:: Midgard :: Okolice :: Góry Bardal
Górska ścieżka
4 posters
Mistrz Gry
Górska ścieżka Czw 30 Cze - 21:35
Górska ścieżka
Jedna ze ścieżek wiodących przez góry Bardal – cieszy się dosyć dużą popularnością oraz jest znacznie bardziej bezpieczna niż Księżycowy Szlak. Nie oznacza to jednak, że nie należy podjąć się odpowiednich przygotowań przed wyruszeniem w podróż. Zbaczając w odpowiednim momencie z trasy wyznaczonej przez szlak, można dotrzeć do samego szczytu góry Rehvale, dawniej najwyższego punktu w okolicy. Wskazane jest zachowanie ostrożności, gdyż mimo stosunkowo rzadko widzianych, magicznych istot, w okolicach nieraz spotykano groźne niedźwiedzie. Jak powszechnie wiadomo, samice razem z młodymi potrafią być niezwykle agresywne, upatrując w nieostrożnych turystach zagrożenia dla swojego potomstwa.
W tym temacie możesz znaleźć ingrediencje. Aby je zdobyć, wystarczy napisać posta, wykonać rzut kością zgodny z mechaniką zbierania składników i rozliczyć się w aktualizacji rozwoju.
● Ingrediencje roślinne: bażyna czarna (I), borówka czarna (I), czosnek syberyjski (I), mak lekarski (I), konwalia majowa (I), korzeniobrodawka północna (I), rożeniec górski (I), wierzba lapońska (I), metamorflora (II), mierznica czarna (II)
● Ingrediencje zwierzęce: hiruda jaszczurza (I) – śluz, oko, julbock (I) – sierść, krew, tussy (I) – sierść, troll (III) – włos.
Ingrediencje
W tym temacie możesz znaleźć ingrediencje. Aby je zdobyć, wystarczy napisać posta, wykonać rzut kością zgodny z mechaniką zbierania składników i rozliczyć się w aktualizacji rozwoju.
● Ingrediencje roślinne: bażyna czarna (I), borówka czarna (I), czosnek syberyjski (I), mak lekarski (I), konwalia majowa (I), korzeniobrodawka północna (I), rożeniec górski (I), wierzba lapońska (I), metamorflora (II), mierznica czarna (II)
● Ingrediencje zwierzęce: hiruda jaszczurza (I) – śluz, oko, julbock (I) – sierść, krew, tussy (I) – sierść, troll (III) – włos.
Synne Mikkelsen
Re: Górska ścieżka Pią 23 Lut - 15:50
Synne MikkelsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : selkie
Zawód : kelnerka w barze „Valravn”
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wilk
Atuty : akrobata (I), złotousty (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 5 /magia przemiany: 10 / magia twórcza: 10 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 10
10.05.2001
Wiatr niósł ze sobą zapach wiosny i polnych ziół. Podmuchy wiatru czesały trawę, drzewa szumiały spokojnie i miarowo, a okolica wydawała się pusta. Synne przez chwilę kontemplowała widok ze szlaku; obserwowała falujące połacie zieleni i nie mogła pozbyć się skojarzeń z morzem. W bezkresie wody było coś podobnie spokojnego, a towarzysząca na środku wielkiej wody pustka smakowała podobnie, zwłaszcza wtedy, gdy pojawiał się niespodziewany kompan podróży.
Teraz też nie była sama i choć Asterin trudno było porównać do któregokolwiek morskiego stworzenia ― cieszyło ją to towarzystwo.
― Czego szukamy? Przypomnij mi ― rzuciła, schodząc z wydeptanej ścieżki w łąkę. Taka wyprawa została przecież podjęta w konkretnym celu, miały coś zbierać, coś… jakieś… Aarni kiedyś jej mówił o składnikach potrzebnych do trucizn, mikstur, czy pospolitych narkotyków, ale chyba przywiązywała do tych wywodów zbyt małą uwagę ― po tych paru miesiącach od jego aresztowania już prawie nic nie zostało jej w głowie.
Prócz ingrediencji istniał jeszcze jeden temat wart omówienia ― w Valravnie raz na jakiś czas zbierali się ludzie chętni do cięcia w karty albo gry w kości, a Asterin była jedną z lepszych graczek. Początkowo ogrywała przeciwników sama i bez pomocy, ale gdy stawki poszły w górę, naturalnym stało się poszukiwanie przewagi, swoistego układu, który pozwoliłby na więcej.
A Synne, zawsze chętna na podejrzane układy, dodatkowy zarobek i działanie gdzieś na granicy moralności, ochoczo weszła w oszukańczą spółkę. Wykorzystując pozycję kelnerki mogła bezkarnie zaglądać zawodnikom przez ramię podczas przynoszenia drinków i korzystając z sekretnego systemu znaków przekazywać informacje o kartach prosto do swojej partnerki w karcianej zbrodni. Jedyne na co musiała uważać, to Malcolm, właściciel baru, ale nawyki starego znała już prawie na wylot. Zresztą, sam sobie lubił uciąć partyjkę ze swoim najlepszym kolegą gdzieś na zapleczu, całą salę pozostawiając na jej głowie.
― W następny czwartek szykuje się grubsze posiedzenie, organizują jakiś turniej. Słyszałaś już? ― zwróciła się do znajomej. ― Obowiązuje wpisowe, płatne u starego, bodajże 50 talarów, ale wygrać można nawet i sto razy tyle, jak nie lepiej.
Gdzieś w tle odezwały się ptaki, drzewa znów zaszumiały, okolica ― w pewien absurdalny sposób ― wydawała się zainteresowana. A może to tylko jakieś lokalne duchy?
― Będzie ten frajer, Anton ― dodała, przewracając oczami. Ostatnio ostro im dał popalić, też musiał oszukiwać. Problem w tym, że nie potrafiła go na tym przyłapać. Przynajmniej na razie.
Looking for trouble and if I cannot find it,
I will create it
Asterin Eggen
Re: Górska ścieżka Pon 26 Lut - 17:42
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Jakże dziwne było to wrażenie - czuć się zarazem bezbrzeżnie wolną, osnutą oddechem nieposkromionej ludzką ręką przyrody, i zagrożoną, odsłoniętą. Jej skorupa tak mocno nasiąkła toksyną cienistych, zatłoczonych uliczek Midgardu, że gdy nad głową znalazł się kobierzec błękitnego nieba i wałęsających się po nim kłębów chmur, zamiast baldachimu podniszczonych kamieniczek, nie mogła wyzbyć się myśli, że kryło się tu coś niepokojącego. Wokół niej kwitł roznegliżowany świat, gdzie naraz zabrakło ciężkich obłoków brudnego dymu, które ukryłyby ją przed surowymi spojrzeniami bogów. Dziś nie masz się gdzie przed nami schować, Asterin, zdawali się szeptać z każdego szemrzącego krzewu i śpiewu odległego potoku, a ona z całej siły próbowała ignorować nieprzyjemne dreszcze zsuwające się w dół ksylofonu kręgosłupa. Pierdoleni bogowie i ich pierdolone, wścibskie oczy.
- Bażyna czarna, czarna borówka, mak lekarski. Znajdźmy ile się da i zjeżdżajmy stąd - mruknęła chropawo, posyłając ku zwodniczo lazurowej płachcie nieba wyzywające spojrzenie, jakby tym samym oznajmiała bogom, że w ich szmaragdowym dominium nie ma zamiaru zabawić zbyt długo - lub dostatecznie długo, aby zstąpili ze swoich królestw i zawrócili sobie nią głowę. Zaraz potem zerknęła na Synne; jej śliczne, krucze włosy przywodziły na myśl cienie Przesmyku i Asterin odnalazła w tym sowitą garść pocieszenia, jeden rozkosznie znajomy element domu, zdający się pochłaniać migotliwe światło wczesnego popołudnia. W porównaniu do jej pukli, aksamitnych i lśniących, jej własne zdawały się niepokorne, nijakie, ubarwione jak pszenica i już wymykające się z warkocza kołyszącego się za plecami. Kiedy wychodziła był nienaganny, teraz natomiast przypominał smutną karykaturę fryzury - a to wszystko przez ten diabelny wiatr.
- Nie tylko ja słyszałam, Wujek też. Spodobała mu się nagroda, więc będę - wzruszyła ramionami, czując wrzenie krwi na roztoczoną przez Synne wizję. Nie lada nagroda, wręcz nieproporcjonalna do rozdań w Valravnie, z pewnością zatem warta uwagi - ale wywołane perspektywą zwycięstwa podniecenie zbrzydło jej natychmiast, kiedy za dobrą wiadomością podążyła ta niebywale wkurwiająca. Asterin zgrzytnęła zębami, zmęłła w nich cisnące się na usta przekleństwo i wróciła pamięcią do dusznej, skąpanej w wieczornych zabawach sali baru, gdzie tytoń gryzł zmysły, a rywalizacja pieściła jej wnętrze językami ognia, upajającymi prawie tak jak narkotyk, któremu nie sposób odmówić. - Wspaniale - cichy pomruk zawibrował w jej gardle; wyobraziła sobie, że nie przez oddech wiatru, a przez jej własną aurę dary łąki zaczynają kołysać się w tańcu, wzburzona prawie jak jej dusza, zalana trucizną niekoniecznie przyjemnych wspomnień. - Gnój nie cofnie się przed niczym. Nie dalej jak trzy dni temu wałęsał się po klubach Przesmyku, goniąc za nowymi partiami, a kiedy karta przestała mu iść i nagle zabrakło monet na zakłady, postawił własną dziewczynę - skrzywiła się z odrazą; sztyletujący przyrodę wzrok wodził po wdzięczących się do niej roślinach w poszukiwaniu znajomych kształtów liści i niedużych, nabrzmiałych sokami owoców, od których życzyła sobie, by uginały się krzaczki. - Nie żebym miała coś przeciwko graniu własnym ciałem, bo do tego jestem ostatnia, ale ta mała była przerażona. Absolutnie przerażona. Nie uzgodnił z nią tego. Zresztą gdyby postawił samego siebie, połowa graczy uciekłaby z krzykiem, a druga zrzygałaby się mu na buty - warknęła pod nosem. Powidok błyszczących od łez oczu, dużych, sarnich i zaskakująco niewinnych, długo tamtego wieczora psuł jej humor, nie potrafiła nie zastanawiać się nad tym, komu w udziale przypadła i ile siniaków z tego wyniosła. I ile jeszcze razy Anton postawi ją w zakładzie, skoro raz dała się w niego wmanewrować. Powietrze w jej płucach zdawało się skisłe, nad głową gromadziły się ołowiane, burzowe chmury, które odpędził dopiero widok znajomych ciemnych kulek pod baldachimem żywo zielonych gałązek przypominających niedojrzałe szyszki; Asterin pochyliła się i zerwała dwie sztuki owoców z krzewu, unosząc je między palcami tak, by Synne mogła rzucić na nie okiem. - Bażyna czarna. Jak raz ją zobaczysz, nie pomylisz jej z borówką - uniosła ku górze kącik ust w krzywym uśmiechu, po czym sięgnęła do płóciennej torby, wydobyła z niej fiolkę o nieprzezroczystym szkle i wrzuciła zdobycz do środka.
bażyna czarna x2, obrodziło (podwojone z atutu)
- Bażyna czarna, czarna borówka, mak lekarski. Znajdźmy ile się da i zjeżdżajmy stąd - mruknęła chropawo, posyłając ku zwodniczo lazurowej płachcie nieba wyzywające spojrzenie, jakby tym samym oznajmiała bogom, że w ich szmaragdowym dominium nie ma zamiaru zabawić zbyt długo - lub dostatecznie długo, aby zstąpili ze swoich królestw i zawrócili sobie nią głowę. Zaraz potem zerknęła na Synne; jej śliczne, krucze włosy przywodziły na myśl cienie Przesmyku i Asterin odnalazła w tym sowitą garść pocieszenia, jeden rozkosznie znajomy element domu, zdający się pochłaniać migotliwe światło wczesnego popołudnia. W porównaniu do jej pukli, aksamitnych i lśniących, jej własne zdawały się niepokorne, nijakie, ubarwione jak pszenica i już wymykające się z warkocza kołyszącego się za plecami. Kiedy wychodziła był nienaganny, teraz natomiast przypominał smutną karykaturę fryzury - a to wszystko przez ten diabelny wiatr.
- Nie tylko ja słyszałam, Wujek też. Spodobała mu się nagroda, więc będę - wzruszyła ramionami, czując wrzenie krwi na roztoczoną przez Synne wizję. Nie lada nagroda, wręcz nieproporcjonalna do rozdań w Valravnie, z pewnością zatem warta uwagi - ale wywołane perspektywą zwycięstwa podniecenie zbrzydło jej natychmiast, kiedy za dobrą wiadomością podążyła ta niebywale wkurwiająca. Asterin zgrzytnęła zębami, zmęłła w nich cisnące się na usta przekleństwo i wróciła pamięcią do dusznej, skąpanej w wieczornych zabawach sali baru, gdzie tytoń gryzł zmysły, a rywalizacja pieściła jej wnętrze językami ognia, upajającymi prawie tak jak narkotyk, któremu nie sposób odmówić. - Wspaniale - cichy pomruk zawibrował w jej gardle; wyobraziła sobie, że nie przez oddech wiatru, a przez jej własną aurę dary łąki zaczynają kołysać się w tańcu, wzburzona prawie jak jej dusza, zalana trucizną niekoniecznie przyjemnych wspomnień. - Gnój nie cofnie się przed niczym. Nie dalej jak trzy dni temu wałęsał się po klubach Przesmyku, goniąc za nowymi partiami, a kiedy karta przestała mu iść i nagle zabrakło monet na zakłady, postawił własną dziewczynę - skrzywiła się z odrazą; sztyletujący przyrodę wzrok wodził po wdzięczących się do niej roślinach w poszukiwaniu znajomych kształtów liści i niedużych, nabrzmiałych sokami owoców, od których życzyła sobie, by uginały się krzaczki. - Nie żebym miała coś przeciwko graniu własnym ciałem, bo do tego jestem ostatnia, ale ta mała była przerażona. Absolutnie przerażona. Nie uzgodnił z nią tego. Zresztą gdyby postawił samego siebie, połowa graczy uciekłaby z krzykiem, a druga zrzygałaby się mu na buty - warknęła pod nosem. Powidok błyszczących od łez oczu, dużych, sarnich i zaskakująco niewinnych, długo tamtego wieczora psuł jej humor, nie potrafiła nie zastanawiać się nad tym, komu w udziale przypadła i ile siniaków z tego wyniosła. I ile jeszcze razy Anton postawi ją w zakładzie, skoro raz dała się w niego wmanewrować. Powietrze w jej płucach zdawało się skisłe, nad głową gromadziły się ołowiane, burzowe chmury, które odpędził dopiero widok znajomych ciemnych kulek pod baldachimem żywo zielonych gałązek przypominających niedojrzałe szyszki; Asterin pochyliła się i zerwała dwie sztuki owoców z krzewu, unosząc je między palcami tak, by Synne mogła rzucić na nie okiem. - Bażyna czarna. Jak raz ją zobaczysz, nie pomylisz jej z borówką - uniosła ku górze kącik ust w krzywym uśmiechu, po czym sięgnęła do płóciennej torby, wydobyła z niej fiolkę o nieprzezroczystym szkle i wrzuciła zdobycz do środka.
bażyna czarna x2, obrodziło (podwojone z atutu)
Mistrz Gry
Re: Górska ścieżka Pon 26 Lut - 17:42
The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości
'Ingrediencje (I)' :
'Ingrediencje (I)' :
Synne Mikkelsen
Re: Górska ścieżka Wto 27 Lut - 14:22
Synne MikkelsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : selkie
Zawód : kelnerka w barze „Valravn”
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wilk
Atuty : akrobata (I), złotousty (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 5 /magia przemiany: 10 / magia twórcza: 10 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 10
Skinęła głową, słysząc po raz kolejny nazwy. Oglądała je kiedyś w atlasie z ziołami i innymi fikuśnymi roślinami, mgliście kojarzyła charakterystyczne kształty i barwy, ale Asterin znała się przecież na rzeczy. Najwyżej jej powie, że jest głupia i palnie w głowę ― nie żeby miało się tak stać pierwszy raz.
― Świetnie ― odparła z wyraźną uciechą. Wiatr mocno dął po wzgórzu, uderzył ją w plecy, rozwiał włosy. Synne odgarnęła je jednym, płynnym ruchem, przełożyła przez ramię. ― Ubiorę coś ładnego, będzie prościej zaglądać w karty.
Kołyszące się krzewy i trawy raz po raz zdradzały obecność owoców zdobiących gałązki, wabiły spojrzenie i uwagę. Wieści o Antonie słuchała już jednym uchem, po części zanurzona we własnych rozmyślaniach. Kojarzyła tę jego dziewczynę ― chyba wołali do niej “Linn” ― i trochę jej współczuła. Na przesmyku łatwo było trafić na jakiegoś chuja, równie łatwo zresztą było w dzielnicy Ymira Starszego. Okolica obchodziła się z kobietami w niespecjalnie delikatny sposób i albo udawało się takiej zahartować, pokazać pazury i wyciąć sobie drogę ku samodzielności, albo kończyła pod jakimś typem ― jako zwykła kukła, jako dziewczynka na posyłki, jako worek do napierdalania, jako wabik. Różne już słyszała historie i różnych akcji doświadczyła sama. Szczęście w nieszczęściu, dość szybko trafiła na ludzi, którzy jej, w mniejszym lub większym stopniu, pomogli. Gdzie byłaby, gdyby nie spotkała Asterin? Czy gdyby nie zostawiła Vermunda, gdyby nadal kryła się pod skrzydłem jego troskliwej opieki ― miałaby szanse przeżyć dalej sama? Odważyłaby się szukać pracy w podejrzanym sklepie? Odważyłaby się znaleźć tamtego gnoja, który raz ją zmaltretował i okradł, by odpłacić mu tym samym?
Odpowiedź, gorzka w smaku, nie brzmiała tak, jak tego chciała. Asterin nauczyła ją przeżycia. Pokazała podstawy, twardą ręką wbiła jej do głowy żelazne zasady przestępczego półświatka. Pokazała jak trzymać nóż, jak najlepiej trafić w nerkę, gdzie uciekać, jeśli sytuacja się posypie.
I była jej za to zajebiście wdzięczna.
― Tu coś mam ― odezwała się, zanurzając dłonie w niewielkim krzaczku. Jedna kulka, druga… ― Skoro jest taki hop do przodu, to tym bardziej trzeba go dojechać. A potem niech ktoś mu ryj obije w zaułku, żeby Malcolmowi nie robić burdelu pod lokalem.
Przez co musiała przechodzić ta dziewczyna? Synne bezwiednie zacisnęła palce, jedna z jagód pękła. Szybko wytarła dłoń o spodnie, nie chcąc słuchać komentarzy Asterin i podniosła się, prezentując swoją zdobycz na drugiej. Nie powinna przejmować się losem innych.
― Całe sześć sztuk ― uśmiechnęła się ― o cztery lepiej niż ty ― dodała zaczepnie, doskonale świadoma tego, co się zaraz może stać, ale nie mogła się powstrzymać. Drażnienie Asterin zawsze poprawiało jej humor, a stąpanie po cienkiej granicy cierpliwości było uzależniające.
― Jaki szyfr bierzemy? Standardowy? ― Spojrzała na towarzyszkę z miną pełną wątpliwości. ― Będzie standardowa talia, więc będziemy miały oznaczone asy ― dodała tonem pełnym aksamitnej sugestii i zatrzepotała niewinnie rzęsami.
| 6 sztuk bażyny czarnej
― Świetnie ― odparła z wyraźną uciechą. Wiatr mocno dął po wzgórzu, uderzył ją w plecy, rozwiał włosy. Synne odgarnęła je jednym, płynnym ruchem, przełożyła przez ramię. ― Ubiorę coś ładnego, będzie prościej zaglądać w karty.
Kołyszące się krzewy i trawy raz po raz zdradzały obecność owoców zdobiących gałązki, wabiły spojrzenie i uwagę. Wieści o Antonie słuchała już jednym uchem, po części zanurzona we własnych rozmyślaniach. Kojarzyła tę jego dziewczynę ― chyba wołali do niej “Linn” ― i trochę jej współczuła. Na przesmyku łatwo było trafić na jakiegoś chuja, równie łatwo zresztą było w dzielnicy Ymira Starszego. Okolica obchodziła się z kobietami w niespecjalnie delikatny sposób i albo udawało się takiej zahartować, pokazać pazury i wyciąć sobie drogę ku samodzielności, albo kończyła pod jakimś typem ― jako zwykła kukła, jako dziewczynka na posyłki, jako worek do napierdalania, jako wabik. Różne już słyszała historie i różnych akcji doświadczyła sama. Szczęście w nieszczęściu, dość szybko trafiła na ludzi, którzy jej, w mniejszym lub większym stopniu, pomogli. Gdzie byłaby, gdyby nie spotkała Asterin? Czy gdyby nie zostawiła Vermunda, gdyby nadal kryła się pod skrzydłem jego troskliwej opieki ― miałaby szanse przeżyć dalej sama? Odważyłaby się szukać pracy w podejrzanym sklepie? Odważyłaby się znaleźć tamtego gnoja, który raz ją zmaltretował i okradł, by odpłacić mu tym samym?
Odpowiedź, gorzka w smaku, nie brzmiała tak, jak tego chciała. Asterin nauczyła ją przeżycia. Pokazała podstawy, twardą ręką wbiła jej do głowy żelazne zasady przestępczego półświatka. Pokazała jak trzymać nóż, jak najlepiej trafić w nerkę, gdzie uciekać, jeśli sytuacja się posypie.
I była jej za to zajebiście wdzięczna.
― Tu coś mam ― odezwała się, zanurzając dłonie w niewielkim krzaczku. Jedna kulka, druga… ― Skoro jest taki hop do przodu, to tym bardziej trzeba go dojechać. A potem niech ktoś mu ryj obije w zaułku, żeby Malcolmowi nie robić burdelu pod lokalem.
Przez co musiała przechodzić ta dziewczyna? Synne bezwiednie zacisnęła palce, jedna z jagód pękła. Szybko wytarła dłoń o spodnie, nie chcąc słuchać komentarzy Asterin i podniosła się, prezentując swoją zdobycz na drugiej. Nie powinna przejmować się losem innych.
― Całe sześć sztuk ― uśmiechnęła się ― o cztery lepiej niż ty ― dodała zaczepnie, doskonale świadoma tego, co się zaraz może stać, ale nie mogła się powstrzymać. Drażnienie Asterin zawsze poprawiało jej humor, a stąpanie po cienkiej granicy cierpliwości było uzależniające.
― Jaki szyfr bierzemy? Standardowy? ― Spojrzała na towarzyszkę z miną pełną wątpliwości. ― Będzie standardowa talia, więc będziemy miały oznaczone asy ― dodała tonem pełnym aksamitnej sugestii i zatrzepotała niewinnie rzęsami.
| 6 sztuk bażyny czarnej
Looking for trouble and if I cannot find it,
I will create it
Mistrz Gry
Re: Górska ścieżka Wto 27 Lut - 14:22
The member 'Synne Mikkelsen' has done the following action : kości
'Ingrediencje (I)' :
'Ingrediencje (I)' :
Asterin Eggen
Re: Górska ścieżka Wto 27 Lut - 18:23
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Spojrzenie posłane pięknej Synne biegło pod linią ściągniętych brwi, tkane przez tęczówki migoczące od ostrawego rozbawienia. Obie były świadome jej wdzięków, obie również czerpały z nich korzyści: sakiewki Asterin pęczniały od zarobionych na oszustwach talarów (które być może wygrałaby uczciwie, gdyby nie to, że uczciwość ze swej definicji była przereklamowana i nużąca), natomiast Mikkelsen mogła liczyć na życie tak wygodne, o jakim w dzielnicy biedoty brzydkie kaczkątka mogły jedynie marzyć. Wystarczyło odganiać od niej nieokrzesańców, których miałkie, przegryzione lubieżnością rozumy nie pojęły znaczenia słowa “nie”, by mogła ze swą przyszłością uczynić co tylko zechce.
- Jeśli czekasz, aż powiem, że zawsze wyglądasz ładnie, choćbyś chodziła w najgorszych szmatach, czekaj dalej. Od tego masz zastępy chłopców z wywieszonymi jęzorami - parsknęła, z ulgą skupiając się na czymś innym, niż gobelin plecionego z błękitnych nici nieba i dramat otwartego świata, tysiąca dróg, które wołały i szeptały jej imię, słodkie jak trucizna. Z tego samego powodu pozostawała w ciągłym ruchu, bo obawiała się, że jeśli się zatrzyma; jeśli choć przez kilka minut nasyci wzrok pejzażem zieleni, a uszy melodią rozświergotanych ptaków; jeśli spodoba jej się czyste powietrze wypełniające kiście płuc - to będzie oznaczało jej koniec. Nie życzyła sobie mrzonek i marzeń, nie pragnęła wędrowniczych ambicji, nie szukała wolności, której nie mógł zaoferować jej Midgard, wolności, którą wyszarpałaby własnymi kłami. Czy Synne świadomie odciągała jej myśli w innych kierunkach? Zwyczajowym przekomarzaniem zawracała ją z trzęsawiska zagrożenia?
- O to się nie martw. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz - bez skrępowania ukróciła jej dobre życzenia względem Antona. Gdyby jej ciało pokrywały kępy sierści, zapewne najeżyłaby się teraz jak kocur obruszony wtargnięciem na jego przestrzeń przez stąpające na kaczych nóżkach kocię. Chociaż słowa Mikkelsen nosiły znamiona nadziei i godnej poklasku żądzy sprawiedliwości, Asterin niezwykle defensywnie podchodziła do własnej tolerancji cudzych poleceń i nawet Magnusa nie słuchała tak, jak młodsza siostra powinna słuchać brata. Wujek był jedynym wyjątkiem - koniecznym; człowiekiem, który odciskał na niej piętna, ilekroć wykazywała się nieposłuszeństwem i szafowała swoją wówczas niedostatecznie wykształconą dojrzałością uliczną; człowiekiem, który łamał ją i nagradzał.
Niespiesznym krokiem zbliżyła się do wstającej z kucek towarzyszki i spojrzała na owoce w kołysce jej dłoni: dojrzałe, onyksowe, jak małe koraliki niechętnie odbijające języki słońca. Kolejne sześć sztuk beżyny przybliżające ją do urzeczywistnienia wieczornych planów nad kociołkiem, doskonale. Zaraz potem zmarszczyła lekko brwi i oplotła palce wokół smukłego nadgarstka drugiej ręki dziewczyny, unosząc ją wyżej.
- A mogło być siedem, gdybyś panowała nad entuzjazmem - zauważyła, wskazawszy ruchem głowy na resztki miąższu rozbryźniętego na jej opuszkach, ledwo dostrzegalnego już śladu przestępstwa, po tym, jak został otarty w ubranie, i błysnęła karcącym uśmiechem. Dotyk zniknął później tak szybko, jak się pojawił, Asterin sięgnęła do zbiorów ciemnowłosej i ostrożnie umieściła każdą z czarnych kulek w fiolce. - Oznaczone asy to mało jak na takie pieniądze. Przydałoby się oznaczyć też króli - rzuciła w zadumie, pochyliwszy się do odkrytego nieopodal krzaczka, z którego zerwała kilka borówek. Niektóre z owoców były lekko niedojrzałe, ale to nie stanowiło problemu. Odkorkowała kolejną buteleczkę, a w chwili, gdy przesypywała do niej zdobycz, w zasięgu wzroku zatańczyła kępa maku lekarskiego, ku której ruszyła, przy okazji napotykając także kolejny krzew beżyny, tym razem mniej skąpy od poprzedniego. - Kto oprócz ciebie będzie na zmianie? Nie mam wątpliwości, że ten, kto wygra taki szmal, nie będzie miał lekko, próbując z nim wyjść - mruknęła; zresztą ona również nie zamierzała pozwolić zwycięzcy czmychnąć za bezpieczną kotarę cieni i późnonocnych dźwięków.
bażyna czarna 6, borówka czarna 6, mak lekarski 4
- Jeśli czekasz, aż powiem, że zawsze wyglądasz ładnie, choćbyś chodziła w najgorszych szmatach, czekaj dalej. Od tego masz zastępy chłopców z wywieszonymi jęzorami - parsknęła, z ulgą skupiając się na czymś innym, niż gobelin plecionego z błękitnych nici nieba i dramat otwartego świata, tysiąca dróg, które wołały i szeptały jej imię, słodkie jak trucizna. Z tego samego powodu pozostawała w ciągłym ruchu, bo obawiała się, że jeśli się zatrzyma; jeśli choć przez kilka minut nasyci wzrok pejzażem zieleni, a uszy melodią rozświergotanych ptaków; jeśli spodoba jej się czyste powietrze wypełniające kiście płuc - to będzie oznaczało jej koniec. Nie życzyła sobie mrzonek i marzeń, nie pragnęła wędrowniczych ambicji, nie szukała wolności, której nie mógł zaoferować jej Midgard, wolności, którą wyszarpałaby własnymi kłami. Czy Synne świadomie odciągała jej myśli w innych kierunkach? Zwyczajowym przekomarzaniem zawracała ją z trzęsawiska zagrożenia?
- O to się nie martw. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz - bez skrępowania ukróciła jej dobre życzenia względem Antona. Gdyby jej ciało pokrywały kępy sierści, zapewne najeżyłaby się teraz jak kocur obruszony wtargnięciem na jego przestrzeń przez stąpające na kaczych nóżkach kocię. Chociaż słowa Mikkelsen nosiły znamiona nadziei i godnej poklasku żądzy sprawiedliwości, Asterin niezwykle defensywnie podchodziła do własnej tolerancji cudzych poleceń i nawet Magnusa nie słuchała tak, jak młodsza siostra powinna słuchać brata. Wujek był jedynym wyjątkiem - koniecznym; człowiekiem, który odciskał na niej piętna, ilekroć wykazywała się nieposłuszeństwem i szafowała swoją wówczas niedostatecznie wykształconą dojrzałością uliczną; człowiekiem, który łamał ją i nagradzał.
Niespiesznym krokiem zbliżyła się do wstającej z kucek towarzyszki i spojrzała na owoce w kołysce jej dłoni: dojrzałe, onyksowe, jak małe koraliki niechętnie odbijające języki słońca. Kolejne sześć sztuk beżyny przybliżające ją do urzeczywistnienia wieczornych planów nad kociołkiem, doskonale. Zaraz potem zmarszczyła lekko brwi i oplotła palce wokół smukłego nadgarstka drugiej ręki dziewczyny, unosząc ją wyżej.
- A mogło być siedem, gdybyś panowała nad entuzjazmem - zauważyła, wskazawszy ruchem głowy na resztki miąższu rozbryźniętego na jej opuszkach, ledwo dostrzegalnego już śladu przestępstwa, po tym, jak został otarty w ubranie, i błysnęła karcącym uśmiechem. Dotyk zniknął później tak szybko, jak się pojawił, Asterin sięgnęła do zbiorów ciemnowłosej i ostrożnie umieściła każdą z czarnych kulek w fiolce. - Oznaczone asy to mało jak na takie pieniądze. Przydałoby się oznaczyć też króli - rzuciła w zadumie, pochyliwszy się do odkrytego nieopodal krzaczka, z którego zerwała kilka borówek. Niektóre z owoców były lekko niedojrzałe, ale to nie stanowiło problemu. Odkorkowała kolejną buteleczkę, a w chwili, gdy przesypywała do niej zdobycz, w zasięgu wzroku zatańczyła kępa maku lekarskiego, ku której ruszyła, przy okazji napotykając także kolejny krzew beżyny, tym razem mniej skąpy od poprzedniego. - Kto oprócz ciebie będzie na zmianie? Nie mam wątpliwości, że ten, kto wygra taki szmal, nie będzie miał lekko, próbując z nim wyjść - mruknęła; zresztą ona również nie zamierzała pozwolić zwycięzcy czmychnąć za bezpieczną kotarę cieni i późnonocnych dźwięków.
bażyna czarna 6, borówka czarna 6, mak lekarski 4
Mistrz Gry
Re: Górska ścieżka Wto 27 Lut - 18:23
The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości
'Ingrediencje (I)' :
'Ingrediencje (I)' :
Synne Mikkelsen
Re: Górska ścieżka Wto 27 Lut - 19:54
Synne MikkelsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : selkie
Zawód : kelnerka w barze „Valravn”
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wilk
Atuty : akrobata (I), złotousty (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 5 /magia przemiany: 10 / magia twórcza: 10 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 10
Spojrzenie posłane w stronę Eggen było badawcze, ciekawskie, powoli prześlizgnęło się po jej sylwetce, wyraźnie i ostentacyjnie doszukując się elementów na które miło będzie popatrzeć. Mogła wziąć poczet Asów na świadków, z samym Odynem na czele ― była śmiała i potrafiła sięgać po to, co akurat jej się zamarzyło, zwłaszcza jeśli ów zachcianka leżała w zasięgu jej uroku, zmyślnego muśnięcia kokieterii podbarwionej niesprawiedliwą przewagą genetyki.
― Po co mi zastępy chłopców ― fuknęła, bardzo wprawnie naśladując ton Eggen ― chcę to usłyszeć od ciebie ― dodała już znacznie milej, z aksamitnym pomrukiem wplecionym pomiędzy kolejne słowa i uśmiechem czającym się w kąciku warg.
Chęć usłyszenia komplementu oprószyła także naturalna ciekawość ― chyba jeszcze nigdy nie usłyszała od niej nic miłego. W każdym razie nie wprost; słowa miały swoje drugie dno, dostrzegała je, momentami doceniała bardziej niż prosty, żołnierski przekaz, ale teraz chciała właśnie tej prostoty. Krótkiego “ładnie wyglądasz” próżnie łechcącego ego selkie i dodającego animuszu na kolejnych parę dni.
Ciche westchnienie spłynęło z jej warg, a życzenia wszystkiego dobrego względem Antona i jego przyszłości rozmyły się w powietrzu. Istniały elementy akcji w których nikt nigdy nie brał jej pod uwagę ― jak choćby wybijanie z kogoś życia pięściami czy kopniakami albo szybkie, intensywne potyczki magiczne. To, co miało się stać po całym turnieju było kolejną akcją, kolejnym ruchem, w którym Asterin nie widziała dla niej miejsca. Może to i lepiej? Znała swoje granice, potrafiła kogoś skrzywdzić, ale w kontrolowanych warunkach ― w piwnicy, w zamkniętym pomieszczeniu, z celem skrępowanym i wstępnie obitym. Czy poradziłaby sobie w ulicznej potyczce? Sądziła, że tak. Czy umiałaby kogoś zabić? Sądziła, że nie.
Dotyk dłoni na nadgarstku był nagły, skóra Astrein ― chłodna. Synne podniosła wzrok powoli, uchwyciła spojrzenie towarzyszki i rozciągnęła ten drobny moment o kolejnych parę sekund. Gdzie dzisiaj była jej granica? Miała ochotę uczynić drobny krok naprzód, śmiało złapać połę torby, zajrzeć do środka, zabrać fiolkę i zmusić Eggen do wypowiedzenia komplementu… ale nie zrobiła nic. Pochwała nie smakowałaby wtedy tak samo, osiadłaby cierpkim posmakiem na języku, przypominając bardziej skwaśniałe wino niż miód.
― Mogłoby być pięć, gdyby nie moja dobra wola. ― Synne błysnęła szelmowskim uśmiechem i niespiesznie odwróciła wzrok, rozglądając się za kolejnymi zdobyczami. Znów szumiało, znów wiało, a powietrze niosło za sobą echo niedawnej zimy.
― Dowiem się, gdzie Malcolm trzyma karty i je oznaczę ― zaoferowała lekkim tonem; nie chciała starego wciągać w oszustwa, to był babski biznes i wara mu do tego. (No i nie chciała wylecieć na zbity pysk z roboty, bądź co bądź w barze było jej dobrze).
Pochyliła się, by zebrać parę kulek borówki, przejrzała także pozostałe gałązki, ale owoce były albo chore albo zepsute. Nic poza pięcioma kulkami nie nadawało się do użytku.
― Jestem tylko ja, resztę ogarnia stary. Ale to spora impreza, możliwe, że poprosi o pomoc kogoś ze swoich. ― Kolejnych parę kroków w dół zbocza, tym razem przystanęła przy kępie maku. Był jeszcze niedojrzały, ale wyglądało na to, że nie gra to większej roli. ― A jeśli ten ktoś będzie chłopcem ― spojrzała w stronę Asterin znacząco; zielone oczy błysnęły niesfornie w słońcu ― to będzie miał wywieszony jęzor zanim w ogóle pomyśli o turnieju. Zrobi o co go poproszę.
|borówka x5 i mak lekarski x5
― Po co mi zastępy chłopców ― fuknęła, bardzo wprawnie naśladując ton Eggen ― chcę to usłyszeć od ciebie ― dodała już znacznie milej, z aksamitnym pomrukiem wplecionym pomiędzy kolejne słowa i uśmiechem czającym się w kąciku warg.
Chęć usłyszenia komplementu oprószyła także naturalna ciekawość ― chyba jeszcze nigdy nie usłyszała od niej nic miłego. W każdym razie nie wprost; słowa miały swoje drugie dno, dostrzegała je, momentami doceniała bardziej niż prosty, żołnierski przekaz, ale teraz chciała właśnie tej prostoty. Krótkiego “ładnie wyglądasz” próżnie łechcącego ego selkie i dodającego animuszu na kolejnych parę dni.
Ciche westchnienie spłynęło z jej warg, a życzenia wszystkiego dobrego względem Antona i jego przyszłości rozmyły się w powietrzu. Istniały elementy akcji w których nikt nigdy nie brał jej pod uwagę ― jak choćby wybijanie z kogoś życia pięściami czy kopniakami albo szybkie, intensywne potyczki magiczne. To, co miało się stać po całym turnieju było kolejną akcją, kolejnym ruchem, w którym Asterin nie widziała dla niej miejsca. Może to i lepiej? Znała swoje granice, potrafiła kogoś skrzywdzić, ale w kontrolowanych warunkach ― w piwnicy, w zamkniętym pomieszczeniu, z celem skrępowanym i wstępnie obitym. Czy poradziłaby sobie w ulicznej potyczce? Sądziła, że tak. Czy umiałaby kogoś zabić? Sądziła, że nie.
Dotyk dłoni na nadgarstku był nagły, skóra Astrein ― chłodna. Synne podniosła wzrok powoli, uchwyciła spojrzenie towarzyszki i rozciągnęła ten drobny moment o kolejnych parę sekund. Gdzie dzisiaj była jej granica? Miała ochotę uczynić drobny krok naprzód, śmiało złapać połę torby, zajrzeć do środka, zabrać fiolkę i zmusić Eggen do wypowiedzenia komplementu… ale nie zrobiła nic. Pochwała nie smakowałaby wtedy tak samo, osiadłaby cierpkim posmakiem na języku, przypominając bardziej skwaśniałe wino niż miód.
― Mogłoby być pięć, gdyby nie moja dobra wola. ― Synne błysnęła szelmowskim uśmiechem i niespiesznie odwróciła wzrok, rozglądając się za kolejnymi zdobyczami. Znów szumiało, znów wiało, a powietrze niosło za sobą echo niedawnej zimy.
― Dowiem się, gdzie Malcolm trzyma karty i je oznaczę ― zaoferowała lekkim tonem; nie chciała starego wciągać w oszustwa, to był babski biznes i wara mu do tego. (No i nie chciała wylecieć na zbity pysk z roboty, bądź co bądź w barze było jej dobrze).
Pochyliła się, by zebrać parę kulek borówki, przejrzała także pozostałe gałązki, ale owoce były albo chore albo zepsute. Nic poza pięcioma kulkami nie nadawało się do użytku.
― Jestem tylko ja, resztę ogarnia stary. Ale to spora impreza, możliwe, że poprosi o pomoc kogoś ze swoich. ― Kolejnych parę kroków w dół zbocza, tym razem przystanęła przy kępie maku. Był jeszcze niedojrzały, ale wyglądało na to, że nie gra to większej roli. ― A jeśli ten ktoś będzie chłopcem ― spojrzała w stronę Asterin znacząco; zielone oczy błysnęły niesfornie w słońcu ― to będzie miał wywieszony jęzor zanim w ogóle pomyśli o turnieju. Zrobi o co go poproszę.
|borówka x5 i mak lekarski x5
Looking for trouble and if I cannot find it,
I will create it
Mistrz Gry
Re: Górska ścieżka Wto 27 Lut - 19:54
The member 'Synne Mikkelsen' has done the following action : kości
'Ingrediencje (I)' :
'Ingrediencje (I)' :
Asterin Eggen
Re: Górska ścieżka Pon 4 Mar - 0:54
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Psotna jak chochlik, piękna jak rześki, wczesnowiosenny poranek; jakże zdradliwe połączenie, wodzące na pokuszenie i rozniecające fantazje, których zazwyczaj brakowało w spisie jej upodobań. Mgiełka uroku okalająca Synne szeptała do niej słodkie obietnice i Asterin przez chwilę spoglądała na nią w ciszy, zanim zdołała otrząsnąć się z mokradeł fantazji i zbliżyć do dziewczyny, by tym razem zacisnąć palce na jej podbródku - ślicznym i kształtnym, niby wyciosanym przez samych bogów. Nieksrępowana wwiercała w dziewczynę ostrawe spojrzenie, rozbawione i zniecierpliwione zarazem, bo Synne powinna wiedzieć, by nie drażnić jej w otwartej gardzieli świata, gdy nerwy stawały się napięte jak postronki, a dusza błagała o pretekst, by wszystko wokół niej obrócić w perzynę.
- Uważaj, Mikkelsen - mruknęła znajomym już dla niej tonem, zwiastującym ledwie cal od tragedii. Aksamitne życzenie towarzyszki rozgrzebało jej wnętrzności i umościło się pomiędzy nimi jak w gnieździe wyrwanym spod cudzego panowania i choć Asterin szczerze przepadała za młodszą dziewczyną, nigdy nie czuła oporów przed karceniem wybryków. Pod tym względem Synne wcale nie miała łatwiej niż reszta przesmykowej braci, mimo iż w porównaniu do łachudr, mętów i zbirów, mogła liczyć na nieco większą wyrozumiałość. - Nie chcesz mnie rozdrażnić - pokręciła głową, lekko wbijając paznokcie pod jej brodę, by zaraz potem zamaszystym ruchem odsunąć od niej rękę i tym samym nieco odepchnąć od siebie piękną twarz dziewczyny. - A dziś mam zły dzień - uprzedziła ewentualny opór, by potem nie wysłuchiwać, że Synne oberwała za niewinność i bez ostrzeżenia. - Ty to lubisz? Takie wycieczki? Do miejsc, gdzie świeci słońce, szumią drzewa, zacinają komary i wydzierają się ptaki - zapytała, skrzywiona, jakby przez jej gardło prześlizgiwał się okazały kawałek wyjątkowo kwaśnej cytryny. Nie rozumiała tego. Nie czuła radości z podobnych wypraw, nie doceniała piękna otaczających ją krajobrazów, nie potrafiła się nimi cieszyć ani czuć wokół nich bezpiecznie, odsłonięta i narażona na grom z jasnego nieba.
Do wypełnianej powoli fiolki wpadło kilka kolejnych borówek, a zaraz po nich w środku znalazły się również koraliki bażyny. Mieszki, które Asterin wciąż trzymała w płóciennej torbie, również poszły w ruch - goszcząc kilka kwiatów czosnku syberyjskiego i konwalii majowych, pięknych, drobnych dzwonków o jasnokremowej barwie, nad którymi zatrzymała się nieco dłużej. Pod odpowiednim kątem wyglądały jak perły, a ona bardzo lubiła perły - nigdy jednak nie przyznając się do tego głośno, jakby własne upodobanie do drogich rzeczy mogło narazić ją na śmieszność lub, co gorsza, jakiekolwiek zagrożenie. Wywróciła oczyma na kolejny komentarz Synne - choć tym razem niemal ją rozczulił, kojarzyła się jej bowiem z małym pyskatym kociakiem, który nie chce oddać włóczki i myśli, że jego drobne pazurki, ostre jak igiełki, robią na ludziach wrażenie.
- I zapewne tak będzie - zgodziła się z nią, uprzednio skinąwszy też głową w odpowiedzi na kwestię oznaczenia kart. Nie miała wątpliwości co do jej skuteczności, Mikkelsen na to zapracowała. - Taka kasa przyciągnie świeżą krew, nieutemperowaną i zdesperowaną, a więc uzbrojoną i gotową zrobić z tej broni użytek. Nie można liczyć na kulturę stałych graczy - uśmiechnęła się krzywo, jej krew burzyła się i wrzała w oczekiwaniu, gotowa posmakować adrenaliny zaplanowanego wieczora. Odebrawszy od Synne jej łupy, umieściła je ostrożnie w przeznaczonych nań fiolkach i mieszkach, po czym z pewnym poczuciem ulgi weszła między górujące nad nią sosny o rozłożystych gałęziach, skrywające ją przed niebem. Nie było ich wiele w upatrzonym przez nią miejscu, ale lepsze to, niż przeżywać katusze pod baldachimem słońca. - Jeśli dojdzie do mordobicia, trzymaj się od tego z daleka. Jasne? - rzuciła przez ramię, patrząc na dziewczynę kątem oka. - Poproś kochasia, żeby cię osłaniał i zwiewaj na zaplecze.
czosnek syberyjski 2, konwalia majowa 2, borówka czarna 4, bażyna czarna 4
- Uważaj, Mikkelsen - mruknęła znajomym już dla niej tonem, zwiastującym ledwie cal od tragedii. Aksamitne życzenie towarzyszki rozgrzebało jej wnętrzności i umościło się pomiędzy nimi jak w gnieździe wyrwanym spod cudzego panowania i choć Asterin szczerze przepadała za młodszą dziewczyną, nigdy nie czuła oporów przed karceniem wybryków. Pod tym względem Synne wcale nie miała łatwiej niż reszta przesmykowej braci, mimo iż w porównaniu do łachudr, mętów i zbirów, mogła liczyć na nieco większą wyrozumiałość. - Nie chcesz mnie rozdrażnić - pokręciła głową, lekko wbijając paznokcie pod jej brodę, by zaraz potem zamaszystym ruchem odsunąć od niej rękę i tym samym nieco odepchnąć od siebie piękną twarz dziewczyny. - A dziś mam zły dzień - uprzedziła ewentualny opór, by potem nie wysłuchiwać, że Synne oberwała za niewinność i bez ostrzeżenia. - Ty to lubisz? Takie wycieczki? Do miejsc, gdzie świeci słońce, szumią drzewa, zacinają komary i wydzierają się ptaki - zapytała, skrzywiona, jakby przez jej gardło prześlizgiwał się okazały kawałek wyjątkowo kwaśnej cytryny. Nie rozumiała tego. Nie czuła radości z podobnych wypraw, nie doceniała piękna otaczających ją krajobrazów, nie potrafiła się nimi cieszyć ani czuć wokół nich bezpiecznie, odsłonięta i narażona na grom z jasnego nieba.
Do wypełnianej powoli fiolki wpadło kilka kolejnych borówek, a zaraz po nich w środku znalazły się również koraliki bażyny. Mieszki, które Asterin wciąż trzymała w płóciennej torbie, również poszły w ruch - goszcząc kilka kwiatów czosnku syberyjskiego i konwalii majowych, pięknych, drobnych dzwonków o jasnokremowej barwie, nad którymi zatrzymała się nieco dłużej. Pod odpowiednim kątem wyglądały jak perły, a ona bardzo lubiła perły - nigdy jednak nie przyznając się do tego głośno, jakby własne upodobanie do drogich rzeczy mogło narazić ją na śmieszność lub, co gorsza, jakiekolwiek zagrożenie. Wywróciła oczyma na kolejny komentarz Synne - choć tym razem niemal ją rozczulił, kojarzyła się jej bowiem z małym pyskatym kociakiem, który nie chce oddać włóczki i myśli, że jego drobne pazurki, ostre jak igiełki, robią na ludziach wrażenie.
- I zapewne tak będzie - zgodziła się z nią, uprzednio skinąwszy też głową w odpowiedzi na kwestię oznaczenia kart. Nie miała wątpliwości co do jej skuteczności, Mikkelsen na to zapracowała. - Taka kasa przyciągnie świeżą krew, nieutemperowaną i zdesperowaną, a więc uzbrojoną i gotową zrobić z tej broni użytek. Nie można liczyć na kulturę stałych graczy - uśmiechnęła się krzywo, jej krew burzyła się i wrzała w oczekiwaniu, gotowa posmakować adrenaliny zaplanowanego wieczora. Odebrawszy od Synne jej łupy, umieściła je ostrożnie w przeznaczonych nań fiolkach i mieszkach, po czym z pewnym poczuciem ulgi weszła między górujące nad nią sosny o rozłożystych gałęziach, skrywające ją przed niebem. Nie było ich wiele w upatrzonym przez nią miejscu, ale lepsze to, niż przeżywać katusze pod baldachimem słońca. - Jeśli dojdzie do mordobicia, trzymaj się od tego z daleka. Jasne? - rzuciła przez ramię, patrząc na dziewczynę kątem oka. - Poproś kochasia, żeby cię osłaniał i zwiewaj na zaplecze.
czosnek syberyjski 2, konwalia majowa 2, borówka czarna 4, bażyna czarna 4
Mistrz Gry
Re: Górska ścieżka Pon 4 Mar - 0:54
The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości
'Ingrediencje (I)' :
'Ingrediencje (I)' :
Synne Mikkelsen
Re: Górska ścieżka Pon 4 Mar - 17:08
Synne MikkelsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : selkie
Zawód : kelnerka w barze „Valravn”
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wilk
Atuty : akrobata (I), złotousty (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 5 /magia przemiany: 10 / magia twórcza: 10 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 10
Reakcja Asterin była równie szorstka, co ona sama. Równie kanciasta i ostra, niebezpieczna; wiele razy widziała przecież do czego była zdolna, a to i tak nie gasiło jej chochliczych zapędów, ochoty na małą grę w której z drapieżnika szybko zmienia się w ofiarę. Może, tak naprawdę, lubiła być ofiarą? Nigdy się nad tym poważnie nie zastanawiała, ale wiele momentów jej życia wskazywało na ten dość niewygodny fakt. Lubiła być ofiarą, bo ofiary się o nic nie podejrzewa. Lubiła być ofiarą, bo ofiarom wszystko przychodzi jakoś… łatwiej. Prościej. Od ofiar się nie wymaga, od ofiar się nie oczekuje. Tworzy się wokół nich coś w rodzaju szarej strefy w której ukryć można wiele grzeszków i wykroczeń, zmieniając je w pospolite niedomówienia.
Niedomówienia zresztą też lubiła; zwłaszcza, gdy rozchodziło się o nią samą.
Cwany uśmiech sam przyozdobił jej wargi, fałszywe nazwisko porwał podmuch wiatru. Dotyk cudzej dłoni był pozbawiony czułości, odznaczał się twardością, zdecydowaniem i chłodem, a przez to był szalenie ekscytujący. Przez jedną, krótką chwilę miała wrażenie, że nie skończy się tylko na wzięciu pod brodę, że wypowiedziana groźba wykiełkuje smugą fioletu na szyi, czy pręgą na ramieniu.
― Wolę morze ― odparła natychmiast, bez zastanowienia. Szum fal był jej bliższy, podobnie jak wszechobecny zapach soli czy przypływy i odpływy podążające ścieżką księżyca. Zimna woda, poczucie niebezpieczeństwa i przedziwna samotność, jakiej można było doświadczyć jedynie głęboko pod powierzchnią wody; samo myślenie o zmianie kształtu, o tęsknocie za morzem, sprawiało, że czuła mrowienie na karku i głód duszy spowodowany krążącą w żyłach krwią selkie.
― Bywa równie zdradliwe co przesmyk Lokiego albociemne zakamarki na Ymirze Starszym ― dodała po chwili, mimowolnie zastanawiając się, czy Asterin odnalazłaby na kamienistej, zimnej plaży coś na kształt spokoju. ― Równie niebezpieczne, co najbardziej zuchwała akcja. Uzależnia tak silnie, jak zakazana sztuka ― dodała półgłosem, zanurzona po czubek głowy we wspomnianiach ostatniej ucieczki w fale, po chwili podniosła spojrzenie ku niebu. Ile jeszcze do wschodu księżyca? Kiedy zacznie się przypływ i wysoka fala?…
Fantazjując o zimnie morskich fal i zapachu soli przenikającym każdą cząsteczkę jej ciała trudno było jej się skupić na poszukiwaniu kolejnych składników. Przeszła się bez celu po zboczu, minęła krzaczek bażyny, minęła także borówki, spojrzenie prześlizgnęło się po nieśmiało budzących się do życia roślinach. Tę łodygę skądś znała, liście także…
― Konwalia... ― Przykucnęła obok od razu delikatnie usunęła całą roślinę z ziemi. Lubiła je. Lubiła ich zapach, od lat stanowił główną nutę zapachową jej perfum; na nie nigdy nie szczędziła pieniędzy i raz upatrzony zapach miał z nią pozostać na wieki wieków.
Sprawnie usunęła z ziemi jeszcze trzy drobne rośliny, nim pognała śladem Asterin ― kobieta zdążyła zniknąć wśród wysokich sosen, ale na szczęście nie odeszła zbyt daleko.
― Torba ― powiedziała na wydechu, wsuwając konwalie do środka. Kolejne słowa o nadchodzącym turnieju wydobyły z niej ciche cmoknięcie pełne niezadowolenia i dziwnego przeczucia, że ładują się w zajebiste kłopoty.
― A ty? ― odparowała od razu, mierząc Asterin wzrokiem. ― Będziesz się bić? ― Aż ją korciło by spróbować ją przekonać do tego, by dała jej zostać, choćby pooglądać, mieć szansę na przebywanie w pobliżu źródła zakazanej magii. Sama nie mogła jej już używać, ale rytuał przecież nie mówił nic o tym, że nie może przebywać w pobliżu… a głód mocy pozostawał niezmienny, tak samo niewygodny, tak samo drażniący.
― Będę się trzymać z daleka, obiecuję ― westchnęła zrezygnowana, zabierając się za zebranie czegoś, co wyglądało jak czosnek syberyjski. ― Ej, a drinki? Jak znam życie, to ja będę polewać i nosić, mogę im dosypać czegoś ekstra. Jeszcze nikt mnie nigdy nie nakrył, palce mam wyjątkowo zręczne.
|konwalia majowa x3, czosnek syberyjski x3
Niedomówienia zresztą też lubiła; zwłaszcza, gdy rozchodziło się o nią samą.
Cwany uśmiech sam przyozdobił jej wargi, fałszywe nazwisko porwał podmuch wiatru. Dotyk cudzej dłoni był pozbawiony czułości, odznaczał się twardością, zdecydowaniem i chłodem, a przez to był szalenie ekscytujący. Przez jedną, krótką chwilę miała wrażenie, że nie skończy się tylko na wzięciu pod brodę, że wypowiedziana groźba wykiełkuje smugą fioletu na szyi, czy pręgą na ramieniu.
― Wolę morze ― odparła natychmiast, bez zastanowienia. Szum fal był jej bliższy, podobnie jak wszechobecny zapach soli czy przypływy i odpływy podążające ścieżką księżyca. Zimna woda, poczucie niebezpieczeństwa i przedziwna samotność, jakiej można było doświadczyć jedynie głęboko pod powierzchnią wody; samo myślenie o zmianie kształtu, o tęsknocie za morzem, sprawiało, że czuła mrowienie na karku i głód duszy spowodowany krążącą w żyłach krwią selkie.
― Bywa równie zdradliwe co przesmyk Lokiego albociemne zakamarki na Ymirze Starszym ― dodała po chwili, mimowolnie zastanawiając się, czy Asterin odnalazłaby na kamienistej, zimnej plaży coś na kształt spokoju. ― Równie niebezpieczne, co najbardziej zuchwała akcja. Uzależnia tak silnie, jak zakazana sztuka ― dodała półgłosem, zanurzona po czubek głowy we wspomnianiach ostatniej ucieczki w fale, po chwili podniosła spojrzenie ku niebu. Ile jeszcze do wschodu księżyca? Kiedy zacznie się przypływ i wysoka fala?…
Fantazjując o zimnie morskich fal i zapachu soli przenikającym każdą cząsteczkę jej ciała trudno było jej się skupić na poszukiwaniu kolejnych składników. Przeszła się bez celu po zboczu, minęła krzaczek bażyny, minęła także borówki, spojrzenie prześlizgnęło się po nieśmiało budzących się do życia roślinach. Tę łodygę skądś znała, liście także…
― Konwalia... ― Przykucnęła obok od razu delikatnie usunęła całą roślinę z ziemi. Lubiła je. Lubiła ich zapach, od lat stanowił główną nutę zapachową jej perfum; na nie nigdy nie szczędziła pieniędzy i raz upatrzony zapach miał z nią pozostać na wieki wieków.
Sprawnie usunęła z ziemi jeszcze trzy drobne rośliny, nim pognała śladem Asterin ― kobieta zdążyła zniknąć wśród wysokich sosen, ale na szczęście nie odeszła zbyt daleko.
― Torba ― powiedziała na wydechu, wsuwając konwalie do środka. Kolejne słowa o nadchodzącym turnieju wydobyły z niej ciche cmoknięcie pełne niezadowolenia i dziwnego przeczucia, że ładują się w zajebiste kłopoty.
― A ty? ― odparowała od razu, mierząc Asterin wzrokiem. ― Będziesz się bić? ― Aż ją korciło by spróbować ją przekonać do tego, by dała jej zostać, choćby pooglądać, mieć szansę na przebywanie w pobliżu źródła zakazanej magii. Sama nie mogła jej już używać, ale rytuał przecież nie mówił nic o tym, że nie może przebywać w pobliżu… a głód mocy pozostawał niezmienny, tak samo niewygodny, tak samo drażniący.
― Będę się trzymać z daleka, obiecuję ― westchnęła zrezygnowana, zabierając się za zebranie czegoś, co wyglądało jak czosnek syberyjski. ― Ej, a drinki? Jak znam życie, to ja będę polewać i nosić, mogę im dosypać czegoś ekstra. Jeszcze nikt mnie nigdy nie nakrył, palce mam wyjątkowo zręczne.
|konwalia majowa x3, czosnek syberyjski x3
Looking for trouble and if I cannot find it,
I will create it
Mistrz Gry
Re: Górska ścieżka Pon 4 Mar - 17:08
The member 'Synne Mikkelsen' has done the following action : kości
'Ingrediencje (I)' :
'Ingrediencje (I)' :
Asterin Eggen
Re: Górska ścieżka Pon 4 Mar - 19:24
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
- Tak mógłby powiedzieć tylko ktoś, kto na Przesmyku gości od niedawna - wymamrotała pod nosem, twardo, surowo, choć morze było jej obce, a porównanie ginęło w sferze wyobraźni, podszytej miłością do podłych zakamarków Midgardu. Tylko raz czy dwa jej stopy zapadły się w piaszczystych spłachetkach plaż, a za plecami pięły się dumne wydmy; raz czy dwa patrzyła na potęgę wzburzonych fal igrających z linią horyzontu i na to, jak na zmarszczonej powierzchni odbijał się dysk płonącego słońca. Raz też, wkroczywszy w objęcia chłodnej wody, stłukła palec na skrytym pod taflą kamieniu i, śmiertelnie urażona, wystrzeliła z niezrównoważonego żywiołu, tnąc krajobraz pochmurną aurą, a przy tym pozostawiając za sobą cienką wstążkę krwi. - Czemu nie mieszkasz gdzieś nad morzem, skoro tak cię kręci? - zapytała, zdając sobie sprawę, że nigdy nie rozmawiała z Synne na temat losu, który sprowadził ją do miasta, ani tego, czy kiedykolwiek podjęła próbę walki z wyrokami trzech wkurwiających Norn. Z jej słów płynęły miłość, fascynacja, tęsknota i szacunek, a mimo to tkwiła w paszczy Ymira Starszego - jak do tego doszło? Tak śliczna mogłaby przecież uwieść jakiegoś nadmorskiego potentata i żyć jak pączek w maśle.
Sama tymczasem kluczyła pośród krzewów i wysokich traw, skierowawszy kroki - właściwie podświadomie - pod baldachim najbliższych drzew, by chociaż na chwilę skryć się przed wszechwidzącymi oczyma bogów. Już pod zielonymi gałęziami, czując nad sobą zbawienne ramię sosny, obróciła się w kierunku biegnącej ku niej Synne, a jej twarz rozświetlił kolejny rozbawiony uśmiech. Czasem wydawała się jej taka młoda i niewinna; poprawiła zebrane przez nią kwiaty i pieczołowicie zasznurowała mieszki, w ramach pochwały kilkakrotnie pacnąwszy ją dłonią w policzek - lekko, pieszczotliwie, nagradzająco, żaden z dotyków nie pozostawił bowiem ni jednego śladu na miękkiej skórze dziewczyny, sugerującego ból.
- Co ci mówiłam? Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz - przypomniała jej z westchnieniem, ale odpowiedź na to pytanie nie mogłaby zaszkodzić ich przedsięwzięciu, nie narażała też samej Asterin, nie odkrywała kart, które powinny pozostać zakryte. - Jeśli zajdzie potrzeba i któryś z patałachów stwierdzi, że znudził się sprawnym kręgosłupem, będę - wzruszyła ramionami, swobodna i wyzuta z zażenowania. Skażona magia płynąca w jej żyłach dawała jej przewagę nad galdrami, którzy nie znali ciemnych arkan, natomiast w Przesmyku jej talenty nie były tajemnicą. Jeśli ją rozpoznają, rozsądnie byłoby jej nie wkurwiać i nie próbować uciekać z wygraną, ani tym bardziej jej przechwytywać, lecz żyjąc w oparach toksyny dzielnicy, prędko nauczyła się, że zawsze znajdzie się ktoś, kto wystawi ów rozsądek na próbę.
Pokiwała głową, zadowolona ze złożonej przez Synne obietnicy, wymuszonej, lecz wiążącej, malującej po twarzy ciemnowłosej kolorami zrezygnowania i niesmaku. Trudno, Asterin nie zamierzała żonglować jej zdrowiem bez potrzeby, natomiast w chaosie rozpętującym się nad stołem, przy którym zbierze się garść złaknionych i zdesperowanych hazardzistów, nie mogła mieć pewności, że któraś z jej inkantacji nie trafiłaby jej rykoszetem.
- Tylko karty - poleciła jej stanowczo. Być może czarna maź pod jej skórą, na wieczność wplątana w jej krew, po prostu domagała się walki, oczekiwała jej, pożądała; być może tęskniła do perspektywy obrony nagrody albo odebrania jej z innych łapsk; czuła w sobie jej cichy, słodki śpiew, trącający uśpioną póki co adrenalinę. - Nie wychylaj się, bo dolę tak czy inaczej dostaniesz jednakową. Poza tym - wbrew pozorom - mam nadzieję na dobrą grę z gnojami, którzy porządnie kontaktują - jej zęby na ułamek sekundy błysnęły w szerokim, drapieżnym uśmiechu, nim wzrok osiadł na fioletowawych pąkach kwiatów skłębionych nieopodal pnia jednej z sosen. Ruszyła ku niemu i kucnęła tuż obok, z zaskakującą łagodnością przesuwając dłonią po kolorowych płatkach; unosił się znad nich piękny zapach wiosny i nadchodzącego wielkimi krokami lata. - Metamorflora. Cenna, znacznie rzadsza niż to, co do tej pory zebrałyśmy - zwróciła się do Synne, bo niewykluczone, że dziewczyna nigdy dotąd nie natknęła się na tę roślinę, a powinna ją poznać. - Lwia część mikstur, do których jest wykorzystywana, jest użyteczna - do walki, kamuflażu i kilku wyjątkowo paskudnych trucizn. Wygląda na to, że mamy dziś farta - wskazała na dziko żyjący klomb, a wsunięte pomiędzy jego witki dłonie bez skrępowania rozpoczęły oddzielanie pąków od łodyg, by następnie wręcz z namaszczeniem umieścić plony w słoiczku. Mieszek mógłby pokaleczyć lawendowe liście, a te były zbyt cenne, by miały ocierać się o skórzane więzienie. - Porozglądaj się jeszcze za bażyną - poleciła, bo myśl o tym, że sama miałaby zapuścić się poza miły kobierzec sosen, już zaczęła ją wkurwiać. Synne z kolei dobrze sobie radziła: uważne spojrzenie wysupływało spośród zieleni interesujące ją ingrediencje i za każdym razem wracała do niej z łupem, niemal jak czarokot znoszący do domu błyskotki, a na tę myśl Asterin uśmiechnęła się krzywo pod nosem.
metamorflora 10
Sama tymczasem kluczyła pośród krzewów i wysokich traw, skierowawszy kroki - właściwie podświadomie - pod baldachim najbliższych drzew, by chociaż na chwilę skryć się przed wszechwidzącymi oczyma bogów. Już pod zielonymi gałęziami, czując nad sobą zbawienne ramię sosny, obróciła się w kierunku biegnącej ku niej Synne, a jej twarz rozświetlił kolejny rozbawiony uśmiech. Czasem wydawała się jej taka młoda i niewinna; poprawiła zebrane przez nią kwiaty i pieczołowicie zasznurowała mieszki, w ramach pochwały kilkakrotnie pacnąwszy ją dłonią w policzek - lekko, pieszczotliwie, nagradzająco, żaden z dotyków nie pozostawił bowiem ni jednego śladu na miękkiej skórze dziewczyny, sugerującego ból.
- Co ci mówiłam? Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz - przypomniała jej z westchnieniem, ale odpowiedź na to pytanie nie mogłaby zaszkodzić ich przedsięwzięciu, nie narażała też samej Asterin, nie odkrywała kart, które powinny pozostać zakryte. - Jeśli zajdzie potrzeba i któryś z patałachów stwierdzi, że znudził się sprawnym kręgosłupem, będę - wzruszyła ramionami, swobodna i wyzuta z zażenowania. Skażona magia płynąca w jej żyłach dawała jej przewagę nad galdrami, którzy nie znali ciemnych arkan, natomiast w Przesmyku jej talenty nie były tajemnicą. Jeśli ją rozpoznają, rozsądnie byłoby jej nie wkurwiać i nie próbować uciekać z wygraną, ani tym bardziej jej przechwytywać, lecz żyjąc w oparach toksyny dzielnicy, prędko nauczyła się, że zawsze znajdzie się ktoś, kto wystawi ów rozsądek na próbę.
Pokiwała głową, zadowolona ze złożonej przez Synne obietnicy, wymuszonej, lecz wiążącej, malującej po twarzy ciemnowłosej kolorami zrezygnowania i niesmaku. Trudno, Asterin nie zamierzała żonglować jej zdrowiem bez potrzeby, natomiast w chaosie rozpętującym się nad stołem, przy którym zbierze się garść złaknionych i zdesperowanych hazardzistów, nie mogła mieć pewności, że któraś z jej inkantacji nie trafiłaby jej rykoszetem.
- Tylko karty - poleciła jej stanowczo. Być może czarna maź pod jej skórą, na wieczność wplątana w jej krew, po prostu domagała się walki, oczekiwała jej, pożądała; być może tęskniła do perspektywy obrony nagrody albo odebrania jej z innych łapsk; czuła w sobie jej cichy, słodki śpiew, trącający uśpioną póki co adrenalinę. - Nie wychylaj się, bo dolę tak czy inaczej dostaniesz jednakową. Poza tym - wbrew pozorom - mam nadzieję na dobrą grę z gnojami, którzy porządnie kontaktują - jej zęby na ułamek sekundy błysnęły w szerokim, drapieżnym uśmiechu, nim wzrok osiadł na fioletowawych pąkach kwiatów skłębionych nieopodal pnia jednej z sosen. Ruszyła ku niemu i kucnęła tuż obok, z zaskakującą łagodnością przesuwając dłonią po kolorowych płatkach; unosił się znad nich piękny zapach wiosny i nadchodzącego wielkimi krokami lata. - Metamorflora. Cenna, znacznie rzadsza niż to, co do tej pory zebrałyśmy - zwróciła się do Synne, bo niewykluczone, że dziewczyna nigdy dotąd nie natknęła się na tę roślinę, a powinna ją poznać. - Lwia część mikstur, do których jest wykorzystywana, jest użyteczna - do walki, kamuflażu i kilku wyjątkowo paskudnych trucizn. Wygląda na to, że mamy dziś farta - wskazała na dziko żyjący klomb, a wsunięte pomiędzy jego witki dłonie bez skrępowania rozpoczęły oddzielanie pąków od łodyg, by następnie wręcz z namaszczeniem umieścić plony w słoiczku. Mieszek mógłby pokaleczyć lawendowe liście, a te były zbyt cenne, by miały ocierać się o skórzane więzienie. - Porozglądaj się jeszcze za bażyną - poleciła, bo myśl o tym, że sama miałaby zapuścić się poza miły kobierzec sosen, już zaczęła ją wkurwiać. Synne z kolei dobrze sobie radziła: uważne spojrzenie wysupływało spośród zieleni interesujące ją ingrediencje i za każdym razem wracała do niej z łupem, niemal jak czarokot znoszący do domu błyskotki, a na tę myśl Asterin uśmiechnęła się krzywo pod nosem.
metamorflora 10
Mistrz Gry
Re: Górska ścieżka Pon 4 Mar - 19:24
The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości
'Ingrediencje (II)' :
'Ingrediencje (II)' :
Synne Mikkelsen
Re: Górska ścieżka Wto 5 Mar - 17:11
Synne MikkelsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : selkie
Zawód : kelnerka w barze „Valravn”
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wilk
Atuty : akrobata (I), złotousty (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 5 /magia przemiany: 10 / magia twórcza: 10 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 10
― Kiedy się ucieka ― ucieka się jak wilk. Nigdy po śladach po których się kiedyś chodziło ― obwieściła głosem cichym i poważnym, zupełnie niepasującym do rozwianych włosów, ciepłych promieni pieszczących skórę i oblanej kwieciem łąki. Ponure echo skrywanej przeszłości rozlało się chłodem w żyłach, szturmem wzięło pamięć, wywlekając na sam wierzch bolesne wspomnienia. Moment w którym wyrzuciła wszystko z pakowanego plecaka, bo zdała sobie sprawę, że jeśli ma to wyglądać na prawdziwe zaginięcie ― nie może wziąć ze sobą niczego. Moment w którym obudziła się obolała, brudna i zamroczona, porzucona gdzieś na uboczu, z dziurą w pamięci. Moment w którym musiała wniknąć tak głęboko w ciemne ulice miasta, by nie dosięgły jej żadne oczy zdolne ją rozpoznać, skojarzyć z nazwiskiem córki znanego prawnika. Nie mogła uciec nad morze, znaleźliby ją. Zwłaszcza matka, doskonale świadoma łączącej je natury.
Chwila powagi minęła jednak szybko, jakby zabrana wraz z kolejnym podmuchem wiatru. Synne parsknęła wesoło, gdy Asterin poklepała ją po policzku ― doprawdy, poczuła się jak małe dziecko i było to bardzo zabawne ― i oddała jej to, co zdołała zebrać. Nie było sensu trwać przy tym, co było. Ani ona, ani Asterin nie mogły niczego zmienić. Zresztą, rodzice chyba dali sobie spokój, szanse na odnalezienie zaginionego po czterech latach były żałośnie niskie.
― To powiedz mi chociaż co będziesz robić z tych składników. I czy coś mi przypadnie w udziale. ― Zmieniła płynnie temat. Nie miała w zwyczaju fiksować się na jednej sprawie, “nie” w ustach Eggen znaczyło po prostu “nie” i nie należało z tym dyskutować. Zresztą, życie nauczyło ją już, że czasem najlepiej jest stosować podejście olewatorskie.
Uśmiechnęła się pod nosem, mimowolnie odpływając wyobraźnią do wyobrażonej naprędce sceny bójki gdzieś pod barem. Chciałaby przy niej być ― nie blisko, nie na linii ognia, ale gdzieś za skrzynką, może gdzieś za winklem. Chciałaby obserwować, być świadkiem tego, jak powinno się wynosić śmieci i usuwać przeszkody. Wszystko, co do tej pory osiągnęła, przyszło jej właśnie z obserwacji i wprowadzonych w późniejszym czasie ćwiczeń.
Synne dmuchnęła w kosmyk włosów opadający jej na czoło. Tylko karty odbiło się echem wśród myśli, ale zamiast przywołać do niej posmak zakazu i zniechęcenia ― wywołało psotną iskrę w oku i potulne kiwnięcie głową. Musiała się zorientować, którego konkretnie jest ten turniej i w jakiej fazie będzie księżyc, by na jego podstawie odgadnąć siłę grawitacji na którą odpowiadało morze. Czy będzie wtedy przypływ? Odpływ? Zagadnienia dla zwykłego człowieka nieistotne dla niej miały spore znaczenie ― od jakiegoś czasu widziała wyraźnie, że krew przodkiń szumi w uszach z większą mocą podczas pełni i nowiu, gdy fale są najwyższe, a siły targające morzem najmocniejsze. Wtedy też najmocniej dokuczała jej chaotyczna natura, wtedy pojawiało się najwięcej kłopotów ― ściągniętych na siebie przypadkiem lub stworzonych całkiem samodzielnie.
Zwabiona nieznaną dotychczas nazwą zbliżyła się i uważnie przyjrzała prezentowanej przez Asterin roślinie. Cenna ― tylko tyle do niej dotarło.
― Całkiem jej tu sporo ― stwierdziła, oglądając klomb ― na co trzeba zwrócić uwagę podczas zbierania? Pewnie uważać na płatki, ale czy coś jeszcze? Łodyga, liście? Kiedy jest warta najwięcej? Jako nasiono, czy pełny kwiat?
Skinęła głową, gdy padło kolejne polecenie.
― Daj mi tylko jakiś pojemnik, żebym nie musiała tego w rękach nosić ― poprosiła. W udziale przypadł jej płócienny woreczek i choć Synne liczyła na fiolkę ― z tą czułaby się bardziej profesjonalnie ― to nie kręciła nosem. Wróciła na polanę, bez pośpiechu obejrzała dostępne krzaki, chcąc tym razem sięgnąć po owoce największe i najlepsze, zupełnie jakby od tego właśnie miała zależeć kolejna pochwała lub chociaż jej okruch. Ostatecznie, wróciła do Asterin z dziesięcioma sztukami bażyny. Ładnymi sztukami, warto podkreślić.
― Już prawie nie masz miejsca w torbie ― zauważyła, gdy Eggen schowała woreczek. ― Wracamy? Czy jeszcze coś chcesz załatwić?
bażyna x10
Chwila powagi minęła jednak szybko, jakby zabrana wraz z kolejnym podmuchem wiatru. Synne parsknęła wesoło, gdy Asterin poklepała ją po policzku ― doprawdy, poczuła się jak małe dziecko i było to bardzo zabawne ― i oddała jej to, co zdołała zebrać. Nie było sensu trwać przy tym, co było. Ani ona, ani Asterin nie mogły niczego zmienić. Zresztą, rodzice chyba dali sobie spokój, szanse na odnalezienie zaginionego po czterech latach były żałośnie niskie.
― To powiedz mi chociaż co będziesz robić z tych składników. I czy coś mi przypadnie w udziale. ― Zmieniła płynnie temat. Nie miała w zwyczaju fiksować się na jednej sprawie, “nie” w ustach Eggen znaczyło po prostu “nie” i nie należało z tym dyskutować. Zresztą, życie nauczyło ją już, że czasem najlepiej jest stosować podejście olewatorskie.
Uśmiechnęła się pod nosem, mimowolnie odpływając wyobraźnią do wyobrażonej naprędce sceny bójki gdzieś pod barem. Chciałaby przy niej być ― nie blisko, nie na linii ognia, ale gdzieś za skrzynką, może gdzieś za winklem. Chciałaby obserwować, być świadkiem tego, jak powinno się wynosić śmieci i usuwać przeszkody. Wszystko, co do tej pory osiągnęła, przyszło jej właśnie z obserwacji i wprowadzonych w późniejszym czasie ćwiczeń.
Synne dmuchnęła w kosmyk włosów opadający jej na czoło. Tylko karty odbiło się echem wśród myśli, ale zamiast przywołać do niej posmak zakazu i zniechęcenia ― wywołało psotną iskrę w oku i potulne kiwnięcie głową. Musiała się zorientować, którego konkretnie jest ten turniej i w jakiej fazie będzie księżyc, by na jego podstawie odgadnąć siłę grawitacji na którą odpowiadało morze. Czy będzie wtedy przypływ? Odpływ? Zagadnienia dla zwykłego człowieka nieistotne dla niej miały spore znaczenie ― od jakiegoś czasu widziała wyraźnie, że krew przodkiń szumi w uszach z większą mocą podczas pełni i nowiu, gdy fale są najwyższe, a siły targające morzem najmocniejsze. Wtedy też najmocniej dokuczała jej chaotyczna natura, wtedy pojawiało się najwięcej kłopotów ― ściągniętych na siebie przypadkiem lub stworzonych całkiem samodzielnie.
Zwabiona nieznaną dotychczas nazwą zbliżyła się i uważnie przyjrzała prezentowanej przez Asterin roślinie. Cenna ― tylko tyle do niej dotarło.
― Całkiem jej tu sporo ― stwierdziła, oglądając klomb ― na co trzeba zwrócić uwagę podczas zbierania? Pewnie uważać na płatki, ale czy coś jeszcze? Łodyga, liście? Kiedy jest warta najwięcej? Jako nasiono, czy pełny kwiat?
Skinęła głową, gdy padło kolejne polecenie.
― Daj mi tylko jakiś pojemnik, żebym nie musiała tego w rękach nosić ― poprosiła. W udziale przypadł jej płócienny woreczek i choć Synne liczyła na fiolkę ― z tą czułaby się bardziej profesjonalnie ― to nie kręciła nosem. Wróciła na polanę, bez pośpiechu obejrzała dostępne krzaki, chcąc tym razem sięgnąć po owoce największe i najlepsze, zupełnie jakby od tego właśnie miała zależeć kolejna pochwała lub chociaż jej okruch. Ostatecznie, wróciła do Asterin z dziesięcioma sztukami bażyny. Ładnymi sztukami, warto podkreślić.
― Już prawie nie masz miejsca w torbie ― zauważyła, gdy Eggen schowała woreczek. ― Wracamy? Czy jeszcze coś chcesz załatwić?
bażyna x10
Looking for trouble and if I cannot find it,
I will create it
Mistrz Gry
Re: Górska ścieżka Wto 5 Mar - 17:11
The member 'Synne Mikkelsen' has done the following action : kości
'Ingrediencje (I)' :
'Ingrediencje (I)' :
Asterin Eggen
Re: Górska ścieżka Pon 11 Mar - 17:15
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Miałaby ochotę powiedzieć, że wilk, który jest zmuszony do ucieczki, zasłużył na to, by myśliwy go odstrzelił. Walczyło się do ostatniego tchu, cięło pazurami, szarpało zębiskami, ale nigdy nie czmychało, nawet jeśli miało to zrównoważyć siły i pozwolić powrócić w wielkim stylu; zanim jednak surowe stwierdzenie wspięło się w górę gardła, przypomniała sobie, że dawno, dawno temu ona również uciekła. Razem z Magnusem zostawili za sobą dom i w pocie czoła, ile sił w nogach, rzucili się w wir midgardzkiej ulicy, nigdy więcej nie spoglądając przez ramię na pozostawione za nimi Trondheim. Poza tym cichy, wręcz grobowy głos Synne sugerował, że za wyznaniem kryła się historia, której nie należało wciskać obcasem w kręgosłup ziemi, bo coś już tego dokonało - Norny, przeznaczenie, licha przeszłość stąpająca jej po piętach, cokolwiek. Asterin nie powiedziała więc nic; wszystko, co przychodziło jej do głowy, brzmiało ostro lub chłodno, toteż - wyjątkowo - zachowała te myśli dla siebie, odwracając wzrok na pnącza zieleni skrzącej się w przebrzydłym, popołudniowym słońcu.
- Zamierzam wynaleźć eliksir leczniczy na zadawanie zbyt wielu pytań. Potworna dolegliwość - wymamrotała kąśliwie, z krzywym, charakterystycznym dla siebie uśmiechem. Mimo wszystko lepiej było słuchać Synne pogodnej, swobodnej i beztroskiej, niż Synne, przez którą przemawiały lata dojrzałości, jakiej zwykle jej brakowało, lub raczej - którą najwyraźniej kryła gdzieś głęboko w sobie, zaszywając ją w tkankach duszy. - A co ja mogę robić? To co zwykle. Czarny Miód, Pochłaniacz, jeszcze więcej Czarnego Miodu - dodała, po czym uniosła jedną brew i parsknęła cicho, sztyletując Mikkelsen wzrokiem spod ściągniętych ze sobą brwi. - No wiesz, a ja myślałam, że przyszłaś tu ze mną dla mojego czarującego towarzystwa - burknęła z udawaną urazą, nie przez przypadek nie określając, ile - i czy w ogóle - dziewczynie przypadnie w udziale. Działki za darmo nie dostanie, choćby niebo waliło się im na głowy pod młotem samego Thora, ale zamierzała dać jej przynajmniej symboliczną zniżkę, ot, aby nie ostudzić entuzjazmu na przyszłość. Kto wie, może kiedyś będzie mogła po prostu posyłać Synne po ingrediencje, zamiast samej szlajać się pod gołym niebem?
- Czy ja wyglądam jak zielnik? - westchnęła, lecz moszcząca się pomiędzy myślami iskra niewygody uleciała wraz z widokiem dorodnych kwiatów metamorflory, rozsznurowujących jej język. - Zbierasz pączki, do diabła z liśćmi czy łodygami. To w nich kryje się magia, którą upodobały sobie mikstury transmutacyjne, ale też na przykład Valhalla czy Spojrzenie Jotuna. O każdej porze roku kolor kwiatów jest inny, więc to, że teraz widzisz je fioletowe, nie oznacza, że jak trafisz na nie jesienią, będą wyglądać tak samo, bo wtedy obrócą się w czerwień - skondensowała wiadomości z długich podręczników do prostych, łatwo przyswajalnych faktów, bo de facto było to wszystko, co laik powinien wiedzieć, a nawet i więcej. Taka ciekawość była też w cenie - ciekawość, którą Asterin bez trudu mogła zaspokoić, rozżarzając przed Synne ogniki nowej wiedzy, jaka rzeczywiście mogłaby do czegoś się przydać. Umieściła metamorflorę w mieszku i podała dziewczynie osobny woreczek, odprowadzając ją wzrokiem na polanę. Dopiero gdy ta obróciła się do niej plecami, kąciki ust Eggen uniosły się w mniej nieprzyjemnym, lżejszym uśmiechu, samej zbierając jeszcze kilka konwalii majowych i borówek, zanim spotkały się razem z towarzyszką na skraju ocienionego sosnowym baldachimem poletka.
- Mhm, to wszystko - mruknęła, układając w torbie każdą fiolkę i każdy mieszek, tak by nie uszkodzić żadnej skrytej w nich ingrediencji, a kiedy zadanie dobiegło końca, uniosła wzrok na Synne. - Możemy wracać. A jeśli sprawy z turniejem pójdą zgodnie z planem, w nagrodę dostaniesz gofry - rzuciła rozbawiona, z ulgą przyjąwszy perspektywę upragnionego powrotu do Midgardu i słodkiej zgnilizny Przesmyku. Do miejsca, gdzie wzrok bogów nie przenikał przez ciężkie kołtuny dymu.
borówka czarna 2, konwalia majowa 10
Asterin i Synne z tematu
- Zamierzam wynaleźć eliksir leczniczy na zadawanie zbyt wielu pytań. Potworna dolegliwość - wymamrotała kąśliwie, z krzywym, charakterystycznym dla siebie uśmiechem. Mimo wszystko lepiej było słuchać Synne pogodnej, swobodnej i beztroskiej, niż Synne, przez którą przemawiały lata dojrzałości, jakiej zwykle jej brakowało, lub raczej - którą najwyraźniej kryła gdzieś głęboko w sobie, zaszywając ją w tkankach duszy. - A co ja mogę robić? To co zwykle. Czarny Miód, Pochłaniacz, jeszcze więcej Czarnego Miodu - dodała, po czym uniosła jedną brew i parsknęła cicho, sztyletując Mikkelsen wzrokiem spod ściągniętych ze sobą brwi. - No wiesz, a ja myślałam, że przyszłaś tu ze mną dla mojego czarującego towarzystwa - burknęła z udawaną urazą, nie przez przypadek nie określając, ile - i czy w ogóle - dziewczynie przypadnie w udziale. Działki za darmo nie dostanie, choćby niebo waliło się im na głowy pod młotem samego Thora, ale zamierzała dać jej przynajmniej symboliczną zniżkę, ot, aby nie ostudzić entuzjazmu na przyszłość. Kto wie, może kiedyś będzie mogła po prostu posyłać Synne po ingrediencje, zamiast samej szlajać się pod gołym niebem?
- Czy ja wyglądam jak zielnik? - westchnęła, lecz moszcząca się pomiędzy myślami iskra niewygody uleciała wraz z widokiem dorodnych kwiatów metamorflory, rozsznurowujących jej język. - Zbierasz pączki, do diabła z liśćmi czy łodygami. To w nich kryje się magia, którą upodobały sobie mikstury transmutacyjne, ale też na przykład Valhalla czy Spojrzenie Jotuna. O każdej porze roku kolor kwiatów jest inny, więc to, że teraz widzisz je fioletowe, nie oznacza, że jak trafisz na nie jesienią, będą wyglądać tak samo, bo wtedy obrócą się w czerwień - skondensowała wiadomości z długich podręczników do prostych, łatwo przyswajalnych faktów, bo de facto było to wszystko, co laik powinien wiedzieć, a nawet i więcej. Taka ciekawość była też w cenie - ciekawość, którą Asterin bez trudu mogła zaspokoić, rozżarzając przed Synne ogniki nowej wiedzy, jaka rzeczywiście mogłaby do czegoś się przydać. Umieściła metamorflorę w mieszku i podała dziewczynie osobny woreczek, odprowadzając ją wzrokiem na polanę. Dopiero gdy ta obróciła się do niej plecami, kąciki ust Eggen uniosły się w mniej nieprzyjemnym, lżejszym uśmiechu, samej zbierając jeszcze kilka konwalii majowych i borówek, zanim spotkały się razem z towarzyszką na skraju ocienionego sosnowym baldachimem poletka.
- Mhm, to wszystko - mruknęła, układając w torbie każdą fiolkę i każdy mieszek, tak by nie uszkodzić żadnej skrytej w nich ingrediencji, a kiedy zadanie dobiegło końca, uniosła wzrok na Synne. - Możemy wracać. A jeśli sprawy z turniejem pójdą zgodnie z planem, w nagrodę dostaniesz gofry - rzuciła rozbawiona, z ulgą przyjąwszy perspektywę upragnionego powrotu do Midgardu i słodkiej zgnilizny Przesmyku. Do miejsca, gdzie wzrok bogów nie przenikał przez ciężkie kołtuny dymu.
borówka czarna 2, konwalia majowa 10
Asterin i Synne z tematu
Mistrz Gry
Re: Górska ścieżka Pon 11 Mar - 17:15
The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości
'Ingrediencje (I)' :
'Ingrediencje (I)' :
Verner Forsberg
Re: Górska ścieżka Pią 21 Cze - 21:47
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
15.06.2001
Ostatnio sporo się działo, więc musiał się uspokoić, a uspokajał się przede wszystkim podczas samotnych wypraw w teren. Z uwagi na chorobę wybierał raczej bezpieczne trasy, ale górską ścieżkę znał doskonale — o ile będzie unikał terenów niedźwiedzi, a wyjątkowo jak na siebie zamierzał trzymać się szlaku. Zbierze dziś same podstawowe ingrediencje, nie będzie wypuszczał się dalej, bo potrzebował przede wszystkim zebrać myśli. Niedawny wypadek na ścieżce dydaktycznej odebrał mu nieco śmiałości, ale próbował nie wracać do niego myślami. Noga już prawie się zagoiła, więc uparcie postanowił ją rozchodzić — tym bardziej, że słyszał w Przesmyku Lokiego plotki o kwiecie kwitnącym w Midsommar we wściekłej gęstwinie i aby tam się udać będzie musiał być w formie. Kwiat i Przesmyk Lokiego przypominały mu za to o Asterin, której towarzystwo stawało się już niemal nie do zniesienia i bez której towarzystwa nie mógł chyba żyć. Spotykali się coraz częściej, robił coraz lepsze postępy w magii zakazanej, ale jego mała żmija pozostawała uparcie niedostępna.
A on był człowiekiem, wbrew pozorom, przesądnym. Myślał o niej idąc na spacer i choć nie wierzył już wcale w łaskę Norn, to jakaś przekorna część jego natury miała nadzieję na znalezienie rośliny, na której mógłby chociażby wyliczyć kocha-nie-kocha.
Znalazł coś lepszego.
Kępkę konwalii, rosnących niedaleko ścieżki. Pięknych, delikatnych, o idealnie białych płatkach. Trujących. Z ekscytacją zerwał je wszystkie, choć pohamował odruch skosztowania jak smakują. Myślał trochę o nich, trochę o swojej konwalii, a trochę o czarnych tulipanach, gdy radośnie chował zdobycze do alchemicznej torby. Nie wiedział jeszcze, czy uwarzy z nich jakąś truciznę (pewnie kiedyś tak), ale dziś po prostu chciał je mieć.
4x konwalia majowa
Mistrz Gry
Re: Górska ścieżka Pią 21 Cze - 21:47
The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości
'Ingrediencje (I)' :
'Ingrediencje (I)' :
Verner Forsberg
Re: Górska ścieżka Pią 21 Cze - 21:47
Verner ForsbergŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Karlstad, Szwecja
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : bogaty
Zawód : toksykolog
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : truciciel (I), odporny na trucizny (II)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Raz obudzona chciwość nie dała się łatwo zaspokoić. Gdy odnalazł już pierwsze siedlisko konwalii, w cieniu jednego z krzewów, szukał dalej, w okolicy. Tym razem zszedł ze szlaku, ale ryzyko było wykalkulowane, bo wkrótce znalazł więcej kwiecia. Kolejne konwalie — sześć dorodnych okazów — powędrowały do alchemicznej torby, a Verner z czułością gładził płatki każdej z roślin. Uwielbiał konwalie, ale nie hodował ich w swoim ogrodzie (choć może powinien zacząć, z uwagi na zwiększone potrzeby alchemiczne, a nasiona zebranych dziś roślin dadzą początek nowym), bo wychodził z założenia, że najsilniejsze i najpiękniejsze rosną w dziczy. Poprawił sobie humor, tak jak się spodziewał. Niedostępność Asterin, własna choroba, powrót do Midgardu cholernego Inge, smutek Sirkku, to wszystko zeszło na dalszy plan, bo nie wróci do domu z pustymi rękami. Dlatego tak kochał zbierać ingrediencje — korzyść była namacalna, a zysk wypracowany samodzielnie, jastrzębim wzrokiem i gołymi palcami (nieodpowiedzialnie nie ubierał rękawiczek, o ile absolutnie nie musiał). Zabierał ze sobą coś, co było tylko jego — nie ojca, nie klanu. A sukcesy dzisiejszego dnia jeszcze się nie skończyły. W oddali dostrzegł błysk czerwieni i choć na początku się zawahał (kilka dni temu przyśniły mu się maki i wszedł w pułapkę na niedźwiedzie), to ostatecznie ruszył w stronę czegoś, co wcale nie było kolejnym snem, a kilkoma sztukami maków lekarskich. Sześć dorodnych kwiatów i łodyg. Wyrywał je starannie, by nie uronić soku, z którego będzie mógł wyczarować (a raczej uwarzyć) prawdziwe cuda, a potem zebrał się wreszcie do drogi powrotnej, prawdziwie usatysfakcjonowany z obfitych łowów. Wieczór spędzi w pracowni, nad nowymi eksponatami, dopasowując je do znanych sobie receptur.
4x konwalia makowa
6x mak lekarski
Verner z tematu
4x konwalia makowa
6x mak lekarski
Verner z tematu
Mistrz Gry
Re: Górska ścieżka Pią 21 Cze - 21:47
The member 'Verner Forsberg' has done the following action : kości
'Ingrediencje (I)' :
'Ingrediencje (I)' :