:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Marzec-kwiecień 2001
Strona 2 z 2 • 1, 2
16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok
+2
Prorok
Untamo Sorsa
6 posters
Prorok
16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 10:51
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
First topic message reminder :
Popołudnie zapowiadało się wyjątkowo powolne i nużące, choć wielu urzędników mogłoby argumentować, że popołudnia wyglądały tak w Stortingu zawsze – poranek wypalał się jak rozgrzana świeca, by następnie rozlewać się i stygnąć, aż zaschnięty wosk zaczął przypominać wydęte, białe zbliznowacenie, a słońce usuwało się nieśpiesznie pod sam horyzont okien, odliczając ostatnie minuty do zakończenia pracy. Szmer rozmów cichł w zaułkach korytarzy, przerwany jedynie odgłosem przekładanych kartek, o marmurową posadzkę stukały tymczasem pojedyncze pary obcasów, lecz nawet one ginęły w oddali przestronnego westybulu, urywając się wraz z trzaskiem metalowego zawiasu – nikt nie spodziewał się, że tego dnia mogłoby wydarzyć się jeszcze coś wyjątkowego, zupełnie jakby nie tylko okolice miasta, ale również jego instytucje, pogrążyły się w stagnacji chmurnego przedwiośnia, które nie przyniosło za sobą spodziewanej odwilży; w każdym razie nie tej zaściełającej serca galdrów strachem po lutowych wydarzeniach. Topniejący śnieg nie ujawnił jednak kolejnych ciał, a atmosfera przygasła, pozostawiając wszystkich z uwierającym poczuciem niepewności – nie ulegało bowiem wątpliwościom, że za rosnącą liczbą zaginionych stali ślepcy i magia, której ciemne macki sięgały coraz łapczywiej w głąb ciasnych trzewi Midgardu.
Istniał tylko jeden sposób, by dać ludziom czasowe poczucie bezpieczeństwa, a służby nie wstrzymywały się przed jego egzekucją – fala aresztowań ściągnęła za kratki ludzi, których śródręcze znaczyła czarna pieczęć, podczas gdy usatysfakcjonowana Rada usiłowała upewnić społeczeństwo nie tylko we względnym opanowaniu sytuacji, ale przede wszystkim w sukcesie służb, robiących wszystko, by skrócić listę rozpiętych wzdłuż nekrologów ofiar. Sposobów na udowodnienie winy było jednak niewiele; w oczach społeczeństwa był on właściwie tylko jeden – symbol zgnilizny wypalony po wewnętrznej stronie rozwartej dłoni, dowód zbrodni uwięziony pomiędzy splotem linii papilarnych; właściwie można by sądzić, że nikt nie przeciwstawiał się tej decyzji, nikt nie domagał się sprawiedliwości, nikt nie żałował ludzi, którzy dobrowolnie przełykali truciznę – poruszenie w Stortingu okazało się zatem tym większe, gdy niewielka grupa przedstawicieli organizacji "Początek” przekroczyła próg budynku, wnosząc do środka błoto z przemoczonych butów i huk głośnego sprzeciwu, który rozniósł się echem wzdłuż głównego holu.
– Nasłaliście straż na niewinnych ludzi! Myślicie, że to cokolwiek rozwiąże? – wykrzyknęła młoda kobieta z megafonem, która najwyraźniej przewodziła niewielkiej pikiecie, a kiedy zgromadzeni na parterze ludzie zwrócili się z zaciekawieniem w jej stronę, wybuchła jeszcze głośniej. – Rada was okłamuje! Ci ludzie potrzebują wsparcia i resocjalizacji, nie potępienia! Chcecie walczyć o sprawiedliwość?! – sześcioosobowa grupa uniosła się rozemocjonowanym wiwatem, atmosfera wewnątrz Stortingu zaczynała tymczasem napinać się i tężeć, zupełnie jakby obecność działaczy “Początku” rozdęło ją niespodziewanym afektem, nagłym i głośnym jak wiosenna burza.
Możecie zapoznać się z panującą w Stortingu sytuacją i podjąć próbę dyskusji z działaczami organizacji "Początek", wykonując rzut kością k100 na charyzmę (im wyższy wynik, tym lepsze wrażenie i większa szansa powodzenia). Pod spodem pierwszego posta obowiązkowe jest wymienienie posiadanego przy sobie ekwipunku wraz z przysługującymi wam bonusami do statystyk.
16.03.2001
Popołudnie zapowiadało się wyjątkowo powolne i nużące, choć wielu urzędników mogłoby argumentować, że popołudnia wyglądały tak w Stortingu zawsze – poranek wypalał się jak rozgrzana świeca, by następnie rozlewać się i stygnąć, aż zaschnięty wosk zaczął przypominać wydęte, białe zbliznowacenie, a słońce usuwało się nieśpiesznie pod sam horyzont okien, odliczając ostatnie minuty do zakończenia pracy. Szmer rozmów cichł w zaułkach korytarzy, przerwany jedynie odgłosem przekładanych kartek, o marmurową posadzkę stukały tymczasem pojedyncze pary obcasów, lecz nawet one ginęły w oddali przestronnego westybulu, urywając się wraz z trzaskiem metalowego zawiasu – nikt nie spodziewał się, że tego dnia mogłoby wydarzyć się jeszcze coś wyjątkowego, zupełnie jakby nie tylko okolice miasta, ale również jego instytucje, pogrążyły się w stagnacji chmurnego przedwiośnia, które nie przyniosło za sobą spodziewanej odwilży; w każdym razie nie tej zaściełającej serca galdrów strachem po lutowych wydarzeniach. Topniejący śnieg nie ujawnił jednak kolejnych ciał, a atmosfera przygasła, pozostawiając wszystkich z uwierającym poczuciem niepewności – nie ulegało bowiem wątpliwościom, że za rosnącą liczbą zaginionych stali ślepcy i magia, której ciemne macki sięgały coraz łapczywiej w głąb ciasnych trzewi Midgardu.
Istniał tylko jeden sposób, by dać ludziom czasowe poczucie bezpieczeństwa, a służby nie wstrzymywały się przed jego egzekucją – fala aresztowań ściągnęła za kratki ludzi, których śródręcze znaczyła czarna pieczęć, podczas gdy usatysfakcjonowana Rada usiłowała upewnić społeczeństwo nie tylko we względnym opanowaniu sytuacji, ale przede wszystkim w sukcesie służb, robiących wszystko, by skrócić listę rozpiętych wzdłuż nekrologów ofiar. Sposobów na udowodnienie winy było jednak niewiele; w oczach społeczeństwa był on właściwie tylko jeden – symbol zgnilizny wypalony po wewnętrznej stronie rozwartej dłoni, dowód zbrodni uwięziony pomiędzy splotem linii papilarnych; właściwie można by sądzić, że nikt nie przeciwstawiał się tej decyzji, nikt nie domagał się sprawiedliwości, nikt nie żałował ludzi, którzy dobrowolnie przełykali truciznę – poruszenie w Stortingu okazało się zatem tym większe, gdy niewielka grupa przedstawicieli organizacji "Początek” przekroczyła próg budynku, wnosząc do środka błoto z przemoczonych butów i huk głośnego sprzeciwu, który rozniósł się echem wzdłuż głównego holu.
– Nasłaliście straż na niewinnych ludzi! Myślicie, że to cokolwiek rozwiąże? – wykrzyknęła młoda kobieta z megafonem, która najwyraźniej przewodziła niewielkiej pikiecie, a kiedy zgromadzeni na parterze ludzie zwrócili się z zaciekawieniem w jej stronę, wybuchła jeszcze głośniej. – Rada was okłamuje! Ci ludzie potrzebują wsparcia i resocjalizacji, nie potępienia! Chcecie walczyć o sprawiedliwość?! – sześcioosobowa grupa uniosła się rozemocjonowanym wiwatem, atmosfera wewnątrz Stortingu zaczynała tymczasem napinać się i tężeć, zupełnie jakby obecność działaczy “Początku” rozdęło ją niespodziewanym afektem, nagłym i głośnym jak wiosenna burza.
Możecie zapoznać się z panującą w Stortingu sytuacją i podjąć próbę dyskusji z działaczami organizacji "Początek", wykonując rzut kością k100 na charyzmę (im wyższy wynik, tym lepsze wrażenie i większa szansa powodzenia). Pod spodem pierwszego posta obowiązkowe jest wymienienie posiadanego przy sobie ekwipunku wraz z przysługującymi wam bonusami do statystyk.
Mistrz Gry
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:10
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 13
'k100' : 13
Untamo Sorsa
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:13
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Głosy Sohvi, Einara czy Beau niknęły gdzieś, przykryte innymi, defensywnymi jakby myślami.
Obrona przed aurą, nawet jeżeli nienazwaną, bo przecież wciąż wypuszczaną przez huldrę i huldrekalla w sposób do pewnego momentu niezauważalny, w momentach większej determinacji, kiedy musiał bronić się nie tylko przed nimi, ale również przed pełnymi niesmaku słowami Kajsy... Była jakby skuteczniejsza. Nagle przejrzał na oczy, czując dziwne swędzenie pod czaszką, które tylko irytowało - nie był już bowiem psychiczne gotowy oddać się działaniom demonicznych istot. Postawa mentalna którą przyjął chyba pomogła. Albo może to postawa zbuntowanej dziewuchy zapewniła idealne warunki ku bojowemu nastawieniu.
Był oficerem i nawet bez słów dziewczyny dał już o tym znać - wpierw moralizując w kwestii legalności zgromadzeń, a potem sięgając po bardziej emocjonalne słowa, w których wspominał o zaklęciach w mrocznych uliczkach i koniecznościach dokonywania aresztowań. Zresztą, w swojej karierze, jeszcze kilka lat temu (niektórzy tu byli bardzo młodzi, mogli tego nie pamiętać), miał kilka głośniejszych spraw, w których przyczynił się do rozwoju swojej popularności. Jeżeli ktoś miał bowiem na pieńku i dużo okazji do przebywania pod okiem kryminalno-śledczych w siedzibie Kruczej - prawdopodobnie spotkał Sorsę. A chociaż ten zwykle pozostawał raczej spokojnym człowiekiem, był przecież również praworządnym Strażnikiem, stąd ktokolwiek mający na pieńku z przepisami, mógł wprawdzie czuć się w jego obecności niechciany.
- Proszę nie robić scen - powiedział do kobiety z zupełnym przekonaniem. Drażniło go to wszystko, drażniło go głupie poczucie, że jego myśli mogły wcale nie być jego myślami. Drażniła go też dyresja, że jako osoba nigdy po magię zakazaną nie sięgająca, nie do końca wiedział do czego ta mogła się posunąć. Oczywiście - byli w Kruczej Straży szkoleni do obrony przed nią, jednak żaden z nich nie znał sztuki tej na własnej skórze od strony twórcy (obrywali nią bowiem niekiedy podczas bardziej brawurowych akcji).
Wiedział, że kobieta gotowa była do działań równie desperackich. Pewnie nie spodziewała się go tu spotkać, tak jak on nie spodziewał się tu jej. Obydwoje nie mieli żadnej przestrzeni do porozumienia, a wola służbisty, którą Untamo niewątpliwie posiadał, nakazywał mu podjąć działanie.
- Efasemd - próbuje rzucić, korzystając z tego, że kobieta publicznie nie powinna przecież bronić się przy użyciu magii. Gdyby w tym momencie zdecydowała się na to i ukazała światu swoją ślepczą twarz, skazałaby się pewnie na zmiażdżenie w tłumie uciekających, wystraszonych galdrów, którzy przecież też nie byli bezbronni. Każdy z nich potrafił rzucać zaklęcia, każdy z nich mógł stanowić zagrożenie i każdy słyszał coraz to nowe, nieprzyjemne plotki o osobach takich jak Kajsa - sięgających w życiu po zbyt wiele cierpienia, zbyt wiele brudu, zbyt wiele zgnilizny.
charyzma: 60 (k100) + 27 (statystyka) = 87
Efasemd: 38 (k100) + 37 (statystyka) + 2 + 5 = 82 > 70
Obrona przed aurą, nawet jeżeli nienazwaną, bo przecież wciąż wypuszczaną przez huldrę i huldrekalla w sposób do pewnego momentu niezauważalny, w momentach większej determinacji, kiedy musiał bronić się nie tylko przed nimi, ale również przed pełnymi niesmaku słowami Kajsy... Była jakby skuteczniejsza. Nagle przejrzał na oczy, czując dziwne swędzenie pod czaszką, które tylko irytowało - nie był już bowiem psychiczne gotowy oddać się działaniom demonicznych istot. Postawa mentalna którą przyjął chyba pomogła. Albo może to postawa zbuntowanej dziewuchy zapewniła idealne warunki ku bojowemu nastawieniu.
Był oficerem i nawet bez słów dziewczyny dał już o tym znać - wpierw moralizując w kwestii legalności zgromadzeń, a potem sięgając po bardziej emocjonalne słowa, w których wspominał o zaklęciach w mrocznych uliczkach i koniecznościach dokonywania aresztowań. Zresztą, w swojej karierze, jeszcze kilka lat temu (niektórzy tu byli bardzo młodzi, mogli tego nie pamiętać), miał kilka głośniejszych spraw, w których przyczynił się do rozwoju swojej popularności. Jeżeli ktoś miał bowiem na pieńku i dużo okazji do przebywania pod okiem kryminalno-śledczych w siedzibie Kruczej - prawdopodobnie spotkał Sorsę. A chociaż ten zwykle pozostawał raczej spokojnym człowiekiem, był przecież również praworządnym Strażnikiem, stąd ktokolwiek mający na pieńku z przepisami, mógł wprawdzie czuć się w jego obecności niechciany.
- Proszę nie robić scen - powiedział do kobiety z zupełnym przekonaniem. Drażniło go to wszystko, drażniło go głupie poczucie, że jego myśli mogły wcale nie być jego myślami. Drażniła go też dyresja, że jako osoba nigdy po magię zakazaną nie sięgająca, nie do końca wiedział do czego ta mogła się posunąć. Oczywiście - byli w Kruczej Straży szkoleni do obrony przed nią, jednak żaden z nich nie znał sztuki tej na własnej skórze od strony twórcy (obrywali nią bowiem niekiedy podczas bardziej brawurowych akcji).
Wiedział, że kobieta gotowa była do działań równie desperackich. Pewnie nie spodziewała się go tu spotkać, tak jak on nie spodziewał się tu jej. Obydwoje nie mieli żadnej przestrzeni do porozumienia, a wola służbisty, którą Untamo niewątpliwie posiadał, nakazywał mu podjąć działanie.
- Efasemd - próbuje rzucić, korzystając z tego, że kobieta publicznie nie powinna przecież bronić się przy użyciu magii. Gdyby w tym momencie zdecydowała się na to i ukazała światu swoją ślepczą twarz, skazałaby się pewnie na zmiażdżenie w tłumie uciekających, wystraszonych galdrów, którzy przecież też nie byli bezbronni. Każdy z nich potrafił rzucać zaklęcia, każdy z nich mógł stanowić zagrożenie i każdy słyszał coraz to nowe, nieprzyjemne plotki o osobach takich jak Kajsa - sięgających w życiu po zbyt wiele cierpienia, zbyt wiele brudu, zbyt wiele zgnilizny.
charyzma: 60 (k100) + 27 (statystyka) = 87
Efasemd: 38 (k100) + 37 (statystyka) + 2 + 5 = 82 > 70
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Mistrz Gry
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:13
The member 'Untamo Sorsa' has done the following action : kości
#1 'k100' : 60
--------------------------------
#2 'k100' : 38
#1 'k100' : 60
--------------------------------
#2 'k100' : 38
Prorok
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:14
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Niepokój nanizał się na postronki rzeczywistości, pozostawiając ciasne, grube supły w miejscu uprzedniego spokoju – demonstracja działaczy “Początku”, choć dotąd sprawiała wrażenie nieszkodliwej scysji, urastała do miary konfliktu, który, z pojedynczego płomienia, mógł raptem rozwinąć się w zjadliwy pożar, pochłaniający nie tylko budynek Stortingu, ale całe społeczeństwo galdrów; jeżeli dotąd mieliście jeszcze wątpliwości, teraz wydawało się jasne, że organizacja postąpiła o krok za daleko, a charyzmatyczne wypowiedzi Kajsy zaczynały czeznąć i tracić na wiarygodności, podżegane gniewem i spełzającą na język niecierpliwością – kobieta poniosła w życiu już dość wiele porażek, by kolejna z nich była jedynie ziarnem piachu, rozgryzanym niechętnie pomiędzy zębami, tymczasem, zamiast się wycofać, wciąż trwała w miejscu, mierząc zgromadzonych drapieżnym wzrokiem, jakby drobne okręgi jej źrenic były w rzeczywistości czubkami sztyletów. Przegrywała to – wiedziała o tym, kiedy ostry szpikulec głosu Sohvi sprawił, że coś w jej wnętrzu napięło się i zadrżało, niosąc się echem złości przez ciasną kopułę żeber; prychnęła cicho, unosząc brodę, a jej oczy błysnęły nerwowo, co tylko upodobniło ją do nieposłusznej uczennicy, stojącej przed surowym wzrokiem belfra.
– Martwi mnie – zaczęła, marszcząc czoło w dziewczęcym sprzeciwie. – Pani niechęć do wysłuchania obywateli tego miasta. Mamy takie samo prawo do szacunku i poważania co wszyscy, każdy z naszych wniosków pozostaje tymczasem bez odpowiedzi. Nie mam w zwyczaju siedzieć w domu i czekać, aż społeczeństwo zmieni zdanie, wiem, po czyjej stronie leży prawda. – pomimo pasywnego oporu zgromadzonych, w jej głosie wciąż przebrzmiewała zuchwałość. Zwróciła głowę w kierunku Beau, poruszona jej słowami, rozdrażniona swobodą, z jaką odrzuciła łączące je podobieństwo – jako jedyna sprawiała dotąd wrażenie pochlebiać głoszonym przez “Początek” postulatom, teraz jej eufemiczne słowa i rozweselone uśmiechy wprawiały jednak Kajsę w rozeźlone zakłopotanie. – Na twoim miejscu bym uważała – odparła, a jej głos ściszył się wyraźnie i sprawiał wrażenie, jakby chrobotał o spód podniebienia. – Na świecie istnieją dużo gorsze rzeczy niż nuda. – nie zdążyła jednak dokończyć myśli – co mogło być gorsze? Odrzucenie, ból, pogarda? Śmierć? Być może one też były pewną formą znużenia.
– Ja również – mężczyzna stojący naprzeciwko Einara miał łagodną twarz i rozświetlone oczy, a napięcie, które jeszcze przed chwilą przypominało skurcz, rozpięty winoroślą przez całe jego ciało, zniknęło teraz zupełnie, czyniąc go bezwładną kukiełką w dłoniach huldrekalla. – Dostanę od pana drugą szansę? Zrobię wszystko. – nachylił się bliżej, nieczuły na pogardliwe prychnięcie Kajsy i obruszenie, które podążyło szmerem przez grupę zgromadzonych pod schodami działaczy “Początku” – przestąpił o krok niżej, opierając się o metalową poręcz schodów; nie chciał dłużej walczyć, wiedział, że nie było w tym głębszego sensu. Jedynie Kajsa wciąż pozostawała niewzruszona – choć aura niewątpliwie wyrywała kolejne pióra ze skrzydeł jej ambicji, w miejscu uprzedniego natchnienia pęczniał jedynie gniew, pragnienie, by ukazać nie tylko swoje przekonania, ale przede wszystkim swoją przewagę. Nikt jej nie słuchał, a ona tym razem nie zamierzała pozwolić, by odprawiono ją milczeniem.
– Sænkva – obserwowała mimikę Untamo i zanim wypowiedziała zaklęcie, jej usta rozchyliły się w przekornym uśmiechu, jak gdyby wypowiadała je jedynie z chełpliwej przekory, wiedząc, że wszystko, co nastanie po nim, zniweczy wszelkie próby zjednania sobie tłumu. Czar nie sięgnął celu, zbyt słaby, by odbić inkantację oficera, a Kajsa poczuła, jak gniew w jej piersi ostudza się i marnieje – na odwrót było już jednak za późno, w chwili, w której magia rozetliła się w jej słowach, oczy zamgliły się bowiem gęstą bielą, a przez żyły na twarzy i odsłoniętych ramionach przegryzła się czerń jadowitego wężowiska. Ludzie zgromadzeni w Stortingu zaczęli krzyczeć, podczas gdy pozostali rzucili się do ucieczki – sytuacja nie wzbudzała dłużej wątpliwości; należało ją zakończyć.
Każdemu z was przysługuje rzut kością k100 na dowolną czynności. W przypadku użycia charyzmy próg powodzenia, oznaczający wywołanie reakcje wśród zgromadzonych, wynosi 60.
– Martwi mnie – zaczęła, marszcząc czoło w dziewczęcym sprzeciwie. – Pani niechęć do wysłuchania obywateli tego miasta. Mamy takie samo prawo do szacunku i poważania co wszyscy, każdy z naszych wniosków pozostaje tymczasem bez odpowiedzi. Nie mam w zwyczaju siedzieć w domu i czekać, aż społeczeństwo zmieni zdanie, wiem, po czyjej stronie leży prawda. – pomimo pasywnego oporu zgromadzonych, w jej głosie wciąż przebrzmiewała zuchwałość. Zwróciła głowę w kierunku Beau, poruszona jej słowami, rozdrażniona swobodą, z jaką odrzuciła łączące je podobieństwo – jako jedyna sprawiała dotąd wrażenie pochlebiać głoszonym przez “Początek” postulatom, teraz jej eufemiczne słowa i rozweselone uśmiechy wprawiały jednak Kajsę w rozeźlone zakłopotanie. – Na twoim miejscu bym uważała – odparła, a jej głos ściszył się wyraźnie i sprawiał wrażenie, jakby chrobotał o spód podniebienia. – Na świecie istnieją dużo gorsze rzeczy niż nuda. – nie zdążyła jednak dokończyć myśli – co mogło być gorsze? Odrzucenie, ból, pogarda? Śmierć? Być może one też były pewną formą znużenia.
– Ja również – mężczyzna stojący naprzeciwko Einara miał łagodną twarz i rozświetlone oczy, a napięcie, które jeszcze przed chwilą przypominało skurcz, rozpięty winoroślą przez całe jego ciało, zniknęło teraz zupełnie, czyniąc go bezwładną kukiełką w dłoniach huldrekalla. – Dostanę od pana drugą szansę? Zrobię wszystko. – nachylił się bliżej, nieczuły na pogardliwe prychnięcie Kajsy i obruszenie, które podążyło szmerem przez grupę zgromadzonych pod schodami działaczy “Początku” – przestąpił o krok niżej, opierając się o metalową poręcz schodów; nie chciał dłużej walczyć, wiedział, że nie było w tym głębszego sensu. Jedynie Kajsa wciąż pozostawała niewzruszona – choć aura niewątpliwie wyrywała kolejne pióra ze skrzydeł jej ambicji, w miejscu uprzedniego natchnienia pęczniał jedynie gniew, pragnienie, by ukazać nie tylko swoje przekonania, ale przede wszystkim swoją przewagę. Nikt jej nie słuchał, a ona tym razem nie zamierzała pozwolić, by odprawiono ją milczeniem.
– Sænkva – obserwowała mimikę Untamo i zanim wypowiedziała zaklęcie, jej usta rozchyliły się w przekornym uśmiechu, jak gdyby wypowiadała je jedynie z chełpliwej przekory, wiedząc, że wszystko, co nastanie po nim, zniweczy wszelkie próby zjednania sobie tłumu. Czar nie sięgnął celu, zbyt słaby, by odbić inkantację oficera, a Kajsa poczuła, jak gniew w jej piersi ostudza się i marnieje – na odwrót było już jednak za późno, w chwili, w której magia rozetliła się w jej słowach, oczy zamgliły się bowiem gęstą bielą, a przez żyły na twarzy i odsłoniętych ramionach przegryzła się czerń jadowitego wężowiska. Ludzie zgromadzeni w Stortingu zaczęli krzyczeć, podczas gdy pozostali rzucili się do ucieczki – sytuacja nie wzbudzała dłużej wątpliwości; należało ją zakończyć.
Każdemu z was przysługuje rzut kością k100 na dowolną czynności. W przypadku użycia charyzmy próg powodzenia, oznaczający wywołanie reakcje wśród zgromadzonych, wynosi 60.
Sohvi Vänskä
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:15
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Mogłaby ją polubić, gdyby spotkały się w inny sposób; mogłaby nawet czerpać przyjemność z tych drobnych ukąszeń, mogłaby palcem docisnąć drzazgę żądła głębiej pod naskórek konwersacji, wywracając ją podszewką na zewnątrz. Uniesiona buńczucznie broda mogłaby wzbudzić w niej uczucie bliższe sympatii nawet przy okazji niezgodnych poglądów, nawet pomimo skłonności pobłażania niewybaczalnemu okrucieństwu – mogłaby się nawet z nią zgodzić w pewnej części, gdyby tylko rozmowa tak kontrowersyjna nie została wywleczona przez publiczność, przed którą nie wypadało popełniać stwierdzeń dwuznacznych i odpowiedzi poddających w wątpliwość własną moralność. Podobnie do niej należała do mniejszości; wiedziała, że jej błędy urastały do skali większej poza jej wiedzą – wiedziała, że wbrew sobie stawała się przykładem reprezentującym cały rodzaj człowieka, zawartość jednej z ciasnych szuflad, według których ich rozdzielano. W czasie, kiedy plotki na jej temat nie trąciły jeszcze nieświeżością i piekły przyjemnie w długie języki, powtarzano w tych samych rozmowach częściej i chętniej: mówiłem, że mieszanie się z nimi przyniesie tylko zarazę, podobno mówiono, że swoich skłonności nauczyła się wśród śniących, przyniosła je ze sobą jak prątki dżumy. Stanowcza opozycja była jedyną właściwą reakcją; nie mogła dać jej nic więcej, chociaż przecież słuchała – wbrew temu, co Kajsa mogła teraz o niej sądzić, słuchała zawsze. Słuchała, co mówiono w mieście, słuchała, jak cichła rozmowa, kiedy przechodziła obok, słuchała problemów ludzi bliższych i dalszych, słuchała wystarczająco, by wiedzieć, że prawie nic nie było nigdy tak proste i czarno-białe – nawet w Przesmyku znaleźć można było odcienie niepodobne czerni, szczery żal i właściwe powody prowadzące do nieodwracalnych konsekwencji, ale naiwnym było mówić o tym głośno, apelować tym bardziej do stancji wyższych: mogłaby ją wysłuchać, wedle jej życzenia, nie zmieniłoby to niczego. Mogłaby jej powiedzieć: to nie ma znaczenia. Jedyne, co może was uratować, to milczenie i modlitwa, że nie pomieszają was z tymi, którzy dali wam słuszne powody.
Nie powiedziała jej tymczasem nic więcej; człowiek stojący przy drzwiach wzbudzał w niej nieprzyjemne przeczucia, tłuszcza ludzi wylewających się do holu zdawała się napierać na jej plecy, choć w istocie nikt nie poruszył się naprzód – zaczynało robić się gęsto, a ona rozumiała, że to przecież dokładnie to, czego Kajsa chciała – w końcu wszyscy mieli ich wysłuchać, choć pomysł, że mogliby podobnym wystąpieniem wskórać cokolwiek był pomysłem zupełnie szaleńczym. Zdawało jej się, że serce unosi jej się wyżej z kolejnym wdechem; tętno pogłębiło się, odbijając się od podstaw tchawicy, gardło zadrapało znów tęsknotą za papierosem i winem. Podejmowana walka nie miała zwycięzców, mogli trzymać się tu nawzajem do końca dnia, zataczać kręgi dyskusji coraz mniej wstrzemięźliwych; dlaczego nikt jeszcze nie próbował ich wyprowadzić? Wszyscy ci ludzie za jej plecami, wszyscy ci galdrowie – z magią płynącą im w żyłach wraz z krwią, na co czekali? Gatunek wyższy, gatunek szlachetniejszy; spętany wymyślonymi zahamowaniami, nie wypadało mówić ostrzej, nie wypadało użyć zaklęcia, wszyscy wpatrzeni w zamieszanie jak tępe owce, otworzyć bramkę rano, żeby wypchały się sianem, otworzyć popołudniu, by wyszły równym rządkiem, ona wśród nich, pod owczą skórą.
Untamo przełamał impas pierwszy – mundur pozwalał mu na więcej; ale był jeden – odruchem sięgnęła spojrzeniem przez ramię za siebie, szukając owcy bardziej rozumnej, czy wezwano już służby? Nikt jednak nie odpowiadał na czujny puginał jej wzroku; pomijano ją spojrzeniami, patrzono przez nią, jakby była przejrzysta – dostrzegła najpierw przestraszone zaskoczenie w niezliczonych kręgach źrenic, przez ułamek chwili pomieszczenie wstrzymało oddech, a potem ogłuszył ją popłoch. Dopiero wtedy spostrzegła mleczną mgłę zasnuwającą źrenice ciężką kotarą i rozgałęzienia czarnych żył płożących się płytko pod kobiecą skórą; dopiero wtedy poczuła strach – niepokorna buta, z jaką dotąd traktowała niebezpieczeństwo, pękła i skruszyła się z jej fizjonomii jak stara farba; miała przynajmniej godność nie poddać się nerwowej histerii, choć zapewne powinna – ze wszystkich obecnych miała najmniejsze szanse przeżyć to starcie. Nóż, schowany głęboko w przegródce torebki, wydawał jej się jeszcze śmieszniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.
Odwróciła się, w zamieszaniu poszukując Halvorsena – chciała prosić, by zapanował nad ludźmi; by ją stąd wyprowadził – zobaczyła jednak jedynie jego sylwetkę znikającą między ludźmi; spojrzała ku Sorsie – a potem miała ochotę krzyczeć, miała ochotę krzyczeć, więc złapała pierwszego mężczyznę, który próbował przepchać się dalej, do wyjścia, zatrzymując go szarpnięciem za poły ubrania: – Zrób coś, do diabła – warknęła, bezwiednie sięgając po śniącą pobożność – wezwij pomoc – uściśliła, obawiając się, że spłoszony umysł nie będzie potrafił poradzić sobie z poleceniem mniej ścisłym; – na bogów – głos zachwiał się na strunach cieniem obawy i szorstkiego rozgoryczenia; gdzie ich magia? gdzie ich wszechmocna magia?
Spojrzała w bok, w miejsce, gdzie wcześniej stała nieznajoma kobieta o jasnych oczach, mając nadzieję, że napotka trzeźwiejsze źrenice; do jasnej cholery, próbowała zapanować nad nerwami, kiedy potrącano ją w popłochu; powinna uciec, ale nie chciała odchodzić, dopóki nie upewniła się, że ktoś wezwał pomoc – wiedziała, że Sorsa jest kompetentny, ale nie zamierzała sprawdzać, czy miał skórę uodpornioną doświadczeniem na zaklęcia zakazane.
charyzma: 54 (k100) + 27 (statystyka) + 2 (ekwipunek) = 83 > 60
Nie powiedziała jej tymczasem nic więcej; człowiek stojący przy drzwiach wzbudzał w niej nieprzyjemne przeczucia, tłuszcza ludzi wylewających się do holu zdawała się napierać na jej plecy, choć w istocie nikt nie poruszył się naprzód – zaczynało robić się gęsto, a ona rozumiała, że to przecież dokładnie to, czego Kajsa chciała – w końcu wszyscy mieli ich wysłuchać, choć pomysł, że mogliby podobnym wystąpieniem wskórać cokolwiek był pomysłem zupełnie szaleńczym. Zdawało jej się, że serce unosi jej się wyżej z kolejnym wdechem; tętno pogłębiło się, odbijając się od podstaw tchawicy, gardło zadrapało znów tęsknotą za papierosem i winem. Podejmowana walka nie miała zwycięzców, mogli trzymać się tu nawzajem do końca dnia, zataczać kręgi dyskusji coraz mniej wstrzemięźliwych; dlaczego nikt jeszcze nie próbował ich wyprowadzić? Wszyscy ci ludzie za jej plecami, wszyscy ci galdrowie – z magią płynącą im w żyłach wraz z krwią, na co czekali? Gatunek wyższy, gatunek szlachetniejszy; spętany wymyślonymi zahamowaniami, nie wypadało mówić ostrzej, nie wypadało użyć zaklęcia, wszyscy wpatrzeni w zamieszanie jak tępe owce, otworzyć bramkę rano, żeby wypchały się sianem, otworzyć popołudniu, by wyszły równym rządkiem, ona wśród nich, pod owczą skórą.
Untamo przełamał impas pierwszy – mundur pozwalał mu na więcej; ale był jeden – odruchem sięgnęła spojrzeniem przez ramię za siebie, szukając owcy bardziej rozumnej, czy wezwano już służby? Nikt jednak nie odpowiadał na czujny puginał jej wzroku; pomijano ją spojrzeniami, patrzono przez nią, jakby była przejrzysta – dostrzegła najpierw przestraszone zaskoczenie w niezliczonych kręgach źrenic, przez ułamek chwili pomieszczenie wstrzymało oddech, a potem ogłuszył ją popłoch. Dopiero wtedy spostrzegła mleczną mgłę zasnuwającą źrenice ciężką kotarą i rozgałęzienia czarnych żył płożących się płytko pod kobiecą skórą; dopiero wtedy poczuła strach – niepokorna buta, z jaką dotąd traktowała niebezpieczeństwo, pękła i skruszyła się z jej fizjonomii jak stara farba; miała przynajmniej godność nie poddać się nerwowej histerii, choć zapewne powinna – ze wszystkich obecnych miała najmniejsze szanse przeżyć to starcie. Nóż, schowany głęboko w przegródce torebki, wydawał jej się jeszcze śmieszniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.
Odwróciła się, w zamieszaniu poszukując Halvorsena – chciała prosić, by zapanował nad ludźmi; by ją stąd wyprowadził – zobaczyła jednak jedynie jego sylwetkę znikającą między ludźmi; spojrzała ku Sorsie – a potem miała ochotę krzyczeć, miała ochotę krzyczeć, więc złapała pierwszego mężczyznę, który próbował przepchać się dalej, do wyjścia, zatrzymując go szarpnięciem za poły ubrania: – Zrób coś, do diabła – warknęła, bezwiednie sięgając po śniącą pobożność – wezwij pomoc – uściśliła, obawiając się, że spłoszony umysł nie będzie potrafił poradzić sobie z poleceniem mniej ścisłym; – na bogów – głos zachwiał się na strunach cieniem obawy i szorstkiego rozgoryczenia; gdzie ich magia? gdzie ich wszechmocna magia?
Spojrzała w bok, w miejsce, gdzie wcześniej stała nieznajoma kobieta o jasnych oczach, mając nadzieję, że napotka trzeźwiejsze źrenice; do jasnej cholery, próbowała zapanować nad nerwami, kiedy potrącano ją w popłochu; powinna uciec, ale nie chciała odchodzić, dopóki nie upewniła się, że ktoś wezwał pomoc – wiedziała, że Sorsa jest kompetentny, ale nie zamierzała sprawdzać, czy miał skórę uodpornioną doświadczeniem na zaklęcia zakazane.
charyzma: 54 (k100) + 27 (statystyka) + 2 (ekwipunek) = 83 > 60
Mistrz Gry
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:15
The member 'Sohvi Vänskä' has done the following action : kości
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'k6' : 1
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'k6' : 1
Einar Halvorsen
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:16
Einar HalvorsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Niedobrze.
Trzy sylaby jak brzytwy liżą ostrzami skórę płoszącej się momentalnie świadomości, gęsia skórka niepokoju wynurza się w jego wnętrzu niczym nieśmiałe, pierwsze pąki w wątpliwie pięknym i wypaczonym przedwiośniu kataklizmu. Nieugięcie kobiety spycha ją prosto w szczęki bezdennej niemal frustracji; niedobrze. Triumf czaru dłużej nie cieszy, jest ledwie starą zabawką ciśniętą do kąta czasu, zgiętą wpół i pokrytą gęstą, szarawą naroślą kurzu.
Wszyscy walczą samotnie, o swoje miejsce, o swoje wzniosłe, wyśnione lub przegryzione z piachem ideały, o godność stłuczoną niegdyś jak ulubiony wazon, spękany i grzechoczący, o swoje miejsce, o każdy, najmniejszy oddech, schwytany w areszcie płuc. Nawet w różnych zrzeszeniach, donośnych organizacjach większość pragnie zagarnąć egoistycznie wyłącznie swoje korzyści. Nigdy nie czuł, że żył w jednomyślnej wspólnocie, nawet kiedy był galdrem różniącym się tylko-aż pierwiastkiem nieludzkiego pochodzenia, świat był dla niego od zawsze tłustym kawałem mięsa szarpanym przez niezliczone zastępy kłapiących zębów. Byle mieć coś dla siebie, byle zagarnąć więcej i dławić się w chciwym gardle, więcej, więcej i więcej.
- Jeszcze się zobaczymy - odzywa się do mężczyzny, rozchyla wargi w uśmiechu w ostatniej, możliwej chwili. Kojący, miękki ton głosu muska leniwie przestrzeń, spojrzenie z pozorną dozą zaciekawienia błądzi po krajobrazie cudzej fizjonomii. Udaje, że jego słowa, że oświadczenie wydarte z krtani szponami huldrzego czaru wywiera na nim wrażenie, choć nie wywiera żadnego; słyszał w ciągu tych wszystkich lat niezliczone zastępy podobnych szczodrych obietnic, głoszonych ze zbyt poufną rozrzutnością. Mówi, że chce się spotkać choć tak naprawdę nie chce go widzieć nigdy, nie z własnej woli, nie z żadnej, ślepej sympatii.
Później niedobrze zmienia się w czysty chaos, w potrawkę dźwięków obficie doprawioną dudniącym mu w uszach krzykiem, popłochem pęczniejących w przestrachu odrębności umysłów. Ślepiec; oczy przykryte mgłą nienawistnej bieli, czarne korzenie pnących się ścieżek żył. Słysząc nabrzmiały popłoch, wprost nieuchronnie myśli o przyjaciółce, o chwili, kiedy się przed nim ujawniła, o chwili, kiedy był słaby, zbyt słaby i bał się że efekt zdradliwej domieszki spożytego eliksiru okaże się niemożliwy do odwrócenia, nie pozwalając mu dłużej odciąć zaklęciem przebrzydłej skazy świadczącej o jego przodkach.
Był przekonany że wszelkie manipulacje nie obłaskawią tłumu, że jego występ się skończył, nie miał oprócz tego zamiaru narażać siebie poza stosowną miarę którą i tak do tej pory zdołał niesamowicie nadwyrężyć. Nie powinien się podobnie odsłaniać, próbując sterować poszczególnymi członkami organizacji usiłującej podkreślać wszystkie wyznawane przez siebie postulaty, naruszając tym samym panującą w urzędzie rutynę. Reszta spoczywała już w rękach Kruczej Straży i innych bardziej odpowiednich służb - sam był jedynie malarzem, który to z podobnymi sytuacjami nie powinien mieć zbyt wiele wspólnego. Ruszył przed siebie, lawirując pomiędzy sylwetkami i usiłując przedrzeć się w stronę wyjścia; jeśli ktoś miał zamiar go pochwycić i momentalnie zatrzymać, na końcu języka majaczyły mu przeróżne wymówki, które w duecie z aurą były w stanie zapewnić mu dodatkową ochronę; bilet, by się wydostać, jak najdalej, zanim dojdzie do znacznie poważniejszych i radykalnych czynów.
charyzma: 16 (k100) + 40 (statystyka) + 10 (atut) = 66
Trzy sylaby jak brzytwy liżą ostrzami skórę płoszącej się momentalnie świadomości, gęsia skórka niepokoju wynurza się w jego wnętrzu niczym nieśmiałe, pierwsze pąki w wątpliwie pięknym i wypaczonym przedwiośniu kataklizmu. Nieugięcie kobiety spycha ją prosto w szczęki bezdennej niemal frustracji; niedobrze. Triumf czaru dłużej nie cieszy, jest ledwie starą zabawką ciśniętą do kąta czasu, zgiętą wpół i pokrytą gęstą, szarawą naroślą kurzu.
Wszyscy walczą samotnie, o swoje miejsce, o swoje wzniosłe, wyśnione lub przegryzione z piachem ideały, o godność stłuczoną niegdyś jak ulubiony wazon, spękany i grzechoczący, o swoje miejsce, o każdy, najmniejszy oddech, schwytany w areszcie płuc. Nawet w różnych zrzeszeniach, donośnych organizacjach większość pragnie zagarnąć egoistycznie wyłącznie swoje korzyści. Nigdy nie czuł, że żył w jednomyślnej wspólnocie, nawet kiedy był galdrem różniącym się tylko-aż pierwiastkiem nieludzkiego pochodzenia, świat był dla niego od zawsze tłustym kawałem mięsa szarpanym przez niezliczone zastępy kłapiących zębów. Byle mieć coś dla siebie, byle zagarnąć więcej i dławić się w chciwym gardle, więcej, więcej i więcej.
- Jeszcze się zobaczymy - odzywa się do mężczyzny, rozchyla wargi w uśmiechu w ostatniej, możliwej chwili. Kojący, miękki ton głosu muska leniwie przestrzeń, spojrzenie z pozorną dozą zaciekawienia błądzi po krajobrazie cudzej fizjonomii. Udaje, że jego słowa, że oświadczenie wydarte z krtani szponami huldrzego czaru wywiera na nim wrażenie, choć nie wywiera żadnego; słyszał w ciągu tych wszystkich lat niezliczone zastępy podobnych szczodrych obietnic, głoszonych ze zbyt poufną rozrzutnością. Mówi, że chce się spotkać choć tak naprawdę nie chce go widzieć nigdy, nie z własnej woli, nie z żadnej, ślepej sympatii.
Później niedobrze zmienia się w czysty chaos, w potrawkę dźwięków obficie doprawioną dudniącym mu w uszach krzykiem, popłochem pęczniejących w przestrachu odrębności umysłów. Ślepiec; oczy przykryte mgłą nienawistnej bieli, czarne korzenie pnących się ścieżek żył. Słysząc nabrzmiały popłoch, wprost nieuchronnie myśli o przyjaciółce, o chwili, kiedy się przed nim ujawniła, o chwili, kiedy był słaby, zbyt słaby i bał się że efekt zdradliwej domieszki spożytego eliksiru okaże się niemożliwy do odwrócenia, nie pozwalając mu dłużej odciąć zaklęciem przebrzydłej skazy świadczącej o jego przodkach.
Był przekonany że wszelkie manipulacje nie obłaskawią tłumu, że jego występ się skończył, nie miał oprócz tego zamiaru narażać siebie poza stosowną miarę którą i tak do tej pory zdołał niesamowicie nadwyrężyć. Nie powinien się podobnie odsłaniać, próbując sterować poszczególnymi członkami organizacji usiłującej podkreślać wszystkie wyznawane przez siebie postulaty, naruszając tym samym panującą w urzędzie rutynę. Reszta spoczywała już w rękach Kruczej Straży i innych bardziej odpowiednich służb - sam był jedynie malarzem, który to z podobnymi sytuacjami nie powinien mieć zbyt wiele wspólnego. Ruszył przed siebie, lawirując pomiędzy sylwetkami i usiłując przedrzeć się w stronę wyjścia; jeśli ktoś miał zamiar go pochwycić i momentalnie zatrzymać, na końcu języka majaczyły mu przeróżne wymówki, które w duecie z aurą były w stanie zapewnić mu dodatkową ochronę; bilet, by się wydostać, jak najdalej, zanim dojdzie do znacznie poważniejszych i radykalnych czynów.
charyzma: 16 (k100) + 40 (statystyka) + 10 (atut) = 66
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Mistrz Gry
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:16
The member 'Einar Halvorsen' has done the following action : kości
'k100' : 16
'k100' : 16
Bezimienny
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:17
Dziewczyna się myliła. Na świecie niewiele było rzeczy gorszych od nudy — nuda czyniła kryminalistę, nuda czyniła ślepca, nuda czyniła też kretynkę wkradającą się do miejsc, w których nie powinno jej być. Beau skrzywiła się cierpko, jej zwykle łagodna, gładka twarz wygięta nagle infantylną złośliwością. Nie miała ochoty być tutaj choćby sekundę dłużej, nie miała też ochoty słuchać tej plątaniny krzyków i zawodzeń. Jak zwykle miała wiele rzeczy do zrobienia i choć jeszcze pół godziny temu myślała, ze jedną z nich jest chaos w Stortingu, teraz powoli przypominała sobie, że nie znosi urzędów (stanowczo zbyt dużo kolejek, garsonek i lakieru do drewna), a w jej apartamencie czekało na nią łóżko, lakier do paznokci i absolutny brak ludzi o wielkich ideach.
— Dziękuję za ostrzeżenie — syknęła, siląc się na uprzejmą wesołość, patrząc przy tym jednak w oczy Kajsy z taką przekornością i pewnością siebie, że iskry zdawały się poruszać w gęstym powietrzu zebranym między ich twarzami. — Nie skorzystam, naturalnie, ale to miłe z twojej strony... tak troszczyć się o bliźnich — jej głos zaskrzypiał cichą szykaną, uśmiech jednak nadal był słodki i przyjemny. Nie miała zamiaru obracać dziewczyny przeciwko sobie, nie podobał jej się jednak ton, którym się do niej zwracała. Nachyliła się więc bliżej, jej uśmiech jeszcze szerszy, jeszcze szczelniejszy w swoim uroku. — Jesteś mądra — szepnęła. — Powinnaś wiedzieć, że lepiej nie szukać wrogów wśród sprzymierzeńców.
Kilka kolejnych minut przyglądała się wydarzeniom z białego korytarza, upajając się ich kształtem, zupełnie jakby pozwalała sobie na oglądanie wyjątkowo abstrakcyjnej, awangardowej sztuki. Głosy i ręce, wyszczerzone zęby, strachliwe pojękiwania; Widziała wąską twarz ciemnowłosej urzędniczki, zmieniająca wyraz w kilku klatkach, jak w niemym filmie, widziała mężczyznę o niskim, surowym głosie wyprostowanego niczym struna, widziała też malarza, niepokojąco gładkiego w słowach i profilu, podchodzącego za blisko zamieszania, dyskutującego o czymś z rozedrganą grupą protestujących, wśród nich młody chłopak o rozjaśnionych oczach.
Beau zamarła — świat stanął w miejscu. Hol Stortingu zmienił się i miast scenę teatru przypominać zaczął wielki, olejny obraz pełen nieruchomych postaci. Za późno zwróciła wzrok w stronę Kajsy. Jej twarz była już zarumieniona, spojrzenie zacięte i gniewne w sposób, który widywała jedynie na twarzach kobiet. Znała ten rodzaj furii — żyła z nim na co dzień, pod skórą, we włosach, gdzieś w rozmokłej ziemi, w której pochowano jej matkę. To była wściekłość kogoś, komu nigdy nie pozwalano kończyć zdań, złość człowieka, od którego stale odwracano wzrok. W ułamku sekundy zrobiło jej się słabo, w połowie następnej pragnęła już jedynie uciekać. Obserwowała wstęgi ciemnych żył wspinających się po dziewczęcych ramionach, biel zalewająca migdały jej oczu. Panika zacisnęła się ciasno wokół jej szyi, sięgając jeszcze głębiej, gdy wzrok kobiety z urzędu zderzył się z jej spojrzeniem. Obie były przerażone, Beau nie zdołała jednak unieść głosu, by zawołać pomoc. Nie było zresztą sensu — byli zdani wyłącznie na siebie.
— Myślałam, że mieliśmy rozmawiać! — odezwała się, przekrzykując rozhisteryzowany tłum. — Ej! Rozumiem, jesteś zła. Trudno nie być, prawda? Oni wszyscy... nie chcą cię słuchać, nikt nie chce cię słuchać — starała się powstrzymać drganie głosu, utrzymać spokojny rytm oddechu, lecz każdy mięsień w jej ciele przygotowywał się do ucieczki, a serce rzucało się pod żebrami z pasją zagubionej ćmy. — Ja chcę, w porządku? Obiecałaś przecież. — Podchodziła do niej powoli, ostrożnie, jakby nie chciała jej spłoszyć. Widziała już wcześniej zakazaną magię odbitą jak siniak pod warstwą skóry. Żyły ślepca przypominały węże, a wężowe łby przypominały oczy jej starszego brata. — Mówiłaś, że wszyscy zasługują na drugą szansę. — Drgnęła lekko, gdy jasne włosy opadły na jej czoło. — Nie pozwól im jej sobie odebrać.
charyzma: 72 (k100) + 25 (statystyka) + 3 (atut: złotousty) + 10 (atut: odmieniec) = 110
— Dziękuję za ostrzeżenie — syknęła, siląc się na uprzejmą wesołość, patrząc przy tym jednak w oczy Kajsy z taką przekornością i pewnością siebie, że iskry zdawały się poruszać w gęstym powietrzu zebranym między ich twarzami. — Nie skorzystam, naturalnie, ale to miłe z twojej strony... tak troszczyć się o bliźnich — jej głos zaskrzypiał cichą szykaną, uśmiech jednak nadal był słodki i przyjemny. Nie miała zamiaru obracać dziewczyny przeciwko sobie, nie podobał jej się jednak ton, którym się do niej zwracała. Nachyliła się więc bliżej, jej uśmiech jeszcze szerszy, jeszcze szczelniejszy w swoim uroku. — Jesteś mądra — szepnęła. — Powinnaś wiedzieć, że lepiej nie szukać wrogów wśród sprzymierzeńców.
Kilka kolejnych minut przyglądała się wydarzeniom z białego korytarza, upajając się ich kształtem, zupełnie jakby pozwalała sobie na oglądanie wyjątkowo abstrakcyjnej, awangardowej sztuki. Głosy i ręce, wyszczerzone zęby, strachliwe pojękiwania; Widziała wąską twarz ciemnowłosej urzędniczki, zmieniająca wyraz w kilku klatkach, jak w niemym filmie, widziała mężczyznę o niskim, surowym głosie wyprostowanego niczym struna, widziała też malarza, niepokojąco gładkiego w słowach i profilu, podchodzącego za blisko zamieszania, dyskutującego o czymś z rozedrganą grupą protestujących, wśród nich młody chłopak o rozjaśnionych oczach.
Beau zamarła — świat stanął w miejscu. Hol Stortingu zmienił się i miast scenę teatru przypominać zaczął wielki, olejny obraz pełen nieruchomych postaci. Za późno zwróciła wzrok w stronę Kajsy. Jej twarz była już zarumieniona, spojrzenie zacięte i gniewne w sposób, który widywała jedynie na twarzach kobiet. Znała ten rodzaj furii — żyła z nim na co dzień, pod skórą, we włosach, gdzieś w rozmokłej ziemi, w której pochowano jej matkę. To była wściekłość kogoś, komu nigdy nie pozwalano kończyć zdań, złość człowieka, od którego stale odwracano wzrok. W ułamku sekundy zrobiło jej się słabo, w połowie następnej pragnęła już jedynie uciekać. Obserwowała wstęgi ciemnych żył wspinających się po dziewczęcych ramionach, biel zalewająca migdały jej oczu. Panika zacisnęła się ciasno wokół jej szyi, sięgając jeszcze głębiej, gdy wzrok kobiety z urzędu zderzył się z jej spojrzeniem. Obie były przerażone, Beau nie zdołała jednak unieść głosu, by zawołać pomoc. Nie było zresztą sensu — byli zdani wyłącznie na siebie.
— Myślałam, że mieliśmy rozmawiać! — odezwała się, przekrzykując rozhisteryzowany tłum. — Ej! Rozumiem, jesteś zła. Trudno nie być, prawda? Oni wszyscy... nie chcą cię słuchać, nikt nie chce cię słuchać — starała się powstrzymać drganie głosu, utrzymać spokojny rytm oddechu, lecz każdy mięsień w jej ciele przygotowywał się do ucieczki, a serce rzucało się pod żebrami z pasją zagubionej ćmy. — Ja chcę, w porządku? Obiecałaś przecież. — Podchodziła do niej powoli, ostrożnie, jakby nie chciała jej spłoszyć. Widziała już wcześniej zakazaną magię odbitą jak siniak pod warstwą skóry. Żyły ślepca przypominały węże, a wężowe łby przypominały oczy jej starszego brata. — Mówiłaś, że wszyscy zasługują na drugą szansę. — Drgnęła lekko, gdy jasne włosy opadły na jej czoło. — Nie pozwól im jej sobie odebrać.
charyzma: 72 (k100) + 25 (statystyka) + 3 (atut: złotousty) + 10 (atut: odmieniec) = 110
Mistrz Gry
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:17
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 72
'k100' : 72
Untamo Sorsa
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:20
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
To był właśnie moment w którym powinien działać.
Nie chodziło tu już nawet o powinność wynikającą z zawodu, jakim się trudnił - oczywistym przecież było, iż stawianie dobra ogółu ponad dobrem jednostki w pracy Kruczego Strażnika było rzeczą oczywistą (chociaż nie tak częstą w obecnych czasach, jak zwykł marudzić pod nosem). Zwyczajnie, po ludzku czuł powinność pomagania - pomagania mniejszościom, jakich reprezentantką byłą też zapewne Kajsa (chociaż pomaganie jej było na tyle trudne, iż to on sam kuł ją w kajdany i pomagał w znaczeniu piętnem Pieczęci...), ale przede wszystkim - pomagania tym, którzy niesłusznie oberwać mogli zaklęciem. Nie miał wątpliwości - jeżeli grupa walczących o swoje prawa ślepców byłą w stanie przybyć do Stortingu w gniewie, będą mieli też siłę, by użyć nieco bardziej agresywnej dyplomacji. Jeżeli nie teraz, to w kolejnym, żałosnym kroku ku udowodnieniu własnej racji.
Na to pozwolić nie mógł. Przyznając się do swojej przynależności do Kruczej Straży, wydał na siebie też wyrok - musiał wziąć odpowiedzialność przed sobą i innymi, za to jak potoczą się dalsze losy sytuacji.
Świeżo po awansie otrzymywał podobne wyzwania. Odynie, daj mu siłę.
Gdy ciało kobiety zmieniało się na skutek plugastwa go ogarniającego, Sorsa podniósł głos - mógł sobie na to pozwolić, w końcu jego dotychczasowa "rozmówczyni" musiała mierzyć się ze skutkami działania uspokajającego.
- Na zewnątrz, wszyscy na zewnątrz - sugerował donośnym tonem, jednak sam ku wyjściu się nie przesuwał. Czuł się niczym ten kapitan, który nie mógł opuścić statku przed załogą. Gdyby tylko przyszedł tu z którymś ze swoich podwładnych, jakże łatwiej byłoby mu koordynować działania... - Wzywać Kruczą Straż! - sugerował krzykiem, a wtedy przesunął się od Kajsy, byle znajdować się w odpowiedniej odległości od kobiety, która mogła ugodzić go niegodziwym czarem. Wtedy zerknął tylko w kierunku ulatniającego się ku własnemu pokojowi Skogowi, a potem ku Vanhanen, której gestem dobitnie zasugerował, by wynosiła się stąd - na zewnątrz czy do własnego boksu urzędniczego.
Sam nie da rady, jednak obecnie Krucza Straż miała już mniej problemów - może teraz znajdą chwilę, by dotrzeć do Stortingu na czas.
charyzma: 35 (k100) + 27 (statystyka) + 7 (atut) = 69
Nie chodziło tu już nawet o powinność wynikającą z zawodu, jakim się trudnił - oczywistym przecież było, iż stawianie dobra ogółu ponad dobrem jednostki w pracy Kruczego Strażnika było rzeczą oczywistą (chociaż nie tak częstą w obecnych czasach, jak zwykł marudzić pod nosem). Zwyczajnie, po ludzku czuł powinność pomagania - pomagania mniejszościom, jakich reprezentantką byłą też zapewne Kajsa (chociaż pomaganie jej było na tyle trudne, iż to on sam kuł ją w kajdany i pomagał w znaczeniu piętnem Pieczęci...), ale przede wszystkim - pomagania tym, którzy niesłusznie oberwać mogli zaklęciem. Nie miał wątpliwości - jeżeli grupa walczących o swoje prawa ślepców byłą w stanie przybyć do Stortingu w gniewie, będą mieli też siłę, by użyć nieco bardziej agresywnej dyplomacji. Jeżeli nie teraz, to w kolejnym, żałosnym kroku ku udowodnieniu własnej racji.
Na to pozwolić nie mógł. Przyznając się do swojej przynależności do Kruczej Straży, wydał na siebie też wyrok - musiał wziąć odpowiedzialność przed sobą i innymi, za to jak potoczą się dalsze losy sytuacji.
Świeżo po awansie otrzymywał podobne wyzwania. Odynie, daj mu siłę.
Gdy ciało kobiety zmieniało się na skutek plugastwa go ogarniającego, Sorsa podniósł głos - mógł sobie na to pozwolić, w końcu jego dotychczasowa "rozmówczyni" musiała mierzyć się ze skutkami działania uspokajającego.
- Na zewnątrz, wszyscy na zewnątrz - sugerował donośnym tonem, jednak sam ku wyjściu się nie przesuwał. Czuł się niczym ten kapitan, który nie mógł opuścić statku przed załogą. Gdyby tylko przyszedł tu z którymś ze swoich podwładnych, jakże łatwiej byłoby mu koordynować działania... - Wzywać Kruczą Straż! - sugerował krzykiem, a wtedy przesunął się od Kajsy, byle znajdować się w odpowiedniej odległości od kobiety, która mogła ugodzić go niegodziwym czarem. Wtedy zerknął tylko w kierunku ulatniającego się ku własnemu pokojowi Skogowi, a potem ku Vanhanen, której gestem dobitnie zasugerował, by wynosiła się stąd - na zewnątrz czy do własnego boksu urzędniczego.
Sam nie da rady, jednak obecnie Krucza Straż miała już mniej problemów - może teraz znajdą chwilę, by dotrzeć do Stortingu na czas.
charyzma: 35 (k100) + 27 (statystyka) + 7 (atut) = 69
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Mistrz Gry
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:20
The member 'Untamo Sorsa' has done the following action : kości
'k100' : 35
'k100' : 35
Prorok
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:21
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Kajsa pragnęła rozpalić ogień – w sercach galdrów, którzy czerstwieli na ulicach jak kromki rozrzuconego chleba, wśród urzędników, którzy zawsze przyglądali jej się tym samym, znudzonym spojrzeniem, pod własną skórą, bladą i cierpką ze zniechęcenia, zastygłą jak wosk na nieruchomym ciele; zadrapywała społeczeństwo jak cienką draskę, płomień, który rozniecił się w końcu pod jej ambicjami, był jednak znacznie większy niż główka trzymanej w dłoniach zapałki, przepalał się przez naskórek i czerwienił korytarzami tkanek, aż w końcu wydostał się na zewnątrz, gwałtowny i nieujarzmiony, zbyt potężny, by mógł stać się czymś dobrym – magia zakazana pożerała galdrów jak pożar, a ci, którzy go przeżyli, już na zawsze mieli zwęglone żyły i spojrzenie zaślepione białą oparzelizną płomieni. Nigdy nie chciała się zatracić – wiedziała, jak wyglądali ludzie, których przegryzło uzależnienie, od lat pomagała ślepcom, którzy słaniali się przy drzwiach jej mieszkania, ocierała drżenie ciepłym kompresem i obiecywała, że ciężar w końcu uniesie się w górę piersi; kiedyś naprawdę wierzyła, że niebawem wszystko ulegnie zmianie – im więcej czasu mijało, tym większa rosła w niej jednak niecierpliwość, więc podnosiła głos do krzyku i zgrzytała zębami, zaciskała pięści i pozwalała, by emocje brały w górę nad zdrowym rozsądkiem. Kiedy posługiwała się zaklęciami, czuła się wolna – tego nie mogli jej przecież odebrać.
Teraz upadła jednak na kolana, osłabiona czarem rzuconym przez Untamo, jakby wszystko, co pozwoli rozwijało się i pęczniało w jej wnętrzu, teraz zacisnęło się gwałtownym skurczem, sprowadzając na barki nagłe osłabienie – oczy wciąż lśniły jej bielą, a kąciki ust drgały złowrogo, nie miała jednak siły dłużej walczyć, a kiedy pod wpływem nagleń Sohvi przez Storting pomknęły kolejne zaklęcia, wiedziała już, że przegrała; nie chciano jej słuchać – niezależnie od tego, czy wypowiadała się krzykiem czy szeptem. Wokół zapanował chaos, mgła powoli usunęła się jednak z jej źrenic, kiedy uniosła wzrok na twarz oficera, spojrzenie miała więc czujne, pełne rozdrażnienia, które rwało się stłumione pod pięścią osierdzia.
– Rozmawialiśmy – warknęła, nagle zwracając głowę w kierunku Beau – była zła, lecz jednocześnie tliło się w niej coś nieobliczalnego, jakby próbowała wstać i objąć ją ramionami, docisnąć serce do wątłej, huldrzej piersi, mówić, dopóki głos nie zachrypłby jej w gardle i po raz pierwszy w życiu czuć, że została wysłuchana. – Już za późno. Lepiej uciekaj, zanim odbiorą ją również tobie. – odparła zamiast tego, bo w tej samej chwili czterej oficerowie, którzy wpadli do budynku, spętali ją zaklęciami i przeciągnęli ramiona na tył zgarbionych pleców, unieruchamiając je szczękiem żelaznych kajdan – Kajsa poddała im się nie bez walki; nigdy nie chodziło jej o to, żeby wygrać – chciała jedynie sprowadzić chaos.
Chaos tymczasem niewątpliwie nadszedł – chociaż strażnicy próbowali zapanować nad tłumem i powstrzymać zagrożenie, ludzie wciąż biegli przed siebie, tłocząc się w stronę wyjścia, część próbowała rozeprzeć sobie drogę zaklęciami, inni chwytali za cudze ramiona, przepychając się nawzajem, upadając na twardą, marmurową podłogę, krzycząc i rzucając oblegi, jakby te miały zapewnić im bezpieczeństwo. Ktoś szarpnął Einara za rękaw koszuli, jeszcze inna osoba potknęła się i wpadła na Sohvi, obca kobieta chwyciła Beau za ramię i pociągnęła w stronę wyjścia – jedynie Untamo pozostawał na miejscu, upewniając się, że zagrożenie pozostało zażegnane. Proszę opuścić teren budynku, grzmiało barytonem wzmocnionego zaklęciem głosu, ucieczka okazała się jednak trudniejsza, niż ktokolwiek z was mógłby przypuszczać.
Sohvi, Einar i Beau podejmują się ucieczki z budynku – w tym celu każdy z was rzuca kością k6:
1,2 – tracisz orientację w budynku; tłum ludzi napiera w stronę wyjścia i ktoś popycha cię tak mocno, że upadasz na marmurową podłogę, a twarde zelówki przestraszonych galdrów przydeptują ci palce, nie zwracając uwagi na to, że próbujesz się podnieść i skierować w stronę drzwi.
3,4 – kiedy skierowałeś się w stronę drzwi wyjściowych, otoczył się tłum obcych ludzi, wszystkich pragnących jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz; ktoś z nich przypadkowo uderzył cię łokciem w pod żebra, próbując przedostać się naprzód motłochu.
5, 6 – udało ci się zwinnie przemknąć pomiędzy tłumem zebranych w budynku ludzi i choć wokół zrobiło się duszno, a część osób naparła na ciebie tak mocno, że mało nie przewróciłeś się w progu drzwi, udało ci się wydostać na zewnątrz i napełnić płuca świeżym powietrzem.
Untamo może zdecydować się na pomoc w aresztowaniu Kajsy oraz członków organizacji "Początek", którzy postanowili ruszyć jej na pomoc – w tym celu przysługuje mu rzut kością k100 na sprawność fizyczną. Próg powodzenia wynosi 55.
Teraz upadła jednak na kolana, osłabiona czarem rzuconym przez Untamo, jakby wszystko, co pozwoli rozwijało się i pęczniało w jej wnętrzu, teraz zacisnęło się gwałtownym skurczem, sprowadzając na barki nagłe osłabienie – oczy wciąż lśniły jej bielą, a kąciki ust drgały złowrogo, nie miała jednak siły dłużej walczyć, a kiedy pod wpływem nagleń Sohvi przez Storting pomknęły kolejne zaklęcia, wiedziała już, że przegrała; nie chciano jej słuchać – niezależnie od tego, czy wypowiadała się krzykiem czy szeptem. Wokół zapanował chaos, mgła powoli usunęła się jednak z jej źrenic, kiedy uniosła wzrok na twarz oficera, spojrzenie miała więc czujne, pełne rozdrażnienia, które rwało się stłumione pod pięścią osierdzia.
– Rozmawialiśmy – warknęła, nagle zwracając głowę w kierunku Beau – była zła, lecz jednocześnie tliło się w niej coś nieobliczalnego, jakby próbowała wstać i objąć ją ramionami, docisnąć serce do wątłej, huldrzej piersi, mówić, dopóki głos nie zachrypłby jej w gardle i po raz pierwszy w życiu czuć, że została wysłuchana. – Już za późno. Lepiej uciekaj, zanim odbiorą ją również tobie. – odparła zamiast tego, bo w tej samej chwili czterej oficerowie, którzy wpadli do budynku, spętali ją zaklęciami i przeciągnęli ramiona na tył zgarbionych pleców, unieruchamiając je szczękiem żelaznych kajdan – Kajsa poddała im się nie bez walki; nigdy nie chodziło jej o to, żeby wygrać – chciała jedynie sprowadzić chaos.
Chaos tymczasem niewątpliwie nadszedł – chociaż strażnicy próbowali zapanować nad tłumem i powstrzymać zagrożenie, ludzie wciąż biegli przed siebie, tłocząc się w stronę wyjścia, część próbowała rozeprzeć sobie drogę zaklęciami, inni chwytali za cudze ramiona, przepychając się nawzajem, upadając na twardą, marmurową podłogę, krzycząc i rzucając oblegi, jakby te miały zapewnić im bezpieczeństwo. Ktoś szarpnął Einara za rękaw koszuli, jeszcze inna osoba potknęła się i wpadła na Sohvi, obca kobieta chwyciła Beau za ramię i pociągnęła w stronę wyjścia – jedynie Untamo pozostawał na miejscu, upewniając się, że zagrożenie pozostało zażegnane. Proszę opuścić teren budynku, grzmiało barytonem wzmocnionego zaklęciem głosu, ucieczka okazała się jednak trudniejsza, niż ktokolwiek z was mógłby przypuszczać.
Sohvi, Einar i Beau podejmują się ucieczki z budynku – w tym celu każdy z was rzuca kością k6:
1,2 – tracisz orientację w budynku; tłum ludzi napiera w stronę wyjścia i ktoś popycha cię tak mocno, że upadasz na marmurową podłogę, a twarde zelówki przestraszonych galdrów przydeptują ci palce, nie zwracając uwagi na to, że próbujesz się podnieść i skierować w stronę drzwi.
3,4 – kiedy skierowałeś się w stronę drzwi wyjściowych, otoczył się tłum obcych ludzi, wszystkich pragnących jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz; ktoś z nich przypadkowo uderzył cię łokciem w pod żebra, próbując przedostać się naprzód motłochu.
5, 6 – udało ci się zwinnie przemknąć pomiędzy tłumem zebranych w budynku ludzi i choć wokół zrobiło się duszno, a część osób naparła na ciebie tak mocno, że mało nie przewróciłeś się w progu drzwi, udało ci się wydostać na zewnątrz i napełnić płuca świeżym powietrzem.
Untamo może zdecydować się na pomoc w aresztowaniu Kajsy oraz członków organizacji "Początek", którzy postanowili ruszyć jej na pomoc – w tym celu przysługuje mu rzut kością k100 na sprawność fizyczną. Próg powodzenia wynosi 55.
Sohvi Vänskä
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:24
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Wreszcie posłuchali – choć zdawało jej się, że jej głos ginął w strachu podnoszącym się krzykiem po wysokie sklepienie i nie była w stanie usłyszeć rzucanych zaklęć ani rozróżnić ich od przekleństw (gdzieś obok jej ucha prześmignęła obelżywość gęsta jak plwocina, spodziewała się jednak, że dla Kajsy nie była to rzecz ani nowa, ani szczególnie dotkliwa), ujrzała wreszcie niebieskie światło falujące nad głowami spłoszonych ludzi, znajomą barwę wezwania, na które straż miała obowiązek odpowiedzieć; miała nadzieję, że raczej prędzej niż później. Zamierzała pozostać jeszcze na miejscu, choć chwilę później przerażony tłum otoczył ją ogłuszającym jazgotem, bolesnymi krawędziami barków i łokci, dusznością zatrzymującą się w piersi ciężarem lęku – bała się czarnych żył występujących spod jasnej skóry, ale staranowanie przez spanikowany motłoch nie podobał jej się ani trochę bardziej. Chciała przedrzeć się bliżej, wbrew rozsądkowi, by uniknąć nurtu ciągnącego ją do wyjścia – widziała kobietę podchodzącą do Kajsy, próbującą jeszcze z nią rozmawiać; widziała też Untamo pozostającego na miejscu, gotowego zapewne sterczeć tam do własnego pogrzebu, gdyby zaszła taka potrzeba, do tego zobowiązywał go wprawdzie mundur, a ona wiedziała przecież, że był jednym z tych strażników, którzy nosili go z pełną świadomością stawianych mu warunków. Była, oczywiście, naiwna, sądząc, że jej obecność mogła mieć w tym momencie jeszcze jakieś znaczenie – że mogłaby stanowić rzeczywistą pomoc, zamiast kolejnej odpowiedzialności; zdawała się o tym nie myśleć, dopóki nie napotkała jego spojrzenia, pewnego i kategorycznego, a gest uniesionej ręki otrzeźwił ją wreszcie z tego głupiego ogłuszenia, w którym wydawało jej się, że powinna zostać – nie przez bzdurę cywilnej odwagi, ale dlatego, że ogłuszającym popłochu niezrozumiale ważne wydawało jej się, żeby Sorsy samego nie zostawiać, bo zwyczajnie – co za głupota – go lubiła.
Nie próbowała upierać się dalej w bezmyślności; pozwoliła, by tłum pociągnął ją ze sobą, połknął ją głębiej, otoczył zewsząd podniesionym głosem, nawoływaniem się nawzajem, dłońmi próbującymi utrzymać się w zamieszaniu w mocnym uścisku. Kątem oka, między głowami i ramionami ludzi, widziała, że pojawili się strażnicy – nie miała dłużej miejsca jednak nawet na ulgę. Zamieszanie zacisnęło się na niej, ktoś złapał ją za ramię, próbując przepchać się przed nią, coś twardego wbiło się pod jej żebro tak mocno, że pochyliła się odruchem, gubiąc oddech, przeklinając w duchu wszystko, na czym stał świat; co za bydło. Prawie nie zauważyła momentu, kiedy udało jej się przedostać na zewnątrz, ściśnięta między obcymi ludźmi prącymi naprzód na złamanie karku, niewątpliwie gotowych wyjść choćby depcząc po rękach i plecach innych ludzi; parę razy sama przystanęła na czymś i mogła mieć jedynie nadzieję, że były to czyjeś nowe skórzane buty.
W końcu złapała oddech – myśląc przede wszystkim o tym, że potrzebuje natychmiast zapalić i zapomnieć o czerni wspinającej się po kobiecej twarzy jak skłębienie węży.
Nie próbowała upierać się dalej w bezmyślności; pozwoliła, by tłum pociągnął ją ze sobą, połknął ją głębiej, otoczył zewsząd podniesionym głosem, nawoływaniem się nawzajem, dłońmi próbującymi utrzymać się w zamieszaniu w mocnym uścisku. Kątem oka, między głowami i ramionami ludzi, widziała, że pojawili się strażnicy – nie miała dłużej miejsca jednak nawet na ulgę. Zamieszanie zacisnęło się na niej, ktoś złapał ją za ramię, próbując przepchać się przed nią, coś twardego wbiło się pod jej żebro tak mocno, że pochyliła się odruchem, gubiąc oddech, przeklinając w duchu wszystko, na czym stał świat; co za bydło. Prawie nie zauważyła momentu, kiedy udało jej się przedostać na zewnątrz, ściśnięta między obcymi ludźmi prącymi naprzód na złamanie karku, niewątpliwie gotowych wyjść choćby depcząc po rękach i plecach innych ludzi; parę razy sama przystanęła na czymś i mogła mieć jedynie nadzieję, że były to czyjeś nowe skórzane buty.
W końcu złapała oddech – myśląc przede wszystkim o tym, że potrzebuje natychmiast zapalić i zapomnieć o czerni wspinającej się po kobiecej twarzy jak skłębienie węży.
Mistrz Gry
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:24
The member 'Sohvi Vänskä' has done the following action : kości
'k6' : 3
'k6' : 3
Einar Halvorsen
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:24
Einar HalvorsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Jesteś zaledwie częścią, układem i mechanizmem, komórką w wielkim systemie; trybikiem poddanym pracy. Jesteś zaledwie częścią klejącej się mazi tłumu, rozlanej, drżącej od krzyku. Jesteś zaledwie częścią, teraz właśnie, w tej chwili której objęcia wiodą w szaleńcze tango, w nieznany, podstępny taniec. Jesteś ułamkiem, nawet, gdy się wyróżniasz i tętnisz jaskrawą aurą, przekleństwem twoich narodzin.
Jesteś.
Tyle teraz wystarczy. Jesteś.
(Ktoś chwyta go za koszulę).
Materiał szarpie się, wierzga. Ktoś go potrącił, ktoś wrzasnął niemal przy uchu, podrażnił cienką membranę. Ktoś - i ktoś - i ktoś inny, nieład nieznanych twarzy, ślad malowideł strachu, panika jest wielkim wrzeniem, lawą która przeciska się przez zmarszczki skorupy oraz wypełnia krater jak wielki, nabrzmiały czyrak. Przyznaje, że nie pamięta podobnej treści odczucia, wrażenia, że zgubił płuca, które niepostrzeżenie wypadły przez skrzela żeber gniotąc się na posadzce niczym zużyty dywan, deptany przez kanonadę pospiesznie nerwowych kroków. Dusił się, niemal dusił, miał trudność zaczerpnąć oddech, chwycony w pułapkę tłumu. Zupełnie jakby nurkował. Nurkował w błocie, nurkował, czując swąd mułu. Nurkował, nie wiedząc kiedy i czy - wypłynie na powierzchnię.
Wróć. Nie jesteś ich częścią.
Nie byłeś, nie będziesz nigdy.
Czar staje się jego drzwiami, jest żaglem, na którym może dopłynąć w bezpieczną przystań. Gwar rozchyla się przed nim, czyni to jednak z dużym trudem, leniwie. Kobieta, rwąca się nieopodal, (nie spojrzał na nią dokładnie) zamiera przez krótki moment, wystarczający, aby ominąć się i przecisnąć. Gromada ludzi ucieka, choć nie wie właściwie przed czym.
Przed ślepcem? Przed pojedynczym zaklęciem opuszczającym gardło? Przed siatką splątanych żył wyhaftowanych smolistą czernią na przedramionach, przed bielmem na taflach oczu? Wszystko, co jest odmienne, musi zostać zniszczone. Wszystko, co może zburzyć dotychczasową równowagę, zasługuje na potępienie. Wszystko, co zrywa schemat, musi zostać zerwane. Zna doskonale prawdę i widzi wielką naiwność, której nie zmienią żadne organizacje, żadne, wzniosłe przemowy i żadne, podejmowane szlachetnie przedsięwzięcia. Będą od zawsze obcy, będą stanowić gości, których nikt nie zapraszał, a którzy tak czy inaczej postanowili rościć dla siebie prawo o zajmowanie miejsc. Z odczuć, które posiadał, została tylko pogarda i wszechobecna żałość osiadająca jak piasek pomiędzy krawędziami zębów. Nie mógł niestety splunąć.
Tłum, gdyby tylko zechciał, mógł go natychmiast zmiażdżyć. Mógł go przewrócić, poświęcić jak strącanego z powierzchni szachownicy pionka, bezgłośnie wytknąć przegrałeś. Ukradkiem pochwycił oddech, był blisko, już blisko wyjścia. Prześlizgnął się niczym wąż, ze sprytem, z podstępem aury oraz nadzwyczaj sprawnym lawirowaniem w gąszczu licznych sylwetek. Nie wiedział, jak sytuacja skończy się dla samych przedstawicieli Początku i czy zostaną pociągnięci do jakiejkolwiek odpowiedzialności; nie wiedział i nie był w stanie im choćby szczątkowo współczuć. Działał na własną korzyść, nie zabiegając przenigdy o dobra stowarzyszeń i polityczne nurty, tak samo jak one nigdy nie zabiegały o dobro mieszańców takich jak on.
Mógł liczyć teraz na wolność; opuścił ramy budynku.
Jesteś.
Tyle teraz wystarczy. Jesteś.
(Ktoś chwyta go za koszulę).
Materiał szarpie się, wierzga. Ktoś go potrącił, ktoś wrzasnął niemal przy uchu, podrażnił cienką membranę. Ktoś - i ktoś - i ktoś inny, nieład nieznanych twarzy, ślad malowideł strachu, panika jest wielkim wrzeniem, lawą która przeciska się przez zmarszczki skorupy oraz wypełnia krater jak wielki, nabrzmiały czyrak. Przyznaje, że nie pamięta podobnej treści odczucia, wrażenia, że zgubił płuca, które niepostrzeżenie wypadły przez skrzela żeber gniotąc się na posadzce niczym zużyty dywan, deptany przez kanonadę pospiesznie nerwowych kroków. Dusił się, niemal dusił, miał trudność zaczerpnąć oddech, chwycony w pułapkę tłumu. Zupełnie jakby nurkował. Nurkował w błocie, nurkował, czując swąd mułu. Nurkował, nie wiedząc kiedy i czy - wypłynie na powierzchnię.
Wróć. Nie jesteś ich częścią.
Nie byłeś, nie będziesz nigdy.
Czar staje się jego drzwiami, jest żaglem, na którym może dopłynąć w bezpieczną przystań. Gwar rozchyla się przed nim, czyni to jednak z dużym trudem, leniwie. Kobieta, rwąca się nieopodal, (nie spojrzał na nią dokładnie) zamiera przez krótki moment, wystarczający, aby ominąć się i przecisnąć. Gromada ludzi ucieka, choć nie wie właściwie przed czym.
Przed ślepcem? Przed pojedynczym zaklęciem opuszczającym gardło? Przed siatką splątanych żył wyhaftowanych smolistą czernią na przedramionach, przed bielmem na taflach oczu? Wszystko, co jest odmienne, musi zostać zniszczone. Wszystko, co może zburzyć dotychczasową równowagę, zasługuje na potępienie. Wszystko, co zrywa schemat, musi zostać zerwane. Zna doskonale prawdę i widzi wielką naiwność, której nie zmienią żadne organizacje, żadne, wzniosłe przemowy i żadne, podejmowane szlachetnie przedsięwzięcia. Będą od zawsze obcy, będą stanowić gości, których nikt nie zapraszał, a którzy tak czy inaczej postanowili rościć dla siebie prawo o zajmowanie miejsc. Z odczuć, które posiadał, została tylko pogarda i wszechobecna żałość osiadająca jak piasek pomiędzy krawędziami zębów. Nie mógł niestety splunąć.
Tłum, gdyby tylko zechciał, mógł go natychmiast zmiażdżyć. Mógł go przewrócić, poświęcić jak strącanego z powierzchni szachownicy pionka, bezgłośnie wytknąć przegrałeś. Ukradkiem pochwycił oddech, był blisko, już blisko wyjścia. Prześlizgnął się niczym wąż, ze sprytem, z podstępem aury oraz nadzwyczaj sprawnym lawirowaniem w gąszczu licznych sylwetek. Nie wiedział, jak sytuacja skończy się dla samych przedstawicieli Początku i czy zostaną pociągnięci do jakiejkolwiek odpowiedzialności; nie wiedział i nie był w stanie im choćby szczątkowo współczuć. Działał na własną korzyść, nie zabiegając przenigdy o dobra stowarzyszeń i polityczne nurty, tak samo jak one nigdy nie zabiegały o dobro mieszańców takich jak on.
Mógł liczyć teraz na wolność; opuścił ramy budynku.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Mistrz Gry
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:24
The member 'Einar Halvorsen' has done the following action : kości
'k6' : 6
'k6' : 6
Bezimienny
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:25
Zrobiło jej się słabo. Chaos wokół przypominał dzikie zwierzę, pod jego grubą skórą trauma dzieciństwa drgała jak napęczniały pasożyt. Beau oddychała coraz szybciej, a w jej uszach oddech wybrzmiewał piskliwym, panicznym strachem; brzmiał trzaskiem pękających desek, jękiem pożaru wspinającego się po kruszejących konstrukcjach wagonów, krzykiem jej pierwszych rodziców wyrwanym z ich płuc siłą niedźwiedzich szczęk. To musiała być jedynie pamięć jej mięśni — wyciągnęła w bok dłoń, jakby pragnęła dosięgnąć czyjejś ręki, jakby chciała znaleźć w tym koszmarze swojego brata, jego przerażone oczy, w których płomienie odbijały się niczym smocze głowy. Chwyciła jedynie powietrze, zimne i przeraźliwie puste. Była sama, a ogień sunął w jej stronę po gładkiej powierzchni polerowanej podłogi. Była sama, a rok za rokiem płomienie stawały się większe, ich języki sięgały coraz bliżej nieba. Zawsze była sama i nie mogła uspokoić oddechu, bo dym był już zbyt głęboko. Dusiła się własnym strachem.
Ludzi było za dużo, a ich ciała chciały zbyt wiele. Chcieli uciekać, Beau chciała natomiast skulić się w kącie jak robak. Stojąca przed nią dziewczyna stała się nagle młodsza i drobniejsza, ginęła niemal w całym tym zamieszaniu, wtapiała się w chaos, drobinka kurzu, para rąk, para nóg, zadarty nos, wygięte w gniewie usta. Drgnęła w przestrachu, przez chwilę pewna, iż Kajsa rzuci się w jej stronę, wbijając paznokcie w jej kark. Obawiała się, iż mogłaby wtedy przytrzymać ją bliżej, wtulić się w nią jak w siostrę.
Dawno mi ją zabrali — chciała skomleć, lecz nie zdołała wydusić z siebie słowa, zbyt skupiona na swoim oddechu i instynkcie, który kazał jej chować się w cieniu. Nie było już drugich szans, nie dla takich jak oni. Otworzyła usta, gdy obok jej skroni huknęło zaklęcie — krzyk był niemy, utknął w gardle, lecz oczy miała wielkie i osobliwie blade. Sylwetki oficerów były długie i ciemne, przypominali jedynie cienie oplatające Kajsę kilkoma inkantacjami — znów była kuriozalnie mała, drobna jak uczennica, przyciśnięta do ziemi żelazem szczękających kajdan.
Straciła ją z oczu, wraz z nią jedyny stabilny punkt pomieszczenia. Ludzie przypominać zaczęli gotującą się masę, stworzenie pełne głów i nóg, pełne spanikowanych krzyków i zimnych od potu dłoni. Byla pewna, iż mogła usłyszeć wszystkie te rozszalałe serca odbijające się od wysokich ścian. Ktoś złapał ją a ramię, ciągnąc ją w stronę drzwi. Wciąż myślała o tamtym malarzu, o ciemnowłosej urzędniczce, o mężczyźnie, którego surową twarz przez sekundę widziała w szparze tłumu.
Nie chciała tu mdleć — nie mogła pozwolić im się stratować. Za dużo ciał, za dużo krzyków. Wyrwała się z uścisku, odrzucając dłoń, która znów sięgnęła w jej stronę. Przecisnęła się przez tłum z wyuczonym wdziękiem akrobaty, jak tancerka, która stale zmieniać musi kroki. Ktoś chwycił ją za szal i ściągnął go z jej szyi, lecz to nie miało już znaczenia. Była na zewnątrz i znów mogła oddychać.
— Ja pierdolę, na Lokiego i całą resztę — wydusiła z siebie, pochylając się i wspierając dłonie na swoich kolanach. Jasne włosy opadły w nieładzie wokół jej głowy, przyklejając się do zimnych policzków. — Nienawidzę urzędów.
Ludzi było za dużo, a ich ciała chciały zbyt wiele. Chcieli uciekać, Beau chciała natomiast skulić się w kącie jak robak. Stojąca przed nią dziewczyna stała się nagle młodsza i drobniejsza, ginęła niemal w całym tym zamieszaniu, wtapiała się w chaos, drobinka kurzu, para rąk, para nóg, zadarty nos, wygięte w gniewie usta. Drgnęła w przestrachu, przez chwilę pewna, iż Kajsa rzuci się w jej stronę, wbijając paznokcie w jej kark. Obawiała się, iż mogłaby wtedy przytrzymać ją bliżej, wtulić się w nią jak w siostrę.
Dawno mi ją zabrali — chciała skomleć, lecz nie zdołała wydusić z siebie słowa, zbyt skupiona na swoim oddechu i instynkcie, który kazał jej chować się w cieniu. Nie było już drugich szans, nie dla takich jak oni. Otworzyła usta, gdy obok jej skroni huknęło zaklęcie — krzyk był niemy, utknął w gardle, lecz oczy miała wielkie i osobliwie blade. Sylwetki oficerów były długie i ciemne, przypominali jedynie cienie oplatające Kajsę kilkoma inkantacjami — znów była kuriozalnie mała, drobna jak uczennica, przyciśnięta do ziemi żelazem szczękających kajdan.
Straciła ją z oczu, wraz z nią jedyny stabilny punkt pomieszczenia. Ludzie przypominać zaczęli gotującą się masę, stworzenie pełne głów i nóg, pełne spanikowanych krzyków i zimnych od potu dłoni. Byla pewna, iż mogła usłyszeć wszystkie te rozszalałe serca odbijające się od wysokich ścian. Ktoś złapał ją a ramię, ciągnąc ją w stronę drzwi. Wciąż myślała o tamtym malarzu, o ciemnowłosej urzędniczce, o mężczyźnie, którego surową twarz przez sekundę widziała w szparze tłumu.
Nie chciała tu mdleć — nie mogła pozwolić im się stratować. Za dużo ciał, za dużo krzyków. Wyrwała się z uścisku, odrzucając dłoń, która znów sięgnęła w jej stronę. Przecisnęła się przez tłum z wyuczonym wdziękiem akrobaty, jak tancerka, która stale zmieniać musi kroki. Ktoś chwycił ją za szal i ściągnął go z jej szyi, lecz to nie miało już znaczenia. Była na zewnątrz i znów mogła oddychać.
— Ja pierdolę, na Lokiego i całą resztę — wydusiła z siebie, pochylając się i wspierając dłonie na swoich kolanach. Jasne włosy opadły w nieładzie wokół jej głowy, przyklejając się do zimnych policzków. — Nienawidzę urzędów.
Mistrz Gry
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:25
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k6' : 5
'k6' : 5
Untamo Sorsa
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:26
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Uciekanie z płomieni byłoby w tym wypadku drobnostką.
Teraz czuł na sobie na zmianę rażące spojrzenie tych, którzy bali się go, pogardzali nim, a i też woleliby widzieć go martwym. Wiedział, że wyższe stanowisko, to większa rozpoznawalność i wiedział, że akcja, której dopuścił się w Stortigu wpłynie na to, jak cały "Początek" będzie potrzegał jego osobę - czy wezmą go na celownik? Czy równie celowo podkładać będą mu nogi? Tego nie wiedział. Wiedział jednak, że organaziacja ta umiała rozpętać wichurę nawet przy pomocy garstki członków, a Odyn mu świadkiem - nie chciał wiedzieć co byłby, gdyby członkostwo u nich było czymś wśród Ślepców popularnijszym.
Właściwie - wierzył nawet czasami, że sama organizacja może być przykrywką dla tego, co działo się w mieście od dłuższego czasu. Jednak poza słowami bardziej paranoicznych kolegów po fachu nie miał na poparcie tych słów żadnych dowodów.
Chciałby być głównym bohaterem tej historii. Wtedy z pewnością wszystko byłoby prostsze.
- Poddajcie się, pozwólcie się aresztować z godnością, a Forseti z pewnością spojrzy na was łagodniejszym okiem - mówił, próbując pociągnąć ku sobie jednego ze społecznych działaczy. Siła jego jednak oszukała go - w końcu sam nie mógł poradzić sobie z każdym godnym aresztowania członkiem rewolty. Próbując złapać Kajsę, został perfidnie przepchnięty. Na tyle mocno, by ledwo utrzymał równowagę, podpierając się na sylwecie uciekającego z Stortingu urzędnika.
- Jesteście aresztowani na mocy prawa - nielegalne zgromadzenie i zakłócanie porządku publicznego - przebijał się głosem ku zainteresowanym, jednak nie mógł przecież zdziałać nic w pojedynkę.
Mógł liczyć tylko na rychłe pojawienie się tu Kruczej Straży.
siła fizyczna: 8 (k100) + 18 (statystyka) + 2 (atut) = 28
Teraz czuł na sobie na zmianę rażące spojrzenie tych, którzy bali się go, pogardzali nim, a i też woleliby widzieć go martwym. Wiedział, że wyższe stanowisko, to większa rozpoznawalność i wiedział, że akcja, której dopuścił się w Stortigu wpłynie na to, jak cały "Początek" będzie potrzegał jego osobę - czy wezmą go na celownik? Czy równie celowo podkładać będą mu nogi? Tego nie wiedział. Wiedział jednak, że organaziacja ta umiała rozpętać wichurę nawet przy pomocy garstki członków, a Odyn mu świadkiem - nie chciał wiedzieć co byłby, gdyby członkostwo u nich było czymś wśród Ślepców popularnijszym.
Właściwie - wierzył nawet czasami, że sama organizacja może być przykrywką dla tego, co działo się w mieście od dłuższego czasu. Jednak poza słowami bardziej paranoicznych kolegów po fachu nie miał na poparcie tych słów żadnych dowodów.
Chciałby być głównym bohaterem tej historii. Wtedy z pewnością wszystko byłoby prostsze.
- Poddajcie się, pozwólcie się aresztować z godnością, a Forseti z pewnością spojrzy na was łagodniejszym okiem - mówił, próbując pociągnąć ku sobie jednego ze społecznych działaczy. Siła jego jednak oszukała go - w końcu sam nie mógł poradzić sobie z każdym godnym aresztowania członkiem rewolty. Próbując złapać Kajsę, został perfidnie przepchnięty. Na tyle mocno, by ledwo utrzymał równowagę, podpierając się na sylwecie uciekającego z Stortingu urzędnika.
- Jesteście aresztowani na mocy prawa - nielegalne zgromadzenie i zakłócanie porządku publicznego - przebijał się głosem ku zainteresowanym, jednak nie mógł przecież zdziałać nic w pojedynkę.
Mógł liczyć tylko na rychłe pojawienie się tu Kruczej Straży.
siła fizyczna: 8 (k100) + 18 (statystyka) + 2 (atut) = 28
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Mistrz Gry
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:27
The member 'Untamo Sorsa' has done the following action : kości
'k100' : 8
'k100' : 8
Prorok
Re: 16.03.2001 – Główny hol, Storting – E. Halvorsen, S. Vänskä, U. Sorsa, Bezimienny: B. Larsen & Prorok Pon 27 Lis - 11:27
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Chaos wzmógł się niczym sztorm – białe fale krzyków niosły się echem przez korytarze urzędu, woda wzmożonego pośpiechu, zdolna rozbijać się o ściany budynków i połykać ludzi na dno, twarde i marmurowe, zabrudzone krwią w miejscu, gdzie ktoś uderzył czołem o kafelki, ktoś przewrócił się pod naporem tłumu, komuś z nosa puściła czerwień nerwowego pragnienia ucieczki, burzyła się pianą jak otwarte morze. Storting, który zawsze wznosił się nad szarą dzielnicą Ymira Starszego jak surowy i apodyktyczny ojciec, nie był już bezpieczny – ciężar magii wydawał się przebrzmieć przez jego fundamenty i pozostawić ślady na jasnej posadzce, galdrowie, wiedzeni odruchem, który warunkowano w nich, odkąd w gazetach pojawiły się pierwsze wiadomości o zaginionych, naparli w stronę wyjścia, przepychając się między sobą, aby samemu nabrać powietrza, jak gdyby świeży podmuch wiatru miał uchronić ich przed wszystkim, co działo się w środku, jakby miasto poza budynkiem urzędu, było bezpieczne i jasne. Nie było – posiadało jednak znacznie więcej miejsc, w których można było się ukryć.
Jedynie Untamo, a wraz z nim przybyła niebawem Krucza Straż, pozostał w środku – naprzeciwko grupy oficerów, członkowie organizacji “Początek” wydawali się właściwie niewielcy, zbyt słabi, aby bronić się przed ciężarem napierających na nich zaklęć. Część z nich wciąż przeklinała, inni próbowali wyrwać się z ciasnego wiązu kajdan, ci, którzy pozostali na miejscu, nie poddając się sposobności na rychłą ucieczkę, nie mieli jednak szans w starciu ze strażą i niedługo również Kajsa zwiesiła niechętnie głowę, wycofując dłonie za zgarbione plecy, gdzie Sorsa mógł skutecznie ją aresztować.
Zgromadzonym udało się bezpiecznie opuścić mury Stortingu, a sytuacja – jak by się zdawało – została opanowana; jednie obawa, zgęstniała na głównym korytarzu urzędu i osiadła na ramionach wybiegających z niego galdrów, zdawała się utrzymywać jeszcze na długo po tym, jak oświadczono, że teren został zabezpieczony. Bezpieczne bowiem żadne z was dzisiaj się nie czuło.
wszyscy z tematu
Jedynie Untamo, a wraz z nim przybyła niebawem Krucza Straż, pozostał w środku – naprzeciwko grupy oficerów, członkowie organizacji “Początek” wydawali się właściwie niewielcy, zbyt słabi, aby bronić się przed ciężarem napierających na nich zaklęć. Część z nich wciąż przeklinała, inni próbowali wyrwać się z ciasnego wiązu kajdan, ci, którzy pozostali na miejscu, nie poddając się sposobności na rychłą ucieczkę, nie mieli jednak szans w starciu ze strażą i niedługo również Kajsa zwiesiła niechętnie głowę, wycofując dłonie za zgarbione plecy, gdzie Sorsa mógł skutecznie ją aresztować.
Zgromadzonym udało się bezpiecznie opuścić mury Stortingu, a sytuacja – jak by się zdawało – została opanowana; jednie obawa, zgęstniała na głównym korytarzu urzędu i osiadła na ramionach wybiegających z niego galdrów, zdawała się utrzymywać jeszcze na długo po tym, jak oświadczono, że teren został zabezpieczony. Bezpieczne bowiem żadne z was dzisiaj się nie czuło.
wszyscy z tematu
Strona 2 z 2 • 1, 2