:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
12.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – A. Stjernen & E. Soelberg
2 posters
Amalia Stjernen
Re: 12.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – A. Stjernen & E. Soelberg Nie 15 Sie - 17:12
Amalia StjernenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 27 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : prezenterka radiowa/cukiernik amator (po godzinach)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : krytyk (I), złotousty (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
13.11.2000
Nadzieja była niebezpieczna. Mimo to dawała poczucie radości, bo wydawało się, że może być lepiej, niż było dotychczas. Po wymianie wiadomości z Eitrim poczuła, że może uzyska odpowiedzi na swoje pytania i faktycznie coś się wydarzy, co pomoże jej w dalszym życiu. Amalia nie radziła sobie z życiem, była wykończona psychicznie i fizycznie. Każdy kolejny dzień był trudniejszy od poprzedniego. I nic się nie zmieniało. Do czasu?
Eitri twierdził, że może coś zrobić, tylko co? By się tego dowiedzieć musieli się spotkać. Znaleźli dogodny termin i umówili się na spotkanie w kawiarni. Miejsce neutralne i ciche, nieco na uboczu. Mogli znaleźć tam spokój i delektować się gorącym napojem.
Amalia przyszła o wiele wcześniej na miejsce. Znalazła stolik w kącie, by widzieć kto wchodzi do środka i zamówiła dla siebie kawę. Pewnie nie ostatnią tego dnia.
Wyciągnęła z torebki książkę i znalazła fragment, na którym skończyła czytać:
„Tamtego wieczoru wszystko wydawało się dziwne. Pogoda, ludzie, napięcie, wyczuwalne w powietrzu. Zanosiło się na coś potężnego, co na zawsze zmieni życie Sorena Mortensena.
Mężczyzna szedł ulicą, rozglądając się na prawo i lewo. Wydawało mu się, że jest śledzony. Miał rację. Niedaleko przemykała jakaś drobna postać, która niczym kot, przekradała się z miejsce na miejsce. Droga była prawie pusta, tylko pojedyncze dorożki mknęły po bruku.
Cień zbliżał się do Mortensena, a ten czuł jak ogarnia go coraz większy niepokój. Postanowił zmierzyć się z tym, który za nim podążał. Skręcił w kolejną alejkę, po czym zaczaił się za rogiem. W ręku trzymał laskę, którą miał zamiar zaatakować przeciwnika. Jego serce biło coraz mocniej. Usłyszawszy szum, zamachnął się przedmiotem i podciął nogi zbliżającej się osobie. Usłyszał damski pisk i jęk, gdy postać uderzyła z impetem o podłoże.
- Na loki Lokiego! - odezwała się kobieta. - Co ty wyprawiasz najlepszego?
Soren zaskoczony swoim odkryciem spojrzał na tę, którą zaatakował.
- Ingrid? - zawołał. - Dlaczego się skradasz jak złodziej? - padło pytanie. Wyciągnął rękę do dziewczyny, lecz ta odtrąciła ją szybko i sama wstała. Poprawiła płaszcz i z mordem w oczach wypaliła:
- Wiesz co? Jesteś głupszy niż Norna przewiduje! - młodsza siostra Mortensena odwróciła się na pięcie, po czym zniknęła w mroku. Oszołomiony Soren poszedł za nią. Rozejrzał się, ale dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu. Wydawało mu się, że wróci do domu, więc ruszył po swoich śladach, mocno wytrącony z równowagi. Nie uszedł jednak piętnastu kroków, gdy usłyszał krzyk. To był głos młodziutkiej Ingrid…”
Amalia przewróciła kartkę i już miała doczytać, co było dalej, kiedy zauważyła, że Eitri dotarł na miejsce. Włożyła zakładkę i zamknęła książkę. Na okładce widniał tytuł: „Drugi Kamień”. Napisał ją niejaki Karl Sørensen. Była niedawno na spotkaniu z autorem, który napisał jej bardzo miłą dedykację. Amalia zawsze miała coś ciekawego w torebce. Zwykle nosiła w niej co najmniej jedną książkę, bo zaczynała kilka różnych i czytała je równocześnie.
- Eitri! – wstała, by się przywitać z mężczyzną. - Miło cię widzieć – powiedziała szczerze.
Miała nadzieję, że wszystko było u niego dobrze. Wyglądał na zmęczonego, ale czym to było spowodowane? Nie będzie go męczyć pytaniami.
- Dziękuję, że znalazłeś dla mnie czas – uśmiechnęła się łagodnie.
Była bardzo wdzięczna za to, że próbuje jej pomóc. Nie musiał tego robić, a jednak chciał. Miał na głowie tak wiele spraw, ale jej własne nie była dla niego mało ważna. Chociaż Amalia wydawała się spokojna, tak naprawdę czuła się niepewnie. Była przejęta spotkaniem i tym, co miał jej do powiedzenia Soelberg. Nie wiedziała dokładnie czego może się spodziewać. Wyjaśniła mu dokładnie swój problem, więc przynajmniej wiedział, jak może się czuć.
Eitri Soelberg
Re: 12.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – A. Stjernen & E. Soelberg Wto 17 Sie - 16:59
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Nigdy nie był wzorem cnót. Nie uważał się za dobrego człowieka, chociaż stał na straży prawa i dbał o porządek w Midgardzie. Bardzo często upadał i poddawał się zwykłej ludzkiej słabości, komplikował sobie życie i w przekonaniu, że czyni dobrze, działał ze szkodą dla samego siebie. Nie zawsze też miał wystarczająco cierpliwości i wyrozumiałości dla innych ludzi. Nie potrafił się z nimi obchodzić, kaleczył wszelakie relacje i uciekał przed zbytnim zaangażowaniem nauczony bolesnymi doświadczeniami z przeszłości. Świadomość, że okłamał Amalię ciążyła mu na ramionach i nie pozwalała spokojnie spać. Chociaż zdołał wytłumaczyć się choć częściowo podczas wymiany listów, to jednak nie powiedział jej o najważniejszym, kryjąc prawdę i obawiając się, że wyrządzi nią więcej szkody niż pożytku. Nie mógł jednak tak samolubnie trzymać przy sobie niezwykle intymnych informacji z jej przeszłego życia. O ile było ono przeszłością, gdyż zdołał zrozumieć, że cień tego co minęło, wciąż trzymał się jej mocno i nie pozwalał na spokój duszy.
Sypiał źle, czuł się coraz gorzej, ponownie zatracając w beznadziei potęgowanej niesprzyjającą aurą. Podkrążone oczy zdradzały nawarstwiające się obowiązki i potrzebę przerwy, jednak on uparcie naciskał i szedł do przodu, coraz mocniej nadwyrężając swoje możliwości i przekraczając limity. Wyrzuty sumienia oplatały go w szczelny kokon uniemożliwiający złapanie oddechu. Powoli dusił się i upadał. Puste spojrzenie wędrowało po ulicach Midgardu, choć najczęściej odnajdywało swoje miejsce wbite w chodnik, który uciekał spod stóp wraz z każdym stawianym krokiem. Mocno obwinięta szalem szyja nie poruszała się prawie wcale. W dłoni dusił papierosa, nerwowo przytykanego do ust. Spieszył się i dławił co jakiś czas powietrzem zmieszanym z tytoniowym dymem. Nikt go nie gonił, a jednak niemal biegł do kawiarni, w której się umówili. Podświadomie chciał jej powiedzieć o wszystkim jak najszybciej, niczym na spowiedzi zrzucić wszystko to, co go trapiło i nie pozwalało odpocząć.
Do środka wszedł zdecydowanym krokiem, wcześniej stłamsił niedopałek pod obcasem buta i zupełnie zapomniał, aby po sobie posprzątać. Lekko tlący się strzęp pozostał na płytce chodnikowej, gdy zatrzasnął za sobą drzwi do kawiarni. Rozejrzał się po pomieszczeniu szukając znajomej twarzy, a gdy ją dostrzegł podążył we wskazanym kierunku zdejmując w międzyczasie płaszcz i szalik. Zdusił go pod pachą, gdy Amalia wyrzekła słowa powitania. Wyciągnął zmarzniętą dłoń, by ofiarować jej przyjacielski gest. Rzucił swoje rzeczy na wolny stołek i sam opadł na miękkie siedzisko.
– Cześć – Przywitał się i nabrał wielki haust powietrza, krztusząc się nieco. – Wybacz, mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo. Starałem się wprawdzie nie spóźnić, gdyż tego nie lubię, ale nie zawsze wszystko idzie tak jakbym chciał – przyznał z kwaśną miną. – Coś czytałaś? – Zagadnął, by rozluźnić nieco atmosferę i zamaskować zdenerwowanie błądzące po jego twarzy. Widział, gdy wszedł d lokalu, że trzymała jakąś książkę i była nią niezwykle zaabsorbowana. Błękitne oczy przeskakiwały pomiędzy poszczególnymi stolikami i regałami przylegającymi do ścian kawiarni. Jeszcze nie zdecydował się na to, aby przyjrzeć się Amalii, wciąż układał w głowie plan tego, co powinien jej powiedzieć i w jaki sposób przekazać posiadaną wiedzę, aby nie wystraszyła się zbytnio. Ku jego radości podeszła do ich stolika kelnerka, która chciała przyjąć zamówienie. Z radością poinformowała ich o słodkościach, którymi tego dnia dysponowali i zaproponowała kilka rodzajów rozgrzewających napojów. Eitri nie zastanawiał się zbyt długo, jednak pozwolił na to, aby Amalia jako pierwsza mogła złożyć zamówienie. Dopiero wtedy sam się odezwał.
– Podwójne espresso i dwa kawałki sernika. – Spojrzał na kobietę i uśmiechnął się krzywo, by nie wyjść na skończonego gbura. Potrzebował dużo cukru i kofeiny. – Albo… Mazariner i sernik. Tak. – Sprostował jeszcze na sam koniec i dał znać, że więcej na ten moment nie potrzebuje. Po złożeniu zamówienia zapadła przydługa cisza. Soelberg wbił oczy w splecione ze sobą palce dłoni, które wyciągnął przed sobą.
– Cieszę się, że nie zrezygnowałaś ze spotkania. – Stwierdził niepewnie pamiętając ciężar słów, które do niej pisał.
Sypiał źle, czuł się coraz gorzej, ponownie zatracając w beznadziei potęgowanej niesprzyjającą aurą. Podkrążone oczy zdradzały nawarstwiające się obowiązki i potrzebę przerwy, jednak on uparcie naciskał i szedł do przodu, coraz mocniej nadwyrężając swoje możliwości i przekraczając limity. Wyrzuty sumienia oplatały go w szczelny kokon uniemożliwiający złapanie oddechu. Powoli dusił się i upadał. Puste spojrzenie wędrowało po ulicach Midgardu, choć najczęściej odnajdywało swoje miejsce wbite w chodnik, który uciekał spod stóp wraz z każdym stawianym krokiem. Mocno obwinięta szalem szyja nie poruszała się prawie wcale. W dłoni dusił papierosa, nerwowo przytykanego do ust. Spieszył się i dławił co jakiś czas powietrzem zmieszanym z tytoniowym dymem. Nikt go nie gonił, a jednak niemal biegł do kawiarni, w której się umówili. Podświadomie chciał jej powiedzieć o wszystkim jak najszybciej, niczym na spowiedzi zrzucić wszystko to, co go trapiło i nie pozwalało odpocząć.
Do środka wszedł zdecydowanym krokiem, wcześniej stłamsił niedopałek pod obcasem buta i zupełnie zapomniał, aby po sobie posprzątać. Lekko tlący się strzęp pozostał na płytce chodnikowej, gdy zatrzasnął za sobą drzwi do kawiarni. Rozejrzał się po pomieszczeniu szukając znajomej twarzy, a gdy ją dostrzegł podążył we wskazanym kierunku zdejmując w międzyczasie płaszcz i szalik. Zdusił go pod pachą, gdy Amalia wyrzekła słowa powitania. Wyciągnął zmarzniętą dłoń, by ofiarować jej przyjacielski gest. Rzucił swoje rzeczy na wolny stołek i sam opadł na miękkie siedzisko.
– Cześć – Przywitał się i nabrał wielki haust powietrza, krztusząc się nieco. – Wybacz, mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo. Starałem się wprawdzie nie spóźnić, gdyż tego nie lubię, ale nie zawsze wszystko idzie tak jakbym chciał – przyznał z kwaśną miną. – Coś czytałaś? – Zagadnął, by rozluźnić nieco atmosferę i zamaskować zdenerwowanie błądzące po jego twarzy. Widział, gdy wszedł d lokalu, że trzymała jakąś książkę i była nią niezwykle zaabsorbowana. Błękitne oczy przeskakiwały pomiędzy poszczególnymi stolikami i regałami przylegającymi do ścian kawiarni. Jeszcze nie zdecydował się na to, aby przyjrzeć się Amalii, wciąż układał w głowie plan tego, co powinien jej powiedzieć i w jaki sposób przekazać posiadaną wiedzę, aby nie wystraszyła się zbytnio. Ku jego radości podeszła do ich stolika kelnerka, która chciała przyjąć zamówienie. Z radością poinformowała ich o słodkościach, którymi tego dnia dysponowali i zaproponowała kilka rodzajów rozgrzewających napojów. Eitri nie zastanawiał się zbyt długo, jednak pozwolił na to, aby Amalia jako pierwsza mogła złożyć zamówienie. Dopiero wtedy sam się odezwał.
– Podwójne espresso i dwa kawałki sernika. – Spojrzał na kobietę i uśmiechnął się krzywo, by nie wyjść na skończonego gbura. Potrzebował dużo cukru i kofeiny. – Albo… Mazariner i sernik. Tak. – Sprostował jeszcze na sam koniec i dał znać, że więcej na ten moment nie potrzebuje. Po złożeniu zamówienia zapadła przydługa cisza. Soelberg wbił oczy w splecione ze sobą palce dłoni, które wyciągnął przed sobą.
– Cieszę się, że nie zrezygnowałaś ze spotkania. – Stwierdził niepewnie pamiętając ciężar słów, które do niej pisał.
Amalia Stjernen
Re: 12.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – A. Stjernen & E. Soelberg Sro 8 Wrz - 19:25
Amalia StjernenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 27 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : prezenterka radiowa/cukiernik amator (po godzinach)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : krytyk (I), złotousty (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Amalia uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny.
- Przyszłam wcześniej, miałam czas – powiedziała zgodnie z prawdą. Eitri wcale się nie spóźnił, a nawet gdyby tak było, wcale by się nie gniewała. Nie miała innym za złe, gdy nie byli punktualni, bo przecież wszystko się mogło zdarzyć po drodze, prawda? Nie przewidzi się pewnych spraw. Nie było więc o co się gniewać. Ale Soelberg nie miał się czym przejmować. Stąd zapewnienie Amalii.
- Na przyszłość wiedz, że nie musisz się tym kłopotać. Różnie bywa, dlatego nie musisz się tłumaczyć. Przecież wiem, że nawet gdybyś się spóźnił, wynikałoby to z jakiegoś ważnego powodu, a nie dlatego, że chciałeś mi zrobić na złość. Nie jesteś taki – poznała go już na tyle dobrze, by zauważyć, że nie należy do złośliwych osób. Dotrzymywał słowa, nawet jeśli chodziło o coś niezbyt przyjemnego. Chociażby ich temat do omówienia. Nie był łatwy i lekki. A jednak przyszedł. Amalia zdecydowanie żywiła nadzieję, że coś się odmieni po tej rozmowie i zrozumie o wiele więcej. Może to jej jakoś pomoże w przyszłości.
Zapytana o książkę, postukała palcem w okładkę.
- Aha – potwierdziła. - Powieść Karla Sørensena – nawet się nie spodziewała, że panowie mogą się znać. To Lumikki ją wysłała na jedno ze spotkań z autorem, bo oni się dobrze znali, ale oboje pochodzili z uznanych klanów, więc to nie było jakieś dziwne.
- Chciałam go zaprosić do studia do mojej audycji, ale dotąd nie miałam szczęścia. Zawsze zajęty, albo gdzieś znika – prawda była taka, że Sørensen włóczył się tu i tam, ale tego nie wiedziała, bo i skąd. Może przyszpiliłaby go w jakiejś karczmie, ale przecież nie chodziła do takich miejsc. Nie sama.
Gdy podeszła do nich kelnerka, Amalia już miała sprecyzowany plan co do zamówienia.
- Mocha i sernik – kiedy Eitri również wspomniał o tym cieście, uśmiechnęła się. Czyżby przepadali za tym przysmakiem tak samo mocno? Cóż, Amalia mogła zostać przekupiona tym wypiekiem, ale nie mówiła tego na głos, by nikt nie próbował tego wcielić w czyn.
Kiedy złożyli zamówienie, zapanowała niezręczna cisza, którą przerwał Eitri. Panna Stjernen odpowiedziała po chwili namysłu.
- Wiesz… - zaczęła. - ...dałeś mi wiele do myślenia. W tym wszystkim była także nadzieja. Wyczułam ją, czytając twoje wiadomości. Wiem, że to trudne dla ciebie, tak wywnioskowałam z listów. Wiem też, że możesz mi spróbować pomóc, chociaż nie wiem na czym mogłoby to polegać. Dałeś mi coś, czego nie dał nikt przed tobą. Wszyscy mówili, że nikt nie jest w stanie mi chociaż trochę pomóc, nikt! - podkreśliła to słowo, powtarzając je.
- Nie chcę tylko, by to negatywnie na ciebie wpłynęło. Jeśli coś jest ponad twoje siły to… - zawahała się, ale dokończyła zdanie:
- … możemy się wstrzymać. Jednak pisałeś, że coś w jakiś stopniu jesteś w stanie zrobić. Nie wspomniałbyś o tym, gdyby było to niewykonalne. Powiedz mi więcej o sobie, o twoim darze i jak to wszystko wygląda twoimi oczami. Co możesz uczynić i jak może wyglądać pomoc z twojej strony – przeszła do konkretów, bo do tego zmierzali. Oczywiście nie musiał opowiadać o tym od razu. Przedstawiła tylko to, co myślała i o czuła.
- Ufam ci, Eitri. Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem. Gdyby tak nie było, mógłbyś machnąć ręką na wszystko – Amalia może i była wyjątkowo prostym i prawdomównym człowiekiem, a także czasem naiwnym, bo była zbyt łagodna dla innych. Wielu ją okłamywało, a jednak ona widziała uparcie to, co dobre i nie przekreślała nikogo. Pomyśleć, że jest dziennikarką. Kimś, kto powinien dobrze grać w grę zwaną „kłamstwo” i przejrzeć człowieka na wylot. Ale tak nie było. Amalia usilnie trzymała się tego, co dobre i czyste w ludziach.
- Nie zrobiłeś tego – kontynuowała. - Ja ci wierzę i dlatego tu jestem – polubiła go nawet za to, że potrafił celebrować chwile milczenia. Czasami cisza była równie potrzebna jak słowa. Wtedy spojrzenie i gest nabierał nowej wartości.
Kobieta wpatrzyła się w siedzącego naprzeciw mężczyznę i czekała. Nie pospieszała go, mógł mieć tyle czasu na zebranie się w sobie i odpowiedź, ile tylko sobie życzył. Ona poczeka.
- Przyszłam wcześniej, miałam czas – powiedziała zgodnie z prawdą. Eitri wcale się nie spóźnił, a nawet gdyby tak było, wcale by się nie gniewała. Nie miała innym za złe, gdy nie byli punktualni, bo przecież wszystko się mogło zdarzyć po drodze, prawda? Nie przewidzi się pewnych spraw. Nie było więc o co się gniewać. Ale Soelberg nie miał się czym przejmować. Stąd zapewnienie Amalii.
- Na przyszłość wiedz, że nie musisz się tym kłopotać. Różnie bywa, dlatego nie musisz się tłumaczyć. Przecież wiem, że nawet gdybyś się spóźnił, wynikałoby to z jakiegoś ważnego powodu, a nie dlatego, że chciałeś mi zrobić na złość. Nie jesteś taki – poznała go już na tyle dobrze, by zauważyć, że nie należy do złośliwych osób. Dotrzymywał słowa, nawet jeśli chodziło o coś niezbyt przyjemnego. Chociażby ich temat do omówienia. Nie był łatwy i lekki. A jednak przyszedł. Amalia zdecydowanie żywiła nadzieję, że coś się odmieni po tej rozmowie i zrozumie o wiele więcej. Może to jej jakoś pomoże w przyszłości.
Zapytana o książkę, postukała palcem w okładkę.
- Aha – potwierdziła. - Powieść Karla Sørensena – nawet się nie spodziewała, że panowie mogą się znać. To Lumikki ją wysłała na jedno ze spotkań z autorem, bo oni się dobrze znali, ale oboje pochodzili z uznanych klanów, więc to nie było jakieś dziwne.
- Chciałam go zaprosić do studia do mojej audycji, ale dotąd nie miałam szczęścia. Zawsze zajęty, albo gdzieś znika – prawda była taka, że Sørensen włóczył się tu i tam, ale tego nie wiedziała, bo i skąd. Może przyszpiliłaby go w jakiejś karczmie, ale przecież nie chodziła do takich miejsc. Nie sama.
Gdy podeszła do nich kelnerka, Amalia już miała sprecyzowany plan co do zamówienia.
- Mocha i sernik – kiedy Eitri również wspomniał o tym cieście, uśmiechnęła się. Czyżby przepadali za tym przysmakiem tak samo mocno? Cóż, Amalia mogła zostać przekupiona tym wypiekiem, ale nie mówiła tego na głos, by nikt nie próbował tego wcielić w czyn.
Kiedy złożyli zamówienie, zapanowała niezręczna cisza, którą przerwał Eitri. Panna Stjernen odpowiedziała po chwili namysłu.
- Wiesz… - zaczęła. - ...dałeś mi wiele do myślenia. W tym wszystkim była także nadzieja. Wyczułam ją, czytając twoje wiadomości. Wiem, że to trudne dla ciebie, tak wywnioskowałam z listów. Wiem też, że możesz mi spróbować pomóc, chociaż nie wiem na czym mogłoby to polegać. Dałeś mi coś, czego nie dał nikt przed tobą. Wszyscy mówili, że nikt nie jest w stanie mi chociaż trochę pomóc, nikt! - podkreśliła to słowo, powtarzając je.
- Nie chcę tylko, by to negatywnie na ciebie wpłynęło. Jeśli coś jest ponad twoje siły to… - zawahała się, ale dokończyła zdanie:
- … możemy się wstrzymać. Jednak pisałeś, że coś w jakiś stopniu jesteś w stanie zrobić. Nie wspomniałbyś o tym, gdyby było to niewykonalne. Powiedz mi więcej o sobie, o twoim darze i jak to wszystko wygląda twoimi oczami. Co możesz uczynić i jak może wyglądać pomoc z twojej strony – przeszła do konkretów, bo do tego zmierzali. Oczywiście nie musiał opowiadać o tym od razu. Przedstawiła tylko to, co myślała i o czuła.
- Ufam ci, Eitri. Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem. Gdyby tak nie było, mógłbyś machnąć ręką na wszystko – Amalia może i była wyjątkowo prostym i prawdomównym człowiekiem, a także czasem naiwnym, bo była zbyt łagodna dla innych. Wielu ją okłamywało, a jednak ona widziała uparcie to, co dobre i nie przekreślała nikogo. Pomyśleć, że jest dziennikarką. Kimś, kto powinien dobrze grać w grę zwaną „kłamstwo” i przejrzeć człowieka na wylot. Ale tak nie było. Amalia usilnie trzymała się tego, co dobre i czyste w ludziach.
- Nie zrobiłeś tego – kontynuowała. - Ja ci wierzę i dlatego tu jestem – polubiła go nawet za to, że potrafił celebrować chwile milczenia. Czasami cisza była równie potrzebna jak słowa. Wtedy spojrzenie i gest nabierał nowej wartości.
Kobieta wpatrzyła się w siedzącego naprzeciw mężczyznę i czekała. Nie pospieszała go, mógł mieć tyle czasu na zebranie się w sobie i odpowiedź, ile tylko sobie życzył. Ona poczeka.
Eitri Soelberg
Re: 12.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – A. Stjernen & E. Soelberg Sro 15 Wrz - 14:15
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Odetchnął z ulgą słysząc jej spokojne słowa. Wciąż nie potrafił pozbyć się spięcia podobnego do tego, które czuł zwykle w sytuacjach wystąpień publicznych. Mógł niemal zupełnie pewnie stwierdzić, że przypominają mu się wszystkie te niechciane sytuacje z życia, gdy musiał wygłaszać swe opinie na szerszym forum, czy to w szkole, czy już w pracy podczas formalnych zgrupowań. Wprawdzie teraz jego publiczność ograniczała się jedynie do Amalii, a mimo to ścisk nie opuszczał jego gardła, a na policzkach pojawiał się nieznaczny rumieniec. Szybko zamaskował go pod splecionymi dłońmi i rozpoczął oczekiwanie na zamówienie. W międzyczasie wysłuchał tłumaczenia tyczącego się czytanej lektury – blady uśmiech przemknął przez jego surowe oblicze. Znał autora dzieła i tak właściwie mógł powiedzieć, ze to właśnie dzięki niemu rozmawiali kilka razy. Eitri będąc wielbicielem literatury nigdy nie przepuszczał podobnych sposobności, by choć przez chwilę móc porozmawiać z autorami swych ulubionych dzieł. Karl natomiast zdawał się być bardzo dobrym pisarzem, a jego dzieła pochłaniał niemal regularnie – kupując tomy zaraz po ich premierze.
– Czytałem – powiedział do Amalii i uśmiechnął się tym razem wyraźnie. – Polecam. – Stwierdził z rozmysłem i począł młynkować kciukami w nerwowym geście. Niestety, zdawało się, że nie udało mu się wymyślić żadnego sensownego sposobu na przeprowadzenie tej rozmowy. Bał się, że powie o słowo za dużo, że urazi kobietę i wyrządzi jej jeszcze więcej krzywdy, choć ta zdawała się patrzeć na całą sytuację niezwykle pozytywnie, oczekując faktycznej poprawy w swym dotychczasowym życiu. Soleberg nigdy nie przypuszczał, że przyjdzie mu zmierzyć się z podobną rolą – nie ufał swym umiejętnościom, tym bardziej duchom, z którymi mógł wchodzić w kontakt, jednak ostatnie wydarzenia zdawały się coraz bardziej skłaniać go ku temu, by rozpocząć wszystko na nowo, zmienić swe podejście i być może w końcu odnaleźć spokój we własnej egzystencji.
– To dla mnie całkiem nowa sytuacja – przyznał i wpatrzył się w twarz Amalii. – Zwykle uciekam od tego wszystkiego, ale być może nie powinienem. Chyba czas najwyższy porzucić wewnętrzne tchórzostwo. – Smutny uśmiech zagościł na jego obliczu, niemal w tym samym momencie, gdy pojawiła się kelnerka z ich zamówieniem. Wziął do ręki mały widelczyk i wbił go na sztorc w sernik. Chwilowo jednak nie miał ochoty, by go skosztować. Śledził strukturę żółtego ciasta oraz smugi cukru-pudru kładące się na porcelanowym talerzyku. – Nie. Daj spokój. Kiedy powiedziałem już pierwsze słowo, nie mogę się wycofać. Nie chcę. To nie byłoby w porządku. – Gdyby teraz zrezygnował, nigdy nie zdobyłby się ponownie na podobną odwagę. Musiał dać z siebie wszystko, nawet, jeśli kosztowałoby go to zdrowie. Musiał przestać się chować, dla siebie i dla wszystkich tych, którzy go otaczali, a byli ważni w jego życiu. – Widzisz, Amalio, zdarza mi się, że słyszę, czuję, a nawet widzę, różne rzeczy. Nigdy nie jestem w stanie przewidzieć, kiedy napotkam się na istotę duchową. Różne rzeczy trzymają je na tym świecie, nie tylko grobowce, ale i ludzie, przedmioty. Gdy zdaje się, że czegoś nie dokończyli, bywają zakleszczeni i nie mogą podążyć w dalszą podróż. – Tłumaczył najprościej, jak potrafił, choć zdawał sobie sprawę, że jest bardzo słabym nauczycielem. Nie miał doświadczenia w przekazywaniu swojej wiedzy i to, co dla niego było oczywiste, gdy wypływało z jego ust nagle okazywało się niezrozumiałym bełkotem. Nacisnął dłonią na widelczyk i odkroił kawałek sernika. Nie wziął go jednak do ust, zrezygnował w połowie ruchu, gdyż nie umiał dalej migać się od sedna sprawy. – W listach opowiadałaś mi o swojej przeszłości, o tym, co wydarzyło się z twoim bratem. Wtedy tego nie wiedziałem, chyba spanikowałem i dlatego nie powiedziałem ci wszystkiego, co wydarzyło się podczas naszego ostatniego spotkania. – Nagle poczuł strach, spojrzał na Amalię z niepewnością i przeczuciem, że zaraz może powiedzieć coś, czego ta nie zniesie. Wewnętrzna blokada spowodowała, że słowa ugrzęzły mu w gardle i był w stanie jedynie potrząsnąć głową w geście zrezygnowania. – Ja… Przepraszam. Muszę zebrać myśli jeszcze raz. Nie chcę, żebyś źle mnie zrozumiała – przyznał, a ręka sama zaczęła uderzać widelczykiem w talerzyk, rozgniatając ciasto na drobną papkę. Znowu na coś czekał, jednak już sam nie potrafił powiedzieć – na co? Zbyt wiele wiary pokładała w jego osobę, a on nie potrafił sobie z tym poradzić.
– Czytałem – powiedział do Amalii i uśmiechnął się tym razem wyraźnie. – Polecam. – Stwierdził z rozmysłem i począł młynkować kciukami w nerwowym geście. Niestety, zdawało się, że nie udało mu się wymyślić żadnego sensownego sposobu na przeprowadzenie tej rozmowy. Bał się, że powie o słowo za dużo, że urazi kobietę i wyrządzi jej jeszcze więcej krzywdy, choć ta zdawała się patrzeć na całą sytuację niezwykle pozytywnie, oczekując faktycznej poprawy w swym dotychczasowym życiu. Soleberg nigdy nie przypuszczał, że przyjdzie mu zmierzyć się z podobną rolą – nie ufał swym umiejętnościom, tym bardziej duchom, z którymi mógł wchodzić w kontakt, jednak ostatnie wydarzenia zdawały się coraz bardziej skłaniać go ku temu, by rozpocząć wszystko na nowo, zmienić swe podejście i być może w końcu odnaleźć spokój we własnej egzystencji.
– To dla mnie całkiem nowa sytuacja – przyznał i wpatrzył się w twarz Amalii. – Zwykle uciekam od tego wszystkiego, ale być może nie powinienem. Chyba czas najwyższy porzucić wewnętrzne tchórzostwo. – Smutny uśmiech zagościł na jego obliczu, niemal w tym samym momencie, gdy pojawiła się kelnerka z ich zamówieniem. Wziął do ręki mały widelczyk i wbił go na sztorc w sernik. Chwilowo jednak nie miał ochoty, by go skosztować. Śledził strukturę żółtego ciasta oraz smugi cukru-pudru kładące się na porcelanowym talerzyku. – Nie. Daj spokój. Kiedy powiedziałem już pierwsze słowo, nie mogę się wycofać. Nie chcę. To nie byłoby w porządku. – Gdyby teraz zrezygnował, nigdy nie zdobyłby się ponownie na podobną odwagę. Musiał dać z siebie wszystko, nawet, jeśli kosztowałoby go to zdrowie. Musiał przestać się chować, dla siebie i dla wszystkich tych, którzy go otaczali, a byli ważni w jego życiu. – Widzisz, Amalio, zdarza mi się, że słyszę, czuję, a nawet widzę, różne rzeczy. Nigdy nie jestem w stanie przewidzieć, kiedy napotkam się na istotę duchową. Różne rzeczy trzymają je na tym świecie, nie tylko grobowce, ale i ludzie, przedmioty. Gdy zdaje się, że czegoś nie dokończyli, bywają zakleszczeni i nie mogą podążyć w dalszą podróż. – Tłumaczył najprościej, jak potrafił, choć zdawał sobie sprawę, że jest bardzo słabym nauczycielem. Nie miał doświadczenia w przekazywaniu swojej wiedzy i to, co dla niego było oczywiste, gdy wypływało z jego ust nagle okazywało się niezrozumiałym bełkotem. Nacisnął dłonią na widelczyk i odkroił kawałek sernika. Nie wziął go jednak do ust, zrezygnował w połowie ruchu, gdyż nie umiał dalej migać się od sedna sprawy. – W listach opowiadałaś mi o swojej przeszłości, o tym, co wydarzyło się z twoim bratem. Wtedy tego nie wiedziałem, chyba spanikowałem i dlatego nie powiedziałem ci wszystkiego, co wydarzyło się podczas naszego ostatniego spotkania. – Nagle poczuł strach, spojrzał na Amalię z niepewnością i przeczuciem, że zaraz może powiedzieć coś, czego ta nie zniesie. Wewnętrzna blokada spowodowała, że słowa ugrzęzły mu w gardle i był w stanie jedynie potrząsnąć głową w geście zrezygnowania. – Ja… Przepraszam. Muszę zebrać myśli jeszcze raz. Nie chcę, żebyś źle mnie zrozumiała – przyznał, a ręka sama zaczęła uderzać widelczykiem w talerzyk, rozgniatając ciasto na drobną papkę. Znowu na coś czekał, jednak już sam nie potrafił powiedzieć – na co? Zbyt wiele wiary pokładała w jego osobę, a on nie potrafił sobie z tym poradzić.
Amalia Stjernen
Re: 12.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – A. Stjernen & E. Soelberg Sob 18 Wrz - 15:21
Amalia StjernenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 27 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : prezenterka radiowa/cukiernik amator (po godzinach)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : krytyk (I), złotousty (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
- Naprawdę? - powiedziała Amalia. - To miło, bo przyznaję, że wciągnęła mnie akcja, ale nie będę pytać, co się wydarzyło, by nie psuć sobie lektury. Nie wiem jak ty, ale ja lubię element zaskoczenia w książkach – nigdy nie patrzyła na to, co się działo dalej, póki tam nie dotarła i sama przekonała się o wydarzeniach.
Panna Stjernen nie chciała, by Eitri czuł się niekomfortowo w sytuacji, w której się znaleźli, ale sam wyszedł z inicjatywą i chciała, by powiedział jej o wszystkim, przynajmniej w takim stopniu, na ile mógł i potrafił. Po swojej przemowie zamilkła, by dać mu czas na zebranie myśli. Była cierpliwa, nie tylko przez zawód jaki wykonywała, ona po prostu znała uczucie, gdy ciąży nad kimś presja. Nie chciała, by Soelberg poczuł się osaczony, o nie.
Gdy zaczął mówić, chłonęła każde słowo. Prosty wstęp powiedział jej wiele o jego odczuciach. On się obawiał tego, co go dotyczyło. Ale co ona mogła wiedzieć o tym, co czuł, gdy nie spotkała się z czymś takim wcześniej? Mogło rzucić kilka słów, ale nie wiedziała, czy by w nie uwierzył. Amalia była szczerą osobą i do tego życzliwą, więc naprawdę chciała, by wszystko było dobrze. Martwiła się, tak z głębi serca.
- Eitri… - zaczęła, ale nie skończyła, gdyż podeszła kelnerka z ich zamówieniem. Akurat w chwili, gdy miała zamiar wyciągnąć rękę do niego i po prostu poklepać go po dłoni w geście wsparcia. Chciała go zapewnić o tym, że nie będzie chciała go przymuszać do niczego. Tak, on zaczął i nie chciał się wycofywać, ale to wszystko było przez nią. Chciała zapytać dlaczego to wszystko robi, przecież nie musiał, ale w porę ugryzła się w język.
Wpatrzyła się w swoją kawę. Zapanowała cisza. Ona nie ponaglała, on nic nie mówił. Układ jaki między nimi zapanował był prosty – na wszystko miał przyjść czas.
Gdy w końcu mężczyzna przemówił, czekała w napięciu. Nie przerwała mu nawet na moment, analizując kolejne zdania. To wszystko było bardzo trudne, ale słuchacz to jedno, a człowiek, który to przeżywa to drugie.
- Rozumiem – powiedziała krótko. Słyszała o różnych darach, ale ten wydawał się być bardzo osobliwy i trudny. Na samą myśl zadrżała. Nie umiała sobie tego wyobrazić, samo słuchanie było niełatwe, a co dopiero przeżycie tego wszystkiego?
- To jest… - szukała odpowiedniego słowa, ale nie potrafiła określić tego, co czuła w tamtej chwili.
- Musi być ci z tym bardzo ciężko. I zapewne ma ogromny wpływ na twoje życie – chodziło jej o jego dystans, który czuła na początku ich znajomości. Przecież nie mogła go zrozumieć i rozgryźć. To, co mówił nie było przecież błahostką, to poważna sprawa.
- Spokojnie, Eitri – powiedziała delikatnie. - Mamy czas, powoli – teraz naprawdę wyciągnęła ku niemu odruchowo rękę, po czym krótkim gestem pokazała, że nic się nie działo i chce go jakoś wesprzeć. Sama była zaskoczona swoim zachowaniem, cofnęła dłoń i chwyciła pospiesznie za filiżankę z gorącym napojem. Upiła łyk, potem kolejny. Para ogrzewała jej twarz, czuła ciepło na policzkach, ale nie wiedziała, czy rumieńce pojawiły się przez to, co zrobiła, czy przez te opary.
- Jeżeli nie jesteś w stanie kontynuować, powiedz. Przecież nie będę zła. Widzę, że naprawdę się starasz i bardzo to doceniam – tak było w istocie. Nie potrafiłaby się gniewać, chociaż to było prawda, że dał jej nadzieję. Może naprawdę oczekiwała zbyt wiele? Nieważne. Jeżeli nie potrafił, nie będzie drążyć sprawy. Nic na siłę. Nie chciała, żeby czuł się z tym źle.
- I tak robisz więcej, niż wszyscy ludzie razem wzięci – przyznała.
Panna Stjernen nie chciała, by Eitri czuł się niekomfortowo w sytuacji, w której się znaleźli, ale sam wyszedł z inicjatywą i chciała, by powiedział jej o wszystkim, przynajmniej w takim stopniu, na ile mógł i potrafił. Po swojej przemowie zamilkła, by dać mu czas na zebranie myśli. Była cierpliwa, nie tylko przez zawód jaki wykonywała, ona po prostu znała uczucie, gdy ciąży nad kimś presja. Nie chciała, by Soelberg poczuł się osaczony, o nie.
Gdy zaczął mówić, chłonęła każde słowo. Prosty wstęp powiedział jej wiele o jego odczuciach. On się obawiał tego, co go dotyczyło. Ale co ona mogła wiedzieć o tym, co czuł, gdy nie spotkała się z czymś takim wcześniej? Mogło rzucić kilka słów, ale nie wiedziała, czy by w nie uwierzył. Amalia była szczerą osobą i do tego życzliwą, więc naprawdę chciała, by wszystko było dobrze. Martwiła się, tak z głębi serca.
- Eitri… - zaczęła, ale nie skończyła, gdyż podeszła kelnerka z ich zamówieniem. Akurat w chwili, gdy miała zamiar wyciągnąć rękę do niego i po prostu poklepać go po dłoni w geście wsparcia. Chciała go zapewnić o tym, że nie będzie chciała go przymuszać do niczego. Tak, on zaczął i nie chciał się wycofywać, ale to wszystko było przez nią. Chciała zapytać dlaczego to wszystko robi, przecież nie musiał, ale w porę ugryzła się w język.
Wpatrzyła się w swoją kawę. Zapanowała cisza. Ona nie ponaglała, on nic nie mówił. Układ jaki między nimi zapanował był prosty – na wszystko miał przyjść czas.
Gdy w końcu mężczyzna przemówił, czekała w napięciu. Nie przerwała mu nawet na moment, analizując kolejne zdania. To wszystko było bardzo trudne, ale słuchacz to jedno, a człowiek, który to przeżywa to drugie.
- Rozumiem – powiedziała krótko. Słyszała o różnych darach, ale ten wydawał się być bardzo osobliwy i trudny. Na samą myśl zadrżała. Nie umiała sobie tego wyobrazić, samo słuchanie było niełatwe, a co dopiero przeżycie tego wszystkiego?
- To jest… - szukała odpowiedniego słowa, ale nie potrafiła określić tego, co czuła w tamtej chwili.
- Musi być ci z tym bardzo ciężko. I zapewne ma ogromny wpływ na twoje życie – chodziło jej o jego dystans, który czuła na początku ich znajomości. Przecież nie mogła go zrozumieć i rozgryźć. To, co mówił nie było przecież błahostką, to poważna sprawa.
- Spokojnie, Eitri – powiedziała delikatnie. - Mamy czas, powoli – teraz naprawdę wyciągnęła ku niemu odruchowo rękę, po czym krótkim gestem pokazała, że nic się nie działo i chce go jakoś wesprzeć. Sama była zaskoczona swoim zachowaniem, cofnęła dłoń i chwyciła pospiesznie za filiżankę z gorącym napojem. Upiła łyk, potem kolejny. Para ogrzewała jej twarz, czuła ciepło na policzkach, ale nie wiedziała, czy rumieńce pojawiły się przez to, co zrobiła, czy przez te opary.
- Jeżeli nie jesteś w stanie kontynuować, powiedz. Przecież nie będę zła. Widzę, że naprawdę się starasz i bardzo to doceniam – tak było w istocie. Nie potrafiłaby się gniewać, chociaż to było prawda, że dał jej nadzieję. Może naprawdę oczekiwała zbyt wiele? Nieważne. Jeżeli nie potrafił, nie będzie drążyć sprawy. Nic na siłę. Nie chciała, żeby czuł się z tym źle.
- I tak robisz więcej, niż wszyscy ludzie razem wzięci – przyznała.
Eitri Soelberg
Re: 12.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – A. Stjernen & E. Soelberg Pon 20 Wrz - 16:01
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Uśmiechnął się słabo. Nie zamierzał psuć jej lektury, uważał, że powinna poznać treść sama, więc nawet, gdyby należała do osób nie zważających na takie drobnostki, nie powiedziałby ani słowa więcej, poza prostym poleceniem utworu. Przywołując pierwsze spotkanie z Karlem oraz moment, w którym ten dowiedział się, jaki Eitri zawód wykonuje, mężczyzna nie mógł powstrzymać mimowolnego dreszczu niepewności – choć pisarz nigdy nie rozmawiał z nim w złej wierze i nie wypuszczał specjalnie, by funkcjonariusz zdradził mu jakiekolwiek szczegóły ze śledztw, które mogłyby posłużyć jako baza dla kolejnego maszynopisu, to jednak sam z siebie bywał nad wyraz ostrożny w słowach, nie tracąc jednak przy tym sympatii dla Sørensena. Chwilowa odskocznia od głównego wątku podziałała jedynie na pozór uspokajająco, gdyż później emocje wzięły górę, wiercąc mu dziurę w żołądku i wywracając jego zawartość. Niewiele pomógł łyk gorzkiej kawy i impuls jaki za jego sprawą przeszedł mu przez głowę.
Uczepiony kurczowo myśli o tym, że nie chce nic zepsuć, że nie zamierza wystawiać jej na nieprzyjemności, doszczętnie zablokował się w jednym punkcie i nie potrafił zrobić korku na przód. Pomimo ogromnych chęci i szczerych zapewnień, chciał teraz uciec i udawać, że nic się nie stało i że wcale nic je nie obiecał. Czuł się jak małe dziecko, które unikało odpowiedzialności, choć postanowił ostatecznie, że od tej chwili przełamie schemat i będzie działał tak, jak powinien działać już lata temu. Był zmęczony swoimi lękami i tym, co przeżywał za każdym razem w zetknięciu z osobami, na których w jakiś dziwny sposób mu zależało. Być może tydzień temu, miesiąc temu, byłby w stanie ją zignorować, może nawet zranić w nieczułej obojętności, jednak po wszystkich wypowiedzianych i napisanych słowach, nie potrafił tak. Nie był aż tak doszczętnie złym i zepsutym człowiekiem. Uniósł na Stjernen spojrzenie, badając jej niepewność i zmieszanie. Przyniosło mu to pewien rodzaj ulgi, gdyż nie był najwyraźniej sam w swym zamotaniu.
– Dziękuję. Wiesz. Nie chcę, aby to źle zabrzmiało, twoje słowa są niezwykle cenne, ale… ale zawsze ktoś próbuje mnie żałować. Każdy wzdycha i załamuje ręce, chodzi dookoła mnie na palcach lub zamartwia się. Tak jak robiła to przez lata moja rodzina. Zwłaszcza moja matka. Czasami mam wrażenie, że nikt nie jest ze mną w pełni szczery, przykrywa trudne słowa dziwną otoczką przesadnej słodyczy. – Zasępił się i w końcu uniósł papkę sernika do ust, przeżuwając ją chwilę i przełykając z wyraźnym oporem. – Owszem, jest mi ciężko, ale temu nikt nie zaradzi, jeśli sam się nie postaram. A od pewnego czasu chcę się starać – odpowiedział wyraźnie zdecydowanym tonem. Musiał coś zmienić, jeśli nie chciał pogrążyć się w ostatecznym rozkładzie i beznadziei, zwłaszcza gdy miał za sobą rok niezwykle ciężkich decyzji i wydarzeń, które echem powracały do jego pamięci i wprawiały w paskudny nastrój. Musiał pogrzebać je raz na zawsze. – Po prawdzie, jestem okropnym człowiekiem – zaśmiał się. – Nie zaprzeczaj. Nie musisz. Ja o tym wiem, zdaję sobie z tego sprawę. – Chciał ją powstrzymać przed protestem, mimowolnie przekraczając granice, które zwykle sobie stawiał. Dłoń zadrżała mu nieznacznie, gdy Amalia sięgnęła do niej i przykryła własnymi, zadbanymi, miękkimi palcami. Odruchowo chciał porwać rękę i schować ją pod stołem, jednak zamiast tego, przyjął gest z wdzięcznością. – Wszystko dobrze, jestem gotowy. Chyba chcę tak coś sobie udowodnić. Że jeszcze potrafię być dla kogoś dobry. – Zaśmiał się do własnych myśli, chyba pierwszy raz pokazując zupełnie szczerze coś innego poza smutkiem i niepewnością. Błękit jego oczu rozbłysnął na drobny moment, nim ponownie pokrył się matem zafrasowania. Odłożył widelczyk i splótł palce obydwóch dłoni dokładnie przed sobą. Odetchnął, by ostatecznie zebrać wszystkie myśli i spojrzał na Amalię. – Tak jak ci powiedziałem, różne sprawy trzymają dusze na tym świecie i wydaje mi się, że będąc u ciebie w mieszkaniu, doświadczyłem czyjejś obecności. Dopiero później połączyłem to z faktami, o których do mnie napisałaś. – Westchnął, powiedział to, co zdawało się najtrudniejsze. – Proszę cię, nie obawiaj. To nie było nic złego, właściwie, to czułem dużo smutku… Nie, wróć, nie smutku, zmartwienia… pragnienia pomocy. To nie było nic okropnego, świadczącego o złości i nienawiści. – Dokładnie przypominał sobie wszystko to, co wtedy się wydarzyło. Był spokojniejszy, gdy mógł opowiedzieć jej o wszystkim. – Widzisz chodzi o to, że mam poczucie, ja jestem niemal pewien, że to wszystko łączy się w całość i tyczy się ciebie. Że może to jest klucz, abyś zrozumiała więcej, abyś mogła z nim porozmawiać… – Wiedział, że potrafi uczynić coś podobnego przeprowadzając odpowiednie rytuały. Nie chciał jednak, aby wzięła na swe barki zbyt wiele. – To oczywiście jakaś myśl, to co pojawiło się w mojej głowie. Nie musisz na nic się godzić. Pomyśl tylko, zastanów się. Nie chcę, abyś przeżywała złe chwile ponownie. – Nie miał ani odrobiny pewności, czy nie krzyknie, czy nie przerazi się i nie zwyzywa go od wariatów. Nie był psychologiem, ani lekarzem, nie potrafił rozmawiać na tak trudne tematy.
Uczepiony kurczowo myśli o tym, że nie chce nic zepsuć, że nie zamierza wystawiać jej na nieprzyjemności, doszczętnie zablokował się w jednym punkcie i nie potrafił zrobić korku na przód. Pomimo ogromnych chęci i szczerych zapewnień, chciał teraz uciec i udawać, że nic się nie stało i że wcale nic je nie obiecał. Czuł się jak małe dziecko, które unikało odpowiedzialności, choć postanowił ostatecznie, że od tej chwili przełamie schemat i będzie działał tak, jak powinien działać już lata temu. Był zmęczony swoimi lękami i tym, co przeżywał za każdym razem w zetknięciu z osobami, na których w jakiś dziwny sposób mu zależało. Być może tydzień temu, miesiąc temu, byłby w stanie ją zignorować, może nawet zranić w nieczułej obojętności, jednak po wszystkich wypowiedzianych i napisanych słowach, nie potrafił tak. Nie był aż tak doszczętnie złym i zepsutym człowiekiem. Uniósł na Stjernen spojrzenie, badając jej niepewność i zmieszanie. Przyniosło mu to pewien rodzaj ulgi, gdyż nie był najwyraźniej sam w swym zamotaniu.
– Dziękuję. Wiesz. Nie chcę, aby to źle zabrzmiało, twoje słowa są niezwykle cenne, ale… ale zawsze ktoś próbuje mnie żałować. Każdy wzdycha i załamuje ręce, chodzi dookoła mnie na palcach lub zamartwia się. Tak jak robiła to przez lata moja rodzina. Zwłaszcza moja matka. Czasami mam wrażenie, że nikt nie jest ze mną w pełni szczery, przykrywa trudne słowa dziwną otoczką przesadnej słodyczy. – Zasępił się i w końcu uniósł papkę sernika do ust, przeżuwając ją chwilę i przełykając z wyraźnym oporem. – Owszem, jest mi ciężko, ale temu nikt nie zaradzi, jeśli sam się nie postaram. A od pewnego czasu chcę się starać – odpowiedział wyraźnie zdecydowanym tonem. Musiał coś zmienić, jeśli nie chciał pogrążyć się w ostatecznym rozkładzie i beznadziei, zwłaszcza gdy miał za sobą rok niezwykle ciężkich decyzji i wydarzeń, które echem powracały do jego pamięci i wprawiały w paskudny nastrój. Musiał pogrzebać je raz na zawsze. – Po prawdzie, jestem okropnym człowiekiem – zaśmiał się. – Nie zaprzeczaj. Nie musisz. Ja o tym wiem, zdaję sobie z tego sprawę. – Chciał ją powstrzymać przed protestem, mimowolnie przekraczając granice, które zwykle sobie stawiał. Dłoń zadrżała mu nieznacznie, gdy Amalia sięgnęła do niej i przykryła własnymi, zadbanymi, miękkimi palcami. Odruchowo chciał porwać rękę i schować ją pod stołem, jednak zamiast tego, przyjął gest z wdzięcznością. – Wszystko dobrze, jestem gotowy. Chyba chcę tak coś sobie udowodnić. Że jeszcze potrafię być dla kogoś dobry. – Zaśmiał się do własnych myśli, chyba pierwszy raz pokazując zupełnie szczerze coś innego poza smutkiem i niepewnością. Błękit jego oczu rozbłysnął na drobny moment, nim ponownie pokrył się matem zafrasowania. Odłożył widelczyk i splótł palce obydwóch dłoni dokładnie przed sobą. Odetchnął, by ostatecznie zebrać wszystkie myśli i spojrzał na Amalię. – Tak jak ci powiedziałem, różne sprawy trzymają dusze na tym świecie i wydaje mi się, że będąc u ciebie w mieszkaniu, doświadczyłem czyjejś obecności. Dopiero później połączyłem to z faktami, o których do mnie napisałaś. – Westchnął, powiedział to, co zdawało się najtrudniejsze. – Proszę cię, nie obawiaj. To nie było nic złego, właściwie, to czułem dużo smutku… Nie, wróć, nie smutku, zmartwienia… pragnienia pomocy. To nie było nic okropnego, świadczącego o złości i nienawiści. – Dokładnie przypominał sobie wszystko to, co wtedy się wydarzyło. Był spokojniejszy, gdy mógł opowiedzieć jej o wszystkim. – Widzisz chodzi o to, że mam poczucie, ja jestem niemal pewien, że to wszystko łączy się w całość i tyczy się ciebie. Że może to jest klucz, abyś zrozumiała więcej, abyś mogła z nim porozmawiać… – Wiedział, że potrafi uczynić coś podobnego przeprowadzając odpowiednie rytuały. Nie chciał jednak, aby wzięła na swe barki zbyt wiele. – To oczywiście jakaś myśl, to co pojawiło się w mojej głowie. Nie musisz na nic się godzić. Pomyśl tylko, zastanów się. Nie chcę, abyś przeżywała złe chwile ponownie. – Nie miał ani odrobiny pewności, czy nie krzyknie, czy nie przerazi się i nie zwyzywa go od wariatów. Nie był psychologiem, ani lekarzem, nie potrafił rozmawiać na tak trudne tematy.
Amalia Stjernen
Re: 12.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – A. Stjernen & E. Soelberg Pon 27 Wrz - 19:16
Amalia StjernenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 27 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : prezenterka radiowa/cukiernik amator (po godzinach)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : krytyk (I), złotousty (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Amalia wysłuchała Eitriego uważnie, po czym pokiwała wolno głową. Rozumiała go bardzo dobrze, aż za dobrze…
Nie chciała mu ofiarować litości, a zrozumienie, natychmiast powiedziała mu o tym, by poczuł się lepiej i może pewniej.
- Wiem, co masz na myśli. Nade mną także każdy stał i kiwał głową z politowaniem. Nie wiem, co sobie myśleli, ale jestem pewna, że patrzyli na każdy mój krok i współczuli mi. A ja nie tego od innych oczekiwałam, zupełnie czegoś innego. Zrozumienia, przede wszystkim i akceptacji tego kim jestem i jaka jestem. Od tamtego dnia… - nie było łatwo jej o tym mówić, ale jak już zaczęła, nie chciała się zatrzymać. Potrzebowała tego, opowiedzenia o sobie, swoim punkcie widzenia i własnych troskach. Eitri miał swój dar, ona swoją chorobę, bo trzeba to nazwać po imieniu, ale musieli się tym mierzyć w takim samym stopniu.
- Musiałam… no wiesz, żyć jakoś, trzymać się, ale nie było mi łatwo. Obwiniam się o wszystko po dzisiejszy dzień. Zawsze odstawałam od rówieśników, bo bałam się do nich zbliżać, myśląc, że zrobię im krzywdę, albo że coś się stanie z mojej winy. Popadłam w paranoję, choroba zaczęła mnie wyniszczać. Z czasem i z pomocą specjalistów było lepiej, mogłam żyć samodzielnie, uczyć się, pracować, ale pewnych rzeczy nie da się wyrzucić z pamięci i życia. One są częścią nas, czy tego chcemy, czy nie. Mnie również ofiarowywano litość, zamartwianie się, a ja potrzebowałam tylko wsparcia i dobrego słowa. Bardziej czegoś w stylu: wierzę w ciebie, dasz radę. Nie jesteś sama – tu urwała, bo nie była pewna, czy da radę wyrazić na głos to, co myślała. I faktycznie nie powiedziała tego, ale zamiast tych słów, padły inne:
- Nie jesteś dziwny, czy szalony. Jesteś wyjątkowy, po prostu. Jak ja jestem chora, bo jestem, przyznaję się do tego na głos, tak ty jesteś kimś szczególnym i nie możesz patrzeć na to inaczej. Powiedz mi, akceptujesz się takim, jakim jesteś? - zapytała, bo to chyba była podstawa wszystkiego. Ona pogodziła się z tym, że jest prześladowana przez koszmary i jej własna psychika jest krucha jak szkło. Nie mówiła sobie: nic ci nie jest, bo musiałaby sobie skłamać. Musiała przyjąć to, co było, bo nie zmieni rzeczywistości. Nie samotnie.
Słysząc o tym, że jest okropny – bo tak najwyraźniej siebie widział – pokręciła stanowczo głową.
- Ja tego nie odczułam, naprawdę. Nie staram się teraz tobie słodzić, nie. Kiedy zaczęłam cię widywać tu i tam, pomyślałam sobie, że jesteś chyba zamkniętym w sobie człowiekiem, może samotnym, nie wiem. Kiedy porozmawialiśmy, uznałam, że jesteś specyficzny, ale nie w złym znaczeniu. Raczej… próbowałam cię zrozumieć, ale strasznie ciężko było cię przejrzeć. Dopiero kiedy zacząłeś mi ufać, układanka zaczęła tworzyć spójny obraz – nadal miała wiele pytań, ale wydawało jej się, że zaczyna coraz lepiej rozumieć jego naturę. I nie pojawiło się tam słowo „okropny”, ani jeden raz.
- Teraz wydajesz mi się po prostu niezrozumiany, bo tak naprawdę trudno pojąć to wszystko, co dzieje się w twojej głowie. Jest ci ciężko, wiem. I nawet jeżeli odpychasz od siebie ludzi, oni i tak będą do ciebie lgnąć, bo nie jesteś złą osobą. Pozwól to innym zobaczyć – uśmiechnęła się smutno.
- Ja tak czuję, naprawdę. Szczerze cię lubię i nie tylko dlatego, że nie uważasz mnie za wariatkę – Amalia wierzyła w dobro i to, że życzliwość wraca do człowieka. Może i cierpiała w środku, ale od dawna nie czuła się zrozumiana. Bo tak odczuwała w tej chwili. Jakby ktoś nareszcie potrafił czytać z jej duszy jak z otwartej księgi.
Wysłuchała jego kolejnych słów z uwagą i analizowała je w ciszy. Nie spuszczała wzroku z mężczyzny i starała się poukładać sobie wszystkie wiadomości, jakie jej dostarczał Eitri. Kiedy zapadła cisza, Amalia nie potrafiła od razu odpowiedzieć.
- Mówisz, że jest możliwość rozmowy? - to wszystko brzmiało naprawdę poważnie. - I że nie czułeś niczego złego? - przechyliła się do tyłu i oparła na krześle. Jej oczy błądziły tu i tam. Nie było to łatwe do przyjęcia.
- Ja… - chwyciła za widelczyk i wbiła go w ciasto. - Potrzebuję teraz cukru – wyjaśniła.
- Nie zrozum mnie źle, ale to mną lekko wstrząsnęło. Muszę się pozbierać, potrzebuję chwili, bo im dłużej rozmyślam, tym gorzej się czuję – dopiero kiedy zniknęło z talerzyka pół kawałka sernika i ubyło nieco kawy z filiżanki, zdecydowała się odpowiedzieć:
- Dobrze – jej głos był zaskakująco pewny. Ale co miała do stracenia? - Zgadzam się.
Nie chciała mu ofiarować litości, a zrozumienie, natychmiast powiedziała mu o tym, by poczuł się lepiej i może pewniej.
- Wiem, co masz na myśli. Nade mną także każdy stał i kiwał głową z politowaniem. Nie wiem, co sobie myśleli, ale jestem pewna, że patrzyli na każdy mój krok i współczuli mi. A ja nie tego od innych oczekiwałam, zupełnie czegoś innego. Zrozumienia, przede wszystkim i akceptacji tego kim jestem i jaka jestem. Od tamtego dnia… - nie było łatwo jej o tym mówić, ale jak już zaczęła, nie chciała się zatrzymać. Potrzebowała tego, opowiedzenia o sobie, swoim punkcie widzenia i własnych troskach. Eitri miał swój dar, ona swoją chorobę, bo trzeba to nazwać po imieniu, ale musieli się tym mierzyć w takim samym stopniu.
- Musiałam… no wiesz, żyć jakoś, trzymać się, ale nie było mi łatwo. Obwiniam się o wszystko po dzisiejszy dzień. Zawsze odstawałam od rówieśników, bo bałam się do nich zbliżać, myśląc, że zrobię im krzywdę, albo że coś się stanie z mojej winy. Popadłam w paranoję, choroba zaczęła mnie wyniszczać. Z czasem i z pomocą specjalistów było lepiej, mogłam żyć samodzielnie, uczyć się, pracować, ale pewnych rzeczy nie da się wyrzucić z pamięci i życia. One są częścią nas, czy tego chcemy, czy nie. Mnie również ofiarowywano litość, zamartwianie się, a ja potrzebowałam tylko wsparcia i dobrego słowa. Bardziej czegoś w stylu: wierzę w ciebie, dasz radę. Nie jesteś sama – tu urwała, bo nie była pewna, czy da radę wyrazić na głos to, co myślała. I faktycznie nie powiedziała tego, ale zamiast tych słów, padły inne:
- Nie jesteś dziwny, czy szalony. Jesteś wyjątkowy, po prostu. Jak ja jestem chora, bo jestem, przyznaję się do tego na głos, tak ty jesteś kimś szczególnym i nie możesz patrzeć na to inaczej. Powiedz mi, akceptujesz się takim, jakim jesteś? - zapytała, bo to chyba była podstawa wszystkiego. Ona pogodziła się z tym, że jest prześladowana przez koszmary i jej własna psychika jest krucha jak szkło. Nie mówiła sobie: nic ci nie jest, bo musiałaby sobie skłamać. Musiała przyjąć to, co było, bo nie zmieni rzeczywistości. Nie samotnie.
Słysząc o tym, że jest okropny – bo tak najwyraźniej siebie widział – pokręciła stanowczo głową.
- Ja tego nie odczułam, naprawdę. Nie staram się teraz tobie słodzić, nie. Kiedy zaczęłam cię widywać tu i tam, pomyślałam sobie, że jesteś chyba zamkniętym w sobie człowiekiem, może samotnym, nie wiem. Kiedy porozmawialiśmy, uznałam, że jesteś specyficzny, ale nie w złym znaczeniu. Raczej… próbowałam cię zrozumieć, ale strasznie ciężko było cię przejrzeć. Dopiero kiedy zacząłeś mi ufać, układanka zaczęła tworzyć spójny obraz – nadal miała wiele pytań, ale wydawało jej się, że zaczyna coraz lepiej rozumieć jego naturę. I nie pojawiło się tam słowo „okropny”, ani jeden raz.
- Teraz wydajesz mi się po prostu niezrozumiany, bo tak naprawdę trudno pojąć to wszystko, co dzieje się w twojej głowie. Jest ci ciężko, wiem. I nawet jeżeli odpychasz od siebie ludzi, oni i tak będą do ciebie lgnąć, bo nie jesteś złą osobą. Pozwól to innym zobaczyć – uśmiechnęła się smutno.
- Ja tak czuję, naprawdę. Szczerze cię lubię i nie tylko dlatego, że nie uważasz mnie za wariatkę – Amalia wierzyła w dobro i to, że życzliwość wraca do człowieka. Może i cierpiała w środku, ale od dawna nie czuła się zrozumiana. Bo tak odczuwała w tej chwili. Jakby ktoś nareszcie potrafił czytać z jej duszy jak z otwartej księgi.
Wysłuchała jego kolejnych słów z uwagą i analizowała je w ciszy. Nie spuszczała wzroku z mężczyzny i starała się poukładać sobie wszystkie wiadomości, jakie jej dostarczał Eitri. Kiedy zapadła cisza, Amalia nie potrafiła od razu odpowiedzieć.
- Mówisz, że jest możliwość rozmowy? - to wszystko brzmiało naprawdę poważnie. - I że nie czułeś niczego złego? - przechyliła się do tyłu i oparła na krześle. Jej oczy błądziły tu i tam. Nie było to łatwe do przyjęcia.
- Ja… - chwyciła za widelczyk i wbiła go w ciasto. - Potrzebuję teraz cukru – wyjaśniła.
- Nie zrozum mnie źle, ale to mną lekko wstrząsnęło. Muszę się pozbierać, potrzebuję chwili, bo im dłużej rozmyślam, tym gorzej się czuję – dopiero kiedy zniknęło z talerzyka pół kawałka sernika i ubyło nieco kawy z filiżanki, zdecydowała się odpowiedzieć:
- Dobrze – jej głos był zaskakująco pewny. Ale co miała do stracenia? - Zgadzam się.
Eitri Soelberg
Re: 12.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – A. Stjernen & E. Soelberg Czw 30 Wrz - 15:32
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Uśmiechnął się do niej, jednak wciąż niezbyt wyraźnie, niepewnie znacząc na twarzy podziękowanie za wszystkie słowa, którymi go obdarzyła. Za wyrozumiałość i chęć wysłuchania. W nerwowym odruchu, czując, że mimowolnie robi mu się gorąco od nadmiaru emocji, podwinął rękawy koszuli po łokcie i oparł się mocniej o stolik, wpatrując w falującą powierzchnię czarnej kawy. W końcu sama zaczęła mówić mu całkiem sporo o sobie, czego nie zamierzał odrzucić, nie chciał jej zatrzymywać, więc słuchał uważnie i czuł względem tego wszystkiego przedziwne zrozumienie, bliźniacze elementy, choć ich losy zdawały się zupełnie odmienne od siebie i jedynie w niektórych momentach zdawały się łączyć w podobnych zdarzeniach. Choć mieli odmienne charaktery był w stanie z empatią podejść do jej przeżyć i czuł, że powinien jej pomóc, bez względu na to, co wydarzy się dalej. Jeśli ponownie zaniecha starania, jeśli coś umknie mu, jak przy sprawie z Villumem, będzie miał jedynie kolejne wyrzuty sumienia przygniatające go bezlitośnie i utwierdzające w przekonaniu, że nie jest już w stanie podjąć jakichkolwiek racjonalnych działań.
Jej pytanie wywołało nagłe zawahanie, choć doskonale znał odpowiedź i cisnęła mu się automatycznie na usta. Ostrożność jednak nakazywała wszystko dokładnie przemyśleć, mimo tego nie potrafił jej okłamać.
– Nie – stwierdził krótko i zasępił się. Potem zmiarkował jednak i przemówił ponownie. – To znaczy, nigdy nie zaakceptowałem tego daru. Mojej odmienności pod tym względem. Reszta… no cóż. Mam charakter jaki mam i nieszczególnie mi to kiedykolwiek wadziło. Może czasami. Czuję jednak, że jeśli tak dalej będę się wypierał moich zdolności, w końcu nie wyjdę z tej beznadziei. Dlatego się staram, dlatego tu jestem. Może to jeden z pierwszych kroków, by właśnie zaakceptować i zrozumieć siebie samego – zakończył i wypuścił ze świstem powietrze. Wydawało się, że mówi na jednym wdechu, pospiesznie, by przypadkiem coś nagle nie sprawiło, że zawaha się i nie wyrzuci tego z siebie. Ujął filiżankę w dłoń i przepłukał gardło goryczą kawy. Zerknął na nią krótko, gdy wyraziła swoją sympatię. – Miło mi. Wiesz, pomimo całej mojej początkowej rezerwy, też uważam cię za w porządku osobę. Dlatego też, chcę ci pomóc – przyznał i posłał jej pokrzepiający uśmiech. Nawet nie wiedział, kiedy zaczął czuć w jej obecności większą swobodę, choć nie była ona jeszcze pełna, to wydawało mu się, że potrafią się dogadać, a jej obecność wcale go nie męczy i nie czuje potrzeby, by zaraz uciekać.
Przeniesienie ciężaru rozmowy na to, co było najistotniejsze, osiadło mgłą niepewności na jego obliczu. Miał wrażenie, że wszystkie słowa, które opuszczały jego usta brzmiały jeszcze gorzej, niż w jego głowie, a już tam był niepewny ich wydźwięku. Nigdy nie był jednak mistrzem opakowywania swych przemyśleń w sreberka ładnych słów i sformułowań. Być może czasami się o to starał, jednak zwykle dawał za wygraną i powracał do starych nawyków, zupełnie przestając przejmować się tym, co mógł czuć jego rozmówca. Tym razem zależało mu jednak na łagodności i delikatności, gdyż materia była niezwykła i drążąca głęboko w czyjeś najbardziej osobiste przeżycia. Wciąż nie potrafił wyjść z podziwu, że nie zniechęcił Amalii i nie spowodował w niej wybuchu oburzenia – nie wiedział, czy powinien być jej za to wdzięczny, czy przyjmować raczej jako naturalny odruch i dowód na to, że nie jest z nim wcale aż tak źle. Bijąc się z myślami, musiał w końcu popchnąć dalej to, co zapoczątkował podczas ich korespondencji.
Śledził dokładnie, jak radzi sobie z prawdą, którą w końcu wyznał. Spodziewał się skrajnych reakcji i był gotów, że być może będą potrzebowali pomocy kogoś, kto będzie w stanie ukoić jej nerwy, jednak pomimo obaw i wyraźnego wstrząsu, którego doznała, zdawała się trzymać… jakoś.
– Proszę… Amalio, spokojnie – wtrącił się jej w słowo, jednak zamilkł bardzo szybko i pozwolił, aby we własnym tempie przyswoiła prawdę. Gdy wyrzekła słowo zgody, westchnął z odrobiną ulgi. – Nie chcę cię do tego zmuszać, ale tak, wracając do twojego pytania. Jestem w stanie przeprowadzić taki rytuał, który umożliwi kontakt. Nie mam zupełnej pewności, czy duch wyrazi zgodę, ale… skoro nie miał złych zamiarów i zależy mu na tym, by ci pomóc… Mogłabyś z nim porozmawiać, przeze mnie. Moimi ustami. – Wyjaśnił jej spokojnie choć po części to, co zamierzał. – Wiem, że już zadeklarowałaś swoją pewność, ale pomyśl jeszcze. Nie chcę cię tym skrzywdzić. – Ułożył dłonie na stoliku i opuścił wzrok uważając, że musi dać jej jeszcze trochę przestrzeni.
Jej pytanie wywołało nagłe zawahanie, choć doskonale znał odpowiedź i cisnęła mu się automatycznie na usta. Ostrożność jednak nakazywała wszystko dokładnie przemyśleć, mimo tego nie potrafił jej okłamać.
– Nie – stwierdził krótko i zasępił się. Potem zmiarkował jednak i przemówił ponownie. – To znaczy, nigdy nie zaakceptowałem tego daru. Mojej odmienności pod tym względem. Reszta… no cóż. Mam charakter jaki mam i nieszczególnie mi to kiedykolwiek wadziło. Może czasami. Czuję jednak, że jeśli tak dalej będę się wypierał moich zdolności, w końcu nie wyjdę z tej beznadziei. Dlatego się staram, dlatego tu jestem. Może to jeden z pierwszych kroków, by właśnie zaakceptować i zrozumieć siebie samego – zakończył i wypuścił ze świstem powietrze. Wydawało się, że mówi na jednym wdechu, pospiesznie, by przypadkiem coś nagle nie sprawiło, że zawaha się i nie wyrzuci tego z siebie. Ujął filiżankę w dłoń i przepłukał gardło goryczą kawy. Zerknął na nią krótko, gdy wyraziła swoją sympatię. – Miło mi. Wiesz, pomimo całej mojej początkowej rezerwy, też uważam cię za w porządku osobę. Dlatego też, chcę ci pomóc – przyznał i posłał jej pokrzepiający uśmiech. Nawet nie wiedział, kiedy zaczął czuć w jej obecności większą swobodę, choć nie była ona jeszcze pełna, to wydawało mu się, że potrafią się dogadać, a jej obecność wcale go nie męczy i nie czuje potrzeby, by zaraz uciekać.
Przeniesienie ciężaru rozmowy na to, co było najistotniejsze, osiadło mgłą niepewności na jego obliczu. Miał wrażenie, że wszystkie słowa, które opuszczały jego usta brzmiały jeszcze gorzej, niż w jego głowie, a już tam był niepewny ich wydźwięku. Nigdy nie był jednak mistrzem opakowywania swych przemyśleń w sreberka ładnych słów i sformułowań. Być może czasami się o to starał, jednak zwykle dawał za wygraną i powracał do starych nawyków, zupełnie przestając przejmować się tym, co mógł czuć jego rozmówca. Tym razem zależało mu jednak na łagodności i delikatności, gdyż materia była niezwykła i drążąca głęboko w czyjeś najbardziej osobiste przeżycia. Wciąż nie potrafił wyjść z podziwu, że nie zniechęcił Amalii i nie spowodował w niej wybuchu oburzenia – nie wiedział, czy powinien być jej za to wdzięczny, czy przyjmować raczej jako naturalny odruch i dowód na to, że nie jest z nim wcale aż tak źle. Bijąc się z myślami, musiał w końcu popchnąć dalej to, co zapoczątkował podczas ich korespondencji.
Śledził dokładnie, jak radzi sobie z prawdą, którą w końcu wyznał. Spodziewał się skrajnych reakcji i był gotów, że być może będą potrzebowali pomocy kogoś, kto będzie w stanie ukoić jej nerwy, jednak pomimo obaw i wyraźnego wstrząsu, którego doznała, zdawała się trzymać… jakoś.
– Proszę… Amalio, spokojnie – wtrącił się jej w słowo, jednak zamilkł bardzo szybko i pozwolił, aby we własnym tempie przyswoiła prawdę. Gdy wyrzekła słowo zgody, westchnął z odrobiną ulgi. – Nie chcę cię do tego zmuszać, ale tak, wracając do twojego pytania. Jestem w stanie przeprowadzić taki rytuał, który umożliwi kontakt. Nie mam zupełnej pewności, czy duch wyrazi zgodę, ale… skoro nie miał złych zamiarów i zależy mu na tym, by ci pomóc… Mogłabyś z nim porozmawiać, przeze mnie. Moimi ustami. – Wyjaśnił jej spokojnie choć po części to, co zamierzał. – Wiem, że już zadeklarowałaś swoją pewność, ale pomyśl jeszcze. Nie chcę cię tym skrzywdzić. – Ułożył dłonie na stoliku i opuścił wzrok uważając, że musi dać jej jeszcze trochę przestrzeni.
Amalia Stjernen
Re: 12.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – A. Stjernen & E. Soelberg Wto 5 Paź - 12:00
Amalia StjernenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 27 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : prezenterka radiowa/cukiernik amator (po godzinach)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : krytyk (I), złotousty (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
- Eitri – zaczęła, słysząc jego odpowiedź. - To musi być bardzo trudne, ale nie jesteś sam. Wiem, że nikt nie jest w stanie zrozumieć cię w pełni, nie mając takiego daru, ale jeśli jednak spróbujesz to zaakceptować, będzie ci łatwiej. Jakby nie było, to jest coś, co cię w jakimś stopniu określa. Ma to duży wpływ na ciebie. Pomyśl, że jesteś wyjątkowy i nie jest to karą – ona to widziała właśnie w ten sposób, ale łatwo było mówić, a co innego czuć to, co odczuwał on. Nie wiedziała z czym się zmaga, ale w pewnym sensie można było patrzeć na to inaczej.
- Chcesz pomóc, więc wiesz, że można zrobić coś dobrego dla innych. Możesz pomóc innym zrozumieć pewne sprawy. Tak to odbieram – powiedziała poważnie.
- Daj sobie szansę na poznanie siebie – wydawało jej się, że nie tylko ona ma problem ze sobą. Niby akceptowali swoje charaktery i tak dalej, ale cząstka ich natury była zraniona i cierpiała. Każde w inny sposób, ale jednak było coś, co ich męczyło. Może jeśli będą się wspierać, coś osiągną ku poprawie swego losu?
Słysząc komplement Amalia uśmiechnęła się do mężczyzny. Naprawdę było jej miło to słyszeć, a przecież Eitri nie należał do wylewnych osób, tym bardziej było to miłe.
- Dzięki – nie słyszała tego zbyt często, mimo wszystko.
Kobieta analizowała wszystko w swoim umyśle i rozważała wszystkie „za” i „przeciw”, ale każda ścieżka prowadziła do jednej i tej samej drogi: do przejścia próby. I nawet gdyby stchórzyła, powiedziałaby sobie, że jest słaba i nie korzysta z okazji. Wniosek był jeden i musiała o tym powiedzieć na głos.
- Eitri, ja nie mam wyjścia. Jeśli jest szansa, że to mi pomoże, muszę się tego podjąć. Uwierz mi, że nie może być gorzej. Ja się ledwo trzymam, taka prawda. Za dnia, kiedy mam pracę, kontakt z innymi ludźmi i ogólnie coś do zrobienia i zajęcia myśli, jest lepiej. Kiedy zostaję sama jest źle. Czasami nawet bardzo źle. Myśli atakują mnie z każdej strony i nie wiem czasem, co jest prawdą, a co tworem mojej wyobraźni. Poczucie winy jest okropne – powiedziała cicho.
Amalia naprawdę musiała spróbować. Było to dla niej jasne. Bała się, ale musiała się na to zdecydować.
- Jesteś moją jedyną nadzieją na to, że coś może się zmienić. Byłabym na siebie zła, gdybym nie skorzystała z szansy na zrozumienie wszystkiego, co się dzieje – ręce jej drżały, ale nie zwracała na to uwagi.
- Ja muszę się zgodzić. Inaczej będę żałować. Co może się stać? Naprawdę, nie będzie gorzej. Najwyżej nic się nie zmieni. Wiem, czego się podejmuję. To trudna sprawa, dla nas obojga, ale pierwszy raz wyciąga do mnie rękę ktoś, kto naprawdę może mi pomóc. Byłabym głupia, gdybym ją odtrąciła. Oczywiście, że czuję strach na samą myśl, ale wolę prawdę od urojeń. Przejdę swoją próbę – to był czas na to, by się w sobie zebrać i stawić czoła swoim lękom.
Amalia przez jakiś czas nic nie mówiła. Wpatrywała się w swoje drobne dłonie, które nadal lekko drżały.
- Jak wygląda taki rytuał? Co trzeba zrobić? - zapytała. Była też ciekawa, kiedy znajdzie na to czas. Nie chciała go pospieszać, sama nie była pewna własnych sił, ale wiedziała, że zbierze się na odwagę, kiedy przyjdzie godzina próby. Coś trzeba było zrobić.
Spojrzała w oczy Eitriemu i posłała mu nieśmiały uśmiech. Była mu wdzięczna za to, że się starał i próbował coś zrobić. Sam fakt, że chciał, byłą dla niej cenna. Nie musiał, a jednak to robił. Pierwszy raz ktoś potrafił ją zrozumieć. Mimo całego ciężaru, jaki czuła na sercu, jakiś ułamek odczuwał ulgę. Nie czuła się już taka samotna. To było pocieszające.
- Chcesz pomóc, więc wiesz, że można zrobić coś dobrego dla innych. Możesz pomóc innym zrozumieć pewne sprawy. Tak to odbieram – powiedziała poważnie.
- Daj sobie szansę na poznanie siebie – wydawało jej się, że nie tylko ona ma problem ze sobą. Niby akceptowali swoje charaktery i tak dalej, ale cząstka ich natury była zraniona i cierpiała. Każde w inny sposób, ale jednak było coś, co ich męczyło. Może jeśli będą się wspierać, coś osiągną ku poprawie swego losu?
Słysząc komplement Amalia uśmiechnęła się do mężczyzny. Naprawdę było jej miło to słyszeć, a przecież Eitri nie należał do wylewnych osób, tym bardziej było to miłe.
- Dzięki – nie słyszała tego zbyt często, mimo wszystko.
Kobieta analizowała wszystko w swoim umyśle i rozważała wszystkie „za” i „przeciw”, ale każda ścieżka prowadziła do jednej i tej samej drogi: do przejścia próby. I nawet gdyby stchórzyła, powiedziałaby sobie, że jest słaba i nie korzysta z okazji. Wniosek był jeden i musiała o tym powiedzieć na głos.
- Eitri, ja nie mam wyjścia. Jeśli jest szansa, że to mi pomoże, muszę się tego podjąć. Uwierz mi, że nie może być gorzej. Ja się ledwo trzymam, taka prawda. Za dnia, kiedy mam pracę, kontakt z innymi ludźmi i ogólnie coś do zrobienia i zajęcia myśli, jest lepiej. Kiedy zostaję sama jest źle. Czasami nawet bardzo źle. Myśli atakują mnie z każdej strony i nie wiem czasem, co jest prawdą, a co tworem mojej wyobraźni. Poczucie winy jest okropne – powiedziała cicho.
Amalia naprawdę musiała spróbować. Było to dla niej jasne. Bała się, ale musiała się na to zdecydować.
- Jesteś moją jedyną nadzieją na to, że coś może się zmienić. Byłabym na siebie zła, gdybym nie skorzystała z szansy na zrozumienie wszystkiego, co się dzieje – ręce jej drżały, ale nie zwracała na to uwagi.
- Ja muszę się zgodzić. Inaczej będę żałować. Co może się stać? Naprawdę, nie będzie gorzej. Najwyżej nic się nie zmieni. Wiem, czego się podejmuję. To trudna sprawa, dla nas obojga, ale pierwszy raz wyciąga do mnie rękę ktoś, kto naprawdę może mi pomóc. Byłabym głupia, gdybym ją odtrąciła. Oczywiście, że czuję strach na samą myśl, ale wolę prawdę od urojeń. Przejdę swoją próbę – to był czas na to, by się w sobie zebrać i stawić czoła swoim lękom.
Amalia przez jakiś czas nic nie mówiła. Wpatrywała się w swoje drobne dłonie, które nadal lekko drżały.
- Jak wygląda taki rytuał? Co trzeba zrobić? - zapytała. Była też ciekawa, kiedy znajdzie na to czas. Nie chciała go pospieszać, sama nie była pewna własnych sił, ale wiedziała, że zbierze się na odwagę, kiedy przyjdzie godzina próby. Coś trzeba było zrobić.
Spojrzała w oczy Eitriemu i posłała mu nieśmiały uśmiech. Była mu wdzięczna za to, że się starał i próbował coś zrobić. Sam fakt, że chciał, byłą dla niej cenna. Nie musiał, a jednak to robił. Pierwszy raz ktoś potrafił ją zrozumieć. Mimo całego ciężaru, jaki czuła na sercu, jakiś ułamek odczuwał ulgę. Nie czuła się już taka samotna. To było pocieszające.
Eitri Soelberg
Re: 12.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – A. Stjernen & E. Soelberg Nie 10 Paź - 23:02
Eitri SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : oficer Kruczej Straży, inspektor w Wydziale Kryminalno-Śledczym
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : mistrz pościgów (I), odporny (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 27 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 26 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 25 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Od dawna tak otwarcie nie angażował się w pomoc. Uciekał zwykle obawiając się, że zostanie to źle odebrane, lub, że przesadzi. Nie był wyjątkowo delikatny, bywało, że nie miał w sobie ostrożności i wystarczającej empatii, lub że nagle ta stawała się ogromna i przyćmiewała zdrowy rozsądek. Dawno wyszedł z wprawy i nie potrafił funkcjonować w sposób przybliżony do normalnego. Mimo wszystko, wiedział, że musi się starać. Rozmowa z Ivarem pokazała mu, że nie może być aż tak bierny, że bez własnej inicjatywy niestety będzie skazany na porażkę. Przecież z resztą nigdy nie upatrywał w nikim innym źródła pomocy, choć i sam nic nie robił, aby swój stan zmienić. Stąd trwał w ciągłej stagnacji, która w końcu przekształcała się w degradację i brak nadziei na jakąkolwiek poprawę. Westchnął, zjadając resztę słodkości z talerzyka.
Wiedział, że teraz musi dać z siebie wszystko i pomóc kobiecie na tyle, na ile będzie mógł. Wydawało mu się, że najtrudniejsze ma za sobą. Choć tak bardzo uciekał przed kontaktami z duchami, najbardziej kłopotliwe były relacje z ludźmi. Powiedzenie prawdy, ubranie w słowa trudnych myśli: to wszystko zawsze przyprawiało go o zawroty głowy. Poczuł w momencie ukłucie dumy, gdy zrozumiał, że podołał i że nie uciekł. Miał ku temu tyle okazji, a jednak tego nie zrobił. Ulga opadła powoli na jego oblicze, choć sytuacja zdawała się wciąż napięta, pełna nerwów kołatających w duszy Stjernen. Musiała czuć ogromne zamieszanie, natłok sprzecznych myśli, choć ostatecznie, dał jej nadzieję na to, że będzie lepiej. Była w sytuacji, której nie zazdrościł i tym bardziej czuł obowiązek – nie tylko ten wtłoczony latami nauki kruczej musztry oraz tego, co wpoił mu dziadek.
– Po prostu, chcę, aby to była w pełni świadoma decyzja, nie chcę cię zmuszać, narzucać nic, bo to nie jest dobre. Daję ci znać, że mam takie możliwości i to jakoś pewnie pomoże. Nie wiem na pewno, jaki będzie przebieg, ale mam przeczucia, że będzie – zawahał się na moment i upił nieco kawy. – Że będzie to dla ciebie cos dobrego i dla mnie też, bo przybliży mnie do pełnego zrozumienia daru, który posiadam. Ukaże te pozytywne rzeczy, które z niego wypływają. – Spojrzał na nią z nutą nadziei, ofiarowując spokój malujący się w rysach twarzy. Był niezwykle łagodny, zazwyczaj ściągnięte w grymasie brwi, układały się spokojnymi łukami ponad oczami barwy czystego, błękitnego nieba. Widząc drżenie jej dłoni, w geście niezwykle spontanicznym, tak bardzo nietypowym, sięgnął ku nim własną ręką i nakrył delikatnie palcami, chwytając, by uspokoiła się nieco. Jej skora była chłodna, prawdopodobnie tak działał na nią stres, którego doświadczała w związku z ujawnionymi rewelacjami. Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie.
– Ciągle będziemy w tym razem. – Chciał zapewnić ją, że nie zrezygnuje i że pomoże jej doprowadzić sprawę do końca. Nie odsuwając ręki, pokiwał głową. Musiała wiedzieć więcej, nie mógł ukrywać szczegółów czegoś, przy czym musiała być obecna. – To tak zwany rytuał więzi. Dowolny przodek może przemawiać moimi ustami, gdy nawiążę z nim kontakt. Ważne jest to, że musiałbym udać się z tobą na miejsce, gdzie pochowano twojego brata – zrobił pauzę, gdyż poczuł, że zbyt beztroskim tonem opowiada o czymś, co takie w rzeczywistości nie było. – Musimy przygotować ofiarę w postaci posiłku i napoju. Może coś, za czym przepadał? – spojrzał na Amalię pytająco. – Następnie muszę już tylko korzystać ze swych zdolności. Możemy zaopatrzyć się w specjalne kadzidła, zwykle pozwalają mi się lepiej skupić i wyostrzają moje zmysły. Tak jak mówiłem, nie mam zupełnej pewności, czy duch będzie chciał rozmawiać, ale jestem dobrej myśli. – Dopiero wtedy odsunął dłoń i ujął filiżankę, aby dopić kawę, zupełnie już zimną. Odsunął od siebie puste naczynia i spojrzał po lokalu. – Jeśli chodzi o to, kiedy możemy to zrobić, powiedz mi, gdy będziesz gotowa. Dla mnie dobrze będzie wykorzystać jakiś urlop lub dni, gdy przypada moje wolne. Jakiś weekend. Mam kilka spraw do domknięcia, ale obiecuję, że nie potrwa to długo. – Teraz mógł jedynie czekać na ostateczną decyzję i wybór czasu, w którym Stjernen zdecyduje się na to, by stanąć oko w oko z przeszłością.
Wiedział, że teraz musi dać z siebie wszystko i pomóc kobiecie na tyle, na ile będzie mógł. Wydawało mu się, że najtrudniejsze ma za sobą. Choć tak bardzo uciekał przed kontaktami z duchami, najbardziej kłopotliwe były relacje z ludźmi. Powiedzenie prawdy, ubranie w słowa trudnych myśli: to wszystko zawsze przyprawiało go o zawroty głowy. Poczuł w momencie ukłucie dumy, gdy zrozumiał, że podołał i że nie uciekł. Miał ku temu tyle okazji, a jednak tego nie zrobił. Ulga opadła powoli na jego oblicze, choć sytuacja zdawała się wciąż napięta, pełna nerwów kołatających w duszy Stjernen. Musiała czuć ogromne zamieszanie, natłok sprzecznych myśli, choć ostatecznie, dał jej nadzieję na to, że będzie lepiej. Była w sytuacji, której nie zazdrościł i tym bardziej czuł obowiązek – nie tylko ten wtłoczony latami nauki kruczej musztry oraz tego, co wpoił mu dziadek.
– Po prostu, chcę, aby to była w pełni świadoma decyzja, nie chcę cię zmuszać, narzucać nic, bo to nie jest dobre. Daję ci znać, że mam takie możliwości i to jakoś pewnie pomoże. Nie wiem na pewno, jaki będzie przebieg, ale mam przeczucia, że będzie – zawahał się na moment i upił nieco kawy. – Że będzie to dla ciebie cos dobrego i dla mnie też, bo przybliży mnie do pełnego zrozumienia daru, który posiadam. Ukaże te pozytywne rzeczy, które z niego wypływają. – Spojrzał na nią z nutą nadziei, ofiarowując spokój malujący się w rysach twarzy. Był niezwykle łagodny, zazwyczaj ściągnięte w grymasie brwi, układały się spokojnymi łukami ponad oczami barwy czystego, błękitnego nieba. Widząc drżenie jej dłoni, w geście niezwykle spontanicznym, tak bardzo nietypowym, sięgnął ku nim własną ręką i nakrył delikatnie palcami, chwytając, by uspokoiła się nieco. Jej skora była chłodna, prawdopodobnie tak działał na nią stres, którego doświadczała w związku z ujawnionymi rewelacjami. Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie.
– Ciągle będziemy w tym razem. – Chciał zapewnić ją, że nie zrezygnuje i że pomoże jej doprowadzić sprawę do końca. Nie odsuwając ręki, pokiwał głową. Musiała wiedzieć więcej, nie mógł ukrywać szczegółów czegoś, przy czym musiała być obecna. – To tak zwany rytuał więzi. Dowolny przodek może przemawiać moimi ustami, gdy nawiążę z nim kontakt. Ważne jest to, że musiałbym udać się z tobą na miejsce, gdzie pochowano twojego brata – zrobił pauzę, gdyż poczuł, że zbyt beztroskim tonem opowiada o czymś, co takie w rzeczywistości nie było. – Musimy przygotować ofiarę w postaci posiłku i napoju. Może coś, za czym przepadał? – spojrzał na Amalię pytająco. – Następnie muszę już tylko korzystać ze swych zdolności. Możemy zaopatrzyć się w specjalne kadzidła, zwykle pozwalają mi się lepiej skupić i wyostrzają moje zmysły. Tak jak mówiłem, nie mam zupełnej pewności, czy duch będzie chciał rozmawiać, ale jestem dobrej myśli. – Dopiero wtedy odsunął dłoń i ujął filiżankę, aby dopić kawę, zupełnie już zimną. Odsunął od siebie puste naczynia i spojrzał po lokalu. – Jeśli chodzi o to, kiedy możemy to zrobić, powiedz mi, gdy będziesz gotowa. Dla mnie dobrze będzie wykorzystać jakiś urlop lub dni, gdy przypada moje wolne. Jakiś weekend. Mam kilka spraw do domknięcia, ale obiecuję, że nie potrwa to długo. – Teraz mógł jedynie czekać na ostateczną decyzję i wybór czasu, w którym Stjernen zdecyduje się na to, by stanąć oko w oko z przeszłością.
Amalia Stjernen
12.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – A. Stjernen & E. Soelberg Pon 11 Paź - 13:49
Amalia StjernenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 27 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : prezenterka radiowa/cukiernik amator (po godzinach)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : krytyk (I), złotousty (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Amalia znowu upiła łyk kawy. Stygła, ale jej to nie przeszkadzało.
Musiała być dzielna, będzie taka. Jeśli można było coś zrobić, dla niej i dla Eitriego, zrobi to. Przecież nie tylko jej miało to pomóc. Widziała jak mężczyzna walczy ze sobą, ale chciał, ona też chciała. Nie musiała się zastanawiać, bo stchórzy. Taka była prawda.
- Jestem pewna, Eitri – tym razem brzmiała o wiele bardziej zdecydowanie. - To może być moja ostatnia szansa. Nie będzie lepiej, jeśli się poddam na starcie – jak mówiła, gorzej być już nie mogło.
Wysłuchała uważnie każdego słowa, jakie płynęło z jego ust i chociaż była przerażona tym wszystkim, wiedziała, że innego wyjścia nie ma. Powtarzała sobie, że to dla jej dobra, tak jak mówił Soelberg. Jego gest, gdy powstrzymał drżenie jej dłoni był naprawdę miły. Posłała mu pełen wdzięczności uśmiech. Rozumiał ją, bo wiedział w czym leży natura problemu. Nikt inny tak nie miał. Mogli się weprzeć nawzajem. Siedzieli teraz w tym wspólnie.
- Czyli musimy udać się do Trondheim – powiedziała na wzmiankę o miejscu pochówku brata.
- No dobrze – bywała tam, ale na tyle rzadko, by nie widywać smutnego spojrzenia rodziców. Za każdym razem kiedy u nich była, widziała żal, ale nie wiedziała dokładnie kogo żałowali, syna czy jej, a może obydwojga? Syna, bo odszedł na zawsze, córki, bo obwiniając się, zabijała siebie. Nie chcieli jej stracić, wiedziała o tym. Ona też nie chciała się poddać, ale było tak trudno. Czy Eitri i jego dar odmieni jej myślenie? Czy bliźniak będzie chciał z nią rozmawiać?
- Pamiętam, że miał ulubione ciastka czekoladowe – Norwegowie uwielbiali czekoladę i dawali ją do swoich wypieków. - To się da załatwić. Ale pomyślę, co jeszcze by się nadawało – była dzieckiem, więc nie wszystko dobrze pamiętała, ale coś jeszcze wymyśli.
- Jeśli nie zechce przemówić, trudno. Musimy spróbować – tak, była pewna, że tego chce. Nie będzie sama, będzie mieć wsparcie. To już coś.
Kiedy Eitri dopijał kawę, ona dojadła ciasto.
- Wiesz, weekend mi pasuje – powiedziała z namysłem. - Nie pracuję wtedy, więc łatwiej będzie coś wybrać. Nie mam większych planów, zwykle przebywam w Midgardzie i zbieram materiał do audycji, ale mogę sobie wziąć też tydzień wolnego. Prawdę mówiąc zawsze siedzę w pracy, rzadko proszę o urlop – zwykle to jej pomagało nie myśleć o tym, co przykre. Teraz przeciwnie, potrzebowała wolnego by lepiej sobie poradzić. Poza tym nie mogłaby chyba myśleć o czymś innym niż podróż i rytuał.
- Pomyślę i wyślę ci wiadomość. Coś ustalimy – pokiwała głową.
- Myślę, że pod koniec miesiąca najwcześniej? - zaproponowała. - Jeszcze się dogadamy, zobaczę jak to będzie i co mi odpowiedzą w pracy – nie mogła wybiegać za daleko w przyszłość.
Chwilę jeszcze posiedzieli w kawiarni, po czym po krótkim pożegnaniu zaczęli się zbierać. Uregulowali rachunek i każde udało się w swoim kierunku. Amalia rozmyślała o tym, co usłyszała i starała się zachowywać spokojnie. Bała się, ale była zdecydowana. Wszystko musiało się jakoś ułożyć, w tę czy inną stronę. Nadchodził wiatr zmian – czy na lepsze czy na gorsze? To się okaże.
Amalia i Eitri z tematu
Musiała być dzielna, będzie taka. Jeśli można było coś zrobić, dla niej i dla Eitriego, zrobi to. Przecież nie tylko jej miało to pomóc. Widziała jak mężczyzna walczy ze sobą, ale chciał, ona też chciała. Nie musiała się zastanawiać, bo stchórzy. Taka była prawda.
- Jestem pewna, Eitri – tym razem brzmiała o wiele bardziej zdecydowanie. - To może być moja ostatnia szansa. Nie będzie lepiej, jeśli się poddam na starcie – jak mówiła, gorzej być już nie mogło.
Wysłuchała uważnie każdego słowa, jakie płynęło z jego ust i chociaż była przerażona tym wszystkim, wiedziała, że innego wyjścia nie ma. Powtarzała sobie, że to dla jej dobra, tak jak mówił Soelberg. Jego gest, gdy powstrzymał drżenie jej dłoni był naprawdę miły. Posłała mu pełen wdzięczności uśmiech. Rozumiał ją, bo wiedział w czym leży natura problemu. Nikt inny tak nie miał. Mogli się weprzeć nawzajem. Siedzieli teraz w tym wspólnie.
- Czyli musimy udać się do Trondheim – powiedziała na wzmiankę o miejscu pochówku brata.
- No dobrze – bywała tam, ale na tyle rzadko, by nie widywać smutnego spojrzenia rodziców. Za każdym razem kiedy u nich była, widziała żal, ale nie wiedziała dokładnie kogo żałowali, syna czy jej, a może obydwojga? Syna, bo odszedł na zawsze, córki, bo obwiniając się, zabijała siebie. Nie chcieli jej stracić, wiedziała o tym. Ona też nie chciała się poddać, ale było tak trudno. Czy Eitri i jego dar odmieni jej myślenie? Czy bliźniak będzie chciał z nią rozmawiać?
- Pamiętam, że miał ulubione ciastka czekoladowe – Norwegowie uwielbiali czekoladę i dawali ją do swoich wypieków. - To się da załatwić. Ale pomyślę, co jeszcze by się nadawało – była dzieckiem, więc nie wszystko dobrze pamiętała, ale coś jeszcze wymyśli.
- Jeśli nie zechce przemówić, trudno. Musimy spróbować – tak, była pewna, że tego chce. Nie będzie sama, będzie mieć wsparcie. To już coś.
Kiedy Eitri dopijał kawę, ona dojadła ciasto.
- Wiesz, weekend mi pasuje – powiedziała z namysłem. - Nie pracuję wtedy, więc łatwiej będzie coś wybrać. Nie mam większych planów, zwykle przebywam w Midgardzie i zbieram materiał do audycji, ale mogę sobie wziąć też tydzień wolnego. Prawdę mówiąc zawsze siedzę w pracy, rzadko proszę o urlop – zwykle to jej pomagało nie myśleć o tym, co przykre. Teraz przeciwnie, potrzebowała wolnego by lepiej sobie poradzić. Poza tym nie mogłaby chyba myśleć o czymś innym niż podróż i rytuał.
- Pomyślę i wyślę ci wiadomość. Coś ustalimy – pokiwała głową.
- Myślę, że pod koniec miesiąca najwcześniej? - zaproponowała. - Jeszcze się dogadamy, zobaczę jak to będzie i co mi odpowiedzą w pracy – nie mogła wybiegać za daleko w przyszłość.
Chwilę jeszcze posiedzieli w kawiarni, po czym po krótkim pożegnaniu zaczęli się zbierać. Uregulowali rachunek i każde udało się w swoim kierunku. Amalia rozmyślała o tym, co usłyszała i starała się zachowywać spokojnie. Bała się, ale była zdecydowana. Wszystko musiało się jakoś ułożyć, w tę czy inną stronę. Nadchodził wiatr zmian – czy na lepsze czy na gorsze? To się okaże.
Amalia i Eitri z tematu