:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
17.12.2000 – Muzeum Sztuki Europejskiej – E. Halvorsen & L. Vidgren
2 posters
Einar Halvorsen
Re: 17.12.2000 – Muzeum Sztuki Europejskiej – E. Halvorsen & L. Vidgren Pią 29 Kwi - 22:58
Einar HalvorsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
17.12.2000
Objęcia tłumu okryły go miękkim gwarem, miasto tętniło w swoich głównych arteriach ciągłym szumem pośpiechu i rzędem strzępków przeróżnej wymiany zdań. Wodospad światła opadał na ciąg budynków i spływał z gracją po dachach barwnych kamienic, dumnych części szkieletu architektury; równy takt kroków niknął pośród scenerii gdy zmierzał w obraną stronę. Gmach mieszczący muzeum powitał go podniosłością, zwiastując przebieg spotkania przy którym serce radośnie wzmogło marsz za żebrami; czekał, bez ponaglenia, z niezwykłą pogodą ducha.
Wierzył, że sztuka łączy zamiast drastycznie dzielić, chętnie nie tylko tworzył, co również poznawał dzieła wychodzące z rąk innych, znanych jemu artystów. Nic dziwnego, skoro cieszył się że obecną chwilę związaną z obcowaniem z malarstwem oraz rzeźbami, może dzielić ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa. Na widok Laudith twarz zdołał rozświetlić uśmiech, który serdecznie wygiął krawędzie warg. Ruszyli wspólnie do środka, w kierunku korytarzy i sal zapełnionych słynnymi elementami twórczości pokoleń galdrów. Płótna i ociosane dłutem postacie nie wywodziły się tylko z samej Skandynawii, kolekcja zawarła też perły z innych części Europy.
- Debiut panny Helvig był bardzo obiecujący - przypomniał po powitaniu, nie mogąc być obojętnym na wydarzenie na którym byli oboje. Pamiętał, kiedy zobaczył ją wśród gromady odbiorców, pamiętał własne odczucia, rozpalone i silne - nie wiedząc przecież że były po części winą skosztowanego trunku. Panna Helvig mogła wiele zawdzięczać Wahlbergowi, wspaniałej organizacji za którą był oczywiście odpowiedzialny. Nie licząc samych, istotnych i stanowiących centrum - co oczywiste - obrazów, we wszystko wplatała się również atmosfera, dzierżąca wpływy nad stopniem odbioru dzieł.
- Żałuję, że nie zdążyłem wtedy z tobą porozmawiać - oboje mieli odrębne towarzystwa, a wprowadzanie za wszelką cenę zamieszania nie było dogodną opcją, która o wiele bardziej mogła zaszkodzić nim zamiast wyłącznie pomóc. Potrzebowali chwili wspólnej rozmowy, wyłącznie oni, bez innych obecnych osób - teraz, otoczeni przyjemną ciszą mogli liczyć na identyczną prywatność. W muzeum nie znajdowały się tłumy podobne do tych obecnych na wydarzeniu, tworząc wygodny klimat. Był przekonany, że prędzej czy później będzie chciał dyskutować z nią o wystawie, dopytać z zaciekawieniem, jakie odczucia zdołały jej towarzyszyć. Sam spędził dobrze ten czas, rozmawiając z Sohvi i dyskutując o poszczególnych obrazach. Jedynym dysonansem jakiego zdołał doświadczyć była wścibska obecność młodzieńca-samozwańczego dziennikarza, który zaczynał głosić szereg absurdów. Nie sądził, aby należał do Ratatoskra; nawet ich hieny miały pewne standardy, budując plotki na ziarnach zebranych prawd. Skandale, przejawiające się w artykułach, krzyczące w dosadności nagłówków, były często czymś więcej niż konstelacją domysłów.
- Podobał ci się wernisaż? - osiadł spojrzeniem z nutą czystego, szczerego zainteresowania.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Laudith Vidgren
Re: 17.12.2000 – Muzeum Sztuki Europejskiej – E. Halvorsen & L. Vidgren Wto 3 Maj - 21:20
Laudith VidgrenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : spirytystka, tłumaczka starożytnych run
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : intrygant (I), mściciel (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 30 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 16 / wiedza ogólna: 11
Wydawało się to wręcz zabawne. W czasie, gdy jej mąż, entuzjasta dzieł sztuki zniknął bez słowa, Laudith wydawało się, że obcuje ze sztuką znacznie częściej, niż w czasie, kiedy przy niej był. W ciągu ostatnich dwóch bywała w galeriach sztuki i muzeach częściej niż w przeciągu minionych paru lat. Nie żałowała jednak wcale i kiedy Einar zaproponował, aby wspólnie udali się do muzeum sztuki europejskiej odpowiedź Vidgren nie mogła być inna jak tylko zgoda. Chciała spędzać z nim jak najwięcej czasu, aby nadrobić stracone lata. Wciąż mieli tyle do omówienia, tyle do powiedzenia. Odwzajemniła uśmiech, tak rzadko goszczący na jej bladych wargach ostatnimi czasy, szczerze i ciepło, gdy zostawiała w szatni zimowy płaszcz, odsłaniając czarną, długą sukienkę zdobioną koronką na półprzeźroczystym deklcie.
- Nie da się temu zaprzeczyć. Powinna być wdzięczna Olafowi za tę możliwość. Uczynił jej wielką przysługę - odpowiedziała Laudith, skinąwszy przy tym głową. Skłamałaby mówiąc, że dzieła jakie wyszły spod pędzla panny Hedvig nie cieszyły oka. Może nie do końca trafiały w jej osobiste preferencje, jednakże biorąc pod uwagę tak młody wiek, to wydawała się diamentem jaki można było oszlifować do prawdziwego brylantu - przed nią jeszcze sporo pracy, jeśli miała zamiar wspiąć się jeszcze wyżej. Miała i tak bardzo ułatwiony start. Niewielu młodych, nieznanych szerszej publiczności artystów mogło cieszyć się takim debiutem - organizowanym z wielką pompą wernisażem w jednej z najbardziej szanowanych galerii sztuki w starym mieście Midgardu. Wahlberg, wziąwszy Jeske pod swoje skrzydła, uczynił jej wielką przysługę. Einar, jako malarz i artysta, z pewnością zdawał sobie sprawę z tego jak wiele mógł zdziałać dla niej wpływowy mecenas.
- Nie żałuj, mój drogi, nie żałuj. Mamy całe mnóstwo czasu na rozmowy - wyrzekła z rozczuleniem, unosząc dłoń, by pogładzić opuszkami palców jego policzek. Dostrzegła go w tłumie, oczywiście, nie mógł pozostać przez nią niezauważony; nie chodziło o aurę jaką wokół siebie, nawet nieświadomie, roztaczał. Nawet mimo niej spojrzenie czarnych oczu Laudith i tak szukałoby go w tłumie. Zdziwiłaby się, gdyby był nieobecny na podobnym wydarzeniu. Właściwie to jej obecność tam powinna być niespodzianką, bo ze sztuką niewiele ją łączyło. Zawsze podziwiała prace i talent Einara, lecz sama nie wiedziała wiele o historii sztuki i malarstwie, by móc wydawać osądy o jakiejkolwiek wartości merytorycznej. Jej mieszkanie było pełne dzieł sztuki, lecz za tym znów stał Homer, ich wielbiciel i entuzjasta, a nie ona. Dzieło panny Hedvig kupiła z myślą o nim, choć wypierała się tego nieustannie.
- Oczywiście. Nie spodziewałam się nawet, że... tak mi się spodoba. Sam wiesz, że raczej nie przepadam za takimi spędami i tłumami - powiedziała cicho, spoglądając ku twarzy Einara od czasu do czasu, by uchwycić jego spojrzenie, głównie jednak patrzyła na dzieła zdobiące ściany, wzdłuż których spacerowali nieśpiesznie. - Jestem pod wrażeniem czarów jakich użyto. Można było naprawdę poczuć się jak w lesie. A tobie jak się podobało? Co sądzisz o pannie Hedvig jako profesjonalista? Ma szansę na wielką karierę? - zagadnęła z ciekawością. Halvorsen z pewnością mógł to ocenić znacznie lepiej niż ona sama. - Niepokojące były jednak wieści o tym, co działo się na placu kupieckim. Powróciły do mnie wspomnienia z lat szkolnych - przyznała z niesmakiem. Cieszyła się teraz, że porzuciła pomysł, aby się tam pojawić. Może i dar rozmawiania ze zmarłymi był powszechnie szanowany wśród społeczności galdrów, lecz radykałowie mogli i dla medium nie przewidywać żadnego wyjątku.
- Nie da się temu zaprzeczyć. Powinna być wdzięczna Olafowi za tę możliwość. Uczynił jej wielką przysługę - odpowiedziała Laudith, skinąwszy przy tym głową. Skłamałaby mówiąc, że dzieła jakie wyszły spod pędzla panny Hedvig nie cieszyły oka. Może nie do końca trafiały w jej osobiste preferencje, jednakże biorąc pod uwagę tak młody wiek, to wydawała się diamentem jaki można było oszlifować do prawdziwego brylantu - przed nią jeszcze sporo pracy, jeśli miała zamiar wspiąć się jeszcze wyżej. Miała i tak bardzo ułatwiony start. Niewielu młodych, nieznanych szerszej publiczności artystów mogło cieszyć się takim debiutem - organizowanym z wielką pompą wernisażem w jednej z najbardziej szanowanych galerii sztuki w starym mieście Midgardu. Wahlberg, wziąwszy Jeske pod swoje skrzydła, uczynił jej wielką przysługę. Einar, jako malarz i artysta, z pewnością zdawał sobie sprawę z tego jak wiele mógł zdziałać dla niej wpływowy mecenas.
- Nie żałuj, mój drogi, nie żałuj. Mamy całe mnóstwo czasu na rozmowy - wyrzekła z rozczuleniem, unosząc dłoń, by pogładzić opuszkami palców jego policzek. Dostrzegła go w tłumie, oczywiście, nie mógł pozostać przez nią niezauważony; nie chodziło o aurę jaką wokół siebie, nawet nieświadomie, roztaczał. Nawet mimo niej spojrzenie czarnych oczu Laudith i tak szukałoby go w tłumie. Zdziwiłaby się, gdyby był nieobecny na podobnym wydarzeniu. Właściwie to jej obecność tam powinna być niespodzianką, bo ze sztuką niewiele ją łączyło. Zawsze podziwiała prace i talent Einara, lecz sama nie wiedziała wiele o historii sztuki i malarstwie, by móc wydawać osądy o jakiejkolwiek wartości merytorycznej. Jej mieszkanie było pełne dzieł sztuki, lecz za tym znów stał Homer, ich wielbiciel i entuzjasta, a nie ona. Dzieło panny Hedvig kupiła z myślą o nim, choć wypierała się tego nieustannie.
- Oczywiście. Nie spodziewałam się nawet, że... tak mi się spodoba. Sam wiesz, że raczej nie przepadam za takimi spędami i tłumami - powiedziała cicho, spoglądając ku twarzy Einara od czasu do czasu, by uchwycić jego spojrzenie, głównie jednak patrzyła na dzieła zdobiące ściany, wzdłuż których spacerowali nieśpiesznie. - Jestem pod wrażeniem czarów jakich użyto. Można było naprawdę poczuć się jak w lesie. A tobie jak się podobało? Co sądzisz o pannie Hedvig jako profesjonalista? Ma szansę na wielką karierę? - zagadnęła z ciekawością. Halvorsen z pewnością mógł to ocenić znacznie lepiej niż ona sama. - Niepokojące były jednak wieści o tym, co działo się na placu kupieckim. Powróciły do mnie wspomnienia z lat szkolnych - przyznała z niesmakiem. Cieszyła się teraz, że porzuciła pomysł, aby się tam pojawić. Może i dar rozmawiania ze zmarłymi był powszechnie szanowany wśród społeczności galdrów, lecz radykałowie mogli i dla medium nie przewidywać żadnego wyjątku.
Monsters don't sleep under your bed,
they sleep inside your head
Einar Halvorsen
Re: 17.12.2000 – Muzeum Sztuki Europejskiej – E. Halvorsen & L. Vidgren Nie 12 Cze - 22:08
Einar HalvorsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Uśmiech, rozchylony na twarzy nie gasnął w szczerej poświacie, stonowany zdradzając ledwie ułamek przebłysków szczęścia obecnych pod wzgórzem czaszki. Uwaga, wiążąca się z gwarnym tłumem świadczyła że pozostała w niej dawna Laudith ceniąca o wiele bardziej nieliczne, wąskie towarzystwo starannie dobranych ludzi. Nie wiedział, dotąd, jak wiele z nich pozostało chociaż był przekonany, że barwy odczuć nie zatraciły dawnej intensywności, że przywiązanie zagnieżdżone od pierwszych, jeszcze dziecięcych spotkań, nie uległo korozji tworząc twór na wskroś martwy, poddany upływom czasu. Nadal, w rzeczywistości chciał spędzać z nią wspólne chwile, pragnął naprawić błędy, rozłąkę nasączoną milczeniem stężonym niczym trucizna; zyskali zasób momentów i sposobności, zyskali kolejną szansę, zyskali wszystko, aby na nowo wdrażać ich silną przyjaźń - wyjątkową, niezwykłą.
- Nie mogę tego określić. Bez wątpienia wernisaż otworzył jej wiele drzwi - przyznał początkowo z odcieniem półżartobliwej przekory choć mówił zupełną prawdę; nie byłby w stanie ocenić czy zdoła rozwinąć skrzydła - możliwości, które powinna wykorzystać - wielkie wzloty mogły czasem poprzedzać wielkie upadki, los ikarowej tragedii był pisany niektórym, obiecującym twórcom. Wierzył jednak, że panna Helvig pozostająca pod opieką jego zaradnego przyjaciela, będzie dalej pogłębiać talent, a jej nazwisko nie uschnie martwe, goszcząc już na dobre w rozmowach oraz pochlebnych słowach wśród miłośników sztuki. Sam bawił się wyśmienicie, poniekąd przez wzgląd na towarzystwo Sohvi, poniekąd przez wzgląd na samą, wybitną organizację wydarzenia i dzieła, które go nie zawiodły, których oczekiwał z początku z przyjemną dozą napięcia.
Drgnął, kiedy Laudith wspomniała temat ekscesu jaki był poruszony podczas wernisażu; strzępki reminiscencji podniosły się z dna umysłu, podświadomie porwane, dosadne, głośne, obecne. Pamiętał wszystko dokładnie, pamiętał wybuch, kawał pomnika jakim był uderzony, pamiętał również staruszkę której próbował pomóc, strużki krwi ściekające niczym szkarłatny lament z płótna rozciętej skroni; pamiętał Wyzwolonego który starał się go powstrzymać aby nie zdołał uciec, pamiętał słowa na temat gorzkiego spisku, to nie miała być nigdy pokojowa demonstracja, nigdy, pamiętał, że zabrali ze sobą Swąd Odmieńca aby móc sprowokować osoby obdarzone niezwykłą, znienawidzoną mocą.
- Byłem tam.
Stwierdził po pewnej, oziębłej chwili milczenia nastałej jak szpetna wyrwa. Spojrzenie, równocześnie z niechęcią zatrzymało się na widzianych w oddali rzeźbach Charlotte Nordlund przedstawiających religijne motywy budzące w nim dodatkowo żarłoczny niczym pełznące larwy niepokój. Zastanawiał się - wówczas oraz w przeszłości - czy rzeczywiście ludzie powinni cieszyć się przywilejem gardzenia takimi jak on, darzenia ich nienawiścią? Czy zasługiwał, w istocie, za liczne grzechy, występki, za aurę plamiącą umysł, niszczącą zdrowy rozsądek w bezładną ruinę miazgi? Wiedział, że był wyrzutkiem, przystosowanym przez maskę wiecznego kłamstwa; nie mógł otwarcie być sobą, świadomy że cząstka prawdy była w stanie doszczętnie zniszczyć karierę budowaną latami dzięki wytrwałej pracy.
- Na placu, podczas całego wydarzenia.
- Nie mogę tego określić. Bez wątpienia wernisaż otworzył jej wiele drzwi - przyznał początkowo z odcieniem półżartobliwej przekory choć mówił zupełną prawdę; nie byłby w stanie ocenić czy zdoła rozwinąć skrzydła - możliwości, które powinna wykorzystać - wielkie wzloty mogły czasem poprzedzać wielkie upadki, los ikarowej tragedii był pisany niektórym, obiecującym twórcom. Wierzył jednak, że panna Helvig pozostająca pod opieką jego zaradnego przyjaciela, będzie dalej pogłębiać talent, a jej nazwisko nie uschnie martwe, goszcząc już na dobre w rozmowach oraz pochlebnych słowach wśród miłośników sztuki. Sam bawił się wyśmienicie, poniekąd przez wzgląd na towarzystwo Sohvi, poniekąd przez wzgląd na samą, wybitną organizację wydarzenia i dzieła, które go nie zawiodły, których oczekiwał z początku z przyjemną dozą napięcia.
Drgnął, kiedy Laudith wspomniała temat ekscesu jaki był poruszony podczas wernisażu; strzępki reminiscencji podniosły się z dna umysłu, podświadomie porwane, dosadne, głośne, obecne. Pamiętał wszystko dokładnie, pamiętał wybuch, kawał pomnika jakim był uderzony, pamiętał również staruszkę której próbował pomóc, strużki krwi ściekające niczym szkarłatny lament z płótna rozciętej skroni; pamiętał Wyzwolonego który starał się go powstrzymać aby nie zdołał uciec, pamiętał słowa na temat gorzkiego spisku, to nie miała być nigdy pokojowa demonstracja, nigdy, pamiętał, że zabrali ze sobą Swąd Odmieńca aby móc sprowokować osoby obdarzone niezwykłą, znienawidzoną mocą.
- Byłem tam.
Stwierdził po pewnej, oziębłej chwili milczenia nastałej jak szpetna wyrwa. Spojrzenie, równocześnie z niechęcią zatrzymało się na widzianych w oddali rzeźbach Charlotte Nordlund przedstawiających religijne motywy budzące w nim dodatkowo żarłoczny niczym pełznące larwy niepokój. Zastanawiał się - wówczas oraz w przeszłości - czy rzeczywiście ludzie powinni cieszyć się przywilejem gardzenia takimi jak on, darzenia ich nienawiścią? Czy zasługiwał, w istocie, za liczne grzechy, występki, za aurę plamiącą umysł, niszczącą zdrowy rozsądek w bezładną ruinę miazgi? Wiedział, że był wyrzutkiem, przystosowanym przez maskę wiecznego kłamstwa; nie mógł otwarcie być sobą, świadomy że cząstka prawdy była w stanie doszczętnie zniszczyć karierę budowaną latami dzięki wytrwałej pracy.
- Na placu, podczas całego wydarzenia.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Laudith Vidgren
Re: 17.12.2000 – Muzeum Sztuki Europejskiej – E. Halvorsen & L. Vidgren Pią 22 Lip - 12:56
Laudith VidgrenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : spirytystka, tłumaczka starożytnych run
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : intrygant (I), mściciel (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 30 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 16 / wiedza ogólna: 11
Galerie sztuki i muzea nie były jej światem, nigdy nie miała talentu artystycznego w żadnej dziedzinie, ani malarstwie, ani muzyce, nie potrafiła tworzyć; o wiele lepiej odnajdywała się w bibliotece, Wielkiej i własnej, domowej, wśród zakurzonych ksiąg, pergaminów i traktatów, skupiając uwagę na słowie pisanym, lecz tym traktującym o magii runicznej, zakazanej, o historii i rytuałach. To nigdy się nie zmieniło, wciąż tkwiło w niej pragnienie wiedzy, nauki, odkrywania kolejnych tajemnic i sekretów starożytnych run i czarów; mogła wręcz powiedzieć, że po tych wszystkich latach stało się jeszcze silniejsze i gorętsze, bo Laudith wiedziała już jaką dawało jej to przewagę i władzę nad innymi. Nie musiała być silna fizycznie, nie musiała emanować demoniczną aurą; wystarczyło, że w kruchych dłoniach tkwiła już potężna magia, zdolna krzywdzić i niszczyć. To ją zmieniło, uczyniło pewniejszą siebie, spokojniejszą i to Einar mógł dostrzec w każdym ruchu, geście i spojrzeniu. Czy nie była to jednak zmiana na lepsze? Czy nie powtarzał jej przed laty, że nie powinna się bać? Od ich niedawnego, pierwszego od dekady spotkania, biła się jednak z myślami, czy powinna wyjawić mu prawdę. W końcu się domyśli. Nie był przecież głupi. Znał ją za dobrze. Zauważy, że nie używa czarów, że nie odprawia nawet najprostszego rytuału w jego towarzystwie. Musiałaby go unikać, a przecież plany miała odmienne. Czuła się rozerwana pomiędzy chęcią wyjawienia mu prawdy na jaką zasługiwał, a strachem, że magia zakazana będzie za dużym ciężarem, aby mógł go udźwignąć.
- Z pewnością. Mecenat Wahlberga i debiut w jego galerii to nie lada zaszczyt. Nawet, gdyby jej talent pozostawiał wątpliwości. Byłaby bardzo głupia, jeśli z tego nie skorzysta - odpowiedziała ciemnowłosa, przyglądając się kolejnym dziełom w drewnianych ramach; mimo że nie należała do świata sztuki tak jak Einar, czy Wahlberg, tkwiła w nim w jakiś sposób od zawsze, za sprawą przyjaciela, później męża, który okazał się miłośnikiem malarstwa i zmienił ich własne mieszkanie w prywatną galerię. Einar musiał zobaczyć ich kolekcję. Właściwie kolekcję Homera. - A ty? Potrzebujesz kogoś takiego jeszcze? Mecenatu? - Przeniosła pytające spojrzenie na twarz przyjaciela, zwyczajnie ciekawa jego odczuć; czy czuł się już na tyle pewnie, aby funkcjonować samodzielnie? Artystom trudno było się wybić, ale nie wątpiła w talent Halvorsena, który uważała za niezwykły. Cisza galerii mącona jedynie przez jego głos obok i inne rozmowy prowadzone szeptem, cichy odgłos cudzych kroków, działał na Vidgren kojąco, przynajmniej dopóki sama nie poruszyła tematu placu kupieckiego. Zatrzymała się nagle, ze zmartwionym wyrazem twarzy.
- Byłeś tam? - powtórzyła za nim zdziwiona. - Dlaczego? Coś mogło ci się stać... - Zadrżała na myśl, że mógł znaleźć się zbyt blisko wysadzonego pomnika, bo to mogło grozić nawet śmiercią. Nie rozumiała i Fridy, która zdecydowała się tam pójść; teraz uchodziła za bohaterkę, lecz czy to ryzyko było tego warte? Słyszała wcześniej o tym zebraniu, wolała jednak nie ryzykować. Nie teraz, kiedy nie mogła się publicznie bronić, bo każdy czar zdradziłby jej zainteresowania. - Opowiesz mi co dokładnie się tam stało i dlaczego? - spytała, z nadzieją, że usłyszy jego wersję wydarzeń; o wszystkim czytała w gazecie, lecz przecież dziennikarze zwykli kolorować rzeczywistość, kłamać i przekręcać. Wolała poznać prawdę z ust przyjaciela, któremu wciąż ufała.
- Z pewnością. Mecenat Wahlberga i debiut w jego galerii to nie lada zaszczyt. Nawet, gdyby jej talent pozostawiał wątpliwości. Byłaby bardzo głupia, jeśli z tego nie skorzysta - odpowiedziała ciemnowłosa, przyglądając się kolejnym dziełom w drewnianych ramach; mimo że nie należała do świata sztuki tak jak Einar, czy Wahlberg, tkwiła w nim w jakiś sposób od zawsze, za sprawą przyjaciela, później męża, który okazał się miłośnikiem malarstwa i zmienił ich własne mieszkanie w prywatną galerię. Einar musiał zobaczyć ich kolekcję. Właściwie kolekcję Homera. - A ty? Potrzebujesz kogoś takiego jeszcze? Mecenatu? - Przeniosła pytające spojrzenie na twarz przyjaciela, zwyczajnie ciekawa jego odczuć; czy czuł się już na tyle pewnie, aby funkcjonować samodzielnie? Artystom trudno było się wybić, ale nie wątpiła w talent Halvorsena, który uważała za niezwykły. Cisza galerii mącona jedynie przez jego głos obok i inne rozmowy prowadzone szeptem, cichy odgłos cudzych kroków, działał na Vidgren kojąco, przynajmniej dopóki sama nie poruszyła tematu placu kupieckiego. Zatrzymała się nagle, ze zmartwionym wyrazem twarzy.
- Byłeś tam? - powtórzyła za nim zdziwiona. - Dlaczego? Coś mogło ci się stać... - Zadrżała na myśl, że mógł znaleźć się zbyt blisko wysadzonego pomnika, bo to mogło grozić nawet śmiercią. Nie rozumiała i Fridy, która zdecydowała się tam pójść; teraz uchodziła za bohaterkę, lecz czy to ryzyko było tego warte? Słyszała wcześniej o tym zebraniu, wolała jednak nie ryzykować. Nie teraz, kiedy nie mogła się publicznie bronić, bo każdy czar zdradziłby jej zainteresowania. - Opowiesz mi co dokładnie się tam stało i dlaczego? - spytała, z nadzieją, że usłyszy jego wersję wydarzeń; o wszystkim czytała w gazecie, lecz przecież dziennikarze zwykli kolorować rzeczywistość, kłamać i przekręcać. Wolała poznać prawdę z ust przyjaciela, któremu wciąż ufała.
Monsters don't sleep under your bed,
they sleep inside your head
Einar Halvorsen
Re: 17.12.2000 – Muzeum Sztuki Europejskiej – E. Halvorsen & L. Vidgren Pią 5 Sie - 22:10
Einar HalvorsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Zatopieni w spokoju, w oazie gmachu galerii, wsuwali w przestrzeń stłumione, dyskretne alejki słów. Otoczony dorobkiem, bogactwem dokonań innych, wspominał o własnych dziełach; nigdy nie zabiegał szczególnie o poszerzenie majątku, o sumę, pęczniejącą wśród skarbca złotym stokiem talarów. Zabiegał ledwie (aż-przede wszystkim) o jedno; o wzrok, o spojrzenia innych; chciał, aby ludzie patrzyli się na postacie widziane w źrenicach płócien, wizje, płynące w barwach, wspomnieniach dotyku pędzla.
- Dobrze mieć kogoś, kto opiekuje się obrazami i odpowiada za cały rząd formalności - kto go odciąży, kto będzie go również wspierał. - Obecnie współpracuję z Freją Ahlström - dodał; nazwisko klanu miało wymowną wartość, otwierało przed nim przeróżne, zaryglowane drzwi.
Radość zgasła, jak widmo, które przetrawił mrok, zginęła, gubiąc się w cieniach; ciernie kilku wydarzeń wniknęły w miękką świadomość. Streszczenie rzędu ekscesów, mających miejsce na placu, było niezmiernie trudne; szkiełka twarzy i krzyków wirowały zaciekle tworząc niespójną całość, kalejdoskop popłochu tkał żywiołowy układ.
- Nie miałem wyjścia - wciąż nie rozluźnił dłoni; napięte mięśnie trzymały skuloną pięść. Nie był, w żaden sposób, okazem pełnym brawury, unikał za wszelką cenę konfliktów, patrząc, egoistycznie jedynie na własne dobro. Z początku, na wydarzeniu zachował się niczym tchórz; rzucając się w pęd ucieczki. Los nie był jednak łaskawy; niedługo później pochwycił go przedstawiciel Wyzwolonych, który dołożył starań, by nie oddalił się od samego serca ich demonstracji.
- Wszystko działo się szybko. Nie chcieli, aby ktokolwiek uciekł - abym ja uciekł, wspomniał gorzko, czując na ustach gorzki posmak minionej sytuacji. - To był zupełny chaos. Pomnik nagle wybuchnął. Odłamki powaliły osoby, które stały najbliżej - nie szarpał strupów szczegółów, nie zamierzał nadmiernie narzucać jej niepokoju. Na jego oczach łupina kamiennej rzeźby wbiła się w skroń staruszki, razem z innymi starał się prędko pomóc poszkodowanej, zanim dotrą medycy. Cisza przez moment wkradła się, najzupełniej zdradziecko pomiędzy duet sylwetek; jak wielka, podstępna drzazga przeszyła płachtę eteru. Ruszył, powolnym krokiem przed siebie, leniwie zbliżając się w stronę dalszych obrazów. Kolejne płótno, na które właśnie patrzyli, ukazało im niksy, kąpiące się, nago, w niewielkim leśnym jeziorze.
- Nie jestem naiwny, Laudith - przełamał gałąź milczenia, zamarłą przez kilka chwil. - Wiem, że można to dostrzec - głos nie załamał się, nie ukruszył; był pewny - że jestem inny - odnalazł ją swoim wzrokiem. Nie wstydził się tego mówić; nie przy niej, zniżając własny tembr głosu do poufnego szeptu. Nie patrzył dłużej na płótno, wbijając czujne spojrzenie w krajobraz kobiecej twarzy, w pejzaż cudzej mimiki, lustrując każdy, najmniejszy, dostępny szczegół. Wiedział, że pamiętała pogłoski, krążące dawniej po Trondheim, wytknięcia, że był sierotą, z fałszywym żalem współczucia, pytania, czy jest demonem, czy w jego żyłach nie krąży dziedzictwo magicznych istot. Obecnie, podobnie, zdarzało się, że słyszał treść identycznych, zadanych pytań, konfrontował się z nimi, spłycając wszystko lub kłamiąc. Ludzie, im dłużej z nim przebywali, czuli jego odrębność; ich wątpliwości stawały się nieuchronne.
- Nienawiść, żywiona przez Wyzwolonych, wynika głównie ze strachu - ośmielił się zauważyć. Władza, jaką dzierżyli potomkowie demonów, mogła być źródłem obaw. Aura niszczyła trzeźwość, deptała zawzięcie umysł, sprawiając, że śnił jedynie o pięknie; marząc o każdym słowie, muśnięciu każdej sugestii, o słodkiej miksturze słów.
- Nie mogę ich za to winić - przyznał zupełnie szczerze. - Ludzki rozum jest kruchy - nachylił się, rozciągając usta w figlarnej formie uśmiechu. - Pragnienia zawsze zwyciężą.
- Dobrze mieć kogoś, kto opiekuje się obrazami i odpowiada za cały rząd formalności - kto go odciąży, kto będzie go również wspierał. - Obecnie współpracuję z Freją Ahlström - dodał; nazwisko klanu miało wymowną wartość, otwierało przed nim przeróżne, zaryglowane drzwi.
Radość zgasła, jak widmo, które przetrawił mrok, zginęła, gubiąc się w cieniach; ciernie kilku wydarzeń wniknęły w miękką świadomość. Streszczenie rzędu ekscesów, mających miejsce na placu, było niezmiernie trudne; szkiełka twarzy i krzyków wirowały zaciekle tworząc niespójną całość, kalejdoskop popłochu tkał żywiołowy układ.
- Nie miałem wyjścia - wciąż nie rozluźnił dłoni; napięte mięśnie trzymały skuloną pięść. Nie był, w żaden sposób, okazem pełnym brawury, unikał za wszelką cenę konfliktów, patrząc, egoistycznie jedynie na własne dobro. Z początku, na wydarzeniu zachował się niczym tchórz; rzucając się w pęd ucieczki. Los nie był jednak łaskawy; niedługo później pochwycił go przedstawiciel Wyzwolonych, który dołożył starań, by nie oddalił się od samego serca ich demonstracji.
- Wszystko działo się szybko. Nie chcieli, aby ktokolwiek uciekł - abym ja uciekł, wspomniał gorzko, czując na ustach gorzki posmak minionej sytuacji. - To był zupełny chaos. Pomnik nagle wybuchnął. Odłamki powaliły osoby, które stały najbliżej - nie szarpał strupów szczegółów, nie zamierzał nadmiernie narzucać jej niepokoju. Na jego oczach łupina kamiennej rzeźby wbiła się w skroń staruszki, razem z innymi starał się prędko pomóc poszkodowanej, zanim dotrą medycy. Cisza przez moment wkradła się, najzupełniej zdradziecko pomiędzy duet sylwetek; jak wielka, podstępna drzazga przeszyła płachtę eteru. Ruszył, powolnym krokiem przed siebie, leniwie zbliżając się w stronę dalszych obrazów. Kolejne płótno, na które właśnie patrzyli, ukazało im niksy, kąpiące się, nago, w niewielkim leśnym jeziorze.
- Nie jestem naiwny, Laudith - przełamał gałąź milczenia, zamarłą przez kilka chwil. - Wiem, że można to dostrzec - głos nie załamał się, nie ukruszył; był pewny - że jestem inny - odnalazł ją swoim wzrokiem. Nie wstydził się tego mówić; nie przy niej, zniżając własny tembr głosu do poufnego szeptu. Nie patrzył dłużej na płótno, wbijając czujne spojrzenie w krajobraz kobiecej twarzy, w pejzaż cudzej mimiki, lustrując każdy, najmniejszy, dostępny szczegół. Wiedział, że pamiętała pogłoski, krążące dawniej po Trondheim, wytknięcia, że był sierotą, z fałszywym żalem współczucia, pytania, czy jest demonem, czy w jego żyłach nie krąży dziedzictwo magicznych istot. Obecnie, podobnie, zdarzało się, że słyszał treść identycznych, zadanych pytań, konfrontował się z nimi, spłycając wszystko lub kłamiąc. Ludzie, im dłużej z nim przebywali, czuli jego odrębność; ich wątpliwości stawały się nieuchronne.
- Nienawiść, żywiona przez Wyzwolonych, wynika głównie ze strachu - ośmielił się zauważyć. Władza, jaką dzierżyli potomkowie demonów, mogła być źródłem obaw. Aura niszczyła trzeźwość, deptała zawzięcie umysł, sprawiając, że śnił jedynie o pięknie; marząc o każdym słowie, muśnięciu każdej sugestii, o słodkiej miksturze słów.
- Nie mogę ich za to winić - przyznał zupełnie szczerze. - Ludzki rozum jest kruchy - nachylił się, rozciągając usta w figlarnej formie uśmiechu. - Pragnienia zawsze zwyciężą.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Laudith Vidgren
Re: 17.12.2000 – Muzeum Sztuki Europejskiej – E. Halvorsen & L. Vidgren Pią 16 Wrz - 18:58
Laudith VidgrenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : spirytystka, tłumaczka starożytnych run
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : intrygant (I), mściciel (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 30 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 16 / wiedza ogólna: 11
Skinęła jedynie głową, przyjmując odpowiedź do wiadomości, niewiele więcej mogła przecież powiedzieć. Wszelkie formalności, prawne zawiłości związane z prawami autorskimi, wynagrodzeniem za wystawy, zyskiem ze sprzedaży obrazów i organizacją wernisaży, spotkań z kupcami - Vidgren nie miała o tym zielonego pojęcia. Nazwisko Ahlström nie było jednak ciemnowłosej obce, choć raczej rzadko obcowała z przedstawicielami klanów. Magia zakazana była więcej niż tępiona przez Radę złożoną z galdrów noszących te stare nazwiska. Jakaż szkoda, że nie mieli zapewne pojęcia o tym co planował jeden z nich, uznawany za martwego, o tym, że nawet i młodsze pokolenie zostało zwiedzione na pokuszenie przez owoc zakazany. Nie mniej cieszyła się, że Einar miał wsparcie w postaci kogoś tak wpływowego i możnego jak Freja Ahlström; powiedzieć, że znalazł się pod jej skrzydłami to grzech, bo nie potrzebował takiej ochrony. Wierzyła, że widząca zdawała sobie sprawę nad jak drogocennym klejnotem jego talentu sprawowała pieczę.
- Myślisz, że chcieli was skrzywdzić, czy może był to ich podstęp, aby ludzie myśleli, że to my jesteśmy niebezpieczni? - spytała go Laudith, próbując wyobrazić sobie samą siebie w środku tego chaosu. Z opowieści Fridy i artykułu w Orakel wyłaniał się obraz pełen niebezpieczeństw i trwoga ściskała jej gardło, gdy myślała o tym, że Einar mógłby stanąć zbyt blisko tego pomnika, zginąć w wybuchu. Zaraz potem przychodziła złość, jak rzadko kiedy; usta ściągała w wąską kreskę tak mocno, że bielały, sylwetka sztywniała nienaturalnie. Ledwie go odzyskała, szansę na powrót do tego, co było, a już mogła go stracić. Wyłącznie przez cudzy strach i rodzącą się zeń nienawiść. - Wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę. Wiem też, że to żaden powód do wstydu. Zawsze ci mówiłam, że jesteś wyjątkowy. Wciąż tak myślę - odpowiedziała ciemnowłosa, uchwyciwszy spojrzenie Einara na dłużej, uśmiechnęła się przy tym łagodnie. Przez te wszystkie lata miała w pamięci jego wyjątkowość. Magnetyzujące spojrzenie i coś, czego nie potrafiła nazwać, co przyciągało innych jak ćmy do ognia, mimo że parzył. Ona lgnęła do niego jeszcze chętniej, bo nigdy nie przyniósł jej takiego bólu, nigdy nie sparzył.
Na usta Laudith cisnęło się pytanie, czy rozpoznał któregoś z Wyzwolonych, czy znał ich nazwiska. Lauge Nørgaard nie wspominał o tych, którzy mieli paść ofiarą rytuałów jakie mieli odprawić dla większego dobra. Może przyjąłby pewną sugestię. A jeśli nie - mogłaby zająć się tym sama. Ukarać ich. Ukarać za to, że wzbudzali w nich strach, poczucie winy i odmienności. Wyzwoleni szerzyli nienawiść, próbowali obrócić społeczeństwo przeciwko wszystkim urodzonym z wyjątkowymi umiejętnościami, innych. Nawet jej dar, powszechnie szanowany i podziwiany, zapewne nie był przez nich mile widziany,.
- Masz rację. Zawsze to wiedzieliśmy - westchnęła ciężko, na chwilę zawieszając spojrzenie na nagich niksach zażywających kąpieli w górskim jeziorze, namalowanych na płótnie, przy którym zatrzymali się na dłużej. Przypominały niektóre dziewczęta jakie miała przyjemność poznać w Besettelse. - Są też po prostu głupi nie starając się zrozumieć - stwierdziła z niezachwianą pewnością i odrazą do tych, którzy tak chętnie tytułowali się prawdziwymi ludźmi, podczas gdy tak naprawdę sami niszczyli w sobie człowieczeństwo próbując doprowadzić do wygnania galdrów z bardziej magiczną krwią. - A wiesz czego ja teraz pragnę? - spytała nie mniej konspiracyjnym szeptem, zbliżając twarz do pochylonego ku niej Halvorsena. - Odpłacić im pięknym za nadobne.
- Myślisz, że chcieli was skrzywdzić, czy może był to ich podstęp, aby ludzie myśleli, że to my jesteśmy niebezpieczni? - spytała go Laudith, próbując wyobrazić sobie samą siebie w środku tego chaosu. Z opowieści Fridy i artykułu w Orakel wyłaniał się obraz pełen niebezpieczeństw i trwoga ściskała jej gardło, gdy myślała o tym, że Einar mógłby stanąć zbyt blisko tego pomnika, zginąć w wybuchu. Zaraz potem przychodziła złość, jak rzadko kiedy; usta ściągała w wąską kreskę tak mocno, że bielały, sylwetka sztywniała nienaturalnie. Ledwie go odzyskała, szansę na powrót do tego, co było, a już mogła go stracić. Wyłącznie przez cudzy strach i rodzącą się zeń nienawiść. - Wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę. Wiem też, że to żaden powód do wstydu. Zawsze ci mówiłam, że jesteś wyjątkowy. Wciąż tak myślę - odpowiedziała ciemnowłosa, uchwyciwszy spojrzenie Einara na dłużej, uśmiechnęła się przy tym łagodnie. Przez te wszystkie lata miała w pamięci jego wyjątkowość. Magnetyzujące spojrzenie i coś, czego nie potrafiła nazwać, co przyciągało innych jak ćmy do ognia, mimo że parzył. Ona lgnęła do niego jeszcze chętniej, bo nigdy nie przyniósł jej takiego bólu, nigdy nie sparzył.
Na usta Laudith cisnęło się pytanie, czy rozpoznał któregoś z Wyzwolonych, czy znał ich nazwiska. Lauge Nørgaard nie wspominał o tych, którzy mieli paść ofiarą rytuałów jakie mieli odprawić dla większego dobra. Może przyjąłby pewną sugestię. A jeśli nie - mogłaby zająć się tym sama. Ukarać ich. Ukarać za to, że wzbudzali w nich strach, poczucie winy i odmienności. Wyzwoleni szerzyli nienawiść, próbowali obrócić społeczeństwo przeciwko wszystkim urodzonym z wyjątkowymi umiejętnościami, innych. Nawet jej dar, powszechnie szanowany i podziwiany, zapewne nie był przez nich mile widziany,.
- Masz rację. Zawsze to wiedzieliśmy - westchnęła ciężko, na chwilę zawieszając spojrzenie na nagich niksach zażywających kąpieli w górskim jeziorze, namalowanych na płótnie, przy którym zatrzymali się na dłużej. Przypominały niektóre dziewczęta jakie miała przyjemność poznać w Besettelse. - Są też po prostu głupi nie starając się zrozumieć - stwierdziła z niezachwianą pewnością i odrazą do tych, którzy tak chętnie tytułowali się prawdziwymi ludźmi, podczas gdy tak naprawdę sami niszczyli w sobie człowieczeństwo próbując doprowadzić do wygnania galdrów z bardziej magiczną krwią. - A wiesz czego ja teraz pragnę? - spytała nie mniej konspiracyjnym szeptem, zbliżając twarz do pochylonego ku niej Halvorsena. - Odpłacić im pięknym za nadobne.
Monsters don't sleep under your bed,
they sleep inside your head
Einar Halvorsen
Re: 17.12.2000 – Muzeum Sztuki Europejskiej – E. Halvorsen & L. Vidgren Sob 8 Paź - 23:24
Einar HalvorsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Czuł często swoją bezsilność, czuł jak przenika kąsanym korozją gwoździem przez materace tkanek, czuł jak przebija sklepienie jego umysłu, czuł że jest nikim; małym, bezbronnym chłopcem, podrzutkiem pozbawionym imienia, bolesnym parszywym sińcem tlącym się uporczywie na gładkiej równinie powłok. Nie mógł zmienić natury; ogon za każdym razem odrastał wyklętą skazą, plątał się niczym wąż zawieszony na rynnie ludzkiego kręgosłupa, poświadczał jawnie o niepełności człowieczeństwa sunącej w gałęziach żył, odkrztuszanej przez serce, zatrute, skryte jak owoc w gęstwinie szeregów żeber. Mógł tylko kłamać, łgać prosto w oczy każdemu kogo napotkał, kłamać, kłamać, budować życie na kłamstwie, porażać obłudą czaru który jak gęsty kokon oplatał jego sylwetkę. Wszystkiego, w samym preludium nie-beztroskiego dzieciństwa, nauczyła go Linda, wskazała równą konieczność, gromiąc okrutnym, szorstkim woalem głosu, napominając że potomkowie demonów nie mogą przenigdy liczyć na akceptację, sprawiła, w ostateczności, że nienawidził siebie, że gardził każdym fragmentem swojego pochodzenia. Poglądy, głoszone śmielej przez Wyzwolonych, przypominały wyłącznie mu o pogardzie którą sam zresztą żywił; wiedział, jak wiele zniszczył, jak wiele skradł pocałunków, z jak wielką, prostą swobodą napierał na cudze ciała, poddany uzależnieniom bezkresnej drogi dotyku, jak łatwo, jak arogancko lgnął do cudzych małżonków wzniecając ich cudzołóstwa. Stwierdzenie wyjątkowości nie mogło mu przejść przez gardło, szarpało za jego rękaw, wyschnięte w przedsionku krtani; nie czuł się wyjątkowy, czuł się inny, odmienny (odmieniec, tak przecież ich nazywali) i płacił cenę w walucie bólu i krwi.
- Zemsta – nadgryzł wspomniane słowo, ostrożnie, z dozą niesmaku – może jedynie utwierdzić ich w przekonaniach – szmer szeptu wskazywał jawnie że nie podzielał jej myśli; sama, okrutna zemsta nie pasowała mu nawet do dawnej Laudith, tej Laudith, którą pamiętał, cichej i wycofanej, skrywanej za stosem książek, śledzącej ruchy pająków misternie tkających sieci, których zwykła określać mianem swoich przyjaciół. Nie sądził by była skłonna do podobnej agresji, bliźniaczej do radykałów, członków organizacji zdolnej spędzać sen z powiek swoim obranym celom. Sam, oprócz tego, nie czuł nigdy potrzeby snucia szlachetnych marzeń, kreślenia wizji że może być przecież lepiej, że trzeba wprowadzić zmiany i co istotne można też je osiągnąć; uważał że zatwardziałość okrzepła pod wpływem presji wcześniejszych, licznych pokoleń nie może zbyt szybko pęknąć; nawet, jeśli zmiana szkodliwych stereotypów, poglądów oraz spostrzeżeń stałaby się możliwa, w przeciągu życia nie zdołałby jej doczekać.
- Sam szukam tylko spokoju – wyznał. - Nawet tego względnego – omiótł zgaszonym, posępnym wzrokiem jej twarz; wzrokiem osoby która była zmuszona przyjąć dany stan rzeczy; osoby, która się pogodziła z przypisanym jej losem. Próbował przetrwać, odnaleźć dla siebie miejsce; nie był żadnym działaczem, nie był też bohaterem. Ruszył, niedługo później, powolnym krokiem przed siebie, zachęcał aby zmierzali dalej w głąb korytarza, w stronę kolejnych eksponatów.
- Chcę dalej tworzyć, nic więcej – dodał, przez kilka chwil nieobecny, oddany swoim rozterkom. Tworzyć, istnieć, mieć szansę. Nic więcej, odkąd pamiętał; nic więcej.
- Zemsta – nadgryzł wspomniane słowo, ostrożnie, z dozą niesmaku – może jedynie utwierdzić ich w przekonaniach – szmer szeptu wskazywał jawnie że nie podzielał jej myśli; sama, okrutna zemsta nie pasowała mu nawet do dawnej Laudith, tej Laudith, którą pamiętał, cichej i wycofanej, skrywanej za stosem książek, śledzącej ruchy pająków misternie tkających sieci, których zwykła określać mianem swoich przyjaciół. Nie sądził by była skłonna do podobnej agresji, bliźniaczej do radykałów, członków organizacji zdolnej spędzać sen z powiek swoim obranym celom. Sam, oprócz tego, nie czuł nigdy potrzeby snucia szlachetnych marzeń, kreślenia wizji że może być przecież lepiej, że trzeba wprowadzić zmiany i co istotne można też je osiągnąć; uważał że zatwardziałość okrzepła pod wpływem presji wcześniejszych, licznych pokoleń nie może zbyt szybko pęknąć; nawet, jeśli zmiana szkodliwych stereotypów, poglądów oraz spostrzeżeń stałaby się możliwa, w przeciągu życia nie zdołałby jej doczekać.
- Sam szukam tylko spokoju – wyznał. - Nawet tego względnego – omiótł zgaszonym, posępnym wzrokiem jej twarz; wzrokiem osoby która była zmuszona przyjąć dany stan rzeczy; osoby, która się pogodziła z przypisanym jej losem. Próbował przetrwać, odnaleźć dla siebie miejsce; nie był żadnym działaczem, nie był też bohaterem. Ruszył, niedługo później, powolnym krokiem przed siebie, zachęcał aby zmierzali dalej w głąb korytarza, w stronę kolejnych eksponatów.
- Chcę dalej tworzyć, nic więcej – dodał, przez kilka chwil nieobecny, oddany swoim rozterkom. Tworzyć, istnieć, mieć szansę. Nic więcej, odkąd pamiętał; nic więcej.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Laudith Vidgren
Re: 17.12.2000 – Muzeum Sztuki Europejskiej – E. Halvorsen & L. Vidgren Czw 13 Paź - 17:52
Laudith VidgrenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : spirytystka, tłumaczka starożytnych run
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : intrygant (I), mściciel (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 30 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 16 / wiedza ogólna: 11
Tak wiele lat czuła się bezsilna, zupełnie tak jak on, oboje trwali w tej bezsilności i poczuciu beznadziei, bezbronności wobec wszystkiego z czym musieli się mierzyć. Einar nie mógł pozbyć się tego, czego nigdy nie widziała dotąd na oczy, lecz domyślała się co naprawdę ukrywa, nie oszuka swojej prawdziwej natury, tak jak i ona nigdy nie będzie głucha i ślepa na zmarłych, nie przestanie ich dostrzegać i słyszeć. Prędko zrozumiała, że ich szepty nigdy nie ucichną, że będą ją dręczyć, spragnieni kontaktu ze światem żywych, w ich mniemaniu mostu łączącego z dawnym życiem, dopóki sama do nich nie dołączy. Lęk i trwoga przed doświadczeniami, na które tak mała dziewczynka nie była, bo nie mogła być, gotowa, uczynił ją zamkniętą w sobie, nieufną i niepewną. Ukrywała się za murem chłodu, dystansowała od innych, wszystkich poza Einarem, do czasu; jedynie jemu zwierzała się z wszystkich tych trosk i lęków, wypłakiwała przy nim rzeki łez i drżała ze strachu przed bytami nadprzyrodzonymi, pragnącymi ją wykorzystać.
Tak wiele lat drżała ze strachu, lecz to już dawne dzieje. Przestała się bać. Zarówno zmarłych, jak i żywych. Chwilowo drudzy wydawali się jej wręcz większym zagrożeniem. Dar, jaki otrzymała od bogów, uchodził w oczach społeczności galdrów, przynajmniej większości, za błogosławieństwo, lecz Wyzwoleni uważali ją za nie mniejsze wynaturzenie niż wargów. Każdy, kto nie urodził się zwyczajnym śmiertelnikiem był im wrogiem. Wydawali się fanatyczni we własnej nienawiści i przez to coraz bardziej niebezpieczni. Dotychczas udawała, że nie istnieją, że jej to nie obchodzi, ale zajście na placu kupieckim zaczęło Vidgren prawdziwie niepokoić. Co, jeśli ona stanie się ich celem? Co, jeśli uda im się skrzywdzić Halvorsena, którego dopiero co zdołała odzyskać?
- Nie dbam o ich przekonania. To skończeni idioci. Nie mam ani siły, ani ochoty nikogo nawracać i uczyć go używania własnego mózgu, aby zaczął myśleć - odparowała niespodziewanie ostro Laudith, choć równie cicho, co Einar, aby nie przyciągać do nich niepotrzebnej uwagi. Zakuł ją niesmak w tonie głosu przyjaciela, jakby już teraz czuł się zawiedziony jej postawą. Wiedziała jedynie, że racja stoi po stronie zemsty i zamierzała się tego trzymać. Uchwyciła spojrzenie mężczyzny, nie ukrywając niewłaściwej dawnej Laudith złości, która przemknęła cieniem po beznamiętnej dotychczas twarzy. - Niech nauczą się trzymać język za zębami i ręce przy sobie - wyszeptała z prawdziwą odrazą jaką żywiła wobec Wyzwolonych. Zrezygnowanie jakie dostrzegała w oczach Einara, bezsilności bijącej ze smukłej sylwetki, każdego gestu i wykrzywienia ust prawdziwie bolała ją samą. Spokój, tego pragnęła. Dla siebie i dla niego. - Wiesz, że nie dadzą nam spokoju. Nie odpuszczą - mówiła dalej, idąc za nim, nie patrzyła jednak już na eksponaty, niewątpliwie piękne i interesujące, a na Einara. Życzyłaby sobie, aby wszystko to było takie proste. Świata, w którym nie musiałby być bohaterem, nie musiałby angażować się w nic więcej niż własną sztukę. Nie wyobrażała sobie, by miał do niej dołączyć, nie śmiałaby o to prosić, lecz pragnęła zrozumienia - dla własnej złości i pragnienia odwetu. - Nie zniosłabym, gdyby coś ci się stało, jeśli nie będziesz mógł tworzyć.
Tak wiele lat drżała ze strachu, lecz to już dawne dzieje. Przestała się bać. Zarówno zmarłych, jak i żywych. Chwilowo drudzy wydawali się jej wręcz większym zagrożeniem. Dar, jaki otrzymała od bogów, uchodził w oczach społeczności galdrów, przynajmniej większości, za błogosławieństwo, lecz Wyzwoleni uważali ją za nie mniejsze wynaturzenie niż wargów. Każdy, kto nie urodził się zwyczajnym śmiertelnikiem był im wrogiem. Wydawali się fanatyczni we własnej nienawiści i przez to coraz bardziej niebezpieczni. Dotychczas udawała, że nie istnieją, że jej to nie obchodzi, ale zajście na placu kupieckim zaczęło Vidgren prawdziwie niepokoić. Co, jeśli ona stanie się ich celem? Co, jeśli uda im się skrzywdzić Halvorsena, którego dopiero co zdołała odzyskać?
- Nie dbam o ich przekonania. To skończeni idioci. Nie mam ani siły, ani ochoty nikogo nawracać i uczyć go używania własnego mózgu, aby zaczął myśleć - odparowała niespodziewanie ostro Laudith, choć równie cicho, co Einar, aby nie przyciągać do nich niepotrzebnej uwagi. Zakuł ją niesmak w tonie głosu przyjaciela, jakby już teraz czuł się zawiedziony jej postawą. Wiedziała jedynie, że racja stoi po stronie zemsty i zamierzała się tego trzymać. Uchwyciła spojrzenie mężczyzny, nie ukrywając niewłaściwej dawnej Laudith złości, która przemknęła cieniem po beznamiętnej dotychczas twarzy. - Niech nauczą się trzymać język za zębami i ręce przy sobie - wyszeptała z prawdziwą odrazą jaką żywiła wobec Wyzwolonych. Zrezygnowanie jakie dostrzegała w oczach Einara, bezsilności bijącej ze smukłej sylwetki, każdego gestu i wykrzywienia ust prawdziwie bolała ją samą. Spokój, tego pragnęła. Dla siebie i dla niego. - Wiesz, że nie dadzą nam spokoju. Nie odpuszczą - mówiła dalej, idąc za nim, nie patrzyła jednak już na eksponaty, niewątpliwie piękne i interesujące, a na Einara. Życzyłaby sobie, aby wszystko to było takie proste. Świata, w którym nie musiałby być bohaterem, nie musiałby angażować się w nic więcej niż własną sztukę. Nie wyobrażała sobie, by miał do niej dołączyć, nie śmiałaby o to prosić, lecz pragnęła zrozumienia - dla własnej złości i pragnienia odwetu. - Nie zniosłabym, gdyby coś ci się stało, jeśli nie będziesz mógł tworzyć.
Monsters don't sleep under your bed,
they sleep inside your head
Einar Halvorsen
Re: 17.12.2000 – Muzeum Sztuki Europejskiej – E. Halvorsen & L. Vidgren Czw 13 Paź - 20:47
Einar HalvorsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Świat był zatrutym źródłem; wypuszczał strumienie ropy wijące się brudną wstęgą i charczał wyziewem siarki, mętny gęsty pokrywał się wyspą wrzodu, pulsował katorgą istnień. Czy ludzie byli okrutni? pytanie, jak podeschnięty liść poderwało się w głowie w zrywach podświadomości. Czy ludzie byli okrutni? czy wszystko sięgało dalej, silniej, znacznie dosadniej, okrutna była już ziemia, jej wstrętne kosmate łono, jama pełna ciemności plująca hordy pokoleń mające ją wciąż zapełniać? Czy mogli cokolwiek zmienić? ich krzyk, spękany, łamliwy niknął w jaskiniach trzewi. Sprawiedliwość; jakże kojąco to brzmi, jakże pięknie, z pełnią zaszczytu, sprawiedliwość która została obca dla tego świata, nie miała się nigdy zetknąć, nie mogła przesiać, przemienić zmętniałej tafli. Nie mogli poznać jej smaku.
Nie pragnął mścić się na ludziach, nie pragnął aby ich spotkał równie bestialski los; nie darzył ich nienawiścią, wiązki splątanej złości sięgały głębiej, drążyły, świdrując kręte zaułki dociekania; sam nienawidził w istocie mechanizmów sterujących podatnym tłumem, gliną formowaną cierpliwie do pożądanych kształtów. Nie wierzył aby w obecnie powstało błogie remedium na ślad chronicznej choroby trawiącej galdrów od lat, ludzie otępieni podziałem wznosili wieże hierarchii, widzący, ślepcy i śniący, członkowie klanów i reszty uznanych rodzin a także inni, odarci z roli i wpływów, podziały, setki podziałów, każdy równie okrutny.
Dystans zwiększył się; choć oboje szli obok, byli wprost nieobecni, skrywani w fortecach myśli; własnych, żywych rozważań. Wzrok spłowiał, ziarno zawodu pękało wydając plon. ...teraz już wszystko widzę. Widzę że się zmieniłaś. Stała się inna, obca, skostniała w potrzasku gniewu. Nie poznał jej; nie poznawał jej teraz, równie brutalnej, żądnej ciosu zapłaty. Nie ufał, że rzeczywiście chodziło tylko o niego, jedynie o samą troskę jaką zwykła przejawiać; dlaczego zatem czekała podobnie długo by mogli znowu się spotkać? dlaczego go unikała, trwając u boku męża? Dlaczego wcześniej nie potrząsnęły nią identyczne rozterki, nie starły snu z płatków powiek? Czuł ciężar ciemnego wzroku, sczerniałych kręgów tęczówek, ciężar któremu nie mógł w żadnym momencie sprostać; zacisnął usta w spierzchniętą i wąską linię. Nie oddał jej zrozumienia, nie oddał cząstki której być może chciała z uporem szukać. Nie był zlęknionym chłopcem; był półdemonem, mieszańcem który wydrapał każdy przejaw sukcesu, uwił wygodne gniazdo wciśnięty w las społeczeństwa, nie był już chłopcem w którego kącikach oczu szkliły się koraliki łez, był mężczyzną, pewnym siebie kowalem własnego życia.
- Poradzę sobie – oznajmił w powiewie szeptu - zawsze sobie radziłem – przypomniał. Nie powinna, jak sądził, zaprzątać sobie nim głowy, muśnięty zielenią błękit pokrywał się nagłym smutkiem. Nie rozmawiajmy o tym, zakończmy, proszę, ten temat mówił bezgłośnie z pewną dozą żałości. Jak długo mógł sobie radzić? jak długo umiał trwać w kłamstwie, jak długo wszystko co stworzył będzie stawiało opór przed barbarzyństwem czasu? Nie wiedział, nadal nie wiedział, mógł odpowiedzieć jedynie, że jak najdłużej, tak długo jak może zadbać, tak długo jak starczy sił.
Niepewność wydała plony.
Nie pragnął mścić się na ludziach, nie pragnął aby ich spotkał równie bestialski los; nie darzył ich nienawiścią, wiązki splątanej złości sięgały głębiej, drążyły, świdrując kręte zaułki dociekania; sam nienawidził w istocie mechanizmów sterujących podatnym tłumem, gliną formowaną cierpliwie do pożądanych kształtów. Nie wierzył aby w obecnie powstało błogie remedium na ślad chronicznej choroby trawiącej galdrów od lat, ludzie otępieni podziałem wznosili wieże hierarchii, widzący, ślepcy i śniący, członkowie klanów i reszty uznanych rodzin a także inni, odarci z roli i wpływów, podziały, setki podziałów, każdy równie okrutny.
Dystans zwiększył się; choć oboje szli obok, byli wprost nieobecni, skrywani w fortecach myśli; własnych, żywych rozważań. Wzrok spłowiał, ziarno zawodu pękało wydając plon. ...teraz już wszystko widzę. Widzę że się zmieniłaś. Stała się inna, obca, skostniała w potrzasku gniewu. Nie poznał jej; nie poznawał jej teraz, równie brutalnej, żądnej ciosu zapłaty. Nie ufał, że rzeczywiście chodziło tylko o niego, jedynie o samą troskę jaką zwykła przejawiać; dlaczego zatem czekała podobnie długo by mogli znowu się spotkać? dlaczego go unikała, trwając u boku męża? Dlaczego wcześniej nie potrząsnęły nią identyczne rozterki, nie starły snu z płatków powiek? Czuł ciężar ciemnego wzroku, sczerniałych kręgów tęczówek, ciężar któremu nie mógł w żadnym momencie sprostać; zacisnął usta w spierzchniętą i wąską linię. Nie oddał jej zrozumienia, nie oddał cząstki której być może chciała z uporem szukać. Nie był zlęknionym chłopcem; był półdemonem, mieszańcem który wydrapał każdy przejaw sukcesu, uwił wygodne gniazdo wciśnięty w las społeczeństwa, nie był już chłopcem w którego kącikach oczu szkliły się koraliki łez, był mężczyzną, pewnym siebie kowalem własnego życia.
- Poradzę sobie – oznajmił w powiewie szeptu - zawsze sobie radziłem – przypomniał. Nie powinna, jak sądził, zaprzątać sobie nim głowy, muśnięty zielenią błękit pokrywał się nagłym smutkiem. Nie rozmawiajmy o tym, zakończmy, proszę, ten temat mówił bezgłośnie z pewną dozą żałości. Jak długo mógł sobie radzić? jak długo umiał trwać w kłamstwie, jak długo wszystko co stworzył będzie stawiało opór przed barbarzyństwem czasu? Nie wiedział, nadal nie wiedział, mógł odpowiedzieć jedynie, że jak najdłużej, tak długo jak może zadbać, tak długo jak starczy sił.
Niepewność wydała plony.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Laudith Vidgren
17.12.2000 – Muzeum Sztuki Europejskiej – E. Halvorsen & L. Vidgren Pią 14 Paź - 13:25
Laudith VidgrenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : spirytystka, tłumaczka starożytnych run
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : intrygant (I), mściciel (II), między światami
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 30 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 16 / wiedza ogólna: 11
W odosobnieniu trwali wspólnie przez tyle lat. Właściwie całe dzieciństwo, lata szkolne i po części studenckie, gdy oboje już na stałe przeprowadzili się z norweskiego Trondheim do stolicy magicznej Skandynawii. Razem w tym odosobnieniu, odrzuceniu przez innych, poczuciu bycia gorszym tylko przez wzgląd na urodzenie. Powierzchownie niczym nie różnili się od innych galdrów - oboje mieli dwie ręce, dwie nogi, całkiem przyjemne dla oka twarze. Nosili w sobie jedynie więcej magii niż inni. Jedynie dlatego świat był dla nich tak podły, dla dwójki dzieci, które niczym nie zdążyły jeszcze zawinić. Wtedy rozumieli się doskonale. Rozumieli wzajemnie jak nikt inny, a mimo to dorastali inaczej. W każdym kiełkowało coś innego. Poczucie niesprawiedliwości kształciło się w odmienny sposób. Einar pragnął świętego spokoju. Najwyraźniej potrafił zostawić za sobą to wszystko, odciąć się grubą kreską, udawać, że to wszystko się nie wydarzyło, byleby tylko móc tworzyć i zająć się własną sztuką. Laudith nie potrafiła tego zrobić. Zapomnieć i wybaczyć. Wybaczenie to domena słabych, to zdołał wmówić jej Homer; pod jego wpływem poczucie niesprawiedliwości przerodziło się w pragnienie zemsty. Jak mogła wierzyć w ideę sprawiedliwości, gdy była ofiarą i świadkiem tego, że ona wcale nie istnieje? Ilu ofiar morderstw wysłuchała? Ile razy wysłuchiwała dusz zmarłych, skarżących się na krzywdy, których doświadczyli za życia? Często sami nie byli niczemu winni. Przerzucali na nią ciężar tych przeżyć, bo jedynie medium mogło ich wysłuchać, nie zdając sobie sprawy, że obciążają zaledwie dziecko. Laudith dorastała czując ból tych ludzi.
Nie potrafiła więc wybaczyć. Nie potrafiła zapomnieć.
Wiedziała teraz już dobrze, że lekiem na to zło może być odpłacenie się pięknym za nadobne. Homer pozwolił jej skosztować zemsty i rozsmakowała się w zadawaniu bólu. Przynosiło to medium satysfakcję większą niż mogła się spodziewać. Poczucie triumfu. Vidgren doskonale o tym wiedział i to wykorzystywał. Wmawiał Laudith, że tylko on to rozumie i jedynie na nim może polegać.
Teraz cichy głosik w głowie podpowiadał, że mąż miał rację. Spirytystka przystanęła na chwilę. Zastygła w bezruchu niczym jeden z posągów wykutych w zimnym marmurze jakie mijali. Uderzył ją smutek w oczach Einara, zdziwienie, może wręcz odraza - lub tak sobie wmówiła. Nie tylko nie popierał tej idei, Laudith zaczęło się wydawać, że był jej wręcz przeciwny. Poczuła się tak jakby to ona zrobiła coś złego. Zacisnęła usta tak mocno, że wargi aż zbielały; odwróciła spojrzenie, nie potrafiła spojrzeć w oczy przyjacielowi, zaczynając w duchu drżeć, choć pozornie pozostała spokojna. Zabolało ją to mocniej niż się spodziewała. Tak bardzo pragnęła, aby znów rozumieli się tak jak dawniej - właściwie bez słów. Dawniej wystarczyło im jedno spojrzenie.
Tego właśnie się bałam.
Tego, że Halvorsen nie zrozumie tej zmiany. Nie tylko nie zrozumie, ale i nie będzie dla niego do zaakceptowania, choć początkowo twierdził inaczej.
- Nie wątpię w to, mój drogi - odpowiedziała szeptem; ociągała się jeszcze chwilę, zanim znów kroczyła korytarzem muzeum u boku malarza, porzucając temat Wyzwolonych, żałując, że w ogóle został poruszony. Niewiele już mówiła. Odpowiadała uprzejmym tonem, gdy mówił o kolejnym obrazie, zachwycał się lub krytykował technikę; myśli Laudith zawędrowały jednak gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie nie mogła i nie powinna zabierać go ze sobą.
Laudith i Einar z tematu
Nie potrafiła więc wybaczyć. Nie potrafiła zapomnieć.
Wiedziała teraz już dobrze, że lekiem na to zło może być odpłacenie się pięknym za nadobne. Homer pozwolił jej skosztować zemsty i rozsmakowała się w zadawaniu bólu. Przynosiło to medium satysfakcję większą niż mogła się spodziewać. Poczucie triumfu. Vidgren doskonale o tym wiedział i to wykorzystywał. Wmawiał Laudith, że tylko on to rozumie i jedynie na nim może polegać.
Teraz cichy głosik w głowie podpowiadał, że mąż miał rację. Spirytystka przystanęła na chwilę. Zastygła w bezruchu niczym jeden z posągów wykutych w zimnym marmurze jakie mijali. Uderzył ją smutek w oczach Einara, zdziwienie, może wręcz odraza - lub tak sobie wmówiła. Nie tylko nie popierał tej idei, Laudith zaczęło się wydawać, że był jej wręcz przeciwny. Poczuła się tak jakby to ona zrobiła coś złego. Zacisnęła usta tak mocno, że wargi aż zbielały; odwróciła spojrzenie, nie potrafiła spojrzeć w oczy przyjacielowi, zaczynając w duchu drżeć, choć pozornie pozostała spokojna. Zabolało ją to mocniej niż się spodziewała. Tak bardzo pragnęła, aby znów rozumieli się tak jak dawniej - właściwie bez słów. Dawniej wystarczyło im jedno spojrzenie.
Tego właśnie się bałam.
Tego, że Halvorsen nie zrozumie tej zmiany. Nie tylko nie zrozumie, ale i nie będzie dla niego do zaakceptowania, choć początkowo twierdził inaczej.
- Nie wątpię w to, mój drogi - odpowiedziała szeptem; ociągała się jeszcze chwilę, zanim znów kroczyła korytarzem muzeum u boku malarza, porzucając temat Wyzwolonych, żałując, że w ogóle został poruszony. Niewiele już mówiła. Odpowiadała uprzejmym tonem, gdy mówił o kolejnym obrazie, zachwycał się lub krytykował technikę; myśli Laudith zawędrowały jednak gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie nie mogła i nie powinna zabierać go ze sobą.
Laudith i Einar z tematu
Monsters don't sleep under your bed,
they sleep inside your head