doprawdy peszy mnie niekiedy twoja uprzejmość. Sądzę – a w swoich osądach, jak wiesz, nie znoszę sprzeciwu – że znamy się dość dobrze, ażeby zwracać się do siebie po imieniu, w innym wypadku, czytając ten list, czuję się jak moja matka, a tego uniknąć chciałabym ponad wszystko. Przyjdę oczywiście, jak sobie życzysz, o wyznaczonej godzinie, niemniej przyznaję, że martwi mnie wieczna nieobecność twojego męża podczas moich odwiedzin, nie wyganiasz go mam nadzieję specjalnie? Jest wprawdzie pomiędzy nami pewna istotna i zrozumiała ławica uprzedzeń oraz nieporozumień, nie uważam jednak, aby błahe konflikty pomiędzy naszymi rodzinami winny stać na drodze do komfortu waszego życia razem, jak również mojej wygody podczas odwiedzin.
Wszystko wskazuje na to, że tym razem będziemy całkiem same, co cieszy mnie jednak, wszak pomimo ciekawości, jaką żywię do Nikolaia, wdzięczna jestem za czas, który spędzić możemy wspólnie, mam nadzieję, nie po raz ostatni, twoje zdolności kulinarne napawają mnie bowiem – nie obraź się – pewną obawą. Z twojego listu wynika aczkolwiek, że jesteś w dobrym nastroju, a zatem i ja będę dziś pełna nadziei, ciężko i nie wypada być wszak nieszczęśliwym w dobrym towarzystwie.
Skoro gościsz mnie z taką szczodrością, nie omieszkam zwiedzić z ciekawością twojego domostwa, żadnej szafki i szuflady nie pozostawiając bez piętna mojego wścibskiego spojrzenia. Biuro twojego męża oszczędzę, wiedz jednak, że robię to tylko ze względu na mój szacunek do Ciebie.
wieści o śmierci Lauge Nørgaarda z pewnością Cię nie ominęły, wszak zdaje się, że ostatnimi czasy jest to jedyne, o czym ludzie potrafią ze sobą rozmawiać. Nie powinnam być może przejawiać jeszcze rozbawienia, lecz wygląda na to, że śmierć starca jest dla człowieka większym zaskoczeniem, niż zdroworozsądkowo można by sądzić. Gdybym była krytykiem, przyzwoliłabym sobie zauważyć, że czasy się zmieniają, a galdrowie, czy to pod wpływem strachu czy kierowani zaciekawieniem lub zwykłą nudą, stają się bardziej łatwowierni i emocjonalnie rozedrgani, niż wypada ludziom wychowanym. Niestety, jako że krytykiem (-czką) nie jestem, to zdaje się, iż mogę pozwolić sobie na luksus nadstawiania ucha tam, gdzie człowiek winien uchylić głowę, pokorny ponurym kontekstom i egzaltowanemu przejęciu, z jakim zebrano się na uroczystości.
Nie ukrywam, że wśród tłumu, jaki pojawił się w sobotę przed grobowcem, kątem oka udało mi się dostrzec Nikolaia, ten nie wydawał się jednak szczególnie zainteresowany moim towarzystwem, czego nie biorę mu za złe, wszak z wyrozumiałości charakteru gotowa jestem założyć, że faktycznie mnie nie zauważył. Co natomiast ciekawsze w jego obecności, z przykrością stwierdzam, że nie udało mi się odnaleźć Cię wśród motłochu żałobników, spadła na mnie zresztą sromotna powinność wymiany uprzejmości z przyjacielem, który dopiero niedawno pojawił się z powrotem w Midgardzie. Przejdźmy zatem nareszcie do spraw zasadniczych.
Wiem, że twój pogląd na plotki zakrawa o ambiwalencję, nie byłabym jednak sobą, gdybym nie podzieliła się z tobą tym, co udało mi się zasłyszeć na pogrzebie. Stary Nørgaard nie jawił mi się nigdy wprawdzie jako postać szczególnie interesująca, nieokreślona przyczyna jego śmierci wprawia mnie jednak w podejrzliwość i wątłe zaciekawienie. Jeszcze przed oficjalną ceremonią podszedł do mnie pewien młody mężczyzna (moja obecność zdaje się wyzwalać w nich neurotyczne kłapanie jęzorem), który rzekomo pracował kiedyś dla Tordenskioldów. Zapewne zapomniałabym o nim prędko, gdyby nie wypowiadane na głos zapewnienia, jakoby zaszła tu pewna próba korupcji, narzucająca na niektórych wiążący przymus milczenia. Zapytasz, cóż takiego mieliby trzymać za zębami, tego nie jestem niestety w stanie stwierdzić jednoznacznie, zasłyszane fragmenty rozmów skłaniają mnie jednak do stwierdzenia, że Lauge odkrył coś, co nie spodobało się członkom Rady.
Napisz mi, co o tym sądzisz (oraz jak oceniasz strój Kasandry, moim zdaniem runiczna wyszywka na sukni była trochę ponad stan, choć nie ukrywam, że sama zapewne również nie powstrzymałabym się przed podobną ekstrawagancją).
jest mi niezmiernie miło, że pamiętała Pani o tamtym postanowieniu. Ciekawość utrzymuję się do dzisiaj, więc napawa mnie szczęście, dzięki możliwości zaspokojenia jej. Nie byłabym w stanie posiadać żadnego żalu w tej sprawie - jestem świadoma, że praca w Stortingu, wymaga dużo czasu i wyrzeczeń. Mam także nadzieję, że nie będę się narzucać? Nie chciałabym bardziej męczyć Panią po wyczerpującym dniem w pracy.
Zdaję sobie sprawę, że moja matka posiada dosyć specyficzny charakter. Najlepiej chyba będzie, jak przemilczę przy niej fakt, że posiadamy listowny kontakt. Jestem wręcz pewna, że nie będzie zadowolona za zbytnie "spoufalanie się" z innymi urzędnikami. Natomiast mój ojciec darzy Panią szczerą sympatią, więc tutaj także jestem przekonana, że niedługo Pani wiewiórka przyniesie list z zaproszeniem na tradycyjne spotkanie przy pieczeni.
Godzina idealnie mi pasuje. Nie zaczęłam jeszcze nauki w Instytucie Einhwaz, przez co czas zabierają mi tylko przygotowania studenckie. Jednak musimy zmienić miejsce spotkania. Zdążyłam się ostatnio wyprowadzić, ponieważ moi rodzice ufundowali mi nieduże mieszkanie w centrum. Dołączę do listu kawałek pergaminu z nowym adresem i nie, nie wydaję mi się, że cierpię na jakieś nudności związane z transportem, chociaż teraz nie jestem tego taka pewna. Z ubiorem też nie powinno być problemu. Postaram się ubrać tak, żeby żaden śniący nie zauważył mnie w szarym tłumie.
nie ukrywam, że obawiałam się, że nie będziesz tak chętna odezwać się do mnie, wobec czego ucieszyła mnie bardzo twoja prędka i raptowna odpowiedź. Postaram się zatem, wedle twej prośby i w granicach mych możliwości, nie skąpić sobie w naszej konserwacji niepozorowanego weredyzmu.
Wszelkie publiczne spotkania towarzyskie, w tym, mimo absurdalności podobnego stwierdzenia, również uroczystości pogrzebowe stanowią niestety idealną, podgrzaną atmosferę do rozwoju bakterii melodramatu i koloryzacji, nie sposób dziwić się zatem, że czyjeś spostrzegawcze, choć najwyraźniej nieszczególnie bystre oko zawiesiło się akurat na podobnej błahostce. Nie myśl, że czytam Ratatoskra z powołania do roznoszenia po Midgardzie podobnych bzdur, wszak choć często nie potrafię powstrzymać się od nieszkodliwego plotkarstwa, zdaje mi się, że wysnute przeze mnie teorie mają w sobie choć odrobinę szczerości i zdrowego rozsądku – gazetę przeglądam jedynie z potrzeby niezobowiązującej rozrywki, tobie, jak sądzę, wpadła ona w dłonie przypadkiem. Skoro czytałaś jednak artykuł, zgaduję, że nie umknęła Ci również wzmianka o mnie, wobec której poczuwam się w odpowiedzialności, by zapewnić Cię, że nie musisz się obawiać – mężczyźni w dalszym ciągu pozostają w sferze mej pogardy, a ich niezdolność do rozmowy i żałosna pospolitość zachowania wciąż przyprawia mnie o mdłości.
Jak sądzę, najlepiej byłoby dla nas obu, gdyby odrzucić wszystkie te bezmyślne, quasi-inteligentne bzdety i nędzny ersatz logiki, jakim lubią karmić się dziennikarze, a skupić się na tym, co ważne, z czego można jeszcze coś wydobyć. Gdybym spojrzała bowiem na świat, który jawi mi się tak, jak przedstawiają go na łamach Ratatoskra, mogłabym jedynie roześmiać się w głos – cóż obchodzą mnie te domysły? Dam się ponieść nurtowi serca i wyobraźni, a jeśli krzyk wszystkich tych wścibskich pisemek okaże się dla mnie zbyt głośny, odwrócę się na pięcie, by zapytać się głośno, co to za wrony tak kraczą i rujnują moje spokojne popołudnie!
Widzę, że doszłyśmy do wątłego konsensusu w naszych rozmyślaniach – nie ukracajmy ich jeszcze, stanowią bowiem zarzewie dla dalszych wniosków, nie sądzę jednak, by rozważnym było dzielić się nimi z kimkolwiek. O ile nie mogłabym prosić Cię oczywiście, byś trzymała przed swym mężem jakiekolwiek sekrety, o tyle chciałabym, byś uwierzyła, że dbam jedynie o twoje bezpieczeństwo. By nie puścić jeszcze zupełnie wodzy mej wyobraźni, powinnam zapewne również pokładać nadzieję w Nornach i ich nieomylności, zrodziło się jednak we mnie ostatnio pewne niepokojące ziarnko goryczy, podejrzenia nie tyle przesiąknięte katastrofizmem, co zwyczajną przenikliwością, magiczny świat zdaje się bowiem popadać w ruinę, której przewidzieć nie są zdolne nawet wyrocznie i która rozkłada przed nami wyjątkowo niepokojącą wizję dalszych konsekwencji. Jest to jednak temat na inną rozmowę i na inny dzień, nie chciałabym zresztą przytłaczać ani Ciebie, ani własnych myśli równie dramatycznym obrazem podobnego rozwoju wydarzeń – postaram się zatem zakończyć ten list pozytywnym akcentem, który dla mnie samej okazał się wczoraj wieczorem niezwykle zajmujący.
Pamiętasz zapewne pończochy, które kilka dni temu podarował mi mój sąsiad oraz nasze własne przemyślenia dotyczące tego niespodziewanego aktu troskliwości z jego strony. Okazuje się, że wysnute podczas naszego ostatniego spotkania podejrzenia, nie były wcale tak czcze i beztroskie, jak mogłoby się zdawać, mężczyzna ten zapukał bowiem późną porą do mych drzwi (sic!), zapewniając mnie z oddaniem o swojej miłości. Zaręczał, że myślał o mnie dniami i nocami, wszędzie, gdzie tylko się znajdował, w domu, na ulicy, w restauracji, w teatrze, w ciągu pracy, w prosektorium. Wyobrażać sobie? W prosektorium! Też mi romantyzm. Wygoniłam go oczywiście i obawiam się, że narzeczona uczyniła podobnie, wszak od wczorajszego wieczora nie widziałam go nigdzie w okolicy.
w odpowiedzi na Pani list chciałbym serdecznie podziękować za zaangażowanie w sprawę nie tylko kradzieży, ale również zakłócenia uroczystości pogrzebowych. Wyciągnięcie konsekwencji wobec wszystkich zaangażowanych w te naganne procedery to dla nas jeden z priorytetów.
Załączony przez Pani portret pamięciowy prawdopodobniej, rzeczywistej ofiary napadu, okazał się dla naszych oficerów nieocenionym tropem, dzięki któremu przełom w śledztwie nastąpił niezwykle szybko. Wspomniany delikwent, w rzeczy samej, jest nam dobrze znany – kwestią czasu pozostaje więc pochwycenie go i skonfrontowanie naszej wiedzy w tej sprawie z posiadanymi przez niego informacjami.
Proszę o pozostanie w gotowości do dalszej współpracy – oficer dowodzący na pewno nie omieszka wezwać Pani w roli świadka.
Komendant Kruczej Straży
Lennart Öberg
zgodnie z obietnicą, która zobowiązała mnie do wystosowania słusznego zaproszenia, piszę do Ciebie w nadziei, że nie weźmiesz mi za złe tej krótkiej zwłoki, która rozdzieliła nasze spotkania głuchym dniem milczenia. Lubię myśleć, że nasze serca prowadziły ostatnim razem swój osobny dialog, niezależny od tego, jaki rozum kazał nam narzucić, moja dzisiejsza poufałość będzie zatem zachowana w luźnych granicach taktowności. Tym razem, mam nadzieję, nie popełnię już błędu, który wkradał się dotąd w moje rozumowanie, ufam jednak, że nie dziwisz mi się wcale, niekiedy ciężko wszak nie niecierpliwić się zupełnie widząc, jak promienie twego serca załamują się zaraz obok i wplątują w cudze życie.
Spotkało nas to szczęście, że mój brat, który pojawił się wczoraj, wyjechał już dzisiejszym rankiem, nie musimy zatem najmniejszym stopniu brnąć w poczucie obowiązku względem jego wizyty. Piszę o tym tylko dlatego, że znając Cię wystarczająco dobrze, wiem, że spotkanie to nie sprawiłoby Ci żadnej przyjemności – po pierwsze ponieważ, jak wszyscy mężczyźni, on również nosi w sobie pierwiastek intelektualnej słabości i ograniczenia, przede wszystkim jednak dlatego, że nigdy nie był najlepszym towarzyszem rozmów i w dzieciństwie denerwował ojca, pozwalając każdemu (czy też raczej zrzucając na niego ten obowiązek), ciągnąć rozmowę, dopóki jakaś dobra dusza nie zdecydowała się go od niej uwolnić. Nie sugeruję oczywiście, że nie podołałabyś temu wyzwaniu, obawiałabym się jednak, że podobna interakcja skłonna byłaby zanudzić Cię na śmierć, tego natomiast nie życzyłabym sobie wcale.
Powiedziawszy to wszystko, mam nadzieję, że pamiętasz, że drzwi mojego domu otwarte są dla Ciebie zawsze. Jedyne przed czym muszę Cię przestrzec to gęsty labirynt roślinności prowadzący do głównego wejścia – o tej porze roku część kwiatów składa wprawdzie swe kielichy całodniowo, nad tymi, które pozostają jednak otwarte radziłabym nie nachylać się zanadto.
nasze ostatnie spotkanie zaległo na moich ramionach przykrym wspomnieniem uczuć, które postanowiłam wiernie hołubić w piersi, choćbyś nigdy nie zdecydowała się dołączyć do mnie w życiu wyszarpniętym z oków bezpiecznej stabilności, nad którą z taką tkliwością potrafisz się rozwodzić. Pomimo wartości, które poróżniły nas w tym ostatnim, smutnym rozrachunku, pewna jestem, że dobroć Twego serca podyktuje Ci, znacznie lepiej niż moje niedoskonałe słowa, kolejne kroki na krętej ścieżce przyszłości, dekorując Twoje życie w najdoskonalsze wyrazy, zdolne przekazać wzruszenie, którego ogrom pozbawiłby mnie mowy, gdybym odważyła się dać upust wszystkim, dojrzewającym we mnie emocjom, kwiatowemu pięknu uczuć, które rozkwitły we mnie w Twojej obecności.
Stosunkowo odległa epoka naszej relacji pozostanie dla mnie najpiękniejszym, wartościowym etapem życia, do którego, mam nadzieję, uda mi się powrócić i na którym, jak mam pewność wierzyć, nie zakończy się twoja podróż w poszukiwaniu prawdziwego, zasłużonego graala szczęśliwości i miłosnego spełnienia. Wbrew wszystkim tym zapewnieniom, które, mogłabym przysiąc na samego Odyna, wywodzą się, jak wiekowe wino o przyjemnym, cierpkim smaku, z najciemniejszej piwnicy mej szczerości, zamierzam upewnić się, że swoim wielkim, promiennym grzechem w wystarczającym stopniu rozświetliłam Ci ścieżkę ku duchowej wolności, w jaką pragnęłabym Cię zaprowadzić – nawet słowami, jeżeli tym razem nie zdołasz ująć mnie za rekę.
Sprawy nużącej, niecierpiącej zwłoki natury przymusiły mnie do wyjechania z Midgardu, który żegnam pojedynczą łzą zatrzymaną na pochyłej linii rzęs, miasto to przypomina mi wszak o naszej miłości, o której pamiętać będę nawet wówczas, kiedy świat wokół mnie zdecyduje się skierować ją ku Walhalli poległych wspomnień. Prezent, który Ci przesyłam, jest zatem poniekąd moim ostatnim pocałunkiem, perskim okiem puszczonym zalotnie do rajskiego piękna Twojej przyszłości – traktuj go ostrożnie i uważaj, by nie trafił w niepowołane ręce. Złoty, szczelnie zapieczętowany flakonik zawiera w sobie truciznę, której działanie uznałam za w pewnym sensie groteskowe, zważając na Twoją profesję i początkową naturę naszej relacji, działa wprawdzie dość powolnie, pozwala jednak na wytworzenie najpiękniejszej rzeźby skrajnego realizmu, przeobrażając człowieka w żywy posąg śmiertelnego paraliżu. Najlepiej sprawdza się jako dodatek do słodkich deserów.
do listu dołączony został szczelnie zamknięty flakon ze Spojrzeniem Jötuna, opleciony elegancką, czerwoną wstążką.
trudno zapomnieć o tak cudownej wycieczce, szczególnie gdy mała śnieżna kula wciąż zdobi moją etażerkę przy łóżku. Patrząc na nią, wspominam przepych odwiedzonego przez nas miejsca kultu, choć intencje śniących nadal pozostają mi nie do końca zrozumiałe, ale widok nawet we wspomnieniach, czy snach zapiera mi dech w piersiach.
Ostatnie pogodowe zawirowania wyczerpały ze mnie trochę ducha, ale mam nadzieję, że przynajmniej Pani udało się je przeżyć bez zbędnych problemów. Mimo tych trudności zostaliśmy nagrodzeni piękną dwudniową nocą, która jak mam nadzieję, podobała się Pani tak bardzo, jak mnie inspirowała.
Studia są takie jak wymarzyłam - jestem w stanie się rozwijać w wybranej przez siebie dziedzinie, pod okiem najlepszej kadry profesorskiej. Nie mam problemów z żadnym wykładowcą, wręcz przeciwnie - czuję się doceniona, jak nigdy wcześniej. Mimo że czasem jestem zmęczona natłokiem nauki, który zdecydowanie jest o wiele większy niż za czasów akademii, to nie zamierzam zmarnować tej niepowtarzalnej szansy, więc będę piąć się w górę, póki nie dotrę na szczyt!
Proszę, tylko nie miej wyrzutów sumienia, to ja powinnam je mieć - nie zdążyłam jeszcze się odwdzięczyć po twoim ciepłym geście. Szczerze mówiąc, sama miałam niedługo złapać za pióro, żeby przypomnieć o mojej wcześniejszej propozycji, więc cieszę się, że sama się mi przypomniałaś.
Musi chodzić o Rytuał Kąpieli Księżycowej. Nie należy on do trudniejszych z rytuałów, więc powinnam bez większego problemu sprostać temu zadaniu. Tak jak napisałaś - jego termin to sobotnia noc. Spotkajmy się po 22 na drewnianym molo w okolicach jeziora Golddajavri. Naszykuję wszystko, co będzie nam potrzebne.
dlaczego mnie porzuciłeś?
Gdzie Ty się, na Odyna, podziewasz?
Próbowałam odszukać Cię w siedzibie Kruczej Straży i chociaż znalazłam znajomą twarz, nie była ona tą, którą pragnęłam ujrzeć. Dowiedziałam się jedynie, że wyjechałeś niespodziewanie w nieznanym nikomu kierunku, nie zostawiając jakiejkolwiek wiadomości, a mnie prześladuje pytania, co takiego się wydarzyło, czy czegoś się dowiedziałeś, czy natrafiłeś na trop.
Stchórzyłeś?
Stchórzyłeś, prawda?
Identycznie jak tamtego dnia, kiedy przyniosłeś więdnące chryzantemy, nie potrafiąc inaczej powiedzieć mi o jej śmierci, to podobne do Ciebie. Jak na ironię właśnie Ty, który nosisz kruczy mundur na ramionach, zawsze uciekasz — kiedyś myślałam, że jesteśmy podobni do siebie, najwyraźniej myliłam się i w tym. Przed tygodniami zawalił się kolejny świat, jaki wybudowałam na zgliszczach poprzedniego i chociaż czułam ogromną rozpacz, jednocześnie karmiłam wygłodniały, rozgrzewający okrutnie gniew; tak namacalny, co wściekłość, której nie próbuję nawet ugasić.
Pragnę prawdy.
Pragnę zemsty.
Pragnę też odpowiedzi na pytania, której dalej duszę w sobie.
Muszę wiedzieć, kto ją zamordował, kto odebrał nam wszystkim Freydis. Kto był tym skurwielem, który odważył się podnieść rękę na naszą rodzinę, którą na swój wypaczony sposób wszyscy byliśmy, może poniekąd wciąż jesteśmy, chociaż cyrkowe namioty spopieliły żarłoczne płomienie przeszłości. Muszę zrozumieć, dlaczego każdy prędzej czy później znika — Pekka, Mosa, Freydis, Ty oraz wszyscy inni. Prawie nikt już nie został, ale nie zamierzam się temu tylko przyglądać czy pozwolić, by ktoś poderżnął moje gardło podczas snu; przestałam być przerażoną dziewczynką chowającą się przed uniesioną dłonią wymierzającą razy.
Przestałam się bać.
Nigdy więcej nie pozwolę się stłamsić.
Jeśli czegokolwiek nauczyłam się z okrutnego życia, którym karmili nas Munchowie, to właśnie tego, że zawsze upadamy samotnie i równie samotnie musimy się podnosić, dlatego gdziekolwiek jesteś, uciekaj dalej. Ja już podjęłam decyzję — znajdę tego, który odebrał moją siostrę, by nikogo więcej nie skrzywdził.
Nie pozwolę, by żył.
Nie na tym świecie.
Zacznę go szukać tam, gdzie Tobie brakowało odwagi, by pójść — do Przesmyku, do ślepców, do piekielnych otchłani, jeśli będę zmuszona szukać i tam.
Zrobię wszystko.
w s z y s t k o
Bez względu na konsekwencję. Bez względu na cenę.
Bez Ciebie, skoro tak zdecydowałeś.
Żegnaj.
[List porwany przez wiewiórkę omyłkowo — nieposiadający adresu, jedynie elegancko nakreśloną literę N. Litery są lekko pochyłe, wkomponowane czernią atramentu w mlecznobiały papier otulony nutką zapachową wanilii oraz ledwo wyczuwalnymi kobiecymi perfumami. Wewnątrz ususzona czarna chryzantema.]
zdaje się, że milczenie bywa złotem, lecz często jest karą za popełniane błędy.
Żywisz do mnie urazę? Obraziłam Cię czymś?
Chciałabym poczuć raz jeszcze Twoje spojrzenie, mając wrażenie, że przy nikim nie będę tak bezpieczna, jak przy Tobie. Przez ostatnie noce zastanawiałam się, czy powinnam pisać, lecz dzisiaj nie mam już nic do stracenia.
Powiedz mi, jesteś szczęśliwa?
Tęsknisz za mną?
lubię Twoją bezpośredniość. Zmusza mnie do bycia bardziej rozsądną, aniżeli kiedykolwiek wcześniej byłam. Pragnę jedynie, a może i ledwie?, odrobiny uwagi, po którą nieśmiało wyciągnęłam w Twoim kierunku dłonie.
Twe słowa miło połechtały mą nieco gnijącą duszę. Im dalej brnę w rozmyślaniach dotyczących przeszłości, tym coraz bardziej poczuwam się w obowiązku, że niebawem utracę wszystko. Chciałabym uwierzyć, że to co minęło jest nieco prawdopodobne, lecz dalekie zdaje się od ideału.
Wiesz, że on powrócił?
Moje serce nie kochało nikogo, tak jak jego.
Nieśmiało proszę o radę, której być może jesteś w stanie udzielić mi tylko Ty. Potrzebuję kilku słów kogoś mądrzejszego, doświadczonego i otwartym umyśle, który oferuje ogrom poczuciu bezpieczeństwa. Wiem, że to wiele, ale może jednak jesteś w stanie mi to ofiarować?
Tęskniłam za Tobą ostatnimi tygodniami, a szczególnie brak Twej obecności odczułam podczas naszego ostatniego spotkania, które było w zamierzchłych już czasach. Myślisz, że znajdziesz dla mnie ledwie iluzję chwili? Nie skradnę jej wiele.
Obiecuję.
Jeśli jednak nie znajdziesz czasu, zrozumiem to. Niebawem wyjeżdżam, dlatego pomyślałam, że uda nam się pożegnać, lecz to nic nagłego. W ferworze obowiązków, doskonale wiem, że to niewiele znaczy, ale przepraszam.
Na pewno będę tęsknić, Sohvi.
W pobliżu twojego domu pojawił się świąteczny koziołek, julbock. W chwili, gdy spałeś, pozostawił pod twoją choinką prezent. Na dostrzeżonym pakunku mogłeś odnaleźć podpis:
Twoja uroda nie potrzebuje wprawdzie dodatkowych błyskotek, by zwracano na nią uwagę, kiedy znalazłem tę zawieszkę, wiedziałem jednak, że będzie pasowała do Ciebie idealnie. Nie pozwól Nikolaiowi wypić wina – za dużo na nie wydałem. Safír.
Podarkiem okazał się: zawieszka w kształcie jemioły oraz ekskluzywny alkohol (czerwone, wytrawne wino Nebbiolo).
W pobliżu twojego domu pojawił się świąteczny koziołek, julbock. W chwili, gdy spałeś, pozostawił pod twoją choinką prezent. Na dostrzeżonym pakunku mogłeś odnaleźć podpis: Dziękuję, że nie pozwoliłaś mi się rozpaść. Spokojnego i szczęśliwego Jul, spędzonego z tymi, którzy dostrzegają i doceniają Twoją magię. A.M.
Podarkiem okazała się: śnieżna lampka.
W pobliżu twojego domu pojawił się świąteczny koziołek, julbock. W chwili, gdy spałeś, pozostawił pod twoją choinką prezent. Na dostrzeżonym pakunku mogłeś odnaleźć podpis.
Moja przyjaźń jest trudna; stąd nie chcę życzyć Ci braku jakichkolwiek trudności. Życzę spokoju i siły, aby się w nich odnaleźć. E.
Podarkiem okazał się: medalion z runą gebo.
W pobliżu twojego domu pojawił się świąteczny koziołek, julbock. W chwili, gdy spałeś, pozostawił pod twoją choinką prezent. Na dostrzeżonym pakunku mogłeś odnaleźć podpis: Słowa kaleczą moją miłość do Ciebie. Są niedoskonałe, niezgrabne, przez co nie potrafią w pełni wyrazić moich uczuć. Piszę je z trudem, bowiem zdaję sobie sprawę z ich ułomności i mam nadzieję, że nie przeszkodzi Ci to w cieszeniu się prezentem. Jesteś moją siostrą, krwią z mojej krwi, choć nasze rodziny nie są spokrewnione. Każdego dnia dajesz mi to, co najlepsze. Pozostaje mi wierzyć, że jestem godna twojego oddania.
Podarkiem okazały się: ametystowe kolczyki.
W pobliżu twojego domu pojawił się świąteczny koziołek, julbock. W chwili, gdy spałeś, pozostawił pod twoją choinką prezent. Na dostrzeżonym pakunku mogłeś odnaleźć podpis:
Spójrz w nie i przypomnij sobie jak piękna jesteś. Ja o tym nie zapomniałam. G.
Podarkiem okazało się: lusterko Idunn.
całym sercem wierzę, że trzymasz się zdrowo i dopisuje Ci szczęście. Jeśli tylko znajdziesz dla mnie czas, błagam, przybądź choć na kwadrans. Potrzebuję Cię. Moje serce Cię potrzebuje.
Przemyślałam wszystko, ba - spakowałam już nawet część swoich rzeczy, chociaż… Nieporadnie. Obecnie gorzej jest mi się poruszać po mieszkaniu, kiedy nie ma w nim już tylu alternatyw do podparcia się. Wiem, że pewnie jesteś zajęta, ale proszę o drobną przysługę - wpadnij do mnie któregoś razu i pomóż mi poprzenosić pudła. Części rzeczy chcę się pozbyć, pewnie posłać do sierocińca (tam pewnie potrzebują ich bardziej) - mam w końcu trochę zbyt wiele przedmiotów (zawsze jest ich za dużo...), a nie chcę by Twój dom zamienił się w moją graciarnię. Myślałam nad wynajęciem do tej pracy jakiegoś mężczyzny, w końcu jesteśmy obie dość drobnymi kobietami, ale jeżeli zapakujemy wszystko na wózeczek, pewnie weźmiemy to na dwa czy trzy razy.
Jeżeli nic się nie zmieniło i wciąż chcesz mnie pod swoim dachem, oczywiście, ale ostatnia nasza rozmowa pozwoliła mi wierzyć, że wreszcie znajdę dla siebie miejsce na lata. Mam w głowie pewien pomysł, który pozwoli nam rozpocząć naszą współpracę uroczyście. Rzeźba będąca przeplatającą się mieszanką drewna i marmuru. Lisy z zawiniętymi dookoła siebie ogonami? Zniekształceni kochankowie w miłosnym uścisku? Drzewo, którego korzenie wbijają się w marmurowy piedestał? Sama nie wiem. Czuję po prostu, że powinnyśmy to zrobić.
Jestem bardzo szczęśliwa, mogąc na Ciebie liczyć. Wreszcie czuję, że w życiu zaczyna mi się układać.
Lotte Hansen
nie należę naturalnie do osób wielce przywiązanych do tradycji, a już z pewnością nie do pobożnych, toteż nie uznaję żadnych świąt jako odpowiedniego powodu do zarzucenia żerowania na szczęściu czy nieszczęściu moich biednych ofiar. Co nie oznacza jednak, że nie mogę uznać samego pojawienia się Twojego listu za powód do odejścia od maszyny do pisania. To chyba moment w którym zauważam miłe zaskoczenie, jakim okazał się dla mnie Twój list i w którym zgadzam się na spotkanie. Powinnam pewnie być wielce zła, że próbujesz wcisnąć się w grafik kobiety sukcesu z tak małym wyprzedzeniem, jednak przez wzgląd na naszą ostatnią rozmowę i zalężek sympatii, jaki można było po niej odczuć - nabiorę wody w usta i pozwolę sobie na brak komentarza. W końcu nie jestem bezmyślnym ormem, wiem, że nie możesz układać harmonogramów spotkań z kimś, kogo dopiero poznasz.
Połączmy przyjemne z pożytecznym. Powinnyśmy wybrać się do salonu Sørensenów, w związku z moim zboczeniem nakazującym patrzeć na ręce wszystkim tym wnukom i synkom wielmożnych członków Rady. Obiecuję jednak nie poświęcać całego czasu im, szczególnie, że towarzystwo Twoje wydaje się demonicznie wręcz przyjemniejsze.
Spotkajmy się w hallu salonu około godziny siedemnastej. Postaram nie spóźnić się niegodziwie.
I uracz męża informacją, że z pewnością wrócisz późno.
nie muszę mieć nawet nadziei, że miewasz się dobrze, jestem całkowicie przekonana, że lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Prawda?
Dotarły do mnie niesłychane wiadomości. Nie dowierzałam wręcz własnym uszom, ale niesłychane rzeczy dzieją się dziś na świecie. Ponoć nie śmierć, a dobry prawnik zakończył Twoje małżeństwo i cieszysz się stanem wolnym. Prawda to? Mam nadzieję, że odzyskana wolność smakuje lepiej niż greckie cytrusy. Może to dobry kierunek, by świętować?
Chyba, że rozpaczasz. Jak się z tym czujesz? Pytam z troski, oczywiście. Gdybyś potrzebowała rady, pamiętaj, że mam Cię w myśli.
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie