:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse
5 posters
Prorok
07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Pią 25 Lis - 19:36
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
07-08.02.2001
Wystawa historyczna
Tegoroczna wystawa zorganizowana z okazji Vekkelse przez klan Oldenburgów dotyczy wiekowych przedmiotów pochodzących od przodków współcześnie żyjących galdrów. Nic dziwnego, skoro w związku z tym porusza też zagadnienia pierwszych rodzajów magii, takich jak magia runiczna, a zwłaszcza przynależna do tej dziedziny magia rytualna. Nie zabrakło, pomimo tego, znalezisk o wiele bliższych ówczesnym, trwającym czasom. Każdy eksponat na wystawie został opisany w ciekawy oraz przystępny sposób, przytaczając szczegóły i kontekst historyczny. Niestety, tak jak zawsze klan Oldenburgów musiał zmierzyć się z krytyką, zapadającą szczególnie ze strony Hallströmów, którzy rozpowszechnili plotki, że większość artefaktów została pozyskana przekupstwem, a sami Oldenburgowie, z racji na wywodzenie się z rodu śniących, nie powinni wypowiadać się w sprawach uzdolnionych magicznie nordyckich mieszkańców z okresu średniowiecza.
Za dyskusję na temat zamieszczonych eksponatów o długości minimum 5 postów na osobę można odebrać 1 punkt do wiedzy ogólnej.
Za dyskusję na temat zamieszczonych eksponatów o długości minimum 5 postów na osobę można odebrać 1 punkt do wiedzy ogólnej.
Eksponaty
Grapen – datowany na VIII wiek naszej ery. Jest to trójnożne, metalowe naczynie. Posiada dwa ucha, dzięki którym mógł zostać powieszony nad paleniskiem. Grapeny uznaje się za pierwowzór współczesnych kociołków warzelniczych. Były wykorzystywane do sporządzania pierwszych mikstur i rytuałów.
Starf – różdżka völvy pochodząca z IX wieku naszej ery. Częściej o wiele bardziej popularna u osób obdarzonych genetyką wyroczni. Już w czasach pierwszych galdrów kobiety z tą genetyką były obdarzane szczególną dozą szacunku; mówiono, że są łączniczkami sfery człowieczej z boską. Pierwotnie zawód völvy wiązał się z koczowniczym trybem życia i podróżami z wioski do wioski. Obecna różdżka należy do rzadszego rodzaju wykonanego z drewna; większość z nich tworzono bowiem z metalu. Różdżka völvy stanowiła symbol jej mocy, a każdą z nich tworzono indywidualnie; mogła mieć tylko jedną właścicielkę. Wszystkie z nich odznaczają się złożoną, starannie zdobioną głowicą przypominającą buławę. Starf grzebano razem z jej właścicielką.
Tradycyjny ubiór völvy – zachował się do dzisiejszych czasów dzięki zastosowaniu odpowiednich zaklęć konserwujących. Składa się z niebieskiego płaszcza ozdobionego szlachetnymi kamieniami i krajkami, naszyjnika ze szklanych paciorków, czapki z czarnej skóry owczej, podszytej białą skórą kocią, drewnianego pasa z umocowaną sakwą, butów z cielęcej skóry, a także rękawiczek z kociej skóry.
Portret Gustava Hagerströma (autor nieznany) – portret przedstawiający nieco zapomnianą, ale istotną postać historyczną. Gustav Hagerström był w swoim czasie szanowanym teoretykiem magii i początkowo przyjacielem Runstena Fältskoga. Ich kłótnia oraz żywiona do siebie nieodparta nienawiść zbiegła się z czasem intensywnych badań Fältskoga nad istotą ślepców. Hagerström jako pierwszy ostrzegał towarzystwa naukowe przed Fältskogiem, choć większość osób ignorowała jego przestrogi, uznając mężczyznę za paranoika, który dodatkowo zazdrości byłemu przyjacielowi ze studiów odnoszonych sukcesów. Koniec końców, Hagerström został zwolniony z instytutu bez podawania wyjaśnień. Umarł w zapomnieniu i nikt nie odważył się zrekompensować mu wyrządzonej krzywdy nawet w momencie, gdy prawda na temat Fältskoga zdołała wyjść na jaw.
Listy Joachima Ingebretsona – słynny, norweski malarz zmarł tragicznie przed ukończeniem pięćdziesiątego roku życia; pozostawił po sobie jednak olbrzymią kolekcję płócien oraz korespondencję, w której żywo dzielił się spostrzeżeniami z przyjaciółmi. Uwagę zwraca barwny, poetycki język stosowany przez artystę oraz niezwykle staranny charakter pisma. Większość historyków jest zgodna, że listy Ingebretsona, podobnie jak jego obrazy, są również dziełami sztuki. Znana jest głównie jego korespondencja prowadzona z Lillian Mundahl, ówczesną femme fatale, w której Ingebretson był nieszczęśliwie zakochany. Trwają spekulacje na temat samej Mundahl, słynącej z niezwykłej, wręcz nieludzkiej urody; zdaniem wielu badaczy miała w sobie krew niks, za czym przemawia fakt, że była czarującą śpiewaczką operową.
Miecze wikińskie – co ciekawe to nie topory a miecze były główną bronią wikingów, nordyckich wojowników. Najczęściej używano dwusiecznej klingi o długości niecałego metra, z czego koło 75 centymetrów przypadało na samo ostrze; żelazne, z dodatkiem stali. Wyróżniono łącznie około 26 odmian mieczów, którymi posługiwali się wikingowie. Te, używane przez galdrów, miały niezwykle złożony, misterny układ zdobień runicznych gwarantujący im wyjątkowe właściwości; jedne były praktycznie niezniszczalne, drugie dały się pokryć ogniem, a jeszcze inne potrafiły nakładać klątwy na rany zadane przeciwnikom, przez co goiły się znacznie trudniej i dłużej.
Topory wikińskie – na samym początku korzystano z nich jedynie przy pracy w gospodarstwie. Dopiero z czasem zostały przystosowane do celów wojennych. Nazywane również brodatymi zawdzięczają ten przydomek charakterystycznemu, wydłużonemu kształtowi ostrza. Odmiana ta nazywała się skeggøx i była najczęściej bronią dwuręczną. Wikingowie dysponowali też toporami o szerokim ostrzu znanymi jako breidøx oraz małymi toporkami prawdopodobnie służącymi do rzucania w przeciwników. W przypadku galdrów topory najczęściej pełniły funkcje w magii runicznej; wykorzystywano je do zabijania zwierząt, których składniki były później niezbędne do pełnego przeprowadzenia rytuału.
Skórzana zbroja wikinga – dzięki kompozycji runicznych znaków oraz zastosowaniu futra gulona cechuje się nadal imponującą odpornością na magię. Zbroje służyły galdrom podczas pojedynków na długo zanim wynaleziono zaklęcia tarczy; miały również funkcję reprezentatywną w bogatych i szanowanych klanach. Barwne, złożone stroje świadczyły o bogactwie i wyrafinowaniu.
Ołtarz ofiarny – miniaturowy, zabytkowy ołtarz, na którym oddawano cześć Frigg, żonie Odyna, bogini małżeństwa, rodziny i domowego ogniska. Jest zawsze wyobrażana jako kobieca postać przyobleczona w chmury. Jej świętym drzewem jest brzoza. Ołtarz jest otoczony wełną i zawiera wyrzeźbioną runę berkano, symbol uzdrowienia, nowego początku i płodności. Musiał być on także regularnie czyszczony, gdyż pokrycie go kurzem uznawało się za ogromną zniewagę wobec bogini, miłującej porządek i schludność.
Starf – różdżka völvy pochodząca z IX wieku naszej ery. Częściej o wiele bardziej popularna u osób obdarzonych genetyką wyroczni. Już w czasach pierwszych galdrów kobiety z tą genetyką były obdarzane szczególną dozą szacunku; mówiono, że są łączniczkami sfery człowieczej z boską. Pierwotnie zawód völvy wiązał się z koczowniczym trybem życia i podróżami z wioski do wioski. Obecna różdżka należy do rzadszego rodzaju wykonanego z drewna; większość z nich tworzono bowiem z metalu. Różdżka völvy stanowiła symbol jej mocy, a każdą z nich tworzono indywidualnie; mogła mieć tylko jedną właścicielkę. Wszystkie z nich odznaczają się złożoną, starannie zdobioną głowicą przypominającą buławę. Starf grzebano razem z jej właścicielką.
Tradycyjny ubiór völvy – zachował się do dzisiejszych czasów dzięki zastosowaniu odpowiednich zaklęć konserwujących. Składa się z niebieskiego płaszcza ozdobionego szlachetnymi kamieniami i krajkami, naszyjnika ze szklanych paciorków, czapki z czarnej skóry owczej, podszytej białą skórą kocią, drewnianego pasa z umocowaną sakwą, butów z cielęcej skóry, a także rękawiczek z kociej skóry.
Portret Gustava Hagerströma (autor nieznany) – portret przedstawiający nieco zapomnianą, ale istotną postać historyczną. Gustav Hagerström był w swoim czasie szanowanym teoretykiem magii i początkowo przyjacielem Runstena Fältskoga. Ich kłótnia oraz żywiona do siebie nieodparta nienawiść zbiegła się z czasem intensywnych badań Fältskoga nad istotą ślepców. Hagerström jako pierwszy ostrzegał towarzystwa naukowe przed Fältskogiem, choć większość osób ignorowała jego przestrogi, uznając mężczyznę za paranoika, który dodatkowo zazdrości byłemu przyjacielowi ze studiów odnoszonych sukcesów. Koniec końców, Hagerström został zwolniony z instytutu bez podawania wyjaśnień. Umarł w zapomnieniu i nikt nie odważył się zrekompensować mu wyrządzonej krzywdy nawet w momencie, gdy prawda na temat Fältskoga zdołała wyjść na jaw.
Listy Joachima Ingebretsona – słynny, norweski malarz zmarł tragicznie przed ukończeniem pięćdziesiątego roku życia; pozostawił po sobie jednak olbrzymią kolekcję płócien oraz korespondencję, w której żywo dzielił się spostrzeżeniami z przyjaciółmi. Uwagę zwraca barwny, poetycki język stosowany przez artystę oraz niezwykle staranny charakter pisma. Większość historyków jest zgodna, że listy Ingebretsona, podobnie jak jego obrazy, są również dziełami sztuki. Znana jest głównie jego korespondencja prowadzona z Lillian Mundahl, ówczesną femme fatale, w której Ingebretson był nieszczęśliwie zakochany. Trwają spekulacje na temat samej Mundahl, słynącej z niezwykłej, wręcz nieludzkiej urody; zdaniem wielu badaczy miała w sobie krew niks, za czym przemawia fakt, że była czarującą śpiewaczką operową.
Miecze wikińskie – co ciekawe to nie topory a miecze były główną bronią wikingów, nordyckich wojowników. Najczęściej używano dwusiecznej klingi o długości niecałego metra, z czego koło 75 centymetrów przypadało na samo ostrze; żelazne, z dodatkiem stali. Wyróżniono łącznie około 26 odmian mieczów, którymi posługiwali się wikingowie. Te, używane przez galdrów, miały niezwykle złożony, misterny układ zdobień runicznych gwarantujący im wyjątkowe właściwości; jedne były praktycznie niezniszczalne, drugie dały się pokryć ogniem, a jeszcze inne potrafiły nakładać klątwy na rany zadane przeciwnikom, przez co goiły się znacznie trudniej i dłużej.
Topory wikińskie – na samym początku korzystano z nich jedynie przy pracy w gospodarstwie. Dopiero z czasem zostały przystosowane do celów wojennych. Nazywane również brodatymi zawdzięczają ten przydomek charakterystycznemu, wydłużonemu kształtowi ostrza. Odmiana ta nazywała się skeggøx i była najczęściej bronią dwuręczną. Wikingowie dysponowali też toporami o szerokim ostrzu znanymi jako breidøx oraz małymi toporkami prawdopodobnie służącymi do rzucania w przeciwników. W przypadku galdrów topory najczęściej pełniły funkcje w magii runicznej; wykorzystywano je do zabijania zwierząt, których składniki były później niezbędne do pełnego przeprowadzenia rytuału.
Skórzana zbroja wikinga – dzięki kompozycji runicznych znaków oraz zastosowaniu futra gulona cechuje się nadal imponującą odpornością na magię. Zbroje służyły galdrom podczas pojedynków na długo zanim wynaleziono zaklęcia tarczy; miały również funkcję reprezentatywną w bogatych i szanowanych klanach. Barwne, złożone stroje świadczyły o bogactwie i wyrafinowaniu.
Ołtarz ofiarny – miniaturowy, zabytkowy ołtarz, na którym oddawano cześć Frigg, żonie Odyna, bogini małżeństwa, rodziny i domowego ogniska. Jest zawsze wyobrażana jako kobieca postać przyobleczona w chmury. Jej świętym drzewem jest brzoza. Ołtarz jest otoczony wełną i zawiera wyrzeźbioną runę berkano, symbol uzdrowienia, nowego początku i płodności. Musiał być on także regularnie czyszczony, gdyż pokrycie go kurzem uznawało się za ogromną zniewagę wobec bogini, miłującej porządek i schludność.
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Sob 7 Sty - 21:50
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
7.02.2001, kontynuacja
Jestem. Krótkie słowo, wyryte w masie głosów i zawołań, niczym przystań do której chciała dotrzeć. Ulga wypełniła myśli, ciężar spadł z ramion. Kiedy zaczęła się czuć obok niego tak bezpiecznie? Nie znali się, nie wiedzieli kim są, a jednak przyciągało ich coś do siebie. Dziwna, zaskakująca nić, spleciona z dwóch aur, która wcześniej szarpana niczym gruba lina, teraz delikatnie splatała ich losy. Obawa, że zniknął, że odszedł osadzała się bolączką na sercu, teraz gdy opadała, zrozumiała czemu tak wypatrywała jego twarzy.
Ruszyli przed siebie, by w innych atrakcjach święta odnaleźć spokój, oderwanie się od rzeczywistości. Chcieli przed nią uciec, chcieli zwieść prawdę, ale ta uderzyła w nich mocniej.
Teatr, oddech jej życia, dzisiaj stał się zgubą.
Wyrównała krok i nie oglądała się za siebie.
Dostrzegła ogłoszenie o wystawie historycznej. Sięgnąć przeszłości, zanurzyć się w opowieściach, czy to było rozsądne? Raczej nie, ale poczuła, że warto zajrzeć w przeszłość.
-Wejdźmy. - Zwróciła się do niego i skręciła do wejścia.
Historia i jej ciężar od progu już osiadał na świadomości. Przyciszone głosy świadczyły o tym, że inni przebywający w tym miejscu chcieli oddać hołd przeszłości. Uwagę przykuła gablota, pełna listów kreślonych ręką malarza; piękne pismo poetyckiego języka, które składały się na zdania słane do kobiety.
Czy była niksą? Uwiodła go swoim głosem. Swoim pięknem, które porywają serca. Czy los dzisiaj z niej kpił, że akurat do tej gabloty musiała podejść.
Malarz i niksa.
Odruchowo spojrzała w stronę Einara. Czy rzeczywiście Norny w tym wszystkim maczały swoje palce. Czy taki splotły obraz ich dnia?
Kątem oka dostrzegła ruch.
Stał tam!
Odnalazł ją, niczym gończy pies, który zwęszył zapach ofiary. Przecież to ona miała być drapieżnikiem, a nie zastraszonym zwierzęciem uciekającym w głębie własnych lęków.
Nie da się zapędzić w kozi róg. Nie da się zastraszyć.
Zostaw mnie.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Nie 8 Sty - 11:45
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Nienawiść podszyta strachem; kiedy ludzie mówili Midgard nie jest bezpieczny, chciał zaśmiać się, chciał zapytać a kiedykolwiek był? Nie był sam nigdy częścią (nie w pełni) pobliskich osób - galdrów, obywateli kroczących językiem ulic, kamiennych wnętrzności miasta. Niektóre strzępki osoby szarpały się w stronę lasów, nieposkromione, dzikie, splątane wśród przewrotności.
Midgard nie był bezpieczny; nie dla niego, nie dla nich. Ostrzegali przed nimi, tworzyli liczne przestrogi niosące się w treściach legend, w schodach kolejnych, uchodzących w dół stronic akapitów. Śpiewali, składali wiersze, gdzie nieśli jedynie śmierć.
Drogi Joachimie Ingebretsonie, czy wiedziałeś, powiedz mi, czy wiedziałeś jak wielką zapłacisz cenę?
Wzruszony melodią głosu i niebotycznym pięknem, skażony, chory przez urok. Kreując kolejne dzieła bawił się swoim losem, igrał z nim, nieświadomy? naiwny? głuchy na ostrzeżenia. Zuchwałość miała go zabić.
Pamiętał prośbę Olafa, pamiętał, kiedy powiedział mu na urwisku klifu, by namalował śmierć. Jak mogła jednak wyglądać? Wyciągnął dłoń swoich myśli, poruszył koła rozważań. Zamarł, sklejony gęstą żywicą zastanowienia. Jak wyglądała śmierć Joachima Ingebretsona? Przywołał blady szkic w wyobraźni, przedstawiający go, kiedy tonął. Słyszał pieśń, bardzo piękną, kołysankę do snu, snu wieczności; snu śmierci.
- Próbował być bliżej nas - skaleczył powietrze szeptem. Oto jest cała cena, cena, którą zapłacił za liczne zbiory obrazów, za huldry tańczące w lesie, za niksy nad brzegiem jezior, za fossegrima, który wynurza się, dzierżąc skrzypce. Śmierć, własna śmierć, śmierć za igranie z losem.
Nie był Ingebretsonem; był inny, o wiele bliższy postaciom z przeróżnych dzieł. Nie miał nigdy nim zostać, mając w sobie krew istot, które ukochał zrywem wielkiej obsesji. Obarczył spojrzeniem listy; malarz kochał kobietę, kochał równie żarliwie jak wszystkie z niezwykłych istot. Był dla niej jednym z wielu; był zwykłym, marnym człowiekiem, do bólu szarym, uległym.
Odsunął się od gabloty.
Był łupem czy był oprawcą? Czy mógł być z inną osobą podatną na jego czar? Czy mógł być kiedyś szczęśliwy? Czy więź relacji, nawiązanej z Villemo, miała go później zdeptać? Czy znała wszystkie obawy, czy kochała mężczyznę, który pod wpływem aury był ledwie jej marionetką?
Nie znał jej wszystkich lęków, nie znał wszystkich potworów skrywanych za siatką żeber. Nie znał zagrożenia wpatrzonego w nią, łakomego, skrytego w woalach innych, rozsianych wokół odbiorców; nie wiedział, że równe piękno ma wartość wręczanych monet, brzęczących w cieniach podziemi.
Midgard nie był bezpieczny; nie dla niego, nie dla nich. Ostrzegali przed nimi, tworzyli liczne przestrogi niosące się w treściach legend, w schodach kolejnych, uchodzących w dół stronic akapitów. Śpiewali, składali wiersze, gdzie nieśli jedynie śmierć.
Drogi Joachimie Ingebretsonie, czy wiedziałeś, powiedz mi, czy wiedziałeś jak wielką zapłacisz cenę?
Wzruszony melodią głosu i niebotycznym pięknem, skażony, chory przez urok. Kreując kolejne dzieła bawił się swoim losem, igrał z nim, nieświadomy? naiwny? głuchy na ostrzeżenia. Zuchwałość miała go zabić.
Pamiętał prośbę Olafa, pamiętał, kiedy powiedział mu na urwisku klifu, by namalował śmierć. Jak mogła jednak wyglądać? Wyciągnął dłoń swoich myśli, poruszył koła rozważań. Zamarł, sklejony gęstą żywicą zastanowienia. Jak wyglądała śmierć Joachima Ingebretsona? Przywołał blady szkic w wyobraźni, przedstawiający go, kiedy tonął. Słyszał pieśń, bardzo piękną, kołysankę do snu, snu wieczności; snu śmierci.
- Próbował być bliżej nas - skaleczył powietrze szeptem. Oto jest cała cena, cena, którą zapłacił za liczne zbiory obrazów, za huldry tańczące w lesie, za niksy nad brzegiem jezior, za fossegrima, który wynurza się, dzierżąc skrzypce. Śmierć, własna śmierć, śmierć za igranie z losem.
Nie był Ingebretsonem; był inny, o wiele bliższy postaciom z przeróżnych dzieł. Nie miał nigdy nim zostać, mając w sobie krew istot, które ukochał zrywem wielkiej obsesji. Obarczył spojrzeniem listy; malarz kochał kobietę, kochał równie żarliwie jak wszystkie z niezwykłych istot. Był dla niej jednym z wielu; był zwykłym, marnym człowiekiem, do bólu szarym, uległym.
Odsunął się od gabloty.
Był łupem czy był oprawcą? Czy mógł być z inną osobą podatną na jego czar? Czy mógł być kiedyś szczęśliwy? Czy więź relacji, nawiązanej z Villemo, miała go później zdeptać? Czy znała wszystkie obawy, czy kochała mężczyznę, który pod wpływem aury był ledwie jej marionetką?
Nie znał jej wszystkich lęków, nie znał wszystkich potworów skrywanych za siatką żeber. Nie znał zagrożenia wpatrzonego w nią, łakomego, skrytego w woalach innych, rozsianych wokół odbiorców; nie wiedział, że równe piękno ma wartość wręczanych monet, brzęczących w cieniach podziemi.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Nie 8 Sty - 16:27
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Bezpieczeństwo było złudzeniem. W każdej chwili mogło zostać zachwiane i nie potrzebne były do tego wybuchy czy wielkie wydarzenia, które wstrząsały całym społeczeństwem. Wystarczyło spojrzenie, które śledziło każdy ruch. Słowo, raniące, zostawiające ślad i poczucie zagrożenia.
Uciekała wielokrotnie, nie chcąc aby wiedzieli gdzie mieszka. Zawsze wtedy udawała się do galerii. Tam mogli ją spotkać, a mieszkanie stanowiło azyl, którego nie mogli przekroczyć choć często o to prosili. Myśleli, że jak zajrzą do wnętrza mieszkania, to zajrzą też do jej duszy. I mieliby rację.
Mogli mieć jej ciało. Mogli mieć stworzoną przez nią i wykreowaną za pomocą makijażu i iluzji idealną kochankę - Lilije. Nie mieli prawa oczekiwać, że będą znać Villemo.
-Próbował, czy nie miał wyboru? - Czy można mówić o wyborze kiedy jest się pod wpływem ich czaru. Roztaczali wokół siebie urok, nawet jak nie chcieli. Obecni na wystawie co jakiś czas na nich zerkali z zainteresowaniem ukrytym w spojrzeniu. Nie doświadczyła jeszcze tak dużego zaciekawienia ze strony obcych. Dwa demony w jednym miejscu. Jak wiele ryzykowali przychodząc, ale zamiast zaraz się wycofać, wchodzili między galdrów dalej. Istniejemy - chciała krzyczeć, wskazać na siebie, powiedzieć im, że zawsze tu będą. Nie są robactwem, które da się wytępić, które da się zniszczyć. Nie czuła się niczym szkodnik, bo nim nie była. Imię Lillian Mundahl napisane z wielką starannością, z ozdobnikiem świadczącym o tym, że osoba nosząca to miano nie była autorowi listu obojętna. Czy był tylko zabawką w jej rękach? Czy śmiała się, kiedy czytała listy, a może czuła rozterki jakie szarpały sercem Villemo? Wiele pytań kotłowało się w głowie, tworząc kłębowisko, z którego nie potrafiła wyjść. Wkraczała w nie coraz głębiej mając świadomość, że tylko się zatraca, szkodzi samej sobie.
Szedł za nią jak cień. Przemieszczał się tyle kroków ile ona uczyniła, a teraz odwróciła się, gdy jej wzrok osiadł na ołtarzyku.
Czym była rodzina? Kiedyś znała odpowiedź na to pytanie, bo miała ojca i matkę, ale była tylko dzieckiem. Wielu rzeczy nie rozumiała, a jeszcze więcej nie dostrzegła skupiona na swoim dziecięcym świecie. Wydawało się jej, że rodzice byli szczęśliwi, ale to odległe wspomnienie, zatarte przez nostalgię i pragnienie, że niksa mogła stworzyć rodzinę z galdrem. Czy może matka oszukiwała samą siebie?
-Nie mieliśmy ołtarza, ale pamiętam, że podobizna Frigg stała w naszym domu… - Podzieliła się bezwiednie wspomnieniem z czasów tak odległych, że wydawały się istnieć w poprzednim życiu. Nie wierzyła w bogów, sama będąc demonem, uznawała, że byli okrutni iż stworzyli istoty takie jak ona sama. -Nie składaliśmy ofiar… chyba… - Starała sobie przypomnieć kolejne obrazy, które umykały w umyśle. Wyciągała dłoń, aby je pochwycić, przyjrzeć się im. -Chyba… była odpalana jedynie mała świeczka. - Tylko po co i dlaczego? Wtedy nie zadawała pytań, była to część codziennego życia, rutyny tak bardzo mocno wpisanej w każdy dzień.
Stał w cieniu i wpatrywał się w każdy jej ruch.
Spojrzenie paliło żywym ogniem, którego nie chciała czuć na swojej skórze.
Uciekała wielokrotnie, nie chcąc aby wiedzieli gdzie mieszka. Zawsze wtedy udawała się do galerii. Tam mogli ją spotkać, a mieszkanie stanowiło azyl, którego nie mogli przekroczyć choć często o to prosili. Myśleli, że jak zajrzą do wnętrza mieszkania, to zajrzą też do jej duszy. I mieliby rację.
Mogli mieć jej ciało. Mogli mieć stworzoną przez nią i wykreowaną za pomocą makijażu i iluzji idealną kochankę - Lilije. Nie mieli prawa oczekiwać, że będą znać Villemo.
-Próbował, czy nie miał wyboru? - Czy można mówić o wyborze kiedy jest się pod wpływem ich czaru. Roztaczali wokół siebie urok, nawet jak nie chcieli. Obecni na wystawie co jakiś czas na nich zerkali z zainteresowaniem ukrytym w spojrzeniu. Nie doświadczyła jeszcze tak dużego zaciekawienia ze strony obcych. Dwa demony w jednym miejscu. Jak wiele ryzykowali przychodząc, ale zamiast zaraz się wycofać, wchodzili między galdrów dalej. Istniejemy - chciała krzyczeć, wskazać na siebie, powiedzieć im, że zawsze tu będą. Nie są robactwem, które da się wytępić, które da się zniszczyć. Nie czuła się niczym szkodnik, bo nim nie była. Imię Lillian Mundahl napisane z wielką starannością, z ozdobnikiem świadczącym o tym, że osoba nosząca to miano nie była autorowi listu obojętna. Czy był tylko zabawką w jej rękach? Czy śmiała się, kiedy czytała listy, a może czuła rozterki jakie szarpały sercem Villemo? Wiele pytań kotłowało się w głowie, tworząc kłębowisko, z którego nie potrafiła wyjść. Wkraczała w nie coraz głębiej mając świadomość, że tylko się zatraca, szkodzi samej sobie.
Szedł za nią jak cień. Przemieszczał się tyle kroków ile ona uczyniła, a teraz odwróciła się, gdy jej wzrok osiadł na ołtarzyku.
Czym była rodzina? Kiedyś znała odpowiedź na to pytanie, bo miała ojca i matkę, ale była tylko dzieckiem. Wielu rzeczy nie rozumiała, a jeszcze więcej nie dostrzegła skupiona na swoim dziecięcym świecie. Wydawało się jej, że rodzice byli szczęśliwi, ale to odległe wspomnienie, zatarte przez nostalgię i pragnienie, że niksa mogła stworzyć rodzinę z galdrem. Czy może matka oszukiwała samą siebie?
-Nie mieliśmy ołtarza, ale pamiętam, że podobizna Frigg stała w naszym domu… - Podzieliła się bezwiednie wspomnieniem z czasów tak odległych, że wydawały się istnieć w poprzednim życiu. Nie wierzyła w bogów, sama będąc demonem, uznawała, że byli okrutni iż stworzyli istoty takie jak ona sama. -Nie składaliśmy ofiar… chyba… - Starała sobie przypomnieć kolejne obrazy, które umykały w umyśle. Wyciągała dłoń, aby je pochwycić, przyjrzeć się im. -Chyba… była odpalana jedynie mała świeczka. - Tylko po co i dlaczego? Wtedy nie zadawała pytań, była to część codziennego życia, rutyny tak bardzo mocno wpisanej w każdy dzień.
Stał w cieniu i wpatrywał się w każdy jej ruch.
Spojrzenie paliło żywym ogniem, którego nie chciała czuć na swojej skórze.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Pon 9 Sty - 7:47
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Żywioł nie znał litości; żywioł nie znał umiaru, nie znał struktury granic. Skorupa przeklętej magii krążyła ponad polami skóry, próbując zagarnąć wszystko; wszystko, wszystko dla siebie, każdy okruch rozsądku, każdy ogryzek wolnej, ostygłej w rozmówcy woli. Tworzyli w związku z tym ludzi, lepili ich bezustannie z gliny szczodrych zachwytów; spójrzcie, spójrzcie, jak piękne może być kłamstwo, kłamstwo w pobliżu was.
- Nie mógł dyskutować z natchnieniem - odpowiedział jej gorzko; Ingebretson słynął w końcu z niezwykłych interpretacji przeróżnych, magicznych istot. Zakradał się w ciemne knieje, napełniał płuca powietrzem, którym nie zwykli dotąd oddychać odmienni ludzie, w miejscach porzuconych przez kręgi człowieczych świadomości. W końcu, prędzej czy później, musiał zapłacić cenę. (Zapłacił najwyższą z nich).
Listy tworzyły jedne spośród pamiątek, jakie zwykł pozostawić.
Wzdrygnął się w szpiku duszy, gdy dostrzegł jedynie ołtarz; nurkując pod taflą słów, poczuł wkrótce coś jeszcze, coś odmiennego - zazdrość.
Zazdrość, gdy wspominała - jak wierzył - na temat swojej rodziny, rodziny, której sam nie miał, znajdując ledwie namiastkę w opiece i trosce Lindy. Nie odniósł się do jej słów, czując że przelatują niczym proch pod westchnieniem wiatru, szurając między zębami i szczypiąc z uporem w oczy. Odkąd pamiętał, bał się ponadto miejsc, przedmiotów i osób związanych z dowolnym kultem, dowolna, boska obecność sprawiała, że ciało drżało pod spazmem nagłego lęku; strach, niczym smagnięcie batem rozdzierał dotąd nieznane powłoki podświadomości; ranił. Dawniej, wiele lat temu, Linda chciała spróbować, by poszedł z nią do świątyni, zupełnie, jakby wierzyła, że słowa modlitw mają moc go uzdrowić; zapierał się, krzyczał, płakał, chwytając z trudnością oddech. Zrozumiał, wówczas, że nie mógł liczyć na bogów, że odrzucili go, gardząc jego istnieniem. Darzyli go nienawiścią.
- Nigdy nie miałem za co dziękować bogom - przyznał z obojętnością nałożoną misternie na fundamenty twarzy. Nie chciał ujawniać przed nią własnego lęku, niepokoju, który go drążył oraz niszczył od środka; nie mógł przebywać długo w pobliżu ołtarza Frigg. Oddalił się, idąc w stronę kolejnych, dostępnych eksponatów; zatrzymał się przy portrecie nieznanego mu do tej pory mężczyzny.
- Nie mógł dyskutować z natchnieniem - odpowiedział jej gorzko; Ingebretson słynął w końcu z niezwykłych interpretacji przeróżnych, magicznych istot. Zakradał się w ciemne knieje, napełniał płuca powietrzem, którym nie zwykli dotąd oddychać odmienni ludzie, w miejscach porzuconych przez kręgi człowieczych świadomości. W końcu, prędzej czy później, musiał zapłacić cenę. (Zapłacił najwyższą z nich).
Listy tworzyły jedne spośród pamiątek, jakie zwykł pozostawić.
Wzdrygnął się w szpiku duszy, gdy dostrzegł jedynie ołtarz; nurkując pod taflą słów, poczuł wkrótce coś jeszcze, coś odmiennego - zazdrość.
Zazdrość, gdy wspominała - jak wierzył - na temat swojej rodziny, rodziny, której sam nie miał, znajdując ledwie namiastkę w opiece i trosce Lindy. Nie odniósł się do jej słów, czując że przelatują niczym proch pod westchnieniem wiatru, szurając między zębami i szczypiąc z uporem w oczy. Odkąd pamiętał, bał się ponadto miejsc, przedmiotów i osób związanych z dowolnym kultem, dowolna, boska obecność sprawiała, że ciało drżało pod spazmem nagłego lęku; strach, niczym smagnięcie batem rozdzierał dotąd nieznane powłoki podświadomości; ranił. Dawniej, wiele lat temu, Linda chciała spróbować, by poszedł z nią do świątyni, zupełnie, jakby wierzyła, że słowa modlitw mają moc go uzdrowić; zapierał się, krzyczał, płakał, chwytając z trudnością oddech. Zrozumiał, wówczas, że nie mógł liczyć na bogów, że odrzucili go, gardząc jego istnieniem. Darzyli go nienawiścią.
- Nigdy nie miałem za co dziękować bogom - przyznał z obojętnością nałożoną misternie na fundamenty twarzy. Nie chciał ujawniać przed nią własnego lęku, niepokoju, który go drążył oraz niszczył od środka; nie mógł przebywać długo w pobliżu ołtarza Frigg. Oddalił się, idąc w stronę kolejnych, dostępnych eksponatów; zatrzymał się przy portrecie nieznanego mu do tej pory mężczyzny.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Pon 9 Sty - 10:07
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Jakaś gorycz spadła na nich obydwoje. Zatracili już swobodny nastrój, utracili chwilowe zadowolenie i niewinność spotkania. Przyciągani własnym pragnieniem posiadania wszystkiego ściągali na siebie uwagę innych. Powietrze wibrowało, musieli być ostrożni, ponownie się ukrywać, udawać, zachowywać pozory. Frustracja narastała.
-Ty dyskutujesz? - Był malarzem, artystą, którego obrazy były znane. Nie mógł wyjść anonimowo na ulicę, zawsze znajdzie się kto to wie kim jest Einar. Wie to, na co demon pozwalał. Przecież nikt go prawdziwie nie znał. Nie rościła sobie do tego praw, bo otrzymywała jedynie strzępki informacji, które nawet nie układały się w całość; nie mogła mieć pewności, że zobaczy kiedyś pełen obraz.
Dlaczego w ich domu była figurka bogini? Chyba z przyzwyczajenia, bo ojciec wierzył, bo szukał sensu w swoim życiu i wierzył, że kontakt z bogami ułatwi mu zrozumienie planu wszechświata. Nie przeklinał istnienia żony i córki, dał jej dom - prawdziwy i ciepły, który mogli zazdrościć inni. Być może bogowie uznali, że nie może istnieć szczęście między galdrem a niksą. To zakazany owoc, mrzonka, złudzenie i ukarali śmiałego galdra, który miał czelność cieszyć się swoim życiem. Śmiać się bogom w twarz. Ukarali jego córkę, odbierając całe życie, skazując na tułaczkę. Była wtedy jak nieopierzone pisklę, które wypadło z gniazda i prawie rozbiło się o ziemię. Obojętność była okrutna, wręcz bolesna wybrzmiała w cichej nucie spojrzenia, które unikało widoku ołtarzyka.
Tak jak ona unikała uporczywego spojrzenia, które powoli zbliżało się w jej stronę. Nie odpuści, wiedziała jak jest pijany jej widokiem. Nie uwolnił się spod czaru niksy, zbyt mocno go nią oplotła w murach galerii i wciąż był chory, wciąż trawiła go gorączka i szukał upusty swych pragnień.
Odsunęła się szybko od eksponatu, aby przystanąć przed obrazem.
Blisko tego, przy którym czuła się bezpieczniej, choć nie powinna. Targana wątpliwościami przysunęła się bliżej w przedziwnym odruchu, jej nawet nie zrozumiałym. Jak długo utrzyma maskę odwagi? Jak szybko opadnie?
-Zapomniany Gustav. - Powiedziała cicho. -Stał się popularny nie tak dawno temu. Słyszałam, że teraz wielu szuka jego prac, ponieważ są bardzo cenne. - Skąd to wiedziała? Na jednej z kolacji biznesowej klient rozmawiał ze swoimi wspólnikami. Uważnie słuchała i zagadywała, aby mówili więcej, a ona łowiła każde słowo i powiększała wiedzę jakiej potrzebowała w swojej pracy.
-Ty dyskutujesz? - Był malarzem, artystą, którego obrazy były znane. Nie mógł wyjść anonimowo na ulicę, zawsze znajdzie się kto to wie kim jest Einar. Wie to, na co demon pozwalał. Przecież nikt go prawdziwie nie znał. Nie rościła sobie do tego praw, bo otrzymywała jedynie strzępki informacji, które nawet nie układały się w całość; nie mogła mieć pewności, że zobaczy kiedyś pełen obraz.
Dlaczego w ich domu była figurka bogini? Chyba z przyzwyczajenia, bo ojciec wierzył, bo szukał sensu w swoim życiu i wierzył, że kontakt z bogami ułatwi mu zrozumienie planu wszechświata. Nie przeklinał istnienia żony i córki, dał jej dom - prawdziwy i ciepły, który mogli zazdrościć inni. Być może bogowie uznali, że nie może istnieć szczęście między galdrem a niksą. To zakazany owoc, mrzonka, złudzenie i ukarali śmiałego galdra, który miał czelność cieszyć się swoim życiem. Śmiać się bogom w twarz. Ukarali jego córkę, odbierając całe życie, skazując na tułaczkę. Była wtedy jak nieopierzone pisklę, które wypadło z gniazda i prawie rozbiło się o ziemię. Obojętność była okrutna, wręcz bolesna wybrzmiała w cichej nucie spojrzenia, które unikało widoku ołtarzyka.
Tak jak ona unikała uporczywego spojrzenia, które powoli zbliżało się w jej stronę. Nie odpuści, wiedziała jak jest pijany jej widokiem. Nie uwolnił się spod czaru niksy, zbyt mocno go nią oplotła w murach galerii i wciąż był chory, wciąż trawiła go gorączka i szukał upusty swych pragnień.
Odsunęła się szybko od eksponatu, aby przystanąć przed obrazem.
Blisko tego, przy którym czuła się bezpieczniej, choć nie powinna. Targana wątpliwościami przysunęła się bliżej w przedziwnym odruchu, jej nawet nie zrozumiałym. Jak długo utrzyma maskę odwagi? Jak szybko opadnie?
-Zapomniany Gustav. - Powiedziała cicho. -Stał się popularny nie tak dawno temu. Słyszałam, że teraz wielu szuka jego prac, ponieważ są bardzo cenne. - Skąd to wiedziała? Na jednej z kolacji biznesowej klient rozmawiał ze swoimi wspólnikami. Uważnie słuchała i zagadywała, aby mówili więcej, a ona łowiła każde słowo i powiększała wiedzę jakiej potrzebowała w swojej pracy.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Pią 13 Sty - 22:13
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Wystarczy (jedynie) pojąć najprostszą rzecz. Wystarczy (jedynie) zrozumieć, pogodzić się oraz puścić napięte warkocze sznura, który splatał z łożyskiem miękkiej, roztrzęsionej jak galareta moralności. Wystarczy (jedynie) przyjąć, że przecież nie ma ratunku; że nie ma wcale odwrotu.
Nie było.
Był od początku przeklęty, w niełasce bogów i ludzi, bez względu na własne czyny, na własne myśli i słowa, na grzechy lub własną świętość. Odkrycie, którego z biegiem lat sam dokonał, sprawiło, że czuł się wolny, odrzuciło syzyfowy głaz ze stromego wzniesienia licznych, żywionych dotychczas strapień. Wszystko stało się lżejsze, jak powietrze, jak mgiełka, której ścieńczały obłok zastyga nad fałdem ust, wszystko stało się lżejsze; pocałunki, skradane w urwisku nocy, cichy śmiech i westchnienie pod nagim pejzażem nieba lub wewnątrz objęć sypialni, dotyk, który pulsował przyjemnie pod warstwą powłok i słodki nektar obłudy, sączący się w każdym zwrocie.
- Nie czułem takiej potrzeby - wyjaśnił wkrótce z niewinną, dostępną szczyptą rozbawienia. Wizje, o których myślał, karmiły go nieprzerwanym pragnieniem poszerzania twórczości; nie musiał nigdy podważać ich i oddalać jak grząskiej pokusy grzechu. Malował, ponieważ czuł w sobie chęć; impuls, którego nigdy nie zdołał w pełni wyjaśnić.
Gustav Hagerström ciskał włócznią spojrzenia; surową, oschłą, noszącą dawny ślad życia, wspomnienie jeszcze sprzed śmierci tłamszącej go w zapomnieniu, stworzony z pociągnięć pędzla, ze świata linii, proporcji, o skórze z włókienek lnu zaprawionych farbą.
- Przyjaciel i z biegiem czasu przeciwnik Runstena Fältskoga - szept zerwał się, momentalnie, ze smyczy w przesmyku krtani. - Pamiętam ich jeszcze z zajęć. Ostrzegali nas przed wpływami zakazanej magii - przyznawał z kwaśnym uśmiechem rozlanym na tafli twarzy. Czasami pytał sam siebie, czy rzeczywiście ślepcy są największym z zagrożeń, które podstępnie czyha na ludzki spokój. Niewiele się od nich różnił; zamiast pieczęci Lokiego ukrywał zwierzęcy ogon, zepchnięty krokami tłumu w kanały samej pogardy, w brudne, zatęchłe żyły, naczynka wstrętnego miasta.
Odwiązał wzrok od portretu, odrzucił dawną uwagę; podstępne, ogarniające go przeświadczenie było gęste jak kołtun narosłych chwastów, było szorstkie, piekące jak liście pokrzyw szczypiące podstępnie skórę. Rozejrzał się, krocząc dalej, wertując wszystkie sylwetki jak karty nieznanych ksiąg.
- Mężczyzna, który stoi za nami - nadmienił stłumionym głosem - wyraźnie cię obserwuje - był obojętny, rozgryzał jedynie fakt, mdły, niepokryty przyprawą żadnych emocji; coś jednak wołało w środku, coś dobiegało ze studni głębokiej, ciemnej podświadomości. Wiedział, że przykuwała sieć spojrzeń; wiedział, że każdy z nich mógł drgać w rytmie zachcianek tańczących na płatkach ust; wiedział, że wielu z nich mogło o niej wciąż marzyć; wiedział, że mogła związać z kimś ścieżki życia, a jednak, przekonanie się o tym fakcie, równie dobitnie, z równą namacalnością, wzbudziło w nim cierpkość doznań. (Dlaczego?)
- Znasz go? - dopytał nagle. Zawieszony przed nimi grapen, służący do przyrządzania mikstur oraz przeprowadzania rytuałów, nie zdołał go zaciekawić.
Chciał poznać odmienny fakt.
Nie było.
Był od początku przeklęty, w niełasce bogów i ludzi, bez względu na własne czyny, na własne myśli i słowa, na grzechy lub własną świętość. Odkrycie, którego z biegiem lat sam dokonał, sprawiło, że czuł się wolny, odrzuciło syzyfowy głaz ze stromego wzniesienia licznych, żywionych dotychczas strapień. Wszystko stało się lżejsze, jak powietrze, jak mgiełka, której ścieńczały obłok zastyga nad fałdem ust, wszystko stało się lżejsze; pocałunki, skradane w urwisku nocy, cichy śmiech i westchnienie pod nagim pejzażem nieba lub wewnątrz objęć sypialni, dotyk, który pulsował przyjemnie pod warstwą powłok i słodki nektar obłudy, sączący się w każdym zwrocie.
- Nie czułem takiej potrzeby - wyjaśnił wkrótce z niewinną, dostępną szczyptą rozbawienia. Wizje, o których myślał, karmiły go nieprzerwanym pragnieniem poszerzania twórczości; nie musiał nigdy podważać ich i oddalać jak grząskiej pokusy grzechu. Malował, ponieważ czuł w sobie chęć; impuls, którego nigdy nie zdołał w pełni wyjaśnić.
Gustav Hagerström ciskał włócznią spojrzenia; surową, oschłą, noszącą dawny ślad życia, wspomnienie jeszcze sprzed śmierci tłamszącej go w zapomnieniu, stworzony z pociągnięć pędzla, ze świata linii, proporcji, o skórze z włókienek lnu zaprawionych farbą.
- Przyjaciel i z biegiem czasu przeciwnik Runstena Fältskoga - szept zerwał się, momentalnie, ze smyczy w przesmyku krtani. - Pamiętam ich jeszcze z zajęć. Ostrzegali nas przed wpływami zakazanej magii - przyznawał z kwaśnym uśmiechem rozlanym na tafli twarzy. Czasami pytał sam siebie, czy rzeczywiście ślepcy są największym z zagrożeń, które podstępnie czyha na ludzki spokój. Niewiele się od nich różnił; zamiast pieczęci Lokiego ukrywał zwierzęcy ogon, zepchnięty krokami tłumu w kanały samej pogardy, w brudne, zatęchłe żyły, naczynka wstrętnego miasta.
Odwiązał wzrok od portretu, odrzucił dawną uwagę; podstępne, ogarniające go przeświadczenie było gęste jak kołtun narosłych chwastów, było szorstkie, piekące jak liście pokrzyw szczypiące podstępnie skórę. Rozejrzał się, krocząc dalej, wertując wszystkie sylwetki jak karty nieznanych ksiąg.
- Mężczyzna, który stoi za nami - nadmienił stłumionym głosem - wyraźnie cię obserwuje - był obojętny, rozgryzał jedynie fakt, mdły, niepokryty przyprawą żadnych emocji; coś jednak wołało w środku, coś dobiegało ze studni głębokiej, ciemnej podświadomości. Wiedział, że przykuwała sieć spojrzeń; wiedział, że każdy z nich mógł drgać w rytmie zachcianek tańczących na płatkach ust; wiedział, że wielu z nich mogło o niej wciąż marzyć; wiedział, że mogła związać z kimś ścieżki życia, a jednak, przekonanie się o tym fakcie, równie dobitnie, z równą namacalnością, wzbudziło w nim cierpkość doznań. (Dlaczego?)
- Znasz go? - dopytał nagle. Zawieszony przed nimi grapen, służący do przyrządzania mikstur oraz przeprowadzania rytuałów, nie zdołał go zaciekawić.
Chciał poznać odmienny fakt.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Pią 13 Sty - 22:49
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Śniła, tak długo śniła, że uwierzyła iż sen jest rzeczywistością. Otwarcie oczu, wiązało się z bolesnymi snopami światła osadząjącym się na źrenicach, oślepiającymi nim zobaczyła, że właśnie zbudziła się ze snu. Szloch zmieszał się z zawodzeniem wyrwanym z jasnej piersi, gdy łzy spływały po policzku, a ona stała się marą.
Sama zmieniła się w sen, ten skrywany, ten wstydliwy, o którym się nie mówi, ale wspomina z wypiekami na twarzy. Ten, do którego zawsze wracali.
Ona zapomniała.
Gdy tylko świt osadzał się na jasnej skórze, gdy wskazówki zegara wskazywały jutrzenkę znikała w oparach wczesnego poranka. Pozostawał po niej zapach, wgniecenie w poduszce, odbity ślad na sienniku… pozostawał obraz. Piękny i zwodniczy; uzależniający. Zanurzając się w pachnącej wodzie w garderobach zmywała z siebie ich dotyk, ich pragnienie. Za progiem podziemi zostawiała Lilije, zamykała na czas kolejnej nocy. Wychodziła jako Villemo. Całe życie, przebierała w maskach, zastanawiając się, czy już zatraciła jakąś część siebie?
Gustav zmierzył ich wzrokiem, jakby karcił za samo istnienie, jakby czytał im w myślach, wiedział kim są.
-Ostrzegali przed tym, co samego go pochłonęło. - Skomentowała z lekko cyniczną nutą w aksamitnym głosie. Obłuda czy realna troska o młodych artystów, którzy mogli zboczyć z właściwej drogi. Malarz na portrecie zapłacił bardzo wysoką cenę za próbę odkrycia tej obłudy, ukazania jej w świetle dziennym. Czy mężczyzna za nimi, też chciał ją odrzeć ze wszystkiego, zdradzić? Zachłyśnięty aurą działał wbrew zdrowemu rozsądkowi.
Zamarła, gdy dostrzegł jego obecność. Widzisz go. Niepewność wpełzła pod skórę, zaczęła rozchodzić się po całym ciele niczym paląca do żywego toksyna. Zastanawiała się, czy wie kim jest w zaciemnionych salach. Przecież się nie znali; byli dla siebie obcy, a jednocześnie tak bliscy. Zaburzali porządek świata samą swoją obecnością wśród galdrów, tym, że stali ramię w ramię. Bluźnierstwo w biały dzień.
-Wiem. - Skomentowała krótko, nie spojrzała w stronę mężczyzny, jakby ignorowanie go miało sprawić, że zniknie. Taką miała nadzieję, ale słowa i świadomość, że jest widoczny wbiły całą, irracjonalną nadzieję, niczym obcas brutalnie w ziemię. Paniczny strach sięgnął serca i zaciskał się mocno sprawiając, że organ bił coraz szybciej. Obawiała się, choć nie miała powodów. W tłumie była bezpieczna, a mimo to chciała uciekać. Zaszyć się w ostoi, tam gdzie nikt nie będzie pochłaniał jej wzrokiem przytłumionym jej aurą, związany zdradliwym i piekielnie niebezpiecznym głosem. Kolejny oddech bolał, zszywał krtań ostrymi jak brzytwa nićmi. Wbiła spojrzenie w trójnożne naczynie, jakby nigdy wcześniej go nie widziała.
Nie pytaj, błagam nie pytaj. Gdy opuszczała galerię, miała nadzieję, że praca ją zostawi, że nie będzie musiała się z nią mierzyć. Jednak sen dawno minął, rzeczywistość kazała jej zapomnieć o śnieniu, o marzeniach. Była kurtyzaną, damą do towarzystwa, nawet jak chciała ukryć ten fakt stając się kustoszem. Obawa, że nią wzgardzi paraliżowała członki - nie rozumiała dlaczego.
-Miałam okazję… spotkać go dwa razy. -Tyle wystarczyło, aby się zatracił. Tyle wystarczyło, że jak znalazł się w jej obecności to zapomniał o wszystkim co ważne. O sobie, o kobiecie, z którą był. Odwróciła się od kociołka, unikała uważnego spojrzenia, które mogło rozszyfrować ją w dwie minuty; spojrzenia, które nie reagowało na jej aurę, a ta drżała cała, wibrowała niebezpieczne. Villemo chciała uciec, schować się za aurą.
Skupiła się na mieczach wikińskich. Czy rana od nich zadana mogła zabić na miejscu?
Sama zmieniła się w sen, ten skrywany, ten wstydliwy, o którym się nie mówi, ale wspomina z wypiekami na twarzy. Ten, do którego zawsze wracali.
Ona zapomniała.
Gdy tylko świt osadzał się na jasnej skórze, gdy wskazówki zegara wskazywały jutrzenkę znikała w oparach wczesnego poranka. Pozostawał po niej zapach, wgniecenie w poduszce, odbity ślad na sienniku… pozostawał obraz. Piękny i zwodniczy; uzależniający. Zanurzając się w pachnącej wodzie w garderobach zmywała z siebie ich dotyk, ich pragnienie. Za progiem podziemi zostawiała Lilije, zamykała na czas kolejnej nocy. Wychodziła jako Villemo. Całe życie, przebierała w maskach, zastanawiając się, czy już zatraciła jakąś część siebie?
Gustav zmierzył ich wzrokiem, jakby karcił za samo istnienie, jakby czytał im w myślach, wiedział kim są.
-Ostrzegali przed tym, co samego go pochłonęło. - Skomentowała z lekko cyniczną nutą w aksamitnym głosie. Obłuda czy realna troska o młodych artystów, którzy mogli zboczyć z właściwej drogi. Malarz na portrecie zapłacił bardzo wysoką cenę za próbę odkrycia tej obłudy, ukazania jej w świetle dziennym. Czy mężczyzna za nimi, też chciał ją odrzeć ze wszystkiego, zdradzić? Zachłyśnięty aurą działał wbrew zdrowemu rozsądkowi.
Zamarła, gdy dostrzegł jego obecność. Widzisz go. Niepewność wpełzła pod skórę, zaczęła rozchodzić się po całym ciele niczym paląca do żywego toksyna. Zastanawiała się, czy wie kim jest w zaciemnionych salach. Przecież się nie znali; byli dla siebie obcy, a jednocześnie tak bliscy. Zaburzali porządek świata samą swoją obecnością wśród galdrów, tym, że stali ramię w ramię. Bluźnierstwo w biały dzień.
-Wiem. - Skomentowała krótko, nie spojrzała w stronę mężczyzny, jakby ignorowanie go miało sprawić, że zniknie. Taką miała nadzieję, ale słowa i świadomość, że jest widoczny wbiły całą, irracjonalną nadzieję, niczym obcas brutalnie w ziemię. Paniczny strach sięgnął serca i zaciskał się mocno sprawiając, że organ bił coraz szybciej. Obawiała się, choć nie miała powodów. W tłumie była bezpieczna, a mimo to chciała uciekać. Zaszyć się w ostoi, tam gdzie nikt nie będzie pochłaniał jej wzrokiem przytłumionym jej aurą, związany zdradliwym i piekielnie niebezpiecznym głosem. Kolejny oddech bolał, zszywał krtań ostrymi jak brzytwa nićmi. Wbiła spojrzenie w trójnożne naczynie, jakby nigdy wcześniej go nie widziała.
Nie pytaj, błagam nie pytaj. Gdy opuszczała galerię, miała nadzieję, że praca ją zostawi, że nie będzie musiała się z nią mierzyć. Jednak sen dawno minął, rzeczywistość kazała jej zapomnieć o śnieniu, o marzeniach. Była kurtyzaną, damą do towarzystwa, nawet jak chciała ukryć ten fakt stając się kustoszem. Obawa, że nią wzgardzi paraliżowała członki - nie rozumiała dlaczego.
-Miałam okazję… spotkać go dwa razy. -Tyle wystarczyło, aby się zatracił. Tyle wystarczyło, że jak znalazł się w jej obecności to zapomniał o wszystkim co ważne. O sobie, o kobiecie, z którą był. Odwróciła się od kociołka, unikała uważnego spojrzenia, które mogło rozszyfrować ją w dwie minuty; spojrzenia, które nie reagowało na jej aurę, a ta drżała cała, wibrowała niebezpieczne. Villemo chciała uciec, schować się za aurą.
Skupiła się na mieczach wikińskich. Czy rana od nich zadana mogła zabić na miejscu?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Pią 13 Sty - 23:53
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Coś umarło, coś zgniło w stropach ich sytuacji, wciśnięte w mogiłę obaw; coś sztywniało, coś puchło, drażniąc wnikliwym swądem, coś rozciągnęło wargi, coś uśmiechało się, wstrętnie i sardonicznie.
Zmieniła się.
Odsłoniła.
Zobaczył ją po raz pierwszy - w równym, drastycznym stanie, w rozchwianiu, w kłębach chaosu, gdzie gniotły się bożki lęków ziejące z otwartej paszczy; pierwszy raz czuł wyraźnie jej słabość, tak wiotką, tak podatną, tak kruchą, czuł, jak mrowiła w dłoniach, czuł, jak ślizgała się nieuchronnie, podstępnie, po rzędach wypustek kręgów, czuł, jak wzbierała w każdej porcji oddechu wciśniętej pod pasma żeber. Czuł.
Pamiętał jej beznamiętność, pamiętał jej niewzruszenie, niezdolne do zadraśnięcia, pamiętał jej wielką dumę, pamiętał, jak obojętnie znosiła napięty dystans. Zdawała się wtedy rzeźbą, posągiem zwykle-niezwykłym i pięknem ludzko-nieludzkim, niezdolnym do doścignięcia. Z ich starć wychodziła bez szwanku, z napiętym, wzniesionym karkiem, nieczułym na presję czaru; nawet, gdy zawierzała się kotłującej pasji, nawet wtedy, nawet, gdy go prosiła, nie była dotychczas słaba, aż do obecnej chwili.
- Pomyśleć, że wszystko miało korzenie dokładnie w magii runicznej. Ewolucja posługiwania się magią zdawała mi się od zawsze niezwykle fascynująca - odgrywał posłusznie rolę, chcąc jeszcze przez chwilę wetknąć wszystkim pobliskim, rozsianym osobom kłamstwo. Nie chciał uczynić z ich wydarzenia większej eksplozji widowiska, ślizgając się przez interwał kilku momentów spojrzeniem po kształtach wikińskich mieczy oraz symbolach run.
Dzielili podobne piętno; mamili, zwodząc urokiem, niszczyli zawsze od środka. Wiedział, że miała wokół łańcuszek adoratorów; który z nich rzeczywiście mógł zdobyć jednak jej serce? Nie czuł teraz zazdrości; był pewien, to nie jest zazdrość, to inna mieszanka uczuć, świadomość dzierżonej klątwy. Jak wielu schwytała w sidła? jak wielu chciała mieć obok? Nie wierzył, że był jedynym; nie mógł być, niemożliwe. Co wtedy nią kierowało? Ciekawość, czysta ciekawość, czy jego usta miały odmienny smak; inny niż szereg mężczyzn oddanych treściom rozkazów? Czy bliskość, którą przynosił, tętniła w odmiennym rytmie pod naprężoną skórą?
- Wypaliłaś w nim ślad - sączył jej jad do ucha. - Jest chory - ależ stał się okrutny (stał się czy był od zawsze?; demony nie znały łaski), wypominał, wynosił i wybebeszał jej wszystko, co chciała utrzymać w środku, co miało przestawać krwawić. Podsycał trzeszczący ogień, liżący chciwie świadomość; oblicza nie przeszył grymas, objaśniał jej suchą prawdę. Czy stawał się teraz wrogiem? Czy wbijał się w miękką słabość?
Wychwycił przecież, jak drży; czar, który ją osnuwał, zamiast ją chronić, zwykł skupiać przecież spojrzenia; sprawiał, że dostrzeżony przez niego wcześniej mężczyzna wciąż zbliżał się w ich kierunku.
- Możemy wyjść w każdej chwili - oznajmił niedługo później; mogli uciec, opuścić szpony zasadzki, wydostać się razem, wspólnie.
Odnalazł wkrótce jej dłoń.
Zmieniła się.
Odsłoniła.
Zobaczył ją po raz pierwszy - w równym, drastycznym stanie, w rozchwianiu, w kłębach chaosu, gdzie gniotły się bożki lęków ziejące z otwartej paszczy; pierwszy raz czuł wyraźnie jej słabość, tak wiotką, tak podatną, tak kruchą, czuł, jak mrowiła w dłoniach, czuł, jak ślizgała się nieuchronnie, podstępnie, po rzędach wypustek kręgów, czuł, jak wzbierała w każdej porcji oddechu wciśniętej pod pasma żeber. Czuł.
Pamiętał jej beznamiętność, pamiętał jej niewzruszenie, niezdolne do zadraśnięcia, pamiętał jej wielką dumę, pamiętał, jak obojętnie znosiła napięty dystans. Zdawała się wtedy rzeźbą, posągiem zwykle-niezwykłym i pięknem ludzko-nieludzkim, niezdolnym do doścignięcia. Z ich starć wychodziła bez szwanku, z napiętym, wzniesionym karkiem, nieczułym na presję czaru; nawet, gdy zawierzała się kotłującej pasji, nawet wtedy, nawet, gdy go prosiła, nie była dotychczas słaba, aż do obecnej chwili.
- Pomyśleć, że wszystko miało korzenie dokładnie w magii runicznej. Ewolucja posługiwania się magią zdawała mi się od zawsze niezwykle fascynująca - odgrywał posłusznie rolę, chcąc jeszcze przez chwilę wetknąć wszystkim pobliskim, rozsianym osobom kłamstwo. Nie chciał uczynić z ich wydarzenia większej eksplozji widowiska, ślizgając się przez interwał kilku momentów spojrzeniem po kształtach wikińskich mieczy oraz symbolach run.
Dzielili podobne piętno; mamili, zwodząc urokiem, niszczyli zawsze od środka. Wiedział, że miała wokół łańcuszek adoratorów; który z nich rzeczywiście mógł zdobyć jednak jej serce? Nie czuł teraz zazdrości; był pewien, to nie jest zazdrość, to inna mieszanka uczuć, świadomość dzierżonej klątwy. Jak wielu schwytała w sidła? jak wielu chciała mieć obok? Nie wierzył, że był jedynym; nie mógł być, niemożliwe. Co wtedy nią kierowało? Ciekawość, czysta ciekawość, czy jego usta miały odmienny smak; inny niż szereg mężczyzn oddanych treściom rozkazów? Czy bliskość, którą przynosił, tętniła w odmiennym rytmie pod naprężoną skórą?
- Wypaliłaś w nim ślad - sączył jej jad do ucha. - Jest chory - ależ stał się okrutny (stał się czy był od zawsze?; demony nie znały łaski), wypominał, wynosił i wybebeszał jej wszystko, co chciała utrzymać w środku, co miało przestawać krwawić. Podsycał trzeszczący ogień, liżący chciwie świadomość; oblicza nie przeszył grymas, objaśniał jej suchą prawdę. Czy stawał się teraz wrogiem? Czy wbijał się w miękką słabość?
Wychwycił przecież, jak drży; czar, który ją osnuwał, zamiast ją chronić, zwykł skupiać przecież spojrzenia; sprawiał, że dostrzeżony przez niego wcześniej mężczyzna wciąż zbliżał się w ich kierunku.
- Możemy wyjść w każdej chwili - oznajmił niedługo później; mogli uciec, opuścić szpony zasadzki, wydostać się razem, wspólnie.
Odnalazł wkrótce jej dłoń.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Sob 14 Sty - 12:29
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Zawsze dumna i pewna swego, wiedziała kim, a raczej czym jest. Istnienie kruche i silne, mityczna istota, która czaiła się w głębinach jezior, a jej śpiew odbierał zdrowy rozmów. Posiadała siłę, której nikt nie mógł się przeciwstawić.
Prawie nikt.
Dzisiaj nie miała sił. Ciągła walka odbierała całą werwę. Starała się odnaleźć, starała się iść ścieżką, którą sobie wytyczyła, ale ostatnio ciągle stała na rozdrożach, musiała wybierać, a wybory te nigdy nie były proste. Nadal miała w sobie swoją dumę i odwagę, nadal potrafiła budować dystans, utworzyć lustrzane odbicie, stać się piękną figurą, którą chce się podziwiać i dotykać jednocześnie, ale rosła obawa, że dotyk skazi idealny obraz.
-Runy są wpisane w nasze istnienie. - Zauważyła banał chcąc grać dalej rolę, chcąc wyglądać jak kolejna osoba odwiedzająca wystawę. Jednak nie była. Trzymanie aury stawało się bolesne; udręka żłobiąca w umyśle sznyty, wołająca o uwolnienie. Stawała się bardziej widoczna, zwracała na siebie uwagę.
Była słaba.
Jego spokój koił i drażnił. Sprawiał, że chciała krzyczeć dlaczego tak nad sobą panuje, czy się z nią drażni. Z drugiej strony miała nadzieję, że jego aura nie będzie podsycać tej, która się z niej sączyła. Niczym krwawa posoka rozlewała się po ziemi, gęsta i lepiąca.
Jad wlał się do ucha. Sprawił, że strach zmienił się płynnie w upór, w chłód - nieskazitelnie idealny. Dumnie uniosła podbródek do góry. Nie da się stłamsić, nie da się zapędzić w kozi róg, z którego nie będzie miała ucieczki.
-Twoje piętno znaczy połowę Midgardu. - Odparła lodowato, głos o idealnej barwie ranił niczym sztylet. A ona była zastraszona, kąsała, broniła się do samego końca. Czy chciał ją zdradzić? Zostawić na pastę rozszalałego tłumu, w którym czaili się Wyzwoleni. Ukazywał siebie, zdejmował maskę, nałożoną w trakcie pierwszych spotkań; pokazywał siebie, wiedząc, że się nie obroni. Zniszczona niksa, którą wreszcie pokonał. Krew zagotowała się w żyłach, nowe siły napłynęły pod skórę, zabarwiły srebrem oczy.
Mężczyzna był coraz bliżej, znała to spojrzenie, zakryte mgłą, bezwiędne, pragnące tylko jej. Wystarczyło, że się odezwie, a jej głos uwięzi go ponownie. Stanie się niewolnikiem, bezwolną lalką, którą będzie mogła sterować, a potem porzuci na skraju jeziora, pozostawiając po sobie jedynie piękne wspomnienia.
Uzależnienie.
Podarowana nadzieja, stała w sprzeczności z okrucieństwem słów, wypowiedzianych tonem faktu. Niezaprzeczalnej prawdy.
Jasne palce splotła z podaną dłonią.
-Uciekajmy… - Wyszeptała. Doskonale wiedziała, gdzie chce uciec. Gdzie chce się zaszyć.
Poprowadziła go krętymi ścieżkami miasta.
Nie oglądała się za siebie.
Prawie nikt.
Dzisiaj nie miała sił. Ciągła walka odbierała całą werwę. Starała się odnaleźć, starała się iść ścieżką, którą sobie wytyczyła, ale ostatnio ciągle stała na rozdrożach, musiała wybierać, a wybory te nigdy nie były proste. Nadal miała w sobie swoją dumę i odwagę, nadal potrafiła budować dystans, utworzyć lustrzane odbicie, stać się piękną figurą, którą chce się podziwiać i dotykać jednocześnie, ale rosła obawa, że dotyk skazi idealny obraz.
-Runy są wpisane w nasze istnienie. - Zauważyła banał chcąc grać dalej rolę, chcąc wyglądać jak kolejna osoba odwiedzająca wystawę. Jednak nie była. Trzymanie aury stawało się bolesne; udręka żłobiąca w umyśle sznyty, wołająca o uwolnienie. Stawała się bardziej widoczna, zwracała na siebie uwagę.
Była słaba.
Jego spokój koił i drażnił. Sprawiał, że chciała krzyczeć dlaczego tak nad sobą panuje, czy się z nią drażni. Z drugiej strony miała nadzieję, że jego aura nie będzie podsycać tej, która się z niej sączyła. Niczym krwawa posoka rozlewała się po ziemi, gęsta i lepiąca.
Jad wlał się do ucha. Sprawił, że strach zmienił się płynnie w upór, w chłód - nieskazitelnie idealny. Dumnie uniosła podbródek do góry. Nie da się stłamsić, nie da się zapędzić w kozi róg, z którego nie będzie miała ucieczki.
-Twoje piętno znaczy połowę Midgardu. - Odparła lodowato, głos o idealnej barwie ranił niczym sztylet. A ona była zastraszona, kąsała, broniła się do samego końca. Czy chciał ją zdradzić? Zostawić na pastę rozszalałego tłumu, w którym czaili się Wyzwoleni. Ukazywał siebie, zdejmował maskę, nałożoną w trakcie pierwszych spotkań; pokazywał siebie, wiedząc, że się nie obroni. Zniszczona niksa, którą wreszcie pokonał. Krew zagotowała się w żyłach, nowe siły napłynęły pod skórę, zabarwiły srebrem oczy.
Mężczyzna był coraz bliżej, znała to spojrzenie, zakryte mgłą, bezwiędne, pragnące tylko jej. Wystarczyło, że się odezwie, a jej głos uwięzi go ponownie. Stanie się niewolnikiem, bezwolną lalką, którą będzie mogła sterować, a potem porzuci na skraju jeziora, pozostawiając po sobie jedynie piękne wspomnienia.
Uzależnienie.
Podarowana nadzieja, stała w sprzeczności z okrucieństwem słów, wypowiedzianych tonem faktu. Niezaprzeczalnej prawdy.
Jasne palce splotła z podaną dłonią.
-Uciekajmy… - Wyszeptała. Doskonale wiedziała, gdzie chce uciec. Gdzie chce się zaszyć.
Poprowadziła go krętymi ścieżkami miasta.
Nie oglądała się za siebie.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Sob 14 Sty - 15:21
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Toksyna ciekła; broczyła z kraterów ran, z pasów otarć szarpiących skorupą skóry. Dzieliły ich podobieństwa; zwaśnione dziedzictwa natur, gatunki trwające w kłótni szumiącej w bryzie instynktów. Toksyna - pędziła w żyłach, szarpała się w kotle serca, wsiąkała w bibułę mózgu.
Stała się osaczona (bezbronna?), przyparta do lica ściany, w kokonie bliskości wroga, w bliskości swojej ofiary lgnącej jak ćma do światła. Tym rzeczywiście byli, snopami tańczących świateł, pnączami gibkiego ognia zdolnymi oparzyć wszystko, każdego, kto śmiał się zbliżyć. Niszczyli pobliskich ludzi; zarówno w nieświadomości jak z czystą premedytacją. Roznosili chorobę, której nagły paroksyzm zaciskał szpony zachwytu, w gorączce trawił rozsądek.
- Cóż - odpowiedział - w przeciwieństwie do ciebie nie jestem w centrum uwagi - rozmawiali jak żmije, jak poruszone kobry plujące wściekle trucizną. Sam tłumił strumienie czaru, próbował utonąć w tłumie, co jakiś czas, nieuchronnie skupiając jednak spojrzenia, szczególnie kobiet przejętych zaciekawieniem. Nie spętał jednak osoby z podobną siłą co ona (musieli się lepiej znać, czy byli ze sobą blisko? czy zwykła karmić go kłamstwem? dawać złudzenie, szansę, że może być tylko jego?). Mężczyzna nadal się zbliżał, wędrując niczym w hipnozie, trawiony doszczętną żądzą, pragnieniem jej obecności.
Wiedział, co zarzucała mu pod woalem słów; rozwiązłość, w której nieładzie wiódł ścieżki swej egzystencji; rozwiązłość, którą tętniły przeróżne, krążące plotki, żarzącą się w artykułach, w dosadnych treściach skandalów. Nie szukał jednak świętości i nie chciał nigdy zaprzeczać; pogrążał się w hedonizmie, nie wiedząc już najzupełniej jak wiele jego tendencji zdążyło wynikać z faktu, że przecież jest huldrekallem, jak wiele jest własnym grzechem, ułomnym i równie ludzkim.
Nie mówił jednak nic więcej; skinąwszy w milczeniu głową, uścisnął kotwicę dłoni. Wzburzone morze sylwetek rozbryzgało się, bezustannie, po wszystkich zakątkach sali; ruszyli jednak przed siebie, ruszyli w kierunku wyjścia; ruszyli, bo chcieli uciec. Zawierzył się dziś jej woli, wnikając w wąwóz alejek, wędrując w stronę portalu.
Był wrogiem, ale był przy niej.
Był wrogiem, choć był jej bliski.
Villemo i Einar z tematu
Stała się osaczona (bezbronna?), przyparta do lica ściany, w kokonie bliskości wroga, w bliskości swojej ofiary lgnącej jak ćma do światła. Tym rzeczywiście byli, snopami tańczących świateł, pnączami gibkiego ognia zdolnymi oparzyć wszystko, każdego, kto śmiał się zbliżyć. Niszczyli pobliskich ludzi; zarówno w nieświadomości jak z czystą premedytacją. Roznosili chorobę, której nagły paroksyzm zaciskał szpony zachwytu, w gorączce trawił rozsądek.
- Cóż - odpowiedział - w przeciwieństwie do ciebie nie jestem w centrum uwagi - rozmawiali jak żmije, jak poruszone kobry plujące wściekle trucizną. Sam tłumił strumienie czaru, próbował utonąć w tłumie, co jakiś czas, nieuchronnie skupiając jednak spojrzenia, szczególnie kobiet przejętych zaciekawieniem. Nie spętał jednak osoby z podobną siłą co ona (musieli się lepiej znać, czy byli ze sobą blisko? czy zwykła karmić go kłamstwem? dawać złudzenie, szansę, że może być tylko jego?). Mężczyzna nadal się zbliżał, wędrując niczym w hipnozie, trawiony doszczętną żądzą, pragnieniem jej obecności.
Wiedział, co zarzucała mu pod woalem słów; rozwiązłość, w której nieładzie wiódł ścieżki swej egzystencji; rozwiązłość, którą tętniły przeróżne, krążące plotki, żarzącą się w artykułach, w dosadnych treściach skandalów. Nie szukał jednak świętości i nie chciał nigdy zaprzeczać; pogrążał się w hedonizmie, nie wiedząc już najzupełniej jak wiele jego tendencji zdążyło wynikać z faktu, że przecież jest huldrekallem, jak wiele jest własnym grzechem, ułomnym i równie ludzkim.
Nie mówił jednak nic więcej; skinąwszy w milczeniu głową, uścisnął kotwicę dłoni. Wzburzone morze sylwetek rozbryzgało się, bezustannie, po wszystkich zakątkach sali; ruszyli jednak przed siebie, ruszyli w kierunku wyjścia; ruszyli, bo chcieli uciec. Zawierzył się dziś jej woli, wnikając w wąwóz alejek, wędrując w stronę portalu.
Był wrogiem, ale był przy niej.
Był wrogiem, choć był jej bliski.
Villemo i Einar z tematu
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Ursula Frisk
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Wto 12 Gru - 18:38
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
7.02.2001
Czas leciał mi nieubłaganie. Nim się obejrzałam, zaczął się luty, a mi przybył dodatkowy rok. Miałam wrażenie, że przez ten otaczający mnie chaos, który panuje w mieście, nieład też wkradł się do mojej głowy. Od ponad pół roku Krucza Straż nie poradziła sobie z zabójstwami galdrów, problem z siejącym spustoszenie pomnikiem, czy wreszcie panoszącą się bestia po obrzeżach miasta. W środku tego wszystkiego byłam ja, sfrustrowana i modląca się o błogi spokój, którego ostatnio mi brakowało. Niewątpliwie ja też jestem winna całemu temu obłędu. Byłam na tyle głupia, żeby z czystej złośliwości napisać do Ratatoskra, co przyniosło mi więcej problemów niż satysfakcji. Użeranie się z Viktorem nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, z którymi zmagałam się pod koniec minionego roku, ale obecnie udało mi się uwolnić od konsekwencji tego artykułu. Ciekawe na jak długo...
W tym roku również pojawiłam się na Vekkelse, chociaż jestem pewna, że udałoby mi się znaleźć ciekawsze rzeczy do roboty, niż kolejne zebranie bogatych i bogatszych, jednak moja matka idealnie dysponuje moim czasem. Musi pokazać się przynajmniej przy wejściu i wyjściu z rodziną w komplecie. W tym wszystkim udało mi się znaleźć kilka pozytywów, ku mojemu zdziwieniu. Oslo jest niewątpliwie pięknym miastem, a trudno byłoby mi znaleźć aktualnie czas na wycieczkę turystyczną, więc Vekkelse było idealną do tego okazją. Również na tym dwudniowym wyjeździe mam nadzieję, że uda mi się odpocząć od Midgardu. Choć kocham to miasto całym sercem, aktualnie kojarzy mi się tylko z najgorszymi rzeczami, przez co przebywanie w nim niszczy mnie od środka.
Jak tylko udało mi się odłączyć od gadatliwych rodziców, zaczęłam szukać bardziej spokojnego miejsca, zostawiając ich przy wystawie gadów, która swoją drogą mało mnie interesowała. Skierowałam się na wystawę historyczną, mając nadzieję, że nie zastanę tam tłoku i będę mogła zanurzyć się w swoich myślach, a przy okazji zobaczyć coś, co rzeczywiście może mnie zainteresować.
Rzeczywiście muzeum te miało bardzo inspirujące zbiory. Przechadzając się spokojnym krokiem i oglądając elementy wystawy, moją uwagę przykuł ołtarz ofiarny na tyle, że zdecydowałam się przy nim zatrzymać i rozszyfrować wszystkie jego detale. Wyryta runa berkano i otaczająca ołtarzyk wełna wskazywały ewidentnie, że służył on do składania ofiar ku czci bogini Frigg. Zaintrygowało mnie, kto mógł zlecić wykonanie tego dzieła. Bogata widząca mająca problemy z płodnością, może z donoszeniem ciąży? Skupiona na detalach, skrzyżowałam nogi i co jakiś czas marszczyłam brwi, czy mamrotałam coś pod nosem, co zwiastowało, że prawdopodobnie nie odejdę od tego eksponatu w ciągu najbliższych piętnastu minut.
Björn Guildenstern
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Wto 12 Gru - 18:39
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Choć Oslo było oficjalną stolicą Norwegii, to Björn bardzo rzadko bywał w tym mieście, na co dzień kursując między Midgardem a Bergen. Teraz jednak nadarzyła się niepowtarzalna okazja, by wszystko nadrobić, dlatego też w samo południe pojawił się w dzielnicy Dziewięciu Światów wraz z całą swoją rodziną. W końcu nie odpuściliby mu, gdyby się tu nie pojawił; Vekkelse było niekwestionowanie najważniejszym świętem w kalendarzu, które celebrowało zjednoczenie wszystkich krajów nordyckich pod egidą wszystkich klanów magicznych. Jego rodzina w tym roku postanowiła wystawić drakkar, który należał niegdyś do Egila Guildensterna, słynnego galdryjskiego żeglarza XIX wieku i legendarnego pogromcy krakenów – niezbyt jednak interesowało go to, o czym wiedział od dziecka. Dla innych osób mogło to być fascynujące, lecz Björn w rzeczywistości dorastał wśród legend o wilkach morskich i członkach klanu, którzy stawiali czoła nieprzewidywalnemu żywiołowi, jakim była woda. Opuścił więc Stary Port bez większego żalu wraz z dalszą kuzynką Heleną, dotrzymującą mu dziś na polecenie matki towarzystwa, po czym udali się w stronę Oslo Kunstmuseum, gdzie miała miejsce wystawa historyczna. Był ciekaw, co Oldenburgowie tym razem przygotowali — w końcu niedawno miał okazję być w Galerii Wieków Minionych. Zastanawiał się więc, gdy przechadzał się po salach, pozwalając swojej kuzynce zająć się sobą, czy uda im się go dziś zaskoczyć.
— Och, przepraszam — odpowiedział Björn, gdy zupełnie przypadkiem wpadł na jasnowłosą kobietę, która przyglądała się jednemu z eksponatów. Jak się okazało — oboje z zainteresowaniem spoglądali na miniaturowy, zabytkowy ołtarz ofiarny. Uśmiechnął się tylko przepraszająco w jej kierunku z powodu swojego zamyślenia, nieco ostentacyjnie strzepując z czarnego płaszcza niewidzialny pył. — Niesamowite, że akurat przetrwał tyle lat. Zawsze wydawało mi się, że są o wiele większe — dodał bez zastanowienia młody Guildenstern, dopiero po dłuższej chwili orientując się, z kim ma do czynienia. Friskowie byli szanowaną rodziną, która zajmowała wysokie pozycje w Stortingu, stąd też wypadało, by Björn po części ją kojarzył. W rzeczywistości znał jednak ich córkę Ursulę z Przesmyku Lokiego; bywała też u niego w sklepie, raz na jakiś czas wypytując się o mniej lub bardziej legalne specyfiki, co wzbudziło w nim zainteresowanie i podsunęło mu kilka podejrzeń na temat kobiety. — Panna… Frisk? — upewnił się, nie do końca przekonany, czy nie przekręcił jej nazwiska.
— Och, przepraszam — odpowiedział Björn, gdy zupełnie przypadkiem wpadł na jasnowłosą kobietę, która przyglądała się jednemu z eksponatów. Jak się okazało — oboje z zainteresowaniem spoglądali na miniaturowy, zabytkowy ołtarz ofiarny. Uśmiechnął się tylko przepraszająco w jej kierunku z powodu swojego zamyślenia, nieco ostentacyjnie strzepując z czarnego płaszcza niewidzialny pył. — Niesamowite, że akurat przetrwał tyle lat. Zawsze wydawało mi się, że są o wiele większe — dodał bez zastanowienia młody Guildenstern, dopiero po dłuższej chwili orientując się, z kim ma do czynienia. Friskowie byli szanowaną rodziną, która zajmowała wysokie pozycje w Stortingu, stąd też wypadało, by Björn po części ją kojarzył. W rzeczywistości znał jednak ich córkę Ursulę z Przesmyku Lokiego; bywała też u niego w sklepie, raz na jakiś czas wypytując się o mniej lub bardziej legalne specyfiki, co wzbudziło w nim zainteresowanie i podsunęło mu kilka podejrzeń na temat kobiety. — Panna… Frisk? — upewnił się, nie do końca przekonany, czy nie przekręcił jej nazwiska.
Ursula Frisk
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Wto 12 Gru - 18:39
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Rozkrzyżowałam nogi, kiedy to nieznana siła omal mnie nie przewróciła. Zrobiłam jeden krok w drugą stronę, żeby zachować bezpieczny dystans, jednocześnie kiwając głową do mężczyzny:
- Nic się nie stało... - Odezwałam się niezbyt głośno, nie przyglądając się galdrowi, który wyrwał mnie z moich przemyśleń, a następnie znowu próbowałam wrócić do mojego wewnętrznego monologu. Nie trwał on długo, ponieważ brunet prawdopodobnie znalazł we mnie towarzysza do rozmowy. Widać wymarzony przeze mnie spokój i odpoczynek, nie będzie mi dziś dany. Mimo wszystko powstrzymałam się od westchnięcia, bo nigdy nie wiadomo czy może mnie nie kojarzyć, a kolejnych problemów z moją matką podziękuję. - Wydaję mi się, że nie jest za duży, ponieważ służył do małych ofiarowań, ale częstych... może nawet codziennych? - Odpowiedziałam mężczyźnie, dzieląc się moimi przemyśleniami. - Prawdopodobnie przetrwał tyle lat, ponieważ jest regularnie czyszczony. Ta runa, berkano, musi świadczyć o tym, że ołtarz został wybudowany ku czci Frigg, więc jakiekolwiek zaniedbanie go mogłoby być co najmniej obrażające dla bogini. - Dodałam jeszcze, zastanawiając się, czy nie jest to czas na ewakuacje, kiedy to mężczyzna zamilkł.
Kiedy miałam już odchodzić od eksponatu, nagle usłyszałam swoje nazwisko. To był moment, w którym również przyjrzałam się mojemu rozmówcy, rozpoznając w nim członka klanu Guildenstern oraz właściciela sklepu alchemicznego. W jego biznesie można łatwo się zaopatrzyć w różnorakie składniki, nie zawsze legalne, bez żadnych podejrzeń, z jakimi wiązała się wyprawa do Przesmyku. Ciekawy jest fakt, czemu członek bogatego klanu pała się niebezpiecznym interesem. Wydaję mi się, że mogłam go nawet kiedyś zauważyć podczas moich nielicznych wypraw do dzielnicy ślepców...
- Och, Panie Guildenstern, proszę mi wybaczyć, nie poznałam Pana. - Uśmiechnęłam się, czekając ewentualnie na niewerbalny gest powitania. Przyszło mi na myśl, że może mogłabym się go spytać o tajemniczą roślinę. Próby identyfikacji jej spełzły na niczym, więc może stojący przede mną alchemik, mógłby mi w tym pomóc..?
- Nic się nie stało... - Odezwałam się niezbyt głośno, nie przyglądając się galdrowi, który wyrwał mnie z moich przemyśleń, a następnie znowu próbowałam wrócić do mojego wewnętrznego monologu. Nie trwał on długo, ponieważ brunet prawdopodobnie znalazł we mnie towarzysza do rozmowy. Widać wymarzony przeze mnie spokój i odpoczynek, nie będzie mi dziś dany. Mimo wszystko powstrzymałam się od westchnięcia, bo nigdy nie wiadomo czy może mnie nie kojarzyć, a kolejnych problemów z moją matką podziękuję. - Wydaję mi się, że nie jest za duży, ponieważ służył do małych ofiarowań, ale częstych... może nawet codziennych? - Odpowiedziałam mężczyźnie, dzieląc się moimi przemyśleniami. - Prawdopodobnie przetrwał tyle lat, ponieważ jest regularnie czyszczony. Ta runa, berkano, musi świadczyć o tym, że ołtarz został wybudowany ku czci Frigg, więc jakiekolwiek zaniedbanie go mogłoby być co najmniej obrażające dla bogini. - Dodałam jeszcze, zastanawiając się, czy nie jest to czas na ewakuacje, kiedy to mężczyzna zamilkł.
Kiedy miałam już odchodzić od eksponatu, nagle usłyszałam swoje nazwisko. To był moment, w którym również przyjrzałam się mojemu rozmówcy, rozpoznając w nim członka klanu Guildenstern oraz właściciela sklepu alchemicznego. W jego biznesie można łatwo się zaopatrzyć w różnorakie składniki, nie zawsze legalne, bez żadnych podejrzeń, z jakimi wiązała się wyprawa do Przesmyku. Ciekawy jest fakt, czemu członek bogatego klanu pała się niebezpiecznym interesem. Wydaję mi się, że mogłam go nawet kiedyś zauważyć podczas moich nielicznych wypraw do dzielnicy ślepców...
- Och, Panie Guildenstern, proszę mi wybaczyć, nie poznałam Pana. - Uśmiechnęłam się, czekając ewentualnie na niewerbalny gest powitania. Przyszło mi na myśl, że może mogłabym się go spytać o tajemniczą roślinę. Próby identyfikacji jej spełzły na niczym, więc może stojący przede mną alchemik, mógłby mi w tym pomóc..?
Björn Guildenstern
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Wto 12 Gru - 18:39
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Ostatnimi czasy Björn bez ustanku bujał w obłokach, zastanawiając się niepohamowanie, co by było, gdyby kilka miesięcy nie wrócił do Midgardu i został w Ameryce, by tam dokończyć swój doktorat. Gdyby nie był Guildensternem i dziedzicem klanu, najprawdopodobniej wyjazd do Oslo z okazji święta Vekkelse jawiłby mu się jako chwila wytchnienia od codziennych obowiązków i pracy, lecz teraz, w licznym towarzystwie rodziny i magicznych mediów, nie miał spokoju, bowiem wszyscy śledzili niemal każdy jego krok. Dlatego też Björn musiał szczególnie uważać na to, co robi i z kim rozmawia. Nie mógł się zbytnio wychylać, świadomie ograniczając kontakty z tymi, z którymi nie powinien się zadawać przez swoje pochodzenie – przynajmniej przez najbliższe tygodnie, gdy plotki na temat jego ewentualnego narzeczeństwa ucichną. Cieszył się, że chociaż teraz, gdy jego młodsza kuzynka Helena oddaliła się, zwiedzając sama wystawę, miał moment dla siebie, by podziwiać to, co w tym roku przygotowali Oldenburgowie. Zatrzymał się przy ołtarzu ofiarnym, zawieszając na nim wzrok, chwilę później przenosząc go na pannę Frisk, na którą przypadkiem wpadł w Oslo Kunstkamera.
— Trzeba przyznać, że się postarali. Mam na myśli Oldenburgów. Zebrali wiele interesujących eksponatów, wbrew temu, co mówią Hallströmowie — powiedział zwięźle Björn, wodząc spojrzeniem pełnym zainteresowania po poszczególnych przedmiotach. Mimo że na co dzień nie był znawcą w tej dziedzinie, to jednak historia galdrów niezmiennie od lat go fascynowała. — Być może… Nie jestem aż tak obeznany, szczerze mówiąc. Rytuały i obrzędy religijne to nie moja bajka — dodał zgodnie z prawdą Guildenstern, uśmiechając się przyjacielsko, gdy panna Frisk go wreszcie rozpoznała. — W rzeczy samej, miło panią widzieć, panno Frisk — potwierdził kiwnięciem głowy, przechodząc dalej do kolejnego eksponatu na swojej drodze i licząc po cichu na to, że Ursula do niego dołączy. Choć w rzeczywistości nie znali się zbyt dobrze, widując się okazjonalnie w sklepie czy w Przesmyku Lokiego, to wolał jej towarzystwo od wścibskiej kuzynki Heleny. — O, grapen. Wiedziała pani, że były wykorzystywane do sporządzania pierwszych mikstur i rytuałów? — Jako wykształcony alchemik musiał to wiedzieć; nie wszyscy jednak byli obeznani z nazewnictwem kociołków.
— Trzeba przyznać, że się postarali. Mam na myśli Oldenburgów. Zebrali wiele interesujących eksponatów, wbrew temu, co mówią Hallströmowie — powiedział zwięźle Björn, wodząc spojrzeniem pełnym zainteresowania po poszczególnych przedmiotach. Mimo że na co dzień nie był znawcą w tej dziedzinie, to jednak historia galdrów niezmiennie od lat go fascynowała. — Być może… Nie jestem aż tak obeznany, szczerze mówiąc. Rytuały i obrzędy religijne to nie moja bajka — dodał zgodnie z prawdą Guildenstern, uśmiechając się przyjacielsko, gdy panna Frisk go wreszcie rozpoznała. — W rzeczy samej, miło panią widzieć, panno Frisk — potwierdził kiwnięciem głowy, przechodząc dalej do kolejnego eksponatu na swojej drodze i licząc po cichu na to, że Ursula do niego dołączy. Choć w rzeczywistości nie znali się zbyt dobrze, widując się okazjonalnie w sklepie czy w Przesmyku Lokiego, to wolał jej towarzystwo od wścibskiej kuzynki Heleny. — O, grapen. Wiedziała pani, że były wykorzystywane do sporządzania pierwszych mikstur i rytuałów? — Jako wykształcony alchemik musiał to wiedzieć; nie wszyscy jednak byli obeznani z nazewnictwem kociołków.
Ursula Frisk
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Wto 12 Gru - 18:40
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Nie byłam w stanie się nie zgodzić z mężczyzną. Udało mi się być na kilku jak nie kilkunastu wystawach i mogę przyznać, że Oldenburgowie wzięli sprawę na poważnie, mimo że nie udało mi się jeszcze wszystkiego obejrzeć. Nie dziwiło mnie to zbytnio. Vekkelse dla galdrów jest niewątpliwie ważnym świętem, dlatego słaba ekspozycja mogłaby się boleśnie odbić na ich wizerunku.
- Takie klanowe dogryzanie musi być irytujące. - Dodałam bez wahania, kiwając głową. Na szczęście nie jestem związana z żadnym prestiżowym rodowodem, co wyklucza mnie z podobnych potyczek, choć moja matka z chęcią by to zmieniła. Niewątpliwie zachowanie Hallströmów jest bardzo dziecinne. Rozumiem, że z Oldenburgami nie mają pozytywnych relacji, ale rozpuszczanie takich bredni dotyczących eksponatów nie jest ani trochę profesjonalne, w szczególności, gdy nie mają żadnego dowodu winy.
- Och... magia runiczna, choć nie jest tak dynamiczna, daje o wiele większe możliwości niż inne rodzaje zaklęć, Panie Guildenstern. - Uśmiechnęłam się do mężczyzny. Ten rodzaj magii nie jest w tych czasach bardzo rozpowszechniony. W sytuacji nagłego zagrożenia nie masz dużego repertuaru szybkich rytuałów obronnych, a wykonanie klątwy wymaga skupienia i czasu. Język runiczny też potrafi przynieść dużo frustracji i zniechęcenia, a płynność w jego używaniu jest wymagana, jeśli chce się robić potężniejsze zaklęcia, czy łamać cięższe klątwy.
Postanowiłam podążać za Guildensternem, który chyba nie miał nic przeciwko. Uznałam, że poczekam na odpowiedni moment, żeby zadać mu pytanie w sprawie tajemniczej rośliny.
- Chyba coś kiedyś o tym czytałam - Zmrużyłam oczy, przyglądając się wczesnośredniowiecznemu naczyniu. Rozejrzałam się ostentacyjnie, żeby upewnić się, że nikt nas nie podsłuchuje i podeszłam dwa kroki bliżej mężczyzny: - Na pewno zna się Pan świetnie na alchemii, dlatego chciałabym się o coś spytać… Słyszał Pan może o pewnej roślinie.. nazywa się, jak przypuszczam, Paliczki Idunn? - Uniosłam brew, jednocześnie przyglądając się reakcji mężczyzny na tą nazwę. Bardzo chciałabym poznać jej budowę morfologiczną i anatomiczną, może też spróbować wyhodować kolejny liść? Pomoc Anwara nie przyniosła mi żadnych odpowiedzi, a Guildenstern pałający się alchemią może coś wiedzieć. Jednak Rosenkratzowi mogłam zaufać, natomiast bruneta znałam za krótko, żeby być pewna jego osoby.
- Takie klanowe dogryzanie musi być irytujące. - Dodałam bez wahania, kiwając głową. Na szczęście nie jestem związana z żadnym prestiżowym rodowodem, co wyklucza mnie z podobnych potyczek, choć moja matka z chęcią by to zmieniła. Niewątpliwie zachowanie Hallströmów jest bardzo dziecinne. Rozumiem, że z Oldenburgami nie mają pozytywnych relacji, ale rozpuszczanie takich bredni dotyczących eksponatów nie jest ani trochę profesjonalne, w szczególności, gdy nie mają żadnego dowodu winy.
- Och... magia runiczna, choć nie jest tak dynamiczna, daje o wiele większe możliwości niż inne rodzaje zaklęć, Panie Guildenstern. - Uśmiechnęłam się do mężczyzny. Ten rodzaj magii nie jest w tych czasach bardzo rozpowszechniony. W sytuacji nagłego zagrożenia nie masz dużego repertuaru szybkich rytuałów obronnych, a wykonanie klątwy wymaga skupienia i czasu. Język runiczny też potrafi przynieść dużo frustracji i zniechęcenia, a płynność w jego używaniu jest wymagana, jeśli chce się robić potężniejsze zaklęcia, czy łamać cięższe klątwy.
Postanowiłam podążać za Guildensternem, który chyba nie miał nic przeciwko. Uznałam, że poczekam na odpowiedni moment, żeby zadać mu pytanie w sprawie tajemniczej rośliny.
- Chyba coś kiedyś o tym czytałam - Zmrużyłam oczy, przyglądając się wczesnośredniowiecznemu naczyniu. Rozejrzałam się ostentacyjnie, żeby upewnić się, że nikt nas nie podsłuchuje i podeszłam dwa kroki bliżej mężczyzny: - Na pewno zna się Pan świetnie na alchemii, dlatego chciałabym się o coś spytać… Słyszał Pan może o pewnej roślinie.. nazywa się, jak przypuszczam, Paliczki Idunn? - Uniosłam brew, jednocześnie przyglądając się reakcji mężczyzny na tą nazwę. Bardzo chciałabym poznać jej budowę morfologiczną i anatomiczną, może też spróbować wyhodować kolejny liść? Pomoc Anwara nie przyniosła mi żadnych odpowiedzi, a Guildenstern pałający się alchemią może coś wiedzieć. Jednak Rosenkratzowi mogłam zaufać, natomiast bruneta znałam za krótko, żeby być pewna jego osoby.
Björn Guildenstern
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Wto 12 Gru - 18:40
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
— Trochę… — powiedział tylko cicho Björn, słysząc słowa Frisk. — Da się do tego przyzwyczaić — dodał zgodnie z prawdą, oglądając w dalszym ciągu muzealną ekspozycję. Nie było łatwo należeć do jednego z najważniejszych klanów magicznej Skandynawii, jednak alchemik traktował wszelkie niesnaski klanowe jako codzienność. Rada, mimo że teoretycznie miała stanowić jedność, w rzeczywistości była podzielona na przymierza i dbała wyłącznie o swoje wpływy, a Hallstromom nie było na rękę, by bratać się z Oldenburgami. Z kolei młody Guildenstern, mimo swoich osobistych uprzedzeń, nie kierował się w swoim życiu tym, jakie jego rodzina miała relacje z innymi klanami, mimo że niejednokrotnie był zmuszony udawać swoją niechęć w stosunku do niektórych przedstawicieli innych rodzin. Dla zasady. — Zwłaszcza, jeśli dorasta się w takim środowisku. — Środowisku, do którego od dłuższego momentu żywił ogromną niechęć, bowiem nie pozwalało mu na swobodę w podejmowaniu własnych decyzji. W wielu przypadkach Björn miał związane ręce, nie będąc w stanie postawić się temu, co zaplanowali dla niego rodzice. Nie był gotowy na to, by się zdradzić i ujawnić się światu, co pozwoliłoby mu na rozpoczęcie życia po swojemu; wciąż było za wcześnie, a przynajmniej chciał uparcie wierzyć w to, że miał jeszcze trochę czasu, nim jego życie legnie w gruzach.
— Mogę się tylko domyślać, że magia runiczna to fascynująca dziedzina, nie było mi jednak nigdy dane się w nią bardziej zagłębić, nie licząc podstaw poznanych w szkole — odpowiedział uprzejmie Guildenstern, pozwalając sobie dołączyć do Frisk, która była w mniemaniu Björna o wiele lepszym towarzystwem niż jego wścibska kuzynka Helena. — I ten tradycyjny strój völvy… Robi wrażenie — dodał Guildenstern, gdy w dalszym ciągu przechadzali się wzdłuż wystawy, podziwiając kolejne eksponaty. — Paliczki Idunn? — dopytał jeszcze raz młody alchemik, próbując sobie przypomnieć, czy aby na pewno nie słyszał wcześniej o podobnej roślinie; po kilku sekundach namysłu nie był w stanie jednak znaleźć odpowiedzi na to pytanie. — Nie jestem pewien, szczerze mówiąc. Skąd ją pani ma? Może mógłbym poszukać czegoś w swoich księgach, jeśli potrzebuje pani pomocy... — Podrapał się po głowie, spoglądając uważnie na jasnowłosą kobietę, która na moment się przed nim zatrzymała. Nie znał jeszcze intencji Frisk, choć zaciekawiła go niecodziennym pytaniem.
— Mogę się tylko domyślać, że magia runiczna to fascynująca dziedzina, nie było mi jednak nigdy dane się w nią bardziej zagłębić, nie licząc podstaw poznanych w szkole — odpowiedział uprzejmie Guildenstern, pozwalając sobie dołączyć do Frisk, która była w mniemaniu Björna o wiele lepszym towarzystwem niż jego wścibska kuzynka Helena. — I ten tradycyjny strój völvy… Robi wrażenie — dodał Guildenstern, gdy w dalszym ciągu przechadzali się wzdłuż wystawy, podziwiając kolejne eksponaty. — Paliczki Idunn? — dopytał jeszcze raz młody alchemik, próbując sobie przypomnieć, czy aby na pewno nie słyszał wcześniej o podobnej roślinie; po kilku sekundach namysłu nie był w stanie jednak znaleźć odpowiedzi na to pytanie. — Nie jestem pewien, szczerze mówiąc. Skąd ją pani ma? Może mógłbym poszukać czegoś w swoich księgach, jeśli potrzebuje pani pomocy... — Podrapał się po głowie, spoglądając uważnie na jasnowłosą kobietę, która na moment się przed nim zatrzymała. Nie znał jeszcze intencji Frisk, choć zaciekawiła go niecodziennym pytaniem.
Ursula Frisk
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Wto 12 Gru - 18:40
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Może niepotrzebnie podzieliłam się swoją uwagę z młodym Guildensternem, ponieważ wydawało mi się, że trochę przygasł w moich oczach. Też jego słowa wypowiedziane były cicho, może z lekkim żalem? Bycie członkiem jednego z tych "znakomitych" rodów o długiej historii nie wiąże się tylko z prestiżem, lecz posiada też wiele minusów. Trudno jest funkcjonować, gdy dziennikarze z Ratatoskra ciągle patrzą ci na ręce, jakby nikt inny nie popełniał nawet najmniejszych błędów, żeby pokazać naszej społeczności niekorzystne momenty jarlów, dziedziców i nie tylko. Już nie będę znowu wspominać też o relacjach międzyklanowych i do tragedii osobistych, miłosnych, które brały się przez uprzedzenia stworzone setki lat temu. Zjednoczyć się jest trudno, a poróżnić łatwo. Uśmiechnęłam się więc delikatnie w odpowiedzi na słowa Guildensterna, pozwalając sobie na niekontynuowanie tego tematu.
- Na naukę nigdy nie jest za późno! Zawsze można odkryć w sobie nowe powołanie - Puściłam przyjaźnie oczko do chłopaka i razem z nim przeszłam do stroju völvy, starając się dostrzec nawet najdrobniejszy detal. - Swojego czasu, czyli dwa miesiące temu, miałam pomóc w pewnej pracy badawczej o völvach, ale niestety student odpowiedzialny za to przedsięwzięcie wyjechał… chyba do Paryża? i nie doszło ono do skutku - Zmrużyłam oczy, opowiadając tym samym historie. Bardzo mi ulżyła wiadomość o wyjeździe Viktora, był jedną z przeszkód, które niewątpliwie mogły zaszkodzić mi w przyszłości. Jedna impreza za dużo i pod wpływem alkoholu przyznałam się do napisania tego nieszczęsnego listu. Miałam tylko nadzieję, że nie zdradził tego Safírowi, bo jak mniemam po całej tej aferze, którą spowodowałam, ich relację znacznie się pogorszyły. Pomimo że poniekąd żałuję tego wysłanego pergaminu, to należało się to wszystko temu śniącemu za tę kpinę w moją stronę, ale temat ten i tak zaginął gdzieś w toku nowych plotek tej gazety. - A Pan jak uważa? Umiejętności völvy to dar, czy raczej przekleństwo i brzemię, które muszą nosić do końca życia? - Wysłałam mu pytające spojrzenie szczerze ciekawa jego opinii.
Moja mina również przygasła, gdy alchemik przyznał się, że też o niej nie słyszał. Zaczęło mnie to intrygować coraz bardziej i bardziej. Nie chciałam się jednak przyznać do tego, że znajduje się ona w moim posiadaniu. Z drugiej strony alchemią zajmuję się rzadko. Zostaję raczej przy prostych eliksirach, czy wywarach potrzebnych do rytuałów, więc nie wierzę, że to ja byłabym w stanie użyć jej najbardziej efektywnie. Głupio było mi zużyć jedno z niewielu kłączy, żeby zastąpić jakąś pospolitą poziomkę, a wprawy mi brak, żeby spróbować uwarzyć coś lepszego.
- A gdybym powiedziała, że istnieje roślina, której kłącze jest w stanie zastąpić jeden składnik z receptury nawet najtrudniejszego eliksiru, to uwierzyłby mi Pan? - Znowu wysłałam mężczyźnie pytające spojrzenie, jak gdyby analizując go. Dużo w tym momencie ryzykowałam, ale chciałabym pojąć jej sekret. Oczywiście mógł mnie teraz wziąć za totalną wariatkę, choć nie dziwię się mu wcale.
- Na naukę nigdy nie jest za późno! Zawsze można odkryć w sobie nowe powołanie - Puściłam przyjaźnie oczko do chłopaka i razem z nim przeszłam do stroju völvy, starając się dostrzec nawet najdrobniejszy detal. - Swojego czasu, czyli dwa miesiące temu, miałam pomóc w pewnej pracy badawczej o völvach, ale niestety student odpowiedzialny za to przedsięwzięcie wyjechał… chyba do Paryża? i nie doszło ono do skutku - Zmrużyłam oczy, opowiadając tym samym historie. Bardzo mi ulżyła wiadomość o wyjeździe Viktora, był jedną z przeszkód, które niewątpliwie mogły zaszkodzić mi w przyszłości. Jedna impreza za dużo i pod wpływem alkoholu przyznałam się do napisania tego nieszczęsnego listu. Miałam tylko nadzieję, że nie zdradził tego Safírowi, bo jak mniemam po całej tej aferze, którą spowodowałam, ich relację znacznie się pogorszyły. Pomimo że poniekąd żałuję tego wysłanego pergaminu, to należało się to wszystko temu śniącemu za tę kpinę w moją stronę, ale temat ten i tak zaginął gdzieś w toku nowych plotek tej gazety. - A Pan jak uważa? Umiejętności völvy to dar, czy raczej przekleństwo i brzemię, które muszą nosić do końca życia? - Wysłałam mu pytające spojrzenie szczerze ciekawa jego opinii.
Moja mina również przygasła, gdy alchemik przyznał się, że też o niej nie słyszał. Zaczęło mnie to intrygować coraz bardziej i bardziej. Nie chciałam się jednak przyznać do tego, że znajduje się ona w moim posiadaniu. Z drugiej strony alchemią zajmuję się rzadko. Zostaję raczej przy prostych eliksirach, czy wywarach potrzebnych do rytuałów, więc nie wierzę, że to ja byłabym w stanie użyć jej najbardziej efektywnie. Głupio było mi zużyć jedno z niewielu kłączy, żeby zastąpić jakąś pospolitą poziomkę, a wprawy mi brak, żeby spróbować uwarzyć coś lepszego.
- A gdybym powiedziała, że istnieje roślina, której kłącze jest w stanie zastąpić jeden składnik z receptury nawet najtrudniejszego eliksiru, to uwierzyłby mi Pan? - Znowu wysłałam mężczyźnie pytające spojrzenie, jak gdyby analizując go. Dużo w tym momencie ryzykowałam, ale chciałabym pojąć jej sekret. Oczywiście mógł mnie teraz wziąć za totalną wariatkę, choć nie dziwię się mu wcale.
Björn Guildenstern
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Wto 12 Gru - 18:41
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
— Nie jest, ale też trzeba znaleźć na to trochę czasu. — A z nim Guildenstern miał problem, bowiem w ostatnich tygodniach skupiał się niemal wyłącznie na pracy oraz zbliżającej się obronie doktoratu. Björn był młodym, ambitnym naukowcem, który podjął się trudnego zadania połączenia swojej pasji do alchemii z wymaganiami akademickimi. Jego życie było wypełnione po brzegi doświadczeniami laboratoryjnymi, analizą danych i pisaniem skomplikowanych artykułów naukowych. Niemniej jednak jego zaangażowanie w pracę często sprawiało, że inne aspekty życia schodziły na dalszy plan, gdyż zaniedbywał relacje z przyjaciółmi i rzadko wychodził na spotkania towarzyskie. — Jest tyle fascynujących dziedzin magii, które chciałbym zgłębić, ale... — Björn wzruszył bezradnie ramionami, pozwalając sobie na niekontynuowanie tego tematu, gdy Ursula postanowiła zadać pytanie związane z volvami, wspominając przy okazji o swoich niedoszłych badaniach ze studentem, który wyjechał do Paryża. — Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony — to niezwykła umiejętność, a z drugiej — sam nie wiem, czy chciałbym mieć możliwość spoglądania w przeszłość czy przyszłość. W mojej rodzinie do tej pory nie odnotowano podobnych przypadków. — Uśmiechnął się lekko do Ursuli, z którą bardzo przyjemnie mu się rozmawiało.
— Paliczki Idunn... Jest panienka pewna? — powtórzył Björn jeszcze raz z rosnącym zainteresowaniem w głosie, w dalszym ciągu zastanawiając się nad tym, czy przypadkiem o czymś nie zapomniał. Nie wykluczał możliwości, że jego wiedza na temat magii natury pozostawiała wciąż wiele do życzenia, jednak jak do tej pory nigdy nie słyszał o podobnej nazwie, tak samo jak o właściwościach, które wydawały mu się wręcz nadzwyczajne i niespotykane. — Nie wiem, czy powinienem w to wierzyć — odpowiedział szczerze, przechadzając się wolnym krokiem wzdłuż ekspozycji. — Byłoby to z pewnością ogromne ułatwienie dla każdego alchemika, jednak do tej pory nigdy nie miałem do czynienia z podobną rośliną. — Guildenstern spojrzał z podejrzliwością w oczach na Frisk, chcąc jednocześnie dowiedzieć się jak najszybciej, skąd jasnowłosa dziewczyna miała jakiekolwiek informacje na ten temat. — To w takim razie muszę zapytać wprost: czy jest panienka w posiadaniu paliczków Idunn? Czy może... wie, gdzie się rzekomo znajduje? — próbował wybadać teren, choć wyjątkowo ciężko było mu uwierzyć w istnienie rośliny o podobnych właściwościach. Musiał zobaczyć ją na własne oczy albo przynajmniej spróbować znaleźć coś o niej w Wielkiej Bibliotece — o ile nie było to nic, co w przeszłości zostało już zakazane przez Radę.
— Paliczki Idunn... Jest panienka pewna? — powtórzył Björn jeszcze raz z rosnącym zainteresowaniem w głosie, w dalszym ciągu zastanawiając się nad tym, czy przypadkiem o czymś nie zapomniał. Nie wykluczał możliwości, że jego wiedza na temat magii natury pozostawiała wciąż wiele do życzenia, jednak jak do tej pory nigdy nie słyszał o podobnej nazwie, tak samo jak o właściwościach, które wydawały mu się wręcz nadzwyczajne i niespotykane. — Nie wiem, czy powinienem w to wierzyć — odpowiedział szczerze, przechadzając się wolnym krokiem wzdłuż ekspozycji. — Byłoby to z pewnością ogromne ułatwienie dla każdego alchemika, jednak do tej pory nigdy nie miałem do czynienia z podobną rośliną. — Guildenstern spojrzał z podejrzliwością w oczach na Frisk, chcąc jednocześnie dowiedzieć się jak najszybciej, skąd jasnowłosa dziewczyna miała jakiekolwiek informacje na ten temat. — To w takim razie muszę zapytać wprost: czy jest panienka w posiadaniu paliczków Idunn? Czy może... wie, gdzie się rzekomo znajduje? — próbował wybadać teren, choć wyjątkowo ciężko było mu uwierzyć w istnienie rośliny o podobnych właściwościach. Musiał zobaczyć ją na własne oczy albo przynajmniej spróbować znaleźć coś o niej w Wielkiej Bibliotece — o ile nie było to nic, co w przeszłości zostało już zakazane przez Radę.
Ursula Frisk
Re: 07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Wto 12 Gru - 18:41
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
W moim odczuciu brak czasu był zwykłą wymówką. Jestem pewna, że mężczyzna przy małych wyrzeczeniach na pewno znalazłby chwilę na pogłębienie swojej wiedzy w tym zakresie, ale nie zamierzałam go w żaden sposób naciskać. Jedyne co mogłam zrobić to małe zachęcenie i na jego bezradnym wzruszeniem ramionami, również zdecydowałam się zakończyć temat, uśmiechając się pobłażliwie.
Podzielałam za to jego zdanie na temat völv. Spoglądanie w minione i w to, co dopiero ma zajść, jest kuszące, ale wizję te mogą odbiegać również od naszych oczekiwań. Też bezradność i niemoc w próbach zapobiegnięciu niektórych wydarzeń musi być traumatyczna. Trudno jest się nam pogodzić z losem, a widząc go w następujących po sobie wizjach, nie jest czymś łatwym.
- Prawda? Czasami chciałabym zajrzeć w to, co przygotowały nam Norny, ale to raczej jednorazowa pokusa. Nie wyobrażam sobie przeżywać takich wizji przez całe swoje życie... - Podzieliłam się też swoimi przemyśleniami. Widziałam narastające zainteresowanie mężczyzny, co mnie niezmiernie ucieszyło. Może wreszcie uda mi się uzyskać profesjonalną pomoc na ten temat. Jednak dalej obawiałam się trochę jego osoby. Mało o nim wiedziałam, a fakt, że handluje nielegalnymi rzeczami, też wiele mówi. Nie miałam jednak lepszej opcji. I tak roślina się u mnie tylko marnowała, a ja dbałam o nią na tyle, ile byłam w stanie. Podszkoliłam się dzięki temu w obszarze przyrodniczym, ale wciąż nie byłam ekspertem. Moje alchemiczne umiejętności też pozostawiały wiele do życzenia. Może udałoby nam się nawet zacząć współpracę polegającą na obopólnych korzyściach?
- Tak... jestem pewna. Szczerze to i tak chyba powiedziałam już zbyt dużo, a to nie jest odpowiednie miejsce... - Westchnęłam ciężko, podążając równym krokiem z mężczyzną. Ekspozycja zeszła już na drugi plan, ale i tak kątem oka starałam się wyłapać jakieś nieznaczne szczególiki. - Jeżeli jest Pan zainteresowany bardziej tym temat, to myślę, że powinniśmy spotkać się w bardziej ustronnym miejscu. Może u mnie w mieszkaniu lub w Pańskiej pracowni... o ile nie będzie to żaden problem w związku z nadchodzącym ślubem i narzeczoną? - Gdyby dziennikarze wyłapali, że spotyka się po kryjomu z jakąś młodą dziewczyną, na pewno zrodziłaby się szkodliwa plotka. Jednak jeśli jest gotów zaryzykować, to ja również. Na mnie też mógłby spaść mały lincz, że uwodzę członków klanu i to świeżo związanych małżeństwem, a wolałabym tego uniknąć.
- Muszę uciekać… Rodzice pewnie zaczęli mnie już szukać. Miło było porozmawiać, ale jeśli zechciałby Pan kontynuować ten temat, to proszę o listowny kontakt... - Kiwnęłam mu głową z uśmiechem na pożegnanie i skierowałam się w kierunku wyjścia. Jeszcze przez chwilę po sali rozchodził się stukot moich butów, żeby nagle zamilkł, po moim opuszczeniu terenu muzeum.
Podzielałam za to jego zdanie na temat völv. Spoglądanie w minione i w to, co dopiero ma zajść, jest kuszące, ale wizję te mogą odbiegać również od naszych oczekiwań. Też bezradność i niemoc w próbach zapobiegnięciu niektórych wydarzeń musi być traumatyczna. Trudno jest się nam pogodzić z losem, a widząc go w następujących po sobie wizjach, nie jest czymś łatwym.
- Prawda? Czasami chciałabym zajrzeć w to, co przygotowały nam Norny, ale to raczej jednorazowa pokusa. Nie wyobrażam sobie przeżywać takich wizji przez całe swoje życie... - Podzieliłam się też swoimi przemyśleniami. Widziałam narastające zainteresowanie mężczyzny, co mnie niezmiernie ucieszyło. Może wreszcie uda mi się uzyskać profesjonalną pomoc na ten temat. Jednak dalej obawiałam się trochę jego osoby. Mało o nim wiedziałam, a fakt, że handluje nielegalnymi rzeczami, też wiele mówi. Nie miałam jednak lepszej opcji. I tak roślina się u mnie tylko marnowała, a ja dbałam o nią na tyle, ile byłam w stanie. Podszkoliłam się dzięki temu w obszarze przyrodniczym, ale wciąż nie byłam ekspertem. Moje alchemiczne umiejętności też pozostawiały wiele do życzenia. Może udałoby nam się nawet zacząć współpracę polegającą na obopólnych korzyściach?
- Tak... jestem pewna. Szczerze to i tak chyba powiedziałam już zbyt dużo, a to nie jest odpowiednie miejsce... - Westchnęłam ciężko, podążając równym krokiem z mężczyzną. Ekspozycja zeszła już na drugi plan, ale i tak kątem oka starałam się wyłapać jakieś nieznaczne szczególiki. - Jeżeli jest Pan zainteresowany bardziej tym temat, to myślę, że powinniśmy spotkać się w bardziej ustronnym miejscu. Może u mnie w mieszkaniu lub w Pańskiej pracowni... o ile nie będzie to żaden problem w związku z nadchodzącym ślubem i narzeczoną? - Gdyby dziennikarze wyłapali, że spotyka się po kryjomu z jakąś młodą dziewczyną, na pewno zrodziłaby się szkodliwa plotka. Jednak jeśli jest gotów zaryzykować, to ja również. Na mnie też mógłby spaść mały lincz, że uwodzę członków klanu i to świeżo związanych małżeństwem, a wolałabym tego uniknąć.
- Muszę uciekać… Rodzice pewnie zaczęli mnie już szukać. Miło było porozmawiać, ale jeśli zechciałby Pan kontynuować ten temat, to proszę o listowny kontakt... - Kiwnęłam mu głową z uśmiechem na pożegnanie i skierowałam się w kierunku wyjścia. Jeszcze przez chwilę po sali rozchodził się stukot moich butów, żeby nagle zamilkł, po moim opuszczeniu terenu muzeum.
Björn Guildenstern
07.02.2001 – Oslo Kunstmuseum – Vekkelse Wto 12 Gru - 18:41
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
— Ja również sobie nie wyobrażam — powiedział szczerze Björn, wzruszając bezradnie ramionami. Czy gdyby wiedział o tym, co go czeka, łatwiej byłoby mu się pogodzić ze swoim losem? Nie znał odpowiedzi na to pytanie, lecz Frisk wprawiła go w nieco melancholijny, nostalgiczny nastrój, chwilę później sprawiając swoimi zaskakującymi słowami, że mężczyzna niespodziewanie się ożywił – tak w końcu działał na niego niemal każdy temat powiązany z alchemią. Zerknął jeszcze po raz ostatni na wystawę, podziwiając tym razem listy Joachima Ingebretsona i wsłuchując się jednocześnie w słowa jasnowłosej dziewczyny. — Tak samo, jak ciężko mi sobie wyobrazić istnienie rośliny o podobnych właściwościach. Proszę mnie nie zrozumieć źle, po prostu to dość… niespotykane. — Ursula Frisk bez wątpienia go dziś zaskoczyła. Nie spodziewał się, że przypadkowe spotkanie zamieni się w coś niezwykle obiecującego, bowiem nigdy wcześniej nie miał okazji słyszeć o tajemniczej roślinie o nazwie paliczki Idunn. Gdyby faktycznie była w jej posiadaniu, mogłaby ona zrewolucjonizować dziedzinę alchemii — w końcu z dostępnością niektórych składników był ogromny problem na rynku. Jako alchemik wielokrotnie był zmuszony wydawać horrendalne sumy pieniędzy, by zdobyć odpowiednie, rzadko spotykane ingrediencje do warzenia niektórych mikstur. Ze względu na nazwisko mógł sobie na to pozwolić, nigdy nie miał problemów finansowych, lecz chciał być przygotowany na najgorsze ze względu na swoją przemianę.
— Myślę, że bardzo chętnie się z panienką spotkam. — Gdyby udało mu się zdobyć paliczki Idunn, a w dalekiej przyszłości ją spieniężyć i rozpowszechnić, to z pewnością byłby w stanie się finansowo usamodzielnić. W końcu nie bez powodu Björn starał się, by jego pracownia była jednym z lepszych sklepów na mapie Midgardu. Wkładał w swoją pracę wiele wysiłku, nieustannie rozwijając sieć kontaktów, choć jego roczny, niespodziewany wyjazd z miasta sprawił, że nie było mu łatwo wrócić. Teraz jednak po raz pierwszy czuł, że był na dobrej drodze — przynajmniej zawodowo, gdyż o swoim życiu prywatnym wolał się niepotrzebnie nie rozwodzić. — Nie wiem, szczerze mówiąc, jak będzie z moim czasem w najbliższych tygodniach ze względu na napięty harmonogram, ale obiecuję, że skontaktuję się z panienką jak najszybciej, by wszystko dograć. Postaram się też znaleźć coś na ten temat. Zobaczymy, czy moje poszukiwania okażą się owocne, ale w razie czego, zna chyba panienka adres mojej pracowni — zaoferował młody Guildenstern, zauważając wreszcie na swojej drodze kuzynkę. Pożegnał się z Ursulą lekkim skinieniem głowy, która również zakomunikowała mu, że musi się zbierać, a następnie dołączył szybko do Heleny.
Björn i Ursula z tematu
— Myślę, że bardzo chętnie się z panienką spotkam. — Gdyby udało mu się zdobyć paliczki Idunn, a w dalekiej przyszłości ją spieniężyć i rozpowszechnić, to z pewnością byłby w stanie się finansowo usamodzielnić. W końcu nie bez powodu Björn starał się, by jego pracownia była jednym z lepszych sklepów na mapie Midgardu. Wkładał w swoją pracę wiele wysiłku, nieustannie rozwijając sieć kontaktów, choć jego roczny, niespodziewany wyjazd z miasta sprawił, że nie było mu łatwo wrócić. Teraz jednak po raz pierwszy czuł, że był na dobrej drodze — przynajmniej zawodowo, gdyż o swoim życiu prywatnym wolał się niepotrzebnie nie rozwodzić. — Nie wiem, szczerze mówiąc, jak będzie z moim czasem w najbliższych tygodniach ze względu na napięty harmonogram, ale obiecuję, że skontaktuję się z panienką jak najszybciej, by wszystko dograć. Postaram się też znaleźć coś na ten temat. Zobaczymy, czy moje poszukiwania okażą się owocne, ale w razie czego, zna chyba panienka adres mojej pracowni — zaoferował młody Guildenstern, zauważając wreszcie na swojej drodze kuzynkę. Pożegnał się z Ursulą lekkim skinieniem głowy, która również zakomunikowała mu, że musi się zbierać, a następnie dołączył szybko do Heleny.
Björn i Ursula z tematu