Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Halle Skov

    2 posters
    Ślepcy
    Halle Skov
    Halle Skov
    https://midgard.forumpolish.com/t3454-halle-skovhttps://midgard.forumpolish.com/t3542-halle-skov#35520https://midgard.forumpolish.com/t3541-bragi#35518https://midgard.forumpolish.com/


    Halle Skov
    Miejsce urodzenia
    Midgard, Norwegia
    Data urodzenia
    2.11.1974
    Nazwisko matki
    Skov
    Status majątkowy
    biedny
    Stan cywilny
    kawaler
    Stopień wtajemniczenia
    III
    Zawód
    pianista, kompozytor, upadła gwiazda
    Totem
    kuna
    Wizerunek
    Erik Kettschick

    Sing a Song of Sixpence,
    A bag full of Rye,
    Four and twenty Naughty Boys,
    Baked in a Pye.

    When the pie was opened,
    The birds began to sing.
    Wasn't that a dainty dish
    To set before the king?

    ○○○

    W dniu, w którym się rodzę, na Midgard opada najgęstsza od kilku lat mgła. Od tamtego momentu wiadomo jest już, iż bez względu na to, gdzie ucieknę, prześladować mnie będzie ta sama niepewność.

    Mgła przypomina skwaśniałe mleko. Moja matka wyciąga przed siebie dłoń i nie może dostrzec własnych palców. Jest to dla niej widok (lub widoku brak) na tyle przerażający, że biedaczka wpada w panikę na samym środku zatłoczonego placu i zaczyna rodzić. W szpitalu nikt na nią już nie patrzy — wokół, po kamiennych posadzkach, pełzną przysadziści lekarze i surowe pielęgniarki, lecz żadne z nich nie zwraca w jej stronę wzroku. Ledwie osiemnastoletnia, w za dużym płaszczu i za małej sukience, z napuchniętym brzuchem i chudymi, posiniaczonymi nogami, na tle rozległej sali tamtego eleganckiego szpitala moja matka staje się równie niewidoczna, co jej własna ręka we mgle, choć przecież powietrze wewnątrz jest przejrzyste.

    Prawie ją wtedy zabijam — tamtego poranka, w tamtym zimnym szpitalu. Krwawi bardziej, niż powinna. Dziesięć lat później, gdy umierać będzie na kuchennej podłodze cudzego mieszkania, oboje przekonamy się, iż krew ludzi takich jak ona nigdy nie liczyła się szczególnie.

    Jestem mały podobnie jak ona i podobnie jak mój ojciec pozbawiony jakiejś cząstki człowieczeństwa. Rodzę się z ogonem i nierozsądnie żarliwym pragnieniem walki. Nim kończę rok, umiem już gryźć do żywego mięsa.

    ○○○

    Moja matka lubi piękne księżniczki i odważnych rycerzy, lubi też życie, które sama może wymyślić. W jej historiach nikt nie musi mnie rodzić, bo wyskakuję spod łóżka jak skrzat; w jej historiach do domu zabiera nas mój ojciec, przez całą drogę opowiadając o miłości i głaszcząc nas po głowach; w jej historiach nie ma brudu, strachu i biedy, choć każda z tych rzeczy jest niemożliwie trudna do ukrycia, zbyt głośna, by udało się ją przemilczeć. W jej bajkach nie ma więc prawdy, lecz nie znajduję w nich również kłamstw — to pocieszenie, ostatnie odłamki nadziei, które matka nosi pochowane po kieszeniach jak kolorowe szkiełka. Kieszenie ma zresztą często dziurawe, a szyć nigdy się nie nauczyła.

    Kiedy znika nadzieja i baśnie, zostajemy sami ze swoją osobistą, małą ciemnością. W tamtym mroku łatwiej jest mi pojąć, kim jestem, pod tym względem zawsze przypominałem kota. Wiem już więc, iż moja matka nie jest księżniczką — ma na imię Alva, jest córką zaślepionego przemytnika i wychowała się w spelunach pełnych pijanych marynarzy. Zakochiwała się w każdym młodym kapitanie, który akurat stanął w drzwiach i spojrzał w jej stronę. Jest samotna, a ja wkrótce miałem przekonać się, iż samotność dziedziczy się wraz z krwią tak jak większość innych przewlekłych chorób. Kiedy poznała mojego ojca, nie miała jeszcze siedemnastu lat ani nikogo, kto chciałby zwrócić na nią uwagę. Był starszy i osobliwie piękny. Przypominał dzikie zwierzę — opowiadała czasem — jakby dopiero co wypłoszono go z lasu.

    Moje dzieciństwo wypluwa mnie na ulicę jak ułamany ząb. Wszystkie te matczyne łzy i cudze krzyki, duszne mieszkania i dziecięce śmiechy pamiętliwe jak język badający ranę na podniebieniu. Wychowuje mnie drapieżna, dziecięca wola przetrwania i miasto, w którym przyszedłem na świat. Miasta bowiem w wielu aspektach przypominają żywe organizmy. Pod skórą zawsze tkwi coś kwaśnego, w podziemiach zawsze czają się potwory. Midgard pod powłoką swojego zimnego, stanowczego piękna chowa zarobaczone piwnice, a ja jestem ich dzieckiem, podobnie jak moja matka. Czuję gorzką przynależność w tej biedzie, zupełnie jakby pociemniałe kamienice Ymira Starszego stanowiły centrum mojego istnienia — jakby granice mojego świata kreśliły cegły znajomego placu i niebezpiecznie zwężenie nieopodal Przesmyku Lokiego. Tutaj, na samym końcu ciasnej, zapleśniałej ulicy, znajduje się jedyne miejsce, które mogę nazwać domem.

    Żyjemy z matką resztkami sił, wtuleni w pozostałości nadziei jak zmarźnięte szczenięta. Klitka, w której mieszkamy, jest zbyt mała dla dwóch osób, a jednak mieści w sobie tłumy — Alvę i wszystkie jej krótkie miłości, wszystkich tych długich, zębatych mężczyzn, którzy czasem łapią mnie za policzki i każą zamykać oczy; Alvę i wspomnienia o moim ojcu, który zniknął bez słowa tak jak tamta mgła i lepsze życie daleko od zimnej północy; mnie i moje bezdomne zwierzęta, które przynoszę w ramionach, głodne, brudne i niechciane, licząc po cichu, iż któreś zechce ze mną zostać. Na koniec jednak zawsze jestem sam.

    Potem także moja matka zaczyna odchodzić. Czasem na dzień, czasem na długie tygodnie, zazwyczaj pijana kolejną miłością i kolejnym snem o nowym, pięknym życiu. Za każdym razem gdy znika, jestem pewien, iż nigdy już nie wróci, a gdy wraca, jestem pewien, iż nigdy już nie zniknie. Pod jej nieobecność zajmuje się mną ciotka, kobieta o twardych dłoniach i zmęczonej twarzy poszarpanej zmarszczkami. Ma imię Jana i nazywa moją matkę kurwą, dopiero wtedy, gdy upewni się, że ją słyszę. Boję się jej, ona jednak uparcie nie daje mi umrzeć, karmiąc mnie śledziami i owsianką i pozwalając spać na podłodze w kuchni. Czasem sadza mnie na małym taborecie w swojej łazience i tępymi nożyczkami obcina moje długie, mysie włosy. Powinnam cię wysłać do Toivoi — warczy przy tym, zbliżając ostrze zbyt blisko płatka mojego ucha — tam zawsze znajdą miejsce dla takich pokrak.

    Jana nigdy jednak nie odsyła mnie do sierocińca, a ja nigdy nie dowiaduję się, czy lituje się nade mną z miłości, czy ze strachu. Boi się bogów, choć nigdy żadnego nie widziała. Kiedy moja matka nie wraca czwarty miesiąc z rzędu, Jana ze złością oznajmia, iż zeżarły ją trolle; kiedy moją matkę odnajdują zamordowaną na drugim końcu miasta, z lękiem twierdzi, że to kara. Dopiero kilka lat później dociera do mnie, iż do śmierci Alvy nie przyczyniła się żadna siła wyższa. Zabił ją mężczyzna, z którym wtedy mieszkała. Jest Kruczym Strażnikiem. Nazywa to samoobroną. Była szalona — jęczy w gazetach, odbierając swój skrócony wyrok — musiałem coś zrobić.

    ○○○

    Mam jedenaście lat, kiedy oddają mnie na stałe w ręce ciotki. Jana nadal nazywa swoją siostrę kurwą, lecz teraz oczy szklą jej się, kiedy wypluwa przekleństwo pod nogi. Stajemy się partnerami w naszej dziwnej, pustej żałobie — żałobie za kobietą, która latami próbowała od nas uciec. Pod bezustanną opieką ciotki życie zmienia kształt — choć nadal mieszkamy na tej samej, ciasnej ulicy, nie mogę biegać już po dachach jak bezdomny kot i szlajać się między pijanymi bywalcami okolicznych barów. Moje dni zaczynają układać się w schematy, moje włosy nie rosną już za podbródek. Jadam szarawe śniadania, chodzę do Mannaz, a gdy kolejny raz wpadam w kłopoty, Jana straszy mnie skórzanym pasem. W końcu uświadamia mi również, czym tak naprawdę jestem.

    Moja matka nigdy nie wspominała o moim ogonie. Pomagała mi chować go do nogawki spodni i przywiązywała do uda, lecz na moje pytania odpowiadała jedynie chichotem. Długo nie rozumiam więc, na jakie przekleństwo skazał mnie mój nieobecny ojciec. To ciotka po raz pierwszy nazywa mnie demonem. Jakiejś nocy stawia mnie przed lustrem w łazience i ciągnie za ogon tak, jakby ciągnęła niegrzeczną dziewczynkę za warkocz. Powtarza, że jestem już za duży, że trzeba zacząć walczyć z tym już teraz; mówi, że wszyscy składamy ofiary i że to jedyna droga. Z pierwszego cięcia pamiętam jedynie błysk krawieckich nożyc, wielkich i srebrnych. Ból przychodzi kilka sekund później i nie opuszcza mnie już nigdy.

    Ogon odrasta za każdym razem. Próbuję go ukrywać, lecz Jana nie pozwala mi zamykać drzwi do pokoju. Ciotka uczy mnie wstydu, który towarzyszyć mi ma przez całe życie. Mam czuć jego lepkie ręce na swoim karku, kiedy ktoś mówić mi będzie, że mnie kocha, kiedy będę kłaniać się pod ciężarem zachwyconych oklasków i przyglądać swojej twarzy w gazetach — ma boleć i krwawić jak odcięty ogon, piec jak czerwony policzek. Pewnego dnia Jana, niesiona zgrzytliwym napadem szału, wykrzykuje, iż mój ojciec był potworem, a we mnie miast obrzydzenia rodzi się tęsknota. Wiele kłamstw mówi się o potworach, lecz istnieje też kilka niepodważalnych prawd — zła nie da się wyleczyć, brudu doszorować, a gdy potwór płodzi dziecko, ono także rodzi się potworem. Nie mogę więc znienawidzić swojego ojca, bez względu na to, jak okrutnym jest stworzeniem i jak dumnie nosi swój ogon, ten sam ogon, który Jana odcina mi w obsesyjnym rytuale oczyszczenia; nie mogę go znienawidzić, bo wiem doskonale, iż nawet nieobecny, jest jedyną istotą zdolną mnie zrozumieć. Jest jedyną istotą równie zepsutą jak ja. Kiedy nie mogę zasnąć, wyobrażam sobie, że po nas wraca — po mnie i moją matkę — i zabiera nas tam, gdzie mieszkają potwory.

    Ojciec nie wraca, nie wraca też matka. Żyjemy w trójkę — ja, ciotka i mój wstyd.

    ○○○

    Jana ma niewiele — dwa pokoje, kuchnie, jedne perłowe kolczyki, których nigdy nie nosi i pianino. Jest stare i rozklekotane, lecz działa wystarczająco dobrze, by czasem grać jej ulubione szanty. Ciotka uczy mnie wieczorami, bijąc mnie przy tym po rękach i twierdząc, że jestem niezgrabny i krnąbrny jak moja matka. Szybko dostrzegam, iż muzyka jest jedynym, co sprawia, iż jej rysy łagodnieją, nawet wtedy, gdy krzyczy i zatrzaskuje pianino na moich palcach. Kiedy mnie uczy, staje się ładniejsza, podobna do Alvy, a ja boję się jej mniej. Nie pamiętam już o wstydzie i o ogonie. Możesz mi zagrać, co chcesz — mówi w końcu, udając zlekceważenie, a jednak słucha uważnie i powoli zamyka oczy. Grając, nie jestem już potworem, nigdy więc nie przestaję tego robić. Układam dźwięki w ciągi, uczę się nut ze starych śpiewników. Zobacz, kim mógłbyś być, Halle — wzdycha czasem Jana — kim mógłbyś być, gdybyś urodził się kimś innym.

    Ja jednak uparcie pozostaję tą samą osobą, tym samym chłopcem i tym samym nastolatkiem — z roku na rok coraz częściej obiecuję sobie, iż stąd ucieknę. Moje obietnice bywają płaczliwe, częściej jednak pluję nimi wściekle we własne lustrzane odbicie. Dorastam, a wstyd jest czymś większym niż mój ociec, czymś większym niż mój ogon; staje się domem, w którym sypiam i ulicami, na których się wychowałem, staje się zalatanymi łokciami zbyt dużego płaszcza i nogawką za krótkich spodni. Nie urodziłem się kimś innym, nie istnieje więc uczciwa i łatwa droga ucieczki.

    Lat mam dziewiętnaście, grać na pianinie umiem zaledwie od ośmiu, a od pięciu na skrzypcach, które ukradłem pewnego dnia w pociągu, wynosząc z przedziału cudzy futerał. Nie jestem wystarczająco dobrze usytuowany, by równać się z pozostałymi kandydatami na studia — moje oceny częściej bywają przeciętne niż dobre, nie mam profesjonalnego nauczyciela muzyki i nie znam części współczesnych kompozytorów, o których plotkują przed salą. Dostaję się do Ansuz jako jeden z ostatnich, Jana zgrzytliwie twierdzi, że to przypadek. Prędzej czy później dowiedzą się, czym jesteś — syczy, gdy z dumą obwieszczam, że się wyprowadzam. Ciotka ma rację. Dowiedzą się, wcześniej czy później, dowiedzą się, a ja znów wyląduję w tej ciemności, w tej brei i biedzie. Będę starszy i dużo gorszy, przestanę marzyć o innym, lepszym świecie. Wtedy jednak — tamtego dnia, w którym przyjęto mnie do szkoły i pozwolono studiować muzykę — czuję się prawie tak, jakbym w pełni był człowiekiem.

    W murach instytutu przypominać zaczynam uroczą ciekawostkę. Wykładowcy nazywają mnie chaotycznym, lecz zdolnym, a ja trzymam się z dala od reszty studentów, za wszelką cenę chcąc ukryć ogon przywiązany ciasno do nogi. Wieczorami grywam w kilku kiepskich lokalach i przysypiam z głową na fortepianie, bo w wynajmowanym przeze mnie pokoju nocami jest zbyt zimno by spać. Czasem odwiedzam Janę i mówię jej, że czekają mnie wielkie koncerty, a ona krzywi się i nazywa mnie potworem. Moje życie nie przypomina tamtych marzeń o wielkości — jest jałowe i bezzębne, przestaje wydawać dźwięki, których ktokolwiek chciałby słuchać. Czasem wydaję mi się, że przetrwałem z czystej złośliwości.

    ○○○

    Borgesowie znajdują mnie na dnie tej biedy i wyciągają z kałuży jak szczęśliwą monetę. Są obrzydliwie bogatą rodziną, jedną z tych, która nigdy nie widziała świata bez pieniędzy. Nie rozumieją sztuki, bo nie potrafią jej tworzyć, z pasją przygarniają więc młodych, obiecujących artystów, pozwalając swojemu mecenatowi stać się kolejnym dowodem piękna i luksusu. Zakochują się we mnie, a ja z łaską im na to pozwalam, przyjmując ich wsparcie z nutą fałszywej wdzięczności. Wkrótce pomagają mi osiągnąć wszystko to, o czym tak zawzięcie śniłem, robią to jednak nie ze względu na mój talent, a przez to, kim jestem w ich oczach. Historią. Chłopcem, którego wyciągnięto z rynsztoka, artystą uratowanym od głodu. Moja nadchodząca sława ma być bajką o żebraku, któremu pozwolono stać się księciem.

    ○○○

    Wszystko, co do tej pory znałem, staje się złote — pleśniejące ściany mojego strychu zmieniają się w długie tafle okien i biało-popielate marmury, nie wracam już do domu nieoświetlonymi ulicami i nie piję rozwodnionej kawy ukradzionej z gabinetu któregoś z wykładowców. Mam nowy płaszcz. Wąski, dwurzędowy, pleciony w biało-czarną jodełkę. Gram w filharmonii i w operze, jadam kolacje w restauracjach, nie myślę o zimie i o swojej matce. Ludzie mówią mi Pan Skov i milczą, kiedy się odzywam. Czasem przyglądają mi się wielkimi, zauroczonymi oczami — zamroczeni moją aurą lub moją sławą, stają się miękcy jak glina pod moimi palcami. Gazety nazywają mnie odkryciem, mylą miałkie pojęcia nadziei i marzeń, a potem robią ze mną wywiady, w trakcie których coraz częściej przewracam oczami i czaszę papierosy w filiżance z kawą. Oto kim się stałem — celebrytą z niczego, kapryśnym złotym chłopcem wyciągniętym z ubóstwa, flagowym produktem propagandowym wszystkich tych ludzi, którzy całe dzieciństwo pluli mi w twarz. Nienawidzę tego kim się stałem. Nienawidzę ukłonów, nienawidzę udawania, gardzę wdzięcznością. Kawior staje mi w gardle. Moje nowe mieszkanie jest większe niż cały mój świat. Upijam się swoją sławą i wymiotuję, leżąc na zimnych, łazienkowych kafelkach. Boję się, że odkryją, co ukrywam. Boję się, że Jana miała rację.

    Jestem szczęśliwy.

    ○○○

    Nie lubię przyglądać się mojej twarzy na plakatach. Nieruchomy i milczący tracę wszelkie cechy mojego ojca, nie jestem już demonem, a  zwykłym młodym mężczyzną o zimnej, mysiej urodzie. Moja twarz nosi jaskrawe znamiona swojego pochodzenia — różowawą cerę, drobne plamy wytrąconego przez słońce pigmentu na policzkach, północno-wschodnie rysy mojej matki, niewystarczająco proste zęby. Ci, którzy zarabiają na mojej sławie, z całych sił starają się to ukryć — to oraz wszystkie inne cechy, które mógłby wydać się ludziom zbyt prostackie lub szorstkie. Przekonuję się szybko, iż publika nie lubi prawdy zbyt obcesowej.  

    Być może dlatego właśnie zaczynam się nudzić, być może dlatego szukam dla siebie nowych kłamstw i nowych dróg ucieczki. Piję za dużo, wlewam w siebie eliksiry, które sprawiają, że zapominam, jak mam na imię. Nie pragnę już zabawy — teraz pragnę siły. Latami wmawiałem sobie naiwnie, iż pieniądze i pozycja w końcu pozwolą mi mieć kontrolę, obiecywałem sobie wszak, że kiedy wyrwę się ze swojej ciemności i zapomnę o tym, kim jestem, zacznę w końcu mieć znaczenie. A jednak wciąż muszę ukrywać swój ogon i chować nienawiść pod fałszywym uśmiechem. Cóż za rozczarowanie — nadal jestem tylko sobą.

    ○○○

    Tak jak wszystkie inne koszmary w moim życiu, zakazana magia przychodzi do mnie pod postacią złudnej nadziei. Swoje zatracenie spotykam na mniejszym bankiecie — głośnym przyjęciu pełnym ludzi, których powinienem znać. Wychodzimy na zewnątrz, mężczyzna podaje mi papierosa, a ja odpalam go inkantacją i żartuję z błazenady, przed którą właśnie uciekliśmy. Rozmawiamy długo, on opowiada mi o magii, ja słucham, przytakując jak zafascynowane dziecko. Przez kolejne tygodnie nie umiem przestać o nim myśleć. Zapraszam go więc do siebie i każę opowiadać sobie o zakazanej magii — żądam lekcji, niemal tupiąc nogą. Mój nauczyciel jest cierpliwy, a ja zdesperowany. Chcę być czymś większym niż marionetka, niż  twarz na blednącym plakacie. Naiwnie i nierozsądnie marzę o sile.

    ○○○

    Nie wiedziałem wcześniej, że świat może skończyć się tak szybko. Ten, z którego pochodzę, jest wszak stabilny w swoim smutku. Kryształy nad moją głową roztrzaskują się jak kruche rzeźby z cukru. Kilka lat sukcesu, dyplom instytutu, piękne umowy podpisywane z pięknymi teatrami, czarne okręgi winylowych płyt - nic. Moja kariera umiera na moich oczach i z czasem nikt nie ma już siły jej ratować. W plotkarskich czasopismach mówią, że zniszczyła mnie sława, piszą bajki o moich uzależnieniach i wyssanych z palca tragediach, pokazują moje zdjęcia i piszą pod nimi, że jestem chudszy i bledszy, może chory, może szalony. Wygryzam z siebie frustrację nauką, a gdy zakazana magia nie pomaga, znikam na całe noce. Psujesz się mówią, zupełnie jakbym nie był człowiekiem, a drewnianą zabawką ściągniętą z dziecięcej komody. Dziennikarze karmią się tym zepsuciem i kopią głębiej, ryjąc pyskami w ziemi pod moim domem, rozgrzebując  przeszłość, rozdzierając na strzępy moje dzieciństwo, moją matkę, mój rdzewiejący talent. Kiedy na pierwszej stronie pojawia się artykuł o moim ojcu, dostaję napadu szału na samym środku cichej restauracji. Nigdy nie dowiedziałem się, kto zdradził im moją tajemnicę — najczęściej zrzucam odpowiedzialność na siebie i moją nieostrożność, czasem jednak myślę o Janie i o listach, które do mnie pisała. Żaden potwór nie może udawać człowieka tak długo.

    ○○○

    Wracam niczym pies z podkulonym ogonem. Chowam się w świecie, który kiedyś był moim domem. Spędzam całe dnie, zamknięty w wynajmowanym mieszkaniu, przyglądając się nieruchomo swojemu postępującemu bankructwu i kolejnym rozdmuchiwanym skandalom. Codziennie myślę o tym, iż ciotka miała rację — nie byłem w stanie uciec od tego, czym jestem naprawdę. Nie mogłem uciec od swojej historii ni od swoich genów, nie mogłem żyć dłużej, udając, że jestem taki sam jak oni, choć latami kłamałem, bezczelnie wykorzystując swoją naturę. Znów jestem samotny, tym razem jednak samotność ta pachnie wolnością. Nie muszę już chować się przed cudzym osądem — nie ukrywam ogona, uzależniam się od zakazanej magii, którą ćwiczę coraz bardziej obsesyjnie, wmawiając sobie, iż to jedyny sposób, by się bronić, jedyna droga do wolności. Jestem potworem i muszę przypomnieć sobie jak gryźć.

    ○○○

    Przemieniam się wiosną. Nie płaczę, krzyczę natomiast z bólu i klnę, wbijając paznokcie w skórę. Nocami leżę w mokrej od potu pościeli i staram się nie patrzeć przez okno. Momentami myślę, że umieram, a gdy przechodzi cierpienie, moje ciało staje się lekkie i zimne, niemal obce.

    Kręcę się po znajomych częściach miasta i grywam w kiepskich lokalach za marne pieniądze — jestem znowu tym dzieciakiem, który marzył o lepszym życiu. Przez pierwsze miesiące próbuję nie rzucać się w oczy, lecz plotki w końcu cichną, publika nudzi się i przechodzi do innego ataku, a ja tracę większość majątku i resztki dobrej sławy.  

    Ludzie mówią o mnie z obrzydzeniem, a ja z czasem zaczynam na ich oskarżenia reagować chichotem. Przestaję się ukrywać, przestaję udawać i choć staram się nie używać magii publicznie, swoją ostatnią tajemnicę traktuję z niechlujną ostrożnością. Nie mam jeszcze pieczęci, ale wieczorami przyglądam się swojej ręce i wyobrażam sobie wężową wstęgę po jej wewnętrznej stronie.

    Choroba, która mnie przeżarła, przypomina zgniliznę. Jest czarna, cuchnie rozkładem i owija się wokół moich kości. Prześwituje przez skórę, kiedy dla zabawy zaciskam inkantacją łańcuch wokół cudzych ramion.

    Jestem obrazem wielkiego upadku, historią o marzeniach, które nigdy nie powinny się spełniać.

    Jestem przestrogą przed uciekaniem od koszmarów, które zawsze nosiły twoje imię.

    Ślepcy
    Halle Skov
    Halle Skov
    https://midgard.forumpolish.com/t3454-halle-skovhttps://midgard.forumpolish.com/t3542-halle-skov#35520https://midgard.forumpolish.com/t3541-bragi#35518https://midgard.forumpolish.com/


    Karta rozwoju

    Informacje ogólne

    Wzrost
    177 cm
    Waga
    62 kg
    Kolor oczu
    szare
    Kolor włosów
    mysi blond
    Znaki szczególne
    krowi ogon huldrekalla, miedziane piegi rozsypane po całym ciele, ułamany prawy kieł i widoczna przerwa między jedynkami
    Genetyka
    huldrekall (drugie pokolenie)
    Umiejętność
    brak
    Stan zdrowia
    dobry


    Statystyki

    Wiedza o śniących
    I
    Reputacja
    -35
    Rozpoznawalność
    40
    Stronnictwo
    0
    Alchemia
    5
    Magia użytkowa
    10
    Magia lecznicza
    5
    Magia natury
    5
    Magia runiczna
    5
    Magia zakazana
    19
    Magia przemiany
    5
    Magia twórcza
    13
    Sprawność fizyczna
    10
    Charyzma
    18
    Wiedza ogólna
    5


    Atuty

    Artysta: muzyka (II)
    +7 do rzutu na czynności związane z dziedziną sztuki wybraną przez postać
    Zaślepiony (I)
    +3 do rzutu kością na dowolne zaklęcie z dziedziny magii zakazanej.
    Atut (odmieniec)
    postać emanuje aurą, przez którą jest uznawana za niezwykle atrakcyjną i może za pomocą niej wpływać głównie na ludzi przeciwnej płci (wpływa na tych, których preferencje obejmują jej płeć). Otrzymuje +10 do rzutu na charyzmę oraz +3 do rzutu na dowolne zaklęcie z dziedziny magii zakazanej. Efekt zanika, jeśli wyrzeknie się swojej natury, zawrze małżeństwo oraz utraci ogon.


    Ekwipunek

    Amulet z czarną perłą
    raz na fabularny miesiąc pozwala wyzwolić negatywne emocje, gwarantując jednorazowy bonus +7 do dowolnego zaklęcia z I poziomu magii zakazanej. Ponadto, noszony na co dzień, zapewnia stały bonus +2 do magii zakazanej. Bonusy nie sumują się.
    Nóż


    Aktualizacje

    06.04.2024
    zakup noża
    Data
    aktualizacja

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Karta zaakceptowana
    Mogłeś mieć wspaniałe życie, Halle – przepełnione blichtrem artystycznego bogactwa i wymarzonym przepychem wzrastającej sławy. Miałeś ogromny talent – wciąż go masz, choć zagubił się pod ciężarem katastrofy, jaką na siebie sprowadziłeś, obsechł i zwiądł na dogorywającej scenie Twojej sławy. Ludzie powtarzają, że jesteś demonem – zatrzymaj się na chwilę i spójrz mi w oczy; powiedz – wierzysz im?


    Prezent

    Nosisz w sobie dużo negatywnych emocji – nie pozwól, aby zmarnował się ich potencjał. Na początek rozgrywki w prezencie od Mistrza Gry otrzymujesz amulet z czarną perłą, zawieszony na eleganckim, srebrnym łańcuszku; ta niepozorna biżuteria, gromadzi w sobie jednak  wyjątkową magię – pozwala wyzwolić negatywne emocje, raz na fabularny miesiąc gwarantując Ci w ten sposób jednorazowy bonus +7 do dowolnego zaklęcia z I poziomu magii zakazanej. Dodatkowo, noszony na co dzień, zapewnia Ci również stały bonus +2 do magii zakazanej. Bonusy nie sumują się.


    Podsumowanie

    Punkty doświadczenia na start
    700 PD (karta postaci)
    Osoba sprawdzająca
    Jāzeps Ešenvalds

    Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz pierwsze punkty doświadczenia na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie należy obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową, za co przysługują ci kolejne punkty, po które możesz zgłosić się w aktualizacji rozwoju postaci. Prosimy także o wpisanie się do spisu absolwentów, jak i instytucji i profesji w celu uzupełnienia dodatkowych informacji o postaci. Powodzenia na fabule!




    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.