Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Vaiana Cortés da Barros

    2 posters
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Vaiana Inés Luiza Cortés da Barros
    Miejsce urodzenia
    Salvador, Brazylia
    Data urodzenia
    26 lipca 1967
    Nazwisko matki
    Magalhães
    Status majątkowy
    przeciętny
    Stan cywilny
    rozwiedziona
    Stopień wtajemniczenia
    III
    Zawód
    wysłannik Forsetiego
    Totem
    jaguarundi amerykańskie
    Wizerunek
    Chiara Scelsi

    - Papá? Opowiedz mi jeszcze raz o azteckim złocie!
    - Nena, tyle razy już o tym słuchałaś…
    - Papá, proszę!
    - Hérnan Cortés przybył tutaj, do Ameryki Południowej, owładnięty chęcią zdobycia bogactwa. Udał się do króla Montezumy rzekomo chcąc wymiany dóbr, jednak oszukał króla, porwał go i zabrał całe złoto dla siebie. Kiedy Aztecy przeklęli złoto i wywołali okrutną wojnę, Cortés zrozumiał, co tak naprawdę zrobił. Zabrał więc skrzynię ze złotem i wywiózł daleko, jednak klątwa dopadła i jego. A potem każdego z jego kompanów, którzy połasili się na łatwe bogactwo. I jako przeklęte istoty chodzą na świecie po dziś dzień… I przyjdą po Ciebie, jak nie pójdziesz grzecznie spać!
    - José, nie strasz jej. Vaia, to tylko bajka i to dla dorosłych.
    - Mamá! Ale ja się wcale nie boję! Papá?
    - Tak, querida?
    - Jeśli złoto było przeklęte, to czemu nikt nie spróbował złamać klątwy? Wtedy można byłoby rozdać je w faweli i nikt nie byłby biedny!
    - Oh Vaia. Gdyby to tylko tak działało. Nie martw się tym. To i tak tylko bajka, słuchaj swojej mamá! Dobranoc.
    - Dobranoc, mamá. Dobranoc papá!

    Życie w brazylijskiej faweli było… specyficzne. Co z tego, że Salvador stało się miastem turystycznym dzięki brazylijskiemu karnawałowi, jak fawele były tym, czym były zawsze. Miejscem biedy i przestępczości, światem, w którym po sąsiedzku mieszkał galdr i śniący. Oba te światy w jakiś sposób przenikały się, koegzystując ze sobą, bez ryzyka, że cokolwiek wyjdzie na zewnątrz. Co było w faweli zostawało w faweli i nikt niczego nie wynosił. Dzieci faweli miały trzy drogi swojego życia - dołączyć do gangu, dołączyć do policji lub zginąć, jak wielu przed nimi. W takich warunkach mieszkała sierota, Andréia Magalhães, która potem poślubiła José Antonio Cortésa. I w takich też warunkach wychowała swoje dzieci, Vaianę i jej młodszego o 4 lata brata Domingo. To nie był łatwy świat, ale Vai wystarczyło to, że miała kochających rodziców i brata, za którego dałaby się pokroić. Przestępcze życie jakoś nigdy jej nie kręciło, ale od małego umiała walczyć o swoje, dbając przede wszystkim o to, by Domingo nie musiał tego robić. Była w końcu starszą siostrą, wracającą z Teoxihuitl z wiecznie poobijanymi kolanami, bo pobiła się z kimś z gangu po szkole, broniąc albo brata albo dzieciarni sąsiadów.  To od nich uczyła się o świecie śniących, poznawała ich kulturę i technikę najpierw z ciekawości dziecka, a potem już z większego wyrachowania, by chronić swoją galdryjską naturę. Musiała potrafić się ukryć między nimi, zachowywać jak oni, by nie zdradzić widzących, ale prócz tego móc skuteczniej sobie radzić z małymi opryszkami, a potem i tymi starszymi, umieć odbić im każde wyzwisko tak, by zrozumieli. Choć nie dało się ukryć, popkultura śniących przypadła jej do gustu i w późniejszym czasie, na Dominikanie, mieszkała jako jedna zs śniących. Za dzieciaka natomiast broniła zwłaszcza małego Carlosa, który z ojcem, damskim bokserem przechodził piekło. Co jednak mogło zrobić dziecko? A nawet dwoje? Wysyłali anonimowe donosy do Warty, bo przecież nawet jako wysportowane dziecko nie miałaby szans z dorosłym mężczyzną. Ale kto by się przejął dziećmi z faweli? Mogła tylko słuchać krzyków Carlito za ścianą, tulić otrzymanego od ojca pluszaka i prosić, by ich to nigdy nie spotkało. Bać się za każdym razem, gdy sąsiad przychodził do ojca nawet nie wiedziała po co.
    Miała czternaście lat. Gdy sąsiad zakatował na śmierć swojego syna. Jedyne, co czuła Vaia, to rozpacz. I złość na Wartę. Przy morderstwie już musieli się pojawić, Vaia nie poszła wtedy do szkoły, chciała przy tym być, chciała spojrzeć w oczy temu hijo de puta, który nie chciał zająć się tym wcześniej. Była tak wściekła, że nie myślała nad tym, co mówiła, a krzyki dziewczynki słychać było na pół faweli. Tak, nie zawahała się nakrzyczeć na wartownika, który przyszedł prowadzić tę sprawę. Nic nie robiła sobie z upomnień rodziców, zarzucając Diego Soaresowi bezczynność, ignorowanie i krew na rękach. I opieszałość, bo przecież gdyby przyszli wcześniej, Carlito nadal by żył. I dźgając palcem powietrze wykrzyczała, że specjalnie dołączy do Warty, by ich pilnować, by zajmowali się tym, co potrzeba. Zszokowany Soares, który pół roku później został komendantem, obiecał jej tylko, że będzie na nią czekać, nieświadomy tego, że upiorne dziecko mówiło szczerze.
    A skoro mówiła szczerze, że będzie pilnować tych magicznych darmozjadów, musiała być lepsza. Szybsza. Silniejsza. Ileż to razy skakała z dachów, ileż to razy przewracała się ze schodów, za każdym razem uparcie wracając, dopóki nie potrafiła bezbłędnie przeskoczyć z dachu na dach. Z tamtego okresu została jej blizna na ustach, spowodowana upadkiem albo bójką. Sama nie była już tego taka pewna. Jej świat skurczył się do nauki, pilnowania brata i treningów. Rodzice szybko odpuścili widząc zawziętość w jej oczach. Pomagali jedynie opatrywać rany, a Andréia jako pielęgniarka w szpitalu uczyła córkę magicznego i mechanicznego opatrywania ran. To był pierwszy zwrot w życiu Vai Cortés. Zwrot, który powiedział jej, co chciała robić w przyszłości.

    - Mamá? Nie wiem, czy będę potrafiła wyjść z domu.
    - Musisz, nena. Pamiętasz? Chciałaś dołączyć do Warty. Żeby w faweli nie było żadnego więcej Carlito.
    - Mamá, nie dam rady. Co to za wartownik, co boi się dotyku i kroków za plecami. Nie dam rady…
    - Oh beba. Pamiętasz Miguela?
    - Tak? Ale nie rozumiem?
    - Pamiętasz, co ci mówił, gdy próbowałaś skoczyć z jednego dachu na drugi?
    - Uhm. Zawsze się śmiał, kiedy nie trafiałam w dach i krzyczał, że nie mam szans.
    - No właśnie. A teraz przeskakujesz tę odległość bez cienia zawahania. Mimo tylu upadków nigdy się nie poddałaś i osiągnęłaś swój cel. Więc skoro dałaś radę, to i tutaj dasz.
    - Mamá? Spróbujesz mnie przytulić?
    - Oczywiście, beba. Chodź do mnie.

    Kartel był przeklętą organizacją rządzącą w fawelach. Organizacją zrzeszającą ślepców, trzęsącą gangami, zarówno ludzkimi jak i magicznymi. To ich należało się bać najbardziej i Vaia dowiedziała się tego bardzo szybko. Tak naprawdę nigdy nie wiedziała, co się wtedy stało. Po prostu nagle ktoś zabrał ją z ulicy, gdy wracała ze szkoły. Narzucił worek na głowę i ramiona. Skrępował. Oczywiście, że szarpała się, ale nawet „wytrenowana” piętnastolatka nie miała szans w starciu z kilkoma mężczyznami. Nie wiedziała, gdzie ją zabrali, nie pamiętała, gdzie ją trzymali i co mówili. Pamiętała tylko wściekłe oczy mężczyzny, który potem okazał się być wargiem w ludzkiej postaci, trzymającego na smyczy jaguara-przybrańca. Chrapliwy rozkaz ataku, kocie oczy i pazury, rozcinające do głębi jej skórę. Kara, tak to nazwał. Bądź grzeczna, tak mówił. Krzyk zdzierający gardło. Ręce na ciele. I ojca, który zrobił z nimi porządek, wyciągając ją z tego piekła. Długo potem nie mogła znieść cudzego dotyku. Z czasem wspomnienia zblakły, jednak została kompletna niechęć do zasłaniania ramion. Moment, gdy musiała ubrać cokolwiek, co wymagało zakrycia skóry w tamtych miejscach, był dla niej koszmarem, dlatego odpadały wszystkie bluzki z rękawami, koszule i kurtki. Z czasem zaakceptowała topy na ramiączkach, lecz po dziś dzień nienawidzi, gdy ktoś obcy łapie ją za ramiona lub jest to robione znienacka. Wiele lat później dowiedziała się, że to wszystko było dlatego, że jej ojciec wszedł w drogę Kartelowi. Najpierw więc nauczyła się Kartelu bać.
    Dzięki rodzinie porwanie jej nie złamało. Miała swoje problemy, swoje urazy, ale nadal została tą pyskatą, otwartą Vaią, mającą swój cel w życiu. Matka nauczyła ją nie wstydzić się blizn, a podziw dzieciaków w faweli załatwił resztę. Miała kompleksy, jak każda nastolatka, ale nie takie, by wstydzić się pokazywać blizny po pazurach. A jeśli ktoś coś do nich cierpiał, spotykał się ze złośliwą odpowiedzią. W końcu nadszedł ten moment, gdy ukończyła Teoxihuitl i praktycznie od razu zdecydowała się wypełnić „groźbę” rzuconą 5 lat wcześniej i dołączyła do Warty. Tam czuła się całkowicie na miejscu, nawet jeśli początki aklimatyzacji były dosyć trudne - głównie dzięki Estebanowi, który został jej „partnerem”. Minęło trochę czasu, zanim się dograli. Być może jednak sporo wspólnego z tym zgraniem w oddziale miał codzienny koncert Vaiany, która co jak co, ale śpiewać lubiła. I umiała. To właśnie tam przezwyciężyła większość lęku przed dotykiem, tam stała się silniejsza, tam zaakceptowała siebie samą w całości. Tam jej rodzina samoistnie się powiększyła o cały ten szurnięty oddział i właśnie będąc w biurze dowiedziała się, że jej matka nie żyje. Przypadkiem znalazła się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie, trafiając pomiędzy bitwę gangów. Vaia miała wtedy 21 lat i nie załamała się tylko dlatego, że nie była z tym sama.

    - Papá? Co to jest?
    - Vaia! Madre de Dios, zostaw to!
    - Ale papá! Przecież… Przecież to moneta. Taka jak… Ugh. Papá, czemu ona wygląda jak złoto Azteków z Twojej opowieści?
    - Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znać odpowiedzi, querida. Ale tak, to jest część przeklętego złota Cortésa.
    - Nie rozumiem. Dlaczego masz w domu przeklętą monetę?
    - Muszę. Tylko tak mogę was chronić. Żebyście nie skończyli jak mamá. 
    - Ale to… To jest… To moneta Kartelu. Skąd masz monetę Kartelu? Papá? Odpowiedz mi!
     

    Lucasa Barrosa znała od samego początku pracy w Warcie. Zresztą jak wszystkich Barrosów, których w Korpusie Sprawiedliwości było… spsporo. Zabawnie było wrzasnąć „Barros!” i patrzyć, jak odwraca się przynajmniej pół tuzina osób. Dlatego Esteban bardzo szybko został nazwany Przerośniętą Jaszczurką, a pozostali też dorobili się własnych ksywek. Oj jak zazdrościła im tej przemiany, rozpływając się nad tym, jak przydatna jest w pracy taka umiejętność, jakie możliwości dają… W końcu ktoś najwyraźniej miał dosyć jej miauknięć i tía Barros postanowiła i ją nauczyć tej trudnej sztuki. Była to okropnie trudna umiejętność i zdobycie jej zajęło Vai długie miesiące, ale uporem i upierdliwością wykazała się już nie raz i dopięła swego, po dwóch latach od rozpoczęcia nauki i rok po wyjściu za mąż. Zawsze czuła się trochę kotem, miała kocie ruchy, jak mieli w zwyczaju mówić w faweli, zarówno w tańcu jak i w walce. Ale była ta blokada, blokada w postaci ataku jaguara. Być może jej fylgja próbowała objawiać się i wcześniej, w snach zrodzonych z koszmarów, jednak Vaia zawsze to blokowała. Miała śnić o kotach, tak niebezpiecznych, że blizny nosiła do teraz? Gdy w końcu zrozumiała, że jej opiekuńczym totemem jest kotowaty, zablokowała się całkiem, przerażona, że mogłaby zmienić się w coś takiego jak to, co ją okaleczyło. Ale wtedy właśnie sny przestały jej odpuszczać. Dobijały się, budząc ją zlaną potem. Czuła się, jakby wszędzie widziała koty, jaguary, jaguarundi i pumy. Pod wpływem ciotki Barros jednak postanowiła stawić temu czoła, zaprzyjaźnić się ze swym totemem, bo przecież i tak nie byłaby w stanie go zmienić. Długie tygodnie zajęło jej oswojenie się z tą myślą, zaakceptowanie jej. Potem poszło już prościej, przestała się bać i w końcu się przemieniła. Jej zwierzęciem stało się jaguarundi - puchate, małe, groźne kociątko, zdolne rzucić się z pazurami do gardła. Była bardziej niż usatysfakcjonowana przemianą, zaraz potem zrobiła też sobie tatuaż, by to uczcić. Ale nie tylko to, tatuaż miał być też symbolem zwalczenia strachu po tamtym jaguarze. Na łopatce pojawił się więc jaguar, odzwierciedlający jej dzikość i nieokiełznania. Przekuł też dawny lęk w coś więcej - w przetrwanie, dlatego też zwierzątko zostało ujęte tak, by wyglądało, że to ono jest autorem blizn na jej ramieniu. Ze starego lęku przed dotykiem pozostała tylko niechęć do zasłaniania ramion i instynktowna obrona przed każdym obcym, kto próbował ją za nie łapać od tyłu. W międzyczasie też po cichu zaczęła robić trzeci stopień naukowy. Dlaczego po cichu? Bo nie chciała awansu, lubiła swoją pracę i jeszcze bardziej lubiła rozbijanie się z Esem po najgorszych dzielnicach. Ale kochała też naukę, przede wszystkim języków, choć na to nigdy nie miała czasu. Zdolność przemiany w zwierzę przydawała się jednak i przy innych rzeczach, nie tylko w pracy. Oczywiście, fajnie było czasem robić kawały, ale szybko zrozumiała, że kocha te chwile wolności, rozłożona w plamie słońca w swej kociej postaci. Albo wylegując się na drzewie. Chodząc po brazylijskich lasach. Uspokajało ją to, zawsze, gdy czuła się przytłoczona pracą, dotykiem innych, zmieniała się w jaguarundi i uciekała na łono natury albo chociażby na dach, gdy inaczej się nie dawało. I wtedy odzyskiwała utracone cząsteczki siebie.
    Nie do końca wiedziała, co miała w głowie, najpierw gdy pozwoliła się poderwać Lucasowi, zabrać na pierwszą randkę, drugą, trzecią… A potem gdy przyjęła oświadczyny, wychodząc za mąż w wieku 24 lat. Jej rodzina naturalnie się powiększyła, a Vaia absolutnie na to nie narzekała, ciesząc się, że została częścią tej ich całej zażyłości, dołączając do tego tuzina osób, odwracających głowę na wrzask komendanta. Nawet nie tęskniła aż tak za bratem, który po szkole został żeglarzem. Mając własną rodzinę, męża przede wszystkim, nieczęsto bywała w domu rodzinnym. Starała się jednak kontaktować z ojcem i wpadać do domu, by nie był sam, skoro Domingo ciągle był gdzieś na morzu. Podczas jednych takich odwiedzin szukała czegoś w rzeczach po mamie i tam też znalazła monetę, wypisz wymaluj z opowieści ojca o przeklętym azteckim złocie. To właśnie tak dowiedziała się, że jej ojciec dołączył do Kartelu i stał się ślepcem. Może w odwrotnej kolejności, nie była pewna. Nie spytała go nigdy, nie miała okazji. Oczywiście, że nikomu nie powiedziała o tym, czego się dowiedziała. To był jej ojciec, więc to ona powinna go dorwać i… I co właściwie miała z tym zrobić? Monetę Kartelu zabrała ot tak, z przypadku, zostawiając ją sobie jako palące przypomnienie, że coś powinna z tym zrobić, co skutecznie zachwiało jej koncentracją w pracy. Rozkojarzenie trwało i trwało, do tego stopnia, że podczas misji zawaliła sprawę tak, że jej partner prawie zginął. Dorzucając do tego kwestię ojca była praktycznie z miejsca gotowa odejść, by nie narażać partnera, oddziału i znaleźć ojca, który zapadł się pod ziemię. Pod wpływem nacisków jednak ugięła się, a raczej nie miała wyjścia, jak tylko się ugiąć, gdy Esteban natknął się na monetę w jej rzeczach. Po dosyć burzliwej rozmowie została w Korpusie, udając, że tych planów odejścia nigdy nie było, a w międzyczasie pokątnie szukała ojca na własną rękę. Nie znalazła. Za to między nią a Lucasem coś zaczęło się psuć, choć o dziwo dosyć szybko wrócili do porozumienia.
    Myślała, że będzie już dobrze. José Antonio zapadł się pod ziemię, rozpłynął w nicości i gdzieś w duchu odetchnęła, że to nie jej przyjdzie ojca znaleźć i wydać. Myślała, że nic gorszego jej nie spotka. Dopóki nie wróciła do domu wcześniej niż zwykle, zastając swojego męża w łóżku ze swoją najlepszą przyjaciółką. Jak się okazało, nie pierwszy raz. Jej świat się rozwalił, w drzazgi. Decyzję o rozwodzie podjęła praktycznie natychmiast, chociaż kilka dni potem okazało się, że jest w ciąży. Stres związany z rozwodem, z pracą, napięta atmosfera i to, że Lucas namiętnie robił jej pod górkę sprawiły, że straciła dziecko. Po czymś takim nie była w stanie spojrzeć na tego zdrajcę, ale i również nie była w stanie dogadać się z żadnym Barrosem. Wykorzystała to, że w porcie kotwiczył statek jej brata Domingo i po prostu odeszła z Korpusu, mimo próśb i namawiania, gdy tylko sfinalizowała rozwód. Nie zmieniła jednak nazwiska, dalej zostając przy podwójnym „Cortés da Barros”. Miała wtedy 27 lat, gdy zaciągnęła się na statek, by razem z bratem ruszyć w morze, nie oglądając się za siebie mimo tęsknoty za oddziałem, Esem i tymi członkami familii Barros, z którymi naprawdę się zżyła, zwłaszcza z babcią i ciotką, która nauczyła ją przemiany.

    - José Antonio Cortés? Nigdy nie słyszałem tego nazwiska.

    - Cortés? Kolumbijczyk po 50? Ja nie znam, ale tam mogą znać różnych zagranicznych.

    - Facet z symbolem Kartelu? No no. A Ty kto? Aaaa, jego córka? Próbuj na Skandynawię.

    - José Antonio Cortés, zwany Wężem, zwany Zaklinaczem? Nie żyje.
    - Jak to nie żyje? Skąd wiesz?!
    - Widziałem jego ciało. Wszystko się zgadza. Opis. Dokumenty. Zdjęcie też. To na pewno on. Mocno go posiekali.
    - Czy… Czy coś charakterystycznego było na jego ciele?
    - Zadajesz za dużo pytań, dziewczyno.
    - On był moim ojcem. Jestem Vi Cortés.
    - Mmmm. Wyryli mu na piersi czaszkę. Taką jak na twojej monecie.

    Praca na statku nie była łatwa, zwłaszcza, gdy zaczynało się od zera. Ale Vaia była uparta. Uparta i zawzięta, więc nauczyła się balansu i zaczęła to kochać. Kochać wolność, kochać bezkres wody aż po horyzont. Jej relacje z młodszym bratem nigdy nie były lepsze, ale o ojcu i tak mu nie powiedziała. Nie mogła. Lecz w każdym jednym porcie pytała o niego, szukając, drążąc i w końcu dopięła swego. Znalazła ojca, a raczej znalazła jego ciało. Martwe. Zimne. Z czaszką Kartelu wyrytą na piersi. To był drugi zwrot w jej życiu. Nauczyła się nienawidzić Kartelu i ślepców, uważając ich w większości za morderców bez honoru.
    Na statku wytrzymała całe dwa lata. Stała się twardsza, zaakceptowała przeszłość i uzyskała kolejne blizny, te jednak zasłaniała skórzanymi bransoletkami, bo zbyt mocno budziły skojarzenia z próbą samobójczą. Po dwóch latach jednak zrozumiała, że jej przeznaczeniem od dawna była Warta, a choć kochała morze i plaże, na które wymykała się wieczorami, to nie było to coś, co chciała robić. Gdy na nowo dopłynęli do portu w Salvadorze, zeszła na ląd i prosto stamtąd, bez zatrzymywania się, udała się do siedziby swojego dawnego oddziału.
    Nie mieli nic przeciwko, by przyjąć ją z powrotem. Nie minęło jednak pół roku, gdy sama zgłosiła się do Quetzalcoatl, oddziału tropiącego ślepców i przede wszystkim Kartel. Oddziału, zwanego przez wszystkim Legionem Samobójców, bo tam szli tylko ci, którzy nie mieli nic do stracenia, tak jak Vaia. Jej celem nadrzędnym stało się dorwanie zabójcy ojca i całego Kartelu - a że przy tym usunęłaby ze świata kilku więcej ślepych mętów? Vi nie widziała nic przeciwko temu. I nie musiała patrzyć na Lucasa, który budził wspomnienia. Tak samo jak inni Barrosowie. Zniknęła im z „radaru”. Jako Quetzal nie nosiła munduru, a twarz przysłaniała chustką, by nie dać poznać swojej tożsamości. Problemem były charakterystyczne blizny, ale nie bywała na tyle długo w oddziale, by nie potrafić znieść tych kilku chwil zasłonięcia ramion.

    - Proszę o przeniesienie do Skandynawii, do Kruczej Straży.
    - Z Quetzalcoatl do Kruczej Straży? Z tego, co pamiętam, odpowiednikiem są Wysłannicy Forsetiego. Nie przerzucą cię w ten sposób.
    - Wiem. Ale i tak proszę o przeniesienie. Tu jest moje podanie. Jak pan zezwoli, to złożę i tam.
    - Robisz sobie krzywdę, dziewczyno. Ale nie powiem, że nie rozumiem. Masz moją akceptację. Nie będę cię blokować. Tylko jak taki ciepłolub sobie poradzi…
    - Dziękuję. Hmmm. Zaklęcia rozgrzewające?
    - Kupimy ci nagrzewarkę dla jaszczurek.
    - Ej ej ej, jedna przerośnięta może się obrazić! Ale co tam, dobry pomysł!

    Gdyby miała porównać pracę w oddziale i pracę w Quetzal, znalazłaby więcej minusów. Mniej przespanych nocy, więcej plątania się wszędzie, brak za plecami kogoś, komu bezgranicznie ufała i kto rozumiał ją bez słów. Ale jednocześnie ta adrenalina, gdy wyłapywali tych wszystkich przestępców. Szybkie bicie serca, gdy zagłębiała się w najgorsze miejsca, choć gdzieś w tyle pozostawał ten żal, że szła sama. Dużo czasu zajęło Quetzal wytropienie jednego z najgroźniejszych przestępców, ściganych międzynarodowo. Nie obyło się bez współpracy międzynarodowej, ze skandynawską Kruczą Strażą. Skandynawia była zimna i jakaś taka… Inna. A jednak to tam właśnie nie było wspomnień. Misja została zakończona powodzeniem, nawet jeśli nie należała do łatwych. Mając 30 lat zrozumiała, że w Brazylii, choć to jej ukochany i ciepły kraj, nie da rady żyć z wspomnieniami, od których chciała się odciąć. Od rodziny, której paradoksalnie nigdy więcej nie będzie mieć, bo teraz była już obca, we własnej głowie była już zupełnie kimś innym. Najpierw spytała wprost dowódcę oddziału. A potem złożyła podanie o przyjęcie do Kruczej Straży i została przyjęta. Transfer z Brazylii do Midgardu dokonał się trochę boleśnie. Zupełnie inny klimat, konieczność noszenia normalnych ubrań, bo niestety jej bluzki wiązane na szyi nie nadawały się do tego okrutnie zimnego klimatu. Bleh. Jej wewnętrzne zwierzę cierpiało, ale chociaż miała tu lasy, w których mogła sobie biegać jako jaguarundi. Chociaż i tak nic nie mogło zastąpić lasów w jej obczyźnie.
    W Kruczej starała się jak tylko mogła. Bariera językowa była trudna, ale i ją przeskoczyła - nauka języka nie była aż tak trudna jak nauka przemiany. Teraz zrozumienie rozemocjonowanej Cortés było jeszcze trudniejszej, bo pomijając trzy akcenty hiszpańskiego i dwa portugalskiego, doszedł jej jeszcze norweski. Na szczęście w niczym to nie przeszkadzało jeśli chodziło o bycie Strażniczką - ciężko było przerzucić się z Wartowniczki i po dziś dzień się myli, jeśli chodzi o nazewnictwo. Po trzech latach od transferu jej starania i zasługi zostały docenione. Mając 33 lata została wybrana do Wysłanników Forsetiego. Znów mogła skupić się przede wszystkim na ślepcach, bo mimo wszystko nie zapomniała. Moneta Kartelu, którą po dziś dzień nosi przy sobie, przypomina jej za każdym razem, do czego tamci są zdolni. I mimo lat nadal nie zmienił się jej cel, wyłapać ich wszystkich. W końcu i tak nie ma już nic, co mogłaby stracić…


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Karta rozwoju

    Informacje ogólne

    Wzrost
    165 cm
    Waga
    53 kg
    Kolor oczu
    czarne
    Kolor włosów
    czarne
    Znaki szczególne
    blizny bitewne rozsiane na ramionach - w tym takie przypominające blizny od pazurów - i plecach; blizna na brzuchu, dwie podłużne blizny powyżej nadgarstków zasłaniane skórzanymi bransoletkami, malutka blizna na dolnej wardze po lewej stronie; tatuaż jaguara na lewej łopatce; tatuaż na plecach sięgający od łopatek, biegnący przez kręgosłup i rozszerzający się aż na pośladki; rozgałęziona blizna płynąca od prawego obojczyka w kierunku podżebrza
    Genetyka
    -
    Umiejętność
    przemiana w zwierzę
    Stan zdrowia
    lekkie PTSD, alergia na nikiel i chrom,


    Statystyki

    Wiedza o śniących
    II
    Reputacja
    25
    Rozpoznawalność
    25
    Stronnictwo
    5
    Alchemia
    5
    Magia użytkowa
    20
    Magia lecznicza
    16
    Magia natury
    6
    Magia runiczna
    5
    Magia zakazana
    0
    Magia przemiany
    22
    Magia twórcza
    5
    Sprawność fizyczna
    20
    Charyzma
    5
    Wiedza ogólna
    5


    Atuty

    Atut (I)
    Pięściarz (I) – +5 do rzutu kością na atak bez używania magii i broni
    Atut (II)
    Miłośnik pojedynków (II) – +5 do rzutu kością na zaklęcia ofensywne i defensywne
    Atut (specjalny)
    -


    Ekwipunek

    Zawieszka w kształcie kociego oka
    Raz w fabularnym miesiącu pozwala zamiast jaguarundi przybrać postać kota domowego podczas przemiany w zwierzę, +2 punkty do spostrzegawczości.
    Torba podróżnika
    Zmniejsza wagę umieszczanych w niej przedmiotów i jest większa niż sprawia wrażenie z zewnątrz
    Scyzoryk
    Zapalniczka


    Aktualizacje

    05.02.2024
    zakup przemiany w zwierzę
    26.03.2024
    zakup torby podróżnika, scyzoryka i zapalniczki
    10.04.2024
    zakup +3 punktów do magii przemiany, uzyskanie +1 punktu do magii przemiany (samonauka) i +1 punktu do magii leczniczej (samonauka)
    22.07.2024
    zakup +3 punktów do magii przemiany i uzyskanie +1 punktu do magii natury



    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Karta zaakceptowana
    Nie miałaś łatwego dzieciństwa, Vaiano – od samego początku musiałaś walczyć o swoje, wychowując się w dzielnicy przepełnionej brutalnością oraz wpływem panujących gangów. Pełna bezsilności i frustracji obserwowałaś niesprawiedliwość panoszącą się po otaczającym się świecie, dlatego postanowiłaś sama dołączyć do Warty. Kartel odebrał ci wiele i nadal nie jesteś w stanie zapomnieć o jego uporczywym istnieniu. Niedawno zaczęłaś nowe życie, już nie jako Wartowniczka, ale oficer Kruczej Straży, wkraczając ostatecznie do elitarnej organizacji Wysłanników Forsetiego.


    Prezent

    W prezencie na początek rozgrywki chcę podarować ci zawieszkę w kształcie kociego oka. Kupiłaś ją na jednym ze straganów, gdzie natychmiast przykuła twoje spojrzenie. Ten początkowo niepozorny element biżuterii skrywa wyjątkowe właściwości – raz w fabularnym miesiącu pozwala ci zamiast jaguarundi przybrać postać kota domowego podczas przemiany w zwierzę, dzięki czemu nie przykuwasz już tak uwagi mieszkańców Europy Północnej. Przedmiot ten oprócz tego gwarantuje ci stały bonus +2 punktów do spostrzegawczości, tak długo, jak nosisz go ze sobą.


    Podsumowanie

    Punkty doświadczenia na start
    700 PD (karta postaci)
    Osoba sprawdzająca
    Einar Halvorsen

    Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz pierwsze punkty doświadczenia na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie należy obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową, za co przysługują ci kolejne punkty, po które możesz zgłosić się w aktualizacji rozwoju postaci. Prosimy także o wpisanie się do spisu absolwentów, jak i instytucji i profesji w celu uzupełnienia dodatkowych informacji o postaci. Powodzenia na fabule!




    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.