Lodowisko
3 posters
Mistrz Gry
Lodowisko Nie 19 Wrz - 22:44
Lodowisko
Znajdujące się na przedmieściach lodowisko jest obiektem czynnym bez względu na porę roku i panujące warunki; zaprawiony zaklęciami lód nie topnieje pod wpływem zmiennej temperatury. Pośród mieszkańców magicznej Europy Północnej łyżwiarstwo cieszy się niezachwianą popularnością. Niemal o każdej porze można dostrzec poruszające się tutaj sylwetki dorosłych lub dzieci. Osoby, które nie posiadają zakupionych przez siebie łyżew, mogą zawsze skorzystać ze znajdującej się w budynku wypożyczalni. Oprócz tego, właściciele lodowiska prowadzą niewielką kawiarnię i bufet, gdzie można odpocząć po jeździe i rozgrzać się filiżanką napoju.
Asterin Eggen
Re: Lodowisko Sro 3 Lip - 22:54
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
03.07.2001?
Zatańcz dla mnie.
Nigdy jednak nie miał na myśli konwencjonalnego tańca. Stawiał ją przed partnerem, rozsiadał się w wygodnym fotelu obitym w purpurę, chwytał kieliszek wypełniony brandy, na której unosiły się kry lodu, rozpierał jak król i przypatrywał się jej z leniwym uśmiechem. Miał wtedy w sobie coś z hieny, przebiegłej i rozkoszującej się w padlinie; z hieny, którą gnębił głód obserwacji lwicy rzucającej się do walki. Zatańcz dla mnie. Wyrównywała jego porachunki, jej żyły napinały się od czarnej toksyny, a oczy skrzyły śnieżną bielą, gdy powietrze stawało się naelektryzowane od magii. Wujek dobierał ją do galdrów, którzy mieli z nią realną szansę; do galdrów, których skazywał na śmierć, jednocześnie poddając ją torturze niekończącej się próby. Prędzej w końcu by zdechła, wykrwawiając się na podłodze z polerowanych drewnianych paneli, niż pozwoliła sobie przegrać inaczej. Zatańcz dla mnie. Czuła pot spływający po karku i zmysły naciągnięte jak struny, jakby z oddali słyszała dźwięk łamanych mebli, niefortunnie trafianych rykoszetem zaklęć tnących aurę pomieszczenia, w którym Wujek lubił ją oglądać. A każda inkantacja, każdy ruch nadgarstkiem, każde syknięcie wydzierane z gardła, miały za zadanie zabić. Nienawidziła tego. Klatki, do której wciąż ją wrzucał i w której miała krwawić ku jego uciesze, próbując na nowo wywalczyć sobie wolność - ale nie mogła mu odmówić, jeszcze nie. Tańczyła więc: wiła się w zwarciu z równie żarliwym galdrem, któremu przyświecał ten sam cel (jeśli ją zabijesz, pozwolę ci odejść i zapomnimy o tym, co zrobiłeś; wygrasz czystą kartę); i gdy przeciwnik przyparł ją do ściany, gdy wciskał ją w zimną podporę, gdy, zaciskając dłonie na jej gardle, zaczynał dyszeć finalne pożegnanie, był na tyle blisko, by tym razem nie chybiła. Na pewno. Definitywnie, nieodwracalnie. Zaklęcie roztrzaskało kości jego czaszki, wcisnęło ich odłamki w mózg, skręciło kark i taniec dobiegł końca; pełna chrapliwego oddechu niczym aktorka ukłoniła się przed Wujkiem, mnąc w myślach pożądanie wobec jego śmierci, już niebawem, już niedługo. W jego oczach dostrzegła zadowolenie, skinął krótko głową i przestrzegł, żeby nie zapomniała o jutrzejszym sporym zamówieniu narkotycznych substancji, po czym odprawił ją w ciemną noc.
Pewnego dnia zatańczę nie dla ciebie, starcze, ale z tobą.
A wtedy przestanie ci się to podobać.
Kiedy znalazła Loke, tu i tam wciąż broczyła ją już zaschnięta, niedomyta krew, przypominająca szkarłatne piegi, które niechcący pominęła, kiedy z wilgotną od wody twarzą nachylała się nad zlewem i zwalczała torsje rozbudzone niemal nadludzko silną nienawiścią. Trunek w ciemnozielonej butelce wirował w rytmie jej kroków, kiedy potem prowadziła Sjostroma naprzód, byle gdzie; jego obecność podsycała jej wisielczy nastrój, grzebała w złości skotłowanej we wnętrznościach, prowokowała ciszę w trakcie wędrówki, zanim Asterin nagle zatrzymała się przy lodowisku. Opustoszałym, było w końcu zbyt późno, by kręcili się tu mieszkańcy Midgardu, w znacznej większości wstający rano do pracy. - Umiesz jeździć? - zapytała niskim, nieświadomie warkliwym głosem i uniosła butelkę do ust, pociągnąwszy zeń solidny łyk, zanim podała ją towarzyszowi. - Ej, Loke - zmrużyła oczy i wreszcie skierowała na niego wzrok. - Co to jest: piękny, ale śmiertelny, jeśli zbyt długo bawisz się z jego żywiołem? Zadrzyj głowę, ale to może być ostatnie, co zobaczysz, zanim pierdolną ci płuca - wykrzywiła usta w szerokim, dzikim uśmiechu; pamiętała jego nieudolność w próbie odgadnięcia Kamienia Przywołania i obiecała mu wtedy, że nie będzie znał dnia ani godziny, kiedy zada mu kolejną zagadkę. - Spróbujemy - mruknęła, decydując za nich dwoje: pojeżdżą, mimo przysypiającego mężczyzny doglądającego wypożyczalni łyżew, obarczającego ich butelkę ostrożnym spojrzeniem, i tego, że wcale nie wiedziała, jak to się robi.
Loke Sjöström
Re: Lodowisko Pią 5 Lip - 22:57
Loke SjöströmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
Chciałem wierzyć, że nigdy nie byłem chłopcem na posyłki; że nie tańczyłem w takt cudzego kaprysu, zawsze starając się kroczyć własną ścieżką. Od najmłodszych lat uczono mnie wartości samodzielności i odpowiedzialności za swoje czyny — Rita zawsze mi powtarzała, że muszę umieć radzić sobie w trudnych chwilach i polegać wyłącznie na własnych siłach, jakby chciała mnie przygotować na to, jak przetrwać w tym świecie. Te słowa często powracały do mnie jak echo, przypominając o rodzinnych niebezpieczeństwach związanych z współpracą z Magisterium. Dzięki temu dążyłem do samodzielności, podejmując własne decyzje i realizując cele bez oglądania się na innych. Aż nadszedł dzień, który zmienił wszystko — straciłem bezpowrotnie wolność i decyzyjność, skazując się na wieczną tułaczkę i łaskę demona z Helheim. Stałem się ubezwłasnowolniony, zostałem zmuszony do tego, by niszczyć ludzi i rozprzestrzeniać zarazę. Z każdym krokiem, który stawiałem w cieniu demona, czułem, jak moje dawne życie oddala się coraz bardziej, jak mgła rozwiewana przez mroczny, porywisty wiatr.
Sytuacja, w której się znalazłem, była bez wyjścia. Jedynym rozwiązaniem, by uwolnić się od przeklętego paktu była śmierć. Byłem jak marionetka, pociągana za niewidzialne sznurki przez siły, których nie mogłem w żaden sposób kontrolować. Każde zadanie, które musiałem wykonać, każde życie, które musiałem zniszczyć, przypominało mi o utraconej wolności i beznadziei mojego obecnego stanu. Nie miałem już siły, by walczyć przeciwko temu, co nieuniknione. Jednak mimo tej beznadziei, spotykałem innych, którzy dzielili mój los, nawet jeśli nie byli związani dożywotnio paktem z demonem z Helheim. Było coś między mną a Asterin co nas łączyło. Mimo iż historie, motywy i okoliczności naszych decyzji były różne, rezultat był ten sam — oboje staliśmy się więźniami osób trzecich. Nasze rozmowy były więc pełne niewypowiedzianego zrozumienia i sympatii; nic więc dziwnego, że odpowiadało mi jej towarzystwo, choć czasami czułem się winny za wisielczy nastrój nieustannie wiszący w powietrzu.
— Gdzie byłaś? — pytam niemal od razu z ciekawością w głosie, gdy zauważam na jej twarzy zaschniętą, niedomytą krew, domyślając się, że najprawdopodobniej miała do wykonania kolejne zadanie. — No średnio, nie lubimy się z jakimkolwiek sportem. — Odbieram od niej butelkę alkoholu, zmierzając jednocześnie lekko chwiejnym krokiem w stronę lodowiska — nie ma to jak łyżwy w środku upalnego lata. — Ty już skończ z tymi zagadkami. Nie odpuścisz, co? — rzucam zaczepnie, głowiąc się nad odpowiedzią na zadane przez nią pytanie. Obawiałem się, że znowu polegnę z kretesem. — Na pewno nie jest to Kamień Przywołania — odpowiadam gorzko, widząc, że Asterin zadecydowała za nas obu.
Sytuacja, w której się znalazłem, była bez wyjścia. Jedynym rozwiązaniem, by uwolnić się od przeklętego paktu była śmierć. Byłem jak marionetka, pociągana za niewidzialne sznurki przez siły, których nie mogłem w żaden sposób kontrolować. Każde zadanie, które musiałem wykonać, każde życie, które musiałem zniszczyć, przypominało mi o utraconej wolności i beznadziei mojego obecnego stanu. Nie miałem już siły, by walczyć przeciwko temu, co nieuniknione. Jednak mimo tej beznadziei, spotykałem innych, którzy dzielili mój los, nawet jeśli nie byli związani dożywotnio paktem z demonem z Helheim. Było coś między mną a Asterin co nas łączyło. Mimo iż historie, motywy i okoliczności naszych decyzji były różne, rezultat był ten sam — oboje staliśmy się więźniami osób trzecich. Nasze rozmowy były więc pełne niewypowiedzianego zrozumienia i sympatii; nic więc dziwnego, że odpowiadało mi jej towarzystwo, choć czasami czułem się winny za wisielczy nastrój nieustannie wiszący w powietrzu.
— Gdzie byłaś? — pytam niemal od razu z ciekawością w głosie, gdy zauważam na jej twarzy zaschniętą, niedomytą krew, domyślając się, że najprawdopodobniej miała do wykonania kolejne zadanie. — No średnio, nie lubimy się z jakimkolwiek sportem. — Odbieram od niej butelkę alkoholu, zmierzając jednocześnie lekko chwiejnym krokiem w stronę lodowiska — nie ma to jak łyżwy w środku upalnego lata. — Ty już skończ z tymi zagadkami. Nie odpuścisz, co? — rzucam zaczepnie, głowiąc się nad odpowiedzią na zadane przez nią pytanie. Obawiałem się, że znowu polegnę z kretesem. — Na pewno nie jest to Kamień Przywołania — odpowiadam gorzko, widząc, że Asterin zadecydowała za nas obu.
Asterin Eggen
Re: Lodowisko Nie 28 Lip - 0:28
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
- Na manicurze - sarknęła wobec jego ciekawości, kryjąc prawdziwy powód swojego stanu za bezpieczną, wysłużoną ironią. W jej głosie nie kryła się jednakże żadna pretensja. Wypełniały go nuty goryczy i niedopowiedzianego ciężaru, jakby w strunach jej gardła zalęgło się wspomnienie, którego nie potrafiła z siebie sprawnie wyrzucić - i chyba po części tak było. Chociaż przywykła do narażania życia dla Wujka, nienawidziła, kiedy podawał je na tacy swoim dłużnikom i narażał ją w imię własnej rozrywki, niczego więcej. - Ładnie wyszło? - uśmiechnęła się gorzko i podsunęła dłoń tak, by mógł na nią spojrzeć. Paznokieć środkowego palca lewej ręki był podłamany, a za całymi półksiężycami iskrzyła zastygła czerwień cudzej krwi. Nie, nie było to ładne. Niedomyte dłonie były odrażające, choć miała wrażenie, że szorowała je dość długo, żeby wywabić ślad odebranego życia; ze skóry zmazała plamy czerwieni, ale o paznokciach najwyraźniej zapomniała. - Miałam robotę, paskudną - mruknęła, wreszcie wyzbywając się z twarzy karykaturalnego żartu, którym próbowała zasłonić własne zmęczenie. Loke i tak już je dostrzegł, właściwie zdawało się jej, że zawsze je w niej widział, jakby wzrok nawykły do operowania hipnozą przywykł również do przełamywania barier zwykłych sekretów. Asterin cofnęła rękę i otarła ją niedbale o bluzkę, po czym upiła solidny łyk z butelki, który miał za zadanie wypalić z niej tę niezrozumiałą, ołowianą słabość.
- To mamy podobnie. Najwyżej wypierdolimy się razem - podsumowała, rozbawiona wizją dwóch ciał rozpłaszczonych na lodzie jak rozjechane rowerem żaby. Na szczęście wokół nich nie było nikogo, kto mógłby to zobaczyć - nie licząc człowieka odpowiedzialnego za wypożyczanie łyżew, któremu podała pożądany numer i od którego po chwili odebrała parę zaostrzonego obuwia. Poczekała, aż to samo zrobi Loke, a potem ruszyła w kierunku lodowiska, rechocząc pod nosem, gdy przyparty do muru mierzył się z zagrożeniem nowej zagadki. To niemal rozkoszne, jak mu w tym nie szło. Jego myśli w tej materii opornie łączyły kropki, ale nie winiła go za to, bo utarło się, że zgadywanki to dziecięce zabawy, niewiele lepsze niż skakanie przez gumę albo wyjadanie niedojrzałych mirabelek z drzew. To, czym operował, było znacznie potężniejsze, niesamowite, zdolne rozwikłać zawiłości ludzkich umysłów. Zawsze ciekawiło ją, w jaki sposób posiadł ten dar, ale jak do tej pory jeszcze o to nie zapytała - może czekając na to, aż sam się przed nią otworzy.
- Nie ma mowy. Odpuszczę jak zobaczę, że wychowałam cię na wprawnego… mistrza enigmy, jak zwał, tak zwał - parsknęła, przysiadając na ławce, żeby wymienić zbroczone krwią buty na parę łyżew, w których poczuła się przynajmniej o połowę cięższa, jakby ich ostra krawędź przeznaczona do jazdy mocniej ściągała ją grawitacją ku ziemi, próbowała wcisnąć ją w podłoże. - Nie, nie jest to też kaszmirowy sweter, budzik obelg ani cranberry colada. Mamy czas, Loke. Możesz wykluczać jedno po drugim - uśmiechnęła się szeroko, równie zaczepnie, pomimo otaczającej go aury szarych, deszczowych chmur po prostu wdzięczna za to, że może skupić myśli na czymś innym, niż na zżerającej ją coraz bardziej nienawiści do przesmykowego zwierzchnika. - Lusse. Taki ptak - pospieszyła mu z ratunkiem, jednocześnie brodząc przez dystans do ringu lodowiska jak kaczka. Rozłożone szeroko ręce pozwalały jej utrzymać równowagę, ale i tak czuła, że wycieczka zaraz skończy się złamanym nosem.
- Chcesz kolejną, zanim rozbiję sobie czaszkę? Albo oboje rozbijemy - spojrzała na niego, pewna, że odmówi, i zarazem ciekawa jego postępów. Czy radził sobie lepiej na łyżwach niż ona? Butelka zostawiona na ławce prosiła się o opróżnienie, wiedział na pewno, że mógł to zrobić, bo nie szczędziła mu prawa do ostatniego łyku. Zatrzymała się przy wejściu na skutą lodem powierzchnię i nabrała do płuc więcej powietrza, w przygotowaniu. - I ile sekund obstawiasz, zanim ktoś z nas rąbnie o ziemię? - zapytała, wskazawszy na lodowisko z głębokim, przerysowanym pokłonem zaproszenia.
- To mamy podobnie. Najwyżej wypierdolimy się razem - podsumowała, rozbawiona wizją dwóch ciał rozpłaszczonych na lodzie jak rozjechane rowerem żaby. Na szczęście wokół nich nie było nikogo, kto mógłby to zobaczyć - nie licząc człowieka odpowiedzialnego za wypożyczanie łyżew, któremu podała pożądany numer i od którego po chwili odebrała parę zaostrzonego obuwia. Poczekała, aż to samo zrobi Loke, a potem ruszyła w kierunku lodowiska, rechocząc pod nosem, gdy przyparty do muru mierzył się z zagrożeniem nowej zagadki. To niemal rozkoszne, jak mu w tym nie szło. Jego myśli w tej materii opornie łączyły kropki, ale nie winiła go za to, bo utarło się, że zgadywanki to dziecięce zabawy, niewiele lepsze niż skakanie przez gumę albo wyjadanie niedojrzałych mirabelek z drzew. To, czym operował, było znacznie potężniejsze, niesamowite, zdolne rozwikłać zawiłości ludzkich umysłów. Zawsze ciekawiło ją, w jaki sposób posiadł ten dar, ale jak do tej pory jeszcze o to nie zapytała - może czekając na to, aż sam się przed nią otworzy.
- Nie ma mowy. Odpuszczę jak zobaczę, że wychowałam cię na wprawnego… mistrza enigmy, jak zwał, tak zwał - parsknęła, przysiadając na ławce, żeby wymienić zbroczone krwią buty na parę łyżew, w których poczuła się przynajmniej o połowę cięższa, jakby ich ostra krawędź przeznaczona do jazdy mocniej ściągała ją grawitacją ku ziemi, próbowała wcisnąć ją w podłoże. - Nie, nie jest to też kaszmirowy sweter, budzik obelg ani cranberry colada. Mamy czas, Loke. Możesz wykluczać jedno po drugim - uśmiechnęła się szeroko, równie zaczepnie, pomimo otaczającej go aury szarych, deszczowych chmur po prostu wdzięczna za to, że może skupić myśli na czymś innym, niż na zżerającej ją coraz bardziej nienawiści do przesmykowego zwierzchnika. - Lusse. Taki ptak - pospieszyła mu z ratunkiem, jednocześnie brodząc przez dystans do ringu lodowiska jak kaczka. Rozłożone szeroko ręce pozwalały jej utrzymać równowagę, ale i tak czuła, że wycieczka zaraz skończy się złamanym nosem.
- Chcesz kolejną, zanim rozbiję sobie czaszkę? Albo oboje rozbijemy - spojrzała na niego, pewna, że odmówi, i zarazem ciekawa jego postępów. Czy radził sobie lepiej na łyżwach niż ona? Butelka zostawiona na ławce prosiła się o opróżnienie, wiedział na pewno, że mógł to zrobić, bo nie szczędziła mu prawa do ostatniego łyku. Zatrzymała się przy wejściu na skutą lodem powierzchnię i nabrała do płuc więcej powietrza, w przygotowaniu. - I ile sekund obstawiasz, zanim ktoś z nas rąbnie o ziemię? - zapytała, wskazawszy na lodowisko z głębokim, przerysowanym pokłonem zaproszenia.
Loke Sjöström
Re: Lodowisko Czw 8 Sie - 14:16
Loke SjöströmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
— Wujek dał ci pieniądze, byś się wypiękniła? — żartuję sobie z lekką ironią słyszalną w głosie, choć dobrze wiem, jak wygląda sytuacja. Nie param się tym, co Asterin, daleko mi też do szefa przesmykowej mafii, choć jednocześnie nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem święty i nie mam nic za uszami Gdyby miało być inaczej, matka świadomie nie nazwałaby mnie Loke — dobrze wiedziała, co robiła, nadając mi imię po najbardziej znanym bogu oszustw. To jakby los z góry ustalił, że muszę stawić czoła wyzwaniom, które inni omijają szerokim łukiem. Mimo że zdarza mi się mieszać w kłopoty, mam do nich bowiem nieoceniony talent i naturalne predyspozycje, które tylko się wzmożyły po tym, jak zostałem zmorą, to życie nauczyło mnie, że kłopoty są nieuniknione. — Widzę, że paskudną. — Czasem sam zastanawiam się, czy chcę znać wszystkie szczegóły, ale z reguły zwycięża moja ciekawość, która nie pozwala mi nie zapytać: — To powiedz mi, komu tym razem musiałaś ukręcić głowę? — Choć nigdy nie miałem okazji zobaczyć Eggen w akcji, a sytuacje, w które byłem przez nią zaangażowany, nie były zbyt skomplikowane, nie wątpiłem w jej umiejętności. Ci, którzy mieli okazję bliżej ją poznać, szczerze podziwiali jej biegłość w posługiwaniu się magią zakazaną.
— Najwyżej. — Wzruszam wątłymi ramionami, gdy nie pozostaje mi nic innego, jak tylko poddać się chwili i wejść na lodowisko. Sport nigdy nie był moją mocną stroną — zawsze byłem jednym z tych chłopaków, o których mówiło się, że się złamie przy silniejszym wietrze. Kiedy wszedłem na lodowisko, przez moment poczułem dziwną mieszaninę strachu i ekscytacji, a każdy krok na lodzie przypominał mi, jak bardzo jestem niezdarny w takich sytuacjach. — Kurwa, jak coś mi się stanie, to przysięgam, będziesz musiała mnie poskładać, bo prawie nic o magii leczniczej nie wiem. — Uśmiecham się z lekkim politowaniem, bardziej do siebie niż do niej, gdy stawiam pierwsze kroki na lodzie. — Powiedz, że Wujek cię czegoś więcej nauczył. — W tym momencie nie wiem, do kogo powinienem bardziej się modlić — do Wujka, że przypadkiem nauczył Asterin kilku uzdrowicielskich sztuczek, czy do nieszczęsnego Odyna (jak trwoga, to do głównego boga), bym przypadkiem nie wywinął orła, bo równowaga wydawała się być czymś niemożliwym do osiągnięcia.
— Daj spokój... — Już chciałem machnąć w lekceważący sposób ręką, by dobitnie zademonstrować swoje niezadowolenie, ale w ostatniej chwili chwyciłem się metalowej barierki. Patrzę w kierunku Eggen, której poruszanie się po lodzie szło o wiele lepiej — przynajmniej w moim osobistym mniemaniu, po czym wzdycham z pożałowaniem pod nosem, w dalszym ciągu próbując złapać równowagę. Rozkładam szeroko ręce, tym samym idąc w ślady Asterin. — Zapytaj mnie lepiej o coś, na czym się znam. Nie znam się, kurwa, na żadnych ptakach. — Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć w czym naprawdę jestem dobry. — Możesz dokończyć. Jak dam radę się utrzymać dłużej niż dwie minuty to będzie to sukces. — Zatrzymuję się na moment, by spojrzeć na nią poważnie i podjąć inny temat: — Słuchaj, czy ty masz jakieś kontakty w Kruczej Straży? — Bo pod latarnią zawsze jest najciemniej.
— Najwyżej. — Wzruszam wątłymi ramionami, gdy nie pozostaje mi nic innego, jak tylko poddać się chwili i wejść na lodowisko. Sport nigdy nie był moją mocną stroną — zawsze byłem jednym z tych chłopaków, o których mówiło się, że się złamie przy silniejszym wietrze. Kiedy wszedłem na lodowisko, przez moment poczułem dziwną mieszaninę strachu i ekscytacji, a każdy krok na lodzie przypominał mi, jak bardzo jestem niezdarny w takich sytuacjach. — Kurwa, jak coś mi się stanie, to przysięgam, będziesz musiała mnie poskładać, bo prawie nic o magii leczniczej nie wiem. — Uśmiecham się z lekkim politowaniem, bardziej do siebie niż do niej, gdy stawiam pierwsze kroki na lodzie. — Powiedz, że Wujek cię czegoś więcej nauczył. — W tym momencie nie wiem, do kogo powinienem bardziej się modlić — do Wujka, że przypadkiem nauczył Asterin kilku uzdrowicielskich sztuczek, czy do nieszczęsnego Odyna (jak trwoga, to do głównego boga), bym przypadkiem nie wywinął orła, bo równowaga wydawała się być czymś niemożliwym do osiągnięcia.
— Daj spokój... — Już chciałem machnąć w lekceważący sposób ręką, by dobitnie zademonstrować swoje niezadowolenie, ale w ostatniej chwili chwyciłem się metalowej barierki. Patrzę w kierunku Eggen, której poruszanie się po lodzie szło o wiele lepiej — przynajmniej w moim osobistym mniemaniu, po czym wzdycham z pożałowaniem pod nosem, w dalszym ciągu próbując złapać równowagę. Rozkładam szeroko ręce, tym samym idąc w ślady Asterin. — Zapytaj mnie lepiej o coś, na czym się znam. Nie znam się, kurwa, na żadnych ptakach. — Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć w czym naprawdę jestem dobry. — Możesz dokończyć. Jak dam radę się utrzymać dłużej niż dwie minuty to będzie to sukces. — Zatrzymuję się na moment, by spojrzeć na nią poważnie i podjąć inny temat: — Słuchaj, czy ty masz jakieś kontakty w Kruczej Straży? — Bo pod latarnią zawsze jest najciemniej.
Asterin Eggen
Re: Lodowisko Czw 8 Sie - 14:23
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
- Jasne, razem z dyplomem za dobre oceny ze sprawowania - zironizowała, Wujek chętniej wynagradzał tych, których lojalność dopiero kupował talarami, niż tych, którzy od lat trwali u jego boku, jak dzieci, które dorosły wczepione w poły jego mamusinej spódnicy. Alternatywa, zdrada, wiązała się z ryzykiem, które częściej niż rzadziej kończyło się krwawym stemplem na cudzym życiorysie. Dlatego też to, co planowała z Magnusem, wymagało lwich pokładów delikatności, ostrożnego manewrowania tuż pod nosem zwierzchnika. Wystarczył jeden nieuważny krok, żeby przypłacili marzenie o rewolucji śmiercią. Loke jeszcze tego nie wiedział, ale Asterin brała go pod uwagę w śmiałych planach o zbudowaniu ekipy pod nowymi, lepszymi rządami. Ekipy ludzi połączonych celem i ambicją, ale takiej, od której można by odejść, kiedy się zapragnie, bez ogarów puszczonych za uciekinierem. Jego towarzystwo i pokrewność złośliwości były ożywcze, jego talenty - niemożliwe do przeoczenia. Razem z Magnusem potrafiliby odpowiednio je wynagrodzić, gdyby chciał się do nich przyłączyć, budując coś nowego i świeżego, coś uczciwego w swojej nieuczciwości.
- Dłużnikowi, który mógł wygrać odpuszczenie długów moją krwią, albo nie - odpowiedziała beznamiętnie i niedbale wzruszyła ramieniem. Miała poczucie, jakby w jej nozdrzach wciąż mieszkał zapach jego kwaśnego potu, pokrywającego lśniącą patyną męskie ciało, które przekierowało całą energię w ciskanie zaklęć. - Niestety przegrał konkurs na paznokcie - uzupełniła oczywistość. Loke zdawał sobie sprawę z jej kryminalnych zapędów, wiedział też, że z łatwością operowała magią zakazaną, ale dopiero od niedawna przyznawała się przed nim do rozpiętości zadań, które wykonywała dla Wujka. Nigdy wprost, częściej sięgając po drugie dna, ale on i tak rozumiał. Zapewne wynikało to z jego charyzmy i biegłości, którą wyrobił sobie stojąc za barem, gdzie lada stanowiła most między klientem spragnionym spowiedzi, a barmanem o uważnym uchu, bo nie podejrzewała, że wykorzystywał na niej talent hipnozy. Wciąż czuła się sobą - choć czasem wolałaby czuć się kimś innym, kimkolwiek, niż Asterin Eggen. - A jak twój wieczór? Miły i słodki? - zagadnęła z celowo przerysowaną uprzejmością i wcisnęła w jego ręce butelkę alkoholu, pił za mało, sama też wciąż czuła się zbyt trzeźwa, szczególnie na jazdę na łyżwach.
Lodowisko było śliskie, oczywiście, że było, ale nie podejrzewała, że aż tak. Stopy próbowały rozjeżdżać się na wszystkie strony świata, chybotały się w łyżwach, które dodawały jej wagi i napawały wrażeniem, jakby była wielkim stożkiem poruszającym się na zwalistej podstawie. Zaśmiała się chrapliwie pod nosem, po części mając nadzieję, że Loke szybko wyląduje na czterech literach, aczkolwiek miała niejasne przeczucie, że jej własny upadek nastąpi znacznie szybciej. Z rękoma rozłożonymi na boki i nogami poszukującymi równowagi na niepewnym gruncie, poruszała się naprzód centymetr po centymetrze, chociaż odległość od barierek poddawała próbie jej poczucie bezpieczeństwa.
- Jak sobie stłuczesz dupę, to ja nie będę tego leczyć - zapowiedziała z szerokim uśmiechem. Ich znajomość magii uzdrawiania plasowała się zapewne na tym samym żałosnym poziomie, ale Asterin była przynajmniej zmuszona dość często po nią sięgać, jeśli od gabinetu felczera dzieliły ją dziesiątki minut podróży. - Na rozbity nos coś jeszcze poradzę, chociaż pewnie wyjdzie koślawo, bo znam podstawy - żebyś potem nie miał pretensji, że nie ostrzegałam. Ale dobrze wiedzieć, że jak sama złamię tu nogę, to co najwyżej dobijesz mnie łyżwą jak kulawego konia, zamiast pomóc - parsknęła, było coś pocieszającego w ich kolektywnej dziedzinowej nieudolności. Spróbowała obrócić się wokół własnej osi, żeby móc spojrzeć na Loke, od którego trochę się oddaliła, ale w efekcie przede wszystkim zadrżała niepewnie na nogach i przez chwilę pląsała w przód i w tył, żeby odzyskać równowagę. Jak to się stało, że nie upadła przy tych wygibasach? - No dawaj, nie bądź cykor - rzuciła nonszalancko dopiero gdy jej oddech zdążył się uspokoić, a jedna ręka, lekko drżąca, wylądowała na biodrze w wyzywającym zaproszeniu. Trzymał się blisko obręczy ringu, a ale nie przyszli tu po to, by podpierać barierki masą ciała. Wystarczyło, że odpuściła mu zagadki, ale chwili adrenaliny na lodzie? Nigdy.
Kwestia, którą poruszył, zatrzymała jej dalsze podrygi, chociaż nawet stojąc prosto w pewnym momencie musiała przenieść ciężar z nogi na nogę, żeby uniknąć gruchnięcia o podłoże. Z zaciekawieniem spojrzała na Loke, przez moment studiując jego twarz.
- Kontakty to za dużo powiedziane. Znam kilku Kruczych i byłych Kruczych, nawet jedną Wysłanniczkę, ale nie wiedzą, co robię ani kim naprawdę jestem - odpowiedziała. Jak do tej pory udało jej się ukryć czerń swoich żył, ale nie miała pojęcia, jak długo potrwa jeszcze ta dobra passa, liczyła się z tym, że szybciej niż później owych kontaktów trzeba będzie się pozbyć. Zamierzała zresztą to zrobić. Wybić ich w odpowiednim momencie za to, że nosili mundur. - Skąd to pytanie? - zapytała, było niespodziewane, zastanawiała się, czy coś w nim przegapiła. - Czego potrzebujesz? - dodała poważnie. Sjöström był dobrym znajomym, kolegą, którego szczerze lubiła, więc nie zamierzała odmawiać, jeśli było coś, co mogłaby dla niego zrobić stosunkowo niewielkim kosztem. A ów niewielki koszt był wszystkim, co nie stawiało jej w sytuacji zagrożenia życia ani nie zmuszało do dokonywania ważnych, mających namacalne konsekwencje wyborów, na to pozwalała jedynie nielicznym. - Wpakowałeś się w jakieś gówno? - przechyliła lekko głowę pod kątem do ramienia i cisnęła podejrzliwe spojrzenie na łyżwy na swoich stopach, bo kiedy spróbowała podjechać bliżej Loke, stało się tak, że z jakiegoś powodu pojechała do tyłu.
<50 ląduję na dupie
>50 ładnie się trzymam w pionie
- Dłużnikowi, który mógł wygrać odpuszczenie długów moją krwią, albo nie - odpowiedziała beznamiętnie i niedbale wzruszyła ramieniem. Miała poczucie, jakby w jej nozdrzach wciąż mieszkał zapach jego kwaśnego potu, pokrywającego lśniącą patyną męskie ciało, które przekierowało całą energię w ciskanie zaklęć. - Niestety przegrał konkurs na paznokcie - uzupełniła oczywistość. Loke zdawał sobie sprawę z jej kryminalnych zapędów, wiedział też, że z łatwością operowała magią zakazaną, ale dopiero od niedawna przyznawała się przed nim do rozpiętości zadań, które wykonywała dla Wujka. Nigdy wprost, częściej sięgając po drugie dna, ale on i tak rozumiał. Zapewne wynikało to z jego charyzmy i biegłości, którą wyrobił sobie stojąc za barem, gdzie lada stanowiła most między klientem spragnionym spowiedzi, a barmanem o uważnym uchu, bo nie podejrzewała, że wykorzystywał na niej talent hipnozy. Wciąż czuła się sobą - choć czasem wolałaby czuć się kimś innym, kimkolwiek, niż Asterin Eggen. - A jak twój wieczór? Miły i słodki? - zagadnęła z celowo przerysowaną uprzejmością i wcisnęła w jego ręce butelkę alkoholu, pił za mało, sama też wciąż czuła się zbyt trzeźwa, szczególnie na jazdę na łyżwach.
Lodowisko było śliskie, oczywiście, że było, ale nie podejrzewała, że aż tak. Stopy próbowały rozjeżdżać się na wszystkie strony świata, chybotały się w łyżwach, które dodawały jej wagi i napawały wrażeniem, jakby była wielkim stożkiem poruszającym się na zwalistej podstawie. Zaśmiała się chrapliwie pod nosem, po części mając nadzieję, że Loke szybko wyląduje na czterech literach, aczkolwiek miała niejasne przeczucie, że jej własny upadek nastąpi znacznie szybciej. Z rękoma rozłożonymi na boki i nogami poszukującymi równowagi na niepewnym gruncie, poruszała się naprzód centymetr po centymetrze, chociaż odległość od barierek poddawała próbie jej poczucie bezpieczeństwa.
- Jak sobie stłuczesz dupę, to ja nie będę tego leczyć - zapowiedziała z szerokim uśmiechem. Ich znajomość magii uzdrawiania plasowała się zapewne na tym samym żałosnym poziomie, ale Asterin była przynajmniej zmuszona dość często po nią sięgać, jeśli od gabinetu felczera dzieliły ją dziesiątki minut podróży. - Na rozbity nos coś jeszcze poradzę, chociaż pewnie wyjdzie koślawo, bo znam podstawy - żebyś potem nie miał pretensji, że nie ostrzegałam. Ale dobrze wiedzieć, że jak sama złamię tu nogę, to co najwyżej dobijesz mnie łyżwą jak kulawego konia, zamiast pomóc - parsknęła, było coś pocieszającego w ich kolektywnej dziedzinowej nieudolności. Spróbowała obrócić się wokół własnej osi, żeby móc spojrzeć na Loke, od którego trochę się oddaliła, ale w efekcie przede wszystkim zadrżała niepewnie na nogach i przez chwilę pląsała w przód i w tył, żeby odzyskać równowagę. Jak to się stało, że nie upadła przy tych wygibasach? - No dawaj, nie bądź cykor - rzuciła nonszalancko dopiero gdy jej oddech zdążył się uspokoić, a jedna ręka, lekko drżąca, wylądowała na biodrze w wyzywającym zaproszeniu. Trzymał się blisko obręczy ringu, a ale nie przyszli tu po to, by podpierać barierki masą ciała. Wystarczyło, że odpuściła mu zagadki, ale chwili adrenaliny na lodzie? Nigdy.
Kwestia, którą poruszył, zatrzymała jej dalsze podrygi, chociaż nawet stojąc prosto w pewnym momencie musiała przenieść ciężar z nogi na nogę, żeby uniknąć gruchnięcia o podłoże. Z zaciekawieniem spojrzała na Loke, przez moment studiując jego twarz.
- Kontakty to za dużo powiedziane. Znam kilku Kruczych i byłych Kruczych, nawet jedną Wysłanniczkę, ale nie wiedzą, co robię ani kim naprawdę jestem - odpowiedziała. Jak do tej pory udało jej się ukryć czerń swoich żył, ale nie miała pojęcia, jak długo potrwa jeszcze ta dobra passa, liczyła się z tym, że szybciej niż później owych kontaktów trzeba będzie się pozbyć. Zamierzała zresztą to zrobić. Wybić ich w odpowiednim momencie za to, że nosili mundur. - Skąd to pytanie? - zapytała, było niespodziewane, zastanawiała się, czy coś w nim przegapiła. - Czego potrzebujesz? - dodała poważnie. Sjöström był dobrym znajomym, kolegą, którego szczerze lubiła, więc nie zamierzała odmawiać, jeśli było coś, co mogłaby dla niego zrobić stosunkowo niewielkim kosztem. A ów niewielki koszt był wszystkim, co nie stawiało jej w sytuacji zagrożenia życia ani nie zmuszało do dokonywania ważnych, mających namacalne konsekwencje wyborów, na to pozwalała jedynie nielicznym. - Wpakowałeś się w jakieś gówno? - przechyliła lekko głowę pod kątem do ramienia i cisnęła podejrzliwe spojrzenie na łyżwy na swoich stopach, bo kiedy spróbowała podjechać bliżej Loke, stało się tak, że z jakiegoś powodu pojechała do tyłu.
<50 ląduję na dupie
>50 ładnie się trzymam w pionie
Mistrz Gry
Re: Lodowisko Czw 8 Sie - 14:23
The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości
'k100' : 73
'k100' : 73
Loke Sjöström
Re: Lodowisko Czw 22 Sie - 13:10
Loke SjöströmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
— W takim razie, gratuluję świadectwa. Wzorowa z ciebie uczennica. — Każdy z nas ma coś za uszami, jakieś tajemnice, których nie chce ujawniać przed światem. Nikt z nas nie jest całkowicie czysty, ale to, co nas różni, to sposób, w jaki radzimy sobie z ciemniejszymi stronami naszej natury. Ja, w przeciwieństwie do Asterin, nie lubię sobie brudzić rąk. Unikam bezpośredniego zaangażowania w sprawy, które mogłyby mnie wystawić na bezpieczeństwo; wolę działać zza kulis, dyskretnie, ale skutecznie. — Dziękuję, całkiem miły, nie narzekam — odpowiadam krótko, gdy po raz kolejny wciska mi butelkę alkoholu, którą zaraz przystawiam do ust. Odkładam ją w bezpieczne miejsce, aż wreszcie zdobywam się na odwagę, by zrobić krok naprzód, w głąb lodowiska, choć każdy krok na lodzie jest jak próba zmierzenia się z czymś, co wydawało się nieosiągalne. Czuję pod sobą zimną, twardą powierzchnię lodu, która grozi, że zaraz mnie pochłonie, jeśli stracę równowagę. — Kurwa! — krzyczę, gdy próbuję się ratować, machając rękoma, ale jest już za późno. Upadek jest bolesny, ale nie tak bolesny, jak mi się przez cały czas wydawało. — Dobra, kurwa, chyba żyję… — dodaję obolały, próbując zbliżyć się do barierek, by podnieść się i spróbować raz jeszcze.
— Nie, nie wpakowałem się w żadne gówno — odpieram stanowczo, próbując jednocześnie zapanować nad sytuacją na lodzie. Choć muszę przyznać, że gdyby rzeczywiście tak się stało, nie byłoby to dla mnie niczym nowym. Zbyt często w życiu zdarzało mi się nieprzypadkowo wpadać w tarapaty, a w zasadzie czasami wyglądało to tak, jakby kłopoty do mnie ciągnęły, niezależnie od tego, jak bardzo starałbym się ich unikać. Może to kwestia pecha, a może mojej ponurej aury zmory i skłonności do podejmowania ryzykownych decyzji, których konsekwencji nie zawsze przemyślę. — Po prostu szukam kogoś. — Spoglądam porozumiewawczo na Asterin, która chce poznać ciąg dalszy historii. — Mojej siostry. Ponoć pracuje w Kruczej Straży. — Przynajmniej z tego, co udało mi się dowiedzieć kilka tygodni temu, moja słodka, niewinna Sigyn przybrała krucze skrzydła po tym, jak uciekła i odcięła się od naszej rodziny. Po tym, jak dotarłem do Midgardu, poczułem, że chcę ją odnaleźć, choć nie wiedziałem, w jakim celu — być może po to, by stawić czoła przeszłości, jakby to właśnie ona miała odpowiedzi na pytania, które dręczyły mnie od lat i nie pozwalały zasnąć.
— To długa historia, ale... — przerywam na moment, z trudem łapiąc oddech i próbując się podnieść po sromotnym upadku. — Chcę ją odnaleźć. Albo przynajmniej znaleźć kogoś, kto potwierdzi mi, że to ona. — Nie mogłem się za bardzo zbliżyć; musiałem uważać, by przypadkiem nie wpaść w sidła służb bezpieczeństwa za moje wcześniejsze przewinienia. — Może byłabyś w stanie mi pomoc? — Moje poszukiwania rozpoczęły się od mglistych tropów, niedopowiedzeń, plotek krążących w cieniu. Były to zaledwie strzępy informacji, dlatego byłem przekonany, że Asterin mogła mi w tym pomóc — w końcu znała Midgard o wiele lepiej ode mnie.
— Nie, nie wpakowałem się w żadne gówno — odpieram stanowczo, próbując jednocześnie zapanować nad sytuacją na lodzie. Choć muszę przyznać, że gdyby rzeczywiście tak się stało, nie byłoby to dla mnie niczym nowym. Zbyt często w życiu zdarzało mi się nieprzypadkowo wpadać w tarapaty, a w zasadzie czasami wyglądało to tak, jakby kłopoty do mnie ciągnęły, niezależnie od tego, jak bardzo starałbym się ich unikać. Może to kwestia pecha, a może mojej ponurej aury zmory i skłonności do podejmowania ryzykownych decyzji, których konsekwencji nie zawsze przemyślę. — Po prostu szukam kogoś. — Spoglądam porozumiewawczo na Asterin, która chce poznać ciąg dalszy historii. — Mojej siostry. Ponoć pracuje w Kruczej Straży. — Przynajmniej z tego, co udało mi się dowiedzieć kilka tygodni temu, moja słodka, niewinna Sigyn przybrała krucze skrzydła po tym, jak uciekła i odcięła się od naszej rodziny. Po tym, jak dotarłem do Midgardu, poczułem, że chcę ją odnaleźć, choć nie wiedziałem, w jakim celu — być może po to, by stawić czoła przeszłości, jakby to właśnie ona miała odpowiedzi na pytania, które dręczyły mnie od lat i nie pozwalały zasnąć.
— To długa historia, ale... — przerywam na moment, z trudem łapiąc oddech i próbując się podnieść po sromotnym upadku. — Chcę ją odnaleźć. Albo przynajmniej znaleźć kogoś, kto potwierdzi mi, że to ona. — Nie mogłem się za bardzo zbliżyć; musiałem uważać, by przypadkiem nie wpaść w sidła służb bezpieczeństwa za moje wcześniejsze przewinienia. — Może byłabyś w stanie mi pomoc? — Moje poszukiwania rozpoczęły się od mglistych tropów, niedopowiedzeń, plotek krążących w cieniu. Były to zaledwie strzępy informacji, dlatego byłem przekonany, że Asterin mogła mi w tym pomóc — w końcu znała Midgard o wiele lepiej ode mnie.
Mistrz Gry
Re: Lodowisko Czw 22 Sie - 13:10
The member 'Loke Sjöström' has done the following action : kości
'k100' : 11
'k100' : 11
Asterin Eggen
Re: Lodowisko Sob 14 Wrz - 19:45
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
- Raz mógłbyś się rozgadać na własny temat, wiesz. Chociaż raz - rzuciła prowokacyjnie, z rozciągniętym na ustach lisim uśmiechem, mimo iż oboje wiedzieli, że gdyby nie chciał, nigdy by na niego bardziej nie naciskała. Zazwyczaj w ogóle zresztą tego nie robiła. Przyjmowała to, ile był skory jej opowiedzieć, mając na uwadze, że jako barman do perfekcji musiał opanować sztukę słuchania i spychania własnej postaci na margines uwagi. Unieważniać siebie na rzecz cudzego użalania się nad życiem, które zazwyczaj wcale nie było takie złe. Horrendalnie wysokie napiwki pochodziły od ludzi ucieszonych możliwością wyrzucenia z siebie grzechów, trudności i bolączek niczym na spowiedzi i wątpiła, czy ci ludzie, te miernoty, po wszystkim pamiętali imię Loke. Czy potrafili przywołać przed oczy jego twarz, usłyszeć w wyobraźni brzmienie jego głosu. Dla niej nigdy nie był jedynie anonimowym źródłem wewnętrznego katharsis; lubiła jego spostrzegawczość, użyteczność i poczucie humoru.
Lubiła też sposób, w jaki koncertowo lądował na tyłku. Zanim w pełni zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje, parsknęła szczerym i wesołym śmiechem, dłuższym niż każdy chichot, jaki kiedykolwiek mógł od niej wcześniej usłyszeć. Może to alkohol poluźniał jej wewnętrzną maskę, a może zmęczenie przelaną krwią i siniakami kwitnącymi już pod ubraniem dały się jej na tyle we znaki, że na moment przestała trzymać się na krótkiej smyczy. - No proszę! Wylądowałeś tak lekko i zwinnie, jak… nie wiem, jesienny liść spadający z drzewa. Jak kropla deszczu skapująca z chmury. Jak… ta jebana nóżka od dmuchawca porwana przez wiatr - spuentowała wyszczerzona, samej na lodzie radząc sobie znacznie lepiej. Nie wiedzieć czemu łyżwy, nawet jeśli rozjeżdżały się czasem na różne strony, łatwo udawało się jej poskromić, a chybotliwe jak dotąd kolana stawały się pewniejsze wraz z każdym przejechanym decymetrem. - Ej, Loke, zagadka; co to jest? Chciało jeździć jak łabędź, ale skończyło jako rozjechana żaba? - pastwiła się nad nim złośliwie, zaczepnie. Przez jeden złudnie wesoły moment jego aura zdawała się nie mieć na nich żadnego wpływu; smoliste macki przygnębienia poluzowały swój splot z gardła Asterin, pozwalając jej odetchnąć pełną piersią, uśmiechnąć się szerzej, zaśmiać głośniej.
To nie mogło jednak trwać wiecznie. Wraz z przymierającym w żyłach rozbawieniem do jej rysów znów zakradła się powaga, chichot przygasł na strunach głosowych, przestał wyszarpywać z nich ostatnie nuty. Łyżwy niosły ją dalej, głównie prosto, choć raz udało jej się zakręcić w jego kierunku obłym, podejrzanie płynnym ruchem. Jak? Tego nie wiedziała, po prostu poddawała się żywiołowi i jakiejś niewidocznej na pierwszy rzut oka sile, która decydowała, gdzie Eggen miałaby dojechać. W tym czasie z uwagą wysłuchała słów Sjostroma i zmrużyła posępnie oczy, gdy wspomniał, że osoba, której poszukiwał, była jego siostrą.
- Niefart - mruknęła pod nosem. Siostra nosząca mundur i hołdująca politycznemu zaściankowi to odroczony w czasie wyrok dla ślepca, wystarczyło jedno rzucone przez niego zaklęcie w jej obecności, żeby zdradził się z pajęczyną czarnych żył. - Jasne, popytam. I pewnie szybko uda mi się tego dowiedzieć - przytaknęła. Kontakty powiązane ze służbami z łatwością zweryfikowałyby kwestię poruszoną przez Loke, a jeśli mogła w ten sposób przynieść mu przynajmniej garść klarowności? Nie miała zamiaru odmawiać. - Jak się nazywa? Pomogłyby też jej cechy charakterystyczne, na wszelki wypadek - poleciła. Naprawdę parszywy scenariusz, mieć rodzinę wśród Kruczych… Nie wyobrażała sobie stać z Magnusem na przeciwległych krańcach barykady, nie wyobrażała sobie, żeby oddzielające ich poglądy i magia zmusiły ich do walki między sobą, niejednokrotnie na śmierć i życie. Nie zazdrościła tego Sjostromowi. - Długa i chujowa, co? - zapytała po chwili, nawiązując do jego słów o łączącej ich historii. Jeżeli chciał, wysłuchałaby. Może nie była najlepsza w pocieszaniu albo udzielaniu rad, właściwie była w tym całkiem parszywa, ale zostawiała mu furtkę, na wypadek gdyby chciał to z siebie zrzucić. Mieli czas, mieli alkohol, mieli nawet lód, który obijał kości łagodniej niż robiła to przeszłość.
<50 ląduję na dupie
>50 jadę jak gwiazda
Lubiła też sposób, w jaki koncertowo lądował na tyłku. Zanim w pełni zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje, parsknęła szczerym i wesołym śmiechem, dłuższym niż każdy chichot, jaki kiedykolwiek mógł od niej wcześniej usłyszeć. Może to alkohol poluźniał jej wewnętrzną maskę, a może zmęczenie przelaną krwią i siniakami kwitnącymi już pod ubraniem dały się jej na tyle we znaki, że na moment przestała trzymać się na krótkiej smyczy. - No proszę! Wylądowałeś tak lekko i zwinnie, jak… nie wiem, jesienny liść spadający z drzewa. Jak kropla deszczu skapująca z chmury. Jak… ta jebana nóżka od dmuchawca porwana przez wiatr - spuentowała wyszczerzona, samej na lodzie radząc sobie znacznie lepiej. Nie wiedzieć czemu łyżwy, nawet jeśli rozjeżdżały się czasem na różne strony, łatwo udawało się jej poskromić, a chybotliwe jak dotąd kolana stawały się pewniejsze wraz z każdym przejechanym decymetrem. - Ej, Loke, zagadka; co to jest? Chciało jeździć jak łabędź, ale skończyło jako rozjechana żaba? - pastwiła się nad nim złośliwie, zaczepnie. Przez jeden złudnie wesoły moment jego aura zdawała się nie mieć na nich żadnego wpływu; smoliste macki przygnębienia poluzowały swój splot z gardła Asterin, pozwalając jej odetchnąć pełną piersią, uśmiechnąć się szerzej, zaśmiać głośniej.
To nie mogło jednak trwać wiecznie. Wraz z przymierającym w żyłach rozbawieniem do jej rysów znów zakradła się powaga, chichot przygasł na strunach głosowych, przestał wyszarpywać z nich ostatnie nuty. Łyżwy niosły ją dalej, głównie prosto, choć raz udało jej się zakręcić w jego kierunku obłym, podejrzanie płynnym ruchem. Jak? Tego nie wiedziała, po prostu poddawała się żywiołowi i jakiejś niewidocznej na pierwszy rzut oka sile, która decydowała, gdzie Eggen miałaby dojechać. W tym czasie z uwagą wysłuchała słów Sjostroma i zmrużyła posępnie oczy, gdy wspomniał, że osoba, której poszukiwał, była jego siostrą.
- Niefart - mruknęła pod nosem. Siostra nosząca mundur i hołdująca politycznemu zaściankowi to odroczony w czasie wyrok dla ślepca, wystarczyło jedno rzucone przez niego zaklęcie w jej obecności, żeby zdradził się z pajęczyną czarnych żył. - Jasne, popytam. I pewnie szybko uda mi się tego dowiedzieć - przytaknęła. Kontakty powiązane ze służbami z łatwością zweryfikowałyby kwestię poruszoną przez Loke, a jeśli mogła w ten sposób przynieść mu przynajmniej garść klarowności? Nie miała zamiaru odmawiać. - Jak się nazywa? Pomogłyby też jej cechy charakterystyczne, na wszelki wypadek - poleciła. Naprawdę parszywy scenariusz, mieć rodzinę wśród Kruczych… Nie wyobrażała sobie stać z Magnusem na przeciwległych krańcach barykady, nie wyobrażała sobie, żeby oddzielające ich poglądy i magia zmusiły ich do walki między sobą, niejednokrotnie na śmierć i życie. Nie zazdrościła tego Sjostromowi. - Długa i chujowa, co? - zapytała po chwili, nawiązując do jego słów o łączącej ich historii. Jeżeli chciał, wysłuchałaby. Może nie była najlepsza w pocieszaniu albo udzielaniu rad, właściwie była w tym całkiem parszywa, ale zostawiała mu furtkę, na wypadek gdyby chciał to z siebie zrzucić. Mieli czas, mieli alkohol, mieli nawet lód, który obijał kości łagodniej niż robiła to przeszłość.
<50 ląduję na dupie
>50 jadę jak gwiazda
Mistrz Gry
Re: Lodowisko Sob 14 Wrz - 19:45
The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości
'k100' : 70
'k100' : 70
Loke Sjöström
Re: Lodowisko Nie 29 Wrz - 18:00
Loke SjöströmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
— Wiesz, że zawsze możesz zapytać. — Choć nie mówię o sobie za wiele. O tym, kim byłem i co robiłem, jakie maski przybierałem i personalia, mimo że nigdy niedane było mi posiąść zmiennokształtności. Z każdym miastem z premedytacją zostawiam swoją dawną tożsamość — rzadko do niej wracam, palę za sobą mosty, aby uniknąć niepotrzebnych wspomnień, które mogłyby mnie związać z przeszłością, a stare ja staje się jedynie odległym echem, którego nie chcę słyszeć. Nie lubię o sobie opowiadać, a jeśli już to robię — wybieram słowa ostrożnie, jakby każde z nich mogło zdradzić za dużo. Moje życie to niekończąca się podróż, w której zmieniam nie tylko otoczenie, ale i to, kim jestem. W nowym mieście mogę stać się kimś innym — człowiekiem z inną historią, innymi pasjami, bez niepotrzebnego bagażu przeszłości. I chociaż ta wolność jest kusząca, czasem czuję, jaką cenę za nią płacę. Każda zmiana lokalizacji to dla mnie nowa karta, na której nie ma żadnych odnotowanych wydarzeń. To swoista tabula rasa, na której mogę zbudować swoje nowe życie. Jednak z biegiem czasu zaczynam dostrzegać, że każdy nowy rozdział niesie ze sobą tę samą pustkę. W chwilach samotności, gdy zapadam w refleksję, czuję, jak trudne jest odnalezienie sensu w tej ciągłej ucieczce.
— To pewnie o mnie — wzdycham, gdy słyszę z ust Asterin kolejną zagadkę. — Kurwa, ja pierdolę — wylewa się ze mnie potok przekleństw, gdy jazda na lodowisku okazuje się sromotną porażką — zresztą, zgodnie z moimi początkowymi przewidywaniami. Nie jestem gwiazdą na lodzie, już sam fakt, że przez moment utrzymałem się na łyżwach, to wystarczający sukces. Gdyby tylko ktoś miał mnie teraz z ukrycia sfilmować, z pewnością wyglądałbym jak jednoosobowy spektakl komediowy — nogi jakby niezależnie ode mnie postanowiły ruszać się w każdym możliwym kierunku, a ręce machają w powietrzu, próbując znaleźć równowagę. Tylko, kurwa, gdzie ta równowaga? Zawsze uważałem, że kluczem jest próbować, nawet jeśli to próbowanie nie wychodzi najlepiej. Kto wie, może po kolejnym nieudanym okrążeniu uda mi się przejechać kilka metrów bez tego szalonego machania rękami? Gdzieś w głowie pojawia się jednak myśl: może lepiej wrócić na brzeg, ale jest już za późno — czuję, że nie zdołam już utrzymać się dłużej — nogi odmawiają posłuszeństwa, a ja ląduję z niemałym hukiem na lodzie, zdając sobie sprawę, że jednak za późno, by cokolwiek zmienić.
— Kurwa, kurwa... — przeklinam dalej, czując, jak coraz większy ból przenika przez moje ciało. W jednej chwili rozmowa na temat mojej zaginionej siostry przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Wszystko zeszło na dalszy plan. Próbowałem jeszcze kontynuować rozmowę, jak gdyby nic się nie stało, ale ból nie dawał mi na to szansy. — Chyba złamałem rękę… — mówię przez zaciśnięte zęby, chcąc zachować choć odrobinę spokoju. Nie jestem specjalistą od złamań, nie potrafię nawet z całą pewnością stwierdzić, czy to faktycznie złamanie, czy tylko jakiś poważny uraz. Ręka boli jak diabli, i to wystarczy, żeby moja ocena sytuacji była pesymistyczna.
— To pewnie o mnie — wzdycham, gdy słyszę z ust Asterin kolejną zagadkę. — Kurwa, ja pierdolę — wylewa się ze mnie potok przekleństw, gdy jazda na lodowisku okazuje się sromotną porażką — zresztą, zgodnie z moimi początkowymi przewidywaniami. Nie jestem gwiazdą na lodzie, już sam fakt, że przez moment utrzymałem się na łyżwach, to wystarczający sukces. Gdyby tylko ktoś miał mnie teraz z ukrycia sfilmować, z pewnością wyglądałbym jak jednoosobowy spektakl komediowy — nogi jakby niezależnie ode mnie postanowiły ruszać się w każdym możliwym kierunku, a ręce machają w powietrzu, próbując znaleźć równowagę. Tylko, kurwa, gdzie ta równowaga? Zawsze uważałem, że kluczem jest próbować, nawet jeśli to próbowanie nie wychodzi najlepiej. Kto wie, może po kolejnym nieudanym okrążeniu uda mi się przejechać kilka metrów bez tego szalonego machania rękami? Gdzieś w głowie pojawia się jednak myśl: może lepiej wrócić na brzeg, ale jest już za późno — czuję, że nie zdołam już utrzymać się dłużej — nogi odmawiają posłuszeństwa, a ja ląduję z niemałym hukiem na lodzie, zdając sobie sprawę, że jednak za późno, by cokolwiek zmienić.
— Kurwa, kurwa... — przeklinam dalej, czując, jak coraz większy ból przenika przez moje ciało. W jednej chwili rozmowa na temat mojej zaginionej siostry przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Wszystko zeszło na dalszy plan. Próbowałem jeszcze kontynuować rozmowę, jak gdyby nic się nie stało, ale ból nie dawał mi na to szansy. — Chyba złamałem rękę… — mówię przez zaciśnięte zęby, chcąc zachować choć odrobinę spokoju. Nie jestem specjalistą od złamań, nie potrafię nawet z całą pewnością stwierdzić, czy to faktycznie złamanie, czy tylko jakiś poważny uraz. Ręka boli jak diabli, i to wystarczy, żeby moja ocena sytuacji była pesymistyczna.
Mistrz Gry
Re: Lodowisko Nie 29 Wrz - 18:00
The member 'Loke Sjöström' has done the following action : kości
'k100' : 33
'k100' : 33
Asterin Eggen
Re: Lodowisko Wto 8 Paź - 0:26
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Priorytet rozmów nagle rozmył się w dźwięku głuchego grzmotnięcia o lodową taflę. Ostry huk łyżew obijających się krawędzią o powierzchnię zadzwonił jej w uszach, po chwili spleciony z sapnięciem dobiegającym z gardła Loke. Zaskakujące, ile emocji mogło kryć się w jednym niepozornym dźwięku - zrezygnowanie, desperacja, złość, iskra bólu ubrana w nuty wygrywane na strunach głosowych… W innych okolicznościach mogłaby docenić ów wokalny talent, ale jeszcze ważniejszym od odgłosów okazał się widok. Nieporadnie podnoszący się po upadku galdr, poruszający się zaledwie lekko naprzód, zanim nogi na śliskim podłożu znów odmówiły mu posłuszeństwa i okazały się jego wrogiem, zamiast sprzymierzeńcem. Runął w dół na jej oczach, w pierwszym momencie wyrywając z jej piersi kolejną salwę śmiechu, zanim zdała sobie sprawę, że tym razem nie obił sobie jedynie pośladków i skrzywienie malujące się na jego twarzy mogło wynikać z czegoś poważniejszego.
Cudownie, właśnie tego dziś potrzebowała. Cudzych bolączek. Jej knykcie wciąż pulsowały pod płachtą zdartej skóry, obolałe ramiona wypuszczały pączki świeżych siniaków, tymczasem Loke jak gdyby spróbował ją w tym przebić, prezentując gorszy, bardziej dokuczliwy uraz. Może zresztą zrobił to celowo? Często odwracał jej uwagę od burzowych chmur wiszących nad jej głową, dodatkowo potęgowanych przez roztaczaną przez niego aurę, i miała wrażenie, że poniekąd, niewykluczone, że podświadomie, spróbował przegnać z jej pamięci walkę stoczoną zaledwie godzinę czy dwie temu.
- Ja pierdolę, ty tak na poważnie? - jęknęła umęczona, gładko sunąc ku niemu po lodowych ścieżkach. Kto wie, jakie bóstwo dziś nad nią czuwało, że nie zrobiła sobie podobnej krzywdy jak Sjöström i jeszcze zdołała zbliżyć się do niego wbrew wszelkim przeciwnościom zamkniętym w rozklekotanych kolanach, ale coś ewidentnie roztoczyło nad nią ochronny parasol. Poświęcało jej całą życzliwą uwagę, więc dla Loke już jej nie starczyło. - Nie mogłeś poczekać, aż sobie pójdę i wtedy ją złamać? Naprawdę? - dramatycznie wywróciła oczyma, aczkolwiek mógł dostrzec w jej spojrzeniu iskierkę znajomej troski. Asterin była surowa, wyciosana z kanciastego kamienia, przesączona trucizną, ale nigdy nie zaniedbywała swoich przyjaciół. Sjöström najwyraźniej stawał się jednym z nich. - Dobra. Nie stękaj, tylko pokaż - mruknęła, kiedy znalazła się na tyle blisko, by - bez zbędnej gracji - klapnąć obok niego na błyszczącej bielą i subtelnym błękitem ziemi.
Zanim jednak zerknęła na jego rękę, najpierw ściągnęła z siebie przeklęte łyżwy i pchnęła je dalej, zwróciwszy im wolność. Lód łaskotał stopy obute w skarpety ożywczym zimnem, przywracał odrobinę trzeźwości po wypitym alkoholu, pozwalał na nowo zebrać myśli i strząsnąć z nich szron sytuacji, w jakiej postawił ją Wujek - przynajmniej na chwilę.
- Nie znam się na złamaniach - uprzedziła lojalnie, tu i tam naciskając na obolałą kończynę, żeby ją sprawdzić; czasem ten sam dotyk powtarzała na sobie i własnych ramionach dla porównania. Kształt kości rzeczywiście wydawał się nie taki, ale ograniczona wiedza z zakresu anatomii nie pomagała w stwierdzeniu jak dotkliwie się zranił. Asterin potrafiła wyleczyć lżejsze urazy, ale jeśli coś porządnie sobie pogruchotał? - Więc nie mam pojęcia co robię - dodała z dziwną pogodą ducha, abstrakcyjną w tych okolicznościach. Ale sam do tego doprowadził, sam wlazł na lód i sam złamał sobie rękę, więc teraz mógł ponieść tego konsekwencje. Eggen rzuciła okiem na ich otoczenie; okolica pozostała cicha, osamotniona, skąpana w przyjemnej aurze snu, w jaki nocą w tej części miasta zapadał Midgard. - Syna bein - zainkantowała z dłońmi uniesionymi nad jego kończyną. Jej żyły momentalnie nabrzmiały czernią, a oczy pokryły się bielmem. Dlatego wcześniej obejrzała się, czy nikt na nich nie patrzy. - Serio jest złamana - oznajmiła z ukłuciem zdziwienia, bo magia odpowiedziała na jej pytanie i wskazała jej drogę do uszkodzonej kości. - Nie będę cię znieczulać, skoro nie odgadłeś żadnej zagadki, poległa żabo - burknęła, chociaż w jej głosie brakowało faktycznej nagany. Był przyjacielem, a to oznaczało, że dawała mu taryfę ulgową - aczkolwiek emocjonalnie, nie fizycznie. - Bein - wymruczała już bez ostrzeżenia, świadoma jak boli to diabelne zaklęcie. Jak przeszywa ciało falą dreszczy rozchodzących się od nastawionej kości niczym kręgi na wodzie, jak na moment zatrzymuje oddech, jak karze za kaskaderkę. Nie wiedziała jednak, czy to wystarczy. - Na wszelki wypadek powinien to zobaczyć ktoś kompetentny. Mój felczer pewnie jeszcze nie śpi. Jaka jest szansa, że jeśli wstaniesz, to tym razem nie rozjebiesz sobie nogi? - obrzuciła jego nogi wymownym spojrzeniem. Drugi raz nie będę cię składać.
Syna bein – lokalizuje miejsce złamań i innych wewnętrznych uszkodzeń.
40 | 37 + 5 = 42
Bein – powoduje bolesne zrośnięcie się złamanych kończyn w przypadku niewielkich złamań.
45 | 61 + 5 (stata) = 66
Cudownie, właśnie tego dziś potrzebowała. Cudzych bolączek. Jej knykcie wciąż pulsowały pod płachtą zdartej skóry, obolałe ramiona wypuszczały pączki świeżych siniaków, tymczasem Loke jak gdyby spróbował ją w tym przebić, prezentując gorszy, bardziej dokuczliwy uraz. Może zresztą zrobił to celowo? Często odwracał jej uwagę od burzowych chmur wiszących nad jej głową, dodatkowo potęgowanych przez roztaczaną przez niego aurę, i miała wrażenie, że poniekąd, niewykluczone, że podświadomie, spróbował przegnać z jej pamięci walkę stoczoną zaledwie godzinę czy dwie temu.
- Ja pierdolę, ty tak na poważnie? - jęknęła umęczona, gładko sunąc ku niemu po lodowych ścieżkach. Kto wie, jakie bóstwo dziś nad nią czuwało, że nie zrobiła sobie podobnej krzywdy jak Sjöström i jeszcze zdołała zbliżyć się do niego wbrew wszelkim przeciwnościom zamkniętym w rozklekotanych kolanach, ale coś ewidentnie roztoczyło nad nią ochronny parasol. Poświęcało jej całą życzliwą uwagę, więc dla Loke już jej nie starczyło. - Nie mogłeś poczekać, aż sobie pójdę i wtedy ją złamać? Naprawdę? - dramatycznie wywróciła oczyma, aczkolwiek mógł dostrzec w jej spojrzeniu iskierkę znajomej troski. Asterin była surowa, wyciosana z kanciastego kamienia, przesączona trucizną, ale nigdy nie zaniedbywała swoich przyjaciół. Sjöström najwyraźniej stawał się jednym z nich. - Dobra. Nie stękaj, tylko pokaż - mruknęła, kiedy znalazła się na tyle blisko, by - bez zbędnej gracji - klapnąć obok niego na błyszczącej bielą i subtelnym błękitem ziemi.
Zanim jednak zerknęła na jego rękę, najpierw ściągnęła z siebie przeklęte łyżwy i pchnęła je dalej, zwróciwszy im wolność. Lód łaskotał stopy obute w skarpety ożywczym zimnem, przywracał odrobinę trzeźwości po wypitym alkoholu, pozwalał na nowo zebrać myśli i strząsnąć z nich szron sytuacji, w jakiej postawił ją Wujek - przynajmniej na chwilę.
- Nie znam się na złamaniach - uprzedziła lojalnie, tu i tam naciskając na obolałą kończynę, żeby ją sprawdzić; czasem ten sam dotyk powtarzała na sobie i własnych ramionach dla porównania. Kształt kości rzeczywiście wydawał się nie taki, ale ograniczona wiedza z zakresu anatomii nie pomagała w stwierdzeniu jak dotkliwie się zranił. Asterin potrafiła wyleczyć lżejsze urazy, ale jeśli coś porządnie sobie pogruchotał? - Więc nie mam pojęcia co robię - dodała z dziwną pogodą ducha, abstrakcyjną w tych okolicznościach. Ale sam do tego doprowadził, sam wlazł na lód i sam złamał sobie rękę, więc teraz mógł ponieść tego konsekwencje. Eggen rzuciła okiem na ich otoczenie; okolica pozostała cicha, osamotniona, skąpana w przyjemnej aurze snu, w jaki nocą w tej części miasta zapadał Midgard. - Syna bein - zainkantowała z dłońmi uniesionymi nad jego kończyną. Jej żyły momentalnie nabrzmiały czernią, a oczy pokryły się bielmem. Dlatego wcześniej obejrzała się, czy nikt na nich nie patrzy. - Serio jest złamana - oznajmiła z ukłuciem zdziwienia, bo magia odpowiedziała na jej pytanie i wskazała jej drogę do uszkodzonej kości. - Nie będę cię znieczulać, skoro nie odgadłeś żadnej zagadki, poległa żabo - burknęła, chociaż w jej głosie brakowało faktycznej nagany. Był przyjacielem, a to oznaczało, że dawała mu taryfę ulgową - aczkolwiek emocjonalnie, nie fizycznie. - Bein - wymruczała już bez ostrzeżenia, świadoma jak boli to diabelne zaklęcie. Jak przeszywa ciało falą dreszczy rozchodzących się od nastawionej kości niczym kręgi na wodzie, jak na moment zatrzymuje oddech, jak karze za kaskaderkę. Nie wiedziała jednak, czy to wystarczy. - Na wszelki wypadek powinien to zobaczyć ktoś kompetentny. Mój felczer pewnie jeszcze nie śpi. Jaka jest szansa, że jeśli wstaniesz, to tym razem nie rozjebiesz sobie nogi? - obrzuciła jego nogi wymownym spojrzeniem. Drugi raz nie będę cię składać.
Syna bein – lokalizuje miejsce złamań i innych wewnętrznych uszkodzeń.
40 | 37 + 5 = 42
Bein – powoduje bolesne zrośnięcie się złamanych kończyn w przypadku niewielkich złamań.
45 | 61 + 5 (stata) = 66
Mistrz Gry
Re: Lodowisko Wto 8 Paź - 0:26
The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości
'k100' : 37, 61
'k100' : 37, 61
Loke Sjöström
Re: Lodowisko Pon 28 Paź - 10:55
Loke SjöströmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
Mieliśmy porozmawiać o czymś zupełnie innym, ale wszystko, co zamierzałem powiedzieć, niespodziewanie uciekło mi z głowy, gdy tylko z hukiem upadłem na lód. Pulsujący ból w biodrze i prawdopodobnie nieszczęśliwie złamana ręka szybko i dobitnie przypomniały mi, że nie jest to moje naturalne środowisko. W jednej chwili nabrałem pewności, że w najbliższym czasie raczej tutaj nie zawitam, gdyż jednoznacznie wyczerpałem swoją pulę przygód na najbliższe miesiące — lodowisko właśnie, bez większego zaskoczenia, wylądowało na mojej czarnej liście. Dodatkowo, w mojej głowie rozbrzmiała przepowiednia wyroczni, którą kilka miesięcy temu odwiedziłem z czystej ciekawości podczas Vekkelse. Ostrzegała mnie przed nieuchronnym, enigmatycznie wspominając, że moje zdrowie może niebawem zacząć się sypać. Jej słowa, choć wtedy wydawały mi się bez większego znaczenia, teraz zaczęły nabierać sensu. Pomyślałem, że może powinienem był potraktować je bardziej serio. Mimo że zawsze miałem dystans do tego rodzaju wróżb, to czułem, że coś istotnego kryło się w jej słowach.
— Jak widać, nie mogłem z tym zaczekać — odpowiadam przez zaciśnięte zęby, z trudem powstrzymując grymas bólu i przeklinając w myślach Asterin za tę szaloną propozycję. Przypominałem sobie wszystkie sygnały, jakie mój rozsądek wysyłał od samego początku, że to zdecydowanie nie był najlepszy pomysł. Każdy etap przygotowań, każdy krok, który robiłem w kierunku tej decyzji, mówił mi, żeby się wycofać, ale przecież wtedy sądziłem, że jestem wystarczająco odważny, by rzucić się na coś nieprzewidywalnego. Może to było też dziełem alkoholu, który skutecznie zamgliły moją zdolność logicznego myślenia. — Ja też się na tym nie znam — mówię z niezadowoleniem w głosie, przeklinając samego siebie w tym momencie, że nie byłem nigdy uważny na zajęciach z magii leczniczej. Znałem kilka zaklęć, ale obawiałem się, że ich użycie mogłoby tylko pogorszyć mój stan, dlatego całą nadzieję pokładałem w Asterin. Kiedy rzuciła Bein, poczułem, jak kości łączą się z powrotem, a mięśnie wokół nich powoli odzyskują elastyczność, choć nie było to przyjemne uczucie.
— Dzięki — mówię krótko, uśmiechając się do Asterin w dowód wdzięczności. Czuję, że ból zaczyna powoli ustępować, chociaż nadal jest obecny i odczuwam nieprzyjemne pulsowanie. Prawda jest taka, że zgadzam się z Asterin — to, co mi się przytrafiło, wymaga dokładniejszego spojrzenia. Żadne z nas nie ma pełnej wiedzy ani doświadczenia, by określić, czy kontuzja nie okaże się groźniejsza, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. — To dobry pomysł. Prowadź — dodaję już bez zbędnego zastanowienia, podnosząc się ostrożnie z miejsca i próbując wydostać się z lodowiska. — A w międzyczasie dokończymy temat mojej siostry.
Loke i Asterin z tematu
— Jak widać, nie mogłem z tym zaczekać — odpowiadam przez zaciśnięte zęby, z trudem powstrzymując grymas bólu i przeklinając w myślach Asterin za tę szaloną propozycję. Przypominałem sobie wszystkie sygnały, jakie mój rozsądek wysyłał od samego początku, że to zdecydowanie nie był najlepszy pomysł. Każdy etap przygotowań, każdy krok, który robiłem w kierunku tej decyzji, mówił mi, żeby się wycofać, ale przecież wtedy sądziłem, że jestem wystarczająco odważny, by rzucić się na coś nieprzewidywalnego. Może to było też dziełem alkoholu, który skutecznie zamgliły moją zdolność logicznego myślenia. — Ja też się na tym nie znam — mówię z niezadowoleniem w głosie, przeklinając samego siebie w tym momencie, że nie byłem nigdy uważny na zajęciach z magii leczniczej. Znałem kilka zaklęć, ale obawiałem się, że ich użycie mogłoby tylko pogorszyć mój stan, dlatego całą nadzieję pokładałem w Asterin. Kiedy rzuciła Bein, poczułem, jak kości łączą się z powrotem, a mięśnie wokół nich powoli odzyskują elastyczność, choć nie było to przyjemne uczucie.
— Dzięki — mówię krótko, uśmiechając się do Asterin w dowód wdzięczności. Czuję, że ból zaczyna powoli ustępować, chociaż nadal jest obecny i odczuwam nieprzyjemne pulsowanie. Prawda jest taka, że zgadzam się z Asterin — to, co mi się przytrafiło, wymaga dokładniejszego spojrzenia. Żadne z nas nie ma pełnej wiedzy ani doświadczenia, by określić, czy kontuzja nie okaże się groźniejsza, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. — To dobry pomysł. Prowadź — dodaję już bez zbędnego zastanowienia, podnosząc się ostrożnie z miejsca i próbując wydostać się z lodowiska. — A w międzyczasie dokończymy temat mojej siostry.
Loke i Asterin z tematu