:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda
+5
Einar Halvorsen
Mistrz Gry
Amalia Stjernen
Sohvi Vänskä
Björn Guildenstern
9 posters
Prorok
16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 9:21
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
16.09.2000
Cały świat pulsował. Pulsował w rytm oddechów, w rytm szemrzącej krwi, w rytm poruszających się niespokojnie, nerwowo ciał. Pulsował obecnością żałobników zbierających się we wnętrzu wydrążonej w zboczu Gór Bardal grocie; napływających niezwykle licznie ku podnóżu masywu leśną ścieżką: bez lęku, z jedną tylko myślą – by ostatni raz pożegnać wybitną personę nauki, modląc się o to, aby kruki Odyna niosły jak daleko się tylko da mądrość zmarłego. To w tym miejscu, w Grobowcu Helligsted, swoistej świątyni pamięci – świątyni śmierci – której wnętrze od wieków gromadziło szczątki najznamienitszej i najbardziej zasłużonej części społeczności galdrów, na zawsze spocząć miała urna z resztkami Lauge Nørgaarda. Stała już na obsydianowym podwyższeniu, równie ciemna jak kamienny ołtarz pod nią, zdobiona jednak w cenne, połyskujące na jej wierzchu przedmioty, świadczące zarówno o bogactwie jego klanu, jak też samej jego osoby: posiadanej przez niego rozległej wiedzy magicznej i życiowej.
Odejście siedemdziesięciodwuletniego profesora i badacza starożytnych run uderzyło nie tylko w niespodziewającą się takiej tragedii rodzinę Nørgaarda, ale również w Radę oraz społeczność akademicką. Jego niebywałe zaangażowanie w życie społeczne adeptów Instytutu Eihwaz, w politykę widzących, w rozwój Midgardu i reszty magicznej Skandynawii budziło uznanie nawet w członkach nieprzychylnych Nørgaardom klanów, a jego dość nieoczekiwana niedyspozycja, która jedynie na chwilę wzbudziła zainteresowanie mediów nieco ponad dwa miesiące wcześniej i szybko została zapomniana, gdy żądni sensacji dziennikarze nie dotarli do żadnych mogących wywołać sensacyjne poruszenie mieszkańców, wywołała wśród galdrów bardziej wyczulonych na niezwykłe wydarzenia nieustającą falę paniki. Falę paniki rozbitą dopiero oficjalnym nekrologiem – wywołującą jednocześnie powstawanie kolejnych teorii, wśród których najgłośniej wybrzmiewała ta o oszustwie; o słabnących umiejętnościach przewidywania przyszłości przez wyrocznie z klanu Nørgaardów; o braku wiary w ich nieświadomość nadciągającej śmierci; o nieprzewidzeniu otwarcia bram Helheim dla Lauge Nørgaarda.
Cały świat, zawężający się obecnie do niedużej przestrzeni Grobowca Helligsted i rozległych leśnych terenów przed jego wejściem, pulsował nerwowością oczekiwania na rozpoczęcie uroczystości pogrzebowych. Pulsował zawieszonymi w nabożnej ciszy, niewypowiedzianymi przemyśleniami – w każdym bowiem kotłowały się skrajnie różne emocje, czekające wyłącznie na odpowiedni moment, by wydrzeć się na zewnątrz.
Zasady
● korzystanie z poniższej mechaniki jest nieobowiązkowe i może przynieść postaci zarówno pozytywne, jak negatywne skutki. Decyzja o rzucie kością nie podlega mimo to wybiórczości – niezależnie od wyniku, gracz ma obowiązek uwzględnić go w swoim poście;
● przy wydarzeniach losowych korzystamy z kości k6. Chcąc rzucić na spostrzegawczość, należy wybrać kość k100;
● gracz może rzucić zarówno na spostrzegawczość, jak i na wydarzenie losowe. Istnieją wydarzenia losowe, które podwyższają lub obniżają wartość spostrzegawczości;
● to, co postać zauważyła lub usłyszała zostanie opisane przez Proroka w następnej turze. Prosimy nie tworzyć własnych, wymyślonych informacji;
● jeśli postacie przyszły na pogrzeb razem, mogą rzucić jedną k6 na parę. Na spostrzegawczość (k100) każdy rzuca osobno;
● próg spostrzegawczości wynosi wstępnie 55. Oznacza to, że aby otrzymać plotkę, gracz jest zobowiązany do uzyskania większego lub równego wyniku, w który wliczane są również ewentualne dodatkowe punkty, płynące z posiadanych przedmiotów. Im wyższy wynik, tym większa szansa na unikatowe spostrzeżenie;
● plotkami postaci mogą się między sobą wymieniać, czy to podczas wydarzenia, gdy istnieje ku temu sposobność, czy w kolejnych, fabularnych rozgrywkach. Za przekazanie dowolnej, uzyskanej na pogrzebie pogłoski, będzie można uzyskać odznakę Wieść się niesie;
● o ilości uzyskanych PD decyduje aktywność gracza, w tym udzielanie się pod względem rzutów kością;
● gracz sam wybiera, w której turze chce rzucić, a w której nie decyduje się tego czynić. Można nie rzucać kością w jednej turze, natomiast wykonać to w turze następnej;
● posty, które nie będą uzupełnione po upływie 72 godzin, a użytkownik nie poinformował o swojej niedyspozycyjności administracji, będą usuwane. Usuwane będą też posty, które po upływie kolejnych 72 godzin (72 godziny podstawowego czasu + 72 godziny kolejnej tury) nie będą uzupełnione, nawet, jeśli gracz zgłosił nieobecność;
● przypominamy, że w przypadku misji nie obowiązuje limit słów, jednak wstawiane posty muszą mieć minimum 5 linijek na forum.
● przy wydarzeniach losowych korzystamy z kości k6. Chcąc rzucić na spostrzegawczość, należy wybrać kość k100;
● gracz może rzucić zarówno na spostrzegawczość, jak i na wydarzenie losowe. Istnieją wydarzenia losowe, które podwyższają lub obniżają wartość spostrzegawczości;
● to, co postać zauważyła lub usłyszała zostanie opisane przez Proroka w następnej turze. Prosimy nie tworzyć własnych, wymyślonych informacji;
● jeśli postacie przyszły na pogrzeb razem, mogą rzucić jedną k6 na parę. Na spostrzegawczość (k100) każdy rzuca osobno;
● próg spostrzegawczości wynosi wstępnie 55. Oznacza to, że aby otrzymać plotkę, gracz jest zobowiązany do uzyskania większego lub równego wyniku, w który wliczane są również ewentualne dodatkowe punkty, płynące z posiadanych przedmiotów. Im wyższy wynik, tym większa szansa na unikatowe spostrzeżenie;
● plotkami postaci mogą się między sobą wymieniać, czy to podczas wydarzenia, gdy istnieje ku temu sposobność, czy w kolejnych, fabularnych rozgrywkach. Za przekazanie dowolnej, uzyskanej na pogrzebie pogłoski, będzie można uzyskać odznakę Wieść się niesie;
● o ilości uzyskanych PD decyduje aktywność gracza, w tym udzielanie się pod względem rzutów kością;
● gracz sam wybiera, w której turze chce rzucić, a w której nie decyduje się tego czynić. Można nie rzucać kością w jednej turze, natomiast wykonać to w turze następnej;
● posty, które nie będą uzupełnione po upływie 72 godzin, a użytkownik nie poinformował o swojej niedyspozycyjności administracji, będą usuwane. Usuwane będą też posty, które po upływie kolejnych 72 godzin (72 godziny podstawowego czasu + 72 godziny kolejnej tury) nie będą uzupełnione, nawet, jeśli gracz zgłosił nieobecność;
● przypominamy, że w przypadku misji nie obowiązuje limit słów, jednak wstawiane posty muszą mieć minimum 5 linijek na forum.
Wydarzenia losowe: k6
1 – Och! Niepozorna staruszka, która znajduje się nieopodal w tłumie, najwyraźniej zasłabła. Dostrzegasz, jak zaczyna się chwiać. Kiedy zdecydujesz się pomóc chorowitej nieznajomej, otrzymasz plotkę niezależnie od wyniku k100, jednak w kolejnej turze, dostaniesz w zamian za to karę -10 do rzutu, ze względu na to, że opiekując się nią, byłeś zmuszony odsunąć się od zgromadzenia. Jeśli nie wykonałeś rzutu na spostrzegawczość, żaden z wymienionych efektów cię nie dotyczy;
2 – Nieważne, czy było to dziełem twojego zamiaru, czy nie, znalazłeś się blisko członków Kolegium Sprawiedliwości. Dostrzegasz, że szepczą pomiędzy sobą i rozglądają się, przeczesując spojrzeniem tłum. W przypadku, gdy otrzymałeś wynik poniżej 55, uznają, że niepokojąco się im przysłuchujesz i określają twoje zachowanie jako nieodpowiednie i wścibskie. Z kolei każdy wynik większy lub równy 55, gwarantuje ci bonus +15 do spostrzegawczości i tym samym możliwość zdobycia wyjątkowej informacji. Jeśli nie wykonałeś rzutu na spostrzegawczość, żaden z wymienionych efektów cię nie dotyczy;
3 – Do twoich uszu dociera uporczywe krakanie. Niewiele brakowało, a zjawiłbyś się spóźniony na uroczystości; co więcej, jesteś zmuszony chwilowo pozostać na uboczu. Przez całą drogę towarzyszyło ci niemiłe wrażenie, że stado kruków postanowiło cię śledzić – zwierzęta, niby przypadkiem, poruszały się z drzewa na drzewo za tobą, by w końcu osiąść pośród niskiej roślinności porastającej stok. Ze względu na niedogodne miejsce i hałaśliwe ptaki, otrzymujesz karę -10 do spostrzegawczości;
4 – Zobaczyłeś w pobliżu (dowolny, określony przez gracza NPC) osobę, której bardzo, bez względu na okoliczności, nie miałeś ochoty spotkać. Jeśli chcesz się bezpiecznie wycofać i zmienić miejsce, otrzymasz karę -15 do spostrzegawczości. W innym wypadku, nie otrzymujesz kary, jednak musisz liczyć się z ryzykiem interakcji w następnej turze z postacią, do jakiej nie żywisz sympatii;
5 – Zjawiając się na pogrzebie, czujesz przypływ zmęczenia (znużenia? Uzasadnionej senności, w związku z nadgodzinami w pracy?). Nie jesteś w stanie się skupić, stąd niezależnie od rzutu k100, nie otrzymujesz plotki. W zamian za to, wychwytujesz w tłumie tajemniczą, zakapturzoną postać. Niestety, zanim zdążysz o tym kogokolwiek poinformować, zauważony przez ciebie nieznajomy znika – a może był on jedynie wytworem twojego przemęczonego umysłu?
6 – Czy to... Tak, to nikt inny jak Vilda Engström, nieco zapomniana, lecz wciąż ekscentryczna pisarka kryminałów, znana z ciągnącej się latami, rozwodowej batalii z mężem. Kobieta jest pochłonięta rozmową ze swoją przyjaciółką, co gwarantuje ci bonus +10 do rzutu na spostrzegawczość. Uważaj jednak, gdyż w pobliżu będą krążyli dziennikarze Ratatoskra. Jeśli wykonasz cokolwiek godnego uwagi redaktorów tego czasopisma, możesz być pewny, że znajdziesz się w najnowszym wydaniu magazynu.
2 – Nieważne, czy było to dziełem twojego zamiaru, czy nie, znalazłeś się blisko członków Kolegium Sprawiedliwości. Dostrzegasz, że szepczą pomiędzy sobą i rozglądają się, przeczesując spojrzeniem tłum. W przypadku, gdy otrzymałeś wynik poniżej 55, uznają, że niepokojąco się im przysłuchujesz i określają twoje zachowanie jako nieodpowiednie i wścibskie. Z kolei każdy wynik większy lub równy 55, gwarantuje ci bonus +15 do spostrzegawczości i tym samym możliwość zdobycia wyjątkowej informacji. Jeśli nie wykonałeś rzutu na spostrzegawczość, żaden z wymienionych efektów cię nie dotyczy;
3 – Do twoich uszu dociera uporczywe krakanie. Niewiele brakowało, a zjawiłbyś się spóźniony na uroczystości; co więcej, jesteś zmuszony chwilowo pozostać na uboczu. Przez całą drogę towarzyszyło ci niemiłe wrażenie, że stado kruków postanowiło cię śledzić – zwierzęta, niby przypadkiem, poruszały się z drzewa na drzewo za tobą, by w końcu osiąść pośród niskiej roślinności porastającej stok. Ze względu na niedogodne miejsce i hałaśliwe ptaki, otrzymujesz karę -10 do spostrzegawczości;
4 – Zobaczyłeś w pobliżu (dowolny, określony przez gracza NPC) osobę, której bardzo, bez względu na okoliczności, nie miałeś ochoty spotkać. Jeśli chcesz się bezpiecznie wycofać i zmienić miejsce, otrzymasz karę -15 do spostrzegawczości. W innym wypadku, nie otrzymujesz kary, jednak musisz liczyć się z ryzykiem interakcji w następnej turze z postacią, do jakiej nie żywisz sympatii;
5 – Zjawiając się na pogrzebie, czujesz przypływ zmęczenia (znużenia? Uzasadnionej senności, w związku z nadgodzinami w pracy?). Nie jesteś w stanie się skupić, stąd niezależnie od rzutu k100, nie otrzymujesz plotki. W zamian za to, wychwytujesz w tłumie tajemniczą, zakapturzoną postać. Niestety, zanim zdążysz o tym kogokolwiek poinformować, zauważony przez ciebie nieznajomy znika – a może był on jedynie wytworem twojego przemęczonego umysłu?
6 – Czy to... Tak, to nikt inny jak Vilda Engström, nieco zapomniana, lecz wciąż ekscentryczna pisarka kryminałów, znana z ciągnącej się latami, rozwodowej batalii z mężem. Kobieta jest pochłonięta rozmową ze swoją przyjaciółką, co gwarantuje ci bonus +10 do rzutu na spostrzegawczość. Uważaj jednak, gdyż w pobliżu będą krążyli dziennikarze Ratatoskra. Jeśli wykonasz cokolwiek godnego uwagi redaktorów tego czasopisma, możesz być pewny, że znajdziesz się w najnowszym wydaniu magazynu.
Einar Halvorsen
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 9:22
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Napięta struna obawy.
Struna wyczekiwania, naciągnięta na zwinne, eteryczne paliczki cierpliwej bestii przyszłości, atakującej zawsze w najmniej przewidzianych chwilach. Serce tłukło się w jego klatce piersiowej jak uwięziony ptak, uderzało z rozpaczą skrzydłami komór i przedsionków, obijając się bezskutecznie o ażurowe, kostne sklepienie żeber. Ponura i brudna barwa pęczniejącego na horyzoncie błędu, rozlała się na pejzażu uczuć.
Żałował.
Powinien żałować.
Spojrzenie, w zetknięciu z rachitycznymi, pozbawionymi entuzjazmu wiązkami światła, przybrało stalowoszary odcień, który ujawniał się na wilgotnych zwierciadłach oczu, pełgając na zawężonych, kapryśnych pierścieniach tęczówek. Przedarł się przez najbliższą, pajęczą sieć tłumu - twarze, twarze, szybujące w powietrzu, tony dyskretnych szeptów, twarze.
Z Lauge Nørgaardem nie był związany w szczególny, emocjonalny sposób - wręcz przeciwnie, odejście małżonka jarla i znawcy magii runicznej, było mu znacznie bardziej niż obojętne. Znał, mimo tego, niektórych przedstawicieli klanu i namalował portret dumnego mężczyzny w dojrzałym wieku, który, pomimo słusznej wartości, był nadal zbyt wątły, zbyt kruchy - niedostateczny, jak na galdryjskie standardy, przekraczające bez przeszkód wymowny rubikon stu lat.
Pogrzeb był próbą. Swoją obecność umieścił na szachownicy uroczystości tylko z jednego, wewnętrznego powodu, wyraźnej potrzeby wyzwania, jakie miało wspomagać go w podtrzymaniu kłamstwa. Larwa strachu, drążyła bez wytchnienia korytarz we wrażliwym umyśle, za każdym razem, gdy mijał miejsca związane z szeroko pojętą religią. Tego dnia, z racji, że nie miał postawić stopy w klasycznym, boskim przybytku, w którym gromady wiernych rozpościerały skrzydła wyznawanej wiary, postanowił spróbować - rzucić się w wir ryzyka, podjąć się wielkiej próby, w której uczyni wszystko, aby złagodzić chorobę nachodzącej paniki.
Zjawił się odpowiednio przed czasem, sam - tak jak dokładnie miał stawić czoła wyzwaniu. Rechot losu, rozniósł się znacznie szybciej niż podejrzewał - drgnął, dostrzegając zbyt blisko w gęstwinie sylwetek Lailę. Nie chciał, aby ktokolwiek wygrzebał z trumny historii ich dawny i skandaliczny romans. Bał się - za każdym razem bał się, odczuwając wrażenie, że ludzie wszystko widzieli, że ludzie wiedzą, znają na pamięć przebieg ich ostatniego spotkania. Wargi bezsilnie stłamsiły się w wąską linię.
Odczekał stosowny moment i postanowił subtelnie wycofać się na peryferia zgromadzenia.
Tym lepiej, pomyślał.
(Tym lepiej).
Struna wyczekiwania, naciągnięta na zwinne, eteryczne paliczki cierpliwej bestii przyszłości, atakującej zawsze w najmniej przewidzianych chwilach. Serce tłukło się w jego klatce piersiowej jak uwięziony ptak, uderzało z rozpaczą skrzydłami komór i przedsionków, obijając się bezskutecznie o ażurowe, kostne sklepienie żeber. Ponura i brudna barwa pęczniejącego na horyzoncie błędu, rozlała się na pejzażu uczuć.
Żałował.
Powinien żałować.
Spojrzenie, w zetknięciu z rachitycznymi, pozbawionymi entuzjazmu wiązkami światła, przybrało stalowoszary odcień, który ujawniał się na wilgotnych zwierciadłach oczu, pełgając na zawężonych, kapryśnych pierścieniach tęczówek. Przedarł się przez najbliższą, pajęczą sieć tłumu - twarze, twarze, szybujące w powietrzu, tony dyskretnych szeptów, twarze.
Z Lauge Nørgaardem nie był związany w szczególny, emocjonalny sposób - wręcz przeciwnie, odejście małżonka jarla i znawcy magii runicznej, było mu znacznie bardziej niż obojętne. Znał, mimo tego, niektórych przedstawicieli klanu i namalował portret dumnego mężczyzny w dojrzałym wieku, który, pomimo słusznej wartości, był nadal zbyt wątły, zbyt kruchy - niedostateczny, jak na galdryjskie standardy, przekraczające bez przeszkód wymowny rubikon stu lat.
Pogrzeb był próbą. Swoją obecność umieścił na szachownicy uroczystości tylko z jednego, wewnętrznego powodu, wyraźnej potrzeby wyzwania, jakie miało wspomagać go w podtrzymaniu kłamstwa. Larwa strachu, drążyła bez wytchnienia korytarz we wrażliwym umyśle, za każdym razem, gdy mijał miejsca związane z szeroko pojętą religią. Tego dnia, z racji, że nie miał postawić stopy w klasycznym, boskim przybytku, w którym gromady wiernych rozpościerały skrzydła wyznawanej wiary, postanowił spróbować - rzucić się w wir ryzyka, podjąć się wielkiej próby, w której uczyni wszystko, aby złagodzić chorobę nachodzącej paniki.
Zjawił się odpowiednio przed czasem, sam - tak jak dokładnie miał stawić czoła wyzwaniu. Rechot losu, rozniósł się znacznie szybciej niż podejrzewał - drgnął, dostrzegając zbyt blisko w gęstwinie sylwetek Lailę. Nie chciał, aby ktokolwiek wygrzebał z trumny historii ich dawny i skandaliczny romans. Bał się - za każdym razem bał się, odczuwając wrażenie, że ludzie wszystko widzieli, że ludzie wiedzą, znają na pamięć przebieg ich ostatniego spotkania. Wargi bezsilnie stłamsiły się w wąską linię.
Odczekał stosowny moment i postanowił subtelnie wycofać się na peryferia zgromadzenia.
Tym lepiej, pomyślał.
(Tym lepiej).
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 9:22
The member 'Einar Halvorsen' has done the following action : Kości
#1 'k6' : 4
--------------------------------
#2 'k100' : 100
#1 'k6' : 4
--------------------------------
#2 'k100' : 100
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 9:23
Laila Westberg
Gorzki posmak ironii wibrował w gardle rudowłosej, która odczuwała paraliżujący dysonans pomiędzy ucieczką, a pozostaniem, do którego zmuszał wzrok ojca.
Gdyby t y l k o mogła, lecz wciąż czuła się jak w klatce ograniczeń, które wyzbywały z niej perspektywę spontaniczności, od której niegdyś była uzależniona. Świat ludzi Midgardu kontrastował z tymi należącymi do Trondheim, gdzie spędziła ostatnie miesiące życia. Drżała pod naporem eskalowanych emocji, kiedy raz po raz przelewały się w strukturach żył.
Serce zatrzepotało w piersi po raz pierwszy.
Spojrzenie wędrowało po zgromadzonych, a ich oblicza przypominały o przeszłości, która niegdyś bliższa niż cokolwiek innego, obecnie zadawała ból. Wspomnienie pogrzebu Otto otulone było cynicznym żartem, bo winna żałować, a ona dziękowała Bogom, że uwolnili ją ze szponów okrutnika, którego bezeceństwa dewastowały pozory żywota Westberg.
Młoda wdowa kpiła ze śmierci, tak jak i z niewiedzy żałujących potwora.
Serce zatrzepotało w piersi po raz drugi.
Vilda Engström.
Uśmiech wykrzywił karminowe wargi w nieznacznym uśmiechu, kiedy opuszki palców zaciskały się na materiale sukni, a chęć wykrzyczeniu ludziom ich zidiowaciałego postępowania parzyła niemalże żywym ogniem. Ich żałość i zakłamanie irytowało, tak bardzo, że nie dowierzała w godne pożałowania sentencje pełne współczucia. Wysłuchiwała tego rok temu, gdy spomiędzy warg ulatywały żałobne frazesy, zaś ona mogła jedynie przytakiwać – wyrażając pełnię skruchy i rozpaczy.
Nadal czuła jego dotyk na swoich ramionach, a w ścianach czaszki dźwięczał głos, który upokarzał każdą wybrzmiewającą nutą.
Serce zatrzepotało w piersi po raz trzeci.
Twarz Halvorsena była najbardziej wyostrzoną w tłumie. Uczucia odżywały, a każda kolejna myśl oscylująca wokół niego tworzyła dualizm formowany na potrzeby obojętności. Z jednej strony rwała się ku niemu, by wykrzyczeć każdą obelgę i poczuć upust złości, jaka kiełkowała w niej miesiącami po porzuceniu, aż po… Zniknął; odszedł jak zawsze. Nadwyrężał własne nazwisko, choć Laili było niemal wszystko obojętne. Przedstawienie znamienitych osobowości usłane było wartością blagierstwa.
Dopiero kiedy odnalazła Sohvi, poczuła cień radości. Od zawsze była jej bliska, jednocześnie pozostając otuloną cieniem dystansu. Szczerość wygiętych ust sygnalizowała iż tęsknota była szczera, dlatego łudziła się, iż uda im się wymienić (nie)znaczące sentencje, pełne usprawiedliwień dla osobistego milczenia.
Björn Guildenstern
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 9:24
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Śmierć Lauge Nørgaarda bez wątpienia zadziwiła cały świat galdrów, jak każde zbyt szybkie, nieplanowane odejście kogoś, kto swoimi niezwykłymi osiągnięciami na stałe zapisał się na kartach burzliwej historii magicznej Skandynawii. Dziś Rada miała być zjednoczona i wznieść się w smutku i w żałobie ponad istniejącymi podziałami, zapominając na moment o wszelkich animozjach, które z różnych, często banalnych przyczyn pojawiły się między nimi na przestrzeni ostatnich lat. Każdy chciał skorzystać z takiej okazji i pokazać się swoim przeciwnikom z jak najlepszej strony, a pogrzeb był do tego paradoksalnie doskonałym powodem. Wystarczyło tylko przywdziać klasyczną, żałobną czerń i maskę ze sztucznie przyklejonym do ust uśmiechem. Nic więc dziwnego, że początkowo Björn nie zamierzał brać udziału w tej maskaradzie, mimo że w przeszłości miał okazję dobrze poznać profesora Nørgaarda — przynajmniej na tyle, na ile mógł, najczęściej widując go w towarzystwie swojego dziadka. Tak nie wypada. Przecież jesteś Guildensternem. Dwa, nieco lakoniczne, choć jednocześnie wymowne zdania, które usłyszał zaledwie kilka dni temu od swojego ojca podczas rodzinnej, uroczystej kolacji, nieznośnie odbijały się jak echo w jego głowi i nie dawały mu spokoju. Od długo wyczekiwanego powrotu do Midgardu z dalekich stron starał się z premedytacją unikać tłumów ludzi, lecz za sprawą niekończących się namów ze strony rodziny wreszcie zdał sobie sprawę, że najprawdopodobniej jego nieobecność szybko mogłaby zostać odnotowana w magicznych mediach. A zbyteczny rozgłos to ostatnie, na czym mu zależało.
Kiedy przed czasem pojawił się w okolicach zabytkowego grobowca Helligsted, nie potrafił wyzbyć się dziwnie nieprzyjemnego przeczucia, że podczas pogrzebu Nørgaarda wydarzy się coś nieoczekiwanego. Zdążył się odzwyczaić od takich tłumów, w ostatnich miesiącach przebywając wyłącznie we własnym towarzystwie. Z jednej strony wydawało mu się, że był bezpieczny — w końcu dobrze kojarzył z widzenia większość ludzi, których nieśpiesznym krokiem mijał po drodze, w milczeniu kiwając do nich głową na powitanie, a z drugiej — w dalszym ciągu przerażała go myśl, że w każdym momencie ktoś, kto się o nim przypadkiem dowiedział z pomocą ślepców, mógł go z premedytacją zdemaskować na oczach całego społeczeństwa magicznego. Martwy Lauge Nørgaard nie miał już nic do stracenia, mógł co najwyżej niepotrzebnie przejmować się tym, co będą o nim ze łzami w oczach szeptali na pogrzebie, podczas gdy młody Björn Guildenstern ryzykował swoją obecnością niemal wszystko. Kiedy tylko na horyzoncie zobaczył jedną ze znajomych twarzy, uśmiechnął się do niej lekko, po czym przystanął gdzieś z boku, chcąc na chwilę pozostać niewidocznym dla zgromadzonych gości. Musiał ukoić swoje zszargane nerwy, bowiem było to jego pierwsze wyjście publiczne, dlatego z kieszeni płaszcza wyciągnął zmiętą paczkę papierosów i zapalił jednego z nich, skrywając się za ostrymi skałami w okolicy wejścia do środka samego grobowca.
Kiedy przed czasem pojawił się w okolicach zabytkowego grobowca Helligsted, nie potrafił wyzbyć się dziwnie nieprzyjemnego przeczucia, że podczas pogrzebu Nørgaarda wydarzy się coś nieoczekiwanego. Zdążył się odzwyczaić od takich tłumów, w ostatnich miesiącach przebywając wyłącznie we własnym towarzystwie. Z jednej strony wydawało mu się, że był bezpieczny — w końcu dobrze kojarzył z widzenia większość ludzi, których nieśpiesznym krokiem mijał po drodze, w milczeniu kiwając do nich głową na powitanie, a z drugiej — w dalszym ciągu przerażała go myśl, że w każdym momencie ktoś, kto się o nim przypadkiem dowiedział z pomocą ślepców, mógł go z premedytacją zdemaskować na oczach całego społeczeństwa magicznego. Martwy Lauge Nørgaard nie miał już nic do stracenia, mógł co najwyżej niepotrzebnie przejmować się tym, co będą o nim ze łzami w oczach szeptali na pogrzebie, podczas gdy młody Björn Guildenstern ryzykował swoją obecnością niemal wszystko. Kiedy tylko na horyzoncie zobaczył jedną ze znajomych twarzy, uśmiechnął się do niej lekko, po czym przystanął gdzieś z boku, chcąc na chwilę pozostać niewidocznym dla zgromadzonych gości. Musiał ukoić swoje zszargane nerwy, bowiem było to jego pierwsze wyjście publiczne, dlatego z kieszeni płaszcza wyciągnął zmiętą paczkę papierosów i zapalił jednego z nich, skrywając się za ostrymi skałami w okolicy wejścia do środka samego grobowca.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 9:24
The member 'Björn Guildenstern' has done the following action : Kości
#1 'k6' : 6
--------------------------------
#2 'k100' : 20
#1 'k6' : 6
--------------------------------
#2 'k100' : 20
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 9:27
Mirijam Järvelä
Wraz z sunącymi z wolna, kolejnymi dniami września, świat nabierał kolorów, pęczniał i dojrzewał, okryty barwnym woalem rdzawych
liści, które mieniły się wśród złotych promieni nieśmiałego słońca, wciąż jeszcze wynurzającego się spomiędzy białej waty chmur. Niedługo wiatr zacznie szarpać mocniej i bardziej zawzięcie, iskry zimowego mrozu zadomowią się na rozgrzanej skórze, stworzą dzieła sztuki na przezroczystych powierzchniach szczelnie zamkniętych okien, teraz jednak pogoda jeszcze dopisuje – co za błahe, zabawne spostrzeżenie w dzień tak podniosłej uroczystości. Matka powiedziałaby, że to nie na miejscu, dostrzegać piękno przyrody w dzień czyjegoś pochówku – pogrzeby powinny być ponure, smutne, pełne milczenia i głębokich refleksji, jak gdyby ktoś nakrył atmosferę ciemną satyną, błyszczącym, jedwabnym materiałem wypełniającym wnętrze trumny, matka była dziś jednak nieobecna, Mirjam mogła zatem pozwolić, by jej myśli błądziły bezpańsko, lawirując wokół scenicznych krajobrazów górskich oraz poważnych, spsiałych twarzy ludzi, którzy zaczynali tłoczyć się przed wejściem do grobowca – kres Lauge Nørgaarda to nie pierwsza i nie ostatnia śmierć w Midgardzie, nawet o niej plotki i domysły z upływem czasu przypominać zaczną usypane z piasku mandale, z każdym powtórzeniem coraz mniej staranne, coraz bardziej chaotyczne i powierzchowne.
Kiedy wkroczyła w mozaikową ławicę ludzkich ciał, płynących z wolna do wejścia, gdzie światło załamywało się, a sylwetki chowały w półcieniu, jak gdyby wnętrze grobowca było ogromną, groźną paszczą jakiegoś skamieniałego olbrzyma, ze wszystkich stron docierał do niej przyciszony gwar rozmów. Wzrokiem – błękitnym, przenikliwym, jakże wyróżniającym się na tle ciemnego ubioru – wodziła po obcych i znajomych twarzach, witała się krótkim skinieniem głowy, uprzejmą gestykulacją imitującą jej wątłe zainteresowanie sprawami doczesnymi, wciąż żyła bowiem w przekonaniu, że wśród szarych, nudnych śmiertelników jest istotą nieomal boską, stojącą ponad ludźmi, a nawet ponad prawami natury. Na pogrzeb przyszła z bezczelnej ciekawości, wszak choć Lauge Nørgaard stał na szczycie hierarchii jednego z najważniejszych klanów magicznych, za życia wzbudzał w niej zainteresowanie znacznie mniejsze, niż za śmierci – więc nasłuchiwała, cierpliwie, nie tracąc taktownej, eleganckiej fizjonomii, odpowiadając za pomocą krótkich, trafnych spostrzeżeń, by jak najmniej czasu przeznaczać na własną rozmowę, jak najwięcej natomiast na podsłuchiwanie tych, które w żadnym stopniu jej nie dotyczyły.
Nareszcie, poniekąd lekko znużona, przede wszystkim jednak nie chcąca wzbudzać podejrzeń wśród krążących w tłumie dziennikarzy, którzy, niczym hieny i szakale wietrzące po wzgórzach, zdawali się krążyć wśród tłumu w poszukiwaniu najsłabszej, najdogodniejszej dla siebie ofiary, lekkim, spokojnym krokiem oddaliła się nieznacznie od zgromadzenia, przystając pod jednym z wystających zanadto, szarych odłamków skalnych, gdzie, w cieniu podobnego zagłębienia, raptem wyłapała wzrokiem znajomą sylwetkę.
– Mam nadzieję, że atmosfera pogrzebu nie przytłoczyła cię tak prędko. – odrzekła, pokonując odległość, jaka dzieliła ją od Guildensterna. – Byłby to znak co najmniej niepokojący, wszak główna ceremonia jeszcze się nie rozpoczęła. – dodała zaraz, a jej drobne usta wykrzywiły się nieprzyjemny, koci uśmiech, błękit uważnego spojrzenia owinął natomiast swe chciwe, spostrzegawcze macki wokół postaci znajomego mężczyzny.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 9:27
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 91
'k100' : 91
Sohvi Vänskä
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 9:31
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Sohvi szczerze wierzyła, że nie boi się niczego, co mogło spotkać ją ze strony innych ludzi; że nie było spojrzenia, którego nie miałaby odwagi odwzajemnić ani stężenia pogardy lub współczucia, na które nie potrafiłaby odpowiedzieć z precyzyjnie odmierzoną dawką surowej satysfakcji i bezwstydnej żywości spojrzenia – bo obojętność już dawno przestała jej wystarczać. Była ponad nią, jak jej się zdawało, choć może mogłoby się okazać, przy bliższej inspekcji, na którą nie pozwala nikomu, w szczególności sobie, że nigdy jej nawet nie dosięgła; introspekcję i rozległą wiedzę w temacie własnych uczuć i motywacji kultywowała jednak w granicach komfortu, pozwalających jej zasypiać w nocy u boku Nikolaia, dlatego od podobnych wniosków była daleka.
Nie bała się o siebie, ale obawa, mimo to, dyszała jej w kark; zanurzając się w tłum ludzi, prowadzona pod rękę przez męża, nie potrafiła znieść myśli, że spojrzenia, które winny być dedykowane dla niej, trafiały weń niemym, celnym rykoszetem. Nigdy nie zdołała pojąć, dlaczego Nikolai tak upiera się w swojej śmiałej miłości i dumie, z jaką wprowadzał ją między ludzi – zdawał się, autentycznie i szczerze, zupełnie nie zauważać, że wśród postaci obojętnych i tych przyjaznych, błyskały ukradkowe klingi wścibskich źrenic. Czasami zapędzało ją to w absurdalny pomysł, że to jej własny egocentryzm i niskie mniemanie o ludziach łypały na nią z przypadkowych twarzy, odbijając jej własną, skrupulatnie odsuwaną za horyzont świadomości, wrogość wobec siebie.
Z rękami zaplecionymi o zaoferowane ramię małżonka, potoczyła wreszcie surowością spojrzenia dokoła, rozpoznając w morzu przyobleczonych w czerń postaci bliższych i dalszych znajomych, prześlizgując wzrok po niewyraźnych rysach jednak nieuważnie, dopóki nie zatrzymał jej uśmiech, niewinny i bliski – łyskający w mroku żałoby ognik, kuszący obietnicą ukojenia nerwów, jakie mogło jej podarować jedynie towarzystwo słodkiej, wpatrzonej w nią towarzyszki. Sohvi odwzajemniła uśmiech, w stosownym umiarze okraszając go czułą radością z tego widzenia; ścisnęła zaraz potem ramię męża łagodnie, a kiedy nachylił się jak zawsze pokornie posłuszny, wymówiła się krótko, za wyrozumiałość dziękując mu muśnięciem policzka wiśnią warg.
Oddalając się od męża, czuła jak z barków znika ciężar; zatroskanie nie opuszczało jej jednak, zmieniając jedynie obiekt zainteresowania. Witając się najpierw z ojcem dziewczyny stosownym łagodnym ukłonem i krótką wymianą, cichych i skromnych ze względu na sytuację, grzeczności, ukradkiem spoglądała na Lailę, bliska nieomal zdradzenia nieprzystojnego zniecierpliwienia. Spełniwszy wreszcie konieczne minimum konwenansu, zbliżyła się do dziewczyny, by stanąć obok niej, w szeleście ocierających się o siebie fałd szat domykając dotychczasowy dystans.
– Przykro mi, że muszę na powitanie już prawić ci nagany, Lailo – podjęła szeptem, nachylając się ku niej, powstrzymując jednocześnie pokusę, by odgarnąć kosmyk włosów, jaki opadał na jej skroń – ale doprawdy chociaż dzisiaj mogłabyś nie jaśnieć tak wspaniale swą urodą. Niektórzy mogliby to wziąć za karygodny afront.
Poszukując jej spojrzenia, pozwoliła sobie na przebłysk uśmiechu niemal żartobliwego, krótkiego jednak, by nie drażnić nazbyt otoczenia. Podniosła przedramię, oferując je dziewczynie bez skrupułów; nie widziała powodów, by ukrywać się z przyjaźnią tak wyraźnie niepoznaczoną przecież niczym ponad czułą protekcją.
– Jestem pewna, że idąc do ciebie mijałam kobietę w krótkiej spódnicy i tanich kabaretkach, wyobraź sobie. Kolana w zupełnym negliżu, a Krucza Straż jak zwykle stoi bezczynnie; to niepoważne. – Nie było to prawdą, nie było też na miejscu, jednak w ostrożnie wytyczonych limitach szeptu i bliskości pozwoliła sobie na ton, którym zwykła ją czasem zabawiać, zachowując przy tym, właściwie do scenerii, absolutną powagę.
Nie bała się o siebie, ale obawa, mimo to, dyszała jej w kark; zanurzając się w tłum ludzi, prowadzona pod rękę przez męża, nie potrafiła znieść myśli, że spojrzenia, które winny być dedykowane dla niej, trafiały weń niemym, celnym rykoszetem. Nigdy nie zdołała pojąć, dlaczego Nikolai tak upiera się w swojej śmiałej miłości i dumie, z jaką wprowadzał ją między ludzi – zdawał się, autentycznie i szczerze, zupełnie nie zauważać, że wśród postaci obojętnych i tych przyjaznych, błyskały ukradkowe klingi wścibskich źrenic. Czasami zapędzało ją to w absurdalny pomysł, że to jej własny egocentryzm i niskie mniemanie o ludziach łypały na nią z przypadkowych twarzy, odbijając jej własną, skrupulatnie odsuwaną za horyzont świadomości, wrogość wobec siebie.
Z rękami zaplecionymi o zaoferowane ramię małżonka, potoczyła wreszcie surowością spojrzenia dokoła, rozpoznając w morzu przyobleczonych w czerń postaci bliższych i dalszych znajomych, prześlizgując wzrok po niewyraźnych rysach jednak nieuważnie, dopóki nie zatrzymał jej uśmiech, niewinny i bliski – łyskający w mroku żałoby ognik, kuszący obietnicą ukojenia nerwów, jakie mogło jej podarować jedynie towarzystwo słodkiej, wpatrzonej w nią towarzyszki. Sohvi odwzajemniła uśmiech, w stosownym umiarze okraszając go czułą radością z tego widzenia; ścisnęła zaraz potem ramię męża łagodnie, a kiedy nachylił się jak zawsze pokornie posłuszny, wymówiła się krótko, za wyrozumiałość dziękując mu muśnięciem policzka wiśnią warg.
Oddalając się od męża, czuła jak z barków znika ciężar; zatroskanie nie opuszczało jej jednak, zmieniając jedynie obiekt zainteresowania. Witając się najpierw z ojcem dziewczyny stosownym łagodnym ukłonem i krótką wymianą, cichych i skromnych ze względu na sytuację, grzeczności, ukradkiem spoglądała na Lailę, bliska nieomal zdradzenia nieprzystojnego zniecierpliwienia. Spełniwszy wreszcie konieczne minimum konwenansu, zbliżyła się do dziewczyny, by stanąć obok niej, w szeleście ocierających się o siebie fałd szat domykając dotychczasowy dystans.
– Przykro mi, że muszę na powitanie już prawić ci nagany, Lailo – podjęła szeptem, nachylając się ku niej, powstrzymując jednocześnie pokusę, by odgarnąć kosmyk włosów, jaki opadał na jej skroń – ale doprawdy chociaż dzisiaj mogłabyś nie jaśnieć tak wspaniale swą urodą. Niektórzy mogliby to wziąć za karygodny afront.
Poszukując jej spojrzenia, pozwoliła sobie na przebłysk uśmiechu niemal żartobliwego, krótkiego jednak, by nie drażnić nazbyt otoczenia. Podniosła przedramię, oferując je dziewczynie bez skrupułów; nie widziała powodów, by ukrywać się z przyjaźnią tak wyraźnie niepoznaczoną przecież niczym ponad czułą protekcją.
– Jestem pewna, że idąc do ciebie mijałam kobietę w krótkiej spódnicy i tanich kabaretkach, wyobraź sobie. Kolana w zupełnym negliżu, a Krucza Straż jak zwykle stoi bezczynnie; to niepoważne. – Nie było to prawdą, nie było też na miejscu, jednak w ostrożnie wytyczonych limitach szeptu i bliskości pozwoliła sobie na ton, którym zwykła ją czasem zabawiać, zachowując przy tym, właściwie do scenerii, absolutną powagę.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 9:31
The member 'Sohvi Vänskä' has done the following action : kości
'k100' : 70
'k100' : 70
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 9:44
Inge Hallström
Płytkie emocje, skryte pod nocą piór. Płytkie, nasączone jedynie kwaskowatą pogardą, która wprawiała jej duszę w salwę niesłyszalnego śmiechu. Wargi wygiąłby krzywy - nie-odpowiedni, nie-kobiecy, nie-godny - uśmiech. Oczy błysnęłyby ciekawością, równie niezdrową, chłonącą płacz zgromadzonych, fermentujący w kaleką, spaczoną radość. Lauge Nørgaard nie żyje.
Wieść wdarła się w zakamarki Przesmyku, spłynęła wraz z kanałami, cyrkulowała w pulsujących od gwaru, rozległych arteriach miasta. Dotarła - aż na margines, lepki od brudu, pokryty kurzem jak obojętną patyną, szczerzący nierówne, postrzępione uzębienie już dawno wybitych szyb. Przyjęła ją, ulegając pokusie, mimo krążących nad głową aksjomatów, które przypominały nabrzmiałe, burzowe chmury - wymownie grzmiących, że spotka ojca i krewnych. Potrzeba zdobycia informacji, na jakie oczekiwała i jakich subtelnej obecności na drugim planie była nieomal pewna - zaczęła w chwili obecnej wieść prym. Smierć osunęła następny, nielitościwy całun, na ciało, wyziębione z istnienia i rozszarpane przez ptactwo.
Obojętność jej kresu, była podobna do beznamiętnej brei rozmiękającej we wnętrzu umysłu Hallström.
Szanowała Nørgaarda za pracę i jego naukowy wkład - mogła poszczycić się - pohańbić - tytułem jednej z jego byłych studentek. Wybitne dzieła na temat magii runicznej, miały być wieczne, podobnie jak pamięć o znamienitym uczonym oraz małżonku jarla. Ceniła sobie odkrycia, wdrażała się, z fascynacją, podróżując po akapitach tekstów, zawierających cenne kruszce spostrzeżeń. Nie przygnębiała jej śmierć - ze śmiercią nigdy nie dało się dyskutować. Śmiercią nie można się martwić, skoro sam Lauge Nørgaard będzie w istocie żył.
Znalazła się na obrzeżach tłumu. Była bezpieczna - zamknięta w ciele jej zwierzęcego patrona, kruka. Zgromadzenie przywiodło stado podobnych, rozkapryszonych zwierząt, kraczących, niby same pragnęły opłakiwać zmarłego. Nie przykuwała, w związku z tym żadnej, wyjątkowej uwagi - stała się jednym z wielu panoszących się ptaków. Postanowiła, mimo wszystko, odłączyć się wkrótce od stada - aby lepiej zobaczyć, aby lepiej usłyszeć. Wytężyła wrażliwe, zwierzęce zmysły, niechybnie odnotowując, że na obrządkach aż roi się od dyskretnych szeptów.
Nie znała najmniejszych trosk.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 9:44
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 71
'k100' : 71
Gość
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:02
GośćGość
Gość
Gość
Ludzie,
marna imitacja stworzeń otulonych feerią prostych emocji, które kształtowali pod dyktando trudu. Ironią tychże przekonań były ledwie kłamstwa, jakimi skąpani, ciągle przybierali kolejne maski, w których za grosz nie było szczerości, a co Svena niebywale nużyło.
Czyż pogrzeby nie były idealnym miejscem na ukazanie wszeteczeństwa zgromadzonych?
Pojawił się t u t a j ze względu na rodzinę, bo choć powinien tkwić w miejscu teatralnej stypy – miał ogrom pomysłów jak stąd uciec i nigdy więcej nie ulegać namowom matki. Cudowna kobieta. Obserwował jak porusza się z gracją, obdarzając kolejne, gromadzące się osobistości uśmiechem, kiedy ojciec niemalże ignorował jej obecność.
Gdyby jego narzeczona choć trochę przypominała Linette…
Wywrócił oczami, ściągając czarny kapelusz, który kurczowo trzymał w prawej dłoni. Przechadzał się pomiędzy gośćmi, próbując odnaleźć w tłumie niedoszłą bratową; nic straconego – przemknęło przez umysł mężczyzny, aż wreszcie zastygł w bezruchu. Trwał zbyt blisko Kolegium Sprawiedliwości, które nie wzbudzało w nim żadnego poczucia winy, że dostał się na ich terytorium, wszak było to jedynie przykrym wypadkiem, zrządzeniem losu. Nawet nie był zainteresowany ich rozmową, która widocznie jawiło się jako niebywale tajemnicza. Sekrety uwielbiał ponad konglomeraty, lecz tym razem jego uwaga oscylowała wokół atrakcyjniejszego jestestwa, aniżeli stetryczałych galdrów. Jeśli sam kiedykolwiek taki będzie – zacznie błagać o nagłą śmierć, która wybawi każdego z opresji wątpliwego towarzystwa.
Tęczówki przyglądały się nader znajomej sylwetce kruka, który w swej zuchwałości mógłby posiąść niemalże wszystko. Dziwił się, że przybrała swe zwierzęce odzwierciedlenie, bowiem sam rozkoszował się niejednokrotnie kobiecą twarzą, szczerze żałując, iż nigdy nie pozwolono mu na wybawienie jej ze szponów podejmowanych decyzji. Tak niezależna, tak cholernie niezależna. Serce przyspieszyło rytmu, a Tordenskiold w spontanicznym postępowaniu, skierował kroki ku majestatycznej pozie ptaka, by odkryła, że wiedział. Był wprawnym obserwatorem i nie potrzebował czekać, by natrafić na intrygującą istotę, która uraczyłaby go towarzystwem.
Nagle każdy przestał mieć jakąkolwiek wartość.
Odwrócił głowę na matkę, by mieć pewność, że jest bezpieczna, aż wreszcie przystanął w zacienionej części sali, w której to będzie mógł obserwować z rozbawieniem teatrzyk żałobny. Nie sądził, by ktokolwiek szczerze ofiarowywał swe współczucie, ale czy na tym polegała egzystencja? Mogli być kim chcieli, winiąc ludzi dookoła za swe blagierstwa.
marna imitacja stworzeń otulonych feerią prostych emocji, które kształtowali pod dyktando trudu. Ironią tychże przekonań były ledwie kłamstwa, jakimi skąpani, ciągle przybierali kolejne maski, w których za grosz nie było szczerości, a co Svena niebywale nużyło.
Czyż pogrzeby nie były idealnym miejscem na ukazanie wszeteczeństwa zgromadzonych?
Pojawił się t u t a j ze względu na rodzinę, bo choć powinien tkwić w miejscu teatralnej stypy – miał ogrom pomysłów jak stąd uciec i nigdy więcej nie ulegać namowom matki. Cudowna kobieta. Obserwował jak porusza się z gracją, obdarzając kolejne, gromadzące się osobistości uśmiechem, kiedy ojciec niemalże ignorował jej obecność.
Gdyby jego narzeczona choć trochę przypominała Linette…
Wywrócił oczami, ściągając czarny kapelusz, który kurczowo trzymał w prawej dłoni. Przechadzał się pomiędzy gośćmi, próbując odnaleźć w tłumie niedoszłą bratową; nic straconego – przemknęło przez umysł mężczyzny, aż wreszcie zastygł w bezruchu. Trwał zbyt blisko Kolegium Sprawiedliwości, które nie wzbudzało w nim żadnego poczucia winy, że dostał się na ich terytorium, wszak było to jedynie przykrym wypadkiem, zrządzeniem losu. Nawet nie był zainteresowany ich rozmową, która widocznie jawiło się jako niebywale tajemnicza. Sekrety uwielbiał ponad konglomeraty, lecz tym razem jego uwaga oscylowała wokół atrakcyjniejszego jestestwa, aniżeli stetryczałych galdrów. Jeśli sam kiedykolwiek taki będzie – zacznie błagać o nagłą śmierć, która wybawi każdego z opresji wątpliwego towarzystwa.
Tęczówki przyglądały się nader znajomej sylwetce kruka, który w swej zuchwałości mógłby posiąść niemalże wszystko. Dziwił się, że przybrała swe zwierzęce odzwierciedlenie, bowiem sam rozkoszował się niejednokrotnie kobiecą twarzą, szczerze żałując, iż nigdy nie pozwolono mu na wybawienie jej ze szponów podejmowanych decyzji. Tak niezależna, tak cholernie niezależna. Serce przyspieszyło rytmu, a Tordenskiold w spontanicznym postępowaniu, skierował kroki ku majestatycznej pozie ptaka, by odkryła, że wiedział. Był wprawnym obserwatorem i nie potrzebował czekać, by natrafić na intrygującą istotę, która uraczyłaby go towarzystwem.
Nagle każdy przestał mieć jakąkolwiek wartość.
Odwrócił głowę na matkę, by mieć pewność, że jest bezpieczna, aż wreszcie przystanął w zacienionej części sali, w której to będzie mógł obserwować z rozbawieniem teatrzyk żałobny. Nie sądził, by ktokolwiek szczerze ofiarowywał swe współczucie, ale czy na tym polegała egzystencja? Mogli być kim chcieli, winiąc ludzi dookoła za swe blagierstwa.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:02
The member 'Sven Tordenskiold' has done the following action : Kości
#1 'k6' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 23
#1 'k6' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 23
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:20
Terje Tordenskiold
Nie przepadał za pogrzebami.Nużyły go gorzkie szlochy, niemrawe zawodzenia niosące się wraz ze śpiewem wiatru, pociąganie nosem przy każdym spazmie przetaczającym się przez ciało. Był nienawykły do takich publicznych, ludzkich przejawów przywiązania oraz żalu odczuwanego po śmierci kogoś bliskiego, samemu żegnając do tej pory jedynie własną matkę, a i wtedy — jak zdołał jeszcze sięgnąć wspomnień przez gąszcz niepamięci — wielkość zdarzenia była zbyt ogromna, by dziecko mogło ją pojąć. Za to zamordowanie brata była zbrodnią o znamionach osobistej vendetty, zemsty smakującej równie słodko co niepoprawnie.
Odziany czarnym płaszczem okrywającym sylwetkę przypominał milczącego obserwatora, którym poniekąd był, spychając na drugi plan wszelkie uprzejmości, jakie należało prędzej czy później skierowań do pogrążonej w rozpaczy rodziny. Nie był nieczuły, wręcz przeciwnie, doskonale rozumiał stratę samą w sobie, jednak otoczka swoistego fałszu pobrzmiewała dookoła we wszystkich sztucznie załzawionych parach oczu pożerających zachłannie klan Nørgaardów. We własnej głowie dość jasno postawił sprawę żałoby — należało pozostawić ją najbliższym. Dać im ten czas, którego potrzebowali do zaakceptowania boleśnie nowej rzeczywistości; oswojenia się ze świadomością, iż kogoś będzie brakować. Na prawdziwe łzy i tak przyjdzie jeszcze czas.
Za zamkniętymi drzwiami.
W swoich samotniach.
Nie tu.
Nie przed tym tłumem żegnającym zasłużonego profesora oraz znamienitą osobistość, którą Lauge był. Samemu zdołał się o tym przekonać czystym przypadkiem; na przestrzeni lat dzielonej między klanami przyjaźni niemożliwością było, by nigdy nie skrzyżowali spojrzeń czy ścieżek, jednak była to wyjątkowo lekka, ulotna pamięć i Terje nie zamierzał jej teraz rozpamiętywać.
Wyprostował sylwetkę jeszcze bardziej, zmuszając mięśnie do silniejszego napięcia, kiedy antracytem tęczówek poszybował ponad głowami zgromadzonych, obserwując ostrym spojrzeniem każdego, kogo napotkał. Nie zapominał o kruczych skrzydłach, pod których patronatem przybył tutaj tego chłodnego, wrześniowego dnia i zamierzał sumiennie wywiązać się ze swojej roli; niektórzy mieli zwyczaj żartować, iż oficerem jest się zawsze i wszędzie — szczególnie po godzinach. Może skrywało się w tym niewielkie ziarenko prawdy, lecz dzisiaj się tego nie dowie. Ruszył spokojnie przed siebie, nieznacznie oddalając się od groty oraz wypatrując w tłumie znajomych twarzy zarówno ze świata wystawnych przyjęć, jak i pozostałych oficerów oraz inspektorów, których obecność była więcej niż pewna.
Starał się zachować wszelkie znamiona uważnej spostrzegawczości oraz zdolności do natychmiastowego zażegnania różnorakich nieprzyjemności, które, siłą przypadku, lubiły wplątywać się między ludzi. Tym bardziej tak wielobarwnych, jak osoby zgromadzone dookoła.
Amalia Stjernen
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:20
Amalia StjernenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 27 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : prezenterka radiowa/cukiernik amator (po godzinach)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : krytyk (I), złotousty (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Amalia nie lubiła pogrzebów, ale czasami wypadało się na nich pokazywać. Tak było i tym razem. Słysząc o śmierci tak zacnego człowieka, nie mogła zignorować wiadomości. Ba, to był dziadek jej przyjaciółki, więc tym bardziej chciała być obecna na jego pożegnaniu.
Wyglądała elegancko jak przystało na taką uroczystość, ale nie rzucała się w oczy nikomu. Zawsze skromna i taktowna – chciało się powiedzieć. Wmieszała się w tłum i tylko kilka razy skinęła głową widząc znajome twarze.
Śmierć zawsze mocno odznaczała się w życiu rodziny. Szczególnie, jeśli było się z kimś silnie związanym. Ów starszy człowiek miał za sobą życie pełne sukcesów, rodzinnych i zawodowych. Wielu miało go wspominać, chociaż nie każdy dobrze. Zawsze tak było. Nie dogodzi się każdemu.
Zbyt dobrze wiedziała o tym Amalia, która przecież była dziennikarką. Nie była z tych węszących tu i tam w poszukiwaniu sensacji, ale słyszała różne rzeczy od kolegów po fachu. Nie dało się tego uniknąć. Mimo to nie przekazywała plotek dalej. Nie jej interes.
Amalia przyszła tam ze szczerych pobudek, by pożegnać zmarłego, wesprzeć rodzinę i po prostu łączyć się w bólu. Doskonale wiedziała, co oznacza strata bliskiej osoby. Nie było to łatwe. Nigdy. Nieważne w jakim wieku była ta osoba. Za każdym razem odejście kogoś takiego bolało tak samo. No chyba, że się nie było szczerym, ale o tym już nie myślała.
Młoda kobieta trwała tak w zamyśleniu, zastanawiając się, w jaki sposób ta strata dotknie innych. Nie myślała o tym, co będą pisać w gazecie czy mówić w radiowych wiadomościach. Nie obchodziło ją to, chociaż mogło się wydawać inaczej.
Znów zaczęła błądzić wzrokiem po zgromadzonych. Przyszło tak wiele osób, ale tego się spodziewała. Czy każdy miał szczere intencje? Wątpiła. Mimo to chciała wierzyć, że wszystko obędzie się bez złośliwości i jakichś incydentów.
Wyglądała elegancko jak przystało na taką uroczystość, ale nie rzucała się w oczy nikomu. Zawsze skromna i taktowna – chciało się powiedzieć. Wmieszała się w tłum i tylko kilka razy skinęła głową widząc znajome twarze.
Śmierć zawsze mocno odznaczała się w życiu rodziny. Szczególnie, jeśli było się z kimś silnie związanym. Ów starszy człowiek miał za sobą życie pełne sukcesów, rodzinnych i zawodowych. Wielu miało go wspominać, chociaż nie każdy dobrze. Zawsze tak było. Nie dogodzi się każdemu.
Zbyt dobrze wiedziała o tym Amalia, która przecież była dziennikarką. Nie była z tych węszących tu i tam w poszukiwaniu sensacji, ale słyszała różne rzeczy od kolegów po fachu. Nie dało się tego uniknąć. Mimo to nie przekazywała plotek dalej. Nie jej interes.
Amalia przyszła tam ze szczerych pobudek, by pożegnać zmarłego, wesprzeć rodzinę i po prostu łączyć się w bólu. Doskonale wiedziała, co oznacza strata bliskiej osoby. Nie było to łatwe. Nigdy. Nieważne w jakim wieku była ta osoba. Za każdym razem odejście kogoś takiego bolało tak samo. No chyba, że się nie było szczerym, ale o tym już nie myślała.
Młoda kobieta trwała tak w zamyśleniu, zastanawiając się, w jaki sposób ta strata dotknie innych. Nie myślała o tym, co będą pisać w gazecie czy mówić w radiowych wiadomościach. Nie obchodziło ją to, chociaż mogło się wydawać inaczej.
Znów zaczęła błądzić wzrokiem po zgromadzonych. Przyszło tak wiele osób, ale tego się spodziewała. Czy każdy miał szczere intencje? Wątpiła. Mimo to chciała wierzyć, że wszystko obędzie się bez złośliwości i jakichś incydentów.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:20
The member 'Amalia Stjernen' has done the following action : Kości
'k100' : 65
'k100' : 65
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:21
Sissel Rosenkrantz
Wreszcie świat był takim, jakim zwykła go widzieć. Czerń ubiorów, przeplatająca się z bielą strapionych twarzy. Przerażonych, smutnych, niejednokrotnie też słodko obojętnych. Znanych i nieznanych, bo co tak naprawdę było pewne w miejscu, które zwiastowało niechlubny hołd wyższości braku moralności nad zakłamaną prawością. Nie było pogrzebu, na którym współdzieliłaby cierpienie utraty bliskiego.Był tylko jeden znaczący. Tylko ten jeden gdzie, choć zalewała się słonawym strumieniem łez, w istocie czuła prawdziwą ulgę. Przyjemność widoku urny, ciche, nieukazywane rozbawienie. Zmieniła go w proch, nim ktokolwiek dowiedział się o jego śmierci. Prześmieszne.
Krok za krokiem, stukot obcasów wtapiał się we wszystkie inne dźwięki. Śmierć Nørgaarda zwiastowała ciąg dalszy rzezi, której pragnęła jeszcze kilka lat temu. Ot, z nudów czy paradoksalnego zaślepienia, które było dla niej prawdziwym widzeniem, lepszym od sokolego wzroku. Dla czystej rozrywki, którą karmiła się niczym muzyką łamanych kości i wrzasków bólu.
Jeszcze kilka lat temu. Nie teraz, nie po czterech latach nieudolnego odwyku; nie, gdy dotarła do niej świadomość, że nikt nie jest bezpieczny, z jej rodziną na czele.
Co gorsze, przez nią.
Stukot obcasów był tak charakterystyczny, co czarny płaszcz kontrastujący ze złotymi kosmykami. Ona była charakterystyczna, niedopasowana, a jednocześnie idealnie wpasowująca się w kamery, które same pragnęły się nią karmić. Nawet tutaj nie zapomniała stwarzać pozorów, gdy usta - zwykle naturalnie wygięte z kpiącym półuśmiechu - przybrały grymas głębokiego zamyślenia, zaś oczy skryły się pod czarnymi okularami przeciwsłonecznymi.
Odpowiednio nonszalancko, bez zbytnich dawek zgorzknienia na urodziwej twarzy, bo ono jest wszak passe na pogrzebie kogoś noszącego całkowicie nieakceptowalne w murach Różanego Donżonu nazwisko. Idealnie wypośrodkowana pomiędzy smacznym popisem wyższości i należytym uniżaniem wobec ceremonii. Kolejne kroki, wyzbyte niepewności zaś przyprawione aktorskim, odpowiednio delikatnym zniżeniem brody. Wypada, bogowie, tutaj tak wiele wypada i nie wypada, że kapryśność i złośliwość blondynki może sięgnąć zenitu.
Wtedy to dopiero ktoś wypadnie z grona żywych.
Na przykład Terje, którego wyminęła, kierując się na jedno z wolnych miejsc.
- Witam, panie Tordenskiold. - Wystarczająco cicho. Zwolniwszy krok, poprowadziła dłoń do oprawek okularów, pozwalając im zająć miejsce u dołu nosa. Odpowiednio wysoko, by dalej wyglądały naturalnie; odpowiednio nisko, aby przepełnione niezdrowo zawadiackimi iskierkami spojrzenie trafiło wprost do odbiorcy wypowiedzianych wcześniej słów. Dopiero po tym, niezaprzeczalnie rozbawiona tym dennym zrządzeniem losu, zajęła upatrzone miejsce.
Wreszcie świat przybrał kolorów - szarości, ciężkostrawnej szarości - a wraz ze zdjętymi okularami w ruch poszły koronkowe rękawiczki, które zwykła nosić przez wzgląd na następny element niepoprawnej układanki.
Delikatny błysk pierścionka - który z nieudawaną koniecznością poprawiła - przybrał na sile na tle czerni ubioru, zaś spojrzenie jeszcze raz powędrowało do dawnej znajomości, zapełniając pierś ciążącą niedogodnością, jakby za moment na usta parł się szyderczy chichot.
Aktem drugim miała być doprowadzająca do szaleństwa swoim kręceniem się i rozmową Vilda Engström, którą niegdyś karmiła się pośród chłodu nastoletniej sypialni.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:21
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
#1 'k6' : 6
--------------------------------
#2 'k100' : 19
#1 'k6' : 6
--------------------------------
#2 'k100' : 19
Eitri Soelberg
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:24
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Zbyt długo nie musiał czekać. Niepokój narastający z każdym dniem nie wróżył niczego dobrego, a przybrał na sile, gdy w uszach rozbrzmiały słowa druzgocące całe jestestwo - Lauge Nørgaard dołączył do niechlubnie rosnącej wciąż i wciąż liczby ofiar. Chciałoby się rzecz – dokładnie o tym mówiłem… Podarował bystre spojrzenie bratu. Nie przepadał za takimi miejscami, z samej racji posiadanych umiejętności, jakakolwiek obecność zmarłych wstrząsała jego duszą i nie pozwalała na skupieniu się na tym, co najistotniejsze. Nie musiał ich nawet czuć na swym ramieniu, sama świadomość bliskości napawała nieprzyjemnym chłodem i wprawiała w stan, przy którym najdrobniejsze poruszenie w tłumie wywoływało nagłe wstrząsy ciała. Niepokój, na każdym kroku towarzyszył mu niepokój. Naciągnął głębiej rękawy płaszcza, który chwycił w locie, nim opuścili mieszkanie. Musieli tu przyjść, z szacunku, obowiązku, mało ważne. Zupełnie nie roztrząsał swoich pobudek, krocząc z poważną miną w stronę Grobowca Helligsted. Smutek zdawał się mu natomiast uczuciem, które dotykało go najmniej – wkalkulowana w zawód obojętność na kolejne ofiary, mocne zastanowienie nad tym, co doprowadziło do tak smutnego końca. Zdawało się, że twarze zmarłych schodzą na drugi plan w obliczu bytu, który stał za ich zgonami. Lauge nie ożyje, nikt w cudowny sposób nie przywróci mu bicia serca, natomiast sprawcę wciąż można było odszukać. Sedno sprawy, okraszonej ludzkim cierpieniem i nakręcającej spiralę rozpaczy.
Każdy krok wprowadzał w coraz mocniej gęstniejącą ciżbę. Tłum… to on zasadniczo był tym, czego chciał uniknąć, przeciskając się pomiędzy licznie przybyłymi w celu ostatniego pożegnania tak znamienitej postaci. Duszące uczucie już od samego początku skłoniło go do poluzowania ciasno zapiętego pod szyją kołnierzyka. Nie zamierzał podchodzić bliżej, niż to potrzebne, wcześniej uprzedzając Ivara, że lepiej, gdyby zatrzymali się na skraju. Niestety, zadanie wydawało się niemożliwe do spełnienia. Z niemrawym uśmiechem przylepionym do twarzy, przechodził dalej, przepraszając co chwila kolejnych zebranych. Zdawało się, że w zbieraninie twarzy nie mówiących mu zupełnie nic, doszukał się kilku znajomych par oczu. Nic dziwnego, ciekawość zwykle była motorem napędzającym ludzkie czyny.
Starał się wypatrzyć miejsce, w którym będą mogli zatrzymać się bez obaw o własne życie, które mogło zostać ukrócone wraz z kolejnym naporem tłumu. Zdawało się, że odnalazł skrawek ziemi obiecanej, żwawym ruchem przedostał się w miejsce, które obiecywało wiele, a w rzeczywistości dało niepowtarzalną okazję, aby obserwować członków Kolegium Sprawiedliwości. Grymas powątpiewania we własne zdolności ściągnął brwi Soelberga.
- No, ładnie…- westchnął w stronę Ivara, kierując spojrzenie na znamienitych towarzyszy. Czy powinien kiwnąć w geście szacunku? W obecnej sytuacji zdawało się, że są w miejscu niezdolnym przyjąć jakikolwiek nietakt. Nieprzyjemne spięcie nakazało mu wyprostować plecy i zupełnie nie zerkać w stronę członków Kolegium. Winien skupić się na uroczystości, to jedyne, co mu pozostało. Grota majaczyła zbyt blisko, chyba czuł mdłość na samą myśl o ewentualnej zmianie miejsca. Zrezygnował szybko z dokładnego śledzenia wejścia do grobowca, poruszenie panujące wśród osobistości reprezentujących Kolegium Sprawiedliwości mimo wszystko było zbyt natarczywie wbijające się w świadomość. Szepty, które pomiędzy sobą wymieniali były aż nazbyt nachalne, a spojrzenia, które kierowali w stronę zebranych gości, zdecydowanie odbiegały od dyskretnych zerknięć. Byli zaniepokojeni? Zaciekawieni? Znudzeni? Tego jeszcze nie wiedział, jednak żadne odbiegające od normy zachowanie nie mogło umknąć uwadze Kruczego.
Każdy krok wprowadzał w coraz mocniej gęstniejącą ciżbę. Tłum… to on zasadniczo był tym, czego chciał uniknąć, przeciskając się pomiędzy licznie przybyłymi w celu ostatniego pożegnania tak znamienitej postaci. Duszące uczucie już od samego początku skłoniło go do poluzowania ciasno zapiętego pod szyją kołnierzyka. Nie zamierzał podchodzić bliżej, niż to potrzebne, wcześniej uprzedzając Ivara, że lepiej, gdyby zatrzymali się na skraju. Niestety, zadanie wydawało się niemożliwe do spełnienia. Z niemrawym uśmiechem przylepionym do twarzy, przechodził dalej, przepraszając co chwila kolejnych zebranych. Zdawało się, że w zbieraninie twarzy nie mówiących mu zupełnie nic, doszukał się kilku znajomych par oczu. Nic dziwnego, ciekawość zwykle była motorem napędzającym ludzkie czyny.
Starał się wypatrzyć miejsce, w którym będą mogli zatrzymać się bez obaw o własne życie, które mogło zostać ukrócone wraz z kolejnym naporem tłumu. Zdawało się, że odnalazł skrawek ziemi obiecanej, żwawym ruchem przedostał się w miejsce, które obiecywało wiele, a w rzeczywistości dało niepowtarzalną okazję, aby obserwować członków Kolegium Sprawiedliwości. Grymas powątpiewania we własne zdolności ściągnął brwi Soelberga.
- No, ładnie…- westchnął w stronę Ivara, kierując spojrzenie na znamienitych towarzyszy. Czy powinien kiwnąć w geście szacunku? W obecnej sytuacji zdawało się, że są w miejscu niezdolnym przyjąć jakikolwiek nietakt. Nieprzyjemne spięcie nakazało mu wyprostować plecy i zupełnie nie zerkać w stronę członków Kolegium. Winien skupić się na uroczystości, to jedyne, co mu pozostało. Grota majaczyła zbyt blisko, chyba czuł mdłość na samą myśl o ewentualnej zmianie miejsca. Zrezygnował szybko z dokładnego śledzenia wejścia do grobowca, poruszenie panujące wśród osobistości reprezentujących Kolegium Sprawiedliwości mimo wszystko było zbyt natarczywie wbijające się w świadomość. Szepty, które pomiędzy sobą wymieniali były aż nazbyt nachalne, a spojrzenia, które kierowali w stronę zebranych gości, zdecydowanie odbiegały od dyskretnych zerknięć. Byli zaniepokojeni? Zaciekawieni? Znudzeni? Tego jeszcze nie wiedział, jednak żadne odbiegające od normy zachowanie nie mogło umknąć uwadze Kruczego.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:24
The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : Kości
#1 'k6' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 86
#1 'k6' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 86
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:25
Viljam Hallström
Uśmiech, wykruszony z kącików ust w żałobnym uderzeniu, sypie się i ściąga grawitacją w dół. Pozostawia posągowe postaci galdrów w tonie powagi – dla niektórych naniesionej na kształt twarzy tylko w pozorach smutku, dla innych będącej kwintesencją emocji. Na kwadratach zimnych skał poruszają się podeszwy i obcasy – wystukują nierówny rytm, niosący się echem po głębokości groty. Tylko wtedy, z chwilą nerwowego poruszenia, dźwięk kroków niweczy nabożną ciszę, zakłóca grobowy spokój. Nawet w tym jednak (w eksplozywnym manewrze przemieszczających się galdrów) tkwi pewna patetyczność – powściągliwość ruchów i kurtuazyjność działań, która dotyka sylwetki zgromadzonych i dominuje nad nimi.
Konieczność odegrania swojej roli w tym rytualnym spędzie, czyli na pogrzebie profesora Nørgaarda, ma bowiem znaczenie. Poszanowanie majestatycznej osobistości magicznego świata wygrywa z niesnaskami i osobistymi antypatiami. Przyzwoitość czy świadomość celu, w jakim wszyscy się tu zgromadzili, wchodzi między zwoje mózgownicy i tam też pozostaje. Chowa się w cieniu niewypowiedzianych przemyśleń, narzucając skostniały przez etykietę, obowiązujący wszystkich po równo schemat zachowania.
On również, jak każdy inny, przekracza próg grobowca z naręczem sobie znanych myśli. Żadną z nich się jednak nie dzieli. Gdyby mógł, pozostawiłby je za kopułą grobowca, porzucił i do nich nie wracał. Tak się jednak nie dzieje. Mięśnie ściągnięte w niepokoju, spinają się niebezpiecznie, gdy wyprostowany w arystokratycznej pozie, szuka miejsca.
Nie lubi zaglądać śmierci w oczy. Obserwowanie jej konsekwencji nastręcza go melancholią i nostalgicznym wręcz nastrojem. Dlatego, gdy inni gromadzą się tłumnie w centrum zamieszania, on czeka na peryferiach.
Mimosa niebawem powinna się zjawić. Niebawem, to jednak pojęcie zbyt luźne i mgliste, by mógł pozwolić sobie na bezczynność. Nie wiedząc, jak długo przyjdzie mu stać w jednym punkcie, rozgląda się po grobowcu, Na horyzont wzroku łapie przechodniów.
Mijają go cienie i sylwetki, a jednak, siłą przypadku i złośliwością Norn, wzrokiem podąża wprost na Niego. Najbardziej znielubianego, unieruchomionego w pozie niebożnika, jegomościa.
Einar Halvorsen stoi na krawędzi zgromadzenia w samotności.
Bóg zamieszania, obserwujący bacznie przestrzeń.
Za blisko niego, jak na standardy Viljama. Na samą myśl o spotkaniu brwi ściągają się bowiem w srogiej niechęci, a on w pierwszym, naturalnym sobie odruchu, ma ochotę zniknąć. Zapaść się w niepoznanych zakamarkach grobowca i więcej tu nie wracać. Byle dalej od Einara.
Rozsądek jest silniejszy.
Wie dokładnie, że Mimo nie znajdzie go, gdy zniknie między gęstwiną ciał, czy w cieniu groty. Dlatego pozostaje w miejscu.
Cholera. Krótka myśl obrazuje jego aktualne odczucia. W ciele zapalają się pierwsze pochodnie rozdrażnienia i spalają wolno viljamowski spokój. Wprawdzie nie ujawnia tego, ale w szczelnym zaciśnięciu szczęki chowa potrzebę ucieczki.
Pogrzeb zapowiada się emocjonująco.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:25
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 85
'k100' : 85
Ivar Soelberg
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:29
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Śmierć jest spoczynkiem podróżnego, jest kresem mozołu wszelkiego.
Zbyt wiele cierpienia, zbyt wiele smutku widziały pogrążone w zamyśleniu szare oczy Soelberga. Pożegnał na tym łez padole wielu towarzyszy, garstkę przyjaciół. Wiedział, że bawili w Walhalli ucztując i radując się. Troski tego świata i wszelkie bolączki zostawiając za sobą.
Profesja, której się oddał wedle tradycji rodzinnej zmusza do poświęceń, często w imię większego dobra, czy w obronie słabszych. Śmierć towarzyszyła mu niemal całe dorosłe życie, czuł jej oddech na karku nieustannie podczas walki, czy ryzykownych misji, przywykł. Musiał się przyzwyczaić, do tego nieprzyjemnego i budzącego pierwotny lęk uczucia, które mrozi krew w żyłach.
Śmierć mówią, jest zawsze taka sama. Niegdyś, by się z tym zgodził, lecz teraz? Mógłby się sprzeczać i twierdzić, że każda jest inna, że nie ma sensu ich porównywać, aż w końcu mógłby oznajmić przełamując ostatnie bariery moralnej kurtuazji, iż niejeden koniec życia ludzkiego przywodzi na myśl prawdziwe piekło, koszmar, który wymyka się z ram fantazji, a staje jawą. Coś tak okropnego, tak paskudnego, że spoglądając na ciało przyjaciela rozpoznać go możesz jedynie po zegarku, który cudem przetrwał.
Wiedział, że nie będzie pisany mu spokojny koniec. W zgodzie z rodziną i z pełną świadomością ulatniającego się życia. Wątpił w to, aby jego promień zgasł powoli. A jeśli tak bogowie postanowią, to pragnąłby zamienić się tym losem z bratem, niżeli widzieć i później żyć ze świadomością braku jego osoby w świecie żywych.
Pożegnanie wybitnej osobowości wiązało się z tym wszystkim, co rejestrowały szare tęczówki. Ludzie tłumnie przybyli, aby, w ten sposób wyrazić szacunek do zmarłego i jego rodziny. I Krucza się również meldowała. Dostrzegł w tłumie kilka znajomych par oczu, które były jedynie potwierdzeniem jego myśli. Zawsze tak było, gdy ich świat przykryła kurtyna żałoby po znacznej i wpływowej personie. Nierzadko takie uroczystości przyciągały również inny typ ludzi, tych rządnych sensacji z empatii, czy jakiegokolwiek szacunku doszczętnie wypranych. Nie przepadał za takowymi. I chociaż w głębi ducha odczuwał spokój to wiedział, że wszystko się może wydarzyć w dniu takim jak ten.
Spojrzenie na brata, jakby upewniające się w jego obecności i zachowanej czujności. Wiedział, że nie musiał mu tego przypominać, ani teraz, ani gdy wychodzili z mieszkania. Doświadczył swoje i wyciągnął lekcje.
Powaga malująca się na twarzy starszego z braci nie była maską pod publiczkę. Ubrany w czerń jak zwykle elegancko i jak zwykle z dbałością, o każdy szczegół garderoby. Pozwalając sobie na wariacje jedynie z rubinowym sygnetem, lecz i to dla wielu, którzy go znali było nieodłącznym elementem garderoby.
Pozwalał, aby to Eitri torował drogę w tłumie, który z każdym uderzeniem serca gęstniał. Nieoczekiwanie los ich rzucił niedaleko towarzystwa z Kolegium Sprawiedliwości. Kątem oka dostrzegł, co znaczniejsze persony, które mimo wszystko widywał i kojarzył z pracy, w głównej mierze.
Strzępki prowadzonych zbyt nachalnie, jak na gust Soelberga rozmów trafiały do ich uszu. Nie zdradzał się z tym. Zachowując całkowitą kontrolę nad wyrazem twarzy i myślami. Był ciekawy? Odrobinę.
Zbyt wiele cierpienia, zbyt wiele smutku widziały pogrążone w zamyśleniu szare oczy Soelberga. Pożegnał na tym łez padole wielu towarzyszy, garstkę przyjaciół. Wiedział, że bawili w Walhalli ucztując i radując się. Troski tego świata i wszelkie bolączki zostawiając za sobą.
Profesja, której się oddał wedle tradycji rodzinnej zmusza do poświęceń, często w imię większego dobra, czy w obronie słabszych. Śmierć towarzyszyła mu niemal całe dorosłe życie, czuł jej oddech na karku nieustannie podczas walki, czy ryzykownych misji, przywykł. Musiał się przyzwyczaić, do tego nieprzyjemnego i budzącego pierwotny lęk uczucia, które mrozi krew w żyłach.
Śmierć mówią, jest zawsze taka sama. Niegdyś, by się z tym zgodził, lecz teraz? Mógłby się sprzeczać i twierdzić, że każda jest inna, że nie ma sensu ich porównywać, aż w końcu mógłby oznajmić przełamując ostatnie bariery moralnej kurtuazji, iż niejeden koniec życia ludzkiego przywodzi na myśl prawdziwe piekło, koszmar, który wymyka się z ram fantazji, a staje jawą. Coś tak okropnego, tak paskudnego, że spoglądając na ciało przyjaciela rozpoznać go możesz jedynie po zegarku, który cudem przetrwał.
Wiedział, że nie będzie pisany mu spokojny koniec. W zgodzie z rodziną i z pełną świadomością ulatniającego się życia. Wątpił w to, aby jego promień zgasł powoli. A jeśli tak bogowie postanowią, to pragnąłby zamienić się tym losem z bratem, niżeli widzieć i później żyć ze świadomością braku jego osoby w świecie żywych.
Pożegnanie wybitnej osobowości wiązało się z tym wszystkim, co rejestrowały szare tęczówki. Ludzie tłumnie przybyli, aby, w ten sposób wyrazić szacunek do zmarłego i jego rodziny. I Krucza się również meldowała. Dostrzegł w tłumie kilka znajomych par oczu, które były jedynie potwierdzeniem jego myśli. Zawsze tak było, gdy ich świat przykryła kurtyna żałoby po znacznej i wpływowej personie. Nierzadko takie uroczystości przyciągały również inny typ ludzi, tych rządnych sensacji z empatii, czy jakiegokolwiek szacunku doszczętnie wypranych. Nie przepadał za takowymi. I chociaż w głębi ducha odczuwał spokój to wiedział, że wszystko się może wydarzyć w dniu takim jak ten.
Spojrzenie na brata, jakby upewniające się w jego obecności i zachowanej czujności. Wiedział, że nie musiał mu tego przypominać, ani teraz, ani gdy wychodzili z mieszkania. Doświadczył swoje i wyciągnął lekcje.
Powaga malująca się na twarzy starszego z braci nie była maską pod publiczkę. Ubrany w czerń jak zwykle elegancko i jak zwykle z dbałością, o każdy szczegół garderoby. Pozwalając sobie na wariacje jedynie z rubinowym sygnetem, lecz i to dla wielu, którzy go znali było nieodłącznym elementem garderoby.
Pozwalał, aby to Eitri torował drogę w tłumie, który z każdym uderzeniem serca gęstniał. Nieoczekiwanie los ich rzucił niedaleko towarzystwa z Kolegium Sprawiedliwości. Kątem oka dostrzegł, co znaczniejsze persony, które mimo wszystko widywał i kojarzył z pracy, w głównej mierze.
Strzępki prowadzonych zbyt nachalnie, jak na gust Soelberga rozmów trafiały do ich uszu. Nie zdradzał się z tym. Zachowując całkowitą kontrolę nad wyrazem twarzy i myślami. Był ciekawy? Odrobinę.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:29
The member 'Ivar Soelberg' has done the following action : kości
'k100' : 77
'k100' : 77
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:30
Neptúnus Finnurson
Nieprzewidywalność toczących się wokół wydarzeń - niezwykła pulsacja przemieszanych ze sobą oddechów - uderzyła go równie mocno jak sama śmierć Lauge Nørgaarda., człowieka zdecydowanie wybitnego. Sam jak dotąd nie miał okazji zanurzyć się w poczuciu gorączkowej żałoby, w takich sytuacjach przywdziewając czerń raczej w poczuciu obowiązku i szacunku do tradycji, niż w wyniku głębokiego przywiązania do zmarłego. Jak dotąd żaden pogrzeb nie miał dla niego szczególnie osobistego charakteru, choć ostatnio z coraz większą zgrozą myślał o tym, że koniec Finnura, jego przybranego opiekuna, mógł być bliżej niż do tej pory sądził. Wygłodniała kostucha czaiła się gdzieś w otaczającym ich świat niebycie, czasami odnosił wrażenie, że wyczuwa jej chłodną obecność - szybko jednak odpychał od siebie podobne myśli, jakby obawiał się, że przesadne rozmyślania mogły nadać jej bardziej materialną formę. Czujnie wypatrywał w tłumie jakichkolwiek oznak niezdrowego poruszenia. Choć nie był na służbie, zakorzenione w nim poczucie obowiązku niejako zmuszało go do tego, aby stać sztywno, w opinającym ciało, długim płaszczu, wyprostowany jak struna i taksować wzrokiem galdrowe twarze. Zasalutował w stronę Terjego, pozwalając sobie na cień uśmiechu, dostrzegając równocześnie, że obok niego przemknęła Sissel Rosenkrantz. Zmarszczył lekko brwi, w jego głowie pojawił się obraz kolekcji artykułów dotyczących makabrycznego morderstwa sprzed lat, trzymanych w szufladzie domowego biurka. Choć doskonale pamiętał, że kobieta już dawno zostało oczyszczona z wszystkich ciążących na niej zarzutów, jej udział w tych wydarzeniach wciąż wzbudzał w nim nieco niezdrową fascynacją. Już od lat pragnął zaspokoić ciekawość i przeprowadzić z nią kiedyś przynajmniej krótką, pozornie niewinną pogawędkę. Okoliczności jednak nie były sprzyjające. Odwrócił więc wzrok, a ten zatrzymał się ponownie, na kolejnej rozpoznawalnej twarzy, tym razem należącej do autorki poczytnych kryminałów, Vildy Engström, które w okresie późnych lat nastoletnich stanowiły dla niego ważną inspirację. Był to zaskakujący zbieg okoliczności, że w miejscu, w którym żegnali wybitnego naukowca, kogoś, kto jeszcze przez lata pozostanie na ustach wykształconych galdrów, on mijał kobietę, której książki w jakiś sposób ukierunkowały jego życie.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:30
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 26
'k100' : 26
Prorok
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:32
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Szepty rozmów pełgające po ścianach i kamiennym sklepieniu grobowca zamiast cichnąć zdawały się z każdą chwilą przybierać na intensywności, jakby podsycane przedłużającym się oczekiwaniem. Wśród prowadzonych rozmów, niektórym – bardziej z przypadku niż rzeczywistej potrzeby nacieszenia uszu i duszy nowinkami z życia midgardzkiej społeczności – udało się w tym czasie wychwycić krążące jak sępy pogłoski zupełnie nie przystające do odbywającego się wydarzenia. Część osób miała jednak mniej szczęścia, niekoniecznie ze swojej woli znajdując się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie.
Tymczasem wewnątrz grobowca zaczęło cichnąć, kiedy ku ołtarzowi, na którym spoczywała urna ze szczątkami profesora, już kierowała się jarl klanu Nørgaardów. Jej czarna, prosta szata na brzegach rękawów i kaptura obszyta jedynie srebrzystofioletową nicią układającą się w runiczny alfabet, okalała smukłą sylwetkę wyroczni, jednocześnie podkreślając, jak bardzo śmierć męża odcisnęła na kobiecie swoje piętno.
- W imieniu swoim, swoich krewnych i świętującego dziś w Walhalli Lauge Nørgaarda dziękuję za wasze liczne przybycie. Pomimo tak smutnego dnia moje serce cieszy wasz widok, bo daje nadzieję na to, że pamięć o Lauge nigdy nie zginie, kiedy tak wielu z was nosić ją będzie ze sobą – rozpoczęła mocnym, nieco tylko drącym z początku głosem. – Część z was zastanawia się, jak to możliwe że żadna z nas, wyroczni z klanu Nørgaard, nie przewidziała tragedii, jaka tydzień temu dotknęła całą naszą społeczność. Jak to możliwe, że mając wgląd w przyszłość, dopuściłyśmy się takiego zaniechania względem światłego umysłu, który pozostawił po sobie tyle niedokończonych prac, ale przede wszystkim, który nie zdążył należycie pożegnać się ze swoimi studentami i przyjaciółmi? Jak to możliwe, że teraz z takim spokojem jesteśmy w stanie stanąć tu przed wami, nie próbując dociekać, co stało się z danym nam przez bogów darem? – Kasandra powiodła pełnym spokoju i zaciętości spojrzeniem po zgromadzonych, na dłużej zatrzymując wzrok na jednej ze ścian grobowca, na której w niszach, w równych odstępach umieszczone zostały urny. – Pragnę zdradzić wam drobny sekret – już u zarania dziejów Norny uprzędły dla każdego z nas nić. Również dla nas, wyroczni, określając, które z wydarzeń będą tymi, które dojrzymy, o których przekażemy informację naszym siostrom i braciom, które same dadzą się nam poznać i rozczytać, a które na zawsze zostaną skryte w mrokach nieświadomości, pozwalając wszystkim przeżywać daną chwilę w pełnym spektrum emocji. Śmierć Lauge Nørgaarda należy właśnie do takich chwil i powinniśmy być wdzięczni bogom za możliwość jej przeżywania i czerpania nauki z niej płynącej. Niech każdy z was sam zastanowi się nad tym, czego może się nauczyć. Niech każdy z nas pochyli się nad łaskawością bogów, którzy Laugemu Nørgaardowi pozwoli dostąpić ucztowania w Walhalli w spokoju, nie zabierając go do siebie gwałtownie i nieprzewidywalnie, jak niektórych nieszczęśników w ostatnich miesiącach.
Zamilkła, ponownie unosząc wzrok na tłum zebrany przed nią, jednak co uważniejsi mogli odnieść wrażenie, że Kasandra zdawała się wcale nie dostrzegać żałobników, zamiast tego próbując spojrzeniem wyłowić członków swojego klanu, dając im tym samym przyzwolenie, jeśli poczują taką potrzebę, na krótką przemowę dotyczącą zmarłego.
Tymczasem wewnątrz grobowca zaczęło cichnąć, kiedy ku ołtarzowi, na którym spoczywała urna ze szczątkami profesora, już kierowała się jarl klanu Nørgaardów. Jej czarna, prosta szata na brzegach rękawów i kaptura obszyta jedynie srebrzystofioletową nicią układającą się w runiczny alfabet, okalała smukłą sylwetkę wyroczni, jednocześnie podkreślając, jak bardzo śmierć męża odcisnęła na kobiecie swoje piętno.
- W imieniu swoim, swoich krewnych i świętującego dziś w Walhalli Lauge Nørgaarda dziękuję za wasze liczne przybycie. Pomimo tak smutnego dnia moje serce cieszy wasz widok, bo daje nadzieję na to, że pamięć o Lauge nigdy nie zginie, kiedy tak wielu z was nosić ją będzie ze sobą – rozpoczęła mocnym, nieco tylko drącym z początku głosem. – Część z was zastanawia się, jak to możliwe że żadna z nas, wyroczni z klanu Nørgaard, nie przewidziała tragedii, jaka tydzień temu dotknęła całą naszą społeczność. Jak to możliwe, że mając wgląd w przyszłość, dopuściłyśmy się takiego zaniechania względem światłego umysłu, który pozostawił po sobie tyle niedokończonych prac, ale przede wszystkim, który nie zdążył należycie pożegnać się ze swoimi studentami i przyjaciółmi? Jak to możliwe, że teraz z takim spokojem jesteśmy w stanie stanąć tu przed wami, nie próbując dociekać, co stało się z danym nam przez bogów darem? – Kasandra powiodła pełnym spokoju i zaciętości spojrzeniem po zgromadzonych, na dłużej zatrzymując wzrok na jednej ze ścian grobowca, na której w niszach, w równych odstępach umieszczone zostały urny. – Pragnę zdradzić wam drobny sekret – już u zarania dziejów Norny uprzędły dla każdego z nas nić. Również dla nas, wyroczni, określając, które z wydarzeń będą tymi, które dojrzymy, o których przekażemy informację naszym siostrom i braciom, które same dadzą się nam poznać i rozczytać, a które na zawsze zostaną skryte w mrokach nieświadomości, pozwalając wszystkim przeżywać daną chwilę w pełnym spektrum emocji. Śmierć Lauge Nørgaarda należy właśnie do takich chwil i powinniśmy być wdzięczni bogom za możliwość jej przeżywania i czerpania nauki z niej płynącej. Niech każdy z was sam zastanowi się nad tym, czego może się nauczyć. Niech każdy z nas pochyli się nad łaskawością bogów, którzy Laugemu Nørgaardowi pozwoli dostąpić ucztowania w Walhalli w spokoju, nie zabierając go do siebie gwałtownie i nieprzewidywalnie, jak niektórych nieszczęśników w ostatnich miesiącach.
Zamilkła, ponownie unosząc wzrok na tłum zebrany przed nią, jednak co uważniejsi mogli odnieść wrażenie, że Kasandra zdawała się wcale nie dostrzegać żałobników, zamiast tego próbując spojrzeniem wyłowić członków swojego klanu, dając im tym samym przyzwolenie, jeśli poczują taką potrzebę, na krótką przemowę dotyczącą zmarłego.
Einar Halvorsen
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:33
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Nietrwałe i cienkie nici powiewających w chłodnym powietrzu szeptów - wijące się w opozycji do sztywnych, bezwzględnych nici losu, tkanych przez boskie Norny.
Ludzkie głosy otuliły go szeleszczącą, efemeryczną tkaniną - nawet tutaj, nawet, jeśli znajdował się na uboczu, z tłukącym się w rozgardiaszu zdenerwowania sercem, z lękiem dławiącym pod mostkiem, zaciskającym gardło, że zdradzi się, że ulegnie pokusie, że zbliży się znów do Westberg. Nawet tutaj, szepty zaczęły muskać mu małżowinę uszną, wlewać się i podrażniać zmysły. Czy Lauge Nørgaard mógł kłamać? Żałosny śmiech powędrował pod niebem czaszki, chociaż twarz nie zdradziła podobnych, karygodnych przejawów. Oczywiście, że kłamał, ją, innych - wszyscy, a zwłaszcza przedstawiciele elit, są zmuszeni do powtarzania kłamstw, do tkania z nich nowych, wzorzystych strojów, do sporządzania masek, przy odgrywaniu spektaklów własnego życia.
W każdym kłamstwie kryje się cząstka prawdy.
W każdej plotce kryje się wątłe, zdeformowane oblicze rzeczywistości.
Wiedział, że coś musiało się zdarzyć, że idealny, nieludzko wręcz perfekcyjny małżonek jarla, musiał, jak wszyscy ludzie mieć skazę. Skazę, rysę, która usiłowała wypełznąć, właśnie teraz, na oczach dziesiątek zgromadzonych uczestników pogrzebu. Skazę, którą Lauge miał zabrać ze sobą, w ostatniej swojej podróży, na drugi - jak wierzono - kolejny etap istnienia.
Zatrzymał się, samotnie, posłusznie, nie wdając się w żadną z dyskusji, by wsłuchać się w przemówienie jarla Nørgaardów. Jej słowa pozornie koiły rozdygotaną duszę - nie przepadał za obecnością kapłanów. Z przemowy wyrwał go jednak kobiecy głos, zaniepokojony, twierdzący, że podobno, w osobistym odczuciu, jest chorobliwie blady. Nie spodziewał się - obawy, co oczywiste, kłębiły się niczym chmury, jednak bez jaskrawości przesady. Podziękował kobiecie za troskę oraz, na dodatek, zapewnił, że czuje się dobrze - liczył, że dzięki temu uda się w swoją stronę. Nie chciał przykuwać większej uwagi, niż był zmuszony, poniekąd ze względu na własne, przeklęte geny; szczęście w nieszczęściu, podczas pogrzebu wdarł się dysonans zamieszania, z natychmiastową, godną pochwały reakcją Kruczej Straży.
Ludzkie głosy otuliły go szeleszczącą, efemeryczną tkaniną - nawet tutaj, nawet, jeśli znajdował się na uboczu, z tłukącym się w rozgardiaszu zdenerwowania sercem, z lękiem dławiącym pod mostkiem, zaciskającym gardło, że zdradzi się, że ulegnie pokusie, że zbliży się znów do Westberg. Nawet tutaj, szepty zaczęły muskać mu małżowinę uszną, wlewać się i podrażniać zmysły. Czy Lauge Nørgaard mógł kłamać? Żałosny śmiech powędrował pod niebem czaszki, chociaż twarz nie zdradziła podobnych, karygodnych przejawów. Oczywiście, że kłamał, ją, innych - wszyscy, a zwłaszcza przedstawiciele elit, są zmuszeni do powtarzania kłamstw, do tkania z nich nowych, wzorzystych strojów, do sporządzania masek, przy odgrywaniu spektaklów własnego życia.
W każdym kłamstwie kryje się cząstka prawdy.
W każdej plotce kryje się wątłe, zdeformowane oblicze rzeczywistości.
Wiedział, że coś musiało się zdarzyć, że idealny, nieludzko wręcz perfekcyjny małżonek jarla, musiał, jak wszyscy ludzie mieć skazę. Skazę, rysę, która usiłowała wypełznąć, właśnie teraz, na oczach dziesiątek zgromadzonych uczestników pogrzebu. Skazę, którą Lauge miał zabrać ze sobą, w ostatniej swojej podróży, na drugi - jak wierzono - kolejny etap istnienia.
Zatrzymał się, samotnie, posłusznie, nie wdając się w żadną z dyskusji, by wsłuchać się w przemówienie jarla Nørgaardów. Jej słowa pozornie koiły rozdygotaną duszę - nie przepadał za obecnością kapłanów. Z przemowy wyrwał go jednak kobiecy głos, zaniepokojony, twierdzący, że podobno, w osobistym odczuciu, jest chorobliwie blady. Nie spodziewał się - obawy, co oczywiste, kłębiły się niczym chmury, jednak bez jaskrawości przesady. Podziękował kobiecie za troskę oraz, na dodatek, zapewnił, że czuje się dobrze - liczył, że dzięki temu uda się w swoją stronę. Nie chciał przykuwać większej uwagi, niż był zmuszony, poniekąd ze względu na własne, przeklęte geny; szczęście w nieszczęściu, podczas pogrzebu wdarł się dysonans zamieszania, z natychmiastową, godną pochwały reakcją Kruczej Straży.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Grobowiec Helligsted – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 10:33
The member 'Einar Halvorsen' has done the following action : Kości
#1 'k6' : 6
--------------------------------
#2 'k100' : 14
#1 'k6' : 6
--------------------------------
#2 'k100' : 14
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4