:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Marzec-kwiecień 2001
Strona 1 z 2 • 1, 2
17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór
+2
Funi Hilmirson
Mistrz Gry
6 posters
Prorok
17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:26
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
17.03.2001
Ten wieczór nie zapowiadał się wyjątkowo dobrze dla
Z uwagi na swój stan Ursula otrzymuje obecnie karę -5 do każdego rzutu.
Ursuli przysługują dwa rzuty, pierwszy na spostrzegawczość i drugi na próbę uwolnienia się.
Wskazówki od Proroka: po omacku wyczuwasz na ścianie coś wystającego, jest to prawdopodobnie urwany kawałek pręta albo masywny gwóźdź. Możesz spróbować za jego pomocą przeciąć linę. Próg wynosi 60 i jest liczony razem z twoją statystyką sprawności. W przypadku uzyskania wyniku 45-59, możesz wciąż się uwolnić, jednak poniesiesz dodatkowe obrażenia z uwagi na nieostrożność ruchów.
Powodów, dla jakich znalazł się tutaj
Ingvarowi przysługują dwa rzuty, pierwszy na spostrzegawczość i drugi na dowolną akcję.
Wskazówki od Proroka: Kruczą Straż najlepiej wezwać, gdy uwaga potencjalnych napastników zostanie odwrócona, tak, że nie zauważą smugi. W pobliżu znajduje się trochę kamieni adekwatnych rozmiarami do rzutu, którymi można spróbować zmylić przeciwnika, sprawiając, że zacznie podejrzewać obecność poruszenia gdzie indziej. W tym celu powinieneś rzucić k100, wynik 55 i wyżej, liczony ze statystyką sprawności, sprawi, że przeciwnicy nie zlokalizują poprawnie intruza. Zaklęcie tłumiące kroki może okazać się równie przydatne. Zakradnięcie się bliżej młynu jest liczone jako pojedyncza akcja i w jego wypadku należy rzucić k100. Im wyższy wynik, liczony ze statystyką sprawności, tym bardziej bezszelestnie się poruszasz. Pamiętaj, że masz do wykorzystania jedną dowolną akcję; możesz jej użyć do przygotowania się lub od razu spróbować ruszyć w stronę budynku.
Każdemu z was przysługują dwa rzuty, pierwszy na spostrzegawczość, a drugi na dowolną akcję.
Wskazówki od Proroka: rozdzielenie się ma swoje wady i zalety; jeden z was dysponuje możliwością odłączenia się i przeszukania terenu. Nie musicie się na to decydować, jeśli uznacie, że lepiej jest współpracować we dwoje.
Informacje ogólne
Wymieńcie swój ekwipunek w dolnej części posta.
Kolejka jest narzucona odgórnie i przedstawia się następująco:
1. Ursula, Ingvar (dowolnie w tym obrębie)
2. Egon, Funi (dowolnie w tym obrębie)
Czas na odpowiedź: do 26.04, 23:59
Ursula Frisk
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:26
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Znałam to miejsce. Znów byłam w tym lesie, nieopodal Uppsali. Widziałam siebie sprzed laty przed starą chatą. Płakałam, przygotowując jakieś zioła. Nade mną stała babka z poważną miną, obserwując moje poczynania i agresywnym tonem zwracając uwagę na moje ewentualne błędy. Korony drzew osłaniały nas przed chyba lipcowym słońcem, a wiatr szumiał, odbijając się od pni drzew, tłumiąc tym samym łkanie dawnej mnie. Podeszłam niepewnie, ale obecne postacie nie zwróciły na mnie nawet uwagi. To nie był typowy koszmar, który zwykł mnie nawiedzać. Byłam we wspomnieniu, choć nie pamiętałam dobrze tego dnia. Spojrzałam ukradkiem na obrabiane przeze mnie zioła. Dostrzegłam w swoich młodszych dłoniach wierzbówkę, a tym samym mój zaczął stawać się ociężały, a serce jakby miało wyskoczyć mi z piersi. Nie powinnam tu być. Wizję ze świata rzeczywistego zaczęły uderzać we mnie, zabierając mi dech w piersi. Powoli odzyskiwałam świadomość wcześniejszych wydarzeń. Przypomniało mi się, że zdecydowałam się wyjść z mieszkania, żeby na szybko zebrać tę nieszczęsną wierzbówkę, ale dlaczego nie jestem teraz na polanie? Próbowałam zrozumieć swoją aktualną sytuację, gdy wiatr zrywał się coraz mocniej, a słońce nagle zaczęło chować się za szarymi, ciężkimi chmurami. Poczułam nagle uścisk na swoich nadgarstkach, gdy babka za nie mocno złapała:
- Zbudź się
Otworzyłam nagle oczy, a głowa zdawała mi się eksplodować. Szare kolory zamieniły się w mrok, szum drzew momentalnie zamilkł, ale głos mojej babki odbijał się echem jeszcze przez chwilę w moich myślach. Przypomniałam sobie już wszystko, choć niektóre detale nadal widziałam jak przez mgłę. Dodatkowo czułam, jak coś w prawej łydce piecze mnie niemiłosiernie. Nie chciałam tracić energii na próbę wymacania jej, bo nadgarstki związane miałam ściśle liną za plecami, przez co musiałabym się lekko nagimnastykować, żeby tam sięgnąć. Podniosłam więc z trudem swój tułów, podpierając się przy tym łokciem. Opierając się o pobliską ścianę, wyczułam za plecami nieprzyjemne ukłucie. Był to jakiś urwany pręt. Nie myślałam długo i znowu ciężko próbując stanąć na nogi, ale udało mi się tylko przenieść na kolana. Przyłożyłam linę oplatającą moje dłonie do tego kawałka metylu i starałam się ją rozerwać. Nie szło mi to za dobrze, ciało odmawiało posłuszeństwa, a czując, jak cierpną mi ramiona, darowałam sobie dalsze próbowanie. Nie wiedziałam ile mam jeszcze czasu, porywacze mogli wrócić do mnie w każdej chwili. Przypomniałam sobie jeszcze o scyzoryku, który zabrałam wraz ze sobą na zbieranie ingrediencji. Chyba był w prawej kieszeni kurtki, ale nie byłam pewna, w jaki sposób jestem w stanie teraz się do niego dostać. Rozejrzałam jeszcze się dokładnie po ciemnym pomieszczeniu, starając się zauważyć coś, co mogłoby mi pomóc. Bałam się, że w każdym momencie może się pojawić jeden z nich, a może nawet dwóch, chcąc sprawdzić mój stan, więc w niemocy położyłam się z powrotem w tej samej pozycji i na wypadek zmrużyłam oczy, starając się wyglądać tak, jakbym dalej była nieprzytomna. Serce dalej biło mi ze strachu mocno, a oddech łamał mi się w niepokoju na samą reakcję jakiegokolwiek szelestu. Zastanawiałam się jeszcze dlaczego, dlaczego ja, dlaczego to robią. Do tej pory tylko mnie tu przywlekli i związali dłonie. Jakby chcieli mi coś zrobić, dawno już by to zrobili. Jestem więc im potrzebna na później, a naturalnie pomyślałam tylko o jednej rzeczy. Rytuał.
1. spostrzegawczość
2. Uwolnienie nadgarstków
- Zbudź się
Otworzyłam nagle oczy, a głowa zdawała mi się eksplodować. Szare kolory zamieniły się w mrok, szum drzew momentalnie zamilkł, ale głos mojej babki odbijał się echem jeszcze przez chwilę w moich myślach. Przypomniałam sobie już wszystko, choć niektóre detale nadal widziałam jak przez mgłę. Dodatkowo czułam, jak coś w prawej łydce piecze mnie niemiłosiernie. Nie chciałam tracić energii na próbę wymacania jej, bo nadgarstki związane miałam ściśle liną za plecami, przez co musiałabym się lekko nagimnastykować, żeby tam sięgnąć. Podniosłam więc z trudem swój tułów, podpierając się przy tym łokciem. Opierając się o pobliską ścianę, wyczułam za plecami nieprzyjemne ukłucie. Był to jakiś urwany pręt. Nie myślałam długo i znowu ciężko próbując stanąć na nogi, ale udało mi się tylko przenieść na kolana. Przyłożyłam linę oplatającą moje dłonie do tego kawałka metylu i starałam się ją rozerwać. Nie szło mi to za dobrze, ciało odmawiało posłuszeństwa, a czując, jak cierpną mi ramiona, darowałam sobie dalsze próbowanie. Nie wiedziałam ile mam jeszcze czasu, porywacze mogli wrócić do mnie w każdej chwili. Przypomniałam sobie jeszcze o scyzoryku, który zabrałam wraz ze sobą na zbieranie ingrediencji. Chyba był w prawej kieszeni kurtki, ale nie byłam pewna, w jaki sposób jestem w stanie teraz się do niego dostać. Rozejrzałam jeszcze się dokładnie po ciemnym pomieszczeniu, starając się zauważyć coś, co mogłoby mi pomóc. Bałam się, że w każdym momencie może się pojawić jeden z nich, a może nawet dwóch, chcąc sprawdzić mój stan, więc w niemocy położyłam się z powrotem w tej samej pozycji i na wypadek zmrużyłam oczy, starając się wyglądać tak, jakbym dalej była nieprzytomna. Serce dalej biło mi ze strachu mocno, a oddech łamał mi się w niepokoju na samą reakcję jakiegokolwiek szelestu. Zastanawiałam się jeszcze dlaczego, dlaczego ja, dlaczego to robią. Do tej pory tylko mnie tu przywlekli i związali dłonie. Jakby chcieli mi coś zrobić, dawno już by to zrobili. Jestem więc im potrzebna na później, a naturalnie pomyślałam tylko o jednej rzeczy. Rytuał.
Ekwipunek: scyzoryk, świetlisty topaz, buteleczka z nieznaną substancją
1. spostrzegawczość
2. Uwolnienie nadgarstków
Mistrz Gry
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:26
The member 'Ursula Frisk' has done the following action : kości
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'k100' : 9
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'k100' : 9
Bezimienny
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:27
Nie wiem, gdzie jestem - to pierwsza klarowna myśl, jaka wkrada się pod kopułę czaszki. Wyprodukowana zostaje pod wpływem chwili, za sprawą wiatru smagającego swym chłodem policzki. Jego powiewy, chociaż porywiste, są także otrzeźwiające, a to sprawia, że odzyskuję kontakt z rzeczywistością. Nadal czuję na języku cierpki posmak taniego alkoholu serwowanego w jednej z największych midgardzkich spelun - karczmie "Bjara", ale zalewające umysł opary otępienia, uległy przerzedzeniu, dzięki czemu łatwiej jest mi funkcjonować. Pomimo iż skronie pulsują tępym bólem i są równie przenikliwie, co dreszcze spływające wzdłuż linii kręgosłupa, przypominam sobie, jak to się stało, że zawędrowałem akurat tutaj. Wizytę na pchlim targu pamiętam wyraźnie - nie da się zapomnieć szorstkiego głosu i duńskiego akcentu drugiego przemytnika. Śmiech jego przypominał warkot zdezelowanego, domagającego się skrupulatnego rozrządu silnika. W przeciwieństwie do niego ani razu nie wygiąłem usta w grymasie choćby zbliżonym do uśmiechu - błękit moich oczu upodobnił się do morskiej toni, gościł w nich chłód, z mowy ciało bił dystans i lekkie rozdrażnienie, spowodowane nieprzyjemnym mrowieniem w przełyku, nieprzyjemnym ssaniem w żołądku i bólem głowy. Organizm wyrażał tęsknotę za trunkami wysokoprocentowymi, które, po zejściu na ląd, przelewałem przez gardło częściej niż powinienem, dlatego po transakcji zawędrowałem na plac Grünerløkka, gdzie w okolicznej melinie, w ukrytym wpół mroku odosobnieniu, oddałem się tej wątpliwej przyjemności.
Przystaję na chwile w celu rozejrzenia się po najbliższym otoczeniu, ale ten rezonans nie zmienia mojej sytuacji, a jedynie utwierdza mnie w poprzedniej refleksji - nie wiem, gdzie jestem. Nie bywam w Forsteder dostatecznie często, by znać topografię tego rozległego, przylegającego do Midgardu terenu. Lewa dłoń nurkuje od obszernej kieszeni płaszcza, palce zaciskam na zakupionej kilka godzin wcześniej zwykłej, plastikowej zapalniczce, w drugiej wciąż trzymam opróżnioną butelkę alkoholu, w którą zaopatrzyć się musiałem przed opuszczeniem karczmy.
- Na Odyna - pijacki bełkot wyswobadza się z trudem z jakby związanej w supeł krtani, kiedy spojrzeniem lokalizuje skrawek nabitego na ostre krawędzie gałęzi materiału. Podchodzę bliżej, by przyjrzeć się temu znalezisku. Łapię go w palce; jest szorstki, nieprzyjemny w dotyku, ale nie przesiąknięty wilgocią, mimo iż jeszcze kilka godzin temu z nieba lunął siarczysty deszcz.
Sugerując się niepokojem, który rozlewa się po moim ciele w formie nieprzyjemnego drżenia, lustruję najbliższe otoczenie. W oczy rzuca mu się kolejny obiekt niepasujący do scenerii - kępka jasnych włosów, przez co serce uderza mocniej o pręty żeber. Marszczę nos. Nawet w tym stanie połowiczego upojenia alkoholu nie da się zapomnieć o fali zaginięć i brutalnych morderstw, jakie od kilku miesięcy nawiedzają Midgard. Myślami błądzą ku młodszej siostrę Lasse, Silje. Te blond włosy mogłyby należeć do niej. Skoncentruj się, Ingvar, upominam samego siebie i wtem dostrzegam wgniecione w wilgotne podłoże ślady buta. Podążam tym tropem, ale świadom jestem, że interweniować, ani tym bardziej konfrontować się ze swoim przepuszczeniami w takim stanie nie powinienem. Kilkanaście metrów dalej z zarośli wyłania się szkielet opuszczonego młyna. Góruję nad moją głową, sprawiając, że dech na moment zatrzymuje się w piersi. Niemal krztuszę się kolejnym, nabieranym łapczywie haustem powietrza, kiedy ostrzegam wydłużony cień, jak przypuszczam, sylwetki zarysowanej na nadszarpniętymi szponami czasu ścianie.
- Grafinn nið - czarem tym chcę zagłuszyć odgłosy swoich kroków i rozproszyć koncentracje tych, co w murach młyna odnaleźli schronienie. Ukryty między drzewami opieram plecy o chropowatą korę, przyglądając się efektowi swoich działań.
rzut 1 - na spostrzegawczość
rzut 2 - na akcje, zaklęcie z kategorii magia natury, Grafinn nið, próg 25
Przystaję na chwile w celu rozejrzenia się po najbliższym otoczeniu, ale ten rezonans nie zmienia mojej sytuacji, a jedynie utwierdza mnie w poprzedniej refleksji - nie wiem, gdzie jestem. Nie bywam w Forsteder dostatecznie często, by znać topografię tego rozległego, przylegającego do Midgardu terenu. Lewa dłoń nurkuje od obszernej kieszeni płaszcza, palce zaciskam na zakupionej kilka godzin wcześniej zwykłej, plastikowej zapalniczce, w drugiej wciąż trzymam opróżnioną butelkę alkoholu, w którą zaopatrzyć się musiałem przed opuszczeniem karczmy.
- Na Odyna - pijacki bełkot wyswobadza się z trudem z jakby związanej w supeł krtani, kiedy spojrzeniem lokalizuje skrawek nabitego na ostre krawędzie gałęzi materiału. Podchodzę bliżej, by przyjrzeć się temu znalezisku. Łapię go w palce; jest szorstki, nieprzyjemny w dotyku, ale nie przesiąknięty wilgocią, mimo iż jeszcze kilka godzin temu z nieba lunął siarczysty deszcz.
Sugerując się niepokojem, który rozlewa się po moim ciele w formie nieprzyjemnego drżenia, lustruję najbliższe otoczenie. W oczy rzuca mu się kolejny obiekt niepasujący do scenerii - kępka jasnych włosów, przez co serce uderza mocniej o pręty żeber. Marszczę nos. Nawet w tym stanie połowiczego upojenia alkoholu nie da się zapomnieć o fali zaginięć i brutalnych morderstw, jakie od kilku miesięcy nawiedzają Midgard. Myślami błądzą ku młodszej siostrę Lasse, Silje. Te blond włosy mogłyby należeć do niej. Skoncentruj się, Ingvar, upominam samego siebie i wtem dostrzegam wgniecione w wilgotne podłoże ślady buta. Podążam tym tropem, ale świadom jestem, że interweniować, ani tym bardziej konfrontować się ze swoim przepuszczeniami w takim stanie nie powinienem. Kilkanaście metrów dalej z zarośli wyłania się szkielet opuszczonego młyna. Góruję nad moją głową, sprawiając, że dech na moment zatrzymuje się w piersi. Niemal krztuszę się kolejnym, nabieranym łapczywie haustem powietrza, kiedy ostrzegam wydłużony cień, jak przypuszczam, sylwetki zarysowanej na nadszarpniętymi szponami czasu ścianie.
- Grafinn nið - czarem tym chcę zagłuszyć odgłosy swoich kroków i rozproszyć koncentracje tych, co w murach młyna odnaleźli schronienie. Ukryty między drzewami opieram plecy o chropowatą korę, przyglądając się efektowi swoich działań.
ekwipunek: pusta butelka, plastikowa zapalniczka
rzut 1 - na spostrzegawczość
rzut 2 - na akcje, zaklęcie z kategorii magia natury, Grafinn nið, próg 25
Mistrz Gry
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:27
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
#1 'k100' : 51
--------------------------------
#2 'k100' : 14
#1 'k100' : 51
--------------------------------
#2 'k100' : 14
Funi Hilmirson
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:28
Funi HilmirsonŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Zawód : dorywczy pracownik do niczego, prawie kapłan, augur
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kuna
Atuty : zaślepiony (I), intrygant (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 17 / magia zakazana: 17 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 6
Wszystko poszło gładko – prawie, poza nieprzewidzianą chwilą zawahania, kiedy rozpoznał rysy wyznaczonego im rzeźnego jagniątka, dziewczynę znajomą jeszcze ze szkolnych korytarzy, ledwie kojarzoną przez przepaść czasu; szczęśliwie Munch nie miał żadnych skrupułów, przywołał go do porządku i później, jak zganiony szczeniak, nie popełnił już więcej żadnej wątpliwości. Wszystko poszło tak zręcznie, że przez całą drogę do opuszczonego młyna łyskał tym dumnym zadowoleniem do niego jak obrosły w piórka, niepomny nieprzytomnego życia taszczonego na rychłą śmierć – wielkie idee zawsze wymagały przecież poświęcenia jednostek, drugi raz nie zamierzał o tym zapominać. W gruncie rzeczy nie znali się nawet dobrze; i nawet gdyby tak było, nie miałoby to znaczenia. Była pyłem jego przeszłości, teraz liczyła się tymczasem jedynie przyszłość i tylko czasem, w kosztowanych przyjemnościach, liczyło się też tu i teraz. Nie zamierzał rozczarowywać Magisterium przez sentymenty czy odruchy serca, był stworzony do czegoś więcej niż pospolita wartość nieskalanego występkiem dobra – odmówi za nią później modlitwę, tyle mógł dla niej zrobić.
Wszystko szło dobrze – udało im się uniknąć krzyków i (nadmiernego) rozlewu krwi; przedostali się do wyznaczonego miejsca bez większych przeszkód, krew potrzebna do rytuału szumiała jeszcze w zamkniętych światłach żył, w żywym jeszcze ciele rzuconym pod ścianę z braku lepszego pomysłu. Ktoś miał już na nich czekać, tymczasem nie czekał nikt. Opuszczony młyn pokrywał się kurzem i pajęczyną w każdym zakamarku, trzeszczał w deskach i milczał, choć powiedziano im, że ktoś już tutaj będzie, gotowy, by wydobyć z dziewczyny ukryty potencjał – życie rozlewane na spragniony ołtarz. Drgnął w nim napięty niepokój, ale to nic, to nic, poczekamy, powiedział chyba nerwowo pod nosem, jakby mieli inne wyjście. Wyciągnął papierosa noszonego za uchem, ale nie chciał go marnować, przewracał go w palcach, z trudem przymuszając się do cierpliwości, potem uniósł go do ust, wciąż nie odpalając, jakby zapomniał, że chciał i teraz przygryzał jedynie siekaczami filtr, denerwując się coraz wyraźniej; nie mógł w końcu dłużej siedzieć w miejscu, zaczął drobić przed wejściem, to wyglądając na zewnątrz, to spoglądając znów na Bohlera.
Ile czasu minęło? Wydawało mu się, że wieczność; musiał to być zapewne najwyżej kwadrans.
– Może to złe miejsce – wypluł rozdrażniony przez zmiętolony filtr papierosa, wpatrując się w startą posadzkę pod drobionymi krokami; w grymasie ściągającym mu brwi tkwiło widmo szczeniackiego butnego rozdrażnienia. – Chuj wie, ile jest tu opuszczonych młynów, ty wiesz? Bo ja nie wiem, ale wiem, że pół knajpy rzuciłoby mi się do flaków, gdybym głośniej powiedział, że Møller może mi naskoczyć, a wszyscy tępi na jedno kopyto. To może jednak jedna rodzina, tylko jurna jak duńskie króliki, to by tłumaczyło te mordy jak z hodowli wsobnej i jeden, kurwa, młyn – mamrotał pod nosem, wydobywając gdzieś między słowami papierosa z ust, by wcisnąć go za ucho, rzucając rozdrażnione spojrzenie na Muncha. Starał się przyciskać głos do cichszego tonu, ale był zdenerwowany, więc brzmiał jakby próbował syczeć przez zęby. – Jaja sobie z nas rżną chyba, zaraz się młoda obudzi i zacznie drzeć, i będzie trzeba ją znowu uciszać, mamy ją tak męczyć? Krew się w niej napsuje od stresu, jak w wołowinie – przystanął w końcu, zamilknął, nagle ponury i rozeźlony. Może czekali w złym miejscu; nie, nie oni; tamten człowiek. – Menskr – rzucił naburmuszony, wpatrując się w jasny przesmyk pod drzwiami.
ekwipunek: oko Lokiego (bonus +3 do magii runicznej), sygnet Magniego (dwukrotny bonus +15 do sprawności, musi być jednak użyty w dwóch oddzielnych rozgrywkach)
rzut na spostrzegawczość: 38
Menskr (Aperio Homine) – wykrywa obecność ludzi w promieniu stu metrów.
Próg: 35 < 82 (rzut) + 18 (magia użytkowa) = 100
Wszystko szło dobrze – udało im się uniknąć krzyków i (nadmiernego) rozlewu krwi; przedostali się do wyznaczonego miejsca bez większych przeszkód, krew potrzebna do rytuału szumiała jeszcze w zamkniętych światłach żył, w żywym jeszcze ciele rzuconym pod ścianę z braku lepszego pomysłu. Ktoś miał już na nich czekać, tymczasem nie czekał nikt. Opuszczony młyn pokrywał się kurzem i pajęczyną w każdym zakamarku, trzeszczał w deskach i milczał, choć powiedziano im, że ktoś już tutaj będzie, gotowy, by wydobyć z dziewczyny ukryty potencjał – życie rozlewane na spragniony ołtarz. Drgnął w nim napięty niepokój, ale to nic, to nic, poczekamy, powiedział chyba nerwowo pod nosem, jakby mieli inne wyjście. Wyciągnął papierosa noszonego za uchem, ale nie chciał go marnować, przewracał go w palcach, z trudem przymuszając się do cierpliwości, potem uniósł go do ust, wciąż nie odpalając, jakby zapomniał, że chciał i teraz przygryzał jedynie siekaczami filtr, denerwując się coraz wyraźniej; nie mógł w końcu dłużej siedzieć w miejscu, zaczął drobić przed wejściem, to wyglądając na zewnątrz, to spoglądając znów na Bohlera.
Ile czasu minęło? Wydawało mu się, że wieczność; musiał to być zapewne najwyżej kwadrans.
– Może to złe miejsce – wypluł rozdrażniony przez zmiętolony filtr papierosa, wpatrując się w startą posadzkę pod drobionymi krokami; w grymasie ściągającym mu brwi tkwiło widmo szczeniackiego butnego rozdrażnienia. – Chuj wie, ile jest tu opuszczonych młynów, ty wiesz? Bo ja nie wiem, ale wiem, że pół knajpy rzuciłoby mi się do flaków, gdybym głośniej powiedział, że Møller może mi naskoczyć, a wszyscy tępi na jedno kopyto. To może jednak jedna rodzina, tylko jurna jak duńskie króliki, to by tłumaczyło te mordy jak z hodowli wsobnej i jeden, kurwa, młyn – mamrotał pod nosem, wydobywając gdzieś między słowami papierosa z ust, by wcisnąć go za ucho, rzucając rozdrażnione spojrzenie na Muncha. Starał się przyciskać głos do cichszego tonu, ale był zdenerwowany, więc brzmiał jakby próbował syczeć przez zęby. – Jaja sobie z nas rżną chyba, zaraz się młoda obudzi i zacznie drzeć, i będzie trzeba ją znowu uciszać, mamy ją tak męczyć? Krew się w niej napsuje od stresu, jak w wołowinie – przystanął w końcu, zamilknął, nagle ponury i rozeźlony. Może czekali w złym miejscu; nie, nie oni; tamten człowiek. – Menskr – rzucił naburmuszony, wpatrując się w jasny przesmyk pod drzwiami.
ekwipunek: oko Lokiego (bonus +3 do magii runicznej), sygnet Magniego (dwukrotny bonus +15 do sprawności, musi być jednak użyty w dwóch oddzielnych rozgrywkach)
rzut na spostrzegawczość: 38
Menskr (Aperio Homine) – wykrywa obecność ludzi w promieniu stu metrów.
Próg: 35 < 82 (rzut) + 18 (magia użytkowa) = 100
( oh I know they call me crazy )
there will be no turning back
I don't care if things get ugly
once the word of god is spoken
there's no way to take it back
there will be no turning back
I don't care if things get ugly
once the word of god is spoken
there's no way to take it back
Mistrz Gry
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:28
The member 'Funi Hilmirson' has done the following action : kości
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'k100' : 82
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'k100' : 82
Egon Munch
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:29
Egon MunchŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Måløy, Norwegia
Wiek : 27 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Zawód : złodziej, oszust, dyletant i były akrobata
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : rosomak
Atuty : akrobata (I), intrygant (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 22 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 10 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 6
Wydrapywał krew spod paznokci – czerwień przesiąkła głęboko pod płytki, rozlewając się aż po żółte lunule i brudząc wiechcie odstających u nasady skórek; był przyzwyczajony do tego, że dłonie pachniały mu nią zawsze, bo metaliczna woń uwięzła na stałe w szczelinach linii papilarnych, przypominając o wszystkich zbrodniach, jakie popełnił, zupełnie jakby ludzkie życie nie leżało pogrzebane na dnie sumienia, ale na opuszkach palców, wśród naskórka i ciemnej ziemi, tam, gdzie sprawdzało się ostatnie drgnienie pulsu na odchylonej szyi, chwytając je w jak owada, którego chitynowe ciałko pękało w zacisku pięści. Dawno wyzbył się wahania, ciągnącego tętno w przeciwnym kierunku – wyrugowano mu je spod skóry siłą, w ten sam sposób, w jaki pozbywano się instynktu u cyrkowych zwierząt, skórzanym batem, który wżynał się głęboko w miękką tkankę; on nigdy nie urodził się jednak na wolności – okrucieństwo tkwiło w nim, jeszcze zanim potrafił dostrzec je w swoim odbiciu. Kiedy chwytał za jasny kark Funiego, palce odruchowo zacisnęły się więc w debrze atlasu, wymuszając krótki skurcz pomiędzy włóknami mięśni, jakby ciasny gruzeł dyscypliny przewiązany przez rdzeń i ściągnięty szarpnięciem do jego woli – wszystko miało pójść gładko; i szło – pomiędzy drzewami zamajaczył opuszczony budynek młyna, wokół którego, spomiędzy mgły, wyłoniły się zaraz uzębione koła, szczerbiące się do nich w niewygodnym uśmiechu, coraz bardziej przypominającym grymas złośliwej satysfakcji.
Kiedy dotarli na miejsce, młyn stał jednak całkiem pusty – betonowa podłoga wciąż pozostawała nakryta grubym dywanem kurzu, a powietrze było gęste i morowe, zupełnie jakby drzwi tkwiły w zawiasach od kilku miesięcy, nie przepuszczając do środka nie tylko wiatru, ale także oparów cudzego oddechu; zaczynało stawać się jasne, że od samego początku nikt na nich nie czekał. Czuł, jak rozdrażnienie przeciskało mu się przez żyły, pulsowało pod żuchwą i w odsłoniętych nadgarstkach, nadgryzając – kawałek po kawałku – dotychczasowy spokój, jakby próbowało żywcem pożreć go od środka, pozostawiając jedynie ukruszone zęby i dłonie zaciśnięte w pięści; sfrustrowane mamrotanie Funiego lepiło mu się do skroni, ciążąc bardziej niż złość na Magisterium – Hilmirson mieszkał z nim od grudnia, a on nie był pewien, czy pamiętał jeszcze, jak brzmiała cisza.
– Morda w kubeł, bo zamiast dziewczyny sam podłożysz się na kamień. – warknął w końcu, gromiąc mężczyznę ostrym spojrzeniem i przez chwilę przyglądając się jak jego blada, młodzieńcza twarz napina się krakelurą gniewnych rysów, pęka w miejscach, gdzie znikała dziecięca swoboda, gdzie pojawiał się natomiast strach. – Nie obchodzi mnie, czy ją znasz, kogoś będzie trzeba poświęcić, a ja mam głęboko w dupie, czy będziesz to akurat ty. Lepiej zmów od razu swoje modlitwy. – nużyło go czekanie; nużyła go zależność, której poświęcili dzisiejszy wieczór – byli w dobrym miejscu; dlaczego nikt na nich nie czekał? Zerknął ukradkiem w stronę dziewczyny, ta wciąż leżała jednak pod ścianą, z nadgarstkami splecionymi ciasno na lędźwiach – gdyby wszystko zależało od niego, zabiłby ją już teraz; szybka śmierć oszczędziłaby im wysiłku. – Ván – wykrztusił zamiast tego, spodziewając się, że po przebudzeniu krzyk będzie nieunikniony, a okolica, choć pozornie całkiem opustoszała, mogła nie być tak bezpieczna jak im się zdawało.
ekwipunek: flakon zaklętych perfum (+1 do magii zakazanej)
rzut na spostrzegawczość: 12
Ván (Mutum) – zabezpiecza dane miejsce przed ewentualnym podsłuchem.
68 + 15 = 83 > 50
Kiedy dotarli na miejsce, młyn stał jednak całkiem pusty – betonowa podłoga wciąż pozostawała nakryta grubym dywanem kurzu, a powietrze było gęste i morowe, zupełnie jakby drzwi tkwiły w zawiasach od kilku miesięcy, nie przepuszczając do środka nie tylko wiatru, ale także oparów cudzego oddechu; zaczynało stawać się jasne, że od samego początku nikt na nich nie czekał. Czuł, jak rozdrażnienie przeciskało mu się przez żyły, pulsowało pod żuchwą i w odsłoniętych nadgarstkach, nadgryzając – kawałek po kawałku – dotychczasowy spokój, jakby próbowało żywcem pożreć go od środka, pozostawiając jedynie ukruszone zęby i dłonie zaciśnięte w pięści; sfrustrowane mamrotanie Funiego lepiło mu się do skroni, ciążąc bardziej niż złość na Magisterium – Hilmirson mieszkał z nim od grudnia, a on nie był pewien, czy pamiętał jeszcze, jak brzmiała cisza.
– Morda w kubeł, bo zamiast dziewczyny sam podłożysz się na kamień. – warknął w końcu, gromiąc mężczyznę ostrym spojrzeniem i przez chwilę przyglądając się jak jego blada, młodzieńcza twarz napina się krakelurą gniewnych rysów, pęka w miejscach, gdzie znikała dziecięca swoboda, gdzie pojawiał się natomiast strach. – Nie obchodzi mnie, czy ją znasz, kogoś będzie trzeba poświęcić, a ja mam głęboko w dupie, czy będziesz to akurat ty. Lepiej zmów od razu swoje modlitwy. – nużyło go czekanie; nużyła go zależność, której poświęcili dzisiejszy wieczór – byli w dobrym miejscu; dlaczego nikt na nich nie czekał? Zerknął ukradkiem w stronę dziewczyny, ta wciąż leżała jednak pod ścianą, z nadgarstkami splecionymi ciasno na lędźwiach – gdyby wszystko zależało od niego, zabiłby ją już teraz; szybka śmierć oszczędziłaby im wysiłku. – Ván – wykrztusił zamiast tego, spodziewając się, że po przebudzeniu krzyk będzie nieunikniony, a okolica, choć pozornie całkiem opustoszała, mogła nie być tak bezpieczna jak im się zdawało.
ekwipunek: flakon zaklętych perfum (+1 do magii zakazanej)
rzut na spostrzegawczość: 12
Ván (Mutum) – zabezpiecza dane miejsce przed ewentualnym podsłuchem.
68 + 15 = 83 > 50
Mistrz Gry
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:29
The member 'Egon Munch' has done the following action : kości
#1 'k100' : 12
--------------------------------
#2 'k100' : 68
#1 'k100' : 12
--------------------------------
#2 'k100' : 68
Prorok
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:29
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Próba uwolnienia się nie poszła Ursuli najlepiej; kobieta, ze względu na wcześniejsze oszołomienie, nie potrafiła wykrzesać z siebie siły zdolnej choćby naruszyć włókna okalających jej nadgarstki sznurów. Na szczęście w jej wątpliwym i wyjątkowo niefortunnym położeniu, w pobliżu rozległ się przeraźliwy jazgot przypominający wyjątkowo uciążliwy, ptasi gwizd - kaskada dźwięków wzbudziła uwagę porywaczy, którzy byli i tak najwyraźniej skupieni na rozwiązywaniu kilku napotkanych na drodze przeszkód. Mogła obecnie zauważyć, że napastników jest tylko - albo aż - dwóch, do grupy nie dołączył nikt nowy. Jeden z głosów, cichy i zniekształcony na tyle, że nie mogła wyodrębnić z niego pierwiastków słów, wydał jej się znajomy, chociaż nie była w stanie połączyć go z konkretną twarzą i tożsamością. Coś nie szło ewidentnie po myśli jej oprawców, co Ursula mogła skutecznie wykorzystać; miała okazję ponownie rozejrzeć się i spróbować uwolnić.
Ursuli przysługują dwa rzuty, pierwszy na spostrzegawczość, drugi na próbę uwolnienia się. Zasady są takie same jak w poprzedniej kolejce.
W otaczającej go, mętnej szarościIngvar dostrzegł dwie, przemieszczające się plamy sylwetek, należące prawdopodobnie do napastników. Posunięcie, jakiego dokonał, było nad wyraz ryzykowne, ewidentnie informując ich o jakiejś obecności, intruzie, który planuje wkroczyć na ich terytorium. Norny jednak sprzyjały Guildensternowi, rzeczywiście sprawiając, że na ten moment pozostał niezauważony, mogąc podjąć się próby podejścia bliżej budynku młynu. Znając lokalizację prawdopodobnie nieprzyjaznych mu osób, wiedział, że powinien obrać okrężną drogę, którą będzie w stanie skutecznie ich wyminąć, wykorzystując opuszczone gospodarstwo w charakterze zasłony.
Ingvarowi przysługują trzy rzuty, pierwszy na spostrzegawczość, drugi na dowolne zaklęcie przygotowawcze, trzeci na próbę zakradnięcia się. Próg pozostania niewykrytym wynosi 65 i jest liczony jako suma rzutu kością k100, statystyki sprawności i adekwatnych atutów. Rzucone z sukcesem zaklęcie tłumiące kroki gwarantuje bonus +20 do danej akcji.
Jeśli próg nie zostanie osiągnięty, rezultaty są następujące zgodnie z legendą wyników: 1-25 nie dość, że na początku następujesz na kilka suchych gałęzi, to na dodatek potykasz się o wystający konar drzewa i upadasz; napastnicy będą w stanie bez przeszkód zlokalizować twoje obecne położenie, zostawiając ci niewiele czasu, gdy postanowią zbadać dokładnie źródło dźwięku, 26-50 natrafiłeś na kilka suchych gałęzi, które nieopatrznie nadłamałeś pod wpływem stawianych kroków, twoi przeciwnicy będą naprowadzeni na twoją lokalizację, zdolni rozpocząć poszukiwania twojej obecności, 51-64 nieopatrznie wywołałeś szmer zahaczając ramieniem o suche gałęzie krzewów. Ślepcy będą wiedzieli, że w pobliżu ktoś (albo coś) się przemieszcza, jednak nie będą w stanie odnaleźć cię tak łatwo jak w poprzednich przypadkach.
Niestety, aniFuni , ani Egon nie byli w stanie obecnie zauważyć intruza. To, że ktoś znajdował się w pobliżu, stało się namacalne i pewne dzięki zaklęciu rzuconemu przez Hilmirsona; aura, otrzymana z rzuconej inkantacji, przekonała go, że w pobliżu znajduje się oprócz nich najpewniej jedna osoba. Niedużo i równocześnie tak wiele; ich plany na sprawne przeprowadzenie rytuału zaczynały rozpadać się w oczach niczym domek wybudowany z kart. Niepokojąca stawała się podobnie obecność wyłącznie jednego człowieka - z całą pewnością gwizd nie zostałby wywołany przez ślepca, który miał odpowiadać za teleportację łączną do Koselig. Nic dziwnego, skoro Munch postanowił dodatkowo się przygotować, skutecznie odcinając niesprzyjające im osoby od możliwości podsłuchu - treść czaru, rzucona w przestrzeń, udała się bez najmniejszych, dostrzegalnych trudności.
Funiemu i Egonowi przysługuje po dwa rzuty, jeden na spostrzegawczość, drugi na dowolne zaklęcie.
Ingvar, ani Ursula nie są w stanie od tej pory usłyszeć rozmów pomiędzy Funim a Egonem.
Czas na odpowiedź: do 5.05
Ursuli przysługują dwa rzuty, pierwszy na spostrzegawczość, drugi na próbę uwolnienia się. Zasady są takie same jak w poprzedniej kolejce.
W otaczającej go, mętnej szarości
Ingvarowi przysługują trzy rzuty, pierwszy na spostrzegawczość, drugi na dowolne zaklęcie przygotowawcze, trzeci na próbę zakradnięcia się. Próg pozostania niewykrytym wynosi 65 i jest liczony jako suma rzutu kością k100, statystyki sprawności i adekwatnych atutów. Rzucone z sukcesem zaklęcie tłumiące kroki gwarantuje bonus +20 do danej akcji.
Jeśli próg nie zostanie osiągnięty, rezultaty są następujące zgodnie z legendą wyników: 1-25 nie dość, że na początku następujesz na kilka suchych gałęzi, to na dodatek potykasz się o wystający konar drzewa i upadasz; napastnicy będą w stanie bez przeszkód zlokalizować twoje obecne położenie, zostawiając ci niewiele czasu, gdy postanowią zbadać dokładnie źródło dźwięku, 26-50 natrafiłeś na kilka suchych gałęzi, które nieopatrznie nadłamałeś pod wpływem stawianych kroków, twoi przeciwnicy będą naprowadzeni na twoją lokalizację, zdolni rozpocząć poszukiwania twojej obecności, 51-64 nieopatrznie wywołałeś szmer zahaczając ramieniem o suche gałęzie krzewów. Ślepcy będą wiedzieli, że w pobliżu ktoś (albo coś) się przemieszcza, jednak nie będą w stanie odnaleźć cię tak łatwo jak w poprzednich przypadkach.
Niestety, ani
Funiemu i Egonowi przysługuje po dwa rzuty, jeden na spostrzegawczość, drugi na dowolne zaklęcie.
Ingvar, ani Ursula nie są w stanie od tej pory usłyszeć rozmów pomiędzy Funim a Egonem.
Czas na odpowiedź: do 5.05
Ursula Frisk
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:30
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Strach i beznadzieja, w jakiej aktualnie się znajdowałam, zaczynały coraz bardziej do mnie docierać. Próbowałam odsuwać od siebie pesymistyczne myśli, ale bezskutecznie. Bałam się, że w każdej chwili napastnicy ponownie pojawią się, a w ten sposób spędzę swoje ostatnie chwile. Z pulsującym bólem w skroni i potylicy, poobijana z prawdopodobnie zranioną kostką, brudna i przestraszona. Nie liczyłam na ratunek, bo nikt nie wiedział o mojej wieczornej wyprawie. Musiałam poradzić sobie sama, ale nie miałam lepszych pomysłów. Nienaturalna pozycja rąk zaczęła wdawać mi się we znaki, gdy zaczynałam czuć mrowienie w opuszkach palców. Ich agresywny ton przebijał się przez zrujnowany młyn, a przez zmrużone oczy wydawało mi się nawet, że jeden z nich zajrzał do mnie. Było jednak zbyt ciemno, żebym mogła stwierdzić, czy to moje zmysły płatały mi figle, nie mogąc przyzwyczaić się do wszechobecnej ciemności.
Z mojej wewnętrznej niemocy wyrwał mnie ptasi pisk. Było za późno, żeby skrzydlate zwierzęta zajmowały się teraz lataniem, a śpiewem odznaczały swój areał osobniczy. Też melodia była za głośna, wręcz nieznośna. Zdezorientowana uniosłam lekko głowę. Ktoś tu był, ktoś, kto prawdopodobnie chciał mi pomóc. Mała iskierka znowu podpaliła mój płomień nadziei. Teraz albo nigdy. Podniosłam się ponownie z trudem, ustawiając się w poprzedniej pozycji. Za wszelką cenę próbowałam starym prętem przeciąć materiał oplatający moje nadgarstki. Zagryzłam tylko zęby, czując znowu dyskomfort w okolicy barków. Za każdą nieudaną próbą, nie poddawałam się, a zaczynałam ocierać gruby sznur o ostry kraniec metalu. Minęło trochę czasu, zanim poczułam, że wcześniejszy mocny uścisk lekko się poluzował. Udało mi się uwolnić z oplatających węzłów i mimowolnie zaczęłam masować się po prawdopodobnie czerwonych śladach nad moimi dłońmi. Rozejrzałam się znowu po pomieszczeniu, licząc, że tym razem uda mi się dostrzec coś, co mogłoby mnie uratować z tej beznadziei.Omacałam jeszcze miejsce w łydce, z którego czułam nieprzyjemny ból i pieczenie. Chciałam sprawdzić, czy jest to zwykłe zadrapanie, czy może jakaś poważniejsza rana.
Nie wiedziałam ile jeszcze mam czasu i co powinnam teraz zrobić. Serce cały czas kołatało mi w piersi ze stresu, a strach i panika próbowały przejąć nade mną kontrolę. Byłam pewna tego, że zaraz jeden z nich sprawdzi, czy pisk ptaków, prawdopodobnie spowodowany jakimś zaklęciem, przypadkiem mnie nie wybudził.Zaczęłam sprawdzać swoje kieszenie. Jeżeli miałam przy sobie jeszcze swój scyzoryk, to uwolniłam wcześniej schowane ostrze i zdecydowałam się wrócić do swojej poprzedniej strategi. Położyłam się ponownie na zimnej, drewnianej podłodze, a ręce ułożyłam za plecami, tak jakbym dalej miałam je związane. Jeżeli udało mi się wcześniej znaleźć scyzoryk w kieszeni, to znalazł się on już gotowy do obrony w jednej z moich dłoni. Zmrużyłam ponownie oczy i dalej grałam trupa, licząc, że źródło wcześniejszego hałasu sprawi, że napastnicy zapomną o mojej osobie i może nawet zostawią w spokoju.
1. Spostrzegawczość: 83-5= 78
2. Uwolnienie z więzów 77-5=73 - udane, bez dodatkowych obrażeń.
Z mojej wewnętrznej niemocy wyrwał mnie ptasi pisk. Było za późno, żeby skrzydlate zwierzęta zajmowały się teraz lataniem, a śpiewem odznaczały swój areał osobniczy. Też melodia była za głośna, wręcz nieznośna. Zdezorientowana uniosłam lekko głowę. Ktoś tu był, ktoś, kto prawdopodobnie chciał mi pomóc. Mała iskierka znowu podpaliła mój płomień nadziei. Teraz albo nigdy. Podniosłam się ponownie z trudem, ustawiając się w poprzedniej pozycji. Za wszelką cenę próbowałam starym prętem przeciąć materiał oplatający moje nadgarstki. Zagryzłam tylko zęby, czując znowu dyskomfort w okolicy barków. Za każdą nieudaną próbą, nie poddawałam się, a zaczynałam ocierać gruby sznur o ostry kraniec metalu. Minęło trochę czasu, zanim poczułam, że wcześniejszy mocny uścisk lekko się poluzował. Udało mi się uwolnić z oplatających węzłów i mimowolnie zaczęłam masować się po prawdopodobnie czerwonych śladach nad moimi dłońmi. Rozejrzałam się znowu po pomieszczeniu, licząc, że tym razem uda mi się dostrzec coś, co mogłoby mnie uratować z tej beznadziei.
Nie wiedziałam ile jeszcze mam czasu i co powinnam teraz zrobić. Serce cały czas kołatało mi w piersi ze stresu, a strach i panika próbowały przejąć nade mną kontrolę. Byłam pewna tego, że zaraz jeden z nich sprawdzi, czy pisk ptaków, prawdopodobnie spowodowany jakimś zaklęciem, przypadkiem mnie nie wybudził.
1. Spostrzegawczość: 83-5= 78
2. Uwolnienie z więzów 77-5=73 - udane, bez dodatkowych obrażeń.
Mistrz Gry
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:30
The member 'Ursula Frisk' has done the following action : kości
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'k100' : 77
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'k100' : 77
Bezimienny
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:30
Oddech zmienia się w obłoczek pary, kiedy wypuszczam go spomiędzy ust razem z wątpliwościami - zamiera w stęchłym od napięcia powietrzu; czuję go w porach skóry i przyśpieszonym tętnie sprowokowanym przez gwałtowniejszą prace nieznośnie obijającego się o pręty żeber serca. Eskaluje, gdy z okrytego mantą szarością otoczenia wynurza się zarys dwóch sylwetek. Z tej odległości, poza nieznacznym ruchem, nie dostrzegam nic więcej. Butnie podtrzymuje mnie na duchu myśl, że z taka skromna ilość zagrożenia nie powinna stanowić dla mnie dużego wyzwania. Ignoruję glos zdrowego rozsądku, bo chociaż pragnie przypomnieć mi, w jakim stanie skończyły moje żebra, kiedy z lekceważeniem podszedłem do dwóch użytkowników czarnej magii, nadal nie mam pewności, kto ukrył się w młynie. Równie dobrze moje przeczucie może płatać mi figle. Pomimo niepokoju, jaki stale we mnie rośnie, strach mi nie towarzyszy. Zostawiłem go na dnie butelki, którą obejmuje skostniałym od mrozu ślizgającym się po jej szklanej powierzchni palcami. W akcie tlącego się we mnie ostatniego płomienia nadziei, zbliżam jej szyjkę do warg, łudząc się, że na dnie pozostała ostatnia kropla alkoholu, która zdoła podsycić we mnie iskrę do działania, ale przełknąć muszę gorycz rozczarowania – butelka okazuje się zupełnie pusta. Koniuszkiem języka oblizuje popękane wargi. Nową porcje tlenu wtaczam do płuc i decyzja w końcu zostaje przeze mnie podjęta.
Ledwie wyszeptane i równie charkliwie Hljóðr opuszcza moją krtań, ale znajome ciepło nie gości w opuszkach palców. Z trudem zatrzymuję syk w gardle, gdy doświadczam w nich nieprzyjemnego mrowienia. O tej porze, tak daleka od miejsc, w których czuję się bezpiecznie, w przestrzeni ograniczonej do spontanicznego podejmowania decyzji, własnego oddechu i kłębiących się pod sklepieniem czaszki myśli, gdzie nie sięga światło latarni morskiej, a każdy powiew wiatru nie pozostawia w ustach słonego posmaku, skazany jestem na kapryśną naturą magii i zdradliwość otoczenia. Piskliwy trel ptaków tnący ciszy sprawia, że przynajmniej nie słyszę bicia własnego serca.
W rzucanym przez szkielet oszpeconego przez blizny czasu młyna cieniu dostrzegam swojego sprzymierzeńca. Ze wzrokiem skupionym na dwóch plamach, jakie dostrzec mogę z tej odległości, w celu zminimalizowania dzielącego mnie od budynku dystansu, podchodzę bliżej nieużytkowanego przez niego zabudowania. Kroki moje są chwiejne, choć staram się stawiać je ostrożnie, trochę opieszale, niepośpiesznie – najpierw jeden, drugi, trzeci, a potem kilka następnych. Oddech zamiera w gardle, nie wydaję z siebie żadnego dźwięku, poruszam się możliwe, jak najciszej, z pochylonymi plecami i nogami lekko zgiętymi w kolanach. W myślach, jak mantrę, powtarzam repertuar zaklęć, który może okazać się niezbędny, kiedy nie uda mi się niepostrzeżenie podejść bliżej i znajdę się w zasięgu wzroku właścicieli dwóch tłoczących się przy drzwiach sylwetek. Pierwszą oznaką podenerwowania jest perlący się na czole pot, drugą - mocniejszy chwyt palców na butelce.
rzut 1 - spostrzegawczość: 60
rzut 2 - zaklęcie: Hljóðr, nie wyszło
rzut 3 - skradanie: 45 + 20
Ledwie wyszeptane i równie charkliwie Hljóðr opuszcza moją krtań, ale znajome ciepło nie gości w opuszkach palców. Z trudem zatrzymuję syk w gardle, gdy doświadczam w nich nieprzyjemnego mrowienia. O tej porze, tak daleka od miejsc, w których czuję się bezpiecznie, w przestrzeni ograniczonej do spontanicznego podejmowania decyzji, własnego oddechu i kłębiących się pod sklepieniem czaszki myśli, gdzie nie sięga światło latarni morskiej, a każdy powiew wiatru nie pozostawia w ustach słonego posmaku, skazany jestem na kapryśną naturą magii i zdradliwość otoczenia. Piskliwy trel ptaków tnący ciszy sprawia, że przynajmniej nie słyszę bicia własnego serca.
W rzucanym przez szkielet oszpeconego przez blizny czasu młyna cieniu dostrzegam swojego sprzymierzeńca. Ze wzrokiem skupionym na dwóch plamach, jakie dostrzec mogę z tej odległości, w celu zminimalizowania dzielącego mnie od budynku dystansu, podchodzę bliżej nieużytkowanego przez niego zabudowania. Kroki moje są chwiejne, choć staram się stawiać je ostrożnie, trochę opieszale, niepośpiesznie – najpierw jeden, drugi, trzeci, a potem kilka następnych. Oddech zamiera w gardle, nie wydaję z siebie żadnego dźwięku, poruszam się możliwe, jak najciszej, z pochylonymi plecami i nogami lekko zgiętymi w kolanach. W myślach, jak mantrę, powtarzam repertuar zaklęć, który może okazać się niezbędny, kiedy nie uda mi się niepostrzeżenie podejść bliżej i znajdę się w zasięgu wzroku właścicieli dwóch tłoczących się przy drzwiach sylwetek. Pierwszą oznaką podenerwowania jest perlący się na czole pot, drugą - mocniejszy chwyt palców na butelce.
rzut 1 - spostrzegawczość: 60
rzut 2 - zaklęcie: Hljóðr, nie wyszło
rzut 3 - skradanie: 45 + 20
Mistrz Gry
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:30
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
#1 'k100' : 60
--------------------------------
#2 'k100' : 11
--------------------------------
#3 'k100' : 45
#1 'k100' : 60
--------------------------------
#2 'k100' : 11
--------------------------------
#3 'k100' : 45
Funi Hilmirson
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:31
Funi HilmirsonŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Zawód : dorywczy pracownik do niczego, prawie kapłan, augur
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kuna
Atuty : zaślepiony (I), intrygant (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 17 / magia zakazana: 17 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 6
Nie potrafił nad tym zapanować – nad zniecierpliwionym niepokojem wspinającym się po szczeblach tchawicy do ust; nad nerwowością zakradającą się w mięśnie, ściągane skurczem przeciągłego oczekiwania. Musiał mówić, żeby się jej pozbyć: więc mówił szybko i nieskładnie, chwytając się wiechci myśli rozsypanych w skroniach bez porządku, przelewał wewnętrzne rozedrganie w wibrację strun głosu, ostatkiem rozsądku powściąganego we względnej cichości, przelewał je w otoczenie, w nerwowe kroki nakrywające poprzednie ślady, raz za razem, w spojrzenia przerzucane przez brudne szkło starego okna. Warknięcie Muncha dopiero wybiło go z nabierającego pędu rytmu, akceleracja nerwów, choć przyhamowana, wciąż wzbierała w nim przypływem płochliwych impulsów: nie mogli przecież tak czekać. Zanim zdążyłby się zorientować, myślał już o tym, że może ich wystawiono – że może zamiast sprzymierzeńca wkrótce drzwi wyważą oficerskie buty podbite lśniącym metalem, żeby lepiej brzmiały o szczękę i dzwoniły w czaszce jeszcze długo po uderzeniu.
Zatrzymał się, ściągając brwi w gniewie zdzierającym mu z oblicza naciek zdziecinniałości; stwierdzenia Muncha, tak chętnie wykładające go na srebrnej tacy, uwierały go w nastroszone zwieńczenia nerwów jak ostre igły mrozu, choć odwilż przyszła przed dwoma tygodniami. Powinien się już przyzwyczaić, po tak długim czasie wspólnego bytowania, ale szorstka drażliwość jego temperamentu ocierała go tylko coraz bliżej żywego mięsa.
– Sprawiłoby ci to przyjemność, co? – nerwowa złość cedziła się przez zęby; utkwił w nim błyszczące spojrzenie, naciekłe ciemniejącym w błękicie sfrustrowaniem. Wcześniejsza posłuszna korność pierzchała pod nerwami, choć czuł jeszcze na karku upominający uścisk jego palców i może chciał go poczuć znowu, ciężar ściągający go w wymuszony spokój. – Może powinniśmy to rozstrzygnąć między sobą, zanim sukinsyn przyjdzie się rządzić, kto kogo i jak; wiesz pewnie sam najlepiej, co chcesz ze mną zrobić i nawzajem – figlarny cień w grymasie ust ledwo przedzierał się przez rozzłoszczoną, butną prowokację, zanim jednak wyzwanie zdążyłoby między nimi wybrzmieć wyraźnie, powietrze rozdarło się jazgotem podrywających się ptaków, nieznośnym, drążącym w myślach przesmyki pęknięć; poderwał spłoszone spojrzenie ku oknu, potem spoglądając na szparę pod drzwiami, przez które do półciemnego wnętrza sączyło się światło dnia. Zareagowali zgodnie zaklęciem, kalając ciała pnączami czarnych żył; zamarł, w ciszy obserwując, jak wypuszczona z nich magia sięga dalej jak koncentryczna zmarszczka rozrastająca się na tafli, przeczesując otoczenie. W hałasie nie słyszał ruchu za plecami; nie zwracał uwagi na dziewczynę.
– Ktoś tu jest – odcień głosu ściągnął mu się do szorstkiej próby stateczności, choć po wrzasku ptaków deklaracja ta wydawała się zbędna; tymczasem wszystko zdawało się trzeszczeć i chwiać w posadach, nie młyn, nie racjonalna rzeczywistość, ale skręcony niepokojem kręgosłup jego trzeźwości. Podejrzewał, że sprzymierzeniec, na którego czekali, nie ociągałby się w podobny sposób i nie robił tyle hałasu, wiedziałby, że tu są, nie musiałby zalegać przed drzwiami, czekając na zbawienie, przychodził w końcu prowadzić ich dalej, nie wlec się za ogonem. Skrzyżował z Munchem spojrzenia, spodziewając się, że tego też nie musiał mówić na głos; złoto jego tęczówek powoli wyłoniło się zza mgły inkantacji, ciemniejsze i grząskie, jak ruchomy piasek ciągnący świadomość w czarny abisal źrenic. – Może się zaraz odpierdoli. Lepiej, żeby się odpierdolił – powiedział cicho, próbując uchwycić rozbiegane myśli, znaleźć w nich rys działania. – Myślisz, że naszego złapali? Że sypnął? – spytał, nie pozostawiając jednak miejsca na odpowiedź: – Nie, przyszłoby więcej, wyczułem jednego. Schowamy dziewczynę i może się odpierdoli. Nie damy mu nic ciekawego i się po prostu odpierdoli, tak, Bohler? – przestrzegł go, choć chyba wiedział już, że mówił daremnie; chyba widział to w jego spojrzeniu, chyba nie zamierzał go zatrzymywać.
Wedle postanowienia zwrócił się tymczasem ku Ursuli – leżała wciąż pod ścianą, może trochę inaczej, w nerwach nie zauważyłby pewnie nawet, gdyby przełożyła się na drugą stronę. Długie, pospieszne kroki wzburzyły zalegający na podłodze kurz; nie miał czasu się jej przyglądać, zamiast tego zatrzymując się przy jej nogach.
– Hjoð – wymamrotał, na wszelki wypadek; nie wiedział wprawdzie, ile czasu mieli, zanim się obudzi; wolałby, żeby nie zaczęła się drzeć spod przegniłych starych worków na mąkę czy cokolwiek uda mu się znaleźć. Pochylił się, by owinąć palcami jej kostki, zamierzając pociągnąć ją w dyskretniejsze miejsce. – To nic osobistego, młoda.
spostrzegawczość: 95
Hjoð (Silente) – zaklęcie wyciszające, pozbawia osobę, zwierzę lub przedmiot możliwości wydawania głosu, działa przez pół godziny.
Próg: 55 < 94 (rzut) + 18 (użytkowa) = 112
Zatrzymał się, ściągając brwi w gniewie zdzierającym mu z oblicza naciek zdziecinniałości; stwierdzenia Muncha, tak chętnie wykładające go na srebrnej tacy, uwierały go w nastroszone zwieńczenia nerwów jak ostre igły mrozu, choć odwilż przyszła przed dwoma tygodniami. Powinien się już przyzwyczaić, po tak długim czasie wspólnego bytowania, ale szorstka drażliwość jego temperamentu ocierała go tylko coraz bliżej żywego mięsa.
– Sprawiłoby ci to przyjemność, co? – nerwowa złość cedziła się przez zęby; utkwił w nim błyszczące spojrzenie, naciekłe ciemniejącym w błękicie sfrustrowaniem. Wcześniejsza posłuszna korność pierzchała pod nerwami, choć czuł jeszcze na karku upominający uścisk jego palców i może chciał go poczuć znowu, ciężar ściągający go w wymuszony spokój. – Może powinniśmy to rozstrzygnąć między sobą, zanim sukinsyn przyjdzie się rządzić, kto kogo i jak; wiesz pewnie sam najlepiej, co chcesz ze mną zrobić i nawzajem – figlarny cień w grymasie ust ledwo przedzierał się przez rozzłoszczoną, butną prowokację, zanim jednak wyzwanie zdążyłoby między nimi wybrzmieć wyraźnie, powietrze rozdarło się jazgotem podrywających się ptaków, nieznośnym, drążącym w myślach przesmyki pęknięć; poderwał spłoszone spojrzenie ku oknu, potem spoglądając na szparę pod drzwiami, przez które do półciemnego wnętrza sączyło się światło dnia. Zareagowali zgodnie zaklęciem, kalając ciała pnączami czarnych żył; zamarł, w ciszy obserwując, jak wypuszczona z nich magia sięga dalej jak koncentryczna zmarszczka rozrastająca się na tafli, przeczesując otoczenie. W hałasie nie słyszał ruchu za plecami; nie zwracał uwagi na dziewczynę.
– Ktoś tu jest – odcień głosu ściągnął mu się do szorstkiej próby stateczności, choć po wrzasku ptaków deklaracja ta wydawała się zbędna; tymczasem wszystko zdawało się trzeszczeć i chwiać w posadach, nie młyn, nie racjonalna rzeczywistość, ale skręcony niepokojem kręgosłup jego trzeźwości. Podejrzewał, że sprzymierzeniec, na którego czekali, nie ociągałby się w podobny sposób i nie robił tyle hałasu, wiedziałby, że tu są, nie musiałby zalegać przed drzwiami, czekając na zbawienie, przychodził w końcu prowadzić ich dalej, nie wlec się za ogonem. Skrzyżował z Munchem spojrzenia, spodziewając się, że tego też nie musiał mówić na głos; złoto jego tęczówek powoli wyłoniło się zza mgły inkantacji, ciemniejsze i grząskie, jak ruchomy piasek ciągnący świadomość w czarny abisal źrenic. – Może się zaraz odpierdoli. Lepiej, żeby się odpierdolił – powiedział cicho, próbując uchwycić rozbiegane myśli, znaleźć w nich rys działania. – Myślisz, że naszego złapali? Że sypnął? – spytał, nie pozostawiając jednak miejsca na odpowiedź: – Nie, przyszłoby więcej, wyczułem jednego. Schowamy dziewczynę i może się odpierdoli. Nie damy mu nic ciekawego i się po prostu odpierdoli, tak, Bohler? – przestrzegł go, choć chyba wiedział już, że mówił daremnie; chyba widział to w jego spojrzeniu, chyba nie zamierzał go zatrzymywać.
Wedle postanowienia zwrócił się tymczasem ku Ursuli – leżała wciąż pod ścianą, może trochę inaczej, w nerwach nie zauważyłby pewnie nawet, gdyby przełożyła się na drugą stronę. Długie, pospieszne kroki wzburzyły zalegający na podłodze kurz; nie miał czasu się jej przyglądać, zamiast tego zatrzymując się przy jej nogach.
– Hjoð – wymamrotał, na wszelki wypadek; nie wiedział wprawdzie, ile czasu mieli, zanim się obudzi; wolałby, żeby nie zaczęła się drzeć spod przegniłych starych worków na mąkę czy cokolwiek uda mu się znaleźć. Pochylił się, by owinąć palcami jej kostki, zamierzając pociągnąć ją w dyskretniejsze miejsce. – To nic osobistego, młoda.
spostrzegawczość: 95
Hjoð (Silente) – zaklęcie wyciszające, pozbawia osobę, zwierzę lub przedmiot możliwości wydawania głosu, działa przez pół godziny.
Próg: 55 < 94 (rzut) + 18 (użytkowa) = 112
( oh I know they call me crazy )
there will be no turning back
I don't care if things get ugly
once the word of god is spoken
there's no way to take it back
there will be no turning back
I don't care if things get ugly
once the word of god is spoken
there's no way to take it back
Mistrz Gry
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:31
The member 'Funi Hilmirson' has done the following action : kości
#1 'k100' : 95
--------------------------------
#2 'k100' : 94
#1 'k100' : 95
--------------------------------
#2 'k100' : 94
Egon Munch
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:32
Egon MunchŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Måløy, Norwegia
Wiek : 27 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Zawód : złodziej, oszust, dyletant i były akrobata
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : rosomak
Atuty : akrobata (I), intrygant (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 22 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 10 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 6
Znał to uczucie – sposób, w jaki podchodziło mu do gardła i cierpło na języku, uwięzłe pod grdyką jak flegma, której nie sposób było przełknąć z powrotem w dół żołądka; pełzało mu pod skórą jak insekt o grubym pancerzu i hakowatych żuwaczkach, jeden z tych, które wgryzały się bezpośrednio w żywą tkankę i zmuszały mięśnie do gwałtownego napięcia – skurcz frustracji rozsunął mu się więc przez łopatki, w dół kręgosłupa, a on odruchowo zacisnął zęby, ścierając szkliwo o fragment surowej, niekonsekrowanej złości. Nie powinien był powierzać swojego życia w ręce Magisterium, a teraz czuł, jak jego zakrzywione paznokcie wżynały mu się pod skórę, próbując zacisnąć dłonie na płonnej obietnicy wierności; nie był człowiekiem wiary – nie w bogów, nie w przeznaczenie, nie w Magisterium, tymczasem wciąż stał w miejscu, zdeterminowany, by doprowadzić plan do końca, przynajmniej tak długo, jak długo niebezpieczeństwo było jedynie przemgloną winietą na skraju rozlanych białek, ciemnym konturem, nie przechodzącym przez wnętrze jego sylwetki. Po raz pierwszy czuł, że nie był w tym całkiem sam – kiedy przecinał wzrok z podenerwowanym spojrzeniem Funiego, pod skronią przebrzmiewała mu jednak wątpliwość, czy fakt ten rzeczywiście działał na jego korzyść. Ściągnął brwi, taksując mężczyznę gniewnym spojrzeniem, po czym wznosząc kącik ust w krótkim, niespiesznie złośliwym uśmiechu, który sprawił, że jego twarz stała się ostra i groźna.
– To będzie niespodzianka – odparł krótko, w tej samej chwili cisza rozdarła się jednak nagłym jazgotem, hukiem ptasich skrzydeł, uderzających niezdarnie o blaszany dach i wzbijających się w ociężałe grozą powietrze. Zaklął pod nosem, przemieszczając się nerwowym, wygłuszonym krokiem w stronę okna, gdzie na tle atramentowego nieba gęstniała chmara ciemnych piór; firmament na chwilę stał się podobny do starego fresku, pełnego cienistych stworzeń, które krążyły, wymijały się i znów wracały po ciemnych elipsach. – Srogo się mylą – warknął pod nosem, powracając wzrokiem na bladą twarz Funiego; źrenice znów wypełniły mu się bursztynem, ciemnym i grząskim jak ladanum, usta wykrzywił natomiast grymas rzeczywistego gniewu, takiego, który podchodził do gardła pecyną zaklęć i zaciskał dłonie w pięści. – Srogo się, kurwa, mylą, jeśli myślą, że mogą nas zwodzić. – nie miał już wątpliwości, że plan się nie powiedzie, w każdym razie nie zgodnie z ustanowioną wcześniej strategią i słyszał pod skronią nierówny hurgot oficerskich butów, przekleństwo, które tym razem nie zakończyłoby się jedynie pieczęcią wypalonego na skórze jadu. – Upewnię się w tym, żeby się odpierdolił. – w jego głosie przebrzmiała groźba, lecz przebrzmiała też obietnica; nie odwracał się kolejny raz, nie upewniał się w błękitnym odcieniu tęczówek Funiego – wyszedł przez szparę w rozchylonych drzwiach, pozwalając, by marcowe zimno uderzyło go gwałtownym haustem powietrza. Przeszedł wzdłuż murowanej elewacji domostwa, mrużąc oczy, by sięgnąć źrenicami przez mrok, okolica wciąż była jednak zaciemniona, dopiero powoli wyłaniała się nastroszonymi konturami pobliskich drzew, wichrzącymi się kołtunami roślin i rozerwanymi szczękami zepsutego młyna.
– Barnsrödd – szepnął, przystając w cieniu płytkiej wnęki, niedaleko wejścia do budynku. – Pomocy! Czy ktoś tu jest? Nie mogę wstać! – nie rozpoznał głosu, który przebrzmiał na napiętych strunach krtani, rozmiękczonego tkliwą dziecinnością, tak niepasującą do surowego wyrazu jego twarzy, groźnego uśmiechu, który czaił się w kąciku ust – w mroku prawie nie sposób było dostrzec, kto zbliżał się do opuszczonego młyna; miał nadzieję, że zwabi przeciwnika, a kiedy ten stanie mu naprzeciw – nie będzie potrzeby dłużej imitować dobrych intencji.
spostrzegawczość: 95
Barnsrödd (Vocem pueri) – Zmienia głos na dziecięcy, pozwala zwabić w pułapkę pod pretekstem niesienia pomocy.
Próg: 20
82 + 5 = 87 > 20
– To będzie niespodzianka – odparł krótko, w tej samej chwili cisza rozdarła się jednak nagłym jazgotem, hukiem ptasich skrzydeł, uderzających niezdarnie o blaszany dach i wzbijających się w ociężałe grozą powietrze. Zaklął pod nosem, przemieszczając się nerwowym, wygłuszonym krokiem w stronę okna, gdzie na tle atramentowego nieba gęstniała chmara ciemnych piór; firmament na chwilę stał się podobny do starego fresku, pełnego cienistych stworzeń, które krążyły, wymijały się i znów wracały po ciemnych elipsach. – Srogo się mylą – warknął pod nosem, powracając wzrokiem na bladą twarz Funiego; źrenice znów wypełniły mu się bursztynem, ciemnym i grząskim jak ladanum, usta wykrzywił natomiast grymas rzeczywistego gniewu, takiego, który podchodził do gardła pecyną zaklęć i zaciskał dłonie w pięści. – Srogo się, kurwa, mylą, jeśli myślą, że mogą nas zwodzić. – nie miał już wątpliwości, że plan się nie powiedzie, w każdym razie nie zgodnie z ustanowioną wcześniej strategią i słyszał pod skronią nierówny hurgot oficerskich butów, przekleństwo, które tym razem nie zakończyłoby się jedynie pieczęcią wypalonego na skórze jadu. – Upewnię się w tym, żeby się odpierdolił. – w jego głosie przebrzmiała groźba, lecz przebrzmiała też obietnica; nie odwracał się kolejny raz, nie upewniał się w błękitnym odcieniu tęczówek Funiego – wyszedł przez szparę w rozchylonych drzwiach, pozwalając, by marcowe zimno uderzyło go gwałtownym haustem powietrza. Przeszedł wzdłuż murowanej elewacji domostwa, mrużąc oczy, by sięgnąć źrenicami przez mrok, okolica wciąż była jednak zaciemniona, dopiero powoli wyłaniała się nastroszonymi konturami pobliskich drzew, wichrzącymi się kołtunami roślin i rozerwanymi szczękami zepsutego młyna.
– Barnsrödd – szepnął, przystając w cieniu płytkiej wnęki, niedaleko wejścia do budynku. – Pomocy! Czy ktoś tu jest? Nie mogę wstać! – nie rozpoznał głosu, który przebrzmiał na napiętych strunach krtani, rozmiękczonego tkliwą dziecinnością, tak niepasującą do surowego wyrazu jego twarzy, groźnego uśmiechu, który czaił się w kąciku ust – w mroku prawie nie sposób było dostrzec, kto zbliżał się do opuszczonego młyna; miał nadzieję, że zwabi przeciwnika, a kiedy ten stanie mu naprzeciw – nie będzie potrzeby dłużej imitować dobrych intencji.
spostrzegawczość: 95
Barnsrödd (Vocem pueri) – Zmienia głos na dziecięcy, pozwala zwabić w pułapkę pod pretekstem niesienia pomocy.
Próg: 20
82 + 5 = 87 > 20
Mistrz Gry
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:32
The member 'Egon Munch' has done the following action : kości
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'k100' : 38
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'k100' : 38
Prorok
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:32
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Sytuacja, w jakiej znajdowała się Ursula , była poniekąd szczęśliwie-nieszczęśliwa. Na czele korzystnych wieści stało - nie należy ukrywać - pomyślne uwolnienie się kobiety, co pozostało na ten moment niewykryte przez jej napastników. Strategia, którą obrała, trzymała zwięźle przed ślepcami fatamorganę kłamstwa, w którym miała pozostać wciąż nieszkodliwa i nieprzytomna. Skaleczenie na łydce było dość płytkie, należało do tych bolesnych, choć w gruncie rzeczy nieszkodliwych uszkodzeń powierzchni ciała. Oczywiście, w przyszłości należało zaopatrzyć i odkazić ranę, aby uniknąć wdania się zakażenia, jednak nie było to w tym momencie priorytetową czynnością. Pod palcami dało się wyczuć krzepnącą, lepką krew pomieszaną z fragmentami brudu oraz naderwanego ubrania. Nieszczęśliwym elementem położenia Ursuli było jednak zapobiegawcze użycie zaklęcia przez Hilmirsona - była na tyle uważna, że usłyszała formułę i mogła powiązać ją z określonym działaniem. Przez najbliższe około pół godziny, co wydawało się w tym momencie wiecznością, o ile działanie czaru nie zostanie przerwane, nie mogła używać praktycznie żadnych inkantacji. Na koniec, Ursula dostrzegła coś jeszcze - rzeczywiście miała przy sobie scyzoryk i mogła go wykorzystać zgodnie ze swoim zamierzeniem, czekając na odpowiedni moment.
Próg udawania nieszkodliwej i nieprzytomnej wynosi 40 i jest liczony razem ze statystyką charyzmy. W przypadku wyników w zakresie 30-39, Funi i Egon mają wrażenie dostrzeżonego ruchu, które wydaje się bardziej dziełem wyobraźni niż rzeczywistym zjawiskiem, ale jest warte sprawdzenia. Wynik 29 i poniżej to krytyczna porażka, wówczas Ursula może wykonać dorzut na próbę ucieczki przed siebie (liczony ze statystyką sprawności; próg powodzenia wynosi 60).
Ursuli przysługuje jeszcze jedna, dodatkowa akcja, z której może skorzystać, ale na którą nie musi się decydować.
Ursula nie może korzystać z zaklęć.
Zakradnięcie się poszłoIngvarowi pomyślnie; na ten moment pozostał niewykryty przez potencjalnych napastników. Przechodząc w stronę budynku, zaczął mieć przeczucie, że znajdował się tam ktoś jeszcze - kształt, majaczący pod ścianą wydawał się być drobną, ludzką sylwetką, choć Guildenstern nie mógł na ten moment ocenić jeszcze autentyczności wysuniętego spostrzeżenia. Możliwe jednak, że identyczne przeczucie nie było jedynie tworem przeczulonego umysłu i nadgorliwej percepcji - dziecięcy głos wydawał się brzmieć autentycznie, jednak czy nie była to jedynie zastawiona wymyślnie pułapka? Co mogło robić tam dziecko? Czy chłopiec został porwany? Czy służył tylko za podstęp?
Ingvarowi przysługują dwa rzuty, pierwszy na charyzmę, drugi na dowolną akcję (zależną poniekąd od wyniku charyzmy). Wynik 40 i więcej pozwala mu natychmiast wyczuć podstęp i zastosować środki ostrożności. W przypadku porażki, wierzy przynajmniej częściowo w wykreowane kłamstwo (wynik 6-15 oznacza krytyczną porażkę i sprawia, że wierzy w nie całkowicie). Skradanie się jest ponownie liczone jako akcja razem ze statystyką sprawności. Próg pozostania niewykrytym wynosi 65.
Funi i Egon podjęli przed chwilą odpowiednie środki, próbując wywabić intruza. Teraz należało jedynie zachować czujność i przygotować się na spotkanie, jakie powinno prędzej czy później nastąpić. Scenariusza nie polepszała nieobecność trzeciego ślepca, jaki zobowiązał się przecież dawno pojawić; nie wiedzieli, co stało się z mężczyzną, czy został ujęty przez Kruczych Strażników, czy może napadnięty przez któreś ze stworzeń zamieszkujących las. Fakt, że stchórzył albo co gorsza zapomniał o swoim przyrzeczeniu wydawał się zbyt mało prawdopodobny; był znacznie dłużej od nich powiązany z interesami Magisterium. Co gorsza, ślepcy musieli sobie poradzić z dodatkowymi, niesprzyjającymi czynnikami; wydawało się, że na obecnym wieczorze ciążyła nieuchronna klątwa, kapryśny uśmiech Norn, który jedynie wikłał ich coraz bardziej w trwające zamieszanie lub bardziej adekwatnie ujmując - w ciszę przed mającą dopiero nastąpić burzą.
Funiemu i Egonowi przysługuje rzut na dowolną akcję i dodatkowo drugi rzut na spostrzegawczość, jeśli któryś z nich zdecyduje się na przeszukanie terenu.
Próg udawania nieszkodliwej i nieprzytomnej wynosi 40 i jest liczony razem ze statystyką charyzmy. W przypadku wyników w zakresie 30-39, Funi i Egon mają wrażenie dostrzeżonego ruchu, które wydaje się bardziej dziełem wyobraźni niż rzeczywistym zjawiskiem, ale jest warte sprawdzenia. Wynik 29 i poniżej to krytyczna porażka, wówczas Ursula może wykonać dorzut na próbę ucieczki przed siebie (liczony ze statystyką sprawności; próg powodzenia wynosi 60).
Ursuli przysługuje jeszcze jedna, dodatkowa akcja, z której może skorzystać, ale na którą nie musi się decydować.
Ursula nie może korzystać z zaklęć.
Zakradnięcie się poszło
Ingvarowi przysługują dwa rzuty, pierwszy na charyzmę, drugi na dowolną akcję (zależną poniekąd od wyniku charyzmy). Wynik 40 i więcej pozwala mu natychmiast wyczuć podstęp i zastosować środki ostrożności. W przypadku porażki, wierzy przynajmniej częściowo w wykreowane kłamstwo (wynik 6-15 oznacza krytyczną porażkę i sprawia, że wierzy w nie całkowicie). Skradanie się jest ponownie liczone jako akcja razem ze statystyką sprawności. Próg pozostania niewykrytym wynosi 65.
Funiemu i Egonowi przysługuje rzut na dowolną akcję i dodatkowo drugi rzut na spostrzegawczość, jeśli któryś z nich zdecyduje się na przeszukanie terenu.
Ursula Frisk
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:33
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Leżałam bez ruchu, ale czułam, jak trzęsą mi się z tyłu ręce. Z ostrym narzędziem za plecami czułam się trochę pewniej, ale nie wystarczająco. Nie byłam nawet pewna, czy w ogóle będę umiała go użyć przeciwko napastnikom, ale liczyłam, że nie będzie takiej potrzeby i inkantator poprzedniego głośnego zaklęcia, w porę odgoni agresorów.
Wstrzymałam oddech, jak jeden z nich do mnie podszedł. Zdążyłam usłyszeć tylko inkantacje i mężczyzna całkowicie odebrał mi głos. Nie miałam nawet czasu się obronić, co jeszcze bardziej przyspieszyło moje tętno. Teraz jedyne, czym będę mogła się obronić, był ten nieduży scyzoryk, który używałam do roślin.
Nie musiałam długo czekać, aż poczułam jego dłonie na swoich kostkach. Oplotły je i czułam tylko, jak zbieram kurtką kurz po starej, drewnianej podłodze. Chciałam dalej grać nieprzytomną, wsunęłam nawet dłoń głębiej do rękawa, żeby na pewno nie wyłapał wzrokiem ostrza w ciemności.
Cały mój plan spełzł na niczym, gdy ten chyba dotknął mnie przez przypadek w zranione miejsce. Jęknęłabym w tym momencie z bólu, gdyby wcześniej nie wyciszył moich strun głosowych. Spięłam się cała, wyrywając mu mimowolnie ranną nogę i jednocześnie dając mu do zrozumienia, że ani nie jestem nieprzytomna i że wcale się nie przebudziłam przed sekundą.. Z przerażeniem teraz przestałam mrużyć oczy, a te szeroko otwarte patrzyły się prosto na znajomą twarz, kiedy uniosłam tułów. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić, na moment sparaliżował mnie strach, ale pod wolną ręką wyczułam coś, co przypominało piasek, może starą mąkę? Zebrałam to szybko w garść, żeby chwilę później rozpylić mu drobiny prosto w twarz, najlepiej do oczu. Nie chcąc tracić czasu i licząc, że agresor jest w szoku i może cierpi teraz od oślepienia, zebrałam się w jednym momencie i biegiem ruszyłam do wyjścia. Pod wpływem adrenaliny zamierzałam biec przed siebie, nie skręcając, nie oglądając się za siebie. Miałam tylko nadzieję, że ten drugi nie czai się zaraz za progiem.
Kostki:
1. Udawanie - 3 = krytyczna porażka
2. Ucieczka - 82
3. Akcja - 9 (walka wręcz, rzut czymś sypkim w twarz Funiego)
4. Celność akcji- 3 = poprawne trafienie
Wstrzymałam oddech, jak jeden z nich do mnie podszedł. Zdążyłam usłyszeć tylko inkantacje i mężczyzna całkowicie odebrał mi głos. Nie miałam nawet czasu się obronić, co jeszcze bardziej przyspieszyło moje tętno. Teraz jedyne, czym będę mogła się obronić, był ten nieduży scyzoryk, który używałam do roślin.
Nie musiałam długo czekać, aż poczułam jego dłonie na swoich kostkach. Oplotły je i czułam tylko, jak zbieram kurtką kurz po starej, drewnianej podłodze. Chciałam dalej grać nieprzytomną, wsunęłam nawet dłoń głębiej do rękawa, żeby na pewno nie wyłapał wzrokiem ostrza w ciemności.
Cały mój plan spełzł na niczym, gdy ten chyba dotknął mnie przez przypadek w zranione miejsce. Jęknęłabym w tym momencie z bólu, gdyby wcześniej nie wyciszył moich strun głosowych. Spięłam się cała, wyrywając mu mimowolnie ranną nogę i jednocześnie dając mu do zrozumienia, że ani nie jestem nieprzytomna i że wcale się nie przebudziłam przed sekundą.. Z przerażeniem teraz przestałam mrużyć oczy, a te szeroko otwarte patrzyły się prosto na znajomą twarz, kiedy uniosłam tułów. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić, na moment sparaliżował mnie strach, ale pod wolną ręką wyczułam coś, co przypominało piasek, może starą mąkę?
Kostki:
1. Udawanie - 3 = krytyczna porażka
2. Ucieczka - 82
3. Akcja - 9 (walka wręcz, rzut czymś sypkim w twarz Funiego)
4. Celność akcji- 3 = poprawne trafienie
Mistrz Gry
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:33
The member 'Ursula Frisk' has done the following action : kości
#1 'k100' : 82
--------------------------------
#2 'k100' : 9
--------------------------------
#3 'k6' : 3
#1 'k100' : 82
--------------------------------
#2 'k100' : 9
--------------------------------
#3 'k6' : 3
Bezimienny
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:34
Tracę z oczu swój cel. Pierwsza sylwetka znika w cieniu budynku, druga - w mroku nocy. Przystaję, nasłuchuję, obserwuję, łudząc się, że moje położenie nie zostało zlokalizowane. Z otumanianego przez alkoholu umysłu próbuję wyłuskać przebłysk trzeźwości, ale żadna iskra racjonalnych myśli nie przebija się przez zamgloną przestrzeń świadomości. Głos zdrowego rozsądku milczy, wysyłając na odpoczynek instynkt samozachowawczy. Rozwagę zostawiłem w barze. Poza krwią w wąskich kanałach naczyń krwionośnych wymieszana z wypitymi wcześniej procentami płynie adrenalina i to właśnie ona motywuje mnie do działania.
Zbliżając się do celu - grającego nad głową młyna, który wygląda jak sam szkielet, wrak rzucony na pożarcie upływu czasu - mam wrażenie, że słyszę bicie własnego, durniejącego w klatce piersiowego serca - jest jak mały ptak, który desperackim trzepotem skrzydeł próbuje poderwać się do lotu. Przystaje nagle, w pół kroku. Zastygam i tkwię bez ruchu przez dłuższą chwile, kiedy spojrzeniem odnajduję kształt wyglądający jak zarys ludzkiej, drobnej sylwetki. Wmawiam sobie, że to nic innego, jak wytwór mojej wyobraźni, omamy wzrokowego wyprodukowane przez nadmiernie wydzielaną epinefrynę, ale po upływie kolejnych sekund zostaje wyprowadzony z błędu.
Po zwężonej ścianie gardła spływa dopiero co przełknięta ślina, gdy cisze przecinają miękkie krawędzie dziecięcego krzyku – te nawoływanie przez chwile wibruje w powietrzu i echem odbija się od mojej czaszki. Nieprzyjemny dreszcz spływający po linii kręgosłupa, alarmuje każdy nerw w ciele o zagrożeniu, w skutek czego gwałtownie prostuję skostniałe od zimna dłonie, a trzymane w lewej dłoni butelka traci kontakt ze spoconymi palcami, testując mój refleks. Reaguję od razu, niemal instynktownie, łapię ją z powrotem. Nie mam pojęcia, dlaczego nie mogę się z nią rozstać, skoro jest już pusta. Przez te fałszywe poczucia bezpieczeństwa, jakie mi gwarantuje? Zduszam w sobie oznakę politowania w charakterze śmiechu i - Kurwa, Ingvar, weź się w garść, to dziecko potrzebuję pomocy - pod wpływem nachalnie napływającej do mnie refleksji, podchodzę blizej źródła wytwarzanego przez obcą krtań dźwięku. Heroizm, jaki z siebie wykrzesałem pod wpływem nawoływania o pomoc, maleje przy każdym stawianym kroku, dlatego zachowuje ostrożność i nie wykonuję żadnych pochopnych ruchów, aż w końcu, znajdując się w bliskim otoczeniu istoty, która zademonstrowała predyspozycje swojej krtani, poddaje pod wątpliwość wiarygodność tego krzyku i zachowuję wszelkie środki ostrożności. Skradam się, zapominając tymczasowo jak się oddycha. Wydaję mi się, że jestem bliski celu.
pierwszy rzut - charyzma: 40+5
drugi rzut - skradanie: 61 + 20
Zbliżając się do celu - grającego nad głową młyna, który wygląda jak sam szkielet, wrak rzucony na pożarcie upływu czasu - mam wrażenie, że słyszę bicie własnego, durniejącego w klatce piersiowego serca - jest jak mały ptak, który desperackim trzepotem skrzydeł próbuje poderwać się do lotu. Przystaje nagle, w pół kroku. Zastygam i tkwię bez ruchu przez dłuższą chwile, kiedy spojrzeniem odnajduję kształt wyglądający jak zarys ludzkiej, drobnej sylwetki. Wmawiam sobie, że to nic innego, jak wytwór mojej wyobraźni, omamy wzrokowego wyprodukowane przez nadmiernie wydzielaną epinefrynę, ale po upływie kolejnych sekund zostaje wyprowadzony z błędu.
Po zwężonej ścianie gardła spływa dopiero co przełknięta ślina, gdy cisze przecinają miękkie krawędzie dziecięcego krzyku – te nawoływanie przez chwile wibruje w powietrzu i echem odbija się od mojej czaszki. Nieprzyjemny dreszcz spływający po linii kręgosłupa, alarmuje każdy nerw w ciele o zagrożeniu, w skutek czego gwałtownie prostuję skostniałe od zimna dłonie, a trzymane w lewej dłoni butelka traci kontakt ze spoconymi palcami, testując mój refleks. Reaguję od razu, niemal instynktownie, łapię ją z powrotem. Nie mam pojęcia, dlaczego nie mogę się z nią rozstać, skoro jest już pusta. Przez te fałszywe poczucia bezpieczeństwa, jakie mi gwarantuje? Zduszam w sobie oznakę politowania w charakterze śmiechu i - Kurwa, Ingvar, weź się w garść, to dziecko potrzebuję pomocy - pod wpływem nachalnie napływającej do mnie refleksji, podchodzę blizej źródła wytwarzanego przez obcą krtań dźwięku. Heroizm, jaki z siebie wykrzesałem pod wpływem nawoływania o pomoc, maleje przy każdym stawianym kroku, dlatego zachowuje ostrożność i nie wykonuję żadnych pochopnych ruchów, aż w końcu, znajdując się w bliskim otoczeniu istoty, która zademonstrowała predyspozycje swojej krtani, poddaje pod wątpliwość wiarygodność tego krzyku i zachowuję wszelkie środki ostrożności. Skradam się, zapominając tymczasowo jak się oddycha. Wydaję mi się, że jestem bliski celu.
pierwszy rzut - charyzma: 40+5
drugi rzut - skradanie: 61 + 20
Mistrz Gry
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:34
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'k100' : 61
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'k100' : 61
Funi Hilmirson
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:35
Funi HilmirsonŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Zawód : dorywczy pracownik do niczego, prawie kapłan, augur
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kuna
Atuty : zaślepiony (I), intrygant (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 17 / magia zakazana: 17 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 6
Munch zniknął zaraz później za drzwiami, pozostawiając po sobie echo gniewnej groźby i entuzjastyczny dreszcz spływający po kręgosłupie, pozostawił przede wszystkim jednak drażniące poczucie, że bez jego strutej gęby w zasięgu spojrzenia sytuacja podobała mu się jeszcze mniej, choć nie sądził, by mogło być gorzej; no to było jakby jednak gorzej, kiedy drzwi przymknęły się za nim, a wewnątrz młyna zaległa gęsta, półmroczna cisza, w której został sam na sam z dowodem ich niezupełnie moralnych intencji i z własną moralnością poskręcaną w ochłap żałości pod ścianą ciemienia. Na zewnątrz odezwał się chwilę później dziecięcy głos wołający o pomoc i uśmiechnął się krzywo pod nosem, ze złośliwym rozbawieniem i gramem zauroczenia przegryzanym jak goryczka. Nie był to jednak szczególnie dobry moment na oddawanie się szczeniackim admiracjom, należało wykonać swoją część roboty; spróbować przynajmniej zapanować w jakimś stopniu nad zaistniałą sytuacją, zanim znajdą sposób na jej rozwiązanie. Łapiąc dziewczynę za kostki, omijał spojrzeniem jej twarz – była niewygodnie znajoma i niewygodnie miła. Pomyślał przy tym za to, sposobem rzeczowego rzeźnika, że wydawała się dość sucha, skórą miała bladą i ciało kruche, Magisterium musiało rzeczywiście nie wybrzydzać szczególnie przy swoich ofiarach: każda krew, najwyraźniej, zdawała im się dobra, nawet taka anemiczna. Pociągnął ją po deskach, zapewne wyszczerbionych przez czas i nieszczególnie wyheblowanych, nie zajmując się tym szczególne. Jej ubranie musiało się zaczepić o jakiś ustęp, a może ważyła więcej niż mu się zdawało, kiedy niósł ją z Munchem, chciał poprawić więc uścisk i sięgnął dalej – przyciskając palcami rozkrwawioną tkankę na łydce, na swoje albo jej nieszczęście.
Dziewczęce ciało szarpnęło się, a on odruchem zacisnął palce mocniej, wpijając je w jasną skórę; a potem znalazł spojrzenie jej szeroko otwartych oczu, dużych i błękitnych, i zupełnie przytomnych – nie rozbudzonych, przytomnych.
– To nie tak jak myślisz – mruknął, nie czując prawie tych słów, właściwie bezwiednych; z jakiegoś powodu wydawało mu się, że powinien jej się wytłumaczyć i że mógłby się przed nią wyłgać, w końcu się znali, jak dziwne to było, że się znali, że chodzili razem do szkoły i wytrącał jej książki z rąk na korytarzu jak dobry kolega, a teraz trzymał ją za kostki w opuszczonym młynie, wlekąc ją po ziemi jak worek ziemniaków, żeby mogła się grzecznie później wykrwawić? – Próbuję ci pomóc – szepnął, próbując brzmieć przekonująco, choć chyba wiedział, że nie było w tym sensu; chyba widział w jej spojrzeniu, że rozumiała więcej niż byłoby mu to na rękę i w podobne kłamstwa mu nie uwierzy, choćby uśmiechał się do niej tak słodko, jak tylko umiał i chyba dlatego wciąż jeszcze zaciskał ręce na jej nogach. Dzięki bogom, że przynajmniej nie mogła zacząć wyć.
Szarpnęła się znów, podnosząc raptownie zaciśniętą na czymś dłoń i jasny pył zakłębił się w powietrzu; puścił ją odruchem, odwracając twarz i unosząc rękaw do oczu instynktownie, osłaniając wzrok. Wyrwała mu się, zrywając się do biegu, mając tę prostą przewagę nad nim – właściwie nie chciał robić jej krzywdy osobiście i bez koniecznej potrzeby, i tak niepotrzebnie: mógł skrwawić ją na ołtarzu, ale wszystkie paskudne zaklęcia zakazane, jakie przetoczyły mu się przez skronie, zagryzł na języku. Munch wytrzewiłby go chyba, gdyby wiedział.
– Renna – splunął zamiast tego, podnosząc się i rzucając w pogoń za nią. Zamierzał złapać ją od tyłu – za ubranie, za włosy, za ramiona, bez znaczenia – i wykręcić jej rękę, wciągnąć z powrotem do wnętrza młyna, nim ją zauważą, lub przycisnąć ją do drzwi, jeśli wybiec nie zdążyła.
obrona: 26 + 10 (sprawność) = 36 > 9, powodzenie
Renna (Celerro) – sprawia, że można biec o wiele szybciej przez kilka minut.
Próg: 30 < 57 + 18 (użytkowa) = 75, powodzenie
spostrzegawczość: 68, gdyby musiał jej szukać
Dziewczęce ciało szarpnęło się, a on odruchem zacisnął palce mocniej, wpijając je w jasną skórę; a potem znalazł spojrzenie jej szeroko otwartych oczu, dużych i błękitnych, i zupełnie przytomnych – nie rozbudzonych, przytomnych.
– To nie tak jak myślisz – mruknął, nie czując prawie tych słów, właściwie bezwiednych; z jakiegoś powodu wydawało mu się, że powinien jej się wytłumaczyć i że mógłby się przed nią wyłgać, w końcu się znali, jak dziwne to było, że się znali, że chodzili razem do szkoły i wytrącał jej książki z rąk na korytarzu jak dobry kolega, a teraz trzymał ją za kostki w opuszczonym młynie, wlekąc ją po ziemi jak worek ziemniaków, żeby mogła się grzecznie później wykrwawić? – Próbuję ci pomóc – szepnął, próbując brzmieć przekonująco, choć chyba wiedział, że nie było w tym sensu; chyba widział w jej spojrzeniu, że rozumiała więcej niż byłoby mu to na rękę i w podobne kłamstwa mu nie uwierzy, choćby uśmiechał się do niej tak słodko, jak tylko umiał i chyba dlatego wciąż jeszcze zaciskał ręce na jej nogach. Dzięki bogom, że przynajmniej nie mogła zacząć wyć.
Szarpnęła się znów, podnosząc raptownie zaciśniętą na czymś dłoń i jasny pył zakłębił się w powietrzu; puścił ją odruchem, odwracając twarz i unosząc rękaw do oczu instynktownie, osłaniając wzrok. Wyrwała mu się, zrywając się do biegu, mając tę prostą przewagę nad nim – właściwie nie chciał robić jej krzywdy osobiście i bez koniecznej potrzeby, i tak niepotrzebnie: mógł skrwawić ją na ołtarzu, ale wszystkie paskudne zaklęcia zakazane, jakie przetoczyły mu się przez skronie, zagryzł na języku. Munch wytrzewiłby go chyba, gdyby wiedział.
– Renna – splunął zamiast tego, podnosząc się i rzucając w pogoń za nią. Zamierzał złapać ją od tyłu – za ubranie, za włosy, za ramiona, bez znaczenia – i wykręcić jej rękę, wciągnąć z powrotem do wnętrza młyna, nim ją zauważą, lub przycisnąć ją do drzwi, jeśli wybiec nie zdążyła.
obrona: 26 + 10 (sprawność) = 36 > 9, powodzenie
Renna (Celerro) – sprawia, że można biec o wiele szybciej przez kilka minut.
Próg: 30 < 57 + 18 (użytkowa) = 75, powodzenie
spostrzegawczość: 68, gdyby musiał jej szukać
( oh I know they call me crazy )
there will be no turning back
I don't care if things get ugly
once the word of god is spoken
there's no way to take it back
there will be no turning back
I don't care if things get ugly
once the word of god is spoken
there's no way to take it back
Mistrz Gry
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:35
The member 'Funi Hilmirson' has done the following action : kości
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'k100' : 57
--------------------------------
#3 'k100' : 68
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'k100' : 57
--------------------------------
#3 'k100' : 68
Egon Munch
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:35
Egon MunchŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Måløy, Norwegia
Wiek : 27 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Zawód : złodziej, oszust, dyletant i były akrobata
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : rosomak
Atuty : akrobata (I), intrygant (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 22 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 10 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 6
Cierpliwość wysączała mu się przez skórę jak pot – lepiła się do ciała i stygła na zgarbionych plecach, podchodząc pod kark dreszczem, który przez chwilę przylegał jeszcze do szyi; okolica wciąż pogrążona była w mroku, a on czuł, jak wystające spod drewna gwoździe wżynają mu się w lędźwie i uciskają wgniecenia pomiędzy łopatkami, więc zacisnął zęby w rozeźlonej determinacji, aż pomiędzy szczęką a żuchwą przedarł się cichy chrobot roztartego szkliwa – nie był świadomy własnego gniewu, dopóki nie odnalazł go w zaciśniętych dłoniach i ciasnym zgryzie, dopóki nie sięgnął spojrzeniem przez mrok, by dostrzec jedynie cienkie kontury drzew i zarys zębatego młyna. Dziecięcy głos sięgnął głęboko pomiędzy warstwy zalegającej w krajobrazie ciemności, a on wciąż czuł na języku jego cierpki posmak, jakby wziął do ust fragment cudzej tożsamości; płaczliwy, chłopięcy dyszkant nie miał już miejsca w jego krtani, bo ta wyściełana została bliznowatą tkanką krzyku, która wygładziła się ledwie chwilowym działaniem zaklęcia, zanim jego głos znów stał się ciężki i gardłowy, drapiący w podniebienie jak ścierny papier. Nie zwykł trzymać dłoni rozchylonych w bezczynnym oczekiwaniu i tym razem również nie planował poprzestać na ukrywaniu się w zaciemnionej wklęsłości cegieł – przestąpił naprzód, powoli przesuwając się wzdłuż ściany, aż dotarł do lewego krańca budynku, skąd rozpościerała się szeroka, choć niewyraźna sceneria okolicy.
– Hlaupa – źrenice rozszerzyły się na skraj tęczówek, wzrok wciąż zawodził go jednak w ciemności – zaklęcie pomknęło ze świstem po trawie, pokrywając ją cienką warstwą śliskiej powłoki, a on przystanął w miejscu, czekając, aż odgłos upadku zdradzi położenie przeciwnika, który, choć najwyraźniej niezupełnie zwiedziony podstępem, musiał znajdować się w pobliżu. Niecierpliwie przeżuwał wciąż w ustach kolejne inkantacje, przygryzał ich cienkie brzegi i prowokacyjnie rozkurczał dłonie do ofensywy, choć palce zaraz znów instynktownie zaciskały się w pięść. W trzewiach ugrzązł mu spazm nerwowego ucisku na myśl o wszystkim, co mogło pójść nie tak wewnątrz budynku; przyzwyczaił się do obecności Funiego, lecz nie potrafił mu ufać – nie ze świadomością, jak miękka była jego skóra i jak łatwo uginała się pod naciskiem palców, nie kiedy wiedział, jak giętkie miał sumienie, jak łatwo można by przygryźć je siekaczami, zwracając instynkty w przeciwnym kierunku, płochliwe i skruszałe. Drażniła go jego łatwowierność, jego niewinność, jego jasny uśmiech, mimo to poczuł w piersi obce, nieprzyjemne uczucie, jakby przez osierdzie przebiła się igła gniewnego sprzeciwu; wbrew wszystkiemu, do czego go przyuczono, zdał sobie sprawę, że pragnął, aby żył, a jeśli nie – żeby przynajmniej umarli dziś oboje.
Pochylił się ostrożnie, próbując zmieścić się w cieniu spadzistego dachu, gdzie mrok stawał się głęboki i gęsty, jakby wkraczał w abysal bezksiężycowej nocy – jedynie para przemglonych zaklęciem oczu wciąż wpatrywała się w przestrzeń, nasłuchując dźwięcznego dowodu cudzej obecności.
Hlaupa (Instabli) – sprawia, że dana powierzchnia staje się wyjątkowo śliska.
Próg: 30.
32 + 15 = 47 > 30
spostrzegawczość: 76
– Hlaupa – źrenice rozszerzyły się na skraj tęczówek, wzrok wciąż zawodził go jednak w ciemności – zaklęcie pomknęło ze świstem po trawie, pokrywając ją cienką warstwą śliskiej powłoki, a on przystanął w miejscu, czekając, aż odgłos upadku zdradzi położenie przeciwnika, który, choć najwyraźniej niezupełnie zwiedziony podstępem, musiał znajdować się w pobliżu. Niecierpliwie przeżuwał wciąż w ustach kolejne inkantacje, przygryzał ich cienkie brzegi i prowokacyjnie rozkurczał dłonie do ofensywy, choć palce zaraz znów instynktownie zaciskały się w pięść. W trzewiach ugrzązł mu spazm nerwowego ucisku na myśl o wszystkim, co mogło pójść nie tak wewnątrz budynku; przyzwyczaił się do obecności Funiego, lecz nie potrafił mu ufać – nie ze świadomością, jak miękka była jego skóra i jak łatwo uginała się pod naciskiem palców, nie kiedy wiedział, jak giętkie miał sumienie, jak łatwo można by przygryźć je siekaczami, zwracając instynkty w przeciwnym kierunku, płochliwe i skruszałe. Drażniła go jego łatwowierność, jego niewinność, jego jasny uśmiech, mimo to poczuł w piersi obce, nieprzyjemne uczucie, jakby przez osierdzie przebiła się igła gniewnego sprzeciwu; wbrew wszystkiemu, do czego go przyuczono, zdał sobie sprawę, że pragnął, aby żył, a jeśli nie – żeby przynajmniej umarli dziś oboje.
Pochylił się ostrożnie, próbując zmieścić się w cieniu spadzistego dachu, gdzie mrok stawał się głęboki i gęsty, jakby wkraczał w abysal bezksiężycowej nocy – jedynie para przemglonych zaklęciem oczu wciąż wpatrywała się w przestrzeń, nasłuchując dźwięcznego dowodu cudzej obecności.
Hlaupa (Instabli) – sprawia, że dana powierzchnia staje się wyjątkowo śliska.
Próg: 30.
32 + 15 = 47 > 30
spostrzegawczość: 76
Mistrz Gry
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:35
The member 'Egon Munch' has done the following action : kości
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'k100' : 76
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'k100' : 76
Prorok
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:36
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Obrażenia Ursuli: płytkie skaleczenie na podudziu, otarcie na policzku, bolesność związana z upadkiem.
Ursula może wykonać rzut k100 na ukrycie się. Próg jest liczony ze statystyką sprawności i wynosi 60.
W przypadku nieudanej akcji Ursuli przysługuje dodatkowy rzut na próbę obrony (unik, wyrwanie się), której charakter bezpośrednio zależy od działania Funiego. Próg ponownie jest liczony ze statystyką sprawności i wynosi 65.
Jeśli Funi zdecyduje się zbadać ciało, powinien wykonać rzut k100 na spostrzegawczość. Wówczas Ursula otrzymuje bonus +25 punktów do ukrycia się.
Funiemu przysługuje oprócz tego rzut na pojedynczą akcję.
W przestrzeni młóconej głównie treściami czarów rozgrywała się pełna niewiadomych konfrontacja
Prorok rzuca kością k6. Jeśli wynik jest parzysty, Ingvar decyduje się pozostać w miejscu i jeszcze wybadać sytuację. Jeśli wynik okaże się nieparzysty, Ingvar albo wykonuje niezamierzony ruch albo postanawia iść dalej, co kończy się upadkiem i nakłada karę -15 punktów do kolejnej akcji. W przypadku wyniku nieparzystego Egon jest w stanie zlokalizować Ingvara; aby jednak zaatakować zaklęciem, musi do niego podejść.
Ingvarowi i Egonowi przysługuje po jednej akcji.
Mistrz Gry
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:36
The member 'Prorok' has done the following action : kości
'k6' : 2
'k6' : 2
Ursula Frisk
Re: 17.03.2001 – Opuszczony młyn – Morderczy wieczór Wto 27 Sie - 8:37
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Biegłam przed siebie, jakby to były ostatnie chwile mojego życia. Nogi poruszały się automatycznie, napędzane bardziej adrenaliną, niż czystą siłą mięśni. Głowa jakby przestała mnie na chwilę boleć, gdy zanurzyłam się w wyschniętych zaroślach nieopodal młynu. Czułam, jak gałęzie smagają mi skórę, przerywając jej ciągłość, ale ból do mnie nie do chodził. Chciałam krzyczeć, ale struny głosowe jakby dalej były całkowicie wyłączone.
Moje wręcz szaleńcze przemierzanie gęstej i suchej kniei przerwało nagłe zahaczenie czubkiem buta o wystający korzeń. Rozpędzona poleciałam jak kłoda, ryjąc prawie całą długością ciała po zimnym gruncie. Śnieg ani trochę nie zamortyzował mi upadku, a przynajmniej tego nie czułam. Gdy wyplułam trochę nabranej ziemi z ust, kilka łez bezsilności spłynęło mi po policzku. Nie miałam siły dalej biec, więc beznadziejnie i z trudem podniosłam się z ziemi, zauważając, że ubrania podarły się gdzieniegdzie, a do tego przybrały kolor wilgotnego gruntu. Utykając na nogę, której to skaleczenie zdobiło łydkę, kucnęłam za jakimś drzewem niedaleko wyschniętego krzaka, drżąc ze strachu i zimna.
Dopiero obce dłonie, siłą mnie podnoszące, znowu sprawiły, że serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Kręciłam głową na nie w amoku, a łzy już leciały mi strużkami. Próbowałam się wyrwać, ale na nic zdały się moje starania przeciwko jego dłoniom, które oplątywały mi nadgarstki. Byłam zbyt przerażona, żeby doszło do mnie jakiekolwiek słowo, które szeptał mi do ucha.
Strach zmieszał się z obrzydzeniem, gdy jego ostatnie wypowiedziane zdanie doszło do mnie niefortunnie. Sposób, w jaki mnie opisał, zmieszał mnie jeszcze bardziej w tym wszystkim. Przestałam się wierzgać, analizując coś w swojej głowie. Wargi ruszyły się nagle, jakbym próbowała coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydostał się z mojej krtani i zaraz potem splunęłam śliną w stronę jego twarzy.
Ukrywanie się - 17, nieudane
Obrona - 43, nieudane
Moje wręcz szaleńcze przemierzanie gęstej i suchej kniei przerwało nagłe zahaczenie czubkiem buta o wystający korzeń. Rozpędzona poleciałam jak kłoda, ryjąc prawie całą długością ciała po zimnym gruncie. Śnieg ani trochę nie zamortyzował mi upadku, a przynajmniej tego nie czułam. Gdy wyplułam trochę nabranej ziemi z ust, kilka łez bezsilności spłynęło mi po policzku. Nie miałam siły dalej biec, więc beznadziejnie i z trudem podniosłam się z ziemi, zauważając, że ubrania podarły się gdzieniegdzie, a do tego przybrały kolor wilgotnego gruntu. Utykając na nogę, której to skaleczenie zdobiło łydkę, kucnęłam za jakimś drzewem niedaleko wyschniętego krzaka, drżąc ze strachu i zimna.
Dopiero obce dłonie, siłą mnie podnoszące, znowu sprawiły, że serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Kręciłam głową na nie w amoku, a łzy już leciały mi strużkami. Próbowałam się wyrwać, ale na nic zdały się moje starania przeciwko jego dłoniom, które oplątywały mi nadgarstki. Byłam zbyt przerażona, żeby doszło do mnie jakiekolwiek słowo, które szeptał mi do ucha.
Strach zmieszał się z obrzydzeniem, gdy jego ostatnie wypowiedziane zdanie doszło do mnie niefortunnie. Sposób, w jaki mnie opisał, zmieszał mnie jeszcze bardziej w tym wszystkim. Przestałam się wierzgać, analizując coś w swojej głowie. Wargi ruszyły się nagle, jakbym próbowała coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydostał się z mojej krtani i zaraz potem splunęłam śliną w stronę jego twarzy.
Ukrywanie się - 17, nieudane
Obrona - 43, nieudane
Strona 1 z 2 • 1, 2