Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    08.09.2000 – Kuchnia – I. Soelberg & E. Soelberg

    2 posters
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    08.09.2000

    Szelest papieru przeplatał się z cichym skwierczeniem topionego masła. Łagodny zapach powoli rozchodził się po mieszkaniu, gdy kolejne porcje tłuszczu rozpływały się po patelni. Soelberg praktycznie nie zerkał w tamtym kierunku, miętosząc w palcach jednej dłoni stronnice nowej gazety. Nudy, nudy, nudy… Tysiąc informacji, o których wiedział zbyt szybko, nim ktokolwiek zdążył dotrzeć na miejsce zbrodni. Przemielone, przewałkowane, okraszone setką niepotrzebnych słów. Ciche westchnienie z nutą rezygnacji przetoczyło się przez kuchnię, gdy połykał kolejne zdania, nie wnoszące zupełnie nic nowego do jego głowy. Rozumiał, że ludzie chcą wiedzieć, że wyczekują z ostrożnością dawkowanych przez Kruczą Straż słów. Nie działo się dobrze – powoli każdy w Midgardzie zdawał się odwracać głowę w kierunku wydarzeń, których nikt przy zdrowych zmysłach nie przewidywał. Każdy dzień w pracy niósł więcej pytań, niż odpowiedzi, niepewność zdawała się wyzierać z każdego zakamarka. Każdy miał jakieś podejrzenia, padało wiele pytań, które nie zawsze były wygodne. W takich sytuacjach, każdy stawał się niezwykle wyczulony na chociażby drobne potknięcia. Trup słał się gęsto, a groza wydarzeń zdawała się być dopiero na rozbiegu. Złożył gazetę na pół, opierając ją na udzie. Niebezpiecznie lawirował na granicy potknięcia się o własne nogi. Prawa dłoń powędrowała ku lodówce i wyjęła z niej pudełko. Z precyzją chirurga rozbił skorupkę jajka, wciąż prawie nie zerkał na to, co działo się na patelni. Działał niemal automatycznie, zupełnie tak, jakby został zaprogramowany do poruszania się w wyznaczonych ramach.
    Anemiczne promienie słońca przebijały się przez mleczną firanę rozwieszoną w oknie – nim na nowo powróci do pracy minie jeszcze kilka dobrych godzin. Poranny odpoczynek był zdecydowanie czymś, czego potrzebował, aby zebrać rozbiegane myśli w sensowną całość.
    Kolejna strona gazety wcale nie przyniosła żadnej odpowiedzi. Pamiętał ten wywiad sprzed tygodnia, słuchał go zza biurka zasypanego papierami, uśmiechając się krzywo pod nosem. Odnalezienie składu z nielegalnymi eliksirami wymagało zanotowania przez midgardzkie media. Cieszył się, że nie padło na niego – nie przepadał za wypowiadaniem się na tematy, w których rzucenie chociażby jednego słowa za dużo, mogło wiązać się z konsekwencjami poważniejszymi, niż przeciętny człowiek mógł zdawać sobie sprawę. Z resztą… nikt nigdy nie chciał  z jego osobą dyskutować – zbyt oszczędny, za bardzo sztywny, mało charyzmatyczny, niemiły. Ciche parskniecie politowania wyrwało się z jego ust, gdy kolega silił się, aby ułożyć składne zdanie. Tym lepiej dla niego. Musiał jednak przyznać, że w ostatecznym rozrachunku, wywiad wydawał się całkiem rzetelnie przeprowadzony, chociaż zdjęcie mogli dodać jakieś inne – funkcjonariusz wyglądał na nim jak zbity pies. Kolejną stronę czytał w akompaniamencie kolejnych tłuczonych skorupek. Szybko przebiegł wzrokiem po rubryce kulturalnej i przeszedł do sedna – czyli do tematu z pierwszej strony. Zwykle zaczynał czytanie gazet od tych mniej istotnych spraw, by stopniowo podążać ku temu, co ciekawiło każdego najbardziej. Rzucił gazetę na blat, aby wciąż była w zasięgu jego wzroku, gdyż kolejna czynność wymagała od niego użycia obydwóch dłoni. Zdjął ze stojaka deskę i sięgnął po  nóż. Kilka chwil i do jego nozdrzy dotarł ostry zapach krojonego szczypiorku. Posiekał go sprawnie i odłożył nieco na bok, dopiero wtedy skontrolował patelnię i podszedł do miski z rozbitymi jajkami. Kątem oka wciąż czytał kolejne zdania artykułu.
    Nerwowo zagryzł dolną wargę. Cholrera… Jeśli tak dalej pójdzie, panika powoli będzie ogarniać nawet tych, którzy do tej pory zdawali się być zupełnie obojętni wobec ostatnich wydarzeń. Cóż, gdy rozchodziło się o śmierć przypadkowych, mało znaczących osób… Nie zawsze można było liczyć na szybką reakcję tłumu. Przykre, acz prawdziwe. Gdy tragedia sięgała coraz wyżej, macki lęku oplatały już każdego – uświadamiały, że śmierć to śmierć, tak samo tyczy się bogaczy i biedaków. Dla niego, jako dla funkcjonariusza, nigdy nie miało to takiego znaczenia – za każdym zgonem kryła się tajemnica i każdą należało z taką samą dokładnością zbadać.  
    Głośny syk dobył się z naczynia, gdy wlał do niego jajka. Szybko zmniejszył ogień, by zacząć czasochłonny proces ścinania masy. Powoli, bez pośpiechu, aby nie przegapić właściwego momentu. Łoskot w sąsiednim pomieszczeniu sprawił, że na chwilę zamarł. Przeczuwał, że wkrótce nie będzie w kuchni sam. Tak właściwie, liczył, że uda się im porozmawiać. Wyjątkowo, dzisiaj miał bardzo dużo myśli, które chciał z siebie wyrzucić i podzielić się nimi, gdyż niepokój mimowolnie udzielał się również jemu, chociaż zwykle był mocno opanowany.
    - Jeśli jesteś głodny, polecam, zwlecz się tu jak najszybciej- wyrzucił nieco głośniej i powrócił do czytania gazety oraz mieszania potrawy. Przyjemny, maślany zapach łaskotał nozdrza, jednak domagał się odrobiny ostrości ze szczypiorku. Jeszcze kilka chwil, zbyt szybkie dodanie zepsuje wszystko… Zwichrowane kosmyki opadały mu na czoło, gdy kolejny raz czytał to samo zdanie.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Anemiczne promienie słońca przebijały się niewinnie przez poszarpaną zasłonę chmur, na ich drodze stawała zapora z zaciągniętych ciemnych zasłon, które chociaż obszerne, nie zniwelowały doszczętnie jasnej poświaty, która wkradła się skoro świt do pokoju starszego z Soelbergów. W nikłym świetle poranka czas zdawał się zwalniać, a drobinki kurzu podrywały się do tańca. Ich jedyną widownią, był sam Ivar, który początkowo ignorował ten pokaz, lecz z każdą chwilą, coraz bardziej poddawał się magi tego spektaklu całkowicie ignorując przy tym zewnętrzny świat. Szare tęczówki ślepo wpatrzone w drobny pyłek rejestrowały, każdy jego ruch. Zmęczenie po kilkudniowym maratonie zarwanych nocy ciążyło niby kamień u szyi, lecz młody organizm szybko się regenerował – przywykł.
    Kochał sen, kochał chwile zawieszenia między światem rzeczywistym, a sennym marzeniem, kochał chwile, gdy mógł odpocząć i zrzucić z barków ciężar odpowiedzialności, brzemię samotności, którą wybrał ze względu na oddanie pracy. Nigdy nie żałując swych decyzji. Śmiało kroczył obraną lata temu ścieżką, lecz poranki takie, jak ten, w których świat stawał niby kolej parowa na stacji, o jakże dźwięcznej nazwie „lenistwo” sprawiały, że czuł się stary i zmęczony, jak masło na zbyt wielu kromkach – rozciągnięte i cienkie. Musiał odpocząć i naładować akumulator, bo inaczej padnie.
    Nie podniósł się z łóżka wystarczyła jedna przelotna myśl, a dźwięki wypełniły pokój. Z razu spokojnie, by nie powiedzieć nieśmiało powolutku nabierając pewności rozpieszczały w rytm melodii czuły słuch. Niski, głęboki i nieco zachrypnięty głos Korhonena uderzał dźwięcznie w duszę Ivara sprawiając, że mężczyzna nabierał chęci do życia. Bez pośpiechu wyszedł spod letniej pościeli pachnącej lasem. W pierwszym odruchu sięgnął po szklaną butelkę z czarną etykietą, na dnie, której znajdował się naparstek zaledwie bursztynowego trunku.
    Westchnięcie – raczej przywodzące na myśl rannego tura, niżeli młodego i silnego mężczyznę, a zaraz po nim szybkie zlustrowania sypialni, w poszukiwaniu posrebrzanej papierośnicy starej, jak świat, ot zawieruszonej w rzeczach dziadka, którą odkrył pewnego razu w gabinecie i od tamtej pory zawszę miał ją przy sobie.
    Uśmiech, tak szczery i radosny, że na moment rozrywający maskę odwiecznej powagi rozjaśnił oblicze ciemnowłosego, gdy wzrok dostrzegł obiekt poszukiwań. Po chwili szare obłoczki dymu wydobywały się już z ust mężczyzny, który niedbałym ruchem dłoni uporządkował łóżko zrzucając z jego ogromnej powierzchni marynarkę i kilka małych szklanych buteleczek.
    Chrzęst w karku, gdy przekrzywił głowę to w jedną, to w drugą stronę. Głód nagle obudzony sprawił, że przypomniał sobie o ostatnim nędznym i niewartym wspomnień posiłku, którym raczył się w pracy ślęcząc nad papierami. Nienawidził tego. Uwielbiał akcję, skryte podejścia, planowanie, w skrócie momenty podnoszące włoski na karku, zmuszające do wytężenia umysłu i ciała. Jednak papierkowa robota, była nieodłączną towarzyszką jego życia. Coś jak żona, do której wraca się rankiem po upojnej nocy z kochanką.
    Zapach topionego masełka wypełnił mieszkanie wiedział nim rozległ się warkot braciszka, że śniadanie niebawem. Narzucił na grzbiet szary szlafrok i wyszedł ze swej mrocznej jamy wprost w światłość.
    Dzień dobry, braciszku – odparł z klasycznym, z lekka drwiącym uśmieszkiem malującym się na twarzy, gdy sięgał po dzbanek z zaparzoną herbatą i polewał do filiżanki. Parujący i gorący napar, był tym czym jego organizm potrzebował po ciężkiej nocy. – Co w trawie piszczy? – pytanie, tak nagłe, że nawet on sam, był zaskoczony, tym iż chce mu się gadać, o pismakach i tym nad czym się rozpisują.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Skupiony, niczym saper podczas przecinania kolejnych przewodów tykającej bomby, wbijał tym razem swe oczy w żółtawą powierzchnię ścinającej się masy. Maślany akord zniknął pod wybijającym się na pierwszy plan zapachem jajek, powoli nabierających kremowej konsystencji, wciąż jednak dalekiej od ideału. Kilka kolejnych sekund spędził w zupełnym milczeniu, całkiem ignorując słowa brata. Odruchowo machnął ręką nad głową, jakby to miało starczyć za całe powitanie. Nawet główny temat gazety utonął gdzieś pod niecierpiącą zwłoki potrzebą mistrzowskiego wykończenia śniadania. Małe natręctwo, niemożliwość przerwania działania, rozmycie rzeczywistości. Uniesione nad czupryną szczupłe palce powędrowały ku desce z pokrojonym idealnie szczypiorkiem. Każdy, niemal zupełnie identyczny kawałek zieleniny zamknął się w luźno zakleszczonej dłoni i rozsypał tuż nad powierzchnią patelni. Deszcz smaku utonął w masie jajecznej i został szybko weń wmieszany. Kolejnych kilka krótkich chwil i odłączenie palnika. Dwa szybkie kroki dzieliły go od sięgnięcia po talerze i przerzucenia jajecznicy na nie. Idealnie zsynchronizowana pętla czynności – doskonale pasująca do dźwięcznego kliknięcia tostera. Tradycyjnego, przywiezionego któregoś pięknego lata przez dziadka z podróży do Oslo. Sprawnie odłożył patelnię i idealnie wymiarkowanym ruchem pochwycił wyskakujące z urządzenia kawałki pieczywa – jak zwykle się poparzył. Zrzucił przypieczone tosty na talerze. Cichy syk przerwał doskonały występ. Opuszki automatycznie dotknęły warg.
    - Cholera…- ciche przekleństwo utonęło w zaciśniętych ustach. Westchnął zupełnie zirytowany. To by było na tyle. Uniósł niebieskie oczy w stronę brata, przyglądał się jeszcze dobrych kilka chwil. Co on tak właściwie robił całą noc? Wyglądał tak, jakby Fenrir przeczołgał go przez cały Midgard. - Wyglądasz strasznie… - skwitował po czym podsunął talerz pod sam nos Ivara. Podobnie uczynił z solą i pieprzem, musiały być zawsze świeżo mielone. - Smacznego, jedz szybko, za jakąś minutę będzie zupełnie do niczego… - Klepnął go w plecy, nie żałując siły. Sam zabrał swój talerz i powędrował w stronę okna, przysiadając na kuchennym blacie. Skrzyżował nogi i wychylił się jeszcze, aby zabrać gazetę i powrócić do artykułu. Położył na niej talerz i począł mieszać widelcem w posiłku. Dopiero wtedy dotarło do niego, że Ivar zadał mu pytanie.
    - Chyba nic o czym byśmy nie wiedzieli… – westchnął ciężko. Informacje i tak zwykle zdawały się być okrojone, stanowiły jedynie wierzchołek góry lodowej. Cenił sobie możliwość rozmawiania o pozostałej części, ukrytej przed przeciętnym mieszkańcem magicznej społeczności, z bratem.- Opublikowali wywiad z Tolonenem. I szczerze, patrząc jakie zdjęcie mu zafundowali, cieszę się, że mnie on ominął- dodał z krzywym uśmiechem malującym się na twarzy. Nie oszczędził bratu wytknięcia zdjęcia kolegi po fachu. Szybko dogrzebał się do rzeczonej strony i pokazał bladą twarz młodego oficera. W końcu zrezygnował z dalszego przeglądania pisma i zabrał się za jedzenie, które wyraźnie nie szło mu tego dnia. Talerz stuknął o biały marmurowy blat. Tu wcale nie chodziło o żaden wywiad, tym bardziej zdjęcie. Denerwował się, próbował zamaskować niepokój malujący się na twarzy. W końcu jednak dał za wygraną.
    - Jest źle…- Ton głosu Eitriego przybrał na posępności.- U nas wszyscy chodzą jak w zegarku, każdy jest tak nabuzowany, że to tylko kwestia czasu, aż coś się sypnie. Media jak zwykle nie ułatwiają, ludzie chcą wiedzieć… Chociaż, mam wrażenie, że ostatnimi czasy znalezienie trupa na ulicy uznaliby za normalną sprawę. Wiesz, na zasadzie „och, znowu…” - teatralnie wywrócił oczami. Potok słów wylewający się z ust Soleberga był czymś w naturze niespotykanym, pokracznym, zupełnie odlepiającym się od jego osoby. Żart jak zwykle najpodlejszy z możliwych i tak nieśmieszny, że wywołujący jedynie pobłażliwe kiwanie głowy.
    - Monitorujemy praktycznie najdrobniejsze ruchy, które są w jakikolwiek sposób podejrzane. Mam wrażenie, że paranoja rozszerza się powoli na każdego… Kurwa… sam oglądam się dziesięć razy i czytam raporty w jedną i w drugą stronę.- Zupełnie tak, jakby nie czynił tego nawet wtedy, gdy nie istniało realne zagrożenie życia. Był pedantem, potrzeba dzielenia włosa na czworo towarzyszyła mu chyba przy każdej możliwej okazji, jednak czasami zdecydowanie utrudniała funkcjonowanie. Mamrotał dalej pod nosem, zupełnie nie zwracając uwagi na to, czy jego brat w ogóle ma ochotę na tak ciężki kaliber rozmów od samego rana. Wstał w końcu z blatu, odsunął talerz jeszcze dalej i nerwowo okrążył pomieszczenie, sięgając w drodze po kubek i nalewając sobie herbaty. Przełknął solidny łyk gorzkiego naparu i zreflektował się, że być może powinien zwrócić się do Ivara.
    - A ty? Jak się z tym czujesz? - Czy macki niepewności zdołały w ogóle ruszyć starszego Soelberga? Wiedział, że Wysłannicy mają swoje informacje, do których pozostali funkcjonariusze nie byli dopuszczani. O to nigdy nie pytał. Potrzebował jedynie drugiego głosu w sprawie, być może przegadania tego, co każdy wiedział aż nazbyt dobrze.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Jasność panująca w kuchni, była istnym kontrastem dla mroku w jego sypialni. Bił się z natrętnymi myślami, aby przemalować kuchnię w podobnej tonacji barw, lecz wiedział, że braciszek urwałby mu za ten proceder głowę. Musiał walczyć z tą wszechobecną jasnością mrużąc powieki i próbując ze wszystkich sił utrzymać pozycję względnie wyprostowanego.
    Gorący napar, był zbawieniem dla suszy, która panowała w gardle. Delektował się każdym łykiem sącząc powoli, aby się nie oparzyć. Ciche westchnięcie zdradzające ulgę mimowolnie wypłynęło z jego piersi. Absolutnie nie przejmując się, tym co pomyśli Ei, jak gdyby go tu nie było. Chociaż zapachy pieszczące czułe nozdrza mężczyzny nasuwały, co innego. Tak dobitnie utwierdzały w przekonaniu, że wąski wybór składników w odpowiednich rękach może stać się marzeniem, o którym śni na jawie styrany człowiek na głodzie. Sam aromat pobudzał zmysły i zapowiadał ucztę, tak dla oczu jak i ciała.
    Uwielbiał obserwować go w kuchni.
    Te kocie ruchy, ta finezja, to zdecydowanie i precyzja. Czasem wolałby, aby Ei, nie wychodził z tego pomieszczenia, bezpieczny i w swoim świecie. Oddający się temu, co lubił w pełni. Marzenie tak nierealne, tak idiotyczne, że niemal rozczulające. Ivar oddałby wiele, żeby brat był bezpieczny, a chociaż nawet tutaj, w domu, w tym pomieszczeniu, które jest jego królestwem może przytrafić mu się krzywda. Ukazuje, że wobec przeznaczenia i woli bogów, jesteśmy bezsilni.
    Westchnięcie, wyrażające więcej niż tysiąc słów, gdy biały porcelanowy talerz z delikatnym stukiem pomknął w jego stronę. Magia malująca się na nim, tak wabiąca i onieśmielająca, w swym skromnym wydaniu, była dla starszego Soelberga największym pragnieniem, tej chwili. Idealna konsystencja potrawy dopieszczonej wedle upodobań solą i pieprzem, które wydobywają siłę swego smaku zaraz po zmieleniu w starym, lecz jakże gustownym młynku. Pierwszy kęs, tak nieśmiały poczyniony jakby w obawie przed nieuchronnym końcem. W akompaniamencie dźwięku; chrupnięcia, które jak tafla skutego jeziora nagle pęka – głucho. Pierwszy gryz tosta.  Mieszanka tak prosta, a magicznie, od pierwszego przełknięcia dodawała energii.
    Słowa brata utonęły, w tym zachwycie i pogrążeniu się tylko w pierwotnej naturze zaspokojenia pragnienia. A chociaż umysł łaknął energii, to posilał się powoli. Ot, mruknięcie przywodzące na myśl zgłodniałego wilka wydobyło się z gardzieli Ivara, który naprawdę zatęsknił za kuchnią brata. Dopiero po chwili wrócił myślami do tego, co ten powiedział, lecz było już za późno na ripostę, czas minął.
    Słuchał jednak i nawet uraczył spojrzeniem mężczyznę, którego mu prezentował, a ten wyglądał, jakby odbył rozmowę na dywaniku u komendanta, przy czym słowa grzecznościowe padły, tylko na wstępie. Kwaśny cień uśmiechu na moment zawitał nieśmiało na zmęczonej twarzy, lecz po sekundzie wrócił do jedzenia. Jakby faktycznie bojąc się, że za minutę, lub dwie jajecznica, będzie do wyrzucenia. Tak dobrze zrobioną mógłby i zjeść zimną, chociaż wolał, aby Ei się o tym, nie dowiedział.
    Gdy skończył uśmiech satysfakcji rozpromienił jego oblicze przez moment w świetle poranka i jasności kuchni wyglądał, jak Baldur opromieniony światłością, młody i dostojny. Czar prysł jednak szybko, gdy wspomnienie zarwanych nocek dało, o sobie znać w sposób mało subtelny. Zmęczone, acz nieco szczęśliwe ślepia spoczęły na bracie i zawiesiły się na nim niby na wieszaku.
    Niezbyt miły uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy napomniał o trupie – miał rację, a jednak, to w jakiś sposób go nie poruszało, aż tak. Smutna rutyna, codzienność, a może kruchy los ludzki? To wszystko i jeszcze więcej wymieszane z odpowiedzialnością i pragnieniem schwytania oprawcy. Były to uczucia, które dusił w sobie wszak rozsądek i logika musiały stać na piedestale. Sporadycznie pozwalał, aby to emocje kierowały jego czynami. Ten jeden impuls, aby obudzić w nim bestię, musiał być potężny i zarazem precyzyjny, by targnąć czułą strunę i odkryć największą słabość.
    Oglądaj się jedenaście razy – wdarł się w potok słów braciszka, bez uprzedzenia. Wzorkiem wrócił do filiżanki i upił kolejny łyk z zobojętniałym wyrazem twarzy.
    Dopiero pytanie stawiające go w pozycji bez wyjścia zmusiło do zmobilizowania szarych komórek i wysilenia się na odpowiedź.
    Parszywie, ale bywało gorzej – westchnął wstając i odstawiając talerz po śniadaniu do zlewu. Oparł się ręką o blat i zapragnął zapalić. Sięgnął wolną dłonią do obszernych kieszeni szlafroka i wyciągnął papierośnicę w stronę brata, a gdy ten się poczęstował białym i elegancko skręconym przekleństwem, które prędzej, czy później odbije się na ich zdrowiu, sam porwał jednego. By po chwili tonąć w szarym dymie.
    Ciekaw jestem tego, co już odkryłeś, a co przemilczałeś w swym wywodzie. – Nagłe pytanie podkreślone błyskiem w szarych oczach o tonie tak pozornie niedbałym, co oficjalnym zawisło w powietrzu. Ivar był dumny z brata, nigdy tego nie ukrywał. Nawet w cichości ducha uważał, że ten miał potencjał, aby przewyższyć jego, a nawet i dziadka, ale czy znajdzie w sobie tą siłę?
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Dopił herbatę w momencie, w którym brat zdecydował się, aby przerwać poranny monolog. Podszedł do swojego blatu, na którym pozostawił wcześniej śniadanie. Widelec wylądował na gładkiej powierzchni talerza, przedzierając się przez praktycznie zimną jajecznicę. Kolejny dźwięk był nieprzyjemny, przywodzący na myśl ten, który towarzyszył skrobaniu paznokciami po szkolnej tablicy. Usta Soelberga ściągnęły się boleśnie, a pod bladą skórą zadygotała szczęka. Zasznurowane gardło nie pozwalało na przełknięcie chociażby odrobiny potrawy. Zwykle, pochłonąłby ją szybciej niż Ivar, jednak w tym momencie jedyne, na co potrafił się zdobyć, to dźwięczne odrzucenie sztućców do zlewu. Okrył dłonią błękitne oczy i mruknął coś do siebie, zupełnie niezrozumiale, jakby na granicy przekleństwa, którego lepiej było nie wyrzucać z siebie na głos.
    - Wcale mi nie pomagasz - stwierdził z przekąsem. Potęgowanie potrzeby sprawdzania wszystkiego niemalże non stop nie było dla niego najlepsze. I tak tonął w swoich paranojach, będąc zbyt wyczulonym na to, co działo się dookoła. Rozumiał jednak doskonale Ivara – przyjął go do siebie tylko i wyłącznie z troski, jego czyny nigdy nie były podbite fałszem, a pobrzmiewało przez nie jedynie rodzinne oddanie sprawie. Nie wnikał, czy matka dorzuciła do tego swoje słowo, najwyraźniej starszy brat zwyczajnie poczuwał się w obowiązku, by dopilnować go do momentu, w którym zupełnie samodzielnie będzie stawiał kolejne kroki. Było lepiej, lecz wciąż daleko od ideału. Drobne rysy psychiki wciąż były niepokojące.
    Przechylił się lekko nad blatem, po czym wskoczył na swoje miejsce, machając nogami, które muskały czubkami palców chłodną kuchenną podłogę. Śledził ruchy brata, wyraźnie ożywione spojrzenie podążyło za jego dłonią, którą wydobył skarb dziadka – papierośnicę. Widok ten sprowokował chwilę zachwytu i błysk zazdrości, ledwo widoczny, a jednak niezwykle łatwy do odgadnięcia przez osobę, która znała go od dzieciństwa. Ivar nie musiał go nawet zachęcać, Eitri wziął papierosa po czym odpalił go sprawnie, dbając jedynie o to, aby okno zostało jak najszybciej uchylone. Jedyny pozór porządku przy czynie, na którego widok nestor rodu prawdopodobnie dokonałby na nich rzezi w postaci celnie wymierzonych uderzeń w obydwie, ciemnie czupryny. Kuchnia była miejscem świętym, jednak nawet tutaj górnolotność słów dziadka ścierała się z pragnieniem wywoływanym przez nałóg. Nie, wcale nie chodziło o to, że staruszek był osobą unikającą jakichkolwiek używek – ciche parsknięcie wydobyło się z piersi mężczyzny – miał po prostu kilka zasad, z którymi się nie dyskutowało. I to była jedna z nich, a jak wiadomo to, co zakazane, dawało jeszcze większą przyjemność. Krótka chwila błogości odbiła się na posępnym obliczu Eitriego, szybko jednak powrócił do sedna rozmowy, zbity informacjami, które wciąż kotłowały się w jego głowie.
    - Nie, żebym spodziewał się innej odpowiedzi - westchnął, brutalny słowotok najwyraźniej niewiele zdziałał w sprawie zmęczenia malującego się na twarzy starszego brata, być może nawet dołożył jedynie cegiełkę do ciężaru, który zdawał się spoczywać na jego barkach.- Dobra, powiem ci, bo widzę, że niewiele z ciebie dziś wyciągnę- był wyraźnie niecierpliwy i dzisiaj, jak na złość, opieszałość i powściągliwość słów, jedynie dodatkowo go denerwowała. Papieros, którego trzymał pomiędzy palcami stopniał do połowy. Odrobina popiołu opadła na biały blat, zmiótł ją szybko, nim wyrzekł kolejne słowo.- Zawsze tak mam, jak wszystko idzie aż nazbyt idealnie. Zainteresowanie zakazaną magią, większy ruch w przemycie, jednoznaczne teorie na temat ślepców. Z boku wszystko wygląda aż za czysto, to zbyt oczywiste.- W tym jednym przypadku, wzorzec zdawał się mu wyjątkowo wrogi i niepokojący.- Mówię ci, że coś pierdolnie. Nie wiem, to nie może być tak proste…- stwierdził i zgasił resztkę wypalonego nerwowo papierosa na brzegu zlewu. Wyczekująco szturchnął brata w ramię, wiedział, że na jednej fajce się nie skończy. Na pewno nie dzisiaj, gdy wszystkie myśli chodziły w nim od samego rana. Począł nerwowo zagryzać zęby na dolnej wardze, oczekując kolejnego ruchu w napięciu. Stary, rusz się wreszcie… Ledwie słyszalny szmer skłonił go do obrócenia głowy i skierowania wzroku, skupionego na kieszeni z papierośnicą, w stronę puszystej kuli przechadzającej się po stole. Delikatna sierść na grzbiecie kota zafalowała wraz z lekkim powiewem porannego wiatru wzmagającego się za uchylonym oknem. Kocur przeciągnął się leniwie, obwąchując kubek pozostawiony na stole. Wraz z ziewnięciem obnażył ostre kły i różowy, długi język. W takich momentach rozkoszny pyszczek wyglądał niczym rozdziawiona gęba Jormunganda.
    - Chociaż jedna osoba w tym domu miała dzisiaj całkiem przyjemny sen - mruknął w stronę szarego kociska o dostojnym profilu i niezwykle długich wibrysach.- Cześć, leniuchu...


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Wiedział, że mu nie pomaga, a wręcz przeciwnie może wpędzać go w jeszcze większy mętlik myśli, w większe bagno. Nie miało to jednak znaczenia, nic go nie miało. Liczyło się dla Ivara zdrowie, ale i siła brata. Musiał je zyskać prędko, o ile nie jak najprędzej. Intuicja mu podpowiadała, a co do tego nigdy się nie myliła, że wkrótce wszyscy będą wystawieni na próbę. Hart ducha, był niezbędny, w tym zawodzie. Natomiast silna psychika, to fundament dobrego pracownika. Gdyby nie wierzył w brata, gdyby nie to, że wychowywali się razem i znali się na wylot, to skreśliłby go już dawno. Jako osobę, nienadającą się do tej pracy.
    Matka i jej troska, tak głęboko zakorzenione, tak momentami zdradzające największe słabości, a jednak w chwilach próby okazywały się siłą i podporą. Gdy zwątpienie, rozpacz i żal zaciskały swe szpony na duszy Ivara, to właśnie jej słowa ratowały go z objęć smutku. Siła z jaką mówiła słowa pełne nadziei, ton głosu i pewność w błękitnych jak niebo po nawałnicy oczach wypełniały pierś mężczyzny siłą.
    Dlatego, bez zastanowienia, czy kalkulacji ściągnął obolałego i ledwie żywego brata do swojego, do ich mieszkania, które dostali od dziadka. Chciał tego, gdy zamieszkali razem uświadomił sobie, że powinni to już wieki temu uczynić. Czuł, że mając go na wyciągnięcie ręki może chronić, ale i jednocześnie daje mu dystans i swobodę. Daje mu życie, którego obaj chcieli, a przynajmniej tak myślał. Wiedział, że pewnego dnia przyjdzie kobieta, która zmieni wszystko i obróci ich szczęście do góry nogami, lecz wierzył, być może nieco zbyt naiwnie jak na niego, że wszystko się dobrze skończy. Ta nadzieja i troska, o młodszego braciszka była jego słabością. Największym przekleństwem i największą siłą. Walka o to, aby ich relacja trwała niezmiennie, aby pewnego dnia ten drugi świat, który Ei ma na wyciągnięcie ręki nie stał się zbyt kuszący, zbyt dobry. Obawiał się tego. Czy zastanie go w domu, czy tylko ujrzy wydmuszkę – ciało bez duszy, która uleciała.
    Ta niepewność nie objawiała się często, ta troska nie była codziennością. A jednak bywały dni, gdy niesforne myśli uciekały spod żelaznej rękawicy rozsądku, który hamował je na co dzień i mąciły umysł Ivara. Wówczas żelazne spojrzenie łagodniało, ba wręcz było istnym zwierciadłem duszy.
    Fajki, będą ich zgubią pewnego dnia, lecz teraz przynosiły ulgę, tak ciału jak i duszy. Pozwalając skupić i uporządkować myśli niczym sito odcedzić, to co cenne i wartościowe, od bzdur, które mogą jedynie utrudniać dedukcję. Moment, a raczej ułamek sekundy, gdy spojrzenie błękitnych oczu brata, nie tak żywych jak te matki, a jednak zdradzających jej dziedzictwo spoczął na papierośnicy. Zawahał się. Niezauważalnie, na moment. Gdyby znał jego myśli, gdyby mu powiedział. Bez słowa, od ręki oddałby mu przedmiot, z którego niegdyś dziadek korzystał. Czuł przywiązanie do niektórych rzeczy, lecz walka o nie, a zwłaszcza z bratem, była dla niego głupotą i pożałowania godną farsą.
    Uśmiechnął się kwaśno, gdy ten otworzył okna.
    Wcale by się bardzo nie zdziwił, gdyby dziadek miał ukryte zwierciadło, gdzieś w mieszkaniu i nadzorował to co wyczyniają jego wnukowie. A gdyby zobaczył, że kalają te święte miejsce, jakim była kuchnia dymem tytoniowym, to zapewne teleportowałby się tu i urządził im mini Ragnarök.
    Coś jebnie, to fakt. Nasza w tym głowa, aby być na to „coś” przygotowanymi i sprawić, by jak najmniejsze echo tego uderzenia spadło na Midgard i jego społeczność. – Odparł gasząc papierosa w kryształowej popielniczce. Ei, miał rację, całkowitą rację. Mógł się z nim kłócić i dyskutować na wiele tematów, lecz w tym jednym mieli słuszność. Obawiał się tego, stąd też przewrażliwienie i ostrożność. Stąd zarwane nocki i ślęczenie nad dokumentami do wczesnych godzin porannych. Zbieranie dowodów, było zadaniem pożerającym czas, a go mieli tak mało.
    To nigdy nie jest proste. Chcielibyśmy, aby takie było, lecz niestety, takie nie jest. Kombinuj dalej, a być może przyjdzie jakiś przełom w sprawie. – Gdy nadchodziła ta chwila, człowiek wiedział, że ma już wróbla w garści i wystarczy tylko zastawić sidła. Na chwilę obecną jednak musieli zbierać informacje, analizować fakty i liczyć na farta.
    Uśmiechnął się na widok Lokiego, momentalnie jakby zapomniał o powadze rozmowy. Twarz tan nagle zmieniona jakby był innym człowiekiem. Poranne pieszczoty pod dłonią wrażliwą i zarazem silną, były niemal tradycją. Po kilku sekundach mruczenie wyrażające zadowolenie niosło się po kuchni, a chwila ta mogłaby trwać wieczność, gdyby nie jedzenie, na które zapewne czekał.
    Masz coś dobrego dla naszego leniucha? – Spojrzał na brata z lekkim uśmiechem. Na próżno, było doszukiwać się w szarych tęczówkach stanowczości, czy powagi jaką jeszcze przed momentem Ei mógł czuć na swoim karku. Żelazne spojrzenie uleciało wraz z chwilą, gdy temat rozmowy niespiesznie i w jego stylu przerwał dostojny kot. Ignorując i za nic mając przy tym losy świata i jego mieszkańców.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Troska najbliższych zazwyczaj paliła go nieprzyjemnie, nadawała działaniu rys niepewności, gdyż za każdym razem mogło spotkać go coś, co przysporzyłoby kolejnych siwych włosów matce. Zmartwienie, które malowało się na jej twarzy było tak nieprzyjemne, że podróże do domu stawały się coraz rzadsze, wraz z upływem lat. Ostatecznie, odwiedziny ograniczył do zupełnego minimum, być może tym samym robiąc coś zupełnie odwrotnego, do pierwotnego zamiaru. Catharina wcale nie przestała zachodzić w głowę, co tak właściwie dzieje się z jej synem, miast tego popadała w przedziwny stan otępienia i poczucie, że prędzej zobaczy swe dziecko martwe, niż ponownie pojawi się ono w domu. Ojciec być może mniej lękał się o swoją najmłodszą pociechę, chociaż tego Soelberg nie był pewien. Rozmawiał z nim ostatnio pół roku temu, gdy przymuszony przez Ivara musiał wywiązać się z tego obowiązku. Nie uważał się za wzór – działał zupełnie niemądrze, próbując samemu odciąć się od lęków, które pojawiały się mimowolnie od czasu do czasu. Myśl o tym, co tak właściwie przeżywa od roku jego matka, wywoływała gęsią skórkę, nie był na to obojętny, jednak nie potrafił udźwignąć ciężaru ludzkich relacji – nawet tych rodzinnych.
    Ivar był znośny, ba… właściwie był jedynym, którego starał się czasami wysłuchać i rozumiał, że brat nigdy nie chciałby go zbytnio kontrolować. Wiedział, że Eitri, być może wciąż noszący ślady przeszłości, musi nauczyć się na nowo ufać własnym działaniom. Nie pomstował zbytnio na trudy wspólnego mieszkania, właściwie, z przyjemnością przypomniał sobie czasy, w których spędzali niemal wszystkie popołudnia razem – ścierając się w dziecinnych kłótniach i wzajemnych uszczypliwościach. Teraz, zupełnie dorośli, jak się okazało, wciąż nosili w sobie ten pierwiastek dziecka. Eitri pociągnął nosem, gdy papierośnica nie pojawiła się przed nim ponownie. Ciche westchnienie towarzyszyło wygrzebaniu z kieszeni dresowych spodni lekko zmiętej paczki papierosów. Zeskoczył z blatu, rezygnując chwilowo z odpalenia fajki, zatknął ją za uchem i przeszedł do rzędu wiszących na ścianie szafek. Wcześniej wyszukał białą, ceramiczną miseczkę i położył ją na blacie.
    Bystre spojrzenie kota powędrowało ku niemu – wiedział, że najwyższy czas na śniadanie. Tym razem, oszczędził mu porannego szantażu, jaki zwykł być nieodzowną częścią pobudki. Eitri był zdziwiony, jednak nie zamierzał narzekać – Loki śpiący, to Loki szczęśliwy. Eitri nie budzony porannym plasknięciem łapą o nos był równie zadowolony. Celowo zignorował wcześniejsze słowa brata, przechodząc z marszu do tematu kota. Być może potrzebował chwili oddechu, być może było to wciąż zmyślne podporządkowanie sobie człowieka przez puszystego czworonoga.
    - Myślę, że coś się dla niego znajdzie.- Dźwięk otwieranej puszki wywołał nagłe poruszenie, a kocur zwinnie wywinął się spod ręki Ivara, przeskakując ponad przeszkodami rozstawionymi na blacie. Eitri nie musiał go wołać – Loki czekał nim mężczyzna zdążył wyłożyć zawartość na miseczkę. Podrapał pupila swym zwyczajem za uszami i pozwolił, by zatopił zęby w posiłku, nie siląc się, aby miska spoczęła w przeznaczonym do tego miejscu. Odrobina rozpusty, zbytecznego kociego luksusu.- Smacznego- dodał i odstawił resztę karmy nieco dalej.
    Powędrował na powrót w stronę brata, wyciągnął papierosa i zapalił. Kolejna porcja dymu rozeszła się po pomieszczeniu, przesycając zapachem tytoniu powietrze.
    - Mhm… Każdy wypruwa sobie żyły na tej sprawie. Inne rzeczy stają się momentami mniej istotne i nie wiem, czy przez to czegoś nie przeoczymy.- Nerwowość na nowo zagościła w jego głosie, a niepokój nie potrafił znaleźć ujścia. Składanie uzyskanych informacji w całość było faktycznie bardzo pracochłonne, a gdy nie było jednoznacznych poszlak, kierunki rozwoju całej sytuacji mnożyły się nieznośnie, nie pozwalając na prostą odpowiedź. Ivar miał rację, zwykle ludzki umysł pragnął dążyć do najprostszych, najbardziej logicznych rozwiązań. Było w tym coś z potrzeby bezpieczeństwa – nieprzewidywalność niepokoiła, sprawiała, że paranoja rozszerzała się bardziej i bardziej.- Chyba chodzi o jakiś balans. Czasami nie trudno jest jednak odbić też w drugą stronę, uważając, że oponent jest mądrzejszy, niż w rzeczywistości, a jego plan jest niemożliwie złożony.- Póki co, zdecydowanie wiedzieli za mało i jedynym, co im pozostawało, to czekanie. Być może właśnie na rzeczone „spierdolenie się” całej sprawy, zburzenie dotychczasowych schematów, z których ruin dopiero można było wygrzebać prawdę.
    Kolejny obłoczek dymu polizał ścianę, nim uleciał przez uchylone okno na zewnątrz. Kot wyjadł niemal wszystko ze swojej miski i powrócił na stół, gdzie rozpoczął rytuał mycia pyszczka, wykonując zgrabne ruchy łapką. Wzrok młodszego Soelberga spoczął na zwierzęciu, zmrużone błękitne oczy zdawały się szukać w tym widoku utraconego spokoju. Wewnętrzna bezradność nie powinna go paraliżować, nie teraz, nie w tym momencie, gdy powinni być w najlepszej formie, ciągle w gotowości.  Przekierował spojrzenie na brata, tym razem w nim doszukując się utraconej stabilności. Szare oczy zawsze wydawały się mu tym niezmiennym punktem, w którym zawsze potrafił doszukać się oznak braku ugięcia pod naporem codziennych trosk. Może dla niektórych był to wyraz surowości i obojętności, dla niego –  jedna z niewielu podpór, które pozwalały mu nie odchodzić od zmysłów.
    - Jakoś z tego wyjdziemy, nie?- Musieli. Nie było innego wyjścia, nie chciał nawet dopuszczać do siebie widma porażki. Znał jej smak i obawiał się ponownego naznaczenia nią.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Elegancka papierośnica zniknęła w głębokich kieszeniach szlafroku, gdy zaspokoili pierwszy głód tytoniowy, lecz Eitri pragnął więcej. Nie skomentował wymiętej i pogniecionej paczki, którą wyciągnął z dresów, słowem nie skomentował ruchu świadczącego o ponownej chęci odpalenia białej trucizny i dobrze, że milczał, bo brat schował papierosa za ucho, zostawiając go na deser. Uśmiechnął się kwaśno.
    Patrząc na jego szlachetny profil w świetle porannego słońca skąpany Ivar odczuwał coś na kształt ulgi i dumy. Ei był, a to niezaprzeczalny fakt: dupkiem i emocjonalną amebą, ale potrafił, kiedy chciał okazać się wrażliwym i kochającym. Myśli swobodnie płynęły pod prąd, ku przeszłości; rozpamiętując i analizując. Był zawsze specyficzny, lecz w tym kryła się jego magia, coś, co przyciągało i sprawiało, że człowiek, spoglądając w te błękitne oczy tak wszak podobne do matczynych, jednakże doświadczenia życiowe i talenty, jakimi dysponował, sprawiły, że utraciły tę serdeczność i troskę w wyrazie. Stały się ostre i przenikliwe, a w dodatku zimne jak lód. I chociaż dorastali razem, znali na wylot, to i tak bywały dni, w których się zaskakiwali. A dzisiejszy poranek do takowych należał, niestety, w tym mniej pozytywnym aspekcie, nie licząc oczywiście wybornej jajecznicy. Martwił się o braciszka. Poruszanie takich tematów i to jak te go prześladowały, sprawiało, że wyglądał marnie. Troska o to, czy podoła swym uśpionym ambicjom i da radę nieść na swych barakach widmo okropnych wydarzeń sprzed paru miesięcy.
    I o ile rozumiał, że każdego mógł spotkać taki los. To wręcz wpisane było w ich zawód, to dodatkowy cios, jaki padł ze strony kobiety, którą kochał, był nie przymierzając; gwoździem do trumny. W tamtym okresie czuł, jak blisko Ei znajdował się, tego drugiego świata. I chciał wierzyć, że już nigdy nie  nie zostanie wystawiony na podobne cierpienie w niepewności. Nie zdradzał się ze swymi emocjami, nie chciał być uznany w jego oczach za słabego. Musiał udowadniać, że nawet największe bagno było do przejścia i być tarczą, która powstrzyma każdy cios. Rozumiał rolę starszego brata. Wiedział, jak miał postępować i co czynić, lecz nikt nie powiedział, że będzie to tak trudne.
    Obserwował, jak bestia pożera swą ofiarę. Zawartość puszki musiała być doprawdy kusząca, bo w trybie błyskawicznym znikała z talerzyka. Cieszył się, że chociaż kot w tym mieszkaniu odpocznie. Wyspany, posilony, a zapewne zaraz uda się na drzemkę, z której wstanie dopiero późnym popołudniem. Taki to pożyje.
    Coś kosztem czegoś, nie możesz zrobić wszystkiego sam. A ludzie w wydziale muszą funkcjonować, jak jeden sprawny organizm inaczej zapanuje chaos. – Wiedział to, doświadczenie wyciągnięte wprost z elitarnego oddziału dawało mu tę przewagę, tą wiedzę i świadomość, że jest tak samo silny, co i kruchy. Pracował – ciężko, zarywając nocki, lecz prawdziwy cel nigdy nie schodził mu z oczu. Był wprawdzie daleko od jego zrozumienia, lecz miał go na celu i gdy tylko zawierucha wokół ucichnie, wystrzeli pocisk, który uderzy celnie i silnie.
    Mam niejasne wrażenie, że za dużo myślisz. – Uśmiechnął się serdecznie, miło odsłaniając przy tym śnieżnobiałe zęby. – Ledwie słonko wstało, a ty zmuszasz się do takiego wysiłku, co gorsza i ja jestem ofiarą tego spisku – skrzyżował przedramiona na piersi, wzrokiem badając reakcje brata. Nie chciał go prowokować, a uspokoić. Zasugerować, żeby odpoczął lub sam sprawi, że będzie zmuszony przestać myśleć, nakręcać się niepotrzebnie i zdradliwie, tak dla niego jak i dla jego bezpośredniego otoczenia.
    Oczywiście, że tak braciszku, czy ja cię kiedyś zawiodłem? – uśmiech z serdecznego stał się szelmowski, a iskierki w szarych oczach osnutych wieczną powagą i surowością nagle rozbłysły przedstawiając weselsze, te wrażliwsze oblicze starszego z braci. – Nie odpowiadaj…– Położył mu jedynie dłoń na barku i uściskał, nie lubił klepania po plecach, uznając je za odruch zbyt często praktykowany, tak ulotny w swej prostocie i mdły. Ot, a może to tylko jego wrażenia? Wolał pewny chwyt, śmiały i pokrzepiający zmuszający rozmówcę do spojrzenia w oczy i zrozumienia, że wszystko będzie dobrze, że zaopiekuje się nim, że uratuje go przed najgorszym bagnem – zawsze. Chociaż już raz go zawiódł i cierń wyrzutów sumienia odzywał się podczas bezsennych nocy.
    Masz dziś wolne? – zagadnął, aby przerwać ciszę, aby emocje kotłujące się w jego umyśle nie wymknęły się poza jego granice, by choćby oczami nie zdradził lęku, który go nawiedzał.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Sprawny organizm zaczynał szwankować, gdy jego poszczególne elementy zaczynały cierpieć na przemęczenie. Być może, początkowo nie było to aż tak widoczne, ale z czasem, gdy kolejne struktury wykruszały się i nie było nikogo, kto mógłby je szybko podmienić, dezintegracja panoszyła się w mgnieniu oka. Nie był to jeszcze moment kulminacyjny, kryzys trwał od kilku miesięcy, a wciąż było przed nimi więcej niewiadomych, niż uzyskanych odpowiedzi, jednak brak dbałości o jednostki, już na samym starcie, nie wróżył nic dobrego. Pewnie Ivar miał rację, zbyt wiele myśli zaprzątało głowę jego młodszego brata, zupełnie niepotrzebnie, gdyż nie musiał samodzielnie stawiać czoła wszystkim przeciwnościom. Mimo to, Eitri odczuwał, jakby niewyobrażalny ciężar powoli go przygniatał i nie pozwalał na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Uczucie strachu podbijały wydarzenia sprzed roku, które na dobre zagościły na dnie jego umysłu. Chociaż walczył z nimi usilnie, od pewnego czasu, to nie potrafił całkiem ich usunąć. O ile chęci do życia z czasem wróciły, o tyle miesiące bezradności i szerzącej się apatii, zebrały swe żniwo.
    Przygarbił się w odruchu zrezygnowania, gasząc papierosa, którego zdołał wypalić niemal w mgnieniu oka. Podszedł do dzbanka z herbatą i nalał sobie drugi kubek naparu; sącząc przez chwilę, zastanawiał się jeszcze raz nad wszystkim, co zdążył powiedzieć bratu. Gdybanie praktycznie nigdy nie miało końca, a jeden temat, pociągał setkę kolejnych. Wyjątkowo chętny do dyskusji Kruczy miał jeszcze kilka spraw, które chciał poruszyć, jednak słowa Ivara sprawiły, że zawahał się na moment. Spojrzał na niego znad kubka letniego już napoju. Mruknął pod nosem i wzruszył ramionami. Zdawało mu się, że starszy brat próbuje odwieść go wszelakimi sposobami od rozpoczętej rozmowy i wcale nie ma ochoty, aby resztę poranka spędzić w tak uroczej atmosferze, jaką zdołał wytworzyć Eitri.
    Może masz rację – przyznał zupełnie niechętnie, kwasząc się przy tym wyraźnie. – Już cię więcej nie męczę. – Cień irytacji przebiegł przez jego twarz na równi z momentem, w którym stuknął o blat pustym kubkiem. Zbyt nerwowo, bardzo pospiesznie. Miał mu trochę za złe, że tak szybko się zniechęcił. Czy jednak słusznie wzbudzał w sobie tak nieprzyjemne emocje? Ivar również był w to wmieszany, mierzył się z problemami w takim samym stopniu, co on. Doświadczali podobnych sytuacji, babrali się w tym samym bagnie niewiedzy i niepewności.
    Każdy szukał odrobiny spokoju, gdy zaszywał się w domu – gdzieś poza wykonywanymi obowiązkami, w jedynym miejscu, w którym choć na chwilę można było odciąć się od nieprzyjemnych bodźców.
    Nadął policzki, gdy brat spróbował wybrnąć z całej sytuacji kilkoma pokrzepiającymi słowami. Nie zamierzał odpowiadać na jego pytanie, wszak nie potrzebował ubierać w słowa poczucia wsparcia udzielanego mu przez brata. Uścisk przyjął z lekką rezerwą, jednak w ostateczności pozwolił Ivarowi na ten drobny, braterski gest. Zbyt wiele razy przeżywał ten sam schemat postępowania starszego Soelberga; nauczył się przyjmować czułość bez krzyku i wiecznych uników, jednak wciąż z nieznośnym poczuciem, że jeszcze chwila, jeszcze jeden moment i ucieknie w popłochu, gdyż zacznie odczuwać osaczenie. Spojrzał w szare oczy i uśmiechnął się krzywo, kładąc dłoń na jego plecach.
    Trzy, dwa, jeden…
    No, już… Styknie tego. – Spróbował oderwać się od brata i stworzyć na nowo przestrzeń, której powoli mu brakowało. – Bo mi niedobrze. – Jak zwykle wybrnął kpiną. Odsunął się znacznie i odwrócił twarz w stronę okna. Szczerze, był mu wdzięczny za te słowa, za namolne gesty, którymi próbował okazać mu uczucia, jednak nigdy nie przyjmował ich z należytą swobodą.
    Może za tydzień. – Odkąd powrócił do pełnienia swych obowiązków, był w pracy niemal codziennie.  Nawet posiadając dzień wolny, zachodził tam na kilka chwil, aby doczytać akta, na które zwykle nie miał wystarczająco czasu. – Wychodzę koło południa. A ty? – Znowu dogrzebał się do wymiętej paczki papierosów i począł przerzucać ją z dłoni do dłoni. Na ten moment, emocje nieco opadły. Chociaż wciąż posiadł niedosyt, stwierdził, że więcej nie będzie wyciągał z brata na siłę żadnych informacji.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Lubił gdy się denerwuje, kiedy ten tak dobrze znany mu cień irytacji przebiega po jego obliczu i podkreśla emocję. To, co wówczas dostrzega w jego oczach, jest zwierciadłem duszy. Widząc go w takim stanie, wracał do przeszłości tej wspólnej, gdy będąc dziećmi, spędzali razem czas na zabawie, grach i docinkach. Upartość cechująca obu. Pragnienie wygranej i wzajemne napędzanie, były tak kluczowym elementem rozwoju nie tylko dla młodszego, ale i starszego, ten bowiem wolał towarzystwo brata, niżeli innych znajomych. Zdecydowanie można powiedzieć, że chociaż noszące cień surowego, jednakże nieokrutnego ojca i nadopiekuńczej matki ich dzieciństwo, było sielanką. Z punktu widzenia dorosłych mężczyzn. Sam Ivar łapał się na myślach, a zwłaszcza po wypiciu kilku szklanek mocnego alkoholu, że jakże miło, być dzieckiem. Żyć chwilą, poznawać świat i nie martwić praktycznie o nic.
    Ten grymas, ta niema złość malująca się na jego obliczu, a podkreślona kwaśnym komentarzem i nerwowym odstawieniem filiżanki przypominała mu o tych wszystkich momentach, gdy coś mu nie wychodziło, czy to nie potrafił z nim wygrać, czy w innej materii nie dawał sobie rady. Wówczas jak to przystało na starszego brata, pomagał, wyjaśniał i objaśniał, lecz nigdy nie dawał forów. Nawet w preferowanych przez Ivara sparingach szedł zazwyczaj na całość, tak by Ei mógł poczuć siłę jego ciosów, ale i wyciągnąć lekcję, która być może kiedyś mu się przyda. Oby jednak nie był do tego zmuszony.
    Wiesz, że mam – uśmiech, kontrast dla jego grymasu, pogodny – rozświetlił oblicze Ivara niby drugie słońce, a śnieżnobiałe ząbki błysnęły spod linii wąsa.
    Wiedział, że ucieknie, zawsze to robił klasyczny manewr noszący miano: „na spłoszoną dziewicę” - gdy komplementem, czy chociażby gestem przekroczy się granicę, jaką Ei wyznaczał sobie i innym. Rozumiał, pochwalał, lecz dla brata to mógłby zrobić wyjątek. Niemal słyszał, jak liczy. Dostrzegał to w jego oczach i mowie ciała. Dlatego go puścił, aby wiedział, że wie, a jednocześnie, by nie dać mu powodów do wyrzutów. By oboje byli zadowoleni z tej krótkiej, a znaczącej chwili. Tak Ivar to doceniał, jak i miał nadzieję, że i Ei to doceni.
    Nie bądź, taki drażliwy braciszku – uśmiech, lekki, ale znaczący podkreślający żartem, że jego intencje zostały zrozumiane.
    Uwierz mi, wolę obejmować kobiety, ale czasem trzeba cię podręczyć – ironiczny uśmiech w akompaniamencie iskierek w oczach rozjaśnił na uderzenie serca, jego oblicze pozbawiając tym samym zmęczonej maski po zarwanej nocce.
    Mhm, dopilnuję tego – wystarczył jedne pracoholik w rodzinie, on był młody i należało mu się coś od życia za te wszystkie krzywdy, jakie go spotkały. Miał cichą nadzieję, że chociaż jeden z nich skończy jako szczęśliwy mąż i ojciec. I tej szansy upatrywał właśnie w bracie. Chciał z całego serca uchronić go, by nie kroczył tą samą ścieżką, co ich ojciec. Wiedzieli, że to się źle skończy i bał się o niego.
    Podszedł do dzbanka i pozostałą resztkę herbaty wlał do białej filiżanki. Mocna esencja pobudzi, a przy okazji smaczniejsza była niżeli czarna kawa, bez dodatków. Bawiąc się, naczyniem w ręku zamyślił się, przeglądając oczami wyobraźni grafik na dziś.
    Jestem umówiony z… – no właśnie i jak tu? – Przyjacielem – zaakcentował dobitnie ostatnie słowo. Jak gdyby wybierał się na spotkanie z samym komendantem lub Jarlem. Dla niego to było jednak naturalne, chociaż czy zarys tej relacji, był, aby wart tego określenia? Zbyt staromodny czasami, jakby przejął nawyki po dziadku. Weryfikował ludzi i był pamiętliwy.  

    Ivar i Eitri z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.