Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    14.09.2000 – Księgarnia „Oko Odyna” – A. Stjernen & E. Soelberg

    2 posters
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    14.09.2000

    Amalia miała za sobą ciężki dzień. Nie chodziło o pracę, w tej było w porządku. Chodziło raczej o to, że nie czuła się najlepiej. Bolała ją głowa, zapewne od niespania. Miała za sobą ciężką, prawie bezsenną noc, a do pracy trzeba było wstać wcześnie, by budzić słuchaczy swoim melodyjnym i pełnym ciepła głosem. Chociaż odczuwała zmęczenie, praca jak zawsze zresztą, sprawiała, że czuła się lepiej. Dodawało jej to sił, bo mogła zebrać myśli i skupić się na czymś innym niż zwykłe, codzienne życie.
    Po pracy poszła na kolejną już kawę i zaopatrzyła się w kawałek dobrego ciasta. Słodkości miały jej pomóc zebrać energię, a kawa oczywiście pobudzić do życia. Amalia zdecydowanie przesadzała z kawą, ale nie potrafiła się wyzbyć tego nawyku. Lubiła, po prostu.
    Przez jakiś czas włóczyła się po mieście, po czym stwierdziła, że albo wróci do mieszkania i położy się, próbując zasnąć, albo po prostu zajdzie gdzieś i wykorzysta jakoś popołudnie. Kiedy minęła księgarnię, coś podpowiedziało jej, że powinna tam wstąpić. Szukała ostatnio kilku tytułów, które chciała zakupić, ale nie znalazła ich, więc miała nadzieję, że tym razem nie odejdzie z pustymi rękami. Zaszła do środka i zaczęła się przechadzać wśród regałów. Nie chciała od razu pytać o to, czego szukała. Ponieważ uwielbiała książki, chłonęła ich zapach, co jakiś czas wyciągając z półek kolejną i przekartkowując je. Może znajdzie coś dla siebie? Kto wie.
    W księgarni czy w bibliotece czuła się jak w domu. Czytała wiele, szczególnie wtedy kiedy nie mogła spać. Książki były jej przyjaciółmi. Czerpała z nich nie tylko wiedzę, ale i przyjemność. Rozrywka jaką dostarczały była dla niej jej najlepszą formą. Zawsze gdy było jej źle – a to było to niestety częste uczucie – chowała się za kolejnymi tomiszczami. W szkole nie miała wielu przyjaciół, więc szukała ich w opowieściach, które czytała. Chociaż z biegiem czasu wiele się zmieniło, a ona znów nauczyła się śmiać i cieszyć życiem, pewne nawyki się nie zmieniały. Kiedy tylko czuła potrzebę, zanurzała się w lekturze i świat przestawał dla niej istnieć. Czasem to było bardzo potrzebne. Chodziła więc dalej, szukając czegoś, co ją do siebie przyciągnie na dobre.
    Ostatecznie znalazła jeden z tytułów, który ją bardzo interesował i zakupiła go. Nie miała zamiaru od razu wychodzić. W takich miejscach jak to odpoczywała i po prostu postanowiła wyjść na taras. Nikogo tam nie było, więc usiadła na jednym z krzeseł i przez chwilę, zamyślona patrzyła na panoramę Midgardu. Zakupioną książkę położyła na stoliku przed sobą.
    Dumała nad tym, co się działo, bo i docierało do niej wiele informacji. Nie było dobrze, niestety. Sytuacja się pogarszała i słychać było o różnych niepokojących sprawach. Plus jak zawsze dochodziły własne emocje, które chciała ukrywać. Jej stan emocjonalny był jak huśtawka – raz w górze, raz na dole. Gdzie była w tej chwili? Pomiędzy. Ostatnio czuła się całkiem nieźle, mimo drobnych wahań nastroju. Spotkanie z przyjaciółką dobrze jej zrobiło, mogły porozmawiać, a Amalia nabrała sił do życia. Popadała w skrajności w skrajność, nic nie mogła na to poradzić. Czasami rozpierała ją energia, a czasami miała dość wszystkiego. Teraz zamyślona utkwiła spojrzenie w jakimś odległym punkcie i tylko czasem przecierała zmęczone oczy.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Ostatnie dni nie oszczędzały chyba żadnego mieszkańca Midgardu, co za tym szło, wszystko z podwójną siłą trafiało w oficerów Kruczej Straży. Niepokój wywołany wieścią o śmierci Lauge niósł się jak kraina długa i szeroka, powodując jedynie narastanie kolejnych pytań i niepewności wśród galdrów. Ogólna nerwowość paradoksalnie, zdawała się ustępować w pracy, gdzie nawał obowiązków porządkował myśli i nie pozwalał na to, aby zbytnio skupiać się na myślach przetaczających się niczym stado spłoszonej zwierzyny, po głowie. Wyznaczanie kolejnych zadań, powalało sprawnie przemieszczać się z punktu A do punktu B, minuta za minutą, godzina za godziną. Zabieranie części pracy do domu było także doskonałym remedium na skołatane nerwy, jednak kolejna nieprzespana noc powoli upodabniała go do brata, z którego jeszcze kilka dni temu miał całkiem niezły ubaw. Niedługo musiał czekać, aby i on pogrążył się sam zupełnie w wirze obowiązków.
    Dzisiejszy dzień zdawał się być zupełnie paskudny, połączenie kawy i papierosów nie zdołało uśmierzyć bólu głowy, wręcz przeciwnie, spowodowało jedynie przenikliwe kłucie w klatce piersiowej, które przypominało, że prowadząc taki tryb życia nie pociągnie zbyt długo. Obiecał sobie jednak, że resztę dnia spędzi bez stert raportów przed oczami. Odrobina wytchnienia, próba zanurzenia się w ciszy, być może z dobrą książką, której poszuka w księgarni. Chociaż dziadek pozostawił im przepastne regały z cudownymi tomiszczami, pragnął czegoś zupełnie nowego, nieopatrzonego przez miesiące siadywania w gabinecie nestora rodu.  
    Spokojny spacer skierował go wprost do księgarni „Oko Odyna”, gdzie zamierzał spędzić kilka najbliższych godzin, aby później udać się do domu. Nie spieszył się, dzisiaj towarzystwo brata zdawało się dla niego najmniej przyjemnym wyjściem, a zamknięcie się we własnym pokoju, chociaż zdawało się niezwykle kuszące, wciąż narażało go na pojawienie się nieprzewidzianych obowiązków.
    Przepadał za tym miejscem – zawsze z niezwykłą dokładnością przedzierał się przez kolejne regały z pozycjami zarówno tymi  klasycznymi, jak i zupełnie nowymi. Pasjonowało go oglądanie wspaniałych grzbietów różnorakich tomów, oraz wspaniałych okładek. Klasyczna oprawa niosła odczucie, że książkę wydano solidnie i posłuży latami, kolorowe ilustracje dotykały wyobraźni i mocniej zachęcały do tego, aby poznać historię głębiej. Sam nie potrafił zdecydować się, które lubi najbardziej. Błękitne oczy śledziły feerię barw, głowa powoli stabilizowała się i ból był bardziej znośny, chociaż przepracowanie objawiało się przez potykanie się co jakiś czas o wystające elementy regałów i innych klientów, których przepraszał z minią, co najmniej, kwaśną.
    Olśnienie przyszło kilka chwil później, gdy nachmurzone oblicze Soelberga natrafiło na nowo wydany tom poezji Jakobsena. Choć zwykle preferował twórców niszowych, nie mógł odmówić poecie przystępnej formy podania tematyki co najmniej trudnej. Pierwsze spojrzenie na tomik było dość szybkie, rzeczowe, po niedługiej chwili namysłu nastąpiło skierowanie korków w stronę kasy. Nowy nabytek przyjemnie leżał w dłoni i zachęcał, aby rozpocząć czytanie już na miejscu. Eitri pamiętał, że księgarnia posiada niewielki taras. Udał się tam w nadziei, że uda się mu natrafić na wolne miejsce. Czytając już w drodze, ku rzeczonemu tarasowi, zupełnie nie zwrócił uwagi, że wyprzedziła go para młodych galdrów i zajęła jedyne wolne stanowisko. Uniesienie oczu zapewne pozwoliłoby mu ocenić sytuację, jednak zafascynowany kolejnymi strofami, zupełnie machinalnie wykonał ruch, którym ominął zajęty tuż przed sekundą stolik i podążył (jak mu się wydawało) ku wolnemu krzesłu. Opadł na nie rozsiadając się wygodnie i czytał, czytał, nie zważając na to, co działo się dookoła. Dopiero po kilku chwilach, gdyż musiał przewrócić stronę, rozejrzał się krótko po okolicy, aby stwierdzić z ogromnym zdziwieniem, że dosiadł się przypadkiem do zajętego już miejsca.
    Błękitne oczy rozwarły się szeroko, gdy zlustrował twarz kobiety przed sobą – znał ją, choć to może zbyt wiele powiedziane, raz zdarzyło się, że rozmawiali. Zupełnie służbowo, gdyż panna Stjernen, o ile dobrze pamiętał jej nazwisko, przeprowadzała z nim wywiad dotyczący Kruczej.
    Pani wybaczy, zupełnie nie zauważyłem – wymamrotał nieco zmieszany – jeśli pani na kogoś czeka, zaraz stąd uciekam. Jeśli nie, odsunę się nieco i nie będę przeszkadzał, chciałem jeszcze chwilę poczytać. – Brak taktu nie był niczym niezwykłym, jeśli chodziło o Soelberga. Skupiony na swym tomiku, zupełnie nie odpuszczał nikłego cienia szansy na to, że jednak uda mu się spędzić jeszcze chwilę w księgarni. Wyczekująco zawiesił spojrzenie na Amalii. Zupełnie nie biorąc pod uwagę, iż może wyjść na osobę co najmniej, natrętną.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalia zamyślona mało co nie zauważyłaby, że ktoś zmierzał w jej kierunku, gdyby nie to, że ów człowiek dosiadł się do jej stolika. Natychmiast skierowała swój wzrok ku mężczyźnie i obserwowała – z uśmiechem rozbawienia – jak ten niby nigdy nic pogrąża się w lekturze. Znali się, a przynajmniej można uznać, że tak było, jeśli się wzięło pod uwagę fakt, że rozmawiali ze sobą służbowo. Widywali się czasem tu i tam, ale jakoś nigdy nie rozmawiali ze sobą. Przypomniało jej się, jak podczas spaceru przez ogrody, widziała go zatroskanego, gdy szedł szybkim krokiem najwyraźniej pochłonięty rozmyślaniami nad czymś ważnym. Chciała wtedy podejść i zapytać, co go tak zmartwiło, ale był daleko. Potem jakoś nie było okazji, by zagadnąć.
    Teraz siedział przed nią, nawet nie zauważając jej osoby. Cóż, ona także miała często takie momenty, jeśli coś ją pochłaniało, a tak często było podczas lektury czegoś wciągającego. Widać mogli sobie porozmawiać na temat literatury. Kiedy przewracał stronę, ich spojrzenia się spotkały. Norweżka nadal się uśmiechała.
    - Nic się nie stało – powiedziała zgodnie z prawdą. Wcale nie przeszkadzało jej towarzystwo.
    - Spokojnie, na nikogo nie czekam – odparła. - Proszę zostać i czytać sobie w spokoju.
    Sama sięgnęła po swoją książkę, ale przeczytała zaledwie trzy strony, gdy spostrzegła, że tak naprawdę niewiele z tego wie. Przyłapała się nawet na tym, że czyta ten sam akapit drugi raz, bo jakoś nie potrafiła się skupić na lekturze. Nie przeszkadzało jej towarzystwo, nie o to chodziło. Ona po prostu miała ochotę porozmawiać, ale nie wiedziała jak zacząć. W końcu jednak się odezwała.
    - Amalia, nie pani – wykorzystała moment, w którym znów przewrócił stronę. Nie chciała mu przeszkadzać, ale samo jej się wyrwało. Nagle wydawało jej się to głupie i chrząknęła.
    Po co mu przerywasz, głupia! - zganiła się.
    Chciała go o coś zapytać, ale w porę ugryzła się w język. Może on nie chciał, by ktoś go zagadywał. Na to wyglądało. Znów zaczęła czytać, albo po prostu udawać, że to robi. Mimo to wydawało jej się, że mogli sobie pogawędzić, skoro już tu przy niej usiadł. A jednak nie odezwała się ponownie, aż do czasu, gdy sąsiedzi przy stoliku obok zdawali się już znudzeni tym, co ze sobą przynieśli i zaczęli dość głośno rozmawiać, nie zwracając uwagi na to, że przeszkadzają innym.
    Amalia zrezygnowała z czytanie, skoro i tak nie wiedziała, o czym czyta. Miała czas i mogła tam jeszcze posiedzieć, może ich przeczeka i sobie pójdą. Nieśmiało zerknęła na mężczyznę przed sobą.
    - Ktoś się chyba zapomniał – zagadnęła, po czym zamknęła swoją książkę. Nie mogła czytać w takich warunkach. Czekała na jakąś reakcję towarzysza. Czy sobie pójdzie? Czy zostanie? A jeśli jemu nie przeszkadza gadanina, to co miała robić? Patrzeć jak czyta? Nie chciała wyjść na namolną osobę. On znał ją jako dziennikarkę, ale prywatnie było jej daleko od tego. Jak tu pokazać się z innej strony? Pytania, ach, same pytania…
    Amalia znów spojrzała na widok, roztaczający się przed nimi. Pogoda sprzyjała obserwacji. Nie zagadnie jednak o aurę, bo to było głupie.
    - Lubię Midgard. Przyłapuję się na tym, że myślę o nim jak o prawdziwym domu – nie spostrzegła się nawet, że mówi to na głos. Kiedy jednak to do niej dotarło, rzuciła tylko:
    - Przepraszam – co poradzić, lubiła rozmawiać, a że nie dało się w tej chwili czytać, słowa jakoś same padały z jej ust.
    Tak, dawno nie odwiedzała swoich rodziców. Przesyłali sobie głównie wiadomości i tyle. Amalia bała się wizyt w domu, bo na każdym kroku pojawiał się jej zmarły brat. Matka nigdy nie była w stanie się pogodzić z tą stratą, jak i sama Amalia. Ale matczyne serce było jeszcze bardziej zranione. Stjernen nie potrafiła z nią rozmawiać swobodnie. Lepiej czuła się tutaj, mimo iż od pewnych spraw nie dało się uwolnić. Tu było jej życie. I tu miała zamiar zostać.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Na jego szczęście, cisza trwała krótko. Upragniona odpowiedź pojawiła się po kilku chwilach od zadania pytania, co zdecydowanie oszczędziło mu ciągnącej się niezręczności. Słowa, które padły z ust kobiety, niosły przekaz, którego oczekiwał. Oznajmienie mu, że na nikogo nie czeka, więc może siedzieć dalej i rozkoszować się chwilą spokoju, było niezwykle miłą odmianą. Ten dzień zdecydowanie przekroczył limit na męczące chwile. Kiwnął lekko głową, aby podziękować. Wstał lekko i odsunął swoje krzesło, po czym zatopił się w lekturze. Jedynie przez kilka chwil śledził twarz Stjernen, jakby przypominając sobie moment, w którym mieli okazję się poznać.
    Nigdy nie przepadał za wywiadami, gdyż te przyprawiały go o ścisk w żołądku. Z resztą, nauczeni doświadczeniem reporterzy, zwykle kapitulowali, gdy widzieli jego naburmuszoną minę oraz ścierali się z jego specyficznym podejściem do jakichkolwiek rozmów. Los chciał jednak, że tamtym razem nie udało mu się wywinąć, przez co musiał spędzić kilka godzin na udzielaniu odpowiedzi. Wyszedł z kacem moralnym i stwierdził, że nigdy więcej nie zgodzi się na udzielenie chociażby połowy wywiadu. Do samej Amalii nic nie miał, jednak zawód, który wykonywała nie budził w nim przyjemnych emocji. Być może nie należała do grupy tych natrętnych i agresywnych, pchających się z butami w cudze życie, jednak mimowolnie odczuwał drobny dystans. Chociaż słuchał radia, wolał występować raczej w roli anonimowego słuchacza, niż nagabywanego wiecznie w związku z kryminalnymi sensacjami, funkcjonariusza.
    Uniósł oczy znad książki, gdy usłyszał kolejne słowa, których się nie spodziewał. Myślał, że na udzieleniu pozwolenia ich konwersacja się zakończy. Niestety, nie tym razem. Przez chwilę kontemplował prostą wypowiedź, po czym zdecydował, że może zgodzić się na taką małą ustępliwość.
    Eitri. – Krótkie imię przecięło powietrze tak samo szybko, jak uniesienie i opuszczenie błękitnych tęczówek na kolejną kartę książki. Przez chwilę czuł dyskomfort wypowiedzianego słowa. Nie przywykł do takich momentów, więc szybko schował się za czynnością, którą do tej pory wykonywał, tonąc gdzieś pomiędzy kolejnymi strofami. Rozumiał, że większość ludzi ma potrzebę kontaktu wiele razy przewyższającą tę, którą posiadał on sam. Zwykle, starczało mu samo przebywanie obok kogoś, a słowa były jedynie zbędnym dodatkiem. Dzisiaj, zdecydowanie nie miał ochoty na to, aby ucinać sobie pogawędki. Niestety, los z rzadka chciał się układać tak, jak człowiek tego oczekiwał i o ile Stjernen zdawała się być cicho, przy drugim stoliku zaczęła wzbierać rozmowa. Eitri kilkukrotnie spoglądał w tamtą stronę, jednak nie mówił nic. Próbował powrócić do lektury, jednak narastające za uchem szeptanie, przeradzające się w zwykłą rozmowę, wyjątkowo działało mu na nerwy. Zwykle potrafił się zabarykadować sam w sobie i nie dopuszczać takich odgłosów, jednak dzisiaj wyraźnie był na tyle rozkojarzony, że nie potrafił przefiltrować dochodzących do niego bodźców. Westchnął przeciągle, układając tomik na kolanach. Wydawało się, że nic tu po nim. Przez chwilę rozważał szybkie ulotnienie się z księgarni i podróż w kierunku domu. Otworzył tomik na powrót i przekartkował go. Nie byli w księgarni, zwrócenie uwagi nieznajomi mogli potraktować jako nieuprzejme, więc niewiele pozostawało do uczynienia.
    Mhm… – mruknął jedynie i obejrzał się ponownie na parę siedzącą obok. Niezbyt zadowolona mina speszyła ich na chwilę, gdyż przyciszyli rozmowę, którą mimo wszystko kontynuowali. Zadarł głowę, spoglądając w chmury, gdy jego towarzyszka zdecydowała, aby także rozpocząć rozmowę. Nie, nie… tego nie oczekiwał. Jej przeprosiny dopiero uświadomiły mu, że jego mina być może nie należy do najsympatyczniejszych. Prawdopodobnie wychodził teraz na najgorszego buca, co wprawdzie niewiele rozmijało się z prawdą. Unikał rozmowy, jednak resztka ogłady nakazywała uśmiechnąć się do Amalii słabo i wyszukać słowa odpowiedzi. – To ja przepraszam. Zmęczenie robi swoje… – usprawiedliwił szybko swoje zachowanie, naciągając nieco prawdę. Zatopił spojrzenie w rozpościerającej się przed nimi panoramie. W gruncie rzeczy, miała rację. Chociaż i on nie urodził się w Midgardzie, od lat był on dla niego domem. – Ja chyba już inaczej nie umiem o nim myśleć, niż jako o prawdziwym domu. – Cisza zaległa pomiędzy nimi na powrót. – Jeszcze raz, przepraszam za moje zachowanie – westchnął. Usilnie próbował wmówić sobie i jej, że faktycznie przepracowanie stało za jego niechęcią do rozmowy.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Kiedy jej towarzysz się przedstawił, chciała powiedzieć: wiem, ale się powstrzymała. Miała doskonałą pamięć do imion i twarzy i nie zdarzyło jej się jeszcze nikogo pomylić. Poza tym jeśli kogoś widywała dość często, a miała zaskakująco wiele okazji by spotkać go tu i tam, tym bardziej utrwalał się w jej pamięci.
    - Miło mi – powiedziała pogodnym tonem. Naprawdę tak było, to nie wyuczona regułka, którą się powtarzało. Amalia należała do tych szczerych osób, które mówiły to, co myślały. Można mieć o niej błędne wrażenie, gdy się tylko patrzy na wykonywany zawód (a umówmy się, dziennikarką z prawdziwego zdarzenia była wyłącznie na praktykach zanim otrzymała pracę w porannym programie radiowym). Pracowała przy audycji, w której nie było wścibskiego wtrącania się w różne sprawy. Przedstawiała tylko to, co należało wiedzieć i zwyczajne rozrywkowe sprawy. Serwowała dużo muzyki i uśmiechu, bo jej optymizm był podobno zaraźliwy i dało się go wyczuć (tak jej przynajmniej mówiono). Nie należała do wścibskich osób i wcale nie miała zamiaru wypytywać go o pracę, chociaż dobrze wiedziała, co Eitri robi.
    Trudno było nawiązać z nim kontakt. Nie wiedziała, czy robi coś nie tak, czy może po prostu nie ma on ochoty na rozmowę. Zaczęła w siebie wątpić, co chyba było zauważalne, bo doczekała się przeprosin za zachowanie wobec niej.
    - Rozumiem, naprawdę – odparła. - To ciężka praca, a niestety nie dzieje się zbyt dobrze – chcąc czy nie, miała dostęp do wielu wiadomości. Nie musiała się o nie starać, powtarzano je w pracy. Chociaż Amalia nie zajmowała się już pozyskiwaniem informacji, jak to było kiedyś, nadal słyszała dość dużo. Oczywiście czytała też gazety, gdzie pracowało kilku jej znajomych.
    Gdy podchwycił jej myśl o Midgardzie, pokiwała głową, a później znów zaczął ją przepraszać.
    - Jeśli wolisz pomilczeć, może i tak być – nie narzucała niczego.
    - Nie namawiam do rozmowy, po prostu… - no właśnie, po prostu co? Miała już tak, że każdego z chęcią zagadywała, bo była serdeczną osobą, ale doskonale rozumiała, jeśli ktoś nie podzielał tego nawyku. - … pomyślałam sobie, że możemy pogawędzić, skoro nie dane jest nam czytać w spokoju – sąsiedzi nadal sobie rozmawiali w najlepsze i chyba nie mieli zamiaru przestać. W takich warunkach nie dało się zagłębiać w lekturze.
    Chciała powiedzieć, że widują się od czasu do czasu i niejednokrotnie chciała o coś zapytać, ale jakoś wydało jej się to głupie. Nie chciała wyjść na desperatkę szukającą uwagi innych.
    - Praca pracą, ale życie prywatne jest czymś innym – chciała mu w ten sposób zakomunikować, że nie jest poszukiwaczką sensacji i nie ma zamiaru drążyć tematu związanych z zawodami. Amalia potrafiła to oddzielać i sama nie lubiła, gdy patrzyło się tylko na to, czym się zajmuje. Prywatnie była przecież rozdarta wewnętrznie, czego nikt by się nie domyślił, słuchając jej w radiu.
    Miała przyjaciół, ale była raczej samotniczką. Nie wierzyła, że ktoś mógłby jej pomóc czy zrozumieć w pełni. Uciekała wtedy w świat w książek czy muzyki. Bo było łatwiej skupiać się na czymś innym, niż własne życie. Lubiła to, czym się zajmowała, ale nie mogła tego robić cały dzień. Miała swoje godziny, popołudniami zbierała coś na następny dzień, ale i tak miała zbyt wiele czasu wolnego. Gdy spotykała wtedy innych ludzi, była szczęśliwa. Nie przyznawała się na głos, ale bała się bycia samą ze swoimi demonami.
    - Chodzi mi o to, byś nie pomyślał, że jestem dziennikarką szukającą wiadomości. Nie mam zamiaru o nic wypytywać. Łatwo jest wrzucić wszystkich do jednego worka – często się tak zdarzało, co sprawiało jej przykrość. Amalia chciała się dobrze kojarzyć innym. Oni poznali się podczas wywiadu, niezbyt to były miłe okoliczności.
    Trochę posmutniała, bo chociaż on nic nie mówił na ten temat, wyczuwała, że w jego myślach pojawiło się ostrzeżenie, co do jej zawodu. To było naturalne. Nie pierwszy raz by się z tym spotkała. Nie miałaby mu tego za złe, nawet gdyby się przyznał, że miała rację. Wolała uprzedzić, by mieli jasność sytuacji.
    - Możemy zacząć znajomość od nowa? - zaproponowała.
    Nie spodziewała się cudów, ale może nie będzie tak źle. Wierzyła także w to, że nie wpadli na siebie przypadkowo. W jej życiu nie było przypadków i każde spotkanie miało znaczenie.
    Chcąc czy nie, czasami ich spojrzenia się spotykały tu i tam. Amalia nie miała zamiaru być „tą namolną babą od wywiadu”. Pytanie, czy Eitri da jej szansę. Mógł ją przecież uważać za osobę, która pcha się w jego życie nieproszona. Trudno było wyczytać cokolwiek z jego zachowania i oczu. Wiedziała tylko jedno: był zdystansowany. Może powinna się wycofać? Nic na siłę.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Nie oczekiwał dalszego rozwoju rozmowy. Zwykle, w takich chwilach ludzie zniechęcali się i odchodzili, nie chcąc brnąć w męczącą obie strony konwersację. Nie potrafił zrozumieć, skąd w niektórych jednostkach budziła się taka wytrwałość i próba czynienia na przekór, byłe tylko nie zamknąć ust i gadać dalej, z sensem, lub też mniej sensownie, ale by tylko marnować powietrze na kolejne słowa.
    Obecnie znajdował się w sytuacji na tyle trudnej, że ponowny powrót do lektury zdawał się niemożliwy, a podniesienie się i ucieczka zakrawały teraz o zupełną nieuprzejmość i brak wychowania. Być może podświadomie obawiał się, że kobieta wykorzysta to przeciw niemu, próbując obsmarować w najbliższej audycji sposób zachowania Kruczych funkcjonariuszy. Chociaż był tu zupełnie prywatnie, nigdy nie przestawał reprezentować zawodu, który pełnił i musiał świecić przykładem, nawet w tak błahych sytuacjach jak ta.
    Ostatecznie zamknął tomik, i przysunął się nieco do stolika, przy którym siedziała Amalia. Chociaż ruchy wykonał płynnie, w jego wnętrzu toczyła się realna bitwa o każdy centymetr pokonywanego dystansu. Nie był przekonany, czy swoją decyzją nie pcha się w bagno, z którego potem się nie wygrzebie. Reporterka wprawdzie zupełnie swobodnie przyznała, że nic się nie stało, ale węszył w tym jakiś haczyk, który mogła zarzucić, aby on mógł dać się złapać. Położył niewielką książkę na blacie i oparł się lekko jednym łokciem. Zlustrował Stjernen w poszukiwaniu chociażby cienia żartu, czy nawet kpiny, którą mogła go obecnie obdarzyć. Ku swemu zaskoczeniu, nie dostrzegł nic ponad uprzejmy uśmiech i niewielkie poruszenie, które najwyraźniej wywołała jego decyzja.
    Zapewnienie, jakoby była również zupełnie poza pracą i zostawiła swe radiowe przyzwyczajenia za drzwiami rozgłośni, przyjął z odpowiednią dozą ostrożności i rezerwy. Nie zamierzał nagle rzucić się w wir rozmowy, ba wszak chyba nigdy nic podobnego nie zdarzyło mu się w życiu. Westchnął cicho. Druga z rąk powędrowała na blat stołu. Złożył ze sobą ręce na chwilę, aby później spleść je ze sobą i ułożyć na nich brodę.
    Prawdopodobnie, czytanie zostawię już sobie do domu. Masz rację. – Wciąż próbował wyłapać wzrokiem, czy przypadkiem obecna para nie zamierza opuścić tarasu, na to jednak, nie zapowiadało się ani odrobinę. Nieświadomie, swoją wypowiedzią przypieczętował dalszy przebieg spotkania. Od teraz, musiał być czynnym rozmówcą, wysłuchiwać jej wypowiedzi i odpowiadać na ewentualne pytania, przytakiwać i stosować wszystkie te zabiegi, które miały na celu utrzymanie kontaktu. Skomplikowane, zwłaszcza dla Soelberga. – Nie, nie muszę milczeć – stwierdził zupełnie na przekór sobie. – Ale faktycznie, próbuję wykorzystać każdą chwilę poza pracą na to, aby nie myśleć o zdarzeniach, które mają miejsce. Stąd moja rezerwa. Nie chciałbym, aby to, czym się zajmuję, wypływało przy każdej rozmowie. – Tu był już zupełnie szczery. Główny powód niechęci do rozmowy ze Stjernen wynikał z poczucia, że zaraz łapczywie rzuci się na jakiekolwiek, nawet najdrobniejsze nowinki, których on może jej dostarczyć.
    Słońce spokojnie lizało dachy pobliskich budowli, drzewa rzucały coraz dłuższe cienie na chodniki, którymi przechadzali się spacerowicze. Czas płynął niespiesznie – zupełnie przyjemnie, co stwierdził po chwili namysłu, nie chciał psuć tak przyjemnej aury kolejnymi mrukliwymi odpowiedziami. Mimowolnie, dał za wygraną.
    Chyba nie zaszkodzi – przyznał po kolejnej chwili namysłu. Rozplótł palce i jedną z dłoni wyciągnął przed siebie, zupełnie tak, jakby miał się z nią dopiero co przywitać. – Swoim rozkojarzeniem sprowadziłem na ciebie klątwę siedzenia w moim towarzystwie. – Coś na granicy żartu opuściło jego usta. Zdawał sobie sprawę z tego, że towarzysz z niego żaden, krasomówstwo już zaprezentował przed nią niejeden raz. Być może, w prywatnym życiu, faktycznie Stjernen była zupełnie inna niż w trakcie wykonywania obowiązków zawodowych. Problem polegał na tym, że on w pracy był identyczny z tym, jak prezentował się prywatnie – oschły, niezbyt śmieszny, zgryźliwy i stroniący od ludzi.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalia musiała się zgodzić ze słowami mężczyzny.
    - Dobrze jest się zaszyć w takich miejscach jak to, by skupić się na czymś innym niż praca – Eitri nie miał łatwo, bo jego zajęcie naprawdę potrafiło nadszarpnąć nerwy i pochłaniać mnóstwo energii. Nie znała go na tyle, by wiedzieć jaki jest, ale wierzyła, że każdy w pewnym stopniu potrzebuje towarzystwa drugiej osoby, nawet jeśli lubi samotność. Amalia tak właśnie miała. Chociaż chętnie spędzała czas w pojedynkę, dużo lepiej czuła się przy kimś innym. Nawet jeśli mieli milczeć, sączyć drinka i po prostu słuchać innych. Amalia potrzebowała innych, by nie zwariować. Oczywiście każdy miał swoje życie, problemy i czas, który poświęcał dla najważniejszych spraw, ale ona łaknęła kontaktu z drugim człowiekiem. Nie zawsze przyznawała się do tego, że jest zmęczona samotnością. Nie potrafiła.
    - Ja wybrałam radio, by nie biegać za nowościami. Wyciąganie z innych informacji jest bardzo denerwujące, szczególnie dla mnie. Dlatego nie chcę być kojarzona jako ta, która szuka sensacji. Nie nadaję się do tego zupełnie – owszem, niektórzy do dzisiaj wspominają jej  niepewność w głosie, gdy zadawała pytania. Krępowała się podczas wywiadów. O wiele inaczej wygląda typowy wywiad rozrywkowy od informacyjnego. Amalia skończyła z tym drugim, całe szczęście. Panna Stjernen miała nadzieję, że uda jej się porozmawiać z mężczyzną na luzie, nie tak jak kiedyś.
    Kiedy odezwał się ponownie, Amalia pokiwała głową. Dał się przekonać. Może jednak nie był taki oschły, jaki się wydawał na pierwszy rzut oka. Widziała jak rozplata palce i wyciąga dłoń jakby chciał się przywitać. Nie zignorowała tego gestu.
    - Widujemy się od czasu do czasu – zagadnęła potrząsając delikatnie jego dłonią. Nie mógł zaprzeczyć, bo ich spojrzenia się wtedy spotykały.  Amalia chciała nieraz zapytać, tak szczerze i bezinteresownie, czy aby coś się nie stało. Widziała go poważnego, zadumanego. Nie chciała pchać się w jego sprawy, ale z ludzkiej życzliwości pragnęła się odezwać. Jednak nieśmiałość robiła swoje. Wyjście na zdesperowaną nie spodobałoby jej się. Eitri mógł się spotykać z takim zachowaniem i znów podpiąć jej metkę „taka jak inne”. Amalia jednak widziała w jego oczach coś, co sprawiało, że miała ochotę z nim pomówić. Czuła, że mogliby się dogadać, gdyby tylko chciał.
    Nie dawała za wygraną, nawet słysząc jego ostatnią uwagę. Nachyliła się, by zbliżyć się nieco i prawie szeptem powiedziała:
    - Klątwy są od tego, by je łamać – przez chwilę znów mogli się mierzyć na spojrzenia, a trzeba powiedzieć, że Amalia była dzielna i nie odwracała wzroku. Czuła, że Eitri stara się ją zniechęcić do siebie, a może po prostu taki był? Ona znała się na ludziach, dlatego wyczuwała chłód i dystans. Czy to jej przeszkadzało? Skądże znowu.
    - Może to rozkojarzenie wyjdzie ci na dobre – wycofała się i oparła wygodnie. Uniosła głowę i przymknęła oczy. Pogoda była tego dnia naprawdę przyjemna. Kobieta czuła jak ciepło spływa na nią i uśmiechnęła się łagodnie. Potrafiła się cieszyć nawet z takich chwil jak ta. W końcu odetchnęła i zerknęła na mężczyznę ponownie.
    - Właśnie sobie pomyślałam, że to miłe nie siedzieć tu samej. Bogowie dali nam dobry dzień, warto z niego skorzystać – powiedziała. - Hmmm, wierzysz w przypadki? - zapytała nagle. Ona nie, ale chciała usłyszeć jak to jest z nim. Naprawdę wydawało jej się, że ich spotkanie w cztery oczy nie było dziełem ślepego losu. Kiedyś musiała nastąpić chwila, w której porozmawiają.
    - Ponoć nic nie dzieje się bez przyczyny – powtarzała sobie to tak często, by w końcu w to uwierzyć. Nawet śmierć jej brata nie mogła pozostać bez znaczenia. W końcu to ją ukształtowało. Pewne rzeczy naprawdę musiały mieć miejsce. Może i oni spotkali się nie bez powodu. Może jej życzliwość miała wpłynąć jakoś na jego zgryźliwość. O ile pozwoli na to, by ta znajomość zostawiła po sobie jakiś ślad.
    Życzyła mu, by nie odpychał od siebie ludzi, bo na to wyglądało. Nie powiedziała tego głośno. Szanowała to, ale sądziła, że stać go na więcej. Eitri stanowił dla niej swego rodzaju wyzwanie, którego chciała się podjąć. O ile on nie uzna, że nie chce mieć z nią nic wspólnego. Nie będzie przecież naciskać. Nie była zdesperowaną osobą, by żebrać o kontakt. Uznała za to, że ktoś powinien go uświadomić w tym, że nie zawsze ludzie są źli albo czegoś od niego chcą.
    Gdyby przyjrzeć się książce, którą miała przed sobą Amalia, dałoby się zauważyć, że to zbiór życiowych mądrości. Amalia lubiła czytać i zapamiętywać ważne cytaty. Może dlatego przytoczyła pewne słowa na głos:
    -  Nie spisuj nikogo na straty. Cuda zdarzają się co dzień – to była jedna z tych mądrości, które przytaczała sobie w chwilach zwątpienia. Pomagało jej to jakoś przetrwać i po prostu wierzyć w ludzi. Może ją za to wyśmieje, może nie, ale chciała, by dało mu to do myślenia chociaż trochę.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Początkowo zaczął zastanawiać się nad tym, na ile jej słowa wypływają ze szczerości intencji, a na ile są skrojoną na miarę odpowiedzią. Ułożoną w ten sposób tylko i wyłącznie dlatego, aby wzbudzić w nim chociaż odrobinę zaufania. Nigdy nie chciał wrzucać wszystkich ludzi do jednej kategorii, sztywno przyporządkowywać ich do miejsc, w których winni się znaleźć z uwagi na wykonywany zawód, jednak tak było mu łatwiej. Mniej gubił się w różnorodności ludzkich istot, czuł  się bardziej bezpieczny, pewny. Próbował tym zamaskować wieczną niepewność, która gościła na jego twarzy w sytuacjach podobnych do tej. Nie był mistrzem w rozgryzaniu stojących przed nim ludzi. Owszem, z uwagi na pełniony zawód potrafił wyciągać informacje, nie zawsze czysto i w sposób pochwalany przez ogół. Wbijał się w ludzką istotę i wyrywał to, czego potrzebował w swych śledztwach. Braki w prowadzeniu rozmowy maskował przemyślanymi ruchami, wypracowanymi przez lata praktykami, które wychodziły z automatu. Nie musiał wiele nad nimi rozmyślać – gotowe schematy, pozostawiające na odrobinę elastyczności. Zupełnie inaczej było w życiu prywatnym, gdy nie mógł wyuczonych procedur przenieść na spotykanych ludzi. Zdarzało się, że jego ręce drżały mimowolnie, a język zastygał w gardle, blokując możliwość jakiejkolwiek wypowiedzi. Działo się tak, gdy był zmuszany, aby brać udział w sytuacjach społecznych, gdy ktoś z usilnością próbował wejść z nim w interakcję. Bywał wtedy rozmyślnie niemiły, odpychając jakiekolwiek możliwości ciągnięcia tematu zbyt długo.
    Co pozostawało mu w sytuacjach takich, jak ta? Wyciągnięta przed siebie dłoń, utonęła w uścisku kobiety. Gdy rozluźniła palce, schował ją szybko pod stołem, szukając odrobiny spokoju w zaciskaniu materiału płaszcza, tuż przy jego brzegu. Bezpośredni kontakt zbytnio go krępował, o ile nie istniał w ramach zawodowych.
    Kiwnął niemrawo głową. Owszem, zdarzało się, że umykała gdzieś ulicą, a on był tego świadkiem. Porządną rozmowę odbyli raz – właśnie w niekomfortowej sytuacji wywiadu, później może jeszcze raz, czy dwa? Na stopie oficjalnej, bez możliwości swobodnej wymiany zdań. Nigdy szczególnie nie przywiązywał do tego uwagi. Zimny odcień tęczówek powędrował ze zdziwieniem w jej stronę, gdy nachyliła się lekko ku niemu i szepnęła. Był szczerze zdezorientowany tym, co się wydarzyło oraz jej słowami. Odbiła jego zgryźliwość, uśmiechając się przy tym lekko. Nie sądził, że wciąż będzie dążyć do rozmowy. Nie potrafił ocenić, cz bardziej go to frustrowało, czy czuł lekki podziw dla takiej determinacji. Coś na kształt rozbawienia odbiło się w jego obliczu, unosząc lekko kąciki ust.
    Szalona, albo naprawdę znudzona… Nieprzyjemna myśl przebiegła gdzieś pomiędzy kolejno wypowiadanymi przez Stjernen słowami.
    Chyba nie powinienem przyznawać się do tego, w jakim stanie obecnie się znajduję. Rozkojarzenie… gdy dłużej nad tym myślę, nie brzmi to wcale dobrze… – Oparł plecy nieco pewniej o zdobienie krzesła. Tym razem, przycisnął policzek do dłoni złożonej w pięść i począł śledzić chmury raźno płynące gdzieś ponad głową Amalii. Uznał, że nie powinien dłużej się jej przyglądać, z resztą… towarzyszyło mu tak nieznośne poczucie niezręczności, że prędzej odwróciłby się do niej plecami, niż dalej obserwował uśmiech malujący się na jej twarzy.
    Przeznaczenie? – Tym razem zdawał się być zupełnie poruszony, chyba nawet zaśmiał się dość krótko po zasłyszanej wypowiedzi. – Norny splatają nić naszego życia i podobno faktycznie, wszystko co się tyczy ludzkiej egzystencji jest gdzieś zapisane, zaplanowane. – Rzeczowa odpowiedź pojawiła się zaraz po zagadnieniu poruszonym przez Amalie. – Nie wiem, czy faktycznie wszystko w naszym życiu ma sens. Czy nawet najdrobniejsze poruszenie liścia na wietrze ma znaczenie… – Gdzieś wewnętrznie pragnął w to wierzyć, jednak ogromna część zdarzeń z jego własnego życia wciąż zdawała się być dlań zagadką, nieodkrytym, czymś co niosło więcej bezmyślnej destrukcji, niż sensu. – Przyznam ci szczerze, mocno optymistyczne stwierdzenie. Chyba pośród tego, co czasami dzieje się w ludzkim życiu trudno o aż tak pozytywne myśli. – Jego umysł z Radka nawiedzały tak jasne barwy, zwłaszcza, gdy wspominał ostatnie miesiące, niemal zupełnie pogrążone w morkach duszy.
    Mówisz tak, bo faktycznie sama w to wierzysz? – Niepotrzebnie prowokował.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalia nie miała zwyczaju przejmować się tym, co o niej myśleli inni. To odróżniało ją od wielu innych osób. Owszem, jeśli chodziło o fach, nie lubiła, gdy podpinano jej metkę dziennikarskiego sępa. Przecież nim nie była i nie miała zamiaru być. Nawet gdyby Eitri przedstawił jej swoje myśli na głos, wcale nie obraziłaby się. Stjernen była po prostu pełna życia, którego trzymała się jak mogła najmocniej. Bo ono było zbyt kruche, no i łatwo było je stracić. Nie chciała żałować żadnej chwili, którą spędza na ziemskim padole. I dlatego była po prostu przyjazna. Trafił jej się trudny rozmówca, ale wcale nie zamierzała się poddawać. Chciała tchnąć w niego chociaż trochę energii, której miała za dwoje. Eitri wydawał jej się być człowiekiem opanowanym, znającym swoje miejsce. Był jaki był i akceptował to. Być może tak było dla niego dobrze, nie chciał nic zmieniać w swoim poukładanym świecie. Amalia nie chciała mu tego życia atakować swoim ciepłem, ale zamierzała zostawić po sobie ślad. Dlaczego? Ponieważ wszystko, co mówiła, było prawdą. Ona w to wierzyła i nie udawała kogoś, kim nie jest. Tutaj więc grali w otwarte karty. On był milczący, ona chętnie zagadywała. Z boku mogło to wydawać się nieco komiczną sceną. Gdyby ktoś z otoczenia Amalii był tam i mógł jakoś podsumować jej postać, powiedziałby: serce na dłoni. Norweżka naprawdę była życzliwa i dlatego to, co padło z jej ust wiązało się ze szczerością i troską.
    - Rozumiem – powiedziała krótko.
    Nie współczuła mu i nie to chciała ofiarować. Każdy robił to, co sobie wybrał. Z pewnością praca na niego wpływała, a może i coś więcej? Nie zamierzała o to pytać, nie znali się przecież prawie wcale. Może miał problemy w życiu prywatnym? A kto ich nie ma? – westchnęła do siebie w myślach. - Ponoć każdy dostaje tyle, ile jest w stanie znieść – zagadnęła, zastanawiając się, czy jej poczucie winy i cierpienie wobec tego, co stało się w przeszłości jest tym, co musiała dźwigać jako życiowy ciężar. Przez chwilę ta myśl sprawiła, że zamilkła, wyraźnie poruszona czymś, co Eitri nie mógł odszyfrować. Oczywiście gdyby chciał się dowiedzieć czegokolwiek o jej życiu, łatwo znalazł by takie informacje. Ale dlaczego miałaby go zainteresować? Nie wyróżniała się niczym, może poza wrodzonym optymizmem i chęcią zmieniania świata na lepsze.
    Wysłuchała jego słów i pokiwała głową.
    - Wiesz, taki liść może równie dobrze spaść później na mokrą drogę, ty na niego nadepniesz i nastąpi ciąg szczęśliwego bądź nieszczęśliwego przypadku. Ja wierzę, że wszystko ma swoje przeznaczenie i sens, nawet pozornie nic nie znaczące drobiazgi, na które nikt nie zwraca uwagi. Może właśnie one są najistotniejsze – wzruszyła ramionami. Do czego zmierzała? To było proste. Chciała zostawić w jego umyśle ślad po sobie i tym spotkaniu.
    Jej ostatnie słowa nie trafiły w nicość. Odniósł się do nich, podejmując grę.
    - Może trafiłeś na optymistkę? - zauważyła. - Oczywiście, że w to wierzę – powiedziała pewnym siebie tonem.
    - Widzisz, ja potrafię dostrzegać coś dobrego nawet w najmniejszej rzeczy. Naprawdę tak jest – to spotkanie było dowodem na te słowa. Nie zamierzała jednak mówić tego na głos. Zabrzmiałaby jak namolna baba, która szuka uwagi. Nie o to chodziło.
    - Czasami jest to dobre słowo, czasem towarzystwo, a czasem coś, co ktoś zrobił dla ciebie. Czasami wystarcza zwykły uśmiech, szczerość zamiast wyuczonych, górnolotnych słówek i myśl, że to,co się robi ma sens. Czy ktoś pyta cię czasem jak się czujesz? - zapytała.
    - Ale z troski, nie dlatego, że tak wypada – dodała. - Wiesz dlaczego powiedziałam, że możemy razem pomilczeć? - nie czekała na jego odpowiedź, po prostu mu to wyjaśniła.
    - Milczenie bywa cenniejsze od słów. Lubię rozmawiać, to prawda i wiem, że już to zauważyłeś. Nie gadam dla siebie, ale po to, by ktoś poczuł się lepiej. Nie zależy mi na sobie i własnym komforcie, dlatego chciałam, byś powiedział, co wolisz. Może to byłoby coś dobrego, co można podpiąć pod: mała rzecz, a cieszy – Eitri wydawał się być ciekawym człowiekiem. Może i był małomówny, konkretny do bólu i trudny w rozmowie, ale coś jej podpowiadało, że jest bardziej złożony niż się wydaje. Wyczuła to już dawno, kiedy spotkali się po raz pierwszy i ta myśl wracała, gdy widywali się tu i tam, przelotnie wymieniając spojrzenia. Nie miała pojęcia, co on sobie o niej myślał, o ile w ogóle coś takiego jak „wrażenie” istniało. Amalia nie udawała kogoś, kim nie jest. To, że jest rozbita i emocjonalnie wykończona, można było dostrzec tylko wtedy, gdy się chciało to zauważyć. Gdy się z nią rozmawiało, widziało jak w samotności włóczy się po ulicach Midgardu i jest obojętna na siebie i swój los. Potrzebowała ratunku, ale nie mówiła o tym głośno. Zastanawiała się zawsze, czy kolejna z osób jakie zna, będzie miała wpływ na jej życie. Bo w jej egzystencji każdy zostawiał ślad. Nie przeszłaby obojętnie wobec osoby, z którą zamieniła choćby kilka słów. Nie znasz dnia, ani godziny, gdy ta osoba może zrobić coś dla ciebie – tak powtarzała.
    Życzliwość – to chciała ofiarować drugiej osobie. To oraz bezinteresowność. Bo nie było nic piękniejszego od istnienia człowieka, który po prostu był obok i kiedy tylko spojrzał na tę drugą osobę, usłyszał: wiem, rozumiem cię.
    Amalia się zamyśliła. Nie obserwowała jak reaguje Eitri, nie patrzyła w jego twarz, nie szukała kontaktu wzrokowego. To nie był unik, czy niepewność po własnych słowach. Ona wiedziała, że wierzy w to, co mówi. Zastanawiała się tylko, czy aby nie uzna jej za wariatki.
    Po co się przejmujesz? - toczyła ze sobą wewnętrzną walkę. - Nigdy cię nie obchodzi to, co inni o tobie myślą… - przekonywała siebie. - Co się zmieniło? - pytała siebie.
    Eitri jest inny niż ludzie, których znam – tak to sobie tłumaczyła, bo naprawdę było w nim coś takiego, co zastanawiało ją i sprawiało, że chciała go poznać lepiej. Ale czy on chciał poznać ją? Jakoś w to wątpiła, chociaż tak się składało, że rozmawiali ze sobą. Nie uciekł – jeszcze – chociaż miał ku temu okazję. Czy mogła mieć nadzieję, że tak pozostanie? Przynajmniej przez kilka chwil?
    Dlaczego poczuła się tak, jakby była we właściwym miejscu o właściwej porze? Dlaczego poczuła, że musieli się tu spotkać i pomówić?
    Głupia jesteś, albo naprawdę masz rację.
    - Nie powiedziałam ci jeszcze czegoś – odezwała się nagle. - Oby twoja lektura dostarczyła ci tego, czego szukasz – powiedziała poważnie.
    - Lubię ludzi, którzy czytają. To znaczy, że mają otwarte umysły i chcą zobaczyć więcej, zrozumieć głębiej – dodała z namysłem. Tak, zdecydowanie wysoko ceniła osoby, które miały czas na czytanie. Ona często wypełniała tym samotność, która dopadała ją wieczorami.
    - Każdy szuka w książkach czegoś dla siebie. Pocieszenia, rozrywki, przyjaciół, mądrości, zabicia czasu… - wyliczała. Była ciekawa, czego on szuka na stronach, które przerzucał. Nie zapytała o to. Nie był to przecież wywiad. Nie chciała, by tak to wyglądało.
    - Jeśli książka nie pozostawia nas obojętnymi, to znaczy, że dobrze trafiliśmy – tym razem nie zdała się na przypadkowy tytuł, co czasem robiła, wiedziała, że ją to pochłonie bez reszty. Życzyła mężczyźnie tego samego – by zapomniał o prawdziwym świecie chociaż na chwilę.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Optymizm nie był zły – nie można było wyrzucać ludziom tego, że starali się dostrzegać dobre strony życia. Być może, on stawiał na przesadny realizm i zwykł raczej rozsądzać pewne sprawy na podstawie idealnie wypunktowanych faktów, jednak nie chciał patrzeć krzywo na Amalię, która wolała traktować rzeczywistość z dozą specyficznej radości i beztroski pobrzmiewającej w głosie. Tak zapewne było łatwiej. Gdyby był podobny do prezenterki radiowej, zapewne zupełnie inaczej poradziłby sobie z problemami, które nawarstwiały się w jego życiu od zeszłego roku.
    Zawahał się na moment.
    To nie było taki proste – pod uśmiechem zbyt często znajdowały się smutek i depresja. On uzewnętrzniał się o wiele swobodniej, nie kryjąc z trudnościami, które posiadał, ewentualnie barykadując się we własnym mieszkaniu. Część ludzi przybierała maskę, niczym kameleon, dostosowując się do otoczenia, pokazując pozorny optymizm, by nikt nie zadawał zbyt wielu pytań. Nie wiedział, jak jest w tym przypadku i dalekim zdawało się dążenie do jakiejkolwiek odpowiedzi.
    Nie był ciekawski, nie zamierzał wypytywać. Przyglądał się jej tylko, chłonąc kolejne słowa, ich potoki, wylewające się na każdym kroku. Miały za zadanie podtrzymać rozmowę, być może zaciekawić go i zatrzymać jeszcze na kilka chwil, nim zdecyduje się uciec, pozostawiając po sobie puste miejsce przy stoliku.  
    Zdawała się być zupełnie pewna swych słów – oraz, co rzucało się najbardziej w oczy, zupełnie nie wzięła do siebie nieprzyjemnego tonu, którym ją poczęstował na dzień dobry. Tak naprawdę, i ona miała szansę, aby nawiać, zmyć się w popłochu, gdy on raczył ją niechęcią i skrajną do bólu bezpośredniością. Nie miałby jej tego za złe. Z rzadka przejmował się tym, jakie myśli na jego temat rodziły się w głowach innych ludzi.
    Zmęczone oczy spoczęły na twarzy kobiety. Przyłapał się na tym, że chociaż nie chce, połowa jej słów umyka jego uwadze i rozmywa się gdzieś w oddali. Zbytnie skupianie się na własnych myślach i rozbijaniu sytuacji na najdrobniejsze elementy uniemożliwiała zupełne zrozumienie jej wypowiedzi.  Być może było mu przez chwilę nawet nieco głupio, jednak dość sprawnie poradził sobie z nieprzyjemnym odczuciem.
    Dziękuję za wyrozumiałość – Nieoczekiwane słowa wyrwały się z jego ust, gdy Amalia poczęła rozwodzić się nad ewentualną możliwością milczenia. Czuł, że powinien ofiarować jej kilka uprzejmych słów, pomimo niezręczności całej sytuacji. – Wiem, że słaby ze mnie rozmówca. Głównie specjalizuję się właśnie w milczeniu. – Stwierdzenie zupełnie oddające rzeczywistość ujrzało światło dzienne, ale zupełnie tak, jak gdyby Amalia nie zdążyła jeszcze tego zauważyć. Wspomnienie książki nakazało mu sięgnąć bezwiednie po tomik i obrócić go kilka razy w dłoniach. Zastanawiał się przez chwilę, czy powinien jej pokazać, jaka lektura tak mocno go zajęła. Niemal zrezygnował, jednak w końcu przesunął książkę po blacie stolika.
    Jakobsen. – Przedmiot powędrował w stronę Amalii. Soelberg rozmyślał nad tym, jak zareaguje, gdyż z rzadka dzielił się z innymi tym, co czytał. – Szukałem czegoś innego, ale z braku sensownych… – Zaduma padła na jego obliczę, korygował część wypowiedzi, po czym potrząsnął głową. – Nie, tak właściwie, to całkiem go lubię. – Zdawało się, że zmienił treść tylko po to, aby nie rozpocząć kolejnego wywodu zawierającego więcej niezadowolenia i rozczarowania brakiem powodzenia w poszukiwaniu książki idealnej. Może za sprawą jej optymizmu? Może z zupełnie innej przyczyny, poczuł, że z każdą chwilą w oczach rozmówczyni będzie rósł jako wiecznie niezadowolony z czegoś funkcjonariusz Kruczej. Dlatego też, porzucił dotychczasowe zrezygnowanie, chociaż odrobinę ukazując lepszy nastrój. – Znasz? Jeśli nie, mogę z czystym sumieniem polecić. Jeśli cię nie porwie, to przynajmniej na pewno nie rozczaruje. W najgorszym przypadku można uznać go za przeciętniaka. – Dla niego był więcej, niż przeciętny. – Zwykle szukam w książkach oderwania od tego, co dzieje się dookoła. Chyba tak najlepiej odpoczywam. – Odpowiedział na pytanie, które nie wybrzmiało wprost, jednak zdecydowanie stanowiło materię zainteresowania Amalii.
    Doskonale widział, że i ona zajęta była lekturą, gdy pojawił się na tarasie. Zaryzykował.
    A ty? Co czytałaś? – Wiedział, że za postawionym pytaniem pojawi się odpowiedź i być może kolejne pytanie, które tym razem ona odbije w jego stronę. Tak wyglądały rozmowy, tak toczył się proces wymiany zdań, który zwykle pozostawał poza jego zainteresowaniem. Zwłaszcza, jeśli chodziło o obcych ludzi.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalia nie miała nic przeciwko milczeniu, toteż pokiwała głową w geście zrozumienia.
    - Mi nie przeszkadza milczenie, naprawdę – powiedziała. - Cóż, może się wydawać, że ja sama jestem gadułą, a tak naprawdę wiele czasu spędzam sama. Potrafię więc zachować milczenie, a co najważniejsze, rozumiem kogoś, kto lubi milczeć. Nie przeszkadza mi to – w jej głosie słychać było szczerość. Jak zawsze zresztą.
    - Nie zmieniam nikogo na siłę, bo nie o to w życiu chodzi. Ważniejsza jest akceptacja tego, jaką naturę ma drugi człowiek – zauważyła.
    - Czasami pozory też bywają mylące. Nie każda gaduła jest duszą towarzystwa, a milczący człowiek nie ma nic do powiedzenia. Właściwie często bywa zupełnie na odwrót – ona sama chociaż przepadała za ludźmi i potrafiła się odnaleźć w towarzystwie, często była cicha i poważna. Nie naciskała na większy kontakt, chciała zostawić mu swobodę, by nie czuł się jak pochwycone we wnęki zwierzę. Amalia nie chciała go przypierać do muru, po prostu potrzebowała niewymuszonego kontaktu. Nie lubiła czegoś takiego jak zmuszanie. Dlatego czekała, aż sam podchwyci temat i zacznie coś mówić sam od siebie. O ile zechce – pomyślała.
    Gdy się znów odezwał, pokazał jej przy okazji to, w czym się zagłębiał, albo raczej próbował.
    - Ach… - akurat autor był jej bardzo bliski.  Znała jego twórczość doskonale. Szukała w niej odpowiedzi na wiele pytań. - Znam, nawet bardzo dobrze – powiedziała nieco zmienionym głosem.
    Można było wyczuć, że coś jej się kojarzyło z nim. A była to próba osiągnięcia równowagi po stracie kogoś bliskiego. Akurat przemijanie i strata była jedną z głównych tematyk tego autora.
    - Swego czasu towarzyszył mi każdego dnia, a i teraz wracam często. Jest dobry – powiedziała z przekonaniem. - Mam czasem wrażenie, że jego słowa potrafią prześwietlić duszę i wyciągać na wierzch wiele spraw, o których nie chce się myśleć. Stawia je w innym świetle i można spróbować znaleźć w nich coś na kształt zrozumienia. Można sięgać po jego twórczość w różnych chwilach i etapach życia, gdyż sądzę, iż jest zawsze aktualny– ona tak czuła. Amalia sporo czytała, bo miała czas i po prostu zawsze uciekała w świat słowa pisanego.
    - Mam podobnie – odpowiedziała, gdy przyznał się czym dla niego są książki.
    - I często tu zaglądam – uśmiechnęła się. - Jako, że mam dużo czasu popołudniami, przesiaduję tu i czytam, co akurat wpadnie mi w ręce. Mam sporą biblioteczkę w mieszkaniu – i była z niej bardzo dumna. Nie żałowała pieniędzy na książki, nigdy. Wracała do tych samych tytułów wielokrotnie, czasem dawała coś komuś w prezencie, czy pożyczała. Literatura była częścią jej życia.
    - Bez książek czułabym się jak ryba bez wody – nie przesadzała. - Sama chciałam kiedyś spróbować pisania… - wszystko lądowało w koszu albo w szufladzie. Uśmiechnęła się, chociaż nie wspominała tego czasu zbyt dobrze. Wtedy poezja i proza były jej jedynymi przyjaciółmi.
    Na zadanie pytanie odpowiedziała po chwili.
    - To zbiór sentencji różnych autorów i rozważań na ich temat. Lubię poznawać myśli i przytaczać je kiedy akurat pasują mi do tego, co się dzieje – znała wiele ciekawych zdań. Tak ćwiczyła pamięć, poprzez czytanie i zapamiętywanie.
    - Pamięć to pamiętnik, który stale nosimy ze sobą – powiedziała trochę do siebie, trochę do rozmówcy. - I dlatego lubię go zapełniać nowymi słowami. Dobrze jest ćwiczyć zapamiętywanie. Poza tym... - westchnęła. - Nieważne – machnęła ręką. Chciała powiedzieć, że to naprawdę jej odskocznia od problemów i sposób na przetrwanie podczas gorzkich chwil życiowej warty. Każdy miał jakieś swoje pasje, ona oddawała się swojej.
    - Oczywiście czytam nie tylko takie pozycje. Mam pełno powieści, szczególnie z nutą prawdy historycznej w tle i trochę – tu się uśmiechnęła – książek kucharskich. Pasjonuje mnie też sztuka, w którą wliczam także kulinaria – może to brzmiało głupio, ale podziwiała te osoby, które z niczego potrafiły stworzyć coś niesamowitego. Amalia była dobrą kucharką, ale wiedzieli o tym jedynie najbliżsi. Gotowanie ją odprężało i sprawiało, że mogła się oderwać od problemów dnia codziennego.
    - Jestem książkoholikiem – podsumowała. - Przyznaję się do tego i jestem z tego dumna – w istocie tak właśnie było. Nosiła ze sobą w torebce zawsze coś do czytania, bo przesiadywała tu i tam, czekała gdzieś, czy szła na kawę i po prostu zabijała czas czytając.
    - Księgarnia i biblioteka to miejsca, które uwielbiam i mogę w nich spędzać wiele godzin. Dodatkowo zachwyca mnie zapach świeżo wydrukowanych książek – dla niej to jeden z ulubionych zapachów. Poza kawą, morzem i ulubionymi perfumami.
    - Podsumowując, moje życie jest zadziwiająco nudne jak na dziennikarkę, ale mnie to odpowiada – miała rację. Jej egzystencja nie przypominała pędzących za sensacją ludzi z jej fachu. Niektórzy pozostawali nimi przez cały czas, szukając nowin i obracając się w szerokich kręgach. Amalia ceniła sobie prywatność i możliwość spędzenia czasu z pozycjami ulubionych autorów. Kilku poznała podczas wywiadów, miała szczęście i mogła zadać kilka pytań osobiście. Cieszyła się z tego, co miała. A możliwości istniały, wystarczyło z nich skorzystać.
    - Co prawda coś mi ciągle umyka w nim, ale życie to ciągła wędrówka i każdy dzień uczy nas czegoś nowego – tak jak jakieś wydarzenie, inny człowiek czy spotkanie z nim.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Jego niechęć złagodniała. Rozmowa o książkach zdawała się przyjemną odmianą i nawet on potrafił skusić się, aby pociągnąć temat dalej. Od  najmłodszych lat przepadał za siadywaniem w rodzinnej bibliotece, która zdawała się całkiem pokaźna do czasu, gdy w jego pamięci pojawiły się pierwsze ślady pomieszczenia zawierającego setki ksiąg, a mieszczącego się w niewielkim mieszkaniu dziadków. Chętnie jeździł tam wraz z bratem na wakacje, nie mógł się doczekać, aż znowu usiądzie w miękkim fotelu i w zupełnej ciszy odda się czynności, którą tak ukochał. Czytanie było bezpieczne, pozwalało tworzyć obrazy w głowie, które w żaden sposób nie mogły mu zaszkodzić i skrzywdzić. Czego nie mógł powiedzieć o świecie zewnętrznym i spotykanych w nim ludziach. Ci zawsze byli nieprzewidywalni w swych reakcjach, a książki, choć również zawierające liczne zwroty akcji, zdawały się lepszą alternatywą dla spędzania czasu. Zapach skóry unoszący się w dziadkowej bibliotece przeplatał się z wonią papieru i tuszu tkwiącego swą czernią na każdej ze stron tomów. Dopiero po latach, gdy sam zamieszkał w domu nestora rodu, przekonał się, że na tej bibliotece świat się nie kończy i pomimo swego bogactwa, wciąż nie zawierała wielu ważnych tomów, poznawanych stopniowo w trakcie dorosłego życia. Sentyment jednak wciąż pozostawał w jego sercu, a ukojenie licznych samotnych wieczorów, niosło niezmiennie, przebywanie w stłoczonej od regałów biblioteczce. Mimowolnie uśmiechnął się do własnych myśli, tak subtelnie, że ledwo widocznie, nieco tajemniczo, gdyż w oderwaniu od słów kształtowanych przez Amalię.
    Znajomość Jakobsena podziałała dodatkowo w sposób odciągający go od niewygody, którą odczuwał. Początkowa złość wyparowała, torując drogę dla łagodnej akceptacji towarzystwa. Rozluźnił palce i ułożył dłonie swobodnie na blacie stolika. Jakobsen był niezwykle poczytny, dobrze oddawał swe spojrzenie na świat, wielu pozwalał odnaleźć pytania na nurtujące ludzkość kłopoty. Sam czasami łapał się na tym, że odnosił jego twórczość do siebie samego, nie zawsze rozumiejącego to, co dzieje się dookoła.
    Książki przywracają mi równowagę. – Krótkie stwierdzenie uchyliło nieco z tajemnicy, którą skrzętnie ukrywał przed wszystkimi. Zwłaszcza od czasu wypadku i odejścia Heddy, nie potrafił inaczej zapełniać wolnych chwil. Gdy odeszło pierwsze otępienie, przeciągające się w nieskończoność dni, podczas których leżąc na łóżku potrafił jedynie wbijać oczy w sufit, zaczął odkrywać na nowo książki, które czytał lata temu. Swoista rewizja tego, co było, jak zmieniło się jego postrzeganie otoczenia. – Jakobsen nie jest może najczęściej wybieranym przeze mnie poetą, ale masz zupełną rację – odniósł się do jej słów. – Ja nigdy raczej nie próbowałem pisać. – Zupełnie nie czuł się w tym dobrze, zwykle stawiając w wypracowaniach suche, odarte z wszelakich emocji zdania, poprawne, lecz bez polotu. Pisał, mechanicznie, bez zbędnych ozdobników, praktycznie. Piękna poszukiwał u innych, wybitnych pisarzy – rozsmakowywał się w zdaniach, których sam nigdy nie potrafiłby postawić na papierze, chociaż głowa niosła potoki myśli, wzniosłych i skomplikowanych, być może urodziwych, jednak zupełnie nieprzystosowanych, by kreślić je na bieli arkuszy. Przyglądał się książce, którą trzymała, nie potrafił odczytać tytułu, jednak szybko wyjaśniła mu, co postanowiła przeczytać tego dnia. Pokiwał głową ze zrozumieniem, sam rzadko sięgał po tego typu publikacje, jednak rozumiał ich sens. Szybki sposób na znalezienie odpowiedzi, próbę pobudzenia umysłu do rozważań. Każda metoda była warta wypróbowania.
    Kulinaria? – Słowo zadziałało jak wyzwalacz, który dogrzebał się do najgłębiej skrytych pokładów entuzjazmu. – Sam mam sporo takich książek. Chociaż, dużo receptur chowam w głowie. – Bezwiednie pokierował palec ku  skroni, w którą uderzył trzykrotnie. Następnie, oparł się wygodnie łokciami o stolik i słuchał, tym razem, zupełnie oddając jej swoją uwagę.
    Jako Kruczy mogę ci powiedzieć, że czasami nuda bywa zbawienna. – Akcja, której wielu tak pragnęło, często sprowadzała nieszczęście, o czym przekonał się na własnej skórze. Ostatnie słowa Stjernen sprawiły, że zasępił się na chwilę. Sam odczuwał, że życie umyka mu między palcami, przesypując się niczym nieuchwytne ziarenka piasku. Gdyby tylko potrafił zebrać tę bezkształtną masę w jakąkolwiek formę… Utkwił błękit oczu w twarzy rozmówczyni, pierwszy raz bez większego skrępowania. Doszukując się ciągu dalszego jej wywodu.
    Czego dzisiaj się nauczy?


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Amalię ucieszył fakt, że ona i Eitri mają jakiś wspólny temat do rozmowy. Zawsze to było coś na początek, od czego można wyjść dalej. Oczywiście jeśli będą sprzyjać okoliczności i miejsce spotkania, bo kto wie, gdzie znów na siebie wpadną i o czym będą mogli pomówić.
    - Dobrze, że jest coś takiego, co potrafi pomóc – nie wiedziała jak wygląda jego codzienność poza pracą, o której miała jakieś pojęcie. Wydawał się być osobą spokojną, opanowaną i pewną siebie. Wypowiadał się krótko, ale treściwie. Miała nadzieję, że to nie chodziło o nią i po prostu tak ma. Amalii nie przeszkadzało to w żadnym stopniu. Każdy był przecież inny i miał swoje przyzwyczajenia.
    Dla panny Stjernen książki były ratunkiem przed sobą samą. Bo jak się okazywało, była swoim największym wrogiem. Zdawała sobie z tego sprawę, ale nie potrafiła nic z tym zrobić. Nikt jej dotychczas nie pomógł, może nigdy nie pomoże. Przynajmniej miała coś, czego się usilnie trzymała.
    - Ja próbowałam, ale się poddałam. Chyba jednak wolę czytać pracę innych. Powiem jednak, że próbując wiem, jakie to trudne napisać coś dla innych. Tym bardziej podziwiam autorów za to, że potrafią przelać na papier swoje myśli. Świat bez literatury byłby niepełny – aż strach pomyśleć, co by było, gdyby tylko istniały dzieła naukowe, które służyłyby do nauki i nic więcej. Ucieczka w inny świat była czasami zbawienna.
    - Moje życie byłoby puste bez książek – podsumowała. - Czytanie daje mi nie tylko radość, czy poszerzenie horyzontów, ale to temat na inną rozmowę, o ile będzie ku temu okazja – dodała pospiesznie. Mieli szczęście na siebie wpadać, więc może uda się znowu gdzieś usiąść i pogawędzić. Eitri wydawał się być ciekawym człowiekiem. Amalia nie miała zamiaru naciskać na większe zwierzenia, ale była ciekawa, co jeszcze lubi robić, kiedy ma czas dla siebie.
    - Yhm – potwierdziła, gdy padło magiczne słowo „kulinaria”. Wysłuchała go uważnie i uśmiechnęła się.
    - Gotujesz? Ja to uwielbiam, kiedy jestem zestresowana, nic nie koi moich nerwów bardziej od dobrej muzyki i wyżywaniu się na składnikach do kolejnej potrawy. I ja także mam co nieco w głowie, choćby tajemne dodatki do pozornie znanych potraw, czy coś unikalnego, co przechodzi z pokolenia na pokolenie – Amalia przepadała za gotowaniem, chociaż nie miała się komu pochwalić swoimi osiągnięciami. Oczywiście miała grono przyjaciół i znajomych, ale często gotowała dla siebie, bo jednak nie zawsze ktoś miał czas na odwiedziny.
    Jego komentarz co do nudy miała w sobie wiele racji, ale nie zawsze tak było.
    - Gorzej, jeśli nuda trwa zbyt długo – powiedziała z wyczuwalnym smutkiem w głosie.
    - Dobrze jest mieć zajęcie, kogoś obok, albo coś, co zajmie myśli. Lubię swoją pracę, bo pozwala mi czynić coś dla innych i zająć myśli. Mimo to żałuję, że mój dobry humor nie zawsze utrzymuje się do końca dnia. Zupełnie jakbym opadała z sił kiedy tylko zostanę sama. Wtedy nuda bywa dla mnie zabójcza – odparła z namysłem. Może powiedziała trochę za dużo o sobie, ale w jakiś sposób czuła, że on to zrozumie, chociaż równocześnie mogło być tak, że prawdopodobnie wcale go to nie zainteresuje.
    - Pocieszenie skrywają kolejne tytuły, które pochłaniam wieczorami – cóż, miała swój zamiennik towarzystwa. Amalia w czterech ścianach, będąca sam na sam ze swoimi myślami była nieco inna. Zawsze lubiła rozmawiać, ale nie miała z kim najczęściej. Wtedy tylko dręczyły ją myśli, z którymi musiała się mierzyć. Była bardzo samotna, dlatego łaknęła kontaktu z ludźmi, a im więcej ich poznawała, tym lepiej się czuła. Chociaż na chwilę.
    - Czytałeś… - sięgnęła do torebki i wyciągnęła niewielką książkę, którą zwykła nosić ze sobą od jakiegoś czasu, by czytać sobie od czasu do czasu podczas przerw, lub w ustronnych miejscach.
    -… Gustafa Martinssona? - pokazała mu okładkę, na której widniał tytuł: „Otchłań Czasu”.
    - Jeśli nie znasz... - była na spotkaniu z autorem, stąd na stronie pierwszej widniała dedykacja dla Amalii, a sam egzemplarz był unikatem, gdyż stanowił pierwsze wydanie w małym nakładzie. W środku pozaznaczane były małymi karteczkami fragmenty, które były dla niej ważne.
    -…przeczytaj. Oddasz mi ją przy okazji– uprzedziła jego pytanie o zwrot, które pewnie miało paść.
    - Myślę, że możesz znaleźć tam coś dla siebie – uśmiechnęła się, wręczając mu ową pozycję.
    Miała nadzieję, że da mu to do myślenia. Amalia uważała, że ta książka była wartościowa i Eitri nie był pierwszą osobą, której to polecała. Nikt jej nie płacił za reklamę, o nie, ale po prostu uważała, że są pewne perełki, które warto znać. Nawet te pozornie nieznane, zakopane gdzieś pośród znanych wszystkim dzieł.
    - Czasem trafia się na coś, co pomaga w życiu. Ja tak miałam z tą książką – przyznała.
    - Mam nadzieję, że wyda ci się inspirująca – powiedziała szczerze. Dlaczego ją pożyczyła akurat jemu? Nie wiedziała, po prostu czuła, że nie trafi na ignoranta. Wydawało jej się, że postrzeganie świata przez tego człowieka może być ciekawe. I uznała za właściwe podzielenie się czymś, co może wpłynąć na jego światopogląd i emocje. Przez chwilę ich spojrzenia się spotkały i Amalia uśmiechnęła się nieśmiało.
    Widzący
    Eitri Soelberg
    Eitri Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t534-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t547-eitri-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t579-angerboda#1582https://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Jeżeli mógł rozmawiać o czymś godzinami, z pewnością było to jedzenie. Opowieści o knajpach, w których kosztował nowych dań wydobywały z niego pokłady emocji zwykle nie okazywanych przez Soelberga. Zdawało się czasami, że kuchnia skandynawska, jak i ta pochodząca z reszty Europy oraz odległych zakątków świata porusza go bardziej, niż ponowny sukces podczas poszukiwań złodziei. Mechanizm niekoniecznie zbadany w zupełności i wciąż potrafiący wywołać zdziwienie na twarzach rozmówców. Samodzielne zgłębianie tajników kulinarnych podobnie, stanowiło dla niego temat do głębokich rozważań i dywagacji natury czysto zmysłowej. Rozmarzenie zagościło na jego twarzy, nim zdołał zrozumieć, że może wyglądać dość dziwnie i niekoniecznie normalnie. Nie potrafił jednak odmówić sobie mimowolnego wspomnienia zeszłotygodniowej podróży po najlepszych miejscach Midgardu, w których serwowano dania idealne.
    Z namysłem przysłuchiwał się jej słowom, odczuwając kiełkujący cień sympatii, chociaż zdawał sobie sprawę, że jedna wspólna cecha nie świadczy jeszcze o niczym.
    Gotuję z nudów, dla własnej satysfakcji, chociaż w największej mierze dla brata, który, niestety zmysłem kulinarnym nie grzeszy. Podejrzewam, że umarłby z głodu lub dostał miażdżycy, jedząc głównie żółty ser na białym pieczywie. – Ostatnie słowa wypowiadał ze złośliwym półuśmiechem malującym się na twarzy. Owszem, kochał swojego brata, jednak w niektórych sprawach nie miał o nim najlepszego zdania. Nigdy nie uwierzyłby w to, że starszy Soelberg upichci coś więcej niż tosty z szynką i serem. Mimowolnie szczegóły z jego życia umykały, co początkowo przyprawiło go o mocny łomot serca – poczucie zagrożenia pojawiło się zupełnie nieproszone i na chwilę załamało głos Kruczego. Paradoksalnie, zdawał sobie sprawę, że tak, mimo wszystko, funkcjonują wszyscy ludzie. Drobne elementy życia pojawiają się w rozmowach, są nieszkodliwe, a obawy rodzące się w jego głowie stanowią jedynie nieuzasadnioną panikę. Odchrząknął cicho i począł przyglądać się temu, w jaki sposób zareaguje. Brak obycia w swobodnych rozmowach z nieznajomymi był scenariuszem ponawiającym się przy każdej podobnej okazji niemal od samego początku jego życia.
    Ja nie lubię, gdy dookoła dzieje się zbyt wiele. W mojej pracy to niemal nieuniknione, jednak kiedy jestem poza nią, cenię sobie zupełny spokój i ciszę. Nuda nie jest dla mnie problemem. – Stwierdził, chociaż zdarzały się momenty, gdy brak towarzystwa działał na jego niekorzyść, chociaż on sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Ostatni rok, który spędził pogrążony w depresji, zapewne nie skończyłby się tak dobrze, gdyby nie rodzina martwiąca się jego kondycją i wyciągająca go z mroku samotności, chociażby  na siłę i pod zupełnym przymusem. Brak mechanizmów obronnych i kontroli nad tym, co działo się z nim w rzeczywistości, mogły okazać się śmiertelnymi. Nic takiego, chwaląc bogów, się nie stało. Być może maczała w tym palce nadopiekuńcza matka, jednak winien jej wdzięczność. – Chyba jednak rozumiem, o co ci chodzi… – Niepewność malująca się w głosie zdradzała, że nie jest przekonany, czy w ogóle mu uwierzy. Czy też nie stwierdzi, że mówi tak jedynie po to, aby ją zbyć. Kontynuowanie tematu książek przyjął z niemałą ulgą, gdyż odchodził on zupełnie od rejonów bardziej osobistych w jego odczuciu. Przez chwilę przyglądał się książce, którą wydobyła z torebki. Kojarzył okładkę i tytuł, jednak nie miał nigdy okazji, aby ją przeczytać. Wzdrygnął się lekko, gdy zaproponowała, że mu ją pożyczy. Nie miał ani chwili na to, aby zaprotestować i wymówić się z całej niedorzecznej sytuacji. Takie związanie gwarantowało kolejne spotkanie, gdyż wrodzona obowiązkowość nie pozwoliłaby mu na to, aby przetrzymywać w nieuzasadniony sposób czyjąś własność. Zawahał się, nim sięgnął po tom. Zdecydował się jednak i smukłe palce powędrowały w stronę dziewczyny, topiąc dystans, który ich dzielił. Opuszki zetknęły się z chłodną powierzchnią okładki. Obejrzał ją dokładnie, po czym przekartkował zawartość.
    Dziękuję… – Odrzekł spokojnie, po czym, zahaczył o pierwszy rozdział. Szybka refleksja nakazała mu jednak odezwać się do Amalii. – Nie czytałem, chętnie to nadrobię. – Położył książkę na zakupionym przez siebie dziele Jakobsena. – Postaram się szybko przeczytać i dam znać… Prześlę wiadomość. Umówimy się gdzieś i oddam. Obiecuję nie przetrzymywać jej zbyt długo. – Poczuł, że musi wszystko wytłumaczyć jak najbardziej jasno. – Może uda mi się odwdzięczyć jakimś utworem z mojej biblioteki. – Wzajemność, na tym budowano relacje i pierwszy raz od dawna Eitri poczuł, że tak powinien postąpić i że nie będzie to coś nietaktownego. Uśmiechnął się nieznacznie i kiwnął głową. Potem, jego twarz podążyła w stronę nieba. Słońce przesunęło się już znacznie i zwiastowało porę powrotu do domu.


    Deep into that darkness peering — long I stood there, wondering, fearing, doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before.
    Widzący
    Amalia Stjernen
    Amalia Stjernen
    https://midgard.forumpolish.com/t550-amalia-stjernen#1442https://midgard.forumpolish.com/t572-amalia-stjernen#1561https://midgard.forumpolish.com/t581-ina#1584https://midgard.forumpolish.com/f106-amalia-stjernen


    Młoda kobieta uśmiechnęła się wysłuchawszy tego, co powiedział Eitri.
    - W takim razie twój brat ma szczęście, że cię ma – powiedziała z przekonaniem. - Rodzeństwo to skarb, nawet jeśli zachodzi za skórę – cenniejszy, niż by się pozornie zdawało. Amalia go straciła, więc dobrze wie, co mówi. Gdyby tylko mogła coś uczynić, nie wahałaby się. Oddałaby własne życie po to, by jej brat mógł żyć i cieszyć się tym, co nie dane mu było poznać. Odwróciła wzrok i spojrzała gdzieś w bok, w stronę miasta. Było po niej widać, że coś się stało, ale Amalia miała to do siebie, że potrafiła się szybko pozbierać, tak jak szybko udawało się jej stracić równowagę psychiczną. Eitri nie miał pojęcia o tym, że słowo „brat” bardzo na nią wpływało. Oczywiście słyszała je wielokrotnie, ale gdy pomyślała o tym, jaki mógł być jej bliźniak, momentalnie zamierała, a jej oczy stawały się głębiną pełną żalu i smutku. Na szczęście trwało to tylko chwilę. Nauczyła się jakoś trzymać i nie poddawać, przynajmniej nie w towarzystwie.
    - Masz szczęście, że nuda jest dla ciebie zbawienna. Ale równowaga musi być zachowana – odparła z namysłem. - Człowiek potrzebuje jej choćby po to, by nie zwariować – zauważyła.
    - Masz przewagę nade mną, bo nie musisz być w pracy w dobrym humorze. Ja nie ukryję emocji na antenie, ale zwykle to praca sprawia, że mam niezły nastrój i chcę nim zarazić wszystkich słuchaczy. Czasem poprawia mi się samopoczucie kiedy idę do siedziby rozgłośni. Chociaż nauczyłam się widzieć dobro w wielu drobnych rzeczach, więc chyba dlatego cieszę się z każdego kontaktu z drugim człowiekiem – a wieczór przynosił samotność, która coraz bardziej jej przeszkadzała. Dlatego nie lubiła nudy, źle jej się kojarzyła, w przeciwieństwie do rozmówcy. Amalia zawsze była sama, więc w końcu zaczęło jej to przeszkadzać.
    Dobrze jednak, że nie musieli dalej o tym mówić, bo zbyt wiele by powiedziała na głos, a nie chciała obciążać mężczyzny swoimi smutkami, które jemu mogły się wydać błahe i nic nieznaczące. Książka, która często wędrowała od człowieka do człowieka, miała swoje zadanie. Czy tym razem trafi na kogoś, kto znajdzie w niej coś inspirującego? Taką miała nadzieję. Polecała ją osobom, które miały szerokie horyzonty i mogły też docenić różnorodność tematów, poruszanych w lekturze. Eitri wydawał jej się kimś, kto nie przejdzie obojętnie wobec tej pozornie nic nie znaczącej pozycji. Mieli przynajmniej jakiś punkt zaczepienia do ponownego spotkania. Amalia wierzyła, że nie przez przypadek się widują. Czas było to zmienić w normalną znajomość.
    - Nie przejmuj się, czytaj kiedy będziesz mieć ochotę. Nie trzeba jej nawet przerabiać od początku do końca, równie dobrze można wybierać przypadkowe rozdziały, bo każdy traktuje o czymś innym – wyjaśniła. - Aczkolwiek polecam całość – dodała.
    - Na pewno się dogadamy co do spotkania – potaknęła. - I nie musisz się odwdzięczać, ale gdyby coś ci wpadło do ręki, z pewnością się u mnie nie zakurzy – uśmiechnęła się łagodnie.
    Miło jej się rozmawiało, ale miała jeszcze kilka spraw do załatwienia. Eitri chyba także czuł, że nadchodzi koniec rozmowy, ponieważ na chwilę zaległa między nimi cisza, którą jednak w końcu przerwała Amalia.
    - Chyba czas iść – westchnęła. Wcale jej się nie chciało kończyć spotkania, bo kontakt z drugim człowiekiem naprawdę był dla niej zbawienny, ale nawet nie wypadało tam dłużej siedzieć. Może inni też chcieli tam usiąść i poczytać, o ile towarzystwo im pozwoli. Ich sąsiedzi nadal sobie gawędzili i nie mieli zamiaru iść. Amalia wstała i sięgnęła po torebkę, do której wsunęła nowo zakupioną książkę. Później stanęła przed swoim rozmówcą.
    - Było mi miło, Eitri. Będę czekać na wiadomość od ciebie i cóż, do zobaczenia – powiedziała pogodnym tonem. - Przyjemnej reszty dnia życzę – skinęła mu głową, po czym odwróciła się i odeszła w kierunku wyjścia z tarasu. Kiedy odeszła na pewien dystans, odwróciła się jeszcze na moment i spojrzała na mężczyznę, ale ten nie patrzył w jej stronę. Potem ruszyła już bez przeszkód w stronę drzwi prowadzących na zewnątrz. Nie wiedziała, że Eitri wyszedł kilka minut za nią i także ruszył w swoją stronę.

    Amalia i Eitri z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.