Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Egon Munch

    2 posters
    Ślepcy
    Egon Munch
    Egon Munch
    https://midgard.forumpolish.com/t872-egon-munch#4667https://midgard.forumpolish.com/t905-egon-munch#4674https://midgard.forumpolish.com/t906-kasjmirull#4682https://midgard.forumpolish.com/f100-egon-munch


    Egon Munch
    Dane postaciMåløy, Norwegia / 24.V.1973 / Langfeldt
    biedny / kawaler / I stopień wtajemniczenia /
    oszust, były akrobata / rosomak / Argyris Frousios

    W rodzinie cisza była zjawiskiem bolesnym, napierała na kark, kłapała zębami, wciskała się przerażającymi, ciemnymi mackami strachu w gęstą i stęchłą atmosferę domu, który również wydawał się być sparaliżowany trwogą, jaką powszechnie zbudzało ojcowskie milczenie. Egon, wbrew woli rodziców bądź też wszelkim skłonnościom, o które, spoglądając na hardy, pełen determinacji temperament demiurgicznego ojca i chłodną, opryskliwą osobowość matki, był dzieckiem lękliwym, niezdecydowanym i płochliwym, niby zając, który już pod wpływem cichego świstu wiatru chowa łeb ku swym podziemnym korytarzom. Choroba, która wykrzywiała jego ciało w krogulcze aberracje i odrażające wężowiska wykręconych kończyn była źródłem licznych kompleksów wczesnej młodości, lecz stanowiła również kartę przetargową dla rodzicielskiej pochwały, szczerego uznania i aprobaty, którą odnajdywał w pełnych zamyślenia skinięciach głową i skromnych grymasach ust pojawiających się na ich ściągniętych, poważnych twarzach, gdy wykonywał kolejne skomplikowane sztuczki, kolejne akrobacje, ćwiczenia, kroki i figury. Od samego początku wiedział, że nie miał wyboru, wszak nikt nigdy nie zapytał go, czego w istocie pragnął – żądano od niego doskonałości, a on marzył jedynie o prawie do popełniania błędów.
    Wraz z wiekiem pojawiła się w nim chłopięca zapamiętałość, która pozwalała sądzić, że stanie się człowiekiem wystarczająco zawziętym, krzepkim i odpornym, by znieść wszystko, co z tak ogromną mocą opadało na jego barki, topór ojcowskich wymagań był jednak zbyt ciężki, by mógł podołać jego udźwignięciu, szczególnie, że pozostałe dzieci pojawiły się znacznie później, tak więc on, całkiem sam, musiał wytrzymać pierwszy cios, na który był wówczas jeszcze o wiele za słaby. Miał w sobie zbyt mało wytrwałości i odwagi, by tak długo doszukiwać się dobroci w otaczającym go świecie, swój lęk i bojaźliwość zasłaniał więc nonszalancją, brawurą, skrytością, dopatrując się niechęci nawet tam, gdzie jej nie było lub, co gorsza, wywołując ją determinacją, z jaką jej oczekiwał. W rodzicach doszukiwał się niezmąconej perfekcji, słuszności podejmowanych decyzji i autorytetów, za których słowami mógłby ślepo podążać, które wyznaczyłyby dla niego ścieżkę, jaką winien postępować przez życie, dumny i nieustraszony, w głębi serca musiał jednak wiedzieć, że Munchowie nigdy nie byli dobrymi ludźmi, że cokolwiek próbowali wmówić światu, każda ich decyzja, każdy gest, słowo i sformułowanie wypowiadane były jedynie z myślą o zaspokojeniu własnych, nikczemnych potrzeb, wewnętrznego, perfidnego pragnienia rozsławienia się na talentach swoich podopiecznych. Z ogromnym uporem poszukiwał aprobaty i miłości, rodzice nigdy nie doceniali go jednak wystarczająco.
    Dziecięca zazdrość prędko przerodziła się w gniew, który zrodził się w nim niby upiór, osobisty demon, bestia wczepiona pazurami w jego duszę, wsączająca w nią absolutne zło, podżegająca kiełkującą z wolna miłość do zbrodni, okrucieństwa i hańby. Dzieci wybawione przez Munchów z sierocińca błyszczały na jego oczach swoją wyjątkowością, zdolnościami, które tkwiły zapisane głęboko w meandrach ich osobliwych genetyk, wzbudzały nędzne, żałosne poczucie poniżenia, świadomości, że nie tylko nigdy nie był, ale również nigdy nie będzie dla rodziców wystarczający. Długo i z oddaniem występował na scenie, nietypowymi zdolnościami przyciągał wzrok spragnionych sensacji obserwatorów, mimo to uwaga i zainteresowanie śniących zawsze zakotwiczało się gdzieś poza nim – podobnie jak uwaga rodziców, tak również spojrzenia widowni zdawały się nigdy nie być skierowane wprost na niego, ale, co było drażniące, szły prawie niedostrzegalnie, lecz niewątpliwie gdzieś w bok, ku występom ciekawszym, dziwniejszym, bardziej spektakularnym. W myślach wytrwale prosił o cud, o wybawienie, nieświadomy, że los z przekorną spolegliwością wysłucha jego skrycie wypowiadanych pragnień – że gdy otrzyma wolność, o której marzył, wszystko inne wysunie mu się spod stóp.
    Po rozpadzie cyrku, trafił do sierocińca w Tromsø, który był miejscem smutnym i ponurym, zamieszkanym przez ludzi niespełnionych, zapomnianych w swych marzeniach, odczuwającym dramatyczną tęsknotę za związkiem ze sobą i ze światem – dzieci pokazywały sobie nawzajem jego krzywe zęby, śmiały się z rachitycznej postury i abstrakcyjnych kształtów, w które choroba układała niekiedy jego ciało, wybuchały śmiechem, gdy, pochylony nad otwartą paszczą podręcznika, czytał powoli i zacinał się w prostych słowach, nie potrafiąc uporządkować przed sobą liter, które plątały się i pierzchły przed jego oczami, uniemożliwiając poprawne zrozumienie. Późnymi wieczorami, pod chłodną osłoną nocy, chował się pod wybrzuszeniami kołdry, oświetlając sobie latarką pomięte strony książek – mimo to, ilekroć szeptem czytał na głos, przekręcał wyrazy, a sens tekstu uciekał mu, jak gdyby był żywotnym, spłoszonym zwierzęciem, przeskakującym raptownie ponad wybrzuszeniami i wertepami jego umysłu. Wycofany, pokorny charakter dawno zanikł jednak wśród meandrów jego rozwijającej się osobowości – przed rówieśnikami bronił się za pomocą krzyków i pięści, lądując zawsze pod ostrzałem wrogich spojrzeń opiekunów, uderzeń ich skórzanych pasków i złowrogich natarć niewysublimowanych słów. Był dzieckiem szalenie zapamiętałym i skorym do stawiania oporu – mając piętnaście lat gotowy był do przyjęcia każdej propozycji bez zaglądania jej w zęby, byle była rewolucyjna, destrukcyjna, burzycielska. Niekiedy, wczesnym porankiem, kiedy pozostali wychowankowie domu dziecka byli jeszcze zbyt ospali i znużeni, by mu dokuczać, w sercu rozpalała się jednak wątła nadzieja na zmianę, a on unosił wzrok, głosem pełnym spokoju i tchórzliwej pokory zwracając się do któregoś z opiekunów. "Nikt nie chciałby mieć przy sobie dziecka takiego, jak ty."
    Dobrze pamiętał dzień, w którym postanowił uciec – pamiętał tygodniami układany plan, pamiętał, jak wymknął się w odpowiednim momencie przez uchylone drzwi, jak biegł przed siebie, ile tchu, przez rozległe połacie błoni, w dół zbocza ogrodzonego żelaznymi kratami ośrodka, jak płuca bolały go z wysiłku, a przez wieżę tchawicy przedzierały się raptownie nabierane hausty zimnego powietrza. Pamiętał, że wdrapując się na ogrodzenie, rozdarł sobie nogawkę spodni, a wraz z nią również skórę na łydce, aż do samego mięsa – nie czuł bólu, ból przyszedł dopiero później, wraz ze zmęczeniem i sromotnymi konsekwencjami pochopnie podjętej decyzji. Biegł przed siebie tak długo, dopóki nie utracił czucia w nogach, a żołądkiem nie wstrząsnęły mdłości – wpierw uciekał podjudzany wizją wolności i samodzielności, później już tylko ze strachu przed schwytaniem, w narastającej, pełnej grozy obawie, że gdy tylko się zatrzyma, ktoś zaciągnie z powrotem ku żelaznym kratom stęchłego sierocińca. W końcu musiał jednak zwolnić, zatrzymać się, oprzeć o drzewo – dopiero wówczas poczuł, jak w odsłoniętą skórę wyrzynają mu się igły mrozu, jak śnieg przesiąka przez ubrania. Gdy kroczył przez wysokie, białe zaspy, głodny i zmęczony, miał przed sobą już tylko ponure i straszliwe wspomnienia, bo rozciągający się przed nim horyzont zlewał się w majaczącą przed oczami, białą plamę, przestrzeń po której można było podążać znikąd donikąd, byle przed siebie, byle się nie zatrzymywać, byle nie zamykać oczu. Skostniałe od mrozu palce chował z uporem do kieszeni cienkiej, wełnianej kurtki, mięśnie mimo to drżały mu jednak z zimna, sztywniejąc i kurcząc się boleśnie, a świadomość, dotąd wyostrzona butną determinacją, zaczynała pierzchnąć na boki, niezdolna pochwycić rzeczywistości w żelazne okowy odgórnie narzuconego rygoru – czuł, jak do oczu napływają mu łzy, z każdym kolejnym krokiem pozostawiające chłodne, bolesne ślady na jego zaczerwienionych z zimna policzkach.
    Göran Hagerstrom był najlepszym i najgorszym, co mogło go w życiu spotkać – odważnie, bez zawahania wbił kij w mrowisko jego rozjątrzonych emocji, uparcie kręcąc nim na boki, jak gdyby chciał wydobyć z wewnątrz wszystkie zaspane insekty ukrytej dotąd nikczemności, opasłe larwy zła, grozy i plugawości. W oczywistym, bezpośrednim sensie Göran uratował mu życie, pozwolił schronić się przed mrozem, przed zimą, przed światem, pod tą słodką, pozorną warstwą uprzejmości zdawał się jednak jednocześnie zakończyć jakiś długi, rozciągnięty przez lata rozdział jego życia, ukrócić wszelkie nadzieje szybkim, czystym cięciem błyszczącego ostrza. Egon, choć wdzięczny, okazał się młodzieńcem krnąbrnym i niechętnym wobec przekazywanych mu nauk, powolnym w nadrabianiu edukacji, która, podziurawiona i przerywana, nigdy nie wpisała się w jego życie ze szczególnie surowym rygorem. Na początku dużo płakał, im większe strumienie łez spływały mu jednak z przeszklonych oczu, tym większa narastała w nim wściekłość, tym silniejsza wiara w słuszność buntu i zwyrodnienia. Nie panował nad swoimi emocjami – jedno słowo potrafiło wyprowadzić go z równowagi, jeden gest wywołać gniewną salwę przeraźliwego krzyku, jedno niepowodzenie sprawić, że w desperackim wyrazie furii rzucał się na ściany, pozwalając by na wątłym ciele kwitły obolałe, fioletowe pąki siniaków. Wrzeszczał – dużo, głośno, na całe gardło. Wrzeszczał tak długo, aż dźwięk ten nie wpisał się na zawsze w sfałdowaną fakturę jego mózgu. Zdawałoby się, iż przeczuł, że Göran Hagerstrom niczego w swoim życiu nie robi bez powodu, nikomu nie pomaga, jeżeli nie widzi w tym dla siebie jakiejś większej, lukratywnej korzyści.
    Ksiąg o treściach mrocznych i zakazanych dotknął pierwszy raz w wieku lat siedemnastu – zakradł się po kryjomu do gabinetu opiekuna i gładził drżącymi dłońmi szorstkie, zniszczone czasem okładki, początkowo wciąż jeszcze wahając się, czy zajrzeć do środka. W strachu przed tym, że Göran go przyłapie, przedwcześnie uchylił jednak pierwsze, pożółkłe kartki, żarłocznie pochłaniając wzrokiem kolejne strony, choć litery niekiedy wciąż jeszcze podskakiwały mu przed oczami. Krwawe rytuały i zaklęcia, których obce nazwy wyginały jego usta w nieznane dotąd wyrazy przywołały na nowo uśpioną dotąd potrzebę buntu, potrzebę bycia kimś więcej, kimś lepszym, mądrzejszym, potężniejszym, niż przeciętny człowiek i chociaż gdzieś z tyłu głowy rozpalała się wątła iskierka obawy na myśl o horrendum, które miało zająć zgnilizną jego serce, ciekawość była zbyt wielka, a jeden, silny powiew zasianej niegdyś w trzewiach podłości gasił do cna ów niewielkie, żałosne zarzewie miłosierdzia. Aktów nieposłuszeństwa Hagerstrom nigdy nie pozostawiał jednak bez stosownej kary, a więc i tym razem poważny występek nie zdołał umknąć jego trafnym domysłom i bacznej obserwacji – zaklęcie wypowiedziane surowym, chłodnym głosem, jeszcze zanim zdążył odwrócić się i spostrzec stojącego w progu gabinetu opiekuna, ugodziło go w plecy, rozdzierając wątłe, dziecięce wciąż ciało złowrogim działaniem czaru, bólem rozrywającym niespodziewanie skurczone mięśnie, jak gdyby ktoś pazurami próbował dobrać się do jego wnętrzności.
    Chociaż spotkał się w życiu z tak sromotną karą, która niekiedy powracała do niego jeszcze w snach, na przełomie jawy i fantazmatycznych koszmarów, magia zakazana zdawała się przylgnąć do jego życia, jak pijawka, powoli, metodycznie wysysając z rany gęstą, szkarłatną krew utraconej niewinności. Porzucając program edukacji szkolnej, uczył się nikczemnych inkantacji, wodził wzrokiem po starych rycinach opisujących okrutne rytuały, pochłaniał język pradawnej literatury runicznej, mającej odsłonić przed nim nowy, pełen grozy i przeraźliwości świat, w którym z naiwnego, bezbronnego chłopca przeobrazi się w mężczyznę, który drogę do celu gotów będzie wyznaczać po trupach. Jakkolwiek wielkiej metamorfozy by sobie jednak nie wmawiał, we własnym umyśle zawsze hołubił nieco zakrzywiony obraz samego siebie i chociaż złe skłonności przez lata niewątpliwie przywiodły go na skraj zdrowego rozsądku, a następnie również – na skraj moralności, w meandrach charakteru wciąż trwały uporczywe mankamenty dzieciństwa, których wyzbyć się nie potrafił – impulsywna skłonność do bezmyślnej gwałtowności, małoduszna zuchwałość i przeżarte jadem tchórzostwo, gotowe zaćmić umysł i pozbawić go tak długo pożądanej, upragnionej kontroli. Przez kolejne lata życia parł niemalże z zamkniętymi oczami, uparcie pragnąc nie oglądać się za siebie – nie patrzył kogo dotyka, do czyich ust przykłada swoje wargi, kto przesuwa kojącą dłonią wzdłuż zakrzywionej linii jego kręgosłupa, by z drastyczną siłą emocji pchnąć go później ku jednej ze ścian. Na krótki okres czasu powrócił do występów – wyginał ciało poetyckie figury sobie tylko możliwej ekwilibrystyki, zbierał pochwały, kłaniał się, wzrokiem lustrując zadowolony tłum, by następnie, po zejściu ze sceny, kierować wyćwiczone w złodziejstwie dłonie ku ich portfelom, dobytkom i sekretom. Z porażającą determinacją uciekał przed przeszłością, ta nigdy nie zamierzała jednak odpuścić sobie pogoni, warczała cicho, jak bezpański pies, uporczywie obwąchujący jego nogawki, w każdej chwili gotowa skoczyć mu do gardła.
    U boku Freydis, która dołączyła do niego lata po rozpadzie cyrku, skłaniał się ku nikczemnym czynom, nareszcie pozwalając, by czarne żyły zarazy przebiły się przez bladą fakturę jego skóry, a oczy zaszły bielmem szaleństwa. Zatracił siebie, po czym zwiódł kolejną osobę, by postąpiła podobnie, by wraz z nim, w imię wyższych, czczych idei, oddała się magii powszechnie zakazanej, magii silniejszej i potężniejszej niż ta, którą prawnie wykonywać przyzwalano. Narkotyczna otchłań magicznych eliksirów pochłaniała go do reszty, pozwalała odciąć się od nieustannie podążających za nim kundli złych myśli, wspomnień i wyrzutów, pozwalała widzieć więcej, lepiej, wyraźniej, pogrążając go stopniowo we wzburzonym oceanie obłędu i szaleństwa, groźnej wodzie, spomiędzy fal której wyłapywał fantazmatyczne wizje, jakimi karmił ludzi naiwnych i spragnionych niedoścignionego. Osiągnął zaskakującą wprawę w licznych oszustwach, które popełniał – pożądając ułudnej kontroli, budował swą reputację na kłamstwie, intrydze i czarownym mirażu, jaki wytwarzał przed klientami, którzy, naiwnie spragnieni wiedzy, wierzyli w jego wizje i objawienia, przepowiednie przyszłości wywołane delirium magicznych substancji. W przerwach od oszustw i złodziejstwa, pragnąc wyjść poza odgórnie wyznaczone schematy, zaczął pisać, a utwory, które tworzył trącały turpistycznym, grzesznym morałem i rychło spotkały się z krytyką, która zalała go jak strumień bolesnego, rozgrzanego oleju. Dopatrywano się w nim libertyna o chorych fascynacjach, odbierano jego twórczość z krzywdzącą prostolinijnością, bez próby odgrzebania pokładów głębokiej moralistyki, jaka tkwiła na dnie. Wśród tekstów, które brzydziły i przerażały nikt nie dopatrzył się chęci wzlotu ponad prozaiczność codzienności, wręcz przeciwnie – Egon, wespół ze swoją twórczością, budził wiele kontrowersji i prowokował zajadłe ataki ze strony cenzorskiej prawości obyczajów. Co gorsza, wbrew karbowanym wertepom jego osobistych dramatów, Freydis, która z roku na rok stawała mu się coraz bliższa, również nie doceniała jego literackich pasji, nieumyślnie odtwarzając na nowo rodzinną traumę – niezrozumienie, pogardę, poczucie egzystencjalnego odrzucenia. Jego zalety i uzdolnienia stawały się przy niej wadami, odbijając się od kobiecej obojętności, zwracały mu cierpienie i poczucie odarcia z wartości, jak gdyby posępne fatum ciążyło nad jego niezrealizowanym poczuciem triumfu.
    Chociaż zdawało mu się niekiedy, że wszystko mogłoby jeszcze powrócić do normalności, w głębi serca wiedział, że była to wyjątkowo irracjonalna, ułudna wizja – nie kochał jej, nie potrafił jej pokochać, bo z tyłu głowy zawsze rozniecała się bolesna świadomość, że Freydis była jedną z nich, że była odmieńcem, że przyczyniła się do śmierci jego rodziców. Mimo to, gdy tylko wyczuwał, że zamierza go zostawić, groził jej, że się zabije, a ona, oszukana egzaltowaną teatralnością jego zapewnień, wracała zawsze z tym samym oddaniem, sprawiając, że na krótką chwilę wszystko powracało do normalności. Relacja ta udać się jednak nie miała prawa – któreś z nich musiało przekroczyć kiedyś niewidzialną granicę, którą przez lata tak silnie zdołali już nadwyrężyć, któreś musiało popełnić błąd, odwrócić wzrok w niewłaściwym momencie, chwycić za dłoń zbyt mocno, pozwolić, by emocje, niby dzikie zwierzęta trzymane dotąd na wodzy, zaskowytały głośno, rzucając się do gardła swym właścicielom. Nie mógł pozwolić jej odejść – nie z sympatii, miłości czy przywiązania, ale z prymitywnego, zwierzęcego strachu, że Freydis wie o nim zbyt wiele, a sekrety te, zagnieżdżone w jej głowie, mogłyby kiedyś wychynąć na światło dzienne jak śmiercionośne bakcyle z pandorowej puszki. W akcie żałosnej desperacji wymierzył więc ostrze bolesnego zaklęcia w jej plecy, chcąc jak najdłużej zatrzymać ją przy sobie, a gdy ciasnota łańcuchów oplotła boleśnie jej smukłe ciało, diabelskie pragnienie zemsty rozerwało na strzępy trzeźwe widzenie świata, wypełniając umysł esencjonalnym fluidem przerażenia dopiero, gdy kobieta opadła bezwładnie na ziemię, pozostawiając go samego w obliczu tragedii – duszy już na zawsze splamionej krwią.
    Śmierć Freydis nie była jednak ani początkiem, ani końcem zabójstw, które zalały magiczny świat czerwienią lepkiej posoki. Po tym doświadczeniu pozostało mu tylko popełniać jedną zbrodnię za drugą – zabić przeszłość, zabić tamto wspomnienie, które mimo starań wydostawało się na powierzchnię umysłu w dręczących snach i przewidzeniach na jawie, szponami poczucia winy rozszarpując sumienie, w którego istnienie dotąd tak małodusznie powątpiewał. W Midgardzie osiadł z przygodności i zmęczenia, przysłaniając morową, zniszczoną życiem twarz pod maską zuchwałego szarlatana, człowieka o buńczucznej, acz sympatycznej naturze, słowem, gestem lub spojrzeniem zdolnego otrzymać od świata wszystko, czego pragnął, być może poza moralnym zbawieniem, które trwało zawieszone nad jego głową, ulotne i nieosiągalne. Ukracał bolesne wspomnienia za pomocą magicznych substancji, mimo to, gdy sromotne macki świadomości sięgały niekiedy zachłannie do jego umysłu, chował się, skulony jak kot na mrozie i pozwalał, by wyniszczonym ciałem wstrząsnął spazm gwałtownych konwulsji – nie bacząc na dramatyzm popełnionej zbrodni, w głębi serca nie mógł uwierzyć, że był kiedykolwiek dzieckiem szczególnie trudnym do wychowania, że za pomocą przyjaznego słowa, łagodnego uścisku dłoni i dobrotliwego spojrzenia nie udałoby się go nakłonić do zrobienia wszystkiego, czego można by zapragnąć.
    Ślepcy
    Egon Munch
    Egon Munch
    https://midgard.forumpolish.com/t872-egon-munch#4667https://midgard.forumpolish.com/t905-egon-munch#4674https://midgard.forumpolish.com/t906-kasjmirull#4682https://midgard.forumpolish.com/f100-egon-munch


    KARTA ROZWOJU

    INFORMACJE OGÓLNE
    WZROST: 182 centymetry

    WAGA: 61 kilogramów

    KOLOR OCZU: bursztynowe

    KOLOR WŁOSÓW: brązowe

    ZNAKI SZCZEGÓLNE: rozległa blizna na prawej łydce; wyblakłe ślady po rodzicielskim rygorze na lekko zgarbionych plecach; potargane, nieustannie rozwichrzone włosy; krzywe zęby; złoty kolczyk w jednym uchu; zszargane, podziurawione ubrania; liczne, wyraźne blizny na przedramionach i po wewnętrznej stronie dłoni; pieczęć Lokiego

    GENETYKA: brak

    UMIEJĘTNOŚĆ: brak

    STAN ZDROWIA: Giętkość Bohlera, zaburzenia emocjonalne


    STATYSTYKI
    WIEDZA O ŚNIĄCYCH: I

    REPUTACJA: -31

    ROZPOZNAWALNOŚĆ: 25

    ALCHEMIA: 5

    MAGIA UŻYTKOWA: 15

    MAGIA LECZNICZA: 5

    MAGIA NATURY: 6

    MAGIA RUNICZNA: 5

    MAGIA ZAKAZANA: 22

    MAGIA PRZEMIANY: 5

    MAGIA TWÓRCZA: 10

    SPRAWNOŚĆ FIZYCZNA: 15

    CHARYZMA: 20

    WIEDZA OGÓLNA: 6


    ATUTY
    Akrobata (I) – +5 do rzutu kością na dowolne czynności wykorzystujące zwinność postaci (np. unikanie ciosów, taniec, wspinaczka).

    Intrygant (II) – +7 do rzutu kością na kłamstwo (próg sukcesu zależy od drugiej postaci lub wyznaczany jest przez Proroka).


    Ekwipunek
    - zaklęta talia tarota (pozwala zobaczyć cudze pragnienie, dodatkowo gwarantuje bonus +2 do rzutów związanych z wiedzą ogólną)
    - mimikra przedziwna (1 szt.)
    - Złote Jabłko (2 szt.)
    - Tajemnicza moneta (nieznana, mosiężna moneta o zatartym awersie i rewersie. Przynosi posiadaczowi szczęście i gwarantuje pojedynczy sukces przy uzyskaniu wyniku niższego o maksymalnie 25 od wyznaczonego progu. Po użyciu traci magiczną moc'; zużyta)
    - flakon zaklętych perfum (+1 do magii zakazanej)
    - zestaw świątecznych skarpet w skvadery
    - ekskluzywny alkohol (absynt)
    - ekskluzywny alkohol (whisky)
    - wywar Stu Twarzy (pozwala przybrać pijącemu go na pół godziny dowolną, losową postać człowieka, nawet dziecka lub starca dowolnej płci)


    AKTUALIZACJE
    - zakup 5 punktów statystyk do magii użytkowej (02.06.2021);
    - otrzymanie -1 pkt do reputacji (03.07.2021);
    - uzyskanie 1 punktu do magii natury, zdobycie 1 mimikry przedziwnej (12.07.2021)
    - zakup Szeptu Wyroczni i dwóch porcji Złotego Jabłka (01.12.2021)
    - zakup 2 punktów do magii użytkowej (01.12.2021);
    - zdobycie tajemniczej monety (27.12.2021);
    - wykorzystanie Szeptu Wyroczni oraz otrzymanie prezentów na Jul: flakonu zaklętych perfum, zestawu świątecznych skarpet w skvadery, ekskluzywnego alkoholu (absynt, whisky) (09.04.2022);
    - otrzymanie +1 punktu statystyk do wiedzy ogólnej (01.07.2022)
    - zakup +3 punktów do magii użytkowej (14.09.2022)
    - zakup wywaru Stu Twarzy (19.04.2023)
    - otrzymanie +1 punktu do magii zakazanej (20.06.2023)
    - zużycie tajemniczej monety (19.07.2023)
    - otrzymanie +1 punktu do magii zakazanej (30.09.2023)

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Karta zaakceptowana
    Można by domniemywać, dlaczego Twój los potoczył się tak, jak się potoczył i dlaczego obecnie, wyrzucony na rubieże społecznego łańcucha przetrwania, starasz się nie wypaść poza jego margines – czy wszystko przesądzone było już w dniu, w którym przyszedłeś na świat w rodzinie Munchów, czy też sam, swoimi wyborami i wyuczony okazywaną Ci życzliwością, przypieczętowałeś swoje życie. Teraz jednak, kiedy wreszcie wziąłeś swój los we własne ręce, zastanów się, czy cena, którą płacisz za przeszłość, warta jest Twojej przyszłości.


    Prezent

    Aby mącić ludziom w głowach, poza na pewno doskonale skrojonymi na miarę każdego Twojego klienta słowami, powinieneś posiadać też odpowiednie atrybuty. Dlatego w prezencie chcę Ci przekazać zaklętą talię tarota. Poza oczywistą pomocą podczas przekazywania ludziom wskazówek dotyczących ich przyszłości, talia ta posiada jedną, niezwykle interesującą właściwość. Kiedy Twój klient choćby muśnie dłonią powierzchnię którejś z kart, po całym przedstawieniu, kiedy sam dotkniesz tej karty, zostanie Ci ukazane jedno z pragnień danej osoby. Ponadto, zawsze kiedy będziesz miał przy sobie talię, możesz liczyć na gwarantowany bonus +2 do rzutów związanych z wiedzą ogólną.


    Informacje

    Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.