli zmierzchającym niebem, kiedy dostrzegła spojrzenie obcej kobiety (
– Przyjaźń z dzieciństwa? – spytała, odwzajemniając jej spojrzenie bez cienia wahania czy skrupułów, ostatecznie jednak znacznie żywiej interesowały ją obrazy, z których chwilę później spadły wreszcie zielone płótna, odciągając jej uwagę skutecznie. – Wreszcie – wyrwało jej się krótko, nim nie wsunęła dłoni na powrót na łokieć przyjaciela, pociągając go z zauważalnym ożywieniem w kierunku odsłoniętych ram. – Sprawdźmy, czy to warte podobnej huczności.
Bezimienny
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 11:44
Frida Guldbrandsen
Przyciszone słowa
- To zaszczyt, którego się nie spodziewałam, mój drogi - wyrzekła nieco głośniej, pozwalając zgromadzonej publiczności bez większego problemu ją usłyszeć. - Dziękuję ci, choć muszę przyznać, że jesteś dla mnie nazbyt łaskawy, Olafie. Wiedziona troską o to wyjątkowe miasto i społeczność, z którą się utożsamiam, zareagowałam odruchowo, z pewnością w sposób, w jaki na moim miejscu zareagowałaby niejedna ze zgromadzonych tu dziś osób - kontynuowała, nie pusząc się nadmiernie, gdy nie jej celem było granie pierwszych skrzypiec w momencie, w którym miała być uzupełnieniem organizatora, a nie gościem honorowym. - Nie kradnijmy już więcej uwagi obrazom Jeske. Niech ten wieczór zapisze się na kartach historii naszego miasta nie tylko jako debiut wybitnie uzdolnionej artystki, ale i jako przełomowy moment w nabierającej tempa działalności stowarzyszenia “OdNowa”. Za Midgard i za twoje zdrowie, Olafie - subtelne wzniesienie kieliszka w geście ponownego toastu zwieńczyło jej krótką wypowiedź, nim oficjalne rozpoczęcie wernisażu zmieniło swój charakter na bardziej swobodny, a zgromadzeni w kuluarach goście rozproszyli się, by podziwiać świeżo odsłonięte dzieła.
- Nie jestem przyzwyczajona do tego, by nie wiedzieć, ale nie mam czego ci wybaczać. Dziękuję ci za ten wieczór, dziękuję za wszystko - szepnęła w odpowiedzi, wyciągając szyję w stronę górującego nad niej wzrostem Wahlberga, by złożyć na jego ustach krótki, choć mówiący wiele pocałunek. Krew podsycana rozpalającym jej wnętrzności drinkiem szumiała jej w uszach, napełniając głowę niepoprawnymi myślami, gdy znajome nuty zapachowe otulały ją ściśle, a ciepło bijące z postawnej sylwetki przebijało się przez cienki jedwab. Później, obiecała sobie, cofając się od męskich ust z wyczuwalną dla Olafa niechęcią. - Obiecywałam ci wcześniej, że będę przy tobie na każdym kroku, jeśli tylko tego zechcesz. Wiedz, że ja również nie rzucam słów na wiatr - oznajmiła, wsuwając dłoń pod zaoferowane jej ramię i obiecując samej sobie, że później dokładniej przyjrzy się wystawianym obrazom, teraz całkowicie oddana ważniejszym sprawom. Norny jednak miały inny plan, momentalnie kierując ich kroki nie w stronę gości, których właściciel Besettelse pragnął napotkać, a w stronę tajemniczego zamieszania, które wybuchło nieopodal, rujnując ulotną wizję jak najszybszego wymknięcia się z kuluarów na rzecz skradnięcia paru cennych chwil Wahlberga w jego gabinecie. Skinęła głową, nie protestując, choć wciąż nie widząc powodu poruszenia, które obejmowało chociażby
- Przedstawianie nas sobie nie jest potrzebne, niemniej jednak miło znów się spotkać - stwierdziła, rozciągając usta w łagodnym uśmiechu i przemilczając dyplomatycznie fakt, że dla Oldenburga spotkanie to zapewne było mniej przyjemne niż dla niej.
- To samo mogłabym powiedzieć o tobie, Mikkelu, żałuję, że nie byłam świadoma twoich planów - wyrzekła, nie kryjąc zaskoczenia, ale i nie uzewnętrzniając przygany w głosie, który wciąż przepełniony był zadowoleniem. Może tak właściwie miało im być na rękę, może przypadkowe spotkanie oszczędzi późniejszych niezręczności wzajemnego zapoznawania mężczyzn? - ...to Mikkel Guldbrandsen, Olafie, mój starszy brat - dopowiedziała nazwisko nieznajomego, gdy Wahlberg urwał swoją wypowiedź, a jej słowa zlały się ze słowami Mikkela, którego uraczyła zarezerwowanym dla niego uśmiechem. - Oczywiście, chodźmy obejrzeć obrazy - przystała momentalnie na propozycję brata, nim wysunęła dłoń spod ramienia Olafa, ostatni raz zacisnąwszy na nim palce w geście niecierpliwego wyczekiwania na jego powrót.
Einar Halvorsen
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 11:44
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Tłum ciągle wrzał w kuluarach; wrzał, równocześnie tląc się w smagnięciach szeptów, dzierżąc pod skórą ciężkie jarzmo napięcia, oczekiwania aż płachty-maski opadną, wskazując oblicza dzieł. Myśli, którymi się raczył, nieuchronnie minęły, podobnie jak barwny trunek drażniący grzbiet podniebienia; myśli, splątane w sieciach emocji, zamarłe przy kadrach wspomnień, świeżych i znacznie bardziej odległych w morzach pamięci. Spotkanie, przenikające dystans okrzepłych w milczeniu lat, treść obietnicy złożonej samemu sobie, by nie pozwolić jej odejść - już nie - wplecione w wizje dzieciństwa i wspólnie spędzonych chwil.
Szpilka prowokacji Vanhanen wniknęła w grono spostrzeżeń; kącik ust podniósł się filuternie, utrzymując odpowiedź w tonie pobłażliwego rozbawienia. Przepych i barokowe fasady cyzelowanej ułudy, spektakle odgrywane codziennie przed spojrzeniami innych, słabości, tłamszone pośród azylów mieszkań, sprzeczność goniąca sprzeczność; ludzie, bez względu na zdolność do używania magii, pozostawali ludźmi. Sam, będąc przecież mieszańcem noszącym w sobie dziedzictwo magicznych, przewrotnych istot, był przepełniony słabością, obłudą przypisywaną demonom i jednocześnie wrośniętą w pień społeczeństwa.
- Sądzisz, że tak się różnimy? - nachylił się w przyjacielskiej poufałości, odpowiadając szturchnięciem zadanego pytania. Sama w sobie iluzja była godna podziwu, nawet, jeśli sam preferował wystawy oparte na czystej sztuce, bez wprowadzanych dygresji. Nie wypowiedział podobnych przekonań na głos; wiedział, że Sohvi znała przyzwyczajenia, którymi zwykł się kierować, podobnie jak początkowo znała owoce pracy prowadzonej z Westbergiem, a później zaś z Freją Ahlström.
- Jestem innego zdania - zmrużył przez chwilę oczy, zupełnie, jakby próbował stworzyć krótkie schronienie dla własnych, płynących myśli. Pamiętał krzykliwe szyldy, pośpiech i bezustanny hałas, pamiętał wygląd budynków i technologię wciśniętą do codzienności; obserwacje, które zdołał poczynić, były wyłącznie płytkim, powierzchownym odczuciem czerpanym ze spacerów po miastach, które to, w przeciwieństwie do Midgardu, nie przejawiały otwarcie istnienia magii.
- Nie w tym przypadku - poprawił, dostrzegając, że patrzy w kierunkuLykke , z którą podobnie skrzyżował intensywne spojrzenia. Nie była ona przyczyną nieobecności, nawet, jeśli jak zawsze gromadziła uwagę. Przeszłość, w której powzięła udział, napawała goryczą, podłą, wiążącą go świadomością, że chciał postąpić inaczej, niesłusznie (żałował?). Tragizm, wiążący się z odrzuceniem pozostał pomimo czasu dotkliwy jak ostry cierń.
Odrzucił płaszcz dywagacji i ruszył w stronę obrazów, chcąc towarzyszyć Sohvi w ich głównym celu, w imię którego zdecydowali się zjawić wewnątrz galerii, dołączyć do gromadzących się szczodrze, kolejnych osób. Znał już niektóre płótna, prezentowane mu podczas ostatniego spotkania z Olafem, inne, z kolei postrzegać mógł po raz pierwszy. Nie był zwolennikiem złożonych interpretacji, szczególnych prób otworzenia symboliki autora, wierząc, że nie jest to w żaden sposób metodą obcowania z malarstwem.
- Sen o lesie - ocenił w związku z tym, pozostając oszczędnym, w bezpiecznym cieniu domysłów; niejednoznacznych, podobnie jak kompozycje zawarte na łamach dzieł - tym samym, który zgubił Ingebretsona - nieznanym i pełnym magii, enigmatycznym, wymykającym się poza okowy pojęć, krusząc łańcuchy wszystkich, niezgrabnie kreślonych słów; tym samym, który mógł przynieść klęskę, kończąc historie śmiałków wyruszających w głąb; tym samym, który pochłonął jednego z najsłynniejszych artystów.
Szpilka prowokacji Vanhanen wniknęła w grono spostrzeżeń; kącik ust podniósł się filuternie, utrzymując odpowiedź w tonie pobłażliwego rozbawienia. Przepych i barokowe fasady cyzelowanej ułudy, spektakle odgrywane codziennie przed spojrzeniami innych, słabości, tłamszone pośród azylów mieszkań, sprzeczność goniąca sprzeczność; ludzie, bez względu na zdolność do używania magii, pozostawali ludźmi. Sam, będąc przecież mieszańcem noszącym w sobie dziedzictwo magicznych, przewrotnych istot, był przepełniony słabością, obłudą przypisywaną demonom i jednocześnie wrośniętą w pień społeczeństwa.
- Sądzisz, że tak się różnimy? - nachylił się w przyjacielskiej poufałości, odpowiadając szturchnięciem zadanego pytania. Sama w sobie iluzja była godna podziwu, nawet, jeśli sam preferował wystawy oparte na czystej sztuce, bez wprowadzanych dygresji. Nie wypowiedział podobnych przekonań na głos; wiedział, że Sohvi znała przyzwyczajenia, którymi zwykł się kierować, podobnie jak początkowo znała owoce pracy prowadzonej z Westbergiem, a później zaś z Freją Ahlström.
- Jestem innego zdania - zmrużył przez chwilę oczy, zupełnie, jakby próbował stworzyć krótkie schronienie dla własnych, płynących myśli. Pamiętał krzykliwe szyldy, pośpiech i bezustanny hałas, pamiętał wygląd budynków i technologię wciśniętą do codzienności; obserwacje, które zdołał poczynić, były wyłącznie płytkim, powierzchownym odczuciem czerpanym ze spacerów po miastach, które to, w przeciwieństwie do Midgardu, nie przejawiały otwarcie istnienia magii.
- Nie w tym przypadku - poprawił, dostrzegając, że patrzy w kierunku
Odrzucił płaszcz dywagacji i ruszył w stronę obrazów, chcąc towarzyszyć Sohvi w ich głównym celu, w imię którego zdecydowali się zjawić wewnątrz galerii, dołączyć do gromadzących się szczodrze, kolejnych osób. Znał już niektóre płótna, prezentowane mu podczas ostatniego spotkania z Olafem, inne, z kolei postrzegać mógł po raz pierwszy. Nie był zwolennikiem złożonych interpretacji, szczególnych prób otworzenia symboliki autora, wierząc, że nie jest to w żaden sposób metodą obcowania z malarstwem.
- Sen o lesie - ocenił w związku z tym, pozostając oszczędnym, w bezpiecznym cieniu domysłów; niejednoznacznych, podobnie jak kompozycje zawarte na łamach dzieł - tym samym, który zgubił Ingebretsona - nieznanym i pełnym magii, enigmatycznym, wymykającym się poza okowy pojęć, krusząc łańcuchy wszystkich, niezgrabnie kreślonych słów; tym samym, który mógł przynieść klęskę, kończąc historie śmiałków wyruszających w głąb; tym samym, który pochłonął jednego z najsłynniejszych artystów.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 11:45
Lykke Ronnenberg
Chaos zbłąkanych myśli bezwolnych, niby to zamkniętych w pułapce, odciętych i zapomnianych - uwięzionych, ale mimo wszystko kłębiących się jednak wewnątrz. Bytujących w samym środku strzaskanego bólem serca, cicho i niby pokornie odsuwanych od siebie z każdym wypuszczanym z głębi tchnienia oddechem. Tętniące pod bladą skórą, drażniące gorącem nerwy niewidoczne i oporne w walce z nią samą nierównej i z góry przekornie przez jej niepohamowany temperament przegranej.
Lśniące w przyćmionym świetle kropelki alkoholu mienią się jeszcze chwilę na skórze, spływając miękko w głębię dekoltu, gdy z igrającym na niewinnej twarzy przerażeniem wbija spojrzenie w spływające kontury obrazu, rozprzestrzeniające się z wolna plamy, które gdy upuszcza z dłoni kieliszek rozciera jeszcze opuszkami drobnych palców, jak gdyby sobie samej niepojęcie, nie zdając sobie sprawy jak gdyby z wzajemnej pomiędzy alkoholem i pastelami abstrakcyjnej współpracy.
Zagrajmy w twoją grę, Olafie. Przecież zawsze chciałeś, bym przyciągała uwagę.
W akcie zagranej wyuczenie bezwzględnie po mistrzowsku paniki roztacza swoje spojrzenia po sali, nerwowo przecierając splamione pastelami palce, zlęknione je unosząc w końcu na niczego przecież winnego
- No już. Powiedz, że jestem dla ciebie rozczarowaniem, że wszystko zawsze prędzej, czy później pieprzę. Miałeś mi być oparciem, obiecałeś mi to - wyrzuca z siebie cholernie ekspresyjnie, silne gestykulując, próbując wyrwać pochwycone przez niego ramię. Chce krzyczeć. Powiedzieć im wszystkim, jak bardzo ich nienawidzi, bo nigdy nie zrobili nic, by jej pomóc, ale krytykowali i osądzali, by rzucić samotnie w otchłań. Ramię kobiety napina się intynktownie, drży niepokornie, kiedy przez umysł przepływa nagła chęć spoliczkowania mężczyzny, której jednak się nie poddaje, może zatrzymując się jedynie poprzez wtargnięcie pomiędzy nich
- Przepraszam - wyrzuca z siebie niemal już szeptem, kiedy usta drżą mimowolnie, wraz z samym jej wiotkim ciałkiem - Nie chciałam! Wierz mi, że nie chciałam! Przeproś ode mnie właścicielkę. Przeproś, dobrze. Powiedz jej, że nie chciałam, że to był wypadek, że zachwiałam się, bo zakręciło mi się w głowie i … - wyrzuca z siebie i choć sam dźwięk jej słów brzmi tak prawdziwie i szczerze, to jednak Olaf może być przecież pewien, że wcale takie nie są. Zna ją zbytecznie dobrze, by wiedzieć. I ta świadomość konsekwencji, uparcie wdzierająca się w głębię jej umysłu sprawia, że mimowolnie jej tykające serce zdaje się jej zatrzymywać w swojej panice, nieporuszone zupełnie i nieczułe na jej cierpienia. Z wdzięcznością przyjmuje bliskość
- Nic mi nie będzie - kieruje swoje słowa do Olafa, w którego udawanej trosce doszukuje się niczego innego, jak kary i strofy, której w racjonalnym umyśle się zwyczajnie lęka, w tym momencie czując się w towarzystwie przyjaciół bezpieczna. Unosi rozszerzone źrenice ku
Villemo Holmsen
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 11:46
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Spojrzała na obrazy, o których mówiła Abigel i skupiła na nich swoją uwagę.
-Artystka potrafi oddać głębię i prawdziwą naturę otaczającej zieleni. - Zgodziła się. -Jej dzieła są bardzo plastyczne. - Wszystkie utrzymane w jednej tonacji mogły opowiadać historię lub być zbieraniną różnych, w których artystka ukryła swoje prawdziwe przeżycia. Krótka rozmowa z Sigurdem sprawiła, że spojrzała na obrazy z zupełnie innej strony. Szukała w nich teraz pewnego przekazu, a może nawet charakterystycznego wydźwięku, który pokazałby przeżycia malarki. -Przemawia do mnie ten, w którym twarz kobiety tonie w roślinności i kwiatach. Choć słowo “tonie” nie jest tutaj właściwym jak tak teraz się zastanawiam… - Zmarszczyła nieznacznie brwi w zastanowieniu. -Staje się jednością. - Powiedziała po chwili zadowolona z tego, że znalazła to co oddaje jej myśli i wrażenia. -Mogłabym wpatrywać się w niego dłuższy czas.
Prowadząc rozmowę kątem oka obserwowała to co się dzieje wokół gotowa w każdej chwili zareagować. Chociaż Olaf nakazał im zabawę i mówił, że mają dzień wolny od pracy tak była czujna. Niezależnie od tego, że mogła się bawić nie chciałaby wieczór poszedł źle, a Olaf był rozczarowany całym wydarzeniem. Było jej obowiązkiem starać się przeciwdziałać kryzysom. -Myślisz, że te obrazy mogą opowiadać jakąś historię lub być ich zbiorem? - Myśl ta wciąż nie dawała jej spokoju więc uznała, że poruszy tę teorię z jeszcze inną osobą. Konfrontacja różnych spojrzeń na to samo zagadnienie mogło okazać się całkiem odkrywcze i porywające.
-Artystka potrafi oddać głębię i prawdziwą naturę otaczającej zieleni. - Zgodziła się. -Jej dzieła są bardzo plastyczne. - Wszystkie utrzymane w jednej tonacji mogły opowiadać historię lub być zbieraniną różnych, w których artystka ukryła swoje prawdziwe przeżycia. Krótka rozmowa z Sigurdem sprawiła, że spojrzała na obrazy z zupełnie innej strony. Szukała w nich teraz pewnego przekazu, a może nawet charakterystycznego wydźwięku, który pokazałby przeżycia malarki. -Przemawia do mnie ten, w którym twarz kobiety tonie w roślinności i kwiatach. Choć słowo “tonie” nie jest tutaj właściwym jak tak teraz się zastanawiam… - Zmarszczyła nieznacznie brwi w zastanowieniu. -Staje się jednością. - Powiedziała po chwili zadowolona z tego, że znalazła to co oddaje jej myśli i wrażenia. -Mogłabym wpatrywać się w niego dłuższy czas.
Prowadząc rozmowę kątem oka obserwowała to co się dzieje wokół gotowa w każdej chwili zareagować. Chociaż Olaf nakazał im zabawę i mówił, że mają dzień wolny od pracy tak była czujna. Niezależnie od tego, że mogła się bawić nie chciałaby wieczór poszedł źle, a Olaf był rozczarowany całym wydarzeniem. Było jej obowiązkiem starać się przeciwdziałać kryzysom. -Myślisz, że te obrazy mogą opowiadać jakąś historię lub być ich zbiorem? - Myśl ta wciąż nie dawała jej spokoju więc uznała, że poruszy tę teorię z jeszcze inną osobą. Konfrontacja różnych spojrzeń na to samo zagadnienie mogło okazać się całkiem odkrywcze i porywające.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 11:47
Olaf Wahlberg
Czuły pocałunek
— Nic się nie stało, Lykke. Doskonale wiemy, że to wypadek. Jestem pewien, że Jeske Helvig również to zrozumie — nie było najmniejszych szans, że zrobiła to przypadkiem. Wszystko ukartowała, tego Wahlberg mógł być pewien, a jednak teraz patrzył na nią z pewną troską, tą samą, którą dostrzec mogła, gdy niósł ją do łóżka, gdy krzyczał na nią, grożąc, że skończy w podmiejskim motelu i nic więcej nie osiągnie, tą samą, którą okazywał, gdy głaskał mokre pasma jej włosów, karmiąc wykwintnymi daniami. Równie niestabilny co ona, równie przeżarty stanami manii i depresji i całej reszty zbędnych emocji, przynajmniej potrafił kłamać. Było ciemno, zbyt ciemno, aby
— Jestem pewien, że Lykke nie stała się krzywda, lecz nie byłbym dobrym gospodarzem, gdybym pozwolił na cień szansy, że dopuszczam do jej cierpienia — choć tego właśnie dla niej chciał.
Pojawienie się
— Viljamie, nie mógłbym pozwolić, aby ta praca przysłoniła wieczór uznania dla młodej debiutantki, choć przyznaję, że Twoja oferta jest szczodra. Wybierz, proszę dowolny obraz z pokaźnej kolekcji, a ten ci sprezentuję — dłonią wskazał na dzieło wzbogacone przez Lykke — Sam na pewno doskonale rozumiesz, jak ważne jest, aby Jeske Helvig, początkująca artystka, miała swoje pięć minut chwały, czyż nie? — postanowione. Nie mógł przecież pozwolić, aby ktoś inny niż on sam dziś pokazywał swoje nienaganne, choć z pewnością wykalkulowane oblicze. Nie odezwał się nawet na wspomnienie Einara i Lykke, kiwając z wdzięcznością za ów komplement głową, jakby uznawał go za takowy. Usilne promowanie Halvorsena w miejscu, w którym należało się skupić na kimś innym, zdawało mu się wręcz kuriozalnie sztuczne, lecz nie zamierzał przecież ganić nadawcy tych słów, uznając, że tak wygląda śmietanka towarzyska tego miasta.
Gdy
Dostając się do drzwi łazienki pracowniczej, którą była żona doskonale znała, w której wiedziała, że nie będzie ich nikt niepokoił, wszedł weń, przekręcając w drzwiach klucz. Mógłby krzyczeć na nią, ścisnąć jej krtań i docisnąć do ściany, przypominając zasady, jakie obowiązywały w tej nieistniejącej już relacji, lecz w zamian za to, spokojny, jakby sam był namalowany, podszedł do kranu, który odkręcił, chwilę potem chwytając kobiece dłonie.
— Czy coś cię zaniepokoiło? — pyta, nie chcąc znać odpowiedzi, a w środku gardła kobieta wyczuć może gniew i pulsującą wręcz furię, choć nienagannie klei słowa. — Czy stało się coś, przez co postanowiłaś, że zrujnujesz ten wieczór? — piwnymi oczami spoglądał na Lykke, chwytając jej palce, aby wepchnąć je pod kran i pozwolić by letnia woda spłukała resztki farby. Nie puścił owych, nawet jeśli by się szarpała, ściskał drobne dłonie, upewniając się co do ich czystości, a gdy to skończył i zakręcił kurek, wtedy też własne podniósł wyżej, aby z jej twarzy odgarnąć pukiel włosów, wkładając go za kobiece ucho.
Odstawiony wcześniej na zlew kieliszek szampana miał zostać wzbogacony dodatkowym trunkiem, który teraz wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki, wlewając ciemną substancję do bąbelków.
— Tak wiele przeszłaś i tak bardzo cierpisz. Rozumiem cię… Lepiej niż ktokolwiek tu, przecież wiesz... — wyszeptał, niedługo potem wyrzucając pusty już flakonik do pobliskiego śmietnika. — Pragnę ci pomóc. Obiecałem ci, że cię nie opuszczę, moja miła i dotrzymam tego słowa — nachylił się, aby na jej policzku złożyć słodki pocałunek. — Wypij to, ukoi Twoje nerwy i pozwoli się rozluźnić — skłamał, choć
Ivar Soelberg
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 11:55
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
W gąszczu ludzi, gdzie gwar stłumionych głosów uderzał z każdej ze stron czujne oko, wypatrywało znajomych twarzy, rejestrując ich ruchy, towarzyszy i próbując odgadnąć zaklęte, pod maską uśmiechów emocje, te prawdziwe i namacalne, jakie istotnie w ich duszach się kłębiły. Wystawy takie jak ta, były idealną sposobnością do wstępnej obserwacji, czy zasłyszenia plotek, które krążyły z ust do ust z taką prędkością, iż żadna siła nie była w stanie ich powstrzymać. Uśmiechało się to niewątpliwie tym, którzy tychże złaknieni czekali całe tygodnie, na taką okazję, a teraz spijając owoce swych skrytych pragnień, mogli sycić się pikantnymi szczegółami przekazywanymi z ust do ust.
Osobiście daleki, był od uczestnictwa w podobnym procederze, a to, co docierało doń raczej, zasługiwało na pogardę i wymowny brak komentarza, niżeli zainteresowanie i powielanie danej historii. Patrząc na brata, widział zmęczenie odbijające się bladością na twarzy i w płytkim oddechu dostrzegał sygnał ostrzegawczy, jakie wysyłało ciało. Był introwertykiem, a wskoczenie na głębokie wody przyjęć towarzyskich, musiało przynieść niemiłe wspomnienia z przeszłości, co więcej panujący tłok i wyczekiwanie ludzi dodatkowo piętrzących się wokół musiało być mu zdecydowanie nie na rękę. Stąd też taka, a nie inna reakcja, i chociaż to starszy z braci nalegał na wyjście przez pryzmat wcześniejszej imprezy charytatywnej, na której go zabrakło i czuł się zobligowany, aby Eitri tym razem zameldował się wraz z nim na wystawie, niestety dla niego takie skupiska ludzi dalej pozostawały poza zasięgiem ręki i skutecznie zapędzały go w kozi róg. Wyjście ze strefy komfortu okazywało się znacznie trudniejsze, niż to z początku zakładał. Ciekawość go zżerała, co w przypadku większych wydarzeń towarzyskich w kruczej, tam obecność była obowiązkowa i przełożeni nie chcieli słuchać wykrętów. Będzie musiał w przyszłości porozmawiać, o przełamywaniu tych lęków z bratem.
Zwilżył usta szampanem przy toaście, po czym wrócił spojrzeniem do brata. Jego pytanie rozmyło się w gwarze ludzkim, a towarzysząca im kobieta ulotniła się wraz z nim. Pozostawiając braci samych, czemu dawało to sposobność do zaniechania etykiety podtrzymywania wymuszonych rozmów.
Nim dyskretne szarpnięcie za mankiet marynarki nie uświadomiło wysłannikowi, o konieczności wyjścia dostrzegł w tłumie blond czuprynę należącą do znajomej sprzed lat. Nikły zarys uśmiechu odmalował się na twarzy oficera, lecz nie powziął żadnych kroków, by choćby słowem przełamać lata milczenia i móc skomplementować wieczorną kreację. Czas nie sprzyjał, a będący na granicy utraty przytomności brat, był znacznie pilniejszym zmartwieniem, niż konwenanse. Korzystając z ruchu masy ludzkiej i jej przerzedzenia bez większych problemów wyszli z galerii, by odetchnąć rześkim zimowym powietrzem.
Ivar i Eitri z tematu
Osobiście daleki, był od uczestnictwa w podobnym procederze, a to, co docierało doń raczej, zasługiwało na pogardę i wymowny brak komentarza, niżeli zainteresowanie i powielanie danej historii. Patrząc na brata, widział zmęczenie odbijające się bladością na twarzy i w płytkim oddechu dostrzegał sygnał ostrzegawczy, jakie wysyłało ciało. Był introwertykiem, a wskoczenie na głębokie wody przyjęć towarzyskich, musiało przynieść niemiłe wspomnienia z przeszłości, co więcej panujący tłok i wyczekiwanie ludzi dodatkowo piętrzących się wokół musiało być mu zdecydowanie nie na rękę. Stąd też taka, a nie inna reakcja, i chociaż to starszy z braci nalegał na wyjście przez pryzmat wcześniejszej imprezy charytatywnej, na której go zabrakło i czuł się zobligowany, aby Eitri tym razem zameldował się wraz z nim na wystawie, niestety dla niego takie skupiska ludzi dalej pozostawały poza zasięgiem ręki i skutecznie zapędzały go w kozi róg. Wyjście ze strefy komfortu okazywało się znacznie trudniejsze, niż to z początku zakładał. Ciekawość go zżerała, co w przypadku większych wydarzeń towarzyskich w kruczej, tam obecność była obowiązkowa i przełożeni nie chcieli słuchać wykrętów. Będzie musiał w przyszłości porozmawiać, o przełamywaniu tych lęków z bratem.
Zwilżył usta szampanem przy toaście, po czym wrócił spojrzeniem do brata. Jego pytanie rozmyło się w gwarze ludzkim, a towarzysząca im kobieta ulotniła się wraz z nim. Pozostawiając braci samych, czemu dawało to sposobność do zaniechania etykiety podtrzymywania wymuszonych rozmów.
Nim dyskretne szarpnięcie za mankiet marynarki nie uświadomiło wysłannikowi, o konieczności wyjścia dostrzegł w tłumie blond czuprynę należącą do znajomej sprzed lat. Nikły zarys uśmiechu odmalował się na twarzy oficera, lecz nie powziął żadnych kroków, by choćby słowem przełamać lata milczenia i móc skomplementować wieczorną kreację. Czas nie sprzyjał, a będący na granicy utraty przytomności brat, był znacznie pilniejszym zmartwieniem, niż konwenanse. Korzystając z ruchu masy ludzkiej i jej przerzedzenia bez większych problemów wyszli z galerii, by odetchnąć rześkim zimowym powietrzem.
Ivar i Eitri z tematu
Bezimienny
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 11:56
Abigel Fenrisdóttir
Kiedy
- Obrazy mogą być wszystkim tym, czego zapragniesz. Można zapytać malarkę o to, co miała na myśli na etapie tworzenia, ale sądzę, że niszczy to całą otoczkę, jaką ofiaruje nam sztuka - stwierdziła po chwili krótkiego namysłu, pochylając się nad pytaniem niksy. - Jeśli zaś pytasz o moje zdanie, to tak, sądzę, że stoi za nimi historia, zresztą jak za każdym dziełem, jakie wyłania się spod pióra, pędzla czy dłuta artysty. - Ściągnęła na moment brwi, lekko przechylając głowę na bok, jakby miało jej to pomóc w dostrzeżeniu drobnych szczegółów, zmieniających cały wydźwięk przedstawionego na płótnie obrazu. Kolejny łyk wytrawnego alkoholu spłynął po przełyku, drażniąc przyjemnie. Na linii szklanej czaszy nie pozostała nawet smuga karminowej szminki. - Jednak to, co wydaje mi się ważniejsze, to emocje, jakie wzbudza. Samotność, ale nie osamotnienie. Pustka, a jednak pełnia życia. To, co czuję, to… spokój. - Wróciła łagodnym spojrzeniem do Villemo, wierząc, że taka odpowiedź zaspokoi jej ciekawość. -
- Wyglądasz zjawiskowo, Vill - przyznała Abigel z lekkim uśmiechem, chcąc choć moment wyrwać sąsiadkę ze służbowych obowiązków. Spodziewała się, że nie jest tu wyłącznie z osobistych pobudek, wszak piastowała w tym miejscu poważane stanowisko. Wyrocznia dostrzegła te ukradkowe ucieczki stalowoszarych tęczówek, lecz nie podążyła jeszcze za nimi wzrokiem, skupiając uwagę na blondynce. - Kiedy widziałam tę suknię na wieszaku w twoim buduarze nie spodziewałam się takiego efektu końcowego. Zaskoczyłaś nawet mnie. - Ukradkiem puściła jej perskie oczko i skinęła głową z udawaną powagą. Spędzony wspólnie wieczór poprzedzający wernisaż w otoczeniu kolorowych sukien i błyszczących dodatków pozwolił pannie Fenrisdóttir nakreślić w wyobraźni kształt tego przedsięwzięcia. Oczekiwania były wysokie, wszak nie był to pierwszy raz, gdy Abigel znalazła się wśród dzieł sztuki. W czasie studiów miała wiele okazji, by bywać w podobnych miejscach w towarzystwie
- Jak oceniasz dzisiejsze wydarzenie? Czy tak właśnie wyglądają dzisiejsze wernisaże? Przepełnione blichtrem nie tylko sztuki, ale i zebranych gości? - Sama stanęła bokiem, by jednocześnie móc sięgnąć spojrzeniem na resztę sali, gdzie jakże różna od jej zwyczajowego towarzystwa śmietanka towarzyska bawiła się w najlepsze, czerpiąc z wernisażu to, czego pragnęła najbardziej - otaczania się pięknem i ściągania uwagi innych na samych siebie. - Nie, żeby mi to przeszkadzało, zwyczajnie nie zdawałam sobie sprawy, że spotkam tu tylu znajomych - mówiła szczerze, choć wciąż pod wpływem sączonego niespiesznie drinka, dzięki krążącemu w organizmie wzbogaconego magią alkoholu. Wyrocznia należała do osób, jakie z trudem wzbudzają sympatię innych, jak i równie trudno przekonują się do nowego towarzystwa. Jeszcze przed paroma dniami zarzekała się, że ze względu na niezrozumienie ostatniej wizji będzie unikać
Villemo Holmsen
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 11:57
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
-Sądzę, że pytanie malarki zniszczy wrażenie. - Zgodziła się z Abigel kiedy obserwowała na spokojnie kolejne obrazy wyszukując wzrokiem tych, które zakupił Sigurd. -Cała przygoda ze sztuką polega na tym aby samemu poznać historię, a że każdy człowiek jest inny, to każde z nas znajdzie w obrazie coś zupełnie innego. - Kontynuowała dalej wypowiedzieć patrząc jak cienie układają się na obrazach. Była wstanie sobie wyobrazić jak Jeske stoi przed sztalugami i daje się ponieść twórczemu szaleństwu. A może jednak była metodyczna, choć szczerze w to wątpiła wiedząc jakiego pochodzenia jest artystka i jak skrzętnie ukrywa je pod bandażami i strojami. Jednak demon przed demonem nigdy się nie ukryje; niezależnie jakie maski nakłada. -Spokój… tak. Można tak się poczuć, choć zebrany tłum trochę utrudnia taki odbiór.
Gwarno było w galerii, wiele osób, zapachów i głosów. Wszystko to zlewało się w jedno wielkie wydarzenie towarzystwie jakie sprezentował Olaf tego wieczora. Nic nie było pozostawione przypadkowi, a mała afera przy obrazie zdawała się być zażegnana. Kelnerka sprawnie uwinęła się ze sprzątaniem, a Olaf zniknął wraz z kobietą w łazience pracowniczej. To wydawało się Villemo osobliwe, ale przecież nie miała podstaw aby podejrzewać co się tam teraz dzieje. Miała jedynie nadzieję, że gospodarz wernisażu za chwilę wróci, ponieważ część towarzystwa przyszła tu dla niego. Chcieli się z nim spotkać, szepnąć o wspólnych biznesach i zostawić po sobie ślad w pamięci właściciela galerii. Brak jego obecności zostanie zauważony.
-Dziękuję. - Uśmiechnęła się promiennie na komplement. -Miło jest usłyszeć słowa pochwały. - Skłoniła się iście dworsko podchwytując zachowanie sąsiadki i zaśmiała się szczerze oraz ciepło. -Możesz być pewna, że tak wyglądają wernisaże tutaj. - Zapewniła swoją towarzyszkę. -Zwłaszcza kiedy chodzi o promocję obiecującego artysty. - I przypomnienie wszystkim zebranym z kim mają do czynienia. Wernisaż był pokazem, sztuką teatralną, w której Olaf prezentował się przed konkurencją. Świat sztuki był piękny i pociągający, jednocześnie będąc niezwykle okrutnym. -Mam nadzieję, że miło spędzasz wieczór. Jeżeli nie, powiedz tylko, i jakoś temu zaradzimy. - Zapewniła kobietą żarliwym tonem. Nie chciała aby ta się nudziła i czuła, że zmarnowała wieczór. Sięgnęła po kolejnego drinka widząc, że na razie spotkanie przebiega jak powinno i może pozwolić sobie na chwilę rozluźnienia. Upiła łyk czując mocną mieszankę alkoholu w cocktailu.
Gwarno było w galerii, wiele osób, zapachów i głosów. Wszystko to zlewało się w jedno wielkie wydarzenie towarzystwie jakie sprezentował Olaf tego wieczora. Nic nie było pozostawione przypadkowi, a mała afera przy obrazie zdawała się być zażegnana. Kelnerka sprawnie uwinęła się ze sprzątaniem, a Olaf zniknął wraz z kobietą w łazience pracowniczej. To wydawało się Villemo osobliwe, ale przecież nie miała podstaw aby podejrzewać co się tam teraz dzieje. Miała jedynie nadzieję, że gospodarz wernisażu za chwilę wróci, ponieważ część towarzystwa przyszła tu dla niego. Chcieli się z nim spotkać, szepnąć o wspólnych biznesach i zostawić po sobie ślad w pamięci właściciela galerii. Brak jego obecności zostanie zauważony.
-Dziękuję. - Uśmiechnęła się promiennie na komplement. -Miło jest usłyszeć słowa pochwały. - Skłoniła się iście dworsko podchwytując zachowanie sąsiadki i zaśmiała się szczerze oraz ciepło. -Możesz być pewna, że tak wyglądają wernisaże tutaj. - Zapewniła swoją towarzyszkę. -Zwłaszcza kiedy chodzi o promocję obiecującego artysty. - I przypomnienie wszystkim zebranym z kim mają do czynienia. Wernisaż był pokazem, sztuką teatralną, w której Olaf prezentował się przed konkurencją. Świat sztuki był piękny i pociągający, jednocześnie będąc niezwykle okrutnym. -Mam nadzieję, że miło spędzasz wieczór. Jeżeli nie, powiedz tylko, i jakoś temu zaradzimy. - Zapewniła kobietą żarliwym tonem. Nie chciała aby ta się nudziła i czuła, że zmarnowała wieczór. Sięgnęła po kolejnego drinka widząc, że na razie spotkanie przebiega jak powinno i może pozwolić sobie na chwilę rozluźnienia. Upiła łyk czując mocną mieszankę alkoholu w cocktailu.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 12:10
Lykke Ronnenberg
Strach jarzy się niespokojnie i niespójnie pod skórą, wrasta w tkanki, wgłębia w zwoje zszarganego emocjami umysłu, pozostawiając w jej rozszerzonych nim oczach niemą, niedoświetloną wyraziście poszlakę dla oczu tych wszystkich, którzy przyglądają się jej uważnie, którzy znają ją i wiedzą, zrywając wystawiany przed ich oczami spektakl fałszu i manipulacji, który ON przed nimi wszystkimi roztacza i po mistrzowsku wręcz rozgrywa. Odciągając od winy własnej i zamazując przy tym winę jej należną, bo przecież jednak, mimo wszystko dba o w swej pozorowanej litości - bo przecież nie jej, ale własny - wizerunek.
Świat przed jej oczyma wiruje tańcem rozognionych, szalejących barw, zatapiając jednakowoż zarysy wąskiego grona bliskich jej postaci, których głosy w końcu przybierają szarżę szarańczy, zlewając w jeden, wyrazisty, bolesny krzyk słyszalny już tylko dla niej jednej. Ciepło dłoni
Spala się w gorącym tunelu niemego przerażenia, gdy wszystkie te postacie wokół wgapiają się nieporuszone zupełnie w jej ból, gdy rana w jej sercu otwiera się a cała krew zdaje się przelewać w dolinach jej oczu, mieszając z słonymi łzami. Wybiega w stronę łazienki. Zatrzaskuje drzwi, w amoku rozdrapując i trąc ranę na swoim przedramieniu, wpatrzona w coś, co tylko sama jest w stanie dostrzec. I te nagłe szarpiące otwarcie drzwi powstrzymuje ją przed skokiem w przepaść. Obraz widziany przed jej oczyma niknie, zastąpiony wygiętą wściekłością twarzą Olafa. Paznokcie zatrzymują się na skórze, wpojone w czerwone zadrapania wokół porastającej bladość jej blizny, gdy oczy, rozszerzone paniką wbijają się niczym szpilki igieł w te sobie naprzeciw.
- Nie chciałam - początkowo szeptają usta. Przerażone i winne. Usta drżą niespokojnie, bo kolejne kłamstwa zatrzymują się w samej jej głębi, by w końcu w szaleństwie odwagi wyrzucić z siebie sobie odmienne. Bo chciała. Bo nie ważyła konsekwencji. Bo nie liczyło się wtedy nic, poza nią samą. Sam jej oddech pośpieszny i gorący zawisa ponad nimi, przylegając do drżącej skóry, kiedy mężczyzna chwyta jej dłonie, obmywając je z pozorowaną swą troską i uczuciem, tak przeciwnym tym wszystkim, które odnajduje w głębi jego oczu. - Dopiero teraz ten obraz przypomina sztukę - słowa padają niemal szeptem, choć w samym ich szeleście jest krnąbrna, niezdyscyplinowana przekora i bezczelność niczym ostatni akt odwagi i ze strachu rezygnacji. Milczy, pozwalając byłemu mężowi zespolić z jej dłońmi, nie pozwalając jednak, by sięgnął tym uczynkiem jej serca. Jest obojętna. Nieporuszona. Pasywnie zimna i nieczuła. Wbija te nieobecne spojrzenie prosto w jego oczy, choć zdaje się, że nie dostrzega go wcale, kiedy pasmo włosów ląduje za jej uchem w niby to czułym jego geście. W końcu odwraca całą sylwetkę ku niemu, opierając krawędzie dłoni o zimny blat za swoimi plecami.
Jej piersiowa klatka unosi się i opada w bezdechu, gdy po dłuższym milczeniu ściśnięte usta orzekają w teatralnej dramaturgii fałszu - Nie mogłam znieść tego szczęścia, które się we mnie rozpaliło, kiedy zobaczyłam, że ty w końcu odnalazłeś swoje upragnione w ramionach innej, bo mnie w końcu przestaniesz krzywdzić - wyrzuca z siebie z jadem, szyderczo przechylając głowę lekko na bok, w wyrazie afektowanej sztuczności - Znalazłeś odpowiedni substytut? - unosi lekko brwi w swoistym zapytaniu, choć wcale nie oczekuje odpowiedzi. Wzrok wodzi za jego sylwetką, za ruchem dłoni sięgającym po kieliszek, za małą fiolką wyciągniętą z kieszeni, której płyn wolno rozprzestrzenia się w głębinach alkoholu. Wzdryga się instynktownie, choć wcale nie chce mu tego po sobie pokazać, spojrzeniem uparcie niedostępnym i nieporuszonym przylegając do głębi oczu Olafa, jak gdyby w samym jego wnętrzu skamieniałego serca szukając w końcu odwołania od zamierzeń.
- Nie wmawiaj mi czegoś, czego nie ma, Olafie. Już dawno przestałam zawierzać twoim kłamstwom. Pragniesz tylko kontroli, onanizując się z myślą, jak wybitnie fałszywy jesteś, że wszyscy wokół ciebie w to wierzą - wyrzuca z siebie, wyszczerzając w fałszywym, teatralnym uśmiechu, na przekór lękowi, który odczuwa w samej siebie głębi, drżąc niepokojem, kiedy ten nachyla się składając pocałunek na jej policzku. Brzydzi się. Tak bardzo brzydzi się w tym momencie jego palącego dotyku, próbując mu się wyrwać, kiedy przystawia kieliszek ku jej ustom, kiedy ręka dotyka jej ciała a ona prostuje się gwałtownie sobie samej na przekór.
Sohvi Vänskä
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 12:11
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Perspektywa Halvorsena umykała jej – podczas długich lat spędzonych w Sztokholmie, w okowach życia sprowadzanego usilnie do prostoty snu desperacko wypierającego świat magiczny z pamięci, zdążyła zbyt przywyknąć do rzeczy, które jemu jawiły się przejawem wspomnianej pompatyczności. Przywykła do zgiełku, do wszechobecnej elektroniki tak wiele ułatwiającej, nabierającej powoli zdumiewającego rozpędu; wiązała ją z oswojoną codziennością – łatwo i powszechnie dostępną, w przeciwieństwie do magii, która prawdopodobnie nigdy nie miała być do jej dyspozycji w takim stopniu, w jakim przenikała życia widzących, na każdym kroku rozwiązując drobne problemy, z którymi sama musiała się borykać żmudniejszymi sposobami. Dotyczyło to, nieszczęśliwie, wszystkiego: rzeczy codziennych, również twórczości. Mogła zawiesić na swoich rzeźbach połyskliwe girlandy świateł, nigdy nie doścignęłaby jednak potencjału, jakie oferowały zaklęcia, w jej ustach zupełnie i uporczywie jałowe. Łuki uczernionych brwi drgnęły wobec tego w obliczu kuksańca odwzajemnianego pytania i dalszego wyrazu niezgody, zbiegając się ku sobie w impulsie zaintrygowanego drgnięcia – ostatecznie, uładzając natychmiast ekspresję, musiała przyznać mu słuszną część racji, korygując swoje spostrzeżenie ustępliwie:
– Magia pozwala w każdym razie na większą przy tym ostentację.
Otwierała z pewnością nowe kategorie pojmowania estetyki, tworzyła osobny nurt ekspresji – obok siły koloru, doskonałości kształtu, ładu lub dysharmonii kompozycji, najbardziej podstawowych elementów kunsztu: iskra magii wprzężona w płótno czy glinę. Choć – oczywiście – nie wszyscy decydowali się, by polegać na jej potencjale, co wtrącało ją niezmiennie w sprzeczny dysonans wrażeń – aprobata obok poczucia niedosytu, nierozłączone, jak zachwyt i zazdrość.
Skinęła krótko głową, nie indagując go dłużej w temacie spoglądającej ku nim krótko kobiety; swoją odpowiedzią nie dawał jej wprawdzie żadnej treści zdolnej podsycić apetyt ciekawości. Dostrzegała jedynie pobieżnie ton nie nazbyt entuzjastyczny, ale nie wrogi – nic, w czym mogłaby zatopić kieł zaintrygowania, prędko więc i bez oporów przesuwając uwagę ku odsłoniętym obrazom, ku którym wreszcie się zbliżyli, bez problemu odnajdując przestrzeń między podchodzącą bliżej publicznością, jak gdyby tłum instynktownie uchylał się, czyniąc im dogodne miejsce. Pozwoliła, by pierwsze wrażenia wykwitły w zgodnym milczeniu, niezakłócane komentarzem zbyt wcześnie; śledziła spojrzeniem pociągnięcia pędzla, barwy na każdym płótnie tak samo zgodne w ciemnej, przygaszonej palecie barw, niekiedy przepuszczającej przez półmroczność atmosfery pojedyncze cętki jaśniejszych tonów kierujących podświadomie spojrzenie. Złoto obrączki postukiwało przy cichej refleksji parokrotnie o trzymany kieliszek; wreszcie przyjaciel odezwał się pierwszy, przecinając wstęgę ciszy zdawkową uwagą, nieświadomie poruszając w niej niezaleczone jeszcze skaleczenie straty – niedopełnionej radości. Ciepły dreszcz nakrył bladość jej ramion na myśl o znajomej, dziewczęcej sylwetce wynurzającej się spomiędzy obecnych, by przystanąć obok niej, dłoń przy dłoni. Dyskretny paroksyzm goryczy przebłysnął na jej licu, prędko utopiła ją jednak w łyku alkoholu.
– Zaledwie jeszcze jego przedsionek – stwierdziła, zauważając wyzierający jeszcze z obrazów początek: pierwsze kroki stawiane na szerszej scenie artystycznej, temat ostrożnie stąpający u progu tajemnicy wylewającej się na płótna intrygującymi decyzjami fantazji. Sylwetki pozbawione twarzy, obrócone tyłem, wynurzające się ku spojrzeniu dłonie, powściągliwe fragmenty obecności. – Odsłania jego tajemnice, ale bez wyjaśnienia. Gra wstępna wciąż trwa. Wierzę, że mogłaby wejść dalej; podejść bliżej niż on. Jeszcze nie teraz, ale posiada subtelność, której jemu brakowało. Być może...
Słowa zamarły jej w ustach, kiedy obok alkohol chlusnął niespodziewanie na jeden z obrazów, kobieta – ta sama, która nie była przyjaźnią z dzieciństwa – głośno wyraziła teatralną skruchę, rozmazując zaraz później palcami przemoknięty gwasz na płótnie. Sohvi wychwyciła połowicznie rzucane słowa, obserwując Lykke, reagującego Wahlberga i reakcję osób najbliższych zamieszaniu; unosząc brwi nieznacznie, przeniosła ubawione spojrzenie ku towarzyszowi, krótko przed tym jak zwracająca uwagę para zniknęła.
– Jednak komuś udało się osiągnąć kulminację.
– Magia pozwala w każdym razie na większą przy tym ostentację.
Otwierała z pewnością nowe kategorie pojmowania estetyki, tworzyła osobny nurt ekspresji – obok siły koloru, doskonałości kształtu, ładu lub dysharmonii kompozycji, najbardziej podstawowych elementów kunsztu: iskra magii wprzężona w płótno czy glinę. Choć – oczywiście – nie wszyscy decydowali się, by polegać na jej potencjale, co wtrącało ją niezmiennie w sprzeczny dysonans wrażeń – aprobata obok poczucia niedosytu, nierozłączone, jak zachwyt i zazdrość.
Skinęła krótko głową, nie indagując go dłużej w temacie spoglądającej ku nim krótko kobiety; swoją odpowiedzią nie dawał jej wprawdzie żadnej treści zdolnej podsycić apetyt ciekawości. Dostrzegała jedynie pobieżnie ton nie nazbyt entuzjastyczny, ale nie wrogi – nic, w czym mogłaby zatopić kieł zaintrygowania, prędko więc i bez oporów przesuwając uwagę ku odsłoniętym obrazom, ku którym wreszcie się zbliżyli, bez problemu odnajdując przestrzeń między podchodzącą bliżej publicznością, jak gdyby tłum instynktownie uchylał się, czyniąc im dogodne miejsce. Pozwoliła, by pierwsze wrażenia wykwitły w zgodnym milczeniu, niezakłócane komentarzem zbyt wcześnie; śledziła spojrzeniem pociągnięcia pędzla, barwy na każdym płótnie tak samo zgodne w ciemnej, przygaszonej palecie barw, niekiedy przepuszczającej przez półmroczność atmosfery pojedyncze cętki jaśniejszych tonów kierujących podświadomie spojrzenie. Złoto obrączki postukiwało przy cichej refleksji parokrotnie o trzymany kieliszek; wreszcie przyjaciel odezwał się pierwszy, przecinając wstęgę ciszy zdawkową uwagą, nieświadomie poruszając w niej niezaleczone jeszcze skaleczenie straty – niedopełnionej radości. Ciepły dreszcz nakrył bladość jej ramion na myśl o znajomej, dziewczęcej sylwetce wynurzającej się spomiędzy obecnych, by przystanąć obok niej, dłoń przy dłoni. Dyskretny paroksyzm goryczy przebłysnął na jej licu, prędko utopiła ją jednak w łyku alkoholu.
– Zaledwie jeszcze jego przedsionek – stwierdziła, zauważając wyzierający jeszcze z obrazów początek: pierwsze kroki stawiane na szerszej scenie artystycznej, temat ostrożnie stąpający u progu tajemnicy wylewającej się na płótna intrygującymi decyzjami fantazji. Sylwetki pozbawione twarzy, obrócone tyłem, wynurzające się ku spojrzeniu dłonie, powściągliwe fragmenty obecności. – Odsłania jego tajemnice, ale bez wyjaśnienia. Gra wstępna wciąż trwa. Wierzę, że mogłaby wejść dalej; podejść bliżej niż on. Jeszcze nie teraz, ale posiada subtelność, której jemu brakowało. Być może...
Słowa zamarły jej w ustach, kiedy obok alkohol chlusnął niespodziewanie na jeden z obrazów, kobieta – ta sama, która nie była przyjaźnią z dzieciństwa – głośno wyraziła teatralną skruchę, rozmazując zaraz później palcami przemoknięty gwasz na płótnie. Sohvi wychwyciła połowicznie rzucane słowa, obserwując Lykke, reagującego Wahlberga i reakcję osób najbliższych zamieszaniu; unosząc brwi nieznacznie, przeniosła ubawione spojrzenie ku towarzyszowi, krótko przed tym jak zwracająca uwagę para zniknęła.
– Jednak komuś udało się osiągnąć kulminację.
Bezimienny
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 12:12
Abigel Fenrisdóttir
- Prawda? - przytaknęła, zgadzając się z
- Tak, dziękuję, Vill. Możesz przekazać gratulacje twórcom drinków, to istna ruletka, za każdym razem jestem pozytywnie zaskoczona - powiedziała, gdy niksa sięgnęła po nowy kieliszek. - Tylko może nie mów, że ode mnie… - dodała już nieco ciszej, bo choć opinia publiczna średnio ją interesowała, to wolała, aby ludzie nie tkwili w przekonaniu, iż aby być w stanie przeżyć z nimi jeden wieczór, wyrocznia musiała wychylić kilka mocniejszych kieliszków. Choć była to prawda, nikt nie musiał o tym wiedzieć.
Abigel trwała na wernisażu do momentu jego zakończenia, nie decydując się na zakup żadnego z dzieł. Choć prace młodej artystki prawdziwie poruszały, to nie do końca pasowały do wnętrz mieszkania panny Fenrisdóttir. Zresztą osób spragnionych nowych dekoracji było w salach galerii wielu, co można było dostrzec po pospiesznie uiszczanych datkach na rzecz działalności charytatywnej.
Późnym wieczorem, gdy gawiedź z wolna zaczęła opuszczać galerię, wyrocznia pożegnała się zarówno z gospodarzem, jak i znajomymi twarzami, by wraz z przyjaciółką wrócić do Dzielnicy Raghnildy Potężnej, na ostatni drink przed ułożeniem się do snu.
Abigel i Villemo z tematu
Einar Halvorsen
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 12:13
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Maź niepokoju roztarła się po umyśle, sączona przez zapatrzenie wnikała jak wicie światła w odległe, ciemne tunele podziemi podświadomości, pomiędzy kłęby nieznanych oddechów lęku. Grząski, silny niepokój był teraz tonem przewodnim spozierającym z płócien zamkniętych w ozdobnych ramach, przechodził, niepostrzeżenie aż do koniuszka drżącego w przejęciu serca. Niepokój w szeleście liści, w szemraniu tafli listowia, w kołysce palców gałęzi, niepokój wśród skrawków nieba pociętych baldachimami rozległych, zielonych koron, niepokój w wizjach rozsianych, fantomowych sylwetek, ulotnych niczym westchnienia, niejasnych oraz odległych.
- Ingebretson był gościem - rozwinął bezwzględną prawdę - intruzem, który przemykał w poszukiwaniu szkiców - niechcianym, zbędnym akordem niszczącym harmonię lasu, porwanym przez wściekłe niksy zwodzące słodyczą śpiewu; zginął, skąpany w pięknie, w nieświadomości, gdy jego płuca nasiąkły wodą akwenu, budząc w wielu jego przyszłych odbiorcach mrowiący marsz przerażenia, sunący po łukowatych krzywiznach drabiny kręgów. Tereny, niezmącone zachłanną, człowieczą dłonią tworzyły azyl dla wielu, magicznych istnień, dzikich, często karzących naiwnych śmiałków, naruszających ich świat. Sam, zastanawiał się, czy las nie mówił do niego, nie szeptał w porywach liści, w obrazach, które dostrzegał, las, gdzie mieszkali przodkowie, demoniczne stworzenia, po których przejął tak wiele obecnych cech, aurę, krążącą uwodzicielsko, zazdrośnie chłonąc uwagę, gromadząc w pęczki spojrzenia.
- Ona zdaje się częścią - nie wyzbył się fali nagłych, uwydatnionych wrażeń, które przedstawił w słowach, mylnych albo, co więcej, zatrważająco zgodnych. Nie dzielił się z Sohvi większym streszczeniem przeżyć, faktem, że identyczne odczucia nie wynikały z jego zmysłu malarza, ani też z wrażliwości na doświadczanie sztuki; czerpały z mętnych, nieludzkich części jestestwa, które zwykł w sobie tłamsić. Nie chciał się dziś otwierać; nie w przytoczony sposób, drażniąco zresztą intymny, będący główną przyczyną jego wahań i wstydu, odrazy i spazmów bólu przy powtarzanych z rozpaczą próbach spełnienia wszystkich wymogów stawianych przez społeczeństwo.
Kolejne ścieżki dyskusji przepadły pośród jazgotu nagłych szarpnięć skandalu; widok był rzeczywiście bolesny, zwłaszcza dla oczu twórców, świadomych jak druzgocąco naruszał sumienną pracę, jak wiele godzin spłynęło pod rozbryźniętą cieczą. Sam fakt dodatkowo szokował tych, którzy znali profesję Ronneberg, powiązanej od dawna z szeroko pojętą sztuką. Bluźnierstwo; czyste bluźnierstwo przeciwko dekalogowi wiążących ich obyczajów. Przypadek? (Premedytacja?)
- Mogłem przewidzieć, że tak się wszystko zakończy - powstrzymał się od westchnięcia, ściskając swoją relację w surowym i krótkim zdaniu. Wiedział wiele o Lykke, odgadnął jej osobowość, porywczą jak srogi żywioł, gwałtowną jak syk błyskawic palących zmarszczkami niebo. Świadomy, że nie dostarczył dziś żadnej, dorodnej plotki, zdolnej zająć towarzyszkę wieczoru, przywołać na ustach grymas, paroksyzm zaciekawienia, sprawiła, że postanowił podzielić się swoją wiedzą.
- Znam ich oboje - zaczął zdawkowo, skromnie, stłumionym głosem odnosząc się do niknących osób obecnych dotychczas w centrum zaciekawienia. - Są byłym małżeństwem - dodał; ton, z którym mówił nie wskazał również na banał, jaki mógł nieuchronnie zagościć w jego przypadku. Znajomość, o której mówił, była inna historią, w której podobnie brał inny, nieoczywisty udział. Odczekał, chcąc wkrótce poznać, na jakim spośród tematów osiądą teraz w rozmowie; niczego nie zwykł narzucać; nie w czasie ich wspólnych spotkań.
- Ingebretson był gościem - rozwinął bezwzględną prawdę - intruzem, który przemykał w poszukiwaniu szkiców - niechcianym, zbędnym akordem niszczącym harmonię lasu, porwanym przez wściekłe niksy zwodzące słodyczą śpiewu; zginął, skąpany w pięknie, w nieświadomości, gdy jego płuca nasiąkły wodą akwenu, budząc w wielu jego przyszłych odbiorcach mrowiący marsz przerażenia, sunący po łukowatych krzywiznach drabiny kręgów. Tereny, niezmącone zachłanną, człowieczą dłonią tworzyły azyl dla wielu, magicznych istnień, dzikich, często karzących naiwnych śmiałków, naruszających ich świat. Sam, zastanawiał się, czy las nie mówił do niego, nie szeptał w porywach liści, w obrazach, które dostrzegał, las, gdzie mieszkali przodkowie, demoniczne stworzenia, po których przejął tak wiele obecnych cech, aurę, krążącą uwodzicielsko, zazdrośnie chłonąc uwagę, gromadząc w pęczki spojrzenia.
- Ona zdaje się częścią - nie wyzbył się fali nagłych, uwydatnionych wrażeń, które przedstawił w słowach, mylnych albo, co więcej, zatrważająco zgodnych. Nie dzielił się z Sohvi większym streszczeniem przeżyć, faktem, że identyczne odczucia nie wynikały z jego zmysłu malarza, ani też z wrażliwości na doświadczanie sztuki; czerpały z mętnych, nieludzkich części jestestwa, które zwykł w sobie tłamsić. Nie chciał się dziś otwierać; nie w przytoczony sposób, drażniąco zresztą intymny, będący główną przyczyną jego wahań i wstydu, odrazy i spazmów bólu przy powtarzanych z rozpaczą próbach spełnienia wszystkich wymogów stawianych przez społeczeństwo.
Kolejne ścieżki dyskusji przepadły pośród jazgotu nagłych szarpnięć skandalu; widok był rzeczywiście bolesny, zwłaszcza dla oczu twórców, świadomych jak druzgocąco naruszał sumienną pracę, jak wiele godzin spłynęło pod rozbryźniętą cieczą. Sam fakt dodatkowo szokował tych, którzy znali profesję Ronneberg, powiązanej od dawna z szeroko pojętą sztuką. Bluźnierstwo; czyste bluźnierstwo przeciwko dekalogowi wiążących ich obyczajów. Przypadek? (Premedytacja?)
- Mogłem przewidzieć, że tak się wszystko zakończy - powstrzymał się od westchnięcia, ściskając swoją relację w surowym i krótkim zdaniu. Wiedział wiele o Lykke, odgadnął jej osobowość, porywczą jak srogi żywioł, gwałtowną jak syk błyskawic palących zmarszczkami niebo. Świadomy, że nie dostarczył dziś żadnej, dorodnej plotki, zdolnej zająć towarzyszkę wieczoru, przywołać na ustach grymas, paroksyzm zaciekawienia, sprawiła, że postanowił podzielić się swoją wiedzą.
- Znam ich oboje - zaczął zdawkowo, skromnie, stłumionym głosem odnosząc się do niknących osób obecnych dotychczas w centrum zaciekawienia. - Są byłym małżeństwem - dodał; ton, z którym mówił nie wskazał również na banał, jaki mógł nieuchronnie zagościć w jego przypadku. Znajomość, o której mówił, była inna historią, w której podobnie brał inny, nieoczywisty udział. Odczekał, chcąc wkrótce poznać, na jakim spośród tematów osiądą teraz w rozmowie; niczego nie zwykł narzucać; nie w czasie ich wspólnych spotkań.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 12:14
Viljam Hallström
— Niech będzie.
Słowa zgody przebiegają sprawnie przez korytarz krtani, gdy wiedziony przekonaniem o wsparciu artystki, kiwa pojednawczo głową w kierunku Wahlberga. Szczodry gest Olafa uznaje wprawdzie za dokładnie wykalkulowaną decyzję, przeobrażoną w szereg słów w imię ogłady, a nie z ramienia sympatii, niemniej jednak, bez względu na intencję gospodarza, efekt tej decyzji pozostaje niezmiennie słuszny.
Kupno nienaruszonego dzieła artystki ma sens.
— Rozejrzę się po galerii i wybiorę interesujący mnie egzemplarz.
To co Olaf nazywa „pięcioma minutami sławy”, on woli określić „szacunkiem wobec sztuki”. Nie wchodzi jednak w polemikę z brunetem. Nie zszarga imienia artystki bezmyślną dyskusją, której źródłem miałaby być wyłącznie jego własna duma. Zamiast tego, woli od razu przystać na propozycję Wahlberga. Będąc w posiadaniu jednego, czy dwóch już obrazów zdolnej panny Helvig, każdą z opcji uznaje za równie atrakcyjną dla niego.
Tymczasem lekkie szarpnięcie pod dłonią i żywe łaskotanie wrażliwych na dotyk opuszków dociera leniwym bodźcem do umysłu. Ślizga się między fałdami świadomości i zastyga w tonie milczącej akceptacji, gdy w obliczu zbiegającej do łazienek Lykke, wymykającej mu płynnie spod palców, nie robi zupełnie nic. Wyłącznie obserwuje.
Pozwala, by Olaf porwał się w pogoń za kobietą pod byle pretekstem, sam przy tym z łatwością odnajduje się w towarzystwiepanny Gudrun..Na powrót bierze ją pod ramię i zapraszając ją do wspólnego oglądania dzieł, ruszają pod ściany galerii.
Wraz z ostatnimi minutami wernisażu zyskuje: poza splamionym egzemplarzem malowidła, drugi, magnetyczny i tchnący tajemnicą obraz oraz... przekonanie o tym, że wbrew wszelkim przeciwnościom, dzisiejszy dzień nie był najgorszy.
VIljam z tematu
Mikkel Guldbrandsen
Re: 14.12.2000 – Galeria sztuki „Besettelse” – Sztuka mową galdrów Czw 30 Lis - 12:16
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
W ciemnych oczach Guldbrandsena, gdy patrzył na Lykke, próżno było szukać już pożądania, rozbawienia, czy zrozumienia. Nie wściekł się, nie stracił nad sobą - w przeciwieństwie do niej - panowania, to wciąż zbyt niewiele, żeby wyprowadzić go z równowagi, był jednak wyraźnie podirytowany. Nawet gdyby już nie wiedział, że całe to wydarzenie dedykowane jest, między innymi, w głównej jednak mierze, jego ukochanej siostrze, to zachowanie Ronneberg wzbudziłoby podobne uczucia - przede wszystkim dezaprobaty, irytacji i zawodu.
- Tak. Rozczarowałaś mnie. Sądziłem, że potrafisz się zachować jak dobrze wychowana kobieta - odpowiedział lodowatym tonem. Nie zamierzał kłamać. Rozczarowała go. Mogła być emocjonalna, mogła być uczuciowa, wiedział to już, lecz to, co zaczęła wyprawiać przywodziło Mikkelowi tylko jedno słowo - histeria. - To jest jakaś chora gra, Lykke? - spytał, mrużąc przy tym lekko oczy, zanim jeszcze zdążył podejść do nich jej były mąż i Frida. Nie składał jej żadnych obietnic. Zgodził się tu przyjść i służyć jej ramieniem, najwyraźniej jednak się nie zrozumieli - nie zamierzał wspierać podobnej histerii, nie chciał uczestniczyć w tym dramatycznym teatrzyku. W jego głowie zaczęły pojawiać się kolejne teorie spiskowe i wątpliwości, które jak najszybciej potrzebował rozjaśnić. Nie dawał więc wiary w zapewnienia ciemnowłosej o przypadkowości zniszczenia obrazu. Wciąż miał w pamięci jej listy, gdzie wspominała o byłym mężu. Odnosił wrażenie, że wszystko to było z premedytacją zaplanowanym teatrem. Zaprosiła go specjalnie, wiedząc, że wernisaż dedykowany będzie Fridzie? Narastająca złość sprawiła, że mocniej zacisnął zęby. Nienawidził, kiedy robiono z niego idiotę, a tak się właśnie poczuł; ukrył to jednak pod maską uprzejmego uśmiechu, nie zamierzając dalej brać w tym udziału.
- Chyba musimy sobie częściej udostępniać swoje kalendarze spotkań, pozwoliłoby to, najwyraźniej, uniknąć niektórych nieporozumień - stwierdził kpiąco Mikkel, znów zerkając z ukosa na Lykke, którą Olaf zamierzał poprosić na stronę. Skinął mu głową, kiedy Frida potwierdziła jego własne słowa, przedstawiając jako swego brata. Z Wahlbergiem zamierzał rozmówić się później.
Siostra wsunęła dłoń pod zaoferowane jej ramię, uśmiechem więc pożegnał - przynajmniej chwilowo - przyjaciół Lykke, a także ją samą i jej byłego męża. Przez kilka chwil lawirował wśród tłumnie przybyłych gości w milczeniu, prowadząc Fridę ku odsłoniętym obrazom; jego celem nie był ten, który najbardziej mu się podobał (nieszczególnie zwracał na nie uwagę, jeśli miał być szczery), a ten przy jakim kręciło się najmniej galdrów.
- Naprawdę nie mam zielonego pojęcia co się tutaj dzieje - zwrócił się do siostry, kiedy upewnił się, że ich rozmowa nie trafi do niepożądanych uszu, że będzie bardziej dyskretna. - Przysięgam ci, że nie miałem pojęcia, że to jego była żona. Nawet nie wiedziałem, że była zamężna. Byli małżeństwem rok temu? Wtedy ją poznałem. Spotkaliśmy się tylko kilka razy. To nic szczególnego - mówił cicho, zamierzając od razu rozwiać wątpliwości, jakie z pewnością pojawiły się i w jej głowie. - Napisała do mnie trzy dni temu z pytaniem, czy nie pójdę z nią na wernisaż. Potem zaczęła coś kręcić o byłym mężu przez którego potrzebuje wsparcia - westchnął z żalem, że dał się omotać. I zwieść pożądaniu, do czego nieszczególnie miał ochotę się siostrze przyznawać. - A ty skąd go znasz? Myślisz, że to razem zaplanowali? To jakiś chory żart? Ufasz mu? - spytał, ogniskując na twarzy Fridy badawcze spojrzenie, bo jeśli miał być szczery - naprawdę tak pomyślał, że to nie przypadek, a jakiś chory plan tej dwójki. Tylko jaki mieliby mieć w tym cel?
- Tak. Rozczarowałaś mnie. Sądziłem, że potrafisz się zachować jak dobrze wychowana kobieta - odpowiedział lodowatym tonem. Nie zamierzał kłamać. Rozczarowała go. Mogła być emocjonalna, mogła być uczuciowa, wiedział to już, lecz to, co zaczęła wyprawiać przywodziło Mikkelowi tylko jedno słowo - histeria. - To jest jakaś chora gra, Lykke? - spytał, mrużąc przy tym lekko oczy, zanim jeszcze zdążył podejść do nich jej były mąż i Frida. Nie składał jej żadnych obietnic. Zgodził się tu przyjść i służyć jej ramieniem, najwyraźniej jednak się nie zrozumieli - nie zamierzał wspierać podobnej histerii, nie chciał uczestniczyć w tym dramatycznym teatrzyku. W jego głowie zaczęły pojawiać się kolejne teorie spiskowe i wątpliwości, które jak najszybciej potrzebował rozjaśnić. Nie dawał więc wiary w zapewnienia ciemnowłosej o przypadkowości zniszczenia obrazu. Wciąż miał w pamięci jej listy, gdzie wspominała o byłym mężu. Odnosił wrażenie, że wszystko to było z premedytacją zaplanowanym teatrem. Zaprosiła go specjalnie, wiedząc, że wernisaż dedykowany będzie Fridzie? Narastająca złość sprawiła, że mocniej zacisnął zęby. Nienawidził, kiedy robiono z niego idiotę, a tak się właśnie poczuł; ukrył to jednak pod maską uprzejmego uśmiechu, nie zamierzając dalej brać w tym udziału.
- Chyba musimy sobie częściej udostępniać swoje kalendarze spotkań, pozwoliłoby to, najwyraźniej, uniknąć niektórych nieporozumień - stwierdził kpiąco Mikkel, znów zerkając z ukosa na Lykke, którą Olaf zamierzał poprosić na stronę. Skinął mu głową, kiedy Frida potwierdziła jego własne słowa, przedstawiając jako swego brata. Z Wahlbergiem zamierzał rozmówić się później.
Siostra wsunęła dłoń pod zaoferowane jej ramię, uśmiechem więc pożegnał - przynajmniej chwilowo - przyjaciół Lykke, a także ją samą i jej byłego męża. Przez kilka chwil lawirował wśród tłumnie przybyłych gości w milczeniu, prowadząc Fridę ku odsłoniętym obrazom; jego celem nie był ten, który najbardziej mu się podobał (nieszczególnie zwracał na nie uwagę, jeśli miał być szczery), a ten przy jakim kręciło się najmniej galdrów.
- Naprawdę nie mam zielonego pojęcia co się tutaj dzieje - zwrócił się do siostry, kiedy upewnił się, że ich rozmowa nie trafi do niepożądanych uszu, że będzie bardziej dyskretna. - Przysięgam ci, że nie miałem pojęcia, że to jego była żona. Nawet nie wiedziałem, że była zamężna. Byli małżeństwem rok temu? Wtedy ją poznałem. Spotkaliśmy się tylko kilka razy. To nic szczególnego - mówił cicho, zamierzając od razu rozwiać wątpliwości, jakie z pewnością pojawiły się i w jej głowie. - Napisała do mnie trzy dni temu z pytaniem, czy nie pójdę z nią na wernisaż. Potem zaczęła coś kręcić o byłym mężu przez którego potrzebuje wsparcia - westchnął z żalem, że dał się omotać. I zwieść pożądaniu, do czego nieszczególnie miał ochotę się siostrze przyznawać. - A ty skąd go znasz? Myślisz, że to razem zaplanowali? To jakiś chory żart? Ufasz mu? - spytał, ogniskując na twarzy Fridy badawcze spojrzenie, bo jeśli miał być szczery - naprawdę tak pomyślał, że to nie przypadek, a jakiś chory plan tej dwójki. Tylko jaki mieliby mieć w tym cel?
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5