:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Retrospekcje :: Archiwum: retrospekcje
Strona 1 z 2 • 1, 2
Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999)
2 posters
Vaia Cortés da Barros
Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Sob 3 Lut - 19:55
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
To był zły dzień. Po prostu zły. Nawet nie dlatego, że w pracy coś poszło nie tak, bo tam rzadko kiedy miała jakieś zastrzeżenia. Zaczęła nawet przyzwyczajać się do konieczności noszenia tego cholernego munduru. Zresztą jeszcze w Quetzal zdarzało jej się łazić nie dość, że w pełnym umundurowaniu, to jeszcze z połową twarzy zasłoniętą chustką. O tym, co miewała wtedy na ramionach wolała nawet nie myśleć. I w ten sposób leźli w tłumy ludzi i dawali radę. No ale wtedy było ich kilkoro, jakimś cudem Vaia zawsze szła w środku, a pozostali robili całkiem sporo miejsca rozpędzając ludzi.
Tutaj tego zabrakło. Musiała przedzierać się przez tłum, sama, do tego nadal ubrana w sweter, kurtkę i szaliczek, po 10 godzinach dostając praktycznie szału. Do ataku paniki było jej naprawdę niewiele, gdy w końcu ostatkiem instynktu teleportowała się ze środka ulicy. Czemu nie zrobiła tego wcześniej? Bo lubiła się przejść. Dla odetchnięcia. Ale jeszcze nigdy nie trafiła na takie skupisko ludzi. W mieszkaniu od razu zrzuciła z siebie szalik i kurtkę, a ich los natychmiast podzielił sweter, który wylądował na oparciu kanapy. Sarnai jeszcze nie było, więc zdąży ogarnąć rzeczy i siebie. Dopiero po rozebraniu się do stanika odetchnęła, jednak widmo ataku paniki krążyło nad nią nadal. W tą pizgawicę nie było szans, żeby poszła gdziekolwiek na łono natury, nawet jej jaguarundi zamarzłoby w tych temperaturach. Chyba trochę zazdrościła swojej współlokatorce, że nie marzła jak ona sama. Zaciskając zęby zgarnęła swoje rzeczy i poszła do swojej sypialni, by przebrać się w prawie dosłownie stanik, a raczej bluzkę zakrywającą niewiele więcej, z ramiączkami tak cienkimi, by nie wzbudzały dyskomfortu i ozdobione łańcuszkami kończącymi się na szyi. Takie rzeczy mogła nosić, to jej nie przeszkadzało. Na tyłku wylądowały dżinsowe szorty domowej roboty – zwyczajnie z obcięła nogawki jakimś starym dżinsom. Skoro natomiast była w domu pierwsza, natychmiast odpaliła grzejnik, wyciągając sobie z lodówki flaszkę aguardente, przytarganą z ostatniego urlopu. Spory zapas tego cuda miała, chociaż w momentach paniki, by wyciszyć głosy i dotyk była w stanie wypić wszystko, na czele z tym świństwem nazywanym whiskey.
Pierwsza butelka wyszła nawet nie wiedziała kiedy. Pod koniec drugiej poczuła, że widmo ataku paniki zwyczajnie się odsuwa, znikając gdzieś w ciemnościach będących za oknem. Odetchnęła z ulgą, napoczynając trzecią flaszkę – na całe szczęście następnego dnia miała mieć wolne w pracy – i uznała, że znając życie jej współlokatorka niczego na dyżurze nie zjadła, skoro nadal jej jeszcze nie było. Nie miała ochoty zbytnio myśleć, więc skończyło się na narobieniu odpowiedniej ilości kanapek. A że przy trzeciej butelce była wystarczająco wstawiona, żeby poprawił jej się humor – trzeba było mieć niezłe dojścia, żeby dostać czystą 60% aguardente i mieć do tego wypalone struny głosowe, by pić to prosto z flaszki – dlatego też kanapki skończyły w wersji artystycznej kostek na jednego kęsa udekorowanych jakimiś kawałkami warzyw, które wytrzasnęła z lodówki. W o wiele lepszym nastroju zaczęła coś nucić, kręcąc się po kuchni, z nieodłączną flaszką w ręku, popijając z niej co jakiś czas. Akurat sięgnęła po czwartą, bo czemu nie, mogła się upić i tym samym przeżyć codzienną wojnę o włączony grzejnik.
- O której to się wraca? – zaśmiała się, kiedy Sarnai zdecydowała się w końcu pojawić w drzwiach. Włosy V były ściągnięte gumką, żeby czasem nie wleciały do jedzenia – i flaszki – a sama Brazylijka stała oparta o framugę, ze skrzyżowanymi pod biustem rękami i z delikatnym uśmiechem błąkającym się na wargach. I tym wyrazem twarzy mówiącym „a spróbuj tylko wyłączyć kaloryfer, to Cię walnę”.
Tutaj tego zabrakło. Musiała przedzierać się przez tłum, sama, do tego nadal ubrana w sweter, kurtkę i szaliczek, po 10 godzinach dostając praktycznie szału. Do ataku paniki było jej naprawdę niewiele, gdy w końcu ostatkiem instynktu teleportowała się ze środka ulicy. Czemu nie zrobiła tego wcześniej? Bo lubiła się przejść. Dla odetchnięcia. Ale jeszcze nigdy nie trafiła na takie skupisko ludzi. W mieszkaniu od razu zrzuciła z siebie szalik i kurtkę, a ich los natychmiast podzielił sweter, który wylądował na oparciu kanapy. Sarnai jeszcze nie było, więc zdąży ogarnąć rzeczy i siebie. Dopiero po rozebraniu się do stanika odetchnęła, jednak widmo ataku paniki krążyło nad nią nadal. W tą pizgawicę nie było szans, żeby poszła gdziekolwiek na łono natury, nawet jej jaguarundi zamarzłoby w tych temperaturach. Chyba trochę zazdrościła swojej współlokatorce, że nie marzła jak ona sama. Zaciskając zęby zgarnęła swoje rzeczy i poszła do swojej sypialni, by przebrać się w prawie dosłownie stanik, a raczej bluzkę zakrywającą niewiele więcej, z ramiączkami tak cienkimi, by nie wzbudzały dyskomfortu i ozdobione łańcuszkami kończącymi się na szyi. Takie rzeczy mogła nosić, to jej nie przeszkadzało. Na tyłku wylądowały dżinsowe szorty domowej roboty – zwyczajnie z obcięła nogawki jakimś starym dżinsom. Skoro natomiast była w domu pierwsza, natychmiast odpaliła grzejnik, wyciągając sobie z lodówki flaszkę aguardente, przytarganą z ostatniego urlopu. Spory zapas tego cuda miała, chociaż w momentach paniki, by wyciszyć głosy i dotyk była w stanie wypić wszystko, na czele z tym świństwem nazywanym whiskey.
Pierwsza butelka wyszła nawet nie wiedziała kiedy. Pod koniec drugiej poczuła, że widmo ataku paniki zwyczajnie się odsuwa, znikając gdzieś w ciemnościach będących za oknem. Odetchnęła z ulgą, napoczynając trzecią flaszkę – na całe szczęście następnego dnia miała mieć wolne w pracy – i uznała, że znając życie jej współlokatorka niczego na dyżurze nie zjadła, skoro nadal jej jeszcze nie było. Nie miała ochoty zbytnio myśleć, więc skończyło się na narobieniu odpowiedniej ilości kanapek. A że przy trzeciej butelce była wystarczająco wstawiona, żeby poprawił jej się humor – trzeba było mieć niezłe dojścia, żeby dostać czystą 60% aguardente i mieć do tego wypalone struny głosowe, by pić to prosto z flaszki – dlatego też kanapki skończyły w wersji artystycznej kostek na jednego kęsa udekorowanych jakimiś kawałkami warzyw, które wytrzasnęła z lodówki. W o wiele lepszym nastroju zaczęła coś nucić, kręcąc się po kuchni, z nieodłączną flaszką w ręku, popijając z niej co jakiś czas. Akurat sięgnęła po czwartą, bo czemu nie, mogła się upić i tym samym przeżyć codzienną wojnę o włączony grzejnik.
- O której to się wraca? – zaśmiała się, kiedy Sarnai zdecydowała się w końcu pojawić w drzwiach. Włosy V były ściągnięte gumką, żeby czasem nie wleciały do jedzenia – i flaszki – a sama Brazylijka stała oparta o framugę, ze skrzyżowanymi pod biustem rękami i z delikatnym uśmiechem błąkającym się na wargach. I tym wyrazem twarzy mówiącym „a spróbuj tylko wyłączyć kaloryfer, to Cię walnę”.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Nie 4 Lut - 20:25
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Dyżury Sarnai zazwyczaj były trudne, taka specyfika pracy i przydziałów. Zazwyczaj nie miała czasu na obiad w trakcie, zazwyczaj wracała z dwunastek ledwo stojąc na nogach, marząc tylko o gorącym prysznicu i łóżku. Bycie obolałą, głowa tętniąca bólem od trwającego godzinami stresu, nagłe wyczerpanie wskutek ustępującego, kilkunastogodzinnego adrenalinowego haju – znała to wszystko.
A jednak tego dnia miała wrażenie, jakby było gorzej. Jakby jej ciało poddało się jeszcze gdzieś w trakcie zmiany, do końca dyżuru działając już tylko na oparach. Jakby jej ręce jakoś silniej mrowiły od przelanej w pacjentów magii, jakby jej usta wyschły całkiem od niekończących się litanii kolejnych zaklęć leczniczych. Czuła pulsowanie własnej krwi w skroniach i trudną do uciszenia tęskotę za domem. Nie mieszkaniem w Midgardzie, ale domem, stadną posiadłością w Korretoji. Tam, w Finlandii, w dni takie jak ta wpełzałaby do łóżka Timo, by zwinąć się obok niego i spać przez kolejne kilkanaście godzin. Przytulałaby się do ciepłego boku drugiego warga i pozwoliłaby sobie faktycznie odpocząć – chociaż przez chwilę nie być czujną.
W Midgardzie to tak nie działało. Nigdy.
Wróciła do domu zła z wyczerpania, zwierzęco niespokojna. Szczęk klucza w zamku podrażnił nadmiernie wyczulone po dyżurze uszy, woń alkoholu już od progu zaatakowała wilcze nozdrza. Będąc jeszcze sama w przedpokoju, Sarnai skrzywiła się. Ściągnęła buty, skórzaną kurtkę odwiesiła na haczyk – i w dwóch krokach znalazła się na progu salonu.
O której to się wraca?
- O tej, o której pacjenci wreszcie postanawiają przestać umierać – odparła bez wahania, spoglądając po Vai od góry do dołu.
Miała dość czasu, by przyzwyczaić się do zwyczajowego negliżu współlokatorki – i w dużym stopniu rzeczywiście to zrobiła, przyzwyczaiła się. Za żadne skarby nie potrafiła jednak dostosować się do temperatur, jakich potrzebowała Brazylijka. Sarnai zawsze było gorąco, zawsze potrzebowała temperatury niższej o przynajmniej dwa czy trzy stopnie od tej, jaką preferowała większość jej znajomych. Była wargiem, do cholery. Nie wygrzewała się.
Wyjątkowo niespecjalnie powstrzymała się od zajrzenia Vai w dekolt, więcej uwagi poświęcając jednak wyraźnym objawom alkoholowego upojenia. Rumieńce na policzkach latynoski były zbyt żywe, uśmiech jeszcze mniej skrępowany niż zazwyczaj. Gdyby Sarnai potrzebowała dodatkowych dowodów, wystarczyło, by rzuciła okiem na puste butelki pozostawione w salonie.
- Dobrze się bawisz? – spytała z przekąsem i minęła Vaię, wchodząc głębiej do mieszkania.
Tak naprawdę nie miała problemu, jeśli Cortés chciała spędzać wieczory w ten sposób. Rzadko jej towarzyszyła – zwykle była na dyżurze, a nawet, jeśli nie, jej wilk nie tolerował przecież mocnego alkoholu – ale nie przeszkadzało jej, jeśli Vaia chciała się bawić. To tylko dzisiaj wszystko ją drażniło. Tylko dzisiaj ostry zapach etanolu kłuł ją w nozdrza tak mocno, tylko dzisiaj beztroska Cortés trącała jakieś nuty, których Sarnai wolałaby nie dotykać.
Bogowie, była tak bardzo zmęczona – i tak cholernie wściekła.
Przemaszerowała przez salon. Przechodząc obok grzejnika, bez wahania skręciła go niemal do zera i szarpnięciem uchyliła okno. Widząc zmarszczone brwi Vai, parsknęła cicho.
- Ubierz się, to będzie ci ciepło – rzuciła krótko. – Albo po prostu przyjdź to mnie do łóżka zamiat robić tu taką saunę – dodała bezczelnie i, nie oglądając się już po raz drugi na Cortés, pomaszerowała dalej.
Przechodząc przez aneks, zatrzymała się na chwilę przy przygotowanych przez Vaię kanapkach.
- Kolacja? – spytała retorycznie i, nie czekając na pozwolenie, wrzuciła jedną do ust. – Bogowie, jestem cholernie głodna – przyznała z westchnieniem.
Przeciągnęła się leniwie i wreszcie ruszyła do sypialni.
- Ogarnę się i zaraz przyjdę – rzuciła i chwilę potem zniknęła w pokoju, niespecjalnie przejmując się tym, czy zamknęła drzwi za sobą czy nie.
A jednak tego dnia miała wrażenie, jakby było gorzej. Jakby jej ciało poddało się jeszcze gdzieś w trakcie zmiany, do końca dyżuru działając już tylko na oparach. Jakby jej ręce jakoś silniej mrowiły od przelanej w pacjentów magii, jakby jej usta wyschły całkiem od niekończących się litanii kolejnych zaklęć leczniczych. Czuła pulsowanie własnej krwi w skroniach i trudną do uciszenia tęskotę za domem. Nie mieszkaniem w Midgardzie, ale domem, stadną posiadłością w Korretoji. Tam, w Finlandii, w dni takie jak ta wpełzałaby do łóżka Timo, by zwinąć się obok niego i spać przez kolejne kilkanaście godzin. Przytulałaby się do ciepłego boku drugiego warga i pozwoliłaby sobie faktycznie odpocząć – chociaż przez chwilę nie być czujną.
W Midgardzie to tak nie działało. Nigdy.
Wróciła do domu zła z wyczerpania, zwierzęco niespokojna. Szczęk klucza w zamku podrażnił nadmiernie wyczulone po dyżurze uszy, woń alkoholu już od progu zaatakowała wilcze nozdrza. Będąc jeszcze sama w przedpokoju, Sarnai skrzywiła się. Ściągnęła buty, skórzaną kurtkę odwiesiła na haczyk – i w dwóch krokach znalazła się na progu salonu.
O której to się wraca?
- O tej, o której pacjenci wreszcie postanawiają przestać umierać – odparła bez wahania, spoglądając po Vai od góry do dołu.
Miała dość czasu, by przyzwyczaić się do zwyczajowego negliżu współlokatorki – i w dużym stopniu rzeczywiście to zrobiła, przyzwyczaiła się. Za żadne skarby nie potrafiła jednak dostosować się do temperatur, jakich potrzebowała Brazylijka. Sarnai zawsze było gorąco, zawsze potrzebowała temperatury niższej o przynajmniej dwa czy trzy stopnie od tej, jaką preferowała większość jej znajomych. Była wargiem, do cholery. Nie wygrzewała się.
Wyjątkowo niespecjalnie powstrzymała się od zajrzenia Vai w dekolt, więcej uwagi poświęcając jednak wyraźnym objawom alkoholowego upojenia. Rumieńce na policzkach latynoski były zbyt żywe, uśmiech jeszcze mniej skrępowany niż zazwyczaj. Gdyby Sarnai potrzebowała dodatkowych dowodów, wystarczyło, by rzuciła okiem na puste butelki pozostawione w salonie.
- Dobrze się bawisz? – spytała z przekąsem i minęła Vaię, wchodząc głębiej do mieszkania.
Tak naprawdę nie miała problemu, jeśli Cortés chciała spędzać wieczory w ten sposób. Rzadko jej towarzyszyła – zwykle była na dyżurze, a nawet, jeśli nie, jej wilk nie tolerował przecież mocnego alkoholu – ale nie przeszkadzało jej, jeśli Vaia chciała się bawić. To tylko dzisiaj wszystko ją drażniło. Tylko dzisiaj ostry zapach etanolu kłuł ją w nozdrza tak mocno, tylko dzisiaj beztroska Cortés trącała jakieś nuty, których Sarnai wolałaby nie dotykać.
Bogowie, była tak bardzo zmęczona – i tak cholernie wściekła.
Przemaszerowała przez salon. Przechodząc obok grzejnika, bez wahania skręciła go niemal do zera i szarpnięciem uchyliła okno. Widząc zmarszczone brwi Vai, parsknęła cicho.
- Ubierz się, to będzie ci ciepło – rzuciła krótko. – Albo po prostu przyjdź to mnie do łóżka zamiat robić tu taką saunę – dodała bezczelnie i, nie oglądając się już po raz drugi na Cortés, pomaszerowała dalej.
Przechodząc przez aneks, zatrzymała się na chwilę przy przygotowanych przez Vaię kanapkach.
- Kolacja? – spytała retorycznie i, nie czekając na pozwolenie, wrzuciła jedną do ust. – Bogowie, jestem cholernie głodna – przyznała z westchnieniem.
Przeciągnęła się leniwie i wreszcie ruszyła do sypialni.
- Ogarnę się i zaraz przyjdę – rzuciła i chwilę potem zniknęła w pokoju, niespecjalnie przejmując się tym, czy zamknęła drzwi za sobą czy nie.
Vaia Cortés da Barros
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Pon 5 Lut - 2:00
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Oh heck, Sarnai była wkurzona. Coś po drodze musiało się spieprzyć albo coś nie wyszło w robocie, V była skłonna założyć się o to o swój zapas alkoholu. Nie no, zajebiście. Skoro była w takim nastroju, to lepiej było bez kija nie podchodzić. Przez tyle czasu wspólnego mieszkania Vaiana zdążyła się już przyzwyczaić do zachowań Sarnai i nauczyć się reagować w konkretnych momentach. Ten wymagał zostawienia kobiety w świętym spokoju. No ale była niejako napruta. Nie, żeby nie wiedziała, co robi, ale nie można było powiedzieć, by była tą rozważną strażniczką, co zwykle.
No dobra, V nigdy nie była rozważną strażniczką. Dlatego dobrze uzupełniała się z Barrosem, gdy przychodziło komuś włupać.
- Dobrze, że w ogóle postanawiają. - absolutnie nie straciła rezonu, chociaż w jej głosie pojawiły się nutki smutku. Nie lubiła śmierci, nie lubiła trupów, nawet jeśli była do nich przyzwyczajona i miała ochotę własnoręcznie powybijać wszystkich ślepców. Zapiła smutek alkoholem i mogła wrócić do mierzenia się z wkurwem Eskoli. Zapowiadał się cudowny wieczór.
- Chujowo. - odparła beztrosko na zadane pytanie, doskonale świadoma faktu, że po prostu jak nigdy potrzebowała towarzystwa. Nie tłumu w klubie, nie kij wie czego, po prostu towarzystwa. Kogoś, w kogo mogłaby się wlepić. Tak na luzie, po przyjacielsku. Niestety tylko nikogo takiego pod ręką nie miała, bo Sarnai wróciła wściekła jak osa. - Ale i tak lepiej, niż jak wróciłam. - kolejny łyk alkoholu i mogła uznać, że zaczyna jej się robić przyjemnie gorąco. Czuła, że ma gorące policzki, pewnie też i czerwone, ale taki był urok picia najmocniejszej aguardente. Może potem przerzuci się na drinki...?
- Ejejejejejej! Zostaw ten grzejnik, chica! - oburzyła się natychmiast, kiedy jej główny przyjaciel w zimowe dni został bezczelnie skręcony, a ta wariatka - bo inaczej Eskoli się nazwać nie dało - jeszcze otworzyła okno. Któremu bogowi się tak naraziła, żeby mieszkać na jednym metrażu z tą zimnolubną babą? I tylko sugestię Sarnai skwitowała prychnięciem i powiększającym się rumieńcem na twarzy. Nie, żeby kilkukrotnie o tym nie myślała. I kilku innych rzeczach. Wstrzymywała ją tylko reakcja Sarnai i możliwość utraty mieszkania.
- Ta, kolacja. Częstuj się, to dla Ciebie. - zaśmiała się na to niedowierzanie kobiety. No chyba nie była aż tak złą współlokatorką, żeby nie spodziewała się po niej zrobienia kolacji? Eh. Lubiła Finkę, mimo ciągłych „wojen” o odkręcanie grzejnika. Jeśli Sarnai była w dobrym humorze to naprawdę świetnie spędzało jej się z nią czas. Dopiero kiedy jednak zniknęła jej z oczy V przypomniała sobie, że miała ją spytać o dyżury. Po prawdzie nigdy nie ogarniała jej grafiku, więc dosyć często się mijały.
Ruszyła wprost do sypialni Sarnai, a skoro drzwi były otwarte, to weszła bez pukania, bezszekestnie i cicho, jak to ona, bo po mieszkaniu i tak zawsze chodziła boso. I po prostu zamarła na widok, na jaki trafiła. Eskola grzebała w czymś, ubrana tylko w t-shirt i figi. I była do niej wypięta, tym swoim cholernie seksownym tyłkiem. Mierda.
Od dłuższego czasu wodziła za nią wzrokiem, bardzo to ukrywając. Nie była pewna reakcji drugiej kobiety, sama też nie była w tym mocna i ogólnie miała za dużo obaw. Ale teraz była pijana. Hamulce jej skutecznie puszczały. A do tego to wcześniejsze zaproszenie do łóżka... Zanim się zorientowała już wędrowała do Finki, chlapnęła sobie jeszcze łyczka, bo zaschło jej w gardle i dosyć bezceremonialnie wtuliła się w jej plecy, do czego pewnie Eskola już dawno zdążyła się przyzwyczaić. To nie był pierwszy raz, gdy Vaia się do niej lepiła. Ale pierwszy, gdy wcześniej przesunęła palcami po jej tyłku, z trudem tylko powstrzymuję się przed solidniejszym klapsem. Natomiast powód przyjścia do sypialni Sarnai całkiem wyleciał jej z głowy. Zdecydowanie nie myślała zbyt trzeźwo i nie zastanawiała się nad skutkami swoich działań. Po prostu chciała i miała dosyć powstrzymywania się. Przynajmniej dopóki tyle alkoholu krążyło jej w żyłach.
No dobra, V nigdy nie była rozważną strażniczką. Dlatego dobrze uzupełniała się z Barrosem, gdy przychodziło komuś włupać.
- Dobrze, że w ogóle postanawiają. - absolutnie nie straciła rezonu, chociaż w jej głosie pojawiły się nutki smutku. Nie lubiła śmierci, nie lubiła trupów, nawet jeśli była do nich przyzwyczajona i miała ochotę własnoręcznie powybijać wszystkich ślepców. Zapiła smutek alkoholem i mogła wrócić do mierzenia się z wkurwem Eskoli. Zapowiadał się cudowny wieczór.
- Chujowo. - odparła beztrosko na zadane pytanie, doskonale świadoma faktu, że po prostu jak nigdy potrzebowała towarzystwa. Nie tłumu w klubie, nie kij wie czego, po prostu towarzystwa. Kogoś, w kogo mogłaby się wlepić. Tak na luzie, po przyjacielsku. Niestety tylko nikogo takiego pod ręką nie miała, bo Sarnai wróciła wściekła jak osa. - Ale i tak lepiej, niż jak wróciłam. - kolejny łyk alkoholu i mogła uznać, że zaczyna jej się robić przyjemnie gorąco. Czuła, że ma gorące policzki, pewnie też i czerwone, ale taki był urok picia najmocniejszej aguardente. Może potem przerzuci się na drinki...?
- Ejejejejejej! Zostaw ten grzejnik, chica! - oburzyła się natychmiast, kiedy jej główny przyjaciel w zimowe dni został bezczelnie skręcony, a ta wariatka - bo inaczej Eskoli się nazwać nie dało - jeszcze otworzyła okno. Któremu bogowi się tak naraziła, żeby mieszkać na jednym metrażu z tą zimnolubną babą? I tylko sugestię Sarnai skwitowała prychnięciem i powiększającym się rumieńcem na twarzy. Nie, żeby kilkukrotnie o tym nie myślała. I kilku innych rzeczach. Wstrzymywała ją tylko reakcja Sarnai i możliwość utraty mieszkania.
- Ta, kolacja. Częstuj się, to dla Ciebie. - zaśmiała się na to niedowierzanie kobiety. No chyba nie była aż tak złą współlokatorką, żeby nie spodziewała się po niej zrobienia kolacji? Eh. Lubiła Finkę, mimo ciągłych „wojen” o odkręcanie grzejnika. Jeśli Sarnai była w dobrym humorze to naprawdę świetnie spędzało jej się z nią czas. Dopiero kiedy jednak zniknęła jej z oczy V przypomniała sobie, że miała ją spytać o dyżury. Po prawdzie nigdy nie ogarniała jej grafiku, więc dosyć często się mijały.
Ruszyła wprost do sypialni Sarnai, a skoro drzwi były otwarte, to weszła bez pukania, bezszekestnie i cicho, jak to ona, bo po mieszkaniu i tak zawsze chodziła boso. I po prostu zamarła na widok, na jaki trafiła. Eskola grzebała w czymś, ubrana tylko w t-shirt i figi. I była do niej wypięta, tym swoim cholernie seksownym tyłkiem. Mierda.
Od dłuższego czasu wodziła za nią wzrokiem, bardzo to ukrywając. Nie była pewna reakcji drugiej kobiety, sama też nie była w tym mocna i ogólnie miała za dużo obaw. Ale teraz była pijana. Hamulce jej skutecznie puszczały. A do tego to wcześniejsze zaproszenie do łóżka... Zanim się zorientowała już wędrowała do Finki, chlapnęła sobie jeszcze łyczka, bo zaschło jej w gardle i dosyć bezceremonialnie wtuliła się w jej plecy, do czego pewnie Eskola już dawno zdążyła się przyzwyczaić. To nie był pierwszy raz, gdy Vaia się do niej lepiła. Ale pierwszy, gdy wcześniej przesunęła palcami po jej tyłku, z trudem tylko powstrzymuję się przed solidniejszym klapsem. Natomiast powód przyjścia do sypialni Sarnai całkiem wyleciał jej z głowy. Zdecydowanie nie myślała zbyt trzeźwo i nie zastanawiała się nad skutkami swoich działań. Po prostu chciała i miała dosyć powstrzymywania się. Przynajmniej dopóki tyle alkoholu krążyło jej w żyłach.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Pon 5 Lut - 15:50
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Rumieniec Vai jej umknął głównie dlatego, że Sarnai nie spoglądała na kobietę dość długo, by go zauważyć. Wpadła do mieszkania jak wicher i jako ten sam tajfun miotała się między pomieszczeniami. Miotała przy tym zupełnie bez sensu, wiedziała o tym. Gdyby Cortés przyszło do głowy zapytać Sarnai, co się stało, Eskola prawdopdobnie nawet nie potrafiłaby odpowiedzieć. Była zła, tak, ale nie umiałaby wskazać wymiernego, konkretnego powodu. Była zmęczona i tym zmęczeniem poirytowana; głodna i tym głodem rozdrażniona; zmagająca się z deprawacją senną już od przynajmniej tygodnia – i w związku z tym coraz bardziej drażliwa.
Szczuta – świadomie czy nie – przez Vaię i coraz mniej zdolna, by trzymać swoje instynkty na krótkiej smyczy.
Zaszycie się w swoim pokoju nie przynosiło jej tyle spokoju, co kiedyś, gdy mieszkała jeszcze sama – ale sypialnia wciąż była jej azylem. Znikając w niej na chwilę teraz, wypuściła z sykiem powietrze i przetarła twarz dłonią, jakby w ten sposób mogła zetrzeć całe to zmęczenie i złość, zmazać cienie spod oczu i dodać swoim policzkom chociaż trochę zdrowszego kolorytu.
Koszulę i biustonosz zdjęła jeszcze w progu pokoju i niedbale rzuciła je na stojący w kącie fotel. Spodnie dołączyły do nich ledwie chwilę później – Sarnai szarpnięciem rozpięła pasek i pozwoliła ciasnym, czarnym jeansom zsunąć się z jej ud. Niespecjalnie chciało jej się ubierać, ale dla przyzwoitości wślizgnęła się w luźną, przynajmniej o rozmiar za dużą koszulkę na ramiączka. Grzebała właśnie w jednej z szuflad, by znaleźć jakieś czyste dresy, gdy wyczulone, wilcze instynkty ostrzegły ją, że nie jest już sama. Nie wyprostowała się, kontynuując grzebanie w ciuchach, zmrużyła jednak oczy, nasłuchując.
Vaia poruszała się cicho – czasem wydawało się, że niemal zbyt cicho i zbyt miękko jak na człowieka. Jeśli chciała, Brazylijka potrafiła ją niemal oszukać, jak duch przemykając między pokojami. Sarnai, o dziwo, całkiem to w niej lubiła. Było coś zwierzęcego w gracji kobiety, coś w pewnym sensie znajomego, a przez to – pociągającego.
Cała Vaia była tak naprawdę dość pociągająca, by już jakiś czas temu stać się zadrą w boku Sarnai. To, że wilczyca nie wodziła za współlokatorką łakomym wzrokiem, zawdzięczała tylko swojej stalowej sile woli, ćwiczonej przez lata zmagania się z własnym drapieżnikiem. To, że trzymała ręce przy sobie, choć tak bardzo chciała czasem sięgnąć, dotknąć, zadrapać i ugryźć było wynikiem żelaznych zasad, jakie wpajała sobie od szesnastego roku życia.
A jednak mimo tych lat doświadczenia w pilnowaniu się na każdym kroku, było jej cholernie trudno – szczególnie, że Vaia niczego jej nie ułatwiała. Tak jak teraz.
Sarnai drgnęła wyraźnie, wyprostowała się i spięła. Do tego, że kobieta się do niej przytula, Eskola rzeczywiście już się przyzwyczaiła – lubiła to zresztą, tę beztroskę Cortés w szukaniu bliskości, w tuleniu się do boku czy pleców wilczycy za każdym razem, gdy miała na to ochotę. Nigdy dotąd jednak Vaiana nie sięgała po nią w ten sposób, nie zbaczała niby od niechcenia na pośladki wilczycy i nie sugerowała nawet, że...
Sarnai wciągnęła powietrze gwałtownie, nozdrza rozdęły jej się w chwili, gdy wilcze instynkty zerwały się z uwięzi. Z trzaskiem zamknęła szufladę, obróciła się zwinnie, wyswobadzając z objęć Vai i pchnęła kobietę na ścianę.
- Co ty robisz? – warknęła ostrzegawczo, tylko połowicznie świadoma swojej reakcji, agresji nieproprocjonalnej do czynnika, który ją wyzwolił.
Dotyk Cortés był przecież miły. Tam, gdzie dotknęły ją palce Vai, skóra mrowiła ją przecież rozkosznie.
I może to właśnie był ten podstawowy problem.
- Powiedziałam, że zaraz przyjdę – dodała ostro, świdrując Vaię wzrokiem.
Nie była pewna, w której chwili chwyciła ją tuż pod żuchwą, w którym momencie przytrzymała ją tak w dłoni, przez rozdęte nozdrza wciągając zapach kobiety. Zrobiła to jednak, a szyja kobiety była tak delikatna, tak miękka. Mrużąc oczy, Sarnai widziała delikatne pulsowanie krwi. Nie chciała Vai zrobić krzywdy, ale, bogowie, chciała gryźć tak długo, aż delikatna skóra kobiety ściemnieje od głębokofioletowych sińców.
Odetchnęła powoli, rozchyliła wargi i zachłannie chłonąc zapach Cortés. W którejś chwili poluźniła nieco uścisk ręki, nie puściła Vai jednak, wciąż przytrzymując ją przy ścianie, blisko. Nagie uda Cortés ocierały się o te Sarnai, wyeksponowany dekolt Brazylijki ściągał wzrok Eskoli w sposób, z którym wilczycy trudno było walczyć.
Szczuta – świadomie czy nie – przez Vaię i coraz mniej zdolna, by trzymać swoje instynkty na krótkiej smyczy.
Zaszycie się w swoim pokoju nie przynosiło jej tyle spokoju, co kiedyś, gdy mieszkała jeszcze sama – ale sypialnia wciąż była jej azylem. Znikając w niej na chwilę teraz, wypuściła z sykiem powietrze i przetarła twarz dłonią, jakby w ten sposób mogła zetrzeć całe to zmęczenie i złość, zmazać cienie spod oczu i dodać swoim policzkom chociaż trochę zdrowszego kolorytu.
Koszulę i biustonosz zdjęła jeszcze w progu pokoju i niedbale rzuciła je na stojący w kącie fotel. Spodnie dołączyły do nich ledwie chwilę później – Sarnai szarpnięciem rozpięła pasek i pozwoliła ciasnym, czarnym jeansom zsunąć się z jej ud. Niespecjalnie chciało jej się ubierać, ale dla przyzwoitości wślizgnęła się w luźną, przynajmniej o rozmiar za dużą koszulkę na ramiączka. Grzebała właśnie w jednej z szuflad, by znaleźć jakieś czyste dresy, gdy wyczulone, wilcze instynkty ostrzegły ją, że nie jest już sama. Nie wyprostowała się, kontynuując grzebanie w ciuchach, zmrużyła jednak oczy, nasłuchując.
Vaia poruszała się cicho – czasem wydawało się, że niemal zbyt cicho i zbyt miękko jak na człowieka. Jeśli chciała, Brazylijka potrafiła ją niemal oszukać, jak duch przemykając między pokojami. Sarnai, o dziwo, całkiem to w niej lubiła. Było coś zwierzęcego w gracji kobiety, coś w pewnym sensie znajomego, a przez to – pociągającego.
Cała Vaia była tak naprawdę dość pociągająca, by już jakiś czas temu stać się zadrą w boku Sarnai. To, że wilczyca nie wodziła za współlokatorką łakomym wzrokiem, zawdzięczała tylko swojej stalowej sile woli, ćwiczonej przez lata zmagania się z własnym drapieżnikiem. To, że trzymała ręce przy sobie, choć tak bardzo chciała czasem sięgnąć, dotknąć, zadrapać i ugryźć było wynikiem żelaznych zasad, jakie wpajała sobie od szesnastego roku życia.
A jednak mimo tych lat doświadczenia w pilnowaniu się na każdym kroku, było jej cholernie trudno – szczególnie, że Vaia niczego jej nie ułatwiała. Tak jak teraz.
Sarnai drgnęła wyraźnie, wyprostowała się i spięła. Do tego, że kobieta się do niej przytula, Eskola rzeczywiście już się przyzwyczaiła – lubiła to zresztą, tę beztroskę Cortés w szukaniu bliskości, w tuleniu się do boku czy pleców wilczycy za każdym razem, gdy miała na to ochotę. Nigdy dotąd jednak Vaiana nie sięgała po nią w ten sposób, nie zbaczała niby od niechcenia na pośladki wilczycy i nie sugerowała nawet, że...
Sarnai wciągnęła powietrze gwałtownie, nozdrza rozdęły jej się w chwili, gdy wilcze instynkty zerwały się z uwięzi. Z trzaskiem zamknęła szufladę, obróciła się zwinnie, wyswobadzając z objęć Vai i pchnęła kobietę na ścianę.
- Co ty robisz? – warknęła ostrzegawczo, tylko połowicznie świadoma swojej reakcji, agresji nieproprocjonalnej do czynnika, który ją wyzwolił.
Dotyk Cortés był przecież miły. Tam, gdzie dotknęły ją palce Vai, skóra mrowiła ją przecież rozkosznie.
I może to właśnie był ten podstawowy problem.
- Powiedziałam, że zaraz przyjdę – dodała ostro, świdrując Vaię wzrokiem.
Nie była pewna, w której chwili chwyciła ją tuż pod żuchwą, w którym momencie przytrzymała ją tak w dłoni, przez rozdęte nozdrza wciągając zapach kobiety. Zrobiła to jednak, a szyja kobiety była tak delikatna, tak miękka. Mrużąc oczy, Sarnai widziała delikatne pulsowanie krwi. Nie chciała Vai zrobić krzywdy, ale, bogowie, chciała gryźć tak długo, aż delikatna skóra kobiety ściemnieje od głębokofioletowych sińców.
Odetchnęła powoli, rozchyliła wargi i zachłannie chłonąc zapach Cortés. W którejś chwili poluźniła nieco uścisk ręki, nie puściła Vai jednak, wciąż przytrzymując ją przy ścianie, blisko. Nagie uda Cortés ocierały się o te Sarnai, wyeksponowany dekolt Brazylijki ściągał wzrok Eskoli w sposób, z którym wilczycy trudno było walczyć.
Vaia Cortés da Barros
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Pon 5 Lut - 17:40
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Najśmieszniejsze było to, że nigdy nie trenowała takiego chodu, nigdy nie starała się specjalnie być cicho jak kot, który był jej totemem. To po prostu wychodziło samo z siebie, bez świadomego udziału Cortés, jakby w chwilach rozluźnienia wyłaziła jej prawdziwa kocia natura, którą totem jedynie reprezentował. I pomyśleć, że kiedyś panikowała na samą myśl, że mogłaby być kotem…
Może jednak nie powinna była wykorzystywać tego faktu teraz. Nie sposób było jednak tego nie robić, kiedy mogła ją zaskoczyć, kiedy chciała ją zaskoczyć i gdy Sarnai wyprostowała się, przez co mogła objąć ją jeszcze lepiej, schować nos w jej karku, nieświadoma tego, jak bardzo spuściła ze smyczy kocią naturę, pozwalając jaguarundi prężyć się tuż pod skórą. Lubiła zapach Sarnai. Pachniała taką specyficzną dzikością, ale w przeciwieństwie do innych podobnych zapachów nie budziła strachu, a wręcz przeciwnie.
Chciała musnąć skórę zębami. Chciała wsunąć dłonie pod jej bluzkę, dotknąć ciała tak po prostu, chcąc być jeszcze bliżej. Zmyć z siebie dotyk tłumu, pozbyć się powracających jak bumerang wspomnień, które alkohol potrafił stłumić z lepszym lub gorszym skutkiem. Ale jeszcze bardziej chciała tak po prostu stać, jakby na dobrą chwilę takie wtulenie się w drugą kobietę uspokoiło zdenerwowanego kota, chcącego czegoś, czego nie mógł mieć. Nie trzymała jej mocno, nigdy nie robiła mocno takich rzeczy, chyba że wyraźnie wiedziała, że może. Niby Sarnai przyzwyczaiła się do jej zachowań, tego klejenia się, ale czasem… czasem miała wrażenie, że powietrze drga od napięcia.
Wtedy odpuszczała. Teraz jednak… teraz powietrze też drgało, ale ona nie chciała odpuścić. Tłumione myśli, tłumione potrzeby wyłaziły na powierzchnię. Westchnęła z żalem, gdy Eskola wydostała się z jej objęć, ale nie protestowała za specjalnie, nawet kiedy została zepchnięta na ścianę, uwięziona pomiędzy nią a ciałem Sarnai. I chociaż wcale nie powinna, uśmiechnęła się szeroko, odpowiadając na pytanie pierwszą rzeczą, która wpadła jej do głowy, kiedy miała kobietę tak blisko.
- Korzystam z zaproszenia. – nie miała pojęcia, czemu właśnie tym odpowiedziała, przygryzając dolną wargę. Zadrżała na całym ciele, nagle świadoma, że igra z drugim drapieżnikiem, może nawet silniejszym niż ona sama. Zawsze była zwinna i szybka, ale Sarnai emanowała jakąś siłą i niech to szlag trafi, podobało jej się to jak cholera. Jej oddech minimalnie przyspieszył, ale dziwnym trafem nie było w tym ani grama strachu, za to jej wargi rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu, gdy powoli uniosła ręce w górę, jakby pokazywała, że nie ma w nich broni. Zresztą ciężko było uznać, żeby Vaia miała jakąkolwiek broń przy sobie. Ani „bluzka” ani szorty nie pozwalały na ukrycie w nich czegokolwiek, dlatego butelkę alkoholu nadal miała ręce.
- Nie gryź… To jest dobre tylko w seksie. – mruknęła, patrząc na te wbite w siebie oczy, rozchylone wargi i falujące nozdrza, wchłaniające prawie że jej własny zapach. Jeszcze w pracy wzięła prysznic, więc pachniała delikatnie żelem pod prysznic i nutami alkoholu płynącymi z butelki. Perfum tam nie miała, ale ich echo i tak osiadło na pofalowanych włosach, delikatną nutą piżma i róży atakując ośrodki węchowe.
Czuła otarcia skóry Eskoli, czuła jej wzrok niczym namacalnie przesuwający się po jej własnym ciele. Zagryzła wargi, czując jak pokrywa się gęsią skórką. Chyba nie powinna tyle pić, gdy tak bardzo rozluźniało to jej język i ruchy…
- Wiesz, nic nie mam do twojego dotyku. – przyznała niczym w zachęcie, wolną dłonią odgarniając z policzka jakieś zbłąkane kosmyki Sarnai i założyła je za ucho drugiej kobiety.
Może jednak nie powinna była wykorzystywać tego faktu teraz. Nie sposób było jednak tego nie robić, kiedy mogła ją zaskoczyć, kiedy chciała ją zaskoczyć i gdy Sarnai wyprostowała się, przez co mogła objąć ją jeszcze lepiej, schować nos w jej karku, nieświadoma tego, jak bardzo spuściła ze smyczy kocią naturę, pozwalając jaguarundi prężyć się tuż pod skórą. Lubiła zapach Sarnai. Pachniała taką specyficzną dzikością, ale w przeciwieństwie do innych podobnych zapachów nie budziła strachu, a wręcz przeciwnie.
Chciała musnąć skórę zębami. Chciała wsunąć dłonie pod jej bluzkę, dotknąć ciała tak po prostu, chcąc być jeszcze bliżej. Zmyć z siebie dotyk tłumu, pozbyć się powracających jak bumerang wspomnień, które alkohol potrafił stłumić z lepszym lub gorszym skutkiem. Ale jeszcze bardziej chciała tak po prostu stać, jakby na dobrą chwilę takie wtulenie się w drugą kobietę uspokoiło zdenerwowanego kota, chcącego czegoś, czego nie mógł mieć. Nie trzymała jej mocno, nigdy nie robiła mocno takich rzeczy, chyba że wyraźnie wiedziała, że może. Niby Sarnai przyzwyczaiła się do jej zachowań, tego klejenia się, ale czasem… czasem miała wrażenie, że powietrze drga od napięcia.
Wtedy odpuszczała. Teraz jednak… teraz powietrze też drgało, ale ona nie chciała odpuścić. Tłumione myśli, tłumione potrzeby wyłaziły na powierzchnię. Westchnęła z żalem, gdy Eskola wydostała się z jej objęć, ale nie protestowała za specjalnie, nawet kiedy została zepchnięta na ścianę, uwięziona pomiędzy nią a ciałem Sarnai. I chociaż wcale nie powinna, uśmiechnęła się szeroko, odpowiadając na pytanie pierwszą rzeczą, która wpadła jej do głowy, kiedy miała kobietę tak blisko.
- Korzystam z zaproszenia. – nie miała pojęcia, czemu właśnie tym odpowiedziała, przygryzając dolną wargę. Zadrżała na całym ciele, nagle świadoma, że igra z drugim drapieżnikiem, może nawet silniejszym niż ona sama. Zawsze była zwinna i szybka, ale Sarnai emanowała jakąś siłą i niech to szlag trafi, podobało jej się to jak cholera. Jej oddech minimalnie przyspieszył, ale dziwnym trafem nie było w tym ani grama strachu, za to jej wargi rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu, gdy powoli uniosła ręce w górę, jakby pokazywała, że nie ma w nich broni. Zresztą ciężko było uznać, żeby Vaia miała jakąkolwiek broń przy sobie. Ani „bluzka” ani szorty nie pozwalały na ukrycie w nich czegokolwiek, dlatego butelkę alkoholu nadal miała ręce.
- Nie gryź… To jest dobre tylko w seksie. – mruknęła, patrząc na te wbite w siebie oczy, rozchylone wargi i falujące nozdrza, wchłaniające prawie że jej własny zapach. Jeszcze w pracy wzięła prysznic, więc pachniała delikatnie żelem pod prysznic i nutami alkoholu płynącymi z butelki. Perfum tam nie miała, ale ich echo i tak osiadło na pofalowanych włosach, delikatną nutą piżma i róży atakując ośrodki węchowe.
Czuła otarcia skóry Eskoli, czuła jej wzrok niczym namacalnie przesuwający się po jej własnym ciele. Zagryzła wargi, czując jak pokrywa się gęsią skórką. Chyba nie powinna tyle pić, gdy tak bardzo rozluźniało to jej język i ruchy…
- Wiesz, nic nie mam do twojego dotyku. – przyznała niczym w zachęcie, wolną dłonią odgarniając z policzka jakieś zbłąkane kosmyki Sarnai i założyła je za ucho drugiej kobiety.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Pon 5 Lut - 19:47
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Gdy już raz straciła czujność, wilk w jednej chwili całkiem zerwał się ze smyczy i gdyby likantropia na to pozwalała, Sarnai była przekonana, że zmieniłoby się nie tylko jej zachowanie, ale też ciało. Nieproporcjonalnie oszołomiona tym krótkim, przelotnym przecież dotykiem, czuła, jak krew tętni jej w skroniach. Niemal haustami chwytała zapach Vai tak, jak drapieżnik podchwytywałby trop ofiary, roziskrzonym, zwierzęcym spojrzeniem bezwstydnie pożerając całe ciało współlokatorki. Zapaliła się w jednej chwili i nie potrafiła wepchnąć swoich zachowań z powrotem w sztywne ramy, które wypracowywała przecież przez lata. Rzadko aż tak traciła kontrolę. Rzadko niemal zupełnie zapominała, że nie jest zwierzęciem, nie do końca.
Gdyby ktoś ją zapytał, powiedziałaby, że powietrze pachniało nadchodzącą burzą, iskrząc i pozostawiając metaliczny posmak na języku.
Korzystam z zaproszenia.
Sarnai potrzebowała chwili, by zrozumieć. Przyjdź do mnie do łóżka, tak powiedziała raptem parę chwil temu. Nie mówiła tego na serio, nie dosłownie... Chyba nie. A jednak teraz zaśmiała się krótko, gardłowo, bez faktycznego rozbawienia, a raczej z jakąś ostrą, drapieżną nutą.
Gdy Vaia uniosła ręce w symbolicznym geście bezbronności i uśmiechnęła się łagodnie – uśmiechnęła się, cholera – Eskola czuła, jak mięśnie zwijają jej się w ciasne, bolesne supły. Instynkt podpowiadał jej, by zabrać Vai butelkę i uwięzić te ręce, unieść je jeszcze wyżej i trzymać w żelaznym uścisku – znacznie silniejszym, niż wynikało to z postury ratowniczki.
Nie gryź.
Trudno było uwierzyć, że ludzkie gardło mogło wydać tak głuchy, niski warkot. Że te same struny głosowe, które na co dzień artykuowały doskonale zrozumiałe zgłoski, mogły stworzyć coś tak pierwotnego. A jednak właśnie tak się stało – wraz z wypuszczeniem powietrza, z gardła Sarnai wyrwał się krótki, ostrzegawczy charkot drapieżnika.
Zacisnęła zęby na delikatnej skórze Vai znacznie lżej, niż by mogła, a i tak zostawiła ślady. Ssąc przez chwilę wybrane miejsce, Sarnai zacisnęła dłonie na biodrach kobiety i przyciągnęła ją bliżej siebie, wciskając udo między uda Cortés. Gdy potem odsunęła się nieco, sina czerwień prędko wykwitła u nasady szyi strażniczki.
Nic nie mam do twojego dotyku.
Wilczyca spoglądała na Vai przez chwilę, a gdy tym razem roześmiała się, gorzkie rozbawienie mieszało się z czymś bardziej pierwotnym, jakimś cieniem zwierzęcej pogardy lub może... Chyba sama nie potrafiłaby tego nazwać. Na opisanie wilczych instynktów rzadko kiedy dało się znaleźć odpowiednie słowa.
Za łatwo.
Sarnai była drapieżnikiem. Polowała. Bawiła się. A potem brała dokładnie to, na co miała ochotę. Skąd pomysł, że jedna prosta deklaracja, jedno dosyć oczywiste zaproszenie to zmieni?
- Podobno zrobiłaś mi kolację – wymruczała nisko do ucha Vai, jeszcze na chwilę silniej zaciskając dłonie na biodrach kobiety. – Więc nakarm mnie, Cortés.
Puściła kobietę nie czekając na jej reakcję. Cofnęła się krok, dwa, uśmiechnęła drapieżnie i odwróciła, opuszczając sypialnię. Tylko przez chwilę zastanawiała się, czy nie sięgnąć po jakieś spodnie – tak, jak zamierzała to zrobić jeszcze parę minut temu – ostatecznie dając sobie z tym spokój. Mogła zostać tak. Mogła pozwolić Vai patrzeć.
Wróciła do salonu. Wskoczyła na wyspę kuchenną i przysunęła sobie bliżej talerz kanapek i papierosa – jednym i drugim poczęstowała się w zasadzie w tym samym czasie. W szybkich kęsach pożerając kolejne kostki, niespecjalnie doceniła ich artyzm, za to była wyraźnie usatysfakcjonowana smakiem i tym, jak prędko uciszały jej głód – jeden z nich. Między kolejnymi kanapkami raz czy drugi zaciągnęła się papierosem, wydmuchując pod sufit kłęby dymu.
Od chwili, gdy Brazylijka wyszła z sypialni, by do niej dołączyć, Sarnai nie spuszczała z niej oka. Patrzyła na nią, gdy kobieta wchodziła głębiej do salonu i wtedy, gdy znalazła się bliżej aneksu, choć wciąż jeszcze poza zasięgiem rąk Eskoli.
Wilczyca zmrużyła oczy.
- Rozbierz się – rzuciła krótko i po raz kolejny zaciągnęła się nikotynowym dymem.
Gdyby ktoś ją zapytał, powiedziałaby, że powietrze pachniało nadchodzącą burzą, iskrząc i pozostawiając metaliczny posmak na języku.
Korzystam z zaproszenia.
Sarnai potrzebowała chwili, by zrozumieć. Przyjdź do mnie do łóżka, tak powiedziała raptem parę chwil temu. Nie mówiła tego na serio, nie dosłownie... Chyba nie. A jednak teraz zaśmiała się krótko, gardłowo, bez faktycznego rozbawienia, a raczej z jakąś ostrą, drapieżną nutą.
Gdy Vaia uniosła ręce w symbolicznym geście bezbronności i uśmiechnęła się łagodnie – uśmiechnęła się, cholera – Eskola czuła, jak mięśnie zwijają jej się w ciasne, bolesne supły. Instynkt podpowiadał jej, by zabrać Vai butelkę i uwięzić te ręce, unieść je jeszcze wyżej i trzymać w żelaznym uścisku – znacznie silniejszym, niż wynikało to z postury ratowniczki.
Nie gryź.
Trudno było uwierzyć, że ludzkie gardło mogło wydać tak głuchy, niski warkot. Że te same struny głosowe, które na co dzień artykuowały doskonale zrozumiałe zgłoski, mogły stworzyć coś tak pierwotnego. A jednak właśnie tak się stało – wraz z wypuszczeniem powietrza, z gardła Sarnai wyrwał się krótki, ostrzegawczy charkot drapieżnika.
Zacisnęła zęby na delikatnej skórze Vai znacznie lżej, niż by mogła, a i tak zostawiła ślady. Ssąc przez chwilę wybrane miejsce, Sarnai zacisnęła dłonie na biodrach kobiety i przyciągnęła ją bliżej siebie, wciskając udo między uda Cortés. Gdy potem odsunęła się nieco, sina czerwień prędko wykwitła u nasady szyi strażniczki.
Nic nie mam do twojego dotyku.
Wilczyca spoglądała na Vai przez chwilę, a gdy tym razem roześmiała się, gorzkie rozbawienie mieszało się z czymś bardziej pierwotnym, jakimś cieniem zwierzęcej pogardy lub może... Chyba sama nie potrafiłaby tego nazwać. Na opisanie wilczych instynktów rzadko kiedy dało się znaleźć odpowiednie słowa.
Za łatwo.
Sarnai była drapieżnikiem. Polowała. Bawiła się. A potem brała dokładnie to, na co miała ochotę. Skąd pomysł, że jedna prosta deklaracja, jedno dosyć oczywiste zaproszenie to zmieni?
- Podobno zrobiłaś mi kolację – wymruczała nisko do ucha Vai, jeszcze na chwilę silniej zaciskając dłonie na biodrach kobiety. – Więc nakarm mnie, Cortés.
Puściła kobietę nie czekając na jej reakcję. Cofnęła się krok, dwa, uśmiechnęła drapieżnie i odwróciła, opuszczając sypialnię. Tylko przez chwilę zastanawiała się, czy nie sięgnąć po jakieś spodnie – tak, jak zamierzała to zrobić jeszcze parę minut temu – ostatecznie dając sobie z tym spokój. Mogła zostać tak. Mogła pozwolić Vai patrzeć.
Wróciła do salonu. Wskoczyła na wyspę kuchenną i przysunęła sobie bliżej talerz kanapek i papierosa – jednym i drugim poczęstowała się w zasadzie w tym samym czasie. W szybkich kęsach pożerając kolejne kostki, niespecjalnie doceniła ich artyzm, za to była wyraźnie usatysfakcjonowana smakiem i tym, jak prędko uciszały jej głód – jeden z nich. Między kolejnymi kanapkami raz czy drugi zaciągnęła się papierosem, wydmuchując pod sufit kłęby dymu.
Od chwili, gdy Brazylijka wyszła z sypialni, by do niej dołączyć, Sarnai nie spuszczała z niej oka. Patrzyła na nią, gdy kobieta wchodziła głębiej do salonu i wtedy, gdy znalazła się bliżej aneksu, choć wciąż jeszcze poza zasięgiem rąk Eskoli.
Wilczyca zmrużyła oczy.
- Rozbierz się – rzuciła krótko i po raz kolejny zaciągnęła się nikotynowym dymem.
Vaia Cortés da Barros
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Pon 5 Lut - 20:35
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Nie dało się ukryć, że ten wzrok Sarnai zdecydowanie jej pochlebiał. Nawet za mocno pochlebiał, jeśli się tak dobrze zastanowić, ale Vaia nie miała nic przeciwko. Czasem po prostu, gdy zbyt wiele myśli kłębiło się w jej głowie, zadawała sobie mało przyjemne pytania o blizny, ale nie te, których dorobiła się w Warcie i w Straży, ale te z wcześniej, zanim jej życie wywróciło się do góry nogami. Zawsze przyjemnie było się upewnić, że ktoś nie zwraca na nie żadnej uwagi, nawet kiedy nauczyła się je akceptować a nawet nimi szczycić.
Każda jedna niesie za sobą historię tego, że przetrwałam.
Sarnai jednak zdecydowanie te linie nie przeszkadzały, a Vaia mimo wszystko… No cóż, delikatnie prężyła się pod tym wzrokiem, bo czemu miała tego nie robić? Kimże była, by zabraniać kobiecie po prostu na siebie patrzyć? Uniosła lekko brwi słysząc jej śmiech, jakby pytała coś nie tak? Odniosła się do propozycji, a że kompletnie nieprzewidywalnie… Mogła tyle nie pić. Mogła. Ale wypiła. I było jej z tym cudownie.
Ten warkot powinien ją przerażać. Powinien ją denerwować. Powinna oswobodzić się od drugiego ciała i ewakuować gdzieś do salonu. Ale nie. Bawiła ją ta groza, którą Eskola próbowała ją otoczyć, bo przecież znała kobietę praktycznie rok i skoro nie skrzywdziła jej wtedy, to teraz też tego nie zrobi. Chyba. Nie przejmując się tym chłonęła gorąco jej ciała, zagryzając wargę, by nie jęknąć, kiedy poczuła ręce na biodrach i udo między swoimi. Jeśli to nie była prowokacja, to już nie wiedziała, co mogłoby nią być.
- Au. – to miało zabrzmieć jak wyrzut, kiedy Finka dorwała się do jej szyi, to miało być protestem, ale było jedynie cichym jękiem, westchnięciem uciekającym z ust połączonym z lekkim odchyleniem głowy. Mierda. To było miłe, nawet jeśli bolesne i zadrżała na całym ciele, przyciągnięta tak blisko. Na szczęście jej nie urywał się film po alkoholu. Musiałaby wybić dużo więcej, by się nie kontrolować. Ona po prostu nie miała hamulców, a to było coś zupełnie innego. Mogła się odsunąć. Jasne, że mogła. Tyle, że nie chciała, nawet jeśli szyja po ugryzieniu pulsowała delikatnym bólem i piekącą przyjemnością. Dużo czasu minęło, odkąd ktoś jej robił takie znaki… Odkąd ona robiła je komuś.
- Nie śmiej się. – prychnęła na nią. – Toż widziałam nie raz, jak się wahałaś, czy cię nie walnę za zwykłe poklepanie po ramieniu. To mówię, że nie. Ciebie nie. – wytłumaczyła swój tok myślenia, bo to jednak było… ważne. Ważne dla niej samej, żeby powiedzieć to na głos. Że jakimś cudem to grono osób, którym dawała się dotykać tak po ludzku poszerzało się i teraz można było ich policzyć na palcach dwóch rąk, a nie jednej. A że mogła zabrzmieć jak zaproszenie? Patrząc na Sarnai nie dawało się inaczej.
- To chodź. Nie widzę problemu. – miała ją nakarmić? Jasna sprawa. Żarcie czekało. Ale najpierw musiała po prostu ochłonąć, żeby jej serce wróciło do normalnego rytmu. W czym pomogło kilka kolejnych łyków aguardente, z której zaczynało prześwitywać dno. Słabo, zdecydowanie słabo. Wyszła po chwili z sypialni kobiety, obserwując ją z równą uwagą i sprzątnęła puste butelki, zastanawiając się, czy dla niej też coś zostanie.
Uniosła kącik ust widząc papierosa, wyjątkowo sama nie miała na niego ochoty, jednak musiała przejść obok Eskoli chociażby po to, by sięgnąć po jeden z kanapkowych kąsków. I teraz już nie odrywała od niej wzroku, bo cholera, w takiej wersji wyglądała naprawdę seksownie. I V nie mogła pozbyć się myśli z głowy, jakby to było być z kobietą. Z odruchu powędrowała palcem do czerwonego śladu na szyi – przyjemnie zapiekł i prawie zamruczała na tę myśl. Trzeba nowych rzeczy próbować w końcu…
Rozbierz się.
Dopiła zawartość butelki, odkładając pustą do pozostałych pustych i skrzyżowała ręce pod piersiami, patrząc na Sarnai z mieszaniną rozbawienia i politowania.
- Serio? Chyba zgłupiałaś, chica. – prychnęła pod jej adresem. – Wyłączyłaś mi grzejnik i otworzyłaś okno. Nie ma takiej opcji. – pomysł paradowania nago przed Sarnai wzbudzał delikatny dreszcz. Dawno przestała się krępować bycia nago przed kimś, ale teraz… teraz poczuła ekscytację. Przyjemny dreszczyk oczekiwania z dziwnymi myślami wybiegającymi do przodu, puszczającymi wodze wyobraźni na temat tego, co mogłoby się zdarzyć. Ale jej ramiona owiało zimne powietrze zza okna i absolutnie odmawiała przeziębienia się. A nawet sięgnęła po koc, by narzucić go sobie na ramiona.
- Ale podobno miałam cię nakarmić i co z tego wyszło? – zakpiła sobie, mając dziwną ochotę łapać Sarnai za słówka. Podeszła do aneksu, jednak od drugiej strony i oparła się o blat, sięgając po jedną z ostatnich kanapek.
Każda jedna niesie za sobą historię tego, że przetrwałam.
Sarnai jednak zdecydowanie te linie nie przeszkadzały, a Vaia mimo wszystko… No cóż, delikatnie prężyła się pod tym wzrokiem, bo czemu miała tego nie robić? Kimże była, by zabraniać kobiecie po prostu na siebie patrzyć? Uniosła lekko brwi słysząc jej śmiech, jakby pytała coś nie tak? Odniosła się do propozycji, a że kompletnie nieprzewidywalnie… Mogła tyle nie pić. Mogła. Ale wypiła. I było jej z tym cudownie.
Ten warkot powinien ją przerażać. Powinien ją denerwować. Powinna oswobodzić się od drugiego ciała i ewakuować gdzieś do salonu. Ale nie. Bawiła ją ta groza, którą Eskola próbowała ją otoczyć, bo przecież znała kobietę praktycznie rok i skoro nie skrzywdziła jej wtedy, to teraz też tego nie zrobi. Chyba. Nie przejmując się tym chłonęła gorąco jej ciała, zagryzając wargę, by nie jęknąć, kiedy poczuła ręce na biodrach i udo między swoimi. Jeśli to nie była prowokacja, to już nie wiedziała, co mogłoby nią być.
- Au. – to miało zabrzmieć jak wyrzut, kiedy Finka dorwała się do jej szyi, to miało być protestem, ale było jedynie cichym jękiem, westchnięciem uciekającym z ust połączonym z lekkim odchyleniem głowy. Mierda. To było miłe, nawet jeśli bolesne i zadrżała na całym ciele, przyciągnięta tak blisko. Na szczęście jej nie urywał się film po alkoholu. Musiałaby wybić dużo więcej, by się nie kontrolować. Ona po prostu nie miała hamulców, a to było coś zupełnie innego. Mogła się odsunąć. Jasne, że mogła. Tyle, że nie chciała, nawet jeśli szyja po ugryzieniu pulsowała delikatnym bólem i piekącą przyjemnością. Dużo czasu minęło, odkąd ktoś jej robił takie znaki… Odkąd ona robiła je komuś.
- Nie śmiej się. – prychnęła na nią. – Toż widziałam nie raz, jak się wahałaś, czy cię nie walnę za zwykłe poklepanie po ramieniu. To mówię, że nie. Ciebie nie. – wytłumaczyła swój tok myślenia, bo to jednak było… ważne. Ważne dla niej samej, żeby powiedzieć to na głos. Że jakimś cudem to grono osób, którym dawała się dotykać tak po ludzku poszerzało się i teraz można było ich policzyć na palcach dwóch rąk, a nie jednej. A że mogła zabrzmieć jak zaproszenie? Patrząc na Sarnai nie dawało się inaczej.
- To chodź. Nie widzę problemu. – miała ją nakarmić? Jasna sprawa. Żarcie czekało. Ale najpierw musiała po prostu ochłonąć, żeby jej serce wróciło do normalnego rytmu. W czym pomogło kilka kolejnych łyków aguardente, z której zaczynało prześwitywać dno. Słabo, zdecydowanie słabo. Wyszła po chwili z sypialni kobiety, obserwując ją z równą uwagą i sprzątnęła puste butelki, zastanawiając się, czy dla niej też coś zostanie.
Uniosła kącik ust widząc papierosa, wyjątkowo sama nie miała na niego ochoty, jednak musiała przejść obok Eskoli chociażby po to, by sięgnąć po jeden z kanapkowych kąsków. I teraz już nie odrywała od niej wzroku, bo cholera, w takiej wersji wyglądała naprawdę seksownie. I V nie mogła pozbyć się myśli z głowy, jakby to było być z kobietą. Z odruchu powędrowała palcem do czerwonego śladu na szyi – przyjemnie zapiekł i prawie zamruczała na tę myśl. Trzeba nowych rzeczy próbować w końcu…
Rozbierz się.
Dopiła zawartość butelki, odkładając pustą do pozostałych pustych i skrzyżowała ręce pod piersiami, patrząc na Sarnai z mieszaniną rozbawienia i politowania.
- Serio? Chyba zgłupiałaś, chica. – prychnęła pod jej adresem. – Wyłączyłaś mi grzejnik i otworzyłaś okno. Nie ma takiej opcji. – pomysł paradowania nago przed Sarnai wzbudzał delikatny dreszcz. Dawno przestała się krępować bycia nago przed kimś, ale teraz… teraz poczuła ekscytację. Przyjemny dreszczyk oczekiwania z dziwnymi myślami wybiegającymi do przodu, puszczającymi wodze wyobraźni na temat tego, co mogłoby się zdarzyć. Ale jej ramiona owiało zimne powietrze zza okna i absolutnie odmawiała przeziębienia się. A nawet sięgnęła po koc, by narzucić go sobie na ramiona.
- Ale podobno miałam cię nakarmić i co z tego wyszło? – zakpiła sobie, mając dziwną ochotę łapać Sarnai za słówka. Podeszła do aneksu, jednak od drugiej strony i oparła się o blat, sięgając po jedną z ostatnich kanapek.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Wto 6 Lut - 13:05
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Sarna nie znosiła odmowy najlepiej – jej wilk nie znosił tego dobrze. Ludzka część być może całkiem nieźle rozumiała, że nie może, nie powinna się rządzić – ta zwierzęca postrzegała to jednak zupełnie inaczej. Gdy więc zamiast posłusznie zrzucić ciuchy, Vai sięgnęła po koc, Sarnai zmrużyła tylko oczy, ostrzegawcza iskra błysnęła w ciemnych oczach.
Paliła bez słowa, wodząc za Brazylijką wzrokiem. Nie skomentowała jej oporu, nie wspomniała nic o kocu, uśmiechnęła się za to pod nosem na wzmiankę o karmieniu. Patrzyła, jak kobieta podchodzi do aneksu, jak sięga po jedną z ostatnich smakołyków. Eskola bez wahania obróciła się trochę, wychyliła przez wyspę i złapała Vaię za rękę, przyciągając bliżej blatu, tak blisko, by potem pochylić się i zjeść przekąskę prosto z dłoni Vai, oblizując przy tym bezczelnie jej palce. To nie o karmienie tkaiego głodu jej chodziło – nie najbardziej – ale skoro faktycznie wspominała o kolacji, to mogły odhaczyć i to.
Nie puściła kobiety potem, trzymając jej nadgarstek w żelaznym uścisku, unieruchamiając ją tymczasowo w niespecjalnie wygodnej pozycji.
- Nie prosiłam, Cortés – powiedziała spokojnie, zdradliwie miękko. Przygważdżając rękę Vai do blatu dość silnie, by kobieta nie mogła się wyrwać, paliła niespiesznie i prześlizgnęła się wzrokiem po wygiętym ciele kobiety, bo dekolcie, w który teraz mogła zajrzeć już zupełnie bez problemu, bo wyprężonych plecach i wypiętych nieco pośladkach. Gdyby chciała, mogłaby pójść tam do niej, przycisnąć ją do wyspy tak, jak przedtem przytrzymała ją przy ścianie. Mogłaby sama wziąć sobie wszystko, na co miała ochotę. Była dość silna, by zignorować grymasy Vai. Sama Cortés dała jej przecież pozwolenie. Może nie wypowiedziane wprost, dość wyraźne jednak, by nie było mowy o nadintepretacji. Mogłaby więc, mogłaby tyle i dużo więcej.
Przytrzymanie Vai przy wyspie było naprawdę niczym w porównaniu do obrazów, jakie podsuwał jej teraz zwierzęcy umysł.
Rozluźniła uścisk na chwilę i obróciła się na wyspie przodem do Brazylijki, przesuwając się na sam skraj blatu. Zwieszając nogi po obu stronach kobiety, chwyciła ją za szyję, zmusiła do zadarcia głowy, przyglądała jej się przez moment w zamyśleniu. Dopaliła papierosa i zgasiła go w popielniczce, zaraz znów całą uwagę skupiając na Vai.
Wolną dłonią od niechcenia zrzuciła koc z ramion kobiety i zsunęła jedno z jej ramiączek. Zahaczyła palcami o materiał koszulki, zciągnęła dekolt niżej, odsłaniając więcej nagiej skóry Vai. Niewzruszona spoglądała na gęsią skórkę, którą w jednej chwili okryły się ramiona strażniczki. Tak blisko okna, chłodne powietrze z zewnątrz smagało skórę Brazylijki bez większego trudu.
Zamknęła okno nawet na nie nie patrząc, jednym krótkim, szczekliwym zaklęciem. Kompromis, na który mogła pójść.
Dłoń dotąd zaciśniętą lekko na szyi kobiety przesunęła nieco wyżej, kciukiem potarła dolną wargę Vai.
- Rozbieraj się – powtórzyła miękko, niemal czule – zbyt miękko i zbyt czule by móc uwierzyć w szczerość tych uczuć. To wciąż nie była prośba, to wciąż nie było coś, z czym Vaia mogła dyskutować. Sarnai nie wspomniała, że trzeci raz już się nie powtórzy, ale nietrudno było to wywnioskować.
Puściła szyję Cortés, niewzruszona spoglądając na ślady palców odbite różowo na delikatnej skórze tuż pod żuchwą. Musiała chwycić nieco zbyt mocno, trzymać Vaię nieco zbyt stanowczo.
Ruchem głowy wskazała Cortés, by wróciła do salonu, mniej więcej w okolice kanapy i wsparła się dłońmi o blat. Była gotowa wrócić na swoje poprzednie miejsce na drugim skraju wyspy, by wciąż mieć Vaię na widoku.
Paliła bez słowa, wodząc za Brazylijką wzrokiem. Nie skomentowała jej oporu, nie wspomniała nic o kocu, uśmiechnęła się za to pod nosem na wzmiankę o karmieniu. Patrzyła, jak kobieta podchodzi do aneksu, jak sięga po jedną z ostatnich smakołyków. Eskola bez wahania obróciła się trochę, wychyliła przez wyspę i złapała Vaię za rękę, przyciągając bliżej blatu, tak blisko, by potem pochylić się i zjeść przekąskę prosto z dłoni Vai, oblizując przy tym bezczelnie jej palce. To nie o karmienie tkaiego głodu jej chodziło – nie najbardziej – ale skoro faktycznie wspominała o kolacji, to mogły odhaczyć i to.
Nie puściła kobiety potem, trzymając jej nadgarstek w żelaznym uścisku, unieruchamiając ją tymczasowo w niespecjalnie wygodnej pozycji.
- Nie prosiłam, Cortés – powiedziała spokojnie, zdradliwie miękko. Przygważdżając rękę Vai do blatu dość silnie, by kobieta nie mogła się wyrwać, paliła niespiesznie i prześlizgnęła się wzrokiem po wygiętym ciele kobiety, bo dekolcie, w który teraz mogła zajrzeć już zupełnie bez problemu, bo wyprężonych plecach i wypiętych nieco pośladkach. Gdyby chciała, mogłaby pójść tam do niej, przycisnąć ją do wyspy tak, jak przedtem przytrzymała ją przy ścianie. Mogłaby sama wziąć sobie wszystko, na co miała ochotę. Była dość silna, by zignorować grymasy Vai. Sama Cortés dała jej przecież pozwolenie. Może nie wypowiedziane wprost, dość wyraźne jednak, by nie było mowy o nadintepretacji. Mogłaby więc, mogłaby tyle i dużo więcej.
Przytrzymanie Vai przy wyspie było naprawdę niczym w porównaniu do obrazów, jakie podsuwał jej teraz zwierzęcy umysł.
Rozluźniła uścisk na chwilę i obróciła się na wyspie przodem do Brazylijki, przesuwając się na sam skraj blatu. Zwieszając nogi po obu stronach kobiety, chwyciła ją za szyję, zmusiła do zadarcia głowy, przyglądała jej się przez moment w zamyśleniu. Dopaliła papierosa i zgasiła go w popielniczce, zaraz znów całą uwagę skupiając na Vai.
Wolną dłonią od niechcenia zrzuciła koc z ramion kobiety i zsunęła jedno z jej ramiączek. Zahaczyła palcami o materiał koszulki, zciągnęła dekolt niżej, odsłaniając więcej nagiej skóry Vai. Niewzruszona spoglądała na gęsią skórkę, którą w jednej chwili okryły się ramiona strażniczki. Tak blisko okna, chłodne powietrze z zewnątrz smagało skórę Brazylijki bez większego trudu.
Zamknęła okno nawet na nie nie patrząc, jednym krótkim, szczekliwym zaklęciem. Kompromis, na który mogła pójść.
Dłoń dotąd zaciśniętą lekko na szyi kobiety przesunęła nieco wyżej, kciukiem potarła dolną wargę Vai.
- Rozbieraj się – powtórzyła miękko, niemal czule – zbyt miękko i zbyt czule by móc uwierzyć w szczerość tych uczuć. To wciąż nie była prośba, to wciąż nie było coś, z czym Vaia mogła dyskutować. Sarnai nie wspomniała, że trzeci raz już się nie powtórzy, ale nietrudno było to wywnioskować.
Puściła szyję Cortés, niewzruszona spoglądając na ślady palców odbite różowo na delikatnej skórze tuż pod żuchwą. Musiała chwycić nieco zbyt mocno, trzymać Vaię nieco zbyt stanowczo.
Ruchem głowy wskazała Cortés, by wróciła do salonu, mniej więcej w okolice kanapy i wsparła się dłońmi o blat. Była gotowa wrócić na swoje poprzednie miejsce na drugim skraju wyspy, by wciąż mieć Vaię na widoku.
Vaia Cortés da Barros
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Wto 6 Lut - 15:58
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Igrała z diabłem.
Patrząc w oczy Sarnai, widząc ten ostrzegawczy błysk zrozumiała, że igrała z czymś, z czym być może miałaby spory problem, by sobie poradzić. I poczuła dziwny dreszcz ekscytacji, chcący się upewnić, do czego to doprowadzi dalej. Wzrok kobiety był zupełnie inny niż zwykle, tworząc dziwny mętlik w głowie, prócz ekscytacji wywołanej alkoholem wywołując delikatną niepewność.
Na pewno tego chciała?
Oh hell, zdecydowanie tak. I chrzanić konsekwencje.
Wbity wzrok sprawiał, że czuła się jak ofiara, wzbudzając natychmiastową i instynktowną chęć udowodnienia, że jest zupełnie inaczej. Ale mimo to podeszła bliżej, tylko po to, by znaleźć się w pułapce. Zaskoczenie pozwoliło Sarnai przyciągnąć ją do blatu i unieruchomić, inaczej od razu by się wydostała. Ale teraz? Nie była jakoś specjalnie silna, ale Eskola... Była silniejsza. Co było cholernie zaskakujące i w dziwny sposób podniecające. Oczywiście, że chciała wydostać rękę, ale po prostu nie mogła. Kobieta była od niej silniejsza, tak po prostu. Jak?
Nie prosiłam...
Wciągnęła powietrze, wygięta na blacie, z wypiętym tyłkiem, choć nakrytym kocem. Skórzane bransoletki sprawnie zasłaniały pionoere blizny na nadgarstkach, czyniąc uścisk Sarnai minimalnie bardziej komfortowym. Oparła się drugą dłonią, oddychając szybciej, czując wzrok Finki wbity we własny dekolt. Przymknęła na chwilę oczy.
- Skąd pomysł, że przyjmę od Ciebie rozkazy, Eskola? - spytała odrobinę niższym i bardziej chrapliwym głosem. Nigdy nie miała problemu z przyjmowaniem rozkazów, to była przecież norma w Warcie i Straży. Wiedziała, jaką pracę wybiera. Jednak przyjmować czyjeś rozkazy i to w, teoretycznie, własnym mieszkaniu? To była inna rzecz. Zupełnie inna.
Nie szarpała się z Sarnai, czując dziwną przyjemność z tej niekomfortowej pozycji. Wyprostowała się dopiero, gdy Eskola wypuściła ją z uścisku, patrzyła z uwagą na nią i nie cofnęła się, chociaż przecież mogła. Cały czas z tyłu głowy miała ten moment, gdy kobieta oblizała jej palce. Chyba była bardziej popierdolona, niż kiedyś zarzucił jej to Lucas...
Z zadartą głową wpatrywała się w Sarnai, z delikatnie uchylonymi ustami, czuła mocny uścisk, ale on nie ranił. Czyli był dobry. Naprawdę dobry, aż była zaskoczona. Nie spuściła jednak wzroku, cały czas patrząc w oczy lub na twarz Sarnai, może nawet z wyzwaniem widocznym w oczach. Prowokowanie diabła było głupie, ale robiła to od samego początku, wychowana w ciężkich warunkach faweli.
Zadrżała z zimna, kiedy koc zsunął się na podłogę, zostawiając ją odsłoniętą na zimno z okna. Uwolnione dłonie przeniosła na uda Sarnai, powoli przesuwając po nagiej skórze kciukami. Przyjemnie ciepła skóra w dziwny sposób łagodziła chłód powietrza, choć zacisnęła lekko dłonie, czując jak po dziwnie napiętej skórze przesuwały się palca Eskoli, prawie że ją rozbierając.
Uchyliła delikatnie wargi pod naciskiem kciuka, ale nie poprzestała na tym. Wysunęła język, by w prowokacyjnym geście liznąć jej palec, przymykając oczy na kolejny rozkaz padający z ust medyczki. Nigdy nie sądziła, że kobieta była... taka. Coś pierwotnego w środku żądało, by się jej podporządkować, ulec tym rozkazom. Jaguarundi, wypuszczone pod skórę jasno twierdziło, że to było drugie ostrzeżenie. Trzeciego mogło nie być…
Patrząc w oczy Sarnai, widząc ten ostrzegawczy błysk zrozumiała, że igrała z czymś, z czym być może miałaby spory problem, by sobie poradzić. I poczuła dziwny dreszcz ekscytacji, chcący się upewnić, do czego to doprowadzi dalej. Wzrok kobiety był zupełnie inny niż zwykle, tworząc dziwny mętlik w głowie, prócz ekscytacji wywołanej alkoholem wywołując delikatną niepewność.
Na pewno tego chciała?
Oh hell, zdecydowanie tak. I chrzanić konsekwencje.
Wbity wzrok sprawiał, że czuła się jak ofiara, wzbudzając natychmiastową i instynktowną chęć udowodnienia, że jest zupełnie inaczej. Ale mimo to podeszła bliżej, tylko po to, by znaleźć się w pułapce. Zaskoczenie pozwoliło Sarnai przyciągnąć ją do blatu i unieruchomić, inaczej od razu by się wydostała. Ale teraz? Nie była jakoś specjalnie silna, ale Eskola... Była silniejsza. Co było cholernie zaskakujące i w dziwny sposób podniecające. Oczywiście, że chciała wydostać rękę, ale po prostu nie mogła. Kobieta była od niej silniejsza, tak po prostu. Jak?
Nie prosiłam...
Wciągnęła powietrze, wygięta na blacie, z wypiętym tyłkiem, choć nakrytym kocem. Skórzane bransoletki sprawnie zasłaniały pionoere blizny na nadgarstkach, czyniąc uścisk Sarnai minimalnie bardziej komfortowym. Oparła się drugą dłonią, oddychając szybciej, czując wzrok Finki wbity we własny dekolt. Przymknęła na chwilę oczy.
- Skąd pomysł, że przyjmę od Ciebie rozkazy, Eskola? - spytała odrobinę niższym i bardziej chrapliwym głosem. Nigdy nie miała problemu z przyjmowaniem rozkazów, to była przecież norma w Warcie i Straży. Wiedziała, jaką pracę wybiera. Jednak przyjmować czyjeś rozkazy i to w, teoretycznie, własnym mieszkaniu? To była inna rzecz. Zupełnie inna.
Nie szarpała się z Sarnai, czując dziwną przyjemność z tej niekomfortowej pozycji. Wyprostowała się dopiero, gdy Eskola wypuściła ją z uścisku, patrzyła z uwagą na nią i nie cofnęła się, chociaż przecież mogła. Cały czas z tyłu głowy miała ten moment, gdy kobieta oblizała jej palce. Chyba była bardziej popierdolona, niż kiedyś zarzucił jej to Lucas...
Z zadartą głową wpatrywała się w Sarnai, z delikatnie uchylonymi ustami, czuła mocny uścisk, ale on nie ranił. Czyli był dobry. Naprawdę dobry, aż była zaskoczona. Nie spuściła jednak wzroku, cały czas patrząc w oczy lub na twarz Sarnai, może nawet z wyzwaniem widocznym w oczach. Prowokowanie diabła było głupie, ale robiła to od samego początku, wychowana w ciężkich warunkach faweli.
Zadrżała z zimna, kiedy koc zsunął się na podłogę, zostawiając ją odsłoniętą na zimno z okna. Uwolnione dłonie przeniosła na uda Sarnai, powoli przesuwając po nagiej skórze kciukami. Przyjemnie ciepła skóra w dziwny sposób łagodziła chłód powietrza, choć zacisnęła lekko dłonie, czując jak po dziwnie napiętej skórze przesuwały się palca Eskoli, prawie że ją rozbierając.
Uchyliła delikatnie wargi pod naciskiem kciuka, ale nie poprzestała na tym. Wysunęła język, by w prowokacyjnym geście liznąć jej palec, przymykając oczy na kolejny rozkaz padający z ust medyczki. Nigdy nie sądziła, że kobieta była... taka. Coś pierwotnego w środku żądało, by się jej podporządkować, ulec tym rozkazom. Jaguarundi, wypuszczone pod skórę jasno twierdziło, że to było drugie ostrzeżenie. Trzeciego mogło nie być…
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Wto 6 Lut - 18:45
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Vaia nie widziała dotąd takiej Sarnai i być może było to wystarczające wyjaśnienie aktualnej zadziorności Brazylijki. Może wszystko przez to, że Cortés naprawdę nie wiedziała, z kim ma do czynienia, i że takie przeciąganie sprawy nie doprowadzi jej do niczego dobrego. Eskola była gotowa przyjąć takie wyjaśnienie – nie, byłaby gotowa, gdyby nie wiedziała, że Vaiana nie jest przecież tylko człowiekiem. Wilczyca nie wiedziała, w co zmieniała się jej współlokatorka – w coś kociego, z pewnością jednak nie w żadnego kota, którego mogłaby znać, widzieć na skandynawskiej ziemi – ale tego, że się zmieniała, była absolutnie pewna. Czuła przecież, jak bardziej ostry, piżmowy zapach sierści przeplatał się czasem z łagodniejszą, delikatniejszą wonią ludzkiego ciała. Widziała zwierzęcą grację w ruchach Vai i czasem, w jej oczach, dostrzegała znajome, drapieżne błyski. Wydawałoby się więc, że skoro Cortés sama była po części zwierzęciem, będzie wiedziała. Że jej totem, czymkolwiek by nie był, zatrzyma ją w odpowiedniej chwili, każe się wycofać. Zazwyczaj to właśnie tak działało. Mało kto gotów był postawić się wargowi.
A jednak Vaia droczyła się, rzucała wyzwania, igrała z Sarnai tak, jak być może robiłaby to z każdym innym. Problem polegał na tym, że Eskola każdym innym nie była.
Wilczyca nie strąciła rąk Vai z własnych ud, ale nie zrobiła też nic, by Brazylijkę bardziej zachęcić. Świdrowała ją głodnym wzrokiem, gdy kobieta rozchyliła wargi lekko. Gdy Vaia przesunęła językiem wzdłuż jej kciuka, Sarnai uśmiechnęła się przelotnie i wplotła jedną z dłoni we włosy kobiety, zamknęła całą garść kosmyków w pięści i szarpnęła, zmuszając Cortés do odchylenia głowy.
- Nie wiem, czym jest twoje zwierzę, ale proponuję go słuchać, gdy każde ci się wycofać – rzuciła cicho, gardłowo, zaraz puszczając włosy Vai i ruchem głowy wskazując jej kierunek.
Spoglądała za Brazylijką, gdy ta wracała do salonu. Krótką chwilę poświęciła tatuażowi kobiety – przez moment zastanawiała się, czy to właśnie tym kotem był totem strażniczki – zaraz jednak zsuwając się wzdłuż odsłoniętych ramion i boków.
A jednak Vaia droczyła się, rzucała wyzwania, igrała z Sarnai tak, jak być może robiłaby to z każdym innym. Problem polegał na tym, że Eskola każdym innym nie była.
Wilczyca nie strąciła rąk Vai z własnych ud, ale nie zrobiła też nic, by Brazylijkę bardziej zachęcić. Świdrowała ją głodnym wzrokiem, gdy kobieta rozchyliła wargi lekko. Gdy Vaia przesunęła językiem wzdłuż jej kciuka, Sarnai uśmiechnęła się przelotnie i wplotła jedną z dłoni we włosy kobiety, zamknęła całą garść kosmyków w pięści i szarpnęła, zmuszając Cortés do odchylenia głowy.
- Nie wiem, czym jest twoje zwierzę, ale proponuję go słuchać, gdy każde ci się wycofać – rzuciła cicho, gardłowo, zaraz puszczając włosy Vai i ruchem głowy wskazując jej kierunek.
Spoglądała za Brazylijką, gdy ta wracała do salonu. Krótką chwilę poświęciła tatuażowi kobiety – przez moment zastanawiała się, czy to właśnie tym kotem był totem strażniczki – zaraz jednak zsuwając się wzdłuż odsłoniętych ramion i boków.
Vaia Cortés da Barros
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Wto 6 Lut - 19:27
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Niektóre tajemnice mają to do siebie, że czasem lubią stanąć, zawrócić i zwyczajnie ugryźć w dupę. Kogo? To już zależało od okoliczności, choć przyjmowało się, że przeważnie lubiły gryźć tego, który ich nie zdradzał. Vaia naprawdę nie miała pojęcia, czym była Sarnai. Po prostu wiedziała tylko tyle, że była jakimś drapieżnikiem, ale paradoksalnie w jej obecności jeszcze nigdy nie wypuściła jaguarundi tak bardzo, tak płytko pod skórę, by móc wyczuć, z kim mieszka pod jednym dachem. Czasem pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć, a skoro Sarnai nie powiedziała tego od razu, to najwyraźniej wolała trzymać swoją osobę w sekrecie. Cortés po prostu to uszanowała, bo czemu miałaby postąpić inaczej?
Drapieżnik był jednak drapieżnikowi nierówny. A koty miały to do siebie, że lubiły zabawę, nawet jeśli była to zabawa w polowanie. Vaia więc się bawiła, choć cofnęła się w odpowiedniej chwili. W końcu trzeciej prośby nie było, bo miękko uległa, w końcu, jednak kocie jestestwo nie było do końca pewne, czy dobrze robi. Nie było pewne, dokąd chce ulegać. Może stąd też brały się właśnie te zagrywki Brazylijki? To, jak pogrywała z Sarnai w jakimś sensie rzucając wyzwanie jej wilkowi? Może gdyby wiedziała, całość tego wieczoru wyglądałaby zupełnie inaczej? Jednak mleko się rozlało.
- Kotem. – odparła całkiem beztrosko, z odchyloną głową, demonstrując szyję i fioletowy ślad po zębach na niej, ten sam, którego Sarnai była autorką. – Brazylijskim kotem, który lubi się bawić… Może kiedyś ci go pokażę. – stwierdziła lekko, bo wyjąwszy Estebana, tię Barros i kilka osób z oddziału chyba jeszcze nikomu nie pokazywała swojego kociego „ja”. – Jesteś pewna, że kazało mi się wycofać? – spytała z dużym zaintrygowaniem kierując się już na kanapę, bo nie przypominała sobie tego faktu. Raczej kot chciał się załasić, otrzeć o nagą skórę, ale na to już nie pozwoliła sobie sama.
Drapieżnik był jednak drapieżnikowi nierówny. A koty miały to do siebie, że lubiły zabawę, nawet jeśli była to zabawa w polowanie. Vaia więc się bawiła, choć cofnęła się w odpowiedniej chwili. W końcu trzeciej prośby nie było, bo miękko uległa, w końcu, jednak kocie jestestwo nie było do końca pewne, czy dobrze robi. Nie było pewne, dokąd chce ulegać. Może stąd też brały się właśnie te zagrywki Brazylijki? To, jak pogrywała z Sarnai w jakimś sensie rzucając wyzwanie jej wilkowi? Może gdyby wiedziała, całość tego wieczoru wyglądałaby zupełnie inaczej? Jednak mleko się rozlało.
- Kotem. – odparła całkiem beztrosko, z odchyloną głową, demonstrując szyję i fioletowy ślad po zębach na niej, ten sam, którego Sarnai była autorką. – Brazylijskim kotem, który lubi się bawić… Może kiedyś ci go pokażę. – stwierdziła lekko, bo wyjąwszy Estebana, tię Barros i kilka osób z oddziału chyba jeszcze nikomu nie pokazywała swojego kociego „ja”. – Jesteś pewna, że kazało mi się wycofać? – spytała z dużym zaintrygowaniem kierując się już na kanapę, bo nie przypominała sobie tego faktu. Raczej kot chciał się załasić, otrzeć o nagą skórę, ale na to już nie pozwoliła sobie sama.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Wto 6 Lut - 21:12
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Vaia Cortés da Barros
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Wto 6 Lut - 22:34
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Sro 7 Lut - 12:12
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Vaia Cortés da Barros
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Sro 7 Lut - 13:52
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Sro 7 Lut - 18:15
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Vaia Cortés da Barros
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Sro 7 Lut - 20:01
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Czw 8 Lut - 12:56
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Vaia Cortés da Barros
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Czw 8 Lut - 16:10
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Czw 8 Lut - 19:31
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Vaia Cortés da Barros
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Czw 8 Lut - 20:26
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Pią 9 Lut - 13:46
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Vaia Cortés da Barros
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Sob 10 Lut - 19:09
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Pon 12 Lut - 19:02
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Vaia Cortés da Barros
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Pon 12 Lut - 20:45
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Wto 13 Lut - 11:46
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Vaia Cortés da Barros
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Sob 17 Lut - 22:56
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Nie 18 Lut - 11:32
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Vaia Cortés da Barros
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Sro 21 Lut - 17:22
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Sarnai Eskola
Re: Bo w Midgardzie jest tak cholernie zimno, a Ty niczego nie rozumiesz! (S. Eskola & V. Cortés, styczeń 1999) Pią 23 Lut - 18:04
Sarnai EskolaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Korretoja, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : warg
Zawód : medyk ratownik w Szpitalu Im. Alberta Lindgrena
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : Rosomak
Atuty : Pięściarz (I), Uzdrowiciel (II), Wilczy instynkt
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 9 / magia lecznicza: 25 / magia natury: 5 / magia runiczna 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 21 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 5
Strona 1 z 2 • 1, 2