:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
Strona 2 z 2 • 1, 2
16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda
+2
Prorok
Mistrz Gry
6 posters
Prorok
16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 13:24
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
First topic message reminder :
Uroczystości pogrzebowe w grobowcu Helligsted nie trwały długo, choć niektórzy, ze względu na specyfikę miejsca, mogli odnieść wrażenie, jakby czas zwolnił bieg, rozciągając się na paśmie teraźniejszości do niemal niemożliwych granic, minuty podstępnie przekształcając w godziny. Jednak po opuszczeniu zboczy gór Bardal, po ponownym zatopieniu się w arteriach midgardzkich uliczek, żałobnicy znów ujrzeć mogli nad sobą zawieszony parasol ciężkich, stalowoszarych chmur, leniwie, z mozołem przepędzanych po skandynawskim firmamencie jesiennym wiatrem. W powietrzu czuć było nadchodzącą zimę – i chociaż pośród zabudowy miasta temperatura była nieco wyższa niż w górach, niż w samym grobowcu, chłodne, gwałtowne porywy wiatru raz po raz przemykające między ogrodowymi formacjami potrafiły wywołać gęsią skórkę.
Nørgaardowie nie szczędzili na jak najlepszym przygotowaniu popogrzebowego poczęstunku dla żałobników. Świadomi koneksji zmarłego profesora, nie zamierzali w trakcie stypy zamykać się wyłącznie na grono najbliższej rodziny i członków pozostałych klanów, dając możliwość wpatrzonym w swojego wykładowcę studentom na wymianę z pozostałymi gośćmi anegdotek dotyczących Lauge; każdemu galdrowi pracującemu nad zawiłościami runicznego języka dając jasny sygnał, że ich obecność w tym miejscu, wśród rodziny Nørgaardów, będzie dla bliskich zmarłego niezwykle ważna; uświadamiając wszystkich, którzy obecni byli podczas pogrzebu, że Kasandra nie rzucała słów na wiatr, wspominając o możliwości przeżywania tej tragedii w pełnym spektrum emocji, wiążącym się przede wszystkim z obecnością tych wszystkich jednostek ludzkich, które połączone były w jakikolwiek sposób z Lauge Nørgaardem. Nie przewidzieli prawdopodobnie jedynie tego, że otwarte bramy Domu Jarlów staną się doskonałym pretekstem dla tych samych osób, które już w Helligsted odznaczyły się niebywałym brakiem szacunku i nie szczędziły na niewybrednych uwagach pod adresem pogrążonej w żałobie rodziny, jak i samego zmarłego. Dla niektórych bowiem dopiero teraz na dobre rozpoczął się czas swobodnych plotek i oskarżeń kierowanych ku wyroczniom nie potrafiącym przewidzieć tak istotnego dla ich własnego życia zdarzenia.
Oficerowie wydziału prewencyjnego krążący pośród kilkudziesięciu stołów rozstawionych w ogrodach na wzór godła klanu Nørgaard oraz zbierającego się ponownie po pogrzebie tłumu, zostali wsparci dodatkowymi siłami, by zapobiec eskalacji nie tylko negatywnych pogłosek, ale również haniebnego zachowania, podobnego incydentowi ze złodziejem – szybka analiza sytuacji pod grobowcem bezwzględnie wskazała bowiem, że nierozważny młodzieniec pochwycony przez Kruczych z dużą dozą prawdopodobieństwa nie działał w pojedynkę i do kolejnej grabieży dojść może już na większym terenie, gdzie sposobność do niezauważonej kradzieży wzrośnie wprost proporcjonalnie.
16.09.2000
Uroczystości pogrzebowe w grobowcu Helligsted nie trwały długo, choć niektórzy, ze względu na specyfikę miejsca, mogli odnieść wrażenie, jakby czas zwolnił bieg, rozciągając się na paśmie teraźniejszości do niemal niemożliwych granic, minuty podstępnie przekształcając w godziny. Jednak po opuszczeniu zboczy gór Bardal, po ponownym zatopieniu się w arteriach midgardzkich uliczek, żałobnicy znów ujrzeć mogli nad sobą zawieszony parasol ciężkich, stalowoszarych chmur, leniwie, z mozołem przepędzanych po skandynawskim firmamencie jesiennym wiatrem. W powietrzu czuć było nadchodzącą zimę – i chociaż pośród zabudowy miasta temperatura była nieco wyższa niż w górach, niż w samym grobowcu, chłodne, gwałtowne porywy wiatru raz po raz przemykające między ogrodowymi formacjami potrafiły wywołać gęsią skórkę.
Nørgaardowie nie szczędzili na jak najlepszym przygotowaniu popogrzebowego poczęstunku dla żałobników. Świadomi koneksji zmarłego profesora, nie zamierzali w trakcie stypy zamykać się wyłącznie na grono najbliższej rodziny i członków pozostałych klanów, dając możliwość wpatrzonym w swojego wykładowcę studentom na wymianę z pozostałymi gośćmi anegdotek dotyczących Lauge; każdemu galdrowi pracującemu nad zawiłościami runicznego języka dając jasny sygnał, że ich obecność w tym miejscu, wśród rodziny Nørgaardów, będzie dla bliskich zmarłego niezwykle ważna; uświadamiając wszystkich, którzy obecni byli podczas pogrzebu, że Kasandra nie rzucała słów na wiatr, wspominając o możliwości przeżywania tej tragedii w pełnym spektrum emocji, wiążącym się przede wszystkim z obecnością tych wszystkich jednostek ludzkich, które połączone były w jakikolwiek sposób z Lauge Nørgaardem. Nie przewidzieli prawdopodobnie jedynie tego, że otwarte bramy Domu Jarlów staną się doskonałym pretekstem dla tych samych osób, które już w Helligsted odznaczyły się niebywałym brakiem szacunku i nie szczędziły na niewybrednych uwagach pod adresem pogrążonej w żałobie rodziny, jak i samego zmarłego. Dla niektórych bowiem dopiero teraz na dobre rozpoczął się czas swobodnych plotek i oskarżeń kierowanych ku wyroczniom nie potrafiącym przewidzieć tak istotnego dla ich własnego życia zdarzenia.
Oficerowie wydziału prewencyjnego krążący pośród kilkudziesięciu stołów rozstawionych w ogrodach na wzór godła klanu Nørgaard oraz zbierającego się ponownie po pogrzebie tłumu, zostali wsparci dodatkowymi siłami, by zapobiec eskalacji nie tylko negatywnych pogłosek, ale również haniebnego zachowania, podobnego incydentowi ze złodziejem – szybka analiza sytuacji pod grobowcem bezwzględnie wskazała bowiem, że nierozważny młodzieniec pochwycony przez Kruczych z dużą dozą prawdopodobieństwa nie działał w pojedynkę i do kolejnej grabieży dojść może już na większym terenie, gdzie sposobność do niezauważonej kradzieży wzrośnie wprost proporcjonalnie.
INFORMACJE
Żałobnicy dopiero zaczynają się zbierać. To dobry czas na zebranie myśli po pogrzebie oraz na wymianę spostrzeżeń dotyczących zajścia w grobowcu. W obecnej turze można rzucać k100 na spostrzegawczość. Próg wynosi wstępnie 55.
Björn Guildenstern
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:15
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Björn zwykle nie odnajdywał się na salonach i nie przepadał za sytuacjami towarzyskimi, choć wymagano od niego, by w nich uczestniczył. Był przecież dziedzicem Guildensternów, który musiał świecić przykładem. Przyszłemu jarlowi oficjalnie nie wypadało nie pojawiać się na najważniejszych uroczystościach zapisanych w specjalnym kalendarzu dla klanów magicznych. Nigdy jednak, o ile nikt go do tego nie zmuszał, nie wybiegał aż tak daleko myślami w przyszłość; w przeciwieństwie do swojej rodziny nie przejmował się przesadnym pielęgnowaniem relacji między klanami należącymi do Przymierza Pierwszych, zdając sobie sprawę z tego, że objęcia władzy mógł się zwyczajnie nie doczekać — zwłaszcza teraz, gdy wszystko nieoczekiwanie się zmieniło. Nieodwracalnie przekroczył umowne granice, absolutnie nie spodziewając się, że stanie się to tak szybko; że każde kolejne zaklęcie zakazane niewinnie rzucone pod jego dyktando tylko zbliżało go do tego, kim dzisiaj był. Choć nie poniósł jeszcze konsekwencji za swoje czyny, nie miał najmniejszych wątpliwości, że ich nie uniknie; że Guildensternowie mu tego nie podarują. Jego przyszłość pozostawiała wiele do życzenia, tym bardziej że Mirjam jakimś cudem wiedziała więcej, niż powinna, dlatego nie podobały mu się jej słowa; było w nich coś, co napawało go lękiem. Tylko skąd? W głowie alchemika pojawiło się wiele rozwiązań, jednak nie miał pojęcia, które z nich było najbliżej prawdy.
— Po prostu nie podobają mi się twoje insynuacje. — Guildenstern nie zamierzał dłużej drążyć tego nieszczęsnego tematu, domyślając się, że i tak nie zamierzała mu zdradzić swojego źródła ostatnich informacji. Zachowanie kamiennej twarzy przychodziło mu z coraz większym trudem, jednak nie pozostało mu nic innego, jak tylko zacisnąć zęby i spróbować zaraz się ulotnić. — To samo mógłbym powiedzieć o tobie, Mirjam. Nie myśl, że ty akurat jesteś bezpieczna. — Każdy miał coś za uszami. Wystarczyło tylko rozejrzeć się wokół i zajrzeć do umysłów zgromadzonych tu ludzi. Gdyby tylko posiadłby dar Odyna, nie zawahałby się go użyć i dowiedzieć się czegoś więcej. Członkowie klanów magicznych skrywali więcej — więcej, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Björn nie był w tym przypadku odosobnionym wyjątkiem, choć, jak widać, ukrywanie się nie szło mu zbyt dobrze. Jego sekret nie był bezpieczny, co dziś wyraźnie sobie uświadomił, natykając się na Mirjam. Czy ona go znała? Skąd mogła o tym wiedzieć? A może... Przez myśl przemknęło mu, że mogli mieć w końcu więcej wspólnego, niż by początkowo zakładał. — No cóż. Śmierć Nørgaarda zaskoczyła nas wszystkich — westchnął cicho Björn po tym, jak zamoczył usta w alkoholu. Spojrzał kątem oka na Mirjam, rozglądając się dyskretnie wd poszukiwaniu szansy na swoją ucieczkę.
— Po prostu nie podobają mi się twoje insynuacje. — Guildenstern nie zamierzał dłużej drążyć tego nieszczęsnego tematu, domyślając się, że i tak nie zamierzała mu zdradzić swojego źródła ostatnich informacji. Zachowanie kamiennej twarzy przychodziło mu z coraz większym trudem, jednak nie pozostało mu nic innego, jak tylko zacisnąć zęby i spróbować zaraz się ulotnić. — To samo mógłbym powiedzieć o tobie, Mirjam. Nie myśl, że ty akurat jesteś bezpieczna. — Każdy miał coś za uszami. Wystarczyło tylko rozejrzeć się wokół i zajrzeć do umysłów zgromadzonych tu ludzi. Gdyby tylko posiadłby dar Odyna, nie zawahałby się go użyć i dowiedzieć się czegoś więcej. Członkowie klanów magicznych skrywali więcej — więcej, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Björn nie był w tym przypadku odosobnionym wyjątkiem, choć, jak widać, ukrywanie się nie szło mu zbyt dobrze. Jego sekret nie był bezpieczny, co dziś wyraźnie sobie uświadomił, natykając się na Mirjam. Czy ona go znała? Skąd mogła o tym wiedzieć? A może... Przez myśl przemknęło mu, że mogli mieć w końcu więcej wspólnego, niż by początkowo zakładał. — No cóż. Śmierć Nørgaarda zaskoczyła nas wszystkich — westchnął cicho Björn po tym, jak zamoczył usta w alkoholu. Spojrzał kątem oka na Mirjam, rozglądając się dyskretnie wd poszukiwaniu szansy na swoją ucieczkę.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:17
Mirjam Järvelä
Życie, którym dyrygowała wedle własnych wyobrażeń, kaprysów i zachcianek, zdawało się być grą pełną zawiłości i egzaltacji, zabawką, która wpadła w jej ręce, jak w ręce rozkapryszonego dziecka, w wyrazie frustracji uderzającego przedmiotem o podłogę z siłą, o jaką rozsądnie nie można by go było posądzać. Sądziła, że wie więcej, niż w istocie docierało do meandrów jej świadomości, szła przez życie za pomocą dopowiedzeń, domysłów i insynuacji, podżegając je cierpliwie, by następnie obserwować, jak podłożone przez nią zarzewie rozjątrza się i zajmuje żywym ogniem treści, na które pokornie oczekiwała. Do relacji z Björnem podchodziła wobec tego z kazuistyczną ostrożnością, ukrywając rozmyślny fortel pod cienką fakturą persyflażowej figlarności, zwinnie kierując zachowaniem, które, niby rząd mrówek, przejść miało po gładkiej fakturze świadomości, pozostawiając nieprzyjemne, swędzące piętno jej dwuznacznych wypowiedzi. Prędko odkryła wrażliwy punkt Guildensterna i zabawiała się nim tak, jak z uczuciami większości mężczyzn, których spotykała na swojej drodze – z ciętą zapamiętałością owiniętą w miękką bawełnę młodzieńczej filuterii.
– Zraniłam twoje uczucia? – odparła słodko, wyginając wargi w przejawie teatralnego zmartwienia, jak gdyby niezadowolenie Björna faktycznie wzbudzało w niej coś więcej, jak tylko wątłą satysfakcję, jednocześnie zdając sobie jednak sprawę – nawet jeśli była to jeszcze w jej umyśle kwestia miałka i wypłowiała z barw szczerego przejęcia – że nie mogła dłużej drążyć tematu, nie uchybiając przed mężczyzną rąbka własnych tajemnic, nie odkrywając talii kart, które dotąd trzymała na ręku. Podnosząc do ust trzymany w dłoni trunek, zmarszczyła nieznacznie brwi, znad przezroczystej faktury kolistego kieliszka spoglądając z chłodną powagą bezpośrednio na ogrzane słońcem lico rozmówcy. – Będę na siebie uważać. – odparła przewrotnie, wbijając klin umiejętnie zamaskowanej złośliwości w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą zdawała się wpleść fastrygę dziękczynnego poszanowania.
Gdy ukradkiem rozglądała się po zgromadzonym w ogrodach motłochu, nie bez przyczyny pozwalała sobie podejrzewać, że nie byli z Guildensternem jedynymi osobami w tłumie, które pod pozorem pietyzmu i dobrego wychowania ukrywały tajemnice, sekrety i arkany, o których nie sposób było mówić głośno, a już z pewnością nie w towarzystwie. Uważnym, przenikliwym spojrzeniem powiodła po postaciach poruszających się opieszale pomiędzy sobą, wymieniających szeptem wypowiadane spostrzeżenia, tych jednak – jak na złość – nie mogła już dosłyszeć. Pomimo że zbliżająca się powoli ku końcowi stypa nie przyniosła jej więc żadnych ciekawych informacji, Mirjam hołubiła w meandrach pamięci pochwycone wcześniej urywki enigmatycznych wypowiedzi, skrawki zdań, które wiodły ją ku przemyśleniom pełnym podejrzeń i ciekawości.
– Z pewnością. – odparła beztrosko, na moment zatracając wnikliwą nieugiętość swej wyważonej postawy. – Jego śmierć to wielka strata dla magicznej społeczności. – w błękicie jej spojrzenia roziskrzył się niepokojący, charakterystyczny błysk, lecz ponieważ po raz kolejny przysłoniła usta kieliszkiem, nie sposób było stwierdzić, czy w ślad za nim również kąciki warg nie uniosły się ku górze w tanecznym wyrazie kąśliwej uszczypliwości.
Sohvi Vänskä
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:19
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Powiedzieć, że była w tym momencie niepocieszona, zakrawałoby o obraźliwe niedocenianie gorliwej siarczystości jej emocjonalności. Potrafiła, kiedy było to jej wygodne, w sposób poniekąd niepokojący, mierzyć się z wrażeniami natury afektywnej z wymuszoną cierpliwością i godnym podziwu zachowaniem zimnej krwi; posiadała przy tym zarazem tendencję popadać w uczuciową nadwrażliwość w przypadkach niewskazanych, w swoiste wydelikacenie tkanki duszy – chorobę żądnego dotkliwych doświadczeń charakteru – której przezroczysta błona zachodziła czerwienią podrażnienia przy najlżejszym naruszeniu obmyślonej i uznanej przezeń konstrukcji stanu rzeczy, sytuacji czy relacji. Einar nie był nigdy zarzewiem gniewu Sohvi, jego występki poczynione przeciw młodej Westberg nie wzbudzały w niej niczego poza pobłażliwym uznaniem i podziwem dla jego zuchwalstwa oraz przewrotności. Nienawidziła za to spojrzenia, jakim dziewczyna go obrzucała, jej bezwiednej uległości wobec niego, władzy, jaką mu nad sobą oddawała, a która dalece przerastała tę, którą dzierżyła Vanhanen. Źródłem wszystkiego była, w pełni prawdy, w zupełnym meritum sprawy, słodka Laila Westberg, ale znienawidzić ją oznaczało stracić zbyt wiele, za zbyt – jak podpowiadał jej wyrachowany rozsądek – mało. Ciche napomnienie, złagodzone spokojnym proszę, zamiast ukoić jej powzięte, zawoalowane zacietrzewienie, wzbudzało w niej tylko większą chęć niepokornego niezachowywania się; spojrzała na Lailę, nie przejawiając wcześniejszej łagodności, szorstko opierając się wystosowanemu grzecznie upomnieniu. Cierpki posmak niezadowolenia osiadł na jej podniebieniu, przezierając przez potulnie przybraną uprzejmość.
Osobno – żywiła szczerą sympatię do ich obojga, jednak gdy sytuacja wiązała ich razem spoiwem jednoczesności, wszelka poprawność wywracała się w jej trzewiach na lewą stronę i podchodziła jej do gardła. Dostarczało jej to zarazem jakiejś występnej rozrywki i satysfakcji, ta świadomość, że trwa niczym drzazga między nimi, mocą swojej obecności zatrzymuje wyznania w gardłach, zmusza do studzenia zapału uczuć, ogranicza siłę sprawczą precyzyjnych intencji. Czerpała z profuzji wrażeń, odtrącając od siebie stoicką wstrzemięźliwość, podświadomie z abisalnej potrzeby żarliwej natury.
Einar znosił ją z cierpliwą godnością; ceniła to w nim, niezmiennie, nawet teraz.
– Obojętność byłaby, istotnie, niestosowna – przyznała, trwając niewzruszona na swej pozycji intruza. – Może dlatego właśnie tak mnie zaskakuje, że jej sobie odmówiłeś – nie wiedziała w tej chwili, czy szpilę wymierzała w niego, czy też, ze zwyczajnej zazdrości, w Lailę. Rozciągnęła usta szerzej w przekornym uśmiechu, łagodząc krawędzie słów przyjaznym rozbawieniem. – Mówię to, oczywiście, z całym impetem mojej sympatii.
Na dowód swoich nieszkodliwych zamiarów, pozwoliła pokierować swoją uwagę, odwrócić ją od napiętych wersów powściąganej scysji na burzącą się wokół masę gminu. Przypomniała sobie natychmiast słowa, jakie udało jej się pochwycić przypadkiem, wyłuskać z chmary szeptów, jakie wzlatywały pod sklepienie grobowca Helligsted; kiedy mrugnęła, pod powiekami błysnęła jej pieczęć Lokiego na wnętrzu uniesionej dłoni.
– Wiedząc, że profesor Nørgaard pogardzał moim rodzajem, czuję się na mocy powszedniej zawiści usprawiedliwiona z popełnienia podobnego nietaktu – oznajmiła, bez skrupułów; jeśli wprawdzie Einar lub Laila mieli jakąkolwiek ufność w jej dziewiczą przyzwoitość, można było to wyjaśnić jedynie zupełnym zaślepieniem. – Wchodząc między wrony, panie Halvorsen... – mruknęła zachęcająco, nagle chętna potrwać w tej nieszczęsnej konfiguracji; akurat, gdy Westberg, najwidoczniej, zupełnie na odwrót, gotowa była się rozstać.
Osobno – żywiła szczerą sympatię do ich obojga, jednak gdy sytuacja wiązała ich razem spoiwem jednoczesności, wszelka poprawność wywracała się w jej trzewiach na lewą stronę i podchodziła jej do gardła. Dostarczało jej to zarazem jakiejś występnej rozrywki i satysfakcji, ta świadomość, że trwa niczym drzazga między nimi, mocą swojej obecności zatrzymuje wyznania w gardłach, zmusza do studzenia zapału uczuć, ogranicza siłę sprawczą precyzyjnych intencji. Czerpała z profuzji wrażeń, odtrącając od siebie stoicką wstrzemięźliwość, podświadomie z abisalnej potrzeby żarliwej natury.
Einar znosił ją z cierpliwą godnością; ceniła to w nim, niezmiennie, nawet teraz.
– Obojętność byłaby, istotnie, niestosowna – przyznała, trwając niewzruszona na swej pozycji intruza. – Może dlatego właśnie tak mnie zaskakuje, że jej sobie odmówiłeś – nie wiedziała w tej chwili, czy szpilę wymierzała w niego, czy też, ze zwyczajnej zazdrości, w Lailę. Rozciągnęła usta szerzej w przekornym uśmiechu, łagodząc krawędzie słów przyjaznym rozbawieniem. – Mówię to, oczywiście, z całym impetem mojej sympatii.
Na dowód swoich nieszkodliwych zamiarów, pozwoliła pokierować swoją uwagę, odwrócić ją od napiętych wersów powściąganej scysji na burzącą się wokół masę gminu. Przypomniała sobie natychmiast słowa, jakie udało jej się pochwycić przypadkiem, wyłuskać z chmary szeptów, jakie wzlatywały pod sklepienie grobowca Helligsted; kiedy mrugnęła, pod powiekami błysnęła jej pieczęć Lokiego na wnętrzu uniesionej dłoni.
– Wiedząc, że profesor Nørgaard pogardzał moim rodzajem, czuję się na mocy powszedniej zawiści usprawiedliwiona z popełnienia podobnego nietaktu – oznajmiła, bez skrupułów; jeśli wprawdzie Einar lub Laila mieli jakąkolwiek ufność w jej dziewiczą przyzwoitość, można było to wyjaśnić jedynie zupełnym zaślepieniem. – Wchodząc między wrony, panie Halvorsen... – mruknęła zachęcająco, nagle chętna potrwać w tej nieszczęsnej konfiguracji; akurat, gdy Westberg, najwidoczniej, zupełnie na odwrót, gotowa była się rozstać.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:20
Valkyria Oldenburg
Czas faktycznie się ciągnął, ale choć raz milczenie w trakcie wędrówki wcale jej nie ciążyło. Nie była to cisza z gatunku tych przytłaczających i niezręcznych; zarówno ona, jak i Ari zajęci byli własnymi myślami, co jak najbardziej jej odpowiadało. Nie mogła, co prawda, zapomnieć o jego obecności, ale spacer ku ogrodom Domu Jarlów rozrzedził tłum, więc zachowanie przyzwoitego dystansu było o wiele łatwiejsze. Mimo wszystko nie powstrzymało jej to od kontrolnego zerkania na towarzyszącego jej galdra. Wychodziła z założenia, że lepiej mieć go na oku, tak na wszelki wypadek. W końcu nie sposób było przewidzieć, kiedy do tego szalonego umysłu wpadnie jakiś niebezpieczny pomysł, czyż nie?
Ogrodowe tereny zachwycały ją swoim niezaprzeczalnym urokiem, ilekroć miała okazję przemierzać ich kamienne ścieżki. Misternie rzeźbione posągi przypominały jej zawsze o boskiej obecności; czuła się obserwowana przez każdego z nich, ale jako wyrocznia już dawno przywykła do takiej myśli i żadna dziesiątek par zimnych oczu nie była w stanie wprawić jej w zakłopotanie. Już nie. Co innego spojrzenia żałobników, które po dotarciu na stypę zdawały się ciążyć na wszystkich przepowiadających przyszłość z jeszcze większą bezczelnością i uporem. Niektóre nawet z podejrzliwością i wyrzutem. Powinna się była tego spodziewać. Nie zdziwiłaby się nawet, gdyby znalazło się kilku zwolenników teorii spiskowych, dla których brak jakichkolwiek wizji odnośnie śmierci Nørgaard'a świadczył o ewidentnej konspiracji.
Opadła pochmurnie na odsunięte dla niej krzesło i zacisnęła zęby, wyraźnie niezadowolona z panującej wśród uczestników imprezy atmosfery. Cała ta farsa przypominała jej teraz jątrzącą się powoli ranę… Nie podobało jej się to. W takich sytuacjach, bez względu na reputację Bergdahl'a, naprawdę dobrze było mieć go przy sobie. Być może podobne myśli czyniły z niej właśnie największą hipokrytkę na świecie, ale mając do wyboru bezpieczeństwo i dumę, wolała zachować to pierwsze, gdyż utrata drugiego w ogólnym rozrachunku była raczej niegroźna.
— Tak? — ożywiła się, wyraźnie zaintrygowana słowami Ariego. Zaraz jednak, tchnięta nagłą myślą, przymrużyła podejrzliwie oczy i przyjrzała się mężczyźnie uważnie. Wsparłszy plecy na oparciu, skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i uniosła nieznacznie jedną brew. — Masz na myśli to, że wypatrzysz ich w tłumie i zbliżysz się, żeby umiejętnie podsłuchać coś więcej, prawda? — zapytała, kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo. Nie mógł jej chyba winić za to, że w jego ustach słowa te zabrzmiały nie tyle może dwuznacznie, co po prostu niepokojąco.
Szczerze wątpiła, by Bergdahl przyznał się jej otwarcie, że zamierza przedsięwziąć jakieś drastyczniejsze środki. Chociaż… Nie byłby to pierwszy raz, kiedy udałoby mu się ją zaskoczyć. Dlatego też moment później Val nachyliła się gwałtownie ku niemu. Palce, które dotąd spoczywały swobodnie na jej ramionach zacisnęły się nieco mocniej; chciała w ten sposób dodać sobie nieco otuchy. Podchwyciła spojrzenie mężczyzny i przetrzymała je pewnie, choć wcale się tak nie czuła.
— Prawda? — powtórzyła, posyłając mu jeden z najlepszych, sztucznych uśmiechów, który aż kipiał fałszem. Nie chciała, by obserwujący ich ludzie pomyśleli, że warto byłoby teraz nadstawić uszu.
Einar Halvorsen
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:20
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Płytkie, wyblakłe myśli - stały się nieodzownym pragnieniem w przebiegu spontanicznego zetknięcia ścieżek dwóch (wkrótce trzech) losów, dla których każda namiastka, każda, najmniejsza cząstka kontaktu wiązała się z przeogromnym ryzykiem, bezlitosnego i bezmyślnego werdyktu. Nie rozważał; nie lękał się konsekwencji, choć ich widmowa obecność rozpływała się chłodem na niewyraźnej granicy, łączącej pas świadomości z zamglonym, intuicyjnym lądem. Trwał; spętany konwenansami, poddawał się tej niewoli, starając się nie ubarwiać swojego stanu przewrotnością emocji
- zbyt łatwo mogły go zdradzić.
- Ludzie mądrzeją z wiekiem - figlarny, niewinny błysk w męskich oczach, ujawnił się, przywołany impresją i równie natychmiast zniknął. Nie wierzył, że wypowiada te słowa - piętno trzydziestu lat nie odcisnęło na nim najmniejszych znamion wyrachowania i - wreszcie - odpowiednich decyzji. Wydawał się być tym samym, kapryśnym chłopcem, który po latach stał się kapryśnym młodzieńcem - ostatecznie mężczyzną, o identycznych przywarach, jakich nie zmazał czas.
- Podobno - uśmiech nie schodził z twarzy. Niedługo później, był jednak zmuszony ustąpić pod niepokojem Westberg. Zrozumiał, że odgrywają niezbędną część przedstawienia.
Wtórował:
- Nie ma potrzeby przepraszać - przyznał; brzmieli nad wyraz sztucznie, owijając pamiątki swojej dawnej bliskości woalem kurtuazji. - Każdemu zdarza się zgubić drogę, zwłaszcza przy takiej liczbie uczestników - z premedytacją nie ściszał swojego głosu, aby wytrącić części ciekawskich, wszytych w tkaninę zgromadzenia zmysłów, oręż oskarżeń z ręki.
Słowa Vanhanen roznieciły ciekawość. Ulotne iskierki słów, przybrały pełną okazałości formę, skłoniły do dalszych refleksji, do wzięcia udziału w proponowanej między wierszami wymianie krążących po tłumie wieści. Ożywił się. Zainteresował.
- Gdyby pogarda była spowodowana chorobą, można by na nią spojrzeć nieco łaskawszym okiem - zauważył, wyłaniając ze wspomnień sprecyzowane słowa, jakie wydobył z mętnej mieszanki gwaru. - Z drugiej strony trwają sprzeczne opinie. Część osób w dowolnym miejscu potrafi wywęszyć spisek - podczas pogrzebu padały stwierdzenia zarówno zakrawające na absurd, jak te, wzbudzające myślenie, oparte na dość sensownych podstawach argumentacji. Nørgaardowie nie przepadali za śniącymi, była to jednak głównie, ich zdaniem, w pełni rozsądna nieufność. Czyżby małżonek jarla miał radykalną opinię w przypadku osób, u których magia nie uległa przebudzeniu?
- Mimo wszystko, wydaje się, że profesor Nørgaard zabrał tajemnice do grobu - podsumował. - Pytanie, czy nie wypełzną na wierzch - jeden z kącików ust drgnął. Kłamstwo potrafi z zaskakującą szybkością wyłonić się spośród mroku niedopowiedzeń. Przekonał się o tym - niestety - na własnej skórze, gdy oszukiwał Westberga i mącił w głowie jego jedynej córki.
- Jeśli wierzyć pogłoskom, było zbyt późno, aby odwrócić skutki... pewnych decyzji, rzecz jasna - tu zniżył wymownie ton głosu, chcąc pozostawić wiadomość w szczelnym, trzyosobowym gronie. - Możliwe, że to musiało mieć miejsce - dodał dyskretnie, oczekując na ich reakcję. Wiedziały - czy dowiedziały się dzięki jemu?
- zbyt łatwo mogły go zdradzić.
- Ludzie mądrzeją z wiekiem - figlarny, niewinny błysk w męskich oczach, ujawnił się, przywołany impresją i równie natychmiast zniknął. Nie wierzył, że wypowiada te słowa - piętno trzydziestu lat nie odcisnęło na nim najmniejszych znamion wyrachowania i - wreszcie - odpowiednich decyzji. Wydawał się być tym samym, kapryśnym chłopcem, który po latach stał się kapryśnym młodzieńcem - ostatecznie mężczyzną, o identycznych przywarach, jakich nie zmazał czas.
- Podobno - uśmiech nie schodził z twarzy. Niedługo później, był jednak zmuszony ustąpić pod niepokojem Westberg. Zrozumiał, że odgrywają niezbędną część przedstawienia.
Wtórował:
- Nie ma potrzeby przepraszać - przyznał; brzmieli nad wyraz sztucznie, owijając pamiątki swojej dawnej bliskości woalem kurtuazji. - Każdemu zdarza się zgubić drogę, zwłaszcza przy takiej liczbie uczestników - z premedytacją nie ściszał swojego głosu, aby wytrącić części ciekawskich, wszytych w tkaninę zgromadzenia zmysłów, oręż oskarżeń z ręki.
Słowa Vanhanen roznieciły ciekawość. Ulotne iskierki słów, przybrały pełną okazałości formę, skłoniły do dalszych refleksji, do wzięcia udziału w proponowanej między wierszami wymianie krążących po tłumie wieści. Ożywił się. Zainteresował.
- Gdyby pogarda była spowodowana chorobą, można by na nią spojrzeć nieco łaskawszym okiem - zauważył, wyłaniając ze wspomnień sprecyzowane słowa, jakie wydobył z mętnej mieszanki gwaru. - Z drugiej strony trwają sprzeczne opinie. Część osób w dowolnym miejscu potrafi wywęszyć spisek - podczas pogrzebu padały stwierdzenia zarówno zakrawające na absurd, jak te, wzbudzające myślenie, oparte na dość sensownych podstawach argumentacji. Nørgaardowie nie przepadali za śniącymi, była to jednak głównie, ich zdaniem, w pełni rozsądna nieufność. Czyżby małżonek jarla miał radykalną opinię w przypadku osób, u których magia nie uległa przebudzeniu?
- Mimo wszystko, wydaje się, że profesor Nørgaard zabrał tajemnice do grobu - podsumował. - Pytanie, czy nie wypełzną na wierzch - jeden z kącików ust drgnął. Kłamstwo potrafi z zaskakującą szybkością wyłonić się spośród mroku niedopowiedzeń. Przekonał się o tym - niestety - na własnej skórze, gdy oszukiwał Westberga i mącił w głowie jego jedynej córki.
- Jeśli wierzyć pogłoskom, było zbyt późno, aby odwrócić skutki... pewnych decyzji, rzecz jasna - tu zniżył wymownie ton głosu, chcąc pozostawić wiadomość w szczelnym, trzyosobowym gronie. - Możliwe, że to musiało mieć miejsce - dodał dyskretnie, oczekując na ich reakcję. Wiedziały - czy dowiedziały się dzięki jemu?
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:20
Laila Westberg
Lawirowała pomiędzy słuszność a nieskrywaną chęcią, która tliła się enigmą za kotarą orzechowego spojrzenia. Otulał ją całun dualnych emocji; pasja, złość, żal, ale i pozór szczęścia, że ponownie s ą blisko, jak gdyby nie potrafiła zrezygnować z obecności Sohvi i Einara w swej codzienności. Przypominali nierozerwalny łańcuch, dzięki którymi rudowłose dziewczę jeszcze nie zatonęło, mimo iż uczucia górujące między nimi zdawały się być nieokreślone.
Słowa padające z ust kobiety wbijały się w drobną sylwetkę Westberg gwałtownie. Przysłuchiwała się temu, nie chcąc rozniecać pożogi błagań, w których ugnie kark i pozwoli się skarcić. Halvorsen był wszak człowiekiem, dla którego mogłaby porzucić w s z y s t k o, gdyby obiecał…
Tak niewiele pragnęła,
jednocześnie prosząc o cały wszechświat.
- Z premedytacją, prawda? – wyrwało się spomiędzy spierzchniętych warg, niczym ostry sztylet rozcinając powietrze, gdy tęczówki osiadły na męskim obliczu. Nie była w stanie zachować w sobie resztek rozsądku, kiedy demony szaleństwa dewastowały fundamenty wypracowane miesiącami w Trondheim – z dala od przeszłości, która mackami zaskarbiała ją samą, spychając w otchłań nieuniknionej pułapki obłędu.
- Powinniście lepiej udawać – skarciła ich oboj, nie mogąc znieść ironii wypowiadanych słów, nawet jeżeli pobrzmiewała w nich nuta szczerości. Karmiona fałszem przez całe małżeństwo, w którym dusiła się niemal od początku, porzucała maskę spokoju. Otto potrafił mataczyć, ukazując siebie w świetle doskonałości, dlatego też sama zaczęła uczyć się, gdy ludzie dopuszczają się towarzyskiego blagierstwa. Vanhanen, jak nikt – wiedziała niemalże o każdym elemencie relacji zakazanej przez konserwatywne społeczeństwo.
Zawiodła ojca, ale i ten ją zawiódł, gdy bez wsłuchania się w prośby – oddał ją bez zastanowienia człowiekowi, którego nie poznał dostatecznie. Nazwisko… Moje nazwisko… – sentencje cichego wyznania zaczęły ponownie tańczyć w podświadomości Laili, gdy patrzyła na Sorena, nie dowierzając, że skreślił za to Einara.
(Och, jakże naiwna była.)
- Nie tylko on zabrał tajemnice, panie Halvorsen… – zaczęła powoli, gdy w meandrach myśli rozkoszowała się minionymi zdarzeniami. Nigdy nie żałowała, że stała się wdową, a jedynie ból po oskarżeniach, w których nosiła miano – czarnej bohaterki pomówień – rozniecał iluzję cierpienia. - Mój mąż, jako jedyny wie, kto stał za jego śmiercią, lecz podejrzewana o to byłam ja… – po raz pierwszy wyrzuciła to z siebie, łaknąc oczyszczenia, które musiało wypełnić resztki sumienia. Tłamszona przez atmosferę jaka gęstniała nad głowami gości, raz po raz zapadała się w sobie, mając nadzieję, że już wkrótce ucieknie, lecz etyka nakazywała pozostać w miejscu, gdzie sztuczność przenikała do szpiku.
- Co ma pan na myśli? To? Zasłyszał pan coś ciekawego? – zmieniła temat, porzucając resztki rezonu; świadomość, że objawiła im własny sekret kontrastowała z postawą pełną niewinności, gdy patrząc na nich,
zapadała się w bezkresie dawniejszych czasów.
Sohvi Vänskä
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:29
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Powietrze ciążyło w piersi, zgęstniałe od trzymanej na wodzy pokazowego wersalu dywergencji; osiadało na dnie płuc mdłą mgłą rozjątrzeń i przyjemnie rozbudzało umysł do konfrontacyjnej czujności. Słowa, dużo mniej wyszukane, precyzyjniejsze i ostrzejsze, osobiste w stopniu, w jakim mogły istnieć tylko między poróżnionymi przyjaciółmi, wzbierały pod marszczącą się zdradliwie taflą narzuconej dyscypliny. Przez myśli przemknął pomysł aranżacji bardziej swobodnej osobności, przegoniony zaraz niezabliźnioną jeszcze rysą nawiązanej wrogości – zaraz za nią goniła obawa, że podobne zamiary mogły kiełkować właśnie w umysłach byłych kochanków, poza jej baczną wnikliwością i, niestety, jurysdykcją. Nie ufała żadnemu z nich, z doświadczenia znając doskonale łamiącą siłę miłosnej pasji, zdolnej obalić wszelkie mury oporu zranionej godności czy rozsądnych postanowień. Przyglądała się, ukradkiem, młodej wdowie, przewracając w myślach egoistyczną nadzieję; czy zranił ją wystarczająco dotkliwie? Dawała się opanować interesownej mrzonce, że odnajdzie w jej spojrzeniu zadowalającą ją odpowiedź – widmo bezlitośnie i nieodwracalnie rozkruszonego w pył afektu; napotkała tymczasem hardą butę, stanowczość, do jakiej nie była przyzwyczajona, a która spowiła ciasno źrenice i wkradła się w delikatność głosu, krzepiąc niespodziewaną reprymendę.
Sohvi podrzuciła krótkie spojrzenie Halvorsenowi, jakby upewniała się, że i on doświadczył właśnie tego przejawu sprowokowanej obcesowości; zaraz obok zrozumiałej konfuzji rozdźwięczała w niej podszywana dumą aprobata dla tego wybryku zwykle pełnego ogłady usposobienia. Opanowała chęć dalszej prowokacji niepoznanego jeszcze w pełnej krasie temperamentu, obiecując sobie powrócić do tej sprawy w czasie dogodniejszym. Nie zwykła pozostawiać nagan bez zdradzających czupurność charakteru odpowiedzi, lecz tym razem pokornie umilkła, poddając się woli dziewczęcia, dla czystej ochoty sprawienia jej tym motywującej satysfakcji.
Przebłysk rozprężenia zgasł nagle, zadeptany podeszwą odkrytej prawdy, dotąd jej niedostępnej; być może, prawdopodobnie nawet, utrzymywanej przez Westberg poza jej zasięgiem z zupełnym, uwłaczającym rozmysłem. Vanhanen uderzona, nie po raz pierwszy, obuchem rozczarowania zmusiła się drżącymi siłami rozsądku do skupienia nadwątlonego zainteresowania na konspiracyjnej wymianie informacji. Pod pretekstem potrzeby poprawienia czarnej sukni wysunęła rękę z dotychczasowego objęcia, w którym uwięziła wcześniej Lailę z troskliwym nieprzejednaniem, stawiając się w roli ołowianej kuli przywiązanej do dziewczęcej kostki atłasową wstążką opiekuńczości.
– Choroba wyciągnęła jedynie na wierzch to, co w nim czerwiło. Zdaje się, że cała jego rodzina nosi w sobie tę nieufność, pod byle pretekstem gotową wypuścić rozłogi wzgardy. Nie pozna mojej łaski ani on, ani jego familianci przejawiający tę samą skazę charakteru – stwierdziła ostro, prostując się z elegancją, składając dłonie na kirze szaty. W istocie nie poruszało jej to tak dogłębnie, spostrzegła jednak w tym doskonałą wymówkę, by dać upust spienionej złości i goryczy zawodu. Nastrój miała, bez wątpienia, nagle absolutnie podły. Spoglądała wyczekująco na Einara, spodziewając się precyzyjnego wyjaśnienia, kontynuacji napoczętej niedyskrecji; zdawała się, nieznacznie, pochylić w jego stronę w wyrazie zaintrygowania.
Sohvi podrzuciła krótkie spojrzenie Halvorsenowi, jakby upewniała się, że i on doświadczył właśnie tego przejawu sprowokowanej obcesowości; zaraz obok zrozumiałej konfuzji rozdźwięczała w niej podszywana dumą aprobata dla tego wybryku zwykle pełnego ogłady usposobienia. Opanowała chęć dalszej prowokacji niepoznanego jeszcze w pełnej krasie temperamentu, obiecując sobie powrócić do tej sprawy w czasie dogodniejszym. Nie zwykła pozostawiać nagan bez zdradzających czupurność charakteru odpowiedzi, lecz tym razem pokornie umilkła, poddając się woli dziewczęcia, dla czystej ochoty sprawienia jej tym motywującej satysfakcji.
Przebłysk rozprężenia zgasł nagle, zadeptany podeszwą odkrytej prawdy, dotąd jej niedostępnej; być może, prawdopodobnie nawet, utrzymywanej przez Westberg poza jej zasięgiem z zupełnym, uwłaczającym rozmysłem. Vanhanen uderzona, nie po raz pierwszy, obuchem rozczarowania zmusiła się drżącymi siłami rozsądku do skupienia nadwątlonego zainteresowania na konspiracyjnej wymianie informacji. Pod pretekstem potrzeby poprawienia czarnej sukni wysunęła rękę z dotychczasowego objęcia, w którym uwięziła wcześniej Lailę z troskliwym nieprzejednaniem, stawiając się w roli ołowianej kuli przywiązanej do dziewczęcej kostki atłasową wstążką opiekuńczości.
– Choroba wyciągnęła jedynie na wierzch to, co w nim czerwiło. Zdaje się, że cała jego rodzina nosi w sobie tę nieufność, pod byle pretekstem gotową wypuścić rozłogi wzgardy. Nie pozna mojej łaski ani on, ani jego familianci przejawiający tę samą skazę charakteru – stwierdziła ostro, prostując się z elegancją, składając dłonie na kirze szaty. W istocie nie poruszało jej to tak dogłębnie, spostrzegła jednak w tym doskonałą wymówkę, by dać upust spienionej złości i goryczy zawodu. Nastrój miała, bez wątpienia, nagle absolutnie podły. Spoglądała wyczekująco na Einara, spodziewając się precyzyjnego wyjaśnienia, kontynuacji napoczętej niedyskrecji; zdawała się, nieznacznie, pochylić w jego stronę w wyrazie zaintrygowania.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:29
Ari Bergdahl
Mężczyzna w niemym swym zachowawczym milczeniu, z zdającą się zupełnie nieczułą na wszystko, co dzieje się wokół, kamienną twarzą wodzi wzrokiem po wypełnionej intensywnością cudzych istnień przestrzeni. Po tych wszystkich znanych sobie mniej lub bardziej wygiętych w okolicznościowych uśmiechach licach, pozbawionych w tym tak naprawdę jakiegokolwiek naturalnego i prawdziwego wyrazu ich wewnętrznego odbicia osobowości. Teraz mimo wszystko bardziej zarysowanych, jak gdyby z ledwie wyraźnego szkicu ołówka nabierały wszelkich wyostrzających je cieni, pogłębionego grafitu rozlegającej się z każdym jego pociągnięciem większej malującej się płaszczyzny, pozwalając na bardziej jeszcze rygorystyczną w jego spaczonym wyższością umyśle ocenę. Przetrząsa myśli bliżej stojących osób, lawiruje pomiędzy nimi, nie znajdując w gruncie rzeczy zupełnie nic, co mogłoby go zainteresować. Pieprzona pazerność. Ignorancja. Ordynarność arystokratycznej prostoty.
Dłuższy czas przygląda się zachowawczemu dystansowi rudowłosej huldry Kivilaakso, może nawet w pewien sposób przyznaje jej trzymaniu się na obrzeżach swoistą rację, sam zwykle woląc lustrować przestrzeń z dającego schronienie cienia, pozwalającego na lepszy ogląd całej toczącej się chwili. Gdzieś z głębi jaźni przymyka mu myśl, że jej osoba jest mu znaną. Może nawet przez moment usiłuje ją sobie przypomnieć i powiązać z jakimś miejscem, czy sytuacją, ale dochodząca do jego uszu rozmowa zdaje się być w owej chwili bardziej frapującą.
Uprzedzenie ...nienawiść ...bardziej ...tak ...dziwię się, że ktokolwiek ze śniących ...myślisz, że zwolennicy ...spisek?
Cokolwiek owe zasłyszane słowa znaczą nie potrafi jakoś przydać im większej głębi dopowiedzenia brakujących elementów, choć całe napięcie rysujące się wyraźnie stanowczym chłodem na jego twarzy, w całej jego sylwetce zdaje się odrywać go od trwającej z Valkyrią rozmowy, sugerując, iż mężczyzna w pełnej swej głębi wyjątkowo silnie roztrząsa coś w swoim tylko milczenia wnętrzu. Ochota na opuszczenie tej cholernej stypy zapala się niemal żywo w jego głębi, ma ochotę odpocząć, zacisnąć powieki i zasnąć na kilka dni, regenerując siły we własnym łóżku, pieprząc już zbieranie jakichkolwiek plotek i domysłów na temat śmierci Nørgaarda. Nawet nie dostrzega jej żywego poruszenia odbitego w pełnych podejrzliwości oczach. Tak samo, jak nie słyszy jej pierwszego, ledwie wybitego w tonie okolicznych rozmów pytania. W końcu zwraca nań swoje spojrzenie, uzmysławiając sobie fakt, iż przedłużające się jego milczenie zdaje się zgoła ignorować haniebnie jej obecność przy nim. Dopiero kolejna jej wypowiedź maluje na jego licu coś na wzór pełnego mroku tajemnicy, wstrząsającego niedopowiedzeniem uśmiechu, będącym chwilowym jedynie uniesieniem ust kącika.
- Czekanie na strzępy informacji, które musiałbym składać fragmentami i wyjątkowo natrafić na te mnie interesujące nijak nie leży w mojej naturze, Val - stwierdza nadzwyczaj sucho, jednocześnie tonem sugerującym jednoznacznie, iż próba przekonania go mija się z jakimkolwiek celem, zwłaszcza, że nigdy nie należał do tych, którzy zwykli ulegać czyimś namowom, czy kierowanych czyjąś racjonalnością argumentom. Jej spojrzenie wbite z całą swoistą jej osoby pewnością wprost w jego oczy odwzajemnia bijącym od jego wnętrza teatralnie wręcz stoickim, niewzruszenie powściągliwym, kamiennym spokojem, koniec końców zawieszając wzrok na jej zaciśniętych silniej na ramionach palcach, jak gdyby sugerował jej w ten wymowny sposób zachowanie spokoju.
- Postaram się w każdym razie być w wyciągnięciu od nich informacji uprzejmym, za co winni ci podziękować - rzuca jeszcze, spoglądając na rysujący się na jej twarzy, przesiąknięty sztucznością ów wyrazu uśmiech, kładąc dłonie na stoliku i zawieszony nad nim wpatrując się przez chwilę w kobietę. - Napijesz się czegoś? Czegoś potrzebujesz? - zawiesza owe pytanie, choć wcale nie czekając na odpowiedź zmierza w kierunku zastawionego najróżniejszym alkoholem stołu, ledwie okalając wzrokiem stojące przy nim wnuczki Norgarda, wcale nie zamierzając posyłać w swych słowach jakichkolwiek pod ich adresem kondolencji, uznając je za całkowicie zbędne, wręcz stanowczo przez nie niechciane, jak gdyby wiedząc dobrze, iż w takiej chwili każde tego rodzaju słowo przełykały by z niesamowitym bólem. Skłania jedynie głowę w ich kierunku, tym samym gestem wyrażając im swoiste współczucie, na dłuższy moment zastygając niesprecyzowanym zupełnie spojrzeniem prosto w oczach Terje, posyłając mu ledwie zarysowany na jego licu półuśmiech, będący jakoby jedynie krótkim spięciem mięśnia policzka unoszącym kącik ust ku górze. Zgarnia dwie szklaneczki brandy, stawiając jedną bez słowa przed Valkyrią, sam zmierzając ze swoją w kierunku ogrodowych alejek.
Einar Halvorsen
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:29
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Znieruchomiałe, fantomowe kłęby przeznaczenia zastygały cierpliwie ponad głowami uczestników, niedoścignione, ukryte na podobieństwo dotąd niepoznanego wroga, którego posmak zaplanowanej zbrodni dopiero każdy miał odczuć - kiedyś, później, nie teraz. Znaleźli się w oku cyklonu, szeroko otwartej tafli tymczasowego spokoju, nasyceni ułudą; oko, miało w przyszłości strzepnąć ich jednym zrywem jak natarczywe, drażniące drobiny pyłu.
Kolejne słowa, odcisnęły mimowolnie piętno porozumienia, odczucia, do którego nie chciał, za wszelką cenę, się przyznać, które zaczęło uwierać jak niewygodne ubranie. Niechęć i dystans, którymi płacił za swoją dawną zuchwałość, sprawiały, że wspólne punkty na mapach dusz nieustannie, jakby z jawną, sprawianą mu złośliwością, zmieniały swe położenie. Istniały, równocześnie przestając istnieć, stając się marną kalką wcale, o zgrozo - nie aż tak dawnych - czasów, spędzonych pod pieczą Westberga. Rozumiał, o wiele bardziej, niż mógłby przyznać, wprawiając w drgania instrument krtani, wypuszczając słowa z azylu swego umysłu banalnym poruszeniem się ust. Ich świat uwielbiał oceniać - szczególnie wszystko, czego nie umiał pojąć. Śniący, zmiennokształtni, wargowie, huldry i huldrekalle, a nawet nieszczęśni ślepcy. Świat sądził wszystkich natychmiast, nie nasłuchiwał. Nie czekał.
- O ile tylko był chory - ośmielił się zauważyć. O ile sama, wykorzeniona z uzasadnienia pogarda, nie jest, sama w sobie, chorobą, dodał natychmiast w myślach. - Ostatnio dochodzi wiele niepokojących wieści - nakreślił, nie chcąc wyłaniać sprecyzowanych obrazów tężejącej w magicznym świecie atmosfery. Liczne, owiane tajemnicą morderstwa, przestrzegały przed samotnymi wyjściami, zwłaszcza w obrębie szemranych dzielnic i wąskich strużek uliczek. Wolał nie rozdrapywać przesadnie strupów przykrywających skaleczenia obaw, jakie, nieuchronnie gnieździły się w niemal każdym obywatelu galdryjskiej społeczności.
- Miałem na myśli śmierć - wyznał dobitnie, odpowiadając na pytanie Westberg. Możliwe, że Lauge Nørgaard nie miał innego wyjścia, musiał przedwcześnie odejść, zbierając w ten sposób żniwo własnych, lekkomyślnych decyzji. Sam, nigdy nie zajmował się do przesady życiem wiedzionym przez innych ludzi, szczególnie tych, należących do klanów, żyjących w hermetycznym świecie, z fikcją przekonania o wyjątkowym losie, jaki ich zdołał spotkać. Irytowała go dosadność niektórych, spotkanych ludzi, chcących rozchylić kotary prywatności każdego, kogo tylko zdołali spotkać na drodze. Irytowało, jak często był nierozważny, dając się schwytać w sidła kolejnej, rozpowiadanej relacji, pozwalając, by uczyniono z niego chwilowy zasób rozrywki. Szczególnie jeden błąd bolał nadal, gnieździł się jak podstępny odłamek, przywołujący co rusz opuchliznę. Błąd. Skarga uchylających się drzwi - mecenas Westberg w progu sypialni. Przez chwilę miał wrażenie, że śni - nie mógł się, niemniej jednak obudzić.
- To wszystko, co zasłyszałem. Reszta jest najzupełniej nieskładna - oświadczył. Strzępy głosów, z których nie byłby w stanie wydobyć sensu; których już nie pamiętał. Liczył, że wkrótce uda się w swoja stronę - to było zbyt ryzykowne.
(Wiedział, że prędzej czy później, znowu popełni błąd).
Kolejne słowa, odcisnęły mimowolnie piętno porozumienia, odczucia, do którego nie chciał, za wszelką cenę, się przyznać, które zaczęło uwierać jak niewygodne ubranie. Niechęć i dystans, którymi płacił za swoją dawną zuchwałość, sprawiały, że wspólne punkty na mapach dusz nieustannie, jakby z jawną, sprawianą mu złośliwością, zmieniały swe położenie. Istniały, równocześnie przestając istnieć, stając się marną kalką wcale, o zgrozo - nie aż tak dawnych - czasów, spędzonych pod pieczą Westberga. Rozumiał, o wiele bardziej, niż mógłby przyznać, wprawiając w drgania instrument krtani, wypuszczając słowa z azylu swego umysłu banalnym poruszeniem się ust. Ich świat uwielbiał oceniać - szczególnie wszystko, czego nie umiał pojąć. Śniący, zmiennokształtni, wargowie, huldry i huldrekalle, a nawet nieszczęśni ślepcy. Świat sądził wszystkich natychmiast, nie nasłuchiwał. Nie czekał.
- O ile tylko był chory - ośmielił się zauważyć. O ile sama, wykorzeniona z uzasadnienia pogarda, nie jest, sama w sobie, chorobą, dodał natychmiast w myślach. - Ostatnio dochodzi wiele niepokojących wieści - nakreślił, nie chcąc wyłaniać sprecyzowanych obrazów tężejącej w magicznym świecie atmosfery. Liczne, owiane tajemnicą morderstwa, przestrzegały przed samotnymi wyjściami, zwłaszcza w obrębie szemranych dzielnic i wąskich strużek uliczek. Wolał nie rozdrapywać przesadnie strupów przykrywających skaleczenia obaw, jakie, nieuchronnie gnieździły się w niemal każdym obywatelu galdryjskiej społeczności.
- Miałem na myśli śmierć - wyznał dobitnie, odpowiadając na pytanie Westberg. Możliwe, że Lauge Nørgaard nie miał innego wyjścia, musiał przedwcześnie odejść, zbierając w ten sposób żniwo własnych, lekkomyślnych decyzji. Sam, nigdy nie zajmował się do przesady życiem wiedzionym przez innych ludzi, szczególnie tych, należących do klanów, żyjących w hermetycznym świecie, z fikcją przekonania o wyjątkowym losie, jaki ich zdołał spotkać. Irytowała go dosadność niektórych, spotkanych ludzi, chcących rozchylić kotary prywatności każdego, kogo tylko zdołali spotkać na drodze. Irytowało, jak często był nierozważny, dając się schwytać w sidła kolejnej, rozpowiadanej relacji, pozwalając, by uczyniono z niego chwilowy zasób rozrywki. Szczególnie jeden błąd bolał nadal, gnieździł się jak podstępny odłamek, przywołujący co rusz opuchliznę. Błąd. Skarga uchylających się drzwi - mecenas Westberg w progu sypialni. Przez chwilę miał wrażenie, że śni - nie mógł się, niemniej jednak obudzić.
- To wszystko, co zasłyszałem. Reszta jest najzupełniej nieskładna - oświadczył. Strzępy głosów, z których nie byłby w stanie wydobyć sensu; których już nie pamiętał. Liczył, że wkrótce uda się w swoja stronę - to było zbyt ryzykowne.
(Wiedział, że prędzej czy później, znowu popełni błąd).
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:30
Laila Westberg
Ironią była obecność Laili Westberg t u t a j, wszak kiedy to ostatnim razem uczestniczyła w spędzie midgardowskiej śmietanki towarzyskiej, chowała męża. Męża, którego nie tytułowała swoim, nie roniąc przy tym choćby łzy, a teraz patrzyła – jak wszyscy zdawali się płakać nad losem Lauge Nørgaarda, który winien nadal żyć.
Cóż więc mogła czuć córka Sorena, gdy smutek nie towarzyszył jej ani wtedy ani t e r a z?, jedynie współczuła rodzinie mężczyzny. Musiał doświadczać niebywałego szacunku, bo nawet plotki zdawały się być żywsze od obecnych. Analogia do wydarzeń sprzed roku była niemalże namacalna, skąpana w niesmacznym żarcie, gdyż wtedy to ona musiała słuchać uważniej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Śmierć, o ile nie zadana z premedytacją, jest następstwem długoletniego życia… Ktokolwiek mógł maczać w tym palce? – odpowiedziała na słowa Einara, przez kilka wcześniej chwil doszukując się czegoś ponad ukryte znaczenie. Była skołowana własną zuchwałością, w której splotła feerię emocji, uwydatniając sekrety spalające ją na popiół w trakcie długich miesięcy pobytu poza granicami. Tęsknota przyćmiewała rozsądek, tak jak i nić dotychczasowej współpracy Sohvi, która niczym wierna piastunka, starała się otulić płaszczem bezpieczeństwa rudowłosą, pogubioną i niepewną postępowania. Winna unikać Halvorsena, zapomnieć, ale to Bogowie ponownie zespolili ich drogi i na Odyna mogła przysiąc – żal bowiem wypełniał serce – to ojciec odpowiadał za każdą ułudę cierpienia, gdy rozłąka nadeszła nagle.
Mogłaby zgrzeszyć znów, ale to ciepła dłoń Vanhanen, którą jeszcze przed chwilą odczuwała na linii talii, powstrzymała ją przed wydukaniem kilku słów.
- Och, moja droga… Na całe szczęście, gnijący filar zdaje się zapuszczać korzenie – głos Laili był przesiąknięty nutą pewności, kiedy nieznacznie zadarła brodę i orzechowym spojrzenie uwydatniała własną rację. Nie pragnęła litości, a jedynie poszanowania zamknięcia rozdziału, który obecnie – jeszcze nieświadomie – na nowo otwierał zamierzchłe karty przeszłości. Nie dostrzegała tego, przez co z taką skrupulatnością spoglądała na zgromadzonych, raz po raz doszukując się zdrajców i blagierskich oszustów. Socjeta od dawna skrywała ogrom enigmatów, toteż nie każdemu należało ufać z pełnią oddania.
- Nie można gdybać, bo to zrodzi niedomówienia, niekoniecznie będące prawdą… Obawiam się, że tej akurat nigdy nie poznamy, dlatego chciałabym zadać inne pytanie, by choć na moment porzucić mroczne rozmyślania – stwierdziła nagle, gdy jej wzrok skrzyżował się z tym należącym do jej ojca. Był rozczarowany, ale ona już nie była posłuszną i rozkoszną dziewczynką, gdyż to właśnie jego oskarżała o największe krzywdy ostatnich miesięcy. - Jak pańskie obrazy? Nadal tworzy pan tak pięknie? – nie kpiła, była skrycie ciekawa.
Prorok
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:32
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Niesprecyzowane wspomnienia krążące jak otępiałe ćmy po umysłach grupki studentów dla Ariego Bergdahla mogły stanowić wyłącznie kolejny nic nie znaczący element nieznanej mu układanki, którą postanowiły obdarować go Norny. Wśród chaosu myśli ośmiu młodych mężczyzn przebijało się nieco wyraźniej tylko jedno wspomnienie: zbierane pospiesznie z katedry notatki przez Lauge Nørgaarda; irytacja kolejną odmową; poczucie nieoczekiwanego braku wsparcia od tego, który obiecywał im wsparcie; zamknięte na głucho drzwi gabinetu profesora; brak jakiejkolwiek możliwości dostania się do środka. Po ekscytacji rewelacjami, jakimi podzielił się jeden ze studentów, nie było śladu. Może potrzebne byłoby dokładniejsze skupienie się na wyciągnięciu z żaków informacji, jakie kryłyby się w ich wspomnieniach – a może była to ślepa uliczka?
- Pan żartuje? – zapytał odrobinę zbyt ostro rudowłosy chłopak, wyraźnie górował nad resztą towarzystwa, jednocześnie wydając się najmłodszym z zebranej w półkolu grupce. – Chce pan powiedzieć, że Nørgaard pracował nad jakimś swoim projektem z jeszcze jakimiś studentami? To by wiele wyjaśniało, dlaczego nie ma czasu na nasz projekt i dlaczego zostawił nas wreszcie na lodzie – zwrócił się do swoich kolegów z ledwie pobrzmiewającą w głosie nutą złości. Można było się domyślać, że w którymś momencie prawdopodobnie założył podobny scenariusz, chociaż ze względu na jego nieprawdopodobność zwyczajnie go odrzucił.
- Ale w ogóle kim pan jest, jeśli można wiedzieć? Bardzo przepraszam za kolegę, Kalervo Haapalainen – kolejny młody człowiek wyciągnął ku Ariemu rękę na powitanie, chmurnym spojrzeniem zerkając na rudzielca. – Jest trochę rozżalony, ale gdyby dowiedział się, że tak czy inaczej byłby pan chętny wesprzeć finansowo nasz projekt, na pewno by się rozchmurzył – zaśmiał się nerwowo na koniec, z lekkim przestrachem zerkając na Bergdahla.
Z równym przestrachem zerkał w jego stronę rozmówca Valkyrii, który, mimo jej ostrych, raniących go bezwzględnie słów, starał się nie tracić animuszu. Przekonany był, jak w każdej podobnej sytuacji, że wystarczy wymiana jeszcze kilku zdań, by kobieta uległa jego młodzieńczemu, studenckiemu czarowi, na który, jak na lep, łapały się niemal wszystkie niewiasty, z którymi rozmawiał i na których udało mu się wreszcie wymóc, by jeszcze kiedyś się z nim spotkały.
- Wystarczy jedno pani słowo, a dostanie pani ode mnie wszystko, czego pragnie, nie tylko ramię – odparł, jakby nie zdawał sobie sprawy z wydźwięku wypowiedzi Valkyrii. – Bo, tak się składa, swoje obowiązki i powierzone zadania wypełniam doskonale. Żeby nie być gołosłownym, możemy się przejść, koledzy potwierdzą moje słowa, a panią później spróbuję przekonać w inny sposób – obiecał, ruszając w kierunku grupy studentów i Ariego. – Za Nørgaarda! – powiedział donośnie, unosząc jednoznacznie tacę z trunkami i przekąskami w górę. – By wstawił się u bogów i mogli zesłać na nas swoje łaski.
- Pan żartuje? – zapytał odrobinę zbyt ostro rudowłosy chłopak, wyraźnie górował nad resztą towarzystwa, jednocześnie wydając się najmłodszym z zebranej w półkolu grupce. – Chce pan powiedzieć, że Nørgaard pracował nad jakimś swoim projektem z jeszcze jakimiś studentami? To by wiele wyjaśniało, dlaczego nie ma czasu na nasz projekt i dlaczego zostawił nas wreszcie na lodzie – zwrócił się do swoich kolegów z ledwie pobrzmiewającą w głosie nutą złości. Można było się domyślać, że w którymś momencie prawdopodobnie założył podobny scenariusz, chociaż ze względu na jego nieprawdopodobność zwyczajnie go odrzucił.
- Ale w ogóle kim pan jest, jeśli można wiedzieć? Bardzo przepraszam za kolegę, Kalervo Haapalainen – kolejny młody człowiek wyciągnął ku Ariemu rękę na powitanie, chmurnym spojrzeniem zerkając na rudzielca. – Jest trochę rozżalony, ale gdyby dowiedział się, że tak czy inaczej byłby pan chętny wesprzeć finansowo nasz projekt, na pewno by się rozchmurzył – zaśmiał się nerwowo na koniec, z lekkim przestrachem zerkając na Bergdahla.
Z równym przestrachem zerkał w jego stronę rozmówca Valkyrii, który, mimo jej ostrych, raniących go bezwzględnie słów, starał się nie tracić animuszu. Przekonany był, jak w każdej podobnej sytuacji, że wystarczy wymiana jeszcze kilku zdań, by kobieta uległa jego młodzieńczemu, studenckiemu czarowi, na który, jak na lep, łapały się niemal wszystkie niewiasty, z którymi rozmawiał i na których udało mu się wreszcie wymóc, by jeszcze kiedyś się z nim spotkały.
- Wystarczy jedno pani słowo, a dostanie pani ode mnie wszystko, czego pragnie, nie tylko ramię – odparł, jakby nie zdawał sobie sprawy z wydźwięku wypowiedzi Valkyrii. – Bo, tak się składa, swoje obowiązki i powierzone zadania wypełniam doskonale. Żeby nie być gołosłownym, możemy się przejść, koledzy potwierdzą moje słowa, a panią później spróbuję przekonać w inny sposób – obiecał, ruszając w kierunku grupy studentów i Ariego. – Za Nørgaarda! – powiedział donośnie, unosząc jednoznacznie tacę z trunkami i przekąskami w górę. – By wstawił się u bogów i mogli zesłać na nas swoje łaski.
Björn Guildenstern
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:33
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
— Oby. — Wyjątkowo krótka odpowiedź, która padła z jego ust, oznaczała oficjalnie koniec ich rozmowy. Nie zamierzał dłużej tracić czasu w jej towarzystwie. Mirjam nieoczekiwanie uświadomiła mu, że od momentu powrotu do Midgardu powinien był bardziej się pilnować; że prawda w każdej chwili mogła wyjść na jaw. Mimowolnie zasiała w jego umyśle ziarnko niepewności i strachu — w końcu Guildenstern, odkąd stał się ślepcem, chorobliwie bał się przyszłości i tego, co przygotowały dla niego Norny w ramach zemsty. Jakim cudem niektórym ludziom skutecznie udawało się ukrywać swoją przemianę przez tyle lat, kiedy on już teraz ledwo sobie z tym radził? Mimo że wielokrotnie i mimowolnie kreślił w swojej głowie przeróżne scenariusze na temat tego, co się wkrótce wydarzy, wciąż ciężko było mu przewidzieć najbliższą przyszłość, jak choćby dzisiejszą konfrontację z Mirjam, która bez wątpienia nie należała do najprzyjemniejszych, ostatecznie pozostawiając więcej niedomówień czy wątpliwości, niż tego by się początkowo spodziewał. Nic dziwnego, że Björn coraz bardziej zaczynał szczerze żałować tego, że przyszedł na pogrzeb Lauge Nørgaarda. Z jednej strony z naiwnością godną dziecka łudził się, że nikt by nie zauważył jego nieobecności, a z drugiej — był świadomy tego, jak w zastraszająco szybkim tempie wieści roznosiły się po ulicach Midgardu. Teraz już wszyscy wiedzieli, że Guildenstern wrócił. Wystarczyło przeczytać w gazecie.
— Pora się pożegnać, Mirjam. — Björn pośpiesznie upił nieco większy łyk wysokoprocentowego alkoholu, po czym odłożył puste szkło na stół, uwalniając się od męczącego towarzystwa Järveli, gdy w zasięgu wzroku nieoczekiwanie spostrzegł swojego młodszego brata, który niczym wybawca zmierzał sprężystym krokiem w jego stronę. Na pożegnanie posłał jasnowłosej dziewczynie krótki, choć wymuszony uśmiech, w międzyczasie kątem oka dodatkowo rejestrując obecność znanej mu twarz dziennikarza Ratatoskra. Jeszcze tego mu brakowało, by akurat on przyłapał go na ich pogawędce. Guildenstern przeklął siarczyście w myślach, z ledwością powstrzymując się przed wypowiedzeniem ich na głos, a następnie od razu ruszył w kierunku Brage, by spotkać się z nim w połowie drogi, podzielić się wrażeniami na temat pogrzebu samego Nørgaarda i zapytać przy okazji o rodziców, którzy niespodziewanie zniknęli mu z pola widzenia. Mimo że od bardzo dawna ich relacje pozostawiały wiele do życzenia, a powrót do Midgardu tylko zwiększył dystans między nimi, dziś przypadkowa obecność jego brata bezsprzecznie była dla niego zbawieniem i darem od losu. Przywitał się z nim krótko, po czym wspólnie opuścili zatłoczone Ogrody Jarlów, gdzie odbywała się główna część stypy — w końcu tylko poza nimi mogli liczyć na odrobinę prywatności.
Björn z tematu
— Pora się pożegnać, Mirjam. — Björn pośpiesznie upił nieco większy łyk wysokoprocentowego alkoholu, po czym odłożył puste szkło na stół, uwalniając się od męczącego towarzystwa Järveli, gdy w zasięgu wzroku nieoczekiwanie spostrzegł swojego młodszego brata, który niczym wybawca zmierzał sprężystym krokiem w jego stronę. Na pożegnanie posłał jasnowłosej dziewczynie krótki, choć wymuszony uśmiech, w międzyczasie kątem oka dodatkowo rejestrując obecność znanej mu twarz dziennikarza Ratatoskra. Jeszcze tego mu brakowało, by akurat on przyłapał go na ich pogawędce. Guildenstern przeklął siarczyście w myślach, z ledwością powstrzymując się przed wypowiedzeniem ich na głos, a następnie od razu ruszył w kierunku Brage, by spotkać się z nim w połowie drogi, podzielić się wrażeniami na temat pogrzebu samego Nørgaarda i zapytać przy okazji o rodziców, którzy niespodziewanie zniknęli mu z pola widzenia. Mimo że od bardzo dawna ich relacje pozostawiały wiele do życzenia, a powrót do Midgardu tylko zwiększył dystans między nimi, dziś przypadkowa obecność jego brata bezsprzecznie była dla niego zbawieniem i darem od losu. Przywitał się z nim krótko, po czym wspólnie opuścili zatłoczone Ogrody Jarlów, gdzie odbywała się główna część stypy — w końcu tylko poza nimi mogli liczyć na odrobinę prywatności.
Björn z tematu
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:34
Mirjam Järvelä
Płomień rozmowy, podżegany dotąd przez przez jej radosne, osobliwe pragnienie zapewnienia sobie rozrywki, gasł i wiotczał powoli, obojętny wobec pierwotnego zarzewia interakcji, pozostawiając po sobie ledwie szarą grudkę żużlu i cierpkie, satysfakcjonujące uczucie na samym czubku języka, jak gdyby Mirjam wiedziała podświadomie, że trafiła nożem podejrzeń we właściwe miejsce – teraz wystarczyło już tylko boleśnie nim przekręcić. Z przesłodzonym wyrazem uprzejmości uśmiechnęła się do Björna, przez krótką chwilę lustrując go jeszcze wzrokiem, po czym w beztroskim, pozornym wyrazie braku zainteresowania, odwróciła nieznacznie głowę, uważnym spojrzeniem pozwalając sobie ogarnąć zgromadzony w ogrodzie motłoch żałobników. Nawet szanowani przedstawiciele magicznych klanów zdawali się być już znudzeni lub sfatygowani uroczystością pogrzebową, kiwali więc tylko bezrozumnie głowami, unosili ku pełni warg wypełnione alkoholem kieliszki, opieszale i bez wcześniejszej neurotyczności przechodzili pomiędzy sobą, niekiedy zapominając przywołać na swe pobladłe lica odpowiedni wyraz, prezentując się mediom ze znużeniem, frustracją bądź nietaktowną, pijaną wesołością.
– Cieszę się, że udało nam się spotkać. W wolnej chwili postaram się zajrzeć do twojego sklepu. – odrzekła na odchodne z przekorną żartobliwością, odprowadzając Guildensterna wzrokiem znad zaokrąglonej linii kieliszka. Przez krótką, wiedzioną wścibską ciekawością chwilę refleksji, nienachalnie przyglądała się, jak mężczyzna wita się z młodszym bratem, zaraz znużyła ją jednak i ta interakcja, wobec czego odwróciła się subtelnie, odstawiając pusty kieliszek z powrotem na blat rozległego stołu i ruszając powoli w dół po łagodnym wzniesieniu kamiennych schodów, prowadzących bezpośrednio ku zielonej rozpiętości dekoracyjnych, kwiatowych błoni.
Chociaż bystrym wzrokiem próbowała wyłowić jeszcze z tłumu znajome rysy twarzy bądź sylwetki zgromadzonych w okolicy mieszkańców, ci zdawali się już opuścić uroczystość lub ukrywać się dobrze wśród ciżby stłoczonych ciał, niemożliwi do wychwycenia przez spostrzegawczą wnikliwość jej uważnego spojrzenia. Wydarzenie, siłą okoliczności, dobiegało końca – nawet Kasandra, przed którą nieustannie gromadziła się ławica odzianych czernią żałobników, zmuszonych złożyć jej rzewne słowa paliatywnych kondolencji, zdawała się podirytowana i zmęczona przeciągającą się ucztą. Pozbawiona towarzystwa oraz zajmującej rozmowy, Järvelä w końcu również oddaliła się ku kończącemu uroczystość odpływowi gości, przy samym wyjściu mijając jeszcze uzbrojonego w aparat dziennikarza Ratatoskra, któremu posłała cierpki, niezobowiązujący uśmiech, zbyt krótki, by mężczyzna zdołał uwiecznić go na nieśmiertelnej fakturze kliszy.
Mirjam z tematu
Sohvi Vänskä
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:35
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Porwani przez spienione jądro kipieli opartych na strzępach informacji domniemań, zapadali się głębiej w ich trzewia, zanurzali się między kłębiące się upiory obaw, zjawy utkane skrupulatnie ze zbieranych miesiącami skrawków przędzy, barwionej ciemną krwią i czernią misterium nawarstwiających się wydarzeń, o których lękano się mówić na głos. Midgard, wraz z nim również oni, zasłaniał horrendum dającą ułudę bezpieczeństwa storą eufemizmów lub oślepłego milczenia, stwarzając sobie iluzję immunitetu przed nabierającym rozpędu zamachem tajemniczej ręki dzierżącej splamiony jeszcze niezaschniętym szkarłatem sierp. Wieczory stawały się coraz bardziej opustoszałe, choć nikt nie chciał przyznać przed innymi, że przed snem trzykrotnie sprawdza zasuwy w drzwiach i szczelność okien, że pod zwyczajnym płaszczem codzienności nosi arsenał naprężonej baczności, pęczniejącej niepewności i roztropnego zabezpieczenia o ostrej, błyszczącej krawędzi. Również teraz, postawiona przez śmiałość Halvorsena nierozsądnie blisko pełnej świadomości sytuacji, przystanęła przed nią pokornie, zdecydowana uszanować, dla spokoju ducha, woal niedopowiedzenia, zaporę ciszy trzymającą barbarię w okowach komfortowego dystansu.
Wśród krętych meandrów myśli nie cofała się jednak przed niczym. Ogary deliberacji puściły się tropem wymownych treści słów, roztrząsając możliwości etykietowane ostrzegającym horribile dictu; czuła, że pomimo zgodnego milczenia, nie dopuszczała się tego sama i w tej niewypowiedzianej solidarności rozpalonych plotkami wyobraźni odnajdywała pokłady jeszcze większej zuchwałości wniosków. Laila tymczasem nie zamierzała zatrzymać się w progu, pytaniem rzuconym z przejęciem kładła palce na klamce drzwi, które pozostali zdecydowani byli pozostawić zamknięte.
– Dosyć o tym – zaoponowała, stanowczo, ale z wyrozumiałą łagodnością, spoglądając na Lailę wymownie, zanim nie powiodła spojrzenia dalej, w głąb przerzedzającej się masy obecnych, rozciągającej swe macki wokół nich chwilami z niewygodną śmiałością, łamiącą granice dyskrecji. Uczuła, że posiada coraz mniej cierpliwości dla tego spędu i tych rozmów, dla atmosfery, jaka nad nimi wszystkimi gęstniała, a której stała się w tej chwili drażniąco świadoma. Przesuwając wejrzenie po wyłaniających się z kiru twarzach, nie mogła przemóc konstatacji, że wichrzyciele narastającego lęku mogli znajdować się tutaj, niezauważeni wśród żałobników, przebierający w zaciszu sumienia w talii możliwych ofiar, noszący ciężar kondolencji na ustach, chowając zarazem bladością warg drapieżne zęby zbrodniczych ambicji, rozzuchwalonych zapewne tym bardziej serią dotychczasowych sukcesów. Poszukiwała, podświadomie, eleganckiej sylwetki męża; zapragnęła wrócić do niego, powstrzymywana jednak niechęcią pozostawiania Laili, tym bardziej sam na sam z Halvorsenem.
– Zdaje się, że ludzie zaczynają się rozchodzić – zauważyła tylko poręcznie, posyłając subtelną sugestię rozmówcom w zmęczonym, choć wciąż uważnym, spojrzeniu.
Wśród krętych meandrów myśli nie cofała się jednak przed niczym. Ogary deliberacji puściły się tropem wymownych treści słów, roztrząsając możliwości etykietowane ostrzegającym horribile dictu; czuła, że pomimo zgodnego milczenia, nie dopuszczała się tego sama i w tej niewypowiedzianej solidarności rozpalonych plotkami wyobraźni odnajdywała pokłady jeszcze większej zuchwałości wniosków. Laila tymczasem nie zamierzała zatrzymać się w progu, pytaniem rzuconym z przejęciem kładła palce na klamce drzwi, które pozostali zdecydowani byli pozostawić zamknięte.
– Dosyć o tym – zaoponowała, stanowczo, ale z wyrozumiałą łagodnością, spoglądając na Lailę wymownie, zanim nie powiodła spojrzenia dalej, w głąb przerzedzającej się masy obecnych, rozciągającej swe macki wokół nich chwilami z niewygodną śmiałością, łamiącą granice dyskrecji. Uczuła, że posiada coraz mniej cierpliwości dla tego spędu i tych rozmów, dla atmosfery, jaka nad nimi wszystkimi gęstniała, a której stała się w tej chwili drażniąco świadoma. Przesuwając wejrzenie po wyłaniających się z kiru twarzach, nie mogła przemóc konstatacji, że wichrzyciele narastającego lęku mogli znajdować się tutaj, niezauważeni wśród żałobników, przebierający w zaciszu sumienia w talii możliwych ofiar, noszący ciężar kondolencji na ustach, chowając zarazem bladością warg drapieżne zęby zbrodniczych ambicji, rozzuchwalonych zapewne tym bardziej serią dotychczasowych sukcesów. Poszukiwała, podświadomie, eleganckiej sylwetki męża; zapragnęła wrócić do niego, powstrzymywana jednak niechęcią pozostawiania Laili, tym bardziej sam na sam z Halvorsenem.
– Zdaje się, że ludzie zaczynają się rozchodzić – zauważyła tylko poręcznie, posyłając subtelną sugestię rozmówcom w zmęczonym, choć wciąż uważnym, spojrzeniu.
Einar Halvorsen
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:35
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Myśl, kolejna, czmychnęła - zwątpienie nieubłaganie zaczęło przejmować władzę.
Czy wszystko jest ostatecznie skończone?
Czy klamka losu zapadła?
Czy nigdy, przenigdy już nie odzyska Westberg, nie zazna ciepła sympatii, nie wydobędzie z jej obsypanej piegami twarzy uśmiechu; czy zniszczył relację z Sohvi, w którą wstąpiły nieprzewidziane chrzęsty i dysonanse, niby nieznaczne, lecz zgrzytające jak piasek między zębami. Czy był sens dalej błądzić. Czy musiał błądzić? (Tak, musiał. Tak. Nie miał innego wyjścia. Tak. Był sukinsynem; wrzodem, wypalonym na społeczeństwie, ziejącym na wylot kłamstwem. Tak. Nie powinien - słowo powtarza się jak haniebna modlitwa, odkąd zaczerpnął z rozpaczą swój pierwszy wdech i rozciągnął płuca).
- Maluję - drgnięcie kącików ust. - Nie mnie określać jak - dodał. Skromność jest fałszem, okrutną i brzydką wadą, jednak w twórczości - przynajmniej w jego odczuciu - liczyła się przede wszystkim szczerość. Nie piękno, otaczające go szczodrze, o które nigdy nie prosił, a które otrzymał razem z odległą od człowieczeństwa częścią. Szczerość ze samym sobą, sztuka płynąca z głębin abstrakcji duszy, nieoczywista, wydostająca się samoistnie w kolejnych ruchach nadgarstka, w kolejnych muśnięciach pędzla, jakie wydają szmer po zetknięciu się z lnianą membraną płótna.
- Pójdziemy zatem ich śladem - oczywista sugestia, stawała się niejako zbawieniem; wybawieniem; chwilowym, nietrwałym, podobnie jak prędki rozpad w powietrzu słów. Myśli na temat Westberg były niczym natręctwo, wirując wciąż w jego głowie, tańcząc pod dachem czaszki. Kiedy wreszcie ją spotka? Powiedział, że wciąż ją kocha. Kochać - jak łatwo wyrzucić z siebie tę pustą skorupę słów. Mówił jej prawdę i równocześnie kłamał. Przewrotność, mętlik stawały się alegorią całej jego osoby utrzymanej w pozornej, stonowanej otoczce konwenansów. Powinien dziękować Sohvi oraz dziękować wszystkim, obecnym w ogrodach ludziom. Zatrzymał się - wycofywał.
- Dziękuję za rozmowę - bogowie, bogowie, nie wierzył, że mówi to rzeczywiście, że to naprawdę jest on. Szczyt kurtuazji i szczyt nabrzmiałego fałszu, który to z trudem nie ryknął jak niewłaściwy akord. Spokojny rytm kroków odmierzał drogę dzielącą od wystąpienia z ogrodów. Oddali się. Przekroczy z ulgą próg domu; spróbuje wreszcie zapomnieć. (Zawiedzie, jak zawsze - klęska jest jego dziełem, opus vitae - nie zdoła stworzyć niczego, co byłoby okazalsze od jej gorzkiego posmaku i potłuczonej dumy).
Einar z tematu
Czy wszystko jest ostatecznie skończone?
Czy klamka losu zapadła?
Czy nigdy, przenigdy już nie odzyska Westberg, nie zazna ciepła sympatii, nie wydobędzie z jej obsypanej piegami twarzy uśmiechu; czy zniszczył relację z Sohvi, w którą wstąpiły nieprzewidziane chrzęsty i dysonanse, niby nieznaczne, lecz zgrzytające jak piasek między zębami. Czy był sens dalej błądzić. Czy musiał błądzić? (Tak, musiał. Tak. Nie miał innego wyjścia. Tak. Był sukinsynem; wrzodem, wypalonym na społeczeństwie, ziejącym na wylot kłamstwem. Tak. Nie powinien - słowo powtarza się jak haniebna modlitwa, odkąd zaczerpnął z rozpaczą swój pierwszy wdech i rozciągnął płuca).
- Maluję - drgnięcie kącików ust. - Nie mnie określać jak - dodał. Skromność jest fałszem, okrutną i brzydką wadą, jednak w twórczości - przynajmniej w jego odczuciu - liczyła się przede wszystkim szczerość. Nie piękno, otaczające go szczodrze, o które nigdy nie prosił, a które otrzymał razem z odległą od człowieczeństwa częścią. Szczerość ze samym sobą, sztuka płynąca z głębin abstrakcji duszy, nieoczywista, wydostająca się samoistnie w kolejnych ruchach nadgarstka, w kolejnych muśnięciach pędzla, jakie wydają szmer po zetknięciu się z lnianą membraną płótna.
- Pójdziemy zatem ich śladem - oczywista sugestia, stawała się niejako zbawieniem; wybawieniem; chwilowym, nietrwałym, podobnie jak prędki rozpad w powietrzu słów. Myśli na temat Westberg były niczym natręctwo, wirując wciąż w jego głowie, tańcząc pod dachem czaszki. Kiedy wreszcie ją spotka? Powiedział, że wciąż ją kocha. Kochać - jak łatwo wyrzucić z siebie tę pustą skorupę słów. Mówił jej prawdę i równocześnie kłamał. Przewrotność, mętlik stawały się alegorią całej jego osoby utrzymanej w pozornej, stonowanej otoczce konwenansów. Powinien dziękować Sohvi oraz dziękować wszystkim, obecnym w ogrodach ludziom. Zatrzymał się - wycofywał.
- Dziękuję za rozmowę - bogowie, bogowie, nie wierzył, że mówi to rzeczywiście, że to naprawdę jest on. Szczyt kurtuazji i szczyt nabrzmiałego fałszu, który to z trudem nie ryknął jak niewłaściwy akord. Spokojny rytm kroków odmierzał drogę dzielącą od wystąpienia z ogrodów. Oddali się. Przekroczy z ulgą próg domu; spróbuje wreszcie zapomnieć. (Zawiedzie, jak zawsze - klęska jest jego dziełem, opus vitae - nie zdoła stworzyć niczego, co byłoby okazalsze od jej gorzkiego posmaku i potłuczonej dumy).
Einar z tematu
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Prorok
Re: 16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda Wto 28 Lis - 14:36
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Nieoczekiwane, gwałtowne szarpnięcie wynikające z zaciskającego się na ramieniu żelaznego uścisku Terje wystarczyło, by przedzierający się przez tłum mężczyzna prawie się przewrócił mimo swojej od razu rzucającej się w oczy, ogromnej postury. Rzucił pod nosem serię obelżywych uwag skierowanych pod adresem Wysłannika, w ogóle nie zwracając uwagi na towarzystwo, jakie znajdowało się aktualnie wokół niego. Targały nim ogromne emocje, co stosunkowo łatwo było Tordenskioldowi wywnioskować po gonitwie nieskładnych myśli zaprzątających głowę uciekiniera, pośród których przebijały się obrazy kłótni trójki galdrów i wizerunek Fenrira zdobiący drewniane drzwi.
- Zajmij się swoimi sprawami – warknął, wyszarpując się z uścisku Terje i bez słowa przeprosin ruszył dalej, jednak starając się już lawirować z większą ostrożnością między żałobnikami.
W dalszej części ogrodów Kalervo Haapalainen uniósł w zdumieniu brwi, słysząc słowa przybyłego mężczyzny. Z lekkim zażenowaniem schował wyciągniętą dłoń, dostrzegając ze strony swojego rozmówcy wyraźny brak zainteresowania bliższymi zażyłościami, co tym bardziej wzbudziło jego zaskoczenie i rozpaliło ogarek złości. Utrzymanie dobrego fasonu oraz specyfika przyjęcia, na jakim się znajdowali, wymusiła jednak utrzymanie nerwów na wodzy.
- Może faktycznie powinien pan poszukać tej tajemniczej, drugiej grupy studentów, skoro czyjkolwiek projekt badawczy próbuje pan wartościować i stawiać wyżej w sobie tylko określonej hierarchii – odrzekł zmienionym głosem, w którym nietrudno było doszukać się wyraźnie chłodniejszego tonu. Haapalainen nie należał bowiem do osób, które z pokorą przyjmują baty od obcych osób i pozwalają im lekceważyć pracę swoją oraz swoich znajomych. – Żeby sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, była klarowna, dobrze byłoby, gdyby przedstawił nam pan, czego właściwie oczekuje po rozmowie z nami. – Młodzieniec przerwał na chwilę, zerkając na zbliżającego się kolegę i kolejną nieznajomą osobę. – Skoro udało nam się wspólnie ustalić, że to nie my pracowaliśmy wspólnie z Nørgaardem nad jego projektem, ale on z nami nad naszym.
- Teraz to ty jesteś nieuprzejmy, Kalo – skarcił kolegę chłopak, do którego zwrócił się Ari. Blond, niemal białe włosy okalały jego twarz jak aureola, jednak coś w spojrzeniu podpowiadało, że daleko mu do uosobienia anioła. – Analizuję wpływ rozwoju zaklęć na degradację znaczenia fuþarku w społeczności galdryjskiej – wyjaśnił z dumą temat swojej pracy, nie bacząc na kwaśne miny kolegów. Starający się wyciągnąć więcej informacji z umysłów studentów Ari wciąż nie znajdował się na dobrej drodze ku poznaniu głębszego sensu toczących młodych mężczyzn myśli. Nieskładne urywki wspomnień związanych z profesorem przeplatały się z fragmentami studenckich spotkań na pierwszy rzut oka niewiele mających wspólnego z Nørgaardem. Wyraźne ożywienie podczas omawiania zapomnianych klątw; przesiadywanie do późna w instytucie; aksamitna ciemność leśnych ostępów; rozedrgane dłonie profesora podczas spokojnej rozmowy.
Na enigmatyczne wyjaśnienie Bergdahla studenci pokiwali z uznaniem głowami. Zdawało się, że jeden z rozmówców Ariego chciał podchwycić temat, jednak w tym samym czasie do grupy dołączyła Valkyria ze swoim niechcianym adoratorem, zupełnie zmieniając przebieg rozmowy – ku jednoczesnej uldze i niezadowoleniu reszty.
- Espen? – zaśmiał się rudowłosy młodzieniec, zgarniając z przyniesionej przez kolegę tacy kieliszek wina. – Oczywiście. Zrobi wszystko, żeby tylko unikać poważnych rozmów i spędzać czas w towarzystwie pięknych dam.
- Żeby nie wplątać pani w nieobyczajny skandal, nie będę o swoich planach rozmawiał przy tych plotkarzach – odrzekł, posyłając Valkyrii perskie oko.
Wokół nich ludzie zaczęli powoli kierować się w stronę wejścia do Domu Jarlów. Stypa dobiegała końca, co najszybciej dostrzegały osoby znajdujące się w centrum ogrodów. Rodzina Nørgaarda przez wzgląd na niefortunny incydent z udziałem najstarszej jego wnuczki zmuszona została do szybszego zakończenia uroczystości popogrzebowych, dziękując wszystkim zebranym za udział w ceremonii i za pamięć o profesorze. Wśród słów pożegnań, jakie padły z ust Kasandry, nie zabrakło zapewnień o kultywowaniu dziedzictwa, jakie pozostawił po sobie Lauge. Jednak dopiero czas zweryfikuje, ile z wypowiedzianych tego dnia obietnic zostanie ostatecznie spełnionych.
wszyscy z tematu
- Zajmij się swoimi sprawami – warknął, wyszarpując się z uścisku Terje i bez słowa przeprosin ruszył dalej, jednak starając się już lawirować z większą ostrożnością między żałobnikami.
W dalszej części ogrodów Kalervo Haapalainen uniósł w zdumieniu brwi, słysząc słowa przybyłego mężczyzny. Z lekkim zażenowaniem schował wyciągniętą dłoń, dostrzegając ze strony swojego rozmówcy wyraźny brak zainteresowania bliższymi zażyłościami, co tym bardziej wzbudziło jego zaskoczenie i rozpaliło ogarek złości. Utrzymanie dobrego fasonu oraz specyfika przyjęcia, na jakim się znajdowali, wymusiła jednak utrzymanie nerwów na wodzy.
- Może faktycznie powinien pan poszukać tej tajemniczej, drugiej grupy studentów, skoro czyjkolwiek projekt badawczy próbuje pan wartościować i stawiać wyżej w sobie tylko określonej hierarchii – odrzekł zmienionym głosem, w którym nietrudno było doszukać się wyraźnie chłodniejszego tonu. Haapalainen nie należał bowiem do osób, które z pokorą przyjmują baty od obcych osób i pozwalają im lekceważyć pracę swoją oraz swoich znajomych. – Żeby sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, była klarowna, dobrze byłoby, gdyby przedstawił nam pan, czego właściwie oczekuje po rozmowie z nami. – Młodzieniec przerwał na chwilę, zerkając na zbliżającego się kolegę i kolejną nieznajomą osobę. – Skoro udało nam się wspólnie ustalić, że to nie my pracowaliśmy wspólnie z Nørgaardem nad jego projektem, ale on z nami nad naszym.
- Teraz to ty jesteś nieuprzejmy, Kalo – skarcił kolegę chłopak, do którego zwrócił się Ari. Blond, niemal białe włosy okalały jego twarz jak aureola, jednak coś w spojrzeniu podpowiadało, że daleko mu do uosobienia anioła. – Analizuję wpływ rozwoju zaklęć na degradację znaczenia fuþarku w społeczności galdryjskiej – wyjaśnił z dumą temat swojej pracy, nie bacząc na kwaśne miny kolegów. Starający się wyciągnąć więcej informacji z umysłów studentów Ari wciąż nie znajdował się na dobrej drodze ku poznaniu głębszego sensu toczących młodych mężczyzn myśli. Nieskładne urywki wspomnień związanych z profesorem przeplatały się z fragmentami studenckich spotkań na pierwszy rzut oka niewiele mających wspólnego z Nørgaardem. Wyraźne ożywienie podczas omawiania zapomnianych klątw; przesiadywanie do późna w instytucie; aksamitna ciemność leśnych ostępów; rozedrgane dłonie profesora podczas spokojnej rozmowy.
Na enigmatyczne wyjaśnienie Bergdahla studenci pokiwali z uznaniem głowami. Zdawało się, że jeden z rozmówców Ariego chciał podchwycić temat, jednak w tym samym czasie do grupy dołączyła Valkyria ze swoim niechcianym adoratorem, zupełnie zmieniając przebieg rozmowy – ku jednoczesnej uldze i niezadowoleniu reszty.
- Espen? – zaśmiał się rudowłosy młodzieniec, zgarniając z przyniesionej przez kolegę tacy kieliszek wina. – Oczywiście. Zrobi wszystko, żeby tylko unikać poważnych rozmów i spędzać czas w towarzystwie pięknych dam.
- Żeby nie wplątać pani w nieobyczajny skandal, nie będę o swoich planach rozmawiał przy tych plotkarzach – odrzekł, posyłając Valkyrii perskie oko.
Wokół nich ludzie zaczęli powoli kierować się w stronę wejścia do Domu Jarlów. Stypa dobiegała końca, co najszybciej dostrzegały osoby znajdujące się w centrum ogrodów. Rodzina Nørgaarda przez wzgląd na niefortunny incydent z udziałem najstarszej jego wnuczki zmuszona została do szybszego zakończenia uroczystości popogrzebowych, dziękując wszystkim zebranym za udział w ceremonii i za pamięć o profesorze. Wśród słów pożegnań, jakie padły z ust Kasandry, nie zabrakło zapewnień o kultywowaniu dziedzictwa, jakie pozostawił po sobie Lauge. Jednak dopiero czas zweryfikuje, ile z wypowiedzianych tego dnia obietnic zostanie ostatecznie spełnionych.
wszyscy z tematu
Strona 2 z 2 • 1, 2