:: Midgard :: Okolice :: Góry Bardal
Oko Jötunna
3 posters
Mistrz Gry
Oko Jötunna Nie 31 Sty - 14:11
Oko Jötunna
Ukryte przed potencjalnymi, zbłąkanymi wśród leśnej gęstwiny amatorami górskich wędrówek, niewielkie jezioro położone jest w trudno dostępnym miejscu na samym zboczu gór Bardal. Jednak mimo swojego specyficznego umiejscowienia, coraz częściej zdarza się, że nieświadomi osobliwości akwenu galdrowie doznają licznych kontuzji w chwili, kiedy ich oczom niespodziewanie ukaże się niemal w całości zamarznięte jeziorko, co ciekawe, oblodzone również w okresie letnim – jedyne na samym jego środku, jak ogromna źrenica, zieje ciemna otchłań przerębla. Coraz częściej między galdrami zaczyna krążyć opowieść o tym, jakoby przypominające swym kształtem oko jezioro rzeczywiście było… okiem jötunna pogrzebanego na zboczu gór. Ile tkwi prawdy w tych opowieściach, trudno do końca stwierdzić, ponieważ do tej pory nie znalazł się żaden śmiałek, który odważyłby się zajrzeć w głąb przerębla.
Einar Halvorsen
Re: Oko Jötunna Pon 8 Lip - 21:48
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
5.07.2001
Ostatnie pasma tygodni przyniosły mu więcej obaw niż wygładzonej stabilności; wgryzały się w stelaż jego ramion na podobieństwo żarłocznych pasożytów, wtapiając szczęki pod płótno naprężonej skóry. Nie spodziewał się, że podobne myśli powrócą; nie spodziewał się, że powrócą z podobną, łakomą natarczywością, nie spodziewał się, że powrócą tak szybko, ponownie go nienawidząc i sącząc jad w pnącza żył. Obecność Villemo z jednej strony przyniosła mu ukojenie, z drugiej, całkowicie przeciwnej i absurdalnej rozorała w nim krater niegojącej się, schorowanej rany. W momencie, kiedy stawał się pewny, że poznał samego siebie, poznał lepiej pozszywaną, rozchybotaną naturę mieszańca, jego wizja natychmiast prysła niczym spłoszony nadejściem poranka sen, zeskakujący ze świadomości za pomocą jednego zadrżenia wachlarzy powiek. Pozostawał rozchwiany; rozchwiany pomiędzy biegunami skrajności, pomiędzy akceptacją a nienawiścią żywioną do samego siebie, do przyzwyczajeń, do ciała które nigdy nie wyglądało w sposób, w jaki zapragnął być postrzegany przez innych. Obciążony bagażem myśli postanowił ponownie odszukać odpowiedzi w przyrodzie, w miejscu nietkniętym stateczną, człowieczą ręką, w miejscu skąd wypełzała część jego pochodzenia. Nie wiedział, czy dzięki temu lepiej się z nim zjednoczy, czy lepiej zdoła je przyswoić, zrozumieć, czy może karkołomnie próbował przeniknąć w miejsce, do którego nie należał (nie przynależał nigdzie). W samotnej, spontanicznej wędrówce znajdował się pierwiastek instynktu, postępował podświadomie poruszając się po śladach mniej znanej trasy, ryzykując, że może nieuchronnie zabłądzić. To przecież czysta głupota, powinien teraz pomyśleć choć z podobnymi miejscami łączyły go więzy krwi silniejsze niż zwykłych, nieobarczonych piętnem genetyki galdrów. Zaufał swojej intuicji, kierując zgodnie z nią swoje kroki, jednocześnie czując podchodzące mu coraz silniej do gardła przerażenie, trzepoczące jak rozwścieczony, zamknięty w klatce żeber ptak, falujące w arteriach szybkim i niebezpiecznym tętnem. Las rozchylał się przed nim jak niepojęta tajemnica, pomiędzy baldachimy liści wsuwały się jasne, ciepłe promienie słońca. Zamarł w pewnym momencie, spoglądając na odkrywane, niecodzienne zjawisko; chłód rozprowadził się po jego powłokach, oblizał zadziornie skórę. Zdał sobie sprawę, że stoi tuż na skraju jeziora; wychylił się przez roślinność, dostrzegając zbieloną taflę pokrytą wbrew podstawowym prawom skorupą matowego lodu. Jedynie na samym środku, niczym ziarno źrenicy, znajdowała się niezajęta przestrzeń, ciemna i niedostępna. Pierwszy raz mógł zobaczyć to jezioro; fakt, że magia roztaczała dookoła niego swój silny wpływ, wydawał mu się obecnie błahą oczywistością. Początkowo jedynie wpatrzony w niecodzienny pejzaż, zdecydował się podejść bliżej; drgnął jednak nagle, słysząc pobliski szelest. Pożałował w tej zamaszystej chwili podjętej wcześniej decyzji, pożałował nagle wszystkiego, rozglądając się niemal rozpaczliwie, zlękniony, że w tym momencie zetknie się z magicznym stworzeniem, z dużym ryzykiem nieposiadającym przyjaznego nastawienia. Zamrugał, w zamian za to spostrzegając kobietę, która, jak usiłował wierzyć, nie wyglądała na jedną z nienawistnych mar mogących stanowić zgubę dla nierozważnych podróżników.
- Zgaduję, że niepotrzebnie się teraz przestraszyłem - uśmiechnął się w jej stronę z nieznacznym, ponurym zakłopotaniem. Skoro przypadek zadecydował o połączeniu ich ścieżek, musiał podporządkować się jego odgórnej woli (lub - jak pragnęliby go nawrócić bardziej przywiązani wierzący - musiał podporządkować się planom utkanym w zamysłach Norn).
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Eira Bergdahl
Re: Oko Jötunna Sob 13 Lip - 13:15
Eira BergdahlWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 41 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : zwierzęcoustny
Zawód : hodowca trolli, herpetolog
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zawodnik: łucznictwo (I), wprawny łowca (I), miłośnik zwierząt (II), mowa istot
Statystyki :
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Znała jotunowe jezioro - bywała tu wcześniej. Przyciągało ją wszystko, co nosiło choćby najlżejszy związek z gigantami, trollami i każdym niekoniecznie poprawnie używanym synonimem. Niekiedy myślała o tym, by odczarować termin i dokonać nieco bardziej wnikliwej klasyfikacji. Usystematyzować to, co już poznano, wykorzystując także islandzkie piśmiennictwo, które bogato wspomina o istotach podobnych bogom. Szczególnie Eddy stanowią źródłowe bogactwo, nad którym warto by się pochylić po coś więcej aniżeli uwodzące heroizmem, epickie historie. To właśnie te pieśni zawodziły wśród jej krwi. Völuspę recytowała z pamięci tuż po tym, jak poznała alfabet. Zanim ukończyła pierwszy etap edukacji, ojciec odpytywał ją z historii norweskich królów zawartej w Heimskringla. Przez całe życie towarzyszyła jej skaldyczna poezja, sagi oraz historyczne kroniki spisane przed wiekami. Hávamál odtwarzała a młodu, próbując kierować się cytowanymi wartościami. Ciotka, zapoznając ją przed laty z runami, przytaczała Rúnatal wraz z kolejnymi wersami.
Nic więc dziwnego, że po dziś dzień hodowczyni balansowała na granicy bolesnego pragmatyzmu i demimonde pełnym bajań i legend, którym trudno było się oprzeć, żyjąc w ich świecie.
Zapewne właśnie dlatego nie potrafiła przejść obojętnie, gdy spomiędzy natury wołały miejsca podobne temu - wibrujące od niejednoznacznej mocy, wabiące ryzykiem i skrytą pod warstwą czasu historią. Nierzadko uciekała także w ten sposób od ludzi i brzęczącego, galdryjskiego ula. Nawykła do huczącej ciszy rezerwatu i nieprzebaczającej surowości jego natury, trudno jej było tkwić wśród kakofonii Midgardu.
Tak oto się spotkali - może przypadkiem, a może zgodnie z wolą Norn, jeśli te pierwsze w ogóle istniały. Czasem lubiła myśleć, że tak było.
Nie kryła zaskoczenia, gdy wylazła spomiędzy zieleni wprost na obcego. Samej sądząc, że gdzieś za zaroślami czai się stworzenie, przed którym niechybnie przyjdzie jej się bronić. Grot strzały wspartej na cięciwie mierzył w oblicze spacerowicza, a skupienie malowało się na ciosanym ostrymi rysami pysku. Spojrzenie twarde jak mogilny kamień wwiercało się w ślepia, których hodowczyni nie znała. Dopiero głos, jaki rozerwał gęstą ciszę, przywrócił kobiecie liche sumienie, a broń została opuszczona, by łypnąć jednym okiem na ziemię.
— Masz rację: zgadujesz — powaga brzmiała wśród głosek wespół z podejrzeniem. Ona sama wciąż tkwiła spięta i gotowa do ataku bądź odparcia ewentualnej ofensywy.
— Nierozważnie jest się skradać w takim miejscu — dodała, skinieniem wskazując na jezioro. Nie spuszczała wzroku z nieznajomego, choć nasłuchiwała jednocześnie czy tenże nie przygnał ze sobą kompanów.
Nic więc dziwnego, że po dziś dzień hodowczyni balansowała na granicy bolesnego pragmatyzmu i demimonde pełnym bajań i legend, którym trudno było się oprzeć, żyjąc w ich świecie.
Zapewne właśnie dlatego nie potrafiła przejść obojętnie, gdy spomiędzy natury wołały miejsca podobne temu - wibrujące od niejednoznacznej mocy, wabiące ryzykiem i skrytą pod warstwą czasu historią. Nierzadko uciekała także w ten sposób od ludzi i brzęczącego, galdryjskiego ula. Nawykła do huczącej ciszy rezerwatu i nieprzebaczającej surowości jego natury, trudno jej było tkwić wśród kakofonii Midgardu.
Tak oto się spotkali - może przypadkiem, a może zgodnie z wolą Norn, jeśli te pierwsze w ogóle istniały. Czasem lubiła myśleć, że tak było.
Nie kryła zaskoczenia, gdy wylazła spomiędzy zieleni wprost na obcego. Samej sądząc, że gdzieś za zaroślami czai się stworzenie, przed którym niechybnie przyjdzie jej się bronić. Grot strzały wspartej na cięciwie mierzył w oblicze spacerowicza, a skupienie malowało się na ciosanym ostrymi rysami pysku. Spojrzenie twarde jak mogilny kamień wwiercało się w ślepia, których hodowczyni nie znała. Dopiero głos, jaki rozerwał gęstą ciszę, przywrócił kobiecie liche sumienie, a broń została opuszczona, by łypnąć jednym okiem na ziemię.
— Masz rację: zgadujesz — powaga brzmiała wśród głosek wespół z podejrzeniem. Ona sama wciąż tkwiła spięta i gotowa do ataku bądź odparcia ewentualnej ofensywy.
— Nierozważnie jest się skradać w takim miejscu — dodała, skinieniem wskazując na jezioro. Nie spuszczała wzroku z nieznajomego, choć nasłuchiwała jednocześnie czy tenże nie przygnał ze sobą kompanów.
Einar Halvorsen
Re: Oko Jötunna Nie 21 Lip - 16:16
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Był częścią tego chaosu, koron drzew zaplecionych pod stropem połaci nieba, nieoswojoną marą i zamroczeniem dla cudzej straży ogłady. Oddychał górskim powietrzem, niewłaściwie spokojnie, świadomy chwil gdy powietrze rozpulchniało mu płuca, próbując przyswoić prawdę, że w miejscach takich jak to nic nie było bezpośrednio oczywiste, ofiara z chwili na chwilę mogła stać się oprawcą, drapieżnik mógł stępić brzytwy unaocznionych kłów. Strach i napięcie nadal - z uporem - leżały pod jego mostkiem, trzęsąc się z rytmem serca, nie porzucił ich; słowa kobiety dźgnęły go nagłym chłodem jak ostrzegawczy warkot, zimne niczym tafla jeziora patrzącego się na nich bezdusznym zwierciadłem ślepia wetkniętego w swój ziemisty oczodół.
Musiał przypomnieć sobie, jak bardzo był jego częścią.
Musiał przypomnieć sobie, dlaczego tu właśnie był.
Zagrożenie, jak ostrze, zastygło nad jego karkiem. Powinien się zastanowić, na ile krew demonów byłaby w stanie zapewnić mu przewagę, na ile sam był z kolei jedynie marnym przechodniem, pogardzonym przez żywioł do którego przenigdy całkiem nie przynależał. Czy jego mięso nie smakowałoby tutejszym istotom? Czy jego zapach mógł być zupełnie inny, czy jego skorodowane, osiadłe w kościach zepsucie byłoby w stanie dostatecznie je odrzucać? Bał się, że nadal nie czuł tej samej więzi z przyrodą towarzyszącej fossegrimom i niksom. Nie czuł jej całkowicie, dlatego, że wtedy mógłby stać się o wiele gorszym, bezlitosnym potworem od tego, jakim bywał dotychczas. Znowu był kruchym chłopcem, który zagubił się, poszukując rozpaczliwie korzeni. Szukając z uporem siebie.
Nie ufała mu, co było zresztą zupełnie odwzajemnione, naturalne jak instynkt schowanych w gęstwinach zwierząt. Czujna, wypatrywała dalszego zagrożenia ukrytego być może pod gładką twarzą mężczyzny, pod parabolą uśmiechu. Sprawdzali siebie nawzajem; spoważniał, nawet nie próbując się kłócić z echem jej wypomnienia, z pogłosem szorstkiej przestrogi. On skrywał w zanadrzu aurę, ona, z palcami zaciśniętymi na łęczysku, mówiła do niego jawnie, że nie była bezbronna. Wystarczył dla niego jeden, niewłaściwy ruch aby grot strzały przebił wrażliwe tkanki. Nie sądził, żeby obecnie natknął się na łowców Gleipniru, ci zazwyczaj przemieszczali się w grupach.
- Oczywiście, że nierozważnie - przytaknął. Pozostał w miejscu jak posąg, czekając na rozwój zdarzeń. Mierzyli się nadal wzrokiem, nadal skoncentrowani, nadal jeszcze niepewni. Nie skradał się mimo tego; nie absorbował wcześniej jej uwagi celowo swoją obecnością.
- ...ale z jakiś powodów oboje znajdujemy się tutaj - przeznaczenia? przypadku? Każdy z nich miał odmienny, obrany przez siebie cel. Trajektorie ich ścieżek złączyły się teraz w jedno, skutkując zderzeniem światów, zaskoczeniem, które pęczniało w ciemnych przestrzeniach źrenic. Mówił absurdalnie spokojnie, pomimo rozlicznych obaw nawiedzających jego umysł. Ona podobnie do niego musiała liczyć się z widmem niebezpieczeństwa - była na nie, co więcej, lepiej przygotowana, przynajmniej w powierzchownej ocenie.
Musiał przypomnieć sobie, jak bardzo był jego częścią.
Musiał przypomnieć sobie, dlaczego tu właśnie był.
Zagrożenie, jak ostrze, zastygło nad jego karkiem. Powinien się zastanowić, na ile krew demonów byłaby w stanie zapewnić mu przewagę, na ile sam był z kolei jedynie marnym przechodniem, pogardzonym przez żywioł do którego przenigdy całkiem nie przynależał. Czy jego mięso nie smakowałoby tutejszym istotom? Czy jego zapach mógł być zupełnie inny, czy jego skorodowane, osiadłe w kościach zepsucie byłoby w stanie dostatecznie je odrzucać? Bał się, że nadal nie czuł tej samej więzi z przyrodą towarzyszącej fossegrimom i niksom. Nie czuł jej całkowicie, dlatego, że wtedy mógłby stać się o wiele gorszym, bezlitosnym potworem od tego, jakim bywał dotychczas. Znowu był kruchym chłopcem, który zagubił się, poszukując rozpaczliwie korzeni. Szukając z uporem siebie.
Nie ufała mu, co było zresztą zupełnie odwzajemnione, naturalne jak instynkt schowanych w gęstwinach zwierząt. Czujna, wypatrywała dalszego zagrożenia ukrytego być może pod gładką twarzą mężczyzny, pod parabolą uśmiechu. Sprawdzali siebie nawzajem; spoważniał, nawet nie próbując się kłócić z echem jej wypomnienia, z pogłosem szorstkiej przestrogi. On skrywał w zanadrzu aurę, ona, z palcami zaciśniętymi na łęczysku, mówiła do niego jawnie, że nie była bezbronna. Wystarczył dla niego jeden, niewłaściwy ruch aby grot strzały przebił wrażliwe tkanki. Nie sądził, żeby obecnie natknął się na łowców Gleipniru, ci zazwyczaj przemieszczali się w grupach.
- Oczywiście, że nierozważnie - przytaknął. Pozostał w miejscu jak posąg, czekając na rozwój zdarzeń. Mierzyli się nadal wzrokiem, nadal skoncentrowani, nadal jeszcze niepewni. Nie skradał się mimo tego; nie absorbował wcześniej jej uwagi celowo swoją obecnością.
- ...ale z jakiś powodów oboje znajdujemy się tutaj - przeznaczenia? przypadku? Każdy z nich miał odmienny, obrany przez siebie cel. Trajektorie ich ścieżek złączyły się teraz w jedno, skutkując zderzeniem światów, zaskoczeniem, które pęczniało w ciemnych przestrzeniach źrenic. Mówił absurdalnie spokojnie, pomimo rozlicznych obaw nawiedzających jego umysł. Ona podobnie do niego musiała liczyć się z widmem niebezpieczeństwa - była na nie, co więcej, lepiej przygotowana, przynajmniej w powierzchownej ocenie.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Eira Bergdahl
Re: Oko Jötunna Pią 16 Sie - 17:07
Eira BergdahlWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 41 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : zwierzęcoustny
Zawód : hodowca trolli, herpetolog
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zawodnik: łucznictwo (I), wprawny łowca (I), miłośnik zwierząt (II), mowa istot
Statystyki :
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Tkwiła w bezruchu, mierząc w obcego przez cały czas, gdy ten mówił. Przyglądała mu się uważnie, jakby próbowała przewidzieć każdy jego kolejny ruch. Kobiece brwi zbiegły się, brużdżąc między sobą zmarszczkę rozważań wszelkich za i przeciw. Jego spokój był tym jej. Pierś unosiła się miarowo, a skóra oblekająca tętnice szyi pulsowała w ten ledwie dostrzegalny sposób. Rytmiczny cień zalegał w zagłębieniu między obojczykami, a spojrzenie było zaledwie czujne.
— Zwykle niemal nikt się tu nie zapuszcza — zaczęła po kolejnej chwili ciszy wypełnionej tylko szelestem ich oddechów i wiatru poruszającego koronami drzew.
Kolejny moment - upewnienie się w tym, co wcale nie było oczywiste, po czym opuściła łuk, choć nie zdjęła strzały z cięciwy. Miałaby niemałą trudność, gdyby postanowiła zliczyć galdrów poznanych podczas podobnych okoliczności. Zbyt często błąkała się pośrodku niczego, mając za broń siebie samą oraz łuk w ręku. To z jego pomocą niejednokrotnie poszukiwała skupienia i spokoju pośród burzy własnych afektów. Zagrzebana głęboko gwałtowność natury bywała silniejsza niż ołowiane okowy samokontroli.
Przyglądała mu się mimowolnie. Wzrok zdawał się odmawiać posłuszeństwa, poszukując zachwytu pośród nieznajomych rysów. Kolejna walka okazała się więc tą toczoną z własną słabością. Nagle to jötunnowe oko jawiło się dużo większą - bo niosącą ulgę - pokusą.
— Mniemam, że nie przybyłeś tu aby sprawdzić czy wszystkie te legendy noszą w sobie ziarno prawdy? — Skinieniem wskazała na oblodzone jezioro.
— Zwykle niemal nikt się tu nie zapuszcza — zaczęła po kolejnej chwili ciszy wypełnionej tylko szelestem ich oddechów i wiatru poruszającego koronami drzew.
Kolejny moment - upewnienie się w tym, co wcale nie było oczywiste, po czym opuściła łuk, choć nie zdjęła strzały z cięciwy. Miałaby niemałą trudność, gdyby postanowiła zliczyć galdrów poznanych podczas podobnych okoliczności. Zbyt często błąkała się pośrodku niczego, mając za broń siebie samą oraz łuk w ręku. To z jego pomocą niejednokrotnie poszukiwała skupienia i spokoju pośród burzy własnych afektów. Zagrzebana głęboko gwałtowność natury bywała silniejsza niż ołowiane okowy samokontroli.
Przyglądała mu się mimowolnie. Wzrok zdawał się odmawiać posłuszeństwa, poszukując zachwytu pośród nieznajomych rysów. Kolejna walka okazała się więc tą toczoną z własną słabością. Nagle to jötunnowe oko jawiło się dużo większą - bo niosącą ulgę - pokusą.
— Mniemam, że nie przybyłeś tu aby sprawdzić czy wszystkie te legendy noszą w sobie ziarno prawdy? — Skinieniem wskazała na oblodzone jezioro.
Einar Halvorsen
Re: Oko Jötunna Nie 25 Sie - 20:34
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Niewiedza.
Nie wie - rzeczywiście - dlaczego postępuje w ten sposób.
Nie wie, dlaczego postanowił osunąć się prosto w gardziel niebezpieczeństwa.
Nie wie, dlaczego był tak okrutnie nieostrożny.
Nie wie, nie wie i nie wie.
Nie był dla siebie prostą, w pełni otwartą księgą - zapisana nierównymi szyframi żył, wymieszana natura uzależniła go całkowicie od siebie, odbierając mu pełne, błogie poznanie własnych, podświadomych zakamarków. Szwy spontanicznych instynktów przywierały zaciekle do materiału jego duszy, ściskając go nałożoną, twardą linią umocnienia, trzymały w swojej kontroli. Nie różnił się, gdyby spojrzeć dogłębniej, zbyt wiele od dowolnego człowieka pogrążonego w rygorze własnej, rozpaczliwej słabości, z tą różnicą, że należące do niego tendencje oraz przyzwyczajenia, wynikały pośrednio z licznych, odziedziczonych brudów, z piętna, którym ostemplowano go w niechlubnym momencie, kiedy zostało powołane jego życie. Pamiętał od zawsze chwilę, w której próbował odnaleźć swoją matkę, w której pragnął zabłądzić, łudząc się, że las przyjmie go jak straconą przed latami własność, wskazując mu słuszną drogę pomiędzy pędami roślinności. Las, mimo tego, nie szukał skundlonego potomstwa; nie szukał żadnego z nich. Nie należeli do niego, podobnie jak nie należeli do zgiełku wzniesionych w śmiałości miast. Musieli na zawsze krążyć, koczując pomiędzy jednym a drugim kłamstwem, odarci z pojęcia domu. Samotni, zawsze samotni.
- Można i tak powiedzieć - kąt jego ust drgnął nieznacznie, unosząc się w spontanicznym, oszczędnym półuśmiechu. Nie pozwalał sobie na zbyt wiele, dawkował swój entuzjazm oszczędnie, tak, by nie przyćmić czujności wyostrzającej na każdym etapie jego zmysły.
- Słyszałem o tym jeziorze. Nie byłem dotychczas pewny, czy istnieje naprawdę.
Pamiętał treści historii opowiadanych mu przez miłośników przechadzek. Przyglądał się zamarzniętej wodzie z bezpiecznego w jego odczuciu dystansu, nie chcąc ryzykować stąpaniem po kruchej tafli, mogącej go pożreć żywcem. Wystarczyłoby kilka pęknięć, kilka rys i załamań, kilka rozpaczliwych oddechów.
- Jestem człowiekiem małej wiary.
Skomentował półżartobliwie swój sceptycyzm. Magia, jak zresztą zawsze, była nieobliczalna, toteż istnienie podobnego miejsca nie byłoby w jej obliczu niczym niecodziennym, niczym niespotykanym, utkanym z pstrokatych snów.
- A pani? - dopytał. - Czy wierzy pani w tę legendę? Co, jeśli kiedyś lodowy olbrzym się zbudzi?
Nie wie - rzeczywiście - dlaczego postępuje w ten sposób.
Nie wie, dlaczego postanowił osunąć się prosto w gardziel niebezpieczeństwa.
Nie wie, dlaczego był tak okrutnie nieostrożny.
Nie wie, nie wie i nie wie.
Nie był dla siebie prostą, w pełni otwartą księgą - zapisana nierównymi szyframi żył, wymieszana natura uzależniła go całkowicie od siebie, odbierając mu pełne, błogie poznanie własnych, podświadomych zakamarków. Szwy spontanicznych instynktów przywierały zaciekle do materiału jego duszy, ściskając go nałożoną, twardą linią umocnienia, trzymały w swojej kontroli. Nie różnił się, gdyby spojrzeć dogłębniej, zbyt wiele od dowolnego człowieka pogrążonego w rygorze własnej, rozpaczliwej słabości, z tą różnicą, że należące do niego tendencje oraz przyzwyczajenia, wynikały pośrednio z licznych, odziedziczonych brudów, z piętna, którym ostemplowano go w niechlubnym momencie, kiedy zostało powołane jego życie. Pamiętał od zawsze chwilę, w której próbował odnaleźć swoją matkę, w której pragnął zabłądzić, łudząc się, że las przyjmie go jak straconą przed latami własność, wskazując mu słuszną drogę pomiędzy pędami roślinności. Las, mimo tego, nie szukał skundlonego potomstwa; nie szukał żadnego z nich. Nie należeli do niego, podobnie jak nie należeli do zgiełku wzniesionych w śmiałości miast. Musieli na zawsze krążyć, koczując pomiędzy jednym a drugim kłamstwem, odarci z pojęcia domu. Samotni, zawsze samotni.
- Można i tak powiedzieć - kąt jego ust drgnął nieznacznie, unosząc się w spontanicznym, oszczędnym półuśmiechu. Nie pozwalał sobie na zbyt wiele, dawkował swój entuzjazm oszczędnie, tak, by nie przyćmić czujności wyostrzającej na każdym etapie jego zmysły.
- Słyszałem o tym jeziorze. Nie byłem dotychczas pewny, czy istnieje naprawdę.
Pamiętał treści historii opowiadanych mu przez miłośników przechadzek. Przyglądał się zamarzniętej wodzie z bezpiecznego w jego odczuciu dystansu, nie chcąc ryzykować stąpaniem po kruchej tafli, mogącej go pożreć żywcem. Wystarczyłoby kilka pęknięć, kilka rys i załamań, kilka rozpaczliwych oddechów.
- Jestem człowiekiem małej wiary.
Skomentował półżartobliwie swój sceptycyzm. Magia, jak zresztą zawsze, była nieobliczalna, toteż istnienie podobnego miejsca nie byłoby w jej obliczu niczym niecodziennym, niczym niespotykanym, utkanym z pstrokatych snów.
- A pani? - dopytał. - Czy wierzy pani w tę legendę? Co, jeśli kiedyś lodowy olbrzym się zbudzi?
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?