Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    05.02.2001 – Kuchnia z jadalnią – A. Eriksen & I. de Medici & I. Soelberg

    3 posters
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    05.02.2001


    Zima miała się w najlepsze, ale to nie zniechęciło Eriksena do codziennych patroli. Nie musiał ich robić, był specjalistą, ale to pozwalało mu nie zgnuśnieć w pracy. Poza tym, coraz częściej dostawali informacje odnośnie dziwnych stworzeń pojawiających się bliżej ludzkich siedlisk. Łowcy byli zobligowani do sprawdzania każdego takiego donosu. Niepokojący był też fakt, że młodzi widzący pchali się do enklaw, co groziło kolejnymi niebezpieczeństwami. W związku z natłokiem pracy cieszył się na spotkanie z Isabellą. Nawet taki mruk jak Agnar Eriksen potrzebował spotkania, w trakcie którego będzie mógł spędzić czas w innym towarzystwie niż inni łowcy.
    Trasę znał na pamięć, więc nogi niosły go same kiedy on przemierzał ulice miasta, a w kąciku ust jarzył się papieros. Przedmieścia brzmiały inaczej niż centrum Midgardu, było trochę spokojniej, a mury szpitala były widoczne już z daleka.
    Wkraczając do domu Isabelli powitała go kobieta opatulona w koc, wyraźnie pogoda odbiła się na zdrowiu kobiety.
    -Widzę, że wjedzie napar ziołowy, a nie kawa. -Oznajmił widząc stan w jakim znajduje się kobieta. Zdjął płaszcz, który odwiesił w przeznaczonym na to miejscu. -Pozwolisz- Przeszedł do części kuchennej. -Nie będę długo. Widziałaś się z medykiem?
    Nie spodziewał się, że będzie robił za opiekuna, ale cóż, szybko wszedł w rolę jaka mu została przypisana. Nie zwykł nikogo niańczyć, ale nie wyobrażał sobie, że wejdzie i wyjdzie, tylko dlatego, że Isabellę dopadła choroba.



    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Nie powinna być zaskoczona, że choroba w końcu i ją dopadła. Zima rządziła się swoimi prawami, a wchodzenie z zimnego do ciepłego jeszcze nikogo nie oszczędziło. Poza tym w pracy miała kontakt z wieloma ludźmi, część z nich na pewno roznosiła zarazki i w końcu jakiś wirus i ją złapał.
    Zdecydowanie bardziej wolała włoski klimat, ale przeprowadzka do Midgardu była tylko i wyłącznie jej decyzją, więc nie zamierzała narzekać, dlatego nikomu nie mówiła o swojej niedyspozycji.
    Nie czuła się najlepiej, ale nie zamierzała robić z siebie ofiary, a tym bardziej odwiedzać medyka, skoro mogła kurować się domowymi sposobami i zwyczajnie wyleżeć podniesioną temperaturę ciała. Trudniej było wytrzymać z niedrożnym nosem, utrudniającym oddychanie, przez co musiała oddychać buzią - a to znowu też było utrudnione przez obrzęk szyi, która stała się nieprzyjemnie bolesna i zaczerwieniona.
    Z tego roztargnienia zupełnie zapomniała, że jakiś czas temu umówiła się na kawę z Agnarem. Całe szczęście, że mieli się spotkać w jej domu, bo inaczej wystawiłaby go w kawiarni przez zapomnienie. Przywitała go w drzwiach w opłakanym, jak na nią, stanie. Włosy zaplotła w wygodnego warkocza, by nie przeszkadzały jej poszczególne pasma, plączące się w kołtuny. Bez makijażu i podpuchnięta od choroby nie prezentowała się zbyt atrakcyjnie, ale nie było to jej priorytetem; zamiast tego ubrała się w ciepły drew i na to narzuciła jeszcze koc.
    - Przepraszam, zapomniałam napisać - powiedziała z trudem, bo opuchlizna gardła nie tylko przeszkadzała w jedzeniu i oddychaniu, ale także w mówieniu. Nie chciała, żeby ktokolwiek oglądał ją w takim stanie, ale Agnar właściwie wszedł do środka bez pytania i od razu skierował się do kuchni, więc poszła za nim i usiadła na kanapie przy oknie, obserwując jego poczynania.
    - Naprawdę nie musisz, samo minie - westchnęła, zwyczajnie nie lubiąc robić wokół siebie zamieszania ani użalać się nad własnym losem.
    - Nie, nie. Po prostu muszę dużo pić i leżeć - wzruszyła lekko ramionami, co nie było dobrym pomysłem, bo naruszyła obolałą szyję, ale starała się zamaskować skrzywienie czymś na kształt uśmiechu.
    - Wszystko w porządku? - zapytała, próbując przekierować uwagę na niego i gładko odejść od tematu choroby, nawet jeśli robił jej napar.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Nie zapadał tak łatwo na choroby, ale wynikało to z jego profesji. Niezależnie od pogody, przebywał na zewnątrz - czy to patrole okolic czy treningi z innymi członkami Gleipniru. Hartowany od małego, nie mógł nigdy poddawać się słabości ciała, trenując tym samym również własnego ducha.
    -Hmm... - Mruknął jedynie na jej przeprosiny, nie zwracają uwagi na zaprzeczenia i prośby, aby się nie przejmował. Nie miał zamiaru się nad nią rozczulać, a jedynie trochę pomóc. Isabella przypominała mu inne kobiety z rodu Eriksenów. Silne i niezależne, takie które nie pozwolą by ktoś uznał je za słabe. Dumne i pewne siebie, acz czasami każda mocna jednostka potrzebowała wsparcia. Sięgnął po mieszanki ziołowe, a gdyby wiedział przyniósłby odpowiednie olejki do terapii parowej. Ta zaś idealnie działa na wszelkie opuchlizny, choć medykiem nie był. Praca w terenie wymagała, aby znać podstawy leczenia. Inaczej żaden łowca by nie przetrwał sam w lesie czy na jakiejkolwiek misji. Oparł się o blat stając przodem do Isabelli, skrzyżował ramiona na piersi. -U mnie, po staremu. - Odparł zdawkowo. Nie należał do ludzi, w których życiu działy się wielkie rewolucje. Każdy z dni wyglądał podobnie. Stabilne, przepełnione rutyną życie. Pochmurne spojrzenie Eriksena nie zachęcało ludzi do nawiązywania z nim kontaktu, na co Łowca nie narzekał. Widząc wyczekujący, kobiecy wzrok zrozumiał, że ta odpowiedź to zdecydowanie za mało. Westchnął cicho. -Zaczyna być niebezpiecznie w okolicach miast. Lepiej nie zapuszczać się na samotne wyprawy. - Dodał po chwili, zerkając co jakiś czas na wodę. -Wyzwoleni też sobie śmiało poczynają. Każda ładniejsza kobieta brana jest przez nich za demona. Bywają bardzo napastliwi. - Z tymi słowami zdjął garnek z ognia i zalał nim napar, który następnie nakrył spodeczkiem, aby naciągnął. Resztę zaś wylał do głębokiej miski i również wsypał tam zioła, które znalazł w kuchni. Naczynie ustawił na stole. -Łazienka jest tam? - Zapytał tylko po to, aby nie wychodzić z pomieszczenia bez słowa. Wrócił szybko z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. - Jak napar będzie naciągał, w tym czasie posiedź z głową nad parą i pozwól, aby z mieszanką ziół oczyściła drogi oddechowe. - Wskazał jej miskę. -Ręcznik na głowę.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Gdyby się zaczął nad nią rozczulać, to zwykłe spotkanie przerodziłoby się w trening, tylko kobieta z pełną świadomością próbowałaby mu zrobić krzywdę. Nie znosiła litości i nie chciała, żeby ktokolwiek na nią chuchał. Oczywiście przy niektórych stanach zdrowia pomoc drugiej osoby była niezbędna, ale w jej przypadku to tylko puchlina nosowo-gardłowa, miała już ją kilka razy i za każdym razem udało jej się zwalczyć chorobę bez udziału medyków. Kilka dni męki, ale wszystko będzie dobrze.
    Nie próbowała go nawet przekonywać, że wszystko w porządku i nie potrzebuje jego pomocy, bo był chyba jeszcze bardziej uparty, niż ona, a nie miała teraz siły na kłótnie. Pozwoliła, by rozgościł się w kuchni i poszukał sobie wszystkiego, czego potrzebował do leczniczej kuracji.
    Nie zdziwiła jej zdawkowa odpowiedź na pytanie, lubował się w takich, ale potrafiła od niego wyciągnąć trochę więcej, bo pochmurne spojrzenie i skwaszona mina nie robiły na niej wrażenia. Patrzyła wyczekująco, dopóki nie rozwinął tematu.
    - Wiem, funkcjonariusze mają teraz pełne ręce roboty, a ja nie mam nawet jak pomóc, poza badaniem zwłok - westchnęła ciężko, nie tylko przez drażliwy temat, ale też przez utrudnione oddychanie. Nie aspirowała na oficera, nie potrafiłaby się odnaleźć w tej bardziej aktywnej pracy, poza tym dobrze sprawdzała się na swoim stanowisku, ale jednak widząc przepracowanie kolegów i koleżanek, miała irracjonalne wyrzuty sumienia, że nie może zrobić więcej, by ich odciążyć.
    - Staram się nie wychodzić po zmroku sama - przyznała tym samym, że bała się o swoje bezpieczeństwo, bo nie dość, że w mieście znikali galdrowie, to jeszcze Wyzwoleni napadali na bezbronnych. Każdy mógł paść ich ofiarą, bo system weryfikacji praktycznie u nich nie istniał. - Miałeś już z nimi jakieś starcie?
    Agnar nie był typem osoby, który angażuje się w głupie przepychanki, ale zareaguje, jeśli ktoś go do tego sprowokuje.
    - Ale hej, radujmy się w święto Vekkelse, przecież wszystko gra - wymusiła sztuczny uśmiech, bo nie podobało jej się, że władze tak bagatelizują codzienne problemy. Sytuacja mogła rozwinąć się do punktu krytycznego w mgnieniu oka, a podjęte kroki nie były wystarczające.
    - Tak - odparła w zamyśleniu, gdy mężczyzna zniknął na moment. Dopiero gdy zobaczyła ręcznik, zorientowała się co kombinuje, ale nie protestowała. Posłusznie pochyliła się nad oparami ziół i nakryła głowę ręcznikiem, wdychając jak najwięcej powietrza mogła.
    - Zrób sobie kawę - odezwała się jeszcze, żeby to spotkanie nie było tak całkiem zmarnowane, a jakaś kawa została jednak wypita.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen



    Nie zdziwił go fakt, że Isabella miała co robić w pracy. Każdy trup trafiał w końcu do kostnicy gdzie wydawała opinię eksperta.
    -Jak dużo w przeciągu ostatniego miesiąca? - To mogła być dość znacząca statystyka. Nadal nie wiedzieli do końca czy gonią za potworem, za ślepcami czy bestią w ludzkiej skórze. Czy to zima sprawiała, że w ludziach budziły się najgorsze instynkty? Czy to ciemność i zimno pogłębiały mrok jaki czaił się w każdym z nich? Filozoficzne pytanie, ale nie raz sobie je zadawał. Byli tym kim byli, bardzo często sami kierowali swoim życiem, chociaż chętnie zrzucają odpowiedzialność na Norny, na los, na pecha. Tak było zwyczajnie łatwiej i prościej dalej żyć.
    Zerknął na nią z ukosa, gdy przyznała, że nie wychodzi sama. Skinął głową w geście aprobaty dla takiego zachowania.
    -Miałem okazję widzieć jak się zbierają i nagabują ludzi. Głównie mężczyzn, tłumacząc im jak należy bronić się przed demonami. - Na ustach mężczyzny pojawił się krzywy uśmiech. Nikt nie był wstanie obronić się przed demonem. Niezależnie jak bardzo był uparty, każdy w końcu ulegał. Siła woli zawsze została przełamana. Łatwiej jednak było im straszyć i nagabywać niż zrozumieć istotę tych bytów.
    -Choroba pogłębia twoją zgryźliwość. - Zauważył lekko rozbawiony jej postawą, a potem poczekał aż narzuci na głowę ręcznik i podda się domowej kuracji. Ta jej od razu nie uleczy, ale zmniejszy opuchliznę i oczyści zatoki. Przygotował już stertę chusteczek, które postawił obok kobiety. -Święto ma swój cel. Odwrócić uwagę. - Panika całego społeczeństwa nie była im potrzebna. Należało myśli ludzi skierować na inne tory, aby władza mogła działać. Przynajmniej łatwiej było pracować jak spanikowany tłum nie walił drzwiami i oknami. A ludzie się bali i mieli do tego pełne prawo, tylko w pewnym momencie strach zmienia się w agresję, która chcą wyładować - zwykle trafia na przedstawicieli prawa. -Nie omieszkam. - Zgodnie z tymi słowami zaczął robić kubek kawy, przynajmniej on się jej napije, bo Isabella miała co innego w swoim naczyniu. Uznał, że wypije kawę, chwilę porozmawia i się zmyje, aby mogła odpocząć. -Nie masz ochoty teraz rzucić Skandynawii w cholerę i udać się do Włoch?
    Zagadnął znienacka.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    - Za dużo - pokręciła tylko głową, nie siląc się na dokładne liczby, bo nawet gdyby chciała, to nie mogła podawać mu dokładnych danych. Ich relacja nie zmieniała profesjonalnego podejścia do zawodu, a wiedziała, że mężczyzna nie będzie nalegał. Statystyki statystykami, ale giną prawdziwi ludzie, dzieje im się realna krzywda, a potem opłakują je nieszczęśliwe rodziny. W tym całym bałaganie mogła się tylko cieszyć, że nie jest osobą odpowiedzialną z rozmowy z rodzinami, choć czasami i ona musiała wkroczyć - różne sytuacje przeżyła na tej ścieżce kariery, a mimo wszystko nigdy nie żałowała swojego wyboru. Zresztą jeśli spojrzeć szerzej na jej życie, to chyba ostatecznie żadnego wyboru nie żałowała, bo wychodziła z założenia, że każdy z nich albo miał pozytywny wydźwięk, albo czegoś się mogła przez niego nauczyć. Każdy popełnia błędy, a one wcale nie były najgorszym scenariuszem życia.
    - To naprawdę straszne, do czego to zmierza. Mam nadzieję, że uda się ich utemperować - westchnęła, niewiele mogąc na to poradzić. Strażnicy kruczej robili, co mogli, by zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom i znaleźć odpowiedzialnego za zaginięcia galdrów, ale na razie kiepsko to wychodziło. Nadeszły czasy, że każdy musiał martwić się o siebie i uważać, czy nikt nie wbije noża w plecy.
    - Zgryźliwość? Jak śmiesz - parsknęła cicho, ale wiedziała, o co mu chodzi. Rozumiała zamysł hucznego święta, ale nie zmieniało to faktu, że mogło prowadzić do większej ilości problemów. Mogło się z tego wywiązać coś niebezpiecznego, a władze próbowały zaślepić mieszkańców, jakby sami mieli klapki na oczach i szli do celu, jakikolwiek on nie był.
    - Wiem, wiem. Bezsilność jest irytująca, nie uważasz? - nie musiał odpowiadać, nie znała osoby, której podobałby się taki stan. Szczególnie osobom, które lubią działać.
    Siedziała z ręcznikiem na głowie i grzecznie wdychała opary, choć każdy głębszy oddech sprawiał dyskomfort i ból. Nie zamierzała się mazać, szczególnie przy Agnarze, który sam nie należał do mięczaków i który odrobinę wyzwalał w niej taką nutę niezależności, co ironicznie nie miało teraz przełożenia, skoro musiał ją niańczyć.
    - Nie - odparła po chwili wahania, bo nawet wcześniej tego nie rozważała, więc dopiero teraz musiała pomyśleć, czy takie rozwiązanie faktycznie by ją usatysfakcjonowało. Po kilku minutach ściągnęła ręcznik z głowy, wytarła dokładnie twarz i odłożyła go na siedzenie obok. - Nigdy nie chciałam opuszczać Midgardu, a powrót tutaj był jedną z lepszych decyzji w moim życiu, więc nie. Nie ucieknę tylko dlatego, że zrobiło się ciężko. Ty myślałeś o ucieczce?
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Śmierć była naturalnym etapem w życiu człowieka, w momencie urodzenia było wiadomo, że kiedyś umrą. Pytaniem było kiedy i jak, a nie czy. Ostatnio jednak za dużo było śmierci przedwczesnej spowodowanej paraniem się plugawą magią. Czemu ludzie ku niej zmierzali? Zapewne istniało wiele odpowiedzi, które usprawiedliwiały takie działanie, a niektórzy przyparci do muru nie widzieli innych rozwiązań. Odpowiedź Isabelli, choć zdawkowa mówiła bardzo wiele. Święto podszyte było lękami ludzkimi, miało okryć je ciepłą pierzyną złudzenia, że to ich nie dotyczy. Lepsze takie działania niż masowa panika. Wystarczy, że sąsiad na sąsiada donosił i nikt nie czuł się bezpiecznie we własnym domu, czując wciąż palący wzrok innych. Agnar daleki był od wydawania osądów i opinii, a jednak on sam czasami im ulegał.
    Usiadł za stołem, w jednej dłoni trzymał gotowy napar dla Isabelli, który zaraz jej podsunął jak tylko zdjęła z głowy ręcznik. Kuracja nie należała do najprzyjemniejszych, ale regularnie stosowana pomagała złagodzić objawy choroby.
    Upił łyk kawy, której w międzyczasie sobie zrobił, zgodnie z poleceniem kobiety.
    -Nie. - Odpowiedział równie pewnie jak ona. -Choć czasami mam ochotę na przerwę. - Czuł, że czasami wszystkiego jest za dużo, choć nigdy nie narzekał to zwyczajne chciał chwili spokoju. Teraz zaś wydawało się, że cały świat uznał, że zima to idealny czas, aby dać wszystkim w kość - nie tylko temperaturą ale również serią przedziwnych wydarzeń. Gorzki posmak kawy pozostawał na języku, gdy kolejne łyki zmniejszały jej ilość w kubku. -Obawiam się jednak, że nie potrafię wypoczywać i zaraz po paru dniach bym wrócił.
    Znał siebie i swoje poczucie obowiązku. Wypoczywał zaś najlepiej w ruchu, nie zaś leżąc plackiem na plaży. Dopił swoją kawę i odniósł kubek.
    -Czas na mnie. Potrzebujesz spokoju. - Mruknął sięgając po swój płaszcz. -Jakbyś czegoś potrzebowała to wyślij wiadomość. - Niańką nie był, ale przecież choroba nie wybiera i każdy, niezależnie jak był silny, czasami wpadał w ramiona osłabienia i potrzebował wtedy wsparcia.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Spokojny rytm dnia mijał, bez większych nieprzyjemności stając się w pewnym momencie odrobinę nużącą w swej monotonii, jak na złość Wysłannik humorem tryskał, ponad swoje oczekiwania, tym samym zaskakując się odrobinę, ba rankiem, gdy przechodził obok dyżurki, przywitał się oficerem tam pełniącym służbę z takim entuzjazmem, iż ten był w pierwszej chwili zaskoczony ilością wypowiedzianych przez Soleberga słów.
    Ta promienna otoczka jaśniejącego słonka na twarzy mężczyzny, nieco przygasła, kiedy rozpytując o przyjaciółkę, został poinformowany, o jej nieobecności w pracy i wymuszonym wolnym, to napełniło go obawami o jej stan zdrowia, z drugiej strony liczył w duchu, że przez charakter ich relacji, ta zakomunikuje mu o swych trudnościach zdrowotnych i nie będzie się z nimi kryła, bo cóż było w tym takiego złego? W każdym stanie, niezależnie od jej kondycji fizycznej, czy psychicznej wyciągnąłby ku niej pomocne ramie i wsparł w trudach, lecz rozdrażniło go nieznacznie, to milczenie, będące jasnym obrazem upartości, jakie prezentowała i które kilkakrotnie już poznał z bliska.
    Resztę papierkowej roboty dokończył z myślami nieustannie powracającymi do tematu Włoszki, a nie znajdując motywacji do dalszej pracy, czując ponadto zryw na ucieczkę z biura i musiał sam przed sobą przyznać, iż praca w dniu dzisiejszym, byłaby zdecydowanie przeciągającą się katorgą dla ciekawości sumienia, które wyrywało się na wolność, po to tylko by upewnić się, że Isabella, jest cała i zdrowa, a jej życiu nic nie zagraża. To niezwykle irytujące uczucie, wywołane troską o drugiego człowieka stanowiło dziwną przepaść pomiędzy tym, do czego przywykł w ostatnich tygodniach, a tym, jaki potrafił momentami być, zwłaszcza jeśli pod lupę brać ubiegły rok i miesiące opieki nad bratem. Wykańczający proces, jakiemu nie poddawał się i nie pokazywał słabości, zbyt zdeterminowany, aby ugiąć się i wycofać, nie chciał pokazywać, jak wiele zmartwień przyprawiał mu swą osobą, stąd zapewne taka zagorzała ucieczka w nurt pracy. Także odpowiadając przed samym sobą w zgodzie ze swym sumienie, musiał przyznać, że potrafił być opiekuńczym człowiekiem, aczkolwiek większość ludzi, która go powierzchownie jedynie poznała, mogłaby temu stwierdzeniu nie dać wiary, wątpiąc w jakiekolwiek odruchy nacechowane empatią u oficera.
    Niesiony pospiesznym krokiem, był zdeterminowany, aby znaleźć się jak najszybciej u progu domu Isabell, lecz zdrowego rozsądku nie tracił przy tym, a wewnętrzna potrzeba do zaskakiwania przejmowała górę, nad poskromieniem ciekawości. Chciał w końcu ją zobaczyć i upewnić się, że wszystko było w porządku, bo owszem wysłanie listu nic nie kosztowało, tak ruchem, na jaki się zdecydował, może zbyt śmiało, jasno obwieszczał swoje stanowisko względem niej.
    Dom, ot bryła naznaczona czasem wydawał się skrywać tuzin tajemnic, a jednocześnie miał on w sobie unikalną bajkowość, której trudno mu było odmówić, nawet w zimę, co prawda podchodząc, bliżej spostrzegawcze oko dostrzegło zaniedbany ogród tonący pod grubą poduszką śniegu, to jednak nie oznaczało, iż taki pozostanie, a w głębi ducha złapał ulotną myśl, iż kobieta będzie chciała go wraz z nadejściem wiosny uporządkować i przywrócić mu blask. Z lekkim uśmiechem na twarzy pokonał ostatnich kilka schodów i zapukał stanowczo do ciężkich drewnianych drzwi. Pomruk głosów dochodzących z wewnątrz odrobinę go zaskoczył, a gdy wyczuł, że jeden z nich niewątpliwie należy do mężczyzny, zmartwiał. Dłoni, mimowolnie mocniej zacisnęła się na bukiecie fioletowych róż, które kupił w drodze, a drewniane pudełeczko z Belgijskimi pralinami zadrżało pod ramieniem. W pierwszym odruchu chciał wycofać się i zwyczajnie odejść, jednak zdławił tę impulsywną, głupią myśl. Należał do elitarnego oddziału Wysłanników Forsetiego, nie uciekał przed konfrontacją, niezależnie kto stanie w drzwiach.
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Czuła sporą dozę niepokoju na myśl o tych wszystkich zgonach, o rozruchach na ulicach Midgardu, a strach czaił się chyba już w umyśle każdego obywatela — jeśli nie przed mordercą, to przynajmniej przed szaleńcami, roszczącymi sobie prawo by osądzać innych mieszkańców i karać bez procesu, bez winy. Czekać tylko aż powstanie kolejne ugrupowanie, tym razem do zwalczania Wyzwolonych. To szaleństwo mogło ciągnąć się latami, jeśli władze nie potraktują problemu poważnie, dlatego mydlenie oczu hucznym obchodzeniem święta frustrowało ją, ale jednocześnie rozumiała głębszy sens i zamysł takiego przedsięwzięcia, więc jawnie go nie bojkotowała.
    Przyjęła od niego napar i po odczekaniu chwili, żeby wrzątek nie poparzył jej ust, wypiła trochę, czując jednocześnie ból i ulgę rozlewającego się gorącego płynu. Westchnęła ciężko, patrząc w przestrzeń spod półprzymkniętych powiek, wsparta brodą na dłoniach, opierając łokcie o blat stołu. Męczyła się z opuchniętym gardłem i nosem, miała serdecznie dość tej choroby, ale jednocześnie nie chciała przesadnie narzekać. Inhalacja parą ziołowej mieszanki przyniosła chwilową ulgę i bardziej komfortowe przełykanie, ale wciąż nie było zbyt dobrze.
    - Spróbuj aktywnego wypoczynku. Zrób sobie przerwę, jedź do dżungli albo w góry, zmęcz się fizycznie, a odpocznij psychicznie - wiedziała, o co mu chodzi, bo sama też wolała taki rodzaj spędzania wolnego czasu, niż leżenie plackiem na kanapie albo smażenie tyłka przy basenie luksusowego kurortu. Robiła i to, od czasu do czasu, ale więcej komfortu psychicznego przynosiły jej aktywne wakacje. Każdy czasem potrzebuje odpoczynku, a Agnar powinien spróbować, nawet jeśli po paru dniach postanowi wrócić.
    Kiwnęła głową i wstała, żeby odprowadzić gościa do drzwi. Nie chciała go wyganiać i mógł zostać dłużej, ale też rozumiała, że miał ważniejsze rzeczy do roboty, niż niańczenie chorej.
    - Dziękuję za pomoc - uśmiechnęła się blado, szczerze wdzięczna, że nie posłuchał jej na początku. - Mam nadzieję, że cię nie zaraziłam.
    Czułaby się niezręcznie, gdyby ironią losu chęć pomocy przepłacił chorobą. Celowo nie zbliżała się do niego, żeby zarazki nie miały szansy przedrzeć się do jego organizmu.
    W tym momencie doszło ich pukanie do drzwi, a że właśnie do nich zmierzali, to bardzo szybko je otworzyła. I tu się zdziwiła, bo w progu stał Ivar z bukietem fioletowych róż i pudełeczkiem pralin.
    - Ivar, wejdź -szybko wydedukowała, że chciał jej zrobić niespodziankę, jak usłyszał, że nie przyszła do pracy z powodu choroby. Nie spodziewała się tego po nim, bo jego pracoholizm był znaną cechą wśród oficerów i nie tylko.
    Dopiero teraz do niej dotarło, że trochę dziwnie może wyglądać, kiedy za nią znajdował się inny mężczyzna, ale biorąc pod uwagę jej wygląd - fakt, że była bez makijażu, z zaplecionym luźno warkoczem, ubrana w luźny dres i opatulona kocem nie powinien wzbudzać żadnych irracjonalnych podejrzeń. Przepuściła mężczyznę w drzwiach, ale pomimo uśmiechu i widocznej radości na jego widok, zachowała dystans, żeby nie narażać go na chorobę.
    - Ivar to Agnar, Agnar to Ivar - krótko przedstawiła bez wdawania się w szczegóły, jakby zwyczajnie nie miała na nie siły, ale też nie była do nich zobowiązana.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Pomimo tego, że Isabella miała pecha, to tradycji stało się zadość. Wpadł już w pewną rutynę, którą sobie cenił. I choć tym razem to on pił kawę, a ona napar ziołowy, tak cieszył się, że udało się spotkać. Isabella, która mocno pilnowała swojej niezależności nie wykopała go z własnego domu, tylko przyjęła pomoc, choć z tą sam Agnar też się nie narzucał zbytnio. Relacja jaka między nimi powstawała była zbudowana na przedziwnym fundamencie. Nie zwykł się przywiązywać do ludzi i nie pozwalał też im na wiązanie się z nim. Mógł z kolejnej misji nie wrócić, mógł sam stać się wargiem co by natychmiast skończyło jego życie. Mimo to, nie odrzucał obecności kobiety w swoim otoczeniu. Cenił sobie każde ich spotkanie, chociaż wiedział, że prędzej czy później ich ścieżki się rozejdą. Zawsze tak było, a Eriksen przywykł do tego, że zawsze wokół niego była pusta przestrzeń, miejsce,w którym nikt nigdy się nie znalazł.
    -Być może jak się trochę uspokoi. - Obydwoje wiedzieli, że tak się nie stanie. Nawet jeżeli jeden problem zostanie zażegnany, zaraz pojawi się kolejny. Nigdy nie będzie na tyle spokojnie, aby Eriksen rzucił wszystko i wyjechał na parę dni. -Jak mnie zaraziłaś, dowiesz się o tym jako pierwsza. - Odparł bez nagany w głosie, ale z delikatnie wyczuwalną nutą rozbawienia między sylabami. Zarzucał płaszcz na ramiona, gdy drzwi zostały otwrzone, a w progu zobaczył człowieka, z którym przyszło mu pić, a wcześniej spotkać się z jego pięścią. Uśmiechnął się pod nosem z lekkim niedowierzaniem w przypadkowość tego spotkania. Nie spodziewał się zobaczyć ponownie w swoim życiu. Lekkie zakłopotanie Isabelli dało mu znać i dość szybko, że człowiek ten nie jest zwykłym znajomym. Bukiet oraz czekoladki też były niezłym tropem w tej dedukcji. Poprawił ciężki płaszcz na ramionach, po czym zapiął pas i upewnił się, że chusta jest we właściwym miejscu. Poczekał, aż Ivar wejdzie do środka i dopiero wtedy skinął mu głową.
    -Dość nieoczywiste spotkanie. - Odparł na powitanie, po czym odwrócił się w stronę Isabelli. -Daj znać jak poczujesz się lepiej. - Nie musiał pytać czy widzą się na kolejnej kawie, to było dla niego oczywiste. Stały rytuał. -Miłego dnia. - Z tymi słowami opuścił mieszkanie zamykając za sobą dokładnie drzwi.

    |zt dla Agnara


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Cień irytacji przemyka nieuchwytny, niczym poranny powiew bryzy, przez oblicze Wysłannika, znacząc je chłodną obojętnością wyrytą w górskiej skale zanurzonej w ramionach lodowca, był pozbawiony wszelkich domysłów patrząc na parę, która znała się na tyle dobrze, aby pozwalała sobie na odwiedziny podczas choroby, tę bolączkę dostrzegł z miejsca rzut oka na kobietę wystarczył, aby doszukał się wszystkich odpowiedzi na pytania, wcześniej te tonęły pod płaszczem niedoinformowania i spekulacji, tak teraz miał odpowiedź, jak na dłoni. Gdy w jego osobistym mniemaniu chciał postąpić słusznie odrobinę inaczej, niż zwykle, ot pokazać, jak istotnym była dla niego człowiekiem, tak w tej chwili wątpliwość nawiedziła umysł, czy aby nie ośmieszył się w geście i czynie, tak zwykle opanowany do perfekcji powściągliwy, teraz stał przed dwójką ludzi, niewątpliwie dobrze się znających w obliczu sytuacji intymnej, bo tym dla Soelberga, była przedstawiona w ruchomym obrazku, mimo braku makijażu, pozbawiona możliwości swobodnej mowy przez chore gardło i zapchane zatoki w dresie, który wszak, był jawnym dowodem, iż nie wstydziła się tego oblicza przed innym mężczyzną, sugerując tym samym znajomość znacznie dobitniejszą, niż mógłby oczekiwać, przekraczającą pewne bariery, a może nawet wykraczającą poza nie? Jak to niedawno ujął w rozmowie z tu obecnym: był człowiekiem starej daty, to jest w wolnym tłumaczeniu skrótu myślowego Solberga, co dokładnie miał na uwadze; przedstawiał swą postawą, często zachowaniem i czynami wysoką kulturę i maniery dobrego wychowania, rodzina, była dlań, niezwykle istotna, a także niektórych aspektach życia postępował, zbyt honorowo i bywało, że unosił się dumą. Być może w grę wchodziła impulsywność wyniesiona z domu na skrzydłach ojca nerwusa, który nie potrafił inaczej, niż agresją reagować, ten w swych zachowaniach momentami go przypominał, acz zdecydowanie częściej, był jego przeciwieństwem i miast ognia w duszy szalała zamień. Beznamiętnym wzrokiem mierzył mężczyznę, który szykował się do wyjścia nieznacznym ruchem głowy odpowiedział mu w milczeniu wchodząc do środka. Bez słowa położył prezenty na wolnej przestrzeni najbliższego mebla zachowując się w sposób, który sugerował wiele, lecz w istocie rozważał, czy chce słuchać tego, co Włoszka ma do powiedzenia, czy już wyjść z jej życia zamykając za sobą drzwi, bez eskalacji emocji, ot cicho, wszak może Agnar nie odszedł, zbyt daleko i jeszcze wróci, jeśli go zawoła?
    Czuł się przytłoczony zaistniałą sceną i podejrzewał, że łatwiej przyjąłby fakt oczywistej „zdrady”, gdyby wybiegła do drzwi w samej, tylko piżamie wprost z łóżka, o ile by się siliła na wyjście z niego, bo przecież, tylko randkowali, to też nie mógł od niej wymagać, jakiekolwiek obietnicy monogamii i ograniczenia się tylko do jednego człowieka, wszakże to, że on tak robił i kierował się, w tym swymi zasadami, jasno obrazowało, jego podejście do partnerki i szacunek do czasu, który razem spędzają, emocjonalnej więzi oraz tajemnic z życia, którymi się dzielili, to nic że po kilku dniach od ostatniego spotkania otwiera mu w samych jedynie dresach złożona w ramionach choroby, a osoba, jaka się nią zajmowała to praktycznie obcy Soelbergowi mężczyzna, zamiast zwrócić się do niego, wybrała innego. To było dość szokujące dla Wysłannika, zwłaszcza po słowach, które padały na balkonie i w salonie, jakby oczywistość sceny sama nakreśliła, jaką drogę ta wybierała.
    Zamarł z obliczem wyjątkowo nieprzyjemnym, milcząc jak skamielina, nawet nie ściągał płaszcza, wciąż stojąc nieopodal wyjścia. A scenariusze, wszelkiej maści napływały do umysłu – analizował je. Próbował wyczytać z pomieszczenia ślady, które dałyby odpowiedź, ot zapach ziół, którymi była pojona, kubek po kawie, jakiej aromat wciąż unosił się w powietrzu, irytująca woń innego mężczyzny, którego ciało posyłał na deski, z dziwnym ukuciem satysfakcji, ta ostatnia myśl nie rodziła gniewu, wręcz było to zabawne, że ten etap wybuchu, miał już za sobą, teraz pozostawało samo gęste, to jest słowa, jakie Włoszka wypowie, a które zaważą o jej osobie w umyśle oficera.
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Stała przez dłuższy moment w dezorientacji i lekkim niezrozumieniu, co tu się właściwie wydarzyło. Złe samopoczucie nie pomagało właściwie zintepretować sytuację, ale słowa Agnara nie zostawiały złudzeń, że mężczyźni nie spotkali się tu po raz pierwszy. Z konsternacji wyrwała ją dalsza wypowiedź mężczyzny, na co kiwnęła głową i pożegnała go, zanim opuścił dom.
    Teraz jej wzrok skupił się na Ivarze, który z kolei wyglądał na... zirytowanego?
    - Znałeś wcześniej Agnara? - zapytała z zaciekawieniem w głosie, bo nurtowało ją jakie łączyły ich relacje, chociaż skoro na żadnej kawie Eiksen nie wspomniał o przyjaźni z Wysłannikiem, to wątpiła, by była między nimi jakaś straszna zażyłość. - To mój znajomy. Przyszedł na kawę, ale widząc mnie w takim wydaniu, wszedł zrobić napar ziołowy.
    Inhalacja i wypicie ciepłego odrobinę pomogło na jej obrzęknięte gardło, choć dalej nie było zbyt wesoło i mówienie sprawiało jej ból. Mimo to wyczuła zesztywnienie Ivara i mogła się domyślić, że w jego oczach sytuacja nie rysowała się tak niewinnie, jak była w rzeczywistości. Nie byli razem, niczego mu nawet nie obiecała, ale nie chciała, żeby pomyślał, że żyje "pełnią życia" i wymienia partnerów jak rękawiczki, bo to zwyczajnie nie była prawda. Ciężko było jej zdobyć się na zaufanie, a on był na dobrej drodze, dlatego tym bardziej nie chciała, by nieporozumienie nie weszło między nimi jak drzazga. Na tym etapie ich relacja była raczej wrażliwa na potknięcia, żadne z nich nie otwierało się zbyt łatwo na drugą osobę, więc zdrada zaufania mogłaby zburzyć most, który zbudowali wcześniejszymi rozmowami.
    Położył kwiaty i czekoladki na komodzie, ale nawet na nie nie spojrzała, bo to obecność mężczyzny najbardziej ją interesowała.
    - Nie chcę cię zarazić, ale wejdź do środka. Będę trzymała dystans - zaproponowała, próbując przeanalizować, co też się dzieje w głowie Ivara i dlaczego ma taką minę. Czy miał prawo wściekać się już na wejściu o obecność innego mężczyzny w jej domu, kiedy nawet nie wiedział, o co dokładnie chodzi? Jakaś czerwona flaga powinna ją zaalarmować, że taka zaborcza reakcja potencjalnie może w przyszłości ograniczyć jej poczucie wolności, ale na razie była ostrożna w ocenie i tylko obserwowała go, jakby był zranionym zwierzęciem, którego reakcji nie sposób przewidzieć.
    Czekała na jego ruch, czy zdejmie płaszcz, czy poda jej przedmioty, które przyniósł, czy miała je wyrzucić do śmierci. Jeśli odrobinę lepiej by jej się przyjrzał, to dostrzegłby, że jej domowa wersja wzbogacona jest o bladą skórę i podkrążone oczy, zaszklone delikatną mgłą podwyższonej temperatury. Nie miałaby siły ani nastroju na żadne amory ani sprowadzanie sobie innych facetów. Nikogo nie zapraszała, bo nie lubiła pokazywać się w takim stanie komukolwiek, a dziś nie dość, że Agnar ją zaskoczył, to jeszcze Ivar, któremu przecież chciała się podobać, a nie odstraszać chorowitym wyglądem.
    - To miłe, że przyszedłeś sprawdzić, jak się czuję. Nic nie napisałam, bo nie lubię - okazywać słabości i przyznawać się do gorszych chwil, nie lubię użalania się nade mną i roztaczania opieki, przez którą mi głupio... mogła to powiedzieć, ale lepiej chyba ubrać to w bardziej przystępne słowa. - niepotrzebnie martwić, tym bardziej, że nic mi nie jest. Nie chciałam zakłócać twojej pracy - to też była prawda, bo bardzo szanowała jego zaangażowanie do pracy, ceniła jego profesjonalizm i nie wyobrażała sobie być powodem, dla którego miałby zacząć lekceważyć obowiązki. Naturalnie ucieszyła się na jego widok, ale też nie chciała sprawiać mu żadnego kłopotu, ani tym bardziej narazić jego zdrowia na chorobę. Opuchnięty nos i gardło dawało się dość mocno we znaki, dlatego nie chciała go poczęstować takim prezentem w ramach podziękowania za odwiedziny.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Mierzył ją beznamiętnym - czujnym spojrzeniem, jakim zwykł badać podejrzanych, gdy ci zaczynali pleść swe historie wykrywając łgarstwo nosem, niczym pies tresowany do swych zadań, tak on na jego podobieństwo zachowywał swą postawę względem Włoszki, pozostając niewzruszony, pomimo choroby, która paliła ją, od środka osłabiając już i tak zmęczony organizm. Skinął jej głową na znak, że zna się z Agnarem, tak jak podejrzewała, nie była to relacja zażyła, wątpił, by chciał słuchać o okolicznościach jej nawiązania, była to zbędna historia i nie miała ona teraz najmniejszego sensu, zapewne w przyszłości wyzna, iż stoczyli pojedynek z przypadku, bo tak się przedstawiała prawda, jednak teraz inne myśli kotłowały się w głowie oficera, ten był wyczulony, na przejaw najdrobniejszego zgrzytu w tym, co mówiła, jakby badał, każde słowo, ale pomimo to, swoje myślał. Musiał taki być zwłaszcza przy wylewnych delikwentach, jacy potrafili pięknie i obrazowo przedstawiać historie swojej niewinności.
    Po krótkiej analizie ściągnął płaszcz, rękawiczki i buty robiąc to wyjątkowo pomału, myślał, o tym, czego właściwie był świadkiem, przewrażliwiony na punkcie nadszarpnięcia zaufania, miał istotnie problem, aby przechodzić nad podobnymi wydarzeniami, bez jakiegokolwiek echa. Nie broniąc jej wprawdzie utrzymywać kontaktów z płcią przeciwną, jednakże obraz choroby, jaki przedstawiała sobą stanowił jasny punkt dla Soelberga, iż znali się lepiej, niż mógłby sądzić, a to go niepokoiło, nie chciał kolokwialnie, mówiąc, być głupcem latającym z kwiatkiem za kimś, kto wzgardzi i na śmieszność wyda jego uczucia.
    Podchodząc do niej, nie zmienił wyrazu twarzy, wbrew temu, o co prosiła przyłożył jej dłoń zewnętrzną częścią do czoła badając temperaturę. Bez najmniejszych skrupułów odchylił głowę, dość stanowczo i zbadał gardło oraz węzły chłonne.
    Siadaj. – Komenda, wydana głosem nieznoszącym sprzeciwu; ostrym i stanowczym. Stojąc przy brzegu kanapy, tuż obok niej skupił myśli na zaklęciach, które przepływały przez meandry pamięci, a jakie zawsze były skuteczne przy tego typu objawach. Jego znajomość magii leczniczej, była raczkująca, ot kilka przydatnych kwestii, które mogły uratować lub ułatwić życie, nic ponad oczywistą wiedzę wynoszoną ze szkoleń, jednak ciekawość nieraz pchała go, ku tym arkanom i samoistnie chłonął wiedzę, tak aby móc pomóc w przypadku, gdy któryś z partnerów padnie rażony czarem nieprzyjaciela.
    Onde – wymruczał – Zioła to za mało. – Jasny komunikat, nic ponadto, gdy ponownie przymknął oczy jego dłonie, musnęły czoła Włoszki i tam przez chwilę trwały w zawieszeniu. – Svalr – drugie zaklęcie, było znacznie bardziej wymagające, lecz poradził sobie z nim, odczuwając jedynie delikatne mrowienie pod powiekami. Nie siadał obok niej, a przykucnął obok patrząc jej w oczy, dostrzegał widoczną poprawę. – Beiskr létta – wypowiedział ostatnie słowa wyczuwalnie zmęczonym głosem. Dawno nie korzystał z tylu czarów z tej dziedziny, było to znacznie bardziej wyczerpujące, niż pamiętał. Ale chciał pomóc, pragnął tego, nie rozumiał swoich uczuć, tak zmieszany na wstępie, ale nie potrafił jej zostawić samej sobie, bez pomocy.
    To było na ból, powinno pomóc. – Stwierdził, ale nie wstawał mierzył spojrzeniem kubek po ostatnim gościu stojący na kuchennym blacie. – Co was łączy? – Zapytał, ponownie głosem dochodzącym, jakby zza żelaznej kurtyny, w jaką się chował. Ignorował jej słowa, bredziła w gorączce, teraz powinno być lepiej, jednak dalej nie wiedział, czy chce znać całą prawdę, czy trwać w matni domysłów.
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Nie podobało jej się to, jak Ivar się zachowuje, ale na razie zachowywała się naturalnie i nie komentowała tego w żaden sposób. Sam wzrok nie był zbyt przychylny, jakby była jakimś podejrzanym w zbrodni i teraz miał po dowodach i przesłuchaniu zweryfikować, co się naprawdę wydarzyło. Mogła go zaprowadzić do kuchni i pokazać naczynia, których używali, mógł sobie prześledzić przebieg spotkania, bo opowiedziałaby wszystko ze szczegółami. Nie robiła z tego tajemnicy, nie czuła się winna, że odwiedził ją znajomy, skoro ich spotkanie było niewinne. Nie do końca wiedziała, czego Ivar chciał się tu doszukać i dlaczego zachowywał się tak sztywno. Owszem, była przyzwyczajona do takiego zachowania w pracy, a także przed ich rozmową na balkonie to właśnie taką wersję mężczyzny widziała za każdym razem.
    Podczas ostatnich spotkań otworzył się przed nią, zobaczyła jego szczery śmiech, widziała całą paletę emocji w jego oczach i może przez moment uwierzyła, że nie zobaczy już chłodu w jego spojrzeniu — teraz czuła się jak intruz we własnym domu, szczególnie że całkowicie zignorował jej słowa. Niezbyt grzeczne z jego strony, skoro próbowała mu wyjaśnić okoliczności dookoła, a on kompletnie tego nie przyjął, wciąż udając niewzruszonego.
    Może właśnie taki był — zimny i nieprzystępny, a w tych przebłyskach normalności, przynosił kwiaty i czekoladki? Zacisnęła zęby, obserwując go, kiedy ściągał okrycie wierzchnie, a przez to, że robił to tak powoli, wprowadzał w niej nerwowy nastrój, mimo że nie miała nic do ukrycia. Nawet nie była w związku, a czuła ukłucie winy za to, co mężczyzna sobie teraz pomyśli. Nieszczęśliwym zrządzeniem losu ta dwójka musiała pojawić się akurat w tym samym czasie w jej domu, ale może to i dobrze, bo pozwoli to zweryfikować, czy relacja z Ivarem jest na tyle silna i racjonalna, by przetrwała tę niezręczność. Jeśli za każdym razem, jak ją ktoś odwiedzi, miałaby znosić jego chłodne traktowanie, to zaraz by osiwiała ze stresu.
    - Ivar - zaczęła ostrzegawczo, kiedy zaczął się zbliżać, ale nic sobie nie robił z jej prośby zachowania dystansu ani cofnięcia się o krok, kiedy stanął przed nią. Sprawdził temperaturę i zbadał gardło, jakby co najmniej się na tym znał, czym znowu odrobinę ją zaskoczył i tylko dlatego nie protestowała.
    Warknęła coś niezrozumiałego, gdy wydał jej komendę i pewnie jak poczuje się lepiej, to nie omieszka mu wytknąć takiego traktowania, ale teraz nie miała siły na kłótnie ani nawet lekką przepychankę słowną - bolało ją gardło, nawet przy oddychaniu, a przy nim starała się nie okazać, jak źle tak naprawdę się czuje, żeby nie wzbudzać litości ani nie robić kłopotu, ale chyba nie zamierzał jej odpuścić.
    Usiadła i czekała, aż doktor Soelberg przestanie miotać zaklęciami leczniczymi. Zioła też zadziałały, ale może miał rację, że magia bardziej jej pomoże. Zaufała mu na tyle, żeby poddać się tej procedurze, mając nadzieję, że wie, co robi. Nie chciałaby potem cierpieć na skutki uboczne, ale jego zaklęcia faktycznie przyniosły ulgę i poczuła się lepiej. Mogła wcześniej pomyśleć, żeby sobie w ten sposób ulżyć, chociaż sama nie czuła się na tyle pewnie, żeby z nieklarownym umysłem rzucać zaklęcia, w których nie miała wprawy. Mogło się to skończyć różnie, ale na szczęście Ivar zadziałał optymalnie, przywracając ją trochę bardziej do życia. Temperatura ciała wróciła do normy, a drogi oddechowe zostały oczyszczone i chwilowo nie miała takich problemów z oddychaniem. Co prawda opuchlizna nadal pozostała, ale ból także został uśmierzony, więc na ten moment poczuła się względnie dobrze.
    - Jest lepiej, dziękuję - kiwnęła głową, z widoczną ulgą na twarzy, choć nadal nie przyznałaby się, że było gorzej, niż twierdziła. Silna i niezależna kobieta nie odkrywa swoich kart, no chyba że pada tak bezpośrednie pytanie, które z początku zbija ją z pantałyku i dopiero po chwili odpowiada, patrząc mu przy tym w oczy, by miał pewność, że mówi prawdę:
    - Nic nas nie łączy. Spotykamy się na kawie i uczył mnie walki wręcz, nadal czasami trenujemy - to była czysta prawda, ale nie cała prawda, a nie zamierzała zaczynać znajomości od podburzania fundamentów zaufania, więc wolała, żeby teraz zostawił ją samą, niż za jakiś czas, jak pojawiłyby się głębsze uczucia. - Poznałam go jakiś rok temu w barze, w podobnych okolicznościach, co ciebie. Mieliśmy przez jakiś czas coś na kształt romansu tylko bez angażowania się emocjonalnie, ale zakończyliśmy to ponad pół roku temu i teraz jest wyłącznie moim znajomym i nic więcej nas nie łączy.
    Czy miał prawo złościć się o relacje, które pojawiły się przed nim? Nie. Czy miał prawo wściekać się o obecność innego faceta w jej domu? Nie. Czy miał prawo dyktować jej z kim może, a z kim nie może utrzymywać kontaktu? Nie. A jednak to nie miało większego znaczenia, jakie miał prawa, kiedy w grę wchodziły uczucia. Chciała być szczera i teraz od niego zależy, czy zdecyduje jej się zaufać, czy jednak zdecyduje się wyjść i zakończyć relację.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Zaskakujący spokój spłynął na Soelberga po zakończeniu działań leczniczych, był zmęczony, nieco rozdygotany wewnętrznie, a przed oczami tańczyły czarne plamki, to jednak nie było nic takiego, z czym nie potrafiłby żyć, czego przezwyciężyć skupiając wyłącznie na obserwacji Włoszki, która z początku, gdy do niej podchodził, była niepewna, a późniejsze słowa, czy raczej polecenie odmalowało na jej twarzy wyraz niejakiego buntu, jednakże ten pozostał zdławiony, to dzięki temu mógł przystąpić do swoich zadań i nie musiał użerać się z pyskatą pacjentką, co prawda bolące gardło, opuchnięta twarz i zapchane zatoki ułatwiały mu niebotycznie, to zadanie, tak, jednak gdy skończył, mierzył ją spojrzeniem szarych – zimnych oczu, tylko na moment odrywając je w momencie, kiedy patrzył na kubek po mężczyźnie, jaki był jednak istotnym puzzlem w jej życiu, pomimo przedstawienia sprzed chwili, nie czuła skrępowania przed znajomym; jaki wpadł, tylko na kawę - w tych słowach Soelberg dostrzegał cień zwątpienia, taflę nierówno położonej farby, która odstawała, odsłaniając brudną prawdę, kryjącą się pod tą zasłoną.
    W pełnym skupieniu ot wyczekując; słuchał, jak Włoszka określi, taką relację z pozoru znajomym, lecz bez skrępowania oglądający ją w momentach choroby, otaczając opieką i parząc zioła, to była troska, przejaw takowej, był czymś zwykłym i owszem, lecz mógł nieść za sobą również bagaż emocjonalny, co zgrywałoby się z ich treningami walki, wręcz, kiedy sam Wysłannik wiedział, jak te potrafią łączyć ludzi, gdy stoją w ringu naprzeciwko siebie, to było coś więcej, jak od samego początku podejrzewał, a wyczulony nos ten „psi” czy raczej „kruczy” instynkt go nie zawodził, odczuwając podświadomie niepewność stąpania po mokradłach, gdzie każdy następny krok mógł skutkować utknięciem w mazi szlamu i pochłonięciem, przez uroczysko – powoli i stopniowo; odbierając siłę, nadzieję i na samym końcu oddech, kiedy breja wypełni usta i zakryje swym całunem oczy. Dłoń mimowolnie melduje się na czole, tuż nad brwiami zakrywając tym samym oczy, skrywając emocje pod daszkiem tajemnicy. Trwał w pozycji, jaką przyjął podczas ostatniego wypowiadania czaru, nie miał ochoty wstawać, chociaż czuł nieprzyjemny skręt w trzewiach, tak powaga i jej szczerość, były dla Wysłannika, jakimś sygnałem, mimo to odczuwał dyskomfort na samą myśl przedstawienia tej relacji, musiał zebrać myśli, nim podejmie temat. Odetchnął głęboko, a aromat ziół paradoksalnie, zamiast uspokajać i wyciszać jedynie drażnił.
    Jest twoim znajomym, trenujecie razem, spotykacie się regularnie i w momentach takich jak ten roztacza nad tobą płaszcz troski, to więcej niż tylko zwykła znajomość. – Stwierdził, wytykając jak na przesłuchaniu, nie dawał wtrącić się do rozmowy, kontynuując przerwany tok myśli, zabierając ponownie głos. – Ponadto sypiałaś z nim często w przeszłości i chociaż twierdzisz, że było to pozbawione emocji, tak nigdy w zupełności nie jest, człowiek pragnie bliskości i ciepła, gdy widzi, że na kimś może polegać, zaczyna mu ufać, tak kształtuje się relacja. – Mówił spokojnym, opanowanym głosem, paradoksalnie znacznie przyjemniejszym, niż jeszcze przed momentem, a jednak w duszy oficera szalała złość podżegana zazdrością i niezrozumieniem sytuacji, w jakiej się znalazł. – Może to ja jestem pomyłką w tej układance, a ktoś, kto daj ci całego siebie i poświęca swój czas, powinien być dla ciebie kimś więcej? – Kurtyna pod postacią ręki opadła z oczu. To, co mówiła, było jednym z najgorszych zeznań, jakie słyszałem w ciągu ostatnich kilku miesięcy i gdyby sprawa dotyczyła prowadzonego śledztwa, to kobieta znalazłaby się z automatu na szczycie drabinki podejrzanych. Wstał i westchnął, odszedł od kanapy, na której siedziała i przeszedł się, po salonie zbierając myśli, nie chciał unosić się dumą, wprawdzie zaczynali randkować, ale czuł w głębi ducha, że było to coś więcej, niż tylko jedno spotkanie, mimo to, każde z nich miało, jakiś bagaż i druga strona musiała się z nim pogodzić, aby jakkolwiek funkcjonować oraz budować fundament tego związku. Chciał ostatecznie zdać się na szczerość, tak jak i ona to zrobiła. – Przeszkadza mi to. – Słowa padły, kiedy ponownie się do niej zbliżył i patrząc jej w oczy, złożył jasne oświadczenie. Zaufanie rodziło się w bólach, musiało przetrwać wiele niesprzyjających sytuacji, a szczerość powinna być jednym z elementów scalających, dlatego jasno zakomunikował swoją stronę. – Ktoś z kim byłaś w sypialni, uczyłaś się walki, a teraz tylko spotykasz na kawie, jest dla mnie cierniem w oku. Nie jestem przeciwny i zazdrosny o innych facetów; przyjaciół i znajomych, ale to sytuacja, której nie chcę tolerować w tej relacji. Czuje się z tym źle, bo nie chcę myśleć, co będzie, kiedy ty będziesz potrzebowała wsparcia, a mnie przy tobie nie będzie, może to wówczas on będzie tą osobą w ramionach, której odnajdziesz spokój? – Odpowiedział, ukazując twarz, jaką znała, otwierając się i wychylając ze swej żelaznej skorupki.
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Czuła się teraz znacznie lepiej, dzięki zabiegom mężczyzny wyraźnie odżyła, a jej twarz odzyskała kolory, choć nadal czuła dyskomfort w okolicy gardła i nosa, czym zresztą charakteryzowała się ta choroba zwana „puchlizną". Dzięki poprawnemu zaklęciu nie czuła przynajmniej bólu, ale dyskomfort związany z prawidłowym oddychaniem i mówieniem pozostał. Jej głos był odrobinę zmieniony, niższy niż normalnie, bo struny głosowe były przyciśnięte nadmiernym obrzękiem. Mimo pomocy była zwyczajnie zmęczona, szczególnie że już trochę męczyła się z tymi objawami, choć do tej pory uparcie przekonywała wszystkich dookoła, a nawet siebie, że to nic takiego.
    Biorąc pod uwagę swój stan, nie do końca chciała poddawać analizie jakiekolwiek relacje, ale z drugiej strony nie mogłaby przyznać się do zmęczenia czy niedyspozycji, przecież ze wszystkim sobie poradzi i nie ma powodu, żeby kogokolwiek martwić. Ivar nawet bez wiadomości przyszedł z kwiatami i czekoladkami, choć jego zachowanie w środku pozostawiało już wiele do życzenia. W normalnych okolicznościach pewnie dużo bardziej żywiołowo podeszłaby do tematu i powiedziała mu dokładnie, co o tym wszystkim myśli. Teraz pomimo zmęczenia starała się zrozumieć jego perspektywę i wyjaśnić mu, że nie ma się o co martwić. Fakt początku, dopiero kiełkującej znajomości zarówno pomagała, jak i przeszkadzała w tym temacie, bo z jednej strony jako początkowa relacja nie mógł okazywać przesadnie zazdrości ani nie miał prawa jej wytykać, ale jednocześnie nie ma też przeciwwskazań, jeśli stwierdzi, że nie chce w tym uczestniczyć i urwie kontakt. Poza tym ich raczkująca znajomość pozbawiona była dozy zaufania, którą można było obdarzyć dobrze znaną osobę. Oni wciąż się poznawali, docierali się w różnych kwestiach i teraz najwyraźniej czekała ich dyskusja, na którą nie miała ochoty, a przed którą nie miała ucieczki.
    Norny musiały mieć z niej ubaw, jakby specjalnie doprowadziły do tego spotkania, które wcale nie musiało się teraz wydarzyć. Ivar reagował odrobinę za mocno, przyjął tę wiadomość ze spokojem, ale jednocześnie chłód, który od niego wyczuwała, nie podobał jej się, jakby zwiastował, że w dalszej relacji za każdym razem, kiedy coś pójdzie nie po jego myśli, coś mu się nie spodoba, to będzie ją traktował jak intruza. Tę myśl postanowiła zdusić, dopóki nie wyjaśnią sytuacji do końca, bo wciąż nie wiedziała, jak przetłumaczyć oficerowi prawdę, bo ten najwyraźniej upatrywał się drugiego dna, może nauczony doświadczeniem z pracy zapominał, że w relacjach nie musiał zgrywać służbistę.
    - To normalne, że znajomi się spotykają i rozmawiają, a w przypadku choroby pomagają sobie, jeśli zachodzi taka potrzeba - odparła niemal od razu, bo ten argument wcale do niej nie przemawiał. Czy przejaw troski od razu musiał się wiązać z czymś więcej niż zwykłą znajomością? No nie, po prostu się lubili i w kryzysowych sytuacjach mogli na siebie liczyć, może nie wszystkich, ale to czas musiałby zweryfikować.
    - Nie wkładaj wszystkich do jednego worka, nie każdy podczas zbliżenia przywiązuje się w ten sposób - zauważyła jeszcze, bo wyglądało na to, że próbował wszystko dookoła dopasować do swojej ideologii, ale to bzdura i nie zamierzała mu przyklaskiwać. Potrafiła rozmawiać i przedstawiać swoje argumenty, o ile będzie chciał jej słuchać.
    - Nie uważam, żebyś był pomyłką. Przy tobie czuję się inaczej - wyszeptała odrobinę zawstydzona, jakby nie chciała mu tego zdradzać, jakby przedwczesne ukazanie asów w rękawie mogło doprowadzić do zguby lub przegranej, a nie chciała, by wykorzystał jej słabość. Ale przecież nie mógłby. Patrzyła za nim, jak chodził po salonie, zbierając myśli, próbując przygotować się na najgorszy scenariusz, w którym wyszedłby za drzwi i nigdy nie wrócił. Było to prawdopodobne i jeśli tak się stanie, to przeżyje to i ponownie skupi się na pracy i opiece nad matką, ale mimo wszystko nie chciała, by ten scenariusz znalazł potwierdzenie w rzeczywistości.
    - Nie jesteś w stanie mi zaufać na tyle, by wierzyć, że nie będę szukała wsparcia u innych mężczyzn? Nigdy tego nie robiłam właściwie - zaczęła, ale rozmowa o jej historii byłaby zbyt długa i nużąca, nie chciała teraz o wszystkim opowiadać, ale musiał wiedzieć kilka rzeczy, zanim ją przedwcześnie oceni. - Po powrocie do Midgardu znalazłam się w nowej sytuacji... od tej pory musiałam decydować o wszystkim, a nie robiłam tego od lat. Zostałam wdową, a choć wróciłam do rodzinnego miasta, wciąż byłam sama. Próbowałam odreagować, dlatego nasze pierwsze spotkanie wyglądało tak, jak wyglądało. Minęło trochę czasu, a ja nadal potrzebowałam odskoczni, chciałam zaspokoić swoje potrzeby i nikomu się nie tłumaczyć, z nikim nie nawiązywać głębszych relacji. Agnarowi pasował taki układ, on również nie chciał się angażować, a tak było po prostu łatwiej, niż co jakiś czas szukać nowego partnera seksualnego. Ostatecznie stwierdziliśmy, że taka relacja żadnemu z nas nie pomaga i zostaliśmy przy kawach i treningach. Stał się moim dobrym znajomym, a naprawdę nie mam ich wielu. Rozumiem twoje odczucia, ale zapewniam cię, że nie masz powodów do niepokoju.
    Nie była pewna, czy będzie w stanie ją zrozumieć. On miał rodzinę i przyjaciół, ona miała niestabilną psychicznie matkę i poczucie wiecznej samotności.
    - Pozwolisz, że się położę? Chodź ze mną - wstała z kanapy i poprowadziła do sypialni, by resztę rozmowy dokończyć na leżąco.

    ->przejście do sypialni


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.