Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Las dębowy

    5 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Las dębowy
    Las dębowy stanowi istotną część obszaru Lasów Północnych, rozciągających się na północ od miasta. To miejsce jest uważane za najbliższy przyrodniczy rejon znajdujący się nieopodal miasta, co sprawia, że jest ono szczególnie atrakcyjne dla mieszkańców i miłośników natury. Dęby tworzą gęsty baldachim nad głowami spacerowiczów, a ich potężne korony zapewniają cień w gorące dni. W sezonie jesieni las ten staje się szczególnie malowniczy, kiedy liście zmieniają się w różne odcienie czerwieni, złota i pomarańczy, tworząc wręcz zapierający dech w piersiach widok. Dodatkowo, bez względu na porę roku, można tutaj bez problemu natknąć się na rozmaite ingrediencje zarówno roślinne, jak i zwierzęce.


    Ingrediencje
    W tym temacie możesz znaleźć ingrediencje. Aby je zdobyć, wystarczy napisać posta, wykonać rzut kością zgodny z mechaniką zbierania składników i rozliczyć się w aktualizacji rozwoju.

    
● Ingrediencje roślinne: białomirtwór (I), malina nordycka (I), mech torfowy (I), miętulipan (I), muchomor czerwony (I), poziomka pospolita (I), płucnica islandzka (I),  gwiazdołuna (II), metamorflora (II), monetka bukowa (II), muchomor biały (II), piestrzenica kasztanowata (II), pokrzyk wilcza jagoda (II)
    
● Ingrediencje zwierzęce: mysiptaszek (I) – pióro, skvader (I) – róg, pióro, sierść;
    ● Ingrediencje specjalne: mimikra przedziwna. 
    Widzący
    Ursula Frisk
    Ursula Frisk
    https://midgard.forumpolish.com/t766-ursula-friskhttps://midgard.forumpolish.com/t771-ursula-friskhttps://midgard.forumpolish.com/t772-ratatosk-ursuli#2965https://midgard.forumpolish.com/f88-ursula-frisk


    23.05.2001

    Droga nie była przesadnie długa, ale zmęczenie dawało nam się we znaki. Zrezygnowaliśmy ze snu, żeby pozwiedzać północną knieję, więc łatwo było się domyślić, że następny poranek nie będzie należał do najprzyjemniejszych, gdy będziemy musieli wrócić jak gdyby nigdy nic do swoich obowiązków.
    - Zbliżamy się powoli do miasta - Zasygnalizowałam, gdy tylko skończyłam ziewać. Oczy trochę mi się kleiły, ale dalej starałam się zachować czujność. Choć szło mi to średnio. Byliśmy jednak sami w lesie i to jeszcze w środku nocy. Czy było to nieodpowiedzialne? Było, ale mam przynajmniej rzadkie ingrediencje, których brakowało mi w swoich zapasach. Szkoda tylko, że ta wydzielina z błon śluzowych ma tak krótki termin przydatności, więc musiałam szybko je zużyć. Byłam mimo wszystko pewna, że się nie zmarnują.
    - Co sądzisz o tym wszystkim..? Co się wydarzyło? Myślisz, że Midgard wreszcie wróci do tej normalności sprzed roku? Urodziłam się w tym mieście... i szczerze? Nie sądziłam, że kiedykolwiek dojdzie do takich sytuacji. I to na taką skalę! - Pokręciłam zrezygnowana głową przypominając sobie miesiące strachu i innych obaw. - Wszystko, co było przed tym, wydaje się takie... odległe... Jakby było tylko nieosiągalnym już wspomnieniem. - Westchnęłam ciężko, dzieląc się z chłopakiem moimi przemyśleniami. Może właśnie ten temat mnie rozbudził, bo przy leśnym mchu znalazłam dwie małe roślinki. Chyba wiedziałam, co to było, ale musiałam się upewnić. - Ale pachnie... to miętulipan - jestem tego pewna! - Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy jego liście znalazły się przy moich nozdrzach. - Przyda mi się na koszmary. Czasami zdarza mi się źle sypiać. Nawet częściej niż czasami. Mam nadzieję, że żadna zmora się nade mną nie pastwi... - Traumę z dzieciństwa ciężko przezwyciężyć, ale z roku na rok było coraz to lepiej. - Rozejrzyjmy się, jak już tu jesteśmy. Może coś się jeszcze ostało. - Teren ten był popularny, szczególnie w tym okresie. Jednak sprawny zbieracz może zauważyć więcej, niż inni amatorzy.
    Nie musiałam szukać długo, gdy znalazłam jeszcze krzaczek maliny nordyckiej. I jej owoce znalazły się w mojej torbie.

    2x miętulipan
    2x malina nordycka
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Ursula Frisk' has done the following action : kości


    'Ingrediencje (I)' :
    Las dębowy FuFyqhl
    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Nie można powiedzieć, żebym w jakikolwiek sposób się czegoś obawiał. To chyba nie leży w mojej naturze, skoro przeżyłem tyle i nadal kroczę po świecie. Ale jestem w stanie zrozumieć niepokój towarzyszącej mi dziewczyny – nie każdy ma takie samo podejście do śmierci, jakie mam ja. Co nie zmienia faktu, że pchanie się pod łapy tego, co żyje w tym lesie, niespecjalnie mi pasuje. Mam tyle żywego złota, że wystarczy mi na wzbogacenie się na jakiś czas. Klienci na złoto są zawsze.
    - No proszę cię. – parsknąłem szczerym śmiechem. Jeszcze nie zwariowałem, by wystawiać na tacy moje własne miejsca na szukanie ingrediencji. Ursuli można się nawet przyznać, nie zadepcze złóż, jakie by one nie były. – Żaden łowca nie rozpowiada swoich sekretów. Moja sprawa, skąd mam, ważne, że mam. – puściłem jej oczko i zacząłem się uważnie rozglądać, gdy gdzieś w pobliżu słychać był szelest. I może warkot? No dobra, to nie jest zły pomysł, by się stąd wynosić.
    - Przesadzasz. – mruknąłem całkiem odważnie, ale nie protestowałem przed oddaleniem się z miejsca. Ot tyle, że rzuciłem wzrokiem wokół, tak upewniając się po prostu, czy aby nic nas nie śledzi.
    Nie śledziło, na całe szczęście.
    Zmęczenie było moim najmniejszym zmartwieniem aktualnie, nie był to pierwszy raz, kiedy wybierałem rośliny nad sen. Zaskakująco wiele z nich miało konkretne pory roku czy dnia, w których można było je zbierać. Ale przecież świadomie wybrałem sobie taki a nie inny zawód, czego chyba jednak nie można było powiedzieć o młodej. Z życzliwości nie skomentowałem jej ziewania i nieco zaspanego wzroku, błądzącego w poszukiwaniu łóżka.
    - Ano. Chociaż w mieście nawet w nocy potrafi nie być bezpiecznie, nie? – bądź co bądź mieszkałem w dzielnicy Ymira Starszego. Blisko Przesmyku. Nikt mi nie wmówi, że Przesmyk był bezpieczny. No, przynajmniej dla zwykłych zjadaczy chleba, ja tam czułem się w nim całkiem nieźle, nawet mimo jego reputacji.
    - Na moje? Nie ma takiej opcji. – nie dało się ukryć, że zaskoczyła mnie pytaniem o ostatnie wydarzenia, więc jedynie wzruszyłem lekko ramionami. – Ludzie z czasem przejdą do zwykłego życia. Ostatni rok stanie się jedynie odległym koszmarem. Ale nie uwierzę w to, że zapomną i że przestaną oglądać się za siebie. Za dużo śmierci jest wokół. – oznajmiłem, wsadzając ręce do kieszeni kurtki. – Może będzie więcej patroli. Uprzykrzą życie tym czy owym. – dodałem też oględnie. Nigdy nie miałem koszmarów, wyjąwszy tę krótką chwilę trzy lata temu, zanim doszedłem do ładu z tym, co zrobiłem. Teraz już mi to nie groziło.
    Sprawdzając, czy mam Ursulę w zasięgu wzroku, odszedłem kawałek dalej, bo moją uwagę przykuły nieco inne rośliny. Zebrałem ostrożnie metamorflorę, pokrzyk wilczą jagodę i muchomor biały, nie pokazując tego jednak dziewczynie. Nawet wiedziałem, komu to sprzedam.

    2x metamorflora
    2x pokrzyk wilcza jagoda
    1x muchomor biały

    Nik i Ursula z tematu


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Nik Holt' has done the following action : kości


    'Ingrediencje (II)' :
    Las dębowy EagSChR
    Widzący
    Harpa Tveter
    Harpa Tveter
    https://midgard.forumpolish.com/t2449-harpa-tveter-sigyn-hammarshttps://midgard.forumpolish.com/t3825-harpa-tveter-sigyn-hammarstrom-nee-sjostrom#40087https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    20.07.2001


      W pobliżu pojawia się tajemnicze, nieznane stworzenie o dużej posturze, które wydaje się z oddali śledzić każdy twój ruch, nie zbliżając się jednak za bardzo. Jeśli zdecydujesz mu się przyjrzeć, zobaczysz, że to bestia przypominająca niedźwiedzia o dużych, zlodowaciałych, niemalże martwych oczach.
      → Granice Magii

      Lasy zawsze napełniały ją spokojem.
      U k o j e n i e m.
      Nie była to słodycz namacalnego bezpieczeństwa wlewającego się podskórnie w mięśnie, ilekroć nurkowała w chłodnych jeziorach, jednak uczucie wciąż tętniło czymś znajomym, bliskim, jakby stawała się jednością ze światem natury — czyż nie należała bezpośrednio do matki ziemi? czyż nie powinna hołubić nierozerwalnej więzi pomiędzy ciałem kobiety, jednak sercem niksy? Miękkość mchów ponownie przyciągnęła rozbiegane ponad horyzontem myśli, wtłaczając namiastkę harmonii do wnętrza przytłoczonego rzeczywistością, zbrukanego człowieczą niesprawiedliwością, nasiąkłego zropiałym płynem sączącym z niewygojonych ran, które ponownie postanowiły zapłakać krwawymi łzami wypływającymi z kącików rozjątrzonych bruzd rozoranych nie tyle przeszłością, co teraźniejszością, co wdarła się gwałtownie oraz agresywnie w jej przestrzeń, częściowo uporządkowany świat; nawet jeśli wybudowany na kłamstwach.
      Obłymi kroplami cieknącymi wzdłuż podrażnionych miejsc wytyczała nowe szlaki, by ponownie zagubić się w tych, którymi niegdyś podążała, trochę jak dziecko nieuczące się na popełnionych błędach i wówczas ususzona gałązka dębowego drzewa pękła pod bosymi stopami, a te odczuły trzask przeszywający dogłębnie, jakby to w samej Harpie połamały się wzniesione kondygnacje jestestwa. Przysiadła w delikatności traw zroszonych ciepłem lipcowych dni, nieznacznie pożółkłych, chociaż jeszcze nie wystarczająco by mogły zapowiadać nadchodzące jesienne tygodnie.
      — To jeszcze nie ten czas — powiedziała do samej siebie, opuszkami palców zagarniając ukruszone źdźbła, nabierając głębszego oddechu, jak zawsze czyniła przed przemianą. To była sekunda, no może dwie, kiedy włoski najeżyły się instynktownie niczym u dzikiego zwierzęcia prężącego grzbiet wygięty wypukłymi kręgami ku górze, a rozanielone spojrzenie pociemniało gniewem rozlewanym przez pajęczynkę zmarszczek w niedawno porcelanowej skórze.
      Zasyczała ze zwierzęceniem wkomponowanym w nieatrakcyjność rysów prezentujących drugą siebie wachlarzem załamań wyszczerbionych koślawym dłutem, demonicznym nasieniem pulsującym wściekle w drapieżności rozrysowanej konstelacjami szczelin. Zamajaczył jej nierównym kształtem ogromnego cielska kołysanego jednak z zadziwiającą gracją — jak zawsze, ilekroć wychwytywała w leśnej gęstwinie sylwetki stworzeń zamieszkujących tutejsze lasy, ale wewnętrzny impuls zapiekł na wysokości mostka; o s t r z e g a ł. Zaostrzonego haczykowatym nosem przeczucia nie powinna była ignorować, dlatego podniosła się z kolan ukojonych miękkością leśnego runa i zapanowała nad oddechem, odzyskując poprzednią Harpę. Tę prezentowaną codziennie ludziom, których odgradzała wysokim murem pochowanych we własnej przeszłości tajemnic.
      Zagwizdała do zwierzęcia, powoli zmniejszając dystans piętnastu, może dwudziestu metrów rozciągniętych pomiędzy nią a niedźwiedziem, zdawałoby się na pierwszy rzut oka i przy trzasku kolejnej gałązki znieruchomiała z wyczuciem człowieka wychowanego częściowo przez mundur. — N-n-nie… — wydukała ze zbolałym głosem dziecka zrodzonego wodą obmywającą kostki w górskich potokach oraz wiatrem dmącym w rozpościerane skrzydła kruczego ciałka, w którym odnajdywała ucieczkę od śmiertelności. — Nie — powtórzyła głośniej, teraz widząc wyraźniej te martwe ślepia niegdyś żywej istoty o szkarłacie płynącym przez arterie oplatające ciało z zachłannością bluszczy wspinających się przez chropowate kory ku koronom drzew.
      Splugawiona magia.
      Pochwyciła tę myśl ze świadomością, iż nie mogła się pomylić — widziała potęgę zakazanych arkanów na własne, wówczas przerażone oczy młodocianej dziewczyny zaklętej w powinnościach i klątwach, przed którymi nie potrafiła początkowo uciec, stłumiona bezsilnością. Pamiętała powolne kiełkowanie ognistego pnącza skrzącego iskrami zza własnych żeber, które pierw pękały raz za razem, ilekroć próbowała staranować klatkę wybudowaną przez rodzinę czy później niechciane małżeństwo. Dzisiaj była wiele dalej od tamtego miejsca, karmiona pożogą pochłaniającą serce za każdym razem, kiedy modre tęczówki napotykały takie bezbożności, jak…
      — N e k r o m a n c j a — wyszeptała cicho. Niedźwiedź niczym zachęcony jej komentarzem rozdziawił szczękę, wydobywając z gardła dźwięk zbliżony do szkła pękającego pod podeszwą ciężkiego obuwia i chociaż każda cząstka nakazywała Harpie zachowanie rozsądku, posłuchanie rozwagi, ciśnięcie w stworzenie inkantacją zdolną powalić, ona spróbowała podążyć głosem serca. Logn Dyr wybrzmiało spokojem, jakby usiłowała oswoić to, co dawno było martwe.
      Co dłużej nienależące do tego świata.
      I wówczas usłyszała trzask — kolejny; nienależący ani do niej, ani do zniewolonej śmiercią istoty.


      Logn Dyr (Tranquille Animalibus) – uspokaja zwierzę na kilka minut; m. natury.
      25 → 14 + 65 = 79


    . Silence isn't empty.
    it's full of painfull answers.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Harpa Tveter' has done the following action : kości


    #1 'Ingrediencje (II)' :
    Las dębowy Bzhbcbu

    --------------------------------

    #2 'k100' : 65
    Widzący
    Isla Löve
    Isla Löve
    https://midgard.forumpolish.com/t3777-isla-love#39244https://midgard.forumpolish.com/t3779-isla-love#39294https://midgard.forumpolish.com/t3780-lakrits#39298https://midgard.forumpolish.com/


    Obserwowała ją od jakiegoś czasu. Istotę o nasłonecznionych włosach poskręcanych w ciasne serpentyny, wysoką, ale nie nazbyt wysoką, szczupłą, ale nie nazbyt szczupłą. Osamotnioną, cichą. Na tle lasu i jego szmaragdowo-brunatnych barw kojarzyła się z przechadzającą się tu i tam personifikacją zimy, bo chociaż w jej kosmykach mieszkało złoto, cała postawa szeptała o mroźnych fiordach, wodzie skutej grubą patyną kry i mieniącym się brylantowo śniegu. O powadze, która byłaby bliska jakimś mądrym duchom. Isla nie znała lokalnych bóstewek, prawdziwszych w jej mniemaniu niż nakreśleni mitologią bogowie, których obecności i towarzystwa chyba nigdy nie doświadczyła. Ale duchy żywiołów? W ich istnienie nie wątpiła. Słyszała ich śpiewy w rzęsistych mżawkach dzwoniących o dach fińskiej chaty, widziała ich tańce w wietrze poruszającym koronami drzew i krzewów, czuła na sobie ich spojrzenia, gdy wokół nie było nikogo, kto mógłby rozgonić jej samotność, i hołdowała im, traktując ich jak przyjaciół. Przez moment wzięła Harpę za właśnie taki żywot - dochodząc do wniosku, że musiała być podmidgardzką boginką mądrości, bo haczykowaty, ptasi nos upodabniał ją do sowy, a w baśniach sowy zawsze udzielały rozsądnych i wnikliwych rad.
    Dopiero później dotarło do niej, dlaczego skojarzyła nieznajomą z jednym z duchów natury, sprawujących pieczę nad całą knieją albo pojedynczą rośliną (bo duchy były różne, jedne silniejsze, a inne mniejsze, jedne prastare, a inne ledwo narodzone, jedne nazwane, a inne bezimienne). Stała za tym pieśń jej krwi. Delikatne igiełki podszeptów podpowiadających, że była czymś znajomym i zrozumiałym, czymś takim jak Isla. W jej żyłach mieszkały jeziorne nurty, jej duszę pokrywały ptasie pióra. Sowie? To możliwe, nawet bardzo. Z tego, co było jej wiadomo, niksa mogła przybrać postać ptaka z dowolnego gatunku, jedną konkretną, ale niezwiązaną ograniczeniem z ptactwem typowo wodnym. Tak opowiadała jej Vaasa.
    Wykrzywione rysy twarzy, upiorna karykatura tego, do czego były zdolne demony zapadające w złość, potwierdziły jej domysły. Zatrzymana za drzewem Isla wcisnęła palce w gruzłowate szczęki dębowej kory, delikatnie wychylając głowę ze swojej kryjówki, najwyraźniej jeszcze nieodkryta przez nieznajomą. W pierwszej chwili pomyślała, że przemiana stała się świadectwem gniewu na bycie tropioną przez podekscytowaną siostrę, w której kieszeni spoczywała wyjątkowo niezainteresowana światem norka, ale szybko dotarło do niej, że emocje targające rozwibrowanym wnętrzem Tveter chyba nie miały z nią nic wspólnego, w końcu Harpa nawet się do niej nie odwróciła, klęcząc w mchu. Isla na moment odwróciła wzrok. Cokolwiek działo się z nieznajomą, był to moment, który powinien należeć wyłącznie do niej, prywatny i intymny. Wynikający z ukrytego w głębi cierpienia, strachu lub frustracji. Poczuła się jak intruz, który niechcący zajrzał na zasłonę i dostrzegł coś, czego nie powinien, i uderzyły w nią wyrzuty sumienia; najlepsze, co mogła teraz zrobić, to uciec spojrzeniem, zatrzasnąć powieki na tak długo, jak to konieczne, by uczucia Harpy wybrzmiały, osiągnęły apogeum i zbladły we własnym tempie.
    W tym czasie Viggo drzemał w najlepsze, zrelaksowany rześkim powietrzem lasu i łagodnym bujaniem swojej kajuty, nie wspominając o tym, jak nieco ponad pół godziny wcześniej pogonił mysz, która ośmieliła się podejść do niego za blisko, i najwyraźniej okropnie się przy tym napracował. Może tak było lepiej. Chowaniec mógł uznać jej ciche podążanie śladem nieznajomej za nierozsądne i zapewne miałby rację, ale niksa niewiele robiła sobie z rozsądku. Impulsywność zawsze grała w niej pierwsze skrzypce, dyktowała postępowanie, krzesała pomysły, wytyczała szlak emocji.
    Kiedy Harpa ruszyła dalej, Isla zrobiła to samo. Niemal bezszelestnie przemykała zza jednego drzewa za drugie, uważnie stąpając po leśnej ściółce, żeby nie złamać pod podeszwą bosych stóp żadnej gałęzi. Serce w jej piersi zadygotało jednak, kiedy na widnokręgu ukazał się potężny kształt niedźwiedzia; z początku wzięła go za zwykłego drapieżnika przechadzającego się ścieżkami skrytymi pomiędzy szpalerem roślinności, ale im bliżej niego się znajdowały, zarówno Harpa, a więc i ona… Krew powoli zamarzała w jej żyłach. Nigdy nie widziała czegoś takiego, nie słyszała czegoś takiego. Czegoś o tak zmaltretowanej aurze, skostniałej, przegniłej, jakby za życia zalanej cementem, który zastygł na masywnym cielsku i stłamsił je w stygnącym sarkofagu. Poruszało się, choć chyba nie powinno tego robić. Żyło i wydawało dźwięki, choć nie powinno. Isla zamrugała gwałtownie i z zapartym w piersi tchem instynktownie postąpiła krok do tyłu, zarazem wycofując się z kryjówki nieopodal pleców Harpy i niechcący zaznaczając swoją obecność. Każdy wcześniejszy krok był uważny i zwinny, ale w momencie, gdy przestała się kontrolować, nie zważała już gdzie ani jak stąpa. Gałązka pstryknęła pod jej piętą, a ciszę lasu rozdarł głuchy dźwięk pęknięcia, przypominający odgłos łamanej kości. W szczękach takiego stworzenia jej kark poddałby się jeszcze łatwiej niż drzewna witka i Isla nie umiała udawać, że na myśl o tym nie odczuwa ogarniającego ją przerażenia. Nie pomogła nawet nazwa wypowiedzianej przez Tveter inkantacji, znajoma i często przez niksę używana; jej umysł bił na alarm tak donośnie, że zbudzony połączeniem dusz Viggo poruszył się w kieszeni spódnicy wyszywanej w kwiaty i wystawił głowę poza materiał, jeżąc futro na widok zwierzęcia.
    - C-co to jest? - wychrypiała wstrząśnięta Isla, cofnąwszy się o kolejny krok. Kolory odpłynęły z jej twarzy, a szeroko otwarte oczy świdrowały martwe ślepia niedźwiedzia, z którego nie zdołała opuścić wzroku niczym łania cofająca się przed drapieżcą. - Co mu dolega…? - spytała eteru: Harpy, duchów, nawet samego w sobie stworzenia, którego aura łamała jej serce. Pomiędzy włóknami strachu odezwały się pierwsze iskry rozpaczy, rozszalałego współczucia, które lgnęło do bólu w jej wyobraźni wżartego w esencję istoty, świadomej wszystkiego, co ją otaczało, gdzieś za zmartwiałą fasadą. Bólu cichego i nieusłyszanego przez bogów. - Viggo, nie! - syknęła lękliwie, desperacko, w ostatniej chwili zacisnąwszy dłonie na drobnym ciele norki, która już szykowała się do wyskoczenia z kieszeni. Najpewniej zamierzał stanąć pomiędzy nią a niedźwiedziem, gotów jej bronić nawet za cenę własnego życia - coś, na co Isla nigdy by mu nie pozwoliła.
    Widzący
    Harpa Tveter
    Harpa Tveter
    https://midgard.forumpolish.com/t2449-harpa-tveter-sigyn-hammarshttps://midgard.forumpolish.com/t3825-harpa-tveter-sigyn-hammarstrom-nee-sjostrom#40087https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


      Ktoś zatruł las.
      Ktoś pozwolił nieczystej magii wpełznąć pod trawiaste pierzyny mchów oraz miejscami wysokich po kolana traw, które niedawno łagodnie smagały nagość skóry w pieszczocie podobnej łaskotaniu, kiedy w milczeniu i z beztroską przelewającą przez palce przemierzała rozpromienione słońcem połacie niekończących się drzew ciągnących po horyzont; dalej niż potrafiłaby sięgnąć, nawet po przyozdobieniu kruczoczarnymi piórami drugiej postaci, w jaką wpełzała z doświadczeniem charakteryzującym człowieka powtarzającym jedną czynność od tysięcy lat, nabierając w tym mistrzowskiej wprawy. Kiedy wyczuła badawcze spojrzenie niepochwyconego początkowo stworzenia, w powietrzu unosiło się coś jeszcze — c o ś, czego prawdopodobnie nikt poza Harpą nie zdołałby pochwycić własnymi zmysłami i podskórne wibrowanie demonicznej krwi sugerowało siostrzeństwo unoszące się w eterze drobinkami ciepłej delikatności. Na początku nie rozpraszała się tym, przecież rozciągnięte wokoło pejzaże należały do każdego, jednak skracając dystans utrzymywany pomiędzy sobą a stworzeniem o martwych oczach, mrowienie przebiegające pod alabastrowym płótnem policzków, ramiom, brzucha, tężało i spróbowała się rozejrzeć wiedziona naturalnym impulsem wyniesionym najprawdopodobniej z rodzinnego domu.
      Niestety nie wychwyciła ruchu czy jakiegokolwiek kształtu, jedynie bezwolność iglaków bądź górskich wiązów albo nawet wieloletnich brzóz pnących się ku niebu, zawodzenie lipcowego wiatru dmącego od południa wraz z mdławą wonią kwiatów, szelest zawieszonych ponad głowami liści nucących melodie w soczyście zielonych koronach drzew odnajdujących niepozorny akompaniament w lamencie sosen i cisów. Niecierpliwie powróciła spojrzeniem do niedźwiedzia, a im bliżej stworzenia się przesuwała (wyjątkowo mozolnie, uważna w każdym ruchu) tym bardziej żółć zalewała wnętrze, kiedy obserwowała abominację w spętaniu zwierzęcia zakazanymi praktykami. Jej często niewzruszone serce łkało żałośnie, roniło wyjątkowo obficie iluzoryczne łzy, bowiem w rzeczywistości kobieta od dawna nie potrafiła płakać, ale właśnie tego teraz pragnęła, szlochu nad bezeceństwem zatrzymanym w martwych oczach i nieżywym wnętrzu pozbawionym wolnej woli.
      Teraz nie była Kruczą Strażniczką kierowaną repulsją, to były jej naturalne uczucia, jako istoty nierozerwalnie splecionej z matką naturą oraz wszystkim co istniejące dookoła — począwszy od ptasich treli o poranku, kończąc na płonących lasach pochłanianych nieposkromionym ogniem, który ją zawsze napawał niewytłumaczalnym strachem, może ze względu na umiłowanie wody, a może przez wzgląd na niszczycielską siłę, na bezmiar żywiołu. Zapragnęła powiedzieć coś więcej, jednak zatrzymała się po rzuconej w przestrzeń inkantacji i właśnie w tej sekundzie trzask przesuszonej lipcem gałązki wdarł się w uszy, zmuszając do obejrzenia przez własne ramię.
      N i k s a.
      Uczucie ukojenia wlało się w serce wraz ze skrzyżowaniem spojrzeń z młodszą siostrą, a przynajmniej tyle wyczytywała z delikatności porcelanowej twarzy okalanej miedzianozłotymi pasmami włosów, z garści piegów rozsypanych z artystycznym chaosem przez zarumienione policzki, ze spojrzenia bardziej struchlałego od tego należącego do Tveter, bowiem mieszającego coś niewymownego z namacalnym w leśnej przestrzeni przerażeniem, takim co migotliwie żarzyło w zwierciadłach człowieka przeżywającego chwilę grozy, ale nie winiła dziewczyny.
      Nieliczni rzeczywiście obcowali z czymś
      t a k i m.
      Ze świętokradztwem wymierzonym w galdryjskie prawa oraz obyczaje, w umiłowane tradycjami życie i wychwalanie wszystkich, co pośmiertnie zasiadali w Walhalii, ucztując wraz z bogami przy jednym stole. Zresztą nawet ona, ścigająca zaślepionych czarodziejów, niewiele mogła opowiedzieć o przyzywaniu tego, co umarłe — wspomnienia sięgające dalekiego dzieciństwa rozmazywały się, ilekroć ich chwytała i ostatecznie wszystkie symbole, zakazane księgi czy zwoje traktujące o nielegalnych rytuałach, za które groziła śmierć, rozpływały się we mgle pamięci ciemną smugą. Nie zamierzała jednak pozostawić siostry bez odpowiedzi.
      — To zakazana magia — niemalże wysyczała ze wściekłością względem tego, kto dopuścił się zbrodni i wcześniej łagodne rysy twarzy ponownie przybrały wstrętnego, karykaturalnego wybrzuszenia pochłaniającego piękno, dopóki oddech nie zwolnił o sekundę. Spróbowała zapanować nad drżeniem dłoni rwących do zaciśnięcia w pięści i nad łamliwością własnego głosu, przełknąwszy głośno ślinę, by — teraz już z częściowo odzyskanym wdziękiem — spojrzeń na Isle. Chociaż oczy zdradzały smutek ciążący sercu. — Jedne z jej najpotężniejszych arkanów, nekromancja. Plugastwo, jakiego nikt nie powinien nigdy sięgać ani praktykować, ponieważ jest zaprzeczeniem wszelkiego życia — pozwalała słowom wylewać się spomiędzy ust, wiodąc złamanym spojrzeniem przez upodlone dziecko natury, teraz krótkotrwale ukojone wcześniejszą inkantacją, jednak czar niedługo rozkruszy się wraz z niewidzialnymi więzami, jakie oplotły zatruty umysł niedźwiedzia.
      Postawiła jeszcze jeden krok naprzód, z głośno i dziko bijącym w piersi sercem spróbowała zebrać potrzebną odwagę, nie do końca wiedząc, czego właściwie powinna chwycić, po jaką magię się skierować, co zrobić, aby zapewnić bezpieczeństwo sobie, Jej oraz ożywionemu pośmiertnie stworzeniu o umarłych oczach. Zawahała się, w ostatniej sekundzie spróbowała zmienić wykreowane w myślach zdanie, co prawdopodobnie zawarzyło na niepowodzeniu, bowiem w momencie szeptania inkantacji czuła każdym milimetrem napiętego boleśnie ciała, jak magia rozpływa się we mgle niezdecydowania.
      Rætur popłynęło w eter.
      Rachityczne i miałkie, tak zatrważająco słabe, że nawet jedno pnącze nie wystrzeliło ponad glebę, ale musiało wystarczyć do zirytowania niedźwiedzia niespiesznie otrząsającego z ułudy ukojenia nałożonego oddechy wcześniej.
      — Uważaj — rzuciła jeszcze głosem głębszym, bardziej rzeczowym, może trochę rozkazującym jak starsza siostra do tej młodszej, chociaż przecież we własnym domu nigdy nie była tą starszą, jednak coś we wnętrzu Tveter zapiekło wściekle i zmusiło do częściowego zasłonięcia Isli własnym ciałem. Może trochę w poczucie, że skoro pierwsza nawarzyła tego piwa — rozdrażniając stworzenie miernotą przedwcześnie zdechłego zaklęcia — to konsekwencje powinna wypić jako jedyna. — Nie jestem pewna… — czego, droga Harpo? tego, czy przeżyjecie? tego, co wkrótce się wydarzy? tego, dokąd wszystko zaprowadzi? tego, czy zdołasz Ją uchronić? — Nie jestem pewna… — powtórzyła głuchym szeptem, niemalże bezgłośnie.
      Na ułamek sekundy w jasnych oczach nieznajomej dostrzegła coś z utraconej dekadę wcześniej Kajsy i ta okrutnie bolesna myśl spoliczkowała na tyle gwałtownie, że pozwoliła niepohamowanej energii magicznej wypełnić arterię drapieżną życiodajnością. Cokolwiek się wydarzy, musi powstrzymać niedźwiedzia przed skrzywdzeniem kogokolwiek, nieważne jak wiele siebie przyjdzie jej poświęcić.
      — Nie pozwolę mu opuścić tego lasu — powiedziała przez ramię do Isli.
      To jednoznacznie rysowało w przestrzeni kontur podjętych decyzji.


      Rætur (Radix) – wytwarza pnącza korzeni, żeby unieruchomić przeciwnika; m. natury.
      45 → 14 + 4 = 18 ; nieudane


    Spoiler:


    . Silence isn't empty.
    it's full of painfull answers.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Harpa Tveter' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 4

    --------------------------------

    #2 'k6' : 2
    Widzący
    Isla Löve
    Isla Löve
    https://midgard.forumpolish.com/t3777-isla-love#39244https://midgard.forumpolish.com/t3779-isla-love#39294https://midgard.forumpolish.com/t3780-lakrits#39298https://midgard.forumpolish.com/


    Niewiele wiedziała o magii zakazanej. Strzępki ponurych ulicznych rozmów czy nagłówki artykułów, których nigdy nie czytała, to za mało, żeby wyobrazić sobie pełne spektrum potworności czających się w inkantacjach wypełniających żyły atramentem. Nigdy nie widziała człowieka rozrywanego na strzępy ani torturowanego, nie doznała szoku na widok bezpodstawnej przemocy, zakusy lubieżnych gwałtowności wymierzonych w nią samą topiąc pod taflą jeziora. To jednak wynikało z konieczności, z próby obrony, kiedy wokół niej nie istniał już nikt inny gotów odpędzić od niej niebezpieczeństwo, za wyjątkiem walecznej i nieustraszonej norki. Wiedza Isli ograniczała się zatem do urywków i świadomości tego, że mroczne arkana istnieją - gdzieś bardzo daleko, na tyle, by nigdy jej nie dosięgły.
    Nie przeczuwała, że pewnego lipcowego dnia rozleją się po ścieżkach, którymi kroczyła. Że rześki zapach lasu zgęstnieje od woni rozkładającego się mięsa, a cisza panująca pod splecionymi kopułami gałęzi okaże się groźna, symbolizująca zatrzymany w napięciu oddech całej przyrody. Lodowate dreszcze zbiegły w dół jej kręgosłupa na dźwięk wyjaśnień Harpy, sama niksa zaś zamarła, zapatrzona w potraktowane w ten sposób zwierzę. Całe szczęście, że starsza zrodzona z jeziornej wody siostra zdawała się pałać do jego krzywdy podobnym poczuciem niesprawiedliwości, a jej syk przypominał wężowe szepty, na tyle zbliżony, że Isla zastanowiła się, czy nie przybierała tej postaci w swej zmienionej formie.
    Jak niedobrze, że tego dnia wyszła na spacer bez Henrika, bo ukochany musiał pojawić się w pracy, zamiast przemierzać z nią dzikie podmiejskie ostępy - on z pewnością wiedziałby, co należy począć. Polerował swoją wiedzę jak klingę miecza, dbając też o to, by pozostawać biegłym w sztuce tkania zaklęć, i przede wszystkim potrafił uzdrawiać. Wyciągał dusze z trzęsawisk beznadziei, zaszywał rany i odbudowywał kości jednym ruchem palca, jednym słowem. Tylko czy dla niedźwiedzia dało się coś jeszcze zrobić? Czy istniała siła mogąca wydrzeć go z kleszczy śmierci i zwrócić go na łono natury, takim, jakim być powinien? Pod jej powiekami zalśniły palące łzy, instynktownie też zbliżyła się do Harpy, mając ochotę na to, by ująć ją za rękę. To nic, że w gruncie rzeczy nawet się nie znały. W ich ciałach płynęła jedna jeziorna melodia, a to czyniło je rodziną.
    Pochwyciła jej spojrzenie, podobnie poruszone, przytłoczone wiszącym w powietrzu widmem mrocznej magii, o której opowiadała, a wyobrażenia, które za tym pobiegły, wypełniły jej gardło ołowiem. Isla z trudem przełknęła ślinę. Nekromancja, samo to słowo brzmiało bestialsko. Nie miała pojęcia, co zrobiłaby teraz bez Harpy; czy poradziłaby sobie, stanąwszy naprzeciw sił, których nie rozumiała ani nie znała, na wpół świadomie opierając się na doświadczeniu starszej z niks. Jej obecność stała się pokrzepieniem, jasnym punktem, ciepłym, łagodnym światłem ścierającym się z ciemnością okalającą potraktowane nieludzko zwierzę, i dzięki temu Isla poczuła z nią jeszcze silniejszą więź, oplatającą je obie niczym wstęgą.
    - Dlaczego ktoś mu to zrobił? - półszeptem zadała pytanie najbardziej cisnące się na usta, nie mogąc dostrzec powodu sprowadzenia na niedźwiedzia nienaturalnego losu. Przecież tego czarownika chyba nawet tu nie było, nie mógł więc obserwować pokłosia swojej magii… Zaraz, a jeśli? Rozejrzała się w popłochu, przysunąwszy się w stronę Harpy o kolejny krok. - Czy to… to barbarzyństwo oznacza, że osoba za nie odpowiedzialna jest gdzieś w pobliżu? - zapytała jeszcze ciszej, na wypadek gdyby winowajca przysłuchiwał się im z pewnej odległości. Nekromanta mógł przecież przypominać marionetkarza, poruszać kończynami swojej zabawki jak za pociągnięciami sznurków, co Isli, niemal dziko próbującej poskładać poszarpane myśli, wydało się prawdopodobne.
    Jej wzrok powrócił do towarzyszki o włosach, w których zamknięto blask księżyca, kiedy z warg Harpy spłynęło zaklęcie. Unieruchomienie niedźwiedzia, zanim ten zdołałby wyrządzić im krzywdę, było rozsądną decyzją, tym większe okazało się jej ukłucie strachu, kiedy inkantacja zawiodła. Nie miała jednak pretensji do Tveter - obie znalazły się w przerażającym położeniu, twarzą w twarz z nienaturalnym, niesprawiedliwym zagrożeniem. To chyba łut szczęścia, że uwaga stworzenia zwrócona ku Harpie przypominała wręcz ciekawość, zamiast agresji. Puste ślepia wpatrzyły się w twarz o orlim nosie, a odnóża pozostały mocno wbite w ziemię, i Isla przez jeden słodki moment miała nadzieję, że towarzyszka jakimś sposobem go otrzeźwiła. Zbudziła ze snu pełnego cieni i chłodu śmierci.
    - Nie zostawię cię samej - obiecała szeptem, szczerze, z wciąż utrzymującym się głosie napięciem. Na żal i ronienie łez przyjdzie pora, mimo iż wciąż czuła na oczach palącą patynę poruszenia i współczucia dla rozluźniającego się niedźwiedzia - a kiedy tylko wypowiedziała te słowa, jego łeb zwrócił się ku niej. Inaczej. Bez łagodności, jaką wcześniej okazał Harpie, zupełnie jakby przyrzeczenie Isli dźgnęło go doprowadzonym do czerwoności prętem i nakazało mu znów wzmożyć agresję.
    Głuche kłapnięcie szczęk było pierwszym sygnałem i preludium do złości, jaką niechcący w nim wzbudziła. Zęby w otwartym pysku nawet z tej odległości zdawały się ogromne, stworzone do zbudowania leśnej pozycji drapieżnika. Spłoszona, sięgnęła jedną ręką do nadgarstka stojącej przed sobą Harpy i zacisnęła na nim palce, dotykiem poszukując wsparcia, podczas gdy po jej ciele przetaczały się nowe salwy strachu. Viggo znów poruszył się w kieszeni, więc przytrzymała go w tym czasie drugą dłonią, nim się nie uspokoił.
    - Zezłościłam go? - pisnęła cicho, a przez jej myśli znów przedarło się podejrzenie o tym, że jego marionetkarz znajdował się w pobliżu. W innym razie jak wytłumaczyć tak raptowną i chyba niczym nieuzasadnioną zmianę zachowania? Powłokę ciszy przeciął ostrzegawczy ryk, obijający się od rdzenia jej duszy jak uderzenie obuchem, i niksa cofnęła się o kilka kroków, ciągnąc za sobą Harpę, czy tego chciała, czy nie. Instynkt kazał uciekać. Odwrócić się i czmychnąć przed siebie, z nadzieją na to, że jakimś cudem przegonią szarżującego niedźwiedzia. Musiała przecież wrócić do domu, do Henrika, z którym nie zdążyła się pożegnać prawdziwym pożegnaniem; do Henrika, któremu dopiero co wybaczyła i z którym mogła wreszcie liczyć na szczerość; do Henrika, bez którego nie chciała umierać. Las mógłby pochłonąć jej szczątki, a on nigdy nie dowiedziałby się o tym, co się z nią stało. Czy pomyślałby, że go zostawiła?
    Niedźwiedź się rozpędził. Wystarczyło pierwsze widmo jego susów, żeby jej mało waleczna natura zareagowała instynktownie - i chociaż rozżarzony alarmem umysł domagał się natychmiastowego i bardziej permanentnego unieszkodliwienia, wciąż nie była w stanie zrobić temu zgnębionemu istnieniu większej krzywdy.
    - Logn dyr! - krzyknęła, a echo jej głosu zatańczyło pośród drzew, uderzywszy w pierś pokrytą brązowym futrem. Udało się. Szarża zastygła, obnażone zęby znów przykryły się pierzyną warg, a pazury przestały żłobić w ziemi długie wnęki. - Och, bogowie, myślałam, że… - oddychała płytko, nieregularnie, w każdym fragmencie swojego ciała czuła tętent uderzeń serca. Myślała, że już po nich. Że tego nie powstrzymają. - Nie chcę go zabijać - rzuciła roztrzęsiona do Harpy, mimo wszystko, a po policzkach spłynęły pierwsze łzy bezradności i strachu, jeszcze mocniejszego niż wcześniej przez to, do czego niemal doszło. Szybko je otarła. - Już dość wycierpiał - z rąk ludzi, z ich okrucieństwa, ich niegodziwości. Zadrżała, wsunąwszy dłoń do kieszeni, w której wciąż znajdował się Viggo, a norka otuliła jej palce, gibka jak strużka wody. - Nie da się nic na to poradzić? Może sprowadzimy tu kogoś, kto umiałby to odczynić? - spytała starszej siostry. Niedźwiedź jednak już nie żył i nawet Isla na pewnym poziomie swojej świadomości zdawała sobie z tego sprawę - tylko tak trudno było jej się z tym pogodzić.

    3—4: Stworzenie porusza się z niepokojem i zaczyna was okrążać, ostrzegawczo kłapiąc zębami. Nagła zmiana w zachowaniu może sugerować, że szykuje się do szarży. Możesz wykonać rzut k100 na uspokojenie niedźwiedzia.

    Logn Dyr – uspokaja zwierzę na kilka minut.
    25 | 3 + 20 (stata) + 5 (atut) = 28 uff
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Isla Löve' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 3

    --------------------------------

    #2 'k6' : 3



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.