Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Svalbard

    +2
    Mistrz Gry
    Synne Mikkelsen
    6 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Svalbard, Norwegia
    Svalbard to najbardziej wysunięty na północ archipelag Norwegii – miejsce to jest niemalże niezamieszkane przez ludzi, stała ludność mieszka bowiem jedynie na wyspie Spitsbergen, odkrytej przez Normanów już pod koniec XII wieku; jest to wynik nie tylko odległości dzielącej obszar od stałego lądu, ale również arktycznych temperatur, które sprawiają, że nawet latem kręte i pałąkowate fiordy są skute lodem, a ponad połowę całego terenu pokrywa masywny lodowiec. Z tego samego powodu, dla którego galdrowie nigdy nie zamieszkali obszaru Svalbardu, populacja dzikich zwierząt jest wyjątkowo obszerna – na wyspach żyją foki i morsy, można podziwiać również białe wieloryby i ogromne ilości ptactwa. Jednak najważniejszym zwierzęciem, które króluje w Svalbardzie, jest niedźwiedź polarny, wobec czego ludzie, którzy odwiedzają to miejsce, powinni zachować szczególną ostrożność, zarówno zrywanie roślin, jak krzywdzenie mieszkającej na archipelagu fauny jest bowiem surowo zabronione.
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    20.06.2001

    Morze Barentsa nigdy nie słynęło z łagodności dla żeglarzy – jego skaliste, poszarpane wybrzeża przypominały wygłodniałe zwierzę o sterczących kościach, żebra i kręgosłup fiordów wystające spod pomarszczonej wody, a fragmenty zlodowaceń, które odłączyły się od stałego lądu, dryfowały po powierzchni między falami, ostre jak nóż wgnieciony w miękkie podbrzusza statków; galdrowie rzadko wypływali tak daleko na północ, arktyczne powietrze czyniło bowiem wody niezdatnymi do przepływu, a temperatury stawały się wymagające nawet dla zwierząt, które ukrywały się przed mrozem pod okrywą tłuszczu, grubszą niż najcieplejsze, marynarskie płaszcze, obrośnięte gęstym, foczym futrem – przez prawie cały rok panowało tu silne zachmurzenie, a apokaliptyczne, ołowiane niebo skutecznie zniechęcało do wypływania głębiej niż za Wyspę Niedźwiedzia, najdalej wysunięty na południe punkt norweskiego archipelagu. Czerwiec był jednak inny – pomiędzy fale wplątał się ciepły nurt znad Atlantyku, spod tafli wynurzały się gładkie grzbiety grenlandzkich wielorybów, a słońce, nieosłonięte chmurami, wisiało nad horyzontem nawet po godzinie spodziewanego zmierzchu, nadając nocnemu niebu specyficznego odcienia rozwodnionego błękitu, zarezerwowanego dla optymizmu i swobodnej ironii. Odkąd wyruszyliście z portu w Vardø minęły już prawie trzy dni, morski krajobraz pozostawał jednak niezmienny – stawało się jasne, dlaczego wikingowie spędzali niegdyś całe lato, wypływając pomiędzy odległe fiordy Svalbardu w poszukiwaniu surowców i zwierząt, z których grubych skór i futer szyli zimowe ubrania. Midnattssol było – niewątpliwie – najdogodniejszym okresem na morskie wyprawy.
    Kapitan statku, którego pospolita nazwa Kraken widniała na prawej burcie świeżo odmalowaną farbą, zamierzał wypłynąć na Ocean Arktyczny, gdzie słońce nawet o północy utrzymywało się wysoko na jasnym niebie, a następnie wrócić wzdłuż wybrzeża Grenlandii, do portu na półwyspie Varanger; Havard, oparty za sterem, był niegdyś zasłużonym oficerem nawigacyjnym w Kompanii Morskiej Guildensternów, teraz stał się zbyt zmęczony, aby poświęcać życie żegludze – wbrew temu, co rozpowiadał w porcie, to jednak nie brak prawej ręki uniemożliwił mu dalszy rozwój kariery, ale żona oraz ośmioletni syn, którego narodziny skutecznie, choć nie bezwyjątkowo zatrzymały go w porcie. Nawet rodzina nie mogła bowiem powstrzymać go przed corocznym rejsem w okresie Midnattssol, na który wypływał nie tylko, aby doświadczyć prawdziwego, północnego słońca, ale również w celu połowów, czego skutkiem były sieci ryb i morskich ślimaków codziennie wciągane na pokład.
    Drugiego dnia atmosfera na pokładzie Krakena zaczęła jednak ulegać zmianie – bezsenność, która pierwszej nocy zasłała się na pokładzie statku, można było przypisać niezachodzącemu słońcu, utwierdzającemu umysł w panowaniu dnia, kiedy drugiej nocy, od czasu wypłynięcia z portu, żadne z was wciąż nie zdołało zasnąć, odczuwalne zaczynały być pierwsze skutki zmęczenia: drażliwość i problemy z koncentracją, widoczne również w zachowaniu Havarda, który miał zaczerwienione, opuchnięte oczy i głos tembrem podniesiony do gniewu. Nazajutrz – w dzień przesilenia letniego – mieliście wypłynąć na Ocean Artktyczny, tymczasem dzień trzeci zapowiadał się być jeszcze dłuższy niż dwa pozostałe.

    INFORMACJE

    Pod pierwszym postem każdy z was powinien wymienić posiadany przez siebie ekwipunek, wraz z przysługującymi mu bonusami. Jest to tura rozpoczynająca, lecz należy odnieść się w niej do dwóch, nieprzespanych nocy spędzonych na pokładzie Krakena oraz postępujących objawów bezsenności.


    CZAS NA ODPOWIEDŹ: 72h (do 03.04, 23:59)
    Widzący
    Synne Mikkelsen
    Synne Mikkelsen
    https://midgard.forumpolish.com/t3630-synne-mikkelsen-budowa#366https://midgard.forumpolish.com/t3637-synne-mikkelsen#36786https://midgard.forumpolish.com/t3636-magister-magicus#36785https://midgard.forumpolish.com/f118-synne-mikkelsen


    Wyprawa na północ nosiła w sobie znamiona ryzyka, które w tkance wspomnień odznaczało się palącym ostrzeżeniem. Na północy był dom. Na północy była rodzina. Na północy jaśniała migotliwa łuna odkupienia winy, szansa na przyznanie się do wszystkiego i dopuszczenia do siebie ludzi, którzy mogliby jej pomóc. Skutecznie, cicho, bez śladów, zupełnie jakby to była tylko kolejna sprawa na Przesmyku, jak gdyby chodziło o usunięcie ciała, pozbycie się dowodów, a nie o powrót do bliskich z czystą kartą.
    Wyprawa na północ nosiła w sobie znamiona konieczności, które wgryzły się w jej istnienie zapachem soli i aksamitną miękkością foczego futra. Żadne inne wody nie niosły w sobie tyle ulgi, ile morze Barentsa, żaden inny klimat nie był tak wymagający, zimny i trudny, żadne miejsce nie wydawało jej się tak dziko odpowiednie do tego, by zniknąć, przepaść gdzieś w głębi morskiej toni, przyoblec się w inny kształt, inną formę i porzucić znanych jej ludzi.
    Wyprawa na północ była ryzykowna i konieczna, by mogła zachować zmysły i przytomność umysłu. Zbyt długo zwlekała z ucieczką, zbyt długo pozostawała poza morskim środowiskiem, zbyt długo chodziła pomiędzy ludźmi jakby była jedną z nich. Czuła, jak wpływa to na jej nastrój, jak bardzo przeczulona i podatna staje się na rytm przypływów i odpływów mający swoje odzwierciedlenie w jej zachowaniu, w sposobie w jaki podchodziła do ludzi. We własnym odbiciu widziała, jak dziko błyszczą jej oczy i jakiej ostrości nabierają rysy twarzy; w rekacjach innych ludzi dostrzegała brak możliwości obrony przed jej urokiem, jak i przed aurą.
    Załatwienie sobie miejsca na Krakenie okazało się zadaniem prostszym niż początkowo zakładała, co wzbudziło jej uzasadnione podejrzenie wobec pomyślności własnego losu – jeśli szło za łatwo, to prędzej czy później mogła spodziewać się tego, że coś pierdolnie całkowicie znienacka, w najgorszym możliwym momencie. I już pierwszej nocy okazało się, że jej przeczucie było słuszne, choć próbowała to sobie jeszcze tłumaczyć aurą nadchodzącego przesilenia, dniem polarnym i bliskością nieznanych jej ludzi.
    Pierwsza noc przyniosła zdecydowanie zbyt dużo myśli i zbyt dużo wspomnień; miały gorzki smak i mętną barwę ołowiu. Synne rozpamiętywała je w kółko i w kółko, w skrytości ducha licząc na to, że prędzej czy później się nimi znudzi i niepostrzeżenie osunie się w niespokojny, lekki sen, który przyniesie choć trochę wytchnienia. We wspomnieniach znów była z matką, z bratem, nawet z ojcem, choć jego widmo coraz bardziej bała się wywlekać z pamięci w obawie przed tym, że w jakiś niezrozumiały sposób naprowadzi go to na jej trop, że ją znajdzie, a wraz z nią znajdzie ukrytą pod deskami podłogi skórę. (Czy gdyby ją zabrał – byłaby mu bezmyślnie posłuszna?).
    Mętny błękit poznaczony bladymi smugami słońca stanowił ramę kolejnego dnia. Pustą przestrzeń płótna szybko zapełnił obraz pracy, wyciąganych z lodowatej wody sieci pełnych ryb, ślimaków i kłującego poczucia winy przetkanego grubymi nićmi pewności powziętej decyzji. Kiedyś sama zaplątała się w podobną sieć, ale rybaka, który próbował ją wyciągnąć i potraktować nożem wciągnęła pod wodę, w ciemną otchłań morskiej toni, w myśl odwiecznego cyklu – zabij albo zostań zabity. Do dzisiaj pamiętała wyraz jego twarzy i mętniejące oczy; podobno pierwszej ofiary nigdy się nie zapomina.
    Druga noc była kontynuacją pierwszej, zamieniając życie na statku w jednostajny, monotonny ciąg pracy przeplatanej momentami samotności, ożywionej przystępności towarzyskiej i milczącą podróżą do wnętrza własnej pamięci. W ciemności zamkniętych powiek oglądała obrazy podsuwane przez myśli; układała scenariusze przeszłych kłótni, których nie mogła już wygrać, wykazywała się empatią i zrozumieniem w scenach, które zakończyły się bolesną raną, znajdowała błyskotliwe odzywki kończące bezsensowne dyskusje sprzed lat. Jej umysł zafiksował się na przeszłości i na tym, jak wiele sytuacji mogła rozegrać inaczej. Lepiej. Drażniło ją to, jakby przeszłość stanowiła źle zagojoną ranę, która otwiera się wciąż na nowo, a zakładane opatrunki okazują się niewygodne i nieefektywne. Co musiałaby zrobić, żeby osiągnąć spokój ducha? (Przestań uciekać, Synne). Co musiałaby zrobić, żeby w końcu zasnąć? (To nie twoja wina, Synne).
    Gdy Havard gniewnym krzykiem oznajmił początek dnia trzeciego – podniosła się do pracy jakby kierowana silnym czarem. Dłonie wysupływały ślimaki z oczek siatki bez udziału myśli i uwagi, te odpłynęły gdzieś na fali znużenia i zmęczenia, nie potrafiła ich zebrać w jeden, spójny ciąg. Mogłaby przysiąc, że jej ciążące powieki wykuły karły gdzieś w odmętach Dziewięciu Światów, za materiał biorąc najczystszy mosiądz; mogłaby przysiąc, że pod nimi znajdują się drobiny drażniącego piasku. Nie musiała wcale oglądać się w lustrze wody by wiedzieć, że pod oczami pojawiły się ciemne smugi, dowody nieprzespanych nocy, i nie musiała wcale otwierać ust by wiedzieć, że jej ton będzie nasączony drażliwą nutą.


    ekwipunek: nóż, naszyjnik z butelką wody z orkad (raz na fabularny miesiąc, po wstrząśnięciu, niesłyszalny dla innych dźwięk sprawi, że postać staje w oczach innych niewyraźna, a ludzie będą mieli problemy z przypomnieniem sobie, z kim rozmawiali kilka chwil wcześniej, ułatwiając ucieczkę lub podjęcie innych akcji. Efekt utrzymuje się maksymalnie przez dwie tury. Dodatkowo gwarantuje stały bonus +2 do magii natury.)


    Looking for trouble and if I cannot find it,
    I will create it
    Widzący
    Gurra Mickelson
    Gurra Mickelson
    https://midgard.forumpolish.com/t3571-gurra-mickelson#35956https://midgard.forumpolish.com/t3623-gurra-mickelsonhttps://midgard.forumpolish.com/t3624-wartahttps://midgard.forumpolish.com/


    Rzędy domów, kwadraty okien, nocne cienie ludzkich losów tańczące w ich  obramowaniach, dobitnie dają mu do zrozumienia, że gdzieś istnieje wciąż życie, nawet jeśli poza nim, z dala od jego umysłu, ale jednak jest i toczy się zaraz obok. Jego dni płyną monotonnie, zupełnie bezdźwięcznie, jedynie ślizgając się po powierzchni rzeczywistości, bo Gurra po kolejnych pełnych napięcia spotkaniach, spędza kolejne godziny w siedzibie Kruczej zagłębiając się w archiwach, aktach i raportach, zamknięty w sobie, szukając jakiegoś śladu, tropu, o którym wie, że najprawdopodobniej wcale nie istnieje, że do niczego go nie doprowadzi; milcząco uczestniczy w naradach Wysłanników albo snuje się po mieście, zagłębiając w labirynt Midgardu z innym oficerem u boku, patrolując ulice. To właśnie wtedy w oczy uderzają go te kwadratowe, pełne życia okna.. Musi od nich uciec.
    Spontanicznie decyduje się wypłynąć w morze.
    Pragnie zapomnieć. Chociaż na moment odciąć się od własnej rzeczywistości, pobyć w niebycie podtrzymywanym przez szum otaczających ich zewsząd fal i przez osiadające na ich twarzach blade, nie zmieniające koloru przestworza, w które zdaje się spoglądać z takim oddaniem. Morze gładko przechodzi w błękit nieba, trudno wyraźnie dostrzec, gdzie zaczyna, a gdzie kończy się horyzont. Oddalają się od lądu, od czasu do czasu zupełnie tracą z oczu zarys fiordów, on jednak ma wrażenie, że do Midgardu wciąż ciągnie go jakaś niewidzialna, napięta lina, szarpie go za podbrzusze, sprawiając, że niekiedy trudno mu pokonać nudności. Wplata palce w gęste oczka morskich sieci, wyplątuje z nich kolejne ślimaki i wrzuca do wiadra, starając się zapomnieć. O mdłościach, o całym bólu i wstydzie, które rozrywają mu klatkę od kilkunastu już tygodni.
    Naiwnie myślał, że mu się uda, Zapomnieć. Czekał na to uczucie oddalenia, pozornie uśmierzające ból, niepostrzeżenie zasklepiające rany, nie jest jednak w stanie oderwać się od wciąż gromadzących się pod kopuła umysłu myśli. Wykonywane bez udziału głębszej woli gesty, gdy poświęca się pokładowej pracy, które z założenia powinny pozwolić mu zanurzyć się w otchłań chwilowego zapomnienia, wcale nie działają. Może nie pozwala mu na to widok znajomej twarzy. Dostrzega Urmasa już na początku podróży, posyła mu jedynie blady uśmiech. Nie wie jak się zachować.
    Pierwszej nocy jest pewien, że to ta nagła zmiana otoczenia nie pozwala mu zasnąć. Otulająca ich zewsząd cisza wydaje mu się hałasem, brzęczy, niesie w sobie fale tego, co niespodziewane i co trudno objąć umysłem. Podejrzewa, że to właśnie ona uniemożliwia mu zanurzenie się w ramionach Morfeusza. Drugiej nocy czuje ciężar powiek, te jednak nie są w stanie się zamknąć, nie na dłużej, świat wiruje mu chwilami przed oczami, a posyłane wokół spojrzenie traci na ostrości. Dostrzega ostre wory pod swoimi oczami, gdy przechyla się przez burtę i wyciąga z wody kolejne pełne ślimaków sieci. W twarzach innych dostrzega jakby swoje własne odbicie - zmęczenie, brak zrozumienia, niecierpliwość i głębokie rozkojarzenie.
    Nagle tęskno mu do regularnych kwadratów tamtych okien.

    Ekwipunek: sygnet z krukiem (raz na fabularny miesiąc wydaje dźwięk naśladujący odgłosy krakania, co obniża czujność przeciwnika, nakładając na niego karę -10 do spostrzegawczości przy najbliższym rzucie. Ponadto, na co dzień zapewnia stały bonus +2 do magii natury.)
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Potrzeba samotności, wśród morskiej pustki zrodziła się w umyśle marynarza już pod koniec maja, gdy targany silnymi emocjami zrozumiał, jak niestabilnie czuje się na tym gruncie. Nieustanne krążenie myślami, wokół oczywistych kwestii nie poprawiało sytuacji, a kaprysy losu zdawały się wyłącznie utrudniać. Z początku powściągliwie, lecz z czasem, coraz żywiej zaczynał zerkać w stronę samotnej wyprawy, byle dalej, poza horyzont, poza znane szlaki. Chciał być sam i poczuć się częścią, tego świata, by w spokoju pomyśleć i zebrać się na odwagę w podejmowaniu decyzji. Morze od zawsze dawało mu tę pewność, bowiem nigdzie indziej nie czuł się tak dobrze, jak na rozkołysanym pokładzie handlowej jednostki, ba rozmiar oraz kondycja statku niewiele zmieniała, bo choćby w łupinie rozlatującej się i poskrzypującej, przy najmniejszym wietrze, mógł odetchnąć, bez strachu. Naturalnym stawał się ten obraz dla Mortensena, że w uszach nieustannie brzmiał morza szum, to ono obmywało go ze zgryzot i lęków. Nawet jeśli na horyzoncie czerniały burzowe chmury, a wody piętrzyły się niebezpiecznie uderzając z mocą o burty statku, tak spoglądał, bez obaw przed siebie wierząc, że i tym razem zdoła przetrwać nadchodzący sztorm.
    Przypadek pokierował nim w stronę portu, to również on umieścił go na iście tradycyjnego rejsu. Jakby podświadomość wiedziała doskonale, czego potrzebuje, bo chociaż niezbyt religijny tak w jakąś tradycję wierzył. Porzuciwszy kajdany obowiązku na czas nieobecności w Midgardzie, wziął urlop. Tylko po to, by wypłynąć tego samego dnia z miasta, jeno pod inną banderą, zabawne. Ale może miało i to swój urok.
    Sporadycznie przedzierał się tymi szlakami morskimi. Droga ta niebezpieczna, nawet w miesiącach letnich, bywała zwodnicza, a klimat nieprzychylny odstraszał śmiałków. Na morzu Barentsa, bywał kilkukrotnie na ekspedycjach badawczych związanych z fauną i florą, jednakże nigdy specjalnie nie angażował się w to, był w pracy. Teraz natomiast ciężar obowiązków, jakie wiązały się z rolą drugiego oficera zeszły na boczny plan. Czas rozładowywał w inny sposób, znacznie prostszy, mniej wyrafinowany, monotonny, ale pozwalający odetchnąć. Skarby wydarte z morskich toni, były wertowane i składowane stopniowo wypełniały przygotowaną pod to ładownię.
    Bezsenność zakradła się niepostrzeżenie z początku mylona z podekscytowaniem, które towarzyszy, każdemu wypłynięciu na otwarte wody, niezmiennie od tylu lat i pomimo doświadczenia, jakie zebrał na ich przestrzeni. Niesiona na ramionach zmęczenia wypływała w zachowaniu i ruchach. Druga noc spędzona na bezsensownych rozmyślaniach, bez snu przyniosła, kolejną falę przytaczanych doznań. Chciał usnąć, choćby na sznurach i sieciach, byle tylko zaznać słodyczy wytchnienia, co została im odebrana.


    Ekwipunek: Kompas Njorda (pozwala ukryć jeden dowolny, magiczny przedmiot, wskazuje drogę do najbliższego lądu i zapewnia stały bonus +2 do wiedzy ogólnej);
    Pierścień Poświęcenia (pozwala jednorazowo uleczyć wszystkie, nawet ciężkie rany, złamania i inne formy obrażeń posiadacza. Po użyciu ulega zniszczeniu)
    Żeglarska Mapa
    Widzący
    Urmas Laine
    Urmas Laine
    https://midgard.forumpolish.com/t3472-urmas-laine#35617https://midgard.forumpolish.com/t3552-urmas-laine#35654https://midgard.forumpolish.com/t3551-juku#35653https://midgard.forumpolish.com/


    Woda jest mu bliska. Z wodą łączy go więź od chwili poczęcia. Tak jakby przeszło to kanałem krwi, jedną z rzek przecinających kontynent ciała. Zajmując się łaźnią dziadka, odkrywa jak wielkie ma znaczenie siła przyzwyczajenia. Przywiązanie do podstawowych wartości, ale i docenianie potęgi żywiołu. Morze Barentsa przyciąga jego wzrok. Ciemne brązowe tęczówki wystające znad linii maski - ta towarzyszy mu i tu. Fiordy zaciskają kościste palce na problemach i wciskają je w postrzępione brzegi. Tam ulegają zlodowaceniu, przekształcając dotychczasową formę. Wykorzystana zasłona zakrywa go od połowy nosa do początku szyi. Zastosowany materiał to stare drewno, barwione z pomocą zdobytych kolorujących pyłów. Wyryte symbole nawiązują do ośmiorniczych macek. Uzyskane nasycenie to mroźny fiolet z kobaltem morskich głębin.
    W zapasie ma jeszcze drugą. Specjalną. Największą dumę swojej kolekcji. Maskę, która nie wyszła spod jego rąk.
    Reszta stroju to proste odzienie, dostosowane do pogody. Urmas ma na sobie szeroki płaszcz przeciwdeszczowy i wysokie buty. Przyzwyczajony do skandynawskich zmian pogodowych, nie otula się materiałem mocniej. Chłonie widoki, rozkoszując się spokojem i dźwiękami natury. Raz za razem wystające fragmenty morskich stworzeń, opalizujące przy wszechobecnej szarości, dodają mu natchnienia. Opiera się niewzruszenie o fragment nadburty, spędzając czas sam na sam. Od niedawnych wydarzeń i otrzymanego listu od Erika, próbuje zebrać myśli, zadecydować, co dalej.
    Midnattssol może mu w tym pomóc. Skuszony możliwościami, podejmuje decyzję w przeciągu chwili. Impulsywnie wręcz pcha się do podróży w nieznane. Na krakenie, legendarnym morskim stworzeniu. Palcami przesuwa po barierce, wyobrażając sobie, że jest to jedna z macek. Pierwszy dzień mija mu szybko, nie od razu odczuwa skutki nieprzespanej nocy. Z drugim dniem wyczuwa jak coś niedobrego unosi się w powietrzu i rośnie mu w gardle gula. Obawia się skutków menady. Nigdy nie zdarza mu się tak długo funkcjonować bez snu. Co, jeśli dopadną go omamy?
    Nie pamięta jak dokładnie trafia do siebie. Ponownie nie ma szans na zaśnięcie. Czas upływa mu przy lekturze i rysowaniu protypów nowych masek. Wszystkie to pospiesznie sporządzone szkice, bez szans na dokończenie. Ręka mu się chwieje, koncentracja ginie w morskiej bryzie. Rozpłaszcza się i ulatuje przez każdą możliwą szczelinę.
    Trzeci dzień. Wokół jest morze i nic więcej. Potężna otwarta przestrzeń, niezniszczona ludzką ręką. Laine wzdycha bardzo cicho. Wzrok spoczywa na zmęczonym, rozdrażnionym kapitanie, a następnie na ciemnowłosej kobiecie, zajmującej się pracą. Przez palce przechodzą ślimaki i ryby. Zręcznie je oddziela, z niesłychaną delikatnością poświęcając każdemu istnieniu ułamek swojego czasu. Odrobinę go to uspokaja. Nie na długo.
    W znajomych oczach odbija się pozostawione w przeszłości życie. Brudne okna z poprzyciskanymi małymi nosami. Ze świeżym praniem rozwieszonym na sznurkach. Z niepojętym dotąd poruszeniem, ściskiem żołądka, przejmującym zdenerwowaniem. Szuka w nich horyzontu, wyrazistej linii, przecinającej na pół wspomnienia - a może już omamów? Zajmuje się wszystkim innym, co nie jest siecią. Ucieka od niej przez to spojrzenie i rosnącą w sobie niepewność, zakłócającą mu spokój.
    To nie ból, prędzej spięcie, rozjuszające neurony. Na myśl przychodzą mu niedokończone sprawy, rozpoczęte listy i rozmowy, których końca nie ma jak poznać. Czy na statku, gdy wypłyną na Ocean Arktyczny, będzie w stanie się zapomnieć?
    To kiełkuje mu pod chmurą zwichrzonych włosów. Oczy spoczywają na niepewnym rozciągnięciu warg.
    Co to znaczy?
    To powitanie?
    Co to znaczy?
    Maska zasłania jego reakcję. Po prostu się na niego patrzy dłużej niż powinien. Widzi wokół niego łagodne ciepłe fale. Słoneczną poświatę. Czuje, że chce to uwiecznić, ale nie wie jak i nie wie po co. Coś mu podpowiada, że powinien podejść bliżej i sprawdzić jak się zachowa, ale rezygnuje. Poddaje się, szukając czegoś, co pozwoli mu zasnąć dzisiejszej nocy.  Spaceruje po pokładzie i wreszcie przystaje niedaleko blondwłosego, zmęczonego jak on sam, mężczyzny. Są podobnego wzrostu.
    Nie wie, co powiedzieć, więc posyła mu tylko pytające spojrzenie.
    Wszystko dobrze? Może w czymś ci pomóc? –  zdają się mówić oczy Urmasa. Ma nadzieję, że są wystarczające czytelne i dla nieznajomego.


    Ekwipunek:
    - Stworzona przez siebie maska, mająca funkcję przede wszystkim zasłaniającą i może ułatwiającą nieco oddychanie (stworzona z starego, barwionego drewna. Na jej powierzchni są wyryte symbole, nawiązujące do ośmiorniczych masek. Kolorystyka maski to fiolet i niebieski)

    - Maska Odyna (raz na fabularny miesiąc pozwala spojrzeć przez ściany, zapewniając jednorazowy bonus +10 do spostrzegawczości, ponadto na co dzień gwarantuje stały bonus +2 do charyzmy),


    My river's slowing down
    Know where you'll wind up
    Cross my water 'til you drown
    I feel it
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Na Svalbardzie ludzie znikali – zaślepiała ich jasność północnego krajobrazu, porywały wzburzone fale, rozbijające się o skaliste wybrzeża, gdzie, spod bulgoczącej piany, wypadały kamienie białe i gładkie jak ludzkie kości; na Morze Barentsa wypływano po to, aby zapomnieć – wspomnienia tonęły od razu po przerzuceniu przez burtę, jak gdyby na północy stawały się cięższe i szły na dno jak kamienie, powoli zanurzając się w zacieniony bental, życie po powrocie z rejsu zawsze wyglądało bowiem inaczej, emocje gubiły się na otwartej toni, wikłały się w gruzły rybackich sieci i osuwały ze skroni, porwane wiatrem, który stawał się tym silniejszy, im bardziej statek oddalał się od brzegu. Każdy z was miał swój powód, dla którego w Midnattssol znalazł się na pokładzie Krakena – ucieczki i powroty, pragnienia i sposoby, aby się od nich uwolnić; Havard pod tym względem wcale się od was nie różnił – choć sprawiał wrażenie człowieka, który połowę życie spędził z zimnym, północnym wiatrem dmącym w rozchylone jak żagle płuca, w rzeczywistości również poszukiwał jedynie sposobu na zatrzymanie swojego życia w zaciśniętych dłoniach, obłaskawienie go tak, jak codziennie rano obłaskawiał węgorze zaplątane w grube, plecione niewody, które każdego wieczora zrzucaliście przez rufę, przyglądając się jak tkanina połyskuje i marszczy się między falami, a w końcu zatapia pod toń, gdzie niezależnie od pory dnia nieustannie odbijało się słońce. Mogłoby wydawać się, że w ciemności niekończąca się morska przestrzeń byłaby przerażająca – woda nie różniłaby się niczym od atramentowego nieba, a stworzenia o dużych, lśniących oczach i paszczach wypełnionych srebrzystymi zębami stawałyby się odległe i niewidoczne, istniejące jedynie w podszewce przesyconej opowieściami wyobraźni – to panująca wokół jasność sprawiała jednak, że atmosfera na statku zaczynała nawarstwiać się i tężeć, a wraz z upływającymi godzinami, w głowach puchła bezsenność. W świetle rysy Havarda były dobrze widoczne, a jego oczy czujne i nieruchome jak stal – żadne z was nie pamiętało już, w jaki sposób dowiedziało się o Krakenie, czy statek rzeczywiście dokował w Vardø co roku i czy ktokolwiek powracał z niego z powrotem na ląd. Być może to jedynie zmęczenie sprawiało, że myśli zbaczały na niewłaściwy tor.
    Zabrakło języka w gębie? Bierzcie się do roboty, jeśli chcecie kiedyś przybić z powrotem do brzegu. To nie statek wycieczkowy – mężczyzna huknął głośno, marszcząc przy tym brwi w przejawie rozdrażnienia, które zarysowało się na jego twarzy tak wyraźnie, jakby było stałym elementem fizjonomii. – Zamiast kręcić się po pokładzie jak fryga, lepiej wyciągnijcie sieci. No, chyba że chcecie płynąć dalej na pustych żołądkach. – ledwie zdążyliście wyjść na pokład, kapitan uniósł się gniewem, wskazując ręką w stronę burty, gdzie co wieczór zarzucane były dwie, włokowe sieci, nie tylko cienkie trały, w które plątały się glony i ślimaki o grubych, skręconych muszlach. Morze wydawało się niespokojne – choć niebo zasnuwał łagodny, poranny błękit, a nad horyzontem wciąż unosiły się obłoki mgły, woda uderzała o burty w nierównych interwałach, a dźwięk, z jakim drewno przyjmowało fale, przypominał pospieszne tykanie zegara. Byliście zmęczeni, Kraken potrzebował jednak rąk do pracy – zręcznych i silnych, wystarczająco mocnych, aby wciągnąć połów na pokład i wyplątać śliskie, rybie ciała spomiędzy splotów. Havard najwyraźniej nie zamierzał wam pomagać, wciąż stał bowiem oparty o ster, wodząc między wami pojedynczym, widzącym okiem – ogromnym, złotym i lwim. Sieci okazały się tymczasem niepokojąco ciężkie – zupełnie jakby było w nich coś więcej niż tylko łuski i rybie ciała.

    INFORMACJE

    Powinniście podzielić się na dwie pary – każda przeciągająca przez burtę jedną z sieci. Podczas tego działania każdemu z was przysługuje rzut kością k100 na spostrzegawczość – próg powodzenia wynosi 55.

    CZAS NA ODPOWIEDŹ: 72h (do 11.04, 23:59)
    Widzący
    Synne Mikkelsen
    Synne Mikkelsen
    https://midgard.forumpolish.com/t3630-synne-mikkelsen-budowa#366https://midgard.forumpolish.com/t3637-synne-mikkelsen#36786https://midgard.forumpolish.com/t3636-magister-magicus#36785https://midgard.forumpolish.com/f118-synne-mikkelsen


    Jawa zlewała się ze snem, tak jak horyzont rozmywał się w oddali i niepostrzeżenie łączył z bezkresem morskiej tafli. Szum fal splatał się z szumem myśli, tworząc w jej umyśle bezład i wprawiając w ten specyficzny rodzaj otępienia, gdy jest się zbyt zmęczonym na funkcjonowanie, a jednocześnie zbyt przytomnym na to, by ułożyć się do snu. Gdy kolejny podmuch wiatru uderzył ją w plecy – miała wrażenie, jakby coś jej umknęło, uleciało gdzieś dalej, poza zasięg pamięci. Kierowana odruchem, uporządkowała myśli w znanym sobie szeregu, chcąc wyłowić brak, ale ilość białych plam była już zbyt duża, by zrozumieć. Ile minęło dni? Dwa? Trzy? Skąd wypłynęli? Z Vardø? Z Midgardu? Nie, to za daleko…
    Kolejny podmuch wdarł się pod kurtkę, wyziębił ciało. Synne wzdrygnęła się mimowolnie, skuliła nad siatką ślimaków. Dłonie, czerwone od chłodu, drętwiały coraz bardziej, a mimo to nie zamierzała przestać, zatracając się w powtarzalności zadania. Mieli wtorek, czy czwartek? Uciekła przed samą sobą, czy przed kimś?
    Mocny głos kapitana od razu postawił ją do pionu, poderwał na nogi. Jednym, szybkim ruchem zebrała włosy w kitkę, ale pęd do wykonania rozkazu jakby urwał się w tej chwili, całkiem nagle. Zmęczenie ponownie osiadło na barkach, zaszczypało w oczy solą i brakiem snu, odezwało się tępym pulsowaniem w skroni. Chciałaby zasnąć – choćby teraz, na stojąco. Choćby na moment. Do burty podeszła zaraz po drugiej salwie słów, ale ruchom brakowało zwyczajowej płynności, wydawały się sztywne, tak jak sama Synne. Przechyliła się nieznacznie przez burtę, rzuciła okiem na błyszczącą w dole sieć, potem obejrzała się z powrotem na pokład.
    Pom… – Jej głos brzmiał jakby był pokryty rdzą, sama go nie rozpoznała. Odkaszlnęła, złapała przypadkiem spojrzenie jednego z mężczyzn (Gurra). Zdawał się być tak samo zmęczony, jak ona. – Pomóż mi – poprosiła pewnie, choć była świadoma ewentualnego zwątpienia, jakie mogła dostrzec w jego oczach. Należała do typu dziewczyn o niepozornej budowie; z łatwością można było ją umieścić gdzieś pomiędzy studentką, a kobietą, która nie zna ciężkiej pracy. Życie na ulicy, życie w pobliżu Przesmyku, zdołało ją jednak zahartować, a samodzielność utwardziła dłonie. Nie bała się żadnej pracy.
    Z kieszeni kurtki wydobyła parę rękawic z grubszym podszyciem na śródręczu; wyciąganie sieci bez ochrony było prostą drogą ku niepotrzebnym skaleczeniom; nie mieli teraz czasu na opatrywanie zbędnych ran. Wciągnęła rękawice na dłonie, złapała sieć, zaparła się nogą o burtę. Już przy pierwszym pociągnięciu poczuła, że coś jest nie tak, a wydarte morzu stworzenia ważą zdecydowanie zbyt dużo, jak na efekt jednej nocy.
    Wspomnienie ostrych linek sieci wrzynających się w jej bok powróciło fantomowym bólem, przecięło świadomość z precyzją kańczuga –  zacisnęła palce mocniej, zagryzła zęby – o burtę rozbiła się kolejna niespokojna fala.


    Looking for trouble and if I cannot find it,
    I will create it
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Synne Mikkelsen' has done the following action : kości


    'k100' : 29
    Widzący
    Gurra Mickelson
    Gurra Mickelson
    https://midgard.forumpolish.com/t3571-gurra-mickelson#35956https://midgard.forumpolish.com/t3623-gurra-mickelsonhttps://midgard.forumpolish.com/t3624-wartahttps://midgard.forumpolish.com/


    Łapie się na tym, że jego myśli stają się coraz bardziej poszarpane, zawieszone w połowie głębszych refleksji, płyną gdzieś w niebycie, z którego niekiedy wyrywa go jakiś przypadkowy gest innego wycieczkowicza, nagły krzyk mewy, czy po prostu własny, nagle bardziej zachłannie wciągnięty w płuca oddech. Ostatniej nocy - czy była to na pewno noc? - nawet nie zajrzał pod pokład, do kajuty, zbyt zniechęcony nocą numer jeden, kiedy to przez parę godzin jedynie kręcił się z boku na bok na twardym posłaniu usiłując chociaż na chwilę złapać za ogon wymykający się umysłowi sen. I chociaż powieki wydają mu się coraz cięższe i cięższe, a rozdrażnienie powoli wspina się po karku i zaróżowia policzki, na których pojawiają się charakterystyczne plamy rumieńców, nie jest w stanie zapaść w sen. Powinien być przyzwyczajony do nieprzespanych nocy, w końcu na misjach nie raz musiał koczować w jednym miejscu bez ruchu i obserwować podejrzanych, aby dopiero po kilkunastu godzinach naprawdę wkroczyć do akcji. Teraz jednak trudno mu opanować to dziwne uczucie głębokiego rozstrojenia. Kilka spojrzeń rzuconych w przestrzeń uświadamia mu, że chyba nie jest jedyny, a przepełniony gniewem huk kapitana jedynie go w tym wniosku utwierdza.
    Bez entuzjazmu podnosi się z miejsca, siedział dotąd plecami oparty o burtę, opierając o nią wyprostowaną w łokciu rękę, wyciągając daleko przed siebie skrzyżowane nogi. Podciąga się do góry, niespiesznie, w ustach tkwi mu wykałaczka, którą przygryza machinalnie zapewne już od paru godzin, pewnie próbował wydłubać z zębów jakąś resztkę ślimaka czy innego węgorza, którymi może się pożywiali. Sam już nie wie. Zapewne po prostu brakuje mu papierosów. Może kiedyś rzuci. Próbuje. Nie po raz pierwszy i nie ostatni.
    Rozgląda się, po raz kolejny napotykając wzrok Urmasa. Coś ściska go za gardło, nie udało mu się zupełnie zostawić za sobą bolesnej przeszłości, cały ten rejs... Czy to pomyłka? Na pewno licha to była ucieczka. Nie potrafi skrócić dzielącego ich dystansu, w jego wnętrzu wciąż pulsuje wstyd. Dlatego z ulgą, z zaskakującą wręcz werwą przyskakuje do nieznajomej dziewczyny, nieco podciąga rękawy kurtki i chwyta za sieć. Wciąż czuje się otumaniony, nie potrafi złożyć myśli w jedną logiczną całość, gubi wątki własnych rozmyślań, nie znajduje drogi w labiryncie przytłaczających go refleksji, odkrywa w sobie jednak siłę, aby wykonać polecenie kapitana, aby odpowiedzieć na z trudem wydukaną prośbę kobiety.
    - Jasne - mruczy pod nosem. Nie był na tyle zaradny, aby przewidzieć na wyprawę specjalne rękawiczki. Dłonie ma już poharatane od sieci wciąganych na pokład, od ostrych brzegów ślimaczych muszli. Nie zależy mu jednak na alabastrowych dłoniach, nigdy nie wzbraniał się od fizycznej pracy.
    Posyła kobiecie blady uśmiech, powraca do niego charakterystyczny tik, mimowolnie zaczyna nucić pod nosem jakąś przypadkową melodię. Zapiera się stopami o pokład, czuje zaskakujący ciężar, opór. Uparcie ciągnie jednak za drobne oczka, które coraz bardziej wplatają i wpijają mu się w palce, równocześnie rzucając coraz uważniejszym okiem za burtę.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Gurra Mickelson' has done the following action : kości


    'k100' : 54
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Powieki ciążyły, jakby wykute z żelaza pragnęły skryć błękit spojrzenia pod kurtyną nieprzeniknionej ciemności. Sen zlewał się z jawą, a pragnienie wytchnienia odbierało wszelką pogodną myśl. Bywał w swym życiu skrajnie zmęczony wiedział, jak cholernie nieprzyjemne to uczucie, gdy nawet najmniejszy ruch głową sprawiał ciężar. Praca na morzu potrafiła nie tylko, pod względem fizycznym wyczerpać, ale również psychicznie. To było do przezwyciężenia, można nawet z czasem przywyknąć do pewnych mankamentów i trudów tej profesji, jak do wszystkiego innego. Arthur z natury był baranem i na upartości jako takiej mu nie zbywało.
    Głos kapitana, niósł się jak fala przypływu – przenikał ciało. Jego ostry ton kaleczył znacznie bardziej, niżeli mógłby to przyznać w innych okolicznościach, gdyby zmęczenie, aż tak nie wpływało na jego postrzeganie świata. Miał przemożną ochotę stać jak stał patrząc ślepym wzrokiem w horyzont. Fale powoli kołysały łajbą, ten charakterystyczny szum stanowił melodię dla uszu. Niesiony podświadomym instynktem machinalnie przystąpił do pracy fizycznej, jakby ciało pozostawało posłuszne rozkazowi przełożonego, tego nie wypleni, to siła przyzwyczajenia. Być może z czasem, gdy wreszcie osiągnie szczyt, możliwy do osiągnięcia na drodze kariery przestanie, odrzuci tę postawę, lecz czy to było w ogóle możliwe? Zawsze pozostawał ktoś, kto był wyżej w hierarchii, zwłaszcza w Kompanii Morskiej, tam, chociaż mógłby osiągnąć stopień kapitana, będzie jednym z wielu, mimo doświadczenia i zaangażowania pozostanie posłuszny rozkazowi.
    Przemyt dawał wolną rękę, lecz niósł ze sobą ryzyko, bywało, że zakrawające o skrajną nieodpowiedzialność, to był dreszczyk adrenaliny, motywowany chęcią zysku – by poprawić swój los. Aby zabezpieczyć się na przyszłość. Zawsze potrafił kombinować, miał ku temu naturalne predyspozycje, a talenty morskie, które doskonalił od lat tak wielu nauczyły go czytać fale dzięki czemu, mógł z łatwością wykonywać swój nielegalny proceder.
    Hej ty! Nie śpij... – z lekka podniesiony głos przebił cisze zakłócaną, wyłącznie odgłosami pracy innych. Sięgnął sieci, a ich ciężar momentalnie go otrzeźwił. Skupiając się wyłącznie na tym, aby wyciągnąć zawartość na pokład. Nawet nie spoglądał na mężczyznę, którego okrzyknął, aby mu pomógł samodzielnie, niczym w transie walczył z ciężarem, który pragnął za wszelką cenę pozostać w morskiej głębinie.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Arthur Mortensen' has done the following action : kości


    'k100' : 99
    Widzący
    Urmas Laine
    Urmas Laine
    https://midgard.forumpolish.com/t3472-urmas-laine#35617https://midgard.forumpolish.com/t3552-urmas-laine#35654https://midgard.forumpolish.com/t3551-juku#35653https://midgard.forumpolish.com/


    Myśli nad modlitwą, ułaskawieniem bogów. Wydają się być niezadowoleni z nich, z niego, skoro sen nie nadchodzi. Przy akompaniamencie zwyczajnie wzburzonych wód, nie powinno zajmować to tyle czasu. Nie ma choroby morskiej, nie towarzyszą oglądaniu mdłości. To muszą być więc bogowie, sprawdzających ich wytrzymałość i wiarę. Testujący możliwości w ukazywaniu porażającej bieli wyrośniętych jak kolce na jeżu kamieni.
    Urmas nie wie, czy chce zapomnieć - chce móc nie myśleć.
    O Eriku. O ojcu. O śmierci dziadka i matki. Przepadnięcie w strefie bentalu nie sprawi, że znikną troski i pytania. Pozostanie obojętność, w jakiej przyjdzie mu zaginąć. Wyłonione ciało staje się łupem medycznych ekspertyz i płótnem ćwiczeniowym. Ciekawostką do ujęcia w naukowym piśmiennictwie. Chce snu i jego brak zwiększa siłę nacisku dyskomfortu na organy. Przedziera się przez włóknowe oczka, miesza z dzisiejszym połowem, rozgniata za wodniste zbiory.
    Ma moment rozważań, żeby zwrócić się do Sigyn, mogącą być odpowiedzialną za postępujące zmiany na statku. Ale co wtedy z Njordem, oficjalnym opiekunem łaźni dziadka, do których kieruje większość swoich próśb? Pozostaje jeszcze Ran. Ta sama żądna złota Ran, której łaskawość dla losu Krakena winna być najistotniejsza. Lecz, czy to na pewno to? Czy woda jest odpowiedzialna i bogowie dzierżący w swoich rękach jej losy, czy raczej jeszcze... coś innego.
    Który z bogów w swoich ma w swoich rękach sen i świadomość? A może to Sol się mści za swoją miłość i poniesioną karę? Urmas oddycha głębiej, przyciskając palce do skroni. Chce znaleźć sposób, skuteczne rozwiązanie na zadowolenie całego boskiego panteonu. Nie jest to łatwe. Myśli rozmywają się, nie wie, co robi z rękoma i nogami, czego szuka.  
    Pozostaje praca, od której nie ma ucieczki. Robi to, czego się od niego wymaga. Ręce od dawna są zaznaczone przez aktywność fizyczną. Od dziecka pozostaje aktywny dla samodzielnego przeżycia. Przetrwania osób ze swojego otoczenia. Teraz, bez dziadka i z rosnącymi cenami, szuka sposobu, żeby uratować nie tyle siebie, ile budynek, będący jego domem. Jego ostoją.
    Przełyka nerwowo ślinę. Ma nadzieję, że to nie pogorszy jego stanu. Menada nie jest dokuczliwa, o ile się jej nie sprowokuje. Ale jego uwaga zaczyna odpływać. Roztrzaskuje się i jej odłamki trafiają w tematy z przeciwnych biegunów.  Na pewno bierze dobre dawki mikstur? Prawidłowo się odżywia? A sen... co jeśli teraz zaśnie i...
    Pęcznieje jego panika w ogłupiającej jasności słońca. Głos Havarda dopiero się przebija przez otumaniający klimat myśli Urmasa. Jest za to wdzięczny. Tak wdzięczny, że jest gotów zrobić wszystko. Bez żadnego sprzeciwu. Naoglądał się wystarczająco hipnotyzującej wody, spod której wydostają się następne oznaki morskiego życia.
    Może to zmęczenie okaże się wybawieniem? Łatwiejsze staje się wyłapanie drobnych dźwięków, które jeszcze chwilę temu przegapiał. Zegar odlicza czas, w rytm szeleszczących sieci i ciężkich sapnięć. Urmas pozwala sobie na zerknięcie w oko kapitana - najpiękniejszy element z całokształtu. Od razu myśli o masce, mającej tak zapierające wdech w piersi i wręcz nierealne odcienie złota. Ręka mu drży. Widzi jak rzeźbi pasma nawiązujące do potężnej grzywy, godnej króla statku. Bo tak jak lew, Havard nie musi robić wiele, żeby mieć władzę nad swoim terenem.
    Nie chcąc konfrontacji i gniewnych pytań o to, co właściwie robi i dlaczego jeszcze nie zajmuje się pracą, pozwala sobie, na koniec, zerknąć w stronę ciężko pracującej ciemnowłosej dziewczyny. Jak się okazuje, nie działa sama. Pracuje z  n i m, z tamtym mężczyzną, co go zna, a którego tożsamości Urmas nie potrafi jeszcze rozszyfrować. Nie chce. Bębni palcami w drewno nerwowo. Szuka sposobu na wyciszenie szumu, oderwania się od wizji, co próbują nałożyć się na obraz niewygodnego spotkania. Tu, na statku. Z wszystkich miejsc, ponownie widzą się na Krakenie. Przygląda się jego pracy. Nie będzie nic dzisiaj kombinować? Nie śledzi go od tamtego zdarzenia?
    Jak powinien odczytywać jego nagłą zmianę nastawienia?
    Odpuszcza, nie mogąc sobie pozwolić na więcej. Nie czas, nie miejsce. Nie ma takiej potrzeby, bo to niemożliwe, żeby się znali. Niemożliwe, prawda? Jest starszy od tamtych dzieciaków z Kohtla-Järve. Wygląda inaczej od klientów, z którymi ma do czynienia i nie pasuje do opisów, jakimi raczy go sporadycznie współlokator-na-chwilę.
    Przemieszcza się przez wpływ nowego głosu. Źródła przebudzenia. Prawie otwiera usta. Prawie mu odpowiada. Prawie się zapomina. Kiwa głową, oczami dając mu znać, że nie, nie śpi, bo nie jest w stanie. Żaden z nich nie ma jak zyskać upragnionej ulgi.
    Sposób, w jaki się porusza, zdecydowany i stanowczy, łatwo świadczy o niebagatelnym doświadczeniu. Urmas szybko rozszyfrowuje, że ma do czynienia z kimś przygotowanym na każdą pokładową trudność. Przyspiesza więc swoje ruchy, włączając się w wyławianie sieci. Staje niedaleko niego i chwyta niekończący się dywan oczek. Ciężar może dawać w kość, ale Laine się zapiera i nie chce przestać. Pot zaczyna lecieć z niego strumieniami, a od  niewyspania kręci mu się w głowie. Nie zatrzymuje się, bo nie może być tam nic więcej niż ryby. To tylko łuski i trochę mięsa, może odrobina glonów i krasnorostów.
    Zaciska szczęki, mięśnie się napinają. To nie koniec.
    Da radę. Oni oboje dadzą radę.
    Modi, dodaj nam swojej siły i pozwól wytrwać na Krakenie.


    My river's slowing down
    Know where you'll wind up
    Cross my water 'til you drown
    I feel it
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Urmas Laine' has done the following action : kości


    'k100' : 88
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Z daleka od wybrzeża morze zachowywało się inaczej – przypominało żywe stworzenie o giętkim kręgosłupie i pomarszczonej skórze, a kiedy na otwartej toni wzbierały fale, uderzające z hukiem o burty statku, przywodził na myśl węża, który połykał swoje ofiary w całości, trawiąc je w miarę jak tonęły w ciemnym bentalu trzewi; przybrzeżne wody, obmywające szare grzbiety skał i ocierające się westchnieniami o gładkie, norweskie plaże nie stanowiły tego samego żywiołu, który otaczał was na pokładzie Krakena, dwieście metrów od najbliższego lądu, sześćset – od domu. Statek kołysał się w rytm zmiennej i niejednostajnej melodii, cichnącej zawsze wtedy, kiedy zaczynała przypominać metrum znajomego utworu, norweskiej kołysanki, nuconej późnym wieczorem przez pochyloną nad kołyską matkę lub żeglarskiej szanty, śpiewanej chórem przez zebranych w porcie marynarzy; Morze Barentsa było senne w sposób, w jaki senna potrafiła być jedynie burza, lecz chociaż głowy ciążyły wam ze zmęczenia, a koncentracja pierzchła w kostnych morenach czaszki, coś nieustannie nie pozwalało wam zasnąć, zupełnie jakby sama natura nie chciała wyjąć wam z rąk miękkiej, zużytej świadomości, wiatr wzmagał się bowiem za każdym razem, gdy mrużyliście oczy, szorstki i słony, uwierający pod powiekami. W oddali horyzont rozpływał się na granicy ze lśniącą, atramentową taflą, jak gdyby woda otaczała was ze wszystkich stron, zawieszona nad głowami niczym ogromna, nieprzenikniona kopuła, równie odległa i niepoznana co zaciszna galaktyka – być może na skutek atmosfery, a być może jedynie bezsenności, na statku panowała niemal zupełna cisza, zarwana dopiero przez ciężki głos Havarda, baryton od lat wyżłabiany po to, aby wydawać rozkazy.
    Żadne z was nie sprzeciwiło się woli kapitana – jego szorstki ton i równie szorstkie dłonie, obydwa skore do nadmiernego gniewu, okazały się dostatecznie przekonujące, aby bez sprzeciwu zacisnąć palce na linach, które na skutek soli stały się wyliniałe i chropawe, rozcierające skórę do bolesnych, zaczerwienionych ran. Już przy pierwszej próbie wciągnięcia włoków każde z was mogło zdać sobie sprawę, że były znacznie cięższe niż poprzedniego dnia, a właściwie znacznie cięższe niż sugerowało przekonanie o tym, ile mogły ważyć ryby północnej strefy dennej i wodorosty, przypadkowo zaplątane pomiędzy włókniste gruzły – obie sieci wynurzyły się spod wody z głośnym pluśnięciem, wystające spomiędzy oczek ogony obijały się nerwowo o burtę statku, a uwięzione wewnątrz stworzenia, przede wszystkim dorsze, gromadniki i węgorze, wiły się znacznie gwałtowniej niż zazwyczaj, jak gdyby za wszelką cenę usiłowały wypłynąć z powrotem w głąb morza, choćby rozrywając skrzela na szorstkich krawędziach lin. W okolicach Svalbardu drapieżniki nie były rzadkością – zdarzało się, że rybacy wyciągali na pokład młode foki grenlandzkie, lecz zwierzęta te zazwyczaj wydawały z siebie głośne, sobacze odgłosy, których nie sposób było pomylić z niczym innym, tymczasem wokół wciąż panowała do cisza. Przynajmniej do czasu, aż na pokładzie pojawiła się krew.
    Trudno było powiedzieć, skąd dokładnie wzięła się czerwień, która rozbryzła się po drewnianych deskach, brudząc wam twarze i rękawy, ani do kogo należała – jedynie, że jej źródło musiało być głęboko w sieci, pomiędzy ławicą wijących się ryb, podskakujących nerwowo za każdym razem, gdy ktoś z was napinał mięśnie, aby wciągnąć niewód przez burtę. Kiedy obie znalazły się u progu Krakena, czasu na reakcję pozostało bardzo niewiele – pierwszą osobą, która zauważyła chropowatą, zaplątaną we włókna skórę był Arthur, choć wystarczyła zaledwie chwila oraz pośpieszne spojrzenie Urmasa, aby oboje dostrzegli, że to, co sprawiało, że połów tak panicznie miotał się po pokładzie, miało zęby, przynajmniej trzy, być może cztery rzędy, ułożone równolegle jak u rekina, choć stworzenie przypominało raczej przerośniętą rybę o pojedynczym, lśniącym oku, które teraz wydawało się patrzeć nigdzie indziej, ale prosto na was. Wyglądało na to, że arktyczne dorsze nie zaspokoiły jego apetytu.

    INFORMACJE

    Wyłowione z morza stworzenie zaczyna rzucać się po pokładzie – każdemu z was przysługuje rzut kością k100 na sprawność fizyczną w celu uniknięcia ugryzienia. Próg powodzenia wynosi 60. Osoby, które w poprzedniej kolejce nie uzyskały progu na spostrzegawczość, otrzymują karę -5 do tego rzutu. Jeżeli uda wam się uniknąć ugryzienia, przysługuje wam drugi rzut kością k100 na magię natury w celu uzyskania od Proroku informacji o rybie (próg powodzenia wynosi 50) lub rzut na dowolne zaklęcie w celu opanowania zwierzęcia.

    CZAS NA ODPOWIEDŹ: 72h (do 22.04, 23:59)
    Widzący
    Synne Mikkelsen
    Synne Mikkelsen
    https://midgard.forumpolish.com/t3630-synne-mikkelsen-budowa#366https://midgard.forumpolish.com/t3637-synne-mikkelsen#36786https://midgard.forumpolish.com/t3636-magister-magicus#36785https://midgard.forumpolish.com/f118-synne-mikkelsen


    Mimo zmęczenia i rozdrażnienia, wykrzesała z siebie łagodny uśmiech w odpowiedzi na słowo nieznajomego i mocniej uchwyciła sieć. Musieli pociągnąć równo, tak, by sieć nie przechyliła się w jedną czy w drugą stronę, grożąc uwolnieniem zawartości. Synne zmarszczyła chmurnie brwi, wyraźnie skupiona na dobrym uchwycie palców i usztywnieniu nóg w kolanach.
    Na trzy? – zwróciła się do mężczyzny, szukając w jego oczach potwierdzenia. Po chwili dodała: – Synne.
    Siecią lekko szarpnęło, morze słonym jęzorem obmyło burtę, zachlapało jej skryte w rękawicach dłonie. Woda była dziwna, żywioł niespokojny, a jako istota z nim związana, odczuwała z tego tytułu całą gamę emocji – zdawało się, że prześlizgują się żyłami, pozostawiając po sobie lodowate przeświadczenie nadchodzącego morskiego kaprysu, który w normalnych okolicznościach zmusiłby ją do poszukania schronienia, sposobu na oparcie się fali; przymusowe wyrzucenie na brzeg podczas sztormu zawsze niosło ze sobą ryzyko śmierci i obrażeń z którymi nie poradziłaby sobie sama.
    Oblizała nerwowo wargi i przeciągnęła ponurym spojrzeniem po rozmytej linii horyzontu. Morze nie zdradziło jednak swych zamiarów, nie odezwało się łagodnym szeptem, nie przekazało podświadomego impulsu w rozbryzgującej się o statek fali, a osiadłe na twarzy Synne zimne krople przyniosły ze sobą jedynie znajomy smak soli.
    Raz… – zaczęła odliczanie, gdy jej towarzysz także uchwycił sieć i przyjął dogodną dla siebie pozycję. – Dwa… – Jeszcze mocniej zacisnęła palce, spięła mięśnie ramion. – Trzy! – Pociągnęli równocześnie, choć ciężar natychmiast wydał jej się niewłaściwy. Synne sapnęła ciężko, liny sieci naprężyły się, mięśnie zaprotestowały rozlewającym się pod skórą piekącym bólem, ale nie puściła. Prędzej wypadłaby za burtę razem z siecią, niż puściła, jakby utrzymanie się na nogach i ze zdobyczą w rękach miało udowodnić jej, że to już, że jest w stanie poradzić sobie sama, że nie potrzebuje już żadnych opiekunów, czyichś pleców ani renomy.
    To, co udało im się wspólnymi siłami wywlec z zimnej toni początkowo zatonęło pod mnogością brunatozielonych wstęg wodorostów, bijących o siebie ogonów i trzepoczących ciał. Zapach rybiej desperacji był wyraźny i doskonale znajomy; błyszczące łuskami stworzenia z podobną desperacją usiłowały umknąć przed jej kłami, gdy polowała w głębinach. Zmrużyła oczy, chciała osłoniła je dłonią przed kolejnym podmuchem wiatru, ale obie dłonie wciąż trzymała na sieci. Co było w jej wnętrzu? Co kryło się pod pragnącymi wolności rybami? Foka? Nie, to nie była foka – brakowało znajomego nawoływania, poza tym, gdy ją samą przygniótł rybny ciężar, ledwo mogła się w sieci ruszyć, a co dopiero mówić o…
    Myśli ucichły, jak ucięte nożem. Krew bryznęła nagle i niespodziewanie, ochlapała rękawice, rękawy, obfitą smugą naznaczyła jej twarz. Synne zacięła wargi z uporem. Nie wypuściła sieci, w ostatnim pociągnięciu w końcu wytargali ją na pokład. Gdy tylko uwolniła ręce, spróbowała otrzeć spływającą po policzku krew rękawem, ale efekt był raczej mizerny, wciąż czuła zastygającą na skórze smugę, zapach wciąż świdrował jej zmysły. Nie był przyjemny, ale nie budził mdłości, podobnie jak rozciągnięta na deskach czerwień nie skręcała jej trzewi w panice, a budziła ospałe pokłady adrenaliny, stawiając ją w stanie podwyższonej gotowości.
    To, co rzucało się w sieci dostrzegła zbyt późno, a nagła trzeźwość wywołana stanem zagrożenia nie objęła jeszcze całego ciała. Odsunęła się, gdy tajemnicze stworzenie rzuciło się po pokładzie, chcąc uniknąć jego imponujących zębów i spróbowała skupić myśli na ścieżkach własnej pamięci – widziała już kiedyś coś podobnego? Uciekała przed czymś takim? Wspomnienia migały jedno po drugim jak w kalejdoskopie, ale ryba wciąż była irytująco niespokojna, a jej zęby błyszczały obietnicą tępego bólu.

    |nie wiem, czy to tak działa, ale posiadam atut Akrobaty, który daje mi +5 do rzutu kością na dowolne czynności wykorzystujące zwinność postaci (np. unikanie ciosów, taniec, wspinaczka). Jeśli atut wlicza się do rzutu na sprawność (pozostawiam tę kwestię do rozsądzenia przez Proroka, bo bez tego atutu jestem pierwszą ofiarą jednookiego stwora), to wtedy drugi rzut chciałabym wykorzystać na uzyskanie informacji o rybce naszej pięknej <3 atut Akrobata wlicza się do rzutu na sprawność w tej turze, nieuzyskanie progu na spostrzegawczość w poprzedniej turze daje jednak karę -5 do rzutu. 50 + 5 - 5 = 50 < 60 (próg powodzenia)


    Looking for trouble and if I cannot find it,
    I will create it
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Synne Mikkelsen' has done the following action : kości


    'k100' : 50

    --------------------------------

    'k100' : 98
    Widzący
    Gurra Mickelson
    Gurra Mickelson
    https://midgard.forumpolish.com/t3571-gurra-mickelson#35956https://midgard.forumpolish.com/t3623-gurra-mickelsonhttps://midgard.forumpolish.com/t3624-wartahttps://midgard.forumpolish.com/


    Zmęczenie miesza się z zaskakującą obojętnością, która wynika z wcześniejszego zawieszenia w refleksyjnym niebycie, z pustki kołaczącej w głowie. Wciąż nie może się doliczyć od ilu to już godzin nie zmrużyli oka. Dwie noce, dwa dni to przecież wcale nie tak dużo. Może to wiatr smagający twarz, mieszające się ze sobą odcienie błękitu, sprawiają, że ten okres wydaje mu się o wiele dłuższy niż w rzeczywistości. Wstając nie od razu odzyskuje równowagę, słania się przez chwilę na nogach, zanim udaje mu się pewniej na nich stanąć.
    - Gurra - rzuca w odpowiedzi, zanim chwyta za sieci. Odwzajemnia uśmiech. Potrząsa głową, potakując, rzeczywiście, najlepiej będzie zdecydować się na dokładną synchronizację wykonanych ruchów. Jest w tej chwili coś ożywczego, w tym przyjaznym, nawet jeśli bladym uśmiechu posłanym ku nieznajomej i w braku oceniającego spojrzenia jako odpowiedzi. Od tygodni konfrontuje się jedynie z takimi reakcjami na swój widok. Ta krótka wymiana zdań na ułamek sekundy nieco naiwnie rozbudza nadzieję, że wszystko może jeszcze wrócić do normy, że ktoś może jeszcze spoglądać na niego całkiem normalnie, bez niechęci, chociaż od dłuższego czasu wydaje mu się, że prawdę o sobie ma wypisaną na czole. Tchórz, zdrajca, oszust, gnida. Z ulgą przyjmuje, że w głowie nieznajomej na pewno nie pojawi się żadne z tych określeń.
    Unika więc wzroku Urmasa, dla niego przecież nie jest wcale niewiniątkiem. Kątem oka dostrzega jednak, że ten, wraz z towarzyszącym mu mężczyznom, chwyta za przeciwną stronę sieci, również zapiera się o pokład statku. Gurra skupia się jedynie na tym, co znajduje się za burtą, łapię tę krótką chwilę oddechu, stara się usunąć chłopaka ze swojego pola widzenia. bo sam widok twarzy Laine przypomina mu swoje ostatnie grzechy. Mimo że ten zdaje się wciąż go nie rozpoznawać, jakby zupełnie wyparł go z pamięci.
    Spogląda więc wszędzie byle nie na niego. Na szczupłe dłonie towarzyszki obleczone w rękawiczki, na przemoknięte buty, mokre od wody niekiedy przelewającej się przez burtę. Jego wzrok spoczywa w końcu na lśniących pośród wody rybich łuskach, drobnych stworzeniach wplątanych w sieć. Krzywi się nieznacznie, bo ten widok jak zwykle przypomina mu jego własną przypadłość, rybicę. Na szczęście raczej jedynie dokuczliwą niż uniemożliwiającą normalne życie, zresztą morski klimat wyraźnie mu służy. Jego skóra pozostaje wyjątkowo gładka, nie pojawiają się na niej charakterystyczne zmiany.
    Zapiera się stopami o pokład tak mocno, że gdy czerwona maź bryzga mu prosto w oczy, dokładnie w momencie, w którym przeciążona sieć upada na drewniane podłoże, podskakuje w zaskoczeniu i dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, że to krew. Szkarłat klei się do policzków, powolnie spływa do ust. Gurra wyplątuje palce z oczek sieci, odskakuje gwałtownie, ocierając twarz rękawem zupełnie przemoczonej kurtki. Spluwa za burtę, chcąc pozbyć się z ust charakterystycznego żelaznego posmaku. To, co znajduje się pośród sieci jest zdecydowanie większe niż przypuszczali. Szarpie się nieznośnie na boki, jakby w szale. Nie widzi dokładnie jakie stworzenie się zaplątało, ale zważywszy na szkody jakie ze sobą przynosi, musi chodzić o coś więcej niż zwykłą rybę.
    - Seinn - rzuca zaklęcie, próbując uruchomić zwierzę zaplątane w sieć, aby móc nieco lepiej mu się przyjrzeć.  

    unik : 95 + 20 - 5 = 110

    Seinn (Tarde) – spowalnia magiczne stworzenie lub człowieka (działa II tury).
    Próg: 30 osiągnięty (35 magia użytkowa + 8)
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Gurra Mickelson' has done the following action : kości


    'k100' : 95

    --------------------------------

    'k100' : 8
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Senność odbiera siły, ciało zdaje się słabe i mizerne, a sieć, choć ciąży w dłoniach, chociaż przypomina o sobie nieprzyjemnym bólem na krańcach ramion nie sięga wystarczająco głęboko, aby otrzeźwić i wyrwać zupełnie z tego otumanienia. Krople słonej wody spływają leniwie po twarzy, po dłoniach, czuje smak soli w ustach, ten nieodłączny element prześladuje go wspomnieniami wraca do obrazów z przeszłości, gdy wypuszczał się na spokojne wody morza, by w spokoju oddać się tej praktycznej umiejętności pozyskiwania dóbr z głębin morskich. Jego wzrok sunie za ciemnowłosą kobietą i osiada na mężczyźnie ich głosy brzmią, jak stłumione, a wszak dzielił ich nieznaczny dystans. Nie ma czasu na dziwienie się temu, gdyż sieci ciążą znacznie bardziej, niż powinny. Dziesiątki wilgotnych rybich ciał wije się szukając drogi wyjścia liny zdają się drgać znacznie intensywniej, ale nie daje za wygraną i wraz z towarzyszącym mu za plecami mężczyzną osiągają cel. Wówczas to w ogólnym kotle i plątaninie podłużnych ciemnych kształtów dostrzega coś, co napawa go niepokojem. Osobnik znacznie odstaje od reszty, a panika ryb zdaje się zupełnie zasadną, wnet czerwień barwi deski pokładu. W powietrzu poza solą, glonami i rybim fetorem wyczuwalny, jest również strach, ten wije się niczym węgorz w sieci i szuka drogi ucieczki, przed niebezpieczeństwem.
    Nieznaczny unik pozwala mu złapać dystans, wobec stwora, który targa się w sieci i miota po śliskim pokładzie. Czuje jak adrenalina powoli przepędza zmęczenie, a mięśnie dotychczas ciążące, jakby były odlane z ołowiu, teraz przypomniały sobie o potencjale, jaki w nich drzemie. Był przyzwyczajony do chwiejnego, niepewnego podłoża, jego stopy odnajdywały się na nim, a błędnik pozwalał zachować równowagę. Obejrzał się za plecy, odnajdując twarz chłopaka, z którym przyszło mu współpracować.  – Odsuń się! – ponagla, zaniepokojony, głosem pewnym siebie nawykłym do kierowania poleceń marynarzom.
    Początkowy strach przechodzi w determinację do uporania się z niechcianym pasażerem, lecz ciekawość bierze górę nad pierwotnymi zamiarami i nie sięga po żaden śmiertelny czar, w tym przypadku stawiając na zapobiegliwość. – Dýrin-svæfđur – w głosie dźwięczy determinacja; zamiaruje odesłać stwora w objęcia przymusowej drzemki.    


    unik: 48+30=78
    Dýrin-svæfđur (Somnae animali) – sprawia, że magiczne stworzenie zapada na II tury w sen. Nie działa na ludzi.
    Miłośnik Pojedynków: +5 do rzutu kością na zaklęcia ofensywne i defensywne.
    99+20+5=124
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Arthur Mortensen' has done the following action : kości


    'k100' : 48

    --------------------------------

    'k100' : 99
    Widzący
    Urmas Laine
    Urmas Laine
    https://midgard.forumpolish.com/t3472-urmas-laine#35617https://midgard.forumpolish.com/t3552-urmas-laine#35654https://midgard.forumpolish.com/t3551-juku#35653https://midgard.forumpolish.com/


    Płynność przychodzi z falami. Drżącymi szeptami, zachowanymi między stronicami wody, przepadającymi bez wieści przy interakcji z drugim żywiołem. Z powietrzem, cząsteczkami, manewrującymi między kręgami żywego organizmu. Zmarszczki się wygładzają, lata przychodzą i odchodzą. Uderzają przypominając. Urmas się zapiera. Traci możliwość zaczerpnięcia pełnego oddechu. Pragnie wyrzucić z głowy twarz, po której palce chcą błądzić jak po płótnie, drewnie, plastelinie, kamieniu. Zapoznać się dokładnie ze stopniem miękkości, rozkładem znamion, ilością rzęs, ze wgłębieniami pozostawionymi przez upływ czasu i rozterki. Nie wie i chce wiedzieć. Ta potrzeba jest przelotna, bardzo egoistyczna i bardzo niepodobna do niego. Chce wiedzieć, dlaczego nie mogą być sobie obcy i co oznaczają te spojrzenia. O ile cokolwiek mają one oznaczać.
    Jest wystarczająco daleko. Tak daleko jak pozwala mu na to wielkość pokładu, rozłożenie beczek i przytwierdzonych do statku elementów, pełniących określoną i nieznaną mu funkcję.
    Jest wystarczająco daleko. Tak daleko jak pozwalają mu na to trzymające w ryzach olbrzymi ciężar sieci i towarzyszący mu mężczyzna. Ten drugi, wcześniej poznany i rozpoznany, koncentruje się na swoim przydziale, wspomagając nieznajomą o ślicznych, poetyckich ustach, gotowych zwieść dowolnego żeglarza. Urmas wyłapuje niemożliwy do rozszyfrowania ciąg dźwięków. Są miłe i łagodne. Działają uspokajająco. Są skierowane do silnych dłoni i zagubionych jasnych oczu. Do zwątpienia, niedającego się nazwać.
    Próbuje się odciąć. Od nich. Od niego. Od siebie. Od tworów własnych wyobrażeń, oczekujących przywołania.
    Jest tu po coś. Ma cel i potrzebuje złapać oddech w pełni, zaprzeć się mocniej stopami i walczyć za pomocą ust, co szepczą słowa modlitwy. Zna imiona tych właściwych, wie co poświęcić, by otrzymać ich przychylność. Ruchy statku przetrzepują mu trzewia. Podróżują one zgodnie z kierunkiem fal, obmywane przez kwasy żołądkowe, wstępujące na nowe tereny ciała Laine'a.
    Są liczby, wyszeptywane zapewnienia, że jeszcze trochę, że to niedaleko i będą na miejscu. Woda będzie sprzyjać, a słońce odpuści. Tylko odrobinę. Tylko ta jedna kropla poświęcenia. Urmas ciągnie dalej, szarpie, haratając sobie dłonie, doprowadzając do powstania nowych pamiątek. Nie puszcza, w rytm melodii, jedynej chroniącej od obezwładniającego szaleństwa, wbijając swoje mocno znoszone obuwie w drewniane deski. Jest za maską, a za maską mogą znikać słone krople potu. Na łzy go nie stać, za długo już nie śpi. Następna próba oddechu. Nie wie jak i kiedy udaje mu się dokończyć cały proces wymiany gazów. Dzieje się to bez jego kontroli.
    Pozostaje posłuszny, pod wpływem rozkazu lwiej grzywy, dzierżąc materiałowe sploty i przesuwając nimi między palcami. Chce wyczuć, ile potrzebuje siły i jak długo wytrzyma, skazując siebie na dalsze próby wytrzymania narastającego ciężaru. Uderzenia przybierają na sile, stworzenia kotwiczą się z przerażeniem we włókiennej pułapce. Poza nimi nic. Żadne symfonie piskliwych błagań o wolność i powrót do podwodnego domu. Nic, tylko wicie się nieporadne, morze i ich sapanie.
    Jedno oko Urmasa pomyka ku nieznajomemu. Ku temu, z którym pracuje, z którym wyciąga zawartość zgodnie z padającymi rozkazami. Drugie jest skupione na tym, co ma przed sobą. To wystarczy na przyspieszoną reakcję. Na krew ochoczo pokrywającą platformę, na której się znajdowali i ich samych. Ochrzczona zostaje i jego maska. Zębiska błyszczą groźnie w świetle niekończącego się dnia. Łut szczęścia i reakcje towarzysza w połowie, pozwalają mu przezwyciężyć niedogodności.
    Bogowie czuwają. Wierzy w boską litość jak i ufa słowom, co padają z obcych ust. Nie musi mówić, jego czyny wystarczają. Odsuwa się przekonany o właściwych intencjach tego drugiego. I chce mu pomóc, mimo że zmęczenie wysysa z niego wszystko, co może.
    Adrenalina jeszcze próbuje ustać, popchnąć do waleczności. Liczne morskie krople chowające się chciwie w zakamarkach jego ubrań, nie pozwalają zrobić pełnego użytku z poranionych dłoni.
    Przystaje i przygląda się stworzeniu z pewnej odległości, próbując namierzyć słabe punkty. Szuka tych strzępek, co mogą go doprowadzić do rozszyfrowania, z czym właściwie mają do czynienia.



    Pierwszy rzut: unik: 95 (udane)
    Drugi rzut: informacja o rybie: 58 (udane, nie wiem czy coś jeszcze sobie za coś dodaję, ale jak tak to chętnie się dowiem, bo się uczę dzielnie!)


    My river's slowing down
    Know where you'll wind up
    Cross my water 'til you drown
    I feel it
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Urmas Laine' has done the following action : kości


    'k100' : 95

    --------------------------------

    'k100' : 58
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Niepokój wzmagał się i puchł, sprawiając, że morskie powietrze, już wcześniej wilgotne i szorstkie od soli, stało się ciężkie jak podczas burzy – ci z was, którzy mieli doświadczenie poza lądem, mogli zauważyć, że woda, która dudniła o burty i rozlewała się po deskach pokładu, stała się wyjątkowo niespokojna, tworząc niewielkie wiry i kołtuny piany, aż zaczęła przywodzić na myśl ogromne, żywe stworzenie, które usiłowało uwolnić się od tego, co spoczywało na dnie; gdyby nie słońce, które wciąż utrzymywało się nad horyzontem, nadając niebu bladego odcienia błękitu, tak jasnego, że w niektórych miejscach przypominał oślepiającą biel, można by pomyśleć, że nad Svalbard nadciągał sztorm – pomiędzy szmerem sieci, a wzmożonymi wysiłkiem wspólnych oddechów, wokół dało się usłyszeć również dźwięk odległego dudnienia i brzdęk, który przypominał uderzenie metalu o metach, horyzont wciąż był jednak przygnębiająco pusty, nawet kormorany, które dotąd przelatywały nad statkiem lub przysiadały odpocząć na szczycie masztów, z ogromnymi, czarnymi skrzydłami łopoczącymi o żagle, teraz wydawały się zupełnie zniknąć, jak gdyby obawy, które rosły pod skrońmi, dotknęły również ażurowych, ptasich czaszek. To, co wydarzyło się na statku, pozostawiło jednak niewiele czasu na kontemplację krajobrazu.
    Sieci legły za burtą jak dwa ogromne i martwe ciała, z sierścią śliską od wodorostów – uwięzione wewnątrz ryby uderzały ogonem o drewno, niektóre wślizgiwały się pomiędzy otwory w niewodzie, zatrzymując się w ciasnych obręczach materiału, przestraszone i wilgotne od wody i krwi; próbowały uciec – nie od szorstkich, marynarskich dłoni, ale od stworzenia, które uwięzło w sieci razem z nimi. Zwierzę, którego ułożone rzędami zęby łyskały złowrogo w bladym świetle dnia polarnego, przypominała ryby głębinowe, żyjące znacznie niżej niż sięgały marynarskie włoki, rozmiarem dorównywało natomiast kotu, żaden kot nie wzbudzał jednak podobnego lęku – ogromne, pojedyncze oko wydawało się prawie ludzkie, jakby świadomie obserwowało was z perspektywy pokładu, zataczało źrenicą okręgi po zżółkłym białku i zapamiętywało każdą z pochylonych nad nim twarzy. Zanim wszyscy mielibyście szansę odsunąć się od niewodu, ryba poruszyła się gwałtownie, rozwierając i zaciskając szczęki, aż jej krótkie, ostre zęby nie zacisnęły się na łydce Synne, powodując intensywny, piekący ból, niepodobny do ugryzienia żadnego innego stworzenia, które dotąd spotkała pod wodą – na wasze szczęście wyglądało na to, że polowała w pojedynkę, a kiedy zastygła w miejscu, uczepiona kobiecej nogi, zaklęcia Arthura i Gurry trafiły ją ze spodziewaną precyzją: najpierw jej ruchy stawały się powolne i zmęczone, a szczęki rozkurczyły się, pozwalając krwi wyciec spod skóry na pokład, następnie lśniące oko zamarło w miejscu, czyniąc rybę zupełnie bezwładną, lecz wciąż przytomną. Wyglądało na to, że bezsenność, która dotknęła was, obejmowała znacznie szerszy obszar niż tylko Krakena.
    Co u diabła tu się dzieje?! – Havard opuścił ręce ze steru, gniew, który panował na jego twarzy zmienił się natomiast w wyraz niepokoju, który na twarzy kogoś, przed kim morze nie miało rzekomo żadnych tajemnic, bynajmniej nie wzbudzało ulgi. – Nigdy nie widziałem niczego podobnego – odparł, nachylając się nad śliskim, rybim ciałem, po czym przesuwając wzrok na ranę, którą stworzenie pozostawiło na łydce Synne. – Będzie się paskudnie goić. Wyrzućcie to za burtę – burknął, nie precyzując, czy chodziło o Synne czy o rybę i marszcząc brwi w wyraźnej konsternacji, jakby przez chwilę sam się nad tym zastanawiał – w końcu szturchnął jednak podeszwą bezwładne, zwierzęce ciało. Korzystając z tego, że stworzenie tymczasowo nie mogło zrobić wam krzywdy, wszyscy mieliście możliwość przyjrzeć mu się bliżej – rzeczywiście nie wyglądało jak nic, co można by odnaleźć w zoologicznych księgach i choć Synne wydawało się, że coś jej przypomina, ból i sącząca się krew skutecznie uniemożliwiała jej skupienie się wystarczająco mocno, aby pochwycić tę myśl między palcami. Urmas, który stał najbliżej, dostrzegł tymczasem coś niepokojącego – pomiędzy łuskami znajdowały się dziwne, srebrne zrosty, jakby ciało stworzenia uległo zbyt szybkiemu wzrostowi lub zostało zniekształcone za pomocą magii. Tam, gdzie powinno znajdować się drugie oko, nie było łusek, lecz przerośnięta skóra, zakrywająca coś, co kiedyś znajdowało się pod spodem – cokolwiek to było, z całą pewnością nie stanowiło skutku ewolucji.
    Mam złą wiadomość – odezwał się Havard, który w chwili waszej nieuwagi odstąpił kawałek dalej i teraz stał pod masztem, przyglądając się, jak wiatr dudnił coraz mocniej w materiałowy żagiel. – Stoimy w miejscu. – i rzeczywiście – wyglądało na to, że pomimo wiatru Kraken pozostawał zupełnie nieruchomy.

    INFORMACJE

    Każdemu z was przysługuje rzut kością k100 na dowolną akcję. Synne, do czasu zatrzymania krwawienia, otrzymuję karę -5 do każdego rzutu.

    CZAS NA ODPOWIEDŹ: 72h (do 06.05, 23:59)
    Widzący
    Synne Mikkelsen
    Synne Mikkelsen
    https://midgard.forumpolish.com/t3630-synne-mikkelsen-budowa#366https://midgard.forumpolish.com/t3637-synne-mikkelsen#36786https://midgard.forumpolish.com/t3636-magister-magicus#36785https://midgard.forumpolish.com/f118-synne-mikkelsen


    Choć otępienie wywołane bezsennością przecięła na chwilę wstęga adrenaliny, jej ciało wciąż pozostawało niewygodnie ociężałe i powolne, jakby zatopione w beczce oleju. Ryba zwinęła się w bezwarunkowym odruchu, strzeliła ogonem w powietrze, a ułamek sekundy później już wgryzała się w jej łydkę. Synne zdusiła okrzyk zaskoczenia; ten zastąpiło gardłowe warknięcie niepodobne ludzkiemu, a piekący ból rozbudził w niej chęć odwetu. Niskiego, zwierzęcego instynktu, który nakazywał atakować w chwilach takich jak ta, kiedy ucieczka zdawała się już niemożliwa, a woń krwi zastępowała zapach soli. Rozerwana pomiędzy odruchem sięgnięcia po nóż, a chęcią zatopienia w rybim cielsku zębów, straciła kolejnych parę sekund, które wykorzystali inni. Ryba oberwała zaklęciami, powoli zastygła w bezruchu, a gdy rozluźniła szczęki, Synne cofnęła się o kolejne dwa kroki, oparła się biodrami o burtę i spojrzała w dół, na zranioną nogę. Czerwień zdążyła już zabarwić nogawkę spodni, czuła także przenikliwy chłód w miejscu rozerwanej tkanki.
    Kurwa mać – podsumowała burkliwie i osunęła się po burcie na pokład, usiadła. Gdy odezwał się kapitan, już była w połowie podwijania nogawki. Uchwyciła jego spojrzenie; wyrok jej się nie spodobał. Ostatnie czego teraz było jej trzeba, to paskudnie gojąca się rana.
    Dreyri létta. – Nakryła dłonią ugryzienie, sięgnęła po magię. Ta krążyła w żyłach ospale. Niechętnie.
    Kolejny rozkaz rozbrzmiał w powietrzu. Synne nie ruszyła się z miejsca, ponurym spojrzeniem lustrując każdego z obecnych żeglarzy, jakby chciała w ten sposób sprawdzić kogo tyczy się polecenie kapitana. W zaciszu własnego umysłu wykiełkowała w niej myśl, że gdyby to ją postanowili wyrzucić za burtę – zawsze mogłaby wpierw spróbować uratować się aurą. Omotać któregoś z żeglarzy, albo nawet samego kapitana, byleby nie chciał się z nią rozstawać. Z raną, nawet tak niewielką jak to ugryzienie, nie chciała się przemieniać. W wodzie, po śladach krwi, mogłoby ją dopaść coś o wiele szybszego i groźniejszego niż para ludzkich rąk.
    Ostatecznie jednak, polecenie nie dotyczyło jej, co wywołało w niej przewrotne poczucie ulgi. Przesunęła się na bok, nie chcąc zawadzać przy wyrzucaniu cholerstwa z powrotem w wodę, ale wciąż trzymała plecy przy burcie, odruchowo pilnując by choć jedna strona była osłonięta, bezpieczna.
    Noga nadal dokuczała, a prorocze słowa kapitana zaczynały się spełniać – ból uniemożliwiał jej nie tylko skupienie magii, ale i wspomnień, czy myśli. Kształt ryby, jej łusek, to oko… wydawało jej się, że na skraju świadomości zamajaczyło jakieś wspomnienie, skojarzenie, ale nim przyjrzała mu się bliżej – zniknęło, jakby porwane podmuchem wiatru.
    Synne zgrzytnęła zębami i w milczeniu mocniej docisnęła dłoń do rany. Jeśli magia miała ją zawieść – zawsze pozostawała opcja zwykłego bandaża. Rozejrzała się po pokładzie w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby przypominać apteczkę, zahaczyła także spojrzeniem o wzdęty żagiel. Faktycznie, powinni pruć do przodu. I gdyby tylko nie pomysły Norn, zapewne tak właśnie by było.

    Dreyri létta (Sanguinem Mitto) – powoduje zatrzymanie krwotoku zewnętrznego.
    Próg: 50
    1 + 5 - 5 = 1


    Looking for trouble and if I cannot find it,
    I will create it
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Synne Mikkelsen' has done the following action : kości


    'k100' : 1
    Widzący
    Gurra Mickelson
    Gurra Mickelson
    https://midgard.forumpolish.com/t3571-gurra-mickelson#35956https://midgard.forumpolish.com/t3623-gurra-mickelsonhttps://midgard.forumpolish.com/t3624-wartahttps://midgard.forumpolish.com/


    Zazwyczaj każde jego działanie było przemyślane, nawet jeśli z racji wykonywanego zawodu arcy szybka analiza sytuacji zajmowała mu mniej niż kilkadziesiąt sekund. Teraz czuje się jednak stworzeniem niezwykle powolnym, oddzielonym od własnego ciała. Każda kolejna myśl rodzi się w umyśle o wiele dłużej niż zwykle, a ruchy wydają się wręcz karykaturalnie spowolnione. Niemrawość kolejnych gestów wyrasta do niemal teatralnej rangi, Gurra zmusza się do rytmicznego pociągana za sieci, wydaje mu się, że wykonał ten ruch tyle razy, że nikogo nie powinno dziwić, że już stracił rachubę. A tak naprawdę ma za sobą jedynie kilka letargicznych pociągnięć.
    Wlepia wzrok w umięśnione ramiona drugiego z mężczyzn, Artura, zdaje się szukać w nich inspiracji, abstrakcyjnej siły, wybrzmiewającego w jego ruchach niemego rytmu - odnosi wrażenie, że to wszystko, no może bez tej dziwnej bezsenności, jest nieznajomego rutyną, nieodłącznym elementem codzienności. Twarz ma strzaskaną od wiatru, który zdaje się wplatać w jego włosy jak szczupłe palce przeczesujące na powitanie loki starego przyjaciela. Podskakuje mimowolnie, gdy słyszy ostry ton mężczyzny, nawet jeśli nie jest on skierowany do niego samego. To nagły impuls znowu gwałtownie wyrywający go z dziwacznego letargu. Kolejnym okazuje się zwierzęce warknięcie wydobywające się z kobiecych ust.
    Gurra waha się przez moment, dostrzega, że zaklęcie zadziałało, udaje im się uruchomić nienazwane stworzenie, którego nie potrafi nazwać. Nawet nie próbuje szukać w głowie jakiejś konkretnej nazwy, czy skojarzeń mogących doprowadzić do nagłego olśnienia. Magia natury nigdy nie była jego mocną stroną, bestiariusz przewertował może kilka razy w życiu, raczej ślizgając się wzrokiem po obrazkach, niż wczytując się w opisy nierzadko pełne nieco egzotycznych słów.
    Mimowolnie parska pod nosem karykaturą śmiechu w odpowiedzi na szczególnie dwuznaczną uwagę kapitana. Ignoruje rozkaz, skupiając całą uwagę na kobiecie i na jej próbie zatamowania krwotoku. Zbliża się do Synne i kuca zaraz obok, chcąc znaleźć się na jej poziomie. Powstrzymuje się przed wypowiedzeniem na głos myśli, że rzeczywiście rana nie wygląda najlepiej. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw, dochodzi do wniosku, że ma zdecydowanie o wiele większe zaufanie do swoich zdolności w dziedzinie magii leczniczej niż w znajomości natury. Nagłe oświecenie do niego nie przyjdzie, umysł raczej nie podsunie mu nazwy szkarady zajmującej w tym momencie chyba co najmniej połowę pokładu.
    - Dreyri létta - powtarza po niej, stanowczo, starając się, aby zaklęcie nie zabrzmiało głucho. chcąc odpowiednim tonem nadać zaklęciu mocy. Pozwala sobie nieco odgarnąć rozerwaną nogawkę spodni i dokładniej przyjrzeć się ranie. Równocześnie uderza go dziwne uczucie nagłej stabilizacji, zaskakującego bezruchu… Zupełnie jakby… Podnosi się z kucek, zbliża do burty i rzuca okiem na spokojne morze. Zakrwawione dłonie wyciera o przemoczone spodnie.
    Rzeczywiście. stoją w miejscu.

    Dreyri létta (Sanguinem Mitto) – powoduje zatrzymanie krwotoku zewnętrznego.
    Próg: 50

    65 + 5 = 70
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Gurra Mickelson' has done the following action : kości


    'k100' : 65
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Odczuwał dziwne napięcie, które pomimo zażegnania zagrożenia w postaci niezidentyfikowanych stworzeń morskich nie znikało, ba wręcz z całą pewnością, mógł to stwierdzić narastało. Przeczucie, ten instynkt człowieka, który od zakończenia swojej, jakże krótkiej edukacji był związany z morzem nierozerwalnie nie zawodził nigdy. Gdy pokład zakołysał się zdradliwie, a fale wokół kadłuba zabulgotały białym gejzerem piany zmartwiał, lecz głos kapitana skupił jego uwagę, chociaż na moment, tak aby oddalić się od zdradliwej krawędzi łajby i podążyć wzrokiem za tym, co się wydarzyło na pokładzie.
    Zmęczenie zarówno psychiczne, jak i fizyczne uderzało z mocą. Sól osiadała na ustach, wręcz wydawało się, że powietrze jest nią przesycone do granic możliwości, a może to tylko jego iluzja? Może to wszystko mu się jedynie śni, bo przecież dziwaczne ryby z głębin wyglądają jak wyrwane z koszmaru. I jakby chcąc zażegnać wątpliwości, tyczące snu na jawie sięga po osęk i wprawnym ruchem wpija ostry koniec w ciało dziwnej potwory, tym samym ukróca jej żywot, czymkolwiek w istocie była. Rzucany zza plecami czar towarzysza o delikatnych rysach twarzy upewnia marynarza o podjęciu podobnej decyzji.
    Kątem oka dostrzega, jak ranna kobieta jest opatrywana przez przystojnego mężczyznę, który z wprawą rzuca adekwatne zaklęcia. Wszystkie te działania zdają się być spowolnione i rozmyte, niczym granica snu, tego obrazu, jaki dostrzegamy, kiedy dryfujemy w obłokach sennych marzeń. Niepokój jednak pozostaje i dlatego decyduje się przerwać moment zawahania.
    Véurr – skupia się na zaklęciu i niepewnie kieruje swoje spojrzenie w kierunku najbliższej burty. Słyszał legendy, widział strach w oczach ludzi, którzy przeżyli spotkanie tym, co mieszkało na dnie, a co często omyłkowo mylone z mielizną lub samotną wyspą stanowiło punkt ostateczny na kursie jednostki.
    Odsuńcie się od burt – jego głos zdradzał wciąż tlącą się w piersi niepewność, lecz wolał zapobiegać, niż przeklinać bezczynność. Samemu stanął obok wątłego towarzysza, którego głos przy rzucaniu zaklęcia delikatnie drżał. Wrodzona odpowiedzialność za słabszych wypływała w momentach zagrożenia. – Stań za mną. Cokolwiek zobaczysz, nie wahaj się działać – nie chciał kończyć paskudnej myśli, którą miał na końcu języka. Obserwował kapitana jego doświadczenie, mogło okazać się zbawienne, lecz nie zamierzał wyłącznie na nim polegać i iść na dno wraz z tą śmierdzącą śledziami łupiną. Wiatr wypełniał powierzchnię żagli, a oni stali…  


    20+61=81
    Véurr (Circula Fidum) – tworzy pole w kształcie okręgu, które pozwala osobom rzucającym zaklęcie wyczuć wtargnięcie osób lub zwierząt wrogim nastawieniu. Pole działa jedynie w miejscu, w którym zostało rzucone i nie przemieszcza się wraz z rzucającym zaklęcie.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.