:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
Strona 1 z 2 • 1, 2
07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse
+2
Einar Halvorsen
Prorok
6 posters
Prorok
07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pią 25 Lis - 19:47
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
07-8.02.2001
Warsztaty jubilerskie
Klan Sørensenów wciąż nie zapomniał potwarzy zadanej im ze strony rodziny Tordenskiold podczas corocznej aukcji; przedstawiciele Przymierza Pierwszych nie zaprosili ich bowiem do udziału przy wytwarzaniu biżuterii, korzystając z usług innych, konkurencyjnych jubilerów. Obecnym razem mogą jednak ponownie zabłysnąć talentem znanym na całą magiczną Europę Północną; oprócz tradycyjnych, dostępnych wyrobów, członkowie klanu podjęli się również organizacji warsztatów galdryjskiego rzemieślnictwa. Podczas Vekkelse każdy chętny, dzięki przystępnym lekcjom znawców magicznego jubilerstwa, będzie w stanie wytworzyć najprostszy przedmiot. Warsztaty skupiają się wokół wytwórstwa pierścieni, które można zabrać ze sobą do domu lub podarować drugiej osobie.
Za przejście przez wszystkie etapy warsztatów tworzenia magicznej biżuterii przysługuje 1 punkt do statystyki magii twórczej. Po ukończeniu kursu można również zgłosić się o odebranie wytworzonego przez siebie pierścienia i przypisanie go do ekwipunku.
Uwaga! Każdy rzut kością powinien być wykonany w odrębnym poście. Należy postępować zgodnie z przedstawioną poniżej kolejnością.
Za przejście przez wszystkie etapy warsztatów tworzenia magicznej biżuterii przysługuje 1 punkt do statystyki magii twórczej. Po ukończeniu kursu można również zgłosić się o odebranie wytworzonego przez siebie pierścienia i przypisanie go do ekwipunku.
Uwaga! Każdy rzut kością powinien być wykonany w odrębnym poście. Należy postępować zgodnie z przedstawioną poniżej kolejnością.
Wybór materiału (k6)
Najbardziej powszechne metale i stopy w jubilerstwie to bez wątpienia srebro, złoto, platyna, miedź oraz mosiądz. Mosiądz, stop miedzi i cynku, jest szczególnie użyteczny, ponieważ pozwala na uzyskanie barwy podobnej do znacznie droższego złota.
1, 2, 3 – srebro.
4, 5, 6 – mosiądz.
1, 2, 3 – srebro.
4, 5, 6 – mosiądz.
Wybór kamienia (k6)
Każdy kamień ma przypisaną obok symbolikę, od której będą zależeć końcowe właściwości przedmiotu.
1 – ametyst (fioletowy). Jego nazwa dosłownie oznacza „trzeźwość”. Wierzono, że osoby, które go noszą, są mniej podatne na uroki niks, fossegrimów, huldr oraz huldrekalli, a także na działanie hipnozy. Oprócz tego, przypisywano mu właściwości ograniczania efektów samego upojenia się alkoholem.
2 – jadeit (zielony). Uznawany za symbol empatii i przede wszystkim pomyślności. Utarło się przekonanie, że przynosi szczęście swojemu posiadaczowi.
3 – lustrzany marmur (przezroczysty, działa niczym zwierciadło). Zgodnie z nadaną nazwą, można się w nim przeglądać niczym w prawdziwym zwierciadle. Pomaga przede wszystkim alchemikom w skoncentrowaniu się podczas warzenia mikstur.
4 – granat (fioletowoczerwony). Uważa się, że dodaje energii i potęguje czerpanie radości z życia.
5 – heliotrop (szkarłatny). Otwiera umysł oraz pobudza myślenie, wzmacnia siły życiowe. Utożsamia się go z niesieniem pomocy wyroczniom i medium podczas przeprowadzania rytuałów.
6 – kamień amazoński (niebieski). Wierzy się, że kamień pomaga zachować długo młodość, a także artystyczne natchnienie.
1 – ametyst (fioletowy). Jego nazwa dosłownie oznacza „trzeźwość”. Wierzono, że osoby, które go noszą, są mniej podatne na uroki niks, fossegrimów, huldr oraz huldrekalli, a także na działanie hipnozy. Oprócz tego, przypisywano mu właściwości ograniczania efektów samego upojenia się alkoholem.
2 – jadeit (zielony). Uznawany za symbol empatii i przede wszystkim pomyślności. Utarło się przekonanie, że przynosi szczęście swojemu posiadaczowi.
3 – lustrzany marmur (przezroczysty, działa niczym zwierciadło). Zgodnie z nadaną nazwą, można się w nim przeglądać niczym w prawdziwym zwierciadle. Pomaga przede wszystkim alchemikom w skoncentrowaniu się podczas warzenia mikstur.
4 – granat (fioletowoczerwony). Uważa się, że dodaje energii i potęguje czerpanie radości z życia.
5 – heliotrop (szkarłatny). Otwiera umysł oraz pobudza myślenie, wzmacnia siły życiowe. Utożsamia się go z niesieniem pomocy wyroczniom i medium podczas przeprowadzania rytuałów.
6 – kamień amazoński (niebieski). Wierzy się, że kamień pomaga zachować długo młodość, a także artystyczne natchnienie.
Obróbka materiałów (k100)
Najważniejszy proces dotyczy samego metalu. Pierwszy etap zachodzi z wykorzystaniem narzędzia nazywanego walcarką jubilerską. Po walcowaniu należy wyznaczyć pierwotny kształt pierścienia i wyciąć go za pomocą zaklęcia. Następnie pasmu materiału nadaje się kształt kręgu. Metale można w ostateczności barwić zanurzając je w odpowiednich miksturach; może to doprowadzić do zmiany barwy, efektu postarzenia, sprawienia, aby przedmiot był lśniący lub wręcz przeciwnie: matowy. Giloszem nazywa się zawiły ornamentowy wzór tworzony za pomocą cienkich, nachodzących na siebie linii. Szyna to nazwa dla dolnej części pierścienia, a termin górka, zgodnie z nazwą obejmuje jego szczytową część.
Rzut k100 sumuje się ze statystyką magii twórczej oraz adekwatnymi atutami. Efekt działań należy interpretować w oparciu o poniższą legendę.
1-24 – masz bardzo duże trudności przy obróbce, każda czynność idzie ci karkołomnie i ostatecznie ponosisz porażkę. Musisz zacząć od początku; rzuć ponownie kością k100 na obecny etap.
25-49 – udaje ci się wykończyć pierścień, jednak nie jesteś w pełni zadowolony z ostatecznych efektów. Wiele rzeczy wyszło płycej, niż zakładałeś. Możesz zacząć od nowa i rzucić ponownie kością k100 na obecny etap lub przejść do kolejnego procesu, nie przejmując się już rozbieżnością od pierwotnych planów.
50-74 – odnosisz sukces! Udaje ci się utworzyć zdobienia i efekt, który zamierzałeś uzyskać od samego początku.
75-100 – niesamowite! Twoje wykonanie przewyższyło najśmielsze oczekiwania, jakie dotąd żywiłeś. Pierścień zapowiada się o wiele lepiej, niż najpierw przewidywałeś; udaje ci się nawet miło zaskoczyć nauczycieli na kursie.
Rzut k100 sumuje się ze statystyką magii twórczej oraz adekwatnymi atutami. Efekt działań należy interpretować w oparciu o poniższą legendę.
1-24 – masz bardzo duże trudności przy obróbce, każda czynność idzie ci karkołomnie i ostatecznie ponosisz porażkę. Musisz zacząć od początku; rzuć ponownie kością k100 na obecny etap.
25-49 – udaje ci się wykończyć pierścień, jednak nie jesteś w pełni zadowolony z ostatecznych efektów. Wiele rzeczy wyszło płycej, niż zakładałeś. Możesz zacząć od nowa i rzucić ponownie kością k100 na obecny etap lub przejść do kolejnego procesu, nie przejmując się już rozbieżnością od pierwotnych planów.
50-74 – odnosisz sukces! Udaje ci się utworzyć zdobienia i efekt, który zamierzałeś uzyskać od samego początku.
75-100 – niesamowite! Twoje wykonanie przewyższyło najśmielsze oczekiwania, jakie dotąd żywiłeś. Pierścień zapowiada się o wiele lepiej, niż najpierw przewidywałeś; udaje ci się nawet miło zaskoczyć nauczycieli na kursie.
Połączenie kamienia z pierścieniem (k100)
Ze względu na trudność w obróbce, kamienie wyznaczone do warsztatów zostały już odpowiednio przygotowane, aby nie wymagały żadnych, dodatkowych prac. Carga to rodzaj oprawy polegającej na opasaniu kamienia metalem; drugim sposobem mocowania są łapki stabilizujące położenie kryształu w biżuterii.
1-29 – niestety, nie udaje ci się połączyć kruszcu z metalem. Musisz spróbować jeszcze raz. Rzuć ponownie kością k100 na obecny etap.
30-100 – gratuluję, osiągnąłeś sukces i połączyłeś kruszec z metalem! Teraz możesz zabrać się za ostatni etap wykończeniowy.
1-29 – niestety, nie udaje ci się połączyć kruszcu z metalem. Musisz spróbować jeszcze raz. Rzuć ponownie kością k100 na obecny etap.
30-100 – gratuluję, osiągnąłeś sukces i połączyłeś kruszec z metalem! Teraz możesz zabrać się za ostatni etap wykończeniowy.
Nadanie magicznych właściwości (k100)
Przy nadaniu magicznych właściwości wykorzystuje się zaklęcie Smíða (Proprio) z dziedziny magii twórczej. Ze względu na fakt, że zaklęcie jest bardziej zaawansowane (II poziom), osoby posiadające poniżej 20 punktów w statystyce magii twórczej, muszą zawrzeć w poście informację, że zgłosiły się do jednego z nauczycieli o pomoc przy odpowiednim zaklęciu przedmiotu. Wówczas ich próg jest niższy i wynosi 50. Osoby posiadające 20 i więcej punktów w statystyce magii twórczej mogą skorzystać samodzielnie z zaklęcia. Próg dla nich wynosi wtedy 70. Wynik k100 sumuje się ze statystyką magii twórczej i odpowiednim atutem. Cechy, jakie będzie posiadać pierścień są związane z wylosowanym kamieniem (należy odnieść się do zamieszczonej poniżej legendy). Ze względu na to, że przedmioty są mało zaawansowane, z ich bonusu można skorzystać jedynie raz w fabularnym miesiącu!
Ametyst – dodaje pewności siebie (+2 do charyzmy raz na fabularny miesiąc).
Jadeit – przynosi szczęście (+2 do spostrzegawczości raz na fabularny miesiąc).
Lustrzany marmur – wspomaga warzenie mikstur (+2 do alchemii raz na fabularny miesiąc).
Granat – ożywia, dodaje siły (+2 do sprawności fizycznej raz na fabularny miesiąc).
Heliotrop – pomaga przy korzystaniu z magii runicznej (+2 do magii runicznej raz na fabularny miesiąc).
Kamień amazoński – ułatwia wszelkie procesy twórcze, nadaje artystyczne natchnienie (+2 do magii twórczej raz na fabularny miesiąc).
Ametyst – dodaje pewności siebie (+2 do charyzmy raz na fabularny miesiąc).
Jadeit – przynosi szczęście (+2 do spostrzegawczości raz na fabularny miesiąc).
Lustrzany marmur – wspomaga warzenie mikstur (+2 do alchemii raz na fabularny miesiąc).
Granat – ożywia, dodaje siły (+2 do sprawności fizycznej raz na fabularny miesiąc).
Heliotrop – pomaga przy korzystaniu z magii runicznej (+2 do magii runicznej raz na fabularny miesiąc).
Kamień amazoński – ułatwia wszelkie procesy twórcze, nadaje artystyczne natchnienie (+2 do magii twórczej raz na fabularny miesiąc).
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Sro 7 Gru - 14:05
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Arterie pobliskich ulic tętniły w krokach przechodniów, tętniły gwarem sączącym się zza bram ust. Ruszyli wkrótce przed siebie; wystawa technologii magicznej stała się wciąż wyraźnym, choć mimo wszystko - wspomnieniem, przesiąkłym w papier umysłu. Nie sądził, jeszcze wcześniej, że będzie w podobny sposób kosztować jej towarzystwa, że zrzucą dawną pogardę i jad niechęci rozległej jak wielki korzeń; nie sądził, choć w głębi duszy, czuł, że lgnie do niej, podświadomie, w niewiedzy, zaciera dystans wśród odpychania ich dwóch przeciwnych gatunków. Tak bliscy i tak odlegli, w swojej naturze, aurze, w konfrontacjach i próbach; czuł się przy niej inaczej, ostrożny, bardziej skupiony, zupełnie, jakby w dowolnej, przymglonej przez przyszłość chwili mogła przypuścić atak; paradoksalnie, czuł się również swobodnie, z przyjemnością zaznawał dalszych, złożonych dóbr obecności i wspólnych, toczonych rozmów.
Wniknęli do wnętrza sklepu, zarządzanego przez klan Sørensenów; jednego z grupy lokali rozsianych po galdryjskich zakątkach Europy Północnej. Był ciekaw, co przygotują i poczuł się wyjątkowo - miło - zaskoczony, gdy odkrył warsztaty sztuki jubilerskiej. Nie był, co prawda, doświadczonym rzemieślnikiem, autorem przedmiotów, obdarzonych wyjątkowym zastępem nadanych cech, jednak pomimo tego poszerzał od dawna wiedzę w dziedzinie magii twórczej. Znał ją lepiej od innych, rozległych, dostępnych dziedzin; z przyczyn oczywistych, najczęściej korzystał z niej przy procesach wykończeniowych malowanych obrazów.
- Zajmujesz się magią twórczą? - zapytał, szczerze, subtelnie zaciekawiony i wziął wyznaczony metal; mosiądz z góry nakreślał, że pierścień będzie mieć odcień zbliżony do barwy złota. Nie musiała, przeciwnie do niego, posiąść podobnych umiejętności; jako kustoszka zajmowała się sztuką przede wszystkim w teorii, mając rozległą wiedzę na temat detali płócien, szczególnie tych, które tłumnie mieściły się w korytarzach galerii.
Wniknęli do wnętrza sklepu, zarządzanego przez klan Sørensenów; jednego z grupy lokali rozsianych po galdryjskich zakątkach Europy Północnej. Był ciekaw, co przygotują i poczuł się wyjątkowo - miło - zaskoczony, gdy odkrył warsztaty sztuki jubilerskiej. Nie był, co prawda, doświadczonym rzemieślnikiem, autorem przedmiotów, obdarzonych wyjątkowym zastępem nadanych cech, jednak pomimo tego poszerzał od dawna wiedzę w dziedzinie magii twórczej. Znał ją lepiej od innych, rozległych, dostępnych dziedzin; z przyczyn oczywistych, najczęściej korzystał z niej przy procesach wykończeniowych malowanych obrazów.
- Zajmujesz się magią twórczą? - zapytał, szczerze, subtelnie zaciekawiony i wziął wyznaczony metal; mosiądz z góry nakreślał, że pierścień będzie mieć odcień zbliżony do barwy złota. Nie musiała, przeciwnie do niego, posiąść podobnych umiejętności; jako kustoszka zajmowała się sztuką przede wszystkim w teorii, mając rozległą wiedzę na temat detali płócien, szczególnie tych, które tłumnie mieściły się w korytarzach galerii.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Mistrz Gry
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Sro 7 Gru - 14:05
The member 'Einar Halvorsen' has done the following action : kości
'k6' : 4
'k6' : 4
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Czw 8 Gru - 22:02
Villemo HolmsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Wirowali w tłumie niczym dwa płatki śniegu targane przez wichurę. Kipieli emocjami, sprzecznymi i prawdziwymi. Wrzynały się pod skórę niksy, która wciąż słyszała szepty rozwagi i przestrogi; trawiły umysł. Spychała je na samo dno, nie chcąc aby zakłócały beztroskę tego spotkania. Zostawili za sobą wynalazki i technologie, które mogły ułatwiać życie, a też spychać je ku drodze zagubienia i pychy. Ciekawa, które z nich się przyjmą, będzie śledzić ich rozwój. Z każdą minutą nie żałowała decyzji o wspólnym wyjeździe do Oslo. Móc poznać wroga od innej strony, móc dalej przeciągać strunę doświadczenia, kuszenia i zwodzenia. Mógł zdradzić w każdej chwili, wepchnąć ją pod pociąg przeciwności i trosk, a mimo to podejmowała ryzyko. Pływając we wzajemnej fascynacji cieszyła się obecnością malarza.
Szare oczy zaiskrzyły jak dwa szlachetne kamienie gdy wkroczyli do salonu. Taką biżuterię otrzymywała od Olafa kiedy szła na ważną kolację, a potem odkładała do szkatułek wiedząc, że nic co jest w galerii nie należy do niej. Co innego gdy prezent otrzymała wprost, tak jak diamentowe kolczyki. Te, które wciąż nosiła. Skuszona warsztatami jubilerskimi podeszła bliżej. Doświadczyć samemu trudu tworzenia kusiło, podobnie jak poznawanie niewiadomego.
-Nie. - Przyznała otwarcie, kręcąc przy tym głową. Uśmiechnęła się delikatnie. -Gdy przestałam grać, przestałam też… ćwiczyć. - Dłoń mimowolnie sięgnęła ku srebrze, tak bardzo jej bliskim. Taki kolor przybierały jej oczy, gdy aura zaczyna się sączyć i otaczać ofiarę; gdy zaczynała śpiewać i oddawać się muzyce w pełni niczym kochankowi, padając w jej ramiona. Wypowiedziana na głos strata zabolała, zakuła w serce niczym mała, ostra szpilka. Wrażenie smutku szybko uleciało z jasnej twarzy, gdy uniosła spojrzenie na Einara. -Dla ciebie pewnie to codzienność, czyż nie?
Jak dużo używał magii w trakcie tworzenia swoich dzieł?
Szare oczy zaiskrzyły jak dwa szlachetne kamienie gdy wkroczyli do salonu. Taką biżuterię otrzymywała od Olafa kiedy szła na ważną kolację, a potem odkładała do szkatułek wiedząc, że nic co jest w galerii nie należy do niej. Co innego gdy prezent otrzymała wprost, tak jak diamentowe kolczyki. Te, które wciąż nosiła. Skuszona warsztatami jubilerskimi podeszła bliżej. Doświadczyć samemu trudu tworzenia kusiło, podobnie jak poznawanie niewiadomego.
-Nie. - Przyznała otwarcie, kręcąc przy tym głową. Uśmiechnęła się delikatnie. -Gdy przestałam grać, przestałam też… ćwiczyć. - Dłoń mimowolnie sięgnęła ku srebrze, tak bardzo jej bliskim. Taki kolor przybierały jej oczy, gdy aura zaczyna się sączyć i otaczać ofiarę; gdy zaczynała śpiewać i oddawać się muzyce w pełni niczym kochankowi, padając w jej ramiona. Wypowiedziana na głos strata zabolała, zakuła w serce niczym mała, ostra szpilka. Wrażenie smutku szybko uleciało z jasnej twarzy, gdy uniosła spojrzenie na Einara. -Dla ciebie pewnie to codzienność, czyż nie?
Jak dużo używał magii w trakcie tworzenia swoich dzieł?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Mistrz Gry
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Czw 8 Gru - 22:02
The member 'Villemo Holmsen' has done the following action : kości
'k6' : 3
'k6' : 3
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pią 9 Gru - 6:36
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Przeszłość niezwykle często umiała boleć dotkliwie, jątrzyła się niczym rana skażona, cuchnąca ropą, tworząca garb opuchlizny. Wspomnienia piekły, paliły, krzycząc pożogą doznań, liżąc zachłannie umysł szeregiem języków ognia.
- Znalazłaś pracę u mojego przyjaciela - dokończył za nią. Mogła odczuć wrażenie, że chciał dopytać, gdzie grała, kim była wcześniej, jednak powstrzymał słowa cisnące się w szparę krtani. Wiedział, że w takiej chwili dociekania byłyby druzgocącym nietaktem; jeszcze może przyjść moment, właściwy moment by zadać jej kilka pytań. Spoważniał przez krótką chwilę, świadomy, jak niewielką ma wiedzę na temat samej kobiety (na temat swej przeciwniczki?). Odczuwał wiecznie niedosyt; zarówno jej obecności, jej historii i duszy, jak samej fizyczności łączonej w namiętnych splotach. Niedosyt stał się obsesją, drażnił i równocześnie rozbudzał do dalszych działań, do dalszej ścieżki relacji, która wciąż miała trwać.
- Można powiedzieć - zawiasy ust wreszcie drgnęły, podnosząc nieznaczny uśmiech. - Czasami mnie zaskakuje. Wiedza o magii twórczej przydała mi się w przeróżnych sytuacjach, niekoniecznie powiązanych ze sztuką - ośmielił się podsumować. Niezwykle świeżym i tlącym się wydarzeniem stał się chociażby eksces z pomnikiem Ymira, który wprost momentalnie podniósł się, siejąc zamęt w okolicznych alejkach. Magia twórcza miała wiele przeróżnych zastosowań, od samych zaklęć użytkowych dla artystów i rzemieślników, po nawet kontrolę rzeźb czy tworzenie iluzji. Interesował się wieloma zaklęciami jeszcze podczas edukacji, żadna z innych, dostępnych dziedzin czarów nie rozbudziła w nim równie silnej fascynacji. Często poszerzał wiedzę we własnym zakresie, siadając wśród bibliotecznej ciszy młóconej ledwie szelestem przeglądanych jedna za drugą kartek.
- Jadeit. Podobno przynosi szczęście - ocenił, patrząc na przypisany sobie kryształ. Zielona barwa kamienia mogła wprost przypominać mu własne pasma tęczówek, często, równie ochoczo wpadających w odcienie błękitu w niektórych kaprysach światła.
- Znalazłaś pracę u mojego przyjaciela - dokończył za nią. Mogła odczuć wrażenie, że chciał dopytać, gdzie grała, kim była wcześniej, jednak powstrzymał słowa cisnące się w szparę krtani. Wiedział, że w takiej chwili dociekania byłyby druzgocącym nietaktem; jeszcze może przyjść moment, właściwy moment by zadać jej kilka pytań. Spoważniał przez krótką chwilę, świadomy, jak niewielką ma wiedzę na temat samej kobiety (na temat swej przeciwniczki?). Odczuwał wiecznie niedosyt; zarówno jej obecności, jej historii i duszy, jak samej fizyczności łączonej w namiętnych splotach. Niedosyt stał się obsesją, drażnił i równocześnie rozbudzał do dalszych działań, do dalszej ścieżki relacji, która wciąż miała trwać.
- Można powiedzieć - zawiasy ust wreszcie drgnęły, podnosząc nieznaczny uśmiech. - Czasami mnie zaskakuje. Wiedza o magii twórczej przydała mi się w przeróżnych sytuacjach, niekoniecznie powiązanych ze sztuką - ośmielił się podsumować. Niezwykle świeżym i tlącym się wydarzeniem stał się chociażby eksces z pomnikiem Ymira, który wprost momentalnie podniósł się, siejąc zamęt w okolicznych alejkach. Magia twórcza miała wiele przeróżnych zastosowań, od samych zaklęć użytkowych dla artystów i rzemieślników, po nawet kontrolę rzeźb czy tworzenie iluzji. Interesował się wieloma zaklęciami jeszcze podczas edukacji, żadna z innych, dostępnych dziedzin czarów nie rozbudziła w nim równie silnej fascynacji. Często poszerzał wiedzę we własnym zakresie, siadając wśród bibliotecznej ciszy młóconej ledwie szelestem przeglądanych jedna za drugą kartek.
- Jadeit. Podobno przynosi szczęście - ocenił, patrząc na przypisany sobie kryształ. Zielona barwa kamienia mogła wprost przypominać mu własne pasma tęczówek, często, równie ochoczo wpadających w odcienie błękitu w niektórych kaprysach światła.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Mistrz Gry
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pią 9 Gru - 6:36
The member 'Einar Halvorsen' has done the following action : kości
'k6' : 2
'k6' : 2
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pią 16 Gru - 13:51
Villemo HolmsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Przyjaciela - drgnęła na to słowo, które stanęło obok imienia Olafa. Pozwoliła sobie zapomnieć, że przecież znał właściciela galerii. A ten chciał pozyskać talent Einara dla siebie. Jak do tej pory, się nie udało. Jak niewiele wiedziała o malarzu, jak mało znała jego osobę, a mimo to lgnęła ku niemu wciąż spragniona obecności wroga. Pragnęła więcej, wyciągając dłonie ku niemu, chcąc poznać lepiej, zanurzyć się w świecie, w którym trwał. Ciekawa odmiennego, nieznanego, jednocześnie samej skrywając się za sitowiem niewypowiedzianych prawd, skutecznie lawirując w tym co było otwarte i szczere, a tym co miało pozostać ukryte. Nie znał całej prawdy, nie wiedział o Lilije. Kim była, w co się zmieniała co noc, kim się stawała pod dotykiem spragnionych jej ciała dłoni.
-Pracując dla Olafa musiałam skupić się na rozwijaniu innych talentów i wiedzy. - Odpowiedziała cicho pochylając się nad kamieniami, z których mogła wybrać ten do swojego dzieła. Jasna dłoń zawisła nad nimi, przez chwilę stała nieruchomo, aż w końcu w palce ujęła lustrzany marmur. Niczym tafla jeziora nie mącona przez żaden podmuch wiatru, niczym lustro, w którym codziennie się przeglądała, każdego dnia stając się kimś innym. Na krótką chwilę odzyskała swoją tożsamość, pozowliła aby złudzenie normalności przejęło władze nad jej dniami. Tafla kłamstwa została rozbita wraz z przeniesieniem Kruczego, a ona uświadomiła sobie, że musi przestać się oszukiwać. Była demonem. Istotą skazaną na potępienie i o dziwo, zdawało się, że odwieczny przeciwnik jest w stanie ją najlepiej zrozumieć.
-Uważasz się za szczęściarza? - Zapytała wpatrując się w niego szarością spojrzenia. Czy myślał o sobie jako o tym, który miał wybitne szczęście? Osiągnął wiele, a jednak wiedział, że czar jaki wokół siebie roztacza mami, zwodzi i oszukuje. Czy potrafił czerpać z tej studni pełnymi garściami, czy jednak woda z niej smakowała gorzko, zawsze trąciła zgnilizną i nie potrafiła ugasić pragnienia jaki trawił ciało i umysł? -Ponoć z lustrzanego marmuru zostało stworzone lustro prawdy. Słyszałeś tę opowieść?
-Pracując dla Olafa musiałam skupić się na rozwijaniu innych talentów i wiedzy. - Odpowiedziała cicho pochylając się nad kamieniami, z których mogła wybrać ten do swojego dzieła. Jasna dłoń zawisła nad nimi, przez chwilę stała nieruchomo, aż w końcu w palce ujęła lustrzany marmur. Niczym tafla jeziora nie mącona przez żaden podmuch wiatru, niczym lustro, w którym codziennie się przeglądała, każdego dnia stając się kimś innym. Na krótką chwilę odzyskała swoją tożsamość, pozowliła aby złudzenie normalności przejęło władze nad jej dniami. Tafla kłamstwa została rozbita wraz z przeniesieniem Kruczego, a ona uświadomiła sobie, że musi przestać się oszukiwać. Była demonem. Istotą skazaną na potępienie i o dziwo, zdawało się, że odwieczny przeciwnik jest w stanie ją najlepiej zrozumieć.
-Uważasz się za szczęściarza? - Zapytała wpatrując się w niego szarością spojrzenia. Czy myślał o sobie jako o tym, który miał wybitne szczęście? Osiągnął wiele, a jednak wiedział, że czar jaki wokół siebie roztacza mami, zwodzi i oszukuje. Czy potrafił czerpać z tej studni pełnymi garściami, czy jednak woda z niej smakowała gorzko, zawsze trąciła zgnilizną i nie potrafiła ugasić pragnienia jaki trawił ciało i umysł? -Ponoć z lustrzanego marmuru zostało stworzone lustro prawdy. Słyszałeś tę opowieść?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Mistrz Gry
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pią 16 Gru - 13:51
The member 'Villemo Holmsen' has done the following action : kości
'k6' : 3
'k6' : 3
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pią 16 Gru - 14:28
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Oboje strzegli sekretów - trzymali ich treści pilnie za drzwiami zamkniętych ust. Supły milczenia ściśle wiązały gardło - chociaż lgnęli do siebie, targani nieznaną siłą, trzymali zarazem dystans. Byli pełni sprzeczności - skłóceni od dwóch, walczących we wnętrzu natur, człowieczej i demonicznej dążących do pełni władzy. Wojna, odwieczna wojna pod barierami skóry, batalia której nie mógł nikt wygrać - czym byli bardziej? ludźmi? czy istotami, których postacie kreśli się w opowieściach głoszonych tonem przestrogi? Nie chciał, aby poznała wszystkie, wewnętrzne brudy trzymane pod maską twarzy, pod złudną fasadą piękna - powinna jednak je znać, bez pytania, bez wyznań, nosząc bliźniacze troski, świadomość, że w bezustannym, sztucznym zachwycie aury są równocześnie samotni, wzgardzeni, inni - skazani na swą odrębność.
- Pod względem swojej kariery? - dopytał. - Tak. Myślę, że mogłem liczyć na dużą przychylność Norn - zaznaczył z lekkim przekąsem, przecież jak demon, wzgardzony wcześniej przez bogów mógł chlubić się pełnią wiary? Nie przeczył, pomimo tego, stając się w pełni szczerym przy konfrontacji z jej dociekaniem zawartym wcześniej w powietrzu. Miał i równocześnie też nie miał szczęścia - był szanowanym malarzem, uznanym portrecistą, lecz równocześnie był chłopcem porzuconym przez matkę, bez korzeni, bez jawnej przynależności, bez więzów pobliskich krewnych.
- Niestety nie - przyznał. - Możesz mi ją przybliżyć? - umieścił na niej spojrzenie. Uwaga, którą zwykł ją obdarzać (zupełnie tak jak mężczyźni spętani jej silnym czarem?), sprawiła, że pierwsze próby w obrabianiu przedmiotu zwieńczyły się dużym fiaskiem. Nie był, w żadnym detalu, dumny z uzyskanych efektów; mogła dostrzec to w oczach, ambicję, która pomimo niezwiązanej z nim sztuki rzemiosła, paliła go żywym ogniem. Oderwał od niej skupienie - oraz ponownie oddał się swojej pracy. Nie patrzył na nią, wydawał się nieobecny, nienaturalny w stosunku do tego, co zwykła doznawać w towarzystwie - po pewnym czasie oderwał się z pełną dumą, wiedząc, że po wdrożonych, obecnych rzędach poprawek, efekt przewyższył nawet pierwotne oczekiwania.
Pierwszy rzut: 7 + 30 = 37 (udaje ci się wykończyć pierścień, jednak nie jesteś w pełni zadowolony z ostatecznych efektów. Wiele rzeczy wyszło płycej, niż zakładałeś. Możesz zacząć od nowa i rzucić ponownie kością k100 na obecny etap lub przejść do kolejnego procesu, nie przejmując się już rozbieżnością od pierwotnych planów)
Drugi rzut (poprawiona obróbka): 86 + 30 = 116 (niesamowite! Twoje wykonanie przewyższyło najśmielsze oczekiwania, jakie dotąd żywiłeś. Pierścień zapowiada się o wiele lepiej, niż najpierw przewidywałeś; udaje ci się nawet miło zaskoczyć nauczycieli na kursie)
- Pod względem swojej kariery? - dopytał. - Tak. Myślę, że mogłem liczyć na dużą przychylność Norn - zaznaczył z lekkim przekąsem, przecież jak demon, wzgardzony wcześniej przez bogów mógł chlubić się pełnią wiary? Nie przeczył, pomimo tego, stając się w pełni szczerym przy konfrontacji z jej dociekaniem zawartym wcześniej w powietrzu. Miał i równocześnie też nie miał szczęścia - był szanowanym malarzem, uznanym portrecistą, lecz równocześnie był chłopcem porzuconym przez matkę, bez korzeni, bez jawnej przynależności, bez więzów pobliskich krewnych.
- Niestety nie - przyznał. - Możesz mi ją przybliżyć? - umieścił na niej spojrzenie. Uwaga, którą zwykł ją obdarzać (zupełnie tak jak mężczyźni spętani jej silnym czarem?), sprawiła, że pierwsze próby w obrabianiu przedmiotu zwieńczyły się dużym fiaskiem. Nie był, w żadnym detalu, dumny z uzyskanych efektów; mogła dostrzec to w oczach, ambicję, która pomimo niezwiązanej z nim sztuki rzemiosła, paliła go żywym ogniem. Oderwał od niej skupienie - oraz ponownie oddał się swojej pracy. Nie patrzył na nią, wydawał się nieobecny, nienaturalny w stosunku do tego, co zwykła doznawać w towarzystwie - po pewnym czasie oderwał się z pełną dumą, wiedząc, że po wdrożonych, obecnych rzędach poprawek, efekt przewyższył nawet pierwotne oczekiwania.
Pierwszy rzut: 7 + 30 = 37 (udaje ci się wykończyć pierścień, jednak nie jesteś w pełni zadowolony z ostatecznych efektów. Wiele rzeczy wyszło płycej, niż zakładałeś. Możesz zacząć od nowa i rzucić ponownie kością k100 na obecny etap lub przejść do kolejnego procesu, nie przejmując się już rozbieżnością od pierwotnych planów)
Drugi rzut (poprawiona obróbka): 86 + 30 = 116 (niesamowite! Twoje wykonanie przewyższyło najśmielsze oczekiwania, jakie dotąd żywiłeś. Pierścień zapowiada się o wiele lepiej, niż najpierw przewidywałeś; udaje ci się nawet miło zaskoczyć nauczycieli na kursie)
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Mistrz Gry
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pią 16 Gru - 14:28
The member 'Einar Halvorsen' has done the following action : kości
'k100' : 7
'k100' : 86
'k100' : 7
'k100' : 86
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Sro 28 Gru - 20:05
Villemo HolmsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Sekrety stanowiły część ich życia; główny nurt, w którym pływali i dryfowali każdego dnia. Mieli swoje tajemnice i inni powierzali im te, których czasami nie chcieli znać. Słyszała w szeptach wiele, połowy nie chciała nigdy usłyszeć, a jednak zostały wlane do jej uszu, zaszczepione w pamięci umysłu i miały już tam pozostać.
Poznała brudy, miała swoje, ukrywane pod maskę pięknej fasady istnienia i choć nie mówili tego na głos, to widzieli przez nie doskonale. Dostrzegali te skazy i pęknięcia, czy to właśnie dlatego tak ku sobie lgnęli, jednocześnie wiedząc, że w zakazanej znajomości mogą spłonąć? Ich istnienie było równie kruche jak porcelana. Gdy zderzają się z twardą podłogą rzeczywistości rozpadają się na drobinki, na pył i sklejenie niczego nie zmieni. Pozostanie jeszcze więcej pęknięć.
-Pytałam o szczęście, kaprys losu… nie zaś skrzętnie splecione nitki Norn. - Odparła z przekąsem w głosie -Chyba, że uważasz iż ich decyzje to właśnie wypadkowa humoru.
Nie raz błądziła myślami wokół tematów, które poruszali filozofowie, które dotykały struktur abstrakcyjnych, ale jakże były ciekawe, choć pewnie nigdy nie zrozumie ich w pełni. Nie pojmie ich istnienia, ale snucie rozważań było równie interesuje samo w sobie.
-Lustro należało do księżniczki osadzonej w zamku wśród strzelistych gór. - Zaczęła powoli snuć opowieść melodyjnym głosem. Sylaby drżały na końcówce języka, wzbudzały wibracje w powietrzu, przyjemnie łaskocząc przy tym płatki uszu. Pochyliła się nad swoją pracą, ale nie przerywała mówienia. -Księżniczka ta, obdarzona niezwykłymi mocami, nie mogła żyć wśród ludzi, a za towarzysza miała jedynie wielkie lustro oprawione w złote ramy. Lustro to pokazywało księżnicze życie ludzi, ich codzienne troski i radości, było jej oknem na świat. - Skupiona na snuciu opowieści nie skupiała się tak bardzo na obróbce materiałów, więc powoli zaczynało jej wychodzić coś zupełnie innego niż było w pierwotnym założeniu. -Księżniczka mogła też zadawać pytania do lustra, a to zawsze odpowiadało jej obrazami. Gdy pytała o miłość widziała zarówno piękne chwile uniesienia, jak również płacz i zdradę. Gdy pytała o radość widziała kolejne łzy. W pewnym momencie dostrzegła, że każde, nawet pozytywne, emocje, obarczone są pewną dozą smutku i łez. Zazdrosna o to co przeżywają ludzie oraz zrozpaczona, że sama nigdy tego nie przeżyje rozbiła taflę lustra. A drobinki i odłamki wiatr rozniósł wśród mieszkańców wioski, która stała u stóp strzelistych gór. Każdy z nich osiadł w sercu ludzi, przez to, czasami są w stanie dostrzec prawdę, choć nie raz jej zaprzeczają. - Skończyła snuć historię i uniosła szare spojrzenie na Einara, który teraz w pełnym zapale i oddaniu skupił się wyłącznie na swojej pracy. Dostrzegła to samo kiedy malował jej obraz, kiedy całkowicie zatraca się w swojej pracy. Ambicja odbiła się małą zmarszczką między brwiami. Dostrzegła, że zaczął od nowa, kiedy ona zadowoliła się efektem, który już uzyskała. Nie chciała stworzyć idealnego dzieła, spodobało się jej, że to co stworzyła nie jest perfekcyjne, była w tym pewna alegoria jej istnienia.
Duma odmalowana na twarzy, wywołała lekki, okraszony rozbawieniem, uśmiech.
|Rzut: 27 + 5 = 32 udaje ci się wykończyć pierścień, jednak nie jesteś w pełni zadowolony z ostatecznych efektów. Wiele rzeczy wyszło płycej, niż zakładałeś. Możesz zacząć od nowa i rzucić ponownie kością k100 na obecny etap lub przejść do kolejnego procesu, nie przejmując się już rozbieżnością od pierwotnych planów.
Poznała brudy, miała swoje, ukrywane pod maskę pięknej fasady istnienia i choć nie mówili tego na głos, to widzieli przez nie doskonale. Dostrzegali te skazy i pęknięcia, czy to właśnie dlatego tak ku sobie lgnęli, jednocześnie wiedząc, że w zakazanej znajomości mogą spłonąć? Ich istnienie było równie kruche jak porcelana. Gdy zderzają się z twardą podłogą rzeczywistości rozpadają się na drobinki, na pył i sklejenie niczego nie zmieni. Pozostanie jeszcze więcej pęknięć.
-Pytałam o szczęście, kaprys losu… nie zaś skrzętnie splecione nitki Norn. - Odparła z przekąsem w głosie -Chyba, że uważasz iż ich decyzje to właśnie wypadkowa humoru.
Nie raz błądziła myślami wokół tematów, które poruszali filozofowie, które dotykały struktur abstrakcyjnych, ale jakże były ciekawe, choć pewnie nigdy nie zrozumie ich w pełni. Nie pojmie ich istnienia, ale snucie rozważań było równie interesuje samo w sobie.
-Lustro należało do księżniczki osadzonej w zamku wśród strzelistych gór. - Zaczęła powoli snuć opowieść melodyjnym głosem. Sylaby drżały na końcówce języka, wzbudzały wibracje w powietrzu, przyjemnie łaskocząc przy tym płatki uszu. Pochyliła się nad swoją pracą, ale nie przerywała mówienia. -Księżniczka ta, obdarzona niezwykłymi mocami, nie mogła żyć wśród ludzi, a za towarzysza miała jedynie wielkie lustro oprawione w złote ramy. Lustro to pokazywało księżnicze życie ludzi, ich codzienne troski i radości, było jej oknem na świat. - Skupiona na snuciu opowieści nie skupiała się tak bardzo na obróbce materiałów, więc powoli zaczynało jej wychodzić coś zupełnie innego niż było w pierwotnym założeniu. -Księżniczka mogła też zadawać pytania do lustra, a to zawsze odpowiadało jej obrazami. Gdy pytała o miłość widziała zarówno piękne chwile uniesienia, jak również płacz i zdradę. Gdy pytała o radość widziała kolejne łzy. W pewnym momencie dostrzegła, że każde, nawet pozytywne, emocje, obarczone są pewną dozą smutku i łez. Zazdrosna o to co przeżywają ludzie oraz zrozpaczona, że sama nigdy tego nie przeżyje rozbiła taflę lustra. A drobinki i odłamki wiatr rozniósł wśród mieszkańców wioski, która stała u stóp strzelistych gór. Każdy z nich osiadł w sercu ludzi, przez to, czasami są w stanie dostrzec prawdę, choć nie raz jej zaprzeczają. - Skończyła snuć historię i uniosła szare spojrzenie na Einara, który teraz w pełnym zapale i oddaniu skupił się wyłącznie na swojej pracy. Dostrzegła to samo kiedy malował jej obraz, kiedy całkowicie zatraca się w swojej pracy. Ambicja odbiła się małą zmarszczką między brwiami. Dostrzegła, że zaczął od nowa, kiedy ona zadowoliła się efektem, który już uzyskała. Nie chciała stworzyć idealnego dzieła, spodobało się jej, że to co stworzyła nie jest perfekcyjne, była w tym pewna alegoria jej istnienia.
Duma odmalowana na twarzy, wywołała lekki, okraszony rozbawieniem, uśmiech.
|Rzut: 27 + 5 = 32 udaje ci się wykończyć pierścień, jednak nie jesteś w pełni zadowolony z ostatecznych efektów. Wiele rzeczy wyszło płycej, niż zakładałeś. Możesz zacząć od nowa i rzucić ponownie kością k100 na obecny etap lub przejść do kolejnego procesu, nie przejmując się już rozbieżnością od pierwotnych planów.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Mistrz Gry
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Sro 28 Gru - 20:05
The member 'Villemo Holmsen' has done the following action : kości
'k100' : 27
'k100' : 27
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Wto 3 Sty - 11:43
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Czym mogło być przeznaczenie? Nie drażnił nigdy podobnych, splecionych podstępnie pytań, wrzuconych w łupinę czaszki - bał się ich treści, srogiej, nieobliczalnej jak zwierzę wpuszczone w knieje świadomości o ostrych rzędach pazurów i szczytach kłapiących zębów. Nie wgłębiał się nigdy w same werdykty Norn, skupiony na przyziemności, na życiu tutaj i teraz - strzegł pilnie swojego miejsca, azylu, jaki uwił sam sobie wśród społeczeństwa, starając się, aby nikt z zewnątrz nie odkrył jego natury, nie uniósł zasłony kłamstwa chroniącej go od pogardy i jadu cudzej niechęci.
- Możliwe - przyznał z błyskiem uśmiechu. - Czy różne, drobne przypadki nie są podobnie częścią naszego przeznaczenia? - dodał wciąż rozbawiony. Jeśli przeznaczenie jest wszystkim, musiało być też ich pierwszym, nawiązanym spotkaniem, ich konfrontacją, ich przekraczaniem granic, ich każdym, wspólnym momentem, zamarłym pośród napięcia.
Zapoznał się z jej historią, słuchając melodyjnego głosu, który nakreślał w każdej z zapadłych sylab losy pewnej księżniczki. Nawet, jeśli nie wierzył, że lustro kiedyś istniało, namacalne, prawdziwe - całość tworzyła zmyślną alegorię, zdolną poruszyć szczególnie młodociane serca, chłonące oraz podatne.
- Ciekawe - potwierdził szczerze. - Brzmi jak opowieść z dzieciństwa - dodał spontanicznie i zamilkł w niezręcznej pauzie. Czy sam zapamiętał historie opowiadane przez Lindę? Czy mógłby się jej odwdzięczyć podobną, zasłyszaną legendą? Nie wiedział, czy chce (chcą) poruszać podobny temat, dość grząski i niebezpieczny. Niechętnie roztrząsał przeszłość - na każde z pytań odpowiadał spłowiałym, nieistotnym stwierdzeniem, karmiąc rozmówców pustką wygodnych słów. Nie sądził zresztą, aby ktokolwiek nieobarczony genetycznym piętnem, mógł zrozumieć odrębność, początkowo nierozumianą przez pełen naiwności dziecięcy umysł, nie sądził, aby mogli zrozumieć dorastanie z wrośniętym jak pędy bluszczu poczuciem własnej inności, bycia obcym, odmiennym, wyjętym z kanonów tłumu.
- Baśnie mają swój urok - stwierdził jedynie niezobowiązująco i wrócił do poprzedniego zajęcia. Po zakończonej obróbce pozostało mu połączenie ze sobą dwóch, głównych materiałów - podobna czynność, ze względu na doskonale zaznajomienie się z magią twórczą, nie sprawiła mu najmniejszej trudności.
Połączenie kruszcu z pierścieniem: 25 (k100) + 30 (magia twórcza) = 55, sukces
- Możliwe - przyznał z błyskiem uśmiechu. - Czy różne, drobne przypadki nie są podobnie częścią naszego przeznaczenia? - dodał wciąż rozbawiony. Jeśli przeznaczenie jest wszystkim, musiało być też ich pierwszym, nawiązanym spotkaniem, ich konfrontacją, ich przekraczaniem granic, ich każdym, wspólnym momentem, zamarłym pośród napięcia.
Zapoznał się z jej historią, słuchając melodyjnego głosu, który nakreślał w każdej z zapadłych sylab losy pewnej księżniczki. Nawet, jeśli nie wierzył, że lustro kiedyś istniało, namacalne, prawdziwe - całość tworzyła zmyślną alegorię, zdolną poruszyć szczególnie młodociane serca, chłonące oraz podatne.
- Ciekawe - potwierdził szczerze. - Brzmi jak opowieść z dzieciństwa - dodał spontanicznie i zamilkł w niezręcznej pauzie. Czy sam zapamiętał historie opowiadane przez Lindę? Czy mógłby się jej odwdzięczyć podobną, zasłyszaną legendą? Nie wiedział, czy chce (chcą) poruszać podobny temat, dość grząski i niebezpieczny. Niechętnie roztrząsał przeszłość - na każde z pytań odpowiadał spłowiałym, nieistotnym stwierdzeniem, karmiąc rozmówców pustką wygodnych słów. Nie sądził zresztą, aby ktokolwiek nieobarczony genetycznym piętnem, mógł zrozumieć odrębność, początkowo nierozumianą przez pełen naiwności dziecięcy umysł, nie sądził, aby mogli zrozumieć dorastanie z wrośniętym jak pędy bluszczu poczuciem własnej inności, bycia obcym, odmiennym, wyjętym z kanonów tłumu.
- Baśnie mają swój urok - stwierdził jedynie niezobowiązująco i wrócił do poprzedniego zajęcia. Po zakończonej obróbce pozostało mu połączenie ze sobą dwóch, głównych materiałów - podobna czynność, ze względu na doskonale zaznajomienie się z magią twórczą, nie sprawiła mu najmniejszej trudności.
Połączenie kruszcu z pierścieniem: 25 (k100) + 30 (magia twórcza) = 55, sukces
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Mistrz Gry
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Wto 3 Sty - 11:47
The member 'Einar Halvorsen' has done the following action : kości
'k100' : 25
'k100' : 25
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Wto 3 Sty - 13:15
Villemo HolmsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Przeznaczenie, tak często wypowiadane słowo, odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki, przywiązane było do ich rzeczywistości. Czy to ono nimi kierowało? Czy nie mieli decyzyjności żadnej na własne życie? Czy wszystko było z góry ustalone? Tych oraz wiele innych pytań kotłowo się w umyśle Villemo, która pozwalała im pojawiać się w jej życiu. Nie unikała ich, nie odtrącała dłonią zniechęcona i pełna obaw, że jej własny los jest tylko ładną układanką kłamstw i złudzeń, w których sama się gubiła.
Czy to właśnie przeznaczenie sprawiło, że ich drogi się skrzyżowały? Być może, ale dalszą ścieżkę wytoczyli sami, tego była pewna. Zboczyli z tej, którą przeznaczył im los i teraz cały czas go kusili. Wystawiali się na odstrzał.
Snując swoją opowieść, którą przecież znała z dzieciństwa starała się połączyć kamień z wytworzonym pierścieniem. Przez brak dokładności i perfekcji zadanie to nie było łatwe. Kamień po pierwszej próbie wypadł i przez chwilę dźwięk, drażniącej porażki brzęczał w kobiecych uszach. Powoli ujęła kamień ponownie i spróbowała jeszcze raz, ale znów osiągnęła porażkę więc na chwilę przestała walczyć z oporą materią; spojrzała na to co robi Eianar i z niemalże odwzorowała jego ruchy. Stała się lustrzanym odbiciem tego, co sam czynił i to sprawiło, że udało się jej umieścić kamień w koszyku pierścienia.
-Ponieważ takową jest… - Odpowiedziała melodyjnie, śpiewnie zaciągając końcówkami i uniosła szare spojrzenie na demona. Lubiła baśnie, kiedy była dzieckiem, sama czuła się jak baśniowa istota. Podziwiana, piękna i zachwycająca, taką którą każdy marzył poznać, by móc potem opowiadać o tym jak Pani Jeziora podarowała mu magiczny miecz. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że aura stanie się przekleństwem, uroda spowoduje zazdrość i niechęć, a samo istnienie będzie skazą na idealnym obrazie świata. Miast zachwytu będzie budzić pożądanie, miast pięknych poematów słyszeć będzie jedynie przekleństwa swojego istnienia.
|Trzy próby, trzecia dopiero udana k100 - 45
Czy to właśnie przeznaczenie sprawiło, że ich drogi się skrzyżowały? Być może, ale dalszą ścieżkę wytoczyli sami, tego była pewna. Zboczyli z tej, którą przeznaczył im los i teraz cały czas go kusili. Wystawiali się na odstrzał.
Snując swoją opowieść, którą przecież znała z dzieciństwa starała się połączyć kamień z wytworzonym pierścieniem. Przez brak dokładności i perfekcji zadanie to nie było łatwe. Kamień po pierwszej próbie wypadł i przez chwilę dźwięk, drażniącej porażki brzęczał w kobiecych uszach. Powoli ujęła kamień ponownie i spróbowała jeszcze raz, ale znów osiągnęła porażkę więc na chwilę przestała walczyć z oporą materią; spojrzała na to co robi Eianar i z niemalże odwzorowała jego ruchy. Stała się lustrzanym odbiciem tego, co sam czynił i to sprawiło, że udało się jej umieścić kamień w koszyku pierścienia.
-Ponieważ takową jest… - Odpowiedziała melodyjnie, śpiewnie zaciągając końcówkami i uniosła szare spojrzenie na demona. Lubiła baśnie, kiedy była dzieckiem, sama czuła się jak baśniowa istota. Podziwiana, piękna i zachwycająca, taką którą każdy marzył poznać, by móc potem opowiadać o tym jak Pani Jeziora podarowała mu magiczny miecz. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że aura stanie się przekleństwem, uroda spowoduje zazdrość i niechęć, a samo istnienie będzie skazą na idealnym obrazie świata. Miast zachwytu będzie budzić pożądanie, miast pięknych poematów słyszeć będzie jedynie przekleństwa swojego istnienia.
|Trzy próby, trzecia dopiero udana k100 - 45
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Mistrz Gry
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Wto 3 Sty - 13:15
The member 'Villemo Holmsen' has done the following action : kości
'k100' : 21, 19, 45
'k100' : 21, 19, 45
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Czw 5 Sty - 22:29
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Milczał; pożarty siłą wydarzeń, wchłonięty przez jamę wspomnień; płatki ust ani drgnęły, chociaż spojrzenie, czujne, skupione wyłącznie na niej zaszkliło się głębią odczuć. Jeszcze było zbyt szybko; jeszcze tkwiły bariery, których wysokie tamy odgradzały ich wałem kamiennego dystansu. Ufność jest zawsze krucha, narasta skąpo, niechętnie; nie ufał jej, ani ona nie zaufała też jemu, nie w pełni; mogli tkwić obok siebie, mogli zgodzić się zostać, wsłuchani w rytm swych oddechów, czujący mrowienie ciepła, lecz nadal, przy tym kurczowo trzymali się narzuconej, surowej formy rezerwy. Ostatnia, zachowana przytomność; ostatnia cząstka trzeźwości w łączącym ich zatraceniu; wciąż, bezustannie, ilekroć przebywał przy niej, targany był przez wzburzone przypływy fali napięcia; nawet teraz, w codziennej, na pozór szarej rozmowie. Odpowiedział jej wzrokiem, obwódkami tęczówek, w których mogła bez przeszkód odczytać z niego emocje, wzruszenie oraz niepewność na temat własnej przeszłości, słów, których nie chciał wypuszczać obecnie w eter; trudów nie-beztroski młodzieńczych, przeżytych lat; pod maską arogancji i zepsucia, mężczyzny zniszczonego własną rozwiązłością i lgnięciem naiwnych osób, demona, który wydaje się, nie powinien czuć przywiązania, kryło się znacznie więcej, coś miękkiego, ludzkiego, przepełnionego po brzegi troską i wrażliwością. Gdzie tkwiła w związku z tym prawda? czy mógł być jednym i drugim? pięknym i bezlitosnym, skrzywdzonym i delikatnym, pełnym siły współczucia? Gdzie tkwiła esencja prawdy; prawdy na temat niego?
Nie wiedział; nie wiedział sam.
Oderwał od niej uwagę i wrócił znów do warsztatów. Ostatnią, wymaganą czynnością stało się nadawanie za pomocą inkantacji cech, dzięki którym przedmiot był w stanie później objawić swoją zaklętą wyjątkowość. Nie potrzebował szkolenia przy używaniu czaru; sam korzystał z wielu wykończeń, mających wspomagać obraz i chronić go przed pokąsaniem zębiskami czasu.
- Smíða.
Osiągnął wyraźny sukces po pierwszej podjętej próbie, dostrzegł, jak energia zaklęcia rozprowadza się po obiekcie, który, jak sam uważał, powinien poniekąd przynosić posiadaczowi szczęście.
- Potrzebujesz pomocy? - dopytał miękko, bez żadnej, naniesionej wyższości; z przyczyn wprost oczywistych miał większe doświadczenie w dziedzinie magii twórczej niż ona.
Smíða (70): 73 (k100) + 30 (magia twórcza) = 103, sukces
Nie wiedział; nie wiedział sam.
Oderwał od niej uwagę i wrócił znów do warsztatów. Ostatnią, wymaganą czynnością stało się nadawanie za pomocą inkantacji cech, dzięki którym przedmiot był w stanie później objawić swoją zaklętą wyjątkowość. Nie potrzebował szkolenia przy używaniu czaru; sam korzystał z wielu wykończeń, mających wspomagać obraz i chronić go przed pokąsaniem zębiskami czasu.
- Smíða.
Osiągnął wyraźny sukces po pierwszej podjętej próbie, dostrzegł, jak energia zaklęcia rozprowadza się po obiekcie, który, jak sam uważał, powinien poniekąd przynosić posiadaczowi szczęście.
- Potrzebujesz pomocy? - dopytał miękko, bez żadnej, naniesionej wyższości; z przyczyn wprost oczywistych miał większe doświadczenie w dziedzinie magii twórczej niż ona.
Smíða (70): 73 (k100) + 30 (magia twórcza) = 103, sukces
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Mistrz Gry
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Czw 5 Sty - 22:29
The member 'Einar Halvorsen' has done the following action : kości
'k100' : 73
'k100' : 73
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pią 6 Sty - 13:06
Villemo HolmsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Rozmowa była przejmująca, snująca się między spojrzeniami i przyciszonymi głosami innych uczestników warsztatów. Choć ich ust nie opuściło żadne słowo, tak niema dyskusja toczyła się przy ich stoliku, w oświetleniu jubilerskim, pod nic nie rozumiejącym spojrzeniem nauczycieli. Toń jeziora ścierała się w głębią dzikiego lasu, tak idealnie do siebie pasujące, a jednocześnie tak bardzo odmienne. Stąpała po nieznany jej gruncie, choć powoli udawało się jej zdobywać skrawki mapy, nadal jednak były to obszary które już częściowo odkryła, większy obraz nadal pozostawał niepoznany. Tkwił za ciemnym całunem niewiadomej, kuszący i budzący obawy w tym samym czasie. Chciała sięgnąć, odgarnąć suty materiał uprzedzeń i dystansu, w tym samym czasie tkwiła nieruchomo z wyciągniętą dłonią - pełna obaw i wahań.
Cienka linia napięcia tkwiła między nimi, trącona wzajemnymi niepewnościami wydawała tylko pojedyncze dźwięki; nie ułożyli jeszcze pełnej melodii. Pięciolinia nadal pozostawała pusta, naszkicowali pierwsze nuty, zbyt mało by mówić o utworze.
Czuła i rozumiała, przechyliła się nieznacznie głowę ku lewemu ramieniu, a w szarych tęczówkach pojawiła się iskra zrozumienia, a może to było jedynie odbicie światła w wyciętych w migdał oczach. Opuściła wzrok na swoją pracę, która była nieidealna, ale tak bardzo pasująca do idealnej twarzy niksy, a ta nabierała ostrych rysów z każdą kolejną porażką.
-Smíða. - Zaklęcie wypowiedziane miękkim głosem nie zadziałało, choć wcześniej poprosiła o pomoc jednego z nauczycieli. Tak samo za drugim razem, gdy już wydawało się, że uda się jej ukończyć dzieło. -Smíða. - Powiedziała po raz kolejny i ponownie nic się nie udało. Zacisnęła mocniej zęby, niebieska żyłka przebiła się przez porcelanową biel skóry na łabędziej szyi. Spomiędzy warg wydobyło się westchnienie podszyte irytacją zaistniałą sytuacją. Kolejne podejście ponownie okazało się porażką. Wtedy też dostrzegła jak Einar bez najmniejszego problemu dokończył swoją pracę i pierścień lśnił w jego dłoni zachwycając przy tym innych uczestników warsztatów.
-Bez sensu! - Zawołała, wyraźnie rozdrażniona tym, że kolejna próba, czwarta już, się nie powiodła, a magia nie chciała jej słuchać. W swej złości rzuciła pierścionkiem, tak niefortunnie, że ten poleciał w stronę Einara i uderzył go w pierś, aby ostatecznie upaść z cichym brzękiem na stół jubilerski. Szare spojrzenie iskrzyło się srebrem, a aura zawirowała niebezpiecznie, kiedy niksa emanowała chłodem, równie pięknym jak i przerażającym, odbijającym się w jej obliczu. Wzięła głębszy wdech, przymknęła oczy chcąc się uspokoić. -Tak, poproszę. - Dodała po chwili, głos aksamitny choć nadal pełen lodowych igiełek opuścił malinowe usta.
Cienka linia napięcia tkwiła między nimi, trącona wzajemnymi niepewnościami wydawała tylko pojedyncze dźwięki; nie ułożyli jeszcze pełnej melodii. Pięciolinia nadal pozostawała pusta, naszkicowali pierwsze nuty, zbyt mało by mówić o utworze.
Czuła i rozumiała, przechyliła się nieznacznie głowę ku lewemu ramieniu, a w szarych tęczówkach pojawiła się iskra zrozumienia, a może to było jedynie odbicie światła w wyciętych w migdał oczach. Opuściła wzrok na swoją pracę, która była nieidealna, ale tak bardzo pasująca do idealnej twarzy niksy, a ta nabierała ostrych rysów z każdą kolejną porażką.
-Smíða. - Zaklęcie wypowiedziane miękkim głosem nie zadziałało, choć wcześniej poprosiła o pomoc jednego z nauczycieli. Tak samo za drugim razem, gdy już wydawało się, że uda się jej ukończyć dzieło. -Smíða. - Powiedziała po raz kolejny i ponownie nic się nie udało. Zacisnęła mocniej zęby, niebieska żyłka przebiła się przez porcelanową biel skóry na łabędziej szyi. Spomiędzy warg wydobyło się westchnienie podszyte irytacją zaistniałą sytuacją. Kolejne podejście ponownie okazało się porażką. Wtedy też dostrzegła jak Einar bez najmniejszego problemu dokończył swoją pracę i pierścień lśnił w jego dłoni zachwycając przy tym innych uczestników warsztatów.
-Bez sensu! - Zawołała, wyraźnie rozdrażniona tym, że kolejna próba, czwarta już, się nie powiodła, a magia nie chciała jej słuchać. W swej złości rzuciła pierścionkiem, tak niefortunnie, że ten poleciał w stronę Einara i uderzył go w pierś, aby ostatecznie upaść z cichym brzękiem na stół jubilerski. Szare spojrzenie iskrzyło się srebrem, a aura zawirowała niebezpiecznie, kiedy niksa emanowała chłodem, równie pięknym jak i przerażającym, odbijającym się w jej obliczu. Wzięła głębszy wdech, przymknęła oczy chcąc się uspokoić. -Tak, poproszę. - Dodała po chwili, głos aksamitny choć nadal pełen lodowych igiełek opuścił malinowe usta.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Mistrz Gry
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pią 6 Sty - 13:06
The member 'Villemo Holmsen' has done the following action : kości
'k100' : 34, 11, 30, 40
'k100' : 34, 11, 30, 40
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pią 6 Sty - 15:47
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Skarga rozdarła przestrzeń; rozdarła, tak jak rozpruwa się stary, wypłowiały materiał; włókna bliskiej przestrzeni zerwały się z trzaskiem głosek, z grymasem, z gniewem, który podstępnie wpełznął na piękną twarz.
Zamącił taflą ekspresji, podburzył kręgami fal.
Ujrzał to, wierzył, że wszystko ujrzał, zatrważająco dokładnie; cięciwę wzroku, napiętą, która cisnęła strzałą nieodpartej frustracji, linie rysów których szkic zmieniał się z każdą chwilą na płótnie rzeczywistości, ujrzał całą odmienność, nieposkromioną, dziką - i niebezpieczną.
…a może to wyobraźnia?
Los płatający figle, igraszka zwojów umysłu, uparcie pragnących stwierdzić, że miał do czynienia z niksą. Czy ona również szukała skazy ogona, kiedy znalazła się blisko, w duszącym, wąskim dystansie, w którego pasie mieściła się pieśń oddechów? Czy chciała dostrzec ślad opuszkami palców, przekonać się - i potwierdzić? Obnażyć swoje przeczucia? Prawdę, skrywaną ściśle przed spojrzeniami innych? Czy chciała poznać jego pełną naturę? Czy wzgardzi nim, gdy odkryje, że jest w istocie jej wrogiem? pogardzanym demonem, brudnym i niemoralnym.
Wzdrygnął się.
Porzucił własne rozterki; pierścień, który uderzył w tors, zawirował i osiadł, koniec końców, z powrotem na blacie stołu. Poświecił się sytuacji, podchodząc bliżej, próbując okazać wsparcie. Wiedział, doskonale, że wszystko szło niepomyślnie, niezgodnie z wolą kobiety, a każde z podjętych działań karmiło tylko wzburzenie zrodzone w przestrzeni duszy; wzmagało jej irytację.
- To jedno z trudniejszych zaklęć - oznajmił cicho; przypomniał, że nie powinna od siebie równie wiele wymagać. Spokojnie, tylko spokojnie; spokój oraz skupienie są kluczem dalszych sukcesów. Smíða w rzeczywistości należało do bardziej zawiłych inkantacji, jakie skrywała magia twórcza, nic dziwnego, skoro wieńczyło dzieło, nadając mu określone, pożądane właściwości.
- Spróbujmy jeszcze raz - wyciągnął w jej stronę dłoń; musnął palcami skórę, próbując ją naprowadzić na odpowiedni ruch nadgarstka.
Przyjemne, kojące ciepło rozlało się po opuszkach.
Spróbujmy.
Zamącił taflą ekspresji, podburzył kręgami fal.
Ujrzał to, wierzył, że wszystko ujrzał, zatrważająco dokładnie; cięciwę wzroku, napiętą, która cisnęła strzałą nieodpartej frustracji, linie rysów których szkic zmieniał się z każdą chwilą na płótnie rzeczywistości, ujrzał całą odmienność, nieposkromioną, dziką - i niebezpieczną.
…a może to wyobraźnia?
Los płatający figle, igraszka zwojów umysłu, uparcie pragnących stwierdzić, że miał do czynienia z niksą. Czy ona również szukała skazy ogona, kiedy znalazła się blisko, w duszącym, wąskim dystansie, w którego pasie mieściła się pieśń oddechów? Czy chciała dostrzec ślad opuszkami palców, przekonać się - i potwierdzić? Obnażyć swoje przeczucia? Prawdę, skrywaną ściśle przed spojrzeniami innych? Czy chciała poznać jego pełną naturę? Czy wzgardzi nim, gdy odkryje, że jest w istocie jej wrogiem? pogardzanym demonem, brudnym i niemoralnym.
Wzdrygnął się.
Porzucił własne rozterki; pierścień, który uderzył w tors, zawirował i osiadł, koniec końców, z powrotem na blacie stołu. Poświecił się sytuacji, podchodząc bliżej, próbując okazać wsparcie. Wiedział, doskonale, że wszystko szło niepomyślnie, niezgodnie z wolą kobiety, a każde z podjętych działań karmiło tylko wzburzenie zrodzone w przestrzeni duszy; wzmagało jej irytację.
- To jedno z trudniejszych zaklęć - oznajmił cicho; przypomniał, że nie powinna od siebie równie wiele wymagać. Spokojnie, tylko spokojnie; spokój oraz skupienie są kluczem dalszych sukcesów. Smíða w rzeczywistości należało do bardziej zawiłych inkantacji, jakie skrywała magia twórcza, nic dziwnego, skoro wieńczyło dzieło, nadając mu określone, pożądane właściwości.
- Spróbujmy jeszcze raz - wyciągnął w jej stronę dłoń; musnął palcami skórę, próbując ją naprowadzić na odpowiedni ruch nadgarstka.
Przyjemne, kojące ciepło rozlało się po opuszkach.
Spróbujmy.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pią 6 Sty - 17:03
Villemo HolmsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Piękno zanikało, zacierało się w ostrych liniach okrucieństwa twarzy jaka pojawiła się przy stole jubilerskim. Na ułamek sekundy, mrugnięcie oka jasna skóra przybrała barwę zielonkawą, oczy zdawały się zalewać srebrem, a usta zmienione w cienką kreskę wykrzywiły się nieładnie, nadając niksie okrutnego, wręcz przerażającego wyrazu. Jej druga strona, ta którą skrywała tak bardzo dokładnie. Ta, która odbierała zmysły, powodowała strach, na chwilę się ukazała. Dzikość, jak skrywała się pod piękną fasadą. To czego się wstydziła, to co skrywała, choć nie musiała się przez to okaleczać. Nie musiała sięgać po ostrze, aby choć na chwilę zapomnieć kim jest.
Zwyczajnie, nie patrzyła w lustro, ponieważ im dłużej się wpatrywała w swoje oblicze, tym wyraźniej widziała kim jest.
Szukała jego natury; potwierdzenia tego kim jest, tego do jakiego świata przynależy. Jej czy ich. Czy mógł się ukrywać i jak długo? Czy wiecznie będzie unikał tego kim był i nigdy nie zobaczy pełnej jego natury? Nie zapominała, że ma przed sobą huldrekall; nigdy dowodu nie dostrzegła, nawet wtedy kiedy skracali dystans, gdy przełamywali bariery wzajemnej niechęci.
Patrzyła jak pierścień ujęty w palce ląduje na jej dłoni. Ledwo wyczuwalny dotyk palców na, ponownie jasnej, skórze. Ciepło, które zostawiło niewidoczny ślad, smugę przekroczonych granic, które wciąż między nimi były. Przerywali ją za każdym razem gdy się spotykali, tworzyli wyrwy, ale nie zburzyli całkowicie. Spokój udzielił się też jej. Głębszy oddech, uspokojenie szalonych myśli, które podsycane irytacją doprowadziły do dramatycznego gestu rzucania pierścionkiem. Dała się poprowadzić, pokierować tak jak w pracowni gdy mówił jak ma się ustawić, jaką pozę przyjąć. Delikatne zgięcie nadgarstka, cicho, niemalże szeptem wypowiedziane zaklęcie, jakby składała obietnice w okrytym mrokiem pomieszczeniu.
-Smíða
Energia zaklęcia objęła biżuterię. Zamknęła w niej umiejętność tak potrzebną do ważenia eliksirów. Patrzyła oniemiała na to jak z jego pomocą udało się nadać magicznych właściwości. Uniosła szare spojrzenie.
-Dziękuję.
Zwyczajnie, nie patrzyła w lustro, ponieważ im dłużej się wpatrywała w swoje oblicze, tym wyraźniej widziała kim jest.
Szukała jego natury; potwierdzenia tego kim jest, tego do jakiego świata przynależy. Jej czy ich. Czy mógł się ukrywać i jak długo? Czy wiecznie będzie unikał tego kim był i nigdy nie zobaczy pełnej jego natury? Nie zapominała, że ma przed sobą huldrekall; nigdy dowodu nie dostrzegła, nawet wtedy kiedy skracali dystans, gdy przełamywali bariery wzajemnej niechęci.
Patrzyła jak pierścień ujęty w palce ląduje na jej dłoni. Ledwo wyczuwalny dotyk palców na, ponownie jasnej, skórze. Ciepło, które zostawiło niewidoczny ślad, smugę przekroczonych granic, które wciąż między nimi były. Przerywali ją za każdym razem gdy się spotykali, tworzyli wyrwy, ale nie zburzyli całkowicie. Spokój udzielił się też jej. Głębszy oddech, uspokojenie szalonych myśli, które podsycane irytacją doprowadziły do dramatycznego gestu rzucania pierścionkiem. Dała się poprowadzić, pokierować tak jak w pracowni gdy mówił jak ma się ustawić, jaką pozę przyjąć. Delikatne zgięcie nadgarstka, cicho, niemalże szeptem wypowiedziane zaklęcie, jakby składała obietnice w okrytym mrokiem pomieszczeniu.
-Smíða
Energia zaklęcia objęła biżuterię. Zamknęła w niej umiejętność tak potrzebną do ważenia eliksirów. Patrzyła oniemiała na to jak z jego pomocą udało się nadać magicznych właściwości. Uniosła szare spojrzenie.
-Dziękuję.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Mistrz Gry
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pią 6 Sty - 17:03
The member 'Villemo Holmsen' has done the following action : kości
'k100' : 97
'k100' : 97
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pią 6 Sty - 18:40
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Czar zagnieździł się, objął przedmiot - czuł uchodzącą magię, wibrującą wciąż fantomowo na krańcach opuszek palców. Lustrzany marmur nasiąkał nadaną cechą, wskrzeszoną przez inkantację - uśmiechnął się, lekko, zwinnie, zginając wypukłość ust razem z chwilą, gdy tylko zobaczył sukces. Udało się.
Odczuł spokój - wciąż trawił łyko obawy, wciśniętej przed chwilą w czaszkę, wciąż zastanawiał się, czy nie zmylił go własny, rzucany uprzednio wzrok, czy naprawdę jej twarz odmieniła się, krocząc w stronę szpetoty. Czy wszystko nie było snem? Fantazją, tworem ułudy? Nie zginał kolan pod aurą, chociaż lgnął do niej w inny, zupełnie odmienny sposób - czuli swoją odrębność jeszcze w pierwszym etapie, pierwszej, prowadzonej rozmowie, pierwszym, wspólnym spotkaniu, czuli, że są podobni, co napełniało ich jednocześnie odrazą i fascynacją. Mikstura mnogich emocji bełtała się, kotlowała w naczyniach osobnych ciał, nie-bliźniaczych, tak sprzecznie ze sobą bliskich.
- Drobiazg - odpowiedział jedynie; sam bardzo często korzystał z różnych dóbr magii twórczej. Nawykł do licznych czarów, często obcych osobom nieparającym się wytwarzaniem obrazów, rzeźb czy zwyczajnym rzemiosłem. Odsunął powoli rękę, bez pośpiechu osuwając ją, całkowicie posłusznie, neutralnie, wzdłuż linii swojej sylwetki. Oboje ukończyli warsztaty; ukończyli z sukcesem, otrzymując ponadto dzieło uprzedniej pracy. Chował właśnie swój pierścień, kiedy usłyszał - w strzępkach pobliskich rozmów - wymianę zdań na temat nadchodzącego przedstawienia. Jeśli dobrze usłyszał, sztuka, jaką zamierzał wystawić teatr podczas Vekkelse należała do śniących i miała być odegrana przez grupę niemagicznych aktorów pochodzących z rodzin galdrów. We wszystko, jak zakładał, byli pośrednio zaangażowani przedstawiciele klanów - prawdopodobnie Ahlströmów, mających szereg artystów i mecenasów wspierających dostrzeżone, kiełkujące talenty.
- Słyszałaś? - dopytał się jej dyskretnie. - Wkrótce zacznie się spektakl - powinni zdążyć bez przeszkód; sam stał się zaciekawiony przebiegiem scenariusza oraz występem grupy teatralnej. Nigdy nie oglądał żadnego dramatu napisanego przez śniących, nie zajmował się, zresztą, w żaden sposób ich kulturą - chciał wykorzystać okazję przysłaną właśnie przez los.
Einar i Villemo z tematu
Odczuł spokój - wciąż trawił łyko obawy, wciśniętej przed chwilą w czaszkę, wciąż zastanawiał się, czy nie zmylił go własny, rzucany uprzednio wzrok, czy naprawdę jej twarz odmieniła się, krocząc w stronę szpetoty. Czy wszystko nie było snem? Fantazją, tworem ułudy? Nie zginał kolan pod aurą, chociaż lgnął do niej w inny, zupełnie odmienny sposób - czuli swoją odrębność jeszcze w pierwszym etapie, pierwszej, prowadzonej rozmowie, pierwszym, wspólnym spotkaniu, czuli, że są podobni, co napełniało ich jednocześnie odrazą i fascynacją. Mikstura mnogich emocji bełtała się, kotlowała w naczyniach osobnych ciał, nie-bliźniaczych, tak sprzecznie ze sobą bliskich.
- Drobiazg - odpowiedział jedynie; sam bardzo często korzystał z różnych dóbr magii twórczej. Nawykł do licznych czarów, często obcych osobom nieparającym się wytwarzaniem obrazów, rzeźb czy zwyczajnym rzemiosłem. Odsunął powoli rękę, bez pośpiechu osuwając ją, całkowicie posłusznie, neutralnie, wzdłuż linii swojej sylwetki. Oboje ukończyli warsztaty; ukończyli z sukcesem, otrzymując ponadto dzieło uprzedniej pracy. Chował właśnie swój pierścień, kiedy usłyszał - w strzępkach pobliskich rozmów - wymianę zdań na temat nadchodzącego przedstawienia. Jeśli dobrze usłyszał, sztuka, jaką zamierzał wystawić teatr podczas Vekkelse należała do śniących i miała być odegrana przez grupę niemagicznych aktorów pochodzących z rodzin galdrów. We wszystko, jak zakładał, byli pośrednio zaangażowani przedstawiciele klanów - prawdopodobnie Ahlströmów, mających szereg artystów i mecenasów wspierających dostrzeżone, kiełkujące talenty.
- Słyszałaś? - dopytał się jej dyskretnie. - Wkrótce zacznie się spektakl - powinni zdążyć bez przeszkód; sam stał się zaciekawiony przebiegiem scenariusza oraz występem grupy teatralnej. Nigdy nie oglądał żadnego dramatu napisanego przez śniących, nie zajmował się, zresztą, w żaden sposób ich kulturą - chciał wykorzystać okazję przysłaną właśnie przez los.
Einar i Villemo z tematu
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Sohvi Vänskä
xxxxx Pon 26 Sie - 21:50
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Zuchwała obietnica ostatniej linijki wciąż wprawiała ją w zadowolone rozbawienie, choć przekonywała się stanowczo, że nie było w tym nic szczególnego: ani w słowach kreślonych z przekorą kobiecym piórem, ani w lśnieniu ciężkich kolii i misternych bransoletek za szkłem gablot, przy których przystawała w pozornie cierpliwym oczekiwaniu. Duma Sørensenów wyprężała się pod szkłem elegancko i nieskromnie, jak okaz wyjątkowego gatunku wylegujący się w słońcu darowanej mu szczodrze uwagi i migoczący setką rozproszonych różnobarwnych oczek filuternie, przyciągając wzrok. Próbowała się przekonywać, że to nic szczególnego, jednak stała zaledwie w przedsionku rodowego kunsztu i musiałaby skłamać, gdyby odmówiła im zdolności, precyzji i dobrego smaku – Sørensenowie zdawali się zdecydowani od samego progu udowadniać, że tytuł pionierów jubilerskiej branży wciąż im się bezsprzecznie należał, pomimo popełnionych błędów; próbowali sobie wykupić diamentami przebaczenie, to z pewnością nie pierwszy raz, choć pewnie wcześniej podobne transakcje przeprowadzali raczej pod stołem. Nie wątpiła, że w końcu im się uda: niechęć niektórych rodów, jak przypuszczała, była jedynie pokazowa i zupełnie przekupna, a niechęć ludzi zwyczajnych, niemogących pozwolić sobie na zakupy w ich salonach, nie miała dla nich w gruncie rzeczy znaczenia.
Próbowała się przekonywać, że to nic szczególnego, w tych poufnie złośliwych słowach, ale wciąż czuła też grymas uśmiechu igrający na krzywiźnie ust od wczorajszego popołudnia i przyjemne ożywienie sunące pod skórą dreszczem kiełznanej niecierpliwości. Przypominała sobie niechętnie, że pojutrze miała obchodzić w wygodnym zapomnieniu swoje trzydzieste piąte urodziny i nie wypadało jej dłużej czuć się w podobny sposób – była już dojrzałą kobietą, rozczarowaną o kilka razy za dużo i mądrzejszą o kilka razy za dużo, żeby czuć się w ten sposób; a jednak pomalowała dzisiaj usta ciemniejszym odcieniem szminki i wciąż nie była do niego przekonana, przyglądała się ukradkiem własnemu odbiciu w lustrzanej powierzchni, refleksy rzucane przez kryształy iskrzyły się na bladej skórze jak świetliste piegi, a ona rozliczała się jeszcze z tego impulsywnego wyboru, choć nie powinno to mieć przecież żadnego znaczenia. Nie mogła się odmłodzić; nie mogła odzyskać tych nieszczęsnych lat zmarnowanych na udawaniu, że może być kimś innym, a przynajmniej przekonująco udawać i nie stracić przy tym czegoś ważnego: czasu, cząstki siebie, żywości własnego spojrzenia. Zaglądała w czarne tęczówki swoich oczu i zastanawiała się, jak wiele życia jeszcze jej właściwie zostało, ile lat mogłaby jeszcze wytrzymać ta krucha konstrukcja fałszywego szczęścia, zanim zapadłaby się w sobie jak kiedyś zapadła się jej matka. Już teraz zmęczenie kładło jej się pod rzęsami podobnie, jak kiedyś kładło się pod wygasłą smołą matczynych oczu; była jeszcze właściwie młoda, ale czuła się też jakby zamiast paru lat nieszczęsnego małżeństwa straciła całe dekady możliwości, a ten ciemny odcień szminki pogłębiał jedynie tę przykrą, nieoczekiwaną dojrzałość. Wydawało jej się nagle nieznośne, jak bardzo upodabniała się do tej kobiety, której wciąż nie potrafiła wybaczyć, sięgnęła więc ku eleganckiej spince trzymającej w miejscu schludne upięcie i wysunęła jej srebrne zęby z włosów, pozwalając im spłynąć kaskadą na ramiona, tak jak Hilma nie nosiła swoich nigdy.
Drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka chłodniejszy powiew, przesuwający dreszczem po odsłoniętej szyi; dobiegł ją odgłos obcasów uderzających o lśniącą posadzkę, nie poruszyła się jednak ani nie odwróciła wzroku od wystawionej biżuterii, pozwalając, by Eva znalazła ją pierwsza i przystanęła obok.
– Przynajmniej połowa tych błyskotek posiada w oczkach krwawe diamenty. Być może mój pierścionek zaręczynowy również, kto wie, był zamówiony u Sørensenów. Byłaby to chyba jedyna czarująca rzecz, na którą przypadkiem zdobyłby się mój małżonek. Makabryczny romantyzm – mówiła bez podnoszenia głosu bardziej niż to koniecznie, ze spokojnym zadowoleniem, leniwym tonem rozmysłu w słowach. – Myślisz, że podobny artykuł mógłby w końcu pogrążyć ich ostatecznie? Wnuków i synów wielmożnego członka rady – mruknęła, z cieniem uśmiechu podkasującym jej wreszcie kąciki ciemnowiśniowych ust, kiedy używała jej własnych słów. Podniosła wzrok, śmiało kierując go ku swojej dzisiejszej towarzyszce. – Nawet to pewnie za mało, żeby odebrać im stołek, ale starałam się. Nie chciałabym, żeby pożyteczność zajmowała nas zbyt długo przed przyjemnością.
Próbowała się przekonywać, że to nic szczególnego, w tych poufnie złośliwych słowach, ale wciąż czuła też grymas uśmiechu igrający na krzywiźnie ust od wczorajszego popołudnia i przyjemne ożywienie sunące pod skórą dreszczem kiełznanej niecierpliwości. Przypominała sobie niechętnie, że pojutrze miała obchodzić w wygodnym zapomnieniu swoje trzydzieste piąte urodziny i nie wypadało jej dłużej czuć się w podobny sposób – była już dojrzałą kobietą, rozczarowaną o kilka razy za dużo i mądrzejszą o kilka razy za dużo, żeby czuć się w ten sposób; a jednak pomalowała dzisiaj usta ciemniejszym odcieniem szminki i wciąż nie była do niego przekonana, przyglądała się ukradkiem własnemu odbiciu w lustrzanej powierzchni, refleksy rzucane przez kryształy iskrzyły się na bladej skórze jak świetliste piegi, a ona rozliczała się jeszcze z tego impulsywnego wyboru, choć nie powinno to mieć przecież żadnego znaczenia. Nie mogła się odmłodzić; nie mogła odzyskać tych nieszczęsnych lat zmarnowanych na udawaniu, że może być kimś innym, a przynajmniej przekonująco udawać i nie stracić przy tym czegoś ważnego: czasu, cząstki siebie, żywości własnego spojrzenia. Zaglądała w czarne tęczówki swoich oczu i zastanawiała się, jak wiele życia jeszcze jej właściwie zostało, ile lat mogłaby jeszcze wytrzymać ta krucha konstrukcja fałszywego szczęścia, zanim zapadłaby się w sobie jak kiedyś zapadła się jej matka. Już teraz zmęczenie kładło jej się pod rzęsami podobnie, jak kiedyś kładło się pod wygasłą smołą matczynych oczu; była jeszcze właściwie młoda, ale czuła się też jakby zamiast paru lat nieszczęsnego małżeństwa straciła całe dekady możliwości, a ten ciemny odcień szminki pogłębiał jedynie tę przykrą, nieoczekiwaną dojrzałość. Wydawało jej się nagle nieznośne, jak bardzo upodabniała się do tej kobiety, której wciąż nie potrafiła wybaczyć, sięgnęła więc ku eleganckiej spince trzymającej w miejscu schludne upięcie i wysunęła jej srebrne zęby z włosów, pozwalając im spłynąć kaskadą na ramiona, tak jak Hilma nie nosiła swoich nigdy.
Drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka chłodniejszy powiew, przesuwający dreszczem po odsłoniętej szyi; dobiegł ją odgłos obcasów uderzających o lśniącą posadzkę, nie poruszyła się jednak ani nie odwróciła wzroku od wystawionej biżuterii, pozwalając, by Eva znalazła ją pierwsza i przystanęła obok.
– Przynajmniej połowa tych błyskotek posiada w oczkach krwawe diamenty. Być może mój pierścionek zaręczynowy również, kto wie, był zamówiony u Sørensenów. Byłaby to chyba jedyna czarująca rzecz, na którą przypadkiem zdobyłby się mój małżonek. Makabryczny romantyzm – mówiła bez podnoszenia głosu bardziej niż to koniecznie, ze spokojnym zadowoleniem, leniwym tonem rozmysłu w słowach. – Myślisz, że podobny artykuł mógłby w końcu pogrążyć ich ostatecznie? Wnuków i synów wielmożnego członka rady – mruknęła, z cieniem uśmiechu podkasującym jej wreszcie kąciki ciemnowiśniowych ust, kiedy używała jej własnych słów. Podniosła wzrok, śmiało kierując go ku swojej dzisiejszej towarzyszce. – Nawet to pewnie za mało, żeby odebrać im stołek, ale starałam się. Nie chciałabym, żeby pożyteczność zajmowała nas zbyt długo przed przyjemnością.
Bezimienny
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pon 26 Sie - 21:51
Wszystko to co napisałam w liście było tylko głupim łgarstwem z przyzwyczajenia do kłamania na temat istotności mojego życia. Właściwie – nie miałam zamiaru zatrzymywać Sohvi zbyt długo, jeżeli taka nie byłaby jej wola. Nie wiedziałam też czy ta faktycznie okazuje mi osobiste zainteresowanie, czy napisała do mnie jedynie ze względu na nudę, a może pragnie poszerzyć swoją wiedzę o sekrety, o których będzie mogła plotkować z innymi, nie podając źródła swoich pikantnych informacyjek. Nie wiedziałam czemu, ale zawsze w momentach w których zdarzało mi się czuć chociaż cień sympatii – początkowo pozostawałam tak straszliwym czarnowidzem. Nie potrafiłam na wstępie i od razu założyć dobrych intencji rzeźbiarki, nie pozwoliłam też sobie na bycie wobec niej zupełnie, nieskazitelnie uprzejmą. Musiałam uciekać się do złośliwości, słownych przepychanek i pewnej zadziorności. I o ile zadziorna faktycznie wydawałam się być (naturalne odruchu sugerowały przecież prawdziwość tego przypuszczenia), tak nie miałam powodów by przekonać ją do nieprzyjazności mojego towarzystwa.
Obiecałam więc sobie, że dzisiejszego wieczora język pozostawię na wodzy, a same zawodowe odruchy… Uśpione, o ile oczywiście coś nie zaświerzbi mnie wyjątkowo uporczywie. Demoniczna natura to prawdziwe przekleństwo, a ja z pewnością nie wpisywałam się w ramy tematyczne obrazu „tej dobrej niksy”.
Byłam chyba wyjątkowo punktualna, co zauważyć miałam na tarczy zegarowej zabytkowego pudła zawieszonego na jednej ze ścian salonu. Wchodząc do pomieszczenia, momentalnie poprawiłam sobie fryzurę odpowiednim zaklęciem. Komuś takiemu jak ja nie wypadało wyglądać źle, bo chociaż niechlubne działanie aury często wypaczało pewnie niedoskonałości, efekt ten dotyczył wyłącznie wzroku zainteresowanych mężczyzn.
Moje istnienie nosiło niekiedy znamiona żartu – urodzona pokolenie niżej, nie musiałabym znosić upokorzeń płynących do mnie falami z własnego umysłu. W tym sensie nie chciałam w końcu niczego, co chcieć miało mnie.
Zlokalizowanie mojej dzisiejszej towarzyszki nie było trudne – czarne, lejące się po plecach kosmyki nie były niczym popularnym w nordyckim kanonie urody. Byłam tego świadoma, bo i właśnie dlatego lata temu ścięłam i przyciemniłam swoje włosy. I właśnie dlatego też z pewną lubością przyglądałam się nietypowej urodzie żony mojego terapeuty, kiedy już przystanęłam obok gabloty zajmującej jej uwagę.
Wysłuchując słów na temat Sørensenów, tylko uśmiechnęłam się pod nosem. Miałam wrażenie, że rodzina ta nie potrzebowała żadnej pomocy w rujnowaniu sobie opinii, jednak dociśnięcie ich obcasem do podłogi byłoby z pewnością w jakiś sposób satysfakcjonujące. Zastanawiałam się też czy Sohvi świadoma była, że Vanhanenów również oszczędzać nie zamierzałam. A może właśnie doskonale wszystko to przemyślała, sądząc, że moja obecność w jej własnym salonie i kilka poufnie wymienionych słów zmienią moje podejście do własnej pracy?
- Obiecałam mojemu kotu, że nie będę dziś skupiać się wyłącznie na pracy – powiedziałam zaczepnie ku Sohvi, tym samym hamując plotkarskie zapędy. Rzeźbiarka miała w sobie coś typowo kobiecego, a przynajmniej w skali działania kobiet z mojej rodziny. Chęć ujrzenia jak świat który wszyscy dobrze znamy płonie. Przecież odebranie władzy jakiejkolwiek z rodzin Rady byłoby… Niebywałym wydarzeniem. Czymś, co mogłoby poskutkować nawet wybuchem zamieszek. Chętnie rozważyłabym to i usłyszała jej opinię… Hamowałam się jednak. Jeszcze. – A tobie mogę obiecać, że może coś z tego spotkania wyniesiesz… – prychnęłam. Czytałam ulotki i nawiązałam niezobowiązującą rozmowę na temat tego, dlaczego właściwie salon Sørensenów połączony jest z obchodami galdryjskiego święta. I chociaż z bogami nie miałam po drodze, wszystko to, co mogło nas dziś tu spotkać było przecież zupełnie ludzkie. O tej godzinie, tak jak by się tego spodziewała, niewielu galdrów chciało już korzystać z warsztatów. Ich ostatnia tura miała odbyć się raptem dla czterech osób… Jeżeli uwzględnić w tym wszystkim Sohvi. Biedną i pozbawioną magii.
Chyba właśnie w momencie refleksji tej pomyślałam, że wszystko to co ucieknie dziś z moich rąk, powędruje do tych jej. Opowieść o pierścieniu darowanym jej przez Nikolaia, być może pochodzącym z właśnie tego zakładu, tylko podsyciła moją niezdrową zachciankę poszerzenia zasobu Sohvi o kolejny okupiony krwią klejnot.
Gdy głos z drugiej sali zaprosić miał nas na warsztaty, które za moment się rozpoczną, spojrzałam tylko ku Vanhanen i uśmiechnęłam się delikatnie do jej ciemnoczerwonych ust. Gestem zaprosiłam ją do przejścia do kolejnego pomieszczenia, byle idąc za nią otaksować spojrzeniem zarówno kobiecą sylwetkę, jak i nieco mniej dokładniej wszystkie zgromadzone tu kosztowności. Prawdą było to, że osoby zamożne nigdy nie potrafiły docenić właściwie tego, co dla większości świata było tak nieuchwytne. Zamiast marzyć o klejnotach tych, porównywałam ich piękno do tych rodzinnych.
Dopiero gdy przystanęłyśmy we dwie przy stole rzemieślniczym, przez myśl przebiegło mi zwątpienie – co jeżeli mój gest, którym w przyszłości chciałam obdarować Sohvi zostanie odebrany niewłaściwie? Co jeżeli wydam jej się napastliwa? Co jeżeli ta uzna go za bałamutną chęć usłyszenia prawdy co do wszystkich plotek, które kiedyś o niej słyszałam? Czy bardzo niewłaściwym było, że myśli te tylko zachęcały mnie do działania? I czy faktycznie ktoś taki jak ja powinien obawiać się, że cokolwiek co powie czy zrobi zostanie odebrane jako niewłaściwe? Z mojej reputacji bowiem nic już nie zostało, a z zasady… Nie martwiłam się reputacją innych. Czemu z Sohvi miałoby być inaczej?
- Nie przemyślałam tego, że obie nie będziemy mogły dać czegoś z siebie – powiedziałam zupełnie szczerze. Rzadko bowiem spotykać się miałam z kimś… Magicznie wybrakowanym. I o ile nie widziałam w tym nic ujmującego i złego (w przeciwieństwie do niektórych wykolejeńców z Rady), Sohvi przecież mogła odebrać to jako chęć ośmieszenia jej publicznie. – Pomyśl jednak o mnie jako o narzędziu, a o sobie jako o twórcy… – myśl o faktycznym wykonywaniu poleceń osoby trzeciej uderzała niezwykle blisko domu. Apodyktyczne kobiety były w końcu wszystkim tym, co znałam od dzieciństwa.
Razem mogłyśmy stworzyć coś pięknego, a kiedy prowadzący warsztaty Sørensen poprosił nad o dobór materiału na pierścień, moje spojrzenie momentalnie umknęło ku Vanhanen. Na ten moment magia nie była jej w końcu potrzebna. Dobry smak i artystyczna smykałka zupełnie wystarczały.
Obiecałam więc sobie, że dzisiejszego wieczora język pozostawię na wodzy, a same zawodowe odruchy… Uśpione, o ile oczywiście coś nie zaświerzbi mnie wyjątkowo uporczywie. Demoniczna natura to prawdziwe przekleństwo, a ja z pewnością nie wpisywałam się w ramy tematyczne obrazu „tej dobrej niksy”.
Byłam chyba wyjątkowo punktualna, co zauważyć miałam na tarczy zegarowej zabytkowego pudła zawieszonego na jednej ze ścian salonu. Wchodząc do pomieszczenia, momentalnie poprawiłam sobie fryzurę odpowiednim zaklęciem. Komuś takiemu jak ja nie wypadało wyglądać źle, bo chociaż niechlubne działanie aury często wypaczało pewnie niedoskonałości, efekt ten dotyczył wyłącznie wzroku zainteresowanych mężczyzn.
Moje istnienie nosiło niekiedy znamiona żartu – urodzona pokolenie niżej, nie musiałabym znosić upokorzeń płynących do mnie falami z własnego umysłu. W tym sensie nie chciałam w końcu niczego, co chcieć miało mnie.
Zlokalizowanie mojej dzisiejszej towarzyszki nie było trudne – czarne, lejące się po plecach kosmyki nie były niczym popularnym w nordyckim kanonie urody. Byłam tego świadoma, bo i właśnie dlatego lata temu ścięłam i przyciemniłam swoje włosy. I właśnie dlatego też z pewną lubością przyglądałam się nietypowej urodzie żony mojego terapeuty, kiedy już przystanęłam obok gabloty zajmującej jej uwagę.
Wysłuchując słów na temat Sørensenów, tylko uśmiechnęłam się pod nosem. Miałam wrażenie, że rodzina ta nie potrzebowała żadnej pomocy w rujnowaniu sobie opinii, jednak dociśnięcie ich obcasem do podłogi byłoby z pewnością w jakiś sposób satysfakcjonujące. Zastanawiałam się też czy Sohvi świadoma była, że Vanhanenów również oszczędzać nie zamierzałam. A może właśnie doskonale wszystko to przemyślała, sądząc, że moja obecność w jej własnym salonie i kilka poufnie wymienionych słów zmienią moje podejście do własnej pracy?
- Obiecałam mojemu kotu, że nie będę dziś skupiać się wyłącznie na pracy – powiedziałam zaczepnie ku Sohvi, tym samym hamując plotkarskie zapędy. Rzeźbiarka miała w sobie coś typowo kobiecego, a przynajmniej w skali działania kobiet z mojej rodziny. Chęć ujrzenia jak świat który wszyscy dobrze znamy płonie. Przecież odebranie władzy jakiejkolwiek z rodzin Rady byłoby… Niebywałym wydarzeniem. Czymś, co mogłoby poskutkować nawet wybuchem zamieszek. Chętnie rozważyłabym to i usłyszała jej opinię… Hamowałam się jednak. Jeszcze. – A tobie mogę obiecać, że może coś z tego spotkania wyniesiesz… – prychnęłam. Czytałam ulotki i nawiązałam niezobowiązującą rozmowę na temat tego, dlaczego właściwie salon Sørensenów połączony jest z obchodami galdryjskiego święta. I chociaż z bogami nie miałam po drodze, wszystko to, co mogło nas dziś tu spotkać było przecież zupełnie ludzkie. O tej godzinie, tak jak by się tego spodziewała, niewielu galdrów chciało już korzystać z warsztatów. Ich ostatnia tura miała odbyć się raptem dla czterech osób… Jeżeli uwzględnić w tym wszystkim Sohvi. Biedną i pozbawioną magii.
Chyba właśnie w momencie refleksji tej pomyślałam, że wszystko to co ucieknie dziś z moich rąk, powędruje do tych jej. Opowieść o pierścieniu darowanym jej przez Nikolaia, być może pochodzącym z właśnie tego zakładu, tylko podsyciła moją niezdrową zachciankę poszerzenia zasobu Sohvi o kolejny okupiony krwią klejnot.
Gdy głos z drugiej sali zaprosić miał nas na warsztaty, które za moment się rozpoczną, spojrzałam tylko ku Vanhanen i uśmiechnęłam się delikatnie do jej ciemnoczerwonych ust. Gestem zaprosiłam ją do przejścia do kolejnego pomieszczenia, byle idąc za nią otaksować spojrzeniem zarówno kobiecą sylwetkę, jak i nieco mniej dokładniej wszystkie zgromadzone tu kosztowności. Prawdą było to, że osoby zamożne nigdy nie potrafiły docenić właściwie tego, co dla większości świata było tak nieuchwytne. Zamiast marzyć o klejnotach tych, porównywałam ich piękno do tych rodzinnych.
Dopiero gdy przystanęłyśmy we dwie przy stole rzemieślniczym, przez myśl przebiegło mi zwątpienie – co jeżeli mój gest, którym w przyszłości chciałam obdarować Sohvi zostanie odebrany niewłaściwie? Co jeżeli wydam jej się napastliwa? Co jeżeli ta uzna go za bałamutną chęć usłyszenia prawdy co do wszystkich plotek, które kiedyś o niej słyszałam? Czy bardzo niewłaściwym było, że myśli te tylko zachęcały mnie do działania? I czy faktycznie ktoś taki jak ja powinien obawiać się, że cokolwiek co powie czy zrobi zostanie odebrane jako niewłaściwe? Z mojej reputacji bowiem nic już nie zostało, a z zasady… Nie martwiłam się reputacją innych. Czemu z Sohvi miałoby być inaczej?
- Nie przemyślałam tego, że obie nie będziemy mogły dać czegoś z siebie – powiedziałam zupełnie szczerze. Rzadko bowiem spotykać się miałam z kimś… Magicznie wybrakowanym. I o ile nie widziałam w tym nic ujmującego i złego (w przeciwieństwie do niektórych wykolejeńców z Rady), Sohvi przecież mogła odebrać to jako chęć ośmieszenia jej publicznie. – Pomyśl jednak o mnie jako o narzędziu, a o sobie jako o twórcy… – myśl o faktycznym wykonywaniu poleceń osoby trzeciej uderzała niezwykle blisko domu. Apodyktyczne kobiety były w końcu wszystkim tym, co znałam od dzieciństwa.
Razem mogłyśmy stworzyć coś pięknego, a kiedy prowadzący warsztaty Sørensen poprosił nad o dobór materiału na pierścień, moje spojrzenie momentalnie umknęło ku Vanhanen. Na ten moment magia nie była jej w końcu potrzebna. Dobry smak i artystyczna smykałka zupełnie wystarczały.
Mistrz Gry
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pon 26 Sie - 21:51
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k6' : 6
'k6' : 6
Sohvi Vänskä
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pon 26 Sie - 21:51
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Przyjazną zaczepność przyjmowała z równie przyjaznym rozbawieniem, przez chwilę jeszcze podtrzymując kobiece spojrzenie, dyskretnie przyglądając się jej prezencji w tym nowym, trzeźwiejszym świetle: wszystko wydawało się trochę bardziej ostre, przez wyraźniejsze światło, mające w końcu wydobywać z tutejszych klejnotów pełny czar ich blasku i przez pewniejszą stabilność własnych myśli, choć te w ostatnim czasie niezmiennie pozostawały zniecierpliwione i grząskie, jak gdyby zwietrzyły już ślad nadciągającej wolności i kotłowały się w oczekiwaniu. Lub pieniły się jeszcze pogłosem mściwego gniewu od pamiętnego wieczoru, kiedy nadchodzący koniec małżeństwa zawisnął wreszcie nad nimi tak wyraźnie, rozsypał się im u stóp odłamkami zrzuconego ze stołu wazonu. Ostatecznie przyczyna stojąca na początku łańcucha wypadków nie była już tak istotna: jedynie to przyjemne poczucie ożywienia, jak gdyby wreszcie rozchyliła okiennice, wpuszczając w zastałe powietrze swojej doli wyczekany powiew wiosennego wiatru. Za szybami wciąż trwała wprawdzie surowa skandynawska zima, ale każdego ranka igrało w niej przyjemne przekonanie, że kiedy spojrzy na ogród, dostrzeże w nim wrzecionka pękatych pąków czekających już tylko na zachętę słońca. Bawiło ją to – infantylna naiwność tej myśli, zanim szorstka faktura rzeczywistości nie ścierała jej w pył; w ostatnim czasie działy się wyłącznie złe rzeczy, a ona myślała o rzeczach tak absurdalnych i nieprzystojnych, kiedy grunt pod śniegiem wciąż spijał krew, a wszystko wokół zdawało się drżeć w posadach i osuwać na kolana. Zachowywała się niedorzecznie, dwa dni temu podczas ich rozmowy, już wcześniej, jeszcze dzisiaj; nigdzie nie było miejsca na te dziwaczne odruchy ożywionej nadziei, a jednak podnosiła się wciąż każdego poranka, gotowa wgryzać się uporczywie w miąższ wyschłego niemal na wiór owocu, jakim było to sponiewierane coraz silniej życie, choć każdego wieczoru miała wrażenie, że jest zbyt na to wszystko zmęczona.
A teraz, na domiar złego, uśmiechała się jeszcze z przyjemnością, myśląc o kocie dziennikarki o zrujnowanej reputacji – zastanawiając się zuchwale, czy był to subtelny sposób oznajmienia jej, że nikt poza nim na nią nie czekał. Od ostatniego spotkania miała czas, by przyjrzeć się temu, co o kobiecie mówiono: przypadkiem, przy okazji, bez nadmiernego zainteresowana, choć to drapało w wieko nerwów, podrażnione zaintrygowaniem i przyjemnie rozmytą w krawędziach pamięcią ich rozmowy. Kiedy ujmowała pióro, nie była pewna właściwie, czy powinna; poniekąd spodziewała się, że odpowiedź nie nadejdzie nigdy lub nadejdzie nieprzychylna. Poniekąd oczekiwała, że kiedy podniesie kolejne wydanie Orakel, znajdzie w nim swoje imię i swoją zgubę, choć tej nie potrafiła się już obawiać: przyzwyczaił się, że wiecznie czekała na nią za rogiem, czekając na potknięcie. Chwytała ją już zresztą za ramię tyle razy, że wyobrażała sobie, że nie wzdrygnęłaby się nawet, czytając artykuł dociskający jej reputację jeszcze silniej do chodnika. Odpowiedź była więc przyjemnym zaskoczeniem; subtelna sympatia zawiązująca się na skrzyżowaniu spojrzeń miała w sobie smak ulgi, choć wciąż nie mogła być zupełnie pewna. Może kobieta chciała jedynie wyciągnąć z niej więcej. Nie mogłaby jej nawet winić, gdyby tak postąpiła: sama podłożyła się pod stalówkę jej pióra, wykorzystanie tej nieostrożności byłoby wyrachowane, ale zupełnie zrozumiałe i sprawiedliwe.
– Powinnam chyba uprzejmie zaprotestować – mruknęła na to prychnięcie, zwracając znów spojrzenie na lśnienie wszechobecnych błyskotek, niespeszona jej szczodrością, choć mile tym gestem połechtana; uznała to jednak za uprzejme zadośćuczynienie za wybór atrakcji, w dużej mierze wykraczający poza jej zdolność uczestnictwa. Bezpośredniość tej sugestii łechtała ją również, sposób, w jaki Eva się do niej zwracała, wciąż robiło to na niej wrażenie, przypominało czas, zanim jeszcze weszła między ludzi, których języki i charaktery tępiły konwenanse i konieczne pozory zrzucane jedynie za plecami towarzystwa. Bawiła się w takich rozmowach wspaniale, nauczyła się doceniać tę grę; bezpośredniość stawała się jednak po tym prawie pieszczotą. Subtelne groźby wypowiedziane przy papierosie i rozmowie o morderstwie wzburzały ją inaczej niż powinny; były wyrazem uznania milszym niż komplement, wyraźnym na języku jak rozgryzione ziarno pieprzu. – Nie będę jednak ryzykować, że mnie posłuchasz – oznajmiła krótko, unosząc znów ku niej figlarny, równie zaczepny błysk spojrzenia, jakby miała nadzieję, że Eva istotnie spodziewała się uprzejmej odmowy. – To pewnie żadne zaskoczenie, że jestem łasa na cudzą szczodrość – nie powstrzymała sugestywnej, wymierzanej sobie bez oporów złośliwości. Odwróciła się łagodnie w jej stronę, studiując znów rysy jej twarzy, tę poważną dojrzałość pasującą do ich wieku, której nie mogła przełknąć na własnym licu, a która wydawała jej się tak dobrze leżeć na drugiej kobiecie. – Ale kto nie lubi być rozpieszczany?
W przejściu do sali obok pojawiła się czyjaś sylwetka i zaproszono je do pomieszczenia, w którym miały odbyć się ogłaszane warsztaty jubilerskie. Usłuchała dopiero zapraszającego gestu Christophersen, podążając do środka, gdzie czekała jeszcze dwójka innych uczestników, zajęta już swoimi małymi dziełami. Pozwoliła sobie liczyć, że praca pochłonie ich wystarczająco, by nie starczało im uwagi na wiele więcej; wciąż jeszcze posiadała jakiegoś odruchy rozsądnej przezorności, nawet jeśli nie miała na nie najmniejszej ochoty, choć pozostawiona między nią a Evą przerwą wydawała jej się drażniąca, bo miała – przeciwnie – ochotę sprawdzić, jak blisko mogłaby ją podejść. Starała się zachować wciąż tak samo swobodną manierę, kiedy kobieta zwracała uwagę na jej brak zdolności magicznych, choć łagodny skurcz przemknął jej przez lico, prawe niedostrzegalny. Nie miała jej tego za złe, zdążyła się przyzwyczaić, zgodziła się zresztą na to spotkanie w tym właśnie miejscu, był to jednak odruch zwyczajnego, głęboko ukorzenionego żalu, którego przez lata nie umiała z siebie wyrwać. Oddawała jej kredyt wiary, że nie wybrała tych warsztatów ze złośliwości (choć byłaby to złośliwość doprawdy wyborna), zdawała się zresztą istotnie dopiero teraz dostrzec ten mankament jej towarzystwa.
– Doprawdy, Evo, jestem pewna, że wciąż mogę coś ze swojej strony zaoferować. Konstruktywną krytykę? Albo zazdrosną złośliwość, jeśli to cię zabawi? Mdłe pochlebstwa, być może, jeśli tak wolisz. Zapewniam, że mam wiele ukrytych, całkiem przekonujących nawet, talentów – zauważyła przekornie, chcąc rozluźnić węzeł tej niezaplanowanej kłopotliwości. Złapała jej spojrzenie, uśmiechając się kącikami ust, mając nadzieję, że to ją uspokoi. Ostatecznie proponowany przez nią pomysł współpracy zupełnie jej odpowiadał; skoro mogła wziąć ze sobą wynik ich dzisiejszych zmagań, równie dobrze mogła go sobie zaprojektować. Na skraju języka zatrzymała pytanie, czy ta dynamika kierującego i kierowanego miała obowiązywać wyłącznie do końca warsztatów. – Nie sprawiasz wrażenia osoby ustępliwej, prawdę mówiąc, pozwolę sobie wziąć to za dowód twojej sympatii – stwierdziła, umykając wzrokiem ku dostępnym materiałom. W pierwszej kolejności, oczywiście, właściwy metal; bez wahania sięgnęła po srebro. – Jeszcze parę i zaufam, że to wcale nie podstęp.
A teraz, na domiar złego, uśmiechała się jeszcze z przyjemnością, myśląc o kocie dziennikarki o zrujnowanej reputacji – zastanawiając się zuchwale, czy był to subtelny sposób oznajmienia jej, że nikt poza nim na nią nie czekał. Od ostatniego spotkania miała czas, by przyjrzeć się temu, co o kobiecie mówiono: przypadkiem, przy okazji, bez nadmiernego zainteresowana, choć to drapało w wieko nerwów, podrażnione zaintrygowaniem i przyjemnie rozmytą w krawędziach pamięcią ich rozmowy. Kiedy ujmowała pióro, nie była pewna właściwie, czy powinna; poniekąd spodziewała się, że odpowiedź nie nadejdzie nigdy lub nadejdzie nieprzychylna. Poniekąd oczekiwała, że kiedy podniesie kolejne wydanie Orakel, znajdzie w nim swoje imię i swoją zgubę, choć tej nie potrafiła się już obawiać: przyzwyczaił się, że wiecznie czekała na nią za rogiem, czekając na potknięcie. Chwytała ją już zresztą za ramię tyle razy, że wyobrażała sobie, że nie wzdrygnęłaby się nawet, czytając artykuł dociskający jej reputację jeszcze silniej do chodnika. Odpowiedź była więc przyjemnym zaskoczeniem; subtelna sympatia zawiązująca się na skrzyżowaniu spojrzeń miała w sobie smak ulgi, choć wciąż nie mogła być zupełnie pewna. Może kobieta chciała jedynie wyciągnąć z niej więcej. Nie mogłaby jej nawet winić, gdyby tak postąpiła: sama podłożyła się pod stalówkę jej pióra, wykorzystanie tej nieostrożności byłoby wyrachowane, ale zupełnie zrozumiałe i sprawiedliwe.
– Powinnam chyba uprzejmie zaprotestować – mruknęła na to prychnięcie, zwracając znów spojrzenie na lśnienie wszechobecnych błyskotek, niespeszona jej szczodrością, choć mile tym gestem połechtana; uznała to jednak za uprzejme zadośćuczynienie za wybór atrakcji, w dużej mierze wykraczający poza jej zdolność uczestnictwa. Bezpośredniość tej sugestii łechtała ją również, sposób, w jaki Eva się do niej zwracała, wciąż robiło to na niej wrażenie, przypominało czas, zanim jeszcze weszła między ludzi, których języki i charaktery tępiły konwenanse i konieczne pozory zrzucane jedynie za plecami towarzystwa. Bawiła się w takich rozmowach wspaniale, nauczyła się doceniać tę grę; bezpośredniość stawała się jednak po tym prawie pieszczotą. Subtelne groźby wypowiedziane przy papierosie i rozmowie o morderstwie wzburzały ją inaczej niż powinny; były wyrazem uznania milszym niż komplement, wyraźnym na języku jak rozgryzione ziarno pieprzu. – Nie będę jednak ryzykować, że mnie posłuchasz – oznajmiła krótko, unosząc znów ku niej figlarny, równie zaczepny błysk spojrzenia, jakby miała nadzieję, że Eva istotnie spodziewała się uprzejmej odmowy. – To pewnie żadne zaskoczenie, że jestem łasa na cudzą szczodrość – nie powstrzymała sugestywnej, wymierzanej sobie bez oporów złośliwości. Odwróciła się łagodnie w jej stronę, studiując znów rysy jej twarzy, tę poważną dojrzałość pasującą do ich wieku, której nie mogła przełknąć na własnym licu, a która wydawała jej się tak dobrze leżeć na drugiej kobiecie. – Ale kto nie lubi być rozpieszczany?
W przejściu do sali obok pojawiła się czyjaś sylwetka i zaproszono je do pomieszczenia, w którym miały odbyć się ogłaszane warsztaty jubilerskie. Usłuchała dopiero zapraszającego gestu Christophersen, podążając do środka, gdzie czekała jeszcze dwójka innych uczestników, zajęta już swoimi małymi dziełami. Pozwoliła sobie liczyć, że praca pochłonie ich wystarczająco, by nie starczało im uwagi na wiele więcej; wciąż jeszcze posiadała jakiegoś odruchy rozsądnej przezorności, nawet jeśli nie miała na nie najmniejszej ochoty, choć pozostawiona między nią a Evą przerwą wydawała jej się drażniąca, bo miała – przeciwnie – ochotę sprawdzić, jak blisko mogłaby ją podejść. Starała się zachować wciąż tak samo swobodną manierę, kiedy kobieta zwracała uwagę na jej brak zdolności magicznych, choć łagodny skurcz przemknął jej przez lico, prawe niedostrzegalny. Nie miała jej tego za złe, zdążyła się przyzwyczaić, zgodziła się zresztą na to spotkanie w tym właśnie miejscu, był to jednak odruch zwyczajnego, głęboko ukorzenionego żalu, którego przez lata nie umiała z siebie wyrwać. Oddawała jej kredyt wiary, że nie wybrała tych warsztatów ze złośliwości (choć byłaby to złośliwość doprawdy wyborna), zdawała się zresztą istotnie dopiero teraz dostrzec ten mankament jej towarzystwa.
– Doprawdy, Evo, jestem pewna, że wciąż mogę coś ze swojej strony zaoferować. Konstruktywną krytykę? Albo zazdrosną złośliwość, jeśli to cię zabawi? Mdłe pochlebstwa, być może, jeśli tak wolisz. Zapewniam, że mam wiele ukrytych, całkiem przekonujących nawet, talentów – zauważyła przekornie, chcąc rozluźnić węzeł tej niezaplanowanej kłopotliwości. Złapała jej spojrzenie, uśmiechając się kącikami ust, mając nadzieję, że to ją uspokoi. Ostatecznie proponowany przez nią pomysł współpracy zupełnie jej odpowiadał; skoro mogła wziąć ze sobą wynik ich dzisiejszych zmagań, równie dobrze mogła go sobie zaprojektować. Na skraju języka zatrzymała pytanie, czy ta dynamika kierującego i kierowanego miała obowiązywać wyłącznie do końca warsztatów. – Nie sprawiasz wrażenia osoby ustępliwej, prawdę mówiąc, pozwolę sobie wziąć to za dowód twojej sympatii – stwierdziła, umykając wzrokiem ku dostępnym materiałom. W pierwszej kolejności, oczywiście, właściwy metal; bez wahania sięgnęła po srebro. – Jeszcze parę i zaufam, że to wcale nie podstęp.
Bezimienny
Re: 07.02.2001 – Salon jubilerski „Sørensen” – Vekkelse Pon 26 Sie - 21:51
Wszystko to co słyszeć miałam dzisiejszego wieczora to zwyczajna kokieteria, będąca dość skuteczna zagrywką, jeżeli chodzi o odciąganie uwagi od wszystkiego co posłyszeć miałam na temat rzeźbiarki z jej własnych, niewyparzonych ust. Sohvi wydawała się zapominać o tym, że otulona w szlafrok i alkoholową chmurkę opowiadała mi o mrocznych elementach swojego umysłu, które przecież mogłam wykorzystać wedle uznania. Patrzyła mi prosto w oczy i prosto w twarz jakby bez zawahania. Z wyrachowaniem? Może. A może ze zwyczajną pewnością siebie, w związku z tym, iż kilka dni temu, dajmy na to, kłamała jak z nut byle tylko mnie podejść?
Nie mogłam uciec paranoicznemu wrażeniu, że wszystko to było tylko zamachem Vanhanenów na moją wolność. Myśl pojawiła się w mojej głowie oczywiście na dość krótko, jednak w akompaniamencie chwilowego zamroczenia i dziwnej fali gorąca, która zatrząść miała moimi plecami i nogami. Cieszyłam się, że makijaż mógł zakrywać rumieniec na zmieszanej twarzy, w końcu zachowanie jej mimiki w nienaruszonym stanie było proste – ten drobny element mógłby mnie jednak bez litości zdradzić.
- Ciesz się, moja droga, że chętnie zaspokajam cudze zachcianki – skłamałam, ale przecież nie mogła tego wiedzieć. Próbowała kokietować mnie, toteż odbijałam piłeczkę. Nie mogła wiedzieć, że moja wzrokowa odpowiedź, moje chętne spoglądanie w czerń jej oczu było tylko badaniem jej zamiarów, a nie faktycznym, fizycznym zainteresowaniem jej osobą. Właściwie nie minęłam się z prawdą zupełnie – chętnie zaspokoiłabym zachcianki Sohvi, jednak gdyby ta była w nich nazbyt zachłanna, musiałabym przecież odmówić. Nie kupię jej złotej kolii. Nie miałam też zamiaru zdobić jej pięknych, z natury czarnych włosów lśniącymi spinkami. Na ten moment była gotowa dać jej jednak swoje towarzystwo i dużo własnej uwagi. To przecież wspaniała nagroda za jej obecność tutaj? – Nie chcę tylko żebyś rozpuściła się jak dziadowski bicz, dlatego polecam miarkować sobie przyjemności.
Może nie powinnam być wobec niej taka złośliwa. Może nie każdy potrafił wyczytać spośród moich nieżyczliwych słów faktyczne powiewy sympatii. Nie mogłam spodziewać się tego po kimś, kogo dopiero co wpuściłam do swojego towarzystwa. Nie wiedziałam nawet jeszcze jak powinnam traktować Vanhanen – jako kogoś sobie równego czy jako osobę ewidentnie o niższym statusie społecznym? Była w końcu tylko śniącą, a śniący w moim domu byli w końcu tylko służbą.
Zganiłam się w głowie za tę myśl. Byłam lepsza niż moja matka, nie mogłam myśleć jak ona.
Nim się obejrzałyśmy, przed nami już znajdował się stop srebra. Podniosłam go wypowiedzianym cicho zaklęciem i przysunęłam do przedramienia rzeźbiarki, byle tylko porównać ich odcień. Zakładałam, że każdy kolor kolor kruszca da się obronić, chciałam być jednak pewna wyboru.
- Nie wątpię w twoje talenty, Sohvi, podobno jesteś znakomitą rzeźbiarką – podkreśliłam „podobno”, jakbym próbowała sprowokować ją wątpliwością. – Może dlatego to ja powinnam przejmować rolę krytyka, ty zaś wziąć sprawy w swoje ręce? – zaproponowałam, chociaż w słowach tych próżno było szukać przymilnej uległości. Sama posądziłabym się prędzej o pewną kąśliwość. – Potrafię ustąpić pod ciężarem odpowiednich argumentów.
Dalszy przegląd kamieni pozwolił mi wybrać to, co moim zdaniem najlepiej pasowałoby do srebra, ale i do ciemnego obrysu twarzy Vanhanen. Sama również nosiłam obecnie czerń, jednak gdyby nie działanie odpowiednich zaklęć, wciąż pozostawałabym długowłosą blondynką bez wyrazu. Albo wręcz przeciwnie – z wyrazem, ale niezadowolenia nad swoją przyciągającą naturą Niksy.
- Podoba ci się? – zapytałam, podsuwając pod dłonie Sohvi kawałek heliotropu. Duży odłamek można było kształtować wedle uznania, chociaż sama widziałabym go w subtelnym oczku, nie w wielkim sygnecie klanowym.
Nie mogłam uciec paranoicznemu wrażeniu, że wszystko to było tylko zamachem Vanhanenów na moją wolność. Myśl pojawiła się w mojej głowie oczywiście na dość krótko, jednak w akompaniamencie chwilowego zamroczenia i dziwnej fali gorąca, która zatrząść miała moimi plecami i nogami. Cieszyłam się, że makijaż mógł zakrywać rumieniec na zmieszanej twarzy, w końcu zachowanie jej mimiki w nienaruszonym stanie było proste – ten drobny element mógłby mnie jednak bez litości zdradzić.
- Ciesz się, moja droga, że chętnie zaspokajam cudze zachcianki – skłamałam, ale przecież nie mogła tego wiedzieć. Próbowała kokietować mnie, toteż odbijałam piłeczkę. Nie mogła wiedzieć, że moja wzrokowa odpowiedź, moje chętne spoglądanie w czerń jej oczu było tylko badaniem jej zamiarów, a nie faktycznym, fizycznym zainteresowaniem jej osobą. Właściwie nie minęłam się z prawdą zupełnie – chętnie zaspokoiłabym zachcianki Sohvi, jednak gdyby ta była w nich nazbyt zachłanna, musiałabym przecież odmówić. Nie kupię jej złotej kolii. Nie miałam też zamiaru zdobić jej pięknych, z natury czarnych włosów lśniącymi spinkami. Na ten moment była gotowa dać jej jednak swoje towarzystwo i dużo własnej uwagi. To przecież wspaniała nagroda za jej obecność tutaj? – Nie chcę tylko żebyś rozpuściła się jak dziadowski bicz, dlatego polecam miarkować sobie przyjemności.
Może nie powinnam być wobec niej taka złośliwa. Może nie każdy potrafił wyczytać spośród moich nieżyczliwych słów faktyczne powiewy sympatii. Nie mogłam spodziewać się tego po kimś, kogo dopiero co wpuściłam do swojego towarzystwa. Nie wiedziałam nawet jeszcze jak powinnam traktować Vanhanen – jako kogoś sobie równego czy jako osobę ewidentnie o niższym statusie społecznym? Była w końcu tylko śniącą, a śniący w moim domu byli w końcu tylko służbą.
Zganiłam się w głowie za tę myśl. Byłam lepsza niż moja matka, nie mogłam myśleć jak ona.
Nim się obejrzałyśmy, przed nami już znajdował się stop srebra. Podniosłam go wypowiedzianym cicho zaklęciem i przysunęłam do przedramienia rzeźbiarki, byle tylko porównać ich odcień. Zakładałam, że każdy kolor kolor kruszca da się obronić, chciałam być jednak pewna wyboru.
- Nie wątpię w twoje talenty, Sohvi, podobno jesteś znakomitą rzeźbiarką – podkreśliłam „podobno”, jakbym próbowała sprowokować ją wątpliwością. – Może dlatego to ja powinnam przejmować rolę krytyka, ty zaś wziąć sprawy w swoje ręce? – zaproponowałam, chociaż w słowach tych próżno było szukać przymilnej uległości. Sama posądziłabym się prędzej o pewną kąśliwość. – Potrafię ustąpić pod ciężarem odpowiednich argumentów.
Dalszy przegląd kamieni pozwolił mi wybrać to, co moim zdaniem najlepiej pasowałoby do srebra, ale i do ciemnego obrysu twarzy Vanhanen. Sama również nosiłam obecnie czerń, jednak gdyby nie działanie odpowiednich zaklęć, wciąż pozostawałabym długowłosą blondynką bez wyrazu. Albo wręcz przeciwnie – z wyrazem, ale niezadowolenia nad swoją przyciągającą naturą Niksy.
- Podoba ci się? – zapytałam, podsuwając pod dłonie Sohvi kawałek heliotropu. Duży odłamek można było kształtować wedle uznania, chociaż sama widziałabym go w subtelnym oczku, nie w wielkim sygnecie klanowym.
Strona 1 z 2 • 1, 2