Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    27.11.2000 – Sala balowa – Aukcja charytatywna Tordenskioldów

    +8
    Bertram Holstein
    Einar Halvorsen
    Karl Sørensen
    Ursula Frisk
    Björn Guildenstern
    Safír Fenrisson
    Mistrz Gry
    Prorok
    12 posters
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    27.11.2000

    Sala balowa w Domu Jarlów była już gotowa na tegoroczną aukcję Tordenskioldów. Przygotowywano się do niej od wielu długich tygodni, by mieć stuprocentową pewność, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, o co Sylvia, żona jarla Tordenskioldów, osobiście zadbała do samego końca. W tym przypadku nie było miejsca na żadne, nawet najmniejsze potknięcie; nie w momencie, w którym ich cała rodzina – podobnie jak pozostałe klany magiczne – musiała pokazać się w jak najlepszym świetle. Nie były im obce mniejsze lub większe skandale, lecz teraz, gdy Skandynawia borykała się z coraz poważniejszymi problemami, starali się nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Coroczna aukcja wkrótce miała się już rozpocząć – Einvald i Sylvia wraz ze swoimi dziećmi i ich rodzinami byli już na miejscu, sprawdzając, czy aby na pewno wszystkie stoły uginały się pod nadmiarem alkoholu i jedzenia. Delikatna, niezagłuszająca muzyka zaczęła wreszcie wybrzmiewać ze sceny, gdy pierwsi goście przekroczyli próg Domu Jarlów. To właśnie w sali balowej miała odbyć się główna część dzisiejszego wydarzenia, a w Złotej Komnacie wystawa, na której można było zobaczyć specjalnie sprowadzone niezwykłe, historyczne okazy kruszców. Gospodarze z niecierpliwością czekali, aż wszyscy goście pojawią się na miejscu, będąc gotów na to, by w każdej chwili wygłosić przemówienie.
    Szanowni państwo! – zaczął Einvald Tordenskiold, gdy wraz ze swoją małżonką pojawił się na głównej scenie sali balowej, by wreszcie rozpocząć długo wyczekiwaną aukcję. Choć był już w sędziwym wieku, nie można było mu odmówić prezencji – mężczyzna trzymał się nad wyraz dobrze i nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasie miał przekazać władzę swojemu najstarszemu synowi. Einvald sprawiał wrażenie człowieka, który zamierzał do samego końca piastować stanowisko jarla rodziny, nie przejmując się żadnymi plotkami na swój temat. – W imieniu całego klanu Tordenskioldów i Rady bardzo dziękuję wszystkim zgromadzonym tutaj gościom za tak liczne przybycie! Znaleźliśmy się tutaj, by wspólnymi siłami wesprzeć coroczną aukcję naszego klanu – rozpoczął swoje przemówienie siwowłosy mężczyzna, uważnie spoglądając na tłum stojących przed nim ludzi. Co roku Tordenskioldowie we współpracy z innymi klanami magicznymi wspierali inną, dowolnie wybraną instytucję – tym razem, by poprawić swoją reputację i zatuszować ostatnie skandale, postanowili wesprzeć dzieci. – W tym roku postanowiliśmy wszystkie pieniądze i datki z aukcji przekazać na sierociniec „Toivoa”, który od lat zajmuje się edukacją najsłabszych, często porzuconych przez innych galdrów dzieci. Z tego miejsca chcielibyśmy podziękować im za ich tytaniczną pracę i wkład w budowanie naszego społeczeństwa. – Kiedy wypowiedział te słowa, na sali balowej rozległy się gromkie brawa. Wszystko wskazywało na to, że przemówienie Tordenskiolda miało dobiegać końca.
    Chciałbym tym samym zaprosić na scenę Safíra Fenrissona, który będzie dziś reprezentował sierociniec i Emilię Karlsson, jego dyrektorkę. Niestety, ze względów zdrowotnych nie mogła się dzisiaj tutaj pojawić, dlatego też to właśnie pan Fenrisson, pełniący rolę opiekuna, opowie nam w kilku słowach o swoim miejscu pracy. – Einvald wskazał porozumiewawczym gestem na stojącego nieopodal mężczyznę, by przejął pałeczkę i – zgodnie z tradycją – rozpoczął oficjalnie tegoroczną aukcję. Safír Fenrisson wszedł na scenę, a Einvald wraz z żoną stanęli obok niego.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Kamienie, minerały
    Przedmiot
    Cena
    Ametyst – jego nazwa dosłownie oznacza „trzeźwość”. Wierzono, że osoby, które go noszą, są mniej podatne na uroki niks, fossegrimów, huldr oraz huldrekalli, a także na działanie hipnozy. Oprócz tego, przypisywano mu właściwości ograniczania efektów samego upojenia się alkoholem. Jest kamieniem o fioletowym zabarwieniu (+1 do charyzmy). 60 PD
    Diament – zgodnie z dawnymi poglądami, jest przede wszystkim symbolem mądrości oraz wierności. Dowodzi o szczerych intencjach tego, kto tylko ma go przy sobie. Najpopularniejszy oraz najdroższy kamień szlachetny. Najczęściej występuje w postaci bezbarwnej (+1 do wiedzy ogólnej). 100 PD
    Galdryt – kamień szlachetny; cechuje się gładką fakturą i liliowo-beżowym kolorytem. Dawniej w niektórych klanach kładziono go nieopodal kołyski, gdzie spało dziecko. Uważano, że pomaga przebudzić w sobie potencjał magiczny (+1 do magii użytkowej).30 PD
    Gniewnik – przepiękny, ozdobny kamień o złoto-purpurowej barwie. Niestety, zaczyna niespokojnie drgać podczas używania w pobliżu zaklęć (w promieniu około metra). Zdarzały się przypadki, że gniewnik wybił dziurę w gablocie a nawet w pobliskim oknie. Z tego powodu, używany w charakterze dekoracji, powinien być przechowywany w odpowiednim zabezpieczeniu. Wspomaga czujność u swojego właściciela (+1 do spostrzegawczości).20 PD
    Granat – minerał o fioletowoczerwonej barwie, przywodzący na myśl ziarna owocu, z którym to dzieli nazwę. Uważa się, że dodaje energii i potęguje czerpanie radości z życia (+1 do sprawności).50 PD
    Grudka kasyterytu – magiczna odmiana rzadko występującego minerału. Ma czarny, połyskliwy kolor. W jego odbiciu można dopatrzeć się zniekształconych obrazów własnych planów i marzeń. Widok jest zawsze indywidualny; nie można dopatrzeć się, co postrzegała w nim druga osoba. Symbolizuje przemianę wnętrza i otoczenia (+1 do magii przemiany).40 PD
    Grudka syderytu – pospolity, występujący w wielu miejscach minerał. Odznacza się bladożółtym kolorem. Nie można odmówić mu estetyki wyglądu; ofiarowany przyjacielowi, miał spełniać właściwości ochronne i przypominać o istotności więzi (+1 do magii użytkowej, gdy znajduje się w drużynie z osobą wręczającą prezent).30 PD
    Heliotrop – kamień o intensywnej, szkarłatnej barwie. Otwiera umysł oraz pobudza myślenie, wzmacnia siły życiowe. Utożsamia się go z niesieniem pomocy wyroczniom i medium podczas przeprowadzania rytuałów. Bywa również noszony przez osoby przewlekle chore (+1 do magii runicznej).25 PD
    Kamień amazoński – rzadko spotykany minerał o zielonkawej barwie, z przerastającymi, nieregularnymi, białymi wstawkami. Wierzono, że przykładany do twarzy pomaga zachować młodość i artystyczne natchnienie (+1 do magii twórczej).25 PD
    Kamień księżycowy (2 sztuki) – nazywany jest również kamieniem kochanków. Mówi się, że rozbudza i potęguje uczucie miłości. W związku z tym, nabywa się go zawsze w dwóch sztukach. Ma srebrzysto-niebiesko-perłowy kolor (+1 do magii użytkowej, gdy znajduje się w drużynie z osobą wręczającą prezent).80 PD
    Konichalcyt – trudny do wydobycia minerał; z całą pewnością nie przykuwa uwagi wyglądem. Jego magiczna odmiana wygląda jak porośnięty szorstkim, zielonkawym nalotem głaz. Co ciekawe, można na nim umieścić niewielkie, górskie rośliny, które nie obumrą – będą w stanie dalej się rozwijać i stworzyć tym samym efekt intrygującej dekoracji. Posiadanie go ułatwia nawiązywanie więzi z naturą (+1 do magii natury).40 PD
    Lustrzany marmur – zgodnie ze słynną nazwą, można się w nim przeglądać niczym w prawdziwym zwierciadle. Część osób sądzi, że za pomocą odpowiedniej mikstury może być przemieniony w dymiący marmur, niesławny składnik substancji odurzających. Wierzy się, że sam lustrzany marmur wspomaga każdego alchemika podczas warzenia mikstur (+1 do alchemii).25 PD
    Łza Ymira – półprzezroczysty minerał o niebieskawym odcieniu. Świeci intensywnie w ciemności. Wspomaga skupienie (+1 do spostrzegawczości).25 PD
    Mroźna sól – pięknie dobrany kryształ mroźnej soli; doskonale spełni się w roli dekoracji. Roztacza wokół siebie przyjemny, nieznaczny chłód. Przebywanie w pobliżu niej łagodzi ból przy oparzeniach i wzmacnia siły (+1 do sprawności).20 PD
    Oko salamandry – kamień występujący w różnorodnych, jaskrawych odcieniach, od żółtego po intensywną czerwień. Praktycznie niezniszczalny, nie topnieje pod wpływem wysokiej temperatury. Może ogrzać właściciela na mrozie – wystarczy ścisnąć go w dłoni (+1 do sprawności).30 PD
    Opal – dekoracja wykonana z kryształów. Jego magiczny odpowiednik zmienia barwę w zależności od pory dnia – jest najjaśniejszy w południe, a w nocy przybiera odcień granatu. Ułatwia organizację, wspomaga przy wypełnianiu obowiązków (+1 do wiedzy ogólnej).25 PD
    Rubin – odmiana korundu. Jego barwa waha się od różowej do krwistoczerwonej. W wierzeniach nordyckich ten kamień był poświęcony Frei oraz Frejrowi. Symbolizuje cielesną miłość i pożądanie (+1 do charyzmy w kontaktach z osobą, której wręczono prezent).60 PD
    Szafir – podobnie jak rubin jest odmianą korundu; cechuje się intensywnie niebieskim kolorytem. Symbolizuje przyjaźń oraz spokojne, małżeńskie życie. Wierzono, że chroni przed podążaniem niewłaściwą ścieżką oraz przemianą w ślepca (+1 do obrony przed zaklęciami z dziedziny magii zakazanej).70 PD
    Szmaragd – nazwa, którą posiada, oznacza dosłownie „zielony klejnot”. Co oczywiste, nawiązuje ona do barwy tego minerału. Wierzono, że przynosi szczęście i gwarantuje pomyślną przyszłość (+1 do dowolnego, pojedynczego rzutu w wydarzeniu fabularnym).80 PD
    Świetlisty topaz – odmiana minerału zaprawionego przez magię. Emituje łagodną, pomarańczową poświatę. Zdaniem niektórych uściśnięcie go w dłoni dodaje nadziei, polepsza nastrój i chroni przed magicznymi stworzeniami (+1 do magii natury).25 PD


    wytwory jubilerskie
    Przedmiot
    Cena
    Ametystowe kolczyki – wspaniale wykonana biżuteria. Zwiększa pewność siebie, poprawia odporność na uroki (+1 do charyzmy, kara -1 do rzutu dla próbujących wpłynąć na postać fossegrimów, huldry, huldrekalli i niksy).170 PD
    Bransoletka z kamieniem amazońskim – nieznacznie zwiększa atrakcyjność, otwiera na artystyczne natchnienie (+1 do magii twórczej, +1 do charyzmy).150 PD
    Breloczek ze łzą Ymira – emituje intensywnie niebieskie światło w momencie, gdy wokół panuje mrok. Gwarantuje ponadto stały bonus +2 do spostrzegawczości.120 PD
    Broszka z heliotropem – wspomaga myślenie, ułatwia nawiązywanie kontaktu z przodkami, umacnia siły życiowe (+1 do magii rytualnej, +1 do magii leczniczej).150 PD
    Diamentowy sygnet – pomaga uporządkować myśli, wysotrza koncentrację (+1 do wiedzy ogólnej, +1 do spostrzegawczości).200 PD
    Kieszonkowe lusterko – jego taflę wykonano z lustrzanego marmuru. Wspomaga alchemiczne zdolności (+2 do alchemii).150 PD
    Kompas magii – wskazuje drogę do najbliższego miejsca o wzmożonej aktywności magicznej, zwłaszcza, gdy używano zaklęć z dziedziny magii zakazanej. W jego igle znajduje się kryształ gniewnika (+2 do spostrzegawczości).170 PD
    Medalion z konichalcytem – wspomaga za pośrednictwem magicznej energii znajdujące się w pobliżu rośliny (+1 do magii natury, +2 do działań związanych z botaniką; bonusy nie nakładają się).160 PD
    Naszyjnik ze świetlistym topazem – dodaje nadziei, a także chroni przed magicznymi stworzeniami (+1 do magii natury, +2 do poskramiania magicznych stworzeń I stopnia, +1 do poskramiania magicznych stworzeń II stopnia, brak bonusu w przypadku magicznych stworzeń III stopnia; bonusy nie nakładają się).160 PD
    Pierścień z kasyterytem – czarny pierścień; wspomaga duchową oraz zewnętrzną przemianę (+2 do magii przemiany).150 PD
    Pierścionek koktajlowy z rubinem – rozbudza zmysły, symbolizuje cielesną miłość i pożądanie (+1 do charyzmy w kontaktach z osobą, której wręczono pierścień; +1 do charyzmy dla posiadacza pierścionka).160 PD
    Pierścionki z kamieniem księżycowym (2 sztuki) – symbol szczerej miłości, oddania drugiej osobie. Sprzedawane są zawsze w dwóch sztukach (+2 do magii użytkowej, gdy znajduje się w drużynie z drugim posiadaczem pierścionka).160 PD
    Syderytowy naszyjnik – symbolizuje przyjacielskie oddanie (+2 do magii użytkowej, gdy posiadacz naszyjnika znajduje się w drużynie z postacią, która wręczyła prezent).160 PD
    Szafirowe kolczyk – zdaniem niektórych szafir ochrania przed wstąpieniem na złą drogę. Pomaga nie ulegać pokusie przemiany w ślepca (+2 do obrony przeciwko zaklęciom z dziedziny magii zakazanej). 170 PD
    Szmaragdowa bransoletka – wiele galdrów uważa, że posiadanie jej przynosi szczęście i gwarantuje pomyślną przyszłość (+2 do dowolnego, pojedynczego rzutu w wydarzeniu fabularnym).180 PD
    Wisiorek z granatem – dodaje energii, poprawia nastrój i zwiększa poczucie własnej wartości (+1 do sprawności, +1 do charyzmy).150 PD
    Zawieszka z galdrytem – wspomaga siłę magiczną (+2 do magii użytkowej).150 PD
    Zawieszka z okiem salamandry – piękna zawieszka udekorowana kryształem oka salamandry. Po uciśnięciu w dłoni leczy z mało i średnio zaawansowanych odmrożeń. Można jej użyć raz na fabularny miesiąc. Gwarantuje stały bonus +1 do magii leczniczej.180 PD
    Zawieszka z płatkiem śniegu – została inkrustowana kryształami mroźnej soli. Po uciśnięciu w dłoni leczy z mało i średnio zaawansowanych oparzeń. Można jej użyć raz na fabularny miesiąc. Gwarantuje stały bonus +1 do magii leczniczej.180 PD


    Aukcja
    Regulamin
    1. Licytacja zaczyna się z momentem wstawienia posta i kończy w dniu 21.10 o godzinie 23:59.

    2. Chcąc licytować przedmiot, należy wysłać prywatną wiadomość na konto Proroka, wypełniając poniższy kod.

    Kod:
    [u]Przedmiot: [/u]wpisz przedmiot, który interesuje postać
    [u]Cena: [/u]wpisz

    3. Wygrywa gracz, którego postać na stan w dniu 21.10* o godzinie 0:00 podała najwyższą cenę.

    4. Cenę jest się obowiązanym zapłacić w rozliczeniach.

    5. Każdy, kto bierze udział w wydarzeniu, ma gwarantowany +1 punkt do reputacji. Postaci, które zwyciężą, otrzymają +2 punkty do reputacji (nie łączą się z wymienioną wyżej nagrodą) oraz +1 punkt do rozpoznawalności.

    6. Każda postać może licytować jeden, wybrany przedmiot.

    7. Nie można zaoferować ceny wyższej niż ilość posiadanych PD.

    * - korekta


    Przedmiot
    Aktualna cena
    Pierścień ochrony (2 sztuki) – ulepszona wersja pierścienia opieki. Pozwala teleportować się do osoby, jeśli znajduje się na terenie Midgardu (nie dotyczy okolic miasta). Wystarczy obrócić pierścień wokół palca, na którym jest założony. Podobnie jak pierścień opieki, zaczyna ostrzegawczo świecić, gdy drugi posiadacz znajduje się w niebezpieczeństwie. Oprócz tego, gwarantuje bonus +3 do magii użytkowej, gdy właściciele pierścieni znajdują się w jednej drużynie.420 PD
    Bransoletka ze srebrostali – pięknie wykończona biżuteria. Potrafi odstraszyć przemienionego warga, sprawiając, że przez jedną turę nie podejmie żadnego ataku (nie działa na wargów poza pełnią). Gwarantuje stały bonus +3 do magii natury.130 PD
    Medalion Eir – udoskonalona forma słynnego naszyjnika. Na jego powierzchni widnieje podobizna bogini. Chroni przed chorobami oraz dodaje siły (zmniejsza szanse na zarażenie się chorobą zakaźną, łagodzi napady chorób przewlekłych, +3 do sprawności). 215 PD




    Śniący
    Safír Fenrisson
    Safír Fenrisson
    https://midgard.forumpolish.com/t1058-safir-fenrisson#7032https://midgard.forumpolish.com/t1071-safir-fenrisson#7048https://midgard.forumpolish.com/t1072-paideia#7053https://midgard.forumpolish.com/f115-safir-fenrisson


    Blichtr sali balowej okazał się majestatyczny i przytłaczający, już na samym wejściu uderzając błyskiem rozwieszonych w pomieszczeniu dekoracji, malowanym krajobrazem sufitu i alabastrowym stiukiem okalającym wysokie, zasłonięte obrazami ściany. Stukot butów i nabrzmiały wilczymi zmysłami szept rozmów wypełniały go obezwładniającym poczuciem onieśmielenia, ponurej zgrozy, która przebijała się bladym grymasem przez wymuszony kurtuazją uśmiech – ktoś kładł mu dłoń na ramieniu, ktoś mruczał coś na ucho, ktoś machał z przeciwnej strony sali; czuł się otoczony i stłamszony przez przepych panujący wewnątrz budynku, zmuszony, by przytrzymać własne ciało na skraju uprzejmej życzliwości, która czyhała w ostrożnych gestach i skinięciach głową, drżała w palcach zaciśniętych asekuracyjnie na chłodnej łodyżce kieliszka. Nawet szampan zdawał mu się jednak gorzki i pozbawiony smaku, zsuwający się w dół przełyku jak woda, podczas gdy prawa dłoń ukradkiem sięgała ku szyi, gdzie sztywny materiał koszuli drapał w kark, nieznośnie zaciskając się krawatem pod wystającą grdyką – przeklinał w umyśle Emilię, że pozostawiła go samego w takiej sytuacji i chociaż wiedział, że zdroworozsądkowo nie mógł mieć jej tego za złe, zaczynał podejrzewać, że rozchorowała się na złość, żeby go upodlić.
    Nawet w świeżym, wyprasowanym ubraniu, z włosami gładko zaczesanymi na boki nie pasował do wystroju aukcji. Kiedy zbliżył się do stoisk lśniących kolorytem magicznych kamieni, czuł się obco i niewygodnie, kancerowany spojrzeniami, które przemykały z uwagą po jego twarzy, niekiedy zatrzymując się na kilka sekund zbyt długo, jak gdyby – był tego pewien – wiedziały, że był niedopasowany, niegodny, nieadekwatny; inny w każdym tego słowa znaczeniu. Wymusił na twarz nerwowy uśmiech, kładąc talary w dłoni sprzedawcy i chowając w kieszeni szmaragd bransoletki, chociaż odczuwał posępne rozdrażnienie na myśl o przeznaczeniu aukcji, która, choć hojna, miała niewiele wspólnego z rzeczywistym miłosierdziem – jak wiele mogli wiedzieć ci ludzie o życiu w sierocińcu? Jak mogli sympatyzować, wypełniając rozmowy tandetnym monologiem komercyjnych pogłosek, zapełniając własne żołądki słodyczą cynamonowych bułek?
    Przemowa Einvalda Tordenskiolda przemknęła przez jego świadomość jak jednolity strumień zimnej wody i dopiero kiedy jarl wypowiedział jego nazwisko, Safír drgnął wyraźnie, odstawiając wypełniony do połowy kieliszek na blat jednego ze stołów i przywołując na pobladłe lico wdzięczny uśmiech, który trzeszczał jednak wyraźnie, gdy wchodził na wzniesienie podestu. Był wyższy od Einvalda i jego żony, a mimo to czuł się przy nich pomniejszony do rozmiarów podziemnego niflunga. Po uroczystym przywitaniu, skinął głową, zaciskając palce na trzymanych w dłoniach kartkach, po czym zwrócił się w stronę tłumu, przywdziewając dekoracyjną szerokość życzliwego uśmiechu.
    To dla mnie ogromny zaszczyt... być tutaj dzisiaj. Sądzę, że wyrażam się nie tylko w imieniu Emilii Karlsson, lecz również wszystkich pracowników oraz – co dzisiaj istotniejsze – wszystkich podopiecznych w sierocińcu Toivoa, kiedy wyrażam swoją wdzięczność za wasze wsparcie. Ostatnie kilka miesięcy było dla nas wyjątkowo trudne… pod wieloma względami. Nie wszystkie historie skończyły się dobrze, w tej chwili powiedziałbym nawet, że niewiele historii skończyło się dobrze, ale sądzę, że mimo wszystko nie możemy dać się pochłonąć negatywnym emocjom. – rozedrgana zieleń spojrzenia zatrzymała się w tłumie, wyłapując znajomą twarz Viktora; prawie niezauważalnie uniósł kącik ust w słabym uśmiechu porozumienia, zanim zaraz ponownie zwrócił się do publiki. – Czeka nas jeszcze wiele trudnych dni, pełnych frustracji, bezradności i strachu; wszystkie te uczucia są naturalne i dobrze, że są, bo pchają nas do działania. Dlatego chciałbym wam serdecznie podziękować, że tu jesteście, chętni wspierać Toivoa'e i jej podopiecznych. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że, pomimo blichtru, pamiętacie, dlaczego to robimy, dla kogo to robimy; że w obecnych czasach powinniśmy wszyscy działać razem. – ciepło rozlewającego się po ramionach zakłopotania zsunęło się po karku, gdy odwrócił się w stronę Tordenskioldów, ściskając po kolei ich dłonie, by zaraz po raz ostatni zwrócić się ku zgromadzonym. – Dziękuję. – pojedyncze krople potu błysnęły na czole, gdy wzrokiem skręcił z powrotem w stronę stolika, próbując odnaleźć kieliszek szampana, który uprzednio tam pozostawił; bezskutecznie.

    zakup: szmaragdowa bransoletka
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Viktor Vårvik

    Nie chciał tu być.
    Długo wpatrywał się w sufit, zawieszony pomiędzy nie chcę, a obiecałem, więc muszę, szukając odpowiedniej wymówki, aby pozostać w domu. Nie znalazł jednak żadnej — a nawet, jeżeli mu się to udało, to żołądek zaciskał się nieprzyjemnie z poczucia winy i szybko o niej zapominał — dlatego też po godzinach rozważań wreszcie zwlókł się z łóżka, wziął prysznic oraz wyprasował koszulę. Niby nic wielkiego, zlepek prostych czynności wykonywanych każdego dnia przez miliony ludzi na całym świecie, lecz dla Viktora to było coś wielkiego, coś, po czym czuł się zmęczony jak Odyn rzeźbiący świat z ciała Ymira i był z siebie cholernie dumny.
    W końcu nie mógł zostawić przyjaciela; nie w tak ważnym dla niego dniu. Nie, kiedy ten potrzebował obecności kogoś mu przychylnego. Nie musiał wypowiadać swoich pragnień oraz obaw na głos; wprawdzie Vårvik był dopiero na drugim roku psychologii i sam przechodził przez, jak to zwykł eufemistycznie zwać, gorszy okres, lecz nie był wyprany z empatii, łatwo się przywiązywał i przeżywał równie mocno problemy osób, które uznał za bliskie. Nawet, jeżeli skrywał to za maską powierzchownego zobojętnienia.
    Odnalazł Safíra wzrokiem jeszcze zanim ten rozpoczął przemowę. Klatkę piersiową wypełniło dziwne ciepło, które następnie rozlało się falą po całym ciele, zapierało dech, unosiło kąciki ust ku górze, nadawało jasnym oczom blasku. Zaraz potem popłynęły słowa, a znajomy głos otulił zmysły. Po wszystkim było mu wstyd, ale nie wsłuchiwał się w ich znaczenie, nie przetrwarzał informacji; liczyło się tylko to, że ich spojrzenia na moment się spotkały — a był pewien, że Fenrisson patrzy właśnie na niego — że byli tu i teraz.
    Nie przejmuj się tym, co o tobie pomyślą i patrz tylko na mnie. Czy nie widzisz, że zawsze będę stał po twojej stronie?
    Nie pasował do tego miejsca — pod wysokim sufitem czuł się jeszcze mniejszy, przepych ukryty pośród najmniejszych detali raził w oczy, splendor wylewający się z każdej szczeliny plątał się pod drżącymi nogami, mylił krok, wystawiał równowagę na próbę.
    Nie pasował do tych ludzi — śnieżnobiała koszula raz za razem wbijała się w bladą skórę, gryzła, uciskała kołnierzykiem, natomiast krawat przypominał konopny sznur zaciskający się wokół jego szyi. Miał na sobie odświętny garnitur, najbardziej elegancki element swojej garderoby, uszyty na miarę jeszcze w Trondheim i nie mógł wyzbyć się wrażenia, że jest w tym wszystkim pewien fałsz.
    Nie miał jednak zbyt dużo czasu się nad tym zastanawiać; Safír skończył przemówienie i zszedł ze sceny. Przysunął się bliżej, czekając, aż nie podejdzie do niego ktoś ważny, by zamienić jeszcze kilka słów; kiedy tak się nie stało, postanowił wziąć sprawy w soje ręce — konkretniej dwa kieliszki szampana czekające na gości — i sam znalazł się obok śniącego, wręczając mu jedno z naczyń.
    Wyszło doskonalety byłeś doskonały, cały czas jesteś. Na Odyna, jak można być tak idealnym?Za udaną aukcję? — uniósł nieco kieliszek, sugerując toast. Chyba nie zrobi mu awantury o to, że pije alkohol mimo przyjmowania leków? A przynajmniej nie tutaj, nie na oczach wszystkich?
    Udawanie, że wszystko jest w porządku przychodziło czasami Viktorowi z tak wielką łatwością, aż sam zaczynał wierzyć, że jest wolny od ciężaru rozpaczy. Uśmiechał się, proponował szampana — zachowywał się normalnie, mimo, że jeszcze kilka godzin temu leżąc w łóżku kulił się ze strachu na myśl o wyjściu z domu.
    Nie chciał tu być.
    Nie bez Safíra.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Karl właściwie nie był pewien, co nim kierowało, kiedy zdecydował się na pojawienie się w Domu Jarlów. Może fakt, że tego od niego oczekiwano? A może to, iż nie chciał pozostawiać damy samej? Przyszedł tam z Lumikki, która jak zwykle wyglądała olśniewająco. Byli przedstawicielami klanów, które nie cieszyły się może pozytywnymi stosunkami z Tordenskioldami, ale czy to miało im jakkolwiek przeszkadzać? A skąd. Karl nie miał zamiaru przepuścić okazji do spotkania się z innymi gośćmi, a poza tym chciał zobaczyć jak będzie wyglądać owe wydarzenie. Sørensen wiedział, że to jego rodzina powinna się zaangażować w tym temacie, ale cóż, jego rodzina popadła w niełaskę i od jakiegoś czasu starała się wyjść z dołka. Mało kto jeszcze pamiętał, że jego rodzina była kiedyś najlepsza w jubilerstwie i pozyskiwaniu kamieni szlachetnych do obróbki.
    Jak zwykle elegancki pojawił się na sali balowej, przerywając rozmowę ze swoją towarzyszką. Wypadało przynajmniej zachować pozory uprzejmości i nie przeszkadzać, gdy zbierano się do przemówień. Karlowi wystarczyło to, że nie był mile widziany, nie musiał chyba się starać o to, by go wyproszono. Postanowił, że będzie zachowywać się przykładnie. Zauważył kilka znajomych twarzy, więc kiwnął im na powitanie głową. Jeszcze będzie czas na rozmowy.
    Karl wysłuchał przemówienia, które oklaskiwał wraz z innymi zgromadzonymi osobami, a potem czekał na ciąg dalszy. Wywołany został jego przyjaciel. Wprawdzie ostatnio wiele się wydarzyło w ich relacji, ale mimo wszystko  Sørensen nie zmienił swojego nastawienia wobec Safíra. Wpatrzył się uważnie w jego postać, gdy ten wyszedł na scenę i słuchał uważnie każdego słowa, jakie padło z jego ust. Po krótkim wystąpieniu oklaskiwał ochoczo przyjaciela.
    - No cóż, wypada się przyjrzeć wszystkiemu, nieprawdaż? - zapytał Lumikki. Karl trochę się znał na kamieniach i wytworach  jubilerskich, jakby nie było, jego rodzina się tym zajmowała i chcąc czy nie, miał do czynienia z tym od dziecka. Wolał co innego, ale coś tam wiedział.
    Zastanawiał się też, czy spotka się ze swoimi bliskimi. Nie rozmawiał o ich obecności w tym miejscu, ale zawsze ktoś się pojawiał, mimo wszystko.
    - Mam zamiar się dobrze bawić, naprawdę, ale jakoś tak… - nie musiał kończyć. Widać było, że walczy z tym, że czuje się trochę nieswojo. Nie chciał tego okazywać, dlatego rozdawał innym uśmiechy i pozdrowienia. - Cieszę się, że tu jesteś – powiedział cicho do przyjaciółki. Wymienił z nią porozumiewawcze spojrzenia, a potem znów zaczął się rozglądać po zgromadzonych w sali. Miał też nadzieję, że wytrzyma jak najdłużej bez alkoholu.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Lumikki Oldenburg

    Nie potrafiła odmówić sobie przyjemności pojawienia się na aukcji. Choć wiedziała, że nie będzie tu osobą najmilej widzianą, musiała wepchnąć kolejną drzazgę pod paznokieć Tordenskioldów, by następnie ochoczo poruszać nią to w prawo, to w lewo, niekoniecznie wyrafinowaną torturą. Kryjąc się jednak z pierwotnymi zamiarami, przybrała minę poukładanej damy pojawiającej się tu jedynie w celach szczytnych, wyższych, wypływających z czystego serca pragnącego udzielić pomocy potrzebującym. Oczywiście, że los sierot ujmował ją głęboko i zamierzała wesprzeć placówkę będącą ich jedyną ostoją, jednak nie byłaby sobą, gdyby nie zapragnęła chciwie upiec dwóch pieczeni przy jednym ogniu. Liczyła na podbudowanie własnej opinii, a w najgorszym przypadku na wywołanie słusznego poruszenia i zaciekawienia własną osobą.
    W głównej sali pojawiła się z Karlem, obecność Sørensena wydawała się konieczna i tym bardziej wbijająca się w miękką strukturę opuszka gospodarzy. Wiedziała, że przyciągną spojrzenia, niechęć jarla klanu organizującego wspaniałe przedsięwzięcie, tym bardziej uśmiechała się złośliwie, nim wyszli na widok wszystkich zebranych. Poprawiła suknię, czerwienią drażniła krnąbrnie wszystkich zebranych gości, połyskiwała delikatnie kolią – szczytem kunsztu jubilerskiego, jakże by inaczej, Sørensenów. Kolejna z małych uszczypliwości, na którą pozwoliła sobie, wybierając ozdoby na dzisiejszy wieczór. Była wewnętrznie zła na to, w jaki sposób Tordenskildowie okazywali swoją jawną niechęć i wyższość. Nadymając policzki w ostatnim podrygu zniesmaczenia, ubrała wreszcie swe lico w słodki, nienachlany uśmiech, kiwając głową to na prawo, to na lewo, by powitać tych, których znała. Przechodząc po schodach, ujęła ramię przyjaciela, by podtrzymać ciało balansujące na cieniutkich szpilkach – tak rzadko przez nią zakładanych. Spojrzała zagadkowo na Karla, gdy usłyszała jego słowa.
    Oczywiście, chyba nie sądzisz, że cokolwiek przeoczę. – Chciała zaśmiać się złośliwie, jednak zrezygnowała i ponownie ukłoniła się, by wyrazić należny szacunek starszym przedstawicielom klanów. – Swoją drogą, dali paskudny popis… – stwierdziła jednoznacznie, szepcząc mu do ucha. Wiedziała, że musiał czuć się nie do końca dobrze, zważywszy na okoliczności. – Też zamierzam się dobrze bawić, cokolwiek się nie będzie działo – stwierdziła i przycisnęła mocniej jego ramię, w końcu puszczając się bezpiecznej podpory, by zabalansować z gracją na eleganckich szpilkach. Uniosła dumnie głowę ku górze, wyprostowała się niczym struna, nie zamierzając chować po kątach swojej obecności. – Nie mogłabym wybrać sobie lepszego kompana na taką okoliczność. – Przedstawiciele klanów niekoniecznie mile widzianych: czy można było lepiej trafić? Rozglądając się po obszernym pomieszczeniu, zsunęła z ramion niewielką futrzaną etolę, służąca bardziej jako ozdoba, niż faktyczna ochrona przed chłodem. Przygładziła pukle włosów opadające miękką falą na plecy i posłała mężczyźnie promienny uśmiech. – Zamierzasz dzisiaj coś kupić? – Być może nie powinna go o to pytać z wiadomych przyczyn, jednak musiała to uczynić, ustawiając się za pokaźną grupką gości. Działała z rozmysłem, sącząc słowa do uszu ludzki, których większości nie znała. Wysłuchała z uwagą wszystkich przemówień, posyłając w eter westchnienie uznania i dźwięk oklasków. Już niemal zapomniała, jak bardzo uwielbiała takie miejsca, przepełnione ludźmi i gęstniejące od szeptów, plotek i niedomowień. – Usiądźmy – zaproponowała i wskazała najbliższy, wolny stolik.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Karl uśmiechnął się do przyjaciółki.
    - Loża szyderców w natarciu – szepnął, by tylko ona słyszała. Osobiście był rozbity, bo cel był godny poparcia, ale potraktowanie jego rodziny jak śmieci już mu się nie podobało. Mimo to naprawdę starał się być spokojny i rozluźniony. Osobiście bardzo podobał mu się gest Lumikki, która błyszczała wspaniałej roboty kolią, dziełem jego najbliższych. Zupełnie jakby szydziła z wyborów gospodarzy tego wydarzenia. Karl wiedział, że połowa zgromadzonych jest równie jak on zmieszana, ale kto dałby to po sobie poznać? Zapewne niewiele osób.
    - Zauważyłem, że alkoholu też nie brakuje, jeśli będzie mi potrzeba śmiałości, wiem już skąd ją wziąć – oczywiście nie miał zamiaru się upijać, jedynie skosztować trunków. Nie chciał by napitek rozwiązał mu język, było dobrze jak było. Ale wypadało się napić, dla pozorów.
    - Lumi, jestem zaszczycony tymi słowami. Ja mam chyba większe szczęście, że jesteś tu ze mną. Wiem, że nie pozwolisz mi się nudzić, moja droga – posłał jej czarujący uśmiech i spojrzenie pełne rozbawienia. Wiedział jaka jest przyjaciółka, toteż nastawiał się na jak najbardziej wesołe towarzystwo. Lumikki potrafiła być kąśliwa, a jej uwagi wielokrotnie sprawiały, że się uśmiechał. Cóż, oni nie byli najcieplej witanymi gośćmi. Prawdę mówiąc wielu cieszyłoby się, gdyby ich tam nie było. Oni jednak postanowili zrobić wszystkim na złość i się pojawili.
    Karl rozglądał się z ciekawością, a zapytany o zakupy odpowiedział:
    - Tak sądzę, cel jest godny uwagi – pochwalał cel i w ogóle, ale sprawa nie była oczywista, jakby nie było ominięto jego rodzinę i ich wytwory, więc sam mógł zrobić to samo. Mimo to chciał pomóc, a nie zgrywać antybohatera, który odwraca się od innych. Miał dobre serce i był hojny.
    - Usiądziemy, za chwilę, ale najpierw wspomogę potrzebujących. Nie ma jeszcze takich tłumów, więc można się w spokoju przyjrzeć wszystkiemu. I hmm, kupię ci coś – powiedział, oglądając kamienie. - Może… - wybrał jeden z nich, a później zapłacił za niego. To samo zrobił z dwoma innymi rzeczami z wytworów jubilerskich. Ładna i solidna robota. Musiał to przyznać, nawet jeśli było mu żal, że jego rodzina nie mogła wystawić dzieła swoich rąk.
    - To od przyjaciela – wręczył heliotrop Lumikki. Komu miałby coś kupić, jak nie jej? Taka drobna rzecz, ale miła. Małe podziękowanie za przyjaźń i towarzystwo. - Wiem, że nie wzięłabyś nic więcej - mógł jej kupić coś innego, ale nie przyjęłaby tego. Znał ją aż za dobrze.

    zakupy: heliotrop, breloczek ze łzą Ymira i zawieszka z galdrytem
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Lumikki Oldenburg

    Zaśmiała się dyskretnie, gdy usłyszała Karla, równocześnie posyłając kolejny słodki uśmiech w stronę jednej z przedstawicielek klanu Tordenskiold. Jawne okazywanie niechęci nie było czymś do czego się uciekała, wolała zabiegi bardziej subtelne, okrywające woalem niedopowiedzeń to, o czym przecież wiedzieli wszyscy zgromadzeni. Kochała odgrywać role, wcielać się w postaci, którymi nigdy nie była, mydląc oczy słodkimi słówkami i komplementami nie mającymi pokrycia w rzeczywistości. Czasami wydawało się jej, że nie ma innego sposobu, by nie dać się zatopić i poruszać wciąż sprawnie po rozhulanym morzu animozji klanowych. Jedynie na pozór była człowiekiem pogrążonym doszczętnie w pracy naukowej – już w trakcie studiów uwielbiała wieść prym w towarzystwie. Nie wyobrażała sobie żadnych spotkań bez swej osoby, korzystała z wszelakich sposobności, by zaznaczać swoją obecność i łapać nowe kontakty z myślą o przyszłości i korzyściach, które mogła uzyskać. Nie musiała wspinać się na palce, już teraz przewyższając Karla swym wzrostem w szpilkach, spoglądała ponad głowami zgromadzonych, wyłapując osobistości biorące udział w aukcji. Przez chwilę poczuła jak budzi się w niej potrzeba wzięcia udziału w zabawie – nałóg pielęgnowany skrzętnie latami ryzykownych zachowań obecnie wzbierał w jej ciele przyjemnym dreszczem. Nerwowo zagryzła karminowe usta i szybko uciekła wzrokiem gdzieś w bok, by w końcu zawiesić spojrzenie na Karlu. Posłała mu łagodny uśmiech i westchnęła. Zdecydowanie, powinni tu być, nawet jeśli nie z uwagi na chęć utarcia nosa gospodarzom, to z racji zbiórki pieniężnej, którą należało wesprzeć. Nawet, jeśli tak paskudnie potraktowano rodzinę jej przyjaciela, nie mogli stawiać urazy ponad potrzebę niesienia pomocy.
    Mam ochotę skosztować białego wina, co ty na to? – stwierdziła na zawołanie, gdy wspomniał o alkoholu. Mieli jeszcze sporo czasu, a ona wiedziała, że powinna pilnować się bardziej, niż zwykle. Czuła, że rodzice tonący gdzieś w masie gości, dostrzegą każde, najmniejsze uchybienie. Kręcąc się nieco niecierpliwie, musiała jednak odwlec chęć zaspokojenia pragnienia i usadowienia się na wolnym krzesełku, by podążyć w kierunku stoisk z wyrobami jubilerskimi. Błękitne oczy dziewczyny przeskakiwały się pomiędzy poszczególnymi elementami biżuterii. Gdy zamierzała w końcu zdecydować się na jakiś zakup, usłyszała słowa Karla i wyciągniętą w jej kierunku dłoń z przepięknym kamieniem. Spojrzała na mężczyznę zaskoczona. – Och… – zasłoniła usta dłonią. – Jest wspaniały, dziękuję ci, mój drogi. Wezmę go, ale pod warunkiem, że i ty przyjmiesz coś ode mnie. – Pewnym ruchem dłoni wskazała w końcu na niewielki opal leżący za szybką, który ofiarowała przyjacielowi zaraz po otrzymaniu go. – Proszę, na znak naszej przyjaźni. – Uścisnęła go, choć niezbyt nachalnie, by nie wywoływać niepotrzebnego poruszenia. Dla siebie wybrała jeszcze wspaniałe kolczyki z szafirami i z zamyśleniem malującym się na drobnej twarzyczce, sięgnęła wzrokiem ku jaskrawożółtemu kamyczkowi, który po ujęciu między palce ogrzewał przyjemnie skórę. Przymknęła oczy z zadowoleniem i westchnęła cicho, prosząc również i o ten niezwykły minerał. Wszystko pięknie spakowane w delikatne bibuły, ułożyła w niewielkiej torebeczce i podeszła do Karla z uśmiechem, zawieszając się na jego ramieniu. – To co teraz? – zagadnęła, wychodząc powoli z tłumnie przybywających pod stanowiska sprzedających klientów
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    W ostatnim czasie wszystkie wydarzenia, o których regularnie i natarczywie przypominała mu rodzina w listach czy podczas osobistych najść w jego pracowni, były przez niego omijane szerokim łukiem. Nie miał ochoty dłużej przywdziewać maski przykładnego syna i uczęszczać na spotkania, gdzie widywał wciąż tych samych ludzi; teraz jednak nie miał innego wyjścia, jak pojawić się na aukcji organizowanej przez Tordenskioldów. Tak długo jak oficjalnie był jeszcze Guildensternem, miał obowiązki, dlatego postanowił punktualnie zjawić się w Domu Jarlów. Elegancko, stosownie ubrany do okazji w czarny garnitur z aksamitu, bez żadnej olśniewającej towarzyszki u boku, która mogłaby stać się obiektem plotek towarzyskiej socjety czy magicznych mediów, miał nadzieję, że nie będzie wzbudzał dziś żadnego zainteresowania. Nie zależało mu na rozgłosie — w przeciwieństwie do swojego młodszego brata, Björn nigdy nie szukał desperacko atencji. Tym bardziej dzisiaj, gdy najważniejsza była zbiórka na rzecz sierocińca Toivoa. Doskonale wiedział, że chodziło tylko o to, by pod płaszczykiem dobroczynności zatuszować mniejsze lub większe skandale Tordenskioldów, którzy — wśród klanów Przymierza Pierwszych — uchodzili za najbardziej kontrowersyjną rodzinę, stąd też zaczęto mówić, że coroczna aukcja pozwalała im polepszyć reputację i wybielić się w oczach społeczeństwa.
    Kiedy już wreszcie wysłuchał wyjątkowo zwięzłego i nudnego przemówienia Einvalda Tordenskiolda, a potem jednego z przedstawicieli midgardzkiego sierocińca, jak najszybciej postanowił wydostać się ze szponów swojej uciążliwej rodziny, która po raz kolejny zaczęła otwarcie narzekać na jego kawalerstwo i brak jakiejkolwiek partnerki u boku, pod banalnym pretekstem obejrzenia wyrobów jubilerskich oferowanych na tegorocznej aukcji. Nie minął jednak moment, nim po raz kolejny wpadł w niepożądane towarzystwo innych, pyszałkowatych klanowiczów. Postanowił z nimi na moment zostać, kupując w międzyczasie kilka drobnych błyskotek, które wpadły mu w oko, by potem wziąć udział w aukcji, aż w pewnej chwili otrzymał od młodego kelnera kieliszek szampana. Przyjął go bez większego zastanowienia, po czym nieśpiesznie upił łyk alkoholu, aż zobaczył na swojej drodze Karla Sørensena i Lumikki Oldenburg.
    Dobrze was widzieć. — Uśmiechnął się lekko, po czym przywitał się z Sørensenem i jego towarzyszką, którą ostatnio miał okazję lepiej poznać podczas jego przypadkowej wizyty w muzeum. W międzyczasie upił łyk szampana, rozglądając się po sali balowej. — Jak pierwsze wrażenia? — zadał im pytanie na start, kątem oka rozglądając się po sali balowej. — Przykro mi, Karl, że tak was potraktowali — dodał ściszonym głosem do swojego przyjaciela, wzdychając cicho pod nosem. Mimo że Guildensternowie pozostawali z Sørensenami w neutralnych stosunkach, dzisiejszego dnia wolał być raczej ostrożny ze swoimi krytycznymi osądami.

    zakup: lustrzany marmur, mroźna sól, łza Ymira
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Karl potaknął na propozycję. Bez alkoholu byłoby trudno tam wytrzymać. Miał swoje własne troski i tym podobne, dlatego zdecydowanie skosztuje wina, choćby dla poprawy samopoczucia. Rozluźnienie dobrze mu zrobi.
    Przyjaciółka także zdecydowała się na drobne zakupy, po których wymienili się upominkami. Karl nie śmiał się sprzeciwić dziewczynie, gdy wręczyła mu kamień.
    - Dziękuję – uśmiechnął się. - Już moja w tym głowa, by się przydał – kto wie, może trafi do fachowej obróbki i zostanie częścią jakiegoś małego, acz kunsztownego dzieła? Bardzo możliwe.
    Sørensen już tam swoje wiedział, więc wymyśli coś, by jakoś uhonorować ten gest. Taka pamiątka zasługiwała na coś szczególnego.
    Kiedy mieli za sobą zakupy, mogli już pomyśleć o jakimś miejscu, z którego będą obserwować gości i wydarzenie, przy okazji racząc się alkoholem. Karl uśmiechnął się do swej towarzyszki, po czym odpowiedział:
    - Możemy się gdzieś zaszyć, chciałaś usiąść więc możemy zająć jakieś dobre miejsca.
    Sørensen zastanawiał się, jaki przebieg będą miały wydarzenia, czy coś ciekawego się wydarzy, czy wszystko będzie leniwie zmierzać do końca. Wprawdzie dopiero co się wszystko rozpoczynało, ale nie był pewien, czy wysiedzi tam do końca. Oczywiście nie zostawi swojej czarującej przyjaciółki – przyszli razem i pewnie razem wyjdą.
    Mieli właśnie odejść w kierunku stolików, kiedy ktoś do nich podszedł. Karl odwrócił się i ujrzał Björna. Uśmiechnął się do niego i przywitał się, wymieniając kilka uprzejmości.
    - Wsparliśmy już nieco cel tego wydarzenia – odpowiedział. - I rozglądamy się. Wszystko wygląda na dopracowane – musiał to przyznać. Może aż za bardzo się postarali? No cóż, nie jemu oceniać.
    Na komentarz odnośnie potraktowania jego klanu, wzruszył ramionami.
    - To nie pierwszy i nie ostatni raz. Na szczęście są tutaj tacy, którzy cenią sobie jeszcze naszą pracę – nie mówił tylko o Lumikki, której wspaniała kolia przyciągała spojrzenia. Potrafił wyłowić spośród wielu twarzy te, które przyznałyby rację jej gestowi.
    - No cóż, nigdy nie jest tak jakbyśmy chcieli – na pewno nie we wszystkim. Ale nie miał zamiaru poddawać się złości i irytacji, przyszedł tam z dobrymi intencjami.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Lumikki Oldenburg

    Miała nadzieję, że cały wieczór upłynie im w przyjaznej atmosferze, przetykanej licznymi rozmowami i ciekawostkami wyciąganymi z wymienianych pomiędzy gośćmi szeptów. Na chwilę obecną wszystko zdawało się płynąć nad wyraz spokojnie, choć była gotowa stwierdzić, że to jedynie kwestia czasu, nim w tłumie wybuchnie poruszenie i jakieś zdarzenie przykuje uwagę wszystkich gości. Przy takiej mieszaninie osobowości jak i wzajemnych animozji to było niemalże nie do uniknięcia, nawet jeśli każdy przybierał maskę przyjaźni i przychylności. To, co działo się pod skorupą pozorów było o wiele bardziej nieprzyjemne i obślizgłe, choć nie zamierzała zbytnio wysilać się, by uszczknąć prawdy – wychodziła z założenia, że starczy dać ludziom swobodę i czas, by wszystko potoczyło się naturalnym torem. Jej pozostawała obserwacja.
    Odchodząc od ścisku panującego przy stoiskach z wyrobami jubilerskimi, uśmiechnęła się i pokiwała głową, gdy Karl zaproponował w końcu zajęcie jakiegoś wolnego miejsca. Nie ukrywała, że stopy powoli zaczynały ją boleć, choć była wprawiona w chodzeniu i bieganiu w tak eleganckich butach. Tęsknie spojrzała na stolik, choć musiała przyznać, że równie mocno kusiła ją jadalnia, gdzie obietnica słodkości i innych wspaniałości, rozbudzała apetyt. Westchnęła jedynie tęsknie, po czym szarpnęła mocniej Karla.
    Mam nadzieję, że poprosisz mnie dzisiaj do tańca, jeśli będzie taka sposobność. Już trochę poćwiczyliśmy w parku świątynnym, więc teraz nie przepuszczę ci takiej okazji – zachichotała i wpiła w twarz mężczyzny rozbawione spojrzenie. Właściwie mówiła zupełnie poważnie i chciała spróbować swych sił, nawet jeśli mieli patrzeć na nich wszyscy zgromadzeni podczas aukcji. Póki jednak całe wydarzenie dopiero nabierało rozpędu, nie zamierzała aż tak mocno torturować swojego towarzysza. Gdy powoli sunęli w stronę stolików, dostrzegła znajomą twarz. Björn Guildenstern – mogła być pewna, że w końcu ponownie na siebie wpadną. Ostatnim razem widzieli się w galerii, gdzie panna Oldeburg miała okazję pierwszy raz z nim rozmawiać: wydawał się człowiekiem całkiem uprzejmym, choć pierwsze wrażenie często bywało mylne. Wewnętrzny głos zwykle nakazywał jej naturalną powściągliwość przy takich spotkaniach, jednak nie potrafiła odmówić mu łagodnego uśmiechu i pewnego rodzaju zadowolenia wypływającego na lico.
    Witaj – zwróciła się do niego całkiem entuzjastycznie, wciąż ściskając ramię Sørensena, któremu pozwoliła przemówić w pierwszej kolejności. Zdawało się, że przyjaciel znał Björna, jednak nigdy wcześniej nie zdarzało im się o tym rozmawiać. – Racja, już coś kupiliśmy, choć muszę się powstrzymywać przed licytacją. Jeśli stracę głowę, rodzice mnie oskórują – zaśmiała się. – Cóż, wyroby piękne, ale wciąż jestem zdania, że wiele stracili, tak rozgrywając całą sytuację. Wiem, że to zamierzone – miała zdecydowanie zbyt długi język, jednak była na tyle rozważną, aby nie mówić tego wyjątkowo głośno. Guildenstern miał rację, rodzina Karla została potraktowana paskudnie, jednak przyjaciel zdawał się znosić wszystko nad wyraz dobrze. – A ty? Jak się bawisz? – zagadnęła, chcąc podtrzymać rozmowę. – Jakieś plany na resztę wieczoru, czy improwizacja? My zamierzamy skosztować nieco wina i sprawdzić jak nastroje na sali – mrugnęła do Sørensena porozumiewawczo, po czym przeniosła spojrzenie na Björna –przyłączysz się?
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Gdyby mógł, najchętniej jak najszybciej opuściłby salę balową i wrócił do siebie, lecz nie mógł tego zrobić. Musiał odgrywać idealnego syna Guildensternów, jeśli nie chciał rzucać na siebie cienia podejrzeń. Po powrocie ze stypendium nie mógł sobie pozwolić na żadne skandale, w związku z czym musiał pojawić się na corocznej aukcji. Sala balowa była pełna elegancko ubranych gości, rozmowy i śmiechy niosły się echem po przestronnych wnętrzach. Dekoracje, zdobione kandelabry i wykwintne przekąski miały na celu podkreślenie prestiżu tego wydarzenia. Guildenstern stał obok Karla i Lumikki, uśmiechając się przy okazji uprzejmie do każdego, kto do niego podchodził. Wiedział, że musi zachować pozory — bycie częścią rodziny Guildensternów wiązało się z wieloma oczekiwaniami, a jednym z nich było uczestniczenie w corocznej aukcji charytatywnej organizowanej przez Tordenskioldów. Björn doskonale zdawał sobie sprawę, że jego rodzice mieli wobec niego pewne plany i nie mógł sobie pozwolić na żadne skandale. Wizerunek rodziny był dla nich najważniejszy, a każde jego zachowanie było uważnie obserwowane — nie tylko przez magiczne media, ale także przez ślepców.
    To prawda — przyznał bez zastanowienia Karlowi rację, kierując w jego stronę delikatny uśmiech. Tordenskioldom bez wątpienia nie można było odmówić umiejętności organizacyjnych; byli świadomi tego, jak zaprezentować się światu z jak najlepszej strony, choć — jak się dziś okazało — nie mogli sobie odpuścić drobnych złośliwości, jakim było celowe pominięcie Sørensenów przy planowaniu tegorocznej aukcji. — Mam wrażenie, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik — dodał jeszcze Björn, wypijając po chwili łyk musującego szampana: — Najważniejsze to znać swoją wartość. Ludzie przecież zawsze będą kwestionować nasze osiągnięcia. — Guildenstern nie zamierzał mieszać się w konflikt między Tordenskioldami a Sørensenami, jednak był w stanie z łatwością wywnioskować, że w tym przypadku najpewniej mogło pójść o interesy. W końcu członkowie obu tych klanów nie należeli do najłatwiejszych w obyciu — każdy z nich miał swoje za uszami, choć tym pierwszym wszystko wciąż uchodziło na sucho i mogli cieszyć się względnie dobrą opinią w społeczeństwie.
    Ja też już kupiłem kilka rzeczy. Nie mogłem się oprzeć. — Kiedy zobaczył stoiska z drogocennymi kamieniami i wyrobami jubilerskimi, nie potrafił się powstrzymać, bez namysłu postanawiając powiększyć swoją kolekcję przedmiotów, których w rzeczywistości nawet nie potrzebował. — Bawię się dobrze, mimo że moim rodzicom chyba niekoniecznie podoba się fakt, że przyszedłem sam — odpowiedział żartobliwie Guildenstern, wnioskując przy okazji, że Karl zaprosił tutaj Lumikki. — Z wielką chęcią wam potowarzyszę, ale może najpierw dołączymy na moment do licytacji? Przyznam szczerze, że wpadł mi w oko jeden przedmiot... — Po tych słowach zgodnie zbliżyli się do tłumu zgromadzonego pod sceną, gdzie rozpoczęła się dzisiejsza aukcja, w której Björn obowiązkowo zamierzał wziąć udział, póki mógł jeszcze roztrwonić rodzinne pieniądze. — I jak się sprawy mają z Galerią Wieków Minionych? Szykują się jakieś nowe wystawy? — zapytał w międzyczasie Oldenburg.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Hans Tveter

    Wysłuchanie przemówień, krótkie oklaski i pochylenie się ku niższej sylwetce własnej siostry. Nie miał nawet zamiaru wsłuchiwać się w to co ta samotna kwoka ma mu do powiedzenia – wiedział w końcu, że był dla niej tylko niczym ten słup, byleby nie musiała przychodzić na licytację sama. Rodzice, gdyby nawet byli w sile wieku, i tak woleliby nie pokazywać się publicznie z tak wielką życiową jak córka będąca marnej jakości artystką. Odbierał swoje zachowanie jako najwyższą formę poświęcenia dla dobra ich relacji – relacji którą w przeciwieństwie do tej z resztą rodzeństwa, pewnie będzie musiał utrzymywać do swojej usranej śmierci. W końcu on sam nie wybierał się nigdzie z rodzinnego domostwa, a Liv naturalnie… Miała niewiele alternatyw.
    Miała na sobie starą kieckę matki, wyglądającą niczym milion dolarów, jednak wciąż… Mniej modną niż te należące do innych dziewczyn w jej wieku i teoretycznie na jej poziomie. Dodatkowo nie posiadała partnera innego od własnego brata, który nie miał zamiaru nawet rozmawiać z nią dzisiejszego wieczoru, a jedynie wepchnąć ją w ramiona jakiegoś idioty lub do grona jakichś wygadanych idiotek, a potem po prostu wydać pieniądze na coś co nie sprawi mu korzyści innej od przyjemności wydawania pieniędzy i posiadania dóbr materialnych.
    Może powinien ubrać się w smoking – może. W końcu złoto patrzące na niego zewsząd sugerowało wyjątkową pompatyczność tego wydarzenia o cholernie „szczerych” intencjach. Był jednak modny, a nie zatracony w tym całym blichtrze – miał na sobie więc coś co mogłoby wydawać się obrzydliwe za jakiś czas, a co w tym czasie wisiało jako szczytowy trend – szeroka marynarka z solidnymi poduszeczkami na ramionach. Do tego szerokie spodnie w kant. Wszystko z lekko połyskującego, ciemnego materiału. No i jako zwieńczenie – modny, szeroki krawat.
    Kobiety na sali po prostu szaleją.
    A tak zupełnie szczerze – Hans tylko na moment odczepił się od swojej ukochanej siostry (pozornie idąc po szampana), by zgubić ją już na cały wieczór. Oczywiście – ta będzie go szukać, jednak kiedy będzie to robić i pytać o niego, być może znajdzie sobie nowe towarzystwo które odwiezie ją do domu. To bardzo optymistyczny, ale i jak kuszący scenariusz, który Hans przeżył już z radością w głowie, modląc się o pomyślność.
    Tveter stanął przy wysokim stoliczku, o który oparł się z kieliszkiem szampana. Nie weźmie go do ust, nigdy nie mając już zamiaru wypić ani grama zgubnego alkoholu – pomyślał sobie jednak, że tak wyglądać będzie poważniej i… Lepiej.
    Teraz wyczekiwał po prostu rozpoczęcia licytacji. I o ile pierścień ochrony czy tym bardziej – straszak na wargów latały mu koło, mówiąc kolokwialnie, nosa – tak Medalion Eir, przedmiot o fantastycznym działaniu został wywołany do tablicy, Hans nie mógł zrobić nic innego jak jedynie…
    - Wywoławcza – uniósł dłoń, by dać prowadzącemu sygnał. Ktoś w końcu musiał zacząć tą pogoń, prawda?
    Widzący
    Bertram Holstein
    Bertram Holstein
    https://midgard.forumpolish.com/t755-bertram-holsteinhttps://midgard.forumpolish.com/t817-bertram-holsteinhttps://midgard.forumpolish.com/t818-stjarna#3445https://midgard.forumpolish.com/f112-bertram-holstein


    Zbliżająca się nieuchronnie data aukcji łypała na niego z kalendarza groźnie i niezachęcająco, w sam przeddzień wydarzenia do tego stopnia rozprzęgająca w nim wszelką motywację i ochotę na cokolwiek, że zdążył napocząć i nieomal skończyć list do matki informujący ją o nagłym złym samopoczuciu i raptownej zmianie planów – za co szczerze przeprasza, naprawdę jest mu przykro – jednak finalnie przed wykreśleniem ostatnich linijek pozdrowień oraz sygnatury powstrzymał go nieoczekiwany napad kąsających wyrzutów sumienia. Nie widział jej wprawdzie od karygodnie długiego czasu, zbywał jej zaproszenia niekończącymi się wymówkami, powstrzymywał wizyty z jeszcze większą gorliwością, z jakiegoś powodu tym bardziej niechętny pomysłowi, by na własne oczy ujrzała nadwyrężoną, pożałowania godną kondycję jego prywatnej teraźniejszości, na listy odpowiadał krótko i nie zawsze, powielając bezwstydnie jeden schemat zapewnień, że wszystko u niego w porządku, że czuje się dobrze, że czas skutecznie zajmuje mu praca i że postara się niedługo z nią zobaczyć, choćby na obiad czy kolację w jednej z jej ulubionych restauracji – obawiał się nawet, że gdyby poważył się uchylić przed obiecanym spotkaniem po raz kolejny, zniecierpliwiona porzuciłaby w końcu swój wygodny, uprzejmy zwyczaj zapowiadania się i pytania o zgodę na odwiedziny.
    Zgodnie więc z danym jej słowem, pojawił się u jej progu o umówionej godzinie, pokornie zniósł jej kąśliwą – choć pogodną ze względu na wprawiające ją w dobry nastrój okoliczności – reprymendę, uśmiechnął się przepraszająco, kiedy poprosiła go o pomoc przy zapięciu srebrnej bransoletki na jej wątłym nadgarstku, zauważając mimowolnie upływ czasu odciśnięty na skórze drobnych dłoni, którymi kiedyś przygładzała mu włosy i wyprostowywała kołnierz szkolnego mundurka. Niedługo później wprowadzał ją już pod rękę do ociekającej wystawnym blichtrem sali balowej; choć wyglądała przy nim niepozornie i musiał w pierwszej kolejności wyłapywać kierowane ku nim znajome spojrzenia, był jej niezmiernie wdzięczny, bo prędko odwracała ich uwagę, w typowy dla siebie energiczny, promienny sposób nie skąpiąc nikomu uprzejmej życzliwości, odciążając go od obowiązku podtrzymywania krótkich, stosownych wymian pytań o zdrowie czy rodzinę, schematycznych odpowiedzi bądź płytkich spostrzeżeń, koniecznych podobnym spotkaniom pogawędek, w których brał znikomy, lakoniczny udział.
    Co jakiś czas, ukradkiem i odruchowo, odnajdował dłonią kieszeń marynarki, namacywał wpółświadomie schowany w niej pierścień, w nawracających ukłuciach obawy, że o nim zapomniał lub że go zgubił – w nagminnej i naglącej ochocie, by wyjąć go i wsunąć na palec, powstrzymywany jednak myślą, że bystre spojrzenie Selmy musiałoby go zauważyć; w tym samym czasie dyskretnie rozglądał się wokół, tknięty tak samo niepokojącą myślą, że przez kogoś innego zauważony mógłby zostać też jego brak.
    Podczas gdy jarl Tordenskiold przemawiał ze sceny, poczuł, że Selma ściska mu delikatnie ramię, której jej zaoferował; pociągnęła go zaraz potem za sobą ku zbliżonej jej wiekiem kobiecie stojącej nieopodal ze swoją – jak podejrzewał – córką. Krótkie powitanie odbyło się w stosownym milczeniu, spodziewał się jednak, że po zakończeniu przemów zostanie wciągnięty w niezręczne prezentacje, zaczął więc zawczasu rozglądać się za najbliższą możliwą drogą ucieczki.


    Like a force to be reckoned with mighty ocean or a gentle kiss I will love you with every single thing I have. You know I will take my heart clean apart if it helps yours beat


    Śniący
    Safír Fenrisson
    Safír Fenrisson
    https://midgard.forumpolish.com/t1058-safir-fenrisson#7032https://midgard.forumpolish.com/t1071-safir-fenrisson#7048https://midgard.forumpolish.com/t1072-paideia#7053https://midgard.forumpolish.com/f115-safir-fenrisson


    Dłonie wciąż drżały mu lekko, gdy schodził z podestu, uparcie odliczając czas, zanim sięgnął nimi ku płytkim zagłębieniom kieszeń, słabym wzdrygnięciem ramion zrzucając z siebie jarzmo badawczych spojrzeń, nieustępliwych szeptów, które wżynały się w skronie, wyłuszczone wyrazistością wilczych zmysłów. Nigdy nie lubił uwagi, jaką mu poświęcono, podczas gdy dokonywał wszelkich starań, aby wtopić się w ławicę tłumu i chociaż z natury nie należał do ludzi nieśmiałych, reflektory cudzej uporczywości wprawiały go w nerwowe zakłopotanie, sprawiając, że znów czuł się jak nastolatek usadzony w chłodnym objęciu drewnianej ławy, beznamiętnie wpatrzony w obite kirem wzniesienie katafalku. Co za podłe skojarzenie, przeszło mu przez myśl, przywoływać matczyny pogrzeb wśród egzaltowanego blichtru wystawnej aukcji; poczuł się, jakby dopuścił do profanacji.
    Viktor. – nareszcie wyłowił go z tłumu, przywołując ku sobie przyjemną inkantacją imienia, łagodnym rozcięciem uśmiechu, który zakołysał się pewniej na bladym płótnie twarzy. – Dobrze cię widzieć, nie wiem, czy wytrzymałbym tutaj sam choćby minutę dłużej. Zaczynam sądzić, ze darmowy alkohol to jedyny słuszny element tej imprezy, a przynajmniej jedyny wiarygodny; wątpię, żeby ktokolwiek z dzisiaj zgromadzonych miał rzeczywiście na uwadze dobro tych dzieciaków. – odrzekł, odruchowo rozglądając się wokół, lecz nie przywiązując dużej wagi do cierpkości własnych słów, raptem złagodzonych chłodem zatrzymanego między palcami kieliszka. – No już, nie podlizuj się tak. – skwitował żartobliwie, unosząc łokieć jakby w delikatnym, sztubackim szturchnięciu, zanim wyszczerzył się szeroko, unosząc kibić naczynia ku górze, by szampan zakołysał się tanecznie, falując w rytm melodyjnego pocałunku szkła. – Za udaną aukcję. – powtórzył, odbierając subtelne szturchnięcie toastu i odchylając kieliszek do tyłu, by przyjemna, musująca słodycz szampana zsunęła się posłusznie w dół przełyku, ledwie wypełnił jednak żołądek alkoholem, z tyłu umysłu błysnęła drobna iskra niepewności – czy nie powinien go zatrzymać? Nie pozwolić, by upił zawartość lampki? Powinien; zapewne powinien, ale stał bez słowa nagany, niezdolny wyszarpnąć z siebie choćby obłą artykulację szczerego zatroskania. Raptem znienawidził się za ten egoizm, własne samopoczucie przełożone pochopnie i bezmyślnie ponad jego bezpieczeństwo, gest odruchowo spłycany teatralnym rozsądkiem – to tylko kieliszek szampana, co złego mogło się wydarzyć?
    Wzrok zboczył przypadkowo z głównej ścieżki błękitnych oczu chłopaka, wpatrujących się w niego z ufnym oczekiwaniem, całkiem mimowolnie wychwytując z tłumu sylwetkę Karla – nie wiedział, dlaczego z taką pewnością założył, że Sørensen nie pojawi się na aukcji, ale w obliczu tej obecności, jasność jego lica przeciął chwilowy cień strapionego grymasu, zakłopotania, które nakazywało oderwać spojrzenie, zanim to mogłoby z uwagą objąć smukłą postać towarzyszącej mu kobiety. Uśmiechnął się blado, odchylając szczupły kieliszek i opróżniając go pojedynczym haustem, w wyniku którego na dnie pozostało ledwie widmo błyszczącej pozłoty; zaraz odstawił szklankę na bok, uśmiechając się z zaczepną sympatią do Viktora, pozbawionym wahania ruchem zmniejszając odległość, jaka ich dzieliła i ukradkiem chwytając go pod ramię, by wspólnie wsunąć się pomiędzy falangę szeleszczących sukni i skrojonych na miarę garniturów, ludzi poruszających się po sali balowej jak hojnie udekorowane manekiny, absurdalnie kusząc, by obejrzeć się za nimi, upewnić się, że nie mają w plecach metalowych korbek uruchamiających przestawianie nóg i mruganie.
    Możemy chyba pozwolić sobie chwilę bzdurnej przyjemności, co? Zawsze zastanawiałem się, jak to jest, paradować z sufitem wysoko nad głową, wysztafirowany i pod krawatem. – nachylił się do przodu, sięgając dźwiękiem przyciszonego głosu do jego ucha, nie chowając przy tym cynicznej prześmiewczości, która wdarła się obleczony szeptem tenor, dopiero po chwili nabierający szczerej statyczności, błyskając w zieleni spojrzenia butną pewnością kolejnej wypowiedzi. – Powiedz mi, jak będziesz chciał wyjść.do innej sali albo do ogrodu, gdzieś, gdzie jest spokojniej, a gwar wżyna się w umysł z mniejszą natarczywością; słowa nakryte kołdrą ciepłego uśmiechu rozpłynęły się pośród tumultu głosów, zapisane atramentem na papirusie wzajemnej świadomości. – Zobaczymy co sprzedają na stoiskach?
    Widzący
    Ursula Frisk
    Ursula Frisk
    https://midgard.forumpolish.com/t766-ursula-friskhttps://midgard.forumpolish.com/t771-ursula-friskhttps://midgard.forumpolish.com/t772-ratatosk-ursuli#2965https://midgard.forumpolish.com/f88-ursula-frisk


    Nigdy nie przepadałam za aukcją Tordenskioldów, pomimo mojej corocznej obecności na tym wydarzeniu. Zawsze mój bunt przed rodzicami spełzał na niczym, choć w tym roku nie wypadało mi się nawet buntować. Dla mojej matki jest to jedna z najważniejszych uroczystości, a przez to, że kilka miesięcy zafundowała mi moje własne lokum, czuje się zobowiązana do pojawienia się tam z pełnym uśmiechem. Prawdopodobnie jedyną rozrywką dla mnie będzie oglądanie, jak co roku wkurzona przegrywa aukcje na upatrzoną wcześniej drogą biżuterię.
    Ubrana w kasztanową satynową suknię weszłam zaraz za rodzicami niepewnie na salę balową. Przepych panujący na sali omal mnie nie oślepił, sprawiając, że na chwilę musiałam się zatrzymać, żeby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Pełne jedzenia i alkoholu stoły uwalniały mieszaninę jakby egzotycznych zapachów, a wyroby jubilerskie mieniły się w świetle, jak zaczarowane. Muzyka roznosząca się delikatnie po ścianach dodawało dodatkowego uroku do całej atmosfery aukcji. Musiałam przyznać, że w tym roku postarali się jak nigdy wcześniej. Nie przypominam sobie, żeby w poprzednich latach wszystko było tak dobrze zaplanowane.
    Kelner poczęstował nas lampkami drogiego delikatnego alkoholu, a zaraz po tym jarl Tordenskiold rozpoczął przemówienie. Wspomnienie o sierocińcu sprawiło, że mimowolnie pomyślałam o tym młodym złodzieju, którego zrabowany łup udało mi się odzyskać razem z Sanne. Pomimo że nie byłam pewna, to wydawało mi się, że też mógł pochodzić z tego przytułku, więc czy opłaca się dofinansować takich bezczelnych przestępców? Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że na pewno nie wszystkie tamtejsze dzieci zachowują się tak samo, ale pomimo tego niesmak pozostał.
    Po skończonej przemowie podeszłam z rodzicami do stoiska z biżuterią. Było tam dosłownie wszystko, o czym byłam w stanie pomyśleć. Minerały, kolczyki, pierścienie, wszystkie z nich zachęcały do kupna. Moja matka po chwili zwróciła uwagę na broszkę, którą bez wahania przypięła mi do sukni, a następnie odezwała się, klepiąc mnie pokrzepiająco po policzku:
    - Więcej uśmiechu, dziecko... - Zagryzłam zęby w odpowiedzi, a kąciki moich ust nieszczerze uniosły się ku górze. Po niedługiej chwili opuścili mnie, zaczynając rozmowę z jakimś innym małżeństwem, a ja zostałam sama. Przejrzałam jeszcze minerały i zdecydowałam się na świetlisty topaz, po czym skończyłam lampkę alkoholu, łapiąc zaraz za kolejną.
    Moją uwagę w pewnym momencie przykuł pewien chłopak, którego kojarzyłam najprawdopodobniej z uniwersytetu. Był w trakcie rozmowy z innym mężczyzną, tym który wcześniej przemawiał w imieniu sierocińca, którego tegoroczna aukcja ma dofinansować. W celu zabicia nudy i przez powoli gromadzące się w mojej krwi promile, dodające mi trochę sztucznej pewności siebie zdecydowałam się do nich podejść. Z pewnością lepsze to niż podpieranie ściany, a w tłumie nie byłam w stanie wyłapać innych znanych mi twarzy.
    - Witam panowie - Uśmiechnęłam się, gdy tylko podeszłam bliżej nich. Cała pewność siebie spełzła, gdy zastanawiałam się, co mówi się w takich sytuacjach. - Muszę przyznać, że jarl Tordenskiold się postarał. Mam nadzieję, że przyniesie to same zyski dla sierocińca... Na imię mi Ursula - Odezwałam się do wcześniejszego mówcy i przedstawiłam się, a następnie popiłam trochę szampana, mając nadzieję, że nie wychodzę na jakąś nieudolnie narzucającą się dziwaczkę - Wydaję mi się, że widziałam Cię kilka razy na kampusie..? - Rzuciłam jeszcze pytające spojrzenie w  stronę młodszego chłopaka, pomimo że byłam niemalże pewna jego odpowiedzi.

    zakup: broszka z heliotropem, świetlisty topaz
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Viktor Vårvik

    Nieznane — lub też dawno temu zapomniane — ciepło rozlało się pod skórą Viktora, machinalnie unosząc kąciki ust jeszcze wyżej, gdy tylko przyjaciel wypowiedział jego imię. W ustach Safíra zawsze brzmiało ono inaczej; ładniej, przyjemniej, czulej. Było coś serdecznego w sposobie, w jaki kładł akcent na sylaby, coś, co sprawiało, że serce zaczynało obijać się o żebra, a twarz rozjaśniała nieudawana radość, niezmącona troskami, niezabrudzona plamami czarnych myśli. Dokładnie taka, jak w momencie, w którym ich spojrzenia się skrzyżowały, a świat zastygł w bezruchu. Trwało to zaledwie chwilę, zaledwie mgnienie porównywalne do trzepotu motylich skrzydeł, lecz nie znaczyło to, że była ona mniej prawdziwa.
    To ja się cieszę, że cię widzę. Bałem się, że jeszcze chwila i ten tłum by mnie wciągnął, rozerwał na kawałki, które następnie by pożarł.
    Och, a jak sądzisz? Dlaczego tu dziś przyszedłem? — zapytał z nutą rozbawienia czającą się w tembrze głosu, tak bardzo starając się maskować tym swój niepokój. Śmiał się i żartował, zupełnie jakby przychodziło mu to naturalnie (być może w przeszłości rzeczywiście tak było, zanim ciernie rozpaczy oplotły jego ciało, wbijając jadowite kolce zniechęcenia oraz lęku w kruche kończyny), jakby wcale nie drżał ze strachu na myśl o tym, że otaczają ich ludzie, że patrzą i oceniają, czy wreszcie — jakby wcale nie czuł lodowatego oddechu śmierci na karku. — Każda okazja jest dobra, aby się napić. — prowokował, badał granice Safíra, sprawdzał, jak daleko może je przesunąć. Zaraz jednak na twarz Viktora spłynęła powaga, charakterystyczne dla niego zamyślenie, a dłoń zacisnęła się mocniej na trzymanym kieliszku, zostawiając na szkle smugi. — Nie zajmuj sobie głowy ich motywami. Dopóki wspierają sierociniec, nie masz powodu, by rozważać, czy robią to ze szczerego miłosierdzia, czy próżności.
    Hipokryzja zakuła pod żebrami, niczym grot strzały przedzierający się do serca . Nie osądzaj, lecz sam wydawał osąd. Taka już była słabość ludzkiej natury, a Vårvik był bardzo słabym człowiekiem. Gdyby nie mężczyzna, z którym teraz wznosił toast, przed kilkoma miesiącami rozsypałby się niczym domek z kart pod wpływem przeciągu.
    Alkohol, choć okropny w smaku, przyjemnie palił w język oraz rozgrzewał przełyk, a także usypiał czujność, bowiem z ust studenta wyrwało się ciche westchnienie zaskoczenia, gdy jego towarzysz znalazł się tak blisko, gdy chwycił go pod ramię  — p u b l i c z n i e — i nie czuł się z tego powodu zawstydzony.
    Proszę, nie. Nie tutaj, protestował cichy głos z tyłu głowy. Oni nas obserwują, już wiedzą, nie wybaczą mi, że jestem i n n y.
    Przełknął ślinę, wysilając się na blady uśmiech. Nie potrafił mu odpowiedzieć, zamiast tego dał się prowadzić.  Opuszki palców przyjemnie ocierały się o skórę Safíra, niby przypadkiem, a kciuk Viktora mimowolnie zakreślił na dłoni kompana  runę Ehwaz, przypominającą nieco kształtem literę „M”. Nie krył się za tym żaden tajemny rytuał, jedynie niema manifestacja swego zaufania i oddania względem Fenrisssona.
    Wyobraź sobie, że gdyby mój ojciec… — urwał swe wyznanie, gdy tuż za nimi usłyszał melodyjny głos nieznanej kobiety, zwracającej się najprawdopodobniej do swojego partnera. Tyle wystarczyło, by Viktor uznał, że jeszcze nie jest gotowy, aby wrócić do przeszłości. Pewne rany wymagały długotrwałej rekonwalescencji; otwieranie ich przy publice było zatem wielce nieodpowiedzialnym posunięciem. — Zresztą, to mało ważne. Opowiem ci przy innej okazji.
    Nie wszystko musi być dyktowane twoją troską o mnie, bo wiem, że troszczysz się o mnie bez względu na to, co robisz.
    Nie mniej propozycja Safíra była rozczulająca. Stoiska to dobry pomysł, przynajmniej na chwilę skierują myśli na inny tor. Opuszczenie sali balowej w celu zapalenia papierosa, czy dwóch, również jawiły się jako kuszące opcje. Nie zdążył jednak odpowiedzieć na żadną z nich, bowiem przed nimi wyrosła (nie)znajoma dziewczyna i, na Odyna, wyglądało na to, że zwraca się prosto do nich. Znacie się? — rzucił przyjacielowi pytające spojrzenie. Ostatecznie uznał, że tak, dlatego pozostawił inicjatywę w jego rękach — przynajmniej dopóki jasnowłosa panna nie zwróciła się bezpośrednio do niego.
    Widywali się na terenie kampusu?
    Zmarszczył brwi, przyglądając się jej twarzy; wyglądała inaczej, odświętniej. Sztuczniej. To dlatego nie poznał jej od razu. — Studiujesz na Eihwaz? — wreszcie z odmętów pamięci zaczęły wyłaniać się właściwe obrazy. Nie sądził, aby ktokolwiek zwracał uwagę na jego sylwetkę przemykającą pomiędzy budynkami. — Jestem Viktor, miło mi Cię poznać.
    Wyciągnął rękę, niechętnie odsuwając się od towarzysza. Uprzejmość jednak rządziła się swoimi prawami, a on bardzo nie chciał wyjść na niemiłego.
    Śniący
    Safír Fenrisson
    Safír Fenrisson
    https://midgard.forumpolish.com/t1058-safir-fenrisson#7032https://midgard.forumpolish.com/t1071-safir-fenrisson#7048https://midgard.forumpolish.com/t1072-paideia#7053https://midgard.forumpolish.com/f115-safir-fenrisson


    Ludzie tłoczyli się w sali balowej, wypełniając pomieszczenie gwarem podniosłych rozmów, kurantem przeciągłego śmiechu, melodyjnymi stuknięciami rozochoconych alkoholem kieliszków, szmerem sukni i trylem zaaferowanych szeptów, które całkiem przypadkowo, w drobnych skrawkach, wyrywał spomiędzy okalającej go kakofonii – mimo to nie cofnął ręki, nawet nie drgnął, jakby fizyczny kontakt z bokiem Viktora był czymś równie naturalnym, co podanie sobie dłoni na powitanie. Dopiero kiedy chłopak się odezwał, prowokując przekornością nienaturalnego rozbawienia, coś zmieniło się w jego spojrzeniu, sztubacka beztroska odparowała, przesączając się z powrotem do kości i chociaż nie zatrzymał się, widocznie zwolnił kroku, pogrążony w krótkiej refleksji, zanim przekrzywił głowę, zawieszając łagodną zieleń tęczówek na twarzy swego towarzysza – nie chciał go pouczać, nie teraz, nie tutaj, brwi ściągnęły się jednak lekko, falując pojedynczą zmarszczką konsternacji na gładkim płótnie czoła.
    Mimo wszystko chciałbym, żebyś był ostrożny. – odparł spokojnym głosem, wystarczająco ściszonym, by nikt inny go nie usłyszał, lecz pozostającym wiernie w tym samym, kompromisowym tonie, nie chcąc kłopotać go zbyt troskliwym niepokojem, nieuważnym słowem przerywać riffu odbywającej się celebracji; bez zakłopotania przyzwolił zatem na zmianę toru rozmowy, tym razem nie szczędząc już szczerego afektowania mimiki, grymasu niezadowolenia, który przeciął jego lico, gdy wykrzywił usta w dyskomforcie zamyślenia. – Nie podoba mi się, że robią z tych dzieciaków rekwizyty do swojego miłosierdzia i zuchwałej próżności. Nie zrozum mnie źle, doceniam ich gest, ale znacznie bardziej od jednorazowego datku potrzebujemy szczerego wsparcia, długofalowego zaangażowania, w innym wypadku minie kilka miesięcy i wszystko wróci do stanu wyjściowego. Ale przynajmniej Einvald Tordenskiold będzie miał spokojne sumienie. – uśmiechnął się z kąśliwym powątpiewaniem, przemykając okręgami źrenic po barwnym motłochu zgromadzonych. – Spójrz tylko na nich… – wcześniejsza gorycz raptem wtopiła się z powrotem w płótno twarzy, zastąpiona rozbawionym grymasem, kiedy spojrzenie padało na kolejne, stłoczone w sali postacie – kobiety o schludnie upiętych kokach i jedwabnych falbanach unoszących się lekko, gdy sunęły powolnym, kokieteryjnym krokiem, mężczyzn w garniturach skrojonych na miarę, krawatach dopasowanych do koloru wystającej z brustaszy poszetki. – Las drzew genealogicznych, a my w ich cieniu. – krótki, niezobowiązujący dyszkant melodyjnego śmiechu, zanim uniósł dłoń ku górze, ukracając własne rozważania mimowolną lekkością gestu; ostatecznie nie przyszli tutaj, aby narzekać.
    Wbrew odważnej pochopności swych manier, starał się być ostrożny, wyczuwać naturę jego uniesień, rzeczywistą siłę obaw i niepewności – podtrzymywał go pod ramieniem lekko, z dyskrecją, nie rozluźniając wprawdzie bliskości w obliczu przelotnych spojrzeń, ani nawet gdy tuż przed jednym ze stoisk drogę przecięła im młoda kobieta, pozostawiał mu jednak swobodę przestrzeni, gdyby chciał się wycofać. Skinął głową na kolejne słowa Viktora, nie zdążył jednak się odezwać, nieznajoma zdawała się bowiem przystanąć przed nimi całkiem nieprzypadkowo, rozchylając wąskie usta w skromności uprzejmego powitania; była smukła i niepozorna, ale jasny odcień włosów i szarość przygaszonego spojrzenia sprawiały, że wydała mu się eteryczna i drobniejsza, niż w rzeczywistości. Uśmiechnął się słabo na uogólnione słowa jej aprobaty, zaraz uchylił jednak głowę, dźwigając kąciki ust ku górze w niewymuszonej życzliwości.  
    Safír. – przedstawił się, ostrożnie unosząc kieliszek do ust, pozwalając by przyjemna, musująca słodycz alkoholu spłynęła ciepłem ku rozluźnionemu dnu żołądka. – Jesteśmy Tordenskioldom bardzo wdzięczni za tę aukcję, niewątpliwie… cieszy się powodzeniem. Zdaje się, że kamienie szlachetne robią na wszystkich ogromne wrażenie. – odpowiedział, zawieszając spojrzenie na lśniącej wystawie nieodległego stoiska, jednocześnie ukradkiem zerkając ku Viktorowi, zakłopotany brakiem wyrazistości jego reakcji – najwyraźniej nie znali się z dziewczyną tak dobrze, jak początkowo zakładał.
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Akcja Tordenskioldów wreszcie zaczęła się rozkręcać. Po przemówieniu jarla, które w rzeczywistości nie trwało zbyt długo, ludzie bardzo szybko rozpierzchli się po całej sali balowej, by przyjrzeć się temu, co zostało dla nich przygotowane. Oprócz corocznej licytacji, najważniejszego punktu całego wieczoru, największą uwagę przykuły wystawne stoiska z wytworami jubilerskimi czy drogocennymi kamieniami. Tordenskioldowie byli z tego bardzo zadowoleni – w końcu w tym momencie zależało im wyłącznie na sukcesie dzisiejszego przedsięwzięcia, które w tym roku miało wspomóc sierociniec Toivoa. Kiedy pierwsze zakupy dobiegły końca w towarzystwie rozmaitych plotek, najistotniejsi członkowie klanów magicznych, jak i pozostali goście ustawili się pod główną sceną, gdzie oficjalnie miała rozpocząć się dzisiejsza licytacja – w końcu niemal wszyscy chcieli pokazać się z jak najlepszej strony i znaleźć się na pierwszych stronach midgardzkich gazet. Chętnych, by wziąć w niej udział nie brakowało – walka była zacięta do samego końca, lecz wreszcie nadeszła pora, by ogłosić długo wyczekiwane wyniki.  
    Szanowni państwo – odezwał się donośnym głosem jarl Tordenskioldów, który wraz ze swoją żoną pojawił się na podeście. Uśmiechnął się nieznacznie na widok zgromadzonych przed nim gości. – Bardzo dziękuję wszystkim za uczestnictwo, a zwłaszcza tym, którzy postanowili wziąć udział w naszej aukcji, chcąc dołożyć cegiełkę do tak szczytnego celu, jakim jest wsparcie dla sierocińca Toivoa. A zatem, przechodząc do meritum, bransoletka ze srebrostali trafia w ręce pana Björna Guildensterna – ogłosił z dumą pierwszego zwycięzcę licytacji. Wymienił także pozostałych, którzy swoje nowe zdobycze mieli odebrać pod koniec imprezy. – Jeszcze raz wszystkim serdecznie gratulujemy i dziękujemy. A tymczasem życzymy wszystkim udanej zabawy i owocnych zakupów. – W sali balowej rozległy się brawa, a jarl Tordenskioldów z małżonką ustąpili miejsca orkiestrze, która zaczęła kolejną część przedsięwzięcia, czyli długo wyczekiwane tańce.
    Pierwsze emocje po licytacji ustały, oficjalna część dobiegła końca, a teraz goście mogli oddać się kolejnym przyjemnościom, jakimi były taniec, niezobowiązujące rozmowy i jedzenie – w specjalnie wydzielonej części czekały na nich suto zastawione tradycyjnymi przysmakami i alkoholem stoły. Parkiet powoli zapełniał się parami, jak na razie głównie składającymi się z przedstawicieli śmietanki towarzyskiej, a orkiestra zaczęła wygrywać pierwsze takty jednej z najbardziej znanych melodii w magicznej Skandynawii, żeby zachęcić pozostałych gości do zabawy.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Karl uśmiechnął się szeroko na wspomnienie parku. Było i zabawnie i bardziej poważnie. Mimo to mile spędzili tam czas.
    - Zmieciemy innych z parkietu, moja droga – nie mówił tego żartem. Naprawdę miał zamiar pokazać, że mają do czynienia z doskonałymi tancerzami. Poza tym czy zmarnowałby okazję do tego, by wziąć w ramiona tę, którą tak uwielbiał? Oczywiście jak zawsze nie można było się doszukać w nim zachowania innego, niż zwykle jeśli chodziło o Lumikki. Byli bliskimi przyjaciółmi, o czym było wiadomo nie od dziś. Ale jego oczy błyszczały inaczej, ale tylko wnikliwy obserwator mógłby zgadywać, co jest na rzeczy.
    Kiedy jego towarzyszka rozmawiała z Björnem, Karl rozejrzał się nieco, aż w końcu jego wzrok padł na przyjaciela, z którym nie rozmawiał od czasu pamiętnego spotkania. Nie wiedział, czy znajdzie chwilę na zamienienie słowa z Safírem, ale chciał, by wszystko było jak dawniej.
    Chwilę później wrócił duchem do swoich współrozmówców.
    - Cel warto wspierać – odezwał się mężczyzna. - Tylko żal, że połowa z tych gości zapomni o tym kiedy tylko stąd wyjdzie - Sørensen wspierał inicjatywę częściej, bo wiedział jakie to ważne.
    - Nieważne, liczy się każdy hojny gest – pozwolił sobie na uśmiech.
    - My przyszliśmy zrobić innym na złość, wesprzeć potrzebujących i trochę się rozerwać – wyjaśnił brunet, tym razem zniżając głos do szeptu, by nikt więcej ich nie słyszał.
    Słysząc o zainteresowaniu licytacją, skinął głową.
    - Oczywiście – odpowiedział. Podeszli bliżej sceny i tam kontynuowali rozmowę.
    Karl patrzył z zainteresowaniem na wystawione rzeczy i czekał wraz z innymi na wyniki aukcji.
    Kiedy je ogłoszono, uśmiechnął się do Björna, który jednak zgarnął jedną z nich.
    - Gratulacje – powiedział do mężczyzny.
    Później rozległa się muzyka, a sala zaczęła się wypełniać parami. Sørensen mrugnął porozumiewawczo do Lumikki i wskazał głową na parkiet.
    - Da się pani zaprosić do tańca, panno Oldenburg? - zapytał przyjaciółkę. Miał nadzieję, że Björn nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli znikną na chwilę. Oczywiście wszystko zależało od odpowiedzi Lumi, ale miał nadzieję, że ta się zgodzi, bo lepiej było chyba zatańczyć zanim się napiją. Mieli ambitne plany pokazać innym jak się tańczy i Karl tratował to bardzo poważnie.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Lumikki Oldenburg

    Wsłuchiwała się w rozmowę towarzyszy, potakując co jakiś czas i ciągle rozglądając się po sali. Skrzywiła się delikatnie, gdy usłyszała o rozczarowaniu rodziców samotnym przyjściem  Björna, jakby kolejny raz doszukując się potwierdzenia dla pełnego goryczy poczucia, że ojcowie i matki byli osobami idealnie obeznanymi w układaniu innym życia na siłę. Posłusznie ruszyła za Guildensternem w stronę miejsca licytacji. Na jego pytanie pokiwała najpierw głową z wyraźnym brakiem przekonania, jakby ponownie zaczęło uwierać ją to, co wydarzyło się kilka tygodni temu.
    Cóż… ostatnie tygodnie… były dość pracowite, miałam dużo na głowie – skłamała lekko, choć przecież musiał już usłyszeć o jej marnych próbach kradzieży jaja. – Ale myślę, że wkrótce będę mogła zająć się organizacją czegoś nowego. Udało mi się sprowadzić kamień pochodzący ze świątyni spod Grágæsadalur – dodała już zupełnie zgodnie z prawdą.
    Wciąż nie rozumiała dlaczego posiadała w sobie aż tyle ugodowości – dlaczego znowu poległa w walce o siebie i z zaciśniętymi ustami obserwowała licytację, nie próbując nawet swych sił w zawodach. Śmiała się wprawdzie na głos ze swojego położenia, jednak wewnętrznie wyła z wściekłości wiedząc, że musi trzymać na krótkim postronku swoje zwykłe przyzwyczajenia. Nie chciała, bardzo tego nie chciała, jednak musiała usunąć się chwilowo w cień, by nie ściągnąć na siebie gniewu krewniaków. Udawała więc, że wcale nie obchodzą ją podniesione głosy, wesołość osób biorących udział w aukcji. Gdyby mogła, zacisnęłaby palce na szkle kieliszka, jednak ten oddała już dawno i pozostawało jej miętoszenie ucha torebki, przewieszonej przez chude przedramię. Żuchwa dygotała jej delikatnie pod skórą, choć wciąż uśmiechała się niestrudzenie – to do przyjaciela, to do Björna – i zdawało się jej, że jest całkiem przekonująca w swych gestach. Ukłucie zazdrości przyszło ze zdwojoną siłą, gdy usłyszała wyczytane nazwiska, a wśród nich to, które należało do jej młodszej kuzynki Rikke. Klasnęła w dłonie i pokiwała głową z uznaniem, zwracając się do Guildensterna.  
    Brawo, gratuluję wygranej. Wspaniała rzecz – musiała przyznać, że przedmiot, który przypadł mu w udziale był bardzo dobrze wykonany i przepiękny. Przesunęła dłońmi po kosmykach włosów i westchnęła, zerkając na gości powoli rozluźniających się i pogrążających w zabawie. Muzyka poczęła delikatnie zachęcać zgromadzonych do tańca. Owszem, zamierzała dzisiaj nieco się rozerwać, jednak Karl zupełnie zaskoczył ją szybkością reakcji i zachętą do udania się na parkiet. Przez chwilę kręciła głową, gdyż nie była pewna, jak ich chwilowa ucieczka zostanie odebrana przez Björna, jednak nie chciała, by ominęła ją taka okazja do zaprezentowania się przybyłym. Nie mogła wziąć udziału w licytacji, musiała poradzić sobie jakoś inaczej. Poza tym, nie potrafiła odmówić, gdyż sama zachęcała Karla do zabawy. – Owszem, dam się zaprosić – zaśmiała się i wyciągnęła dłoń przed siebie. – O ile nasz towarzysz nie będzie miał nic przeciwko naszemu chwilowemu zniknięciu – dodała i spojrzała na Guildensterna zadziornie. – Nie uciekaj przed nami – rzuciła rozbawiona i podążyła za przyjacielem wprost na parkiet, by rozpocząć taniec w rytm muzyki, co nie było wyjątkowo trudnym zadaniem. Potrafiła płynąć po parkiecie niezwykle naturalnie, z gracją w każdym ruchu, choć daleko jej było do zawodowej tancerki. Mimo tego, radziła sobie niezwykle dobrze. Obdarzyła Sørensena łagodnym uśmiechem.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Aukcja wreszcie dobiegła końca, a Einvald Tordenskiold mógł oficjalnie ogłosić, że Björn Guildenstern wygrał licytację. Ucieszył się, gdy tylko usłyszał jego słowa; z wyraźnym zadowoleniem wymalowanym na twarzy odebrał przedmiot, który udało mu się zdobyć za niebotyczną kwotę. Od samego początku, gdy tylko przekroczył próg sali balowej, przykuł jego uwagę; prześmiewczo uważał siebie za początkującego kolekcjonera, choć jednocześnie doskonale wiedział, że miał w swoim mieszkaniu już zbyt wiele przedmiotów. Jednak nawet zdrowy rozsądek, którym starał się na co dzień kierować, nie powstrzymał go przed wzięciem udziału w aukcji. Nie wydawał przecież swoich pieniędzy. Kiedy żwawym krokiem wrócił ze swoją triumfalną zdobyczą do Lumikki i Karla, uśmiechnął się do nich radośnie. Gdyby mógł, już dawno by się stąd ulotnił; niewiele miał wspólnego z tym towarzystwem, choć wciąż musiał wczuwać się w starego Björna Guildensterna. Tego, który przecież jako dziedzic powinien był brylować na salonach, a wygrana aukcja miała tylko to potwierdzić i w wiarygodny sposób uśpić czujność rodziny i pozostałych wścibskich galdrów. Przynajmniej na chwilę. W końcu jeszcze nie był gotowy na to, by świat dowiedział się o jego przemianie w ślepca.
    Dziękuję — odpowiedział zwięźle mężczyzna, po czym rozejrzał się po raz kolejny po sali balowej, powracając szybko wzrokiem do swoich towarzyszy. — W sumie to nie sądziłem, że uda mi się cokolwiek wygrać. A jednak, Odyn mi dzisiaj sprzyja. — Nie było to wcale takie trudne, jak mogło się początkowo wydawać — wystarczyło mieć odpowiedni refleks i wystarczająco dużo pieniędzy z rodowego skarbca. Kiedy rozpoczęły się długo wyczekiwane tańce, a Karl postanowił zaprosić Lumikki na parkiet, skinął tylko głową na pożegnanie, pozwalając im ruszyć w stronę orkiestry. Nie zamierzał ich dłużej przed tym powstrzymywać. — Jestem przekonany, że zobaczymy się pewnie nie raz tego wieczoru. Bawcie się dobrze, moi drodzy, a o Grágæsadalurze musisz mi jeszcze w najbliższym czasie szczegółowo opowiedzieć, gdyż jestem ciekaw, co to za kamień — rzucił na odchodne, momentalnie chwytając od przechodzącego obok kelnera lampkę czerwonego wina ze srebrnej tacy. Jeszcze tylko pozwolił sobie na samotną obserwację zgromadzonych tu ludzi, nim niespodziewanie został zaczepiony przez jedną z dalekich krewnych od strony ojca, co uznał za wyraźny znak od Norn, by wyjść na moment z Domu Jarlów i zaczerpnąć świeżego powietrza. W końcu tylko tego mu dzisiejszego wieczoru brakowało — miłosnych porad starej panny.

    Björn z tematu
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    - Znikniemy tylko na chwilę – powiedział do ich towarzysza. Karl nie miał zamiaru mu uciekać, ot zatańczy dwie, trzy piosenki z Lumikki i wrócą. I jako, że dziewczyna się zgodziła, Sørensen wyciągnął ku niej dłoń i kiedy ta ją uchwyciła, zaprowadził ją mniej więcej na środek sali.
    Zbliżył się do niej i objął ją, przyciągając do siebie.
    - No to pokażmy im jak się tańczy – mrugnął porozumiewawczo do Lumikki, po czym zaczęli wirować na parkiecie. Ich ruchy były zgrane, harmonijne. Karl pewnie prowadził partnerkę w rytm piosenki, co jakiś czas okręcając ją w piruecie. Wirowali i uśmiechali się do siebie. Bawili się doskonale. Dla Sørensena nie istniało w tej chwili nic i nikt poza nią. Z dumą i iskrami w oczach wpatrywał się w swoją urodziwą towarzyszkę. Kołysali się w rytm muzyki, a ich kroki były lekkie, jakby wypracowane, chociaż przychodziło im to naturalnie.
    Na parkiecie było kilka innych par, ale mężczyzna nie zwracał na nich uwagi. Nie było nikogo poza panną Oldenburg i czuł się tak, jakby byli tam sami. Jego oczy skupione były wyłącznie na kobiecie, którą prowadził w tańcu.
    I tak minęły kolejne dwa utwory. Ostatni z nich zakończył się efektownym pochyleniem partnerki. Karl trzymał ją pewnie, nie pozwalając nawet na chwilę pomyśleć o tym, że coś mogło pójść nie tak. Po chwili uniósł ją, a gdy ta stanęła już pewnie na nogach, a muzyka ustała, ujął jej dłoń i złożył nań pocałunek.
    - Dziękuję, jesteś wspaniałą tancerką – powiedział z uśmiechem. Miał ochotę się teraz napić, ale wpierw wypadało znaleźć ich rozmówcę, którego na chwilę zostawili.
    Idąc zauważył Sagę, która chyba nie dostrzegła jego. Wyglądała efektownie i chyba dobrze się bawiła. To dobrze – pomyślał.
    - Myślę, że warto to później powtórzyć – uśmiechnął się do Lumikki. - O ile nie ustawi się do ciebie kolejka chętnych na tańce – zauważył. Była znana, lubiana i udowodniła przed chwilą, że radziła sobie doskonale na parkiecie. Jako jej partner tego wieczoru miał pierwszeństwo, ale przecież nie będzie stać nad nią jak kat. Mogła bawić się z kim chciała.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Lumikki Oldenburg

    Kiwnęła głową na słowa Björna, gdyż z chęcią opowiadała o swych znaleziskach. Następnie zerknęła na Karla i z radością chwyciła go za rękę i popłynęła po parkiecie. Choć w trakcie ostatniego spaceru mieli okazję, by odrobinę popląsać, dopiero teraz zdawało się, że mają godną okazję, by zaprezentować cały wachlarz swych umiejętności. Lumikki nie pamiętała, kiedy ostatnio była na podobnym wydarzeniu. Zwłaszcza, że ostatnie miesiące niosły raczej gorzki posmak katastrofy i wciąż nierozwikłanej zagadki śmierci galdrów.  Pogrzeb Lauge też nie należał do najprzyjemniejszych momentów, choć wtedy była pochłonięta zupełnie innymi sprawami i nie była na uroczystościach osobiście.
    Dziś korzystała w pełni ze swobody, którą posiadała i nie zamierzała wyjątkowo długo zastanawiać się nad propozycją przyjaciela. Fałdy sukienki spływały miękko ku posadzce, gdy stawiało delikatne kroki, wirując na parkiecie. Zadzierając głowę do góry, widziała rozmazujące się światła, które zlewały się w jedną smugę wraz z przyspieszaniem rytmu. Zdawało się, że idealnie uzupełniają się w tańcu, synchronizując każdą pozę, układając widowisko przyjemne dla oka. Musieli ich obserwować, również członkowie rodziny: uśmiechała się więc pięknie i do partnera i do ludzi, których dostrzegała przy piruetach. Nie liczyła czasu, gdy utwory zmieniały się kolejno. Było jej dobrze i bawiła się wyśmienicie – czuła utraconą beztroskę i lekkość, zupełnie zapominając o tym, co zaprzątało jej myśli.
    Postanowienie o zakończeniu tańca przyjęła kręcąc noskiem, jednak nie zamierzała nadwyrężać sił Karla. Skłoniła się delikatnie i spojrzała na niego.
    Dziękuję, tak, koniecznie musimy to powtórzyć –  przyznała mu rację. Oddychała głęboko, czując pragnienie i suchość warg. Rozejrzała się dookoła i zaśmiała, gdy usłyszała ostatnie słowa przyjaciela. – Nie przewiduję żadnych kolejek, a jeśli jakieś mają być, to lepiej stąd uciekajmy. – Nie chciała wywoływać afery. Dopiero, gdy podeszli bliżej stolików zrozumiała, że Gulidenstern zniknął, pokiwała głową i szturchnęła Karla.
    Wygląda na to, że sami musimy iść na poszukiwanie wina. Chcesz? Możemy też wyjść stąd do innego pomieszczenia. Dom Jarlów stoi teraz zupełnie otworem – Nie miałaby nic przeciwko zmianie otoczenia.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    - No coś ty, nie wierzysz w siebie? - zapytał wesoło. - Po tym, co teraz pokazałaś, udowodniłaś, że warto z tobą zatańczyć. Ja poświadczę, że z taką tancerką można przetańczyć całą noc – o tak. On o niczym nie marzył, jak tym, by móc taką dziewczynę prowadzić po parkiecie. Prawdę mówiąc miał mnóstwo pomysłów na to, co można z nią zrobić. Lumi była doskonałą partnerką do wielu zadań.
    Kiedy okazało się, że nie mieli z kim pomówić, Karl mruknął coś pod nosem. Wcale nie miał zamiaru uciekać przed towarzystwem, po prostu miał z kim, to tańczył.
    - No nic… - powiedział do panny Oldenburg. - Musimy radzić sobie sami. Może zgarniemy najpierw wino, a potem zobaczymy dokąd nas nogi poniosą? - zapytał. Gdzieś się pokręcą, może coś odkryją, albo na kogoś wpadną? Zawsze było jakieś wyjście, a co przyniosą im kolejne minuty, nie śmiał nawet zgadywać.
    - Ja bym też coś przekąsił. Gdy jestem głodny robię się drażliwy – typowy facet. Z pusty żołądkiem nie było z niego żadnego pożytku. Ale nie musiał się martwić o jedzenie, poczęstunek też był przecież i stoły uginały się pod różnymi smakołykami.
    - Możemy pójść po coś do jedzenia, weźmiemy alkohol przy okazji i może nam się wyklaruje jakieś wyjście – los stawiał na drodze różne osoby, więc mogli nawet zostać w coś wciągnięci jak rozmowa, czy wyjście do jakiegoś innego miejsca.
    Karl wyciągnął ku partnerce ramię..
    - No to w drogę – powiedział, gdy ujęła go za ramię. Ruszyli ku wyjściu z sali balowej.

    Lumikki i Karl z tematu
    Widzący
    Ursula Frisk
    Ursula Frisk
    https://midgard.forumpolish.com/t766-ursula-friskhttps://midgard.forumpolish.com/t771-ursula-friskhttps://midgard.forumpolish.com/t772-ratatosk-ursuli#2965https://midgard.forumpolish.com/f88-ursula-frisk


    Słyszałam kilka razy o tym sierocińcu, ale nie byłam w stanie sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek poznałam kogoś jeszcze z tej placówki. Mówi się, że większość ich wychowanków, to dzieci spłodzone w mieszanych związkach i te, które nie mają ani bliższej, ani dalszej rodziny. Przez pochodzenie dużej części wychowanków nie słyszałam często pochlebnych opinii, a do tego sama przekonałam się ostatnio na własnej skórze, jacy potrafią być poza murami "Toivoa".
    Uśmiechnęłam się tylko, gdy zauważyłam, że Viktor marszcząc brwi, próbuje przypomnieć mnie sobie z alejek uniwersyteckich. - Tak! Uczęszczam do Eihwaz... A ty... hmm... wyglądasz mi na przyszłego lekarza, więc wydaję mi się, że jesteś studentem Kenaz? - Podałam mu prawą dłoń, gdy tylko przełożyłam lampkę szampana do lewej i spróbowałam odgadnąć, do jakiego instytutu chłopak uczęszcza. Zdawało mi się też, że najczęściej w jego okolicach go widziałam. Jeżeli miałam rację, to może jest nawet na roku z Jose?
    - Co roku ta aukcja działa korzystnie dla jarla i instytucji obdarowywanej. - Znowu uśmiechnęłam się w stronę starszego z mężczyzn. Nie wydaje mi się, żeby Tordenskioldowie robili wszystko stuprocentowo uczynnie. Według mnie była to po prostu reklama, która w ciągu kolejnych dwunastu miesięcy przynosiła im więcej talarów, niż gdyby do nich miał trafić tylko zysk z aukcji. - Mimo to najważniejsze jest, że dzieciom poprawi się komfort życia
    Definitywnie chwilowo
    - Ta aukcja przypomniała mi właśnie o pewnym chłopaku z waszej placówki, jak mniemam. - Wzięłam znowu łyk szampana. Zaczęłam wspominać o tym złodzieju, tylko przez powolnie zwiększające się stężenie alkoholu w moim organizmie. - Pomogłam starszemu mężczyźnie w odebraniu jego skradzionej własności, a sam chłopak uciekł mi, krzycząc przy tym jakieś obrażające moją osobę słowa... prosto w ręce Kruczej Straży. - Z trudem powstrzymałam się od zachichotania. Śmiało mogłabym powiedzieć, że mu się należało - Nie przedstawił mi się, ale na pewno Pan wie, o kim mówię… taki z ogonem... O! Chyba będą wyniki aukcji... - Ponownie zwróciłam się w kierunku sceny, gdy usłyszałam ponownie rozchodzący się głos jarla, żeby z ciekawością usłyszeć, czy mojej matce udało się wreszcie coś wylosować. Ku mojemu "zdziwieniu" znowu jej się nie udało. Jeżeli popatrzymy na lata poprzednie, pójdzie teraz z powrotem do stoiska z ogólnodostępną biżuterią i poprawi sobie humor, kupując następne najdroższe pozycje.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Viktor Vårvik

    Troska, jaką roztaczał nad nim przyjaciel była rozczulająca, lecz czasami potrafiła być również męcząca. Nie był już dzieckiem; nie chciał nim być, a już na pewno nie w oczach Safíra. Zapytany o to, dlaczego tak bardzo mu na tym zależało, nie potrafiłby udzielić jednoznacznej odpowiedzi, miotałby się. — Daj spokój, nie przyniosę ci wstydu! — rzucił z rozbawianiem czającym się w błękitnych oczach. Szybko jednak zastąpiła je powaga, a skóra przybrała niezdrowy papierowy odcień, gdy w kłębowisku odzianych w drogie materiały ludzi dostrzegł znajomą sylwetkę. — Są jak psy na wystawie — mruknął, opierając ciężar swego ciała na ramieniu towarzysza. Ze wszystkich galdrów żyjących w magicznej Skandynawii najmniej spodziewał się zobaczyć tu przedstawiciela Eriksenów. Czy rozpoznał Viktora? Nie, chyba nie. Nie, raczej nie. Nic nie wskazywało na to, aby nawet zwrócił uwagę na kogoś takiego jak on.
    Na (nie)szczęście nowa znajoma zajęła jego myśli rozmową.
    Lekarz? — pokręcił głową, starając się ukryć rumieniec wpełzający na blade lico. Rzucił pośpieszne spojrzenie Fenrissonowi, jakby chciał zapytać, czy naprawdę wygląda jak ktoś, kto mógłby w przyszłości zajmować się medycyną. — Och, nie, nic z tych rzeczy! Studiuję psychologię, a ty?
    Uśmiech zastygł na moment na twarzy Viktora, by po chwili przybrać postać głębokiej konsternacji. Chłopiec z sierocińca? Wbił wzrok w swego przyjaciela, doszukując się w jego mimice cienia podpowiedzi, próbował złapać jego malachitowe spojrzenie, wyczytać cokolwiek z jego warg. W końcu Ursula zlitowała się nad pogrążonym w nieświadomości Vårvikiem i wspomniała o Kruczej Straży, a wyblakłe wspomnienia na powrót odzyskały swe barwy. W rzeczy samej, Safír jakiś czas temu wspominał o zamieszaniu związanym z jednym z jego wychowanków, lecz widząc w nim niechęć do dalszej rozmowy, nie domagał się dalszych wyjaśnień. Gdy wszystkie elementy układanki zdawały się trafić na swoje miejsce, dezaprobata odcisnęła się na twarzy młodego galdra ściągniętymi brwiami oraz zaciśniętymi wargami, błękitne spojrzenie zaszło mgłą pogardy, zaś dłonie pokrył szron dystansu. Paskudna dziewucha; paskudna i cyniczna, której ostry język ciął na wskroś deprecjonującymi słowami. — Jestem pewien, że chłopiec wyciągnął z tamtej przykrej sytuacji wnioski na przyszłość. Nie widzę powodu, aby roztrząsać tę sprawę. Ani teraz, ani nigdy. — odparł zimno, lecz najbardziej dyplomatycznie jak tylko był w stanie. Opuścił dłonie wzdłuż ciała, pozwalając, by jedna z nich niby przypadkiem otarła się o skórę Safíra, podczas gdy palce Viktora szukały sposobności, aby ponownie zapleść się z palcami swego towarzysza; tak tęsknie, tak czule, jakby chciał powiedzieć: „jestem tu, przy tobie, widzisz? Zawsze będę obok”. Spoufalający gest został jednak szybko przerwany przez słowa nowej znajomej, zwracającej uwagę na to, że lada moment rozstrzygnie się aukcja. — Przepraszam na moment. — rzucił enigmatycznie, by po chwili zniknąć gdzieś w tłumie.
    Zakupy były krótkie; nie chciał, aby ktokolwiek go przyłapał (a w szczególności osoba, dla której wybierał prezent). Wrócił po chwili, uśmiechnął się do Ursuli przepraszająco i odciągnął Fenrissona na bok.
    Safírze — zwrócił się miękko do swojego przyjaciela, ujmując jego prawą dłoń w swoje obie ręce. — Mam coś dla ciebie. — sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął breloczek oraz ka, który następnie złożył na śródręczu Fenrissona — Łza Ymira, abyś nigdy nie zgubił swej drogi, nawet wówczas, gdy będzie otaczała cię ciemność. I opal, byś zawsze służył chłopcom dobrą radą. Potrzebują cię.
    Ja cię potrzebuję.
    Zamknął jego dłoń, niejako zmuszając go w ten sposób do tego, aby przyjął podarek; uśmiech wdzięczności za jego zeszłotygodniową wizytę.
    Śniący
    Safír Fenrisson
    Safír Fenrisson
    https://midgard.forumpolish.com/t1058-safir-fenrisson#7032https://midgard.forumpolish.com/t1071-safir-fenrisson#7048https://midgard.forumpolish.com/t1072-paideia#7053https://midgard.forumpolish.com/f115-safir-fenrisson


    Zmusił węża łagodnego uśmiechu, by wpełzł z powrotem na uszczypnięte zaczerwienieniem płótno lica, kiedy zatrzymał szmaragd spojrzenia na twarzy Viktora, ujarzmiając niezadowolenie, które przemknęło pomiędzy arabeską fizjonomii jak spłoszone zwierzę, ulotny cień, którego szarość ustąpiła zaraz lustrzanemu rozbawieniu, skinięciu głową, jakim ukrócił własny, ustawicznie zrodzony w piersi niepokój – we wszystkim, co robił, nigdy nie chodziło przecież o wstyd; ten potrafił ściągnąć na siebie własnoręcznie. Na kolejne słowa towarzysza roześmiał się już więc tylko, folgując jego mrukliwości stłumionym przez obyczaj rozbawieniem, dyszkantem persyflażu, który ucichł, ukryty za życzliwym grymasem, kiedy młodsza kobieta przystanęła przed nimi, wyciągając szczupłość alabastrowej dłoni ku Vårvikowi, szarżując insynuacją, w obliczu której kącik jego ust drgnął w zdziwionym rozweseleniu.
    Oczywiście. – odparł, szczędząc zgryźliwości, które wcześniej przelały się przez niego na widok panującego wokół przepychu, błysku wyćwiczonych uśmiechów i szelestu falban, skrzących iskier szlachetnych kamieni, pozłoty przelewającego się w kieliszkach szampana i pieniędzy, które grzechotały przekornie, przesypywane niefrasobliwie z rąk do rąk. Wątpił, by aukcja przyniosła długotrwałe korzyści dla sierocińca, nawet ten zysk, jednorazowy i nietrwały jak uścisk dłoni, był jednak przełomem w korowodzie ubóstwa, który toczył z uporem choroby podobne instytucje. Nienaturalnie sztywny w ciemnym garniturze i podsuniętej pod grdykę wypukłości krawatu, stawał się mirażem uprzejmego obeznania w życiu, do którego nigdy nie należał, w odpowiedzi na kolejne słowa Ursuli na jego twarzy zaszła jednak widoczna zmiana, zieleń spojrzenia stężała, a swobodny uśmiech wyprostował się jak pociągnięty z obu stron sznurek; widmo rozdrażnienia sprawiło, że wyglądał na starszego, niż w rzeczywistości.
    Niewątpliwie – zaczął, rugając ją chłodnym, niezadowolonym spojrzeniem, wzrokiem wyjałowionym z wcześniejszej serdeczności. – pochodzi pani z majętnej rodziny, takiej, która mogła umożliwić pani dobre studia i dostatnie życie, ale nie wszyscy mają takie możliwości, z całą pewnością nie ci, których już na starcie skazano na straty. – skrzywił się lekko, ostrożnie, dostrzegając na jej twarzy cień niewylęgłego z intencji chichotu. – Proszę nie zrozumieć mnie źle, nie popieram kradzieży, ale jestem pewien, że Krucza Straż radzi sobie z takimi przypadkami wystarczająco dobrze, by nie musiała pani dodatkowo kaleczyć ludzi zaklęciami. – oczywiście, że wiedział, o kim mówiła, oczywiście, że pamiętał nakrapiane sińcami plecy, zbroczoną posoką ślinę i wątłe, dziecięce jeszcze ciało, które dygotało wyraźnie, blade, o sinych wargach. Zamilkł, pozwalając, by zimny rozsądek Viktora wdarł się pomiędzy toczoną dyskusję, rozdzielił ich jak dwa psy szczekające na siebie przez płot; poczuł przy tym również, jak jego dłoń zwiesza się bezwiednie wzdłuż ciała, muskając subtelnie jego palce, ale nie podejmując uścisku. Drgnął lekko, ale nie poruszył się, nie spojrzał w jego stronę, oglądając się dopiero, gdy chłopak niespodziewanie przecisnął się przez tłum, znikając mu z pola widzenia.
    Możesz dalej bawić się z lepszymi ludźmi i piękną młodzieżą, udawać, że postępujesz słusznie. Ale jeśli będziesz zawsze patrzyła na nich z góry, nigdy ich nie zrozumiesz i twoja obecność tutaj niczego nie zmieni, może poza połechtanym ego. – odrzekł spokojnym, choć ściszonym głosem, przechodząc na mniej grzecznościową formę, korzystając z nieobecności Vårvika – gdy ten wrócił, uśmiechnął się już tylko, uprzejmie, ale ze słuszną powściągliwością, prawie bezwiednie odchodząc na bok, znikając w tłumie w ślad za przyjacielem, który zatrzymał się dopiero, gdy stanęli w spokojniejszym kącie sali, z dala od dudniącego przepychu, wystawnych ludzi, stłoczonych ciekawością wokół wyników aukcji.
    Viktor… – zaczął ostrożnie, ze zdumieniem, które rozrysowało się na jego twarzy, gdy wiedziony jego gestem, mimowolnie uniósł dłoń, pozwalając, by na śródręczu zaległ przyjemny chłód biżuterii – zawieszony na srebrzystym łańcuszku, półprzezroczysty minerał o niebieskawym odcieniu i obły, irydujący kamień, który rozpoznał jako opal. Za oknem o murowanie budynku rozbijał się chłodny wiatr, ale w jego wnętrzu coś tajało, rosło, wypierając wcześniejsze rozdrażnienie, rozpalało się ciepłem żywszym niż to, które przynosił alkohol, wynikającym ze świadomości czegoś, co dotąd pozostawało obce i nieuchwytne. – Tak ładnie mi mówisz, czasami obawiam się, że mnie przeceniasz. – ciepły uśmiech rozlał się pomiędzy kącikami ust, kiedy spojrzał na Viktora, rozświetlając lico, dotąd wyraźnie ściągnięte w onieśmielonym zakłopotaniu. – Dziękuję, są piękne. – w innym świecie być może mógłby odwdzięczyć mu się inaczej – wyciągnąć dłoń, dołączyć do ludzi, którzy kołysali się na środku sali w rytm muzycznego riffu, ale to była sfera, do której nigdy nie było mu dane przynależeć, zamiast tego nachylił się więc tylko, prawie konspiracyjnie; jego oddech pachniał alkoholem i zagryzioną przed wejściem miętówką. – Chcesz stąd uciec? Słyszałem, że w jednym z pokojów na górze trzymają trolla.
    Widzący
    Ursula Frisk
    Ursula Frisk
    https://midgard.forumpolish.com/t766-ursula-friskhttps://midgard.forumpolish.com/t771-ursula-friskhttps://midgard.forumpolish.com/t772-ratatosk-ursuli#2965https://midgard.forumpolish.com/f88-ursula-frisk


    Możliwe, że trochę przesadziłam w sposobie wspomnienia o tamtym chłopaku, jednak na tamten moment nie widziałam niczego karygodnego w swoim zachowaniu. Rzadko sięgam po alkohol, więc nie sztuką jest dla mnie wstawić się po kilku lampkach drogiego trunku. W dużej mierze to wpłynęło na moje usposobienie. W innym przypadku, bez niepotrzebnych procentów, uważałabym jednak na słowa, chociażby zważając na reputację, która jest tak bardzo ważna dla mojej matki.
    - Magię rytualną - Odparłam blondynowi. Wiele osób uważa to raczej za coś nudnego, trudnego, nieopłacalnego. Jest przecież wiele innych łatwiejszych dziedzin, które przynoszą lepsze korzyści. Nic bardziej mylnego. Rytuały to coś w rodzaju pierwotnych mocy galdra, które można tylko w ten sposób uwolnić. Zwykła magia nie porusza tej dziedziny. Nie znamy zaklęcia, które przywołałoby deszcz, które uchroniłoby ukochaną osobę przed śmiercią, poświęcając tym samym siebie. Nie wpłyniemy w inny sposób na los, czy aparycję. Eliksiry miłości wywołują sztuczne uczucia, a rytuał kąpieli księżycowej tylko podkreśla nasze atuty, pozwalając je łatwiej dostrzec innym. Jednak nie zamierzałam o tym wspominać w rozmowie. Przyszłego psychologa raczej nie interesuje zagłębianie tego tematu na bankiecie.
    - Oh... to Wy, proszę, nie zrozumcie mnie źle... Próbowałam współpracować, ale nastoletni wigor ograniczał się tylko do słów "odpierdol się" - Wypiłam ostatni łyk szampana, sygnalizując kelnerowi o podejście w celu wymienienia lampki. - Hm... zobaczymy - Uśmiechnęłam się jeszcze sarkastycznie w kierunku Viktora, zanim ten odszedł w kierunku stoiska.
    Atmosfera była bardzo gęsta. Byłam świadoma, że raczej nie jestem już mile widziana w ich towarzystwie. Mimo to nie czułam się w żaden sposób winna. Jestem przekonana o słuszności moich czynów, wtedy w lesie.
    - Mieszkam w Midgardzie od urodzenia i od kiedy pamiętam, chodzę na tę aukcję. Jednak już od dawna zauważyłam sztuczność tej uroczystości. Jestem tu raczej z przymusu, bo zdaję sobie sprawę, że ta cała szopka jest zwykłą reklamą dóbr jarla. Jeżeli chciałabym pomóc sierocińcowi, na pewno nie przyszłabym tutaj. Nie wydaję mi się też, że jesteś głupi, więc powinieneś wiedzieć, że czyjakolwiek obecność tutaj, nie ważne, jakie ma intencje, nie zmieni czegokolwiek - Westchnęłam z wyraźnym pożałowaniem i znowu napiłam się szampana, a lekki rumieniec na stałe zagościł na moich policzkach. - Nie rozumiem jeszcze czemu wspominałeś o majętności moich rodziców..? Jeżeli myślisz, że pieniądze zapewniają równy start, to raczej gówno wiesz - Znowu ciężko westchnęłam. Za pieniądze nie kupi się szczęścia, miłości, chęci, ambicji. Oczywiście ułatwiają dążenie do celu, jednak w moim przypadku pozwoliły się tylko skupić na czymś stuprocentowo, ale czy jestem szczęśliwa? Nie.
    Gdy tylko Viktor wrócił i odciągnął Safíra, ja oddaliłam się w swoją stronę, szukając jakiejś znajomej twarzy. Dość zagadywania nieznajomych na dziś…
    Udało mi się jeszcze ukradkiem oka zobaczyć, jak Safír z Viktorem przymilają się do siebie. Nie mam nic do tego typu par, ale zdziwił mnie nagły fakt ich pośpiesznego zniknięcia. Jakby chcieli zrobić coś… niestosownego. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem, gdy do głowy przyszedł mi pewien ciekawy pomysł…

    Ursula z tematu
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Viktor Vårvik

    Alkohol — zaledwie jeden skromny toast, lecz wystarczający dla umysłu oraz ciała obciążonych dodatkowo zawartą w lekach hydroksyzyną — czynił głowę przyjemnie lekką, nadawał nieco chwiejności kroku, a także napełniał pewnością siebie, która nakazywała nie zwracać uwagi na własne potknięcia. Uśmiechał się więc, przez większość czasu szeroko i szczerze, jak nie zdarzało mu się w ciągu minionych tygodni. Bywało jednak, że mimika przybierała formę koniecznej wymiany uprzejmości, mimo, iż wszystko w nim krzyczało, aby się wycofać. Powstrzymał się jednak przed pierwotnymi instynktami, uparcie ignorując fakt, że mięśnie twarzy zaczynały nieprzyjemnie drętwieć.
    Nigdy nie uważał się za galdra szczególnie wierzącego, lecz gdy na scenie zrobiło się małe zamieszanie związane z wynikiem loterii, był wdzięczny bogom za uwolnienie go z okowów towarzyskiej niezręczności spowodowanej słowami Ursuli. Miał pewne obawy przed pozostawieniem przyjaciela sam na sam z nowopoznanym dziewczęciem, które w swym zuchwalstwie nie przypadło Vårvikowi do gustu, lecz była to jego jedyna szansa, aby zdobyć dla Fenrissona prezent, bez słuchania, że tego nie potrzebuje, tamto za drogie, a w ogóle, to dlaczego Viktor chce go czymkolwiek obdarowywać. Był pewien, że w ciągu roku poznał go dobrze — być może nie na wylot, ale wystarczająco, aby wyobrazić sobie wszystkie jego odpowiedzi na akty przyjacielskiej życzliwości. Wciąż jednak nie wiedział jaki był ulubiony kolor Safír, co najbardziej lubił jeść na śniadanie, ani w jakich pozycjach najczęściej spał.
    Teraz starał się zrekompensować mu swoją chwilową nieobecność, odciągając go w nieco bardziej ustronne miejsce; przynajmniej takie, na które nikt nie będzie zwracał w tamtym momencie uwagi. To była ich chwila, mimo, że nie mogli celebrować jej tak, jak inni; pewne rzeczy były nieakceptowalne, niedopuszczalne, spotykające się z krytyką społeczeństwa, brudne, g r z e s z n e, bez względu na to, jak szczere i czyste byłyby uczucia Viktora.
    Czasem mam wrażenie, że się nie doceniasz — odparł półszeptem, wciąż wodząc palcem po zewnętrznej stronie jego dłoni. Skóra Fenrissona była miękka i ciepła, przyjemniejsza w dotyku niż chłodna pościel własnego mieszkania. Jego oczy natomiast przywodziły pierwsze tygodnie wiosny, gdy Skandynawia okrywała się świeżą zielenią, pełne ciepłe; oczy, w których mógłby utonąć.
    Chcę — skinął głową z szelmowskim uśmiechem błąkającym się po bladym licu. Właściwie, to Safír nie musiał nawet pytać; wystarczyłoby zaledwie jedno słowo, jeden gest, a Viktor ruszyłby za nim choćby i do samego Helheimu. Nie puszczając więc jego dłoni, skierował swe kroki w stronę wyjścia. — O ile nie masz żadnych innych zobowiązań…
    Przechodząc obok jednego z suto zastawionych stołów, wyciągnął rękę po chłodzącą się w lodzie butelkę niewątpliwie drogiego szampana, którą natychmiast schował pod rozpiętą marynarką. — Zasłużyliśmy, Safírze — rzucił zanim przyjaciel zdążył w jakikolwiek sposób zareagować. Choć ociekające wodą szkło było lodowato zimne, Viktor czuł jedynie gorąco trawiące jego ciało od środka. Gdy tylko oddalili się od sali balowej, gdy muzyka zamieniła się w jedynie zniekształcone dudnienie, a ich sylwetki otulił przyjemny półmrok plątaniny korytarzy, wyciągnął swą zdobycz, dumny niczym wysłannik samej Królowej Anglii, wiozący kolejny łup suwenir do Brytyjskiego Muzeum. — Gdybym… Tylko hipotetycznie, ale gdybym był jednym z n i c h, nadal byś mnie… odwiedzał? — zapytał, otwierając butelkę. Charakterystyczny huk rozniósł się echem, natomiast sam korek odbił się od sufitu i upadł gdzieś poza zasięgiem ich wzroku. Upił kilka pierwszych łyków, uniemożliwiając spienionemu alkoholowi spłynął po szyjce butelki, bo czym podał naczynie Safírowi.  Och, słodkie pośrednie pocałunki


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.