Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Salon

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Salon
    Stanowi najbardziej reprezentatywne pomieszczenie, w którym przyjmowani są goście – dobrze oświetlone i utrzymane w należytym porządku. Na ścianach, podobnie jak w innych częściach budynku, znajdują się oprawione rysunki i obrazy, w chwili obecnej niewystawione przez właściciela na sprzedaż. Niektóre z dzieł pochodzą jeszcze z młodości, na co wskazuje jawnie nieopierzony, dopiero rozwijający się styl. Przy ścianach okalających pokój stoją regały z dumną kolekcją ksiąg oraz pamiątkowych przedmiotów. Kamienny, okraszony płaskorzeźbami kominek, kryje w swoim wnętrzu trzaskający wesoło ogień podczas chłodniejszych, zimowych dni. Fotele, a także kanapa mogą być zajmowane bez przeszkód przez gości, którzy przychodzą niekiedy w celu złożenia zamówień.
    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    18.06.2001


    Uścisk dłoni zawsze będzie ich pieczęcią. Związaniem na stałe losów, chociaż mogli się rozejść. Nie tchórzostwo, a rozsądek, gdyby nigdy więcej nie pozwolili sobie na splecenie znów palców, a jednak pomimo ciągłych ostrzeżeń - wciąż nie potrafili od siebie odejść.
    Nie mogli liczyć na szczęśliwe zakończenie rodem z baśni dla dzieci. Nigdy tego nie oczekiwała, wiedząc, że takie dla nich nie istniało.
    Zresztą… czym ono było? Kłamstwem jakich wiele. Złudzeniem i iluzją jaką sobie codziennie wmawiano. Taką, jaką sami kreowali każdego dnia swojego istnienia. Ciężar ponurych dni nadal spoczywał na barkach, nie opadł niczym płaszcz u jej stóp. Nadal tkwił, świadoma tego, że jedynie będzie stawał się coraz cięższy wkroczyła do salonu. Nie potrafiła się złościć na samą siebie. Pozostał jej śmiech, kpiący i pełen ironii, nad sobą samą. Nad ich dwójką, która wciąż miała popełniać te same błędy.
    Na nowo.
    Skazani na ich powtórne przeżycie.
    Mając wolną wolę, nie związaną niczym mogła odejść, a jednak zasiadając ostrożnie na kanapie pozwalała na to, aby zmierzać ku przepaści. Ku nieuchronnemu.
    Być może, tak to życie miało wyglądać.
    Znajdować namiastkę normalności w czystym szaleństwie.
    Trwając w milczeniu, wsłuchiwała się w oddechy, w przytłumiony szum ulicy za oknem. Unosząc spojrzenie utkwiła je w pejzażu, który wisiał na ścianie. Wcześniej go widziała kątem oka, ale nigdy nie pytała. Choć być może powinna, bo przecież to nie natura była jego natchnieniem, a ludzkie twarze. Czując ciepło u swego boku przylgnęła bliżej, chcąc wysłuchać opowieści, krótkiej w słowach, jednocześnie bardzo długiej w swoim dźwięku.
    Dostrzegała pociągnięcia pędzla, przenikanie barw, gdzie im głębiej w las, tym farba stawała się coraz ciemniejsza, zwiastująca brak światła w samym jego sercu. Nie musiała pytać, aby zrozumieć. Chciał ją zobaczyć i poznać, to co dla niej było oczywiste. Jej własna matka nie uciekła z córką, została przy mężczyźnie, choć nie wiedziała jak długo by wytrzymała. Jak często znikała, by przebywać otoczeniu jezior.
    Nie zdążyła zapytać.
    Wpatrując się w pejzaż zaczynała pojmować dlaczego natura nie była dla niego ucieczką, a przykrym doświadczeniem. Powoli przenosząc szare spojrzenie dotarła do tego drugiego, przełamanego kwaśnym uśmiechem. Mogło się zdawać, że to już przeszłość, ale gdzieś w głębi niewielką drzazgą nadal tkwiła powodując od czasu do czasu dyskomfort, a nawet chwilowy ból. Tam gdzie znajdowała ukojenie i spokój, on jedynie wspomnienia, które przypominały o chwilach gdy karmił się naiwnością własnych pragnień.
    Co chciał jej powiedzieć?
    Pytanie utkwiło na końcu języka nim zdążyła je zadać. Pozostało tam goryczą posmaku. Nie śmiała pytać, a jedynie przylgnęła bliżej, kładając powoli głowę na jego ramieniu.
    Szarością tęczówek błądząc po zieleni płótna.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Dokończ, co sam zacząłeś. Myśli, trzymane w sztywnym uścisku świadomości  są śliskie jak ciemne skrzepy. Sam wypluł ich część przed chwilą, wyrzucił z jaskini gardła garść różnorodnych sylab harcujących dotychczas jak stado plemiennych wojowników. Wyrywał przed nią część siebie.
    Dokończ.
    Nie mógł być teraz pewny, dlaczego jej o tym mówił. Wiedział, pomimo tego, że musi jej to powiedzieć, nawet, gdy okoliczne powietrze tężało jak galareta i zatrzymało się brudnym czopem w tchawicy. Znowu dawał nadzieję, budował gniazdo iluzji, zamiast całkowicie przekreślić ich znajomość. Obraz jest łatwo spalić, rozpada się pod płomieniem. Wie już, że nie jest w stanie jej odrzucić. Każda, nawet najmniejsza cząstka jej obecności roznieca uzależnienie, rozpuszcza w umyśle słabość. Są słabi, jedno przy drugim, szukają tamtych emocji, zgubionych pod naporem konfliktów, pod szałem nieporozumień. Próbują się uzupełnić, nasycić, choć nigdy nie będą w stanie. Szukają choć odrobiny ukojenia.
    Milczą. Milczenie jest gęstą błoną sklejoną pomiędzy ich ciałami (ty-ja, nasze wspólne zepsucie, nasz wspólny skowyt zapomnienia). Miękkość jej jasnych włosów gromadzi się na opuszkach. To absurd, mógłby pomyśleć. Wszystko jest dziś absurdem.
    - Dopiero później zrozumiałem, że nie muszę jej szukać - mówi dopiero po dłuższej i naprężonej chwili. Jest w zupełności świadomy, że patrzy teraz na obraz, przechadza się po nim wzrokiem. Możliwe, że zastanawia się, co odczuwał, gdy wracał w objęcia lasu, kiedy tkwił wśród natury. Przeważająca część jego losu była już zapisana przy samym, przeklętym pochodzeniu.
    - Mam w sobie jej odbicie - ponury uśmiech wykrzywił się na jego fizjonomii. Miał w sobie całą jej chciwość, jej chaos i jej przewrotność, pragnienie zbierania spojrzeń jak kolorowych znaczków przyklejonych rozrzutnie do jego powierzchni skóry. Miał jej rozwiązłość, jej kłamstwa i krowi ogon poruszający się co pewien czas, uderzając głucho o kanapę. Miał aurę, która sprawiała, że ludzie tracili zmysły. Villemo była tak blisko, jej głowa ułożona na jego szczupłym ramieniu, w pobliżu zagłębienia obojczyka. Przesunął dłonią niżej, odgarniając jeden z kosmyków, trącając płatek jej ucha; podążył lekko po karku.
    - Mogłaś wybrać któregoś z bardziej dobrych demonów - szepnął z równie posępnym rozbawieniem, nachylając się w pobliżu jej twarzy. Mogła; ale czy rzeczywiście powinna? Fossegrimowie bywali zazwyczaj bardziej ułożeni, potulni, przychylni ludziom. Selkie były przedstawiane w o wiele jaśniejszym świetle, nawet, gdy w opowieściach potrafiły zwodzić nieostrożnych podróżników. Która, inna genetyka byłaby jednak w stanie lepiej skonfrontować zawistość i niezachwianą dumę niks? Mogła obecnie wybrać kogoś lepszego.
    Zasługiwała.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/



    Powinna rozbić ich oblicza jak lustra w domu. Powinna pozwolić, aby rozpadli się na miliony kawałków i potem zamiast sklejać na nowo to co zepsute, zwyczajnie wyrzucić do kosza. Od czasu do czasu natrafiając na pojedyncze ślady dawnej zażyłości i z irytacją wyrzucać ją do śmietnika zapomnienia.
    Zamiast tego zbierała w dłonie te resztki, raniąc dłonie sklejała je od nowa, wiedząc, że już na zawsze pozostaną szramy i ubytki, których niczym nie da się zastąpić. Pomimo tego i tak zawiesi je na ścianie w oprawie pięknych ram.
    Tak jak ich życie, wiecznie zniekształcone, ale ubrane w złoto, tłumiące to co było prawda. Szukając siebie, wciąż ranili, a mimo to, nie potrafiła odejść. Lgnęła niczym ćma do płomienia, choć mogła uciec. Miała tę siłę, posiadała wolę, a jednak nie chciała jej użyć. Wolała znów wkraczać w te same wody, o ironio, czując się w nich bezpieczniej.
    Wodząc wzrokiem po zieleni obrazu, wyobrażała sobie chłopca, który krążył od drzewa do drzewa szukając śladu matki. Osoby, która dała mu życie, jednocześnie je odbierając swoich zniknięciem. Kobiety z jego gatunku bywały nieraz bardziej okrutne dla swych dzieci niż niksy. Tak przynajmniej słyszała. Karmiona od dziecka uprzedzeniami, nigdy nie poznała prawdy.
    Możliwe, że właśnie teraz ją słyszała, a wiele nie odbiegała od tego czym sama była pojona od najmłodszych lat. Ruch ogona, rejestrowała jak co jakiś czas uderzała o kanapę. Jak sygnalizuje jego stan, myśli i emocje.
    Nie potrafiła ich odczytać.
    Czy kiedyś będzie wstanie? Czy kiedyś zrozumie co znaczą te drobne drgania?
    Przymknęła nieznacznie oczy na delikatną pieszczotę karku; przyjemne mrowienie przebiegało wzdłuż kręgosłupa. -Nie. - Powiedziała cicho, ale mimo to głos wybrzmiał pełną melodią. Powoli i niespiesznie uniosła się wyżej, by móc spojrzeć w ciemne oczy. -Wybrałam ciebie. - Dodała po dłużej chwili, kiedy wodziła szarością spojrzenia po tak dobrze znanej już twarzy. Tej samej, którą wykrzywiał wcześniej gniew, tej którą zdobił nie raz bezczelny uśmiech, tej która w pełni skupiona oddawała się sztuce. -To właśnie to odbicie… sprawia, że tu jestem. - Malinowe usta ozdobił ledwie widoczny uśmiech, jego cień, a jednak nie znikający szybko. Ujęła twarz demona w jasne dłonie. -Nigdy w pełni nie zrozumiem. - Miała żal do siebie, że nie będzie potrafiła w pełni ukoić bólu jaki nosił, ale jak mogła to zrobić, nosząc swój własny? Mogła zrzucać płaszcz trosk tak jak zrzuca się ubranie z ramion, ale rankiem znów go nakładała. Był częścią niej, ubraniem niewidocznym, ale stanowiącym jedność z jej istotą.
    Mogła jednak po części zrozumieć i poznać, choć trochę lepiej odczytywać wszelkie znaki i być może nie stać się zgubą i nieszczęściem. Chociaż dla jednej osoby nie stać się… tragicznym końcem. -Postaram się choć trochę. Nawet jeśli ma być to tylko jeden kolor z całej palety barw.
    Nachylając się złączyła ich czoła, przymykając oczy wsłuchała się w oddechy, w dźwięk bicia serc, w rytm wystukiwany przez ogon.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Odkąd sięgał pamięcią, samotność była obecna w jego życiu - pęczniała pod gałęziami żeber i rozrastała się w zagęszczony baldachim pierzastych liści, skręcała grube łodygi dookoła odsłoniętych przegubów jak ciężki, więzienny łańcuch. Był od początku samotny, spoglądał na roześmiane rodziny podążające trajektoriami ulic, spoglądał na rówieśników, aby wieczorem skonfrontować się z własnym odbiciem w lustrze. Kiedy był jeszcze dzieckiem, nie rozumiał, dlaczego odmienni ludzie mieli go nienawidzić, dlaczego wyłaniający się pod nasadą lędźwi, krowi ogon, czyni go czymś wzgardzonym, czymś dużo gorszym, skazanym na piętnowanie przez mechanizmy społeczeństwa. Później, nawet ukrywając i fałszując tożsamość, był podobnie samotny, a jego życie, barwne i równocześnie bezwartościowe jak porzucony, szeleszczący papierek od prezentu, wypełniały jedynie porywcze epizody. Potrafił - zaskakująco trafnie - spełniać cudze pragnienia, wizje, których dotychczas inni, napotykani ludzie bali się wypowiedzieć na głos, był krótką chwilą, był krótkim, spłyconym snem zawieszonym jak mgła nad rozpiętym pejzażem rzeczywistości. Niedługo później każdy z nich powracał do swojego życia, do małżeństw i zobowiązań - a on pozostawał sam.
    Teraz znał już odpowiedź. Dłonie Villemo, ciepłe i delikatne, osunęły się po krawędziach jego kości policzkowych, rozprowadzając się równomiernym dotykiem. Oddechy, przesiąknięte nieznanym, nieuchwytnym odczuciem rozbijały się o wzniesienia napiętej i przeczulonej skóry. Nie umiał stwierdzić, dlaczego do niego lgnęła, dlaczego nadal lgnął do niej (jesteś moją słabością, razem się rozpadniemy, razem zderzymy się z postrzępioną granią bezlitosnego świata), ale znał już odpowiedź. Demoniczne odbicie widoczne w jego sylwetce powinno być ostrzeżeniem, powinno skłonić ją, aby się oddaliła. Istniały inne osoby odporne w zupełności na jej urok, mogące o wiele słuszniej na nią zasługiwać. Znał już odpowiedź - nie prowadziło ich przenigdy przeczucie, że będą w stanie dokładnie siebie poznać, pochłonąć każdą z tajemnic, uczynić swoje natury zupełnie przewidywalnymi. Chodziło tu przede wszystkim o nakreśloną obecność, o jedną stałą w chaosie, o dłoń, która niosła pomoc w rozdygotanym tłumie. Chodziło o coś prostego, coś bardzo symbolicznego - i równocześnie chodziło też o obsesję, o głodne uzależnienie, które myślał, że zwalczył, paląc obrysy szkiców, zmieniając portrety w popiół. Mylił się.
    - Nie musisz tego rozumieć - zapewnił, kiedy tak trwali, zamknięci dotąd w milczeniu - po prostu- - głos mu się nagle załamał, zatrzymał się niczym ość zagłębiona w gardle. Nienawidził sam siebie, za to, że miał jedynie powielać poprzednie błędy, za to, że był tak słaby - za to, że nie był w stanie o niej nigdy zapomnieć, wyrzucić ze swojej czaszki. Za to, że tylko przy niej z łatwością się zatracał, zupełnie, jakby trzymała go w szponach roztaczanej aury. Musieli wciąż razem istnieć, nie mieli innego wyjścia. Nie potrafili.  
    - Po prostu chcę, abyś była - wyszeptał, przechylając się jeszcze bliżej w jej kierunku, zsuwając się opuszkami palców po krawędzi jej szyi i całując ją w usta, początkowo miękko, niespiesznie, później z powtórną, wyłaniającą się łapczywością, rozpaczą zagłuszonej, dudniącej we wnętrzu pustki. Ujął lekko jej wargę, zupełnie, jakby próbował zachować jej smak na dłużej, zatrzymać jej obecność tuż przy pochyłym stropie swojego podniebienia.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Niezależnie co zrobi, zawsze będzie kłamstwem. Kiedy życie kreowała w jaskrawych, fałszywych barwach, poszukiwała miejsca - przystani, w której będzie mogła zmyć te barwy. Ucieczka w naturę, bolesna przemiana, aby przez jakiś szybować, nurkować i oderwać się od codziennych bolączek, dawała tylko czasowe ukojenie. Pozwalała zachować równowagę kiedy szaleńcza gonitwa życia nie pozwalała na złapanie oddechu.
    Jednak to wciąż było za mało.
    Wieczny niedosyt, pragnienie, które pozostawiało suchość w ustach. Cichy krzyk wewnętrznego istnienia, ból i strach, że nawet kawałek spokoju jak wyszarpywała z rzeczywistości stanie się iluzją.
    Tak jak ona wiecznie nią była.
    Teatr, choć był spełnieniem marzeń, światem, w którym mogła się zaszyć, być pełen tych, których zwodziła, udawała kogoś kim nie jest w obawie odrzucenia.
    Nie nosiła jawnego śladu swej odmienności, a jednak musiała wiecznie panować nad emocjami. Iskra złości i gniewu spalała fasadę piękna, ukazując plugawą naturę, która zakończyłaby ulotne marzenie - zamieniła je w istny koszmar.
    Nie musiała obawiać się iluzji kiedy była obok niego. Kiedy toczyli rozmowy, te pełne dźwięków oraz te ciche, prowadzone jedynie spojrzeniami, kiedy słowa były całkowicie zbędne.
    Nie dało się uciec.
    I choć wszystko wydawało się błędem, choć wszelkie znaki wskazywały, że będzie jedynie gorzej i ciężej, tak nie chciała uciekać od tego zaplatania. Nici jakie tkały Norny dawno już zamienili w jeden, wielki supeł, którego nie dało się rozplątać. Jedynym wyjściem było rozerwanie go… a to jedynie przyniosło ból, którego nie chciała przeżywać.
    Chciał.
    Własną wolą, pragnieniem - chciał - aby była.
    Serce zabiło mocniej na dźwięk słów, które w swej nucie zostały złamane, w ciszy drżenia raniły, jednocześnie, zaciskając węzeł jeszcze mocniej. Złączając usta w pocałunku, w pragnieniu zbliżenia, wołali o bliskość jakiej pożądali. Tej, która miała dać poczucie bezpieczeństwa.
    Splatając dłonie na jego karku, zbliżając się prawie bezszelestnie, niszczyła niedużą barierę jaka jeszcze chwilę temu tkwiła. Kruchą i nietrwała, zbudowaną na podstawie gniewu i strachu odrzucenia.
    Przepadła, zburzona niczym zamek z piasku.
    Odpowiadając na pieszczotę ust sięgnęła ku jego pustce, chcąc ją wypełnić, o ironio, swoja własną. Aura zadrżała, sącząc się, płynąc leniwie w świadomości pełnego odkrycia, gdzie nie musiała trzymać jej na uwięzi.
    Westchnęła cicho; dzięki temu, potrafiła żyć między ludźmi, nie wodząc ich na zatracenie.
    Pogłębiła pocałunek, nie pozwalając, aby zbyt długo smakował usta, naparła mocniej w potrzebie pragnienia jakie właśnie przejmowało we władanie jej ciało.
    Kiedy mogła być, codzienność stawała się łatwiejsza.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach




    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.