Cmentarz leśny
3 posters
Mistrz Gry
Cmentarz leśny Nie 20 Gru - 23:00
Cmentarz leśny
Niedaleko za miastem, na porośniętym iglakami, niewysokim pagórku leży skromny cmentarz, składający się na ledwie kilkadziesiąt nagrobków. Chociaż zdawałoby się, że wszystkie groby w tym miejscu zostały dawno zapomniane, a na chłodnych, kamiennych płytach zebrał się pył i kurz, niemal całkowicie przysłaniający zarówno nazwiska jak i daty narodzin i śmierci dawno poległych tu galdrów. Niekiedy jednak, szczególnie w okresie Nocy Walpurgii, na nagrobkach pojawiają się świecące jasno znicze oraz kwieciste wianki, stanowiące dowód na to, że pamięć o leżących w tym miejscu zmarłych nie zatarła się całkowicie, mimo że najstarsza data pochówku sięga tutaj XIX wieku.
W tym temacie możesz znaleźć ingrediencje. Aby je zdobyć, wystarczy napisać posta, wykonać rzut kością zgodny z mechaniką zbierania składników i rozliczyć się w aktualizacji rozwoju.
● Ingrediencje specjalne: ektoplazma.
Ingrediencje
W tym temacie możesz znaleźć ingrediencje. Aby je zdobyć, wystarczy napisać posta, wykonać rzut kością zgodny z mechaniką zbierania składników i rozliczyć się w aktualizacji rozwoju.
● Ingrediencje specjalne: ektoplazma.
Asterin Eggen
Re: Cmentarz leśny Wto 23 Lip - 20:07
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
12.07.2001?
Trzeba było przyznać, że stary Knut wiedział jak się urządzić. Niegdyś członek bandy Wujka, dziś mężczyzna o statecznej siwiźnie, wcale jednak mu nie umniejszającej; dożycie sędziwego wieku wśród zbirów, zakapiorów, morderców i hazardzistów nosiło znamiona wyczynu. Od lat nie bywał już w Midgardzie i czasem rozważała, czy nie był jedynym człowiekiem pod słońcem, którego Wujek wypuścił ze swoich szponów, lub przynajmniej którego nie próbował odszukać. Zwątpienie Knuta w wujowskie decyzje rozciągnęło się na lata, a kiedy okazało się, że czara goryczy została przelana, pewnego dnia rozpłynął się w powietrzu. Niewielu wiedziało, jak do niego dotrzeć. Niewielu zdawało sobie również sprawę z tego, że prowadził własne interesy w Skandynawii na znacznie mniejszą skalę, z małą szajką zaufanych ludzi, a ich siedziba wciąż mieściła się niedaleko magicznej stolicy.
Na szczęście rodzeństwo Eggen, które dorastało niemal na jego oczach, nigdy nie utraciło z nim kontaktu i dziś przekuli nić dawnego porozumienia w użytek. Z dużego drewnianego stołu odsunięto na bok karty i blaszane kubki na kości, a na ich miejscach pojawiła się prosta strawa dająca dowód otwartości gospodarza na rozmowę. O blat zabębniły także kufle wypełnione ciemnym piwem, ale Asterin wyjątkowo nie miała na nie ochoty; musiała zjeść coś nieświeżego, bo zarówno posiłek, jak i napitek budziły w jej żołądku irytujące falowanie. Nie pomagało, że pod sufitem kłębiły się kwaśne opary męskiego potu, które, mimo iż zazwyczaj umiała wprawnie ignorować, tego dnia działały jej na nerwy. Dlaczego mężczyźni nie potrafili się porządnie umyć? Jak gdyby od tego zależał ich zawszony - czasem dosłownie - honor. Bogowie mieliby ich niby pokarać, jeśli raz na jakiś czas wejdą pod prysznic?
Rozmowa trwała długo, meandrowała, rozkładała na czynniki pierwsze wszystkie kwestie sporne. Knut zapierał się, że nie miał zamiaru zapuszczać kolejnej porcji korzeni w wujowskim życiu, ale perspektywa zmiany władzy i swoistej amnestii oraz ponownego przyjęcia w półświatku Midgardu wreszcie sprowokowały jego zaciekawienie. Działał przede wszystkim z synami, których miał więcej niż Asterin roślin w mieszkaniu, ale brakowało mu swobody, jaką oferowało miasto - ostatecznie więc przyjął ich zaproszenie do wspólnego obalenia dawnego reżimu. Zapewnił też, że jeśli Magnus rzeczywiście okaże się rozsądniejszym przywódcą, będzie mógł liczyć na lojalność jego rodziny, w tym jego: zapewne dozgonną.
Opuszczając mury kryjówki Knuta, Asterin pierwszy raz w swoim życiu z ulgą nabrała do płuc świeżego powietrza. Unosiła się w nim woń drzew, księżyc wylegiwał się na atramentowym niebie, a świta gwiazd mrugała do nich z wysokości niby w pochwale za kolejnego pozyskanego sojusznika. Zadowolenie umościło się pomiędzy trzewiami jak kot układający się do drzemki, a o takiej drzemce sama zamarzyła natychmiast gdy za ich plecami umilkły odgłosy rodzinnej wrzawy człowieka, którego wsparcie wygrali w negocjacji. Przeciągnęła się, idąc za bratem przez pejzaż zieleni upstrzonej drażniącym dźwiękiem owadzich koncertów, i ziewnęła tak głośno, jakby próbowała rzucić im wyzwanie, zagłuszyć. Dziwne, nie była nawet w połowie swojej zwyczajowej aktywności dobowej, ale z przyjemnością rzuciłaby się na materac w swoim pokoju i zawinęła w koc, ignorując przy tym obrzydliwe letnie temperatury, ukontentowana odniesionym sukcesem, kolejnym małym krokiem ku wielkim planom.
Marzyła o tym. Śniła na jawie o własnym łóżku, w myślach wysyłała już list Vernerowi, pełen niezbyt zawoalowanej sugestii podkreślającej ochotę na pizzę z podwójnym serem i niemożliwie grubym ciastem, a wtedy… coś w niej się poruszyło. Coś załaskotało jej umysł, jak pazury drapiące o drzwi. Coś szepnęło do jej ucha, coś spazmatycznie zadrżało w mięśniu, coś na moment przejęło kontrolę i wyszarpnęło z jej ciała moc, jakiej wcale nie zamierzała posłać w świat. Podobnie jak idącego przed nią Magnusa - którego zaklęcie uderzyło w sam środek łopatek i pchnęło naprzód o solidne kilka metrów, nagle, mocno, napastliwie, nie ważąc, czy zahaczyłby o jeden z nagrobków, pomiędzy którymi się przeciskali. Co się stało? Wybroczyny czarnych żył na moment ją przeraziły, jeden niepodważalny dowód jej sprawczości w ataku na własnego brata. Magia była jej dumą i przewagą, nigdy dotąd nie utraciła nad nią władania. Twarz Asterin pobladła nienaturalnie, w oczach pokrytych bielą zamajaczyła niepewność i obawa; jak to możliwe? - Co ty wyprawiasz? - zawołała do Magnusa, zanim puściła się pędem jego śladem. Nie była jednak w stanie zakrzyczeć oczywistości: to nie on stał za czarem, który trzasnął go w plecy, tylko ona. Świadectwo własnej winy miała wypisane na całym ciele, na dłoniach, na które spojrzała z osłupieniem, w zwichrowanych wciąż myślach, przypominających motek poplątanej wełny. - To nie ja - sapnęła i drgnęła gwałtownie, rozglądając się dookoła za napastnikiem, który wdarł się do jej głowy i znieważył w ten sposób jej magię. Oraz jej brata. - Nic ci nie jest? - spytała Magnusa, na oślep szukając jego dłoni własną. Nic mu się nie stało? Okolica naszpikowana kamieniami nagrobnymi była jak pułapka, w której łatwo było o złamanie kości albo nosa, kurwa, nawet gorzej. Przecież mogła rozbić mu czaszkę! Ale jakim cudem? Zostali zdradzeni? Knut wykorzystał ich uśpioną czujność i spróbował obrócić ich przeciwko sobie nawzajem? - To nie byłam ja - powtórzyła, naraz wystraszona, skonsternowana i zła, oczami szeroko otwartymi w popłochu skanując ich otoczenie, ale nie poruszyła się choćby jedna gałąź. Świat nadal był tak spokojny i cichy jak wcześniej, mimo że w powietrzu dało się wyczuć coś niepokojącego, napiętego jak struna.
Hrinda – odrzuca z niemałym impetem przeciwnika na kilka metrów.
45 | 47 + 10 = 57, sorki bro
Mistrz Gry
Re: Cmentarz leśny Wto 23 Lip - 20:07
The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości
'k100' : 47
'k100' : 47
Magnus Eggen
Re: Cmentarz leśny Pon 16 Wrz - 12:41
Magnus EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 36 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : Niegdyś łowca Gleipniru. Dziś przestępca — najemnik, lichwiarz, morderca, złowrogi duch Przesmyku Lokiego; wierny kundel służący człowiekowi, któremu zawdzięcza zaślepienie.
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź
Atuty : obrońca (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 36 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Wielokrotnie słyszał te słowa, jakoby wróg mojego wroga był moim przyjacielem i obserwując w milczeniu oraz ze skupieniem wyraźnie zarysowanym w półuśmiechu, dalekim jednak od jakiegokolwiek ciepłego symbolu przyjaźni, a prędzej będącym uprzejmym gestem, twarz starego Knuta potrafił zrozumieć wątpliwości nawarstwiające się na jego twarzy, mężczyzna jak zawsze przypominał otwartą księgę i dla kogoś wychowanego dosłownie pod jego nogami pewne detale, które umykały innym ludziom, były niezwykle czytelne dla samego rodzeństwa Eggen będącego tutaj z jednego powodu. Potrzebowali sojuszników w nadchodzącej wojnie powoli rozlewającej się podskórnie w realnym pragnieniu posmakowania świeżej, wciąż ciepłej krwi, jaka później zakrzepnie plamami na skórze, ubraniach, zatrzyma się mdławą wonią we włosach przyklejonych do czoła po ciężkiej, wyczerpującej walce, w której niczym mityczni bohaterowie powrócą z tarczą w ręku bądź jako bezwładne ciała na niej.
Wojna zapaskudzi midgardzkie ulice, przynajmniej te na Przesmyku.
Wiedział to i Asterin również, a nawet dzieci Knuta przyglądające się wszystkiemu z podejrzliwością szczurów próbujących z bezpiecznej odległości ocenić, ile rzeczywiście zdołają pożreć, a ile potencjalnie utracą w konsekwencji poparcia jednej ze stron i chociaż Norweg emanował zaskakującą cierpliwością podczas prowadzonej rozmowy oraz ze śmiechem traktował historie opowiadane przez podstarzałego mężczyznę, wciąż przypominał nieobliczalnego kundla gotowego w każdym momencie przegryźć gardło, jeśli tylko usta wypowiedzą niewłaściwe słowa. Wszyscy wydawali się przyjaźni jedynie na pokaz, ale dopóki zyskiwali kolejnego sojusznika to potrafiłby przełknąć najbardziej zjełczałe mięso wystawione na stół i pochłonąłby butelkę najohydniejszego alkoholu tego świata; taką cenę potrafiłby zapłacić bez cienia zawahania, a kiedy wizyta wreszcie dobiegła końca, uścisnął nieco bardziej dłoń starego, zaślepionego przestępcy, skinąwszy głową z ciężarem złożonych nawzajem obietnic.
Nawet przez sekundę nie obdarzył tamtego zaufaniem, które było towarem luksusowym, niezwykle deficytowym w otaczającej zewsząd ciemności zdolnej zadusić każdego gołymi rękoma czystego przypadku znalezienia się w niewłaściwym miejscu o nieodpowiedniej porze. Niemniej dotarcie do porozumienia zadowalającego obie strony było sukcesem. W świecie rządzonym przemocą oraz przelewaną krwią przeważnie wszystko rozwiązywano właśnie agresją, dlatego rozmowa wypełniona wyjątkowo subtelnymi dialogami była miłą odskocznią od tego, w czym przeważnie nurzali się po łokcie i jednocześnie nieco uwierał go dyskomfort prowadzonych konwersacji, bowiem dalej nienawykły do tego Magnus podświadomie napinał mięśnie, obserwował otoczenie, analizował każdy ruch rejestrowany kątem oka.
I kiedy wreszcie wydostali się na powierzchnię śmiertelnego świata, wciągnął ustami haust rześkiego powietrza rozlewającego się z przyjemnością przez pęcherzykowe płaszczyzny płuc rozwartych w kolejnym oddechu.
Cmentarz — wymarła panorama chłodnych kamieni pochłoniętych bezsprzecznym zapomnieniem, marniejące wyrzezania kolejnych imion oraz nazwisk odznaczające się poszarzałymi zagłębieniami miejscami oplecionymi bluszczem rozsianym dookoła niekontrolowanie, chłodne w zadumie i milczeniu nieruchome posągi strzegące niektórych nagrobków, po których niezainteresowany przebiegał wzrokiem — żył własnym czasem. Cierpliwie współistniał ze światem wykreowanym dookoła dłonią matki natury, jak fresk wkomponowany w popękaną ścianę domostwa położonego w zubożałej dzielnicy, ukryty przed wzrokiem prawdziwych koneserów oraz okazjonalnych zwiedzających, nieczekający na nikogo ani niczego nie oczekujący; po prostu był. Przez ułamek sekundy przebiegło mu przez myśl, wraz ze skurczem mięśni przedramion wciąż oswajających ze świeżymi bliznami, czy wraz z Asterin doczekają pochówku w takim wyludnionym miejscu, jeśli wszystko rozwinie się do gorzkiego niepowodzenia i słysząc jej ciche kroki za plecami, uśmiechnął się smutno, wiedząc jak wiele elementów mogło runąć, roztrzaskać się przedwcześnie bądź eksplodować z wyraźnym opóźnieniem. Chyba chciał coś powiedzieć, spytać ją o samopoczucie, bo przecież dostrzegał jej niecodzienne zmęczenie wymalowujące zmarszczki zatroskania między męskimi brwiami i właśnie w tym momencie, kiedy otworzył usta, inkantacja sięgnęła celu.
Co się stało… pojawiło się jako pierwsze.
Gdzie jestem… rozbłysło jako drugie.
Na bogów, Asterin… wreszcie tchnięte pamięcią zdarzeń.
Zamglonym wzrokiem przesunął przez trawiasty dywan drapiący policzek, spróbował rozprostować dziwnie odrętwiałe palce, chociaż całe ciało wydawało się dziwnie zesztywniałe, anemiczne w bezsilności wtłoczonej w mięśniową tkankę i niezaangażowane nerwami reagującymi z wyraźnym opóźnieniem, nawet dźwięki docierały doń z wyraźnym opóźnieniem. Odmierzał czas z opóźnieniem. Ciepło siostrzanych palców wplecione w jego własne, niewyraźne spojrzenie sunące wzdłuż smolistych żyłach prężących dumnie krwiste labirynty pod alabastrowym płótnem, nieznaczne uniesienie brwi w oczywistej, zrozumiałem dezorientacji i wreszcie obrócenie ze zbolałych żeber na jeszcze bardziej obite plecy, co spotkało się ze stęknięciem człowieka uderzonego obuchem w tył głowy.
— K u r w a — było pierwszym z wypowiedzianych słów.
I był niemalże pewien, że dokładnie to samo słowo w myślach powtarzała Asterin.
— T-t-ty… — zająkał się i gdyby miał nieco więcej władzy nad odruchami, wytknąłby w jej kierunku wskazujący palec, ponieważ cokolwiek się wydarzyło, to właśnie jej ciało skrzyło się niczym neonowy dowód zbrodni i nieważne ile próbowałaby go przekonać, to musiała być Ona.
Jej magia.
Czyżby spotęgowana niekontrolowanym wyładowaniem? Przesiąknięta aberracjami wiszącymi ostatnimi tygodniami nad Midgardem niczym nieszczęsne fatum zapowiadające koniec świata albo przynajmniej serię drastycznych, niewytłumaczalnych zdarzeń, jakie wkrótce wstrząsną miastem kolejny raz? Nie potrafił znaleźć odpowiedzi, chociaż szybko porzucił poszukiwania, kiedy przekrzywiona głowa opadła na miękkość zwilgotniałem ziemi i ze wszystkich słów, jakie mógłby wypowiedzieć ktoś w jego położeniu, on wybrał najbardziej absurdalne.
— To ektoplazma — wyszeptał tak cicho, że Asterin prawdopodobnie musiała się pochylić, by usłyszeć, kiedy wzrok Magnusa pozostawał utkwiony pozostawał w mlecznobiałą, półpłynną substancję widywaną wielokrotnie w czasach spędzonych w Węźle i jeśli kobieta zastanawiała się, jak silne było zaklęcie wycelowane w brata, to chyba ta chwila rozwiała przynajmniej część jej wątpliwości. — Weź — padło sekundę później.
Wojna zapaskudzi midgardzkie ulice, przynajmniej te na Przesmyku.
Wiedział to i Asterin również, a nawet dzieci Knuta przyglądające się wszystkiemu z podejrzliwością szczurów próbujących z bezpiecznej odległości ocenić, ile rzeczywiście zdołają pożreć, a ile potencjalnie utracą w konsekwencji poparcia jednej ze stron i chociaż Norweg emanował zaskakującą cierpliwością podczas prowadzonej rozmowy oraz ze śmiechem traktował historie opowiadane przez podstarzałego mężczyznę, wciąż przypominał nieobliczalnego kundla gotowego w każdym momencie przegryźć gardło, jeśli tylko usta wypowiedzą niewłaściwe słowa. Wszyscy wydawali się przyjaźni jedynie na pokaz, ale dopóki zyskiwali kolejnego sojusznika to potrafiłby przełknąć najbardziej zjełczałe mięso wystawione na stół i pochłonąłby butelkę najohydniejszego alkoholu tego świata; taką cenę potrafiłby zapłacić bez cienia zawahania, a kiedy wizyta wreszcie dobiegła końca, uścisnął nieco bardziej dłoń starego, zaślepionego przestępcy, skinąwszy głową z ciężarem złożonych nawzajem obietnic.
Nawet przez sekundę nie obdarzył tamtego zaufaniem, które było towarem luksusowym, niezwykle deficytowym w otaczającej zewsząd ciemności zdolnej zadusić każdego gołymi rękoma czystego przypadku znalezienia się w niewłaściwym miejscu o nieodpowiedniej porze. Niemniej dotarcie do porozumienia zadowalającego obie strony było sukcesem. W świecie rządzonym przemocą oraz przelewaną krwią przeważnie wszystko rozwiązywano właśnie agresją, dlatego rozmowa wypełniona wyjątkowo subtelnymi dialogami była miłą odskocznią od tego, w czym przeważnie nurzali się po łokcie i jednocześnie nieco uwierał go dyskomfort prowadzonych konwersacji, bowiem dalej nienawykły do tego Magnus podświadomie napinał mięśnie, obserwował otoczenie, analizował każdy ruch rejestrowany kątem oka.
I kiedy wreszcie wydostali się na powierzchnię śmiertelnego świata, wciągnął ustami haust rześkiego powietrza rozlewającego się z przyjemnością przez pęcherzykowe płaszczyzny płuc rozwartych w kolejnym oddechu.
Cmentarz — wymarła panorama chłodnych kamieni pochłoniętych bezsprzecznym zapomnieniem, marniejące wyrzezania kolejnych imion oraz nazwisk odznaczające się poszarzałymi zagłębieniami miejscami oplecionymi bluszczem rozsianym dookoła niekontrolowanie, chłodne w zadumie i milczeniu nieruchome posągi strzegące niektórych nagrobków, po których niezainteresowany przebiegał wzrokiem — żył własnym czasem. Cierpliwie współistniał ze światem wykreowanym dookoła dłonią matki natury, jak fresk wkomponowany w popękaną ścianę domostwa położonego w zubożałej dzielnicy, ukryty przed wzrokiem prawdziwych koneserów oraz okazjonalnych zwiedzających, nieczekający na nikogo ani niczego nie oczekujący; po prostu był. Przez ułamek sekundy przebiegło mu przez myśl, wraz ze skurczem mięśni przedramion wciąż oswajających ze świeżymi bliznami, czy wraz z Asterin doczekają pochówku w takim wyludnionym miejscu, jeśli wszystko rozwinie się do gorzkiego niepowodzenia i słysząc jej ciche kroki za plecami, uśmiechnął się smutno, wiedząc jak wiele elementów mogło runąć, roztrzaskać się przedwcześnie bądź eksplodować z wyraźnym opóźnieniem. Chyba chciał coś powiedzieć, spytać ją o samopoczucie, bo przecież dostrzegał jej niecodzienne zmęczenie wymalowujące zmarszczki zatroskania między męskimi brwiami i właśnie w tym momencie, kiedy otworzył usta, inkantacja sięgnęła celu.
Co się stało… pojawiło się jako pierwsze.
Gdzie jestem… rozbłysło jako drugie.
Na bogów, Asterin… wreszcie tchnięte pamięcią zdarzeń.
Zamglonym wzrokiem przesunął przez trawiasty dywan drapiący policzek, spróbował rozprostować dziwnie odrętwiałe palce, chociaż całe ciało wydawało się dziwnie zesztywniałe, anemiczne w bezsilności wtłoczonej w mięśniową tkankę i niezaangażowane nerwami reagującymi z wyraźnym opóźnieniem, nawet dźwięki docierały doń z wyraźnym opóźnieniem. Odmierzał czas z opóźnieniem. Ciepło siostrzanych palców wplecione w jego własne, niewyraźne spojrzenie sunące wzdłuż smolistych żyłach prężących dumnie krwiste labirynty pod alabastrowym płótnem, nieznaczne uniesienie brwi w oczywistej, zrozumiałem dezorientacji i wreszcie obrócenie ze zbolałych żeber na jeszcze bardziej obite plecy, co spotkało się ze stęknięciem człowieka uderzonego obuchem w tył głowy.
— K u r w a — było pierwszym z wypowiedzianych słów.
I był niemalże pewien, że dokładnie to samo słowo w myślach powtarzała Asterin.
— T-t-ty… — zająkał się i gdyby miał nieco więcej władzy nad odruchami, wytknąłby w jej kierunku wskazujący palec, ponieważ cokolwiek się wydarzyło, to właśnie jej ciało skrzyło się niczym neonowy dowód zbrodni i nieważne ile próbowałaby go przekonać, to musiała być Ona.
Jej magia.
Czyżby spotęgowana niekontrolowanym wyładowaniem? Przesiąknięta aberracjami wiszącymi ostatnimi tygodniami nad Midgardem niczym nieszczęsne fatum zapowiadające koniec świata albo przynajmniej serię drastycznych, niewytłumaczalnych zdarzeń, jakie wkrótce wstrząsną miastem kolejny raz? Nie potrafił znaleźć odpowiedzi, chociaż szybko porzucił poszukiwania, kiedy przekrzywiona głowa opadła na miękkość zwilgotniałem ziemi i ze wszystkich słów, jakie mógłby wypowiedzieć ktoś w jego położeniu, on wybrał najbardziej absurdalne.
— To ektoplazma — wyszeptał tak cicho, że Asterin prawdopodobnie musiała się pochylić, by usłyszeć, kiedy wzrok Magnusa pozostawał utkwiony pozostawał w mlecznobiałą, półpłynną substancję widywaną wielokrotnie w czasach spędzonych w Węźle i jeśli kobieta zastanawiała się, jak silne było zaklęcie wycelowane w brata, to chyba ta chwila rozwiała przynajmniej część jej wątpliwości. — Weź — padło sekundę później.
ektoplazma — sztuk 3. <3
p u r p o s e
— that's all any of us want now, every single one of us. Not answers, not Löve — just a reason to exist.
Mistrz Gry
Re: Cmentarz leśny Pon 16 Wrz - 12:41
The member 'Magnus Eggen' has done the following action : kości
'Ingrediencje (S)' :
'Ingrediencje (S)' :
Asterin Eggen
Re: Cmentarz leśny Pon 23 Wrz - 15:55
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Spanikowany odebraną kontrolą umysł próbował jakoś to wszystko poskładać, wyjaśnić. Przypisać efekt zaklęcia do ciągoty, której po prostu nie zarejestrowała, a która wykrzywiła jej intencję jak nerwowy tik. Uznać, że to nic wielkiego, tylko nieprzewidziany sposób na strząśnięcie z siebie bezruchu ostatnich kilku godzin, spędzonych przy lepiącym się od mięsiwa i chmielu stole. Zasugerować, że czar wyrwany z jej myśli (czy naprawdę były jej?) przypominał ten dziwny moment zawieszenia w półśnie, kiedy noga drga, rzuca się na materacu i niechcący rozkopuje pościel.
Logiczna część rozumu Asterin wzbraniała się przed przyznaniem przed samą sobą, że za to wszystko odpowiadało coś innego. Coś potężniejszego, unoszącego się w mglistej aurze cmentarza jak zawiesina miodu. Wzrok wlepiony w plecy brata niecierpliwie wyczekiwał momentu, aż śpiący niedźwiedź dźwignie się na nogi, albo chociaż da jakiś znak życia; groby przypominały wyrastające z ziemi zęby i nie miała pewności, czy podczas lotu nie grzmotnął za mocno o żaden ze starych kamieni. Naprawdę nie chciała zrobić mu krzywdy, nigdy nie chciała - nawet podczas magicznych sparingów albo dziecięcych złośliwości złożonych z coraz to wymyślniejszych psikusów.
Ulga wreszcie zalała ją od środka, kiedy z jego gardła dobiegło chropawe przekleństwo. Doskonale, to znaczyło, że żył i był na tyle sobą, by móc zwyzywać nowe, uziemione dzięki niej położenie. Zaczęłaby się martwić, gdyby słowo okazało się uprzejme, łagodne, potulne; na pierwszy rzut oka było widać, że konkretnie oberwał, a ona próbowała nie wyobrażać sobie, co by się stało, gdyby zamiast niego trafiła w Wujka. Mafijny hegemon miał do niej słabość: wychował ją jako nastolatkę na własnych kolanach, odgarniał złote włosy, szeptał do ucha, trenował, ostrzył jej pazury i uczył gryźć jego wrogów, jednocześnie trzymając ją na smyczy ciasno okręconej wokół własnego nadgarstka. Patrzył na krzywizny dojrzewającego ciała z oczami połyskującymi głodem, ze wzrokiem przypominającym sposób, w jaki na ulicy często patrzyli na nią klienci. Nigdy jednak nie przekroczył tej ostatniej fizycznej granicy, miała wrażenie, że wręcz czerpał perwersyjną przyjemność z oscylowania na jej pograniczu, zachłanny wobec niej od wielu, wielu lat. Ale gdyby smagnęła go zaklęciem, nawet niechcący? Nawet przez coś, co wymykało się jej zrozumieniu? Coś, co na moment odebrało jej kontrolę? Pamiętała kary, które jej wymierzał. Pamiętała każde uderzenie, wykręcenie rąk, rozcięcie skóry, siarczysty policzek i złożony w czerwieniącym się miejscu pocałunek. Pamiętała moment, kiedy Wujek pierwszy raz postawił ją przed zdesperowanym dłużnikiem i poinformował ją o układzie, który zawarł (i od tego momentu miał zawierać regularnie) dla własnej zabawy. Jak cię zabije, będzie miał czyste konto. Co spadłoby na nią w zadośćuczynieniu za zniewagę, która dosięgła pleców brata?
- No co?! - wydarła się, przykrywając stres gniewem. Nienawidziła tracić władzy nad swoim ciałem (kiedyś ją utraciła - na całe lata, na rzecz talarów rzucanych pod nogi i wsuwanych między wargi, opłacających towar, nie człowieka) i tym bardziej nienawidziła, kiedy coś wchodziło w reakcję z magią, która stała się jej tarczą przed całym światem, dzisiejszym ostrzem przeciw mężczyznom, którzy prześladowali wspomnienia zbyt młodej dziewczyny. Zapieklona, z zarumienionymi policzkami, oparła na biodrach ręce poznaczone pajęczyną czarnych żył. - Przecież powiedziałam, że to nie ja! - grzmiała, chyba spodziewając się, że jeśli zaznaczy to głośniej, to to stanie się prawdą. Cierpliwość wisiała na cienkiej strunie, oczy, po tym, jak upewniła się, że nikt nie czaił się na widnokręgu, spiorunowały sylwetkę brata. Ciśnięty w ten sposób przez powietrze mógł sobie coś uszkodzić, na bogów, to mogło się przecież skończyć nawet złamaniem otwartym. Z wyciągniętym ku niemu ramieniem odszukała jego dłoń i szarpnęła za nią, najpierw lekko, potem mocniej.
Nigdy, za żadne skarby by go nie podniosła, ale chciała, by oprzytomniał i przynajmniej poderwał się do siadu. To, że wciąż wylegiwał się na ziemi, budziło w jej głowie setkę niepokojących scenariuszy - wstrząs mózgu przede wszystkim. Na domiar złego jeszcze plótł jakieś przeklęte androny. Ledwo słyszalne, zważywszy na niski, chrapliwy szept, lekko wibrujący na jego strunach głosowych.
- Jaka, kurwa, ektoplazma? Nic ci się nie stało? Rąbnąłeś się w głowę? Naprawdę nie wiem, jak do tego dosz… - urwała, dopiero dostrzegłszy składnik, o którym mówił - rzadki i występujący jedynie w kołysce samej śmierci. Nie mogła dbać o to mniej, niż w tej chwili, ale fakt, że Magnus zdążył zwrócić jej uwagę na alchemiczny komponent i proponował, żeby wzięła go ze sobą, wydał się jej tak absurdalny, że parsknęła śmiechem, dzikim i napiętym. Zamiast tego znów pociągnęła go za rękę, tym razem zaciskając na jego dłoni obie własne. - Gdzieś w torbie mam fiolki, zaraz ją pozbieram. A ty wstawaj, koniec spania - mruknęła, niestrudzenie usiłując podciągnąć go do góry z nogami mocno już zapartymi o podmiękłą glebę. Musiała go obejrzeć, poszukać poważniejszych obrażeń, określić, czy należało zabrać go z nimi do felczera. - Tylko ty mogłeś oberwać, przelecieć kilka metrów i wpaść łbem w ektoplazmę, braciszku - burknęła zaczepnie, poszukując ulgi w ich złośliwościach. Mimo to nie umiała powstrzymać prawdy sączącej się z przyspieszonego tempa oddechu, ukazującej jak bardzo dotknęło ją to, co się wydarzyło. Nie czuła się przecież winna, chociaż wiedziała, że zaklęcie wyrwało się z jej dłoni, jakby jednak bez udziału myśli czy intencji. - Nie wiem, jak do tego doszło - po długiej chwili milczenia powtórzyła poważnie, z żołądkiem zaciśniętym w ciasny supeł. - Miałam wrażenie, że… coś mną porusza. Coś mnie otępia i… ja pierdolę. Nie wiem, wysługuje się mną - mówiła coraz bardziej ściśniętym tonem głosu, bo przy nim mogła pozwolić sobie na szczerość, jakkolwiek trudno było się do niej przyznać. Odczuł zresztą skutki tego wydarzenia na własnej skórze i Asterin była mu to winna.
Logiczna część rozumu Asterin wzbraniała się przed przyznaniem przed samą sobą, że za to wszystko odpowiadało coś innego. Coś potężniejszego, unoszącego się w mglistej aurze cmentarza jak zawiesina miodu. Wzrok wlepiony w plecy brata niecierpliwie wyczekiwał momentu, aż śpiący niedźwiedź dźwignie się na nogi, albo chociaż da jakiś znak życia; groby przypominały wyrastające z ziemi zęby i nie miała pewności, czy podczas lotu nie grzmotnął za mocno o żaden ze starych kamieni. Naprawdę nie chciała zrobić mu krzywdy, nigdy nie chciała - nawet podczas magicznych sparingów albo dziecięcych złośliwości złożonych z coraz to wymyślniejszych psikusów.
Ulga wreszcie zalała ją od środka, kiedy z jego gardła dobiegło chropawe przekleństwo. Doskonale, to znaczyło, że żył i był na tyle sobą, by móc zwyzywać nowe, uziemione dzięki niej położenie. Zaczęłaby się martwić, gdyby słowo okazało się uprzejme, łagodne, potulne; na pierwszy rzut oka było widać, że konkretnie oberwał, a ona próbowała nie wyobrażać sobie, co by się stało, gdyby zamiast niego trafiła w Wujka. Mafijny hegemon miał do niej słabość: wychował ją jako nastolatkę na własnych kolanach, odgarniał złote włosy, szeptał do ucha, trenował, ostrzył jej pazury i uczył gryźć jego wrogów, jednocześnie trzymając ją na smyczy ciasno okręconej wokół własnego nadgarstka. Patrzył na krzywizny dojrzewającego ciała z oczami połyskującymi głodem, ze wzrokiem przypominającym sposób, w jaki na ulicy często patrzyli na nią klienci. Nigdy jednak nie przekroczył tej ostatniej fizycznej granicy, miała wrażenie, że wręcz czerpał perwersyjną przyjemność z oscylowania na jej pograniczu, zachłanny wobec niej od wielu, wielu lat. Ale gdyby smagnęła go zaklęciem, nawet niechcący? Nawet przez coś, co wymykało się jej zrozumieniu? Coś, co na moment odebrało jej kontrolę? Pamiętała kary, które jej wymierzał. Pamiętała każde uderzenie, wykręcenie rąk, rozcięcie skóry, siarczysty policzek i złożony w czerwieniącym się miejscu pocałunek. Pamiętała moment, kiedy Wujek pierwszy raz postawił ją przed zdesperowanym dłużnikiem i poinformował ją o układzie, który zawarł (i od tego momentu miał zawierać regularnie) dla własnej zabawy. Jak cię zabije, będzie miał czyste konto. Co spadłoby na nią w zadośćuczynieniu za zniewagę, która dosięgła pleców brata?
- No co?! - wydarła się, przykrywając stres gniewem. Nienawidziła tracić władzy nad swoim ciałem (kiedyś ją utraciła - na całe lata, na rzecz talarów rzucanych pod nogi i wsuwanych między wargi, opłacających towar, nie człowieka) i tym bardziej nienawidziła, kiedy coś wchodziło w reakcję z magią, która stała się jej tarczą przed całym światem, dzisiejszym ostrzem przeciw mężczyznom, którzy prześladowali wspomnienia zbyt młodej dziewczyny. Zapieklona, z zarumienionymi policzkami, oparła na biodrach ręce poznaczone pajęczyną czarnych żył. - Przecież powiedziałam, że to nie ja! - grzmiała, chyba spodziewając się, że jeśli zaznaczy to głośniej, to to stanie się prawdą. Cierpliwość wisiała na cienkiej strunie, oczy, po tym, jak upewniła się, że nikt nie czaił się na widnokręgu, spiorunowały sylwetkę brata. Ciśnięty w ten sposób przez powietrze mógł sobie coś uszkodzić, na bogów, to mogło się przecież skończyć nawet złamaniem otwartym. Z wyciągniętym ku niemu ramieniem odszukała jego dłoń i szarpnęła za nią, najpierw lekko, potem mocniej.
Nigdy, za żadne skarby by go nie podniosła, ale chciała, by oprzytomniał i przynajmniej poderwał się do siadu. To, że wciąż wylegiwał się na ziemi, budziło w jej głowie setkę niepokojących scenariuszy - wstrząs mózgu przede wszystkim. Na domiar złego jeszcze plótł jakieś przeklęte androny. Ledwo słyszalne, zważywszy na niski, chrapliwy szept, lekko wibrujący na jego strunach głosowych.
- Jaka, kurwa, ektoplazma? Nic ci się nie stało? Rąbnąłeś się w głowę? Naprawdę nie wiem, jak do tego dosz… - urwała, dopiero dostrzegłszy składnik, o którym mówił - rzadki i występujący jedynie w kołysce samej śmierci. Nie mogła dbać o to mniej, niż w tej chwili, ale fakt, że Magnus zdążył zwrócić jej uwagę na alchemiczny komponent i proponował, żeby wzięła go ze sobą, wydał się jej tak absurdalny, że parsknęła śmiechem, dzikim i napiętym. Zamiast tego znów pociągnęła go za rękę, tym razem zaciskając na jego dłoni obie własne. - Gdzieś w torbie mam fiolki, zaraz ją pozbieram. A ty wstawaj, koniec spania - mruknęła, niestrudzenie usiłując podciągnąć go do góry z nogami mocno już zapartymi o podmiękłą glebę. Musiała go obejrzeć, poszukać poważniejszych obrażeń, określić, czy należało zabrać go z nimi do felczera. - Tylko ty mogłeś oberwać, przelecieć kilka metrów i wpaść łbem w ektoplazmę, braciszku - burknęła zaczepnie, poszukując ulgi w ich złośliwościach. Mimo to nie umiała powstrzymać prawdy sączącej się z przyspieszonego tempa oddechu, ukazującej jak bardzo dotknęło ją to, co się wydarzyło. Nie czuła się przecież winna, chociaż wiedziała, że zaklęcie wyrwało się z jej dłoni, jakby jednak bez udziału myśli czy intencji. - Nie wiem, jak do tego doszło - po długiej chwili milczenia powtórzyła poważnie, z żołądkiem zaciśniętym w ciasny supeł. - Miałam wrażenie, że… coś mną porusza. Coś mnie otępia i… ja pierdolę. Nie wiem, wysługuje się mną - mówiła coraz bardziej ściśniętym tonem głosu, bo przy nim mogła pozwolić sobie na szczerość, jakkolwiek trudno było się do niej przyznać. Odczuł zresztą skutki tego wydarzenia na własnej skórze i Asterin była mu to winna.