Eira Bergdahl
2 posters
Eira Bergdahl
Eira Bergdahl Pon 17 Cze - 16:51
Eira BergdahlWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 41 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : zwierzęcoustny
Zawód : hodowca trolli, herpetolog
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zawodnik: łucznictwo (I), wprawny łowca (I), miłośnik zwierząt (II), mowa istot
Statystyki :
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Eira Hjørdis Bergdahl
Miejsce urodzenia
Trondheim, Norwegia
Data urodzenia
31.10.1960
Nazwisko matki
Eriksen
Status majątkowy
bogaty
Stan cywilny
wdowa
Stopień wtajemniczenia
III
Zawód
hodowca trolli, herpetolog
Totem
wąż
Wizerunek
Synnøve Macody Lund
Trondheim, Norwegia
Data urodzenia
31.10.1960
Nazwisko matki
Eriksen
Status majątkowy
bogaty
Stan cywilny
wdowa
Stopień wtajemniczenia
III
Zawód
hodowca trolli, herpetolog
Totem
wąż
Wizerunek
Synnøve Macody Lund
Eplet faller ikke langt fra stammen.
Ze mną było tak samo. Być może dlatego, że miałam być synem…
Od początku, już od pierwszych lat, zawisłam pomiędzy rzeczywistością a oczekiwaniami. Kołysałam się ponuro niczym zapomniany wisielec. Tak samo wystawiona na widok gawiedzi i ich ostre komentarze. Byłam wszak pierwszą córką Bergdahlów. Zadowoleniem splamionym zawodem. Sumą oczekiwań i łuskonośnym, smukłym gadem kryjącym się pod pięknym kwieciem.
Ambicja, dziedzictwo, siła - to one kształtowały mnie w początkowych latach życia do wtóru ze szlifowaną ojcowską wolą tradycją. Jeżeli kiedykolwiek wiedział, że obcował z córką, a nie dziedzicem, to najwyraźniej zapomniał.
Z czasem i ja zapomniałam.
Najpierw musiało jednak upłynąć wiele wody w rzece, która wypłukiwała ze mnie jakikolwiek rozsądek, a były to strumienie iście letejskie. Każda kara i każde upomnienie pierzchały jak tylko dostrzegłam okazję, by zrobić coś po swojemu i na przekór oczekiwaniom. Czy czyniłam to wszystko świadomie? Wiem, co byś powiedziała: że próbowałam zyskać swoją własną autonomię, odnaleźć albo usłyszeć swój głos pośród głosów oczekiwań. Wzburzona i zbudowana na instynktach. Niepasująca. Zawsze taka byłam. Tkwiłam nieco z boku i przyglądałam się z cienia. Taka młoda, a już stateczna. Zimna.
Wszystko zmieniła fylgia.
Pojawiła się nagle, choć podejrzewam, że wszystkie te spotkania w wysokiej trawie stanowiły swoiste znamię. Zwiastun tego, co miało nadejść. Dziś mam wrażenie, że węże są w moich snach odkąd pamiętam. Jako pisklę się ich bałam. Wszyscy przed nimi przestrzegali przy każdej możliwej okazji, a tych było przecież wiele. Ileż to razy chadzaliśmy na piesze wycieczki? Kemping nie był nam wówczas ani trochę obcy. Uczono nas, jak przetrwać w lesie, pomimo iż posiadaliśmy oczywistą przewagę.
To mój ojciec zorientował się jako pierwszy. Wizerunek węża zaczynał bowiem widnieć na każdej powierzchni, do której bezwiednie przyłożyłam pióro czy ołówek. Jako że symbolizm od zawsze był częścią wyznawanej od pokoleń tradycji, sugestie zdradzające trzon mej natury zmusiły do podjęcia czynów. Dla nieco zagubionego dziecka świat okazał się - wbrew wszelkim pozorom - dużo prostszy, gdy oprawiono go w surowe ramy wymagań. Mogłabyś powiedzieć, że zostałam zamknięta w złotej klatce, to prawda. A jednak tylko ona mnie ocaliła. Byłam zbyt chaotyczna. Zbyt ciekawa. Z wiecznym buntem na ustach. Akademia Odala poznała mnie jako żywe srebro, choć teraz wiem, że bliżej było mi do rozlanej rtęci. Mimo że uczyłam się bardzo dobrze (perfekcjonizm najwyraźniej wyssałam z mlekiem matki), stale sprawowałam kłopoty. Zupełnie jakbym podskórnie czuła na sobie pełne żalu, ojcowskie spojrzenie; tę świadomość, że mogłam być czymś więcej. Ale nie byłam.
Jeszcze.
Ówcześnie podświadomie próbowałam zwrócić na siebie uwagę. Rówieśnikom rzucałam wyzwania, wdawałam się w bójki, a słowa kierowane w stronę opiekunów niemal naruszały wszelkie granice. Wyrośnie z tego, słyszałam, by za każdym razem poczuć potrzebę udowodnienia, że to nie oni mają rację. Chciałam zrobić na złość wszystkim i wszystkiemu. Ukarać tę moją małą, wąską rzeczywistość. Przekonana, że inni nie mają tyle obowiązków. Że nie muszą się tyle uczyć i tłumaczyć z każdej decyzji oraz każdego kroku. Ojciec, zaś, wiedział wszystko. Jak Odyn. W końcu zaczął posyłać wujów i ciotki, by mieli mnie na oku - zawsze przy okazji, pozornie bez większego celu po prostu mnie znajdowali. Jakby czekano, aż coś się stanie.
A ja nieświadomie milkłam i gasłam w swoim wiecznym żarze, chcąc stać się niezauważalną. Pragnęłam być jak ten wąż w trawie...
W szkole, tymczasem, dostrzegano moje predyspozycje. Z pewną łatwością nawiązywałam kontakt ze zwierzętami. Jakbym je rozumiała w sposób nieosiągalny dla innych. Ich zachowanie zdawało się mieć dla mnie sens, zaś spojrzenie niosło intencję. Mnogość nieprymitywnych znaczeń. Zawsze sądziłam, że to naturalne. Jednakże to właśnie to wyzwanie sprawiło, że zaczęłam odnajdywać spokój. Zauważyłam, iż mój afekt odbija się echem na towarzyszącym mi istnieniu. Jedna z ciotek, by odwrócić moją uwagę od kłopotów, wprowadzała mnie w runiczny alfabet. Wówczas jeszcze były to tylko znaki niosące znaczenia, z których wiele stanowiło dla mnie zagadkę. Jednocześnie była jak Huginn, który co brzask zrywał się do lotu, by o zmierzchu powrócić z wieścią. Zapewne w ten właśnie sposób w umyśle jarla zasiano ziarno zwątpienia. Podobno zwierzęcoustnych nie było w rodzinie od dekad. Ten ostatni, którego fylgia również była wężem (mówiłam: tradycja w naszej krwi nigdy nie umiera) rzekomo nie skończył najlepiej. Po dziś dzień nie wiadomo czemu należało przypisać jego schyłkowe szaleństwo... Tyle że ja o niczym nie wiedziałam. Znalazłam swoje miejsce i cel, który zbiegał się z wolą jarla. Wreszcie w jego wzroku połyskiwała przychylność, której tak bardzo potrzebowałam.
Znasz to uczucie, gdy coś zupełnie nagle pochłania cię bez reszty? Przy czym czas traci znaczenie i nie zauważasz jego biegu? To chyba właśnie wtedy po raz pierwszy w jakiś sposób dostrzegłam wagę ciszy i bezruchu. Skupienia. Owszem: wymagały tego algebra czy alchemia, lecz nawet dziś odczuwam to jako inny rodzaj skupienia. W tamtym czasie - mimo iż pogryziona, podrapana i przestraszona wiele razy - zrozumiałam że w czymś jestem dobra i coś potrafię. Cóż z tego, że odsuwało mnie to od rówieśników, gdyż dużo lepiej niż wśród nich, czułam się między zwierzętami. Prędko wówczas jasnym stało się, że nie dla mnie były rozbrykane kocięta czy podążające krok w krok za mną szczenięta - te zachwycały niemal każdego. Nietrudno było oddać im serce. Samą siebie odnalazłam między tym, na co nie zwracano uwagi. Tam, gdzie małe i niepozorne oznaczało często największe niebezpieczeństwo. Co żyło własnym, niezależnym rytmem i stanowiło osobliwe, niekiedy wprost odpychające piękno. Pamiętam, że później zawsze cię to dziwiło.
Egzaminy pierwszego i drugiego stopnia zdałam z najwyższymi notami. Tak miało być i było to dla mnie naturalne. Przywykłam do swojego świata, a zwierzęta nauczyły mnie pokory. By wyciągnąć ze mnie nadmiar energii, ojciec nauczył mnie strzelania z łuku i konnej jazdy. Tradycja płynęła w mej krwi głęboko i tak pozostało po dziś dzień. Nie zliczę dni, które spędziłam wśród górskich ścieżek, wysokich, skalnych traw czy wśród wysokościowych lasów. Pamiętasz, jak po podczas przerwy letniej po pierwszym roku próbowałam nauczyć cię strzelania z łuku podczas jazdy wierzchem? Później przez dwa dni nie mogłaś chodzić. Nigdy później, jednak, nie bawiłyśmy się równie wspaniale. Swobodne, beztroskie, nieświadome tego, co miało dalej nadejść…
Tak czy inaczej, jako to pisklę, odnalazłam dla siebie miejsce w surowości i szorstkości ojcowskiego obejścia. To z jego naturą coraz bardziej tożsama była moja własna. Okazało się, że odziedziczyłam zamiłowanie do milczenia (wśród natury słowa nie były potrzebne). Poznawałam wagę słów wypowiedzianych we właściwym momencie. Ukierunkowana energia nie rozpierała mnie już tak silnie podczas zajęć, a mną nie targał sztorm. To, co pozostało, stanowiło źródło ojcowskich lekcji. To właśnie z nim spędzałam najwięcej czasu. Z matką nie łączyło mnie wiele, choć jej zadaniem było upewnić się, że wciąż nie zamieniam się w syna, którego ojciec tak bardzo pragnął mieć.
Naturalnym było, że poszłam na studia. Kenaz przyozdobił mój firmament wzniosłych cnót o ambicję, poświęcenie, pracowitość i wewnętrzną harmonię. Ta ostatnia rzeczywiście zaistniała: wyznawałam dokładnie tyle samo z nich, ile ignorowałam. Mówiłaś, że poświęcenie znam tylko dzięki słownikom, a harmonię z zamiłowania do muzyki. Ty, za to, miałaś ich mnóstwo. Nic dziwnego - twoja fylgia była gronostajem. Potrafiłaś zjednać sobie każdego. Początkowo ostrożna i nieufna, gdy już postanowiłaś dać komuś szansę, stawałaś się światłem między wiecznym cieniem spowijającym horyzont.
Z moim nazwiskiem każdy spodziewał się, że wybiorę Hodowlę i tresurę zwierząt. Sama nie wyobrażałam sobie innej przyszłości. Już pod koniec szkoły wprowadzono mnie do pracy w rodzinnym rezerwacie. Z przydzielonym opiekunem poznawałam absolutne podstawy i najpierw obserwowałam. Trollfjord zwiedziłam wzdłuż i wszerz. Czułam się tam w domu bardziej aniżeli w rodowej posiadłości. Ty dodawałaś, jednak, że jest we mnie iskra łowcy. Do dziś żałuję, że owa iskra spaliła właśnie ciebie. Zastanawiam się niekiedy, co byś mi dziś powiedziała, mogąc zobaczyć, kim ostatecznie się stałam. Czy miałabyś mi za złe, że wzięłaś w tym udział, nawet jeśli przyczyniła się do tego tragedia?
Niemniej jednak - gdy ty spędzałaś dni i noce na nauce anatomii, zwierzęcej fizjologii i przeklinałaś niegroźnie ewolucję za wszystkie te gromady i gatunki, ja coraz bardziej upodabniałam się do wiązanych z Bergdahlami stworzeń. Jedynym odstępstwem były łuskonośne gady uchodzące za takie same, jak mój totem. Zapewne przez wzgląd nań właśnie więź z gadami przychodziła najłatwiej. Sądziłam, że zmiany, jakie zaszły w moim zachowaniu, wynikały właśnie z obcowania ze smoczymi kuzynami. Że to fylgia układała mnie pod własną naturę. Że rozdrażnienie, problemy z koncentracją czy miesiącami postępująca senność w ciągu dnia to wynik zmęczenia. Ledwie przecież wówczas sypiałyśmy. Jeśli nie przytłoczone nauką czy praktykami, próbowałyśmy oderwać się od obowiązków - szczególnie gdy nocami wciąż długo widniało.
Przewidywałaś, że obocznie dla specjalizacji z hodowli i opieki nad trollami, poczynię miejsce dla węży. Podczas drugiego roku nauki na głównym kierunku, wybrałam dodatkowo specjalizację z herpetologii (także w jej magicznym ujęciu). Nie było łatwo tego wszystkiego połączyć, lecz wiele przedmiotów zaliczono mi z racji pokrywania się z tymi z HiO. Ileż nocy wówczas zarwałam, by - jak sądziłam - odsypiać te braki podczas mniej dla mnie istotnych wykładów... Kiedy część zajęć miałyśmy wspólnie, potrafiłaś obudzić mnie w odpowiednim momencie: gdy rozpoczynały się pytania, zbliżał koniec bądź łeb opadał mi we wprost nieprzyzwoicie ignorancki dla prowadzącego sposób. Dbałaś o mnie, podczas gdy ja poświęcona byłam głównie samej sobie. Zrozumiałam to jednak zbyt późno. Gdzie byłabym dzisiaj, gdyby nie twoja doskonałość?
Czas mijał nam zbyt szybko. Pod koniec trzeciego roku rodzina zaaranżowała moje zaręczyny z chłopakiem od Guildensternów. Rok później, po odebraniu dyplomów, pobraliśmy się. Oczy łzawiły mi tamtego dnia i nic nie zdołało pomóc. Wszyscy myśleli, że to wzruszenie. Tymczasem jedyne, co zdolna byłam czuć, to żal, że nie było cię tam ze mną.
Ty również otrzymałaś dyplom - honorowy. Twój tytuł z weterynarii wciąż zajmuje miejsce na mej ścianie. Przypomina o tym jedynym razie, gdy powinnaś była się pomylić. A ja - posłuchać mądrzejszego (duma kroczy przed upadkiem). Całą sprawę wyciszono, a za przyczynę podano osuwisko skalne. Wypadki się przecież zdarzają, prawda? Nawet podczas rutynowych praktyk. Oficjalnie trolle nie były zaangażowane. Nic też nie było moją winą. Nawet jeśli niektórzy mówili między sobą to, co było niebezpiecznie bliskie prawdy. Córka Bergdahla nie mogła być przecież zamieszana. Szczególnie jako przyszły wykładowca Instytutu. Nie było miejsca na skandal między byciem idealną córką a kolejną publikacją.
Sama, zaś, nauczyłam się żyć z niechlubnymi wspomnieniami. Byłaś niejednokroć świadkiem, z jaką łatwością paliłam mosty. Jak łatwo wsuwałam się w odpowiednie schematy. To w nich odnajdywałam harmonię. Dlatego tak bliskie były mi od zawsze runy. Rytuał. Zawsze obawiałaś się, że nie współgra to z moją naturą. Że wygra ciemność, którą w sobie noszę i zabrnę zbyt daleko i wejdę na ścieżkę, z której nie będzie powrotu. Cóż…
Tak czy inaczej, gdy już kurze kurtuazyjnej ekscytacji opadły, a ja rozpoczęłam na dobre pracę w rezerwacie, dorobiłam się własnej hodowli. Nazywam ją oranżerią - zasadniczo tym właśnie jest. Poza roślinami hoduję tam węże, jaszczurki, a nawet ptaszniki. Płazy nigdy mnie nie pociągały, choć mam kilka paludariów. Każdy gatunek posiada dostosowany do siebie mikroklimat. Na wypadek, gdyby z jakiegoś powodu zawiodła magia, można przełączyć się na system grzewczy i zraszający. Nawiązałam współpracę z miejscowymi alchemikami i rękodzielnikami, którzy pozyskują ode mnie surowce oraz półprodukty. Co jakiś czas zdarza mi się wypełniać zamówienia dla przedsiębiorstw farmaceutycznych czy kosmetycznych. Byłabyś ze mnie dumna. Miałyśmy tyle planów… Z kariery naukowej zrezygnowałam. Zaszyłam się w górach, gdzie wszystko się zaczęło, a dla ciebie - skończyło.
Czasem jestem niemal przekonana, że wisi nade mną jakaś klątwa. A może to Urd, Verdande i Skuld tkały moje przeznaczenie podług planu, którego nigdy miałam nie poznać?
Nie nacieszyłam się długo małżeństwem - nie żeby cieszyło mnie ono jakkolwiek. Byłam inwestycją w marytalną unię, jedną z kart w ojcowskim rękawie i akceptowałam taki stan rzeczy. Nie sprzeciwiałam się, ni nie próbowałam walczyć. Uczyniłam, co byłam winna rodzinie, działając w imię jej dobra. Niekiedy lubiłam mego małżonka, by innym razem nie móc znieść jego obecności. Często też nie widywaliśmy się miesiącami - był żeglarzem w Kompanii Morskiej, a ja zaczęłam już w tamtym czasie funkcjonować nocami. Dni były dla mnie nie do zniesienia. Prawdziwą torturą jawiły się okresy między końcem maja a skrajem lipca - dzień polarny oznaczał, że nie opuszczałam posiadłości, a i w należących do mnie wnętrzach pozbywałam się wszelkiej jasności. Nie było wątpliwości, że to iksrzyca. Babka też na nią cierpiała. Moje oczy z niebieskich stały się jasne jak przykrywający wodę lód, równie klarowne i intensywne.
Nigdy nie miałam okazji spytać cię czy słyszałaś kiedyś lodowiec. Mnie się udało i to najpiękniejszy oraz najbardziej przerażający, omeniczny dźwięk na ziemi. Brzmi jak ostrzeżenie natury i groźba starych bogów. Nasz Nigardsbreen jednak nie huczy w ten sposób. Dla tego lamentu potrzeba zawędrować aż na Svalbard. Tam ziemia oddycha, a pod jej powierzchnią tańczą giganty.
Wspomniałam jednak o małżonku... Spędziliśmy razem dwanaście lat, zanim pochłonęło go Grenladzkie Morze. Nie doczekaliśmy się potomstwa. Kilkakroć było już blisko, zapłonęła nadzieja, że tym razem życie przetrwa, lecz stale płaciłam najwyższą cenę. Niekiedy wciąż spodziewam się, że powtórne zamążpójdzie znów przypadnie mi w udziale, jak tylko ojciec znajdzie dostatecznie zdesperowaną rodzinę. Póki co, jednak, trwam na powrót przy panieńskim nazwisku i trzymam się na uboczu. Pośród gór, trolli i moich gadów.
Wkrótce kolejna rocznica. Kolejny list, którego nigdy nie przeczytasz. Kolejna spowiedź, której nie usłyszysz. Nie masz nagrobka. Po uzyskaniu dyplomów miałyśmy wybrać się na południe, wspiąć na Trolltungę. Nie zdążyłaś. Zrobiłam to sama, a twoje prochy pofrunęły ze skalnego ozora. Zawsze powtarzałaś - kto by pomyślał, że żart tak prędko zamieni się w prawdę - że niepotrzebny ci zimny kamień. Masz więc swoje miejsce pośród kwiecia i wspomnień, które niekiedy nie pozwalają swobodnie oddychać. Twoje mauzoleum jest żywe - bardziej niż ja kiedykolwiek byłam.
Eira Bergdahl
Re: Eira Bergdahl Wto 18 Cze - 17:27
Eira BergdahlWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 41 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : zwierzęcoustny
Zawód : hodowca trolli, herpetolog
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zawodnik: łucznictwo (I), wprawny łowca (I), miłośnik zwierząt (II), mowa istot
Statystyki :
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Karta rozwoju
Informacje ogólne
Wzrost
184
Waga
65
Kolor oczu
lodowo błękitne
Kolor włosów
blond
Znaki szczególne
smukła, prosta sylwetka, aura nieprzystępności
Genetyka
zwierzęcoustny (gady)
Umiejętność
—
Stan zdrowia
bardzo dobry
184
Waga
65
Kolor oczu
lodowo błękitne
Kolor włosów
blond
Znaki szczególne
smukła, prosta sylwetka, aura nieprzystępności
Genetyka
zwierzęcoustny (gady)
Umiejętność
—
Stan zdrowia
bardzo dobry
Statystyki
Wiedza o śniących
I
Reputacja
25
Rozpoznawalność
30
Stronnictwo
0
Alchemia
5
Magia użytkowa
5
Magia lecznicza
5
Magia natury
35
Magia runiczna
20
Magia zakazana
0
Magia przemiany
5
Magia twórcza
5
Sprawność fizyczna
20
Charyzma
5
Wiedza ogólna
5
I
Reputacja
25
Rozpoznawalność
30
Stronnictwo
0
Alchemia
5
Magia użytkowa
5
Magia lecznicza
5
Magia natury
35
Magia runiczna
20
Magia zakazana
0
Magia przemiany
5
Magia twórcza
5
Sprawność fizyczna
20
Charyzma
5
Wiedza ogólna
5
Atuty
Miłośnik zwierząt (II)
+7 do rzutu kością na opiekę nad zwierzętami – w tym na wpływanie na stworzenia i wydawanie poleceń
Wprawny łowca (I)
+5 do rzutu kością na poskramianie i chwytanie stworzeń
Zawodnik: łucznictwo (I)
+5 do rzutu kością na czynności związane ze sportem, który uprawia postać
Mowa istot (zwierzęcoustny)
postać potrafi porozumiewać się ze zwierzętami i ma bliski kontakt z naturą. Otrzymuje +7 punktów podczas opieki nad stworzeniami, przy poskramianiu ich, chwytaniu, wydawaniu rozkazów i +3 do dowolnych czynności związanych z magią natury
+7 do rzutu kością na opiekę nad zwierzętami – w tym na wpływanie na stworzenia i wydawanie poleceń
Wprawny łowca (I)
+5 do rzutu kością na poskramianie i chwytanie stworzeń
Zawodnik: łucznictwo (I)
+5 do rzutu kością na czynności związane ze sportem, który uprawia postać
Mowa istot (zwierzęcoustny)
postać potrafi porozumiewać się ze zwierzętami i ma bliski kontakt z naturą. Otrzymuje +7 punktów podczas opieki nad stworzeniami, przy poskramianiu ich, chwytaniu, wydawaniu rozkazów i +3 do dowolnych czynności związanych z magią natury
Ekwipunek
bransoletka z runami
raz na fabularny miesiąc, pod wpływem niebezpieczeństwa wężyki wygrawerowane na bransoletce ożywają i zaczynają delikatnie syczeć – dźwięk przypomina bowiem niepokojący szum, który zakłóca ich zdolność koncentracji, osłabiając ich ataki i obronę przez II tury, na skutek czefo przeciwnik otrzymuje karę -5 do wszystkich rzutów; dodatkowo zapewnia stały bonus +2 do magii użytkowej.
Przedmiot
opis przedmiotu
raz na fabularny miesiąc, pod wpływem niebezpieczeństwa wężyki wygrawerowane na bransoletce ożywają i zaczynają delikatnie syczeć – dźwięk przypomina bowiem niepokojący szum, który zakłóca ich zdolność koncentracji, osłabiając ich ataki i obronę przez II tury, na skutek czefo przeciwnik otrzymuje karę -5 do wszystkich rzutów; dodatkowo zapewnia stały bonus +2 do magii użytkowej.
Przedmiot
opis przedmiotu
Aktualizacje
Data
aktualizacja
Data
aktualizacja
aktualizacja
Data
aktualizacja
Mistrz Gry
Re: Eira Bergdahl Nie 23 Cze - 20:06
Karta zaakceptowana
Nie da się ukryć, Eiro, że twoja historia jest skomplikowana, a ty głęboko wewnętrznie skonfliktowana – zawisła pomiędzy rzeczywistością a oczekiwaniami, między swoją prawdziwą, głęboko skrywaną tożsamością a niekończącymi się wymaganiami ze strony rodziny. Ale to, co się stało, już się nie odstanie – będą mijały kolejne rocznice, ale czy będziesz w stanie ruszyć do przodu i zostawić za sobą przeszłość? Jestem ciekaw, co spotka cię w Midgardzie.
W prezencie od Mistrza Gry chciałbym podarować ci pięknie wykonaną bransoletkę z delikatnie splecionych srebrnych wężyków, ozdobioną starożytnymi runami, które symbolizują siłę i ochronę. Kiedy znajdziesz się w niebezpieczeństwie, wężyki ożywają i zaczynają delikatnie syczeć. Ten dźwięk, choć ledwo słyszalny dla twoich sojuszników, ma magiczne właściwości, przypomina bowiem niepokojący szum, który zakłóca ich zdolność koncentracji, osłabiając ich ataki i obronę przez dwie tury. W praktyce twój przeciwnik otrzymuje karę -5 do wszystkich rzutów – z tej możliwości możesz skorzystać jednak raz w miesiącu fabularnym. Na co dzień bransoletka, gdy ją nosisz, dodaje ci +2 do magii użytkowej.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz pierwsze punkty doświadczenia na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie należy obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową, za co przysługują ci kolejne punkty, po które możesz zgłosić się w aktualizacji rozwoju postaci. Prosimy także o wpisanie się do spisu absolwentów, jak i instytucji i profesji w celu uzupełnienia dodatkowych informacji o postaci. Powodzenia na fabule!
Prezent
W prezencie od Mistrza Gry chciałbym podarować ci pięknie wykonaną bransoletkę z delikatnie splecionych srebrnych wężyków, ozdobioną starożytnymi runami, które symbolizują siłę i ochronę. Kiedy znajdziesz się w niebezpieczeństwie, wężyki ożywają i zaczynają delikatnie syczeć. Ten dźwięk, choć ledwo słyszalny dla twoich sojuszników, ma magiczne właściwości, przypomina bowiem niepokojący szum, który zakłóca ich zdolność koncentracji, osłabiając ich ataki i obronę przez dwie tury. W praktyce twój przeciwnik otrzymuje karę -5 do wszystkich rzutów – z tej możliwości możesz skorzystać jednak raz w miesiącu fabularnym. Na co dzień bransoletka, gdy ją nosisz, dodaje ci +2 do magii użytkowej.
Podsumowanie
Punkty doświadczenia na start
700 PD (karta postaci)
Osoba sprawdzająca
Björn Guildenstern
700 PD (karta postaci)
Osoba sprawdzająca
Björn Guildenstern
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz pierwsze punkty doświadczenia na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie należy obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową, za co przysługują ci kolejne punkty, po które możesz zgłosić się w aktualizacji rozwoju postaci. Prosimy także o wpisanie się do spisu absolwentów, jak i instytucji i profesji w celu uzupełnienia dodatkowych informacji o postaci. Powodzenia na fabule!