Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    16.09.2000 – Ogrody, Dom Jarlów – Pogrzeb L. Nørgaarda

    +2
    Prorok
    Mistrz Gry
    6 posters
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    16.09.2000

    Uroczystości pogrzebowe w grobowcu Helligsted nie trwały długo, choć niektórzy, ze względu na specyfikę miejsca, mogli odnieść wrażenie, jakby czas zwolnił bieg, rozciągając się na paśmie teraźniejszości do niemal niemożliwych granic, minuty podstępnie przekształcając w godziny. Jednak po opuszczeniu zboczy gór Bardal, po ponownym zatopieniu się w arteriach midgardzkich uliczek, żałobnicy znów ujrzeć mogli nad sobą zawieszony parasol ciężkich, stalowoszarych chmur, leniwie, z mozołem przepędzanych po skandynawskim firmamencie jesiennym wiatrem. W powietrzu czuć było nadchodzącą zimę – i chociaż pośród zabudowy miasta temperatura była nieco wyższa niż w górach, niż w samym grobowcu, chłodne, gwałtowne porywy wiatru raz po raz przemykające między ogrodowymi formacjami potrafiły wywołać gęsią skórkę.
    Nørgaardowie nie szczędzili na jak najlepszym przygotowaniu popogrzebowego poczęstunku dla żałobników. Świadomi koneksji zmarłego profesora, nie zamierzali w trakcie stypy zamykać się wyłącznie na grono najbliższej rodziny i członków pozostałych klanów, dając możliwość wpatrzonym w swojego wykładowcę studentom na wymianę z pozostałymi gośćmi anegdotek dotyczących Lauge; każdemu galdrowi pracującemu nad zawiłościami runicznego języka dając jasny sygnał, że ich obecność w tym miejscu, wśród rodziny Nørgaardów, będzie dla bliskich zmarłego niezwykle ważna; uświadamiając wszystkich, którzy obecni byli podczas pogrzebu, że Kasandra nie rzucała słów na wiatr, wspominając o możliwości przeżywania tej tragedii w pełnym spektrum emocji, wiążącym się przede wszystkim z obecnością tych wszystkich jednostek ludzkich, które połączone były w jakikolwiek sposób z Lauge Nørgaardem. Nie przewidzieli prawdopodobnie jedynie tego, że otwarte bramy Domu Jarlów staną się doskonałym  pretekstem dla tych samych osób, które już w Helligsted odznaczyły się niebywałym brakiem szacunku i nie szczędziły na niewybrednych uwagach pod adresem pogrążonej w żałobie rodziny, jak i samego zmarłego. Dla niektórych bowiem dopiero teraz na dobre rozpoczął się czas swobodnych plotek i oskarżeń kierowanych ku wyroczniom nie potrafiącym przewidzieć tak istotnego dla ich własnego życia zdarzenia.
    Oficerowie wydziału prewencyjnego krążący pośród kilkudziesięciu stołów rozstawionych w ogrodach na wzór godła klanu Nørgaard oraz zbierającego się ponownie po pogrzebie tłumu, zostali wsparci dodatkowymi siłami, by zapobiec eskalacji nie tylko negatywnych pogłosek, ale również haniebnego zachowania, podobnego incydentowi ze złodziejem – szybka analiza sytuacji pod grobowcem bezwzględnie wskazała bowiem, że nierozważny młodzieniec pochwycony przez Kruczych z dużą dozą prawdopodobieństwa nie działał w pojedynkę i do kolejnej grabieży dojść może już na większym terenie, gdzie sposobność do niezauważonej kradzieży wzrośnie wprost proporcjonalnie.

    Żałobnicy dopiero zaczynają się zbierać, Kasandra Nørgaard przybędzie na końcu tej kolejki. To dobry czas na zebranie myśli po pogrzebie oraz na wymianę spostrzeżeń dotyczących zajścia w grobowcu lub zasłyszanych informacji. W obecnej turze można rzucać k100 na spostrzegawczość. Próg wynosi wstępnie 55.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Terje Tordenskiold

    Kieliszek po prostu pojawił się w dłoni.
    Subtelnym uśmiechem posłanym w próżnię oraz wyuczonym skinieniem głowy podziękował (głównie samemu sobie za odnalezienie stolika cudowności) za ten przepiękny dar, jakim był i jest alkohol — poniekąd niezbywalny, nieodłączny element wiedzionej codzienności; chłodny posmak wina wkradł się niepostrzeżenie między wargi przy nieskromnym łyku, bo wychylającym szkło do końca, nim Kruczy oficer został osaczony ludźmi. Nawet nie potrafił odpowiedzieć, czy zabieg ten służył poniesieniu progu swoistego znieczulenia pogrzebową aurą, czy może zamierzał tak zachęcić samego siebie do złożenia słusznych kondolencji rodzinie zmarłego, tym narzeczonej, o której świat dookoła jeszcze nie zdążył usłyszeć; nikt poza bliskimi nie był świadomy, iż pod smętną płachtą smutku oraz tęsknotą za zmarłym, delikatnie płonęła iskra nadchodzących zdarzeń, o których jarl Tordenskiold, jego enigmatyczny dziadek, zamierzał w swoim czasie powiedzieć. Zapewne na corocznej aukcji.
    Pozornie Terje przypominał jedynie zgrabny element otoczenia, w rzeczywistości stawiane spokojnie kroki służyły prostemu zadaniu, jakim pozostała obserwacja każdego, kto mógłby naruszyć podniosłą aurę. Niejeden powiedziałby, że wystarczy zamieszania na ten dzień; cofnął się wspomnieniem do niedawnej chwili, w której oficerowie odprowadzili niedoszłego złodzieja w bardziej ustronne miejsce, jakim była siedziba Kruczej Straży. I naturalnie, że nie podążył za nimi — nie miało to żadnego związku z domniemaną wyniosłością, której w rzeczywistości nie miał; powód był bardziej prozaiczny, mówiąc wprost.
    Zarazem bliski, co odległy.
    Dostrzegł kobiecą sylwetkę.
    Dosięgnął jej wzrokiem.
    Głębokim.
    Impulsywnym.
    Zachłannym.
    Znaczącym wyraźny kontur intensywnym antracytem przeplatanym chłodem błękitu, jakiego mógłby użyczyć zachmurzonemu firmamentowi. Wzrok tylko na ułamek sekund poszybował ku górze, wzbudzając w mężczyźnie bezgłośną wątpliwość, czy to bogowie przywdziewający szarawe odzienia własnej żałoby, czy koślawe zrządzenie losu, którego nie zamierzał roztrząsać.
    Odcięta jakby od otoczenia własną niezależnością, którą emanował każdy jej krok. Tordenskiold przyłapał się wielokrotnie przez ostatni miesiąc na powracaniu do niej myślami, cofał się do ojcowskich słów, przyjmując bez jakiegokolwiek sprzeciwu wiadomość o drugim już narzeczeństwie. Do trzech razy sztuka? zażartował w myślach, obserwując jak siostra otacza ją swoją osobą i niewielki uśmiech wykwitł na jego twarzy.
    Wreszcie kroki podążyły za zamiarami, a Terje pokonał dystans dzielący od kobiet. Pozdrowił eleganckim skinieniem, przywdziewając jeden z tych beznamiętnych, bardziej oficjalnych uśmiechów, by nie przykuwać szczególnej uwagi.
    — Przyjmijcie szczere kondolencje. Ode mnie oraz całej rodziny — powiedział spokojnie. Głębia głosu ani drgnęła, zachowując charakterystycznie gardłowe, lekko ochrypłe brzmienie, jakim zazwyczaj raczył ludzi. — Gdybyście czegokolwiek potrzebowały, jarl Tordenskiold zawsze udzieli wam pomocy przez wzgląd na wieloletnią przyjaźń między naszymi klanami — I przez wzgląd na nas, Runo, zdawało się dopowiedzieć przydługie spojrzenie, jakie posłał młodszej z sióstr.
    Ukrył widmo uśmiechu pod taflą beznamiętności, widząc, wyraźnie zakrapiany alkoholem, dwojaki nastrój Mimosy. Najwyraźniej nie był jedynym, który na początku odwiedził przykuwający uwagę stolik.
    — Może zechciałybyście się czegoś napić? — Dla zapicia zabicia smutku, bo jak na dżentelmena przystało, Terje gotów był zapełnić ich puste dłonie słusznym, zważywszy na okoliczności, ciężarem szkła.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 53
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Gdyby tylko Björn mógł podjąć samodzielnie decyzję i zignorować dobro rodziny, nie pojawiłby się na dalszej części uroczystości poświęconej Nørgaardowi. Z jednej strony uważał, że nie było to najlepszym rozwiązaniem, po jego nieoczekiwanym powrocie do Midgardu wygłodniałe magiczne media czyhały na niego na każdym kroku, a z drugiej — nie miał innego wyboru, nie tym razem, skoro i tak jego obecność lub nieobecność prawdopodobnie zostałyby prędko odnotowane na łamach gazet. Dziennikarze Ratatoskra byli niczym spuszczone ze smyczy psy z wyszczerzonymi, lśniącymi kłami, o czym Björn wielokrotnie przekonał się o tym na własnej skórze, choć w ostatnich latach nie wzbudzał zbyt wielu podejrzeń ani kontrowersji, chorobliwie dbając o swoją nieposzlakowaną reputację. Zupełnie przypadkiem zwrócił dopiero na siebie wzrok całego świata, gdy z dnia na dzień postanowił wyjechać pod pretekstem ekspedycji i badań naukowych, przepadając jak kamień w wodę na ponad rok.
    Nowe życie na obcym, nieznanym mu kontynencie pochłonęło go na tyle, że nie chciał wracać do tego, co było mu znane, do Midgardu, co ostatecznie zaowocowało przedłużeniem początkowo niewinnej podróży o kilka miesięcy. Ta rzekomo lekkomyślnie podjęta decyzja nie spodobała się jego rodzicom; wpadli w furię, gdy tylko otrzymali jego lakoniczne wyjaśnienia w formie krótkiego listu, ale dzięki temu przynajmniej po raz pierwszy mógł zdjąć swoją maskę, nie musząc dłużej się pilnować i udawać kogoś, kim w rzeczywistości nie był. Nikogo nie obchodził fakt, że był Guildensternem — w przeciwieństwie do niektórych ludzi w magicznej Skandynawii, którzy nie potrafili zapomnieć o jego szlacheckim pochodzeniu. Przypominali mu na każdym kroku o tym, kim był, nawet jeśli Björn paradoksalnie wiedział, że od dawna nie był tą samą osobą.
    Po tym, jak opuścił z pozostałymi żałobnikami grobowiec Helligsted, Björn pojawił się na stypie w Domu Jarlów. W swojej głowie wciąż miał obraz nieplanowanej konfrontacji z Mirjam, która po sobie wyjątkowo nieprzyjemne wrażenie. Nie spodziewał się takiej wymiany słów, nie z Järvelą, z którą nawet nie był zbyt blisko. Jej odważne oskarżenia skierowane pod jego adresem tylko utwierdziły go w przekonaniu, że nie był tu bezpieczny; że musiał uważać na każdy swój ruch. Nie mógł przecież kolejny raz dać się sprowokować czy zdemaskować na oczach wszystkich zgromadzonych tutaj gości.
    Westchnął ledwo słyszalnie pod nosem, w pojedynkę stojąc w pobliżu suto zastawionych stołów, aż nieoczekiwanie ujrzał swoich rodziców w niedalekiej odległości, tuż przy wejściu do Domu Jarlów. Skinął im głową na powitanie, gdyż nie miał szansy porozmawiać z nimi przed pogrzebem i już miał zamiar ruszyć pewnym krokiem w ich kierunku, gdy nagle na jego drodze pojawiła się ona. Znowu. Przeklęta Mirjam Järvelä. Wszystko wskazywało, że nawet teraz nie zamierzała dać mu spokoju.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Björn Guildenstern' has done the following action : kości


    'k100' : 85
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Mirjam Järvelä

    Podobnie co na pogrzebie, tak również na stypie Mirjam pojawiła się, jak mogłoby się zdawać, z jednego tylko powodu – ciekawości. Gęsta melasa stłoczonych w ogrodzie ciał stanowiła hermetyczną mieszankę ludzi o rozmaitych charakterach i tym ciekawszych, bardziej kalejdoskopowych poglądach, których marne skrawki, w postaci ostrożnie wymienianych pomiędzy sobą szeptów, wirowały w przestrzeni, spragnione, by dosięgnąć czyjegoś niepowołanego, uważnie nadstawionego ucha. Przyodziana wciąż w tę samą, ciemną suknię w żałobnym odcieniu czerni, kobieta zeszła po kamiennych schodkach ku głównej części ogrodu, gdzie, wczesną jesienią, roślinność zaczynała nabierać barw, mieniąc się w ciepłych odcieniach brązu, żółci i pomarańczu, zupełnie niewrażliwa na ponurą, melancholijną atmosferę uroczystości, nietaktownie upstrzona kolorami, nadająca wydarzeniu groteskowego wydźwięku tragedii, jednocześnie utwierdzająca jednak również w nieistotności tej śmierci dla świata, który, choć przytłoczony teraz rozpaczliwym chlipaniem żałobników, sunął wciąż tym samym, naturalnym rytmem, spokojny i nieporuszony.
    Mirjam szła wśród ludzi gromadzących się powoli przy głównym stole – migocząca pokusa pełna tajemniczych obietnic i rozkosznych wyobrażeń, nawet teraz, w akompaniamencie wydarzeń nie sprzyjających zupełnie przyziemnym marzeniom i przyjemnościom, zwróciła uwagę kilku osób, które bezwiednie obejrzały się za nią, odrywając się chwilowo od prowadzonej rozmowy. Przez jakiś czas krążyła w ten sposób pomiędzy nimi, czarując swą obecnością, wymieniając kulturalne słowa pozdrowień bądź kondolencji, wykonując skąpe skinienia głową bądź wyciągając smukłą, alabastrową dłoń w grzecznościowym geście powitania, do jej uszu nie docierało jednak nic ciekawego – ledwie urywki zdań strapionych studentów, wspominających między sobą Lauge Nørgaarda przechadzającego się dumnie wzdłuż ciemnych sieni Instytutu, rzewliwe rozmowy starszych kobiet i próżne, nieinteresujące uprzejmości, wymieniane pomiędzy członkami klanów oschle i z odgórnie narzuconego przymusu. Wówczas dopiero, zniechęcona, Mirjam rozejrzała się uważniej, wodząc przenikliwym błękitem spojrzenia po zgromadzonych w Domu Jarlów gościach, by wśród smętnych, poważnych twarzy wyłapać nareszcie – z niemałą satysfakcją – tę, której podświadomie poszukiwała.
    Zniknąłeś z uroczystości pogrzebowej tak szybko, że nie zdążyłam się nawet z tobą pożegnać. – odparła, subtelnie zagradzając drogę Guildensternowi, który, wyraźnie zaskoczony jej nagłą obecnością, zatrzymał się, wyginając usta w niezadowolonym grymasie, w odpowiedzi na który Järvela uśmiechnęła się słodko, widząc, że po raz kolejny pochwyciła go wonton swojego uciążliwego towarzystwa. – Musiałeś być bardzo głodny. – dodała zaraz, głosem lekceważącym i beztroskim, odrywając nareszcie wzrok od bladego lica rozmówcy i w geście, który przez bezstronnego obserwatora mógłby zostać odebrany za wyraz zatroskania, powiodła spojrzeniem ku obficie zastawionym stołom. Dopiero po chwili, zupełnie przypadkowo, jej uwaga zatrzymała się znajomych, dobrze rozpoznawalnych twarzach dwójki dorosłych, do których, jak rychło wywnioskowała, Björn jeszcze przed chwilą zmierzał. Nie ucząc się na błędach, odwróciła się do mężczyzny z przymilnym uśmiechem i niespodziewanie chwyciła go pod ramię, tak, że oboje spoglądali teraz w tym samym kierunku. – Nie przedstawisz mnie rodzicom? – odrzekła przyjemnym, melodyjnym głosem, wyginając drobne, karmazynowe usta w figlarnym wyrazie skrywanego pod woalem teatralnej uprzejmości rozbawienia.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 48
    Śniący
    Sohvi Vänskä
    Sohvi Vänskä
    https://midgard.forumpolish.com/t593-sohvi-vanhanen#1634https://midgard.forumpolish.com/t671-sohvi-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t672-tattahaara#1939https://midgard.forumpolish.com/f78-sohvi-i-nikolai-vanhanen


    Pełne ujmującego autentyzmu i poruszenia pocieszenie, jakim uraczyła ją Laila, pomimo wspaniale schlebiającej słodyczy słów, pokrzepiało ją w istocie w niewielkim stopniu; ze względu jednak na swoją towarzyszkę i niechęć do zaburzania atmosfery własnymi prywatnymi troskami, starała się odsunąć od siebie zmartwienie. Uczepiła się kurczowo myślami tego niewinnego tylko ty, tak obiecującego i dojmująco szczerego – przy tym jednak, jak zdawała sobie sprawę, w jakiś sposób zupełnie dla niej niewystarczającego. Wiedziała wprawdzie, że nie ma nadziei ani praw posiadać miłości i uznania Laili na wyłączność. Był czas, kiedy wmówiła sobie podobną blasfemię, zupełnie oczarowana spolegliwą naturą dziewczęcia i otumaniona własną nieograniczoną chciwością; pamiętała jeszcze spojrzenie zmętniałe od alkoholu i słodkie, ślicznie wykrojone usta układające się pod ciężar nieopanowanego wyznania – pamiętała też, jak jej zupełna pewność co do racji swoich roszczeń roztrzaskała się o wieść, że jej cna podopieczna skalała swoje imię tak niefortunnym romansem. I może nie ugodziłoby jej to tak silnie, gdyby tylko mogła pocieszyć się, że Laila miała wobec niej wystarczająco ufności, by przyznać się przed nią, że w istocie jej miłość nie leży w jej tylko dłoniach; zamiast tego dowiadywała się po fakcie, z wersów listu, układających się w precyzyjny klin brutusowego ostrza.
    Opuszczając grobowiec w ślad za Lailą, która wyprzedziła ją znów o krok, potarła miejsce na dłoni, na której wciąż czuła ciepły ślad pocieszającego dotyku; przywołała się przy tym do porządku. Nie chciała żywić do dziewczyny urazy, a przynajmniej nie dawać jej tego w żaden sposób odczuć – była sobie wprawdzie sama winna, układając własne uczucia i oczekiwania ulegle pod nadchodzące rozczarowanie. Pilnując, by nie zgubić sylwetki dziewczyny w tłumie, złapała uwagę Nikolaia, by upewnić się, że nie będzie miał później powodów wyrzucać jej, że zostawiła go bez żadnego ostrzeżenia. Wymienili się wymownymi spojrzeniami i skinięciem głów; Nikolai uśmiechał się do niej łagodnie i wyrozumiale, jak to miał w swoim nieznośnym zwyczaju.
    Wracając do twojej propozycji – podjęła, doganiając Lailę, by iść obok niej, spoglądając ukradkiem na ciężki całun ciemnych chmur sunących pod sklepieniem Midgardu. – Muszę niestety stanowczo odmówić. Jeśli chciałabyś namalować mój portret, kochanie, obawiam się, że jedyną ofertą, na jaką mogę przystać, to osobiste pozowanie ci do niego. – Opuściła wzrok, by spojrzeć na nią z figlarnym błyskiem w ciemnobrązowych pierścieniach tęczówek.
    Chłodny, jesienny wiatr wyrwał kosmyk kruczych włosów spod uścisku eleganckiego upięcia, łagodząc jej poważną, surową fizjonomię; czuła się jednak tak rozstrojona wewnętrznie – zarówno plotkami, wspomnieniami jak i samymi okolicznościami – że, zwykle pretensjonalnie małostkowa i dbała o podobne szczegóły, nie zwróciła na to większej uwagi. Zanurzając się w trzewiach zadbanych ogrodów, zbliżając się do miejsca stypy, nie omieszkała zwrócić uwagi na obecność oficerów, lawirujących czujnie między napływającymi gośćmi i stołami, rzucających bystre spojrzenia mijanym galdrom.
    Powinnyśmy usiąść obok twojego ojca, jeśli jednak nie masz na to ochoty, wezmę na siebie odpowiedzialność za to uchybienie – zaproponowała, rozglądając się za mecenasem, aby móc w porę zająć miejsce obok niego lub też upewnić się, że wybiorą, wręcz przeciwnie, najdalsze możliwe.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Sohvi Vänskä' has done the following action : kości


    'k100' : 2
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Ari Bergdahl

    Czas wlekł się z uporem w swoistą nieskończoność, rozwlekając nielitościwie pogrzebowe uroczystości. Napawając czymś na wzór palącej od środka z każdym przesunięciem wskazówek na zegarze czasu rosnącej irytacji i nerwowości, która koniec końców minęła dopiero, kiedy opuścił duszny, wypełniony tłumem obcych mu zupełnie osób grobowiec i minął zbocza gór Bardal podążając wraz z Val ku ogrodom Domu Jarlów. Zupełnie nie pojmował dlaczego mimo swej wewnętrznej swoistej społecznej fobii, będącej niejako ochroną przed zbytecznym z innymi kontaktem,  może jedynie kierowanej poczuciem własnej wyjątkowości i wyższości względem nich, ta jedna osoba sprawiała, że mimo wszystko cenił w jakiś sposób jej towarzystwo. Owe absurdalne, śmieszne przywiązanie i swoisty sentymentalizm wtłaczający się milcząco wewnątrz niego, rozsiadający się tam i rozpierający uparcie, wyciągając na światło dzienne resztki ludzkich jakby nie patrzeć, zupełnie nieprzydatnych, irracjonalnych niemal dla niego, strzęp uczuć.  
    Mimo wszystko, sprawiała, że się uśmiechał.
    Przemierza ogrodowe alejki, oddychając głęboko, nabierając głębokie hausty przynoszącego ukojenie powietrza, którym tutaj, w owej otwartej zupełnie przestrzeni nie musi dzielić się z zupełnie nikim. Wolny od wzroku innych, od ich zbytecznie bliskiej obecności, natarczywej i ciążącej. Woli te chłodne, martwe zupełnie spojrzenia kamiennych rzeźb upchanych strategicznie wzdłuż ciągnących się dróg, nieczułych zupełnie i obojętnych na wszystko. Zastanawia się, ile plotek i pomówień zawiśnie owego chmurnego dnia między nimi, ile prawd wyrzucanych półsłówkami zostanie z siebie wyrzuconych i ile tajemnic przemykających z ust do ust dane im będzie usłyszeć. Sam w swoich zamierzeniach stara się odszukać wzrokiem studentów z grobowca, pragnąc wyciągnąć z nich znacznie więcej, niż to, co usłyszał. Odsuwając krzesło Valkyrii rozsiadł się na przeciw, dogłębnie lustrując spojrzeniem okolicę, badając rozłożenie żałobników i roztrząsając w głowie wiążące ich koneksje.
    - Mam w zamierzeniu ich znaleźć. Tych studentów rozprawiających tak żywo o projekcie Nørgaarda, z którym ich zostawił.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 24
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Litania tłumu przesuwała się wyjątkowo niemrawo, wypluta spomiędzy kamiennych ust grobowca - tego dnia wyjątkowo otwartych, przyjmujących okazałą ilość żałobników pozornych i rzeczywistych. Bliskość sylwetek po dłuższej chwili - chwilach, nielitościwych zwłaszcza dla osób dzielących się jego piętnem - wżynała się uporczywie pod skórę. Pogrzeb zaczynał dusić; kapłani wprawiali w lęk, kotłujący się pod sufitem czaszki. Zdzierżone z cierpliwością, chwalebną, godną wręcz męczennika chwile przeniosły go nieuchronnie do domu jarlów. Kolejny, ostatni etap, kolejna próba, której zmuszony był sprostać. Mizerny, potłuczony wizerunek miał szanse nareszcie odżyć, po raz pierwszy od dawna - przynajmniej w szeptaniu złudzeń. Nie wiedział, kogo próbuje zwieść i oszukać, siebie czy innych, otaczających go wieńcem rozmów, których strzępki krążyły jak zabłąkane ptactwo nad głową, trzepocąc przy małżowinach usznych i młócąc swoim, niekiedy kontrowersyjnym przekazem. Siebie czy innych? Los dawno był przesądzony, narastał na podobieństwo łuszczącej się od korozji skorupy, kąsając go skazą błędów.
    Serce wydało kilka silniejszych uderzeń, gdy minął postać Westberga. Szum pulsu uderzył w skronie, będąc przez chwilę melodią znacznie głośniejszą od lepkiej, obrastającej go tkanki gwaru. Szczęście w doznanym nieszczęściu - jak ośmielał się sądzić - dawny mecenas był zbyt pochłonięty rozmową, nie wyłuskując go z okolicznych oblicz. Podążył, z zachowaną dyskrecją - na ile tylko był w stanie; aura zawisła dziś nad nim w charakterze przekleństwa - w głąb zgromadzonych osób. Niektórzy wciąż przechadzali się wokół, zupełnie, jakby niepokój nie zechciał im ofiarować wytchnienia, inni, z kolei zdołali zasiąść przy stole. Lawirował w tej mieszaninie rozmów i twarzy, próbując znaleźć dla siebie bezpieczną przystań.
    Nagle zatrzymał się.
    Podświadomie.
    Spojrzenie przesunęło się po okolicznych sylwetkach - zupełnie, jakby pragnęło odnaleźć szczególny cel, wyostrzone skupieniem większym niż przypadkowa ciekawość. Gromada kilku postaci rozstąpiła się, odsłaniając, niby złowieszcza kurtyna, osobę, którą chciał - oraz której zarazem nie chciał tutaj zobaczyć. Był całkowicie zgubiony, wpatrzony, przez ten nietrwały moment - czując, że ścieżki ich wzroku krzyżują się i ścierają.
    Wiedział, że go dostrzegła - tak samo jak on dostrzegł ją. (Zbyt wiele - stanowczo zbyt wiele uczuć. Utracił, przez krótką chwilę kontrolę; skrywane w podświadomości pragnienie, aby znalazła się obok, przemknęło w sugestii czaru).


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Einar Halvorsen' has done the following action : kości


    'k100' : 56
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Laila Westberg

    Serce drżało od ferworu emocji, gdy przemierzała kolejne ścieżki, które układały się na kształt sylwetek. Widziała je, ale każda twarz zdawała się być niewyraźna, bowiem nie intrygowały rudowłosej na tyle, by angażować się w ów obecność. Ciekawiła ją Sohvi, tak jak i mężczyzna, na którego nie powinna patrzeć w towarzystwie. Jednakże okrutne bezeceństwa błądziły w meandrach myśli Westberg, która podświadomie poszukiwała zapamiętanego we wspomnieniach zarysu sylwetki; idealnie skrojonej linii ramion i twarzy doskonalszej niż te, które z ręki mistrzów wychodziły spod dłuta, jako uwielbienie Bogów ofiarowane w posągach.
    Marne imitacje doskonałości.
    - Och... Bałabym się, że nie podołam takiemu wyzwaniu... - odparła pospiesznie. Wzrok powędrował na twarz Vanhanen, aż wreszcie zastygła w bezruchu. Sądziła, że to akceptowalny żart wypowiadany naprędce, lecz brunetka zdawała się być nader poważna w konstrukcie swych dwojakich propozycji. Mając ją wszak przed sobą, malarka odczuwałaby dysonans twórczy, wszakże chciałaby ukazać swą wierną i lojalną towarzyszkę w sposób wypełniony utopijnością perfekcji.
    Wypuściła powietrze ze świstem na dźwięk sugestii. Ojciec; był nieludzki, gdy podejmował decyzję o zamążpójściu córki, kiedy oddawał ją w dłonie Otto - okrutnika i oprawcy. Pocałunki nie smakowały czułością, tak jak i zbliżenia nie przypominały ekstazy. Żywiła żal, ale i jednocześnie gniew, którego nie zdołała jeszcze mu ofiarować, gdyż od powrotu widziała go raz - nie kryjąc przy tym niechęci.
    - Sądzę, iż liczy się z tym, że dzisiaj nie będę wiernie przy nim stać… Ma swoich przyjaciół, fałszywych lojalistów, którzy ugną karki na każdy wybitny żart i krytykę - bycie ozdobą salonową było iście lukratywną pozycją, lecz Laila Westberg zamierzała stać się ikoną samodzielności.
    Myśli dziewczęcia spiętrzyły się, a wzrok osiadł nagle na einarowskiej twarzy. Świdrowała go, taksując przy tym i oczekując na nieme zaproszenie. Szaleństwo rozprzestrzeniało się tunelami żylnymi, niczym trucizna wtłaczana ostatnimi dniami. Uchyliła swój ciężar, jakby wiedziona urokiem, porzucając egoistycznie obecność Sohvi. Musiała go zobaczyć, wymienić choć parę kurtuazyjnych sentencji, aż wreszcie powrócą do swych żywotów; zapomnieni, pogrzebani, oddaleni na z a w s z e, jak gdyby nic nie miało wartości.
    Zgubne to myśli.
    - Pan tutaj... - powiedziała cicho, obdarzając go uśmiechem i zapominając o całym świecie. Był on, co jej wystarczyło. Wrażliwość córki mecenasa była nieokreślona, przez co wydawała się być bezwzględnie poruszona odżywaniem zamierzchłych czasów, w których zatapiała się nieustępliwie.
    To tylko wymieniona grzeczność. Nic więcej.
    Oszukiwała samą siebie.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 16
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Atmosfera zrobiła się swobodniejsza, o ile w ogóle można mówić o swobodzie w kontekście stypy oraz czynności wiążących się z żegnaniem i wspominaniem zmarłego. Niektórzy jednak już wcale nie kryli się ze swoimi motywacjami, jakie przygnały ich zarówno na pogrzeb, jak i późniejszą konsolację, pozwalając sobie na rozwiązanie języka do tego stopnia, że nawet na tak rozległym terenie, jakim mogły poszczycić się ogrody Domu Jarlów, część żałobników bardziej oddana sprawie, miała większe lub mniejsze szczęście stać się przypadkowymi świadkami prowadzonych już całkiem niedyskretnie rozmów, których głównym tematem był pochowany profesor.
    - Widocznie nie przewidzieli – hehe – też tak dużej ilości gości! – Słowa wybrzmiały na tyle głośno, że zwróciły uwagę niektórych osób.
    Uwadze niektórym, mimo że wciąż myślami krążącej wokół zasłyszanych pogłosek w Helligsted, nie uszła interwencja jednego z oficerów Kruczej Straży. Młody mężczyzna, który najwyraźniej do serca wziął sobie zadanie strzeżenia porządku i obyczajności wszelakiej na popogrzebowym poczęstunku, przepchnął się obok kobiety, by dotrzeć do grupki widzących folgujących sobie w nieprzystający do okazji sposób – trójka mężczyzn w średnim wieku uznała zorganizowaną przez Nørgaardów stypę za doskonałe miejsce do degustacji przekąsek, przebierając w wystawionym na jednym ze stołów jedzeniu tak intensywnie i głośno, że ogromnym uchybieniem i nietaktem byłoby niezwrócenie im uwagi.
    Nieuniknione tymczasem stało się spotkanie z Kasandrą Nørgaard, która na krótki moment dołączyła do wnuczek. Bez wątpienia w przypływie rozrzewnienia i roztrzęsienia sytuacją, bez słowa przytuliła do siebie obie kobiety tuż przed tym, jak podszedł do nich Terje Tordenskiold.
    - Dziękuję ci, Terje, za te słowa, znaczą dla nas naprawdę wiele, zwłaszcza w tym trudnym czasie – odpowiedziała kobieta, ukradkiem opuszkiem kciuka głaszcząc swoją wnuczkę po policzku. Ciążący jej na sercu lęk, że spędza z członkami własnej rodziny mniej czasu niż powinna – tak jak mniej czasu w trakcie ostatnich tygodni spędzała z Lauge – sprawiał, że w egoistycznym porywie zapragnęła wyprosić wszystkich zbierających się w ogrodach, byleby móc w skupieniu, w prywatności pokrzepić duszę i serce po stracie. – Po uroczystości będę chciała z wami porozmawiać, dziewczęta. Tymczasem zostawię was samych – dodała, w wymowny sposób spoglądając na Wysłannika Forsetiego. – Ufam, że dopilnujesz, by nie zrobiły żadnego głupstwa? – zapytała retorycznie na odchodne, kierując się w stronę członków klanu Hallström, którzy stanęli nieopodal, czekając na swoją kolej, by złożyć kondolencje jarlowi Nørgaardów.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Terje Tordenskiold

    Były jednocześnie tak podobne, co różne — wszystko uwidocznione ułamkiem sekundy, w którym jego kąciki ust drgnęły nieznacznie ku górze, obserwując siostry Nørgaard naprzeciw siebie, dumne oraz smutne, nieprzeniknione jak morska tafla na ułamki sekund przed uderzeniem sztormu; uśmiech nie zniknął również wtedy, kiedy żywe oko napotkało sylwetkę Kasandry, słuchał każdego słowa wypowiedzianego przez kobietę, by wreszcie nieznacznie przekrzywić głowę.
    — Naturalnie, że dopilnuję — odparł swobodnie w odpowiedzi.
    Uprzejmość wyzierająca ze spojrzenia Terje była namacalna. Skłonił się nieco niżej, obserwując jak jarl odchodzi, otoczona aurą niedopowiedzenia, spowita gęstą mgłą złamanego serca, ponieważ śmierć wydzierająca kogoś bliskiego jest więcej niż bolesna, ona dosłownie wyrywała stałą cząstkę człowieka, niestety przerwał dalsze rozmyślania, kiedy sięgnęło go pytanie.
    — To nie będzie konieczne, Mimo — skierował się do vőlvy. Zawiesił na niej przydługie spojrzenie, usiłując zrozumieć targające kobietą sprzeczne odczucia, więcej niż pewne, wywołane jego nagłym pojawieniem się. Pewnych rzeczy ani nie pojmował, ani nawet nie próbował. Chociaż, co naturalne, starał się panować nad wszystkim. Człowiek kontrolujący sytuację spod przymrużonych powiek skrywających antracytowo-błękitne tęczówki sunące przez zgromadzone twarze, stłoczone ciała, krążące w eterze półszepty, gdzie jeden zdołał dolecieć i jego uszu; Tordenskiold wytężył słuch, wychwytując zniesmaczenie pobrzmiewające, jakby wyrzuconymi pomiędzy oddechami, skrawkami rozmowy.

    ...jak gdyby nigdy nic ...zaplanowane ...nie ...zbieg okoliczności ...mieli różne poglądy …żona ...nie mógł narażać się ...dobro klanu ...krew na rękach ...udają.

    Zmarszczył brwi.
    Wszystko nałożyło się na siebie wraz ze słowami wymienionymi pomiędzy Mimosą a Runą, zaskakujący chłód bijący od starszej z nich, którą przecież znał, zaskoczył, jednak starszy oficer, wiedziony własnym doświadczeniem, nie pozwolił ani jednej emocji czy uczuciu zdumienia wykwitnąć na twarzy, nie chcąc zdradzić samego siebie.
    Obdarzył narzeczoną subtelnym, porozumiewawczym spojrzeniem, oddalając się w poszukiwaniu kieliszków oraz alkoholu, jakim mógłby uraczyć siostry Nørgaard, pozwalając im na krótką, ledwo kilkusekundową chwilę dla siebie, zanim powrócił wraz ze szkłem wypełnionymi do połowy białym winem, którego posmakował zaraz na początku stypy.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 81
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Mirjam Järvelä, podobnie jak na uroczystym pogrzebie Lauge Nørgaarda, pojawiła się w jego okolicy zupełnie znienacka. Tak samo było w przypadku obcego mu mężczyzny, który niespodziewanie potrącił go z niemałą siłą, nie potrafiąc wyartykułować nawet krótkiego przepraszam. Björn pognał za nim wzrokiem i już miał się wyrwać gwałtownie w jego kierunku, momentalnie upatrując w nim swego rodzaju zbawienia przed niepożądanym towarzystwem Järveli, gdy ta z zaskoczenia chwyciła go pod rękę. Guildenstern wyswobodził się spod jej uścisku niemal od razu; nie miała w sobie tyle siły, by go przed tym powstrzymać, nie wspominając o tym, że nie chciał być przyłapany z Mirjam przez wścibskich reporterów Ratatoskra. Zerknął kątem oka w stronę swoich rodziców, którzy w dalszym ciągu stali przy samym wejściu do Domu Jarlów, od dłuższego czasu rozmawiając z dalekimi krewnymi Nørgaardów, po czym śmiało obdarzył wyjątkowo chłodnym, przepełnionym wyższością spojrzeniem stojącą obok Järvelę. Mógł się przecież spodziewać, że nie da mu dziś wymarzonego spokoju; że ich potyczka słowna w rzeczywistości wcale nie dobiegła końca. Uśmiechnął się cierpko, z ledwo słyszalnym westchnięciem pod nosem zwracając się ku suto zastawionym stołom. Po wstępnym rekonesansie chwycił za jedną z przystawek i lampkę białego wina. Przynajmniej tyle mu się należało z dzisiejszego dnia, skoro już był skazany na jej kompanię.
    Nic powinnaś być zdziwiona, że znużyło mnie twoje towarzystwo i bezpodstawne oskarżenia wysuwane pod moim adresem – odpowiedział szczerze Guildenstern, kulturalnie upijając symboliczny łyk alkoholu. Nie był w nastroju na kolejne przepychanki, mimo że to ostatecznie nie śmierć Lauge Nørgaarda wprawiła go w melancholijny nastrój. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że nieoczekiwanie wzbudził niezdrowe zainteresowanie kilku rozmawiających ze sobą urzędników, którzy zaczęli zbyt nieuważnie wymieniać iście konspiracyjne zdania. Początkowo Björn nic z nich nie rozumiał; na co dzień raczej nie miał w zwyczaju wsłuchiwać się w plotki, lecz tym razem zwrócił na nie uwagę, gdy jak grom z jasnego nieba dotarło do niego, że dotyczyły one nie tylko Przymierza Pierwszych, lecz i samego Nørgaarda. Minął moment, nim odpowiedział z opóźnieniem na jej słowa, odwracając się tym samym do Mirjam. – Rozumiem, że chciałabyś wkupić się w łaski mojego klanu, ale muszę cię rozczarować: tak się nie stanie. – W tym przypadku Guildenstern nie miał najmniejszych wątpliwości, że jego rodzina znajdowała się nie tylko w lepszej sytuacji finansowej, ale i roztaczała znacznie więcej wpływów od Järvelów. Nie zwykł ich wykorzystywać, lecz z każdym kolejnym, w impertynencki sposób wypowiadanym słowem miał coraz większą ochotę utrzeć Mirjam nosa. – Nie złożysz Nørgaardom kondolencji? – Całe szczęście, że Björn miał to już za sobą.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Björn Guildenstern' has done the following action : kości


    'k100' : 78
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Mirjam Järvelä

    Spotkania towarzyskie napawały ją zazwyczaj całkiem zrozumiałym, choć nieco dziecinnym znużeniem, które wynikało nie tylko z ustawicznej powagi, jaka przenikała zazwyczaj podobne ceremonie, lecz także z figlarnej niechęci do podporządkowania się odgórnie narzuconym normom i schematom postępowania – na salonach zachowywała zawsze pewną niezależność, nie dając się wciągać w pragmatyczne układy towarzyskie i wydumane koterie, poznawszy uprzednio wszelkie tajniki hipokryzji ukryte w meandrach eleganckiej gry społecznej, w której z taką rozkoszą uczestniczyli zazwyczaj jej rodzice. Mirjam długo broniła się przed tym drętwym i w gruncie rzeczy daremnym obowiązkiem pokazywania się w miejscach, gdzie jej oczekiwano – w młodzieńczym wyrazie niestłumionego buntu, uparcie wymykała się tylnymi drzwiami z ceremonii, uroczystości i bankietów, na które pod przymusem zaprowadzała ją matka, chwytała za dłoń towarzyszkę swojej osobistej kontestacji i uciekała, gubiąc w śniegu eleganckie baleriny, przydeptując i rozdzierając skrawek drogiej sukni, a przy tym śmiejąc się w głos, zadowolona z obrazoburstwa, jakiego dopuszczała się względem konwenansów. Matka kręciła niekiedy głową, chowając twarz w dłoniach, ojciec natomiast, choć upstrzony pąsowym odcieniem wstydu, nie złościł się na nią nigdy, ulegle poddany czarowi jej kokietliwej osobowości.
    Z czasem Mirjam nauczyła się oczywiście kontrolować afekty swojego rozemocjonowanego serca – zamiast krzyczeć, wyginała więc usta w słodki pół-grymas zwodniczego zadowolenia, zamiast sprowadzać na siebie uwagę nagłym, efektownym zniknięciem, sprowadzała ją za pomocą słów, czynów i skrytych, nikczemnych gestów, wymierzonych, niby puginał, w czyjeś dobre imię, zamiast wierzgać nogami, zadzierała rezolutnie brodę i unosiła wzrok, a błękit chłodnego spojrzenia służył jej zazwyczaj za broń skuteczną i co najmniej wystarczającą.
    Oskarżenia? – powtórzyła, ostatkiem rozsądku powstrzymując się – jedynie z uwagi na bliskie towarzystwo starej wdowy – od śmiechu. – Oficjalnie o nic cię jeszcze nie oskarżyłam, a ty już próbujesz wnieść mi apelację? – odparła zaraz, spoglądając na niego z cierpkim, pełnym szyderczej wesołości powątpiewaniem. – Masz swoje za uszami, Björn i marnie to ukrywasz. – teraz również i ona sięgnęła po kieliszek wina, pozwalając by napój zakołysał się tanecznie pod wpływem ruchu jej dłoni, po czym unosząc go ku drobnym, karmazynowym ustom, nieustannie wygiętym w przejawie filuternej żartobliwości. Robiąc to, jednocześnie rozejrzała się ukradkiem wokół, napotykając uważny wzrok Laury Engen, której wścibskość sunęła najwyraźniej daleko poza ramy przyziemnej, ludzkiej ciekawości, nie sposób było jej się jednak dziwić – w obecności oficerów Kruczej Straży, towarzystwo zdawało się wszak przygasać i uspokajać, a do jej uszu nie docierało nic, poza skrawkami łzawych wspominek i nieistotnej wymiany uprzejmości.
    Nagłego wyswobodzenia się z uścisku nie brała Guildensternowi za złe, teraz oparła się więc tylko o krzesło i przeniosła błękit spojrzenia z powrotem na jego twarz, ściągniętą i niezadowoloną, jak u jednego z katedralnych gargulców. Wobec ponurej uwagi, wzruszyła ledwie ramionami, jak gdyby chciała dać mu w ten sposób znać, że to nie ona, a on jest poszkodowany w zaistniałej pomiędzy nimi sytuacji, zaraz, w odpowiedzi na kolejne pytanie, powiodła jednak wzrokiem ku jarlowi klanu, udając, że ze szczerą sympatią rozważa trafną sugestię mężczyzny.
    Nie chciałabym narzucać się Kasandrze, z pewnością dosyć ma już tych nieznośnych umizgów, które kryją się za większością składanych dziś kondolencji. – odparła, mrużąc na chwilę oczy, po czym upijając kolejny łyk wina. – Jestem pewna, że najchętniej czym prędzej ulotniłaby się z tej uroczystości.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 6
    Śniący
    Sohvi Vänskä
    Sohvi Vänskä
    https://midgard.forumpolish.com/t593-sohvi-vanhanen#1634https://midgard.forumpolish.com/t671-sohvi-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t672-tattahaara#1939https://midgard.forumpolish.com/f78-sohvi-i-nikolai-vanhanen


    Nie traktuj tego jak wyzwanie, a zwykłe ćwiczenie – podsunęła, przechylając łagodnie głowę, starając się zlokalizować w ciemnej głębi źrenic cokołu tej opornej nieśmiałości i zwątpienia we własne umiejętności; niczym ogłuszona ćma, beznadziejnie korna wobec blasku płomienia, wpadła przy tym w sidła oddanego, orzechowego spojrzenia, tracąc natychmiast poczucie kierunku i pamięć o potrzebie zachowania bezwzględnej ogłady. – Przede wszystkim jednak jako wymówkę, by spędzić razem czas. Obiecuję, że będę bezproblemową modelką, w zupełności oddaną pod władzę twoich życzeń.
    Ciągły ruch masy ludzkich sylwetek wokół nich, dążących do zastawionych poczęstunkiem stołów lub znajomych osobistości, których języki oferowały pogłoski i nieobyczajności w równej obfitości, choć gorszym wyszukaniu, sprawiał, że wpadła w iluzoryczne wrażenie zawieszenia, w przestrzeni i czasie, w pochlebnej obecności dziewczęcia. Żałobne fale czarnych szat przelewały się opieszałym nurtem, omijając je w złudnym poszanowaniu prywatności ich rozmowy; pulsujący kir rozstępował się przed nimi i zamykał znowu, o krok dalej, szeleścił, mieszając się ze szmerem rozmów i poszumem wiatru, skłębiał i rozrzedzał, unosił na zmianę poruszeniem głosów i opadał w nabożnym milczeniu, kołysał niejednostajnie za burtą dzielonej przestrzeni. Sohvi nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu, pełnego nieprzystojnej aprobaty wobec uczuć córki żywionej do ojca, tym bardziej niestosownej, że sama bezczelnie korzystała z jego mecenatu. W zacietrzewionym tonie odnajdywała jednak wspomnienie młodszej siebie; pławiła się w tym podobieństwie z jakąś cichą satysfakcją, przemykając spojrzeniem ponad nierównym horyzontem ramion, by namierzyć wreszcie Westberga.
    O Fenrirze mowa – mruknęła zadowolona, gotowa powieść Lailę w przeciwnym kierunku; kiedy jednak odwróciła się z powrotem ku niej, zastała chłodną nieobecność, rozdarcie w imaginatywnej iluzji intymności. Odnalazła ją zaraz, znikającą w wyrwie smolistego bezkształtu, stanowczo powiększającą powstający między nimi interwał, zupełnie i okrutnie od niej oderwaną bezpardonowym pojawieniem się osoby trzeciej. Uczuła, jak wzbiera w niej rozdrażnienie, kiedy dostrzegła jego twarz w prześwicie tłumu, tak jej w tej chwili wrogą.
    Zduszając w sobie przekleństwo, zanurzyła się między ludzi, podążając za Lailą, tym bardziej rozdrażniona tylko, gdy ktoś nieostrożnie potrącił ją barkiem. Gniewny poryw spieniał się pod jej sercem, napierając na trawers przytomności – zbliżając się jednak do dwójki przeszłych kochanków, wdarła się w tkankę ich wyłącznej dla siebie nawzajem atencji z wymuszonym opanowaniem, bladym uśmiechem i śmiałym wejrzeniem, którym przyszpiliła Einara. Ze złośliwą przekorą objęła przy tym dziewczynę w talii, w geście jakby asekuracyjnej protekcji, niemego oznajmienia o swojej partycypacji w chwili, która miała należeć tylko do nich.
    Halvorsen – mruknęła na powitanie; wiedziała, że nie może nadwyrężać spostrzegawczości ewentualnej publiki, dlatego, upewniwszy się, że została zauważona przez dwójkę delikwentów, cofnęła rękę z poufałego objęcia, by zamiast tego ze spokojną łagodnością złapać Lailę pod rękę, w manierze bardziej stosownej. – Muszę przyznać, że podzielam zaskoczenie mojej towarzyszki. Nie przypuszczałabym, że wiąże cię cokolwiek z człowiekiem rozumnym – przystanęła wymownie, akcentując te słowa z nieszkodliwą złośliwością, żartobliwą i – jeszcze – poufale przyjazną – jakim był Lauge Nørgaard, nawet jeśli miałoby to być jedynie zwykłe, powszednie uznanie.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Valkyria Oldenburg

    Czas faktycznie się ciągnął, ale choć raz milczenie w trakcie wędrówki wcale jej nie ciążyło. Nie była to cisza z gatunku tych przytłaczających i niezręcznych; zarówno ona, jak i Ari zajęci byli własnymi myślami, co jak najbardziej jej odpowiadało. Nie mogła, co prawda, zapomnieć o jego obecności, ale spacer ku ogrodom Domu Jarlów rozrzedził tłum, więc zachowanie przyzwoitego dystansu było o wiele łatwiejsze. Mimo wszystko nie powstrzymało jej to od kontrolnego zerkania na towarzyszącego jej galdra. Wychodziła z założenia, że lepiej mieć go na oku, tak na wszelki wypadek. W końcu nie sposób było przewidzieć, kiedy do tego szalonego umysłu wpadnie jakiś niebezpieczny pomysł, czyż nie?
    Ogrodowe tereny zachwycały ją swoim niezaprzeczalnym urokiem, ilekroć miała okazję przemierzać ich kamienne ścieżki. Misternie rzeźbione posągi przypominały jej zawsze o boskiej obecności; czuła się obserwowana przez każdego z nich, ale jako wyrocznia już dawno przywykła do takiej myśli i żadna dziesiątek par zimnych oczu nie była w stanie wprawić jej w zakłopotanie. Już nie. Co innego spojrzenia żałobników, które po dotarciu na stypę zdawały się ciążyć na wszystkich przepowiadających przyszłość z jeszcze większą bezczelnością i uporem. Niektóre nawet z podejrzliwością i wyrzutem. Powinna się była tego spodziewać. Nie zdziwiłaby się nawet, gdyby znalazło się kilku zwolenników teorii spiskowych, dla których brak jakichkolwiek wizji odnośnie śmierci Nørgaard'a świadczył o ewidentnej konspiracji.
    Opadła pochmurnie na odsunięte dla niej krzesło i zacisnęła zęby, wyraźnie niezadowolona z panującej wśród uczestników imprezy atmosfery. Cała ta farsa przypominała jej teraz jątrzącą się powoli ranę… Nie podobało jej się to. W takich sytuacjach, bez względu na reputację Bergdahl'a, naprawdę dobrze było mieć go przy sobie. Być może podobne myśli czyniły z niej właśnie największą hipokrytkę na świecie, ale mając do wyboru bezpieczeństwo i dumę, wolała zachować to pierwsze, gdyż utrata drugiego w ogólnym rozrachunku była raczej niegroźna.
    Tak? — ożywiła się, wyraźnie zaintrygowana słowami Ariego. Zaraz jednak, tchnięta nagłą myślą, przymrużyła podejrzliwie oczy i przyjrzała się mężczyźnie uważnie. Wsparłszy plecy na oparciu, skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i uniosła nieznacznie jedną brew. — Masz na myśli to, że wypatrzysz ich w tłumie i zbliżysz się, żeby umiejętnie podsłuchać coś więcej, prawda? — zapytała, kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo. Nie mógł jej chyba winić za to, że w jego ustach słowa te zabrzmiały nie tyle może dwuznacznie, co po prostu niepokojąco.
    Szczerze wątpiła, by Bergdahl przyznał się jej otwarcie, że zamierza przedsięwziąć jakieś drastyczniejsze środki. Chociaż… Nie byłby to pierwszy raz, kiedy udałoby mu się ją zaskoczyć. Dlatego też moment później Val nachyliła się gwałtownie ku niemu. Palce, które dotąd spoczywały swobodnie na jej ramionach zacisnęły się nieco mocniej; chciała w ten sposób dodać sobie nieco otuchy. Podchwyciła spojrzenie mężczyzny i przetrzymała je pewnie, choć wcale się tak nie czuła.
    Prawda? — powtórzyła, posyłając mu jeden z najlepszych, sztucznych uśmiechów, który aż kipiał fałszem. Nie chciała, by obserwujący ich ludzie pomyśleli, że warto byłoby teraz nadstawić uszu.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 43
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Skromna poświata uśmiechu na krajobrazie oblicza - niewysilony, nieplanowany odruch, niewinne, ograniczone do zakłamanej sympatii drgnięcie zakończeń ust. Ledwie sympatii, której pojęcie dla tlących się, wzbierających pragnień było więzienną celą, marnym ograniczeniem, stłamszeniem przez okoliczne sylwetki. Wymagali. Zmuszali. Zawężali.
    Dławili.
    Nie mógł pozwolić sobie na pełną szczerość; pełną otwartość; zachłanność, w której najchętniej obdarzyłby Lailę Westberg czułym, powitalnym muśnięciem, by wkrótce dosięgnąć jej dłoni - węzeł uścisku jak przeznaczenie, jak wszystko, czego nie mogli uniknąć. Mógłby, w niemej obietnicy z nią zniknąć, zostać pożartym przez cienie i zapomnianym w umysłach. Spojrzenie, pełne uwagi zsunęło się na kobiecą twarz, a równolegle, w myślach, obawy zaczęły podnosić swój poszarpany krzyk. Każde skupienie, każdy, entuzjastyczny błysk w oczach, był wypomniany wrażeniem, że ludzie widzą, że wiedzą, że znowu ich napiętnują, czytając z byłych - czyżby? - kochanków niczym z otwartej księgi. Nie umiał przerwać błędnego kręgu decyzji, nieracjonalny, zwyczajnie, do szpiku głupi. Pragnienie ma większą siłę niż konsekwencje. Słabość triumfuje.
    Los nakazywał czekać.
    Szczęście w nieszczęściu - kreślona jeszcze nieśmiało poufałość, została przerwana pojawieniem się innej wychowanki Westberga. Mogła być wybawieniem, choć sam, przenigdy nie dysponował wystarczającą ogładą, aby przyznawać rację w podobnych, nieprzewidzianych zdarzeniach. Zazdrość kiełkuje szybko, świadomość, że nie jest w stanie pozwolić sobie na gesty, na nowo wbija się niczym podstępna drzazga, tworząc zropiałą ranę.
    - Nie mogłem być obojętny - odpowiedział jednak swobodnie, podobnie, niewinnie zatrzymując ton głosu, chcąc nakierować na inne, skrywane w słowach znaczenie - na równie zapowiadany obrządek - sprostował. Wieść o odejściu Lauge Nørgaarda niosła się, wybrzmiewając z podniosłą powtarzalnością, mając, zdaje się, za swój cel dotrzeć do uszu nie tyle midgardczyków, co wszystkich galdrów, rozsianych po kątach magicznej Europy Północnej.
    - Trzeba uważać, aby nie przepaść w tłumie - nawiązał do czujnego zachowania Vanhanen. Obecność Sohvi rozcięła fałszywy azyl, stłumiła też światło aury, pod której działaniem Laila skierowała swe kroki, omamiona nieludzkim, niszczącym bariery czarem. Krótkie, pojawiające się otrzeźwienie, spisane jednak odgórnie na nieuchronną stratę. Wiedział, że słowa, które powiedział jej, pośród scenerii cmentarza, targany jesiennym wiatrem i zrywem skłóconych uczuć, zagnieździły się w niej na dobre. Rezonowały.
    - Ten dzisiaj wymyka się spod kontroli - stwierdził - już samą gadatliwością - był szczerze ciekaw, czy mają podobne doświadczenia. Porwane fragmenty rozmów, zostały już kilkakrotnie schwytane w jego sieć zmysłów. Usłyszał, jeszcze kilka chwil wcześniej, że Lauge, w odczuciu innych, był nierozważny. Rozpatrywanie plotek było błądzeniem po omacku, choć każde, nawet największe kłamstwo, nosiło w sobie pierwotne znamiona prawdy. W międzyczasie został też zachęcony do skosztowania potraw - nie mógł odmówić i wkrótce potem żałował. Przez chwilę czuł się nieswojo
    (popadał już w paranoję?).


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Einar Halvorsen' has done the following action : kości


    'k100' : 72
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Laila Westberg

    Brnęła na oślep przed siebie, ignorując moralność, z której została wyzuta. Sumienie spowite było ułudą minionych grzechów, jak gdyby desperacko pragnęła dalej w to brnąć; ponownie odkrywając meandry cudacznej fantasmagorii, która kiełkowała w umyśle dziewczęcia.
    Czuła zapach męskich perfum, tak jak i dotyk opuszek, które na bladej skórze Westberg niegdyś malowały nieokreślone wzory. Obecność Sohvi niczego nie ułatwiała, bowiem na kilka chwil wyzbyła się pamięci o jej jestestwie, gdy pędziła przed siebie, łaknąc jak najszybciej znaleźć się obok Halvorsena.
    Otępione zmysły nie zważały na okrutną manipulacje. Emocjonalność rudowłosej była niebotycznych rozmiarów, podobnie do tęsknoty, która miesiącami rozwarstwiała się w korytarzach żył. Samotność zaś – wydawała się tkać pajęczą sieć, z której nie potrafiła się wyswobodzić, czując jak lepka materia przylega do struktury ciała i zniewala w toksynie naiwności.
    Nagły dotyk drobnej dłoni należącej do Vanhanen sprawił, że oprzytomniała,
    patrząc szeroko otwartymi oczami na oboje. Nie pojmowała gęstniejącej atmosfery, która opadła na nich ciężką kurtyną falsyfikacji. Sztuczność tego spotkania sparaliżowała Lailę, która zawstydzona spuściła wzrok, nie kryjąc zaróżowionej poświaty ozdabiające poliki.
    - Sohvi, proszę… – powiedziała spokojnie, nie podnosząc na kobietę tęczówek. Nie chciała brzmieć tonem pełnym roszczeniowości, lecz… Była już dorosła, czyż nie? Popełniała ogrom absurdalnych błędów, pełnych konstruktu swobody, o który opierała swoją codzienność. Przed wieloma miesiącami gnała za pozornym szczęściem, który rozciągał karminowe wargi w niewinnym uśmiechu. Zgnębienie przyszło jednak nagle, gdy we wspomnieniach dostrzegła zlepki pisanych listów, w których błagała o ratunek.
    Spoglądała więc na trzewiki, dopiero po chwili, gdy sens wypowiadanych przez Einara słów dotarł do ospałego umysłu malarki, uniosła spojrzenie na oblicze dawnego członka protekcyjnej świty Sorena. Szaleństwo zaciskało się ostrym cierniem w czaszce, jakby wywołując w niej ból, a równocześnie pragnienie, by znaleźli się z dala od słów przesiąkniętych plotką. Drżała, broniąc się przed feerią uczuć, które niczym kolorowe skrzydła ptaków, kontrastowały niejednostajnością.
    Wypuściła powietrze ze świstem.
    - To miejsce wśród wielu budzi dwojakie przemyślanie, tak jak i wydarzenia – stwierdziła, nawiązując do dawnych wydarzeń, które rozniecały w niej przeszłość. Walczyła z demonami, które ciążyły na kobiecym sercu, bo czy nie czuła obecnie niepewności, którą w niej zaszczepił?
    Nie przestałem…
    szumiało w głowie Westberg. Majaki wypełniały ją, a pożądanie kiełkowało w tunelach sylwetki intensywnie, przez co nie mogła trwać nigdy więcej w objęciach towarzystwo Halvorsena. Chciała sądzić, że okraszony jest przez kotarę przeszłości, lecz on nadal pozostawał żywy,
    pełen doskonałości, od której ta chciała się uwolnić.
    - Przepraszam, że niepokoiłam swoją osobą – głos Laili pobrzmiewał nutą spokoju, w której trwała na pokaz – w blagierstwie wypowiadanego frazesu.
    Mogłaby odejść. Zniknąć. Na nowo rozstąpić bramy egzystencji,
    by nie potrafił jej odnaleźć – porzucając raz jeszcze.
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Pośród raz po raz rozlegających się wybuchów rzewnego płaczu, ogrody w Domu Jarlów tętniły ożywionymi rozmowami coraz mniej skupiającymi się już na świętej pamięci profesorze, częściej natomiast od anegdotek o Nørgaardzie przechodząc do tematów bardziej przyziemnych i bliższych istotom wciąż żywym. Niektórzy, złaknieni interesujących informacji o dawno niewidzianych krewnych z bardziej lub mniej zaprzyjaźnionych klanów i rodzin, z pełną świadomością czynu prowokowali rozmowy, których jedynym celem było wyciąganie z ludzi jak największej ilości pikantnych szczegółów z ich życia. Skupienie się na konwersacjach i swoich rozmówcach skutkowało jednak tym, że niektórym osobom umykały pozostałe wydarzenia rozgrywające się wokół nich – jak w przypadku najwyraźniej pozbawionego jakichkolwiek manier, postawnego mężczyzny, który bezceremonialnie wpadł na Björna Guildensterna, odpychając go na bok, jakby stanowił co najwyżej niepotrzebny element pogrzebowej dekoracji, i prędkim, niespokojnym krokiem pomknął dalej przez tłum, wciąż bez choćby zdawkowego słowa przeprosin przepychając się między żałobnikami. Pech chciał, że kolejną z osób, które stanęły mu na drodze, był Terje Tordenskiold – potracenie przez uciekiniera sprawiło, że trzymane przez Wysłannika Forsetiego szkło wypadło mu z ręki, rozbijając się u stóp wnuczek Lauge.
    Tymczasem w drugiej części ogrodów, w które postanowili udać się Ari z Valkyrią, atmosfera była nieco spokojniejsza; ludzi również było mniej, jakby świadomi, że im dalej od zgiełku, tym na poważniejsze tematy mogą prowadzić rozmowy. Jedna z kilku grup studentów, ta, która już podczas ceremonii w Helligsted przykuła uwagę Bergdahla, ponownie znalazła się w zasięgu jego wzroku. Najwyraźniej temat zmarłego profesora był dla nich niewyczerpalną studnią inspiracji, prowadzili bowiem ożywioną rozmowę w zupełnym oderwaniu od otaczającej ich rzeczywistości.
    - Tydzień przed śmiercią obiecał mi prywatne korepetycje, podczas których mieliśmy dokładnie przeanalizować moją pracę. Mówię wam, jak się zdziwiłem! Nie podejrzewałem, że w ogóle zainteresuje go ten temat, na zajęciach nigdy nie poświęcał mu wiele uwagi – zwierzył się jeden z nich, zagłuszony zaraz potakującymi wypowiedziami kolegów.
    Żaden ze studentów nie zdawał sobie sprawy z tego, że w ich pobliżu pojawiły się kolejne osoby. Dla żadnego z nich nie były to bowiem tematy, którymi nie wypadało dzielić się z resztą społeczeństwa. Żaden z nich akurat w tym przypadku nie dostrzegał jakiegokolwiek odstępstwa od regularnego zachowania profesora.
    - Nie boi się pani w samotności przechadzać wśród tych rzeźb? – Za plecami Valkyrii nieoczekiwanie pojawił się młody, na oko dwudziestoletni mężczyzna, niezdarnie trzymając tacę przekąsek. Niemal od razu można było wykluczyć, że jest jednym z kelnerów, którzy bezgłośnie przemieszczali się między tłumem, by utrzymywać na stołach porządek. – Chętnie dotrzymam pani towarzystwa i użyczę ramienia, gdyby potrzebowała pani ulżyć sobie w żałobie po naszym nieocenionym profesorze Nørgaardzie – dodał z lekkim uśmiechem, jednoznacznie lustrując postać Oldenburg.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Terje Tordenskiold

    Kurwa.
    Proste słowo dla prostych myśli.
    Stypa, czy raczej wydarzenie, które miało ją przypominać, wymykała się na niektórych płaszczyznach z ciasno przyjętych norm, ze sztywnych schematów scalających jeden koniec z drugim, splatających silnie ramion konwenansów, jakie zapędziły wszystkich wyżej urodzonych — członków klanów — oraz ciekawych obserwatorów między granice ogrodu, gdzie Tordenskiold obserwował każdego przez pryzmat przymrużenia. Ułamek sekundy wystarczył, by dostrzegł kontur uśmiechu posłany przez Bergdahla zza ramienia towarzyszącej mu kobiety, której twarz, co ciekawe, była mu skądś znana; spróbował dopasować ją do konkretnej sytuacji, jednak okazało się to wyjątkowo trudne przy zderzeniu z ilością niespodziewanego.
    Wyciągnął wypełnione winem kieliszki w kierunku kobiet, którym zamierzał dotrzymać towarzystwa, by w przeciągu głębokiego oddechu poczuć, jak ktoś bezceremonialnie potrąca go ciężarem własnego ciała.
    Zaskoczenie zakrapianie powolnie rosnącą złością.
    Wybudzające się z letargu zalążki wściekłości.
    Szkło zderzające się z twardością ziemi.
    Krucze skrzydła zadrżały nieznacznie pod płachtą grobowego milczenia, zareagował błyskawicznie, obracając się z zadziwiającą szybkością i lekkością jednocześnie; wieloletnie doświadczenie ciasno splecione ze zdrowym rozsądkiem, który zadziała instynktownie, popychając za sobą szczerość działania. Wysłannik bez cienia zawahania złapał nieznajomego za ramię, przyciągając go na bezpieczną odległość, jednocześnie pogłębiając uchwyt w okolicach łokcia, co ewidentnie miało świadczyć o tym, iż nie żartuje.
    — Tak bez żadnego słowa przeprosin? — pytanie wypłynęło spomiędzy zaciśniętych warg.
    Posmakował każdej litery językiem, pozwolił spojrzeniu rozbłysnąć intensywnością, zanim antracyt przemieszany błękitem wchłonął pojedyncze wiązki światła, tworząc śmiertelną kombinację i bez jakiegokolwiek zażenowania, pozwolił martwej tęczówki wślizgnąć się pod powierzchnię obcego umysłu. Bezboleśnie. Praktycznie niezauważalnie, ponieważ opanował tę sztukę do przepięknej perfekcji. Naturalnie, że podatnej złośliwościom ślepego losu, jednak tym razem polowanie przy bezszelestnym wykorzystaniu daru Odyna okazały się przychylne. Przynajmniej odrobinę.
    Powiedz mi, kim jesteś, pomyślał jeszcze na krótko przed wniknięcie między jego myśli.


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.