:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
Strona 1 z 2 • 1, 2
03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok
+2
Mistrz Gry
Bezimienny
6 posters
Prorok
03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:19
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
03.10.2000
W siedzibie Kruczej Straży wrzało. Wbrew pozorom nie było to niczym dziwnym – był wtorek, jeszcze przed południem, dla większości pracowników, jeszcze przed drugą kawą, a początki tygodnia nigdy nie należały do najspokojniejszych; dodatkowo panująca od kilku miesięcy gorąca atmosfera wiążąca się ze wzmożonym raportowaniem nie tylko przez krucze patrole, ale również przez zwyczajnie zaniepokojonych midgardczyków, o kolejnych zaginięciach i znajdywanych ciałach sprawiała, że relacje między współpracownikami wszystkich wydziałów stawały się niezwykle napięte, a jedno nieopatrznie wypowiedziane słowo mogło prowadzić do poważnych konfliktów, które finalnie często kończyły się u komendanta na dywaniku.
Niczym dziwnym nie wydawały się więc dobiegające zza drzwi pracowni technicznej odgłosy szamotaniny i podniesione głosy. Co prawda niewątpliwie świadczyły o tym, że dyskusja prowadzona za zamkniętymi drzwiami przez oficerów wydziału technicznego raczej nie ma szans skończyć się polubownie, jednak dla pracowników technicznych, którzy raz za razem przemierzali korytarz wydziału, takie sytuacje znajdowały się na porządku dziennym. Tutaj każdy nowy wynalazek czy ślady najpierw poddawano wstępnej, ostrej wymianie zdań, pozwalając pomysłom i koncepcją zahartować się w ogniu krytyki. I rzeczywiście, konflikt ten może nie zaprzątałby niczyjej głowy, gdyby nie fakt, że Valstad, jeden z pracowników technicznych, którego stłumiony głos dobiegał akurat z pokoju, poprosił o niezwłoczne przybycie kilku oficerów wydziału kryminalnego – podobno wreszcie mógł przedstawić kolegom pełen raport z badania odzyskanego skradzionego amuletu. Amuletu, który – jak pierwotnie zakładano jeszcze niedługo po przesłuchaniu Noaka Höglunda – skradziony miał być staruszce, która podczas pogrzebu podniosła larum, a w rzeczywistości, co zostało zweryfikowane po otrzymaniu zgłoszenia od Sohvi Vanhanen, należał do figurującego w kartotekach Kruczej Straży Matsa Arneberga, szmuglera i ślepca noszącego piętno Pieczęci Lokiego, który od dnia pogrzebu Lauge Nørgaarda pozostawał nieuchwytny.
- Odłóż to. Odłóż to, człowieku! ODPIERDOL SIĘ! – W głosie Valstada pobrzmiewała nuta strachu.
Wszyscy bardziej lub mniej – zależnie od wydziału, w jakim pracujecie – jesteście zapoznani ze sprawą kradzieży na pogrzebie. Eitri, Ivar i Untamo – to wy zdecydowaliście się reprezentować kryminalnych, którzy mają otrzymać dokładne informacje o amulecie. Pirkko-Liisa – masz dowolność w wykreowaniu powodu, dlaczego znajdujesz się w pobliżu wydziału technicznego. Wszyscy słyszycie odgłosy i krzyki kłótni. Musicie zdecydować, czy poczekacie na rozwiązanie konfliktu i wezwanie przez Valstada, czy zdecydujecie się interweniować.
Bezimienny
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:19
Dni, odliczane, wyrywane jak kartki z kalendarza wiszącego zawsze po prawej stronie od wejścia. Kalendarza obowiązkowo sygnowanego przez Almanakkatoimisto, który z przodu kartki obwieszczał panującą tego dnia datę, przypominał o osobach, które miały dziś szczęście obchodzić swe imieniny, a z tyłu podawał przepis na karjalanpiirakat, lihapullat, czy inną potrawę niezmiennie podbijającą kubki smakowe kolejnego pokolenia Finów. Wszystkie dni prowadzące do tego jednego spotkania, do rozmowy mającej pozwolić na przebicie wyjątkowo specyficznego szklanego sufitu, bo opartego nie tylko o płeć, a także fizyczne zdolności Pirkko, a w wypadku gorszym — prowadzącej prostą drogą w przepaść.
Prawdopodobnie wyłącznie kariery w szeregach Kruczej Straży.
Długofalowo może również życiorysu zainteresowanej.
Nic więc dziwnego, że Pirkko-Liisa szukała absolutnie każdej okazji, by zająć czymś swój umysł. Praca z dokumentami potrafiła być wyczerpująca, głównie ze względu na powtarzalność materii, która z kolei przyjmowała w umyśle obraz mlecznobiałej mgiełki. Przerwa od wertowania kartek, moment na rozprostowanie nieco zesztywniałych palców i pozwolenie na odpoczynek od szorstkiej faktury papieru w Podwydziale Dokumentacji były na wagę złota.
Gdy tylko zauważyła, że w koszyku przeznaczonym do zwrotu akt sprawy znajduje się kilka teczek, oznajmiła wszem i wobec, że sama zajmie się ich dostarczeniem do odpowiednich funkcjonariuszy. Odejście od biurka, chociażby krótki spacer piętro niżej — oto jak łatwo można ucieszyć pracownika biurowego.
Trzy teczki, trzy nazwiska. Wszystkie znane, bowiem trzej technicy ostatnimi czasy zamawiali stare akta na potęgę. Czy dziwił ją taki stan rzeczy? Absolutnie nie. Na ich miejscu również by to robiła, chociażby dla porównania przebiegu wcześniejszych dochodzeń, dla sprawdzenia przypuszczeń o podobieństwach i różnicach. Na jej szczęście nie musiała spacerować szczególnie długo — schodzenie ze schodów wiązało się już z wystarczająco mocnym bólem, silnym zaciśnięciem szczęki; kolano, które ucierpiało przy niefortunnym omdleniu kilka dni wcześniej, wciąż wdawało się we znaki, choć Nykänen uparcie odmawiała przychodzenia do pracy o lasce. Posiłkować się nią mogła wyłącznie w czasie wolnym.
Pierwsze dwie teczki odnalazły swych zamawiających w tym samym pomieszczeniu, ostatnia — opatrzona starannie wykonaną adnotacją z nazwiskiem "Valstad" — na swoje dostarczenie musiała chwilę poczekać.
— Untamo? — pal licho oficerską etykietę, od czasu niefortunnej kłótni w archiwum dwójka Finów zdawała się wpadać na siebie przy każdej możliwej okazji. Pirkko zaczynała powoli wierzyć, że każdy szczęśliwy dzień roboczy musi zostać w pewnym momencie ukoronowany obecnością starszego oficera. Stąd też niemal automatyczny, szeroki uśmiech i podjęta próba pomachania, z której zrezygnowano w połowie uniesienia dłoni, gdzie na wysokości piersi.
To nie targ i nie muszą do siebie krzyczeć jak przekupki.
Kilkanaście kroków, w których trakcie nawet krótkie burknięcia bólu zostały stłumione przez krzyki wywodzące się zza drzwi, przy których zatrzymał się Sorsa. Przez zupełny przypadek także drzwi, do których trafić miała i Pirkko.
— To Valstad, co nie? — uniesiona w górę, jasna brew, uniesiona w górę intonacja przy pytaniu, które tym razem okazało się być zdecydowanie na miejscu. Zalążek zaniepokojenia poruszył mięśniami kobiety, przybierając formę nagłego drgnięcia mięśni szyjnych. Opuściwszy wzrok na trzymaną w rękach teczkę, zastanawiała się przez moment, czy po prostu nie wrócić w innym, odpowiedniejszym momencie. Z drugiej strony, czy miała pewność, że taki moment w ogóle nastąpi? Krzyki, płomienne dyskusje i ogólnopanujące napięcie nie były niczym nowym. Te natomiast stały się na tyle zajmujące, że z zaciśniętych w zamyśleniu ust nie wydostało się nawet pytanie o okoliczności pojawienia się w tym miejscu starszego oficera Sorsy.
Tylko pełne przejęcia, lodowobłękitne spojrzenie lustrujące twarz starszego kolegi, gotowe na przyjęcie takiej strategii działania, jaką wskaże starszy stopniem i doświadczeniem kryminalny.
Prawdopodobnie wyłącznie kariery w szeregach Kruczej Straży.
Długofalowo może również życiorysu zainteresowanej.
Nic więc dziwnego, że Pirkko-Liisa szukała absolutnie każdej okazji, by zająć czymś swój umysł. Praca z dokumentami potrafiła być wyczerpująca, głównie ze względu na powtarzalność materii, która z kolei przyjmowała w umyśle obraz mlecznobiałej mgiełki. Przerwa od wertowania kartek, moment na rozprostowanie nieco zesztywniałych palców i pozwolenie na odpoczynek od szorstkiej faktury papieru w Podwydziale Dokumentacji były na wagę złota.
Gdy tylko zauważyła, że w koszyku przeznaczonym do zwrotu akt sprawy znajduje się kilka teczek, oznajmiła wszem i wobec, że sama zajmie się ich dostarczeniem do odpowiednich funkcjonariuszy. Odejście od biurka, chociażby krótki spacer piętro niżej — oto jak łatwo można ucieszyć pracownika biurowego.
Trzy teczki, trzy nazwiska. Wszystkie znane, bowiem trzej technicy ostatnimi czasy zamawiali stare akta na potęgę. Czy dziwił ją taki stan rzeczy? Absolutnie nie. Na ich miejscu również by to robiła, chociażby dla porównania przebiegu wcześniejszych dochodzeń, dla sprawdzenia przypuszczeń o podobieństwach i różnicach. Na jej szczęście nie musiała spacerować szczególnie długo — schodzenie ze schodów wiązało się już z wystarczająco mocnym bólem, silnym zaciśnięciem szczęki; kolano, które ucierpiało przy niefortunnym omdleniu kilka dni wcześniej, wciąż wdawało się we znaki, choć Nykänen uparcie odmawiała przychodzenia do pracy o lasce. Posiłkować się nią mogła wyłącznie w czasie wolnym.
Pierwsze dwie teczki odnalazły swych zamawiających w tym samym pomieszczeniu, ostatnia — opatrzona starannie wykonaną adnotacją z nazwiskiem "Valstad" — na swoje dostarczenie musiała chwilę poczekać.
— Untamo? — pal licho oficerską etykietę, od czasu niefortunnej kłótni w archiwum dwójka Finów zdawała się wpadać na siebie przy każdej możliwej okazji. Pirkko zaczynała powoli wierzyć, że każdy szczęśliwy dzień roboczy musi zostać w pewnym momencie ukoronowany obecnością starszego oficera. Stąd też niemal automatyczny, szeroki uśmiech i podjęta próba pomachania, z której zrezygnowano w połowie uniesienia dłoni, gdzie na wysokości piersi.
To nie targ i nie muszą do siebie krzyczeć jak przekupki.
Kilkanaście kroków, w których trakcie nawet krótkie burknięcia bólu zostały stłumione przez krzyki wywodzące się zza drzwi, przy których zatrzymał się Sorsa. Przez zupełny przypadek także drzwi, do których trafić miała i Pirkko.
— To Valstad, co nie? — uniesiona w górę, jasna brew, uniesiona w górę intonacja przy pytaniu, które tym razem okazało się być zdecydowanie na miejscu. Zalążek zaniepokojenia poruszył mięśniami kobiety, przybierając formę nagłego drgnięcia mięśni szyjnych. Opuściwszy wzrok na trzymaną w rękach teczkę, zastanawiała się przez moment, czy po prostu nie wrócić w innym, odpowiedniejszym momencie. Z drugiej strony, czy miała pewność, że taki moment w ogóle nastąpi? Krzyki, płomienne dyskusje i ogólnopanujące napięcie nie były niczym nowym. Te natomiast stały się na tyle zajmujące, że z zaciśniętych w zamyśleniu ust nie wydostało się nawet pytanie o okoliczności pojawienia się w tym miejscu starszego oficera Sorsy.
Tylko pełne przejęcia, lodowobłękitne spojrzenie lustrujące twarz starszego kolegi, gotowe na przyjęcie takiej strategii działania, jaką wskaże starszy stopniem i doświadczeniem kryminalny.
Eitri Soelberg
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:20
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Przesłuchanie Noaka nie zdążyło jeszcze zupełnie okrzepnąć w jego pamięci. Wciąż świeże obrazy i brak pewności w związku z tym, co tak naprawdę się wydarzyło, piekły i nie dawały możliwości pogrążenia się w zupełnie spokojnym śnie. Wrażenie, że to dopiero początek nie odstępowało go przez ostatnie tygodnie. Niewyjaśniona sprawa naszyjnika była obecnie tym, co spędzało sen z powiek także technikom. Niewątpliwie, mieli ręce pełne roboty i nie mogli pozwolić sobie na szczególne rozwlekanie sprawy. Wezwanie, które skierował do kryminalnych Valstad przyniosło chwilową ulgę i nadzieję na postęp, którego wszyscy wyczekiwali. Od rzucenia okiem na pełen raport dzieliła go zaledwie przerwa, którą spędził kolejny raz w palarni, spotykając tam brata. Jeszcze nigdy karmienie nałogu nie ciągnęło się tak niemiłosiernie, a dym papierosowy nie wywracał mu wnętrzności tak gwałtownie. Był niecierpliwy i wyjątkowo rozdrażniony koniecznością odwleczenia spotkania z Valstadem jeszcze o kilka chwil.
Gdy tylko skończyli, wybiegł niemal z dusznego pomieszczenia, zostawiając Ivara dwa kroki za sobą. Nie odezwał się ani słowem, brnąc do przodu dobrze znaną drogą. Dłoń oficera przesuwała się po wyślizganej barierce, gdy zmierzali ku podziemiom. Dopiero pomiędzy piętrami zreflektował się, aby zerknąć przez ramię i przestać ignorować brata.
– Mam szczerą nadzieję, że tym razem dowiemy się czegoś więcej. Że gdzieś to nas zaprowadzi. – Stwierdzenie było truizmem, a tych się wystrzegał, jednak tym razem zdenerwowanie nie pozwalało mu na snucie domysłów, które mogłyby wnieść do dialogu chociaż pozór bycia wartościowym. Nigdy nie zdarzało mu się wyrzucanie z siebie pustych słów, prawdopodobnie w innych okolicznościach stwierdziłby, że popełnił karygodny błąd, a energię którą zużył by wypuścić z siebie tych kilka głosek, mógł zamienić w o wiele bardziej pożyteczne milczenie. Co dziwne, w tym momencie myśl ta ani na moment nie uczepiła się jego głowy. Powaga wymalowana na twarzy gościła aż do momentu, w którym dotknął posadzki podziemi. Szybkie zlustrowanie sytuacji pozwoliło mu wychwycić dwie postaci oczekujące pod pokojem techników.
Sorsa i Nykänen.
Zdziwienie trwało jedynie ułamek sekundy, gdyż był zbytnio skupiony na tym, co dotarło do niego nieco później. Wyraźne tony kłótni – zwłaszcza w godzinach pracy – nie były czymś zwykłym. Owszem, większość funkcjonariuszy siedziała jak na szpilkach, jednak wywalanie na siebie frustracji było czymś zupełnie niemile widzianym.
NAWET gdy myślał o tym Eitri.
Mógł się burzyć, mógł mruczeć niewybredne epitety pod adresem niekompetencji kolegów, jednak nigdy nie pozwalał, aby emocje targały nim, gdy miał do wykonania rozkazy. Nuta niepokoju pojawiła się w momencie, gdy zrozumiał, że Valstad słyszany zza drzwi jest więcej niż poruszony – przerażenie wybijało się ponad głośnymi tonami sprzeczki. Eitri kiwnął lekko głową, gdy zrównał się z towarzyszami.
– Pirkko, Untamo – powitanie było krótkie, odarte z niepotrzebnych uprzejmości. Soelberg otarł się niemal o drzwi wejściowe policzkiem; chcąc wyłapać jeszcze jakąkolwiek wskazówkę. – Długo to już tak trwa? – zapytał, mając nadzieję, że dwójka oficerów wie cokolwiek więcej. – Brzmi to na tyle zachęcająco, aby im przerwać. – Mała nie-śmiesznostka wypłynęła z jego ust nieco zbyt nerwowo. Zmrużył lekko oczy i położył dłoń na metalowych odrzwiach. Spojrzał po towarzyszach, również czekał na jakąkolwiek reakcję, jednak zdeterminowany na tyle, aby wejść do pokoju bez zbędnego przedłużania. Przesunął się nieco, robiąc miejsce dla brata.
– Wchodzimy? – Stwierdził bardziej niż zapytał, na dalsze wyjaśnienia miała przyjść jeszcze pora. Póki co, najbardziej rozsądnym zdawało się rozeznanie w sytuacji, która miała miejsce za drzwiami.
ekwipunek: sztylet z rogu skvadera, pierścień opieki
Gdy tylko skończyli, wybiegł niemal z dusznego pomieszczenia, zostawiając Ivara dwa kroki za sobą. Nie odezwał się ani słowem, brnąc do przodu dobrze znaną drogą. Dłoń oficera przesuwała się po wyślizganej barierce, gdy zmierzali ku podziemiom. Dopiero pomiędzy piętrami zreflektował się, aby zerknąć przez ramię i przestać ignorować brata.
– Mam szczerą nadzieję, że tym razem dowiemy się czegoś więcej. Że gdzieś to nas zaprowadzi. – Stwierdzenie było truizmem, a tych się wystrzegał, jednak tym razem zdenerwowanie nie pozwalało mu na snucie domysłów, które mogłyby wnieść do dialogu chociaż pozór bycia wartościowym. Nigdy nie zdarzało mu się wyrzucanie z siebie pustych słów, prawdopodobnie w innych okolicznościach stwierdziłby, że popełnił karygodny błąd, a energię którą zużył by wypuścić z siebie tych kilka głosek, mógł zamienić w o wiele bardziej pożyteczne milczenie. Co dziwne, w tym momencie myśl ta ani na moment nie uczepiła się jego głowy. Powaga wymalowana na twarzy gościła aż do momentu, w którym dotknął posadzki podziemi. Szybkie zlustrowanie sytuacji pozwoliło mu wychwycić dwie postaci oczekujące pod pokojem techników.
Sorsa i Nykänen.
Zdziwienie trwało jedynie ułamek sekundy, gdyż był zbytnio skupiony na tym, co dotarło do niego nieco później. Wyraźne tony kłótni – zwłaszcza w godzinach pracy – nie były czymś zwykłym. Owszem, większość funkcjonariuszy siedziała jak na szpilkach, jednak wywalanie na siebie frustracji było czymś zupełnie niemile widzianym.
NAWET gdy myślał o tym Eitri.
Mógł się burzyć, mógł mruczeć niewybredne epitety pod adresem niekompetencji kolegów, jednak nigdy nie pozwalał, aby emocje targały nim, gdy miał do wykonania rozkazy. Nuta niepokoju pojawiła się w momencie, gdy zrozumiał, że Valstad słyszany zza drzwi jest więcej niż poruszony – przerażenie wybijało się ponad głośnymi tonami sprzeczki. Eitri kiwnął lekko głową, gdy zrównał się z towarzyszami.
– Pirkko, Untamo – powitanie było krótkie, odarte z niepotrzebnych uprzejmości. Soelberg otarł się niemal o drzwi wejściowe policzkiem; chcąc wyłapać jeszcze jakąkolwiek wskazówkę. – Długo to już tak trwa? – zapytał, mając nadzieję, że dwójka oficerów wie cokolwiek więcej. – Brzmi to na tyle zachęcająco, aby im przerwać. – Mała nie-śmiesznostka wypłynęła z jego ust nieco zbyt nerwowo. Zmrużył lekko oczy i położył dłoń na metalowych odrzwiach. Spojrzał po towarzyszach, również czekał na jakąkolwiek reakcję, jednak zdeterminowany na tyle, aby wejść do pokoju bez zbędnego przedłużania. Przesunął się nieco, robiąc miejsce dla brata.
– Wchodzimy? – Stwierdził bardziej niż zapytał, na dalsze wyjaśnienia miała przyjść jeszcze pora. Póki co, najbardziej rozsądnym zdawało się rozeznanie w sytuacji, która miała miejsce za drzwiami.
ekwipunek: sztylet z rogu skvadera, pierścień opieki
Ivar Soelberg
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:20
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Ostatnie miesiące dały się odczuć każdemu. Widmo niewyjaśnionych morderstw prześladujące mieszkańców Midgardu uderzało z mocą, a strach i obawa zalęgły się w duszach rozsądnych obywateli. Krucza Straż pozostawała w ogniu krytyki, bezradna i nieporadna na wydarzenia. Niestety tropów było zdecydowanie za mało, a poszlaki rozmywały się po głębszych analizach, jak ślady na piasku, gdy morza fale zalewają plaże. Świadomość porażki nieustannie wiszącej nad ich głowami wcale nie pomagało, a napięcie i frustracja zauważalne, były nawet u tych pozornie łagodnych. Sprawa amuletu, jej przebieg i postępowanie podczas przesłuchiwania na jakiś czas odwróciły myśli wielu, skupiając się na tym, co udało się wyciągnąć i z Noaka Höglunda – marne pocieszenie przypominające żywą do dziś nutkę irytacji, tak osobą, jak i zachowaniem. Budził szeroką paletę emocji u niego, jak i podejrzewał, że u towarzyszy tego przykrego obowiązku również. Jednakże trud i cierpliwość, momentami granicząca na cieniutkiej granicy, opłaciły się. Amulet trafiając w ręce techników, dał im możliwość do oględzin i spokojnych badań, a Ivar miał cichą nadzieję, że po tej niteczce dojdą do większego kłębka. Liczył na to, bo w przeciwnym razie musieliby zaczynać od zera, a to w obecnej sytuacji, byłoby irytujące.
Spotkanie się z bratem w palarni nie było niczym dziwnym, wręcz normalnym. Spodziewał się, że wpadnie, bo to zaoszczędziłoby mu fatygowania się do niego. Widząc rozdrażnienie i niecierpliwość malującą się na jego obliczu niespecjalnie, zależało mu na rozmowie. Doskonale wiedząc, że najdrobniejsza pierdoła mogłaby zaburzyć wątpliwy spokój ducha. Jednakże w jakimś stopniu rozumiał go i podzielał emocje, chociaż ukrywał je zdecydowanie lepiej. Ciekawość, ot motor napędowy i jednocześnie zbliżenie się do rozwiązania zagadki stanowiły paliwo dla jego umysłu chcącego za wszelką cenę przywrócić ład i spokój – względny, to prawda – na ulice Midgardu. Zbyt wiele trupów wygląda źle, ale zejść do minimum, o to bardzo przyjemna wizja świata.
Pośpiech Ei był zrozumiały, lecz on nie zamierzał gnać jak opętany. Nieco bawiła go ta niecierpliwość, której nie spodziewał się po nim, ale rozumiał, że ostatnie tygodnie to ciągły stres i obawy, a wizja, chociaż iluzorycznego zbliżania się do celu stanowiła mocny argument dla jego działań.
Przytaknął na słowa brata, reagując mruknięciem. Rozumiał jednak, że musiał wyrzucić z siebie myśli, które i jego gnębiły może nawet bardziej? Był wszakże tym wrażliwszym na pewne czynniki i to go wyróżniało na wielu płaszczyznach.
Powitał skinieniem głowy towarzyszy przeskakując wzrokiem od Nykänen, do Sorsy i skończywszy na drzwiach, zza których dobiegał podniesiony głos. Zmrużył nieznacznie oczy, słysząc bardzo klarowny epitet, jednak nie uśmiechnął się cynicznie, zachował powagę, a nawet obojętność. Tego typu odzywki nie robiły na nim wrażenia, lecz zwiastowały kolejną porcję wydarzeń, oczywiście w zależności od natury i temperamentu człowieka. Nijak miało się to zachowanie, jednak do człowieka pokroju Valstada, którego profesjonalizm i opanowanie kilkukrotnie dane mu było zobaczyć, a spokojny i rzeczowy ton głosu nie zdradzał uśpionych ogników agresji. Zatem coś musiało go definitywnie wzburzyć, może i przestraszyć? Obserwując poczynania brata, stanął obok i spoglądał na jego twarz, szukając potwierdzenia. Pytanie, jakie zadał, było czystą formalnością.
– Zdecydowanie – odparł, przeczuwając niebezpieczeństwo, ale i podsycaną ciekawość wydarzeniem.
ekwipunek: skórzany pas oficerski, pierścień opieki
Spotkanie się z bratem w palarni nie było niczym dziwnym, wręcz normalnym. Spodziewał się, że wpadnie, bo to zaoszczędziłoby mu fatygowania się do niego. Widząc rozdrażnienie i niecierpliwość malującą się na jego obliczu niespecjalnie, zależało mu na rozmowie. Doskonale wiedząc, że najdrobniejsza pierdoła mogłaby zaburzyć wątpliwy spokój ducha. Jednakże w jakimś stopniu rozumiał go i podzielał emocje, chociaż ukrywał je zdecydowanie lepiej. Ciekawość, ot motor napędowy i jednocześnie zbliżenie się do rozwiązania zagadki stanowiły paliwo dla jego umysłu chcącego za wszelką cenę przywrócić ład i spokój – względny, to prawda – na ulice Midgardu. Zbyt wiele trupów wygląda źle, ale zejść do minimum, o to bardzo przyjemna wizja świata.
Pośpiech Ei był zrozumiały, lecz on nie zamierzał gnać jak opętany. Nieco bawiła go ta niecierpliwość, której nie spodziewał się po nim, ale rozumiał, że ostatnie tygodnie to ciągły stres i obawy, a wizja, chociaż iluzorycznego zbliżania się do celu stanowiła mocny argument dla jego działań.
Przytaknął na słowa brata, reagując mruknięciem. Rozumiał jednak, że musiał wyrzucić z siebie myśli, które i jego gnębiły może nawet bardziej? Był wszakże tym wrażliwszym na pewne czynniki i to go wyróżniało na wielu płaszczyznach.
Powitał skinieniem głowy towarzyszy przeskakując wzrokiem od Nykänen, do Sorsy i skończywszy na drzwiach, zza których dobiegał podniesiony głos. Zmrużył nieznacznie oczy, słysząc bardzo klarowny epitet, jednak nie uśmiechnął się cynicznie, zachował powagę, a nawet obojętność. Tego typu odzywki nie robiły na nim wrażenia, lecz zwiastowały kolejną porcję wydarzeń, oczywiście w zależności od natury i temperamentu człowieka. Nijak miało się to zachowanie, jednak do człowieka pokroju Valstada, którego profesjonalizm i opanowanie kilkukrotnie dane mu było zobaczyć, a spokojny i rzeczowy ton głosu nie zdradzał uśpionych ogników agresji. Zatem coś musiało go definitywnie wzburzyć, może i przestraszyć? Obserwując poczynania brata, stanął obok i spoglądał na jego twarz, szukając potwierdzenia. Pytanie, jakie zadał, było czystą formalnością.
– Zdecydowanie – odparł, przeczuwając niebezpieczeństwo, ale i podsycaną ciekawość wydarzeniem.
ekwipunek: skórzany pas oficerski, pierścień opieki
Untamo Sorsa
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:21
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Powrót do pracy był dla Untamo trochę bolesny. Co prawda siedzenie w domu przykrzyło mu się i dłużyło niczym włoski makaron, jednak zasiedziałe odrobinę kości i wymęczony przebytą chorobą organizm sugerował mu, by nieco się oszczędzać. Oszczędzanie się – jak bardzo określenie to nie pasowało do słownika życia Sorsy, aż chciałoby się spytać – co zjadł dziś na śniadanie, bo można byłoby niechcący dowiedzieć się o tym, że było to coś ponad wypitą na pusty kałdun kawę.
W kieszeni spodni nosił jeszcze chusteczkę do podcierania nosa, gdyby ten zechciał sprawić mu jeszcze trochę problemów. Ba – schodząc po schodach, wycierał ten zaczerwieniony od smarkania kulfon i nieco bardziej zamglonym spojrzeniem oceniał otaczający go świat. Wydział techniczny, który tak rzadko odwiedzał osobiście, zwykle po prostu posyłając tu młodszych stażem pracowników, tego dnia wypełniał się dochodzącym z jednej z sali krzykiem. Co prawda Untamo czuł się już lepiej, jednak niektóre bodźce odbierał wciąż jakby przymglone, opóźnione. Zatem w dniu dzisiejszym i chaos panujący tak typowo z Kruczej Straży, pogrążonej w chęci zdobywania informacji o zdarzeniach niefortunnych, nie robił na nim wielkiego wrażenia – ba, ledwo przebijał się przez warstewkę pochorobowej ignorancji.
- Hej Sorsa – wybudziło go z zadumy. Człowiek który powitał go jednak, szybko przemierzył resztę schodów w dół i zniknął za zakrętem. Cóż – starszy inspektor nie zdążył mu w tym wszystkim podziękować za przywrócenie myśli do świata żywych, a nawet to co odpowiedział zawisło w przestrzeni jakoś beznadziejnie.
- Cześć… – Cóż za smutny głos. Głos, który w późniejszej chwili jakby ożywił się, gdy ktoś zwrócił się do niego po imieniu. Zresztą – ujrzenie Pirkko-Liisy w pełnej krasie i w pełni zdrowia (prawie), zawsze cieszyło tego głupka Sorsę, który momentami licho wyobrażał sobie tydzień pracy bez obecności w nim dawnej podwładnej. Drobny uśmiech wykwitł mu pod wąsem, a wbrew temu jak bardzo wahała się Nykanen – grymas zadowolenia zwieńczył gest uniesionej do powitania dłoni.
- W rzeczy samej, to on, miałem do niego iść, chociaż widocznie jest nieco zajęty… – przystanął obok kobiety, gdzie to obydwoje mogli się już przysłuchiwać rozmowom prowadzonym za drzwiami. Co prawda Untamo nie miał w zwyczaju podsłuchiwać kolegów w pracy i tak mając za dużo zawodowych wspomnień w tym temacie, jednak gdy ktoś czyni to tak głośno, wręcz naturalnie – słuch się wyostrza.
By jednak nie wyglądać na nieobyczajnego i z nosem nie w swoich sprawach, skupił się na osobie, która z nim oczekiwała. Widząc konkretny ubiór Nykanen mimo woli podniósł brew, by potem przerzucić wzrok na sam dół – na siebie. Czarny golf, jasne jeansy i sportowe buty – strój dość codzienny, wygodny i ciepły. Dlaczego jednak wyglądali niemalże tak samo?
Miał ochotę przetrzeć oczy.
- Dobrze wyglądasz – wymknęło mu się z ust, jednak nim zdążył dopowiedzieć coś więcej i opanować zmieszanie, kawaleria w postaci dwóch braci Soelbergów przybyła na miejsce, przebijając się znowu przez przyćmione zmysły Sorsy. Wzrok powędrował ku chłopcom. – Młodzi Soelbergowie… Dobrze was widzieć.
Nigdy nie ukrywał zażyłości jaka łączyła go w jakiś sposób z rodziną tej dwójki braci. W końcu – będąc częścią Kruczej Straży tak długo, nie mogłeś pozostawać obojętny wobec tego nazwiska. Gdy jednak Eitri początkowo zapytał o to czy długo to trwa i zasugerował, że warto to przerwać – Untamo skrzywił się, nim jednak zdążył zaoponować, Ivar zdążył zgodzić się z bratem.
- Ostrzegam, że jeżeli usłyszycie kiedyś moje kłótnie z gabinetu i wtargniecie tam bez ostrzeżenia, okrzyczę was bez litości – mruknął, jak na starego cynika przystało, jednak wbrew temu co przed chwilą powiedział, idąc jakby za ciosem, dołączył do mężczyzn wchodzących do środka. Oczywiście liczył na to, że i Nykanen uda się tam wraz z nim.
ekwipunek: magiczne szkło powiększające
W kieszeni spodni nosił jeszcze chusteczkę do podcierania nosa, gdyby ten zechciał sprawić mu jeszcze trochę problemów. Ba – schodząc po schodach, wycierał ten zaczerwieniony od smarkania kulfon i nieco bardziej zamglonym spojrzeniem oceniał otaczający go świat. Wydział techniczny, który tak rzadko odwiedzał osobiście, zwykle po prostu posyłając tu młodszych stażem pracowników, tego dnia wypełniał się dochodzącym z jednej z sali krzykiem. Co prawda Untamo czuł się już lepiej, jednak niektóre bodźce odbierał wciąż jakby przymglone, opóźnione. Zatem w dniu dzisiejszym i chaos panujący tak typowo z Kruczej Straży, pogrążonej w chęci zdobywania informacji o zdarzeniach niefortunnych, nie robił na nim wielkiego wrażenia – ba, ledwo przebijał się przez warstewkę pochorobowej ignorancji.
- Hej Sorsa – wybudziło go z zadumy. Człowiek który powitał go jednak, szybko przemierzył resztę schodów w dół i zniknął za zakrętem. Cóż – starszy inspektor nie zdążył mu w tym wszystkim podziękować za przywrócenie myśli do świata żywych, a nawet to co odpowiedział zawisło w przestrzeni jakoś beznadziejnie.
- Cześć… – Cóż za smutny głos. Głos, który w późniejszej chwili jakby ożywił się, gdy ktoś zwrócił się do niego po imieniu. Zresztą – ujrzenie Pirkko-Liisy w pełnej krasie i w pełni zdrowia (prawie), zawsze cieszyło tego głupka Sorsę, który momentami licho wyobrażał sobie tydzień pracy bez obecności w nim dawnej podwładnej. Drobny uśmiech wykwitł mu pod wąsem, a wbrew temu jak bardzo wahała się Nykanen – grymas zadowolenia zwieńczył gest uniesionej do powitania dłoni.
- W rzeczy samej, to on, miałem do niego iść, chociaż widocznie jest nieco zajęty… – przystanął obok kobiety, gdzie to obydwoje mogli się już przysłuchiwać rozmowom prowadzonym za drzwiami. Co prawda Untamo nie miał w zwyczaju podsłuchiwać kolegów w pracy i tak mając za dużo zawodowych wspomnień w tym temacie, jednak gdy ktoś czyni to tak głośno, wręcz naturalnie – słuch się wyostrza.
By jednak nie wyglądać na nieobyczajnego i z nosem nie w swoich sprawach, skupił się na osobie, która z nim oczekiwała. Widząc konkretny ubiór Nykanen mimo woli podniósł brew, by potem przerzucić wzrok na sam dół – na siebie. Czarny golf, jasne jeansy i sportowe buty – strój dość codzienny, wygodny i ciepły. Dlaczego jednak wyglądali niemalże tak samo?
Miał ochotę przetrzeć oczy.
- Dobrze wyglądasz – wymknęło mu się z ust, jednak nim zdążył dopowiedzieć coś więcej i opanować zmieszanie, kawaleria w postaci dwóch braci Soelbergów przybyła na miejsce, przebijając się znowu przez przyćmione zmysły Sorsy. Wzrok powędrował ku chłopcom. – Młodzi Soelbergowie… Dobrze was widzieć.
Nigdy nie ukrywał zażyłości jaka łączyła go w jakiś sposób z rodziną tej dwójki braci. W końcu – będąc częścią Kruczej Straży tak długo, nie mogłeś pozostawać obojętny wobec tego nazwiska. Gdy jednak Eitri początkowo zapytał o to czy długo to trwa i zasugerował, że warto to przerwać – Untamo skrzywił się, nim jednak zdążył zaoponować, Ivar zdążył zgodzić się z bratem.
- Ostrzegam, że jeżeli usłyszycie kiedyś moje kłótnie z gabinetu i wtargniecie tam bez ostrzeżenia, okrzyczę was bez litości – mruknął, jak na starego cynika przystało, jednak wbrew temu co przed chwilą powiedział, idąc jakby za ciosem, dołączył do mężczyzn wchodzących do środka. Oczywiście liczył na to, że i Nykanen uda się tam wraz z nim.
ekwipunek: magiczne szkło powiększające
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Prorok
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:21
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Krzyki nie ustawały. Podniesiony głos Valstada z każdą chwilą coraz skuteczniej przebijał się przez następne drzwi i ściany wydziałów, ściągając już nie tylko waszą uwagę, ale również paru innych oficerów, którzy z zaciekawieniem wychylali się ze swoich pokojów, przerywali własne sprzeczki i trwali w oczekiwaniu, jak rozwinie się zastana przez nich sytuacja. Jednak oczekiwanie na rozwój wydarzeń było w tym momencie najmniej rozsądną opcją, z czego zdawaliście sobie doskonale sprawę, decydując się na nieoczekiwaną interwencję.
I całe szczęście, bo jeszcze chwila zwłoki, a doszłoby do tragedii, jakiej w Kruczej Straży nie widziano od dekad. Po otworzeniu drzwi, waszym oczom ukazał się widok dość zaskakujący – można by nawet rzec, że kuriozalny, gdyby nie fakt, że znajdujący się w pomieszczeniu drugi oficer techniczny, do twarzy którego żadne z was nie potrafiło przypisać konkretnego nazwiska, mierzył do Valstada stojącego na blacie stołu zawalonego dowodami jednej ze spraw urządzeniem, które na pierwszy rzut oka przypominało kuszę. Problem polegał na tym, że nie mieliście czasu, żeby przyjrzeć się dokładniej narzędziu przyszłej zbrodni, bowiem po waszym wejściu nastąpiło kilka rzeczy jednocześnie. Niedoszły zbrodniarz odwrócił się gwałtownie w waszą stronę, momentalnie upuszczając kuszę, i ruszył bez zastanowienia w kierunku wyjścia, Valstad natomiast z jeszcze większym przerażeniem, niż dotychczas było słyszane w jego głosie, wykrzyknął:
- Nie pozwólcie temu upaść! I nie pozwólcie uciec Svendsenowi! Tylko na niego uważajcie!
Sam również spróbował udaremnić przede wszystkim zetknięcie się broni z podłogą, wypowiadając bez namysłu prostą formułę zaklęcia spowalniającego. Dopiero potem, z ciężkim sercem zdając się na waszą błyskawiczną reakcję, ostrożnie i wciąż ze strachem zerkając na wasze poczynania, zszedł ze stołu. Starał się przy tym nie narobić jeszcze większej ilości szkód niż do tej pory, co szło mu raczej opornie ze względu na odziane w rękawiczki dłonie.
W zależności od tego, na jakie działania zdecyduje się postać, należy rzucić k100 na refleks, gdzie próg powodzenia wynosi 60 na uchronienie broni przed upadkiem. Wylosowany wynik sumuje się razem z punktami ze sprawności fizycznej. Osoby, które podejmą próbę złapania Svendsena, mają możliwość albo rzucenia na niego zaklęcia, które udaremniłoby mu dalsze przemieszczanie się (standardowy rzut na powodzenie czaru), albo udania się za nim w pościg (rzut k100 na sprawność fizyczną. Do uzyskanego wyniku należy doliczyć punkty ze statystyk i ewentualnych atutów). Ponadto wszyscy obowiązkowo wykonują rzut k100 na spostrzegawczość. Im wyższy będzie wynik, tym postać dostrzeże więcej. Pierwsza kość dotyczy podjętego działania, druga – spostrzegawczości.
I całe szczęście, bo jeszcze chwila zwłoki, a doszłoby do tragedii, jakiej w Kruczej Straży nie widziano od dekad. Po otworzeniu drzwi, waszym oczom ukazał się widok dość zaskakujący – można by nawet rzec, że kuriozalny, gdyby nie fakt, że znajdujący się w pomieszczeniu drugi oficer techniczny, do twarzy którego żadne z was nie potrafiło przypisać konkretnego nazwiska, mierzył do Valstada stojącego na blacie stołu zawalonego dowodami jednej ze spraw urządzeniem, które na pierwszy rzut oka przypominało kuszę. Problem polegał na tym, że nie mieliście czasu, żeby przyjrzeć się dokładniej narzędziu przyszłej zbrodni, bowiem po waszym wejściu nastąpiło kilka rzeczy jednocześnie. Niedoszły zbrodniarz odwrócił się gwałtownie w waszą stronę, momentalnie upuszczając kuszę, i ruszył bez zastanowienia w kierunku wyjścia, Valstad natomiast z jeszcze większym przerażeniem, niż dotychczas było słyszane w jego głosie, wykrzyknął:
- Nie pozwólcie temu upaść! I nie pozwólcie uciec Svendsenowi! Tylko na niego uważajcie!
Sam również spróbował udaremnić przede wszystkim zetknięcie się broni z podłogą, wypowiadając bez namysłu prostą formułę zaklęcia spowalniającego. Dopiero potem, z ciężkim sercem zdając się na waszą błyskawiczną reakcję, ostrożnie i wciąż ze strachem zerkając na wasze poczynania, zszedł ze stołu. Starał się przy tym nie narobić jeszcze większej ilości szkód niż do tej pory, co szło mu raczej opornie ze względu na odziane w rękawiczki dłonie.
W zależności od tego, na jakie działania zdecyduje się postać, należy rzucić k100 na refleks, gdzie próg powodzenia wynosi 60 na uchronienie broni przed upadkiem. Wylosowany wynik sumuje się razem z punktami ze sprawności fizycznej. Osoby, które podejmą próbę złapania Svendsena, mają możliwość albo rzucenia na niego zaklęcia, które udaremniłoby mu dalsze przemieszczanie się (standardowy rzut na powodzenie czaru), albo udania się za nim w pościg (rzut k100 na sprawność fizyczną. Do uzyskanego wyniku należy doliczyć punkty ze statystyk i ewentualnych atutów). Ponadto wszyscy obowiązkowo wykonują rzut k100 na spostrzegawczość. Im wyższy będzie wynik, tym postać dostrzeże więcej. Pierwsza kość dotyczy podjętego działania, druga – spostrzegawczości.
Bezimienny
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:22
Jedno spojrzenie rzucone Untamo sprawiło, że Pirkko nie wiedziała, czy powinna się oburzyć, czy może skomentować sytuację w sposób równie celny, co jej starszy kolega z pracy. Niewątpliwie spędzali ze sobą wyjątkowo dużo czasu — sam dobór ubrań mówił o tym dobitniej niż jakiekolwiek wyświechtane powiedzonka, które zazwyczaj przychodziły jej na ratunek. Czarny golf, jeansy i sportowe buty, w przypadku Untamo ułożona porządnie szpakowata czupryna, u Pirkko-Liisy jasne włosy spięte w kok z dwoma pasmami puszczonymi luźno po obu stronach twarzy i ozdoba w postaci noszonego niezmiennie naszyjnika.
— Ty też nienajgorzej, ale chyba nos ci się jeszcze nie zagoił? — istotna czerwoność "kinola", jak afekcjonalnie nazywał swój nos Sorsa nie umknęła uwadze kobiety, która wykorzystała moment, by nachylić się nieco zbyt blisko twarzy starszego oficera i własnym, surowym okiem ocenić jego stan zdrowia. Człowiek ten był niewątpliwie wzorem dla młodszych kolegów nie tylko przez doświadczenie, które nabywał w toku wieloletniej służby, ale także oddanie, przez które wodził półżywy nogami do pracy, jakby było to jedyne zajęcie zdolne do zagwarantowania mu względnej pogody ducha i zdrowych zmysłów.
Dźwięk jej imienia nadbiegający zza pleców posłał w dół kręgosłupa prąd, choć samo wrażenie należało do raczej przyjemnych. Zdziwienie nadeszło z zupełnie innej strony, bowiem Nykänen wiedziała, do kogo należał głos i właśnie to, że Eitri mówił (cały czas zapominała, że potrafi), wprowadziło ją w zaskoczenie. Nieco zbyt dużą ekscytację, nawet w obliczu wciąż rozlegających się zza drzwi krzyków i kolejnych głów wychylających się na korytarz głodnych wiedzy z zakresu "co, na bogów, dzieje się u Valstada", wyraziło nagle rzucone spojrzenie zza lewego ramienia, połączone z nawet przyjemnym dla oka, choć — co potwierdzić mógł na przykład jej dzisiejszy bliźniak—strojniś — rzadkim uśmiechem wykwitłym na ustach Finki.
— Eitri, miło cię… — chwila zawahania się pomogła w wyborze odpowiedniej końcówki — Słyszeć. No i widzieć, ale to już zdarza się częściej.
Gdyby nie okoliczności, pewnie szturchnęłaby go jeszcze zaczepnie łokciem, ale wyraźna nerwowość, która wypełzała powoli z jego lica, a także pojawienie się obok starszego z braci, tym razem milczącego (co oni, na role się pozamieniali?) Ivara, zdusiła zamysł w zarodku. Zamiast tego drugi z Soelbergów został przywitany skinieniem głowy, zaś palce Pirkko ułożyły się wygodniej na wciąż trzymanych aktach.
Pierwszą odpowiedzią na pytanie kryminalnego było lekkie ściągnięcie brwi i asekuracyjne spojrzenie posłane Sorsie.
— Szczerze powiedziawszy, to dopiero przyszliśmy, ale... — wychylenie górnej połowy ciała w tył pozwoliło Pirkko na wyjrzenie poza mur silnych sylwetek braci i dojrzenie pozostałych gapiów. — Patrząc na rosnące zainteresowanie, zachęcałabym do szybszego działania.
Chwila wątpliwości mogłaby kosztować braci odebranie palmy pierwszeństwa. A jeżeli znała ich choć trochę, wiedziała, że we wszystkim lubili być pierwsi.
Odsunęła się więc od drzwi, pozwalając braciom na przejęcie inicjatywy. Akta zostały na moment przytrzymane przez zgięcia łokci tak, by stykały się szczelnie z jej klatką piersiową, a uwolnione w ten sposób dłonie umieściła na rękawie Sorsy, przesuwając go — za zgodą lub wbrew jego woli — w prawo od drzwi, by w razie czego mogli mieć lepszy dostęp do tego, co znajdowało się w środku.
A co znajdowało się w środku, sprawiło, że Pirkko uniosła brwi w wyrazie pełnego, czystego niezrozumienia.
Valstad depczący dowody rozłożone na stole. Drugi z — chyba — technicznych mierzący w niego... czymś? Kuszą? Stojąca za Untamo Pirkko chciała oczywiście wyłapać jak najwięcej ze szczegółów tego nietypowego miejsca zbrodni, jednakże w drogę wchodził senior ich drużyny, nieumyślnie zasłaniając większą część pola widzenia swoją głową. Może i zdążyłaby stanąć na palcach, gdyby nie nagły ruch i błagalna prośba Valstada odziana w krzyk.
Uznając, że w obecnym stanie rzeczy nie ma raczej szans na przebicie się przed Untamo i Soelbergów, stwierdziła, iż najbezpieczniej — i w jej mniemaniu najefektywniej — będzie zatrzymać mężczyznę o już znanym nazwisku, pierwszym zaklęciem, które przyszło jej do głowy.
— Reip! — Wciąż zajęte teczką, której nie miała zamiaru upuścić, ręce raczej nie pomogły w rzuceniu zaklęcia, podobnie jak znikoma ilość czasu na zebranie myśli i raczej rozproszona koncentracja. Tyle zdarzeń jednocześnie mogłoby z powodzeniem zostać przeanalizowane przez Pirkko w każdej sytuacji, w której by się tego spodziewała, a dziś…
Dziś miała tylko przynieść Valstadowi niewiele warte akta, a nie ratować świat przed czymś, co wyglądało na całkiem możliwą katastrofę!
Reip: 59, nieudany
spostrzegawczość: 34
— Ty też nienajgorzej, ale chyba nos ci się jeszcze nie zagoił? — istotna czerwoność "kinola", jak afekcjonalnie nazywał swój nos Sorsa nie umknęła uwadze kobiety, która wykorzystała moment, by nachylić się nieco zbyt blisko twarzy starszego oficera i własnym, surowym okiem ocenić jego stan zdrowia. Człowiek ten był niewątpliwie wzorem dla młodszych kolegów nie tylko przez doświadczenie, które nabywał w toku wieloletniej służby, ale także oddanie, przez które wodził półżywy nogami do pracy, jakby było to jedyne zajęcie zdolne do zagwarantowania mu względnej pogody ducha i zdrowych zmysłów.
Dźwięk jej imienia nadbiegający zza pleców posłał w dół kręgosłupa prąd, choć samo wrażenie należało do raczej przyjemnych. Zdziwienie nadeszło z zupełnie innej strony, bowiem Nykänen wiedziała, do kogo należał głos i właśnie to, że Eitri mówił (cały czas zapominała, że potrafi), wprowadziło ją w zaskoczenie. Nieco zbyt dużą ekscytację, nawet w obliczu wciąż rozlegających się zza drzwi krzyków i kolejnych głów wychylających się na korytarz głodnych wiedzy z zakresu "co, na bogów, dzieje się u Valstada", wyraziło nagle rzucone spojrzenie zza lewego ramienia, połączone z nawet przyjemnym dla oka, choć — co potwierdzić mógł na przykład jej dzisiejszy bliźniak—strojniś — rzadkim uśmiechem wykwitłym na ustach Finki.
— Eitri, miło cię… — chwila zawahania się pomogła w wyborze odpowiedniej końcówki — Słyszeć. No i widzieć, ale to już zdarza się częściej.
Gdyby nie okoliczności, pewnie szturchnęłaby go jeszcze zaczepnie łokciem, ale wyraźna nerwowość, która wypełzała powoli z jego lica, a także pojawienie się obok starszego z braci, tym razem milczącego (co oni, na role się pozamieniali?) Ivara, zdusiła zamysł w zarodku. Zamiast tego drugi z Soelbergów został przywitany skinieniem głowy, zaś palce Pirkko ułożyły się wygodniej na wciąż trzymanych aktach.
Pierwszą odpowiedzią na pytanie kryminalnego było lekkie ściągnięcie brwi i asekuracyjne spojrzenie posłane Sorsie.
— Szczerze powiedziawszy, to dopiero przyszliśmy, ale... — wychylenie górnej połowy ciała w tył pozwoliło Pirkko na wyjrzenie poza mur silnych sylwetek braci i dojrzenie pozostałych gapiów. — Patrząc na rosnące zainteresowanie, zachęcałabym do szybszego działania.
Chwila wątpliwości mogłaby kosztować braci odebranie palmy pierwszeństwa. A jeżeli znała ich choć trochę, wiedziała, że we wszystkim lubili być pierwsi.
Odsunęła się więc od drzwi, pozwalając braciom na przejęcie inicjatywy. Akta zostały na moment przytrzymane przez zgięcia łokci tak, by stykały się szczelnie z jej klatką piersiową, a uwolnione w ten sposób dłonie umieściła na rękawie Sorsy, przesuwając go — za zgodą lub wbrew jego woli — w prawo od drzwi, by w razie czego mogli mieć lepszy dostęp do tego, co znajdowało się w środku.
A co znajdowało się w środku, sprawiło, że Pirkko uniosła brwi w wyrazie pełnego, czystego niezrozumienia.
Valstad depczący dowody rozłożone na stole. Drugi z — chyba — technicznych mierzący w niego... czymś? Kuszą? Stojąca za Untamo Pirkko chciała oczywiście wyłapać jak najwięcej ze szczegółów tego nietypowego miejsca zbrodni, jednakże w drogę wchodził senior ich drużyny, nieumyślnie zasłaniając większą część pola widzenia swoją głową. Może i zdążyłaby stanąć na palcach, gdyby nie nagły ruch i błagalna prośba Valstada odziana w krzyk.
Uznając, że w obecnym stanie rzeczy nie ma raczej szans na przebicie się przed Untamo i Soelbergów, stwierdziła, iż najbezpieczniej — i w jej mniemaniu najefektywniej — będzie zatrzymać mężczyznę o już znanym nazwisku, pierwszym zaklęciem, które przyszło jej do głowy.
— Reip! — Wciąż zajęte teczką, której nie miała zamiaru upuścić, ręce raczej nie pomogły w rzuceniu zaklęcia, podobnie jak znikoma ilość czasu na zebranie myśli i raczej rozproszona koncentracja. Tyle zdarzeń jednocześnie mogłoby z powodzeniem zostać przeanalizowane przez Pirkko w każdej sytuacji, w której by się tego spodziewała, a dziś…
Dziś miała tylko przynieść Valstadowi niewiele warte akta, a nie ratować świat przed czymś, co wyglądało na całkiem możliwą katastrofę!
Reip: 59, nieudany
spostrzegawczość: 34
Mistrz Gry
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:22
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'k100' : 34
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'k100' : 34
Eitri Soelberg
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:23
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
W zwykłych warunkach prawdopodobnie uraczyłby ich półuśmiechem. Niewymuszonym, wynikającym z ciepłej relacji z Untamo i pozytywnych, niewymagających zbytecznych wyjaśnień, powiązań z Pirkko. Nie miał jednak na to czasu, co tylko i wyłącznie podkreśliło jego ubogi w emocje stosunek do współpracowników. Status quo zachowano; Soelberg nie musiał się silić naciągając mięśnie twarzy, by wywołać z rzadka używany grymas zadowolenia.
Zmarszczył brwi wędrując wzrokiem po towarzyszach, nim jeszcze zdołali otworzyć drzwi i doszło do nich kuriozum, które rozgrywało się w pokoju technicznym. Prawdopodobnie nie uwierzyłby nikomu, kto próbowałby mu wcisnąć opis tego, co właśnie robił Valstad i drugi z funkcjonariuszy. Uderzyłby się w głowę i zarzucił, że ktoś chce zabawić się jego kosztem opowiadając niestworzone historie.
W efekcie tego, co zaistniało, błękitne tęczówki zmniejszyły się wyraźnie, ustępując miejsca źrenicom powiększającym się z każdą chwilą. Jego twarz niewiele drgnęła, gdy zamieszanie powoli zaczęło wyłazić z ram pomieszczenia. Czwórka stłoczonych pod drzwiami oficerów miała nie lada wyzwanie, by połączyć to, co się wydarzyło w logiczną całość.
Mieli rację, interwencja była wymagana i gdyby nie weszli w porę, prawdopodobnie nie dowiedzieliby się nic więcej od Valstada – kiedykolwiek. Widmo tragedii zaciągnęło niebo ponad kruczą komendą, nie musieli znajdować się na zewnątrz, aby to wyraźnie odczuć. Zupełnie zaskoczeni mieli niewielką możliwość, aby zaplanować kolejne kroki, zwłaszcza gdy technik, który ich wezwał tak usilnie próbował poinstruować, co winni zrobić, a czas wymykał się im pomiędzy palcami.
Szybkie spojrzenie w stronę Pirkko i znajomy dźwięk wypowiadanego zaklęcia – tyle dotarło do jego uszu, nim zrozumiał dokładnie, że powinien dodatkowo ruszyć za zbiegiem, który wyraźnie manewrował tak, aby tylko żadne z nich nie dosięgło go i nie udaremniło mu opuszczenia podziemi – próba skrzywdzenia kolegi po fachu z całą pewnością nie stawiała Svendsena w dobrym świetle, kimkolwiek był i bez względu na to, jak długo pracował w Kruczej Straży.
Eitri początkowo z trudem, wygrzebał się z masy oficerów ściśniętej niemalże w jednym miejscu, torując sobie drogę ku Svendsenowi. Echo zaklęcia rzuconego przez Nykänen wciąż dudniło mu w uszach, jednak przeciwnik wcale nie zatrzymał się cudownie, a wciąż parł ku dalszym częściom korytarza. Młodszy z Soelbergów zaczął wkładać w każdy z korków całą siłę, którą skumulował w wysokim, na pierwszy rzut oka wątłym, ciele. Szybkość reakcji zupełnie odcięła go od wydarzeń, które rozgrywały się w pokoju technicznym. Obecnie widział jedynie punkt w postaci pleców mężczyzny i słyszał szum napływającej do głowy krwi. Uderzenia serca tłumiły to, co nie powinno nigdy umknąć jego uwadze.
– Stój! Svendsen! – Krzyk wyrzucony z piersi z całą pewnością nie miał mocy zatrzymania technika, mógł jednak choć na chwilę skupić na nim wzrok innych funkcjonariuszy, którzy byli w okolicy. Niemniej, musiał głównie polegać na sobie i na swoich umiejętnościach. Zajął się więc na tym, by nie zgubić swojego celu, znacznie oddalając się od pokoju, w którym miel poznać prawdę tyczącą się amuletu.
pościg: 47
spostrzegawczość: 6
Zmarszczył brwi wędrując wzrokiem po towarzyszach, nim jeszcze zdołali otworzyć drzwi i doszło do nich kuriozum, które rozgrywało się w pokoju technicznym. Prawdopodobnie nie uwierzyłby nikomu, kto próbowałby mu wcisnąć opis tego, co właśnie robił Valstad i drugi z funkcjonariuszy. Uderzyłby się w głowę i zarzucił, że ktoś chce zabawić się jego kosztem opowiadając niestworzone historie.
W efekcie tego, co zaistniało, błękitne tęczówki zmniejszyły się wyraźnie, ustępując miejsca źrenicom powiększającym się z każdą chwilą. Jego twarz niewiele drgnęła, gdy zamieszanie powoli zaczęło wyłazić z ram pomieszczenia. Czwórka stłoczonych pod drzwiami oficerów miała nie lada wyzwanie, by połączyć to, co się wydarzyło w logiczną całość.
Mieli rację, interwencja była wymagana i gdyby nie weszli w porę, prawdopodobnie nie dowiedzieliby się nic więcej od Valstada – kiedykolwiek. Widmo tragedii zaciągnęło niebo ponad kruczą komendą, nie musieli znajdować się na zewnątrz, aby to wyraźnie odczuć. Zupełnie zaskoczeni mieli niewielką możliwość, aby zaplanować kolejne kroki, zwłaszcza gdy technik, który ich wezwał tak usilnie próbował poinstruować, co winni zrobić, a czas wymykał się im pomiędzy palcami.
Szybkie spojrzenie w stronę Pirkko i znajomy dźwięk wypowiadanego zaklęcia – tyle dotarło do jego uszu, nim zrozumiał dokładnie, że powinien dodatkowo ruszyć za zbiegiem, który wyraźnie manewrował tak, aby tylko żadne z nich nie dosięgło go i nie udaremniło mu opuszczenia podziemi – próba skrzywdzenia kolegi po fachu z całą pewnością nie stawiała Svendsena w dobrym świetle, kimkolwiek był i bez względu na to, jak długo pracował w Kruczej Straży.
Eitri początkowo z trudem, wygrzebał się z masy oficerów ściśniętej niemalże w jednym miejscu, torując sobie drogę ku Svendsenowi. Echo zaklęcia rzuconego przez Nykänen wciąż dudniło mu w uszach, jednak przeciwnik wcale nie zatrzymał się cudownie, a wciąż parł ku dalszym częściom korytarza. Młodszy z Soelbergów zaczął wkładać w każdy z korków całą siłę, którą skumulował w wysokim, na pierwszy rzut oka wątłym, ciele. Szybkość reakcji zupełnie odcięła go od wydarzeń, które rozgrywały się w pokoju technicznym. Obecnie widział jedynie punkt w postaci pleców mężczyzny i słyszał szum napływającej do głowy krwi. Uderzenia serca tłumiły to, co nie powinno nigdy umknąć jego uwadze.
– Stój! Svendsen! – Krzyk wyrzucony z piersi z całą pewnością nie miał mocy zatrzymania technika, mógł jednak choć na chwilę skupić na nim wzrok innych funkcjonariuszy, którzy byli w okolicy. Niemniej, musiał głównie polegać na sobie i na swoich umiejętnościach. Zajął się więc na tym, by nie zgubić swojego celu, znacznie oddalając się od pokoju, w którym miel poznać prawdę tyczącą się amuletu.
pościg: 47
spostrzegawczość: 6
Mistrz Gry
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:23
The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości
#1 'k100' : 25
--------------------------------
#2 'k100' : 6
#1 'k100' : 25
--------------------------------
#2 'k100' : 6
Ivar Soelberg
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:24
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Sytuacja z każdą chwilą wydawała się coraz, to bardziej zaogniać zdecydowanie utraciwszy swój bezpieczny i w miarę zrozumiały ton. Wyszła poza bezpieczną strefę pomieszczenia, w której się piętrzyła. I tym samym zaalarmowała innych oficerów i techników, ich poruszenie i zaskoczenie malujące się na twarzach było zrozumiałe. Ivar widział w swym życiu wiele konfliktów pomiędzy pracownikami, lecz zazwyczaj kończyły się one szybko i nie przyciągały zbiegowiska. Owszem, bywały ostre wymiany zdań, a nawet i chęć dania sobie „po mordzie”, gdy argumenty słowne przestawały przychodzić skłóconym do głowy, stąd też jego reakcja, była raczej umiarkowana. Oczywiście charakter i cechująca go obojętność, miały swój wpływ na jego poczynania, ale nie dominujący.
Nieznajomy technik mierzył do Valstada z broni przypominającej swym kształtem kuszę. Ich spór wyglądał na gotowy do ostatecznego wybuchu i jedynie ciekawość oraz chęć interwencji, które rzuciły ich na teatr tych wydarzeń, sprawiły, że do wspomnianej „eksplozji” nie doszło, całe szczęście. Bo gdyby ci dwaj się pozabijali, to mogliby przypadkiem zniszczyć materiały dowodowe z prowadzonych badań nad amuletem, a także trudno o kolejną lepszą szpilę, niż taka afera, pod samym nosem Kruczej Straży. Gazety, jak nic rozszarpałyby ich na kolację. Wyraz dezaprobaty malujący się na obliczu starszego z braci wyrażał więcej niż tysiąc słów. Momentalnie szare tęczówki przeleciały po pomieszczeniu, lustrując je dokładnie. Nawyki wyćwiczone podczas licznych treningów i szkoleń wchodziły szybciej, niż to zakładał w krew.
Wyrzucenie z rąk broni? O ile w rzeczy samej tym był przedmiot, stanowił dla Ivara śmieszny żart, ot odezwał się w nim czarny humor, bo mając do czynienia z socjopatą, tudzież terrorystą, mogłoby to być ostatnie, co widział w tym świecie. Na całe szczęście drań okazał się mnie skory do przemocy, a bardziej do panicznej ucieczki. Słowa znajomego technika Soelberg potraktował z należytą im powagą. Widząc, jak ten rzuca czar spowalniający, wiedział, że para stojąca za nimi zdąży Untamo, był w kwiecie wieku i niejeden młodzik mógłby pozazdrościć mu kondycji, a Pirkko, chociaż niegdyś prezentowała się jak wzorowy kruk, to po wypadku straciła nieco na swym blasku, lecz z każdym dniem, gdy widywał ją, widział, jak powoli podnosi się do kupy i wiedział, że kiedyś wróci do czynnej służby jeszcze silniejsza. Zawierzył im bez cienia wahania i instynktownie zareagował pogonią, idąc w ślady brata.
Świadom przewagi, jaką ten zyskał dzięki szybszej reakcji, zmusił się do większego wysiłku, aby zrównać się biegiem z Ei, lecz gdy ten krzyknął, poczuł, że go wyprzedza i gdy miał taką możliwość, dogonił ściganego, powalając go na ziemię, wcale nie siląc się przy tym na delikatność.
pościg: 50
spostrzegawczość: 68
Nieznajomy technik mierzył do Valstada z broni przypominającej swym kształtem kuszę. Ich spór wyglądał na gotowy do ostatecznego wybuchu i jedynie ciekawość oraz chęć interwencji, które rzuciły ich na teatr tych wydarzeń, sprawiły, że do wspomnianej „eksplozji” nie doszło, całe szczęście. Bo gdyby ci dwaj się pozabijali, to mogliby przypadkiem zniszczyć materiały dowodowe z prowadzonych badań nad amuletem, a także trudno o kolejną lepszą szpilę, niż taka afera, pod samym nosem Kruczej Straży. Gazety, jak nic rozszarpałyby ich na kolację. Wyraz dezaprobaty malujący się na obliczu starszego z braci wyrażał więcej niż tysiąc słów. Momentalnie szare tęczówki przeleciały po pomieszczeniu, lustrując je dokładnie. Nawyki wyćwiczone podczas licznych treningów i szkoleń wchodziły szybciej, niż to zakładał w krew.
Wyrzucenie z rąk broni? O ile w rzeczy samej tym był przedmiot, stanowił dla Ivara śmieszny żart, ot odezwał się w nim czarny humor, bo mając do czynienia z socjopatą, tudzież terrorystą, mogłoby to być ostatnie, co widział w tym świecie. Na całe szczęście drań okazał się mnie skory do przemocy, a bardziej do panicznej ucieczki. Słowa znajomego technika Soelberg potraktował z należytą im powagą. Widząc, jak ten rzuca czar spowalniający, wiedział, że para stojąca za nimi zdąży Untamo, był w kwiecie wieku i niejeden młodzik mógłby pozazdrościć mu kondycji, a Pirkko, chociaż niegdyś prezentowała się jak wzorowy kruk, to po wypadku straciła nieco na swym blasku, lecz z każdym dniem, gdy widywał ją, widział, jak powoli podnosi się do kupy i wiedział, że kiedyś wróci do czynnej służby jeszcze silniejsza. Zawierzył im bez cienia wahania i instynktownie zareagował pogonią, idąc w ślady brata.
Świadom przewagi, jaką ten zyskał dzięki szybszej reakcji, zmusił się do większego wysiłku, aby zrównać się biegiem z Ei, lecz gdy ten krzyknął, poczuł, że go wyprzedza i gdy miał taką możliwość, dogonił ściganego, powalając go na ziemię, wcale nie siląc się przy tym na delikatność.
pościg: 50
spostrzegawczość: 68
Mistrz Gry
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:24
The member 'Ivar Soelberg' has done the following action : kości
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'k100' : 68
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'k100' : 68
Untamo Sorsa
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:25
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Widocznie czasami chwila zwłoki mogła kosztować ich posadę.
W końcu to oni nie zareagowaliby, gdyby miało dojść do tragedii. To oni zostali wezwani tutaj jeszcze jakiś czas temu, to oni powinni zjawić się w pokoju w którym przebywał Valstad na czas. W tym momencie należało chyba podziękować jakiemuś brakowi taktu czy elegancji, jakimi popisać się mogli mężczyźni, którzy jako pierwsi podjęli decyzję o wtargnięciu do pomieszczenia, zamiast uprzejmego i cierpliwego czekania. Teraz chyba i tak nie było tu nikogo, kto mógłby ich zganić za takie zachowanie, bo i zresztą – nie było na to czasu.
Dalsza akcja działa się tak szybko, by zamroczony jeszcze i pociągający nosem Untamo nie zauważył dokładnie kto właściwie umyka im z pomieszczenia. Być może powinien w ogóle nie pojawiać się w pracy, przyznał sobie w głowie, skoro tak powoli podejmował decyzje, jeżeli nikt nie wydał mu jasnego polecenia. Być może potrafiłby złapać uciekiniera w drzwiach czy rzucić zaklęciem szybciej i celniej niż uczyniła to Pirkko.
Być może jednak gdyby tak się stało, nie starczyłoby im wszystkim rąk do zrobienia tego, o co tak prosił ich wzywający ich tutaj Valstad. Kusza, chociaż spowolniona udanym zaklęciem, wciąż poruszała się ku dołowi. Untamo wymijając ledwo poruszających się za uciekinierem towarzyszy, postanowił zrobić to, co pozostawało w zasięgu jego ręki. Nieco topornym krokiem, jak na ledwo ozdrowieńca przystało, przybił do miejsca w którym to znajdowała się kusza i złapawszy na raz za jej łożę i kolbę – uchronił ją przed niechybnym upadkiem i rozbiciem. Przy okazji tak nagła zmiana pozycji i zmuszenie ciała do szybkiego działania spowodowały do prawda, że świat lekko zawirował mu przed oczami, a ciśnienie w głowie wzrosło, jednak była to cena którą gotów był zapłacić. No i zapłacił.
- O bogowie… – Wciąż trzymając łoże kuszy pewnie w jednej dłoni, drugą oparł na czole. Widocznie jego zatoki marnie znosiły pozostałości po wicherii, która dokuczała mu jeszcze kilka dni temu. Mimo wszystko jednak w tym momencie ważniejszy był Valstad, stąd Untamo – jak na mało samolubną postać przystało – pomimo bólu przyjrzał się uważnie technikowi. I zapytał wprost: - Zdążył ci coś zrobić? To to kurwa był? Coś mu zrobiłeś?
Widocznie wyszedł z założenia, że sam nie przyda się w gonitwie za Svendsenem. Być może słusznie, w końcu troje ludzi próbujących złapać jednego uciekiniera i wąskie korytarze siedziby… I tak mogły nie skończyć się dobrze.
pościg: 98
spostrzegawczość: 49 + 2 = 51
W końcu to oni nie zareagowaliby, gdyby miało dojść do tragedii. To oni zostali wezwani tutaj jeszcze jakiś czas temu, to oni powinni zjawić się w pokoju w którym przebywał Valstad na czas. W tym momencie należało chyba podziękować jakiemuś brakowi taktu czy elegancji, jakimi popisać się mogli mężczyźni, którzy jako pierwsi podjęli decyzję o wtargnięciu do pomieszczenia, zamiast uprzejmego i cierpliwego czekania. Teraz chyba i tak nie było tu nikogo, kto mógłby ich zganić za takie zachowanie, bo i zresztą – nie było na to czasu.
Dalsza akcja działa się tak szybko, by zamroczony jeszcze i pociągający nosem Untamo nie zauważył dokładnie kto właściwie umyka im z pomieszczenia. Być może powinien w ogóle nie pojawiać się w pracy, przyznał sobie w głowie, skoro tak powoli podejmował decyzje, jeżeli nikt nie wydał mu jasnego polecenia. Być może potrafiłby złapać uciekiniera w drzwiach czy rzucić zaklęciem szybciej i celniej niż uczyniła to Pirkko.
Być może jednak gdyby tak się stało, nie starczyłoby im wszystkim rąk do zrobienia tego, o co tak prosił ich wzywający ich tutaj Valstad. Kusza, chociaż spowolniona udanym zaklęciem, wciąż poruszała się ku dołowi. Untamo wymijając ledwo poruszających się za uciekinierem towarzyszy, postanowił zrobić to, co pozostawało w zasięgu jego ręki. Nieco topornym krokiem, jak na ledwo ozdrowieńca przystało, przybił do miejsca w którym to znajdowała się kusza i złapawszy na raz za jej łożę i kolbę – uchronił ją przed niechybnym upadkiem i rozbiciem. Przy okazji tak nagła zmiana pozycji i zmuszenie ciała do szybkiego działania spowodowały do prawda, że świat lekko zawirował mu przed oczami, a ciśnienie w głowie wzrosło, jednak była to cena którą gotów był zapłacić. No i zapłacił.
- O bogowie… – Wciąż trzymając łoże kuszy pewnie w jednej dłoni, drugą oparł na czole. Widocznie jego zatoki marnie znosiły pozostałości po wicherii, która dokuczała mu jeszcze kilka dni temu. Mimo wszystko jednak w tym momencie ważniejszy był Valstad, stąd Untamo – jak na mało samolubną postać przystało – pomimo bólu przyjrzał się uważnie technikowi. I zapytał wprost: - Zdążył ci coś zrobić? To to kurwa był? Coś mu zrobiłeś?
Widocznie wyszedł z założenia, że sam nie przyda się w gonitwie za Svendsenem. Być może słusznie, w końcu troje ludzi próbujących złapać jednego uciekiniera i wąskie korytarze siedziby… I tak mogły nie skończyć się dobrze.
pościg: 98
spostrzegawczość: 49 + 2 = 51
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Mistrz Gry
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:25
The member 'Untamo Sorsa' has done the following action : kości
#1 'k100' : 78
--------------------------------
#2 'k100' : 49
#1 'k100' : 78
--------------------------------
#2 'k100' : 49
Prorok
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:26
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Nawet w kryzysowych sytuacjach, kiedy czas wydaje się być towarem deficytowym i nie pozwala na obmyślenie jakiegokolwiek planu działania, oficerowie Kruczej Straży nie zawodzą, stając na wysokości zadania – spontaniczne reakcje, choć w wielu innych przypadkach zakrawałyby o szaleństwo, doskonale udowadniają, że praktyka i lata ćwiczeń w terenie przynoszą oczekiwane rezultaty.
Untamo, który jako jedyny zdecydował się na pochwycenie kuszy, odniósł w tym aspekcie niezaprzeczalny sukces, zyskując tym samym nie tylko chwilowe zawroty głowy, ale również dozgonną wdzięczność Valstada, wyraźnie odmalowującą się na twarzy technicznego. Ostrożnie wyciągnął broń z dłoni starszego inspektora i odłożył ją w bezpieczne miejsce – do drewnianej, solidnej skrzyni stojącej na podłodze, pod jedną ze ścian. Równie ostrożnie zatrzasnął jej wieko, a następnie usiadł na niej, kryjąc twarz w dłoniach.
- Na mordę Ymira, Sorsa, gdybyś ty to tylko widział. Ten obłęd w jego oczach. On myślał, że ja go tu… Że jest tu zamknięty. Że ja go tu przetrzymuję – wyjaśnił z niedowierzaniem wciąż słyszalnym w głosie. Podniósł wreszcie spojrzenie na Untamo – źrenice miał rozszerzone; strach, jaki go ogarnął, nadal jeszcze kurczowo się w nim gnieździł. – Naprawdę nie rozumiem, co się stało. Czy to tylko kwestia przepracowania, czy to może sprawka Lokiego. Svendsen nigdy się tak nie zachowywał. To spokojny, wyważony człowiek, któremu nigdy nic nie wadzi. Jak pracuje tu pięć lat, tak z nikim nigdy w zatarg żaden nie wszedł, prawie połowa ludzi go w ogóle nie kojarzy, bo każdemu tylko z drogi zawsze schodzi. – Opis uciekiniera przedstawiony przez Valstada w żaden sposób nie współgrał z obrazem, jaki mieli okazję obserwować. – Poza tym, Sorsa, chwała ci za uratowanie tego. – Dłonią poklepał wieko skrzyni, na której siedział. Untamo, rozglądając się po pomieszczeniu, zauważył, że pod blatem jednego z biurek leżą zmięte kartki papieru, na biurku natomiast znajdował się przykuwający wzrok notatnik z wyraźnie powyrywanymi kartkami. – Bo gdybyś tego w porę nie złapał… Mielibyśmy tutaj solidny krater. Odynie drogi, wyjdźmy stąd, muszę sprawdzić co z tym gnojem.
Do tragedii na szczęście jednak nie doszło. Sprawca całego zamieszania, którego z miernym rezultatem próbowała powstrzymać Pirkko-Liisa, w momencie, kiedy przebiegł tuż obok niej, dostrzegła u niego wyraźnie nabrzmiałe żyły. Niepomny był również na zawołania ze strony Eitriego, który mógł dostrzec nieproporcjonalnie wykrzywione lewe ramię uciekiniera. Svendsen został wreszcie pochwycony i powalony na ziemię dzięki Ivarowi. Starszemu z Soelbergów, który znajdował się w tym momencie najbliżej niego, nie uszło uwadze, że mężczyzna nie tylko miał rozbiegany wzrok, ale na jego dłoniach i twarzy widniały olbrzymie zaczerwienienia: ni to otarcia, ni zadrapania. Dodatkowo upadek na podłogę wcale mu się nie przysłużył, bowiem oczy zaczęły nabiegać mu krwią.
Wszyscy zbieracie się na korytarzu, wymieniając spostrzeżeniami dotyczącymi stanu, w jakim znajduje się Svendsen. Dodatkowo Untamo może spróbować zabrać zauważone kartki.
Untamo, który jako jedyny zdecydował się na pochwycenie kuszy, odniósł w tym aspekcie niezaprzeczalny sukces, zyskując tym samym nie tylko chwilowe zawroty głowy, ale również dozgonną wdzięczność Valstada, wyraźnie odmalowującą się na twarzy technicznego. Ostrożnie wyciągnął broń z dłoni starszego inspektora i odłożył ją w bezpieczne miejsce – do drewnianej, solidnej skrzyni stojącej na podłodze, pod jedną ze ścian. Równie ostrożnie zatrzasnął jej wieko, a następnie usiadł na niej, kryjąc twarz w dłoniach.
- Na mordę Ymira, Sorsa, gdybyś ty to tylko widział. Ten obłęd w jego oczach. On myślał, że ja go tu… Że jest tu zamknięty. Że ja go tu przetrzymuję – wyjaśnił z niedowierzaniem wciąż słyszalnym w głosie. Podniósł wreszcie spojrzenie na Untamo – źrenice miał rozszerzone; strach, jaki go ogarnął, nadal jeszcze kurczowo się w nim gnieździł. – Naprawdę nie rozumiem, co się stało. Czy to tylko kwestia przepracowania, czy to może sprawka Lokiego. Svendsen nigdy się tak nie zachowywał. To spokojny, wyważony człowiek, któremu nigdy nic nie wadzi. Jak pracuje tu pięć lat, tak z nikim nigdy w zatarg żaden nie wszedł, prawie połowa ludzi go w ogóle nie kojarzy, bo każdemu tylko z drogi zawsze schodzi. – Opis uciekiniera przedstawiony przez Valstada w żaden sposób nie współgrał z obrazem, jaki mieli okazję obserwować. – Poza tym, Sorsa, chwała ci za uratowanie tego. – Dłonią poklepał wieko skrzyni, na której siedział. Untamo, rozglądając się po pomieszczeniu, zauważył, że pod blatem jednego z biurek leżą zmięte kartki papieru, na biurku natomiast znajdował się przykuwający wzrok notatnik z wyraźnie powyrywanymi kartkami. – Bo gdybyś tego w porę nie złapał… Mielibyśmy tutaj solidny krater. Odynie drogi, wyjdźmy stąd, muszę sprawdzić co z tym gnojem.
Do tragedii na szczęście jednak nie doszło. Sprawca całego zamieszania, którego z miernym rezultatem próbowała powstrzymać Pirkko-Liisa, w momencie, kiedy przebiegł tuż obok niej, dostrzegła u niego wyraźnie nabrzmiałe żyły. Niepomny był również na zawołania ze strony Eitriego, który mógł dostrzec nieproporcjonalnie wykrzywione lewe ramię uciekiniera. Svendsen został wreszcie pochwycony i powalony na ziemię dzięki Ivarowi. Starszemu z Soelbergów, który znajdował się w tym momencie najbliżej niego, nie uszło uwadze, że mężczyzna nie tylko miał rozbiegany wzrok, ale na jego dłoniach i twarzy widniały olbrzymie zaczerwienienia: ni to otarcia, ni zadrapania. Dodatkowo upadek na podłogę wcale mu się nie przysłużył, bowiem oczy zaczęły nabiegać mu krwią.
Wszyscy zbieracie się na korytarzu, wymieniając spostrzeżeniami dotyczącymi stanu, w jakim znajduje się Svendsen. Dodatkowo Untamo może spróbować zabrać zauważone kartki.
Bezimienny
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:26
Szybkość, z jaką rozegrały się wydarzenia na korytarzu, była zatrważająca. Od ruszenia za Svendsenem — a raczej marnej próby pościgu — powstrzymały ją dwie rzeczy. Po pierwsze, wyraźna porażka raczej skomplikowanego zaklęcia. Cóż sobie myślała, próbując wedrzeć się na tak wysoki poziom z marszu? Czyżby jej ego przez pracę za biurkiem zdążyło nadmuchać się niczym balon? Zmarszczyła brwi w wyrazie frustracji; jak bowiem mogła nawet starać się myśleć o powrocie do aktywnej służby, gdy podejmowała takie (z pozoru) nieracjonalne decyzje? Nawet nie chciała myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby zaklęcie się jednak udało, a na symbolicznej linii ognia pojawił się jakiś przypadkowy lub nie przechodzień. Albo gdyby trafiła w któregoś z Soelbergów.
Świat się zmienia, ale jedna rzecz pozostaje taka sama. Wciąż jesteś głupia jak but, Pirkko.
Zruganie się w myślach było rzeczą nieuniknioną, zwłaszcza dla osób tak paskudnie ambitnych, co ona. Zrzucanie odpowiedzialności za wynikłą sytuację na zbyt szybki rozwój wydarzeń, chaos, który przygrywał jej do każdego przedsięwzięcia, było bezcelowe i szczeniackie zarazem. Prawdziwy oficer nie bał się zaryzykować i z większości opresji wychodził obronną ręką. Wystarczyło tylko spojrzeć na pozostałą trójkę.
Przed ruszeniem w kierunku Svendsena, cofnęła się jeszcze o kilka kroków, zaglądając raz jeszcze do pomieszczenia, w którym został Valstad i Sorsa.
— Mają go — Soelbergowie, oczywiście. Przekazanie tej informacji wydawało jej się ważne, szczególnie dla uspokojenia nerwów technicznego, lecz nie czekała szczególnie cierpliwie na ich reakcję. Ruszyła po prostu, z tą swoją okropną, mrowiącą od połowy uda w dół lewą nogą, w kierunku braci i powalonego sprawcy dzisiejszego zamieszania. Przez cały czas miała przed oczami tylko jeden obraz, który niczym stopklatka, czy też nietypowy kadr zdjęcia zapisał się w jej pamięci. Nabrzmiałe żyły Svendsena nie napawały optymizmem, ba, budziły niepokój z rodzaju uzasadnionych. Podskórnie czuła też, że stanowiły jeden z elementów układanki, który pomoże im odpowiedzieć na pytanie, które wwiercało się w biel czaszki coraz to intensywniej.
Co tu — na loki Lokiego — się właściwie wydarzyło?
— Macie go czym skuć? — pierwsze pytania zawsze należały do tych praktycznych. Nie uważała, by dobrym pomysłem było odwołanie się do godności uciekiniera, o ile takową posiadał, a zmuszanie braci, czy też samego Ivara do trzymania go wciąż przy posadzce wydawało się dość okrutne i niepotrzebne. Pirkko, wciąż trzymająca dokumenty przypominające wyjątkowo dobitnie o nieposiadaniu przy sobie środków przymusu bezpośredniego (ale och, ile by dała, by móc nosić przy sobie magiczne kajdanki i przynajmniej knebel, coby poradzić sobie z żartownisio—gadatnisiami z własnego biura!) musiała więc znów posiłkować się zasobami towarzyszy.
W podziękowaniu za szybką reakcję Ivar, jeżeli oczywiście postanowił skupić się choć na moment na Pirkko, albo poczuł na sobie intensywność wzroku wbijanego obecnie w jego plecy, mógł liczyć na niemy wyraz uznania i nawet pół krótkiego uśmiechu z domieszką dumy.
Pytanie Eitriego zaś nie mogło jednak otrzymać milczącej odpowiedzi.
— Cały oddział zatruć najpewniej — rzuciła z przekąsem, stając tym razem obok młodszego z braci, by wskazać brodą na wcześniej wyeksponowaną przez Eitriego rękę, mając nadzieję, że dostrzeże to, co ona sama jeszcze kilkanaście chwil wcześniej. — Hej, Svendsen, może podzielisz się z nami historią rozpierającą żyły, co?
Świat się zmienia, ale jedna rzecz pozostaje taka sama. Wciąż jesteś głupia jak but, Pirkko.
Zruganie się w myślach było rzeczą nieuniknioną, zwłaszcza dla osób tak paskudnie ambitnych, co ona. Zrzucanie odpowiedzialności za wynikłą sytuację na zbyt szybki rozwój wydarzeń, chaos, który przygrywał jej do każdego przedsięwzięcia, było bezcelowe i szczeniackie zarazem. Prawdziwy oficer nie bał się zaryzykować i z większości opresji wychodził obronną ręką. Wystarczyło tylko spojrzeć na pozostałą trójkę.
Przed ruszeniem w kierunku Svendsena, cofnęła się jeszcze o kilka kroków, zaglądając raz jeszcze do pomieszczenia, w którym został Valstad i Sorsa.
— Mają go — Soelbergowie, oczywiście. Przekazanie tej informacji wydawało jej się ważne, szczególnie dla uspokojenia nerwów technicznego, lecz nie czekała szczególnie cierpliwie na ich reakcję. Ruszyła po prostu, z tą swoją okropną, mrowiącą od połowy uda w dół lewą nogą, w kierunku braci i powalonego sprawcy dzisiejszego zamieszania. Przez cały czas miała przed oczami tylko jeden obraz, który niczym stopklatka, czy też nietypowy kadr zdjęcia zapisał się w jej pamięci. Nabrzmiałe żyły Svendsena nie napawały optymizmem, ba, budziły niepokój z rodzaju uzasadnionych. Podskórnie czuła też, że stanowiły jeden z elementów układanki, który pomoże im odpowiedzieć na pytanie, które wwiercało się w biel czaszki coraz to intensywniej.
Co tu — na loki Lokiego — się właściwie wydarzyło?
— Macie go czym skuć? — pierwsze pytania zawsze należały do tych praktycznych. Nie uważała, by dobrym pomysłem było odwołanie się do godności uciekiniera, o ile takową posiadał, a zmuszanie braci, czy też samego Ivara do trzymania go wciąż przy posadzce wydawało się dość okrutne i niepotrzebne. Pirkko, wciąż trzymająca dokumenty przypominające wyjątkowo dobitnie o nieposiadaniu przy sobie środków przymusu bezpośredniego (ale och, ile by dała, by móc nosić przy sobie magiczne kajdanki i przynajmniej knebel, coby poradzić sobie z żartownisio—gadatnisiami z własnego biura!) musiała więc znów posiłkować się zasobami towarzyszy.
W podziękowaniu za szybką reakcję Ivar, jeżeli oczywiście postanowił skupić się choć na moment na Pirkko, albo poczuł na sobie intensywność wzroku wbijanego obecnie w jego plecy, mógł liczyć na niemy wyraz uznania i nawet pół krótkiego uśmiechu z domieszką dumy.
Pytanie Eitriego zaś nie mogło jednak otrzymać milczącej odpowiedzi.
— Cały oddział zatruć najpewniej — rzuciła z przekąsem, stając tym razem obok młodszego z braci, by wskazać brodą na wcześniej wyeksponowaną przez Eitriego rękę, mając nadzieję, że dostrzeże to, co ona sama jeszcze kilkanaście chwil wcześniej. — Hej, Svendsen, może podzielisz się z nami historią rozpierającą żyły, co?
Eitri Soelberg
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:27
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Biegł wąskim korytarzem, wciąż wbijając spojrzenie w plecy Svendsena. Będąc zupełnie skupionym na jego sylwetce wychwycił dziwny kształt jednej z jego kończyn, jednak w tamtym momencie zupełnie nie wiedział, co powinien zrobić z tą informacją, która w żaden sposób nie ułatwiała schwytania technika. Nim wciągnął powietrze po wykrzyczeniu ostrzeżenia, tuż obok niego przemknął cień brata. Ivar nieznacznie wyprzedził go w biegu, by w końcu dopaść do celu i przekoziołkować się z nim na ziemię. Niestety krzyk na Svendsena nie podziałał, a jedynie spowolnił reakcje oficera, który zmarnował powietrze na wyrzucenie z siebie bezsensownych zlepków głosek, zamiast wykorzystać energię, by dopaść go szybciej.
Eitri począł zwalniać nieznacznie, jednak wciąż miał cel – nie był pewien, czy Svendson nie będzie chciał się wyswobodzić i uciec jeszcze raz. Musieli być czujni, pierwszy etap zakończyli sukcesem, jednak wciąż pozostawało zbyt wiele niewiadomych. Młodszy z braci zatrzymał się całkiem, gdy dotarł do Ivara i drugiego mężczyzny, pochylił się nieznacznie, zachowując jak największą ostrożność. Rozczarowanie własną kondycją wypełzło na obliczę Eitriego – choć w ostatnich czasach poprawił nieco swoje wyniki, wciąż nie było idealnie, co dobitnie pokazał wyścig z Wysłannikiem.
– Dobra robota… – mruknął z niezbyt wyraźnie odcinającym się podziwem, raczej uznał to za grzeczność, którą wypadało uraczyć brata. – Ale my tu nie o tym, łapy przed siebie Svendsen. – Spoglądał jedynie na jego plecy, gdyż reszta ciała przylegała plackiem do zimnych kafelków korytarza. Technika należało teraz jak najszybciej unieszkodliwić i zapobiec jakimkolwiek sytuacjom, w których ktoś mógłby znowu być zagrożony działaniem oszalałego funkcjonariusza.
– Myślisz, że potrzeba mu medyka? – zagadnął brata i poczekał, aby ten uporał się z Svendsonem i uniemożliwi mu dalsze przemieszczanie się. Dopiero wtedy Eitri pozwolił sobie na spojrzenie przez ramię w stronę Pirkko i Untamo. Wydawało się, że i oni zażegnali kryzys, gdyż z pomieszczenia techników nie dochodziły żadne oznaki dodatkowego zamieszania. Liczył na to, że wkrótce dołączą do nich wraz z Valstadem, który składnie opowie o wszystkim, co się działo, nim otworzyli drzwi; skąd wzięła się ta dziwna broń w rękach Svendsena i dlaczego, na bogów, ten wcale nie wyglądał na w pełni zdrowego człowieka. Przy tym, co działo się obecnie, przesłuchanie Noaka wydawało się ledwie dziecięcą zabawą i przepychankami uskutecznianymi z kapryśnym smarkaczem, które nie chciało odpowiadać po dobroci na zadawane pytania. Zimny dreszcz powędrował pomiędzy łopatkami Soelberga i wbił się bez skrupułów w podstawę czaszki. Choć… Niepokoił go pewien rys podobieństwa – działanie w sposób zupełnie nielogiczny, jakby obydwoje byli czymś zamroczeni.
– Patrz na jego ramię – Eitri wskazał lewą kończynę, która już wcześniej wydawała się odbiegająca od standardów. Cud, że dostrzegł chociaż tyle, zupełnie zamroczony pozostałymi wydarzeniami. Jeszcze niezupełnie świadom, iż to nie jedyna z aberracji w wyglądzie uciekiniera, wsłuchiwał się w kroki, które mogły zwiastować pojawienie się pozostałych oficerów.
Eitri począł zwalniać nieznacznie, jednak wciąż miał cel – nie był pewien, czy Svendson nie będzie chciał się wyswobodzić i uciec jeszcze raz. Musieli być czujni, pierwszy etap zakończyli sukcesem, jednak wciąż pozostawało zbyt wiele niewiadomych. Młodszy z braci zatrzymał się całkiem, gdy dotarł do Ivara i drugiego mężczyzny, pochylił się nieznacznie, zachowując jak największą ostrożność. Rozczarowanie własną kondycją wypełzło na obliczę Eitriego – choć w ostatnich czasach poprawił nieco swoje wyniki, wciąż nie było idealnie, co dobitnie pokazał wyścig z Wysłannikiem.
– Dobra robota… – mruknął z niezbyt wyraźnie odcinającym się podziwem, raczej uznał to za grzeczność, którą wypadało uraczyć brata. – Ale my tu nie o tym, łapy przed siebie Svendsen. – Spoglądał jedynie na jego plecy, gdyż reszta ciała przylegała plackiem do zimnych kafelków korytarza. Technika należało teraz jak najszybciej unieszkodliwić i zapobiec jakimkolwiek sytuacjom, w których ktoś mógłby znowu być zagrożony działaniem oszalałego funkcjonariusza.
– Myślisz, że potrzeba mu medyka? – zagadnął brata i poczekał, aby ten uporał się z Svendsonem i uniemożliwi mu dalsze przemieszczanie się. Dopiero wtedy Eitri pozwolił sobie na spojrzenie przez ramię w stronę Pirkko i Untamo. Wydawało się, że i oni zażegnali kryzys, gdyż z pomieszczenia techników nie dochodziły żadne oznaki dodatkowego zamieszania. Liczył na to, że wkrótce dołączą do nich wraz z Valstadem, który składnie opowie o wszystkim, co się działo, nim otworzyli drzwi; skąd wzięła się ta dziwna broń w rękach Svendsena i dlaczego, na bogów, ten wcale nie wyglądał na w pełni zdrowego człowieka. Przy tym, co działo się obecnie, przesłuchanie Noaka wydawało się ledwie dziecięcą zabawą i przepychankami uskutecznianymi z kapryśnym smarkaczem, które nie chciało odpowiadać po dobroci na zadawane pytania. Zimny dreszcz powędrował pomiędzy łopatkami Soelberga i wbił się bez skrupułów w podstawę czaszki. Choć… Niepokoił go pewien rys podobieństwa – działanie w sposób zupełnie nielogiczny, jakby obydwoje byli czymś zamroczeni.
– Patrz na jego ramię – Eitri wskazał lewą kończynę, która już wcześniej wydawała się odbiegająca od standardów. Cud, że dostrzegł chociaż tyle, zupełnie zamroczony pozostałymi wydarzeniami. Jeszcze niezupełnie świadom, iż to nie jedyna z aberracji w wyglądzie uciekiniera, wsłuchiwał się w kroki, które mogły zwiastować pojawienie się pozostałych oficerów.
Ivar Soelberg
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:27
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Pościg nie okazał się być długi, dobra reakcja uchroniła ich przed dłuższą pogonią za Svendsenem, co niewątpliwie było dobrą wiadomością, bowiem starszy z braci nie przepadał za bieganiem, ot kiedy musiał, to poświęcał się, lecz akurat ten rodzaj aktywności fizycznej zwykł traktować, jako „zło konieczne”. Kondycja i wytrzymałość stanowiły istotną podstawę ich zawodu zaraz obok umysły wyćwiczonego w określonych dziedzinach. Sprawność fizyczna przydawała się w wielu aspektach wykonywanej pracy, zwłaszcza gdy wychodziło się na akcje lub nawet zwykłe patrole. Tak w opinii samego Ivara było i podchodził nieco krytycznie do zdrowych i młodych kolegów z pracy, którzy preferowali siedzący i niezdrowy tryb życia. Wymagane minimum na testach sprawnościowych było żenujące, lecz podniesienie pewnych kryteriów mogłoby odrzucić zbyt wielu chętnych.
Jednakże przechodząc do pościgu, wykorzystał moment przewagi nad bratem i powalił ściganego. Nie siląc się na delikatność, i już wówczas dostrzegł pewne dziwne ślady na ciele przywodzące na myśl otarcia lub zadrapania. Błędnym i nieco rozbieganym wzrokiem pochwycony dodatkowo utwierdził wysłannika, o ewidentnych problemach. Wstał szybko cały czas, trzymając schwytanego za ubranie, a gdy Ei się zbliżył, pociągnął technika ku niemu.
– Dzięki – westchnął lekko, lecz szare tęczówki nie zdradzały radości, ani zmęczenia, a jedynie obojętność. Polecenie wydane przez młodszego brata zadźwięczało pewnie i stanowczo, a gdy Svendsen wyciągnął ręce przed siebie starszy z braci, zakuł go w kajdanki. Wolał dmuchać na zimne i nie kusić losu, mimo że technik pracował dla kruczej nie od dziś, to jego dzisiejsze czyny oraz stan, w jakim się znajdował, stawiały go w wyjątkowy złym świetle.
– Raczej tak i może on nam powie, co mu dolega? – Rzucił do brata z nadzieją w głosie, gdy wzrokiem taksował schwytanego. Otarcia, to jedno, lecz rozbiegany, dziki wzrok oraz jedna z kończyn nieproporcjonalnie wykrzywiona musiały coś znaczyć.
– Widzę… – westchnął, a przez twarz przemknął lekki grymas irytacji. Chciał tylko odebrać raport i przedyskutować jego treść z bratem, a okazuje się, że zabawa dopiero się rozkręcała, a oni nie mieli bladego pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Miał cichą nadzieję, że Untamo dowiedział się czegoś pożytecznego. Kierując tymczasowego więźnia pod pokój, z którego parę chwil temu tak prędko uciekał. Wątpił, aby rzucone przez Pirkko słowa rozwiązały język Svendsena, ale ten był w takim stanie, że wszystkiego należało się spodziewać, stąd też Ivar pewniej chwycił uciekiniera za bark, prowadząc go korytarzem i przystając obok wejścia do pokoju techników.
Jednakże przechodząc do pościgu, wykorzystał moment przewagi nad bratem i powalił ściganego. Nie siląc się na delikatność, i już wówczas dostrzegł pewne dziwne ślady na ciele przywodzące na myśl otarcia lub zadrapania. Błędnym i nieco rozbieganym wzrokiem pochwycony dodatkowo utwierdził wysłannika, o ewidentnych problemach. Wstał szybko cały czas, trzymając schwytanego za ubranie, a gdy Ei się zbliżył, pociągnął technika ku niemu.
– Dzięki – westchnął lekko, lecz szare tęczówki nie zdradzały radości, ani zmęczenia, a jedynie obojętność. Polecenie wydane przez młodszego brata zadźwięczało pewnie i stanowczo, a gdy Svendsen wyciągnął ręce przed siebie starszy z braci, zakuł go w kajdanki. Wolał dmuchać na zimne i nie kusić losu, mimo że technik pracował dla kruczej nie od dziś, to jego dzisiejsze czyny oraz stan, w jakim się znajdował, stawiały go w wyjątkowy złym świetle.
– Raczej tak i może on nam powie, co mu dolega? – Rzucił do brata z nadzieją w głosie, gdy wzrokiem taksował schwytanego. Otarcia, to jedno, lecz rozbiegany, dziki wzrok oraz jedna z kończyn nieproporcjonalnie wykrzywiona musiały coś znaczyć.
– Widzę… – westchnął, a przez twarz przemknął lekki grymas irytacji. Chciał tylko odebrać raport i przedyskutować jego treść z bratem, a okazuje się, że zabawa dopiero się rozkręcała, a oni nie mieli bladego pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Miał cichą nadzieję, że Untamo dowiedział się czegoś pożytecznego. Kierując tymczasowego więźnia pod pokój, z którego parę chwil temu tak prędko uciekał. Wątpił, aby rzucone przez Pirkko słowa rozwiązały język Svendsena, ale ten był w takim stanie, że wszystkiego należało się spodziewać, stąd też Ivar pewniej chwycił uciekiniera za bark, prowadząc go korytarzem i przystając obok wejścia do pokoju techników.
Untamo Sorsa
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:27
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
W gruncie rzeczy – dobrze, że wszystko skończyło się, w ten sposób.
Nieznajomy technik został obezwładniony, kusza nie uległa uszkodzeniu, które w gruncie rzeczy oznaczałoby również ich uszkodzenie, a dodatkowo Valstad chyba odetchnął z chociaż niewielką dozą ulgi. Wszyscy zadowoleni, poza Svendsenem oczywiście, ale trudno – jeżeli ten w końcu miałby być zadowolony dopiero po ustrzeleniu kogoś, a na to nie mogli sobie pozwolić. W końcu braki kadrowe i te sprawy…
- Nie dotknął czegoś dziwnego? Wypił? Zjadł? – zastanowił się do technika, chociaż właściwie – gucio się na tym znał. Co prawda na pewno istniały w tym świecie przedmioty, które mogły mieć zgubny wpływ na potencjalnych użytkowników, jednak pokuszenie się o stwierdzenie, że Untamo wie o tym coś więcej byłoby wielce na wyrost, ba – łatwo nawet powiedzieć, że nie wiedział w tej kwestii nic, bo pomyłka miałaby mniejszą skalę. – Daj spokój, na moim miejscu zrobiłbyś to samo…
Pocieszył go w momencie podziękowań, które widocznie uznał za zabieg wyłącznie grzecznościowy, a kiedy już spokój zaczął powoli wracać do Valstada, Untamo wciąż trzymając się jedną ręką biurka, a drugą gmerając gdzieś przy nosie i zatokach, które bolały go niemożebnie – zerknął ku temu, co powinno przyciągać jego uwagę. Porozrzucane po podłodze karteczki i ogołocony z nich notatnik – gdyby nie problemy z zaufaniem, które wciąż sugerowały by nawet Valstada nie brać za pewnik i mieć oczy dookoła głowy, pewnie zagaiłby tekstem „coś ci wypadło” i pozwoliłby sobie na wspólne obejrzenie znaleziska. Teraz jednak nie chciał tak postąpić.
Spróbował użyć podstępu. Niewielkiego, bo właściwie opartego na prawdziwych odczuciach…
- Zaraz do ciebie dołączę… – powiedział do technika, mocniej zaciskając palce na szczycie nosa. – Jestem po chorobowym i nagłe ruchy trochę mnie zmęczyły. Zaraz do was dołączę… – a mówiąc to, przysiadł półdupkiem na biurku. Oczywiście – liczył się z tym, że Valstad mógł z troski zostać przy nim chwilę, jednak jeżeli istniał chociażby cień szansy, by mógł schylić się po kartki w momencie gdy ten opuści pomieszczenie i przejrzeć je na własną rękę – okazji tej nie przepuści.
Nieznajomy technik został obezwładniony, kusza nie uległa uszkodzeniu, które w gruncie rzeczy oznaczałoby również ich uszkodzenie, a dodatkowo Valstad chyba odetchnął z chociaż niewielką dozą ulgi. Wszyscy zadowoleni, poza Svendsenem oczywiście, ale trudno – jeżeli ten w końcu miałby być zadowolony dopiero po ustrzeleniu kogoś, a na to nie mogli sobie pozwolić. W końcu braki kadrowe i te sprawy…
- Nie dotknął czegoś dziwnego? Wypił? Zjadł? – zastanowił się do technika, chociaż właściwie – gucio się na tym znał. Co prawda na pewno istniały w tym świecie przedmioty, które mogły mieć zgubny wpływ na potencjalnych użytkowników, jednak pokuszenie się o stwierdzenie, że Untamo wie o tym coś więcej byłoby wielce na wyrost, ba – łatwo nawet powiedzieć, że nie wiedział w tej kwestii nic, bo pomyłka miałaby mniejszą skalę. – Daj spokój, na moim miejscu zrobiłbyś to samo…
Pocieszył go w momencie podziękowań, które widocznie uznał za zabieg wyłącznie grzecznościowy, a kiedy już spokój zaczął powoli wracać do Valstada, Untamo wciąż trzymając się jedną ręką biurka, a drugą gmerając gdzieś przy nosie i zatokach, które bolały go niemożebnie – zerknął ku temu, co powinno przyciągać jego uwagę. Porozrzucane po podłodze karteczki i ogołocony z nich notatnik – gdyby nie problemy z zaufaniem, które wciąż sugerowały by nawet Valstada nie brać za pewnik i mieć oczy dookoła głowy, pewnie zagaiłby tekstem „coś ci wypadło” i pozwoliłby sobie na wspólne obejrzenie znaleziska. Teraz jednak nie chciał tak postąpić.
Spróbował użyć podstępu. Niewielkiego, bo właściwie opartego na prawdziwych odczuciach…
- Zaraz do ciebie dołączę… – powiedział do technika, mocniej zaciskając palce na szczycie nosa. – Jestem po chorobowym i nagłe ruchy trochę mnie zmęczyły. Zaraz do was dołączę… – a mówiąc to, przysiadł półdupkiem na biurku. Oczywiście – liczył się z tym, że Valstad mógł z troski zostać przy nim chwilę, jednak jeżeli istniał chociażby cień szansy, by mógł schylić się po kartki w momencie gdy ten opuści pomieszczenie i przejrzeć je na własną rękę – okazji tej nie przepuści.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Prorok
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:28
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
- Właśnie w tym problem, że pracował nad tym przeklętym amuletem. – Valstad westchnął przeciągle, ostrożnie sięgnąwszy po leżący na stole medalion. Ujął go delikatnie między kciuk a palec wskazujący i zamachał nim kilka razy przed oczami Untamo. – Zaraz po tym, jak dowiedzieliśmy się, że mamy do czynienia z nieznaną substancją, wdrożyliśmy wszelkie możliwe środki bezpieczeństwa, ale… Podejrzewam, że Svendsen zaangażował się za bardzo. Zresztą. Daj sobie chwilę, Sorsa, i pogadamy na zewnątrz – zakomenderował, bez cienia wahania przystając na tłumaczenie starszego inspektora.
Untamo mógł więc bez obaw sięgnąć po znajdujące się pod stołem kartki, które zapisane były w niezwykle chaotyczny sposób pismem równie chaotycznym i niechlujnym. To, co na pierwszy rzut oka udało mu się wychwycić, nie miało specjalnie sensu, były to zlepki przypadkowych słów: przyspieszenie magiczne, enklawa, zapisy na taniec, Piwnica Fenrira, pod żadnym pozorem nie ruszać!
Soelbergowie nie mieli większego problemu z zakuciem nieoczekiwanego, niedoszłego uciekiniera w kajdanki, co nie było wcale dziwne. Svendsen, zamroczony po gwałtownym powaleniu na ziemię, przez kilka chwil nie stawiał większego oporu, jakby mechanicznie podając się również prostemu poleceniu wydanemu przez Eitriego, a polegającemu na bezmyślnym wyciągnięciu rąk, których opuchłe od nabrzmiałych żył przeguby prędko spętane zostały magicznymi kajdankami. Problem miał już jednak z odpowiedzeniem na pytanie Pirkko-Liisy. Patrzył na nią chwilę wzrokiem nie zdradzającym skażenia intelektem, by zaraz jak kukła dać się pociągnąć Ivarowi w stronę pokoju, od którego chciał przecież trzymać się z daleka.
Zważywszy na brak udzielenia Svendsenowi jakiejkolwiek pomocy, niewezwanie jakiegokolwiek medyka, który mógłby skontrolować stan oficera, a ostatecznie skierowanie się z nim w miejsce, w którym zaczęła się dzisiejsza awantura, szczęściem okazało się pokonanie połowy drogi do pokoju, z którego właśnie wyszedł Valstad. Trudno określić, co stało się iskrą, która na nowo rozpaliła ogień drzemiący w Svendsenie: czy to, że zobaczył ponownie swojego kolegę z wydziału, czy to, że zorientował się, gdzie jest prowadzony. W pewnym momencie mężczyzna zwyczajnie wyrwał się z uścisku Ivara, najpierw popychając go na ścianę, a potem z całych sił uderzając go głową w nasadę nosa. Pozostałym również nie dał żadnych szans na reakcję, rozpychając się pomiędzy pozostałą dwójką i zaraz na nowo wyrywając do przodu korytarzem. Tym razem nie biegł jednak prosto, ale od ściany do ściany, jakby przeczuwając, że ktoś ponownie zechce udaremnić mu ucieczkę.
Ivar obowiązkowo rzuca kością k6: 1, 2 – cios Svendsena był na tyle solidny, że z nosa buchnęła ci krew. Teraz nie tylko technik potrzebuje pomocy medycznej. Koniecznie poproś kogoś o pomoc; 3, 4, 5 – uderzenie było na tyle mocne, że na chwilę cię zamroczyło. Otrzymujesz karę -10 do rzutów w tej kolejce; 6 – cios zadany przez Svendsena był mocny, ale poza wprowadzeniem cię w chwilową dezorientację nie odczuwasz żadnych innych jego skutków.
Niestety, Svendsen pozostaje niezłomny w próbie ucieczki. Ponownie musicie zastanowić się, co zrobić, żeby go zatrzymać. Jeśli zdecydujecie się na rzucenie na niego zaklęcia, wykonujecie podwójny rzut k100 – pierwsza kość odpowiada wówczas za celność, druga za poprawność zaklęcia. Jeżeli natomiast podejmiecie próbę dogonienia go, rzucacie k100 na szybkość, gdzie próg powodzenia wynosi 50 (wynik sumuje się z adekwatną statystyką i atutami; przy pościgu Pirkko, ze względu na uszczerbek na zdrowiu, ma karę -10 do rzutu).
Untamo mógł więc bez obaw sięgnąć po znajdujące się pod stołem kartki, które zapisane były w niezwykle chaotyczny sposób pismem równie chaotycznym i niechlujnym. To, co na pierwszy rzut oka udało mu się wychwycić, nie miało specjalnie sensu, były to zlepki przypadkowych słów: przyspieszenie magiczne, enklawa, zapisy na taniec, Piwnica Fenrira, pod żadnym pozorem nie ruszać!
Soelbergowie nie mieli większego problemu z zakuciem nieoczekiwanego, niedoszłego uciekiniera w kajdanki, co nie było wcale dziwne. Svendsen, zamroczony po gwałtownym powaleniu na ziemię, przez kilka chwil nie stawiał większego oporu, jakby mechanicznie podając się również prostemu poleceniu wydanemu przez Eitriego, a polegającemu na bezmyślnym wyciągnięciu rąk, których opuchłe od nabrzmiałych żył przeguby prędko spętane zostały magicznymi kajdankami. Problem miał już jednak z odpowiedzeniem na pytanie Pirkko-Liisy. Patrzył na nią chwilę wzrokiem nie zdradzającym skażenia intelektem, by zaraz jak kukła dać się pociągnąć Ivarowi w stronę pokoju, od którego chciał przecież trzymać się z daleka.
Zważywszy na brak udzielenia Svendsenowi jakiejkolwiek pomocy, niewezwanie jakiegokolwiek medyka, który mógłby skontrolować stan oficera, a ostatecznie skierowanie się z nim w miejsce, w którym zaczęła się dzisiejsza awantura, szczęściem okazało się pokonanie połowy drogi do pokoju, z którego właśnie wyszedł Valstad. Trudno określić, co stało się iskrą, która na nowo rozpaliła ogień drzemiący w Svendsenie: czy to, że zobaczył ponownie swojego kolegę z wydziału, czy to, że zorientował się, gdzie jest prowadzony. W pewnym momencie mężczyzna zwyczajnie wyrwał się z uścisku Ivara, najpierw popychając go na ścianę, a potem z całych sił uderzając go głową w nasadę nosa. Pozostałym również nie dał żadnych szans na reakcję, rozpychając się pomiędzy pozostałą dwójką i zaraz na nowo wyrywając do przodu korytarzem. Tym razem nie biegł jednak prosto, ale od ściany do ściany, jakby przeczuwając, że ktoś ponownie zechce udaremnić mu ucieczkę.
Ivar obowiązkowo rzuca kością k6: 1, 2 – cios Svendsena był na tyle solidny, że z nosa buchnęła ci krew. Teraz nie tylko technik potrzebuje pomocy medycznej. Koniecznie poproś kogoś o pomoc; 3, 4, 5 – uderzenie było na tyle mocne, że na chwilę cię zamroczyło. Otrzymujesz karę -10 do rzutów w tej kolejce; 6 – cios zadany przez Svendsena był mocny, ale poza wprowadzeniem cię w chwilową dezorientację nie odczuwasz żadnych innych jego skutków.
Niestety, Svendsen pozostaje niezłomny w próbie ucieczki. Ponownie musicie zastanowić się, co zrobić, żeby go zatrzymać. Jeśli zdecydujecie się na rzucenie na niego zaklęcia, wykonujecie podwójny rzut k100 – pierwsza kość odpowiada wówczas za celność, druga za poprawność zaklęcia. Jeżeli natomiast podejmiecie próbę dogonienia go, rzucacie k100 na szybkość, gdzie próg powodzenia wynosi 50 (wynik sumuje się z adekwatną statystyką i atutami; przy pościgu Pirkko, ze względu na uszczerbek na zdrowiu, ma karę -10 do rzutu).
Bezimienny
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:29
Jeżeli którekolwiek z nich wstało dziś rano z łóżka i pomyślało sobie "to z pewnością będzie dobry dzień", mogło pogratulować sobie optymizmu. Pirkko, na jej nieszczęście, do takich osób nie należała, zakładając ostrożnie, że każdy dzień jest co do zasady zły i w każdej chwili może stać się jeszcze gorszy. Kaskada zdarzeń, która uderzała w czwórkę pracowników — chciałoby się powiedzieć, że funkcjonariuszy, ale dokładność nie pozwalała — Kruczej Straży w przeciągu tych kilku chwil w bardzo prosty sposób okazała się być nadmiarem wrażeń dla przyzwyczajonej do zapachu starego papieru i rytmicznych skrzypnięć piór kobiety.
Jednocześnie, jakby razem z pędem biegu Svendsena, a później także Eitriego, w powietrze poderwało się coś jeszcze.
Coś, co uderzyło w nozdrza Pirkko z zaskakującą intensywnością; zezwoliło na szybkie zwilżenie warg językiem, rozcięcie tych samych ust w szerokim, choć krzywym uśmiechu i co wreszcie przebiło się przez lodowe ściany, za którymi kryła się przez ostatnie lata.
Adrenalina. Tego jej było trzeba.
A wystarczyło tylko nieumiejętne pochwycenie uciekiniera i wiara we własną nieomylność Ivara. Tego samego człowieka, który niedługo później podarował mu raczej mocny — sądząc po towarzyszących mu odgłosach i krwi spływającej po twarzy Wysłannika — cios głową prosto w sam nos. Gdyby nie okoliczności, zapewne pozwoliłaby sobie nawet na cichy chichot, bowiem wręcz prosili się o kłopoty. Zamiast tego pozwoliła, by werbalne podsumowanie całej sytuacji, jak i osoby Svendsena zostało wygłoszone przez Soelbergów. Sama ruszyła do akcji w nieco inny sposób.
Po pierwsze — cholerne dokumenty.
Ciążyły w dłoniach, nie pozwalały na pełne skupienie. Trzeba było się ich zatem pozbyć, ale jak? W końcu nieładnie było zostawić je po prostu na ziemi, by ktoś je sobie podeptał albo przywłaszczył. Znacznie lepszym rozwiązaniem, przynajmniej tymczasowym, okazało się dopadnęcie do najbliższych drzwi, na całe szczęście niebędących gdzieś daleko.
— Łap! — nieprzystający wesołością do okazji ton musiał wystarczyć za wszelkie wyjaśnienia. Spodziewała się, że technicy z tego pokoju również słyszeli dźwięki przynajmniej wcześniejszej szarpaniny, zatem nie zamierzała tracić czasu na zbędne tłumaczenia. Nie teraz. — Za jakiś czas wrócę, dzięki wielkie!
Rozbiegany wzrok przesunął się z technika, do którego poleciały akta, na towarzyszącego mu kolegę.
— A ty jakbyś był taki miły i mógł poprosić o medyka w trybie pilnym... Będę zobowiązana!
Zamknięcie drzwi zamknęło też próby jakiegokolwiek dopytania. Szczebiocząca Pirkko nie była w nastroju na tłumaczenie zawiłości sytuacji, zwłaszcza że kątem oka dostrzegła nieśmiałe próby dźwignięcia się na nogi podejmowane przez Ivara.
— Plecy przy ścianie — tym razem na próżno było wyszukiwać uroczego głosiku. Skupiona wyłącznie na postawionym sobie zadaniu — przynajmniej ulżeniu w bólu niespodziewanego towarzysza — i napędzana adrenaliną, postanowiła skracać wszelkie komunikaty do minimum. Miała też nadzieję, że starszy z Soelbergów doceni starania załatwienia sprawy jak najszybciej, nawet kosztem uprzejmości.
Gdy wreszcie zjawiła się przy nim, pozwoliła sobie — może trochę niedelikatnie zważywszy na wcześniejszy cios — chwycić mężczyznę za szczękę, wcześniej układając palce prawej dłoni na jej kościach. Uniósłszy jego twarz nieco wyżej, by mogła przyjrzeć się jego stanowi dokładniej, podziękowała w myślach bóstwom, że wyrosła na kobietę słusznego wzrostu. Podobne manewry przy większej różnicy postur wyglądałyby po prostu dziwacznie.
— Nie jest źle, ale będzie boleć — kwintesencja fińskiego pocieszenia skropliła się niemal natychmiast we współczującym uśmiechu, gdy wolna, lewa ręka odnalazła drogę tuż przed poszkodowany ciosem nos.
— Sárr — zaklęcie miało za zadanie tylko opanować krwotok. Pirkko nie chciała podejmować się dalszej diagnozy, bo pomimo raczej wybujałych nadziei w niej pokładanych, na magii leczniczej znała się w tym samym stopniu, co przeciętny, napotkany na ulicy galdr. Zamiast tego wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni opakowanie chusteczek higienicznych — cóż te baby poupychają w tak niewielkie kieszonki! — by niedługo po tym zetrzeć część krwi z twarzy Wysłannika, zwłaszcza z okolic brody i ust, coby nie dopuścić do poplamienia munduru.
— Daj się obejrzeć medykom, jak przyjdą. I staraj się nie odchylać głowy w tył, bo krew spłynie do gardła.
Dopiero te słowa wypowiedziane zostały z miękkością sugerującą… troskę? Nykänen zawsze było bliżej do młodszego z braci, jednakże czy oznaczało to kompletny brak zainteresowania losem starszego? Wręcz przeciwnie, historia znajomości z Eitrim stanowiła główny powód, dla którego Pirkko chciała doprowadzić Ivara do stanu względnej używalności w miarę krótkim czasie.
Sárr: 21, udany
Jednocześnie, jakby razem z pędem biegu Svendsena, a później także Eitriego, w powietrze poderwało się coś jeszcze.
Coś, co uderzyło w nozdrza Pirkko z zaskakującą intensywnością; zezwoliło na szybkie zwilżenie warg językiem, rozcięcie tych samych ust w szerokim, choć krzywym uśmiechu i co wreszcie przebiło się przez lodowe ściany, za którymi kryła się przez ostatnie lata.
Adrenalina. Tego jej było trzeba.
A wystarczyło tylko nieumiejętne pochwycenie uciekiniera i wiara we własną nieomylność Ivara. Tego samego człowieka, który niedługo później podarował mu raczej mocny — sądząc po towarzyszących mu odgłosach i krwi spływającej po twarzy Wysłannika — cios głową prosto w sam nos. Gdyby nie okoliczności, zapewne pozwoliłaby sobie nawet na cichy chichot, bowiem wręcz prosili się o kłopoty. Zamiast tego pozwoliła, by werbalne podsumowanie całej sytuacji, jak i osoby Svendsena zostało wygłoszone przez Soelbergów. Sama ruszyła do akcji w nieco inny sposób.
Po pierwsze — cholerne dokumenty.
Ciążyły w dłoniach, nie pozwalały na pełne skupienie. Trzeba było się ich zatem pozbyć, ale jak? W końcu nieładnie było zostawić je po prostu na ziemi, by ktoś je sobie podeptał albo przywłaszczył. Znacznie lepszym rozwiązaniem, przynajmniej tymczasowym, okazało się dopadnęcie do najbliższych drzwi, na całe szczęście niebędących gdzieś daleko.
— Łap! — nieprzystający wesołością do okazji ton musiał wystarczyć za wszelkie wyjaśnienia. Spodziewała się, że technicy z tego pokoju również słyszeli dźwięki przynajmniej wcześniejszej szarpaniny, zatem nie zamierzała tracić czasu na zbędne tłumaczenia. Nie teraz. — Za jakiś czas wrócę, dzięki wielkie!
Rozbiegany wzrok przesunął się z technika, do którego poleciały akta, na towarzyszącego mu kolegę.
— A ty jakbyś był taki miły i mógł poprosić o medyka w trybie pilnym... Będę zobowiązana!
Zamknięcie drzwi zamknęło też próby jakiegokolwiek dopytania. Szczebiocząca Pirkko nie była w nastroju na tłumaczenie zawiłości sytuacji, zwłaszcza że kątem oka dostrzegła nieśmiałe próby dźwignięcia się na nogi podejmowane przez Ivara.
— Plecy przy ścianie — tym razem na próżno było wyszukiwać uroczego głosiku. Skupiona wyłącznie na postawionym sobie zadaniu — przynajmniej ulżeniu w bólu niespodziewanego towarzysza — i napędzana adrenaliną, postanowiła skracać wszelkie komunikaty do minimum. Miała też nadzieję, że starszy z Soelbergów doceni starania załatwienia sprawy jak najszybciej, nawet kosztem uprzejmości.
Gdy wreszcie zjawiła się przy nim, pozwoliła sobie — może trochę niedelikatnie zważywszy na wcześniejszy cios — chwycić mężczyznę za szczękę, wcześniej układając palce prawej dłoni na jej kościach. Uniósłszy jego twarz nieco wyżej, by mogła przyjrzeć się jego stanowi dokładniej, podziękowała w myślach bóstwom, że wyrosła na kobietę słusznego wzrostu. Podobne manewry przy większej różnicy postur wyglądałyby po prostu dziwacznie.
— Nie jest źle, ale będzie boleć — kwintesencja fińskiego pocieszenia skropliła się niemal natychmiast we współczującym uśmiechu, gdy wolna, lewa ręka odnalazła drogę tuż przed poszkodowany ciosem nos.
— Sárr — zaklęcie miało za zadanie tylko opanować krwotok. Pirkko nie chciała podejmować się dalszej diagnozy, bo pomimo raczej wybujałych nadziei w niej pokładanych, na magii leczniczej znała się w tym samym stopniu, co przeciętny, napotkany na ulicy galdr. Zamiast tego wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni opakowanie chusteczek higienicznych — cóż te baby poupychają w tak niewielkie kieszonki! — by niedługo po tym zetrzeć część krwi z twarzy Wysłannika, zwłaszcza z okolic brody i ust, coby nie dopuścić do poplamienia munduru.
— Daj się obejrzeć medykom, jak przyjdą. I staraj się nie odchylać głowy w tył, bo krew spłynie do gardła.
Dopiero te słowa wypowiedziane zostały z miękkością sugerującą… troskę? Nykänen zawsze było bliżej do młodszego z braci, jednakże czy oznaczało to kompletny brak zainteresowania losem starszego? Wręcz przeciwnie, historia znajomości z Eitrim stanowiła główny powód, dla którego Pirkko chciała doprowadzić Ivara do stanu względnej używalności w miarę krótkim czasie.
Sárr: 21, udany
Mistrz Gry
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:29
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 16
'k100' : 16
Prorok
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:30
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Szybka reakcja pozwoliła na tymczasowe opanowanie zamieszania. Svendsen posłusznie wyciągnął przed siebie ręce, które skute zostały magicznymi kajdankami. Wtedy też Eitri miał okazję, by nareszcie dostrzec pozostałe zmiany w jego wyglądzie. Pirkko, która pojawiła się po kilku chwilach zwróciła uwagę na żyły – nienaturalnie wybrzuszone i wyglądające szkaradnie. Technik zdecydowanie nie był obecnie w stanie, który mógłby świadczyć o książkowym zdrowiu. Zaniepokojenie tym, czy wszystko z nim w porządku sprawiło, iż Soelberg na chwilę utracił czujność, odwracając się dodatkowo w kierunku Nykänen.
– Nie odpowie, prawdopodobnie nic z niego nie wyciągniemy. Teraz. – Potrzebował wypowiedzieć tych kilka słów, by gładko przejść do kolejnych czynności, które obecnie powinni wykonać. Ivar w tym czasie pociągnął Svendsena w kierunku pokoju, z którego ten dopiero co uciekał. – Myślę, że medy… – Słowa skierowane do Pirkko ugrzęzły mu w gardle, gdy usłyszał szamotaninę. Nagłe łupnięcie i nieprzyjemny mlask chrząstki wywołał dreszcz na karku młodszego z braci. Czerwona smuga chlusnęła przed jego oczami i była pierwszym skutkiem niewystarczającego zachowania środków bezpieczeństwa. To, kto teraz potrzebował medyka, było kwestią niezwykle płynną. Poczuł jak Svendsen odpycha go na bok, by utorować sobie drogę do ponownej ucieczki.
– Ja pierdolę – Technik, który przez ostatnie minuty swym zachowaniem przypominał bardziej amebę, niż umykającą mysz, puścił się pędem wzdłuż korytarza pozostawiając za sobą rozkwaszoną gębę Ivara i nieprzytomne postacie Pirkko i Eitriego.
Soelberg wiedział, że tym razem nie może pozwolić sobie na jakikolwiek błąd. Przyświecał mu niezwykle klarowny cel: powalić i obezwładnić siłą, bądź magią – położyć raz na zawsze kres próbom ucieczki.
– Renna! – Postanowił, że zaryzykuje poświęcenie odrobiny powietrza na wypowiedzenie zaklęcia. Szybki sus pozwolił na odskoczenie od grupy. Wiedział, że brat sobie poradzi, natomiast do jego obowiązku należało teraz unieszkodliwienie zagrożenia. Eitri czuł, że jego bieg staje się coraz szybszy i szybszy; wcinał się w chłodne powietrze korytarza, kolejny raz mącąc spokój zalegający o tej porze w podziemiach komendy. Niesiony nie tylko siłą własnych mięśni ale i magicznym dopingiem, przeskakiwał kolejne metry, zmniejszając dystans dzielący go od Svendsena – wciąż zakutego w kajdanki, wyglądającego jak nieludzki strzęp mięsa, lecz niezwykle silny i zdeterminowany. Technik biegł slalomem, co miało utrudnić ewentualne wycelowanie weń jakimkolwiek zaklęciem. Zygzakował od ściany do ściany i nie ustępował. Eitri próbował wyczuć moment, gdy był na tyle blisko, by móc go powalić – wyciągnął przed siebie dłoń i schwytał go za koszulę. Opuszki palców musnęły materiał, zahaczyły o jedną z fałdek wpijając się weń z siłą, która wyraźnie dawała odczuć, iż tym razem nie pozwoli, by się wywinął. Szarpnął mocno, by wybić Svendsena z równowagi i rzucić go w stronę ściany. Uderzył w technika z całym impetem gotów, by przycisnąć go bez litości i sprawić, aby ten poczuł chłód muru. Wciąż biegnąc, warknął dociskając klatkę piersiową do pleców mężczyzny, starając się, by każdy ruch, który potencjalnie wykona był jak najbardziej utrudniony; przygotowany na podjęcie kolejnych korków mających na celu zneutralizowanie szału Svendsena. W głowie oficera przemknęły zaklęcia, których gotów był użyć, jeśli tradycyjna metoda kolejny raz nie przyniesie oczekiwanych efektów.
Renna: 78 udane
Bieg: 101 udane
– Nie odpowie, prawdopodobnie nic z niego nie wyciągniemy. Teraz. – Potrzebował wypowiedzieć tych kilka słów, by gładko przejść do kolejnych czynności, które obecnie powinni wykonać. Ivar w tym czasie pociągnął Svendsena w kierunku pokoju, z którego ten dopiero co uciekał. – Myślę, że medy… – Słowa skierowane do Pirkko ugrzęzły mu w gardle, gdy usłyszał szamotaninę. Nagłe łupnięcie i nieprzyjemny mlask chrząstki wywołał dreszcz na karku młodszego z braci. Czerwona smuga chlusnęła przed jego oczami i była pierwszym skutkiem niewystarczającego zachowania środków bezpieczeństwa. To, kto teraz potrzebował medyka, było kwestią niezwykle płynną. Poczuł jak Svendsen odpycha go na bok, by utorować sobie drogę do ponownej ucieczki.
– Ja pierdolę – Technik, który przez ostatnie minuty swym zachowaniem przypominał bardziej amebę, niż umykającą mysz, puścił się pędem wzdłuż korytarza pozostawiając za sobą rozkwaszoną gębę Ivara i nieprzytomne postacie Pirkko i Eitriego.
Soelberg wiedział, że tym razem nie może pozwolić sobie na jakikolwiek błąd. Przyświecał mu niezwykle klarowny cel: powalić i obezwładnić siłą, bądź magią – położyć raz na zawsze kres próbom ucieczki.
– Renna! – Postanowił, że zaryzykuje poświęcenie odrobiny powietrza na wypowiedzenie zaklęcia. Szybki sus pozwolił na odskoczenie od grupy. Wiedział, że brat sobie poradzi, natomiast do jego obowiązku należało teraz unieszkodliwienie zagrożenia. Eitri czuł, że jego bieg staje się coraz szybszy i szybszy; wcinał się w chłodne powietrze korytarza, kolejny raz mącąc spokój zalegający o tej porze w podziemiach komendy. Niesiony nie tylko siłą własnych mięśni ale i magicznym dopingiem, przeskakiwał kolejne metry, zmniejszając dystans dzielący go od Svendsena – wciąż zakutego w kajdanki, wyglądającego jak nieludzki strzęp mięsa, lecz niezwykle silny i zdeterminowany. Technik biegł slalomem, co miało utrudnić ewentualne wycelowanie weń jakimkolwiek zaklęciem. Zygzakował od ściany do ściany i nie ustępował. Eitri próbował wyczuć moment, gdy był na tyle blisko, by móc go powalić – wyciągnął przed siebie dłoń i schwytał go za koszulę. Opuszki palców musnęły materiał, zahaczyły o jedną z fałdek wpijając się weń z siłą, która wyraźnie dawała odczuć, iż tym razem nie pozwoli, by się wywinął. Szarpnął mocno, by wybić Svendsena z równowagi i rzucić go w stronę ściany. Uderzył w technika z całym impetem gotów, by przycisnąć go bez litości i sprawić, aby ten poczuł chłód muru. Wciąż biegnąc, warknął dociskając klatkę piersiową do pleców mężczyzny, starając się, by każdy ruch, który potencjalnie wykona był jak najbardziej utrudniony; przygotowany na podjęcie kolejnych korków mających na celu zneutralizowanie szału Svendsena. W głowie oficera przemknęły zaklęcia, których gotów był użyć, jeśli tradycyjna metoda kolejny raz nie przyniesie oczekiwanych efektów.
Renna: 78 udane
Bieg: 101 udane
Mistrz Gry
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:30
The member 'Prorok' has done the following action : kości
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k100' : 78
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k100' : 78
Ivar Soelberg
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:31
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Brak zdecydowanego działania, a może raczej poniechanie pewnych procedur, ot zlekceważenie na rzecz wyjaśnienia sprawy, gdyż priorytetem było zaspokojenie ciekawości tego niecodziennego zjawiska, zaowocował, jak się okazało kolejnymi problemami. Mogli je przewidzieć i im zaradzić, lecz patrząc surowym okiem Wysłannika, ten nie uznał za stosowne, aby spieszyć się ze wzywaniem pomocy medycznej, sądząc, że wszystko, co najgorsze mają już za sobą. Wprawdzie cała ta sytuacja cuchnęła, jak leże trolli, bo choćby na chwilę powrócić do przesłuchania Noaka Höglunda i poddać gruntownej analizie, klatka po klatce jego zachowanie, a następnie porównać z tym, jakie prezentował Svendsen w takim zestawieniu można się doszukać podobieństw.
Zlekceważył technika, sądząc po jego budowie, że nie będzie w stanie mu zagrozić i przełamać „żelaznego” jak mu się zdawało chwytu, którym go prowadził przez korytarz i być może nawet udałoby się go doprowadzić, gdyby nie nagły zryw, który zgrał się idealnie w czasie z pojawieniem się w zasięgu wzroku Valstada, a może to te kuszo-podobne-coś tak działało na niego? Nim przez umysł przepłynęły te myśli, poczuł, jak schwytany technik wyrywa się z jego chwytu, niby rozjuszony byczek na rodeo. Padli na ścianę, barkiem zamortyzował upadek, lecz nie miał prawa zdążyć, aby uchylić się przed kolejnym zaskakującym ciosem. Zamknął oczy i przygotował się na uderzenie, tylko tyle mógł zrobić w tak krótkim odstępie czasu. Przeciwnik, był zdecydowanie za blisko, a jemu grunt uciekł spod nóg. Fala tępo pulsującego bólu przelała się przez czaszkę. Poczuł, jak zęby zgrzytnęły i mimowolnie westchnął, łapiąc w płuca powietrze, jeszcze niesplamione żelaznym zapachem krwi. Ją poczuł kilka sekund później, wciąż gorąca zalewała lekko rozchylone usta i spływała po brodzie. Świat powoli odzyskiwał równowagę, a czarne plamki sprzed oczu znikały. Jednak nagła słabość w całym ciele sprawiła, że omal nie zjechał po ścianie korytarza. Trzymał się, jakoś.
– Sukinsyn – wychrypiał i otarł dłonią usta. Kątem oka zarejestrował, jak ten cudak odbija się od ściany, do ściany, niby piłeczka kauczukowa, uśmiechnął się paskudnie, widząc, że Ei rusza za nim w pogoń. Koniuszkiem języka sprawdził, czy wszystkie zęby ma na miejscu i dopiero po tym podciągnął się na odrętwiałych nogach prostując się.
– Mogłabyś coś z tym zrobić? – zapytał Pirkko dość oszczędnie, lecz ciągle zalewająca usta krew nie zachęcała do dłuższych zdań, a kobieta, miał wrażenie, że znała się na magii leczniczej i zrozumie, o co mu chodziło.
Zlekceważył technika, sądząc po jego budowie, że nie będzie w stanie mu zagrozić i przełamać „żelaznego” jak mu się zdawało chwytu, którym go prowadził przez korytarz i być może nawet udałoby się go doprowadzić, gdyby nie nagły zryw, który zgrał się idealnie w czasie z pojawieniem się w zasięgu wzroku Valstada, a może to te kuszo-podobne-coś tak działało na niego? Nim przez umysł przepłynęły te myśli, poczuł, jak schwytany technik wyrywa się z jego chwytu, niby rozjuszony byczek na rodeo. Padli na ścianę, barkiem zamortyzował upadek, lecz nie miał prawa zdążyć, aby uchylić się przed kolejnym zaskakującym ciosem. Zamknął oczy i przygotował się na uderzenie, tylko tyle mógł zrobić w tak krótkim odstępie czasu. Przeciwnik, był zdecydowanie za blisko, a jemu grunt uciekł spod nóg. Fala tępo pulsującego bólu przelała się przez czaszkę. Poczuł, jak zęby zgrzytnęły i mimowolnie westchnął, łapiąc w płuca powietrze, jeszcze niesplamione żelaznym zapachem krwi. Ją poczuł kilka sekund później, wciąż gorąca zalewała lekko rozchylone usta i spływała po brodzie. Świat powoli odzyskiwał równowagę, a czarne plamki sprzed oczu znikały. Jednak nagła słabość w całym ciele sprawiła, że omal nie zjechał po ścianie korytarza. Trzymał się, jakoś.
– Sukinsyn – wychrypiał i otarł dłonią usta. Kątem oka zarejestrował, jak ten cudak odbija się od ściany, do ściany, niby piłeczka kauczukowa, uśmiechnął się paskudnie, widząc, że Ei rusza za nim w pogoń. Koniuszkiem języka sprawdził, czy wszystkie zęby ma na miejscu i dopiero po tym podciągnął się na odrętwiałych nogach prostując się.
– Mogłabyś coś z tym zrobić? – zapytał Pirkko dość oszczędnie, lecz ciągle zalewająca usta krew nie zachęcała do dłuższych zdań, a kobieta, miał wrażenie, że znała się na magii leczniczej i zrozumie, o co mu chodziło.
Mistrz Gry
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:31
The member 'Ivar Soelberg' has done the following action : kości
'k6' : 2
'k6' : 2
Untamo Sorsa
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:31
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Więc i tym razem się nie mylił. Svendsen dotknął czegoś niewłaściwego, chociaż właściwie – czegoś, czego dotykanie zostało mu zlecone, a potem mogli obserwować to, jak pozornie cichy i nie rzucający się w oczy chłystek celuje do współpracownika z kuszy.
Sorsa właściwie rozumiał, że mogli chodzić po tym świecie ludzie, którym do podobnych zabiegów starczała sama frustracja. Kiełkujące w umyśle uczucie niedocenienia, bycia w cieniu, potem przeradzając się w coraz bardziej uciążliwe niezadowolenie, aż wreszcie – egzaltacje tego. Wątpił jednak, by ktoś tutaj dawał mu większe powody do uwolnienia negatywnych uczuć. Oczywiście – praca u Kruczych była stresująca, a przełożeni potrafili dawać w kość, jednak czy ktoś taki jak Svendsen miałby tak łatwo ulec tej presji?
Szansa była niewielka, teraz Sorsa prędzej wierzył w to, że faktycznie to amulet tak na niego działał. To jednak nie on był tu technikiem, nie znał się na podobnych przypadkach od strony teoretycznej – mógłby może odnaleźć w głowie jakieś zapiski z archiwalnych spaw w których rozważano chociażby wpływ jakiegoś artefaktu na ludzkie poczynania… Teraz jednak nic nie kleiło się.
Szczególnie, gdy mógł spojrzeć na chaotyczne zapiski z powyrywanych kartek. Zastanowił się przy okazji – do kogo mogłyby należeć. Nie znał każdego charakteru pisma na posterunku, w końcu o podobne skłonności można byłoby posądzić prędzej Pirkko-Liisę, która bądź co bądź – była pracowniczką administracyjnego. Nim jednak zdołałby z nią porozmawiać, usłyszeć mu przyjdzie niepokojące hałasy zza ściany.
Widocznie mężczyzna nie dawał za wygraną i wciąż walczył o wolność.
Po tym co zrobił – Untamo nawet mu się nie dziwił. Albo straci pracę, albo nawet wolność, a jeżeli będzie dalej miotał się jak te zwierzę – może nawet nieumyślnie straci przytomność czy w najgorszym przypadku życie.
Kartki wylądowały póki co w kieszeni, pospiesznie i krzywo złożone w palcach Sorsy, który pokonał odległość od biurka do drzwi, a potem od drzwi do rannego Ivara, przy okazji doganiając Valstada. Nie był to jednak czas by się nad sobą pieścić – szczególnie w przypadku starszego Soelberga, który nie odebrał marnych szkoleń. Należało się cieszyć, że czar Pirkko zadziałał.
W dalszej chwili Sorsa miał zamiar wyminąć ich dwójkę i przemieścić siew kierunku Eitriego, któremu ponownie udało się dopaść uciekiniera – w tym momencie był gotowy do pomocy, gdyby ruchy Svendsen okazały się bardziej niebezpieczne. Na tyle niebezpieczne, by Soelberg miał nie poradzić sobie w pojedynkę.
Sorsa właściwie rozumiał, że mogli chodzić po tym świecie ludzie, którym do podobnych zabiegów starczała sama frustracja. Kiełkujące w umyśle uczucie niedocenienia, bycia w cieniu, potem przeradzając się w coraz bardziej uciążliwe niezadowolenie, aż wreszcie – egzaltacje tego. Wątpił jednak, by ktoś tutaj dawał mu większe powody do uwolnienia negatywnych uczuć. Oczywiście – praca u Kruczych była stresująca, a przełożeni potrafili dawać w kość, jednak czy ktoś taki jak Svendsen miałby tak łatwo ulec tej presji?
Szansa była niewielka, teraz Sorsa prędzej wierzył w to, że faktycznie to amulet tak na niego działał. To jednak nie on był tu technikiem, nie znał się na podobnych przypadkach od strony teoretycznej – mógłby może odnaleźć w głowie jakieś zapiski z archiwalnych spaw w których rozważano chociażby wpływ jakiegoś artefaktu na ludzkie poczynania… Teraz jednak nic nie kleiło się.
Szczególnie, gdy mógł spojrzeć na chaotyczne zapiski z powyrywanych kartek. Zastanowił się przy okazji – do kogo mogłyby należeć. Nie znał każdego charakteru pisma na posterunku, w końcu o podobne skłonności można byłoby posądzić prędzej Pirkko-Liisę, która bądź co bądź – była pracowniczką administracyjnego. Nim jednak zdołałby z nią porozmawiać, usłyszeć mu przyjdzie niepokojące hałasy zza ściany.
Widocznie mężczyzna nie dawał za wygraną i wciąż walczył o wolność.
Po tym co zrobił – Untamo nawet mu się nie dziwił. Albo straci pracę, albo nawet wolność, a jeżeli będzie dalej miotał się jak te zwierzę – może nawet nieumyślnie straci przytomność czy w najgorszym przypadku życie.
Kartki wylądowały póki co w kieszeni, pospiesznie i krzywo złożone w palcach Sorsy, który pokonał odległość od biurka do drzwi, a potem od drzwi do rannego Ivara, przy okazji doganiając Valstada. Nie był to jednak czas by się nad sobą pieścić – szczególnie w przypadku starszego Soelberga, który nie odebrał marnych szkoleń. Należało się cieszyć, że czar Pirkko zadziałał.
W dalszej chwili Sorsa miał zamiar wyminąć ich dwójkę i przemieścić siew kierunku Eitriego, któremu ponownie udało się dopaść uciekiniera – w tym momencie był gotowy do pomocy, gdyby ruchy Svendsen okazały się bardziej niebezpieczne. Na tyle niebezpieczne, by Soelberg miał nie poradzić sobie w pojedynkę.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Prorok
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:32
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Bogowie musieli mieć ich wszystkich w opiece – w przeciwnym razie, gdyby nie zdecydowane, prędko podejmowane przez Nykänen działania, każda z uczestniczących w tych dziwnych wydarzeniach osób mogłaby zostać bez wahania pociągnięta do odpowiedzialności za zaniedbanie w sprawie nieudzielenia niezbędnej pomocy kolędzie i, przede wszystkim, członkowi Kruczej Straży. Jednak niewdawanie się w jakiekolwiek dyskusje z pracownikami technicznymi, którzy zostali poproszeni o wezwanie odpowiednich służb, sprawiło że poczuli presję czasu, jaka niewątpliwie ciążyła nad czwórką oficerów rzuconych w wir niecodziennych zdarzeń.
Jeszcze zanim Pirkko udało się doprowadzić Ivara do stanu względnej używalności, na schodach prowadzących do podziemi kwatery zadudniły kroki kilku osób – widocznie sprowadzeni na miejsce medycy również nie zamierzali wdawać się w szczegóły zgłoszenia, z miejsca uznając wezwanie przez Kruczą Straż za niecierpiące jakiejkolwiek zwłoki. Najpierw dopadli więc do znajdujących się najbliżej nich Eitriego, Untamo oraz z sukcesem ponownie powalonego i unieruchomionego Svendsena, zbierając od inspektorów Wydziału Kryminalno-Śledczego najpotrzebniejsze informacje. Nie skończyło się więc jedynie na podaniu silnych środków uspokajających i opatrzeniu powierzchownych ran powstałych na skutek pacyfikacji i wcześniejszej, nierozważnej ucieczki technicznego – przede wszystkim Svendsenowi od razu zaaplikowano mikstury przeciw zatruciu magicznemu. Dwójka medyków, podziękowawszy Sorsie i młodszemu z bracie Soelberg, zabrała poszkodowanego z korytarza, niezwłocznie przenosząc się wraz z nim do szpitala.
W tym samym czasie trzeci z lekarzy doprowadzał Ivara do porządku, jednocześnie instruując wszystkich, łącznie z Valstadem, by sporządzili raport ze zdarzenia, którego kopię w trybie pilnym powinni dostarczyć do szpitala. Wszelkie informacje o obecnej sytuacji i stanie zdrowia niesfornego technika były dla nich na wagę żywego złota.
- Ja pierdolę. – Kiedy korytarz Wydziału Technicznego i Poszukiwań na powrót opustoszał, a ogólny harmider i szamotanina wynikająca z obecności zarówno medyków, jak i Svendsena, wniknęły w chłonne ściany siedziby Kruczej Straży, Valstad dość nieświadomie powtórzył po Eitrim słowa, elokwentnie podsumowując ostatnich kilka minut. – Chodźcie panowie. I… Ty? Też? – dodał z powątpiewaniem, zwróciwszy uwagę na nieodstępującą Wysłannika i inspektorów Pirkko-Liisę. – Sprawa wygląda następująco. Tak, jak już z wstępnych ustaleń wynikało, na amulecie znajdowała się nieznana nam dotąd substancja. To znaczy… My się z nią do tej pory nie spotkaliśmy, ale po zasięgnięciu języka w różnych źródłach, są to śladowe ilości materii, na jaką natykają się ludzie w enklawach. Teraz rozumiecie skąd te środki bezpieczeństwa, jakich się podjęliśmy? – Pytanie zwrócił już bezpośrednio do Untamo, któremu wcześniej o wdrożonych procedurach napomknął. – Ze względu na wątpliwe pochodzenie amuletu i powiązanie z magią zakazaną, żaden z pracowników nie mógł mieć styczności z przedmiotem dłużej niż cztery godziny, do tego dwadzieścia cztery godziny przerwy przed ponownym kontaktem. Nikt nie mógł dotykać przedmiotu gołymi rękami. Raportowanie o wynikach kolejnych analiz było uciążliwe, stąd to wydłużenie czasu – wyjaśnił bez żalu kwestię opóźnionego raportu. – Niestety, po szeregu badań, wciąż nie jesteśmy w stanie ustalić, jaką funkcję amulet ma spełniać, poza tym, że jest jakiegoś rodzaju Katalizatorem? Może wzmacniaczem? Niektóre z zaklęć wydawały się silniejsze, kiedy w pobliżu znajdowało się to dziadostwo. – Westchnął, wskazując niepozorny medalion bezpiecznie spoczywający w szklanej gablotce usytuowanej na jedynym, uporządkowanym biurku. – Macie jeszcze jakieś pytania? – Cóż, tych bez wątpienia po niedawnym zdarzeniu było mnóstwo.
Jeszcze zanim Pirkko udało się doprowadzić Ivara do stanu względnej używalności, na schodach prowadzących do podziemi kwatery zadudniły kroki kilku osób – widocznie sprowadzeni na miejsce medycy również nie zamierzali wdawać się w szczegóły zgłoszenia, z miejsca uznając wezwanie przez Kruczą Straż za niecierpiące jakiejkolwiek zwłoki. Najpierw dopadli więc do znajdujących się najbliżej nich Eitriego, Untamo oraz z sukcesem ponownie powalonego i unieruchomionego Svendsena, zbierając od inspektorów Wydziału Kryminalno-Śledczego najpotrzebniejsze informacje. Nie skończyło się więc jedynie na podaniu silnych środków uspokajających i opatrzeniu powierzchownych ran powstałych na skutek pacyfikacji i wcześniejszej, nierozważnej ucieczki technicznego – przede wszystkim Svendsenowi od razu zaaplikowano mikstury przeciw zatruciu magicznemu. Dwójka medyków, podziękowawszy Sorsie i młodszemu z bracie Soelberg, zabrała poszkodowanego z korytarza, niezwłocznie przenosząc się wraz z nim do szpitala.
W tym samym czasie trzeci z lekarzy doprowadzał Ivara do porządku, jednocześnie instruując wszystkich, łącznie z Valstadem, by sporządzili raport ze zdarzenia, którego kopię w trybie pilnym powinni dostarczyć do szpitala. Wszelkie informacje o obecnej sytuacji i stanie zdrowia niesfornego technika były dla nich na wagę żywego złota.
- Ja pierdolę. – Kiedy korytarz Wydziału Technicznego i Poszukiwań na powrót opustoszał, a ogólny harmider i szamotanina wynikająca z obecności zarówno medyków, jak i Svendsena, wniknęły w chłonne ściany siedziby Kruczej Straży, Valstad dość nieświadomie powtórzył po Eitrim słowa, elokwentnie podsumowując ostatnich kilka minut. – Chodźcie panowie. I… Ty? Też? – dodał z powątpiewaniem, zwróciwszy uwagę na nieodstępującą Wysłannika i inspektorów Pirkko-Liisę. – Sprawa wygląda następująco. Tak, jak już z wstępnych ustaleń wynikało, na amulecie znajdowała się nieznana nam dotąd substancja. To znaczy… My się z nią do tej pory nie spotkaliśmy, ale po zasięgnięciu języka w różnych źródłach, są to śladowe ilości materii, na jaką natykają się ludzie w enklawach. Teraz rozumiecie skąd te środki bezpieczeństwa, jakich się podjęliśmy? – Pytanie zwrócił już bezpośrednio do Untamo, któremu wcześniej o wdrożonych procedurach napomknął. – Ze względu na wątpliwe pochodzenie amuletu i powiązanie z magią zakazaną, żaden z pracowników nie mógł mieć styczności z przedmiotem dłużej niż cztery godziny, do tego dwadzieścia cztery godziny przerwy przed ponownym kontaktem. Nikt nie mógł dotykać przedmiotu gołymi rękami. Raportowanie o wynikach kolejnych analiz było uciążliwe, stąd to wydłużenie czasu – wyjaśnił bez żalu kwestię opóźnionego raportu. – Niestety, po szeregu badań, wciąż nie jesteśmy w stanie ustalić, jaką funkcję amulet ma spełniać, poza tym, że jest jakiegoś rodzaju Katalizatorem? Może wzmacniaczem? Niektóre z zaklęć wydawały się silniejsze, kiedy w pobliżu znajdowało się to dziadostwo. – Westchnął, wskazując niepozorny medalion bezpiecznie spoczywający w szklanej gablotce usytuowanej na jedynym, uporządkowanym biurku. – Macie jeszcze jakieś pytania? – Cóż, tych bez wątpienia po niedawnym zdarzeniu było mnóstwo.
Bezimienny
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:33
Ulga to niebezpieczne uczucie. Zwodnicze, napawające namiastką zwycięstwa, które wciąż nie nadchodziło. A jednak wreszcie powracali na poprawne tory, Svendsen po zaciekłej walce o własną wolność musiał skapitulować pod Eitrim, Ivar nie wyglądał wcale najgorzej, medycy zapewnili dostateczny poziom hałasu na korytarzu własnym pojawieniem się, osatecznie Sorsa i Valstad również wyglądali na w miarę trzymających się kupy.
Więc cóż szkodziło pozwolić sobie na odrobinę zadowolenia z samego siebie?
Może fakt, że jeszcze nie zrobili praktycznie nic poza ratowaniem się od konsekwencji własnych durnych wyborów.
Dopuściła medyka do zajęcia się Ivarem, a sama w tym czasie przystanęła trzy kroki dalej, by w żadnym wypadku nie ograniczać możliwości ruchowych medyka. Kiwnęła głową ze zrozumieniem, gdy poinstruowano ją o konieczności spisania raportu z wydarzenia. Co jak co, ale w kwestii spisywania wszelkiego rodzaju raportów, zestawień, sprawozdań i bilansów w końcu mogła pozwolić sobie na bycie najlepszą z ich czwórki.
Przekrzywiwszy głowę w kieunku lewego barku, postanowiła przyjrzeć się temu, jak Svendsen zamierza się zachowywać wobec otaczającej go ekipy. Widziała, że wstrzykiwane są mu jakieś substancje, stawiała jednak w pierwszym domyśle na leki uspokajające. Och, jakże mogła się mylić, wyrwana spomiędzy swych papierów i zupełnie jeszcze niewprowadzona w tajniki śledztwa, którym żył Wydział Kryminalno-Śledczy.
Pojawienie się obok Eitriego wyrwało ją z rozmyślań. W odpowiedzi na nieme podziękowania uśmiechnęła się delikatnie, jednak chwilę później powietrze przecięte zostało przez wymsknięte spomiędzy uścisku samoopanowania parsknięcie. Dłoń przywarła szybko do ust, w tym samym momencie, w którym skarciła się za podobną reakcję. Ale cóż, trzeba przyznać, że Eitriemu wyostrzył się dowcip, a podobne złośliwości między rodzeństwem w domu Nykänenów bywały na porządku dziennym.
I idealnie rozluźniały napiętą atmosferę.
Gdy głos Valstada znów rozbrzmiał w korytarzowych czeluściach, Pirkko odbiła się od ściany i ruszyła za resztą, nawet nie czekając na specjalne zaproszenie. Zdążyła przyzwyczaić się bowiem, że większość funkcjonariuszy Kruczej Straży była mężczyznami, a ponadto nie sądziła, że potrzebuje dodatkowego podkreślania swej... inności? Dlatego też przystanęła dopiero wtedy, gdy technik zwrócił się do niej w raczej nieporadny sposób.
— Nie kłopocz się, rozumiem sugestię — cień irytacji wybrzmiał w głosie kobiety podobnie do fałszującego dzwonu. Doceniała starania i chęć wprowadzenia ją w sytuację, lecz sposób, w który to się stało, pozostawiał wiele do życzenia. Ale hej, nie była to w końcu kwestia niecierpiąca zwłoki, dlatego też niedługo potem Valstad stał się adresatem zmieszanego, wyraźnie przepraszającego uśmiechu.
Potrafiła wyciągać wnioski z własnej impulsywności.
Przystanęła przy zamkniętych drzwiach, pierwsze sekundy poświęcając na dokładne przyjrzenie się pokojowi, w którym się znaleźli. Rzadko miała okazję pojawiać się w podziemiach, a plotki o rzeczach, które się tu wyprawiały, unosiły się niczym dym na poziom najpierw parteru, później pierwszego i drugiego piętra.
Niepodzielna uwaga skupiła się ponownie na techniku, gdy rozpoczął swój monolog. Ściągnięte w wyrazie głębokiego zamyślenia brwi i zagryziona wewnętrzna strona policzka zdradzały, że i Pirkko nie była wolna od braku przemyśleń. Spojrzenie na moment ześlizgnęło się z Valstada, by oprzeć się o Sorsę. Może te informacje miały coś wspólnego ze śledztwem, o którym rozmawiali dwa tygodnie wcześniej?
— Chwila, chwila, czy dobrze rozumiem... — uniesiona ręka Pirkko nadawała jej wyraz uczennicy chcącej zabrać głos na forum klasy. Zmatowiony intensywnym procesem myślowym wzrok i powolne wypowiadanie słów dodawały autentyczności podobnemu porównaniu. — Materia, która jest w amulecie, jest jakimś… czarnomagicznym odpadem? Resztkami po źle lub dobrze rzuconym zaklęciu? I jeżeli tak, to czy twój kolega Svendsen nie jest właśnie ofiarą zatrucia magicznego?
Możliwe, że w głowach mężczyzn kwestia ta była dość oczywista. Oderwana od biurka wśród pracowniczych boksów rozstawionych na parterze kobieta potrzebowała trochę czasu, by ułożyć to sobie w jakąś względnie logiczną całość.
Wysłuchała również Eitriego. A więc amulet to część jakiejś większej afery.
W sumie to by się zgadzało.
— Chyba zostały tylko dwa pytania. Czemu Svendsen nie przestrzegał procedur? — choć pytanie zostało zadane Valstadowi, wzrok Pirkko poszukiwał jednego, ostatniego elementu grozy dzisiejszych wydarzeń. Bezskutecznie. — I czym była ta... kusza, którą rzucił przy ucieczce?
Więc cóż szkodziło pozwolić sobie na odrobinę zadowolenia z samego siebie?
Może fakt, że jeszcze nie zrobili praktycznie nic poza ratowaniem się od konsekwencji własnych durnych wyborów.
Dopuściła medyka do zajęcia się Ivarem, a sama w tym czasie przystanęła trzy kroki dalej, by w żadnym wypadku nie ograniczać możliwości ruchowych medyka. Kiwnęła głową ze zrozumieniem, gdy poinstruowano ją o konieczności spisania raportu z wydarzenia. Co jak co, ale w kwestii spisywania wszelkiego rodzaju raportów, zestawień, sprawozdań i bilansów w końcu mogła pozwolić sobie na bycie najlepszą z ich czwórki.
Przekrzywiwszy głowę w kieunku lewego barku, postanowiła przyjrzeć się temu, jak Svendsen zamierza się zachowywać wobec otaczającej go ekipy. Widziała, że wstrzykiwane są mu jakieś substancje, stawiała jednak w pierwszym domyśle na leki uspokajające. Och, jakże mogła się mylić, wyrwana spomiędzy swych papierów i zupełnie jeszcze niewprowadzona w tajniki śledztwa, którym żył Wydział Kryminalno-Śledczy.
Pojawienie się obok Eitriego wyrwało ją z rozmyślań. W odpowiedzi na nieme podziękowania uśmiechnęła się delikatnie, jednak chwilę później powietrze przecięte zostało przez wymsknięte spomiędzy uścisku samoopanowania parsknięcie. Dłoń przywarła szybko do ust, w tym samym momencie, w którym skarciła się za podobną reakcję. Ale cóż, trzeba przyznać, że Eitriemu wyostrzył się dowcip, a podobne złośliwości między rodzeństwem w domu Nykänenów bywały na porządku dziennym.
I idealnie rozluźniały napiętą atmosferę.
Gdy głos Valstada znów rozbrzmiał w korytarzowych czeluściach, Pirkko odbiła się od ściany i ruszyła za resztą, nawet nie czekając na specjalne zaproszenie. Zdążyła przyzwyczaić się bowiem, że większość funkcjonariuszy Kruczej Straży była mężczyznami, a ponadto nie sądziła, że potrzebuje dodatkowego podkreślania swej... inności? Dlatego też przystanęła dopiero wtedy, gdy technik zwrócił się do niej w raczej nieporadny sposób.
— Nie kłopocz się, rozumiem sugestię — cień irytacji wybrzmiał w głosie kobiety podobnie do fałszującego dzwonu. Doceniała starania i chęć wprowadzenia ją w sytuację, lecz sposób, w który to się stało, pozostawiał wiele do życzenia. Ale hej, nie była to w końcu kwestia niecierpiąca zwłoki, dlatego też niedługo potem Valstad stał się adresatem zmieszanego, wyraźnie przepraszającego uśmiechu.
Potrafiła wyciągać wnioski z własnej impulsywności.
Przystanęła przy zamkniętych drzwiach, pierwsze sekundy poświęcając na dokładne przyjrzenie się pokojowi, w którym się znaleźli. Rzadko miała okazję pojawiać się w podziemiach, a plotki o rzeczach, które się tu wyprawiały, unosiły się niczym dym na poziom najpierw parteru, później pierwszego i drugiego piętra.
Niepodzielna uwaga skupiła się ponownie na techniku, gdy rozpoczął swój monolog. Ściągnięte w wyrazie głębokiego zamyślenia brwi i zagryziona wewnętrzna strona policzka zdradzały, że i Pirkko nie była wolna od braku przemyśleń. Spojrzenie na moment ześlizgnęło się z Valstada, by oprzeć się o Sorsę. Może te informacje miały coś wspólnego ze śledztwem, o którym rozmawiali dwa tygodnie wcześniej?
— Chwila, chwila, czy dobrze rozumiem... — uniesiona ręka Pirkko nadawała jej wyraz uczennicy chcącej zabrać głos na forum klasy. Zmatowiony intensywnym procesem myślowym wzrok i powolne wypowiadanie słów dodawały autentyczności podobnemu porównaniu. — Materia, która jest w amulecie, jest jakimś… czarnomagicznym odpadem? Resztkami po źle lub dobrze rzuconym zaklęciu? I jeżeli tak, to czy twój kolega Svendsen nie jest właśnie ofiarą zatrucia magicznego?
Możliwe, że w głowach mężczyzn kwestia ta była dość oczywista. Oderwana od biurka wśród pracowniczych boksów rozstawionych na parterze kobieta potrzebowała trochę czasu, by ułożyć to sobie w jakąś względnie logiczną całość.
Wysłuchała również Eitriego. A więc amulet to część jakiejś większej afery.
W sumie to by się zgadzało.
— Chyba zostały tylko dwa pytania. Czemu Svendsen nie przestrzegał procedur? — choć pytanie zostało zadane Valstadowi, wzrok Pirkko poszukiwał jednego, ostatniego elementu grozy dzisiejszych wydarzeń. Bezskutecznie. — I czym była ta... kusza, którą rzucił przy ucieczce?
Eitri Soelberg
Re: 03.10.2000 – Korytarz, Krucza Straż – E. Soelberg, I. Soelberg, U. Sorsa, Bezimienny: P. Nykanen & Prorok Pon 27 Lis - 10:33
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Wciąż nie rozumiał, skąd Svendsen czerpał swoje siły. Pokraczny, powykręcany i wyglądający jak ktoś, kto został doszczętnie spaczony zakazaną magią – zupełnie nie wyglądał jak osoba, która powinna w jakikolwiek sposób znaleźć się w Kruczej Straży. Zwłaszcza wśród pracowników. Miał przeczucie, że zmiany zachodziły stopniowo, powoli nadając mężczyźnie przerażający rys nienaturalności. Nie chciał nawet domyślać się, co było powodem dla tak okropnych zmian w wyglądzie i przede wszystkim – w zachowaniu. Przygniatając Svendsena do zimnego muru, zamierzał trwać tak, póki nie uzyska pewności, że ten zostanie zupełnie spacyfikowany. Ku jego radości – nie musiał długo czekać na wsparcie. Krótko wyjaśnił, co tak właściwie się wydarzyło i oddał uciekiniera pod pieczę kolegów po fachu. Miał szczerą nadzieję, ze ci zajmą się nim jak należy – począwszy od medycznych oględzin, na odseparowaniu od otoczenia skończywszy. Nabrał ogromną porcję powietrza w płuca i wypuścił je ze świstem. Stał jeszcze przez moment, by oglądać znikających medyków i plecy technika prowadzonego wzdłuż korytarza.
Odwracając się przez ramię, zagadnął Sorsę.
– Wszystko w porządku? Rozmawialiście jeszcze z Valstadem? – Powoli postanowił wracać do punktu wyjściowego, tuż przy drzwiach do pokoju techników. Z oddali kilku metrów zamajaczył mu kształt brata; teraz pod opieką medyków, wyglądającego o wiele lepiej niż tuż po uderzeniu Svendsena. Wplatając szczupłe palce w lekko zawilgotniałe od wysiłku włosy, starał się jeszcze raz ułożyć wszystkie wydarzenia w logiczną całość i wyłuskać z nich to, co mogło okazać się najbardziej przydatne. Kiwnął delikatnie w stronę Pirkko – dziękując za pierwszą reakcję w pomocy starszemu Soelbergowi. Zrównując się z Ivarem, klepnął go pokrzepiająco w plecy – zdobywając się na drobny gest wsparcia, przełamał poranne napięcie i niechęć do nawiązywania jakiejkolwiek interakcji.
– Widzę, że doprowadzili cię do porządku. Wciąż wyglądasz paskudnie; równowaga zachowana – przyznał ze złośliwym uśmiechem, nie mogąc powstrzymać się od zwykłej braterskiej uszczypliwości, nawet gdy sytuacja wydawała się niezwykle mało zabawna. Nim jednak Ivar zdołała jakkolwiek zareagować, Eitri podążył za poleceniem Valstada, dokładnie przysłuchując się temu, co miał im do powiedzenia. Zacisnął palce prawej dłoni w pięść i podsunął je pod nos, przyjmując zwykły, nachmurzony wyraz twarzy. Miał poczucie, że choć odrobinę przybliżają się do sedna sprawy, choć z kolejnymi objaśnieniami, pojawiało się jeszcze więcej pytań, możliwych scenariuszy i ścieżek, którymi powinni podążyć wraz z kolejnymi poszukiwaniami.
– Noak Höglund… – wymamrotał, wciąż jakby na wpół przytomny i obecny. – Podczas przesłuchania był pobudzony. Czy istniała szansa, by przez tak krótki czas, w którym miał kontakt z amuletem, był on w stanie wpłynąć jakkolwiek na jego zachowanie? Sprawdzaliście go pod tym kątem? Ten wpływ mija? – Wciąż miał poczucie, że zarówno on jak i Svendsen mieli wspólny rys, choć ten drugi z całą pewnością był na zupełnie innym poziomie wpływu przedmiotu na zachowanie. Przeszedł się po pomieszczeniu, by w końcu zatrzymać tuż przy gablocie – chciał dokładnie obejrzeć sprawcę dzisiejszego zamieszania. Wodząc wzrokiem po amulecie czuł, że wzbierają w nim głęboko zaszyte pokłady niepokoju, ale i bezsilnej złości – choć technicy starali się jak mogli, wciąż nie byli w stanie odsłonić całej tajemnicy skrytej za tym drobnym przedmiotem. Jak bardzo mógł jeszcze namieszać w całym śledztwie? Będąc tak potężnym w swej mocy, z całą pewnością był rodzącą się w sercach pokusą, skłaniającą, aby połakomić się nań i zaryzykować zdobycie. Musieli założyć, że ktoś się jeszcze po niego upomni, jeśli nie dzisiaj, to za jakiś czas. Wtedy Krucza Straż okaże się ostatnią przeszkodą w osiągnięciu zamierzonego celu, a widząc poczynania ślepców – ci stawali się bardziej i bardziej bezpośredni i nie okazywali lęku.
Odwracając się przez ramię, zagadnął Sorsę.
– Wszystko w porządku? Rozmawialiście jeszcze z Valstadem? – Powoli postanowił wracać do punktu wyjściowego, tuż przy drzwiach do pokoju techników. Z oddali kilku metrów zamajaczył mu kształt brata; teraz pod opieką medyków, wyglądającego o wiele lepiej niż tuż po uderzeniu Svendsena. Wplatając szczupłe palce w lekko zawilgotniałe od wysiłku włosy, starał się jeszcze raz ułożyć wszystkie wydarzenia w logiczną całość i wyłuskać z nich to, co mogło okazać się najbardziej przydatne. Kiwnął delikatnie w stronę Pirkko – dziękując za pierwszą reakcję w pomocy starszemu Soelbergowi. Zrównując się z Ivarem, klepnął go pokrzepiająco w plecy – zdobywając się na drobny gest wsparcia, przełamał poranne napięcie i niechęć do nawiązywania jakiejkolwiek interakcji.
– Widzę, że doprowadzili cię do porządku. Wciąż wyglądasz paskudnie; równowaga zachowana – przyznał ze złośliwym uśmiechem, nie mogąc powstrzymać się od zwykłej braterskiej uszczypliwości, nawet gdy sytuacja wydawała się niezwykle mało zabawna. Nim jednak Ivar zdołała jakkolwiek zareagować, Eitri podążył za poleceniem Valstada, dokładnie przysłuchując się temu, co miał im do powiedzenia. Zacisnął palce prawej dłoni w pięść i podsunął je pod nos, przyjmując zwykły, nachmurzony wyraz twarzy. Miał poczucie, że choć odrobinę przybliżają się do sedna sprawy, choć z kolejnymi objaśnieniami, pojawiało się jeszcze więcej pytań, możliwych scenariuszy i ścieżek, którymi powinni podążyć wraz z kolejnymi poszukiwaniami.
– Noak Höglund… – wymamrotał, wciąż jakby na wpół przytomny i obecny. – Podczas przesłuchania był pobudzony. Czy istniała szansa, by przez tak krótki czas, w którym miał kontakt z amuletem, był on w stanie wpłynąć jakkolwiek na jego zachowanie? Sprawdzaliście go pod tym kątem? Ten wpływ mija? – Wciąż miał poczucie, że zarówno on jak i Svendsen mieli wspólny rys, choć ten drugi z całą pewnością był na zupełnie innym poziomie wpływu przedmiotu na zachowanie. Przeszedł się po pomieszczeniu, by w końcu zatrzymać tuż przy gablocie – chciał dokładnie obejrzeć sprawcę dzisiejszego zamieszania. Wodząc wzrokiem po amulecie czuł, że wzbierają w nim głęboko zaszyte pokłady niepokoju, ale i bezsilnej złości – choć technicy starali się jak mogli, wciąż nie byli w stanie odsłonić całej tajemnicy skrytej za tym drobnym przedmiotem. Jak bardzo mógł jeszcze namieszać w całym śledztwie? Będąc tak potężnym w swej mocy, z całą pewnością był rodzącą się w sercach pokusą, skłaniającą, aby połakomić się nań i zaryzykować zdobycie. Musieli założyć, że ktoś się jeszcze po niego upomni, jeśli nie dzisiaj, to za jakiś czas. Wtedy Krucza Straż okaże się ostatnią przeszkodą w osiągnięciu zamierzonego celu, a widząc poczynania ślepców – ci stawali się bardziej i bardziej bezpośredni i nie okazywali lęku.
Strona 1 z 2 • 1, 2