:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Podróże :: Archiwum: podróże
Strona 1 z 2 • 1, 2
WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO)
2 posters
Blanca Vargas
WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Wto 30 Sty - 21:25
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
12 V 2001 r.
mieszkanie Blanki, Rio de Janeiro
mieszkanie Blanki, Rio de Janeiro
Z urodzin Juliany wyszli późno, bo choć nie wszystko poszło tak, jak było planowane – prędko okazało się, że bez Lucasa i Camili wciąż mogli bawić się doskonale. Po pierwszym, ostrożnym rozglądaniu się, ocenianiu reakcji kuzynostwa i wujostwa Esa, Blanca szybko zdała sobie sprawę, że było dokładnie tak, jak mówił Francisco. Nikt nie rzucał krzywych spojrzeń. Nikt nie komentował. Raz ktoś ścisnął tylko ramię Barrosa pokrzepiająco, innym razem jakaś ciotka poczuła się w obowiązku zapewnić Blancę, że nie wszystkie ich przyjęcia tak wyglądają, naprawdę. I zaraz, ani się obejrzeli, znów było dobrze. Znów były tańce, alkohol, kolejne doskonałe dania i słodkości. Były prezenty i komicznie rozdarty dziób Juliany, był popisowy taniec Thiago, którym zebrał naprawdę imponujące owacje, było... Było dobrze. Po prostu dobrze.
Finalnie do mieszkania Blanki dotarli po północy, zbyt zmęczeni, by zwracać uwagę na cokolwiek poza potrzebą prysznica, wygodnych piżam i snu. Vargas nie miała siły na melancholię czy sentyment – te, oczywiście, miały się pojawić, najpewniej jednak dopiero rano. Nie zapalała nawet światła, by oprowadzić Esa po apartamencie – jasne światła nigdy niezasypiającego Rio wpadające przez fantastycznie duże, panoramiczne okna wystarczyły, by bez trudu wygrzebali z walizek kosmetyki i piżamy, trafili do łazienki, a finalnie – do sypialni.
Poranek z kolei nadszedł wcześnie. Blanca potrzebowała chwili, by zorientować się, dlaczego wciąż jest jasno – za niezasłoniętymi do końca oknami wciąż był jeszcze późny wieczór, a nie noc, zwyczajowy początek iskrzycowych dni – i by przypomnieć sobie, gdzie w zasadzie się znajduje. Na to pierwsze nie miała odpowiedzi – była pewna, że nie śniło jej się nic złego, nic jej nie obudziło i, o dziwo, była całkiem wyspana – drugie z kolei przyszło do niej bardzo szybko.
Jej mieszkanie. To samo, które przez kilka lat było mieszkaniem jej i Jo.
Jeszcze przez dłuższą chwilę leżała u boku Barrosa, wsłuchując się w jego spokojny oddech. Ostrożnie przytuliła się do mężczyzny, zaczęła gładzić go czule po włosach. Z ustami dotykającymi miękko jego czoła, ucałowała go delikatnie i uśmiechnęła się lekko, gdy mężczyzna zamruczał coś przez sen i, nieświadomie, przyciągnął ją bliżej siebie. Nie opierała się, z przyjemnością wtulając się w pierś Esa na kolejne kilka dłuższych chwil.
Gdy ucałowała go miękko w policzek, wieczór za oknem płonął już ostatnimi, czerwonymi niemal promieniami słońca.
- Hej, kocie – zamruczała cicho, dostrzegając pierwsze, nieznaczne jeszcze drgnienie powiek mężczyzny.
Leniwie przesunęła palcami wzdłuż ramienia Barrosa, jego boku, uda – i z powrotem, tym razem zahaczając jeszcze o plecy. Z przyjemnością wsunęła rękę pod piżamkę Esa, by pogładzić jego nagą, rozgrzaną snem skórę.
– Wyspany? – spytała z łagodnym rozbawieniem, gdy jeszcze kilka chwil później powieki mężczyzny rozchyliły się lekko, jakby na próbę.
Przysunęła się bliżej i pocałowała go czule na dzień dobry, z premedytacją odraczając konieczność stawienia czoła nowemu dniowi. I mieszkaniu. Chyba przede wszystkim mieszkaniu.
Jo nie było tu już od bardzo dawna, jej zresztą też nie, cały apartament wciąż nosił jednak ślady ich wspólnego życia. Blanca nie pochowała w panice wspólnych zdjęć, nie pozbyła się wybieranych razem z mężem zdjęć krajobrazów zawieszonych na ścianie w sypialni, nie oddała mu też jednej z jego bluz – jej ulubionej, tej, którą swego czasu nosiła tak często. Mieszkanie nie pachniało już niczym innym jak specyficzną wonią zadbanego, ale opuszczonego miejsca, było też nienaturalnie puste – wszystkie rośliny trafiły pod opiekę Sam tuż przed wyprowadzką do Midgardu, podobnie jak spora kolekcja materiałów artystycznych, których Blanca nie planowała zabierać za sobą i akwarium z kolorowymi rybkami, niegdyś główna ozdoba salonu. Mimo tego Vargas wciąż czuła... Coś. Jakieś echa. Cień tych wszystkich chwil dzielonych z Jo, wspólnych radości i smutków.
Nie tęskniła za tamtym życiem – nie konkretnie za Jo, nie konkretnie za tym małżeństwem. To, co czuła, to raczej pragnienie tego poczucia bezpieczeństwa, które miała wtedy. Tej bliskości, czułości, tego wszystkiego, co...
Tego wszystkiego, co mogła – chciała – mieć z Esem. Co w zasadzie już miała, a co potrzebowała tylko podhodować trochę jak małe, puszyste zwierzątko. Znów przyzwyczaić się, znów okrzepnąć w tym, że było po prostu dobrze.
Z cichym sapnięciem wtuliła buzię w szyję Barrosa i, nim zdążyła się zastanowić, z zabawnym furkotem wydmuchała w delikatną skórę głęboki wdech powietrza.
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Sro 31 Sty - 14:32
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Część zmęczenia kontrontacjami z Lucasem i Camilą, jakie szybko wlało się w jego kości i zatruło szpik, rozmyło się, gdy wrócili do ciepłego, sympatycznego grona reszty rodziny Barrosa. Dopiero wtedy było dokładnie tak, jak powinno być od początku – ze swobodnie rzucanymi żartami, wzrokiem mogącym wędrować między każdym uczestnikiem przyjęcia i odpowiedziami na pytania, nad którymi Es nie musiał się zastanawiać, by nie powiedzieć czegoś, czym nie chciał się dzielić z bratem i byłą żoną. Było dobrze. Najlepiej. Nawet jeśli stracił część ochoty do tańca i pił z wujami już dużo ostrożniej niż wcześniej.
Do mieszkania Blanki zostali wyprawieni z wałówką z imprezy – Juliana osobiście nałożyła im więcej, niż prawdopodobnie byli w stanie zjeść przed wyjazdem z powrotem do Midgardu, ale ciotka upierała się, że nie mogą następnego ranka obudzić się z pustą lodówką. Nietrudno było zobaczyć w tym część jej zadowolenia z udanego prezentu w postaci nordyckiego amuletu, który od chwili rozpakowania dumnie nosiła na szyi.
Przechodząc przez próg mieszkania, o którym wiedział tylko tyle, że znajdowało się w Rio i kiedyś było wspólnym mieszkaniem Blanki i jej byłego, Es czuł się tylko trochę dziwnie. Trochę, bo jego myśli krążyły głównie wokół tego, by paść do łóżka i nie wstać przez najbliższy tysiąc lat – po kilkugodzinnym odroczeniu, zmęczenie i bolesność ciała w miejscach, w które trafił Lucas wróciły w dwójnasób, oczekując, że je wyleży. Przynajmniej wyleży, bo o wymaczaniu się w ciepłej wodzie chwilowo nie było co myśleć – zasnąłby jeszcze w wannie i się utopił. Albo obudził nad ranem w lodowatej kąpieli, cały pomarszczony. Szkoda by było.
Nie rozglądał się więc zbyt intensywnie. I tak niewiele by zobaczył, gdy tylko światła ulicznych lamp wsączające się przez okna nieco rozpraszały mrok. Zasnął, zanim przyłożył głowę do poduszki.
Dawno nie spał tak twardo, nie przebudzając się w ciągu nocy nawet na chwilę, by ponasłuchiwać i leżałby w tym stanie błogiej nieprzytomności jeszcze dłużej, gdyby nie nieustępliwość Blanki. Miękkie całusy i dotyk sunący przyjemnie po ociężałym ciele.
Wyspany?
Wymruczał coś niezrozumiałego z połową twarzy wciąż wciśniętą w poduszkę, wcale nie taki pewien, czy był gotowy na to, by zmagać się z kolejnym dniem. Raczej nie. Nawet buziak na dzień dobry nie wystarczył. Rozchylił na próbę powieki i zaraz je zamknął, przekonany że jednak zdecydowanie nie. Blanca niestety zdawała się nie podzielać jego braku entuzjazmu do życia, bo zaraz wcisnęła buzię w jego szyję i zrobiła mu to samo, co jeszcze poprzedniego dnia Es robił rodzinnym dzieciakom – z nieprzystojnym dźwiękiem, wibrującym w uchu jak wystrzał, wydmuchała mu w skórę haust powietrza, wyrywając z gardła mężczyzny niezadowolony, głośny jęk. Chichot Vargas z udanego ataku wywołał tylko kolejne dźwięki jego rozczarowania i żałości, a sam Barros zsunął się zaraz w dół łóżka, pod kołdrę i przytulił policzek do brzucha Blanki, ciasno obejmując jej odsłonięte uda. Tutaj nie mogła go sięgnąć ani robić dalszej krzywdy, za to on znalazł idealną pozycję, by wsunąć jedną z dłoni pod kusą koszulkę nocną i objąć pośladek. A potem zadrzeć ją trochę wyżej i tak samo wydmuchać powietrze w jej brzuch, przytrzymując mocniej, kiedy zaczęła się wić z piskiem.
Do mieszkania Blanki zostali wyprawieni z wałówką z imprezy – Juliana osobiście nałożyła im więcej, niż prawdopodobnie byli w stanie zjeść przed wyjazdem z powrotem do Midgardu, ale ciotka upierała się, że nie mogą następnego ranka obudzić się z pustą lodówką. Nietrudno było zobaczyć w tym część jej zadowolenia z udanego prezentu w postaci nordyckiego amuletu, który od chwili rozpakowania dumnie nosiła na szyi.
Przechodząc przez próg mieszkania, o którym wiedział tylko tyle, że znajdowało się w Rio i kiedyś było wspólnym mieszkaniem Blanki i jej byłego, Es czuł się tylko trochę dziwnie. Trochę, bo jego myśli krążyły głównie wokół tego, by paść do łóżka i nie wstać przez najbliższy tysiąc lat – po kilkugodzinnym odroczeniu, zmęczenie i bolesność ciała w miejscach, w które trafił Lucas wróciły w dwójnasób, oczekując, że je wyleży. Przynajmniej wyleży, bo o wymaczaniu się w ciepłej wodzie chwilowo nie było co myśleć – zasnąłby jeszcze w wannie i się utopił. Albo obudził nad ranem w lodowatej kąpieli, cały pomarszczony. Szkoda by było.
Nie rozglądał się więc zbyt intensywnie. I tak niewiele by zobaczył, gdy tylko światła ulicznych lamp wsączające się przez okna nieco rozpraszały mrok. Zasnął, zanim przyłożył głowę do poduszki.
Dawno nie spał tak twardo, nie przebudzając się w ciągu nocy nawet na chwilę, by ponasłuchiwać i leżałby w tym stanie błogiej nieprzytomności jeszcze dłużej, gdyby nie nieustępliwość Blanki. Miękkie całusy i dotyk sunący przyjemnie po ociężałym ciele.
Wyspany?
Wymruczał coś niezrozumiałego z połową twarzy wciąż wciśniętą w poduszkę, wcale nie taki pewien, czy był gotowy na to, by zmagać się z kolejnym dniem. Raczej nie. Nawet buziak na dzień dobry nie wystarczył. Rozchylił na próbę powieki i zaraz je zamknął, przekonany że jednak zdecydowanie nie. Blanca niestety zdawała się nie podzielać jego braku entuzjazmu do życia, bo zaraz wcisnęła buzię w jego szyję i zrobiła mu to samo, co jeszcze poprzedniego dnia Es robił rodzinnym dzieciakom – z nieprzystojnym dźwiękiem, wibrującym w uchu jak wystrzał, wydmuchała mu w skórę haust powietrza, wyrywając z gardła mężczyzny niezadowolony, głośny jęk. Chichot Vargas z udanego ataku wywołał tylko kolejne dźwięki jego rozczarowania i żałości, a sam Barros zsunął się zaraz w dół łóżka, pod kołdrę i przytulił policzek do brzucha Blanki, ciasno obejmując jej odsłonięte uda. Tutaj nie mogła go sięgnąć ani robić dalszej krzywdy, za to on znalazł idealną pozycję, by wsunąć jedną z dłoni pod kusą koszulkę nocną i objąć pośladek. A potem zadrzeć ją trochę wyżej i tak samo wydmuchać powietrze w jej brzuch, przytrzymując mocniej, kiedy zaczęła się wić z piskiem.
Blanca Vargas
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Sro 31 Sty - 15:22
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Es ją rozczulał. Nie było to pewnie coś, co chciałby od niej słyszeć – wątpiła, by potraktował to za komplement, ale fakt pozostawał faktem. Rozespany Barros był słodki i wręcz prosił się o to, by go przytulać, głaskać, by składać na jego policzkach słodkie całusy – i by bezczelnie wykorzystać jego tymczasową bezbronność. Chichotała w trakcie ataku i po nim, nie mogąc przestać – a teatralnie wręcz wyolbrzymiona żałość Esa wcale tego nie ułatwiała. Rozbawiona, spoglądała, jak mężczyzna zsuwa się pod kołdrę. Roześmiała się, gdy zaborczo objął jej uda i wtulił się w jej brzuch, zachichotała, gdy złapał ją za pośladek – i właśnie wtedy straciła czujność.
Ani się obejrzała, gdy Es wykorzystał sytuację, zadarł jej koszulkę i potraktował jej brzuch podobnie nielegancko jak ona wcześniej jego szyję. Pisnęła cicho i szarpnęła się w nieudolnej próbie uwolnienia się.
- Ej! – roześmiała się w głos, wierzgając energicznie i wijąc się szaleńczo. – Puszczaj!
W którymś momencie chichotała już tak długo i głośno, że śmiech zaczął odbijać jej się komiczną czkawką, a z oczu pociekły gorące, radosne łzy.
- Przestaaaań! – wykrztusiła, podkreślając protest głośnym czknięciem – i kolejnym atakiem chichotu, gdy mężczyzna, nic sobie nie robiąc z jej walki o życie, ponownie zafurkotał powietrzem na jej brzuchu.
Gdy skończył wreszcie się nad nią pastwić, była już czerwona na policzkach, zalana łzami szczęścia, a jej oddech – szybki i płytki – przypominał ten wyrzuconej na brzeg ryby. Przeturlała się na plecy, czknęła jeszcze ze dwa razy i pacnęła Esa lekko w czoło.
- Głupol – podsumowała ze śmiechem, z wyraźną czułością w głosie. – A wystarczyło powiedzieć, że już nie śpisz – zauważyła, choć, szczerze mówiąc, wcale nie była pewna, czy takie oświadczenie faktycznie by ją powstrzymało.
Raczej nie. Raczej chyba nie.
Poświęciła chwilę na odzyskanie oddechu. Wplotła palce we włosy mężczyzny i bawiła się nimi, rozplątując przy okazji co większe kołtunki, jednocześnie wodząc wzrokiem po wymalowanym na suficie sypialni niebie. Jasny granat usiany był niezliczonymi, mniejszymi i większymi jasnymi punktami mającymi oddawać gwiazdy, a gradient kolorów w tle upodabniał jeden fragment malunku do odległej mgławicy.
Pamiętała, że była strasznie szczęśliwa, gdy zobaczyła ten sufit po raz pierwszy – i że spędziła dobrą godzinę leżąc na łóżku i po prostu patrząc w jej własne, prywatne niebo.
Otarła ostatnie wilgotne ślady z policzków, przez chwilę chłodziła gorące rumieńce nieco zimniejszymi dłońmi i odetchnęła powoli. Przepona bolała ją ze śmiechu, podobnie jak policzki.
- Chodź tutaj – zamruczała wreszcie w pewnej chwili i wyciągnęła ręce w bardzo jasnym komunikacie. Tulanki i buziaki, dokładnie tego jej było teraz potrzeba.
Gdy tylko Barros znalazł się w jej zasięgu, pocałowała go miękko, leniwie, obejmując mocno i przytrzymując przy sobie.
- Dzień dobry – szepnęła cicho i uśmiechnęła się lekko.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio mogli spędzić poranek w ten sposób. Czy w ogóle mieli kiedyś taką okazję. Może w Meksyku – ale nawet tam było chyba inaczej. Bo hotel, bo milion rzeczy i spotkań, bo... Zawsze coś. Tu – tu było spokojniej. Ciszej i bardziej... Domowo? Może. Chyba. Chyba tak.
- Głodny? – spytała i przesunęła palcami wzdłuż kręgosłupa Esa, łaskocząc go delikatnie. – Juliana dała nam taką wyprawkę, że przynajmniej połowę zabierzemy jeszcze do Midgardu – roześmiała się.
Delikatnie przewędrowała dłonią śladem największych sińców mężczyzny, uważając, by nie naciskać ich zbyt mocno.
Poza jedzeniem ciotka zapakowała także solidną tubę maści z arniką i chyba też jakiś eliksir przyspieszający gojenie – czy Es chciał tego czy nie, Blanca zamierzała wysmarować go od góry do dołu, upewniając się, że żaden podbiegnięty krwią ślad nie pozostanie niezauważony.
No, może poza tymi zostawionymi przez Nika, jeśli Barros chciałby je zostawić. Uśmiechnęła się z rozbawieniem i z łobuzerskim uśmiechem musnęła kciukiem jeden z takich siniaków na szyi Esa.
Ani się obejrzała, gdy Es wykorzystał sytuację, zadarł jej koszulkę i potraktował jej brzuch podobnie nielegancko jak ona wcześniej jego szyję. Pisnęła cicho i szarpnęła się w nieudolnej próbie uwolnienia się.
- Ej! – roześmiała się w głos, wierzgając energicznie i wijąc się szaleńczo. – Puszczaj!
W którymś momencie chichotała już tak długo i głośno, że śmiech zaczął odbijać jej się komiczną czkawką, a z oczu pociekły gorące, radosne łzy.
- Przestaaaań! – wykrztusiła, podkreślając protest głośnym czknięciem – i kolejnym atakiem chichotu, gdy mężczyzna, nic sobie nie robiąc z jej walki o życie, ponownie zafurkotał powietrzem na jej brzuchu.
Gdy skończył wreszcie się nad nią pastwić, była już czerwona na policzkach, zalana łzami szczęścia, a jej oddech – szybki i płytki – przypominał ten wyrzuconej na brzeg ryby. Przeturlała się na plecy, czknęła jeszcze ze dwa razy i pacnęła Esa lekko w czoło.
- Głupol – podsumowała ze śmiechem, z wyraźną czułością w głosie. – A wystarczyło powiedzieć, że już nie śpisz – zauważyła, choć, szczerze mówiąc, wcale nie była pewna, czy takie oświadczenie faktycznie by ją powstrzymało.
Raczej nie. Raczej chyba nie.
Poświęciła chwilę na odzyskanie oddechu. Wplotła palce we włosy mężczyzny i bawiła się nimi, rozplątując przy okazji co większe kołtunki, jednocześnie wodząc wzrokiem po wymalowanym na suficie sypialni niebie. Jasny granat usiany był niezliczonymi, mniejszymi i większymi jasnymi punktami mającymi oddawać gwiazdy, a gradient kolorów w tle upodabniał jeden fragment malunku do odległej mgławicy.
Pamiętała, że była strasznie szczęśliwa, gdy zobaczyła ten sufit po raz pierwszy – i że spędziła dobrą godzinę leżąc na łóżku i po prostu patrząc w jej własne, prywatne niebo.
Otarła ostatnie wilgotne ślady z policzków, przez chwilę chłodziła gorące rumieńce nieco zimniejszymi dłońmi i odetchnęła powoli. Przepona bolała ją ze śmiechu, podobnie jak policzki.
- Chodź tutaj – zamruczała wreszcie w pewnej chwili i wyciągnęła ręce w bardzo jasnym komunikacie. Tulanki i buziaki, dokładnie tego jej było teraz potrzeba.
Gdy tylko Barros znalazł się w jej zasięgu, pocałowała go miękko, leniwie, obejmując mocno i przytrzymując przy sobie.
- Dzień dobry – szepnęła cicho i uśmiechnęła się lekko.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio mogli spędzić poranek w ten sposób. Czy w ogóle mieli kiedyś taką okazję. Może w Meksyku – ale nawet tam było chyba inaczej. Bo hotel, bo milion rzeczy i spotkań, bo... Zawsze coś. Tu – tu było spokojniej. Ciszej i bardziej... Domowo? Może. Chyba. Chyba tak.
- Głodny? – spytała i przesunęła palcami wzdłuż kręgosłupa Esa, łaskocząc go delikatnie. – Juliana dała nam taką wyprawkę, że przynajmniej połowę zabierzemy jeszcze do Midgardu – roześmiała się.
Delikatnie przewędrowała dłonią śladem największych sińców mężczyzny, uważając, by nie naciskać ich zbyt mocno.
Poza jedzeniem ciotka zapakowała także solidną tubę maści z arniką i chyba też jakiś eliksir przyspieszający gojenie – czy Es chciał tego czy nie, Blanca zamierzała wysmarować go od góry do dołu, upewniając się, że żaden podbiegnięty krwią ślad nie pozostanie niezauważony.
No, może poza tymi zostawionymi przez Nika, jeśli Barros chciałby je zostawić. Uśmiechnęła się z rozbawieniem i z łobuzerskim uśmiechem musnęła kciukiem jeden z takich siniaków na szyi Esa.
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Sro 31 Sty - 20:32
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Prośby Blanki nie wzruszały Barrosa – nie wzruszały go też jej piski i wicie, wywołując tylko mocniejszy uścisk oraz ciche powarkiwanie przed każdym kolejnym atakiem furkotania. Wybudzony przez kobietę w tak niegodny sposób odpłacał się pięknym za nadobne, uśmiechając się szeroko, gdy gdzieś w nieustający, brzmiący jak wietrzne dzwonki chichot, wdarło się czknięcie. A potem drugie, wyrywając z gardła Vargas dźwięk podobny do chrząkania małej świnki.
Jego mała, urocza świnka – na pewno by się wzruszyła, gdyby tak ją nazwał i w ogóle nie dostałby po głowie. Na pewno.
Coraz bardziej rozbudzony, Es nie puszczał próbujących wierzgnąć nóg Blanki, w przerwach od atakowania jej brzucha kąsając udo i bezczelnie obmacując tyłek schowany pod miękkimi figami. Chciał więcej takich pobudek – może niekoniecznie z pierdzeniem mu buzią w szyję, ale... Z tym. Uczuciem szczęścia i bezpieczeństwa, jakie mogło dać tylko przebywanie w tej samej przestrzeni z kochaną osobą.
Powinien jej w końcu powiedzieć.
Odnajdując w sobie wreszcie litość, gdy czknięcia zrobiły się tak częste, że nie był pewien, czy wciąż nabierała jeszcze powietrza, po prostu przytulił policzek do miejsca, które jeszcze przed momentem tak intensywnie napastował, przymykając oczy w półmroku pod kołdrą. Słyszał, jak Blanca pociągała lekko nosem i ocierała twarz, a potem uspokajała oddech, w który wciąż zakradało się okazjonalne, cichsze czknięcie. Chociaż obiektywnie rzecz biorąc nie było w tym dźwięku nic uroczego, w jakiś dziwny sposób go rozczulał, unosząc kąt ust w uśmiechu. Westchnął z przyjemnością, gdy oporządziwszy siebie, Vargas wsunęła mu palce w poczochrane snem włosy i zaczęła je powoli przeczesywać. Nawet delikatne szarpnięcia były miłe, zostawiały po sobie mrowienie skóry.
Usnąłby znowu, wtulony w jej ciepło i zapach, gdyby nie poprosiła, by przysunął się bliżej – mamrocząc coś niedookreślonego, powoli podniósł się na przedramionach i przeczołgał w górę ciała Blanki, odruchowo wsuwając jej kolano między uda, zanim objęła go i mocno przytrzymała.
Dzień dobry.
- Hej, skarbie – wymamrotał, delikatnie odsuwając jej z twarzy kilka rozczochranych kosmyków i przez chwilę gładząc kciukiem policzek.
- Jeszcze nie – odparł na pytanie o śniadanie, parskając mimowolnie, kiedy go załaskotała. - Mówiłem ci, że jestem ulubionym bratankiem – oznajmił z wyraźnym rozbawieniem i nutą czegoś, co mogło być tylko dumą. - A ty rysunkami gołych dup wskoczyłaś na miejsce... – zmarszczył na moment brwi, szukając w pamięci stosownego określenia. - Ulubionej partnerki tego bratanka – stwierdził wreszcie. - Mózgiem też. I poczuciem humoru. I dobrym sercem – dodał po chwili, pochylając się lekko i muskając jej nos końcówką własnego. Nie chciał przecież, by kiedykolwiek wzięła na serio fakt, że mógłby ją widzieć tylko przez pryzmat nieprzyzwoitej sztuki czy zachowania. Choć kiedyś doprowadzało go to do szału i było iskrą prowadzącą do rozniecenia przynajmniej kilku konfliktów, aktualnie bardzo doceniał tę konkretną cechę Blanki – rzecz w tym, że nie była to jedyna rzecz, jaką w niej lubił.
Czując dłonie sunące mu lekko po ciele, Es chwilowo odroczył plan ułożenia się na kobiecie całym swoim ciężarem i został tak jak był, wsparty na przedramionach po obu jej bokach, odchylając lekko głowę, gdy jej palce musnęły szyję. Łobuzerski uśmieszek, jaki rozciągnął ładnie wykrojone usta kobiety i rozjaśnił jej złote, iskrzycowe oczy, mógł mówić tylko o kłopotach.
- Coś cię bawi? – spytał, siląc się na niewinny ton, chociaż przecież doskonale wiedział, jakie ślady nosił na szyi. I w jakich okolicznościach je nabył. Pamiętał też, jak wrócił potem do mieszkania, utykając tylko troszkę i za zamkniętymi drzwiami oświadczył z rozbrajającą szczerością, że był łatwy.
Jego mała, urocza świnka – na pewno by się wzruszyła, gdyby tak ją nazwał i w ogóle nie dostałby po głowie. Na pewno.
Coraz bardziej rozbudzony, Es nie puszczał próbujących wierzgnąć nóg Blanki, w przerwach od atakowania jej brzucha kąsając udo i bezczelnie obmacując tyłek schowany pod miękkimi figami. Chciał więcej takich pobudek – może niekoniecznie z pierdzeniem mu buzią w szyję, ale... Z tym. Uczuciem szczęścia i bezpieczeństwa, jakie mogło dać tylko przebywanie w tej samej przestrzeni z kochaną osobą.
Powinien jej w końcu powiedzieć.
Odnajdując w sobie wreszcie litość, gdy czknięcia zrobiły się tak częste, że nie był pewien, czy wciąż nabierała jeszcze powietrza, po prostu przytulił policzek do miejsca, które jeszcze przed momentem tak intensywnie napastował, przymykając oczy w półmroku pod kołdrą. Słyszał, jak Blanca pociągała lekko nosem i ocierała twarz, a potem uspokajała oddech, w który wciąż zakradało się okazjonalne, cichsze czknięcie. Chociaż obiektywnie rzecz biorąc nie było w tym dźwięku nic uroczego, w jakiś dziwny sposób go rozczulał, unosząc kąt ust w uśmiechu. Westchnął z przyjemnością, gdy oporządziwszy siebie, Vargas wsunęła mu palce w poczochrane snem włosy i zaczęła je powoli przeczesywać. Nawet delikatne szarpnięcia były miłe, zostawiały po sobie mrowienie skóry.
Usnąłby znowu, wtulony w jej ciepło i zapach, gdyby nie poprosiła, by przysunął się bliżej – mamrocząc coś niedookreślonego, powoli podniósł się na przedramionach i przeczołgał w górę ciała Blanki, odruchowo wsuwając jej kolano między uda, zanim objęła go i mocno przytrzymała.
Dzień dobry.
- Hej, skarbie – wymamrotał, delikatnie odsuwając jej z twarzy kilka rozczochranych kosmyków i przez chwilę gładząc kciukiem policzek.
- Jeszcze nie – odparł na pytanie o śniadanie, parskając mimowolnie, kiedy go załaskotała. - Mówiłem ci, że jestem ulubionym bratankiem – oznajmił z wyraźnym rozbawieniem i nutą czegoś, co mogło być tylko dumą. - A ty rysunkami gołych dup wskoczyłaś na miejsce... – zmarszczył na moment brwi, szukając w pamięci stosownego określenia. - Ulubionej partnerki tego bratanka – stwierdził wreszcie. - Mózgiem też. I poczuciem humoru. I dobrym sercem – dodał po chwili, pochylając się lekko i muskając jej nos końcówką własnego. Nie chciał przecież, by kiedykolwiek wzięła na serio fakt, że mógłby ją widzieć tylko przez pryzmat nieprzyzwoitej sztuki czy zachowania. Choć kiedyś doprowadzało go to do szału i było iskrą prowadzącą do rozniecenia przynajmniej kilku konfliktów, aktualnie bardzo doceniał tę konkretną cechę Blanki – rzecz w tym, że nie była to jedyna rzecz, jaką w niej lubił.
Czując dłonie sunące mu lekko po ciele, Es chwilowo odroczył plan ułożenia się na kobiecie całym swoim ciężarem i został tak jak był, wsparty na przedramionach po obu jej bokach, odchylając lekko głowę, gdy jej palce musnęły szyję. Łobuzerski uśmieszek, jaki rozciągnął ładnie wykrojone usta kobiety i rozjaśnił jej złote, iskrzycowe oczy, mógł mówić tylko o kłopotach.
- Coś cię bawi? – spytał, siląc się na niewinny ton, chociaż przecież doskonale wiedział, jakie ślady nosił na szyi. I w jakich okolicznościach je nabył. Pamiętał też, jak wrócił potem do mieszkania, utykając tylko troszkę i za zamkniętymi drzwiami oświadczył z rozbrajającą szczerością, że był łatwy.
Blanca Vargas
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Sro 31 Sty - 21:13
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Tak. Tak było dobrze. Wiedziała, że ostatnio powtarza to proste stwierdzenie niemal na każdym kroku, w każdej chwili spędzanej z Esem, ale, bogowie, naprawdę tak było. Czuła się z nim dobrze. Czuła się szczęśliwa. I gdy już raz odważyła się to przyznać, z każdym kolejnym dniem, tygodniem, miesiącem tylko się w tym utwierdzała. Może nie zaczęli swojego związku najlepiej – w sensie ogólnie utartych norm – i może czasami trochę brakowało jej tych randek, na które nie chodzili i tego etapu ostrożnego zbliżania się do siebie, którego tak naprawdę nie mieli, ale nawet przy tym wszystkim nie miała absolutnie żadnych wątpliwości, że dokładnie tego chce. Takich emocji, takich czułości, takiego poczucia bezpieczeństwa – zwykłego, prostego, lekkiego szczęścia.
Roześmiana spoglądała mu w oczy, gładząc znajome ciało. Kochała go jak szalona. Do reszty straciła głowę – i to chyba znacznie wcześniej, niż gotowa była przyznać.
Powinna mu w końcu powiedzieć.
Parsknęła na te gołe dupy, na nową rolę, którą zdaniem Esa otrzymała od Juliany – i na całą listę kolejnych cech, które Barros wymienił z porażającym brakiem wahania. Mogła się śmiać, ale rumieńce znów oblewające jej policzki nieco mocniejszą czerwienią wyraźnie świadczyły o zadowoleniu z tej listy. Z tego, że Es widział w niej... Cóż, wszystko. Absolutnie wszystko, czym była. Większość dostrzegała w niej głównie ciało i pyskatość – nie, żeby nie dawała im ku temu podstaw. Nawet w instytucie, gdzie jej dokonania naukowe były przecież powszechnie znane, nierzadko spotykała się najpierw z mocno oceniającym spojrzeniem od góry do dołu, a dopiero potem – jeśli w ogóle – z zaproszeniem do rzeczowej, merytorycznej dyskusji. A przecież sama była z siebie tak cholernie dumna. Z tego, jak bystra była, ze wszystkich swoich publikacji, z tytuły doktora przed nazwiskiem.
Tak wyraźny dowód, że Es widział ją i że był z niej wyraźnie dumny sprawiał, że serce Blanki na moment gubiło swój zwyczajowy rytm.
Nagle zawstydzona, umknęła wzrokiem na moment, błądząc nim bez celu po piersi Barrosa.
- To świetnie – rzuciła z rozbawieniem, mimowolnie miętosząc brzeg koszulki Esa. - Bo gdybym miała zrobić ranking twoich bliskich, Juliana miałaby w nim solidne, pierwsze miejsce. Może ex aequo z Thiago... Chociaż mogłeś mi powiedzieć, w co się przemienia. Przez to, że nie wiedziałam, mógł – albo nie mógł – usłyszeć ode mnie... Różne rzeczy – przyznała nagle z zaskakującą szczerością, wspominając pamiętną wycieczkę do midgardzkiego zoo.
Ponownie spojrzała Esowi w oczy dopiero wtedy, gdy zwrócił uwagę na palce na jego szyi i łobuzerski uśmiech.
- Nie – odparła niewinnie, choć oczy mówiły zupełnie coś innego. - Absolutnie nie, kocie. Tak tylko... Podziwiam – roześmiała się i, pod wpływem chwili, uniosła się lekko na łokciach. Musnęła wargami ślad odbity na ciele Esa przez Nika, złożyła na nim niespieszny pocałunek. I kolejny, i jeszcze jeden, wędrując tą samą ścieżką, którą parę dni temu pokonywał Holt.
Po tym, jak Es wrócił do domu, nie mogła przestać się szczerzyć. Nie potrafiła nie chichotać na stwierdzenie, że jest łatwy – rzeczywiście, teraz już był – i na specyficzne, rozczulające oszołomienie wyraźnie widoczne w jego ciemnych oczach. Nie dopytywała wtedy o szczegóły – nie widziała powodu, dla którego miała to robić – ale o jedno zapytała.
Było fajnie, kocie?
Była wyraźnie usatysfakcjonowana, gdy zamiast ponownie wycofać się z zawstydzeniem, po ledwie chwili wahania przyznał, że rzeczywiście było. To potwierdzenie, wraz z wyobrażeniami, jakie pchały jej się do głowy nieproszone, budziły w Blance znajomy głód i wtedy – i teraz, gdy od niechcenia znów katalogowała ślady oczywistej przyjemności na skórze Barrosa.
Ze śmiechem opadła z powrotem na łóżko, przeciągając się i bez skrępowania prężąc pod mężczyzną jak rozleniwione kocię. Robiła tak już wcześniej, trudno było jednak nie opędzić się od wrażenia, że ostatnio podobne zachowania są u niej częstsze i jakby bardziej naturalne.
Raz wywołany, koci totem Blanki wyraźnie nigdzie się nie wybierał – a sama Vargas, zupełnie nieświadomie, zawierała z nim coraz ciaśniejsze więzi.
- Spotkasz się z nim jeszcze? – zapytała nagle z niczym więcej, jak zwyczajną ciekawością. - Z Nikiem – uściśliła, choć z pewnością nie musiała. Nie było nikogo innego, o kim mogłaby teraz mówić.
Musnęła opuszkami palców policzek Esa, jego dolną wargę. Przewędrowała przez szyję i kark z powrotem na plecy i boki mężczyzny, w którymś momencie śmiało podciągając trochę jego koszulkę, by odsłonić więcej nagiej skóry i pogładzić wyraźnie wyczuwalne krzywizny mięśni Barrosa.
Kochała go, ale, co ważniejsze – lubiła go. Podobnie jak wcześniej Es, Blanca też mogłaby od tak wymienić przynajmniej kilka rzeczy, które dostrzegała w Barrosie i które sprawiały, że chciała być obok. Ciało było jedną z nich – nie zamierzała tego ukrywać. Poza tym było jednak jeszcze dobre serce Esa, jego opiekuńczość, determinacja i pasja, gdy zajmował się czymś, co faktycznie go interesowało. Jego lojalność wobec bliskich, intensywność uczuć – jeśli decydował się ją pokazać – i umysł znacznie bardziej bystry niż twierdził sam Barros. Es miał wady, każdy je miał, ale żadna z nich nie była wystarczająca, by przeważyć wszystko, co było w nim dobre. Atrakcyjne. Cholernie pociągające.
Uśmiechnęła się miękko i śmiało podciągnęła koszulkę jeszcze wyżej, z wyraźnym zamiarem pozbycia się jej i odsłonięcia piersi mężczyzny. Blanca nie próbowałaby nawet wypierać się, jak bardzo ciągnie ją do Esa – że chce go niemal zawsze, że jego bliskość doprowadza ją do szaleństwa – ale teraz nawet nie o to chodziło. Tym razem chciała po prostu mieć go przy sobie. Chłonąc jego ciepło bez przeszkody w postaci materiału, przytulić się do nagiego ciała i sycić się jego zapachem, który już od pewnego czasu był dla niej synonimem bezpieczeństwa. Domu.
Midgardzie mieszkanie współdzielone z resztą zespołu nim nie było, nie było domem samo w sobie – ale skoro był tam Es, mogło nim być. Każde miejsce nadawałoby się tak samo, by uznać je za własne, dopóki byłaby w nim z Barrosem.
Roześmiana spoglądała mu w oczy, gładząc znajome ciało. Kochała go jak szalona. Do reszty straciła głowę – i to chyba znacznie wcześniej, niż gotowa była przyznać.
Powinna mu w końcu powiedzieć.
Parsknęła na te gołe dupy, na nową rolę, którą zdaniem Esa otrzymała od Juliany – i na całą listę kolejnych cech, które Barros wymienił z porażającym brakiem wahania. Mogła się śmiać, ale rumieńce znów oblewające jej policzki nieco mocniejszą czerwienią wyraźnie świadczyły o zadowoleniu z tej listy. Z tego, że Es widział w niej... Cóż, wszystko. Absolutnie wszystko, czym była. Większość dostrzegała w niej głównie ciało i pyskatość – nie, żeby nie dawała im ku temu podstaw. Nawet w instytucie, gdzie jej dokonania naukowe były przecież powszechnie znane, nierzadko spotykała się najpierw z mocno oceniającym spojrzeniem od góry do dołu, a dopiero potem – jeśli w ogóle – z zaproszeniem do rzeczowej, merytorycznej dyskusji. A przecież sama była z siebie tak cholernie dumna. Z tego, jak bystra była, ze wszystkich swoich publikacji, z tytuły doktora przed nazwiskiem.
Tak wyraźny dowód, że Es widział ją i że był z niej wyraźnie dumny sprawiał, że serce Blanki na moment gubiło swój zwyczajowy rytm.
Nagle zawstydzona, umknęła wzrokiem na moment, błądząc nim bez celu po piersi Barrosa.
- To świetnie – rzuciła z rozbawieniem, mimowolnie miętosząc brzeg koszulki Esa. - Bo gdybym miała zrobić ranking twoich bliskich, Juliana miałaby w nim solidne, pierwsze miejsce. Może ex aequo z Thiago... Chociaż mogłeś mi powiedzieć, w co się przemienia. Przez to, że nie wiedziałam, mógł – albo nie mógł – usłyszeć ode mnie... Różne rzeczy – przyznała nagle z zaskakującą szczerością, wspominając pamiętną wycieczkę do midgardzkiego zoo.
Ponownie spojrzała Esowi w oczy dopiero wtedy, gdy zwrócił uwagę na palce na jego szyi i łobuzerski uśmiech.
- Nie – odparła niewinnie, choć oczy mówiły zupełnie coś innego. - Absolutnie nie, kocie. Tak tylko... Podziwiam – roześmiała się i, pod wpływem chwili, uniosła się lekko na łokciach. Musnęła wargami ślad odbity na ciele Esa przez Nika, złożyła na nim niespieszny pocałunek. I kolejny, i jeszcze jeden, wędrując tą samą ścieżką, którą parę dni temu pokonywał Holt.
Po tym, jak Es wrócił do domu, nie mogła przestać się szczerzyć. Nie potrafiła nie chichotać na stwierdzenie, że jest łatwy – rzeczywiście, teraz już był – i na specyficzne, rozczulające oszołomienie wyraźnie widoczne w jego ciemnych oczach. Nie dopytywała wtedy o szczegóły – nie widziała powodu, dla którego miała to robić – ale o jedno zapytała.
Było fajnie, kocie?
Była wyraźnie usatysfakcjonowana, gdy zamiast ponownie wycofać się z zawstydzeniem, po ledwie chwili wahania przyznał, że rzeczywiście było. To potwierdzenie, wraz z wyobrażeniami, jakie pchały jej się do głowy nieproszone, budziły w Blance znajomy głód i wtedy – i teraz, gdy od niechcenia znów katalogowała ślady oczywistej przyjemności na skórze Barrosa.
Ze śmiechem opadła z powrotem na łóżko, przeciągając się i bez skrępowania prężąc pod mężczyzną jak rozleniwione kocię. Robiła tak już wcześniej, trudno było jednak nie opędzić się od wrażenia, że ostatnio podobne zachowania są u niej częstsze i jakby bardziej naturalne.
Raz wywołany, koci totem Blanki wyraźnie nigdzie się nie wybierał – a sama Vargas, zupełnie nieświadomie, zawierała z nim coraz ciaśniejsze więzi.
- Spotkasz się z nim jeszcze? – zapytała nagle z niczym więcej, jak zwyczajną ciekawością. - Z Nikiem – uściśliła, choć z pewnością nie musiała. Nie było nikogo innego, o kim mogłaby teraz mówić.
Musnęła opuszkami palców policzek Esa, jego dolną wargę. Przewędrowała przez szyję i kark z powrotem na plecy i boki mężczyzny, w którymś momencie śmiało podciągając trochę jego koszulkę, by odsłonić więcej nagiej skóry i pogładzić wyraźnie wyczuwalne krzywizny mięśni Barrosa.
Kochała go, ale, co ważniejsze – lubiła go. Podobnie jak wcześniej Es, Blanca też mogłaby od tak wymienić przynajmniej kilka rzeczy, które dostrzegała w Barrosie i które sprawiały, że chciała być obok. Ciało było jedną z nich – nie zamierzała tego ukrywać. Poza tym było jednak jeszcze dobre serce Esa, jego opiekuńczość, determinacja i pasja, gdy zajmował się czymś, co faktycznie go interesowało. Jego lojalność wobec bliskich, intensywność uczuć – jeśli decydował się ją pokazać – i umysł znacznie bardziej bystry niż twierdził sam Barros. Es miał wady, każdy je miał, ale żadna z nich nie była wystarczająca, by przeważyć wszystko, co było w nim dobre. Atrakcyjne. Cholernie pociągające.
Uśmiechnęła się miękko i śmiało podciągnęła koszulkę jeszcze wyżej, z wyraźnym zamiarem pozbycia się jej i odsłonięcia piersi mężczyzny. Blanca nie próbowałaby nawet wypierać się, jak bardzo ciągnie ją do Esa – że chce go niemal zawsze, że jego bliskość doprowadza ją do szaleństwa – ale teraz nawet nie o to chodziło. Tym razem chciała po prostu mieć go przy sobie. Chłonąc jego ciepło bez przeszkody w postaci materiału, przytulić się do nagiego ciała i sycić się jego zapachem, który już od pewnego czasu był dla niej synonimem bezpieczeństwa. Domu.
Midgardzie mieszkanie współdzielone z resztą zespołu nim nie było, nie było domem samo w sobie – ale skoro był tam Es, mogło nim być. Każde miejsce nadawałoby się tak samo, by uznać je za własne, dopóki byłaby w nim z Barrosem.
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Nie 4 Lut - 20:06
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Zauważył moment, w którym na policzkach Blanki pojawił się nieco ciemniejszy, karmazynowy odcień, a jej wzrok umknął na chwilę – rozczulało go to o wiele bardziej, niż był skłonny przyznać na głos. Uśmiechnął się tylko miękko, wspaniałomyślnie pozwalając kobiecie umknąć od tematu, zamiast wymieniać kolejne z jej cech, które lubił i jakie u innych powinny wywoływać sympatię względem niej.
- Różne rzeczy? – powtórzył za to z wyraźnym niezrozumieniem, gdy w swoim tworzeniu rankingu jego bliskich wspomniała coś na temat zwierzęcej formy wuja Thiago. Osobiście nie sądził, by wymienianie totemów wszystkich w jego rodzinie, którzy posiedli tą samą zdolność co on i wujostwo miało większy sens – w końcu Blanca i tak by wszystkiego nie spamiętała, a już tym bardziej nie połączyłaby informacji z odpowiednimi twarzami. Chociaż faktycznie mógł coś napomknąć, skoro o Julianie opowiadał tak dużo – ale ona w końcu naprawdę była jego ulubioną ciotką, a on jej ulubionym bratankiem.
Es osobiście uważał, że gdyby miała okazję spędzić z nią więcej czasu, Blanca polubiłaby jego matkę i umieściła ją gdzieś bliżej szczytu swojej listy – obie miały w sobie pasję do gwiazd, obie też były niezwykle ciepłymi kobietami, do których ludzie lgnęli, zanim zdążyli się zorientować, co właściwie robią. Obie też walczyły zawzięcie i z obnażonymi kłami, gdy ktoś naprawdę nadepnął im na odcisk.
Temat tak szybko jak się pojawił, tak szybko też przepłynął, kiedy Vargas pokręciła lekko głową, sygnalizując, że nie wyjaśni, co dokładnie miała na myśli, a sam Barros nie naciskał – nie wydawało się to być czymś, co absolutnie musiał usłyszeć. Każdy miał prawo do małych tajemnic.
Paradoksalnie wcześniejsze zawstydzenie kobiety schowało się znów gdzieś głęboko, gdy musnęła palcami ślady ust odbite na jego szyi i oznajmiła siląc się na niewinność, że po prostu sobie podziwia. Podziwia. Jasne. Es przewrócił oczami, przekrzywiając lekko głowę i nadstawiając się do pocałunków, kiedy Blanca podniosła się nieco na łokciach, sięgając jego szyi ustami. Mimowolnie zapamiętał umiejscowienie śladów, jakie zostawił na nim Nik, w ciągu dnia sięgając do nich czasem, gdy jakieś szczególnie wyraźne wspomnienie wybiło się gdzieś ponad codzienny szum – mimo całej lekkomyślności, jaką się wykazał, nie żałował ani przez chwilę. Teraz, zdając sobie sprawę, że Vargas podążyła jeśli nie tą samą, a bardzo podobną ścieżką, westchnął cicho, lekko zderzając się skronią o jej skroń i patrząc jak z radosnym śmiechem opadła znów na pościel, przeciągając się w sposób, który nie pozostawiał wiele dla wyobraźni.
Jakim cudem tyle miesięcy się jej opierał? Jak dawał radę nie przyglądać się jej z iskrami rozjaśniającymi ciemne oczy, tylko odwracał wzrok? Es uważał, że poprzedni on miał iście stalową wolę, albo był zwyczajnym idiotą. Obie te wersje były równie prawdopodobne.
Spotkasz się z nim jeszcze?
Spoglądał na wyraz twarzy Blanki, gdy musnęła palcami jego policzek i załaskotała dolną wargę – mimo pozwolenia, jakie wyraźnie mu dała i rozbawienia rozciągającego jej usta, kiedy przyznał, gdzie był i co robił, szukał śladów niezadowolenia. Wątpliwości. Chęci, by wycofać się ze swoich wcześniejszych słów. Leżała pod nim miękka, rozleniwiona. Bez śladu niepokojącej zmarszczki przecinającej czoło.
- Chciałbym – przyznał po chwili i zmrużył z przyjemnością oczy, czując palce sunące delikatnie po jego skórze. Uśmiechnął się lekko, gdy zadarła koszulkę, gładząc brzuch, który mimowolnie napiął się, a potem znów rozluźnił. - Jeśli on też będzie chciał. Wychodzi na to, że lubię, jak ktoś się mną rządzi – dodał, parskając krótko i próbując zignorować lekkie pieczenie tam, gdzie szkarłat na pewno wypełzł mu na policzki.
Wyczuwając bardziej stanowcze pociągnięcie brzegu koszulki, w której spał, wyprostował się na chwilę, pozwalając Blance zdjąć mu ją przez głowę, odsłaniając tors i jeszcze bardziej mierzwiąc mu włosy odgniecione od poduszki. Z powrotem pochylił się dopiero po chwili, wcześniej bez konkretnego celu gładząc dłonią bok kobiety i jej odsłonięte udo – to samo, na którym wyczuwał pod palcami bliznę.
Kiedy wrócił do niej, układając głowę na mostku, między miękkimi półkulami piersi odznaczającymi się pod nocną koszulką, westchnął cicho, przymykając oczy. Przez chwilę milczał, wsłuchując się tylko w równe, wyraźne bicie jej serca.
Bum. Bum.
- Właściwie... – podjął nagle, wsuwając dłonie pod plecy Vargas. - Może myślałem, żeby następnym razem wziąć cię ze sobą.
Może myślał o tym więcej niż raz. Może jak raz się pojawiła w mózgu pijanym przyjemnością, rozważał tę myśl przynajmniej kilkanaście razy w ciągu raptem kilku ostatnich dni, obracając ten pomysł w głowie jak jakąś wyjątkowo fascynującą zagadkę, szukając, czy gdzieś odczuwa dyskomfort. Czy myśl o podzieleniu się Blanką z kimś wywołuje w nim taki sam szał i gorącą falę zazdrości jak wcześniej. Zaskakująco... Nie odrzuciłby teraz tego pomysłu tak od razu.
- Różne rzeczy? – powtórzył za to z wyraźnym niezrozumieniem, gdy w swoim tworzeniu rankingu jego bliskich wspomniała coś na temat zwierzęcej formy wuja Thiago. Osobiście nie sądził, by wymienianie totemów wszystkich w jego rodzinie, którzy posiedli tą samą zdolność co on i wujostwo miało większy sens – w końcu Blanca i tak by wszystkiego nie spamiętała, a już tym bardziej nie połączyłaby informacji z odpowiednimi twarzami. Chociaż faktycznie mógł coś napomknąć, skoro o Julianie opowiadał tak dużo – ale ona w końcu naprawdę była jego ulubioną ciotką, a on jej ulubionym bratankiem.
Es osobiście uważał, że gdyby miała okazję spędzić z nią więcej czasu, Blanca polubiłaby jego matkę i umieściła ją gdzieś bliżej szczytu swojej listy – obie miały w sobie pasję do gwiazd, obie też były niezwykle ciepłymi kobietami, do których ludzie lgnęli, zanim zdążyli się zorientować, co właściwie robią. Obie też walczyły zawzięcie i z obnażonymi kłami, gdy ktoś naprawdę nadepnął im na odcisk.
Temat tak szybko jak się pojawił, tak szybko też przepłynął, kiedy Vargas pokręciła lekko głową, sygnalizując, że nie wyjaśni, co dokładnie miała na myśli, a sam Barros nie naciskał – nie wydawało się to być czymś, co absolutnie musiał usłyszeć. Każdy miał prawo do małych tajemnic.
Paradoksalnie wcześniejsze zawstydzenie kobiety schowało się znów gdzieś głęboko, gdy musnęła palcami ślady ust odbite na jego szyi i oznajmiła siląc się na niewinność, że po prostu sobie podziwia. Podziwia. Jasne. Es przewrócił oczami, przekrzywiając lekko głowę i nadstawiając się do pocałunków, kiedy Blanca podniosła się nieco na łokciach, sięgając jego szyi ustami. Mimowolnie zapamiętał umiejscowienie śladów, jakie zostawił na nim Nik, w ciągu dnia sięgając do nich czasem, gdy jakieś szczególnie wyraźne wspomnienie wybiło się gdzieś ponad codzienny szum – mimo całej lekkomyślności, jaką się wykazał, nie żałował ani przez chwilę. Teraz, zdając sobie sprawę, że Vargas podążyła jeśli nie tą samą, a bardzo podobną ścieżką, westchnął cicho, lekko zderzając się skronią o jej skroń i patrząc jak z radosnym śmiechem opadła znów na pościel, przeciągając się w sposób, który nie pozostawiał wiele dla wyobraźni.
Jakim cudem tyle miesięcy się jej opierał? Jak dawał radę nie przyglądać się jej z iskrami rozjaśniającymi ciemne oczy, tylko odwracał wzrok? Es uważał, że poprzedni on miał iście stalową wolę, albo był zwyczajnym idiotą. Obie te wersje były równie prawdopodobne.
Spotkasz się z nim jeszcze?
Spoglądał na wyraz twarzy Blanki, gdy musnęła palcami jego policzek i załaskotała dolną wargę – mimo pozwolenia, jakie wyraźnie mu dała i rozbawienia rozciągającego jej usta, kiedy przyznał, gdzie był i co robił, szukał śladów niezadowolenia. Wątpliwości. Chęci, by wycofać się ze swoich wcześniejszych słów. Leżała pod nim miękka, rozleniwiona. Bez śladu niepokojącej zmarszczki przecinającej czoło.
- Chciałbym – przyznał po chwili i zmrużył z przyjemnością oczy, czując palce sunące delikatnie po jego skórze. Uśmiechnął się lekko, gdy zadarła koszulkę, gładząc brzuch, który mimowolnie napiął się, a potem znów rozluźnił. - Jeśli on też będzie chciał. Wychodzi na to, że lubię, jak ktoś się mną rządzi – dodał, parskając krótko i próbując zignorować lekkie pieczenie tam, gdzie szkarłat na pewno wypełzł mu na policzki.
Wyczuwając bardziej stanowcze pociągnięcie brzegu koszulki, w której spał, wyprostował się na chwilę, pozwalając Blance zdjąć mu ją przez głowę, odsłaniając tors i jeszcze bardziej mierzwiąc mu włosy odgniecione od poduszki. Z powrotem pochylił się dopiero po chwili, wcześniej bez konkretnego celu gładząc dłonią bok kobiety i jej odsłonięte udo – to samo, na którym wyczuwał pod palcami bliznę.
Kiedy wrócił do niej, układając głowę na mostku, między miękkimi półkulami piersi odznaczającymi się pod nocną koszulką, westchnął cicho, przymykając oczy. Przez chwilę milczał, wsłuchując się tylko w równe, wyraźne bicie jej serca.
Bum. Bum.
- Właściwie... – podjął nagle, wsuwając dłonie pod plecy Vargas. - Może myślałem, żeby następnym razem wziąć cię ze sobą.
Może myślał o tym więcej niż raz. Może jak raz się pojawiła w mózgu pijanym przyjemnością, rozważał tę myśl przynajmniej kilkanaście razy w ciągu raptem kilku ostatnich dni, obracając ten pomysł w głowie jak jakąś wyjątkowo fascynującą zagadkę, szukając, czy gdzieś odczuwa dyskomfort. Czy myśl o podzieleniu się Blanką z kimś wywołuje w nim taki sam szał i gorącą falę zazdrości jak wcześniej. Zaskakująco... Nie odrzuciłby teraz tego pomysłu tak od razu.
Blanca Vargas
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Nie 4 Lut - 21:07
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Jeśli jeszcze rok temu ktoś powiedziałby jej, że będzie z Esem w takiej sytuacji – mając go, półnagiego, na wyciągnięcie ręki, nadstawiającego się do łagodnych pocałunków – popukałaby się w głowę. Gdyby przy tym ktoś dodał, że będą rozmawiać o tym, jak dobrze Barros bawił się z innym mężczyzną, Blanca zaśmiałaby się w głos i utwierdziła tylko w przekonaniu, że jej rozmówca jest niespełna rozumu. Bo Es rok temu przecież taki nie był. Nie był jej i już z pewnością nie był tak... Beztroski? Śmiały? Wyuzdany? Tamten Barros krzywił się przecież za każdym razem, gdy Blanca wracała do hotelu czy wynajmowanego mieszkania zbyt późno – i oceniał ją, bynajmniej nie korzystnie. W tamtym czasie myśl, że tak wiele jeszcze się zmieni, była czystą fantastyką.
A jednak teraz tu byli, blisko, pachnąc sobą nawzajem. Vargas nie zamieniłaby tego na nic innego. Nie było takiej rzeczy – takiej osoby – która mogłaby teraz zastąpić jej Esa. Blanca zawsze kochała gwałtownie, intensywnie i, nierzadko, znacznie szybciej niż powinna. Przy Barrosie odnosiła wrażenie, że to wszystko jest jeszcze bardziej.
Widziała moment, w którym zwykłe, cholernie satysfakcjonujące studiowanie jej ciała zmieniło się w dopatrywanie się… Czegoś. Pewnie niezadowolenia, dezaprobaty, czegokolwiek, co podważyłoby przyzwolenie, które przecież mu dała. Blanca nie była pewna, czy ta ostrożność – czujność – Esa to wynik szkolenia przez Camilę, czy może cecha, którą Barros miał już wcześniej sam w sobie. Obie opcje były prawdopodobne. Niezależnie jednak, skąd mu się to brało, mężczyzna wyraźnie podświadomie spodziewał się podstępu, jakiejś pułapki w którą, być może, wpadał właśnie jak ostatni głupiec.
Nie było pułapki, nie było podstępów, a pytanie Blanki wynikało z niczego więcej jak zwykłej, niepodszytej żadnym drugim dnem ciekawości. Lubiła patrzeć na Esa, gdy było mu dobrze. Lubiła spoglądać, jak pozwalał sobie, krok za krokiem, wyjść ze sztywnych ram, jakie sam sobie narzucił – i jak bardzo go to zmienia.
Chciałbym.
Uśmiechnęła się, zadowolona. Tego właśnie dla niego chciała. Tego, by potrafił sam przed sobą przyznać, czego pragnął – nawet, jeśli nie współgrało to z oczekiwaniami, jakie miał wobec niego ktoś inny. Jeśli przy tym potrafiłby – tak jak teraz – dzielić się swoimi tęsknotami z kimś innym, z nią, to tylko dodatkowy plus.
Lubię, jak ktoś się mną rządzi.
Roześmiała się i miękko pogładziła zaczerwieniony policzek mężczyzny.
- To świetnie. Zresztą, nie jestem szczególnie zaskoczona. Nik rządzi się cholernie dobrze – przyznała bez skrępowania. Es wiedział już przecież, że znała Holta, i że ich wspólne wieczory zaraz po przyjeździe badaczy do Midgardu były... Cóż, dosyć oczywiste w swoich założeniach.
- Jeśli potrzebowałeś kogoś, by ci to pokazał, nie dziwię się, że zrobił to akurat Holt – przyznała z rozbawieniem. - Poza nim potrafiłabym to pewnie tylko ja – dodała z teatralnie przesadzoną pewnością siebie.
Z wyraźną przyjemnością pozbyła się koszulki Esa i przez chwilę patrzyła po prostu na znajome ciało mężczyzny – i na jego dłoń gładzącą ją po boku i udzie. Gdy jej policzki i dekolt znów zaróżowiły się nieco, rumieńce miały zupełnie inny charakter niż te, które piekły ją jeszcze przed chwilę.
Westchnęła cicho, gdy Barros ułożył się na niej i przytuliła go mocno. Wznowiła wędrówkę dłoni wzdłuż karku i pleców mężczyzny, tym razem nieskrępowana żadnym niepotrzebnym materiałem. Ucałowała go miękko w czubek głowy i przymknęła oczy, uśmiechając się przelotnie, gdy Es wsunął jej ręce pod plecy.
Może myślałem, żeby następnym razem wziąć cię ze sobą.
Drgnęła lekko i rozchyliła powieki, spoglądając na Esa z rozbawieniem.
- A po co? – spytała z radosną bezczelnością, zaczepnie drapiąc mężczyznę po plecach – i jednocześnie dusząc głębokie westchnienie.
Chciałaby. Oczywiście, że tak. Sama myśl, by poza Barrosem mieć kogoś jeszcze, sprawiała, że jej serce na moment gubiło rytm – szczególnie, jeśli tym kimś był Nik. Zapytana, Blanca nie zapierałaby się, szczerze przyznając, że z Holtem zawsze było jej cholernie dobrze – i że mężczyzna był dla niej szalenie atrakcyjny. Chcąc być zupełnie szczerą, być może musiałaby przyznać, że blondyn byłby jednym z pierwszych, do którego by poszła – gdyby tylko mogła, gdyby nie obiecała Esowi, że będzie tylko jego.
Teraz, gdy okazywało się, że Barros zaczął rozważać dodanie jej do tego równania, jakie tworzyli z Nikiem, Blanca wciąż droczyła się – boleśnie świadoma jednak gorąca, jakie ochoczo rozlało jej się w podbrzuszu na tylko kilka pierwszych obrazków, jakie śmignęły jej przed oczami.
A jednak teraz tu byli, blisko, pachnąc sobą nawzajem. Vargas nie zamieniłaby tego na nic innego. Nie było takiej rzeczy – takiej osoby – która mogłaby teraz zastąpić jej Esa. Blanca zawsze kochała gwałtownie, intensywnie i, nierzadko, znacznie szybciej niż powinna. Przy Barrosie odnosiła wrażenie, że to wszystko jest jeszcze bardziej.
Widziała moment, w którym zwykłe, cholernie satysfakcjonujące studiowanie jej ciała zmieniło się w dopatrywanie się… Czegoś. Pewnie niezadowolenia, dezaprobaty, czegokolwiek, co podważyłoby przyzwolenie, które przecież mu dała. Blanca nie była pewna, czy ta ostrożność – czujność – Esa to wynik szkolenia przez Camilę, czy może cecha, którą Barros miał już wcześniej sam w sobie. Obie opcje były prawdopodobne. Niezależnie jednak, skąd mu się to brało, mężczyzna wyraźnie podświadomie spodziewał się podstępu, jakiejś pułapki w którą, być może, wpadał właśnie jak ostatni głupiec.
Nie było pułapki, nie było podstępów, a pytanie Blanki wynikało z niczego więcej jak zwykłej, niepodszytej żadnym drugim dnem ciekawości. Lubiła patrzeć na Esa, gdy było mu dobrze. Lubiła spoglądać, jak pozwalał sobie, krok za krokiem, wyjść ze sztywnych ram, jakie sam sobie narzucił – i jak bardzo go to zmienia.
Chciałbym.
Uśmiechnęła się, zadowolona. Tego właśnie dla niego chciała. Tego, by potrafił sam przed sobą przyznać, czego pragnął – nawet, jeśli nie współgrało to z oczekiwaniami, jakie miał wobec niego ktoś inny. Jeśli przy tym potrafiłby – tak jak teraz – dzielić się swoimi tęsknotami z kimś innym, z nią, to tylko dodatkowy plus.
Lubię, jak ktoś się mną rządzi.
Roześmiała się i miękko pogładziła zaczerwieniony policzek mężczyzny.
- To świetnie. Zresztą, nie jestem szczególnie zaskoczona. Nik rządzi się cholernie dobrze – przyznała bez skrępowania. Es wiedział już przecież, że znała Holta, i że ich wspólne wieczory zaraz po przyjeździe badaczy do Midgardu były... Cóż, dosyć oczywiste w swoich założeniach.
- Jeśli potrzebowałeś kogoś, by ci to pokazał, nie dziwię się, że zrobił to akurat Holt – przyznała z rozbawieniem. - Poza nim potrafiłabym to pewnie tylko ja – dodała z teatralnie przesadzoną pewnością siebie.
Z wyraźną przyjemnością pozbyła się koszulki Esa i przez chwilę patrzyła po prostu na znajome ciało mężczyzny – i na jego dłoń gładzącą ją po boku i udzie. Gdy jej policzki i dekolt znów zaróżowiły się nieco, rumieńce miały zupełnie inny charakter niż te, które piekły ją jeszcze przed chwilę.
Westchnęła cicho, gdy Barros ułożył się na niej i przytuliła go mocno. Wznowiła wędrówkę dłoni wzdłuż karku i pleców mężczyzny, tym razem nieskrępowana żadnym niepotrzebnym materiałem. Ucałowała go miękko w czubek głowy i przymknęła oczy, uśmiechając się przelotnie, gdy Es wsunął jej ręce pod plecy.
Może myślałem, żeby następnym razem wziąć cię ze sobą.
Drgnęła lekko i rozchyliła powieki, spoglądając na Esa z rozbawieniem.
- A po co? – spytała z radosną bezczelnością, zaczepnie drapiąc mężczyznę po plecach – i jednocześnie dusząc głębokie westchnienie.
Chciałaby. Oczywiście, że tak. Sama myśl, by poza Barrosem mieć kogoś jeszcze, sprawiała, że jej serce na moment gubiło rytm – szczególnie, jeśli tym kimś był Nik. Zapytana, Blanca nie zapierałaby się, szczerze przyznając, że z Holtem zawsze było jej cholernie dobrze – i że mężczyzna był dla niej szalenie atrakcyjny. Chcąc być zupełnie szczerą, być może musiałaby przyznać, że blondyn byłby jednym z pierwszych, do którego by poszła – gdyby tylko mogła, gdyby nie obiecała Esowi, że będzie tylko jego.
Teraz, gdy okazywało się, że Barros zaczął rozważać dodanie jej do tego równania, jakie tworzyli z Nikiem, Blanca wciąż droczyła się – boleśnie świadoma jednak gorąca, jakie ochoczo rozlało jej się w podbrzuszu na tylko kilka pierwszych obrazków, jakie śmignęły jej przed oczami.
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Pon 5 Lut - 19:55
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Sposób, w jaki jego ciało rozluźniało się w obecności Blanki, a niespokojne myśli cichły, łatwiej układając się w zgrabne klocki, stanowił dla Esa coś pokroju małego cudu. Kiedy już pozwolił się kobiecie zbliżyć po długich miesiącach, w których bezczelnie od czasu do czasu próbowała zaciągnąć go do łóżka i wykorzystać jak pierwszego lepszego kolesia o ładnej buzi, nagle przekonywał się, jak bardzo była mu niezbędna – jak łatwo dopasowała się do jego ostrych krawędzi i ostrożnie je stępiała. Słowami. Zapewnieniami, które pozwalały zrzucić z rąk ciężki balast starych przekonań. Cierpliwością mimo całej swojej wrodzonej pyskatości.
Chociaż wciąż wzburzała mu krew w żyłach, robiła to w zupełnie inny sposób.
Barros sprzed roku powiedziałby, że robi się przy niej bezbronny, słaby i że cała ta słodycz musi się kiedyś skończyć, a wtedy zostanie zraniony. Głębiej i bardziej boleśnie niż dała radę zrobić to Camila, bo przy niej stracił nadzieję na długo, zanim ich związek oficjalnie się skończył – z Blanką zaczął znowu wierzyć, że przyszłość jeszcze się przed nim nie zamknęła. Że wciąż miał czas, by coś zmienić, zacząć od nowa. To było dobre uczucie.
Podobnie jak i wspólny śmiech, czy pełna rozbawienia rozmowa na temat osoby, z którą przypadkiem przespali się oboje. Jakieś delikatne ukłucie podsunęło Esowi kompletnie niepotrzebną myśl, że gdyby wiedział o znajomości Blanki i Nika, chyba nie pozwoliłby mu... Bzdura. To właśnie ich podobieństwo w beztroskim podejściu do pewnych spraw ułatwiło przyznanie się, czego tak naprawdę chciał i wyciągnięcie po to ręki.
- Ty? – powtórzył, gdy Vargas ściągała z niego koszulkę. - Wybacz skarbie, ale galeria się nie liczy – dodał, bezczelnie błyskając zębami w drapieżnym uśmiechu. - Będziesz musiała się bardziej postarać.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli kobieta nie odebrała tego jak szczucia, którym w założeniu były jego słowa, to przynajmniej wezmą ją pod włos, w najlepszym wypadku motywując do działania – udowodnienia, że ta niewiara w jej możliwości nie powinna mieć miejsca. Na to właśnie liczył. Na razie jednak odpuścił tematowi, zostawiając z nim Blankę do późniejszego rozważenia.
Było zbyt wcześnie, a on był wciąż obolały po poprzednim dniu, chociaż odruchowo starał się tego nie pokazywać - stawiał się napięciu mięśni i tkliwej skórze, aż wreszcie po cichu skapitulował, układając się na Vargas całym swoim ciężarem. Ramię, w które Lucas trafnie ugodził zaklęciem, podziękowało mu za to, przestając coraz nachalniej pulsować i powoli wyciszając ból. Westchnął cicho, czując miękki pocałunek przyciśnięty gdzieś między poskręcanymi kosmykami i odruchowo podwinął pod siebie nieco nogi, jakby potrzebował stać się mniejszy.
Gdzieś w rozkosznym rozleniwieniu, które do niego wróciło między delikatnymi muśnięciami dłoni na plecach, podzielił się myślami, jakie kiedyś uznałby za absolutnie skandaliczne, a Blanca – jak to Blanca – bezczelnie odbiła piłeczkę, udając, że wcale nie wiedziała, co tak naprawdę miał na myśli. Zdradzał ją jednak nagle przyspieszony, ciężki pęd serca, który słyszał z uchem przyciśniętym do mostka kobiety - Bu-bum. Bu-bum.
Powstrzymując się, by na jej A po co? odruchowo nie odpowiedzieć A po jajco, uniósł nieco głowę - tylko na tyle, by zaczepnie przesunąć szorstkim od zarostu podbródkiem po miękkiej skórze nad dekoltem koszulki. Wcale nie chciał uciekać od dłoni tak miękko i przyjemnie gładzących jego skórę.
- Wiesz... – zaczął, pod tym dziwnym kątem przyglądając się delikatnej twarzy astronomki na tyle, na ile był w stanie. - On nie ma aparatu – oznajmił, jakby to tłumaczyło wszystko i wysuwając jedną z dłoni spod pleców Blanki, lekko odgarniając parę ciemnych kosmyków, które opadły jej na czoło. - Mógłbym pożyczyć twój, ale ktoś powinien go obsługiwać. Widziałaś, że różnie to wychodzi samemu. W trakcie.
Może Es mówił spokojnie, siląc się jeszcze na jakąś niewinność, ale zdradzał go uśmiech, w którym błysnęły zęby, zanim znów pochylił głowę, powoli, z wyraźnym rozleniwieniem przyciskając pocałunki do jej ciała przez materiał nocnej koszulki tam, dokąd sięgał nie ruszając się za daleko.
- Mogłabyś się wyżyć artystycznie – kontynuował po chwili, w pełni świadom doboru słów. - Zbierać zdjęcia na wystawę.
Zsunął wolną dłoń wzdłuż jej ciała, bawiąc się brzegiem koszulki, obracając w palcach koronkę, którą była obszyta.
- A jakby ci się znudziło, mogłabyś dołączyć. Chyba... Chyba nie zagryzłbym Nika, gdybym też tam był. Tak sądzę – wzruszył lekko ramieniem, kolejny pocałunek przyciskając do centrum jej mostka, tam gdzie po skórą dało się wyczuć bijące serce.
Chociaż wciąż wzburzała mu krew w żyłach, robiła to w zupełnie inny sposób.
Barros sprzed roku powiedziałby, że robi się przy niej bezbronny, słaby i że cała ta słodycz musi się kiedyś skończyć, a wtedy zostanie zraniony. Głębiej i bardziej boleśnie niż dała radę zrobić to Camila, bo przy niej stracił nadzieję na długo, zanim ich związek oficjalnie się skończył – z Blanką zaczął znowu wierzyć, że przyszłość jeszcze się przed nim nie zamknęła. Że wciąż miał czas, by coś zmienić, zacząć od nowa. To było dobre uczucie.
Podobnie jak i wspólny śmiech, czy pełna rozbawienia rozmowa na temat osoby, z którą przypadkiem przespali się oboje. Jakieś delikatne ukłucie podsunęło Esowi kompletnie niepotrzebną myśl, że gdyby wiedział o znajomości Blanki i Nika, chyba nie pozwoliłby mu... Bzdura. To właśnie ich podobieństwo w beztroskim podejściu do pewnych spraw ułatwiło przyznanie się, czego tak naprawdę chciał i wyciągnięcie po to ręki.
- Ty? – powtórzył, gdy Vargas ściągała z niego koszulkę. - Wybacz skarbie, ale galeria się nie liczy – dodał, bezczelnie błyskając zębami w drapieżnym uśmiechu. - Będziesz musiała się bardziej postarać.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli kobieta nie odebrała tego jak szczucia, którym w założeniu były jego słowa, to przynajmniej wezmą ją pod włos, w najlepszym wypadku motywując do działania – udowodnienia, że ta niewiara w jej możliwości nie powinna mieć miejsca. Na to właśnie liczył. Na razie jednak odpuścił tematowi, zostawiając z nim Blankę do późniejszego rozważenia.
Było zbyt wcześnie, a on był wciąż obolały po poprzednim dniu, chociaż odruchowo starał się tego nie pokazywać - stawiał się napięciu mięśni i tkliwej skórze, aż wreszcie po cichu skapitulował, układając się na Vargas całym swoim ciężarem. Ramię, w które Lucas trafnie ugodził zaklęciem, podziękowało mu za to, przestając coraz nachalniej pulsować i powoli wyciszając ból. Westchnął cicho, czując miękki pocałunek przyciśnięty gdzieś między poskręcanymi kosmykami i odruchowo podwinął pod siebie nieco nogi, jakby potrzebował stać się mniejszy.
Gdzieś w rozkosznym rozleniwieniu, które do niego wróciło między delikatnymi muśnięciami dłoni na plecach, podzielił się myślami, jakie kiedyś uznałby za absolutnie skandaliczne, a Blanca – jak to Blanca – bezczelnie odbiła piłeczkę, udając, że wcale nie wiedziała, co tak naprawdę miał na myśli. Zdradzał ją jednak nagle przyspieszony, ciężki pęd serca, który słyszał z uchem przyciśniętym do mostka kobiety - Bu-bum. Bu-bum.
Powstrzymując się, by na jej A po co? odruchowo nie odpowiedzieć A po jajco, uniósł nieco głowę - tylko na tyle, by zaczepnie przesunąć szorstkim od zarostu podbródkiem po miękkiej skórze nad dekoltem koszulki. Wcale nie chciał uciekać od dłoni tak miękko i przyjemnie gładzących jego skórę.
- Wiesz... – zaczął, pod tym dziwnym kątem przyglądając się delikatnej twarzy astronomki na tyle, na ile był w stanie. - On nie ma aparatu – oznajmił, jakby to tłumaczyło wszystko i wysuwając jedną z dłoni spod pleców Blanki, lekko odgarniając parę ciemnych kosmyków, które opadły jej na czoło. - Mógłbym pożyczyć twój, ale ktoś powinien go obsługiwać. Widziałaś, że różnie to wychodzi samemu. W trakcie.
Może Es mówił spokojnie, siląc się jeszcze na jakąś niewinność, ale zdradzał go uśmiech, w którym błysnęły zęby, zanim znów pochylił głowę, powoli, z wyraźnym rozleniwieniem przyciskając pocałunki do jej ciała przez materiał nocnej koszulki tam, dokąd sięgał nie ruszając się za daleko.
- Mogłabyś się wyżyć artystycznie – kontynuował po chwili, w pełni świadom doboru słów. - Zbierać zdjęcia na wystawę.
Zsunął wolną dłoń wzdłuż jej ciała, bawiąc się brzegiem koszulki, obracając w palcach koronkę, którą była obszyta.
- A jakby ci się znudziło, mogłabyś dołączyć. Chyba... Chyba nie zagryzłbym Nika, gdybym też tam był. Tak sądzę – wzruszył lekko ramieniem, kolejny pocałunek przyciskając do centrum jej mostka, tam gdzie po skórą dało się wyczuć bijące serce.
Blanca Vargas
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Pon 5 Lut - 20:34
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Jeśli planowała pyskować – a z pewnością planowała – zamiary te przegrały z konkurencją w postaci prędko nasuwających się obrazków, co i jak mogłaby zrobić, żeby udowodnić Esowi, że się mylił. Blanca nie była głupia, doskonale wiedziała, że dokładnie taką reakcję chciał wywołać – że rzucał jej wyzwanie – ale wyjątkowo nie miała problemu by tańczyć tak, jak jej grał. Wspomnienie galerii budziło w niej bardzo różne rzeczy, podobnie jak myśl, na jak wiele – być może – Barros był gotów jej pozwolić. Bardzo wiele różnych rzeczy, mówienie o których chyba nawet ją chwilowo zawstydzało.
Finalnie sapnęła więc tylko w teatralnym wyrazie urażonej dumy, dając się udobruchać dopiero, gdy Es ułożył się na niej wygodnie. Lubiła jego ciężar na swoim ciele nawet, jeśli na dłuższą metę nie było to szczególnie wygodne. Lubiła mieć go tak blisko, móc gładzić jego plecy i czuć ciepło przesączające się przez cienki materiał koszulki.
Wybitnie zadowolona ze swojego cudownie niewinnego pytania, z rozbawieniem spoglądała, jak Es poruszył się nieco, by wesprzeć się brodą o jej dekolt. Wciąż bawiła się jego włosami, co dłuższe kosmyki owijając sobie na palcach jak na lokówce – i wciąż też sięgała dalej, przez kark i plecy, tak daleko jak mogła w aktualnej pozycji.
On nie ma aparatu.
Uniosła brwi znacząco, kąciki ust drgały jej w rozbawieniu na wyjaśnienia Barrosa. Mimowolnie otarła się lekko policzkiem o dłoń Esa, gdy odgarniał jej kosmyki z czoła.
- Hej, za takie usługi akurat się płaci – zauważyła bezczelnie i zdławiła ciche westchnienie na pierwszy pocałunek. - A ja nie należę do najtańszych – podkreśliła i przygryzła wargę lekko.
O dziwo, to nawet nie była przesada. Blanca wprawdzie wciąż zbierała dopiero swoje portfolio, stąd ceny miała nieco niższe niż konkurencja – ale tylko, jeśli za konkurencję uznać tych naprawdę wybitnych i znanych artystów. Vargas od początku nie planowała sztucznie zaniżać cen za swoje usługi tylko dlatego, że była początkująca. To, że nie była wychwalana na całym świecie niczym przecież nie umniejszało jej talentowi. Jeśli ktoś więc pragnął aktu – obrazu czy zdjęcia, albo całej serii jednych czy drugich – Blanca była chętna go stworzyć, jednak tylko wtedy, gdy klient był gotowy zapłacić tyle, ile oczekiwała.
O dziwo, płacili.
Gdy Es zaczął bawić się brzegiem koszulki, Vargas mimowolnie wciągnęła powietrze nieco głębiej, nieco zachłanniej. Bogowie, była cholernie łatwa.
A jakby ci się znudziło, mogłabyś dołączyć.
Roześmiała się, nie starając się jednak ukryć, że ta akurat propozycja jej się podobała. Bardzo. Że obrazki jej z Esem i Nikiem nabierały kolorów, a wraz z nimi czerwieniały także jej policzki.
Przytrzymała mężczyznę przy sobie, gdy ucałował jej mostek. Wplotła całą dłoń w jego włosy, przez chwilę nie pozwoliła mu się cofnąć, rokoszując się jego bliskością.
- Może doszlibyśmy do porozumienia – przyznała łaskawie, wciąż jeszcze niespecjalnie gotowa, by złożyć broń. To nic, że jej ciało ją zdradzało. To nic, że naprawdę nie miała większych szans, by oszukać Esa – by naprawdę uwierzył jej, że się zastanawia. Że nie jest pewna.
Barros znał ją na tyle dobrze, by być doskonale świadomym, że na pierwsze takie zaproszenie rzuciłaby niemal wszystko, czym mogłaby się w danym momencie zajmować. Nie musiał wiedzieć dokładnie, jak dobrze było Blance z Nikiem, gdy spotkali się po raz pierwszy, a potem drugi, trzeci, kolejne. Nie musiała mu mówić, że wtedy, na początku pobytu w Midgardzie, Holt zapewniał jej odskocznię, bez której byłoby jej dużo trudniej. I że teraz myśl, że mogłaby mieć naraz mężczyznę, którego kocha i drugiego, którego wciąż pożąda, rozpalała ją jak na pstryknięcie palców – tego też nie musiała mówić.
Była prosta. Miała bardzo proste potrzeby i bardzo nieprzyzwoity umysł.
- Może mogłabym się zgodzić na taką wymianę – brnęła więc śmiało i uniosła się lekko na łokciu. - Może. Wszystko zależy od tego, co tak naprawdę moglibyście mi pokazać… I co tak naprawdę moglibyście mi dać – podsumowała i uśmiechnęła się łobuzersko.
Złapała Esa lekko za szyję tuż pod żuchwą i przyciągnęła do siebie, zamykając mu usta niespiesznym, słodkim pocałunkiem.
Finalnie sapnęła więc tylko w teatralnym wyrazie urażonej dumy, dając się udobruchać dopiero, gdy Es ułożył się na niej wygodnie. Lubiła jego ciężar na swoim ciele nawet, jeśli na dłuższą metę nie było to szczególnie wygodne. Lubiła mieć go tak blisko, móc gładzić jego plecy i czuć ciepło przesączające się przez cienki materiał koszulki.
Wybitnie zadowolona ze swojego cudownie niewinnego pytania, z rozbawieniem spoglądała, jak Es poruszył się nieco, by wesprzeć się brodą o jej dekolt. Wciąż bawiła się jego włosami, co dłuższe kosmyki owijając sobie na palcach jak na lokówce – i wciąż też sięgała dalej, przez kark i plecy, tak daleko jak mogła w aktualnej pozycji.
On nie ma aparatu.
Uniosła brwi znacząco, kąciki ust drgały jej w rozbawieniu na wyjaśnienia Barrosa. Mimowolnie otarła się lekko policzkiem o dłoń Esa, gdy odgarniał jej kosmyki z czoła.
- Hej, za takie usługi akurat się płaci – zauważyła bezczelnie i zdławiła ciche westchnienie na pierwszy pocałunek. - A ja nie należę do najtańszych – podkreśliła i przygryzła wargę lekko.
O dziwo, to nawet nie była przesada. Blanca wprawdzie wciąż zbierała dopiero swoje portfolio, stąd ceny miała nieco niższe niż konkurencja – ale tylko, jeśli za konkurencję uznać tych naprawdę wybitnych i znanych artystów. Vargas od początku nie planowała sztucznie zaniżać cen za swoje usługi tylko dlatego, że była początkująca. To, że nie była wychwalana na całym świecie niczym przecież nie umniejszało jej talentowi. Jeśli ktoś więc pragnął aktu – obrazu czy zdjęcia, albo całej serii jednych czy drugich – Blanca była chętna go stworzyć, jednak tylko wtedy, gdy klient był gotowy zapłacić tyle, ile oczekiwała.
O dziwo, płacili.
Gdy Es zaczął bawić się brzegiem koszulki, Vargas mimowolnie wciągnęła powietrze nieco głębiej, nieco zachłanniej. Bogowie, była cholernie łatwa.
A jakby ci się znudziło, mogłabyś dołączyć.
Roześmiała się, nie starając się jednak ukryć, że ta akurat propozycja jej się podobała. Bardzo. Że obrazki jej z Esem i Nikiem nabierały kolorów, a wraz z nimi czerwieniały także jej policzki.
Przytrzymała mężczyznę przy sobie, gdy ucałował jej mostek. Wplotła całą dłoń w jego włosy, przez chwilę nie pozwoliła mu się cofnąć, rokoszując się jego bliskością.
- Może doszlibyśmy do porozumienia – przyznała łaskawie, wciąż jeszcze niespecjalnie gotowa, by złożyć broń. To nic, że jej ciało ją zdradzało. To nic, że naprawdę nie miała większych szans, by oszukać Esa – by naprawdę uwierzył jej, że się zastanawia. Że nie jest pewna.
Barros znał ją na tyle dobrze, by być doskonale świadomym, że na pierwsze takie zaproszenie rzuciłaby niemal wszystko, czym mogłaby się w danym momencie zajmować. Nie musiał wiedzieć dokładnie, jak dobrze było Blance z Nikiem, gdy spotkali się po raz pierwszy, a potem drugi, trzeci, kolejne. Nie musiała mu mówić, że wtedy, na początku pobytu w Midgardzie, Holt zapewniał jej odskocznię, bez której byłoby jej dużo trudniej. I że teraz myśl, że mogłaby mieć naraz mężczyznę, którego kocha i drugiego, którego wciąż pożąda, rozpalała ją jak na pstryknięcie palców – tego też nie musiała mówić.
Była prosta. Miała bardzo proste potrzeby i bardzo nieprzyzwoity umysł.
- Może mogłabym się zgodzić na taką wymianę – brnęła więc śmiało i uniosła się lekko na łokciu. - Może. Wszystko zależy od tego, co tak naprawdę moglibyście mi pokazać… I co tak naprawdę moglibyście mi dać – podsumowała i uśmiechnęła się łobuzersko.
Złapała Esa lekko za szyję tuż pod żuchwą i przyciągnęła do siebie, zamykając mu usta niespiesznym, słodkim pocałunkiem.
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Pon 5 Lut - 21:39
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Może i podskórnie spodziewał się jakiegoś protestu – rozmawiał w końcu z Blanką, a ona nie byłaby sobą, gdyby chociaż nie próbowała się droczyć – ale wspomnienie ceny za ewentualne, wspomniane raczej dla żartu usługi, odrobinę go zaskoczyło.
Zaskoczyło, bo jedyny moment w którym Vargas przyjmowała pieniądze za swoją artystyczną pracę, widział, gdy jego osobista ciotka zachwyciła się gotowymi obrazami i niemalże wepchnęła jej w ręce woreczek podzwaniający złotem, byle tylko mogła je zabrać ze sobą do Brazylii. A to było przecież bardzo nie fair, zakładać, że w innych sytuacjach nie należało jej się wynagrodzenie za pracę.
Ja nie należę do najtańszych.
- Oczywiście, że nie. Widziałem, ile kosztowała twoja ostatnia torebka – rzucił ze spokojem, gdzieś między powolnymi pocałunkami, w pełni przygotowany na to, że Blanca zdzieli go po głowie. Nie przeliczył się, prychając cicho pod nosem, gdy kobieta strzeliła go w ucho, ewidentnie karcąc za całą dotychczasową bezczelność. Czasem bywała cholernie kapryśna – na szczęście miała wiele innych cech łagodzących jej wady. Jak ciepło i delikatność, z jaką go dotykała, budząc pod skórą przyjemne mrowienie.
Uśmiechnął się pod nosem, wyraźnie słysząc głębsze wciągnięcie powietrza, gdy zsunął dłoń na brzeg jej koszulki, a zaraz po nim śmiech, którym przyjemnie zawibrowała jej klatka piersiowa. Unosząc wzrok na twarz Blanki, trudno było nie zauważyć rumieńców rozlewających się na jej policzkach – najwyraźniej to, co wyobraziła sobie po propozycjach Barrosa, spodobało jej się.
Może doszlibyśmy do porozumienia.
Przymknął na chwilę oczy, leniwie wciskając głowę w dłoń zaciśniętą na włosach, mimowolnie biorąc głębszy wdech i wciągając w nozdrza ciepły zapach skóry kobiety, który tak szybko stał się dla niego synonimem bezpieczeństwa. Wyczuł moment, gdy uwięziona pod jego ciężarem zaczęła lekko drżeć, o wiele lepiej zdradzając w ten sposób wszystko to, co przewijało jej się w wyobraźni, niż za pomocą słów.
Kiedyś byłby wściekły, wiedząc, że myślała w ten sposób o innym mężczyźnie – teraz wciąż czuł znajome, gorące liźnięcie zazdrości, ale wydawało się być gdzieś dalej. Przytępione pożądaniem budzącym się, gdy pomyślał o tym, jak mogłaby wyglądać między ich ciałami. Jak brzmiałby jej głos. Jak sam mógłby sięgać nie tylko po Blankę, zaspokajając wszystkie własne potrzeby.
Wciągnął powietrze z cichym sykiem, gdy palce lekko oplotły mu szyję, a paznokcie wbiły w skórę, kiedy kobieta pociągnęła go wyżej i nie puściła przy pierwszej okazji, po prostu przyciskając usta do jego. Miała miękkie, ciepłe wargi, do których chętnie przylgnął, świadom nacisku palców na gardło tym bardziej, gdy naparł na nie swoim ciężarem, mimowolnie wciągając ciężej powietrze. Dłonią, która wcześniej bawiła się koronką nocnej koszulki, zadarł ją powoli do góry, odsłaniając brzuch kobiety, ocierając się o niego skórą przy skórze i delikatnie przygryzając jej dolną wargę.
- Wszystko – wymamrotał, szybszym oddechem owiewając usta i policzek Blanki. - Dostałabyś wszystko – dodał, ostrożnie wysuwając rękę spod pleców astronomki, podpierając się na pościeli nagrzanej od ich ciał. - Chcę ci to dać – zaczepnie musnął tylko jej wargi własnymi, zaskakująco uparcie skupiony na uczuciu, jakie wywoływał w nim nacisk palców na szyję.
Powinien się bać – latami służby tylko utwierdzał się w przekonaniu, że jeśli ktoś sięgnął twojej szyi, byłeś o krok od przegranej, być może od śmierci – ale świadomość, że to Vargas czuła pod palcami jego przyspieszający puls, zmieniała strach w coś niemal miękkiego. Intymnego.
Bez słowa przesunął dłoń wzdłuż jej boku, aż sięgnął ręki, którą przytrzymywała go lekko w miejscu i naparł, zwiększając nacisk.
Zaskoczyła go gwałtowność, z jaką wciągnął powietrze z dźwiękiem, któremu bardzo blisko było do jęku – zacisnął powieki, wspierając zroszone nieco potem czoło na czole Blanki i mamrocząc ciche przekleństwo.
Zaskoczyło, bo jedyny moment w którym Vargas przyjmowała pieniądze za swoją artystyczną pracę, widział, gdy jego osobista ciotka zachwyciła się gotowymi obrazami i niemalże wepchnęła jej w ręce woreczek podzwaniający złotem, byle tylko mogła je zabrać ze sobą do Brazylii. A to było przecież bardzo nie fair, zakładać, że w innych sytuacjach nie należało jej się wynagrodzenie za pracę.
Ja nie należę do najtańszych.
- Oczywiście, że nie. Widziałem, ile kosztowała twoja ostatnia torebka – rzucił ze spokojem, gdzieś między powolnymi pocałunkami, w pełni przygotowany na to, że Blanca zdzieli go po głowie. Nie przeliczył się, prychając cicho pod nosem, gdy kobieta strzeliła go w ucho, ewidentnie karcąc za całą dotychczasową bezczelność. Czasem bywała cholernie kapryśna – na szczęście miała wiele innych cech łagodzących jej wady. Jak ciepło i delikatność, z jaką go dotykała, budząc pod skórą przyjemne mrowienie.
Uśmiechnął się pod nosem, wyraźnie słysząc głębsze wciągnięcie powietrza, gdy zsunął dłoń na brzeg jej koszulki, a zaraz po nim śmiech, którym przyjemnie zawibrowała jej klatka piersiowa. Unosząc wzrok na twarz Blanki, trudno było nie zauważyć rumieńców rozlewających się na jej policzkach – najwyraźniej to, co wyobraziła sobie po propozycjach Barrosa, spodobało jej się.
Może doszlibyśmy do porozumienia.
Przymknął na chwilę oczy, leniwie wciskając głowę w dłoń zaciśniętą na włosach, mimowolnie biorąc głębszy wdech i wciągając w nozdrza ciepły zapach skóry kobiety, który tak szybko stał się dla niego synonimem bezpieczeństwa. Wyczuł moment, gdy uwięziona pod jego ciężarem zaczęła lekko drżeć, o wiele lepiej zdradzając w ten sposób wszystko to, co przewijało jej się w wyobraźni, niż za pomocą słów.
Kiedyś byłby wściekły, wiedząc, że myślała w ten sposób o innym mężczyźnie – teraz wciąż czuł znajome, gorące liźnięcie zazdrości, ale wydawało się być gdzieś dalej. Przytępione pożądaniem budzącym się, gdy pomyślał o tym, jak mogłaby wyglądać między ich ciałami. Jak brzmiałby jej głos. Jak sam mógłby sięgać nie tylko po Blankę, zaspokajając wszystkie własne potrzeby.
Wciągnął powietrze z cichym sykiem, gdy palce lekko oplotły mu szyję, a paznokcie wbiły w skórę, kiedy kobieta pociągnęła go wyżej i nie puściła przy pierwszej okazji, po prostu przyciskając usta do jego. Miała miękkie, ciepłe wargi, do których chętnie przylgnął, świadom nacisku palców na gardło tym bardziej, gdy naparł na nie swoim ciężarem, mimowolnie wciągając ciężej powietrze. Dłonią, która wcześniej bawiła się koronką nocnej koszulki, zadarł ją powoli do góry, odsłaniając brzuch kobiety, ocierając się o niego skórą przy skórze i delikatnie przygryzając jej dolną wargę.
- Wszystko – wymamrotał, szybszym oddechem owiewając usta i policzek Blanki. - Dostałabyś wszystko – dodał, ostrożnie wysuwając rękę spod pleców astronomki, podpierając się na pościeli nagrzanej od ich ciał. - Chcę ci to dać – zaczepnie musnął tylko jej wargi własnymi, zaskakująco uparcie skupiony na uczuciu, jakie wywoływał w nim nacisk palców na szyję.
Powinien się bać – latami służby tylko utwierdzał się w przekonaniu, że jeśli ktoś sięgnął twojej szyi, byłeś o krok od przegranej, być może od śmierci – ale świadomość, że to Vargas czuła pod palcami jego przyspieszający puls, zmieniała strach w coś niemal miękkiego. Intymnego.
Bez słowa przesunął dłoń wzdłuż jej boku, aż sięgnął ręki, którą przytrzymywała go lekko w miejscu i naparł, zwiększając nacisk.
Zaskoczyła go gwałtowność, z jaką wciągnął powietrze z dźwiękiem, któremu bardzo blisko było do jęku – zacisnął powieki, wspierając zroszone nieco potem czoło na czole Blanki i mamrocząc ciche przekleństwo.
Blanca Vargas
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Wto 6 Lut - 11:52
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Sięgając po Esa, nie była pewna, jaką reakcję wywoła. Chyba zresztą nawet się nad tym nie zastanawiała, skupiona tylko na własnej potrzebie, by mieć go bliżej, tuż obok. To dlatego nie puściła go, przytrzymując przy sobie, to dlatego nie cofnęła dłoni nawet wtedy, gdy Barros naparł na nią swoim ciężarem.
To, jak silnie zareagował, było nieoczekiwane – ale, bogowie, także cholernie podniecające.
Odetchnęła cicho, gdy podciągnął jej koszulkę i otarł się nagą skórą o jej. Może jeszcze parę lat temu irytowałoby ją, jak łatwa jest dla Barrosa. Jak szybko budzi się jej głód, gdy mężczyzna jest obok, i jak niechętnie przemija. Może drażniłoby ją, jak bardzo jej ciało lgnie do niego i jak bolesne są skurcze w podbrzuszu na widok choćby skrawka odsłoniętego ciała Esa. Może. A może wcale nie. Może już wtedy cieszyłaby się tym tak, jak robiła to teraz.
Wszystko.
Przygryzła wargę mocno, z nagłą fascynacją przyglądając się Esowi, temu, jak jego szyja układała się w jej dłoni teraz i za chwilę, gdy skłonił ją by naparła jeszcze bardziej. Z rosnącym pożądaniem słuchała jego oddechu – teraz bardziej chrapliwego, balansującego gdzieś na granicy rozkosznego jęku – i patrzyła, jak Barros spina się odruchowo. To przecież nie było naturalne, pozwalać, by ktoś trzymał cię w ten sposób, by miał nad tobą taką władzę. Burzyły się przeciwko temu wszystkie te pierwotne instynkty, które ludzie wspóldzielili ze zwierzętami. W oczach Esa widziała jednak coś jeszcze, jakiś cień, który nie miał zupełnie nic wspólnego z lękiem czy potrzebą ucieczki.
Przez dłuższą chwilę skupiała się jeszcze na tym, jak puls Barrosa odbija się na jej dłoni. Jak krople potu zrosiły czoło mężczyzny i jak zmieniał się jego zapach, gdy do głosu dochodziło coś więcej niż tylko codzienna czułość.
Uśmiechnęła się w którejś chwili, pochyliła i ucałowała miękko jego wilgotne czoło raz, drugi, trzeci, zlizując potem słone krople z własnych ust.
- Mój chłopiec – wyszeptała czula i skubnęła lekko ucho Esa. – Moje zwierzę – wymruczała, naciskając bardziej, nieco w górę, zmuszając mężczyznę do uniesienia głowy.
Nie przestała go trzymać, kiedy rozluźnił uścisk własnej dłoni na jej. Podniosła się do siadu i wpiła się w wargi Barrosa zachłannie, niespiesznie pogłębiając pocałunek i wsuwając język w usta mężczyzny gdy tylko jej na to pozwolił. Więżąc go w pocałunku, naparła na niego dłonią, ale też całym swoim ciałem, zmuszając by przetoczył się na bok, ułożył na rozgrzanej ich własnym ciepłem pościeli. Sama podążała za nim, okrakiem usiadła na brzuchu mężczyzny i uśmiechnęła się łagodnie, spoglądając na niego z góry. Rozluźniła uścisk na jego szyi, kciukiem musnęła jego dolną wargę, wsunęła palce głęboko w rozchylone usta mężczyzny.
Nie sądziła, że tak lubi, nie z mężczyznami. Nie miała dotąd okazji próbować, całe jej rządzenie sprowadzało się zwykle tylko do zmiany pozycji, gdy aktualna jej nie satysfakcjonowała. Jej przygody zwykle były zbyt przywiązane do swojego wzorca męskości, by pozwolić jej na takie rzeczy – lub odwrotnie, miały oczekiwania balansujące zbyt blisko granicy przemocy, skrajnej uległości, by odważyła się spróbować. Z kobietami było inaczej, z nimi pozwalała sobie zwykle na więcej. Ale mężczyźni...
Żadnego nie miała dotąd pod sobą w ten sposób, z żadnym nie chciała nawet sprawdzać, jak by to było. Teraz, widząc Esa oddychającego pod nią ciężko, ze śladami jej palców odbitych różowo na jego szyi, uświadamiała sobie, że to lubi.
I że, prawdopodobnie, lubiłaby też, gdyby to ona była tą zmuszoną do uległości. Że z Barrosem czułaby się wystarczająco bezpiecznie, by to lubić.
Niespiesznie wysunęła palce i nakreśliła wilgotny ślad wzdłuż piersi i brzucha mężczyzny. Uśmiechnęła się leniwie i pochyliła się, zahaczając zębami delikatną skórę szyi Esa.
- Jeszcze nie – wyszeptała mu do ucha gdy dostrzegła, jak próbował wsunąć dłonie wzdłuż jej ud pod podciągniętą koszulkę.
Pod wpływem impulsu chwyciła ręce mężczyzny, przeniosła je za jego głowę i przytrzymała na łóżku, nie pozwalając mu do niej sięgnąć.
Kąsała i ssała szyję Barrosa niespiesznie, obok śladów pozostawionych przez Nika tworząc swoje własne, prędko podbiegające świeżym fioletem.
To, jak silnie zareagował, było nieoczekiwane – ale, bogowie, także cholernie podniecające.
Odetchnęła cicho, gdy podciągnął jej koszulkę i otarł się nagą skórą o jej. Może jeszcze parę lat temu irytowałoby ją, jak łatwa jest dla Barrosa. Jak szybko budzi się jej głód, gdy mężczyzna jest obok, i jak niechętnie przemija. Może drażniłoby ją, jak bardzo jej ciało lgnie do niego i jak bolesne są skurcze w podbrzuszu na widok choćby skrawka odsłoniętego ciała Esa. Może. A może wcale nie. Może już wtedy cieszyłaby się tym tak, jak robiła to teraz.
Wszystko.
Przygryzła wargę mocno, z nagłą fascynacją przyglądając się Esowi, temu, jak jego szyja układała się w jej dłoni teraz i za chwilę, gdy skłonił ją by naparła jeszcze bardziej. Z rosnącym pożądaniem słuchała jego oddechu – teraz bardziej chrapliwego, balansującego gdzieś na granicy rozkosznego jęku – i patrzyła, jak Barros spina się odruchowo. To przecież nie było naturalne, pozwalać, by ktoś trzymał cię w ten sposób, by miał nad tobą taką władzę. Burzyły się przeciwko temu wszystkie te pierwotne instynkty, które ludzie wspóldzielili ze zwierzętami. W oczach Esa widziała jednak coś jeszcze, jakiś cień, który nie miał zupełnie nic wspólnego z lękiem czy potrzebą ucieczki.
Przez dłuższą chwilę skupiała się jeszcze na tym, jak puls Barrosa odbija się na jej dłoni. Jak krople potu zrosiły czoło mężczyzny i jak zmieniał się jego zapach, gdy do głosu dochodziło coś więcej niż tylko codzienna czułość.
Uśmiechnęła się w którejś chwili, pochyliła i ucałowała miękko jego wilgotne czoło raz, drugi, trzeci, zlizując potem słone krople z własnych ust.
- Mój chłopiec – wyszeptała czula i skubnęła lekko ucho Esa. – Moje zwierzę – wymruczała, naciskając bardziej, nieco w górę, zmuszając mężczyznę do uniesienia głowy.
Nie przestała go trzymać, kiedy rozluźnił uścisk własnej dłoni na jej. Podniosła się do siadu i wpiła się w wargi Barrosa zachłannie, niespiesznie pogłębiając pocałunek i wsuwając język w usta mężczyzny gdy tylko jej na to pozwolił. Więżąc go w pocałunku, naparła na niego dłonią, ale też całym swoim ciałem, zmuszając by przetoczył się na bok, ułożył na rozgrzanej ich własnym ciepłem pościeli. Sama podążała za nim, okrakiem usiadła na brzuchu mężczyzny i uśmiechnęła się łagodnie, spoglądając na niego z góry. Rozluźniła uścisk na jego szyi, kciukiem musnęła jego dolną wargę, wsunęła palce głęboko w rozchylone usta mężczyzny.
Nie sądziła, że tak lubi, nie z mężczyznami. Nie miała dotąd okazji próbować, całe jej rządzenie sprowadzało się zwykle tylko do zmiany pozycji, gdy aktualna jej nie satysfakcjonowała. Jej przygody zwykle były zbyt przywiązane do swojego wzorca męskości, by pozwolić jej na takie rzeczy – lub odwrotnie, miały oczekiwania balansujące zbyt blisko granicy przemocy, skrajnej uległości, by odważyła się spróbować. Z kobietami było inaczej, z nimi pozwalała sobie zwykle na więcej. Ale mężczyźni...
Żadnego nie miała dotąd pod sobą w ten sposób, z żadnym nie chciała nawet sprawdzać, jak by to było. Teraz, widząc Esa oddychającego pod nią ciężko, ze śladami jej palców odbitych różowo na jego szyi, uświadamiała sobie, że to lubi.
I że, prawdopodobnie, lubiłaby też, gdyby to ona była tą zmuszoną do uległości. Że z Barrosem czułaby się wystarczająco bezpiecznie, by to lubić.
Niespiesznie wysunęła palce i nakreśliła wilgotny ślad wzdłuż piersi i brzucha mężczyzny. Uśmiechnęła się leniwie i pochyliła się, zahaczając zębami delikatną skórę szyi Esa.
- Jeszcze nie – wyszeptała mu do ucha gdy dostrzegła, jak próbował wsunąć dłonie wzdłuż jej ud pod podciągniętą koszulkę.
Pod wpływem impulsu chwyciła ręce mężczyzny, przeniosła je za jego głowę i przytrzymała na łóżku, nie pozwalając mu do niej sięgnąć.
Kąsała i ssała szyję Barrosa niespiesznie, obok śladów pozostawionych przez Nika tworząc swoje własne, prędko podbiegające świeżym fioletem.
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Wto 6 Lut - 19:57
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Gdyby potrafił przewidzieć, że jego reakcja na nacisk palców wokół szyi będzie zupełnie inna niż to, co podpowiadał głęboko zakorzeniony, zwierzęcy instynkt przetrwania, Es w pierwszym odruchu umknąłby przed dłonią Blanki, przestraszony intensywnością swoich uczuć. Uczuć, które nijak nie przystawały do schematu walki lub ucieczki, a podrażniały tę część jego mózgu, o której istnieniu wcześniej nie miał pojęcia – której nie zauważał, przekonany, że wcale jej tam nie było. Jaki mężczyzna świadomie pozwalał komuś przejmować nad sobą kontrolę?
Słaby. Głosami ojca, dziadka i wujów jego wyobraźnia szeptała słaby i niezdolny do ochrony innych.
Bzdura. Smukłe palce kobiety oplatające jego szyję, trzymające tylko na tyle ciasno, by czuć rytm przyspieszającego pulsu i nie grożąc zmiażdżeniem grdyki, mówiły o zaufaniu. O ostrożnych krokach na jego cienkiej granicy. Mówiły mogę cię skrzywdzić, ale wybieram, by tego nie robić. Adrenalina, którą wywołało widmo zagrożenia, mieszała się we krwi Esa z miękkością poranka i potrzebą bycia bliżej, jaka przy Blance zdawała się nigdy nie wygasać.
Był jak dzieciak, który zakochał się pierwszy raz i nie potrafił z tym nic zrobić.
Zadrżał cały, słysząc wyszeptane tuż przy uchu określenie, które powinno drażnić swoją infantylnością, ale postawione zaraz obok mój nabierało zupełnie innego znaczenia – odrzucało wszystkie przekonania, jakie miał na swój temat. Czuł się z nim dobrze, gdy wypowiadał je głos astronomki.
Kiedy za chłopcem podążyło zwierzę, mimowolnie przymknął oczy, wydając z siebie niski, gardłowy dźwięk wibrujący przyjemnie w klatce piersiowej, który przerodził się w coś bliższemu westchnieniu wraz z uniesieniem głowy. Musiał cofnąć się nieco, podeprzeć w inny sposób, gdy Blanca powoli podniosła się do siadu, przyciskając usta do jego w zachłannym pocałunku i nie przerywając nacisku na szyję. W cięższych, chrapliwych oddechach rozchylił wargi, pozwalając językowi kobiety wsunąć się między nie, zaczepnie sięgając głęboko. Bez wahania odpowiadał na pocałunki, lekko chwytając w zęby miękką, podpuchniętą od ocierania się o jego zarost wargę, z początkowym oporem wspierając się na śliskiej pościeli inaczej i powoli opadając na bok, podświadomie czekając na moment, gdy dłoń Vargas zaciśnie się zbyt mocno.
Nic takiego się nie stało. Jakby była idealnie świadoma każdego najmniejszego ruchu jego ciała, Blanca ostrożnie podążyła za nim, nie cofając ręki, póki nie ułożył się wygodnie na plecach, a ona nie zajęła miejsca powyżej jego bioder.
Jak na tronie, podpowiedziała usłużnie wyobraźnia, gdy odruchowo ułożył ręce na udach kobiety, patrząc na nią z iskrą w oku, której bardzo blisko było do uwielbienia. Nigdy nie wyglądała lepiej niż z liniami zmiętej pościeli odbitymi na ramieniu, włosami wciąż zmierzwionymi snem i delikatnym uśmiechem tylko dla niego. Gładząc kciukiem jej ciepłą skórę, z odruchowym westchnieniem rozchylił usta, kiedy uwolniła jego szyję, pozostawiając po sobie dziwną pustkę – uczucie to nie trwało długo, gdy musnęła wargę i wykorzystała okazję, wsuwając między nie dwa palce. Wyprężył się pod nią, mocniej zaciskając dłonie na udach, kiedy docisnęła język, sięgając głęboko, prawie go krztusząc. Oddech uciekał mu szybko, płytko. Chrapliwie.
Słaby. Głosami ojca, dziadka i wujów jego wyobraźnia szeptała słaby i niezdolny do ochrony innych.
Bzdura. Smukłe palce kobiety oplatające jego szyję, trzymające tylko na tyle ciasno, by czuć rytm przyspieszającego pulsu i nie grożąc zmiażdżeniem grdyki, mówiły o zaufaniu. O ostrożnych krokach na jego cienkiej granicy. Mówiły mogę cię skrzywdzić, ale wybieram, by tego nie robić. Adrenalina, którą wywołało widmo zagrożenia, mieszała się we krwi Esa z miękkością poranka i potrzebą bycia bliżej, jaka przy Blance zdawała się nigdy nie wygasać.
Był jak dzieciak, który zakochał się pierwszy raz i nie potrafił z tym nic zrobić.
Zadrżał cały, słysząc wyszeptane tuż przy uchu określenie, które powinno drażnić swoją infantylnością, ale postawione zaraz obok mój nabierało zupełnie innego znaczenia – odrzucało wszystkie przekonania, jakie miał na swój temat. Czuł się z nim dobrze, gdy wypowiadał je głos astronomki.
Kiedy za chłopcem podążyło zwierzę, mimowolnie przymknął oczy, wydając z siebie niski, gardłowy dźwięk wibrujący przyjemnie w klatce piersiowej, który przerodził się w coś bliższemu westchnieniu wraz z uniesieniem głowy. Musiał cofnąć się nieco, podeprzeć w inny sposób, gdy Blanca powoli podniosła się do siadu, przyciskając usta do jego w zachłannym pocałunku i nie przerywając nacisku na szyję. W cięższych, chrapliwych oddechach rozchylił wargi, pozwalając językowi kobiety wsunąć się między nie, zaczepnie sięgając głęboko. Bez wahania odpowiadał na pocałunki, lekko chwytając w zęby miękką, podpuchniętą od ocierania się o jego zarost wargę, z początkowym oporem wspierając się na śliskiej pościeli inaczej i powoli opadając na bok, podświadomie czekając na moment, gdy dłoń Vargas zaciśnie się zbyt mocno.
Nic takiego się nie stało. Jakby była idealnie świadoma każdego najmniejszego ruchu jego ciała, Blanca ostrożnie podążyła za nim, nie cofając ręki, póki nie ułożył się wygodnie na plecach, a ona nie zajęła miejsca powyżej jego bioder.
Jak na tronie, podpowiedziała usłużnie wyobraźnia, gdy odruchowo ułożył ręce na udach kobiety, patrząc na nią z iskrą w oku, której bardzo blisko było do uwielbienia. Nigdy nie wyglądała lepiej niż z liniami zmiętej pościeli odbitymi na ramieniu, włosami wciąż zmierzwionymi snem i delikatnym uśmiechem tylko dla niego. Gładząc kciukiem jej ciepłą skórę, z odruchowym westchnieniem rozchylił usta, kiedy uwolniła jego szyję, pozostawiając po sobie dziwną pustkę – uczucie to nie trwało długo, gdy musnęła wargę i wykorzystała okazję, wsuwając między nie dwa palce. Wyprężył się pod nią, mocniej zaciskając dłonie na udach, kiedy docisnęła język, sięgając głęboko, prawie go krztusząc. Oddech uciekał mu szybko, płytko. Chrapliwie.
Blanca Vargas
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Wto 6 Lut - 21:50
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Pią 9 Lut - 15:16
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Sob 10 Lut - 10:47
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Sob 10 Lut - 22:13
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Nie 11 Lut - 10:47
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Pon 12 Lut - 19:25
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Pon 12 Lut - 21:37
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Wto 13 Lut - 21:31
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Wto 13 Lut - 22:09
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Czw 15 Lut - 21:45
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Sob 17 Lut - 9:29
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Nie 18 Lut - 21:00
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Wto 20 Lut - 21:56
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Sro 21 Lut - 22:02
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Czw 22 Lut - 20:41
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Pią 23 Lut - 21:50
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Blanca Vargas
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Sob 24 Lut - 11:12
Blanca VargasWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Zacatecas, Meksyk
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : zaręczona
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : astronom, malarka aktów
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : ocelot wielki
Atuty : awanturnik (I), uczona (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 29 / magia lecznicza: 11 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 21 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 9 / wiedza ogólna: 20
Esteban Barros
Re: WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU... #2 (B. VARGAS I E. BARROS, 12 V 2001 R., RIO DE JANEIRO) Sob 24 Lut - 14:07
Esteban BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vitoria, Brazylia
Wiek : 43 lata
Stan cywilny : zaręczony
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : chwilowo bezrobotny
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kajman
Atuty : mistrz pościgów (I), pięściarz (I), znawca transformacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 8 / magia natury: 8 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 39 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 28 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Strona 1 z 2 • 1, 2