Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    07.11.2000 – Sala treningowa – I. Soelberg & E. Soelberg

    3 posters
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    07.11.2000


    Bywały różne rodzaje ciszy, nauczył się rozpoznawać je bezbłędnie, wciąż bliższy powściągliwości w słowach niż w wylewnym wskazywaniu na własne emocje poprzez werbalizację. Bywała taka cisza, która niepokoiła go niezwykle mocno, w której szare oczy podążały obojętnie ponad jego głową i tylko wyrywkowo zawieszały się na jego twarzy, gdy nie zwracał szczególnej uwagi na to, co działo się dookoła. Była to cisza przed burzą. Narastająca wewnątrz umysłu oddzielonego od reszty świata stalową klatką nakazującą powściągliwość i bezwzględną oziębłość. Wiedział dokładnie, co go czeka, choć nie potrafił jeszcze sprecyzować pełni zamiarów i podłoża takiego stanu rzeczy. Zdarzało się to niezwykle rzadko, jednak wtedy wracał do czasów, gdy był zaledwie dzieckiem, które wystawało połową czoła ponad stół w jadalni. Nigdy nie przyznał się do tego otwarcie, jednak ta obojętność i cisza godziły w niego najmocniej, sprawiając, że czuł się zupełnie bezradny lub próbował w szczeniackim szale wywrzeć jakąkolwiek reakcję wierzgając nogami i uderzając pięściami w twardą podłogę swojego małego pokoju. Dłonie bolały wtedy niezwykle mocno, piekły i pokrywały się równomierną czerwienią, a on nie czuł się ani odrobinę lepiej, gdy szarość tęczówek spoglądała na niego wciąż nie tak, jak tego pragnął.
    Podobny schemat – powoli narastające napięcie, by w końcu rozwiązać sprawę w przedziwny sposób, który wymykał się logice.
    Czuł podskórnie, że coś się wydarzy, poranek okazał się niezwykle nieprzychylny, gdy odkrył pustkę w lodówce dokładnie w miejscu, gdzie powinna leżeć przygotowana dzień wcześniej paczuszka ze śniadaniem. Tym samym został skazany na zakupy w sklepie i zadowolenie się najobrzydliwszą kanapką jaką jadł w przeciągu ostatnich miesięcy. Frustracja narastająca powoli przez ostatnie tygodnie wzbierała grożąc nagłym przelaniem się ponad ściankami naczynia wytrzymałości. Przypieczętowaniem całej tej farsy okazała się lakoniczna informacja, ciemne włosy wyzierające zza uchylonych drzwi i słowa, które zdawały się komendą pogłębioną celnie wymierzonym spojrzeniem koloru ciężkiego ołowiu. Nie tego się spodziewał.
    Nieprzyjemne stęknięcie i zmięte w ustach przekleństwo musiało starczyć, nim po kilku godzinach pracy wyszedł w końcu zza biurka, aby udać się do podziemi. Smród szatni drażnił go w czuły nos, gdy naciągał na wygięty w łuk grzbiet bawełnianą koszulkę. Zrzucenie z siebie bardziej formalnego stroju z jednej strony wydawało się zbawienne, z drugie zwiastowało nieuniknioną konfrontację skrytą pod otoczką górnolotnych słów traktujących o rutynowych ćwiczeniach, aby w natłoku papierkowej roboty nie zapomnieć o istocie sprawności fizycznej i celności rzucania zaklęć.
    Zanim przeszedł do głównej sali, spojrzał na własne odbicie w lustrze, ochlapując twarz lodowatą wodą. Zacisnął mocno wargi, oceniając sińce pod oczami i bladość skóry wyraźnie podbijaną fioletowymi żyłami prześwitującymi przez jej cieniutką powłokę. Przeczesał wilgotne włosy tak, by nie ograniczały mu pola widzenia i zdecydował się wyjść na miejsce spotkania, gdyż godzina powoli dobijała do tej, którą ustalili. Nacisnął pięścią włącznik, by po kilku sekundach pomieszczenie wypełniło się ostrym światłem jarzeniówek. Rozejrzał się dookoła i wyglądało na to, że jest jeszcze sam, jednak ten stan nie trwał wyjątkowo długo i po kilku minutach ujrzał twarz brata. Zdołał w międzyczasie wykonać skąpą rozgrzewkę. Niechęć malująca się na twarzy Eitriego wyrażała całe podejście do tej farsy.
    Widzę, że cofamy się do szkoły – burknął i pozwolił, aby Ivar podszedł bliżej. – Myślałem, że skończyliśmy podkradać sobie żarcie mniej więcej w wieku trzynastu lat. – Odszedł kilka kroków od niego, przyzwyczaił się, że jego brat rzadko kiedy marnował czas na zbędą gadaninę i zwykle przechodził do meritum niezwykle szybko, dlatego też nie zwlekał zbyt długo, by w końcu rozpocząć właściwą część spotkania. Uginając się miękko na nogach, dokładnie śledził jego ruchy, gotowy, by przyjąć ewentualny pierwszy cios, ten jednak nie nastąpił, więc postanowił sam uraczyć go uderzeniem.
    To co, powiesz mi w końcu, o co ci chodzi? – Gęstniejąca atmosfera dusiła go już niemal i czuł, że musi wydłubać z niego to, co siedziało w nim od kilku dni. Zwinnie pokonał kilka kroków po łuku i wychylając się do przodu wyprowadził pierwsze, precyzyjne, proste uderzenie prawą ręką, które miało ugodzić Ivara w korpus. Trzymał swoje nerwy na wodzy, choć czuł nieprzemożoną ochotę, by złapać go za głowę i zacząć bitkę, jaką zwykle wykonywali będąc jeszcze dziećmi.

    atak: udany
    siła: 20 + 2 + 41 = 63


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości


    #1 'k6' : 2

    --------------------------------

    #2 'k100' : 41
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Dzisiejszy dzień nie różnił się od innych, praca wymagała, aby wyszedł w teren z trzyosobową grupą, lecz nim zapadł zmierzch, powrócili do kruczej straży i sporządzili raport z „obserwacji”, było to o tyle pospiesznie robione w przypadku Ivara, że przed wyjściem na zwiad powiadomił brata o planowanym, a przekładanym od tygodni sparingu i teraz spiesząc do podziemi, cieszył się w duchu, jak małe dziecko, przed wizytą w cyrku. Lubił to pomieszczenie, zapach potu przesiąknął mury i stał się nieodłączną ich częścią. Nikłe światło mrugające, co czas jakiś budowało nastrój, a chociaż wyglądało, tak jakby miało zaraz zgasnąć, to nigdy odkąd pamiętał, tego nie robiło. Czerwone szafki, z których schodziła farba, odsłaniając szary metal, aż się prosiły o renowację, ale czy komuś to przeszkadzało? Najczęstszymi bywalcami sali treningowej, byli Wysłannicy oraz garstka oficerów, których znał z imienia i nazwiska, a reszta? Pieniądze szły na inne, bardziej adekwatne cele, chociaż ubolewał nad tym faktem, gdyż widząc przykładową budowę „pączusia”, co dni całe spędza za biurkiem i po pokonaniu dwóch pięter woła o tlen, to aż mu żyłka skacze i nosi go, by takiego jednego z drugim leni i obżartuchów wyciągnąć na trening, który i owszem mógłby ich zabić, albo zmotywować do działania i zadbania o siebie. Stan kruczej był w tym zakresie bardzo mizerny i żałosny wręcz. Już większość ślepców prezentowała się znacznie lepiej ci, chociaż chudzi i mizerni, strawieni przez magię, której zaprzedali ciało i umysł, byli przynajmniej szczupli, ba! Niektórzy z nich potrafili niesieni determinacją i nienawiścią do wysłanników prawa stawiać skuteczny opór na płaszczyźnie wymiany uprzejmości za pomocą argumentów fizycznych. To doceniał. Bo każdy lubił wszelakie sprawdziany. I to mu się w ślepcach podobało, ot wystarczy ogolić, ostrzyc, wykąpać i ubrać i już prezentują się lepiej, niż niejeden oficer z kruczej, co pole bitwy oglądał, tylko na obrazkach. Żałował, iż testy fizyczne są tak sporadycznie prowadzone i z taką pobłażliwością, że zdać je może nawet marynarz po tygodniu spędzonym na chlaniu i uciechach cielesnych w portowym burdelu. Westchnął, ciężko zamykając szafkę. Przebrany w dres, cały na czarno z czerwonymi rękawicami pod pachą prezentował się jak zwykle – dobrze. Zgasił światło w szatni i wyszedł w samą porę, by zobaczyć, jak brat wchodzi na ring. Rozgrzał się, szybko wykonując, kondycyjno-wytrzymałościowe ćwiczenia i rozciągnął się. Nim wszedł na ring.
    Podkradać? Jak to? Sądziłem, że to dla mnie przygotowałeś, mówiłem ci, że idę w teren... – Był równie zdziwiony, co zaskoczony, ba troszkę przykro mu się zrobiło, że w ten sposób został osądzony. Przyjął jednak postawę, bo nie zamierzał rozwodzić się nad śniadaniem, które zjadł. – Ale było smaczne. – Pochwalił, bo zawsze chwalił braciszka i uśmiechnął się ujmująco. Czując, że ten gotuje się wewnętrznie, czekał na nadejście ciosu. – Ależ, o nic. – Diabełki w szarych oczach fiknęły koziołka, w tym samym momencie, gdy nadszedł cios. Jakby od niechcenia sparował go, ot zabawa z dzieckiem „w boks”, czekał na wyzwanie. Samemu również wystosował uderzenie na zachętę, bez większych pokładów siły, ot raczej, tak by się chłopak rozgrzał, celując w gardę, o ile taką zastosował. – Domyśl się. – Dopowiedział, przy ataku, a wyraz twarzy spoważniał.


    Obrona: 91 udana
    Atak: udany
    Siła: 43
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Ivar Soelberg' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 67

    --------------------------------

    #2 'k100' : 19

    --------------------------------

    #3 'k6' : 4
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Gorączkował się prawdopodobnie zupełnie niepotrzebnie, jednak zwodnicze podszepty nakazywały mu budować kolejne scenariusze i nadawać ukryte znaczenie wypowiadanym słowom, które faktycznie nie mijały się z prawdą, jednak w jego mniemaniu urastały do rangi prawdziwej zbrodni wobec jego osoby. Początkowo chciał jedynie odbębnić trening i zaszyć się w naglących sprawach, jednak złość zaostrzająca spotkania zdawała się trzymać go na miejscu.
    Wymierzone uderzenie trafiło wprawdzie bezbłędnie, jednak obiło się o obronę wystosowaną przez Ivara. Dobrze znał ten „styl”, podejście znużonego człowieka bawiącego się jedynie z dzieckiem, które koniecznie chciało startować w konkury z doświadczonym dorosłym. Zwykle podobne zabiegi oddziaływały na niego niezwykle mocno: irytowały i sprawiały, że krew mimowolnie buzowała w żyłach, choć miał pełną świadomość, że zbytnio rozwodząc się nad grymasami brata, sprowadzi na siebie przekleństwo przegranej. Widział, że starszy bawi się z nim i igra, celuje jego własną bronią umykając sprawnie przed odpowiedzią na zadane pytanie. Uwaga tycząca się śniadania zdenerwowała go dodatkowo. Chyba ten uczynek był kroplą, która przelała czarę goryczy, gdyż swoich rzeczy Eitri bronił zajadle i każde najmniejsze uchybienie w rutynie, konieczność zmiany planów, przyprawiało go o ścisk w głowie i coś na kształt paniki.
    No co ty nie powiesz. – Stęknął, choć pierwotnie miał zamiar się zaśmiać. Niestety wyszedł na bardziej poirytowanego i rozsierdzonego. Po prawdzie dopatrywał się w kradzieży ukrytego sensu wiążącego się bezpośrednio z milczeniem uskutecznianym przez ostatnie dni. Zacisnął usta w wąską linię, przegryzając policzek od środka, miał ochotę odwrócić się i zejść ostatecznie z ringu, jednak wtedy pojawiło się pierwsze uderzenie – ostentacyjnie liche, jakby powątpiewał w możliwości Eitriego. Praktycznie nie pomylił się, gdyż ten zbyt mocno skupiony na buzujących w nim emocjach, nie uniknął ciosu i poczuł jak pięść Ivara muska jego skórę. Spiorunował go spojrzeniem i odskoczył. Skóra piekła delikatnie, jednak o wiele bardziej bolała urażona duma; faktycznie okazał się ledwie chłystkiem, nieprofesjonalnym dzieciakiem nie potrafiącym uniknąć ciosu zadanego „dla zabawy”. Odetchnął i znajdując się w bezpiecznej odległości żachnął się.  
    Nie pierdol, tylko powiedz wprost, co cię tak paskudnie gryzie. Co tym razem zrobiłem, co? Czym cię uraziłem, że słowem się nie odezwiesz, tylko oczami ciągle przewracasz. – Pretensja w głosie zasyczała niczym powietrze upuszczane z koła ratunkowego. Bo musiało chodzić przecież o jakąś drzazgę, którą wbił swoim zachowaniem mu w głowę. Zawsze tak było. Podatny na kolejne fale emocji i frustracji wykręcającej pusty żołądek, bo po paskudnej kanapce nie było w nim już nawet śladu, doskoczył zdecydowanie do przeciwnika i wyprowadził cios, który miał ugodzić go w podbródek. – Mów! – Wbił błękitne spojrzenie w surowe lico Ivara. Nienawidził, gdy był w takim stanie – choć wydawało się, że zwykle z ogromną obojętnością traktował zachowania ludzi. Tego nie potrafił przepuścić i nie było mu w smak, że próbuje go tak podle prowokować.

    Obrona: nieudana (różnica: 10)
    Atak: udany
    Siła: 75


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 11

    --------------------------------

    #2 'k100' : 53

    --------------------------------

    #3 'k6' : 3
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Nie lubił, gdy był w takim stanie. Nie czuł się jednak winny, a raczej rozbawiony, tym jak jego braciszek reagował, na tak proste emocje, jakby wystarczyło ziarenko piasku, aby trybiki w jego umyśle, przestały sprawnie pracować i zaczęły wariować. Tak patrząc na młodszego, czuł się, jakby faktycznie obcował z rozwydrzonym bachorem, któremu należała się lekcja pokory. Już ostatni pojedynek, toczony w zakamarkach miasta nie sprawił, że nutka irytacji zalęgła się w umyśle, jakby towarzystwo plującego jadem i bluzgami ślepca, było, przyjemniejsze? A raczej bardziej znośne. Po nim mógł się wszystkiego spodziewać, a mimo wszystko w tej ich wymianie uprzejmości doszli do jakże oczywistego wniosku, że gdyby nie fakt, iż stali po przeciwnych stronach barykady, to być może mogliby nawiązać, jakąś nić porozumienia na drodze wspólnej relacji. Natomiast widok młodszego brata z tymi charakterystycznymi ognikami tańczącymi w szaro-błękitnych oczach, napawał go rezygnacją, tak, jakby ukradł mu wszelkie oszczędności, porwał kota i sprzedał na targu ulubiony zestaw do parzenia herbaty, ot wówczas mógłby się tak denerwować, ale o jedną durną kanapkę? Być może powinien rozważyć skierowanie go na badania? Jego zachowanie, nie było normalne. I to martwiło wysłannika.  
    Pierwsze uprzejmości mieli za sobą. A ciosy, jakimi się raczyli, nie były zbyt silne, raczej badał grunt i chciał wytrącić go z równowagi, to sztuka, o jaką łatwo w obecnej sytuacji. Wręcz zadanie to, było banalnie proste, a jego milczenie działało na korzyść planu, jaki obrał. Chciał nauczyć go pewnej rzeczy, lecz czy ten będzie potrafił zakodować lekcję tą w swoim umyśle? Czy tak zaślepiała go złość, iż nie widział niczego poza podrażnioną dumą?
    Być może wziąłem, pod uwagę słownik, w jakim się do mnie zwracasz. – Odparł, uroczo i uśmiechnął się, samymi tylko kącikami ust. Szare oczy zdradzały niechęć, lecz tylko ją. Nie kryła się w nich wrogość raczej znudzenie. Chciał walki, czegoś więcej, niezależnie od wyniku spotkania, pragnął poczuć krew. To oczyszczało umysł i było jedyną drogą, aby dotrzeć do tego upartego gnojka.
    Roześmiał się – sucho i zimno, gdy padł rozkaz. Miał dla niego, tylko lekki uśmiech w odpowiedzi. Jego cios był silny, widać płynął na fali złości, jednakże to nie wystarczyło, aby zneutralizować grymas twarzy wysłannika, wręcz przeciwnie, tym bardziej ten utwierdzał się w swoim mniemaniu o konieczności pomocy bratu, bo ten zatracał się w swych emocjach. Zatańczył, tak jak go uczył dziadek, tak jak go szkolili tutaj. Ta mordownia, była jego drugim prawdziwym domem. Wyniesione z niej lekcje przydawały się i ratowały życie w prawdziwych pojedynkach. Chciał go zmęczyć, wiedział, że kondycyjnie był słabszy, a siedzenie za biurkiem go dodatkowo osłabiało i jakby ten brak kondycji przekładał się na brak myślenia. Uderzył nagle, jak żmija skryta w zaroślach. Precyzyjnie, lecz nie chciał go zneutralizować, wówczas celowałby nieco niżej, pod szczękę, ot taki magiczny wyłącznik, a jeden precyzyjnie zadany cios mógł powalić na łopatki największego berserkera, cóż z Ei, było łatwiej. Uderzenie spadło na policzek. A jego siła, miała przypomnieć mu, że to dopiero prolog, tego starcia.  


    Obrona: 65 nieudana (różnica: 10)
    Atak: udany
    Siła: 111
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Ivar Soelberg' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 41

    --------------------------------

    #2 'k100' : 87

    --------------------------------

    #3 'k6' : 2
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Ivar z nim pogrywał, bawił się jak za dawnych czasów, gdy byli jeszcze dziećmi. Czasami w takich momentach czuł, że brat chciał udowodnić mu swoją wyższość i lepsze przystosowanie do świata, w którym przyszło im żyć. Zwykle spychał nieprzychylne myśli na samo dno duszy, jednak w momentach tak napiętych jak ten, nie potrafił inaczej odczytywać rodzących się w głowie podszeptów. Zacisnął mocniej pięści, gdy jego cios ledwo musnął podbródek przeciwnika. Nie chciał wprawdzie zrobić mu krzywdy, jednak upuszczenie krwi zdawało się jedynym wyjściem, by wraz z nią uciekły nagromadzone emocje wprawiające zwykle zwichrzony umysł w jeszcze większy chaos, nad którym nie potrafił zapanować. Powoli sytuacja przestawała tyczyć się tej pieprzonej kanapki, której zawartości nie potrafił już teraz nawet odtworzyć. Chodziło o coś więcej; o złośliwość i traktowanie z góry. Tak odbierał wszystkie sygnały wysyłane przez starszego brata; lekceważący ton, specjalnie łagodzone ciosy. Eitri czuł jeszcze dotkliwiej swoją ułomność i widział, że Ivar wyraźnie traktuje go jako kogoś słabszego i wymagającego szczególnej troski. Gdy ten dodatkowo podjął, iż działa jedynie tak, jak nauczył go Eitri, mężczyzna poczuł, że krew zaczyna w nim wrzeć.
    Kurwa, zawsze taki byłeś. Ty nie potrafisz brać mnie na serio, co? – Odpowiedział zjadliwym śmiechem na śmiech, obserwując wciąż Ivara; strzelał w niego lodowatymi ostrzami błękitu zaszytymi w tęczówkach. Ton, w który teraz wszedł jego brat, tym bardziej nie pozwalał uspokoić nerwów i spojrzeć z nieco większą przytomnością na sytuację. Poniosło go, zdecydowanie. Nie zdołał wypowiedzieć kolejnej jadowitej myśli, gdyż cios spadł nieoczekiwanie, przełamując dziecięcą zabawę. Kości dłoni okryte cieniutką skórą i materiałem rękawicy, wbiły się w policzek odkształcając jego gładkość i wymuszając wypuszczenie z ust powietrza. Eitri poczuł jak jego głowa odskakuje, a kroki chwieją się; uderzając plecami o linki ograniczające ring, złapał równowagę. Poczuł, że odrzut sprawił, iż zęby zacisnęły się na brzegu wargi  i przecięły ją nielitościwie. Nozdrza poruszały się w furii, zbierając ślinę i krew w ustach splunął w końcu jasnoróżową pianką na maty. Kąciki zadrżały w satysfakcjonującym uśmiechu – dawno nie czuł na sobie zbawiennego echa przemocy, poruszającego ciałem, przesyconego adrenaliną buzującą w całym organizmie. Splunął ponownie, czasami brakowało mu szkolnych bijatyk i pijackich zapasów, w których mógł pofolgować sobie i dać upust najgorszym przyzwyczajeniom.
    Spojrzenie spode łba okraszone wściekłym grymasem satysfakcji zwiastowało, iż magiczna granica została nadszarpnięta, a lawina agresji ciurkiem przedostawała się na zewnątrz, by w końcu rozlać się bez zahamowań. Odbił się od barier, nie zamierzając mitrężyć dalej czasu. Chciał uderzyć, precyzyjnie, mocno, bez litości. Zastałe powietrze sali treningowej przesycało płuca, klatka piersiowa Soelberga poruszała się gwałtownie, gdy zaczął zwinne podchody, by tym razem nie dać bratu powodów do głupiego lekceważenia jego osoby.
    Wymierzony cios spadł ponownie na żuchwę, by tym razem skutecznie zetrzeć kpinę z twarzy Ivara. Nie liczył siły z jaką powinien w rzeczywistości zaatakować, chciał poczuć metaliczny zapach krwi, której struga już i tak sączyła się z jego ust. Poruszane kolejnym wstrząsem ciało zdawało się odradzać, zlepione od potu kosmyki opadały mu na czoło, a on czuł się dobrze, choć wściekłość wciąż błądziła po grzbiecie i nie zwiastowała szybkiego odpuszczenia.

    Obrona: nieudana (różnica 42, średnie obrażenia)
    Atak: Udany
    Siła: 120


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 47

    --------------------------------

    #2 'k100' : 98

    --------------------------------

    #3 'k6' : 4
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Westchnął i pokręcił z dezaprobatą głową, był zrezygnowany poziomem tej wymiany zdań, wcale nie oczekiwał górnolotnej akademickiej dyskusji, lecz czegoś „normalniejszego” pozbawionego tej jadowitej otoczki, tej złości i być może nawet wrogości, gdy wymienili cios, a szczupła postać Ei uderzyła o liny ringu, wysłannik zmitygował się, czując, że odrobinę przesadził, uderzenie nie było, na tyle silne, aby wyrządzić bratu szkody, lecz mimo wszystko widząc, jego reakcję oraz ogniki w szaro-błękitnym spojrzeniu zmartwił się. Lekcja pokory, jaką miał odebrać w założeniu, musiała zostać przeprowadzona inaczej. Brutalność nie zdawała egzaminu, wręcz potęgując te uczucia, jakie w nich siedziały. Tak było zawsze, czasem po bójce zwyczajnie nie mieli siły, aby kontynuować sprzeczkę, lecz temat wracał – zawsze, jak bumerang rzucony w przestrzeń. To go martwiło, jako wysłannik musiał znać naturę ludzką, zgłębić ją i wiedzieć, jak poradzić sobie z danymi przeszkodami. W przypadku Ei, zawsze jednak wypływał czynnik „ludzki” ta słabość będąca wynikiem, a jakże więzów krwi i wspólnej przeszłości, to sprawiało, że logiczne rozwiązania traciły swój grunt, pod naporem często innych, mniej przyjemnych i przyjaznych emocji i odczuć, które zachowanie, nie bójmy się tego określić, mocno specyficzne brata, potęgowało w nim. Nie był tak opanowany, jak dziadek, ojciec dawał raczej marny przykład i uciekał od jakiejkolwiek odpowiedzialności wychowawczej, a matka, była zbyt emocjonalna i jak gąbka chłonęła wszystko, co ten czynił, by później, wieczorami odreagowywać płaczem, siedząc samotnie, przy kuchennym stole. Widywał te obrazki, grymasy ojca, płacz matki, zrozumienie dziadka i tylko on z tej trójki potrafił zawsze dotrzeć do Ei, Ivar pragnął być taki, jak dziadek, czerpać z niego przykład na każdym polu od profesjonalnego podejścia do pracy, do kontaktów międzyludzkich z zaznaczeniem właśnie tej skomplikowanej relacji z bratem. Było to jednak złudzenie, gdyż dziadek, jakkolwiek inteligentny i oczytany nie mieszkał z nimi na co dzień, a jego osoba zawsze wzbudzała szacunek i stąd brała się jego przewaga w słowach i czynach, jakimi godził skłóconych braci. Dostrzegł to i próbował innych metod, lecz za każdym razem przegrywał tę walkę, jakby jego brat znacznie bardziej potrafił otworzyć się i zaakceptować opinię i zdanie innych ludzi, obcych lub przyjaciół, przekładając je zawsze ponadto, co słyszał od Ivara. Jego związki z kobietami, były doskonałym przykładem, tego jak ten potrafił się na niego wypiąć i zignorować pozostawiając wysłannika na lodzie. Wręcz lata, gdy tkwił w tych toksycznych oparach, imitujących i będących złudną iluzją miłości sprawiły, że oddalili się od siebie, i nie Ivar nie był zazdrosny, było mu tylko przykro, że ten nie widział, nigdy łez matki, które przelewała z jego winy, nie widział gniewu ojca, który wykazując się, słabszą psychiką i odpornością na niedogodną sytuację, wolał wyjść z domu, chociażby do baru i tam zalać frustrację i bezsilność. Zostawała mu tylko agresja lub zdystansowanie, wybierał tę drugą opcję, zazwyczaj. Bo chociaż pragnienie, aby zatopić szpony w czarnych kudłach i uderzyć kilkukrotnie głową brata o ścianę, było ogromne, to powstrzymywał się. Cieszył się, gdy zamieszkali razem wydawało mu się wówczas, że odzyskał go na nowo i mógł budować z nim dalej więź. Liczył, że pozna normalną kobietę, która go pokocha i da wszystko to, czego Ivar, oraz rodzice nie potrafili, lecz musieli zdać się na czas i los, a on był cierpliwy. Tego obcowanie z takim bratem, jak Eitri go nauczyło.
    Widział nadciągający cios, a jednak nie uniknął go, nawet nie próbował, mając świadomość, że nie zdąży się uchylić, ani nawet zasłonić. Przyjął uderzenie na szczękę, która aż zazgrzytała niebezpiecznie, lecz nie poczuł już nic więcej, tylko ciemność. Bezwładne ciało padło, jak rażone piorunem na matę, w pozycji dość komicznej ze splecionymi nogami i rozłożonymi na boki rękami.

    Nokaut
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Ivar Soelberg' has done the following action : kości


    'k100' : 20
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Szaleńczy bieg krwi niósł odrodzenie – czuł jak pewien rodzaj oczyszczenia spływa na jego ciało, ogarniając wpierw czubek głowy, następnie ramiona, korpus i kończyny. Resztki śliny zalśniły na gładkiej powierzchni rękawicy, gdy cios dotarł do szczęki Ivara. Nie chciał wbijać weń całej tej mocy, jednak nie potrafił się powstrzymać, tak jak nie umiał oprzeć się przed wściekłym tłuczeniem twarzy starszych kolegów ze szkoły, którzy śmiali się częściej niż powinni z jego osoby. Zawsze dawał się sprowokować, starczała podetknięta noga, kradzież paczki fajek, ale także krzywe spojrzenie, drwiący półuśmiech skryty pod przymilnymi słowami zaczepki. Słyszał wszystkie te słowa: wyrzutek, dziwak, pomyleniec, wiedźmi syn. Nie potrafił im tego wybaczyć – śmiechu, drwiny, obrzydzenia spływającego po seraficznych twarzach szkolnych łobuzów, szukających najsłabszego ogniwa, byle ulżyć sobie i upuścić frustracji nabudowywanej przez belfrów. Zdarzało się, że rwał włosy z głowy, przebijał skórę paznokciami, aby wytrzymać jeszcze trochę, jednak zwykle starania spełzały na marne i musiał złożyć dłonie do walki, poddać się furii niszczenia  i bezmyślnego tłuczenia wszystkiego, co nawijało mu się pod rękę. Ile razy ratował go wtedy Ivar? Wyciągał za błękitną, ortalionową kurtkę i tłukł sam, byle nie spotkała go większa krzywda niż ta, na którą faktycznie zasłużył? Wściekał się wtedy, zamroczonymi oczami, zalanymi krwią z przeciętego łuku brwiowego, wodził z nienawiścią po jego plecach, miał ochotę rozszarpać również sprzymierzeńca. Mimo tego nie potrafił. Kochał go swoją pokraczną karykaturą miłości, niezrozumiałą dla innych, niezrozumiałą przez niego samego, jednak wciąż nakazującą spoglądać czule na twarz brata w momentach, gdy miał pewność, że Ivar nie mógł tego dostrzec.
    Poczuł, że nogi uginają się pod nim nagle, radość emanująca z ciała nakazała zaczerpnąć głęboko powietrza, zaśmiać się z satysfakcją, gdy mrużył oczy spoglądając na jarzące się nad głową światło. Spojrzał w stronę, gdzie upadł przeciwnik, zupełnie bezbronny, pozbawiony możliwości protestu, leżący płasko na matach bez jakiegokolwiek znaku przytomności Powidoki tańczyły mu przed oczami, nieregularne plamy przysłaniały pole widzenia, a zamroczone adrenaliną myśli pozbawione zostały na moment racjonalnego osądu. Zgiął się i oparł dłonie na kolanach, dysząc jeszcze przez chwilę, w końcu jego oczy otworzyły się szeroko, a z amoku wyrwała go igła narastającego niepokoju. Nagle przypomniał sobie o tym, co pisał ledwie wczoraj w liście do Amalii, jak sam karcił się za brak emocji okazywanych bratu. Jak bardzo bał się w rzeczywistości tego, że kiedyś może go zabraknąć.  
    Kurwa… Ivar! – Dopadł do niego w dwóch susach. Przeczuwał wprawdzie, że byle cios nie pokona jego brata, a Wysłannik mógł znieść o wiele więcej, jednak ta dziecięca, paniczna myśl ogarnęła go nagle i zakleszczyła w złości na własną bezmyślność i chęć odegrania się za coś, co właściwie było głupotą, być może jedynie przypadkiem i niczym ważnym, by poświęcać przez to tak istotną relację.  Być może wystraszył się nad wyrost, być może w chwili słabości starszy nazwałby go miękkim i pozbawionym właściwych odruchów, które powinien w sobie pielęgnować oficer Kruczej Straży. Chwycił za jego ramiona, spoglądając na zamknięte powieki, twarz naznaczoną śladem po uderzeniu, bezwładność ogarniającą całe ciało. W myślach począł wyszukiwać odpowiedniego zaklęcia, wtedy też pożałował, że nigdy nie był pilnym uczniem, gdy przychodziło do fakultetów z podstaw magii leczniczej. Zacisnął szczupłe palce na przepoconym podkoszulku Ivara.
    Standa – wyrzekł zupełnie niepewnie, a później nie stało się nic wyjątkowego. – Kurwa… – Zaczynał pałać wściekłością do samego siebie, za swoją bezmyślność i obłąkanie wyzierające z niepotrzebnej agresji. Zaklęcie uleciało w nicość, roztrzaskało się i nie pomogło. Był kiepskim medykiem. Ten rodzaj ciszy również go przerażał, ponownie sprowadzał do roli małego dziecka, zagubionego, zupełnie nie rozumiejącego, co działo się dookoła. Błądził błękitnymi oczami po pomieszczeniu i dopiero po chwili natrafił na znajomą, czerwoną skrzynkę z apteczką pierwszej pomocy, dla idiotów, takich jak on. Zacisnął mocniej zęby pomstując na siebie samego. – Hitta. – Zdawało mu się, że była to jedyna deska ratunku. Oderwał prawą dłoń od ramienia nieprzytomnego i po chwili ukazała się w niej buteleczka z solami trzeźwiącymi. Chwycił drobny koreczek w drugą rękę i otworzył niepozorny przedmiot, którego zapach wywołał nieprzyjemny grymas i łzy podchodzące do oczu. – Stary, obudź się. No, dalej… – Bez ogródek podetknął mu pod nos substancję, czekając na efekt. Klepnął go dla pewności w policzek, jednak niezbyt nachalnie, obawiając się, że dostanie zaraz w odwecie siarczystego plaskacza.

    Standa nieudane, taki słaby medyk :c


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości


    'k100' : 7
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Dryfował w miękkim niebycie, przestrzeń pustki, była nieprzejrzysta, mroczna, ale uspokajająca, o dziwo. Oszalały po ciosie błędnik wyrównał kurs i przywrócił pion, lecz senne zawieszenie, nie ustępowało, ani na krok, jakby zatracając się, w tym jeszcze mocniej, wręcz zapierając rękami i nogami, przed powrotem. Odczuwając tu, błogi spokój i wytchnienie, mógł odpocząć, odetchnąć i zrelaksować się. Świat nie istniał, nie miał znaczenia liczyło się te uczucie lewitacji w bezkresie. Głos brata, podniesiony, przestraszony, docierał jakby z bardzo, bardzo daleka, przebijał się przez taflę wody i niewyraźnie meldował się w umyśle wysłannika, który był zbyt zmęczony swym życiem, aby teraz chcieć wrócić, gdy zaznał chwili tylko dla siebie, niczym nie skrępowany, mógł pozwolić sobie na ten odpoczynek. Tak wszak upragniony.
    Mógł wstawać, pozbierać się znacznie szybciej, wszak przyjmował cięższe i mocniejsze ciosy na szczękę, a jednak nie czynił tego, nie dla złości, czy aby brata wpędzić w stan „przed zawałowy”, ale z własnego kaprysu, ot lenistwa. Już dawno nie zaznał tegoż uczucia, tak pochłonięty pracą i obowiązkami, że zapomniał, jak to jest się cieszyć „swobodą” i błogim lenistwem.
    Jesteś nieznośny, nawet nie pozwolisz mi pokimać – rzucił, szeptem przez zaciśnięte zęby z oczami wciąż zamkniętymi. Czyny brata, były, cóż urocze? Tak można to określić, w płochliwym przerażeniu, jakie wstąpiło w chuderlawe ciało śledczego. Westchnął przeciągle. – I pomyśleć, coby to było, gdybym faktycznie ci jakąś krzywdę wyrządził – mówił szeptem, smutny, pogrążony we własnych myślach i zwątpieniach. Odtrącając sole, którymi chciał go ocucić i ujmując dłoń w przedramieniu. – Bracie, bracie, czy tylko w takich momentach możesz okazywać ludzkie oblicze? – Uśmiech, a raczej grymas, który zaklasyfikować można było, do wyrazu przygnębienia wypłynął na twarz wysłannika. Powieki powoli uniosły się, lustrując nieprzytomnym wzrokiem górującą nad nim postać brata.
    Danzleikr – wymamrotał i skierował dłonie w geście rzucanego zaklęcia w pierś brata.


    30 + 5 + 3 (miłośnik pojedynków I) = 38

    atak: udany
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Ivar Soelberg' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 5

    --------------------------------

    #2 'k6' : 4
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Buteleczka z solami trzeźwiącymi podrygiwała mu w dłoniach, nie potrafił zakamuflować nerwowości, w którą wprawił go stan brata. Nie chciał zrobić mu krzywdy i chociaż zdrowy rozsądek wciąż podpowiadał, że w rzeczywistości nic złego mu się nie stało, to najgorsze scenariusze malowały się przed jego oczami niczym najmroczniejsze pejzaże. Zaschnięta na wargach krew podchodziła nową falą zupełnie czerwonej posoki, gdy rozciągnął usta w grymasie oczekiwania. Ivar mógł uważać go za pozbawionego uczuć człowieka, jednak w rzeczywistości kotłowało się w nim o wiele więcej, niż niejeden byłby w stanie znieść. Czuł bezradność, gdy wiedział, że jedynym, co może podziałać była cierpliwość i czas. Zrobił to, co należało i jedynie mógł mieć nadzieję, że jego brat zaraz otworzy oczy i spojrzy nań z politowaniem.
    Odetchnął głęboko, gdy w końcu zobaczył pierwsze reakcje – nie takich się spodziewał, jednak radość wstąpiła na jego oblicze i z wrażenia usiadł plackiem na podłodze, oddychając wciąż w sposób urywany i gwałtowny. Zakrył oczy dłonią i zaśmiał się cicho.
    Zacząłem zastanawiać się, czy faktycznie ja jestem bardziej okropny i nieczuły – przyznał z niewinną kpiną w głosie i spojrzał wreszcie na Ivara, odkładając buteleczkę ze specyfikiem obok siebie. – Nie chcę nic mówić, ale prawdopodobnie odpoczniemy dopiero w grobie. – Był zupełnie poważny i wiedział, że pisząc się na taką, a nie inną karierę, nie mogli liczyć na spokój w swym życiu. – Chyba, że będziemy mieli tyle szczęścia, co dziadek – dodał zupełnie rozmyślnie, nie mogąc powstrzymać się przed wspomnieniem staruszka, którego wielokrotnie stawiał ponad ojcem. Wstał wreszcie z zamiarem podania poszkodowanemu dłoni i udzielenia pomocy w pozbieraniu się z mat treningowych, jednak zastygł. – Naprawdę aż tak źle o mnie myślisz? – Zdawał się być urażony i nieco zasmucony słowami starszego Soelberga. Owszem, bał się pokazywać na co dzień ile znaczyła dla niego rodzina, jednak naprawdę zależało mu na Ivarze i nie potrafił wyobrazić sobie sytuacji, w której mogłoby stać mu się coś złego. Nie wybaczyłby sobie nigdy takiego obrotu spraw. – Ivar… ja… – Chciał mu powiedzieć wszystko, chciał wyrzucić w końcu z siebie całą prawdę, jakkolwiek głupio brzmiałaby w jego ustach. Jakkolwiek brat mógłby uznać go za mięczaka. Choć zawsze stronił od czułości, czasami miał wrażenie, że bez tych drobnych, czasami czynionych na siłę gestów, rozsypałby się zupełnie, rozpadł w drobny mak i przestał żyć prawdziwie. Byle prztyczek w nos, byle ogarnięcie braterskim ramieniem, z którego zaraz wywijał się niczym piskorz. Chciał, aby takie gesty były dla niego łatwiejsze, by bez krępacji mógł podejść i przytulić go, po prostu, bez obaw i bez poczucia, że się dusi. Zacisnął palce i przygryzł pulsującą bólem wargę. Przytłaczające go słowa wciąż tańczyły w głowie, a on wiedział tylko tyle, że jedynym, czego pragnął, było to, by  w końcu przestać być ciężarem, osobą, której trzeba pomagać, którą trzeba prowadzić za rękę niczym dziecko i uczyć życia. Chciał, by choć ten jeden raz spojrzał na niego jak na równego sobie, jak na kogoś, z kogo można być dumnym. Nienawidził swojej ułomności. – Ja naprawdę… – Podjął ponowną próbę wyjaśnienia, jednak wtedy przeszył go niespodziewany impuls i przeczucie, że Ivar ma zupełnie inne zamiary na resztę ich spotkania. – Co ty?! – Wycedził i odskoczył, widząc unoszące się dłonie i usta układane w dobrze znane słowo. Unik. W ostatniej chwil. Zablokował zaklęcie. – Bughr! – Niemal przegryzł język, gdy szybko starał się zniweczyć plany brata. W jednej sekundzie poczuł się tak, jak za dawnych czasów, gdy nie potrafili sobie odpuścić i bez skrupułów wykorzystywali swoje najdrobniejsze słabości. Szeroko otworzył oczy i począł świdrować nimi przeciwnika, na twarzy pojawiło się zdumienie, ale i iskierka rozbawienia, gdyż zaklęcie, które zostało użyte wcale nie miało na celu wyrządzenia mu krzywdy. – Tak się chcesz bawić? Dobra! – Zawołał i z szelmowską miną wyciągnął przed siebie wskazujący palec z zamiarem kontynuowania dziecięcej utarczki. – Blaðra! – Krzyknął i wycelował precyzyjnie w postać Ivara. Uśmiechnął się przymilnie.


    Obrona: udana
    21 + 18 + 2 = 41

    Atak Blaðra: udany
    21 + 2 + 5 (bonus ataku z k6) + 33 = 61


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 18

    --------------------------------

    #2 'k6' : 1

    --------------------------------

    #3 'k100' : 33

    --------------------------------

    #4 'k6' : 5
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Drażnił go, wstał lekko, chwiejąc się na nogach, lecz kwaśny uśmiech nie znikał z oblicza starszego z braci. W szarych oczach płonął ogień czystej rywalizacji, niczego więcej, nie było w tym złej krwi, czy wyrzutu. Toczyli jednocześnie dwa pojedynki, w których przybierali inne maski i jeśli pod względem czysto sportowym zachowywał się względnie uczciwie, a jednocześnie zaskakując, to w przypadku gry na słowa, był znacznie bardziej nieprzyjemny i zimny, wyrachowany do tego stopnia, że niemal pragnął zobaczyć ogniki w szaro-błękitnych oczach.
    Jesteś. Jednakże nikt nie powie ci tego, stojąc twarzą w twarz, aby przypadkiem, nie zranić wrażliwego serduszka Ei. Wszyscy od zawsze chodzili, wokół ciebie na palcach, a ty byłeś często, tak cholernie nieznośny i niewdzięcznym dzieckiem. – Skrzywił się, i przeszył brata na wylot szarym „wszystkowiedzącym” spojrzeniem. Był na niego zły i miał do niego wyrzut za to, iż nie mógł docenić wysiłku, jaki wkładała matka w ich wychowanie, w to, aby byli szczęśliwi, chociaż jej małżeństwu daleko było do tego, to mimo tego zawsze stawiała dzieci na piedestale i zapewniała im wszystko, co potrzebne, dbając i kochając, okazując zainteresowanie, podczas gdy ojciec, miał ich w głębokim poważaniu zwłaszcza, jak nie spełniali jego poleceń czy niespełnionych pragnień.
    Najprawdopodobniej, acz sądzę, że tobie bliżej do tego, aby uzyskać status, jaki piastował dziadek, niżeli mi – przyznał uczciwie, nie widział się nigdy na czele kruczej, chociaż ambicja go tam pchała, to jeśli miałby być szczery, wolał walczyć w pierwszej linii i zginąć, niżeli zakopać się w papierkowych dokumentach i tam przepaść, bez wieści. Ei natomiast, miał wszystko, aby być zarówno dobrym śledczym, jak i przywódcą, chociaż nie miał naturalnego magnesu i brakowało mu obycia, to był jeszcze młody i może nie był najbardziej charyzmatyczną osobą, ale Ivar wierzył głęboko w skrywane talenty młodszego brata, chociaż czasem celowo mu dogryzał, aby ten nie popadł w samozachwyt i nie spoczywał na laurach.
    Przemyśl swoje zachowanie. Wściekasz się o byle kanapkę, a jak było w dzieciństwie? Byłeś istnym diabłem dla naszej matki, jeśli coś nie szło po twojej myśli, potrafiłeś drzeć się godzinami, aż człowiek miał ochotę zamknąć ci tę buźkę kamieniem i uciszyć na wieki. Czy tylko względem rodziny taki jesteś, czy dla innych, którzy byli ci bliscy, też bywałeś taki okrutny i zimny? Wątpię w to, szczerze mówiąc. – Miał ochotę splunąć mu pod nogi, kochał go, ale czasem go niemiłosiernie drażnił i wizja z kamieniem stawała się cholernie kusząca.
    Co ty naprawdę? Bracie znamy się całe życie, a rozmawiamy o ważnych sprawach zazwyczaj podczas kłótni i bijatyk. Kiedy dorośniemy? – Był gotowy natychmiastowo odpuścić, zwłaszcza widząc, jak brat broni się skutecznie, ale nie zdążył powiedzieć słowa, gdyż w tym samym momencie wystrzelił ze swoim. –Bughr. – Uśmiech triumfu mimowolnie rozpromienił oblicze wysłannika, gdy rzucony, przez brata czar odbił się, od jego tarczy i skierował w stronę agresora. – Nie lubię, gdy jesteś zamknięty w sobie, taki defensywny, a gdy chcę ci pomóc, reagujesz agresją. Wkurwia mnie to, że tak traktujesz brata i jednocześnie najbliższą osobę? – Wyrzucił z siebie widząc jak i Ei, paruje czar.  

    Obrona udana:
    30 + 61 = 91
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Ivar Soelberg' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 61

    --------------------------------

    #2 'k6' : 5
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Miotały nim sprzeczności. W jednej chwili chciał wszystko odpuścić, w następnej pragnął szarpać się dalej i pchać Ivara ku zuchwałej potyczce, zupełnie zapominając o dotychczasowym strachu i bojaźni o jego życie. Tu wciąż nie chodziło o kanapkę, która była ledwie pretekstem – lata nawarstwiających się i nierozwiązanych do tej pory kwestii, wypływały przy każdej możliwej sytuacji, choć nikt nigdy nie nadał im właściwego kształtu i nie nazwał po imieniu. Bo jak bardzo pretensjonalnie brzmiał Ivar i jak wiele goryczy w sobie nosił o zachowanie brata, tak faktem było, iż nikt w rodzinie Soelbergów nie urodził się z cudownym darem umiejętności prowadzenia szczerych, otwartych rozmów. Jak rodzice, tak i ich dzieci przejęły zwyczaj spychania tego co istotne na dalszy plan. Z lubością zakrywali swe zadry, opakowywali je w wygodne uniki i nosili przy sobie przez całe życie, póki zdrowie nie zaczynało protestować lub nim nie doświadczali przenoszenia problemów na podłoże destrukcyjnych nałogów i zachowań. W ich rodzinie nie było niemal miejsca na zdrowy umiar – przetaczali się pomiędzy rozhisteryzowaną matką, a ojcem, który wycofywał się i prawie nigdy nie był zdolny, by pokazać po sobie, że cokolwiek go obchodzi i porusza.
    Może o to chodziło? Żebyście, kurwa, w końcu zaczęli traktować mnie jak normalnego człowieka, nie jak niespełna rozumu. Żebyście zaczęli mówić wprost. – Syknął przez zęby, gdy wydusił z siebie czar i obserwował, jak precyzyjnie zmierza ku wysłannikowi. Być może Ivar sądził, że jego młodszy brat nigdy nie dostrzegał tego, co robią rodzice i bliscy, że brał to jako coś naturalnego i lekceważył, bądź korzystał, by czerpać z tego faktu przywileje. Eitri jednak przez całe życie zdawał sobie sprawę z tego, jak sytuacja wyglądała i czym podyktowane były decyzje otaczających go ludzi. Nienawidził tego z całego serca, rwał się z postronka obaw matki, uderzał pięściami w obojętność ojca i tylko wtedy, gdy dopuszczał do siebie Ivara czuł względny spokój, stałość jego zachowania i brak pobłażliwości, choć i ta z czasem zaczęła się przekształcać, by w końcu stopić się pod naleganiem i prośbami Kathariny. Zaczął być mu opiekunem, czego początkowo Eitri nie potrafił zaakceptować, jednak skruszony natrętnością uległ, przywyknąwszy do obecności starszego  obrońcy. Nie potrafił jednak znieść jego wyrzutów i tego, że miał mu za złe sposób, w jaki toczył się jego los. Parsknął niechętnie.
    Pieprzysz głupoty. – Nie chciał takiego życia, nie nadawał się do niego, zwłaszcza wiedząc, że już teraz wszystko umykało mu mimowolnie i frustracja przykrywała racjonalny osąd w wielu sprawach. Choć szepty współpracowników przycichły, zdawało się, że sam zaczynał wierzyć w wypowiadane osądy i oceny zwiastujące jego klęskę i szaleństwo. Zacisnął palce i szczękę, drgającą spazmatycznie poniżej wydatnych kości policzkowych. To, że wciąż walczyli, nie spowodowało nagłej głuchoty i obojętności na jadowite słowa wysłannika. Emocje trzepotały w klatce piersiowej i próbowały odnaleźć najmniejszą szczelinę, przez którą mogłyby się wydostać i uderzyć ze zdwojoną siłą.
    Co cię więc powstrzymywało? Co? Trzeba było złapać za kamień i rozłupać mi głowę! – Warknął w odpowiedzi. Wiedział, że z dużym powodzeniem taki obrót spraw zaoszczędziłby wszystkim wiele cierpienia. Sam nie musiałby składać życia, którego nie potrafił ująć w solidne ramy, a i jego rodzina odetchnęłaby z ulgą. Być może najpierw czuliby na sobie ciężar tragedii, jednak ten z biegiem lat zwykle stawał się do zniesienia. – Wszyscy mielibyśmy spokój – dodał i przetarł krople potu z twarzy. Wilgoć skapywała mu z posklejanych kosmyków przybierających kształt miękkich fal. Wiedział, że Ivar nigdy nie uczyniłby podobnej rzeczy, jednak łudził się, że być może w tym właśnie odnalazłby spokój. Paznokcie powoli wżynały się w śródręcze, znacząc skórę czerwonymi, nabiegającymi krwią szramami. Znowu pragnął poddać się przyzwyczajeniom i schować we własnym wnętrzu, choć przecież był gotów powiedzieć mu wszystko, co w sobie trzymał. Zmrużył oczy, suchość spojówek, która drapała go tak, jakby ktoś rzucił mu garścią piasku w twarz, ustąpiła wreszcie pod naporem nieśmiało wydzierającej się z mikroskopijnych kanalików wilgoci. Uśmiechnął się, na przekór pierwszej potrzebie krzyku. – Jesteś głupi, wiesz? – zaśmiał się cicho. – Idiota. Skończony idiota… – Surowość głosu przeobraziła się w pobłażliwość, miękkość i czułość z jaką mówi się do nieświadomego niczego dziecka. – Co chcesz usłyszeć? Że chciałbym, żebyś w końcu odetchnął, żebyś się mną tak nie martwił? Żebyś żył lepszym życiem? Beze mnie. Bez tego wszystkiego. O to chodzi. Mam tego dość, bo wiem, ile cię to wszystko kosztuje i ile przeze mnie cierpisz. Wiem, jakim człowiekiem jestem, Ivar. Zdaję sobie z tego sprawę. Wiem że ranię wszystkich dookoła. – Opuścił dłonie, nie chciał więcej walczyć, pragnął skapitulować, tu i teraz. – Cokolwiek układasz sobie w tej głupiej głowie. Cokolwiek złego sam robię. Jesteś dla mnie ważny. Nie byłoby mnie tu bez ciebie – zakończył. Wyraźnie ocucony Ivar nie zamierzał łatwo mu odpuścić, więc utworzona przez niego tarcza okazała się murem tak grubym i nieprzepuszczalnym, że zaklęcie odbiło się od niej rykoszetując w młodszego Soelberga. Zareagował natychmiastowo, nie chcąc paść ofiarą własnej pułapki
    Bughr! – Odgrodził się szczelnie i oczekiwał na dalszy rozwój wydarzeń.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 54

    --------------------------------

    #2 'k6' : 6
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Kwaśny uśmiech rozorał zastygłe grymasie surowości oblicze Soelberga, słowa brata jakkolwiek jadowite i przesycone wrogością i bólem, były błędnym zrozumieniem intencji jego jak i rodziny, być może wyjątkiem byłby tu ojciec, lecz on i matka nigdy nie oceniali Ei, jako kogoś psychicznie chorego, pomylonego. – Nigdy nie byłeś normalny, i nigdy nie będziesz normalny, masz talent, ogromny, do czegoś, co dla wielu ludzi pozostaje nieznane i niezrozumiałe. Lecz byłeś przy tym strasznie nieznośnym bachorem, któremu wiele uchodziło płazem i wydaje mi się, że to był błąd wychowawczy. – Nie był zwolennikiem ostrej dyscypliny, lecz Ei, był klasycznym przykładem kogoś, komu takowa niewątpliwie by się przydała. Nie chciał łamać jego woli i mieszać z błotem, lecz przedstawić się jako osoba dominująca za, którą się podąża i, której należy się słuchać. Było to bardzo spłycone myślenie, jednakże jakkolwiek negatywnie mogłoby ono nie wyglądać, tak w obliczu kogoś takiego jak Eitri, stanowiłby klucz, zwłaszcza, kiedy bogaty w doświadczenie miał świadomość, że miłość, troska, próba zrozumienia i empatia, tak silna, że trudno o większą, wcale nie zdały testu, wręcz przeciwnie stworzyły zlepek dodatkowych warstw niepokoju i lęków, jakie nawiedzają i tak już przemęczony umysł młodszego brata.
    Teraz, to ty gadasz głupoty. Jesteś, byłeś i będziesz moim bratem. Zawsze cię broniłem niezależnie od sytuacji, a to, że prywatnie nieraz w duchu, miałem ochotę wytrzeć tobą podłogę, to inna sprawa, zachowywałeś się jak rozwydrzony bachor, ale taki twój urok. – On sam, był spokojnym i usłuchanym dzieckiem, zawsze pomocnym i cichym, nigdy matka nie miała z nim problemów. Niewiele pragnął, a to, co miał wystarczało mu w zupełności, być może kwestia charakteru i obserwacja od najmłodszych lat domowego otoczenia sprawiły, że nie chciał stanowić dla matki dodatkowego problemu. Pomaganie jej w wielu sprawach weszło mu w krew i chociaż w kuchni, był z niego pomocnik słaby, raczej mierny, jasne potrafił przygotować wybrane składniki, lecz brakowało mu zawsze tej finezji i gracji, jaką emanowała ona, babcia, lub chociażby Eitri, to było ich królestwo, on znacznie lepiej czuł się w typowo męskich sprawach, gdy należało coś zrobić w domu lub pomóc dziadkowi w ogrodzie, był zawsze pierwszy, stąd być może też brała się ta sympatia i szukanie autorytetu, oraz znalezienie go w postaci właśnie starszego mężczyzny, gdy na ojca nie mógł się oglądać, to właśnie w nim widział, to kim sam chciałby być, gdy dorośnie.
    Ech, idziemy przez życie razem niezależnie, czy bylibyśmy oddaleni od siebie o sto, czy tysiąc kilometrów. Razem stawiamy czoła trudnym decyzjom i pokonujemy napotykane przeszkody. Jesteś mi bliski, to wiesz, lecz jeśli myślisz, że pozwolę, byś oderwał się, przystanął i zatracił gnębiony, przez swoje demony, to na miłych bogów, cholernie się mylisz i nie doceniasz mnie. – skrzyżował przedramiona na piersi i dumnie ją wypiął przed siebie. Czuł strużki potu spływające po ciele, lecz nie przeszkadzało mu to. – Zawsze się cofnę, gdy zabłądzisz i stracisz z oczu drogę. Czasem nasz cel pozostaje niewidoczny, na jej końcu, to jednak nie chcę sam podążać przez to życie. Nie jesteśmy idealnym rodzeństwem, ale tylko ciebie mam. Więc daruj sobie takie teksty. Jeśli tego potrzebujesz, urżnij się, jak dziki wieprz i następnego dnia zmień myślenie. – Bawiło go odrobinę, to jak brat reaguje na jego słowa, jakby rozmawiał z roztrzęsionym dzieckiem, a nie dorosłym człowiekiem, który pełnił ważne funkcje w społeczeństwie. To urocze, i zarazem straszne, jak wątpliwości i lęki, noszone w głowie mogą w jednej chwili się uwidocznić na twarzy i w oczach człowieka zmieniając go nie do poznania. A jednocześnie, było w tym dość dużo dobrego, chociaż wątpił, aby psychologowie popierali jego metody działania, to tych radę miał w głębokim poważaniu, zawiedli raz, zawodzili za każdym razem, gdy Ei miał z nimi styczność, została tylko nadzieja w nim. I chociażby, miał wybić mu wszelkie głupie myśli z głowy własnymi rękami, to tak właśnie zrobi.
    Bughr – westchnął, jakby zapominając się z odbijanym, od jakiegoś czasu zaklęciem.

    Obrona: nieudana
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Ivar Soelberg' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 6

    --------------------------------

    #2 'k6' : 6
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Idąc w kierunku sali treningowej nie spodziewał się takiego obrotu spraw – owszem, czuł, że spotkanie z Ivarem nie będzie należało do najprzyjemniejszych, gdyż brat miał mu wyraźnie coś za złe, jednak nie sądził, że wywloką najgorsze echa przeszłości. Do tej spory spoczywały spokojnie na dnie szafy i tylko co jakiś czas próbowały wyciągnąć swe macki, dzisiaj jednak wypadły niczym puchnące od rozkładu zwłoki, które już nie miały więcej przestrzeni w suchym pudle mebla. Poczuł ciężar podobny do tego, który towarzyszył mu podczas pamiętnego wyjazdu w góry, gdy skute lodem krajobrazy oddzielały ich od reszty świata i zamknęły w maleńkiej chatce dziadka. Dźwięk rzucanych naczyń wciąż orał czuły zmysł słuchu, a łzy spływające tamtego wieczoru po policzkach pozostawiły po sobie palące smugi na pamięci. Wciągnął powietrze w płuca, zrywając się pojedynczym spazmem, przeszywającym ciało. Chciał wreszcie ruszyć z miejsca, zmienić coś i naprawić, choć ciągle popełniał te same błędy. Obcowanie z prawdą nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń, a kolejne słowa padające z ust Ivara zdawały się podcinać kolejne ścięgna w uginających się z wysiłku nogach. Otworzył szeroko oczy i rozwarł usta.
    Pierdolić ten talent. – Zaśmiał się, a słowa ubrał w nieprzystającą do powagi rozmowy pobłażliwość połączoną z pogardą. – Na bogów, Ivar, jak bardzo chciałbym tego nie musieć znosić – przyznał gorzko. Usta poczęły mu drżeć w akcie bezradności nad wyrywającymi się z wnętrza piersi emocjami. – Oddałbym komukolwiek to, czym mnie obdarowano, w boskiej łaskawości. – Zakpił ponownie, wznosząc oczy ku sufitowi. Spięte do tej pory ramiona opadły i obiły się o jego biodra. Po krótkiej chwili uniosły zaś do twarzy i zakleszczyły na kosmykach włosów. Odgrodził się od wszelakich bodźców, zanosząc zduszonym jękiem. Nie chciał tego, nigdy nie prosił się o bycie wyjątkowym. Dar był mu źródłem cierpienia i powodem, dla którego gubił się w swym życiu, był jeszcze bardziej nieznośny i samolubny w odtrącaniu i ranieniu ludzi dookoła. Nie chciał ich krzywdy, a sprowadzał ją notorycznie. Nie chciał teraz powracać do tych wszystkich momentów, w których sprawiał matce cierpienie, gdy przekornie testował jej cierpliwość i grał na nerwach, bezwstydnie czyniąc jej umyślnie przykrości, gdy szarpał się poza nakazy i łamał składane obietnice. Wtedy liczył, że tylko tak uzyska wolność, jednak jej smak nigdy nie zagościł słodyczą na jego wargach. Zawsze istniało coś, co go wiązało i trzymało, nie mógł pozbyć się swego przeznaczenia.
    Wysłuchał wszystkich słów Ivara, nie przerywał mu. Nie potrafił wciąć się w linię wypowiedzi płynącą gładko i rozbrzmiewającą w duchocie sali treningowej. Czuł bezradność, kolejny raz wszystko uciekało mu i przesypywało pomiędzy palcami niczym piasek, drobny i nieuchwytny w swej strukturze. Gdy tracił nad sobą kontrolę, był gotów stwierdzić, że być może to, o czym szeptano po jego powrocie do pracy było prawdą – nie nadawał się, nie powinien tu być, a zamiast tego wymagał długotrwałego leczenia, z daleka od obowiązków, którymi obecnie go zasypywano. Lęk i poczucie bezradności przeszywało go na wskroś. Stał wbity w maty i nie potrafił się ruszyć. Ocuciło go dopiero znajome słowo obrony przed zaklęciem, które wybrzmiało zbyt późno. Aura dookoła Ivara zafalowała, a jego ciało poczęło subtelnie się zmieniać. Eitri wyprostował się i podjął decyzję niemal natychmiast.
    Gera – rzucił pospiesznie, by zniwelować paskudne skutki puchnięcia brzucha. Ku swej uldze dostrzegł, że uczynił wszystko poprawnie i Ivar nie musiał znosić upokorzenia niechlubnym brakiem obrony. Młodszy Soelberg zacisnął dłonie w pięści. Wciąż nie wiedział, co powinien zrobić, jednak mimowolnie w jego oczach zagościła znajoma wilgoć. Błękitne tęczówki zniknęły pod zasłoną ciemnych rzęs opuszczonych, by drobne krople łez nie wydostały się zbyt spiesznie. Twarz stężała mu w surowej obojętności, gdy podjął próbę kolejnego zahamowania niepożądanego afektu. Ruszył do przodu, gwałtownie, wyglądał tak, jakby chciał wymierzyć Ivarowi siarczystego policzka – w podzięce za to wszystko, co mu powiedział. Zatrzymał się na pół korku przed starszym bratem i przeszył go spojrzeniem. Uniósł dłoń, którą ułożył na jego ramieniu, opierając się wpierw niezbyt nachalnie, po kilku chwilach schylając się jednak i przykładając czubek głowy do szerokiej piersi wysłannika.
    Ivar – zacisnął mocno szczękę, jednak łzy zatoczyły łukowate smugi na policzkach, w tej chwili nie był w stanie ukrywać się dłużej ze swym zwykłym obliczem, pozbawionym pozorów ciągłej obojętności i niechęci. – Może mają rację. Może nie powinienem był wracać. Popatrz. Popatrz, co się ze mną dzieje – westchnął ze zmęczeniem w głosie. – Czasami nad tym nie panuję. Nie chcę tak dłużej. Nie nadaję się do niczego. Tyle musisz przeze mnie znosić. Bogowie. Ciągle wraca do mnie to, co działo się przez ubiegły rok. Wcześniej nie było idealnie, ale było lepiej. – Ivar wiedział o tym wszystkim doskonale, jednak Eitri czuł, że ponownie musi mu wszystko opowiedzieć. – Chciałbym to w końcu ogarnąć, chciałbym, ale jak? Znowu cię zawiodłem. Jak wtedy, w chacie… – Oderwał głowę od piersi brata i uniósł na niego zamglone od łez spojrzenie.

    Zaklęcie Gera udane


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Eitri Soelberg' has done the following action : kości


    'k100' : 64
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Nasączony, niczym trucizną śmiech wibrował w umyśle wysłannika, odbijając się echem wydarzeń mających miejsce na jego oczach, był zdeterminowany, był zawzięty i zdecydowany, a jednak ten śmiech, wyraz emocji, najczystszej pogardy w głosie Eitriego sprawiał, że serca rytm zwolnił, oddech zbłądził, a wstrzymane powietrze, dopiero po upływie kilku sekund wypłynęło w eter. Czuł się źle z jego słowami, bał się, kiedy ten przybierał taki ton i chociaż starał się, ów strachu nie uwidaczniać, to jednak szare tęczówki zdradzały niepewność i troskę, która zawsze się w nich kryła, gdy patrzył na brata, nawet kiedy wypominał i krytykował go za grzechy przeszłości, była tam skryta pod warstwą płytkich emocji i czuł, że nigdy go nie opuści.
    To talent – stwierdził, bardzo spokojnie, gdy inspektor skończył. – Dar, który z jakiegoś powodu został ci przypisany – przeznaczenie i zagadki losu, były mu obce, nie potrafił ich odgadnąć, stając się biernym obserwatorem wydarzeń, na które łudził się, jeno, że miał jakiś wpływ, podczas gdy w rzeczywistości, był tylko marionetką w rękach bogów. Natomiast Ei, był inny, miał swoje dni, gorsze i lepsze momenty, lecz jednocześnie posiadał umiejętności sporadycznie spotykane i nieocenione w pracy, jakiej się podołał, było to uzupełnienie jego osoby podkreślenie wrażliwości na rzeczy i byty nie z tego świata, to sprawiało, że w oczach Ivara, był nie tylko przydatnym narzędziem, ale i bronią, którą można zwrócić przeciwko wrogowi. Nie zamierzał nigdy wykorzystywać zdolności brata, jednakże nie pozwoli mu, aby trwał w matni bezsilności, pogrążając się w smutku i samotności.
    Dajemy radę, przyzwyczailiśmy się do ciebie, a taki z humorkami masz swój urok, więc nie żałuj łaski bogów, myśl lepiej jak możesz dzięki niej pomóc innym – gdyby, nie przejawiał pociągu do przybrania kruczych skrzydeł, gdyby wybrał inną drogę kariery, nie naciskałby i znalazłby inne argumenty, lecz pragnienie sprawiedliwości i niesienie pomocy innym, były w nich mocno zakorzenione, być może kryło się w tym ziarno manipulacji, jednakże gdyby Ei podjął decyzję o odejściu, nie wypominałby mu tego. Teraz gdy jednak, mógł słowami motywującymi dodać mu otuchy i pokrzepienia, nie wahał się, przed sięgnięciem po nawet najprostsze metody, które w jakimś stopniu go poruszą.
    Odbicie czaru schodząc na dalszy plan, pokazało słabość wysłannika, i to jak bardzo pochłonięty był rozmową z bratem. Czar uderzył w niego z siłą, lecz nim cokolwiek zaczęło się dziać z jego ciałem, Ei rzucił kontrzaklęcie, które oczyściło go. Podziękował mu niewinnym uśmiechem, w jakim ten mógł dostrzec przez moment zakłopotanie. Dość niefortunna sytuacja, aby ktoś jego pozycji został dźgnięty tak błahym czarem, zabawne, ale i jednocześnie odrobinę żałosne.
    Jego słowa były przykre, ale odrobinę logiczne. Rozumiał wszystko, lecz to, co z nich wypływało, brzmiało, jak poddanie się i odpuszczenie sobie. To go irytowało, bo Ei, jakiego znał, był uparty, nieustępliwy, niemiłosiernie wkurwiający, ale nigdy nie przedstawiał się tak tchórzliwie i nie uciekał z podkulonym ogonem. Jego słowa, jego ciepło sprawiały, że miał ochotę skruszyć żelazną barierę powagi i uzewnętrznić rozedrgane w piersi serce. Objął delikatną twarz brata w dłonie, czując jej chłód mimo niedawnego wysiłku i emocji, jakie nimi targały, ten zdawał się być zimny jak okruch lodu, jakby już był martwy. Odrzucił od siebie tę myśl, która nieoczekiwanie go zabolała siniej, niżeli pięści brata. Westchnął i patrząc mu, głęboko w oczy delikatnie się uśmiechnął. Widok Ei w takim stanie zawsze go rozczulał i sprawiał, że nie miał siły z nim walczyć, jakby poddając się jego woli i nie komentował słów. Tym razem jednak było inaczej. Nieznaczny ruch tułowia w tył i nagły, gwałtowny ruch przed siebie, tym mocniejszy, iż poprzedzony wybiciem z lekko ugiętych kolan sprawił, że trzymany w objęciach nie mógł uciec, a jedynie czekał na spotkanie ze ścianą, a raczej czołem brata, które spadło idealnie na nieco przydługi nos młodszego brata. Nie wypuszczał go z objęć, chociaż teraz nie trzymał go za głowę, a podtrzymywał przed upadkiem oraz ewentualnym wyrywaniem się, dość bezceremonialnie, jak szmacianą lalkę przyciągnął do piersi i przytulił. – Kocham cię bracie, ale nie lubię, kiedy w twoim głosie pobrzmiewa, ta bezradność. Nigdy nie będziesz sam ze swoimi demonami. – Spojrzał na niego i pocałował go w sam środek czoła. – Jeśli czujesz, że potrzebujesz przerwy, zrób to, jeśli chcesz odejść i zawiesić czarny płaszcz na kołku, zrozumiem i to, nie będę czynił wyrzutów i uszanuję twoją decyzję, lecz nie zaakceptuję i nie zniosę kolejnej dawki użalania się nad sobą, rozumiesz? – Uśmiech, lekki, bo lekki, ale rozpromienił twarz wysłannika. – Masz walczyć o siebie, mogę ci w tym pomagać, ale nie chcę, abyś był biernym obserwatorem. Zależy mi na tobie, bardziej niż myślisz. – Oderwał się od ciała brata i westchnął.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Chęć całkowitej kapitulacji i poddania się kiełkowała w nim od dłuższego czasu – zupełnie oplatała wszystkie myśli i nawet, gdy wycinał stwardniałe pędy, by odzyskać dawną determinację i chęć do działania, trujący bluszcz strachu szybko odradzał się i więził na powrót. Miał siły, by wypalać destrukcyjne myśli i czynił to z zapałem, jednak nawet najwytrwalszy ogrodnik, w pewnym momencie docierał do punktu zwątpienia i chęci poddania się temu, co na pozór nieuniknione. Zastanawiał się, czy nie był to jedynie kryzys roku, wywołany nasilonymi wspomnieniami zeszłego listopada, spędzonego w zupełniej samotności i odtrąceniu, nim brat pozbierał go do kupy i zabrał do swego mieszkania, następnie wywlekając na wyprawę, której tak bardzo nie chciał. Być może chodziło jednak o coś bardziej prozaicznego, wywołanego nagłością pojawienia się bodźca, którego chciał uniknąć. Gdy zobaczył Heddę, większość jego demonów ożyła, ponownie zaczął pochylać się nad tym, co utracił i czego nigdy nie miał już odzyskać, nawet, gdyby zdarzył się cud. Płynność wątków pojawiających się w głowie Soelberga zadziwiała – łapska lęku zagarniały coraz więcej i więcej, wyłuskując kolejne obszary, w których mężczyzna czuł, że niedomaga, obszary, w których miał poczucie, że dał się pokonać i nie sprostał. Zszargana duma bolała żywą raną, z które powoli zamiast krwi sączyła się żółto-zielona ropa gangreny.
    Wysłuchał cierpliwie słów brata, przyjmując je wszystkie bez protestu, który zwykle towarzyszył ich rozmowom. Nie miał chęci, by z nim polemizować, nie miało to żadnego sensu, gdyż Ivar wypowiadał się niezwykle celnie i miał rację, co Eitri przyznał, uśmiechając się słabo. Zawsze starał się być niewzruszony, chował swe emocje, gdyż gubił się w ich obliczu, jednak naciągnięta do granic możliwości struktura jestestwa wyła ostrzegawczo i wyraźnie nie było szans, by tym razem wycofać się bezpiecznie w sieć własnych mechanizmów obronnych. Rozbrojony, niczym małe dziecko, mógł już tylko płynąć z chwilą, spontanicznie, bez zbędnego dzielenia włosa na czworo. Dlaczego zawsze tak bardzo starał się udawać przed nim kogoś innego? Kogoś, kim przecież nigdy nie był, co wysłannik wiedział doskonale. Zaciskając mocno zęby poczuł, że łzy zdołały uciec z linii gęstych rzęs, zlewając się przez skórę policzka ku samej żuchwie. Nie miał siły, nie miał ani krztyny woli protestu.
    Srogie uderzenie w nos wywołało charakterystyczny ucisk u jego nasady, za którym pojawił się zapach metalu. Czuł, że na ułamek sekundy traci dech w piersiach i zamroczony, zatacza się do tyłu. Przed oczami zobaczył płatki śniegu i kilka nagłych błysków światła. Miał wrażenie, że zaraz opadnie na ziemię, jednak pewna ręka przytrzymała go i powstrzymała przed szarpnięciami zlęknionych mięśni. Ciepło, unoszącej się jeszcze w podrygach zmęczenia piersi, przylgnęło do jego twarzy, gdy utonął w uścisku. Przyjął wszystko, co dla niego miał, nie chciał by przestawał, osuwając się w słodkiej niemocy w ramiona swej jedynej opoki – człowieka, któremu zawdzięczał najwięcej i przed którym ostatecznie nie potrafił już dłużej udawać. Oplótł go rękoma, układając dłonie na przepoconym podkoszulku przywierającym do pleców. Czułość pocałunku zaskoczyła go – wiedział, że Ivar nie udaje, że również staje przed nim zupełnie szczerze, bez chęci mydlenia mu oczu pustymi frazesami. Nie pamiętał już niemal takiego poczucia bezpieczeństwa: odżywczego, dającego nadzieję i stabilizację.
    Kiedy ponownie zastanawiał się nad wypowiedzianymi słowami i kontrastował je z tym, co teraz wyrzekł Ivar, poczuł jak bardzo infantylnie i biernie podchodził do sprawy. Przecież nie chciał tego w rzeczywistości, choć słyszał w głowie echa przeszłości. Sam wybrał dla siebie taką drogę, podążając na przekór swym lękom i prośbom matki – był Kruczym od zawsze, na zawsze. Potrząsnął energicznie głową w akcie protestu.
    Nie, nie… nie chcę. To nasze przeznaczenie, droga, masz rację. Nie chcę innego życia. – Zdobył się na spojrzenie mu w oczy, gdy rozluźnił uścisk. Opanował łzy spływające po policzkach, ocierając je wierzchem dłoni. – Będę się starał, szczerze, nie wiem, jak szybko coś się zmieni, ale obiecuję ci, że zrobię to. Dla siebie i dla ciebie. Zależy mi na tym, na naszej relacji, nie chcę cię stracić przez moje problemy. – Słaba chęć walki powoli zaczynała tlić się w zmęczonej piersi. Złączył palce obu dłoni, wyraźnie zmieszany. – Wiesz, to już rok. Rok odkąd jestem sam. Nie w tym sensie… wiesz… mam ciebie, ale… rozumiesz o co mi chodzi – spojrzał na brata z lękiem, że zgromi go za powrót do tematu, którego unikali jak ognia. – Ale chyba zrozumiałem w końcu. Teraz to do mnie dotarło. Obwiniałem się za coś, co nie było moją winą, nie w takim stopniu jak myślałem do tej pory. – Zaśmiał się gorzko, ukazując drobną przerwę pomiędzy zębami. – Rozmawiałem z nią. Wiedziałeś o tym? – Zapytał instynktownie, choć znał odpowiedź i powoli rozumiał, skąd milczenie Ivara. – Miałeś co do wszystkiego rację. Ja jej nigdy nie znałem. Kłamała. Cały ten czas nie była w stanie ofiarować mi prawdy, a gdy sprawy się pokomplikowały, wolała odejść. Po prostu. Ja nic złego nie zrobiłem. – Teraz jego rozbawienie było jeszcze bardziej wyraźne, czuł, że wypowiadając te słowa na głos, zdejmuje z siebie ciężar, który układał się na jego barkach od roku i nie pozwalał na zrobienie kroku do przodu. Nie przypuszczał, że tak prosta czynność będzie mieć tak uwalniającą moc.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Rozkołatane w piersi serce wyznaczało rytm oddechów, te stopniowo traciły na swej gwałtowności, zahaczając o głębię i pragnąć uspokojenia sięgając po wytchnienie w rzadszych, ale głębszych wdechach i wydechach, jakby chcąc, aby emocje oraz adrenalina, krążąca jeszcze po ciele powróciły do swych jam i nie wychylały już dziś z nich pysków. Było tego za dużo, jak na jeden raz i zawsze to powtarzał sobie w duchu, po każdej kłótni i bójce z bratem, nigdy nie potrafili osiągnąć złotego porozumienia, czegoś, co mogłoby zakończyć się ugodowo, bez sięgania po argumenty tak prymitywne, ale jakże proste. Tak, było łatwiej, to było zrozumiałe i na tej płaszczyźnie mogli znaleźć zrozumienie, chociaż niekoniecznie normalne, ale działało. W przypadku takich ludzi, jak oni, nie było innego rozwiązania i zawsze koniec, końców dochodziło do tego, czy chcieli, czy też nie. Bo inaczej nie potrafili, zdawać by się mogło, że lata i doświadczenie życiowe, miast nauczyć i obdarzyć mądrością, zakpiło sobie z nich i w dalszym ciągu niesnaski załatwiali za pomocą pięści, jak dzieci. Co prawda wymiar kłótni był nieporównywalny z tym dziecięcym, to w istocie rozmowa, te długie monologi wypowiadane, przez jedną i drugą stronę, były równie męczące, co wyprowadzane ciosy, a wszystko zaczynało się psuć, tak nagle i niespodziewanie, by nawarstwiające się złości, zamiast ulecieć kwasiły organizmy i zatruwały umysły. Nie pojmował, jak mogli tak żyć. Z jednej strony skoczyliby za sobą w ogień, a z drugiej ów ogień wywołaliby własnym niezrozumieniem i głupotą.
    Niech tak będzie – przytaknął, i przyjął słowa młodszego brata za pewnik, za obietnicę, która będzie go wiązała, ale jednocześnie, za potwierdzenie, iż nie czyni wbrew sobie, że to jego decyzja i jest usatysfakcjonowany, bo szczęśliwy, to zbyt duże słowo, jak na chwilę obecną. Ponadto szczęście jest ulotne i nie powinno zostawać z nami na dłużej, bo zaślepia, stajemy się słabi i podatni na atak. To w ich pracy było niebezpieczne.
    Westchnął, sięgając po ręcznik przewieszony, przez liny i wycierając twarz. Kobiety… piękne, nieprzewidywalne i okrutne, jakże pociągające i krzywdzące zarazem, potrafią być. Zwłaszcza jeśli wyczują słabość lub poczują się zagrożone. Współczuł bratu, lecz nie podobało mu się rozdrabnianie się, to jego użalanie się, było żałosne i śmiechu warte. Wina? Wina zawsze leżała po obu stronach, on mógł zawieść jej oczekiwania, ona znudzona nim, postanowiła odejść, koniec. Należało żyć dalej. Był niezwykle stanowczy w definitywnym kończeniu relacji, bo gdy myślimy, analizujemy, i próbujemy zrozumieć swoje błędy, zamykamy się w klatce. Nie warto tracić dni, tygodni, miesięcy, na myśli o kimś, kto już nie wróci. To było błędne koło. I chociaż miał nadzieję, że Eitri już je zniszczył, pożegnał przeszłość, to ta do niego wracała, co jakiś czas. Jakby celowo rozdrapując stare rany.
    Miłość niejedno ma imię. A mylić się, jest rzeczą ludzką, nie wiń innych za swoje błędy, nie upatruj całej winy w niej. Bo i ona mogła zbłądzić. Jesteś trudnym człowiekiem, ale kiedyś znajdziesz kogoś, kto cię zrozumie. – Stwierdził, patrząc mu w oczy, bez uśmiechu, bez współczucia, chłodno i z dozą powagi odpowiednią chwili. Rozkołatane w piersi serce, wreszcie wróciło na swój naturalny tor. Nie zaszczycając brata spojrzeniem, poszedł pod prysznic. – Dobra walka, musimy, to kiedyś powtórzyć – rzucił, niefrasobliwie, zwrócony tyłem do brata.

    Ivar i Eitri z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.