Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Salon

    4 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Salon
    Stanowi najbardziej reprezentatywne pomieszczenie, w którym przyjmowani są goście – dobrze oświetlone i utrzymane w należytym porządku. Na ścianach, podobnie jak w innych częściach budynku, znajdują się oprawione rysunki i obrazy, w chwili obecnej niewystawione przez właściciela na sprzedaż. Niektóre z dzieł pochodzą jeszcze z młodości, na co wskazuje jawnie nieopierzony, dopiero rozwijający się styl. Przy ścianach okalających pokój stoją regały z dumną kolekcją ksiąg oraz pamiątkowych przedmiotów. Kamienny, okraszony płaskorzeźbami kominek, kryje w swoim wnętrzu trzaskający wesoło ogień podczas chłodniejszych, zimowych dni. Fotele, a także kanapa mogą być zajmowane bez przeszkód przez gości, którzy przychodzą niekiedy w celu złożenia zamówień.
    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    18.06.2001


    Uścisk dłoni zawsze będzie ich pieczęcią. Związaniem na stałe losów, chociaż mogli się rozejść. Nie tchórzostwo, a rozsądek, gdyby nigdy więcej nie pozwolili sobie na splecenie znów palców, a jednak pomimo ciągłych ostrzeżeń - wciąż nie potrafili od siebie odejść.
    Nie mogli liczyć na szczęśliwe zakończenie rodem z baśni dla dzieci. Nigdy tego nie oczekiwała, wiedząc, że takie dla nich nie istniało.
    Zresztą… czym ono było? Kłamstwem jakich wiele. Złudzeniem i iluzją jaką sobie codziennie wmawiano. Taką, jaką sami kreowali każdego dnia swojego istnienia. Ciężar ponurych dni nadal spoczywał na barkach, nie opadł niczym płaszcz u jej stóp. Nadal tkwił, świadoma tego, że jedynie będzie stawał się coraz cięższy wkroczyła do salonu. Nie potrafiła się złościć na samą siebie. Pozostał jej śmiech, kpiący i pełen ironii, nad sobą samą. Nad ich dwójką, która wciąż miała popełniać te same błędy.
    Na nowo.
    Skazani na ich powtórne przeżycie.
    Mając wolną wolę, nie związaną niczym mogła odejść, a jednak zasiadając ostrożnie na kanapie pozwalała na to, aby zmierzać ku przepaści. Ku nieuchronnemu.
    Być może, tak to życie miało wyglądać.
    Znajdować namiastkę normalności w czystym szaleństwie.
    Trwając w milczeniu, wsłuchiwała się w oddechy, w przytłumiony szum ulicy za oknem. Unosząc spojrzenie utkwiła je w pejzażu, który wisiał na ścianie. Wcześniej go widziała kątem oka, ale nigdy nie pytała. Choć być może powinna, bo przecież to nie natura była jego natchnieniem, a ludzkie twarze. Czując ciepło u swego boku przylgnęła bliżej, chcąc wysłuchać opowieści, krótkiej w słowach, jednocześnie bardzo długiej w swoim dźwięku.
    Dostrzegała pociągnięcia pędzla, przenikanie barw, gdzie im głębiej w las, tym farba stawała się coraz ciemniejsza, zwiastująca brak światła w samym jego sercu. Nie musiała pytać, aby zrozumieć. Chciał ją zobaczyć i poznać, to co dla niej było oczywiste. Jej własna matka nie uciekła z córką, została przy mężczyźnie, choć nie wiedziała jak długo by wytrzymała. Jak często znikała, by przebywać otoczeniu jezior.
    Nie zdążyła zapytać.
    Wpatrując się w pejzaż zaczynała pojmować dlaczego natura nie była dla niego ucieczką, a przykrym doświadczeniem. Powoli przenosząc szare spojrzenie dotarła do tego drugiego, przełamanego kwaśnym uśmiechem. Mogło się zdawać, że to już przeszłość, ale gdzieś w głębi niewielką drzazgą nadal tkwiła powodując od czasu do czasu dyskomfort, a nawet chwilowy ból. Tam gdzie znajdowała ukojenie i spokój, on jedynie wspomnienia, które przypominały o chwilach gdy karmił się naiwnością własnych pragnień.
    Co chciał jej powiedzieć?
    Pytanie utkwiło na końcu języka nim zdążyła je zadać. Pozostało tam goryczą posmaku. Nie śmiała pytać, a jedynie przylgnęła bliżej, kładając powoli głowę na jego ramieniu.
    Szarością tęczówek błądząc po zieleni płótna.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Dokończ, co sam zacząłeś. Myśli, trzymane w sztywnym uścisku świadomości  są śliskie jak ciemne skrzepy. Sam wypluł ich część przed chwilą, wyrzucił z jaskini gardła garść różnorodnych sylab harcujących dotychczas jak stado plemiennych wojowników. Wyrywał przed nią część siebie.
    Dokończ.
    Nie mógł być teraz pewny, dlaczego jej o tym mówił. Wiedział, pomimo tego, że musi jej to powiedzieć, nawet, gdy okoliczne powietrze tężało jak galareta i zatrzymało się brudnym czopem w tchawicy. Znowu dawał nadzieję, budował gniazdo iluzji, zamiast całkowicie przekreślić ich znajomość. Obraz jest łatwo spalić, rozpada się pod płomieniem. Wie już, że nie jest w stanie jej odrzucić. Każda, nawet najmniejsza cząstka jej obecności roznieca uzależnienie, rozpuszcza w umyśle słabość. Są słabi, jedno przy drugim, szukają tamtych emocji, zgubionych pod naporem konfliktów, pod szałem nieporozumień. Próbują się uzupełnić, nasycić, choć nigdy nie będą w stanie. Szukają choć odrobiny ukojenia.
    Milczą. Milczenie jest gęstą błoną sklejoną pomiędzy ich ciałami (ty-ja, nasze wspólne zepsucie, nasz wspólny skowyt zapomnienia). Miękkość jej jasnych włosów gromadzi się na opuszkach. To absurd, mógłby pomyśleć. Wszystko jest dziś absurdem.
    - Dopiero później zrozumiałem, że nie muszę jej szukać - mówi dopiero po dłuższej i naprężonej chwili. Jest w zupełności świadomy, że patrzy teraz na obraz, przechadza się po nim wzrokiem. Możliwe, że zastanawia się, co odczuwał, gdy wracał w objęcia lasu, kiedy tkwił wśród natury. Przeważająca część jego losu była już zapisana przy samym, przeklętym pochodzeniu.
    - Mam w sobie jej odbicie - ponury uśmiech wykrzywił się na jego fizjonomii. Miał w sobie całą jej chciwość, jej chaos i jej przewrotność, pragnienie zbierania spojrzeń jak kolorowych znaczków przyklejonych rozrzutnie do jego powierzchni skóry. Miał jej rozwiązłość, jej kłamstwa i krowi ogon poruszający się co pewien czas, uderzając głucho o kanapę. Miał aurę, która sprawiała, że ludzie tracili zmysły. Villemo była tak blisko, jej głowa ułożona na jego szczupłym ramieniu, w pobliżu zagłębienia obojczyka. Przesunął dłonią niżej, odgarniając jeden z kosmyków, trącając płatek jej ucha; podążył lekko po karku.
    - Mogłaś wybrać któregoś z bardziej dobrych demonów - szepnął z równie posępnym rozbawieniem, nachylając się w pobliżu jej twarzy. Mogła; ale czy rzeczywiście powinna? Fossegrimowie bywali zazwyczaj bardziej ułożeni, potulni, przychylni ludziom. Selkie były przedstawiane w o wiele jaśniejszym świetle, nawet, gdy w opowieściach potrafiły zwodzić nieostrożnych podróżników. Która, inna genetyka byłaby jednak w stanie lepiej skonfrontować zawistość i niezachwianą dumę niks? Mogła obecnie wybrać kogoś lepszego.
    Zasługiwała.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/



    Powinna rozbić ich oblicza jak lustra w domu. Powinna pozwolić, aby rozpadli się na miliony kawałków i potem zamiast sklejać na nowo to co zepsute, zwyczajnie wyrzucić do kosza. Od czasu do czasu natrafiając na pojedyncze ślady dawnej zażyłości i z irytacją wyrzucać ją do śmietnika zapomnienia.
    Zamiast tego zbierała w dłonie te resztki, raniąc dłonie sklejała je od nowa, wiedząc, że już na zawsze pozostaną szramy i ubytki, których niczym nie da się zastąpić. Pomimo tego i tak zawiesi je na ścianie w oprawie pięknych ram.
    Tak jak ich życie, wiecznie zniekształcone, ale ubrane w złoto, tłumiące to co było prawda. Szukając siebie, wciąż ranili, a mimo to, nie potrafiła odejść. Lgnęła niczym ćma do płomienia, choć mogła uciec. Miała tę siłę, posiadała wolę, a jednak nie chciała jej użyć. Wolała znów wkraczać w te same wody, o ironio, czując się w nich bezpieczniej.
    Wodząc wzrokiem po zieleni obrazu, wyobrażała sobie chłopca, który krążył od drzewa do drzewa szukając śladu matki. Osoby, która dała mu życie, jednocześnie je odbierając swoich zniknięciem. Kobiety z jego gatunku bywały nieraz bardziej okrutne dla swych dzieci niż niksy. Tak przynajmniej słyszała. Karmiona od dziecka uprzedzeniami, nigdy nie poznała prawdy.
    Możliwe, że właśnie teraz ją słyszała, a wiele nie odbiegała od tego czym sama była pojona od najmłodszych lat. Ruch ogona, rejestrowała jak co jakiś czas uderzała o kanapę. Jak sygnalizuje jego stan, myśli i emocje.
    Nie potrafiła ich odczytać.
    Czy kiedyś będzie wstanie? Czy kiedyś zrozumie co znaczą te drobne drgania?
    Przymknęła nieznacznie oczy na delikatną pieszczotę karku; przyjemne mrowienie przebiegało wzdłuż kręgosłupa. -Nie. - Powiedziała cicho, ale mimo to głos wybrzmiał pełną melodią. Powoli i niespiesznie uniosła się wyżej, by móc spojrzeć w ciemne oczy. -Wybrałam ciebie. - Dodała po dłużej chwili, kiedy wodziła szarością spojrzenia po tak dobrze znanej już twarzy. Tej samej, którą wykrzywiał wcześniej gniew, tej którą zdobił nie raz bezczelny uśmiech, tej która w pełni skupiona oddawała się sztuce. -To właśnie to odbicie… sprawia, że tu jestem. - Malinowe usta ozdobił ledwie widoczny uśmiech, jego cień, a jednak nie znikający szybko. Ujęła twarz demona w jasne dłonie. -Nigdy w pełni nie zrozumiem. - Miała żal do siebie, że nie będzie potrafiła w pełni ukoić bólu jaki nosił, ale jak mogła to zrobić, nosząc swój własny? Mogła zrzucać płaszcz trosk tak jak zrzuca się ubranie z ramion, ale rankiem znów go nakładała. Był częścią niej, ubraniem niewidocznym, ale stanowiącym jedność z jej istotą.
    Mogła jednak po części zrozumieć i poznać, choć trochę lepiej odczytywać wszelkie znaki i być może nie stać się zgubą i nieszczęściem. Chociaż dla jednej osoby nie stać się… tragicznym końcem. -Postaram się choć trochę. Nawet jeśli ma być to tylko jeden kolor z całej palety barw.
    Nachylając się złączyła ich czoła, przymykając oczy wsłuchała się w oddechy, w dźwięk bicia serc, w rytm wystukiwany przez ogon.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Odkąd sięgał pamięcią, samotność była obecna w jego życiu - pęczniała pod gałęziami żeber i rozrastała się w zagęszczony baldachim pierzastych liści, skręcała grube łodygi dookoła odsłoniętych przegubów jak ciężki, więzienny łańcuch. Był od początku samotny, spoglądał na roześmiane rodziny podążające trajektoriami ulic, spoglądał na rówieśników, aby wieczorem skonfrontować się z własnym odbiciem w lustrze. Kiedy był jeszcze dzieckiem, nie rozumiał, dlaczego odmienni ludzie mieli go nienawidzić, dlaczego wyłaniający się pod nasadą lędźwi, krowi ogon, czyni go czymś wzgardzonym, czymś dużo gorszym, skazanym na piętnowanie przez mechanizmy społeczeństwa. Później, nawet ukrywając i fałszując tożsamość, był podobnie samotny, a jego życie, barwne i równocześnie bezwartościowe jak porzucony, szeleszczący papierek od prezentu, wypełniały jedynie porywcze epizody. Potrafił - zaskakująco trafnie - spełniać cudze pragnienia, wizje, których dotychczas inni, napotykani ludzie bali się wypowiedzieć na głos, był krótką chwilą, był krótkim, spłyconym snem zawieszonym jak mgła nad rozpiętym pejzażem rzeczywistości. Niedługo później każdy z nich powracał do swojego życia, do małżeństw i zobowiązań - a on pozostawał sam.
    Teraz znał już odpowiedź. Dłonie Villemo, ciepłe i delikatne, osunęły się po krawędziach jego kości policzkowych, rozprowadzając się równomiernym dotykiem. Oddechy, przesiąknięte nieznanym, nieuchwytnym odczuciem rozbijały się o wzniesienia napiętej i przeczulonej skóry. Nie umiał stwierdzić, dlaczego do niego lgnęła, dlaczego nadal lgnął do niej (jesteś moją słabością, razem się rozpadniemy, razem zderzymy się z postrzępioną granią bezlitosnego świata), ale znał już odpowiedź. Demoniczne odbicie widoczne w jego sylwetce powinno być ostrzeżeniem, powinno skłonić ją, aby się oddaliła. Istniały inne osoby odporne w zupełności na jej urok, mogące o wiele słuszniej na nią zasługiwać. Znał już odpowiedź - nie prowadziło ich przenigdy przeczucie, że będą w stanie dokładnie siebie poznać, pochłonąć każdą z tajemnic, uczynić swoje natury zupełnie przewidywalnymi. Chodziło tu przede wszystkim o nakreśloną obecność, o jedną stałą w chaosie, o dłoń, która niosła pomoc w rozdygotanym tłumie. Chodziło o coś prostego, coś bardzo symbolicznego - i równocześnie chodziło też o obsesję, o głodne uzależnienie, które myślał, że zwalczył, paląc obrysy szkiców, zmieniając portrety w popiół. Mylił się.
    - Nie musisz tego rozumieć - zapewnił, kiedy tak trwali, zamknięci dotąd w milczeniu - po prostu- - głos mu się nagle załamał, zatrzymał się niczym ość zagłębiona w gardle. Nienawidził sam siebie, za to, że miał jedynie powielać poprzednie błędy, za to, że był tak słaby - za to, że nie był w stanie o niej nigdy zapomnieć, wyrzucić ze swojej czaszki. Za to, że tylko przy niej z łatwością się zatracał, zupełnie, jakby trzymała go w szponach roztaczanej aury. Musieli wciąż razem istnieć, nie mieli innego wyjścia. Nie potrafili.  
    - Po prostu chcę, abyś była - wyszeptał, przechylając się jeszcze bliżej w jej kierunku, zsuwając się opuszkami palców po krawędzi jej szyi i całując ją w usta, początkowo miękko, niespiesznie, później z powtórną, wyłaniającą się łapczywością, rozpaczą zagłuszonej, dudniącej we wnętrzu pustki. Ujął lekko jej wargę, zupełnie, jakby próbował zachować jej smak na dłużej, zatrzymać jej obecność tuż przy pochyłym stropie swojego podniebienia.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Niezależnie co zrobi, zawsze będzie kłamstwem. Kiedy życie kreowała w jaskrawych, fałszywych barwach, poszukiwała miejsca - przystani, w której będzie mogła zmyć te barwy. Ucieczka w naturę, bolesna przemiana, aby przez jakiś szybować, nurkować i oderwać się od codziennych bolączek, dawała tylko czasowe ukojenie. Pozwalała zachować równowagę kiedy szaleńcza gonitwa życia nie pozwalała na złapanie oddechu.
    Jednak to wciąż było za mało.
    Wieczny niedosyt, pragnienie, które pozostawiało suchość w ustach. Cichy krzyk wewnętrznego istnienia, ból i strach, że nawet kawałek spokoju jak wyszarpywała z rzeczywistości stanie się iluzją.
    Tak jak ona wiecznie nią była.
    Teatr, choć był spełnieniem marzeń, światem, w którym mogła się zaszyć, być pełen tych, których zwodziła, udawała kogoś kim nie jest w obawie odrzucenia.
    Nie nosiła jawnego śladu swej odmienności, a jednak musiała wiecznie panować nad emocjami. Iskra złości i gniewu spalała fasadę piękna, ukazując plugawą naturę, która zakończyłaby ulotne marzenie - zamieniła je w istny koszmar.
    Nie musiała obawiać się iluzji kiedy była obok niego. Kiedy toczyli rozmowy, te pełne dźwięków oraz te ciche, prowadzone jedynie spojrzeniami, kiedy słowa były całkowicie zbędne.
    Nie dało się uciec.
    I choć wszystko wydawało się błędem, choć wszelkie znaki wskazywały, że będzie jedynie gorzej i ciężej, tak nie chciała uciekać od tego zaplatania. Nici jakie tkały Norny dawno już zamienili w jeden, wielki supeł, którego nie dało się rozplątać. Jedynym wyjściem było rozerwanie go… a to jedynie przyniosło ból, którego nie chciała przeżywać.
    Chciał.
    Własną wolą, pragnieniem - chciał - aby była.
    Serce zabiło mocniej na dźwięk słów, które w swej nucie zostały złamane, w ciszy drżenia raniły, jednocześnie, zaciskając węzeł jeszcze mocniej. Złączając usta w pocałunku, w pragnieniu zbliżenia, wołali o bliskość jakiej pożądali. Tej, która miała dać poczucie bezpieczeństwa.
    Splatając dłonie na jego karku, zbliżając się prawie bezszelestnie, niszczyła niedużą barierę jaka jeszcze chwilę temu tkwiła. Kruchą i nietrwała, zbudowaną na podstawie gniewu i strachu odrzucenia.
    Przepadła, zburzona niczym zamek z piasku.
    Odpowiadając na pieszczotę ust sięgnęła ku jego pustce, chcąc ją wypełnić, o ironio, swoja własną. Aura zadrżała, sącząc się, płynąc leniwie w świadomości pełnego odkrycia, gdzie nie musiała trzymać jej na uwięzi.
    Westchnęła cicho; dzięki temu, potrafiła żyć między ludźmi, nie wodząc ich na zatracenie.
    Pogłębiła pocałunek, nie pozwalając, aby zbyt długo smakował usta, naparła mocniej w potrzebie pragnienia jakie właśnie przejmowało we władanie jej ciało.
    Kiedy mogła być, codzienność stawała się łatwiejsza.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Wiedział, że postępował niewłaściwie, nie rozkazując jej, by odeszła szorstkim i wyszczerbionym głosem, przeczołgującym się z zachrypnięciem po zgliszczach dzielącego ich dystansu; wiedział, że postępował niewłaściwie, kiedy jego spojrzenie, dotychczas sztywne, napięte jak struna cięciwy łuku rozmiękczało się pod naporem fal wzbierających emocji. Wiedział, że postępował niewłaściwie - to jednak nic nie zmieniało, niczego nie mogło zmienić. Sumienie wbiło się w skórę jak postrzępiona drzazga, uwierając miarowym dyskomfortem.
    Chciał. Samolubnie, łapczywie i całkowicie nierozsądnie próbował ją zatrzymać przy sobie choć odrobinę dłużej. Część jego rozumiała od zawsze, że nie pragnęła wyrządzenia mu krzywdy, nie próbowała mu w żaden sposób zaszkodzić, jedynie zupełnie nieopatrznie wypowiadając słowa, które odczytał w inny, znieważający sposób, w danym momencie uznany za przekleślenie ogólnej autentyczności, którą starał się wobec niej zachować. Wyznał jej przecież prawdę na temat swojej genetyki, wyjawił sekret, do jakiego odnosił się z targającym nim od środka obrzydzeniem. Dzisiaj, kiedy ujmował nasadę swego ogona między opuszki palców, pojął, że nie jest w stanie go odciąć, że byłoby to zupełnie uwłaczające, skoro zdążyła poznać jego wygląd, nieopatrzony żadnymi, kłamliwymi zabiegami.
    Brakowało mu jej towarzystwa. Próbował uczynić wszystko, by zasklepić tę ranę, wyłożyć jej uszczerbek ziarniną rozpaczliwych działań, pozbawionych szczególnego posmaku znajomości zawieranych razem z przeciągającymi się na fizjonomii uśmiechami. Grząskie, wypełniające ich obydwoje odczucia, mogły przynieść im tylko więcej skaleczeń, parzącej grzbiet języka złości i puchnącego pod sercem rozczarowania, pomimo tego wypełniała ich absurdalna, niezdrowa determinacja, by funkcjonować wspólnie na przekór istniejącym przeciwnościom.
    Możliwe, że w samotności zagarnia się nawet wroga.
    Nasunął na jej usta cień kolejnego pocałunku, nawiązanego z podobną, bliźniaczą zażyłością zaczynającą pulsować wzmożonym tętnieniem serc. Nie zastanawiał się nawet przez moment dłużej nad piętnem konsekwencji, nie, skoro zgodnie szukali śladów bliskości zdolnej odcisnąć się rozedrganym ciepłem na topografiach ciał. Będzie później żałować. Dławił posmak goryczy kolejną kaskadą muśnięć. Później. Przechylił się w jej kierunku, sprawiając, że pas dzielącej ich, zawężonej odległości, stał się jeszcze ciaśniejszy. Zatrzymał dłonie na wyżynach jej ramion, pozwalając, by w jednym ruchu przylgnęła ciaśniej do oparcia kanapy. Zawisnął tuż przy jej twarzy, pozwalając, aby jej włosy łaskotały wciąż jego skórę, odsłonięta na miarowe, rozgrzane smugi jej oddechów. Zamarł, zupełnie jakby usiłował zadać jej pytanie lub cokolwiek potwierdzić, spomiędzy jego warg nie wydobyła się jednak nawet samotna zgłoska. Krowi ogon, opadający poniżej mrowiących lędźwi, spłynął tuż przy jej łydkach, niemal oplatając się dookoła ich obwodu. Uśmiechnął się, w przyjemnym zaślepieniu beztroski odciskając na jej szyi następne, osuwające się jeszcze niżej pocałunki. To nie jest pora, by myśleć o konsekwencjach.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Rozkaz nie działał. Nie miał we władaniu jej świadomości. Nie mogła zasłaniać się tym, że nie była sobą, że nie wiedziała co czyni. Podejmowała świadomą decyzję, pełną sprzeczności, grożąca załamaniem, tym, że już zawsze będzie popełniać te same błędy; wchodzić wiecznie do tej samej rzeki. Wiedziała kim jest, ukazał jej prawdę, tę głęboko skrywaną tę, która tkwiła w nim zadrą niepokoju.
    Nie wiedział wszystkiego.
    Czy może miał świadomość, że potrafi się zmieniać, że smukłe ramiona zmieniają się w skrzydła, a ciało łamane wielokrotnie przeistacza się w stworzenie. W to, które wielu karmi, z radością patrząc jak w dziobach znikają kolejne porcje przekąsek.
    Miała wtedy świadomość.
    Wiedziała kim jest.
    Ukazywała siebie tylko raz innym, chowając tę część głęboko w sobie.
    Chciała powiedzieć.
    Pragnęła wyznać już dawno, ale w obawach i ostrych słowach wszystko przepadło. Chciała złożyć w jego dłonie całość prawdy o sobie, tego kim jest, jak on odważył się ukazać siebie.
    Później
    Pragnienie bliskości, nadrobienie cichych dni, wypełnionych pustką, w nawałnicy zajęć, byle tylko nie myśleć; powróciły ze zdwojoną siłą kiedy w otuleniu ramion szukała wytchnienia. Opadała na kanapę unosząc w górę spojrzenie, błądząc nim po strukturze twarzy, nasłuchując oddechu, słysząc własne bicie serca; tak głośne i rytmiczne jednocześnie.
    Nie mogła odejść, nie chciała tego robić, ponieważ tylko kiedy była blisko nie stanowiła zagrożenia.
    Był jej ucieczką. Nie musiała już lękać się o swoje istnienie. Nie mógł zagłuszyć natury jaką była, ale potrafił sprawić, że żyła wśród galdrów nie nastając na ich życie, ale przede wszystkim umysły - tak kruche, delikatne, że mogła je zgnieść w swoich palcach. Pod delikatnym naciskiem warg przymknęła oczy ciesząc się chwilą jaką znów złapali dla siebie, wyczuwając lekkie drżenie ogona uśmiechnęła się nieznacznie świadoma tego jak daleko zaszli od pierwszego spotkania. Choć rytmika tańca nabrała innego tempa, choć melodia już się zmieniła to główny motyw nadal pozostawał ten sam, z pewną nutą niebezpieczeństwa i niewiadomego, tak bardzo elektryzującego. Opuszkami palców sunęła niespiesznie po napiętej linii karku huldrekalla. Palce wsuwała we włosy zapamiętując każde drganie mięśni, każdy znak jaki zostawiał ustami na jej skórze. Jedną z dłoni przesunęła wzdłuż jego pleców, napawając się każdym ruchem, szelestem ubrań ocierających się o ciało, gorącem oddechów - symfonia dźwięków ich wiecznego zagubienia, z którego nie potrafili się już wyrwać. Nigdy



    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen




    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/





    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen




    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/





    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen




    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/





    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen




    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/




    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen




    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/




    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen




    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/




    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen




    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/




    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen




    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/




    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen




    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/




    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Był przekonany, że szczątki jego sumienia otrząsną się z opóźnieniem, podnosząc rzężącą wrzawę, kakofonię wadliwych tłoków mechanizmu; był przekonany, że nowe, rozjuszone wyrzuty wgryzą się z uporem w padlinę rozrzuconych wspomnień stygnących pod zachmurzonym niebem świadomości. Zawsze tak wyglądało, zawsze, gdy odchodziła, zaczynał wkrótce żałować, poddawał się, uginając kark przed przynoszącą mu onieśmielenie, niedawną ekscytacją. Przełykał żółć wysączonej, pogardliwej frustracji, gorycz zagrzebaną głęboko w fałdach jego podniebienia, parzącą go wściekle w przełyk. Żałował, ponieważ bał się możliwych konsekwencji; żałował, bo w głębi duszy był tchórzem wyuczonym przede wszystkim ucieczki, nawykłym do jej wygody, do samotności i dystansu; żałował, dlatego że został wychowany w nienawiści do swojego pochodzenia, tak, jakby musiał żarliwie codziennie za nie przepraszać, przepraszać, że urodził się potworem, zbrukanym, nienawistnym odmieńcem niegodnym funkcjonować w azylu szlachetnego społeczeństwa. Żałował, ponieważ wiedział, z jaką łatwością każde słowo będzie w stanie obrócić się przeciwko niemu, jak wiele ryzykuje, zawierzając jej znacznie więcej niż tylko powierzchowne ciało.
    - Pewnie masz rację - wyszeptał, pochylony tuż nad wypukłym skrzydłem jej obojczyka. Wreszcie, żałował tego, że mimo strachu buchającego wraz z wyrzutem krwiobiegu, nie umiał z niej zrezygnować. Nie umiał żyć bez ich pasji, oddając się jej zupełnie, jak ofiara pochłonięta w całości przez harcujący płomień. Nie umiał żyć bez ich więzi, nawiązanej pomimo licznych przeszkód ich sprzeczności. Zostali, przez swoje pochodzenie, powołani do okrucieństwa. Żądali więcej i więcej, wsuwając się w zakamarki cudzej duszy, wsiąkając jak niezmywalny atrament, nie pozwalając o sobie nigdy zapomnieć, krzycząc swoją pstrokatą obecnością.
    - Nie uciekniemy przed tym, kim jesteśmy - przyznał - jednak bez tego nigdy bym cię nie poznał - dźwignął kąciki ust w nienachalny uśmiech - nie w ten sposób. - Nie w ten sposób; byłby tylko kolejnym z zadurzonych w niej mężczyzn, podatnych na wyrok aury, skamlałby niczym pies o najmniejszy, możliwy ochłap uwagi, gotowy obiecać wszystko, czego sobie jedynie zażyczyła. Byłby kolejną, pustą marionetką w jej osobistym teatrzyku, zupełnie innym od aktorstwa, które tak umiłowała. Villemo wysunęła w jego stronę ramiona, a on opadł w jej dotyk, tymczasowo kojący, do momentu, aż nie nadejdzie ponownie chwila samotności i przeklętej, zwodniczej refleksji nad całym postępowaniem. Postępował zwyczajnie nierozsądnie, zupełnie zaślepiony ich relacją, zupełnie nią zniewolony choć z innych przyczyn od pozostałych, świdrujących ją spojrzeniami ludzi.
    - Tak długo, jak będę bliżej - dodał, układając się przy niej - każda rana przestaje mieć znaczenie. - Nie uważał, że powinna mu obecnie cokolwiek wynagradzać. Uprzednie, utworzone obrazy, były bezwzględnie przetrawione w popiół - teraz jednak rozumiał, że nie spoglądał na nią wtedy dostatecznie dojrzale, teraz wiedział, że namalowałby ją inaczej, gdyby zyskał ponowną, niezastąpioną szansę. Czując ciepło jej sylwetki pogrążył się w przyjemnej, rozmarzonej stagnacji, jedynie kładąc swój ogon na nadal rozpalonej powierzchni kobiecej skóry. Dzisiaj nie bał się tego, czym rzeczywiście był.

    Einar i Villemo z tematu


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    31.07.2001

    Łatwo było mu mówić, żeby się nie niepokoiła. I to po tym, jak wspominał o sprawach zawodowych. Oczywiście, że się zaniepokoiła, a jeszcze jakby tego brakowało, to dodatkowo się zdenerwowała. Jakie na wszystkich bogów Einar mógł mieć do niej sprawy zawodowe? Cały dyżur w pracy Vaia przesiedziała praktycznie jak na szpilkach. Była na tyle roztrzepana, że nawet udało jej się poplamić kawą kilka dokumentów i nakrzyczeć na początkującego strażnika. No cóż, nikt nigdy nie mówił, że życie było łatwe, prawda? Nie miała za specjalnych wyrzutów sumienia i zaraz po zakończeniu służby wyprysnęła wręcz z biura.
    Ciuchy na przebranie specjalnie ze sobą wzięła, więc wskoczyła w nie w tempie ultra szybkim i praktycznie pognała do mieszkania Einara. W głowie krążyły jej bardzo różne scenariusze, zaczynając od jakichś błahostek, a kończąc na poważnych groźbach i problemach, które mógłby mieć Halvorsen. Zresztą od ich ostatniego spotkania sporo myślała i zastanawiała się, dochodząc do wniosku, że coś nie tak działo się z nią w jego obecności. Rozważała też trochę, czy czasem jednak Einar nie jest ucieleśnieniem loa którejś grupy, ale nie mogła mieć pewności. Że jej podejrzenia mogą być prawdziwe i ma problemy prawne z tego tytułu, także brała pod uwagę, co tworzyło porządny i nieunikniony chaos w głowie strażniczki. Przede wszystkim jednak najbardziej obawiała się, że Einarowi mógłby ktoś zrobić krzywdę, a tego jej kocie jestestwo nie chciało w żadnym wypadku. Zresztą w tym temacie Vaia bardzo zgadzała się ze swoim wewnętrznym zwierzakiem. Nie było opcji, by Halvorsena ktokolwiek skrzywdził.
    Całą drogę do mieszkania Einara wręcz przebiegła, zapominając kompletnie o tym, że przecież mogła się teleportować. Choć w sumie to i tak było kiepskim pomysłem, jeśli patrzyć na to, jak bardzo martwiła się o Einara. Mógł sobie myśleć, co tylko chciał, Vaia na swój sposób troszczyła się o niego, tak samo jak on troszczył się o nią, bez względu na inne sprawy. Zwolniła bieg ulicę przed domem malarza, nie chcąc wbijać do niego aż tak zdyszana, jak aktualnie była. Ale i tak resztę trasy przebyła szybszym krokiem, pukając do drzwi mniej więcej 45 minut po zakończeniu dyżuru w pracy.
    Po namyśle odpaliła jeszcze papierosa, korzystając z faktu, że Einar jeszcze nie otworzył drzwi. Nie była pewna, czy mężczyzna pali, ale jakby na to nie spojrzeć, nie paliła szlugów dla widzących, tylko te normalne, ze sklepu śniących, a do tego już niektórzy mogli mieć jakieś pretensje. W końcu jednak, wciąż z petem w ustach zapukała ponownie widząc, że Einar nie otwiera. Zrobiło jej się wewnątrz nieco zimno, ale spróbowała chociażby udawać, że się nie denerwuje i się nie martwi. Może jest pod prysznicem. Albo maluje, choć nie miała pojęcia, czy Einar ma w domu pracownię. A może po prostu uciął sobie drzemkę, a ona niepotrzebnie się denerwuje? Ale jak miała się nie denerwować, kiedy puszczał jej teksty o konsultowaniu spraw cholera jasna zawodowych!
    - Mierda. – syknęła w końcu, wywalając peta, gotowa nacisnąć klamkę i wejść po prostu na chama do mieszkania malarza. Potem będzie przepraszać, jeśli się wygłupiła, ale teraz…
    - Einar?! Wszystko okey? – spytała natychmiast, kiedy w końcu otworzył drzwi. Zanim zdążyła wpakować się tam na chama.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Ciało, które posiadał, budziło w nim obrzydzenie - lepkie, nieprzyjazne odczucie gromadziło się, uciskając dno żołądka nieokreślonym, bezkształtnym poczuciem winy (winy, lecz winy za co? czy mógł mieć wpływ na cokolwiek, na kręte ścieżki swojego przeznaczenia, na bliznę swojej natury rozprowadzoną nierównym, perłowym ściegiem na płótnie jego umysłu?). Splunął do umywalki, godząc spojrzeniem w postać zarysowaną w lustrze. Milczący czas konfrontacji, on, tylko on, sam, nieprzerwanie samotny. Zrobiło mu się niedobrze, dyskomfort nie odstępował go nawet na pojedynczy oddech, na pojedyncze uderzenie serca, chwytając przestrzeń pod zagnieżdżonym, twardym spoiwem mostka.
    Mogła przyjść w każdej chwili. Był o tym przekonany, dlatego, że znał ją dobrze, wystarczająco dobrze, by wiedzieć, jakie wrażenie wywrze na niej treść listu, już i tak wyważona, ze starannie dawkowanym udzielającym mu się pod skórą  niepokojem. Mogła przyjść w każdej chwili, a podobne wrażenie charczało nad nim jak szczęki wygłodniałego zwierzęcia marzącego o przelewaniu jego krwi. Krew, tak czy inaczej, musiała zostać przelana, zacisnął zęby, odcinając po raz kolejny krowi ogon, dlatego, że mogła przyjść w każdej chwili. Nie był bezpieczny, nie teraz, nawet we własnym domu. Chciał ją, co oczywiste, zobaczyć, ale nie mógł pokazać  się przed nią w takiej formie. Ogon powrócił, od zawsze zresztą powracał, jego klątwa, mówiąca jawnie o brudnym, skundlonym pochodzeniu. Powrócił w niedogodnym momencie, ale lepiej teraz, niż później, lepiej teraz, powtarzał niczym modlitwę, strząsając z siebie impulsy chlustającego bólu. Cudem zdążył uprzątnąć całe miejsce, cudem zdążył się doprowadzić do znośnego stanu, cudem zdążył się przebrać, wprost doskonale, o ironio, przewidując kolejne wydarzenia. Słyszał, jak cudze knykcie miarowo uderzają o drzwi. Dźwięk, powtarzany z uporem niósł się po okolicznych pomieszczeniach. Miał bardzo mało czasu, na swoje szczęście - zdążył. Pochwycił później za klamkę, konfrontując się ostatecznie z osobą, której tak doskonale się spodziewał.
    - Tak.
    Mówił miękko, spokojnie, choć przy tym lekko zmieszany. Wydawał się odrobinę zakłopotany sytuacją, zupełnie, jakby miał problem ją odpowiednio wytłumaczyć, przelewać w naczynia słów. Sprawa, z którą się do niej zwrócił, była równocześnie tak błaha jak poważna, mogąca nieść ze sobą istotne zagrożenia.
    - Napisałem, że tak - potwierdził niedługo później. Zaprosił ją natychmiast do środka, chcąc, żeby się równie szybko rozgościła. Nie był to zresztą pierwszy raz, kiedy składała mu wizytę. Przez krótką chwilę w milczeniu obserwował jej postawę. Rozpoznał cząstki emocji parujące w jej całym zachowaniu.
    - Na bogów, Vaia - przypomniał - nie chciałem cię przestraszyć - wiedział, że była to nieudolna próba załagodzenia sytuacji jak podłożenie atrapy opatrunku. Nie umiał jednak powstrzymać się przed podobnym stwierdzeniem, zanim usiądą i przejdą do sedna sprawy.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Kręciła się, stała niczym na szpilkach, nie wiedząc, co zrobić, co począć i jak zareagować. Niespodziewanie przywrócona relacja, o której sądziła, że jest utracona, robiła z nią dziwne rzeczy. Wyewoluowała do momentu, w którym pewne sprawy przestawały jej być obojętne.
    Widok Halvorsena, całego, zdrowego i co najważniejsze całkiem spokojnego, był niczym kojący plaster na jej własne emocje. Nic mu nie było, był cały i zdrowy. Jej niepokój chociaż trochę opadł, przynajmniej tyle dobrego było. Posłusznie wpakowała się do mieszkania Einara, korzystając z szybkiego zaproszenia i potelepała się wprost do salonu. Po kilku wizytach mniej więcej już znała rozkład tych najważniejszych pomieszczeń, ale i tak nie przesadzała w tym rozgaszczaniu się.
    Prychnęła za to niczym dzika kotka, wbijając spojrzenie w malarza, gdy zaczął się na nią burzyć, mówiąc, że pisał jej, że wszystko w porządku. Tak, pisał, mhm. Pisał jej o cholernych konsultacjach zawodowych i czego oczekiwał?! Że nie będzie się o niego martwić? Najwyraźniej był trochę mniej domyślny niż sądziła, ale to nic.
    - Nie przestraszyłeś mnie! – fuknęła, krzyżując ręce na piersiach, w wyrazie delikatnego zdenerwowania. Ulga mieszała się z dalszym niepokojem. Był cały i zdrowy, ale jednocześnie to nie znaczyło, że wszystko było w porządku. Nikt go nie skrzywdził, przynajmniej teraz, ale może w takim razie coś mu groziło? – Po prostu… ugh. – w emocjach brakowało jej słów, by wyjaśnić, co właściwie czuła. By wytłumaczyć siebie, swoje zachowanie, swoją nagłą panikę. Westchnęła w duchu, bo kot pchał się i żądał, by go wypuściła. Vaia nie była pewna, czy powinna to zrobić, ale jej oczy błyszczały złotem, a większość zmysłów była bardziej wyostrzona. Nie skupiała się jednak na niczym konkretnym, po prostu chciała, by jej wszystko wyjaśnił. Tutaj i teraz, najlepiej natychmiast, miała gdzieś kulturowe konwenanse.
    - Po prostu zaniepokoiłeś mnie tym listem. – powiedziała w końcu, trochę kulawo, chociaż teraz było już chyba jasne, że zwyczajnie się o niego martwiła. Zrobiła kilka kroków w stronę mężczyzny i zwyczajnie objęła go za szyję, wtulając się w niego całkiem mocno, powolnymi wdechami chłonąc jego zapach. Była jak kot, potrzebowała się upewnić, że naprawdę nic mu nie jest, by pozbyć się zdenerwowania i móc wysłuchać, co powie dalej. Próbowała nad sobą panować, nie robić żadnych gwałtownych ruchów czy nie przerażać go gwałtownością swoich reakcji. Choć miała ludzką postać, było w niej więcej kota, który denerwował się, że coś mogło się stać z tym, co było jej. Znajomy zapach koił lepiej niż słowa, pozwoliła sobie na chwilę trwania w tej pozycji, na chwilę uspokojenia się i odzyskania jako takiej kontroli.
    - Mów. – wymruczała w końcu, po części tonem prośby a po części tonem rozkazu. - Do czego mnie potrzebujesz? – westchnęła, pocierając policzkiem o pierś Einara, zanim w końcu mogła się odrobinę odsunąć. Teraz jednak, gdy emocje trochę opadły, docierały do niej inne bodźce. Dotyk. Dźwięki. Zapach.
    Właśnie, zapach.
    Zaciągnęła się powietrzem i zmarszczyła brwi, próbując jakoś pojąć, co właściwie czuła.
    - Einar? Czy… – zawahała się lekko. – Czy ja czuję krew? – spytała ostrożnie, z dużą dozą niepewności, bo jednak ciężko było jej stwierdzić, czy to faktycznie krew, czy po prostu jej łeb coś sobie ubzdurał. Czuła też i dużo innych zapachów, a poza tym mógł się chociażby zaciąć papierem i nie byłoby nawet sensu stawiania w gotowości wszystkich zmysłów.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.