:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda
+5
Einar Halvorsen
Mistrz Gry
Amalia Stjernen
Sohvi Vänskä
Björn Guildenstern
9 posters
Prorok
16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 9:21
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
First topic message reminder :
Cały świat pulsował. Pulsował w rytm oddechów, w rytm szemrzącej krwi, w rytm poruszających się niespokojnie, nerwowo ciał. Pulsował obecnością żałobników zbierających się we wnętrzu wydrążonej w zboczu Gór Bardal grocie; napływających niezwykle licznie ku podnóżu masywu leśną ścieżką: bez lęku, z jedną tylko myślą – by ostatni raz pożegnać wybitną personę nauki, modląc się o to, aby kruki Odyna niosły jak daleko się tylko da mądrość zmarłego. To w tym miejscu, w Grobowcu Helligsted, swoistej świątyni pamięci – świątyni śmierci – której wnętrze od wieków gromadziło szczątki najznamienitszej i najbardziej zasłużonej części społeczności galdrów, na zawsze spocząć miała urna z resztkami Lauge Nørgaarda. Stała już na obsydianowym podwyższeniu, równie ciemna jak kamienny ołtarz pod nią, zdobiona jednak w cenne, połyskujące na jej wierzchu przedmioty, świadczące zarówno o bogactwie jego klanu, jak też samej jego osoby: posiadanej przez niego rozległej wiedzy magicznej i życiowej.
Odejście siedemdziesięciodwuletniego profesora i badacza starożytnych run uderzyło nie tylko w niespodziewającą się takiej tragedii rodzinę Nørgaarda, ale również w Radę oraz społeczność akademicką. Jego niebywałe zaangażowanie w życie społeczne adeptów Instytutu Eihwaz, w politykę widzących, w rozwój Midgardu i reszty magicznej Skandynawii budziło uznanie nawet w członkach nieprzychylnych Nørgaardom klanów, a jego dość nieoczekiwana niedyspozycja, która jedynie na chwilę wzbudziła zainteresowanie mediów nieco ponad dwa miesiące wcześniej i szybko została zapomniana, gdy żądni sensacji dziennikarze nie dotarli do żadnych mogących wywołać sensacyjne poruszenie mieszkańców, wywołała wśród galdrów bardziej wyczulonych na niezwykłe wydarzenia nieustającą falę paniki. Falę paniki rozbitą dopiero oficjalnym nekrologiem – wywołującą jednocześnie powstawanie kolejnych teorii, wśród których najgłośniej wybrzmiewała ta o oszustwie; o słabnących umiejętnościach przewidywania przyszłości przez wyrocznie z klanu Nørgaardów; o braku wiary w ich nieświadomość nadciągającej śmierci; o nieprzewidzeniu otwarcia bram Helheim dla Lauge Nørgaarda.
Cały świat, zawężający się obecnie do niedużej przestrzeni Grobowca Helligsted i rozległych leśnych terenów przed jego wejściem, pulsował nerwowością oczekiwania na rozpoczęcie uroczystości pogrzebowych. Pulsował zawieszonymi w nabożnej ciszy, niewypowiedzianymi przemyśleniami – w każdym bowiem kotłowały się skrajnie różne emocje, czekające wyłącznie na odpowiedni moment, by wydrzeć się na zewnątrz.
16.09.2000
Cały świat pulsował. Pulsował w rytm oddechów, w rytm szemrzącej krwi, w rytm poruszających się niespokojnie, nerwowo ciał. Pulsował obecnością żałobników zbierających się we wnętrzu wydrążonej w zboczu Gór Bardal grocie; napływających niezwykle licznie ku podnóżu masywu leśną ścieżką: bez lęku, z jedną tylko myślą – by ostatni raz pożegnać wybitną personę nauki, modląc się o to, aby kruki Odyna niosły jak daleko się tylko da mądrość zmarłego. To w tym miejscu, w Grobowcu Helligsted, swoistej świątyni pamięci – świątyni śmierci – której wnętrze od wieków gromadziło szczątki najznamienitszej i najbardziej zasłużonej części społeczności galdrów, na zawsze spocząć miała urna z resztkami Lauge Nørgaarda. Stała już na obsydianowym podwyższeniu, równie ciemna jak kamienny ołtarz pod nią, zdobiona jednak w cenne, połyskujące na jej wierzchu przedmioty, świadczące zarówno o bogactwie jego klanu, jak też samej jego osoby: posiadanej przez niego rozległej wiedzy magicznej i życiowej.
Odejście siedemdziesięciodwuletniego profesora i badacza starożytnych run uderzyło nie tylko w niespodziewającą się takiej tragedii rodzinę Nørgaarda, ale również w Radę oraz społeczność akademicką. Jego niebywałe zaangażowanie w życie społeczne adeptów Instytutu Eihwaz, w politykę widzących, w rozwój Midgardu i reszty magicznej Skandynawii budziło uznanie nawet w członkach nieprzychylnych Nørgaardom klanów, a jego dość nieoczekiwana niedyspozycja, która jedynie na chwilę wzbudziła zainteresowanie mediów nieco ponad dwa miesiące wcześniej i szybko została zapomniana, gdy żądni sensacji dziennikarze nie dotarli do żadnych mogących wywołać sensacyjne poruszenie mieszkańców, wywołała wśród galdrów bardziej wyczulonych na niezwykłe wydarzenia nieustającą falę paniki. Falę paniki rozbitą dopiero oficjalnym nekrologiem – wywołującą jednocześnie powstawanie kolejnych teorii, wśród których najgłośniej wybrzmiewała ta o oszustwie; o słabnących umiejętnościach przewidywania przyszłości przez wyrocznie z klanu Nørgaardów; o braku wiary w ich nieświadomość nadciągającej śmierci; o nieprzewidzeniu otwarcia bram Helheim dla Lauge Nørgaarda.
Cały świat, zawężający się obecnie do niedużej przestrzeni Grobowca Helligsted i rozległych leśnych terenów przed jego wejściem, pulsował nerwowością oczekiwania na rozpoczęcie uroczystości pogrzebowych. Pulsował zawieszonymi w nabożnej ciszy, niewypowiedzianymi przemyśleniami – w każdym bowiem kotłowały się skrajnie różne emocje, czekające wyłącznie na odpowiedni moment, by wydrzeć się na zewnątrz.
Zasady
● korzystanie z poniższej mechaniki jest nieobowiązkowe i może przynieść postaci zarówno pozytywne, jak negatywne skutki. Decyzja o rzucie kością nie podlega mimo to wybiórczości – niezależnie od wyniku, gracz ma obowiązek uwzględnić go w swoim poście;
● przy wydarzeniach losowych korzystamy z kości k6. Chcąc rzucić na spostrzegawczość, należy wybrać kość k100;
● gracz może rzucić zarówno na spostrzegawczość, jak i na wydarzenie losowe. Istnieją wydarzenia losowe, które podwyższają lub obniżają wartość spostrzegawczości;
● to, co postać zauważyła lub usłyszała zostanie opisane przez Proroka w następnej turze. Prosimy nie tworzyć własnych, wymyślonych informacji;
● jeśli postacie przyszły na pogrzeb razem, mogą rzucić jedną k6 na parę. Na spostrzegawczość (k100) każdy rzuca osobno;
● próg spostrzegawczości wynosi wstępnie 55. Oznacza to, że aby otrzymać plotkę, gracz jest zobowiązany do uzyskania większego lub równego wyniku, w który wliczane są również ewentualne dodatkowe punkty, płynące z posiadanych przedmiotów. Im wyższy wynik, tym większa szansa na unikatowe spostrzeżenie;
● plotkami postaci mogą się między sobą wymieniać, czy to podczas wydarzenia, gdy istnieje ku temu sposobność, czy w kolejnych, fabularnych rozgrywkach. Za przekazanie dowolnej, uzyskanej na pogrzebie pogłoski, będzie można uzyskać odznakę Wieść się niesie;
● o ilości uzyskanych PD decyduje aktywność gracza, w tym udzielanie się pod względem rzutów kością;
● gracz sam wybiera, w której turze chce rzucić, a w której nie decyduje się tego czynić. Można nie rzucać kością w jednej turze, natomiast wykonać to w turze następnej;
● posty, które nie będą uzupełnione po upływie 72 godzin, a użytkownik nie poinformował o swojej niedyspozycyjności administracji, będą usuwane. Usuwane będą też posty, które po upływie kolejnych 72 godzin (72 godziny podstawowego czasu + 72 godziny kolejnej tury) nie będą uzupełnione, nawet, jeśli gracz zgłosił nieobecność;
● przypominamy, że w przypadku misji nie obowiązuje limit słów, jednak wstawiane posty muszą mieć minimum 5 linijek na forum.
● przy wydarzeniach losowych korzystamy z kości k6. Chcąc rzucić na spostrzegawczość, należy wybrać kość k100;
● gracz może rzucić zarówno na spostrzegawczość, jak i na wydarzenie losowe. Istnieją wydarzenia losowe, które podwyższają lub obniżają wartość spostrzegawczości;
● to, co postać zauważyła lub usłyszała zostanie opisane przez Proroka w następnej turze. Prosimy nie tworzyć własnych, wymyślonych informacji;
● jeśli postacie przyszły na pogrzeb razem, mogą rzucić jedną k6 na parę. Na spostrzegawczość (k100) każdy rzuca osobno;
● próg spostrzegawczości wynosi wstępnie 55. Oznacza to, że aby otrzymać plotkę, gracz jest zobowiązany do uzyskania większego lub równego wyniku, w który wliczane są również ewentualne dodatkowe punkty, płynące z posiadanych przedmiotów. Im wyższy wynik, tym większa szansa na unikatowe spostrzeżenie;
● plotkami postaci mogą się między sobą wymieniać, czy to podczas wydarzenia, gdy istnieje ku temu sposobność, czy w kolejnych, fabularnych rozgrywkach. Za przekazanie dowolnej, uzyskanej na pogrzebie pogłoski, będzie można uzyskać odznakę Wieść się niesie;
● o ilości uzyskanych PD decyduje aktywność gracza, w tym udzielanie się pod względem rzutów kością;
● gracz sam wybiera, w której turze chce rzucić, a w której nie decyduje się tego czynić. Można nie rzucać kością w jednej turze, natomiast wykonać to w turze następnej;
● posty, które nie będą uzupełnione po upływie 72 godzin, a użytkownik nie poinformował o swojej niedyspozycyjności administracji, będą usuwane. Usuwane będą też posty, które po upływie kolejnych 72 godzin (72 godziny podstawowego czasu + 72 godziny kolejnej tury) nie będą uzupełnione, nawet, jeśli gracz zgłosił nieobecność;
● przypominamy, że w przypadku misji nie obowiązuje limit słów, jednak wstawiane posty muszą mieć minimum 5 linijek na forum.
Wydarzenia losowe: k6
1 – Och! Niepozorna staruszka, która znajduje się nieopodal w tłumie, najwyraźniej zasłabła. Dostrzegasz, jak zaczyna się chwiać. Kiedy zdecydujesz się pomóc chorowitej nieznajomej, otrzymasz plotkę niezależnie od wyniku k100, jednak w kolejnej turze, dostaniesz w zamian za to karę -10 do rzutu, ze względu na to, że opiekując się nią, byłeś zmuszony odsunąć się od zgromadzenia. Jeśli nie wykonałeś rzutu na spostrzegawczość, żaden z wymienionych efektów cię nie dotyczy;
2 – Nieważne, czy było to dziełem twojego zamiaru, czy nie, znalazłeś się blisko członków Kolegium Sprawiedliwości. Dostrzegasz, że szepczą pomiędzy sobą i rozglądają się, przeczesując spojrzeniem tłum. W przypadku, gdy otrzymałeś wynik poniżej 55, uznają, że niepokojąco się im przysłuchujesz i określają twoje zachowanie jako nieodpowiednie i wścibskie. Z kolei każdy wynik większy lub równy 55, gwarantuje ci bonus +15 do spostrzegawczości i tym samym możliwość zdobycia wyjątkowej informacji. Jeśli nie wykonałeś rzutu na spostrzegawczość, żaden z wymienionych efektów cię nie dotyczy;
3 – Do twoich uszu dociera uporczywe krakanie. Niewiele brakowało, a zjawiłbyś się spóźniony na uroczystości; co więcej, jesteś zmuszony chwilowo pozostać na uboczu. Przez całą drogę towarzyszyło ci niemiłe wrażenie, że stado kruków postanowiło cię śledzić – zwierzęta, niby przypadkiem, poruszały się z drzewa na drzewo za tobą, by w końcu osiąść pośród niskiej roślinności porastającej stok. Ze względu na niedogodne miejsce i hałaśliwe ptaki, otrzymujesz karę -10 do spostrzegawczości;
4 – Zobaczyłeś w pobliżu (dowolny, określony przez gracza NPC) osobę, której bardzo, bez względu na okoliczności, nie miałeś ochoty spotkać. Jeśli chcesz się bezpiecznie wycofać i zmienić miejsce, otrzymasz karę -15 do spostrzegawczości. W innym wypadku, nie otrzymujesz kary, jednak musisz liczyć się z ryzykiem interakcji w następnej turze z postacią, do jakiej nie żywisz sympatii;
5 – Zjawiając się na pogrzebie, czujesz przypływ zmęczenia (znużenia? Uzasadnionej senności, w związku z nadgodzinami w pracy?). Nie jesteś w stanie się skupić, stąd niezależnie od rzutu k100, nie otrzymujesz plotki. W zamian za to, wychwytujesz w tłumie tajemniczą, zakapturzoną postać. Niestety, zanim zdążysz o tym kogokolwiek poinformować, zauważony przez ciebie nieznajomy znika – a może był on jedynie wytworem twojego przemęczonego umysłu?
6 – Czy to... Tak, to nikt inny jak Vilda Engström, nieco zapomniana, lecz wciąż ekscentryczna pisarka kryminałów, znana z ciągnącej się latami, rozwodowej batalii z mężem. Kobieta jest pochłonięta rozmową ze swoją przyjaciółką, co gwarantuje ci bonus +10 do rzutu na spostrzegawczość. Uważaj jednak, gdyż w pobliżu będą krążyli dziennikarze Ratatoskra. Jeśli wykonasz cokolwiek godnego uwagi redaktorów tego czasopisma, możesz być pewny, że znajdziesz się w najnowszym wydaniu magazynu.
2 – Nieważne, czy było to dziełem twojego zamiaru, czy nie, znalazłeś się blisko członków Kolegium Sprawiedliwości. Dostrzegasz, że szepczą pomiędzy sobą i rozglądają się, przeczesując spojrzeniem tłum. W przypadku, gdy otrzymałeś wynik poniżej 55, uznają, że niepokojąco się im przysłuchujesz i określają twoje zachowanie jako nieodpowiednie i wścibskie. Z kolei każdy wynik większy lub równy 55, gwarantuje ci bonus +15 do spostrzegawczości i tym samym możliwość zdobycia wyjątkowej informacji. Jeśli nie wykonałeś rzutu na spostrzegawczość, żaden z wymienionych efektów cię nie dotyczy;
3 – Do twoich uszu dociera uporczywe krakanie. Niewiele brakowało, a zjawiłbyś się spóźniony na uroczystości; co więcej, jesteś zmuszony chwilowo pozostać na uboczu. Przez całą drogę towarzyszyło ci niemiłe wrażenie, że stado kruków postanowiło cię śledzić – zwierzęta, niby przypadkiem, poruszały się z drzewa na drzewo za tobą, by w końcu osiąść pośród niskiej roślinności porastającej stok. Ze względu na niedogodne miejsce i hałaśliwe ptaki, otrzymujesz karę -10 do spostrzegawczości;
4 – Zobaczyłeś w pobliżu (dowolny, określony przez gracza NPC) osobę, której bardzo, bez względu na okoliczności, nie miałeś ochoty spotkać. Jeśli chcesz się bezpiecznie wycofać i zmienić miejsce, otrzymasz karę -15 do spostrzegawczości. W innym wypadku, nie otrzymujesz kary, jednak musisz liczyć się z ryzykiem interakcji w następnej turze z postacią, do jakiej nie żywisz sympatii;
5 – Zjawiając się na pogrzebie, czujesz przypływ zmęczenia (znużenia? Uzasadnionej senności, w związku z nadgodzinami w pracy?). Nie jesteś w stanie się skupić, stąd niezależnie od rzutu k100, nie otrzymujesz plotki. W zamian za to, wychwytujesz w tłumie tajemniczą, zakapturzoną postać. Niestety, zanim zdążysz o tym kogokolwiek poinformować, zauważony przez ciebie nieznajomy znika – a może był on jedynie wytworem twojego przemęczonego umysłu?
6 – Czy to... Tak, to nikt inny jak Vilda Engström, nieco zapomniana, lecz wciąż ekscentryczna pisarka kryminałów, znana z ciągnącej się latami, rozwodowej batalii z mężem. Kobieta jest pochłonięta rozmową ze swoją przyjaciółką, co gwarantuje ci bonus +10 do rzutu na spostrzegawczość. Uważaj jednak, gdyż w pobliżu będą krążyli dziennikarze Ratatoskra. Jeśli wykonasz cokolwiek godnego uwagi redaktorów tego czasopisma, możesz być pewny, że znajdziesz się w najnowszym wydaniu magazynu.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 11:33
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 76
'k100' : 76
Björn Guildenstern
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 11:39
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
— Zejdź na ziemię, Järvelä — skarcił ją młody Guildenstern, wyraźnie podnosząc swój głos przy wejściu do grobowca, przed którym postanowił się na moment zatrzymać. Björn westchnął ostentacyjnie pod nosem, po czym dodał: — Znajdujesz się wśród cywilizowanych ludzi, a nie szamanów w lesie. — Przewrócił teatralnie oczami, sprawnie przedzierając się przez tłum żałobników i zatrzymując się gdzieś w połowie, by bez większego problemu móc obserwować pogrzeb Lauge Nørgaarda. Przez swoją nieobecność zdążył już zapomnieć, jak niektórzy członkowie klanów z Przymierza Środka potrafili być wyjątkowo nieznośni. Dla usprawiedliwienia najczęściej zrzucał to na karb nieodpowiednich metod wychowawczych — w końcu nie należało do tajemnic, że Järvelom, czego Mirjam była tutaj idealnym dowodem, brakowało elementarnej ogłady. Choć miał złudną nadzieję, że z powodzeniem udało mu się uwolnić od jej wątpliwego towarzystwa, w rzeczywistości Järvelä wcale nie zamierzała dziś odpuścić. Mógł przewidzieć, że skoro już go dopadła, to nie miała w swoich planach dać mu spokoju, dlatego kiedy tylko ją obok siebie zobaczył, skrzywił się z nieskrywanym niezadowoleniem na twarzy, nie potrafiąc zdecydować, czy wolał się z nią męczyć, czy dołączyć do rodziny stojącej nieopodal Nørgaardów — każdy przypadek był dla niego swego rodzaju osobistą udrękę. Ostatecznie postanowił jednak nie robić zamieszania, zwłaszcza gdy kapłan skarcił kilka osób, które znalazły się w centrum uwagi z nieznanego mu powodu.
— Wiesz, nie jestem szczególnie zaskoczony… — wyszeptał zgodnie z prawdą po chwili dłuższego namysłu, kątem oka zerkając na Mirjam. Choć Guildenstern nie znał jej zbyt dobrze, nie mógł wyzbyć się dziwnego wrażenia, iż miała w sobie coś z wyjątkowo rozkapryszonego i niesfornego dziecka, które najwyraźniej nie wiedziało, kiedy należy okiełznać swój uciążliwy charakter. Nie był tym jednak zdziwiony, biorąc pod uwagę różnicę wieku między nimi czy pozostawiające wiele do życzenia, szamańskie pochodzenie Järvelów. — Aż tak śledzisz moje poczynania w towarzystwie? — zapytał z przekąsem w głosie, przenosząc swój wzrok na kapłana i to, co działo się w głównej części grobowca. — Cóż, nie było mnie w Midgardzie. — Nie musiał się jej tłumaczyć, lecz skoro już zauważyła jego obecność, powinna była uświadomić sobie, że niemal wszyscy wiedzieli o stypendium Björna. Z tego, co powiedziała mu Bylgja, Ratatoskr zdołał umieścić informacje o jego wyjeździe, gdy tylko okazało się, że w przeciągu ostatniego roku dziedzic Guildensternów nie pojawił się na salonach ani razu. — A co, stęskniłaś się? — szepnął jej do ucha, nieznacznie się przy tym pochylając; zaraz jednak wrócił do swojej pozycji, przybierając już niemal kamienny wyraz twarzy.
— Wiesz, nie jestem szczególnie zaskoczony… — wyszeptał zgodnie z prawdą po chwili dłuższego namysłu, kątem oka zerkając na Mirjam. Choć Guildenstern nie znał jej zbyt dobrze, nie mógł wyzbyć się dziwnego wrażenia, iż miała w sobie coś z wyjątkowo rozkapryszonego i niesfornego dziecka, które najwyraźniej nie wiedziało, kiedy należy okiełznać swój uciążliwy charakter. Nie był tym jednak zdziwiony, biorąc pod uwagę różnicę wieku między nimi czy pozostawiające wiele do życzenia, szamańskie pochodzenie Järvelów. — Aż tak śledzisz moje poczynania w towarzystwie? — zapytał z przekąsem w głosie, przenosząc swój wzrok na kapłana i to, co działo się w głównej części grobowca. — Cóż, nie było mnie w Midgardzie. — Nie musiał się jej tłumaczyć, lecz skoro już zauważyła jego obecność, powinna była uświadomić sobie, że niemal wszyscy wiedzieli o stypendium Björna. Z tego, co powiedziała mu Bylgja, Ratatoskr zdołał umieścić informacje o jego wyjeździe, gdy tylko okazało się, że w przeciągu ostatniego roku dziedzic Guildensternów nie pojawił się na salonach ani razu. — A co, stęskniłaś się? — szepnął jej do ucha, nieznacznie się przy tym pochylając; zaraz jednak wrócił do swojej pozycji, przybierając już niemal kamienny wyraz twarzy.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 11:41
Mirjam Järvelä
Na słowa Guildensterna zmrużyła oczy w defensywnym przejawie zniesmaczenia, zaciskając drobne usta w płaską linię i unosząc nieznacznie brwi, jak gdyby tym gestem – pierwszą zapowiedzią jej szczerego cynizmu i uciążliwej złośliwości – chciała dać mu szansę na sprostowanie swoich poglądów. Björn westchnął jednak tylko, na co Mirjam fuknęła pod nosem, uśmiechając się cierpko, z niezbitą determinacją kontynuując wymianę zdań, która, niby drobne, pojedyncze kolce roślinnej łodygi, wbijała się w ciasną przestrzeń pomiędzy nimi, paliatywną żartobliwością na przemian łagodząc i wzbudzając zasiane przed laty ziarno opieszale, acz bezustannie kiełkującego konfliktu.
– Cóż to, czyżby przemawiały przez ciebie prymitywne uprzedzenia przodków? – odrzekła, przenosząc błękit spojrzenia na twarz mężczyzny, zastygłą w powściągliwym grymasie. – Twój brak szacunku jest godny politowania, Guildenstern, choćby z odpowiedzialności za własne nazwisko nie powinieneś puszczać się na spekulacje powyżej swojej intelektualnej pojemności. – fuknęła z przekąsem, przechodząc wzdłuż meandrycznych korytarzy skalistego grobowca, na chwilę odwracając tylko głowę ku feerycznemu zamieszaniu przy wejściu, spomiędzy szemrzących szeptów i ukradkiem wymienianych zdań wyłapując również wydarty z głębi gardła okrzyk nieznajomego głosu, ten przycichł jednak zaraz, oddalając się echem, co moment słabszym, wątlejszym, odpływającym od umysłowej świadomości, niby statek, który gnany wybrzuszonymi falami błękitnego morza, znika za niewyraźną linią horyzontu.
– Ciężko je przeoczyć. – mruknęła, przewracając oczami i mimowolnie podążając za spojrzeniem Björna ku stojącemu w głównej części grobowca kapłanowi, wyraźnie sfrustrowanemu rozgardiaszem, jaki zapanował wewnątrz Helligsted. – Ludzie gadają. – szepnęła zaraz, tym razem nie unosząc się już na palcach, a spoglądając tylko na mężczyznę z szyderczym przejawem triumfu, jaki momentalnie roziskrzył się w jej sercu. Zdawała sobie poniekąd sprawę z własnej, teatralnie wypracowanej wścibskości charakteru, kociej ciekawości, która wdzierała się w każdy aspekt jej życia, zacierając widoczne niegdyś granice pomiędzy tym, co prawdziwe, a tym, co na potrzeby starannie wykreowanego przedstawienia inkorporowała w swoją osobowość, mimo to zachowała i hołubiła w duszy nikczemny kontekst swego charakteru, który nakazywał jej wieść prym w każdej interakcji, zdobywać przewagę w sposób zaplanowany, bystry, wyważony – choćby w międzyczasie miała poświęcić jakiś atrybut swojego dobrego imienia w towarzystwie mężczyzn o dumnych i nużących personaliach.
– Przeceniasz się, tęsknota to za dużo powiedziane. – odparła, pozwalając by kącik jej ust drgnął w kpiącym przejawie gorzkiej, pozornie uprzejmej żartobliwości. – Ciekawość byłaby, zdaje się, bardziej odpowiednim słowem, choć i wówczas nadwyrężałabym je poza ogólnie przyjętą definicję. – przeniosła wzrok z bladej, słabo oświetlonej twarzy Guildensterna, z powrotem na stłoczoną wewnątrz grobowca ciżbę ludzkich ciał. – Długie nieobecności rzucają się w oczy. – wzruszyła lekko ramionami, przybliżając się do Björna. – Ostatnimi czasy doszły mnie słuchy, nawet nie plotki, a raczej niewypowiedziane głośno domysły, że z miasta wygnała cię miłość i to nie taka, którą chciałoby się przedstawić rodzicom. – ściszyła głos do konspiracyjnego szeptu, wzrok utrzymując jednak butnie na zgarbionej postaci kapłana.
Sohvi Vänskä
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 11:43
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
– Bez względu na ilość naiwnych głów chylących się w uznaniu jego wersji prawdy, bogini Hel oddaje mu, mam nadzieję bolesną, sprawiedliwość w Nilfheimie. Zaufaj jej – odparła, licząc, że myśl o tym przyniesie jej choć cień pocieszenia. – Z Midgardu wkrótce zetrze go niepamięć; człowieka jego pokroju nie czeka nic więcej.
Jakkolwiek nie zwykła narzekać, kiedy w otoczeniu zachodziły rzeczy nieprzewidziane, niezależnie od stopnia ich nieobyczajności ani gwałtu, z jakim profanowały zaplanowaną wzniosłość okoliczności, obecne zamieszanie zadrażniło jej nerwy. Podtrzymała potrąconą Lailę delikatnie, póki nie odzyskała równowagi, zaduszając przekleństwo w linii zaciśniętych na chwilę ust; wtedy właśnie, unosząc surowe spojrzenie ponad ramię towarzyszki, dojrzała mężczyznę, być może w innym wypadku zupełnie niepodejrzanego, gdyby nie zawistny wyraz jego twarzy, grymas nienawistnego gniewu wykrzywiający wargi i rozognione spojrzenie, zaglądające w tłum za uciekającym złodziejem. Pieczęć Lokiego łysnęła z bladego wnętrza dłoni, kiedy delikwent spostrzegł, że jest obserwowany – Sohvi przyjrzała się uważnie twarzy ślepca, nagle odmienionej pod wpływem ciężaru jej uważnego, odczutego już przezeń intuicyjnie, wejrzenia. Klingi ich źrenic starły się na ułamek sekundy; zniknął zaraz potem jej z oczu, zakryty czarną masą kilku zbitych ze sobą sylwetek, które wsunęły się w dystans między nimi. Przychodząc do siebie, potrzebowała chwili, by przypomnieć sobie ostatnie słowa towarzyszki i ugruntować się z powrotem w trwającej sytuacji – w pierwszej chwili chciała podzielić się z nią swoim spostrzeżeniem, jednak kiedy zakotwiczyła znów uwagę na drobnej, filigranowej fizjonomii, zmieniła zdanie; przymknęła uchylane już wargi, układając je w ciepły uśmiech, maskujący ślady nagłego roztargnienia. Również okazywana przed chwilą chłodna surowość rozpłynęła się jakby pod dotykiem uświadomionej znów sobie obecności dziewczęcia.
– Słodzisz mi, kochana, jak zawsze, a potem stado rozkapryszonych kobiet śmie pisać mi marudne listy, że nie poświęciłam im wystarczająco uwagi, bo znów skradła mnie ta śliczna, mała Westberg – oznajmiła, dorzucając do łagodności głosu żartobliwą nutę pretensji. Miały może w tych wytaczanych przeciw niej zarzutach trochę racji, Sohvi pozostawała jednak niezmiennie bezsilna wobec przyciągającego uroku Laili, ilekroć ta pojawiała się wśród, zazwyczaj typowo mdłego, salonowego towarzystwa. Tym większą bezradność odczuwała tylko, gdy widziała ją w coraz gorszym stanie po jej zamążpójściu; na widok jej tak nagle gasnącego usposobienia bliska była zawstydzającej wręcz desperacji, by jakkolwiek przywrócić jej choć nietrwałą cząstkę wcześniejszej niewinnej radości, przyprawić o najsłabszy choć, seraficzny uśmiech bądź zdrowy rumieniec, który pozwoliłby jej wierzyć, że jeszcze nie zatraciła się całkiem.
– Z największą przyjemnością wproszę się do was w najbliższym czasie – przystała na propozycję bezpardonowo, zaraz tłumacząc zręcznie swoją czelną śmiałość: – Chciałabym zobaczyć twoje najświeższe dzieła, jeśli pozwolisz. Zawsze wprawiają mnie w przyjemny stan zainspirowania, a ostatnio coś zupełnie nie pozwala mi się skupić w mojej pracowni, to frustrujące. – Istniały z pewnością łatwiejsze sposoby rozwiązania tej sytuacji, Sohvi jednak stanowczo odsuwała od siebie pomysł rezygnacji ze spotkań z Mirjam.
Jakkolwiek nie zwykła narzekać, kiedy w otoczeniu zachodziły rzeczy nieprzewidziane, niezależnie od stopnia ich nieobyczajności ani gwałtu, z jakim profanowały zaplanowaną wzniosłość okoliczności, obecne zamieszanie zadrażniło jej nerwy. Podtrzymała potrąconą Lailę delikatnie, póki nie odzyskała równowagi, zaduszając przekleństwo w linii zaciśniętych na chwilę ust; wtedy właśnie, unosząc surowe spojrzenie ponad ramię towarzyszki, dojrzała mężczyznę, być może w innym wypadku zupełnie niepodejrzanego, gdyby nie zawistny wyraz jego twarzy, grymas nienawistnego gniewu wykrzywiający wargi i rozognione spojrzenie, zaglądające w tłum za uciekającym złodziejem. Pieczęć Lokiego łysnęła z bladego wnętrza dłoni, kiedy delikwent spostrzegł, że jest obserwowany – Sohvi przyjrzała się uważnie twarzy ślepca, nagle odmienionej pod wpływem ciężaru jej uważnego, odczutego już przezeń intuicyjnie, wejrzenia. Klingi ich źrenic starły się na ułamek sekundy; zniknął zaraz potem jej z oczu, zakryty czarną masą kilku zbitych ze sobą sylwetek, które wsunęły się w dystans między nimi. Przychodząc do siebie, potrzebowała chwili, by przypomnieć sobie ostatnie słowa towarzyszki i ugruntować się z powrotem w trwającej sytuacji – w pierwszej chwili chciała podzielić się z nią swoim spostrzeżeniem, jednak kiedy zakotwiczyła znów uwagę na drobnej, filigranowej fizjonomii, zmieniła zdanie; przymknęła uchylane już wargi, układając je w ciepły uśmiech, maskujący ślady nagłego roztargnienia. Również okazywana przed chwilą chłodna surowość rozpłynęła się jakby pod dotykiem uświadomionej znów sobie obecności dziewczęcia.
– Słodzisz mi, kochana, jak zawsze, a potem stado rozkapryszonych kobiet śmie pisać mi marudne listy, że nie poświęciłam im wystarczająco uwagi, bo znów skradła mnie ta śliczna, mała Westberg – oznajmiła, dorzucając do łagodności głosu żartobliwą nutę pretensji. Miały może w tych wytaczanych przeciw niej zarzutach trochę racji, Sohvi pozostawała jednak niezmiennie bezsilna wobec przyciągającego uroku Laili, ilekroć ta pojawiała się wśród, zazwyczaj typowo mdłego, salonowego towarzystwa. Tym większą bezradność odczuwała tylko, gdy widziała ją w coraz gorszym stanie po jej zamążpójściu; na widok jej tak nagle gasnącego usposobienia bliska była zawstydzającej wręcz desperacji, by jakkolwiek przywrócić jej choć nietrwałą cząstkę wcześniejszej niewinnej radości, przyprawić o najsłabszy choć, seraficzny uśmiech bądź zdrowy rumieniec, który pozwoliłby jej wierzyć, że jeszcze nie zatraciła się całkiem.
– Z największą przyjemnością wproszę się do was w najbliższym czasie – przystała na propozycję bezpardonowo, zaraz tłumacząc zręcznie swoją czelną śmiałość: – Chciałabym zobaczyć twoje najświeższe dzieła, jeśli pozwolisz. Zawsze wprawiają mnie w przyjemny stan zainspirowania, a ostatnio coś zupełnie nie pozwala mi się skupić w mojej pracowni, to frustrujące. – Istniały z pewnością łatwiejsze sposoby rozwiązania tej sytuacji, Sohvi jednak stanowczo odsuwała od siebie pomysł rezygnacji ze spotkań z Mirjam.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 11:52
Inge Hallström
Powinni.
Zamknęli.
Szczęśliwie znalazłam wyjście.
Opary wesołości trwały w niezatartym skłóceniu z ogólnym patosem pogrzebu - zresztą, nie tylko one - liczne pazury szeptów tworzyły rysy na nieskalanym zamyśle ceremonii, ostatniej, symbolicznej podróży, jaką miała odbyć w tym świecie osoba Laugego Nørgaarda. Myśli, dotyczące Hallströmów - oscylowały tylko i wyłącznie w pogardzie. Oczami wyobraźni widziała ojca oraz stającą, posłusznie, tuż obok - w cieniu - matkę, wypełniający sumiennie każdy, nałożony konwenans. Wiedziała, że tutaj byli, gdzieś, skryci, poza zasięgiem wzroku. Fałszywe wyrazy współczucia, fałszywa troska, jedna, wielka kakofonia obłudy. Cieszyła się, że jest wolna - że wstydzą się jej istnienia, które wbija się w ich świadomość jak gdyby parszywa drzazga. Obawiali się, zapewne, czy przyjdzie, czy znowu przyniesie ze sobą swąd wstydu, niczym kolejną, ich zdaniem niesłuszną plagę. Nienawidziła ich - za liczne, prawione kłamstwa, za chęć kontroli nad każdą składową istnienia, za idiotyzmy zrzucanych na jej kark obowiązków. Odrzuciła, ich zdaniem, dar urodzenia się w szanowanej rodzinie. Dar bogactwa, dar wyniosłości arystokracji. Żałosne. Byli żałośni. Odrzuciła parodię, obrazę, którą chcieli jej życiu nadać, którą nadawali, wszystkim kolejnym istnieniom kobiet w konserwatywnych klanach.
Posądzona o złodziejskie zamysły, nie ustąpiła - krucze szpony nadal wbijały się w ramię Svena, a dziób atakował przy każdym, mało subtelnym ruchu. Oddalili się - dopiero wtedy sfrunęła na ziemię, niemniej, nawet teraz, nie dała Tordenskioldowi wytchnienia. Złoto błysnęło w paciorkowatych, natychmiast zazdrosnych ślepiach. Wyrwała część połyskującej roślinki, która przypominała mech, odznaczając się wyjątkową - i słusznie drogocenną barwą. Wiedziała, że żywe złoto, mimo, że nie jest kruszcem, stanowi ceniony składnik, za który alchemicy są w stanie dać sporą sumę. Ceniony i równie rzadki, niezwykle trudny do zdobycia, konieczny do sporządzenia niektórych mikstur.
Zatrzymała się, bojowo, z kępką rośliny w dziobie, patrząc wyzywająco na swojego ludzkiego towarzysza. Nikt nie powiedział, że zgarnie tę zdobycz łatwo. Nikt nie powiedział, że będzie w końcu posłuszna.
Gość
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 11:53
GośćGość
Gość
Gość
Irytacja nawarstwiała się z każdą kolejną sekundą. Serce drżało, a oddech spłycał się, bowiem nie chciał tu być. Przebywanie w gronie fałszywców, za których ich miał - przyczyniał się do bezapelacyjnego poczucia niesprawiedliwego dysonansu, jakim karmił się z każdą kolejną sekundą. Wiedział jednak, że musi jeszcze wytrzymać, nim opuści grobowiec. Nie chciał, by jego matka miała mu za złe to, że wymknął się za wcześnie.
Inge musiała wiedzieć, że złość przejmuje nad nim kontrole. Oddech spłycał się, a wzrok wędrował po towarzystwie, ignorując pełne podłości ptaszysko. Ironia. Pragnął jej towarzystwa, a jednocześnie zamierzał zmusić ją do zniknięcia. Złościła go, dręcząc i pozbawiając wszelkich złudzeń o doskonałości, gdyż pozostawiała znamiona na tafli ciała.
- Ostrzegam cię - warknął przez zaciśnięte zęby, chcąc strącić z ramienia, a kiedy to osiągnął - pokręcił z dezaprobatą głową. Nie zdążył jednak zareagować.
Kurwa, jakiż był dzisiejszego dnia ospały
i rozleniwiony w obliczu każdej podejmowanej decyzji. Gdyby kazano mu przysiąc, że bogowie odwrócili się od niego - ugiąłby się bez zastanowienia, byle kruk odleciał.
- Zagarnij to sobie... Śmiało... Pieprzona złodziejka - zaklął ostro, ale uwagę Svena przyciągnęła rozmowa, której nie rozumiał.
Słowa wydawały się irracjonalnie cudaczne. Pełne niejasności i domysłów, którymi gotowy był podzielić się z...
Nie.
Tym razem będzie to słodką tajemnicą.
Inge musiała wiedzieć, że złość przejmuje nad nim kontrole. Oddech spłycał się, a wzrok wędrował po towarzystwie, ignorując pełne podłości ptaszysko. Ironia. Pragnął jej towarzystwa, a jednocześnie zamierzał zmusić ją do zniknięcia. Złościła go, dręcząc i pozbawiając wszelkich złudzeń o doskonałości, gdyż pozostawiała znamiona na tafli ciała.
- Ostrzegam cię - warknął przez zaciśnięte zęby, chcąc strącić z ramienia, a kiedy to osiągnął - pokręcił z dezaprobatą głową. Nie zdążył jednak zareagować.
Kurwa, jakiż był dzisiejszego dnia ospały
i rozleniwiony w obliczu każdej podejmowanej decyzji. Gdyby kazano mu przysiąc, że bogowie odwrócili się od niego - ugiąłby się bez zastanowienia, byle kruk odleciał.
- Zagarnij to sobie... Śmiało... Pieprzona złodziejka - zaklął ostro, ale uwagę Svena przyciągnęła rozmowa, której nie rozumiał.
Słowa wydawały się irracjonalnie cudaczne. Pełne niejasności i domysłów, którymi gotowy był podzielić się z...
Nie.
Tym razem będzie to słodką tajemnicą.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 11:56
Valkyria Oldenburg
Śmierć nie była jej obca. Nawiedzała ją w wizjach na jawie, w snach, jak również w prawdziwym życiu. Bywało, że dotykała jej osobiście i chociaż zdawać by się mogło, że jest w stanie ją przewidywać - wciąż nie przestawała jej zaskakiwać. Była jak przyczajona pośród listowia żmija, która atakowała zawsze, gdy się tego najmniej spodziewała. Nawet, gdy widziała lub przeczuwała jej nadejście... Tym razem jej ukąszenie było nie tylko niespodziewane, ale również wyjątkowo bolesne. Przez chwilę. Pomimo całego swojego zwyczajowego opanowania, wieść o odejściu profesora Lauge Nørgaarda wybiła ją z codziennego rytmu. Całkowicie rozproszona, przez wiele godzin nie potrafiła zebrać myśli i podejść do zaistniałej sytuacji tak, jak wypadało to zrobić wyroczni: z umysłem czystym i wolnym od uprzedzeń. Niepokojące milczenie Norn i brak jakiegokolwiek ostrzeżenia odnośnie tej tragedii przyprawiał ją o dreszcze. Tym gorsze i trudniejsze do zniesienia, gdyż znała Nørgaarda osobiście i na przestrzeni lat, szczególnie tych poświęconych na naukę w Eihwaz, zdążyła go sobie utrwalić w pamięci jako mężczyznę rezolutnego, zdecydowanie godnego naśladowania w sferach naukowych. Przede wszystkim jednak jako dobrego nauczyciela i przewodnika po zawiłościach świata run, w którym jej także przyszło się obracać.
Na pogrzeb przybyła bez konkretnego powodu. Było ich ostatecznie zbyt wiele i żaden nie zasługiwał na szczególne wyróżnienie, więc w ogóle nie zaprzątała sobie tym głowy. Przez wzgląd na spojrzenia, jakie rzucano tego dnia wyroczniom, również tym z klanu Nørgaard, wolała trzymać się na uboczu. Przystanęła obok drzew, na lekkim wzniesieniu i po prostu obserwowała otoczenie, przysłuchując się w milczeniu plotkom oraz słowom jarla. Nad pierwszymi starała się na razie za nadto nie zastanawiać, zaś drugie przyjmowała z pewnym pobłażaniem. Nie istniała żadna dobra wymówka, jaką wyrocznie mogłyby się w tej sytuacji posłużyć, tak jak nie istniał żaden konkretny powód, dla którego miałyby przewidzieć stratę męża, ojca lub dziadka. Nieznane były wyroki boskie, czyż nie?
Valkyria prześlizgiwała się wzrokiem po kolejnych twarzach, na żadnej nie skupiając się zbyt długo. Wolała nie ściągać na siebie uwagi, chociaż, jak widać, z marnym skutkiem... Obecność Ariego manifestowała nie tylko sama rosła sylwetka, która pojawiła się w końcu u jej boku, ale także pewna specyficzna energia, której nie potrafiła i chyba nie chciała tak naprawdę określić. Tak samo jak nie była w stanie doszukać się w jego zachowaniu czy stosunku do niej jakiegokolwiek wzorca, który pomógłby jej zrozumieć dlaczego i w jakim celu jest względem niej taki, jaki jest. Ta niepewność napawała ją zazwyczaj umiarkowaną irytacją i czymś na wzór lęku. Wywoływał w jej głowie mętlik, ilekroć pojawiał się na horyzoncie.
— Uważam — odparła lakonicznie i sięgnęła do szyi, by poprawić poły płaszcza. Zaraz potem zerknęła na Bergdahl'a, a choć nie odwzajemniła jego uśmiechu, w jej oczach nie kryła się też żadna wrogość. Przyjęła jego towarzystwo i opinię ze spokojem.
— Ale uważam też, że ich pamięć o nim nie jest złudzeniem — mruknęła i skinęła na grupkę młodzików, ściśniętych niedaleko. Wciąż będąc w niejakim szoku, dyskutowali na temat instytutu i prowadzonych przez Nørgaarda zajęć, co sugerowało, że byli jego studentami. — Przynajmniej na razie — dodała, przekrzywiając głowę i ponownie skupiła swoją uwagę na Arim.
Nie zapytała co tutaj robił, choć takie pytanie cisnęło jej się na usta. Nie skrytykowała go, ale przyjrzała się mu nieco wnikliwiej. Ostatecznie zmarszczyła brwi.
— Dobrze się czujesz?
Amalia Stjernen
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 11:56
Amalia StjernenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 27 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : prezenterka radiowa/cukiernik amator (po godzinach)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : krytyk (I), złotousty (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Amalia zauważyła pozdrowienie znajomego, ale chociaż chciała podejść bliżej, nie zrobiła tego. Nie chciała przeszkadzać, to raz, a dwa, nie chciała robić szumu, przemieszczając się w inne miejsce. Skierowała swój wzrok ponownie w kierunku przemawiających i skupiła się ich słowach.
Ludzie szeptali, ale Stjernen zdawała się już tym nie przejmować. Bardzo ciekawiło ją to, co wcześniej usłyszała i zastanawiała się, ile w tym wszystkim jest prawdy. Ludzie lubili gadać, a prawda z plotkami łączyła się zawsze w całość. Niemniej jednak postanowiła nie bagatelizować usłyszanych wieści i skonsultować się z innymi, czy także nie dowiedzieli się czegoś ciekawego. To było zastanawiające.
Kiedy poproszono o spokój, Amalia stwierdziła, że dobrze zrobiła nie wdając się w rozmowy z innymi. Czułaby się źle, gdyby była jedną z tych napominanych osób. Ona nie przyszła przeszkadzać, zdecydowanie nie. Ktoś inny za to ewidentnie zakłócał spokój. Widziała jak starał się uciec, ale został złapany.
Kobieta skupiła się na dalszej części uroczystości i wraz z innymi zgromadzonymi osobami ruszyła dalej, w procesji do wnętrza góry, gdzie miały spocząć szczątki zmarłego.
Amalia poczuła, że drży. Nie wiedziała, czy to złe przeczucie, czy po prostu chodziło o miejsce, w którym się znalazła. Przez chwilę zaczęła żałować, że tam była, ale postanowiła sobie, by nie okazywać lęku. Zastanawiała się, czy inni też czują się nieswojo. Może i nie powinna chodzić na pogrzeby. Przywoływały wiele wspomnień, niestety głównie te złe. Mimo to przyszła, wbrew sobie, ale jednak. Wzięła kilka głębokich oddechów i mówiła sobie, że będzie dobrze.
Ludzie szeptali, ale Stjernen zdawała się już tym nie przejmować. Bardzo ciekawiło ją to, co wcześniej usłyszała i zastanawiała się, ile w tym wszystkim jest prawdy. Ludzie lubili gadać, a prawda z plotkami łączyła się zawsze w całość. Niemniej jednak postanowiła nie bagatelizować usłyszanych wieści i skonsultować się z innymi, czy także nie dowiedzieli się czegoś ciekawego. To było zastanawiające.
Kiedy poproszono o spokój, Amalia stwierdziła, że dobrze zrobiła nie wdając się w rozmowy z innymi. Czułaby się źle, gdyby była jedną z tych napominanych osób. Ona nie przyszła przeszkadzać, zdecydowanie nie. Ktoś inny za to ewidentnie zakłócał spokój. Widziała jak starał się uciec, ale został złapany.
Kobieta skupiła się na dalszej części uroczystości i wraz z innymi zgromadzonymi osobami ruszyła dalej, w procesji do wnętrza góry, gdzie miały spocząć szczątki zmarłego.
Amalia poczuła, że drży. Nie wiedziała, czy to złe przeczucie, czy po prostu chodziło o miejsce, w którym się znalazła. Przez chwilę zaczęła żałować, że tam była, ale postanowiła sobie, by nie okazywać lęku. Zastanawiała się, czy inni też czują się nieswojo. Może i nie powinna chodzić na pogrzeby. Przywoływały wiele wspomnień, niestety głównie te złe. Mimo to przyszła, wbrew sobie, ale jednak. Wzięła kilka głębokich oddechów i mówiła sobie, że będzie dobrze.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:07
Ari Bergdahl
Zmęczenie dopadało bezszelestnie, niepostrzeżenie atakowało każdy fragment trzymającego się jeszcze na nogach ciała. Osaczało zupełnie bezgłośnie, wprawiając umysł w nielitościwy stan niewiedzy, w którym do końca sam nie był pewien, co istnieje, a co nie, i co więcej, owy bezustannie przecież trwający brak rozeznania sprawiał, że męczyło go niemal wszystko, co nie było nim, tym bardziej, iż zdawał się w tym całym systemie już zupełnie nie rozumieć, co tak naprawdę winien uważać za siebie. Męczyły go te wszystkie głosy i rozrywające spokój szepty, wyraźnie wybijające się w jego jaźni zbytecznie silnym swym dźwiękiem, napawając słuchową nadwrażliwością na każdy szarpiący go od wewnątrz bodziec. Czuł poirytowanie i złość, wrastające w głąb niego i przeciekające na zewnątrz, jawiące się w ciemni oczu, które w tej chwili chciałby jedynie zamknąć.
Tymczasem trwał tutaj, uwięziony w tym wszystkim, czego od niego wymagano, jednocześnie będąc zupełnie świadom dogłębnej obserwacji każdego jego posunięcia, każdej rysy jawiącej się na pogardzanym przez resztę zebranych w grobowcu członków klanu, zbytecznie zuchwałym w swej samotności i wyparciu synu Oddbjørna. Trwał w niemym milczeniu odwdzięczając się im tym samym. Z wrastającym napięciem ostrego, agresywnego i cynicznego nadwyraz uśmiechu, szczelnie zamkniętym pomiędzy wargami. Może nawet, gdyby tylko czuł się choć trochę lepiej, ten roztaczający się wokół, wszechobecny zapach śmierci mógłby go uczynić nawet w pewien sposób chociaż sentymentalnym. Tyle, że ciężko od człowieka, który śpi dziennie jakieś cztery godziny wymagać jeszcze bycia sentymentalnym. On widzi rzeczy takimi, jakimi są. Pustymi, ohydnymi i zupełnie nic nie wartymi. Jak wszystkie te, wyszarpane z głębi jaźni rozrzucone i zupełnie niespójne myśli i wspomnienia niemych statystów, które przepływają weń z darem martwego oka.
A mimo to, jest coś, co sprawia, iż wyrywa się z tego błędnego koła zmieszanych z innymi własnych myśli. Przebiegający w pobliżu złodziej, zatrzymany przez Kruczą Straż, którego lico stara się dogłębnie w swych myślach zapamiętać, jakoby coś podpowiadało mu, że tak trzeba. A ponad to wszystko dostrzeżenie stojącej w pobliżu Valkyrii, jednej z niewielu osób, które darzy jakimś dziwnie irracjonalnym strzępem niesprecyzowanej zupełnie przyjaźni, podyktowanej być może tą wcześniejszą z jej zmarłym, spaczonym niemal, jak on sam, mężem. Przyjaźni, która w tych wszystkich zaistniałych dogodnych uprzednio warunkach każe mu teraz, w jakiś paradoksalny i niewyjaśniony sposób czuwać nad nią samą. Czyni w jej kierunku kilka kroków, przystając u jej boku, by ledwie na moment utkwić swoje spojrzenie prosto i pewnie w jej oczach z intensywnością psychopaty, którego obecności podkreśleniem zdaje się być wykwitający na jego licu cień ledwie zarysowanego z blizn uśmiechu.
- Dzisiaj pamiętają. Będą pamiętać jeszcze jakiś czas, marną chwilę, krótszą, bądź dłuższą, by koniec końców pogrzebać go głęboko, by nie wyciągnął po nich swoich martwych rąk. Czasem lepiej jest zachować dystans, zamknąć myśli, by nie przyciągać energii zmarłego - słowa zdają się być nad wyraz rzeczowe, przenikliwie trafne w otaczającej ich rzeczywistości. Bo czyż nie ciągłe myślenie o tych, których już nie ma, nie sprawia, że ci nie mogą odejść i zaznać spokoju? Wątpił, by tego chcieli. Wgłębia się uważnie w trwającą pomiędzy nimi rozmowę, roztrząsa w ciszy każde rzucone słowo, każdy najmniejszy fragment, który stanowi jakiś obraz całości, bez zarzutu wprawiając jego umysł w zaciekawienie samą jego osobą, a bynajmniej prowadzoną przez niego pracą. Może nawet przechodzi mu przez myśl, by ich zaczepić, dowiedzieć się więcej, może złapać po pogrzebie. Wyciągnąć wszelkie z nich informacje w ten, czy inny sposób.
Na rzucone przez Val pytanie o stan samopoczucia machinalnie wręcz marszczy brwi w wyrazie przechodzącego przez jego lico zaskoczenia, może w pewien sposób jakiegoś przypływu swego rodzaju gniewu, jak gdyby uważał owe pytanie za jakiś nietakt. Jak gdyby kobieta miała w swym zamiarze uzmysłowienie mu i cholerne podkreślenie i wyciągnięcie na wierzch tego, iż wygląda niczym ktoś, kogo mogliby tu pochować, bo w końcu łatwo by było się pomylić. Gdzieś z głębi świadomości przepływa przez niego obraz, który jeszcze przed przyjściem tu widział w lustrze. Obraz niemal nieżywej twarzy, która zamiast worków pod oczami miała wielkie, głębokie i cieniste wgłębienia, a same oczy wyglądały tak, jakby zapadły się w głąb czaszki.
- Nie spałem. Od wczoraj. Od tygodnia. Sam nie wiem - rzuca krótko, skupiając swoje spojrzenie na urnie z prochami Nørgaarda, odczekując chwilę i gestem dłoni, w dżentelmeńskiej manierze przepuszczając Val przed siebie, podążając za żałobnikami.
Eitri Soelberg
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:12
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Działanie było szybkie, niemalże zupełnie odruchowe – bieg pomiędzy żałobnikami dość krótki, gdyż schwytanie sprawcy zamieszania jednak nie było aż tak trudne. Nie udało mu się wywinąć z zasadzki zastawionej przez Kruczych. Cokolwiek chciał ukraść, zrobił to na tyle nieudolnie, że wpierw dostrzegła go niepozorna staruszka, a następnie doczekał się sporej grupy funkcjonariuszy depczących mu po piętach. Eitri dopiero po czasie zrozumiał, że do niego oraz do brata dołączył Finnurson. Idealne wyczucie czasu – z rzadka powątpiewał w umiejętności swoich towarzyszy.
Słowa wyrzucone przez złodziejaszka wywołały jedynie lekki uniesienie kącika ust, po którym pojawił się kwaśny grymas – Soelberg słyszał w swym życiu wiele więcej gróźb, które potrafiły jeszcze mocniej zadziałać na człowieka, niż liche wymówki podrzędnego przestępcy. Być może nerwowa atmosfera pogrzebu, potęgowana szeptami, wyrywającymi się z tłumu oraz podsycana dodatkowo dziwnym zachowaniem niektórych gości, mogła kusić, by układać w głowie teorie spiskowe, jednak Kruczy nie powinni nigdy przedkładać majaków nieznajomego ponad racjonalne rozeznanie w sprawie. Na chwilę obecną nic jednoznacznie nie wskazywało na zagrożenie.
– Póki nie wymyślisz czegoś godnego uwagi, powinieneś milczeć – rzucił w stronę kieszonkowca.- Nie ma konkretów, nie ma litości… – Eitri z rzadka uginał się pod naporem czyichkolwiek słów, a zwłaszcza ludzi, którzy kpili sobie z prawa. Owszem, rozmawiał, jednak tylko wtedy, gdy uważał człowieka i informacje, które posiadał za godne uwagi. Teraz, słowa nieznajomego zadawały się jedynie tanią podpuchą skrojoną po to tylko, aby uszło mu na sucho. – Co tam zwinąłeś? – był tak skupiony na pochwyconym przestępcy, że niemal nie zauważył procesji, która ruszyła z grobowca. Surowe spojrzenie próbowało doszukać się czegokolwiek oprócz strachu malującego się na twarzy kieszonkowca.
Zmiana nastąpiła w jednej chwili – źrenice zwęziły się natychmiast, wyostrzając błękit tęczówek. Soleberg zadrżał z lekka, palce wbiły się nieznacznie mocniej w ramię pochwyconego. Czuł to, co zwykle wywoływało nieprzyjemne poczucie osaczenia, wdzierania się w jego bezpieczną sferę osobistą. Wiedział, że przybycie na pogrzeb jest właściwie równoznaczne z wyrażeniem zgody na doświadczenie obecności duchów, jednak jak zwykle łudził się, że być może tym razem powstrzyma rodzący się dyskomfort. Niemal pogodzony z tym, jakie posiadał umiejętności, po doświadczeniu sprzed roku ponownie zdystansował się od bytów duchowych. Nadszarpnięte w wyniku zbiegu okoliczności zaufanie, nie dawało odetchnąć ze spokojem, gdy znowu przez jego podświadomość przesuwała się fala bodźców, których większość zgromadzonych w ogóle nie odczuwała. Odpuścił ramię złodzieja, blednąc na twarzy. Lekko rozwarte usta bezgłośnie szeptały słowa, których nikt poza nim nie rozumiał. Zastygłe do tej pory w bezruchu oczy powędrowały wraz z odwróceniem twarzy w stronę żałobnej procesji, nie tak wyraźnej, z uwagi na dzielący ich dystans, a pomimo tego, tak mocno odbijającej się w umyśle Eitriego. Czuł duchy aż nazbyt wyraźnie, chociaż wciąż mglistym pozostawało to, czy chciały cokolwiek mu przekazać, czy jedynie oznajmiły swoją obecność w dniu, gdy Lauge miał do nich dołączyć. Zrobił krok w tył, oddalając się nieco od kieszonkowca, powinien zebrać swe myśli i ruszyć wraz z towarzyszami dalej, aby odtransportować zagrożenie w odpowiednie miejsce, jednak w tym momencie ciężar rejestrowanych bodźców był zbyt przytłaczający. Chociaż chciał, nie potrafił zmusić się, by w tym momencie opuścić pola przed grobowcem. Otumanione spojrzenie powędrowało po twarzach Finnursona i starszego Soelberga. Obecność nadprzyrodzonej istoty wyraźnie wybiła go z dotychczasowego działania i zakotwiczyła myśli w zupełnie innym miejscu. Nie powiedział ani słowa, by uspokoić towarzyszy – czekał, co stanie się dalej
Słowa wyrzucone przez złodziejaszka wywołały jedynie lekki uniesienie kącika ust, po którym pojawił się kwaśny grymas – Soelberg słyszał w swym życiu wiele więcej gróźb, które potrafiły jeszcze mocniej zadziałać na człowieka, niż liche wymówki podrzędnego przestępcy. Być może nerwowa atmosfera pogrzebu, potęgowana szeptami, wyrywającymi się z tłumu oraz podsycana dodatkowo dziwnym zachowaniem niektórych gości, mogła kusić, by układać w głowie teorie spiskowe, jednak Kruczy nie powinni nigdy przedkładać majaków nieznajomego ponad racjonalne rozeznanie w sprawie. Na chwilę obecną nic jednoznacznie nie wskazywało na zagrożenie.
– Póki nie wymyślisz czegoś godnego uwagi, powinieneś milczeć – rzucił w stronę kieszonkowca.- Nie ma konkretów, nie ma litości… – Eitri z rzadka uginał się pod naporem czyichkolwiek słów, a zwłaszcza ludzi, którzy kpili sobie z prawa. Owszem, rozmawiał, jednak tylko wtedy, gdy uważał człowieka i informacje, które posiadał za godne uwagi. Teraz, słowa nieznajomego zadawały się jedynie tanią podpuchą skrojoną po to tylko, aby uszło mu na sucho. – Co tam zwinąłeś? – był tak skupiony na pochwyconym przestępcy, że niemal nie zauważył procesji, która ruszyła z grobowca. Surowe spojrzenie próbowało doszukać się czegokolwiek oprócz strachu malującego się na twarzy kieszonkowca.
Zmiana nastąpiła w jednej chwili – źrenice zwęziły się natychmiast, wyostrzając błękit tęczówek. Soleberg zadrżał z lekka, palce wbiły się nieznacznie mocniej w ramię pochwyconego. Czuł to, co zwykle wywoływało nieprzyjemne poczucie osaczenia, wdzierania się w jego bezpieczną sferę osobistą. Wiedział, że przybycie na pogrzeb jest właściwie równoznaczne z wyrażeniem zgody na doświadczenie obecności duchów, jednak jak zwykle łudził się, że być może tym razem powstrzyma rodzący się dyskomfort. Niemal pogodzony z tym, jakie posiadał umiejętności, po doświadczeniu sprzed roku ponownie zdystansował się od bytów duchowych. Nadszarpnięte w wyniku zbiegu okoliczności zaufanie, nie dawało odetchnąć ze spokojem, gdy znowu przez jego podświadomość przesuwała się fala bodźców, których większość zgromadzonych w ogóle nie odczuwała. Odpuścił ramię złodzieja, blednąc na twarzy. Lekko rozwarte usta bezgłośnie szeptały słowa, których nikt poza nim nie rozumiał. Zastygłe do tej pory w bezruchu oczy powędrowały wraz z odwróceniem twarzy w stronę żałobnej procesji, nie tak wyraźnej, z uwagi na dzielący ich dystans, a pomimo tego, tak mocno odbijającej się w umyśle Eitriego. Czuł duchy aż nazbyt wyraźnie, chociaż wciąż mglistym pozostawało to, czy chciały cokolwiek mu przekazać, czy jedynie oznajmiły swoją obecność w dniu, gdy Lauge miał do nich dołączyć. Zrobił krok w tył, oddalając się nieco od kieszonkowca, powinien zebrać swe myśli i ruszyć wraz z towarzyszami dalej, aby odtransportować zagrożenie w odpowiednie miejsce, jednak w tym momencie ciężar rejestrowanych bodźców był zbyt przytłaczający. Chociaż chciał, nie potrafił zmusić się, by w tym momencie opuścić pola przed grobowcem. Otumanione spojrzenie powędrowało po twarzach Finnursona i starszego Soelberga. Obecność nadprzyrodzonej istoty wyraźnie wybiła go z dotychczasowego działania i zakotwiczyła myśli w zupełnie innym miejscu. Nie powiedział ani słowa, by uspokoić towarzyszy – czekał, co stanie się dalej
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:12
The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości
'k100' : 87
'k100' : 87
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:13
Valkyria Oldenburg
Zawsze wydawał się jej nieprzewidywalny. Od dnia, w którym zostali sobie przedstawieni, ilekroć tylko wpadali na siebie czy to przypadkiem, czy za sprawą jego przebiegłej inicjatywy i niezdrowej fascynacji jej osobą, utwierdzała się w przekonaniu o jego niestabilności. Moralnej. Etycznej. Psychicznej. Teraz również cielesnej. Bywały takie momenty, jak teraz, gdy wystarczyło lepiej się mu przyjrzeć, by móc dostrzec jak coś leniwie wije się tuż pod jego skórą. Ze spotkania na spotkanie Bergdahl gnił coraz mocniej. W powietrzu nie unosił się co prawda odór trawiącej go choroby, ale ten niezidentyfikowany, gorzko-słodki posmak w ustach, który wyczuwała, gdy zanadto się zbliżał zdawał się być znajomy. I nakazywał trzymać się od niego z daleka.
Nie rozumiała dlaczego pozwalała mu kręcić się w pobliżu, skoro tak się go obawiała. Być może miało to coś wspólnego z faktem, że pomimo wieloletniej przyjaźni, jaka łączyła go z jej mężem, w tym jednym, kluczowym momencie opowiedział się po jej stronie. Ten drobny, zapewne zupełnie nieświadomy akt sympatii i wsparcia, którego jej wtedy udzielił zapisał się w jej pamięci bardzo wyraźnie i miał tam tkwić prawdopodobnie już zawsze, niczym przysłowiowy cierń w boku. Dlatego też nie cofnęła się z przestrachem, gdy dopadł do niej w kilku długich krokach. Jej stopy wrosły w ziemię, a podbródek pozostał uniesiony. Zamierzała wytrzymać jego spojrzenie, nawet jeśli czające się w nim tajemnice i sekrety przyprawiały ją o drżenie.
— Mówisz z własnego doświadczenia? — Przełknęła ślinę, ponieważ na ugryzienie się w język było już za późno. Nie powinna była zadawać podobnych pytań. Nie w tych okolicznościach. Nie w takim miejscu i, przede wszystkim, nie temu konkretnemu galdrowi. Nie była w stanie się już wycofać, a nawet gdyby... Ucieczka nigdy nie leżała w jej naturze.
— Sam nie wiesz — powtórzyła za nim bezmyślnie, nieświadomie obniżając głos do cichego pomruku i powiodła spojrzeniem przez ramię, ku wejściu do grobowca. Wyraz gniewnego zaskoczenia, które przemknęło przez jego twarz przepełnił ją czymś na wzór żalu lub współczucia. Nie była pewna. Zmarszczyła czoło w akcie niewypowiedzianej troski; to nie mogło wyjść mu na dobre. — Coś zaprząta nocami twoją głowę? — dopytała po chwili, ponownie skupiając na nim całą swoją uwagę.
Mimo wszystko patrzenie na niego nie sprawiało jej trudności. Ani blizna szpecąca jego twarz, ani te obce oczy nie były w stanie wywołać u niej obrzydzenia. Z irytującą wręcz łatwością pozbawiał ją natomiast pewności siebie. Nie wiedziała jak powinna się przy nim zachowywać: na co mogła sobie pozwolić, a czego nie powinna była pod żadnym pozorem czynić. Nie była w stanie przewidzieć konsekwencji własnych działań, a nie było nic, co wytrącałoby ją z równowagi skuteczniej niż niepewna przyszłość.
Przeniosła wzrok niżej, na jego dłoń i po krótkiej chwili namysłu skinęła głową. Ruszyła we wskazanym przez niego kierunku, jednak przechodząc obok grupy studentów zawahała się. Strzępki rozmowy dotyczącej jakiegoś projektu i odkrycia zaintrygowały ją okropnie, jednak przez falę szeptów nie była w stanie ułożyć ich w logiczną całość.
— Ari, zaczekaj, chciałabym... — urwała, gdy zorientowała się, że pod wpływem impulsu i nieokiełznanej ciekawości odruchowo chwyciła go za ramię. Przystanęła, zerkając z zaskoczeniem to na własną dłoń, to na Bergdahla. Palce drgnęły, po czym całkowicie zwolniły uścisk na materiale jego okrycia. — Przepraszam — mruknęła, posławszy mu pełen skruchy uśmiech.
Nie dane jej było dopowiedzieć nic więcej, gdyż tłum żałobników przepchnął ją dalej, ku grobowcowi. Westchnęła, poprawiając rękawiczkę i poddała się. Z wyraźnym niezadowoleniem starała się nie dotykać zbyt wielu żałobników, jednak fale ciał przesuwały się wokół niej z zaskakującym uporem.
Ivar Soelberg
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:14
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Pościg sam w sobie nie był wymagający, a raczej uciążliwy, jeśli tak można nazwać ciągłe przepychanie się i przepraszanie żałobników. Idąc pod prąd niestety, był do tego zmuszony, a cel jaki im przyświecał rekompensował (przynajmniej w duchu tak sobie to tłumaczył) wszelkie klątwy i przekleństwa, na jakie się naraził. Bogowie, byli łaskawi i tutaj chwała im za to. Źle się czuł ze świadomością zakłócania uroczystości w ten, czy inny sposób. Stanowiło to wykroczenie w jego mniemaniu i nietakt wobec pamięci do zmarłego, a jednak prawo musiało być egzekwowane, a sprawiedliwość stoi ponad wszystko.
Szybko i sprawnie – tak jakby trenowali, ten schemat miliony razy. Odcięli drogę ucieczki, a także zapędzili ofiarę w pułapkę, bez wyjścia. Przez moment, gdy przedzierał się przez tłum zgubił faktycznie brata, lecz prędko szare tęczówki odnalazły jego blade lico w morzu twarzy, co zaowocowało sukcesem w sprawie złodziejaszka.
Skinieniem głowy podziękował postronnemu obserwatorowi tych zdarzeń za wkład i pomoc, a samego złodziejaszka pochwyciwszy w żelazne objęcia sprawnie usadzi w miejscu. Gdy przybył Ei wraz z Neptúnusem odepchnął schwytanego niby szmacianą lalkę w ich kierunku. Czując podświadomie, że brat będzie chciał mu coś powiedzieć, a może znał już tak dobrze, ten wyraz twarzy? Grymas złość malującej się na jego obliczu mówiły sporo. Nawet dla mało wprawnego obserwatora.
Nagła zmiana na twarzy brata, była obawą nie tyle o jego los, co o chwyt, którym trzymał gadzinę. Widywał go w tych momentach, gdy świat nasz i duchowy zaciera między sobą granicę, a przynajmniej dla niego. Starał się panować nad emocjami, zbyt wiele oczu, zbyt wiele ciekawskich ludzi wokół, a chociaż tłum kierował się w głąb jaskini, to mimo wszystko czuł na karku ich zaciekawienie. Chwytem może niebrutalnym, co stanowczym chwycił Ei za ramię, a wolną ręką ucapił złodziejaszka za przedramię, tak aby ten nie mógł wykorzystać pod żadnym pozorem chwilowej słabości jednego z Kruczych. Spojrzał porozumiewawczo na Neptúnusa i zapragnął zakląć, lecz w mig przypomniał sobie, gdzie się znajdują.
– Odpowiadaj, jak grzecznie pytają – syknął przez zęby. Nie musiał udawać złości, ale ta pomagała wyrazić odpowiedni ton i przestraszyć złodziejaszka.
Szybko i sprawnie – tak jakby trenowali, ten schemat miliony razy. Odcięli drogę ucieczki, a także zapędzili ofiarę w pułapkę, bez wyjścia. Przez moment, gdy przedzierał się przez tłum zgubił faktycznie brata, lecz prędko szare tęczówki odnalazły jego blade lico w morzu twarzy, co zaowocowało sukcesem w sprawie złodziejaszka.
Skinieniem głowy podziękował postronnemu obserwatorowi tych zdarzeń za wkład i pomoc, a samego złodziejaszka pochwyciwszy w żelazne objęcia sprawnie usadzi w miejscu. Gdy przybył Ei wraz z Neptúnusem odepchnął schwytanego niby szmacianą lalkę w ich kierunku. Czując podświadomie, że brat będzie chciał mu coś powiedzieć, a może znał już tak dobrze, ten wyraz twarzy? Grymas złość malującej się na jego obliczu mówiły sporo. Nawet dla mało wprawnego obserwatora.
Nagła zmiana na twarzy brata, była obawą nie tyle o jego los, co o chwyt, którym trzymał gadzinę. Widywał go w tych momentach, gdy świat nasz i duchowy zaciera między sobą granicę, a przynajmniej dla niego. Starał się panować nad emocjami, zbyt wiele oczu, zbyt wiele ciekawskich ludzi wokół, a chociaż tłum kierował się w głąb jaskini, to mimo wszystko czuł na karku ich zaciekawienie. Chwytem może niebrutalnym, co stanowczym chwycił Ei za ramię, a wolną ręką ucapił złodziejaszka za przedramię, tak aby ten nie mógł wykorzystać pod żadnym pozorem chwilowej słabości jednego z Kruczych. Spojrzał porozumiewawczo na Neptúnusa i zapragnął zakląć, lecz w mig przypomniał sobie, gdzie się znajdują.
– Odpowiadaj, jak grzecznie pytają – syknął przez zęby. Nie musiał udawać złości, ale ta pomagała wyrazić odpowiedni ton i przestraszyć złodziejaszka.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:14
The member 'Ivar Soelberg' has done the following action : kości
'k100' : 74
'k100' : 74
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:15
Neptúnus Finnurson
Przepychając się przez tłum starał się nie zwracać uwagi na szepty wzburzonych nagłym poruszeniem galdrów. Z daleka dostrzegł, że starszemu Soelbergowi szybko udało się, z drobną pomocą przypadkowej osoby, schwytać złodziejaszka. Nie zwolnił jednak kroku, wciąż pomagając sobie łokciami, gdy przebijał się przez gąszcz ludzkich ciał, nie zważając na posyłane w swoją stronę, niekoniecznie przyjazne spojrzenia. W chwili, w której w końcu dotarł na miejsce, natychmiast chwycił przestępcę za ramię. Wystarczyła tylko krótka wymiana spojrzeń, w takich sytuacjach porozumiewali się niemal bez słów, nie potrzebowali artykułować na głos dalszych planów działania - zachowywali się jakby mieli to we krwi. Szkolenia przyniosły efekty. Skinął jedynie głową braciom, wyciągając przed siebie drugą rękę, aby rozgarniać w ten sposób zaciekawiony tłum i kierując się w stronę wyjścia.
- Bardzo proszę nas przepuścić - zwrócił się do kilku osób, które nie kwapiły się do tego, aby zrobić im miejsce. Westchnął ze świstem. Najwyraźniej uczestnictwo w pogrzebie niektórych osób było podyktowane jedynie chęcią zwęszenia jakiejś ciekawej sensacji. Neptúnus przygryzł lekko wargę, próbując opanować irytację. Sam złodziej też wcale nie zamierzał z nimi współpracować, wyrywał się z uścisku, kierując w ich stronę nie do końca zrozumiałe uwagi, które zapewne miały ich zaniepokoić.
- To nie czas na robienie przedstawienia. - Nachylił się lekko w stronę złodziejaszka, chcąc spojrzeć mu w oczy i niby przypadkiem uraczyć go odrobiną swojego fossegrimowego uroku. Zanim jednak zdążył się skupić, kątem oka dostrzegł, że uchwyt Eitriego, który do tej pory zaciskał się na drugim ramieniu przestępcy, nagle zelżał, aby w końcu zupełnie uwolnić nieznajomego mężczyznę ze swoich objęć. Neptúnus instynktownie sam jeszcze mocniej zacisnął palce, nie mogli pozwolić na wywołanie jeszcze większego zamieszania. Podniósł wzrok, chciał posłać w stronę młodszego Soelberga pytające, może i nawet nieco karcące spojrzenie, ale nagle zrezygnował, gdy dostrzegł jego twarz. - Eitri. Wszystko w porządku? - syknął nieco zbyt ostro. Choć do tej pory nie podzielał zdania jakoby powrót Soelberga do pracy w Kruczej był nieco przedwczesny, wręcz przeciwnie uważał, że jego decyzja wydawała się całkiem naturalna, teraz na moment w to zwątpił. Miał wrażenie, że kolega zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością. Gdyby tylko nie obawiał się, że przestępca wyrwie się mu i będzie kontynuował ucieczkę, to zapewne pstryknął by Etriemu przed oczami palcami licząc na to, że mężczyzna wyrwie się w ten sposób z tego osobliwego transu. - Nie próbuj korzystać z sytuacji - rzucił ostro w stronę złodzieja.
Prorok
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:21
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Silna, nadprzyrodzona obecność wnikała w głąb świadomości Eitriego jak naostrzony sztylet. W przeciwieństwie do innych, nieczułych na widmowe – on, obdarzony zdolnościami medium, wiedział, że mury grobowca są przesiąknięte od licznych dusz przodków, wydając się niemal oddychać ich widmowym istnieniem, umieszczonym na cienkiej granicy pomiędzy naczyniami dwóch światów. Oczom Eitriego ukazał się niewyraźny, ledwie odcięty pod kurtyną półmroku mężczyzna, wpatrzony w układ procesji, sunący przez kamienne trzewia grobowca. Inspektor był w stanie wyczuć bijący od sylwetki niepokój, zamyślenie oraz rozdygotaną niepewność. Mężczyzna pokręcił głową:
– Nie powinien tu być – wymamrotał i osunął się, znikając z pola widzenia. Jego istnienie przestało być namacalne, nawet dla wprawnych dłoni intuicji oficera Kruczej Straży, który jak klin wślizgnął się pomiędzy dwa światy, dwa dramaty miażdżące go odpowiedzialnością i rozdrapujące stare rany. O ile jednak obecność nadprzyrodzonych sił rozmywała się wraz z oddalającą się procesją, o tyle złodziej wciąż pozostawał niezwykle realnym problemem nadal niespecjalnie współpracującym z Strażnikami. Paskudny uśmiech wykrzywił twarz młodzieńca, kiedy zorientował się, że z jednym z oficerów nie jest najlepiej.
- Ostrzegałem was. Ostrzegałem. A to dopiero początek – powtarzał w kółku, zerkając to na Eitriego, to na Neptúnusa, to na Ivara, jakby w nadziei, że w końcu do któregoś z nich dotrze, co naprawdę powinni zrobić: dać mu święty spokój. – Lepiej mnie zostawcie, wyjdziecie z tego z twarzą – nie ustawał w próbie przekonania oficerów, szarpiąc się bezskutecznie w ich żelaznych uściskach. – Gówno wam powiem! – rzucił buńczucznie w stronę starszego Soelberga, plując mu pod nogi. Najwyraźniej nie bał się ani Kruczej Straży, ani gniewu zmarłych.
Z tym ostatnim powinni jednak liczyć się wszyscy ci, którzy wbrew usilnym prośbom kapłana nie raczyli zachować spokoju i powściągnąć języka, wciąż beztrosko oddając się pogawędkom zupełnie nie przystającym do okazji. W kierunku Björna Guildensterna i Mirjam Järveli jeden z uczestników pogrzebu nie wahał się rzucić ostrej uwagi: – Tacy młodzi, a tacy głupi, obyście się któregoś razu zadławili własnymi słowami. Natomiast ku Svenowi Tordenskioldowi pomknęło karcące spojrzenie, a kryjąca się za nim treść była stosunkowo łatwa do odczytania: lepiej zabierz stad to ptaszysko. I może faktycznie lepiej byłoby, gdyby Inge z pochwyconym skarbem zniknęła z oczu żałobników – niektórzy z nich mogli dojść bowiem do wniosku, że obecność kruka na pogrzebie wcale nie jest dobrym omenem. Mogła natomiast oznaczać, że Lauge Nørgaard wcale nie zazna szybko spokoju po śmierci. Krytyka nie ominęła również Laili Westberg i Sohvi Vanhanen, do uszu których w pewnym momencie ich rozmowy dotarła taka uwaga: Niektórym brak przyzwoitości nawet na pogrzebie. W takim tempie wszystkich nas czeka rychłe wymarcie…
Tymczasem czoło procesji, z urną mieszczącą szczątki zmarłego, powoli docierało do miejsca ostatniego spoczynku profesora. Korytarze byłej kopalni zwężały się w tym miejscu, dlatego osoby, które decydowały się pozostawać z tyłu miały zdecydowanie utrudnioną widoczność na godara i członków klanu Nørgaard, którzy solidarnie zgromadzili się najbliżej.
Ktoś uścisnął mocno dłoń Amalii, kiedy kapłan nakazał swoim pomocnikom pozostającym do tej pory w cieniu żałobników umieścić cinerarium w jednej z górnych wnęk. Bez wątpienia dało się dostrzec, że im głębiej pośród kamiennych, przesiąkniętych chłodem i śmiercią korytarzy Helligsted, tym tłum żegnających profesora osób zrobił się pokorniejszy i jakby bardziej podatny skrajnym emocjom. Szlochy i pociąganie nosami niosło się ponad głowami zebranych, a nielicznie już prowadzone rozmowy przycichły do niewyraźnego szeptu pokrzepiających słów kierowanych do najbliższych sąsiadów.
- Zawsze wzrusza mnie ten moment – wyznała niewiele starsza od niej kobieta, brodą wskazując w kierunku godara. – Podczas każdego pogrzebu wydaje się identyczny, ale w rzeczywistości… Zresztą, proszę posłuchać – westchnęła przeciągle, gdy kapłan ponownie uniósł wysoko dłonie, tym razem w celu ostatecznego uciszenia tłoczących się wokół niego galdrów.
- To szczególny moment, moi drodzy. Szczególny nie tylko dla duszy Lauge Nørgaarda, ale przede wszystkim dla nas, którzy w tej chwili przekażemy Laugemu swoje lęki i obawy, by zaniósł je przed oblicze bogów. Zastanówcie się więc w tej chwili ciszy nad tym, co najbardziej dręczy wasze dusze i serca – przemówił, wiodąc spojrzeniem po falującym tłumie.
U wejścia do grobowca, gdzie wciąż jeszcze przebywała trójka oficerów Kruczej Straży, znów zrobiło się gwarniej i tłoczniej, kiedy ze wsparciem dla kolegów pojawiła się grupa czterech funkcjonariuszy wydziału prewencyjnego, przejmując od Eitriego, Ivara i Neptúnusa niepokornego przestępcę z zapewnieniem, że po ceremonii gadzina będzie na nich czekała.
– Nie powinien tu być – wymamrotał i osunął się, znikając z pola widzenia. Jego istnienie przestało być namacalne, nawet dla wprawnych dłoni intuicji oficera Kruczej Straży, który jak klin wślizgnął się pomiędzy dwa światy, dwa dramaty miażdżące go odpowiedzialnością i rozdrapujące stare rany. O ile jednak obecność nadprzyrodzonych sił rozmywała się wraz z oddalającą się procesją, o tyle złodziej wciąż pozostawał niezwykle realnym problemem nadal niespecjalnie współpracującym z Strażnikami. Paskudny uśmiech wykrzywił twarz młodzieńca, kiedy zorientował się, że z jednym z oficerów nie jest najlepiej.
- Ostrzegałem was. Ostrzegałem. A to dopiero początek – powtarzał w kółku, zerkając to na Eitriego, to na Neptúnusa, to na Ivara, jakby w nadziei, że w końcu do któregoś z nich dotrze, co naprawdę powinni zrobić: dać mu święty spokój. – Lepiej mnie zostawcie, wyjdziecie z tego z twarzą – nie ustawał w próbie przekonania oficerów, szarpiąc się bezskutecznie w ich żelaznych uściskach. – Gówno wam powiem! – rzucił buńczucznie w stronę starszego Soelberga, plując mu pod nogi. Najwyraźniej nie bał się ani Kruczej Straży, ani gniewu zmarłych.
Z tym ostatnim powinni jednak liczyć się wszyscy ci, którzy wbrew usilnym prośbom kapłana nie raczyli zachować spokoju i powściągnąć języka, wciąż beztrosko oddając się pogawędkom zupełnie nie przystającym do okazji. W kierunku Björna Guildensterna i Mirjam Järveli jeden z uczestników pogrzebu nie wahał się rzucić ostrej uwagi: – Tacy młodzi, a tacy głupi, obyście się któregoś razu zadławili własnymi słowami. Natomiast ku Svenowi Tordenskioldowi pomknęło karcące spojrzenie, a kryjąca się za nim treść była stosunkowo łatwa do odczytania: lepiej zabierz stad to ptaszysko. I może faktycznie lepiej byłoby, gdyby Inge z pochwyconym skarbem zniknęła z oczu żałobników – niektórzy z nich mogli dojść bowiem do wniosku, że obecność kruka na pogrzebie wcale nie jest dobrym omenem. Mogła natomiast oznaczać, że Lauge Nørgaard wcale nie zazna szybko spokoju po śmierci. Krytyka nie ominęła również Laili Westberg i Sohvi Vanhanen, do uszu których w pewnym momencie ich rozmowy dotarła taka uwaga: Niektórym brak przyzwoitości nawet na pogrzebie. W takim tempie wszystkich nas czeka rychłe wymarcie…
Tymczasem czoło procesji, z urną mieszczącą szczątki zmarłego, powoli docierało do miejsca ostatniego spoczynku profesora. Korytarze byłej kopalni zwężały się w tym miejscu, dlatego osoby, które decydowały się pozostawać z tyłu miały zdecydowanie utrudnioną widoczność na godara i członków klanu Nørgaard, którzy solidarnie zgromadzili się najbliżej.
Ktoś uścisnął mocno dłoń Amalii, kiedy kapłan nakazał swoim pomocnikom pozostającym do tej pory w cieniu żałobników umieścić cinerarium w jednej z górnych wnęk. Bez wątpienia dało się dostrzec, że im głębiej pośród kamiennych, przesiąkniętych chłodem i śmiercią korytarzy Helligsted, tym tłum żegnających profesora osób zrobił się pokorniejszy i jakby bardziej podatny skrajnym emocjom. Szlochy i pociąganie nosami niosło się ponad głowami zebranych, a nielicznie już prowadzone rozmowy przycichły do niewyraźnego szeptu pokrzepiających słów kierowanych do najbliższych sąsiadów.
- Zawsze wzrusza mnie ten moment – wyznała niewiele starsza od niej kobieta, brodą wskazując w kierunku godara. – Podczas każdego pogrzebu wydaje się identyczny, ale w rzeczywistości… Zresztą, proszę posłuchać – westchnęła przeciągle, gdy kapłan ponownie uniósł wysoko dłonie, tym razem w celu ostatecznego uciszenia tłoczących się wokół niego galdrów.
- To szczególny moment, moi drodzy. Szczególny nie tylko dla duszy Lauge Nørgaarda, ale przede wszystkim dla nas, którzy w tej chwili przekażemy Laugemu swoje lęki i obawy, by zaniósł je przed oblicze bogów. Zastanówcie się więc w tej chwili ciszy nad tym, co najbardziej dręczy wasze dusze i serca – przemówił, wiodąc spojrzeniem po falującym tłumie.
U wejścia do grobowca, gdzie wciąż jeszcze przebywała trójka oficerów Kruczej Straży, znów zrobiło się gwarniej i tłoczniej, kiedy ze wsparciem dla kolegów pojawiła się grupa czterech funkcjonariuszy wydziału prewencyjnego, przejmując od Eitriego, Ivara i Neptúnusa niepokornego przestępcę z zapewnieniem, że po ceremonii gadzina będzie na nich czekała.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:23
Ari Bergdahl
Wpółżywy, przesiąknięty bezsennością następujących po sobie nocy, nierzeczywisty i niekompletny, z twarzą przyklejoną do głowy i z cieniem przyszytym do stóp, rzucającym jedynie nikły zarys osoby trwającej jeszcze resztkami sił w rzeczywistym wymiarze świata, którego został nielitościwie uczepiony. Gdzie wszystko zdaje się być nieustannym następowaniem po sobie twarzy, głosów i cieni, osób, które nie stawiają sobie żadnych pytań, akceptując rzeczywistość bez jakichkolwiek odpowiedzi. W towarzystwie których on sam znosi ją nieraz w przejaskrawionym zbyt silnie kontraście i wyostrzeniu poprzez cudze, nic nie warte dla bogów ludzkie istnienia tych, którzy udają, że panują nad własnym nie należącym do nich samych życiem, nad którym jedyną władzę posiadły tylko i wyłącznie norny losu. Dnie po nocach bezsennych zdają się być dla niego samego dniami ledwie rysującymi się pod szklanym kloszem półprzeźroczystego szkła, dniami pół - życia, jako że w połowie jedynie przeżytymi, dniami, w których na wpół istnieje zanurzony, na wpół odurzony i obcy. Dla każdego. A już na pewno samego siebie.
- Ja pamiętam o Irze. Zawsze będę - rzucił kobiecie w odpowiedzi, odnajdując w jakiś przedziwny, irracjonalny i kierowany psychicznym obłędem psychotycznego myślenia sposób w jej słowach swego rodzaju błędną i niesprawiedliwą ocenę. Pewien wyrzut, który nie powinien ujrzeć w żaden sposób światła. Może sam tłumaczył się przed samym sobą, a może samego siebie przed tą, która na każdym kroku tak błędnie rozumowała samą jego osobę i kierujące nim intencje. Sylwetka napięła się, a mięśnie znaczące jego lico drgnęły niespokojnie, wzburzone naczynkami tętniącej w nim krwi. - Poza tym, on jest zbyt silny, by odejść.
Przecież wciąż istniał. Czuł jego obecność, wychodził ku światłu, przechodząc jedynie w odrębne sobie, bo żywe ciało. Jego ciało.
- Lauge odejdzie, jak każdy nie warty tego świata człowiek, zamknięty w grobowcu bez szansy na przedostanie się na zewnątrz - rzuca jeszcze w kierunku kobiety, z wyjątkowo szaleńczym, niesprecyzowanym do końca, choć przepełnionym teatralnością całego wyrazu uśmiechem. Tym razem pełnym, wyrysowanym ostro i klarownie na jego twarzy. Pełen pewności własnego tylko i wyłącznie zdania, wybijanego wyższością wypisanej na nim i w nim samym aury. Jak gdyby w głębi własnego spaczonego umysłu uparcie sądził, iż jest jedynym, wyjątkowym, wybrańcem bogów, którzy byli tylko jego wyłącznie przyjaciółmi i błogosławili go.
- Nie wiem. Zasypiam. Przewracam się na łóżku i gapię w sufit, by w końcu stracić kontakt z rzeczywistością, a kiedy się z niej budzę, w zupełnie obcych nieraz sobie miejscach, czuję się tak, jakbym w ogóle nie spał - pozwala sobie na tę chwilę szczerości, może nadto zmęczony, by rzucić jakiekolwiek kłamstwo, a może gdzieś podświadomie usiłując zrzucić ciążące wewnętrznie brzemię własnej osoby rozerwania i rozproszenia. Lustruje uważnie twarz kobiety, może nawet dostrzegając owy ślad współczucia i troski, wybijający się w jej oczach, w zmarszczeniu wiszącego nad nimi czoła. Uśmiecha się wewnętrznie, zapamiętując owy wyraz i wcale nie dlatego, że gdzieś w głębi uzmysławia sobie fakt, iż w jakiś sposób jej na nim zależy, ale jakoby odgadując to, co skryte i niewypowiedziane, to, co pozwala mu na jej osoby gruntowniejszą ocenę. Może zarysowany błąd, który kiedyś przyjdzie mu wykorzystać. Dostrzega jej zawahanie, kiedy przechodzą obok grupy studentów, jednak zatrzymanie się w miejscu zdaje się być bezcelowe, choć sam chciałby usłyszeć więcej, to przeciskające się wokół nich ciała wyraźnie to utrudniają. Wie, że nie wyciągnie z ich rozmowy nic więcej.
- Chciałabyś wysłuchać więcej? - unosi brwi w geście zapytania, wbijając niejako rozbawione spojrzenie prosto w jej oczy, jednocześnie wytykając jej w jakiś sposób podsłuchiwanie rozmowy. W końcu zawiesza je na zaległej na jego ramieniu dłoni. Bez słowa. Zupełnie nieporuszony i odmiennie dla siebie stabilny. - Nie masz za co mnie przepraszać - słowa zawisają śmiertelnie obojętnie pomiędzy nimi, kiedy kierują swoje kroki ku ciasnej przestrzeni wnętrza grobowca, a on sam musi uważać, by nie zaczepić głową o wystające kamienie wiszącego nisko sufitu. Nie wypowiada przy tym żadnego słowa, skupiając uwagę na kapłanie umieszczającego cinerarium w ciemnej wnęce skał jaskini. Mimo wszystko Lauge zasługiwał na tę minutę zalegającej w przestrzeni ciszy.
Einar Halvorsen
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:23
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Dziesiątki odcieni panoszącego się lęku; myśli, oscylujące trwogą niczym niewielkie, efemeryczne serca, uderzając nierównym, pospiesznym rytmem w mięsie zagęszczającej się świadomości. Ludzkie, uwikłane sylwetki, zaciskały się żywym pierścieniem dookoła postaci, ścierając, depcząc najmniejszą wiązkę poczucia niezależności. Szczęśliwie - w tłoku, przesuwającym się przez kamienny tunel, coraz to węższy, coraz to mniej przychylny - odnalazł błysk ukojenia. Ukryte, za murem dystansu innych uczestników pogrzebu, dostojne postury godarów, nie ożywiały już dłużej oślizgłego stworzenia strachu. Spokój. Spokój. Uspokoił się. Wytrwał.
Pierwsza słodycz zwycięstwa skraplała się na języku. Było jednak przedwcześnie, aby zupełnie świętować - obrządek nie poddał się jeszcze nieuchronności końca, wręcz przeciwnie, osiągał kulminacyjny punkt, wznosząc się w naniesionym patosie pojęcia człowieczej śmierci, śmierci jednostki - zasłużonej, żegnanej zatem w należny, wykrojony schematycznością sposób. Lauge Nørgaard miał trwać w pamięci na wieki, spisany w wyraźnej liście swoich naukowych osiągnięć, zapamiętany przez bliskich, niesiony na rękach procesji historii przez pokolenia.
Wysłuchał przemowy kapłana, którego głos powędrował wyraźnie do wszystkich, gromadzących się osób. Nieznaczny dreszcz niepokoju zsunął się po krzywiznach kręgosłupa, lecz równie natychmiast ustał, gdy dźwięczny przekaz duchownego na nowo zamknął drzwi ciszy. Ustał; kalka echa niosła się jeszcze przez krótką, nietrwałą chwilę, aby nareszcie rozpaść się i rozbryznąć w przeszłość. Ponownie nabrał gładkiego opanowania; w posłusznym odzwierciedleniu przywdział na swoją świadomość obszerny całun zadumy, zgodnie z poleceniami godara. Nie umiał stwierdzić, czy kiedykolwiek powinien się modlić, czy powinien uczynić to również teraz - wznosząc chwalebne, dziękczynne wołania umysłu w kierunku nadprzyrodzonych istot, w których, swoją przewrotną, huldrekallową naturą, mógł budzić zryw obrzydzenia. Bogowie nie chcieli go widzieć, nie chcieli go nigdy znać, wypędzając i nasączając strachem, ilekroć zjawiał się blisko wybranych przez nich, świętych miejsc. Nie sądził, by ich stosunek przedstawiał się w całkowicie odmienny sposób - nie, skoro nie mógł przenigdy się do nich zbliżyć, nie w sposób, lekki i ufny, w jaki czynili to inni, pokorni wierni. Mimo wszystko - posłuchał. Uciszył szum dywagacji. Spróbował przeżyć i wczuć się, nawet, jeśli podobne zapędy, mogły być najzwyklejszą herezją.
Pierwsza słodycz zwycięstwa skraplała się na języku. Było jednak przedwcześnie, aby zupełnie świętować - obrządek nie poddał się jeszcze nieuchronności końca, wręcz przeciwnie, osiągał kulminacyjny punkt, wznosząc się w naniesionym patosie pojęcia człowieczej śmierci, śmierci jednostki - zasłużonej, żegnanej zatem w należny, wykrojony schematycznością sposób. Lauge Nørgaard miał trwać w pamięci na wieki, spisany w wyraźnej liście swoich naukowych osiągnięć, zapamiętany przez bliskich, niesiony na rękach procesji historii przez pokolenia.
Wysłuchał przemowy kapłana, którego głos powędrował wyraźnie do wszystkich, gromadzących się osób. Nieznaczny dreszcz niepokoju zsunął się po krzywiznach kręgosłupa, lecz równie natychmiast ustał, gdy dźwięczny przekaz duchownego na nowo zamknął drzwi ciszy. Ustał; kalka echa niosła się jeszcze przez krótką, nietrwałą chwilę, aby nareszcie rozpaść się i rozbryznąć w przeszłość. Ponownie nabrał gładkiego opanowania; w posłusznym odzwierciedleniu przywdział na swoją świadomość obszerny całun zadumy, zgodnie z poleceniami godara. Nie umiał stwierdzić, czy kiedykolwiek powinien się modlić, czy powinien uczynić to również teraz - wznosząc chwalebne, dziękczynne wołania umysłu w kierunku nadprzyrodzonych istot, w których, swoją przewrotną, huldrekallową naturą, mógł budzić zryw obrzydzenia. Bogowie nie chcieli go widzieć, nie chcieli go nigdy znać, wypędzając i nasączając strachem, ilekroć zjawiał się blisko wybranych przez nich, świętych miejsc. Nie sądził, by ich stosunek przedstawiał się w całkowicie odmienny sposób - nie, skoro nie mógł przenigdy się do nich zbliżyć, nie w sposób, lekki i ufny, w jaki czynili to inni, pokorni wierni. Mimo wszystko - posłuchał. Uciszył szum dywagacji. Spróbował przeżyć i wczuć się, nawet, jeśli podobne zapędy, mogły być najzwyklejszą herezją.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:24
Laila Westberg
Sohvi zdawała się być pełna wiary, której ewidentnie brakowało Westberg;
oskarżana przez pryzmat powrotu do nazwiska rodowego, co miało jedynie przynieść pozór ukojenia po ostatnich doświadczeniach zespolonych w pryzmacie małżeństwa. Rozżalenie nadal kłębiło się w tunelach żylnych. Horyzont minionych dni zasklepiał się, jakby każdy przypominał ten sam i jedynie następowała zmiana daty. Sekundy przemieniające się w minuty, a te rozciągające w paśmie godzin rozlewały się w perspektywie ponurych miesięcy.
Ciemne tęczówki osiadły na sylwetkach zgromadzonych ludzi. Młodsza z kobiet miała nieodparte wrażenie, że wszyscy słyszą ich intymną wymianę zdań, która winna pozostać tylko wśród zainteresowanych, a nie wścibskich bluźnierców. Z dezaprobatą pokręciła głową na swe oskarżenia, zaraz potem spoglądając na towarzyszkę. Mogłabym zaproponować ucieczkę nawet tu i teraz, bowiem odkąd ujrzała ponownie Halvorsena - jej serce drżało w ferworze nieokreślonych emocji, jakby każde wspomnienie odżywało na nowo, wypełniając szczelnie tunele żylne.
- Och... - jęknęła nieznacznie, czując jak poliki zaczynają pokrywać się palącą poświatą wstydu. Vanhanen od zawsze działała na Lailę w ten wysublimowany, nader kobiecy sposób; pociągająca i enigmatyczna, przez co dla rudowłosej nieosiągalna. - Wątpię, by ktokolwiek mnie pamiętał, więc wierzę, że nikt ci już nie zarzuci takiego występku - siliła się na żart, ale wciąż sztywny kręgosłup moralności wbijał się w kruchą sylwetkę. Ucisk był bolesny, dlatego szybko przybrała poważny wyraz, nie dając po sobie niczego poznać. Nawet rok w Trondheim nie pozwolił porzucić wyuczonych w ciągu okresu zamążpójścia nawyków.
Wydawała się być zagubiona w Midgardzie.
Nagle dotarł jednak do uszu Westberg głos. Głos pełen insynuowanej obrzydliwości i wszeteczeństwa. Nie sądziła, że ktokolwiek odważył rzucać się oszczerstwa w eter, dlatego też tęczówki powędrowały w stronę osób podłych i aroganckich, dla których konwersacja była skąpana w żartobliwym tonie, pełna sublimowanej lekkości i przyzwoitości.
- Odejdziemy na bok? Nie czuję się dobrze wśród tych ludzi - szepnęła cicho, nim Sohvi złożyła deklarację dotyczącą wizyty. Smukłe tęczówki zacisnęły się materiale płaszcza w odcieniu węglowym, a zaraz potem ruszyła w bardziej swobodną przestrzeń, gdzie nikt nie dojrzy w nich dwuznaczności.
- Mieszkam sama - Vanhanen nie musiała o tym wiedzieć. Życie z ojcem nie było już tak przyjemne, a żal wciąż kiełkował w meandrach umysłu, bowiem i on zwątpił w szczerość córki. - I ostatnio nie maluję, więc może tym razem skupimy się na twojej sztuce? Już zapomniałam jak potrafisz pięknie tworzyć, wszak to oczarowało mnie najbardziej - wydukała onieśmielona, gdyż nigdy wcześniej nie była zdolna do takiej zuchwałości,
choć może była, a pamięć oscylowała wokół zawodu?
Björn Guildenstern
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:24
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Björn wychowywał się w bardzo konserwatywnej rodzinie, dlatego niełatwo było mu wyzbyć się wyniesionych z domu uprzedzeń względem członków klanów należących do Przymierza Środka. Choć paradoksalnie mogłoby się wydawać, że Rada — zgodnie z fundamentalnymi założeniami pierwszych galdrów — miała być jednością, w rzeczywistości była uwikłana w liczne konflikty — często tak długie i zagmatwane, że niektórzy z nich sami nie potrafili jasno wskazać ich przyczyny. Dla zasady nie przepadał za Järvelämi i otwarcie kwestionował ich pochodzenie, bo Guildensternom zwyczajnie nie wypadało bratać się z nieprzyjaciółmi i okazywać im cienia sympatii. Od zarania dziejów jego rodzina konsekwentnie była zdania, iż ich zbyt liberalne poglądy ostatecznie doprowadzą do zaburzenia odwiecznego porządku panującego w świecie galdrów. Mógł nie zgadzać się ze staroświeckimi opiniami swoich najbliższych, lecz jako prawowity dziedzic rodu nie miał najmniejszego prawa wypowiadać ich głośno na głos. Przynajmniej na razie. Dopóki dalej oficjalnie w świadomości ludzi pozostawał tym samym, dobrym Björnem Guildensternem. Tymczasem on z dnia na dzień oddalał się od nich coraz bardziej, choć nie potrafił jeszcze tego otwarcie przed sobą przyznać i pogodzić się ze swoim losem – w końcu przekroczył już umowną granicę, a ze ścieżki ślepca nie było żadnej szansy na powrót. Musiał tylko znaleźć w sobie siłę, by całkowicie zerwać ze swoim dotychczasowym życiem. Nie był jeszcze jednak na to gotowy. Nie mógł stracić rodziny — ani Bylgji, ani Brage.
— Przeszłości nigdy nie oszukasz, Järvelä. –— Po krótkotrwałym namyśle nie zamierzał wdawać się w dalsze potyczki słowne na temat wątpliwego pochodzenia rodziny Mirjam. W świecie galdrów szamańskie praktyki nie były mile widziane, w związku z czym sam Björn nigdy nie potrafił zrozumieć ich obecności w Radzie, mimo że historię jej powstania znał już niemal na pamięć. Jak każdy Guildenstern. — Doprawdy? — zareagował lakonicznie, mimowolnie unosząc prawą brew, po czym spojrzał z wyższością w oczach na stojącą obok Mirjam. Nie zaskoczyła go swoimi niezwykle wścibskimi i pozbawionymi ogłady słowami. Ludzie gadają. Björn był tego całkowicie świadomy, choć nie dawał po sobie w ogóle poznać, że przerażała go myśl z ujawnieniem gorzkiej prawdy. Starał się być chorobliwie ostrożny, lecz to było wciąż zdecydowanie za mało. — Nic nie wiesz, Mirjam. — Chwycił ją mocno za wątłe ramię, gdy tylko się do niego zbliżyła. Zbyt gwałtownie i nieplanowanie, za co tylko skarcił się w myślach. — Na twoim miejscu raczej zająłbym się swoim życiem. Słyszałem, że rodzina szuka ci już kolejnego kandydata na męża. Oby tylko biedaczek nie podzielił losu Eemila. — Uśmiechnął się do niej cierpko, a do ich konwersacji niespodziewanie wtrącił się nieznany mu mężczyzna, który pokusił się o niewybredny komentarz na ich temat. — Z miasta nie wygnała mnie żadna miłość, tylko chęć rozwoju osobistego i stypendium naukowe — dodał ciszej Björn, poluźniając swój uchwyt i ignorując mężczyznę. Ceremonia dobiegała końca.
— Przeszłości nigdy nie oszukasz, Järvelä. –— Po krótkotrwałym namyśle nie zamierzał wdawać się w dalsze potyczki słowne na temat wątpliwego pochodzenia rodziny Mirjam. W świecie galdrów szamańskie praktyki nie były mile widziane, w związku z czym sam Björn nigdy nie potrafił zrozumieć ich obecności w Radzie, mimo że historię jej powstania znał już niemal na pamięć. Jak każdy Guildenstern. — Doprawdy? — zareagował lakonicznie, mimowolnie unosząc prawą brew, po czym spojrzał z wyższością w oczach na stojącą obok Mirjam. Nie zaskoczyła go swoimi niezwykle wścibskimi i pozbawionymi ogłady słowami. Ludzie gadają. Björn był tego całkowicie świadomy, choć nie dawał po sobie w ogóle poznać, że przerażała go myśl z ujawnieniem gorzkiej prawdy. Starał się być chorobliwie ostrożny, lecz to było wciąż zdecydowanie za mało. — Nic nie wiesz, Mirjam. — Chwycił ją mocno za wątłe ramię, gdy tylko się do niego zbliżyła. Zbyt gwałtownie i nieplanowanie, za co tylko skarcił się w myślach. — Na twoim miejscu raczej zająłbym się swoim życiem. Słyszałem, że rodzina szuka ci już kolejnego kandydata na męża. Oby tylko biedaczek nie podzielił losu Eemila. — Uśmiechnął się do niej cierpko, a do ich konwersacji niespodziewanie wtrącił się nieznany mu mężczyzna, który pokusił się o niewybredny komentarz na ich temat. — Z miasta nie wygnała mnie żadna miłość, tylko chęć rozwoju osobistego i stypendium naukowe — dodał ciszej Björn, poluźniając swój uchwyt i ignorując mężczyznę. Ceremonia dobiegała końca.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:28
Mirjam Järvelä
Polityka nigdy nie leżała w najbliższym kręgu jej zainteresowań – nie obchodziły ją ideologie, chyba że były szalone bądź okrutne, nie uważała, by nieustanne problemy i perypetie Rady warte były czasu jej rodziny, w długich i nudnych przemowach nie dostrzegała niczego innego poza usprawiedliwieniem dla braku wrażliwości, będącą w istocie nużącą, opieszałą zasiedziałością urzędników, którzy wciskali swe małe, niedoinformowane głowy pod wielkie kopce nieistotnych ustaw, spod których do końca życia nie mogli się już wygrzebać. Płaska jak soliter krótkowzroczność ludzi takich, jak Björn przerażała ją, wprawiając w dziecinne, osobliwe rozbawienie, jakie bez wstydu przejawiała w uniesionych ku górze brwiach bądź przenikliwym uśmiechu, który zawisł przezornie na jej bladym, alabastrowym licu.
– Wiem więcej, niż ci się wydaje. – odparła, ostentacyjnie podążając wzrokiem od ściągniętej w triumfalnej powadze twarzy mężczyzny na jego pierś, gdzie, pomiędzy rozchylonymi połami płaszcza, spoczywał niewielki wisior z podobizną krakena, zaraz prychnęła jednak cicho pod nosem. Nim zdążyła po raz kolejny, w akcie butnej i niepowstrzymanej wyższości, zadrzeć brodę ku górze i podeprzeć się na palcach, by lepiej widzieć sam początek kroczącego ku kapłanowi korowodu, poczuła jak palce mężczyzny zaciskają się boleśnie na jej ramieniu – szarpnęła się gwałtownie, wciąż mając jednak na względzie, by nie zwracać na siebie zbyt wiele uwagi, ostatecznie spiorunowała więc tylko rozmówce wzrokiem groźnym i podejrzliwym, błękitem spojrzenia, niby ostrym puginałem, przedzierając się boleśnie przez jego trzewia. – Panuj nad sobą, Guildenstern. – warknęła szeptem, wykrzywiając usta w grymasie cierpkiego zniechęcenia na widok uśmiechu, który wpełzł nagle na lico Björna. – Możesz sobie wmawiać, co tylko ci się podoba, lecz nie jestem tak głupia ani wystarczająco naiwna, by nie wiedzieć, że coś przede mną ukrywasz. – odparła, nie odwracając nawet wzroku w stronę nieznajomego, który niespodziewanie zwrócił im uwagę, wobec jego skargi ściszając jednak głos i na pokaz wyginając drobne, karmazynowe usta w słodki, życzliwy uśmiech, którego fałsz prześwitywał jawnie w zmąconym odmęcie jej niebieskich tęczówek. – Radzę ci nauczyć się ogłady i przemyśleć swoje kolejne słowa, w innym wypadku wiedz, że nie omieszkam wyrazić wszystkich moich podejrzeń na głos i całkiem publicznie, niezależnie od tego, czy są one słuszne oraz bez wglądu bądź też poszanowania dla mojego dobrego imienia. – kiedy Guildenstern poluźnił swój uchwyt, odsunęła się o krok, wciąż zbyt dumna i wywyższona we własnej, zuchwałej obcesowości, by rozmasować miejsce, w którym, pod ciemnym materiałem sukni, został zapewne ślad po palcach gniewnie zaciśniętych na jej ramieniu.
– To co? Powinnam sprawdzić twoją wiedzę i dowiedzieć się czego się nauczyłeś? Albo może odwiedzić twój sklepik i sprawdzić, czym zdołałeś uzupełnić jego skromny asortyment podczas swojej małej wycieczki? – dodała po krótkiej chwili milczenia, pozwalając, by głos, który jeszcze przed chwilą przyjął nieprzyjemny, ściszony groźbą ton, zabrzmiał teraz śpiewnie i melodyjnie, jak gdyby ich scysja stała się dla niej nagle nie tylko nieistotna, ale też niewątpliwie oddalona w czasie, potraktowana z lodowatą i pogardliwą obojętnością.
Sohvi Vänskä
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:29
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Za każdym razem zaskakiwała ją wrażliwość dziewczęcia na najsubtelniejszy dotyk niewinnego pochlebstwa czy zawoalowanych przemyślną strategią słów mniej przyzwoitych żartów lub sugestii – mając przy tym w usposobieniu przewrotną iskrę judzicielki, z chełpliwym niemal zadowoleniem zauważała niepokalany rumieniec, jaki potrafiła wywabić z gładkiej jasności policzków. Miewała czasem, w późniejszym czasie, pretensje wobec siebie samej; zastanawiała się, czy rozpędem żądnej uwagi i uznania natury nie przekraczała granicy serdeczności i poufałej czułości, popadając w zwyczajne okrucieństwo. Jakiekolwiek jednak wnioski i postanowienia w tej kwestii pierzchały prędko pod chronicznym naciskiem pokusy, jaka toczyła ją zawsze w towarzystwie Westberg na podobieństwo nawracającego symptomu swego rodzaju własnej nadwrażliwości na jej obecność. Nie mogła sobie też zarzucić przy tym jakiejkolwiek zdrożności, pozostawała więc tragicznie niekonsekwentna w swoich zamiarach stanowienia odpowiedzialnej i oględnej w ich przyjaźni. Widząc tym razem, jak Laila próbuje wybrnąć z sytuacji i poważnieje, okazała jej litość, niemal wbrew sobie, pozostawiając wątek bez dalszej, kłopotliwej kontynuacji.
Szmer niedelikatnych pomówień dopadł ją znikąd, z siłą jakby zdwojoną przez zapomnienie, na które sobie nieopatrznie pozwoliła. Było jej, znowu, autentycznie przykro – i, znowu, nie ze względu na siebie samą. Podnosząc znów gardę wpisanego już w scenariusz każdego spędu towarzyskiego rezonu, przechyliła nieznacznie głowę, by zagnieść bezceremonialną wścibskość intruzów szorstką reprymendą bystrego wejrzenia. Pytanie Laili zagruchotało o fasadę wyniosłej anatemy; w opadłych kącikach ust Sohvi igrało butne zacietrzewienie, atawistyczna potrzeba działania na przekór przeciwności.
– Oczywiście – uległa jakby wbrew sobie. Pozwoliła dziewczynie wyprzedzić ją o parę kroków, zanim ruszyła za nią, zachmurzoną czernią źrenic poszukując w tłumie znajomej sylwetki męża; ukruszonego filaru jej rewerencji. Stał w hermetycznym kręgu swoich znajomych, odciążony z jej towarzystwa, skupiający na sobie baczną uwagę przyjaciół, nawet kiedy milczał, w nabożnym poszanowaniu ceremonii, na które jej samej nie było stać.
– Jeśli masz taką ochotę, zapraszam, może mnie uda się w takim razie przywieść cię do powrotu do twórczości. Mam taką nadzieję – odpowiedziała uprzejmie, wyraźnie jednak z mniejszym zapałem i gorszym nastrojem niż dotąd, z uśmiechem niemal wysilonym i bladym. Stanęła, tym razem, zachowując nieduży, dotkliwy jednak dla niej samej, dystans. Przez chwilę spoglądała na Lailę, zatroskana, w spojrzenie zakradł jej się przepraszający wyraz, ciche zmartwienie.
– Przepraszam cię, Lailo. Ta sytuacja jest moją winą, konsekwencją mojej nierozwagi. Powinnam pamiętać, że samo moje towarzystwo... – urwała, uśmiechając się blado. – Przepraszam.
Szmer niedelikatnych pomówień dopadł ją znikąd, z siłą jakby zdwojoną przez zapomnienie, na które sobie nieopatrznie pozwoliła. Było jej, znowu, autentycznie przykro – i, znowu, nie ze względu na siebie samą. Podnosząc znów gardę wpisanego już w scenariusz każdego spędu towarzyskiego rezonu, przechyliła nieznacznie głowę, by zagnieść bezceremonialną wścibskość intruzów szorstką reprymendą bystrego wejrzenia. Pytanie Laili zagruchotało o fasadę wyniosłej anatemy; w opadłych kącikach ust Sohvi igrało butne zacietrzewienie, atawistyczna potrzeba działania na przekór przeciwności.
– Oczywiście – uległa jakby wbrew sobie. Pozwoliła dziewczynie wyprzedzić ją o parę kroków, zanim ruszyła za nią, zachmurzoną czernią źrenic poszukując w tłumie znajomej sylwetki męża; ukruszonego filaru jej rewerencji. Stał w hermetycznym kręgu swoich znajomych, odciążony z jej towarzystwa, skupiający na sobie baczną uwagę przyjaciół, nawet kiedy milczał, w nabożnym poszanowaniu ceremonii, na które jej samej nie było stać.
– Jeśli masz taką ochotę, zapraszam, może mnie uda się w takim razie przywieść cię do powrotu do twórczości. Mam taką nadzieję – odpowiedziała uprzejmie, wyraźnie jednak z mniejszym zapałem i gorszym nastrojem niż dotąd, z uśmiechem niemal wysilonym i bladym. Stanęła, tym razem, zachowując nieduży, dotkliwy jednak dla niej samej, dystans. Przez chwilę spoglądała na Lailę, zatroskana, w spojrzenie zakradł jej się przepraszający wyraz, ciche zmartwienie.
– Przepraszam cię, Lailo. Ta sytuacja jest moją winą, konsekwencją mojej nierozwagi. Powinnam pamiętać, że samo moje towarzystwo... – urwała, uśmiechając się blado. – Przepraszam.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:32
Inge Hallström
Pod gładkim utkaniem pierza tkwiło nieposkromione szyderstwo, powielające się w każdym, ochrypłym tonie wydostającym się z ptasiej krtani. Kruk-złodziej: dziób zaciskał się z upartością na złocistych łodyżkach, strzegąc - za wszelką cenę - upatrzonej zdobyczy.
Tęskniła za nim.
Bogowie. Rzeczywiście tęskniła.
Ulotnej materii uczuć nie pozwoliłaby przekuć na jawną strukturę słów; brzydziła się otwartością, niezwykle rzadko goszczącą w ich nawiązanej przyjaźni, opierającej się na domysłach i przenikliwym milczeniu. Stawiając gruby, niezwyciężony mur swej fortecy, do której nie powierzała dostępu nikomu, nawet pozornie bliskim ludziom w jej życiu, nie zdobywała się na wyznania oraz szczególne czułości. Każde, wypełniające się prostą, klarowną szczerością stwierdzenie, mogło kaleczyć na podobieństwo sunących tunelem gardła żyletek, rwących na krwawe strzępki, naruszających ciągłość błogiego opanowania. Był jedną z niewielu osób, której brak odczuwała, nurkując w cieniach, w korozji Przesmyku Lokiego, bez wymuszenia, bez najmniejszego oszustwa. Swoją nieobecnością wypalił w jej duszy dziurę, bliski i jednocześnie odległy, patrzący na nią zza mętnej szyby przeszłości. Oboje - wybrakowanych i niewłaściwych, nieadekwatnych na wyjątkowy sposób, stający się solą, sypaną na wytworzone otarcia reputacji szlachetnych rodzin. Niekiedy odczuwała wrażenie, że zostawiła go obecnie samego, zawierzając się plugawym arkanom zakazanej magii. Zostawiła, nawet, kiedy nie było - przenigdy - pisane im wspólne życie. O ironio, przed laty sama go odrzuciła, nie odczuwając nic więcej poza (tylko? aż?) sympatią i niecielesną, metafizyczną bliskością dwóch zagubionych podobnie dusz. Dryfowali po zimnych, spienionych falach nieprzychylnego świata, z wodą, usiłującą za wszelką cenę napłynąć w usta, ledwie otwarte przy wygłaszaniu samodzielnego zdania.
Zdążył ją musnąć; odskoczyła, niedostępna, nieufna, zostawiając na pożegnanie mu ciemną chorągiew pióra. Domyślała się, że to koniec - dłuższa obecność kruka, pomimo ogólnego szacunku, jakim cieszyli się posłańcy Odyna, wzniecałaby podejrzenia. Nie planowała, zresztą, zrujnować swą obecnością stypę - potrafiła przewidzieć, z jak rażącą i rozjątrzoną dezaprobatą spoglądaliby na nią, gdyby zdołali jedynie uchwycić jej przeklętą twarz w tłumie. Ukryte za woalem konwenansów zniewagi, groźby i domaganie się, aby natychmiast odeszła z uroczystego posiłku. Nie chciała ścierać się z majakami przeszłości - nie dzisiaj. Nie było takiej potrzeby - usłyszała już dostatecznie.
Odleciała, zmierzając w stronę kruczego stada.
Tordenskiold będzie musiał odebrać zgubę. Wspaniały pretekst, aby nareszcie się spotkać.
Inge z tematu
Gość
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:33
GośćGość
Gość
Gość
Nigdy nie był skory do współpracy, bowiem zbyt długo doświadczał cudacznej i nieuzasadnionej podłości po stronie ojca. Niczym kot, upstrzony pechowym odcieniem sierści, poruszał się uliczkami, mijając ludzi i spoglądając im w oczy w sposób nader pewny. Potwarz jaką jednak wymierzał swemu rodzicielowi sprawiała mu największą rozkosz,
więc może i wściekłby się przed laty, ale teraz pomimo frustracji na Inge – chełpił się jej obecnością. Dla starego Tordenskiolda była ona ledwie ptaszyskiem, wszak nie znał rzeczywistej tożsamości zwierzęcia. Namolnym, a do tego pełnym pogardy dla wzniosłej chwili. Cóż za głupiec – przemknęło w myślach pianisty, którym nie należało go tytułować. Śnieżnobiałe klawisze w sposób irytujący wydawały z siebie dźwięk, kiedy usilnie starał się naciskać kolejno prostokątne fragmenty instrumentu. Czuł ból przeszywający knykcie, ale nie miało to żadnej wartości, bowiem życie młodzieńca zdawało się być wypełnione po brzegi pokraczną ironią dnia codziennego.
- Kiedy już cię dorwę… Zapłacisz mi za to srogo… – rzucił z iluzją groźby, choć bardziej pobrzmiewała w głosie mężczyzny nuta żartu i rozbawienia. Złość kiełkowała się jedynie w aspekcie nieprzyjemnego ukłucia dziobem, lecz i ona nie mogła być bez skazy na gładkiej tafli obrazu rodziny Hallmstromów.
Przysparzali wstydu; pogardzani i spychani na margines.
Sven Tordeskniold wybił się jednak na swym kunszcie i niepoprawnym podejściu do szarawej codzienności. Wchodził w głębie podświadomości otaczających go ludzi, którzy pomimo publicznego niepodzielania poglądów, wędrowali ulicami Midgardu, by dotrzeć wreszcie na skraj samego helu, w którym rozkosz i bezeceństwo przyćmią moralność sztucznie kreowaną na potrzeby towarzyskich spędów. Kochali go – jednocześnie n i e n a w i d z ą c, wszakże nikt z taką zmyślnością nie mówił tak grzesznie i bez wszelkich zachowawczych reguł.
- Jeszcze się spotkamy, moja słodka – powiedział przekornie, a malowniczy uśmiech rozpromienił oblicze Svena. Złośliwość wygrała nad manierami dżentelmena i kiedy głaskał jej grzbiet – wyrwał jedno pióro, co by zostawić sobie na pamiątkę. Sylwetka (nie)proszonego gościa zapewne rozlała się pod kotarą nocy, gdy były muzyk oddalił się za tłumem.
Nie zamierzał dłużej brać udziału w tym przedstawieniu.
Sven z tematu
więc może i wściekłby się przed laty, ale teraz pomimo frustracji na Inge – chełpił się jej obecnością. Dla starego Tordenskiolda była ona ledwie ptaszyskiem, wszak nie znał rzeczywistej tożsamości zwierzęcia. Namolnym, a do tego pełnym pogardy dla wzniosłej chwili. Cóż za głupiec – przemknęło w myślach pianisty, którym nie należało go tytułować. Śnieżnobiałe klawisze w sposób irytujący wydawały z siebie dźwięk, kiedy usilnie starał się naciskać kolejno prostokątne fragmenty instrumentu. Czuł ból przeszywający knykcie, ale nie miało to żadnej wartości, bowiem życie młodzieńca zdawało się być wypełnione po brzegi pokraczną ironią dnia codziennego.
- Kiedy już cię dorwę… Zapłacisz mi za to srogo… – rzucił z iluzją groźby, choć bardziej pobrzmiewała w głosie mężczyzny nuta żartu i rozbawienia. Złość kiełkowała się jedynie w aspekcie nieprzyjemnego ukłucia dziobem, lecz i ona nie mogła być bez skazy na gładkiej tafli obrazu rodziny Hallmstromów.
Przysparzali wstydu; pogardzani i spychani na margines.
Sven Tordeskniold wybił się jednak na swym kunszcie i niepoprawnym podejściu do szarawej codzienności. Wchodził w głębie podświadomości otaczających go ludzi, którzy pomimo publicznego niepodzielania poglądów, wędrowali ulicami Midgardu, by dotrzeć wreszcie na skraj samego helu, w którym rozkosz i bezeceństwo przyćmią moralność sztucznie kreowaną na potrzeby towarzyskich spędów. Kochali go – jednocześnie n i e n a w i d z ą c, wszakże nikt z taką zmyślnością nie mówił tak grzesznie i bez wszelkich zachowawczych reguł.
- Jeszcze się spotkamy, moja słodka – powiedział przekornie, a malowniczy uśmiech rozpromienił oblicze Svena. Złośliwość wygrała nad manierami dżentelmena i kiedy głaskał jej grzbiet – wyrwał jedno pióro, co by zostawić sobie na pamiątkę. Sylwetka (nie)proszonego gościa zapewne rozlała się pod kotarą nocy, gdy były muzyk oddalił się za tłumem.
Nie zamierzał dłużej brać udziału w tym przedstawieniu.
Sven z tematu
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:35
Terje Tordenskiold
Co najbardziej dręczy nasze dusze?, poniosło się echem myśli.
Tordenskiold nieznacznie uniósł kąciki ust w ironicznym grymasie o sylwetce uśmiechu, pod którym skrywało się więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać; gdyby miał się głębiej zastanowić, wymienić wszystkie cienie, wątpliwości, wygnać demony osiadające gdzieś w meandrach umysłu dźwigającego przez życie nienaturalnie wiele tajemnic oraz ciężarów zalegających na piersi, nie starczyłoby czasu na opowiedzenie kwiecistych historii napisanych jego słowami. Słuchał przemowy, chłonąc każdą jej cząstkę niczym wnikliwy krytyk konstruujący zmyślą ocenę występu, niespiesznie wodząc wzrokiem wzdłuż tłumu, morza twarzy, gdzieniegdzie tylko dostrzegając coś znajomego — blondwłosą femme fatale, której perfumy nieznacznie drażniły nozdrza; krucze mundury przyozdobione odznakami inspektorów oraz oficerów, którzy spektakularnie dopadli przestępcę w akompaniamencie szlochów, plotek czy spojrzeń wyzierających bezgłośnym podziwem; szlachetne głowy szlachetnie urodzonych potomków klanów, których sylwetki majaczyły pomiędzy szeptami; wreszcie wnuczki zmarłego Lauge, wyrocznie stojące na krawędzi rozbrzmiewających dookoła pomówień a prawdy.
Powrócił spojrzeniem do towarzyszki, jakiej nawet nie planował posiadać przez trwanie pogrzebu, pozwalając swemu rozbawieniu zakasłać nieznacznie, wychylić zza poszarzałego spojrzenia lśniącego w blasku mijających minut przelotnym błękitem.
— Tylko czasami? — spytał.
Wytrzymał ciężar jej wzroku, zaglądając głęboko we własne wspomnienia.
— Niewiele się różnimy, panno Rosenkrantz — gardłowa barwa głosu wybrzmiała stosunkowo beznamiętnie, nie nawykł do przesadyzmu we własnych czynach czy słowach, jakie wypowiadał otoczony korowodem nieznajomych. Nauczył się, że bezimienni słuchali najwytrwalej. Wreszcie lekkie skinięcie na pierścionek odcina dopływ niechcianych, widmowych krajobrazów przeszłości. — Piękny kamień, musi być wiele wart. To podobno świadczy o szczerości uczucia, czyż nie?
Musiał, wiedziała o tym.
Niezdefiniowany uśmiech rozciągnął subtelnie wargi w uśmiechu, zanim Tordenskiold umilkł. Naturalnie, że pogrzeby posiadały swoistą aurę powściągliwości, jaka powinna była towarzyszyć wszystkim zgromadzonym. Jednocześnie Terje wiedziony tylko z początku poczuciem obowiązku nie zamierzał dłużej znosić sztywnego karku, posępnego oblicza czy milczących ust.
Obejrzał się przez ramię, zanim tłum ruszył dalej, posyłając krótkie spojrzenia Krukom oddzielonym morzem ciał, będąc niestety zbyt daleko od nich dla dokładnego pochłonięcia sytuacji — wierzył, iż wszystko zakończyło się po myśli, a złodziejaszek, któremu właśnie szczerze współczuł głupoty, otrzyma czas na przemyślenie własnych działań.
Swoją drogą, kraść tak, by się złapać, pokręcił lekko głową.
Poczuł chłodne ściany korytarza, zaglądając pod powierzchnię kopalnianego wnętrza, krocząc przed siebie bez zawahania. Kątek oka obrysowując sylwetkę Sissel, zdawało mu się, a może rzeczywiście dreszcz prześlizgnął się kobiecym ciałem.
Czy to z powodu zimna, czy czegoś zgoła innego.
Co najbardziej dręczy nasze dusze?, powtórzył głucho.
Mógł odpowiedzieć tylko — wszystko.
Amalia Stjernen
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:37
Amalia StjernenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 27 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : prezenterka radiowa/cukiernik amator (po godzinach)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : krytyk (I), złotousty (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Amalia poczuła wszechogarniający chłód. Wiązało się to ze wspomnieniami, które nie dawały jej się skupić i odetchnąć. Ciągle miała przed oczami osoby, które żegnały jej bliźniaka. Była wtedy dzieckiem, ale tak silny wstrząs odcisnął w niej swoje piętno. Miała pamiętać te sceny do końca życia. Dlatego unikała pogrzebów, bo wspomnienia nie dawały jej spokoju. Czasami jednak trzeba się było przemóc, jak tego dnia.
Ktoś uścisnął jej dłoń. Czy chciał dodać otuchy? Czy jej smutek był aż tak bardzo widoczny? Wprawdzie miała własne powody, dla których była tak poważna i milcząca, ale żałowała też odejścia zmarłego, tak szczerze.
Znów stanęły przed jej oczami obrazy z pogrzebu brata. Tak, moment był szczególny, zgadza się. Pomyślała o tym, jak wspomnienia nie dają jej wytchnienia. Jak bardzo żałuje, że nie mogła nic zrobić. Po dziś dzień obwiniała się o śmierć bliźniaka i nie potrafiła się w sobie zebrać i pogodzić z tym, że tak być musiało.
Amalia myślała o stracie, która nie dawała jej spokoju. Tak pozornie pogodna i pełna życia osoba była tłamszona przez emocje, o których mało kto wiedział. Żałowała, że nie ma obok siebie przyjaciółki, która mogłaby trzymać ją za rękę. Ona by wiedziała, jak trudno było się jej teraz odnaleźć.
Każda strata bolała. Nieważne, czy był to człowiek młody, czy starszy wiekiem jak ten, którego żegnano tego dnia. To zawsze była osoba ważna dla bliskich.
Amalia patrzyła zadumanym i pełnym smutku spojrzeniem gdzieś przed siebie, a jej myśli krążyły wokół śmierci i tego, czy dobrze zrobiła przychodząc na pogrzeb. Była naprawdę rozdarta wewnętrznie. Chciała odejść jak najszybciej, wrócić do własnych spraw i po prostu odetchnąć.
Ktoś uścisnął jej dłoń. Czy chciał dodać otuchy? Czy jej smutek był aż tak bardzo widoczny? Wprawdzie miała własne powody, dla których była tak poważna i milcząca, ale żałowała też odejścia zmarłego, tak szczerze.
Znów stanęły przed jej oczami obrazy z pogrzebu brata. Tak, moment był szczególny, zgadza się. Pomyślała o tym, jak wspomnienia nie dają jej wytchnienia. Jak bardzo żałuje, że nie mogła nic zrobić. Po dziś dzień obwiniała się o śmierć bliźniaka i nie potrafiła się w sobie zebrać i pogodzić z tym, że tak być musiało.
Amalia myślała o stracie, która nie dawała jej spokoju. Tak pozornie pogodna i pełna życia osoba była tłamszona przez emocje, o których mało kto wiedział. Żałowała, że nie ma obok siebie przyjaciółki, która mogłaby trzymać ją za rękę. Ona by wiedziała, jak trudno było się jej teraz odnaleźć.
Każda strata bolała. Nieważne, czy był to człowiek młody, czy starszy wiekiem jak ten, którego żegnano tego dnia. To zawsze była osoba ważna dla bliskich.
Amalia patrzyła zadumanym i pełnym smutku spojrzeniem gdzieś przed siebie, a jej myśli krążyły wokół śmierci i tego, czy dobrze zrobiła przychodząc na pogrzeb. Była naprawdę rozdarta wewnętrznie. Chciała odejść jak najszybciej, wrócić do własnych spraw i po prostu odetchnąć.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:38
Sissel Rosenkrantz
Niepewność przedzierała się pośród gestów przepełnionych wyuczonym kunsztem siania chaosu. Ona była chaosem; ona sprowadzała chaos na niczego nieświadome umysły, pewne prawdziwości swoich odbiorów.
Pragnę to pragnę. Chcę to chcę. Czuję to czuję.
Żenujący głupcy, przeświadczeni o tym, że największy wpływ na samych siebie mają oni sami. Ich próby, działania i nazwiska.
Raz, dwa, trzy, zaraz głowę stracisz ty. Cztery, pięć, sześć, nie pomoże Ci tu pięść.
- Zwykle ubolewam nad niedolą innych kobiet. - Prostactwo Nørgaardów, mały kutas dziedzica Oldenburgów. Głupota
Może jego grzechem będzie śmianie się na pogrzebie jej dziadka? Kto wie, kogo zaciągnie przed oblicze bogów.
Albo kto go tam wykopie.
- Dzieli nas, panie Tordenskiold zasadnicza kwestia. - Cichy pomruk głosek nazwiska przedarł się pośród nabrzmiałych od obaw zesłanych w postaci napotkanej kobiety strun, tworząc na powierzchni twarzy Sissel. - Mi ten pierścionek nie ciąży. A Ty sprawiłeś, że komuś więdnie palec. - Słodka, niewinna w całej uszczypliwości odpowiedź przyniosła pojedyncze mrugnięcie powiek, gdy wszystkie przesunięcia opuszek palca powróciły w czeluście wspomnień kreowanych pod ciepłą osłoną letniego deszczu. Taniec prowokacji, masaż wbijanych szpilek wprost wprost w wyostrzającą się pod osłoną grdykę. Przełknięcie śliny, które zdaje się, że jedynie widziała, a mimo to wspomnienia podsuwały kolejne odgłosy wspomnień.
Więcej, szybciej. Dobrze. Dalej.
I niech się ten pogrzeb wreszcie skończy.
Terje odciągnął myśli od nieustannie ciążącego poczucia obserwowania, które towarzyszyło za każdym jej ruchem od wielu, zbyt wielu lat. Głos znachorki pobrzmiewał wraz z brzęczeniem naszyjnika w torebce, zaś lodowaty błękit spojrzenia błądził po tych wszystkich ludziach, których niegdyś podziwiała.
Bezsensownie, bo jak widać, nawet podczas pogrzebu trafią się ludzie, który - podobnie jak ona sama - będą gościli w sobie obojętność na wieść o śmierci. Inni - podobnie jak ona, ale w innej sytuacji - będą się cieszyli na taką informację.
Prawdziwie cierpiących będzie niewiele.
Ale dla nich niekiedy warto jest podrzynać gardła. Czasami. Rzadko.
Mimo wszystko, preferowała ogień.
Eitri Soelberg
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:44
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Nie potrzebował tego, nie w tym momencie, gdy obowiązki stały na pierwszym miejscu. Kolejny raz rozkojarzenie, kolejny raz o włos od poniesienia sromotnej klęski na polu codziennych utarczek z własnym jestestwem. Świat zafalował, ale jedynie na moment, rozdzierając przed nim zasłonę tego, co było niedostępne ludzkiemu oku. Chwila, jeden wdech, a po nim nerwowy wydech, nim zobaczył majak ludzkiego kształtu – pozostałość po bycie niegdyś zupełnie materialnym i stąpającym twardo po ziemi. Ile to już lat minęło, ile chwil? Nie wiedział, nie potrafił doszukać się podobieństwa między jakimkolwiek znanym sobie żywym a istotą, którą przez chwilę widział, czuł i słyszał. Odbijał jej emocje, niepewność stawianych kroków oraz lęk w bezcielesnej masie, która wszak powinna zaznać spokoju. Głuche słowa rozbrzmiały jedynie w jego głowie. Nikt więcej nie miał do nich dostępu – zawsze nieco przerażająca prawda wypłynęła wraz z uniesieniem oczu i wbiciu ich w miejsce, gdzie dla człowieka o zdrowych zmysłach, nie było zupełnie nikogo. Zwykle najbardziej nieprzyjemne stawało się tłumaczenie zachowania tym, którzy nie wiedzieli, że stoją oko w oko z medium. Czas zdawał się zwolnić na chwilę, ludzie rozmazali się nieco, jakby łapiąc ten sam rys, którym naznaczony był duch.
Uścisk dłoni brata na ramieniu nie zdołał go ocucić w pierwszej chwili, podobnie jak słowa skierowane przez Neptúnusa. Trwał w letargu, być może nie wyjątkowo długo, jednak na tyle, aby otoczenie mogło począć posyłać w jego stronę dziwne spojrzenia. Nagła zmiana, rozpłynięcie się ducha i nagły wydech powietrza sprawił, że Eitri powrócił do siebie. Zamknął mocno oczy i zamrugał kilka razy. Krajobraz malujący się przed jego oczami był wystarczająco wyrazisty, przesycony rzeczywistymi barwami.
Nie powinien tu być… Słowa ducha wciąż rozbrzmiewały w jego głowie. Pobożne życzenie? Stwierdzenie faktu? Dlaczego? Takie słowa rzec by można było jedynie wtedy, gdyby ktoś sprzeciwił się temu, co pisały mu Norny i nieczule przeciął nić życia w miejscu, którym nie powinien. Cóż mogło doprowadzić do tak makabrycznego zdarzenia? Czy ono było w ogóle możliwe? Głos Finnursona zabrzmiał o wiele wyraźniej, niż chwilę temu, a słowa kapłana utwierdziły w realnym miejscu i określonym czasie.
- Tak, wszystko w porządku- zwrócił się do Neptúnusa. – Wybaczcie, to tylko chwila…- mruknął ściszonym tonem, zwracając swą uwagę w stronę złodzieja.- Hamuj się!- warknął w jego stronę, gdy ten począł szamotać się niczym pies na smyczy.
Procesja żałobna praktycznie zupełnie zniknęła im sprzed oczu, chociaż i tak, póki mieli przy sobie złodzieja, musieli zadbać o jego transport do aresztu. Zapewne uczyniliby to z miejsca, gdyby nie koledzy z wydziału prewencyjnego, szybko przechwytujący zagrożenie.
- Nie myśl sobie, że ominie cię rozmowa później…- wycedził do sprawcy zamieszania. Jego słowa wciąż z trudem poruszały nerwy Soelberga, jednak wiedział, że sprawę należy wyjaśnić, zaraz po tym, jak uroczystości żałobne dobiegną końca. Patrzył przez chwilę na grupę oddalających się Kruczych, po czym spojrzał na towarzyszy.
- Trochę nas ominęło…- wymamrotał.- Chyba należy oddać jeszcze odrobinę szacunku zmarłemu, panowie… – zamilkł, za radą kapłana próbując skupić swe myśli na tym, co leżało mu na sercu, chociaż i bez górnolotnych wezwań, wracał do swych ukrytych lęków aż nazbyt często.
Uścisk dłoni brata na ramieniu nie zdołał go ocucić w pierwszej chwili, podobnie jak słowa skierowane przez Neptúnusa. Trwał w letargu, być może nie wyjątkowo długo, jednak na tyle, aby otoczenie mogło począć posyłać w jego stronę dziwne spojrzenia. Nagła zmiana, rozpłynięcie się ducha i nagły wydech powietrza sprawił, że Eitri powrócił do siebie. Zamknął mocno oczy i zamrugał kilka razy. Krajobraz malujący się przed jego oczami był wystarczająco wyrazisty, przesycony rzeczywistymi barwami.
Nie powinien tu być… Słowa ducha wciąż rozbrzmiewały w jego głowie. Pobożne życzenie? Stwierdzenie faktu? Dlaczego? Takie słowa rzec by można było jedynie wtedy, gdyby ktoś sprzeciwił się temu, co pisały mu Norny i nieczule przeciął nić życia w miejscu, którym nie powinien. Cóż mogło doprowadzić do tak makabrycznego zdarzenia? Czy ono było w ogóle możliwe? Głos Finnursona zabrzmiał o wiele wyraźniej, niż chwilę temu, a słowa kapłana utwierdziły w realnym miejscu i określonym czasie.
- Tak, wszystko w porządku- zwrócił się do Neptúnusa. – Wybaczcie, to tylko chwila…- mruknął ściszonym tonem, zwracając swą uwagę w stronę złodzieja.- Hamuj się!- warknął w jego stronę, gdy ten począł szamotać się niczym pies na smyczy.
Procesja żałobna praktycznie zupełnie zniknęła im sprzed oczu, chociaż i tak, póki mieli przy sobie złodzieja, musieli zadbać o jego transport do aresztu. Zapewne uczyniliby to z miejsca, gdyby nie koledzy z wydziału prewencyjnego, szybko przechwytujący zagrożenie.
- Nie myśl sobie, że ominie cię rozmowa później…- wycedził do sprawcy zamieszania. Jego słowa wciąż z trudem poruszały nerwy Soelberga, jednak wiedział, że sprawę należy wyjaśnić, zaraz po tym, jak uroczystości żałobne dobiegną końca. Patrzył przez chwilę na grupę oddalających się Kruczych, po czym spojrzał na towarzyszy.
- Trochę nas ominęło…- wymamrotał.- Chyba należy oddać jeszcze odrobinę szacunku zmarłemu, panowie… – zamilkł, za radą kapłana próbując skupić swe myśli na tym, co leżało mu na sercu, chociaż i bez górnolotnych wezwań, wracał do swych ukrytych lęków aż nazbyt często.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:45
Viljam Hallström
- Dbajcie o siebie. Bezwzględnie. Wszyscy... Może zabijam przez to wyrzuty sumienia. Być może mogłam go uratować, może mogli też inni, od planu, od odkrywania tego, czego za żadne skarby nie powinno się odkryć. Nie wiem...
Szczegóły wypowiedzi, zamknięte w mglistej formule, z łatwością umykają w przestrzeń, chowając się przed zapamiętaniem. Gdyby chociaż zasłyszał parę konkretów, czy jeden tylko fakt, który mógłby zakotwiczyć w rzeczywistości, może nawet trudziłby się w zrozumienie staruszki. Gdy jednak spomiędzy mgławicy niejasności nie wychyla się żadne, znaczące meritum, zwyczajem sędziego, porzuca szybko myśl.
Słowa zahaczają o teorie i emocje, których nie potrafi ująć w całości, a to sprawia z kolei, że nie warte są ponownego przemyślenia. Obraz rzeczywistości, opierany na domysłach czy pogłoskach nie ma w sobie bowiem przymiotów atrakcyjności. Nie kusi niczym szczególnym, poza słodką ułudą, jakiej Viljam ostatnio szczególnie uparcie unika.
W głowie pozostaje jedynie snująca się na tyłach świadomości myśl o tym, że być może - ale tylko być może - w śmierci profesora tkwi więcej tajemnic, niż sama rodzina Noorgardów potrafi przyznać. Nie jest to jednak temat, który warto podejmować w towarzystwie, dlatego też Viljam rezygnuje z tej możliwości. Nie odzywa się też ani słowem do rudowłosej towarzyszki. Zresztą, skutecznie zniechęcony jej jednostajnym milczeniem, dalszą konwersację uznaje za zbędną uprzejmość. Kiwa tylko tylko głową do Arji na znak pożegnania, wychodząc spod dziwnie oddalonego od reszty towarzystwa sklepienia.
Gdy orszak żałobników posuwa się do głębi grobowca, Viljam podąża wolno za pasem zebranych aczkolwiek wciąż pozostaje w niejakiej odległości od głównego punktu pogrzebu. Nie przepycha się do przodu i nie ciśnie w zawężenie kamiennego gardła, które ściśnięte u centrum, zdaje się dostatecznie podrażnione przez obecność pozostałych galdrów.
To dobre miejsce na obserwacje. Również idealny czas na to, by pomimo zdystansowania, wychwycić z otoczenia kilka interesujących szczegółów i akcji - w tym ciągniętego siłą przez straż rzezimieszka, czy zamkniętych w swoich bańkach myśli galdrów.
Sam też nosi na barkach balast dzisiejszego dnia, ale sądząc po żałobnych minach niektórych, nie tak dokuczliwy, jak mogą o tym powiedzieć inni. Ciężkość całunu, jaki ściąga zebranych w otchłań szlochów i rozmyślań, przyjmuje z godnością. W milczeniu.
W milczeniu przyjmuje również policzek od narzeczonej, która - jak się zdaje - nie przyszła.
Słowa modlitwy brzęczą tuż przy uchu, jak drażliwy insekt, który za nic nie chce odlecieć. Wżerają się niepowołanie między grupę myśli i pozostają w zwojach świadomości na dłużej. Mantra, powtarzana kilkukrotnie, przybiera formę kalekiej wydmuszki, nadmuchana nierówno rozłożonym echem, jakie niesie się po ścianach. Wraz z kolejnym uderzeniem dźwięku o ściany grobowca, rośnie też aura pobożności i majestatyczności, łącząca wszystkich w całości. Nie jest to jednak zestawienie piękne, a raczej konieczne, na jakie Viljam patrzy z niejakim pobłażaniem. Znacznie bliżej mu do osoby, która składa ciche modlitwy w pojedynkę, niżeli wyjaskrawia swoją religijność ponad stan w głośnym rytuale. Dużo wspólnego ma to jednak z jego introwertyczną naturą, bo przecież tradycję samą w sobie szanuje. To dlatego sam, mimo swojego nieco pejoratywnego stanowiska wobec tłumu, staje się częścią szemrzących galdrów.
A potem wycisza się, ostrożnie wycofując się z zawężenia grobowca.
Viljam z tematu
Ivar Soelberg
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 12:47
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Drań.
Użeranie się z takimi kanaliami, było nieraz gorsze od ich łapania. Ten chociaż zawinił jedynie, a może, aż lepkimi łapami? Wydawał się dziwnie spokojny, o swój los. Czyżby, był aż tak pozbawiony wyobraźni, co do swego losu jaki go czeka, gdy dostanie się do siedziby Kruczej? A może… Pewności siebie mu nie zbywało, a wręcz z każdą chwilą zdawała się ona rosnąć, ale z jakiego powodu? Podejrzliwość, tak naturalna, lecz poparta ostatnimi wydarzeniami mogła zbyt szybko przerodzić się w paranoję. Przecież, to niemożliwe, aby taki amator mógł mieć jakieś większe znaczenie na tle ostatnich wydarzeń, prawda?
Pragnął ładu i sprawiedliwości. Chciał, aby jedynym zmartwieniem społeczności Midgardu, były podatki i to, że pani w sklepie będzie winna talara. Niestety pragnienia te mógł wpisać między bajki. W świecie, w którym im przyszło żyć coraz trudniej, o dobroć i życzliwość ludzką, a natura człowieka coraz to bardziej zbacza w kierunkach egoistycznych, samolubnych i wyzbytych empatii oraz jakiejś wrażliwości. Człowiek człowiekowi wilkiem.
A może, tak było zawsze?
Westchnął.
– To się jeszcze okaże – uśmiechnął się przymilnie do złodziejaszka. Być może miał rację i jeszcze będą tego żałowali, a być może nie. Sprawą jednak najwyższej wagi, był pogrzeb, a zakłócanie go tak haniebnym procederem, do którego ów się zniżył wymagało interwencji i w opinii Ivara wyciągnięcia konsekwencji głęboko uderzających w pewność siebie i zuchwalstwo gadziny. Surowość miał we krwi wpisaną, lecz nigdy nie było to okrucieństwo, czy chęć wykorzystywania władzy w celach prywaty, aby stać ponad prawem i karać każdego, kto się akurat nawinął.
Nie drgnął, gdy schwytany splunął pod nogi. Aczkolwiek ochota, aby skarcić gadzinę, była wielka. Hamował się ze względu na miejsce, jak i ludzi wokół. Wolał uniknąć przykrych opinii jako to Krucza Straż znęca się nad biednym złodziejaszkiem.
Dostrzegł, że Eitri wraca powoli do siebie i uspokojony tym faktem, był gotów samemu odstawić schwytanego do aresztu, lecz przyszło wsparcie. Odział prewencyjny.
Spoglądał chwilę w ślad za funkcjonariuszami, jakby gryząc się w duchu, że nie ostrzegł ich przed… – no właśnie, czym? Grymas niezadowolenia zagościł na obliczu starszego z braci.
– Masz w zupełności rację – odpowiedział niemal szeptem, chociaż tyle mógł uczynić, aby nie narażać się na gniew zmarłych.
Użeranie się z takimi kanaliami, było nieraz gorsze od ich łapania. Ten chociaż zawinił jedynie, a może, aż lepkimi łapami? Wydawał się dziwnie spokojny, o swój los. Czyżby, był aż tak pozbawiony wyobraźni, co do swego losu jaki go czeka, gdy dostanie się do siedziby Kruczej? A może… Pewności siebie mu nie zbywało, a wręcz z każdą chwilą zdawała się ona rosnąć, ale z jakiego powodu? Podejrzliwość, tak naturalna, lecz poparta ostatnimi wydarzeniami mogła zbyt szybko przerodzić się w paranoję. Przecież, to niemożliwe, aby taki amator mógł mieć jakieś większe znaczenie na tle ostatnich wydarzeń, prawda?
Pragnął ładu i sprawiedliwości. Chciał, aby jedynym zmartwieniem społeczności Midgardu, były podatki i to, że pani w sklepie będzie winna talara. Niestety pragnienia te mógł wpisać między bajki. W świecie, w którym im przyszło żyć coraz trudniej, o dobroć i życzliwość ludzką, a natura człowieka coraz to bardziej zbacza w kierunkach egoistycznych, samolubnych i wyzbytych empatii oraz jakiejś wrażliwości. Człowiek człowiekowi wilkiem.
A może, tak było zawsze?
Westchnął.
– To się jeszcze okaże – uśmiechnął się przymilnie do złodziejaszka. Być może miał rację i jeszcze będą tego żałowali, a być może nie. Sprawą jednak najwyższej wagi, był pogrzeb, a zakłócanie go tak haniebnym procederem, do którego ów się zniżył wymagało interwencji i w opinii Ivara wyciągnięcia konsekwencji głęboko uderzających w pewność siebie i zuchwalstwo gadziny. Surowość miał we krwi wpisaną, lecz nigdy nie było to okrucieństwo, czy chęć wykorzystywania władzy w celach prywaty, aby stać ponad prawem i karać każdego, kto się akurat nawinął.
Nie drgnął, gdy schwytany splunął pod nogi. Aczkolwiek ochota, aby skarcić gadzinę, była wielka. Hamował się ze względu na miejsce, jak i ludzi wokół. Wolał uniknąć przykrych opinii jako to Krucza Straż znęca się nad biednym złodziejaszkiem.
Dostrzegł, że Eitri wraca powoli do siebie i uspokojony tym faktem, był gotów samemu odstawić schwytanego do aresztu, lecz przyszło wsparcie. Odział prewencyjny.
Spoglądał chwilę w ślad za funkcjonariuszami, jakby gryząc się w duchu, że nie ostrzegł ich przed… – no właśnie, czym? Grymas niezadowolenia zagościł na obliczu starszego z braci.
– Masz w zupełności rację – odpowiedział niemal szeptem, chociaż tyle mógł uczynić, aby nie narażać się na gniew zmarłych.
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4