Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Fiord szeptów

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Fiord szeptów
    Nazwa tego miejsca nawiązuje do licznie występujących białoszeptów, które stanowią nieodłączny element tamtejszej przyrody, wydając z siebie charakterystyczne dźwięki. To wyjątkowo malownicza zatoka, sięgająca w głąb lądu poprzez góry Bardal, tworząc rozgałęzienia i zakola, nadające jej niepowtarzalny urok. Fiord szeptów, mimo że nie należy do zbyt często odwiedzanych miejsc przez galdrów, słynie przede wszystkim z obfitości fauny i flory, co przekłada się na unikalną bioróżnorodność. Jego wody stanowią schronienie dla różnorodnych gatunków ryb i innych morskich istot, a górzyste lasy, łąki i polany stanowią ostoje dla zwierząt.


    Ingrediencje
    W tym temacie możesz znaleźć ingrediencje. Aby je zdobyć, wystarczy napisać posta, wykonać rzut kością zgodny z mechaniką zbierania składników i rozliczyć się w aktualizacji rozwoju.

    ● Ingrediencje roślinne:  bażyna czarna (I),  korzeniobrodawka północna (I), malina nordycka (I), poziomka pospolita (I), płucnicna islandzka (I), rdest ptasi (I), różeniec górski (I), wełnianka wąskolistna (I), konopia purpurowa (II), pokrzyk wilcza jagoda (II), szalej jadowity (II), mandragora lekarska (III);
    ● Ingrediencje zwierzęce: tussy (I) – sierść; storsjöodjuret (II) – łuska, płetwa, tanngniost (II) – wełna, złoty włos tanngoński, skóra;
    ● Ingrediencje specjalne: język orma.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    23.05.2001

    Noc była jak gęsty wywar - w głębokości granatu połyskiwały światła odległych oraz milczących gwiazd. Odetchnął chłodnym powietrzem przechodzącym do płuc z zamaszystą precyzją rzetelnie ostrzonej stali. Świat przymknął na niego oczy, jego spojrzenie było ciemne i puste tak jak przestrzenie ulic, zazwyczaj wypełnione nierównym, poskręcanym tumultem, świat nie chciał już go oceniać, zamierał na podobieństwo figury z obsydianu. Światła mknęły jak drobne i postrzępione nici, coraz rzadsze, coraz mniej natarczywe wraz z oddalaniem się w stronę samych obrzeży miasta. Tej nocy - powtarzał w myślach - nikt nie miał praw go osądzać. Sądził, że mógł uczynić coś złego, mógł właśnie popełnić błąd, którego będzie żałować. Stawiając ledwie poznanemu mężczyźnie identyczne wyzwanie musiał mu nieuchronnie okazać cząstkę ufności, teraz zaś szedł za Nikiem, wsłuchany w rytm wspólnych kroków i zastanawiał się, czy w zamian za to nie powinien pochwycić za jego kołnierz i wpić aż do bólu palce w napiętą membranę skóry, potrząsnąć nim i powiedzieć, jak bardzo nienawidzi sam siebie i podobnie ich wszystkich, bezkarnie poruszających się pośród ludzi i często nieprzymuszonych, tak jak on, do ukrycia swojej zwierzęcej skazy. Wyobrażał to sobie - wyobrażał sobie, że agresja z minuty na mijającą minutę pęcznieje pod jego skórą jak obrzydliwy ropień - i niemal natychmiast pęka. Dłonie, w zamian za to, miał nadal schowane wewnątrz kieszeni płaszcza. Nie rzucił najmniejszą drwiną, żadnym tonem pretensji, aby na pięknej (pięknie fałszywej) twarzy Nika znalazło się zaskoczenie. Nie mógł być jeszcze pewny, do jakiego gatunku należy jego rozmówca, żadne z jego podejrzeń nie zostało jeszcze bezbłędnie potwierdzone. Czuł jednak bijącą aurę, tę, którą nie była w stanie dosięgnąć jego umysłu, a która unosiła się nieprzerwanie ponad jego sylwetką, spragniona wiecznej uwagi. Noc zastygała w najlepsze, mógł okryć się rozmazanym półmrokiem jak grubym, wełnianym kocem i skulić pod jego warstwą.
    Ścieżka, którą się kierowali, wiła się początkowo pomiędzy rzędami drzew. Nie pytał, nawet w pojedynczym wybryku, dokąd mieli się udać, pozwolił się zaprowadzić bez choćby skąpych wyjaśnień. Chciał odkryć, zupełnie samodzielnie, naturę wyjątkowości miejsca, z którym miał się zapoznać.
    Drgnął. Miękki pogłos otulił go niczym zwiewna tkanina. Rześkość pobliskiej wody mieszała się z mgłą melodii podobnej do licznych szeptów, cudacznie czułych choć przy tym niezrozumiałych.
    - Te dźwięki...
    Przymknął przez chwilę oczy. W myślach zaczęły tańczyć mu korowody wspomnień. Pamiętał, kiedy w dzieciństwie próbował wymknąć się do lasu, łudząc się, że odnajdzie w ten sposób swoją matkę. Jego przodkowie pochodzili z podobnych, niedostępnych terenów. Część jego zawsze była nieludzka i oderwana od jednolitej masy tłumu. Mógł kłamać wprost w cudze oczy, ale ulegał wielu pospolitym instynktom. Odmieniec. Demon. Cierpki posmak określeń przysychał mu na języku.
    - Zupełnie, jakby natura chciała nam coś powiedzieć.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Gdyby ktoś spytał go, co właściwie robi, nie potrafiłby odpowiedzieć. Dlaczego przyjął wyzwanie, dlaczego pozwolił komuś uchylić rąbka tajemnicy tego, czym właściwie był. Co lubił. Gdzie czuł się sobą, pod warunkiem, że szedł tam z zaufanymi osobami. No, osobą. Jedną. Jeśli ktoś miałby go spytać, kogo miałby przyprowadzić tutaj, to rzuciłby dwoma imionami. I tylko dwoma. Całej reszcie nie ufał i nie było opcji, by kiedykolwiek zaufał. Ale ten cały malarz, kimkolwiek był, mimo niechęci, mimo złości, wzbudzał jakiegoś rodzaju zaufanie. Nik postanowił dać mu szansę.
    Jego aura nie działała na Halvorsena, więc nie kłopotał się już z jakimś specjalnym ukrywaniem jej. Pozwalał jej otulać się delikatną mgiełką, tutaj nie było nikogo poza nimi dwoma. Zaśmiał się w duchu, zastanawiając się, czy Einar też miał takie problemy z zaufaniem, co on sam. Prowadził go, obcy mężczyzna, w zupełnie nieznane miejsce, w nocy, przez ciemny las. Przecież mógł prowadzić w pułapkę – tak zapewne myślałby Nik w analogicznej sytuacji – albo mógł chcieć zrobić mu krzywdę. Ciekawiło go, nawet bardzo, czy ten dziwny mężczyzna o różnej-a-jednak-podobnej aurze sądził tak samo. Ale nie spytał o to, nie przerwał przyjemnej ciszy. No, przyjemnej dla niego rzecz jasna. Z każdym krokiem, im głębiej szli, im bliżej fiordu się znajdowali, tym bardziej Nik czuł się rozluźniony. Kontrolnie tylko patrzył na Halvorsena, czy czegoś nie odwali. Czy uszanuje żyjącą tu naturę, czy będzie potrafił to zrobić.
    W końcu stanęli nad fiordem i Nik od razu podszedł do wody, wsłuchując się w szepty roślin. One nigdy nie były złe. Nigdy nie oceniały. Nie krzywdziły, jeśli same nie były atakowane. Podobnie jak zwierzęta, tylko zwierzęta potrafiły się przemieszczać, a rośliny stały w miejscu. Galdrowie różnie reagowali na te szepty. Różnie je przyjmowali, dlatego przyglądał się mężczyźnie, unosząc lekko kącik ust, gdy ten powiedział o rozmowie z naturą.
    - Oczywiście, że chce. – powiedział, ale innym tonem. Spokojniejszym. Bardziej łagodnym, jakby złością czy zbyt głośnym tonem nie chciał psuć atmosfery fiordu. – Natura ma bardzo wiele do powiedzenia każdemu, kto zechce jej słuchać. Problemem jest to, że mało kto chce jej słuchać. Woląc bezmyślne zniszczenie. – rzucił, z nutami pogardy w głosie. Westchnął wewnętrznie, przypominając sobie w Estonii miejsca nieodwracalnie zniszczone przez ludzi. Nienawidził ich za to – jak można było niszczyć przyrodę, jak można było ją krzywdzić.
    - A co ty słyszysz? Co tobie mówią białoszepty? – zainteresował się, jednak o dziwo bez złych zamiarów. Natura naprawdę go uspokajała. A Fiord Szeptów miał wszystko, czego Holt potrzebował. Miał wodę. Miał las. Miał „łąkę” pokrytą roślinnością, a gdyby zechciał poszukać, zapytać, pewnie bez problemu znalazłby rośliny przydatne alchemikom. Ale po co. Nie były mu teraz potrzebne.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Starał się nigdy dłużej nie myśleć o swojej matce. Kiedy był jeszcze chłopcem, rozważał o niej z bolesną, parzącą determinacją - marzył, wpatrzony w sufit niewielkiej, skromnej sypialni na poddaszu, nachodzący na półmrok brudnym, popielatym odcieniem jak mętny firmament nieba. Studiował, tuż przed zaśnięciem, jak mogła teraz wyglądać, nadal nieludzko piękna, nadal odległa, zimna i kąsająca pustką. Łudził się, że musiała mieć rzeczywisty powód, że kierowało jej działaniem coś więcej niż najpodlejszy egoizm, niechęć do wychowania dziecka rosnącego z początku w jej pęczniejącym brzuchu. Planował liczne ucieczki, w której mógłby jej szukać, jej oraz ojca - nie będąc w stanie się pogodzić z rygorem osamotnienia przesuwającym się jednostajnie po odsłoniętej skórze jak naostrzona brzytwa. Brzydził się teraz własną, dziecięcą naiwnością, świat był okrutny i grzebał niektórych żywcem, wyznaczając im kształty granic zależnych od pochodzenia. Kiedy znajdował się nieopodal fiordu, żołądek ścisnął się w supeł.
    Pomyślał - znów - nieuchronnie, o swojej przeklętej matce.
    Cały, przykrótki spacer nasuwał mu podobieństwa. Pamiętał, kiedy jeszcze niedawno przechadzał się w towarzystwie Villemo - i nienawidził własnej, żywionej w stosunku do niej otwartości. Obnażył się przy niej z uczuć, które zamierzała bez przeszkód wykorzystać, był słaby i równocześnie wpadł w zatrzaśnięty na głucho, bezwzględny potrzask frustracji. Tej panującej nocy, nieuchronnie dostrzegał w Niku wszystko to, co wcześniej zauważał w Villemo, z tą różnicą, że całość, pomimo licznych podobieństw, była zupełnie inna. Z Villemo było inaczej, blisko, o wiele bliżej, tak, jakby mogli dotykać się fragmentami swoich zabłąkanych emocji. Obecnie, trawiony w odwecie złością i nienawiścią, próbował jednak sobie wmówić, że ich relacja nie była w żadnym odcieniu wyjątkowa, że przypomina każdą, możliwą do nawiązania znajomość pomiędzy osobami obdarzonymi podobną genetyką, które, zaciekawione wyłącznie sobą nawzajem, postanawiają złamać odwieczne reguły przodków.
    Dostrzegał w Niku to samo zamiłowanie. W chwili, kiedy mężczyzna wspominał mu o naturze oraz o konieczności żywienia do niej szacunku, w chwili, kiedy zanurzał się w malowniczym krajobrazie, odmieniał się diametralnie. Jego sylwetka, nakreślona w srebrzystym świetle sączonym przez przysłonięte częściowo ślepię księżyca, zdawała się łagodniejsza. Profil twarzy przybierał nieco odmienne rysy, tak inne od wulgarności panoszącej się w klubie pośród stłoczonych ciał.
    - Mówią, że niepotrzebnie wątpiłem w głos intuicji - szepnął, tak jakby nie chciał naruszyć spokoju miejsca. Przez chwilę pozostał z tyłu, nie spiesząc się, by przystanąć na wysokiej krawędzi, pod którą szumiała woda. Nie miałby identycznej, uparcie tkwiącej pewności, gdyby nie liczne chwile spędzone uprzednio w towarzystwie niksy. Nadal nie mógł - co oczywiste - uznawać swoich podejrzeń za całkowicie nieomylne, ponieważ zamiłowanie mogło ledwie wynikać z pasji powiązanej z profesją. Nie odmieniało to faktu, że musiał zaryzykować.
    - Jesteś fossegrimem, prawda?
    Dopytał - zaskakująco miękko jak na zaciskający się coraz wyraźniej podstęp, podchodząc równocześnie i stając obok rozmówcy. Jego głos zawibrował za małżowiną uszną, dopiero później postawił dalej niespieszny krok oraz dołączył, aby podziwiać cały, rozchodzący się widok.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Mógłby pewnie trochę bardziej trzymać się w ryzach, trochę bardziej panować nad sobą, nad swoją aurą czy zmysłami, ale nie miało to w tej chwili aż tak wielkiego znaczenia. Einar, kimkolwiek by nie był, był odporny na jego czar, dokładnie tak samo jak Nik nie byłby w stanie poddać się urokowi aury drugiego mężczyzny. Wprawdzie przebywanie z pokrewnymi gatunkami nie rozwiązywało w pełni problemu, ale nie dało się ukryć, że to lubił. Lubił tę swobodę, z którą mógł się poruszać, brak zahamowań i to powolne sprawdzanie się wzajemnie. Może i jeszcze wewnątrz czuł jakąś niechęć, ale im dłużej tu byli, im dłużej poruszali się z pełnią swobody, tym mniej jej było, tym prościej było ją stłumić.
    W jakiś sposób uznał, że chyba mógłby polubić Einara. Już pomijając sprawę wieczoru, mężczyzna był przyjemny w odbiorze, potrafił uszanować miejsce, a Holt jedynie uśmiechał się, lekko uniesionym kącikiem ust, przyglądając się zarówno mężczyźnie jak i jego reakcjom. Nie przejmował się także tym, że może, w pewien sposób, sprzedaje zbyt wyraźne sugestie o tym, czym tak naprawdę był. Zresztą nawet gdyby Halvorsen coś odczytał, nie miał dowodów, żadnych, nawet najmniejszych. Dowodów, których Nik dawać mu nie zamierzał. To było niebezpieczne, a Nik nie był istotą ufną. Trochę czasu zajęło mu zaufanie Villemo i nie wyszedł na tym za specjalnie źle. Lubił niksę. I lubił patrzyć, jak tańczy.
    - Intuicja to rzadka cecha. I lubi się mylić. – odparł swobodnie, zabierając wzrok i wbijając go w taflę wody, w której pięknym srebrem odbijał się księżyc. Jego wewnętrzny chaos przycichł, uspokoił się, oddając przyjemność z przebywania przy wodzie, słuchania szeptów roślin i analizowania ich „głosu”. Może i był wariatem, kto wie, ale zawsze twierdził, że one do niego mówią, dlatego było mu prościej. Dobry zawód sobie wybrał, to musiał przyznać. I przynajmniej, poza rzecz jasna sklepem, nie musiał za mocno użerać się z idiotami.
    Przyjemny dreszcz przebiegł po kręgosłupie blondyna, o dziwo nawet nie napiął mięśni słysząc pytanie. Rozkoszował się za to dźwiękiem głosu tuż za uchem, uśmiechał się, zanim w końcu odwrócił się powoli, by nieco z góry móc spojrzeć na swojego rozmówcę. On? Fossegrimem? No gdzieżby. Ani myślał się przyznawać do tego.
    - Ja? Skądże znowu. – zaoponował z miękkim zdziwieniem, obniżając przy tym głos, gdy palcami przesunął po policzku Einara. Nie miał w tym jakiegoś większego podtekstu, ot po prostu chciał. Ot całe otoczenie dobrze na niego wpływało, więc czemu miał powstrzymywać jeszcze swój charakter? – Wręcz przeciwnie. Huldrekallem. – skłamał z pełną premedytacją, wzruszając delikatnie ramionami, udając przy tym wstydliwego. Oczywiście wstydliwy nigdy nie był, ale przecież Einar o tym wiedzieć nie musiał. – Wydajesz się być zaskoczony? – przekrzywił zabawnie głowę, mimo wszystko nawet nie próbując go uwodzić. Chyba udzielał mu się spokój, którego nie chciał psuć. Zaczynał skłaniać się ku temu, że może nawet dobrze się stało, że Einar przerwał mu wcześniejszy podryw. Miło było jednak spotkać kogoś podobnego, przy kim też nie musiał przejmować się aż tak własną aurą. Nie, żeby zamierzał mu tak szybko zaufać, ale przecież nie przeszkadzało to w rozmowie. A czemu się nie przyznał do bycia sobą? Sam nie wiedział. Huldrekall teraz brzmiał po prostu lepiej.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Noc, w którą dzisiaj spoglądał, była ciemna i gęsta - przypominała czarne podniebienie zwierzęcia, paszczę, która kłapiąc zębami srebrnych, błyszczących gwiazd próbowała go połknąć niczym bezbronną zdobycz. Szelest, wydawany przez drzewa, zlewał się z bezustanną, stłumioną melodią szeptów, czuł się okryty przez ramiona natury, czuł, jak gładziła mu zmysły czule i delikatnie, z matczyną, rozgrzaną troską. Czuł, że mógł przynależeć, w nieznanym, przymglonym punkcie pośród pejzaży lasu i zakrzywionych gór, musnąć ją człowieczeństwem skażonym huldrzą przewrotnością. Przez większość czasu miał bardzo wiele obaw, dzisiaj paradoksalnie, pomimo ryzykownego towarzystwa niemal nieznajomego, napełnił go czysty spokój. Mógłby się nim zachłysnąć, mógł zbierać go w kłączach płuc.
    Stawał na skraju fiordu - i równocześnie przystawał aktualnie na skraju bezdennego szaleństwa, które od kilku dni próbowało przetrawić skwaszony umysł. Domyślał się, że postąpił stanowczo zbyt pochopnie, powinien wykazać się dużo większą cierpliwością, powinien czekać na lepszy i osiągalny moment, w którym miał spytać Nika dokładniej o jego pochodzenie. Mogli się jednak nigdy więcej nie spotkać, a on zwyczajnie chciał wiedzieć, chciał-musiał wiedzieć, nie mogąc w sobie zatrzymać tej absurdalnej pokusy, pozbawionej jakiegokolwiek logicznego wytłumaczenia. Odpowiedź Nika sprawiła, że zaczął nieuchronnie podważać własne przekonania - czyżby niechęć do niks (do Villemo) spowodowała, że teraz wszędzie dostrzegał swoich naturalnych wrogów? Czy rzeczywiście jego dawna obsesja uśpiła uprzednią czujność? Był w stanie poświęcić wiele, aby móc poznać prawdę, stawiając na szali własne, trzymane skrzętnie sekrety. Musiał - za wszelką cenę - dowiedzieć się, kogo miał przed sobą.
    - Szkoda.
    Ocenił tylko. Nik speszył się wiarygodnie, pozwolił sobie również na odrobinę zawahania, zapoczątkowaną niekontrolowanym, bezmyślnym zaskoczeniem. Przekuwał obecną słabość na autentyczne, towarzyszące mu zachowanie i odczucia. Nie mógł mu sugerować, że również jest jednym z nich, miał przecież z powodzeniem udawać fossegrima. Odsunął się, nadal czując mrowienie na policzku - fantomowy, ulotny ślad po zetknięciu.
    - Zacząłem myśleć, że mamy więcej wspólnego - dodał, przechodząc w prosty i rzeczywisty zawód. Przez chwilę wyłącznie milczał, tak, jakby usiłował pozbierać splątane myśli, uporządkować chaos piętrzący się w jego głowie. Jego duma nie pozwalała mu uwierzyć, że Nik naprawdę mógłby być huldrekallem. Co jednak jeśli się mylił? Nie miał żadnej pewności, a ostatnie wydarzenia pozostawiły na nim nieuchronne piętno, sprawiając, że jeszcze szybciej opadał na samo dno.
    - Nie przekreślę cię jedynie ze względu na szacunek, jakim darzysz przyrodę - przełamał fizjonomię uśmiechem. Uznał przed samym sobą, że jest naprawdę szlachetny, tak jak przystało na potomka fossegrimów. Przedstawiciele tego gatunku byli bowiem mniej zawistni od niks, zdecydowanie mniej też okrutni, nigdy nie zabijając celowo nawiedzających ich tereny przechodniów. Pełnili rolę przyjaznych, raczej nieszkodliwych demonów, których jedynym mankamentem była podatność ludzi na roztaczaną aurę oraz powodowane przez nią nieszczęśliwe wypadki.
    Znów podszedł w kierunku Nika. Nachylił się, przykładając dłoń do pleców mężczyzny, wyczuwając pod materiałem linię wyznaczaną przez kolumnę kręgosłupa. Osunął się, delikatnie, bez pośpiechu w zuchwałe, stanowcze niżej, aż na granicę lędźwi. Zatrzymał się, nie wędrując już ani kawałka dłużej pozornym podrażnieniem pieszczoty - tam, gdzie mógłby odnaleźć dowód lub brak dowodu cudzego pochodzenia.
    - Ludzie mówią na wasz temat wiele rzeczy - pytanie, zadawane półgłosem, zakołysało się z subtelnością w powietrzu, wsuwając się prostą ścieżką do małżowiny usznej - czy któreś z nich są prawdziwe?


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Ciemne, gęste noce były tymi najlepszymi. Najspokojniejszymi. Uwielbiał ich atmosferę, kochał te pasma mroku otulające sylwetkę. Jeśli połączyć je z cichym szeptem białoszeptów, szelestem drzew czy wody, można byłoby uznać, że była to namiastka personalnego raju Nika. No, brakowało mu niektórych rzeczy, ale nadal był to raj, w jakimś sensie. Było tu spokojnie, nic im nie groziło, może poza nimi samymi, gdyby w jakimś momencie coś miało pójść nie tak. Nik w to jednak wątpił, bo Einar, jakkolwiek obcy, dobrze wpasowywał się w to miejsce. Pasował tu, co było odrobinę zaskakujące, ale Holt od dawna ufał naturze. A ta bez namysłu przyjęła jego towarzysza w swe ręce i pozwoliła mu wpasować się w siebie, zostać tu bez żadnego niepokoju. A kimże był sam Nik, by sprzeciwiać się naturze?
    Ewidentnie jednak odpowiedź Holta nie była mu w smak. Czyżby spodziewał się kogoś innego? Nikowi pasowało to kłamstwo, choć nigdy nie spotkał żadnego fossegrima, ale i tak wiedział, że nie przypominał żadnego z nich. Swoją wiedzę czerpał z książek, dawno przeczytanych, gdy próbował zrozumieć, czym jest i z czym się to je. Nie był szlachetny. Nie był artystą, choć muzyka i natura były częścią jego, jak u każdego fossegrima. Ale grał tylko i wyłącznie dla siebie, no chyba, że czasem do towarzystwa Villemo. Był fossegrimem, który powinien urodzić się huldrekallem, tak wypaczony charakter już miał. A że Einarowi się ten fakt nie spodobał? Powinno mu być odrobinę przykro. Tak troszeczkę.
    - Dlaczego szkoda. Nie lubisz huldrekalli? – spytał ze smutkiem w głosie, jakby liczył na to, że chociaż jedna osoba nie będzie oceniać go ze względu na pochodzenie. Może po części nawet tak było. Nik był demonem, kimś niegodnym przeżycia i przetrwania, a jednak, mimo to, istniał, parł do przodu i z każdym dniem uczył się walczyć o swoje mocniej i mocniej. Teraz przynajmniej miał swój plan. Swój cel w życiu. A w głowie cały czas krążyły mu myśli o artefakcie, o którym usłyszał od Margrét. Więcej wspólnego… fossegrim? Zamrugał z zaskoczeniem oczami, wgapiając się w Einara otwarcie. Zbyt otwarcie, bardziej niż powinien.
    - Jesteś… fossegrimem? – spytał powoli, ostrożnie, łypiąc na niego z nieukrywanym zdziwieniem. Einar nie wyglądał na kogoś takiego, jak Nik. Był inny. Malarz artysta… Chyba nawet bardziej pasował do genów demona-artysty niż sam Nik, bo Nik przecież nie pasował do szanowanych wodnych chłopców. To, że był zaskoczony, to mało powiedziane. – Przekreślaj, jeśli chcesz. Wszyscy mnie nienawidzą za to, kim jestem. – wykrzywił wargi na poły z rozbawieniem na poły z goryczą. Chyba pierwszy raz tego wieczoru mówił szczerze. Huldrekall czy fossegrim, nienawidzili go i tak i tak za to, że się narodził. Że istniał. Że żył cały czas, krocząc do przodu. Dlatego walczył o swoją drogę w taki a nie inny sposób.
    Mimowolnie drgnął, czując dłoń przesuwającą się po jego plecach, biegnącą niżej, aż na magiczną granicę odróżniającą to, co przyzwoite od tego, co leżało już poza tym słowem. Uśmiechnął się, czując falę ciepła przebiegającą przez jego ciało i przymrużył oczy, swobodnym gestem kładąc jedną dłoń na biodrze Einara. Och gość sam był sobie winien, najpierw pozbawiając go emocji na wieczór, a teraz prowokując w taki sposób.
    - A co takiego mówią, hmmm? Powiedz mi, a ja ci powiem, co jest prawdą. – szepnął, przybliżając się do Halvorsena, tak, by jedyne, co ich dzieliło, to bariera złożona z ubrań. Oczy Nika lekko lśniły, kusząco i prowokująco, jednak nie robił nic, by mocniej zmacać fossegrima, kompletnie nieświadom, że ten był takim samym kłamcą, co i on.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Zabrnął już za daleko. (Stanowczo). Przechodził po nierównościach obszaru ich konfrontacji, zanurzał się aż po szyję. Brud smagający skórę był lepką posoką kłamstw ściekającą w dusznym, stłamszonym oddechami powietrzu, był cały brudny, od głowy do czubków palców. Oszustwa, którymi się posługiwał, nie odbiegały od pospolitych zabiegów stososowanych zuchwale w codzienności, osłaniał się identycznym płaszczem wytłumaczenia, ściskając status artysty i wydrapując dla siebie zachłannie miejsce. Tym razem, pomimo tego, półprawdy miały zupełnie inną poświatę aromatu, szczypiącą w wyściółkę gardła. Grał ryzykownie, grał całkiem nieodpowiednio, nawet na swoje zazwyczaj śliskie standardy. Nie umiał jednak odpuścić, oddalić się ze zwieszonym pyskiem jak wycieńczony pies. Jego zuchwałość stanie się kiedyś zgubą. Kiedyś będzie żałować, kiedyś - ale nie teraz.
    - Nasi przodkowie nie darzą siebie sympatią.
    Wypowiedział spokojnie. Dziwił się, że miał w obowiązku przypomnieć mu o podobnej, dziecinnej oczywistości. Niechęć była wrodzona - po spotkaniu z Villemo zrozumiał, że można było ją zwalczyć, choć niewątpliwie żałował błędu, jaki w jej przypadku popełnił. Możliwe, że gdyby nie ślad konfliktu wypalony nadal dotkliwie na jego świadomości, nie ruszyłby w prowokacji, początkowo, za pomocą aury chcąc bezsensownie udowodnić swoją rzekomą wyższość. Chcąc sprawić, by nieznajomy był sfrustrowany i wściekły.  
    Przez chwilę przymrużył oczy. Nik irytował go z równą, jawną intensywnością, co budził w nim fascynację. Nie był w stanie go rozgryźć, nie był w stanie powiedzieć, czy rzeczywiście się pomylił i miał przed sobą swojego pobratymca. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że głowę miał obolałą od mętliku - przestawał już sobie ufać. Jedynym, czego był pewny, to fakt, że powinien skoncentrować się silniej na samym sobie. W momentach, kiedy przebywał nieopodal Villemo zbyt bardzo rozdrapywał swoje rany, czuł się gorszy, przeklęty, zmuszony, aby uciekać, przeżywający raz po raz tragizm swojego ukrywania się pośród zamożnych galdrów. Podobne myśli uwierały go niczym piasek pod powiekami. Villemo miała rację - powinien był posiąść niksę i pozostawić ją, tak, aby nie stała się dłużej niewygodna. Niestety, nic w jego życiu nie było banalnie proste. Niestety - nie uczynił w ten sposób.
    Nik nie ułatwiał mu rozwiązania zawiłej układanki. Za każdym razem, gdy myślał, że trzyma go już w potrzasku, wymykał się z jego dłoni. Zaczynał właśnie zadawać sobie jedno pytanie - gdzie tkwiło miejsce, w którym nieznajomy się podda?
    - Co za rozczarowanie - westchnął z teatralną goryczą. - Mogłeś mnie czymś zaskoczyć.
    Mógł przestać nareszcie odpowiadać pytaniem na pytanie. Sam nie był do końca święty, jego bezpośrednią wątpliwość dotyczącą tego, czy rzeczywiście był fossegrimem, zamykał w lekkim uśmiechu. Najgorsza w całym zdarzeniu stawała się zbudowana z krwi i kości autentyczność. Wspomnienie Nika, że każdy go nienawidzi, dotknęło go znacznie głębiej niż sięgał rozgrzany oddech, jaki był w stanie poczuć na odsłoniętej skórze. Czuł każdą głoskę, wbijaną jak ostry cierń. Ludzie cię nienawidzą. Linda nie powiedziała mu nigdy tego wprost, chociaż wiedział, co zawsze miała na myśli, kiedy wychowywała go w obrzydzeniu do posiadanej genetyki.
    - Gdzie leżą wasze granice? Podobno jesteście w stanie dawać każdemu rozkosz. Nie wierzę, że podchodzicie do wszystkich z tym samym entuzjazmem - podwinął kącik ust jeszcze wyżej, posilając się najprostszym z utartych stereotypów. Galdrowie nienawidzili ich za niemoralność, wytykali im ją, jakby sami nie wyciągali łapczywie dygoczących rąk, jakby sami nie spoglądali na błysk obrączek wsuniętych na ich paliczki. Mieli być tylko snem, widmem dosięgalnym jedynie powierzchownie, spełniającym ich niewysłowione pragnienia. - ...na przykład do swoich wrogów - trącił brzeg jego małżowiny usznej, udając, że cały gest miał wynikać z bestroskiej nieumyślności. To wszystko jest przecież grą - grał zawsze w podobny sposób, gdy pochylały się nad nim sylwetki namolnych ludzi, ich dotyk przypominał chorobę przechodzącą paraliżem przez jego podatne ciało. Pozwalał im na zbyt wiele, pozwalał im - czasami - na zapalczywość całkowicie odbiegającą od jego oczekiwań. Mówili mu, że należy do nich, a on jedynie przytakiwał im z zakłamanym przejęciem, szepcząc w roztętnionym półmroku, wiedząc, że tak naprawdę nie należy do nikogo. Był obcy nawet dla siebie.
    - Chcę zobaczyć twój ogon. Pokaż mi go.
    Zażądał. Mówił nadal spokojnie, nadal cichym, szumiącym w przestrzeni szeptem, choć aroganckim i podchodzącym niepewnie do sprzeciwu. Nie osunął swojej dłoni zatrzymanej na powierzchni jego pleców, w zamian za to na nowo rozniecając drażniący swoją obecnością dotyk. Nie spieszył się - chociaż niewątpliwie oczekiwał.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Wydał z siebie ciche, na poły pełne smutku westchnięcie. Ach tak, nienawiść przodków. Ojcowie nienawidzący synów, a matki córek, bo dawno, dawno temu ktoś wybrał inną ścieżkę, niż mu nakazano. Nie zagłębiał się nigdy w historię czy mity, wzruszając ramionami na te czy inne bzdury, jak miał w zwyczaju je zwać. Jednak kiedy Einar się odezwał, przecież nie mógł przewrócić oczami, nie mógł się roześmiać, bo wtedy jego kłamstwo wyszłoby na jaw. Zdradziłby się, że wcale nie jest huldrekallem, a kłamstwa podobno mają bardzo krótkie nogi. Jak dotąd szło mu naprawdę dobrze.
    - Przodkowie… - powtórzył, powoli, z westchnięciem, bo choć pamiętał o tym, to nie spodziewał się, że ten właśnie argument wybierze Einar. Prychnął wewnętrznie, bo to było tak głupie, takie… małostkowe. Sądził, że stać go na coś lepszego. – Więc płacimy za grzechy przodków, których nawet nie znaliśmy. I te same grzechy mają determinować naszą przyszłość… - zawiesił głos, by pokręcić z kpiną głową. – Pierdolę to. Sam wykuwam swój los, bez względu na to, co mogą mówić inni. – w głosie Nika zabrzmiała dziwna zjadliwość, mrok, którego można by się spodziewać po huldrekallu, ale na pewno nie fossegrimie. Ale jednocześnie drażnił swoim istnieniem, wbijał igły, których w teorii huldrekall nie powinien Einarowi wbijać. Był zagadką, której nie da się zgadnąć, nim minie czas, a ten mijał powoli. Noc była ich, tu i teraz, wśród białoszeptów i natury. Nik uśmiechał się, tak, jak potrafił najlepiej, tajemniczo i mrocznie, by zaśmiać się na gorycz Einara.
    - Jak mi nie jest przykro. I czy nie zaskoczyłem cię już wystarczająco? – uniósł brwi, znowu odpowiadając pytaniem. Najwyraźniej taki już był, taki był teraz, w tej konkretnej chwili, bo w każdej chwili mogło się coś zmienić. Nik balansował na krawędzi, był tego świadomy i w ogóle mu to nie przeszkadzało. Teraz nawet wręcz przeciwnie, było mu dobrze w tym chaosie, który sam spowodował. Który sam wywołał. Dawno nie było mu po prostu dobrze. A że przy tym sprawiał, że Einar najwyraźniej nie wiedział, co z nim zrobić? A bo to on jeden. Nie pierwszy i nie ostatni, fossegrima mało to obchodziło. Przekrzywił głowę, słuchając jego pytania i uniósł lekko brew do góry.
    Gdzie leżą wasze granice.
    Chyba gdzie leżały jego granice? Stawiał, że z huldrekallami jest podobnie. Każdy miał swoje własne. Każdy miał inne rzeczy, których nie byłby w stanie zrobić. Nik nie potrafił oddać kontroli. Nie chciał i nie lubił nadstawiać własnego tyłka. Ale gdzie leżała granica, za którą powiedziałby nie? Zaśmiał się lekko, gdy Einar rozciągnął pytanie, wydłużył je, wywołując szczere rozbawienie Nika.
    - Nie uważam cię za wroga. – mruknął, przymykając lekko oczy, gdy mężczyzna go trącił. – Owszem, byłem trochę zły, gdy pozbawiłeś mnie opcji na dobry wieczór… Ale czy to od razu miałoby oznaczać, żeś jest moim wrogiem? Skądże znowu. Złość to emocja jak każda inna. Mija. Jak każda inna. Każdy też ma swoje granice, wszystko zależy od jednostki. Nie mogę wypowiadać się za innych i absolutnie nie do każdego podchodzimy tak samo. Kwestia okoliczności. Ochoty. Osoby. – zamruczał niewinnym tonem, by po chwili lekko się przeciągnąć. Nie zamierzał mówić wszystkiego, bo i wszystkiego nie wiedział. Niewiele czytał o huldrekallach, zainteresowany kiedyś tylko fossegrimami, teraz to też pokutowało. Nie wiedział, co odpowiadać Einarowi, więc kluczył, mając nadzieję, że to wystarczy, by jego kłamstwo nie rozpadło się w posadach, a nie było mu ku temu daleko.
    - Nie ma takiej opcji! – obruszył się, przywdziewając zaraz też na twarz wyraz czystego zawstydzenia. – To zbyt… intymne, nie uważasz? – burknął z lekkim wyrzutem, od razu się odsuwając. Bo w końcu nie miał żadnego ogona, tak? A poza tym niby jakim prawem miał pokazywać Einarowi własny tyłek?! Nie, żeby normalnie miał coś przeciwko, ale no. Nadal. Nie zamierzał tego robić. Udając – będąc – oburzonego skierował się kilka kroków dalej, stając tuż przy wodzie i posyłając zranione spojrzenie Halvorsenowi. Coraz lepiej się bawił tak naprawdę, ale niech zapomni, że pokaże mu jakikolwiek ogon.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Dotyk i osłodzona mieszanka cichych oddechów są drażniąco-przyjemne. Dyskomfort, który odczuwa przez podświadomą niechęć nie może zostać zdławiony - nie całkowicie, tląc się na horyzontach przebiegu ich konfrontacji. Ciekawość tworzy pomimo tego przyjemne uzasadnienie, jak źródło, w którym umywa ręce od wszystkich tych drobnych brudów, wszystkich jątrzących się pod powłoką skóry, popełnionych wykroczeń. Śmiech Nika, rozchodzący się w mieszaninie szeptów, brzmiał błogo i beztrosko. Nie wiedział, czy powinien uważać go za swojego wroga - ich bliskość przypominała gładzenie sierści półdzikiego zwierzęcia, które w dowolnej chwili mogło wyszczerzyć zęby i kąsać podatną skórę. Błąkali się po pejzażach przymglonych, niewyraźnych, po zniekształconych półprawdach. Nie mógł odsłonić Nika jako kłamcy, dostrzegał jednak, że od początku nie odpowiadał mu w sposób bezpośredni, wyłącznie muskając leniwie zagadnienia. Niewiedza, która mu doskwierała, pęczniała w przepuklinę frustracji - zrozumiał, jednak, że nie powinien jej ulegać. Im silniej starał się przyszpilić swojego poznanego niedawno towarzysza, tym silniej on się oddalał, stwarzając przed nim kolejne miraże niejasności.
    - Może masz rację - przyznał - i nie powinienem polegać na instynktownych uprzedzeniach - jeden raz się przełamał. Żałował, że postanowił przekroczyć granice z niksą. Popełniał te same błędy - w spotkaniu z Nikiem pozostał utkwiony jeden, uzależniający aspekt. Próbował sięgnąć po więcej, dowiedzieć się, poznać, nie mogąc znosić wrażenia, że musiałby odejść z niczym. Nie mógł się równocześnie odsłonić - kiedy jego towarzysz oddalił się, momentalnie spłoszony śmiałym zapytaniem, powstrzymał się od parsknięcia lekceważącym rozbawieniem. Słowa, cisnące się na krawędzie warg, były zwyczajnie niewłaściwe, zdolne przynosić tylko odwrotny skutek, nic więcej ponad starania rozpadające się niczym wieża ułożona z kart. Pozwolił mu zachowywać bezpieczny w jego odczuciu dystans, nie przełamywał go nadmiernie, jedynie wychodząc odrobinę naprzeciw, wertując zmętniały półmrok uważnym, naostrzonym spojrzeniem. Musiał grać nadal przypisaną sobie rolę, musiał zrezygnować z przeklętych, zjeżonych cech jego osobowości mogącej śmiało przekreślić mit o przyjaznym demonie. Miał za zadanie odgrywać fossegrima, który powoli, stopniowo, stara się zrezygnować z zapisanej przez podszepty jego przodków niechęci, który próbuje poznać kogoś tak podobnego jak całkowicie różnego pod względem posiadanego gatunku.
    - Dlaczego? - zapytał, całkowicie niewinnie. - Przecież wyznałeś mi już swoje pochodzenie - udawał, że nie rozumie. Zwierzęcy ogon nie stanowił najmniejszej intymności, zwłaszcza, gdy Nik natychmiast, bez zawahania, powiedział mu o posiadanej genetyce. Wpatrywał się w niego, zupełnie, jakby nie wiedział, w jaki sposób powinien z nim aktualnie postępować. Niepewność była lekarstwem - spróbował całkowicie innego wzorca postępowań, łagodności, która zaczynała się przełamywać, stając w opozycji do wcześniejszego, podszytego butą zachowania.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Niejeden raz kluczył, kręcił się w koło, by zgubić prześladowców, by zamieszać w kotle bardziej niż powinien. Niejeden raz ukrywał się pod osłoną półprawd, tajemnicy i otaczającego go mroku. Teraz jednak było inaczej. Dziwne rozdrażnienie drgało mu pod skórą, wbijało się delikatnie szpilkami, ale nie aż tak, by musiał się go pozbyć, by musiał rozdrapać ramiona, by pozbyć się ukłuć nieznanego. Teraz jest zupełnie inaczej, niż kiedyś, Einar jest czymś innym, czego mógłby się spodziewać. Dziwnie jest spotkać innego fossegrima, nigdy nie szukał ich towarzystwa, woląc na własną rękę zagłębiać tajniki swojego jestestwa. Halvorsen przypomina mu trochę jego samego. Jakby usilnie próbował przy nim być taki, jaki powinien być, a nie taki, jaki jest naprawdę. Drąży temat, niepotrzebnie, a potem wycofuje się, jakby zorientował się, że przesadził. Nik ma sporą zagwostkę, patrząc na niego. Zastanawia się mimo wszystko, jakie piekło w życiu przeszedł mężczyzna, że aż tak usilnie chce sprawiać wrażenie kogoś, kim nie jest. Nie, żeby nie rozumiał, bo właśnie rozumie, aż za dobrze.
    - Instynkt jest dobry. Ostrzega. – odpowiedział z lekkim wahaniem, by jednak potem skwitować to westchnięciem. – Ale nie sądzisz, że mówi tylko o tym, by uważać, a nie, by nienawidzić? – Holt jest po prostu ciekawy. Nie do końca umie określić, skąd wzięło mu się na filozoficzne dysputy, ale zwyczajnie go to intryguje. Villemo to Villemo, z nią czuł się zwyczajnie swobodny, czuł się sobą… Z Einarem jest jakoś inaczej. Może dlatego, że jej nie okłamywał co do swojego pochodzenia, a przy mężczyźnie nie ma tego problemu. Jednak nawet gdyby chciał – a przecież nie chce – to zabrnął za daleko, żeby wycofać się z siateczki niedopowiedzeń, półprawd i wielkiego kłamstwa po środku.
    - Inaczej jest powiedzieć… a raczej potwierdzić lub zaprzeczyć domysłom. – uniósł lekko brew, uśmiechając się, asymetrycznym uniesieniem jednego kącika ust. – A inaczej zwyczajnie ot tak, pokazać coś, co się ukrywa przez całe życie, prawda? – udaje zmieszanie, naprędce wymyślając argument. Bo w końcu zdaje się, że huldry czy huldrekalle ukrywają swoje ogony. Nie miał pojęcia, w jaki sposób, ale gdyby tego nie robili, od razu wszyscy wiedzieliby, kim są. Miał tylko nadzieję, że jego wniosek jest słuszny, inaczej mógłby mieć spory problem. Te niewinne pytania Einara trochę go bawiły, chociaż nie zmieniało to faktu, że robiły się okropnie problematyczne. Uparł się cholerny gówniarz pchać nosa w coś, co nie było jego sprawą i Nik aż zaśmiał się wewnątrz, że nazywa kogoś gówniarzem. Był prawie pewny, że to on był tutaj tym młodszym.
    - Może następnym razem, Einar. Nie znam cię na tyle dobrze, by aż tak się odsłonić. – bezczelnie blefuje, bo może, bo chce i bo tak powinien zrobić. Przecież nie może nagle wyskoczyć z „kłamałem!”, nawet jeśli to mogłoby rozwiązać resztę pytań. Ale lepiej nie. – Jak to jest być fossegrimem? Wiesz, podziwianym przez wszystkim artystą i w ogóle? – pyta za to i jest naprawdę ciekawy odpowiedzi. W końcu artysta z niego żaden, jedynie lubi brzdąkać na harmonijce.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Jesteś uparty, Einarze. Tak cholernie uparty - zapierasz się każdym słowem i każdym, wdrożonym  gestem, nie dając pospiesznie za wygraną. Przystajesz obecnie w miejscu, choć powinieneś odejść, oddalić się w swoją stronę też dla własnego bezpieczeństwa. Drążysz, ale nie odpowiadasz sobie na istotne pytanie - a jeśli on zacznie drążyć? Jeśli to on właśnie przejdzie przez twoje fortece kłamstw? Nie będziesz mógł się obronić, obejmując go czarem i drażniąc feerią dotyku roznieconego pod naprężoną skórą. Nie wzbudzisz w nim potulności, nie sprawisz, że padnie posłusznie u twoich kolan, błagając o wybaczenie, o choćby cząstkę uwagi. Myślałeś o tym? Myślałeś o tym przez chwilę, choćby chwilę, ulotną? Aż tak przeszkadzała ci obecność innego, podobnego do ciebie demona? Musiałeś go prowokować, musiałeś wszystko zaczynać? Musiałeś?
    To nieistotne, decyzja zdążyła zapaść, nie było drogi odwrotu. Istniała paleta opcji, mógł oszukiwać jedynie jeden z nich, mogli oszukiwać oboje, blefując ociosanym spojrzeniem oraz modelowanym teatralnością tonem, prowadząc wytrwale grę. To nieistotne, decyzja zdążyła zapaść. Przez moment milczał, spuszczając niepewnie wzrok, świadomy, że próbował zbyt szybko. Argument, podawany przez Nika, mógł być całkiem logiczny. Mógł - poza pewnym szczegółem, niewygodnym, sterczącym jak odprysk drzazgi.
    - Co jednak z tamtym mężczyzną? - zapytał. - Nie wierzę, że zamierzałeś poprzestać na samym pocałunku - mówił cicho, spokojnie, nie wykazując przy tym najmniejszej pewności siebie, wrażenia, że byłby w stanie przyprzeć go tym stwierdzeniem do ściany i zmusić do znacznie bardziej pełnego składania mu wytłumaczeń. A może był po prostu zazdrosny? Zaśmiał się w duchu, rozważając, że miałby możliwość natknąć się na podobną ripostę, mierzącą w jego stronę jak nóż.
    Był w stanie szczerze odpowiedzieć Nikowi na jego banalnie proste - i jednocześnie niezwykle trudne - pytanie. Udając przed większością osób potomka fossegrimów (używał podobnej wzmianki dopiero, gdy osaczali go nawałnicą wątpliwości), dostrzegał, w jaki sposób odnosili się do niego galdrowie. Jego obłuda była wprost idealna, wymagała, co oczywiste, niezwykłej dyscypliny i zdławionego krzyku, zagrzebanego w czeluściach gardła w momentach okaleczeń, mimo tego pozwalała mu niezmiennie swobodnie funkcjonować. Ludzie nie domyślali się, nie tak szybko i łatwo, zwłaszcza, gdy zajmował się sztuką, a świat dużo częściej słyszał o wyuzdanych huldrach niż ich odpowiednikach płci przeciwnej. Ludzie nie domyślali się, tak, jakby nie widzieli zła zagrzebanego głęboko w jego sercu, gnijącej, pękniętej duszy - brakowało mu dobrej i promiennej natury fossegrima.
    - Ludzie tolerują to, jaki jestem - przyznał po krótkotrwałym namyśle - ale nie mogę przesadnie często wspominać na ten temat. Wyzwoleni nie dają za wygraną - uśmiechnął się kwaskowato. Nienawiść do genetyk pęczniała pod wpływem ich protestów i rozwieszanych plakatów, a on kilkakrotnie już zdołał im zajść za skórę.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?




    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.