Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    10.12.2000 – Cmentarz, Trondheim – E. Soelberg & A. Stjernen

    3 posters
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    10.12.2000

    Po wielu tygodniach nadszedł dzień, w którym Amalia miała się zmierzyć z przeszłością, która nie dawała jej spokoju. Eitri sprawił, że miała nadzieję na to, by w końcu coś się ułożyło w jej życiu. A jednak bała się tego, bo nie wiedziała czego może się spodziewać. Kiedy w końcu udało się im się ustalić jakąś datę, by udać się do Trondheim, Amalia była znów niespokojna. Trudno jej było się pozbierać, ale nie chciała się poddawać. Eitri mówił, że to może jej wyjść na dobre i wierzyła w to, trzymała się tych słów i powtarzała je sobie, gdy nadchodził kryzys. Mimo wszystko, gdy stali przy wejściu na cmentarz, Amalia zatrzymała się i nie potrafiła zrobić kroku do przodu.
    - Teraz, kiedy tu jestem czuję, że moja odwaga ulatuje – powiedziała cicho do swojego towarzysza.
    - Zrobię to, pójdę tam, ale potrzebuję jeszcze kilku chwil – uniosła dłonie ku twarzy i przetarła zmęczone oczy. Nie spała prawie wcale od kilku nocy i wyglądała tak jak się czuła – na zmęczoną. Tak czy inaczej była zdeterminowana, ale chwilowo musiała się zatrzymać po to, by zrobić więcej niż krok do przodu.
    - Cieszę się, że nie jestem w tym sama, twoje wsparcie bardzo wiele dla mnie znaczy – starała się posłać mu uśmiech, ale wątpiła, by coś z tego wyszło. Za bardzo się denerwowała.
    - W ogóle dobrze, że jesteś. Martwiłam się, nie mając od ciebie znaku życia – przyznała. Ponieważ wiedział o niej bardzo dużo, uznawała go za przyjaciela. Chyba można tak nazwać tę relację.
    - Nie chodzi mi o naszą wyprawę, to nie jest najważniejsze. Bałam się, że może ci się stać coś złego – Amalia także miała swoje przygody, ale o tym porozmawiają kiedy to, co najważniejsze zostanie już załatwione.
    Kobieta krążyła wokół wejścia, ale nadal nie potrafiła przekroczyć terenu cmentarza. Powtarzała sobie, że wszystko będzie dobrze, w końcu prawda ją wyzwoli (albo pogrąży bardziej). Tak czy inaczej, coś osiągnie, jakiś progres, który będzie mógł jej wskazać właściwy kierunek życia.
    Amalia spojrzała na mężczyznę, po czym znów się odezwała:
    - Wydajesz się być zmęczony, wiesz? Nie chcę, byś czuł się gorzej przeze mnie. Tak, wiesz na co się pisałeś, rozumiem, dobrowolnie to robisz, ale mimo wszystko nie chciałabym ci przysparzać więcej zmartwień – ostatnie, czego by chciała to właśnie to, by czuł się gorzej z jej powodu. Amalia nikomu nie życzyła źle, a przyjaciołom dałaby wszystko, co najlepsze, a nie sprawiała, że będą przytłoczeni czymś poważnym.
    Wzięła kilka głębszych oddechów, zamknęła oczy na chwilę i starała się uspokoić nerwy. Czuła jak serce mocno bije jej w piersi. Potrzebowała ukojenia, wiary w to, że będzie tylko lepiej i jakiegoś znaku, który sprawi, że stanie się silniejsza.
    - No dobrze – odparła po kilku minutach. - Chodźmy tam – zdecydowała w końcu i zrobiła krok do przodu, a potem kolejny i następny.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Spełnianie obietnic bywało trudne, zwłaszcza gdy obowiązki piętrzyły się z zawrotną prędkością. Wtedy bardzo problematyczne okazywało się wciśnięcie jakiegokolwiek innego zajęcia w gęstniejące coraz wyraźniej punkty na liście „do zrobienia na wczoraj”. Spełnianie obietnic bywało trudne… jednak nie zamierzał dawać za wygraną, choć przekładał wyjazd za każdym razem, gdy nastawał nowy weekend. Wiedział mimo to, że sytuacja jest niezwykle ważna, a grudzień być może okaże się w końcu na tyle względnie spokojnym, by złapać oddech i zająć się wszystkim z należyta starannością. Nie mógł bowiem pozwolić sobie na niedbałość, z uwagi na samą Amalię jak i na fakt, że nie pamiętał już prawie momentu, w którym korzystał w pełni ze swych zdolności. Odprawianie rytuałów zwykle napawało go niepokojem, choć przecież za czasów akademickich zgłębiał po to magię runiczną, aby czuć się pewnie, nawet w sytuacjach zupełnie nieprzewidywanych. Umiejętność, którą posiadał niezależnie od własnej woli, miała towarzyszyć mu do samego końca i jedynie od niego zawsze zależało, czy da się zatopić w krzyku duchów, który przyprawiał o utratę zmysłów. Tego obawiał się najbardziej i przez to unikał od dziecka jakiegokolwiek kontaktu z bytami nadnaturalnymi. Dopiero z biegiem czasu zrozumiał, jak bardzo daremne były to starania i jak bardzo koniecznie miało okazać się pogodzenie z własną naturą.
    Do Trondheim podróżował z głową pełną wątpliwości, przeglądając jeszcze notatki poczynione wiele lat temu na wypadek podobnych zdarzeń – bo choć był funkcjonariuszem Kruczej Straży, wiele razy ktoś próbował prosić go o fachową pomoc tam, gdzie jedynie zdolności medium mogły przynieść odpowiedzi. Staranne pismo na pożółkłych już lekko kartkach, wskazywało jasno na kolejne etapy rytuału i na wszystkie szczegóły, którym powinien się przyjrzeć. Dodatkowa motywacja w postaci korespondencji wymienianej na przestrzeni ostatnich dni z Abigel zgłębiającej tajemnice magii rytualnej, zobowiązywała go do pełnego profesjonalizmu (choć w tym wszystkim nie mógł zapomnieć o emocjach rodzących się w głowie Amalii – gotowej poruszyć najbardziej bolesne wspomnienia, byle uzyskać utraconą równowagę).
    Bramy cmentarza okazały się pierwszą przeszkodą, z którą musieli się zmierzyć – nie tyle chodziło o siłowanie się ze starymi, zardzewiałymi zawiasami, a przezwyciężenie pierwszych oporów i wątpliwości. Uśmiechnął się pokrzepiająco do swojej towarzyszki, chcąc oddać jej choć okruch własnej odwagi.
    Nie krępuj się, masz tyle czasu, ile to potrzebne. Niczego nie musimy przyspieszać na siłę – zapewnił, zatrzymując się przy ogromnym, powykrzywianym masywie, zadzierając głowę ku górze, ku stalowoszarym chmurom sunącym po ciemniejącym niebie. Przenikliwe zimno docierało do samych kości, więc złączył własne dłonie i potarł nimi o siebie, chuchając ciepłym powietrzem w przestrzeń utworzoną między splecionymi palcami. – Cieszę się, że tak myślisz. To znaczy, że chyba spełniam rolę, którą sobie narzuciłem – zaśmiał się szczerze w odpowiedzi na jej słowa. Jeśli czuła wsparcie płynące od jego osoby, była to połowa sukcesu. Najwyraźniej potrafił wykrzesać z siebie pokłady dobrej woli. Opuścił powoli oczy, przyglądając się kobiecej twarzy.
    Mój błąd, że tyle się nie odzywałem – przyznał z zawstydzeniem. – Czasami tak bardzo pochłania mnie praca i zapominam… – W większości przypadków właśnie przez takie postępowanie jego relacje nie utrzymywały się zbyt długo. Czasami zwyczajnie nie pamiętał, lub nie miał odwagi, by ponownie do kogoś się odezwać, czy napisać. Zwykle nie przeszkadzało mu to szczególnie, jednak bywały momenty, gdy łapał refleksję i wstydził się własnych czynów. Pokiwał nieco niezdecydowanie głową na dość trafną uwagę Amalii, choć w rzeczywistości miał ostatnio nieco lepszy okres w swoim życiu. – Nie, to nie to. Po prostu obowiązki dają w kość, ale poza tym jest naprawdę wszystko w porządku. Może to kwestia grudnia i zbliżającego się Jul, że chętniej wybiegam myślami w przyszłość. – Wytłumaczył się niezwykle szybko, chcąc nadać więcej lekkości wyraźnie gęstniejącej atmosferze i przeczuciu, że faktycznie Stjernen może czuć się winna temu, w jakim stanie się znajdował. Dzisiaj zdecydowanie nie przybyli tu po to, by rozwodzić się nad jego problemami. – W żadnym wypadku nie jest to dla mnie kłopot –  promienny uśmiech rozciągnął kąciki jego ust. Poprawił kołnierz płaszcza i wyciągnął papierosa, jednak zawahał się wyraźnie z uwagi na miejsce, do którego się udawali. Spojrzał na towarzyszkę zmieszany i wyraźnie przepraszający, choć nie schował zwitka, a jedynie zastygł z nim w połowie drogi do ust. – Dobrze, chodźmy, masz wszystko o co cię prosiłem? Świecę? Jedzenie i napój? – Upewnił się jeszcze, nim przekroczyli granicę nekropolii.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalia pomyślała, że Eitri zbyt rzadko słuchał dobrych słów na swój temat. Ona była mu wdzięczna nie tylko za to, co właśnie robił, ale szczerze lubiła go takim, jakim był. Nie chciała go zmieniać, za to wolała go bardziej dowartościować. Miała nadzieję, że będzie bardziej otwarty na jej ciepło i przyjaźń, co sprawi, że sam poczuje się lepiej. Bardzo doceniała jego zaangażowanie i zastanawiała się, jak może mu się odpłacić w przyszłości. Chciała zrobić coś, co sprawi, że się uśmiechnie i zrelaksuje. Ale najpierw niech zrobią, co konieczne.
    - Im bardziej będę przedłużać, tym mniej odwagi we mnie zostanie. Będzie dobrze, musi być – mówiła do siebie, ale także i do niego. - Jestem spokojna, bo wiem, że jesteś przy mnie, Eitri – to była prawda. Jego obecność bardzo jej pomagała. Od kiedy otworzyła się na niego było inaczej. Poczuła coś, czego nie doświadczyła od bardzo dawna. Nie wiedziała jak to nazwać, ale przy nim osiągała spokój, zupełnie jak w tej chwili. Było w tym coś więcej, ale musiała się zastanowić, co to było. Wiedziała na pewno, że to była szczera sympatia.
    - Nie szkodzi – przywołała na twarz nieśmiały uśmiech. - Naprawdę – czekała, bo jej coś obiecał. Z ufnością i wiarą – czekała. On się długo nie odzywał, ale w końcu udało im się znów dogadać.
    - Przywykłam do czekania – tak było w istocie. Zawsze na coś czekała. Na zmiany, na ludzi, na dobre słowo, na przyjaciół…
    - Dobrze, że wszystko jest w porządku – chciała, by tak było zawsze. Martwiła się o niego, chciała, by mógł się częściej rozluźnić i jakoś na chwilę zapomnieć o tym, co złe. Miała nadzieję, że kiedy to się skończy, będą mieli kontakt i nie będzie ich łączyła jedynie taka sprawa, jak jej problem. Naprawdę byłoby jej źle na sercu, gdyby ich znajomość ograniczała się do jej duchów przeszłości. Miała nadzieję, że jest dla niej trochę miejsca w jego sercu i myślach.
    Gdy zdecydowała się ruszyć naprzód, Eitri ją zagadnął. Poklepała torbę, którą miała na ramieniu.
    - Wszystko mam – potaknęła. - Zebrałam, co najważniejsze – przywołała w pamięci to, co wiedziała i zastosowała się do wskazówek jakie dał jej Eitri. Chyba wszystko się nadawało.
    - Zrobimy co trzeba i niech się dzieje, co chce – Amalia wiedziała, że gorzej być nie może. Ufała temu, co mówił Eitri. Ruszyła z wolna, kierując się w stronę alejki, w której widniał nagrobek Roara. Mieli do pokonania kawałek drogi, mogli więc jeszcze pomówić.
    - Muszę ci pokazać ulubione miejsca w mieście. Sama nie odwiedzałam ich od dawna. Unikałam Trondheim, odwiedzałam tylko rodziców, ale rzadziej niż powinnam. Zapomniałam już, jak lubię to miasto.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Amalia miała rację, przeciąganie niektórych decyzji w nieskończoność wcale nie działało na korzyść. Człowieka potrafiły nachodzić wtedy jeszcze większe wątpliwości, a cel który przyświecał, rozmywał się gdzieś w oddali i nie był już tak pewnym, wyraźnym i łatwym do osiągnięcia. Czasami najważniejsze było odnalezienie w sobie tyle odwagi, by przekroczyć granicę, później wszystko toczyło się już niemal samo, gdyż nie było odwrotu. Pokiwał głową, chcąc by wiedziała, że w razie jakichkolwiek kłopotów będzie ciągle obok. Nie mógł wprawdzie zupełnie kontrolować całego niecodziennego spotkania, ale mógł zrobić wszystko, by nie przysporzyć nim dodatkowych zmartwień kobiecie. Ponownie ubrał pokrzepiający uśmiech, który coraz częściej i coraz bardziej naturalnie pojawiał się na jego twarzy w obecności Stjernen. Choć potrzebował sporo czasu, by rozwinąć w sobie dostatecznie swobodę, cierpliwość przynosiła wspaniałe owoce, których sam nie potrafił przeoczyć.
    Wytrzymaj jeszcze trochę, Amalio. Będzie dobrze, masz rację – zgodził się z jej słowami, bez choćby odrobiny przesady. Sądził, że rytuał może przynieść jej w końcu upragniony spokój. Była w złym stanie, bezskutecznie poszukiwała pomocy, a wcale na przestrzeni lat nie potrafiła wyjść z przytłaczającego poczucia winy. Jej zmaganie bardzo przypominało mu jego własną sytuację, gdzie wciąż kurczowo trzymał się przeszłości i nie chciał odpuścić. Spotkanie tamtego wieczoru z Heddą było bolesne, jednak w ostatecznym rozrachunku poczuł ulgę. Chciał odnaleźć analogię również w dzisiejszym wydarzeniu. Może nie będzie najprzyjemniejsze w pierwszym odczuciu, ale pomoże jej poukładać sprawy, których do tej pory nie zamknęła.
    Pokręcił głową w niepewności, chciał zaprotestować, nie mogła traktować go z aż taką pobłażliwością, gdyż nie zasługiwał na nią nawet w najmniejszym stopniu. Zawalił, do czego przyznawał się bez skrępowania. Wiedział, że powinna cenić się bardziej, gdyż w istocie należała do najlepszych osób, jakie spotkał do tej pory na swej drodze. Choć zawsze była cicha, niezwykle spokojna i wycofana, gdziekolwiek się pojawiała, tam czuć było dobro, życzliwość i wyrozumiałość. Ostatecznie powstrzymał się przed komentarzem. Wciąż ściskał w palcach papierosa, którego nie odpalił, a zatknął za ucho.
    A u ciebie jak tam? Jak w pracy? –  zagadnął, orientując się, że nie zapytał nawet o to, co działo się u niej przez te ostatnie tygodnie, gdy nie miała nic poza oczekiwaniem na jego decyzję. Słuchiwał wprawdzie porannych audycji, ale tam była jak zawsze pełna profesjonalizmu i nie czuł nic, co mogłoby go niepokoić. Było to zwodnicze uczucie, więc wolał upewnić się, że sobie jakoś radziła, gdy on sam trwał wciąż w pogoni za odpowiedziami na pytania nurtujące mieszkańców Midgardu. Fala niewyjaśnionych śmierci wciąż nie zwalniała, a kolejne, dziwne zdarzenia były jeszcze bardziej niepokojące.
    Świetnie, skoro jesteśmy tak dobrze przygotowani, to wszystko powinno pójść całkiem gładko – pocieszył ją, choć sam był wciąż pełen obaw. Pomimo poczynienia notatek i ogólnego przygotowania, musiał przyznać, że nie pamiętał, kiedy wykonywał podobny rytuał, co tylko przyspieszało bicie serca skrytego w kościanej klatce żeber. Czuł jak organ obija się boleśnie o ich barierę, a w gardle pojawia się niewidzialna gula, której nie potrafił przełknąć. Nie dał jednak poznać po sobie, że miotają nim podobne rozterki, wciąż siląc się na rozedrgany uśmiech, choć oczy miał nieobecne i wbite gdzieś w alejkę przed nimi. – Muszę opowiedzieć ci coś jeszcze. Wiesz wprawdzie, jak rytuał będzie wyglądał, ale zapomniałem ci powiedzieć, że często takie kontakty z duchami są niezwykle energochłonne. Jeśli będę czuł się słabo, to jest to zupełnie normalne, nie powinnaś się tego obawiać –  przyznał i gdy przekroczyli bramę uświadomił sobie, że mógł ją dodatkowo wystraszyć swymi przewidywaniami. Wycieńczenie było nieodzownym elementem jego umiejętności. – Chyba nie uspokoiłem cię tym, ale naprawdę, to nic takiego i minie, prześpię góra kilka godzin, albo pierwszym punktem naszej wycieczki po Trondheim będzie najlepsza restauracja jaką znasz – wysilił się na żart, który zahaczył o jej propozycję zwiedzania miasta. Zaśmiał się cicho, tak by inni odwiedzający cmentarz nie zwrócili mu uwagi. Spacerowym krokiem weszli na kolejną z alejek. Dawał się prowadzić, gdyż sam nigdy wcześniej tu nie był, a dreszcz niepokoju wciąż przesuwał się po jego plecach. Czuł uśpioną obecność duchów. Śpiewały mu monotonną, niewyraźną pieśń, której dźwięki starał się zagłuszać rozmową z Amalią.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalia nie wiedziała, co będzie później, gdy odbędzie się rytuał. Czy poczuje ulgę? Czy jej brat naprawdę da jej znak, że nie czuje winy z jej strony? Życie panny Stjernen naprawdę miało się zmienić, albo raczej wskoczyć na właściwe tory. Tyle lat żyła z ciężarem, nie mogąc normalnie funkcjonować. Czy teraz naprawdę stanie się coś, co sprawi, że odetchnie?
    - Dam radę, dotarłam jednak do takiego momentu, w którym nie wiem, co będzie dalej. Ból i wyrzuty sumienia stały się częścią mnie. Jeśli coś się zmieni, będzie mi dziwnie żyć bez nich. Nie zrozum mnie źle, chcę to zrobić, ale odkąd pamiętam towarzyszyło mi to uczucie, które nie pozwalało mi w spokoju zasnąć. Jeśli wszystko skończy się dobrze, a prawda mnie wyzwoli to będzie jakby nowy początek – wiedziała, że wiele może się zmienić i dlatego nie miała pojęcia jak potoczy się dalej jej los. - I chciałabym, żeby tak się stało – była gotowa na zmiany. Czas najwyższy na coś takiego. Wiedziała także, że nigdy nie odpłaci się Soelbergowi za pomoc. Eitri już zrobił więcej, niż wszyscy specjaliści przez prawie dwadzieścia lat.
    Amalia wierzyła w niego bardziej, niż on sam w siebie. Pod tą skorupą opanowania i pozornej oschłości, istniał człowiek o dobrym sercu. Ceniła go za inteligencję, zainteresowania i po prostu za to, że nie bał się wyzwań. Miał trudną pracę, do tego dar, który nie był najłatwiejszy do zaakceptowania, a mimo to potrafił i chciał pomagać. Chyba oboje nie widzieli tego, co każde myślało na temat drugiego. Może nadejdzie taka chwila, gdy to zrozumieją.
    Zapytana o pracę, odpowiedziała po chwili namysłu.
    - Starałam się zachowywać profesjonalnie i nie przekładać emocji prywatnych nad te, które towarzyszą mi w pracy. To trudne, gdy się wybiega myślami w przyszłość. Ale wzięłam też kilka dni wolnego, na szczęście nie ma problemu ze znalezieniem zastępstwa – powiedziała.
    - Poza tym miałam kilka przygód. Jestem cała, więc skończyły się dobrze. No i  starałam się rozmawiać z przyjaciółmi i zajmować tym, co lubię, by uspokoić umysł – głównie przesiadywała z książkami przed nosem. Czy to w  bibliotece, czy w kawiarni, albo w domu – chciała się jakoś zrelaksować i wyciszyć.
    Eitri starał się ją uspokoić, ale jej delikatny uśmiech nadal był smutny i niewyraźny. Oczywiście, że się bała. Tego jak Soelberg będzie się czuł i jak ona przeżyje to wszystko. Tak, o siebie bała się najmniej, bo w najgorszym wypadku nic się nie zmieni. Gorzej być nie mogło, chyba…
    Wysłuchała mężczyzny uważnie i pokiwała głową.
    - Dobrze, w razie osłabienia zajmę się tobą, nie martw się tym – znała okolicę, wiedziała dokąd mogą się udać, by odpocząć i żeby inni nie zwracali na nich większej uwagi.
    - Jest kilka miejsc, które warto odwiedzić, także restauracje – a co, o dobrą kuchnię nie zawsze było łatwo, ale dadzą sobie radę. Amalia wiedziała, gdzie pójść, by odzyskać siły i rozkoszować się smakiem przepysznych potraw.
    Szli dalej, a kobieta z każdym krokiem starała się nie zwracać uwagi na przyspieszone bicie serca. Miała również odczucie, że zaczyna ją boleć coś w klatce piersiowej. Zatykało ją i paraliżowało. Na chwilę przystanęła i przytknęła dłoń do piersi.
    - Nerwy – wyjaśniła krótko. - Jesteśmy już blisko – wskazała ręką na kolejną alejkę.
    - To tam – pokazała kierunek. Została im naprawdę niewielka odległość do pokonania.
    Amalia oddychała ciężko, ale szła wytrwale naprzód.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Znał podobne obawy, czasami sam zastanawiał się nad tym, czy zdoła żyć bez uczucia wiecznego bólu i samotności przysłaniającej kolory otaczającego go świata. Egzystowanie wespół z cierpieniem było uzależniające i choć zdawać by się to mogło paradoksalne, to jednak było to zjawisko całkiem powszechne. Korzyści wynikające z trwania w stagnacji nęciły, skutecznie blokowały drogę rozwoju i zmiany w obawie, że wkroczenie na nową ścieżkę sprawi rozpad otaczającego, znanego dobrze świata. Mierzył się wielokrotnie z własnymi lękami, dlatego potrafił wczuć się w tę część kobiecych rozterek.
    Ale ja rozumiem cię doskonale – przyznał, przechodząc w kolejny zakręt alejki. Drobny żwir chrzęścił pod butami, w miejscach, gdzie śnieg został zupełnie wytarty. Wypłowiała trawa leżała pod warstwą białej pierzyny. Gdzieniegdzie ponad równą taflę wystawały niewielkie nagrobki ustawione w precyzyjnie odmierzonych odstępach. Całość nekropolii prezentowała się sterylnie, surowo, w pewnym stopniu niepokojąco. Pomyślał, że latem musiała wyglądać nieco lepiej, być może weselej. Teraz pozostawała jedynie szarość kamieni i biel zimy, malującej gałęzie drzew. Stada kawek przysiadały na czubkach jarzębin błyszczących od osiadających na pozostałościach owoców kryształkach lodu. – Nigdy nie byłem zbyt szczęśliwym człowiekiem, tak sądzę, ale po wypadku było wyjątkowo ciężko. Chorowałem dość długo, wciąż mam okresowe załamania i chyba uzależniłem się od wewnętrznego bólu, ale mimo tego dążę do stanu równowagi. Wiem, że nie mogę żyć tak wiecznie. Nie jestem mistrzem, potykam się, ale próbuję. Ty też sobie z tym poradzisz. – Miał szczerą nadzieję, że pójdzie jej lepiej, że pozbiera się szybciej niż on, gdyż zdecydowanie na to zasługiwała. Zdecydował się na odrobinę większą wylewność, czując w możliwości opowiadania o sobie i wskazywania na podobieństwa, niezwykłą okazję, by oswoić się jeszcze bardziej z momentami, w których mógł zaufać drugiej osobie i zniszczyć mur, którym zwykle się odgradzał. Do tej pory pisał o swych trudnościach jedynie w listach, gdyż było to o wiele łatwiejsze, musiał jednak nauczyć się również innych form wyrażania zalegających w głowie myśli.
    Przygód? – rzucił z zastanowieniem, chwilę później obwodząc twarz kobiety pełnym zaciekawienia spojrzeniem. Nie zamierzał nalegać na opowieść, ale zainteresował się żywo tym, co chciała powiedzieć. – Jeśli nie miałaś problemów z wzięciem kilku wolnych dni, to super. U mnie niestety bywa z tym różnie, ale przywykłem. Z resztą, ja i mój brat pracoholizm mamy we krwi – zaśmiał się, rozczulając samym tylko wspomnieniem o Ivarze. Cieszył się, że na przestrzeni kilku tygodni ich relacja pogłębiła się znacznie, a on sam stał się o wiele bardziej otwarty względem starszaka.
    Aura dzisiejszego popołudnia była przyjemna, pomimo utrzymującego się mrozu. Niebo cieszyło przejrzystością i promieniami słońca zawieszonego nisko nad horyzontem. Ułożył dłonie w kieszeniach, zaciskając lekko zmarznięte palce. Podskórnie czuł, że jego słowa i tak dotknęły Amalii i sprawiły, że zmartwiła się ewentualnym pogorszeniem stanu zdrowia bezpośrednio po wykonaniu rytuału. Musiał jednak poinformować ją o wszystkim, ukrywanie szczegółów byłoby nieodpowiedzialne, nawet jeśli zrobiłby to z zamiarem uchronienia jej przed dodatkowym stresem.
    Dziękuję, jestem spokojny o to, co się wydarzy później – przyznał. Wiedział, że Amalia jest odpowiedzialną osobą i że nie pozwoli na to, by pozostał półprzytomny pośród surowego obrazu cmentarza. Rozglądając się dookoła, miał nadzieję, że nadchodzący powoli wieczór wygoni ostatnich spacerujących i wnoszących modły ludzi. Wolał, by rytuał został przeprowadzony w zupełnym spokoju, choć był też gotów poradzić sobie z niesprzyjającymi warunkami. Brał pod uwagę każdą możliwość.
    Po przejściu kilku kolejnych metrów zdał sobie sprawę, że w postawie Amalii znów coś się zmieniło. Szła wprawdzie, jednak jej kroki miały w sobie mniej zdecydowania, a gdy nagle przystanęła i wyjaśniła, że górę zaczynają brać w niej nerwy zmartwił się. Choć wskazała drogę, nie ruszył dalej. Podszedł nieco bliżej czując w sobie potrzebę okazania wsparcia, zwłaszcza teraz.
    Chodź – wyciągnął rękę, by zaoferować jej wsparcie. Mogła objąć swobodnie męskie przedramię, jeśli tylko potrzebowała takiego gestu. – Opowiedz mi o nim jeszcze, gdy dotrzemy, dasz mi torbę i wszystko przygotuję. Nie idziesz sama – zapewnił, ponownie układając na twarzy pokrzepiający uśmiech, wybijający się ponad melancholię rozsianą na powierzchni błękitnych tęczówek.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalia nie była na tym cmentarzu od dawna, ale praktycznie nic się nie zmieniło. Jedynie tu i tam powstały nowe nagrobki, co sprawiało, że zastanawiała się nad ulotnością życia. Gdzieś tam był i grób ośmioletniego chłopca, Roara Stjernena. Z każdym krokiem byli coraz bliżej, ale Amalia jakby zwalniała, naprawdę nie wiedziała jak to będzie, chociaż znała teorię rytuału. Eitri był dla niej dużym wsparciem i dziękowała mu za to. On jeden naprawdę już uczynił wiele.
    - Dziękuję, Eitri – powiedziała cicho, ale wiedziała, że ją usłyszał. Szli przecież blisko siebie.
    Gdy mężczyzna zaczął się przed nią otwierać, Amalia słuchała uważnie, nie przerywając mu nawet na moment. Najwidoczniej on też przeżywał swoje załamania, ale czy ktoś mu z tym pomagał? Zapewne brat, bo o nim wspominał. Ale czy ktoś jeszcze? Czasami pozornie obca osoba może zdziałać więcej, niż ktoś najbliższy. Ona właśnie tego doświadczała.
    - Masz rację, trzeba jakoś sobie radzić. Najlepiej, gdy ma się kogoś u boku. Żałuję, że nie mam rodzeństwa, które mogłoby mnie wesprzeć i dzielić mój ból. Łatwiej byłoby to ogarnąć. Na pomoc przychodzą mi osoby z zewnątrz i stają się bliskie jak rodzina – zauważyła. Tak było w jej przypadku. To przyjaciele byli obok i mogła na nich liczyć. Tak jak teraz.
    - Podobno człowiek nie dostaje więcej na swoje barki, niż jest w stanie wytrzymać. Wszystko, co się dzieje z nami ma sens. Ale może za dużo czytam i próbuję sobie zbyt wiele wyjaśnić po swojemu – zerknęła na towarzysza i posłała mu pełne ciepła spojrzenie.
    - Nie poddamy się tak łatwo – stwierdziła. Chociaż teraz czuła strach i zwątpienie, wiedziała, że się nie cofnie. To zaszło już za daleko, ale poza tym istniało uczucie, którego nie czuła od dawna: nadzieja na inne, lepsze jutro. Musiała się tego trzymać.
    Kiedy Soelberg podchwycił słowo „przygoda” pokiwała głową.
    - Nie przesłyszałeś się. Powiedzmy, że nie powinnam się sama wybierać poza miasto dla rekreacji – nie powiedziała nic więcej, bo to nie był dobry moment na rozmowy o ratowaniu zwierzaków.
    - Ja też lubię pracować, cały czas muszę coś robić. Myślę, by robić coś jeszcze. Może pójść na jakiś kurs, albo wziąć sobie dodatkowe zajęcie gdzieś. Nie zaszkodziłoby mi to – tak jej się wydawało. Niby planowała tematy na kolejny dzień pracy, siedziała otoczona gazetami i nowinkami ze świata, ale popołudnia i wieczory miała wolne, mogła jakoś z tego skorzystać. Tylko czym mogłaby się zająć? Oto jest pytanie…
    - Dobrze, że znajdujesz czas dla innych. Nie zaszkodzi ci to – uśmiechnęła się dość pogodnie, jak na to, że była cała w nerwach i stres odbijał się na jej twarzy. Kiedy została nieco w tyle, a później się zatrzymała, powtarzała sobie w myślach, że wszystko będzie dobrze. Eitri nie wystawiłby jej na coś, co wykończyłoby ją nerwowo. Poza tym sam wydawał się być pewny swego. Kiedy podszedł do niej i wyciągnął ku niej rękę, złapała ją.
    Kiedy Eitri poprosił o to, by coś mu powiedziała o bracie, zaczęła mówić:
    - Roar był dzieckiem pełnym energii. Uwielbiał zabawę, ale też interesowała go nauka. Był zachwycony tym, że zaczął się uczyć. Chciał wszystko wiedzieć, ale nie był wścibski, po prostu ciekawy świata. Często musiałam go pilnować, by nie zrobił czegoś głupiego. Jak to dziecko, wszędzie było go pełno. Inne dzieci go lubiły, bo był wesoły i dowcipny. Uzupełnialiśmy się doskonale i rozumieliśmy się bez słów, jak to często mają bliźnięta – wspominała, a w jej oczach pojawiły się łzy, które starała się zatrzymać poprzez szybkie mruganie.
    - Kiedy zginął, miałam wrażenie, że cały świat zatrzymał się w tej jednej chwili. Poczułam, jakbym sama odchodziła wraz z nim – ścisnęła mocniej ramię mężczyzny.
    - Zawsze podkradał z kuchni ciastka czekoladowe z orzechami. Jego ulubione – te również spakowała do torby.
    - A potem uciekał, bo mama nie lubiła, gdy jedliśmy za dużo słodyczy. Oczywiście zawsze się nimi ze mną dzielił, ale od czasu wypadku nie zjadłam żadnego – za bardzo jej się kojarzyły z bratem.
    - No i jesteśmy – powiedziała, gdy dotarli do celu. Amalia przez chwilę trwała w milczeniu. Nadal ściskała ramię Soelberga, bała się go puścić, ale wiedziała, że musi, jeśli mają zacząć to, po co tam przyszli. Kobieta potrzebowała kilka minut, a później powiedziała:
    - Jestem gotowa.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Zazdrościł jej tego pełnego ufności spojrzenia na świat. Sam nie do końca rozumiał istotę zsyłanych przez Norny wydarzeń, często z trudem wyobrażał sobie, że mają one w istocie jakieś głębsze znaczenie i w ostatecznym rozrachunku przyczyniają się do umocnienia ludzkiej woli. Łatwiej było złościć się i sądzić, że  to jedynie kaprys kogoś stojącego wyżej i czerpiącego radość z rujnowania słabszym życia. Potrafił jednak wywnioskować, że takie przeformułowanie niektórych momentów mogło nieść pociechę i spokój, pozwalało kiełkować nadziei i oplatać ciało solidnym systemem korzeni utrzymujących w ryzach to, co mogło w każdej chwili runąć i obrócić się w proch. Nie powiedział jej o swoich wątpliwościach, gdyż te nawiedzały go niemal codziennie i stały się dlań tak naturalną reakcją, iż nieczęsto zwracał na nie uwagę. Nie chciał rozbijać swoich problemów jeszcze bardziej, choć w rzeczywistości zdobył się na to, by ujawnić całkiem sporo z własnego życia. Nie robił tego zazwyczaj i uciekał od ciekawości innych, teraz jednak to nie uporczywość pytań, a dobra wola skłoniły mężczyznę, by rozwiązać język. Wszystko przychodziło stopniowo, w typowym dla niego schemacie, dzięki czemu czuł się bezpiecznie i dobrze.  
    Obserwował ją ukradkiem, wciąż zastanawiając się, jak wiele musiała wycierpieć i jak ogromny ciężar niosła na swych barkach. Nie potrafił wyjść z podziwu nad jej faktyczną siłą, z której nie zdawała sobie nawet sprawy. Kolejny raz niewidzialna obręcz zacisnęła mu gardło – jak jego obecny świat wyglądałby bez Ivara? Czy poradziłby sobie? Czasami bardzo mocno w to wątpił, gdyby jego starszego brata nie było, gdyby pozostał sam, nic więcej nie trzymałby go tak kurczowo na ziemi. Mimowolnie zacisnął palce w pięści i rozluźnił, gdy usłyszał suchy trzask drobnych kostek.
    Masz przyjaciół, mnie. Ja wiem, że to nie jest do końca to samo, ale… możesz na mnie zawsze liczyć. Choć widzę różnice, bo sam przywołuję sobie relację z Ivarem. Powinienem ci być wdzięczny za tamte listy. Wiele dzięki nim rozumiałem i chyba staram się być lepszy dla niego – przywołał z pamięci korespondencję sprzed miesiąca. Nigdy wcześniej nie miał okazji, by skonfrontować się z prawdą i wejrzeć głębiej w temat braterskich więzi, którym zdecydowanie poświęca zbyt mało czasu. W codzienności łatwo było zapomnieć o sprawach istotnych.
    Jasne, nie poddamy się. Myślę, że to co mówisz jest niezwykle pokrzepiające, dziękuję. – Początkowy sceptycyzm przeobraził się w myśl, aby wziąć coś dla siebie ze słów Amalii. Kolejny drobny ślad, skrawek drogi ku lepszym dniom, bardziej szczęśliwym i kolorowym. Wychodząc z bezpiecznej skorupy ryzykował, ale bez takiego poświęcenia ruszenie z miejsca było niemal niemożliwe.
    To całkiem dobry pomysł. Dodatkowe zajęcia są naprawdę miłą odskocznią. Ja kiedyś trenowałem hokeja magicznego, ale to zamierzchłe czasy. Ogólnie sporo ćwiczyłem, po wypadku ciężko było mi wrócić do formy, choć teraz się rozkręcam – przyznał i zaśmiał się na samą myśl o wspólnych sparingach w podziemiach Kruczej. Szczęka po ostatnim spotkaniu z pięścią Ivara pyszniła się fioletowością przez kilka dni.
    Ofiarowane kobiecie ramię, przycisnął nieco mocniej do własnego boku, ogrzewając rozdygotaną od chłodu i nerwów dłoń. Wiedział, że na ostatniej prostej musi dać z siebie wszystko, by otoczyć ją jak największym wsparciem. Nigdy nie sądził, że jest w tym mistrzem, ale sprzągł wszystkie swe siły i możliwości, by należycie się nią zaopiekować. Słuchał każdego ze słów opowieści ze skupieniem błądzącym po obliczu, każdy szczegół mógł okazać się dla niego istotny. Często, gdy medium nie było wystarczająco wprawione, mogło okazać się, że przywołana dusza była kimś omyłkowo przeciągniętym, a na takie błędy nie mógł sobie pozwolić.
    Musiał być wspaniałym dzieckiem – przyznał cicho. – Czułem to podczas wizyty u ciebie, ale teraz jestem jeszcze bardziej pewien. – Nie sądził, by duch miał złe zamiary, gdyby targały nim wątpliwości, nigdy nie zaproponowałby jej nic podobnego. Sam bywał przecież wyjątkowo ostrożny. Kiedy dotarli na miejsce, rozejrzał się dookoła. Szarówka wypędziła z alejek ostatnich spacerowiczów i nekropolia okryła się całunem ciszy. Puścił delikatnie rękę Amalii i wyciągnął ręce, by odebrać od niej zawartość torby.
    Zawahał się, gdy stali nad niewielkim nagrobkiem. Uniósł spokojne spojrzenie na kobiecą twarz, by upewnić się, że może zacząć. Otrzymując pozwolenie, przystąpił do przygotowań. Opadł na zmrożoną ziemię, zapadając się w śnieg kolanami. Odgarnął resztę białej pokrywy z kamienia i uczynił niewielkie zagłębienie, w którym postawił świecę.
    Teraz przygotuję ofiarę z jedzenia i napoju – poinformował i wyciągnął przygotowany pakunek. Umieścił go centralnie na płycie i zaklęciem przywołał ognik, który zachybotał się na knocie świecy rytualnej. Jego ruchy były dokładne, choć wyraźnie nienaturalne; niewiele podobnych rytuałów przeprowadzał. – Wszystko mamy, mogę przejść do właściwej części – oznajmił, czując, że sam zaczyna się denerwować. Klęczał dalej, opierając nadgarstki o brzeg prostokąta z wyrytym imieniem i nazwiskiem. – Będę tu wciąż, ale każde słowo, które wypowiem, jeśli tylko wszystko pójdzie dobrze, będzie należało do Roara. Nie bój się. Będę się starał mieć wszystko pod kontrolą –  obiecał, lecz nie był w istocie pewien swoich słów. Nieprzyjemne wrażenie obecności setek dusz napawało go powątpiewaniem. Jego zęby zadzwoniły, obijając się o siebie.

    I etap udany


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości


    'k100' : 56
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalia nie mogła zaprzeczać, że ta znajomość była dla niej bardzo ważna. Eitri miał na nią duży wpływ, nie tylko jeśli chodzi o sytuację z bratem. To było coś innego. Coś więcej? Na pewno. Wiedziała, że naprawdę może na niego liczyć, poza tym zauważyła, że on sam zaczął się przed nią otwierać, zupełnie jakby sam potrzebował rozmowy i zrozumienia. Amalia była gotowa podjąć wyzwanie i stać się oparciem dla niego. O ile tylko tego chciał. Tak postępują przyjaciele.
    Norweżka nie była pewna, czy sprawdza się w tej roli, ale słowa, które padły z ust mężczyzny sprawiły, że zaczęła w siebie wierzyć. Naprawdę. Zwykle słyszała dobre słowa od tych samych osób, czasem nie wierzyła, że oni naprawdę tak sądzą o niej, ale kiedy usłyszała to od Soelberga, naprawdę poczuła szczerość. To było motywujące i budujące. Znaczyło dla niej wiele.
    - Dziękuję ci, Eitri. Nie tylko za to, co robisz teraz. Za wszystko. Dobrze, że jesteś – powiedziała to pod wpływem chwili, nawet nie zwracając uwagi na to, że może to zostać odebrane dwuznacznie. Najważniejsze było to, że mówiła prawdę.
    - Cieszę się, że na coś się przydaję. Uwierz mi, że rzadko cieszę się takim uznaniem. Ja po prostu mówię i robię to, co czuję. Dobrze jest móc podzielić się z kimś pewnymi myślami. To ostatnio luksus, którym nie zawsze można się szczycić – nie pamiętała już kiedy dokładnie miała okazję się otworzyć przed drugą osobą i po prostu od serca pogadać. To było bardzo ważne dla obu stron.
    Odnośnie zajęcia dodatkowego, nie bardzo wiedziała czym się zająć, ale to nic, na pewno na coś wpadnie.
    - Tak właśnie pomyślałam, że to dobry pomysł. Tylko nie jestem zdecydowana co do tego zajęcia. Muszę zacząć szukać jakichś ogłoszeń i reklam, może samo coś wpadnie na myśl. Sport chyba odpada, poza bieganiem. Nie wiem, naprawdę, ale coś się dla mnie znajdzie – wierzyła, że trafi na coś ciekawego zupełnie spontanicznie. Przeznaczenie samo ją znajdzie.
    Opowieść o Roarze sprawiła, że zmienił się nastrój, ale to nie było złe. Rozmowa była jej potrzebna, by móc skupić się na ważniejszych rzeczach. Kiedy doszli na miejsce, starała się uspokoić. Gdy Eitri zajął się przygotowaniem wszystkiego do rytuału, Amalia zamknęła oczy i zaczęła oddychać równo. Powtarzała sobie w myślach, że wszystko będzie dobrze i wyjdą z cmentarza zadowoleni, chociaż zmęczeni emocjami, chociaż każdy inaczej. Przywołała w pamięci ukochaną twarz bliźniaka. Pomyślała o dobrej chwili, gdy bawili się w domu i śmiali się. Trzymali się później za ręce i obiecywali sobie, że zawsze będą się trzymać razem.
    Gdy otworzyła oczy, Eitri był gotowy. Skończył przygotowania i teraz miało się zacząć najważniejsze, o ile oczywiście jej brat postanowi się ujawnić i przemówić przez mężczyznę.
    Amalia pokiwała głową.
    - Dobrze, rozumiem – powiedziała krótko, nieco zmienionym głosem. - Jestem gotowa – starała się brzmieć przekonująco, ale nie miało to już znaczenia. Zaczęło się. Widziała to po skupieniu Eitriego, jego mimice i lekkim drżeniu rąk, które spoczywały na tablicy nagrobnej.
    Niby wiedziała, co się wydarzy, znała teorię rytuału, ale kiedy Eitri zaczął się trząść, poczuła, że jej serce zaczyna mocno bić w piersi. Przez chwilę pomyślała, że dzieje się coś złego i chciała nawet potrząsnąć mężczyzną, by ten wyrwał się z tego, w czym zaczynał się pogłębiać. Jednak mu nie przerwała. Miała w pamięci jego słowa i to, że powinien to kontrolować.
    Przyklękła obok Eitriego i czekała na jakiś znak, cokolwiek. Nie wiedziała kiedy powinna się odezwać, czy w ogóle powinna to zrobić, ale czekała. Podniosła rękę i chciała położyć dłoń na ramieniu Soelberga, ale nie zrobiła tego, cofnęła dłoń.
    - Słyszysz mnie, Eitri? - przemówiła w końcu. A potem dodała:
    - A może...  Czy jest… czy jest tu Roar? - zapytała. - Braciszku, jesteś tutaj? - głos jej drżał, ale powiedziała to zdecydowanie. Chciała wiedzieć, czy udało się nawiązać więź z jej bratem, czy jednak nic z tego.
    Eitri był tuż obok, ale wiedziała, że przytłacza go mnogość dusz i tak naprawdę nie jest tak blisko, jak jeszcze niedawno. Czekała. Zaczęła skubać nitki z szalika, który miała na szyi. Denerwowała się, chociaż wiedziała, że nie może się dać pokonać emocjom. Eitri był w gorszej sytuacji.
    Teraz w jej myślach było dwóch panów: jeden, który nie żył od tylu lat i nie mógł dorosnąć, by stać się mężczyzną oraz drugi, który starał się jej pomóc. Obaj byli dla niej bardzo ważni. Chciała godnie pożegnać pierwszego i cieszyć się obecnością drugiego.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Nieczęsto ktoś cieszył się tak bardzo z jego obecności, musiał przywyknąć do tego osobliwego stanu. Czuł jednak, że jej słowa nadają mu lekkości i powodują prawdziwe zadowolenie wykwitające na twarzy w postaci wyraźnego rozluźnienia, choć obawy wiążące się z przeprowadzaniem rytuału nie zamierzały go opuścić. Nie wtedy, gdy klęczał nachylony nad niewielkim nagrobkiem i czuł pulsujące zimno przeszywające delikatną skórę opuszek palców. Wrażenie to potęgował zrywający się wiatr, który szarpał prostym płomieniem zawieszonym na knocie świecy. Żółtawy język strzelał raz po raz, wytrwale opierając się szalejącej aurze. Choć jego ciepło lizało delikatnie, było zbyt marne, aby pokrzepić go w tym momencie. Ze skupieniem ogarnął boki płyty, trzymając się kurczowo niewzruszonego kamienia, sięgnął ku własnej duszy. Trwał tak przez moment, po czym oderwał się i wyprostował plecy. Mętne spojrzenie błądziło po okolicy, by spocząć ostatecznie na zatartym grawerze z imieniem małego chłopca, którego obecności poszukiwał. Zamknął oczy, ułożył dłonie na kolanach, nie był pewien, czy to cokolwiek da i czy przypadkiem nie złapie innego ducha. Przełknął gęstniejącą w gardle ślinę, wyciszył szmer wiatru, obecność Amalii i ruszył przez rozdzielającą się zasłonę światów. Znał tę drogę, a za każdym razem zdawała się mu osobliwie inna i nieprzyjazna, otwierała się pod naporem jego daru po czasie. Każdy kolejny krok był łatwiejszy, a dusze zgromadzone wokół wlepiały w niego talary pustych oczodołów. Powoli sam postanowił rozchylić powieki; czynił to ostrożnie, dawkując niespotykane i oszałamiające bodźce. Kakofonia szeptów przetoczyła się z prawej części głowy na lewą. Czuł ją niemal tak, jakby ktoś turlał piłkę po fałdach jego mózgu. Zacisnął mocniej zęby aż do nieprzyjemnego zgrzytu szkliwa. Opierał się nieprzyjaznej obecności, kierowany instynktem przetrwania. Chcąc dopełnić rytuału więzi, musiał usunąć się w cień, oddając miejsce dla duszy zbłąkanej pomiędzy światami.
    A co jeśli nie wrócę? Skurcz wykrzywił jego ciało, zgiął kark i doprowadził do momentu, w którym opadł bezwładnie, w ostatniej chwili podtrzymując się na wyciągniętych w bezradności rękach. Palce Soelberga zaryły w śniegu, wpiły się pomiędzy zmarznięte kruszyny żwiru, orając skórę niemal do samej krwi. Nie czuł jednak jakiegokolwiek bólu, tylko ciepło rozchodzące się od zakończeń nerwowych ku centralnej osi ciała.
    Roar? To jego potrzebował, nie innych zebranych dookoła, wyciągających swe spragnione macki. Szukał go długo, szukał, choć przecież nigdy wcześniej nie widział, poza zdjęciem, poza krótką obecnością w mieszkaniu Amalii. Rozglądał się za nim, choć jego głowa nie drgnęła ani odrobinę i wciąż patrzyła wytrwale w pustkę. Zacisnął mocniej palce na śniegu, skóra sztywniała mu od morzu, pokrywając się sinością.
    Roar, wiesz, dlaczego tutaj jesteśmy.. Potrzebuję cię, ona cię potrzebuje… Nie wiedział, czy go słyszy i czy zareaguje, musiał jednak spróbować. Podążył za łuną przeczucia, za nikłym wrażeniem strachu kołaczącego się gdzieś na skraju alejki. Zawołał go jeszcze raz, nim zauważył, że znajoma sylwetka wyłania się z kłębowiska materii.
    To ty.. Ulga spłynęła na mężczyznę, a jego twarz złagodniała. Musiał się usunąć, zrobić nieco miejsca, by duch mógł skorzystać z jego ciała, z jego strun głosowych, których sam już od dawna nie posiadał, bo pod ziemią jeno kości, wyszlifowane mijającymi latami. Zimno wtłaczające się w żyły i oplatające mięśnie było inne od tego, które gościło w Skandynawii o tej porze roku; bolało i wykrzywiało ręce, z plastycznych stawów tworzyło niewzruszone konstrukcje upodabniające ludzką sylwetkę do posągu. Chciał powiedzieć coś do Amalii, ostatkiem własnych sił odwrócił ku niej głowę, lecz nie potrafił poruszyć ustami, gdyż te były obce, nie należały już do niego. Nie miał na nie wpływu. Błękitne tęczówki straciły dawny blask, matowiejąc warstwą szronu.
    Eitri? Nie ma go tu – westchnął cicho, nienaturalnie zmiękczając słowa. – To znaczy jest, ale nie całkiem, no i chyba cię słyszy – wyjaśnił zmieszany, lecz jego mimika niewiele się zmieniła. Brzmiał jak ktoś, kto dawno nie używał słów do komunikowania się z kimkolwiek. – Tak, to ja, przyniosłaś mi ciastka? – zagadnął, spoglądając na pakunek ze słodkościami. – Dawno ich nie jadłem. – Był wyraźnie zagubiony i w swym dziecięcym umyśle nie potrafił poukładać tego, co właściwie się stało. Rozumiał, że medium może mu pomóc, ale gdy to się stało, nie był w stanie pojąć, dlaczego mówi i dlaczego musi czynić to poprzez głos, który wcale nie należał do niego. Roar wciąż był tym samym chłopcem, a lata zawieszenia pomiędzy światami, choć obserwował swoją siostrę niemal codziennie, wcale nie sprawiły, że był duszą człowieka zupełnie dojrzałego. – Porozmawiamy? Bo chciałem z tobą porozmawiać, wiesz? Nie lubię, gdy jesteś smutna – westchnął, opierając się na piętach, wciąż klęczał i wpatrywał się w twarz swej siostry.

    II etap udany


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości


    'k100' : 47
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Kiedy Eitri odezwał się do niej, Amalia zrozumiała, że rytuał się powiódł. Słysząc, że przemawia przez niego jej brat, uniosła rękę do ust i powstrzymała się przed szlochem. Udało się, naprawdę się  udało! - pomyślała, ale po chwili w jej umyśle zaczęły się pojawiać pytania. Czy Roar będzie jej przyjazny, czy oskarży o to, że przez nią – jak sądziła – zginął w wypadku? Jak na nią zareaguje?
    Było tego o wiele więcej, ale najważniejsze było to, czy pomoże Amalii pogodzić się z tamtym wydarzeniem i odejściem bliźniaka?
    - Braciszku, mój najdroższy braciszku… - powiedziała, czując napływające do oczu łzy. Nie powstrzymywała ich, pozwoliła im płynąć po policzkach i wsiąknąć w materiał odzienia.
    - Tęsknię za tobą – dodała. Kiedy wspomniał o ciastkach, uśmiechnęła się, chociaż jej twarz nadal była cała we łzach.
    - Twoje ulubione – rzekła, starając się na spokojny ton. - Nie mogłam o nich nie pomyśleć. Pamiętam jak objadałeś się nimi po kryjomu przed mamą. I jak chodziliśmy do sklepu pana Helvara po nie właśnie. Byłam tam, nadal je mają – wyjaśniła.
    Amalia miała kilka miejsc, które kojarzyły jej się z dzieciństwem. Także ten sklep, znajdujący się w pobliżu ich rodzinnego domu był jednym z tych szczęśliwych zakątków, które przestała odwiedzać po śmierci brata. Spotykała sklepikarza często na ulicy, ale nie weszła już do jego przybytku. Dopiero teraz, po przybyciu do miasta, zdecydowała się tam wejść.
    - Wiesz, ja też ich nie jadłam. Bez ciebie nie byłam w stanie – przyznała. Pochyliła głowę, po czym ukryła twarz w dłoniach. Wspomnienia zalewały ją z każdej strony. Unikała Trondheim jak mogła, poza wizytami u rodziców nie bywała tam raczej. Każde miejsce miało dla niej znaczenie, a kolejny zaułek stanowił centrum następnych wspomnień. Teraz one nie dawały jej wytchnienia.
    Po chwili uniosła głowę. Słysząc pytanie brata, nie mogła odpowiedzieć inaczej, niż twierdząco.
    - Tak, najdroższy. Porozmawiamy – wiedząc, że każda minuta jest cenna, bo Eitri mógł opaść z sił w każdej chwili, natychmiast się ogarnęła. Otarła łzy, pociągnęła nosem i uśmiechnęła się, tym razem nie tak smutno.
    - Nie potrafię inaczej – powiedziała do niego, odwzajemniając spojrzenie. - Ja… przepraszam cię – rzekła to, co zawsze chciała mu powiedzieć.
    - Jestem smutna, bo nie potrafię sobie wybaczyć, kochany. To tak bardzo boli – mówiła powoli, starannie dobierając słowa. - Tak bardzo za tobą tęsknię i bardzo cię kocham – i znów kolejne łzy zaczęły spływać z jej oczu. Nie potrafiła tego kontrolować. Spotkanie z bratem było dla niej tak silnym przeżyciem, że nie była w stanie panować nad sobą i swoimi reakcjami.
    Nie wiem, czy jestem jeszcze w stanie normalnie żyć. Poczucie winy tak bardzo mnie dręczy – tak naprawdę Amalia była wtedy dzieckiem i mimo tego, co uważała, niewiele mogła zrobić, by uratować brata. Mimo to zawsze się obwiniała i żal nie dawał jej spokoju. Czy teraz, gdy padło tyle słów mogło się coś zmienić? Czy bliźniak wyjaśni jej wszystko i uspokoi?
    - Braciszku, ja naprawdę nie wiem, co robić – powiedziała bezradnie.
    Chociaż słyszała głos i widziała twarz Eitriego, czuła obecność małego Stjernena. Nie bała się go, już nie. Powiedziała mu to, co ją dręczyło i tylko on mógł coś z tym zrobić. Roar był jedyną osobą, która mogła jej pomóc. Teraz, albo już nigdy.
    - Staram się, ale gdy zostaję sama… wszystko zaczyna się od nowa – mówiła dalej.
    - Tak bardzo boję się samotności, wiesz? - kiedy była sama, wracały ponure myśli. Koszmary stawały się rzeczywistością i nie potrafiła sobie z nimi poradzić. Sama nie wiedziała, jak mogła z tym wygrać. Potrzebowała kogoś, kto jej pomoże. Przeprowadzi przez krainę ciemności wprost do światła. Chociaż w tamtej chwili była chwiejna emocjonalnie, zauważyła promyk, którego tak bardzo chciała się trzymać. Wzruszenie odbierało jej mowę, ale starała się skupić. Nie mieli wiele czasu, musieli do maksimum wykorzystać to, co zostało im dane.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Mały, zagubiony chłopiec. Tym właśnie był. Niepewność swoją przelewał w drżenie głosu, wciąż brzmiącego nieco nienaturalnie, lecz uchwycił się kurczowo danej możliwości i wyraźnie chciał rozmawiać. Prawdopodobnie miał ku temu jedyną, niepowtarzalną okazję. Świat go słyszał, nie był już tylko błąkającą się istotą, której obecność wyczuwali jedynie ci, którzy przez bogów zostali obdarzeni wyjątkowym darem. Rozchylił usta i westchnął, choć przecież nie była to jego własna potrzeba, a odruch Soelberga.
    Też za tobą tęsknię i… i za rodzicami – wyjaśnił, lecz jego twarz pozostawała niewzruszona. Oglądał ich poczynania przez te wszystkie lata, błąkał się pomiędzy światami i towarzyszył im w trudnych chwilach, choć nie miał możliwości, by nieść im pocieszenie. Nie rozumiał dlaczego, dopiero z czasem zdał sobie sprawę, że nie jest już więcej tym samym chłopcem, że już nigdy nie pójdzie do szkoły i nie urośnie tak jak jego siostra. Co dziwne jednak, nie było  w nim nigdy żalu. To nie gniew i złość na los trzymały go jeszcze pomiędzy żywymi. Wszystko działo się za sprawą drobnego pasma, wstążki przytwierdzającej go do Amalii. Ta od zawsze brała na siebie winę za wydarzenia z tamtego dnia, choć nigdy nie zamierzał przecież wytkać jej błędu, którego przecież nie popełniła. Byli tylko dziećmi, a Norny najwyraźniej stwierdziły w swej przewrotności, że dla Roara tak będzie lepiej, że tylko jedno z bliźniąt będzie mogło dożyć dorosłości. I mogli tego nie rozumieć, mogli płakać, lecz nic nie było w stanie zmienić zdania Szepczących. – Powinnaś ich spróbować, może później?. – zagadnął, próbując rozmiękczyć narastający strach. Właśnie wtedy, gdy dostał możliwość mówienia, poczuł, że nie umie zebrać tych wszystkich słów, które kotłowały się w nim przez lata zastoju. – Były pyszne, a ja już nie poczuję ich smaku, więc.. ty powinnaś. Nie ma mnie tu tak całkiem, to znaczy jestem, ale… nie mogę wiele. Czy możesz złapać mnie, to znaczy… jego rękę? – zapytał nieśmiało. Nie opętał ciała, był w nim jedynie gościem i nie zamierzał zrywać wątłego zaufania. Zamilkł następnie, wsłuchując się w słowa kobiety. Nie przerywał, żal, który w sobie nosiła rezonował z jego niematerialną postacią i powodował, że sam jeszcze mocniej zaczynał się rozpraszać. Właśnie to trzymało go tu jeszcze. I przez to nie umiał odejść, oddając swym krewniakom pełnię swobody. Cisza trwała długo, wiatr zacinał pomiędzy krzewami, a z nieba zaczęły spływać drobne płatki śniegu. Wieczór zaciągał się nad miastem, a cmentarz stał się zupełnie pusty. Ciepło ludzkiego ciała było przyjemne i kusiło go, by zostać jeszcze, by wyrwać kolejne minuty dla rozpływania się w namiastce życia. Nie mógł jednak zostać tu na zawsze, pojmując trafnie, że medium ma swój limit i w końcu wyprze go siłą, zaalarmowane, iż coś złego zaczyna się dziać. Klatka Soelberga poruszała się miarowo, choć każdy kolejny wdech przychodził z większym trudem.
    Siostrzyczko… ja też się wtedy bałem, ale to nie twoja wina, nigdy tak nie myślałem. Przenigdy, nigdy – dziecięcy entuzjazm wyglądał zupełnie dziwnie, gdy konfrontowało się go z powagą oblicza zastygłego w półśnie. – Nie wiem, czy to pomoże, ale tyle mogę ci powiedzieć, żebyś więcej się nie martwiła mną, bo jest mi dobrze. Tęsknię, ale rozumiem, co się stało i nigdy nie byłaś temu winna – nie potrafił wyjaśnić jej lepiej. Nie miał umysłu naukowca, czy mowy kapłana odnajdującego się w zawiłościach ludzkiego i boskiego świata. Mówił tylko tyle, co pozostało w jego istocie, tylko tyle, co kiedyś wypełniało jego serce. Nic ponad. – Chciałbym, Amalio, żebyś się cieszyła, żebyś była tu szczęśliwa. Bo wcale nie jesteś sama, zawsze o tobie myślę, no i myślą o tobie przyjaciele. Przecież jeden tu ci ciągle pomaga. Nie myślałem, że zareaguje wtedy na moją obecność, ale to zrobił i chciał pomóc – wyrzucił pospiesznie, jakby bał się, że czas zaraz stopnieje. Twarz miedium okrywała się powoli całunem niebieskawej barwy, wyraźnie wyziębiona. Dreszcz przeszedł po męskich plecach, a palce zaciśnięte na śniegu sztywniały coraz mocniej. Mały Roar chciał uśmiechnąć się promiennie do siostry, lecz jedynym, na co mógł sobie pozwolić, było otoczenie jej nimbem ulotnej obecności. Był przy niej zawsze i chciał, by o tym wiedziała. Chciał, by przestała rozpamiętywać wydarzenia, na które nie miała wpływu i za które nie powinna się nigdy obwiniać.
    Kocham cię, siostrzyczko. – Ostatnie słowa padły w napiętym oczekiwaniu na kolejną reakcję Stjernen.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalia starała się zachować spokój, ale każde słowo wypowiedziane przez brata ustami Eitriego, sprawiały, że głos drżał jej z emocji, a z oczu płynęły kolejne łzy. Wiedziała, że rozmowa będzie trudna i nie będą mieli dla siebie wiele czasu, ale nie myślała, że aż tak straci nad sobą panowanie. Bardzo chciała być silniejsza, ale nie potrafiła. W końcu rozmawiała ze zmarłym bratem. Kto ma taką szansę jak ona teraz? Niewiele osób.
    - Rodzice także za tobą tęsknią – zapewniła. Amalia nie wiedziała jak z nimi rozmawiać, widząc smutek w ich oczach, gdy się spotykali. Oni także przeżywali do teraz, ale kobieta zrozumiała nagle, że najbardziej martwili się o nią. Roar nie mógł już cierpieć, w przeciwieństwie do niej.
    Kiedy wspomniał o ciastkach, uśmiechnęła się.
    - Zrobię to, kochany. I nie będę już od nich stroniła, słowo – tyle mogła powiedzieć. I tak za każdym razem będzie wspominać chłopca, który objadał się nimi często w ukryciu przed rodzicami.
    Wspomnienia powodowały, że kompletnie się rozkleiła, ale to nie było już takie ważne. Rozmawiała z nim, wiedziała teraz, co czuje i myśli.
    Ujęła dłoń Eitriego, po czym zaczęła ją gładzić palcami. Delikatnie, niespiesznie. Chociaż była świadoma, że to nie ręka jej brata, nie było to istotne. Spełniła życzenie i wiedziała, że to Roar jest wdzięczny za ten kontakt. W końcu panowie byli niejako połączeni ze sobą.
    Amalia słuchała tego, co mówił do niej bliźniak, a łzy mieszały się z płatkami śniegu. Młody Stjernen nie obwiniał jej, nawet jeśli ona nie umiała sobie wybaczyć złości i nieuwagi. Teraz, gdy słyszała od niego, że nigdy nie miał do niej żalu, poczuła jak ciężar, który przez te wszystkie lata spoczywał w jej sercu, zaczyna się zmniejszać. Roar by jej nie okłamał, była tego pewna. Nie chciał jej tylko pocieszyć, ale uwolnić. I z każdą chwilą czuła moc jego słów, zupełnie jakby posłużył się magią i ją zaczarował. Coś się zmieniało, powoli, ale jednak.
    - Dziękuję ci, braciszku. Każde twoje słowo jest dla mnie cenniejsze od wszystkiego, co istnieje na świecie. I przepraszam za to, że zasmucałam cię nawet później, kiedy odszedłeś – mówiła to ostrożnie, dobierając słowa, tak by przekazać to, co najistotniejsze. Wiedziała, że ich czas się kończy. Dla dobra Eitriego, musieli wkrótce zerwać połączenie.
    - Obiecuję ci, że się nie poddam i będzie lepiej. Postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy, by żyć tak, byś był ze mnie dumny. Będę się uśmiechać, cieszyć z tego co i kogo mam obok, ale też zawsze nosić cię w sercu. Ci, których żegnamy nigdy nas nie opuszczają, póki żyją w nas – kiedy powiedział, że ją kocha, Amalia puściła rękę Eitriego i po prostu się do niego przytuliła, mocno obejmując. To było pożegnanie rodzeństwa i punkt przełomowy w życiu Amalii.
    - Ja też cię kocham, od zawsze i na zawsze – szepnęła do ucha Soelberga. A potem poczuła, że kolejna fala łez spływa z jej oczu. To były łzy smutku, bo wiedziała, że już więcej nie będą mogli porozmawiać, ale i ulgi, bo jej sumienie zostało oczyszczone. Tak więc słone krople wyrażające żal i radość, mieszały się ze sobą. Amalia nadal obejmowała przyjaciela, chociaż wiedziała już, że Roar odszedł i został tam prócz niej już tylko Eitri. Nie puściła go jednak, bojąc się, że kiedy ten dojdzie do siebie, będzie potrzebował jej wsparcia. Była mu tak bardzo wdzięczna za to, co dla niej zrobił. Nikt nie podarował jej niczego wspanialszego. Nigdy mu się nie zdoła odwdzięczyć za to wszystko. Może próbować, ale to nie będzie łatwe.
    - Dziękuję – powiedziała cicho, a potem zapadła cisza…
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Dopełniał tego, o czym marzył od lat, jeśli zawieszone w pustce dusze mogły snuć marzenia. Tkwiła w nim jednak potrzeba, ku której musiał dążyć, by ostatecznie wyswobodzić się z tego wszystkiego, co trzymało go tak mocno na tym świecie. Obserwowanie rodziców i toczącego się życia nie było łatwe, nawet gdy pogodził się zupełnie z tym, że nie będzie mu dane spędzać kolejnych szczęśliwych dni w pobliżu ukochanych krewnych. Chciał jednak, by świat, który ostatecznie za sobą pozostawi, okazał się lepszym. Chciał uratować siostrę przed niekończącym się smutkiem i poczuciem winy, gdyż nigdy nie była realnie odpowiedzialna za wypadek sprzed lat.
    Siedział spokojnie, choć ciało medium pozostawało w ciągłym napięciu i panoszących się po mięśniach niekontrolowanych drganiach. Wysiłek, który przynosił rytuał niemal zapomniany przez Soelberga, nakazywał sądzić, że musiał w przyszłości mocniej skupić się na ćwiczeniu swych zdolności, by za kolejnym razem tak mocno nie odczuwać skutków więzi z duchem. Pomimo wszystkich tych niedogodności ostatecznie jednak zdecydował się na krok, który jeszcze miesiąc temu zdawał mu się niemożliwym. Lęk paraliżował go na samą myśl o czymkolwiek, co nakazywało by mu nakłonienie się do woli duchów. Tym razem nie tylko mały Roar zyskał na całym zajściu, ale i Eitri powoli otwierał się bardziej na coś, z czym wojował przez całe życie, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że przecież może uzyskać kompromis, a uciekanie od odpowiedzialności niosłoby mu jedynie więcej bólu i rozczarowania.  
    Gdy Amalia sięgnęła do jego dłoni, poruszył się nieco bardziej, w pewnym sensie zaskoczony nadchodzącym bodźcem. Słyszał ją dobrze, lecz wszystko to było odległe, przebijało się przez membranę jestestwa, z którego został wypchnięty przez obecność dziecięcego istnienia. Lodowate palce zacisnęły się na kobiecej dłoni, gdy kolejny raz przesunęła opuszkami po powierzchni zasiniałej skóry. Roar czuł topniejący czas, choć chciał wciąż jeszcze rozmawiać. Każde kolejne słowo Amalii nie nasycało go tak, jak tego pierwotnie pragnął. Przypomniał sobie wtedy o tych wszystkich wieczorach spędzanych w świetle przyćmionych żarówek, kiedy matka zerkała do pokoju i karciła go stanowczo, choć w jej oczach zawsze gościła troska. Roar, Amalia, powinniście już iść spać, wystarczy wam na dzisiaj. Rano, gdy się obudzicie, znowu będziecie mieli mnóstwo czasu na rozmowę. Starała się przy tym wszystkim być niewzruszoną, lecz z każdym kolejnym dźwiękiem melodii jej głosu, pewność i surowość topniały, a zastępowały je rozbawienie i pobłażliwość.
    Kolejny cięższy oddech spłoszył Roara, więc zamilkł na dłuższy moment, przyglądając się siostrze. Kąciki męskich ust zadrżały, gdy Amalia nachyliła się i objęła ciało Soelberga, a mały Stjernen był gotów przysiąc, że przez chwilę poczuł ciepło, którego przecież nie miał już możliwości wychwytywać z otoczenia. Dopiero później stwierdził, że było to ciepło, które pochodziło z wnętrza jego istoty, przyprawiające o lekkość i beztroskę. Było mu prawdziwie dobrze, a jego wszystkie siły, które do tej pory skupiały się na tym, by trzymać kurczowo medium, powoli osuwały się i niknęły w ciemnościach zasnuwających niebo. Objął siostrę całym sobą i uśmiechnął, choć nie mogła przecież tego widzieć.
    Trzymam cię za słowo… pamiętaj o mnie, ale nie bój się iść dalej – wyszeptał.  – Chyba, chyba na mnie czas, Amalio. Kocham cię – powtórzył ostatkiem sił, gdy pozwolił, by ciało Eitriego uwolniło się zupełnie. Mały Roar mógł wreszcie odejść. Zerwanie więzi nie było nagłe, mężczyzna odzyskał pełnię świadomości stopniowo, czując, jak niemoc wlewa się w jego ciało. I jedynie Amalia powstrzymywała go przed osunięciem się na ziemię pokrytą śniegiem. W pierwszym szoku, poderwał gwałtownie ręce, chwytając się fałd jej płaszcza, zawiesił się na niej i zachwiał wyraźnie. Przenikliwe zimno wdarło się pod fałdy jego ubrania i polizało skórę na plecach i klatce piersiowej. Zacisnął mocno oczy i pochwycił łapczywie haust powietrza. Spokój przyszedł dopiero po chwili. Oparł czoło o kobiecy bark, próbując wyrównać oddech. Gdy usłyszał podziękowanie, uśmiechnął się lekko, wciąż na wpół przytomny.
    Udało się – stwierdził, choć w jego słowach brzmiała nuta wyraźnego zawahania. Nie był pewien, czy faktycznie jej pomógł. Ścisnął ją jeszcze mocniej, chwytając promieniujące ciepło. – Będzie dobrze Amalio... Będzie dobrze. – Dopiero po kilku minutach odsunął się stopniowo, zaglądając w brązowe, szklące się od łez oczy. – Powinniśmy, powinniśmy – mówił z wyraźnym wysiłkiem, rzucając spojrzeniem na nagrobek i dogasającą świecę, oraz na rzucony tuż obok plecak. – Powinniśmy to zebrać, czuję… nie czuję się zbyt dobrze, ale to nic… – stwierdził, a nagła fala mdłości zgięła go wpół, zakasłał sucho, zakrywając dłonią usta. – Muszę się położyć, kręci mi się w głowie i mnie mdli… jak po, jak po karuzeli w wesołym miasteczku… Możesz nas teleportować? – zapytał, dźwigając się chwiejnie z ziemi. Zrobił to gwałtownie, a zesztywniałe nogi odmówiły posłuszeństwa.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Kiedy Amalia usłyszała słowa wypowiedziane przez Eitriego, odetchnęła. Przyjaciel był sobą. Wrócił. Była mu tak wdzięczna za to, co dla niej zrobił. Poświęcił swoje siły na to, by możliwe było skontaktowanie się z jej bratem. Z drugiej strony posiadał taką umiejętność i wierzyła, że mógłby pomóc wielu innym osobom. Nie mówiła tego na głos, nie chciała go denerwować. On sam musiał pomyśleć, czy jest w stanie powtórzyć coś takiego jak teraz. Czy miał siłę, chęć, wiarę w to, że może wykorzystać zdolności do czynienia dobra i pomocy innym. To był trudny temat, I z pewnością na zupełnie inny dzień.
    - Podarowałeś mi tak wiele, dziękuję – było warto. Nie obyło się bez łez i wzruszenia, ale naprawdę nie żałowała. Ulga jaką poczuła i myśl o tym, że w końcu udało jej się pożegnać z bliźniakiem, były pokrzepiające.
    Pogładziła mężczyznę po plecach.
    - Byłeś niesamowity. Nie poddałeś się, wytrzymałeś, Eitri – powiedziała z dumą. Naprawdę tak było, wierzyła w jego talenty, ale bała się, że stanie mu się coś złego. Na szczęście wyglądał lepiej, niż się spodziewała. Myślała, że będzie dużo gorzej i pewnie gdyby potrwało to dłużej, zobaczyłaby jakieś większe ślady wyczerpania.
    - Wiem, że będzie dobrze. Teraz już wiem – nie tylko ufała w słowa brata, ale także czuła, że naprawdę nie jest sama. Roar miał rację, Eitri był jej przyjacielem i wiedziała, że nie zostawi jej, nawet jeśli ten epizod z życia kobiety dobiegał końca i pewne drzwi się domykały. Łączyła ich przyjaźń, a także coś więcej, czego nie potrafiła nazwać. Jeszcze nie. Był jej bliski jak rodzina, a może nawet jeszcze bliższy, gdyż nawet przy rodzicach nie była tak szczera jak przy nim. Zasłużył sobie na to. Może i uważał się za niegodnego jej wdzięczności, czy pochwał, ale ona dostrzegała w nim więcej niż inni. Był atrakcyjny, to prawda, ale nie wygląd fizyczny na nią oddziaływał, lecz charakter oraz ciepło, które posiadał w sobie. Może nie każdy to dostrzegał, ale ona widziała w nim wiele dobrych cech.
    Gdy się odsunął, wymieli spojrzenia. Nawet jeśli jej twarz była mokra od łez, a oczy nadal lśniły od słonych kropel, czuła wyłącznie pozytywne emocje. Chciała, by to zauważył i przyjął do wiadomości, że stał się sprawcą prawdziwego cudu.
    Gdy się odezwał, Amalia otarła policzki i pokiwała głową.
    - Zajmę się tym, bez obaw – puściła go w końcu, ale nieustannie czuwała nad tym, by się nie przewrócił. Wyglądał dość mizernie, ale to przejdzie. Uprzedzał ją, że może to być bardzo męczące.
    Pozbierała wszystko, co zostało wcześniej przygotowane i dotknęła  jeszcze raz dłonią nagrobka brata. Po chwili podniosła się, a widząc, że Eitri ma problemy z równowagą, złapała go i pomogła mu ustać na nogach.
    - Wesprzyj się na mnie – poradziła. - Zaraz się położysz – zapewniła. Nie musiała dodawać, że zaraz się zajmie przeniesieniem ich w inne miejsce. Mając wszystko przy sobie, skupiła się na celu i  oczyściła myśli z innych spraw. Wkrótce dwie postacie zniknęły i tylko chłodny wiatr omiatał jednakowe, szare nagrobki cmentarza w Trondheim.    

    Amalia i Eitri z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.