:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse
5 posters
Prorok
07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Pią 25 Lis - 19:27
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
07-08.02.2001
Spektakl „Hamlet”
Grupa teatralna śniących wywodzących się z galdryjskich rodzin postanowiła, wręcz jednomyślnie, wystawić słynnego na całym świecie „Hamleta”. Przybliżenie twórczości Williama Szekspira uzdolnionym magicznie mieszkańcom Europy Północnej zostało przez nich uznane za słuszną inicjatywę, nic dziwnego, skoro geniusz tego dramaturga zapisał się niezwykle wyraźnie, na stałe zmieniając teatr. W aranżacji przedstawienia pomogli również przedstawiciele klanu Ahlströmów, znanego z pozytywnego nastawienia do śniących; zajęli się reżyserią oraz oprawą muzyczną. „Hamlet” jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych dzieł twórcy i opowiada historię duńskiego księcia, rozgrywającą się w królewskim zamku w Helsingør. Nagła śmierć króla Hamleta powoduje, że tron zajmuje jego syn Klaudiusz, żeniąc się z wdową po władcy. Do kraju powraca jednak syn króla, który podobnie jak ojciec nosi imię Hamlet. Książę, zrozpaczony po śmierci ojca i zawiedziony zachowaniem matki (uznawanym w czasach autora za kazirodztwo), jest nawiedzany przez ducha zmarłego Hamleta. Duch wyznaje młodemu Hamletowi, że został zabity przez brata. Hamlet rozpoczyna poszukiwanie dowodów zbrodni, w międzyczasie udając osobę niestabilną psychicznie, wręcz szaloną; chce uśpić uwagę wuja. Na całym świecie najbardziej znany jest monolog Hamleta, uderzający za każdym razem z równą intensywnością:
Być albo nie być; oto jest pytanie:
Czy szlachetniejszym jest znosić świadomie
Losu wściekłego pociski i strzały,
Czy za broń porwać przeciw morzu zgryzot,
Aby odparte znikły? – Umrzeć, usnąć,
Nic więcej; snem tym wyrazić, że minął
Ból serca, a z nim niezliczone wstrząsy,
Które są ciała dziedzictwem: kres taki
Błogosławieństwem byłby. Umrzeć, usnąć,
Usnąć! Śnić może? Tak oto przeszkoda;
Bowiem sny owe, które mogą nadejść
Pośród snu śmierci, gdy już odrzucimy
Wrzawę śmiertelnych, budzą w nas wahanie,
Zmieniając życie nazbyt długie w klęskę.
Któż by zniósł bicze i szyderstwa czasu,
Krzywdy ciemięzców i zniewagi pysznych,
Boleść okrutną wzgardzonej miłości,
Prawa leniwe, zuchwalstwo urzędów,
I poniżenie, które znosić musi
Zasługa cicha od niegodnych łotrów,
Gdyby uwolnić się mógł sam od tego
Nagim sztyletem? Któżby niósł ów ciężar
I dźwigał życie swoje udręczone,
Sapiąc i pocąc się, gdyby mu trwoga
Przed czymś po śmierci, przed tą nieodkrytą
Krainą, z której nie powraca żaden
Wędrowiec, woli nie pętała, każąc
Znieść ów ból znany raczej, niż ulecieć
Ku innym, których nie znamy? Tak nasza
Świadomość wszystkich nas przemienia w tchórzy,
Rumiany odcień naszej stanowczości
Blaknie, pokryty bladą barwą myśli,
A przedsięwzięcia rozległe i ważkie
Z przyczyny owej w nurt wpadają kręty
I gubią imię czynów.
Być albo nie być; oto jest pytanie:
Czy szlachetniejszym jest znosić świadomie
Losu wściekłego pociski i strzały,
Czy za broń porwać przeciw morzu zgryzot,
Aby odparte znikły? – Umrzeć, usnąć,
Nic więcej; snem tym wyrazić, że minął
Ból serca, a z nim niezliczone wstrząsy,
Które są ciała dziedzictwem: kres taki
Błogosławieństwem byłby. Umrzeć, usnąć,
Usnąć! Śnić może? Tak oto przeszkoda;
Bowiem sny owe, które mogą nadejść
Pośród snu śmierci, gdy już odrzucimy
Wrzawę śmiertelnych, budzą w nas wahanie,
Zmieniając życie nazbyt długie w klęskę.
Któż by zniósł bicze i szyderstwa czasu,
Krzywdy ciemięzców i zniewagi pysznych,
Boleść okrutną wzgardzonej miłości,
Prawa leniwe, zuchwalstwo urzędów,
I poniżenie, które znosić musi
Zasługa cicha od niegodnych łotrów,
Gdyby uwolnić się mógł sam od tego
Nagim sztyletem? Któżby niósł ów ciężar
I dźwigał życie swoje udręczone,
Sapiąc i pocąc się, gdyby mu trwoga
Przed czymś po śmierci, przed tą nieodkrytą
Krainą, z której nie powraca żaden
Wędrowiec, woli nie pętała, każąc
Znieść ów ból znany raczej, niż ulecieć
Ku innym, których nie znamy? Tak nasza
Świadomość wszystkich nas przemienia w tchórzy,
Rumiany odcień naszej stanowczości
Blaknie, pokryty bladą barwą myśli,
A przedsięwzięcia rozległe i ważkie
Z przyczyny owej w nurt wpadają kręty
I gubią imię czynów.
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Pią 6 Sty - 18:44
Villemo HolmsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Afisze teatralne zapraszały, wręcz kusiły, aby wejść do wnętrza teatru. Ten zaś wołał Villemo, tęsknotą i wspomnieniami, niespełnionymi marzeniami, które odłożyła na półkę wmawiając sobie, że kiedyś do nich wróci. Obrastały w kurz, a ona jedynie tęsknie na nie patrzyła. Od czasu do czasu niepewnie sięgając ku nich dłonią. Tak jak teraz, gdy udali się na spektakl, zostawiając za sobą kolejną atrakcję. Tworzenie biżuterii, piękna również sztuka, sprawiła, że odkryła swoją naturę. Przez krótką chwilę pozwoliła, aby to co tak skrzętnie skrywała zostało ujawnione. Wiedziała, że to dostrzegł, zobaczyła jak w tęczówkach odbija się jej brzydota i przekleństwo. Potwór w pięknej powłoce, który żyje złudzeniami. Spędzając coraz więcej czasu ze sobą, odkrywali coraz więcej kart. Ukazywali to co chowali w skrzyni, zamykali kluczem milczenia wraz z kłódką lęków. Czy wkraczając teraz do teatru, nie otwierała skrzyni łomem?
Scena była już gotowa, czekała aż zasiądą, aby kurtyna mogła ruszyć w górę. Ściskając w dłoni bilet skierowała kroki ku wyznaczonym miejscu.
-Miałeś już możliwość oglądania Hamleta? - Zagadnęła zasiadając. Miała okazję czytać scenopis w teatrze, w którym pracowali jej rodzice. Nim spłonął, wystawiali też Hamleta. Tragiczna historia, która porusza serca i umysł, pozostawała nadal nie zrozumiana przez wielu. Żyjąc w teatrze widziała wiele sztuk, aż w pewnym momencie deski nosiły też ją. Głównie taniec i śpiew, którym hipnotyzowała, mogła osiągnąć tak wiele, ale dała się ponieść zdradzieckiej fali. Nadal grała, przybierała postaci i maski, w teatrze, o którym nikt nie mówi na głos. Ciekawa jego doświadczeń, zerknęła z ukosa, gdy zasiadał obok niej.
Wokół było wiele szeptów, więc i jej wplótł się między nie, a intensywne spojrzenie wyczuła od razu. Znała je, drażniło świadomość jak szpilka, ciągle wbijana w jedno miejsce. Nie uległa pokusie zerknięcia w drugą stronę. Nie to było teraz ważne.
Scena była już gotowa, czekała aż zasiądą, aby kurtyna mogła ruszyć w górę. Ściskając w dłoni bilet skierowała kroki ku wyznaczonym miejscu.
-Miałeś już możliwość oglądania Hamleta? - Zagadnęła zasiadając. Miała okazję czytać scenopis w teatrze, w którym pracowali jej rodzice. Nim spłonął, wystawiali też Hamleta. Tragiczna historia, która porusza serca i umysł, pozostawała nadal nie zrozumiana przez wielu. Żyjąc w teatrze widziała wiele sztuk, aż w pewnym momencie deski nosiły też ją. Głównie taniec i śpiew, którym hipnotyzowała, mogła osiągnąć tak wiele, ale dała się ponieść zdradzieckiej fali. Nadal grała, przybierała postaci i maski, w teatrze, o którym nikt nie mówi na głos. Ciekawa jego doświadczeń, zerknęła z ukosa, gdy zasiadał obok niej.
Wokół było wiele szeptów, więc i jej wplótł się między nie, a intensywne spojrzenie wyczuła od razu. Znała je, drażniło świadomość jak szpilka, ciągle wbijana w jedno miejsce. Nie uległa pokusie zerknięcia w drugą stronę. Nie to było teraz ważne.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Pią 6 Sty - 20:11
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Pytanie, które mógł wkrótce zadać, tańczyło na linii ust; łaskotało język; drażniło, szarpiąc za struny krtani, kotłując się w gryfie gardła. Nie zadał go; nie wypuścił, nie pozwolił, aby rozcięło przestrzeń. Nie spytał o całą zmianę, jaka się dokonała we wnętrzu sklepu Sørensenów, nie spytał, czy rzeczywiście jest niksą.
…czy bał się?
Bał się, że mógł ją stracić? że mogła zniknąć pod wpływem słów nieprzychylnych, tworzących kształt zagrożenia? Bał się, że mógł pogrzebać zaczątek grząskiej relacji?
Chciał, aby była obok -
bez względu na to kim (czym) miała być.
Nie umiał przestać, nie umiał, chociaż powinien był się wycofać, uciec, zanim jego sekrety ujrzą blask dziennych świateł, skąpane w słońcu jej wiedzy, zanim stanie sam przed nią, bezbronny, kruchy z wrażliwym, wprost odsłoniętym brzuchem, w który mogłaby wsunąć gdyby jedynie chciała - ostry puginał zdrady.
Wkroczyli w mury teatru, pełni zaciekawienia, pełni zamiłowania i wrażliwości do sztuki. Sztuka, już od początku, łączyła ścieżki ich istnień, kreśliła szkice ich spotkań kwitnące barwami uczuć, emocji skrytych i jawnych, zamkniętych na taflach spojrzeń. Wiedział, że na nich patrzą; nie spodziewał się, mimo tego, że jeden, lepki, podszyty uwagą wzrok okaże się być szczególny, tworzący zgrzyt dysonansu. Aura zawsze sprawiała, że nie umieli przystawać do zgromadzenia, okazać się częścią ludzi szarych i nieistotnych - w chwilach, gdy byli razem, ich czar dodatkowo, tym bardziej pomnażał wścibskość obecnych w pobliżu osób.
- Nie. Jeszcze nie - odpowiedział, kierując się, tak jak ona, do wyznaczonych miejsc. - Nie miałem dotąd okazji obcować ze sztuką śniących - przyznał. Nie znał ani kultury niemagicznych, ani - tym bardziej - ich technologii, prężnie rozwijanej przez lata. Z tego, co mógł usłyszeć, „Hamlet” był niewątpliwie jedną z najbardziej uznanych sztuk, niezwykle popularnych wśród śniących. Czy zasługiwał na równie wzniosłą opinię? Nie umiał obecnie stwierdzić; miał się przekonać wkrótce, poznając interpretację znanego na świecie dzieła.
- A ty? - dopytał. W chwili, kiedy weszła na salę, wydała się odmieniona; zupełnie, jakby w nieznany sposób miejsce było jej bliskie. Czy oprócz pełnienia funkcji kustoszki w galerii sztuki była miłośniczką teatru?
Nie wiedział o niej zbyt wiele;
nie wiedział właściwie nic.
…czy bał się?
Bał się, że mógł ją stracić? że mogła zniknąć pod wpływem słów nieprzychylnych, tworzących kształt zagrożenia? Bał się, że mógł pogrzebać zaczątek grząskiej relacji?
Chciał, aby była obok -
bez względu na to kim (czym) miała być.
Nie umiał przestać, nie umiał, chociaż powinien był się wycofać, uciec, zanim jego sekrety ujrzą blask dziennych świateł, skąpane w słońcu jej wiedzy, zanim stanie sam przed nią, bezbronny, kruchy z wrażliwym, wprost odsłoniętym brzuchem, w który mogłaby wsunąć gdyby jedynie chciała - ostry puginał zdrady.
Wkroczyli w mury teatru, pełni zaciekawienia, pełni zamiłowania i wrażliwości do sztuki. Sztuka, już od początku, łączyła ścieżki ich istnień, kreśliła szkice ich spotkań kwitnące barwami uczuć, emocji skrytych i jawnych, zamkniętych na taflach spojrzeń. Wiedział, że na nich patrzą; nie spodziewał się, mimo tego, że jeden, lepki, podszyty uwagą wzrok okaże się być szczególny, tworzący zgrzyt dysonansu. Aura zawsze sprawiała, że nie umieli przystawać do zgromadzenia, okazać się częścią ludzi szarych i nieistotnych - w chwilach, gdy byli razem, ich czar dodatkowo, tym bardziej pomnażał wścibskość obecnych w pobliżu osób.
- Nie. Jeszcze nie - odpowiedział, kierując się, tak jak ona, do wyznaczonych miejsc. - Nie miałem dotąd okazji obcować ze sztuką śniących - przyznał. Nie znał ani kultury niemagicznych, ani - tym bardziej - ich technologii, prężnie rozwijanej przez lata. Z tego, co mógł usłyszeć, „Hamlet” był niewątpliwie jedną z najbardziej uznanych sztuk, niezwykle popularnych wśród śniących. Czy zasługiwał na równie wzniosłą opinię? Nie umiał obecnie stwierdzić; miał się przekonać wkrótce, poznając interpretację znanego na świecie dzieła.
- A ty? - dopytał. W chwili, kiedy weszła na salę, wydała się odmieniona; zupełnie, jakby w nieznany sposób miejsce było jej bliskie. Czy oprócz pełnienia funkcji kustoszki w galerii sztuki była miłośniczką teatru?
Nie wiedział o niej zbyt wiele;
nie wiedział właściwie nic.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Pią 6 Sty - 21:15
Villemo HolmsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Nie wiedzieli nic
Choć zdawało się, że wiedzą wszystko. Tańczące aury się ich nie imały. Odurzenie nie dotyczyło umysłów, które same kontrolowały spojrzenia innych. Mieli władzę, mieli możliwości, które dawały poczucie siły, ale jednocześnie mocnym obcasem wbijały ich w ziemię, z każdym słowem i spojrzeniem odrazy.
Wrogowie czaili się wszędzie, choć zdawało się, że wcale ich nie widzą.
Kim był? Domyślała się, ale nie miała dowodów. Wiedziała, że był demonem. Istotą, która tak jak ona wabiła i podskórnie czuła odrazę, czuła odrzucenie, której się przeciwstawiała zbyt zaintrygowana, aby słuchać głosów przeszłości. Mogli zniszczyć siebie nawzajem, wystarczyło wysunąć szpony własnego istnienia. Zamiast tego snuli się w przedziwnym spotkaniu, chcąc wpasować się w tłum, z którego tak bardzo się wyróżniali.
O ironio! Chcieli zasmakować normalności, zapominając, że nigdy nie będzie im dana. Ich obecność stanowiła już zagrożenie.
Roztaczali wokół siebie aurę, choć nie chcieli dotknąć nią nikogo innego niż samych siebie. Dziwne uczucie, że teraz, w tej chwili może zaufać tylko jemu. Nikomu innemu. Złożyć własne życie i los w dłonie wroga.
Już raz uchronił ją przed zgubą. Już raz, ocalił. Dlaczego?
-Bywa fascynująca, jak te wynalazki. - Odparła z ciepłą nutą w głosie, tak bardzo odmienną, od tych, które do tej pory barwiły jej głos. Nowy dźwięk, nowe doznanie w stałej melodii krtani.
Wiercił wzrokiem, wypalał ślad pożądania na jej skórze. Nieznośny, uporczywy, tak bardzo drażniący.
Kurtyna poszła w górę, melodia wzbiła się wraz z nią i poszybowała do uszu widzów, którzy czekali dla pokarm dla duszy. Tym miała być sztuka, czymś wzniosłym, karmiącym coś więcej niż instynkty. A jednak Olaf sprawił, że sztuka karmiła ciało, każdej nocy.
Zadrżała.
Aktor wyszedł na scenę oniemiały widokiem ducha. To był jego ojciec oraz okrutna prawda jaką otrzymywali widzowie. Zwykle intrygę rozwiązuje się wraz z każdym aktem, ale tym razem poznali je w pierwszych słowach. Choć to dopiero czwarta scena, ale jak wiele mówi. Trucizna wlana do ucha, tak jak sączy się jad złych słów, tych które zabijają powoli trutego i wszystkich wokół.
Złożona obietnica, jakich wiele ludzie składają każdego dnia. Mieli dowiedzieć się jak Hamlet ujawni zbrodnie swojego wuja.
Kurtyna opadła, by na krótką chwilę dać złapać oddech aktorom i widowni. Historia jeszcze się nie zakończyła.
Choć zdawało się, że wiedzą wszystko. Tańczące aury się ich nie imały. Odurzenie nie dotyczyło umysłów, które same kontrolowały spojrzenia innych. Mieli władzę, mieli możliwości, które dawały poczucie siły, ale jednocześnie mocnym obcasem wbijały ich w ziemię, z każdym słowem i spojrzeniem odrazy.
Wrogowie czaili się wszędzie, choć zdawało się, że wcale ich nie widzą.
Kim był? Domyślała się, ale nie miała dowodów. Wiedziała, że był demonem. Istotą, która tak jak ona wabiła i podskórnie czuła odrazę, czuła odrzucenie, której się przeciwstawiała zbyt zaintrygowana, aby słuchać głosów przeszłości. Mogli zniszczyć siebie nawzajem, wystarczyło wysunąć szpony własnego istnienia. Zamiast tego snuli się w przedziwnym spotkaniu, chcąc wpasować się w tłum, z którego tak bardzo się wyróżniali.
O ironio! Chcieli zasmakować normalności, zapominając, że nigdy nie będzie im dana. Ich obecność stanowiła już zagrożenie.
Roztaczali wokół siebie aurę, choć nie chcieli dotknąć nią nikogo innego niż samych siebie. Dziwne uczucie, że teraz, w tej chwili może zaufać tylko jemu. Nikomu innemu. Złożyć własne życie i los w dłonie wroga.
Już raz uchronił ją przed zgubą. Już raz, ocalił. Dlaczego?
-Bywa fascynująca, jak te wynalazki. - Odparła z ciepłą nutą w głosie, tak bardzo odmienną, od tych, które do tej pory barwiły jej głos. Nowy dźwięk, nowe doznanie w stałej melodii krtani.
Wiercił wzrokiem, wypalał ślad pożądania na jej skórze. Nieznośny, uporczywy, tak bardzo drażniący.
Kurtyna poszła w górę, melodia wzbiła się wraz z nią i poszybowała do uszu widzów, którzy czekali dla pokarm dla duszy. Tym miała być sztuka, czymś wzniosłym, karmiącym coś więcej niż instynkty. A jednak Olaf sprawił, że sztuka karmiła ciało, każdej nocy.
Zadrżała.
Aktor wyszedł na scenę oniemiały widokiem ducha. To był jego ojciec oraz okrutna prawda jaką otrzymywali widzowie. Zwykle intrygę rozwiązuje się wraz z każdym aktem, ale tym razem poznali je w pierwszych słowach. Choć to dopiero czwarta scena, ale jak wiele mówi. Trucizna wlana do ucha, tak jak sączy się jad złych słów, tych które zabijają powoli trutego i wszystkich wokół.
Złożona obietnica, jakich wiele ludzie składają każdego dnia. Mieli dowiedzieć się jak Hamlet ujawni zbrodnie swojego wuja.
Kurtyna opadła, by na krótką chwilę dać złapać oddech aktorom i widowni. Historia jeszcze się nie zakończyła.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Pią 6 Sty - 22:38
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Nosił wcześniej naiwność; nosił bukiety marzeń, barwiące się pod płatkami przymkniętych, dziecięcych powiek; nosił w sobie nadzieję, wcześniej, kiedyś - i dawno, kiedy nie rozdarł skóry o chodnik rzeczywistości, kiedy nie skręcił stawu na grząskim jej krawężniku, kiedy był inny, czysty, bez brudu i pyłu świata.
Kiedy wciąż wierzył w ludzi.
Kiedy wciąż wierzył w dobro.
Sądził (był wówczas głupi, tak beznadziejnie głupi), że ludzie mogli go przyjąć, że jeśli tylko zdołają go poznać bliżej, nie zwrócą żadnej uwagi na atawizm ogona, nie będą chcieli go skreślić; później, dopiero skruszony pod musztrą Lindy, kobiety, która go wychowała, dojrzał, przejrzał - zrozumiał.
Dziś był idiotą - ponownie, po raz pierwszy od lat - bał się pytania, które powinien zadać, jeszcze wcześniej, po wyjściu od sklepu Sørensenów. Czy jesteś niksą? Twój melodyjny głos, twoje piękno, niknące pod łuną gniewu, twój czar, który miękko odznacza się w każdym ruchu. Nie chciał jej odpowiedzi, nie chciał też, w zamian za to, wyznawać jej swojej prawdy; zatrzymał się w zaprzeczeniu, w marnej, podjętej próbie zakrycia rzeczywistości - stworzenia własnej iluzji, wygodnej i jakże łatwej. Oślepłeś. Dlaczego nie umiał odejść? Nie tonął - a jednak, wbrew wszelkim prawom rozsądku - sam chwytał się ostrej brzytwy.
Sam zdążał w stronę zniszczenia; był potworem, odmieńcem - chciał przecież zagarnąć wszystko.
Zanurzył się w przedstawieniu, odsunął przez moment troski, wpatrzony w układ aktorów, w ich słowa, gesty, ekspresję. Ojciec Hamleta, wcześniejszy król - nie żył, a jego żona, matka głównego bohatera, związała się z bratem zmarłego przedwcześnie władcy.
Nawet, jeśli próbował zupełnie oczyścić umysł, nie umiał wydrzeć wrażenia, że coś jest przecież nie tak. Jej wcześniejszy ton głosu, kojący, bardziej łagodny, nie zdołał zasklepić odczuć.
Chwilę później zrozumiał.
Przestań - usłyszał przymglony szept. Syczący, pełen skarcenia, wypowiedziany najpewniej przez rozzłoszczoną kobietę. Nie myśl, że nie widziałam.
Drgnął; stłumił w sobie pokusę, aby rozejrzeć się intensywniej po odbiorcach, wybadać cudze spojrzenia, zobaczyć czy i jak bardzo zdołali przyciągać wzrok. Teatr stał się więzieniem - tak jak później więzieniem miała też zostać Dania. W akcie drugim zjawiła się Ofelia, pełna obaw, sądząca, że oto książę oszalał z samej miłości; król, z drugiej strony uważał później że stan Hamleta spowodowany jest śmiercią ojca. Nakazał, że książę potrzebuje towarzystwa, które wkrótce odwiedzie go od szaleństwa - w jakiego studnię popadał.
Jak doskonałym tworem jest człowiek! Jak wielkim przez rozum! Jak niewyczerpanym w swych zdolnościach!
Kiedy wciąż wierzył w ludzi.
Kiedy wciąż wierzył w dobro.
Sądził (był wówczas głupi, tak beznadziejnie głupi), że ludzie mogli go przyjąć, że jeśli tylko zdołają go poznać bliżej, nie zwrócą żadnej uwagi na atawizm ogona, nie będą chcieli go skreślić; później, dopiero skruszony pod musztrą Lindy, kobiety, która go wychowała, dojrzał, przejrzał - zrozumiał.
Dziś był idiotą - ponownie, po raz pierwszy od lat - bał się pytania, które powinien zadać, jeszcze wcześniej, po wyjściu od sklepu Sørensenów. Czy jesteś niksą? Twój melodyjny głos, twoje piękno, niknące pod łuną gniewu, twój czar, który miękko odznacza się w każdym ruchu. Nie chciał jej odpowiedzi, nie chciał też, w zamian za to, wyznawać jej swojej prawdy; zatrzymał się w zaprzeczeniu, w marnej, podjętej próbie zakrycia rzeczywistości - stworzenia własnej iluzji, wygodnej i jakże łatwej. Oślepłeś. Dlaczego nie umiał odejść? Nie tonął - a jednak, wbrew wszelkim prawom rozsądku - sam chwytał się ostrej brzytwy.
Sam zdążał w stronę zniszczenia; był potworem, odmieńcem - chciał przecież zagarnąć wszystko.
Zanurzył się w przedstawieniu, odsunął przez moment troski, wpatrzony w układ aktorów, w ich słowa, gesty, ekspresję. Ojciec Hamleta, wcześniejszy król - nie żył, a jego żona, matka głównego bohatera, związała się z bratem zmarłego przedwcześnie władcy.
Nawet, jeśli próbował zupełnie oczyścić umysł, nie umiał wydrzeć wrażenia, że coś jest przecież nie tak. Jej wcześniejszy ton głosu, kojący, bardziej łagodny, nie zdołał zasklepić odczuć.
Chwilę później zrozumiał.
Przestań - usłyszał przymglony szept. Syczący, pełen skarcenia, wypowiedziany najpewniej przez rozzłoszczoną kobietę. Nie myśl, że nie widziałam.
Drgnął; stłumił w sobie pokusę, aby rozejrzeć się intensywniej po odbiorcach, wybadać cudze spojrzenia, zobaczyć czy i jak bardzo zdołali przyciągać wzrok. Teatr stał się więzieniem - tak jak później więzieniem miała też zostać Dania. W akcie drugim zjawiła się Ofelia, pełna obaw, sądząca, że oto książę oszalał z samej miłości; król, z drugiej strony uważał później że stan Hamleta spowodowany jest śmiercią ojca. Nakazał, że książę potrzebuje towarzystwa, które wkrótce odwiedzie go od szaleństwa - w jakiego studnię popadał.
Jak doskonałym tworem jest człowiek! Jak wielkim przez rozum! Jak niewyczerpanym w swych zdolnościach!
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Pią 6 Sty - 23:08
Villemo HolmsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Mieli wszystko i nie mieli nic. Trzymali w dłoniach każde westchnienie i spojrzenie, jednocześnie tracili własną swobodę i istnienie. Ubierali maski, nakładali makijaż złudzenia każdego dnia. Byli świetnymi aktorami rzeczywistości, ale ileż można grać wiecznie na tej samej scenie?
Jej naiwność została zniszczona wraz z pierwszym klientem, kiedy stała się trofeum, nagrodą, przysługą. Kiedy wirowała w pokoju, w szeleście delikatnej sukni, w śpiewie własnego głosu, gdy uginała się pod męską dłonią; spełniła marzenie, stawała się nim. Znikała wraz ze świtem. Córa nocy.
Pytanie zawisło. Drażniło, skrobało się o jej świadomość. Wyczuwała jak drżało na końcówce języka. Tak bardzo chciał zapytać. Tak samo jak ona, ale które z nich się odważy? Zdawało się, że tkwienie na granicy prawdy jest lepsze, niczym nie zaskoczy, a niedopowiedzenie jedynie da poczucie bezpieczeństwa. Złudne, tak bardzo siebie oszukiwali w tej chwili. Tak samo jak Ofelia, która właśnie przyjmowała cios prosto w serce, kiedy Hamlet odrzucił jej uczucia.
Któż by zniósł bicze i szyderstwa czasu,
Krzywdy ciemiężców i zniewagi pysznych,
Boleść okrutną wzgardzonej miłości,
Prawa leniwe, zuchwalstwo urzędów,
I poniżenie, które znosić musi
Zasługa cicha od niegodnych łotrów…
Słowa, które słyszała wielokrotnie teraz uderzyły w nią podwójnie. Tak bardzo obarczone własnym doświadczeniem życiowym. Tak bardzo ubrane w obrazy jej dni i przeżyć. Syk zaś sprawił, że naprężyła się. Wiedziała kogo dotyczył, wiedziała o kim była mowa. Rzucali się w oczy, stanowili wyzwanie dla aktorów, bo to oni powinni grać pierwsze skrzypce. Nie mogła uciec, choć zerwanie się było pierwszym odruchem jaki poczuła. Potrzeba ucieczki, tu i teraz. Tak jak uciekać od swej zbrodni chciał Klaudiusz, morderca szukający zbawienia. Dramat zaczynał się zagęszczać, tak jak poruszenie za nimi. Wiązała aurę mocno, prawie boleśnie, niczym lina wrzyna się w całe ciało, zostawiała bolesne ślady. Nie patrzcie na mnie. Chciała zniknąć, stać się niewidoczna jak Poloniusz za kotarą, ale tak jak on nie potrafiła dobrze się maskować. Nie tak jakby chciała.
Na scenie atmosfera gęstniała, intryga snuła się, aby dążyć do tragicznego zakończenia wszystkich bohaterów. Znała tą opowieść, wiedziała jaki ma przebieg, a mimo to czuła się, jakby widziała ją po raz pierwszy w swoim życiu.
Jej naiwność została zniszczona wraz z pierwszym klientem, kiedy stała się trofeum, nagrodą, przysługą. Kiedy wirowała w pokoju, w szeleście delikatnej sukni, w śpiewie własnego głosu, gdy uginała się pod męską dłonią; spełniła marzenie, stawała się nim. Znikała wraz ze świtem. Córa nocy.
Pytanie zawisło. Drażniło, skrobało się o jej świadomość. Wyczuwała jak drżało na końcówce języka. Tak bardzo chciał zapytać. Tak samo jak ona, ale które z nich się odważy? Zdawało się, że tkwienie na granicy prawdy jest lepsze, niczym nie zaskoczy, a niedopowiedzenie jedynie da poczucie bezpieczeństwa. Złudne, tak bardzo siebie oszukiwali w tej chwili. Tak samo jak Ofelia, która właśnie przyjmowała cios prosto w serce, kiedy Hamlet odrzucił jej uczucia.
Któż by zniósł bicze i szyderstwa czasu,
Krzywdy ciemiężców i zniewagi pysznych,
Boleść okrutną wzgardzonej miłości,
Prawa leniwe, zuchwalstwo urzędów,
I poniżenie, które znosić musi
Zasługa cicha od niegodnych łotrów…
Słowa, które słyszała wielokrotnie teraz uderzyły w nią podwójnie. Tak bardzo obarczone własnym doświadczeniem życiowym. Tak bardzo ubrane w obrazy jej dni i przeżyć. Syk zaś sprawił, że naprężyła się. Wiedziała kogo dotyczył, wiedziała o kim była mowa. Rzucali się w oczy, stanowili wyzwanie dla aktorów, bo to oni powinni grać pierwsze skrzypce. Nie mogła uciec, choć zerwanie się było pierwszym odruchem jaki poczuła. Potrzeba ucieczki, tu i teraz. Tak jak uciekać od swej zbrodni chciał Klaudiusz, morderca szukający zbawienia. Dramat zaczynał się zagęszczać, tak jak poruszenie za nimi. Wiązała aurę mocno, prawie boleśnie, niczym lina wrzyna się w całe ciało, zostawiała bolesne ślady. Nie patrzcie na mnie. Chciała zniknąć, stać się niewidoczna jak Poloniusz za kotarą, ale tak jak on nie potrafiła dobrze się maskować. Nie tak jakby chciała.
Na scenie atmosfera gęstniała, intryga snuła się, aby dążyć do tragicznego zakończenia wszystkich bohaterów. Znała tą opowieść, wiedziała jaki ma przebieg, a mimo to czuła się, jakby widziała ją po raz pierwszy w swoim życiu.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Sob 7 Sty - 0:01
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Odkrycie przyległych spojrzeń, lepkości cudzej uwagi, która drażniła, krążąc jak rój insektów, wstrząsnęło nim bardzo silnie - był jeszcze naiwnym chłopcem, który przesuwał się przez okowy tłumu, chłopcem, który miał spostrzec, że wszyscy przecież się patrzą, patrzą się, mówią o mnie? czy… czy zrobiłem coś złego? dlaczego wciąż jestem inny? Zdjęty wtem niepokojem, pochwycił kurczowo rękę idącej tuż przy nim Lindy - w jego kącikach oczu łyskały perełki łez, bał się, dolna warga zatrzęsła się, powstrzymując ostatkiem sił wyciszony płacz, którym obecnie pragnął wprost eksplodować. W mętliku różnych sylwetek wetkniętych w koryta ulic dostrzegał jedynie oczy, ich pary, które wwiercały się z natarczywą uwagą, o ile tylko się zbliżył, dwa, połyskliwe zwierciadła wetknięte w jamy oczodołów każdego mijanego przechodnia - i patrzyli się, i patrzyli, i patrzyli, i osaczali go. Był okazem - zjawiskiem. Był przepełniony lękiem, był ledwie dzieckiem - chłopcem, który nic nie rozumiał, który jeszcze nie wiedział. (Nie poznał swojej natury).
Starali się.
Próbowali; tłamsili, zgniatali aurę, trzymali ją na przykrótkiej, napiętej widmowej smyczy. Dostrzegał, że podobnie jak on pragnie zaszyć się w tłumie i przepaść pośród sylwetek - nawet, jeśli w istocie nie byłoby to możliwe, nie dla nich, nie kiedykolwiek. Stawali się aktorami, tworzyli maski, próbując zakrywać czar; próbując nie niszczyć innych, próbując wciąż się utrzymać. Czy ludzie mogli ich kochać? Czy mogli żywić uczucia - prawdziwe, nieskazitelne? Kochali ich - czy kochali jedynie słodki, wciąż natarczywy czar? Czy miłość, w którą wierzyli, była jedynie bezmyślnym zatraceniem?
Otóż chcąc zawiesić
Jeden z tych wianków na zwisłej gałęzi,
Nie dość ostrożnie wspięła się na drzewo. Złośliwa gałąź złamała się pod nią.
I z kwiecistymi trofeami swymi
Wpadło w toń biedne dziewczę. Przez czas jakiś
Wzdęta sukienka niosła ją po wierzchu
Jak nimfę wodną i wtedy, nieboga,
Jakby nie znając swego położenia
Lub jakby czuła się w swoim żywiole,
Śpiewała starych piosenek urywki,
Ale niedługo to trwało, bo wkrótce
Nasiąkłe szaty pociągnęły z sobą
Biedną ofiarę ze sfer melodyjnych
W zimny muł śmierci.
Ofelia tragicznie zmarła, pożarta przez kły obłędu. Jej ojciec nie żył, ugodzony przez Hamleta; z kolei ona oddała się nurtom rzeki. Utonęła. W opowieściach galdryjskich tonęli głównie mężczyźni, przeklęci urokiem niks. Naiwni lub nieszczęśliwi, ciekawscy i często pełni pożądania, przekraczali granice, za których linią wydany był wyrok śmierci. Słyszeli pieśń i szum wody.
Niknęli w głębinach jezior - na samym dnie zapomnienia.
Starali się.
Próbowali; tłamsili, zgniatali aurę, trzymali ją na przykrótkiej, napiętej widmowej smyczy. Dostrzegał, że podobnie jak on pragnie zaszyć się w tłumie i przepaść pośród sylwetek - nawet, jeśli w istocie nie byłoby to możliwe, nie dla nich, nie kiedykolwiek. Stawali się aktorami, tworzyli maski, próbując zakrywać czar; próbując nie niszczyć innych, próbując wciąż się utrzymać. Czy ludzie mogli ich kochać? Czy mogli żywić uczucia - prawdziwe, nieskazitelne? Kochali ich - czy kochali jedynie słodki, wciąż natarczywy czar? Czy miłość, w którą wierzyli, była jedynie bezmyślnym zatraceniem?
Otóż chcąc zawiesić
Jeden z tych wianków na zwisłej gałęzi,
Nie dość ostrożnie wspięła się na drzewo. Złośliwa gałąź złamała się pod nią.
I z kwiecistymi trofeami swymi
Wpadło w toń biedne dziewczę. Przez czas jakiś
Wzdęta sukienka niosła ją po wierzchu
Jak nimfę wodną i wtedy, nieboga,
Jakby nie znając swego położenia
Lub jakby czuła się w swoim żywiole,
Śpiewała starych piosenek urywki,
Ale niedługo to trwało, bo wkrótce
Nasiąkłe szaty pociągnęły z sobą
Biedną ofiarę ze sfer melodyjnych
W zimny muł śmierci.
Ofelia tragicznie zmarła, pożarta przez kły obłędu. Jej ojciec nie żył, ugodzony przez Hamleta; z kolei ona oddała się nurtom rzeki. Utonęła. W opowieściach galdryjskich tonęli głównie mężczyźni, przeklęci urokiem niks. Naiwni lub nieszczęśliwi, ciekawscy i często pełni pożądania, przekraczali granice, za których linią wydany był wyrok śmierci. Słyszeli pieśń i szum wody.
Niknęli w głębinach jezior - na samym dnie zapomnienia.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Sob 7 Sty - 16:37
Villemo HolmsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Chroniona przez matkę i ojca, nie wiedziała, nie rozumiała jakie niebezpieczeństwa ją czekają. Świat i to jak reagował na jej aurę zaczęła odkrywać późno, dostrzegała zachwyt, słyszała w każdej drżącej sylabie swój wpływ na męskie umysły; dostrzegła sztylety kobiecej zazdrości. Otoczona tarczą rodzinnego spokoju szybko była zabierana, a potem cały świat spłonął w płomieniach, a aura była jedyną bronią, która pozwalała przetrwać. Znajdowała pracę, odstraszała natrętów. Stała się silna. Zrozumiała, że jej czar i piękno ciała to broń, ale obosieczna. Zadawała rany, ale sama również je otrzymywała. Ilość blizn, skrywanych za kurtyną pewności siebie, była niezliczona. A kurtyna szarpana przez Wyzwolonych, odsłaniała ich coraz więcej.
Obawa, że zawsze będą pod wpływem, nie pozwalała jej na zaufanie, na dopuszczenie kogokolwiek do siebie. Mężczyzn, ponieważ zawsze będą podatni, kobiet, ponieważ zawsze będą widzieć w niej wroga. Bestię, zesłaną po to, aby kusić i zabijać. Przecież niksa żyła tylko po to, aby odbierać życie. Mieli ją za potwora, który zabija dla przyjemności.
Nie miała krwi na rękach.
Zesłała parę koszmarów.
Pogrzeb Ofelii, która zawiniła przeciwko Bogu Śniących. Nie mogła mieć godnego pochówku. Dochodzi do pojedynku. Rapiery w dłoń, intryga sięga zenitu. Wszystko teraz miało się rozstrzygnąć.
Niech czterech dowódców
Złoży Hamleta, jako bohatera,
Na wywyższeniu, niewątpliwie bowiem
Byłby był wzorem królów się okazał
Dożywszy berła; a gdy orszak ciało
Jego niosący postępować będzie,
Niechaj muzyka i salwy rozgłośnie,
Czym był, zaświadczą. Podnieście te zwłoki,
Bo nie to miejsce, lecz pobojowisko
Godne oglądać takie widowisko.
Każcie dać ognia z dział.
Kurtyna opadła w dół, a głośne oklaski zlały się z hukiem z dział. Jeden dramat dobiegł końca, ale kolejny wciąż się toczył. Poruszenie za nimi wzmogło się, ostre idziemy, było wymierzone w nią, jakby kusiła bezwstydnie i jawnie, jakby stała i wołała śpiewem w głębiny toni gdzie czeka jedynie śmierć wśród zimnych fal. Posłała w stronę Einara spojrzenie, a potem niemo wskazała drzwi. Nie chciała tutaj rozmawiać, nie pod ostrzałem oskarżycielskiego spojrzenia. Gdy wnikęli w tłum, odetchnęła, mając nadzieję, że ich zgubią.
Obawa, że zawsze będą pod wpływem, nie pozwalała jej na zaufanie, na dopuszczenie kogokolwiek do siebie. Mężczyzn, ponieważ zawsze będą podatni, kobiet, ponieważ zawsze będą widzieć w niej wroga. Bestię, zesłaną po to, aby kusić i zabijać. Przecież niksa żyła tylko po to, aby odbierać życie. Mieli ją za potwora, który zabija dla przyjemności.
Nie miała krwi na rękach.
Zesłała parę koszmarów.
Pogrzeb Ofelii, która zawiniła przeciwko Bogu Śniących. Nie mogła mieć godnego pochówku. Dochodzi do pojedynku. Rapiery w dłoń, intryga sięga zenitu. Wszystko teraz miało się rozstrzygnąć.
Niech czterech dowódców
Złoży Hamleta, jako bohatera,
Na wywyższeniu, niewątpliwie bowiem
Byłby był wzorem królów się okazał
Dożywszy berła; a gdy orszak ciało
Jego niosący postępować będzie,
Niechaj muzyka i salwy rozgłośnie,
Czym był, zaświadczą. Podnieście te zwłoki,
Bo nie to miejsce, lecz pobojowisko
Godne oglądać takie widowisko.
Każcie dać ognia z dział.
Kurtyna opadła w dół, a głośne oklaski zlały się z hukiem z dział. Jeden dramat dobiegł końca, ale kolejny wciąż się toczył. Poruszenie za nimi wzmogło się, ostre idziemy, było wymierzone w nią, jakby kusiła bezwstydnie i jawnie, jakby stała i wołała śpiewem w głębiny toni gdzie czeka jedynie śmierć wśród zimnych fal. Posłała w stronę Einara spojrzenie, a potem niemo wskazała drzwi. Nie chciała tutaj rozmawiać, nie pod ostrzałem oskarżycielskiego spojrzenia. Gdy wnikęli w tłum, odetchnęła, mając nadzieję, że ich zgubią.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Sob 7 Sty - 18:25
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Materiał kurtyny runął; wodospad fali czerwieni rozlewał się za proscenium, przykrywał gruzy historii, tragedii i śmierci księcia.
Nastała wrzawa oklasków.
Uśmiech wspiął się na twarz; nieznaczny, choć pełen ulgi. Wkrótce znów się oddalą; odejdą od zgromadzenia, od obecności, tak gęstej, lepkiej, stłamszonej we wnętrzu sali. Atrakcje, na których byli, zapewniały im wcześniej większą, dostępną swobodę ruchu; z teatrem było inaczej, szpony przeróżnych spojrzeń zaciskały się na zwierzynie dwóch ciał, tętniących aurą jak juchą we wnętrzu giętkiej arterii. Samo w sobie przedstawienie przypadło mu - mimo tego - do gustu, zrozumiał fenomen sztuki, cieszącej się olbrzymią popularnością wśród środowiska śniących. Uważał, że „Hamlet” słusznie otrzymał miano arcydzieła, opowieść przemawiała w aktorach ponadto niezwykle żywo i autentycznie, wzmagana przez dobry warsztat.
Wychwycił nić jej spojrzenia. Wiedział, że chciała wyjść; wyrwać się z ram więzienia, z potrzasku licznych sylwetek. Nie mogli się zaszyć w tłumie; tłum nie był dla nich schronieniem, tłum nie był dla nich przychylny. Oczy, oczy, spojrzenia; kiedy był jeszcze chłopcem, chciał je wszystkie wydrapać, chciał rzucić się z paznokciami, z nieludzkim i srogim krzykiem zrodzonym z truchła rozpaczy. Odczepcie się; zostawcie mnie choć przez moment. Myślałaś, by od nich uciec, Villemo? Zostawić wszystko za sobą. Los dał nam dwie natury - więc którą musimy wybrać? która jest poprawniejsza, która z nich jest właściwa?
Podjął wreszcie decyzję; nie zada dziś jej pytania, spróbuje zakłamać prawdę. Nie spyta o jej naturę; nie spyta wprost, mając dowód, spostrzeżenie wyłuskane podczas warsztatów jubilerskich. Nie spyta jej, bo jest tchórzem; bo nie chce jej odpowiedzi, zakrywa płótnem iluzji, dziurawym i przepalonym.
Wstał, usiłując wyjść z sali; wiedząc, że wkrótce później nastąpi czas konfrontacji. Wkroczyli w puszczę sylwetek, w gałęzie rąk, mnogość twarzy.
Powinien być uważniejszy.
Powinien ująć jej dłoń, ścisnąć palce, przytrzymać w lekkim uścisku; w schronieniu swej obecności.
Powinien być uważniejszy.
Zniknęła mu nagle w tłumie; gromada osób w pośpiechu wtargnęła pomiędzy nich; zmusiła do rozdzielenia.
Na ustach czuł gorycz złości.
Szedł dalej, przed siebie; sam, w stronę wyjścia, chcąc szybko opuścić teatr.
Nastała wrzawa oklasków.
Uśmiech wspiął się na twarz; nieznaczny, choć pełen ulgi. Wkrótce znów się oddalą; odejdą od zgromadzenia, od obecności, tak gęstej, lepkiej, stłamszonej we wnętrzu sali. Atrakcje, na których byli, zapewniały im wcześniej większą, dostępną swobodę ruchu; z teatrem było inaczej, szpony przeróżnych spojrzeń zaciskały się na zwierzynie dwóch ciał, tętniących aurą jak juchą we wnętrzu giętkiej arterii. Samo w sobie przedstawienie przypadło mu - mimo tego - do gustu, zrozumiał fenomen sztuki, cieszącej się olbrzymią popularnością wśród środowiska śniących. Uważał, że „Hamlet” słusznie otrzymał miano arcydzieła, opowieść przemawiała w aktorach ponadto niezwykle żywo i autentycznie, wzmagana przez dobry warsztat.
Wychwycił nić jej spojrzenia. Wiedział, że chciała wyjść; wyrwać się z ram więzienia, z potrzasku licznych sylwetek. Nie mogli się zaszyć w tłumie; tłum nie był dla nich schronieniem, tłum nie był dla nich przychylny. Oczy, oczy, spojrzenia; kiedy był jeszcze chłopcem, chciał je wszystkie wydrapać, chciał rzucić się z paznokciami, z nieludzkim i srogim krzykiem zrodzonym z truchła rozpaczy. Odczepcie się; zostawcie mnie choć przez moment. Myślałaś, by od nich uciec, Villemo? Zostawić wszystko za sobą. Los dał nam dwie natury - więc którą musimy wybrać? która jest poprawniejsza, która z nich jest właściwa?
Podjął wreszcie decyzję; nie zada dziś jej pytania, spróbuje zakłamać prawdę. Nie spyta o jej naturę; nie spyta wprost, mając dowód, spostrzeżenie wyłuskane podczas warsztatów jubilerskich. Nie spyta jej, bo jest tchórzem; bo nie chce jej odpowiedzi, zakrywa płótnem iluzji, dziurawym i przepalonym.
Wstał, usiłując wyjść z sali; wiedząc, że wkrótce później nastąpi czas konfrontacji. Wkroczyli w puszczę sylwetek, w gałęzie rąk, mnogość twarzy.
Powinien być uważniejszy.
Powinien ująć jej dłoń, ścisnąć palce, przytrzymać w lekkim uścisku; w schronieniu swej obecności.
Powinien być uważniejszy.
Zniknęła mu nagle w tłumie; gromada osób w pośpiechu wtargnęła pomiędzy nich; zmusiła do rozdzielenia.
Na ustach czuł gorycz złości.
Szedł dalej, przed siebie; sam, w stronę wyjścia, chcąc szybko opuścić teatr.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Villemo Holmsen
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Sob 7 Sty - 18:48
Villemo HolmsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Teatr był jej życiem, scena marzeniem, które wysunęło się spomiędzy palców. Majaczył przed nią każdego dnia, a wizyta na spektaklu dawała radość i zadawała ostry ból jednocześnie. Krew pragnień sączyła się z ran, brudziła kartki wspomnień; wyciskała łzy. Przez jedną sekundę cieszyła się sztuką, chłonęła każde słowo aktorów całą sobą. Nie trwało to długo. Lepkie i ostre spojrzenia raniły skórę, osadzały się na ciele i drażniły, nie pozwalały znaleźć chwili wytchnienia.
Nie prosiła o to, nie chciała…
Dumnie jednak unosiła głowę, nie ugnie się pod natarczywym wzrokiem, nie ucieknie choć tak bardzo tego pragnęła. Wyjdzie z godnością, tutaj jest Villemo, nikim więcej.
Zrozumiał, wstał i ruszyła za nim. Potrzebowali się wydostać z tłumu, w który nie potrafili się wtopić. Nie wiedzieli jak, choć usilnie robili wszystko, aby nie byli widoczni. Aura napięta jak struna, nie miała dotknąć nikogo, ale wciąż otulała sylwetkę i pobudzała. Zmuszała do patrzenia.
Wtem została sama. Odwróciła zaniepokojony wzrok, a szare spojrzenie błądziło po zgromadzonych twarzach. Nie był na wyciągnięcie dłoni. Zniknął.
Powinna uważać.
Powinna się go trzymać niczym kotwicy.
Serce zabiło szybciej, w pełnym strachu rytmie, ale czego się bała? Czy powinna? Przecież nic jej nie groziło. Nie widziała Wyzwolonych, nie słyszała ich głosów.
Tłum szedł w stronę wyjścia, tam też powinna sama się udać.
Lilije - szept zmroził krew, sprawił, że mimowolnie spojrzała w ciemne oczy, choć nie powinna reagować. Kto śmiał użyć jej imienia? Zakazanego poza murami galerii.
Mężczyzna, przez chwilę bez partnerki zacisnął mocno dłoń wokół jasnego ramienia. Trzymał jak imadło, które zostawiał brudny ślad. Nie był teraz Lilije, była Villemo. Dziś mogę przyjść. To nie była prośba, to nie była obietnica. Oznajmiał, chciał ją wziąć dla siebie, jak zabawkę, jak własność, za którą ją miał. Przecież zapłaci, ona podaruje mu swoje ciało, a on stos monet za te chwile uniesienia.
Nie!
Nie była na każde zawołanie.
Nie tak miało wyglądać jej życie.
Możesz oddać się też teraz
Umysł krzyczał, że nie była do wzięcia w każdej chwili kiedy nie mogli panować nad sobą. Wyrwała się gwałtownie, uciekła nie oglądając się za siebie. Złudzenie życia znów zostało naderwane, cienkie płótno iluzji przepuszczało ciemność jej dni. Samotnych, przepełnionych gorzką czarą oszukiwania samej siebie.
Wybiegła na zewnątrz, rozglądając się.
Gdzie jesteś?
Nie prosiła o to, nie chciała…
Dumnie jednak unosiła głowę, nie ugnie się pod natarczywym wzrokiem, nie ucieknie choć tak bardzo tego pragnęła. Wyjdzie z godnością, tutaj jest Villemo, nikim więcej.
Zrozumiał, wstał i ruszyła za nim. Potrzebowali się wydostać z tłumu, w który nie potrafili się wtopić. Nie wiedzieli jak, choć usilnie robili wszystko, aby nie byli widoczni. Aura napięta jak struna, nie miała dotknąć nikogo, ale wciąż otulała sylwetkę i pobudzała. Zmuszała do patrzenia.
Wtem została sama. Odwróciła zaniepokojony wzrok, a szare spojrzenie błądziło po zgromadzonych twarzach. Nie był na wyciągnięcie dłoni. Zniknął.
Powinna uważać.
Powinna się go trzymać niczym kotwicy.
Serce zabiło szybciej, w pełnym strachu rytmie, ale czego się bała? Czy powinna? Przecież nic jej nie groziło. Nie widziała Wyzwolonych, nie słyszała ich głosów.
Tłum szedł w stronę wyjścia, tam też powinna sama się udać.
Lilije - szept zmroził krew, sprawił, że mimowolnie spojrzała w ciemne oczy, choć nie powinna reagować. Kto śmiał użyć jej imienia? Zakazanego poza murami galerii.
Mężczyzna, przez chwilę bez partnerki zacisnął mocno dłoń wokół jasnego ramienia. Trzymał jak imadło, które zostawiał brudny ślad. Nie był teraz Lilije, była Villemo. Dziś mogę przyjść. To nie była prośba, to nie była obietnica. Oznajmiał, chciał ją wziąć dla siebie, jak zabawkę, jak własność, za którą ją miał. Przecież zapłaci, ona podaruje mu swoje ciało, a on stos monet za te chwile uniesienia.
Nie!
Nie była na każde zawołanie.
Nie tak miało wyglądać jej życie.
Możesz oddać się też teraz
Umysł krzyczał, że nie była do wzięcia w każdej chwili kiedy nie mogli panować nad sobą. Wyrwała się gwałtownie, uciekła nie oglądając się za siebie. Złudzenie życia znów zostało naderwane, cienkie płótno iluzji przepuszczało ciemność jej dni. Samotnych, przepełnionych gorzką czarą oszukiwania samej siebie.
Wybiegła na zewnątrz, rozglądając się.
Gdzie jesteś?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Einar Halvorsen
07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Sob 7 Sty - 20:49
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Dziwne.
Wyczuwał nagłą samotność, pełznącą jak tłusty czerw. Skąd to wrażenie? Nic przecież się nie zmieniło, nic nie uległo zmianom w przeciągu najbliższych chwil, w splecionym wieńcu momentów. Był - oraz miał zostać sam; towarzystwo kobiety, którą zaprosił na obchody święta Vekkelse, nie miało przecież znaczenia. Nie był jej przecież bliski, nie był jej powiernikiem, nie chwycił w dłonie jej duszy. Wszystko, ich łączyło… co łączyło właściwie? Gubił się; w sobie, w tłumie.
A jednak - poczuł ją, czuł samotność, czuł jej wstrętne ukłucie, czuł, jak zagłębia się, tonąc pod łukiem żeber, jak wrasta cierniem w głąb serca.
Palce zgniotły się, tworząc pięść.
Płynęli. Osaczali go, napierając - oraz nachodząc zewsząd, ze wszystkich czterech stron sali. Ludzie, ludzie i ludzie, osnuli go, tworząc kokon, poczwarkę oczekiwania. Był pusty; bogowie, jak stał się pusty, jak grząski i jak niepewny; jak wściekły od własnych uczuć, emocji, których sam nie znał. Postrzegał jedynie cienie, ich smugi senne, tańczące; nie widział właściwych kształtów, nie widział ich, nie mógł dotknąć.
Chciał zedrzeć z siebie niepewność, zeskrobać ją niczym strupa, aż zacznie znów broczyć krew; chciał pozbyć się idiotyzmów, absurdów podobnych wrażeń. Przecież był wcześniej sam, przecież był zawsze sam, zawsze - wędrował pomiędzy ludźmi, kosztował ich namiętności, ich obaw i ich sekretów. Mógł być obecny, być przy nich - ale nadal był sam. Niezmiennie, od zawsze sam.
Oszaleje, przysięga; zabierzcie tych wszystkich ludzi, weźcie ich, ich rozmowy, wetknijcie im znów do gardeł, niech się udławią, niech znikną, wymażcie ich z płótna świata. Nie lubił masy rozterek, nie lubił podobnych obaw, nie lubił czuć się tak kruchy.
Wreszcie; wreszcie odetchnął. Tłum rozstąpił się, rozszedł; rozrzedził, sunąc chodnikiem w odmiennych, różnych kierunkach. Zatrzymał się, przeczesując kołtuny pobliskich twarzy.
Dostrzegł ją.
Podszedł bliżej, z nieznanym, obcym odczuciem odetchnął obecnie z ulgą. Spieszyła się; jednak dokąd?
- Jesteś - oznajmił cicho. Jesteś; proste odkrycie, proste i namacalne, nie dodał wówczas nic więcej, zmierzając prosto przed siebie, czując, że muszą iść; ruszać dalej -
zostawić wszystko za sobą.
Einar i Villemo z tematu
Wyczuwał nagłą samotność, pełznącą jak tłusty czerw. Skąd to wrażenie? Nic przecież się nie zmieniło, nic nie uległo zmianom w przeciągu najbliższych chwil, w splecionym wieńcu momentów. Był - oraz miał zostać sam; towarzystwo kobiety, którą zaprosił na obchody święta Vekkelse, nie miało przecież znaczenia. Nie był jej przecież bliski, nie był jej powiernikiem, nie chwycił w dłonie jej duszy. Wszystko, ich łączyło… co łączyło właściwie? Gubił się; w sobie, w tłumie.
A jednak - poczuł ją, czuł samotność, czuł jej wstrętne ukłucie, czuł, jak zagłębia się, tonąc pod łukiem żeber, jak wrasta cierniem w głąb serca.
Palce zgniotły się, tworząc pięść.
Płynęli. Osaczali go, napierając - oraz nachodząc zewsząd, ze wszystkich czterech stron sali. Ludzie, ludzie i ludzie, osnuli go, tworząc kokon, poczwarkę oczekiwania. Był pusty; bogowie, jak stał się pusty, jak grząski i jak niepewny; jak wściekły od własnych uczuć, emocji, których sam nie znał. Postrzegał jedynie cienie, ich smugi senne, tańczące; nie widział właściwych kształtów, nie widział ich, nie mógł dotknąć.
Chciał zedrzeć z siebie niepewność, zeskrobać ją niczym strupa, aż zacznie znów broczyć krew; chciał pozbyć się idiotyzmów, absurdów podobnych wrażeń. Przecież był wcześniej sam, przecież był zawsze sam, zawsze - wędrował pomiędzy ludźmi, kosztował ich namiętności, ich obaw i ich sekretów. Mógł być obecny, być przy nich - ale nadal był sam. Niezmiennie, od zawsze sam.
Oszaleje, przysięga; zabierzcie tych wszystkich ludzi, weźcie ich, ich rozmowy, wetknijcie im znów do gardeł, niech się udławią, niech znikną, wymażcie ich z płótna świata. Nie lubił masy rozterek, nie lubił podobnych obaw, nie lubił czuć się tak kruchy.
Wreszcie; wreszcie odetchnął. Tłum rozstąpił się, rozszedł; rozrzedził, sunąc chodnikiem w odmiennych, różnych kierunkach. Zatrzymał się, przeczesując kołtuny pobliskich twarzy.
Dostrzegł ją.
Podszedł bliżej, z nieznanym, obcym odczuciem odetchnął obecnie z ulgą. Spieszyła się; jednak dokąd?
- Jesteś - oznajmił cicho. Jesteś; proste odkrycie, proste i namacalne, nie dodał wówczas nic więcej, zmierzając prosto przed siebie, czując, że muszą iść; ruszać dalej -
zostawić wszystko za sobą.
Einar i Villemo z tematu
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Nie 10 Gru - 9:19
Wydaje mi się nieraz, jakbym permanentnie przegrywała z życiem; jakby wszystko, czego się podejmuję, skazane było na porażkę bez względu na to, jak bardzo staram się poprawnie wykonać realizowane zadanie: nie zaścielę łóżka lub zrobię to zbyt niechlujnie, co po powrocie do mieszkania wywołuje we mnie jeszcze większe poczucie zrezygnowania niż w chwili, kiedy podejmowałam decyzję o zostawieniu go w takim nieporządnym stanie; rozpakowując zakupy uświadamiam sobie, że zapomniałam zaopatrzyć się w tę jedną, jedyną rzecz, która sprowokowała mnie do zajścia do sklepu; ofiarowując się z pomocą przy rozkładaniu woluminów na odpowiednie regały obcego mi działu, opacznie odłożę księgę nie na tę półkę, na której powinna się znaleźć. Nawet formuły wypowiadanych zaklęć, tych najprostszych, które wypowiedzieć poprawnie potrafią najmłodsze dzieci, bywają mi przeszkodą, z którą nie umiem sobie poradzić, a przeinaczona chorobą właściwość inkantacji wzbudza we mnie strach i złość — wcale nie rozżalenie i skruchę, powoli bowiem zaczynam wyzbywać się poczucia winy związanej ze swoją przypadłością, powoli kolejne związane z nią elementy przekładać zaczynam w całości na bogów, którzy w dniu moich narodzin wykazali się niebywałą niekompetencją i roztargnieniem, skutkiem którego stały się trawiące mnie magiczne aberracje.
Gniew pali mnie więc mocno, sprawiając że zarumienione od zimna policzki są jeszcze bardziej czerwieńsze, a krok, jakim przemierzam miasto dużo sprężystszy, kiedy okazuje się, że zamiast przez portal zlokalizowany bezpośrednio w Dzielnicy Dziewięciu Światów, przechodzę przez tan, który umiejscowiony został na obrzeżach Oslo, zmuszając mnie do nadrobienia trasy w skandalicznie szybkim tempie. Nie potrafię pozbyć się myśli, że znów podjęłam fatalną decyzję; że sytuacja, w jakiej się znalazłam, jest kolejną cegiełką formującą przeświadczenie, że nie mam nad swoim życiem jakiejkolwiek kontroli i podejmowane starania kończą się fatalnym finałem. Ze złością ocieram oczy ze zbierających mi się w nich łez i niemal zupełnie tracę ochotę na to, by uczestniczyć w radosnych obchodach Vekkelse, w celebrowaniu zjednoczenia poprzez wspólne zachwycanie się wielodniowymi — nieraz wielotygodniowymi nawet — przygotowywaniami.
Z rozmysłem wzrok wbity mam w chodnik przed sobą, w czubki własnych butów, nie unosząc głowy na wesołe pokrzykiwania osób oglądających wystawiane w parku niezwykłe gatunki stworzeń, nie oglądając się na drzwi salonu, w którym völva skłonna jest zdradzić fragmenty czekającej galdrów przyszłości. Skoncentrowana na dotarciu do jednej z mniejszych kawiarni ulokowanej w monumentalnym gmachu pasażu Vestlig, nie zauważam, jak na mojej drodze nieoczekiwanie staje ciemnowłosa dziewczyna, przyglądając się wejściu do znajdującego się obok budynku.
— Najmocniej przepraszam, nie zau… Yasmin? — Znajome rysy twarzy potrąconej kobiety wprawiają mnie w skonfundowanie. Raz jeszcze, szybko, dostrzegalnie wycieram wnętrzem nadgarstka oczy, chcąc pozbyć się z nich wilgoci, i uśmiecham się z zakłopotaniem do kwiaciarki. — Nie spodziewałam się, że wpadnę na ciebie na drugim końcu kraju. — Jestem zawstydzona. Jest mi niewyobrażalnie głupio, przez co wzrok mimowolnie ucieka mi na bok, ku afiszowi zapraszającemu na przedstawienie. Dostrzegając tytuł wystawianej sztuki, parskam histerycznym śmiechem.
Gniew pali mnie więc mocno, sprawiając że zarumienione od zimna policzki są jeszcze bardziej czerwieńsze, a krok, jakim przemierzam miasto dużo sprężystszy, kiedy okazuje się, że zamiast przez portal zlokalizowany bezpośrednio w Dzielnicy Dziewięciu Światów, przechodzę przez tan, który umiejscowiony został na obrzeżach Oslo, zmuszając mnie do nadrobienia trasy w skandalicznie szybkim tempie. Nie potrafię pozbyć się myśli, że znów podjęłam fatalną decyzję; że sytuacja, w jakiej się znalazłam, jest kolejną cegiełką formującą przeświadczenie, że nie mam nad swoim życiem jakiejkolwiek kontroli i podejmowane starania kończą się fatalnym finałem. Ze złością ocieram oczy ze zbierających mi się w nich łez i niemal zupełnie tracę ochotę na to, by uczestniczyć w radosnych obchodach Vekkelse, w celebrowaniu zjednoczenia poprzez wspólne zachwycanie się wielodniowymi — nieraz wielotygodniowymi nawet — przygotowywaniami.
Z rozmysłem wzrok wbity mam w chodnik przed sobą, w czubki własnych butów, nie unosząc głowy na wesołe pokrzykiwania osób oglądających wystawiane w parku niezwykłe gatunki stworzeń, nie oglądając się na drzwi salonu, w którym völva skłonna jest zdradzić fragmenty czekającej galdrów przyszłości. Skoncentrowana na dotarciu do jednej z mniejszych kawiarni ulokowanej w monumentalnym gmachu pasażu Vestlig, nie zauważam, jak na mojej drodze nieoczekiwanie staje ciemnowłosa dziewczyna, przyglądając się wejściu do znajdującego się obok budynku.
— Najmocniej przepraszam, nie zau… Yasmin? — Znajome rysy twarzy potrąconej kobiety wprawiają mnie w skonfundowanie. Raz jeszcze, szybko, dostrzegalnie wycieram wnętrzem nadgarstka oczy, chcąc pozbyć się z nich wilgoci, i uśmiecham się z zakłopotaniem do kwiaciarki. — Nie spodziewałam się, że wpadnę na ciebie na drugim końcu kraju. — Jestem zawstydzona. Jest mi niewyobrażalnie głupio, przez co wzrok mimowolnie ucieka mi na bok, ku afiszowi zapraszającemu na przedstawienie. Dostrzegając tytuł wystawianej sztuki, parskam histerycznym śmiechem.
Yasmin Forfang
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Nie 10 Gru - 9:20
Yasmin ForfangŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Oslo, Norwegia
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Zawód : florystka w kwiaciarni Rosenkrantzów i projektantka biżuterii
Wykształcenie : średnie
Totem : gronostaj
Atuty : odporny (I), opiekun roślin (II)
Statystyki : charyzma: 12 / flora i fauna: 18 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 13 / wiedza ogólna: 12
Odkąd pamiętała, zawsze chciała być kimś znaczącym. Albo aktorką, albo piosenkarką, czy może naukowcem i badaczem. Zawsze coś miała na myśli, ale obecnie… miała zacząć kurs rysunku i była tym podekscytowana. Bardzo chciała umieć robić jak najlepsze szkice biżuterii dla kuzynki. Chaaya w nią wierzyła, co dodawało Yasmin energii i porządnego kopa w tworzeniu. Yas chciała być lepsza i szukała natchnienia we wszystkim, co ją otaczało. Ale nie biżuteria sprowadziła ją w to miejsce. Chciała spędzić czas na czymś wyjątkowym, a że kochała teatr, wybrała się na przedstawienie „Hamleta” w Oslo. Lubiła to miasto, tam przyszła na świat i tam zaczęła studia, które musiała przerwać. Poza tym wracała tam chętnie, a jeśli tylko była okazja na obejrzenie ciekawego spektaklu, ona musiała tam być.
Ubrała się ładnie, elegancko, włosy zaś zostawiła rozpuszczone, by wiatr mógł rozwiewać ich długie pasma. Z uśmiechem na ustach pokonywała kolejne ulice, aż w końcu…
– Ojej! – zawołała, gdy nadeszła osoba, która najwyraźniej jej nie zauważyła. Słysząc swoje imię, odparła krótko:
– Ano ja… – poznała młodą kobietę, z którą rozmawiała o kwiatach i jego języku. – Witaj, jak się masz? – natychmiast zapytała. Nie z poczucia, że wypada, a ze szczerej troski. Pamiętała przecież, że zastała ją w jakiejś trudnej sytuacji i może wniosła z doręczanym bukietem, nieco blasku i ciepła.
– Urodziłam się w Oslo – wyjaśniła natychmiast, odpowiadając na jej uwagę. – A to jedno z moich ulubionych miejsc. Jako mała dziewczynka bardzo chciałam być aktorką i występować na scenie. Nie kino, a teatr zawsze podobało mi się bardziej. Ta ekscytacja, gdy słuchasz i patrzysz, czy wszystko idzie zgodnie z planem, czy się uda dobrze zagrać, czy coś się jednak nieplanowanego stanie… – powiedziała to z błyszczącymi od emocji oczami.
– No i te emocje na żywo, wczuwanie się w akcję, gdy wszystko dzieje się na twoich oczach… – mogła mówić o tym długo, ale nie chciała zanudzać Asty.
– I znowu dużo mówię, przepraszam – rozłożyła bezradnie ręce.
– A ty, dokąd idziesz tak pospiesznie? – zapytała. – Widzisz, znowu stanęłam ci na drodze i to dosłownie. Ale cieszę się z tego spotkania. Byłam ciekawa, czy nasza rozmowa miała jakiś wpływ na ciebie. A może zagłębiłaś się w język kwiatów? – była ciekawa, czy coś takiego miało miejsce.
– Mam tyle zainteresowań, że staram się nad każdym się pochylić. Potrzebują zaangażowania i rozwoju, więc każde musi mieć swój czas. Teraz planowałam ucztę dla ducha – znów spojrzała na budynek, pod którym stały.
Ubrała się ładnie, elegancko, włosy zaś zostawiła rozpuszczone, by wiatr mógł rozwiewać ich długie pasma. Z uśmiechem na ustach pokonywała kolejne ulice, aż w końcu…
– Ojej! – zawołała, gdy nadeszła osoba, która najwyraźniej jej nie zauważyła. Słysząc swoje imię, odparła krótko:
– Ano ja… – poznała młodą kobietę, z którą rozmawiała o kwiatach i jego języku. – Witaj, jak się masz? – natychmiast zapytała. Nie z poczucia, że wypada, a ze szczerej troski. Pamiętała przecież, że zastała ją w jakiejś trudnej sytuacji i może wniosła z doręczanym bukietem, nieco blasku i ciepła.
– Urodziłam się w Oslo – wyjaśniła natychmiast, odpowiadając na jej uwagę. – A to jedno z moich ulubionych miejsc. Jako mała dziewczynka bardzo chciałam być aktorką i występować na scenie. Nie kino, a teatr zawsze podobało mi się bardziej. Ta ekscytacja, gdy słuchasz i patrzysz, czy wszystko idzie zgodnie z planem, czy się uda dobrze zagrać, czy coś się jednak nieplanowanego stanie… – powiedziała to z błyszczącymi od emocji oczami.
– No i te emocje na żywo, wczuwanie się w akcję, gdy wszystko dzieje się na twoich oczach… – mogła mówić o tym długo, ale nie chciała zanudzać Asty.
– I znowu dużo mówię, przepraszam – rozłożyła bezradnie ręce.
– A ty, dokąd idziesz tak pospiesznie? – zapytała. – Widzisz, znowu stanęłam ci na drodze i to dosłownie. Ale cieszę się z tego spotkania. Byłam ciekawa, czy nasza rozmowa miała jakiś wpływ na ciebie. A może zagłębiłaś się w język kwiatów? – była ciekawa, czy coś takiego miało miejsce.
– Mam tyle zainteresowań, że staram się nad każdym się pochylić. Potrzebują zaangażowania i rozwoju, więc każde musi mieć swój czas. Teraz planowałam ucztę dla ducha – znów spojrzała na budynek, pod którym stały.
Bezimienny
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Nie 10 Gru - 9:20
Minęłabym się z prawdą, gdybym powiedziała, że natłok słów wypowiadanych przez kobietę mnie nie przytłoczył; że nie czuję się skołowana, kiedy tak hojnie i zupełnie bez skrępowania dzieli się ze mną — praktycznie obcą jej osobą — skrawkami informacji dotyczącymi bezpośrednio jej życia, pewnego rodzaju intymnymi szczegółami, w które sama nie miałaby odwagi wtajemniczać innych ludzi. Uprzejmie jednak, nie przerywając Yasmin ani na chwilę, pozwalam wypływać z jej ust kolejnym formowanym zdaniom; pozwalam sobie zatopić się na chwilę w sprawach całkowicie mnie nie dotyczących, tak kuriozalnie mi obcych, że w pewnym stopniu stanowiącym coś w rodzaju wcale nie zimnego, otrzeźwiającego prysznica, ale relaksującej kąpieli, za sposobność skorzystania z której powinnam być dozgonnie wdzięczna bogom. Obecność kwiaciarki i możliwość wymienienia z nią paru niezobowiązujących zdań kolejny raz niesie ze sobą całkiem niespodziewane dla mojego samopoczucia konsekwencje — coś w jej sposobie bycia nie pozwala mi na dłużej zajmować się własnymi troskami i skupiać wyłącznie na sobie; coś sprawia, że pozwalam kobiecie wciągnąć się w jej świat, a początkowa dezorientacja prędko zamienia się w zaciekawienie.
— Nie przepraszaj — udaje mi się wtrącić, gdy na chwilę ustaje sypiąca się na mnie lawina słów. By zapewnić, że naprawdę nie przeszkadza mi słowotok Yasmin, uśmiecham się do niej pokrzepiająco, czym być może nieświadomie daję jej przyzwolenie na kontynuowanie na chwilę tylko przerwanego ciągu wypowiadanych zdań. — Ja… — Oblewam się rumieńcem, który nakłada się na zaczerwienione z wysiłku policzki. Uświadamiam sobie, że nie wiem, jak odpowiedzieć na jej pytania, by nie zabrzmieć protekcjonalnie lub nie wyjść na ignorantkę. Przenoszę więc ponownie wzrok na zdobne zaproszenie znajdujące się tuż przy wejściu do teatru. Mimo że niewielkie pojęcie mam o kulturze śniących, mimo że nigdy nie starałam się specjalnie zgłębiać wiedzy o osobach, w których magia nie miała możliwości się przebudzić, Hamlet jest bodaj jedyną sztuką, której treść znam niemal na pamięć, której fragmenty podglądałam ukradkiem, przechadzając się uliczkami rodzinnej miejscowości, gdzie wystawiana była na każdym rogu, w każdej kawiarni i każdym teatrze. Pamiętam nawet, że na drugim stopniu wtajemniczenia był czas, kiedy sama z siebie wybierałam się na poszukiwania kolejnych odsłon szekspirowskiego dramatu, ciekawa czy zdarzy się podczas spektaklu coś, co wreszcie będzie w stanie mnie zaskoczyć. Dopiero później, gdy stałam się nieco bardziej świadoma, doszukiwałam się w występach subtelnych różnic interpretacyjnych, nie zaś nieoczekiwanych zwrotów akcji, których nigdy przecież nie było. — Nie chciałabym cię w takim razie zatrzymywać. Ale jeśli nie miałabyś nic przeciwko… Mogłabym ci potowarzyszyć, a po przedstawieniu porozmawiamy swobodniej? — Proponuję odrobinę spanikowana, chcąc jak najlepiej wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji, by nie zostawić Yasmin bez odpowiedzi i jednocześnie nie dać jej poczuć się zepchniętą w jakikolwiek sposób na margines. Podchodzę nieco pewniej do drzwi Gammelt Teater, otwierając je przed kobietą i nie dając jej tym samym wyboru, by dość egoistycznie skazać ją na moje towarzystwo.
Od wysokiego, korpulentnego wolontariusza przyjmuję ulotkę z opisem spektaklu i od razu pobieżnie omiatam broszurę wzrokiem.
— Wiedziałaś, że sztukę tę przygotowały osoby, w których nie przebudziła się magia? — mówię podekscytowanym głosem, zerkając z ukosa na towarzyszkę, kiedy obie zajęłyśmy już miejsce.
— Nie przepraszaj — udaje mi się wtrącić, gdy na chwilę ustaje sypiąca się na mnie lawina słów. By zapewnić, że naprawdę nie przeszkadza mi słowotok Yasmin, uśmiecham się do niej pokrzepiająco, czym być może nieświadomie daję jej przyzwolenie na kontynuowanie na chwilę tylko przerwanego ciągu wypowiadanych zdań. — Ja… — Oblewam się rumieńcem, który nakłada się na zaczerwienione z wysiłku policzki. Uświadamiam sobie, że nie wiem, jak odpowiedzieć na jej pytania, by nie zabrzmieć protekcjonalnie lub nie wyjść na ignorantkę. Przenoszę więc ponownie wzrok na zdobne zaproszenie znajdujące się tuż przy wejściu do teatru. Mimo że niewielkie pojęcie mam o kulturze śniących, mimo że nigdy nie starałam się specjalnie zgłębiać wiedzy o osobach, w których magia nie miała możliwości się przebudzić, Hamlet jest bodaj jedyną sztuką, której treść znam niemal na pamięć, której fragmenty podglądałam ukradkiem, przechadzając się uliczkami rodzinnej miejscowości, gdzie wystawiana była na każdym rogu, w każdej kawiarni i każdym teatrze. Pamiętam nawet, że na drugim stopniu wtajemniczenia był czas, kiedy sama z siebie wybierałam się na poszukiwania kolejnych odsłon szekspirowskiego dramatu, ciekawa czy zdarzy się podczas spektaklu coś, co wreszcie będzie w stanie mnie zaskoczyć. Dopiero później, gdy stałam się nieco bardziej świadoma, doszukiwałam się w występach subtelnych różnic interpretacyjnych, nie zaś nieoczekiwanych zwrotów akcji, których nigdy przecież nie było. — Nie chciałabym cię w takim razie zatrzymywać. Ale jeśli nie miałabyś nic przeciwko… Mogłabym ci potowarzyszyć, a po przedstawieniu porozmawiamy swobodniej? — Proponuję odrobinę spanikowana, chcąc jak najlepiej wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji, by nie zostawić Yasmin bez odpowiedzi i jednocześnie nie dać jej poczuć się zepchniętą w jakikolwiek sposób na margines. Podchodzę nieco pewniej do drzwi Gammelt Teater, otwierając je przed kobietą i nie dając jej tym samym wyboru, by dość egoistycznie skazać ją na moje towarzystwo.
Od wysokiego, korpulentnego wolontariusza przyjmuję ulotkę z opisem spektaklu i od razu pobieżnie omiatam broszurę wzrokiem.
— Wiedziałaś, że sztukę tę przygotowały osoby, w których nie przebudziła się magia? — mówię podekscytowanym głosem, zerkając z ukosa na towarzyszkę, kiedy obie zajęłyśmy już miejsce.
Yasmin Forfang
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Nie 10 Gru - 9:20
Yasmin ForfangŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Oslo, Norwegia
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Zawód : florystka w kwiaciarni Rosenkrantzów i projektantka biżuterii
Wykształcenie : średnie
Totem : gronostaj
Atuty : odporny (I), opiekun roślin (II)
Statystyki : charyzma: 12 / flora i fauna: 18 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 13 / wiedza ogólna: 12
Yas uśmiechnęła się ciepło, bo taką miała naturę. Chciała sprawić, by inni dobrze się czuli w jej towarzystwie. Zawsze była gotowa wyciągnąć dłoń w kierunku drugiej osoby i przesłać jakąś dobrą energię dalej. Rzadko odczuwała złość. Ta była zbędna w jej życiu. I pomyśleć, że to wszystko odczuwa kobieta, która została sama, bez najbliższej rodziny. Dla niej liczyło się to, by żyć, po prostu iść do przodu i nie oglądać się za siebie. Wszystko mijało, każdy smutek i niepowodzenie. To nie tak, że godziła się ze wszystkim, czy nie cierpiała. Ona po prostu starała się dostrzegać to, co było pozytywne w życiu. Wierzyła też w to, że każdy, kogo spotykamy na swojej drodze, jest ważny. I chciała, by to właśnie poczuła Asta.
– Moja droga, będzie mi bardzo miło jeśli do mnie dołączysz. Wiesz, możesz mnie uznać za niespełna rozumu, ale często mam tak, że w ludziach dostrzegam coś, co sprawia iż myślę, że mogę z nimi znaleźć wspólny język i po prostu… – zrobiła przerwę, co by dobrze się wysłowić i odpowiednio dobrać słowa. – Wiem jak to zabrzmi, ale potrafię znajdywać pokrewne dusze. Myślę też, że mamy szansę się lepiej poznać i zaprzyjaźnić – powiedziała to z takim entuzjazmem, że można było jej uwierzyć na słowo. Nie kłamała, dostrzegała w tym wszystkim potencjał. Tylko pozostało mieć nadzieję, że nie zostanie odebrana jako wariatka. Jej optymizm był po prostu dominującą cechą, którą chciałaby zarazić cały świat.
Na temat sztuki, pokiwała głową.
– Tak, wiem – oznajmiła. – Ostatnio częściej przebywam z widzącymi, a nie jak ja, ze śniącymi. Chyba trochę ciągnie swój do swego – puściła oczko do swojej nowej znajomej.
– Przywykłam do otaczającej mnie magii, wiesz? Na tyle, że nie odczuwam aż tak bardzo braku własnych umiejętności. Pewnie, łatwiej jest, gdy się potrafi rzucić zaklęcie, ale trzeba sobie radzić. Poza tym śniący doskonale radzą sobie bez magii. No, nie potrafią tak szybko podróżować, ale to nic takiego. Podziwianie widoków za oknami też ma swój urok – cała Yasmin.
– Hmmm, szukałaś może informacji o kwiatach i ich znaczeniu? – zapytała zaciekawiona, po czym jednocześnie złapała towarzyszkę pod rękę, by ruszyć dalej, ku wejściu do teatru. Do sztuki było jeszcze trochę czasu, więc mogły sobie pogawędzić na spokojnie. A i później nie zostawi jej tak samej sobie.
– Powiem ci, że moja kwiatowa obsesja weszła na poziom wyższy. Knujemy z moją kuzynką coś ciekawego i… jak dobrze wszystko pójdzie, efekty zobaczycie już wiosną. Moje kwiaty i wyroby jubilerskie Chaayi Damgaard połączone razem – mówiła to po cichu, by nikt niepowołany nie usłyszał. Nie żeby była to jakaś super tajemnica, ale no, nie wypada mówić bardzo głośno.
– Zapisałam się też na kurs rysunku, lubię projektować. Wszystko się może przydać w życiu – a kwiaty miały w tym wszystkim zaszczytne miejsce. Przez nie to wszystko się działo.
– Moja droga, będzie mi bardzo miło jeśli do mnie dołączysz. Wiesz, możesz mnie uznać za niespełna rozumu, ale często mam tak, że w ludziach dostrzegam coś, co sprawia iż myślę, że mogę z nimi znaleźć wspólny język i po prostu… – zrobiła przerwę, co by dobrze się wysłowić i odpowiednio dobrać słowa. – Wiem jak to zabrzmi, ale potrafię znajdywać pokrewne dusze. Myślę też, że mamy szansę się lepiej poznać i zaprzyjaźnić – powiedziała to z takim entuzjazmem, że można było jej uwierzyć na słowo. Nie kłamała, dostrzegała w tym wszystkim potencjał. Tylko pozostało mieć nadzieję, że nie zostanie odebrana jako wariatka. Jej optymizm był po prostu dominującą cechą, którą chciałaby zarazić cały świat.
Na temat sztuki, pokiwała głową.
– Tak, wiem – oznajmiła. – Ostatnio częściej przebywam z widzącymi, a nie jak ja, ze śniącymi. Chyba trochę ciągnie swój do swego – puściła oczko do swojej nowej znajomej.
– Przywykłam do otaczającej mnie magii, wiesz? Na tyle, że nie odczuwam aż tak bardzo braku własnych umiejętności. Pewnie, łatwiej jest, gdy się potrafi rzucić zaklęcie, ale trzeba sobie radzić. Poza tym śniący doskonale radzą sobie bez magii. No, nie potrafią tak szybko podróżować, ale to nic takiego. Podziwianie widoków za oknami też ma swój urok – cała Yasmin.
– Hmmm, szukałaś może informacji o kwiatach i ich znaczeniu? – zapytała zaciekawiona, po czym jednocześnie złapała towarzyszkę pod rękę, by ruszyć dalej, ku wejściu do teatru. Do sztuki było jeszcze trochę czasu, więc mogły sobie pogawędzić na spokojnie. A i później nie zostawi jej tak samej sobie.
– Powiem ci, że moja kwiatowa obsesja weszła na poziom wyższy. Knujemy z moją kuzynką coś ciekawego i… jak dobrze wszystko pójdzie, efekty zobaczycie już wiosną. Moje kwiaty i wyroby jubilerskie Chaayi Damgaard połączone razem – mówiła to po cichu, by nikt niepowołany nie usłyszał. Nie żeby była to jakaś super tajemnica, ale no, nie wypada mówić bardzo głośno.
– Zapisałam się też na kurs rysunku, lubię projektować. Wszystko się może przydać w życiu – a kwiaty miały w tym wszystkim zaszczytne miejsce. Przez nie to wszystko się działo.
Bezimienny
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Nie 10 Gru - 9:20
Rozczula mnie postawa Yasmin — jej dobroduszna otwartość, urocza szczerość w wyrażaniu swoich odczuć i promienny optymizm, którym ma nadzieję zarażać nie tylko swoje najbliższe otoczenie, ale cały świat, jakby za sprawą jednego jej dotyku, jednego posłanego na drugą stronę ulicy uśmiechu, każda następna osoba mogła nieść jej pogodę ducha dalej, rozprzestrzeniając ją niczym chorobę — nie potrafię, co prawda, stwierdzić, czy wywołana jest jedynie poczuciem obowiązku pokrzepienia mnie, czy kobieta tak już po prostu ma: że nie przejmując się możliwymi reakcjami na własne słowa i zachowanie mówiła bezpretensjonalnie o swoich oczekiwaniach i planach, jednocześnie będąc przy tym zupełnie nienachalną. Nie mogę się nie uśmiechnąć, mimo że mnie samej nie wydaje się takie oczywiste, byśmy mogły tak szybko się zaprzyjaźnić, stając się sobie pokrewnymi duszami, odnoszę bowiem wrażenie, jakby oddzielała mnie od niej niemożliwa do pokonania przepaść, która jedynie pod odpowiednim kątem, jak złudny miraż, zdaje się być lichą przeszkodą w porównaniu do czekających na nas możliwości.
— Co takiego dostrzegłaś we mnie? — pytam prawie trwożliwie, ściszając głos do konfidencjonalnego szeptu, nie chcąc prowadzoną przez nas rozmową przeszkadzać innym osobom, które również zdecydowały się na obejrzenie przedstawienia. Reflektuję się w pewnym momencie, że moje starania zachowywania się właściwie w miejscu kultury toną pomiędzy zgiełkiem, jaki wywoływany jest przez otaczający nas tłum, i robi mi się nieswojo. Czuję się niemal jak intruz, który przypadkiem znalazł się w nieodpowiednim miejscu, próbuję więc na powrót skupić się na słowach towarzyszki, nie zaś na miejscu, w jakim jesteśmy.
I kiedy wreszcie dociera do mnie sens jej wypowiedzi, kiedy przez kakofonię dźwięków i wrażeń przebija się świadomość, że moja rozmówczyni jest jedna z tych osób, które nigdy nie miały możliwości zakosztowania na języku mrowienia tworzącej się inkantacji, które nigdy nie poczuły, jak przepływająca przez ciało magia ożywa, zaczynam być wdzięczna bogom, że w czas udało nam się wejść do przestronnego budynku, którego półcienie maskują teraz szkarłat rumieńca, jaki wypływa mi na twarz. Zamiast udzielić jej jakiejkolwiek odpowiedzi, zastanawiam się, jak wiele jeszcze niezręczności dopuszczę się w trakcie tego spotkania, nie jestem bowiem w stanie wyobrazić sobie, jak nieuważna dotychczas byłam, że nie dostrzegłam, że Yasmin jest śniącą — z drugiej strony, żaden ze śniących nie ma wypisanego na czole swojego braku magicznych umiejętności, nie mogłam więc… Bogowie, nie rozumiem, dlaczego tak denerwuję się przypadkowym spotkaniem, przypadkową rozmową, przypadkową osobą — jeszcze kilka miesięcy temu nie miałabym problemu z prowadzeniem swobodnej konwersacji z kimkolwiek, a teraz trwoży mnie powiedzenie cześć dawno niewidzianemu znajomemu.
— Przeczytałam kiedyś wypowiedź jednego z przedstawicieli Kościoła Nawrócenia, że magia pielęgnuje w ludziach lenistwo. Mamy zaklęcia na mycie naczyń, na podlewanie kwiatów, nawet na zapalanie papierosa — wyliczam ostrożnie, jednocześnie uważnie przypatrując się kobiecie. Ciekawi mnie, jakie podejście ma do kazań głoszonych przez skrajne ugrupowanie śniących: czy w głębi duszy podziela ich motywacje, czy skłania się ku pozostaniu przy rodzimej wierze. — Więc na pewno jest łatwiej, ale na dłuższą metę pozbawia nas to przyjemności doświadczania. — Znów uśmiecham się lekko, podnosząc na Yasmin spojrzenie i zaciskając niepewnie dłoń na jej palcach, raczej po to, by samej sobie dodać otuchy i wykroić nieco czasu na odpowiedź na jej zaskakujące pytanie. Nie chcę jej okłamywać, wiem też jednak, że powiedzenie prawdy, przyznanie że od naszego pierwszego spotkania nawet o tym nie myślałam, jest niemożliwe. — Zamierzałam udać się z tym do ciebie — przebąkuję po chwili, wzrokiem błądząc po scenie, gdzie przesłaniająca scenografię kotara faluje miarowo, zdradzając trwające poza zasięgiem oczu widzów ostatnie przygotowania. — Ale chyba rzeczywiście będę musiała spróbować na własną rękę. To niesamowite, w jak wiele projektów się angażujesz — dodaję z uznaniem, odnotowując w pamięci fakt spokrewnienia Yasmin z Damgaardami. — Zaczyna się!
— Co takiego dostrzegłaś we mnie? — pytam prawie trwożliwie, ściszając głos do konfidencjonalnego szeptu, nie chcąc prowadzoną przez nas rozmową przeszkadzać innym osobom, które również zdecydowały się na obejrzenie przedstawienia. Reflektuję się w pewnym momencie, że moje starania zachowywania się właściwie w miejscu kultury toną pomiędzy zgiełkiem, jaki wywoływany jest przez otaczający nas tłum, i robi mi się nieswojo. Czuję się niemal jak intruz, który przypadkiem znalazł się w nieodpowiednim miejscu, próbuję więc na powrót skupić się na słowach towarzyszki, nie zaś na miejscu, w jakim jesteśmy.
I kiedy wreszcie dociera do mnie sens jej wypowiedzi, kiedy przez kakofonię dźwięków i wrażeń przebija się świadomość, że moja rozmówczyni jest jedna z tych osób, które nigdy nie miały możliwości zakosztowania na języku mrowienia tworzącej się inkantacji, które nigdy nie poczuły, jak przepływająca przez ciało magia ożywa, zaczynam być wdzięczna bogom, że w czas udało nam się wejść do przestronnego budynku, którego półcienie maskują teraz szkarłat rumieńca, jaki wypływa mi na twarz. Zamiast udzielić jej jakiejkolwiek odpowiedzi, zastanawiam się, jak wiele jeszcze niezręczności dopuszczę się w trakcie tego spotkania, nie jestem bowiem w stanie wyobrazić sobie, jak nieuważna dotychczas byłam, że nie dostrzegłam, że Yasmin jest śniącą — z drugiej strony, żaden ze śniących nie ma wypisanego na czole swojego braku magicznych umiejętności, nie mogłam więc… Bogowie, nie rozumiem, dlaczego tak denerwuję się przypadkowym spotkaniem, przypadkową rozmową, przypadkową osobą — jeszcze kilka miesięcy temu nie miałabym problemu z prowadzeniem swobodnej konwersacji z kimkolwiek, a teraz trwoży mnie powiedzenie cześć dawno niewidzianemu znajomemu.
— Przeczytałam kiedyś wypowiedź jednego z przedstawicieli Kościoła Nawrócenia, że magia pielęgnuje w ludziach lenistwo. Mamy zaklęcia na mycie naczyń, na podlewanie kwiatów, nawet na zapalanie papierosa — wyliczam ostrożnie, jednocześnie uważnie przypatrując się kobiecie. Ciekawi mnie, jakie podejście ma do kazań głoszonych przez skrajne ugrupowanie śniących: czy w głębi duszy podziela ich motywacje, czy skłania się ku pozostaniu przy rodzimej wierze. — Więc na pewno jest łatwiej, ale na dłuższą metę pozbawia nas to przyjemności doświadczania. — Znów uśmiecham się lekko, podnosząc na Yasmin spojrzenie i zaciskając niepewnie dłoń na jej palcach, raczej po to, by samej sobie dodać otuchy i wykroić nieco czasu na odpowiedź na jej zaskakujące pytanie. Nie chcę jej okłamywać, wiem też jednak, że powiedzenie prawdy, przyznanie że od naszego pierwszego spotkania nawet o tym nie myślałam, jest niemożliwe. — Zamierzałam udać się z tym do ciebie — przebąkuję po chwili, wzrokiem błądząc po scenie, gdzie przesłaniająca scenografię kotara faluje miarowo, zdradzając trwające poza zasięgiem oczu widzów ostatnie przygotowania. — Ale chyba rzeczywiście będę musiała spróbować na własną rękę. To niesamowite, w jak wiele projektów się angażujesz — dodaję z uznaniem, odnotowując w pamięci fakt spokrewnienia Yasmin z Damgaardami. — Zaczyna się!
Yasmin Forfang
Re: 07.02.2001 – Gammelt Teater – Vekkelse Nie 10 Gru - 9:20
Yasmin ForfangŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Oslo, Norwegia
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Zawód : florystka w kwiaciarni Rosenkrantzów i projektantka biżuterii
Wykształcenie : średnie
Totem : gronostaj
Atuty : odporny (I), opiekun roślin (II)
Statystyki : charyzma: 12 / flora i fauna: 18 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 13 / wiedza ogólna: 12
Yasmin nie musiała długo zastanawiać się nad odpowiedzią. Po prostu… powiedziała wszystko tak, jak to widziała.
– Zauważyłam, że jesteś bardzo zatroskana, ale chyba nie masz o tym z kim porozmawiać. Wydaje mi się, że za tymi smutnymi oczami kryje się smutek i chęć wyrwania się z jego objęć. Dobrze, że tu jesteś, bo ja chętnie się tobą zaopiekuję – wyznała. Jeśli szukać kogoś, kto kryje własne problemy i zrzuca je gdzieś na drugi plan, to jest to właśnie panna Forfang. Gdy chodziło o drugiego człowieka, to właśnie on był istotny, a nie ona. Starała się nie obarczać problemami innych, zwyczajnie przebolała pewne zdarzenia i jakoś było jej lepiej.
– Powiem ci, że kiedyś bardzo mnie bolało to, że nie mam tego, co wy. Magia jest fascynująca, ale wynalazki śniących są niesamowite. Bez magii można sobie jakoś radzić. Ja o niej wiem, ale ci, którzy jej nie posiadają, nie skarżą się na to, czego nie znają. Mój ojciec był widzącym, poderwał mamę na sztuczki magiczne. Śniący uczą się prostych trików, by zaimponować innym. A on naprawdę znał się na zaklęciach. Brakuje mi ich strasznie. Mamy nie poznałam, a tata odszedł gdy poszłam na studia. Musiałam poszukać sobie pracy, by jakoś sobie poradzić. I w ten sposób zrezygnowałam z nauki – wyjaśniła. Chociaż mówiła o smutnych rzeczach, nie była przygnębiona. Nie zmieni przeszłości, ale mogła pracować na lepszą przyszłość.
– Obecnie szukam możliwości, by rozwinąć skrzydła i po prostu lepiej sobie dawać radę. Pokażę ci to, co robię obecnie, jeśli tylko wpadniesz do mnie w odwiedziny. Dam ci później adres – miała dobrą pamięć, więc wiedziała, że nie zapomni o tym. Poza tym cieszyła się z tego spotkania tak bardzo, że nie mogła po prostu zapomnieć.
– Nie lubię się nudzić i potrzebuję zajęcia – wyznała. – I chętnie pomogę w przyswajaniu wiedzy o mowie kwiatów. Jest wiele do zgłębienia, także same kolory wiele mówią o nastroju. Ja zawsze ubieram się pod swój humor – Yasmin miała pełno kolorowych ubrań, ale skoro praktykowała ubieranie się pod emocje i uczucia, to było normalne.
– Mam szczęście, że trafiam na dobrych ludzi. Damgaardowie są jedynymi krewnymi ze strony mamy, z którymi mam kontakt. Rodzina z Londynu jakoś nigdy nie czuła potrzeby by się ze mną spotkać. A chociaż kuzynostwo jest z nieco dalszej linii, traktują mnie jak swoją. Zastępują mi rodzeństwo – uśmiechnęła się, bo zawsze bardzo dobrze ich wspominała. Cieszyła się z każdego spotkania i naprawdę doceniała fakt, że ją akceptowali.
Miała powiedzieć coś jeszcze, ale sztuka miała się zaraz zacząć, więc umilkła i czekała. Czuła podniecenie widzów, którzy wyczekiwali na aktorów i pierwsze słowa, które wypowiedzą.
Yas nagle znalazła się w innym świecie. Kiedyś bardzo chciała występować, więc może w tym czasie uśmiechnęła się do wspomnienia o dawnej sobie. Nie trzeba było wiele, by wciągnęła się w przedstawienie. Przeżywała wszystko, a jej oczy z uwagą ślizgały się od jednej postaci, do drugiej. Była na wielu sztukach, zarówno śniących jak i widzących, ale brak magii, albo raczej jej cząstka w zwyczajności, którą widzieli teraz widzowie, była szczególna. Oczy Yas błyszczały z emocji i podekscytowania. Podobało jej się, chociaż to zbyt małe słowo.
Yasmin i Asta z tematu
– Zauważyłam, że jesteś bardzo zatroskana, ale chyba nie masz o tym z kim porozmawiać. Wydaje mi się, że za tymi smutnymi oczami kryje się smutek i chęć wyrwania się z jego objęć. Dobrze, że tu jesteś, bo ja chętnie się tobą zaopiekuję – wyznała. Jeśli szukać kogoś, kto kryje własne problemy i zrzuca je gdzieś na drugi plan, to jest to właśnie panna Forfang. Gdy chodziło o drugiego człowieka, to właśnie on był istotny, a nie ona. Starała się nie obarczać problemami innych, zwyczajnie przebolała pewne zdarzenia i jakoś było jej lepiej.
– Powiem ci, że kiedyś bardzo mnie bolało to, że nie mam tego, co wy. Magia jest fascynująca, ale wynalazki śniących są niesamowite. Bez magii można sobie jakoś radzić. Ja o niej wiem, ale ci, którzy jej nie posiadają, nie skarżą się na to, czego nie znają. Mój ojciec był widzącym, poderwał mamę na sztuczki magiczne. Śniący uczą się prostych trików, by zaimponować innym. A on naprawdę znał się na zaklęciach. Brakuje mi ich strasznie. Mamy nie poznałam, a tata odszedł gdy poszłam na studia. Musiałam poszukać sobie pracy, by jakoś sobie poradzić. I w ten sposób zrezygnowałam z nauki – wyjaśniła. Chociaż mówiła o smutnych rzeczach, nie była przygnębiona. Nie zmieni przeszłości, ale mogła pracować na lepszą przyszłość.
– Obecnie szukam możliwości, by rozwinąć skrzydła i po prostu lepiej sobie dawać radę. Pokażę ci to, co robię obecnie, jeśli tylko wpadniesz do mnie w odwiedziny. Dam ci później adres – miała dobrą pamięć, więc wiedziała, że nie zapomni o tym. Poza tym cieszyła się z tego spotkania tak bardzo, że nie mogła po prostu zapomnieć.
– Nie lubię się nudzić i potrzebuję zajęcia – wyznała. – I chętnie pomogę w przyswajaniu wiedzy o mowie kwiatów. Jest wiele do zgłębienia, także same kolory wiele mówią o nastroju. Ja zawsze ubieram się pod swój humor – Yasmin miała pełno kolorowych ubrań, ale skoro praktykowała ubieranie się pod emocje i uczucia, to było normalne.
– Mam szczęście, że trafiam na dobrych ludzi. Damgaardowie są jedynymi krewnymi ze strony mamy, z którymi mam kontakt. Rodzina z Londynu jakoś nigdy nie czuła potrzeby by się ze mną spotkać. A chociaż kuzynostwo jest z nieco dalszej linii, traktują mnie jak swoją. Zastępują mi rodzeństwo – uśmiechnęła się, bo zawsze bardzo dobrze ich wspominała. Cieszyła się z każdego spotkania i naprawdę doceniała fakt, że ją akceptowali.
Miała powiedzieć coś jeszcze, ale sztuka miała się zaraz zacząć, więc umilkła i czekała. Czuła podniecenie widzów, którzy wyczekiwali na aktorów i pierwsze słowa, które wypowiedzą.
Yas nagle znalazła się w innym świecie. Kiedyś bardzo chciała występować, więc może w tym czasie uśmiechnęła się do wspomnienia o dawnej sobie. Nie trzeba było wiele, by wciągnęła się w przedstawienie. Przeżywała wszystko, a jej oczy z uwagą ślizgały się od jednej postaci, do drugiej. Była na wielu sztukach, zarówno śniących jak i widzących, ale brak magii, albo raczej jej cząstka w zwyczajności, którą widzieli teraz widzowie, była szczególna. Oczy Yas błyszczały z emocji i podekscytowania. Podobało jej się, chociaż to zbyt małe słowo.
Yasmin i Asta z tematu