:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok
5 posters
Prorok
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:16
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
16.09.2000
- Czeka na was w czwórce. – Krótkim, zwięzłym komunikatem przywitał Neptúnusa, Eitriego i Ivara młodszy oficer Toppenberg, z przyzwyczajenia kiwnięciem głowy wskazując im kierunek, w jakim powinni się udać, by zaraz wrócić do swoich własnych spraw.
Szesnasty dzień września był bowiem dla większości oficerów Kruczej Straży dniem, jakich wiele od ostatnich niemal czterech miesięcy, obfitując w kolejne zgłoszenia o podejrzanych osobnikach kręcących się w równie podejrzanych miejscach; dla większości oficerów Kruczej Straży pogrzeb Lauge Nørgaarda znaczył tak samo wiele, jak pogrzeby kolejnych dziewięciu ofiar, które powiększyły zamkniętą z końcem sierpnia listę osiemdziesięciu jeden zamordowanych. Żaden z nich nie miał czasu na rozpamiętywanie tych, którzy w spokoju ducha opuścili ziemski padół, Toppenberg miał go dodatkowo jeszcze mniej, przejmując obowiązki wysłanego na przymusowe zwolnienie kolegi, dlatego automatyczne, bezwiedne gesty przestawały już kogokolwiek dziwić, denerwowały natomiast coraz częściej pojawiające się za sprawą przepracowania młodzika nieścisłości i uchybienia w procedurach.
Przed wejściem otrzymali dokumentację, którą udało się sporządzić tuż po sprowadzeniu złodziejaszka do siedziby Kruczej Straży. Nie wynikało z jej wiele poza tym, czego Soelbergowie i Finnurson mogli domyślić się już na miejscu incydentu: młodzieniec nie był do tej pory znany Kruczym, co wskazywało, że jego grabieżcze doświadczenie jest właściwie żadne. To samo dotyczyło jego przygód z przesłuchaniami przez kruczych inspektorów – pilnującemu go oficerowi nie umknęło uwadze, jak wielki wpływ na zachowanie młodego mężczyzny miał pokój przesłuchań. Chociaż spędził w nim zaledwie pół godziny, jego twarz pobladła i nie wydawał się już tak pewny siebie, jak tuż po schwytaniu w grobowcu, skronie przyozdobiły perełki potu, wzrok zaś wydawał się z każdą chwilą coraz bardziej rozbiegany. Trójka oficerów bez wątpienia mogła uznać złodzieja za zaszczutego, jednak dopiero konfrontacja z nim da im pewność, czy to aby nie przypadkiem jedynie próba zwiedzenia funkcjonariuszy na manowce.
W skrócie: nie wiecie o pochwyconym nic poza tym, że do tej pory nie był znany Kruczej Straży. Aby wyciągnąć ze złodzieja jakiekolwiek informacje, musicie najpierw wykonać rzut k100 na charyzmę. Próg powodzenia wynosi 65 – zależnie od uzyskanego wyniku uzyskacie więcej lub mniej informacji na zadawane mu pytania.
Eitri Soelberg
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:17
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Marsz ku siedzibie Kruczej przebiegał sprawnie. Życie w Midgardzie, mimo uroczystości żałobnych, toczyło się zupełnie zwyczajnie – Eitri łapał kątem oka osoby, które spiesznie podążały ku swoim obowiązkom, jakby zupełnie wypierając wiadomości o śmierci Lauge. Nie dziwił się temu zbytnio, podobnie jak temu, że na piętrze wydziału Kryminalno-Śledczego panowała zupełnie zwyczajna atmosfera. Świst przecinających powietrze kartek papieru, zapach mielonej kawy, markotne spojrzenie kolegów, którzy powitali ich pomrukiem – dzień, jak każdy inny. Soelberg witał się z nimi równie entuzjastycznie, przechodząc przez pomieszczenie wspólne.
Zmrużył oczy, lustrując Toppenberga, na jego twarzy wyraźnie odznaczało się znudzenie zaistniałą sytuacją. Piękna wizytówka – Kruczej Straży. Zmęczenie było kolejnym niepokojącym rysem i chociaż, sam Soelberg doświadczał go ostatnimi czasy coraz częściej, mina młodego oficera nie napawała go optymizmem.
– Toppenberg, skup się, na litość, albo pogadaj z przełożonym. Trupa za ciebie tu postawić, wyszłoby na to samo… – Zgryźliwe słowa, niosły cień prawdy, coraz mniej pamiętano o tym, że podstawą efektywności pracownika było jego wypoczęcie. Rzucił okrycie wierzchnie na krzesło przy zasypanym papierami biurku i przeszedł dalej, w celu przedostania się na korytarz prowadzący ku pokojom przesłuchań. Zabrał papiery, w których znajdowały się znikome informacje dotyczące złapanego złodzieja. Szybkie przejrzenie ich nie przyniosło mu wiele. Prawdziwe przesłuchanie miało się dopiero zacząć. Wyciągnął rękę, by przekazać dokumentację swoim towarzyszom. Głuchy stukot na pustym korytarzu, potęgował odczucie chłodu i wrogości, które mogli odczuwać wszelacy przestępcy, trafiający do siedziby Kruczej.
Klamka zgrzytnęła nieprzyjemnie, gdy nacisnął nań i wszedł do pomieszczenia, w którym czekał na nich młodzieniec. Soelberg kiwnął porozumiewawczo głową zarówno do Finnursona jak i do swojego brata. Właśnie teraz zaczynała się główna zabawa.
– Witamy ponownie – rzucił w stronę złodziejaszka, dokładnie przyglądając się temu, w jaki sposób obecnie się zachowywał. Faktycznie, cała pewność siebie uleciała i po butnym mężczyźnie nie było ni śladu, miast tego, siedział zgarbiony, z bladością zdobiącą lico. Również jego spojrzenie zdawało się być matowe, nasycone przestrachem o to, co może go spotkać. Sunął krzesłem po posadzce, echo rozeszło się po niewielkim pokoiku z siłą, która nawet na Soelberga zawsze działała tak samo – dotykała ciało drobnym impulsem, jeżącym włoski na karku. Inspektor był pewny w swych ruchach, gdyż lata praktyki wyćwiczyły w nim procedury, których winien przestrzegać.
– Podejrzewam, że funkcjonariusze poinformowali wcześniej o przysługujących prawach. Możemy więc przejść do właściwej rozmowy. Inspektor Soelberg, inspektor Finnurson oraz oficer Wysłannik Forsetiego Soleberg – wskazał kolejno na siebie, następnie na towarzyszących mu mężczyzn. Wiedział, że obecność jednego funkcjonariusza potrafiła działać cuda, jednak gdy było ich więcej? Nie chciałby znaleźć się w skórze przesłuchiwanego.
– Nie figuruje pan w żadnych naszych kartotekach. Zero odnotowań, jakichkolwiek zatargów z prawem. Ciekawe… A butne słowa z pogrzebu mogą świadczyć o tym, że to faktycznie wybryk nowicjusza. Proszę odpowiedzieć na pytanie, jak najbardziej wyczerpująco: pracujesz zupełnie sam, czy ktoś za tobą stoi? Kto cię wysłał? – Pytania były proste, stał za nimi zimny nakaz odpowiedzi, bez cienia emocji, wybijających się ponad wypowiadane słowa. Soelberg usiadł ciężko na krześle, wpijając się zimnym błękitem tęczówek w rozbiegane oczka złodzieja. Szczupłe palce podążyły na blat stołu, opierając się na nim z lekka. Swoboda w postawie ciała inspektora kontrastowała ze zbitym w sobie przesłuchiwanym.
charyzma: 96
Zmrużył oczy, lustrując Toppenberga, na jego twarzy wyraźnie odznaczało się znudzenie zaistniałą sytuacją. Piękna wizytówka – Kruczej Straży. Zmęczenie było kolejnym niepokojącym rysem i chociaż, sam Soelberg doświadczał go ostatnimi czasy coraz częściej, mina młodego oficera nie napawała go optymizmem.
– Toppenberg, skup się, na litość, albo pogadaj z przełożonym. Trupa za ciebie tu postawić, wyszłoby na to samo… – Zgryźliwe słowa, niosły cień prawdy, coraz mniej pamiętano o tym, że podstawą efektywności pracownika było jego wypoczęcie. Rzucił okrycie wierzchnie na krzesło przy zasypanym papierami biurku i przeszedł dalej, w celu przedostania się na korytarz prowadzący ku pokojom przesłuchań. Zabrał papiery, w których znajdowały się znikome informacje dotyczące złapanego złodzieja. Szybkie przejrzenie ich nie przyniosło mu wiele. Prawdziwe przesłuchanie miało się dopiero zacząć. Wyciągnął rękę, by przekazać dokumentację swoim towarzyszom. Głuchy stukot na pustym korytarzu, potęgował odczucie chłodu i wrogości, które mogli odczuwać wszelacy przestępcy, trafiający do siedziby Kruczej.
Klamka zgrzytnęła nieprzyjemnie, gdy nacisnął nań i wszedł do pomieszczenia, w którym czekał na nich młodzieniec. Soelberg kiwnął porozumiewawczo głową zarówno do Finnursona jak i do swojego brata. Właśnie teraz zaczynała się główna zabawa.
– Witamy ponownie – rzucił w stronę złodziejaszka, dokładnie przyglądając się temu, w jaki sposób obecnie się zachowywał. Faktycznie, cała pewność siebie uleciała i po butnym mężczyźnie nie było ni śladu, miast tego, siedział zgarbiony, z bladością zdobiącą lico. Również jego spojrzenie zdawało się być matowe, nasycone przestrachem o to, co może go spotkać. Sunął krzesłem po posadzce, echo rozeszło się po niewielkim pokoiku z siłą, która nawet na Soelberga zawsze działała tak samo – dotykała ciało drobnym impulsem, jeżącym włoski na karku. Inspektor był pewny w swych ruchach, gdyż lata praktyki wyćwiczyły w nim procedury, których winien przestrzegać.
– Podejrzewam, że funkcjonariusze poinformowali wcześniej o przysługujących prawach. Możemy więc przejść do właściwej rozmowy. Inspektor Soelberg, inspektor Finnurson oraz oficer Wysłannik Forsetiego Soleberg – wskazał kolejno na siebie, następnie na towarzyszących mu mężczyzn. Wiedział, że obecność jednego funkcjonariusza potrafiła działać cuda, jednak gdy było ich więcej? Nie chciałby znaleźć się w skórze przesłuchiwanego.
– Nie figuruje pan w żadnych naszych kartotekach. Zero odnotowań, jakichkolwiek zatargów z prawem. Ciekawe… A butne słowa z pogrzebu mogą świadczyć o tym, że to faktycznie wybryk nowicjusza. Proszę odpowiedzieć na pytanie, jak najbardziej wyczerpująco: pracujesz zupełnie sam, czy ktoś za tobą stoi? Kto cię wysłał? – Pytania były proste, stał za nimi zimny nakaz odpowiedzi, bez cienia emocji, wybijających się ponad wypowiadane słowa. Soelberg usiadł ciężko na krześle, wpijając się zimnym błękitem tęczówek w rozbiegane oczka złodzieja. Szczupłe palce podążyły na blat stołu, opierając się na nim z lekka. Swoboda w postawie ciała inspektora kontrastowała ze zbitym w sobie przesłuchiwanym.
charyzma: 96
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:17
The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości
'k100' : 86
'k100' : 86
Ivar Soelberg
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:17
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Miło było wrócić do domu, bowiem tym była siedziba Kruczej Straży dla niego, a i pewnie dla jego towarzyszy również. Miejscem co przyciąga i jednocześnie odpycha, mieszanką dobrych wspomnień przeplataną z tymi złymi, a całości ta prezentowała się jako dobrze i sprawnie działający organizm pełen indywidualności, lecz gotowych do wspólnego poświęcenia, na rzecz wyższego dobra. Doceniał to i cieszył z faktu pracy w murach tego miejsca.
Młodszy oficer Toppenberg wyglądał okropnie, ale i Ivar nie dziwił mu się. Ilość godzin spędzonych w pracy odcisnęła na nim swe piętno, które teraz mogli podziwiać. Jednakże zdziwiony, był zaangażowaniem brata w rozmowę z młodszym oficerem, ten wyraźnie pragnął, aby wszyscy dali mu święty spokój, lecz nie docenił siły, jaką dysponował Eitri. On sam zapewne skinieniem tylko podziękowawszy, ruszyłby wypełniać swoje obowiązki, nie zatrzymując młodzieńca na dłużej. Samemu jednak milczał, a i podczas podróży do Midgardu niewiele się odzywał. Pogrzeby go przygnębiały, a ich aura zasiewała ziarno melancholii, którą najczęściej odpędzał natłokiem zadań, aktywnością fizyczną i alkoholem, chociaż ten ostatni sporadycznie meldował się w jego ustach. A raczej nie sięgał po niego tak często, jak inni jego towarzysze w pracy.
Pozbył się w międzyczasie płaszcza, z którego jednak wyjął posrebrzaną papierośnicę. Idąc pustym korytarzem trudno, było mu zliczyć, który to już raz kieruje się w wiadome miejsce z równie oczywistych przyczyn. Zebrane wspomnienia z przesłuchań, ludzi siedzących po przeciwnej stronie stolika z czasem się zapomina, lecz bywały przypadki tak charakterystyczne, tak barwne, że wyparcie z głowy rozmów przeprowadzanych w niewielkim pomieszczeniu graniczyło z cudem. Zachowane jak fotografie z wakacji trwały w umyśle i stanowiły materiał do analiz podczas bezsennych nocy. Mógł zostać po drugiej stronie lustra. Obserwować jak brat oraz Neptúnus radzą sobie ze złodziejaszkiem, lecz odczuwał coś na kształt ciekawości wymieszanej z lekką ochotą do ujrzenia z bliska jego miny. A wiedział – przeczuwał – że ta zrzednie, zmieni się nie do poznania, zniknie pewność i młodzieńcza buta, a pojawi się strach ściskający żelazną rękawicą za kiszki, krople potu zroszą jego oblicze, a w oczach pojawi się zwątpienie w swój los. Ileż razy to widział? Pokój przesłuchań skrywał w sobie tę magię do kruszenia masek, chociaż trzeba przyznać, że czasem było to trudne zadanie.
Wszedł za bratem do niewielkiego pomieszczenia i stanął pod ścianą, z założonymi rękami obserwował, oddając inicjatywę bratu. Spojrzeniem obojętnych szarych tęczówek taksował schwytanego.
Młodszy oficer Toppenberg wyglądał okropnie, ale i Ivar nie dziwił mu się. Ilość godzin spędzonych w pracy odcisnęła na nim swe piętno, które teraz mogli podziwiać. Jednakże zdziwiony, był zaangażowaniem brata w rozmowę z młodszym oficerem, ten wyraźnie pragnął, aby wszyscy dali mu święty spokój, lecz nie docenił siły, jaką dysponował Eitri. On sam zapewne skinieniem tylko podziękowawszy, ruszyłby wypełniać swoje obowiązki, nie zatrzymując młodzieńca na dłużej. Samemu jednak milczał, a i podczas podróży do Midgardu niewiele się odzywał. Pogrzeby go przygnębiały, a ich aura zasiewała ziarno melancholii, którą najczęściej odpędzał natłokiem zadań, aktywnością fizyczną i alkoholem, chociaż ten ostatni sporadycznie meldował się w jego ustach. A raczej nie sięgał po niego tak często, jak inni jego towarzysze w pracy.
Pozbył się w międzyczasie płaszcza, z którego jednak wyjął posrebrzaną papierośnicę. Idąc pustym korytarzem trudno, było mu zliczyć, który to już raz kieruje się w wiadome miejsce z równie oczywistych przyczyn. Zebrane wspomnienia z przesłuchań, ludzi siedzących po przeciwnej stronie stolika z czasem się zapomina, lecz bywały przypadki tak charakterystyczne, tak barwne, że wyparcie z głowy rozmów przeprowadzanych w niewielkim pomieszczeniu graniczyło z cudem. Zachowane jak fotografie z wakacji trwały w umyśle i stanowiły materiał do analiz podczas bezsennych nocy. Mógł zostać po drugiej stronie lustra. Obserwować jak brat oraz Neptúnus radzą sobie ze złodziejaszkiem, lecz odczuwał coś na kształt ciekawości wymieszanej z lekką ochotą do ujrzenia z bliska jego miny. A wiedział – przeczuwał – że ta zrzednie, zmieni się nie do poznania, zniknie pewność i młodzieńcza buta, a pojawi się strach ściskający żelazną rękawicą za kiszki, krople potu zroszą jego oblicze, a w oczach pojawi się zwątpienie w swój los. Ileż razy to widział? Pokój przesłuchań skrywał w sobie tę magię do kruszenia masek, chociaż trzeba przyznać, że czasem było to trudne zadanie.
Wszedł za bratem do niewielkiego pomieszczenia i stanął pod ścianą, z założonymi rękami obserwował, oddając inicjatywę bratu. Spojrzeniem obojętnych szarych tęczówek taksował schwytanego.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:17
The member 'Ivar Soelberg' has done the following action : kości
'k100' : 32
'k100' : 32
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:18
Drogę z grobowca do Kwatery Głównej przemierzyli w dużej mierze w zupełnej ciszy. Wynikało to zapewne poniekąd z pewnej zadumy, charakterystycznej dla tych popogrzebowych momentów, a po części z chęci wykorzystania tego momentu na nakierunkowanie swego myślenia na zupełnie inne tory - czekało ich w końcu przesłuchanie, a przy nim przyda się skupiony, analityczny umysł, czuły na każde słowo i najmniejsze nawet szczegóły.
Toppenberg wyglądał jakby na jego barkach spoczywał ciężar całego świata. Prawdą było, że od czasu pierwszych tajemniczych morderstw, niewielu z nich miało okazję naprawdę odpocząć. Wspomnienia tego, co widzieli, spotkania z rodzinami ofiar, którym niekiedy bardzo trudno było pogodzić się ze stratą najbliższych, zwłaszcza w tak parszywych okolicznościach, przebywanie na miejscach zbrodni, nawet z powodu najbardziej rutynowych działań - wszystko to pozostawało z nimi niczym cień nawet w dniach, w których nie pełnili służby. Do tego cała ta papierkowa robota, którą każdy z nich najchętniej zrzuciłby na jakieś naiwne popychadło, czy innego żółtlodzioba dopiero co przekraczającego progi Kwatery Głównej, aby zasilić oficerskie szeregi.
Uśmiechnął się półgębkiem po słowach Eitriego, choć Toppenberg zdecydowanie sobie na tę uwagę zasłużył. Podobnie jak towarzysze pozbył się ciążącego na ramionach płaszczu, wieszając go na stojącym w rogu pomieszczenia wieszaku, aby chwilę potem przejąć od młodszego Soelberga akty sprawy. Marne to były notatki, nie wnosiły nic nowego do i tak już skąpych informacji, w których posiadaniu się znaleźli.
Przekraczając próg sali przesłuchań, jego uważne spojrzenie spoczęło na twarzy siedzącego na jednym z krzeseł złodziejaszka. Wydawał się o wiele mniej pewny siebie niż na samym miejscu przestępstwa. Zniknęła gdzieś zajadłość, przekonanie, z jakim rzucał w ich stronę groźby o tym, że nie wiedzą w co się pakują. Zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się na ile to zachowanie było prawdziwe, a na ile podszyte fałszem. Czyżby mężczyzna naprawdę aż tak przejął się tym, że został ujęty i odprowadzony do siedziby Kruczej Straży? Skinął głową, gdy padło jego nazwisko.
Przystanął koło stołu, na który niedbałym ruchem rzucił akta. Oparł otwarte dłonie o blat, pochylił się, wciąż jednak wyraźnie wyrastał ponad postacią podejrzanego.
- Bo przecież ktoś musiał cię wysłać, skoro zdecydowałeś się nas ostrzec przed możliwymi konsekwencjami twojego zatrzymania? - rzucił ironicznie, spoglądając zatrzymanemu głęboko w oczy. Nawet nie mrugnął.
Toppenberg wyglądał jakby na jego barkach spoczywał ciężar całego świata. Prawdą było, że od czasu pierwszych tajemniczych morderstw, niewielu z nich miało okazję naprawdę odpocząć. Wspomnienia tego, co widzieli, spotkania z rodzinami ofiar, którym niekiedy bardzo trudno było pogodzić się ze stratą najbliższych, zwłaszcza w tak parszywych okolicznościach, przebywanie na miejscach zbrodni, nawet z powodu najbardziej rutynowych działań - wszystko to pozostawało z nimi niczym cień nawet w dniach, w których nie pełnili służby. Do tego cała ta papierkowa robota, którą każdy z nich najchętniej zrzuciłby na jakieś naiwne popychadło, czy innego żółtlodzioba dopiero co przekraczającego progi Kwatery Głównej, aby zasilić oficerskie szeregi.
Uśmiechnął się półgębkiem po słowach Eitriego, choć Toppenberg zdecydowanie sobie na tę uwagę zasłużył. Podobnie jak towarzysze pozbył się ciążącego na ramionach płaszczu, wieszając go na stojącym w rogu pomieszczenia wieszaku, aby chwilę potem przejąć od młodszego Soelberga akty sprawy. Marne to były notatki, nie wnosiły nic nowego do i tak już skąpych informacji, w których posiadaniu się znaleźli.
Przekraczając próg sali przesłuchań, jego uważne spojrzenie spoczęło na twarzy siedzącego na jednym z krzeseł złodziejaszka. Wydawał się o wiele mniej pewny siebie niż na samym miejscu przestępstwa. Zniknęła gdzieś zajadłość, przekonanie, z jakim rzucał w ich stronę groźby o tym, że nie wiedzą w co się pakują. Zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się na ile to zachowanie było prawdziwe, a na ile podszyte fałszem. Czyżby mężczyzna naprawdę aż tak przejął się tym, że został ujęty i odprowadzony do siedziby Kruczej Straży? Skinął głową, gdy padło jego nazwisko.
Przystanął koło stołu, na który niedbałym ruchem rzucił akta. Oparł otwarte dłonie o blat, pochylił się, wciąż jednak wyraźnie wyrastał ponad postacią podejrzanego.
- Bo przecież ktoś musiał cię wysłać, skoro zdecydowałeś się nas ostrzec przed możliwymi konsekwencjami twojego zatrzymania? - rzucił ironicznie, spoglądając zatrzymanemu głęboko w oczy. Nawet nie mrugnął.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:18
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 29
'k100' : 29
Prorok
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:18
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Mężczyzna nie bał się o siebie, przynajmniej tak mu się zdawało – że strach, który z każdą chwilą coraz bardziej szamotał się w jego piersi, jak zwierzę wrzucone w zbyt ciasną klatkę, nie dotyczył jego przyszłego losu. Od początku był doskonale świadomy tego, że jeśli zawiedzie, jeśli tylko się potknie, prawdopodobnie nie będzie miał już żadnej racjonalnej drogi ucieczki; że nikt nie pomoże mu w starciu z przedstawicielami Kruczej Straży; że zdany zostanie wyłącznie na siebie i własne zdolności krętactwa. Lęk, który narastał w nim, im dłużej przebywał w sali przesłuchań, potęgował w złodzieju poczucie zawodu – rozczarowanie spartaczonym zadaniem rozlewało się po jego ciele gęstą, miażdżącą falą, uświadamiając mu konsekwencje, które będzie musiał ponieść po wyjściu z siedziby Kruczej Straży.
Otarł przedramieniem zroszone potem czoło, spod byka zerkając na rozstawionych w niesprecyzowanym układzie oficerów. Pojawienie się znajomych już młodzieńcowi twarzy przyniosło mu dziwną, trudną do wytłumaczenia ulgę, sprawiającą, że nawet na chwilę jego twarz rozjaśniła smuga uśmiechu. Zgasła jednak tak szybko, jak szybko się pojawiła, kiedy Eitri w wysublimowany, wyćwiczony latami praktyki sposób przesunął krzesłem. Każdy niespodziewany, przedłużający się dźwięk narastał w ciele złodzieja, raz po raz, jak celne ciosy, krusząc wznoszony nieporadnie mur buty.
- Jesteście po prostu tacy głupi, głupich udajecie czy tylko jeden z was jest takim durniem i zaraziliście się kretynizmem? – odparł pytaniem, łapiąc się, jak tonący brzytwy, przypadkiem zdradzonej mu przez funkcjonariuszy informacji. Nie mieli na niego niczego. Nie wiedzieli o nim nic – był pustą kartą, którą mógł zapisywać, jak było mu wygodnie, dopóki nie sięgną po bardziej rzeczowe środki pozyskiwania informacji. – Bez obrońcy niczego wam nie powiem. Albo może… – zawahał się, przenosząc wzrok z Eitriego, na Neptúnusa, by ostatecznie spojrzenie utkwić w milczącym do tej pory Ivarze, jedynym punkcie w pomieszczeniu, z którego emanował spokój, o który mógł się chociaż na chwilę zakotwiczyć, by nabrać do całej sytuacji dystansu. – Skąd taki durny pomysł, że nie działam sam, skoro jestem żółtodziobem?
Strach go napędzał; dźwięki potęgowane magią wetkaną w ściany pomieszczenia przyprawiały o ciarki, ale obecność osób trzecich, świadomość, że nie jest w tym miejscu sam, powoli spuszczała z niego niepokój – wciąż jednak, od czasu do czasu, przenikający przez pory skóry.
Wciąż możecie rzucać k100 na charyzmę i uzyskanie informacji od złodzieja. Próg wciąż wynosi 65.
Otarł przedramieniem zroszone potem czoło, spod byka zerkając na rozstawionych w niesprecyzowanym układzie oficerów. Pojawienie się znajomych już młodzieńcowi twarzy przyniosło mu dziwną, trudną do wytłumaczenia ulgę, sprawiającą, że nawet na chwilę jego twarz rozjaśniła smuga uśmiechu. Zgasła jednak tak szybko, jak szybko się pojawiła, kiedy Eitri w wysublimowany, wyćwiczony latami praktyki sposób przesunął krzesłem. Każdy niespodziewany, przedłużający się dźwięk narastał w ciele złodzieja, raz po raz, jak celne ciosy, krusząc wznoszony nieporadnie mur buty.
- Jesteście po prostu tacy głupi, głupich udajecie czy tylko jeden z was jest takim durniem i zaraziliście się kretynizmem? – odparł pytaniem, łapiąc się, jak tonący brzytwy, przypadkiem zdradzonej mu przez funkcjonariuszy informacji. Nie mieli na niego niczego. Nie wiedzieli o nim nic – był pustą kartą, którą mógł zapisywać, jak było mu wygodnie, dopóki nie sięgną po bardziej rzeczowe środki pozyskiwania informacji. – Bez obrońcy niczego wam nie powiem. Albo może… – zawahał się, przenosząc wzrok z Eitriego, na Neptúnusa, by ostatecznie spojrzenie utkwić w milczącym do tej pory Ivarze, jedynym punkcie w pomieszczeniu, z którego emanował spokój, o który mógł się chociaż na chwilę zakotwiczyć, by nabrać do całej sytuacji dystansu. – Skąd taki durny pomysł, że nie działam sam, skoro jestem żółtodziobem?
Strach go napędzał; dźwięki potęgowane magią wetkaną w ściany pomieszczenia przyprawiały o ciarki, ale obecność osób trzecich, świadomość, że nie jest w tym miejscu sam, powoli spuszczała z niego niepokój – wciąż jednak, od czasu do czasu, przenikający przez pory skóry.
Wciąż możecie rzucać k100 na charyzmę i uzyskanie informacji od złodzieja. Próg wciąż wynosi 65.
Eitri Soelberg
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:31
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Dziurawa dokumentacja irytowała, gdyby tylko mógł wrócić na korytarz, prawdopodobnie Toppenberg nie wyszedłby cało – bynajmniej, nie chodziło o jego stan fizyczny, a uszczerbek na nerwach, jaki chciał mu uczynić Soelberg. Łatanie roboty po młodziku było rzeczą paskudną, porównywalną z brodzeniem po uszy w szambie. Jeśli Krucza Straż miała działać sprawnie, takie sytuacje nie powinny nigdy się zdarzać, a młodszy oficer prawdopodobnie będzie liczył się z konsekwencjami, które go nie ominą. Sięgnął dłonią po plik nic nie mówiących mu kartek, zapisanych bezsensownie, w pośpiechu, niedbale, miejscami nieczytelnie.
Towarzyszący mu brat, postanowił chwilowo usunąć się w cień, natomiast Finnurson stał tuż obok, wywierając dodatkowy wpływ na schwytanego. Wciąż niewiele wiedzieli, natomiast Eitri wyraźnie widział, że młodzieniec daje się ponosić spirali strachu, nakręcanej z każdym kolejnym dźwiękiem, który pojawiał się w pomieszczeniu. O to wszak chodziło, chociaż każde doznanie trzeba było umiejętnie dawkować. Tak, aby nie przesadzić i nie zakleszczyć schwytanego w pułapce lęku i stuporu wywołanego oszołomieniem.
Toppenberg spierdolił po całej linii… Gorycz porażki pojawiła się nagle, zupełnie niechciana, dołująca, nakazująca ugiąć się niczym młodzik, któremu brak doświadczenia. Jednak… byli tu nie od dzisiaj i wiedzieli, że z najgorszego potrzasku można wyjść cało. Słowa nieznajomego przyjął ze spokojem. Pierwsza fala, która nakazywała z miejsca przyjąć postawę atakującego okazała się zbyt śmiała i mało efektywna, należało podejść go inaczej. Nieco spokojniej, w sposób ocierający się o niebezpieczną pobłażliwość. Skoro chciał widzieć w nich idiotów… cóż… Mógł dostać i tyle, jednak nie bez obietnicy późniejszego wywrócenia wszystkich jego wnętrzności i wygrzebania tego, co najważniejsze.
Eitri nie przestawał wbijać weń lodowatego spojrzenia. Pokiwał głową.
– Skoro już jesteśmy przy udawaniu głupich, może pobawimy się tak… – zawiesił na chwilę głos, aby zamknąć akta i ułożyć je spokojnie przed sobą. Po chwili odsuwając nieco, zupełnie tak, jakby ich nie było, a zawarte w nich informacje nie istniały, co wiele nie rozmijało się ze stanem faktycznym. – Zaczniemy od początku. Jak głupcy. Nazwisko i imię, miejsce zamieszkania? Do udzielania odpowiedzi na takie pytania nie potrzebujesz prawnika. – Stuknął palcami o blat. – Jeśli nie jesteś pewien, mamy czas, jest nas tu trójka. – Tym razem wychylił się nieco i omiótł spojrzeniem Ivara oraz Neptúnusa. Głuchy stukot palców przerwał nagle, dźwigając się z miejsca. Krzesło szurnęło ponownie, nieco bardziej zgrzytliwie niż za pierwszym razem. Zaplótł ręce na piersi i pozwolił sobie, aby przez chwilę obserwować młodego mężczyznę z góry.
Ruszył z miejsca. Każdy krok młodszego Soelberga zdawał się być przesycony lenistwem, brakiem pośpiechu, nieznośnym przeciąganiem każdej chwili. Stukot butów, który odbił się od ścian był dokładnie wymierzony.
Tap, tap… tap, tap… przerwa.
Tap, tap… tap, tap… Zatrzymanie za plecami złodzieja.
Tap, tap… Tap, tap… Kiwnięcie głową na starszego brata.
Tap, tap… Tik, tak… Tik, tak… sekunda za sekundą.
Jeśli musieli coś zrobić, to karmić jego strach w sposób rozmyślny, nie za dużo, nie za mało. Mniej gwałtowności, więcej wyważonego, spokojnego oczekiwania. Niczym zamiar wymierzenia ciosu, bez podania chwili, w której on nastąpi.
– Imię i nazwisko, miejsce zamieszkania, data urodzenia… – Tap, tap… Tap, tap… – Do sprawy żóltodzioba jeszcze dotrzemy. – Zatrzymał się nieco z boku, nie całkiem za jego plecami, nie na tyle, aby widział go zupełnie. Jeśli chciał go dostrzec, musiał albo wykręcić głowę, tracąc z pola widzenia pozostałych funkcjonariuszy, albo skierować gałki oczne pod kątem, który gwarantował ból i dyskomfort.
charyzma: 107
Towarzyszący mu brat, postanowił chwilowo usunąć się w cień, natomiast Finnurson stał tuż obok, wywierając dodatkowy wpływ na schwytanego. Wciąż niewiele wiedzieli, natomiast Eitri wyraźnie widział, że młodzieniec daje się ponosić spirali strachu, nakręcanej z każdym kolejnym dźwiękiem, który pojawiał się w pomieszczeniu. O to wszak chodziło, chociaż każde doznanie trzeba było umiejętnie dawkować. Tak, aby nie przesadzić i nie zakleszczyć schwytanego w pułapce lęku i stuporu wywołanego oszołomieniem.
Toppenberg spierdolił po całej linii… Gorycz porażki pojawiła się nagle, zupełnie niechciana, dołująca, nakazująca ugiąć się niczym młodzik, któremu brak doświadczenia. Jednak… byli tu nie od dzisiaj i wiedzieli, że z najgorszego potrzasku można wyjść cało. Słowa nieznajomego przyjął ze spokojem. Pierwsza fala, która nakazywała z miejsca przyjąć postawę atakującego okazała się zbyt śmiała i mało efektywna, należało podejść go inaczej. Nieco spokojniej, w sposób ocierający się o niebezpieczną pobłażliwość. Skoro chciał widzieć w nich idiotów… cóż… Mógł dostać i tyle, jednak nie bez obietnicy późniejszego wywrócenia wszystkich jego wnętrzności i wygrzebania tego, co najważniejsze.
Eitri nie przestawał wbijać weń lodowatego spojrzenia. Pokiwał głową.
– Skoro już jesteśmy przy udawaniu głupich, może pobawimy się tak… – zawiesił na chwilę głos, aby zamknąć akta i ułożyć je spokojnie przed sobą. Po chwili odsuwając nieco, zupełnie tak, jakby ich nie było, a zawarte w nich informacje nie istniały, co wiele nie rozmijało się ze stanem faktycznym. – Zaczniemy od początku. Jak głupcy. Nazwisko i imię, miejsce zamieszkania? Do udzielania odpowiedzi na takie pytania nie potrzebujesz prawnika. – Stuknął palcami o blat. – Jeśli nie jesteś pewien, mamy czas, jest nas tu trójka. – Tym razem wychylił się nieco i omiótł spojrzeniem Ivara oraz Neptúnusa. Głuchy stukot palców przerwał nagle, dźwigając się z miejsca. Krzesło szurnęło ponownie, nieco bardziej zgrzytliwie niż za pierwszym razem. Zaplótł ręce na piersi i pozwolił sobie, aby przez chwilę obserwować młodego mężczyznę z góry.
Ruszył z miejsca. Każdy krok młodszego Soelberga zdawał się być przesycony lenistwem, brakiem pośpiechu, nieznośnym przeciąganiem każdej chwili. Stukot butów, który odbił się od ścian był dokładnie wymierzony.
Tap, tap… tap, tap… przerwa.
Tap, tap… tap, tap… Zatrzymanie za plecami złodzieja.
Tap, tap… Tap, tap… Kiwnięcie głową na starszego brata.
Tap, tap… Tik, tak… Tik, tak… sekunda za sekundą.
Jeśli musieli coś zrobić, to karmić jego strach w sposób rozmyślny, nie za dużo, nie za mało. Mniej gwałtowności, więcej wyważonego, spokojnego oczekiwania. Niczym zamiar wymierzenia ciosu, bez podania chwili, w której on nastąpi.
– Imię i nazwisko, miejsce zamieszkania, data urodzenia… – Tap, tap… Tap, tap… – Do sprawy żóltodzioba jeszcze dotrzemy. – Zatrzymał się nieco z boku, nie całkiem za jego plecami, nie na tyle, aby widział go zupełnie. Jeśli chciał go dostrzec, musiał albo wykręcić głowę, tracąc z pola widzenia pozostałych funkcjonariuszy, albo skierować gałki oczne pod kątem, który gwarantował ból i dyskomfort.
charyzma: 107
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:31
The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości
'k100' : 97
'k100' : 97
Eitri Soelberg
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:46
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Strach był orężem obusiecznym, mógł być wrogiem, jak i sprzymierzeńcem. Lata praktyki, a czasem wyjątkowo silna psychika sprawiały, że trafiały się osoby i owszem spokojne, wyrafinowane, a nawet i obojętne, lecz nie pogodzone ze swym losem niby owieczka prowadzona na rzeź, a raczej i to bardziej irytujące dla żółtodziobów z kruczej, były to persony, którym trudno było cokolwiek zarzucić często zbyt sprytne, zbyt inteligentne, aby dać się podejść w gierkach słownych. Z takimi ludźmi należało prowadzić rozmowę w sposób niestandardowy, być może nawet zahaczający o naginanie pewnych swobód obywatelskich, a jednak często okazywały się niezwykle pomocne i trafne. Oczywiście Ivar nie liczył przypadków, gdy szantaż emocjonalny tudzież podniesienie głosu, były gwarantem sukcesu i owocnej współpracy. Takie sztuczki sprawdzały się jedynie na ludziach pogodzonych ze swoim losem, zrezygnowanych lub z natury słabych. Nie oceniał. Nie wiedział, jak to jest znaleźć się po drugiej stronie. Czuć na sobie ostre i chłodne spojrzenia panów w czarnych uniformach, być przepytywanym i maglowanym, bez końca, bez wytchnienia. Czy strach ma wielkie oczy, czy pożera w całości? Różne bywają losy, tych co siadali po drugiej stronie tego lichego stołu.
Obserwował ich. To jak Eitri prowadzi rozmowę, jak podchodzi i gra tymi kartami, które dostał. Mógłby uśmiechnąć się na ten widok, lecz powaga górowała, nad ulotną emocją. Rozum wiedział, co ten chce osiągnąć nim jeszcze, zaczął krążyć po pomieszczeniu. Kroki, poprzedzone pytaniem, przytaknięciem w stronę schwytanego, aby dać mu tę złudną przewagę, że jest bystrzejszy od nich wszystkich razem wziętych, że wie coś istotnego, a przede wszystkim, że jest kimś, bo to już samo w sobie było budujące. Poprawiało samopoczucie i odpędzało strach, który czaił się w zaroślach, niby wygłodniała bestia – czekając na odpowiednią chwilę.
Znak był oczywisty i klarowny. Dołączył do kroków, razem wystukując wspólny rytm, tak synchronizowani jak gdyby trenowali to latami. Mieli to we krwi. Ruchem ręki wolnym i subtelnym sięgnął do wewnętrznej kieszeni, po posrebrzaną papierośnicę. Bawiąc się nią w rękach, zbliżał się powoli do złodzieja.
Maska powagi i obojętności nagle pękła.
– Powiedz nam, co ci szkodzi, tacy durnie z nas, że będziemy godzinami błądzić – uśmiechnął się; sympatycznie, a wzrokiem przepłynął po twarzy przesłuchiwanego – w domysłach i spekulacjach uwikłani, jak ślepcy w labiryncie oczywistości. Nie miła ci wolność? – wystawił przed siebie pudełko z białymi elegancko skręconymi – widać, że z dbałością – ułożonymi papierosami. Oczy posłały nieme pytanie, tak oczywiste i jasne. Gdy przesłuchiwany poczęstował się tudzież odrzucił propozycję Ivar wyciągnął z kieszeni spodni metaliczną zapalniczkę i zapalił papierosa.
charyzma: 96
Obserwował ich. To jak Eitri prowadzi rozmowę, jak podchodzi i gra tymi kartami, które dostał. Mógłby uśmiechnąć się na ten widok, lecz powaga górowała, nad ulotną emocją. Rozum wiedział, co ten chce osiągnąć nim jeszcze, zaczął krążyć po pomieszczeniu. Kroki, poprzedzone pytaniem, przytaknięciem w stronę schwytanego, aby dać mu tę złudną przewagę, że jest bystrzejszy od nich wszystkich razem wziętych, że wie coś istotnego, a przede wszystkim, że jest kimś, bo to już samo w sobie było budujące. Poprawiało samopoczucie i odpędzało strach, który czaił się w zaroślach, niby wygłodniała bestia – czekając na odpowiednią chwilę.
Znak był oczywisty i klarowny. Dołączył do kroków, razem wystukując wspólny rytm, tak synchronizowani jak gdyby trenowali to latami. Mieli to we krwi. Ruchem ręki wolnym i subtelnym sięgnął do wewnętrznej kieszeni, po posrebrzaną papierośnicę. Bawiąc się nią w rękach, zbliżał się powoli do złodzieja.
Maska powagi i obojętności nagle pękła.
– Powiedz nam, co ci szkodzi, tacy durnie z nas, że będziemy godzinami błądzić – uśmiechnął się; sympatycznie, a wzrokiem przepłynął po twarzy przesłuchiwanego – w domysłach i spekulacjach uwikłani, jak ślepcy w labiryncie oczywistości. Nie miła ci wolność? – wystawił przed siebie pudełko z białymi elegancko skręconymi – widać, że z dbałością – ułożonymi papierosami. Oczy posłały nieme pytanie, tak oczywiste i jasne. Gdy przesłuchiwany poczęstował się tudzież odrzucił propozycję Ivar wyciągnął z kieszeni spodni metaliczną zapalniczkę i zapalił papierosa.
charyzma: 96
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:46
The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości
'k100' : 86
'k100' : 86
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:46
Nie drgnął mu nawet pojedynczy mięsień twarzy – lata szkoleń, zarówno tych w cyrku, gdy musiał udawać, że wszystko było w jak najlepszym porządku, idealnie odgrywać swoją rolę, a także te praktyki w Kruczej Straży nauczyły go w jaki sposób zachować zupełną powagę, przybrać minę kogoś niewzruszonego. W środku gotował się jednak, zdając sobie sprawę, że przez zupełną niekompetencję Toppenberga nie najlepiej zaczęli. Zrzucił to na karb tego, skąd właśnie wracali. Posępność pogrzebu mogła chwilami zaćmić im umysł. Mimo to, doskonale wiedział, że nie mogli sobie pozwolić na kolejny błąd. Mimowolnie wyłożyli mu przed nosem wszystkie otwarte karty, nie wszystko było jednak stracone, musieli jedynie zmienić taktykę gry – w końcu tak naprawdę to do nich należało rozdanie. Emocje malujące się na twarzy zatrzymanego zmieniały się jak w kalejdoskopie – najpierw wyraźnie dostrzegł czający się w jego oczach strach, a potem zastępujące go, nagłe samozadowolenie. Zmarszczył lekko brwi, nadal jednak pozostał niewzruszony, choć bezczelność mężczyzny i zarzucanie im kretynizmu wzbudziło w nim irytację.
Nie poruszył się, tkwił nadal w miejscu, opierając dłonie o blat stołu, lekko nachylony, nawet gdy Eitri podniósł się nagle i zaczął krążyć po sali przesłuchań. Podniósł wzrok, udając, że śledzi dokładną trajektorię kroków młodszego Soelberga, a tak naprawdę kątem oka wciąż obserwował twarz więźnia.
- Odpowiadaj na pytania - powiedział ostro, najwyraźniej to jemu przyszło dzisiaj odegrać rolę tego złego. - Chyba, że chcesz od razu skończyć w Forcie Nordkinn. Zapewniam cię, że nie czeka cię tam łatwe życie. - Udał, że mierzy go uważnym spojrzeniem, jakby oceniał jego szansę w tym sławnym, więziennym przybytku. Wzdrygnął się teatralnie chcąc mu dać do zrozumienia, że zdecydowanie nie przewidywał tam dla niego dobrych perspektyw. - Zakłóciłeś bardzo ważne wydarzenie, okazałeś zupełny brak szacunku. Nørgaardowie zapewne tak łatwo ci nie odpuszczą. Więc lepiej gadaj.
Czekał na jego reakcję - czy sięgnie w zdenerwowaniu po papierosa? Czy wolny jest może od tak przyziemnych używek? Wcale na takiego nie wyglądał.
Nie poruszył się, tkwił nadal w miejscu, opierając dłonie o blat stołu, lekko nachylony, nawet gdy Eitri podniósł się nagle i zaczął krążyć po sali przesłuchań. Podniósł wzrok, udając, że śledzi dokładną trajektorię kroków młodszego Soelberga, a tak naprawdę kątem oka wciąż obserwował twarz więźnia.
- Odpowiadaj na pytania - powiedział ostro, najwyraźniej to jemu przyszło dzisiaj odegrać rolę tego złego. - Chyba, że chcesz od razu skończyć w Forcie Nordkinn. Zapewniam cię, że nie czeka cię tam łatwe życie. - Udał, że mierzy go uważnym spojrzeniem, jakby oceniał jego szansę w tym sławnym, więziennym przybytku. Wzdrygnął się teatralnie chcąc mu dać do zrozumienia, że zdecydowanie nie przewidywał tam dla niego dobrych perspektyw. - Zakłóciłeś bardzo ważne wydarzenie, okazałeś zupełny brak szacunku. Nørgaardowie zapewne tak łatwo ci nie odpuszczą. Więc lepiej gadaj.
Czekał na jego reakcję - czy sięgnie w zdenerwowaniu po papierosa? Czy wolny jest może od tak przyziemnych używek? Wcale na takiego nie wyglądał.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:46
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 39
'k100' : 39
Prorok
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:47
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Nieoczekiwana, diametralna zmiana postawy oficerów wprawiła mężczyznę w konsternację, a cisza, która na moment zapadła w pomieszczeniu, znów zrobiła się nieprzyjemna. Niewygodna; niemal dosłownie uwierała złodzieja. Miał nadzieję ich sprowokować, doprowadzić do jeszcze większej konfrontacji, do poczucia na sobie czyjejkolwiek obecności, jakkolwiek mogłoby być to doświadczenie nieprzyjemne, wszak pokój przesłuchań dopiero odkrywał przed nim swoje możliwości, zaś te, których już doświadczył, co prawda wywoływały w nim niepokój, nie były jednak zatruwającą jego myśli samotnością wybrzmiewającą donośnie w chwilach bezdźwięku.
Mężczyzna wzdrygnął się najpierw na dźwięk głosu Soelberga, później, kiedy inspektor ze zgrzytem odsunął krzesło. Ostre jak brzytwa odgłosy raniły jego uszy i gdyby nie skute dłonie, uniósłby je, by sprawdzić, czy nie cieknie mu krew. Nie mógł jednak tego zrobić, znajdując się na granicy niepewności: Krucza Straż nie powinna torturować przesłuchiwanych, jakikolwiek fizyczny uszczerbek na zdrowiu podejrzanego wywołałby burzę. A nie od dziś wiadomo, że na przestrzeni wieków dyskretne ściany pokojów przesłuchań gościły wszelkiego rodzaju przedstawicieli magicznych klanów – i po dziś dzień nikt nigdy nie podniósł kwestii dręczenia przesłuchiwanych. Dla złodziejaszka, który znalazł się w ogniu pytań trzech funkcjonariuszy, konkluzja, do jakiej doszedł, niewiele mu pomogła.
- Noak Höglund. Midgard. Szósty kwietnia tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty szósty – wycedził przez zęby, spojrzeniem wodząc między Neptúnusem, a Ivarem. Nawet nie próbował drgnąć, by zerknąć za siebie, sprawdzić, gdzie dokładnie znajduje się trzeci mężczyzna. Krótkim, niemal niezauważalnym ruchem głowy odmówił poczęstunku papierosem i dopiero, kiedy Ivar zapalił, dał upust emocjom, które ponownie zaczęły się w nim kotłować – najpierw poprzez wykrzywienie ust w wyrazie dezaprobaty, później niespodziewanie wybuchając dławiącym śmiechem. – Jeśli dobrze się orientuję, do Fortu Nordkinn nie trafia byle kto, prawda? W takim razie czekam, aż dotrze do was, w jak wielkim jesteście błędzie, bo na razie jedyne, co wam wychodzi, to rzucanie na oślep groźbami.
Wyglądało na to, że o ile Eitriemu udawało się powoli docierać do złodziejaszka, to wszystkie te starania brały w łeb, kiedy do głosu dochodził Finnurson, którego słowa działały na Noaka Höglunda jak płachta na byka.
Nie musicie rzucać już na charyzmę; Neptúnus natomiast może próbować wciąż na urok fossegrima. Próg wynosi 50.
Mężczyzna wzdrygnął się najpierw na dźwięk głosu Soelberga, później, kiedy inspektor ze zgrzytem odsunął krzesło. Ostre jak brzytwa odgłosy raniły jego uszy i gdyby nie skute dłonie, uniósłby je, by sprawdzić, czy nie cieknie mu krew. Nie mógł jednak tego zrobić, znajdując się na granicy niepewności: Krucza Straż nie powinna torturować przesłuchiwanych, jakikolwiek fizyczny uszczerbek na zdrowiu podejrzanego wywołałby burzę. A nie od dziś wiadomo, że na przestrzeni wieków dyskretne ściany pokojów przesłuchań gościły wszelkiego rodzaju przedstawicieli magicznych klanów – i po dziś dzień nikt nigdy nie podniósł kwestii dręczenia przesłuchiwanych. Dla złodziejaszka, który znalazł się w ogniu pytań trzech funkcjonariuszy, konkluzja, do jakiej doszedł, niewiele mu pomogła.
- Noak Höglund. Midgard. Szósty kwietnia tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty szósty – wycedził przez zęby, spojrzeniem wodząc między Neptúnusem, a Ivarem. Nawet nie próbował drgnąć, by zerknąć za siebie, sprawdzić, gdzie dokładnie znajduje się trzeci mężczyzna. Krótkim, niemal niezauważalnym ruchem głowy odmówił poczęstunku papierosem i dopiero, kiedy Ivar zapalił, dał upust emocjom, które ponownie zaczęły się w nim kotłować – najpierw poprzez wykrzywienie ust w wyrazie dezaprobaty, później niespodziewanie wybuchając dławiącym śmiechem. – Jeśli dobrze się orientuję, do Fortu Nordkinn nie trafia byle kto, prawda? W takim razie czekam, aż dotrze do was, w jak wielkim jesteście błędzie, bo na razie jedyne, co wam wychodzi, to rzucanie na oślep groźbami.
Wyglądało na to, że o ile Eitriemu udawało się powoli docierać do złodziejaszka, to wszystkie te starania brały w łeb, kiedy do głosu dochodził Finnurson, którego słowa działały na Noaka Höglunda jak płachta na byka.
Nie musicie rzucać już na charyzmę; Neptúnus natomiast może próbować wciąż na urok fossegrima. Próg wynosi 50.
Eitri Soelberg
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:47
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Schemat uniwersalny stanowił jedynie ramę; subtelność niuansów ludzkiej natury była prawdziwym wyzwaniem i istnym polem minowym, po którym podróż nie była przyjemna i łatwa. Każdy posiadał własny próg bólu, punkt strachu, za którym nie było już nic ponad bezsensowny bełkot lub słowa wyrzucane w złości, byle sprowokować oponenta. Eitri zwykle starał się rozumieć, co działo się w głowie osób, które stawiało przed nim życie zawodowe. Jeśli nie brało się pod uwagę skomplikowanych reakcji ludzkiego umysłu, w trakcie przesłuchiwania można było być pewnym, że rzucanie pytań i gróźb bez pokrycia, niewiele da. Tym razem był na pozycji wygranej – dobrze rozeznał się w sytuacji i wymierzył słowne zagranie tak, aby młody mężczyzna zechciał wyrzucić z siebie odpowiedzi na pytania, których dzięki Toppenbergowi zabrakło. Niekompetencja młodszego kolegi bolała – ich uznanie za pewnik, że ten wywiązał się w pełni ze swych obowiązków również było zgubne. Lekcja płynąca tego dnia nie pozostawiała na nikim suchej nitki i nakazywała kolejny raz podejść do sprawy mniej na żywioł, a bardziej z odpowiednią dozą rezerwy. Z większą pokorą i uznaniem, że każda istota jest omylna, a lata praktyki nie chronią przed popełnianiem błędów. Chaos wydarzeń minionych miesięcy zbierał krwawe żniwo.
Przyklejone do chłodnej ściany dłonie dawały kontakt z rzeczywistością i nie pozwalały na zupełne pogrążenie się w domysłach. Uważnie obserwował poczynania brata oraz Finnursona, rejestrując imię i nazwisko, miejsce zamieszkania i datę urodzenia sprawcy zamieszania.
Noak Höglund Cień zastanowienia przykrył szybko kwaśny grymas rozczarowania, który pojawił się wraz z kolejnymi słowami inspektora. Za szybko i zbyt wiele. Palce zwinęły się w pięści za plecami młodszego Soelberga; pytał Neptúnusa spojrzeniem – cóż takiego się stało? Skąd ta pochopność czynów? Odsłonił granicę Noaka, niebezpiecznie otarł się o przepaść, za którą nie było już żadnych odpowiedzi. Eitri wysunął się nieco z zajmowanej dotychczas pozycji, chłonąc zapach dymu tytoniowego – zadziwiająco uspokajającego.
Wciąż nie zamierzał wchodzić w pole widzenia Höglunda – stał bezpiecznie ukryty, obserwując jedynie poczynania swoich towarzyszy. Nie mogli pozwolić sobie na kolejne błędy.
– W czym tkwi nasz problem? – Krótkie pytanie przerodziło się w mocno wybrzmiewającą ciszę. – Widać mgliste tłumaczenia nam nic nie dają… Opowiedz o całym zdarzeniu. Jak wyglądało z twojej perspektywy. Jaki przedmiot jest wart takiego ryzyka? – Być może grał na zwłokę, jednak podjęcie tonu sprawcy zdawało się jedynym słusznym rozwiązaniem. Skoro wciąż chciał widzieć w nich głupców, nie pozostawało nic innego, jak dać się mu pouczyć, przyjmując kpinę zagryzając mocno zęby. Młody Soelberg miał nadzieję, że tym razem pójdzie im lepiej, a lekkie rozbicie obrony złodzieja ułatwi przedostanie się kolejnych pytań, które utorują im drogę ku stworzeniu pełnego obrazu zdarzenia. Skoro był zwykłym przestępcą, czekała go prosta sprawa, jeśli jednak posiadał jakieś informacje, a lęk malujący się na jego twarzy podczas pogrzebu był czymś głębszym, niż jedynie strachem pojawiającym się w obliczu schwytania, musieli to wiedzieć.
Więcej nie zadawał pytań. Stał spokojnie, przyglądając się plecom Noaka i reakcjom jakie wyrzucało z siebie jego ciało. Nie zazdrościł mu… Tak bardzo mu nie zazdrościł… Nie potrafił odnaleźć jednak w sobie ani odrobiny współczucia. W tym pokoju nie było miejsca na spontaniczne ludzkie odruchy.
Przyklejone do chłodnej ściany dłonie dawały kontakt z rzeczywistością i nie pozwalały na zupełne pogrążenie się w domysłach. Uważnie obserwował poczynania brata oraz Finnursona, rejestrując imię i nazwisko, miejsce zamieszkania i datę urodzenia sprawcy zamieszania.
Noak Höglund Cień zastanowienia przykrył szybko kwaśny grymas rozczarowania, który pojawił się wraz z kolejnymi słowami inspektora. Za szybko i zbyt wiele. Palce zwinęły się w pięści za plecami młodszego Soelberga; pytał Neptúnusa spojrzeniem – cóż takiego się stało? Skąd ta pochopność czynów? Odsłonił granicę Noaka, niebezpiecznie otarł się o przepaść, za którą nie było już żadnych odpowiedzi. Eitri wysunął się nieco z zajmowanej dotychczas pozycji, chłonąc zapach dymu tytoniowego – zadziwiająco uspokajającego.
Wciąż nie zamierzał wchodzić w pole widzenia Höglunda – stał bezpiecznie ukryty, obserwując jedynie poczynania swoich towarzyszy. Nie mogli pozwolić sobie na kolejne błędy.
– W czym tkwi nasz problem? – Krótkie pytanie przerodziło się w mocno wybrzmiewającą ciszę. – Widać mgliste tłumaczenia nam nic nie dają… Opowiedz o całym zdarzeniu. Jak wyglądało z twojej perspektywy. Jaki przedmiot jest wart takiego ryzyka? – Być może grał na zwłokę, jednak podjęcie tonu sprawcy zdawało się jedynym słusznym rozwiązaniem. Skoro wciąż chciał widzieć w nich głupców, nie pozostawało nic innego, jak dać się mu pouczyć, przyjmując kpinę zagryzając mocno zęby. Młody Soelberg miał nadzieję, że tym razem pójdzie im lepiej, a lekkie rozbicie obrony złodzieja ułatwi przedostanie się kolejnych pytań, które utorują im drogę ku stworzeniu pełnego obrazu zdarzenia. Skoro był zwykłym przestępcą, czekała go prosta sprawa, jeśli jednak posiadał jakieś informacje, a lęk malujący się na jego twarzy podczas pogrzebu był czymś głębszym, niż jedynie strachem pojawiającym się w obliczu schwytania, musieli to wiedzieć.
Więcej nie zadawał pytań. Stał spokojnie, przyglądając się plecom Noaka i reakcjom jakie wyrzucało z siebie jego ciało. Nie zazdrościł mu… Tak bardzo mu nie zazdrościł… Nie potrafił odnaleźć jednak w sobie ani odrobiny współczucia. W tym pokoju nie było miejsca na spontaniczne ludzkie odruchy.
Ivar Soelberg
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:48
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Szary obłoczek dymu wypłynął niespiesznie z ust Soelberga znacząc swą obecność doskonale znanym przez kruczych braci aromatem drapiącym, co czulsze nozdrza. Niemal nieodłączny towarzysz wielu spośród pracujących, w tych murach ludzi. Szare oczy błądziły po twarzy przesłuchiwanego, jego subtelna odmowa nie została potraktowana, jako przejaw złej woli, czy niechęci. To też nie skomentował jej w żaden sposób, pozostając względnie obojętnym na to co się działo w pokoju przesłuchań. Pytania Eitriego padły na podatny grunt otwierając im drogę do pozornej oczywistości, do czego już podczas aresztowania powinno dojść, a późniejsze zachowanie Toppenberga, było wręcz niedopuszczalne, lecz czasy im przyszły takie, że niemal każdy tonął w nadgodzinach, a zmęczenie i rozdrażnienie owocowały niedokładnością w wykonywanych obowiązkach. A jednak to podstawa i wątpił, aby Eitri zapomniał ten błąd młodszemu oficerowi.
W szarych oczach coś drgnęło, gdy padły słowa tak kluczowe w tym teatrzyku. Mozolne poznawanie prawdy, było irytujące, a przemożne pragnienie, by chwycić złodzieja za szmaty i wytrząsnąć prawdę kusiło niezmiernie. Niestety, byli tymi porządnymi, a ten powoli, bo powoli, ale cokolwiek mówił. Do momentu, w którym wybuchł śmiechem i wytknął niedoskonałość w groźbie. Jego pewność siebie i zuchwałość drażniły. Subtelność w tego typu rozmowie, gdzie każdy krok mógł okazać się tym nieszczęsnym potknięciem i zaowocować podobnym wyśmianiem, była kluczowa. Chociaż trudno odmówić Höglundowi ciętego języka, co prawda prostackiego, ale jednak zdradzającego, że miał podstawową wiedzę. Próby pozbawienia go tej pewności mogły i owszem być udane, a wręcz równoznaczne z zamknięciem go w klatce jego własnych słów i kpin, lecz czas naglił, a papieros się kończył. Zgasił białego truciciela puc jednym pewnym ruchem i wrzucił do popielniczki.
Wyczuwał, że schwytany z całej trójki, to na głos Ei reaguje najlepiej i rad był, że brat pochwycił słuszny tor myśli, aby ciągnąć za język do czasu, aż ten nie zamknie się w sobie, tudzież, aż nie powie wszystkiego, co wie, lecz do tego jeszcze długa droga, zważywszy na ton głosu i mowę ciała prezentowaną przez złodzieja.
– I komu go ukradłeś? – Wbił się w słowa brata, dodatkowo akcentując, jego wypowiedz, aby ta kryła w sobie jak najwięcej haków pozwalających wyrwać z zatwardziałej duszy Höglunda satysfakcjonującą ilość informacji kształtujących obraz wydarzenia i tego, jaki był motyw przewodni tegoż. Skąd brała się ta pewność i błysk w oku? Czy osoby, które go tu przytransportowały z pogrzebu, nie potrafiły, bądź nie chciały, wyciągnąć z niego tak podstawowych informacji podobnie będąc spławianymi? Gdzie zawziętość Kruczych braci, gdzie to pragnienie poznania prawdy i doszukiwania się jej? Czy ostatnie wydarzenia w Midgardzie, aż tak mocno wpływały na ocenę sytuacji i wydajność pracy? I być może dzięki temu, tacy jak on czują się bezkarni… Nuta irytacji niczym ziarno goryczy przemknęło przez obojętne oblicze Ivara, który skrzyżował przedramiona na piersi i mierzył chłodnym wzrokiem przesłuchiwanego.
W szarych oczach coś drgnęło, gdy padły słowa tak kluczowe w tym teatrzyku. Mozolne poznawanie prawdy, było irytujące, a przemożne pragnienie, by chwycić złodzieja za szmaty i wytrząsnąć prawdę kusiło niezmiernie. Niestety, byli tymi porządnymi, a ten powoli, bo powoli, ale cokolwiek mówił. Do momentu, w którym wybuchł śmiechem i wytknął niedoskonałość w groźbie. Jego pewność siebie i zuchwałość drażniły. Subtelność w tego typu rozmowie, gdzie każdy krok mógł okazać się tym nieszczęsnym potknięciem i zaowocować podobnym wyśmianiem, była kluczowa. Chociaż trudno odmówić Höglundowi ciętego języka, co prawda prostackiego, ale jednak zdradzającego, że miał podstawową wiedzę. Próby pozbawienia go tej pewności mogły i owszem być udane, a wręcz równoznaczne z zamknięciem go w klatce jego własnych słów i kpin, lecz czas naglił, a papieros się kończył. Zgasił białego truciciela puc jednym pewnym ruchem i wrzucił do popielniczki.
Wyczuwał, że schwytany z całej trójki, to na głos Ei reaguje najlepiej i rad był, że brat pochwycił słuszny tor myśli, aby ciągnąć za język do czasu, aż ten nie zamknie się w sobie, tudzież, aż nie powie wszystkiego, co wie, lecz do tego jeszcze długa droga, zważywszy na ton głosu i mowę ciała prezentowaną przez złodzieja.
– I komu go ukradłeś? – Wbił się w słowa brata, dodatkowo akcentując, jego wypowiedz, aby ta kryła w sobie jak najwięcej haków pozwalających wyrwać z zatwardziałej duszy Höglunda satysfakcjonującą ilość informacji kształtujących obraz wydarzenia i tego, jaki był motyw przewodni tegoż. Skąd brała się ta pewność i błysk w oku? Czy osoby, które go tu przytransportowały z pogrzebu, nie potrafiły, bądź nie chciały, wyciągnąć z niego tak podstawowych informacji podobnie będąc spławianymi? Gdzie zawziętość Kruczych braci, gdzie to pragnienie poznania prawdy i doszukiwania się jej? Czy ostatnie wydarzenia w Midgardzie, aż tak mocno wpływały na ocenę sytuacji i wydajność pracy? I być może dzięki temu, tacy jak on czują się bezkarni… Nuta irytacji niczym ziarno goryczy przemknęło przez obojętne oblicze Ivara, który skrzyżował przedramiona na piersi i mierzył chłodnym wzrokiem przesłuchiwanego.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:48
Powinien czuć się pewnie na placu boju, którym była sala przesłuchań. Nie po raz pierwszy stawał w końcu w szranki z przebiegłym przestępcą, starając się zagonić go w róg i wspólnie z innymi inspektorami postawić w ogniu krzyżowych pytań. Dzisiaj jednak wyraźnie nic nie szło po jego myśli, lekko zacisnął pięści, próbując opanować płynącą po ciele falę gorąca. Bezwiednie wciągnął w płuca rozchodzący się po pomieszczeniu dym papierosa, smakował go przez chwilę, żałując przez moment, że starszy Soelberg i jemu nie zaproponował papierosa. Odgonił jednak od siebie tę myśl, musiał skupić się na sprawie. Nie potrzebował w tym momencie żadnych rozpraszaczy.
- Tak jak mówiłem, jesteśmy w stanie sprawić, abyś z byle kogo stał się przestępcą zdecydowanie nadającym się do Fortu. To jak pstryknięcie palców, wystarczy jeden ruch. Chyba, że w końcu zaczniesz rzeczowo gadać. - Skrzywił się, doskonale wiedząc, że posyła mu nieco puste groźby. Choć w każdym z takich kłamstw kryło się ziarno prawdy. Tak naprawdę wystarczyłoby pociągnąć za odpowiednie sznurki, szepnąć komuś to i owo... Finnurson nigdy jednak nie pochwalał takiego postępowania. Zachmurzył się lekko, oburzony własną chęcią kantu. Nie takie były zasady gry. Wyprostował się, odrywając dłonie od blatu stołu. Przyszła jego kolej na krążenie po sali, z pozoru bezcelowo, jakby pragnął jedynie przez moment rozprostować kości. W rzeczywistości korzystał z tej krótkiej chwili, aby uspokoić buzujące w nim emocje – ten kalejdoskop negatywnych uczuć, do którego powstania nie powinien dopuścić. Przymknął na moment oczy, policzył w myślach do pięciu, a na jego twarzy znowu pojawił się zupełny spokój. Czuł mrowienie pod skórą, w końcu zaczynał przejmować władzę na swoją aurą, która do tej pora, zupełnie niesforna, jakby kapryśna, wymykała mu się, mimo że przecież rejestrował jej efemeryczną obecność na opuszkach palców. - Dlaczego na swoje szachrajstwa wybrałeś akurat pogrzeb Lauge? I co się stało z przedmiotem, który ukradłeś? - zapytał, odwracając się gwałtownie w stronę Noaka. Nie przypominał sobie, aby w momencie aresztowania mężczyzna trzymał coś w rękach, istniała jednak możliwość, że zdążył ukryć podwędzony przedmiot. W grę wchodziła również niezaprzeczalna niekompetencja Toppenberga. W końcu nie o jednym zapomniał im powiedzieć.
- Tak jak mówiłem, jesteśmy w stanie sprawić, abyś z byle kogo stał się przestępcą zdecydowanie nadającym się do Fortu. To jak pstryknięcie palców, wystarczy jeden ruch. Chyba, że w końcu zaczniesz rzeczowo gadać. - Skrzywił się, doskonale wiedząc, że posyła mu nieco puste groźby. Choć w każdym z takich kłamstw kryło się ziarno prawdy. Tak naprawdę wystarczyłoby pociągnąć za odpowiednie sznurki, szepnąć komuś to i owo... Finnurson nigdy jednak nie pochwalał takiego postępowania. Zachmurzył się lekko, oburzony własną chęcią kantu. Nie takie były zasady gry. Wyprostował się, odrywając dłonie od blatu stołu. Przyszła jego kolej na krążenie po sali, z pozoru bezcelowo, jakby pragnął jedynie przez moment rozprostować kości. W rzeczywistości korzystał z tej krótkiej chwili, aby uspokoić buzujące w nim emocje – ten kalejdoskop negatywnych uczuć, do którego powstania nie powinien dopuścić. Przymknął na moment oczy, policzył w myślach do pięciu, a na jego twarzy znowu pojawił się zupełny spokój. Czuł mrowienie pod skórą, w końcu zaczynał przejmować władzę na swoją aurą, która do tej pora, zupełnie niesforna, jakby kapryśna, wymykała mu się, mimo że przecież rejestrował jej efemeryczną obecność na opuszkach palców. - Dlaczego na swoje szachrajstwa wybrałeś akurat pogrzeb Lauge? I co się stało z przedmiotem, który ukradłeś? - zapytał, odwracając się gwałtownie w stronę Noaka. Nie przypominał sobie, aby w momencie aresztowania mężczyzna trzymał coś w rękach, istniała jednak możliwość, że zdążył ukryć podwędzony przedmiot. W grę wchodziła również niezaprzeczalna niekompetencja Toppenberga. W końcu nie o jednym zapomniał im powiedzieć.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:48
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 50
'k100' : 50
Prorok
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:48
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Mur pewności siebie, jaki wznosił się wokół złodzieja, wciąż wolno, jednak systematycznie kruszyły kolejne słowa oficerów. Ich cierpliwość, chociaż wystawiona na ogromną próbę przez kapryśne Norny, które rzucały im pod nogi same kłody w postaci przepracowanych współpracowników oraz bezczelnych podejrzanych, zaczynała wreszcie przynosić oczekiwane efekty. Wszystko zależało teraz wyłącznie od tego, czy postanowią utrzymać obraną taktykę i czy któryś z nich przypadkiem, stąpając po nadal cienkiej linie zaufania, nie popełni błędu, zupełnie tracąc pod nogami pewny grunt i kontrolę nad przesłuchiwanym.
- Z mojej perspektywy? Chcecie wiedzieć, jak to wyglądało z mojej perspektywy? – wykrztusił, nie wytrzymując i odwracając głowę w stronę, z której dobiegał do niego głos Eitriego. Dziwny ból przeszył kark Höglunda, jednak potrzeba złapania wzrokiem tego, który najwyraźniej wśród przebywającej w pomieszczeniu trójki oficerów przyjął rolę lidera, była silniejsza niż jakiekolwiek inne bodźce oddziałujące na ciało i umysł mężczyzny. Odwrócił się jednak zaraz, kiedy z ust Ivara padło kolejne pytanie i to na starszym Soelbergu zawiesił ostatecznie spojrzenie. – Wyglądało i wygląda to tak, że pochwyciliście niewłaściwą osobę, którą teraz zastraszacie i grozicie. Tyle mam wam do powiedzenia bez obrońcy. Komendant na pewno jest dumny z posiadania pod swoimi skrzydłami takich piskląt – dorzucił, nim wyrwał mu się z gardła zdławiony, nerwowy śmiech będący reakcją na ostatnie z pytań Finnursona. – Dlaczego pogrzeb? Bo martwi są ślepi – zarechotał głośniej, prawie się krztusząc. – Na nie-szczęście nie tak głupi, jak wy. Chcesz wiedzieć, co się stało z amuletem? Zapytaj oficera Valstada, który zabrał go do analizy. I zrozum wreszcie… Zrozumcie, że powinniście znowu spróbować nauczyć się latać, kruczki. Rozwinąć skrzydła i ruszyć w miasto za kanciarzami. Szybko, szybko, bo czas wam ucieka.
Śmiech ucichł, kiedy wraz z ostatnim wypowiedzianym przez Höglunda słowem, złodziejaszek, któremu przyglądali się teraz z uwagą oficerowie, nagle rąbnął splecionymi dłońmi w blat stołu. Dźwięk i siła uderzenia zawibrowały przerażająco w ciele mężczyzny i w całym pomieszczeniu – nawet tak doświadczeni funkcjonariusze, jak Soelbergowie i Finnurson, musieli wzdrygnąć się w odpowiedzi na ten gest.
- Z mojej perspektywy? Chcecie wiedzieć, jak to wyglądało z mojej perspektywy? – wykrztusił, nie wytrzymując i odwracając głowę w stronę, z której dobiegał do niego głos Eitriego. Dziwny ból przeszył kark Höglunda, jednak potrzeba złapania wzrokiem tego, który najwyraźniej wśród przebywającej w pomieszczeniu trójki oficerów przyjął rolę lidera, była silniejsza niż jakiekolwiek inne bodźce oddziałujące na ciało i umysł mężczyzny. Odwrócił się jednak zaraz, kiedy z ust Ivara padło kolejne pytanie i to na starszym Soelbergu zawiesił ostatecznie spojrzenie. – Wyglądało i wygląda to tak, że pochwyciliście niewłaściwą osobę, którą teraz zastraszacie i grozicie. Tyle mam wam do powiedzenia bez obrońcy. Komendant na pewno jest dumny z posiadania pod swoimi skrzydłami takich piskląt – dorzucił, nim wyrwał mu się z gardła zdławiony, nerwowy śmiech będący reakcją na ostatnie z pytań Finnursona. – Dlaczego pogrzeb? Bo martwi są ślepi – zarechotał głośniej, prawie się krztusząc. – Na nie-szczęście nie tak głupi, jak wy. Chcesz wiedzieć, co się stało z amuletem? Zapytaj oficera Valstada, który zabrał go do analizy. I zrozum wreszcie… Zrozumcie, że powinniście znowu spróbować nauczyć się latać, kruczki. Rozwinąć skrzydła i ruszyć w miasto za kanciarzami. Szybko, szybko, bo czas wam ucieka.
Śmiech ucichł, kiedy wraz z ostatnim wypowiedzianym przez Höglunda słowem, złodziejaszek, któremu przyglądali się teraz z uwagą oficerowie, nagle rąbnął splecionymi dłońmi w blat stołu. Dźwięk i siła uderzenia zawibrowały przerażająco w ciele mężczyzny i w całym pomieszczeniu – nawet tak doświadczeni funkcjonariusze, jak Soelbergowie i Finnurson, musieli wzdrygnąć się w odpowiedzi na ten gest.
Eitri Soelberg
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:49
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Cierpliwość wystawiana z każdą minutą na kolejne próby, nie zamierzała ustąpić łatwo. Soelberg nauczony wielokrotnie własnymi doświadczeniami wiedział, że pośpiech nie był prawie nigdy dobrym doradcą. Zwłaszcza, jeśli szedł w parze z niedbalstwem. Odsunięty od ściany, śledził kolejne słowa swych towarzyszy, każdy ruch, który wykonywali oraz to, co aktualnie próbował uskuteczniać Noak. Powoli kruszony, przyparty do muru, lecz zupełnie pewny nicości Kruczej. Nie on pierwszy i nie ostatni. Praca w tym miejscu nigdy nie była łatwym kawałkiem chleba – wielokrotnie niosąc frustrację i chęć bicia głową w mur, którego nie dało się skruszyć. Zwykle poważani, nie w opinii każdego byli chodzącymi ideałami. Zwłaszcza, gdy szło o ludzi złapanych, upatrujących winy w systemie, nie we własnych czynach. Powtarzane niczym mantra słowa, nie zadziałały na inspektora z zamierzonym skutkiem. Był z lekka znudzony ciągłymi wykrętami, jednak rozluźnienie jakie odczuł Noak – wyrzucając z siebie całe wiadro pomyj, okazało się całkiem przydatne. Zbytnio naciągając jego cierpliwość, Eitri i towarzysze wymusili wyrzut zalegających w głowie emocji. Na własną korzyść. Wiedział, że prawdopodobnie w tym momencie Ivar odczuwa coś na granicy wściekłości i chęci udekorowania nosa Höglunda krwawym deseniem dokładnie w miejscu, gdzie znajdował się nos podejrzanego.
Gdy młody mężczyzna odwrócił się nieznacznie ku niemu, mógł dostrzec wszystko, co w tym momencie skrywały załamania jego twarzy. Irytacja sięgała zenitu, nagłe odwrócenie i grymas bólu Eitri przyjął z niepokojącym uśmiechem. Satysfakcja? Być może – idealne wycelowanie każdego kroku i brak miejsca na ruchy, które nie przynosiły żadnych korzyści. Precyzyjnie, jak w naoliwionym mechanizmie.
– Niewinni z rzadka popadają w taką panikę, plują funkcjonariuszom pod nogi i uciekają… – stwierdził spokojnie i pozwolił sobie na kilka kroków, aby tym razem spojrzeć w oczy Noaka. Dlaczego tak usilnie próbował dowieść, że nie jest wart ich zachodu. W najgorszym przypadku zmierzy się z widmem zarzutów postawionych w związku ze zniewagą funkcjonariusza i naruszeniem dobra rodziny Nørgaard. Starczająco haków, jak na jedną osobę. Uwaga dotycząca ślepoty martwych wywołała wzdrygnięcie ciała w dreszczu śmiechu, przechodzącego mimowolnie po ciele. Gdyby martwi byli ślepi i nie potrafili mówić… O jakiż piękny, zwykły świat roztaczałby się przed oczami młodszego Soelberga. Prawy kącik poszybował ku górze, ponownie naznaczając twarz medium nieprzyjemnym grymasem.
– Wskaż odpowiednią osobę, skoro tak. Jeśli wiesz, obrońca będzie zbędny, zadziałasz jedynie na swoją korzyść. Jednak, czcze gadanie nic ci nie pomoże… – Splótł dłonie na piersi i powoli obwiódł wzrokiem teczkę z aktami. Uwaga dotycząca amuletu i poddania go analizie przez Valstada wskazywała kolejne kroki, które powinni podjąć. Nie teraz, póki byli w pomieszczeniu z Noakiem – nie mogli ujawnić ewentualnego niepokoju i niewiedzy, która powoli zapełniała się kolejnymi informacjami, niespiesznie dawkowanymi przez podejrzanego. Pouczenie przyjął z chłodem malującym się w oczach, dopiero uderzenie dłońmi o blat wywołało przeszycie ciała impulsem rozchodzącym się po całej siatce nerwów. Złodziej był nerwowy, bardzo rozedrgany w słowach i czynach. Irracjonalne zachowania, potok słów wylewających się z jego ust. Wszystko to mogło jedynie świadczyć o tym, że chwyta się każdego możliwego zabiegu, byle czegoś nie pokazać… Lęku? Faktu, że naprawdę jest jedynie marną płotką, posiadającą informacje, lecz w rzeczywistości nic nie znaczącą? Być może marnowali na niego swój czas, wkładając w przesłuchanie ludzkiej mizeroty zbyt wiele uwagi i wysiłku. Skoro jednak posiadał jakiekolwiek informacje, poniesiony koszt zdawał się jednak niezupełnie bezsensowny i zaprzepaszczony.
Gdy młody mężczyzna odwrócił się nieznacznie ku niemu, mógł dostrzec wszystko, co w tym momencie skrywały załamania jego twarzy. Irytacja sięgała zenitu, nagłe odwrócenie i grymas bólu Eitri przyjął z niepokojącym uśmiechem. Satysfakcja? Być może – idealne wycelowanie każdego kroku i brak miejsca na ruchy, które nie przynosiły żadnych korzyści. Precyzyjnie, jak w naoliwionym mechanizmie.
– Niewinni z rzadka popadają w taką panikę, plują funkcjonariuszom pod nogi i uciekają… – stwierdził spokojnie i pozwolił sobie na kilka kroków, aby tym razem spojrzeć w oczy Noaka. Dlaczego tak usilnie próbował dowieść, że nie jest wart ich zachodu. W najgorszym przypadku zmierzy się z widmem zarzutów postawionych w związku ze zniewagą funkcjonariusza i naruszeniem dobra rodziny Nørgaard. Starczająco haków, jak na jedną osobę. Uwaga dotycząca ślepoty martwych wywołała wzdrygnięcie ciała w dreszczu śmiechu, przechodzącego mimowolnie po ciele. Gdyby martwi byli ślepi i nie potrafili mówić… O jakiż piękny, zwykły świat roztaczałby się przed oczami młodszego Soelberga. Prawy kącik poszybował ku górze, ponownie naznaczając twarz medium nieprzyjemnym grymasem.
– Wskaż odpowiednią osobę, skoro tak. Jeśli wiesz, obrońca będzie zbędny, zadziałasz jedynie na swoją korzyść. Jednak, czcze gadanie nic ci nie pomoże… – Splótł dłonie na piersi i powoli obwiódł wzrokiem teczkę z aktami. Uwaga dotycząca amuletu i poddania go analizie przez Valstada wskazywała kolejne kroki, które powinni podjąć. Nie teraz, póki byli w pomieszczeniu z Noakiem – nie mogli ujawnić ewentualnego niepokoju i niewiedzy, która powoli zapełniała się kolejnymi informacjami, niespiesznie dawkowanymi przez podejrzanego. Pouczenie przyjął z chłodem malującym się w oczach, dopiero uderzenie dłońmi o blat wywołało przeszycie ciała impulsem rozchodzącym się po całej siatce nerwów. Złodziej był nerwowy, bardzo rozedrgany w słowach i czynach. Irracjonalne zachowania, potok słów wylewających się z jego ust. Wszystko to mogło jedynie świadczyć o tym, że chwyta się każdego możliwego zabiegu, byle czegoś nie pokazać… Lęku? Faktu, że naprawdę jest jedynie marną płotką, posiadającą informacje, lecz w rzeczywistości nic nie znaczącą? Być może marnowali na niego swój czas, wkładając w przesłuchanie ludzkiej mizeroty zbyt wiele uwagi i wysiłku. Skoro jednak posiadał jakiekolwiek informacje, poniesiony koszt zdawał się jednak niezupełnie bezsensowny i zaprzepaszczony.
Ivar Soelberg
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:50
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Irytacja, wyraz emocji, który dawno nie gościł na licu starszego Soelberba, dziwnym zatem fakt, że przesłuchiwany, ot zwykły śmieć, jakich pełno, płotka w jeziorze pełnym sumów, węgorzy i karasi, tak skutecznie go drażni swoją marną egzystencją. Gdyby tylko znajdowali się z dala od miasta, od kruczej, od wścibskich oczu i rozwiązłych języków. Wysłannika uczono jak pozyskiwać informacje, jak sprawić, aby przesłuchiwany pragnął wyspowiadać się, bo wówczas zaznaje chwili wytchnienia. To niekoniecznie metody cielesne, bolesne i niszczące nerwy, lecz sprawdzone i jakże pomocne psychologiczne zagrywki, które doprowadzają do poczucia bezradności nawet u najzatwardzialszych osobników. Sam fakt obicia mordy, był jakże prymitywny, jakże barbarzyński w swym postępowaniu, lecz jak słodko przyjemny, gdy daje się upust skrywanym emocjom, gdy pozwala się, aby te wyszły z człowieka, uwalniając go tym samym, od ich ciężaru.
Miał dla niego jedynie pogardę i obojętność. Wzrokiem błądząc, po jego mizernej aparycji skrzywił się, gdy ten rozdziawił gębę. Uśmiech, ot jego parodia zawarta w niezbyt przyjemnym grymasie ust szła w parze z przeszywającym na wskroś spojrzeniem szarych oczu. Słowa Höglunda nie zostały uraczone nawet drgnięciem kącika ust. Trwali tak jeszcze, a przez umysł mężczyzny przetoczyły się słodkie w swym obrazie wizje wyrwania przesłuchiwanego z objęć tej złudnej pewności siebie za pomocą jedynie, a może aż? Pięści.
Faktycznie zapomniał, jak to jest przesłuchiwać tego typu ludzi, stąd ta irytacja podyktowana zmęczeniem, rozdrażnieniem i aurą pogrzebu. Praca Wysłannika, chociaż nie aż tak długa, jak się zdawała, wymagała innego spojrzenia na świat. Wyjścia nieraz ze sztywnych ram; dobra i zła, by pogrążyć się w szarości, jaka spowija świat. Balansować na tej cieniutkiej granicy szerząc dobro, a przynajmniej, mając taką nadzieję. By kiedyś po latach, gdy człowieka schylonego nad grobem chwyci zaduma i przyjdzie przytoczyć rachunek sumienia, niczego się nie wstydzić. Złudne pragnienie, wręcz odrealnione, gotowe wstawić je między bajki. Kiedyś tego pragnął, lecz teraz? Teraz z krwią na rękach, był jedynie narzędziem w rękach Kruczej Straży, narzędziem, jakiemu zleca się najgorsze gówno w nadziei na pozbycie się problemu. Ale za to jakie skuteczne w swej nieco zamglonej otoczce spowitej nimbem tajemnicy.
– Do kogo należał ów amulet; do martwego, czy żywego? – ton, głosu lodowaty niczym listopadowy poranek przeciął nagle powietrze i uderzył w przesłuchiwanego. Szare oczy nie zdradzały irytacji, twarz opuścił grymas, a pozostała maska powagi, chłodu, przed którym nie było ucieczki, chyba że w szaleństwo. Bo i tym zdawać by się mogło Höglund był skażony. Rysy twarzy nie zdradziły lęku, byłby marnym Wysłannikiem, gdyby obawiał się takich zachowań, ba gdyby nagle połowa budynku oderwała się i poszybowała w ołowianą pustkę nieba, a nad ich głowami tańczyłby smoki, Soelberg myślałby tylko o ochronie kruczych braci i ratowaniu cywili. Na emocje te duszone niby gulasz w kociołku przyszedłby czas później, a bezsenność, wyrzuty i strach objawiałby się wieczorną porą, gdy światła miasta gasną, a spod łóżek wychodzą demony.
Miał dla niego jedynie pogardę i obojętność. Wzrokiem błądząc, po jego mizernej aparycji skrzywił się, gdy ten rozdziawił gębę. Uśmiech, ot jego parodia zawarta w niezbyt przyjemnym grymasie ust szła w parze z przeszywającym na wskroś spojrzeniem szarych oczu. Słowa Höglunda nie zostały uraczone nawet drgnięciem kącika ust. Trwali tak jeszcze, a przez umysł mężczyzny przetoczyły się słodkie w swym obrazie wizje wyrwania przesłuchiwanego z objęć tej złudnej pewności siebie za pomocą jedynie, a może aż? Pięści.
Faktycznie zapomniał, jak to jest przesłuchiwać tego typu ludzi, stąd ta irytacja podyktowana zmęczeniem, rozdrażnieniem i aurą pogrzebu. Praca Wysłannika, chociaż nie aż tak długa, jak się zdawała, wymagała innego spojrzenia na świat. Wyjścia nieraz ze sztywnych ram; dobra i zła, by pogrążyć się w szarości, jaka spowija świat. Balansować na tej cieniutkiej granicy szerząc dobro, a przynajmniej, mając taką nadzieję. By kiedyś po latach, gdy człowieka schylonego nad grobem chwyci zaduma i przyjdzie przytoczyć rachunek sumienia, niczego się nie wstydzić. Złudne pragnienie, wręcz odrealnione, gotowe wstawić je między bajki. Kiedyś tego pragnął, lecz teraz? Teraz z krwią na rękach, był jedynie narzędziem w rękach Kruczej Straży, narzędziem, jakiemu zleca się najgorsze gówno w nadziei na pozbycie się problemu. Ale za to jakie skuteczne w swej nieco zamglonej otoczce spowitej nimbem tajemnicy.
– Do kogo należał ów amulet; do martwego, czy żywego? – ton, głosu lodowaty niczym listopadowy poranek przeciął nagle powietrze i uderzył w przesłuchiwanego. Szare oczy nie zdradzały irytacji, twarz opuścił grymas, a pozostała maska powagi, chłodu, przed którym nie było ucieczki, chyba że w szaleństwo. Bo i tym zdawać by się mogło Höglund był skażony. Rysy twarzy nie zdradziły lęku, byłby marnym Wysłannikiem, gdyby obawiał się takich zachowań, ba gdyby nagle połowa budynku oderwała się i poszybowała w ołowianą pustkę nieba, a nad ich głowami tańczyłby smoki, Soelberg myślałby tylko o ochronie kruczych braci i ratowaniu cywili. Na emocje te duszone niby gulasz w kociołku przyszedłby czas później, a bezsenność, wyrzuty i strach objawiałby się wieczorną porą, gdy światła miasta gasną, a spod łóżek wychodzą demony.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:50
Z satysfakcją stwierdził, że powoli zaczynali przejmować kontrolę nad zatrzymanym. Udało im się w końcu przebić przez mury odgrywanej pewności siebie i samozadowolenia. Niewątpliwie także fakt, że i on zdołał w końcu zapanować nad własnym darem ułatwił mu w pewien sposób sprawę – nawet jeśli wyczuwał go w swoim ciele raczej metaforycznie niż namacalnie, jedynie wyobrażał sobie cienkie nitki aury przepływające przez ciało. Zazwyczaj uzmysławiał sobie jego niezaprzeczalną wartość, gdy dostrzegał jak wielkie wrażenie był w stanie wywrzeć na swoich rozmówcach. Choć tym razem nie szukał poklasku, przejawów bezgranicznego zachwytu jak to było w czasach cyrkowej wędrówki po świecie. Potrzebował jedynie informacji. Konkretnych, rzeczowych, które pozwoliłyby im prowadzić dalsze śledztwo.
Wciąż zdawał sobie sprawę, że kroczą po bardzo cienkiej linii, jeden fałszywy ruch, a mogą stracić to, co udało im się wypracować w ciągu kilku ostatnich minut. Był ostrożny.
- Masz na myśli kogoś konkretnego? - zapytał, przyglądając się złodziejaszkowi bardzo uważnie. - Pytam o obrońcę. Wydawało się, że osoba zupełnie niewinna, nie mająca żadnych grzechów na sumieniu nie potrzebuje prawnika. Ale może się mylę? - Zmarszczył lekko brwi, gdy Noak wspomniał o amulecie. Kolejny element układanki, który zdawał się zupełnie nie pasować do reszty sytuacji. Zastanawiał się czego, a może raczej kogo, tak naprawdę bał się mężczyzna? Jego buńczuczność, wyzywanie ich od kretynów i wytykanie niekompetencji wskazywało, że to nie oni byli powodem odczuwanego przez niego lęku. - Martwi i owszem, rzeczywiście są ślepi. Ale czy w takim razie nie lepiej było pokusić się na kradzież w dniu, w którym grobowiec byłby mniej... hmm... oblegany? Dzisiaj nie brakowało tam świadków. Żywych, niepozbawionych wzroku świadków. Co starasz się przed nami ukryć, Höglund? W twoich zeznaniach pojawia się coraz więcej sprzecznych informacji. - Zanim skończył po pomieszczeniu rozniósł się nagły huk uderzających o blat splecionych ze sobą pięści. Wzdrygnął się, i owszem. Noak wydawał się nie do końca poczytalny. Najpierw zdawał się im grozić, później uśmiechał się z dziwną satysfakcją, aby w końcu w tak niepoważny sposób wyładowywać swoją złość. Najwyraźniej zaczynał tracić grunt pod nogami.
Wciąż zdawał sobie sprawę, że kroczą po bardzo cienkiej linii, jeden fałszywy ruch, a mogą stracić to, co udało im się wypracować w ciągu kilku ostatnich minut. Był ostrożny.
- Masz na myśli kogoś konkretnego? - zapytał, przyglądając się złodziejaszkowi bardzo uważnie. - Pytam o obrońcę. Wydawało się, że osoba zupełnie niewinna, nie mająca żadnych grzechów na sumieniu nie potrzebuje prawnika. Ale może się mylę? - Zmarszczył lekko brwi, gdy Noak wspomniał o amulecie. Kolejny element układanki, który zdawał się zupełnie nie pasować do reszty sytuacji. Zastanawiał się czego, a może raczej kogo, tak naprawdę bał się mężczyzna? Jego buńczuczność, wyzywanie ich od kretynów i wytykanie niekompetencji wskazywało, że to nie oni byli powodem odczuwanego przez niego lęku. - Martwi i owszem, rzeczywiście są ślepi. Ale czy w takim razie nie lepiej było pokusić się na kradzież w dniu, w którym grobowiec byłby mniej... hmm... oblegany? Dzisiaj nie brakowało tam świadków. Żywych, niepozbawionych wzroku świadków. Co starasz się przed nami ukryć, Höglund? W twoich zeznaniach pojawia się coraz więcej sprzecznych informacji. - Zanim skończył po pomieszczeniu rozniósł się nagły huk uderzających o blat splecionych ze sobą pięści. Wzdrygnął się, i owszem. Noak wydawał się nie do końca poczytalny. Najpierw zdawał się im grozić, później uśmiechał się z dziwną satysfakcją, aby w końcu w tak niepoważny sposób wyładowywać swoją złość. Najwyraźniej zaczynał tracić grunt pod nogami.
Prorok
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:50
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Siła i energia, jaką Noak włożył w uderzenie, wciąż wibrowała w pomieszczeniu; rezonowała przede wszystkim w nim samym, potęgując wrażenie, jakie odnosił mężczyzna, że cząsteczki w jego ciele próbują rozerwać się na pół. Oficerom trudno było stwierdzić, z jakiego powodu przesłuchiwany, któremu przed chwilą tak chętnie rozwinął się język, teraz znów postanowił zamilknąć – tym razem dosłownie, jakby zastanawiał się nad pytaniami i kwestiami podniesionymi przez funkcjonariuszy, nie zaś ograniczając swoje własne wypowiedzi do niezbędnego minimum, jak miało to miejsce tuż po rozpoczęciu przesłuchania.
Z odsieczą przyszedł im dopiero co wspomniany Valstad, jakby tylko czekał, aż ktokolwiek wspomni jego nazwisko. Najpierw Soelbergowie i Finnurson mogli usłyszeć ciche pukanie, a następnie drzwi pokoju przesłuchań uchyliły się lekko i w prześwicie czwórka przebywających w pomieszczeniu osób mogła ujrzeć twarz oficera technicznego, którego lico zdobiła nietęga mina.
- Ivar? Mogę cię prosić? – Otworzył szerzej drzwi, by przepuścić w nich wychodzącego Wysłannika. – Szczegółową analizę przedmiotu, który posiadał przy sobie ten człowiek otrzymacie dopiero po weekendzie, prawdopodobnie bliżej środy, ale już teraz mogę ci przekazać, że udało nam się z niego ściągnąć szczątkowe odciski palców co najmniej dwóch osób – wyjaśnił rzeczowo, krótką chwilę zastanawiając się, czy przekazać koledze dalsze informacje, czy poczekać z nimi do zakończenia badania amuletu. – Jest też coś jeszcze. Znaleźliśmy na amulecie ślady nowej substancji. Nie mieliśmy z nią do tej pory do czynienia i chyba nigdy nie chcielibyśmy mieć. Jest pełna niestabilnej magii – ściszył głos do szeptu, podając Ivarowi te rewelacje. – Przekaż to chłopakom, ja wracam do pracy, sam rozumiesz.
Uniósł w przepraszającym geście dłonie do góry i bez dalszego wdawania się w dyskusję ruszył do laboratorium.
W międzyczasie, kiedy starszy Soelberg rozmawiał na korytarzu, Höglund postanowił przerwać swoje wymowne milczenie, dzieląc się z pozostałą z nim dwójką oficerów kolejną garścią bardziej lub mniej pomocnych uwag. Ocenienie ich wartości zależało w tym momencie wyłącznie od członków Kruczej Straży.
- Sprzecznych? – parsknął, zaciskając ze złości pięści i powieki. – A może to wy nie potraficie ich ze sobą we właściwy sposób połączyć? – rzucił zgryźliwie, wracając do znanego im już schematu, w którym stawiał przesłuchujących go oficerów w roli głupców, którym nie chciał pomóc uchylić rąbka tajemnicy. Znów też, mimowolnie, rozwiązał swój język, nie potrafiąc zapanować nad przymusem udzielania im informacji, jakby coś lub ktoś prowokował go do wywnętrzania się. – Skoro macie tylu naocznych świadków, to może z nich wyciągnijcie informacje o tym, kto był w posiadaniu tego dziadostwa. Takie szumowiny jak on przykuwają wzrok. Dziwne, że wam nie rzucił się w oczy, skoro mieliście z nim już do czynienia. – Ostatnie zdania mógł już usłyszeć również Ivar, który z powrotem wszedł do sali przesłuchań. – Nawet nie próbujcie więcej ze mnie wyciągać. Dalej będę z wami rozmawiał wyłącznie w obecności obrońcy. Jakiegokolwiek, byle nie miał powiązań z kimkolwiek z klanów. – We wzroku Höglunda tańczyły iskry skrajnych emocji: strachu i brawury. Kierowane do oficerów słowa bez wątpienia wskazywały, że Krucza Straż to ostatnie, czego lękał się złodziejaszek. Inspektorowie musieli więc zastanowić się, czy swojemu podejrzanemu będą w stanie zapewnić bezpieczeństwo.
Z odsieczą przyszedł im dopiero co wspomniany Valstad, jakby tylko czekał, aż ktokolwiek wspomni jego nazwisko. Najpierw Soelbergowie i Finnurson mogli usłyszeć ciche pukanie, a następnie drzwi pokoju przesłuchań uchyliły się lekko i w prześwicie czwórka przebywających w pomieszczeniu osób mogła ujrzeć twarz oficera technicznego, którego lico zdobiła nietęga mina.
- Ivar? Mogę cię prosić? – Otworzył szerzej drzwi, by przepuścić w nich wychodzącego Wysłannika. – Szczegółową analizę przedmiotu, który posiadał przy sobie ten człowiek otrzymacie dopiero po weekendzie, prawdopodobnie bliżej środy, ale już teraz mogę ci przekazać, że udało nam się z niego ściągnąć szczątkowe odciski palców co najmniej dwóch osób – wyjaśnił rzeczowo, krótką chwilę zastanawiając się, czy przekazać koledze dalsze informacje, czy poczekać z nimi do zakończenia badania amuletu. – Jest też coś jeszcze. Znaleźliśmy na amulecie ślady nowej substancji. Nie mieliśmy z nią do tej pory do czynienia i chyba nigdy nie chcielibyśmy mieć. Jest pełna niestabilnej magii – ściszył głos do szeptu, podając Ivarowi te rewelacje. – Przekaż to chłopakom, ja wracam do pracy, sam rozumiesz.
Uniósł w przepraszającym geście dłonie do góry i bez dalszego wdawania się w dyskusję ruszył do laboratorium.
W międzyczasie, kiedy starszy Soelberg rozmawiał na korytarzu, Höglund postanowił przerwać swoje wymowne milczenie, dzieląc się z pozostałą z nim dwójką oficerów kolejną garścią bardziej lub mniej pomocnych uwag. Ocenienie ich wartości zależało w tym momencie wyłącznie od członków Kruczej Straży.
- Sprzecznych? – parsknął, zaciskając ze złości pięści i powieki. – A może to wy nie potraficie ich ze sobą we właściwy sposób połączyć? – rzucił zgryźliwie, wracając do znanego im już schematu, w którym stawiał przesłuchujących go oficerów w roli głupców, którym nie chciał pomóc uchylić rąbka tajemnicy. Znów też, mimowolnie, rozwiązał swój język, nie potrafiąc zapanować nad przymusem udzielania im informacji, jakby coś lub ktoś prowokował go do wywnętrzania się. – Skoro macie tylu naocznych świadków, to może z nich wyciągnijcie informacje o tym, kto był w posiadaniu tego dziadostwa. Takie szumowiny jak on przykuwają wzrok. Dziwne, że wam nie rzucił się w oczy, skoro mieliście z nim już do czynienia. – Ostatnie zdania mógł już usłyszeć również Ivar, który z powrotem wszedł do sali przesłuchań. – Nawet nie próbujcie więcej ze mnie wyciągać. Dalej będę z wami rozmawiał wyłącznie w obecności obrońcy. Jakiegokolwiek, byle nie miał powiązań z kimkolwiek z klanów. – We wzroku Höglunda tańczyły iskry skrajnych emocji: strachu i brawury. Kierowane do oficerów słowa bez wątpienia wskazywały, że Krucza Straż to ostatnie, czego lękał się złodziejaszek. Inspektorowie musieli więc zastanowić się, czy swojemu podejrzanemu będą w stanie zapewnić bezpieczeństwo.
Eitri Soelberg
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:51
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Gdy Valstad pojawił się w drzwiach, najmłodszy z Soelbergów odczuł na skórze nieprzyjemny dreszcz, który pojawiał się jedynie w sytuacjach, gdy pomieszczenie stawało się ponad miarę tłoczne. Chociaż technik nie przeszedł przez próg, jego nagła obecność odbiła się echem w hermetycznie zamkniętym pokoju, wpuszczając doń swoistą świeżość dźwięku głosu, który nie zdołał się osłuchać tak jak te, które należały do towarzyszy i Noaka. Zareagował lekkim zmrużeniem oczu, gdy Ivar udał się za drzwi, aby wysłuchać przeznaczonych dla nich informacji. Moment bezruchu trwał jedynie chwilę, gdyż Eitri szybko zbliżył się do złodzieja, aby wysłuchać tego, co miał do powiedzenia. Zrezygnował z ukrywania się za jego plecami i zamiast tego, począł dokładnie studiować jego twarz i rejestrować każde poruszenie mięśni.
Nie każda jego reakcja była ze sobą spójna – widział ludzi w różnym stanie, jednak Noak wciąż zdawał się zagadką z nieuzasadnioną nutą strachu malującą się w oczach. Bagatelizowanie sytuacji, w której się znajdował stanowiła swoiste zaprzeczenie, być może wyparcie, usilny przymus poszukiwania winy w kimś innym. Nawet, jeśli istniał wspólnik; był obok, co mogło wynikać z jego słów, nie zmywało to przewinienia z jego osoby. Atmosfera, która była gęsta już od niemal samego początku spotkania, teraz stawała się zupełnie nieznośna. Głód nikotynowy zmuszał do podjęcia kolejnych kroków, pomimo poczucia, że jeszcze niezupełnie skończyli.
Dalsze dławienie Noaka kolejnymi próbami wyciągnięcia chociaż odrobiny informacji, prawdopodobnie doprowadziłyby do klęski, dlatego też Eitri podszedł do stołu i zabrał dokumenty. Wciąż obrzucając złodziejaszka krótkimi spojrzeniami, odetchnął lekko.
– Nie masz obowiązku nic więcej mówić. – Nie odniósł się do słów Noaka ani odrobinę, notując je jedynie w głowie. Właściwie… lepiej zrobiłby dla siebie, gdyby dzisiaj milczał zupełnie. Wojownicza natura złodzieja jednak, paradoksalnie tym mocniej uwiązała go w sidłach Kruczej.
– Wkrótce dostaniesz obrońcę. Do tego czasu, tak czy inaczej, pozostaniesz zatrzymany. Materiały dowodowe przekażemy do Kolegium, twój los na przyszłe dni spoczywa w ich rękach. – Beznamiętne stwierdzenie odbiło się echem w pomieszczeniu przesyconym niedopowiedzeniami. Zanotował w głowie uwagę dotyczącą obrońcy pochodzącego spoza klanów oraz lęk malujący się na twarzy Noaka. Czekały ich kolejne wyjaśnienia, chciał zapytać Ivara o informacje przekazane od Valstada. Cokolwiek kryło się w skradzionym przedmiocie, Noak zdawał się mieć o nim również jakąś wiedzę. Dalsza konfrontacja wymagała jednak szczegółowego przygotowania. Nie zniżył się do słów, które miałyby wywołać w nim coś na kształt potrzeby przemyślenia składanych zeznań.
Cisza.
Jedyne, co pozostawało teraz dla Höglunda.
Cisza i pustka.
Dłoń mimowolnie powędrowała ku kieszeni, aby natrafić opuszkami na twardy kartonik pudełka z papierosami.
Ostatnie nuty preludium do przyszłych wydarzeń wybrzmiały leniwie.
Nie każda jego reakcja była ze sobą spójna – widział ludzi w różnym stanie, jednak Noak wciąż zdawał się zagadką z nieuzasadnioną nutą strachu malującą się w oczach. Bagatelizowanie sytuacji, w której się znajdował stanowiła swoiste zaprzeczenie, być może wyparcie, usilny przymus poszukiwania winy w kimś innym. Nawet, jeśli istniał wspólnik; był obok, co mogło wynikać z jego słów, nie zmywało to przewinienia z jego osoby. Atmosfera, która była gęsta już od niemal samego początku spotkania, teraz stawała się zupełnie nieznośna. Głód nikotynowy zmuszał do podjęcia kolejnych kroków, pomimo poczucia, że jeszcze niezupełnie skończyli.
Dalsze dławienie Noaka kolejnymi próbami wyciągnięcia chociaż odrobiny informacji, prawdopodobnie doprowadziłyby do klęski, dlatego też Eitri podszedł do stołu i zabrał dokumenty. Wciąż obrzucając złodziejaszka krótkimi spojrzeniami, odetchnął lekko.
– Nie masz obowiązku nic więcej mówić. – Nie odniósł się do słów Noaka ani odrobinę, notując je jedynie w głowie. Właściwie… lepiej zrobiłby dla siebie, gdyby dzisiaj milczał zupełnie. Wojownicza natura złodzieja jednak, paradoksalnie tym mocniej uwiązała go w sidłach Kruczej.
– Wkrótce dostaniesz obrońcę. Do tego czasu, tak czy inaczej, pozostaniesz zatrzymany. Materiały dowodowe przekażemy do Kolegium, twój los na przyszłe dni spoczywa w ich rękach. – Beznamiętne stwierdzenie odbiło się echem w pomieszczeniu przesyconym niedopowiedzeniami. Zanotował w głowie uwagę dotyczącą obrońcy pochodzącego spoza klanów oraz lęk malujący się na twarzy Noaka. Czekały ich kolejne wyjaśnienia, chciał zapytać Ivara o informacje przekazane od Valstada. Cokolwiek kryło się w skradzionym przedmiocie, Noak zdawał się mieć o nim również jakąś wiedzę. Dalsza konfrontacja wymagała jednak szczegółowego przygotowania. Nie zniżył się do słów, które miałyby wywołać w nim coś na kształt potrzeby przemyślenia składanych zeznań.
Cisza.
Jedyne, co pozostawało teraz dla Höglunda.
Cisza i pustka.
Dłoń mimowolnie powędrowała ku kieszeni, aby natrafić opuszkami na twardy kartonik pudełka z papierosami.
Ostatnie nuty preludium do przyszłych wydarzeń wybrzmiały leniwie.
Ivar Soelberg
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:51
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Zaskakujące było, że mimo kajdan i zapewne zaklęć ochronnych nałożonych na pokój przesłuchań podejrzany wił się jak piskorz w sieci, a przejawy jego zdenerwowania i gniewu tak wyraźnie dźwięczały w duszach kruczych braci. Jak gdyby nic nie robiąc sobie z tego, że pozbawiony był mocy, bo wszakże jej użycie w takim pomieszczeniu i w dodatku skierowane na funkcjonariusz, skończyłoby się dłuższą odsiadką, jak nie trwałym uszczerbkiem na zdrowiu. Ivar widział w swym życiu wielu szaleńców, lecz sporadycznie, któregokolwiek wrzaski i zawodzenia budziły w nim jakikolwiek lęk, byłby głupcem, ignorując takowe zachowanie w zupełności, a kajdanki, ot prosty kawałek żelastwa traktując, jako wariant ochronny. Oczywiście są sposoby, aby uniemożliwić, tudzież zablokować magię u wyjątkowo niebezpiecznych osobników, jednak nikogo nie należało lekceważyć. Tak, teraz gdy Noak ponownie prezentował swą frustrację starszy z braci, złapał się na chęci wyproszenia swych towarzyszy z pokoju przesłuchań i zabawy po swojemu z podejrzanym. Wdarcia się za pomocą ostrych pytań w głąb jego zepsutej duszy i rozbicia na kawałeczki ściany upartości.
Nim jednak zdradził się z myślą, czy chociażby emocją ciszę, jaka zapadła w pomieszczeniu zakłóciło pukanie do drzwi, a po nim widok znajomej twarzy. Mężczyzna niemal niezauważalnie przytaknął na prośbę technika i nie zaszczyciwszy, przesłuchiwanego spojrzeniem wyszedł z pokoju.
Chłód niesiony korytarzem, a wraz z nim zapach świeżo parzonej kawy uderzył w nozdrza Soelberga, który powitał te miłe doznania z niezauważalną ulgą. W pokoju przesłuchań było zdecydowanie za tłoczno, a gęsta atmosfera dodatkowo pogarszała sprawę.
Kwaśny uśmiech wypłynął na oblicze mężczyzny po pierwszej dawce informacji, a pętla zaciskała się coraz ciaśniej wokół szyi; niejasności, podejrzeń i domysłów. Gdy technik ponownie zabrał głos w szarych oczach, błysnęły iskierki zaciekawienia widoczne nawet dla pozornie niewprawnego obserwatora. Skrzyżowane na piersi ręce nie drgnęły nawet. Skinął, że rozumie, gdy ten przeszedł w konspiracyjny szept. Na usta cisnął się uśmiech, trop. Zawsze to coś, a z tymi rewelacjami, byli bliżej, niż dalej. Dodatkowo łącząc je z tym, co już wiedzieli, malował się jako taki obraz sytuacji. Chociaż tyle jeszcze niewiadomych w morzu zawiłości, to poznali jakieś zarysy, coś, co będzie kierowało ich poczynaniami przez kolejne dni. Były to dobre wiadomości.
– Dziękuję, za tę garść cennych informacji, owocnej pracy – odparł, zaskakująco sympatycznie nie musząc zmuszać się do uśmiechu, gdyż ten sam wypłynął na jego oblicze, lekki i subtelny, lecz obraz tej emocji wyjątkowo uparcie dawkował swym kruczym towarzyszom, by przypadkiem nie pomyśleli, że gotów jest złamać jeszcze ten kij w czterech literach, tak charakterystyczny w jego osobie.
Gdy ponownie wszedł do pomieszczenia, trafił akurat na skrawek wypowiedzi przesłuchiwanego. Na jego twarzy ponownie zagościła obojętność, a oczy wyrażały z lekka chłód, co i czającą się pogardę w głębi. Ni słowem, ni gestem nie zdradził się z wiedzą, jaką został obdarzony. Oparł się plecami o ścianę i spojrzeniem otaksował twarz brata, spływając wzdłuż ciała i dostrzegając rękę w kieszeni spodni i kształt, jaki odznaczał się wyraźnie na materiale, zanotował w pamięci, aby wyposażyć młodego w papierośnicę, by z kartonikami nie latał. Ponownie spojrzał na przesłuchiwanego, jakby od niechcenia, zapominając o jego obecności.
Nim jednak zdradził się z myślą, czy chociażby emocją ciszę, jaka zapadła w pomieszczeniu zakłóciło pukanie do drzwi, a po nim widok znajomej twarzy. Mężczyzna niemal niezauważalnie przytaknął na prośbę technika i nie zaszczyciwszy, przesłuchiwanego spojrzeniem wyszedł z pokoju.
Chłód niesiony korytarzem, a wraz z nim zapach świeżo parzonej kawy uderzył w nozdrza Soelberga, który powitał te miłe doznania z niezauważalną ulgą. W pokoju przesłuchań było zdecydowanie za tłoczno, a gęsta atmosfera dodatkowo pogarszała sprawę.
Kwaśny uśmiech wypłynął na oblicze mężczyzny po pierwszej dawce informacji, a pętla zaciskała się coraz ciaśniej wokół szyi; niejasności, podejrzeń i domysłów. Gdy technik ponownie zabrał głos w szarych oczach, błysnęły iskierki zaciekawienia widoczne nawet dla pozornie niewprawnego obserwatora. Skrzyżowane na piersi ręce nie drgnęły nawet. Skinął, że rozumie, gdy ten przeszedł w konspiracyjny szept. Na usta cisnął się uśmiech, trop. Zawsze to coś, a z tymi rewelacjami, byli bliżej, niż dalej. Dodatkowo łącząc je z tym, co już wiedzieli, malował się jako taki obraz sytuacji. Chociaż tyle jeszcze niewiadomych w morzu zawiłości, to poznali jakieś zarysy, coś, co będzie kierowało ich poczynaniami przez kolejne dni. Były to dobre wiadomości.
– Dziękuję, za tę garść cennych informacji, owocnej pracy – odparł, zaskakująco sympatycznie nie musząc zmuszać się do uśmiechu, gdyż ten sam wypłynął na jego oblicze, lekki i subtelny, lecz obraz tej emocji wyjątkowo uparcie dawkował swym kruczym towarzyszom, by przypadkiem nie pomyśleli, że gotów jest złamać jeszcze ten kij w czterech literach, tak charakterystyczny w jego osobie.
Gdy ponownie wszedł do pomieszczenia, trafił akurat na skrawek wypowiedzi przesłuchiwanego. Na jego twarzy ponownie zagościła obojętność, a oczy wyrażały z lekka chłód, co i czającą się pogardę w głębi. Ni słowem, ni gestem nie zdradził się z wiedzą, jaką został obdarzony. Oparł się plecami o ścianę i spojrzeniem otaksował twarz brata, spływając wzdłuż ciała i dostrzegając rękę w kieszeni spodni i kształt, jaki odznaczał się wyraźnie na materiale, zanotował w pamięci, aby wyposażyć młodego w papierośnicę, by z kartonikami nie latał. Ponownie spojrzał na przesłuchiwanego, jakby od niechcenia, zapominając o jego obecności.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:51
Powietrze w pomieszczeniu wciąż rezonowało od nagłego uderzenia Noaka w stół. W tym nagłym, nachalnym dla ucha dźwięku kryła się najwyraźniej cała jego frustracja – mieszanina złości, chwilowego samozadowolenia i przekonania, że udało mu się podporządkować sobie przesłuchujących go funkcjonariuszy. Milczenie, które nastąpiło po tej gwałtownej reakcji wisiało w powietrzu nieco złowrogo, chociaż informacje jakie udało im się do tej pory zdobyć wydawały się mimo wszystko o wiele cenniejsze niż zapowiadało się na początku.
Zerknął w stronę drzwi, gdy te otworzyły się gwałtownie. Gdy Ivar zniknął za drzwiami, Finnurson ponownie skierował swój wzrok na przesłuchiwanego. Ucieszyłoby go, gdyby ten kulił się na swym krześle, spoglądał na nich z nieudawanym przerażeniem i po prostu paplał, co mu na język przyniesie. Czasem tak bywało – niektórzy pocili się ze strachu jedynie dlatego, że znaleźli się w sali przesłuchań, mając świadomość, że zza weneckiego lustra najpewniej obserwuje ich jakiś wprawny umysł, zdolny do odczytywania emocji, oceniania każdego gestu i wyciągania wniosków nawet ze sposobu, w jaki aresztowany dobierał słowa. Höglund jednak najwyraźniej do takich osób nie należał.
Pokręcił jedynie głową, gdy mężczyzna znowu zdecydował się odezwać. Wyraźnie plątał się w zeznaniach, starał się usilnie coś ukryć, choć równocześnie ciągnęło go do tego, aby uchylić im choć rąbka tajemnicy. Najwyraźniej odczuwał lekką satysfakcję, że miał nad nimi górę, że był w posiadaniu informacji, którego w jego mniemaniu mogły być dla nich wartościowe. Zmarszczył brwi, gdy Noak zażyczył sobie prostego obrońcę z urzędu, nie pochodzącego z żadnego klanu. Aż taki gardził przedstawicielami arystokratycznych rodzin?
- Nie miej jednak żadnych wątpliwości, co do tego, że jeszcze się spotkamy – powiedział, wpatrując się w niego nieco hipnotyzującym spojrzeniem. – Zajęło nam ile czasu, pół godziny, godzinę…? – Wskazał w stronę drzwi i choć nie wiedział, co dokładnie technik przekazał Ivarowi, był przekonany, że było to związane z tą sprawą, a może z przedmiotem, który Noak postanowił ukraść. – …żeby nasi technicy znaleźli kolejny trop, więc możesz sobie jedynie wyobrazić jak wzbogaci się nasza wiedza, gdy zaczniemy drążyć. - Ruszył w stronę drzwi i wychylił przez nie głowę. - Hegge - rzucił w stronę strażnika pilnującego wejścia do sali przesłuchań. - Skończyliśmy. Zaprowadź więźnia do aresztu.
Zerknął w stronę drzwi, gdy te otworzyły się gwałtownie. Gdy Ivar zniknął za drzwiami, Finnurson ponownie skierował swój wzrok na przesłuchiwanego. Ucieszyłoby go, gdyby ten kulił się na swym krześle, spoglądał na nich z nieudawanym przerażeniem i po prostu paplał, co mu na język przyniesie. Czasem tak bywało – niektórzy pocili się ze strachu jedynie dlatego, że znaleźli się w sali przesłuchań, mając świadomość, że zza weneckiego lustra najpewniej obserwuje ich jakiś wprawny umysł, zdolny do odczytywania emocji, oceniania każdego gestu i wyciągania wniosków nawet ze sposobu, w jaki aresztowany dobierał słowa. Höglund jednak najwyraźniej do takich osób nie należał.
Pokręcił jedynie głową, gdy mężczyzna znowu zdecydował się odezwać. Wyraźnie plątał się w zeznaniach, starał się usilnie coś ukryć, choć równocześnie ciągnęło go do tego, aby uchylić im choć rąbka tajemnicy. Najwyraźniej odczuwał lekką satysfakcję, że miał nad nimi górę, że był w posiadaniu informacji, którego w jego mniemaniu mogły być dla nich wartościowe. Zmarszczył brwi, gdy Noak zażyczył sobie prostego obrońcę z urzędu, nie pochodzącego z żadnego klanu. Aż taki gardził przedstawicielami arystokratycznych rodzin?
- Nie miej jednak żadnych wątpliwości, co do tego, że jeszcze się spotkamy – powiedział, wpatrując się w niego nieco hipnotyzującym spojrzeniem. – Zajęło nam ile czasu, pół godziny, godzinę…? – Wskazał w stronę drzwi i choć nie wiedział, co dokładnie technik przekazał Ivarowi, był przekonany, że było to związane z tą sprawą, a może z przedmiotem, który Noak postanowił ukraść. – …żeby nasi technicy znaleźli kolejny trop, więc możesz sobie jedynie wyobrazić jak wzbogaci się nasza wiedza, gdy zaczniemy drążyć. - Ruszył w stronę drzwi i wychylił przez nie głowę. - Hegge - rzucił w stronę strażnika pilnującego wejścia do sali przesłuchań. - Skończyliśmy. Zaprowadź więźnia do aresztu.
Prorok
Re: 16.09.2000 – Pokój przesłuchań nr 4 – I. Soelberg, E. Soelberg, Bezimienny: N. Finnurson & Prorok Pon 27 Lis - 9:52
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Nawet mimo zamieszania, jakie spowodowane było nagłym wyjściem Ivara, Noak Höglund wydawał się niewzruszenie pewny siebie. Był co prawda pobladły, z rozbieganym, nerwowym wzrokiem, wciąż jednak, z każdym kolejnym słowem, jakie padało zarówno z jego ust, jak i wypowiadane zostawało przez inspektorów, wydawał się być przekonany o tym, że udało mu się przekonać reprezentujących Kruczą Straż oficerów przynajmniej do tego, by dali mu spokój; by skupili się na prawdziwym zagrożeniu, które wciąż pozostawało nieuchwytne na wolności, a które, dla dobra wszystkich, należało bezwzględnie, czym prędzej schwytać.
Nie interesowało go, co ostatecznie się z nim stanie, ponieważ podświadomie wiedział, że cokolwiek by powiedział albo czego by nie zdradził, istniało ogromne prawdopodobieństwo, że nie dożyje końca roku – może nawet tego miesiąca, jeśli mu się poszczęści. A skoro w momencie schwytania przez stróżów prawa stał się człowiekiem, który nie miał już nic do stracenia, zaś jedyną prawdziwą niedogodnością stawał się pobyt w pokoju przesłuchań, który wzbudzał w mężczyźnie ambiwalentne zachowania, nie zamierzał swoim nowym oprawcom ułatwiać zadania – jeszcze tego brakowało, by zrobili z niego kapusia, skoro i tak z posiadanymi informacjami oraz możliwościami technicznymi Straży, przy odrobinie dobrych chęci, mogliby raz-dwa zawęzić grono podejrzanych, żeby nie powiedzieć, że bezbłędnie wskazaliby konkretną osobę odpowiedzialną za cały ambaras. Noak mógł żywić jedynie nadzieję, że wyjście jednego z oficerów na rozmowę z kolejnym funkcjonariuszem ukróci łeb całej tej farsie.
Mina mu jednak pobladła, gdy po ponownym wejściu Ivara w pomieszczeniu zapanowała krótka, nieoczywista cisza. Twarze oficerów były nieprzejednane, dlatego wzrok automatycznie przeniósł na dotychczas najbardziej rozgadanego z całej trójki, jakby wiedziony instynktem, że i tym razem Finnurson nie zawiedzie zdradzając coś, co mężczyźni przekazali sobie w niewerbalny, tajemny sposób.
- Brawo! Jesteście tacy niesamowici! Mam nadzieję, że do naszego następnego spotkania rozryjecie cały Midgard w poszukiwaniu tego sprzedawczyka – rzucił do kruczych strażników, a w ostatnich tonach wypowiedzi wyraźnie dało się wyłapać niemal błagalne nuty przebijające ponad buńczuczny charakter zdania.
Kiedy zawołany przez Neptúnusa strażnik wszedł do pokoju przesłuchań, odpinając kajdanki od blatu stołu i bezceremonialnie chwytając złodziejaszka pod ramię, by wyprowadzić go do tymczasowego lokum w areszcie, w sobie tylko znanym celu rzucił jeszcze przez ramię spojrzenie każdemu z przesłuchujących go oficerów, na pożegnanie z nimi szepcąc najbliżej stojącemu z nich – Eitriemu – złowróżbną nazwę: Przesmyk Lokiego.
Za przeprowadzoną rozgrywkę każdy z was może zgłosić się w rozwoju postaci po 50 PD oraz dopisanie 1 punktu do charyzmy. Ponadto każdy z was otrzymuje również po 1 punkcie do reputacji, co także należy rozliczyć w odpowiednim temacie.
wszyscy z tematu
Nie interesowało go, co ostatecznie się z nim stanie, ponieważ podświadomie wiedział, że cokolwiek by powiedział albo czego by nie zdradził, istniało ogromne prawdopodobieństwo, że nie dożyje końca roku – może nawet tego miesiąca, jeśli mu się poszczęści. A skoro w momencie schwytania przez stróżów prawa stał się człowiekiem, który nie miał już nic do stracenia, zaś jedyną prawdziwą niedogodnością stawał się pobyt w pokoju przesłuchań, który wzbudzał w mężczyźnie ambiwalentne zachowania, nie zamierzał swoim nowym oprawcom ułatwiać zadania – jeszcze tego brakowało, by zrobili z niego kapusia, skoro i tak z posiadanymi informacjami oraz możliwościami technicznymi Straży, przy odrobinie dobrych chęci, mogliby raz-dwa zawęzić grono podejrzanych, żeby nie powiedzieć, że bezbłędnie wskazaliby konkretną osobę odpowiedzialną za cały ambaras. Noak mógł żywić jedynie nadzieję, że wyjście jednego z oficerów na rozmowę z kolejnym funkcjonariuszem ukróci łeb całej tej farsie.
Mina mu jednak pobladła, gdy po ponownym wejściu Ivara w pomieszczeniu zapanowała krótka, nieoczywista cisza. Twarze oficerów były nieprzejednane, dlatego wzrok automatycznie przeniósł na dotychczas najbardziej rozgadanego z całej trójki, jakby wiedziony instynktem, że i tym razem Finnurson nie zawiedzie zdradzając coś, co mężczyźni przekazali sobie w niewerbalny, tajemny sposób.
- Brawo! Jesteście tacy niesamowici! Mam nadzieję, że do naszego następnego spotkania rozryjecie cały Midgard w poszukiwaniu tego sprzedawczyka – rzucił do kruczych strażników, a w ostatnich tonach wypowiedzi wyraźnie dało się wyłapać niemal błagalne nuty przebijające ponad buńczuczny charakter zdania.
Kiedy zawołany przez Neptúnusa strażnik wszedł do pokoju przesłuchań, odpinając kajdanki od blatu stołu i bezceremonialnie chwytając złodziejaszka pod ramię, by wyprowadzić go do tymczasowego lokum w areszcie, w sobie tylko znanym celu rzucił jeszcze przez ramię spojrzenie każdemu z przesłuchujących go oficerów, na pożegnanie z nimi szepcąc najbliżej stojącemu z nich – Eitriemu – złowróżbną nazwę: Przesmyk Lokiego.
Za przeprowadzoną rozgrywkę każdy z was może zgłosić się w rozwoju postaci po 50 PD oraz dopisanie 1 punktu do charyzmy. Ponadto każdy z was otrzymuje również po 1 punkcie do reputacji, co także należy rozliczyć w odpowiednim temacie.
wszyscy z tematu