:: Midgard :: Okolice :: Góry Bardal
Strona 1 z 2 • 1, 2
Świątynia Lokiego (Ś)
+3
Prorok
Mistrz Gry
Margrét Jäderholm
7 posters
Mistrz Gry
Świątynia Lokiego (Ś) Czw 11 Lip - 21:54
Świątynia Lokiego (Ś)
W ostatnich miesiącach wiele mówiono o nowo powstającej świątyni Lokiego, która wedle plotek miała znajdować się wysoko w górach Bardal. Kamień, z którego zbudowano budynek, zdaje się pochłaniać światło, nadając jej upiornego wyglądu. Wejście do świątyni jest wysokie i wąskie, przypominając paszczę demona gotowego pożreć każdego, kto odważy się przekroczyć jej próg. Kamienne posągi Lokiego i Hel, ożywione przez grę światła i cienia, wydają się żyć własnym życiem. Na samym końcu świątyni znajduje się monumentalny ołtarz, majestatycznie górujący nad całością.
Prorok
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Czw 11 Lip - 22:05
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
15.07.2001
Nadciągały zmiany, niczym burzowe chmury zwiastujące nową erę. Po gorących wydarzeniach ostatnich miesięcy, Magisterium postanowiło przekształcić swą strukturę i zmienić nurt swego przeznaczenia. Przewodnictwo midgardzkiego lidera okazało się odległe od ideałów i pierwotnych założeń ustanowionych przez Profetę Trygve, którego tajemnicze zniknięcie sprawiło, że wokół niego powstało wiele legend i niedopowiedzeń. Niektórzy zaczęli wątpić w jego rzeczywiste istnienie, choć nie wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, kto w rzeczywistości stał na czele Magisterium. Teraz jednak wszystko miało się odmienić; wieści niosły, że operacja Nagelfar, jak oficjalnie nazwano dzisiejsze spotkanie, miała być kluczem do osobistego spotkania z legendarnym Trygve. Szeptane w brudnych zakątkach Przesmyku Lokiego plotki nabierały coraz wyraźniejszych kształtów, jakby sam los wplótł je w materię rzeczywistości. Zaledwie dzień przed całym wydarzeniem rozesłano imienne listy, które zawierały precyzyjne instrukcje o tym, jak o północy należało zniszczyć list prostym zaklęciem, aby ten przeniósł wybranych ślepców do bliżej nieokreślonej lokacji. Nie chciano tu intruzów i szpiegów, choć musieli się się z tym liczyć — nie każdy był bowiem zrzeszonym członkiem.
Noc była wyjątkowo cicha i spokojna, gdy zaproszeni goście przygotowywali się do wykonania zadania. Gdy wybiła północ, serca przyspieszyły, a w powietrzu unosiła się atmosfera niepewności i oczekiwania. Zmiany, które nadciągały, miały być nieodwracalne, otwierając nowy rozdział w historii Magisterium. Ludzie pojawiali się jedno po drugim jak w zegarku, w tym Halle, Asterin, Verner, Magnus czy Margrét. Zgromadzeni goście na początku stali w milczeniu, czekając na to, co miało się wydarzyć. Ich twarze były ukryte w półmroku, a jedynym źródłem jakiegokolwiek światła były pochodnie oświetlające majestatyczne posągi przedstawiające — jak mogło się zdawać — Lokiego i Hel. Kamienne posągi zdawały się ożywać w migoczącym blasku, a cienie rzucane przez płomienie i zwisające, choć zgaszone żyrandole z kości i rogów tańczyły na ścianach, tworząc iluzję ruchu. Goście zaczęli szeptać między sobą, w mroku rozpoznając swoje twarze i dzieląc się domysłami. Niektórzy, tak jak Margrét, która prężnie działała w szeregach Magisterium, słyszeli już wcześniej o tym niedawno powstałym miejscu, inni zaś stali tu po raz pierwszy, zastanawiając się nad lokacją miejsca.
Minęło kilka minut od północy, a ludzie czekali z niecierpliwością, choć sami nie wiedzieli na co. Na Proroka Trygve? Po co tutaj właściwie byli? Byli wśród nich tacy, którzy od lat wątpili w istnienie Trygve, uważając go za postać z legend i opowieści, stworzoną, by inspirować i budzić nadzieję. Inni zaś wierzyli w jego powrót, przekonani, że ich lider powróci, by poprowadzić Magisterium ku nowej epoce. W miarę jak czas mijał, niepewność i oczekiwanie zaczęły się mieszać z podekscytowaniem. Szeptane rozmowy przerywały ciszę, a spojrzenia krążyły wśród zgromadzonych. Wtem dało się usłyszeć głęboki dźwięk ciężkich drzwi otwierających się z wysiłkiem, którego echo rozniosło się po sali, wzbudzając jeszcze większe napięcie.
INFORMACJE
Operację Nagelfar pora zacząć! Lokacja, do której się za pomocą listu teleportowaliście, jest wam bliżej nieznana, choć możecie snuć domysły i wsłuchiwać się w rozmowy stojących obok was ludzi. W tej rundzie możecie nieobowiązkowo rzucić kością k6, by usłyszeć różne mniej lub bardziej prawdziwe plotki. Margrét, z racji swoich bliskich koligacji z Magisterium, otrzymała prywatną wiadomość z informacją, co to za miejsce, w związku z czym proszę, byś w tej turze odpisała jako ostatnia. Proszę także o wymienienie całego ekwipunku, który przy sobie teraz macie.
Wynik: 1
— No wiesz, ja słyszałem, że poznamy wreszcie siedzibę Magisterium.
— Nie, no co ty, nie zabraliby nas wcale do siedziby Magisterium! A co, jeśli to tylko zmyłka? Może wcale nie chodzi o siedzibę, tylko o coś jeszcze bardziej sekretnego?
Wynik: 2
— A ja słyszałem też, że ten cały Trygve miał się tu pojawić.
— Trygve? Ten mityczny Profeta? Daj spokój, przecież wielu nawet nie wierzy, że on w ogóle istnieje! A nawet jeśli, to pewnie już dawno nie żyje.
— Ale jeśli naprawdę się pojawi? To by było coś! Wszystkie te legendy stałyby się prawdą…
Wynik: 3
— Ja strzelam, że jesteśmy w Przesmyku Lokiego! Pewnie to jakieś sekretne pomieszczenie w kanałach…
— A może, może… Też słyszałem, że pod miastem istnieje labirynt kanałów, pełen pułapek i zakamarków, gdzie tylko nieliczni mogą wejść. Mnie się jeszcze nie udało…
Wynik: 4
— I te posągi Lokiego i Hel... Ta Hel to serio taka szkaradna była?
— Lepiej uważaj, co mówisz o córce Lokiego! Wierz mi, nie chciałbyś byś mieć z nią do czynienia. Poza tym... Jakoś ciężko mi się tutaj oddycha. Tobie też?
Wynik: 5
— Ja to o tym Profecie Trygve słyszałem już od ponad czterdziestu lat, a nigdy go nie widziałem.
— No nic dziwnego! Ja słyszałam, że on jest zmiennokształtny, ale na ile to prawda, to nie wiem. Gdyby tak było, miałoby to sens — wysłannicy Forsetiego dalej go nie schwytali i ponoć nic na jego temat nie wiedzą…
Wynik: 6
— Ta cała operacja Nagelfar… Myślisz, że zbudowali statek z paznokci zmarłych?
— To chyba takie odniesienie… Wiesz, tak jak przy sterze Nagelfaru miał stanąć Loki, tak przy naszym stanie Trygve. W końcu! Bo ten cały Nørgaard, którego tu oddelegowali, to się u nas nie sprawdził. Słyszałem, że te rytuały, które robiliśmy nieźle namieszały…
Kość k6 (nieobowiązkowa)
Wynik: 1
— No wiesz, ja słyszałem, że poznamy wreszcie siedzibę Magisterium.
— Nie, no co ty, nie zabraliby nas wcale do siedziby Magisterium! A co, jeśli to tylko zmyłka? Może wcale nie chodzi o siedzibę, tylko o coś jeszcze bardziej sekretnego?
Wynik: 2
— A ja słyszałem też, że ten cały Trygve miał się tu pojawić.
— Trygve? Ten mityczny Profeta? Daj spokój, przecież wielu nawet nie wierzy, że on w ogóle istnieje! A nawet jeśli, to pewnie już dawno nie żyje.
— Ale jeśli naprawdę się pojawi? To by było coś! Wszystkie te legendy stałyby się prawdą…
Wynik: 3
— Ja strzelam, że jesteśmy w Przesmyku Lokiego! Pewnie to jakieś sekretne pomieszczenie w kanałach…
— A może, może… Też słyszałem, że pod miastem istnieje labirynt kanałów, pełen pułapek i zakamarków, gdzie tylko nieliczni mogą wejść. Mnie się jeszcze nie udało…
Wynik: 4
— I te posągi Lokiego i Hel... Ta Hel to serio taka szkaradna była?
— Lepiej uważaj, co mówisz o córce Lokiego! Wierz mi, nie chciałbyś byś mieć z nią do czynienia. Poza tym... Jakoś ciężko mi się tutaj oddycha. Tobie też?
Wynik: 5
— Ja to o tym Profecie Trygve słyszałem już od ponad czterdziestu lat, a nigdy go nie widziałem.
— No nic dziwnego! Ja słyszałam, że on jest zmiennokształtny, ale na ile to prawda, to nie wiem. Gdyby tak było, miałoby to sens — wysłannicy Forsetiego dalej go nie schwytali i ponoć nic na jego temat nie wiedzą…
Wynik: 6
— Ta cała operacja Nagelfar… Myślisz, że zbudowali statek z paznokci zmarłych?
— To chyba takie odniesienie… Wiesz, tak jak przy sterze Nagelfaru miał stanąć Loki, tak przy naszym stanie Trygve. W końcu! Bo ten cały Nørgaard, którego tu oddelegowali, to się u nas nie sprawdził. Słyszałem, że te rytuały, które robiliśmy nieźle namieszały…
CZAS NA ODPOWIEDŹ: do 14.07, 23:59
Magnus Eggen
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Czw 11 Lip - 22:44
Magnus EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : Niegdyś łowca Gleipniru. Dziś przestępca — najemnik, lichwiarz, morderca, złowrogi duch Przesmyku Lokiego; wierny kundel służący człowiekowi, któremu zawdzięcza zaślepienie.
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : obrońca (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 36 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
ekwipunek: Czujka (zawieszona na szyi; bonus +3 do spostrzegawczości); czarny humor, silne pięści i zamiłowanie do agresji <3
° ° °
M a g i s t e r i u m.
Słowo układane na języku ostatnimi tygodniami wreszcie nabrało kształtu, zmaterializowało się w rachitycznym ciałku listu dostarczonym bezszelestnie i niespodziewanie, kiedy nawet nie było go w mieszkaniu, i najprawdopodobniej identyczny otrzymała również Asterin, co wypełniało mężczyznę ambiwalentnymi odczuciami — jednocześnie cieszył się ze wsparcia w jej osobie, w końcu na polu walki rozumieli się bez zbędnych słów, uzupełniając jak dwie strony tej samej monety, aczkolwiek gdzieś pod sklepieniem czaszki albo we wnętrzu miarowo bijącego serca zagnieździła się niewielka fasolka niepokoju, która wykiełkowała chuda łodyżką; bał się o siostrę, o niespodziewane komplikacje, o niedające się przewidzieć wydarzenia, ale nie przeciwstawił się decyzji jasnowłosej o dołączeniu do spotkania mogącego przybliżyć, a przynajmniej zarysować sylwetkę samej organizacji, która do tego momentu była jedynie dźwiękiem.
Pustym wyrazem.
Pozbawioną definicji wydmuszką.
Oczywiście, że drażnił go zrozumiały lęk i wiedziony wieloletnimi przyzwyczajeniami rozglądał się dyskretnie pomiędzy bezimiennymi ludźmi, wypatrując pośród nich kogokolwiek podejrzanego, kto mógłby okazać się kruczym agentem, chociaż w rzeczywistości poszukiwał Jej. Obserwował z pozornym znużeniem stłoczone sylwetki nieznajomych, zachowując stosowne zdystansowanie zatrzymane w spojrzeniu mieszającym brąz z najprawdziwszą, nieprzeniknioną czernią i powstrzymując się przed przedwczesnym snuciem domysłów, jednak wizja samego wpełznięcia w granicę osławionego (nie zawsze przychylnymi opowieściami) Magisterium malowała się wyjątkowo interesującą paletą barw, o jakich wcześniej nie wiedział, że istnieją. Prawdą było, że potrzebował — potrzebowali — sojusznika w wojnie, której pierwsze kontury zostały przed tygodniami rozrysowane pod firmamentem czaszki Magnusa wyraźniej niż kiedykolwiek; magię zakazaną traktował niczym najsilniejszy oręż, chociaż rozumiał ideę bitew toczonych również słowami, złą sława, spiskami rozgrywającymi się pozornie na drugim planie, ale w rzeczywistości silnie splecionymi z głównymi wydarzeniami, a do tego organizacja zrzeszająca utalentowanych i oddanych sprawie ślepców wydawała się wręcz idealna.
Przekrzywił delikatnie głowę, kiedy usłyszał niewyraźne, stłumione szepty.
— I te posągi Lokiego i Hel... Ta Hel to serio taka szkaradna była?
— Lepiej uważaj, co mówisz o córce Lokiego! Wierz mi, nie chciałbyś byś mieć z nią do czynienia. Poza tym... Jakoś ciężko mi się tutaj oddycha. Tobie też?
Posągi rzeczywiście napawały czymś między grozą a zachwytem, kiedy kołyszące się z różnorodną intensywnością płomienie pochodni malowały wielokształtne freski dookoła, ale większą uwagę Norwega przykuło to, co zostało wypowiedziane dopiero na końcu i powstrzymując najdrobniejszy przejaw nerwowości, pozwolił mięśniom na delikatnie napięcie, chociaż nie spodziewał się żadnego ataku, mimo to instynkty wydawały się wziąć górę. Ponownie rozejrzał się przez przestrzeń, wypatrując jasnych kosmyków związanych w niedbały warkocz czy spiętych w naznaczonego pośpiechem koka, szukał błękitnych zwierciadeł gorejących głodem, gniewem, a nade wszystko niebezpieczeństwem zaklętym w drobnym, filigranowym ciele siostry. Gdzieś między pierwszym a drugim oddechem zastanowił się, czy napotka kogoś jeszcze, kogo jego oczy natychmiast rozpoznają…
I wówczas dźwięk rozwieranych drzwi przedarł się do małżowiny usznej, nurkując głębiej i wytrącając Magnusa z niedawnych poszukiwań oraz płosząc kruche myśli, a mężczyzna przeniósł spojrzenie w kierunku źródła pogłosu wypełniającego ściany zgęstniałym eterem nabiegłym niepewnością, podekscytowaniem, może nawet obietnicą czegoś wspaniałego — tyle, że ślepiec dawno przestał wierzyć słowom, zamiast tego wolał opierać się na czynach, dlatego wyprostowawszy sylwetkę wciąż zachowującą napięcie drapieżnika odkrywającego nowe terytorium, cierpliwie wyczekiwał tego, co nadejdzie.
p u r p o s e
— that's all any of us want now, every single one of us. Not answers, not Löve — just a reason to exist.
Mistrz Gry
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Czw 11 Lip - 22:44
The member 'Magnus Eggen' has done the following action : kości
'k6' : 4
'k6' : 4
Asterin Eggen
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pią 12 Lip - 9:26
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Droga Asterin. Zwrot niemal zbyt poufały, wykraczający poza anonimowość zapewnioną przez podpis, który mógł należeć do każdego. Nierówny początek. Twoje ostatnie poczynania zostały dostrzeżone i nie uszły uwadze Magisterium. Zadziwiające, że chociaż nigdy nie widziała siebie spowinowaconej z organizacją zrzeszającą ślepców, owe widmo zdawało się podążać za nią już od maja, od kiedy Magnus opowiedział jej o swoich planach. A potem, gdy okazało się, że do Magisterium należał również Verner, nawet nie była zdziwiona. Stowarzyszenie nieodzownie wiązało się w jej mniemaniu z eksperymentami, z czymś niestandardowym i poszukiwawczym, z gałęziami pogłębiającymi doczesne dokonania w każdej dziedzinie - czy to rytuałach, magii czy alchemii -, a spośród znanych jej alchemików Verner był najlepszy. Długo jednak nie widziała tam dla siebie miejsca. Tak długo, aż dano jej do zrozumienia, że Magisterium może potrzebować rąk, które nie zawahają się w wyeliminowaniu zagrożenia. Kogoś, kto bez mrugnięcia okiem upuści światu krwi w ochronie ich tajemnic albo realizacji przedsięwzięć. Kogoś, kto stanie się pierwszą linią obrony, władającego magią z wprawą godną uznania, szacunku. Wtedy w jej głowie zapaliła się lampka: a może?
Wiele uzależniała od tajemniczego spotkania, na które zaprosił ją Sprzymierzeniec, kimkolwiek był. Wiedziała, że takie same wiadomości otrzymali Verner i Magnus, a ich obecność w mglistym przedsięwzięciu była pokrzepiająca. Równo o północy Asterin spaliła zatem papier dostarczony przez wiewiórkę: gdy buchnęły iskry i w powietrzu uniósł się charakterystyczny zapach, teraz kojarzący się jej z pożogą trawiącą lasy pełne kokonów i motyli o przeklętych, spijających magię skrzydłach - wtedy poczuła, że nie stoi już we własnym mieszkaniu.
Ciężkie powietrze wypełniło płuca, szum głosów, cichych i przejętych, zawrzał jak bzyczenie w ulu. Asterin rozejrzała się po otoczeniu: niektóre twarze były znajome, inne widziała pierwszy raz w życiu, a w każdej parze oczu zdawało się pobłyskiwać podobnie napięte oczekiwanie. Najwyraźniej nie była jedyna, która sporo kwestii przyszłości warunkowała od powstałej wokół profety legendy i tego, czego mogła się dziś dowiedzieć. Po śmierci Nørgaarda ślepcy Midgardu potrzebowali silnego przewodnictwa, człowieka, który ich zrzeszy, pokieruje ich na właściwe tory i faktycznie doprowadzi do wartościowego położenia. Nie wzbraniała się przed perspektywą uznania takiej osoby za swojego zwierzchnika tak długo, jak nie okazałby się tyranem podobnym Wujkowi. I tak długo, jak pozwoliłby jej pogłębić moc, którą władała. Gdyby na jej lojalność odpowiedział nowym wymiarem zdolności i dopuszczeniem do sekretów arkan, dzięki którym stałaby się jeszcze silniejsza, bez wahania odpłaciłaby się krwią, oddaniem i ochroną.
W końcu dostrzegła w tłumie Magnusa i podeszła do niego, bez słowa ścisnąwszy jego ramię w ramach powitania, tuż nad łokciem. Nie musieli nic mówić; wiedziała, że pragnął i poszukiwał Magisterium, a wreszcie pojawiła się szansa, by mógł te zamiary urzeczywistnić. Mocno wczepiła palce w metaliczny mięsień ukryty pod jego skórą, gestem zdając się mówić jesteśmy w tym razem. Potem dostrzegła również Vernera - i pozwoliła spojrzeniu osiąść na nim na dłużej, zanim wróciła wzrokiem do brata i wskazała mu mężczyznę, z którym od ostatnich trzech tygodni spalała się w niezaplanowanej bliskości, niemalże dzień w dzień, noc w noc. Magnus mógł za nią ruszyć w stronę Forsberga, ale nie musiał; zaprosiła go w ciszy i pozwoliła mu podjąć własną decyzję, kiedy przekradała się przez nabrzmiały od domysłów zbiór ludzkich głosów, żeby znaleźć się bliżej Vernera. Dochodziły do niej gdybania i wnioski, szum mówiący o tym, że działania pod wodzą Nørgaarda zawiodły, a oferowane przez niego wizje doprowadziły do kłopotów - i zgadzała się z tym. To dlatego trzymała się z daleka od jego wyznawców, ciekawa, czy profeta Trygve okaże się bieglejszym przywódcą. Póki co wygrywał przynajmniej na polu enigmatyczności.
- Wiesz, co to za miejsce? - wymamrotała dyskretnie do Forsberga, kiedy już stanęła obok niego. Sama nie miała pojęcia, ciemna komnata z posągami dwóch bogów oprószonych blaskiem pochodni niewiele jej mówiła. Może to jakaś jaskinia? Asterin drgnęła nagle na dźwięk otwieranych wrót, ciężkich i ospałych, i odruchowo zacisnęła ręce, gotowe krzesać zaklęcia, gdyby pojawiła się taka konieczność - ale część niej miała nadzieję, że to nie podstęp, nie sprytny plan uderzeniowy Kruczych. Że przez drzwi przejdzie profeta i lata tajemnic wreszcie zostaną oświetlone rozwiązaniem.
ekwipunek: lustro forsetiego jako łańcuszek na szyi, rękawiczki zasłaniające pieczęć lokiego
Wiele uzależniała od tajemniczego spotkania, na które zaprosił ją Sprzymierzeniec, kimkolwiek był. Wiedziała, że takie same wiadomości otrzymali Verner i Magnus, a ich obecność w mglistym przedsięwzięciu była pokrzepiająca. Równo o północy Asterin spaliła zatem papier dostarczony przez wiewiórkę: gdy buchnęły iskry i w powietrzu uniósł się charakterystyczny zapach, teraz kojarzący się jej z pożogą trawiącą lasy pełne kokonów i motyli o przeklętych, spijających magię skrzydłach - wtedy poczuła, że nie stoi już we własnym mieszkaniu.
Ciężkie powietrze wypełniło płuca, szum głosów, cichych i przejętych, zawrzał jak bzyczenie w ulu. Asterin rozejrzała się po otoczeniu: niektóre twarze były znajome, inne widziała pierwszy raz w życiu, a w każdej parze oczu zdawało się pobłyskiwać podobnie napięte oczekiwanie. Najwyraźniej nie była jedyna, która sporo kwestii przyszłości warunkowała od powstałej wokół profety legendy i tego, czego mogła się dziś dowiedzieć. Po śmierci Nørgaarda ślepcy Midgardu potrzebowali silnego przewodnictwa, człowieka, który ich zrzeszy, pokieruje ich na właściwe tory i faktycznie doprowadzi do wartościowego położenia. Nie wzbraniała się przed perspektywą uznania takiej osoby za swojego zwierzchnika tak długo, jak nie okazałby się tyranem podobnym Wujkowi. I tak długo, jak pozwoliłby jej pogłębić moc, którą władała. Gdyby na jej lojalność odpowiedział nowym wymiarem zdolności i dopuszczeniem do sekretów arkan, dzięki którym stałaby się jeszcze silniejsza, bez wahania odpłaciłaby się krwią, oddaniem i ochroną.
W końcu dostrzegła w tłumie Magnusa i podeszła do niego, bez słowa ścisnąwszy jego ramię w ramach powitania, tuż nad łokciem. Nie musieli nic mówić; wiedziała, że pragnął i poszukiwał Magisterium, a wreszcie pojawiła się szansa, by mógł te zamiary urzeczywistnić. Mocno wczepiła palce w metaliczny mięsień ukryty pod jego skórą, gestem zdając się mówić jesteśmy w tym razem. Potem dostrzegła również Vernera - i pozwoliła spojrzeniu osiąść na nim na dłużej, zanim wróciła wzrokiem do brata i wskazała mu mężczyznę, z którym od ostatnich trzech tygodni spalała się w niezaplanowanej bliskości, niemalże dzień w dzień, noc w noc. Magnus mógł za nią ruszyć w stronę Forsberga, ale nie musiał; zaprosiła go w ciszy i pozwoliła mu podjąć własną decyzję, kiedy przekradała się przez nabrzmiały od domysłów zbiór ludzkich głosów, żeby znaleźć się bliżej Vernera. Dochodziły do niej gdybania i wnioski, szum mówiący o tym, że działania pod wodzą Nørgaarda zawiodły, a oferowane przez niego wizje doprowadziły do kłopotów - i zgadzała się z tym. To dlatego trzymała się z daleka od jego wyznawców, ciekawa, czy profeta Trygve okaże się bieglejszym przywódcą. Póki co wygrywał przynajmniej na polu enigmatyczności.
- Wiesz, co to za miejsce? - wymamrotała dyskretnie do Forsberga, kiedy już stanęła obok niego. Sama nie miała pojęcia, ciemna komnata z posągami dwóch bogów oprószonych blaskiem pochodni niewiele jej mówiła. Może to jakaś jaskinia? Asterin drgnęła nagle na dźwięk otwieranych wrót, ciężkich i ospałych, i odruchowo zacisnęła ręce, gotowe krzesać zaklęcia, gdyby pojawiła się taka konieczność - ale część niej miała nadzieję, że to nie podstęp, nie sprytny plan uderzeniowy Kruczych. Że przez drzwi przejdzie profeta i lata tajemnic wreszcie zostaną oświetlone rozwiązaniem.
ekwipunek: lustro forsetiego jako łańcuszek na szyi, rękawiczki zasłaniające pieczęć lokiego
Mistrz Gry
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pią 12 Lip - 9:26
The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości
'k6' : 6
'k6' : 6
Verner Forsberg
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pią 12 Lip - 14:36
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Drugi list od Magisterium otrzymany na przestrzeni dwóch tygodni utwierdził go w przekonaniu, że jest na dobrej drodze — a przynajmniej skutecznej drodze. Gdy pierwszy raz dobiegły go na Przesmyku Lokiego szepty o organizacji zszerzającej ślepców, wiedział już, że musi do niej dołączyć i że to tam mógłby zacząć poszukiwania ukrytej wiedzy i zapomnianych eksperymentów, że samemu może im sporo zaoferować (swoje nazwisko, swoje zdolności, a dopóki utrzyma swój sekret w tajemnicy przed rodziną, może nawet pieniądze) w zamian za dostęp do ukrytej wiedzy. W zamian za szansę, choćby szansę, na wyleczenie samego siebie.
Gdy zaczął dowiadywać się więcej o tym, że Magisterium ma własną hierarchię i politykę (z którą, na podstawie strzępów zasłyszanych informacji, się zgadzał!), jego entuzjazm już tylko urósł. Wychował się przecież w środowisku niejako hierarchicznym i zawsze gorąco interesował się polityką choć jako drugi syn trzeciego syna jarla nie miał w niej zbyt wielkiej sprawczości. Nie miał też, tak do końca, temperamentu do polityki rozgrywającej się w kuluarach Rady — miał cięty język, był okrutny, bywał zapalczywy, szedłby do celu po trupacch. Nie uważał, że jakakolwiek wiedza powinna być uznana za nazbyt niebezpieczną i cenzurowana. Z boku obserwował poczynania swojej rodziny, z żywym zainteresowaniem przyjął wiadomości o aspiracjach jarla Forsbergów w wyborach na Głosiciela Prawa, kibicował mu zresztą (póki nosił to nazwisko, póki jechali na jednym wózku), ale zarazem zdawał sobie sprawę, że polityka galdrów to już nie jest do końca jego świat. Może nigdy nie była jego światem, bo choć pomagał sporo rodzinie i ojcu, choć z zapałem wcielał się w rolę idealnego Forsberga i syna, to po śmierci własnego dziecka zorientował się, że to nigdy nie była jego rola, że był jak marionetka powtarzająca słowa i gesty własnych krewnych. A bardzo nie lubił czuć się marionetką.
Wiedział, że w Magisterium będzie musiał zacząć prawie od zera, choć miał nieśmiałą nadzieję, że jego nazwisko oraz zdolność do namieszania w polityce Rady (póki nie był zdemaskowany, mógł przecież wypowiadać się publicznie z perspektywy porządnych galdrów) zdołają ich zaintrygować. Magisterium cię obserwuje, dźwięczały mu w uszach słowa Björna, a on miał nadzieję, że dla nich nie będzie ani marionetką ani uprzywilejowanym chłopcem (jak dla Kruczej Straży): że będzie, w r e s z c i e, mógł być sobą, bo miał sporo do zaoferowania, a jego bezwzględność i dociekliwość mogły być w tym politycznym środowisku atutem, a nie przeszkodą.
Na razie zaoferował im eliksir oraz — wspólnie z Asterin rzucając zabijające motyle zaklęcia — spopielony las (i tylko Asterin wiedziała już, ile go to kosztowało, przedłożenie bezpieczeństwa ślepców ponad szansę na lek dla siebie), ale przecież dopiero się rozkręcał. Niecierpliwie wyczekiwał spotkania, miał dość poznawania woli Magisterium z pogłosek i plotek, miał dość marazmu i chaosu, bo — być może idealistycznie, albo z optymizmem typowym dla kogoś wychowanego z dala od biedy – wierzył, że ślepcy powinni się zjednoczyć.
Wydarzenia z wściekłej gęstwiny wypleniły z niego jednak trochę idealizmu — działaliby tam skuteczniej w grupie, a mimo wszystko dwójka nieznajomych ślepców postanowiła spróbować go otruć (nie wiedział, czy bardziej ubodło go to, że chcieli go zabić, czy że wzięli go za idiotę) ot tak, od pierwszego wejrzenia. Czyli to był taki świat, jak każdy inny, brutalny i łączący najwybitniejsze umysły oraz zwykłych głupców. Na pamiątkę tamtej sytuacji wsunął do kieszeni Paraliksir, który przed trzema tygodniami próbowano mu podać — ot, na wszelki wypadek. Długo debatował też nad uwarzeniem Incognito, ale ostatecznie chciał przecież zostać tutaj usłyszany i zapamiętany, a w takim razie musiał przyjść na spotkanie z własną twarzą. Ci z Magisterium, którzy mieli znać jego nazwisko, pewnie już je poznali. Nie miał zamiaru zdradzać go nikomu innemu, ale twarz będzie jednak potrzebna — choć na wszelki wypadek ubrał pelerynę z kapturem, który skrył jego twarz tuż po spaleniu listu i teleportacji.
Tuż po znalezieniu się w miejscu, którego nie rozpoznawał, zsunął kaptur z głowy, szukając wzrokiem Asterin i chcąc jej pozwolić znaleźć siebie. Dostrzegł ją przy kimś, ale zdusił pierwszą iskrę zazdrości, bo wiedział już, że Eggen ma brata — czy to on, czy inny jej... znajomy? Zachował ostrożność, zachował też pokerową twarz, bo w towarzystwie nieznajomych mieli zachować swoją zażyłość w tajemnicy. Tylko jego spojrzenie mogło zdradzić komuś uważnemu (na przykład Magnusowi), że przez moment szukał wzrokiem tylko jej. Znów nasunął kaptur na głowę, gdy Asterin odnalazła go spojrzeniem i ruszyła w jego stronę.
- Nie. - lekki grymas przebieg mu po twarzy, gdy przyznawał się do niewiedzy, nie znosił tego. - Mam nadzieję, że nie statek z paznokci zmarłych. - szepnął w ramach żartu, ale w głowie analizował już szepty o Trygve, o niesprawdzonym liderze odpowiedzialnym za mordy rytualne. Krucza Straż zaskoczyła Nørgaarda, taką wersję wydarzeń poznał, ale co naprawdę się stało, skoro tamten się nie sprawdził? Cieszył się, że dołączał do Magisterium dopiero teraz, choć wynikało to głównie z tego, że nie oślepł wcześniej. - Na Przesmyku plotkują, że Magisterium rozważa sprowadzenie do Midgardu ślepców z zagranicy. Może przekonamy się, czy to prawda.. - dodał szeptem do Asterin.
Drgnął lekko, gdy skrzypnęły otwierane drzwi i umilkł i z antycypacją spojrzał w ich stronę.
ekwipunek: fiolka z jadem Orma jako breloczek (+2 do magii natury), naszyjnik Eir na szyi (+1 do magii leczniczej), peleryna z kapturem, Paraliksir, odżywcze cukierki (9 sztuk)
Gdy zaczął dowiadywać się więcej o tym, że Magisterium ma własną hierarchię i politykę (z którą, na podstawie strzępów zasłyszanych informacji, się zgadzał!), jego entuzjazm już tylko urósł. Wychował się przecież w środowisku niejako hierarchicznym i zawsze gorąco interesował się polityką choć jako drugi syn trzeciego syna jarla nie miał w niej zbyt wielkiej sprawczości. Nie miał też, tak do końca, temperamentu do polityki rozgrywającej się w kuluarach Rady — miał cięty język, był okrutny, bywał zapalczywy, szedłby do celu po trupacch. Nie uważał, że jakakolwiek wiedza powinna być uznana za nazbyt niebezpieczną i cenzurowana. Z boku obserwował poczynania swojej rodziny, z żywym zainteresowaniem przyjął wiadomości o aspiracjach jarla Forsbergów w wyborach na Głosiciela Prawa, kibicował mu zresztą (póki nosił to nazwisko, póki jechali na jednym wózku), ale zarazem zdawał sobie sprawę, że polityka galdrów to już nie jest do końca jego świat. Może nigdy nie była jego światem, bo choć pomagał sporo rodzinie i ojcu, choć z zapałem wcielał się w rolę idealnego Forsberga i syna, to po śmierci własnego dziecka zorientował się, że to nigdy nie była jego rola, że był jak marionetka powtarzająca słowa i gesty własnych krewnych. A bardzo nie lubił czuć się marionetką.
Wiedział, że w Magisterium będzie musiał zacząć prawie od zera, choć miał nieśmiałą nadzieję, że jego nazwisko oraz zdolność do namieszania w polityce Rady (póki nie był zdemaskowany, mógł przecież wypowiadać się publicznie z perspektywy porządnych galdrów) zdołają ich zaintrygować. Magisterium cię obserwuje, dźwięczały mu w uszach słowa Björna, a on miał nadzieję, że dla nich nie będzie ani marionetką ani uprzywilejowanym chłopcem (jak dla Kruczej Straży): że będzie, w r e s z c i e, mógł być sobą, bo miał sporo do zaoferowania, a jego bezwzględność i dociekliwość mogły być w tym politycznym środowisku atutem, a nie przeszkodą.
Na razie zaoferował im eliksir oraz — wspólnie z Asterin rzucając zabijające motyle zaklęcia — spopielony las (i tylko Asterin wiedziała już, ile go to kosztowało, przedłożenie bezpieczeństwa ślepców ponad szansę na lek dla siebie), ale przecież dopiero się rozkręcał. Niecierpliwie wyczekiwał spotkania, miał dość poznawania woli Magisterium z pogłosek i plotek, miał dość marazmu i chaosu, bo — być może idealistycznie, albo z optymizmem typowym dla kogoś wychowanego z dala od biedy – wierzył, że ślepcy powinni się zjednoczyć.
Wydarzenia z wściekłej gęstwiny wypleniły z niego jednak trochę idealizmu — działaliby tam skuteczniej w grupie, a mimo wszystko dwójka nieznajomych ślepców postanowiła spróbować go otruć (nie wiedział, czy bardziej ubodło go to, że chcieli go zabić, czy że wzięli go za idiotę) ot tak, od pierwszego wejrzenia. Czyli to był taki świat, jak każdy inny, brutalny i łączący najwybitniejsze umysły oraz zwykłych głupców. Na pamiątkę tamtej sytuacji wsunął do kieszeni Paraliksir, który przed trzema tygodniami próbowano mu podać — ot, na wszelki wypadek. Długo debatował też nad uwarzeniem Incognito, ale ostatecznie chciał przecież zostać tutaj usłyszany i zapamiętany, a w takim razie musiał przyjść na spotkanie z własną twarzą. Ci z Magisterium, którzy mieli znać jego nazwisko, pewnie już je poznali. Nie miał zamiaru zdradzać go nikomu innemu, ale twarz będzie jednak potrzebna — choć na wszelki wypadek ubrał pelerynę z kapturem, który skrył jego twarz tuż po spaleniu listu i teleportacji.
Tuż po znalezieniu się w miejscu, którego nie rozpoznawał, zsunął kaptur z głowy, szukając wzrokiem Asterin i chcąc jej pozwolić znaleźć siebie. Dostrzegł ją przy kimś, ale zdusił pierwszą iskrę zazdrości, bo wiedział już, że Eggen ma brata — czy to on, czy inny jej... znajomy? Zachował ostrożność, zachował też pokerową twarz, bo w towarzystwie nieznajomych mieli zachować swoją zażyłość w tajemnicy. Tylko jego spojrzenie mogło zdradzić komuś uważnemu (na przykład Magnusowi), że przez moment szukał wzrokiem tylko jej. Znów nasunął kaptur na głowę, gdy Asterin odnalazła go spojrzeniem i ruszyła w jego stronę.
Szept rozbrzmiał obok nich, gdy Asterin już się z nim zrównała. Spojrzał na nią kontrolnie, z góry — zadarłwszy głowę mogła dostrzec jego twarz pod kapturem, co było niezaprzeczalnym atutem ich różnicy wzrostu — by upewnić się, że też to usłyszała.— Ta cała operacja Nagelfar… Myślisz, że zbudowali statek z paznokci zmarłych?
— To chyba takie odniesienie… Wiesz, tak jak przy sterze Nagelfaru miał stanąć Loki, tak przy naszym stanie Trygve. W końcu! Bo ten cały Nørgaard, którego tu oddelegowali, to się u nas nie sprawdził. Słyszałem, że te rytuały, które robiliśmy nieźle namieszały…
- Nie. - lekki grymas przebieg mu po twarzy, gdy przyznawał się do niewiedzy, nie znosił tego. - Mam nadzieję, że nie statek z paznokci zmarłych. - szepnął w ramach żartu, ale w głowie analizował już szepty o Trygve, o niesprawdzonym liderze odpowiedzialnym za mordy rytualne. Krucza Straż zaskoczyła Nørgaarda, taką wersję wydarzeń poznał, ale co naprawdę się stało, skoro tamten się nie sprawdził? Cieszył się, że dołączał do Magisterium dopiero teraz, choć wynikało to głównie z tego, że nie oślepł wcześniej. - Na Przesmyku plotkują, że Magisterium rozważa sprowadzenie do Midgardu ślepców z zagranicy. Może przekonamy się, czy to prawda.. - dodał szeptem do Asterin.
Drgnął lekko, gdy skrzypnęły otwierane drzwi i umilkł i z antycypacją spojrzał w ich stronę.
ekwipunek: fiolka z jadem Orma jako breloczek (+2 do magii natury), naszyjnik Eir na szyi (+1 do magii leczniczej), peleryna z kapturem, Paraliksir, odżywcze cukierki (9 sztuk)
Mistrz Gry
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pią 12 Lip - 14:36
The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości
'k6' : 6
'k6' : 6
Halle Skov
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pon 15 Lip - 22:31
Halle SkovŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Genetyka : huldrekall
Zawód : muzyk, kompozytor, upadła gwiazda
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kuna
Atuty : zaślepiony (I), arysta: muzyk (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 19 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 13 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 18 / wiedza ogólna: 5
Ciemność buchnęła mu w twarz, rozsypując się chmurą czarnego pyłu, dziwnie metalicznego w smaku. Halle czuł, jak drżą mu mięśnie zmęczone poprzednią nocą, jak boli głowa nadal ciężka od dymu i bezsenności. Miał pusty żołądek i nieprzyjemnie lekkie kieszenie — z tygodnia na tydzień i z miesiąca na miesiąc coraz mniej przypominał tamtego mężczyznę, którego próbował grać ostatnich kilka lat, a coraz bardziej to, czym się urodził. Demona z krowim ogonem, sierotę z podbrzusza miasta, wygłodzonego, warczącego kundla nerwowo rozglądającego się po pomieszczeniu pełnym obcych. Nie chciał tu być. Cień Magisterium przyprawiał go o dreszcze, a nieznani ślepcy zebrani w swoich grupach przypominali porozrywane stada wilków. Większość z nich wydawała mu się groźna, podobnie jak groźny wydał mu się tamten list. Przemienił się zaledwie kilka miesięcy temu i od tego czasu chował się w ciemnych zaułkach lub za plecami Magnusa. Nie był przydatny ni istotny, lecz z jakiegoś powodu stał tutaj teraz, między nimi, obserwując drobne iluzje ruchu przesuwające się po kształtach posągów.
Nie rozpoznawał twarzy ani głosów, w cieniu wychwycił jednak urywki rozmów. Czyichś imion, czyichś nerwowych śmiechów. Paznokcie umarłych. Skrzywił się lekko, odruchowo zaciskając palce mocniej na rękojeści noża wysuniętej z rękawa. Tym razem również nie planował dać się zabić tak po prostu. Trygve. Znajome nazwisko wypowiedziane podekscytowanym szeptem, jak gdyby rozmawiano o kolejnej młodej gwieździe polityki lub teatru, dogonione zaraz wspomnieniem trupa, którego Halle pamiętał jako smukłego, siwego jegomościa o zbyt bystrych oczach, długie lata przyklejonego do ramienia swojej ważnej, wszechwiedzącej małżonki. Nigdy nie lubił Nørgaardów, w latach, gdy przebywał bliżej midgardzkiej elity ci wydawali mu się równie pięknie mistyczni co obrzydliwie ponurzy, zatruci rozpamiętywaniem historii, która okazała się ich złośliwie doganiać. Wolał jednak myśleć o nich jako o przyjemnych dla oka posągowych kobietach pachnących kadzidłami niż o fanatycznym ślepcu, o którym w Przesmyku rozpowiadano wciąż nowe plotki. Gdy trafił na nie po raz pierwszy, wydały mu się nawet zabawne. Pamiętał jasnowłosego ślepca imieniem Pekka, pijanego i opartego o jego ramię, głoszącego głupie prawdy o potędze i rytuałach, których najwidoczniej sam nie rozumiał. Z czasem jednak Halle pojął, iż powinien plotki o Norgaardzie i Magisterium traktować jak ostrzeżenie — z niepokojem, z którym traktuje się bajki o niegrzecznych dzieciach porywanych przez trolle. Obawiał się więc dnia, w którym ktoś go znajdzie — znowu ktoś, ktoś wyżej, ktoś potężniejszy; obawiał się tego listu i tych szeptów, które otaczały go jak drobne owady.
Poprawił kaptur i kilka kosmyków włosów niechlujnie opadających na twarz. W ciemności dostrzegał niewiele, przywykł jednak do cieni, był wszak istotą z natury nocną, niewiadome wydały mu się więc niemal przyjemnie znajome, a kształty wkrótce zaczęły się wyostrzać. Wystający spod krańca skórzanej kurtki krowi ogon owinął się wokół jego nogi jak wąż — był to ten jeden, mały tik, który zwykł zdradzać jego zdenerwowanie, zupełnie jakby gestem tym próbował brać się w garść, uspokajać bicie serca i płytki oddech.
Czekał.
Ekwipunek: nóż, amulet z czarną perłą, najpiękniejszy uśmiech w Midgardzie :)))
Nie rozpoznawał twarzy ani głosów, w cieniu wychwycił jednak urywki rozmów. Czyichś imion, czyichś nerwowych śmiechów. Paznokcie umarłych. Skrzywił się lekko, odruchowo zaciskając palce mocniej na rękojeści noża wysuniętej z rękawa. Tym razem również nie planował dać się zabić tak po prostu. Trygve. Znajome nazwisko wypowiedziane podekscytowanym szeptem, jak gdyby rozmawiano o kolejnej młodej gwieździe polityki lub teatru, dogonione zaraz wspomnieniem trupa, którego Halle pamiętał jako smukłego, siwego jegomościa o zbyt bystrych oczach, długie lata przyklejonego do ramienia swojej ważnej, wszechwiedzącej małżonki. Nigdy nie lubił Nørgaardów, w latach, gdy przebywał bliżej midgardzkiej elity ci wydawali mu się równie pięknie mistyczni co obrzydliwie ponurzy, zatruci rozpamiętywaniem historii, która okazała się ich złośliwie doganiać. Wolał jednak myśleć o nich jako o przyjemnych dla oka posągowych kobietach pachnących kadzidłami niż o fanatycznym ślepcu, o którym w Przesmyku rozpowiadano wciąż nowe plotki. Gdy trafił na nie po raz pierwszy, wydały mu się nawet zabawne. Pamiętał jasnowłosego ślepca imieniem Pekka, pijanego i opartego o jego ramię, głoszącego głupie prawdy o potędze i rytuałach, których najwidoczniej sam nie rozumiał. Z czasem jednak Halle pojął, iż powinien plotki o Norgaardzie i Magisterium traktować jak ostrzeżenie — z niepokojem, z którym traktuje się bajki o niegrzecznych dzieciach porywanych przez trolle. Obawiał się więc dnia, w którym ktoś go znajdzie — znowu ktoś, ktoś wyżej, ktoś potężniejszy; obawiał się tego listu i tych szeptów, które otaczały go jak drobne owady.
Poprawił kaptur i kilka kosmyków włosów niechlujnie opadających na twarz. W ciemności dostrzegał niewiele, przywykł jednak do cieni, był wszak istotą z natury nocną, niewiadome wydały mu się więc niemal przyjemnie znajome, a kształty wkrótce zaczęły się wyostrzać. Wystający spod krańca skórzanej kurtki krowi ogon owinął się wokół jego nogi jak wąż — był to ten jeden, mały tik, który zwykł zdradzać jego zdenerwowanie, zupełnie jakby gestem tym próbował brać się w garść, uspokajać bicie serca i płytki oddech.
Czekał.
Ekwipunek: nóż, amulet z czarną perłą, najpiękniejszy uśmiech w Midgardzie :)))
Don't give it a hand, offer it a soul
Don't let it in with no intention to keep it, Jesus Christ, don't be kind to it. Honey, don't feed it, it will come back
Mistrz Gry
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pon 15 Lip - 22:31
The member 'Halle Skov' has done the following action : kości
'k6' : 6
'k6' : 6
Margrét Jäderholm
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Wto 16 Lip - 1:25
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
Posiadanie sklepu z artefaktami w Przesmyku Lokiego miało wiele korzyści, a jednym z nich był dostęp do plotek i pogłosek krążących wśród ślepców. Dzięki temu miała pojęcie, co ludzie myślą i mogła to skonfrontować z informacjami, które sama posiadała. Musiała odsiewać ziarna od plew, ale aktualnie przychodziło jej to z łatwością.
Obawiała się zmian w Magisterium, a jednocześnie wiedziała, że są niezbędne i widziała w nich szansę dla siebie, by zostać zauważoną, wejść szczebel wyżej na drabinie. Nie po to w ostatnich latach uczyła się ciągle nowych rzeczy, rozwijała umiejętności i planowała następne kroki, by pozostać w cieniu. Ambicja pchała ją na szczyt, a choć do tej pory wykonywała wszystkie rozkazy w ciszy, nie wychylając się zbytnio, by stopniowo zyskiwać uznanie, tak należało teraz zmienić nieco podejście na bardziej agresywne, jeśli będzie to możliwe. Prawdziwą strategię będzie mogła przyjąć dopiero, kiedy pozna kluczowe fakty, gdy pozna Profetę i jego założenia.
Potrzebowali silnego lidera, a jeśli wszystkie dotychczasowe pogłoski się potwierdzą i faktycznie dojdzie do spotkania z Trygve, mieli szansę odnieść sukces. Za żadne skarby nie mogła tego przegapić.
Obejrzała imienny list kilka razy, zadając sobie mnóstwo pytań - jaki kierunek obiorą, jakie będą ich cele, co ulegnie zmienie, czy dotychczasowa nieobecność zostanie jakkolwiek wytłumaczona? Z każdą godziną liczba pytań rosła, ale cierpliwie czekała na wyznaczoną godzinę, by zgodnie z instrukcją równo o północy zniszczyć list.
Została przeniesiona do lokacji, o której już wcześniej słyszała. Niedawno wybudowana świątynia Lokiego położona gdzieś w górach Bardal miała być nowym otwarciem i teraz mieli w końcu okazję podziwiać ją z bliska. Panujący półmrok dodawał tajemniczości, choć mimowolnie zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Rozpoznała kilka, z niektórymi witała się krótkim skinieniem, przesuwając się w najkorzystniejsze miejsce, z którego będzie najlepszy widok. Poruszała się, jakby to miejsce należało do niej, choć była tu pierwszy raz i w zasadzie nie pełniła żadnej znamienitej funkcji, tak wyuczona pewność siebie, nawet jeśli pozorna, sprawiała, że nosiła głowę wysoko. Była dumna, że może uczestniczyć w tak ważnym, historycznym wręcz wydarzeniu. Jej adopcyjni rodzice również musieli gdzieś tu być, choć nie starała się na siłę ich odnaleźć. Zwykle trzymała dystans, bo choć to właśnie oni nadali jej życiu sens i wprowadzili ją w towarzystwo ślepców, to wolała myśleć, że osiągnęła wszystko ciężką pracą i nawet jeśli dostała coś od zamożnych rodziców, to opłaciła to w inny sposób.
Pojawiało się coraz więcej osób, aż zaczęła się zastanawiać, czy wszyscy są w zaufanym kręgu Magisterium, czy wieść rozeszła się dalej. Czy pośród nich mogą być zdrajcy? Nie, niemożliwe. W swej nieufnej naturze nie była w stanie patrzeć na pozostałych jak na sprzymierzeńców, trzymała się odrobinę na uboczu, ostrożna. Nie podejrzewała, żeby był to jakiś test, ale z drugiej strony niewiele wiedziała o metodach nowego przywódcy, a nie lubiła niespodzianek - sytuacji, których nie potrafiła przewidzieć. Wolała działać na spokojnie, po przemyśleniu wszystkich możliwości, by podjąć jak najrozsądniejszą decyzję. Tutaj niemal wszystko stało pod znakiem zapytania, dodatkowo rosnące napięcie wywołane oczekiwaniem, powodowało u niej dyskomfort, który maskowała pokerową twarzą. Jeszcze kilka chwil, a wszystko stanie się jasne; cierpliwości jej nie brakowało.
ekwipunek: scyzoryk, wisior w kształcie ludzkiej kości (+3 do magii natury), czarna chusta na głowie, przysłaniająca włosy.
Obawiała się zmian w Magisterium, a jednocześnie wiedziała, że są niezbędne i widziała w nich szansę dla siebie, by zostać zauważoną, wejść szczebel wyżej na drabinie. Nie po to w ostatnich latach uczyła się ciągle nowych rzeczy, rozwijała umiejętności i planowała następne kroki, by pozostać w cieniu. Ambicja pchała ją na szczyt, a choć do tej pory wykonywała wszystkie rozkazy w ciszy, nie wychylając się zbytnio, by stopniowo zyskiwać uznanie, tak należało teraz zmienić nieco podejście na bardziej agresywne, jeśli będzie to możliwe. Prawdziwą strategię będzie mogła przyjąć dopiero, kiedy pozna kluczowe fakty, gdy pozna Profetę i jego założenia.
Potrzebowali silnego lidera, a jeśli wszystkie dotychczasowe pogłoski się potwierdzą i faktycznie dojdzie do spotkania z Trygve, mieli szansę odnieść sukces. Za żadne skarby nie mogła tego przegapić.
Obejrzała imienny list kilka razy, zadając sobie mnóstwo pytań - jaki kierunek obiorą, jakie będą ich cele, co ulegnie zmienie, czy dotychczasowa nieobecność zostanie jakkolwiek wytłumaczona? Z każdą godziną liczba pytań rosła, ale cierpliwie czekała na wyznaczoną godzinę, by zgodnie z instrukcją równo o północy zniszczyć list.
Została przeniesiona do lokacji, o której już wcześniej słyszała. Niedawno wybudowana świątynia Lokiego położona gdzieś w górach Bardal miała być nowym otwarciem i teraz mieli w końcu okazję podziwiać ją z bliska. Panujący półmrok dodawał tajemniczości, choć mimowolnie zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Rozpoznała kilka, z niektórymi witała się krótkim skinieniem, przesuwając się w najkorzystniejsze miejsce, z którego będzie najlepszy widok. Poruszała się, jakby to miejsce należało do niej, choć była tu pierwszy raz i w zasadzie nie pełniła żadnej znamienitej funkcji, tak wyuczona pewność siebie, nawet jeśli pozorna, sprawiała, że nosiła głowę wysoko. Była dumna, że może uczestniczyć w tak ważnym, historycznym wręcz wydarzeniu. Jej adopcyjni rodzice również musieli gdzieś tu być, choć nie starała się na siłę ich odnaleźć. Zwykle trzymała dystans, bo choć to właśnie oni nadali jej życiu sens i wprowadzili ją w towarzystwo ślepców, to wolała myśleć, że osiągnęła wszystko ciężką pracą i nawet jeśli dostała coś od zamożnych rodziców, to opłaciła to w inny sposób.
Pojawiało się coraz więcej osób, aż zaczęła się zastanawiać, czy wszyscy są w zaufanym kręgu Magisterium, czy wieść rozeszła się dalej. Czy pośród nich mogą być zdrajcy? Nie, niemożliwe. W swej nieufnej naturze nie była w stanie patrzeć na pozostałych jak na sprzymierzeńców, trzymała się odrobinę na uboczu, ostrożna. Nie podejrzewała, żeby był to jakiś test, ale z drugiej strony niewiele wiedziała o metodach nowego przywódcy, a nie lubiła niespodzianek - sytuacji, których nie potrafiła przewidzieć. Wolała działać na spokojnie, po przemyśleniu wszystkich możliwości, by podjąć jak najrozsądniejszą decyzję. Tutaj niemal wszystko stało pod znakiem zapytania, dodatkowo rosnące napięcie wywołane oczekiwaniem, powodowało u niej dyskomfort, który maskowała pokerową twarzą. Jeszcze kilka chwil, a wszystko stanie się jasne; cierpliwości jej nie brakowało.
ekwipunek: scyzoryk, wisior w kształcie ludzkiej kości (+3 do magii natury), czarna chusta na głowie, przysłaniająca włosy.
Prorok
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Wto 16 Lip - 17:32
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
W pewnym momencie zrobiło się o wiele jaśniej, jakby ktoś za sprawą magii wzmocnił płomień pochodni, ukazując zgromadzonym gościom wnętrze pomieszczenia, które nie pozostawało już złudzeń, co do swojego przeznaczenia. W tym samym czasie Margrét mogła ujrzeć w tłumie ludzi swoich przybranych rodzicieli, podobnie jak Magnus, Asterin czy Verner byli w stanie lepiej dojrzeć swoje twarze. Halle z kolei stał z boku, nie rozpoznając za bardzo innych osób. Każdy z nich mógł jednak sobie uświadomić, że wiele plotkowano w ostatnim czasie o świątyni Lokiego — mówiono, że powstawała w ośnieżonych szczytach gór Bardal, ukryta przed oczami zwykłych galdrów, lecz do tej pory były to wyłącznie niepotwierdzone plotki, wszystkie bowiem miejsca, które w przeszłości powstawały ku czci bogów wyznawanych przez ślepców były niszczone. Teraz miało być inaczej; Magisterium się zabezpieczyło, nie zdradzając całkowicie swojej lokalizacji. Kamień, z którego zbudowano świątynię, zdawał się pochłaniać światło, nadając jej upiornego wyglądu. Wejście do budynku było z kolei wysokie i wąskie, jak na wzór paszczy demona gotowego pożreć każdego, kto odważy się przekroczyć jej próg. Kamienne posągi Lokiego i Hel, ożywione przez grę światła i cienia, spoglądały na zdumionych przybyszów jak żywe — każdy ich detal, od wykrzywionych uśmiechów po przerażające wyrazy twarzy, zdawał się opowiadać historię zbliżającego się Ragnaröku. W centralnym punkcie świątyni znajdował się za to ołtarz, wokół którego pojawiła się po chwili grupa tajemniczo ubranych, dla niektórych nierozpoznawalnych gości.
Krąg. Złożony z mężczyzn i kobiet ubranych w białe szaty wkroczył w półmrok wnętrza, przerywając upiorną ciszę swoim przybyciem. Ich ubrania, nieskalane żadną skazą, kontrastowały z ciemnością i mrokiem otaczających ich kamiennych murów, niosąc ze sobą nieznany blask i czystość, która zdawała się być na przekór naturze tego miejsca. Niewielu miało do czynienia z największymi osobistościami Magisterium; niewielu też wiedziało, czym tak właściwie jest Krąg, ale dziś miało to się zmienić — zbyt wiele było tajemnic, które na przestrzeni wieków namnożyły się wokół największej organizacji zrzeszającej ślepców. Krąg czternastu osób w białych szatach stał przed ołtarzem, a ich milczenie i bezruch tworzyły atmosferę napięcia i oczekiwania. Nagle, jeden po drugim, zaczęli powoli odsłaniać swoje twarze, uchylając kaptury i ukazując swoje oblicza w świetle migoczących pochodni. Mrok świątyni zdawał się ustępować przed tym odkrywczym gestem, jakby sama przestrzeń zamilkła, wstrzymując oddech. Niektórzy z nich — choć nie wszyscy — wydawali się dość znajomi, by nie powiedzieć, że byli duchami z przeszłości. Jedna z członkiń Kręgu zrobiła krok do przodu; jej gładka skóra lśniła w blasku pochodni, a intensywne spojrzenie przyciągało uwagę zgromadzonych ślepców.
— Drodzy ślepcy, członkowie i zwolennicy Magisterium, jest mi niezmiernie miło was powitać w tym szczególnym miejscu. — Głos miała zimny, choć dźwięczny; wyróżniała się od innych nie tylko swoją postawą, ale i charakterystycznym brakiem włosów. Stała na podwyższeniu, otoczona delikatnym blaskiem, który sprawiał, że jej postać wydawała się niemal eteryczna. Wzrok zebranych skupiał się na niej, pełen oczekiwania, a cisza wypełniająca salę zdawała się być niemal namacalna. — Zgromadziliśmy się tutaj, aby zjednoczyć nasze siły. Jesteście tutaj, ponieważ wierzycie w naszą misję. Albo chcecie uwierzyć, że istnieje coś poza porządkiem proponowanym przez Radę. — Kobieta zrobiła krótka przerwę, a jej spojrzenie przesunęło się po twarzach zebranych. — Jak już niektórzy z was zdążyli się zorientować, jesteśmy w nowo powstałej świątyni Lokiego, ukrytej wysoko w górach Bardal. To miejsce święte dla ślepców. Dla członków Magisterium. Bo Magisterium potrzebuje jedności i determinacji, aby stawić czoła wyzwaniom, które przed nami stoją. Lokacja tej świątyni była trzymana w tajemnicy, aby zapewnić nam bezpieczeństwo i spokój niezbędny do przygotowania się na to, co nadchodzi. — W sali rozległy się ciche szepty, jak i wątpliwości dotyczące obecności Profety Trygve. Przecież nie mogła nim być kobieta — dało się usłyszeć z ust mężczyzny, stojącego między Magnusem a Asterin.
— Lauge Nørgaard, który został oddelegowany do Midgardu, by działać w imieniu Magisterium, zawiódł, oddalając się od tego, co było nam bliskie — kontynuowała, a jej głos przeszywał zebranych jak lodowaty wiatr ślepców. Nie wszyscy zgromadzeni tutaj byli z Midgardu, lecz ona wiedziała, kto współpracował z Nørgaardem. — Okłamywał nas, działając na własną korzyść. Rytuał, który przeprowadzał, musiał zostać z wielu względów przerwany, ale o tym opowie wam więcej nasz dowódca. Dowódca, który — wbrew powielanym kłamstwom — istnieje. Profeta Trygve. — Nie było go widać, ale ci bardziej uważni mogli zauważyć, jak jedna z osób próbuje przedrzeć się przez tłum w stronę ołtarza. Czy to był on? Kim był? Jak wyglądał? Czy ktokolwiek z obecnych był w stanie go wychwycić?
Krąg. Złożony z mężczyzn i kobiet ubranych w białe szaty wkroczył w półmrok wnętrza, przerywając upiorną ciszę swoim przybyciem. Ich ubrania, nieskalane żadną skazą, kontrastowały z ciemnością i mrokiem otaczających ich kamiennych murów, niosąc ze sobą nieznany blask i czystość, która zdawała się być na przekór naturze tego miejsca. Niewielu miało do czynienia z największymi osobistościami Magisterium; niewielu też wiedziało, czym tak właściwie jest Krąg, ale dziś miało to się zmienić — zbyt wiele było tajemnic, które na przestrzeni wieków namnożyły się wokół największej organizacji zrzeszającej ślepców. Krąg czternastu osób w białych szatach stał przed ołtarzem, a ich milczenie i bezruch tworzyły atmosferę napięcia i oczekiwania. Nagle, jeden po drugim, zaczęli powoli odsłaniać swoje twarze, uchylając kaptury i ukazując swoje oblicza w świetle migoczących pochodni. Mrok świątyni zdawał się ustępować przed tym odkrywczym gestem, jakby sama przestrzeń zamilkła, wstrzymując oddech. Niektórzy z nich — choć nie wszyscy — wydawali się dość znajomi, by nie powiedzieć, że byli duchami z przeszłości. Jedna z członkiń Kręgu zrobiła krok do przodu; jej gładka skóra lśniła w blasku pochodni, a intensywne spojrzenie przyciągało uwagę zgromadzonych ślepców.
— Drodzy ślepcy, członkowie i zwolennicy Magisterium, jest mi niezmiernie miło was powitać w tym szczególnym miejscu. — Głos miała zimny, choć dźwięczny; wyróżniała się od innych nie tylko swoją postawą, ale i charakterystycznym brakiem włosów. Stała na podwyższeniu, otoczona delikatnym blaskiem, który sprawiał, że jej postać wydawała się niemal eteryczna. Wzrok zebranych skupiał się na niej, pełen oczekiwania, a cisza wypełniająca salę zdawała się być niemal namacalna. — Zgromadziliśmy się tutaj, aby zjednoczyć nasze siły. Jesteście tutaj, ponieważ wierzycie w naszą misję. Albo chcecie uwierzyć, że istnieje coś poza porządkiem proponowanym przez Radę. — Kobieta zrobiła krótka przerwę, a jej spojrzenie przesunęło się po twarzach zebranych. — Jak już niektórzy z was zdążyli się zorientować, jesteśmy w nowo powstałej świątyni Lokiego, ukrytej wysoko w górach Bardal. To miejsce święte dla ślepców. Dla członków Magisterium. Bo Magisterium potrzebuje jedności i determinacji, aby stawić czoła wyzwaniom, które przed nami stoją. Lokacja tej świątyni była trzymana w tajemnicy, aby zapewnić nam bezpieczeństwo i spokój niezbędny do przygotowania się na to, co nadchodzi. — W sali rozległy się ciche szepty, jak i wątpliwości dotyczące obecności Profety Trygve. Przecież nie mogła nim być kobieta — dało się usłyszeć z ust mężczyzny, stojącego między Magnusem a Asterin.
— Lauge Nørgaard, który został oddelegowany do Midgardu, by działać w imieniu Magisterium, zawiódł, oddalając się od tego, co było nam bliskie — kontynuowała, a jej głos przeszywał zebranych jak lodowaty wiatr ślepców. Nie wszyscy zgromadzeni tutaj byli z Midgardu, lecz ona wiedziała, kto współpracował z Nørgaardem. — Okłamywał nas, działając na własną korzyść. Rytuał, który przeprowadzał, musiał zostać z wielu względów przerwany, ale o tym opowie wam więcej nasz dowódca. Dowódca, który — wbrew powielanym kłamstwom — istnieje. Profeta Trygve. — Nie było go widać, ale ci bardziej uważni mogli zauważyć, jak jedna z osób próbuje przedrzeć się przez tłum w stronę ołtarza. Czy to był on? Kim był? Jak wyglądał? Czy ktokolwiek z obecnych był w stanie go wychwycić?
INFORMACJE
W tej turze przysługują wam dwa, nieobowiązkowe rzuty. Pierwszy dotyczy rozpoznania pojedynczych członków Kręgu — do tej akcji wykorzystujemy wiedzę ogólną. Jeden z wyników pozwala wam na fabularne wykreowanie postaci. Drugi rzut umożliwia dostrzeżenie twarzy Profety Trygve. Osoba, która rzuci k100 na spostrzegawczość i przekroczy próg powodzenia 70, zauważy, jak sylwetka nieopodal stojącej postaci zaczyna się zmieniać, gdy przemyka przez otoczenie w stronę ołtarza. Gracz może wówczas zgłosić się poprzez prywatną wiadomość o nakreślenie wyglądu dowódcy.
1-25 — Jedną z postaci, którą rozpoznajesz jest Kyösti Sarajärvi, z tych Sarajärvi, wyklętej rodziny. Choć zawsze wypierał się swoich koligacji ze ślpecami, teraz wszystko się stało jasne. Kyösti był zaklinaczem o niezwykłych umiejętnościach. Jego reputacja została zrujnowana przez dawne przewinienia przodków, oskarżenia o praktykowanie magii zakazanej i ostracyzm społeczny, ale dla Magisterium okazał się nieoceniony. Jak widać, krążące opowieści o jego niebezpiecznych praktykach zapewniły mu miejsce wśród doradców.
26-50 — Kto sięga pamięcią kilka lat wstecz, ujrzy w jednym z członków Kręgu twarz Vidara Hägglunda, który niegdyś był jednym z bardziej obiecujących prosekutorów w Kolegium Sprawiedliwości. Nie dowierzano, kiedy odkryto jego spowinowacenia ze ślepcami. Po długim, publicznym procesie, podczas którego został okrzyknięty celebrytą, trafił do Fortu Nordkinn, lecz zaledwie rok temu pojawiła się informacja o jego nagłej śmierci. Jak to się stało, że Hägglundowi udało uciec się z więzienia i trafić do Magisterium?
51-75 — Widok Krestena Meldgaarda, mężczyzny w podeszłym już wieku, mógł budzić niemałe zdziwienie. Był uważany za jednego z najlepszych alchemików swojego pokolenia, znany z odkryć, które zrewolucjonizowały dziedzinę. Jego prace dotyczyły zarówno eliksirów, jak i licznych eksperymentów z magią, co przyciągnęło zarówno uznanie, jak i kontrowersje. Jego niekonwencjonalne metody często budziły sprzeciw w środowisku akademickim. Twierdzono, że niektóre z jego eksperymentów były niebezpieczne i prowadziły do tragicznych skutków. Wygnany ponad dziesięć lat temu przez środowisko naukowe, słuch o nim zaginął. Niektórzy mówili, że przeprowadził się na północ od Midgardu, by wieść życie samotnika.
76-90 — Ktoś spośród postaci z Kręgu niespodziewanie przykuwa twoją uwagę. Ktoś z kim wcześniej miałeś do czynienia, choć przez ułamek sekundy nie potrafisz sobie przypomnieć, kim jest. Masz możliwość wykreowania sylwetki jednego z najważniejszych członków Magisterium. Osoba nie może pochodzić z żadnego klanu magicznego. W przypadku wątpliwości lub pytań na ten temat — należy uprzednio skontaktować się z Prorokiem poprzez wiadomość prywatną.
91-100 — W kobiecie, która jako pierwsza zabrała głos wśród postaci z Kręgu, rozpoznajesz cień dawnej kapłanki o imieniu Asbjørg ze świątyni Frigg. Znana ze swojej oddanej pracy na rzecz magicznej wspólnoty, zniknęła kilka lat temu bez śladu, o czym głośno rozpisywały się media z całej Skandynawii. Teraz, z zimnym blaskiem w oczach i zgoloną głową stoi w pierwszym szeregu Magisterium, co budzi wiele pytań. Jak to możliwe, że Asbjørg porzuciła swoje dawne życie?
Kość k100 (nieobowiązkowa)
1-25 — Jedną z postaci, którą rozpoznajesz jest Kyösti Sarajärvi, z tych Sarajärvi, wyklętej rodziny. Choć zawsze wypierał się swoich koligacji ze ślpecami, teraz wszystko się stało jasne. Kyösti był zaklinaczem o niezwykłych umiejętnościach. Jego reputacja została zrujnowana przez dawne przewinienia przodków, oskarżenia o praktykowanie magii zakazanej i ostracyzm społeczny, ale dla Magisterium okazał się nieoceniony. Jak widać, krążące opowieści o jego niebezpiecznych praktykach zapewniły mu miejsce wśród doradców.
26-50 — Kto sięga pamięcią kilka lat wstecz, ujrzy w jednym z członków Kręgu twarz Vidara Hägglunda, który niegdyś był jednym z bardziej obiecujących prosekutorów w Kolegium Sprawiedliwości. Nie dowierzano, kiedy odkryto jego spowinowacenia ze ślepcami. Po długim, publicznym procesie, podczas którego został okrzyknięty celebrytą, trafił do Fortu Nordkinn, lecz zaledwie rok temu pojawiła się informacja o jego nagłej śmierci. Jak to się stało, że Hägglundowi udało uciec się z więzienia i trafić do Magisterium?
51-75 — Widok Krestena Meldgaarda, mężczyzny w podeszłym już wieku, mógł budzić niemałe zdziwienie. Był uważany za jednego z najlepszych alchemików swojego pokolenia, znany z odkryć, które zrewolucjonizowały dziedzinę. Jego prace dotyczyły zarówno eliksirów, jak i licznych eksperymentów z magią, co przyciągnęło zarówno uznanie, jak i kontrowersje. Jego niekonwencjonalne metody często budziły sprzeciw w środowisku akademickim. Twierdzono, że niektóre z jego eksperymentów były niebezpieczne i prowadziły do tragicznych skutków. Wygnany ponad dziesięć lat temu przez środowisko naukowe, słuch o nim zaginął. Niektórzy mówili, że przeprowadził się na północ od Midgardu, by wieść życie samotnika.
76-90 — Ktoś spośród postaci z Kręgu niespodziewanie przykuwa twoją uwagę. Ktoś z kim wcześniej miałeś do czynienia, choć przez ułamek sekundy nie potrafisz sobie przypomnieć, kim jest. Masz możliwość wykreowania sylwetki jednego z najważniejszych członków Magisterium. Osoba nie może pochodzić z żadnego klanu magicznego. W przypadku wątpliwości lub pytań na ten temat — należy uprzednio skontaktować się z Prorokiem poprzez wiadomość prywatną.
91-100 — W kobiecie, która jako pierwsza zabrała głos wśród postaci z Kręgu, rozpoznajesz cień dawnej kapłanki o imieniu Asbjørg ze świątyni Frigg. Znana ze swojej oddanej pracy na rzecz magicznej wspólnoty, zniknęła kilka lat temu bez śladu, o czym głośno rozpisywały się media z całej Skandynawii. Teraz, z zimnym blaskiem w oczach i zgoloną głową stoi w pierwszym szeregu Magisterium, co budzi wiele pytań. Jak to możliwe, że Asbjørg porzuciła swoje dawne życie?
CZAS NA ODPOWIEDŹ: do 19.07, 23:59
Magnus Eggen
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Wto 16 Lip - 19:02
Magnus EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : Niegdyś łowca Gleipniru. Dziś przestępca — najemnik, lichwiarz, morderca, złowrogi duch Przesmyku Lokiego; wierny kundel służący człowiekowi, któremu zawdzięcza zaślepienie.
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : obrońca (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 36 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Gdzieś pomiędzy odgłosem wdzierającym się niedelikatnie w uszy, a nieruchomą ciemnością rozlaną dookoła z zachłannością atramentu wsiąkającego w alabastrowy papier bądź biel dopiero co wypranej koszuli, wraz z delikatnym dotykiem ze strony Asterin pojawiła się wyrwa subtelnie przecinająca rzeczywistość i każda wątpliwość uciskająca niedawno klatkę piersiową roztłukła się o kamienie pod stopami, i pozwolił siostrze na wskazanie kierunku, nie wypowiadając przy tym ani jednego zbędnego słowa; byli w tym razem, cokolwiek miałoby się wydarzyć — jednocześnie pocieszające, co przerażające, bowiem każdy oddech wydawał się pulsować niebezpieczeństwem, a napięte mięśnie jedynie utwierdzały w przekonaniu, że podświadomie pragnęli walki. Głosy odbijające się w więzieniu czterech ścian raz nabierały intensywności, raz oddalały w coraz niższe rejestry chybotliwych szeptów, by wreszcie całkowicie rozpłynąć się w przestrzeni, jednak każdy dźwięk otulały emocje odmienne od poprzednich, tyle potrafił zaobserwować.
Zmęczony przeciągającą się niewiedzą, rozglądał się dyskretnie na boki, krocząc centymetry za jasnowłosą prowadzącą do człowieka, którego wprawdzie nie rozpoznawał, aczkolwiek pozostawało to bez znaczenia, zaufanie względem siostry było silniejsze od wszystkiego i przekrzywiwszy nieznacznie głowę na bok, rzucił mężczyźnie enigmatyczne, ewidentnie przydługie spojrzenie, podczas którego taksował wzrokiem każdy przebłysk, chociaż tych było niewiele; dostrzegał przydatność w jednoznaczny sposób i jeśli zgromadzonych tu ślepców czekały wyzwania bądź niespodziewane komplikacje, posiadanie jednej osoby więcej napawało krótkotrwałym optymizmem. Sekundy później ponownie przeciągnął źrenicami przez stłoczonych dookoła ludzi, wychwytując zbyt charakterystyczne, by się pomylić, niemalże wyryte w pamięci kontury młodzieńczej twarzy przygarniętego huldrekalla, w którego wpatrywał się z intensywnością dawnego łowcy wgryzającego w upatrzoną ofiarę.
Powietrze zadygotało cichym, niemalże niesłyszalnym gwizdem, który sekundę później został przemianowany w melodię jednego z utworów niegdyś granych przez chłopaka, wszystko to celem zwrócenia jego uwagi przy jednoczesnym ograniczeniu zainteresowania postronnych obserwatorów do minimum, bowiem podekscytowane, zdenerwowane czy nawet niezadowolone słowa wciąż przenikały się w ciemności, pozwalając rozrysować w mozaice nowy dźwięk pozornie nieistotny, jednak znany samemu artyście. Magnus zsunął kaptur nieco bardziej, przedzierając się wzrokiem jeszcze dalej, wprost do obleczonych bielą postaci i ze zdziwieniem wreszcie rozpoznał kogoś, kto nie zamykał się w kręgu najbliższych, w korytarzach pamięci odszukał imię wraz z nazwiskiem, przyporządkowując je niemal machinalnie do mężczyzny uchodzącego za zmarłego.
Vidar Hägglund.
Trudno byłoby nie znać jego dokonań, jeszcze trudniej byłoby nie pamiętać twarzy pojawiającej się przed, w trakcie i wreszcie po procesie we wszystkich gazetach, chociaż były także plotki rozprzestrzeniające się ulicami Przesmyku niczym nowotwór atakujący coraz więcej zdrowych tkanek; najwyraźniej ramiona Magisterium były o wiele dłuższe, a zarazem potężniejsze niż pierwotnie mogło się wydawać, skoro zdołały wyrwać skazańca z wnętrza Fortu Nordkinn czy może i samej śmierci. Na ulotność sekundy norweski kundel wygiął kąciki ust ku górze, ciesząc się z obecności kogoś na tyle zdolnego, by w przeszłości okłamywać Kolegium Sprawiedliwości.
W niekontrolowanym odruchu musnął opuszką palców tusz pieczęci wypalonej na własnej dłoni, by błyskawicznie powrócić do nieprzeniknionego spojrzenia skrywającego po drugiej stronie wszelkie myśli, kiedy ciemność falowała w nieprzerwanej grze ze światłem pochodni, malując przed zgromadzonymi pejzaż Świątyni Lokiego wraz z najważniejszymi, odcinającymi się na tle pozostałych zebranych szatami i niejaką dostojnością, wyższością emanującą ze spojrzeń, kroków, gestów.
Wsłuchał się w wypowiadane słowa.
Wzrokiem zatrzymał na kobiecej sylwetce, chłonąc treści wychylające zza więzieni ust, doszukując głębszych intencji, skrywanych znaczeń, pozwalając chłodnym głoskom uderzać w sklepienie czaszki z właściwym natężeniem; nie za szybko, nie za wolno. Zdusił parsknięcie śmiechu, wychwytując pomiędzy nieznajomym mężczyzną a Asterin wymianę zdań, zerkając na obcego człowieka jedynie kątek oka z dozą szczerego współczucia i dorzucając szeptem, cichym acz zimnym oraz bezwzględnym niczym srebrne ostrze mknące wprost ku nieostrożnej zwierzynie, kilka słów.
— Nie lekceważ kobiecej determinacji oraz okrucieństwa — zawsze przewyższają w tym nas, mężczyzn. Za to ona. — Podbródkiem wskazał kobietę, której przemowa jeszcze trwała. — Zabiłaby cię prędzej, niż byś mrugnął.
Nie miał pojęcia, kim właściwie była, jednak bijąca od niej aura przypominała ludzi spotykanych w najmroczniejszych zaułkach oraz najgłębiej położonych labiryntach zaślepionej wspólnoty oddającej się arkanom zakazanej magii i Magnus podświadomie obserwował każdy kobiecy ruch, lekko unosząc brew przy wspomnieniu ducha, jakim jawił się Profeta Trygve. Nie spodziewał się, że postanowi się ujawnić właśnie dziś, właśnie tu, właśnie
t e r a z.
— Bądź czujna — szepnął we włosy siostry, posyłając jej jednoznaczne spojrzenie.
Nie dostrzegał niczego podejrzanego ani niezwykłego, co szczególnie wzbudzało wewnętrzny niepokój Norwega, który przysunął się o krok do Asterin oraz wciąż niepoznanego z imienia Vernera.
Zmęczony przeciągającą się niewiedzą, rozglądał się dyskretnie na boki, krocząc centymetry za jasnowłosą prowadzącą do człowieka, którego wprawdzie nie rozpoznawał, aczkolwiek pozostawało to bez znaczenia, zaufanie względem siostry było silniejsze od wszystkiego i przekrzywiwszy nieznacznie głowę na bok, rzucił mężczyźnie enigmatyczne, ewidentnie przydługie spojrzenie, podczas którego taksował wzrokiem każdy przebłysk, chociaż tych było niewiele; dostrzegał przydatność w jednoznaczny sposób i jeśli zgromadzonych tu ślepców czekały wyzwania bądź niespodziewane komplikacje, posiadanie jednej osoby więcej napawało krótkotrwałym optymizmem. Sekundy później ponownie przeciągnął źrenicami przez stłoczonych dookoła ludzi, wychwytując zbyt charakterystyczne, by się pomylić, niemalże wyryte w pamięci kontury młodzieńczej twarzy przygarniętego huldrekalla, w którego wpatrywał się z intensywnością dawnego łowcy wgryzającego w upatrzoną ofiarę.
Powietrze zadygotało cichym, niemalże niesłyszalnym gwizdem, który sekundę później został przemianowany w melodię jednego z utworów niegdyś granych przez chłopaka, wszystko to celem zwrócenia jego uwagi przy jednoczesnym ograniczeniu zainteresowania postronnych obserwatorów do minimum, bowiem podekscytowane, zdenerwowane czy nawet niezadowolone słowa wciąż przenikały się w ciemności, pozwalając rozrysować w mozaice nowy dźwięk pozornie nieistotny, jednak znany samemu artyście. Magnus zsunął kaptur nieco bardziej, przedzierając się wzrokiem jeszcze dalej, wprost do obleczonych bielą postaci i ze zdziwieniem wreszcie rozpoznał kogoś, kto nie zamykał się w kręgu najbliższych, w korytarzach pamięci odszukał imię wraz z nazwiskiem, przyporządkowując je niemal machinalnie do mężczyzny uchodzącego za zmarłego.
Vidar Hägglund.
Trudno byłoby nie znać jego dokonań, jeszcze trudniej byłoby nie pamiętać twarzy pojawiającej się przed, w trakcie i wreszcie po procesie we wszystkich gazetach, chociaż były także plotki rozprzestrzeniające się ulicami Przesmyku niczym nowotwór atakujący coraz więcej zdrowych tkanek; najwyraźniej ramiona Magisterium były o wiele dłuższe, a zarazem potężniejsze niż pierwotnie mogło się wydawać, skoro zdołały wyrwać skazańca z wnętrza Fortu Nordkinn czy może i samej śmierci. Na ulotność sekundy norweski kundel wygiął kąciki ust ku górze, ciesząc się z obecności kogoś na tyle zdolnego, by w przeszłości okłamywać Kolegium Sprawiedliwości.
W niekontrolowanym odruchu musnął opuszką palców tusz pieczęci wypalonej na własnej dłoni, by błyskawicznie powrócić do nieprzeniknionego spojrzenia skrywającego po drugiej stronie wszelkie myśli, kiedy ciemność falowała w nieprzerwanej grze ze światłem pochodni, malując przed zgromadzonymi pejzaż Świątyni Lokiego wraz z najważniejszymi, odcinającymi się na tle pozostałych zebranych szatami i niejaką dostojnością, wyższością emanującą ze spojrzeń, kroków, gestów.
Wsłuchał się w wypowiadane słowa.
Wzrokiem zatrzymał na kobiecej sylwetce, chłonąc treści wychylające zza więzieni ust, doszukując głębszych intencji, skrywanych znaczeń, pozwalając chłodnym głoskom uderzać w sklepienie czaszki z właściwym natężeniem; nie za szybko, nie za wolno. Zdusił parsknięcie śmiechu, wychwytując pomiędzy nieznajomym mężczyzną a Asterin wymianę zdań, zerkając na obcego człowieka jedynie kątek oka z dozą szczerego współczucia i dorzucając szeptem, cichym acz zimnym oraz bezwzględnym niczym srebrne ostrze mknące wprost ku nieostrożnej zwierzynie, kilka słów.
— Nie lekceważ kobiecej determinacji oraz okrucieństwa — zawsze przewyższają w tym nas, mężczyzn. Za to ona. — Podbródkiem wskazał kobietę, której przemowa jeszcze trwała. — Zabiłaby cię prędzej, niż byś mrugnął.
Nie miał pojęcia, kim właściwie była, jednak bijąca od niej aura przypominała ludzi spotykanych w najmroczniejszych zaułkach oraz najgłębiej położonych labiryntach zaślepionej wspólnoty oddającej się arkanom zakazanej magii i Magnus podświadomie obserwował każdy kobiecy ruch, lekko unosząc brew przy wspomnieniu ducha, jakim jawił się Profeta Trygve. Nie spodziewał się, że postanowi się ujawnić właśnie dziś, właśnie tu, właśnie
t e r a z.
— Bądź czujna — szepnął we włosy siostry, posyłając jej jednoznaczne spojrzenie.
Nie dostrzegał niczego podejrzanego ani niezwykłego, co szczególnie wzbudzało wewnętrzny niepokój Norwega, który przysunął się o krok do Asterin oraz wciąż niepoznanego z imienia Vernera.
p u r p o s e
— that's all any of us want now, every single one of us. Not answers, not Löve — just a reason to exist.
Mistrz Gry
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Wto 16 Lip - 19:02
The member 'Magnus Eggen' has done the following action : kości
#1 'k100' : 30
--------------------------------
#2 'k100' : 54
#1 'k100' : 30
--------------------------------
#2 'k100' : 54
Asterin Eggen
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Wto 16 Lip - 20:02
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Mieliby wielki, do diabła, niefart, gdyby wylądowali na statku zbudowanym z paznokci. Może i była to część skandynawskiej mitologii, może był to omen, którego należało wypatrywać, ale mimo iż wiele widziała w swoim życiu obrzydliwości, czegoś takiego chyba by nie zdzierżyła. Nic nie odpowiedziała na to Vernerowi. Podobnie jak w leśnej gęstwinie borów niosących pokusę Fimbulflory, teraz również nie było jej do śmiechu, a ostre zazwyczaj poczucie humoru zastąpiła ostrożna uważność. Nie miała zamiaru popełniać błędów takich jak wtedy. Zazwyczaj nie wyrzucała sobie potknięć po tym, jak nie sposób było im już zaradzić (to, co stało się z Leifem, od zawsze było wyjątkiem), ale kiedy dowiedziała się o menadzie i o wszystkim, co tamten kwiat sobą symbolizował… Kiedy dowiedziała się o tym, jak łatwo Verner go poświęcił, aby chronić ślepców oraz nich samych… Szlag ją strzelił. Spaliłaby ten las po raz drugi tylko dlatego, że odebrał mu coś tak cennego jak perspektywa wyzdrowienia. Ale biegu rzeki nie można zawrócić; to była jedynie jedna z nieodkrytych jeszcze możliwości, bo niebawem nadejdą następne, a wtedy Asterin będzie gotowa. Czy to, teraz, mogło być jedną z nich? Magisterium mogło równie dobrze od dawna trzymać w swoich składzikach remedium na jego chorobę, a jeśli tak, trzeba będzie je odnaleźć. Uzyskać - za jakąkolwiek cenę.
- Mało im własnych, lokalnych? - przeciągnęła to słowo w cichym syknięciu, przeznaczonym wyłącznie do uszu Vernera, ale moment na rozmowy zdawał się przeminąć, kiedy światła pochodni oblały kamienną salę jaśniejszym błyskiem. Masywne kolumny podtrzymujące ozdobny strop przypominały cichych strażników, orszak tła dla dwóch boskich posągów zdających się spoglądać na obdarzone magią zakazaną dzieci u ich stóp. Musiała przyznać, że Magisterium potrafiło otoczyć się stosowną atmosferą; każdy kąt, cętkowany czarnymi plamami cieni, budował pejzaż siły, tajemnicy i grozy, trzech sióstr kroczących razem pod ramię niemalże jak Norny. Asterin chciała myśleć, że tym właśnie była organizacja: siłą sprawczą wśród zwykłych ludzi, poszukujących spełnienia własnych ideałów, ambicji czy zaspokojenia wygód; przeznaczeniem i kierunkiem, nową możliwością.
Na dłuższą chwilę zawiesiła oko na figurach, zanim jej uwagę przykuły postaci ubrane w krystalicznie białe szaty. Kimkolwiek byli, ich wyróżniająca się prezencja, ich obecność w pobliżu ołtarza - wszystko to świadczyło o ich specjalnej roli, randze wyniesionej poza zwykłych, zaproszonych tej nocy ślepców.
Świątynia Lokiego, ach, no tak, to było za proste. Asterin zmrużyła oczy i z uwagą wsłuchała się w dźwięczny głos kobiety przemawiającej w imieniu całej czternastki. Przy okazji łowiła ich twarze, zastanawiając się, czy rozpozna kogokolwiek przywdziewającego tej nocy białe szaty: i oto był. Stał wśród nich sam Vidar Hägglund, po procesie zesłany w więzienne mury, gdzie, jak głosiła wieść, skonał. Rzekomo - bo dziś stał wśród nich cały i zdrowy, z dumnie uniesioną głową i niezłamanym duchem. Czyżby uciekł, a Rada wolała zatuszować własną fuszerkę, niż przyznać się do tego, że spod jej skrzydeł wymknął się władający magią zakazaną zbieg-celebryta? Dobrze było go tu widzieć, zawsze doceniała jego przebiegłość.
- Hägglund - niemal niedosłyszalnym szeptem zwróciła na niego uwagę Vernera, pewna, że brat sam także go rozpozna. Jedność i determinacja; te słowa wybrzmiały w jej uszach jak coś, czemu, jak zauważyła, naprawdę chciałaby móc uwierzyć. Od dnia, kiedy Magnus zasiał w jej głowie ziarenko idei o dołączeniu do organizacji, zastanawiała się nad tym dość intensywnie, niestety do tej pory bez efektu. Powrót legendarnego ślepca, samego profety, zdawał się dodatkową pokusą - oraz imienne zaproszenie, tak niepokojące, jak i podbudowujące. Nie była jednak kąpana w gorącej wodzie, dlatego sondowała słowa nieznajomej, ubranej w biel kobiety, a kiedy do jej uszu dobiegł głos szowinistycznego niedowiarka stojącego gdzieś pomiędzy nią a bratem, najpierw uniosła brwi, a potem je zmarszczyła. Co za chuj. - Bo? - burknęła cicho, zimno. - A jeśli to właśnie jest kobieta, to co? Nie wysłuchasz jej, nie uznasz za silniejszą, bieglejszą? Sprytniejszą? Ego masz za delikatne? - tkała słowa dyskretnie, tak by nie przeszkadzać pozostałym, ale mocno. Jej samej zupełnie nie obchodziła płeć Trygve. Liczyły się tylko moc i rozsądek, charyzma, obietnica i zdolność jej zrealizowania; liczyły się umiejętności, które osnuły się legendą budzącą szacunek. Każdy, kto zamierzał zajrzeć pod szatę tego człowieka, powinien dobrze się zastanowić, czy miał tu w ogóle coś do roboty, ale zmełła ten wniosek w ustach, między zagryzionymi zębami, słysząc zapowiedziane nadejście samego proroka, który najwyraźniej nie był przemawiającą na czele nieznajomą; Asterin odwróciła głowę od irytującego ją komara w samczej, przeklętej głupotą postaci i rozejrzała się. Wzrok niestety nie dosięgnął stojącej gdzieś na uboczu, skrytej pod kapturem twarzy Halle.
Gdyby była kotem, na pewno z uwagą i zaintrygowaniem zastrzygłaby uszami; zamiast tego zmrużyła oczy i spróbowała dostrzec moment jego nadejścia, nigdzie jednak nie było go widać. Z której strony miał przybyć? Wyłoni się zza szwadronu białego orszaku, wyjdzie gdzieś z boku? Ukaże się z cienia jak egzaltowany czarny charakter rodem z teatru albo filmu? Zastanawiała się nad tym, kiedy wodziła wzrokiem za jakimkolwiek śladem jego obecności, ale ten najwyraźniej jej umykał.
- Mało im własnych, lokalnych? - przeciągnęła to słowo w cichym syknięciu, przeznaczonym wyłącznie do uszu Vernera, ale moment na rozmowy zdawał się przeminąć, kiedy światła pochodni oblały kamienną salę jaśniejszym błyskiem. Masywne kolumny podtrzymujące ozdobny strop przypominały cichych strażników, orszak tła dla dwóch boskich posągów zdających się spoglądać na obdarzone magią zakazaną dzieci u ich stóp. Musiała przyznać, że Magisterium potrafiło otoczyć się stosowną atmosferą; każdy kąt, cętkowany czarnymi plamami cieni, budował pejzaż siły, tajemnicy i grozy, trzech sióstr kroczących razem pod ramię niemalże jak Norny. Asterin chciała myśleć, że tym właśnie była organizacja: siłą sprawczą wśród zwykłych ludzi, poszukujących spełnienia własnych ideałów, ambicji czy zaspokojenia wygód; przeznaczeniem i kierunkiem, nową możliwością.
Na dłuższą chwilę zawiesiła oko na figurach, zanim jej uwagę przykuły postaci ubrane w krystalicznie białe szaty. Kimkolwiek byli, ich wyróżniająca się prezencja, ich obecność w pobliżu ołtarza - wszystko to świadczyło o ich specjalnej roli, randze wyniesionej poza zwykłych, zaproszonych tej nocy ślepców.
Świątynia Lokiego, ach, no tak, to było za proste. Asterin zmrużyła oczy i z uwagą wsłuchała się w dźwięczny głos kobiety przemawiającej w imieniu całej czternastki. Przy okazji łowiła ich twarze, zastanawiając się, czy rozpozna kogokolwiek przywdziewającego tej nocy białe szaty: i oto był. Stał wśród nich sam Vidar Hägglund, po procesie zesłany w więzienne mury, gdzie, jak głosiła wieść, skonał. Rzekomo - bo dziś stał wśród nich cały i zdrowy, z dumnie uniesioną głową i niezłamanym duchem. Czyżby uciekł, a Rada wolała zatuszować własną fuszerkę, niż przyznać się do tego, że spod jej skrzydeł wymknął się władający magią zakazaną zbieg-celebryta? Dobrze było go tu widzieć, zawsze doceniała jego przebiegłość.
- Hägglund - niemal niedosłyszalnym szeptem zwróciła na niego uwagę Vernera, pewna, że brat sam także go rozpozna. Jedność i determinacja; te słowa wybrzmiały w jej uszach jak coś, czemu, jak zauważyła, naprawdę chciałaby móc uwierzyć. Od dnia, kiedy Magnus zasiał w jej głowie ziarenko idei o dołączeniu do organizacji, zastanawiała się nad tym dość intensywnie, niestety do tej pory bez efektu. Powrót legendarnego ślepca, samego profety, zdawał się dodatkową pokusą - oraz imienne zaproszenie, tak niepokojące, jak i podbudowujące. Nie była jednak kąpana w gorącej wodzie, dlatego sondowała słowa nieznajomej, ubranej w biel kobiety, a kiedy do jej uszu dobiegł głos szowinistycznego niedowiarka stojącego gdzieś pomiędzy nią a bratem, najpierw uniosła brwi, a potem je zmarszczyła. Co za chuj. - Bo? - burknęła cicho, zimno. - A jeśli to właśnie jest kobieta, to co? Nie wysłuchasz jej, nie uznasz za silniejszą, bieglejszą? Sprytniejszą? Ego masz za delikatne? - tkała słowa dyskretnie, tak by nie przeszkadzać pozostałym, ale mocno. Jej samej zupełnie nie obchodziła płeć Trygve. Liczyły się tylko moc i rozsądek, charyzma, obietnica i zdolność jej zrealizowania; liczyły się umiejętności, które osnuły się legendą budzącą szacunek. Każdy, kto zamierzał zajrzeć pod szatę tego człowieka, powinien dobrze się zastanowić, czy miał tu w ogóle coś do roboty, ale zmełła ten wniosek w ustach, między zagryzionymi zębami, słysząc zapowiedziane nadejście samego proroka, który najwyraźniej nie był przemawiającą na czele nieznajomą; Asterin odwróciła głowę od irytującego ją komara w samczej, przeklętej głupotą postaci i rozejrzała się. Wzrok niestety nie dosięgnął stojącej gdzieś na uboczu, skrytej pod kapturem twarzy Halle.
Gdyby była kotem, na pewno z uwagą i zaintrygowaniem zastrzygłaby uszami; zamiast tego zmrużyła oczy i spróbowała dostrzec moment jego nadejścia, nigdzie jednak nie było go widać. Z której strony miał przybyć? Wyłoni się zza szwadronu białego orszaku, wyjdzie gdzieś z boku? Ukaże się z cienia jak egzaltowany czarny charakter rodem z teatru albo filmu? Zastanawiała się nad tym, kiedy wodziła wzrokiem za jakimkolwiek śladem jego obecności, ale ten najwyraźniej jej umykał.
Mistrz Gry
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Wto 16 Lip - 20:02
The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości
'k100' : 41, 54
'k100' : 41, 54
Verner Forsberg
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Wto 16 Lip - 20:05
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Skinął lekko głową barczystemu brodaczowi, przez sekundę szukając na jego twarzy zarówno powodów do własnej zazdrości (przy muskularnym nieznajomym miał ich sporo, nawet biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio Asterin przedstawiła mu w lesie huldrekalla) jak i potencjalnych śladów rodzinnego podobieństwa (ale znaleźć je było... trudno). Podniosła i sekretna atmosfera zebrania tak czy siak nie stwarzała sposobności do przedstawienia się, a Forsberg próbował nie rozkojarzać się podejrzeniami i domysłami odnośnie tego, czy i co Asterin mogła opowiedzieć innym o nim. Przed laty i tak się nad tym zastanawiał, ale nadal żył, więc może mógł pozostać optymistą. Kąciki jego ust mimowolnie drgnęły do góry, gdy jadowicie skomentowała fakt zapraszania cudzoziemców do Magisterium. Uwielbiał gdy bezpardonowo mówiła to, co jemu wychowanie i dyplomacja kazały trzymać za zagryzionymi zębami. Nie sprzeciwiałby otwarcie się oficjalnej polityce organizacji — o ile to polityka, a nie plotka – ale był Szwedem i potomkiem jarlów i trudno byłoby mu przemóc się do stanowiska, że dumni Skandynawowie mogą potrzebować pomocy obcych. Z drugiej strony, może konieczność poszukania sprzymierzeńców jedynie świadczyła o wpływach i potędze Rady, budowanej zresztą z pomocą krewnych i przodków Vernera. Pochodnie rozbłysły mocniej; Asterin mogła dostrzec cień uśmiechu Vernera, a Magnus sposób, w jaki Forsberg na nią patrzył — po czym alchemik poprawił kaptur i z ciekawością rozejrzał się po wnętrzu.
Szerzej otworzył oczy na widok posągów zakazanych bogów — jedynych jakim byłby w stanie oddać cześć po tym, jak czczeni przez Forsbergów bogowie pozwolili Magnolii odejść — i chciwym spojrzeniem powiódł po ołtarzu, a następnie po odsłanianych przez członków kręgu twarzach. Czy to oni, osoby decyzyjne w Magisterium? Czy zdecydowali się wreszcie zgromadzić ślepców w jednym miejscu, mówiąc wprost, a nie za pośrednictwem plotek; a na domiar tego pokazać swoje twarze? Samemu szedł tutaj z pewną troską o własną anonimowość, więc tym bardziej doceniał radykalność tej decyzji i podejmowanego ryzyka, mimowolnie zastanawiając się też jak staranna była selekcja ślepców i jakie środki zapobiegawcze podjęto. Byłby gotów zabić w obronie własnego sekretu (a przynajmniej tak mu się wydawało, dopóki nie zaczął bić się z myślami o zabijaniu Björna Guildensterna) i nie wątpił, że inni także. Wychwycił cichy szept Asterin, z wdzięcznością skinął głową, ale zanim wyłowiłby z odmętów pamięci twarz Hägglunda, utkwił osłupiałe spojrzenie w mężczyźnie, którego twarz — choć naznaczoną upływem czasu — oraz nazwisko znał doskonale.
- I Meldgaard? - odszepnął do Asterin ledwo słyszalnie, by nazwisko nie dotarło do niepowołanych uszu. Nie odrywał wzroku od niegdysiejszego idola własnego ojca, od człowieka, którego gorąco pragnął poznać gdy wstępował na III stopień wtajemniczenia i który już wtedy okrył się naukową niesławą, a potem zniknął. Zbyt osłupiały, by pomyśleć o tym, że powinien wyjaśnić Eggen kim jest najwybitniejszy alchemik zeszłego pokolenia, z podziwem wpatrywał się w jednak-nie-upadłego naukowca. Serce biło mu mocno, usta rozciągnęły się w mimowolnym uśmiechu, wspomnienia złośliwie pomknęły do niechęci i rozczarowania z jakimi ojciec unikał mówienia o człowieku, którego dokonania kilka lat wcześniej zachwalał synowi (dwudziestodwuletni Verner uporczywie udawał, że nie rozumie aluzji i usiłował sprowokować ojca do zajęcia stanowiska wobec naukowej izolacji i wcześniejszych dokonań Meldgaarda, bez powodzenia i w kontraście ze wcześniejszym poważaniem; hipokryzja własnej rodziny pierwszy raz dotarła do niego wyraźnie). Jak mógł być tak ślepy? Przed dekadą uwierzył, że być może eksperymenty Meldgaarda faktycznie były zbyt niebezpieczne i nieudane i to było powodem jego izolacji; choć w głębi duszy podziwiał naukowca za sięganie więcej, choć samemu rwał się do eksperymentów z młodzieńczą gorliwością. Nie pomyślał wtedy, co tak naprawdę mogło być nazbyt ryzykowne, nie pomyślał o tym nawet przed miesiącem, gdy rozmawiał o magii zakazanej z psychiatrą wyklętym ze swojego środowiska za niekonwencjonalne metody. Vilem Friberg wydawał się człowiekiem, który nie miał odwagi w pełni wykroczyć poza bezpieczne granice. Świadomość, że Meldgaard to zrobił, że ten wybitny intelekt poświęcił się Magisterium była upajająca, utwierdzająca Vernera w fanatycznym przeświadczeniu, że w momencie oślepnięcia wybrał logiczną ścieżkę nie tyle dla siebie , co dla każdego prawdziwego alchemika, który nie zna lęku; dająca nadzieję, że może jednak najwybitniejsze naukowe umysły zgromadzone w Magisterium (uważał się wszak za jeden z nich!) zdołają przełamać granice alchemii i magii i biologii i może nawet znaleźć lek na menadę. Był we właściwym czasie i we właściwym miejscu i był z siebie dumny.
Chciwie chłonął słowa przemawiającej kobiety, usiłując — pomimo emocji — wyłapać z nich zarówno treść, jak i potencjalny ukryty sens. Nie umknął jego uwadze sposób, w jaki przedstawiła świątynię Lokiego: To miejsce święte dla ślepców. Dla członków Magisterium. Subtelnie, ale klarownie, zrównała ślepców (wszystkich?) z członkami Magisterium. Czy to zaproszenie, czy propozycja nie do odrzucenia? Zgadzał się z nią, całym sercem. Został ślepcem niedawno, z myślą o dołączeniu do organizacji i — być może pojmując potęgę i wpływy Rady lepiej niż ślepcy trzymający się z dala od polityki — zgadzał się, że potrzebują jedności.
No, może nie jedności z chwastami. W każdym zgromadzeniu takie się zdarzały, chwastem był najwyraźniej Lauge Nørgaard, a kąciki ust Vernera drgnęły lekko, gdy Asterin zimnym szeptem zgromiła jakiegoś ślepca. Solidarnie spojrzał na niego z góry, ale wtedy nieznajomy brodacz zaczął coś szeptać we włosy Asterin, więc z ukłuciem zazdrości Verner postanowił prędko przenieść wzrok na scenę… na którą miał wkroczyć Profeta Trygve?
Kątem oka dojrzał postać kogoś, kto zaczął iść w stronę sceny. Czujnie zawiesił na nim spojrzenie, najpierw niedowierzająco — chłopak wydawał się młodszy od niego. I wtedy, na jego oczach, błyskawicznie, sylwetka zmieniła się, nos wydłużył, zarysowała się mocna szczęka, rysy twarzy nabrały wieku i powagi. Wstrzymał oddech, pojmując, że widzi zmiennokształtnego. Na Lokiego — dosłownie. W klanie mówiono mu, że powinien bać się takich ludzi i kazano modlić się o to, by wśród krewnych nigdy nie pojawili się tacy odmieńcy (odbierając wyniki diagnozy i stojąc nad trumną córki nie zgodziłby się z rodziną; lepiej być zmiennokształtnym niż chorym lub martwym), ale teraz odczuwał jedynie ciekawość i fascynację.
wiedza ogólna: 55+10=65, widzę alchemika!
spostrzegawczść: 76, widzę Profetę!
Szerzej otworzył oczy na widok posągów zakazanych bogów — jedynych jakim byłby w stanie oddać cześć po tym, jak czczeni przez Forsbergów bogowie pozwolili Magnolii odejść — i chciwym spojrzeniem powiódł po ołtarzu, a następnie po odsłanianych przez członków kręgu twarzach. Czy to oni, osoby decyzyjne w Magisterium? Czy zdecydowali się wreszcie zgromadzić ślepców w jednym miejscu, mówiąc wprost, a nie za pośrednictwem plotek; a na domiar tego pokazać swoje twarze? Samemu szedł tutaj z pewną troską o własną anonimowość, więc tym bardziej doceniał radykalność tej decyzji i podejmowanego ryzyka, mimowolnie zastanawiając się też jak staranna była selekcja ślepców i jakie środki zapobiegawcze podjęto. Byłby gotów zabić w obronie własnego sekretu (a przynajmniej tak mu się wydawało, dopóki nie zaczął bić się z myślami o zabijaniu Björna Guildensterna) i nie wątpił, że inni także. Wychwycił cichy szept Asterin, z wdzięcznością skinął głową, ale zanim wyłowiłby z odmętów pamięci twarz Hägglunda, utkwił osłupiałe spojrzenie w mężczyźnie, którego twarz — choć naznaczoną upływem czasu — oraz nazwisko znał doskonale.
- I Meldgaard? - odszepnął do Asterin ledwo słyszalnie, by nazwisko nie dotarło do niepowołanych uszu. Nie odrywał wzroku od niegdysiejszego idola własnego ojca, od człowieka, którego gorąco pragnął poznać gdy wstępował na III stopień wtajemniczenia i który już wtedy okrył się naukową niesławą, a potem zniknął. Zbyt osłupiały, by pomyśleć o tym, że powinien wyjaśnić Eggen kim jest najwybitniejszy alchemik zeszłego pokolenia, z podziwem wpatrywał się w jednak-nie-upadłego naukowca. Serce biło mu mocno, usta rozciągnęły się w mimowolnym uśmiechu, wspomnienia złośliwie pomknęły do niechęci i rozczarowania z jakimi ojciec unikał mówienia o człowieku, którego dokonania kilka lat wcześniej zachwalał synowi (dwudziestodwuletni Verner uporczywie udawał, że nie rozumie aluzji i usiłował sprowokować ojca do zajęcia stanowiska wobec naukowej izolacji i wcześniejszych dokonań Meldgaarda, bez powodzenia i w kontraście ze wcześniejszym poważaniem; hipokryzja własnej rodziny pierwszy raz dotarła do niego wyraźnie). Jak mógł być tak ślepy? Przed dekadą uwierzył, że być może eksperymenty Meldgaarda faktycznie były zbyt niebezpieczne i nieudane i to było powodem jego izolacji; choć w głębi duszy podziwiał naukowca za sięganie więcej, choć samemu rwał się do eksperymentów z młodzieńczą gorliwością. Nie pomyślał wtedy, co tak naprawdę mogło być nazbyt ryzykowne, nie pomyślał o tym nawet przed miesiącem, gdy rozmawiał o magii zakazanej z psychiatrą wyklętym ze swojego środowiska za niekonwencjonalne metody. Vilem Friberg wydawał się człowiekiem, który nie miał odwagi w pełni wykroczyć poza bezpieczne granice. Świadomość, że Meldgaard to zrobił, że ten wybitny intelekt poświęcił się Magisterium była upajająca, utwierdzająca Vernera w fanatycznym przeświadczeniu, że w momencie oślepnięcia wybrał logiczną ścieżkę nie tyle dla siebie , co dla każdego prawdziwego alchemika, który nie zna lęku; dająca nadzieję, że może jednak najwybitniejsze naukowe umysły zgromadzone w Magisterium (uważał się wszak za jeden z nich!) zdołają przełamać granice alchemii i magii i biologii i może nawet znaleźć lek na menadę. Był we właściwym czasie i we właściwym miejscu i był z siebie dumny.
Chciwie chłonął słowa przemawiającej kobiety, usiłując — pomimo emocji — wyłapać z nich zarówno treść, jak i potencjalny ukryty sens. Nie umknął jego uwadze sposób, w jaki przedstawiła świątynię Lokiego: To miejsce święte dla ślepców. Dla członków Magisterium. Subtelnie, ale klarownie, zrównała ślepców (wszystkich?) z członkami Magisterium. Czy to zaproszenie, czy propozycja nie do odrzucenia? Zgadzał się z nią, całym sercem. Został ślepcem niedawno, z myślą o dołączeniu do organizacji i — być może pojmując potęgę i wpływy Rady lepiej niż ślepcy trzymający się z dala od polityki — zgadzał się, że potrzebują jedności.
No, może nie jedności z chwastami. W każdym zgromadzeniu takie się zdarzały, chwastem był najwyraźniej Lauge Nørgaard, a kąciki ust Vernera drgnęły lekko, gdy Asterin zimnym szeptem zgromiła jakiegoś ślepca. Solidarnie spojrzał na niego z góry, ale wtedy nieznajomy brodacz zaczął coś szeptać we włosy Asterin, więc z ukłuciem zazdrości Verner postanowił prędko przenieść wzrok na scenę… na którą miał wkroczyć Profeta Trygve?
Kątem oka dojrzał postać kogoś, kto zaczął iść w stronę sceny. Czujnie zawiesił na nim spojrzenie, najpierw niedowierzająco — chłopak wydawał się młodszy od niego. I wtedy, na jego oczach, błyskawicznie, sylwetka zmieniła się, nos wydłużył, zarysowała się mocna szczęka, rysy twarzy nabrały wieku i powagi. Wstrzymał oddech, pojmując, że widzi zmiennokształtnego. Na Lokiego — dosłownie. W klanie mówiono mu, że powinien bać się takich ludzi i kazano modlić się o to, by wśród krewnych nigdy nie pojawili się tacy odmieńcy (odbierając wyniki diagnozy i stojąc nad trumną córki nie zgodziłby się z rodziną; lepiej być zmiennokształtnym niż chorym lub martwym), ale teraz odczuwał jedynie ciekawość i fascynację.
wiedza ogólna: 55+10=65, widzę alchemika!
spostrzegawczść: 76, widzę Profetę!
Mistrz Gry
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Wto 16 Lip - 20:05
The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k100' : 76
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k100' : 76
Halle Skov
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Nie 21 Lip - 23:44
Halle SkovŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Genetyka : huldrekall
Zawód : muzyk, kompozytor, upadła gwiazda
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kuna
Atuty : zaślepiony (I), arysta: muzyk (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 19 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 13 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 18 / wiedza ogólna: 5
Zrobiło mu się niedobrze, zupełnie jakby wysunięta z cienia pięść chwyciła jego wnętrzności i wykręciła jak mokrą ścierkę. Nie zauważył momentu, w którym jego powierzchowny, szczeniacki niepokój zamienił się w lęk — niezgrabny, grudowaty, brudny śnieg. Lęk, którego smród wkradał się do jego nozdrzy za każdym razem, gdy świat nachylał się nad nim, ciemny i zębaty niczym drapieżnik — siarka i pleśń, metaliczny swąd krwi, cudze krzyki, cudze dłonie łapiące go za ogon, ostrza, śmiechy, świątynie. Świątynie. Zadrżał. Czuł krople zimnego potu zbierające się na czole schowanym pod kapturem, krótki ból wnętrza dłoni, gdy wbijały się w nią paznokcie zaciśniętych w pięść palców. Panika była jeszcze młoda, rosła powoli, kłębiąc się na dnie jego pozawijanego w węzły żołądka, wznosząc się wyżej, mrucząc niewyraźnie ostrzeżenia. Chcą mnie wykończyć — przeszło mu przez myśl, kiedy krąg ubranych na biało postaci wyłonił się z cienia, obcy i niebezpieczny — to okrutny żart, jakaś chora czystka. Resztkami sił powstrzymał się od zwrócenia resztek jedzenia na własne buty.
Nie.
Dlaczego mieliby to robić? Halle poderwał podbródek, rozglądając się wokół gorączkowo, blady i nerwowy jak zbyt mocno naciągnięty kawałek nici. W szeregach ślepców musiało być wszak więcej takich jak on, sam znał kilku, o kilku innych słyszał. Czemu Magisterium chciałoby pozbyć się własnych dzieci? A jednak świątynia. Nie znosił świątyń. Przycisnął dłoń do ust, czując niewygodną bliskość własnej śliny i gorąco zbyt szybkiego oddechu. Zamknij się, zamknij, zamknij — chciał mówić, gdy jedna z kobiet w bieli zaczęła przemawiać. Nie podobały mu się jej słowa, nie był pewien czy to przez ich niewątpliwą duchowość, czy przez sposób, w jaki się do nich zwracała. Jakby byli jednością, jakby stanowili jakiś wyższy cel, coś lepszego niż zgraję przestępców i ludzi uciekających przed cieniem własnej tajemnicy. Został ślepcem, bo pragnął być czymś większym, czymś potężnym, lecz teraz przemowa kobiety z kręgu napawała go niepokojem. Nie planował przecież osiągać tej wielkości w imię czegokolwiek poza sobą samym. Chciał siły, pragnął jej jednak egoistycznie, schowanej w jego dłoniach, ułożonej na jego języku. Nie chciał być jednym z wielu, członkiem kultu, zwolennikiem misji. Nie, jeżeli miałby poświęcić w tym celu choćby cząstkę siebie lub tego, co do niego należało. Skrzywił się lekko, wpatrując się w odległą twarz kobiety, piękną i gładką twarz kogoś, kto nie sypiał na ulicy. Miał być przecież wolny, miał być silny. Na swoich własnych zasadach.
W jej głosie było jednak coś pięknego, nie mógł więc przestać słuchać. Sposób, w jaki mówiła, przywodził na myśl syrenę z dziecięcych bajek, zmuszał się więc do oderwania od niej wzroku i podążenia nim znów po zgromadzonych. Starał się odwrócić swoją uwagę od mdłości i drgawek, grając ze sobą w rozpoznawanie twarzy. Większość z nich była brutalnie obca, tak mu obojętna, iż rysy rozmywały się w ciemności, gdy tylko wypuszczał je spod swojej uwagi. Bystre, szare oczy łapały profil po profilu aż w końcu natrafiły na Hägglunda. Pamiętał go, choć jedynie z gazet. Nazywał go wtedy głupim i nierozsądnym, teraz jednak stali w tym samym miejscu i tylko jeden z nich trząsł się jak diabeł spryskany wodą święconą.
Przez kilka chwil głos kobiety mieszał się w jego głowie ze starymi nagłówkami. Szum stał się niemal uspokajający, lecz nerwy miał nadal poszarpane, a spojrzenie jasne i rozbiegane. Dźwięk gwizdania dobiegł do niego jakby z oddali, był jednak na tyle ostry, by wprawić w ruch jego ciało. Napięte mięśnie, palce zaciśnięte na nożu, głowa obracająca się szybko w stronę źródła dźwięku. Nie oszalałem — powtarzał w myślach, gdy wzrok natrafił na znajomą twarz — Jeb się, Magnus.
— Nie musisz na mnie gwizdać jak na pierdolonego kundla — syknął, zjawiając się obok niego, nadal wzburzony, nadal najeżony jak dzikie zwierzę gotowe do skoku. — Poza tym fałszujesz — bąknął jeszcze, zaciskając resztę przekleństw za zębami. Nie wyłapywał już ich rozmów, nie widział reszty twarzy. Słyszał tylko kobietę w bieli. Rytuał. Znów zrobiło mu się niedobrze. Mimowolnie wyciągnął dłoń, zaciskając palce na przedramieniu Magnusa.
Nie.
Dlaczego mieliby to robić? Halle poderwał podbródek, rozglądając się wokół gorączkowo, blady i nerwowy jak zbyt mocno naciągnięty kawałek nici. W szeregach ślepców musiało być wszak więcej takich jak on, sam znał kilku, o kilku innych słyszał. Czemu Magisterium chciałoby pozbyć się własnych dzieci? A jednak świątynia. Nie znosił świątyń. Przycisnął dłoń do ust, czując niewygodną bliskość własnej śliny i gorąco zbyt szybkiego oddechu. Zamknij się, zamknij, zamknij — chciał mówić, gdy jedna z kobiet w bieli zaczęła przemawiać. Nie podobały mu się jej słowa, nie był pewien czy to przez ich niewątpliwą duchowość, czy przez sposób, w jaki się do nich zwracała. Jakby byli jednością, jakby stanowili jakiś wyższy cel, coś lepszego niż zgraję przestępców i ludzi uciekających przed cieniem własnej tajemnicy. Został ślepcem, bo pragnął być czymś większym, czymś potężnym, lecz teraz przemowa kobiety z kręgu napawała go niepokojem. Nie planował przecież osiągać tej wielkości w imię czegokolwiek poza sobą samym. Chciał siły, pragnął jej jednak egoistycznie, schowanej w jego dłoniach, ułożonej na jego języku. Nie chciał być jednym z wielu, członkiem kultu, zwolennikiem misji. Nie, jeżeli miałby poświęcić w tym celu choćby cząstkę siebie lub tego, co do niego należało. Skrzywił się lekko, wpatrując się w odległą twarz kobiety, piękną i gładką twarz kogoś, kto nie sypiał na ulicy. Miał być przecież wolny, miał być silny. Na swoich własnych zasadach.
W jej głosie było jednak coś pięknego, nie mógł więc przestać słuchać. Sposób, w jaki mówiła, przywodził na myśl syrenę z dziecięcych bajek, zmuszał się więc do oderwania od niej wzroku i podążenia nim znów po zgromadzonych. Starał się odwrócić swoją uwagę od mdłości i drgawek, grając ze sobą w rozpoznawanie twarzy. Większość z nich była brutalnie obca, tak mu obojętna, iż rysy rozmywały się w ciemności, gdy tylko wypuszczał je spod swojej uwagi. Bystre, szare oczy łapały profil po profilu aż w końcu natrafiły na Hägglunda. Pamiętał go, choć jedynie z gazet. Nazywał go wtedy głupim i nierozsądnym, teraz jednak stali w tym samym miejscu i tylko jeden z nich trząsł się jak diabeł spryskany wodą święconą.
Przez kilka chwil głos kobiety mieszał się w jego głowie ze starymi nagłówkami. Szum stał się niemal uspokajający, lecz nerwy miał nadal poszarpane, a spojrzenie jasne i rozbiegane. Dźwięk gwizdania dobiegł do niego jakby z oddali, był jednak na tyle ostry, by wprawić w ruch jego ciało. Napięte mięśnie, palce zaciśnięte na nożu, głowa obracająca się szybko w stronę źródła dźwięku. Nie oszalałem — powtarzał w myślach, gdy wzrok natrafił na znajomą twarz — Jeb się, Magnus.
— Nie musisz na mnie gwizdać jak na pierdolonego kundla — syknął, zjawiając się obok niego, nadal wzburzony, nadal najeżony jak dzikie zwierzę gotowe do skoku. — Poza tym fałszujesz — bąknął jeszcze, zaciskając resztę przekleństw za zębami. Nie wyłapywał już ich rozmów, nie widział reszty twarzy. Słyszał tylko kobietę w bieli. Rytuał. Znów zrobiło mu się niedobrze. Mimowolnie wyciągnął dłoń, zaciskając palce na przedramieniu Magnusa.
Don't give it a hand, offer it a soul
Don't let it in with no intention to keep it, Jesus Christ, don't be kind to it. Honey, don't feed it, it will come back
Mistrz Gry
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Nie 21 Lip - 23:44
The member 'Halle Skov' has done the following action : kości
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'k100' : 36
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'k100' : 36
Margrét Jäderholm
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pon 22 Lip - 0:44
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
Rozejrzała się z ciekawością po świątyni, która odsłoniła się przed nimi, gdy płomienie pochodni zapłonęły jaśniej. Czuła rosnące podekscytowanie, gdy w końcu mogła obejrzeć to miejsce z bliska. Chłonęła każdy szczegół, jakby chciała zapamiętać jak najwięcej elementów. Patrzyła również po twarzach zgromadzonych, próbując rozpoznać sojuszników, klientów, a udało jej się w końcu zobaczyć rodziców. Kąciki jej ust drgnęły delikatnie, ale nie zamierzała obdarowywać ich uwagą, była tu sama, zawdzięczała to własnemu poświęceniu. Brała udział w historycznym wydarzeniu, czuła to w kościach, zatrzymując na dłużej wzrok na posągach Lokiego i Hel. Cały mrok emanujący z figur, ołtarza, a nawet kamienia na ścianach świątyni, dodawał atmosfery grozy, ale zamiast przerażać, wzbudzał jej podziw i oczekiwanie.
Szczególnie gdy na scenie pojawiło się zaszczytne grono w białych szatach. Napięcie można by było jeść łyżkami, przedłużające się milczenie wyglądało na celowy zabieg, by onieśmielić całą resztę. Nikt nie odważył się nawet pisnąć, z wyczekiwaniem oglądając spektakl, który odgrywał się przed nimi. Krąg w końcu odkrywał swoje twarze. Tajemnice strzeżone od lat, w końcu w jakimś stopniu miały zostać rozwiane. Czy to oznaka desperacji Magisterium? Wydawało się to rozwiązanie bez możliwości powrotu, ale chyba nie stać ich już było na mniej odważne kroki. Margrét przyglądała się każdej osobie po kolei, dostrzegając znajomą twarz starej przyjaciółki rodziny - Rønningen od dawna ich nie odwiedzała, najwyraźniej miała poważne zobowiązania albo unikała odpowiedzialności za popełnione przestępstwa. Dawniej była nierozłączna z jej adopcyjną matką, a teraz wzniosła się na wyżyny. Może dlatego kobiety straciły kontakt? Zazdrość matki? Próbowała sobie przypomnieć okoliczności ich ostatniego spotkania, w duchu układając plan, jak ta znajomość może jej pomóc w drodze na szczyt. Będzie musiała rozmówić się z Eleonorą, bo jeśli ich ścieżki rozeszły się w nieprzyjemnych okolicznościach, będzie musiała wypracować jakąś strategię, by ta sytuacja jej nie zaszkodziła.
Tymczasem musiała się skupić na głosie kobiety, która rozpoczęła, by niczego nie przegapić. Emanowała potęgą, o jakiej Margrét marzyła. Ileż by dała, by być teraz na jej miejscu? Znaczyć tyle w organizacji, by planować działania i prowadzić owieczki niczym rozsądny pasterz, zamiast podążać za resztą. Kiedyś to marzenie się spełni. Zgadzała się z jej słowami, Magisterium potrzebuje jedności, choć pomimo siły i pewności, z jaką przemawiała, Margrét nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jest w tym wszystkim nuta desperacji.
Nieudolność Lauge stała się jasna dopiero z czasem. Bardzo dobrze maskował wszystkie potknięcia, prowadził ich twardą ręką i chyba nikt nie podejrzewał, że okłamywał Krąg i działał na swoją korzyść. Sama przecież grała jak im zagrał, wierząc, że podążają słuszną drogą. Z przejęcia zrobiła krok do przodu, tym bardziej, że plotki okazały się prawdziwe, a Profeta Trygve naprawdę tu był, wciąż o nich dbał i nimi dowodził. Nie chciała wcześniej łatwowiernie wierzyć w powtarzane na ulicach historie, a teraz miała niezbity dowód.
Jej oczy pomknęły do postaci, która po wywołaniu zaczęła kierować się do środka zamieszania. Mężczyzna był jednak stanowczo za młody na... i zanim zaczęła rozważać wszystkie opcje, jak to możliwe, Trygve zaczął się zmieniać. Zmiennokształtny. Jej oczy zaświeciły się z podekscytowania, gdy zdała sobie sprawę, że mógł być wśród nich w każdym momencie, mógł przybrać dowolną twarz... czy to możliwe, że kiedyś już z nim rozmawiała pod inną postacią? O ile łatwiej było mu ukrywać się przed Kruczymi, z takimi możliwościami nic dziwnego, że stał się dowódcą - nie była to oczywiście jedyna i bezwzględna przyczyna, ale jakże pomocna! Nie mogła oderwać od niego wzroku, w napięciu czekając na jego pierwsze słowa.
Szczególnie gdy na scenie pojawiło się zaszczytne grono w białych szatach. Napięcie można by było jeść łyżkami, przedłużające się milczenie wyglądało na celowy zabieg, by onieśmielić całą resztę. Nikt nie odważył się nawet pisnąć, z wyczekiwaniem oglądając spektakl, który odgrywał się przed nimi. Krąg w końcu odkrywał swoje twarze. Tajemnice strzeżone od lat, w końcu w jakimś stopniu miały zostać rozwiane. Czy to oznaka desperacji Magisterium? Wydawało się to rozwiązanie bez możliwości powrotu, ale chyba nie stać ich już było na mniej odważne kroki. Margrét przyglądała się każdej osobie po kolei, dostrzegając znajomą twarz starej przyjaciółki rodziny - Rønningen od dawna ich nie odwiedzała, najwyraźniej miała poważne zobowiązania albo unikała odpowiedzialności za popełnione przestępstwa. Dawniej była nierozłączna z jej adopcyjną matką, a teraz wzniosła się na wyżyny. Może dlatego kobiety straciły kontakt? Zazdrość matki? Próbowała sobie przypomnieć okoliczności ich ostatniego spotkania, w duchu układając plan, jak ta znajomość może jej pomóc w drodze na szczyt. Będzie musiała rozmówić się z Eleonorą, bo jeśli ich ścieżki rozeszły się w nieprzyjemnych okolicznościach, będzie musiała wypracować jakąś strategię, by ta sytuacja jej nie zaszkodziła.
Tymczasem musiała się skupić na głosie kobiety, która rozpoczęła, by niczego nie przegapić. Emanowała potęgą, o jakiej Margrét marzyła. Ileż by dała, by być teraz na jej miejscu? Znaczyć tyle w organizacji, by planować działania i prowadzić owieczki niczym rozsądny pasterz, zamiast podążać za resztą. Kiedyś to marzenie się spełni. Zgadzała się z jej słowami, Magisterium potrzebuje jedności, choć pomimo siły i pewności, z jaką przemawiała, Margrét nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jest w tym wszystkim nuta desperacji.
Nieudolność Lauge stała się jasna dopiero z czasem. Bardzo dobrze maskował wszystkie potknięcia, prowadził ich twardą ręką i chyba nikt nie podejrzewał, że okłamywał Krąg i działał na swoją korzyść. Sama przecież grała jak im zagrał, wierząc, że podążają słuszną drogą. Z przejęcia zrobiła krok do przodu, tym bardziej, że plotki okazały się prawdziwe, a Profeta Trygve naprawdę tu był, wciąż o nich dbał i nimi dowodził. Nie chciała wcześniej łatwowiernie wierzyć w powtarzane na ulicach historie, a teraz miała niezbity dowód.
Jej oczy pomknęły do postaci, która po wywołaniu zaczęła kierować się do środka zamieszania. Mężczyzna był jednak stanowczo za młody na... i zanim zaczęła rozważać wszystkie opcje, jak to możliwe, Trygve zaczął się zmieniać. Zmiennokształtny. Jej oczy zaświeciły się z podekscytowania, gdy zdała sobie sprawę, że mógł być wśród nich w każdym momencie, mógł przybrać dowolną twarz... czy to możliwe, że kiedyś już z nim rozmawiała pod inną postacią? O ile łatwiej było mu ukrywać się przed Kruczymi, z takimi możliwościami nic dziwnego, że stał się dowódcą - nie była to oczywiście jedyna i bezwzględna przyczyna, ale jakże pomocna! Nie mogła oderwać od niego wzroku, w napięciu czekając na jego pierwsze słowa.
Mistrz Gry
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pon 22 Lip - 0:44
The member 'Margrét Jäderholm' has done the following action : kości
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'k100' : 80
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'k100' : 80
Prorok
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pią 26 Lip - 19:03
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Odsłaniały się tajemnice, które przez lata były skrywane. Prawie nikt nie wiedział, czym do końca był Krąg w Magisterium — dla wielu był to twór owiany tajemnicą, pełen zagadek i niejasności, choć podejrzewano, że byli oni najwierniejszymi wyznawcami dowódcy największej organizacji zrzeszającej ślepców. Podobnie było z postacią legendarnego Profety Trygve — człowieka, który rzekomo miał stać na czele Magisterium i przewodzić jego działaniami. Czy rzeczywiście istniał, czy był tylko symbolem, alegorią mądrości i przewodnictwa, wokół której skupiali się wyznawcy? W końcu przez ostatnie dekady Magisterium kontaktowało się ze światem za pomocą swoich sprzymierzeńców rozsianych po różnych zakątkach magicznej Skandynawii, którzy przekazywali wiadomości, realizowali misje i wprowadzali w życie plany organizacji. Wszystko to miało miejsce w ukryciu, z dala od wścibskich oczu, w ciszy i tajemnicy. Nadszedł jednak czas, by ślepcy wyszli z cienia widzących. Świat potrzebował diametralnych zmian, a te mogły nadejść jedynie wtedy, gdy Magisterium wyjdzie do ślepców, ujawni swoje istnienie i prawdziwe cele. Jednym z nich było zjednoczenie wszystkich osób posługujących się magią zakazaną — często ludzi, którzy do tej pory żyli w niewiedzy, nieświadomi tego, co naprawdę się dzieje. Tylko razem, zjednoczeni, mogli pokonać swoich przeciwników, do jakich należała od zawsze Rada, i zbudować świat oparty na własnych zasadach.
Każdy z obecnych gości mógł kogoś rozpoznać, gdy Krąg się ujawnił. Były to postaci różnorodne, lecz, jak się okazało, silne i często wykształcone, o różnorodnych umiejętnościach i wiedzy, która była nieoceniona w nadchodzących wydarzeniach. Wśród zgromadzonych panowała napięta atmosfera, pełna coraz bardziej przedłużającego się wyczekiwania i niepewności. Magnus, podobnie jak Asterin czy Halle, bez większego problemu rozpoznali Vidara Hagglunda, który niegdyś był jednym z bardziej obiecujących prosekutorów w Kolegium Sprawiedliwości. Nie dowierzano, kiedy odkryto jego spowinowacenia ze ślepcami, tak samo jak kwestionowano jego nagłą śmierć w Forcie Nordkinn. Ci, którzy w nią powątpiewali w zakamarkach Przesmyku Lokiego, mogli teraz triumfować, widząc Hagglunda wśród najważniejszych członków Magisterium. Verner z kolei zwrócił szczególną uwagę na Krestena Meldgaarda — była to postać szczególnie znana wśród alchemików ze względu na liczne kontrowersje i eksperymenty, które pozostawiały wiele do życzenia. Margrét również go rozpoznała — w przeszłości miała okazję spotkać Meldgaarda, który odwiedził jej sklep z magicznymi artefaktami, angażując ją osobiście w jedno z zadań. Wiedziała też więcej od innych — czym był Krąg i jak wyglądała struktura Magisterium, choć po raz pierwszy miała okazję na własne oczy zobaczyć długo wyczekiwanego Profetę Trygve. Jäderholm rozpoznała też Rønningen, która kulturalnie skinęła jej głową na przywitanie, gdy wyłapała ją w tłumie. Czy to był znak, by porozmawiać?
W tym samym czasie kapłanka Asbjorg, która przemawiała do zgromadzonych, usunęła się w cień, by ustąpić miejsca Profecie. Profecie, o którym krążyło zbyt wiele plotek — jedni mówili, że był nieśmiertelnym mędrcem, inni, że zmienił postać i zniknął, by obserwować świat z ukrycia. Verner i Margrét, wykazujący się niezwykłą spostrzegawczością w przeciwieństwie do innych osób, zauważyli, jak ktoś zaczął zmierzać w stronę ołtarza. Twarz pozornie młodego chłopaka o burzy ciemnych włosów nagle się postarzała o kilkanaście lat, ujawniając oblicze pełne mądrości i doświadczenia. Plotki o zmiennokształtności Profety Trygve okazały się prawdą. Wykorzystując swoje umiejętności, mógł wtopić się w tłum, pozostać niezauważony i zdobywać informacje, które były kluczowe dla przetrwania i działalności Magisterium. Jednak teraz, w tej chwili, zdecydował się ujawnić swoją prawdziwą (czy na pewno?) tożsamość. Jego obecność wzbudziła szmer zdziwienia i podziwu wśród zgromadzonych. Dla wielu ślepców był symbolem nadziei i jedności, a jego powrót oznaczał początek nowej ery. Nowej ery, którą wyczekiwano przez ostatnie lata z ogromną niecierpliwością.
— Panienko, ja nie umniejszam płci przeciwnej, ale nie sądzę, by to była kobieta! Nie słyszałem, jak żyję, by kiedykolwiek na czele Magisterium stała kobieta — powiedział mężczyzna do Asterin, co mógł także usłyszeć Magnus. — Co do niej... — Przybliżył się do nich, by przy okazji sprzedać im kilka informacji, nawet jeśli nie chcieli ich słyszeć. — Wiecie, to Asbjorg. Ta była kapłanka ze świątyni Frigg. Medium. Jej nagłe zniknięcie było tematem wielu spekulacji, ale prawdziwy powód pozostaje tajemnicą. Niektórzy mówią, że opuściła świątynię lata temu po tym, jak opętał ją duc, ale czy to prawda, nie wiem, bo magiczne media nigdy nie dowiedziały się, dlaczego zniknęła — odpowiedział wyraźnie zadowolony ze swojej wiedzy. Zamilkł jednak, doskonale wiedząc, że lada moment przemówi ten, na którego wszyscy czekali; nie chciał przecież przyćmić jego wejścia.
Profeta Trygve miał zaraz przemówić, lecz Halle ciężko było się na tym skupić, gdy zdał sobie sprawę, że został doprowadzony do świątyni, mógł to potraktować jako nieśmieszny żart — w końcu huldrekalle panicznie się ich bały. Ale czy to było typowe miejsce? Czy rzeczywiście było to miejsce, które miało wzbudzać strach i niepokój w sercach tych magicznych istot? Świątynia, do której wszyscy zostali zgromadzeni, nie przypominała tradycyjnych miejsc kultu. Halle, stojąc na uboczu, czuł mieszankę emocji. Z jednej strony odczuwał naturalny lęk, który towarzyszył każdemu huldrekallowi w obecności miejsc świętych; przyglądał się uważnie każdemu szczegółowi otoczenia, próbując odkryć, co sprawia, że to miejsce jest inne. Czy to była rzeczywiście świątynia w tradycyjnym znaczeniu, czy może coś znacznie bardziej skomplikowanego i wielowymiarowego? W pewnym momencie Halle mógł spostrzec, jak zakapturzona postać wymyka się ze świątyni, kładąc rękę na ścianie. Kamienne płyty zaczęły się przesuwać z cichym, niemal magicznym szumem, niespodziewanie otwierając przed nim ukryte przejście, które po zaledwie krótkiej chwili nagle zniknęło, podobnie jak tajemniczy nieznajomy.
— Dobrze was wszystkich tutaj widzieć — odezwał się donośnym głosem Trygve, stając na czele Kręgu. Jego słowa niosły się echem po sali, w której zapanowała pełna napięcia cisza. Wszystkie spojrzenia skierowały się na niego, a atmosfera wypełniła się mieszanką zdziwienia i ciekawości. — To ja jestem Profetą Trygve — kontynuował, patrząc uważnie na zgromadzonych. Przed nimi ukazała się postać mężczyzny, który miał około sześćdziesięciu lat, lecz jego postura i energia sprawiały wrażenie, że jest znacznie młodszy. Trygve miał głęboko osadzone, przenikliwe oczy i wyrazistą twarz o ostrych rysach, które podkreślały jego zdecydowany charakter. — Tym, w którego istnienie wielu z was nie wierzyło. — Trygve był legendą, mitem, symbolem, którego obecność była często kwestionowana; mówiono o jego problemach ze zdrowiem i zastanawiano się, dlaczego nie przekazał władzy kolejnemu Profecie. — Z wielu powodów nie mogłem się ujawnić wcześniej, ale obserwowałem was i czekałem na odpowiedni moment. Otwarcie świątyni Lokiego, którą budowaliśmy wspólnymi siłami, było idealną okazją, by zjednoczyć wszystkich ślepców w jednym miejscu — mówił Trygve, a jego głos stawał się coraz bardziej stanowczy. Długo wyczekiwany dowódca Magisterium był wreszcie prawdziwie gotów, by wyjawić zgromadzonym tu ludziom więcej.
— Dziś nadszedł ten moment, by zapoznać was z Magisterium. Zbyt wiele było niewiadomych, dlatego chciałbym rozwiać wszelkie wątpliwości. — Krok po kroku, Magisterium miało zdradzić swoje tajemnice. — Przywitał was Krąg, moi najwierniejsi doradcy zwani Naczelnikami, z którymi być może będziecie mieć więcej do czynienia. Do tej pory kontaktowali się z wami nasi Sprzymierzeńcy, ale nie jeden z was miał do czynienia z Siewcami, naszymi misjonarzami, propagującymi filozofię i magię zakazaną. Część z was jest już oficjalnie w szeregach Magisterium, część — pozostaje niezrzeszona, ale chcę, by to wybrzmiało jasno: Magisterium stoi po stronie wszystkich ślepców — wyjaśnił, wciąż patrząc surowym wzrokiem przed siebie. — Zapewne chcecie mnie zapytać, dlaczego teraz? Najwyższa pora, byśmy się zjednoczyli. Mamy wiele wspólnych celów, a każdy z was ma w sobie siłę, która jest nam potrzebna. Razem jesteśmy w stanie dokonać rzeczy wielkich. Wielu z was zna mnie tylko jako legendę, zmiennokształtnego, który przyjmował różne formy, by lepiej poznać was i wasze życie. Tak, niektórych z was zdążyłem poznać, choć możecie nawet nie zdawać sobie z tego sprawy.
— Jesteście tutaj, bo wierzę w wasz potencjał, a ja mogę wam dać coś, co przez pokolenia zabierała nam Rada: dostęp do magii zakazanej i kontynuację dziedzictwa Runstena Fältskoga. — Był to cel, który od zawsze przyświecał Magisterium, ale nie był on najważniejszy, jak próbował przekonać wszystkich Nørgaard. — Jak wiecie, wiele się zmieniło w ostatnim czasie... Popełniliśmy błędy, których nie możemy już odwrócić. Zostaliśmy zdradzeni i ukierunkowani na spór dogmatyczny. — Nie padło imię i nazwisko, lecz wszyscy mogli się domyślić, że chodziło o Lauge Nørgaarda. — I choć ta sprawa jest ważna, to nie jest to jedyny nasz cel. Coraz częściej słyszy się o enklawach, a ich liczba jest znacznie większa, niż podaje Komisja do Spraw Niemagicznych. W Midgardzie czy ostatnio w Kopenhadze dzieją się dziwne, niespotykane rzeczy, które budzą niepokój i rodzą pytania. — Przerwał na chwilę, by spojrzeć na zgromadzonych, badając ich reakcje. — Chciałbym się dowiedzieć, co wy o tym wiecie. Co wy o tym sądzicie? — zapytał, otwierając przestrzeń do dyskusji. Jego słowa były wyzwaniem, zachętą do wyrażenia swoich myśli i dzielenia się informacjami. Trygve szukał odważnych ludzi, którzy nie bali się przy nim mówić.
Kto zamierzał się odważyć?
Każdy z obecnych gości mógł kogoś rozpoznać, gdy Krąg się ujawnił. Były to postaci różnorodne, lecz, jak się okazało, silne i często wykształcone, o różnorodnych umiejętnościach i wiedzy, która była nieoceniona w nadchodzących wydarzeniach. Wśród zgromadzonych panowała napięta atmosfera, pełna coraz bardziej przedłużającego się wyczekiwania i niepewności. Magnus, podobnie jak Asterin czy Halle, bez większego problemu rozpoznali Vidara Hagglunda, który niegdyś był jednym z bardziej obiecujących prosekutorów w Kolegium Sprawiedliwości. Nie dowierzano, kiedy odkryto jego spowinowacenia ze ślepcami, tak samo jak kwestionowano jego nagłą śmierć w Forcie Nordkinn. Ci, którzy w nią powątpiewali w zakamarkach Przesmyku Lokiego, mogli teraz triumfować, widząc Hagglunda wśród najważniejszych członków Magisterium. Verner z kolei zwrócił szczególną uwagę na Krestena Meldgaarda — była to postać szczególnie znana wśród alchemików ze względu na liczne kontrowersje i eksperymenty, które pozostawiały wiele do życzenia. Margrét również go rozpoznała — w przeszłości miała okazję spotkać Meldgaarda, który odwiedził jej sklep z magicznymi artefaktami, angażując ją osobiście w jedno z zadań. Wiedziała też więcej od innych — czym był Krąg i jak wyglądała struktura Magisterium, choć po raz pierwszy miała okazję na własne oczy zobaczyć długo wyczekiwanego Profetę Trygve. Jäderholm rozpoznała też Rønningen, która kulturalnie skinęła jej głową na przywitanie, gdy wyłapała ją w tłumie. Czy to był znak, by porozmawiać?
W tym samym czasie kapłanka Asbjorg, która przemawiała do zgromadzonych, usunęła się w cień, by ustąpić miejsca Profecie. Profecie, o którym krążyło zbyt wiele plotek — jedni mówili, że był nieśmiertelnym mędrcem, inni, że zmienił postać i zniknął, by obserwować świat z ukrycia. Verner i Margrét, wykazujący się niezwykłą spostrzegawczością w przeciwieństwie do innych osób, zauważyli, jak ktoś zaczął zmierzać w stronę ołtarza. Twarz pozornie młodego chłopaka o burzy ciemnych włosów nagle się postarzała o kilkanaście lat, ujawniając oblicze pełne mądrości i doświadczenia. Plotki o zmiennokształtności Profety Trygve okazały się prawdą. Wykorzystując swoje umiejętności, mógł wtopić się w tłum, pozostać niezauważony i zdobywać informacje, które były kluczowe dla przetrwania i działalności Magisterium. Jednak teraz, w tej chwili, zdecydował się ujawnić swoją prawdziwą (czy na pewno?) tożsamość. Jego obecność wzbudziła szmer zdziwienia i podziwu wśród zgromadzonych. Dla wielu ślepców był symbolem nadziei i jedności, a jego powrót oznaczał początek nowej ery. Nowej ery, którą wyczekiwano przez ostatnie lata z ogromną niecierpliwością.
— Panienko, ja nie umniejszam płci przeciwnej, ale nie sądzę, by to była kobieta! Nie słyszałem, jak żyję, by kiedykolwiek na czele Magisterium stała kobieta — powiedział mężczyzna do Asterin, co mógł także usłyszeć Magnus. — Co do niej... — Przybliżył się do nich, by przy okazji sprzedać im kilka informacji, nawet jeśli nie chcieli ich słyszeć. — Wiecie, to Asbjorg. Ta była kapłanka ze świątyni Frigg. Medium. Jej nagłe zniknięcie było tematem wielu spekulacji, ale prawdziwy powód pozostaje tajemnicą. Niektórzy mówią, że opuściła świątynię lata temu po tym, jak opętał ją duc, ale czy to prawda, nie wiem, bo magiczne media nigdy nie dowiedziały się, dlaczego zniknęła — odpowiedział wyraźnie zadowolony ze swojej wiedzy. Zamilkł jednak, doskonale wiedząc, że lada moment przemówi ten, na którego wszyscy czekali; nie chciał przecież przyćmić jego wejścia.
Profeta Trygve miał zaraz przemówić, lecz Halle ciężko było się na tym skupić, gdy zdał sobie sprawę, że został doprowadzony do świątyni, mógł to potraktować jako nieśmieszny żart — w końcu huldrekalle panicznie się ich bały. Ale czy to było typowe miejsce? Czy rzeczywiście było to miejsce, które miało wzbudzać strach i niepokój w sercach tych magicznych istot? Świątynia, do której wszyscy zostali zgromadzeni, nie przypominała tradycyjnych miejsc kultu. Halle, stojąc na uboczu, czuł mieszankę emocji. Z jednej strony odczuwał naturalny lęk, który towarzyszył każdemu huldrekallowi w obecności miejsc świętych; przyglądał się uważnie każdemu szczegółowi otoczenia, próbując odkryć, co sprawia, że to miejsce jest inne. Czy to była rzeczywiście świątynia w tradycyjnym znaczeniu, czy może coś znacznie bardziej skomplikowanego i wielowymiarowego? W pewnym momencie Halle mógł spostrzec, jak zakapturzona postać wymyka się ze świątyni, kładąc rękę na ścianie. Kamienne płyty zaczęły się przesuwać z cichym, niemal magicznym szumem, niespodziewanie otwierając przed nim ukryte przejście, które po zaledwie krótkiej chwili nagle zniknęło, podobnie jak tajemniczy nieznajomy.
— Dobrze was wszystkich tutaj widzieć — odezwał się donośnym głosem Trygve, stając na czele Kręgu. Jego słowa niosły się echem po sali, w której zapanowała pełna napięcia cisza. Wszystkie spojrzenia skierowały się na niego, a atmosfera wypełniła się mieszanką zdziwienia i ciekawości. — To ja jestem Profetą Trygve — kontynuował, patrząc uważnie na zgromadzonych. Przed nimi ukazała się postać mężczyzny, który miał około sześćdziesięciu lat, lecz jego postura i energia sprawiały wrażenie, że jest znacznie młodszy. Trygve miał głęboko osadzone, przenikliwe oczy i wyrazistą twarz o ostrych rysach, które podkreślały jego zdecydowany charakter. — Tym, w którego istnienie wielu z was nie wierzyło. — Trygve był legendą, mitem, symbolem, którego obecność była często kwestionowana; mówiono o jego problemach ze zdrowiem i zastanawiano się, dlaczego nie przekazał władzy kolejnemu Profecie. — Z wielu powodów nie mogłem się ujawnić wcześniej, ale obserwowałem was i czekałem na odpowiedni moment. Otwarcie świątyni Lokiego, którą budowaliśmy wspólnymi siłami, było idealną okazją, by zjednoczyć wszystkich ślepców w jednym miejscu — mówił Trygve, a jego głos stawał się coraz bardziej stanowczy. Długo wyczekiwany dowódca Magisterium był wreszcie prawdziwie gotów, by wyjawić zgromadzonym tu ludziom więcej.
— Dziś nadszedł ten moment, by zapoznać was z Magisterium. Zbyt wiele było niewiadomych, dlatego chciałbym rozwiać wszelkie wątpliwości. — Krok po kroku, Magisterium miało zdradzić swoje tajemnice. — Przywitał was Krąg, moi najwierniejsi doradcy zwani Naczelnikami, z którymi być może będziecie mieć więcej do czynienia. Do tej pory kontaktowali się z wami nasi Sprzymierzeńcy, ale nie jeden z was miał do czynienia z Siewcami, naszymi misjonarzami, propagującymi filozofię i magię zakazaną. Część z was jest już oficjalnie w szeregach Magisterium, część — pozostaje niezrzeszona, ale chcę, by to wybrzmiało jasno: Magisterium stoi po stronie wszystkich ślepców — wyjaśnił, wciąż patrząc surowym wzrokiem przed siebie. — Zapewne chcecie mnie zapytać, dlaczego teraz? Najwyższa pora, byśmy się zjednoczyli. Mamy wiele wspólnych celów, a każdy z was ma w sobie siłę, która jest nam potrzebna. Razem jesteśmy w stanie dokonać rzeczy wielkich. Wielu z was zna mnie tylko jako legendę, zmiennokształtnego, który przyjmował różne formy, by lepiej poznać was i wasze życie. Tak, niektórych z was zdążyłem poznać, choć możecie nawet nie zdawać sobie z tego sprawy.
— Jesteście tutaj, bo wierzę w wasz potencjał, a ja mogę wam dać coś, co przez pokolenia zabierała nam Rada: dostęp do magii zakazanej i kontynuację dziedzictwa Runstena Fältskoga. — Był to cel, który od zawsze przyświecał Magisterium, ale nie był on najważniejszy, jak próbował przekonać wszystkich Nørgaard. — Jak wiecie, wiele się zmieniło w ostatnim czasie... Popełniliśmy błędy, których nie możemy już odwrócić. Zostaliśmy zdradzeni i ukierunkowani na spór dogmatyczny. — Nie padło imię i nazwisko, lecz wszyscy mogli się domyślić, że chodziło o Lauge Nørgaarda. — I choć ta sprawa jest ważna, to nie jest to jedyny nasz cel. Coraz częściej słyszy się o enklawach, a ich liczba jest znacznie większa, niż podaje Komisja do Spraw Niemagicznych. W Midgardzie czy ostatnio w Kopenhadze dzieją się dziwne, niespotykane rzeczy, które budzą niepokój i rodzą pytania. — Przerwał na chwilę, by spojrzeć na zgromadzonych, badając ich reakcje. — Chciałbym się dowiedzieć, co wy o tym wiecie. Co wy o tym sądzicie? — zapytał, otwierając przestrzeń do dyskusji. Jego słowa były wyzwaniem, zachętą do wyrażenia swoich myśli i dzielenia się informacjami. Trygve szukał odważnych ludzi, którzy nie bali się przy nim mówić.
Kto zamierzał się odważyć?
INFORMACJE
Każdy z was może opisać dowolną sytuację, która w ciągu ostatnich dwóch miesięcy fabularnych, odkąd zaczęto rozsiewać plotki o Profecie Trygve i jego pobycie w Midgardzie w zakątkach Przesmyku Lokiego, wydawała mu się szczególnie podejrzana i która mogłaby świadczyć o tym, że rozmawiał z nim sam dowódca Magisterium pod inną postacią. Musicie przy tym wybrać jeden z numerków od 1-6 i umieścić go pod postem. Numerek nie może się powtarzać, jeśli inny gracz wziął go wcześniej. W następnym poście Prorok wylosuje osobę, która naprawdę go spotkała.
W tej turze możecie wejść w interakcje z Profetą Trygve. Każdy z was ma teraz szansę przedstawić swoje spostrzeżenia, ujawnić zdobyte sekrety oraz zadać pytania, które mogą mieć kluczowe znaczenie dla naszej misji. Pamiętajcie, że obowiązuje przy tym rzut na charyzmę — im wyższy wynik, tym większe szanse na przyciągnięcie uwagi.
Halle — możesz spróbować wymknąć się z głównej świątyni i podążyć za nieznajomym. Decyzja należy teraz do ciebie.
W tej turze możecie wejść w interakcje z Profetą Trygve. Każdy z was ma teraz szansę przedstawić swoje spostrzeżenia, ujawnić zdobyte sekrety oraz zadać pytania, które mogą mieć kluczowe znaczenie dla naszej misji. Pamiętajcie, że obowiązuje przy tym rzut na charyzmę — im wyższy wynik, tym większe szanse na przyciągnięcie uwagi.
Halle — możesz spróbować wymknąć się z głównej świątyni i podążyć za nieznajomym. Decyzja należy teraz do ciebie.
CZAS NA ODPOWIEDŹ: do 29.07, 23:59
Verner Forsberg
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pią 26 Lip - 19:16
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Nie usłyszał szeptów wymienionych pomiędzy Asterin, stojącym obok niej brodaczem (Magnusem) i nieznajomym ślepcem; zapatrzony najpierw w Meldgaarda, a potem w zmieniającą się sylwetkę mężczyzny zmierzającego do ołtarza. Usłyszał natomiast gwizd brodacza i dotarło do niego, że przecież zna tą chwytliwą melodię; wzbudzającą ciąg skojarzeń ze światem zupełnie innym od tego: scenami teatralnymi, gazetami plotkarskimi, ziewaniem gdy chodził na musicale z Reginą i pewną ekscytacją gdy słuchał Inge rozprawiającego o muzyce. Muzyka zlała się w jego wyobraźni ze świeższymi wspomnieniami tego, dlaczego tutaj był – misji dla Magisterium w lesie, na której przez chwilę w kluczowym momencie towarzyszył im huldrekall o imieniu Halle. Halle... Skov? - dotarło do niego teraz, z opóźnieniem. W tamtym lesie, gdzie wszyscy i wszystko chciało ich zabić, nie miał głowy do rozpoznawania dawnych celebrytów (choć uwielbiał prasę plotkarską), ale dzisiaj — skoro wśród ślepców był sam Kresten Meldgaard — wszystko zdawało się możliwe. Ciekawe, czy i Halle (pierwszy raz nazwał w myślach tego huldrekalla imieniem) został tu zaproszony — przemknęło mu przez myśl, ale spyta o to Asterin potem, na razie nie odrywał wzroku od sceny.
Wychował się obserwując charyzmatycznych członków Rady i słuchając dyskusji własnej rodziny, która po wiekach spędzonych w cieniu z impetem zaangażowała się w politykę. Podświadomie zaczął obserwować Tygve tak, jak obserwowałby polityka z klanów — słuchając nie tylko tego, co chciał im powiedzieć, ale i tego jak chciał im to powiedzieć. Był świadom, że polityka często jest grą, pokaz siły aktorstwem, a liderzy mogą upaść równie szybko jak Lauge Nørgaard, ale mimo tego chciał zobaczyć w Profecie silnego przywódcę. Po tym, jak zdecydował się zdradzić własną rodzinę i wszystkich mentorów, potrzebował w swoim życiu kogoś takiego.
Słowa o tym, że Magisterium potrzebuje wszystkich ślepców zdały się Vernerowi sloganem, ale dobrym i potrzebnym. Samemu szczerze chciał wstąpić w szeregi Magisterium, więc nie potrzebował być do tego przekonany (wolał być dostrzeżony), ale miał nadzieję, że Profeta uspokoi choćby Asterin, która tak długo pozostawala niezrzeszona. Eggen wiedziała doskonale o aspiracjach Vernera, ale Forsberg szanował ją na tyle, by nie ciągnąć jej za sobą ani nie zwracać na nią nadmiernej uwagi gdyby sobie tego nie życzyła. Współpraca przy tworzeniu eliksiru dla Magisterium dała mu jednak nadzieję, że częściowo wkroczą na tą drogę razem, nawet jeśli zrobią to w różnym stopniu zaangażowania czy realizując różne cele. Machinalnie skinął głową, słuchając o zjednoczeniu. Wszyscy ślepcy mieli różne własne cele, byli różnymi ludźmi, prawdopodobnie zdolnymi wbić sobie noże w plecy, ale wszyscy mieli wspólnych wrogów — a Verner, wychowawszy się wśród polityki Rady i pracując w Kruczej Straży, poznał tych wrogów dogłębnie i ich nie bagatelizował. Potrzebowali zjednoczenia, potrzebowali większego celu. Może i ślepcom udawało się przetrwać w pojedynkę, ale Forsberg nigdy nie był zainteresowany tylko przetrwaniem (choć to chęć przetrwania pchnęła go do szukania leku na menadę wśród wiedzy zakazanej). O wiele bardziej wolałby zmienić świat lub dołożyć do tego cegłę.
Z zaintrygowaniem otworzył szerzej oczy, gdy Profeta przyznał, że ich obserwował, że się im przyglądał. Przypomniały mu się słowa Magisterium cię obserwuje wypowiedziane przez dawnego rywala; przypomniały mu się plotki na Przesmyku, które jakimś trafem wpadały akurat w jego ucho; przypomniał mu się list w sprawie stworzenia tajemnego eliksiru, otrzymany od Magisterium przed dwoma tygodniami. Był egocentryczny i lubił czuć się ważny i obserwowany. Ucieszyła go wiadomość, że Meldgaard jest jednym z najwierniejszych doradców Profety i że alchemik osiągnął tak znamienitą pozycję. Wydawało się logicznym, że to on mógł zwrócić na Forsberga uwagę, ale myśli pomknęły wstecz, do sytuacji z ostatnich tygodni, w których mógł zetknąć się z samym Profetą. Tygve mógł być przecież każdym. Forsberg nie sprzedawał trucizn byle komu, ale współpracował ze ślepcem, który kiedyś uniknął dzięki niemu aresztu (rozpoznawszy trucizny wśród dowodów, zdecydowany na zmianę frontów Verner nie doniósł na niego Kruczej Straży, o czym przypomniał mężczyźnie gdy tylko zdecydował się kupić jego lojalność i oślepnąć). Pewnego dnia Forsberga odnalazł inny mężczyzna, młody i charyzmatyczny, który bardzo przekonująco powołał się na nazwisko jego pośrednika. Nie widząc podstaw do oszustwa i weryfikując opowieść z pośrednikiem, Verenr przyjął od nieznajomego zlecenie na nielegalny Eliksir Valhalla, który dostarczył mu w najwyższej jakości. Nie był w stanie określić co konkretnie wydało mu się podejrzane w tej interakcji, ale może był to fakt, że jego pośrednik wydawał się darzyć kogoś w tak młodym wieku szacunkiem; a może sposób w jaki rozmawiał z Vernerem sam młodzieniec o pewnym siebie tonie głosu i bardzo przenikliwym spojrzeniu. Na pożegnanie klient życzył Forsbergowi powodzenia w bardzo wymowny sposób, zapadający w pamięć.
Oczy Vernera rozbłysły, gdy Profeta obiecał im dostęp do magii zakazanej. Po to tu był, tego chciał. Przyznanie się do błędów również docenił, mało który przywódca był w stanie to zrobić na głos. Wzmianka o Kopenhadze skierowała jego myśli na Ilmarego i jego twarz na zdjęciu w gazecie. Spróbował je odgonić, ale czytając gazetę zmartwił się o przyjaciela, a rzadko martwił się o innych. Zamiast tego skupił się na tym, że mógłby bardziej szczegółówo porozmawiać z Vanhanenem o Kopenhadze i próbował ignorować nieokreślonego kłucia w mostku (które ktoś zdrowszy psychicznie rozpoznałby jako poczucie winy).
Aż padło pytanie, a Verner i Asterin (i Halle i ślepcy, którzy wyszli z tamtego lasu cało) byli przecież w posiadaniu sekretu bardziej tajemnego i ważniejszego dla ślepców niż te, które ujrzały już światło dzienne w gazetach. Profeta chciał usłyszeć, co ślepcy mieli do powiedzenia, a Vernera nie trzeba było dwa razy o to prosić. Przyszedł tu, by się pokazać. Zabił tamte motyle i wsparł Asterin w paleniu lasu, by nie stały się zagrożeniem dla ślepców, a nie był człowiekiem na tyle bezinteresownym, by nie chcieć obwieścić innym o swoim poświęceniu.
Zerknął kontrolnie na Asterin, wiedząc, że muszą myśleć o tym samym, o wydarzeniach czerwcowej nocy. Znała go na tyle by wiedzieć, że nie będzie milczał, a on wzrokiem szukał śladu jej protestu — czy chciała by ochronił jej anonimowość, czy chciała pozostać z boku? Uśmiechnął się lekko, gdy nie znalazł śladu sprzeciwu, co wziął za sygnał, że opowiedzą o tym razem.
- W Midsommar, usłyszawszy w Przesmyku plotki o Fimbulflorze, wybraliśmy się do wściekłej gęstwiny w lasach północnych by pozyskać dla Magisterium mityczny kwiat. - zaczął, próbując wystąpić do przodu i podnosząc głos by zostać jak najlepiej usłyszanym. - Przedarłszy się przez siedliska landvaettów, znaleźliśmy jednak coś groźniejszego i ważniejszego dla ślepców. Coś, co zagroziłoby nam wszystkim, a najbardziej tym ukrywającym w jakikolwiek sposób swoją tożsamość. Coś, co potencjalnie byłoby zdolne ominąć zaklęcia ukrywające Pieczęć Lokiego, efekty eliksirów, a nawet zmiennokształtności. - powiedział śmiało, chcąc przybliżyć stopień zagrożenia. Był naukowcem, ale starał się mówić w sposób zrozumiały dla zgromadzonych tu ślepców. Niektórzy nosili Pieczęć, inni nie, ale wszyscy musieli i chcieli się w jakiś sposób ukrywać. On miał do stracenia sporo, ale nawet ci zdemaskowani korzystali czasem z zaklęć ukrywających Pieczęć lub eliksirów zmieniających postać. Profeta Tygve zmieniał ją dosłownie. - Setki kokonów motyli, gatunku, którego nie rozpoznałem, ale który wydawał się nienaturalny i wzmocniony magią. Jeden z nich usiadł na mojej dłoni i przez sekundę wydawał się… chłonąć magię w moich żyłach. Pociemniały, choć nie rzucałem żadnego czaru, a skrzydła motyla szczerniały i stworzenie zdechło. Nie wiem, jak zadziałałoby na niezaślepionego galdra. - zadarł głowę do góry, uświadamiając sobie, że pierwszy raz mówi publicznie o tym, że oślepł. Wielkie ryzyko, ale w imię większej nagrody. - ale wiem, jak zareagowało na moją magię, na ślepca. I wiem, - wiedział, bo sam był jednym z nich, ale tego nie powie na głos; taki sam logiczny wniosek wysnułby zresztą każdy - że Krucza Straż oraz wszyscy naukowcy wierni Radzie rzuciliby się aby zbadać te stworzenia i wyciągnąć z nich metodę na demaskację każdego z nas. - urwał wymownie, i spojrzał na Asterin, pozwalając jej dokończyć tą opowieść. Próbował pozbyć się motyli zaklęciem, ale sukces w ich prawdziwej eradykacji należał do niej. Tyle, że co jeśli jeszcze gdzieś na świecie kryją się podobne kokony? Wszyscy musieli o tym wiedzieć. Musieli być czujni. Musieli się ich pozbyć albo upewnić się, że już to zrobili, zanim ktokolwiek inny odkryje ich istnieje.
Pomijając temat motyli i enklaw, miał jeszcze jedno pytanie.
- Jakiej pomocy oczekuje Magisterium od tych, którym wciąż udaje się trwać na pograniczu światów? A choć Rada jest naszym wrogiem, to kto z kandydatów na Głosiciela Prawa będzie mniejszym wrogiem dla naszej polityki? Kogo mają poprzeć ci, którzy mają na nią wpływ lub mogą wesprzeć lub zaszkodzić któremuś z kandydatów? - zabrał głos. Verner Forsberg poparłby swojego jarla i może nawet miał resztki głupiej, sentymentalnej nadziei, że to on byłby dla Magisterium... mniej szkodliwy. Ale tutaj nie był Forsbergiem, był po prostu Vernerem. Ślepnąc, zdradził swoją rodzinę i był gotów zdradzać ją dalej — nie tyle głosując na tego, na kogo mu wskażą, co myśląc o tym jak jako Forsberg (korzystając z przywilejów zanim zostaną mu odebrane) mógłby ukradkiem poprzeć lub pogrążyć któregoś z kandydatów.
wybieram nr. 3
charyzma 21+20 = 41
Wychował się obserwując charyzmatycznych członków Rady i słuchając dyskusji własnej rodziny, która po wiekach spędzonych w cieniu z impetem zaangażowała się w politykę. Podświadomie zaczął obserwować Tygve tak, jak obserwowałby polityka z klanów — słuchając nie tylko tego, co chciał im powiedzieć, ale i tego jak chciał im to powiedzieć. Był świadom, że polityka często jest grą, pokaz siły aktorstwem, a liderzy mogą upaść równie szybko jak Lauge Nørgaard, ale mimo tego chciał zobaczyć w Profecie silnego przywódcę. Po tym, jak zdecydował się zdradzić własną rodzinę i wszystkich mentorów, potrzebował w swoim życiu kogoś takiego.
Słowa o tym, że Magisterium potrzebuje wszystkich ślepców zdały się Vernerowi sloganem, ale dobrym i potrzebnym. Samemu szczerze chciał wstąpić w szeregi Magisterium, więc nie potrzebował być do tego przekonany (wolał być dostrzeżony), ale miał nadzieję, że Profeta uspokoi choćby Asterin, która tak długo pozostawala niezrzeszona. Eggen wiedziała doskonale o aspiracjach Vernera, ale Forsberg szanował ją na tyle, by nie ciągnąć jej za sobą ani nie zwracać na nią nadmiernej uwagi gdyby sobie tego nie życzyła. Współpraca przy tworzeniu eliksiru dla Magisterium dała mu jednak nadzieję, że częściowo wkroczą na tą drogę razem, nawet jeśli zrobią to w różnym stopniu zaangażowania czy realizując różne cele. Machinalnie skinął głową, słuchając o zjednoczeniu. Wszyscy ślepcy mieli różne własne cele, byli różnymi ludźmi, prawdopodobnie zdolnymi wbić sobie noże w plecy, ale wszyscy mieli wspólnych wrogów — a Verner, wychowawszy się wśród polityki Rady i pracując w Kruczej Straży, poznał tych wrogów dogłębnie i ich nie bagatelizował. Potrzebowali zjednoczenia, potrzebowali większego celu. Może i ślepcom udawało się przetrwać w pojedynkę, ale Forsberg nigdy nie był zainteresowany tylko przetrwaniem (choć to chęć przetrwania pchnęła go do szukania leku na menadę wśród wiedzy zakazanej). O wiele bardziej wolałby zmienić świat lub dołożyć do tego cegłę.
Z zaintrygowaniem otworzył szerzej oczy, gdy Profeta przyznał, że ich obserwował, że się im przyglądał. Przypomniały mu się słowa Magisterium cię obserwuje wypowiedziane przez dawnego rywala; przypomniały mu się plotki na Przesmyku, które jakimś trafem wpadały akurat w jego ucho; przypomniał mu się list w sprawie stworzenia tajemnego eliksiru, otrzymany od Magisterium przed dwoma tygodniami. Był egocentryczny i lubił czuć się ważny i obserwowany. Ucieszyła go wiadomość, że Meldgaard jest jednym z najwierniejszych doradców Profety i że alchemik osiągnął tak znamienitą pozycję. Wydawało się logicznym, że to on mógł zwrócić na Forsberga uwagę, ale myśli pomknęły wstecz, do sytuacji z ostatnich tygodni, w których mógł zetknąć się z samym Profetą. Tygve mógł być przecież każdym. Forsberg nie sprzedawał trucizn byle komu, ale współpracował ze ślepcem, który kiedyś uniknął dzięki niemu aresztu (rozpoznawszy trucizny wśród dowodów, zdecydowany na zmianę frontów Verner nie doniósł na niego Kruczej Straży, o czym przypomniał mężczyźnie gdy tylko zdecydował się kupić jego lojalność i oślepnąć). Pewnego dnia Forsberga odnalazł inny mężczyzna, młody i charyzmatyczny, który bardzo przekonująco powołał się na nazwisko jego pośrednika. Nie widząc podstaw do oszustwa i weryfikując opowieść z pośrednikiem, Verenr przyjął od nieznajomego zlecenie na nielegalny Eliksir Valhalla, który dostarczył mu w najwyższej jakości. Nie był w stanie określić co konkretnie wydało mu się podejrzane w tej interakcji, ale może był to fakt, że jego pośrednik wydawał się darzyć kogoś w tak młodym wieku szacunkiem; a może sposób w jaki rozmawiał z Vernerem sam młodzieniec o pewnym siebie tonie głosu i bardzo przenikliwym spojrzeniu. Na pożegnanie klient życzył Forsbergowi powodzenia w bardzo wymowny sposób, zapadający w pamięć.
Oczy Vernera rozbłysły, gdy Profeta obiecał im dostęp do magii zakazanej. Po to tu był, tego chciał. Przyznanie się do błędów również docenił, mało który przywódca był w stanie to zrobić na głos. Wzmianka o Kopenhadze skierowała jego myśli na Ilmarego i jego twarz na zdjęciu w gazecie. Spróbował je odgonić, ale czytając gazetę zmartwił się o przyjaciela, a rzadko martwił się o innych. Zamiast tego skupił się na tym, że mógłby bardziej szczegółówo porozmawiać z Vanhanenem o Kopenhadze i próbował ignorować nieokreślonego kłucia w mostku (które ktoś zdrowszy psychicznie rozpoznałby jako poczucie winy).
Aż padło pytanie, a Verner i Asterin (i Halle i ślepcy, którzy wyszli z tamtego lasu cało) byli przecież w posiadaniu sekretu bardziej tajemnego i ważniejszego dla ślepców niż te, które ujrzały już światło dzienne w gazetach. Profeta chciał usłyszeć, co ślepcy mieli do powiedzenia, a Vernera nie trzeba było dwa razy o to prosić. Przyszedł tu, by się pokazać. Zabił tamte motyle i wsparł Asterin w paleniu lasu, by nie stały się zagrożeniem dla ślepców, a nie był człowiekiem na tyle bezinteresownym, by nie chcieć obwieścić innym o swoim poświęceniu.
Zerknął kontrolnie na Asterin, wiedząc, że muszą myśleć o tym samym, o wydarzeniach czerwcowej nocy. Znała go na tyle by wiedzieć, że nie będzie milczał, a on wzrokiem szukał śladu jej protestu — czy chciała by ochronił jej anonimowość, czy chciała pozostać z boku? Uśmiechnął się lekko, gdy nie znalazł śladu sprzeciwu, co wziął za sygnał, że opowiedzą o tym razem.
- W Midsommar, usłyszawszy w Przesmyku plotki o Fimbulflorze, wybraliśmy się do wściekłej gęstwiny w lasach północnych by pozyskać dla Magisterium mityczny kwiat. - zaczął, próbując wystąpić do przodu i podnosząc głos by zostać jak najlepiej usłyszanym. - Przedarłszy się przez siedliska landvaettów, znaleźliśmy jednak coś groźniejszego i ważniejszego dla ślepców. Coś, co zagroziłoby nam wszystkim, a najbardziej tym ukrywającym w jakikolwiek sposób swoją tożsamość. Coś, co potencjalnie byłoby zdolne ominąć zaklęcia ukrywające Pieczęć Lokiego, efekty eliksirów, a nawet zmiennokształtności. - powiedział śmiało, chcąc przybliżyć stopień zagrożenia. Był naukowcem, ale starał się mówić w sposób zrozumiały dla zgromadzonych tu ślepców. Niektórzy nosili Pieczęć, inni nie, ale wszyscy musieli i chcieli się w jakiś sposób ukrywać. On miał do stracenia sporo, ale nawet ci zdemaskowani korzystali czasem z zaklęć ukrywających Pieczęć lub eliksirów zmieniających postać. Profeta Tygve zmieniał ją dosłownie. - Setki kokonów motyli, gatunku, którego nie rozpoznałem, ale który wydawał się nienaturalny i wzmocniony magią. Jeden z nich usiadł na mojej dłoni i przez sekundę wydawał się… chłonąć magię w moich żyłach. Pociemniały, choć nie rzucałem żadnego czaru, a skrzydła motyla szczerniały i stworzenie zdechło. Nie wiem, jak zadziałałoby na niezaślepionego galdra. - zadarł głowę do góry, uświadamiając sobie, że pierwszy raz mówi publicznie o tym, że oślepł. Wielkie ryzyko, ale w imię większej nagrody. - ale wiem, jak zareagowało na moją magię, na ślepca. I wiem, - wiedział, bo sam był jednym z nich, ale tego nie powie na głos; taki sam logiczny wniosek wysnułby zresztą każdy - że Krucza Straż oraz wszyscy naukowcy wierni Radzie rzuciliby się aby zbadać te stworzenia i wyciągnąć z nich metodę na demaskację każdego z nas. - urwał wymownie, i spojrzał na Asterin, pozwalając jej dokończyć tą opowieść. Próbował pozbyć się motyli zaklęciem, ale sukces w ich prawdziwej eradykacji należał do niej. Tyle, że co jeśli jeszcze gdzieś na świecie kryją się podobne kokony? Wszyscy musieli o tym wiedzieć. Musieli być czujni. Musieli się ich pozbyć albo upewnić się, że już to zrobili, zanim ktokolwiek inny odkryje ich istnieje.
Pomijając temat motyli i enklaw, miał jeszcze jedno pytanie.
- Jakiej pomocy oczekuje Magisterium od tych, którym wciąż udaje się trwać na pograniczu światów? A choć Rada jest naszym wrogiem, to kto z kandydatów na Głosiciela Prawa będzie mniejszym wrogiem dla naszej polityki? Kogo mają poprzeć ci, którzy mają na nią wpływ lub mogą wesprzeć lub zaszkodzić któremuś z kandydatów? - zabrał głos. Verner Forsberg poparłby swojego jarla i może nawet miał resztki głupiej, sentymentalnej nadziei, że to on byłby dla Magisterium... mniej szkodliwy. Ale tutaj nie był Forsbergiem, był po prostu Vernerem. Ślepnąc, zdradził swoją rodzinę i był gotów zdradzać ją dalej — nie tyle głosując na tego, na kogo mu wskażą, co myśląc o tym jak jako Forsberg (korzystając z przywilejów zanim zostaną mu odebrane) mógłby ukradkiem poprzeć lub pogrążyć któregoś z kandydatów.
wybieram nr. 3
charyzma 21+20 = 41
Mistrz Gry
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pią 26 Lip - 19:16
The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości
'k100' : 20
'k100' : 20
Asterin Eggen
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pią 26 Lip - 19:17
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Podskórnie przeczuwała, że mężczyzna, któremu zwróciła uwagę na zaściankowość myślenia, uniesie się honorem i rzuci jej wyzwanie, ale zamiast tego… zaskoczył ją. Agresja wycofała się z jej spojrzenia, a na jej miejsce zakradło się wzniecone przez nieznajomego zaintrygowanie. - Kapłanka? - powtórzyła po nim, obracając smak tego słowa na języku, jego wiarołomną obrazę dla boskiego panteonu. I to kobieta poświęcona samej Frigg! Odwracająca się od wszechmocnej piastunki po to, by pogrążyć się w toksynie magii zakazanej - otwierającej umysły i wskazującej nową, lepszą drogę, mającej więcej wspólnego z wolnością, niżeli smutnym zakuciem w społeczne kajdany pod wodzą Rady i wyznawanych przez nią bogów. - No, no - zacmokała z uznaniem, wciąż cicho i dyskretnie. Magisterium coraz bardziej przypadało jej do gustu: najwyraźniej miało w sobie obietnicę, dla której szanowani galdrowie porzucali swoje doczesne życie i wstępowali na inną ścieżkę. Coś, za co warto było zniknąć, udać własną śmierć. Chyba nie istniała lepsza reklama dla organizacji, niż twarze, które dziś przed nimi ujawniły swoją tożsamość. - Tylko za najlepszą nagrodę wielu odwróciłoby się plecami do bogów - skonstatowała i odszukała spojrzenie Magnusa. To on jako pierwszy zamarzył o wstąpieniu w szeregi stowarzyszenia i dostrzegł jego wartość, w którą ona na początku szczerze wątpiła - ale najwidoczniej skubany miał rację. Loki podbierał kapłanów innym bogom, Magisterium podbierało wysoko postawionych urzędników ważnym instytucjom, to miało w sobie powab, któremu trudno było się oprzeć. I niewiele do rzeczy miał fakt, że sama z powatpiewaniem przyjmowała skandynawską wiarę, a wręcz głośno i wyraźnie pluła na bogów - liczył się symbol.
A symbolem najpotężniejszym ze wszystkim miał rzekomo okazać się profeta. Krzepki mężczyzna o ostrych rysach twarzy i oczach, w których krył się spryt; spodziewała się, że okaże się posiwiałym i zgarbionym starcem, ale albo czas obszedł się z nim łagodnie, albo magia dodała jego aurze długowieczności. Obserwował ich? Potaknęła na uczulający o czujności szept Magnusa i przekrzywiła głowę do ramienia, naraz kojarząc głos przywódcy Magisterium z innym, podobnym, słyszanym przez nią jakiś czas temu, dłuższy raczej niż krótszy. Pamiętała tamtego człowieka. Jego orli nos i sękate dłonie, mądrość, z jaką wypowiadał się na temat magii zakazanej, głębię wiedzy odnośnie do nekromancji, łatwość w pokierowaniu jej do odpowiednich grymuarów. Zdawał się równie enigmatyczny jak stojący nieopodal ołtarza Trygve, tajemniczy i charyzmatyczny, nonszalancki i poważny zarazem, pewny siebie i silny. Nie trafiła na niego następnym razem, choć Norny świadkiem, że długo szukała jego tropu; to możliwe, żeby właśnie wtedy spotkała profetę pod inną postacią? Czy może wyobrażała sobie zbyt wiele?
Wszyscy ślepcy, nieco utopijna wizja, ale w przemówieniu galdra - wiarygodna. Słuchała go z uwagą, prześlizgiwała się spojrzeniem po twarzach naczelników zgromadzonych w Kręgu, zarejestrowała też, że chociaż podniesiona została kwestia wspólnych celów, niewiele było jeszcze wiadomo o tym, czym konkretnie były. Ale wystarczyło zaledwie wspomnienie magii zakazanej, by w jej oczach zamajaczył głód pokusy pokrewnej Vernerowi: właśnie o to jej chodziło, tego pragnęła, takiej zapłaty za swoją lojalność i dyspozycyjność. Nie była świadoma ostrego uśmiechu rozlewającego się po jej wargach, ale pojęła, że były ułożone inaczej, kiedy poczuła na sobie pytający wzrok Forsberga i lekko skinęła głową. Oboje wiedzieli, o czym powinni powiedzieć, i pasowało jej, że rozpoczął opowieść o wydarzeniach z lasu. Magisterium powinno o tym usłyszeć, motyle były zagrożeniem dla każdego, kto znajdował się w świątyni, ale to zagrożenie zostało przynajmniej częściowo zniszczone.
- Spaliliśmy je - uzupełniła wypowiedź Vernera, śmiało, bez oporów, konkretnie. - Setki, może tysiące kokonów i świeżo wyklutych motyli spłonęło w pożodze ognia, który jak na mój gust zaatakował bardzo gwałtownie, zawrzał mocno, szybko rozprzestrzenił i dotarł daleko. Zniszczyliśmy tyle, ile zdołaliśmy. Czy wszystkie? Nie wiem - mówiła, ze wzrokiem śmiało utkwionym w obliczu profety. Na tym jednak nie mogła poprzestać. Kwestia kwiatu, który doprowadził ich do lasu w pobliże siedlisk landvaettów, gdzie odnaleźli spijające zakazaną magię stworzenia, nie dawała jej spokoju. Asterin zadarła lekko głowę, przyzwyczajona do tego gestu, bo przynajmniej dziewięćdziesiąt procent dorosłego społeczeństwa i połowa nastoletnich dzieci w Skandynawii była od niej wyższa. - Ale Fimbulflory tam nie było - zaakcentowała, o niej przecież mówiły plotki wysłane w świat przez Magisterium. Nazwę rośliny łączono z profetą, zastanawiała się więc, czy celowo wpuścił ich w maliny. - Naprawdę ona od początku była naszym celem? - odważyła się zapytać. Niewykluczone, że rozesłano ich tam szczerze, a plaga na miejscu skarbu okazała się przypadkiem, ale Asterin trudno było uwierzyć, że przypadek może być aż tak przypadkowy. Jeden las, jeden dzień.
Zerknęła też w bok, ponownie sięgnąwszy spojrzeniem twarzy brata. Było jeszcze coś, co przyszło jej na myśl, gdy należało poruszyć kwestię stabilności arkan. - Ponadto kilka dni temu w pobliżu Midgardu coś niewidocznego gołym okiem zniekształciło moją magię. Rzuciłam zaklęcie, którego nie planowałam rzucić, jakby coś szarpnęło się od wewnątrz i podjęło za mnie tę decyzję. Nie odpowiadał za to żaden człowiek, nie stał za tym atak. Sprawdziłam to - oznajmiła poważnie, rzeczowo. Problem nie był błahy, bynajmniej; nie tylko poturbował Magnusa, ale stał się realnym zagrożeniem. - Czarne żyły mogłyby ujawnić się w niepożądanym towarzystwie - dodała, choć wiedziała, że nie musi tego robić. Zresztą takie towarzystwo najpewniej by zabiła, ale gdyby z jakiegoś powodu stało się to w otoczeniu mających nad nią przewagę liczebną galdrów? Stanęłaby do walki, oczywiście, że tak, ale najpewniej wyszłaby z niej martwa.
35 + 10 = 45 ech
wybieram czwóreczkę
A symbolem najpotężniejszym ze wszystkim miał rzekomo okazać się profeta. Krzepki mężczyzna o ostrych rysach twarzy i oczach, w których krył się spryt; spodziewała się, że okaże się posiwiałym i zgarbionym starcem, ale albo czas obszedł się z nim łagodnie, albo magia dodała jego aurze długowieczności. Obserwował ich? Potaknęła na uczulający o czujności szept Magnusa i przekrzywiła głowę do ramienia, naraz kojarząc głos przywódcy Magisterium z innym, podobnym, słyszanym przez nią jakiś czas temu, dłuższy raczej niż krótszy. Pamiętała tamtego człowieka. Jego orli nos i sękate dłonie, mądrość, z jaką wypowiadał się na temat magii zakazanej, głębię wiedzy odnośnie do nekromancji, łatwość w pokierowaniu jej do odpowiednich grymuarów. Zdawał się równie enigmatyczny jak stojący nieopodal ołtarza Trygve, tajemniczy i charyzmatyczny, nonszalancki i poważny zarazem, pewny siebie i silny. Nie trafiła na niego następnym razem, choć Norny świadkiem, że długo szukała jego tropu; to możliwe, żeby właśnie wtedy spotkała profetę pod inną postacią? Czy może wyobrażała sobie zbyt wiele?
Wszyscy ślepcy, nieco utopijna wizja, ale w przemówieniu galdra - wiarygodna. Słuchała go z uwagą, prześlizgiwała się spojrzeniem po twarzach naczelników zgromadzonych w Kręgu, zarejestrowała też, że chociaż podniesiona została kwestia wspólnych celów, niewiele było jeszcze wiadomo o tym, czym konkretnie były. Ale wystarczyło zaledwie wspomnienie magii zakazanej, by w jej oczach zamajaczył głód pokusy pokrewnej Vernerowi: właśnie o to jej chodziło, tego pragnęła, takiej zapłaty za swoją lojalność i dyspozycyjność. Nie była świadoma ostrego uśmiechu rozlewającego się po jej wargach, ale pojęła, że były ułożone inaczej, kiedy poczuła na sobie pytający wzrok Forsberga i lekko skinęła głową. Oboje wiedzieli, o czym powinni powiedzieć, i pasowało jej, że rozpoczął opowieść o wydarzeniach z lasu. Magisterium powinno o tym usłyszeć, motyle były zagrożeniem dla każdego, kto znajdował się w świątyni, ale to zagrożenie zostało przynajmniej częściowo zniszczone.
- Spaliliśmy je - uzupełniła wypowiedź Vernera, śmiało, bez oporów, konkretnie. - Setki, może tysiące kokonów i świeżo wyklutych motyli spłonęło w pożodze ognia, który jak na mój gust zaatakował bardzo gwałtownie, zawrzał mocno, szybko rozprzestrzenił i dotarł daleko. Zniszczyliśmy tyle, ile zdołaliśmy. Czy wszystkie? Nie wiem - mówiła, ze wzrokiem śmiało utkwionym w obliczu profety. Na tym jednak nie mogła poprzestać. Kwestia kwiatu, który doprowadził ich do lasu w pobliże siedlisk landvaettów, gdzie odnaleźli spijające zakazaną magię stworzenia, nie dawała jej spokoju. Asterin zadarła lekko głowę, przyzwyczajona do tego gestu, bo przynajmniej dziewięćdziesiąt procent dorosłego społeczeństwa i połowa nastoletnich dzieci w Skandynawii była od niej wyższa. - Ale Fimbulflory tam nie było - zaakcentowała, o niej przecież mówiły plotki wysłane w świat przez Magisterium. Nazwę rośliny łączono z profetą, zastanawiała się więc, czy celowo wpuścił ich w maliny. - Naprawdę ona od początku była naszym celem? - odważyła się zapytać. Niewykluczone, że rozesłano ich tam szczerze, a plaga na miejscu skarbu okazała się przypadkiem, ale Asterin trudno było uwierzyć, że przypadek może być aż tak przypadkowy. Jeden las, jeden dzień.
Zerknęła też w bok, ponownie sięgnąwszy spojrzeniem twarzy brata. Było jeszcze coś, co przyszło jej na myśl, gdy należało poruszyć kwestię stabilności arkan. - Ponadto kilka dni temu w pobliżu Midgardu coś niewidocznego gołym okiem zniekształciło moją magię. Rzuciłam zaklęcie, którego nie planowałam rzucić, jakby coś szarpnęło się od wewnątrz i podjęło za mnie tę decyzję. Nie odpowiadał za to żaden człowiek, nie stał za tym atak. Sprawdziłam to - oznajmiła poważnie, rzeczowo. Problem nie był błahy, bynajmniej; nie tylko poturbował Magnusa, ale stał się realnym zagrożeniem. - Czarne żyły mogłyby ujawnić się w niepożądanym towarzystwie - dodała, choć wiedziała, że nie musi tego robić. Zresztą takie towarzystwo najpewniej by zabiła, ale gdyby z jakiegoś powodu stało się to w otoczeniu mających nad nią przewagę liczebną galdrów? Stanęłaby do walki, oczywiście, że tak, ale najpewniej wyszłaby z niej martwa.
35 + 10 = 45 ech
wybieram czwóreczkę
Mistrz Gry
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pią 26 Lip - 19:17
The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości
'k100' : 35
'k100' : 35
Magnus Eggen
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pią 26 Lip - 19:19
Magnus EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : Niegdyś łowca Gleipniru. Dziś przestępca — najemnik, lichwiarz, morderca, złowrogi duch Przesmyku Lokiego; wierny kundel służący człowiekowi, któremu zawdzięcza zaślepienie.
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : obrońca (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 36 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Nie musiał się obracać, by oczami wyobraźni rozrysować wyraz twarzy Halle przywołanego gwizdem imitującym doskonale znaną melodię, teraz odrobinę zniekształconą przez zimne ściany zamykające się dookoła zgromadzonych niczym wrota klatki, z której ucieczka byłaby możliwa jedynie przy jednogłośnym szturmie zaszczutych w paszczy świątyni ślepców. Zachowywał własną czujność w napiętości cięciwy będącej oparciem dla strzały o lśniącym, naostrzonym grocie gotowym poszybować przed siebie z nieludzką prędkością i wgryźć się w wyznaczony cel bezlitośnie — atmosfera wydawała się mistyczna, podniosła, idealnie skrojona do wnętrza świątynnych murów muskanych blaskiem ruchomych płomyków pochodni, niemniej gdzieś w gęstości mięśniowej tkanki oraz w mrowiących opuszkach palców Magnus nie pozwalał sobie na opuszczenie gardy. Zaakceptował obecność młodego huldrekalla z łatwością, wyczuwając chłopaka zarówno drżeniem Czujki zawieszonej na szyi, jak i znajomością oddechu przebijającego obok przez wyraźne milczenie zaślepionych galdrów, jednak pojawił się również delikatny uścisk drżących palców na przedramieniu, dlatego obrysował kątem beznamiętnych źrenic skrytą pod kapturem twarz.
— Ciebie też dobrze widzieć — wyszeptał na tyle cicho, by słowa dosięgły jedynie chłopaka.
Czy mówił szczerze, czy może w głosie skrywała się naturalna dlań ironia pozostawało do dowolnej interpretacji, chociaż gdzieś w najgłębszych zakamarkach umysłu mężczyzna cieszył się ze znalezienia kolejnej osoby, na której mógł — w mniejszym bądź większym stopniu, ale niewątpliwie mógł — polegać. Naturalnie nie odważyłby się tego przyznać, jednak mając pod ręką tak Asterin, co młodego Skova, oddychało mu się zdecydowanie lżej, ponieważ obydwoje posiadali umiejętności gwarantujące przetrwanie w niemal każdych warunkach; umiejętności bardzo różnych, acz zarazem podobnych do siebie, jeśli spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy, jednak wszystkie rozważania skłębione pod firmamentem czaszki rozmyły się wraz ze słowami mężczyzny, którego jeszcze sekundy wcześniej wraz z siostrą zaatakowali kąśliwym wydźwiękiem skonstruowanych zdań. Ku zaskoczeniu obydwojga, nieznajomy z niebywałą lekkością podzielił się własną wiedzą na temat przemawiającej kobiety i Magnus iluzorycznie obrysował kontury imienia Asbjorg — na ulotność oddechu powracając do niej spojrzeniem, by zaraz ponownie skupić się na udzielanych informacjach. Jeszcze nie umiał ocenić, czy należały one do wartościowych, czy służyły bardziej rozpaleniu w człowieku pierwotnej ciekawości, ponieważ samego mężczyzny tak ochoczo częstującego okruchami przechowywanych w sercu prawd nie rozpozna jako bywalca Przesmyku bądź jednego z lokali o wątpliwej moralności, dlatego w bezgłośnym podziękowaniu delikatnie skinął mu głową, chociaż tamten raczej nawet tego nie zauważył.
Wymienił spojrzenie z Asterin, powstrzymując rozbawiony uśmiech wraz ze stwierdzeniem, że najwyraźniej miał rację, kiedy ostatnio rozmawiali o Magisterium, o nawiązaniu wraz z nim prowizorycznej współpracy, o zasięgnięciu języka pośród ślepców znających strukturę organizacji, o wtargnięciu między członków tajemnej organizacji z propozycją o obustronnych korzyściach i może sięgnąłby siostry krótkim komentarzem, spróbowałby rozdrażnić w ten rozczulający sposób wiadomy tylko rodzeństwu Eggen działającym zawsze na śmierć i życie, niestety przez tłum poniosły się odgłosy podekscytowania zmieszane z zaskoczeniem, może czymś jeszcze, co było zrozumiałe dla samego Magnusa.
Na scenie pojawił się ten, do którego należała główna rola.
Profeta Trygve.
Człowiek duch.
Człowiek… czy duch?
Przenikliwe spojrzenie, z którym nigdy nie skrzyżował własnych, otchłannych oczu mieszających czerń z opiłkami brązowych refleksów wiodło przez tłum jakby mężczyzna próbował objąć każdego osobno i wszystkich jednocześnie w ciasnym uścisku, wszystko to w melodii donośnych słów, wielobarwnych treści traktujących o wspólnych celach, o wielkich ideach, o pochwyceniu niemożliwego przy sięgnięciu magii zakazanej, o wykraczaniu poza utarte schematy, chociaż wyznaczone granice samego Norwega nigdy nie ograniczały, jednak słuchał w milczeniu, chłonąc dźwięki poszczególnych fraz i rozkładając na czynniki pierwsze, doszukując się wśród nich drugiego dna albo i fałszu. Przecież wciąż pozostawał wierny własnym przyzwyczajeniom — na obcym terytorium zawsze zachowywał zwiększoną czujność, spodziewając się niespodziewanego, jak wielokrotnie powtarzał w dzieciństwie Asterin, chcąc w ten sposób wyrobić w siostrze nawyki myśliwego oraz drapieżnika, za którego wolał się uważać. Profeta mówił, oczarowywał zgromadzonych i może otwierał przed zaślepionymi wrota do upragnionej Valhalli, bowiem wszystko sprowadzało się do jednego, pod płachtą wspomnianego zjednoczenia musiała skrywać się otwarta wojna wymierzona w świat należący do magicznych dynastii, do Kruczej Straży, do ludzi uważających zakazane arkana za coś obrzydliwego, za abominacje, która powinna spłonąć na stosie lub utonąć w odmętach zimnych, niespokojnych, arktycznych wód i niebezpieczny błysk zaintrygowania rozpalił tęczówki Magnusa niezaspokojonym głodem, nieugaszonym pragnieniem; podskórne mrowienie przybrało na sile, jakby żyły mimowolnie zapragnęły zapłonąć czernią smolistej posoki zatrutej krwi.
Obserwowałeś nas? — rozrysowało się milczeniem pod czaszką.
Brew powędrowała ku górze, kiedy we wspomnieniach odszukał spotkanie sprzed kilku tygodni, wciąż pamiętając chłodne palce ulicznego wróżbity przemierzającego Przesmyk w wymiętych, dziurawych ubraniach i szaleństwem wymalowanym w szerokim uśmiechu, zimne opuszki zacisnęły się dookoła nadgarstka norweskiego kundla z podejrzaną siłą i chociaż pierwotnie zamierzał potraktować nieznajomego zakazaną, bolesną inkantacją, tamten wzbudził zainteresowanie prostym pytaniem — czy chcesz, bym przepowiedział ci przyszłość?, co nawet odrobinę go rozbawiło, bowiem od zawsze wiedział, dokąd zmierzał. Wprost do piekła, chociaż jeszcze nie zdecydował, którą drogą postanowi tam podążyć; wszystkie plany przedyskutowane niedawno z Asterin oraz zaufanymi zausznikami pozostawały świeże, delikatne, wciąż się kształtowały, jednak z jakiegoś powodu dalej przechowywał pod powiekami słowa wypowiedziane tamtego ciepłego wieczoru przez nieznajomego.
Może ta nietypowa odwaga wzbudziła subtelny podziw, ponieważ na Przesmyku każdy omijał Eggena szerokim łukiem niczym najprawdziwszą zarazę, bowiem większość była świadoma jego reputacji i umiejętności, a już na pewno nikt nie decydował się na jakąkolwiek konwersację z małomównym, złowrogim cieniem przemierzającym uliczki rynsztoku; może było w tamtym człowieku coś charakterystycznego, co wyróżniało na tle innych mijanych codziennie w milczeniu; może wszystko sprowadzało się do jego przepowiedni — niejasnej, wielowątkowej, pozwalającej na przynajmniej dwie interpretacje, spajającej ze sobą przeszłość z teraźniejszością i przyszłością, nabiegłą znakami od bogów oraz obietnicami na równi z przekleństwami.
Ciche westchnienie wyrwało się Magnusowi z ust, kiedy pochwycił ostatnie ze zdań.
K o p e n h a g a.
Wdarła się w Magnusa z delikatnością szkła rozcinającego skórę, za to wyraźne kontury niedawnych aberracji doświadczonych własnym ciałem przyozdobionym we wciąż niewygojone blizny rozbłysły ponownie przed oczami i mężczyzna mimowolnie pogładził poczerniały tusz Pieczęci wkomponowanej w dłoń, przywołując w pamięci wszystko, co wydarzyło się tamtego dnia w przeszklonym pałacu botanicznym. Wiele słów cisnęło się na usta, wiele opowieści mógłby przytoczyć, ale prawdopodobnie nie byłby jedynym, dlatego wstrzymał się na długość kilku oddechów oraz wymienionych ze zgromadzonymi spojrzeń, ostrożnie dobierając do siebie głoski przed posłaniem wszystkiego w przestrzeń i ze spokojem otulającym każde ze słów wraz z charakterystyczną, chłodną rezerwą względem nieznajomych, poruszył zastanymi strunami głosowymi.
— W Kopenhadze byłem świadkiem aberracji magicznych — w ich najczystszej, najbardziej niszczycielskiej oraz nieokiełznanej formie — zaczął powoli, wyławiając ze wspomnień najbardziej wartościowe reminiscencje; przynajmniej częścią mógł się podzielić z Magisterium. — Na własnej skórze przekonałem się, jak potężne potrafią być i jakie obrażenia mogą zadawać, posłałem również kogoś w śmiertelną paszczę jednej z nich — niemniej, nie wszystkie inkantacje ulegały wypaczeniu, również mnie udało się je obejść, spowalniając przy tym pościg Kruczej Straży. Jestem niemal pewien, iż istnieją sposoby na zapanowanie nad aberracjami, co pozwalałoby wykorzystać je… w walce.
Jakakolwiek ta walka by nie była.
Nie odważył się na sformułowanie — w Naszej Wspólnej walce; jeszcze nie zdecydował, czy rzeczywiście powinien podążyć za Magisterium oraz wzniosłymi ideami proponowanymi przez Profetę, jednak próba nawiązania dialogu wydawała się w owych okolicznościach całkiem wygodna, dlatego po wypowiedzeniu prologu, umilkł w delikatnym napięciu i oczekiwaniu na ruch ze strony organizacji, o ile ten w ogóle nastąpi.
I wówczas, może w przypływie nagłej odwagi, a może dla zaspokojenia własnej ciekawości pozwolił sobie na postawienie pytania — k l u c z o w e g o — we własnej ocenie.
— Dziedzictwo Runstena Fältskoga — jaką ma cenę? Ile to będzie nas kosztować?
Czego od nas zażądasz?
Czego chcesz? — wydawały się pytać oczy; zimne, opanowane, bezdenne.
Pragniesz naszej krwi?
Naszego życia?
Naszego bezkresnego oddania?
Naszego posłuszeństwa?
Jaką cenę zamierzało wyznaczyć Magisterium?
Dla Magnusa bowiem wolność — własna i Asterin — stała ponad wszystkim i nawet Profeta nie mógłby tego zażądać, bo Norweg nigdy by tego nie oddał.
— Ciebie też dobrze widzieć — wyszeptał na tyle cicho, by słowa dosięgły jedynie chłopaka.
Czy mówił szczerze, czy może w głosie skrywała się naturalna dlań ironia pozostawało do dowolnej interpretacji, chociaż gdzieś w najgłębszych zakamarkach umysłu mężczyzna cieszył się ze znalezienia kolejnej osoby, na której mógł — w mniejszym bądź większym stopniu, ale niewątpliwie mógł — polegać. Naturalnie nie odważyłby się tego przyznać, jednak mając pod ręką tak Asterin, co młodego Skova, oddychało mu się zdecydowanie lżej, ponieważ obydwoje posiadali umiejętności gwarantujące przetrwanie w niemal każdych warunkach; umiejętności bardzo różnych, acz zarazem podobnych do siebie, jeśli spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy, jednak wszystkie rozważania skłębione pod firmamentem czaszki rozmyły się wraz ze słowami mężczyzny, którego jeszcze sekundy wcześniej wraz z siostrą zaatakowali kąśliwym wydźwiękiem skonstruowanych zdań. Ku zaskoczeniu obydwojga, nieznajomy z niebywałą lekkością podzielił się własną wiedzą na temat przemawiającej kobiety i Magnus iluzorycznie obrysował kontury imienia Asbjorg — na ulotność oddechu powracając do niej spojrzeniem, by zaraz ponownie skupić się na udzielanych informacjach. Jeszcze nie umiał ocenić, czy należały one do wartościowych, czy służyły bardziej rozpaleniu w człowieku pierwotnej ciekawości, ponieważ samego mężczyzny tak ochoczo częstującego okruchami przechowywanych w sercu prawd nie rozpozna jako bywalca Przesmyku bądź jednego z lokali o wątpliwej moralności, dlatego w bezgłośnym podziękowaniu delikatnie skinął mu głową, chociaż tamten raczej nawet tego nie zauważył.
Wymienił spojrzenie z Asterin, powstrzymując rozbawiony uśmiech wraz ze stwierdzeniem, że najwyraźniej miał rację, kiedy ostatnio rozmawiali o Magisterium, o nawiązaniu wraz z nim prowizorycznej współpracy, o zasięgnięciu języka pośród ślepców znających strukturę organizacji, o wtargnięciu między członków tajemnej organizacji z propozycją o obustronnych korzyściach i może sięgnąłby siostry krótkim komentarzem, spróbowałby rozdrażnić w ten rozczulający sposób wiadomy tylko rodzeństwu Eggen działającym zawsze na śmierć i życie, niestety przez tłum poniosły się odgłosy podekscytowania zmieszane z zaskoczeniem, może czymś jeszcze, co było zrozumiałe dla samego Magnusa.
Na scenie pojawił się ten, do którego należała główna rola.
Profeta Trygve.
Człowiek duch.
Człowiek… czy duch?
Przenikliwe spojrzenie, z którym nigdy nie skrzyżował własnych, otchłannych oczu mieszających czerń z opiłkami brązowych refleksów wiodło przez tłum jakby mężczyzna próbował objąć każdego osobno i wszystkich jednocześnie w ciasnym uścisku, wszystko to w melodii donośnych słów, wielobarwnych treści traktujących o wspólnych celach, o wielkich ideach, o pochwyceniu niemożliwego przy sięgnięciu magii zakazanej, o wykraczaniu poza utarte schematy, chociaż wyznaczone granice samego Norwega nigdy nie ograniczały, jednak słuchał w milczeniu, chłonąc dźwięki poszczególnych fraz i rozkładając na czynniki pierwsze, doszukując się wśród nich drugiego dna albo i fałszu. Przecież wciąż pozostawał wierny własnym przyzwyczajeniom — na obcym terytorium zawsze zachowywał zwiększoną czujność, spodziewając się niespodziewanego, jak wielokrotnie powtarzał w dzieciństwie Asterin, chcąc w ten sposób wyrobić w siostrze nawyki myśliwego oraz drapieżnika, za którego wolał się uważać. Profeta mówił, oczarowywał zgromadzonych i może otwierał przed zaślepionymi wrota do upragnionej Valhalli, bowiem wszystko sprowadzało się do jednego, pod płachtą wspomnianego zjednoczenia musiała skrywać się otwarta wojna wymierzona w świat należący do magicznych dynastii, do Kruczej Straży, do ludzi uważających zakazane arkana za coś obrzydliwego, za abominacje, która powinna spłonąć na stosie lub utonąć w odmętach zimnych, niespokojnych, arktycznych wód i niebezpieczny błysk zaintrygowania rozpalił tęczówki Magnusa niezaspokojonym głodem, nieugaszonym pragnieniem; podskórne mrowienie przybrało na sile, jakby żyły mimowolnie zapragnęły zapłonąć czernią smolistej posoki zatrutej krwi.
Obserwowałeś nas? — rozrysowało się milczeniem pod czaszką.
Brew powędrowała ku górze, kiedy we wspomnieniach odszukał spotkanie sprzed kilku tygodni, wciąż pamiętając chłodne palce ulicznego wróżbity przemierzającego Przesmyk w wymiętych, dziurawych ubraniach i szaleństwem wymalowanym w szerokim uśmiechu, zimne opuszki zacisnęły się dookoła nadgarstka norweskiego kundla z podejrzaną siłą i chociaż pierwotnie zamierzał potraktować nieznajomego zakazaną, bolesną inkantacją, tamten wzbudził zainteresowanie prostym pytaniem — czy chcesz, bym przepowiedział ci przyszłość?, co nawet odrobinę go rozbawiło, bowiem od zawsze wiedział, dokąd zmierzał. Wprost do piekła, chociaż jeszcze nie zdecydował, którą drogą postanowi tam podążyć; wszystkie plany przedyskutowane niedawno z Asterin oraz zaufanymi zausznikami pozostawały świeże, delikatne, wciąż się kształtowały, jednak z jakiegoś powodu dalej przechowywał pod powiekami słowa wypowiedziane tamtego ciepłego wieczoru przez nieznajomego.
Może ta nietypowa odwaga wzbudziła subtelny podziw, ponieważ na Przesmyku każdy omijał Eggena szerokim łukiem niczym najprawdziwszą zarazę, bowiem większość była świadoma jego reputacji i umiejętności, a już na pewno nikt nie decydował się na jakąkolwiek konwersację z małomównym, złowrogim cieniem przemierzającym uliczki rynsztoku; może było w tamtym człowieku coś charakterystycznego, co wyróżniało na tle innych mijanych codziennie w milczeniu; może wszystko sprowadzało się do jego przepowiedni — niejasnej, wielowątkowej, pozwalającej na przynajmniej dwie interpretacje, spajającej ze sobą przeszłość z teraźniejszością i przyszłością, nabiegłą znakami od bogów oraz obietnicami na równi z przekleństwami.
Ciche westchnienie wyrwało się Magnusowi z ust, kiedy pochwycił ostatnie ze zdań.
K o p e n h a g a.
Wdarła się w Magnusa z delikatnością szkła rozcinającego skórę, za to wyraźne kontury niedawnych aberracji doświadczonych własnym ciałem przyozdobionym we wciąż niewygojone blizny rozbłysły ponownie przed oczami i mężczyzna mimowolnie pogładził poczerniały tusz Pieczęci wkomponowanej w dłoń, przywołując w pamięci wszystko, co wydarzyło się tamtego dnia w przeszklonym pałacu botanicznym. Wiele słów cisnęło się na usta, wiele opowieści mógłby przytoczyć, ale prawdopodobnie nie byłby jedynym, dlatego wstrzymał się na długość kilku oddechów oraz wymienionych ze zgromadzonymi spojrzeń, ostrożnie dobierając do siebie głoski przed posłaniem wszystkiego w przestrzeń i ze spokojem otulającym każde ze słów wraz z charakterystyczną, chłodną rezerwą względem nieznajomych, poruszył zastanymi strunami głosowymi.
— W Kopenhadze byłem świadkiem aberracji magicznych — w ich najczystszej, najbardziej niszczycielskiej oraz nieokiełznanej formie — zaczął powoli, wyławiając ze wspomnień najbardziej wartościowe reminiscencje; przynajmniej częścią mógł się podzielić z Magisterium. — Na własnej skórze przekonałem się, jak potężne potrafią być i jakie obrażenia mogą zadawać, posłałem również kogoś w śmiertelną paszczę jednej z nich — niemniej, nie wszystkie inkantacje ulegały wypaczeniu, również mnie udało się je obejść, spowalniając przy tym pościg Kruczej Straży. Jestem niemal pewien, iż istnieją sposoby na zapanowanie nad aberracjami, co pozwalałoby wykorzystać je… w walce.
Jakakolwiek ta walka by nie była.
Nie odważył się na sformułowanie — w Naszej Wspólnej walce; jeszcze nie zdecydował, czy rzeczywiście powinien podążyć za Magisterium oraz wzniosłymi ideami proponowanymi przez Profetę, jednak próba nawiązania dialogu wydawała się w owych okolicznościach całkiem wygodna, dlatego po wypowiedzeniu prologu, umilkł w delikatnym napięciu i oczekiwaniu na ruch ze strony organizacji, o ile ten w ogóle nastąpi.
I wówczas, może w przypływie nagłej odwagi, a może dla zaspokojenia własnej ciekawości pozwolił sobie na postawienie pytania — k l u c z o w e g o — we własnej ocenie.
— Dziedzictwo Runstena Fältskoga — jaką ma cenę? Ile to będzie nas kosztować?
Czego od nas zażądasz?
Czego chcesz? — wydawały się pytać oczy; zimne, opanowane, bezdenne.
Pragniesz naszej krwi?
Naszego życia?
Naszego bezkresnego oddania?
Naszego posłuszeństwa?
Jaką cenę zamierzało wyznaczyć Magisterium?
Dla Magnusa bowiem wolność — własna i Asterin — stała ponad wszystkim i nawet Profeta nie mógłby tego zażądać, bo Norweg nigdy by tego nie oddał.
wybieram 6
charyzma: 49
p u r p o s e
— that's all any of us want now, every single one of us. Not answers, not Löve — just a reason to exist.
Mistrz Gry
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Pią 26 Lip - 19:20
The member 'Magnus Eggen' has done the following action : kości
'k100' : 39
'k100' : 39
Margrét Jäderholm
Re: Świątynia Lokiego (Ś) Wto 30 Lip - 19:04
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
rzut,
numer 1
numer 1
Strona 1 z 2 • 1, 2