:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
Strona 2 z 2 • 1, 2
09.12.2000 – Katakumby, Norbotten –
+2
Nieznajomy
Arthur Mortensen
6 posters
Prorok
09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 14:31
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
First topic message reminder :
W ostatnim czasie o Haugaardzie, norweskim archeologu i poszukiwaczu artefaktów, było wyjątkowo głośno – o tym, co się stało w listopadzie, rozpisywały się niemal wszystkie gazety magiczne, w końcu jego wyprawa zakończyła się klęską i śmiercią najbliższego towarzysza i współpracownika, jakim był dla niego Vegard. Po tym, jak wreszcie udało mu się pozbierać po tym tragicznym wydarzeniu, postanowił podjąć kolejną próbę odnalezienia wartego fortunę naszyjnika. Nie po to, by się wzbogacić, lecz także niejako w hołdzie dla swojego niedawno, tragicznie zmarłego przyjaciela. Byli bardzo blisko celu, a jednak – ponieśli porażkę, dlatego tym razem był wręcz przekonany, że uda mu się dopiąć swego, jeśli tylko znajdzie odpowiednią drużynę, która wybierze się z nim w głąb szwedzkich katakumb. Nie było to łatwym zadaniem, zwłaszcza że z Vegardem tworzyli wyjątkowo zgrany duet – teraz jednak, w starciu z tym, co się znajdowało w środku tajemniczego grobowca na północy Szwecji, potrzebował kilkuosobowego wsparcia, które go ochroni w zamian za odpowiednią zapłatę. Wielu ludzi mu odmawiało, po ostatniej wyprawie uznając go za niespełna rozumu szaleńca, który jeszcze nie otrząsnął się po śmierci swojego współpracownika, dlatego szukał wszędzie, nieustannie wdając się w przypadkowe rozmowy z ludźmi w barach czy innych miejscach – nawet tam, gdzie teoretycznie nie powinien był się pojawiać. Był jednak zdania, że nie po to poświęcił kilka lat z życia, by teraz ktoś inny mógł przypisać sobie jego zasługi – to w końcu on odkrył lokalizację zaginionego naszyjnika.
Po kilku dniach intensywnych poszukiwań wreszcie udało mu się znaleźć chętnych, którzy – w tajemnicy przed innymi, a zwłaszcza przed jego rywalami – mieli udać się z nim na wyprawę. Haugaard dopiero ich poznał, ale nie miał wyjścia, jak zwyczajnie zaufać ich umiejętnościom i doświadczeniu. Był zadowolony z tego, że każdy z nich był na swój sposób inny, chociaż z Lumikki łączył go ten sam zawód i podobne zainteresowania. Arthur był z kolei członkiem Kompanii Morskiej i poszukiwaczem przygód, a Mikkel – wysłannikiem Forsetiego, którego siła i doświadczenie zdobyte w Kruczej Straży mogły być dziś niezbędne. Jako ostatnią znalazł niejaką Tove – mimo że nie brała wcześniej udziału w podobnych wyprawach, przemówiły do niego jej nadzwyczajne umiejętności. Więcej ludzi nie było mu trzeba – w takim składzie powinni sobie poradzić z tym, co czekało ich na miejscu. A byli już stosunkowo blisko dzisiejszego celu, który znajdował się w górzystym i mało zamieszkanym regionie Norbotten, nieopodal jeziora Sjangeli, gdzie spotkali się tuż o świcie. Dopiero potem żwawym krokiem ruszyli razem w kierunku katakumb.
– Jesteśmy – powiedział wreszcie Ernst Haugaard, gdy ich oczom, w otoczeniu niezwykle malowniczych gór, ukazał się tajemniczy grobowiec, o którym wcześniej tyle im opowiadał. Sam Ernst był dość niewysokim, pięćdziesięciokilkuletnim mężczyzną o dawno siwych już włosach i zmęczonym wyrazie twarzy – nie brakowało mu jednak zapału w oczach przed kolejną eskapadą. – To ostatni moment, by się wycofać. Ostrzegam was raz jeszcze, że grobowiec tylko wydaje się pusty. – Spojrzał tylko w kierunku zamkniętych wrót, wspominając swojego zmarłego przyjaciela. – Mówiłem wam o tym, że zginął tu mój współpracownik, Vegard, dlatego musimy być ostrożni. Każdy, nawet najmniejszy błąd, może rozjuszyć draugry, a to może nas kosztować życie. – Westchnął cicho pod nosem, po czym położył plecak na ziemi, by upewnić się, czy wszystko zabrał. – Co do naszyjnika, którego szukamy... Ma silne, ale nie do końca ustalone właściwości magiczne. Istnieje wiele domysłów co do jego działania, lecz żadne z nich nie są potwierdzone. Podobno stworzył go jeden z potężniejszych nekromantów w Skandynawii o imieniu Halfdan – wyjaśnił, po czym spojrzał na nich jeszcze raz. – Ostatnia szansa: macie jakieś pytania? Zabraliście wszystko, co wam potrzebne? Poza tym, kto z was najlepiej zna się na magii runicznej? – zapytał na wszelki wypadek mężczyzna, oczekując odpowiedzi z ich strony. W końcu najpierw trzeba było otworzyć grobowiec.
Na samym początku proszę was o wymienienie swojego ekwipunku, który macie ze sobą wraz z przysługującymi wam bonusami do statystyk. Dodatkowo możecie rozwinąć, w jaki sposób poznał was Ernst Haugaard – czy to przez osobę trzecią, czy przypadkowe spotkanie w barze, gdzie wywiązała się rozmowa dotycząca jego wyprawy w głąb Szwecji. Jest to post wprowadzający, dlatego wszelkie pozostałe informacje pojawią się dopiero w następnej turze.
09.12.2000
W ostatnim czasie o Haugaardzie, norweskim archeologu i poszukiwaczu artefaktów, było wyjątkowo głośno – o tym, co się stało w listopadzie, rozpisywały się niemal wszystkie gazety magiczne, w końcu jego wyprawa zakończyła się klęską i śmiercią najbliższego towarzysza i współpracownika, jakim był dla niego Vegard. Po tym, jak wreszcie udało mu się pozbierać po tym tragicznym wydarzeniu, postanowił podjąć kolejną próbę odnalezienia wartego fortunę naszyjnika. Nie po to, by się wzbogacić, lecz także niejako w hołdzie dla swojego niedawno, tragicznie zmarłego przyjaciela. Byli bardzo blisko celu, a jednak – ponieśli porażkę, dlatego tym razem był wręcz przekonany, że uda mu się dopiąć swego, jeśli tylko znajdzie odpowiednią drużynę, która wybierze się z nim w głąb szwedzkich katakumb. Nie było to łatwym zadaniem, zwłaszcza że z Vegardem tworzyli wyjątkowo zgrany duet – teraz jednak, w starciu z tym, co się znajdowało w środku tajemniczego grobowca na północy Szwecji, potrzebował kilkuosobowego wsparcia, które go ochroni w zamian za odpowiednią zapłatę. Wielu ludzi mu odmawiało, po ostatniej wyprawie uznając go za niespełna rozumu szaleńca, który jeszcze nie otrząsnął się po śmierci swojego współpracownika, dlatego szukał wszędzie, nieustannie wdając się w przypadkowe rozmowy z ludźmi w barach czy innych miejscach – nawet tam, gdzie teoretycznie nie powinien był się pojawiać. Był jednak zdania, że nie po to poświęcił kilka lat z życia, by teraz ktoś inny mógł przypisać sobie jego zasługi – to w końcu on odkrył lokalizację zaginionego naszyjnika.
Po kilku dniach intensywnych poszukiwań wreszcie udało mu się znaleźć chętnych, którzy – w tajemnicy przed innymi, a zwłaszcza przed jego rywalami – mieli udać się z nim na wyprawę. Haugaard dopiero ich poznał, ale nie miał wyjścia, jak zwyczajnie zaufać ich umiejętnościom i doświadczeniu. Był zadowolony z tego, że każdy z nich był na swój sposób inny, chociaż z Lumikki łączył go ten sam zawód i podobne zainteresowania. Arthur był z kolei członkiem Kompanii Morskiej i poszukiwaczem przygód, a Mikkel – wysłannikiem Forsetiego, którego siła i doświadczenie zdobyte w Kruczej Straży mogły być dziś niezbędne. Jako ostatnią znalazł niejaką Tove – mimo że nie brała wcześniej udziału w podobnych wyprawach, przemówiły do niego jej nadzwyczajne umiejętności. Więcej ludzi nie było mu trzeba – w takim składzie powinni sobie poradzić z tym, co czekało ich na miejscu. A byli już stosunkowo blisko dzisiejszego celu, który znajdował się w górzystym i mało zamieszkanym regionie Norbotten, nieopodal jeziora Sjangeli, gdzie spotkali się tuż o świcie. Dopiero potem żwawym krokiem ruszyli razem w kierunku katakumb.
– Jesteśmy – powiedział wreszcie Ernst Haugaard, gdy ich oczom, w otoczeniu niezwykle malowniczych gór, ukazał się tajemniczy grobowiec, o którym wcześniej tyle im opowiadał. Sam Ernst był dość niewysokim, pięćdziesięciokilkuletnim mężczyzną o dawno siwych już włosach i zmęczonym wyrazie twarzy – nie brakowało mu jednak zapału w oczach przed kolejną eskapadą. – To ostatni moment, by się wycofać. Ostrzegam was raz jeszcze, że grobowiec tylko wydaje się pusty. – Spojrzał tylko w kierunku zamkniętych wrót, wspominając swojego zmarłego przyjaciela. – Mówiłem wam o tym, że zginął tu mój współpracownik, Vegard, dlatego musimy być ostrożni. Każdy, nawet najmniejszy błąd, może rozjuszyć draugry, a to może nas kosztować życie. – Westchnął cicho pod nosem, po czym położył plecak na ziemi, by upewnić się, czy wszystko zabrał. – Co do naszyjnika, którego szukamy... Ma silne, ale nie do końca ustalone właściwości magiczne. Istnieje wiele domysłów co do jego działania, lecz żadne z nich nie są potwierdzone. Podobno stworzył go jeden z potężniejszych nekromantów w Skandynawii o imieniu Halfdan – wyjaśnił, po czym spojrzał na nich jeszcze raz. – Ostatnia szansa: macie jakieś pytania? Zabraliście wszystko, co wam potrzebne? Poza tym, kto z was najlepiej zna się na magii runicznej? – zapytał na wszelki wypadek mężczyzna, oczekując odpowiedzi z ich strony. W końcu najpierw trzeba było otworzyć grobowiec.
Na samym początku proszę was o wymienienie swojego ekwipunku, który macie ze sobą wraz z przysługującymi wam bonusami do statystyk. Dodatkowo możecie rozwinąć, w jaki sposób poznał was Ernst Haugaard – czy to przez osobę trzecią, czy przypadkowe spotkanie w barze, gdzie wywiązała się rozmowa dotycząca jego wyprawy w głąb Szwecji. Jest to post wprowadzający, dlatego wszelkie pozostałe informacje pojawią się dopiero w następnej turze.
Mikkel Guldbrandsen
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 14:46
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Nie mogli pozostać bez światła, to równałoby się właściwie pewnej śmierci w tych niezbadanych, pogrążonych w mrocznych ciemnościach katakumbach, w których czaili się nieumarli. Mikkel nie mylił się twierdząc, że zaklęcie wybrane przez Artura było zbyt słabe. Nie miało szansy, aby rozproszyć całą ciemność wokół nich; zgasło zaraz, oni zaś potrzebowali czegoś na stałe. Przywołana przez Guldbrandsena kula światła, podążająca za nimi krok w krok, rozwiązała ten problem. Pozostały jednak wciąż inne - kolejne zaklęcie nie przyniosło żadnego efektu i oficer Kruczej Straży nie był pewien, czy Syna okazało się za słabe, czy może w najbliższych korytarzach słynny nekromanta nie ukrył żadnego tajnego przejścia.
Nie wszystko szło jak z płatka. Ich kroki odbijały się po korytarzach echem. Guldbrandsen skinął słynnemu archeologowi głową, przyznając mu rację, że na czar ten jest już za późno. Powinni byli czym prędzej ruszyć do przodu, natrafili jednak na kolejną przeszkodę, którą miały zająć się widzące. Mikkel nie zamierzał wchodzić im w paradę, znalazł się tu w innej roli, miał do wykonania inne zadanie i doskonale o tym pamiętał - zamierzał dać z siebie wszystko, by zapewnić im wszystkim bezpieczeństwo, zarówno w drodze do naszyjnika, jak i z powrotem. Przysłuchiwał się jednocześnie rozmowie między Tove, a Lumikki, próbując dowiedzieć się więcej o Arturze, z którym miał współpracować, lecz usłyszawszy nadciągających nieumarłych, skupił się na tym.
Skinął Haugardowi głową, po czym odwrócił się w tamtym kierunku, pozostawiając odblokowanie przejścia w rękach Lumikki i Tove; sam uniósł dłonie, a kiedy tylko zza rogu korytarza wyłonił się pierwszy draug Mikkel skupił się na tym, by wymierzyć czar w jego dolne kończyny. - Granda - powiedział, zamierzając złamać mu kości nóg tak, by nie był w stanie uczynić kroku do przodu.
Nie wszystko szło jak z płatka. Ich kroki odbijały się po korytarzach echem. Guldbrandsen skinął słynnemu archeologowi głową, przyznając mu rację, że na czar ten jest już za późno. Powinni byli czym prędzej ruszyć do przodu, natrafili jednak na kolejną przeszkodę, którą miały zająć się widzące. Mikkel nie zamierzał wchodzić im w paradę, znalazł się tu w innej roli, miał do wykonania inne zadanie i doskonale o tym pamiętał - zamierzał dać z siebie wszystko, by zapewnić im wszystkim bezpieczeństwo, zarówno w drodze do naszyjnika, jak i z powrotem. Przysłuchiwał się jednocześnie rozmowie między Tove, a Lumikki, próbując dowiedzieć się więcej o Arturze, z którym miał współpracować, lecz usłyszawszy nadciągających nieumarłych, skupił się na tym.
Skinął Haugardowi głową, po czym odwrócił się w tamtym kierunku, pozostawiając odblokowanie przejścia w rękach Lumikki i Tove; sam uniósł dłonie, a kiedy tylko zza rogu korytarza wyłonił się pierwszy draug Mikkel skupił się na tym, by wymierzyć czar w jego dolne kończyny. - Granda - powiedział, zamierzając złamać mu kości nóg tak, by nie był w stanie uczynić kroku do przodu.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Mistrz Gry
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 14:46
The member 'Mikkel Guldbrandsen' has done the following action : kości
'k100' : 70
'k100' : 70
Prorok
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 14:47
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
W katakumbach Norbotten robiło się coraz groźniej, jednak sytuacja, w której się cała grupa znalazła, wcale nie była bez wyjścia. Wystarczyło tylko zdjąć pieczęć, by utorować sobie dalszą drogę – drogę, której Haugaard do tej pory nie miał okazji lepiej poznać. Miał jednak nadzieję, że okaże się ona tą właściwą, gdyż nie chciał powtórzyć losu swojego współpracownika. Lumikki i Tove z powodzeniem poradziły sobie z powierzonym im zadaniem – metalowe wrota, odgradzające ich od dalszej części tajemniczego tunelu, błyskawicznie otworzyły się przed nimi, pozwalając im uciec od rozjuszonego ich obecnością draugra. Ten z kolei, potraktowany niezwykle celnymi zaklęciami Arhura i Mikkela, skutecznie został tymczasowo unieruchomiony – jego kończyny za pomocą Granda zostały poważnie złamane, tym samym znacząco go spowalniając, podczas gdy niepozorne Villi-eldr wystrzeliło z dłoni Mortensena strumień płynnego ognia. To wszystko wystarczyło, by cała grupa przedostała się przez otwarte wrota, które Haugaard ostatecznie zamknął przed niebezpiecznym dragurem konającym w płomieniach z nadzieją, że przypadkiem nie wpakował ich w kolejną pułapkę. W końcu Norbotten bez wątpienia rządziło się swoimi prawami i nikt nie wiedział, co tak naprawdę czyhało na nich za rogiem. Obawiał się jednak, że kolejne niepożądane spotkanie z tymi przerażającymi stworzeniami mogłoby nie pójść tak gładko jak teraz – niektóre draugry, jak okazało się podczas jego ostatniej, nieszczęsnej wyprawy, można było spotkać znacznie częściej w grupie niż w pojedynkę.
– Jesteście już blisko. – Tove mogła po raz kolejny usłyszeć tajemniczy, niski głos, który najwyraźniej należał do mężczyzny. Czy to był duch Vegarda? Najwyraźniej wszystko na to wskazywało, choć ciężko było oszacować, ilu śmiałków przed nimi postanowiło na własną rękę odkryć katakumby Norbotten, już na zawsze pozostając uwięziona w ich czeluściach. Rosenkrantz nie mogła jednak wciąż nigdzie dostrzec jego sylwetki, jakby sam duch nie chciał się jeszcze przed nią ujawnić. Tymczasem cała grupa zmierzała wąskim i niezwykle krętym korytarzem przed siebie, jedynie raz po raz można było słychać niepokojące dźwięki należące do rozwścieczonych draugrów – dochodziły one jednak najprawdopodobniej z zupełnie innej części katakumb. W pewnym momencie droga na mapie, którą dzierżyła w rękach Lumikki, niespodziewanie się urywała, przez co nie pozostało nic innego, jak w dalszym ciągu podążać prosto. Sam Haugaard wierzył, że byli już blisko i – jak się okazało – jego modły zostały zaskakująco szybko przez bogów wysłuchane. Komnata, która w najmniej oczekiwanym momencie ukazała się całej grupie po długiej i żmudnej wędrówce, była pomieszczeniem wyjątkowo przestronnym, choć zarazem przerażającym – labirynty trupich czaszek, blado oświetlonych przez światło podążające za Guldbrandsenem, przyprawiały zarówno o szybsze bicie serca, jak i cięższy oddech, gdyż powietrze w środku coraz bardziej stawało się nie do zniesienia.
– Powinien być gdzieś tutaj – szepnął Haugaard z podekscytowaniem, spoglądając na pozostałych członków grupy, którzy zaraz po nim przekroczyli próg tajemniczej komnaty. Czekał na ten moment długo, zbyt długo, by teraz coś poszło nie po ich myśli. Mimo że był wycieńczony i oddychało mu się z coraz większym trudem, nie do końca wiedząc, czym to było spowodowane, zaczął wręcz gorączkowo rozglądać się za naszyjnikiem Halfdana. Nigdzie jednak nie potrafił go dostrzec, aż w pewnej chwili jego oczom ukazała się tajemnicza, niezwykle pięknie zdobiona szkatułka. – Jest! Jest! – Zapomniał o tym, że powinien był zachować się cicho, a jego uradowany głos rozniósł się po całym pomieszczeniu niczym echo, lecz Haugaard wcale się tym nie przejmował – teraz nie pozostało im nic innego, jak spróbować otworzyć szkatułkę i upewnić się co do jej zawartości, a potem wydostać się jak najszybciej z katakumb. – Musimy sprawdzić, co jest w środku. Podejrzewam, że Halfdan nie zostawił tego naszyjnika bez żadnej klątwy – dodał mężczyzna, by potem spojrzeć na wszystkich po kolei.
Możecie teraz zastanowić się, co dalej, podejmując jedną dowolną czynność w tej turze. Chętne osoby mają również szansę rzutu k100 na spostrzegawczość, co tym samym wlicza się w akcję podjętą przez gracza w tej turze – aby otrzymać wskazówkę od Proroka, należy wyrzucić minimum 50. Lumikki, możesz wykorzystać swój amulet, rzucając kostką k6: 1, 2, 3, 4 – szkatułka jest naznaczona klątwą; 5, 6 – możecie otworzyć ją bez problemu.
Czas na odpowiedź: 72h
– Jesteście już blisko. – Tove mogła po raz kolejny usłyszeć tajemniczy, niski głos, który najwyraźniej należał do mężczyzny. Czy to był duch Vegarda? Najwyraźniej wszystko na to wskazywało, choć ciężko było oszacować, ilu śmiałków przed nimi postanowiło na własną rękę odkryć katakumby Norbotten, już na zawsze pozostając uwięziona w ich czeluściach. Rosenkrantz nie mogła jednak wciąż nigdzie dostrzec jego sylwetki, jakby sam duch nie chciał się jeszcze przed nią ujawnić. Tymczasem cała grupa zmierzała wąskim i niezwykle krętym korytarzem przed siebie, jedynie raz po raz można było słychać niepokojące dźwięki należące do rozwścieczonych draugrów – dochodziły one jednak najprawdopodobniej z zupełnie innej części katakumb. W pewnym momencie droga na mapie, którą dzierżyła w rękach Lumikki, niespodziewanie się urywała, przez co nie pozostało nic innego, jak w dalszym ciągu podążać prosto. Sam Haugaard wierzył, że byli już blisko i – jak się okazało – jego modły zostały zaskakująco szybko przez bogów wysłuchane. Komnata, która w najmniej oczekiwanym momencie ukazała się całej grupie po długiej i żmudnej wędrówce, była pomieszczeniem wyjątkowo przestronnym, choć zarazem przerażającym – labirynty trupich czaszek, blado oświetlonych przez światło podążające za Guldbrandsenem, przyprawiały zarówno o szybsze bicie serca, jak i cięższy oddech, gdyż powietrze w środku coraz bardziej stawało się nie do zniesienia.
– Powinien być gdzieś tutaj – szepnął Haugaard z podekscytowaniem, spoglądając na pozostałych członków grupy, którzy zaraz po nim przekroczyli próg tajemniczej komnaty. Czekał na ten moment długo, zbyt długo, by teraz coś poszło nie po ich myśli. Mimo że był wycieńczony i oddychało mu się z coraz większym trudem, nie do końca wiedząc, czym to było spowodowane, zaczął wręcz gorączkowo rozglądać się za naszyjnikiem Halfdana. Nigdzie jednak nie potrafił go dostrzec, aż w pewnej chwili jego oczom ukazała się tajemnicza, niezwykle pięknie zdobiona szkatułka. – Jest! Jest! – Zapomniał o tym, że powinien był zachować się cicho, a jego uradowany głos rozniósł się po całym pomieszczeniu niczym echo, lecz Haugaard wcale się tym nie przejmował – teraz nie pozostało im nic innego, jak spróbować otworzyć szkatułkę i upewnić się co do jej zawartości, a potem wydostać się jak najszybciej z katakumb. – Musimy sprawdzić, co jest w środku. Podejrzewam, że Halfdan nie zostawił tego naszyjnika bez żadnej klątwy – dodał mężczyzna, by potem spojrzeć na wszystkich po kolei.
INFORMACJE
Możecie teraz zastanowić się, co dalej, podejmując jedną dowolną czynność w tej turze. Chętne osoby mają również szansę rzutu k100 na spostrzegawczość, co tym samym wlicza się w akcję podjętą przez gracza w tej turze – aby otrzymać wskazówkę od Proroka, należy wyrzucić minimum 50. Lumikki, możesz wykorzystać swój amulet, rzucając kostką k6: 1, 2, 3, 4 – szkatułka jest naznaczona klątwą; 5, 6 – możecie otworzyć ją bez problemu.
Nieznajomy
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 14:47
Zmrużyła lekko oczy, gdy przyglądała się Tove. Doskonale wiedziała, że niekoniecznie będzie chciała z miejsca traktować mężczyznę z przychylnością, ale równocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli poręczy za Arthura, to przyjaciółka nie będzie szczególnie rozwodzić się dalej nad tym, czy faktycznie sprowadzenie go tutaj było słuszną decyzją. Uśmiechnęła się w geście podziękowania i zerknęła na plecy przemytnika, śmiejąc się cicho pod nosem.
– Nie, to nie jest jeden z kolegów po fachu, ale mogę ci zdradzić, że doskonale radzi sobie z artefaktami i potrafi zadbać o ich bezpieczeństwo. Jest bardzo sumienny – usta wykrzywiły się jeszcze bardziej, znacząc łagodne lico Oldenburg zadziornym grymasem. Wydarzenie z doków świadczyło o tym, że marynarz był niezwykle dokładny i miała nadzieję, że to nie jedynie złośliwość spowodowana pojawieniem się jej osoby sprawiła, iż tak bardzo obstawał przy swoim. – Dzięki niemu tablica z odnalezionej w Grágæsadalur świątyni dotarła do mnie w jednym kawałku. Swoją drogą… – wyraźnie zawiesiła głos, czyniąc dramatyczną przerwę, w której odnalazła okazję, by zajrzeć w oczy Rosenkrantz. – Powinnaś przyjść do mojej galerii i ją zobaczyć, nie pożałujesz. – Ostatnie słowa wypowiadała z wyraźną satysfakcją, jakby rzucała jej upragnione wyzwanie i czekała tylko na znak, czy odnajdzie w sobie na tyle odwagi, by skonfrontować się z demonami przeszłości. Zaciskając palce na metalowym pręcie dała upust swemu zniecierpliwieniu i ekscytacji. Wszystko uczyniła poniekąd z premedytacją, rozumiejąc, że w tych warunkach Tove nie będzie miała zbyt wiele przestrzeni na to, by ewentualnie zaprotestować. Intencjonalnie odwróciła się tylko, po czym zajęła zadaniami wyznaczonymi przez Ernsta.
Otwarcie drzwi, za którymi tliła się obietnica bezpieczeństwa, poszło bardzo sprawnie, co tylko ucieszyło młodą archeolog, choć nie mogła wyzbyć się obaw związanych z walką toczoną przez mężczyzn. Odwróciła się, gdy metalowy masyw skrzypnął i odsłonił dalszą część korytarza. Poczuła na twarzy lekkie mrowienie ciepła wywołane zaklęciem rzuconym przez Arthura. Trzask łamanych kości, przeszył jej czułe uszy. Odetchnęła, gdy wszyscy złączyli się na powrót w jedną grupę i ruszyli przed siebie.
Urwanie się drogi oznaczonej na mapie wymusiło, by szli dalej prosto. Na chwilę zrównała z Arthurem, unosząc niepewnie spojrzenie.
– Wszystko dobrze? Powiedziałabym, że mamy szczęście, ale to nie kwestia szczęścia. – Latami ćwiczone umiejętności były czymś o wiele pewniejszym do lokowania swych nadziei, niż kaprys losu. Kolejny raz mogła odetchnąć z ulgą i podbudować się w przekonaniu, że najlepszym, co mogła zrobić, było zaangażowanie w wyprawę marynarza. – Dziękuję – wyszeptała i korzystając z momentu wytchnienia, chwyciła go za rękę, zaciskając zimne, kościste palce na ciepłym jeszcze od iskier magii wnętrzu dłoni.
Serce uderzyło boleśnie o kościaną klatkę żeber w momencie, gdy dostrzegła powód ekscytacji Haugaarda. Wyrwała za nim do przodu, przestępując próg komnaty. Rozglądała się dookoła, śledząc każdy najmniejszy szczegół. Archeolog faktycznie miał rację i byli już chyba u kresu swej wędrówki. Tym razem nie pozwoliła sobie na zbytni entuzjazm, zaciskając wyraźnie usta, podeszła do mężczyzny. Widziała wyraźne zmęczenie odciskające się na jego twarzy i oddech, dobywający się z opadającej mozolnie klatki piersiowej. Ułożyła dłoń na jego ramieniu i odsunęła nieco, gdy dostrzegła szkatułę.
– Ernst. Pozwól sprawdzić mi ten przedmiot. – Dobyła rozgrzany amulet, który zwisał z jej szyi, lecz do tej pory był schowany w fałdach ubrań. Sprawnie nakreśliła na jego powierzchni runę sowilo. Klejnot osadzony w zawieszce zmienił barwę ze złotej na krwistą czerwień. Odepchnęła naukowca na tyle, na ile miała siły. – Uważaj. Mamy na pokładzie klątwę – syknęła wyraźnie niezadowolona, choć zdawała sobie sprawę, że nie mogło być inaczej. Nie w przypadku cennego artefaktu. – Nie zabierzemy go ot tak, trzeba dojść do tego, jaki to rodzaj klątwy i ją zdjąć. Rozczytać runy. Inaczej… inaczej będziemy mieć bardzo poważne kłopoty – przesunęła spojrzeniem po swych towarzyszach, nastepnie ogarniając uwagą całe pomieszczenie. – Mogę się tym zająć. Tove, pomożesz mi? – zapytała i przysunęła się do szkatuły, by dobrze ją obejrzeć. – Véurr – spowiła się ochronnym okręgiem, gotowa, by w razie potrzeby ostrzec przed niebezpieczeństwem resztę towarzyszy.
Zaklęcie udane
– Nie, to nie jest jeden z kolegów po fachu, ale mogę ci zdradzić, że doskonale radzi sobie z artefaktami i potrafi zadbać o ich bezpieczeństwo. Jest bardzo sumienny – usta wykrzywiły się jeszcze bardziej, znacząc łagodne lico Oldenburg zadziornym grymasem. Wydarzenie z doków świadczyło o tym, że marynarz był niezwykle dokładny i miała nadzieję, że to nie jedynie złośliwość spowodowana pojawieniem się jej osoby sprawiła, iż tak bardzo obstawał przy swoim. – Dzięki niemu tablica z odnalezionej w Grágæsadalur świątyni dotarła do mnie w jednym kawałku. Swoją drogą… – wyraźnie zawiesiła głos, czyniąc dramatyczną przerwę, w której odnalazła okazję, by zajrzeć w oczy Rosenkrantz. – Powinnaś przyjść do mojej galerii i ją zobaczyć, nie pożałujesz. – Ostatnie słowa wypowiadała z wyraźną satysfakcją, jakby rzucała jej upragnione wyzwanie i czekała tylko na znak, czy odnajdzie w sobie na tyle odwagi, by skonfrontować się z demonami przeszłości. Zaciskając palce na metalowym pręcie dała upust swemu zniecierpliwieniu i ekscytacji. Wszystko uczyniła poniekąd z premedytacją, rozumiejąc, że w tych warunkach Tove nie będzie miała zbyt wiele przestrzeni na to, by ewentualnie zaprotestować. Intencjonalnie odwróciła się tylko, po czym zajęła zadaniami wyznaczonymi przez Ernsta.
Otwarcie drzwi, za którymi tliła się obietnica bezpieczeństwa, poszło bardzo sprawnie, co tylko ucieszyło młodą archeolog, choć nie mogła wyzbyć się obaw związanych z walką toczoną przez mężczyzn. Odwróciła się, gdy metalowy masyw skrzypnął i odsłonił dalszą część korytarza. Poczuła na twarzy lekkie mrowienie ciepła wywołane zaklęciem rzuconym przez Arthura. Trzask łamanych kości, przeszył jej czułe uszy. Odetchnęła, gdy wszyscy złączyli się na powrót w jedną grupę i ruszyli przed siebie.
Urwanie się drogi oznaczonej na mapie wymusiło, by szli dalej prosto. Na chwilę zrównała z Arthurem, unosząc niepewnie spojrzenie.
– Wszystko dobrze? Powiedziałabym, że mamy szczęście, ale to nie kwestia szczęścia. – Latami ćwiczone umiejętności były czymś o wiele pewniejszym do lokowania swych nadziei, niż kaprys losu. Kolejny raz mogła odetchnąć z ulgą i podbudować się w przekonaniu, że najlepszym, co mogła zrobić, było zaangażowanie w wyprawę marynarza. – Dziękuję – wyszeptała i korzystając z momentu wytchnienia, chwyciła go za rękę, zaciskając zimne, kościste palce na ciepłym jeszcze od iskier magii wnętrzu dłoni.
Serce uderzyło boleśnie o kościaną klatkę żeber w momencie, gdy dostrzegła powód ekscytacji Haugaarda. Wyrwała za nim do przodu, przestępując próg komnaty. Rozglądała się dookoła, śledząc każdy najmniejszy szczegół. Archeolog faktycznie miał rację i byli już chyba u kresu swej wędrówki. Tym razem nie pozwoliła sobie na zbytni entuzjazm, zaciskając wyraźnie usta, podeszła do mężczyzny. Widziała wyraźne zmęczenie odciskające się na jego twarzy i oddech, dobywający się z opadającej mozolnie klatki piersiowej. Ułożyła dłoń na jego ramieniu i odsunęła nieco, gdy dostrzegła szkatułę.
– Ernst. Pozwól sprawdzić mi ten przedmiot. – Dobyła rozgrzany amulet, który zwisał z jej szyi, lecz do tej pory był schowany w fałdach ubrań. Sprawnie nakreśliła na jego powierzchni runę sowilo. Klejnot osadzony w zawieszce zmienił barwę ze złotej na krwistą czerwień. Odepchnęła naukowca na tyle, na ile miała siły. – Uważaj. Mamy na pokładzie klątwę – syknęła wyraźnie niezadowolona, choć zdawała sobie sprawę, że nie mogło być inaczej. Nie w przypadku cennego artefaktu. – Nie zabierzemy go ot tak, trzeba dojść do tego, jaki to rodzaj klątwy i ją zdjąć. Rozczytać runy. Inaczej… inaczej będziemy mieć bardzo poważne kłopoty – przesunęła spojrzeniem po swych towarzyszach, nastepnie ogarniając uwagą całe pomieszczenie. – Mogę się tym zająć. Tove, pomożesz mi? – zapytała i przysunęła się do szkatuły, by dobrze ją obejrzeć. – Véurr – spowiła się ochronnym okręgiem, gotowa, by w razie potrzeby ostrzec przed niebezpieczeństwem resztę towarzyszy.
Zaklęcie udane
Mistrz Gry
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 14:47
The member 'Nieznajomy' has done the following action : kości
#1 'k100' : 49
--------------------------------
#2 'k6' : 2
#1 'k100' : 49
--------------------------------
#2 'k6' : 2
Bezimienny
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 14:47
Hermetyczne środowisko naukowe odznaczało się ponurym, szorstkim humorem, z trudem unoszącym ku górze zaciśnięte w refleksji usta i oczy podkrążone cieniem fioletowych półksiężyców, podlegając pilnej, surowej musztrze swych odkryć i przekonań – odkąd pierwszy raz sięgnęła językiem ku płynnemu alfabetowi nordyckich run, przyzwyczaiła się do atmosfery równie surowej co kaukaska zima i milczenia, które było nie tylko akceptowane, ale wręcz pożądane podczas prowadzonych badań, milczenia, którego ona sama nie mogła nigdy zasmakować, ilekroć pozwalała bowiem, by jej myśli ostygły, przez uchylone drzwi umysłu wdzierała się cudza obecność, chłodna i uporczywa, nieprzejednanie wypełniająca ciszę jękiem ezoterycznych głosów zmarłych. Lumikki zawsze wyróżniała się na tle tego, co było jej znajome, odznaczała się swym życzliwym, prawie beztroskim lśnieniem na tle ciemnego, skondensowanego świata, który zwykł szybko i gładko odcinać hydrze głowy młodzieńczych ambicji – była w jej świadomości czymś, czego nie sposób było przeoczyć, choćby uparcie odwracało się głowę, zasłaniając sobie widok kurtyną powiek, na jej słowa zagryzła więc tylko wnętrze policzka, spoglądając na Arthura nieco przychylniej, lecz wciąż bez przekonania i uśmiechając się dopiero, gdy propozycja spotkania otarła się o jej zmysły dumą wygłoszonej sugestii. Jej ciemne spojrzenie, które w półmroku katakumb przypominało dwa czarne otwory pomiędzy nawiasami powiek, błysnęło wyraźnie, nim zdołała jednak cokolwiek odpowiedzieć, zawiasy metalowych wrót stęknęły ciężko, a gardziel korytarza rozświetlił nagły błysk rozpalonego zaklęciem ognia, który przesunął się swym łapczywym jęzorem po skalnej ścianie, zalewając ich dusznym oddechem spalenizny.
Draugr, choć pojawił się w pojedynkę, stanowił niewątpliwy zwiastun, że ich obecność w grobowcu została zauważona – chociaż zdjęcie run uchyliło im przejście ku dalszej części katakumb, a korytarz pozwolił nie tylko nabrać tempa, ale również przekonania, że upragniony artefakt znajdował się coraz bliżej, zagrożenie, jakie czyhało na nich w podziemiach, powoli budziło się do życia, wypełniając okolicę szmerem, który oblewał kark dropiatością kropel potu i przez który przedzierał się niski, tajemniczy głos nieumarłego, teraz już mniej złowrogi, lecz wciąż przywodzący ją na skraj nieprzyjemnego poczucia grozy. Jesteście już blisko, wybrzmiałe pod kopułą czaszki na chwilę przed tym, jak udało im się przekroczyć próg jaskini. Światło, podążające za swoimi właścicielami niczym wierny, przyuczony do posłuszeństwa pies, rzuciło bladą poświatę na arabeskę ludzkich czaszek, inkrustowanych w wilgotne, zimne kamienie katakumb, doprowadzając wzrok, jak po rozplątanej włóczce, do zdobionej szkatułki, której fragmenty lśniły kusząco w półmroku. Okrążyła wzrokiem wnętrze, w nadziei, że jedyne wyjście z komory serca krypty nie znajdowało się za ich plecami, po czym zacisnęła zęby, zdjęta rozczarowaniem na widok Ernsta, którego niepohamowany entuzjazm sprawiał, że przypominał jej niepokornego szczeniaka, z językiem radośnie wywieszonym na zewnątrz.
– Litości. – westchnęła, gdy jego głos rozniósł się echem po grobowcu. – Ten sukces nie zda nam się na nic, jeżeli w drodze powrotnej podzielimy los Vegarda. Historia pouczyła nas już dawno, że wyjść z pułapki jest po stokroć trudniej, niż w nią wpaść. – odparła ponuro, przyglądając się, jak amulet przyjaciółki zmienia barwę ze złotej na czerwoną, spoglądając na nich swym groźnym, krwistym okiem, wieszczącym gniewną przestrogę. Podeszła bliżej, dopiero gdy Lumikki zwróciła się w jej stronę, a wówczas wzdłuż karku zsunął się mimowolny dreszcz oczekiwania – cokolwiek zalegało w trzewiach kurhanu, zaczynało na nowo budzić się do życia.
spostrzegawczość
Draugr, choć pojawił się w pojedynkę, stanowił niewątpliwy zwiastun, że ich obecność w grobowcu została zauważona – chociaż zdjęcie run uchyliło im przejście ku dalszej części katakumb, a korytarz pozwolił nie tylko nabrać tempa, ale również przekonania, że upragniony artefakt znajdował się coraz bliżej, zagrożenie, jakie czyhało na nich w podziemiach, powoli budziło się do życia, wypełniając okolicę szmerem, który oblewał kark dropiatością kropel potu i przez który przedzierał się niski, tajemniczy głos nieumarłego, teraz już mniej złowrogi, lecz wciąż przywodzący ją na skraj nieprzyjemnego poczucia grozy. Jesteście już blisko, wybrzmiałe pod kopułą czaszki na chwilę przed tym, jak udało im się przekroczyć próg jaskini. Światło, podążające za swoimi właścicielami niczym wierny, przyuczony do posłuszeństwa pies, rzuciło bladą poświatę na arabeskę ludzkich czaszek, inkrustowanych w wilgotne, zimne kamienie katakumb, doprowadzając wzrok, jak po rozplątanej włóczce, do zdobionej szkatułki, której fragmenty lśniły kusząco w półmroku. Okrążyła wzrokiem wnętrze, w nadziei, że jedyne wyjście z komory serca krypty nie znajdowało się za ich plecami, po czym zacisnęła zęby, zdjęta rozczarowaniem na widok Ernsta, którego niepohamowany entuzjazm sprawiał, że przypominał jej niepokornego szczeniaka, z językiem radośnie wywieszonym na zewnątrz.
– Litości. – westchnęła, gdy jego głos rozniósł się echem po grobowcu. – Ten sukces nie zda nam się na nic, jeżeli w drodze powrotnej podzielimy los Vegarda. Historia pouczyła nas już dawno, że wyjść z pułapki jest po stokroć trudniej, niż w nią wpaść. – odparła ponuro, przyglądając się, jak amulet przyjaciółki zmienia barwę ze złotej na czerwoną, spoglądając na nich swym groźnym, krwistym okiem, wieszczącym gniewną przestrogę. Podeszła bliżej, dopiero gdy Lumikki zwróciła się w jej stronę, a wówczas wzdłuż karku zsunął się mimowolny dreszcz oczekiwania – cokolwiek zalegało w trzewiach kurhanu, zaczynało na nowo budzić się do życia.
spostrzegawczość
Mistrz Gry
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 14:47
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 17
'k100' : 17
Arthur Mortensen
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 14:49
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Katakumby, bez wątpienia miały swój niepowtarzalny urok i aurę, a eksploracja, tych jakże mrocznych i wilgotnych miejsc, była skazana na obcowanie z robakami, pajęczakami i znacznie gorszymi bytami, co jednak satysfakcjonujące, to fakt, że z nagłym zagrożeniem poradzili sobie zaskakująco sprawnie. W postawie i ruchach Mikkela rozpoznawał dryl, poukładanie i sumienność, a przynajmniej na tę chwilę, człowiek ten mimowolnie przywodził mu na myśl, kogoś, kto zadaje niewiele pytań i skupia się na wykonaniu powierzonego zadania. Miał nadzieje, że ta ocena, jakże prędka, acz uwidoczniona na tle zagrożenia, była słuszna i gdy zrobi się naprawdę niebezpiecznie, nie zawiedzie towarzyszy i samego siebie. Woląc mieć u boku, tudzież za plecami, kogoś, kto nie podda się panice i nie ucieknie się do ucieczki. Miał nadzieję, że dobrze ocenił człowieka, z którym wszedł do mrocznej jamy. Skinął mężczyźnie na znak, że i owszem dobra, poskąpił mu jednak podobnych uwag, woląc nie kusić losu zbędnymi słowami.
Droga była kręta, a towarzyszące krokom wędrowców głosy zdawały się narastać, jakby zewsząd otaczały ich dusze nieumarłych, czające się tylko na dogodną okazję do ataku. Draugry były, bez wątpienia wszędzie i jak na razie szczęście w nieszczęściu, że spotkali tylko jednego z tej licznej familii. Dzierżony w dłoni żelazny pręt, mógł być skuteczny przeciw jednemu lub dwójce tych stworów, jednak gdyby nadeszła cała horda, to wówczas musieliby mieć naprawdę sporo szczęścia, by tę falę zła odpędzić, czy też przynajmniej przetrwać jej napływ. Z myśli o zbliżającej się walce wytrąciła go Lumi, która zakradała się, cicho i z zaskoczenia ujęła dłoń przemytnika. Gest jakże spontaniczny i miły w swej naturze, pokrzepiający i serdeczny, był wyrazem magnesu, jaki przez te kilka miesięcy znajomości wykształcili w sobie, co sprawiał, iż ciągnęło ich ku sobie i spotykali się w podobnych tej sytuacjach. Odwzajemnił czułość wyraźnie silniej, jakby chcąc wlać otuchę w serce dziewczyny i upewnić ją, że wyjdą z tej opresji cało. Nie chciał zdradzać przed pozostałymi członkami wyprawy swych uczuć i czulszymi gestami wywoływać skrępowania, nawet poskąpił jej i sobie spojrzenia, które mogłoby dać znacznie więcej niż uścisk ręki. Niepewny, co do jej samej, nie zamierzał dekoncentrować się podczas zadania, byle tylko nie zacząć myśleć, o tym co spędzało sen z powiek niejednej nocy.
Kiedy ciepło kościstych palców wysunęło się z zasięgu chwytu, uśmiechnął się jedynie znacząco, nie mógł nic na to poradzić, czy nawet zdusić tej ekscytacji, jaka narastała tak w jej piersi, jak i jego. Sam był ciekaw tego co kryło się wokół rozglądając się uważnie czuły na słowa pozostałych starając się nie oddalać od grupy, a przede wszystkim niczego nie dotykać, jakże słusznie domyślając się, iż choćby małe poruszenie wystarczyło, by zwabić te nieumarłe demony lub uruchomić jakąś z dawna zaprojektowaną pułapkę na hieny cmentarne. Głos podnieconego archeologa wywołał skurcz mięśni twarzy u przemytnika i wyraz dezaprobaty na wręcz dziecięcy i gorączkowy zachwyt, należało zachować ostrożność, co on bajek nie czytał?
Spostrzegawczość: 89
Droga była kręta, a towarzyszące krokom wędrowców głosy zdawały się narastać, jakby zewsząd otaczały ich dusze nieumarłych, czające się tylko na dogodną okazję do ataku. Draugry były, bez wątpienia wszędzie i jak na razie szczęście w nieszczęściu, że spotkali tylko jednego z tej licznej familii. Dzierżony w dłoni żelazny pręt, mógł być skuteczny przeciw jednemu lub dwójce tych stworów, jednak gdyby nadeszła cała horda, to wówczas musieliby mieć naprawdę sporo szczęścia, by tę falę zła odpędzić, czy też przynajmniej przetrwać jej napływ. Z myśli o zbliżającej się walce wytrąciła go Lumi, która zakradała się, cicho i z zaskoczenia ujęła dłoń przemytnika. Gest jakże spontaniczny i miły w swej naturze, pokrzepiający i serdeczny, był wyrazem magnesu, jaki przez te kilka miesięcy znajomości wykształcili w sobie, co sprawiał, iż ciągnęło ich ku sobie i spotykali się w podobnych tej sytuacjach. Odwzajemnił czułość wyraźnie silniej, jakby chcąc wlać otuchę w serce dziewczyny i upewnić ją, że wyjdą z tej opresji cało. Nie chciał zdradzać przed pozostałymi członkami wyprawy swych uczuć i czulszymi gestami wywoływać skrępowania, nawet poskąpił jej i sobie spojrzenia, które mogłoby dać znacznie więcej niż uścisk ręki. Niepewny, co do jej samej, nie zamierzał dekoncentrować się podczas zadania, byle tylko nie zacząć myśleć, o tym co spędzało sen z powiek niejednej nocy.
Kiedy ciepło kościstych palców wysunęło się z zasięgu chwytu, uśmiechnął się jedynie znacząco, nie mógł nic na to poradzić, czy nawet zdusić tej ekscytacji, jaka narastała tak w jej piersi, jak i jego. Sam był ciekaw tego co kryło się wokół rozglądając się uważnie czuły na słowa pozostałych starając się nie oddalać od grupy, a przede wszystkim niczego nie dotykać, jakże słusznie domyślając się, iż choćby małe poruszenie wystarczyło, by zwabić te nieumarłe demony lub uruchomić jakąś z dawna zaprojektowaną pułapkę na hieny cmentarne. Głos podnieconego archeologa wywołał skurcz mięśni twarzy u przemytnika i wyraz dezaprobaty na wręcz dziecięcy i gorączkowy zachwyt, należało zachować ostrożność, co on bajek nie czytał?
Spostrzegawczość: 89
Mistrz Gry
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 14:49
The member 'Arthur Mortensen' has done the following action : kości
'k100' : 89
'k100' : 89
Mikkel Guldbrandsen
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 14:50
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Sądził, że zareaguje inaczej. Psychicznie przygotował się przecież na obecność draugów w katakumbuch Norbotten, a przynajmniej zaś tak sądził. Od samego początku Haugaard przestrzegał ich wszak, że w jaskiniach tych roi się od nieumarłych i powinni być gotowi na spotkanie z nimi w każdej chwili. Zachowywał więc czujność, zwłaszcza, kiedy z oddali zaczęły dochodzić ich odgłosy jasno świadczące o tym, że pogłoski i podejrzenia o draugach były więcej niż prawdziwe; czuł się gotów, by zareagować na obecność drauga i tak też się stało, lecz sam widok nieumarłego wzbudził znów więcej emocji, niż Mikkel przypuszczał. Do tego chyba nie można było się przygotować, nie można było się przyzwyczaić. Istota stworzona z tak plugawej magii przywoływała słuszny lęk. Jedyne głupiec by go nie czuł. Na całe szczęście był tylko jeden, a Mikkelowi oraz Arturowi udało się go unieszkodliwić, zanim zbliżył się do ich grupy za nadto, hałas zaś nie zaalarmował pozostałych stworów. Zaklęcie, jakie Guldbrandsen posłał w kierunku drauga, połamało kości, które dawno już powinny zmienić się w proch, sprawiając, że upadł na ziemię; to czar jego towarzysza jednak rozwiązał ich problem, przynajmniej chwilowo. Draug spłonął i dopiero wtedy Mikkel poczuł się na tyle pewnie, by spojrzeć za siebie, w kierunku Lumikki i Tove, sprawdzając, czy udało im się otworzyć przejście.
- Dobra robota - mruknął spokojnie, spoglądając to na Artura, to na widzące, wciąż cicho na wypadek, gdyby w pobliżu kręciło się więcej nieumarłych. Ogień okazał się skutecznym sposobem, lecz jeśli pojawi się ich więcej - nie będą mogli odciąć sobie drogi wyjścia pożarem.
Podążył zaraz za kobietami i Haugaardem w czeluści mrocznych, ponurych korytarzy. Kula światła, jaką Guldbrandsenowi wcześniej udało się wyczarować, podążała za nimi, a raczej lewitowała nad nimi, rozganiając ciemności - wcale to jednak nie czyniło tej wędrówki przyjemniejszą. Widok ludzkich czaszek mroził krew w żyłach, Mikkela zaś napawał obrzydzeniem. Powietrze w tym miejscu, wilgotne i zimne, pulsowało wręcz nekromancką magią. Magią, którą się brzydził.
Czy to możliwe, ze odnaleźli tę komnatę? Mikkel nie był pewien ile dokładnie czasu minęło i jak długo wędrowali, dziwił się jednak, że nie napotkali po drodze kolejnych draugów. Spodziewał się, że prawdziwa komnata, gdzie słynny nekromanta ukrył swój skarb, może być lepiej zabezpieczona, dlatego nie podzielał wciąż entuzjazmu Haugaarda.
- Ciszej, na Odyna, zwabisz tu draugi - warknął w stronę archeologa, próbując go uciszyć. - Nie dotykajmy jej - przestrzegł innych, choć najprawdopodobniej nie musiał. Szkatułka kusiła, by otworzyć ją natychmiast i przekonać się, czy naprawdę kryje w sobie naszyjnik. Jeśli to było to miejsce, to Mikkel nie wierzył, by nekromanta go nie zabezpieczył. Gdzieś musiał tkwić haczyk. Rozejrzawszy się pobieżnie uniósł ręce: - Feiknstafir - wyszeptał, miał jednak wrażenie, że zaklęcie ma za mało mocy.
| 5 + 30 magii uzytkowej + 5 atut = 40, ale próbuję…
- Dobra robota - mruknął spokojnie, spoglądając to na Artura, to na widzące, wciąż cicho na wypadek, gdyby w pobliżu kręciło się więcej nieumarłych. Ogień okazał się skutecznym sposobem, lecz jeśli pojawi się ich więcej - nie będą mogli odciąć sobie drogi wyjścia pożarem.
Podążył zaraz za kobietami i Haugaardem w czeluści mrocznych, ponurych korytarzy. Kula światła, jaką Guldbrandsenowi wcześniej udało się wyczarować, podążała za nimi, a raczej lewitowała nad nimi, rozganiając ciemności - wcale to jednak nie czyniło tej wędrówki przyjemniejszą. Widok ludzkich czaszek mroził krew w żyłach, Mikkela zaś napawał obrzydzeniem. Powietrze w tym miejscu, wilgotne i zimne, pulsowało wręcz nekromancką magią. Magią, którą się brzydził.
Czy to możliwe, ze odnaleźli tę komnatę? Mikkel nie był pewien ile dokładnie czasu minęło i jak długo wędrowali, dziwił się jednak, że nie napotkali po drodze kolejnych draugów. Spodziewał się, że prawdziwa komnata, gdzie słynny nekromanta ukrył swój skarb, może być lepiej zabezpieczona, dlatego nie podzielał wciąż entuzjazmu Haugaarda.
- Ciszej, na Odyna, zwabisz tu draugi - warknął w stronę archeologa, próbując go uciszyć. - Nie dotykajmy jej - przestrzegł innych, choć najprawdopodobniej nie musiał. Szkatułka kusiła, by otworzyć ją natychmiast i przekonać się, czy naprawdę kryje w sobie naszyjnik. Jeśli to było to miejsce, to Mikkel nie wierzył, by nekromanta go nie zabezpieczył. Gdzieś musiał tkwić haczyk. Rozejrzawszy się pobieżnie uniósł ręce: - Feiknstafir - wyszeptał, miał jednak wrażenie, że zaklęcie ma za mało mocy.
| 5 + 30 magii uzytkowej + 5 atut = 40, ale próbuję…
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Mistrz Gry
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 14:50
The member 'Mikkel Guldbrandsen' has done the following action : kości
'k100' : 5
'k100' : 5
Prorok
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 14:59
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Byli już blisko. Na tyle blisko, że Haugaard nie mógł się powstrzymać przed nadmiernym entuzjazmem. W końcu marzył o tej chwili od dawna – poszukiwanie tajemniczego naszyjnika Halfdana Czarnego zajęło mu zbyt dużo czasu, by teraz miało coś pójść nie po ich myśli. W przeciwieństwie do ostatniej wyprawy, która zakończyła się klęską i tragiczną śmiercią Vegarda, z powodzeniem udało im się uniknąć hordy niebezpiecznych draugrów i znaleźć drogę do tej komnaty. Kiedy tylko został skarcony przez resztę grupy, Haugaard szybko oprzytomniał, przepraszając za swoje nieodpowiedzialne zachowanie i doniosły głos niosący się echem po katakumbach. Mimo że to nie był jego pierwszy raz w grobowcu i teoretycznie wiedział, jak powinien był się zachować w tego typu miejscach, których konstrukcja pozostawiała wiele do życzenia, to na moment o tym zapomniał. Haugaard spojrzał porozumiewawczo na swoich współtowarzyszy, by po chwili zatrzymać wzrok na tajemniczej szkatułce i Lumikki, która postanowiła przejąć pieczę. Pozwolił jej to uczynić, gdyż dobrze zdawał sobie sprawę, że – pomimo stosunkowo młodego wieku – była jedną z bardziej kompetentnych osób i znała się na różnego rodzaju artefaktach magicznych. Kiedy przyłożyła swój amulet do drewnianego pudełka, nakreślając przy tym Sowilo, szybko okazało się, że było ono naznaczone klątwą. Nie mogło być inaczej.
Z ust Oldenburg wybrzmiało Véurr, lecz nie mogła nic poczuć, by jakakolwiek istota próbowała wtargnąć do komnaty – przynajmniej przez pierwszy moment, by po chwili poczuć dziwne drżenie. W tym samym czasie Mikkel próbował rzucić Feiknstafir – było ono jednak zbyt słabe, by przyniosło pożądane efekty. Cała grupa skupiła się na badaniu szkatułki, mimo że Haugaard powątpiewał w to, czy będą mieli wystarczająco dużo czasu, by ściągnąć klątwę, zważywszy na to, że na pewno do najprostszych nie należała. Jedynie Arthur, który zaczął się rozglądać po spowitym częściowo mrokiem pomieszczeniu, mógł w pewnym momencie zauważyć coś… wyjątkowo dziwnego. Rzędy czaszek w komnacie powoli zaczęły drgać, a z sufitu spadać drobny, wręcz ledwo zauważalny pył; w dodatku z pomocą wytężonych zmysłów mógł usłyszeć coraz bardziej niepokojący hałas, który najprawdopodobniej wskazywał na rychłe pojawienie się draugrów, co mogła też poczuć Lumikki dzięki rzuconemu wcześniej zaklęciu. Tove z kolei, zbyt pochłonięta oglądaniem zamkniętej szkatułki w towarzystwie pozostałych uczestników wyprawy, mogła jedynie po raz kolejny wyczuć obecność duchów – tym razem w przytłaczającej ilości. Czy był wśród nich akurat Vegard lub ktokolwiek, kto próbował się z nią wcześniej skontaktować? Tego nie wiedziała, gdyż nie mogła żadnego z nich zidentyfikować – pozostało jej kierować się intuicją.
– Nie wiem, czy jesteśmy w stanie zdjąć z tego klątwę – zaczął gorączkowo myśleć Haugaard, mając nadzieję, że uda im się wpaść na jakiś pomysł. – Może powinniśmy spróbować ją wynieść stąd, bez dotykania – zasugerował po chwili namysłu mężczyzna, spoglądając porozumiewawczo na pozostałych członków wyprawy, gdyż tylko zaklęcie lewitacyjne przychodziło mu do głowy. Nie mieli stuprocentowej pewności, że w środku znajdował się poszukiwany przez niego naszyjnik, lecz gdy tylko sam usłyszał coraz głośniejsze krzyki, uświadomił sobie, że raczej nie pozostało im już zbyt dużo czasu. Musieli stąd jak najszybciej uciekać.
Zbliżamy się do końca misji. Jedna osoba może rzucić zaklęcie Bifask, by z pomocą lewitacji wynieść szkatułkę z katakumb. Próg powodzenia wynosi 35. Tymczasem Mistrz Gry rzuca kostką k6, by sprawdzić, co was za moment czeka:
- 1, 2 – wygląda na to, że dopisuje wam więcej szczęścia, niż można by było przypuszczać – droga powrotna do wyjścia okazała się bowiem zupełnie wolna od potencjalnych niebezpieczeństw, mimo że wyraźnie czuliście na karkach obecność podążających za wami draugów.
- 3, 4 – chociaż sygnały ostrzegawcze dotyczące nadciągającego zagrożenia dotarły do was w porę, dzięki czemu równie szybko udało wam się opuścić komnatę, w której znaleźliście szkatułkę, to jednak pierwsi, potworni strażnicy katakumb już zamajaczyli wam na horyzoncie. Poruszali się zaskakująco szybko i jedynym rozwiązaniem, byście bezpiecznie dotarli do wyjścia, było stawienie im czoła.
- 5, 6 – trudno stwierdzić, czy ostrzeżenie dotyczące nadciągających draugów dotarło do was za późno, czy stwory poruszały się aż tak szybko, jednak nim udało wam się ujść choćby kawałek, na waszej drodze stanął jeden z żywych trupów, niemal natychmiast przystępując do ataku na jednego z was (w przypadku wylosowania tej opcji Mistrz Gry zrobi dorzut, by sprawdzić, kto został zaatakowany).
Czas na odpowiedź: 72h
Z ust Oldenburg wybrzmiało Véurr, lecz nie mogła nic poczuć, by jakakolwiek istota próbowała wtargnąć do komnaty – przynajmniej przez pierwszy moment, by po chwili poczuć dziwne drżenie. W tym samym czasie Mikkel próbował rzucić Feiknstafir – było ono jednak zbyt słabe, by przyniosło pożądane efekty. Cała grupa skupiła się na badaniu szkatułki, mimo że Haugaard powątpiewał w to, czy będą mieli wystarczająco dużo czasu, by ściągnąć klątwę, zważywszy na to, że na pewno do najprostszych nie należała. Jedynie Arthur, który zaczął się rozglądać po spowitym częściowo mrokiem pomieszczeniu, mógł w pewnym momencie zauważyć coś… wyjątkowo dziwnego. Rzędy czaszek w komnacie powoli zaczęły drgać, a z sufitu spadać drobny, wręcz ledwo zauważalny pył; w dodatku z pomocą wytężonych zmysłów mógł usłyszeć coraz bardziej niepokojący hałas, który najprawdopodobniej wskazywał na rychłe pojawienie się draugrów, co mogła też poczuć Lumikki dzięki rzuconemu wcześniej zaklęciu. Tove z kolei, zbyt pochłonięta oglądaniem zamkniętej szkatułki w towarzystwie pozostałych uczestników wyprawy, mogła jedynie po raz kolejny wyczuć obecność duchów – tym razem w przytłaczającej ilości. Czy był wśród nich akurat Vegard lub ktokolwiek, kto próbował się z nią wcześniej skontaktować? Tego nie wiedziała, gdyż nie mogła żadnego z nich zidentyfikować – pozostało jej kierować się intuicją.
– Nie wiem, czy jesteśmy w stanie zdjąć z tego klątwę – zaczął gorączkowo myśleć Haugaard, mając nadzieję, że uda im się wpaść na jakiś pomysł. – Może powinniśmy spróbować ją wynieść stąd, bez dotykania – zasugerował po chwili namysłu mężczyzna, spoglądając porozumiewawczo na pozostałych członków wyprawy, gdyż tylko zaklęcie lewitacyjne przychodziło mu do głowy. Nie mieli stuprocentowej pewności, że w środku znajdował się poszukiwany przez niego naszyjnik, lecz gdy tylko sam usłyszał coraz głośniejsze krzyki, uświadomił sobie, że raczej nie pozostało im już zbyt dużo czasu. Musieli stąd jak najszybciej uciekać.
INFORMACJE
Zbliżamy się do końca misji. Jedna osoba może rzucić zaklęcie Bifask, by z pomocą lewitacji wynieść szkatułkę z katakumb. Próg powodzenia wynosi 35. Tymczasem Mistrz Gry rzuca kostką k6, by sprawdzić, co was za moment czeka:
- 1, 2 – wygląda na to, że dopisuje wam więcej szczęścia, niż można by było przypuszczać – droga powrotna do wyjścia okazała się bowiem zupełnie wolna od potencjalnych niebezpieczeństw, mimo że wyraźnie czuliście na karkach obecność podążających za wami draugów.
- 3, 4 – chociaż sygnały ostrzegawcze dotyczące nadciągającego zagrożenia dotarły do was w porę, dzięki czemu równie szybko udało wam się opuścić komnatę, w której znaleźliście szkatułkę, to jednak pierwsi, potworni strażnicy katakumb już zamajaczyli wam na horyzoncie. Poruszali się zaskakująco szybko i jedynym rozwiązaniem, byście bezpiecznie dotarli do wyjścia, było stawienie im czoła.
- 5, 6 – trudno stwierdzić, czy ostrzeżenie dotyczące nadciągających draugów dotarło do was za późno, czy stwory poruszały się aż tak szybko, jednak nim udało wam się ujść choćby kawałek, na waszej drodze stanął jeden z żywych trupów, niemal natychmiast przystępując do ataku na jednego z was (w przypadku wylosowania tej opcji Mistrz Gry zrobi dorzut, by sprawdzić, kto został zaatakowany).
Mistrz Gry
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 15:00
The member 'Prorok' has done the following action : kości
'k6' : 1
'k6' : 1
Nieznajomy
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 15:00
Choć nie mogła narzekać na brak szczęścia, gdyż jak do tej pory szło im całkiem dobrze, wciąż czuła, że daleka jest od poczucia pełnego komfortu. Brała udział w przeróżnych ekspedycjach; niektóre faktycznie nie należały do najprostszych, lecz dzisiaj wiedziała, że uczestniczy w sytuacji niezwykłej, naznaczonej ciągłym niepokojem. Każdy szelest, stukot, czy poruszenie dokładały kolejnych zmartwień i niepewności, nakazywały działać tak, jakby faktycznie sama śmierć deptała im po piętach, a katakumby mogły stać się również dla nich miejscem ostatniego spoczynku. Pierwszy sygnał, a właściwie jego brak, gdy wybrzmiało zaklęcie ochronne, sprawił, że poczuła się nieco pewniej i sądziła, że istnieje nikły cień szansy na wygospodarowanie choćby odrobiny przestrzeni na jeszcze bardziej dokładne oględziny szkatuły. Była pewna swych umiejętności i przez moment istniało prawdopodobieństwo, że zignoruje słowa Ernsta nalegajacego na to, by jednak nie ryzykować zdejmowania klątwy w miejscu naszpikowanym niebezpieczeństwami. Nie zwykła słuchać się w takich sytuacjach osób zupełnie obcych, stawiając sobie za punkt honoru, by dowieść, że jest wystarczająco kompetentną osobą. Zacisnęła mocno dłonie, drobne piąstki pobielały od wysiłku, a sama Oldenburg potraktowała kolegę po fachu gromiącym spojrzeniem. Użycie zaklęcia nie gwarantowało powodzenia, gdyż poruszenie szkatuły nawet w ten sposób mogło aktywować nałożone zabezpieczenie. Nie sądziła, aby ten, który złożył w katakumbach taki artefakt nie zadbał o jego bezpieczeństwo na wszystkie możliwe sposoby.
Zaróżowione usta przypominały teraz wąską linię, gdy zagryzała wnętrza policzków i postanowiła odbić swoją uwagę w kierunku Tove. Potem poczuła niepokojący dreszcz i zrozumiała, że faktycznie nie pozostało im wiele czasu, a zbyt niedbałe podejście do sprawy mogło sprowadzić na nich dodatkowe kłopoty. Tak, czy tak, istniało dość duże ryzyko, że coś pójdzie bardzo źle. Musieli podjąć decyzję. Wiedziała, że nie chodzi tu tylko o pokaz jej umiejętności i unoszenie się dumą, ale o to, że była częścią grupy, a przez to jej dobro było nadrzędne. Przełknęła gorycz osiadającą na języku, wykrzywiając się wyraźnie.
– Dobrze, zróbmy tak… choć napawa mnie to obawą – stwierdziła matowym tonem, nieco mechanicznie, skrupulatnie kryjąc drzemiące w ciele emocje. – Spróbuję wynieść artefakt – zdecydowała, że weźmie na siebie całe ryzyko. – Bifask – Zaklęcie sprawiło, że szkatuła drgnęła, uniosła się powoli, w powietrzu zawirowały drobiny kurzu. Czuła, że mimowolnie robi się jej niedobrze, a pustka z żołądka podchodzi do gardła, blokując się na wysokości krtani. Czekała aż przedmiot zatrzyma się na odpowiedniej wysokości i przestanie drżeć. Skoncentrowała całą energię na tym, by stabilnie wynieść go z wnętrza katakumb. Kiwając głową dała znać, że jest gotowa do drogi. Modliła się w duchu, by uniknęli konfrontacji z draugrami. Wszystko w obecnej sytuacji stanowiło jeszcze większe ryzyko, gdyby tylko artefakt upadł, lub ktoś przypadkowo dotknąłby szkatuły. Pomimo narastającego napięcia zdawało się jednak, że los ponownie im sprzyja. Nie mogła jeszcze poczuć pełni radości.
zaklęcie Bifask udane
Zaróżowione usta przypominały teraz wąską linię, gdy zagryzała wnętrza policzków i postanowiła odbić swoją uwagę w kierunku Tove. Potem poczuła niepokojący dreszcz i zrozumiała, że faktycznie nie pozostało im wiele czasu, a zbyt niedbałe podejście do sprawy mogło sprowadzić na nich dodatkowe kłopoty. Tak, czy tak, istniało dość duże ryzyko, że coś pójdzie bardzo źle. Musieli podjąć decyzję. Wiedziała, że nie chodzi tu tylko o pokaz jej umiejętności i unoszenie się dumą, ale o to, że była częścią grupy, a przez to jej dobro było nadrzędne. Przełknęła gorycz osiadającą na języku, wykrzywiając się wyraźnie.
– Dobrze, zróbmy tak… choć napawa mnie to obawą – stwierdziła matowym tonem, nieco mechanicznie, skrupulatnie kryjąc drzemiące w ciele emocje. – Spróbuję wynieść artefakt – zdecydowała, że weźmie na siebie całe ryzyko. – Bifask – Zaklęcie sprawiło, że szkatuła drgnęła, uniosła się powoli, w powietrzu zawirowały drobiny kurzu. Czuła, że mimowolnie robi się jej niedobrze, a pustka z żołądka podchodzi do gardła, blokując się na wysokości krtani. Czekała aż przedmiot zatrzyma się na odpowiedniej wysokości i przestanie drżeć. Skoncentrowała całą energię na tym, by stabilnie wynieść go z wnętrza katakumb. Kiwając głową dała znać, że jest gotowa do drogi. Modliła się w duchu, by uniknęli konfrontacji z draugrami. Wszystko w obecnej sytuacji stanowiło jeszcze większe ryzyko, gdyby tylko artefakt upadł, lub ktoś przypadkowo dotknąłby szkatuły. Pomimo narastającego napięcia zdawało się jednak, że los ponownie im sprzyja. Nie mogła jeszcze poczuć pełni radości.
zaklęcie Bifask udane
Mistrz Gry
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 15:00
The member 'Nieznajomy' has done the following action : kości
'k100' : 70
'k100' : 70
Bezimienny
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 15:01
Duszna, gęsta atmosfera wewnątrz grobowca oblepiała umysł lepką konsystencją narastającej grozy, ciemną melasą zdławionego w sercu strachu, podżeganej nieprzyjemnym mrowieniem obawy, która kiełkowała na żyznym gruncie ściśniętych trzewi, ilekroć przez naczynie umysłu przeciekało brzmienie obcych głosów, obecność duchów, które napływały do jej świadomości, lgnąc do jaźni kogoś, kto był w stanie je zrozumieć, kto był w stanie im pomóc. Gardłowe dudnienie katakumb, które zdawały trząść się w obolałych konwulsjach, jak gdyby wyczuły intruzów i pragnęły jak najszybciej ich przetrawić, pozbyć się niewygodnej toksyny obijającej się o wnętrze żołądka, wypluć natychmiast to, co po nich pozostało, utrudniało jednak wyłowienie z jednostajnego szmeru obcych zawodzeń konkretnych wypowiedzi, gróźb, błagań lub ostrzeżeń, podszeptów śmierci, która, jak na ironię, powoli budziła się do życia.
W zatęchłej, wilgotnej paszczy jaskini zatruta klątwą skrzynia wydawała się osobliwie na swoim miejscu, jak gdyby wzniesienie jej z kamiennego podestu pobudziło jakiś zaszyty wewnątrz gniew, reakcję obronną w obliczu usunięcia artefaktu, który wrósł w skalną scenerię jak napęczniały krwią narząd, opleciony pajęczyną tętniących żył – nie potrafiła oderwać wzroku od runicznych grawerów na powierzchni szkatułki, rozsądkiem powstrzymując nierozważną, całkiem dziecięcą ciekawość oraz dojrzewające w piersi pragnienie, by wyciągnąć dłoń w ich kierunku, przesunąć opuszkiem palca wzdłuż znajomych, zawiłych kształtów, odciśniętych płytko w ciemnym, mahoniowym drewnie, które w półmroku krypty wydawało się prawie czarne. Odruchowo przecięła linię spojrzenia w Lumikki, doszukując się w jej wzroku tego samego, prawie niezdrowego błysku zachłannej fascynacji, okoliczności, w jakich tymczasowo utknęli w grocie, nie pozostawiały jednak wiele czasu na rozmowę i wymianę spostrzeżeń – kiedy czar oplótł przedmiot ciasną opoką lewitacji, zniekształcone głosy duchów zagrzmiały złowrogo, skrzynka uniosła się jednak w powietrze, bezpieczna z dala od cudzego dotyku, przechowująca czerń klątwy, której nie mogli pozwolić wypełznąć na powierzchnię.
Nierówności podłoża zaczęły uwierać nagle pod podeszwami butów, gdy ruszyli za obopólną zgodą korytarzem katakumb, klaustrofobiczną cieśniną, która zdawała się zawężać, niczym przestrzał skurczonego lękiem gardła, która przepuszczała ich jednak tą samą drogą, jaką tu dotarli, łutem szczęścia pozwalając cofnąć się po wyimaginowanych okruchach chleba, złotej nici, mającej wydostać ich całych z wnętrza złowrogiego grobowca, wzdymającego się w złości i oburzeniu, że zdołali zabrać ze sobą coś równie cennego. Draugry, gdziekolwiek się czaiły, musiały wyczuć w końcu ich niepożądaną obecność, wciąż mieli jednak szansę wychynąć triumfalnie z powrotem na powierzchnię, bez potrzeby natykania się na ich obmierzłe, powołane do życia cielska – dopiero teraz na nowo zdała sobie sprawę, że wciąż zaciskała kurczowo palce na metalowym pręcie, który błyskał krzepiącym, srebrzystym lśnieniem w półmroku skamieniałego przełyku podziemnej mogiły Norbotten.
W zatęchłej, wilgotnej paszczy jaskini zatruta klątwą skrzynia wydawała się osobliwie na swoim miejscu, jak gdyby wzniesienie jej z kamiennego podestu pobudziło jakiś zaszyty wewnątrz gniew, reakcję obronną w obliczu usunięcia artefaktu, który wrósł w skalną scenerię jak napęczniały krwią narząd, opleciony pajęczyną tętniących żył – nie potrafiła oderwać wzroku od runicznych grawerów na powierzchni szkatułki, rozsądkiem powstrzymując nierozważną, całkiem dziecięcą ciekawość oraz dojrzewające w piersi pragnienie, by wyciągnąć dłoń w ich kierunku, przesunąć opuszkiem palca wzdłuż znajomych, zawiłych kształtów, odciśniętych płytko w ciemnym, mahoniowym drewnie, które w półmroku krypty wydawało się prawie czarne. Odruchowo przecięła linię spojrzenia w Lumikki, doszukując się w jej wzroku tego samego, prawie niezdrowego błysku zachłannej fascynacji, okoliczności, w jakich tymczasowo utknęli w grocie, nie pozostawiały jednak wiele czasu na rozmowę i wymianę spostrzeżeń – kiedy czar oplótł przedmiot ciasną opoką lewitacji, zniekształcone głosy duchów zagrzmiały złowrogo, skrzynka uniosła się jednak w powietrze, bezpieczna z dala od cudzego dotyku, przechowująca czerń klątwy, której nie mogli pozwolić wypełznąć na powierzchnię.
Nierówności podłoża zaczęły uwierać nagle pod podeszwami butów, gdy ruszyli za obopólną zgodą korytarzem katakumb, klaustrofobiczną cieśniną, która zdawała się zawężać, niczym przestrzał skurczonego lękiem gardła, która przepuszczała ich jednak tą samą drogą, jaką tu dotarli, łutem szczęścia pozwalając cofnąć się po wyimaginowanych okruchach chleba, złotej nici, mającej wydostać ich całych z wnętrza złowrogiego grobowca, wzdymającego się w złości i oburzeniu, że zdołali zabrać ze sobą coś równie cennego. Draugry, gdziekolwiek się czaiły, musiały wyczuć w końcu ich niepożądaną obecność, wciąż mieli jednak szansę wychynąć triumfalnie z powrotem na powierzchnię, bez potrzeby natykania się na ich obmierzłe, powołane do życia cielska – dopiero teraz na nowo zdała sobie sprawę, że wciąż zaciskała kurczowo palce na metalowym pręcie, który błyskał krzepiącym, srebrzystym lśnieniem w półmroku skamieniałego przełyku podziemnej mogiły Norbotten.
Arthur Mortensen
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 15:01
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
W głębi piersi odczuwał lęk im dłużej, spoglądał na rzędy czaszek, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że coś jest nie, tak jak być powinno. Nieustannie rosnące napięcie wyczuwalne w powietrzu zdradzało, iż siły zła są wyjątkowo niepocieszone wizytą nieproszonych gości, którzy wtargnęli do ich leża i plądrują je. Nie odczuwał strachu, przed konfrontacją, na tę ewentualność był gotowy, stąd jego czujność i zabezpieczenie reszty drużyny. Słysząc narastający z każdą chwilą dźwięk kroków, które dobiegały z najmroczniejszych zakamarków grobowca, zacisnął mocniej dłonie na żelaznym pręcie, broń to słaba przeciwko hordzie nieumarłych, lecz w połączeniu z magią nie była, aż tak lichym orężem, nie mniej jednak byli zbyt nieliczną grupą, aby mogli śmiało stanąć, ba wytrzymać napór wrogich istot. Musieli pryskać stąd jak najszybciej, niczym najprawdziwsi w świecie złodzieje. Zabrać artefakt i zniknąć za progiem katakumbów, aby gniew obudzonych draugrów ich nie dosięgnął.
Zreflektowanie i całkiem bystra rada naukowca była zaskakująco trafna i liczył, że grupa również pochwyci sugestię, by uciekać czym prędzej, nim będzie za późno. Na całe szczęście nie musiał nikogo przekonywać do racji starszego mężczyzny, bowiem Lumikki podjęła rzuconą inicjatywę, a zaklęcie dzięki, jakiemu podniosła szkatułkę, okazało się sukcesem, który być może uchroni ją od nieprzyjemności związanych z ewentualnymi konsekwencjami dotykania czegoś na wskroś przesiąkniętego magią zakazaną. A przynajmniej tak przypuszczał ostrożności wobec nieznanych przedmiotów nigdy za wiele.
W drodze powrotnej zajął ostatnie miejsce w szeregu, chcąc ubezpieczać w razie konieczności tyły, wbrew pozorom jak do tej pory poszło im zaskakująco łatwo i to budziło w przemytniku niepewność oraz obawę przed ewentualną niespodzianką, jaka czekała na nich przy końcu korytarza, jakim przyszło im wędrować. Serce w piersi nadawało rytm kroków, a strach powoli uchodził z ciała wraz ze świadomością, iż gdyby popełnili więcej błędów, tudzież nie mieli tyle szczęścia, mogliby już nigdy nie ujrzeć świata zewnętrznego. Powiew lodowatego powietrza, które wdarło się w wąskie gardło szczeliny, jaką kroczyli przyniósł, odrobinę spokoju i szczyptę radości.
Zreflektowanie i całkiem bystra rada naukowca była zaskakująco trafna i liczył, że grupa również pochwyci sugestię, by uciekać czym prędzej, nim będzie za późno. Na całe szczęście nie musiał nikogo przekonywać do racji starszego mężczyzny, bowiem Lumikki podjęła rzuconą inicjatywę, a zaklęcie dzięki, jakiemu podniosła szkatułkę, okazało się sukcesem, który być może uchroni ją od nieprzyjemności związanych z ewentualnymi konsekwencjami dotykania czegoś na wskroś przesiąkniętego magią zakazaną. A przynajmniej tak przypuszczał ostrożności wobec nieznanych przedmiotów nigdy za wiele.
W drodze powrotnej zajął ostatnie miejsce w szeregu, chcąc ubezpieczać w razie konieczności tyły, wbrew pozorom jak do tej pory poszło im zaskakująco łatwo i to budziło w przemytniku niepewność oraz obawę przed ewentualną niespodzianką, jaka czekała na nich przy końcu korytarza, jakim przyszło im wędrować. Serce w piersi nadawało rytm kroków, a strach powoli uchodził z ciała wraz ze świadomością, iż gdyby popełnili więcej błędów, tudzież nie mieli tyle szczęścia, mogliby już nigdy nie ujrzeć świata zewnętrznego. Powiew lodowatego powietrza, które wdarło się w wąskie gardło szczeliny, jaką kroczyli przyniósł, odrobinę spokoju i szczyptę radości.
Mikkel Guldbrandsen
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 15:01
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Od zawsze zainteresowany nowymi odkryciami, badaniami i prowadzonymi poszukiwaniami Guldbrandsen wiele słyszał o Haugardzie i jego zmarłym towarzyszu, wiele dobrego, dlatego nie wahał się, kiedy tylko usłyszał, że pierwszy z nich, który pozostał przy życiu po felernej wyprawie, poszukuje współtowarzyszy. Miał go za profesjonalistę, specjalistę w swojej dziedzinie i takiego też zachowania po nim oczekiwał. Entuzjazm przejawiający się w nieostrożności, mogącej zwabić tu stado draugów, a nawet i więcej, choć poniekąd zrozumiały, to wywarł na nim złe wrażenie. Ktoś taki jak Haugaard nie powinien tracić opanowania i zimnej krwi nawet w takiej chwili. Upomniany zapanował jednak nad sobą, lecz nie mogli mieć pewności, że hałasy, niosące się echem po zatęchłych, nieodwiedzanych przez wieki korytarzach nie zwabiły nieumarłych. Sam Mikkel czuł jednak ekscytację na myśl, że naprawdę udało im się odnaleźć artefakt stworzony przez legendarnego nekromantę. Czy naprawdę nikomu poza nimi nie udało się tutaj dotrzeć przez te setki lat? Gruba warstwa kurzu i brudu pokrywała wszystko wokół, poza szkatułą, która musiała być przeklęta, chroniona w jakikolwiek, inny sposób. Nie wierzył, aby nekromanta pozostawił ją tu ot tak - dlatego pomysł, by przelewitować ją do wyjścia, nie dotykać dopóki nie upewnią się, że jest to bezpieczne przyjął z milczącą aprobatą, którą wyraził skinięciem głowy. Rad był, że od razu zajęła się tym Lumikki; sam wolał i powinien mieć wolne ręce na wypadek, gdyby znowu natknęli się na draugi. To, że dotarli do komnaty z naszyjnikiem to jedynie połowa sukcesu. Musieli jeszcze stąd wyjść - wszyscy i w całości. Pozostawili zaś po sobie ślady, hałasy i wciąż ciemność rozpraszała wyczarowana przez Guldbrandsena kula światła.
Opuszczając komnatę ruszył przodem. Na wszelki wypadek zdecydował się rzucić zaklęcie, które miało przepędzić wszystkich nieumarłych, jeśli znajdowały się w pobliżu.
- Vættr - powiedział spokojnie i pewnie, po czym zaczął podążać tym samym korytarzem, jaki ich tutaj doprowadził.
Wokół nich panowała jednak cisza, było zaskakująco wręcz spokojnie, co nie budziło w nim pewności, a niepokój. Mieli podstawy, aby przypuszczać, że taki artefakt będzie lepiej chroniony, dlatego przemierzając zatęchłe, mroczne korytarze Mikkel miał się na baczności i zachował czujność, gotów do reakcji w każdej chwili.
Opuszczając komnatę ruszył przodem. Na wszelki wypadek zdecydował się rzucić zaklęcie, które miało przepędzić wszystkich nieumarłych, jeśli znajdowały się w pobliżu.
- Vættr - powiedział spokojnie i pewnie, po czym zaczął podążać tym samym korytarzem, jaki ich tutaj doprowadził.
Wokół nich panowała jednak cisza, było zaskakująco wręcz spokojnie, co nie budziło w nim pewności, a niepokój. Mieli podstawy, aby przypuszczać, że taki artefakt będzie lepiej chroniony, dlatego przemierzając zatęchłe, mroczne korytarze Mikkel miał się na baczności i zachował czujność, gotów do reakcji w każdej chwili.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Mistrz Gry
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 15:01
The member 'Mikkel Guldbrandsen' has done the following action : kości
'k100' : 92
'k100' : 92
Prorok
Re: 09.12.2000 – Katakumby, Norbotten – Wto 12 Gru - 15:10
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Udało się. Tym razem Haugaardowi i pozostałym członkom drużyny udało się dopiąć swego. Choć do samego końca nie mieli pewności, czy w środku znajdował się poszukiwany przez nich naszyjnik, to niewiele czasu im pozostało, by wszystko dokładnie sprawdzić. Zdjęcie klątwy ze szkatułki na miejscu okazało się być zbyt czasochłonnym zadaniem, dlatego nie pozostało im nic innego, jak wynieść ją z katakumb, nie dotykając przy tym jej rękoma. Zaklęcie lewitujące, które zostało użyte przez Lumikki, okazało się w tym przypadku strzałem w dziesiątkę, podobnie jak to użyte przez Guldbrandsena. Mimo że ewakuacja z katakumb nie należała do najłatwiejszych – w końcu widmo zbliżających się draugrów, których odgłosy były coraz głośniejsze, zdawało się do nich zbliżać – to całej piątce bez szwanku udało się wreszcie wydostać na zewnątrz. Kiedy tylko ujrzeli światło dzienne, nie pozostało im nic innego, jak zapieczętować na wszelki wypadek wejście do grobowca. Nie chcieli w końcu mieć więcej do czynienia z tymi niebezpiecznymi stworzeniami – jedno, bliskie spotkanie powinno im w tym przypadku wystarczyć. Haugaard upewnił się jeszcze, że nikomu nic się nie stało, po czym poprosił Oldenburg, by położyła zakurzoną szkatułkę na jednym z większych kamieni stojących nieopodal jaskini. Teraz mieli przynajmniej chwilę, by móc przyjrzeć jej się z większą uwagą oraz zbadać dokładnie jej zawartość.
– Wyszliśmy z tego bez szwanku, ale obyśmy nie musieli tam wracać – skwitował Haugaard, który wreszcie odetchnął z niemałą ulgą pod nosem – w końcu bieg w połowicznych ciemnościach wcale nie był taki prosty, a jego zdrowie w ostatnim czasie pozostawiało wiele do życzenia. Nie dało się jednak ukryć, że cała drużyna spisała się na medal – Arthur z Mikkelem z powodzeniem pokonali draugra, czuwając nad ich bezpieczeństwem całą drogę, podczas gdy Tove i Lumikki zajmowały się tym, co związane było bezpośrednio z magią runiczną. – Mieliśmy więcej szczęścia niż ostatnio – dodał po chwili namysłu, wspominając przy okazji Vegarda, który zginął tragicznie w Norbotten. Zerknął potem na szkatułkę, lecz po dłuższych oględzinach stwierdził, że nie było to odpowiednie miejsce, a zabezpieczenie zdawało się przerastać jego możliwości. Spojrzał więc uważnie na swoją drużynę, po czym westchnął ciężko pod nosem, wyraźnie zawiedziony tym, że będzie musiał jeszcze trochę poczekać na odkrycie zawartości szkatułki.
– Dziękuję wam za wasze zaangażowanie. – Uśmiechnął się na pożegnanie Haugaard, by po chwili zerknąć na pudełko. – Mam nadzieję, że udało nam się znaleźć to, czego od początku szukaliśmy. – Teraz nie pozostało mu nic innego, jak zbadać szkatułkę. Na sam koniec podziękował jeszcze raz wszystkim po kolei, po czym dodał na odchodne: – Jeśli jeszcze kiedyś będę potrzebował kogoś na wyprawę, to na pewno się do was zgłoszę. Dobra robota. Wiecie, gdzie macie przyjść potem po zapłatę. Może do tej pory uda mi się dowiedzieć, co jest w środku, a może sami zechcecie mi pomóc. A teraz odpocznijmy. – Poklepał po plecach Arthura i Mikkela, a następnie puścił oczko do dziewcząt, by opuścić okolice Norbotten.
wszyscy z tematu
– Wyszliśmy z tego bez szwanku, ale obyśmy nie musieli tam wracać – skwitował Haugaard, który wreszcie odetchnął z niemałą ulgą pod nosem – w końcu bieg w połowicznych ciemnościach wcale nie był taki prosty, a jego zdrowie w ostatnim czasie pozostawiało wiele do życzenia. Nie dało się jednak ukryć, że cała drużyna spisała się na medal – Arthur z Mikkelem z powodzeniem pokonali draugra, czuwając nad ich bezpieczeństwem całą drogę, podczas gdy Tove i Lumikki zajmowały się tym, co związane było bezpośrednio z magią runiczną. – Mieliśmy więcej szczęścia niż ostatnio – dodał po chwili namysłu, wspominając przy okazji Vegarda, który zginął tragicznie w Norbotten. Zerknął potem na szkatułkę, lecz po dłuższych oględzinach stwierdził, że nie było to odpowiednie miejsce, a zabezpieczenie zdawało się przerastać jego możliwości. Spojrzał więc uważnie na swoją drużynę, po czym westchnął ciężko pod nosem, wyraźnie zawiedziony tym, że będzie musiał jeszcze trochę poczekać na odkrycie zawartości szkatułki.
– Dziękuję wam za wasze zaangażowanie. – Uśmiechnął się na pożegnanie Haugaard, by po chwili zerknąć na pudełko. – Mam nadzieję, że udało nam się znaleźć to, czego od początku szukaliśmy. – Teraz nie pozostało mu nic innego, jak zbadać szkatułkę. Na sam koniec podziękował jeszcze raz wszystkim po kolei, po czym dodał na odchodne: – Jeśli jeszcze kiedyś będę potrzebował kogoś na wyprawę, to na pewno się do was zgłoszę. Dobra robota. Wiecie, gdzie macie przyjść potem po zapłatę. Może do tej pory uda mi się dowiedzieć, co jest w środku, a może sami zechcecie mi pomóc. A teraz odpocznijmy. – Poklepał po plecach Arthura i Mikkela, a następnie puścił oczko do dziewcząt, by opuścić okolice Norbotten.
wszyscy z tematu
Strona 2 z 2 • 1, 2