:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
08.12.2000 – Kuchnia – E. Soelberg & V. Holmsen
2 posters
Villemo Holmsen
Re: 08.12.2000 – Kuchnia – E. Soelberg & V. Holmsen Pią 7 Sty - 22:21
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
08.12.2000
Przecież sobie tego nie wymyśliła i nie miała zwierząt, które by tłukły jej filiżanki. Stojąc teraz w kuchni patrzyła na rozbite naczynie leżące na ziemi. Skorupki walały się po całym pomieszczeniu, a przy każdym kroku chrzęściły nieprzyjmnie pod butem. Nienaruszone uszko samotnie leżało na skraju cienia rzucanego przez blat kuchenny.
Od dawna wiedziała, że dom musi być nawiedzony. Czy to dawna właścicielka dawała jej znać, że nie podoba się jej to co w mieszkaniu wyczynia Villemo? A może jest zła, że zamieszkuje je niksa? Jesteś martwa, daj już spokój - mówiła w myślach pochylając się nad skorupkami, które ostrożnie zbierała z ziemi i wyrzucała do kosza na śmieci. Lubiła tę filiżankę miała błękitny kolor i srebrne zdobienia na obrzeżach. Kupiła ją dość dawno temu na pchlim targu za śmieszne pieniądze. Sprzedawca wtedy namówił ja na stare puszki po herbatach, które też nadal służyły do przechowywania suszu i świetnie się w tej roli sprawdzały. Przed tygodniem wszystkie zostały zrzucone i herbaty wymieszały się ze sobą. Nie było czego ratować.
Znosiła to dość długo, ale ileż można czuć się intruzem we własnym mieszkaniu? Zaczęła szukać pomocy, co wcale nie było takie proste kiedy chcesz się rozprawić z duchem. I to dość upierdliwym. Musiała być charakterna za życia - być może chciała lepiej zrozumieć poprzednią lokatorkę, bo była niemalże pewna, że to właśnie ona panoszy się w mieszkaniu. W końcu znajoma, znajomej, która zna kogoś w Kruczej Straży powiedziała, że jest taki jeden koleś, który się zna na rzeczy i chętnie pomaga. Nie czekała długo na skontaktowanie się z nim.
Dzisiaj miał przyjść.
Usłyszała pukanie do drzwi i wstała z podłogi.
-Teraz się doigrałaś. - Mruknęła pod nosem, ale słowa kierowała do ducha i otworzyła drzwi uśmiechając się przyjaźnie do mężczyzny. -Zapraszam.
Zachęciła go aby wszedł do środka i zamknęła dokładnie drzwi. -Dziękuję za przyjście. Właśnie poleciła filiżanka. - Wskazała na uszko od naczynia, które nadal trzymała w dłoni. Ubrana w granatowe, wełniane spodnie wyprasowane w kant, do tego czarny golf, ze złotymi lokami opadającymi na ramiona nie wyglądała jak wyuzdana dama do towarzystwa. Całe mieszkanie miało w sobie mieszankę współczesności z elementami wprost z XIX wieku. -Najwięcej dzieje się właśnie w kuchni. - Zaprowadziła mężczyznę do rzeczonego pomieszczenia.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Eitri Soelberg
Re: 08.12.2000 – Kuchnia – E. Soelberg & V. Holmsen Nie 9 Sty - 18:06
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Opierał się przez wiele lat słowom matki, której zdaniem nigdy nie powinien marnotrawić daru otrzymanego od samych bogów. Sądził, że praca w Kruczej Straży pozwoli mu uniknąć przykrego obowiązku, przed którym nie mógłby uciekać w pobliskiej świątyni. Na szczęście Azowie nigdy nie upomnieli się o jego osobę, nawet jeśli Catharina dawała upust swym pragnieniom w żarliwych modłach mających ochronić dziecko przed drogą kruczego oficera. Nigdy nie mogąc pogodzić się z ostateczną decyzją, nie zamierzała jednak powstrzymywać się przed wtłaczaniem do głowy swej latorośli, że nigdy nie powinien odmawiać osobom w potrzebie, gdy tylko do głosu dochodziły byty nadnaturalne lgnące do każdego medium bez wyjątku. Sądziła, że umiejętność odziedziczył po prababce nie bez powodu, choć żywot godara nie był mu pisany.
Swoje działanie ograniczał zazwyczaj do momentów, w których używał osobliwego zmysłu przy badaniu miejsc zbrodni, pomagając niekiedy technikom w zabezpieczaniu terenu. Był to benefit ponadprogramowy, używany niechętnie, zwłaszcza od momentu wypadku i felernego opętania uzmysławiającego mu, że powinien być bardziej ostrożny.
Nie powinieneś pozostawiać ludzi w potrzebie – huczał wewnętrzny głos zmuszając, by zgodził się odpowiedzieć na prośbę jednej z koleżanek pracujących w administracji. Starczała już sama kuriozalna sytuacja, w której przyszła skrywając się za plikiem kartek, mrucząc pod nosem swoiste błaganie o przekazanie kontaktu kobiecie, której dom prawdopodobnie zamieszkiwał niechętny do współpracy duch. Początkowo patrzył na nią z niedowierzaniem, lecz ciężar spojrzeń innych oficerów nakazał mu wyjść zza biurka, by porozmawiać z nieszczęśniczką na osobności, przy okazji dowiadując się potrzebnych szczegółów, których otrzymał niewiele, bo to jedynie znajoma, znajomej, znajomej… jak zdołała wydukać. Soelberg zastanawiał się, czy Midgard przeżywał nagle kryzys w ilości dostępnych fachowców parających się profesjonalnym kontaktem z duchami. Czy przypadkiem godarowie w lęku nie skrywali się za murami świątyń, porażeni zdarzeniami z ostatniego półrocza.
Do dzielnicy Ragnhildy Potężnej skierował się tuż po swojej zmianie, dając sobie ledwie moment na chwilę wytchnienia w pobliskiej kafejce. Nie chciał wyjątkowo zwlekać ze sprawą, zwłaszcza, że mogło okazać się, iż będzie potrzebował dodatkowych przygotowań w razie konieczności przeprowadzenia rytuału. Upewnił się, że w swej torbie trzyma skryty na samym dnie sztylet ofiarowany przed pierwszymi latami służby w kruczej. Zawsze zastanawiał się nad fenomenem narzędzia łączącego w sobie cechy sprawiające, iż był przydatny zarówno w starciach z ludźmi jak i z bytami nadnaturalnymi. Stanowił dlań swoisty symbol jedności i harmonii, do którego powinien dążyć.
Wspinając się na przedostanie piętro kamienicy czuł charakterystyczny dreszcz wzbierający drapowatością gęsiej skórki przy samym kołnierzyku grafitowej koszuli wystającej spod czarnego, wełnianego płaszcza. Zastukał w drzwi, na których odnalazł zapisany wcześniej na karteczce numer. Słaby uśmiech zachybotał się na zmęczonej twarzy oficera, gdy tylko dostrzegł oblicze blondwłosej kobiety potrzebującej jego pomocy. Samo przestąpienie progu okupione było kolejnym poruszeniem nerwów, rozejrzał się uważnie, konstatując po chwili, że wcale nie przedstawił się, a jedynie wszedł bez słowa.
– Proszę wybaczyć mój brak taktu – stwierdził z cierpkim grymasem zażenowania. – Eitri Soelberg, miło mi – wyciągnął przed siebie dłoń chcąc dopełnić gestu powitania. – Aurę wyczuwam czasami niezwykle szybko, zbyt łatwo skupiam się na niej i stąd moje roztargnienie – wyjaśnił rzeczowo, maskując rozkojarzenie spowodowane wiszącą w powietrzu niepewnością. Posłusznie skierował się ku kuchni, zdejmując w międzyczasie okrycie wierzchnie, które przerzucił przez zgiętą rękę, w przelocie przyjrzał się resztkom filiżanki, wyraźnie będącej jedną z ofiar kaprysu ducha. – Gdyby mogła opisać mi pani dokładnie, co się dzieje, w jaki sposób manifestuje się duch. Czy uaktywnia się tylko w jakichś konkretnych sytuacjach, czy to zupełnie bez znaczenia? – dopytał. Zwykle duchy lgnęły do niego, więc sądził, że zaalarmowany niespodziewaną obecnością byt wkrótce ujawni się wyraźniej.
Swoje działanie ograniczał zazwyczaj do momentów, w których używał osobliwego zmysłu przy badaniu miejsc zbrodni, pomagając niekiedy technikom w zabezpieczaniu terenu. Był to benefit ponadprogramowy, używany niechętnie, zwłaszcza od momentu wypadku i felernego opętania uzmysławiającego mu, że powinien być bardziej ostrożny.
Nie powinieneś pozostawiać ludzi w potrzebie – huczał wewnętrzny głos zmuszając, by zgodził się odpowiedzieć na prośbę jednej z koleżanek pracujących w administracji. Starczała już sama kuriozalna sytuacja, w której przyszła skrywając się za plikiem kartek, mrucząc pod nosem swoiste błaganie o przekazanie kontaktu kobiecie, której dom prawdopodobnie zamieszkiwał niechętny do współpracy duch. Początkowo patrzył na nią z niedowierzaniem, lecz ciężar spojrzeń innych oficerów nakazał mu wyjść zza biurka, by porozmawiać z nieszczęśniczką na osobności, przy okazji dowiadując się potrzebnych szczegółów, których otrzymał niewiele, bo to jedynie znajoma, znajomej, znajomej… jak zdołała wydukać. Soelberg zastanawiał się, czy Midgard przeżywał nagle kryzys w ilości dostępnych fachowców parających się profesjonalnym kontaktem z duchami. Czy przypadkiem godarowie w lęku nie skrywali się za murami świątyń, porażeni zdarzeniami z ostatniego półrocza.
Do dzielnicy Ragnhildy Potężnej skierował się tuż po swojej zmianie, dając sobie ledwie moment na chwilę wytchnienia w pobliskiej kafejce. Nie chciał wyjątkowo zwlekać ze sprawą, zwłaszcza, że mogło okazać się, iż będzie potrzebował dodatkowych przygotowań w razie konieczności przeprowadzenia rytuału. Upewnił się, że w swej torbie trzyma skryty na samym dnie sztylet ofiarowany przed pierwszymi latami służby w kruczej. Zawsze zastanawiał się nad fenomenem narzędzia łączącego w sobie cechy sprawiające, iż był przydatny zarówno w starciach z ludźmi jak i z bytami nadnaturalnymi. Stanowił dlań swoisty symbol jedności i harmonii, do którego powinien dążyć.
Wspinając się na przedostanie piętro kamienicy czuł charakterystyczny dreszcz wzbierający drapowatością gęsiej skórki przy samym kołnierzyku grafitowej koszuli wystającej spod czarnego, wełnianego płaszcza. Zastukał w drzwi, na których odnalazł zapisany wcześniej na karteczce numer. Słaby uśmiech zachybotał się na zmęczonej twarzy oficera, gdy tylko dostrzegł oblicze blondwłosej kobiety potrzebującej jego pomocy. Samo przestąpienie progu okupione było kolejnym poruszeniem nerwów, rozejrzał się uważnie, konstatując po chwili, że wcale nie przedstawił się, a jedynie wszedł bez słowa.
– Proszę wybaczyć mój brak taktu – stwierdził z cierpkim grymasem zażenowania. – Eitri Soelberg, miło mi – wyciągnął przed siebie dłoń chcąc dopełnić gestu powitania. – Aurę wyczuwam czasami niezwykle szybko, zbyt łatwo skupiam się na niej i stąd moje roztargnienie – wyjaśnił rzeczowo, maskując rozkojarzenie spowodowane wiszącą w powietrzu niepewnością. Posłusznie skierował się ku kuchni, zdejmując w międzyczasie okrycie wierzchnie, które przerzucił przez zgiętą rękę, w przelocie przyjrzał się resztkom filiżanki, wyraźnie będącej jedną z ofiar kaprysu ducha. – Gdyby mogła opisać mi pani dokładnie, co się dzieje, w jaki sposób manifestuje się duch. Czy uaktywnia się tylko w jakichś konkretnych sytuacjach, czy to zupełnie bez znaczenia? – dopytał. Zwykle duchy lgnęły do niego, więc sądził, że zaalarmowany niespodziewaną obecnością byt wkrótce ujawni się wyraźniej.
Villemo Holmsen
Re: 08.12.2000 – Kuchnia – E. Soelberg & V. Holmsen Pon 10 Sty - 19:45
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
-Villemo Holmsen. - Uścisnęła podaną jej dłoń z delikatnym uśmiechem na twarzy. -Miło mi pana poznać. - Wpuściła go do środka i oczekiwała, że wejdzie bo przecież nie będzie zajmował się kwestią ducha w progu mieszkania. Pozwoliła mężczyźnie aby rozejrzał się i sprawdził wszystko co trzeba. Nie miała zamiaru wchodzić mu w drogę czy przeszkadzać w pracy. -Proszę, wezmę pana płaszcz. - Wskazała na okrycie wierzchnie, które przewiesił przez zgięcie w łokciu. Nie było potrzeby aby z nim krążył kiedy mogła zawiesić je na wieszak w przedpokoju. Odpowiedź na zadane pytanie przyszła po paru chwilach, kiedy kobieta zmarszczyła brwi zastanawiając się nad nią. -Wydaje mi się, że jest najbardziej aktywna wieczorami, choć zdarza się też w ciągu dnia… - Wchodząc do kuchni spojrzała na filiżanki, które jeszcze pozostały w całości. Oparła się o nieduży stół, na którym teraz piętrzyły się gazety, a obok nich był dzbanek i biała filiżanka. -Najczęściej zrzuca puszki z herbatami albo tłucze filiżanki, co zaczyna być irytujące bo zaraz mi ich zabraknie. - Odłożyła resztkę, po ostatniej ofierze ducha ,na blat jasnego stolika. Westchnęła cicho wyraźnie porusza całą tą sytuacją. -Na początku aktywność nie była zbyt wielka, ostatnie pół roku to wyraźna mordęga. Nie ma wieczoru aby coś nie zostało zrzucone na ziemię.
Nie rozumiała zachowania ducha ani tego czego od niej oczekiwał. Prędzej spodziewała się, że zaraz po wprowadzeniu powinien ją niepokoić, ale nie po pół roku od przeprowadzki. Nie znała się na bytach takich jak duchy więc powstrzymywała się przed swoimi osądami. Miała nadzieję, że mężczyzna rozwieje jej wątpliwości lub wskaże kierunek w jakim powinna zająć się niechcianym lokatorem. Dobrze się jej tutaj mieszkało, miała miłych sąsiadów i była blisko portu, a to oznaczało stałą obecność wody, która dobrze wpływała na samopoczucie niksy. Nie chciała być zmuszona do zmiany lokum z obawy, że przyjdzie jej mieszkać w miejscu, w którym do najbliższego akwenu wodnego będzie miała kawał drogi. Nie wpłynie to dobrze ani na nią, ani na pracę którą wykonywała. W tej chwili nie wyczuwała żadnej aury, która mogła stanowić dla niej zagrożenie. Zdawało się, że najbardziej niebezpieczną osoba w tej chwili w pomieszczeniu, była ona sama. Pomimo tego nie miała zamiaru wykorzystywać swojej aury na mężczyźnie. Nie po to przyszedł, a i ona sama nie była w nastroju do uwodzenia, chociaż przyznać musiała, że był przystojnym człowiekiem i zrobił na niej przyjemne wrażenie. -Podejrzewam, że może być to poprzednia właścicielka mieszkania, ale nie mam pewności.
To były tylko jej przypuszczenia, niczym nie poparta teoria, którą sama wysnuła jakiś czas temu.
Nie rozumiała zachowania ducha ani tego czego od niej oczekiwał. Prędzej spodziewała się, że zaraz po wprowadzeniu powinien ją niepokoić, ale nie po pół roku od przeprowadzki. Nie znała się na bytach takich jak duchy więc powstrzymywała się przed swoimi osądami. Miała nadzieję, że mężczyzna rozwieje jej wątpliwości lub wskaże kierunek w jakim powinna zająć się niechcianym lokatorem. Dobrze się jej tutaj mieszkało, miała miłych sąsiadów i była blisko portu, a to oznaczało stałą obecność wody, która dobrze wpływała na samopoczucie niksy. Nie chciała być zmuszona do zmiany lokum z obawy, że przyjdzie jej mieszkać w miejscu, w którym do najbliższego akwenu wodnego będzie miała kawał drogi. Nie wpłynie to dobrze ani na nią, ani na pracę którą wykonywała. W tej chwili nie wyczuwała żadnej aury, która mogła stanowić dla niej zagrożenie. Zdawało się, że najbardziej niebezpieczną osoba w tej chwili w pomieszczeniu, była ona sama. Pomimo tego nie miała zamiaru wykorzystywać swojej aury na mężczyźnie. Nie po to przyszedł, a i ona sama nie była w nastroju do uwodzenia, chociaż przyznać musiała, że był przystojnym człowiekiem i zrobił na niej przyjemne wrażenie. -Podejrzewam, że może być to poprzednia właścicielka mieszkania, ale nie mam pewności.
To były tylko jej przypuszczenia, niczym nie poparta teoria, którą sama wysnuła jakiś czas temu.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Eitri Soelberg
Re: 08.12.2000 – Kuchnia – E. Soelberg & V. Holmsen Wto 11 Sty - 16:36
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Uścisnął delikatnie jej palce, zawieszając ulotne spojrzenie na ładnej twarzy okalanej miękkimi puklami złocistych włosów. Uśmiech zadrżał mu nieznacznie, zbity kolejną falą przeczucia, iż faktycznie w domu nie wszystko jest takie, jak być powinno. Odsunął dłoń, nim jeszcze zgodził się na to, by przejęła jego płaszcz i powiesiła na haczyku w przedpokoju.
– Dziękuję – Rozluźnił się na tyle, na ile było to możliwe, prostując zgięte w łuk plecy; resztki chłodu osiadającego na policzkach podczas szybkiego marszu odchodziły, okrywając poczerwieniałą skórę tonem cieplejszym, znacznie przyjemniejszym dla oka. Ułożył palec wskazujący na dolnej wardze w odruchu jaki towarzyszył mu ilekroć skupiał się na czymś wyjątkowo i zatoczył koło po kuchni, przyglądając się rzeczonym puszkom i innym przedmiotom będącym celem ducha. Słowa kobiety miały sens, jej przeczucia tyczące się niechcianej lokatorki mogły w rzeczywistości pokrywać się z prawdą.
– Więc mamy amatorkę herbat i porcelany – wysilił się w międzyczasie na drobny żart, choć wprawdzie właścicielce mieszkania mogło nie być ani odrobinę do śmiechu. Czasami jednak nie potrafił się powstrzymać, zwłaszcza gdy sam czuł konieczność rozładowania zalegającej niepewności. Usta mężczyzny wygięły się w słabym łuku, lecz na tyle niepewnym, że po chwili spoważniał i przysłonił błękit oczu firaną ciemnych rzęs, jakby nagle musiał unikać spojrzenia panny Holmsen. Przyczyn, dla których wcześniejsza właścicielka nie chciała opuścić lokum mogło być wiele, a on nie potrafił odgadnąć choćby ułamka z faktycznych zamiarów bytu nadprzyrodzonego. Musiał nawiązać z nim kontakt.
– A czy pozostało coś po starej właścicielce? Jakiś przedmiot? Osobista rzecz? – zapytał zaraz, układając dłonie na oparciu krzesła kuchennego. – Czasami duchy są związane nie tyle z miejscem jako takim, ale z przedmiotem. Jeśli nic takiego nie znajdziemy, być może trzeba będzie dokonać rytuału poświęcenia domu, on powinien uporać się z całym zamieszaniem – doprecyzował, wskazując na ewentualne możliwości rozwiązania problemu. Póki jednak nie miał żadnych informacji od ducha, wolał nie działać zbyt pochopnie. Mógł wprawdzie zakładać z miejsca, że jedynie dokładne oczyszczenie domostwa jest rozwiązaniem, ale wpajana nauka, by obchodzić się z szacunkiem z owymi istotami, nakazywała wstrzemięźliwość względem działania pod wpływem emocji i nieprzyjemnych doświadczeń z przeszłości. Miał świadomość, że jego własna awersja mogłaby uczynić więcej złego, niż faktycznie przyczynić się do rozwiązania sytuacji, a skoro już zdecydował się nieść pomoc, to zamierzał zrobić wszystko z należytym profesjonalizmem.
W tym momencie kuchnię okryła zupełna cisza, nic nie trzaskało, nie spadało z półek, miał poczucie, że duch oczekuje i próbuje wybadać intencje, choć zgodnie z jego naturą, coraz mniej potrafi się powstrzymać przed sięgnięciem swymi mackami ku umysłowi miedium. Soelberg spojrzał ku sufitowi i westchnął. Mógł czekać dalej, lecz niezręczność kiełkująca spod opuszek zaciśniętych na obręczy oparcia krzesła sprawiała, iż ponownie musiał wprawić wszystko w ruch. Chciał zaproponować poszukiwania przedmiotu i opuszczenie kuchni w celu przetrząśnięcia reszty domu, gdy trzask metalu o posadzkę poderwał jego ciałem. Zdecydowany protest – tak zinterpretował owo zdarzenie. Duch nie trzymał go na miejscu, ale w pewnym sensie poczuł się jak zakładnik. Zacisnął mocniej zęby i odszukał spojrzeniem Villemo.
– Najwyraźniej musimy tutaj zostać i poświęcić mu… – nagły zgrzyt przeszył jego uszy – jej – poprawił się szybko – odrobinę uwagi – zakończył i odsunął krzesło.
– Dziękuję – Rozluźnił się na tyle, na ile było to możliwe, prostując zgięte w łuk plecy; resztki chłodu osiadającego na policzkach podczas szybkiego marszu odchodziły, okrywając poczerwieniałą skórę tonem cieplejszym, znacznie przyjemniejszym dla oka. Ułożył palec wskazujący na dolnej wardze w odruchu jaki towarzyszył mu ilekroć skupiał się na czymś wyjątkowo i zatoczył koło po kuchni, przyglądając się rzeczonym puszkom i innym przedmiotom będącym celem ducha. Słowa kobiety miały sens, jej przeczucia tyczące się niechcianej lokatorki mogły w rzeczywistości pokrywać się z prawdą.
– Więc mamy amatorkę herbat i porcelany – wysilił się w międzyczasie na drobny żart, choć wprawdzie właścicielce mieszkania mogło nie być ani odrobinę do śmiechu. Czasami jednak nie potrafił się powstrzymać, zwłaszcza gdy sam czuł konieczność rozładowania zalegającej niepewności. Usta mężczyzny wygięły się w słabym łuku, lecz na tyle niepewnym, że po chwili spoważniał i przysłonił błękit oczu firaną ciemnych rzęs, jakby nagle musiał unikać spojrzenia panny Holmsen. Przyczyn, dla których wcześniejsza właścicielka nie chciała opuścić lokum mogło być wiele, a on nie potrafił odgadnąć choćby ułamka z faktycznych zamiarów bytu nadprzyrodzonego. Musiał nawiązać z nim kontakt.
– A czy pozostało coś po starej właścicielce? Jakiś przedmiot? Osobista rzecz? – zapytał zaraz, układając dłonie na oparciu krzesła kuchennego. – Czasami duchy są związane nie tyle z miejscem jako takim, ale z przedmiotem. Jeśli nic takiego nie znajdziemy, być może trzeba będzie dokonać rytuału poświęcenia domu, on powinien uporać się z całym zamieszaniem – doprecyzował, wskazując na ewentualne możliwości rozwiązania problemu. Póki jednak nie miał żadnych informacji od ducha, wolał nie działać zbyt pochopnie. Mógł wprawdzie zakładać z miejsca, że jedynie dokładne oczyszczenie domostwa jest rozwiązaniem, ale wpajana nauka, by obchodzić się z szacunkiem z owymi istotami, nakazywała wstrzemięźliwość względem działania pod wpływem emocji i nieprzyjemnych doświadczeń z przeszłości. Miał świadomość, że jego własna awersja mogłaby uczynić więcej złego, niż faktycznie przyczynić się do rozwiązania sytuacji, a skoro już zdecydował się nieść pomoc, to zamierzał zrobić wszystko z należytym profesjonalizmem.
W tym momencie kuchnię okryła zupełna cisza, nic nie trzaskało, nie spadało z półek, miał poczucie, że duch oczekuje i próbuje wybadać intencje, choć zgodnie z jego naturą, coraz mniej potrafi się powstrzymać przed sięgnięciem swymi mackami ku umysłowi miedium. Soelberg spojrzał ku sufitowi i westchnął. Mógł czekać dalej, lecz niezręczność kiełkująca spod opuszek zaciśniętych na obręczy oparcia krzesła sprawiała, iż ponownie musiał wprawić wszystko w ruch. Chciał zaproponować poszukiwania przedmiotu i opuszczenie kuchni w celu przetrząśnięcia reszty domu, gdy trzask metalu o posadzkę poderwał jego ciałem. Zdecydowany protest – tak zinterpretował owo zdarzenie. Duch nie trzymał go na miejscu, ale w pewnym sensie poczuł się jak zakładnik. Zacisnął mocniej zęby i odszukał spojrzeniem Villemo.
– Najwyraźniej musimy tutaj zostać i poświęcić mu… – nagły zgrzyt przeszył jego uszy – jej – poprawił się szybko – odrobinę uwagi – zakończył i odsunął krzesło.
Villemo Holmsen
Re: 08.12.2000 – Kuchnia – E. Soelberg & V. Holmsen Sro 12 Sty - 23:48
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Uśmiechnęła się pod nosem słysząc żart o porcelanie i herbacie.
-Bardziej porcelany… chyba lubi dźwięk roztrzaskania się o podłogę. - Skomentowała z lekkim przekąsem. Czuła lekko narastające napięcie w pomieszczeniu, nie zdawała sobie sprawy czy to była wyczuwalna obecność ducha czy może oni w oczekiwaniu na jego pojawienie się taką atmosferę wytworzyli. -Całkiem sporo. Po właścicielce zostało wiele ozdób, kanapy. Połączyłam styl jaki tu zastałam z tym co sama lubię. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Przemalowała ściany, poprzestawiała meble, zmieniła obrazy, wymieniła okna, wymieniła systematycznie drzwi, ale po poprzedniej właścicielce zostało całkiem sporo rzeczy, więc mężczyzna mógł czerpać z czego tylko chciał. Nie wiedziała jednak czy coś było realnie cennego i do czego mógł duch się przywiązać. Liczyłą na to, że Eitri w tym jej pomoże, w rozwiązaniu całej zagadki i dzięki temu jakoś dogada się z duchem. Nie znała się na tych bytach, nie miała też z nimi na co dzień styczności. Nie rozumiała pewnych mechanizmów, które mogły by jej podpowiedzieć czego też zjawa oczekuje. Zamarła praktycznie w bezruchu kiedy zapadła cisza; taka prawdziwa, która dźwięczała w uszach, która była wręcz namacalna. Starała się nie ruszać i oddychać jak najciszej aby nie zakłócać stanu jaki właśnie zapadł w kuchni. Wtedy też podskoczyła zaskoczona głośnym dźwiękiem, a serce zabiło mocniej pod wpływem adrenaliny jak zalała jej ciało. Spojrzała na leżącą puszkę i westchnęła cicho.
-To moja ulubiona… - Szepnęła lekko poirytowana bezczelnością ducha. Wtedy też odezwał się Eitri informując, że duch jest płci żeńskiej. -Jej? - Mimo, że zakładała iż zjawa jest kobietą, tak kiedy to usłyszała była lekko zaskoczona. Czyżby się nie myliła i rzeczywiście współdzieliła mieszkanie z jego poprzednią lokatorką? Spojrzała na mężczyznę i kiwnęła nieznacznie głową na znak zgody. -Dobrze, jak możemy pomóc? Ma jakieś oczekiwania? - Zapytała nie wiedząc nadal czego oczekuje niewidzialna dla niej istota, która skutecznie naruszała zapasy jej kącika herbacianego. Nie wiedziała gdzie patrzeć więc szare spojrzenie tęczówek skupiła na mężczyźnie oczekując, że będzie mówił co przekazuje mu duch.
-Bardziej porcelany… chyba lubi dźwięk roztrzaskania się o podłogę. - Skomentowała z lekkim przekąsem. Czuła lekko narastające napięcie w pomieszczeniu, nie zdawała sobie sprawy czy to była wyczuwalna obecność ducha czy może oni w oczekiwaniu na jego pojawienie się taką atmosferę wytworzyli. -Całkiem sporo. Po właścicielce zostało wiele ozdób, kanapy. Połączyłam styl jaki tu zastałam z tym co sama lubię. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Przemalowała ściany, poprzestawiała meble, zmieniła obrazy, wymieniła okna, wymieniła systematycznie drzwi, ale po poprzedniej właścicielce zostało całkiem sporo rzeczy, więc mężczyzna mógł czerpać z czego tylko chciał. Nie wiedziała jednak czy coś było realnie cennego i do czego mógł duch się przywiązać. Liczyłą na to, że Eitri w tym jej pomoże, w rozwiązaniu całej zagadki i dzięki temu jakoś dogada się z duchem. Nie znała się na tych bytach, nie miała też z nimi na co dzień styczności. Nie rozumiała pewnych mechanizmów, które mogły by jej podpowiedzieć czego też zjawa oczekuje. Zamarła praktycznie w bezruchu kiedy zapadła cisza; taka prawdziwa, która dźwięczała w uszach, która była wręcz namacalna. Starała się nie ruszać i oddychać jak najciszej aby nie zakłócać stanu jaki właśnie zapadł w kuchni. Wtedy też podskoczyła zaskoczona głośnym dźwiękiem, a serce zabiło mocniej pod wpływem adrenaliny jak zalała jej ciało. Spojrzała na leżącą puszkę i westchnęła cicho.
-To moja ulubiona… - Szepnęła lekko poirytowana bezczelnością ducha. Wtedy też odezwał się Eitri informując, że duch jest płci żeńskiej. -Jej? - Mimo, że zakładała iż zjawa jest kobietą, tak kiedy to usłyszała była lekko zaskoczona. Czyżby się nie myliła i rzeczywiście współdzieliła mieszkanie z jego poprzednią lokatorką? Spojrzała na mężczyznę i kiwnęła nieznacznie głową na znak zgody. -Dobrze, jak możemy pomóc? Ma jakieś oczekiwania? - Zapytała nie wiedząc nadal czego oczekuje niewidzialna dla niej istota, która skutecznie naruszała zapasy jej kącika herbacianego. Nie wiedziała gdzie patrzeć więc szare spojrzenie tęczówek skupiła na mężczyźnie oczekując, że będzie mówił co przekazuje mu duch.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Eitri Soelberg
Re: 08.12.2000 – Kuchnia – E. Soelberg & V. Holmsen Pon 17 Sty - 11:27
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Ciche westchnienie upuszczające napięcie wypłynęło spomiędzy proporcjonalnie wykrojonych męskich ust. Wydawało się, że duch będzie w stanie przerobić wszelakie pokłady porcelany zalegającej w domu w stertę okruchów jeśli tylko nikt nie ustali, czego tak właściwie oczekuje. Zawsze też pozostawała jeszcze jedna obawa, ta wykraczająca poza zamiłowanie do dźwięku chrobotania, że dusza przejdzie do coraz mniej przyjemnych sposobów manifestowania swojej obecności. Nie chciał straszyć panny Holmsen, ale coraz mocniejsze wyrazy zniecierpliwienia i złośliwości wcale nie były tak nierealnym oczekiwaniem. Nie znał pełnego potencjału ducha, ten w swej wyrozumiałości mógł na razie prezentować jedynie niewielki ułamek swego repertuaru wymyślnych tortur.
Odsunął krzesło, na którym do tej pory spoczywały jego dłonie. Spojrzał pytająco na kobietę, lecz nie czekając zbyt długo na odpowiedź, usiadł przy stole. Chodzenie po mieszkaniu niewiele by mu dało, a jedynie spotęgowało nerwowość rodzącą się w ciele. Musiał czekać, skupiać całą energię na próbach skontaktowania się z bytem, gdyż ten wciąż przebywał z nimi w pomieszczeniu. Gdyby było inaczej, nie poczułby dreszczów wybierających w ciele i protestu dudniącego w głowie. W skupieniu wysłuchał słów Villemo. Przy takiej ilości pozostałości po byłej właścicielce mogli błądzić po omacku przez kolejnych kilka dni. Sytuacja wymagała więc zastosowania innej metody.
Przysunął się do stolika, oparł na nim łokcie i uśmiechem zachęcił, by obecna właścicielka mieszkania dotrzymała mu towarzystwa.
– Tak, jej, wygląda na to, że bardzo prawdopodobne, iż mamy do czynienia z właścicielką. Wie pani coś więcej o niej? – zagadnął, ryzykując, że duch w tym momencie ponownie okaże swe zniechęcenie. Uderzenie puszki było wystarczającym dowodem na to, że dusza powoli traci cierpliwość. Nie przeszło bez uwagi to, że jego towarzyszka zerwała się w nerwowym odruchu, zaskoczona manifestacją ducha. – Spokojnie, będzie dobrze, chcę aby pani wiedziała, że nic pani nie grozi, póki tu jestem. – Pochwycił jej spojrzenie, zakleszczając w niezmiennie spokojnym błękicie tęczówek. Wykrzesał z siebie całe pokłady opanowania. – Proszę zostawić tę puszkę, sprzątanie teraz na niewiele się zda. Może usiądzie pani ze mną? Porozmawiajmy spokojnie. Postaram się też nawiązać z nią lepszy kontakt i ustalić, co tak właściwie możemy teraz zrobić. – Podparł brodę na splecionych palcach i skupił się na krążącej po pomieszczeniu obecności. otrzymał kilka klisz - delikatny zarys postaci pojawiającej się wpierw gdzieś ponad ramieniem Villemo, następnie podążającej ku półce z puszkami. Drugi pojemnik upadł i odbił się od posadzki. Zapytaj… no zapytaj ją… suchy świst kobiecego głosu przebił się przez metaliczny stukot. Zmarszczył brwi w grymasie niepewności i podejrzliwości. Nie miał pojęcia, o co powinien pytać. Duch znowu się rozpłynął. – Duchy rzadko kiedy są jasne w tym, co mówią, ale wyraźnie chce, abym z panią rozmawiał. Daleki jestem od poddawania się ich woli, ale… najwyraźniej – zawahał się. Nie chciał iść w tak dalekie przypuszczenia. – Zdecydowanie potrzebuję pani do rozwiązania tej sytuacji, to nie jest przypadkowy kaprys ducha. Być może tylko coś sobie wymyślił, błędnie zinterpretował bodźce, wziął panią za kogoś innego, ale… ale wyraźnie bez pani obecności niewiele wskóram.
Odsunął krzesło, na którym do tej pory spoczywały jego dłonie. Spojrzał pytająco na kobietę, lecz nie czekając zbyt długo na odpowiedź, usiadł przy stole. Chodzenie po mieszkaniu niewiele by mu dało, a jedynie spotęgowało nerwowość rodzącą się w ciele. Musiał czekać, skupiać całą energię na próbach skontaktowania się z bytem, gdyż ten wciąż przebywał z nimi w pomieszczeniu. Gdyby było inaczej, nie poczułby dreszczów wybierających w ciele i protestu dudniącego w głowie. W skupieniu wysłuchał słów Villemo. Przy takiej ilości pozostałości po byłej właścicielce mogli błądzić po omacku przez kolejnych kilka dni. Sytuacja wymagała więc zastosowania innej metody.
Przysunął się do stolika, oparł na nim łokcie i uśmiechem zachęcił, by obecna właścicielka mieszkania dotrzymała mu towarzystwa.
– Tak, jej, wygląda na to, że bardzo prawdopodobne, iż mamy do czynienia z właścicielką. Wie pani coś więcej o niej? – zagadnął, ryzykując, że duch w tym momencie ponownie okaże swe zniechęcenie. Uderzenie puszki było wystarczającym dowodem na to, że dusza powoli traci cierpliwość. Nie przeszło bez uwagi to, że jego towarzyszka zerwała się w nerwowym odruchu, zaskoczona manifestacją ducha. – Spokojnie, będzie dobrze, chcę aby pani wiedziała, że nic pani nie grozi, póki tu jestem. – Pochwycił jej spojrzenie, zakleszczając w niezmiennie spokojnym błękicie tęczówek. Wykrzesał z siebie całe pokłady opanowania. – Proszę zostawić tę puszkę, sprzątanie teraz na niewiele się zda. Może usiądzie pani ze mną? Porozmawiajmy spokojnie. Postaram się też nawiązać z nią lepszy kontakt i ustalić, co tak właściwie możemy teraz zrobić. – Podparł brodę na splecionych palcach i skupił się na krążącej po pomieszczeniu obecności. otrzymał kilka klisz - delikatny zarys postaci pojawiającej się wpierw gdzieś ponad ramieniem Villemo, następnie podążającej ku półce z puszkami. Drugi pojemnik upadł i odbił się od posadzki. Zapytaj… no zapytaj ją… suchy świst kobiecego głosu przebił się przez metaliczny stukot. Zmarszczył brwi w grymasie niepewności i podejrzliwości. Nie miał pojęcia, o co powinien pytać. Duch znowu się rozpłynął. – Duchy rzadko kiedy są jasne w tym, co mówią, ale wyraźnie chce, abym z panią rozmawiał. Daleki jestem od poddawania się ich woli, ale… najwyraźniej – zawahał się. Nie chciał iść w tak dalekie przypuszczenia. – Zdecydowanie potrzebuję pani do rozwiązania tej sytuacji, to nie jest przypadkowy kaprys ducha. Być może tylko coś sobie wymyślił, błędnie zinterpretował bodźce, wziął panią za kogoś innego, ale… ale wyraźnie bez pani obecności niewiele wskóram.
Villemo Holmsen
Re: 08.12.2000 – Kuchnia – E. Soelberg & V. Holmsen Nie 23 Sty - 21:59
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Uderzenia puszki o podłogę wyprowadzały ją z równowagi, ale jednocześnie wiedziała, że nie może wciąż się wzdrygać więc postanowiła skupić się na mężczyźnie, który przyszedł jej pomóc. Odsunęła krzesło i usiadła na nim wygodnie, choć nadal wyprostowana jak struna i cała spięta. Obserwowała puszki chcąc wyłapać moment, w którym się poruszają, a potem z trzaskiem upadają na ziemię.
-Poprzednia właścicielka nazywała się Inger Aun. Miała dalekich krewnych, którzy uznali, że sprzedadzą całe mieszkanie łącznie z wyposażeniem. - Skupiła się na odpowiedzi a nie na uporczywym wpatrywaniu się w puszki. Czy to możliwe, że duch nie akceptował pracy Villemo? Nie akceptował to kim jest z urodzenia i zawodu? Istniała taka możliwość. Właśnie wtedy kiedy przestała przyglądać się puszkom, kolejna spadła. Czy zaraz duch będzie tłukł dzbanki i filiżanki, wtedy na pewno poniosłyby Villemo nerwy. Nawet jej spokój miał swoje granice, a nerwy teraz miała wyraźnie nadszarpnięte. -Pana obecność zdaje się, że pobudziła ducha. Nigdy wcześniej nie była aż tak aktywna. - Zwykle zrzucała jedną rzecz, jeden przedmiot i później był spokój. Cicha, mała manifestacja, która była upierdliwa, ale nie nieznośna. Spojrzała z zaskoczeniem w szarych oczach na galdra i uniosła nieznacznie wycięte w idealny łuk brwi. -O… - Powiedziała cicho i potoczyła wzrokiem po kuchni jakby chciała zobaczyć ducha, co oczywiście nie było możliwe. Ot, zwykły odruch. -Dobrze… możemy rozmawiać. Czy Inger podała… konkretny temat? - Czy byłą właścicielkę interesowała jakaś szczególna sprawa czy też rzecz? Nie znała zbyt wiele na jej temat, tylko tyle co powiedziała daleka krewna. -Jeżeli to coś pomoże, to rodzina chętnie pozbywała się tego mieszkania. Cena była wyjątkowo korzystna jak na takie mieszkanie… - Dodała jeszcze szukając jakiegoś punktu zahaczenia, czegoś co by pomogło jej zrozumieć obecność ducha i to w kuchni. W innych pomieszczeniach zbytnio się nie udzielała. Praktycznie nigdy. Nawet jak Villemo siedziała w salonie albo w łazience to słyszała trzask uderzającej puszki lub charakterystyczne rozbijanie porcelany właśnie w kuchni. Oparła łokcie na blacie stołu tak samo jak Eitri i ułożyła podbródek na splecionych dłoniach. -Często duchy chcą rozmawiać? - Zapytała wyraźnie zainteresowana faktem, że ten, który mieszkał w jej przestrzeni dążył do kontaktu.
-Poprzednia właścicielka nazywała się Inger Aun. Miała dalekich krewnych, którzy uznali, że sprzedadzą całe mieszkanie łącznie z wyposażeniem. - Skupiła się na odpowiedzi a nie na uporczywym wpatrywaniu się w puszki. Czy to możliwe, że duch nie akceptował pracy Villemo? Nie akceptował to kim jest z urodzenia i zawodu? Istniała taka możliwość. Właśnie wtedy kiedy przestała przyglądać się puszkom, kolejna spadła. Czy zaraz duch będzie tłukł dzbanki i filiżanki, wtedy na pewno poniosłyby Villemo nerwy. Nawet jej spokój miał swoje granice, a nerwy teraz miała wyraźnie nadszarpnięte. -Pana obecność zdaje się, że pobudziła ducha. Nigdy wcześniej nie była aż tak aktywna. - Zwykle zrzucała jedną rzecz, jeden przedmiot i później był spokój. Cicha, mała manifestacja, która była upierdliwa, ale nie nieznośna. Spojrzała z zaskoczeniem w szarych oczach na galdra i uniosła nieznacznie wycięte w idealny łuk brwi. -O… - Powiedziała cicho i potoczyła wzrokiem po kuchni jakby chciała zobaczyć ducha, co oczywiście nie było możliwe. Ot, zwykły odruch. -Dobrze… możemy rozmawiać. Czy Inger podała… konkretny temat? - Czy byłą właścicielkę interesowała jakaś szczególna sprawa czy też rzecz? Nie znała zbyt wiele na jej temat, tylko tyle co powiedziała daleka krewna. -Jeżeli to coś pomoże, to rodzina chętnie pozbywała się tego mieszkania. Cena była wyjątkowo korzystna jak na takie mieszkanie… - Dodała jeszcze szukając jakiegoś punktu zahaczenia, czegoś co by pomogło jej zrozumieć obecność ducha i to w kuchni. W innych pomieszczeniach zbytnio się nie udzielała. Praktycznie nigdy. Nawet jak Villemo siedziała w salonie albo w łazience to słyszała trzask uderzającej puszki lub charakterystyczne rozbijanie porcelany właśnie w kuchni. Oparła łokcie na blacie stołu tak samo jak Eitri i ułożyła podbródek na splecionych dłoniach. -Często duchy chcą rozmawiać? - Zapytała wyraźnie zainteresowana faktem, że ten, który mieszkał w jej przestrzeni dążył do kontaktu.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Eitri Soelberg
Re: 08.12.2000 – Kuchnia – E. Soelberg & V. Holmsen Pią 4 Lut - 18:41
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Wysłuchał dokładnie wyjaśnień Villemo. Często bywało tak, że ludzie woleli, zamiast zająć się sprawą porządnie, pozostawić wszystko i wyjechać, podrzucając mieszkanie, za którym ciągnęła się jakaś nierozwiązana sprawa, niczym kukułcze jajo niczego nieświadomym, nowym lokatorom. Wcale nie byłby zdziwiony, gdyby i tym razem scenariusz wyglądał właśnie tak. Nie było przecież powiedziane, że duch Inger spędzał sen z powiek jedynie obecnej właścicielce. Być może już wcześniej jego obecność objawiała się w tym domu, gdy tylko rodzina chciała uprzątnąć pozostałości po obecności pani Aun. Całe zamieszanie niekoniecznie musiało tyczyć się personalnie Holmsen, choć i takiej ewentualności nie mógł wykluczyć.
W momencie, gdy na ziemię spadła kolejna puszka, odwrócił nieznacznie głowę w jej kierunku. Tym razem udało mu się wychwycić drobny zarys duchowej obecności, unoszącej się tuż ponad kuchenną podłogą. Powoli zaczynał przyzwyczajać się do odgłosu chrobotnaia, choć wcale nie był przyjemniejszy, a zaczynał cechować się po prostu pewną regularnością i przewidywalnością.
Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć…
Kolejna puszka opadła na ziemię.
Gdy przestawali rozmawiać, puszki spadały w odstępie około pięciu sekund, jakby Inger niecierpliwiła się tym, iż wcale nie zbliżają się do rozwiązania.
Tym razem wydawało się, że był przebieglejszy, gdyż przewidział ruch, dostrzegając w całym tym chaosie regułę.
– Istotnie, może być bardziej pobudzona, ale to raczej wina mojej obecności, chce zwrócić na siebie uwagę – wyjaśnił. Duchy lgnęły do osób takich, jak on, gdyż był naturalnym łącznikiem pomiędzy nimi, a światem rzeczywistym. Ktoś mógłby rzec – portal, choć było to mało eleganckie i pozbawione subtelności porównanie. – Nic konkretnego na ten moment nie padło – stwierdził. – Skoro cena była okazyjna, może to sugerować, że chcieli pozbyć się wyjątkowo szybko tego mieszkania, ale nie chciałbym iść w jedną interpretację – skonfrontował kobietę ze swoimi przemyśleniami i zdaniem, jakie w tym momencie posiadał. Wolał wybrać przede wszystkim ostrożność i chciał zbadać każdą możliwą opcję. Tym razem przyglądał się przez dłuższy czas Villemo, wyraźnie zaobserwowany jej osobą. – Zwykle chcą nawiązać kontakt, gdy w pobliżu jest ktoś taki jak ja, choć bywa różnie. Można spotkać naprawdę bardzo złośliwe byty. Cokolwiek mówić o Inger, raczej nie należy do bardzo szkodliwych, choć jest uciążliwa, a jeśli nie rozwiążemy zagadki, to sytuacja może się pogorszyć. – Zaspokoił ciekawość kobiety i zamilkł. Odliczając ponownie.
Jeden. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć
Puszka upadła z łoskotem.
– Od samego początku tak… – chciał zadać pytanie, lecz duch znów ujawnił swoją mętną postać, pojawiając się najpierw za plecami Villemo, następnie przechodząc przez masyw stołu.
Nie, nie, nie! Wysyczała, a w uszy Soelberga wbił się metaliczny łoskot, lecz tym razem kobiecego głosu. Skupił się na postaci byłej właścicielki.
Nie będę tu z nią mieszkać! Z nikim nie będę tu mieszkać, a na pewno nie z nią! Duch dawał upust swej frustracji. Wywal ją, albo sama ją wywalę. Jak będziesz próbował mnie wykiwać, to popamiętasz. Potrafię być wyjątkowo złośliwa. Herbata, to początek! Obła postać zawirowała i otoczyła medium gęstniejącą obecnością. Powiódł za nią wzrokiem i zatrzymał się z głową zadartą ku sufitowi.
– Nie jesteś zbyt gościnna... – wycedził, lecz zupełnie nie w kierunku Villemo. Dlaczego chcesz ją wyrzucić, co takiego ci zrobiła? Wypowiadane na głos zdania przeszły w szept ciągnący się jedynie w jego głowie. Poczuł ucisk na gardle.
No zapytaj jej, sama niech ci powie, co jej siedzi na sumieniu.
Spojrzał niepewnie na Villemo, choć nie zamierzał wyjątkowo przywiązywać wagi do słów ducha.
– Chyba ogólnie nie przepada za towarzystwem, choć wyraźnie naciska na rozmowę właśnie teraz, o pani. Czy... czy ostatnio coś takiego się wydarzyło, co duch mógłby uznać za atakujące, czy zagrażające? – zapytał. Nie chciał mówić wprost, że duch wydaje się rozdrażniony konkretnie towarzystwem Villemo. Wolał wybadać wszystko na spokojnie.
W momencie, gdy na ziemię spadła kolejna puszka, odwrócił nieznacznie głowę w jej kierunku. Tym razem udało mu się wychwycić drobny zarys duchowej obecności, unoszącej się tuż ponad kuchenną podłogą. Powoli zaczynał przyzwyczajać się do odgłosu chrobotnaia, choć wcale nie był przyjemniejszy, a zaczynał cechować się po prostu pewną regularnością i przewidywalnością.
Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć…
Kolejna puszka opadła na ziemię.
Gdy przestawali rozmawiać, puszki spadały w odstępie około pięciu sekund, jakby Inger niecierpliwiła się tym, iż wcale nie zbliżają się do rozwiązania.
Tym razem wydawało się, że był przebieglejszy, gdyż przewidział ruch, dostrzegając w całym tym chaosie regułę.
– Istotnie, może być bardziej pobudzona, ale to raczej wina mojej obecności, chce zwrócić na siebie uwagę – wyjaśnił. Duchy lgnęły do osób takich, jak on, gdyż był naturalnym łącznikiem pomiędzy nimi, a światem rzeczywistym. Ktoś mógłby rzec – portal, choć było to mało eleganckie i pozbawione subtelności porównanie. – Nic konkretnego na ten moment nie padło – stwierdził. – Skoro cena była okazyjna, może to sugerować, że chcieli pozbyć się wyjątkowo szybko tego mieszkania, ale nie chciałbym iść w jedną interpretację – skonfrontował kobietę ze swoimi przemyśleniami i zdaniem, jakie w tym momencie posiadał. Wolał wybrać przede wszystkim ostrożność i chciał zbadać każdą możliwą opcję. Tym razem przyglądał się przez dłuższy czas Villemo, wyraźnie zaobserwowany jej osobą. – Zwykle chcą nawiązać kontakt, gdy w pobliżu jest ktoś taki jak ja, choć bywa różnie. Można spotkać naprawdę bardzo złośliwe byty. Cokolwiek mówić o Inger, raczej nie należy do bardzo szkodliwych, choć jest uciążliwa, a jeśli nie rozwiążemy zagadki, to sytuacja może się pogorszyć. – Zaspokoił ciekawość kobiety i zamilkł. Odliczając ponownie.
Jeden. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć
Puszka upadła z łoskotem.
– Od samego początku tak… – chciał zadać pytanie, lecz duch znów ujawnił swoją mętną postać, pojawiając się najpierw za plecami Villemo, następnie przechodząc przez masyw stołu.
Nie, nie, nie! Wysyczała, a w uszy Soelberga wbił się metaliczny łoskot, lecz tym razem kobiecego głosu. Skupił się na postaci byłej właścicielki.
Nie będę tu z nią mieszkać! Z nikim nie będę tu mieszkać, a na pewno nie z nią! Duch dawał upust swej frustracji. Wywal ją, albo sama ją wywalę. Jak będziesz próbował mnie wykiwać, to popamiętasz. Potrafię być wyjątkowo złośliwa. Herbata, to początek! Obła postać zawirowała i otoczyła medium gęstniejącą obecnością. Powiódł za nią wzrokiem i zatrzymał się z głową zadartą ku sufitowi.
– Nie jesteś zbyt gościnna... – wycedził, lecz zupełnie nie w kierunku Villemo. Dlaczego chcesz ją wyrzucić, co takiego ci zrobiła? Wypowiadane na głos zdania przeszły w szept ciągnący się jedynie w jego głowie. Poczuł ucisk na gardle.
No zapytaj jej, sama niech ci powie, co jej siedzi na sumieniu.
Spojrzał niepewnie na Villemo, choć nie zamierzał wyjątkowo przywiązywać wagi do słów ducha.
– Chyba ogólnie nie przepada za towarzystwem, choć wyraźnie naciska na rozmowę właśnie teraz, o pani. Czy... czy ostatnio coś takiego się wydarzyło, co duch mógłby uznać za atakujące, czy zagrażające? – zapytał. Nie chciał mówić wprost, że duch wydaje się rozdrażniony konkretnie towarzystwem Villemo. Wolał wybadać wszystko na spokojnie.
Villemo Holmsen
Re: 08.12.2000 – Kuchnia – E. Soelberg & V. Holmsen Pią 4 Lut - 21:19
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Wracała pamięcią do dnia sprzed ponad roku kiedy zdecydowała się zakupić mieszkanie ciesząc się z jego ceny. Marszcząc lekko brwi i ściągając delikatnie malinowe usta starała się odtworzyć całą sytuację jaka miała wtedy miejsce.
Był to dość słoneczny dzień jak na listopad. Jeden z nielicznych w czasie ponurego miesiąca. Rodzina jeszcze pakowała rzeczy po poprzedniej właścicielce, chowała cały jej dobytek do kartonów, ale nie wiedzieli co zrobić z meblami. Wtedy też Villemo oznajmiła, że te mogą zostać, a ona z wielką przyjemnością zaaranżuje je ponownie. Umowę podpisali jeszcze tego samego dnia i to właśnie w kuchni gdzie stół jako jedyny nie był cały zawalony pudłami.
-Pogorszyć? - Zapytała wyraźnie zaskoczona i zaniepokojona tym faktem. Utkwiła szare spojrzenie w twarzy galdra i spojrzała na niego z obawą. -Czy może mnie zmusić do wyprowadzki?
Kolejna puszka upadła na ziemię. Z herbatą jaśminową, jej słodkawy zapach uniósł się w powietrze. Niksa drgnęła niespokojnie na swoim krześle. Opanowanie mężczyzny powinno ją samo uspokoić, ale nie było to łatwe kiedy widziała jak jej rzeczy bezceremonialnie lądują na ziemi. Urwane w pół zdanie oraz wzrok podążający za czymś czego nie wiedziały świadczyły o tym, że musi prowadzić rozmowę z duchem byłej właścicielki. -Nie jestem? - Zapytała ponownie. Wciąż tylko zadawała pytania nie mogą się odnaleźć w tej nowej sytuacji. Dopiero po chwili zorientowała się, że słowa te zwrócone były do ducha. Czyżby Inger właśnie mówiła o tym, że Niksa ma się wynosić z tego mieszkania? Oczekiwała, że Eitri jej pomoże? Starała się go czymś przekupić? Co może mieć duch do zaoferowania czego ona nie miała?
-O mnie? - Kolejnym zaskoczeniem nie było końca. Ile ich jeszcze duch miał w rękawie. Spojrzała również na sufit zadzierając lekko głowę ukazując jednocześnie długą, łabędzią szyję i wisiorek w kształcie tegoż wodnego ptaka. -Czy wydarzyło się… - Powiedziała bardziej do siebie szukając w pamięci zdarzenia, które mogło ducha zaniepokoić. Wbrew powszechnej opinii o kurtyzanach nie sprowadzała klientów do siebie. Zdarzało się jej być z nimi w hotelach, ba! Nawet w ich domach kiedy żony lub narzeczonej nie było lub gdy byli kawalerami. Nigdy jednak żadnemu nie pozwoliła przekroczyć progu swojego mieszkania. -Trenuję w salonie taniec i śpiew. Może tego nie lubi? - Bywały dni kiedy ćwiczyła praktycznie cały dzień. -Zmieniam aranżację wnętrz i drzwi… - Wzruszyła ledwo dostrzegalnie kruchymi ramionami. -Wracam nieraz z pracy nad ranem albo późnym wieczorem. - Nachyliła się przez stół w stronę galdra i powiedziała konspiracyjnym szeptem. -Może Inger jest staroświecka i nie podoba się jej to, że mieszka tutaj niezamężna kobieta i wraca nocami? - Nic innego nie przychodziło jej do głowy w tej chwili.
Kolejna puszka spadła na ziemię.
Jedna z ostatnich.
Zostały tylko dwie.
Był to dość słoneczny dzień jak na listopad. Jeden z nielicznych w czasie ponurego miesiąca. Rodzina jeszcze pakowała rzeczy po poprzedniej właścicielce, chowała cały jej dobytek do kartonów, ale nie wiedzieli co zrobić z meblami. Wtedy też Villemo oznajmiła, że te mogą zostać, a ona z wielką przyjemnością zaaranżuje je ponownie. Umowę podpisali jeszcze tego samego dnia i to właśnie w kuchni gdzie stół jako jedyny nie był cały zawalony pudłami.
-Pogorszyć? - Zapytała wyraźnie zaskoczona i zaniepokojona tym faktem. Utkwiła szare spojrzenie w twarzy galdra i spojrzała na niego z obawą. -Czy może mnie zmusić do wyprowadzki?
Kolejna puszka upadła na ziemię. Z herbatą jaśminową, jej słodkawy zapach uniósł się w powietrze. Niksa drgnęła niespokojnie na swoim krześle. Opanowanie mężczyzny powinno ją samo uspokoić, ale nie było to łatwe kiedy widziała jak jej rzeczy bezceremonialnie lądują na ziemi. Urwane w pół zdanie oraz wzrok podążający za czymś czego nie wiedziały świadczyły o tym, że musi prowadzić rozmowę z duchem byłej właścicielki. -Nie jestem? - Zapytała ponownie. Wciąż tylko zadawała pytania nie mogą się odnaleźć w tej nowej sytuacji. Dopiero po chwili zorientowała się, że słowa te zwrócone były do ducha. Czyżby Inger właśnie mówiła o tym, że Niksa ma się wynosić z tego mieszkania? Oczekiwała, że Eitri jej pomoże? Starała się go czymś przekupić? Co może mieć duch do zaoferowania czego ona nie miała?
-O mnie? - Kolejnym zaskoczeniem nie było końca. Ile ich jeszcze duch miał w rękawie. Spojrzała również na sufit zadzierając lekko głowę ukazując jednocześnie długą, łabędzią szyję i wisiorek w kształcie tegoż wodnego ptaka. -Czy wydarzyło się… - Powiedziała bardziej do siebie szukając w pamięci zdarzenia, które mogło ducha zaniepokoić. Wbrew powszechnej opinii o kurtyzanach nie sprowadzała klientów do siebie. Zdarzało się jej być z nimi w hotelach, ba! Nawet w ich domach kiedy żony lub narzeczonej nie było lub gdy byli kawalerami. Nigdy jednak żadnemu nie pozwoliła przekroczyć progu swojego mieszkania. -Trenuję w salonie taniec i śpiew. Może tego nie lubi? - Bywały dni kiedy ćwiczyła praktycznie cały dzień. -Zmieniam aranżację wnętrz i drzwi… - Wzruszyła ledwo dostrzegalnie kruchymi ramionami. -Wracam nieraz z pracy nad ranem albo późnym wieczorem. - Nachyliła się przez stół w stronę galdra i powiedziała konspiracyjnym szeptem. -Może Inger jest staroświecka i nie podoba się jej to, że mieszka tutaj niezamężna kobieta i wraca nocami? - Nic innego nie przychodziło jej do głowy w tej chwili.
Kolejna puszka spadła na ziemię.
Jedna z ostatnich.
Zostały tylko dwie.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Eitri Soelberg
Re: 08.12.2000 – Kuchnia – E. Soelberg & V. Holmsen Pon 14 Lut - 21:02
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Nie chciał straszyć młodej kobiety, ale wiedział, że niektóre duchy potrafiły być niezwykle uciążliwe. Choć wierzono w ich pomoc i darzono wyjątkową czcią, to podobnie jak ludzie potrafili zachowywać się paskudnie. Bywały takie istoty, z którymi łatwo można było osiągnąć porozumienie, inne okazywały się uparte i pragnęły podporządkowywać sobie innych. Obawiał się, że tym razem natrafili na naprawdę zdeterminowaną duszę. Stara właścicielka mieszkania wyraźnie przywiązała się do tego miejsca i nie zamierzała godzić się z tym, że jej czas na ziemi minął bezpowrotnie.
– Może stać się dość uciążliwa, ale to nie o to tutaj chodzi, by podporządkowywać się teraz jej kaprysom – przyznał odważnie. Za podobne herezje matka na pewno skarciłaby go bez zastanowienia i zaczęła wyzywać od bezbożnych. Sądził jednak, że w tym aspekcie ma zupełną rację. W jakimś stopniu świat był wciąż dla dusz domem, lecz nie mogły one rościć sobie pełnego prawa do tego, co pozostawiły za sobą pozbywając się powłoki cielesnej. Nie zwrócił uwagi na Villemo, rozważając wciąż dostępne mu środki, by uporać się z natrętem. Przeprowadzenie rytuału do tej pory uważał za ostateczność, lecz powoli skłaniał się do takiego rozwiązania sytuacji. Inger dawała wciąż upust swej frustracji, tym razem zmiatając z półki obydwa pozostałe na niej pudełka. Mieszanka herbat rozprysła się po podłodze, ozdabiając ją abstrakcyjnym wzorem z okruchów liści i płatków kwiatów.
Dopiero teraz ponownie utkwił swe spojrzenie w twarzy panny Holmsen, której fizjonomia zadawała mu się na swój sposób specyficznie ujmująca. Zwykle podobne sygnały wychwytywał z trudem i po czasie, lecz zupełnie nieświadom z kim ma naprawdę do czynienia, i tak musiał przyznać, że coś oprócz obecności ducha wisiało w powietrzu. Zafrasował się na moment, analizując wypowiadane słowa. Uśmiechnął się nawet nieznacznie, wsłuchując się w szept.
– Nocami? – powtórzył za nią bezwiednie, choć bez intencji czynienia jakiejkolwiek kąśliwości, czy komentowania zachowania. Każdy miał swoje życie prywatne i nie wnikał w nie zupełnie, dlatego tym bardziej, duch był ostatnim, który powinien mieć z tego tytułu jakiekolwiek pretensje. Być może Inger faktycznie miała problem z właśnie tą drobną przypadłością Villemo? Powoli tracił przekonanie, że powinien w jakikolwiek sposób to drążyć. Westchnął jedynie i podniósł się z krzesła, podchodząc do leżących na ziemi puszek. Przyjrzał się rozsypanej herbacie. Ujął kilka drobnych skrawków pomiędzy palce i roztarł je, wciągając zapach w nozdrza. Przyjemna jaśminowa woń otuliła go na chwilę i pozwoliła na wyciszenie. Potrzebował zebrać myśli, a nie było to łatwe, gdy Inger z uporczywością naciskała go do powzięcia radykalnej decyzji.
Nie pogrywaj ze mną, nie pogrywaj… zobaczysz, pozbędziesz się mnie i pożałujesz. Pożałujesz. Warkot był wyraźny i zaczynał rozsadzać mu czaszkę, syknął w niekontrolowanym odruchu, chwytając się za skroń.
Intruz!
– Obawiam się… obawiam się, że ta rozmowa do niczego nas nie doprowadzi – zawyrokował i uczynił to bardziej w kierunku Inger, niż samej Villemo. – Nie ma sensu, by dawała dalej upust swej złości w pani kierunku. Cokolwiek by nie podobało się jej w pani zachowaniu – przyznał i wstał, opierając się o stolik. – Po przeprowadzeniu rytuału poświęcenia domu powinna być pani już zupełnie spokojna, a dom zostanie całkowicie oczyszczony. Do pani decyzji należy, czy mam go wykonać. Proszę się zastanowić, ale śmiem twierdzić, że nic innego tu nie pomoże.
– Może stać się dość uciążliwa, ale to nie o to tutaj chodzi, by podporządkowywać się teraz jej kaprysom – przyznał odważnie. Za podobne herezje matka na pewno skarciłaby go bez zastanowienia i zaczęła wyzywać od bezbożnych. Sądził jednak, że w tym aspekcie ma zupełną rację. W jakimś stopniu świat był wciąż dla dusz domem, lecz nie mogły one rościć sobie pełnego prawa do tego, co pozostawiły za sobą pozbywając się powłoki cielesnej. Nie zwrócił uwagi na Villemo, rozważając wciąż dostępne mu środki, by uporać się z natrętem. Przeprowadzenie rytuału do tej pory uważał za ostateczność, lecz powoli skłaniał się do takiego rozwiązania sytuacji. Inger dawała wciąż upust swej frustracji, tym razem zmiatając z półki obydwa pozostałe na niej pudełka. Mieszanka herbat rozprysła się po podłodze, ozdabiając ją abstrakcyjnym wzorem z okruchów liści i płatków kwiatów.
Dopiero teraz ponownie utkwił swe spojrzenie w twarzy panny Holmsen, której fizjonomia zadawała mu się na swój sposób specyficznie ujmująca. Zwykle podobne sygnały wychwytywał z trudem i po czasie, lecz zupełnie nieświadom z kim ma naprawdę do czynienia, i tak musiał przyznać, że coś oprócz obecności ducha wisiało w powietrzu. Zafrasował się na moment, analizując wypowiadane słowa. Uśmiechnął się nawet nieznacznie, wsłuchując się w szept.
– Nocami? – powtórzył za nią bezwiednie, choć bez intencji czynienia jakiejkolwiek kąśliwości, czy komentowania zachowania. Każdy miał swoje życie prywatne i nie wnikał w nie zupełnie, dlatego tym bardziej, duch był ostatnim, który powinien mieć z tego tytułu jakiekolwiek pretensje. Być może Inger faktycznie miała problem z właśnie tą drobną przypadłością Villemo? Powoli tracił przekonanie, że powinien w jakikolwiek sposób to drążyć. Westchnął jedynie i podniósł się z krzesła, podchodząc do leżących na ziemi puszek. Przyjrzał się rozsypanej herbacie. Ujął kilka drobnych skrawków pomiędzy palce i roztarł je, wciągając zapach w nozdrza. Przyjemna jaśminowa woń otuliła go na chwilę i pozwoliła na wyciszenie. Potrzebował zebrać myśli, a nie było to łatwe, gdy Inger z uporczywością naciskała go do powzięcia radykalnej decyzji.
Nie pogrywaj ze mną, nie pogrywaj… zobaczysz, pozbędziesz się mnie i pożałujesz. Pożałujesz. Warkot był wyraźny i zaczynał rozsadzać mu czaszkę, syknął w niekontrolowanym odruchu, chwytając się za skroń.
Intruz!
– Obawiam się… obawiam się, że ta rozmowa do niczego nas nie doprowadzi – zawyrokował i uczynił to bardziej w kierunku Inger, niż samej Villemo. – Nie ma sensu, by dawała dalej upust swej złości w pani kierunku. Cokolwiek by nie podobało się jej w pani zachowaniu – przyznał i wstał, opierając się o stolik. – Po przeprowadzeniu rytuału poświęcenia domu powinna być pani już zupełnie spokojna, a dom zostanie całkowicie oczyszczony. Do pani decyzji należy, czy mam go wykonać. Proszę się zastanowić, ale śmiem twierdzić, że nic innego tu nie pomoże.
Villemo Holmsen
Re: 08.12.2000 – Kuchnia – E. Soelberg & V. Holmsen Pon 14 Lut - 22:49
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Cała ta sytuacja zaczynała ją poważnie męczyć, a co gorsza irytować. Duch Inger stawał się coraz bardziej śmiały, jeżeli nie bezczelny. Puszki latały po całej kuchni, a Villemo zdawało się, że czuje wyraźnie obecność poprzedniej właścicielki mieszkania.
Zmarszczyła brwi mocno, a na jej jasnej i do tej pory pogodnej twarzy pojawił się cień gniewu, który nadał spojrzeniu chłodnego wyrazu, prawie lodowatego. Takim spojrzeniem mogłaby zamrozić wodę w nie jednym jeziorze. Aura wokół niej na parę sekund zafalowała czystym niebezpieczeństwem; zaraz jednak wszystko wróciło do normy. Panna Holmsen wzięła parę głębszych oddechów starając się uspokoić. Nie powinna pozwolić aby jej drugie oblicze wychodziło tak łatwo przed obcymi. Dość długo udawało się jej ukryć fakt, że jest demonem. Chciała aby pozostało to jak najdłużej tajemnicą.
-Z całym szacunkiem do pani Inger, to jest teraz mój dom. - Powiedziała stanowczo rozdrażniona zachowaniem ducha, który w obecności mężczyzny zaczął się zachowywać jak stado niewychowanych dzieciaków; tupiących nóżką i krzyczących do rodziców, że chcą słodycze. Potarła czoło zrezygnowana. -Taka praca. - Odparła bezwiednie po chwili uświadamiając sobie, że mogła powiedzieć o dwa słowa za dużo. Skupiła się jednak na tym jak podszedł do rozrzuconych herbat. Jej herbat, wszystko teraz zmieszane na ziemi i na marne. W środku się w niej gotowało i gdyby mogła to starą zmiotką wyrzuciłaby ducha niczym niechciane śmieci na środku podłogi.
Patrzyła gdy rozcierał jaśminową herbatę w dłoniach. Nie przeszkadzała, nie poruszyła się ani o milimetr. Zrobiła to dopiero kiedy syknął i przystawił dłonie do skroni.
-Co się stało? - Zapytała cicho, łagodnie wręcz aksamitnie znajdując się tuż obok niego otulając jednocześnie zapachem lilii i paczuli niczym miękkim szalem. Podprowadziła Eitriego w stronę stołu patrząc na mężczyznę z troską w oczach, tych samych, w których jeszcze nie tak dawno był czysty lód.
Niksa wróciła wzrokiem do rozrzuconych puszek, do rozsypanej herbaty na podłodze, a następnie znów do mężczyzny, który zaczynał cierpieć przez upartego ducha. Dla niej decyzja była prosta.
-Już wystarczająco sobie nagrabiła. - Oznajmiła pewnym głosem. -Jak tylko da Pan radę, to proszę przeprowadzić rytuał.
Nie miała zamiaru tolerować w swoim otoczeniu istoty, która miała zamiar jej szkodzić i uprzykrzać życie. Choć Villemo nie miała wielu odwiedzających ją w mieszkaniu, tak od czasu do czasu ktoś zajrzał i nie chciała aby oberwać puszką w głowę lub czymś znacznie groźniejszym. Inger dostała swoją szansę, niksa wyciągnęła w jej stronę rękę i chciała dojść do porozumienia, ale miarka się przebrała.
Zmarszczyła brwi mocno, a na jej jasnej i do tej pory pogodnej twarzy pojawił się cień gniewu, który nadał spojrzeniu chłodnego wyrazu, prawie lodowatego. Takim spojrzeniem mogłaby zamrozić wodę w nie jednym jeziorze. Aura wokół niej na parę sekund zafalowała czystym niebezpieczeństwem; zaraz jednak wszystko wróciło do normy. Panna Holmsen wzięła parę głębszych oddechów starając się uspokoić. Nie powinna pozwolić aby jej drugie oblicze wychodziło tak łatwo przed obcymi. Dość długo udawało się jej ukryć fakt, że jest demonem. Chciała aby pozostało to jak najdłużej tajemnicą.
-Z całym szacunkiem do pani Inger, to jest teraz mój dom. - Powiedziała stanowczo rozdrażniona zachowaniem ducha, który w obecności mężczyzny zaczął się zachowywać jak stado niewychowanych dzieciaków; tupiących nóżką i krzyczących do rodziców, że chcą słodycze. Potarła czoło zrezygnowana. -Taka praca. - Odparła bezwiednie po chwili uświadamiając sobie, że mogła powiedzieć o dwa słowa za dużo. Skupiła się jednak na tym jak podszedł do rozrzuconych herbat. Jej herbat, wszystko teraz zmieszane na ziemi i na marne. W środku się w niej gotowało i gdyby mogła to starą zmiotką wyrzuciłaby ducha niczym niechciane śmieci na środku podłogi.
Patrzyła gdy rozcierał jaśminową herbatę w dłoniach. Nie przeszkadzała, nie poruszyła się ani o milimetr. Zrobiła to dopiero kiedy syknął i przystawił dłonie do skroni.
-Co się stało? - Zapytała cicho, łagodnie wręcz aksamitnie znajdując się tuż obok niego otulając jednocześnie zapachem lilii i paczuli niczym miękkim szalem. Podprowadziła Eitriego w stronę stołu patrząc na mężczyznę z troską w oczach, tych samych, w których jeszcze nie tak dawno był czysty lód.
Niksa wróciła wzrokiem do rozrzuconych puszek, do rozsypanej herbaty na podłodze, a następnie znów do mężczyzny, który zaczynał cierpieć przez upartego ducha. Dla niej decyzja była prosta.
-Już wystarczająco sobie nagrabiła. - Oznajmiła pewnym głosem. -Jak tylko da Pan radę, to proszę przeprowadzić rytuał.
Nie miała zamiaru tolerować w swoim otoczeniu istoty, która miała zamiar jej szkodzić i uprzykrzać życie. Choć Villemo nie miała wielu odwiedzających ją w mieszkaniu, tak od czasu do czasu ktoś zajrzał i nie chciała aby oberwać puszką w głowę lub czymś znacznie groźniejszym. Inger dostała swoją szansę, niksa wyciągnęła w jej stronę rękę i chciała dojść do porozumienia, ale miarka się przebrała.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Eitri Soelberg
08.12.2000 – Kuchnia – E. Soelberg & V. Holmsen Pią 25 Lut - 14:13
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Często dłuższy kontakt z duchami wywoływał w nim zmęczenie, wystawiał na doświadczanie licznych nieprzyjemności w postaci bólu, czy skołowania, lub chwilowego zamroczenia. Nie potrafił kontrolować skutków ubocznych nawiązywanych więzi. Być może Inger nie należała do najsilniejszych, lecz jej sposób manifestacji okazywał się niezwykle uciążliwy, coraz mocniej wżynający się w strukturę niezachwianego spokoju medium, gdy próbowała wywrzeć na nim jakikolwiek wpływ. Zapewne sądziła, że znajdzie w nim bogobojnego sojusznika, lecz w rzeczywistości nie mogła trafić gorzej - Soelberg nie zamierzał dłużej tolerować jej zachowania i tego, do czego dopuszczała się, byle wypędzić Villemo z mieszkania.
Zupełnie nie zauważył, że młoda kobieta podeszła bliżej i zawisła gdzieś ponad jego ramieniem. Dreszcz wzbierający na plecach zaalarmował go, że w rzeczywistości stracił czujność. Odwrócił się przez ramię, zerkając spłoszony na jej alabastrowe lico okryte nalotem dziwnej, niepokojącej troski, choć przecież nie mógł dopatrywać się w niej jakichś ukrytych intencji. Z czasem przyznał, że w geście było coś nęcącego, jednak na tyle odległego, by bez większego kłopotu zbył je jedynie słabym uśmiechem i podźwignięciem się z miejsca, co komunikowało, że w istocie czuje się nie tak źle, jakby wskazywały na to jego reakcje.
– Pokazuje, że nie ma co liczyć na jakiekolwiek dojście do kompromisu – wyjaśnił krótko swoje zachowanie i ból w czaszce, rozglądając się po pomieszczeniu. Wiedział, że nie przeprowadzi rytuału natychmiast, że potrzebuje się do niego przygotować i zgromadzić potrzebne przedmioty.
Dużo świec i sól zmieszana ze skałą… A co najważniejsze - odnalezienie centralnego pomieszczenia w budynku. I ta ostatnia konieczność mogła przynieść nieco więcej kłopotów. Liczył jednak, że panna Holmsen dołoży wszelkich starań, by pozbyć się nieproszonej lokatorki, więc pomoże mu nieco. – Dobrze więc. Ja będę musiał na chwilę zniknąć, by się przygotować. Będziemy potrzebowali dużo świec. Bardzo dużo świec – sprostował i posłał młodej kobiecie pełne determinacji spojrzenie. – Jeśli tylko będzie mogła pani jakieś zgromadzić, to będzie dobrze. Ja po drodze pójdę do sklepu i zadbam o resztę, część rzeczy mam u siebie w domu – przyznał i skierował się ku wyjściu, chwytając w locie swój płaszcz. Zatrzymał się tuż przy drzwiach. – Gdy wrócę, będziemy musieli odnaleźć najbardziej centralne pomieszczenie w kamienicy i tam ustawimy wszystkie świece. Resztę opowiem, gdy wrócę. – Nie chciał mitrężyć czasu, dlatego natychmiast przystąpił do realizacji planu. Powrót do mieszkania Villemo był szybki, a całe pudło świec i woreczek ze specjalną mieszaniną proszku zwiastował, iż Inger wkrótce będzie mogła w spokoju opuścić mieszkanie, natomiast sama właścicielka odetchnie ze spokojem.
Eitri i Villemo z tematu
Zupełnie nie zauważył, że młoda kobieta podeszła bliżej i zawisła gdzieś ponad jego ramieniem. Dreszcz wzbierający na plecach zaalarmował go, że w rzeczywistości stracił czujność. Odwrócił się przez ramię, zerkając spłoszony na jej alabastrowe lico okryte nalotem dziwnej, niepokojącej troski, choć przecież nie mógł dopatrywać się w niej jakichś ukrytych intencji. Z czasem przyznał, że w geście było coś nęcącego, jednak na tyle odległego, by bez większego kłopotu zbył je jedynie słabym uśmiechem i podźwignięciem się z miejsca, co komunikowało, że w istocie czuje się nie tak źle, jakby wskazywały na to jego reakcje.
– Pokazuje, że nie ma co liczyć na jakiekolwiek dojście do kompromisu – wyjaśnił krótko swoje zachowanie i ból w czaszce, rozglądając się po pomieszczeniu. Wiedział, że nie przeprowadzi rytuału natychmiast, że potrzebuje się do niego przygotować i zgromadzić potrzebne przedmioty.
Dużo świec i sól zmieszana ze skałą… A co najważniejsze - odnalezienie centralnego pomieszczenia w budynku. I ta ostatnia konieczność mogła przynieść nieco więcej kłopotów. Liczył jednak, że panna Holmsen dołoży wszelkich starań, by pozbyć się nieproszonej lokatorki, więc pomoże mu nieco. – Dobrze więc. Ja będę musiał na chwilę zniknąć, by się przygotować. Będziemy potrzebowali dużo świec. Bardzo dużo świec – sprostował i posłał młodej kobiecie pełne determinacji spojrzenie. – Jeśli tylko będzie mogła pani jakieś zgromadzić, to będzie dobrze. Ja po drodze pójdę do sklepu i zadbam o resztę, część rzeczy mam u siebie w domu – przyznał i skierował się ku wyjściu, chwytając w locie swój płaszcz. Zatrzymał się tuż przy drzwiach. – Gdy wrócę, będziemy musieli odnaleźć najbardziej centralne pomieszczenie w kamienicy i tam ustawimy wszystkie świece. Resztę opowiem, gdy wrócę. – Nie chciał mitrężyć czasu, dlatego natychmiast przystąpił do realizacji planu. Powrót do mieszkania Villemo był szybki, a całe pudło świec i woreczek ze specjalną mieszaniną proszku zwiastował, iż Inger wkrótce będzie mogła w spokoju opuścić mieszkanie, natomiast sama właścicielka odetchnie ze spokojem.
Eitri i Villemo z tematu