:: Midgard :: Okolice :: Lasy Północne
Kręta struga
5 posters
Mistrz Gry
Kręta struga Pon 4 Sty - 19:50
Kręta struga
Ta niewielka, choć niezwykle kręta rzeka, meandruje przez obszary Lasów Północnych, swoją podróż kończąc w malowniczym jeziorze Golddajávri. Mimo że płynie bardzo wolno, ponieważ przepływa przez nizinną okolicę, to jednak nie można jej lekceważyć, bowiem jej zawiłe zakola i spokojna powierzchnia mogą nierzadko wprowadzić w błąd. Wielu nieostrożnych spacerowiczów zdołało już zanurzyć się w wodach strugi, lekkomyślnie wpadając w ukryte pułapki. Rozległe okolice rzeki kryją w sobie także inne tajemnice, a gęsty las i dzika przyroda są domem dla wielu dzikich roślin czy też zwierząt, które nie zawsze są przyjaźnie nastawione do galdrów.
W tym temacie możesz znaleźć ingrediencje. Aby je zdobyć, wystarczy napisać posta, wykonać rzut kością zgodny z mechaniką zbierania składników i rozliczyć się w aktualizacji rozwoju.
● Ingrediencje roślinne: gwiazdołuna (II), żarliwodrzew (II), lepiężnik różowy (III), starzec nierównozębny (III);
● Ingrediencje zwierzęce: byttingen (I) – skóra, włosy, serce, hiruda jaszczurza (I) – śluz, oko, łotrzypiórka romantyczna (I) – nóżka, pióro, bäckahästen (II) – sierść, serce;
● Ingrediencje specjalne: lament niksy.
Ingrediencje
W tym temacie możesz znaleźć ingrediencje. Aby je zdobyć, wystarczy napisać posta, wykonać rzut kością zgodny z mechaniką zbierania składników i rozliczyć się w aktualizacji rozwoju.
● Ingrediencje roślinne: gwiazdołuna (II), żarliwodrzew (II), lepiężnik różowy (III), starzec nierównozębny (III);
● Ingrediencje zwierzęce: byttingen (I) – skóra, włosy, serce, hiruda jaszczurza (I) – śluz, oko, łotrzypiórka romantyczna (I) – nóżka, pióro, bäckahästen (II) – sierść, serce;
● Ingrediencje specjalne: lament niksy.
Nik Holt
Re: Kręta struga Pią 15 Gru - 21:57
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
08.05.2001
Maj witał świat cieplejszymi temperaturami i coraz to większym bogactwem roślin. Dla łowcy roślin takiego jak Nik był to idealny moment, by wybrać się na "polowanie", zwane inaczej po prostu zbieraniem tego, co kulturalnie wyrastało sobie z ziemi. Zasadniczo nie był wybredny pod tym kątem, na wszystkie rośliny był popyt, zwłaszcza gdy miało się zaprzyjaźnionych alchemików. Teraz jednak wyjątkowo nie poszedł po ingrediencje dla kogoś, a po prostu po to, by uzupełnić zapasy w sklepiku.
Lasy północne zwykle miały sporo tego typu miejscówek, gdzie można było coś pozrywać, jednak zważywszy na to, że ostatnio szlajał się przy wodzie jakiś tydzień temu, postanowił połączyć przyjemne z pożytecznych. Nie chciał apatycznej powtórki z początku kwietnia, że ledwo dowlókł się na wyspę łabędzi. Brrrrrr, nigdy więcej. Kręta Struga była zarówno miejscem bogatym w odpowiednie rośliny, jak i płynęła tam rzeka, nad którą mógł posiedzieć, gdy już zbierze to, co się uda. Jakby nie patrzeć odkąd żył na własną rękę, życie coraz bardziej mu się podobało. Im bliżej był Strugi, tym humor mu się poprawiał - zabrał się za poszukiwania lamentu niksy, unosząc w górę kącik ust na myśl, co by było, gdyby zażądał od Villemo, żeby polamentowała trochę do pudełka. Wyobrażał sobie reakcję dziewczyny, co było na tyle zabawne, że nawet nie przejął się faktem, że wspomnianej rośliny nie odnalazł. Jak nie ta to inna, aktualnie nie miał specjalnego zapotrzebowania na lament, dlatego po dłuższym kręceniu się wokół postanowił podejść bliżej rzeki. Nie przejmował się swoim urokiem fossegrima, spuszczonym ze zwyczajowej smyczy, w końcu po lesie łaził sam i w zasadzie nie musiał się kryć. Interesował go brzeg rzeki, bo przy brzegach też zdarzało się znajdować ciekawe okazy...
I dokładnie taki ciekawy okaz właśnie znalazł. Okaz należał do gatunku ludzkiego, zapewne był galdrem i do tego taplał się w Krętej Strudze. W maju. Gdzie jeszcze w niektórych miejscach pizgało solidnym chłodem i na pewno nie był to odpowiedni moment na wchodzenie do rzek. Nogi jeszcze dawało się zamoczyć, ale coś więcej? Nik nawet miał ubraną koszulkę pod skórzaną kurtką. Obowiązkowo ubrał też dżinsy, żeby nie wpakować się w pokrzywy, jak ostatnim razem. W zasadzie to nabrał ochoty na trochę zabawy, z pełną świadomością, że znając życie więcej nie spotka tego dziwnego mężczyzny, dlatego też nawet nie ukrywał swojej aury, a pozwalał jej owinąć się wokół obcego.
- Nie za zimno na kąpiele? - odezwał się nagle, przykucając przy brzegu i opierając jedno kolano o podłoże. Mimo pytania mogącego wskazywać na dezaprobatę jego oczy się śmiały, a ton głosu był łagodny, jakby się zastanawiał, czy nie chce wystraszyć mężczyzny. Głos miał niski, przyjemny dla ucha i z nieukrywaną ciekawością obserwowałem szaleńca, który w takich temperaturach postanowił sobie popływać. Przecież tam zamarznie albo coś. Omiótł też wzrokiem brzegi, bo a nóż znajdzie tam coś interesującego? Byle tylko nie wlecieć do wody.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Mistrz Gry
Re: Kręta struga Pią 15 Gru - 21:57
The member 'Nik Holt' has done the following action : kości
'Ingrediencje (S)' :
'Ingrediencje (S)' :
Esteban Barros
Re: Kręta struga Pon 18 Gru - 18:16
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Gdyby Sarnai zobaczyła, co robi z jej naukami, złapałaby się za głowę – metaforycznie, bo przecież rzadko kiedy pozwalała sobie na żywszą gestykulację. Bardziej prawdopodobnie obcięłaby go krytycznym spojrzeniem, nazwała idiotą, a potem upewniła się, że poprawnie rzucił zaklęcie rozgrzewające, jedno z tych podstawowych, których zaczęli się wspólnie uczyć. A raczej Sarnai wykładała, a Es notował, próbując wyłuskać jak najwięcej z tłumaczeń w języku, który przyswoił stosunkowo szybko – co innego jednak rozmowa ze sprzedawcą lub znajomym, a wiedza wymagająca skupienia. Parokrotnie musiał jej przerywać, z gorącym smagnięciem wstydu na karku prosić, by cofnęła się i wyjaśniła raz jeszcze. Wolniej i w prostszych słowach. Jeśli z nią miał problemy, co stanie się na sali wykładowej w lipcu?
Może za bardzo wybiegał myślami w przyszłość. Może mimo kursu przygotowawczego instytut Kenaz spojrzy na jego aplikację, uzna, że obcokrajowiec ze zbyt długą przerwą w edukacji nie pasuje do elitarnego grona jego studentów i całe to denerwowanie się będzie warte funta kłaków. Może. Es wcale nie miał pewności, czy tak naprawdę byłoby najlepiej. Na pewno łatwiej.
To chyba właśnie znajoma, przyspieszająca pod czaszką gonitwa myśli naprowadziła go na ten idiotyczny pomysł, podszeptując, że skupiony na dyskomforcie i zmuszony do poprawnego rzucania zaklęć, nie będzie już obracał się na orbicie scenariuszy, które mogły nigdy nie zaistnieć.
Nieprzypadkowo wybrał leśną rzekę, zamiast w mieszkaniu dzielonym z naukowcami stanąć pod prysznicem i odkręcić kurek na najzimniejszym ustawieniu – las oferował ciszę. Spokój. Brak ludzkiego towarzystwa. Ziemisty, ożywczy zapach roślinności łagodzący napięte nerwy.
Zwątpił dopiero zbierając chrust i układając go w zgrabną kupkę – ognisko, plan B, gdyby zaklęcia lecznicze nie miały mu wychodzić. Odruchowo zerkał w stronę leniwie płynącej w tym miejscu rzeki, próbując ostrożnie odsuwać myśl, że amulet z którym się nie rozstawał, pozwoliłby mu nie czuć zimna, gdyby tylko jego uparty duch opiekuńczy przestał być tak niedostępny. Od czasu wydarzeń w kromlechu minął już prawie miesiąc i Barros zaczynał się coraz bardziej niecierpliwić tą przepychanką z milczącym totemem. Tymi próbami nakłonienia własnego ciała, żeby zapomniało o bólu i posłusznie pokryło się łuskami.
Zaklął pod nosem, przez chwilę krążąc dookoła stożka ułożonego z gałęzi, a potem kierując szybkie, zdecydowanie nie spacerowe kroki na brzeg rzeki. W jedną i drugą, dopóki nie wdeptał smagnięcia złości w ziemię – chociaż nie chciał się do końca do tego przyznać, Blanca miała rację, gdy zasugerowała, że może powinien porozmawiać z kimś o tych gwałtownych emocjach. Z kimś, kto podpowiedziałby, co z nimi zrobić i jakim eliksirem wyciszyć, by nie chodzić potem otępiałym.
Przystając wreszcie w miejscu, sięgnął do zamka kurtki, wahając się tylko przez chwilę, zanim zdjął ją z ramion, układając nieopodal brzegu. Nie pozwalając się sobie zatrzymać mimo chłodu, który natychmiast zaczął kąsać opaloną skórę, Es zdjął ciężkie buty, zsunął przez głowę sweter, metodycznie, jedno po drugim odkładając na rosnącą kupkę wszystkie elementy ubrania. Z coraz bardziej zmarszczonymi brwiami mamrotał przy tym do siebie, usilnie ignorując gęsią skórkę:
- Zajebisty pomysł. Najlepszy jaki miałem. Włazić do rzeki w tej pieprzonej Skandynawii. Jakby niewystarczająco piździło mi w ciuchach.
Gwałtownie pocierając dłońmi ramiona, przez chwilę przyglądał się jeszcze przejrzystej tafli wody, zanim wszedł w nurt w miejscu, gdzie rzeka sięgała mu do kolan. Ciąg soczystych portugalskich przekleństw wyraźnie wybrzmiał w leśnej ciszy, kiedy pierwszym co poczuł Es, było wrażenie, że jakieś straszliwe monstrum pochwyciło mu nogi w paszczę, odbierając czucie.
Gorzej znosił skandynawskie temperatury w porównaniu do reszty zespołu Yamileth, ale nawet oni uciekaliby z tej rzeki z wrzaskiem. Zaciskając zęby, odczekał chwilę, w myślach licząc oddechy, by potem powoli, drobnymi krokami wejść głębiej, aż woda nie sięgnęła mu bioder i umięśnionego brzucha. Jeśli ktoś się potem dowie i zapyta, co wyrabiał, Es zamierzał twardo trzymać się opinii, że to takie zdrowe hartowanie ciała. Isak chyba opowiadał, że robił coś podobnego z rodziną.
Szybko przestając próbować opanować drżenie gwałtownie wychładzającego się ciała, podniósł mokrą, zgrabiałą od chłodu dłoń, układając ją pośrodku klatki piersiowej tak, jak pokazywała mu Sarnai.
- Hlýr – wymówił krótko, szybko zdając sobie sprawę, że zaklęcie nie zadziałało. Wciąż nie czuł ani palców u stóp, ani łydek, ani niczego co znajdowało się pod wodą, nie mówiąc o pierwszym smagnięciu ciepła, jakie powinno pojawić się po inkantacji. Wina mogła leżeć w wielu rzeczach – niepoprawnej wymowie języka przyzwyczajonego do miękkich, śpiewnych słów, rozpraszających dreszczach, braku doświadczenia w tej dziedzinie magii... Tak czy inaczej efekt pozostawał ten sam. Es z własnej nieprzymuszonej woli zmieniał się w chodzącą kostkę lodu.
Przymierzał się już do kolejnej próby rzucenia zaklęcia, gdy jego uwagę ściągnął dźwięk kroków i szelest odsuwanych gałęzi. Twarde łuski zapiekły Esa gdzieś głęboko pod skórą, kiedy odruchowo sięgnął ku niechętnemu do współpracy kajmanowi, zapominając, że nie mógł tak po prostu umknąć pod wodę i ukryć się przed spacerowiczem.
Zaklął cicho pod nosem, mając nadzieję, że ktokolwiek to był, co najwyżej zerknie ze zdziwieniem w jego kierunku i pójdzie dalej.
Nie za zimno na kąpiele?
Drgnął mimowolnie na miękki dźwięk głosu obcego, obracając się powoli w kierunku brzegu, który zostawił za plecami. Młody mężczyzna o jasnej, typowo skandynawskiej urodzie przyglądał mu się, nie sprawiając wrażenie, że zaraz odejdzie – w jego przykucniętej sylwetce i łagodnym tonie było coś, co natychmiast skojarzyło się Barrosowi z człowiekiem próbującym ugłaskać nieufne zwierzę.
- To ponoć zdrowe – rzucił, wzruszając lekko ramieniem, które zaraz potarł dłonią, gdy po rzece poniósł się chłodny podmuch, wywołując świeżą porcję gęsiej skórki. Było mu zimno. Coraz zimniej, a dopóki nie był sam, nie chciał ryzykować kolejnych prób rozgrzania się zaklęciem. Niby znajdowali się w okolicach Midgardu, ale nie mógł mieć pewności, że ciekawski spacerowicz nie był śniącym – wychowany w poszanowaniu podstawowych zasad magicznego społeczeństwa nie zamierzał ryzykować.
Es nie zamierzał kontynuować tej rozmowy. W jednej chwili podjął decyzję o wyjściu z lodowatej wody, szybkim założeniu na wilgotne mokre ciało porzuconych ubrań i rozpaleniu ogniska, przy którym mógłby się ogrzać, tylko... Kiedy zrobił pierwszy krok, a potem drugi w kierunku brzegu, nie mógł zignorować faktu, że wzrok mimowolnie ucieka mu z powrotem ku sylwetce ciekawskiego blondyna. Nie wydawał się niebezpieczny – żaden z instynktów ludzkich lub gadzich nie nakazywał Barrosowi ostrożności, po co więc...
- Ale to jakieś cholerne pierdoły – podjął nagle, zaskakując samego siebie. - Jedyne co się dzieje to to, że zaraz odpadną mi stopy. Jeśli wymyśliliście to, żeby nabierać turystów, to wy Skandynawowie macie dziwne poczucie humoru.
Hlýr (Tepidus) – powoduje stopniowe ogrzanie wyziębionego ciała.
Próg: 30
7 (kość) + 5 (statystyka magii leczniej) = 12 (zaklęcie nieudane)
Może za bardzo wybiegał myślami w przyszłość. Może mimo kursu przygotowawczego instytut Kenaz spojrzy na jego aplikację, uzna, że obcokrajowiec ze zbyt długą przerwą w edukacji nie pasuje do elitarnego grona jego studentów i całe to denerwowanie się będzie warte funta kłaków. Może. Es wcale nie miał pewności, czy tak naprawdę byłoby najlepiej. Na pewno łatwiej.
To chyba właśnie znajoma, przyspieszająca pod czaszką gonitwa myśli naprowadziła go na ten idiotyczny pomysł, podszeptując, że skupiony na dyskomforcie i zmuszony do poprawnego rzucania zaklęć, nie będzie już obracał się na orbicie scenariuszy, które mogły nigdy nie zaistnieć.
Nieprzypadkowo wybrał leśną rzekę, zamiast w mieszkaniu dzielonym z naukowcami stanąć pod prysznicem i odkręcić kurek na najzimniejszym ustawieniu – las oferował ciszę. Spokój. Brak ludzkiego towarzystwa. Ziemisty, ożywczy zapach roślinności łagodzący napięte nerwy.
Zwątpił dopiero zbierając chrust i układając go w zgrabną kupkę – ognisko, plan B, gdyby zaklęcia lecznicze nie miały mu wychodzić. Odruchowo zerkał w stronę leniwie płynącej w tym miejscu rzeki, próbując ostrożnie odsuwać myśl, że amulet z którym się nie rozstawał, pozwoliłby mu nie czuć zimna, gdyby tylko jego uparty duch opiekuńczy przestał być tak niedostępny. Od czasu wydarzeń w kromlechu minął już prawie miesiąc i Barros zaczynał się coraz bardziej niecierpliwić tą przepychanką z milczącym totemem. Tymi próbami nakłonienia własnego ciała, żeby zapomniało o bólu i posłusznie pokryło się łuskami.
Zaklął pod nosem, przez chwilę krążąc dookoła stożka ułożonego z gałęzi, a potem kierując szybkie, zdecydowanie nie spacerowe kroki na brzeg rzeki. W jedną i drugą, dopóki nie wdeptał smagnięcia złości w ziemię – chociaż nie chciał się do końca do tego przyznać, Blanca miała rację, gdy zasugerowała, że może powinien porozmawiać z kimś o tych gwałtownych emocjach. Z kimś, kto podpowiedziałby, co z nimi zrobić i jakim eliksirem wyciszyć, by nie chodzić potem otępiałym.
Przystając wreszcie w miejscu, sięgnął do zamka kurtki, wahając się tylko przez chwilę, zanim zdjął ją z ramion, układając nieopodal brzegu. Nie pozwalając się sobie zatrzymać mimo chłodu, który natychmiast zaczął kąsać opaloną skórę, Es zdjął ciężkie buty, zsunął przez głowę sweter, metodycznie, jedno po drugim odkładając na rosnącą kupkę wszystkie elementy ubrania. Z coraz bardziej zmarszczonymi brwiami mamrotał przy tym do siebie, usilnie ignorując gęsią skórkę:
- Zajebisty pomysł. Najlepszy jaki miałem. Włazić do rzeki w tej pieprzonej Skandynawii. Jakby niewystarczająco piździło mi w ciuchach.
Gwałtownie pocierając dłońmi ramiona, przez chwilę przyglądał się jeszcze przejrzystej tafli wody, zanim wszedł w nurt w miejscu, gdzie rzeka sięgała mu do kolan. Ciąg soczystych portugalskich przekleństw wyraźnie wybrzmiał w leśnej ciszy, kiedy pierwszym co poczuł Es, było wrażenie, że jakieś straszliwe monstrum pochwyciło mu nogi w paszczę, odbierając czucie.
Gorzej znosił skandynawskie temperatury w porównaniu do reszty zespołu Yamileth, ale nawet oni uciekaliby z tej rzeki z wrzaskiem. Zaciskając zęby, odczekał chwilę, w myślach licząc oddechy, by potem powoli, drobnymi krokami wejść głębiej, aż woda nie sięgnęła mu bioder i umięśnionego brzucha. Jeśli ktoś się potem dowie i zapyta, co wyrabiał, Es zamierzał twardo trzymać się opinii, że to takie zdrowe hartowanie ciała. Isak chyba opowiadał, że robił coś podobnego z rodziną.
Szybko przestając próbować opanować drżenie gwałtownie wychładzającego się ciała, podniósł mokrą, zgrabiałą od chłodu dłoń, układając ją pośrodku klatki piersiowej tak, jak pokazywała mu Sarnai.
- Hlýr – wymówił krótko, szybko zdając sobie sprawę, że zaklęcie nie zadziałało. Wciąż nie czuł ani palców u stóp, ani łydek, ani niczego co znajdowało się pod wodą, nie mówiąc o pierwszym smagnięciu ciepła, jakie powinno pojawić się po inkantacji. Wina mogła leżeć w wielu rzeczach – niepoprawnej wymowie języka przyzwyczajonego do miękkich, śpiewnych słów, rozpraszających dreszczach, braku doświadczenia w tej dziedzinie magii... Tak czy inaczej efekt pozostawał ten sam. Es z własnej nieprzymuszonej woli zmieniał się w chodzącą kostkę lodu.
Przymierzał się już do kolejnej próby rzucenia zaklęcia, gdy jego uwagę ściągnął dźwięk kroków i szelest odsuwanych gałęzi. Twarde łuski zapiekły Esa gdzieś głęboko pod skórą, kiedy odruchowo sięgnął ku niechętnemu do współpracy kajmanowi, zapominając, że nie mógł tak po prostu umknąć pod wodę i ukryć się przed spacerowiczem.
Zaklął cicho pod nosem, mając nadzieję, że ktokolwiek to był, co najwyżej zerknie ze zdziwieniem w jego kierunku i pójdzie dalej.
Nie za zimno na kąpiele?
Drgnął mimowolnie na miękki dźwięk głosu obcego, obracając się powoli w kierunku brzegu, który zostawił za plecami. Młody mężczyzna o jasnej, typowo skandynawskiej urodzie przyglądał mu się, nie sprawiając wrażenie, że zaraz odejdzie – w jego przykucniętej sylwetce i łagodnym tonie było coś, co natychmiast skojarzyło się Barrosowi z człowiekiem próbującym ugłaskać nieufne zwierzę.
- To ponoć zdrowe – rzucił, wzruszając lekko ramieniem, które zaraz potarł dłonią, gdy po rzece poniósł się chłodny podmuch, wywołując świeżą porcję gęsiej skórki. Było mu zimno. Coraz zimniej, a dopóki nie był sam, nie chciał ryzykować kolejnych prób rozgrzania się zaklęciem. Niby znajdowali się w okolicach Midgardu, ale nie mógł mieć pewności, że ciekawski spacerowicz nie był śniącym – wychowany w poszanowaniu podstawowych zasad magicznego społeczeństwa nie zamierzał ryzykować.
Es nie zamierzał kontynuować tej rozmowy. W jednej chwili podjął decyzję o wyjściu z lodowatej wody, szybkim założeniu na wilgotne mokre ciało porzuconych ubrań i rozpaleniu ogniska, przy którym mógłby się ogrzać, tylko... Kiedy zrobił pierwszy krok, a potem drugi w kierunku brzegu, nie mógł zignorować faktu, że wzrok mimowolnie ucieka mu z powrotem ku sylwetce ciekawskiego blondyna. Nie wydawał się niebezpieczny – żaden z instynktów ludzkich lub gadzich nie nakazywał Barrosowi ostrożności, po co więc...
- Ale to jakieś cholerne pierdoły – podjął nagle, zaskakując samego siebie. - Jedyne co się dzieje to to, że zaraz odpadną mi stopy. Jeśli wymyśliliście to, żeby nabierać turystów, to wy Skandynawowie macie dziwne poczucie humoru.
Hlýr (Tepidus) – powoduje stopniowe ogrzanie wyziębionego ciała.
Próg: 30
7 (kość) + 5 (statystyka magii leczniej) = 12 (zaklęcie nieudane)
Mistrz Gry
Re: Kręta struga Pon 18 Gru - 18:16
The member 'Esteban Barros' has done the following action : kości
'k100' : 7
'k100' : 7
Nik Holt
Re: Kręta struga Wto 19 Gru - 20:20
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Tak brzmiało najstarsze prawo Losu, w każdym kraju, na każdym świecie, w każdym jednym miejscu planety – jeśli nie chcesz spotkać nikogo, bądź pewien, że kogoś takiego spotkasz, poznasz i zobaczysz. To było do przewidzenia, Nik od dawien dawna przestał z tym walczyć. Teraz zresztą towarzystwo w ogóle mu nie przeszkadzało, a nawet wręcz przeciwnie. Bez skrępowania więc postanowił zapoznać się z tym szaleńcem, a że przy okazji widok był niczego sobie...
Największym zaskoczeniem był fakt braku jakiejkolwiek odzieży na ciele obcego, zwłaszcza gdy wziąć w ogóle pod uwagę kwestię aktualnej temperatury. Woda miała ile, 5 stopni? W życiu nie zaryzykowałby taplania się w rzece, nawet gdyby miał ku temu jakieś większe predyspozycje. O wiele bardziej wolał cieplutką wodę w wannie albo gorące źródła... Jeśli znajdzie, co chciał, to może podsunie nieznajomemu pomysł na wizytę w źródłach na rozgrzanie. Teraz jednak wolał skupić się na rozmowie, bo jednak facet go nie olał, a zdecydował się na podjęcie rozmowy. Nik jedynie się uśmiechnął, cały czas muskając mężczyznę swoją aurą, drażniąc i zachęcając do interakcji.
- Dlaczego zaraz oskarżać wszystkich Skandynawów o tak niecne działania... - obruszył się w wyrazie jakiegoś dziwnego zrywu patriotycznych odczuć. Mieszkał w Midgardzie, pochodził z Estonii... Jaki tam z niego patriota. Nie był w stanie jednak wyciągnąć z siebie słusznego oburzenia, zapatrzony w jakże opalone ciało, wyłaniające się spod wody. Widać było, że nieznajomy nie jest tak zwanym rdzennym mieszkańcem, ciemna karnacja i ciemne włosy wskazywały prędzej na tak zwanego południowca. Pytanie jednak brzmiało, czy był galdrem czy zwykłym śniącym, choć żadna z tych opcji nie robiła mu różnicy.
- Morsowanie podobno hartuje ciało i ducha, choć ja bym powiedział, że za łatwo jest się wtedy przeziębić, a nawet i gorzej. Zamarznąć, jak Ty teraz. - tak, z całkowitą premedytacją nie bawił się w żadnego "pana", tak było po prostu wygodniej, lepiej i bardziej prowokująco. - Ja bym na Twoim miejscu zaczął się bardziej ruszać, bo na odpadanie części ciała medycyna chyba nie potrafi nadal nic poradzić. - i oczywiście całkiem przypadkiem zjechał wzrokiem nieco niżej, zatrzymując się jednak gdzieś w okolicy brzucha.
Cały czas wodził jednak spojrzeniem po nagiej skórze, chłonąc widoki, w ogóle nie przejmując się swoją bezwstydnością, bo po to w końcu te oczy miał, by swobodnie móc się patrzyć, a na piękno i urok nagiego ciała wyczulony był bardzo. To jednak nie przeszkodziło mu wcale w wykryciu kątem oka charakterystycznych liści żarliwodrzewa, leżących sobie grzecznie na drugim brzegu. A może by tak...?
- Ale skoro już tam jesteś, to mógłbyś mi wyświadczyć drobną przysługę? - wzmocnił swoją aurę, wpatrując się niewinnym wzrokiem w towarzysza rozmowy, odpowiednio modulując też tembr głosu, by bardzo ciężko było mu się oprzeć. - Tam na brzegu leżą pewne liście, mógłbyś mi je podać? Nie chcę sam włazić do wody, bo wtedy będzie nas dwóch zmarzniętych. - przyznał całkiem bezczelnie.
Czy robił to specjalnie? No jasne. Czy miał w tym swój cel? No oczywiście że tak. Czy żałował? A w życiu. Za to całkiem odwrotnie miał naprawdę sporą nadzieję, że mężczyzna wyjdzie na drugi brzeg tak, jak stał. Nigdy nie należało sobie odmawiać okazji na kulturalne obczajenie czyjegoś tyłka, zwłaszcza że wnioskując po tym, co już widział, to widoki będą warte tego zadania. Nawet jakby potem miał się podzielić na chwilę kurtką.
Zdobyte: 3 liście żarliwodrzewa
Największym zaskoczeniem był fakt braku jakiejkolwiek odzieży na ciele obcego, zwłaszcza gdy wziąć w ogóle pod uwagę kwestię aktualnej temperatury. Woda miała ile, 5 stopni? W życiu nie zaryzykowałby taplania się w rzece, nawet gdyby miał ku temu jakieś większe predyspozycje. O wiele bardziej wolał cieplutką wodę w wannie albo gorące źródła... Jeśli znajdzie, co chciał, to może podsunie nieznajomemu pomysł na wizytę w źródłach na rozgrzanie. Teraz jednak wolał skupić się na rozmowie, bo jednak facet go nie olał, a zdecydował się na podjęcie rozmowy. Nik jedynie się uśmiechnął, cały czas muskając mężczyznę swoją aurą, drażniąc i zachęcając do interakcji.
- Dlaczego zaraz oskarżać wszystkich Skandynawów o tak niecne działania... - obruszył się w wyrazie jakiegoś dziwnego zrywu patriotycznych odczuć. Mieszkał w Midgardzie, pochodził z Estonii... Jaki tam z niego patriota. Nie był w stanie jednak wyciągnąć z siebie słusznego oburzenia, zapatrzony w jakże opalone ciało, wyłaniające się spod wody. Widać było, że nieznajomy nie jest tak zwanym rdzennym mieszkańcem, ciemna karnacja i ciemne włosy wskazywały prędzej na tak zwanego południowca. Pytanie jednak brzmiało, czy był galdrem czy zwykłym śniącym, choć żadna z tych opcji nie robiła mu różnicy.
- Morsowanie podobno hartuje ciało i ducha, choć ja bym powiedział, że za łatwo jest się wtedy przeziębić, a nawet i gorzej. Zamarznąć, jak Ty teraz. - tak, z całkowitą premedytacją nie bawił się w żadnego "pana", tak było po prostu wygodniej, lepiej i bardziej prowokująco. - Ja bym na Twoim miejscu zaczął się bardziej ruszać, bo na odpadanie części ciała medycyna chyba nie potrafi nadal nic poradzić. - i oczywiście całkiem przypadkiem zjechał wzrokiem nieco niżej, zatrzymując się jednak gdzieś w okolicy brzucha.
Cały czas wodził jednak spojrzeniem po nagiej skórze, chłonąc widoki, w ogóle nie przejmując się swoją bezwstydnością, bo po to w końcu te oczy miał, by swobodnie móc się patrzyć, a na piękno i urok nagiego ciała wyczulony był bardzo. To jednak nie przeszkodziło mu wcale w wykryciu kątem oka charakterystycznych liści żarliwodrzewa, leżących sobie grzecznie na drugim brzegu. A może by tak...?
- Ale skoro już tam jesteś, to mógłbyś mi wyświadczyć drobną przysługę? - wzmocnił swoją aurę, wpatrując się niewinnym wzrokiem w towarzysza rozmowy, odpowiednio modulując też tembr głosu, by bardzo ciężko było mu się oprzeć. - Tam na brzegu leżą pewne liście, mógłbyś mi je podać? Nie chcę sam włazić do wody, bo wtedy będzie nas dwóch zmarzniętych. - przyznał całkiem bezczelnie.
Czy robił to specjalnie? No jasne. Czy miał w tym swój cel? No oczywiście że tak. Czy żałował? A w życiu. Za to całkiem odwrotnie miał naprawdę sporą nadzieję, że mężczyzna wyjdzie na drugi brzeg tak, jak stał. Nigdy nie należało sobie odmawiać okazji na kulturalne obczajenie czyjegoś tyłka, zwłaszcza że wnioskując po tym, co już widział, to widoki będą warte tego zadania. Nawet jakby potem miał się podzielić na chwilę kurtką.
Zdobyte: 3 liście żarliwodrzewa
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Mistrz Gry
Re: Kręta struga Wto 19 Gru - 20:20
The member 'Nik Holt' has done the following action : kości
'Ingrediencje (II)' :
'Ingrediencje (II)' :
Esteban Barros
Re: Kręta struga Sro 20 Gru - 19:33
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
To chyba zaskoczenie sprawiło, że Es tak gładko przeszedł do porządku dziennego nad dziwnością tej sytuacji i zamiast ostentacyjnie ignorować lub przepędzać nieznajomego, wdał się z nim w dyskusję. Czy raczej niezobowiązującą wymianę zdań na temat potencjalnej złośliwości Skandynawów. Świetny temat, ale nigdy nie był dobry w takie pogaduszki, preferując tylko słuchać – większości zwykle szybko nudził się jego brak mimiki i oszczędne chrząknięcia mające zastąpić odpowiedzi. W ostatnim czasie zaczął się w tej kwestii zmieniać, ale naiwnością byłoby zakładać, że tak szybko porzuci stare nawyki.
Widział, jak spojrzenie blondyna bezczelnie, z uwagą sunęło po jego odsłoniętej skórze – czuł je jak muśnięcia fantomowych palców, pozostawiające po sobie ścieżki żywego ognia - i odruchowo skrzyżował ręce na piersi. Lubił swoje ciało, wiedział, do czego było zdolne, ale podobna nieskrępowana uwaga zawsze cholernie go onieśmielała. Czasem też mniej lub bardziej drażniła, gdy za spojrzeniami szły komentarze z gatunku tych, jakie na samym początku współpracy posyłały mu Blanca i Nita, świetnie się bawiąc jego dyskomfortem w byciu uznanym za atrakcyjny kawałek mięsa.
Przewrócił oczami w odpowiedzi na całkiem słuszną uwagę dotyczącą jego potencjalnego zamarznięcia – mężczyzna nie był daleki od prawdy, nie mogąc bezpiecznie podjąć dalszych prób rozgrzania się przy pomocy zaklęcia, Es dygotał coraz wyraźniej. Wizja rozciągnięcia się pod kocem przed domowym kominkiem i kubek gorącej kawy coraz śmielej wysuwały się na prowadzenie w rankingu jego priorytetów. Najpierw jednak musiał wyjść z tej przeklętej rzeki i wciągnąć na siebie ubrania – preferowanie bez nachalnego spojrzenie obcinającego go od stóp do głów. Może i lubił mężczyzn tak samo jak kobiety. Może miał też silną preferencję w kierunku tych bezczelnych wypychających go poza strefę komfortu, jeśli wnioskować po tym, jak zachowywał się przy Blance, ale... Nie, nie był aż takim ekshibicjonistą.
Uniósł brew na wspomnienie przysługi, o którą chciał poprosić nieznajomy i po prostu patrząc na niego jak na wariata, gdy poprosił o podanie liści z drugiego brzegu rzeki. Liści. Es nie opanował parsknięcia i lekkiego pokręcenia głową, już szykując się do odmowy, kiedy poczuł ciężką do zignorowania potrzebę, by przypodobać się nieznajomemu. Spełnić jego nietrudną prośbę – nagle tak logiczną, bo dlaczego miałby też marznąć? Doskonale rozumiał niechęć, by wejść w zimny, leniwy nurt, jeśli nie musiał. A skoro Es już tam był…
Nie mrugając w odruchu przejętym od kajmana już wiele lat temu, Barros przyglądał się blondynowi, szukając w jego twarzy oznak, że coś było nie tak, ale jedynym co uzyskał za swój trud, było lekkie szarpnięcie w podbrzuszu, kiedy napotkał jego porażająco jasne oczy.
Bogowie, robił się dokładnie taki jak Blanca i nie wiedział, jak się z tym czuć.
- Lepiej, żeby te liście były ze złota – rzucił wreszcie, kapitulując i klnąc przez chwilę pod nosem po portugalsku, skierował się ku przeciwnemu brzegowi. - Albo żeby były magiczne. Ja pierdolę, nie wierzę, że odmrażam sobie tyłek dla liści – kontynuował, specjalnie gderając w języku zrozumiałym dla nieznajomego. Tracąc czucie w łydkach i udach, z ramionami i torsem chłostanymi chłodnymi podmuchami jakoś zapomniał, by przejmować się faktem, że blondyn pewnie wciąż patrzył – podciągnął się przy stromym brzegu, wychodząc na chwilę z rzeki. Jakimś cudem poza zimną wodą było jeszcze gorzej, jakby nagle stąpał po potłuczonym szkle, chociaż pod stopami miał tylko trawę i miękki mech.
Cały ten pomysł z ćwiczeniem zaklęcia był durny, teraz widział to bardzo wyraźnie.
Posykując pod nosem, schylił się po niewyglądające jakoś szczególnie liście jedynego drzewa rosnącego przy brzegu, nagle zdając sobie sprawę, że był na tyle daleko od nieznajomego, że mógł bezpiecznie spróbować rzucić na siebie zaklęcie. Odwrócony do niego plecami, potarł tors, układając pośrodku dłoń i mamrocząc cicho:
- Hlýr.
Zagryzł odruchowo wargę, by nie jęknąć z ulgą, gdy we wnętrzu klatki piersiowej poczuł pierwsze, nieśmiałe jeszcze smagnięcie ciepła. Za mało, by nagle przestał odczuwać lodowate zimno, ale lepsze to niż nic.
Trzymając w garści liście, o które poprosił blondyn, wszedł z powrotem w nurt rzeki przy akompaniamencie kolejnej fali przekleństw, choć z zaklęciem pracującym pod skórą, by go ogrzać, było odrobinę znośniej.
Podchodząc do przeciwległego brzegu, wsparł się o niego przedramieniem, kładąc przed blondynem drogocenne rośliny.
- Teraz ty coś dla mnie zrób – rzucił, zanim blondyn zdążył otworzyć usta, by cokolwiek powiedzieć. - Tam – ruchem głowy wskazał kierunek - leżą moje ubrania. Podaj mi je i odwróć się.
Prośba o tyle bezcelowa, że nieznajomy i tak widział już zbyt wiele, ale Es potrzebował zachować chociaż resztkę godności w tym dziwacznym, szalonym dniu.
- Mógłbyś też chociaż powiedzieć, jak masz na imię.
Hlýr (Tepidus) – powoduje stopniowe ogrzanie wyziębionego ciała.
Próg: 30
66 (kość) + 5 (statystyka magii leczniej) = 71 (zaklęcie udane)
Widział, jak spojrzenie blondyna bezczelnie, z uwagą sunęło po jego odsłoniętej skórze – czuł je jak muśnięcia fantomowych palców, pozostawiające po sobie ścieżki żywego ognia - i odruchowo skrzyżował ręce na piersi. Lubił swoje ciało, wiedział, do czego było zdolne, ale podobna nieskrępowana uwaga zawsze cholernie go onieśmielała. Czasem też mniej lub bardziej drażniła, gdy za spojrzeniami szły komentarze z gatunku tych, jakie na samym początku współpracy posyłały mu Blanca i Nita, świetnie się bawiąc jego dyskomfortem w byciu uznanym za atrakcyjny kawałek mięsa.
Przewrócił oczami w odpowiedzi na całkiem słuszną uwagę dotyczącą jego potencjalnego zamarznięcia – mężczyzna nie był daleki od prawdy, nie mogąc bezpiecznie podjąć dalszych prób rozgrzania się przy pomocy zaklęcia, Es dygotał coraz wyraźniej. Wizja rozciągnięcia się pod kocem przed domowym kominkiem i kubek gorącej kawy coraz śmielej wysuwały się na prowadzenie w rankingu jego priorytetów. Najpierw jednak musiał wyjść z tej przeklętej rzeki i wciągnąć na siebie ubrania – preferowanie bez nachalnego spojrzenie obcinającego go od stóp do głów. Może i lubił mężczyzn tak samo jak kobiety. Może miał też silną preferencję w kierunku tych bezczelnych wypychających go poza strefę komfortu, jeśli wnioskować po tym, jak zachowywał się przy Blance, ale... Nie, nie był aż takim ekshibicjonistą.
Uniósł brew na wspomnienie przysługi, o którą chciał poprosić nieznajomy i po prostu patrząc na niego jak na wariata, gdy poprosił o podanie liści z drugiego brzegu rzeki. Liści. Es nie opanował parsknięcia i lekkiego pokręcenia głową, już szykując się do odmowy, kiedy poczuł ciężką do zignorowania potrzebę, by przypodobać się nieznajomemu. Spełnić jego nietrudną prośbę – nagle tak logiczną, bo dlaczego miałby też marznąć? Doskonale rozumiał niechęć, by wejść w zimny, leniwy nurt, jeśli nie musiał. A skoro Es już tam był…
Nie mrugając w odruchu przejętym od kajmana już wiele lat temu, Barros przyglądał się blondynowi, szukając w jego twarzy oznak, że coś było nie tak, ale jedynym co uzyskał za swój trud, było lekkie szarpnięcie w podbrzuszu, kiedy napotkał jego porażająco jasne oczy.
Bogowie, robił się dokładnie taki jak Blanca i nie wiedział, jak się z tym czuć.
- Lepiej, żeby te liście były ze złota – rzucił wreszcie, kapitulując i klnąc przez chwilę pod nosem po portugalsku, skierował się ku przeciwnemu brzegowi. - Albo żeby były magiczne. Ja pierdolę, nie wierzę, że odmrażam sobie tyłek dla liści – kontynuował, specjalnie gderając w języku zrozumiałym dla nieznajomego. Tracąc czucie w łydkach i udach, z ramionami i torsem chłostanymi chłodnymi podmuchami jakoś zapomniał, by przejmować się faktem, że blondyn pewnie wciąż patrzył – podciągnął się przy stromym brzegu, wychodząc na chwilę z rzeki. Jakimś cudem poza zimną wodą było jeszcze gorzej, jakby nagle stąpał po potłuczonym szkle, chociaż pod stopami miał tylko trawę i miękki mech.
Cały ten pomysł z ćwiczeniem zaklęcia był durny, teraz widział to bardzo wyraźnie.
Posykując pod nosem, schylił się po niewyglądające jakoś szczególnie liście jedynego drzewa rosnącego przy brzegu, nagle zdając sobie sprawę, że był na tyle daleko od nieznajomego, że mógł bezpiecznie spróbować rzucić na siebie zaklęcie. Odwrócony do niego plecami, potarł tors, układając pośrodku dłoń i mamrocząc cicho:
- Hlýr.
Zagryzł odruchowo wargę, by nie jęknąć z ulgą, gdy we wnętrzu klatki piersiowej poczuł pierwsze, nieśmiałe jeszcze smagnięcie ciepła. Za mało, by nagle przestał odczuwać lodowate zimno, ale lepsze to niż nic.
Trzymając w garści liście, o które poprosił blondyn, wszedł z powrotem w nurt rzeki przy akompaniamencie kolejnej fali przekleństw, choć z zaklęciem pracującym pod skórą, by go ogrzać, było odrobinę znośniej.
Podchodząc do przeciwległego brzegu, wsparł się o niego przedramieniem, kładąc przed blondynem drogocenne rośliny.
- Teraz ty coś dla mnie zrób – rzucił, zanim blondyn zdążył otworzyć usta, by cokolwiek powiedzieć. - Tam – ruchem głowy wskazał kierunek - leżą moje ubrania. Podaj mi je i odwróć się.
Prośba o tyle bezcelowa, że nieznajomy i tak widział już zbyt wiele, ale Es potrzebował zachować chociaż resztkę godności w tym dziwacznym, szalonym dniu.
- Mógłbyś też chociaż powiedzieć, jak masz na imię.
Hlýr (Tepidus) – powoduje stopniowe ogrzanie wyziębionego ciała.
Próg: 30
66 (kość) + 5 (statystyka magii leczniej) = 71 (zaklęcie udane)
Mistrz Gry
Re: Kręta struga Sro 20 Gru - 19:33
The member 'Esteban Barros' has done the following action : kości
'k100' : 66
'k100' : 66
Nik Holt
Re: Kręta struga Sob 23 Gru - 20:44
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Potencjalna złośliwość Skandynawów? No skądże znowu, toż to potwarz i szeroko pojęte oszczerstwa! Tak po prawdzie nie do końca wiedział, kto wymyślił łażenie w lodowatej wodzie – on personalnie o wiele bardziej preferował gorące źródełka, a jeśli nie one, to chociaż ciepełką wodę w wannie. Dlatego tak bardzo lubił odwiedzać łaźnie, by się wygrzać i wymoczyć. Rzeczki były dobre jedynie latem, ale tego obcy najwyraźniej nie wiedział. Ale kimże on był, by zwracać mu uwagę na takie rzeczy? Dzięki temu bądź co bądź miał okazję przyjrzeć mu się, a skrzyżowane ręce mężczyzny wywołały jedynie szerszy uśmiech Nika. No ej, facet, nie wstydź się tak! Co ciekawe, z jego ust nie padł żaden komentarz, on po prostu patrzył, niczym widmowe dłonie przesuwające się po ciele bruneta. Każde spojrzenie wzmacniał swoją aurą, a ta nie miała już żadnego problemu, by dotykać i się drażnić. Jakby na to nie spojrzeć, to byli tu sami i wszystko mogło się zdarzyć, choć Nik niczego nie planował. Zwyczajnie szedł na żywo.
- Widzę nie jesteś zbyt rozmowny, albo to ja jestem zbyt oczywisty w zauważanych kwestiach. – oczywiście pił tu do zamarzania w rzece, nie zamierzając przynajmniej na razie komentować w jakikolwiek sposób nagości mężczyzny. Cóż, wzrok na razie musiał mu w zupełności wystarczyć. A raczej wystarczyć Nikowi, któremu prezentowane widoki bardzo przypadły do gustu. Chyba tylko dlatego nie przerwał uroku, kusząc i uwodząc mężczyznę. W zasadzie gnała go ciekawość do przodu, ta pierwotna, zwłaszcza, że obcy całkiem dobrze reagował. Po prawdzie jego orientacja niespecjalnie go obchodziła, w końcu patrzenie to jeszcze nie był grzech.
Posłał mu za to pełne uroku spojrzenie, okraszone tym uśmiechem, w całej swej wymowie mówiącym „proszę?”. Co to za jakiś problem, przecież to były jedynie liście, a Nikowi bardzo odpowiadało to, że nie musiał sam przeskakiwać brzegu, by zdobyć liście żarliwodrzewa. Jedyny niepokój budziły w nim oczy mężczyzny, który nie mrugnął ku niemu ni razu. W wyrazie dziwnego pojedynku Holt postanowił zrobić to samo, ale choć to on rzucał tu uroki swą aurą, pojedynek na spojrzenia przegrał, gdy wysuszone oczy domagały się nawilżenia mrugnięciem.
- Kto wie, może i są magiczne? – posłał mu powłóczyste spojrzenie spod rzęs, nie mogąc powstrzymać cichego śmiechu, gdy mężczyzna zaczął gderać. I tak i tak był już przecież mokry i zmarznięty, chwilowe wyjście mu nie zaszkodzi, najwyżej blondyn sam z siebie spróbuje go ogrzać. Choć trzeba przyznać, że na dobrą chwilę zapomniał o liściach, obserwując z uwagą tyły bruneta, każde zaokrąglenie i prostą linię. Bezwiednie nawet się oblizał – oj takiego by nie wygonił z własnego łóżka, a nawet by go zatrzymał.
Oprzytomniał jednak, gdy mężczyzna zaczął wracać i całkiem bezceremonialnie przysunął się do niego jeszcze bliżej, nachylając się tak, by swoim lodowatobłękitnym spojrzeniem wpatrywać się w oczy bruneta. Bo i dlaczego nie, na wargach Estończyka drgał delikatny uśmiech, nie mający w sobie jednak niczego z grozy i złośliwości. Bardziej był zapraszający, zwłaszcza, gdy Nik przy tym lekko przygryzł dolną wargę. Nie zdążył jednak niczego powiedzieć, gdy mężczyzna po prostu go tak ładnie w tym uprzedził.
- Muszę? – przekrzywił lekko głowę, prezentując nieco udawane, smutne spojrzenie. – Raczej widziałem już wszystko, co powinienem zobaczyć. – smutne spojrzenie zamieniło się natychmiast w to figlarnie zapraszające, a fossegrim z bezczelną powolnością zebrał liście, dbając przy tym, by musnąć raz czy drugi ciepłymi palcami wyziębione ciało niespodziewanego pomocnika. – Ale niech Ci już będzie. – westchnął z udawanym żalem, ostatni raz muskając pieszczotą wzroku ciało mężczyzny, po czym wyprostował się i odwrócił ku niemu tyłem, dając chociaż tę odrobinę komfortu. Jego własne spodnie musiały przede wszystkim nie krępować ruchów, a to znaczyło, że opinały jego ciało, podkreślając tyłek i biodra. Bez protestów jednak udał się we wskazanym kierunku, na chwilę jedynie z pełną bezczelnością odwracając ku niemu głowę.
- Wiesz… - zawiesił powoli głos, w udawanym zastanowieniu nad kolejnymi słowami. – To Ty latasz tutaj na golasa, więc wypadałoby chyba, żebyś pierwszy zdradził swe imię? Może jesteś jakimś uciekinierem szaleńcem, wodzącym młodych mężczyzn na pokuszenie…? – zaśmiał się lekko, choć oczywiście zamierzał się przychylić do tego żądania. Nie dał mu też odpowiedzieć, kontynuując swoją wypowiedź. – Ale z wdzięczności za te listki i uchronienie mnie przed kąpielą w zimnie – jestem Niklas. Dla przyjaciół Nik. Dla golasów też może być Nik. – całkiem bezczelnie puścił mu oczko, po czym już faktycznie poszedł po ubrania mężczyzny. Nie chciał aż tak się nad nim znęcać, jeśli był śniącym, to naprawdę musiał zamarzać. Zaraz potem przyniósł mu wszystkie ubrania, a żeby ten się nie zdenerwował ponownie musnął go własną aurą, odsuwając się kilka kroków i odwracając tyłem.
- Widzisz? Nie podglądam. – ani nie macam, ani nie wyobrażam sobie tego, co już widziałem, a teraz nie mogę. Schował nawet ręce w kieszenie, czekając, aż mężczyzna się ubierze.
- Widzę nie jesteś zbyt rozmowny, albo to ja jestem zbyt oczywisty w zauważanych kwestiach. – oczywiście pił tu do zamarzania w rzece, nie zamierzając przynajmniej na razie komentować w jakikolwiek sposób nagości mężczyzny. Cóż, wzrok na razie musiał mu w zupełności wystarczyć. A raczej wystarczyć Nikowi, któremu prezentowane widoki bardzo przypadły do gustu. Chyba tylko dlatego nie przerwał uroku, kusząc i uwodząc mężczyznę. W zasadzie gnała go ciekawość do przodu, ta pierwotna, zwłaszcza, że obcy całkiem dobrze reagował. Po prawdzie jego orientacja niespecjalnie go obchodziła, w końcu patrzenie to jeszcze nie był grzech.
Posłał mu za to pełne uroku spojrzenie, okraszone tym uśmiechem, w całej swej wymowie mówiącym „proszę?”. Co to za jakiś problem, przecież to były jedynie liście, a Nikowi bardzo odpowiadało to, że nie musiał sam przeskakiwać brzegu, by zdobyć liście żarliwodrzewa. Jedyny niepokój budziły w nim oczy mężczyzny, który nie mrugnął ku niemu ni razu. W wyrazie dziwnego pojedynku Holt postanowił zrobić to samo, ale choć to on rzucał tu uroki swą aurą, pojedynek na spojrzenia przegrał, gdy wysuszone oczy domagały się nawilżenia mrugnięciem.
- Kto wie, może i są magiczne? – posłał mu powłóczyste spojrzenie spod rzęs, nie mogąc powstrzymać cichego śmiechu, gdy mężczyzna zaczął gderać. I tak i tak był już przecież mokry i zmarznięty, chwilowe wyjście mu nie zaszkodzi, najwyżej blondyn sam z siebie spróbuje go ogrzać. Choć trzeba przyznać, że na dobrą chwilę zapomniał o liściach, obserwując z uwagą tyły bruneta, każde zaokrąglenie i prostą linię. Bezwiednie nawet się oblizał – oj takiego by nie wygonił z własnego łóżka, a nawet by go zatrzymał.
Oprzytomniał jednak, gdy mężczyzna zaczął wracać i całkiem bezceremonialnie przysunął się do niego jeszcze bliżej, nachylając się tak, by swoim lodowatobłękitnym spojrzeniem wpatrywać się w oczy bruneta. Bo i dlaczego nie, na wargach Estończyka drgał delikatny uśmiech, nie mający w sobie jednak niczego z grozy i złośliwości. Bardziej był zapraszający, zwłaszcza, gdy Nik przy tym lekko przygryzł dolną wargę. Nie zdążył jednak niczego powiedzieć, gdy mężczyzna po prostu go tak ładnie w tym uprzedził.
- Muszę? – przekrzywił lekko głowę, prezentując nieco udawane, smutne spojrzenie. – Raczej widziałem już wszystko, co powinienem zobaczyć. – smutne spojrzenie zamieniło się natychmiast w to figlarnie zapraszające, a fossegrim z bezczelną powolnością zebrał liście, dbając przy tym, by musnąć raz czy drugi ciepłymi palcami wyziębione ciało niespodziewanego pomocnika. – Ale niech Ci już będzie. – westchnął z udawanym żalem, ostatni raz muskając pieszczotą wzroku ciało mężczyzny, po czym wyprostował się i odwrócił ku niemu tyłem, dając chociaż tę odrobinę komfortu. Jego własne spodnie musiały przede wszystkim nie krępować ruchów, a to znaczyło, że opinały jego ciało, podkreślając tyłek i biodra. Bez protestów jednak udał się we wskazanym kierunku, na chwilę jedynie z pełną bezczelnością odwracając ku niemu głowę.
- Wiesz… - zawiesił powoli głos, w udawanym zastanowieniu nad kolejnymi słowami. – To Ty latasz tutaj na golasa, więc wypadałoby chyba, żebyś pierwszy zdradził swe imię? Może jesteś jakimś uciekinierem szaleńcem, wodzącym młodych mężczyzn na pokuszenie…? – zaśmiał się lekko, choć oczywiście zamierzał się przychylić do tego żądania. Nie dał mu też odpowiedzieć, kontynuując swoją wypowiedź. – Ale z wdzięczności za te listki i uchronienie mnie przed kąpielą w zimnie – jestem Niklas. Dla przyjaciół Nik. Dla golasów też może być Nik. – całkiem bezczelnie puścił mu oczko, po czym już faktycznie poszedł po ubrania mężczyzny. Nie chciał aż tak się nad nim znęcać, jeśli był śniącym, to naprawdę musiał zamarzać. Zaraz potem przyniósł mu wszystkie ubrania, a żeby ten się nie zdenerwował ponownie musnął go własną aurą, odsuwając się kilka kroków i odwracając tyłem.
- Widzisz? Nie podglądam. – ani nie macam, ani nie wyobrażam sobie tego, co już widziałem, a teraz nie mogę. Schował nawet ręce w kieszenie, czekając, aż mężczyzna się ubierze.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Esteban Barros
Re: Kręta struga Sro 27 Gru - 15:37
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Jeśli nieznajomy twierdził, że umoczony w lodowatej rzece Es nie był rozmowny, powinien spotkać go na co dzień. Zaczepić gdzieś na ulicy, obciąć tym samym zachłannym spojrzeniem, jakim bezwstydnie sunął teraz po jego ciele i zobaczyć, co się stanie – czy wyciągnie z niego więcej niż zdanie lub dwa, zanim mężczyzna oddaliłby się, wywracając oczami.
Chociaż kto wie – Es zdążył już przecież zaskoczyć sam siebie, w ogóle wchodząc w interakcję z kimś, kto tak otwarcie wykorzystywał sytuację. To na pewno był wpływ Blanki. Nie istniało inne wyjaśnienie – sama przecież powiedziała, że zafunduje mu taki kryzys wieku średniego, jakiego nie miał żaden z jego braci.
Walczące w jego ciele lodowate zimno wywołane kąpielą w rzece oraz pączkujące ciepło, które rozbudził prostym zaklęciem, skutecznie odwracały uwagę mężczyzny od faktu, że powinien w tej całej sytuacji czuć palący wstyd. Coś na jego kształt musnęło mu kark dopiero, gdy wrócił do brzegu, na którym czekał blondyn, przekazując mu garstkę może magicznych liści. Z bliska jego błękitne oczy były tak jasne, że mimowolnie nasunęły Barrosowi skojarzenie z równo ociosanym blokiem lodu, przez który przezierało słońce.
Jego spojrzenie mimowolnie powiodło za ruchem, na chwilę zatrzymując się na przygryzionej figlarnie dolnej wardze – ledwie opanował impuls, by wyciągnąć dłoń i przesunąć po niej kciukiem, sprawdzić, czy rzeczywiście była tak miękka, na jaką wyglądała. Chyba właśnie ta nagła świadomość, że mógłby, a blondyn pewnie by go nie odtrącił, sprawiła, że musiał odwrócić tor tej rozmowy. Walki na spojrzenia. Wyczekiwania. Jak zwał tak zwał.
Chociaż zaklęcie rozgrzewające spłynęło już do nóg, wciąż czuł lodowate, kłujące zimno wody – wydawało mu się, że nawet bardziej, niż zanim cisnął w siebie leczniczą frazą, jeszcze wyraźniej podkreślając kontrast. Palce nieznajomego, którego niby przypadkiem musnęły jego dłoń, zostawiły po sobie mrowiącą gorącem ścieżkę, obsypując ramiona Esa gęsią skórką.
Raczej widziałem już wszystko, co powinienem zobaczyć.
Westchnął krótko, paradoksalnie czując się lepiej, gdy mężczyzna odwrócił się, niemo nie zmuszając już, by patrzył mu w oczy – było to o wiele trudniejsze i znacznie bardziej niebezpieczne, niż mogło się wydawać. Podobnie jak i przyłapanie na obcinaniu wzrokiem dolnej części jego ciała uwięzionej w jakby przyciasnych spodniach – Es drgnął, gdy znowu usłyszał głos blondyna, pochylając głowę i wspierając czoło na ramionach wspartych na brzegu. Odbierał zdradliwym oczom możliwość dalszego ośmieszania go.
Nie potrwało to długo, bo mimowolnie parsknął głośno na sugestię, że może był jakimś szaleńcem, który tylko udawał niewinnego, a tak naprawdę namawiał do bezeceństw swoją nagością, za chwilę unosząc głowę i śmiejąc się zaskakująco swobodnie, gdy wreszcie poznał imię blondyna. I dostał przyzwolenie, by je zdrabniać, najwyraźniej tylko dzięki swojej kąpieli w rzece.
- Esteban. Dla rodziny i przyjaciół Es. Dla gości, którzy podchodzą oglądać cudze gołe tyłki, też może być Es – odwdzięczył się swoim imieniem, z wyraźnym rozbawieniem naśladując sposób wypowiedzi Nika. - Ale nie musisz wołać strażników, znikąd nie zwiałem – dodał, olśniony nagle pomysłem, w jaki sposób sprawdzić, czy napotkał widzącego czy śniącego. Jeśli Niklas zmarszczyłby się, zastanawiając, co ma na myśli z tymi strażnikami, wytłumaczyłby się niezrozumieniem języka. Blanca mówiła kiedyś, że odpowiednik strażników dla śniących nazywał się pylicją? Pelikją? Jakoś tak.
Wdzięcznym skinieniem głowy podziękował za przyniesione ubrania, podciągając się na brzeg dopiero, kiedy Niklas odsunął się i odwrócił, bez większego marudzenia spełniając prośbę.
Widzisz? Nie podglądam.
Es parsknął krótkim śmiechem, w pierwszej kolejności sięgając po bieliznę i spodnie – musiał parę razy podskoczyć w nogawkach lepiących się do mokrej skóry, by wciągnąć je na biodra.
- Należy ci się trofeum za ten heroiczny wysiłek – rzucił, z przyjemnością wciągając na tors sweter z golfem, okrywając się skórzaną kurtką. Z butami i skarpetkami musiał usiąść, bo chociaż nie był już nagi, spodnia warstwa ubrań nasiąkła wodą, której z siebie nie wytarł i widział, jak lekko drżały mu dłonie. Dreszcze reszty ciała starał się ignorować. Udawać, że wcale ich tam nie było.
Przysiadając na równo ściętym pniaku tuż przy zaimprowizowanym ognisku, które wcześniej ułożył, zerknął na odwróconego wciąż Nika i wymamrotał zaklęcie, jakim zwykle odpalał papierosy, tym razem rozniecając nim większy ogień. Gałązki i większe gałęzie zaskakująco łatwo podchwyciły żar.
- Już możesz, bohaterze – rzucił wciąż z nutą delikatnego rozbawienia w głosie, pochylając się i z pewnym trudem wsuwając zmarznięte stopy najpierw w skarpetki, a potem do wysokich, ciężko podbitych butów, które kiedyś były częścią jego munduru.
Czuł dreszcze wywołane nagłymi zmianami temperatur – najpierw drobne, ledwie przypominające gęsią skórkę, potem ostrzejsze, jak igiełki zatapiające się w ciele, aż wymamrotał ciche przekleństwo, zwijając palce w pięść, kiedy dłoń zaczęła drgać aż nadto wyraźnie. Jedną i drugą wsunął pod pachy, chcąc zachować jak najwięcej ciepła.
- Jeszcze jakieś interesujące liście? Może tym razem na tym brzegu? – rzucił, próbując ukryć lekkie szczękanie zębami i przekrzywiając nieco głowę, by spojrzeć na blondyna.
Chociaż kto wie – Es zdążył już przecież zaskoczyć sam siebie, w ogóle wchodząc w interakcję z kimś, kto tak otwarcie wykorzystywał sytuację. To na pewno był wpływ Blanki. Nie istniało inne wyjaśnienie – sama przecież powiedziała, że zafunduje mu taki kryzys wieku średniego, jakiego nie miał żaden z jego braci.
Walczące w jego ciele lodowate zimno wywołane kąpielą w rzece oraz pączkujące ciepło, które rozbudził prostym zaklęciem, skutecznie odwracały uwagę mężczyzny od faktu, że powinien w tej całej sytuacji czuć palący wstyd. Coś na jego kształt musnęło mu kark dopiero, gdy wrócił do brzegu, na którym czekał blondyn, przekazując mu garstkę może magicznych liści. Z bliska jego błękitne oczy były tak jasne, że mimowolnie nasunęły Barrosowi skojarzenie z równo ociosanym blokiem lodu, przez który przezierało słońce.
Jego spojrzenie mimowolnie powiodło za ruchem, na chwilę zatrzymując się na przygryzionej figlarnie dolnej wardze – ledwie opanował impuls, by wyciągnąć dłoń i przesunąć po niej kciukiem, sprawdzić, czy rzeczywiście była tak miękka, na jaką wyglądała. Chyba właśnie ta nagła świadomość, że mógłby, a blondyn pewnie by go nie odtrącił, sprawiła, że musiał odwrócić tor tej rozmowy. Walki na spojrzenia. Wyczekiwania. Jak zwał tak zwał.
Chociaż zaklęcie rozgrzewające spłynęło już do nóg, wciąż czuł lodowate, kłujące zimno wody – wydawało mu się, że nawet bardziej, niż zanim cisnął w siebie leczniczą frazą, jeszcze wyraźniej podkreślając kontrast. Palce nieznajomego, którego niby przypadkiem musnęły jego dłoń, zostawiły po sobie mrowiącą gorącem ścieżkę, obsypując ramiona Esa gęsią skórką.
Raczej widziałem już wszystko, co powinienem zobaczyć.
Westchnął krótko, paradoksalnie czując się lepiej, gdy mężczyzna odwrócił się, niemo nie zmuszając już, by patrzył mu w oczy – było to o wiele trudniejsze i znacznie bardziej niebezpieczne, niż mogło się wydawać. Podobnie jak i przyłapanie na obcinaniu wzrokiem dolnej części jego ciała uwięzionej w jakby przyciasnych spodniach – Es drgnął, gdy znowu usłyszał głos blondyna, pochylając głowę i wspierając czoło na ramionach wspartych na brzegu. Odbierał zdradliwym oczom możliwość dalszego ośmieszania go.
Nie potrwało to długo, bo mimowolnie parsknął głośno na sugestię, że może był jakimś szaleńcem, który tylko udawał niewinnego, a tak naprawdę namawiał do bezeceństw swoją nagością, za chwilę unosząc głowę i śmiejąc się zaskakująco swobodnie, gdy wreszcie poznał imię blondyna. I dostał przyzwolenie, by je zdrabniać, najwyraźniej tylko dzięki swojej kąpieli w rzece.
- Esteban. Dla rodziny i przyjaciół Es. Dla gości, którzy podchodzą oglądać cudze gołe tyłki, też może być Es – odwdzięczył się swoim imieniem, z wyraźnym rozbawieniem naśladując sposób wypowiedzi Nika. - Ale nie musisz wołać strażników, znikąd nie zwiałem – dodał, olśniony nagle pomysłem, w jaki sposób sprawdzić, czy napotkał widzącego czy śniącego. Jeśli Niklas zmarszczyłby się, zastanawiając, co ma na myśli z tymi strażnikami, wytłumaczyłby się niezrozumieniem języka. Blanca mówiła kiedyś, że odpowiednik strażników dla śniących nazywał się pylicją? Pelikją? Jakoś tak.
Wdzięcznym skinieniem głowy podziękował za przyniesione ubrania, podciągając się na brzeg dopiero, kiedy Niklas odsunął się i odwrócił, bez większego marudzenia spełniając prośbę.
Widzisz? Nie podglądam.
Es parsknął krótkim śmiechem, w pierwszej kolejności sięgając po bieliznę i spodnie – musiał parę razy podskoczyć w nogawkach lepiących się do mokrej skóry, by wciągnąć je na biodra.
- Należy ci się trofeum za ten heroiczny wysiłek – rzucił, z przyjemnością wciągając na tors sweter z golfem, okrywając się skórzaną kurtką. Z butami i skarpetkami musiał usiąść, bo chociaż nie był już nagi, spodnia warstwa ubrań nasiąkła wodą, której z siebie nie wytarł i widział, jak lekko drżały mu dłonie. Dreszcze reszty ciała starał się ignorować. Udawać, że wcale ich tam nie było.
Przysiadając na równo ściętym pniaku tuż przy zaimprowizowanym ognisku, które wcześniej ułożył, zerknął na odwróconego wciąż Nika i wymamrotał zaklęcie, jakim zwykle odpalał papierosy, tym razem rozniecając nim większy ogień. Gałązki i większe gałęzie zaskakująco łatwo podchwyciły żar.
- Już możesz, bohaterze – rzucił wciąż z nutą delikatnego rozbawienia w głosie, pochylając się i z pewnym trudem wsuwając zmarznięte stopy najpierw w skarpetki, a potem do wysokich, ciężko podbitych butów, które kiedyś były częścią jego munduru.
Czuł dreszcze wywołane nagłymi zmianami temperatur – najpierw drobne, ledwie przypominające gęsią skórkę, potem ostrzejsze, jak igiełki zatapiające się w ciele, aż wymamrotał ciche przekleństwo, zwijając palce w pięść, kiedy dłoń zaczęła drgać aż nadto wyraźnie. Jedną i drugą wsunął pod pachy, chcąc zachować jak najwięcej ciepła.
- Jeszcze jakieś interesujące liście? Może tym razem na tym brzegu? – rzucił, próbując ukryć lekkie szczękanie zębami i przekrzywiając nieco głowę, by spojrzeć na blondyna.
Nik Holt
Re: Kręta struga Pią 29 Gru - 16:38
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Żeby kiedyś mężczyzna się nie zdziwił, jak spotka Nika na ulicy, a ten w taki sam bezczelny sposób będzie się wgapiał w jego tyłek. I niech się modli, by wtedy Nik nie był w towarzystwie pewnej panny, bo na samym obczajaniu by się na pewno nie skończyło. Tak przynajmniej Niklas ograniczył się jedynie do patrzenia i kuszenia wzrokiem i swoją osobą, zostawiając w spokoju komentarze słowne, bez których przy Blance by się nie obyło. Skąd jednak miał wiedzieć, że nowy znajomy znał się również z Blanką? Pytać o to nie zamierzał.
W zasadzie zdążył już zapomnieć, jakie to przyjemne uczucie spuścić ze smyczy własną aurę, własną naturę w czyimś towarzystwie, choć uczciwie mówiąc na mężczyzn nie zawsze ta aura odpowiednio działała. Dostrzegł jednak to coś w oczach mężczyzny, coś, co mówiło o tym, że uwodzicielska magia fossegrima zbierała swoje żniwo i nawet miał pchnąć ją dalej, ale jedynie oblizał przygryzioną wcześniej wargę. Nie powinien pozwalać mężczyźnie aż tak marznąć. Nie był medykiem, ale majowa woda bywała zdradliwa, a jeśli chciał kontynuować tę dyskusję, to musiał na chwilę odpuścić, choć przed samym sobą musiał przyznać, że reakcje mężczyzny tylko zachęcały do dalszego kuszenia. I wbrew temu, co sądził sobie miłośnik kąpieli w zimnych rzekach, Nik wcale nie zamierzał go ośmieszać.
Przewrócił za to oczami słysząc śmiech mężczyzny, ale był to bardzo teatralny gest. Śmiej się, śmiej, zdania Nik nie zamierzał zmieniać. Nawet jeśli w chwili aktualnej to on bardzo bezczelnie kusił swoją aurą, drażniąc się z Estebanem. Swoją drogą ciekawe imię, zdecydowanie nie tutejsze.
- Ej ej ej, wypraszam sobie. – zaprotestował, cały czas stojąc plecami do Esa. – Oglądam jedynie ładne tyłki, a nie wszystkie jak leci. – dlaczego miał się kryć z tym, że ogólnie ciało Estebana było zdecydowanie kuszące do oglądania? Gdyby nie to, to pewnie nie zostałby przy nim na tyle długo, by podjąć jakąkolwiek rozmowę. Chyba w ogóle czas skoczyć do jakiegoś klubu, młodzi mężczyźni też mają swoje potrzeby. Słowo „strażnicy” jednak w ogóle nie wzbudziło jego podejrzeń, o świecie śniących nie wiedział praktycznie nic, ewentualnie tylko jakieś strzępki. Musiał jednak jakoś wybadać, czy Esteban jest warty zachodu, bo jednak śniący byłby bardziej upierdliwy w znajomości, zdecydowanie wolał innego galdra, mniej problemów z ukrywaniem się. Temat za to znalazł się sam. – Gdybyś skądś uciekł, to i tak byś nie powiedział. Więc nad wołaniem Kruczej jeszcze się zastanowię… - stwierdził całkiem niewinnie, ciekaw reakcji mężczyzny. Jeśli rozpozna „Kruczą” jako midgardowych stróży porządku, to miał do czynienia z galdrem. Jeśli nie? Zawsze mógł ściemnić, że to jakaś jego znajoma o takim przezwisku. Kłamać też w końcu umiał, od 5 lat udawał zupełnie inną osobę o innej tożsamości i świetnie mu to szło.
- Prawda? – od razu się z nim zgodził, udając, że w ogóle nie słyszy w tym jakiejkolwiek ironii. – To wysiłek na miarę siłaczy. – bo i faktycznie trudno było się nie odwrócić i nie pogapić, ale jak już powiedział A, to musiał pociągnąć i B i nawet nie próbować zezować w stronę Estebana, chociaż kusiło. Nawet, kiedy szelesty materiału jasno informowały, że ta przyjemnie opalona skóra została zasłonięta odzieżą. Słysząc, że już może, prychnął z godnością.
- To mówisz, że zostałem Twoim bohaterem? Jakże miło mi to słyszeć. – bezczelny uśmieszek nie schodził z przystojnej twarzy blondyna, a z bliska mógł do tego bardziej kusić swoją aurą. Hipnotyzować. Zachęcać wręcz, by Esteban zrobił to, co miał ochotę będąc w rzece. Przesunął po nim wzrokiem, zastanawiając się, czy czasem nie użyć szybkiego zaklęcia na ogrzanie. Magia Vidara byłaby tu bardzo przydatna, Es nawet by się nie zorientował… Z takich o to pomocnych myśli wybiło go pytanie.
- Więcej liści…? – powtórzył z lekkim zaskoczeniem, by zaraz potem rozejrzeć się wokół. I oczy Nika natychmiast rozbłysły radością. – Wiesz co? Przynosisz mi szczęście. Jak następnym razem pójdę szukać roślin, to zabieram Cię ze sobą. – palnął, może nawet nieco bezmyślnie, nurkując wśród poszycia - a raczej pochylając się, z elegancko wypiętym w stronę Esa tyłkiem - skąd z dumną miną wyciągnął dwa następne liście, takie same jak te, które wcześniej przyniósł Esteban z drugiego brzegu. Najwyżej zostanie uznany za jakiegoś wariata z fiołem na punkcie roślin, trudno no. Żarliwodrzew nie był jednak aż tak trudny do zdobycia, może więc spróbuje znaleźć coś trudniejszego? W Krętej Strudze można było znaleźć jeszcze lepiężnik i starca… Nie pogardziłby ani jednym ani drugim tak po prawdzie.
Zdobyte: 2 liście żarliwodrzewa
W zasadzie zdążył już zapomnieć, jakie to przyjemne uczucie spuścić ze smyczy własną aurę, własną naturę w czyimś towarzystwie, choć uczciwie mówiąc na mężczyzn nie zawsze ta aura odpowiednio działała. Dostrzegł jednak to coś w oczach mężczyzny, coś, co mówiło o tym, że uwodzicielska magia fossegrima zbierała swoje żniwo i nawet miał pchnąć ją dalej, ale jedynie oblizał przygryzioną wcześniej wargę. Nie powinien pozwalać mężczyźnie aż tak marznąć. Nie był medykiem, ale majowa woda bywała zdradliwa, a jeśli chciał kontynuować tę dyskusję, to musiał na chwilę odpuścić, choć przed samym sobą musiał przyznać, że reakcje mężczyzny tylko zachęcały do dalszego kuszenia. I wbrew temu, co sądził sobie miłośnik kąpieli w zimnych rzekach, Nik wcale nie zamierzał go ośmieszać.
Przewrócił za to oczami słysząc śmiech mężczyzny, ale był to bardzo teatralny gest. Śmiej się, śmiej, zdania Nik nie zamierzał zmieniać. Nawet jeśli w chwili aktualnej to on bardzo bezczelnie kusił swoją aurą, drażniąc się z Estebanem. Swoją drogą ciekawe imię, zdecydowanie nie tutejsze.
- Ej ej ej, wypraszam sobie. – zaprotestował, cały czas stojąc plecami do Esa. – Oglądam jedynie ładne tyłki, a nie wszystkie jak leci. – dlaczego miał się kryć z tym, że ogólnie ciało Estebana było zdecydowanie kuszące do oglądania? Gdyby nie to, to pewnie nie zostałby przy nim na tyle długo, by podjąć jakąkolwiek rozmowę. Chyba w ogóle czas skoczyć do jakiegoś klubu, młodzi mężczyźni też mają swoje potrzeby. Słowo „strażnicy” jednak w ogóle nie wzbudziło jego podejrzeń, o świecie śniących nie wiedział praktycznie nic, ewentualnie tylko jakieś strzępki. Musiał jednak jakoś wybadać, czy Esteban jest warty zachodu, bo jednak śniący byłby bardziej upierdliwy w znajomości, zdecydowanie wolał innego galdra, mniej problemów z ukrywaniem się. Temat za to znalazł się sam. – Gdybyś skądś uciekł, to i tak byś nie powiedział. Więc nad wołaniem Kruczej jeszcze się zastanowię… - stwierdził całkiem niewinnie, ciekaw reakcji mężczyzny. Jeśli rozpozna „Kruczą” jako midgardowych stróży porządku, to miał do czynienia z galdrem. Jeśli nie? Zawsze mógł ściemnić, że to jakaś jego znajoma o takim przezwisku. Kłamać też w końcu umiał, od 5 lat udawał zupełnie inną osobę o innej tożsamości i świetnie mu to szło.
- Prawda? – od razu się z nim zgodził, udając, że w ogóle nie słyszy w tym jakiejkolwiek ironii. – To wysiłek na miarę siłaczy. – bo i faktycznie trudno było się nie odwrócić i nie pogapić, ale jak już powiedział A, to musiał pociągnąć i B i nawet nie próbować zezować w stronę Estebana, chociaż kusiło. Nawet, kiedy szelesty materiału jasno informowały, że ta przyjemnie opalona skóra została zasłonięta odzieżą. Słysząc, że już może, prychnął z godnością.
- To mówisz, że zostałem Twoim bohaterem? Jakże miło mi to słyszeć. – bezczelny uśmieszek nie schodził z przystojnej twarzy blondyna, a z bliska mógł do tego bardziej kusić swoją aurą. Hipnotyzować. Zachęcać wręcz, by Esteban zrobił to, co miał ochotę będąc w rzece. Przesunął po nim wzrokiem, zastanawiając się, czy czasem nie użyć szybkiego zaklęcia na ogrzanie. Magia Vidara byłaby tu bardzo przydatna, Es nawet by się nie zorientował… Z takich o to pomocnych myśli wybiło go pytanie.
- Więcej liści…? – powtórzył z lekkim zaskoczeniem, by zaraz potem rozejrzeć się wokół. I oczy Nika natychmiast rozbłysły radością. – Wiesz co? Przynosisz mi szczęście. Jak następnym razem pójdę szukać roślin, to zabieram Cię ze sobą. – palnął, może nawet nieco bezmyślnie, nurkując wśród poszycia - a raczej pochylając się, z elegancko wypiętym w stronę Esa tyłkiem - skąd z dumną miną wyciągnął dwa następne liście, takie same jak te, które wcześniej przyniósł Esteban z drugiego brzegu. Najwyżej zostanie uznany za jakiegoś wariata z fiołem na punkcie roślin, trudno no. Żarliwodrzew nie był jednak aż tak trudny do zdobycia, może więc spróbuje znaleźć coś trudniejszego? W Krętej Strudze można było znaleźć jeszcze lepiężnik i starca… Nie pogardziłby ani jednym ani drugim tak po prawdzie.
Zdobyte: 2 liście żarliwodrzewa
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Mistrz Gry
Re: Kręta struga Pią 29 Gru - 16:38
The member 'Nik Holt' has done the following action : kości
'Ingrediencje (II)' :
'Ingrediencje (II)' :
Esteban Barros
Re: Kręta struga Nie 31 Gru - 13:45
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Odetchnął spokojniej, kiedy Nik podchwycił wymienianie się określeniami związanymi ze światem magicznych, doprecyzowaną nazwą straży potwierdzając, że obaj byli widzącymi. Dobrze. To naprawdę wiele ułatwiało, znosząc obowiązek pilnowania własnych słów. I zaklęć, jeśli znowu miałby potrzebę je rzucać.
Es kręcił tylko nieco głową, gdy jego ironiczne komentarze zostały beztrosko obrócone w dziwaczne komplementy, ale nie poszło za tym ukłucie irytacji, do jakiego zdążył się już przyzwyczaić w sytuacjach, kiedy ktoś nadawał rozmowie cech przekomarzania. Jeszcze parę miesięcy temu nachmurzyłby się i albo ostentacyjnie zacząłby ignorować Nika, lub odpychać go ostrymi komentarzami, a dziś? Z początku czuł ukłucie zniecierpliwienia i niechęci, ale zdążyło rozwiać się tak szybko, że ledwo to zauważył. Całą zasługę za tę transformację po cichu przypisywał Blance – przebywając z nią, część jej społecznego, słonecznego usposobienia musiała w jakiś magiczny sposób przejść na niego. Bo przecież sam z siebie nie zmieniłby się ot tak. Gdyby to było takie proste, nie szedłby przez życie z łatką skrytego gbura przypiętą do piersi.
- Bardziej materiałem na bohatera – poprawił Nika z nutką sarkazmu w głosie, kończąc mozolne wiązanie sznurówek w wyższych butach. - Bo może się nie gapiłeś, ale prawdziwy bohater nie dałby marznąć komuś, kto ledwo wyszedł z rzeki. I jeszcze przyniósł ci jakieś magiczne badyle – wytknął, chociaż pomoc blondyna wcale nie była mu potrzebna. Zdążył już przecież rzucić na siebie zaklęcie, ubrać, rozpalić ognisko... Choć może chciał, żeby ktoś nad nim poskakał? Przejął się? Z lekkim zmarszczeniem brwi odepchnął od siebie tę myśl, naprowadzając Nika w kompletnie innym kierunku, z powrotem ku jego poszukiwaniom roślin o nieznanej dla Esa wartości. Flora nigdy nie leżała w zakresie jego zainteresowań, a z alchemii miał oceny co najwyżej mierne – nie wspominając już o tym, że w tej części świata rosły kompletnie inne rośliny niż w Ameryce Południowej.
Siedzenie na pieńku bez ruchu z dłońmi wepchniętymi pod kurtkę szybko okazało się mało efektywnym sposobem na rozgrzanie nawet z ogniskiem radośnie strzelającym iskrami – wzdychając krótko, Barros podniósł się na nogi, zaczynając krążyć bez celu, byleby tylko przyspieszyć przepływ krwi w żyłach. Nie umknął mu sposób, w jaki Nik zanurkował gdzieś w poszyciu, z zapamiętaniem odsuwając trawę, beztrosko wypięty w kierunku świata tyłkiem. Z gatunku takich, które aż błagały, by podejść i je bezczelnie klepnąć.
Za dużo czasu z Blanką. Zdecydowanie.
- Jak chcesz, żebym ci robił za szczęśliwy amulet,musisz mi się jakoś odpłacić – zaczął, czując w dole brzucha niestosowne, gorące szarpnięcie. Wcześniej krążąc bliżej ogniska dla dodatkowego ciepła, bez większego zastanowienia oddalił się od niego, podchodząc bliżej miejsca, gdzie buszował blondyn, czubkiem buta bez większego zainteresowania rozgarniając poszycie. - Mój czas nie jest tani. Musisz mieć jakiś dobry argument. Coś, żeby mi się chciało włóczyć i grzebać w badylach.
Chociaż ni sugerował niczego konkretnego, rozum nieświadomy aury fossegrima usłużnie podsuwał Esowi obrazy tego, co bardzo chętnie by przyjął jako zapłatę i chociaż ręce utrzymał przy sobie, ciemnym spojrzeniem powoli przesunął wzdłuż krzywizn ciała Nika. Czuł się jednocześnie nieswojo – to silnie wdrukowana lojalność walczyła ze świadomością przyzwolenia od Blanki – i tak, jakby połknął słój z motylami, które w jego klatce piersiowej przebiły się na wolność, muśnięciami skrzydeł wywołując gęsią skórkę. Chciał go dotknąć, zobaczyć, jakie to uczucie, a jednocześnie bał się, że jeśli pozwoli sobie na to raz, może nie przestać.
Chyba powoli zaczynał rozumieć choć część powodu, dla którego Blanca tak lubiła znajdować sobie ludzi na jeden wieczór – było coś cholernie ekscytującego w tej niepewności, próbie wyczucia, czy myślało się tak samo.
Es kręcił tylko nieco głową, gdy jego ironiczne komentarze zostały beztrosko obrócone w dziwaczne komplementy, ale nie poszło za tym ukłucie irytacji, do jakiego zdążył się już przyzwyczaić w sytuacjach, kiedy ktoś nadawał rozmowie cech przekomarzania. Jeszcze parę miesięcy temu nachmurzyłby się i albo ostentacyjnie zacząłby ignorować Nika, lub odpychać go ostrymi komentarzami, a dziś? Z początku czuł ukłucie zniecierpliwienia i niechęci, ale zdążyło rozwiać się tak szybko, że ledwo to zauważył. Całą zasługę za tę transformację po cichu przypisywał Blance – przebywając z nią, część jej społecznego, słonecznego usposobienia musiała w jakiś magiczny sposób przejść na niego. Bo przecież sam z siebie nie zmieniłby się ot tak. Gdyby to było takie proste, nie szedłby przez życie z łatką skrytego gbura przypiętą do piersi.
- Bardziej materiałem na bohatera – poprawił Nika z nutką sarkazmu w głosie, kończąc mozolne wiązanie sznurówek w wyższych butach. - Bo może się nie gapiłeś, ale prawdziwy bohater nie dałby marznąć komuś, kto ledwo wyszedł z rzeki. I jeszcze przyniósł ci jakieś magiczne badyle – wytknął, chociaż pomoc blondyna wcale nie była mu potrzebna. Zdążył już przecież rzucić na siebie zaklęcie, ubrać, rozpalić ognisko... Choć może chciał, żeby ktoś nad nim poskakał? Przejął się? Z lekkim zmarszczeniem brwi odepchnął od siebie tę myśl, naprowadzając Nika w kompletnie innym kierunku, z powrotem ku jego poszukiwaniom roślin o nieznanej dla Esa wartości. Flora nigdy nie leżała w zakresie jego zainteresowań, a z alchemii miał oceny co najwyżej mierne – nie wspominając już o tym, że w tej części świata rosły kompletnie inne rośliny niż w Ameryce Południowej.
Siedzenie na pieńku bez ruchu z dłońmi wepchniętymi pod kurtkę szybko okazało się mało efektywnym sposobem na rozgrzanie nawet z ogniskiem radośnie strzelającym iskrami – wzdychając krótko, Barros podniósł się na nogi, zaczynając krążyć bez celu, byleby tylko przyspieszyć przepływ krwi w żyłach. Nie umknął mu sposób, w jaki Nik zanurkował gdzieś w poszyciu, z zapamiętaniem odsuwając trawę, beztrosko wypięty w kierunku świata tyłkiem. Z gatunku takich, które aż błagały, by podejść i je bezczelnie klepnąć.
Za dużo czasu z Blanką. Zdecydowanie.
- Jak chcesz, żebym ci robił za szczęśliwy amulet,musisz mi się jakoś odpłacić – zaczął, czując w dole brzucha niestosowne, gorące szarpnięcie. Wcześniej krążąc bliżej ogniska dla dodatkowego ciepła, bez większego zastanowienia oddalił się od niego, podchodząc bliżej miejsca, gdzie buszował blondyn, czubkiem buta bez większego zainteresowania rozgarniając poszycie. - Mój czas nie jest tani. Musisz mieć jakiś dobry argument. Coś, żeby mi się chciało włóczyć i grzebać w badylach.
Chociaż ni sugerował niczego konkretnego, rozum nieświadomy aury fossegrima usłużnie podsuwał Esowi obrazy tego, co bardzo chętnie by przyjął jako zapłatę i chociaż ręce utrzymał przy sobie, ciemnym spojrzeniem powoli przesunął wzdłuż krzywizn ciała Nika. Czuł się jednocześnie nieswojo – to silnie wdrukowana lojalność walczyła ze świadomością przyzwolenia od Blanki – i tak, jakby połknął słój z motylami, które w jego klatce piersiowej przebiły się na wolność, muśnięciami skrzydeł wywołując gęsią skórkę. Chciał go dotknąć, zobaczyć, jakie to uczucie, a jednocześnie bał się, że jeśli pozwoli sobie na to raz, może nie przestać.
Chyba powoli zaczynał rozumieć choć część powodu, dla którego Blanca tak lubiła znajdować sobie ludzi na jeden wieczór – było coś cholernie ekscytującego w tej niepewności, próbie wyczucia, czy myślało się tak samo.
Nik Holt
Re: Kręta struga Wto 2 Sty - 17:01
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Ku jego zaskoczeniu – a do tego radości, mężczyzna nie zaczął zadawać żadnych pytań o Kruczą Straż. A to znaczyło tylko tyle, że doskonale wiedział, o czym mówią. A idąc dalej, natrafił na zwariowanego galdra, który postanowił wykąpać się w rzeczce, która była zdecydowanie zimna. No, szaleńców nie brakowało, ale Nik był zdecydowanie zadowolony. Gdyby nie te zalążki szaleństwa, w życiu by nie natrafił na mężczyznę i kto wie, czy udałoby mu się w ogóle znaleźć tyle liści żarliwodrzewa. Same plusy jednym słowem, a do tego te widoki… Nic, tylko szczerzyć zęby.
- Hej hej hej! Wypraszam sobie! – oburzył się wyraźnie, teraz to się czując wręcz urażony. – Sam mi kazałeś się odwrócić! Do leczenia jeśli mnie pamięć nie myli potrzeba dotyku, więc jak niby miałem to zrobić stojąc kilka metrów dalej i nie mogąc nawet popatrzeć? – jednym słowem, drogi Estebanie, sam żeś sobie winien! Trzeba było nie wydawać takich „beznadziejnych” rozkazów, w innym wypadku byłbyś już dawno ogrzany i zaopiekowany. Nik nie wyglądał na takiego, który nie znał podstawowych zasad survivalu, a te jasno mówiły, że najprościej jest się ogrzać od drugiego ciała. A jego było nie dość, że cieplutkie, to jeszcze całkiem chętne do takiej pomocy. – A poza tym to są liście żarliwodrzewa, bardzo przydatne. – dodał, tym razem lekko marudnie. Jak tak można umniejszać znalezienie własnoręczne cennego składnika alchemicznego?! Może i żarliwodrzew nie był aż tak rzadki jak na przykład żywe złoto czy lament niksy, ale nadal trzeba było przyjść, zerwać je i jeszcze donieść do sklepu. Magiczne badyle, też mi coś…
Humor jednak zdecydowanie poprawiło mu znalezienie kolejnych liści. W o wiele lepszym nastroju po bezpodstawnych oskarżeniach wyprostował się, pozbawiając widoku wypiętego tyłeczka i ostrożnie schował liście do wewnętrznej kieszeni kurtki, tak by się nie zniszczyły. Dopiero wtedy odwrócił się, z zadowoleniem zauważając, że mężczyzna podszedł bliżej. Blondyn uśmiechnął się, szeroko, z pełnią świadomości kierując w Estebana całą swoją aurę. Dręczył mężczyznę i kusił, nawet nie próbując udawać zawstydzonego jego spojrzeniem. Jeszcze czego, jakby Blanca i inni nie patrzyli na niego kiedykolwiek w tak oceniający sposób.
Zrobił krok w stronę zmarzniętego mężczyzny i kolejny, unosząc charakterystycznie kącik ust. Językiem zwilżył dolną wargę, by palcem dotknąć policzka Estebana. „Hlýr” mruknął w myślach, używając magii Vidara, pozbawiającej konieczności wypowiadania słów zaklęcia. Wiedział, że się udało, choć bez użycia słów zapewne ciężko było połączyć go z przyjemnie rozgrzewającym ciepłem, które musiało wypełniać ciało Estebana – zawsze jednak mógł to połączyć z czymś zupełnie innym.
- A jakiej zapłaty w takim razie byś oczekiwał? – spytał, jednak jego głos był niższy, bardziej kuszący. Zanim jednak zabrał palec przesunął po skórze i lekkim zaroście Meksykanina, a choć bardzo kusiło musnąć nim pełną wargę mężczyzny, powstrzymał się przed tym. – Jestem bardzo otwarty na propozycje. I mogę zaoferować całkiem wiele, jeśli tylko powiesz mi, czego pragniesz. – niski głos zamienił się w chrapliwy szept, a ostatnie słowa zostały wypowiedziane wprost do ucha bruneta, gdy podczas każdego ze słów coraz bardziej przysuwał się do niego.
Pozostawił jednak niedosyt, a przynajmniej taki był jego zamiar, by nie czekając na odpowiedź odsunąć się i skierować wprost do ogniska. Bądź co bądź ciepełko było podstawą, a niepewność i powstrzymywanie się Estebana dość urocze.
Hlýr – powoduje stopniowe ogrzanie wyziębionego ciała.
Próg: 30
Wynik: 90 (rzut) + 5 (magia lecznicza) = 95: zaklęcie udane
- Hej hej hej! Wypraszam sobie! – oburzył się wyraźnie, teraz to się czując wręcz urażony. – Sam mi kazałeś się odwrócić! Do leczenia jeśli mnie pamięć nie myli potrzeba dotyku, więc jak niby miałem to zrobić stojąc kilka metrów dalej i nie mogąc nawet popatrzeć? – jednym słowem, drogi Estebanie, sam żeś sobie winien! Trzeba było nie wydawać takich „beznadziejnych” rozkazów, w innym wypadku byłbyś już dawno ogrzany i zaopiekowany. Nik nie wyglądał na takiego, który nie znał podstawowych zasad survivalu, a te jasno mówiły, że najprościej jest się ogrzać od drugiego ciała. A jego było nie dość, że cieplutkie, to jeszcze całkiem chętne do takiej pomocy. – A poza tym to są liście żarliwodrzewa, bardzo przydatne. – dodał, tym razem lekko marudnie. Jak tak można umniejszać znalezienie własnoręczne cennego składnika alchemicznego?! Może i żarliwodrzew nie był aż tak rzadki jak na przykład żywe złoto czy lament niksy, ale nadal trzeba było przyjść, zerwać je i jeszcze donieść do sklepu. Magiczne badyle, też mi coś…
Humor jednak zdecydowanie poprawiło mu znalezienie kolejnych liści. W o wiele lepszym nastroju po bezpodstawnych oskarżeniach wyprostował się, pozbawiając widoku wypiętego tyłeczka i ostrożnie schował liście do wewnętrznej kieszeni kurtki, tak by się nie zniszczyły. Dopiero wtedy odwrócił się, z zadowoleniem zauważając, że mężczyzna podszedł bliżej. Blondyn uśmiechnął się, szeroko, z pełnią świadomości kierując w Estebana całą swoją aurę. Dręczył mężczyznę i kusił, nawet nie próbując udawać zawstydzonego jego spojrzeniem. Jeszcze czego, jakby Blanca i inni nie patrzyli na niego kiedykolwiek w tak oceniający sposób.
Zrobił krok w stronę zmarzniętego mężczyzny i kolejny, unosząc charakterystycznie kącik ust. Językiem zwilżył dolną wargę, by palcem dotknąć policzka Estebana. „Hlýr” mruknął w myślach, używając magii Vidara, pozbawiającej konieczności wypowiadania słów zaklęcia. Wiedział, że się udało, choć bez użycia słów zapewne ciężko było połączyć go z przyjemnie rozgrzewającym ciepłem, które musiało wypełniać ciało Estebana – zawsze jednak mógł to połączyć z czymś zupełnie innym.
- A jakiej zapłaty w takim razie byś oczekiwał? – spytał, jednak jego głos był niższy, bardziej kuszący. Zanim jednak zabrał palec przesunął po skórze i lekkim zaroście Meksykanina, a choć bardzo kusiło musnąć nim pełną wargę mężczyzny, powstrzymał się przed tym. – Jestem bardzo otwarty na propozycje. I mogę zaoferować całkiem wiele, jeśli tylko powiesz mi, czego pragniesz. – niski głos zamienił się w chrapliwy szept, a ostatnie słowa zostały wypowiedziane wprost do ucha bruneta, gdy podczas każdego ze słów coraz bardziej przysuwał się do niego.
Pozostawił jednak niedosyt, a przynajmniej taki był jego zamiar, by nie czekając na odpowiedź odsunąć się i skierować wprost do ogniska. Bądź co bądź ciepełko było podstawą, a niepewność i powstrzymywanie się Estebana dość urocze.
Hlýr – powoduje stopniowe ogrzanie wyziębionego ciała.
Próg: 30
Wynik: 90 (rzut) + 5 (magia lecznicza) = 95: zaklęcie udane
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Mistrz Gry
Re: Kręta struga Wto 2 Sty - 17:01
The member 'Nik Holt' has done the following action : kości
'k100' : 90
'k100' : 90
Esteban Barros
Re: Kręta struga Sro 3 Sty - 20:04
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Nik mógł zachwycać się nad swoimi magicznymi liśćmi, ile tylko chciał – dopóki nie powiedziałby Esowi, że są zrobione ze złota, nie wywołało by to w nim żadnej większej reakcji. Żadnego wzruszenia. Ot alchemiczny składnik jak każdy – jeszcze na służbie w rodzinnej Brazylii potrafił rozpoznać podstawowe substancje z jakich wytwarzano magiczne narkotyki oraz część trucizn, ale w Midgardzie? Na ile był w stanie stwierdzić, flora różniła się tutaj dramatycznie. Zresztą, miał o wiele ciekawsze sprawy, na których mógł się skupić – na przykład na wypiętym tyłku blondyna. Na sposobie, w jaki jego jasne oczy rozbłysły z zadowoleniem, kiedy zauważył, że był obiektem coraz bardziej oczywistego zainteresowania.
W całym swoim sposobie bycia, w małych reakcjach, uśmieszkach i mniej lub bardziej zawoalowanych sugestiach, cholernie przypominał Barrosowi Blankę, zupełnie nieświadomie dotykając tych wszystkich instynktów, które pomogła spuścić ze smyczy po latach odmawiania sobie... Właściwie wszystkiego.
Smagnięty ciepłem spojrzenia Nika nienaturalnie szybko wypełniającym mu czaszkę miękką watą, coraz bardziej nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego kiedyś to robił. Teraz wydawało mu się to naprawdę idiotyczne. Rozplótł ręce skrzyżowane na torsie, opuszczając je luźno wzdłuż tułowia, pozwalając sobie na te kilka krótkich zdań, które może nie mówiły wprost, czego chciał i oczekiwał, ale chyba nie potrafił ot tak... Z sykiem wciągnął powietrze przez zęby, kiedy blondyn podszedł bliżej, tak blisko, że mógłby poczuć jego zapach, gdyby przywołał kajmana płycej pod skórę. Drgnął wyraźnie – zadrżał – czując daleki od nieśmiałego dotyk na policzku, wzdychając z jękliwą nutą wibrującą gdzieś w głębi gardła, rozpoznając rozkoszny, gorący efekt tego samego zaklęcia, które rzucił na siebie po przeciwnej stronie rzeki. Kiedy jeszcze nie wiedział, z kim ma do czynienia. Tym razem jednak ciepło rozlało się w nim jak gwałtowna fala, a nie byle drżąca iskierka – Es był niemal pewien, że było to częściową zasługą rumieńca, który niewątpliwie rozlał mu się na karku i twarzy. Odruchowo zagryzł lekko wargę, gdy wydawało mu się, że palec Nika zaraz zsunie się na nią z zarośniętego policzka.
Jestem otwarty na propozycje.
Niski, chrapliwy ton młodego mężczyzny trącał w nim te same struny co miękkie brzmienie damskiego głosu, ale robił to zupełnie inaczej. Dramatycznie inaczej – bardziej agresywnie i bezkompromisowo, w jakiś sposób dominująco. Jakby było mu rzucane wyzwanie. Zanim zdążył odpowiedzieć, wybudzić się z chwilowego paraliżu wywołanego nagłą bliskością i sugestią, która ubrana w tembr Nika była już raczej otwartą zachętą, ciepło drugiego ciała się odsunęło, zostawiając po sobie pustą, chłodną przestrzeń.
Pojął to nagle, olśniony jak po uderzeniu pioruna - Nik się nim bawił. Szczuł i czekał, co z tego wyjdzie. Do jakiej melodii uda mu się go popchnąć w marionetkowy taniec.
Es sapnął cicho, unosząc dłoń i w nerwowym odruchu przeczesując włosy palcami. Niedorzeczność. Jedna wielka niedorzeczność. Powinien odwrócić się na pięcie, nie dać mu satysfakcji. Ruszyć w drogę powrotną do domu, wślizgnąć się pod kołdrę obok Blanki, która zapewne spała, dopóki słońce nie schowa się za horyzont.
Powinien. Zamiast tego sapnął sfrustrowany, w dwóch szybkich krokach doganiając Nika i obracając go w swoim kierunku niezbyt delikatnym szarpnięciem za ramię, oplatając je mocno palcami.
- Myślisz, że jesteś taki sprytny – syknął, napierając na niego, zmuszając, by cofał się z każdym krokiem Barrosa, aż nie wsparł się plecami o najbliższe drzewo, uwięziony pomiędzy nim a jego ciałem. - Taki cholernie sprytny – dodał chrapliwie, pochylając głowę i bez wahania przyciskając usta do jego odsłoniętej szyi tam, gdzie pod skórą zatrzepotał puls. Ukąsił go tuż obok, na jasnej skórze zostawiając ślad szybko nabierający odcieni purpury, zachłannie sunąc po nim językiem i wyżej, w miękkie zagłębienie między szczęką a szyją. Nie wiedział, w którym momencie zsunął dłonie w dół, zaciskając palce na biodrach Nika, wsuwając je w przestrzeń między spodniami a koszulką, przyciągając go bliżej.
W całym swoim sposobie bycia, w małych reakcjach, uśmieszkach i mniej lub bardziej zawoalowanych sugestiach, cholernie przypominał Barrosowi Blankę, zupełnie nieświadomie dotykając tych wszystkich instynktów, które pomogła spuścić ze smyczy po latach odmawiania sobie... Właściwie wszystkiego.
Smagnięty ciepłem spojrzenia Nika nienaturalnie szybko wypełniającym mu czaszkę miękką watą, coraz bardziej nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego kiedyś to robił. Teraz wydawało mu się to naprawdę idiotyczne. Rozplótł ręce skrzyżowane na torsie, opuszczając je luźno wzdłuż tułowia, pozwalając sobie na te kilka krótkich zdań, które może nie mówiły wprost, czego chciał i oczekiwał, ale chyba nie potrafił ot tak... Z sykiem wciągnął powietrze przez zęby, kiedy blondyn podszedł bliżej, tak blisko, że mógłby poczuć jego zapach, gdyby przywołał kajmana płycej pod skórę. Drgnął wyraźnie – zadrżał – czując daleki od nieśmiałego dotyk na policzku, wzdychając z jękliwą nutą wibrującą gdzieś w głębi gardła, rozpoznając rozkoszny, gorący efekt tego samego zaklęcia, które rzucił na siebie po przeciwnej stronie rzeki. Kiedy jeszcze nie wiedział, z kim ma do czynienia. Tym razem jednak ciepło rozlało się w nim jak gwałtowna fala, a nie byle drżąca iskierka – Es był niemal pewien, że było to częściową zasługą rumieńca, który niewątpliwie rozlał mu się na karku i twarzy. Odruchowo zagryzł lekko wargę, gdy wydawało mu się, że palec Nika zaraz zsunie się na nią z zarośniętego policzka.
Jestem otwarty na propozycje.
Niski, chrapliwy ton młodego mężczyzny trącał w nim te same struny co miękkie brzmienie damskiego głosu, ale robił to zupełnie inaczej. Dramatycznie inaczej – bardziej agresywnie i bezkompromisowo, w jakiś sposób dominująco. Jakby było mu rzucane wyzwanie. Zanim zdążył odpowiedzieć, wybudzić się z chwilowego paraliżu wywołanego nagłą bliskością i sugestią, która ubrana w tembr Nika była już raczej otwartą zachętą, ciepło drugiego ciała się odsunęło, zostawiając po sobie pustą, chłodną przestrzeń.
Pojął to nagle, olśniony jak po uderzeniu pioruna - Nik się nim bawił. Szczuł i czekał, co z tego wyjdzie. Do jakiej melodii uda mu się go popchnąć w marionetkowy taniec.
Es sapnął cicho, unosząc dłoń i w nerwowym odruchu przeczesując włosy palcami. Niedorzeczność. Jedna wielka niedorzeczność. Powinien odwrócić się na pięcie, nie dać mu satysfakcji. Ruszyć w drogę powrotną do domu, wślizgnąć się pod kołdrę obok Blanki, która zapewne spała, dopóki słońce nie schowa się za horyzont.
Powinien. Zamiast tego sapnął sfrustrowany, w dwóch szybkich krokach doganiając Nika i obracając go w swoim kierunku niezbyt delikatnym szarpnięciem za ramię, oplatając je mocno palcami.
- Myślisz, że jesteś taki sprytny – syknął, napierając na niego, zmuszając, by cofał się z każdym krokiem Barrosa, aż nie wsparł się plecami o najbliższe drzewo, uwięziony pomiędzy nim a jego ciałem. - Taki cholernie sprytny – dodał chrapliwie, pochylając głowę i bez wahania przyciskając usta do jego odsłoniętej szyi tam, gdzie pod skórą zatrzepotał puls. Ukąsił go tuż obok, na jasnej skórze zostawiając ślad szybko nabierający odcieni purpury, zachłannie sunąc po nim językiem i wyżej, w miękkie zagłębienie między szczęką a szyją. Nie wiedział, w którym momencie zsunął dłonie w dół, zaciskając palce na biodrach Nika, wsuwając je w przestrzeń między spodniami a koszulką, przyciągając go bliżej.
Nik Holt
Re: Kręta struga Pon 8 Sty - 19:06
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Jakby się tak zastanowić, o żywym złocie można było tak powiedzieć, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę kwestię jego ceny i tego, jak ciężko było je zdobyć… Miał jednak wrażenie, że temat botaniki był ostatnim, który Esteban chciał poruszyć w ich obecnej dyskusji. Zresztą sam Nik mógł sobie spokojnie darować dalsze szukanie składników, miał już te, które chciał. Pewnie gdyby Es nie był tak interesujący, cała sytuacja potoczyłaby się inaczej, ale na własne nieszczęście był. I tym samym zdobył pełną uwagę Nika.
Nika, którego wargi mimowolnie rozciągnęły się w uśmiechu, gdy korzystał w pełni z widoku opuszczonych rąk, pozwalającego wyobraźni w bardzo usłużny sposób podsuwać wizję mężczyzny w takiej pozycji, ale już bez górnej części odzieży. No cóż, był prostym mężczyzną. I dawno nie miał okazji wyskoczyć do jakiegoś klubu… Sam nie był świadomy zresztą swoich podobieństw do Blanki. Ważne, że dobrze się z nią dogadywał.
To westchnięcie, tak blisko jęku, lecz jednak nim nie będące. Poczuł przyjemną falę gorąca, uderzającą w jego ciało, ze źródłem w charakterystycznym mrowieniu w podbrzuszu. Coś, co miało być jedynie zwykłą zabawą i spuszczeniem aury, zaczęło zamieniać się w coś zupełnie innego.
- Cieplej? To dobrze. – wymruczał mu wręcz do ucha, zadowolony z faktu, że różnica wzrostu między nimi jest znikoma. Niepotrzebnie jednak spojrzał na mężczyznę – przygryziona warga wywołała gwałtowniejsze wciągnięcie powietrza, połączone przy tym z szarpnięciem w podbrzuszu. Facet był gorący, a przy tym kompletnie tego nieświadomy. I nieświadomy tego, jak bardzo zaczynał oddziaływać na niego samego, czego wcale a wcale nie planował. Dlatego się odsunął. Ciepło ognia było tylko wymówką, mającą na celu uspokojenie własnego ciała, które zaczęło go zdradzać. Stojący przed oczami widok mężczyzny, z tą przygryzioną wargą, czerwienią na policzkach… Co poradzić na to, że egzotyka była bardzo intrygująca. Tak w końcu trafił na Blankę.
Złośliwa część blondyna zarechotała wewnątrz niego, słysząc to sfrustrowane sapnięcie. Satysfakcja przepłynęła przez jego żyły, nie on jeden zaczynał chcieć czegoś więcej niż tylko gry. Choć po prawdzie widział to już wcześniej, po spojrzeniach Estebana, speszeniu w wodzie… Kolejny ruch mężczyzny jednak solidnie go zaskoczył. Pozwolił się obrócić, unosząc lekko brwi a przy tym ręce, śmiejąc się cicho.
- Oczywiście, że jestem. Taki już mój urok. – nie chciało mu się siłować z brunetem, pozwolił mu napierać na siebie, choć dosyć gwałtowne oparcie o drzewo na chwilę wyrwało mu z ust ciche „oof”, zabierając część powietrza z płuc. – To już wiem… - zgodził się, przygryzając wargę, na dźwięk chrapliwego głosu. Szarpnięcie w podbrzuszu było zdecydowanie mocniejsze, a reakcje Estebana zaskakiwały, żądając kontynuacji, żądając dalszego prowokowania go. Oddech Holta przyspieszył, czego w takiej bliskości nie dało się ukryć. Nie, gdy jeszcze czuł dotyk rozgrzanych ust przyciśniętych do ust. Chwała Odynowi, że zaklęcie wyszło, zwłaszcza, że było bez słów. Inaczej ze zmarzniętym Hiszpanem – czy skąd tam był – nie byłoby jak się droczyć.
- Oh, raisk. – wyrwało mu się z ust, tonem pomiędzy jękiem a jakąś dziwną satysfakcją. No, po części nie spodziewał się po Estebanie takiej inicjatywy i dominacji. Chociaż rumieniec był słodki. Estońskie przekleństwo było idealnym podsumowaniem odczuć, zwłaszcza gdy trochę gwałtownie odrzucił głowę w tył, uderzając w drzewo i pozwalając mu na tę krótką chwilę zabawy swoją osobą.
Szybko jednak dłoń Holta wylądowała prosto na karku mężczyzny, lekko przyciskając go do siebie, przynajmniej w pierwszej chwili. W drugiej oderwał jednak jego twarz od własnej szczęki, tylko po to, by wymruczeć niskim głosem.
- Nieładnie tak przygryzać wargę. – i nie dając jakiegokolwiek czasu na odpowiedź wpił się centralnie w usta Estebana. Czuł jego dłonie na biodrach, tę magiczną granicę ubioru, którą sam przekroczył prawie natychmiast. Wolną dłonią od razu powędrował najpierw na plecy mężczyzny, a potem niżej, na jego pośladki, jednak Nik w przeciwieństwie do drugiego galdra nie miał zahamowań. Zanim zręczne palce zacisnęły się na jakże kuszącym tyłku zdążył wsunąć je pod materiał spodni, tak przeszkadzający w zobaczeniu tego, co tak kusiło.
Nika, którego wargi mimowolnie rozciągnęły się w uśmiechu, gdy korzystał w pełni z widoku opuszczonych rąk, pozwalającego wyobraźni w bardzo usłużny sposób podsuwać wizję mężczyzny w takiej pozycji, ale już bez górnej części odzieży. No cóż, był prostym mężczyzną. I dawno nie miał okazji wyskoczyć do jakiegoś klubu… Sam nie był świadomy zresztą swoich podobieństw do Blanki. Ważne, że dobrze się z nią dogadywał.
To westchnięcie, tak blisko jęku, lecz jednak nim nie będące. Poczuł przyjemną falę gorąca, uderzającą w jego ciało, ze źródłem w charakterystycznym mrowieniu w podbrzuszu. Coś, co miało być jedynie zwykłą zabawą i spuszczeniem aury, zaczęło zamieniać się w coś zupełnie innego.
- Cieplej? To dobrze. – wymruczał mu wręcz do ucha, zadowolony z faktu, że różnica wzrostu między nimi jest znikoma. Niepotrzebnie jednak spojrzał na mężczyznę – przygryziona warga wywołała gwałtowniejsze wciągnięcie powietrza, połączone przy tym z szarpnięciem w podbrzuszu. Facet był gorący, a przy tym kompletnie tego nieświadomy. I nieświadomy tego, jak bardzo zaczynał oddziaływać na niego samego, czego wcale a wcale nie planował. Dlatego się odsunął. Ciepło ognia było tylko wymówką, mającą na celu uspokojenie własnego ciała, które zaczęło go zdradzać. Stojący przed oczami widok mężczyzny, z tą przygryzioną wargą, czerwienią na policzkach… Co poradzić na to, że egzotyka była bardzo intrygująca. Tak w końcu trafił na Blankę.
Złośliwa część blondyna zarechotała wewnątrz niego, słysząc to sfrustrowane sapnięcie. Satysfakcja przepłynęła przez jego żyły, nie on jeden zaczynał chcieć czegoś więcej niż tylko gry. Choć po prawdzie widział to już wcześniej, po spojrzeniach Estebana, speszeniu w wodzie… Kolejny ruch mężczyzny jednak solidnie go zaskoczył. Pozwolił się obrócić, unosząc lekko brwi a przy tym ręce, śmiejąc się cicho.
- Oczywiście, że jestem. Taki już mój urok. – nie chciało mu się siłować z brunetem, pozwolił mu napierać na siebie, choć dosyć gwałtowne oparcie o drzewo na chwilę wyrwało mu z ust ciche „oof”, zabierając część powietrza z płuc. – To już wiem… - zgodził się, przygryzając wargę, na dźwięk chrapliwego głosu. Szarpnięcie w podbrzuszu było zdecydowanie mocniejsze, a reakcje Estebana zaskakiwały, żądając kontynuacji, żądając dalszego prowokowania go. Oddech Holta przyspieszył, czego w takiej bliskości nie dało się ukryć. Nie, gdy jeszcze czuł dotyk rozgrzanych ust przyciśniętych do ust. Chwała Odynowi, że zaklęcie wyszło, zwłaszcza, że było bez słów. Inaczej ze zmarzniętym Hiszpanem – czy skąd tam był – nie byłoby jak się droczyć.
- Oh, raisk. – wyrwało mu się z ust, tonem pomiędzy jękiem a jakąś dziwną satysfakcją. No, po części nie spodziewał się po Estebanie takiej inicjatywy i dominacji. Chociaż rumieniec był słodki. Estońskie przekleństwo było idealnym podsumowaniem odczuć, zwłaszcza gdy trochę gwałtownie odrzucił głowę w tył, uderzając w drzewo i pozwalając mu na tę krótką chwilę zabawy swoją osobą.
Szybko jednak dłoń Holta wylądowała prosto na karku mężczyzny, lekko przyciskając go do siebie, przynajmniej w pierwszej chwili. W drugiej oderwał jednak jego twarz od własnej szczęki, tylko po to, by wymruczeć niskim głosem.
- Nieładnie tak przygryzać wargę. – i nie dając jakiegokolwiek czasu na odpowiedź wpił się centralnie w usta Estebana. Czuł jego dłonie na biodrach, tę magiczną granicę ubioru, którą sam przekroczył prawie natychmiast. Wolną dłonią od razu powędrował najpierw na plecy mężczyzny, a potem niżej, na jego pośladki, jednak Nik w przeciwieństwie do drugiego galdra nie miał zahamowań. Zanim zręczne palce zacisnęły się na jakże kuszącym tyłku zdążył wsunąć je pod materiał spodni, tak przeszkadzający w zobaczeniu tego, co tak kusiło.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Esteban Barros
Re: Kręta struga Wto 9 Sty - 18:23
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Zaskakiwał sam siebie w krótkich przebłyskach rozumu – choć im dłużej przebywał w towarzystwie Nika, tym rzadziej się one pojawiały. Bo jak to w ogóle możliwe droczyć się z kimś w tak niesubtelny sposób przy pierwszym spotkaniu? Jak wytłumaczyć gęsią skórkę oraz ciążącą jak kamień potrzebę, żeby znaleźć się bliżej i dotknąć, chociaż nie wiedziało się o drugiej osobie niemal zupełnie nic?
Czy tak właśnie czuła się Blanca, kiedy widziała kogoś, kto przypadł jej do gustu? Jeśli tak, Es w ogóle jej nie zazdrościł. To było okropne. Zawstydzające. Podniecające.
Nieświadomy oddziałującej na niego od początku aury fossegrima, która podsycała iskierki jego własnego zainteresowania w coś głośniejszego i gwałtowniejszego, mógłby wytykać Nikowi tylko spojrzenia sunące bezwstydnie po mokrej skórze, bezczelne słowne zagrywki i dotyk. Problem w tym, że mimo początkowego wahania, szybko przekonywał się, że jednak lubił być uwodzony, a jego ciało reagowało na same sugestie potencjalnych pieszczot – coś, co jeszcze rok wcześniej brzmiałoby jak kompletna abstrakcja w obliczu intensywnego opędzania się od zainteresowania Nity i Blanki. Nie chciał tego roztrząsać – przynajmniej na razie.
Powstrzymanie Nika przed ucieczką i pchnięcie go na najbliższe drzewo wydawało się naturalną konsekwencją wszystkiego, co dotąd tylko kłębiło się i narastało w przestrzeni pomiędzy nimi – podobnie jak podyktowane instynktem ukąszenie go w szyję. Es nie przyswajał znaczenia słów, które padały z ust blondyna, słuchając tylko ich tonu i mrucząc cicho z satysfakcją, kiedy odchylił głowę do tyłu, odsłaniając więcej jasnej skóry.
Mógł rozszarpać mu gardło, gdyby miał na to ochotę – myśl ta uderzyła go nagle, ostra jak gadzie syknięcie, ale nie wahał się w odepchnięciu jej na bok, zachłannie przyciskając wargi w miejscu, gdzie drgał puls. Wsuwając dłonie pod materiał koszulki Holta, poczuł gorący dreszcz spływający w dół kręgosłupa - to było o wiele lepsze niż gęsta, czerwona mgła wyostrzająca zmysły na polowaniu i żelazisty smak krwi na języku. Sunąc palcami po jego brzuchu i bokach, wyczuł pod opuszkami nierówne wzniesienie blizny, drapiąc ją odruchowo, zachłannie, jakby sama świadomość, że mężczyzna przeżył coś, co zostawiło na nim trwały ślad, tylko podsycała rosnącą potrzebę Barrosa, by znaleźć się bliżej. Nik musiał choć w pewnym stopniu czuć to samo, gdy przyciągał go do siebie za kark, wyrywając z gardła Esa dźwięk łudząco podobny do skomlenia.
Pociągnięty nagle za włosy i oderwany od szyi, którą z zapamiętaniem kąsał, mężczyzna wciągnął powietrze przez zęby, spoglądając na blondyna spod wpółprzymkniętych powiek, mocniej zaciskając palce na jego ciele, jakby odruchowo chciał podkreślić, że tak łatwo się go nie pozbędzie.
Czy tak właśnie czuła się Blanca, kiedy widziała kogoś, kto przypadł jej do gustu? Jeśli tak, Es w ogóle jej nie zazdrościł. To było okropne. Zawstydzające. Podniecające.
Nieświadomy oddziałującej na niego od początku aury fossegrima, która podsycała iskierki jego własnego zainteresowania w coś głośniejszego i gwałtowniejszego, mógłby wytykać Nikowi tylko spojrzenia sunące bezwstydnie po mokrej skórze, bezczelne słowne zagrywki i dotyk. Problem w tym, że mimo początkowego wahania, szybko przekonywał się, że jednak lubił być uwodzony, a jego ciało reagowało na same sugestie potencjalnych pieszczot – coś, co jeszcze rok wcześniej brzmiałoby jak kompletna abstrakcja w obliczu intensywnego opędzania się od zainteresowania Nity i Blanki. Nie chciał tego roztrząsać – przynajmniej na razie.
Powstrzymanie Nika przed ucieczką i pchnięcie go na najbliższe drzewo wydawało się naturalną konsekwencją wszystkiego, co dotąd tylko kłębiło się i narastało w przestrzeni pomiędzy nimi – podobnie jak podyktowane instynktem ukąszenie go w szyję. Es nie przyswajał znaczenia słów, które padały z ust blondyna, słuchając tylko ich tonu i mrucząc cicho z satysfakcją, kiedy odchylił głowę do tyłu, odsłaniając więcej jasnej skóry.
Mógł rozszarpać mu gardło, gdyby miał na to ochotę – myśl ta uderzyła go nagle, ostra jak gadzie syknięcie, ale nie wahał się w odepchnięciu jej na bok, zachłannie przyciskając wargi w miejscu, gdzie drgał puls. Wsuwając dłonie pod materiał koszulki Holta, poczuł gorący dreszcz spływający w dół kręgosłupa - to było o wiele lepsze niż gęsta, czerwona mgła wyostrzająca zmysły na polowaniu i żelazisty smak krwi na języku. Sunąc palcami po jego brzuchu i bokach, wyczuł pod opuszkami nierówne wzniesienie blizny, drapiąc ją odruchowo, zachłannie, jakby sama świadomość, że mężczyzna przeżył coś, co zostawiło na nim trwały ślad, tylko podsycała rosnącą potrzebę Barrosa, by znaleźć się bliżej. Nik musiał choć w pewnym stopniu czuć to samo, gdy przyciągał go do siebie za kark, wyrywając z gardła Esa dźwięk łudząco podobny do skomlenia.
Pociągnięty nagle za włosy i oderwany od szyi, którą z zapamiętaniem kąsał, mężczyzna wciągnął powietrze przez zęby, spoglądając na blondyna spod wpółprzymkniętych powiek, mocniej zaciskając palce na jego ciele, jakby odruchowo chciał podkreślić, że tak łatwo się go nie pozbędzie.
Nik Holt
Re: Kręta struga Sro 10 Sty - 21:53
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Bezczelność była wpisana w jego istnienie, w jego charakter, wdrukowana w geny, być może jeszcze przed przyjściem na świat. Do bezczelnych ten świat należał i wiele rzeczy można było zdobyć właśnie bezczelnością. Uwagę. Czasem dotyk. A, czasem wystarczyło kilka słów i spojrzeń, by osiągnąć swój cel, nawet jeśli początkowo nie było się świadomym, że jakikolwiek cel istnieje.
Sam nie wiedział, kiedy jego celem stało się sprowokowanie Estebana... Nie, to akurat jednak wiedział. W chwili, w której mężczyzna zaczął patrzeć na niego w taki sposób, wręcz zapraszając do dalszej "zabawy". Nie dało się jednak określić, kiedy całe to drażnienie mężczyzny zamieniło się w jego własne pragnienie. Musiał przyznać sam przed sobą, że gdyby brunet go nie złapał, to długo nie posiedziałby przy ognisku i sam go dorwał, bez względu na jakiekolwiek konsekwencje. Dawno nie złapał kogoś takiego, kto skrzętnie wybudzał wszystkie uśpione instynkty, trzeźwe myślenie odkładając nieco na bok. Po co myśleć, gdy można czuć?
Sam nie wiedział, kiedy jego celem stało się sprowokowanie Estebana... Nie, to akurat jednak wiedział. W chwili, w której mężczyzna zaczął patrzeć na niego w taki sposób, wręcz zapraszając do dalszej "zabawy". Nie dało się jednak określić, kiedy całe to drażnienie mężczyzny zamieniło się w jego własne pragnienie. Musiał przyznać sam przed sobą, że gdyby brunet go nie złapał, to długo nie posiedziałby przy ognisku i sam go dorwał, bez względu na jakiekolwiek konsekwencje. Dawno nie złapał kogoś takiego, kto skrzętnie wybudzał wszystkie uśpione instynkty, trzeźwe myślenie odkładając nieco na bok. Po co myśleć, gdy można czuć?
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Esteban Barros
Re: Kręta struga Pią 12 Sty - 21:23
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
[Es i Nik z/t]
Jo Andersen
Re: Kręta struga Czw 30 Maj - 16:23
Jo AndersenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Gjøvik, Norwegia
Wiek : 38 lat
Stan cywilny : rozwodnik
Status majątkowy : zamożny
Zawód : hodowca koni
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : mewa
08.06.2001
Sznur czterech koni nordyckich, powiązanych ze sobą jutowym sznurem. Jeden z nich osiodłany, idący na końcu, jednak z pozycji tej również prowadzący ten korowód, który całą zimę czekał na dzień taki jak ten – kiedy to wreszcie trafi do swoich umówionych właścicieli, a pieniądze z ich sprzedaży – do kieszeni Andersenów, którzy z należytym szacunkiem odchowali te wdzięczne istoty od pierwszych dni ich życia.
Każde tego typu pożegnanie było dla Joachima pożegnaniem trudnym, niezależnie od tego który raz przez nie przechodził. Od kiedy kilka lat temu wrócił do Norwegii po to, by zajmować się na powrót rodzinną hodowlą i odciąć od przeszłości, drażniącej go wspomnieniem upału amazońskiej puszczy czy zapachu meksykańskich potraw, przykładał się do kontaktu z każdym wydanym na świat zwierzęciem. Często usypiał w kojcu, kiedy chcąc odciążyć wymęczone połogiem klacze, przesiadywał ze źrebiętami, karmiąc je i głaszcząc. O jedno z prowadzonych na sznurze źrebiąt walczyć musiał szczególnie, gdy to urodziło się zdecydowanie zbyt wcześnie i zdecydowanie zbyt słabe. Imię które nadano po czasie ogierowi wybrała dla niego matka Jo, zaznajomiona dobrze z prądami strumieni życia, a oznaczać miało miłosierdzie bóstw – Jóhann.
To właśnie białogrzywy Jóhann prowadził korowód i to właśnie on też przynieść miał dotychczasowym właścicielom największy zysk. Obserwowany czujnie przez uzbrojonego w strzelbę myśliwską Andersena dreptał po trakcie wzdłuż rzeki, by po chwili obejrzeć się na właściciela i krótkim, pytającym parsknięciem wskazać na konieczność krótkiego odpoczynku.
Zwierzęcoustny nie musiał wysilać się by zrozumieć intencje zwierzęcia. Była to niemal ojcowska, choć międzygatunkowa relacja, w której intencje hodowcy były tylko dobre. Po chwili przystanęli nad brzegiem, na niewielkiej, kamienistej plaży, stworzonej pewnie w innej porze roku, gdy rzece zdarzało się meandrować dalej.
Zeskoczywszy z siodła, Jo od razu skierował się ku rzece. Dzięki swojemu darowi nie musiał nawet ciągać zwierząt za wodze czy łącząc je sznur – żył z nimi w swoistej symbiozie, troszcząc się o ich jak największy dobrobyt i bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo, które zaraz mogło zostać ukrócone…
Przykucnął przy wodzie. Wydawało mu się, że zauważył tam bowiem interesującą go roślinę. Gdy jednak pochylał się nad kamyczkami, przerzucając je suchymi i twardymi od ciągłej fizycznej pracy dłońmi… Konie poruszyły się nerwowo, a Jóhann, który na czas podróży, chyba ze względu na pozycję korowodzie – przyjął pozycję swego rodzaju przywódcy, rżeniem zakomunikował Joachimowi wyczucie zbliżającego się niebezpieczeństwa.
Dłoń powędrowała do przewieszonego przez ramię paska z bronią, a spojrzenie stało się zwężone i czujne. Krótkim pomrukiem wydał koniom polecenie do skupienia się w jak najmniejszym punkcie.
Będzie ich bronił. Tak przynajmniej gwarantował.
Mistrz Gry
Re: Kręta struga Czw 30 Maj - 16:23
The member 'Jo Andersen' has done the following action : kości
'Ingrediencje (II)' :
'Ingrediencje (II)' :
Vaia Cortés da Barros
Re: Kręta struga Pią 31 Maj - 14:06
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Ostatnia zawalona misja, spotkanie z Sarnai, dyskusje z pozostałymi Strażnikami - wszystko to sprawiło, że Vaia potrzebowała odreagować i odpocząć. Cały czas też męczyły ją te cholerne blizny po kajmanich zębach, więc więc w zirytowanej wersji siebie poszła w jedyne miejsce, w którym mogła odreagować. Lasy Midgardu nie były znajomymi lasami Brazylii, ale były lasami, były zielone i przede wszystkim nie zawierały innych osób, które mogłyby rozchwiać ją jeszcze bardziej. Wejście w postać jaguarundi nie było aż tak proste, jak powinno być, przez nerwy i stres, ale kilka głębszych oddechów i wypalone pół paczki fajek sprawiło, że niedługo później przemierzała las w wersji czarnego jaguarundi.
Im głębiej szła, tym lepiej się czuła, tym była spokojniejsza i bardziej zwracała uwagę na otoczenie niż zwykły bieg do przodu. Zwolniła tempa, chłonąc uczucie ściółki pod miękkimi poduszeczkami i zapachy roślin, liści i charakterystyczną woń powietrza. A ta zaprowadziła ją wprost nad rzekę, otoczoną dziwnymi roślinami, co oczywiście nie mogło skończyć się najlepiej. No ale czemu ją to dziwiło, jaszczurki były wszędzie. Polowanie zakończyło się ucieczką jaszczurek i wykąpaniem oburzonego jaguarundi - to nie tak, że Vaia nie lubiła wody albo nie umiała pływać. Po prostu cholerna rzeka była lodowato zimna! Nasyczała oburzona na wodę, otrzepała się i znalazła odpowiednio nasłonecznioną plamę na liściach, która była idealna wręcz do obeschnięcia i kociej drzemki wśród listowia. Czarne futro nagrzało się szybko, a Vaia poszła w drzemkę, ignorując cały świat wokół.
Z drzemki obudziły ją wibracje podłoża i miękki dźwięk końskich kopyt uderzających o ziemię. Konie byłaby w stanie przeżyć. Zwierzęta były spoko, wątpiła, żeby którykolwiek koń postanowił naruszyć jej przyjemnie nasłonecznione miejsce. Tyle, że problem polegał na tym, że za końskimi kopytami usłyszała ludzkie kroki, które niebezpiecznie blisko podeszły do jej kryjówki. I tyle z jej odpoczynku. Może trzeba było użyć amuletu i przybrać postać tutejszej odmiany kota domowego...? Jakby nie patrzyć koty norweskie leśne były olbrzymie i majestatyczne, choć czasem irytujące pod kątem futra, które zbierało wszystko z podłoża. No ale było za późno.
Wysunęła się z nieco większej kępy trawy i rozciągnęła się po kociemu, rozcapierzając przednie łapki. Kot, bez względu na rozmiar i pochodzenie, był nadal jedynie kotem, choć prawdę mówiąc jaguarundi przypominało krzyżówkę kota z wydrą. Prychnęła najpierw pod adresem koni, bo może była i drapieżnikiem, ale do licha przecież nie zamierzała ich atakować. Prędzej to ona mogła się obawiać, żeby czasem jakiś jej nie nadepnął. Dopiero potem spojrzała na lokalsa, ruszając leniwie ogonem, nie kryjąc delikatnej irytacji jego obecnością. Coś typu „moje miejsce, moja rzeka, weź pan idź w cholerę”. Klasycznie w kociej wersji Vaia bardziej rozumowała jak kot niż człowiek, terytorializm odezwał się pełną parą.
- ¡Vete a freír espárragos! - zamruczała, ślicznie, uroczo i wcale, wcale nie groźnie. A że kazała facetowi spadać? Oj tam oj tam. I tak nie zrozumie, bo raz, że to hiszpański, a dwa, przecież była kotem aktualnie. Dobrze będzie, jeśli facet w ogóle pojmie mowę kociego ciałka.
¡Vete a freír espárragos! - Idź smażyć szparagi
Im głębiej szła, tym lepiej się czuła, tym była spokojniejsza i bardziej zwracała uwagę na otoczenie niż zwykły bieg do przodu. Zwolniła tempa, chłonąc uczucie ściółki pod miękkimi poduszeczkami i zapachy roślin, liści i charakterystyczną woń powietrza. A ta zaprowadziła ją wprost nad rzekę, otoczoną dziwnymi roślinami, co oczywiście nie mogło skończyć się najlepiej. No ale czemu ją to dziwiło, jaszczurki były wszędzie. Polowanie zakończyło się ucieczką jaszczurek i wykąpaniem oburzonego jaguarundi - to nie tak, że Vaia nie lubiła wody albo nie umiała pływać. Po prostu cholerna rzeka była lodowato zimna! Nasyczała oburzona na wodę, otrzepała się i znalazła odpowiednio nasłonecznioną plamę na liściach, która była idealna wręcz do obeschnięcia i kociej drzemki wśród listowia. Czarne futro nagrzało się szybko, a Vaia poszła w drzemkę, ignorując cały świat wokół.
Z drzemki obudziły ją wibracje podłoża i miękki dźwięk końskich kopyt uderzających o ziemię. Konie byłaby w stanie przeżyć. Zwierzęta były spoko, wątpiła, żeby którykolwiek koń postanowił naruszyć jej przyjemnie nasłonecznione miejsce. Tyle, że problem polegał na tym, że za końskimi kopytami usłyszała ludzkie kroki, które niebezpiecznie blisko podeszły do jej kryjówki. I tyle z jej odpoczynku. Może trzeba było użyć amuletu i przybrać postać tutejszej odmiany kota domowego...? Jakby nie patrzyć koty norweskie leśne były olbrzymie i majestatyczne, choć czasem irytujące pod kątem futra, które zbierało wszystko z podłoża. No ale było za późno.
Wysunęła się z nieco większej kępy trawy i rozciągnęła się po kociemu, rozcapierzając przednie łapki. Kot, bez względu na rozmiar i pochodzenie, był nadal jedynie kotem, choć prawdę mówiąc jaguarundi przypominało krzyżówkę kota z wydrą. Prychnęła najpierw pod adresem koni, bo może była i drapieżnikiem, ale do licha przecież nie zamierzała ich atakować. Prędzej to ona mogła się obawiać, żeby czasem jakiś jej nie nadepnął. Dopiero potem spojrzała na lokalsa, ruszając leniwie ogonem, nie kryjąc delikatnej irytacji jego obecnością. Coś typu „moje miejsce, moja rzeka, weź pan idź w cholerę”. Klasycznie w kociej wersji Vaia bardziej rozumowała jak kot niż człowiek, terytorializm odezwał się pełną parą.
- ¡Vete a freír espárragos! - zamruczała, ślicznie, uroczo i wcale, wcale nie groźnie. A że kazała facetowi spadać? Oj tam oj tam. I tak nie zrozumie, bo raz, że to hiszpański, a dwa, przecież była kotem aktualnie. Dobrze będzie, jeśli facet w ogóle pojmie mowę kociego ciałka.
¡Vete a freír espárragos! - Idź smażyć szparagi
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Jo Andersen
Re: Kręta struga Sob 1 Cze - 14:33
Jo AndersenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Gjøvik, Norwegia
Wiek : 38 lat
Stan cywilny : rozwodnik
Status majątkowy : zamożny
Zawód : hodowca koni
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : mewa
Piękne znalezisko równie pięknych okazów gwiazdołuny musiało zaczekać. Teraz jednak Jo wiedzieć mógł jednak, gdzie się znajduje, byle nie zadeptać go w najlepsze. Bo nawet jeżeli chodzić miało o florę, o którą tak bardzo przecież dbał, bezpieczeństwo jego i podopiecznych było przecież najważniejsze. Tak właśnie działał też świat zwierząt, prawda? Zjadaj albo zostań zjedzony.
Świadomy wyższości galdryjskiej nad resztą stworzenia, również nad tą niemagiczną, wyraźnie bardziej bezbronną wobec niebezpieczeństw, w każdej przeciwności losu znajdował pewne pocieszenie i powód do dalszej walki. Gdy spotkać miał niedźwiedzia – nigdy nie myślał o tym, by przypadkiem nie zrobić mu krzywdy. Unikał konfrontacji jak mógł, to oczywiste, ale przecież gdyby do niej doszło, musiałby w pierwszej kolejności myśleć o sobie, nawet mając w głowie świadomość z jak majestatycznym zwierzęciem miał do czynienia i jak bardzo nie chciał ukrócać mu życia. Jako zwierzęcoustny miał nad innymi kolejną przewagę – mógł zawsze próbować przekonywać dzikie zwierzę do swoich racji. Nawet jeżeli szanse powodzenia często były bardzo nikłe.
Konie stanęły w zwartej grupie, a chociaż w oczach ich wciąż majaczył strach, widocznie postanowiły złożyć swój los w rękach Joachima. Prawdopodobnie słusznie – w końcu on dysponował strzelbą, a oni… Silnymi kończynami, którymi w razie potrzebny zadać mogły poważne obrażenia. Ale to może w ostateczności?
Gdy Andersen miał na muszce krzaki, w których usłyszał szelest poruszającego się zwierza, już wyobrażał sobie, że prawdopodobnie do czynienia miał z czymś niewielkim. Lis? Ludzkie dziecko? Ryś albo rosomak? Zwierzę to powinno bać się konfrontacji z człowiekiem, a nie do niej dążyć. Dziś będzie musiał złożyć Ullowi ofiarę, bowiem w głowie prosił go o pomyślność już któryś z kolei raz.
Zacisnął usta w wąską kreskę, gdy zwierzyna znajdowała się już niemal u jego boku, a kiedy wreszcie ujrzał jej łapy, jej pysk jej grzbiet…
To nie było lokalne zwierzę. Nie powinno też zachowywać się w ten sposób. Nie powinno beztrosko przeciągać się w obliczu towarzystwa człowieka i koni. Tak wielkich koni.
Strzelba opuściła się dopiero wtedy, gdy zwierzę po wykonaniu kroku przemówiło do niego.
Miał wrażenie, że zwierzę doskonale wie jak się z nim komunikować, ba – w swój dziki sposób przekazywało słowa, jakby wiedziało, że właśnie tym posługują się ludzie. Uciekło komuś i było bardzo oswojone, ba – być może należało do innego zwierzęcoustnego. Tylko dlaczego… Po hiszpańsku? I tak NIEELEGANCKO?
Warknął ku koniom porozumiewawczo, wykonując pół kroku do tyłu. Zwierzęta zrozumiały to i również odsunęły się od centrum zamieszania, którym było jaguarundi.
- Skąd się tu wzięłaś? – zapytał po hiszpańsku. Na głos. Jeżeli zwierzę potrafiło przekazać mu słowa, będzie w stanie je też zrozumieć. W samym Midgardzie nie znał wielu Hiszpanów, szczególnie posiadających gatunek amerykański (mógł zakładać więc, że osoba ta wcale nie była Europejczykiem, huh – co za pieprzony król dedukcji), pewnie gdyby popytał tu i tam, mógłby znaleźć jej właścicielkę czy właściciela. Jej – bo po kształcie czaszki kota rozpoznał już jego płeć. – I kto nauczył cię takich brzydkich zwrotów? – uśmiechnął się, opuszczając broń. Gdyby zwierzę wciąż chciało sprawiać problemy, poradzi sobie z nim i bez niej. A przynajmniej tak właśnie zakładał w swojej niewinnej arogancji. – Proszę, nie strasz moich zwierząt.
Świadomy wyższości galdryjskiej nad resztą stworzenia, również nad tą niemagiczną, wyraźnie bardziej bezbronną wobec niebezpieczeństw, w każdej przeciwności losu znajdował pewne pocieszenie i powód do dalszej walki. Gdy spotkać miał niedźwiedzia – nigdy nie myślał o tym, by przypadkiem nie zrobić mu krzywdy. Unikał konfrontacji jak mógł, to oczywiste, ale przecież gdyby do niej doszło, musiałby w pierwszej kolejności myśleć o sobie, nawet mając w głowie świadomość z jak majestatycznym zwierzęciem miał do czynienia i jak bardzo nie chciał ukrócać mu życia. Jako zwierzęcoustny miał nad innymi kolejną przewagę – mógł zawsze próbować przekonywać dzikie zwierzę do swoich racji. Nawet jeżeli szanse powodzenia często były bardzo nikłe.
Konie stanęły w zwartej grupie, a chociaż w oczach ich wciąż majaczył strach, widocznie postanowiły złożyć swój los w rękach Joachima. Prawdopodobnie słusznie – w końcu on dysponował strzelbą, a oni… Silnymi kończynami, którymi w razie potrzebny zadać mogły poważne obrażenia. Ale to może w ostateczności?
Gdy Andersen miał na muszce krzaki, w których usłyszał szelest poruszającego się zwierza, już wyobrażał sobie, że prawdopodobnie do czynienia miał z czymś niewielkim. Lis? Ludzkie dziecko? Ryś albo rosomak? Zwierzę to powinno bać się konfrontacji z człowiekiem, a nie do niej dążyć. Dziś będzie musiał złożyć Ullowi ofiarę, bowiem w głowie prosił go o pomyślność już któryś z kolei raz.
Zacisnął usta w wąską kreskę, gdy zwierzyna znajdowała się już niemal u jego boku, a kiedy wreszcie ujrzał jej łapy, jej pysk jej grzbiet…
To nie było lokalne zwierzę. Nie powinno też zachowywać się w ten sposób. Nie powinno beztrosko przeciągać się w obliczu towarzystwa człowieka i koni. Tak wielkich koni.
Strzelba opuściła się dopiero wtedy, gdy zwierzę po wykonaniu kroku przemówiło do niego.
Miał wrażenie, że zwierzę doskonale wie jak się z nim komunikować, ba – w swój dziki sposób przekazywało słowa, jakby wiedziało, że właśnie tym posługują się ludzie. Uciekło komuś i było bardzo oswojone, ba – być może należało do innego zwierzęcoustnego. Tylko dlaczego… Po hiszpańsku? I tak NIEELEGANCKO?
Warknął ku koniom porozumiewawczo, wykonując pół kroku do tyłu. Zwierzęta zrozumiały to i również odsunęły się od centrum zamieszania, którym było jaguarundi.
- Skąd się tu wzięłaś? – zapytał po hiszpańsku. Na głos. Jeżeli zwierzę potrafiło przekazać mu słowa, będzie w stanie je też zrozumieć. W samym Midgardzie nie znał wielu Hiszpanów, szczególnie posiadających gatunek amerykański (mógł zakładać więc, że osoba ta wcale nie była Europejczykiem, huh – co za pieprzony król dedukcji), pewnie gdyby popytał tu i tam, mógłby znaleźć jej właścicielkę czy właściciela. Jej – bo po kształcie czaszki kota rozpoznał już jego płeć. – I kto nauczył cię takich brzydkich zwrotów? – uśmiechnął się, opuszczając broń. Gdyby zwierzę wciąż chciało sprawiać problemy, poradzi sobie z nim i bez niej. A przynajmniej tak właśnie zakładał w swojej niewinnej arogancji. – Proszę, nie strasz moich zwierząt.
Vaia Cortés da Barros
Re: Kręta struga Sob 1 Cze - 17:19
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
No jeszcze tego jej brakowało. Bezczelnie zazezowała na strzelbę i z czystym wyrzutem prychnęła, jakby pytała „zwariowałeś? Do mnie ze strzelbą?” Kocia część kobiety była zdegustowana tym pomysłem, ludzka wręcz oburzona. Czy ona była przestępcą, żeby ją traktować od razu ze strzelby? Miauknięcie, które wydostało się z kociego pyszczka, było przepełnione wręcz pełnią urazy puchatego jestestwa. Co jak co, ale koty były mistrzami trzymania śmiertelnych uraz, które przebłagać mogły tylko smaczki. I to nie byle jakie, a te z najwyższej półki. Samej Vai natomiast wystarczyłoby po prostu piwo, choć rzecz jasna podawanie piwa kotu zakrawało wręcz o próbę morderstwa.
Na szczęście nikt nie próbował mordować jaguarundi, choć na to mogło się zanosić, przynajmniej w pierwszej chwili. Łypnęła na konie, dosyć zadowolona, gdy cofnęły się w tył. Facet też się cofnął, znaczy był myślący - a to znaczyło, że być może obejdzie się bez wysuwania pazurów i bardzo groźnych syków. Nie chciała walczyć, chciała dosuszyć futro, bo tu i ówdzie jeszcze była troszkę mokra. Oczywiście mogła wrócić do ludzkiej postaci i użyć magii, no ale to przecież byłoby za proste. Zresztą drzemka w plamie słońca była całkiem miła...
- No jak to skąd? Przyszłam. Z miasta. - odpowiedziała, z wyraźnym zaskoczeniem, bo chyba to było oczywiste? Machnęła ogonem, lekko napuszając tę część ciała i grzecznie usiadła, złocistymi oczami patrząc to na konie to na faceta. Hej, przynajmniej opuścił strzelbę, choć jej obecność nie podobała się Vai w ogóle. Wyglądał na takiego, co strzelał do kotów. I z nimi gadał.
Zaraz.
Wróć.
Puta mierda!!!
Całe futro na grzbiecie Vai się zjeżyło, a ogon przybrał postać puszystej szczotki, gdy gwałtownie zsyczała się i zerwała na wszystkie cztery łapy. Koci ogon szalał w każdą stronę, a sama kobieta zastanawiała się, a którą stronę wiać. Problem polegał na tym, że z jednej strony miała konie, z drugiej rzekę, a z trzeciej wariata ze strzelbą, który gadał z kotami. Z czwartej były chaszcze. Z kociego pyszczka wydobył się stek przekleństw, portugalski-hiszpańskiej mieszanki okraszonej tymi skandynawskimi i nie tylko. W portach łatwo było pochwycić szeroko pojęte wulgaryzmy.
- Ty mnie rozumiesz! - zawyła w końcu, przerażona, zdegustowana i w ciężkim szoku. - Już pierdzielić hiszpański, ale ty mnie rozumiesz! Mnie! Kota! - zamiauczała, namierzając odpowiednie drzewo i pakując się na nie w tempie wręcz ekspresowym, zanim mężczyzna zdołał chociażby spróbować wycelować w nią bronią. - Jakim rodzajem wariata jesteś, że gadasz ze zwierzakami, hę? Coś za ustrojstwo?! - aktualnie Midgard w ogóle przestał jej się podobać. Nerwowo zaczęła krążyć po gałęzi, zapominając trochę o własnym ciężarze i prawie udało jej się zlecieć. Ale tylko prawie.
- Ja straszę?! Ja?! Ja sobie grzecznie drzemkę uskuteczniam, a tu mi nagle coś kopytami nad głową stuka! A w ogóle to moja plama słońca poszła się cmokać przez ciebie. - zabuczała ponuro, bo i faktycznie, piękna plama promieni słonecznych przemieściła się na środek paskudnie zimnej rzeki. Trochę spokojniejsza, z wysokości drzewa, zaczęła dochodzić do wniosku, że można pogadać z tym dziwadłem. Ciekawe, czy było więcej takich jak on?
- A ty skąd znasz hiszpański? Pomijam akcent, mało ciekawy, ale znasz. Skąd? - powoli futro wracało do właściwego położenia, a Vaia skutecznie pominęła kwestię nauki zwrotów. Znała gorsze. I nie raz ich używała.
Na szczęście nikt nie próbował mordować jaguarundi, choć na to mogło się zanosić, przynajmniej w pierwszej chwili. Łypnęła na konie, dosyć zadowolona, gdy cofnęły się w tył. Facet też się cofnął, znaczy był myślący - a to znaczyło, że być może obejdzie się bez wysuwania pazurów i bardzo groźnych syków. Nie chciała walczyć, chciała dosuszyć futro, bo tu i ówdzie jeszcze była troszkę mokra. Oczywiście mogła wrócić do ludzkiej postaci i użyć magii, no ale to przecież byłoby za proste. Zresztą drzemka w plamie słońca była całkiem miła...
- No jak to skąd? Przyszłam. Z miasta. - odpowiedziała, z wyraźnym zaskoczeniem, bo chyba to było oczywiste? Machnęła ogonem, lekko napuszając tę część ciała i grzecznie usiadła, złocistymi oczami patrząc to na konie to na faceta. Hej, przynajmniej opuścił strzelbę, choć jej obecność nie podobała się Vai w ogóle. Wyglądał na takiego, co strzelał do kotów. I z nimi gadał.
Zaraz.
Wróć.
Puta mierda!!!
Całe futro na grzbiecie Vai się zjeżyło, a ogon przybrał postać puszystej szczotki, gdy gwałtownie zsyczała się i zerwała na wszystkie cztery łapy. Koci ogon szalał w każdą stronę, a sama kobieta zastanawiała się, a którą stronę wiać. Problem polegał na tym, że z jednej strony miała konie, z drugiej rzekę, a z trzeciej wariata ze strzelbą, który gadał z kotami. Z czwartej były chaszcze. Z kociego pyszczka wydobył się stek przekleństw, portugalski-hiszpańskiej mieszanki okraszonej tymi skandynawskimi i nie tylko. W portach łatwo było pochwycić szeroko pojęte wulgaryzmy.
- Ty mnie rozumiesz! - zawyła w końcu, przerażona, zdegustowana i w ciężkim szoku. - Już pierdzielić hiszpański, ale ty mnie rozumiesz! Mnie! Kota! - zamiauczała, namierzając odpowiednie drzewo i pakując się na nie w tempie wręcz ekspresowym, zanim mężczyzna zdołał chociażby spróbować wycelować w nią bronią. - Jakim rodzajem wariata jesteś, że gadasz ze zwierzakami, hę? Coś za ustrojstwo?! - aktualnie Midgard w ogóle przestał jej się podobać. Nerwowo zaczęła krążyć po gałęzi, zapominając trochę o własnym ciężarze i prawie udało jej się zlecieć. Ale tylko prawie.
- Ja straszę?! Ja?! Ja sobie grzecznie drzemkę uskuteczniam, a tu mi nagle coś kopytami nad głową stuka! A w ogóle to moja plama słońca poszła się cmokać przez ciebie. - zabuczała ponuro, bo i faktycznie, piękna plama promieni słonecznych przemieściła się na środek paskudnie zimnej rzeki. Trochę spokojniejsza, z wysokości drzewa, zaczęła dochodzić do wniosku, że można pogadać z tym dziwadłem. Ciekawe, czy było więcej takich jak on?
- A ty skąd znasz hiszpański? Pomijam akcent, mało ciekawy, ale znasz. Skąd? - powoli futro wracało do właściwego położenia, a Vaia skutecznie pominęła kwestię nauki zwrotów. Znała gorsze. I nie raz ich używała.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo