:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
Strona 2 z 2 • 1, 2
14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść
+2
Mistrz Gry
Prorok
6 posters
Prorok
14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:31
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
First topic message reminder :
Nigdy dotychczas na łowcach Gleipniru nie spoczywała tak wielka odpowiedzialność, jak podczas tegorocznych obchodów Thurseblot — celebracja święta na cześć Thora, jak co roku, przypadła w pełnię, jednak zagrożeniem dla mieszkańców Midgardu nie mieli być już wyłącznie wargowie, ale też, bezsprzecznie chcący wykorzystać beztroską atmosferę i brak zachowania należytej ostrożności przez widzących, ślepcy oraz siejąca coraz większy niepokój, szczególnie w obywatelach zamieszkujących ścisłe okolice miasta, tajemnicza bestia grasująca na ludzi nawet za dnia.
Nocą zaś, w blasku sączącej się między skostniałymi z mrozu ramionami drzew księżycowej łuny, wszystko wydawało się być bardziej niebezpieczne; nocą człowiek tracił grunt pod nogami, często niefrasobliwie zapuszczając się na terytorium dużo lepiej znane wszelkiego rodzaju stworzeniom — będące ich domem i ich żerowiskiem — jedynie dlatego, że zwodziło tajemniczą, wyjątkową atmosferą lodowego ogrodu. Przestępując linię lasu — umowną i dosłowną granicę między dwoma odmiennymi światami — mieliście, w rzeczy samej, wrażenie, jak gdyby otworzył się przed każdym z was zupełnie inny świat, w którym, nawet mimo ciemności zakrywających ziemię szczelnym kloszem, roziskrzone, zmrożone drobinki śniegu, przyległe do każdej możliwej powierzchni, tworzyły specjalnie dla was jaśniejącą — złudnie pozbawioną sekretów — przestrzeń. Piękną i groźną, jak ostrzegał łowców Gleipniru sam Tobias Hedberg, kolejny raz przypominając, że nawet tereny wydające się być przyjaznymi, w których niemożliwe jest natknięcie się na jakiekolwiek zagrożenie, przede wszystkim w tę konkretną noc mogą okazać się śmiertelną pułapką, gdy wargowie, którzy, chcąc zachować pozory normalności, nie wyjechali z miasta i, być może, pod wpływem szaleństwa przygotowań do świętowania zapomnieli zażyć wywaru, zdecydują się zapanować na jedną noc nad każdym skrawkiem okalających Midgard lasów.
W ramach przygotowania, każde z was rzuca kością k100 na spostrzegawczość. Dodatkowo Gert oraz Karsten mają możliwość wykonania rzutu na dowolne zaklęcie przygotowujące. Proszę również w swoim pierwszym poście zamieścić informacje o ekwipunku — przypominam, że łącza wartość bonusów płynących z przedmiotów nie może przekraczać 10 punktów.
14.01.2001
Nigdy dotychczas na łowcach Gleipniru nie spoczywała tak wielka odpowiedzialność, jak podczas tegorocznych obchodów Thurseblot — celebracja święta na cześć Thora, jak co roku, przypadła w pełnię, jednak zagrożeniem dla mieszkańców Midgardu nie mieli być już wyłącznie wargowie, ale też, bezsprzecznie chcący wykorzystać beztroską atmosferę i brak zachowania należytej ostrożności przez widzących, ślepcy oraz siejąca coraz większy niepokój, szczególnie w obywatelach zamieszkujących ścisłe okolice miasta, tajemnicza bestia grasująca na ludzi nawet za dnia.
Nocą zaś, w blasku sączącej się między skostniałymi z mrozu ramionami drzew księżycowej łuny, wszystko wydawało się być bardziej niebezpieczne; nocą człowiek tracił grunt pod nogami, często niefrasobliwie zapuszczając się na terytorium dużo lepiej znane wszelkiego rodzaju stworzeniom — będące ich domem i ich żerowiskiem — jedynie dlatego, że zwodziło tajemniczą, wyjątkową atmosferą lodowego ogrodu. Przestępując linię lasu — umowną i dosłowną granicę między dwoma odmiennymi światami — mieliście, w rzeczy samej, wrażenie, jak gdyby otworzył się przed każdym z was zupełnie inny świat, w którym, nawet mimo ciemności zakrywających ziemię szczelnym kloszem, roziskrzone, zmrożone drobinki śniegu, przyległe do każdej możliwej powierzchni, tworzyły specjalnie dla was jaśniejącą — złudnie pozbawioną sekretów — przestrzeń. Piękną i groźną, jak ostrzegał łowców Gleipniru sam Tobias Hedberg, kolejny raz przypominając, że nawet tereny wydające się być przyjaznymi, w których niemożliwe jest natknięcie się na jakiekolwiek zagrożenie, przede wszystkim w tę konkretną noc mogą okazać się śmiertelną pułapką, gdy wargowie, którzy, chcąc zachować pozory normalności, nie wyjechali z miasta i, być może, pod wpływem szaleństwa przygotowań do świętowania zapomnieli zażyć wywaru, zdecydują się zapanować na jedną noc nad każdym skrawkiem okalających Midgard lasów.
W ramach przygotowania, każde z was rzuca kością k100 na spostrzegawczość. Dodatkowo Gert oraz Karsten mają możliwość wykonania rzutu na dowolne zaklęcie przygotowujące. Proszę również w swoim pierwszym poście zamieścić informacje o ekwipunku — przypominam, że łącza wartość bonusów płynących z przedmiotów nie może przekraczać 10 punktów.
Mistrz Gry
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:42
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 69
'k100' : 69
Nieznajomy
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:43
Niekoniecznie chciał zajmować się dziewczyną, lecz nie miał również serca, by pozostawić ją samą sobie w gęstwinie. Nawet jeśli wykazała się brakiem rozsądku, powinien się o nią zatroszczyć i doprowadzić bezpiecznie do w miarę cywilizowanej drogi, skąd mogłaby już dalej ruszyć do miasta. Niestety, nie zanosiło się na to, że będzie miał szybko ku temu sposobność – zagrożenie czaiło się w zaroślach. Wysłuchał jej tłumaczenia oraz dokładnie widział przerażenie odmalowane na ładnej twarzyczce. Jej towarzystwo ostatecznie przynosiło mu subtelną przyjemność, lecz nie był świadom, że owo odczucie miało swoje źródło w przewrotnej naturze nieznajomej. Zwyczajnie, uznał ją za nieszkodliwą, całkiem sympatyczną osobę, której nie dało się nie lubić. Nagle pojawiła się w nim refleksja, że musi mieć wielu znajomych. Uśmiechnął się uprzejmie i kiwnął lekko głową.
— Gretchen — powtórzył jej imię, darując sobie zupełnie grzecznościowe zwroty, skoro już postanowiła mu się przedstawić. — Gert. Mam na imię Gert — wyjaśnił i zaraz zadarł głowę ponad niższe drzewa, by wypatrzyć ewentualną drogę ewakuacji, na którą miał jeszcze odrobinę nadziei. — Ale że jak nie wiedziałaś, że jest pełnia? — zdębiał nieco i wetknął palec w sam środek srebrnej tarczy zawieszonej na nieboskłonie. Było ją widać nawet teraz, pomimo mgły zalegajacej w lesie. Nie potrafił zrozumieć, jak można przeoczyć tak oczywistą oczywistość. Nagle zwątpił w swoje umiejętności moralizatorskie, zbity z tropu poważną miną blondynki i jej tonem zdradzającym, że wie lepiej jak powinni postępować w dalszej kolejności. Chciał nawet zaprotestować, postawić się jej opinii, a jednak nie wydusił choćby jednego niemiłego słowa, próbując jakoś jej wyjaśnić, że tak nie można i że poza nią mają całe miasto świętujących mieszkańców na głowie. — Demony, to najmniejsze zmartwienie teraz, trzymaj się mnie, a cię wyprowadzę, ale musimy jeszcze… — wskazał dłonią na kierunek, w którym powinni się teraz udać, by wyjść na zauważoną ścieżynę, jednak odgłosy, które zaczęły drążyć jego uszy wcale nie napawały optymizmem. Poruszenie i szelest – mądra była ucieczka, a jednak nie był to odruch, którym kierował się olbrzym. Nigdy nie opuszczał swojego stanowiska i kobiecy głosik nie był w stanie tego zmienić, choć zawahał się przez ułamek sekundy. Niemal zupełnie nie zwrócił uwagi na zaklęcie, które w przypływie dziwnego natchnienia wypuściła spomiędzy ust, kolorując jego płaszcz. Może w innych okolicznościach zaśmiałby się serdecznie i pochwalił jej inwencję, teraz jednak omiótł wzrokiem jedynie swoje ramię i wyszedł krok do przodu, by mieć lepszy widok na okolicę. Trzymał się jednak wciąż na tyle blisko, by w razie potrzeby pochwycić drobną postać w pół i odstawić w bezpieczne miejsce – próbował nawet upatrzyć sobie solidne drzewko z odstającym konarem, kontemplację otoczenia przerwał mu jednak kolejny niepokojący sygnał. Miał bardzo złe przeczucia.
— Trzymaj się za mną! Może zrobić się gorąco! — znów wydał polecenie, mrużąc oczy w skupieniu. — Villi-eldr Knottr — nie czekał długo z wystosowaniem odpowiedniej formuły czerpiącej z potęgi natury to, co najbardziej niebezpieczne. Ogniste kule zatliły się wyraźnie, centrycznie rozgrzane do białości i gotowe podążyć w kierunku zgodnym z wolą Molandera. Liczył, że to wystarczy, by obronić się przed atakiem rozszalałego zwierzęcia, z którym starcie wydawało się całkiem prawdopodobne, a jednak miał szczerą nadzieję, że żywioł go odstraszy, kiedy pociski poszybują w jego stronę, ciśnięte z całą siłą jaką w sobie tylko znajdował potomek olbrzymów. Pomarańczowa łuna zaigrała na jego kosmykach nadając potężnej sylwetce cech zdolnych wywołać w przeciętnym człowieku strach. Nie przypominał lodowego giganta, a raczej istotę przybyłą z samego piekielnego Muspelu.
Villi-eldr Knottr (Ignis Pila) – przyzywa kule ognia, którymi można dowolnie sterować.
Próg: 65.
88 + 2 + 20 + 7 = 117
— Gretchen — powtórzył jej imię, darując sobie zupełnie grzecznościowe zwroty, skoro już postanowiła mu się przedstawić. — Gert. Mam na imię Gert — wyjaśnił i zaraz zadarł głowę ponad niższe drzewa, by wypatrzyć ewentualną drogę ewakuacji, na którą miał jeszcze odrobinę nadziei. — Ale że jak nie wiedziałaś, że jest pełnia? — zdębiał nieco i wetknął palec w sam środek srebrnej tarczy zawieszonej na nieboskłonie. Było ją widać nawet teraz, pomimo mgły zalegajacej w lesie. Nie potrafił zrozumieć, jak można przeoczyć tak oczywistą oczywistość. Nagle zwątpił w swoje umiejętności moralizatorskie, zbity z tropu poważną miną blondynki i jej tonem zdradzającym, że wie lepiej jak powinni postępować w dalszej kolejności. Chciał nawet zaprotestować, postawić się jej opinii, a jednak nie wydusił choćby jednego niemiłego słowa, próbując jakoś jej wyjaśnić, że tak nie można i że poza nią mają całe miasto świętujących mieszkańców na głowie. — Demony, to najmniejsze zmartwienie teraz, trzymaj się mnie, a cię wyprowadzę, ale musimy jeszcze… — wskazał dłonią na kierunek, w którym powinni się teraz udać, by wyjść na zauważoną ścieżynę, jednak odgłosy, które zaczęły drążyć jego uszy wcale nie napawały optymizmem. Poruszenie i szelest – mądra była ucieczka, a jednak nie był to odruch, którym kierował się olbrzym. Nigdy nie opuszczał swojego stanowiska i kobiecy głosik nie był w stanie tego zmienić, choć zawahał się przez ułamek sekundy. Niemal zupełnie nie zwrócił uwagi na zaklęcie, które w przypływie dziwnego natchnienia wypuściła spomiędzy ust, kolorując jego płaszcz. Może w innych okolicznościach zaśmiałby się serdecznie i pochwalił jej inwencję, teraz jednak omiótł wzrokiem jedynie swoje ramię i wyszedł krok do przodu, by mieć lepszy widok na okolicę. Trzymał się jednak wciąż na tyle blisko, by w razie potrzeby pochwycić drobną postać w pół i odstawić w bezpieczne miejsce – próbował nawet upatrzyć sobie solidne drzewko z odstającym konarem, kontemplację otoczenia przerwał mu jednak kolejny niepokojący sygnał. Miał bardzo złe przeczucia.
— Trzymaj się za mną! Może zrobić się gorąco! — znów wydał polecenie, mrużąc oczy w skupieniu. — Villi-eldr Knottr — nie czekał długo z wystosowaniem odpowiedniej formuły czerpiącej z potęgi natury to, co najbardziej niebezpieczne. Ogniste kule zatliły się wyraźnie, centrycznie rozgrzane do białości i gotowe podążyć w kierunku zgodnym z wolą Molandera. Liczył, że to wystarczy, by obronić się przed atakiem rozszalałego zwierzęcia, z którym starcie wydawało się całkiem prawdopodobne, a jednak miał szczerą nadzieję, że żywioł go odstraszy, kiedy pociski poszybują w jego stronę, ciśnięte z całą siłą jaką w sobie tylko znajdował potomek olbrzymów. Pomarańczowa łuna zaigrała na jego kosmykach nadając potężnej sylwetce cech zdolnych wywołać w przeciętnym człowieku strach. Nie przypominał lodowego giganta, a raczej istotę przybyłą z samego piekielnego Muspelu.
Villi-eldr Knottr (Ignis Pila) – przyzywa kule ognia, którymi można dowolnie sterować.
Próg: 65.
88 + 2 + 20 + 7 = 117
Mistrz Gry
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:43
The member 'Nieznajomy' has done the following action : kości
'k100' : 88
'k100' : 88
Safír Fenrisson
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:43
Safír FenrissonŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Húsavík, Islandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Genetyka : warg
Zawód : opiekun w sierocińcu Toivoa
Wykształcenie : wyższe niepełne
Totem : kozioł
Atuty : lider (I), pomocnik (II), wilczy instynkt
Statystyki : charyzma: 25 / flora i fauna: 5 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 16 / wiedza ogólna: 15
Prawie nie pamiętał tego rodzaju bólu – rozrywającego skórę i żłobiącego pręgi w miękkiej tkance; bólu, który mógł odnaleźć na ciele, zamiast sięgać rękami w głąb własnej piersi, nie potrafiąc zlokalizować miejsca, gdzie rwący ucisk supłał się w jego trzewiach. Wiązki nerwów pękły pod szarpnięciem wilczych pazurów, a on wydał z siebie krzyk, który po raz kolejny zabrzmiał jak sobacze skomlenie – warg przygniótł go nisko do ziemi, rozcinając pomiędzy rozmierzwionym futrem pasma czerwieni, broczącej na wierzch obfitą, metaliczną lepkością, osuwającą się przenikliwym ciepłem pomiędzy żebrami i rozrywając fragment spojonej czasem blizny, wraz z którą w pamięci uchyliła się także bolesna szrama ostatniej nocy, zanim w jego człowieczeństwo nie wgryzł się fragment zwierzęcego pierwiastka. Gdy zaciskał powieki, dostrzegał pod nimi wstęgę atramentowego nieba, zamykającego się nad głową winietą ponurej zgrozy, dostrzegał pobladłą twarz Eitriego, który próbował jeszcze ukrywać przed nim swój niepokój, choć oboje dygotali w objęciach chłodnego, listopadowego powietrza, dostrzegał okruchy śniegu, rozpływające się w zetknięciu z ciepłem jego skóry i spływające po policzkach jak łzy, które później wielokrotnie ronił w samotności – budził się nad ranem z fantomowym bólem uwięzionym pomiędzy czwartym a piątym żebrem, jakby wilcze kły rozrywały go wciąż na nowo, a krew nasączała białe prześcieradło; jeżeli zbyt długo przyglądał się w sobie w lustrze, odnosił wrażenie, że jego tęczówki nabiegały czerwienią, tą samą, którą łyskał teraz w półmroku lasu, zdradzając się piętnem własnej natury.
Pamiętał, że kiedy umierał w cieniu otaczającej go kniei, łatwiej było mu folgować myśli, że mógłby zamknąć oczy i już nigdy się nie wybudzić – śmierć w objęciach gąbczastego mchu wydawała się łatwiejsza niż życie, które rwało świadomością niezasklepionej rany, ilekroć zmuszał ciało do podzielenia cudzej determinacji; tym razem pogodzenie się z tą myślą okazało się cięższe, bo ból wciąż był świeży i sunął wzdłuż miękkiej tkanki brzucha, zamykając się w kłapnięciu zębów, które zatrzeszczały tuż nad jego karkiem, pozostawiając po sobie echo ciepłego oddechu, groźbę lub obietnicę, mającą spełnić się w tym miejscu kolejnym zadraśnięciem, tym razem wystarczająco głębokim, by przetrącić chrzęszczące o siebie kręgi. Szarpnął się nerwowo, próbując oderwać ciało od przemoczonej posoką ziemi, zrzucić z siebie ciężar drugiego warga, ten skutecznie trzymał go jednak w jarzmie niezakłóconych eliksirem instynktów – odruchem ludzkiej woli pragnął jeszcze błagać go o fawor, lecz gardło chrobotało tylko zwierzęcym warkotem, rozpaczliwym, uwłaczającym odgłosem drapieżnika, któremu bliżej było do ofiary; nie miał do czynienia ze zwierzęciem i świadomość ta być może przerażała go jedynie bardziej, bo wiedział, że gdyby miał sposobność zajrzeć w ślepia swego napastnika, dostrzegłby tę samą czerwień, która lśniła w jego własnych, wiedziałby, że głęboko pod czarnym skoblem źrenic znajdował się człowiek, nie w mniejszym stopniu dotknięty rozprężonym w żyłach przekleństwem.
Z głębi rozchylonego gardła lasu przepłynął ku niemu narastający szmer głosów, które przeobraziły się w brzmienie uniesionego strachem – lub determinacją – larum, pochłonięty kolejnymi, desperackimi próbami pozbycia się ciężaru napastnika, którego wilcze pazury płatały świeże wstęgi wzdłuż zakrzywionych prętów żeber, nie potrafił jednak skupić się na grzmiącym otoczeniu, rozmywającym się cieniem sylwetek na obrzeżach wzroku; powinien być ostrożniejszy, tymczasem zagrożenie wydawało się zamykać wokół niego karcerem zgęstniałej atmosfery, mgły, która grzęzła mu w gardle i przysłaniała spojrzenie, wkradając się pod skórę sztywnością nerwowego wyczekiwania.
obrona: 21 + 15 + 10 = 46 > 65, nieudana
Pamiętał, że kiedy umierał w cieniu otaczającej go kniei, łatwiej było mu folgować myśli, że mógłby zamknąć oczy i już nigdy się nie wybudzić – śmierć w objęciach gąbczastego mchu wydawała się łatwiejsza niż życie, które rwało świadomością niezasklepionej rany, ilekroć zmuszał ciało do podzielenia cudzej determinacji; tym razem pogodzenie się z tą myślą okazało się cięższe, bo ból wciąż był świeży i sunął wzdłuż miękkiej tkanki brzucha, zamykając się w kłapnięciu zębów, które zatrzeszczały tuż nad jego karkiem, pozostawiając po sobie echo ciepłego oddechu, groźbę lub obietnicę, mającą spełnić się w tym miejscu kolejnym zadraśnięciem, tym razem wystarczająco głębokim, by przetrącić chrzęszczące o siebie kręgi. Szarpnął się nerwowo, próbując oderwać ciało od przemoczonej posoką ziemi, zrzucić z siebie ciężar drugiego warga, ten skutecznie trzymał go jednak w jarzmie niezakłóconych eliksirem instynktów – odruchem ludzkiej woli pragnął jeszcze błagać go o fawor, lecz gardło chrobotało tylko zwierzęcym warkotem, rozpaczliwym, uwłaczającym odgłosem drapieżnika, któremu bliżej było do ofiary; nie miał do czynienia ze zwierzęciem i świadomość ta być może przerażała go jedynie bardziej, bo wiedział, że gdyby miał sposobność zajrzeć w ślepia swego napastnika, dostrzegłby tę samą czerwień, która lśniła w jego własnych, wiedziałby, że głęboko pod czarnym skoblem źrenic znajdował się człowiek, nie w mniejszym stopniu dotknięty rozprężonym w żyłach przekleństwem.
Z głębi rozchylonego gardła lasu przepłynął ku niemu narastający szmer głosów, które przeobraziły się w brzmienie uniesionego strachem – lub determinacją – larum, pochłonięty kolejnymi, desperackimi próbami pozbycia się ciężaru napastnika, którego wilcze pazury płatały świeże wstęgi wzdłuż zakrzywionych prętów żeber, nie potrafił jednak skupić się na grzmiącym otoczeniu, rozmywającym się cieniem sylwetek na obrzeżach wzroku; powinien być ostrożniejszy, tymczasem zagrożenie wydawało się zamykać wokół niego karcerem zgęstniałej atmosfery, mgły, która grzęzła mu w gardle i przysłaniała spojrzenie, wkradając się pod skórę sztywnością nerwowego wyczekiwania.
obrona: 21 + 15 + 10 = 46 > 65, nieudana
Mistrz Gry
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:43
The member 'Safír Fenrisson' has done the following action : kości
'k100' : 21
'k100' : 21
Gretchen Holzinger
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:44
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Wszyscy tej nocy mieli wyjątkowy niefart. Gretchen, że wybrała tę samą drogę, co kaplani Thora, a łowcy Gleipniru, że stanęła na ich drodze. W niczym nie mogła im pomóc, jedynie przedszkadzać, bo potrafila niewiele, nigdy nie była utalenetowana w czarach i nigdy też nie starała się nawet nad tym popracować, uznawszy, że uroda i demoniczna aura wystarczą, aby poradziła sobie w życiu. Jako skrajna egocentryczka samą siebie uznawała za pępek świata i nawet teraz, gdy łowcy mieli zdecydowanie większe zmartwienia niż ona, Gretchen uznawała, że powinni zatroszczyć się przede wszystkim o nią. Potrzebowała wszak pomocy, potrzebowała ich, więc nieszczególnie martwiło ją to, co ich tu sprowadziło i jakie mieli plany.
- Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach, Gert - kontynuowała słodkim głosem, próbując uchwycić jego spojrzenie, wciąż oczarować i przyczepić się do jego myśli jak rzep do psiego ogona. Na ułamek sekundy kobiece usta wygięły się w obrażoną podkówkę, gdy spytał o rzecz oczywistą - jak mogła nie zauważyć pełni? - Nie zwracałam na to uwagi po prostu - przyznała zrozpaczonym tonem, jakby wstydziła się własnej głupoty; może gdyby trwoga nie ściskała ją tak silnie za żołądek i krtań, obraziłaby się za wytknięcie nieuwagi. - Demony też mogą nam zrobić krzywdę… - pisnęła, podążając za Gertem jak cień, z zamiarem nieodstępowania go na krok. Tego nie musiał jej powtarzać. Zamierzała trzymać się go blisko, dopóki nie powrócą do Midgardu i nie poczuje się bezpieczna. W myślach obiecywała sobie, że już nigdy, przenigdy nie wyjdzie sama nocą, że nie będzie już w samotności przemierzać uliczek miasta, a na pewno nigdy nie przyjdzie nocą do lasu, lecz były to obietnice równie prawdopodobne do spełnienia co przysięga abstynencji po zbyt mocno zakrapianej nocy. - Musimy wrócić do domu! - wyszeptała konspiracyjnym szeptem, przypominając Gertowi o tym, co jest najważniejsze - jej bezpieczeństwo.
Każdy szmer wzbudzał w Gretchen jeszcze większy lęk. Podskakiwała przerażona i wciąż oglądała się przez ramię przez trzask gałązek i szelest liści poruszanych wiatrem. Błękitne oczy zaszkliły się od łez; miała szczerze dość, chciała jedynie wrócić do domu i zwinąć się w kłębek pod pierzyną, otulić własnym, srebrzystym ogonem i zapomnieć. Każda sekunda rozciągała się do godziny.
Krzyk przerażenia wyrwał się z ust, kiedy tylko dostrzegła czerwone ślepia zmierzającego ku nim olbrzymiego wilka. - TAM, TAM, POWSTRZYMAJ GO, PROSZĘ, GERT, POMÓŻ MI, GERT - piszczała ze łzami w oczach, próbując schować się za olbrzymem; odsunęła się jedynie, aby uniknąć przypadkowego spotkania z kulą ognia, którą wyczarował. Obserwowałą jak promień wyczarowany przez Karstena wyrzuca bestię do tyłu i dopiero wtedy zdecydowała się dołączyć do dzialania. Wiedziona chyba resztką instynktu samozachowawczego uniosła dłonie i cisnęła w stronę olbrzymiego wilka zaklęcie, chcąc go unieruchomić, by Gert mógł go zabić, kiedy już upadł na ziemię. - Rætur! - zawołała, chcąc przywołać spod warstwy śniegu pnącza z korzeni licznych drzew, które oplotą wilcze cielsko i zatrzymają potwora w miejscu.
Rætur (Radix) – wytwarza pnącza z korzeni, żeby unieruchomić przeciwnika.
Próg: 45.
40 (k100) + 5 (m. natury) = 45/45
- Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach, Gert - kontynuowała słodkim głosem, próbując uchwycić jego spojrzenie, wciąż oczarować i przyczepić się do jego myśli jak rzep do psiego ogona. Na ułamek sekundy kobiece usta wygięły się w obrażoną podkówkę, gdy spytał o rzecz oczywistą - jak mogła nie zauważyć pełni? - Nie zwracałam na to uwagi po prostu - przyznała zrozpaczonym tonem, jakby wstydziła się własnej głupoty; może gdyby trwoga nie ściskała ją tak silnie za żołądek i krtań, obraziłaby się za wytknięcie nieuwagi. - Demony też mogą nam zrobić krzywdę… - pisnęła, podążając za Gertem jak cień, z zamiarem nieodstępowania go na krok. Tego nie musiał jej powtarzać. Zamierzała trzymać się go blisko, dopóki nie powrócą do Midgardu i nie poczuje się bezpieczna. W myślach obiecywała sobie, że już nigdy, przenigdy nie wyjdzie sama nocą, że nie będzie już w samotności przemierzać uliczek miasta, a na pewno nigdy nie przyjdzie nocą do lasu, lecz były to obietnice równie prawdopodobne do spełnienia co przysięga abstynencji po zbyt mocno zakrapianej nocy. - Musimy wrócić do domu! - wyszeptała konspiracyjnym szeptem, przypominając Gertowi o tym, co jest najważniejsze - jej bezpieczeństwo.
Każdy szmer wzbudzał w Gretchen jeszcze większy lęk. Podskakiwała przerażona i wciąż oglądała się przez ramię przez trzask gałązek i szelest liści poruszanych wiatrem. Błękitne oczy zaszkliły się od łez; miała szczerze dość, chciała jedynie wrócić do domu i zwinąć się w kłębek pod pierzyną, otulić własnym, srebrzystym ogonem i zapomnieć. Każda sekunda rozciągała się do godziny.
Krzyk przerażenia wyrwał się z ust, kiedy tylko dostrzegła czerwone ślepia zmierzającego ku nim olbrzymiego wilka. - TAM, TAM, POWSTRZYMAJ GO, PROSZĘ, GERT, POMÓŻ MI, GERT - piszczała ze łzami w oczach, próbując schować się za olbrzymem; odsunęła się jedynie, aby uniknąć przypadkowego spotkania z kulą ognia, którą wyczarował. Obserwowałą jak promień wyczarowany przez Karstena wyrzuca bestię do tyłu i dopiero wtedy zdecydowała się dołączyć do dzialania. Wiedziona chyba resztką instynktu samozachowawczego uniosła dłonie i cisnęła w stronę olbrzymiego wilka zaklęcie, chcąc go unieruchomić, by Gert mógł go zabić, kiedy już upadł na ziemię. - Rætur! - zawołała, chcąc przywołać spod warstwy śniegu pnącza z korzeni licznych drzew, które oplotą wilcze cielsko i zatrzymają potwora w miejscu.
Rætur (Radix) – wytwarza pnącza z korzeni, żeby unieruchomić przeciwnika.
Próg: 45.
40 (k100) + 5 (m. natury) = 45/45
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Mistrz Gry
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:44
The member 'Gretchen Holzinger' has done the following action : kości
'k100' : 40
'k100' : 40
Prorok
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:45
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Płomień wezbrał przed Gertem, formując się w ogniste kule i wydobywając z otoczenia chowające się dotychczas cienie. Wydłużył sylwetki olbrzyma i huldry; sprawił, że las na chwilę zaczął żyć, a mglista powłoka rozstąpiła się jeszcze bardziej, dzięki czemu w poszyciu łysnęło kilka par wcześniej niedostrzegalnych oczu. Co więcej też, wcale nie wystraszył warga, którego spięte do ataku cielsko zakołysało się niemal leniwie. Jego powarkiwanie ustało w tym samym momencie, kiedy bestia zdecydowała się runąć w stronę łowcy bez trwogi w gorejących już żywym ogniem ślepiach. Dopiero gdy wyczarowana kula zetknęła się z sierścią stworzenia, jedynie w części wyhamowując impet, z jakim skoczyło w stronę mężczyzny, rozorując poniżej piersi olbrzyma odzienie, warg wydał z siebie przejmujący skowyt. Kłapnięcia ostrych zębów nie sięgnęły żadnej z części ciała łowcy, lecz w skutek zderzenia się zwierzęciem, olbrzym zachwiał się i cofnął raptownie, wpadając w ramiona najbliższych drzew, których gałęzie bezlitośnie wbiły się w skórę karku i twarzy.
Molanderowi w uniknięciu obrażeń nie pomógł również Karsten, który zaalarmowany krzykami i odgłosami szykującego się do ataku wilka, w porę zjawił się przy koledze z drużyny, chcąc wspomóc go w uwolnieniu się do płonącego warga. Użyte przez Aggerholma zaklęcie, choć skutecznie odrzuciło stworzenie od olbrzyma, sprawiło jednocześnie, że potomkowi Ymira jeszcze trudniej było zachować równowagę.
Nie miało to jednak większego znaczenia w obliczu efektywnego pochwycenia warga. Inkantacja wypowiedziana przez Gretchen zadziałała równie pewnie, co zaklęcia wcześniej rzucone przez łowców, dzięki czemu zmaltretowane zwierzę zawisło teraz na wysokości metra nad ziemią, oplecione wypełzłymi spod ziemi korzeniami. Mogło się zdawać, że kryzys, z jakim musieli się zmierzyć, został zażegnany.
Cisza, jaka zapanowała w tej części kniei była jednak zwodnicza.
Warg dotychczas zainteresowany Safírem, który jeszcze przed tym, jak po lesie rozniosło się zawodzenie ranionego zwierzęcia, natarł na swoją ofiarę, jeszcze bardziej pazurami rozdzierając skórę na brzuchu i wreszcie zatapiając kły na barku, szarpnął się gwałtownie na dźwięk skomlenia i jakby w jednej chwili zupełnie stracił zainteresowanie Fenrissonem. Odskoczył od niego, dając susa między skarlałe krzaki, i podążył w kierunku, z którego napływał rejwach. Nieostrożność, z jaką się poruszał, sprawiła że śnieg kilkukrotnie skrzypnął mu pod łapami. Wyczuleni na obecność zostawionych przez Karstena wilków łowcy nie tracili czujności i, gdyby tyko całą trójką trwali w ciszy, istniała szansa na to, że mogli posłyszeć zbliżające się ku nim stworzenie.
Safír, chociaż udało mu się ujść z życiem ze starcia z obcym wargiem, ponosi ciężkie obrażenia. Ma w tym momencie możliwość ukrycia się i przeczekania do świtu. Obligatoryjnie po zakończonej misji musi rozegrać wątek lub napisać post na 500 słów w lecznicy.
Gert, Greta oraz Karsten mają możliwość podjęcia się dowolnej akcji.
Prorok rzuca kością k6 na zdarzenie dla łowców i Grety:
parzyste — Łowieckie doświadczenie Karstena i Gerta nie zawiodło ich: byli w stanie spośród dźwięków wyłuskać odgłosy podchodzącego ku nim zwierzęcia i zawczasu je zaatakować.
nieparzyste — Pech chciał, że zamęt wywołany pochwyceniem jednego z wargów uniemożliwił łowcom dosłyszenie zbliżającego się stworzenia i odpowiednią, wczesną reakcję na zagrożenie.
Molanderowi w uniknięciu obrażeń nie pomógł również Karsten, który zaalarmowany krzykami i odgłosami szykującego się do ataku wilka, w porę zjawił się przy koledze z drużyny, chcąc wspomóc go w uwolnieniu się do płonącego warga. Użyte przez Aggerholma zaklęcie, choć skutecznie odrzuciło stworzenie od olbrzyma, sprawiło jednocześnie, że potomkowi Ymira jeszcze trudniej było zachować równowagę.
Nie miało to jednak większego znaczenia w obliczu efektywnego pochwycenia warga. Inkantacja wypowiedziana przez Gretchen zadziałała równie pewnie, co zaklęcia wcześniej rzucone przez łowców, dzięki czemu zmaltretowane zwierzę zawisło teraz na wysokości metra nad ziemią, oplecione wypełzłymi spod ziemi korzeniami. Mogło się zdawać, że kryzys, z jakim musieli się zmierzyć, został zażegnany.
Cisza, jaka zapanowała w tej części kniei była jednak zwodnicza.
Warg dotychczas zainteresowany Safírem, który jeszcze przed tym, jak po lesie rozniosło się zawodzenie ranionego zwierzęcia, natarł na swoją ofiarę, jeszcze bardziej pazurami rozdzierając skórę na brzuchu i wreszcie zatapiając kły na barku, szarpnął się gwałtownie na dźwięk skomlenia i jakby w jednej chwili zupełnie stracił zainteresowanie Fenrissonem. Odskoczył od niego, dając susa między skarlałe krzaki, i podążył w kierunku, z którego napływał rejwach. Nieostrożność, z jaką się poruszał, sprawiła że śnieg kilkukrotnie skrzypnął mu pod łapami. Wyczuleni na obecność zostawionych przez Karstena wilków łowcy nie tracili czujności i, gdyby tyko całą trójką trwali w ciszy, istniała szansa na to, że mogli posłyszeć zbliżające się ku nim stworzenie.
Safír, chociaż udało mu się ujść z życiem ze starcia z obcym wargiem, ponosi ciężkie obrażenia. Ma w tym momencie możliwość ukrycia się i przeczekania do świtu. Obligatoryjnie po zakończonej misji musi rozegrać wątek lub napisać post na 500 słów w lecznicy.
Gert, Greta oraz Karsten mają możliwość podjęcia się dowolnej akcji.
Prorok rzuca kością k6 na zdarzenie dla łowców i Grety:
parzyste — Łowieckie doświadczenie Karstena i Gerta nie zawiodło ich: byli w stanie spośród dźwięków wyłuskać odgłosy podchodzącego ku nim zwierzęcia i zawczasu je zaatakować.
nieparzyste — Pech chciał, że zamęt wywołany pochwyceniem jednego z wargów uniemożliwił łowcom dosłyszenie zbliżającego się stworzenia i odpowiednią, wczesną reakcję na zagrożenie.
Mistrz Gry
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:45
The member 'Prorok' has done the following action : kości
'k6' : 1
'k6' : 1
Bezimienny
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:46
W ich oczach (nastrzykniętych wilgocią, połyskliwych zwierciadłach, lustrach podeszłych krwią, pulsujących amokiem rozjuszonej czerwieni) widział odbicia własnych przejawów gniewu, w ich furii, obdzieranej z wygodnej błony człowieczeństwa, zwierzęcej, pełnej destrukcji, dostrzegał jazgot wściekłości rozlany po wnętrzu czaszki, naczyniu jego umysłu. Złość tkwiła w nim niczym wrzód o kruchym, spękanym dnie, jątrzyła się niczym ropa z krateru skażonej rany toczącej żółtawą maź. Nigdy ich nie obwiniał; walczył z nimi, stając bez wytchnienia naprzeciw po drugiej stronie barykady lecz nigdy, odkąd pamiętał nie wtłaczał w ich szczęki winy, nie mógł spostrzec jej w bieli kłapiących zębów obnażonych drapieżnie zza poczerniałych warg. Byli podobni; im dłużej pragnął zaprzeczyć tym częściej spotykał prawdę, zniewoleni, spętani jarzmem natury, kajdanem silnych instynktów zamkniętych w klatce pozorów człowieczeństwa; zwierzę, które wyrywa się razem z nastaniem pełni i bestia rosnąca w furii. Każde starcie jako łowca Gleipniru przyjmował z podobnym chłodem, beznamiętnością myśliwego zdolnego uczynić wszystko, by dotrzeć do bram sukcesu, zabijaj lub będziesz martwy. Zabijaj lub będziesz martwy; krótki, rozjarzony błysk trwogi przeciął zmarszczką błyskawic poruszoną świadomość, gdy odkrył że Gert przy drobnym zgrzycie nieszczęścia mógł paść ofiarą ugryzienia. Przytłumił jednak rozterki, próbował nie wbijać wzroku w dziewczynę, która wprost absurdalnie zwykła zaganiać stado jego skupienia w zagrodę swojej sylwetki, pułapkę zdolną go zgubić; polował, nie mógł ulec pokusom.
- Zabierajmy się stąd – rzucił tylko i ruszył w kierunku pokonanego stworzenia, chcąc tak jak zawsze przenieść go do Samotnej Wieży gdzie pozostanie aż do skończenia pełni. Srebrna lina, której przed chwilą dobył, okazała nareszcie użyteczność; starał się jak najlepiej skrępować cielsko potwora; liczył że sam nie sprawi im już więcej trudności, zwłaszcza gdy na ich głowach spoczywał los przypadkowej, zbłąkanej dzisiaj osoby. Gotowe, ocenił, łypiąc jeszcze uważnie czy powzięte przez niego szeregi działań będą w stanie wystarczyć.
Rzucam na spętanie warga; 26 (k100) + 7 (atut: wprawny łowca) + 20 (magia natury) = 53
- Zabierajmy się stąd – rzucił tylko i ruszył w kierunku pokonanego stworzenia, chcąc tak jak zawsze przenieść go do Samotnej Wieży gdzie pozostanie aż do skończenia pełni. Srebrna lina, której przed chwilą dobył, okazała nareszcie użyteczność; starał się jak najlepiej skrępować cielsko potwora; liczył że sam nie sprawi im już więcej trudności, zwłaszcza gdy na ich głowach spoczywał los przypadkowej, zbłąkanej dzisiaj osoby. Gotowe, ocenił, łypiąc jeszcze uważnie czy powzięte przez niego szeregi działań będą w stanie wystarczyć.
Rzucam na spętanie warga; 26 (k100) + 7 (atut: wprawny łowca) + 20 (magia natury) = 53
Mistrz Gry
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:46
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 11
'k100' : 11
Nieznajomy
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:46
Smród palonego futra dotarł do jego nozdrzy w sekundę po tym, jak drobne pasemka zatliły się pomarańczową łuną i przygałsy skąpane w smugach dymu. Zmarszczył nos, lecz nie zdołał zrobić nic więcej, bo zwierzę przywarło do niego ostatecznie i rozpłatało ubranie na piersi. Poczuł podmuch impetu, nieco wprawdzie okiełznanego nagłym przestrachem i niespodziewanie przygotowaną zasadzką, lecz wciąż zdolnego, by go powalić. Nigdy nie myślał o ewentualności, w której warg zatopiłby w jego skórze kły. Może to właśnie ograniczało w nim lęk i pozwalało na podejmowanie niekoniecznie bezpiecznych działań. Szaleństwo czy czyste głupstwo? Powietrze z jego płuc uciekło szybko, kiedy ciężar przygniótł go i zmusił do ugięcia kolan. W ostatniej chwili moc kolejnego zaklęcia odrzuciła jednak warga, choć nie oszczędziła przy tym i jego osoby, dlatego w chwilę później leżał już pogrążony wśród pobliskich drzew. Ostre gałęzie przeorały jego skórę, bowiem natarł na nie całym ciężarem własnego ciała. Ciepła krew rozlała się po skórze, ciężko było mu jednak rozeznać, czy czuje jakikolwiek ból.
— Jävla skit… — wymamrotał, grzebiąc się spośród chrupiących wiechci. Styczniowy chłód omiótł jego nagą skórę, nie zatrzymał się jednak i próbował nadal wydostać, dokonując przy okazji rozeznania, co spotkało warga, bowiem w krótko po tym, jak pogrążył się wśród lasu i śnieżnych czap, usłyszał kolejne skamlenie. Wygramolił się wreszcie, pozostawiając za sobą zbrukane krwią gałązki. Przetarł twarz, czując lepką maź krzepnącą ochoczo na mrozie. — Niech by to — wyciągnął zdecydowanym ruchem zza kołnierza kilka zeschłych liści i sosnowe igły. To samo uczynił z naszpikowanymi wypustkami włosami i twarzą, zupełnie obdartą i obsmarkaną. Otarł ją jeszcze raz rękawem i wrócił do towarzyszy, wyraźnie naburmuszony. Stan ten nie trwał jednak długo, bowiem szeroki uśmiech rozorał usta, a oczy zaczęły łyskać z zadowoleniem. Warg spętany zaklęciem zdawał się być nieszkodliwym futrzakiem. Olbrzym podszedł do niego, na bezpieczną odległość i spojrzał po Karstenie i Gretchen.
— To jednego szkodnika mamy chwilowo niedysponowanego, nie? — stwierdził i skupił się bardziej na kobiecie. — Doskonałe wyczucie czasu — dodał i bez większych ogródek klepnął ją w plecy, jakkolwiek mogła być skołowana i przerażona tym, co jeszcze chwilę temu miało miejsce. Pozorny spokój próbował ukołysać rozszalałe nerwy, jednak była to rzecz zgubna. Wciąż mieli trochę czasu do świtu i siedzieli w samym sercu lasu. — Jeszcze trochę i wrócisz do domu — próbował ją pocieszyć, po czym uśmiechnął się jeszcze i wyszeptał rozgrzewające zaklęcie — Hlýr. Chyba lepiej, co? — szturchnął ją i wrócił do bacznego obserwowania terenu. Nie wiedział jeszcze, że kolejne zagrożenie jest bardzo blisko.
Hlýr (próg 30) 24 + 5 + 2 = 31
— Jävla skit… — wymamrotał, grzebiąc się spośród chrupiących wiechci. Styczniowy chłód omiótł jego nagą skórę, nie zatrzymał się jednak i próbował nadal wydostać, dokonując przy okazji rozeznania, co spotkało warga, bowiem w krótko po tym, jak pogrążył się wśród lasu i śnieżnych czap, usłyszał kolejne skamlenie. Wygramolił się wreszcie, pozostawiając za sobą zbrukane krwią gałązki. Przetarł twarz, czując lepką maź krzepnącą ochoczo na mrozie. — Niech by to — wyciągnął zdecydowanym ruchem zza kołnierza kilka zeschłych liści i sosnowe igły. To samo uczynił z naszpikowanymi wypustkami włosami i twarzą, zupełnie obdartą i obsmarkaną. Otarł ją jeszcze raz rękawem i wrócił do towarzyszy, wyraźnie naburmuszony. Stan ten nie trwał jednak długo, bowiem szeroki uśmiech rozorał usta, a oczy zaczęły łyskać z zadowoleniem. Warg spętany zaklęciem zdawał się być nieszkodliwym futrzakiem. Olbrzym podszedł do niego, na bezpieczną odległość i spojrzał po Karstenie i Gretchen.
— To jednego szkodnika mamy chwilowo niedysponowanego, nie? — stwierdził i skupił się bardziej na kobiecie. — Doskonałe wyczucie czasu — dodał i bez większych ogródek klepnął ją w plecy, jakkolwiek mogła być skołowana i przerażona tym, co jeszcze chwilę temu miało miejsce. Pozorny spokój próbował ukołysać rozszalałe nerwy, jednak była to rzecz zgubna. Wciąż mieli trochę czasu do świtu i siedzieli w samym sercu lasu. — Jeszcze trochę i wrócisz do domu — próbował ją pocieszyć, po czym uśmiechnął się jeszcze i wyszeptał rozgrzewające zaklęcie — Hlýr. Chyba lepiej, co? — szturchnął ją i wrócił do bacznego obserwowania terenu. Nie wiedział jeszcze, że kolejne zagrożenie jest bardzo blisko.
Hlýr (próg 30) 24 + 5 + 2 = 31
Mistrz Gry
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:46
The member 'Nieznajomy' has done the following action : kości
'k100' : 24
'k100' : 24
Safír Fenrisson
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:47
Safír FenrissonŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Húsavík, Islandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Genetyka : warg
Zawód : opiekun w sierocińcu Toivoa
Wykształcenie : wyższe niepełne
Totem : kozioł
Atuty : lider (I), pomocnik (II), wilczy instynkt
Statystyki : charyzma: 25 / flora i fauna: 5 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 16 / wiedza ogólna: 15
Rwący ból szarpnął za usztywniony strachem kark, siłą przerywając spazm napiętych mięśni i wyrywając z krtani skowyt, który napłynął mu do gardła mdlącym echem krwi, cieknącej karminowymi wstęgami pośród wiechci skołtunionego futra – fantomowy ciężar szczęk utrzymywał się w przetrąconym barku jeszcze po tym, jak warg wyciągnął kły z miękkiej tkanki, wypełniając ciemność swym głuchym, chroboczącym o podniebienie warkotem, tak głośnym, jakby nie docierał do niego z zewnątrz, ale z głębi własnego gardła, to zdolne było jednak tylko do cichego jęku, uwięzionego w jego wnętrzu odgłosem sobaczego skamlenia. Przypominał sobie Fenrisa i precyzyjność, z jaką rozcinał na kuchennym stole lśniące, białe brzuchy ryb, wyrywając dłonią czerwone wnętrzności i przez chwilę poczuł się, jakby jego ciało rozpadało się w ten sam sposób – pazury przeciągnęły się równoległymi pręgami wzdłuż zakrzywionych linii żeber, otwierając na nowo zabliźnioną ranę, w której tkwiło piętno trawiącego go przekleństwa; w przeszłości wiele razy zdejmowała go gorączka uciążliwej bezsenności, nawiedzająca umysł przeświadczeniem, że jego lewy bok znów broczył krwią, z prometeuszową cyklicznością rozrywając się wspomnieniem sobaczych szczęk, a teraz, kiedy pomiędzy czwartym a piątym żebrem pojawiła się fuga rumieniącego się zadrapania, pogłos minionej nocy wgniótł się w jego skronie bezwarunkowym odruchem lęku, że umierał po raz kolejny, lecz tym razem pod niebem gęstym jak melasa, pozbawionym gwiazd o bladoniebieskim odcieniu cudzych tęczówek.
Ciężar, który dotąd wgniatał go w ziemię, uginając trzeszczące ogniwa kręgosłupa, zelżał nagle, pozwalając powietrzu uderzyć gwałtownym haustem w wieżę tchawicy, szarpiącej za gardło spazmem dławiącego bólu. Wydawało mu się, że czas spowolnił znacząco, przesypując się lakonicznie przez zacieśnioną gardziel klepsydry – z ogłuszającą wyrazistością czuł, jak jego oddech przeciskał się przez oskrzela, pazury zagłębiały się w tekturze skutej mrozem ziemi, a krew pulsowała w żyłach, rozpaczliwie próbując wydostać się z nich w miejscach, gdzie futro rozchylało się wokół świeżych ran, głębokich pręg na jego ciele, przez które prześwitywała czerwień zerwanych włókien mięśni, poruszających się w konwulsyjnym popłochu, jakby wciąż pozostawały nieświadome dolegliwego rwania, jakie rozsuwało się falami wzdłuż zakrzywienia kości za każdym razem, gdy nabierał powietrza. Echo wzniesionych niedaleko krzyków i głośny lament otaczającej go gęstwiny przebrzmiały do świadomości dopiero teraz, układając się pod materiałem skroni paraliżującym uczuciem grozy – wiele razy słyszał o tym, co łowcy Gleipniru czynili z pochwyconymi stworzeniami i przypominał sobie tę wiedzę za każdym razem, gdy umyślnie zaciskał palce mocno na srebrnych monetach, które pozostawiały po sobie czerwień bolesnego pieczenia; myślał o tym również teraz, że ta sama bestia, która jeszcze chwilę temu próbowała przetrącić mu kark, była w pierwszej kolejności człowiekiem, a dopiero w drugiej wargiem.
Dygotał, bo ból rozchodził się po całym ciele, a gęsty mech nasiąkał jego krwią, pęczniejąc jak po deszczu – był uwięziony w ciele, które nienawidziło słabości i chociaż znaczna część jego umysłu rozjątrzyła się opóźnionym strachem, poczuł, jak łapy najpierw ugięły się lekko, a następnie dźwignęły korpus zza spróchniałego konara w ciemną gawrę niedalekich krzewów, obejmujących go ciasno jak syna, który powracał do rodzinnego domu. Pomyślał o tym, co powiedział Eitriemu: to nie ciężar dla kogoś takiego jak on – ten świat, to życie, to przekleństwo, które tętniło mu teraz w krwiobiegu i broczyło na brudną ziemię; pomyślał, że być może mógłby upuścić je z siebie wraz z krwią i pozostawić zaschnięte na szorstkim gruncie lasu, futro wciąż porastało go jednak gęsto, a ostre kły uwierały we wrażliwy miąższ dziąseł. Noc trwała nieustannie, a on nie był potworem, którego mu wmawiano; był na to wszystko zbyt słaby.
Ciężar, który dotąd wgniatał go w ziemię, uginając trzeszczące ogniwa kręgosłupa, zelżał nagle, pozwalając powietrzu uderzyć gwałtownym haustem w wieżę tchawicy, szarpiącej za gardło spazmem dławiącego bólu. Wydawało mu się, że czas spowolnił znacząco, przesypując się lakonicznie przez zacieśnioną gardziel klepsydry – z ogłuszającą wyrazistością czuł, jak jego oddech przeciskał się przez oskrzela, pazury zagłębiały się w tekturze skutej mrozem ziemi, a krew pulsowała w żyłach, rozpaczliwie próbując wydostać się z nich w miejscach, gdzie futro rozchylało się wokół świeżych ran, głębokich pręg na jego ciele, przez które prześwitywała czerwień zerwanych włókien mięśni, poruszających się w konwulsyjnym popłochu, jakby wciąż pozostawały nieświadome dolegliwego rwania, jakie rozsuwało się falami wzdłuż zakrzywienia kości za każdym razem, gdy nabierał powietrza. Echo wzniesionych niedaleko krzyków i głośny lament otaczającej go gęstwiny przebrzmiały do świadomości dopiero teraz, układając się pod materiałem skroni paraliżującym uczuciem grozy – wiele razy słyszał o tym, co łowcy Gleipniru czynili z pochwyconymi stworzeniami i przypominał sobie tę wiedzę za każdym razem, gdy umyślnie zaciskał palce mocno na srebrnych monetach, które pozostawiały po sobie czerwień bolesnego pieczenia; myślał o tym również teraz, że ta sama bestia, która jeszcze chwilę temu próbowała przetrącić mu kark, była w pierwszej kolejności człowiekiem, a dopiero w drugiej wargiem.
Dygotał, bo ból rozchodził się po całym ciele, a gęsty mech nasiąkał jego krwią, pęczniejąc jak po deszczu – był uwięziony w ciele, które nienawidziło słabości i chociaż znaczna część jego umysłu rozjątrzyła się opóźnionym strachem, poczuł, jak łapy najpierw ugięły się lekko, a następnie dźwignęły korpus zza spróchniałego konara w ciemną gawrę niedalekich krzewów, obejmujących go ciasno jak syna, który powracał do rodzinnego domu. Pomyślał o tym, co powiedział Eitriemu: to nie ciężar dla kogoś takiego jak on – ten świat, to życie, to przekleństwo, które tętniło mu teraz w krwiobiegu i broczyło na brudną ziemię; pomyślał, że być może mógłby upuścić je z siebie wraz z krwią i pozostawić zaschnięte na szorstkim gruncie lasu, futro wciąż porastało go jednak gęsto, a ostre kły uwierały we wrażliwy miąższ dziąseł. Noc trwała nieustannie, a on nie był potworem, którego mu wmawiano; był na to wszystko zbyt słaby.
Gretchen Holzinger
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:48
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Życie Gretchen porównać można było do jednej z baśni, mimo że wciąż odgrywała w niej rolę czarnego charakteru, demona naznaczonego lisim ogonem, przestrzegającym innych, że nie należy się do niej zbliżać. Zawsze żyła w dostatku, wychowana na grubych, ciepłych pieleszach, karmiona miłością i niekończącymi się komplementami, chowana właściwie w złotej klatce, pod kloszem, gdzie była bezpieczna. Nieszczególnie zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństw prawdziwego świata, a kiedy już się z nimi stykała, zwykła je bagatelizować i lekceważyć, święcie przekonana, że z każdej sytuacji zdoła się wykaraskać z iście lisią przebiegłością. Nie zdawała sobie sprawy z tego, co naprawdę może jej grozić, jeśli instynkt samozachowawczy ją zawiedzie.
Chwila, w której bestia rzuciła się w stronę rudowłosego mężczyzny była więc najbardziej przerażającą w życiu Gretchen Holzinger.
Niemalże zmroziła ją trwoga, strach ścisnął żołądek, kolejny krzyk ugrzązł w krtani. Mogła jedynie patrzeć szeroko otwartymi oczyma na to jak nienaturalnie wysoki łowca upada w zarośla, modląc się, żeby bestia nie zwróciła się ku niej. Zareagowała odruchowo, wiedziona tą resztką instynktu samozachowawczego, zmuszającego każde żywe stworzenie, aby walczyło o przeżycie. Korzenie skutecznie oplotły warga, nie pozwalając mu się poruszyć, unieruchamiając metr nad ziemią; bynajmniej to jednak Gretchen nie uspokoiło. Drżała pod zimowym płaszczem tak, jakby nie miała go wcale. Błękitne oczy zaszkliły się od łez, tak bardzo się bała; niczego nie pragnęła mocniej jak znaleźć się teraz we własnym łóżku, bezpieczna, daleko stąd. Wzbraniała się przed użyciem zaklęcia teleportacyjnego jedynie z obawy przed rozszczepieniem; nigdy nie była dobra w czarach, właściwie żadnych, teraz nie potrafiłaby się skupić.
- Och, ty żyjesz, co za ulga! - zaszlochała niemal, znów przysuwając się bliżej rudowłosego mężczyzny, szczerze ucieszona, że nie odniósł dużych obrażeń. On zdawał się przejmować jej losem i starać się zapewnić bezpieczeństwo - tak jak na mężczyznę przystało. Ten, którego nazywał Karstenem zajmował się głupotami, zamiast ją strzec. - JEDNEGO?! - pisnęła. - To może być ich więcej?! - Syrenie oczy otworzyły się jeszcze szerzej, szkląc się tak, że kilka łez spłynęło po policzkach. Gert pochwalił jej czar, klepiąc po plecach, przez co zachwiała się w miejscu. W innej sytuacji zareagowałaby oburzeniem, kobiet się tak nie klepie, zwłaszcza tak drobnych jak ona, ale była zbyt przejęta. - Teraz. Teraz muszę wrócić do domu - wyszeptała, bardziej do siebie niż do niego. Poczuła falę ciepła, która ogarnęła całe ciało i przyniosła większy komfort. Gretchen pozbierała myśli i skupiła znów spojrzenie na Gercie, starając się uchwycić jego wzrok; musiał jej pomóc, tylko to się liczyło. Użyła całej swojej siły woli, aby demoniczna aura przylgnęła do mężczyzny, mieszając mu w głowie i zmusiła do skoncentrowania się na niej - i jej potrzebach. - Proszę, wyprowadź mnie stąd teraz, boję się - mówiła cicho, pragnąc przekonać Gerta i poniekąd zmusić, by uczynił to w pierwszej kolejności.
Chwila, w której bestia rzuciła się w stronę rudowłosego mężczyzny była więc najbardziej przerażającą w życiu Gretchen Holzinger.
Niemalże zmroziła ją trwoga, strach ścisnął żołądek, kolejny krzyk ugrzązł w krtani. Mogła jedynie patrzeć szeroko otwartymi oczyma na to jak nienaturalnie wysoki łowca upada w zarośla, modląc się, żeby bestia nie zwróciła się ku niej. Zareagowała odruchowo, wiedziona tą resztką instynktu samozachowawczego, zmuszającego każde żywe stworzenie, aby walczyło o przeżycie. Korzenie skutecznie oplotły warga, nie pozwalając mu się poruszyć, unieruchamiając metr nad ziemią; bynajmniej to jednak Gretchen nie uspokoiło. Drżała pod zimowym płaszczem tak, jakby nie miała go wcale. Błękitne oczy zaszkliły się od łez, tak bardzo się bała; niczego nie pragnęła mocniej jak znaleźć się teraz we własnym łóżku, bezpieczna, daleko stąd. Wzbraniała się przed użyciem zaklęcia teleportacyjnego jedynie z obawy przed rozszczepieniem; nigdy nie była dobra w czarach, właściwie żadnych, teraz nie potrafiłaby się skupić.
- Och, ty żyjesz, co za ulga! - zaszlochała niemal, znów przysuwając się bliżej rudowłosego mężczyzny, szczerze ucieszona, że nie odniósł dużych obrażeń. On zdawał się przejmować jej losem i starać się zapewnić bezpieczeństwo - tak jak na mężczyznę przystało. Ten, którego nazywał Karstenem zajmował się głupotami, zamiast ją strzec. - JEDNEGO?! - pisnęła. - To może być ich więcej?! - Syrenie oczy otworzyły się jeszcze szerzej, szkląc się tak, że kilka łez spłynęło po policzkach. Gert pochwalił jej czar, klepiąc po plecach, przez co zachwiała się w miejscu. W innej sytuacji zareagowałaby oburzeniem, kobiet się tak nie klepie, zwłaszcza tak drobnych jak ona, ale była zbyt przejęta. - Teraz. Teraz muszę wrócić do domu - wyszeptała, bardziej do siebie niż do niego. Poczuła falę ciepła, która ogarnęła całe ciało i przyniosła większy komfort. Gretchen pozbierała myśli i skupiła znów spojrzenie na Gercie, starając się uchwycić jego wzrok; musiał jej pomóc, tylko to się liczyło. Użyła całej swojej siły woli, aby demoniczna aura przylgnęła do mężczyzny, mieszając mu w głowie i zmusiła do skoncentrowania się na niej - i jej potrzebach. - Proszę, wyprowadź mnie stąd teraz, boję się - mówiła cicho, pragnąc przekonać Gerta i poniekąd zmusić, by uczynił to w pierwszej kolejności.
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Mistrz Gry
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:48
The member 'Gretchen Holzinger' has done the following action : kości
'k100' : 54
'k100' : 54
Prorok
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:48
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Zaskoczeniem mógł być fakt, że mimo wciąż pojawiających się przeciwności niestrudzenie zsyłanych przez Norny, zarówno Safír, jak też obaj łowcy i przypadkowo towarzysząca im w rutynowym patrolu Gretchen, nadal niezłomnie pozostawali przy życiu. Noc pełni miała jednak to do siebie, że aż do momentu nadejścia świtu — czy, jak w przypadku pogrążonych w nocy polarnej okolic miasta, zajścia tarczy księżyca za widnokrąg — wciąż wszystko było możliwe i nawet tymczasowy spokój nie gwarantował, że za kolejnym wzniesieniem nie będzie czyhało następne zagrożenie.
Kryjąc się w plątaninie zeschłych krzewów i moszcząc na zwale śnieżnego puchu, który tuż pod zaroślami zdawał się być nienaruszony przez jakąkolwiek żywą istotę, Fenrisson miał całkiem spore szanse na to, aby tym razem nie zwróci na siebie uwagi żadnego z wciąż krążących po Lasach Północnych drapieżników — tych, których kły i pazury mogły rozpłatać mu ciało jeszcze bardziej, jak też tych, które jednym, wprawnie wymierzonym zaklęciem lub pociskiem, mogły pozbawić go nie tyle życia, co wolności i jakiejkolwiek szansy na wytłumaczenie się. Wszak łowcy Gleipniru nie pytali i nie potrzebowali żadnych wymówek: neutralizowali wyłącznie niebezpieczeństwo, często bez względu na konsekwencje.
Zupełnie, jak w przypadku dopiero co pokonanego warga, który teraz pętany był przez Karstena za pomocą liny. W każdym miejscu, w którym srebro bezpośrednio stykało się z jego ciałem, na skórze pojawiały się paskudnie wyglądające żłobienia, które raz za razem wybudzały stworzenie z omdlenia, by za chwilę znów traciło z bólu przytomność. Na skutek tych nieoczekiwanych ruchów bestii, Aggerholm mógł być pewny, że nie skrępował warga na tyle dokładnie, by mieć stuprocentową pewność, że bez problemu udałoby mu się przenieść stworzenie do Samotnej Wieży, gdyby w drodze ocknęło się na dobre. Wraz z Gertem musieli działać teraz sprawnie, nie dekoncentrując się. Było to jednak zadanie o tyle kłopotliwe, że wciąż na głowie mieli zabłąkaną kobietę, która zdecydowanie nie zamierzała odpuścić. Huldrzy urok, tym skuteczniej rzucony na olbrzyma po tym, jak Molander postanowił w dżentelmeńskim geście ogrzać rozdygotane emocjami i panującą, wyjątkowo niską temperaturą ciało aktorki, oplótł się wokół Gerta, pozbawiając go jasności myślenia. W tym momencie olbrzym przekonany był, że jego jedyną misją jest rzeczywiście wyprowadzenie blondynki z leśnej głuszy i bezpieczne doprowadzenie jej do domu.
Żadne z trójki galdrów nie przewidziało jednak, że te śmiałe plany przedstawione przez Gretchen mogłyby zostać przez cokolwiek pokrzyżowane. Czekający na odpowiedni moment do ataku warg, którego żadne z nich nie dostrzegło i nie wyczuło, zdecydował się wreszcie ujawnić, lecz na odpowiednio wczesną reakcję było już za późno. Bestia zdążyła się bez wahania rzucić w stronę trójki ludzi.
Prorok ponownie rzuca kością k6 na zdarzenie dla łowców i Grety:
1-2 — Warg postanowił przypuścić atak na Karstena.
3-4 — Warg postanowił przypuścić atak na Gretchen.
5-6 — Warg postanowił przypuścić atak na Gerta.
Gert, Gretchen oraz Karsten mają możliwość wykonania rzutu na dowolne zaklęcie. Safír wreszcie może trochę odetchnąć.
Kryjąc się w plątaninie zeschłych krzewów i moszcząc na zwale śnieżnego puchu, który tuż pod zaroślami zdawał się być nienaruszony przez jakąkolwiek żywą istotę, Fenrisson miał całkiem spore szanse na to, aby tym razem nie zwróci na siebie uwagi żadnego z wciąż krążących po Lasach Północnych drapieżników — tych, których kły i pazury mogły rozpłatać mu ciało jeszcze bardziej, jak też tych, które jednym, wprawnie wymierzonym zaklęciem lub pociskiem, mogły pozbawić go nie tyle życia, co wolności i jakiejkolwiek szansy na wytłumaczenie się. Wszak łowcy Gleipniru nie pytali i nie potrzebowali żadnych wymówek: neutralizowali wyłącznie niebezpieczeństwo, często bez względu na konsekwencje.
Zupełnie, jak w przypadku dopiero co pokonanego warga, który teraz pętany był przez Karstena za pomocą liny. W każdym miejscu, w którym srebro bezpośrednio stykało się z jego ciałem, na skórze pojawiały się paskudnie wyglądające żłobienia, które raz za razem wybudzały stworzenie z omdlenia, by za chwilę znów traciło z bólu przytomność. Na skutek tych nieoczekiwanych ruchów bestii, Aggerholm mógł być pewny, że nie skrępował warga na tyle dokładnie, by mieć stuprocentową pewność, że bez problemu udałoby mu się przenieść stworzenie do Samotnej Wieży, gdyby w drodze ocknęło się na dobre. Wraz z Gertem musieli działać teraz sprawnie, nie dekoncentrując się. Było to jednak zadanie o tyle kłopotliwe, że wciąż na głowie mieli zabłąkaną kobietę, która zdecydowanie nie zamierzała odpuścić. Huldrzy urok, tym skuteczniej rzucony na olbrzyma po tym, jak Molander postanowił w dżentelmeńskim geście ogrzać rozdygotane emocjami i panującą, wyjątkowo niską temperaturą ciało aktorki, oplótł się wokół Gerta, pozbawiając go jasności myślenia. W tym momencie olbrzym przekonany był, że jego jedyną misją jest rzeczywiście wyprowadzenie blondynki z leśnej głuszy i bezpieczne doprowadzenie jej do domu.
Żadne z trójki galdrów nie przewidziało jednak, że te śmiałe plany przedstawione przez Gretchen mogłyby zostać przez cokolwiek pokrzyżowane. Czekający na odpowiedni moment do ataku warg, którego żadne z nich nie dostrzegło i nie wyczuło, zdecydował się wreszcie ujawnić, lecz na odpowiednio wczesną reakcję było już za późno. Bestia zdążyła się bez wahania rzucić w stronę trójki ludzi.
Prorok ponownie rzuca kością k6 na zdarzenie dla łowców i Grety:
1-2 — Warg postanowił przypuścić atak na Karstena.
3-4 — Warg postanowił przypuścić atak na Gretchen.
5-6 — Warg postanowił przypuścić atak na Gerta.
Gert, Gretchen oraz Karsten mają możliwość wykonania rzutu na dowolne zaklęcie. Safír wreszcie może trochę odetchnąć.
Mistrz Gry
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:48
The member 'Prorok' has done the following action : kości
'k6' : 3
'k6' : 3
Nieznajomy
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:51
Żył i chyba nie było z nim aż tak źle. Krew nieszczególnie go zajęła, skrzepła zresztą już nieco. Owszem, wizja drugiego wilka czającego się w zaroślach nie była zbyt optymistyczna, lecz nie mogli przecież zapomnieć o niepokojących odgłosach, które choć obecnie ucichły, wciąż stanowiły ogromny problem. Miał nadzieję, że rzucone zaklęcie pokrzepi nieco Gretchen i pozwoli jej zapomnieć o wcześniejszym ataku zupełnie zdziczałego stworzenia. Uśmiechał się do niej, wciąż nie wiedząc, co planowała w rzeczywistości zrobić.
Zupełnie nie rozumiał, co się z nim dzieje. Dotąd bardzo wyraźny cel, jakim było wypełnienie obowiązku łowcy, rozmywał się i tracił na ważności. Powietrze było dziwnie lepkie, choć przecież panował okropny mróz, ścinający każdy oddech wypuszczany spomiędzy warg. Przyglądał się jeszcze chwilę temu spętanemu wargowi, następnie zapytał Karstena o ocenę sytuacji. Wcześniej zatroszczył się o dziewczynę, którą nieznana siła zaprowadziła w pełnię do lasu. A później? Słyszał jej głos i widział dokładnie, że mu się przygląda, że prosi go o wyprowadzenie spomiędzy drzew i chyba nie miał nic więcej w tym temacie do powiedzenia. Chciał się sprzeciwić, lecz nie potrafił, bo nagła potrzeba zapewnienia jej bezpieczeństwa wyszła na pierwszy plan. Odwrócił się od Karstena i zaczął poszukiwać instynktownie drogi, którą mogliby wydostać się ku miastu.
— Nie… nie bój się, będziesz bezpieczna — zapewnił Gretchen uśmiechając się krzywo. Za wszelką cenę chciał jej pomóc, zapominając o własnych obowiązkach. Nie mógł wiedzieć, że dostał się pod wpływ jej aury, nie miał przecież podstaw, by podejrzewać kogoś takiego o niecne działania względem jego osoby. W swej naiwności, początkowo chciał jedynie, by nikomu postronnemu nie stała się żadna krzywda.
Pozorny spokój okolicy rozciął szelest i pojawienie się ogromnego cielska, którego nie mieli szans wcześniej zauważyć. Cokolwiek się działo, miał jednak w głowie, by przede wszystkim zadbać o młodą kobietę, więc równie dobrze mógł zignorować bestię, podążając za jej poleceniem. Na szczęście jednak dla niego, lecz z całą pewnością nie dla Gretchen, warg rzucił się właśnie na nią, co wyzwoliło w olbrzymie natychmiastową reakcję. Poderwał się z miejsca i z całym impetem wycelował w bok zwierzęcia, by odepchnąć je, ciskając w kierunku grubych pni drzew, wydając przy tym wściekły okrzyk. Odskoczył następnie dalej, gotów wymierzyć następny cios, jeśli będzie to konieczne.
Biję warga: 70+30+5+5+2=112
Zupełnie nie rozumiał, co się z nim dzieje. Dotąd bardzo wyraźny cel, jakim było wypełnienie obowiązku łowcy, rozmywał się i tracił na ważności. Powietrze było dziwnie lepkie, choć przecież panował okropny mróz, ścinający każdy oddech wypuszczany spomiędzy warg. Przyglądał się jeszcze chwilę temu spętanemu wargowi, następnie zapytał Karstena o ocenę sytuacji. Wcześniej zatroszczył się o dziewczynę, którą nieznana siła zaprowadziła w pełnię do lasu. A później? Słyszał jej głos i widział dokładnie, że mu się przygląda, że prosi go o wyprowadzenie spomiędzy drzew i chyba nie miał nic więcej w tym temacie do powiedzenia. Chciał się sprzeciwić, lecz nie potrafił, bo nagła potrzeba zapewnienia jej bezpieczeństwa wyszła na pierwszy plan. Odwrócił się od Karstena i zaczął poszukiwać instynktownie drogi, którą mogliby wydostać się ku miastu.
— Nie… nie bój się, będziesz bezpieczna — zapewnił Gretchen uśmiechając się krzywo. Za wszelką cenę chciał jej pomóc, zapominając o własnych obowiązkach. Nie mógł wiedzieć, że dostał się pod wpływ jej aury, nie miał przecież podstaw, by podejrzewać kogoś takiego o niecne działania względem jego osoby. W swej naiwności, początkowo chciał jedynie, by nikomu postronnemu nie stała się żadna krzywda.
Pozorny spokój okolicy rozciął szelest i pojawienie się ogromnego cielska, którego nie mieli szans wcześniej zauważyć. Cokolwiek się działo, miał jednak w głowie, by przede wszystkim zadbać o młodą kobietę, więc równie dobrze mógł zignorować bestię, podążając za jej poleceniem. Na szczęście jednak dla niego, lecz z całą pewnością nie dla Gretchen, warg rzucił się właśnie na nią, co wyzwoliło w olbrzymie natychmiastową reakcję. Poderwał się z miejsca i z całym impetem wycelował w bok zwierzęcia, by odepchnąć je, ciskając w kierunku grubych pni drzew, wydając przy tym wściekły okrzyk. Odskoczył następnie dalej, gotów wymierzyć następny cios, jeśli będzie to konieczne.
Biję warga: 70+30+5+5+2=112
Mistrz Gry
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:51
The member 'Nieznajomy' has done the following action : kości
'k100' : 70
'k100' : 70
Safír Fenrisson
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:52
Safír FenrissonŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Húsavík, Islandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Genetyka : warg
Zawód : opiekun w sierocińcu Toivoa
Wykształcenie : wyższe niepełne
Totem : kozioł
Atuty : lider (I), pomocnik (II), wilczy instynkt
Statystyki : charyzma: 25 / flora i fauna: 5 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 16 / wiedza ogólna: 15
Nie zwracał dotąd uwagi na przeszywający chłód – być może wcześniej go nie czuł, bo pulsowanie oszołomionego tętna rozgrzewało ciało płytko pod skórą, a posoka zalewała dropiatość ciarek, wysączając się spod bijącego za żebrami serca; teraz, gdy spłycony strachem oddech pogłębił się wyraźnie, a rytm pulsu powrócił między zawiasy pięciolinii, wydawało mu się, że zimno nakłuło jego skórę cienkimi drzazgami, które stopniowo i boleśnie przegryzały się do krwiobiegu. Dygotał, próbując zagryźć trzonowcami własny lęk, schwycić go w kurcz trzeźwego rozsądku, który ulatniał się ze świadomości w miarę jak źrenice podążały za strugami wsiąkającej w śnieg czerwieni, rozgałęziającej się drugim labiryntem żył, choć ten już do niego nie należał – przeczuwał niemal, że jego wnętrze odciśnie się na jasnym płótnie leśnego runa, pozostawiając wśród szklistych drobin również czujnie bijące serce, po raz pierwszy wypuszczone z klatki uciśniętej niepokojem piersi. Pomyślał o Eitrim i sposobie, w jaki niekiedy mu się przyglądał, jakby obawiał się odpowiedzialności za własną decyzję, pomyślał o Lasse i ciężarze, z jakim go pozostawił, naiwny w przekonaniu, że zdołają udźwignąć wzajemnie swoją nieostrożność, pomyślał o Sohvi i o wszystkim, czego nie zdążył jej powiedzieć, bo krtań zasupłała mu się węzłem niesprawiedliwego gniewu; wreszcie, na sam koniec, pomyślał o sobie – o bólu, jaki rozlewał się po ciele drętwiejącym stuporem, otwierając zaciśnięte powieki blizn, pozostawiając go z podkurczającym ogon dygotem, który wydał mu się bardziej zwierzęcy niż ludzki i refleksja ta po raz pierwszy wypełniła go żalem, bo wolałby oddać ten ciężar stworzeniu mieszkającemu w jego wnętrzu, wepchnąć mu go pod pazury i zmusić by przełknął go w dół gardła.
Zawsze przerażała go myśl o rozluźnieniu uchwytu na własnej świadomości, na oddaniu jej komuś innemu, bo sądził, że raz wbite w nią szpony będą pamiętały miejsca, gdzie cienka błona ulegała najłatwiej i dziurawiły je przy każdej pełni, niepomne sprzeciwu, ogłuszony przebrzmiewającym z oddali skowytem najchętniej przyzwoliłby jednak, by jego jaźń okryła długa i głucha cisza, z której wybudzą go dopiero promienie rannego słońca i posmak krwi tężejącej na języku nieprzyzwyczajonym do podobnego okrucieństwa – w rzeczywistości nigdy świadomie by się na to nie odważył, wizja sennego opuszczenia własnego ciała jawiła mu się jednak jako niepokojąco bardziej błoga niż pełna trwogi; sobacze ciało nie należało tymczasem do niego, więc skąd tak naprawdę pragnął się wydostać?
Odetchnął cicho, zmuszając kończyny by wycofały go głębiej między gęstwinę, a stawy by ugięły się powoli, dociskając poraniony brzuch do chłodnej ziemi, której gruba warstwa śniegu przesiąkła przez futro złudnym poczuciem ulgi. Chciał uciec jak najdalej stąd, ale nie potrafił się ruszyć, pochwycony w konwulsję bolesnego oszołomienia, strachu, który drgał na jego skórze przy każdym szmerze ludzkiego głosu, głośnym okrzyku zaklęcia i uwięzionym w gardle skomleniu warga, bestii będącej przecież człowiekiem takim samym jak on, lecz skazanej na los, na jaki żaden z nich nie zasługiwał. Odchylił łeb, spoglądając na lśniącą pomiędzy drzewami tarczę pełnego księżyca, a ta podwoiła się w jego źrenicach, odbijając się w ich powierzchni jak w nieruchomej tafli wody.
Zawsze przerażała go myśl o rozluźnieniu uchwytu na własnej świadomości, na oddaniu jej komuś innemu, bo sądził, że raz wbite w nią szpony będą pamiętały miejsca, gdzie cienka błona ulegała najłatwiej i dziurawiły je przy każdej pełni, niepomne sprzeciwu, ogłuszony przebrzmiewającym z oddali skowytem najchętniej przyzwoliłby jednak, by jego jaźń okryła długa i głucha cisza, z której wybudzą go dopiero promienie rannego słońca i posmak krwi tężejącej na języku nieprzyzwyczajonym do podobnego okrucieństwa – w rzeczywistości nigdy świadomie by się na to nie odważył, wizja sennego opuszczenia własnego ciała jawiła mu się jednak jako niepokojąco bardziej błoga niż pełna trwogi; sobacze ciało nie należało tymczasem do niego, więc skąd tak naprawdę pragnął się wydostać?
Odetchnął cicho, zmuszając kończyny by wycofały go głębiej między gęstwinę, a stawy by ugięły się powoli, dociskając poraniony brzuch do chłodnej ziemi, której gruba warstwa śniegu przesiąkła przez futro złudnym poczuciem ulgi. Chciał uciec jak najdalej stąd, ale nie potrafił się ruszyć, pochwycony w konwulsję bolesnego oszołomienia, strachu, który drgał na jego skórze przy każdym szmerze ludzkiego głosu, głośnym okrzyku zaklęcia i uwięzionym w gardle skomleniu warga, bestii będącej przecież człowiekiem takim samym jak on, lecz skazanej na los, na jaki żaden z nich nie zasługiwał. Odchylił łeb, spoglądając na lśniącą pomiędzy drzewami tarczę pełnego księżyca, a ta podwoiła się w jego źrenicach, odbijając się w ich powierzchni jak w nieruchomej tafli wody.
Gretchen Holzinger
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:52
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Wymuszonym uśmiechem niezmiennie czarowała Molandera, z ulgą przyjmując zapewnienie, że będzie bezpieczna, że o to zadba. Norny tej nocy nie miały jednak zamiaru pozwolić blondynce na chwilę wytchnienia. Tak mocno skupiła się na nienaturalnie wysokim łowcy, że przestała zwracać uwagę na drugiego, na względy bezpieczeństwa także. Liczyło się wyłącznie to, aby się stąd wydostać, reszta nie miała znaczenia. Gretchen posunęła się do tego, co było jej najmocniejszą stroną - manipulowaniu innymi przy pomocy demonicznej aury. Przez myśl blondynce nie przeszło, że drugi z mężczyzn zwróci na to uwagę, zamiast koncentrować ją na niebezpieczeństwie czającym się w pobliżu.
- N-nie w-wiem o czym mówisz - pisnęła przerażona, otwierając oczy szeroko i cofając się o krok, gdy łowca warczał na nią nie mniej wściekle niż przemieniony warg. Z trudem przełknęła ślinę, czując dokładnie jak niewłaściwy zwykłemu śmiertelnikowi ogon przesuwa się po lewej łydce. Żaden z nich nie miał prawa go dostrzec. Nie, dopóki miała na sobie zaczarowany pasek. Domyśliła się, że łowca musiał mieć do czynienia z demonami - i nie wchodziła z nim w dyskusję, wybierając to, co wychodziło jej znacznie lepiej: zgrywanie idiotki. Potrząsnęła głową, pozwalając łzom spływać gęsto po policzkach, w zaprzeczeniu - nie robię nic złego, mówił niewinny wyraz twarzy, a szkliste spojrzenie znów zogniskowała na twarzy Gerta, aby przypadkiem w to nie zwątpił.
Gdyby nie oni najprawdopodobniej ta noc byłaby ostatnią w życiu Gretchen. Nie podołałaby w pojedynkę. Przerażenie ściskało ją za gardło, żelazną pięścią trzymało za żołądek. W myślach powtarzała sobie, że gorzej już nie będzie, a wciąż okazywało się, że jednak może. Ledwie unieruchomili jedną bestię, a z zarośli pędziła na nich kolejna - bez wątpliwości prosto na nią. Krzyk wyrwał się z krtani Gretchen, która uniosła ręce i rzuciła pierwsze zaklęcie jakie przyszło jej do głowy: - Uppörva! - wrzasnęła, z zamiarem oślepienia bestii wielobarwnymi drobinkami i brokatem, bo jedynie to znała i tego mogła być pewna. Wszystko działo się tak szybko, że zaraz tym próbowała czmychnąć jak najdalej od bestii, na którą naparli łowcy, próbując ją powstrzymać.
Uppörva (Hilaro) – obsypuje pobliski teren różnokolorowymi krążkami papieru i brokatem. Próg: 10.
12 (k100) + 5 (m. użytkowa) + 2 (pasek) = 17/10
- N-nie w-wiem o czym mówisz - pisnęła przerażona, otwierając oczy szeroko i cofając się o krok, gdy łowca warczał na nią nie mniej wściekle niż przemieniony warg. Z trudem przełknęła ślinę, czując dokładnie jak niewłaściwy zwykłemu śmiertelnikowi ogon przesuwa się po lewej łydce. Żaden z nich nie miał prawa go dostrzec. Nie, dopóki miała na sobie zaczarowany pasek. Domyśliła się, że łowca musiał mieć do czynienia z demonami - i nie wchodziła z nim w dyskusję, wybierając to, co wychodziło jej znacznie lepiej: zgrywanie idiotki. Potrząsnęła głową, pozwalając łzom spływać gęsto po policzkach, w zaprzeczeniu - nie robię nic złego, mówił niewinny wyraz twarzy, a szkliste spojrzenie znów zogniskowała na twarzy Gerta, aby przypadkiem w to nie zwątpił.
Gdyby nie oni najprawdopodobniej ta noc byłaby ostatnią w życiu Gretchen. Nie podołałaby w pojedynkę. Przerażenie ściskało ją za gardło, żelazną pięścią trzymało za żołądek. W myślach powtarzała sobie, że gorzej już nie będzie, a wciąż okazywało się, że jednak może. Ledwie unieruchomili jedną bestię, a z zarośli pędziła na nich kolejna - bez wątpliwości prosto na nią. Krzyk wyrwał się z krtani Gretchen, która uniosła ręce i rzuciła pierwsze zaklęcie jakie przyszło jej do głowy: - Uppörva! - wrzasnęła, z zamiarem oślepienia bestii wielobarwnymi drobinkami i brokatem, bo jedynie to znała i tego mogła być pewna. Wszystko działo się tak szybko, że zaraz tym próbowała czmychnąć jak najdalej od bestii, na którą naparli łowcy, próbując ją powstrzymać.
Uppörva (Hilaro) – obsypuje pobliski teren różnokolorowymi krążkami papieru i brokatem. Próg: 10.
12 (k100) + 5 (m. użytkowa) + 2 (pasek) = 17/10
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Mistrz Gry
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:52
The member 'Gretchen Holzinger' has done the following action : kości
'k100' : 12
'k100' : 12
Prorok
Re: 14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść Nie 10 Gru - 9:53
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Norny w najgorszy z możliwych sposobów zdecydowały się zadrwić z trójki galdrów, umieszczając upragnione przez nich bezpieczeństwo tak daleko od nich, jak tylko się dało — i z każdym stwierdzeniem ulgi, z każdym zapewnieniem obrony przed czyhającymi w leśnych ostępach stworami, odsuwały je coraz dalej, by ostatecznie pozostawało wyłącznie w sferze ich pragnień. Gretchen miała to nieszczęście, że prawdopodobnie na skutek swojego nieustającego trajkotania stała się celem upatrzonym przez czającego się w pobliskich zaroślach warga — jej rozkojarzenie, skupienie się na wszystkim innym, a nie na pilnym obserwowaniu okolicy oraz głos, który skutecznie maskował poruszanie się zwierzęcia po śniegu dało mu wystarczającą przewagę, by w trzech szybkich susach dopaść huldry. Stworzenie nie spodziewało się jedynie, że czar, jaki kobieta rzuciła na olbrzyma sprawi, że ten dostatecznie prędko zdoła zareagować, ratując blondynkę przed niechybnym, marnym końcem. Jedyne, na co Gert nie miał wpływu to kwestia zajadłości warga, który wiedziony chęcią pożywienia się, wyciągnął w stronę Gretchen pazury rozcinające znacznie jej odzienie na klatce piersiowej; jeden z nich zdołał, niestety, zahaczyć również o ramię kobiety, a siłą, z jaką zostało od niej odepchnięte zwierzę tylko przyczyniła się do tego, że pazur naciął nie tylko materiał jej odzienia, ale również skórę.
Stworzenie, hojnie obsypane brokatem i papierowym konfetti wyczarowanym przez Gretchen, runęło z przeraźliwym skomleniem na ziemię, zaś cios wymierzony mu przez Karstena sprawił, że warg umilkł momentalnie i znów na krótką chwilę wokół galdrów zapanowała niepokojąca cisza nieprzerwana jakimkolwiek szmerem — powietrze przecinane było jedynie ich szybkimi oddechami, które napędziły tylko decyzję, jaka niedługo później zapadła: nie można było dłużej ryzykować przebywania w sennym lesie, którego mgły ponownie zaczęły się podnosić, utrudniając łowcom i kobiecie orientację w terenie. Oba skrępowane w pospiechu przez Aggerholma i Molandera stworzenia nie stanowiły w tej chwili większego zagrożenia, jednak mężczyźni nie mogli zakładać, że wargowie będą nieprzytomni na tyle długo, by móc w leśnej głuszy pozostać choćby kilka minut dłużej.
Pozostający pod wpływem huldry Gert ukrócił spekulacje swojego towarzysza co do natury towarzyszącej im kobiety, deklarując się, że wyprowadzi ją bezpiecznie z lasu; Karstenowi pozostało więc niezwłoczne przetransportowanie obu wargów do Samotnej Wieży i rozmówienie się z Molanderem w innym czasie.
W ramach przypomnienia: Safír obligatoryjnie po zakończonej misji musi rozegrać wątek lub napisać post na 500 słów w lecznicy. Gert oraz Gretchen powinni w którymkolwiek wątku odbywającym się po misji uwzględnić informację o wizycie u medyka, który zbadał ich niewielkie obrażenia.
wszyscy z tematu
Stworzenie, hojnie obsypane brokatem i papierowym konfetti wyczarowanym przez Gretchen, runęło z przeraźliwym skomleniem na ziemię, zaś cios wymierzony mu przez Karstena sprawił, że warg umilkł momentalnie i znów na krótką chwilę wokół galdrów zapanowała niepokojąca cisza nieprzerwana jakimkolwiek szmerem — powietrze przecinane było jedynie ich szybkimi oddechami, które napędziły tylko decyzję, jaka niedługo później zapadła: nie można było dłużej ryzykować przebywania w sennym lesie, którego mgły ponownie zaczęły się podnosić, utrudniając łowcom i kobiecie orientację w terenie. Oba skrępowane w pospiechu przez Aggerholma i Molandera stworzenia nie stanowiły w tej chwili większego zagrożenia, jednak mężczyźni nie mogli zakładać, że wargowie będą nieprzytomni na tyle długo, by móc w leśnej głuszy pozostać choćby kilka minut dłużej.
Pozostający pod wpływem huldry Gert ukrócił spekulacje swojego towarzysza co do natury towarzyszącej im kobiety, deklarując się, że wyprowadzi ją bezpiecznie z lasu; Karstenowi pozostało więc niezwłoczne przetransportowanie obu wargów do Samotnej Wieży i rozmówienie się z Molanderem w innym czasie.
W ramach przypomnienia: Safír obligatoryjnie po zakończonej misji musi rozegrać wątek lub napisać post na 500 słów w lecznicy. Gert oraz Gretchen powinni w którymkolwiek wątku odbywającym się po misji uwzględnić informację o wizycie u medyka, który zbadał ich niewielkie obrażenia.
wszyscy z tematu
Strona 2 z 2 • 1, 2