Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    09.10.2000 – Kuchnia – A. Stjernen & E. Soelberg

    2 posters
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    09.10.2000

    Wszechobecna plucha stawała się codziennością, do której powoli się przyzwyczajał, jednak wciąż odnajdywał w sobie zaszyte pokłady siły, którymi miał czelność pomstować na krople deszczu opadające gęsto na ulicę. Niesprzyjająca aura nie pomagała w pracy, choć z całą pewnością dawała niepowtarzalną możliwość do zagłębiania się w niezliczone akta spraw, które rosły z dnia na dzień. Dopiero co otrząsnął się po felernym dniu, gdy nieomal jeden z techników nie wyrządził sobie i swemu otoczeniu krzywdy. Wydarzenie to miało szansę stać się kolejną rysą na obrazie Kruczej Straży – motającej się od wielu miesięcy w niepewności. Ulgę przynosiła jedynie myśl, że są o pół kroku do przodu, chociaż ogólny optymizm nie gwarantował, że obiecujący trop nie okaże się ślepą uliczką.
    Wychodząc z komendy skulił się, chowając szyję w ciepłym beżowym golfie, kontrastującym z czarną krótką kurtką uszytą z nieprzemakalnego materiału. Pogoda była kapryśna, a on nie przepadał za kroplami deszczu, które podstępem znajdowały drogę, by dostać się do wrażliwej skóry karku. Niestety, nie zdołał uchronić ciemnych spodni przed cętkami z błota osiadającymi tuż ponad kostkami, gdy tylko napotkał na nierówności chodnika. Tym razem nie skierował  swych kroków prosto do dziadkowego mieszkania, w którym obecnie mieszkał z bratem, a udał się pod adres wskazany na niewielkim zwitku papieru. Nie potrafił dłużej się wymawiać, otrzymawszy list od Amalii. Dyskretne uszczypnięcie zawstydzenia, spowodowane przetrzymywaniem książki, skłoniło go do odbycia wizyty, której chyba nigdy nie planował. Był jednak jej to winien i nie mógł w nieskończoność wmawiać sobie, że kiedyś może na nią wpadnie i odda pożyczony przedmiot „przy okazji”; na taki wypadek przecież nosił tomik wciąż przy sobie.
    Nim wszedł do wyznaczonej kamienicy, zboczył z kursu, by odwiedzić pobliską cukiernię. Wybrał w niej jeden z ulubionych wypieków, które pamiętał jeszcze z dzieciństwa – sądził, że dodatkowy podarek będzie jak najbardziej wskazany, aby choć odrobinę odkupić swoją winę. Niosąc miętowe pudełko przewiązane białą wstążką, mógł w końcu wejść do budynku, który jak się okazało, był faktycznie niezwykle blisko siedziby Kruczej Straży.
    Gdy drzwi zatrzasnęły się za nim, poczuł znajomą niepewność – towarzyszącą mu ilekroć musiał udać się na jakieś spotkanie, po którym zupełnie nie wiedział, czego powinien się spodziewać. Nie znał kobiety na tyle, aby odczuwać choć cień swobody, a zmieszanie towarzyszyło mu niemal zawsze przy obcych, poza wypełnianiem obowiązków służbowych. W pracy zdawał się przybierać zupełnie inną maskę, wykonując ruchy zdecydowane i nie noszące w sobie choćby cienia zawstydzenia czy niepewności. Traktując wszystko zadaniowo, życie zdawało się prostsze i spotkania posiadały swoje dokładnie określone procedurami ramy – tu było zupełnie  inaczej, więc na samą myśl o swobodnej rozmowie, mężczyzna dostawał dreszczy. Musiał szybko odnaleźć sposób i na to zmieszanie, więc powtarzając sobie, że chodzi jedynie o wymienienie kilku uprzejmości, podążył stopniami w górę klatki schodowej pogrążonej w półmroku. Upewniając się co do wskazanego przez Amalię numeru, znalazł w końcu właściwe oznaczenie na drewnianych drzwiach. Tuż obok nich tkwił dzwonek. Wiedziony impulsem zadzwonił dwa razy i odczekał. Gdy zobaczył w nich znaną twarz, uśmiechnął się nieznacznie i kiwnął głową uprzejmie.
    Cześć. Wybacz, że chwilę mi to zajęło. Wstąpiłem do cukierni i trochę samolubnie, bo nie wiem, czy lubisz słodycze, kupiłem kilka semlor. – Wskazał na pudełko, które trzymał w dłoniach i przekazał je w końcu Amalii. – Faktycznie, mieszkasz bardzo blisko Kruczej Straży. – Dyskretnie spojrzał ponad jej ramieniem na pomieszczenie w głębi, zupełnie niepewny, czy jednak powinien wchodzić i zakłócać jej spokój. Mógł przecież dać jej książkę teraz i szybciutko uciec.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalia spędziła w pracy przyjemne przedpołudnie. Jak zawsze praca dodawała jej energii, ale kiedy tylko wyszła na zewnątrz, przytłoczyło ją codzienne, monotonne życie. Zrobiła potrzebne zakupy, pochodziła tu i tam, by ostatecznie trafić do swojego mieszkania, gdzie miała zamiar zaszyć się i nie wychodzić już tego dnia. Pamiętała o notatce, którą wysłał jej Eitri i zastanawiała się, czy mężczyzna przyjdzie jak napisał, czy może coś go zatrzyma.
    Upewniwszy się, że ma czym poczęstować gościa, zaszyła się w biblioteczce i tam usiadła przy biurku, by trochę popracować. Przeglądała najnowsze wydania gazet i szukała ciekawostek. Zapisywała starannym pismem coś, co mogło się przydać. Tak zleciało jej trochę czasu.
    Później zaszyła się w kuchni. Włączyła radio i słuchała popołudniowej audycji. Przekąsiła lekki posiłek, a potem posprzątała i usiadła przy stole. Wpatrywała się w okno i zamyśliła się. Czas płynął, a ona powtarzała sobie, że wszystko jest dobrze. Jak zawsze…
    Tak mijało jej prawie każde południe i wieczór. Zajmowała się czymś, a potem rozmyślała. Brakowało jej towarzystwa, toteż pomyślała, że wkrótce napisze do Lumi i wpadnie do niej w odwiedziny. Przekonywała siebie, że wyjdzie z mieszkania i spędzi trochę czasu poza nim. Przecież była pogodną, pełną życia osobą. Była, ale w pracy. Poza tym będąc sama zatracała się w beznadziei. Może dlatego tak bardzo cieszyła się, że będzie mieć gościa. Eitri nie wydawał się być wulkanem energii, ale jej to nie przeszkadzało. Każdy był, jaki był.
    Czekała…
    Dźwięk dzwonka zastał ją podczas czytania gazety. Złożyła ją i odłożyła na bok. Wygładziła białą bluzkę, która ładnie komponowała się z długą, jednolitego koloru spódnicą i odgarnęła włosy na plecy. Szybko przeszła do drzwi, by otworzyć gościowi i zaprosić go do środka.
    - Witaj, Eitri – uśmiechnęła się ciepło na powitanie. - Wejdź proszę, nie stój tak w drzwiach – przyjęła od niego pudełko i rozpromieniła się.
    - Dziękuję. Bardzo lubię – przyznała i zrobiła miejsce, by wszedł do mieszkania.
    - Jeśli nie zrobi ci to różnicy, zapraszam do kuchni. Salon wydaje mi się taki oficjalny – powiedziała pogodnym tonem.
    - To moje małe królestwo i chyba moje ulubione pomieszczenie tutaj. Rozgość się, proszę i powiedz na co masz ochotę do picia – Amalia zachowywała się jak typowa gospodyni. Poza tym naprawdę czuła się dobrze przyjmując kogoś u siebie. Nie była przez jakiś czas sama, a to zawsze miało na nią dobry wpływ.
    - Tak, mieszkam blisko twojej pracy, co ma plusy. Jest może gwarno w okolicy, ale dość bezpiecznie – zagadnęła, podchwyciwszy jego ostatnią myśl.
    Postawiła na blacie pudełko ze słodkościami, po czym wyciągnęła z szafki talerzyki i podzieliła słodycze po równo.
    - I cieszę się, że książka się podobała. Daje do myślenia, a życie… cóż, do łatwych nie należy - niestety. Ale nie miała zamiaru się smucić. Nie teraz.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Wizja ucieczki z każdą minutą stawała się coraz bardziej abstrakcyjna. Nie potrafił określić, ile sekund dokładnie minęło od otworzenia się drzwi i zagarnięcia jego osoby do wnętrza schludnego mieszkania. Uśmiechnął się jedynie w sposób wyrażający zakłopotanie i coś w rodzaju zawstydzenia. Nie miał nawet czasu, aby zaprotestować i w ostatniej chwili wymyślić coś, co nakazałoby mu szybki powrót do domu. Niepewnie postawił krok do przodu, gdy Amalia nakazała mu, by nie sterczał dalej w pół otwartych drzwiach, wpuszczając do ciepłego przedpokoju wilgotne powiewy szarego popołudnia. Włożył dłonie do kieszeni, gdy tylko pudełko zniknęło sprzed jego nosa. Wbił błękitne oczy w czubki brudnych butów i rozważał, co powinien dalej uczynić ze swym opłakanym stanem.
    Vrækæ – bez większego trudu wypowiedział zaklęcie, które po kilku chwilach doprowadziło go do jako takiego porządku, ścierając resztki błota ze skórzanego obuwia. Dzięki tej prostej czynności, na chwilę zapomniał o masie nieprzyjemnych emocji narastających dreszczem tuż przy samym karku. Wydawało się mu jednak, że na obecną chwilę Amalia zdawała się być niezwykle ucieszona jego wizytą, co do której sam miał mieszane odczucia. Szybkie spojrzenie spod rzęs pozwoliło mu ocenić jeszcze raz mieszkanie prezenterki radiowej. Było zdecydowanie mniej surowe od tego, w którym mieszkał wraz z bratem, nie przytłaczało wojskowym sznytem, w którym wyraźnie zabrakło ręki babki, wiecznie starającej się o łagodzenie zapędów nestora rodu w sprawach aranżacji wnętrz.
    Cieszę się więc, że nie popełniłem żadnej gafy – przyznał z ulgą, gdy stwierdziła, iż całkiem przepada za słodyczami. Sam potrafił jeść słodkie ciastka tuzinami, choć nie sposób było tego wywnioskować po szczupłej posturze.
    Robiąc kolejne kroki w stronę wieszaka, pozostało mu w końcu skapitulować i przyjąć wizję wspólnie spędzonego popołudnia jako niezbędną w dzisiejszym planie dnia. Wyciągnął szybko dłonie z kieszeni i zrzucił z siebie wciąż pachnącą wiatrem kurtkę. Nasunął ją na haczyk wystający ze ściany i skierował się we wskazaną stronę, tuż za kobietą.
    Kuchnia zawsze jest najlepszym rozwiązaniem – zgodził się z jej słowami, stawiając ponad oficjalnością salonu, możliwość beztroskiego przesiadywania w tym właśnie pomieszczeniu. – Chętnie napiję się kawy. Wprawdzie, pochłonąłem jej dzisiaj już całe hektolitry, ale… – Nie mógł sobie odmówić jeszcze jednej filiżanki, być może nieco lepszej niż wałkowany do znudzenia rodzaj ziaren, którymi zaopatrywano ich placówkę. Pozwolił sobie, aby zająć jeden ze stołków za wysokim blatem, przyglądając się temu, co dalej zamierzała zrobić Amalia.
    Tak, tak, to prawda – przyznał zupełnie machinalnie, gładko wypuszczając w eter kłamstwo. Nie chciał nikogo martwić głosami o tym, że ostatnimi czasy nawet ich posterunek nie był najbezpieczniejszym miejscem w Midgardzie. Przełknął głośno ślinę, przypominając sobie wybryki Svendsena, jego przemianę pod wpływem amuletu i juchę tryskającą z nosa brata, gdy ten zarobił potężny cios od technika. Atmosfera nieufności była kolejnym z niechcianych skutków wydarzeń zapoczątkowanych na pogrzebie. Paranoja ogarniała wszystkich dookoła, a Eitri wiedział, że nie powinien rozgrzebywać tematu przy cywilach. Dla ich własnego dobra, dla opanowania plotek krążących  w mieście. Odetchnął z ulgą, gdyż Amalia przeszła bardzo szybko do tematu będącego sednem ich dzisiejszego spotkania.
    Jeszcze raz dziękuję ci za pożyczenie jej. – Dłoń wsunęła się do przewieszonej przez ramię torby, by wygrzebać z niej rzeczoną książkę. Poszukiwania nie trwały zbyt długo, gdyż Soelberg nie zwykł nosić ze sobą nadmiaru przedmiotów, a każdy z nich spoczywał w dokładnie przeznaczonym sobie miejscu. Ułożył tomik na blacie, jeszcze raz sprawdzając, czy aby przypadkiem nie doznał jakichś uszczerbków na wyglądzie. Nie zniósłby myśli, że oddał komuś uszkodzoną własność. – Niezwykle przyjemna lektura. – Na jej słowa tyczące się trudów życia, miał jedynie odpowiedź w postaci krzywego uśmiechu. Momentalnie zasępił się nieco i opuścił wzrok, skupiając się na zamknięciu torby, skubał zapamiętale metalowy zatrzask. Nie wiedział zupełnie, co powinien dalej robić, czy zakończyć jedynie na uprzejmym skinieniu głową, czy też wdać się w dłuższy wywód.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalia przepadała za słodyczami, które zawsze poprawiały jej humor. Nie bała się o swoją sylwetkę jak wiele kobiet, które znała. Dbała o siebie, więc gubiła wszystko i nie musiała odmawiać sobie przyjemności. Tak jak i kawy, od której była uzależniona.
    Podgrzała wodę zaklęciem, po czym wzięła się za przygotowanie napoju.
    - Jak ja dobrze to znam – powiedziała z uśmiechem, słuchając jego uwagi o kawie. - Mam podobnie. Mogę ją pić kilka razy dziennie i nie mam dość. To już pewnie uzależnienie, ale jakoś mi to nie przeszkadza – wyjaśniła.
    Amalia nie narzekała na mieszkanie w tej okolicy, ale nie wiedziała, że w siedzibie Kruczych jest wcale nie tak, jak było kiedyś. Owszem, docierały do niej jakieś plotki, ale nie zagłębiała się w to. Wolała kiedy ktoś mówił do niej w zaufaniu cokolwiek. Panna Stjernen była osobą szczerą i potrafiła dotrzymać tajemnic.
    - Proszę – przed Eitrim pojawiła się kawa. Na środku stołu spoczywały słodkości.. Po drugiej stronie usiadła Amalia i sama trzymała przed sobą kubek z parującym napojem. Norweżka zawsze podawała napoje w kubkach, a nie oficjalnie w filiżankach czy szklankach.
    - Cieszę się, że książka się na coś przydała. Kiedy życie mnie dołuje, a bywa to dość często, lubię do niej zaglądać i szukać jakiegoś sposobu na zrozumienie świata i własnego miejsca w nim. Oczywiście, że każdy człowiek ma własny sposób na widzenie wszystkiego, ale podoba mi się sposób przedstawienia natury ludzkiej tego autora – poczęstowała się słodyczami i przez chwilę zapanowała między nimi cisza.
    Kiedy Amalia skończyła jeść, wpatrzyła się w mężczyznę uważnie.
    - Jedz, dobrze ci to zrobi. Bez obrazy, ale naprawdę wyglądasz na zmęczonego i chyba potrzebujesz energii – uśmiechnęła się przyjaźnie.
    - Życie w obecnych czasach nie jest takie jak jeszcze niedawno. Wszędzie spotkać można kłopoty, problemy i wydaje się, że już nie będzie dobrze. No ale… trzeba się jakoś trzymać, prawda? Zawsze trzeba mieć nadzieję. Nie można żyć tylko tym, co nas otacza. Można oszaleć od tego wszystkiego. I cieszę się, że w tym wszystkim znalazłeś chwilę, by przyjść. Czasem człowiek musi się zatrzymać i po prostu zwolnić. Oczywiście domyślam się, że gdyby nie chodziło o zwrot książki, pewnie byśmy się nie spotkali, ale to nic – nie miała tego za złe. Każdy miał swoje sprawy na głowie. W obecnych czasach trudno było znaleźć czas na rozrywkę czy spotkanie z inną osobą.
    - Ale mówią mi, że to dobre czasem wyjść do ludzi. Tak naprawdę jestem chyba strasznym odludkiem, ale uwielbiam przyjmować gości i rozmawiać. Wiem, to się chyba jedno z drugim gryzie, ale tak jest. Lubię ludzi, chociaż oni może nie lubią mnie. Albo przeszkadza im to, że nie jestem taka jak w radio – westchnęła. Jej samotność była zbyt widoczna. - Właściwie nie wiem dlaczego ci to mówię. Może to dlatego, że naprawdę się cieszę z tego spotkania – uzna ją pewnie za dziwaczkę, ale mniejsza z tym. Amalia nie lubiła udawać. Wolała być naturalna i pokazać jaka jest naprawdę. Daleko było jej prywatnie do charyzmatycznej dziennikarki, która potrafiła zapytać obce i często sławne osoby o coś. Były dwie Amalie. Inna w pracy i inna prywatnie. Miała czasem wrażenie, że jest jak ptak w klatce. Nie potrafi się uwolnić i wzlecieć wysoko. Z przyzwyczajenia robi to, co lubi, ale poza tym jest przygaszona i słaba, nie potrafi sama się uwolnić. Ale kto by to zrozumiał, kto chciałby pomóc…
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Nie odrywał wzroku od zatrzasku, wciąż skupiając myśli na prozaicznej czynności, która urastała do rangi natręctwa. Wciąż czuł niepewność i zmieszanie, rodzące się na obcym terytorium. Zupełnie nie wiedział, na ile swobody mógłby sobie pozwolić, więc postawił na zupełnie oszczędne zachowanie. Nie chciał równocześnie sprawić jej przykrości, ale natura jaką był obdarzony wyraźnie brała górę.
    Mam wrażenie, że napar wcale na mnie nie działa, ale nie potrafię sobie również go odmówić – odparł jeszcze raz, na dodatkowe potwierdzenie słów Amalii. Czekał cierpliwie, aż goszcząca go dzisiaj kobieta, upora się z przygotowaniami stołu i poda napój oraz słodycze. Przyjął kubek z wdzięcznością, ogarniając go dłonią, która wciąż była zimna na skutek temperatury panującej na zewnątrz. Aromatyczny napar unosił się leniwie, delikatnie uderzając w nozdrza przyjemnym zapachem przesyconym słodką, owocową nutą. Bezbłędnie wyłapał rodzaj kawy jakiego użyła, dodatkowo utwierdzając się w swej pewności wraz z zanurzeniem ust w naparze i pociągnięciem pierwszej porcji napoju.  – Bardzo smaczna – przyznał z uznaniem. – Nie przepadam za smolistą, mocno paloną. Jest idealna – był pełen szczerego podziwu, a dzięki przerzuceniu uwagi na rozważania tyczące się kawy, mógł ponownie wygospodarować chwilę, by ułożyć sobie myśli. Odetchnął z niemałą ulgą, gdy okazało się, że Stjernen nie zamierza wracać do tematu bezpieczeństwa w Midgardzie i tego, co oferuje Krucza Straż. Możliwość odpoczęcia od codziennych zmartwień była dla mężczyzny niezwykle cenna.
    Wysłuchał jej już o wiele spokojniejszy, a na jego twarzy poczęła malować się utracona pewność. Sięgając po ciastko, nie wahał się nawet, nie ukrywając, że jest nałogowym pochłaniaczem wszystkiego, co słodkie. Choć faktycznie nie było tego po nim widać, potrafił przyjąć do organizmu potężne dawki cukru i czuć się przy tym niezwykle dobrze. Zatopił usta w przyjemnym wypieku, delektując się puszystym kremem otulającym podniebienie. Wydawało mu się, że również jego towarzyszka niektóre słowa wypowiada z niezwykłą ostrożnością, być może analizując w głowie równie intensywnie co on każde kształtowane zdanie. Miał nadzieję, że nie jest to winą tylko i wyłącznie jego osoby – nie chciał być odbierany jako dziwak lub ktoś, przy kim należy się pilnować z każdą myślą rodzącą się w głowie.
    Kończąc deser, bezwiednie oblizał lepiące się od cukru opuszki, dopiero po czasie reflektując się, że robi rzeczy, których nie wypada czynić w towarzystwie.
    Przepraszam… – wymamrotał, po czym szybko sięgnął do kieszeni, by wydobyć z niej chusteczkę. – Czasami głupio się zapominam. – Nie wypadało pokazywać się od takiej strony, jednak było minęło; nie mógł cofnąć tej drobnej gafy. Zakrył twarz obszernym kubkiem, nie chcąc przykuwać uwagi do swej wyrażającej zakłopotanie miny. Słowa Amalii tyczące się jego faktycznego powodu przyjścia, znowu zachwiały kruchym spokojem, jaki zbudował. Kolejny łyk napoju pochłonął zbyt łapczywie, krztusząc się. – N… nie… to nie tak… – Ledwo łapiąc oddech, zwrócił się do kobiety, w pośpiechu tłumacząc swoje postępowanie. – Ja po prostu nie zwykłem wychodzić. Nie zrozum tego źle, nie chciałem, żeby to tak wyglądało. Nie chodzi personalnie o ciebie. – Czuł, że zapada się w sobie, a karuzela atrakcji powoli przyspiesza, grożąc tym, że zaraz wysadzi go z siodełka. Zwykle miał gdzieś to, co o nim sądzono, jednak będąc w obecnej sytuacji i spoglądając na swoje zachowanie zupełnie z boku, czuł zażenowanie. Odstawił kubek z kawą, aby znowu się nie zakrztusić i nie poparzyć brody. – Jeśli ktoś nie jest lubiany przez ludzi z naszej dwójki, to właśnie ja – przyznał już nieco spokojniej, zupełnie tak, jakby miał to gdzieś. – Właśnie przez sytuacje takie jak ta. – Musiała dopatrzeć się prawidłowości. Starał się zrozumieć słowa Amalii, sprzeczność w jakiej żyła. Z nim było zupełnie inaczej, przebywał z ludźmi, bo musiał, źle czuł się w dużych grupach. Nigdy nie był skłonny wygłosić sądu, że lubi towarzystwo. Zasępił się i westchnął. – Przepraszam, może to dla mnie abstrakcja. Ach, wszystko źle… Nie powinienem się odzywać. – Był zrezygnowany, plącząc się w kolejnych słowach.
    Abstrakcja? Brawo, głąbie. Nie mogłeś udzielić bardziej pokrzepiającej odpowiedzi na to, co mówi…
    Przepraszam, tylko cię uraziłem. Nie chodziło mi o to, że bagatelizuję to, co mówisz. Próbuję zrozumieć. Bo… ja zwyczajnie uciekam od ludzi, nigdy nie czułem się podobnie… prawie nigdy. – Posępne zawieszenie głosu zwiastowało, że przypomniał sobie o tych elementach ze swojego życia, o których wolałby zapomnieć.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalia miała nadzieję, że Eitri mile będzie wspominać te odwiedziny. Owszem, kobieta miała w zwyczaju mówić więcej niż by chciała, ale czy cisza byłaby dobra? Chyba nie. Po to ludzie się spotykali, by rozmawiać, nawet jeśli mogło przychodzić to trudno. Każdy temat był dobry, byle tylko podtrzymać konwersację i jakoś iść z nią naprzód.
    Ucieszyła się z tego, że kawa mu smakowała, dobrze chociaż w tym wypadku zrobić odpowiednie wrażenie. Ale Amalia była kawoholiczką, więc czuła mniej więcej co powinno zadowolić gościa. Wyrobiła sobie zdanie i smak, toteż starała się trafić w gust osób, które miała okazję przyjmować u siebie.
    Amalia obserwowała mężczyznę uważnie, ale wcale nie przeszkadzało jej to, jak się zachowywał. Kiedy przeprosił, ze śmiechem na ustach odpowiedziała:
    - Nie ma za co – była szczera. Wcale jej to nie przeszkadzało. - Lubię spontaniczność i naturalność, naprawdę – zapewniła.
    - Czasami niektórzy są zbyt poważni. Dobrze jest przynajmniej przez jakiś czas być sobą. Mówiłam, byś czuł się swobodnie i nie rzucałam słów na wiatr. Pomyśl, że jesteś u kogoś, kto nie ocenia innych i nie traktuje z góry człowieka – upiła łyk swojego napoju i poczęstowała się słodkościami.
    Po swoim przemówieniu Eitri dodał coś od siebie.
    - Ja się zastanawiam, jak ktoś taki jak ja może sobie radzić w dziennikarstwie. Jestem cichą osobą, nie mam natury dręczyciela, tak mi się wydaje. Nie lubię wchodzić w życie innych z pytaniami. Wywiady traktuję jako część pracy, a prywatnie… Cóż, jestem dziwna i nie radzę sobie z emocjami, ale to chyba opowieść nie na ten dzień – uśmiechnęła się smutno.
    Kiedy odpowiedział, starała się zrozumieć i jakoś to sobie poukładać.
    - Ja się zwyczajnie boję być sama – przyznała. - Nie mogę jednak zmusić nikogo do tego, by do mnie zaglądał. Powiedzmy, że to przez traumę z przeszłości. Kiedyś byłam bardzo samotnym dzieckiem, a w dorosłym życiu, gdy powiedzmy, że sobie poradziłam z problemami, zaczynam powoli czuć to, co kiedyś. Po stabilizacji emocjonalnej przyszedł czas, gdy znów zaczyna mnie przerażać samotność. Każda chwila, w której mogę dzielić czas z drugą osobą jest dla mnie na wagę złota – znów odwróciła wzrok od gościa, jakby nieco wstydząc się swojego wyznania. Chciała by wiedział, jak to z nią było i skąd ten entuzjazm.
    - Ktoś kiedyś określił mnie słowem: stuknięta – dokończyła. - Może w tym coś jest.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Nie potrafił zrozumieć całej zaistniałej sytuacji. Tego, co tak właściwie oczekiwała podarowawszy mu książkę i chcąc ciągnąć z nim jakiekolwiek rozmowy. Nie przywykł do takich momentów. Nie potrafił zrozumieć, jakim cudem nie zniechęcił jej jeszcze do siebie kolejnymi nietrafionymi słowami, raniącymi i zbyt powierzchownie traktującymi tematy, o których mówiła. Czuł się z tym źle, zwykła strategia działania nie skutkowała zakończeniem spotkania w sposób, jaki się spodziewał. Być może faktycznie tak bardzo potrzebowała towarzystwa, że nawet jego sposób bycia nie zniechęcał jej w żaden sposób? Tym bardziej nie wiedział, jak odnieść się do całości. Ostatnia deska ratunku? Co zatem było za nią? Co dalej, gdyby chwycenie za nią nie przyniosło efektu?
    Zimny dreszcz przeszył jego ciało, choć w pomieszczeniu było przytulnie, a ciepło kawy przebijające się przez ceramikę, przyjemnie łaskotało opuszki. Dlaczego ta kobieta tak usilnie poszukiwała czegoś, przed czym on uciekał całe życie? Czy było to warte starań? Zbyt wiele pytań pojawiało się w jego głowie, a czas wcale nie sprzyjał spokojnemu rozważaniu ewentualnych rozwiązań. Zawsze twierdził, że sfera ludzkich relacji była czymś dalece wykraczającym poza posiadane przez niego kompetencje. Błękitne oczy nie próbowały nawet sięgać do jej sylwetki, wbijał je uporczywie w kawę, śledząc znikomą piankę pojawiającą się na jej powierzchni. Gryzł kolejny raz słowa, które wypowiedział kilka chwil wcześniej, frustracja wynikająca z niemożliwości odwrócenia czasu i cofnięcia tego, co wyrzucił z siebie w dość nieprzemyślany sposób, narastała. Pieczenie w głębi klatki piersiowej przeniosło się na palce w postaci spazmatycznego skurczu uniemożliwiający dźwignięcie kubka ku ustom.
    Siedząc sztywno na krześle wyczekiwał jej odpowiedzi, a gdy Amalia w końcu postanowiła zareagować, wstrzymał oddech w napięciu. Uważnie słuchał jej słów, doszukując się oznak świadczących o urażeniu delikatnych struktur duszy. Nie potrafił jednak w pierwszej chwili jej rozszyfrować. Jedyne co czuł, to rzeczywisty smutek wypływający z sytuacji, w której się znajdowała. Ściągnięte usta nie dawały mu możliwości, aby odpowiedzieć z miejsca na jej wywód. Rozbierając każde zdanie na części składowe, obiecał sobie, że tym razem będzie bardziej starał się ostrożnie dobierać słowa i reakcje. Nie chciał narażać swojej towarzyszki na nieprzyjemności wynikające z tego, że Soelberg z rzadka hamował swoją naturę i zwyczajnie zrażał do siebie ludzi. Zupełnie intencjonalnie.
    To chyba czasami tak działa. – Doskonałym przykładem był on sam. Matka chciała dla niego zupełnie innej drogi, a wątła sylwetka i brak predyspozycji psychicznych nie zwiastował długiej kariery w szeregach Kruczej Straży. – Dla wielu, nie powinienem być oficerem, a pomimo tego trzymam się w Kruczej dłużej, niż wskazywałby na to zdrowy rozsądek. – Wzruszył ramionami i przez chwilę rozważał kolejne słowa. – Słyszałem kilka razy twoje audycje w radiu. Jesteś bardzo dobra w tym, co robisz. – Sam był zaskoczony tym, co postanowił powiedzieć. Nie zwykł chwalić ludzi, czy z własnej nieprzymuszonej woli doszukiwać się elementów, które w jakikolwiek sposób mogłyby kogokolwiek podnieść na duchu. Teraz przyszło to całkiem naturalnie. Odważył się, aby spojrzeć na Amalię sponad kubka, wychwytując reakcję, jaką mogła wywołać jego szczerość. Upił nieco kawy i sięgnął po następne ciastko, wciąż czując niedosyt cukru. Stres konsumował niewyobrażalne pokłady energii, a w tym momencie był niezwykle mocno spięty. Wgryzając się w strukturę ciasta, słuchał dalszej wypowiedzi. Czy on kiedykolwiek bał się samotności?
    Będąc małym dzieckiem, wielokrotnie czuł strach pozostając samym w pokoju, jednak wiązało się to bezpośrednio z posiadanym darem. Nie bał się pustki, a pojawiających się głosów, których wówczas nie potrafił zrozumieć. Bycie medium odciskało w nim swoje piętno.
    Przykro mi. Nie chciałem przywoływać tak trudnych elementów z twojego życia. – Nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń. – Określanie kogokolwiek w taki sposób jest bardzo nie w porządku. Znam to uczucie... – Nie potrafił zliczyć momentów, w których używano względem niego takiego samego określenia, bądź jeszcze mocniej kąsających. – Co do traumy… Wiem, że mówią, iż czas leczy rany, ale to nie takie proste. Próbowałaś… próbowałaś kiedyś jeszcze jakiegoś innego rodzaju pomocy? Wybacz, nie chcę być wścibski. Uznaj może, że nie było pytania. – Nie wiedział, jak powinien z nią rozmawiać i co zrobić, aby  jakikolwiek sposób poczuła, że nie jest skończonym idiotą i nie chce jej urazić. Zasłonił usta ciastkiem, jak widać – napychanie się deserem szło mu o wiele lepiej, niż mówienie.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalia nie czuła się źle w towarzystwie Eitriego. Miała przeczucie, że ten człowiek w jakiś sposób potrafi ją zrozumieć. To było przeczucie, ale czy faktycznie dobre? Amalia wierzyła w ludzi, chociaż często spotykało ją z ich strony coś nieprzyjemnego. Może miała nadzieję, że trafi na ludzi, którzy odpłacą jej dobrem na dobro? Nie lubiła samotności, więc szukała takich osób, które okażą się dla niej lekarstwem na smutki, zamiast tych przykrości jej przysparzać. Ale było różnie.
    Eitri był dość zamknięty w sobie, ale mimo wszystko wydawał jej się dobrym człowiekiem. Nawet jeśli sam nie sądził o sobie zbyt wysoko, to w jakiś sposób ona czuła, że pod tą stonowaną i wycofaną otoczką, jest ktoś wyjątkowy. Przecież każdy był taki, tylko na swój własny sposób.
    - Każdy ma swoje powołanie, tak sądzę – powiedziała na uwagę towarzysza. - Czasami z pozoru wydaje się tak, a naprawdę jest inaczej. Może wielu nie chce nas w jednym miejscu, ale my czujemy, że to nasze miejsce. Staram się nie słuchać złośliwych, ale mam to do siebie, że mimo pozornego uśmiechu i udawania, że mnie to mało obchodzi, jest inaczej. Gryzie mnie to od środka i nie daje o sobie zapomnieć – było więc różnie, co wpływało na jej stan ducha. Chciała mieć wszystko gdzieś, ale nie potrafiła. Czasami plątało jej się wszystko ze sobą i wewnętrznie była rozbita.
    Kiedy usłyszała, że Eitri słuchał jej audycji, podniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. Widać było, że mówił szczerze, nie tylko próbował ją pocieszyć.
    - Dziękuję, robię co mogę – odpowiedziała. - Radio jest moją ostoją. Czuję się tam zupełnie inaczej. To daje mi siły i fakt, że nikt mnie nie widzi także jest pocieszający. A co do rozmów z gośćmi, każdy jest tylko człowiekiem, ma swoje życie, mocne strony i słabości. Jesteśmy tak naprawdę równi, co pomaga mi w pracy. Jestem rozchwiana emocjonalnie, ale dzięki pracy jakoś się trzymam. To mój sposób na przetrwanie. Dodaje mi to sił i na resztę dnia daje mi to poczucie stabilności – jako takiej, bo bywało różnie. Jak to w życiu bywało, raz lepiej, raz gorzej znosiła to wszystko. Ale takie było życie, nikt nie mówił, że będzie łatwo.
    Zgadzała się także z tym, że to nie było miłe, gdy się źle mówiło o innych i oceniało ich w złośliwy sposób. Sama mogła nie lubić wielu osób, ale nie potrafiła ich nazwać takimi określeniami.
    - To prawda. Jednak nic na to nie poradzimy. Takie określenia były i będą nadal – najlepiej było nie zwracać na to uwagi, ale Amalia ciągle czuła, że coś w tym jest. Nic nie brało się bez powodu. Ona jednak miała swoją traumę, z którą radziła sobie lepiej lub gorzej. I to ona wpływała na jej życie.
    - Nie, nic się nie stało – zapewniła, słysząc pytanie. - Rodzice nalegali na pomoc, bo moje problemy związane są z czasami dzieciństwa. Powiedzmy, że częściowo pomogło, w końcu odzyskałam jako takie poczucie stabilizacji emocjonalnej, ale tak naprawdę z niektórymi sprawami trudno jest się pogodzić i na dłuższą metę niewiele działa, albo przynajmniej człowiek oswaja się z tym wszystkim i następuje faza obojętności – dla niej trudno było szukać skutecznego leku na traumę. Pewnych spraw nic nie naprawi, bo w jej przypadku, nie wróci się kogoś bliskiego do życia. Ona straciła część siebie, gdy zginął jej bliźniak. Po prostu.
    - Przepraszam, że smęcę. Jednak nie ma co ukrywać emocji. Mimo to, że jestem taka przygaszona, potrafię się śmiać, wyjść z mieszkania i żyć, tak po prostu. Mimo to pewne sprawy na zawsze zostają z człowiekiem. I choćbyśmy chcieli, nie zapomnimy o tym. Staram się oddzielać problemy od reszty i nie napastować innych swoimi smutkami, ale bywa różnie. Tutaj zawsze czuję się jak w swoim schronieniu, nie muszę nikogo udawać i ukrywać to, co czuję. Te ściany wiedzą najlepiej o tym, jak to się u mnie dzieje – zakończyła myśl.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Słuchał jej słów z powagą, wciąż zasłaniając się ciastkiem, które porwał z talerzyka. Co jakiś czas odrywał je od ust, by zakryć twarz kubkiem ze znikającą kawą. Milczenie zdawało się mu teraz najlepszym, co mógł zrobić. Spokój odzyskał dopiero w momencie, gdy zrozumiał, że jego towarzyszka nie zamierza w jakikolwiek sposób gniewać się za popełniane przez niego błędy. Nie chciał jednak cieszyć się przedwcześnie i wciąż nie potrafił odczuć ulgi, choć zdawało się, że Amalia jest zupełnie z nim szczera i nie zamierza ukrywać ewentualnie pojawiającej się urazy.
    W pewnym sensie czuł, że podziela jej wewnętrzny ból. Zwykle zdawał się być osobą niewzruszoną i pozbawioną jakichkolwiek emocji okazywanych osobom z otoczenia. Chłodny i wyniosły, nie potrafiący odwzajemnić matczynej miłości, uciekający przed jakimkolwiek kontaktem, a jednocześnie wciąż poszukujący prawdziwej relacji. Przepełniony skrajnymi odczuciami, kotłującymi się w ciele, uchodzącymi czasami pod postacią furii i niekontrolowanych wybuchów. Zawieszony pomiędzy tym, co ludzkie a tym, co tyczyło się umarłych. Nigdy nie było mu łatwo, choć nie zamierzał narzekać, wciąż zakopując w sobie wszelakie oznaki słabości. Nie zawsze potrafił znaleźć w sobie siłę – ostatni rok był przykładem zupełnego poddania się i rezygnacji wypływającej z licznych trudności, których doświadczył. Wypadek, nieudany związek, pogłębiająca się przez cały czas depresja, jedynie przykrywana pobieżnie innymi wydarzeniami, byle tylko nie pokazać, że coś jest nie tak. Żmudna rehabilitacja. Cudem wygrzebał się ze studni rozpaczy, choć wciąż nie wszystko było w porządku. Odłożył nadgryzione ciastko na talerzyk przed sobą i splótł ze sobą palce dłoni.
    Przyglądał się Amalii wzrokiem na tyle łagodnym, na ile potrafił go takim uczynić. Chciał pokazać jej zrozumienie.
    Nie… nie smęcisz. Dziękuję, że to mówisz. Wiem, że nie jest łatwo komukolwiek opowiadać o takich rzeczach. Rozumiem, że jest ci ciężko…
    Znajome uczucie pojawiło się powoli, narastając w ciele falą ciepła wędrującego od ramion po same koniuszki uszu. Usta drgnęły w nerwowym tiku, którego nie potrafił opanować. Znowu działo się to samo… Przychodząc w nowe miejsce, nigdy nie mógł być pewien, że nie doświadczy duchowej obecności. Istoty te zdawały się być wszędzie i jedynie czekać na pojawienie się medium. Nie potrafił określić, co było wyzwalaczem? Jej słowa? Historia? Trauma o której wspomniała? Ścisnął mocno zaplecione palce, skupiając się na tym, co teraz do niego docierało.
    Obecność nie była tak natarczywa, jak ta, której doświadczył w domu Rakkel. Raczej spokojny strumień świadomości wdarł się do jego umysłu i przesycił kilkoma wyraźnymi emocjami – smutkiem, zagubieniem i… nadzieją? Kimkolwiek był niespodziewanie pojawiający się przed nim byt, wiązał swoje istnienie z właścicielką tego mieszkania.
    Odwrócił na chwilę wzrok od Amalii, jednak niezwykle ostrożnie, aby nie przestraszyć jej swoją nagłą zmianą zachowania. Głowa pulsowała mu tępym bólem. Podświadomie czuł, że historia, o której wspomniała jego towarzyszka była niezwykle trudna, skomplikowana i oplatająca jej osobę od lat wczesnego dzieciństwa. Czy wiązała się ze śmiercią?
    Czego chcesz?
    Lakoniczne pytanie wybrzmiało w jego głowie, gdyż chciał w jakikolwiek sposób zrozumieć to, co się działo.
    Nie uzyskał jednak żadnej odpowiedzi, wciąż tylko milczenie i emocje powoli przepływające przez jego głowę. Nie mógł wyłowić choćby zarysu historii. Miał wrażenie jednak, że jeśli wspomni o tym, czego doświadczył Amalii, ta przerazi się, że wcale jej nie pomoże, a dotknie czegoś, czego nie powinien. Nie tu i nie teraz…
    Zostaw… Przerazi się…
    Nigdy nie prosił żadnego z duchów w tak łagodny sposób. Nigdy też nie spotkał się z tak szybką reakcją i wycofaniem istoty, która wyraźnie wystraszyła się możliwością zaszkodzenia Amalii.
    Eitri zacisnął zęby i zmrużył oczy. Mimo wszystko, każde połączenie wywoływało nieprzyjemne skutki uboczne. Uniósł drżące dłonie do twarzy i zakrył ją nimi.
    Przepraszam… mam… czasami mam problemy z nagłymi bólami głowy. To przepracowanie – kłamstwo gładko wypłynęło z jego ust i miał nadzieję, że Amalia uwierzy. W żaden sposób nie chciał jej martwić. Głowa wciąż pulsowała nieprzyjemnie.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalia potaknęła.
    - Owszem, nie jest mi łatwo. Tym bardziej, że wszyscy znają mnie z innej strony. I nie każdy widzi jak jest naprawdę. Cóż, chyba każdy ma swoje słabości – nie wiedziała nawet jak bardzo. Gdyby tylko wiedziała, z czym mierzy się Eitri, ale nie wiedziała…
    Zauważyła, że coś jest nie tak w jego zachowaniu, bo nagle stał się jakoś dziwnie nieobecny, ale jego gest i słowa, które nastąpiły po chwili, całkowicie ją przekonały.
    - Och – wyrwało jej się.
    - A ja cię zamęczam dodatkowo – powiedziała ze smutkiem w głosie. - Powinieneś odpocząć. Zdecydowanie – naprawdę ją to zaniepokoiło. Miała nadzieję – złudną – że nie doszło do tego przez jej przemowę. Mimo to właśnie chyba tak się stało, ale skąd miała wiedzieć, że jej gość ma zdolności, które potrafiły bardzo dać w kość.
    - Czy naprawdę nic ci więcej nie jest? - zapytała z troską. - Trochę zbladłeś – dodała, wyjaśniając swoje pytanie.
    - Może mogłabym jakoś pomóc? - najlepiej chyba było pozwolić mu iść do domu, ale nie powiedziała tego na głos, przecież nie odprawi go z mieszkania, bo nawet w tej sytuacji byłoby to nietaktem. Nie chciała też, by już wychodził, ale tego także nie powiedziała na głos. Jeszcze nie. Mogła się tylko wpatrywać w jego postać, zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze się czuje.
    Znając prawdę, chyba byłoby jej trudno. Jak zareagowałaby na to, co się wydarzyło? Nie uznałaby go za wariata, ale sama… pewnie by się zlękła. Może to i dobrze, że Eitri nie chciał jej zdradzić tego, co się wydarzyło. Tak było łatwiej dla niej. W tej chwili, ale czy na dłuższą metę także? Eitri mógł jej pomóc, może nie w tej chwili, ale kiedyś. Wszystko miało zależeć od jego słów i przyszłych decyzji.
    - Przyznam, że się przestraszyłam – przemówiła ponownie. - To się stało tak nagle… Ale rozumiem, masz trudną, stresującą pracę, a skoro to się zdarza… Nie powinnam się dziwić. Mimo to… - nie dokończyła zdania, po prostu wpatrywała się w niego z troską. Nie litością, nie, ale ze zmartwieniem. Powinien bardziej o siebie dbać, tak pomyślała. Zastanawiała się, czy sobie poradzi, ale pewnie tak, w końcu jak twierdził, to się zdarza.
    - Nie powinnam cię tak obarczać swoimi problemami, przepraszam – spuściła wzrok nieco zakłopotana. - Ale przyznam, że sama poczułam się przez chwilę nieco lepiej. Widać, że na tobie ma to odwrotny skutek – naprawdę wydawało jej się, że to przez jej marudzenie tak zareagował. Bo jaki mógłby być inny powód jego reakcji? Nadszarpnęła jego nerwy. To się stało.
    Amalia nie chciała tego, zaczęła sobie wyrzucać, że to jej wina i tylko to się liczy. Coś w tym było, ale nie całkiem o to chodziło. To była reakcja łańcuchowa, wszystko się działo po kolei. Wszystko miało swój powód, a ona nie do końca była winowajczynią. On był czuły na pewne bodźce, ale skąd jej to wiedzieć?
    - Jeśli chcesz iść… - zaczęła - ...zrozumiem – powiedziała to jednak z wyczuwalnym smutkiem. Tak bardzo potrzebowała towarzystwa drugiego człowieka, że gdy nadchodził moment, w którym wypadało się pożegnać, była przygnębiona. Nie chciała go męczyć, naprawdę.
    - Jak już mówiłam, chyba powinieneś odpocząć. Miałam nadzieję, że miło spędzisz czas, a tymczasem… - nie wyglądał najlepiej.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Obca obecność wycofała się niemal tak szybko, jak pojawiła się w umyśle Eitriego. Pierwszy raz nie doświadczył natarczywości i gwałtowności, co w pewnym stopniu go zdziwiło, jednak był niezwykle wdzięczny za to jaki obrót przybrały sprawy. Gdy uniósł głowę, starał się wychwycić reakcję Amalii – czy zaniepokoiła się jego czasową niedyspozycją. Miał nadzieję, że mimo wszystko udało się mu zamaskować ogrom emocji wdzierających się w niekontrolowany sposób do jego świadomości. Niestety, okazało się, że tyle wystarczyło, aby kobieta zmartwiła się jego zmianą zachowania. Nie chciał przysparzać kolejnych kłopotów, a te zdawały się go dzisiaj trzymać nawet wtedy, gdy wybierał milczenie i obojętne siedzenie na krześle.
    Powoli udało się mu odzyskać względny spokój. Rozejrzał się ukradkiem po pomieszczeniu, tak jakby szukał kogoś, kto mógłby nagle wyskoczyć chociażby zza firany. Odetchnął głęboko.
    Nie. Daj spokój. To zupełnie nie twoja wina. – Nie chciał, aby brała odpowiedzialność za coś, co nie było od niej zależne. Tak właściwie, to co się stało było również poza jego kontrolą. Przypisywanie sobie winy za takie sytuacje nie było niczym dobrym. Amalia nie znała jednak zupełnej prawdy, a on zdecydował, że na ten moment lepiej będzie ją okłamać. Nie przepadał za oszukiwaniem ludzi – zwykle słynął z tego, że jest bardzo prostolinijny, nie zważa na czyjeś odczucia i potrafi być szczery do bólu. Stąd wynikała częsta niechęć do jego osoby.
    Ułożył dłonie na blacie, przyglądając się swoim skostniałym palcom. Czuł niemal, że cała krew odpłynęła mu z kończyn i pulsowała w głowie, dudniąc nieprzyjemnie.
    Chcę jeszcze posiedzieć tutaj z tobą. Czy mogłabyś zaparzyć mi herbaty? Jeśli to nie problem. Potrzebuję chwili na zebranie myśli. – Nie zamierzał zgrywać bohatera, któremu nic się nie stało. Nie chciał również wyjść teraz bez słowa, choć nie powiedział jej prawdy, musiał chociaż częściowo wyjaśnić całe zajście.
    Amalia wiele rzeczy dzisiaj mu opowiedziała, a on wciąż tkwił w swojej skorupie i do pewnego momentu nie zamierzał tego zmieniać. Coś, czego doświadczył jednak w spotkaniu z duchem, którego nie potrafił zidentyfikować, nakazało mu większą łagodność i przychylność względem kobiety. Cokolwiek robiła i  mówiła, była w tym zupełnie szczera. Pierwsze obawy i dystans, który czuł początkowo w związku z jej zawodem, zdawały się powoli ustępować.
    Ułożył opuszkę palca na talerzyku obok ciastka i zaczął rysować wzorek w cukrze, który opadł ze słodkości. Prosta czynność ponownie pozwalała mu odzyskać wewnętrzny spokój i poukładać myśli błądzące w głowie.
    Wiesz… tak właściwie, to nie do końca przez samo zmęczenie pracą. Mam tak od dziecka. W różnych sytuacjach, bez mojej kontroli. – Słowa, które wypowiadał nie należały do łatwych. Nie potrafił opowiadać o swoim darze, nawet jeśli nie było to nic wprost i jedynie uchylał przed Amalią rąbka tajemnicy. – Często „napady” – wziął słowo w cudzysłów – utrudniały mi normalne funkcjonowanie. Może przez to chciałem i chcę czasami przed wszystkimi uciekać. Dodatkowo moja matka dostaje zawsze dziwnego kręćka, gdy słyszy co się dzieje. Stąd jej niechęć do mojej pracy w Kruczej Straży. Chciała czegoś innego… – Widziała go pośród kapłanów, tam gdzie każdy upatrywał miejsca medium – osoby szanowanej, posiadającej kontakt z duszami. Służącej radą i pomocą, gdy ktoś chciał nawiązać jakiekolwiek porozumienie ze zmarłymi przodkami. On nigdy nie chciał tej drogi dla siebie, stąd szybkie odcięcie się od rodziny i niechętne powracanie do domu. Wolał życie, które wybrał zupełnie świadomie. – Więc naprawdę, nie bierz odpowiedzialności za to co się stało na siebie. To moja natura. Nic więcej. Już czuję się lepiej – stwierdził i na poparcie swoich słów, uśmiechnął się dość promiennie. Faktycznie jego twarz z zupełnie bladej, stała się nieco bardziej „żywa”. Nie miał w zwyczaju dzielić się takimi informacjami, jednak poczuł choć odrobinę ulgi pomimo wyrzutu, że okłamał Amalię.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Eitri przekonywał ją, że to nie jej wina, a jednak wydawało  jej się, że coś jednak miała z tym wspólnego. Mimo to postanowiła mu zaufać i odprężyła się nieco. Odpuściła. Wysłuchała jego słów po czym odpowiedziała:
    - To dobrze – naprawdę poczuła się lepiej słysząc, że nie chce jeszcze wychodzić. Słysząc prośbę wstała ze swojego miejsca i natychmiast zajęła się przygotowaniem herbaty. Przez kilka minut milczeli, bowiem Amalia nie chciała przerywać ciszy, pozwalając mężczyźnie na zebranie myśli, tak jak tego chciał. Kiedy jednak skończyła swoja pracę, nie miała już żadnej wymówki do tego, by stać odwrócona plecami. Z nieśmiałym uśmiechem postawiła przed nim kubek herbaty.
    - Proszę, niech pójdzie na zdrowie – rzekła.
    Znów zajęła swoje miejsce i czekała na to, co zrobi lub powie Eitri. I przemówił.
    Panna Stjernen wysłuchała jego wyznania, a potem skinęła głową.
    - To musi być trudne – powiedziała. - Szczególnie, jeśli się tego nie kontroluje – słowa, które padły z jego ust sprawiły, że nieco lepiej pojęła charakter i milczenie tego człowieka. Poczuła nić porozumienia między nimi. Prawda, mieli różne przypadłości, ale jedno się zgadzało: od dziecka mierzyli się z czymś, co było ponad ich siły. Nie kontrolowali wszystkiego.
    - Ważne jest to, czego ty chcesz – odparła. - Ja postanowiłam zostać dziennikarką po to, by przełamać się w swojej nieśmiałości i cichej naturze. Chciałam nauczyć się rozmawiać z ludźmi i osiągnąć coś niemożliwego. Prawda jest taka, że chciałam zostać uzdrowicielką i pomagać innym, ale nie miałam do tego tyle sił i zdolności, by podążyć właśnie tą drogą. Pracując w radiu, mogę robić coś innego, dodawać sił wcześnie rano tym, którzy potrzebują optymizmu na dzień dobry. To także mnie cieszy. Inne to zajęcie od wymarzonego, ale trzeba się cieszyć tym, co jest. We wszystkim można odnaleźć coś dobrego, trzeba tylko próbować to dostrzec – ona widziała coś, co pomagało jej w jako takiej stabilizacji emocjonalnej. Problem pojawiał się wtedy, gdy była sama, ale wśród innych osób była weselsza. No, może nie zawsze, ale mimo wszystko się starała. I lubiła to, co robiła. Musiała być kreatywna, odważna i pewna siebie. Może się oszukiwała, ale to nie było złe. Gdyby nie musiała walczyć ze słabościami, byłoby jej jeszcze trudniej w życiu. Wszystko miało swoje dobre i słabe strony.
    - Własne wybory są najważniejsze. W końcu to my żyjemy tym życiem i nikt za nas tego nie zrobi. Moi rodzice woleliby za to, bym mieszkała w Trondheim. Ja wolałam zostać tutaj – uciekała od nich, chociaż odwiedzała ich regularnie. Nie chciała tylko czuć większego poczucia winy. Widok ich twarzy, te spojrzenia pełne litości… Nie, nie poszłoby jej to na dobre.
    - I tak, wyglądasz lepiej – przyznała mu rację. - Dziękuję też za słowa pocieszenia. Nie będę brała tego zdarzenia do siebie, chociaż zmartwiło mnie to. Taki już mój charakter – Amalia była dobrą dziewczyną, po prostu. Nie życzyła innym źle, zawsze patrzyła na drugiego człowieka z tą łagodnością i szczerym zainteresowaniem.
    - Cóż, każdy ma swoje mocne i słabe strony. Trzeba się nauczyć z nimi żyć. Tak naprawdę to jest wszystko, co nas określa. Jesteśmy, jacy jesteśmy przez to, co nas dotyczy, co czujemy i tak dalej – podsumowała swoje myśli na głos. Eitri też był tym, kim jest, przez to, co czuł i co go określało. Każdy człowiek tak miał.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Jeszcze nie postanowił, co zrobi dalej. Nie wiedział, czy powie jej prawdę, z czasem przekonując się, że to najlepsze wyjście, czy też będzie milczał i uzna spotkanie z duchem za niewarte dalszego rozmyślania. Obecnie podejmowanie takich decyzji zdawało się abstrakcją, gdyż wciąż rozdygotane emocje bardzo powoli stabilizowały się i pozwalały na zupełnie trzeźwy osąd. Nie chciał działać pod wpływem podszeptów dyktowanych impulsem, zamiast tego skupił się na obecnej chwili. Osadzając własną osobę w rzeczywistym świecie, nie tym, który należał do ducha. Jego obecność wyparowała zupełnie, choć podskórnie czuł, że obserwuje go i zupełnie nie może oderwać się od mieszkania kobiety. Co takiego wydarzyło się lata temu, że istota ta nie zamierzała odejść w niebyt lub ku krainie, w której miały czekać ją same dobre rzeczy? Nie wiedział i sądził, że nie dowie się, jeśli Amalia sama nie postanowi podzielić się z nim prawdą. Nie chciał w żaden sposób naciskać, starczało, że ogólne przywołanie wspomnień wywołało w niej smutek.
    Posłusznie oczekiwał na swoją herbatę, gdy kobieta zgodziła się, aby spełnić jego prośbę. Potrzebował tej ciszy, którą mu ofiarowała, zajmując się prostą czynnością. Kiwnął głową, gdy otrzymał kubek i objął go zimnymi dłońmi. Rozgrzał je powoli i w końcu zdecydował się, by zaczerpnąć łyk naparu – cierpkość smaku podziałała zbawiennie na półprzytomny umysł. Skupił się na kolejnym łyku, za nim na kolejnym i kolejnym. Wciąż nie miał odwagi, aby przełamać ciszę, jednak Amalia wyręczyła go z tego nieprzyjemnego obowiązku. Słuchał jej ze skupieniem, zastanawiając się, czy aby na pewno nie przekroczył jakiejś granicy, opowiadając o sobie zbyt wiele. Nie czuł się dobrze, gdy ktoś dowiadywał się szczegółów z jego życia, nawet tych najdrobniejszych. Starczająco wiele plotek na jego temat krążyło po Kruczej, począwszy od niezrównoważenia psychicznego, na nieudanym życiu prywatnym skończywszy. Nie zamierzał zamęczać jej tłumaczeniem, choć zdawał sobie sprawę, że i ona znała pewne kłopotliwe elementy z jego życia.
    Nauczyłem się z tym żyć i jest mi całkiem dobrze, choć nie lubię sprawiać innym kłopotu. – Odpowiedział zgodnie z prawdą i ponownie zasępił się. Siedział nad herbatą nie do końca wiedząc, jak dalej powinien postępować. Czuł, że nie powinien nadwyrężać jej dobroci i gościnności, a jednak nawiązanie duchowej więzi z istotą zamieszkującą jej dom, wprawiała go w poczucie obowiązku względem Stjernen. – Masz zupełną racje. U mnie było jednak tak, że ojciec bardziej przychylnie zapatrywał się na moje decyzje. Sam był oficerem w Kruczej Straży, mój dziadek również poszczycić się może nie byle jaką karierą. Starszy brat też wybrał podobną ścieżkę dla siebie. Można rzec, że to pewnego rodzaju tradycja rodzinna. Dla mnie niezwykle dobra, zgodna ze mną. Zgodna z moimi przekonaniami – bardzo precyzyjnie opowiedział o tym, jak wyglądała ogromna część jego życia rodzinnego. Zaśmiał się cicho pod nosem. – Moja matka pewnie, podobnie jak twoi rodzice, wolałaby, abym był w rodzinnym Göteborgu… Choć chyba już porzuciła całkowicie nadzieję na moją zmianę zdania. – Mina, którą obecnie prezentował, przesycona była dziwnym dyskomfortem i smutkiem, kryjącym brutalną prawdę o tym, jak bardzo uciekał przed Cathariną i jakimkolwiek kontaktem z nią, usprawiedliwiając się, że tym tylko chce ją ochraniać. Choć rzeczywistość była bardziej brutalna, a on za każdym razem wbijał matce kolejny sztylet w plecy. Spojrzał na Amalię i pozwolił, by błękit oczu raczył ją swym kolorem dłużej, niż do tej pory. – Powinnaś bardziej myśleć o sobie. Dbanie o drugiego człowieka jest ważne, jednak wiem, jak bardzo potrafi być wyniszczające, zwłaszcza, jeśli robisz to kosztem siebie. – Sam przekonał się o tym nad wyraz dobrze. – Ja nie uważam swoich słabych stron za jakiś problem, zazwyczaj inni próbują mi wciskać, że coś jest nie tak. Może i odstaję, ale jak mam być szczery, to mam to zupełnie gdzieś. Widzisz… Może powinienem się tym bardziej przejmować, aby zrozumieć drugiego człowieka i tak od siebie nie odstraszać. Nie ważne… Nie zmienię czegoś, z czym żyję od urodzenia. – Dopijając herbatę, machnął ręką, po czym odsunął nieco kubek. – Dziękuję, że pomimo tego, tak wytrwale próbujesz ze mną rozmawiać. – Nieoczekiwane słowa padły w głuchą przestrzeń kuchni. Wciąż na nią spoglądał, zastanawiając się, jaki osąd na temat jego osoby zdołała sobie wyrobić.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    - To, co nas dotyczy, tak naprawdę nas określa. Jesteśmy jacy jesteśmy przez to wszystko – powiedziała cicho, bardziej do siebie niż do niego. Nie mówiła na głos swoich myśli, nie chciała, by naprawdę uznano ją za stukniętą, ale czasem coś jej się po prostu wymknęło.
    Amalia wysłuchała z uwagą wypowiedzi mężczyzny, po czym odparła:
    - Faktycznie rodzinne zajęcie. I niejako presja, jeśli chce się wiele osiągnąć. A jednak jeśli to coś, co sprawia satysfakcję, to dlaczego nie? Jeżeli dobrze się z tym czujesz, to można tylko pogratulować. To bardzo ważne, by znaleźć coś dla siebie – on zapewne nie oszukiwał siebie w tej pracy. Amalia trzymała się dziennikarstwa dlatego, że dało jej to odpocząć od swoich słabości. Zajmowała czymś umysł i było o wiele łatwiej. Starała się jak mogła, pokazując innym, że stać ją na coś większego, ważniejszego. Może się oszukiwała, ale póki nikt nie uważał, że sobie nie radzi, robiła, co do niej należało. I lubiła to, bo czuła się lepiej.
    Amalia uciekała przed rodziną, gdyż nie potrafiła znieść smutku w oczach matki. Wiedziała, że ta mimo wszystko zawsze będzie łączyć śmierć syna z jej osobą, nawet jeśli Amalia była wtedy dzieckiem. Sama panna Stjernen kochała rodziców i chciała z nimi spędzać czas, ale zawsze pojawiała się ta sztuczna uprzejmość i atmosfera. Niby było dobrze, były uściski, uśmiechy, ale jakby wymuszone. Tak właśnie wydawało się Amalii. Dlatego chociaż tęskniła za domem i najbliższymi, wolała trzymać się z daleka. Ich relacja była dobra, ale taka, jak być powinna. Amalia sama trzymała się trochę na dystans. Taki był jej wybór.
    Kolejne słowa Eitriego były zastanawiające. Czy miał rację? Ona sama nie czuła się najlepiej w swojej skórze i nie potrafiła jakoś myśleć o sobie. Nie akceptowała siebie tak, jakby chciała.
    - Ja już sama nie wiem, co robić – przyznała. - Nie potrafię czasem odróżnić tego, co jest dla mnie dobre, a co bardziej mnie wyniszcza – podparła głowę na dłoni i ze zmartwieniem patrzyła gdzieś w ścianę.
    - Nie wiem, czy potrafię bardziej myśleć o sobie. Słyszałam te słowa wiele razy, a jednak mam wrażenie, że jeśli nie poświęcę się dla innych, nie będę potrafiła sama ze sobą wytrzymać – wszystko mieściło się w poczuciu winy, która tak bardzo ją owładnęła. Amalia nie potrafiła do końca zaakceptować siebie i to był jej wielki problem. Ona nie żyła naprawdę, tylko egzystowała sobie, bo jej serce nadal biło.
    - Na bogów – mruknęła. - Ale nam wyszła pogadanka o problemach – starała się na uśmiech, słaby i nieco przygaszony, ale jednak kąciki ust lekko jej drgnęły.
    - Ja też dziękuję, że mnie słuchasz – spojrzała mu w oczy. Naprawdę była wdzięczna za to, co mówił i jak przyjmował jej słowa. Oboje mieli swoje historie i przypadłości, byłoby im chyba łatwiej się porozumieć, gdyby tylko szczerze pomówili. Ale mieli na to czas, chyba. Zrobili właśnie pierwszy, solidny krok do wartościowej relacji, ale wiele było przed nimi. Szczerość była tu podstawą, wyznania i zaufanie także. Wszystko w swoim czasie.
    - Dobrze mi się z tobą rozmawia – było to szczere stwierdzenie. Wiedziała, że on nie uważa jej za wariatkę. Próbował ją zrozumieć i czuła za to wdzięczność. Może i odstawali od innych osób, ale co tam. Dobrze było wiedzieć, że był ktoś, kto ją rozumiał i nie wyśmiewał. Tych osób było mało, ale istnieli i najwyraźniej Eitri mógł się do nich zaliczać. To było pocieszające.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Pomimo pozornej oziębłości, niezwykle dobrze myślał o swojej rodzinie, a wspomnienia związane z dziadkiem zawsze powodowały ciepło na sercu. Szanował ich wszystkich niezwykle – nie potrafił odmówić im pasji do tego, co robili i zaangażowania. Sam starał się równie dobrze wypełniać obowiązki i dawać z siebie wszystko. Być może dlatego w ostatnim czasie czuł się tak przytłoczony i zmęczony – zawsze chciał pracować ponad normę, byle nie przeoczyć czegoś i nie zawiść przełożonych. Owszem, czasami robił to na swój sposób, co spotykało się z niechęcią, ale pozostawał skuteczny. Uśmiechnął się łagodnie do swoich myśli i do słów wypowiedzianych przez Amalię.
    Tak, to niezwykle ważne i w gruncie rzeczy, powinienem być w związku z tym szczęśliwy. – I w istocie taki był, choć często radość przysłaniały inne troski i chodził z nachmurzoną miną. Miał nadzieję, że Amalia również odnajduje w swojej pracy radość, pomimo przeszłości, która nad nią wisiała. Nie miał jednak odwagi zapytać, obracając kupek w dłoniach i wciąż przyglądając się jej twarzy. Choć powoli czuł większą swobodę, wciąż zbyt krótko się znali, by w pełni mógł wypowiadać to, co chodziło mu po głowie. – Słuchaj. To bywa trudne, wymaga czasami czasu, aby zauważyć co nam służy, a co nie… A jeśli wciąż masz poczucie, że nie potrafisz się zdystansować i na zimno osądzić, to możesz poprosić o pomoc. Takie spojrzenie osoby z zewnątrz czasami pomaga. Sam, gdy wpadam w moje paranoje, staram się rozmawiać z bratem. Bywa to pomocne. – Przeczuwał, że może poczynić jakąś wymówkę, jednak chciał jej pokazać, że nawet z najgorszych sytuacji są jakieś wyjścia.
    Co do robienia rzeczy dla siebie, zacznij od drobnostek. Uwierz mi, jeśli o to nie zadbasz, to wypalisz się zupełnie. – Sam nie wiedział, kiedy tak gładko przeszedł do udzielania wskazówek co do życia, w którym przecież sam nie radził sobie najlepiej. Choć chyba to tak wyglądało – łatwiej mówiło się komuś o pewnych sprawach, niż samemu stosowało do zaleceń.
    Przechylił kubek z herbatą i dopił resztkę napoju, odstawił naczynie na blat i zawiesił wzrok na osadzie, który układał się w przedziwny wzór na jego dnie.
    Czasami to chyba lepsze. Pogadać. Nie zbierać tego w sobie. Potem bywa krucho… – Wspomnienie miesięcy spędzonych w szpitalu zawisło złowieszczo nad jego głową. Spoglądając na zegarek był niezwykle zdziwiony, nie wiedział, kiedy godziny uciekły tak szybko, a on dawno przekroczył limit czasu, który sobie wyznaczył na odwiedziny. Musiał jednak przyznać, że rozmawiało mu się całkiem przyjemnie. – To całkiem przyjemne… Dawno nie miałem okazji, aby porozmawiać tak z kimś spoza rodziny. – Czuł, że powinien się zebrać w drogę powrotną. Nie zdecydował jeszcze, co zrobi z dzisiejszym doświadczeniem i koniecznie musiał to przemyśleć. – Chyba muszę się już zbierać. Zabrałem ci za dużo czasu. – Wstał z miejsca i pozwolił, aby Amalia do niego dołączyła, gdy szedł w kierunku przedpokoju. Ubrał się i przygotował do wyjścia. Choć początkowo był sceptycznie nastawiony do odwiedzin, odchodził w dobrym nastroju, nieco podbudowany i chyba… szczęśliwy, co nie zdarzało się zbyt często. Miał wyjść bez zbędnych słów, gdy pożegnał się z kobietą, jednak w ostatniej chwili obrócił się i posłał jej uśmiech.
    Odezwij się, gdybyś chciała jeszcze pogadać. Chętnie się spotkam. – Wyrzucając z siebie ostatnie słowo, zbiegł po schodach ku wyjściu z kamienicy, zupełnie nie wiedział, jak zareagowała. Chyba nie był na to gotowy.
    Dżdżysta pogoda nie zmieniła się ani odrobinę, więc naciągnął głębiej kurtkę i szybko uciekł w kierunku swojego mieszkania.

    Eitri i Amalia z tematu


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.