Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    14.01.2001 – Senny las – Pełnia nieszczęść

    +2
    Mistrz Gry
    Prorok
    6 posters
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    14.01.2001

    Nigdy dotychczas na łowcach Gleipniru nie spoczywała tak wielka odpowiedzialność, jak podczas tegorocznych obchodów Thurseblot — celebracja święta na cześć Thora, jak co roku, przypadła w pełnię, jednak zagrożeniem dla mieszkańców Midgardu nie mieli być już wyłącznie wargowie, ale też, bezsprzecznie chcący wykorzystać beztroską atmosferę i brak zachowania należytej ostrożności przez widzących, ślepcy oraz siejąca coraz większy niepokój, szczególnie w obywatelach zamieszkujących ścisłe okolice miasta, tajemnicza bestia grasująca na ludzi nawet za dnia.
    Nocą zaś, w blasku sączącej się między skostniałymi z mrozu ramionami drzew księżycowej łuny, wszystko wydawało się być bardziej niebezpieczne; nocą człowiek tracił grunt pod nogami, często niefrasobliwie zapuszczając się na terytorium dużo lepiej znane wszelkiego rodzaju stworzeniom — będące ich domem i ich żerowiskiem — jedynie dlatego, że zwodziło tajemniczą, wyjątkową atmosferą lodowego ogrodu. Przestępując linię lasu — umowną i dosłowną granicę między dwoma odmiennymi światami — mieliście, w rzeczy samej, wrażenie, jak gdyby otworzył się przed każdym z was zupełnie inny świat, w którym, nawet mimo ciemności zakrywających ziemię szczelnym kloszem, roziskrzone, zmrożone drobinki śniegu, przyległe do każdej możliwej powierzchni, tworzyły specjalnie dla was jaśniejącą — złudnie pozbawioną sekretów — przestrzeń. Piękną i groźną, jak ostrzegał łowców Gleipniru sam Tobias Hedberg, kolejny raz przypominając, że nawet tereny wydające się być przyjaznymi, w których niemożliwe jest natknięcie się na jakiekolwiek zagrożenie, przede wszystkim w tę konkretną noc mogą okazać się śmiertelną pułapką, gdy wargowie, którzy, chcąc zachować pozory normalności, nie wyjechali z miasta i, być może, pod wpływem szaleństwa przygotowań do świętowania zapomnieli zażyć wywaru, zdecydują się zapanować na jedną noc nad każdym skrawkiem okalających Midgard lasów.

    W ramach przygotowania, każde z was rzuca kością k100 na spostrzegawczość. Dodatkowo Gert oraz Karsten mają możliwość wykonania rzutu na dowolne zaklęcie przygotowujące. Proszę również w swoim pierwszym poście zamieścić informacje o ekwipunku — przypominam, że łącza wartość bonusów płynących z przedmiotów nie może przekraczać 10 punktów.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Surowy, szorstki tors lasu; żebra pni, wykrzywione w kierunku połaci nieba, szum serca siły natury spleciony z pogłosem kroków. Mgła, zawieszona jak gęsta, siwa grzywa kotary; ciemność, która spowija szereg widzianych kształtów. Księżyc łypał złowrogo bladą źrenicą pełni; ciężar słów, powierzonych im przez Hedberga niósł się pod stropem czaszki. Spoczęła na nich ogromna odpowiedzialność, konieczność aby zapewnić dziś bezpieczeństwo galdrom, świętującym obchody Thurseblot. Sam, jeszcze zanim wyruszył na pastwę misji złożył swoją ofiarę, kierując myśli do Thora, który, zgodnie z wierzeniem, miał zapewnić pomyślność. Każdy, możliwy atak, pęczniałby razem z krzykiem wytłuszczonych nagłówków, każdym - spośród wcięć akapitów, każdym szmerem pogłosek; byłby dotkliwym ciosem dla całej organizacji, podważającym jej słuszność i bezustanną walkę o bezpieczeństwo galdrów. Cieszył się, że tym razem mógł współpracować z Gertem; misja była stanowczo zbyt niebezpieczna, aby powierzać ją grupie młodych rekrutów. Sam nie mógł ręczyć za zapewnienie zwycięstwa; praca łowcy wiązała się przede wszystkim z działaniem wewnątrz drużyny. Mógł łudzić się, że tym razem las okaże się najzupełniej bezpieczny; nie żył jednak mrzonkami, doskonale świadomy, że przynajmniej część wargów nie skorzystała z Księżycowego Wywaru, włócząc się po terenach przyległych do tkanki miasta. Tak było zawsze; tak było przy każdej pełni, każdym patrolu, w którym Gleipnir brał udział. Nawet, gdy ich drużyna nie napotkała warga, batalia czekała inną, w innej części, innym punkcie na mapie lasów okalających Midgard. Nie licząc wargów, ponadto, mogli natknąć się również na inne stworzenia, widzące ich w charakterze intruzów.
    - Cholerna mgła - poskarżył się, dając kolejny popis swojej błyskotliwości. Wbrew pozorom (czyżby?) narzekał aż nazbyt często, choć w tym przypadku strzęp wyrzuconych słów był jak najbardziej trafny. Wytężył zmysły; źrenice, głodne niczym rozwarta, zwierzęca paszcza, starały się przebić mrok, kroiły z natarczywością całą, pobliską przestrzeń. Wdech, zaczerpnięty głęboko, napełnił komory płuc zimną porcją powietrza.
    (To będzie długa noc).
    - Kyndill - pomruk przywołał właśnie treść inkantacji. Ogień tańczył nad dłonią, muskając przyjemnym ciepłem.
    To będzie długa noc.

    Ekwipunek: srebrna lina, pierścień łowcy, kompas gniewu.

    Rzut #1 - spostrzegawczość 49 (k100) + 2 (złożenie ofiary) = 51
    Rzut #2 - zaklęcie Kyndill (próg 30). 27 (k100) + 20 (magia natury) + 2 (złożenie ofiary) = 49
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 49

    --------------------------------

    #2 'k100' : 27
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Był daleki od napiętnowania każdej osoby zarażonej wilczym przekleństwem, czuł się w pewien sposób uczestnikiem niedoli wargów, a szczególna litość zdejmowała go przy tych ludziach z głęboko zakorzenioną potrzebą normalnego życia w zgodzie z prawem. Sam doświadczał zbyt wielu niesprawiedliwości, aby teraz z zapalczywością wyszukiwać każdego warga i zastraszać nawet wtedy, gdy nie stanowili żadnego zagrożenia. Spotykał wielu łowców o podobnych zapędach i uważał je za zupełnie bezzasadne. Nie przeszkadzało mu to jednak w każdą pełnię szykować się do pełnienia służby, by zawieszone w ciemności latarnie drapieżnych oczu gasić z uporem i niesłabnącą systematycznością. Wtedy sytuacja podlegała zupełnej zmianie i czuł się w obowiązku, by chronić społeczność magiczną przed rozszalałymi instynktami wyrafinowanych morderców. Ta noc zdawała się wyjątkowa z uwagi na równolegle odbywające się święto, które skupiło mieszkańców Midgardu na stosunkowo niewielkiej przestrzeni. Nikt nie chował się w domach, przerażony wizją spotkania ze zwierzęciem pozbawionym ludzkiego rozsądku, dlatego odpowiedzialność spoczywająca na Gleipnirze była jeszcze większa. Molander czuł, że musi starać się bardziej, myśleć szybciej i podejmować jak najlepsze decyzje, by podołać powierzonemu zadaniu. Odetchnął z niemałą ulgą, gdy przydzielono go w teren z Karstenem – mniej doświadczeni łowcy mieli dziś obowiązki dostosowane do ich możliwości, nikt nie wysyłał ich na pierwszą linię w obawie o pomyślny i spokojny przebieg Thurseblot.  
    Srebrzysta łuna pokrywała szczelnie przestrzeń przed nimi, nie napawało go to optymizmem, gdyż nawet wytężone zmysły zdawały się omamione i mało wystarczalne, by przejrzeć migotliwy kożuch, który gryzł setkami mroźnych igiełek. Ścięty krajobraz wywoływał dreszcze, nawet jeśli nie czuł ujemnej temperatury tak wyraźnie jak jego kompan. Patrzył ponad głową Karstena i krzywił się na własną niemoc, co jakiś czas potrząsając głową. Rdzawe kosmyki przylegały zwartą taflą do czaszki, zaczesane i zasupłane mocno na karku, by nie przeszkadzały w patrolowaniu. Pociągnął nosem i zapragnął wydobyć papierosa, nie zrobił jednak tego, niechętnie sięgając po zaklęcie, które miało mu ułatwić poruszanie się w ciemnościach.
    Geisl Mikill — wybrał zaklęcie i szepnął, zbyt przyzwyczajony, że obydwie ręce ma wolne, by bronić się w razie konieczności. W swojej sile upatrywał główny atut, dlatego niechętnie pozbawiał się możliwości manifestacji dziedzictwa olbrzymów. Wciąż starał się wypatrzeć cokolwiek, co naprowadziłoby ich na trop najdrobniejszej anomalii. Las zdawał się jednak przerażająco zwyczajny, odbijał światło księżyca w lustrze okrywy śnieżnej i milczał. Milczał, co napawało go zrozumiałym niepokojem. Schylił lekko głowę, by spojrzeć na Aggerholma.
    Chujnia — bąknął, choć zaraz uśmiechnął się pod nosem, by złagodzić zgorzkniały ton. Zaśmiał się nawet cicho, ledwo słyszalnie i przetarł palcami czubek nosa. — Znaczy się, będzie zabawa jak tak się ołazimy bezcelowo. Ale to dobrze, dobrze… wolałbym, żeby ludzie bezpiecznie świętowali swoje. Trochę szkoda, nawet żałowałem przez chwilę, że nie mogę tam posiedzieć, no ale. Obowiązki wypełnić trzeba. Mam nadzieję, że choć trochę rozsądku w tych wilczych łbach mają — podjął zupełnie bezsensowną paplaninę, na tyle jednak wyważenie, by głos nie niósł się echem po okolicy. Chyba czuł szczyptę napięcia, dlatego usta mu się nie zamykały, odnajdując naturalność ruchów w układaniu słów, wolał to niż niecierpliwe podrygiwanie.




    Spostrzegawczość: 27 + 2 (wisiorek z błękitnym kryształem) + 2 (złożenie ofiary) = 31
    Zaklęcie: Geisl Mikill (próg 40)  5 + 2 (buty łowcy) + 2 (ofiara) + 82 (k100) = 91


    Ekwipunek:
    - buty łowcy (sprawiają, że gdy masz je założone, do wszelkich istot – zarówno tych magicznych, obdarzonych genetycznymi specjalnościami, ale też zupełnie magii pozbawionych – nie docierają jakiekolwiek odgłosy, jakie wydajesz, nie będą w stanie wyczuć Cię również po zapachu. dodatkowo gwarantują Ci stały bonus +2 do magii użytkowej);
    - wisiorek z błękitnym kryształem (kryształ zaczyna świecić podczas niesprzyjających warunków pogodowych i ułatwia poruszanie się podczas mgły, dymu czy zamieci śnieżnej. W tego rodzaju sytuacjach gwarantuje +2 do spostrzegawczości.)
    - Mikstura Ullra (2 fiolki) – tajemniczy eliksir, którego receptura jest pilnie strzeżona przez kapłanów oddających cześć bogu myśliwych. Uspokaja przez II tury dowolne magiczne stworzenie, sprawiając, że nie podejmie ataku. Pojedyncza fiolka starcza na jedno użycie. Miksturę można zastosować jeden raz na rozgrywkę.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Nieznajomy' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 27

    --------------------------------

    #2 'k100' : 82
    Śniący
    Safír Fenrisson
    Safír Fenrisson
    https://midgard.forumpolish.com/t1058-safir-fenrisson#7032https://midgard.forumpolish.com/t1071-safir-fenrisson#7048https://midgard.forumpolish.com/t1072-paideia#7053https://midgard.forumpolish.com/f115-safir-fenrisson


    Pod czujnym spojrzeniem rozwartej, srebrnej źrenicy księżyca, niebo wydawało się obnażać cekiny swych gwiezdnych konstelacji jak anatomiczne preparaty, uwięzione w formalinie atramentowej nocy – jeszcze niedawno czuł na ciele bolesne kłucie chłodu, grube, zwierzęce futro pozostawiło jednak skórę obłaskawioną nietypowym rodzajem ciepła, bardziej przypominającego odrętwienie niż uśmierzający drżenie spokój, który zaszył się gdzieś głęboko w jego wnętrzu, zamknięty we wnykach oszołomionego człowieczeństwa; być może nie było to wcale ciepło, lecz ból, rozcierający się głęboko wierzchem, gdzie rozwarstwione tkanki układały się pod konstrukcję sobaczego szkieletu, a płochliwe serce dygotało w ciasnej klatce żeber, nie w pełni ludzkie, nie całkiem zwierzęce. Wiedziony rozpaczliwą, sztubacką naiwnością sądził niegdyś, że mógłby oprzeć się kolejnej przemianie, chwycić się kurczowo własnego ciała, napiąć mięśnie i zacisnąć zęby, im uporczywiej się wzbraniał, tym głośniejszy stawał jednak pęczniejący w gardle warkot, którego nie potrafił przełknąć, tym gęstsza krew, zastygająca na języku, gdy dziąsła rozdzierały się wilczymi kłami, tym silniejsze rwanie, odbierające mu świadomość na chwilę przed tym, zanim szarpnięcie zmysłów znów nie przymuszało jaźni na suchy brzeg rozsądku – dzisiaj nie próbował już walczyć; pojęcie głuchej, przyduszonej wolności unosiło się na brzegu lasu syrenim śpiewem, odległe pomimo ucisku, jaki wywierało na jego gardle. Przez chwilę zapragnął puścić swe zmysły wolno, poddać nadwyrężoną świadomość ujadającej głośno bliźniaczce, zamglić wspomnienia i pozwolić sobie zapomnieć; nie był wprawdzie pewien, czy to on trwał zniewolony w zwierzęcym ciele, czy też może sam był tylko więzieniem dla własnego przekleństwa, przeżuwającego szpik zakrzywionych krat, zanim te nareszcie nie łamały się wpół, wypuszczając je na zewnątrz.
    Zza tafli wilczych źrenic świat zawsze wyglądał inaczej – zwielokrotniony intensywnością zmysłów, które, uwolnione spod mgły pulsującego w trzewiach bólu, otwierały się na szelest przeciskającego się pomiędzy liśćmi wiatru, odległy chrobot ptasich pazurów, trących szorstko o zmarzniętą korę drzewa, zapach żywicy i nakrytego śniegiem rojstu, którego lekko rozmiękczona powierzchnia uginała się pod naciskiem łap. Las iluminował szklistymi płatkami śniegu, gwiazdami, które rzęsiście ronił styczniowy firmament i bielą wszechobecnej mgły, tak gęstej, że ponacinany drzewami horyzont rozpływał się i mętniał, otaczająca go rzeczywistość wydawała się tymczasem napięta i drżąca, a przy tym cienka jak papier; odnosił wrażenie, że wilcza skóra leżała na nim jak zadra, że czerwień przymrużonych ślepi rozcinała jedynie wąski klin w mgławym otoczeniu okolicy, którą już na bokach rozprzęgał inny świat, pękający jak strup na świeżo zasklepionej ranie, ukazując go takim, jakim był naprawdę – dygocącym i przerażonym, internowanym w ciele, które do niego nie należało, podszyte haftem instynktów, nawet w obłaskawieniu księżycowego wywaru wciąż szemrających płytko pod naskórkiem, ocierających się o zaklinowane w skroniach sumienie.
    Ta sama, sztubacka naiwność, która trzy lata temu zaprowadziła go na skraj zdławionej mrokiem kniei, wiodła go również dzisiaj przez senną ciszę lasu, podczas gdy zatarte w oddali miasto dudniło hucznymi obchodami Thurseblot, które już wczesnym rankiem rozmazywały mu się przed oczami w oniryczną mozaikę barw, zbyt odległą dla zmysłów pochwyconych parezą nerwowego oczekiwania na groźny uśmiech księżyca, zwieszonego na niebie cieniem swej okrągłości jeszcze zanim rozciągnięta nad miastem iluzja ustąpiła prawdziwym odcieniom nocy, oczko puszczone z wnęki srebrnego krateru – nie potrafił przyglądać się pojedynkom, by z naturalną dla siebie wesołością odgadywać w myślach, za którą z masek ukrywała się twarz Eitriego, nie potrafił podziwiać rzeźb, które Sohvi wystawiła na wernisażu, nie potrafił nawet wypatrywać w tłumie Lassego, napełniony nieracjonalnym strachem, że pełnia wychyli się zza chmur wcześniej, niż jej oczekiwał. Mógł zbierać czułość cudzych pocałunków na rozchylonych wargach i ciepło dłoni wkradających się nieśpiesznie od materiał ubrania – w tej skórze, ciężkiej i grubej, zawsze był jednak zdany na samotność.

    spostrzegawczość: 38
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Safír Fenrisson' has done the following action : kości


    'k100' : 38
    Widzący
    Gretchen Holzinger
    Gretchen Holzinger
    https://midgard.forumpolish.com/t1679-gretchen-holzinger#17264https://midgard.forumpolish.com/t3559-gretchen-holzinger#35749https://midgard.forumpolish.com/t1686-prinzessin#17418https://midgard.forumpolish.com/


    Ledwie dwa tygodnie minęły od nocy sylwestrowej, najbardziej szampańskiego wieczoru roku, tej ostatniego wieczoru dwudziestego wieku; wkroczyli w nowe tysiąclecie, nowe millenium i niektórych rzeczywiście skłaniało to do refleksji, pomyślenia o przyszłości, noworocznych postanowieniach i poważniejszych planach,  lecz nie Gretchen. Wystarczyło, że odespała sylwestrową noc, wyleczyła zatrucie alkoholowe dużą ilością wody z cytryną i tłusta zupą, a na nowo nabrała ochoty na swawole i zabawę. Kilka dni stycznia spędziła na planie nowego filmu, myślami była jednak częściej przy wieczorze czternastego stycznia, kolejną okazją do świętowania; powodów Gretchen nie potrzebowała wielu. Właściwie nie potrzebowała żadnego. Wierzący galdrowie styczeń poświęcali Thorowi, ta noc miała być właśnie jego świętem i właśnie dlatego powinna była pozostać w domu, w zaciszu stojącej na przedmieściach willi, pozbawionej jakichkolwiek symboli religijnych.
    Panna Holzinger nie należała jednak do osób szczególnie rozsądnych.
    Święcie wierzyła, że uda jej się uniknąć obrzędów, modłów i kapłanów; od świątyń zawsze trzymała się z daleka, powtarzając wszystkim, że nie jest zbyt religijna. Popołudnie spędziła na strojeniu się przed lustrem; srebrną sukienkę spięła ciasno w talii jedwabnym, białym paskiem ze śpiącym lisem, dzięki któremu jasna kita stała się niewidzialna, a złociste pukle starannie wyczesała i zakręciła jedynie same końce. Braci żegnała z uśmiechem na twarzy i czerwoną szminką na ustach, mrugając niewinnie powiekami błyszczącymi od perłowych cieni, zapewniając, że wróci jeszcze przed świtem - chyba. Wybierała się tylko na przyjęcie u przyjaciół na przedmieściach Midgardu.
    Nigdy tam nie dotarła.
    Powinna była pozostać w domu. Wiedziała to od chwili, gdy na ulicy pojawili się kapłani, najprawdopodobniej zmierzający na obrzędy święta Thora, może powracali do świątyni; nigdy nie miała się tego dowiedzieć. Panika w umyśle Gretchen pojawiła się nagle i sparaliżowała ją kompletnie. Zapomniała w którą stronę miała iść. Zapomniała gdzie w ogóle miała iść. Liczyło się tylko to, żeby uciec, żeby oddalić się od nich jak najprędzej. Ze strachu krew szumiała jej w uszach, gdy biegła po prostu przed siebie, chyba tylko cudem nie zabijając się na oblodzonych chodnikach i dzięki temu, że wyjątkowo założyła skórzane kozaki na płaskiej podeszwie, z zamiarem zmiany ich na czółenka, kiedy dotrze już na przyjęcie.
    Kiedy i jak znalazła się w lesie? Nie miała pojęcia. Gnała przed siebie niczym zaszczute, ścigane zwierzę, nie myśląc racjonalnie; dopiero kiedy znalazła się wśród leśnej gęstwiny, w ciszy i ciemności, gdzie nie mógł dosięgnąć jej żaden kapłan zatrzymała się i wzięła głębszy oddech. Poczuła ukłucie pod żebrami przez ten szaleńczy bieg, pod grubym futrem była rozgrzana. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, gdzie jest - a właściwie to, że nie ma pojęcia gdzie jest. Błękitne spojrzenie uniosła na okrągłą tarczę księżyca, lecz wciąż jeszcze nie połączyła tych kropek - noc pełni i las. Za mało uważała na lekcjach o magicznych stworzeniach, żeby zdać sobie sprawę w jak beznadziejnym położeniu się znalazła.
    - Ojejku... - westchnęła lekko, rozglądając się wokół uważnie, bo nie pamiętała nawet z której strony przybiegła. Wszystko w tych ciemnościach wydawało się dokładnie takie same. Niebezpieczne, ponure i zimne. - HALO?! JEST TU KTOŚ?! POTRZEBUJĘ POMOCY, ZGUBIŁAM SIĘ! - krzyknęła Gretchen, z nadzieją, że może odnajdzie amatorów nocnych spacerów po lesie. Przecież to musiał być las pod Midgardem, na bogów. Słodki, przyjemny dla ucha głos poniósł się po lesie echem.



    Gdziekolwiek jesteś
    - bądź przy mnie
    Cokolwiek czujesz
    - czuj do mnie
    Jakkolwiek nie spojrzysz
    - patrz na mnie
    Czymkolwiek jest miłość
    - kochaj się we mnie
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Gretchen Holzinger' has done the following action : kości


    'k100' : 11
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Dla własnego dobra wszyscy powinni pozostać w domach — ci zaś, których na zewnątrz wyganiał zew księżyca, którzy kolejny raz wpadli we wnyki własnego instynktu niosącego się pod sklepieniem czaszki zwierzęcym skowytem, dla dobra wszystkich powinni wynieść się ze swoimi popędami daleko poza okolice Midgardu, daleko w głąb półwyspu, gdzie poza bezkresem dzikich lasów i ostrych grani górskich masywów nie mieliby okazji natknąć się na jakąkolwiek żywą duszę, gdzie nawet człowiek, któremu życie było niemiłe, bał się zapuszczać. Nie istniała jednak żadna siła, na pewno zaś nie boska, która w Thurseblot powstrzymałaby kogokolwiek przed wyjściem w noc roziskrzoną drobinkami lodowych kryształków szybujących w zmrożonym powietrzu; w noc przesiąkniętą słowami odwagi wykrzykiwanymi, wyszeptywanymi i niosącymi się z wiązkami myśli ku samemu Thorowi; w noc, w trakcie której wszystkie leśne bestie powinny bać się galdrów celebrujących głośno i hucznie święto na cześć boga piorunów.
    Nie powinno więc dziwić, że w podmidgardzkich borach, poza patrolującymi terenu drużynami łowców znaleźli się również galdrowie, którym bogowie chyba odebrali rozsądek, pozwalając zapuścić się między ciemne sylwetki drzew i krzewów, które w leśnej scenerii trudno było odróżnić od czających się między nimi monstrów. Karstena oraz Gerta nie powinno natomiast dziwić, że, zapuszczając się coraz bardziej w knieję, w pewnym momencie znaleźli się na obszarze sennego lasu — snująca się między konarami charakterystyczna dla tego miejsca, mleczna mgła wyjątkowo utrudniała patrolowanie i dopiero za sprawą wypowiedzianych przez mężczyzn zaklęć oboje mieli możliwość dojrzenia czegokolwiek poza wstęgami opieszale oplatającymi się wokół drzew. Karsten, dzięki nieco niższemu wzrostowi, po pewnym czasie monotonnego marszu, dostrzegł na śniegu świeże ślady kilku par łap. Wydeptana ścieżka przecinała się pod ostrym kątem z obraną przez łowców trasą i niknęła w kolejnej porcji mlecznej mgły, która zdawała się napierać na nich z lewej strony. Sięgający dalej wzrok Gerta przyuważył, jak mglistą wstęgę ledwie kilkadziesiąt metrów przed nimi przecina ciemny cień. Ruch był jednak na tyle prędki, że w obecnych warunkach mógł być ledwie przywidzeniem — czy warto był jednak ryzykować podjęcie dalszego marszu, szczególnie gdy za plecami usłyszeć mogli wyraźne wołanie o pomoc?
    O tym, że nietrafionym pomysłem byłoby zapędzanie się głębiej w las, zorientowała się Gretchen, której udało się wreszcie wyrwać ze szponów lęku. Całkowicie obca okolica, w jakiej się znalazła, napawała równie osobliwym przestrachem, szczególnie kiedy pojedynczy trzask gałęzi, na pewno nie spowodowany przez nią, rozległ się przytłumionym dźwiękiem kawałek dalej. Kilka minut później, w znacznej odległości od niej, pomiędzy konarami drzew zamigotał nieoczekiwanie jeden, a później kolejny błysk światła — oba w marszowym tempie zaczęły przemieszczać się dalej, oddalając od huldry.
    Znacznie bliżej niej przebywał natomiast Safír, którego wargrze zmysły dużo wcześniej zwęszyły obecność obu łowców. Wyczulony na wszelkie dźwięki słuch sprawił, że w leśnej gęstwinie dotarł do niego cichy, gardłowy warkot, dochodzący z tej samej strony, z której między rozcapierzonymi ramionami drzew łysnęło ku niemu wytworzone magicznie światło.

    W obecnej turze Gertowi, Gretchen i Karstenowi przysługuje rzut na dowolne zaklęcie. Safír natomiast ma dwie możliwości: może przyczaić się i obserwować rozwój wydarzeń i rzuca wtedy kością k100 na ukrycie (im wyższy wynik, tym lepiej się skryje), może także jednak sprawdzić, co jest źródłem wychwyconego przez niego odgłosu — wówczas rzuca kością k100 na spostrzegawczość.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Męczące–męczące, zmęczona skorupa śniegu pękała gnieciona podeszwą buta, pod zrywem każdego kroku, zmęczone liście poległy mętnym cmentarzem, nocne, zmęczone niebo błyskało srebrnym talarem jasnej tarczy księżyca. Czujne, wytężone spojrzenie zetknęło się z fundamentem podłoża; wypatrzył ślady, zwracając również natychmiast uwagę Gerta, by przyjrzał się odciśniętym, wyraźnie świeżym wzorom zwierzęcych łap.
    Słyszysz? – każde włókienko ciała spięło się w irytacji i równoczesnym odkryciu; ktoś krzyczał, ktoś wołał, ktoś twierdził - czyżby? - że się bezmyślnie zgubił. Czoło przeszył rząd zmarszczek, brwi zbliżyły się, tworząc surowy wyraz. Gniew, pierwszy, jak tlące się widmo ognia, jak echo niedźwiedziej furii trzymanej za twierdzą skóry.
    Strasznie to upierdliwe – przyznał – jak się nie zamknie, przyciągnie tam wszystkich wargów – szept wił się, wpuszczony w przestrzeń jak zwinny, subtelny powiew. – Spójrz na te ślady łap – wiodły w odmienną stronę; ruszając w stronę nieznajomej – głos, jak uważał, był jak najbardziej kobiecy – musieli oddalić trop. Porzucenie jej było błędem, mogło mieć gorzkie skutki w formie ataku magicznego stworzenia któremu nie zapobiegli. Ich rzeczywistym zadaniem nie było odnaleźć wszystkich, obecnych w pobliżu wargów; musieli przed nimi chronić każdego, kto znalazł się wewnątrz bujnych, szumiących przestrzeni lasu. Z drugiej strony, dobrze, że ich wołała; mogła znajdować się w paszczy niebezpieczeństwa, którego sami nie mogli jeszcze uchwycić. Każde, odnotowane ugryzienie odbije się głośnym echem w nagłówkach numerów gazet wydanych w świeżych zastępach przyległych złoży przyszłości.  
    Nie minęła godzina – westchnął nad swoim losem – a już jestem wkurwiony – irytował się; zbyt gwałtownie, zbyt łatwo, w porywczych przypływach chwili, gniew pełzał lawą pod warstwą zewnętrznych powłok, zarys paznokci widoczny w objęciach światła wyostrzył się i wydłużył, tworząc ostry sierp formowanej pierwotnej zwierzęcej broni. – Hljóðr – wspomniał nazwę zaklęcia. Wyciszenie kroków było zawsze przydatne, zwłaszcza przy hałaśliwym podłożu leśnego runa. Rzucał zaklęcie w trosce o znacznie bardziej odległe wydarzenia, nie zaś samą wędrówkę w kierunku źródła donośnych strumieni głosu. Nie słyszał, na ten moment, innego nawoływania; musieli się jednak liczyć że oprócz jednego, powtarzanego wezwania mogli usłyszeć inne, przeszyte włócznią niepokoju.

    Zaklęcie Hljóðr (próg 65): 93 (k100) + 10 (magia użytkowa) + 2 (złożenie ofiary) = 105, wykonane poprawnie.

    Karsten zadecydował, że uda się w stronę Gretchen.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 93
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Niepewność narastała. Wraz z zagęszczaniem się mgły coraz mniej mógł ufać swoim oczom, nawet jeśli sięgał głową ponad najniższe z konarów drzew. Najdrobniejszy szelest przyprawiał go o charakterystyczne skurcze mięśni, jakby szykował się na możliwość kontrowania hipotetycznego ataku. Paplanina uciekająca spontanicznie spomiędzy warg ucichła niemal zupełnie, gdy dostrzegł charakterystyczne wgłębienia pozostawione przez zwierzęce łapy. Zerknął na Karstena i mruknął niechętnie, niezadowolony – ostatecznie – że jego gdybania okazały się jedynie pobożnym życzeniem niezwykle szybko. Po to przecież jednak tu byli; na to się pisał wykazując gotowość patrolowania pobliskich lasów. Uzmysłowił sobie, że bardzo dawno nie czuł się tak odpowiedzialny i zdeterminowany. Ubiegłe miesiące wprawdzie również miały swoje pełnie, lecz ta – styczniowa – zdawała się nieść największą grozę. Wspomnienie bestii ukazującej się w biały dzień oraz rozmowy przeprowadzonej z Aggerholmem nakazywały sądzić, że być może tym razem mierzyć będą się z czymś zupełnie nietypowym. Wprawdzie nie istniały przesłanki, by sądzić, iż to właśnie to indywiduum się im ukaże (raczej myślał o bardziej standardowych potyczkach), lecz bogowie jedyni raczyli wiedzieć, co niósł ze sobą wieczór Thurseblot. Ludzki głos dochodzący z głębin również i jego nie napawał optymizmem.
    Ki czort? — głos miał tym razem twardszy, pozbawiony dziecięcej beztroski i łagodności. Bywały takie rzeczy, których i on nie potrafił pomieścić w niekończących się pokładach cierpliwości. Sądził, że ludzie bywali jednak odrobinę bardziej roztropni i nie pchali się na własne życzenie w takie bagno. Cóż jednak, czasami mylił się okrutnie, nie do końca potrafiąc rozszyfrować motywy obcych mu jednostek. — Kto lezie w taką noc w las? — pytaniem chciał w jakikolwiek sposób szturchnąć towarzysza, lecz w tym momencie dostrzegł falujący w zawiesinie cień. Zniknął jednak równie szybko, co się pojawił. — Kurwa, Aggerholm, albo mam zwidy, albo mamy jeszcze jednego towarzysza całkiem blisko — mówił cicho, wskazując na gęstwinę przed nimi, z przeciwnego kierunku dobiegało wołanie o pomoc. Intuicja podpowiadała mu, że cień i ślady na ziemi należeć mogły do jednego stworzenia, choć wolał sprawdzić to dokładnie.
    Starszy łowca najwyraźniej postanowił sprawdzić źródło wołania. Gert nie podążył natychmiast za nim, rozglądając się bacznie po okolicy. Nie zamierzał oddzielać się od Karstena, zachowywał taką odległość, by nie stracić zarysu jego  pleców sprzed oczu, a mimo wszystko próbował zlokalizować czy cień znowu gdzieś się pojawił i czy nikt nie czyha na nich w odleglejszych częściach lasu.
    Zachowaj trochę tego wkurwienia na później — dodał jeszcze, wcale nieprzekonany. — Veðr — rzucił w nadziei, że zaklęcie cokolwiek mu pomoże. Sapnął z rozczarowaniem, bo mgła nawet nie drgnęła.


    Veðr próg: 30
    19 + 5 + 2 + 2 = 28 nieudane
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Nieznajomy' has done the following action : kości


    'k100' : 19
    Śniący
    Safír Fenrisson
    Safír Fenrisson
    https://midgard.forumpolish.com/t1058-safir-fenrisson#7032https://midgard.forumpolish.com/t1071-safir-fenrisson#7048https://midgard.forumpolish.com/t1072-paideia#7053https://midgard.forumpolish.com/f115-safir-fenrisson


    Czuł się obco w tym ciele, które nigdy w pełni do niego nie należało – obawiał się kłów, które wyżynały się ze skrwawionej tkanki dziąseł, ostrych i drapieżnych, nakłuwających szorstką powierzchnię języka pojedynczą kroplą posoki, przepływającą mdłą goryczą do ściśniętego gardła, obawiał się pazurów, które żłobiły w glebie podłużne ślady, jątrzące się jak otwarte rany pod miękkim obrusem śniegu, obawiał się własnych instynktów, choć przytłumionych przez zalegającą na żołądku lepkość eliksiru, wciąż poruszających się płytko pod jego skronią, jakby przypominały o wszystkim, czego się wyrzekał, próbując udowodnić sobie, że nie był w istocie bestią, z jaką go uważano. Wzbraniał się przed stwierdzeniem, że stworzenie, które zagnieździło się w płytkiej gawrze pomiędzy czwartym a piątym żebrem, było jego integralną częścią, że nie tkwiło w jego żyłach jak pasożyt, posiadający swoje własne ciało, intencje i pragnienia, jednocześnie wydawało mu się jednak, że coś w jego własnych trzewiach uległo fundamentalnej zmianie, gdy wilcze kły wyszarpnęły z niego połać żywej tkanki, wyrywając w ciele dziurę, przez którą do środka wpełzła obca, zwierzęca jaźń, zatruta klarownością zmysłów, których ciężaru nie potrafił utrzymać pod kopułą własnej czaszki. Czuł tę nową, świeżo zasklepioną pod mostkiem intuicję zbyt wyraźnie, dostrzegał sposób w jaki emocje coraz częściej przejmowały kontrolę nad jego rozsądkiem.
    Nie powinien był włóczyć się dzisiaj tak blisko miasta, nawet na sennym, bagnistym obszarze lasu, gdzie nakryty śniegiem rojst uginał się z cichym mlaśnięciem pod jego łapami, wyrywając spod bieli łapczywe, rosochate ramiona krzewów, cienkich, nastroszonych zielenią łodyżek, które chyliły się pod jego ciężarem, po czym znów wznosiły głowy ku górze na podobieństwo krótkich, giętkich antenek. Odległy gwar wstrząsającego miastem Thurseblot dawno zdławił się za fortyfikacją gęstej roślinności, w końcu zabierając ze sobą nawet echo, które jeszcze przez chwilę kołatało się pod płytką tarczą skroni, aż wszystkiego nie pochłonęła mętna, ogłuszająca cisza, tak charakterystyczna dla lasu, bo nie będąca wprawdzie ciszą w ogóle – spomiędzy drzew docierał do niego szelest poruszanych wiatrem liści, śnieg skrzypiał pod łapami drobnej zwierzyny, pnie drzew chrobotały pazurami wiewiórek, a jego własny oddech, zastygający w powietrzu białą parą, pozostawiał myśli zaognione charakterystycznym, pozbawionym spokoju wyczuciem, które pełzało nieprzyjemnym dygotem pomiędzy napiętymi włóknami mięśni. Tym razem w atramentowe płótno nocy wsiąkło jednak coś jeszcze, ostra drzazga wsunięta płytko pod pergamin skóry, wystarczająco, by podrażnić rozjątrzone zmysły, zwrócone pod presją nagłej obawy – kufa zmarszczyła się przezornie, gdy przez wilgotny, dżdżysty zapach kniei przegryzła się woń cudzej obecności, a czerwień spojrzenia łysnęła czujnym błyskiem na tle jasnego bielma.
    Poruszył się ostrożnie, uginając kark niżej ku ziemi, gdy spomiędzy krzewów wyrwał się snop jasnego światła, a gdzieś z oddali przebrzmiało zagłuszone nerwami echo strwożonego głosu, niosącego się ponad gęstym futrem otaczającej go roślinności – zesztywniał, nagle zdławiony poczuciem, że ciemny zaułek tej części lasu zakrzywiał się nad nim kopułą przysłaniających niebo gałęzi, opinał się boleśnie na warstwach krajobrazu i pozostawiał niewiele miejsca na jego własne myśli, zdławione pod sobaczym afektem zgrozy. Z głębi rozmytego szarzyzną łęgu dobył się tymczasem gardłowy warkot, niski i nieprzyjemny, napełniający pierś drapiącym o żebra przeczuciem, że znalazł się w sytuacji, z której nie sposób było już cofnąć się po własnych, grzęznących w śniegu śladach. Poruszył się do przodu, uważając, by nie zdradzić swojej obecności trzaskiem ukrytej pod mchem gałęzi lub odgłosem przepływającym podobną częstotliwością przez przesmyk zadrażnionego gardła, aż w końcu przystanął za barykadą jednego z przełamanych burzą konarów, decydując się ukryć i zaczekać, aż mgła opadnie; przynajmniej ta, która wciąż unosiła się w jego świadomości drażniącym smogiem niewiedzy.
    Widzący
    Gretchen Holzinger
    Gretchen Holzinger
    https://midgard.forumpolish.com/t1679-gretchen-holzinger#17264https://midgard.forumpolish.com/t3559-gretchen-holzinger#35749https://midgard.forumpolish.com/t1686-prinzessin#17418https://midgard.forumpolish.com/


    Nigdy nie należała do osób szczególnie rozsądnych. Zawsze to wszyscy wokół pilnowali, aby nie pakowała się w kłopoty, trzymała język za zębami i ukrywała lisi, srebrzysty ogon przed spojrzeniami obcych galdrów, aby nie narażać się na ich oceniające spojrzenia i niechęć. Najpierw rodzice, później bracia, chociaż młodsi, to zwykli myśleć za nią; często łapała w sidła własnego uroku mężczyzn i kobiety, pragnących otoczyć ją opieką, zapewnić huldrze bezpieczeństwo, bo rozkochiwała ich w sobie i żądała tego wprost. Ze wszystkich kłopotów, jak dotąd, udawało jej się jakoś wykaraskać. Dzięki runicznym talarom rodziny i kochanków, dzięki ich wpływom i wsparciu, zawsze lądowała na cztery łapy jak kot, choć uważała, że naturę ma lisią (mimo że jej duchowym opiekunem okazał się bażant, z czego wydawała się zawsze wysoce niezadowolona). Rozsądnym byłoby w tę noc zostać w bezpiecznych czterech ścianach, ale Gretchen kpiła z rozsądku. Teraz jednak, znalazłszy się w ciemnym, ponurym lesie, pośrodku niczego, nie wiedząc w którą stronę w ogóle powinna podążać, poczuła, że to był błąd, że naprawdę powinna była pozostać w domu. Przeklinała się w duchu, ale teraz było już za późno. Musiała odnaleźć drogę do miasta, wrócić…. może nie do domu, ale trafić na przyjęcie zgodnie ze swoim pierwotnym zamierzeniem.
    Jej wołania pozostały bez odpowiedzi. Gretchen dostrzegła jednak światła pomiędzy drzewami, które zaczęły się oddalać, zamiast zbliżać. Jeśli to byli ludzie, to na pewno ją słyszeli - i mimo wyraźnie zasygnalizowanej potrzeby pomocy oddalali się od niej. Huldra poczuła irytację graniczącą ze złością, ale nie zamierzała odpuścić. Nieistotne kto ją zignorował, nie chciała być tu sama. Wyrwała się ze szponów lęku przed bogami, wciąż jednak czuła strach przez mroczną, lepką ciemność wokół.
    - HALO, WIDZĘ CIĘ - krzyknęła, zaczynając znów biec w kierunku świateł, nie chcąc pozwolić, aby zniknęły jej z oczu. - POMOCY - rozdarła się znów rozpaczliwym tonem, siląc się na to, aby głos zabrzmiał jak najmłodziej i niewinnie, chcąc wzbudzić w obcych wyrzuty sumienia. Machnęła dłońmi, próbując się jednak zabezpieczyć, na wypadek, gdyby w lesie czaiło się coś jeszcze. - Véurr - szepnęła, podążając uparcie przez śnieg w stronę świateł, choć zamiast zbliżać się do Midgardu, to zapuszczała jednako jeszcze głębiej w las - ale o tym nie miała zielonego pojęcia. - Zgubiłam się i bardzo się boję. Potrzebuję pomocy, PROSZĘ! - zakwiliła żałosnym tonem, próbując znaleźć źródło światła.

    Véurr (Circula Fidum) – tworzy pole w kształcie okręgu, które pozwala osobom rzucającym zaklęcie wyczuć wtargnięcie istot wrogim nastawieniu. Próg: 65.
    58 (k100) + 5 (m. użytkowa) + 2 (biały, jedwabny pasek gwarantujący bonus do magii użytkowej) = 65



    Gdziekolwiek jesteś
    - bądź przy mnie
    Cokolwiek czujesz
    - czuj do mnie
    Jakkolwiek nie spojrzysz
    - patrz na mnie
    Czymkolwiek jest miłość
    - kochaj się we mnie
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Gretchen Holzinger' has done the following action : kości


    'k100' : 58
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Można byłoby się zastanowić kto — lub co — w tym momencie stanowił największe zagrożenie dla wszystkich istot przebywających w midgardzkich lasach: czy rzeczywiście byli to jedynie wargowie, których zmysły i instynkty tańczyły obecnie do melodii wygrywanej przez toczącą się po nieboskłonie tarczę księżyca, czy może zapuszczający się w dziewicze rejony Lasów Północnych, najwyraźniej pozbawieni kompletnie instynktów samozachowawczych ludzie. Niosący się wśród drzew głos Gretchen rezonował intensywnie, wybudzając tym samym nie tylko skrywane przez Karstena pokłady gniewu, ale też — a może przede wszystkim — pragnące dotrwać jedynie we względnym spokoju do rana leśne stworzenia, które teraz strwożone nieoczekiwanym, nieustającym harmidrem, zaczęły wychodzić ze swoich kryjówek, sprawiając że fragment lasu, w którym przebywali, zaszemrał nieprzyjemnie, jakby również popadł w niezadowolenie. Ponad głowami łowców przeleciało kilka spłoszonych ptaków, jednak poza furkotem skrzydeł, nie wydały z siebie żadnego innego dźwięku, jakby chcąc uświadomić przebywających w ich królestwie intruzów, że w miejscu tym wskazane jest zachowanie niezmąconej niczym ciszy. Czar wyciszający kroki, rzucony przez Karstena, zadziałał bezbłędnie, pochłaniając natychmiast wszelkie najdrobniejsze nawet odgłosy, które spowodowane były mniej uważnym stąpaniem po zmrożonej ziemi. Mniej skuteczne okazało się zaklęcie wypowiedziane przez Gerta — mgła spowijająca senny las nie rozrzedziła się choćby w małym stopniu, wciąż, uparcie przesłaniając mleczną barierą rozpościerający się przed nimi horyzont. Trudno jednak dziwić się temu niepowodzeniu: miejsce to od dziesięcioleci uważano za niezwykle magiczne, nie tylko ze względu na senną atmosferę.
    Obecnie uroku odbierała mu przedzierająca się ku źródle światła huldra, której nawet przez chwilę nie przeszło przez myśl, że majaczący przed nią blask wydobywać może się z błędnych ogników, które, wietrząc okazję, chciały pozbyć się intruza. I chociaż w pierwszej chwili od momentu wyczarowania przez Gretchen pola mającego zaalarmować ją o znalezieniu się w pobliżu niebezpieczeństwa, kobieta rzeczywiście niczego nie wyczuła, ruszenie w stronę światła i wydostanie się z obszaru działania zaklęcia na dobre pozbawiło ją możliwości przygotowania się na ewentualny, nadchodzący atak. A ten, ze względu na zamieszanie, jakie wokół siebie robiła, mógł przyjść szybciej, niż się spodziewała.
    Na nieszczęście, na drodze zagrożenia, pierwszy stanął — zupełnie przypadkiem — Safír, który chociaż ukrył się przed wzrokiem łowców, nie był w stanie uchronić się przed czujnym, badawczym spojrzeniem i węchem innego warga. Wystarczyła chwila, gdy tuż za sobą usłyszał obcy warkot, a następnie poczuł, jak wilcze cielsko przygniata go do ziemi. Kłapnięcie szczęk tuż przy uchu i pazury wbijające się w ciało. Gorący oddech. I dzika żądza pokazania, kto dzisiejszej nocy jest panem tego lasu.
    Ostre warknięcia rozcinające ciszę docierały do uszu trójki galdrów, uświadamiając ich, że niebezpieczeństwo jest bliżej, niż mogliby przypuszczać.

    Gert, Gretchen i Karsten w tej kolejce, poza obowiązkowym rzutem na spostrzegawczość, mają możliwość wykonania rzutu na dowolne zaklęcie. Safír zmuszony jest do obrony, której próg wynosi 60. W tym celu wykonuje rzut kością k100 (wynik liczony jest łącznie ze statystyką sprawności oraz odpowiednim atutem). W przypadku udanej obrony, możliwe jest wystosowanie kontrataku.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Toczyło się błędne koło niezjednanego gniewu; szprychy buchały złością, która jak dym osiadła ponad bitewnym, własnym polem umysłu. Wściekłość, jak gwiazda, wschodzi w eksplozji uczuć; afekt wychodzi z pustki, wyłania się z galaktyki nieznanych dotychczas wrażeń. Nietrudno; przecież nietrudno; przychodzi z wielką łatwością, oślepia rozlanym blaskiem, krzyk jej narodzin, pierwszy, dudni w rozgrzanych skroniach. Wydaje się, że nieznany, proszący o pomoc głos w jego opinii ledwie jest utrapieniem, pastylką gorzkiej pokuty w przewlekłej terapii świata. Wydaje się, że w istocie, nie umie jej nawet współczuć, nie przyzna się do tej troski, która właśnie chrobocze na podobieństwo myszy w piwnicach skrytych rozważań. Nie umiał się do niej przyznać; do troski drążącej wnętrze, do obaw o dobro innych, do chęci, by rzeczywiście zgodnie z celem  profesji zapewniać mógł bezpieczeństwo. Nie mógł zachować gniewu, zatrzymać, zamknąć na później, gniew był w nim zawsze, palił jak żniwo trutki, przenikał różańcem nerwów. Cały był swoim gniewem, był wielkim gniewem zwierzęcia, porywczą, pierwotną siłą utkwioną w naczyniu ciała.
    Ciszej bądź – warknął do nieznajomej, łypiąc w jej stronę zimnym i nieprzyjemnym wzrokiem; sam, zanurzony w półcieniach, z nieludzkim zarysem kłów, mógł przecież być zagrożeniem. Złagodniał dopiero w chwili, gdy spojrzał w stronę kobiety, gdy przyjrzał się jej dokładniej; z nieznanych dotychczas przyczyn zwracała jego uwagę. Był opryskliwy, dla mężczyzn i też dla kobiet, choć w tym przypadku, powstrzymał się wyjątkowo przed dalszą salwą krytyki. – Popatrz lepiej na księżyc – powiedział tylko. Warknięcia przeszyły noc. – Ani słowa – dodał, jakby w obawie że natężenie dźwięków i spostrzeżenie bladej, poszerzonej źrenicy księżyca stworzy falę paniki. Był niemal pewien, że seria nowych odgłosów pochodzi od grupy wargów, czuł, jak ciepło pierścienia łowcy wyróżnia się w srogim chłodzie. Powinni się przygotować, w związku z czym od początku wertował spojrzeniem przestrzeń, pragnąc wyłuskać każdy, możliwie istotny szczegół; skupiony, oprócz tego wyczulił się też na dźwięki. – Veðr – rzucił nazwę zaklęcia, które jeszcze przed chwilą chciał wdrożyć jego towarzysz. Łowca, bez względu na wszystko polegał o wiele częściej na zmyśle swojego wzroku; nawet, gdy rozstąpienie się mgły niosło ciężar ryzyka, zwiększajac łatwość wykrycia, tak czy inaczej mogli być ofiarami; wargowie mogli ich wykryć już swoim wrażliwym węchem; potrzebowali obecnie więc przeciwwagi.  
    Pójdę na zwiady. Chroń tyły i tę dziewczynę – powiedział wkrótce do Gerta. Szedł pierwszy z kilku powodów; przeciwnie do Molandera rzucił zaklęcie na wyciszenie kroków, był specjalistą, miał szersze złoża doświadczeń, a na dodatek wierzył że olbrzym lepiej niż on uspokoi kobietę i sprawdzi resztę terenu; wargowie mogli napływać również z innych kierunków.

    Karsten zbliża się w stronę źródła dźwięków.

    Spostrzegawczość: 98
    Veðr (próg 30): 53 (k100) + 10 (statystyka) +2 (złożenie ofiary) = 65/30, udane
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 98

    --------------------------------

    #2 'k100' : 53
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Mimo wszystko, w przeciwieństwie do Aggerholma, nie poddawał się wewnętrznej irytacji. Nie czuł potrzeby siłowania się z czymś, na co nie miał wpływu. Zresztą, był znany jako jeden z bardziej opanowanych osobników, czego może nie każdy potrafił się dopatrzeć w pierwszej chwili, zwłaszcza gdy myślał o Molanderowych przodkach. Przewaga nad znakomitą ilością przeciwników spowodowała, że Gert od samego początku do każdej sytuacji podchodził z wyważeniem i wykazywał się ogromną cierpliwością. Lęk rzadko mościł się w jego kościach i nie potrafił przebić się przez niewzruszoną pewność własnych możliwości. Daleko było mu do brawury młodzików, okrzepł i wiedział co ma czynić, by wyjść cało z kolejnej pełni. Niestety, tym razem wszystko komplikowało się znacznie, gdy na ich drodze pojawiła się przez nikogo nie zapraszana kobieta. Zastanawiał się, dlaczego wybrała się sama w tak okropną noc do lasu, przez myśl przemknęło mu nawet, że być może jest jednym z demonów zamieszkujących zasnute mleczną mgłą zakamarki. Będąc jeszcze dzieckiem wysłuchał wystarczająco wiele legend, by wciąż rozważać każdą, nawet najbardziej niedorzeczną możliwość. Skrzywił się lekko, bo nieznajoma wciąż nie zamierzała być cicho, podobnym spojrzeniem uraczył Karstena, wyraźnie pragnącego wpakować go w niańczenie dziewczyny – znacznie od niego młodszej, co dostrzegł chwilę później, przyglądając się baczniej ładnej twarzyczce. Zmarszczył nakrapiany piegami nos i westchnął, schylając się jeszcze, by spojrzeć na blondynkę. Z jego perspektywy wyglądała jak mały skrzat.
    Nie uczyli w domu, że się nie szlaja po lasach w pełnię? — zapytał, wyraźnie niechętnie, choć jego ton ani odrobinę nie przypominał surowości wyrzuconej przez jego towarzysza. Po chwili złapał się na tym, że mówił do niej jak do dziecka, tymczasem miał przecież styczność z dorosłą kobietą. Nie potrafił jednak ułożyć sobie w głowie, że odpowiedzialna, dorosła osoba narażała się tak fatalnie na śmierć sprowadzoną przez kły dzikich zwierząt. Odgłosy dobiegające z głębin lasu nie napawały go optymizmem. Niestety, musiał więc posłuchać starszego łowcy. Nie chciał mieć na sumieniu żadnego niewinnego istnienia. Mruknął tylko w odpowiedzi i chwycił nieznajomą za ramię, by ustawić tuż obok siebie, zasłaniając znacznie masywniejszym ciałem. — Pani wybaczy więc i się będzie słuchać. Jak mówię uciekać, to uciekać, jak każę się złapać mojej ręki, to proszę łapać, a jak mówię, żeby nie paplać i się nie drzeć, to buzia na kłódkę. Jasne? — upewnił się jeszcze, że go rozumie. Nie potrafił jednak się gniewać, zerkał na jej przestraszoną twarz na tyle długo, by podnieść ją na duchu. — Będzie dobrze. Proszę mi zaufać. — Pozwolił Karstenowi oddalić się, sam dokładnie patrolował okoliczne zarośla. Miał ochotę zapytać kobiety, skąd się tu wzięła i kim tak właściwie jest, lecz nie chciał się rozpraszać. Zagryzł jedynie wargi powstrzymując kolejną lawinę słów. Magiczne światło otaczało ich łuną dodającą odrobinę otuchy, choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że noc ześle im jeszcze wiele niespodzianek. Warknięcie przyszło szybciej, niż mógłby sądzić. Szpetne przekleństwo zduszone w syk zdradzało, że olbrzym zaczyna się szykować na najgorsze. Zepchnął Gretchen jeszcze bardziej za siebie, obracając się w stronę, skąd dochodził odgłos. Przyjął postawę wyczekiwania.

    spostrzegawczość: 50 + 2 + 2 = 54
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Nieznajomy' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 50

    --------------------------------

    #2 'k100' : 13
    Śniący
    Safír Fenrisson
    Safír Fenrisson
    https://midgard.forumpolish.com/t1058-safir-fenrisson#7032https://midgard.forumpolish.com/t1071-safir-fenrisson#7048https://midgard.forumpolish.com/t1072-paideia#7053https://midgard.forumpolish.com/f115-safir-fenrisson


    Wilcza jaźń poruszyła się niespokojnie pod cienką płachtą skroni – nawet kiedy ciało miał zwierzęce, a zmysły zaostrzone instynktem, który nigdy w pełni do niego nie przynależał, nie potrafił wpuścić jej do środka, pogodzić się z faktem, że drapała o skobel jego czaszki, ujadając przed samym progiem sumienia. Klątwa tkwiła w nim jak ostry kawałek szkła, zatracony zbyt głęboko w miękkiej tkance, by zdołał dosięgnąć go palcami, bo za każdym razem, kiedy wsuwał dłoń w fantomową ranę pomiędzy czwartym a piątym żebrem, odłamek nieuchronnie wnikał jeszcze głębiej w jego mięśnie, ocierając się o kości i pozostawiając broczące rysy na lepkiej błonie skrwawionego osierdzia – nie chciał go w swoim wnętrzu, nie potrafił znieść infekcji, która zatruwała jego myśli zgorzelą rozpełzającego się po świadomości bólu, napięcia, w jakim oczekiwał zawsze trzasku rozłamywanej kości i metalicznego posmaku własnej krwi w zawężonym mdłościami gardle; czasem, gdy zbyt długo przyglądał się sobie w lustrze, wydawało mu się, że zieleń jego spojrzenia nabiegała wilczą czerwienią, zęby wysuwały się z pąsowej miękkości dziąseł, wyżynając się zakrzywionymi kłami, a blizna na lewym boku jątrzyła się karminowym śladem, jakby stworzenie, które zamieszkało w jego wnętrzu, próbowało rozerwać ją od środka. Rozpaczliwie przymuszał własne ciało do wypierania z trzewi obcych narządów, dopóki te, obite i przekrwione, nie zaczynały przegryzać się gorączką przez jego skórę, zapominając, do którego ciała należały, której świadomości winny być posłuszne.
    Za każdym razem, kiedy zażywał eliksir, odnosił wrażenie, że był intruzem pod kopułą własnej czaszki, poruszał kończynami, których nie posiadał, tkwił kruchym ryglem w wąskiej przestrzeni pomiędzy tym co ludzkie, a tym co zwierzęce – bał się grozy, która wzbierała głęboko w jego piersi głuchym, chrobotliwym warczeniem i sierści, która instynktownie nastroszyła się wzdłuż wygiętego karku, przesuwając się ostrzegawczą dropiatością ciarek aż po nasadę zesztywniałego ogona. Nie zauważył, kiedy szmer lasu ustał zupełnie, nocne pohukiwanie ukrytych w gęstwinie ptaków ucichło, a chrobot pazurów ocierających się o konary drzew zniknął, jak gdyby wraz z nim, wstrzymującym oddech w ciasnym przesmyku krtani, cała knieja nabrała powietrza, ujmując je za rozdętymi policzkami, dopóki oczy nie zaszkliły się zwiastunem rychłego niebezpieczeństwa – sięgnął wzrokiem pomiędzy drzewa, próbując dostrzec źródło dźwięków, ocenić, w którym kierunku powinien się wycofać, gdzie odłożyć swój strach, w której klatce zamknąć ostudzone wywarem sumienie. Poruszył się nerwowo, unosząc powoli łeb ponad horyzont przewróconego konara, ledwie zdołał jednak wyprostować zdrętwiałe wyczekującym ugięciem łapy, kiedy poczuł nagły ciężar przygniatający go do ziemi, ciepło oddechu zastygające karku i rwący ból w debrze pomiędzy łopatkami.
    Zamierzał krzyknąć, lecz z gardła wydobył się jedynie zdławiony, zwierzęcy skowyt, którego dźwięk przyprawił go o zlęknioną rozpacz, gwałtowną świadomość niebezpieczeństwa, w jakim się znalazł. Drapieżne szczęki trzasnęły grozą ostrzeżenia przy jego prawym uchu, podczas gdy wilcze pazury wżęły się głębiej w skórę, wysączając spomiędzy zmierzwionego, gęstego futra smugę ciemnej posoki, żłobiącej w sierści labirynt lepkich ścieżek. Spróbował dźwignąć się z ziemi, sięgnąć szczęką do spłachcia cudzego ciała, wyrwać się, choćby miał pozostawić wierzchnią warstwę skóry pomiędzy szczelinami cudzych zębów, zamknięte za żebrami serce przyśpieszyło jednak gwałtownie, a spomiędzy uchylonego pyska dobył się świst ciepłego, przydławionego powietrza; sobacze instynkty, nie całkiem przyduszone zalegającym na żołądku eliksirem, zaczęły rozpaczliwie drapać o ciemną płachtę sumienia, domagając się, by wpuścił je do środka, rozkurczył pięści bolesnego uporu, wycofał źrenice na tyły mętnych białek, pozwalając zwierzęciu, które żyło w jego piersi, łysnąć prawdziwym gniewem, tym, którego nigdy do siebie nie dopuszczał, którego przez lata tak panicznie się obawiał.

    obrona: 1 + 15 + 10 (atut) = 26
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Safír Fenrisson' has done the following action : kości


    'k100' : 1
    Widzący
    Gretchen Holzinger
    Gretchen Holzinger
    https://midgard.forumpolish.com/t1679-gretchen-holzinger#17264https://midgard.forumpolish.com/t3559-gretchen-holzinger#35749https://midgard.forumpolish.com/t1686-prinzessin#17418https://midgard.forumpolish.com/


    Wreszcie! Wołanie przyniosło jakiś efekt. Wiedziała, że ktoś tu jest. Nie chciała pozwolić mu się oddalić i zostać znów całkiem sama w ciemnym lesie; zdołała dotrzeć do źródła świateł, choć mogły to być błędne ogniki. Natrafiła na dwóch mężczyzn i poczuła niewysłowioną ulgę, jakby problem sam się rozwiązał. Już uśmiechała się szeroko, i otwierała usta, aby coś powiedzieć, gdy jeden odezwał się do niej nieszczególnie miło. Do tego na pewno nie była przyzwyczajona. Wygięła usta w niezadowoloną podkówkę.
    - Patrzę przecież - odparowała Gretchen i ugryzła się w język, aby nie skończyć tego zdania opryskliwym: i co z tego? Teatralnie wzniosła spojrzenie ku niebu, na okrągłą tarczę księżyca, przypatrywała mu się ze skupioną miną, jakby analizowała właśnie trudne równanie numerologiczne, po czym znów opuściła je na twarz nieuprzejmego mężczyzny. Kazał jej być cicho, uciszał ją wciąż i gdyby tylko wiedział jak przekorna bywa, to prędko pożałowałby własnych słów; jedynie głośny warkot nieopodal, zdecydowanie zbyt blisko nich, rzeczywiście na parę chwil zasznurowało blondynce usta.
    Dopiero teraz zaczęła łączyć kropki.
    Wilcze warczenie, okrągły księżyc, sam środek lasu. Cóż, kiedy wreszcie panna Holzinger dodała dwa do dwóch i zrozumiała w jak niefortunnym położeniu się znalazła. Wrzasnęłaby, gdyby tylko nie uniosła dłoni do ust, zasłaniając je i tłumiąc krzyk przerażenia. - Przecież to warg! - wyrzekła konspiracyjnym szeptem, odkrywczym tonem, szczerze zaskoczona tą rewelacją. Zaraz spojrzała na drugiego z mężczyzn, który rzekomo miał się nią zająć. Zapowietrzyła się jeszcze mocniej, bo musiała zadrzeć głowę, aby ujrzeć jego twarz. - Ale wielki.… - wyszeptała do siebie, lustrując go oceniająco i wcale się przy tym nie krygując. - Nie wiedziałam, że jest pełnia! - Głos Gretchen zadrżał od szlochu, na podobieństwo małej dziewczynki, bo tak się do niej zwracali i własciwie poniekąd tak należało ją w tej sytuacji traktować. Żadna odpowiedzialna dorosła osoba nie narażałaby się w ten sposób, lecz odpowiedzialności panna Holzinger nie miała za grosz. Rozsądku także niewiele. Pozwoliła się chwycić za ramię i przestawić jak lalkę, właściwie schowała się za nienaturalnie wysokim galdrem, kiwając posłusznie - póki co - głową. - Postaram się, tak - odpowiadała, sprawiając wrażenie, że chce z nim współpracować i zamierza stosować się do jego poleceń. Zaufać mu jak prosił. - Jestem Gretchen. Pomożecie mi się stąd wydostać? Nie wiem jak się tu znalazłam właściwie.… - zaczęła opowiadać, mimo że nikt ją o to nie prosił. Wydawało jej się, że skoro mówi cicho, to nic się nie stanie. Drugi z galdrów patrolował zarośla, chyba ich ostrzeże. - Proszę… odprowadźcie mnie do Midgardu. Tylko tak... teraz, rozumiesz. Boję się wargów. I demonów. Och, myślisz, że tu mogą być demony? Na pewno są! - Oczywiście, że są, skoro sama była jednym z nich. - No to chyba... chodźmy do miasta? Zawołaj kolegę, to nie jest bezpieczne... - pouczyła rudowłosego olbrzyma Gretchen, nie ruszając się ani o krok, zamierzała trzymać się blisko. Właściwie przyczepić się do niego jak rzep do psiego ogona. Próbowała zarazem uchwycić spojrzenie Gerta i uśmiechnęła się do niego tak czarująco jak potrafiła wyłącznie huldra. Patrz na mnie, mówiło syrenie spojrzenie, gdy starała się nasycić powietrze wokół własną aurą. Niedbale machnęła dłonią w stronę olbrzyma. - Litr. W zieleni będzie ci bardziej do twarzy, zaufaj mi - stwierdziła cichym tonem, chcąc zaczarować jego płaszcz na soczyście zielony, wiosenny kolor.

    k#1 spostrzegawczość
    k#2: Litr (Fucare) – zmienia kolor przedmiotu na dowolny, wybrany przez użytkującego.
    Próg: 20
    15 (k100) + 15 (m. przemiany) = 30/20



    Gdziekolwiek jesteś
    - bądź przy mnie
    Cokolwiek czujesz
    - czuj do mnie
    Jakkolwiek nie spojrzysz
    - patrz na mnie
    Czymkolwiek jest miłość
    - kochaj się we mnie
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Gretchen Holzinger' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 89

    --------------------------------

    #2 'k100' : 15
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Na niewiele zdały się starania Safíra mające na celu odparcie ataku wilczego pobratymca — mogłoby się wydawać, że nieoczekiwana agresja, z jaką się spotkał, zupełnie go zaskoczyła, pozbawiając możliwości nie tylko obrony, ale też wystosowania odwetu. W dodatku, jakby zachęcony brakiem większego oporu, przeciwnik zdecydował się sięgnąć po więcej. Jego pazury wbiły się głębiej w skórę, raz po raz żłobiąc w tkance długie, broczące coraz obficiej nacięcia. Kły łysnęły ostrzegawczo bielą, by już chwilę później wtopić się w opinające kark futro — może chcąc jedynie nastraszyć i zaznaczyć swoją wyższość wobec Fenrissona, a może zupełnie przypadkiem nie sięgając celu, jasnym było jednak, że dziwnym zrządzeniem losu Safírowi na moment jeszcze dopisało szczęście, wciąż jeszcze miał możliwość, by — jeśli nie zaatakować, broniąc się — umknąć przed zagrożeniem, jakie sam mógłby sprawiać, nie zażywszy eliksiru.
    Karsten, odważnie ruszając w stronę, z której niechybnie dobiegały odgłosy walki, po przejściu ledwie kilkudziesięciu kroków mógł w rozrzedzonej — uległej z niejaką niechęcią rzuconemu przez olbrzyma zaklęciu — mgle dostrzec kotłujące się kilkadziesiąt metrów przed nim sylwetki dwóch wilkopodobnych stworzeń. Nie miał jednak pewności, czy oba zauważone zwierzęta były wargami, czy może któreś z nich było jedynie całorocznym, obecnie nie aż tak groźnym bywalcem podmidgardzkich lasów. Dzieląca łowcę od stworzeń odległość była na tyle duża, by mógł bez większych konsekwencji wycofać się od pozostawionego towarzysza i zabłąkanej kobiety, nie pozwalała jednak bezpośrednio — i celnie — wymierzyć jakiekolwiek zaklęcie w przypadku podjęcia decyzji o spacyfikowaniu zwierząt.
    We wcale nie lepszej sytuacji znaleźli się Gert z Gretchen — gęste wstęgi mgły, które co prawda mogły utrudniać im dostrzeżenie zagrożenia, ale dotychczas kryły również ich sylwetki przed uwagą znajdujących się w kniei stworzeń, zrzedniały, sprawiając że olbrzym i huldra znaleźli się na widoku wszystkich istot pochowanych między lichymi zaroślami lasu. Sugestia kobiety nie pozostała dla Gerta obojętna — dzięki swojemu ponadprzeciętnemu wzrostowi bez trudu miał możliwość przyuważenia między drzewami szeroki prześwit, który z dużym prawdopodobieństwem mógł być częścią wiodącej przez las drogi. Gdyby tylko udało im się do niej dotrzeć, po pewnym czasie mogliby na dobre uwolnić się od wszędobylskiej mgły i nierówności terenu, które utrudniały potencjalną ucieczkę. A ucieczka mogła się okazać w tym momencie jedynym rozwiązaniem, bowiem Gretchen, rozglądając się po okolicy, najpierw przyuważyła nieznaczny ruch w zaroślach po przeciwnej stronie, w którą poszedł Karsten, by następnie zorientować się, że w stronę jej i towarzyszącego jej łowcy zmierza olbrzymi wilk, którego wyraźne, czerwone ślepia odcinały się w ciemności.

    Ponownie całą trójka — Gert, Gretchen i Karsten — mogą wykonać rzut na zaklęcie. Jednocześnie każde ma możliwość dokonania wyboru, czy pozostaje na miejscu, mierząc się z wargami, czy podejmuje ucieczkę.
    Safír wciąż musi się bronić — próg tym razem wynosi 65. Ponownie należy wykonać rzut kością k100 (wynik liczony jest łącznie ze statystyką sprawności oraz odpowiednim atutem). W przypadku udanej obrony, możliwe jest wystosowanie kontrataku lub ucieczka. Obecne obrażenia: głębokie zadrapania na brzuchu.

    Prorok wykonuje rzut kością k6 na zdarzenie dla Gerta i Gretchen:
    1-2 — Warg nie rusza się z miejsca, w którym się znajduje, macie więc możliwość powstrzymania go przed atakiem.
    3-4 — Warg zdecydował się przypuścić atak. W przypadku poprawnie rzuconych zaklęć, stworzeniu i tak udaje się dopaść do Gretchen i powalić ją na ziemię.
    5-6 — Mimo waszej niewątpliwej przewagi liczebnej, warg przypuszcza atak. Nawet jeśli poprawnie rzuciliście zaklęcia, zwierzę rzuca się na Gerta.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Prorok' has done the following action : kości


    'k6' : 5
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    …a ciężar rósł, rósł wokół niego i wzbierał jak tłusta larwa, jak prosię tuczone skrzętnie przed nastającą rzezią. Kobieta, młoda, naiwna i zbiorowisko wargów, gówno, cholerne, wielkie, w które właśnie wdepnęli niezdolni oczyścić butów. Dłoń odruchowo skuliła się w garbie pięści; kurwa. Było ich tylko dwóch, tylko dwóch miało bronić przed niepochlebnym pokłosiem samej głupoty która to kierowała nieznajomą, nie dbał wszak o jej imię, dbał rzeczywiście tylko by była w jednym kawałku. Coś tkwiło w niej, coś innego, coś - czego nie mógł wyjaśnić, siła przed którą czuł, niekorzystnie, że byłby w stanie się ugiąć, jej atrakcyjność którą przyznawał z marnym, żałosnym wstydem tak niepodobnym do niego i mało profesjonalnym. Kiedy oddalił się, mógł nareszcie opróżnić na nowo czaszkę, wiedział że Gert z pewnością poradzi sobie z zadaniem, byli przyjaciółmi i kompanami w pracy, sczytując natychmiast treści swoich rzędów zamiarów. Obszyty w gęstwinę lasu, w jej szorstkie nagie gałęzie i kożuch wiszącej mgły, zakradał się bliżej wargów. Odgłosy, których mikstura wniknęła do naczyń zmysłów, ugruntowały w nim pewność że doszło do nagłej walki, do zmagań obecnych między pobratymcami. Będąc, zgodnie z przysłowiem, trzecim, mógł niewątpliwie skorzystać, musiał jedynie czekać aż zmęczą się, orząc nawzajem skórę szeregami pazurów oraz wbijając zęby w płaty miękkiego mięsa. Noc miała dziś zapach krwi, siły, pierwotnej, wiecznej i szukającej władzy. Zerwał się, mimo tego, słysząc kolejne dźwięki, dochodzące tym razem ze strony gdzie został Gert. Nie mylił się, zagrożenie, kolejne runęło z pełną agresją prosto na Molandera, on jednak nie był zwierzyną, był łowcą obeznanym wybitnie z podobnym postępowaniem. Udał się w jego stronę, słowa, które prędko pomknęły z jego klepsydry krtani, niosły też nazwę czaru.
    Hrinda – dołączył się, chcąc odrzucić swoim zaklęciem bestię, niemal pewny że zderzy się niechybnie z impetem, nacierając na jedną spośród sylwetek drzew. Srebrna lina, którą przy sobie nosił wydała szmer gotowości, dobył ją by tym razem móc z niej zrobić użytek.  Ogień, przyzwany nagle przez Gerta lśnił w rozrywanym mroku; sądził że powinien skutecznie zdołać oparzyć warga.
    Przed nami jest jeszcze dwóch; wargowie lub wilki, nie miałem szansy ocenić – przyznał; w chwili gdy do nich podszedł znalazł się zbyt daleko. Musieli wciąż być ostrożni. – Na całe szczęście są teraz zajęci sobą – przyznał mu zgodnie z prawdą. Musieli słusznie ocenić, co mogło im jeszcze grozić.

    Hrinda (próg 45): 69 (k100) + 10 (magia użytkowa) + 5 (agresor I) + 2 (złożenie ofiary) = 86/45


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.