Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Midsommar: Droga przez las

    +2
    Prorok
    Alexander Hallberg
    6 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Droga przez las
    To jedna z wielu dróg prowadzących w głąb Lasów Północnych, która wyznacza niezwykłą trasę przez gęstwinę drzew, otuloną odgłosami natury i zapachem zieleni.  Śpiew ptaków przeplata się z szumem liści, a niespodziewane odgłosy co jakiś czas przypominają o obecności zwierząt. Tu i ówdzie na skraju ścieżki ukazują się niekiedy skryte oazy, malownicze polany czy drobne strumienie – należy jednak uważać, gdyż łatwo zboczyć jest z trasy.
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    21.06.2001

    Świętowanie Midsommar zostało oficjalnie rozpoczęte – galdrowie z różnych zakątków rozsianych po Europie Północnej zaczynali gromadzić się, aby wspólnie przeżywać uroczystość przesilenia letniego. Obrzeża Lasów Północnych zaczynały zapełniać się od sylwetek zmierzających w kierunku wielkiej polany, gdzie znajdowało się serce całego wydarzenia. Atmosferze towarzyszyło jawne, pęczniejące przejęcie; po pierwsze, nadejście uroczystości symbolizowało nadejście dużo znośniejszych temperatur, po drugie, było to jedno z pierwszych, głośnych przedsięwzięć po pochwyceniu Lauge Nørgaarda i nastaniu spokoju, który to, niczym kojący balsam został nałożony na głębokie, bolesne rany zaginięć i niebezpieczeństw wiążących z działalnością przypisywaną ślepcom. Nie oznaczało to jednak, że samo w sobie Midsommar było całkiem beztroskie. Osoby, takie jakie Vaia, powiązane z Kruczą Strażą, wiedziały doskonale o presji polegającej na konieczności dopilnowania celebracji Midsommar. Vaia mogła być najzupełniej świadoma plotek krążących pośród oficerów; stosunkowo niedawno młodzi rekruci Gleipniru zaobserwowali niepokojącą aktywność w lasach otaczających Midgard. Ich uwagi zostały jednak uznane za przewrażliwione i niewłaściwe z uwagi na brak doświadczenia młodzieńców, a wszystkim ewidentnie zależało, aby podobne niepokoje ukrywać przed świadomością społeczeństwa i dążyć do zorganizowania jednego z najważniejszych świąt występujących wśród religii nordyckiej. Wiele osób, dotychczas wychodzących nawet niechętnie na najbliższe ulice miasta, zdecydowało się uczestniczyć w Midsommar. Świadczyły o tym liczne kształty sylwetek przechodniów poruszające się trasą ścieżki dydaktycznej. O tej porze trasa była już znacznie przerzedzona – większość prawdziwych entuzjastów zdążyła zasiąść przy stole i cieszyć się wspólną ucztą.  
    Patrzcie! – pełen przejęcia okrzyk rozległ się, przebijając delikatną membranę szumu wiatru i kołyszących się zgodnie z nadanym rytmem koron drzew. Należał on do Eskilda Bjerregaarda, znużonego urzędnika Stortingu, którego prawdziwą pasją były magiczna flora i fauna. – Złota sierść! Jej spora ilość jest zaplątana w zaroślach. Czy to nie znak od bogów? Może sam Gullinbursti albo jego potomek… Nieprawdopodobne! Trzeba odnaleźć to stworzenie! – próbował wzbudzić uwagę przechodzących osób. Był już sam z siebie wystarczająco zdeterminowany, by ruszyć tropem zwierzęcia uznanego przez niego za błogosławieństwo. Ze złotej szczeciny świecącej nawet w nocy słynął bowiem dzik należący do boga roślinności, bogactwa i płodności, Freyra. Pozostawało mimo wszystko pytanie – czy aby na pewno tylko on się mógł nią odznaczać? Czy coś uznawane zazwyczaj za błogosławieństwo od bogów miało rzeczywiście mieć pozytywny, pozbawiony zagrożenia charakter? Nastrój skoncentrowany jedynie na świętowaniu sprzyjał, by naiwnie zapomnieć, że wszyscy ludzie obecni w Lasach Północnych byli jedynie gośćmi, a większość gęstwiny drzew pozostawała zwyczajnie nieodkryta.

    INFORMACJE

    Witam na rozpoczęciu wydarzenia! Przypominam, że jest ono objęte zagrożeniem zdrowia lub życia postaci i proszę, aby do jego zakończenia nie prowadzić rozgrywek chronologicznie późniejszych od wyznaczonej daty. Możecie uczestniczyć w atrakcjach Midsommar (z wyłączeniem scenariuszy pobocznych) jeśli podkreślicie, że mają one miejsce przed obecną misją.
    Proszę, aby na dole posta umieścić informację dotyczącą ekwipunku postaci.
    W tej kolejce każdemu z was przysługuje pojedyncza, dowolna akcja.

    CZAS NA ODPOWIEDŹ: 72 godziny (do 04.04, 23:59)
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Niby w Midgardzie było spokojnie. Lauge Nørgaard nie żył - pozbawiona jakichkolwiek wyrzutów sumienia w tej kwestii Vaia już dawno uznała, że dobrze zrobił. No i o jednego ślepca było mniej, to te było dobre. Jednak nie zgłosiła się na ochotnika do świętowania tylko dlatego, że miała ochotę się zabawić. Prawdę mówiąc nawet odrobinę się tego obawiała, wliczając w to nieco rozchwianą kocią naturę, ale chciała trzymać rękę na pulsie. Ktoś musiał dopilnować, że wszyscy będą bezpieczni i że nie powtórzy się sytuacja z Kopenhagi - wprawdzie nie była jedną z tych, którzy tam interweniowali, ale co słyszała, to jej. Zaśmiała się w duchu, stwierdzając, że to był chyba ten powód, dla którego tak szybko zrezygnowała z siedzenia na statku. Nie umiała żyć bez tej pracy, zawsze zachowywała się jak „gliniarz”, szukając niebezpieczeństw i pozostając czujna. Co wcale nie psuło jej radości z samego święta, które w jakiś sposób przypominało niektóre z brazylijskich festiwali. Teraz dopiero zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo tęskniła za rodzinnym miastem. Chyba będzie musiała w końcu wziąć dłuższy urlop i wybrać się tam. Mieszkanie zostawi pod opieką Estebana...
    A skoro o nim mowa. Vaia rozejrzała się uważnie, szukając wzrokiem Barrosa. Namówienie go, żeby przylazł tu razem z nią było trudne, ale nie niemożliwe. W końcu stanęło na koronnym argumencie, że przewiduje klopoty i potrzebuje godnego zaufania wsparcia za plecami. O dziwo ten argument działał zawsze. W zasadzie bardzo szybko zorientowała się, że szuka wzrokiem kogokolwiek znajomego, bo choć w lesie czuła się świetnie, to jednak zawsze lepiej było mieć kogoś obok siebie. Kot mruczał usatysfakcjonowany wewnątrz strażniczki, która mimo to pozostawała, czujna. Plotki wśród strażników o odkryciach nowego narybku Gleipniru to jedno, ale słyszała to także od Agnara, który zasadniczo plotkarzem nie był. Kolejny argument, dla którego zgłosiła się na Midsommar i w bardzo upierdliwy sposób wyciągnęła tam Estebana. Chociaż to też nie było do końca tak, bo mimo wszystko takich wspólnych wypadów jej bardzo brakowało.
    Dlatego serdecznie żałowała, że przerośnięty jaszczur zniknął jej z oczu, ale skoro część ludzi poczłapała się do lasu, to poszła za nimi. Ktoś towarzystwa musiał pilnować - tak sobie tłumaczyła - a poza tym ją samą ciągnęło w gęstwiny. To była jedna z nielicznych rzeczy, które tu kochała, nieprzebyty gąszcz lasów, w który mogła się zanurzyć albo jako człowiek albo jako kot. Wyjątkowo nic jej tu nie drażniło, kurtka nie przeszkadzała na ramionach, a kroki były naturalnie ostrożne, gdy uważnie stawiała stopy, wsłuchana w chrzęst ziemi i listków. Czuła się już o wiele lepiej niż na początku miesiąca, spokojniej i bardziej jakoś tak radośnie. Nawet jeśli odruchowo szukała zagrożeń, jak na Wysłanniczkę przystało.
    Z zamyślenia wyrwał ją krzyk mniej więcej znanego jej z widzenia gościa ze Stortingu o niewymawialnym dla Vai nazwisku. Powiodła wzrokiem za jego krzykiem i mimowolnie lekko wykrzywiła usta, słysząc obcą nazwę. Cholera, przydałby jej się Agnar pod ręką, który był idealny do tłumaczenia nazw różnych dziwnych stworzeń. Chociaż jakby tak zapytać Alexa, to może też by wiedział…? Złota sierść wyglądała jednak uroczo i nawet jeśli miała być fałszywa, Vaia chętnie weszłaby w jej posiadanie. Ot bo była po prostu ładna. Ale patrząc po tym, co mówił Agnar, trzeba było być uważnym. Ehhhhhh. Nie byłaby sobą, gdyby nie poszła na ochotnika.
    - Niech pan poczeka. - odezwała się z wyraźnym, obcym akcentem wybrzmiewającym wśród skandynawskich słów. - Może zbierze się kilka osób, to pójdziemy wszyscy. A jak nie, to ja panu potowarzyszę, bo chciałabym zobaczyć stworzenie o tak pięknej sierści. - zaproponowała. Lepiej było nie iść w gąszcz samemu - znaczy ona sama nie miałaby z tym najmniejszego problemu, ale przecież nie puści tak cywila. Dlatego rozejrzała się uważnie wokół, próbując przebić wzrokiem gęstwinę w poszukiwaniu ścieżki.

    Ekwipunek: wisiorek z kocim okiem, scyzoryk, zapalniczka, torba podróżnika
    Spostrzegawczość: 18


    You die before me and I'll kill you.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Vaia Cortés da Barros' has done the following action : kości


    'k100' : 18
    Widzący
    Esteban Barros
    Esteban Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t2153-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2162-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2163-pedrohttps://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    To nie tak, że nie chciał iść z Vaią na obchody Midsommar – po prostu stracił sporą część zainteresowania skandynawskim świętem jeszcze zanim się zaczęło, kiedy Blanca przysłała mu parę godzin wcześniej wiewiórkę, by jednak poszedł sam. Dzień polarny okazywał się być czasem katorgą dla chorej na iskrzycę Meksykanki, rozbijając jej rytm dobowy skuteczniej niż zajęcia w Katedrze Technologii Magicznej, co z całą mocą uświadamiało Barrosowi, że jakiekolwiek mieszkanie nie wynajmą, będzie w nim musiał założyć wyciemniające rolety. Pozbawiony umówionego wcześniej towarzystwa stracił więc na animuszu, nawet jeśli wiadomość zawierała okraszoną narysowanym obok serduszkiem prośbę, by przyniósł jej coś z obchodów – Blanca nie wiedziała co, ale chciała jakąś pamiątkę, albo porcję dobrego jedzenia. Cokolwiek właściwie. Krótki liścik zakończyła prostym Baw się grzecznie i w kilku prostych kreskach niedaleko serduszka dorysowała wyraźnie zezowatego kajmana o krzywym zgryzie.
    No dobrze, może trochę go tym udobruchała. Może namowy Vai, by wybrał się z nią, nie musiały być powtarzane z aż taką mocą, bo wciąż chciał iść, tylko udawał naburmuszenie. Argumenty przyszywanej krewniaczki o potencjalnych kłopotach wziął na poważnie – nawet gdyby nie czytał gazet, nie potrzebowałby konkretnych informacji, by uznać prośbę o uważanie na jej plecy za wystarczająco ważną. Z Vaią tak to już po prostu było – za dużo historii i zbyt wiele uczuć.
    Gdy znaleźli się na miejscu, krążył z nią przez dłuższą chwilę, z przyjemnością wdychając żywiczny zapas lasu. Trzymali się nieco na uboczu, nie wchodząc raczej w tłum galdrów, a po prostu obserwując – to Es w którymś momencie klepnął ją lekko w ramię, sygnalizując, że się rozdzielają. Miał przecież do znalezienia pamiątkę dla jednej niewyspanej Meksykanki.
    Rozkojarzył się stosunkowo szybko, wiedziony głosami do brzegu strumienia, przy którym spora rzesza galdrów łowiła ryby – przyglądał się im przez chwilę, gdy w ogóle nie kryli wesołości, śmiejąc się i dyskutując, od czasu do czasu wskazując na wyraźniejsze kształty śmigające pod wodą. Zastanawiał się, czy nie usiąść obok, ale stosunkowo szybko porzucił ten pomysł, doskonale zdając sobie sprawę, że łowienie ryb wychodziło mu najlepiej zębami, a wszyscy zgromadzeni tu ludzie raczej nie zareagowaliby pozytywnie na obcego drapieżnika w ich wodach.
    Pewnie wybuchłaby panika, a Vaia miałaby kłopoty, o których mówiła. Szkoda.
    Jakby wiedziony wewnętrznym kompasem, niedługo później odnalazł Wysłanniczkę rozmawiającą na uboczu z wykrzykującym coś człowiekiem – zanim znalazł się bliżej, wyłapał tylko słowa sierść i stworzenie. Przystanął obok kobiety, ponad jej ramieniem zerkając w kierunku migoczących w zaroślach pasm sierści – a przynajmniej czegoś, co ten dziwny człowiek właśnie jako sierść zidentyfikował.
    - Zgłupiałaś? – rzucił z nutą zdumienia w głosie, słuchając jak zaproponowała wejście w las w większej grupie. - Do czegoś takiego woła się łowców. Zapomniałaś co było w kwietniu? Jak urządziły mnie zwierzęta z tych lasów? – dodał ostrzej, w ich ojczystym portugalskim, żeby nie włączać nikogo postronnego do dyskusji. - Sama mówiłaś o kłopotach, a chcesz puszczać gościa w las. Wsadź go w kajdanki i niech siedzi na dupie.
    Podejrzliwym spojrzeniem obrzucił podekscytowanego znaleziskiem mężczyznę, przenosząc zaraz wzrok na mieniące się pasma i dalej w półmrok lasu, jakby od strony drzew miał zaraz ponieść się śmiech podobny dźwiękowi, jaki wydawały w kromlechu krokuty.

    Rzut na spostrzegawczość: 43
    Ekwipunek: medalion z kajmanem, eliksir odnowy, srebrny sztylet, pierścień opieki
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Esteban Barros' has done the following action : kości


    'k100' : 43
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Przyszedł na Midsommar, bo tak. Nie miał lepszego argumentu. Zawsze uczestniczył w obchodach, niezależnie, czego by dotyczyły. Czasem z Pią, częściej sam, wypatrywał wszelkich celebracji, rytuałów i festynów trochę jak dziecko nie mogące doczekać się prezentów. Lubił tę całą oprawę, jaka zawsze towarzyszyła nordyckim świętom. Lubił okazję, by sprawdzić się w takiej czy innej aktywności. Lubił tłumy, stoiska z masą pierdół, i całą masę sekretów, jaką mógł nieopatrznie wykradać, kiedy zaaferowani zabawą ludzie zupełnie się nie pilnowali.
    Alex nie był specjalnie religijny, nie w rozumieniu większości, ale przecież tradycyjne obchody to coś więcej niż religia. Znacznie, znacznie więcej.
    Tego roku znów więc tu był – znów sam. Brak towarzystwa przeszkadzał mu tylko trochę, bo Hallberg wiedział, że prędzej czy później i tak znajdzie kogoś, do kogo będzie mógł otworzyć gębę, kogoś kogo będzie mógł skłonić do jakichś głupot, kogoś, kogo być może będzie mógł potem zabrać ze sobą, na jedną noc czy kilka. Alex był prosty i rozumiał rozrywki w całkiem prosty sposób.
    Pierwszego znajomego znalazł po raptem kwadransie kręcenia się między atrakcjami, kolejnych niewiele później. Czy chodziło o jego kumpli z klubu sportowego, byłych czy obecnych klientów z pracowni, znajomych ze studiów czy może nie do końca oficjalnych kolegów z Kruczej – Alex zawsze kogoś sobie znalazł. Zawsze. Przy takich okazjach jak ta bardzo dobitnie uświadamiał sobie, jak wiele zna osób. Może zbyt wiele, jakby się nad tym zastanowić.
    Niczyja obecność nie zdziwiła go jednak tak, jak dwóch śniadych rodzynków knujących coś pod lasem. Nie byli sami, jakiś typ wykrzykiwał coś nieopodal, ale jego Alex nie znał – w przeciwieństwie do tej kombinującej dwójki.
    Hallberg nie potrzebował specjalnego zaproszenia, by zweryfikować wszelkie plany, jakie mógł mieć i raźnym krokiem pomaszerować prosto do zupełnie niesubtelnie zamotanych w jakieś niecne plany Vai i Esa.
    - No cześć, imigranci – rzucił radośnie, zarzucił ramię beztrosko przez szyję Barrosa, klepnął Vaię w tyłek gdy tylko znalazła się na chwilę w zasięgu. – Odchamiacie się? – spytał radośnie, ruchem głowy wskazując znacząco pozostawione za plecami stragany, namioty i całą masę wrażeń, którymi ci tutaj najwyraźniej gardzili.
    Nie uwalniając Esa – bo po co miałby? – obejrzał się na tę rozdartą mordę obok. Zmarszczył brwi, próbując przez moment zrozumieć, o co dokładnie chodzi temu tutaj, a gdy zrozumiał – sapnął z teatralnym niedowierzaniem.
    - Po lesie będziecie biegać, no serio? Bo jakieś futro zostało na krzakach? – Spojrzał to na jedno, to na drugie z wyraźnym zdegustowaniem – i zaraz wyszczerzył się od ucha do ucha. – To gdzie idziemy? – zapytał z entuzjazmem. Tknięty przeczuciem, obejrzał się na Esa i uniósł brwi. – Nie gderaj – zastrzegł, przekonany, że właśnie to robił jeszcze przed momentem Barros. Gderał. Z pewnością gderał.
    Zostawiając Esa samemu sobie, prędko odtworzył w głowie co tam zawodził typ przy krzakach.
    - Złota sierść, co? – rzucił i w dwóch krokach znalazł się obok Vai.
    Cmoknął ją w policzek – powitanie, które zaniedbał wcześniej – i zaraz potem rozejrzał się po okolicznych zaroślach. Nie potrzebował złota, nie był aż tak pazerny, ale jakby tak zapolować na legendarną dziką świnię…?
    - Panie, jak się pan będziesz tak darł, to choćby to faktycznie był ten prosiak, to go wypłoszysz – zauważył, spoglądając na nawołującego mężczyznę. – A masz już takie doborowe towarzystwo, szkoda by było zepsuć atrakcję, jak już się zebraliśmy. - Uśmiechnął się beztrosko i, nim zdążył się zastanowić, czy to naprawdę w tym momencie najważniejsze, sięgnął Darem Odyna ku mężczyźnie.
    Alex był czasem jak ten chochlik, który psoci, bo może, a nie dlatego, że musi czy potrzebuje.

    Ekwipunek: niedźwiedzi medalion
    Rzut na Dar Odyna: 64
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Alexander Hallberg' has done the following action : kości


    'k100' : 64
    Widzący
    Jāzeps Ešenvalds
    Jāzeps Ešenvalds
    https://midgard.forumpolish.com/t3464-jazeps-esenvalds#34909https://midgard.forumpolish.com/t3496-jazeps-esenvalds#35112https://midgard.forumpolish.com/t3495-desmit#35111https://midgard.forumpolish.com/


    Na przylądku Kinnarodden nigdy nie nastawało lato, jak gdyby słońce nawet w czerwcu nie sięgało tak daleko za grzbiet horyzontu,  ale płochliwie ukrywało się pomiędzy skałami i ginęło w poskręcanej miednicy brzegu, gdzie podczas sztormów rozbryzgiwały się fale, z oddali przypominające spienioną ślinę ogromnego i drapieżnego stworzenia, jakim było obejmujące archipelag Morze Barentsa – niebo zawsze było skute stalą, a chłód ciężki i uporczywy jak pleśń, która wrzynała się pomiędzy cegły i osiadała w zaułkach korytarzy, zbierając się dropiatością na odsłoniętym karku. Kiedy na początku maja wyszedł na wolność, nie pamiętał, w jaki sposób ciepło zastygało na skórze – to, które rozlewało się pomiędzy drzewami bursztynową śreżogą i to, które pąsowiało mu na policzkach, ilekroć Halle nachylał się wystarczająco blisko, aby czuł wilgoć jego oddechu – więc mrużył oczy i uciekał spojrzeniem na ziemię, jakby obawiał się nie tylko samego uczucia, ale również tego, jak łatwo mogłoby ponownie zostać mu odebrane. Teraz, kiedy nie czuł już wokół nadgarstków fantomowego jarzma kajdan, strach przed śmiercią nie uciskał go dłużej za gardło – jego miejsce, w zaczerwienionej debrze przełyku, zajął strach przed życiem. Odczuwał potrzebę znalezienia się wśród prawdziwych ludzi, lecz za każdym razem, gdy opuszczał mieszkanie Vermunda, wydawało mu się, że do nich nie przynależał – czuł na sobie czujne i podejrzliwe spojrzenia, widział, jak mężczyźni zaciskali dłonie w pięści, jeszcze zanim mogliby dobrze zobaczyć jego twarz, próbował odnaleźć dla siebie miejsce, lecz miasto było ciasne i zatłoczone, a on nieustannie przymuszał swoje ciało do łagodności, niezdolny pociągnąć za nitkę, która rozprułaby dla niego miejsce w fałdach materiału.
    Midsommar miało przynieść zmianę – ludzie śmiali się przy wspólnej uczcie, przeskakując ponad czerwonym pyskiem ogniska, tłoczyli się nad brzegiem jeziora, zarzucając wędki jak najdalej w głąb mętnej wody, która zdążyła już zrzucić z siebie zimowe okowy śniegu, a rozległa polana rumieniła się wiosennymi barwami kwiatów, zaplatanych w grube wianki, których zielone łodygi plątały się we włosach; wyobrażał sobie, że gdyby przyszedł tu z Hallem, mógłby wpleść mu w warkocz szałwię, krwawnik i jaśminowiec, a potem śmiać się, że nawet kiedy głowa kwitła mu świeżymi pąkami, wciąż pachniał tytoniem i wetywerią – był jednak sam, a gwar zaczął uwierać go pomiędzy skrońmi, ludzie stali zbyt blisko siebie, mówili zbyt głośno, przypadkowo zaciskali palce na jego nadgarstku, rozciągając wargi uśmiechem, którego nigdy nie widział na własnych ustach. Sądził, że odnajdzie w tłumie Vermunda, mężczyzna rozmył się jednak pomiędzy drzewami, towarzysząca mu atmosfera obowiązkowości uwięzła w chropowatej korze i zastygła łzą zebranej na palec żywicy; oddalił się od głównego stołu, kierując się w stronę lasu, gdzie ziemia pachniała świeżością i ciepłem, niczym ledwie wydojone mleko – pomiędzy drzewami było jaśniej niż w mieście, zupełnie odwrotnie niż zazwyczaj, a on pomyślał, że dzień polarny mógłby nigdy nie osuwać się za horyzont półwyspu.
    Powinniśmy sprawdzić, czy świeci – odparł cicho, po czym zesztywniał wyraźnie, zdziwiony swoimi słowami, onieśmielony czterema parami oczu, które sięgnęły na jego twarz, nagle pobladłą i zakłopotaną – usłyszał fragment rozmowy przypadkiem, nie zauważył, kiedy zatrzymał się w miejscu, choć kącik ust drgnął mu z ulgą na widok Vai; czuł się bezpieczniej w obecności kogoś, kto zdawał sobie sprawę z tego, kim był. – Jeśli to Gullinbursti, sierść powinna świecić w ciemności. – dodał niepewnie, zagryzając na języku stwierdzenie, że prawdopodobnie go nie odnajdą – odyniec Frejra potrafił latać, gnając po niebie szybciej od wierzchowca.

    ekwipunek: naszyjnik w kształcie niedźwiedziego pazura (raz w miesiącu gwarantuje krytyczny sukces w pojedynczej akcji związanej z używaniem siły i gwarantuje stały bonus +3 punktów do spostrzegawczości), eliksir spokoju
    spostrzegawczość: 75 + 3 (naszyjnik w kształcie niedźwiedziego pazura) = 78



    who knows how much longer
    I'll lay on the floor, touch me until I vomit or until I'm not scared anymore

    something smells rotten and now it is starting to spread, i’m bad, he’s worse we're already dead


    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Jāzeps Ešenvalds' has done the following action : kości


    'k100' : 75
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Podekscytowanie Eskilda Bjerregaarda piętrzyło się z każdym skrawkiem trwającej obecnie chwili. Mężczyzna czuł, jak jego serce wybija wartką melodię szumiącą pomiędzy klamrą obydwu biegunów skroni. Od zawsze niespełniony jako badacz przyrody, upatrywał w tym wydarzeniu swojej życiowej szansy. Nic dziwnego, skoro nie patrzył racjonalnie; miał w sobie wystarczająco dużo determinacji, by wyruszyć samotnie i podjąć się olbrzymiego ryzyka.
    Cieszę się, że nareszcie ktoś mnie wysłuchał – odetchnął z ulgą, gdy słyszał wypowiedź Vai. Dotychczasowi przechodnie wzruszali jedynie ramionami lub spoglądali na niego jak na szaleńca. Szukali tylko spokoju i beztroskiej, radosnej celebracji święta przesilenia letniego. Większości ludzi nie poruszało samo dokonane znalezisko, nie podchodzili nawet bliżej, by przyjrzeć się utkanej pomiędzy liśćmi szczecinie o wyjątkowym zabarwieniu.
    O czym… A zresztą, nieważne – potrząsnął ze zrezygnowaniem głową podczas rozmowy Vai i Estebana. Domyślał się, że muszą być cudzoziemcami; sam miał otwarty umysł i nie dyskryminował nikogo ze względu na pochodzenie. Wręcz przeciwnie, obce kultury zwykły go zawsze bardzo interesować.
    Alexander, używając umiejętności Daru Odyna, był w stanie powierzchownie przebadać umysł mężczyzny. Wydawał się mieć dobre intencje, nie rozpowiadał fałszywych pogłosek. To najwspanialsze, co mnie spotkało w życiu, myślał Eskild Bjerregaard. Moja żona… Wiem, że nie poparłaby mnie w obecnej sytuacji. Nigdy mnie nie rozumiała, a ja mam przecież swój rozum. Nienawidzę swojej pracy urzędnika. Żałuję, że uległem namowom ojca… Mogłem od początku studiować zoologię! Wmawiał mi, że to niebezpieczne, że jestem zbyt delikatny. Udowodnię im, że się pomylili, wszyscy, co do jednego.
    Nie czas na takie złożone eksperymenty – odpowiedział natychmiast Jāzepsowi. Trwał dzień polarny, więc całkowita ciemność była nieosiągalna bez specjalnych rytuałów czy zaklęć. – Wierzę, pomimo tego, że to nie jest przypadek – odchrząknął. Trwało Midsommar, święto przepełnione od magii, jeden z najważniejszych obrządków kultury i religii nordyckiej. Mężczyzna spieszył się, chciał ewidentnie wyruszyć jak najszybciej na poszukiwania, zanim rzekome legendarne stworzenie nie postanowi uciec. Chciał je chociaż zobaczyć, niekoniecznie pochwycić, wystarczyło mu jedynie ujrzenie.
    Nawet, jeśli to nie Gullinbursti, możemy i tak dokonać przełomowego odkrycia – spróbował zachęcić najbardziej sceptycznych Jāzepsa i Estebana. Który człowiek nie marzył o wiecznej sławie? O dokonaniu czegoś, co może mieć dużą wartość? Bjerregaard ufał, że każdy miał podobne ambicje, nawet, jeśli nie był ich najzwyczajniej świadomy.
    Vaia, rozglądając się, nie znalazła niczego szczególnego. Nieco więcej szczęścia okazał się mieć Esteban, który dostrzegł, że niedaleko za znaleziskiem sierści kora drzewa była wyraźnie uszkodzona. Cokolwiek to uczyniło, musiało się odznaczać okazałą siłą.
    Połamane gałęzie. Widzę kolejne kępki sierści – wyszeptał Eskild, ruszając powoli dalej, co jakiś czas oglądając się w kierunku towarzyszy. – Dojdziemy po nich do celu – dodał z niezachwianą pewnością. Sam skupił się przede wszystkim na kolejnym fragmencie futra. Włosie było rzeczywiście złote i mieniło się w anemicznym świetle wieczoru. Jāzeps zwrócił uwagę na coś znacznie więcej – w jednym miejscu leśne runo było wyraźnie przerzedzone, a ziemia wklęsła. Niestety, nie dało się z tego detalu odczytać żadnego szczególnego tropu w postaci odcisku łapy, jednak prędko dało się zrozumieć, że wilgoć pokrywająca zaschnięte liście nie jest pozostałością opadów deszczu; była to ślina, wyjątkowo zagęszczona i również połyskująca, w tym wypadku jasnoszarym odcieniem.

    INFORMACJE

    Rozpoczęły się poszukiwania magicznego stworzenia. Każdy z was kością k100 na spostrzegawczość oraz kością k6 na losowe konsekwencje interpretowane zależnie od tego, czy osiągnęliście sukces czy nie. Próg powodzenia wynosi 55. W przypadku wylosowania przez dwie osoby takiego samego wyniku k6, istnieje możliwość przerzutu (nie jest obowiązkowa, pozostawiam ją decyzji gracza).

    CZAS NA ODPOWIEDŹ: 72 godziny (do 10.04, 23:59)


    Konsekwencje (sukces)

    1 – Wydaje ci się, że właśnie coś usłyszałeś; zupełnie, jakby po lesie niosło się echo zwierzęcych odgłosów. Były one na tyle niewyraźne, że nie potrafisz ich przypisać żadnemu gatunkowi. (A może to jedynie złudzenie?)

    2 – Bez problemów dostrzegasz dalszy kawałek ścieżki. Wydaje się być utorowana przez samo zwierzę, które najwyraźniej pędziło przed siebie, niechętne do obcowania w pobliżu zbiorowiska galdrów.

    3 – Zauważasz kolejne fragmenty pozostawionej sierści. Stworzenie wydaje się mieć ewidentnie grube futro, które z łatwością gubi. Podążając wyznaczonym szlakiem jesteś w stanie naprowadzić swoją drużynę na właściwy trop.

    4 – Na uboczu dostrzegasz ciało martwego zwierzęcia. Jest to łasica, która miała nieszczęście zostać praktycznie zmiażdżona przez stworzenie znacznie większe od niej rozmiarami.

    5 – Przez krótką chwilę odczuwasz bardzo nietypowe wrażenie. Przez twoje ciało przechodzi bliżej nieokreśloną energia napełniająca cię nieprzyjemnym ciepłem. Czujesz, że nie masz nad sobą pełnej władzy, a na twoje usta cisną się różne, losowe inkantacje, od których powstrzymujesz się jednak ostatkami sił. Powietrze wydaje się być przesycone nietypową, trudną do kontrolowania magią. Czy to aby na pewno jedynie zasługa Midsommar?

    6 – Widzisz, że w pobliżu kępek złotej sierści okoliczna, pomniejsza roślinność jest nietypowo gęsto rozrośnięta. Płatki kwiatów mają jaskrawą, nienaturalną barwę, a wszystkie łodygi tworzą rozgałęzione pnącza. Nawet niewielkie zioła osiągają o wiele większe rozmiary, który skupiłby uwagę nawet największego laika.


    Konsekwencje (porażka)

    1 – Poszukujesz tak intensywnie szczegółów w otoczeniu przydatnych w waszym wspólnym przedsięwzięciu, że nie zwracasz uwagi na podstawowe elementy otoczenia. Upadasz, zahaczając o wystający korzeń. Nic ci nie jest, poza uporczywym bólem w podudziu oraz stawie skokowym.

    2 – W celu odnalezienia poszlak postanawiasz odrobinę zboczyć z obranej przez grupy ścieżki. Wydaje ci się, że odchodzisz zaledwie kilka kroków, jednak po chwili gubisz swoich towarzyszy. Zajmuje ci kilka minut, aby ich odnaleźć, jednak bez względu na to początkowa sytuacja wydawała się co najmniej przytłaczająca.

    3 – Dostrzegasz niepokojący twoim zdaniem szczegół w otoczeniu. Nagłe dostrzeżenie ruchu rozbudza w tobie wymieszany z zaskoczeniem stres. Na szczęście okazuje się, że były to tylko ptaki fruwające pomiędzy gałęziami drzew.

    4 – Nie możesz się skupić, ponieważ nie odstępuje cię na krok chmara uporczywych insektów. Są to niewielkie, magiczne muszki przyciągnięte prawdopodobnie przez huczne obchody święta. Nawet, jeśli je odpędzasz, przez kilka dłuższych momentów powracają do ciebie i są niesłychanie namolne w swoim zachowaniu.

    5 – Zaczyna cię przytłaczać nagłe poczucie bezcelowości tej spontanicznej wędrówki. Wydaje ci się, że w ten sposób niczego nie osiągnięcie poza straconym czasem. Jeśli postać jest berserkerem, dodatkowo doskwiera jej frustracja z łatwością przechodząca w gniew. Nieznaczne podenerwowanie może zostać stłumione, lecz bez wątpienia nie wpływa korzystnie na skupienie oraz ogólne samopoczucie.

    6 – Nie dzieje się nic szczególnego.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Propozycja wspólnego wyjścia w las miała swoje uzasadnienie. Gdyby facet wylazł sam, pewnie by zabłądził, wpakował w klopoty i Vaia miałaby zawodowe wyrzuty sumienia. Prywatne zapewne w mniejszej wersji - rozmowa z wewnętrzną częścią siebie pozwoliła jej ustabilizować wszystko i zachowywać się normalnie. Oczywiście jak na siebie, ale skoro komuś miałoby to przeszkadzać, to był to jego problem. I tylko jego, co kocia część jej osobowości uświadomiła Vai dosyć dobitnie. Nie była w końcu herbatą, by każdy ją lubił, a udawanie, że jest kimś zupełnie innym... Cóż, dość powiedzieć, że nie chciała powtarzać rytuału. Nie bez wsparcia kogoś bardziej doświadczonego. Posłała urzędasowi uprzejmy uśmiech, zanim jednak zdążyła rzucić cokolwiek więcej, odezwał się Esteban i musiała bardzo teatralnie przewrócić oczami.
    - Gdyby to zwierzę, czymkolwiek jest, było groźne, to już dawno bym wiedziała. Pi razy oko wiem, czego należy unikać. - przeszła zręcznie na portugalski, nie chcąc ewentualnego podsłuchania dyskusji i poklepała Barrosa po ramieniu. - I nie, nie zapomniałam. - pozwoliła oczom rozbłysnąć po kociemu. Odkąd wróciła ze swojego wypadu tłumiła kota tylko tyle, na ile było to konieczne. - I ja mówiłam o plotkach. A jednego łowcę mam na szybkim wybieraniu, więc chyba lepiej, żebyśmy poszli z nim... - zaczęła swoje argumenty, ale dokładnie w tym momencie znikąd pojawił się pewien berserk, który o przestrzeni osobistej wiedział mniej więcej tyle samo, co Vaia o zwierzętach o niewymawialnej nazwie.
    Prawdę mówiąc, zatkało ją. Nie miała zielonego pojęcia, jak zareagować na Alexa. To, że się przylepił do Esa, to jedno. Jasne. Jaszczurkę trzeba było oswajać. Ale że ją?! Za tyłek?! I to BEZ POWITANIA?! Ułożyła ręce na biodrach, piorunując miśka wzrokiem. Udała kompletnie obrażoną, mamrocząc coś w ojczystym języku na temat nieumiejących się zachowywać niedźwiedzi i brania pewnych rzeczy zbyt dosłownie. Cmoknięcie w policzek ułagodziło ją tylko troszeczkę.
    - No cześć Alex... I tak, pan chce iść w las, a ja uznałam, że łażenie w pojedynkę to niezbyt mądry plan. - wyjaśniła krótko, przewracając lekko oczami. Udawanie obrażonej przychodziło jej z trudem, bo chciało jej się serdecznie śmiać, zwłaszcza z miny Estebana na hasło "nie gderaj". - I zapamiętaj sobie. To jest nasze ukochane słoneczko. Słoneczko nie gdera, słoneczko tylko skąpi swojego światła, torpedując niektóre idee. - wyszczerzyła się słodko do Esa, zaraz przechodząc na portugalski. - No popatrz, jaki wyrywny. Na stówę pójdzie przodem, więc nam zostanie tylko pilnować, żeby misiu nie dostał pierdolca w trakcie. - owszem, była obrażona. Tak troszkę. I żartowała sobie, bo mimo wszystko nigdy w życiu nie pozwoliłaby ucierpieć cywilowi, kimkolwiek by nie był. Taki charakter. Ale przynajmniej posyłając piękny uśmiech Hallbergowi mogła się powyzłośliwiać. No, póki na horyzoncie nie pojawił się Jaska, na którego zaraz zwróciła spojrzenie, a złośliwy uśmiech zamienił się w ten ciepły.
    - Jaska! - oderwała się od boku Barrosa i bez namysłu podeszła do drugiego niedźwiedzia, przytulając go od razu na przywitanie. - Miło cię widzieć. Wszystko dobrze? - spytała z nieukrywaną troską, odsuwając się o pół kroku, bo drugi berserk, choć dużo od niej wyższy, w kocich oczach był dzieciakiem, którym trzeba się było opiekować i o niego troszczyć.
    - To ja tylko nieśmiało spytam, co to w ogóle jest to Gulli-coś? Poza faktem, że najwyraźniej jest złote i świecące? - nie robiło jej wcale, że z takim pytaniem robi z siebie idiotkę. Ale skoro pan urzędnik skierował się w las, Vaia podążyła za nim, skoro się już zadeklarowała. I była pewna, że reszta pójdzie za nimi, zostało jej więc tylko zrównać krok z Estebanem. Jakoś… po prostu chciała iść obok, ot co.
    - Patrzcie, tam jest futro. I ścieżka. Cokolwiek to jest, ma grube futro i chętnie je zostawia. Więc powinniśmy iść w tę stronę! - zerknęła kontrolnie i na Estebana i na Jaskę. Ani jednego ani drugiego nie zamierzała ciągnąć na siłę, więc gdyby tylko dostrzegła, że coś jest nie tak, zamierzała odpuścić.
    - Ese? Jak nie chcesz, możemy odpuścić. - rzuciła łagodnie po portugalsku. Nie zamierzała go pytać czy sugerować mu, że się obawia, boi czy cokolwiek w ten deseń. Pytanie było, czy chciał - gdyby odmówił, powody nie interesowały jej wcale. Tyle tylko, że jedna wolała mieć go obok, chociaż znając Esa towarzystwa mogło być dla niego ciut za dużo.


    You die before me and I'll kill you.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Vaia Cortés da Barros' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 67

    --------------------------------

    #2 'k6' : 3
    Widzący
    Esteban Barros
    Esteban Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t2153-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2162-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2163-pedrohttps://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Nie podzielał pewności Vai w kontekście tego, że cokolwiek zostawiło kępki lśniącego złociście futra, nie było groźne – gdyby miała jakieś dodatkowe informacje ze straży raczej by mu o tym napomknęła, a po zapachu... Wypuścił kajmana nieco płycej, prawie pod skórę i uniósł nieco głowę, wciągając w nozdrza mieszankę zapachów. Woń miała zbyt wiele składowych, za dużo unikalnych mieszanek ludzkiego potu, dymu, zapachów przyrządzanego jedzenia czy żywicznych nut lasu, żeby wyizolować w niej coś konkretnego. Skrzywił się, odruchowo pocierając nos i ostrożnie odsuwając znów zwierzęcy pierwiastek na drugi plan – w sam raz, by nie dopuścić przypadkiem przemiany do końca i nie capnąć Alexa zębiskami za gwałtowne przywitanie. Widząc, że Vaia nie dała mu w pysk za bezczelne klepnięcie w tyłek, odpuścił tematowi, wywracając tylko oczami, gdy zaczęli przerzucać się komentarzami na temat jego gderania. Es nie gderał – on po prostu zachowywał się ostrożniej i bardziej rozsądnie niż większość osób, którymi się otaczał. Zwykle. Czasem. Przynajmniej się starał rozpoznawać momenty, w których podobna beztroska prowadziła prosto ku kalectwu lub śmierci. Dawni znajomi z brazylijskiej mundurówki powiedzieliby raczej, że był jednym z tych, który wolał najpierw nokautować podejrzanych niż zaczynać od zadawania im pytań, ale ich tutaj nie było, a sam Barros uważał, że w ostatnich latach jednak nieco zmądrzał.
    Z zainteresowaniem powiódł wzrokiem za Vaią, przez chwilę przyglądając się twarzy Jaski w ten sposób, który zwykle deprymował nieznających go jeszcze rozmówców – nie mrugając ani razu, dopóki nie zwrócił z powrotem spojrzenia ku mężczyźnie będącym źródłem całego tego zamieszania. Jego ekscytacja mieszała się z pewnym zniecierpliwieniem i Es nie mógł się opędzić od skojarzeń z grupką naukowców, dla której do niedawna pracował – urzędnik ze swoją posturą i wyraźną, niezachwianą potrzebą odkrywania, która rozjaśniała mu oczy, przypominał mu Sala.
    - A jeśli to coś nie będzie zadowolone, że je odkryliśmy? – spytał, choć prawdę powiedziawszy nie spodziewał się odpowiedzi, nie w atmosferze podniecenia które zamiast napędzać, wywoływać swego rodzaju euforię, zalegało Barrosowi ciężkim kamieniem w żołądku. Krokuty odkryte w leśnym kromlechu też stanowiły swego rodzaju przełomowe odkrycie – tak przynajmniej zostali poinformowani w lakonicznym liście, w którym dziękowano im za wsparcie. W podręcznikach pojawił się nowy paragraf, a grupa badaczy mająca dostęp do ciał zagryzionych przez kajmana zwierząt zapewne pracowała nad dalszym opracowaniem – najważniejsza była dla nich wiedza, a nie fakt, że tam na dole prawie zginęły dwie osoby. Gdy jego wzrok padł na wyraźnie naruszoną korę drzewa znajdującego się obok krzaków pokrytych kępkami zrzuconej sierści, nie mógł pozbyć się okropnego wrażenia deja vu. I że gdzieś tam w oddali, gdyby tylko wiedziała, że wchodzi do lasu w pogoni za czymś, Blanca zdarłaby sobie gardło na obietnicach urwania mu głowy jeśli nie wróci cały.  
    Ruszył za nimi, ale nie wyrywał się do przodu, pozwalając prowadzić urzędnikowi oraz Alexowi, dla którego wyjście w las stanowiło chyba tylko świetną rozrywkę, samemu rozglądając się uważnie – nakierowani uwagą Vai skorygowali nieco trasę.
    - Nie puszczę was samych – odparł w zasadzie bez namysłu na zaskakująco łagodną uwagę przyszywanej krewniaczki. Przyzwyczajony do tego, że Vaia zwykła raczej stanowczo wyrażać swoje opinie czy nie mniej subtelnie od niego rozwiązywać pewne problemy, czasami zapominał, że potrafiła w ten sposób okazywać troskę. Pokręcił lekko głową, kucając na moment przy jednym z krzaków, na których zaczepiła się kępka złotej sierści i muskając dłonią zaskakująco gęstą kępkę skupionej obok roślinności. Nie przejął od matki zainteresowania ogrodnictwem, ale nawet dla niego rozgałęzione łodyżki splatające się niemal jak siatka nie wyglądały jak coś, co powinno występować w naturze.
    - Nawet gdybyśmy my się wycofali – podjął znów po chwili, rezygnując z ojczystego portugalskiego, chcąc, by Jaska lub Alex zrozumieli, jeśli znaleźliby się wystarczająco blisko. - On – ruchem głowy wskazał urzędnika. - Pójdzie dalej. Cywil w pogoni za czymś… Za czymś. Najłatwiej byłoby go ogłuszyć i stąd zabrać, ale obawiam się, że mogliby się znaleźć inni zainteresowani tym błyszczącym dziadostwem. Chyba chodzi mi o to – zmarszczył lekko brwi, niezadowolony podsuwaną mu przez rozsądek myślą. - Że my lepiej sobie damy radę, jeśli coś tam faktycznie jest i się wkurzy, niż inni przypadkowi ludzie.
    Mógł mówić tylko o sobie, Vai oraz Alexie – jednym byłym mundurowym, drugim aktualnym, a trzecim berserkiem – bo o Jasce nie wiedział nic. W najgorszym wypadku mógł cisnąć w niego zaklęciem zmieniającym w mysz lub inne drobne zwierzątko i kazać uciekać.
    Zerwał parę przerośniętych roślin, chowając je do kieszeni kurtki.
    - Blanca mnie zabije – westchnął jeszcze tylko.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Esteban Barros' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 71

    --------------------------------

    #2 'k6' : 6
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Słoneczko. Parsknął cicho. No nie. Esteban na pewno nie był słoneczkiem – i owszem, gderał. Bardzo i często. To, że Vaia uważała inaczej było jednak całkiem rozczulające. Musieli znać się bardzo długo, to było widać. Łączyło ich coś… Coś. Braterstwo, tak chyba najlepiej to określić. Jakby byli rodzeństwem, ale takim, które wybrali sobie sami i z którym się dogadują.
    Tak czy inaczej, Alex nie zamierzał wdawać się w dyskusje – i, szczerze mówiąc, wogóle niewiele zamierzał poza tym, żeby iść. Prosto przed siebie, głęboko w las, jeśli będzie trzeba. To nie tak, że mu się nudziło, że szukał wrażeń… No, dobra, trochę tak. Trochę właśnie to robił.
    Gdy więc byli już we czwórkę plus nadmiernie rozentuzjazmowany naganiacz – naganiacz całkiem szczery, na ile Alexowi udało się sprawdzić – Hallberg po prostu... Cóż, poszedł. Na samym przedzie, ramię w ramię z urzędnikiem wciąż rozprawiającym, jakiego to cudownego odkrycia mogliby dokonać.
    Hallberg odkryć nie potrzebował. Chciał się po prostu dobrze bawić.
    Za plecami słyszał głosy Vai i Esa, ale niespecjalnie się im przysłuchiwał. Nie planował też za bardzo dołączać do dyskusji. Z rękoma w kieszeni szedł przed siebie, rozglądał się raz na prawo, raz na lewo, a nie dostrzegając niczego specjalnego – niczego, czego nie wskazaliby już inni - ani za pierwszym, ani za drugim razem, sapnął tylko i zmarszczył brwi nieznacznie. No, w porządku. Sierść. Trop dobry jak każdy inny.
    No więc szedł. Szedł, szedł, szedł, wciąż ścieżką wytyczaną przez kępki futra. Brazylijskie przybłędy gadały. Urzędnik strzelał oczami na boki jakby był nie wiadomo jakim łowcą. Młody... Jaska? Jaska. No więc, Jaska był jakiś taki wycofany, niewiele się odzywał.
    - Hej, młody – zagaił więc teraz po drodze oglądając się na chłopaczka przez ramię. Tak naprawdę Jaska nie był chyba od niego aż tyle młodszy, ale jego postawa sprawiała, że Alex odruchowo traktował go trochę jak dzieciaka.
    Co nie było znowu tak rażąco inne od tego, jak odnosiła się do Jaski Vaia.
    To jakie jest twoje skrzywienie, co? – Uśmiechnął się pod nosem z rozbawieniem. – Ten tu – ruchem głowy wskazał Esa. – Jest żmiją. – Dobrze wiedział, że nie żmiją a kajmanem. – Tamta to jakieś raptem trzy kilo kota. – Nie zapomniał, że nie trzy, a raczej pięć. – A ja miśkuję – dodał beztrosko, nie przejmując się zupełnie, że od tak papla o futerkowych – czy łuskowych – sprawach swoich imigrantów. – No, a ty? Co robisz ciekawego? – Uśmiechnął się szerzej.
    Jaska mógł nie robić zupełnie nic, ale to dla Hallberga nie miało znaczenia. Każdy był ciekawy. Nie trzeba było mieć wewnętrznego futra, łusek czy innych dziwnych cech, żeby być fascynującym. Jaska mógł się nie przemieniać, mógł być zupełnie zwyczajny, a Alex i tak uważałby, że jest ciekawy. Bo po prostu był, miał swoją historię, swoje sekrety – całą masę rzeczy, które go definiowały.
    Dając chłopakowi czas, by zdecydował, czy w ogóle chce coś o sobie mówić – Alex nie naciskałby, gdyby Jaska się wycofał – Hallberg wcisnął ręce głębiej w kieszenie, znów rozejrzał się, znów sapnął cicho. Spojrzał na korony drzew. Na krzaki obok. Na sierść błyskającą tu czy tam w zaroślach. Na ścieżkę, która wciąż wyglądała dokładnie tak samo, choć szli już od dobrej chwili.
    Nudził się. A nuda go frustrowała. Uwierała go. Drażniła. Bo ileż jeszcze mogli tak łazić? Niby lubił. Niby często włóczył się, bo chciał – przecież od tego zaczęły się jego wyjścia z Vaią. Ale dzisiaj... Zacisnął zęby lekko. Cóż, dzisiaj, najwyraźniej nie. Nie chciał łazić bez celu.
    Chciał coś robić.
    Odetchnął głęboko, zmuszając się do zdławienia niepotrzebnych emocji w zarodku – i choć z grubsza mu się udało, był boleśnie świadom, że jego zielone oczy wciąż pewnie połyskują niebezpieczną irytacją.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Alexander Hallberg' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 29

    --------------------------------

    #2 'k6' : 5
    Widzący
    Jāzeps Ešenvalds
    Jāzeps Ešenvalds
    https://midgard.forumpolish.com/t3464-jazeps-esenvalds#34909https://midgard.forumpolish.com/t3496-jazeps-esenvalds#35112https://midgard.forumpolish.com/t3495-desmit#35111https://midgard.forumpolish.com/


    Kiedy przemienił się po raz pierwszy, rozrywając miękką skórę pod paznokciami i skrwawiając dziąsła krwią, która spłynęła mu po podniebieniu jak haust gęstego i ciepłego mleka, wyobrażał sobie, że ojciec wywozi go w głąb lasu, z daleka od znajomego konturu linii brzegowej, tam, gdzie drzewa były wysokie i gęste, a ich długie gałęzie, ułożone wzdłuż pnia jak włosy, całkowicie przesłaniały niebo – w tych snach, często nawiedzających go również na jawie, Dzīve przywiązywał go do drzewa żeglarską liną tak, jak mógłby przywiązać porzuconego psa, aby upewnić się, że nigdy nie odnajdzie drogi z powrotem do domu. Innym razem zastanawiał się, czy gdyby kark znów porósł mu brunatną sierścią, a twarz wydłużyła się w sobaczy pysk, ktokolwiek byłby w stanie rozpoznać w nim człowieka, czy gdyby spotkał w lesie prawdziwego niedźwiedzia, on również wiedziałby, że nie miał przed sobą stworzenia należącego do tego samego gatunku; pamiętał, że nad stołem w jadalni wisiała głowa zwierzęcia, które w Pāvilosta nazywano lācis – kiedy rodzice go opuścili, zabrali ze sobą wszystko, gościnną zastawę ukrytą za szklanymi drzwiami kredensu, krawaty złożone na spodzie szuflady, stare obrazy wiszące na ścianach, wełnianą pościel, książki i ojcowską kolekcję pocztowych znaczków, ściągnęli ze ścian myśliwskie trofea, wszystkie poza niedźwiedziem, którego rozchylony pysk i lśniące, szklane oczy wpatrywały się w niego tak, jakby nigdy w rzeczywistości nie należały do zwierzęcia, ale do człowieka; kiedy na niego patrzył, zastanawiał się, do którego gatunku będzie należało jego ciało po śmierci – czy wypchają je mchem i sianem, czy złożą w trumnie pod kamiennym grobem?
    Drgnął i zesztywniał, kiedy Vaia podeszła w jego stronę, obejmując go wokół piersi tak mocno, że poczuł, jak ucisk jej ramion zacieśnia mu się wokół żeber – skinął głową, wstydliwie i ukradkiem, bo czuł, jak spojrzenia pozostałych mężczyzn osiadają niewygodnym ciężarem na jego ramionach; był wyższy od nich wszystkich, lecz sposób, w jaki odstawał, wprawiał go w wyraźne zakłopotanie, pragnął bowiem jedynie zatrzeć się w tłumie, zniknąć pomiędzy ludźmi tak, jak zrobił to Vermund – niezauważony.
    Odyniec należący do boga Frejra. Jego szczecina świeciła w ciemności, oświetlała drogę do domu – odparł, Eskild wszedł mu jednak w słowo, a on natychmiast zamilkł, czując, jak zdanie łamie mu się w gardle i fragmentami spływa wraz ze śliną w dół przełyku; poczuł na sobie czujne spojrzenie starszego mężczyzny i pochylił głowę, spoglądając w las – kiedyś wyobrażał sobie, że mógłby pozostać niedźwiedziem na zawsze, owinąć się brunatną sierścią jak płaszczem, zasnąć na dnie ciężkiego brzucha i ocierać kark o drzewa, nawet we śnie pozostać świadomym, że wszystkie zwierzęta zamykały oczy w jego obecności, aby nie ściągnąć na siebie uwagi bladym połyskiem źrenic; śnił, że ojciec przywiązywał go do świerku i sądził, że na takie życie zasługiwał – z daleka od ludzi, których cienka skóra rozrywała się pod jego pazurami, a miękkie karki pękały pod naciskiem szczęk. Bał się dlatego, że wszyscy zazwyczaj się go bali – podczas czterech lat spędzonych w więzieniu zdążył nauczyć się, że strach eskalował do przemocy znacznie częściej, niż gniew. Obecność Vai przynosiła mu ulgę nawet wtedy, kiedy jej głos stawał się miękki i melodyjny, a słowa, wypowiadane w obcym, południowym języku, oplatały się wokół krtani jak giętka winorośl – być może dlatego wszedł głębiej pomiędzy knieję, podążając za ludźmi, których nie znał, w poszukiwaniu zwierzęcia, które nie istniało. Nie wspomniał, że dawno przestał wierzyć w wolę nordyckich bogów.
    Nie mam…skrzywienia, chciał powiedzieć, ale słowo nie przeszło mu przez gardło, bo mężczyzna, który przystanął obok niego i uśmiechał się w sposób, który wydawał się jednocześnie kpiący i rozbawiony, ciągnął dalej, a im więcej mówił, tym ciaśniej zaciskała się obręcz wokół jego gardła. – C-co? – odchrząknął, starając się mówić szeptem, lecz głos nie leżał mu posłusznie na podniebieniu, jego brzegi szczerbiły się o bruzdy trzonowców. Przystanął w miejscu i spojrzał mu w oczy – zielone i jasne, zupełnie niepodobne do oczu niedźwiedzia, którego szczęki potrafiły złamać kość udową, a dwanaście długich siekaczy przedrzeć się przez skórę aż do gąbczastego szpiku. – Nie wyglądasz, jakbyś był… – zaczął, jego wzrok zatrzymał się jednak na połyskującej, srebrnej plamie śliny, która zasychała na liściach rosnącej przy ziemi tarniny – spojrzał jeszcze raz na Alexa, w końcu nie odpowiedział jednak na jego pytanie, ale przykucnął nisko, rozcierając pomiędzy palcami flegmową wilgoć. – Cokolwiek to było… musiało iść tędy – odparł głośniej, uporczywie odwracając głowę od mężczyzny, jakby obawiał się tego, co mógłby w nim dostrzec – odbicie własnej, zwierzęcej twarzy. Pozostała część lasu nie zdradzała tymczasem niczego – słońce przezierało się pomiędzy drzewami w ten sam sposób, mech uginał się miękko pod naciskiem podeszw, w powietrzu utrzymywał się świergot ptaków i zapach świeżych igieł. Starał się wciąż obserwować gęstwinę otaczająco ich krajobrazu, jego koncentracja wydawała się jednak uciekać i pierzchnąć – być może na skutek słów Alexa, być może ze względu na gęstą aureolę muszek, które z cichym bzyczeniem unosiły się nad jego głową i kąsały odsłoniętą skórę – jak gdyby również ona obawiała się tego, co mogli odnaleźć na końcu drogi.



    who knows how much longer
    I'll lay on the floor, touch me until I vomit or until I'm not scared anymore

    something smells rotten and now it is starting to spread, i’m bad, he’s worse we're already dead


    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Jāzeps Ešenvalds' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 34

    --------------------------------

    #2 'k6' : 4
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Znużenie, które zaczynało przyprawiać Alexandra o poryw irytacji, miało nareszcie szansę się przełamać. Dzięki tropom Vai oraz Estebana cała grupa została nakierowana na właściwy kierunek. Nawet drażniące muszki, przeszkadzające uporczywie Jāzepsowi, oddaliły się później, znikając pomiędzy zaplecioną, gęstą roślinnością lasu. Obawy były właściwe, zupełnie uzasadnione - nie wiedzieli, czego  mogli się spodziewać, a z każdym kolejnym krokiem oddalali się od możliwości uzyskania sprawnej pomocy. Ryzykowali wiele w imię założonego odgórnie, niezwykłego odkrycia. Esteban miał niewątpliwie rację, Eskild ruszyłby w podróż nawet i samotnie, gdyby został do tego zmuszony. Nie zraziły go nawet przytłumione wymiany zdań, które słyszał, przyćmione przez skupienie na nadrzędnym celu. Cudzoziemcy, odmieńcy - nigdy nie popierał Wyzwolonych, a aktualnie liczyła się dla niego najzwyklejsza chęć pomocy.
    - Cóż - przyznał, odpowiadając na adresowaną w jego stronę wątpliwość. - Zawsze będzie ryzyko. Wierzę, że jeśli zachowamy ostrożność, nie zdążymy go rozgniewać. Musimy z całą pewnością podejść z dużym szacunkiem. - Pomimo swojej ogólnej naiwności nie tracił gruntu rozsądku. Wmawiał sobie, że wiedział, jak postępować z magicznymi stworzeniami, nawet, gdy amatorsko obchodził się z pomniejszymi, mało agresywnymi okazami.
    Po pewnym czasie wędrówki las utrzymywał nadal zadziwiająco (podejrzany) spokój. Przez większość przeciekających przez palce chwil słychać było zaledwie rozchybotany ruch gałęzi tańczących w skocznej melodii wieczornego wiatru. Nic mniej i nic więcej, mimo tego dyskomfort mógł zaczynać się zbierać na dnie rozprężanych płuc. Dopiero później sytuacja uległa nagłej metamorfozie - wszyscy uczestnicy wyprawy zobaczyli na początku pojedynczy, złoty błysk, który później zaniknął. Razem z impulsem światła rozległ się przytłumiony, zwierzęcy warkot, którego nie dało się przypisać żadnemu, określonemu gatunkowi. Nie minął kolejny moment, a jaśniejący snop pojawił się ponownie, razem z niewyraźnymi zarysami sylwetki stworzenia. Znów rozprowadził się błysk. Czymkolwiek była tropiona aktualnie istota, umiała albo przemieszczać się bardzo szybko albo posiadała zdolność do teleportacji na pomniejsze odległości.
    Światło tym razem pojawiło się w oddali. Nie odznaczało się więcej, tak, jakby stworzenie postanowiło zatrzymać się w określonym miejscu.
    - To on… - wypowiedział jedynie drżącym szeptem Bjerregaarda. Nie umiał ukryć przerażenia wymieszanego z silną, rozpierającą go ekscytacją. W jego odczuciu już za daleko, aby spróbować uciec. Nie mogli jedynie spłoszyć tamtej nienazwanej istoty. Eskild był na tyle pochłonięty analizowaniem sytuacji, że nawet nie zdołał dostrzec kaskady zmian panujących w pobliskim otoczeniu. Powietrze wydawało się cięższe, przyprawiające o trudne do określenia, złe samopoczucie.

    INFORMACJE

    Macie aktualnie okazję zbliżyć się do zwierzęcia i obmyśleć plan swojego postępowania. Każdemu z was przysługują dwie dowolne akcje. Prorok bardzo przeprasza za opóźnienie w rozgrywce.

    CZAS NA ODPOWIEDŹ: 72 godziny (do 22.04, 23:59)
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Zerkała czujnie na Barrosa, tak kątem oka, dokładnie tak, jak robiła to zawsze, gdy pracowali razem w Brazylii. Gotowa wkroczyć, zgarnąć uwagę na siebie albo coś po prostu odstawić, by ściągnąć uwagę z Estebana. Albo by zwyczajnie zmienić sytuację, gdyby coś było dla niego niekomfortowego. Vaia lubiła mieć towarzystwo, ale nie lubiła tłumów. Mogła być w centrum uwagi i trajkotać jak katarynka, byle nikt obcy nie próbował jej dotykać. A jak było za dużo wszystkiego, to wystarczyło, że Esteban pokazał zębiska kajmana. Wystarczyło.
    - Jeśli to coś nie będzie zadowolone z naszej obecności, to robimy w tył zwrot. Bezwzględnie. - w jednej chwili spoważniała, bo to nie podlegało dyskusji. Domyślała się, skąd niepokój Barrosa i nie zamierzam się dopuścić do takiej sytuacji. W razie czego zamierzała bez wahania powiadomić swój oddział, a nie zgrywać samodzielną. Uśmiechnęła się dopiero, gdy stwierdził, że ich nie zostawi. Tak, o niej też mówiono, że najpierw wybija zęby, a potem zadaje pytania. To się nie zmieniło. Tryb pracy też się zbytnio nie zmienił, nie da się wykorzenić 8 lat wspólnej pracy. I nadal niekoniecznie umie słownie powiedzieć, że się troszczy, ale robi to, zawsze. Na swój sposób, taki jak ten. Każdy, kogo określiła mianem bliskiego, jest pod parasolem ochronnym Vai. No i zdecydowanie musi przyznać, że Es lepiej sobie radzi z artykułowaniem pewnych myśli niż ona.
    - A uważasz, że czemu wpakowałam się w pogoń za... dzikiem? - zerknęła kontrolnie na Jaskę, by upewnić się, że dobrze pojęła słowo. Czasem jednak miewała problemy z nordyckimi słowami. - Z tego właśnie powodu. Bo ja wiem, jak się bronić. I jak bronić innych. - powiedziała z delikatnym rozbawieniem. Przecież mimo wszystko była strażniczką. Patrzyła na bezpieczeństwo innyvg, nawet jeśli mogło się wydawać, że straciła resztki instynktu samozachowawczego.
    - A jak jesteśmy w temacie dziczyzny to robię się głodna... - dorzuciła niewinnym głosem, obserwując Alexa, Jaskę i Eskilda. Szli za nimi, a Vaia jak to Vaia trajkotała radośnie, w mieszance nordyckiego i portugalskiego. Zawsze tak robiła, gdy była rozluźniona i swobodna. Gadała, bo mogła. Nawet jeśli Es na to gderał.
    - Ej, misiek! Bo te trzy kilo kota zaraz uzna, że ma zmęczone nogi. I będziesz mnie nieść resztę trasy! - rzuciła wesoło do Hallberga, porzucając udawanie obrażonej. Ot tylko było pewne, że prędzej czy później się odegra. W typowy koci sposób. - A tak serio weź skorzystaj z bycia wielkoludem któryś i zerknij, czy czegoś nie widać. - no cóż, była najniższa z całego towarzystwa. I przy okazji najdrobniejsza. I jedyna z odznaką, gdyby zaczęło się dziać coś nie tak. Chociaż znając Jaskę za specjalnie nie spodziewała się po nim dużej rozmowności.
    Ścieżka była stosunkowo łatwa, udało im się odnaleźć drogę i przy okazji w końcu dostrzegła błysk. Który zaraz zniknął. Natychmiast skupiła na nim wzrok, ale w żadnym wypadku nie wyrwała do przodu. Błysk pojawił się znowu, ale zamiast czuć ekscytację, Vaia czuła niepokój. Bardzo dziwny niepokój. Włoski na karku jej się podniosły, a ona sama czuła, jakby kot kręcił się jej pod skórą, nie umiejąc sobie znaleźć miejsca. Skutkiem ubocznym była większa wrażliwość, ale... nie aż taka. Coś było cholernie nie tak. Dopiero wtedy gwizdnęła na tych z przodu, udając w pełni rozluźnioną.
    - Słuchajcie, jak będziemy tak iść za nim, to będzie nam spierdalać. Trzeba go sposibemy, zwiad jakiś… - zdobiła dwa kroki do przodu, zawijając ręce z tyłu tak, by Esteban mógł widzieć jej palce. Nagły stres i niepokój podchodził jej do gardła, aż oczy zaczęły jej błyszczeć kocim złotem. - Ese? Ja górą ty dołem? Jak za starych dobrych czasów. - zaproponowała Barrosowi, jednocześnie palcami pokazując mu, że coś tu jest cholernie nie tak.
    Wierzyła, że ją zrozumie. Dawno temu uczyła go języka gestów używanego w fawelach, był pieruńsko wygodny zwłaszcza w takich momentach. Nawet nie potrzeba było specjalnego ruchu, wystarczyło ułożyć odpowiednio palce... Wiedziała, że Barros się zgodzi, zresztą zawsze tak pracowali. Zawsze była wysokopiennym kotem, zwinnie łażąc po wysokościach. Odetchnęła, zrzucając na ziemię torbę i kurtkę.
    - Zostańcie tu i poczekajcie. Proszę! - uśmiechnęła się do Alexa, Jaski i Eskilda, po czym wypuściła kota pod skórę. Odetchnęła raz, drugi, przywołując swój totem i w chwilę później na ziemi stało niewielkie, czarne jaguarundi. Pięciokilowe, a nie trzy. Mrauknęła zachęcająco do Estebana, a potem ruszyła biegiem do Alexa, by wdrapać się na niego i odbijając się z jego głowy wskoczyć na drzewo. Zamierzała śledzić to dziwne stworzenie, ale z góry. Na spółę z kajmanem.

    Spostrzegawczość: 55 (rzut) + 2 (atut z wisiorka z kocim okiem) = 57
    Skradanie: 56


    You die before me and I'll kill you.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Vaia Cortés da Barros' has done the following action : kości


    'k100' : 55, 56
    Widzący
    Esteban Barros
    Esteban Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t2153-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2162-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2163-pedrohttps://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Szacunek.
    Eskild mówił o szacunku względem nieznanego, potencjalnie niebezpiecznego zwierzęcia w ten sam sposób, w jaki Sal, Nita czy nawet Blanca rozprawiali o ruinach, w których przeprowadzali badania, to jemu zostawiając martwienie się, czy nigdzie nie znajdują się pułapki, czy stare mury wciąż stoją stabilnie, czy w ciemności nie zapłoną nagle oczy. Es przyzwyczajony był już do pracy z badaczami, ludźmi o bardzo stanowczo ukierunkowanej uwadze, na których trzeba było zwracać uwagę tak samo jak na nieświadome jeszcze niebezpieczeństw dzieci – ale chyba mimo wszystko nie spodziewał się, że po zwolnieniu z dotychczasowej pracy tak szybko znów wpadnie w tę samą rutynę, choćby na chwilę.
    Tylko że teraz w jakiś sposób było lepiej – nie był sam z grupą puchatych kaczuszek, które należało delikatnie sprowadzać z powrotem na bezpieczną ścieżkę, a miał ze sobą Vaię i Alexa. Co do tej pierwszej nie miał żadnych wątpliwości, że stanowi wsparcie, jakie chciało się mieć za plecami – kompetentne, reagujące bardzo szybko, zręczne w rzucaniu zaklęć – a w kontekście Hallberga zakładał, że przynajmniej potrafi zadbać o własne bezpieczeństwo. Nie widział go w niedźwiedziej formie, ale przechwalał się wystarczająco, by mieć wobec niego jakieś oczekiwania.
    Pozostawał więc Jaska i Eskild, dwie niewiadome – proporcje obrońców do tych, których potencjalnie należało ochraniać i tak były lepsze niż to, z czym Barros musiał pracować przez ostatnie półtorej roku.
    Wraz z pierwszym impulsem światła w oddali i towarzyszącym mu zwierzęcym warkotem, poczuł jak drobne włoski na karku stają mu dęba. Nie mógł się pozbyć okropnych skojarzeń, że mimo pomocy, to będzie dokładnie tak jak w kwietniu, gdy zszedł wgłąb kromlechu z grupą Yamileth – zerknął tylko na idącą obok Vaię, odruchowo zerkając na dłonie, które splotła za plecami. I bez sygnału czuł opresyjną, niepokojącą atmosferę tego miejsca.
    - Pewnie. Tylko nie skacz mu na głowę, to nie dachy w faweli – zgodził się łatwo, uznając wcześniejszy rekonesans za najlepszą opcję w sytuacji, gdy nie wiedzieli, co mieli przed sobą. Zostawić cywilów za sobą, a samym... Skrzywił się lekko na zupełnie niepotrzebną teraz myśl, że teoretycznie rzecz biorąc sam też nim od dłuższego czasu był. Odczekał chwilę, obserwując przemianę Vai i odprowadził ją wzrokiem, gdy odbiła się od Alexa, wskakując na drzewo i znikając między listowiem.
    - Lepiej zostańcie – powtórzył prośbę kobiety, odruchowo zbierając jej kurtkę i torbę, rzucając je bardziej w krzaki. - Możecie spróbować wspiąć się na któreś z tych niskich gałęzi i wyostrzyć wzrok, ale na litość, byle cicho – zaproponował, ruchem głowy wskazując najbliższe drzewo o wystarczająco grubych gałęziach. Aż za dobrze wiedział, że ludziom pozostawionym bez konkretnego zadania często przychodziły do głowy durne pomysły.
    - Pilnuj ich. Spieprzajcie, jeśli coś się zacznie dziać – rzucił bezpośrednio do Alexa. Wywrócił oczami na jego mało dyskretne pfff, odruchowo pokazując mu środkowy palec. - Mówię serio, Hallberg – dodał jeszcze, zanim poszedł w ślady Vai, porzucając ludzką postać na rzecz zwierzęcej.
    Z gwałtownie wyostrzonymi zmysłami, zapachem roślinności i czymś ostrym, piżmowym wypełniającym nozdrza, ostrożnie wsunął się całym łuskowatym cielskiem między listowie, znikając z oczu Alexowi, Jasce i Eskildowi. Powoli sunąc w kierunku miejsca, w którym ostatnio widzieli błyski, skupił się na inkantacji wyrytej na medalionie, prędko czując jak chłód skandynawskiego lasu przestaje gryźć wrażliwe na temperaturę ciało. Nie próbował zerkać w górę, szukać wzrokiem drobnej sylwetki jaguarundi, wiedząc, że było niedaleko – skupił się tylko na tym, by znaleźć zwierzę, za którym podążyli do lasu, przyjrzeć mu się z bezpiecznej odległości i wrócić do reszty.

    *użycie medalionu z kajmanem (+2 do magii natury, pozwala przebywać pod zwierzęcą postacią bez względu na panujący klimat, raz w miesiącu umożliwia pozostanie niewykrywalnym przez III tury w zwierzęcej formie)
    rzut na spostrzegawczość: 98
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Esteban Barros' has done the following action : kości


    'k100' : 98
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Gdy  Jaska nie odpowiedział na jego pytanie, Alex nie naciskał – i nie próbował też dowiedzieć się sekretów chłopaka sam. Mógłby. Prawdopodobnie mógłby spojrzeć w niego tak samo, jak zrobił to wcześniej z urzędnikiem – Hallberg był w tym całkiem dobry. Tylko, że chyba nie chciał. Nie widział powodu, dla którego miałby. Ciekawość, tak – ta zawsze była dobrym powodem. Ostatnio jednak Alex łapał się na tym, że zaczyna... Że segreguje ludzi, dzieli ich na tych, którymi gotów jest faktycznie karmić swoją wścibskość i tych, którym nie chciał tego robić.
    Ten tutaj najwyraźniej wpadł już w tę drugą kategorię – chociaż Hallberg nie potrafiłby wyjaśnić, dlaczego.
    Ostatecznie szedł więc po prostu przed siebie, rozdrażniony – a przez to przez resztę drogi już zupełnie milczący; słów Vai nie skomentował niczym ponad przelotnym uśmiechem – i zatrzymał się dopiero, gdy... Coś znaleźli. Tak jakby.
    Puszczając słowa Eskilda mimo uszu, Alex zmrużył oczy i nasłuchiwał. Nie rozumiał, czym były złote błyski, doskonale za to rozpoznawał zwierzęcy warkot. Nie potrafiłby przypisać dźwięku do gatunku, nie był zoologiem, bez większych wątpliwości powiedziałby jednak, że mają do czynienia z... Drapieżnikiem? W porządku, jednak miał wątpliwości. Wcale nie był pewien, co właśnie wytropili.
    Nie odzywał się, gdy Vaia i Es naturalnie podzielili między siebie obowiązki. Wiedział, że pracowali razem, logicznym było więc, że mają jakieś swoje wypracowane sposoby – metody, które niewątpliwie mogły działać także teraz. Nic nie potrafił jednak poradzić na lekkie ukłucie irytacji. Raz wyhodowanego rozdrażnienia ciężko było pozbyć się tak całkiem i teraz, gdy Vaia tak po prostu kazała mu – jemu, Jāzepsowi i Eskildowi – zostać i gdy Es zawtórował jej tylko, Alex znów poczuł uderzenie gorąca, bynajmniej nie przyjemnego.
    Sapnął cicho i skrzywił się przelotnie, gdy, nie oglądając się przez ramię, Vaia przemieniła się i wlazła po nim na drzewo. Uniósł znacząco brwi na sugestie Barrosa, a gdy ten wprost wyznaczył mu rolę niańki i kazał uciekać, Hallberg nie próbował nawet powstrzymywać prychnięcia – i cwaniackiego uśmiechu na środkowy palec Esa.
    I Vaia, i Es wyciągali bardzo mylne wnioski sądząc, że Alex słucha poleceń. Czy to było u nich rodzinne, to przekonanie, że są w stanie dyrygować innymi? A może to mundur zepsuł tak ich oboje?
    Czy gdyby sam dostał się oficjalnie w szeregi Kruczej, też byłby taki?
    Ostatecznie westchnął tylko ciężko, spod oka patrząc jak imigranci w swych zwierzęcych postaciach znikają w zaroślach – i dopiero po chwili objerzał się na swój przydział. Świetnie. Właśnie o tym marzył.
    - Ty chyba jesteś lżejszy, możesz spróbować z tym drzewem – rzucił wreszcie z westchnieniem do Jaski. Czy był, czy nie był futerkowy, wydawał się być znacznie bardziej ugodowy niż pozostali – łącznie z samym Alexem. Hallberg nie miał zapędów do szefowania, nie aż takich, ale, z drugiej strony... Mógł grymasić, ale rozumiał, że tą dwójką faktycznie może być potrzeba się zaopiekować. Jaska to Jaska, zupełna niewiadoma, ale Eskild? Hallberg założyłby się bez wahania, że raz spuszczony z oka, urzędnik pogalopowałby do warczącego, teleportującego się zwierzaka jak rącza sarenka.
    No więc zostawał on, Alex, i jego nieszczęsny przydział niańki.
    - Się nigdzie nie wyrywaj – rzucił więc w końcu do urzędnika, sceptycznie spoglądając w roziskrzone podekscytowaniem oczy mężczyzny. Eskild był wyraźnie naiwnie nieświadomy tego, że coś się działo. Coś. Coś nie do końca dobrego, biorąc pod uwagę cięższe powietrze i coś jeszcze, jakieś wyczuwalne napięcie podnoszące włoski na rękach – i dokarmiające rozdrażnienie, niepokój Hallberga.
    Berserk jeszcze przez dobrą chwilę spoglądał na urzędnika uważnie, gotów zatrzymać go – słowami lub, co bardziej prawdopodobne, siłowo – gdyby ten wyrywał się podążyć za Vaią i Esem. Dopiero upewniwszy się, że mężczyzna zrozumiał polecenie siedzenia na tyłku i zaczekania na wyniki ich małego zwiadu, Alex znów obejrzał się w stronę, gdzie kręcił się tajemniczy zwierzak. Mrużąc oczy, świdrował wzrokiem pobliskie zarośla, ślady, wypatrywał kolejnych błysków złota, nasłuchiwał warkotów. Nie sądził, by miał z tej odległości dowiedzieć się czegokolwiek sensownego – z drugiej strony, nie wybaczyłby sobie, gdyby chociaż nie spróbował czegoś wypatrzeć.

    Rzut na charyzmę/siłę fizyczną (w razie, gdyby Eskild wyrywał się do zwierzaka i trzeba by go było zatrzymać - gadaniem albo siłą, zależnie od okoliczności): 97

    Rzut na spostrzegawczość: 2
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Alexander Hallberg' has done the following action : kości


    'k100' : 97, 2
    Widzący
    Jāzeps Ešenvalds
    Jāzeps Ešenvalds
    https://midgard.forumpolish.com/t3464-jazeps-esenvalds#34909https://midgard.forumpolish.com/t3496-jazeps-esenvalds#35112https://midgard.forumpolish.com/t3495-desmit#35111https://midgard.forumpolish.com/


    Zawsze bardziej obawiał się ciszy niż hałasu, milczenie nieustannie wiązało się bowiem z oczekiwaniem, odnajdywało wygodne miejsce w jego wyobraźni, aby oprzeć głowę i wygryźć miejsce dla ropiejącego strachu – kiedy ojciec zamknął go w piwnicy, siadał ze skronią opartą o chłodną powierzchnię ściany, starając się wsłuchać w szept rozmów, które prowadzili między sobą rodzice, aż szmer ich głosów wibrował mu głęboko w uchu wewnętrznym, a on potrafił uwierzyć, że jego życie nie uległo zmianie; pod powiekami wciąż widział matkę, która każdego wieczoru siadała przy kuchennym stole i obejmowała dłońmi filiżankę zaparzonej pokrzywy, widział ojca przeciągającego nóż wzdłuż rybich brzuchów, tak gładko, że srebrna skóra sama odchodziła od ostrza, widział swój pokój z wciąż niezaścielonym łóżkiem i zastanawiał się, czy materac pamiętał ciężar jego ciała, a poduszka posiadała wgłębienie przypominające kształtem dziecięcą głowę – gdy rodzice ze sobą rozmawiali, łatwo było mu uwierzyć, że niedługo zejdą po schodach i przekręcą klamkę, a on będzie udawał, że ciemność otaczała go zaledwie przez chwilę, ilekroć wokół panowała jednak zupełna cisza, jego serce biło mocniej i głośniej, a jemu wydawało się, że nikt po niego nie wróci. Spokój, który zapanował w lesie, wprawiał go w podobne poczucie – powietrze stało się ciężkie i nieruchome, gałęzie zamarły pod nieobecność wiatru, a odgłosy ptaków, które jeszcze przed chwilą przepełniały zazielenione korony drzew, ucichły, jakby cały świat w jednej chwili wstrzymał oddech; znał ten rodzaj milczenia – nie była to cisza, ale nieobecność krzyku.
    Drgnął wyraźnie, gdy pomiędzy krzewami tarniny pojawił się pojedynczy, złoty błysk, za którym podążył głęboki, zwierzęcy warkot – poczuł, jak skurcz przemieścił się pomiędzy jego łopatkami, a ból, zaogniony w lędźwiach, uniósł się wzdłuż kręgosłupa jak naprężona struna; nie sądził, aby znaleźli Gullinbursti – stworzenie należało do nordyckiego panteonu, do legend, do opowieści, które matka opowiadała mu przed snem. Coraz częściej zastanawiał się, czy rzeczywiście w nie wierzył – czy bogowie nie byli jedynie czymś, co wymyśliła Inese, aby pomóc mu zasnąć. Wzdłuż pni drzew znów wylał się snop jasnego światła, tym razem na jego tle pojawił się jednak niewyraźny kontur zwierzęcia, a on pomyślał, że być może od początku nie tropili, ale byli tropieni – nie rozumiał fascynacji Eskilda, nie rozumiał jak Vaia i Esteban mogli wciąż prowadzić pomiędzy sobą tak swobodną rozmowę, nie rozumiał, dlaczego Alex obnosił się ze swoim niedźwiedziem tak nieostrożnie, i zastanawiał się, czy gdyby było to konieczne, potrafiłby go powstrzymać; czuł się bezpieczniej w obecności kogoś, kto dorównywał mu siłą.
    M-hm – wymruczał niewyraźnie, wciąż wpatrując się w miejsce, gdzie na pniu drzewa pozostały ślady kocich pazurów, a pomiędzy drzewami zniknęło opancerzone, gadzie ciało – wyczuwał, że Hallberg wolałby pójść z nimi, być pierwszym, który zobaczy grube, natłuszczone światłem futro legendarnego stworzenia, i nie zamierzał wchodzić w drogę jego niechęci, choć w sam pragnął jedynie odwrócić się i ruszyć z powrotem wzdłuż ścieżki, na otwartą polanę, gdzie niosła się muzyka i echo cudzego śmiechu; obiecał Vermundowi, że postara się unikać kłopotów, jak długo mógł udawać, że dotrzymał słowa? Podszedł do drzewa, opierając dłonie na korze, po czym sięgając rękami do jednej z niskich gałęzi, aby podciągnąć się na niej do góry i zobaczyć to, co miało miejsce pomiędzy roślinnością.
    Myślisz, że to rzeczywiście Gullinbursti? – zwrócił się ostrożnie w stronę Alexa, Eskid wydawał się bowiem zbyt pochłonięty perspektywą nowego odkrycia, aby słyszeć to, co działo się wokół niego. – Ze wszystkim, co działo się w mieście… – o co właściwie go pytał? Czy bogowie zstąpili z powrotem do Midgardu? Czy w ogóle istnieli?

    wchodzenie na drzewo: 68 + 20 (sprawność fizyczna) + 3 (atut berserkera)
    spostrzegawczość: 49 + 3 (bonus z naszyjnika w kształcie niedźwiedziego pazura)



    who knows how much longer
    I'll lay on the floor, touch me until I vomit or until I'm not scared anymore

    something smells rotten and now it is starting to spread, i’m bad, he’s worse we're already dead


    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Jāzeps Ešenvalds' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 68

    --------------------------------

    #2 'k100' : 49
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Próba zakradnięcia się w kierunku stworzenia była rozsądnym wyjściem; Vaia oraz Esteban po przybraniu zwierzęcych postaci mogli skutecznie wtopić się w otaczającą ich roślinność. Nie minęła chwila, a zniknęli z oczu pozostałej części - czy tego chcieli czy nie - drużyny utworzonej najzwyklejszym przypadkiem lub jak wolała wierzyć większość galdrów, przeznaczeniem utkanym z rąk Norn. Pierwszą osobą, która znalazła ścieżkę prowadzącą bezpiecznie do magicznej istoty, był Esteban. Pozwoliło mu to prześlizgnąć się znacznie szybciej i uzyskać o wiele dokładniejszy wgląd w otaczającą go sytuację.
    Prezentowała się ona co najmniej nieciekawie.
    Pomiędzy krajobrazem tworzonym przez wyrośnięte szeregi drzew znajdowała się kreatura, jaką mogli zobaczyć pierwszy raz w swoim życiu - i nie było to nawet spowodowane ogólnym nieobeznaniem w skandynawskiej florze i faunie. Stworzenie było wielkości przeciętnego człowieka i miało złotą grzywę wydającą się niemal skrzyć w okolicznym powietrzu. Kształt jego ciała był smukły i przywodził na pierwszą, początkową myśl lisa; głowa, chociaż posiadała zarysy charakterystyczne dla psowatych, odznaczała się pokaźnymi kłami typowymi dla dzika. Zwracała również uwagę osobliiwość trzech par kończyn - jedna z nich, absolutnie cudaczna i jakby pełniąca funkcję chwytnej, znajdowała się wyżej, po bokach ciała zwierzęcia. Posiadało ono również długi ogon. W swojej groteskowości przypominało prędzej stworzoną od kaprysu chimerę niż legendarną istotę, stanowiącą przychylny, boski symbol. Esteban, w przeciwieństwie do Vai, zauważył coś więcej, coś, co już wcześniej przykuło jego uwagę; pod nogami stworzenia roślinność zaczynała rozrastać się znacznie bujniej, zupełnie tak, jakby była karmiona niestabilną magią.
    Zwierzę nie zauważyło zarówno Vai jak i Estebana. Nie było na samym wstępie świadome niczyjej obecności, jednak wydawało się niespokojne, zupełnie, jakby obecne terytorium było dla niego czymś całkowicie niepoznanym. Przechadzało się, wydając z siebie ostrzegawczy warkot. Aż w końcu…
    Teleportowało się.
    Ponownie.
    Alexander nie zauważył niczego szczególnego, a Jāzeps po wdrapaniu się na drzewo mógł dostrzec skrawek sylwetki należącej do zwierzęcia. Rzeczywiście było całe złote, jednak ogólny zarys jego ciała nie przypominał stosunkowo krępych dzików. Dalsza wypadkowa wydarzeń przemieniła się w zamęt, w zupełnie niespodziewaną  oraz wymykającą się spod kontroli sytuację. Eskild, który początkowo posłusznie przystał na polecenie Alexandra, stanął w bezradnym przerażeniu tuż przed materializującą się istotą. Wystarczyło pojedyncze zerknięcie, aby zrozumieć, że nie był to legendarny Gullinbursti, o którego obecności w lesie był dotychczas przekonany.
    - K-kyndill! - wykrztusił z siebie inkantację. Płomień unoszący się ponad wnętrzem jego dłoni początkowo sprawił, że zwierzę wściekłe zawyło. Niestety, zaklęcie domorosłego badacza przyrody nie było wypowiedziane w pełni poprawnie - nie minęło kilka chwil, a natychmiast zgasło.
    Eskild znajdował się w bezpośrednim zagrożeniu.

    INFORMACJE

    Esteban i Vaia rzucają kością k6. Każde 10 punktów w sprawności upoważnia do wykonania przerzutu w przypadku nieprzychylnego wyniku. Interpretacja: 1, 2, 3 – nie udaje ci się dotrzeć dostatecznie szybko do miejsca kolejnej teleportacji magicznego stworzenia. Gubisz drogę, potykasz się albo doskwiera ci w trakcie inna niedogodność. Nie masz możliwości podjęcia się dodatkowej akcji. 4, 5, 6 – docierasz na miejsce odpowiednio prędko. Przysługuje ci rzut k100 na dowolną, pojedynczą akcję.

    Alexandrowi i Jāzepsowi przysługuje pojedyncza, dowolna akcja. Alexander, z uwagi na to, że znajduje się najbliżej, ma bonus +5 punktów do rzutu k100.

    Pamiętajcie, że przy rzucaniu zaklęć obowiązuje dodatkowy rzut k6 na celność zgodnie z mechaniką pojedynków.

    CZAS NA ODPOWIEDŹ: 72 godziny (do 03.05, 23:59)
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Wdrapanie się na drzewo było proste i bardzo znajome. Bez względu na kontynent uczucie kory pod kocimi łapkami zawsze było takie samo, trochę chropowate, przyjemnie drapiące. Znajome było też odczucie gałęzi uginających się pod kocim ciałem, gdy wędrowała gałęziami, ogonem stabilizując sylwetkę dla równowagi. Powoli przepełzła na wysokości, w pierwszej chwili próbując znaleźć wzrokiem znajome cielsko kajmana, ale szybko porzuciła tę myśl i skupiła się przede wszystkim na otoczeniu. Największym błędem wszelkiego typu przeciwników było to, że zagrożenia spodziewali się tylko z ziemi. Nikt nigdy nie spodziewał się ataku z powietrza, dlatego tak chętnie to wykorzystywała zarówno w pracy jak i w ewentualnych wyścigach ze znajomymi. Zajęcie przeciwnika na ziemi zostawiała Estebanowi, samej znienacka skacząc delikwentowi na głowę, jeżeli była taka potrzeba. Ewentualnie w ramach wsparcia prując zaklęciami z miejsca niedostępnego dla innych - bycie wartowniczką rozmiaru XS miewało swoje plusy.
    Teraz jednak miała za zadanie obserwować, a nie szykować się do ataku, dlatego była jeszcze bardziej jak kot - cicha, bezszelestna, ukryta w mroku lasu dzięki barwie własnego futra i nie mniej zabójcza od klasycznych magów. Kły i pazury były bronią jak każda inna. Była jednak świadoma, że nie wszystko można było dostrzec z wysokości, starała się jednak wypatrzyć jak najwięcej, przylgnięta do gałęzi. Jej oczom ukazała się dziwna istota, która na pewno nie była czymś niegroźnym, zwłaszcza wnioskując po warczeniu. Vaia zaklęła w duchu w bardzo nienadający się do druku sposób. To coś na pewno nie było dzikiem. W pewien sposób jednak nastawiła się na dziczyznę, a zamiast niej dostała hybrydę z trzema parami łap, ogonem, lwią grzywą, lisią mordą i kłami dzika. Co. To. Kurwa. Było. Gdzieś wewnątrz pomyślała sobie, że Agnar byłby zachwycony widząc takie coś. Gleipnir miałby spore używanie - ale zamiast Gleipniru była tu ona, Es, dwa niedźwiedzie, z czego Jaski pod kątem bitewnym nawet nie rozważała i cywil w postaci urzędasa. Dream team wersja święto czegoś tam. Nie zdążyła jednak dojść do jakichkolwiek dodatkowych wniosków - poza tym jednym, że najprawdopodobniej mają przejebane - gdy złotowłosa chimera się teleportowała. Znowu. Vaia najchętniej złapałaby to coś za ogon - kot chętnie się bawił takimi rzeczami - i zatrzymała w miejscu.
    Ruszyła biegiem, nie przejmując się już zachowaniem ciszy albo tego, czy ktoś zobaczy na drzewie egzotycznego kota. Miejsce teleportacji stworzenia było gdzieś w kierunku, w którym zostawili resztę wycieczki i mimowolnie Vaia poczuła gwałtowne napięcie w żołądku na myśl, że stwór mógłby zrobić coś Alexowi. Albo reszcie. Na szczęście w kociej postaci była wystarczająco szybka, by zdążyć i zobaczyć, jak chimera szykuje się, by zaatakować pana cywilnego urzędasa.
    Mogłaby skoczyć na niego jako kot i wbić zęby w gardło, ale istniało za duże ryzyko, że trafi na grzywę albo stwór zwyczajnie zamachnie się łapą. Jaguarundi miało bardzo małą wyporność, więc przynajmniej w tym wypadku to nie był dobry pomysł. Bez namysłu wróciła więc do ludzkiej postaci, nadal na drzewie, będąc teoretycznie bezpieczna na wysokości.
    - Fulgeo! - ułożyła palce w gest zaklęcia, celując nim w chimerę. Takie i podobne działania były jej odruchem, zdekoncentrować przeciwnika, by pozwolić reszcie oddziału na skuteczny atak. Pewnych rzeczy nie sposób było się oduczyć, nawet jeśli oddział składał się z teoretycznie przypadkowych osób i niekoniecznie miała pewność, czego się po kim spodziewać. Poza Estebanem oczywiście.

    Sjónlauss (Fulgeo) – przywołuje krótkotrwały błysk światła oślepiający przeciwnika. Próg: 25
    7 (rzut) + 20 (statystyka) + 5 (atut) > 25, zaklęcie udane
    4 – przeciwnik zostaje poprawnie trafiony zaklęciem przez gracza


    You die before me and I'll kill you.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.