Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Las u podnóża gór

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Las u podnóża gór
    Las, porastający bezpośrednio stoki gór Bardal, jest malowniczym miejscem, w którym jednak dość łatwo zgubić właściwą drogę. Zgodnie z pogłoskami, teren ten jest szczególnie strzeżony przez landvaetty, opiekuńcze duchy przyrody, które za brak szacunku do miejsca, nad którym sprawują pieczę, potrafią przybierać kształt groźnych i bezlitosnych zwierząt. W ciemnych i niedostępnych miejscach lasu, można podobno natknąć się też na berchty – stworzenia niesławne z powodu zamiłowania do porywania ludzi. Berchty są głównie aktywne zimą, wędrując nawet w kierunku obrzeży miasta. Nikt nie potrafił udzielić odpowiedzi, w jakim celu uprowadzają napotkane osoby, jednak najprawdopodobniej żywią się ludzkim mięsem. Co najmniej kilku śmiałków powracających z wycieczek zarzekało się, że znalazło ludzkie kości przykryte warstwą listowia.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    02.06.2001

    Nawet nie zorientowała się, kiedy wspólne wycieczki z Hallbergiem stały się zwyczajnie takim solidnym punktem jej tygodnia, na który tak po prostu czekała, nawet z utęsknieniem. Wprawdzie jak dotąd udało im się zrealizować tylko dwie takie – w tym tak wychwalany labirynt – ale i tak Vaia czuła, że jakby jej tego miało nagle zabraknąć, to chyba by się załamała. Eksplorowanie miasta z kimś było czymś zupełnie innym niż robienie tego samemu. A jeśli do tego doliczyć fakt, jak przyjemnie spędzało jej się z nim czas… Nic dziwnego, że kolejna wycieczka, ale tym razem za miasto, budziła jeszcze większą radość.
    Prawdę mówiąc to właśnie na tych wypadach mogła całkiem odpocząć, chociaż fizycznie może i wracała zmęczona. Ale fizyczne zmęczenie mogła zwyczajnie odespać, zawinięta w swoją stertę koców, a ze zmęczeniem psychicznym nie było tak łatwo. Psychicznie za to odpoczywała przy Alexie, łażąc z nim po Midgardzie. Albo nawet siedząc w miejscu, liczyło się po prostu towarzystwo, które w pewien sposób było dla niej coraz bliższe.
    Zapuszczenie się poza miasto było naturalną koleją rzeczy. Nie celowała w konkretne miejsce, uznając, że las spodoba się im obojgu, zresztą przecież w taki sposób się poznali. Zresztą Alex po prostu w jakiś sposób pasował do leśnych ścieżek i drzew. A dziki kot, którym była wewnątrz, tym bardziej lubił wnętrze lasów, przemykać pomiędzy i na drzewach. W Midgardzie nie było tego problemu, ale w Brazylii lubiła jeszcze zapach lasu, taki świeży, odmienny od miasta. Kiedyś uciekała sama odpocząć, teraz wolała towarzystwo.
    Czekała w umówionym miejscu, dosyć wcześnie, tak, by mieli cały dzień na zwyczajne łażenie. Wspinaczkę. Cokolwiek wpadnie jej do głowy. Wzięła ze sobą bluzę, chociaż na początku czerwca wystarczały już po prostu zaklęcia ogrzewające. Miała je w małym palcu, ogrzewając się praktycznie przez większość roku, bo jak na kota z Brazylii przystało, marzła. Koszulka była luźniejsza niż zwykle, kryjąc pod spodem bandaż otulający świeżo wyrytą część wzoru. Wprawdzie przez zaczerwienienie i opuchliznę nadal wzór nie był tak widoczny, jakby chciała, ale był. W końcu. Nie mogła cieszyć się bardziej. Tylko smarowanie tego było piekielnie upierdliwe, w sumie smarowanie całości było upierdliwe, zwłaszcza po kąpieli. Ale mogła to znieść. Musiała.
    - Gotowy na wielką przygodę? – stwierdziła, będąc w świetnym nastroju. Włosy ściągnęła po prostu gumką, na tyłek zadziała wygodne i nie tak obcisłe spodnie, a plecak przynajmniej teraz trzymała w ręku. Przewiesiła przez niego cieplejszą bluzę, ale nie planowała jej używać, bezczelnie świecąc gołymi ramionami, ignorując spojrzenia rzucane wszystkim bliznom, gdy szła przez miasto. Na widok Alexa podniosła się z kłody, by jakoś tak z odruchu przytulić go na przywitanie, przez chwilę czerpiąc garściami z jego ciepła i ogólnie bliskości. Jak zwykle to była ta rzecz, której jej wiecznie brakowało. – Proponuję iść do przodu, aż dojdziemy do gór… O ile dojdziemy. Prowiant na drogę jest. – wskazała na plecak, przerzucając go sobie na razie jedynie przez jedno ramię, nie chcąc drażnić tego, co było pod bandażami. Pocieszało ją to, że jeszcze tylko trochę będzie musiała wytrzymać. Tylko troszeczkę.
    - Co ty na to? – zignorowała też ramiączko koszulki, które jak zawsze postanowiło zsunąć się z ramienia, co nie przeszkadzało jej wcale. Potem poprawi, jak założy plecak.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Kiedyś, jeszcze jako dzieciak, strasznie dużo łaził. Początkowo głównie dlatego, że musiał – ucieczki do pobliskiego lasu były czasem jedyną opcją, by uchronić go przed linczem w lokalnej społeczności – a potem, bardzo szybko, dlatego, że to polubił. Poza miastem był wolny i gdy pomyślał o tym raz, nigdy potem nie czuł się w mieście tak dobrze, jak kiedyś. Wszelkie niedogodności związane z tkwieniem w zbiorowisku ludzi staly się dla niego nagle dużo bardziej wyraźne, bardziej rażące i trudniejsze do zignorowania. To, oczywiście, niczego nie zmieniało, bo wciąż przecież studiował w mieście, osiadł w Midgardzie, tu z grubsza ułożył sobie życie i tutaj też raczej planował swoją przyszłość – mimo tego wciąż gdzieś z tyłu głowy miał świadomość, że to nie tu, a tam, z dala od zabudowań, było mu lepiej.
    Potrzebował jednak Vai, by przypomnieć sobie jak bardzo było lepiej tam niż tu. By uzmysłowić sobie, jak bardzo brakowało mu takiej włóczęgi w dziczy – i jak bardzo był dotąd tego nieświadom.
    Zwiedzanie Midgardu było zaledwie prologiem do tego, na co czekał najbardziej. Chciał ruszyć dupę poza miasto, mieć do tego powód. Vaia była dobrym powodem i równie dobrym towarzystwem – szczególnie, że z nią mógł wyprawić się dalej, zboczyć ze ścieżek bardziej, niż prawdopodobnie gotów był to zrobić chociażby z Lilką.
    Po ostatnich wycieczkach w zasadzie nie rozpakowywał już plecaka, wymieniając co najwyżej potrzebne rzeczy. Woda, zapas eliksiru uspokajającego – nigdzie się bez niego nie ruszał – miodowe ciastka, bluza upchnięta siłą na dno plecaka. Niewiele potrzebował, by pójść w teren. Sądził wręcz, że gdyby nie zabrał zupełnie nic, też byłoby dobrze. Nierozsądnie, ale wciąż dobrze.
    Na grymasy Pii zaskakująco łatwo przychodziło mu nie zwracać uwagi – przynajmniej nie na tyle, by zmieniać swoje plany. Coś kłuło go w sercu za każdym razem, gdy wytykała mu, że nie ma dla niej czasu; coś szarpało się na uwięzi, chcąc zaprotestować, gwałtownie zaprzeczyć, wskazać palcem, jak cholernie się myliła i że to przecież ona sama jeszcze nie tak dawno twierdziła, że powinni się ucywilizować. Niezależnie jednak, jak bardzo Pia była niezadowolona – i jak bardzo jej niezadowolenie mogło Alexa uwierać – nie dawał się zmanipulować.
    Głównie dlatego, że znał swoją bliźniaczkę i wiedział, że to robi. Manipuluje. Rozgrywa ludzi jak uważa za stosowne. Na innych to – zazwyczaj – działało, ale Hallberg widział te zachowania od małego. Uodpornił się.
    Z grubsza.
    Tak czy inaczej, nim dotarł do umówionego miejsca, grymas irytacji zdążył już na powrót ustąpić miejsca entuzjazmowi. Bez wahania przytulił Vaię na chwilę, przytrzymując przy sobie przez moment.
    - No raczej – zapewnił z uśmiechem. – Pytanie brzmi raczej, czy ty jesteś gotowa? – Uniósł brwi znacząco. – Jesteś pewna, że dasz radę? – Spojrzał na nią uważniej. Nie próbował jej dopiec, raczej po prostu się martwił. Wzór był już wprawdzie zrobiony, Vaia niewątpliwie też goiła się dobrze i szybko – wydziarane ciało wciąż jednak z pewnością było tkliwe, obolała, podpuchnięte. Nie był pewien, czy całodniowa wędrówka to w tej chwili taki dobry pomysł – z drugiej strony nie sądził, by udało mu się Barros od tego odwiedźć.
    I tak naprawdę wcale chyba nie chciałby tego robić.
    - Brzmi dobrze – zgodził się, zerkając przelotnie na widoczne w oddali góry, zaraz jednak zmarszczył brwi lekko. Widział, jak ramiona plecaka Vai naprężyły się, gdy narzucała go na siebie i ani trochę mu się to nie podobało.
    - Ale najpierw oddasz mi połowę tego, co tam masz – zarządził i, nim zdążyła zaprotestować, parsknął cicho. – Nie po to się tyle narobiłem, żebyś teraz zniszczyła wzór, jak przeciążysz się za bardzo i za szybko. Goisz się dobrze, ale nie szarżuj, śliczna. – Miękkie określenie stało się już w zasadzie standardowym, po które sięgał często i chętnie. – Dawaj. Połowa walówki do mojego plecaka.
    Był uparty, nie zamierzał odpuścić. Postawił własny bagaż na ziemi, rozsunął i już za chwilę podkradał smakołyki z plecaka Vai, przekładając do swojego. Kiedy znów się wyprostował i zarzucił plecak na plecy, bagaż był znacznie cięższy – wciąż jednak nawet nie w połowie tak ciężki, by robić Alexowi jakikolwiek problem.
    Gdy wzrok padł mu na zsunięte ramiączko Barros, uśmiechnął się łobuzersko i bez wahania jej poprawił.
    - Na striptiz jest raczej trochę za wcześnie – zauważył bezczelnie.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Jeśli nawet na początku miała jakieś wątpliwości w kwestii Alexa, w kwestii jego chęci czy entuzjazmu odnośnie ich wspólnych wypadów, pozbyła się ich bardzo szybko. Szybko też zrozumiała, że gdyby coś Hallbergowi nie pasowało, uczciwie by jej to powiedział, wprost, prosto w oczy. Dlatego też z chwili na chwilę miała coraz mniej wyrzutów sumienia, że truje mu tyłek, zabiera czas wolny czy takie tam. Zresztą równie szybko uświadomiła sobie, że on jest z tych wypadów zadowolony równie mocno, co ona sama. Brakowało jeszcze tylko, żeby miał dostęp do dobrej kawy i potrafił ją zaparzyć. Wtedy z dużym prawdopodobieństwem miałby olbrzymi potencjał, by stać się Chodzącym Ideałem Vai Barros. Na całe szczęście ideały nie istniały i tego należało się trzymać.
    Stłumiła zadowolone mruknięcie, kiedy sam ją przytulił, przytrzymując przy sobie. I ona i kot byli tak samo zadowoleni z tego momentu, że mruczenie rwało się samoistnie. Na szczęście panowała nad tym wystarczająco, by się grzecznie odsunąć i nie rozmruczeć, jak na kotopodobne stworzenie przystało. Za to wyszczerzyła się, zadowolona z jego obecności, z możliwości wyjścia, zwiedzania… Czuła się jak mała piłeczka pełna energii i cały dzień wędrówki w ogóle nie był jej straszny. Wcale a wcale. Zwłaszcza, że była całkowicie pewna, że szybko zboczą z utartych ścieżek, znajdując swoje własne. Nie mogła się doczekać tego, co te okolice miały do zaoferowania.
    - Ja? Zawsze i wszędzie. – zasalutowała mu z rozbawieniem, w taki teatralny sposób nie mający nic wspólnego z tym prawdziwym salutem. Jednak wiedziała, o co pytał Alex i uśmiechnęła się delikatnie. – Wzięłam maści przeciwbólowe i jeden czy dwa eliksiry. Poza tym to i tak na plecach, nie dokucza aż w taki sposób, jak niższe partie. – przewróciła teatralnie oczami, bo co jak co, ale ostatnie dwa tygodnie były masakrą. Cały tyłek i krzyże bolały ją gorzej niż jakiekolwiek blizny czy rany. Oj wtedy to się dopiero wściekała, chociaż eliksiry przeciwbólowe brała w ostateczności. To już wolała maści, dawały przyjemne, miejscowe znieczulenie. W gorszych momentach wspomagała się zaklęciami, ale tego już Alex wiedzieć nie musiał. Nie potrzeba było go informować, że aż tak źle znosiła wielki wzór, bo jeszcze potem uzna, że w ogóle nie będzie jej robił dziar. A tego by nie chciała. Tak samo, jak nie chciała rezygnacji z wędrówki. Troska Alexa była dość urocza.
    - No to możemy ruszać. – oznajmiła radośnie, chcąc już skierować się do lasu, kiedy została gwałtownie zatrzymana i nawet nie dano jej protestować! No po prostu jakiś koszmar niedźwiedzi. – No proszę cię… Wcale się nie przeciążę. Ja rozumiem, że na tle was, Skandynawów, wydaję się być mała i słaba, ale nie mam problemu z noszeniem moich rzeczy… - przewróciła oczami i pokręciła głową, ale najwyraźniej Alex był uparty. No po prostu jak niedźwiedź, tak?
    Przyzwyczaiła się też, że nazywał ją śliczną i… nie oponowała za bardzo. W sumie nie oponowała wcale. Nazywali ją różnie, a to było chyba jednym z milszych określeń. Na początku trochę peszyło, tak odrobinkę, bo chyba gdzieś na początku miała wrażenie, że coś więcej było w tonie, jakim ją tak nazywał, ale potem uznała, że to tylko wyobraźnia. I już tak zostało. Zresztą ona bardzo często się rewanżowała, choć używając przy tym hiszpańskich określeń.
    - Ehhhh no masz, masz. – oddała mu swój plecak, pozwalając przerzucić żarcie do jego plecaka. Zabrała tylko bluzę, by wcisnąć ją gdzieś do środka, by nie przeszkadzała. Z dużą dozą prawdopodobieństwa i tak nawet jej nie włoży. – Zadowolony? – przewróciła oczami, kręcąc głową. – Jak ty się okropnie rządzisz, Alex. Jak jakiś Tarzan czy coś. – zagryzła wargę ze śmiechu, przypominając sobie tę bajkę. Cholera, pasowałoby do niego, nawet jeśli Tarzana bardziej należało porównywać z małpami niż niedźwiedziami. Kiedyś będzie musiała mu go pokazać. Ciekawe, czy poradziłby sobie w takiej dżungli…
    Z zaskoczeniem patrzyła, jak poprawił jej ramiączko. Ale nie dlatego, że to zrobił – tego mogła się spodziewać, ale dlatego, że… nie zareagowała. Normalnie już miałaby napięte mięśnie i uruchomione początki instynktów obronnych. Znała go… miesiąc. Mniej więcej. I to wystarczyło, że nie wzbudzał w niej odruchów obronnych na krótki dotyk na ramionach… Boże, jak ją kusiło sprawdzić, czy nie przejęłaby się na pełen kontakt. Ale to może potem. Nic na siłę.
    - Pamiętaj, guapo, że za stiptiz się płaci. – puściła mu bezczelnie oczko i weszła w las, poprawiając ramiączka plecaka i kierując się gdzieś przed siebie. Cały czas się jednak szczerzyła do siebie, nie będąc w stanie się powstrzymać. Przynajmniej uniknęła tłumaczenia Alexowi, jak bardzo jest walnięta – naprawdę się bała, że mogłaby go tym do siebie zrazić. A jakoś tak… nie chciała go zrażać. Polubiła go, może nawet bardziej niż powinna.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Protesty Vai nie zdziwiły go ani trochę, ale też niespecjalnie wzruszyły. Z uniesioną znacząco brwią po prostu przeczekał, a gdy wreszcie skapitulowała, oddając mu plecak, bez wahania przerzucił ile mógł do siebie.
    - Nie mam pojęcia, kim jest Tarzan, ale potraktuję to za komplement – odparował bezczelnie zaraz potem, oddając niemal pusty plecak Vai. Do głowy mu nie przyszło, że został właśnie porównany do postaci bajkowej, w dodatku z bajki śniących. Z drugiej strony, gdyby wiedział – gdyby znał tę animację i znał postać Tarzana – chyba nawet by mu się to podobało. Na pewno by go bawiło, bez dwóch zdań.
    - Poza tym nie wyglądasz, jakby ci to przeszkadzało – dodał beztrosko i uśmiechnął się łobuzersko. Oczywiście, że się rządził. Oczywiście, że nie zamierzał przestać – przynajmniej tak długo, jak nie dostanie prostych sygnałów, że powinien. W takim przypadku przynajmniej by się zastanowił.
    Nie wiedział o problemach Vai odnośnie dotykania jej ramion i w ogóle o nich nie pomyślał – nie miał tak naprawdę żadnych podstaw, by się domyślić. To dlatego bez wahania sięgnął do jej ramiączka, dlatego poprawił je, przekornie wygładzając je jeszcze przez chwilę, tylko po to, by musnąć palcami odsłoniętą skórę Vai. To dlatego, gdy potem cofnął dłoń, uśmiechał się jak typowy, uliczny cwaniak, którym przecież… No, już dawno nie był, przynajmniej w kontekście ulicy. Ale kiedyś tak. Był dzieciakiem z małego miasta któremu się poszczęściło. Nie zamierzał się tego wypierać, udawać, że jest inaczej.
    Za striptiz się płaci.
    Oczy błysnęły mu jaśniej zaraz po tym, gdy Vaia minęła go i ruszyła przodem.
    - Za tatuaże też, a jednak sama widzisz, jak wyszło – odparował bez wahania, bo choć nie oczekiwał za dziary zapłaty – w każdym razie, nie pełnej zapłaty, ani też żadnej przysługi czy wynagradzania w jakikolwiek inny sposób – to nie znaczyło, że nie mógł teraz użyć tego jako bezczelnego kontrargumentu na odzywkę Barros.
    Nie wiedział, jak bardzo brakowało mu podobnie nieskrępowanego przerzucania się tekstami bez filtra dopóki znów nie mógł tego robić. Pia nie była taka, z nią nigdy rozmowy nie wyglądały w ten sposób. Poza nią… Poza nią Alex nie miał zbyt wielu znajomych. To znaczy, miał – znał bardzo wielu ludzi – z żadnym z nich nie nawiązywał jakichś specjalnych więzi. Nie chciał. Sądził, że nie potrzebował.
    Z każdym spotkaniem z Vaią tylko coraz bardziej uświadamiał sobie, jak bardzo się mylił.
    Tak czy inaczej, roześmiał się teraz za plecami Brazylijki i w kilku długich krokach dogonił ją, dalej maszerując już tuż obok niej. Przez jakiś czas nie odzywał się, chłonąc tylko otaczający ich las, z przyjemnością wdychając pachnące żywicą powietrze i wsłuchując się w cichy szelest zarośli tu czy tam.
    W którymś momencie zauważył krzewy malin i bez wahania zboczył na chwilę w krzaki, by zerwać parę słodkich owoców. Uświnił przy tym całe dłonie, ale to nic.
    - Śmiało – zachęcił, z uśmiechem podsuwając zdobycz Vai, zaraz podjadając też samemu.
    Potem znów milczał przez jakiś czas, a gdy odezwał się wreszcie, w jego głosie brzmiało faktyczne zaciekawienie – ale też coś, czego raz, że nie był świadom, a dwa, że nawet gdyby był, chyba nie potrafiłby nazwać. Jakby niepewność, jakaś kiełkująca obawa.
    - Hej, Vaia. Na jak długo w zasadzie będziesz w Midgardzie?
    Jeśli została tu przeniesiona na podstawie jakiejś umowy między jednostkami – co było w Kruczej całkiem częste – jej pobyt tutaj mógł mieć z góry określone ramy czasowe. Alex wcześniej o tym nie myślał, im więcej czasu spędzał jednak ze strażniczką – i im regularniej się spotykali – tym częściej łapał się na myśli, że cholernie by mu tego brakowało. Jej by mu brakowało.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Największy problem z Alexem był taki, że z nim praktycznie nie dawało się kłócić. Mogła się spierać, mogła oponować, mogła składać protesty i zażalenia, mniej lub bardziej oburzona, a on po prostu stał i czekał. I wbijał w nią to swoje zielone oko, aż jedyne, co mogła zrobić, to prychnąć gniewnie i dać mu to, czego chciał. Jednym słowem był chodzącym koszmarem - abstrahując od bycia chodzącym ideałem w kwestii wypadów - ale nie aż takim, by miało ją to uwierać. Z rezygnacją więc patrzyła, jak zabrał z jej plecaka wszystko - ocaliła tylko butelkę z wodą, termos z kawą, dwie paczki papierosów i maści i eliksir przeciwbólowy. Resztę ten paskud jej zabrał.
    - Kiedyś ci pokażę. I to nie był komplement. - roześmiała się i pokręciła głową. Zaraz potem jednak przekrzywiła głowę, zastanawiając się nad jego słowami. - Jakkolwiek to nie brzmi, aktualnie bardziej mnie to bawi niż przeszkadza. - powiedziała powoli, analizując przy tym całość swoich odczuć w kwestii jego rządzenia się. - Trochę zaskakuje, kiedy się troszczysz jak teraz, chociaż to całkiem miłe. Czasem wywołuje typowe niedowierzanie. Ale i tak to są… drobiazgi? Rzeczy, które nijak nie wpływają na moją autonomię czy życie, jasne, że się czasem oburzam, ale to po prostu robię z przekory, albo uważam, że przesadzasz, jak teraz z plecakiem. Tak czy tak jeśli przegniesz, to wierz mi, dowiesz się tego, ale tak naprawdę póki nie próbujesz mi się wpierdalać w tryb życia albo go ustawiać z całkowitym pominięciem mojego zdania, to jest okey. Chociaż i tak się zachowujesz jak barbarzyńca. - zaśmiała się na koniec, by delikatnie szturchnąć go w bok. Jak dotąd we wszystkich istotnych sprawach pytał, a nie się rządził, więc mogła tu po prostu odpuścić i dać mu wyjść na swoje. Jej to niczego nie kosztowało, a Alex był chyba zadowolony. Na pewno usatysfakcjonowany. Powinien zacząć się bić w piersi jak King Kong. Nie zdołała powstrzymać prychnięcia śmiechem na tę wizję. Brzmiała przekomicznie.
    Jedyną reakcją na jego dotyk była gęsia skórka, pełznąca po skórze Barros. Wciągnęła trochę głębiej powietrze, czekając na zwyczajowe napięcie, które nie nadeszło. Nie przy nim. Poczuła jedynie przyjemne ciepło skóry Alexa i własny uśmiech, odpowiadający na jego. Chociaż raz czuła się normalna przy kimś. Tak w pełni normalna. Bez jakichkolwiek cholernych blokad. Dlatego nawet niespecjalnie obszedł ją komentarz o płatnościach. Po prostu przewróciła oczami, dosyć rozbawiona.
    - Mój goły tyłek sobie dokładnie obejrzałeś, reszty nie musisz. - rzuciła niewinnie, instynktownie wiedząc, że ten paskud wcale nie wypominał jej mocno obniżonej ceny. To było tylko przerzucanie się złośliwościami, jak zwykle, bez żadnych filtrów każących się zastanowić, czy to był dobry pomysł. Oczywiście, że był - najwyżej któreś z nich potrzebowało trochę więcej czasu na ripostę. A poza tym chyba jeszcze nigdy nie robiła takiego striptizu z prawdziwego zdarzenia. Z tańcem i w ogóle. I serdecznie wątpiła, by zrobiła go kiedykolwiek i dla kogokolwiek.
    Cisza pozwalała się wsłuchać w las, w chrzęst kamyczków, gałązek i liści. Nie przerywała jej, otulona komfortem tych dźwięków, czasem co najwyżej gestem wskazując ciekawy kierunek. Czasem tylko przez jej głowę przelatywała myśl, że skoro idą tuż obok siebie, to jakby to było chwycić go za rękę i spleść palce...? Szybko się jednak jej pozbywała, choć wcale nie przeszkadzały Vai przelotne otarcia ramieniem o ramię, gdy znaleźli się zbyt blisko siebie.
    - Maliny prosto z krzaka... - westchnęła delikatnie i z zachwytem. - Kwaskowate. - najpierw zjadła wszystkie z ręki Alexa, a potem sama zabrała się za oskubywanie krzaczka, zwłaszcza z tych niższych gałęzi. Dopiero przy pytaniu Alexa uniosła głowę, słysząc tę obawę w jego głosie. Obawę, tylko przed czym? Tego nie umiała rozszyfrować.
    - Pewnie dopóki wasze zimy mi nie dopieką tak fest i nie poproszę o kolejny transfer...? - zerwała dwie duże i soczyste maliny i jedną z nich podsunęła Hallbergowi. - Tak naprawdę - nie wiem. Przeniosłam się do Midgardu w zasadzie na stałe. I nawet podoba mi się tutaj, tylko temperatury dobijają. W ciągu ostatnich czterech lat stałam się mistrzem zaklęć rozgrzewających. Ale przynajmniej mieszkanie mam odpowiednio ogrzane, więc idzie przeżyć. - wzruszyła delikatnie ramionami, by potem wyprostować się i uśmiechnąć. W końcu była tą domyślną, więc w trakcie wyjaśnień domyśliła się, o co Alex pytał tak naprawdę. Czego się obawiał.
    - Nie martw się, obiecałam ci, że ode mnie nie uwolnisz tak łatwo. Póki zdrowie mi pozwoli, to będę wyrzucać twój tyłek z zacisza łóżka i przeciągać go przez różne lasy, chaszcze i prędzej czy później góry pewnie też. Po górach jeszcze nie łaziłam. - zaśmiała się lekko, niedługo potem wracając na ścieżkę.
    Chodząc z Alexem nie zawracała uwagi na upływ czasu. Nie zauważała go zwyczajnie, dopiero po długim czasie, zapewne kilku godzinach, jej ciało zaczęło domagać się wody, jedzenia i odpoczynku. Znalezienie odpowiedniego miejsca trochę potrwało, w końcu jednak znaleźli całkiem poza wytyczonym szlakiem niewielką polankę, gdzie mogli usiąść na trawie i zjeść.
    - Mała przerwa na jedzenie i picie? Odpoczęłabym trochę. - zaproponowała, jednak nawet nie czekając na odpowiedź ściągnęła plecak i usadowiła tyłek na trawie. A potem cała się ułożyła, układając ręce pod głową i uginając dla wygody jedno z kolan. - Jak mi dobrze... - wymknęło jej się z czystym pomrukiem satysfakcji.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Analiza uczuć, jaką podsunęła mu Vaia, wyraźnie Alexa zaskoczyła. Nie spodziewał się chyba, że kobieta będzie tak otwarta, tak szczera, że w ogóle uzna za stosowne tak dokładnie wyjaśnić mu, co myśli. Hallberg nie był na to przygotowany – ale nie krył też, jak bardzo to docenia. To nie tak, że z czasem by się nie domyślił, że na własne sposoby nie odkryłby, co kryje się w sercu Vai – mógłby to zrobić, gdyby mu tylko pozwoliła. Mimo tego to, że dostał wszystko wyłożone tak prosto, jasno i przejrzyście było... Zaskakujące. Miłe. W jakiś sposób onieśmielające.
    Finalnie skinął więc tylko głową bez słowa i roześmiał na barbarzyńcę, chwilowo nie znajdując słów, które mógłby dać Vai w zamian. Zaskoczyła go, a zaskoczony Alex zwykł tracić na swojej błyskotliwości. Na parsknięcie śmiechem też uniósł brwi tylko pytająco, w tej chwili oszołomienia zupełnie nie drążąc, co tak Barros ubawiło.
    Dłuższą chwilę maszerowali w ciszy i Hallberg pozwolił sobie nie myśleć. Nie – dryfować myślom. Nie – myśleć o wszystkim i o niczym. Nie. Po prostu – zupełnie nie myśleć. Kojąca cisza zamiast kalejdoskopu rozważań i wspomnieć. Rzadko kiedy miał ten luksus, by sobie na nią pozwolić.
    Z nieznacznym uśmiechem patrzył, jak Vaia wcina z entuzjazmem maliny, sam ochoczo zjadł potem jedną z jej dłoni – w przypływie durnego impulsu pochylając się i zjadając owoc prosto z dłoni Barros zamiast zabrać go z niej najpierw jak cywilizowany człowiek. Może zrobił tak, bo po prostu miał ochotę – a może chodziło o coś więcej. Na przykład o to, by ukryć zmieszanie własnymi obawami, tym jednym pytaniem, które wyrwało mu się trochę nieproszone – albo zamaskować radość, jaką przyniosła mu odpowiedź Vai.
    Żarty czy głupie zachowania zawsze były dobrą dywersją… prawda?
    Znów maszerowali dalej, przez długi czas jeszcze faktycznym szlakiem, potem zaś jedną z mniejszych, nieoznaczonych ścieżek – prawdopodobnie leśnym traktem tutejszej zwierzyny – odchodzących nieco na prawo. Zarośla były tam bardziej gęste, drzewa i krzewy chętniej haczyły o ciuchy – ale jak tam pachniało! Puszcza, będąca już naprawdę na wyciągnięcie ręki, wabiła wonią żywicy i runa. Im dalej od szlaku, tym głośniej śpiewało lokalne ptactwo, a same zarośla szeleściły częściej wszędzie tam, gdzie przemykała się nieprzyzwyczajona do ludzkiego towarzystwa zwierzyna.
    Nim dotarli do niewielkiej polanki, Alex był już uśmiechnięty szeroko od ucha do ucha – lekko zmęczony, ale cholernie szczęśliwy.
    - Jestem za – zgodził się śmiało. – Jeszcze trochę, a nogi mi w dupę wlezą – podsumował beztrosko. Nie było tak źle, mógł iść więcej – umówmy się jednak, że głównie dzięki genom. Sam przecież niespecjalnie ostatnio dbał o formę – chodził na siłownię, tak, bił się też od czasu do czasu dla sportu, ale piesze wędrówki? Zwykle nie miał na nie czasu. Na pewno nie na tak długie.
    Z sapnięciem przyjemności zrzucił plecak i usiadł obok Vai. Szarpnięciem otworzył własną torbę, wygrzebał butelkę z wodą i wypił parę solidnych łyków zanim znów zanurkował w plecaku.
    - Co w zasadzie wzięłaś do żarcia? – spytał, jednocześnie przekopując się przez wałówkę i wyciągając kolejne mniejsze i większe pudełka, jakieś mniejsze paczuszki – ewidentnie kanapki – i nawet małe kartoniki soku pomarańczowego z jednorazowymi słomkami.
    - O ja, od dzieciaka takich nie piłem – rzucił z dziecięcym niemal entuzjazmem i z ochotą przyssał się do napoju, osuszając kartonik w raptem czterech, może pięciu łykach, z zabawnym siorbaniem na koniec.
    Wreszcie, nie wyrywając się jeszcze do dokładniejszego przeglądu wałówki przygotowanej przez Vaię, z cichym pomrukiem przyjemności uwalił się na trawie i odetchnął głęboko. Przez krótką chwilę gapił się w przebłyskujące przez korony drzew niebo, wzrok jednak umykał mu ku Vai. Trudno, żeby nie, była cholernie atrakcyjna – zawsze, ale tutaj, w środku lasu, w jakiś szczególny sposób.
    Przekręcił się na bok i uniósł na łokciu, przyglądając się Wysłanniczce bez skrępowania – i z podziwu godną samokontrolą chamując chęci dotknięcia jej, muśnięcia odsłoniętego ramienia czy brzucha tam, gdzie koszulka kobiety podciągnęła się lekko.
    - Pokaż mi kota – rzucił nagle i uśmiechnął się szeroko. – Pokażesz? Od początku jestem ciekaw, a teraz, skoro i tak odpoczywamy...
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Z doświadczenia niestety Vaia wiedziała, że pewne rzeczy mogły prowadzić do olbrzymich nieporozumień. Przede wszystkim jednak bardzo boleśnie była świadoma bariery językowej i tego, że brakowało jej nierzadko słów albo w chwilach zdenerwowania czy stresu potrafiła mylić ich znaczenie. Czasem lepiej było więc powiedzieć więcej, bardziej obrazowo, niż dopuścić do rozminięcia się znaczeń. Teraz nawet gdyby użyła nieodpowiedniego słowa, Alex z kontekstu domyśliłby się, co miała na myśli. Tego bardzo boleśnie nauczyła się przy Sarnai - mogła znać komunikatywnie norweski, ale to wcale nie znaczyło, że nie robiła pomyłek, tragicznych w skutkach. Lepiej więc było powiedzieć więcej, tak przynajmniej Hallberg nie będzie mógł twierdzić, że go nie ostrzegała.
    A poza tym i tak był barbarzyńcą, bardzo uroczym, który prowadził ją przez dzicz lasu. Vaia była tym faktem zdecydowanie bardziej zachwycona niż powinna, czując się prawie jak w domu. Tutaj, teraz, z Alexem, tęsknota za Brazylią, za Bruxarią i jej plażą nie doskwierała aż tak. Mogła o niej nie myśleć, mogła zapomnieć i cieszyć się, tak zwyczajnie. Bez skrępowania śmiać się, kiedy Alex z jej ręki zjadł owoc. W milczeniu wędrować, wsłuchana tylko w śpiew ptaków. Pozwoliła myślom płynąć, w te dobre rejony, dobre wspomnienia pełne radości, gdy była trochę mniej szurnięta niż teraz.
    - Szkoda by było. Z kim bym wtedy uskuteczniała takie wędrówki. - roześmiała się lekko, łypiąc na niego, gdy grzebał w plecaku najpierw za wodą a potem jedzeniem. Sięgnęła po swój, wyciągając butelkę i też uzupełniła płyny, zanim zaczęła odpowiadać na jego pytanie. A skoro rozbebeszył plecak, mogła przy okazji pokazać, co jest czym.
    - Salgadinhos. - wskazała coś, co wyglądało jak kanapki. - To takie faszerowane bułeczki, smażone potem na głębokim tłuszczu. Pastele. - wskazała coś w stylu kopertek w jednym z pudełek. - Wypełnione kurczakiem i mozzarellą. Empanadas czyli takie pierożki z ziemniaczanym nadzieniem. I na słodko churros. - pokazała ostatnie pudełko, największe i dosyć ciężkie. Mogło się wydawać, że to całkiem wiele, ale przynajmniej będzie miała jedzenia na kolejny tydzień albo i dłużej. Zwłaszcza że większość z tego mogła przecież zabrać nawet do pracy.
    Alex naprawdę był uroczy z jego zachwytem na widok soczku w kartoniku. W sumie sama od dawna takich nie piła i pasowały idealnie na tego typu wycieczkę. Na twarzy Vai widać było zadowolenie, że jej pomysły przypadły mu do gustu, przynajmniej jeśli chodziło o soczek. Trochę się obawiała, że jednak przesadziła, zwłaszcza, że w zasadzie wszystkie przekąski były z Brazylii lub Kolumbii. Przynajmniej starała się tego nie doprawiać tak, jak to robili jej rodacy - miała wrażenie, że Alex nie zniósłby takiej ilości ostrych przypraw. Ale zwykłe kanapki, takie tradycyjne, też były. Tak jakby mu nie przypadły do gustu obce wymysły. Niektórzy bywali w końcu przyzwyczajeni do własnej kuchni...
    Czuła wzrok Alexa na swoim ciele, wiedziała, że się na nią gapił. Jego spojrzenie było wręcz namacalne i chyba dlatego poczuła się odrobinę skrępowana, naturalnym gestem poprawiając koszulkę, by zasłoniła brzuch i wyjęła spod pleców jakąś uwierającą gałązkę. Przymknęła oczy, pozwalając sobie na relaks, na dryfowanie umysłem, nie zahaczając o żadne myśli.
    Pokaż mi kota.
    - Huh...? - ściągnął ją na ziemię, a potem roześmiała się orientując, co miał na myśli. - Aż tak cię ciekawi moja zwierzęca forma? - przymrużyła zabawnie oczy, przewracając się na brzuch i odsłaniając osłonięty wzór. - A dasz radę mi pokazać swojego niedźwiedzia? Czy to zbyt niebezpieczne? - zaciekawiła się, jednak to wcale nie było tak, że od tego uzależniała obiecane pokazanie mu jaguarundi.
    Podniosła się do siadu i odetchnęła, powoli wypuszczając zwierzę pod skórę. Przymknęła oczy, uspokajając oddech, wsłuchując się w siebie, w swój totem i wyciszając emocje. Zmiana była bezbolesna i szybka, w jednej chwili przed Alexem siedziała kobieta, by zniknąć w krótkim rozbłysku mocy, zamieniając się miejscem z czarnym kotowatym o złocistych oczach. Wyciągnęła się, jak przystało na kota i mrauknęła zadowolona, bo jej poprzednie miejsce było dobrze oświetlone słońce. Jaguarundi lubiło słońce i ciepło, jak Vaia, teraz to kot rządził bardziej niż kobieta, choć jej świadomość nadal tam była. Teraz też lepiej czuła naturę, jej zmysły działały inaczej i na miękkich łapkach podeszła do Alexa, intensywnie łapiąc jego zapach i analizując go po kociemu.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Wszystko, co Vaia przygotowała im na wycieczkę brzmiało świetnie – obco, ale całkiem dobrze. W innych okolicznościach, gdyby spotkali się w jakiejś knajpie, Hallberg pewnie nie wzlekałby z dobraniem się do tych wszystkich smakołyków, teraz jednak... Był głodny, tak. Ale nie mniej niż żarcia potrzebował po prostu... Czegoś. Chwili ciszy w środku lasu. Bliskości kobiety obok.
    Odetchnął cicho i zganił się w myślach za prostackie gapienie się zaraz po tym gdy, wyraźnie skrępowana, Vaia poprawiła koszulkę. Robił dokładnie to, co tak ochoczo krytykował u innych mężczyzn. Patrzył na ciało, choć miał przed sobą przecież wiele więcej. Pytanie o kota było pierwszą dywersją, jaka przyszła mu do głowy. Czymś, co mogłoby odciągnąć jego myśli z powrotem na odpowiednie tory.
    Nie było jego winą, że cisza i spokój, samotność w puszczy sprzyjały jakiejś intymności, ale to, że tak łatwo temu ulegał, już z pewnością wpadało na jego konto.
    Skinął głową z entuzjazmem na potwierdzenie, że owszem, ciekawi go, jakim zwierzęciem była Vaia – za to wyraźnie nachmurzył się na pytanie o niedźwiedzia. Wiedział, że Brazylijka nie miała złych intencji, on sam zresztą wcale przecież się swoich genów nie wstydził – chodziło jednak o coś zupełnie innego.
    - Nie chciałabyś nigdy zobaczyć mojego niedźwiedzia – uświadomił ją spokojnie, choć w głosie drżało mu jakieś napięcie. – Ja... My – poprawił się, bo to, co zamierzał powidzieć, dotyczyło w zasadzie wszystkich berserków. – Nie przemieniamy się na życzenie, a kiedy już to robimy to... – Odetchnął powoli. – Bersercza furia jest fascynująca tylko w mitach. W rzeczywistości to czyste zniszczenie, nic więcej. – Alex był dumny z własnego pochodzenia i dziedzictwa, nie był jednak na tyle naiwny, by nie rozumieć w pełni natury tego, co nosił. Berserkowie mogli być bohaterami w Eddzie, w skandynawskich legendach czy poematach – tak naprawdę jednak znacznie bliżej było im do niszczycieli, tych, których się tępi, wyklucza ze społeczeństwa, profilaktycznie izoluje.
    Odetchnął powoli. Nie miał powodu być zły. Nie miał powodu uważać, że Vaia traktowała jego geny za zabawę. Pewnie po prostu nie wiedziała – miała prawo, nie była stąd, a berserkowie byli przecież endemiczni dla Skandynawii. Rozumiał to. Wyjaśnił. Koniec tematu.
    Przemiana Vai ułatwiła mu powrót do wcześniejszej lekkości, widok kota w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała Wysłanniczka dosyć łatwo rozwiał większość niepotrzebnych przemyśleń Alexa.
    Hallberg roześmiał się, gdy kobieta przeciągnęła się w tak typowej, kociej pozie i zamruczała cicho. Była słodka. Jako człowiek, ale jako jaguarundi – tym bardziej. Poza tym, to naprawdę było zabawne, że będąc Wysłanniczką, jednocześnie przemieniała się w coś tak małego i uroczego.
    - Mogę? – spytał, gdy zbliżyła się do niego i wyciągnął rękę. Pozwolił jej się obwąchać, chwilę potem delikatnie muskając gładką, aksamitną sierść.
    Niewątpliwie była drapieżnikiem, Alex nie mógł jednak obędzić się od myśli, że wygląda teraz na tak cholernie delikatną.
    Przesunął dłonią od kociego łebka przez linię kręgosłupa aż do nasady ogona, tylko raz, przelotnie, zastanawiając się, jak Vaia odbiera teraz ludzki dotych. Nie sądził, by to było tak samo jak u niego, gdy przybierał zwierzęcą postać. Sam mało wtedy czuł, prawie nic. Ból potrafił palić go w całym ciele, ale jego niedźwiedź zawsze spychał go jak najdalej, wytłumiał, dławił tak długo, jak długo Alex pozostawiał w zwierzęcym ciele. Delikatnego dotyku prawdopodobnie nawet by nie poczuł – nie mówiąc o tym, że nie było nikogo, kto chciałby go głaskać, gdy Hallberg szalał jako żądna krwi, łapania kości, rozrywania ciał bestia.
    - Fajne masz to futro – przyznał wreszcie z szerokim uśmiechem, nie spiesząc się wcale z zabraniem dłoni. – I jesteś taka przyjemnie ciepła. Byłabyś zajebistym okładem na obolałe mięśnie – paplał bez większego zastanowienia.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Nachmurzenie się Alexa zauważyła od razu, jednak nie mogła już cofnąć pytania. Zrobiło jej się zwyczajnie głupio, gdy zaczął udzielać szerszych wyjaśnień, choć wcale ich nie oczekiwała. I z każdym słowem Hallberga czuła się jeszcze gorzej. Nigdy nie powinna zadawać tego pytania, a niewiedza jej w ogóle nie tłumaczyła. Zrobiła sobie mentalną notkę, by dorwać każdą możliwą lekturę na temat berserków, żeby znowu nie puścić jakiegoś głupiego tekstu. Niby mitów też nie znała - mogła się jednak domyślić, że nie mają dużo wspólne z prawdą - ale widziała, że mężczyzna się trochę zdenerwował. I z tego powodu czuła się źle, bo raz, że denerwować go nie chciała, nie w taki sposób, a dwa, po prostu było jej teraz głupio, bo nie wiedziała, jak w ogóle mogłaby to naprawić. Wyciągnęła dłoń, jakby chciała go dotknąć, ale szybko się powstrzymała. Nie chciała pogorszyć sytuacji.
    Spełnienie jego prośby było wszystkim, co mogła teraz zrobić. No a poza tym uwielbiała swoją formę, nawet jeśli obserwowania świata kocimi oczami było zupełnie innym doświadczeniem. Pierwszą rejestrowaną rzeczą był fakt, że świat stawał się większy, sam Alex był większy. I przyjemnie pachniał, jak stwierdziła jej kocia wersja, miodem, lasem i czymś jeszcze, co musiało być jego personalną wonią. Otarła się o jego dłoń, dając się pogłaskać i wspięła się przednimi łapkami na jego kolano, by zaraz wejść na nie całkiem. Dopiero wtedy stanęła na tylnych łapkach, przepraszającym gestem pocierając pyszczkiem o jego policzek. Typowy, koci gest, połączony z przepraszającym spojrzeniem. Dopiero wtedy zeskoczyła na ziemię, pozwalający się głaskać.
    To było zupełnie inne uczucie niż dotyk na ludzkim ciele. Kocie ciałko zupełnie inaczej odbierało uczucie dużej, ciepłej dłoni gładzącej futro i Vaia musiała przyznać, że było dosyć relaksujące. Chętnie nadstawiła się po kolejne głaski, bo dlaczego nie. Zazwyczaj nikt nie chciał głaskać jaguarundi, gdy najpierw widział, do czego taki futrzaczek był zdolny. Alex mógł ją widzieć właśnie całkiem zrelaksowaną i zaczynającą cicho mruczeć. Jaguarundi miały to „szczęście”, że mogły mruczeć, miauczeć, a do tego jeszcze naśladować ptasie dźwięki.
    Nastroszyła się za to i prychnęła bardzo wymownie, kiedy uznał ją za okład na mięśnie. No chyba zgłupiał. Na pewno zgłupiał. W odpowiedzi więc delikatnie pacnęła go w dłoń, a potem położyła na niej ostrożnie rozcapierzoną, kocią łapkę, uzbrojoną w zestaw ostro zakończonych pazurków. Dbała o to, by nie zadrapać Hallberga - nie chciała go zranić, a uświadomić mu, że raczej nie nadawałaby się na okład. Nie z takimi pazurami i kompletem kłów. Tych jednak mu nie zademonstrowała, nie chciała go wystraszyć ani skrzywdzić, tylko uświadomić, że kocie ciałko, choć małe, było dosyć mordercze. Ale i tak podepchnęła się pod jeszcze kilka głasków, zanim odeszła na kilka kroków i w podobnym rozbłysku mocy wróciła do zwyczajowej, ludzkiej postaci. Nawet jeśli kocia była o wiele fajniejsza. W innym wypadku wepchnęłaby mu się na kolana i poszła w kocią drzemkę, domagając się ciągłego głaskania. Futrzak miał bardzo proste potrzeby. No ale nie karmiłaby kociego żołądka tym, co mieli w plecakach.
    - Koty mają zasadniczo wyższą temperaturę niż ludzie. Z jednej strony żałuję, że moja ludzka postać tego nie ma, ale z drugiej... Byłoby mi tu jeszcze bardziej zimno. - roześmiała się lekko i sięgnęła po jednego pastela, bo jednak zdążyła już zgłodnieć. Mruknęła usatysfakcjonowana, decydując się nie wracać w ogóle do tematu niedźwiedzich genów Alexa.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Powiedzieć, że był zaskoczony, gdy władowała mu się na kolana i otarła o policzek, to jak nic nie powiedzieć. Alex był skonfundowany i wyraźnie nie wiedział, jak powinien na to zareagować, więc roześmiał się tylko, skrępowany i robił to, co podpowiadał mu instynkt – gładził miękkie, czarne futro. Czuł się trochę tak, jakby podano mu w ręce przyjemną, puchatą maskotkę – jedyna różnica, że ten pluszak miał ząbki i pazurki, którymi wiedział pewnie, jak się posługiwać.
    Na pewno wiedziała, jak się kocią bronią posługiwać, co dobitnie pokazała, rozciapierzając kocią łapkę i prezentując pazury. Roześmiał się na to i uniósł dłonie w teatralnym geście niewinności.
    - Dobra, dobra, rozumiem – zapewnił i wyszczerzył się. – Żadnych okładów, jasne. Chociaż trochę szkoda – nieomieszkał dodać. Bo to przecież musiałoby być całkiem miłe, nie? Mieć takie ciepłe futro na kolanach – kto by nie chciał!
    Musiał zapytać Pię, czy nie chciałaby przypadkiem kota.
    Głaskał ją tak długo, jak chciała, a gdy ponownie wróciła do ludzkiej postaci, wciąż się uśmiechał, wyraźnie zadowolony.
    - Świetna sprawa – przyznał z entuzjazmem, ze szczerym zaciekawieniem słuchając dodatkowych wyjaśnień.
    Widząc, jak Vaia sięga po przekąskę, sam też zdecydował się wreszcie to zrobić – nie zastanawiając się długo, sięgnął po to samo co Brazylijka, pewien, że nim ruszą dalej, i tak zdąży spróbować wszystkiego.
    Konteplował smakołyka przez chwilę, wreszcie pokiwał głową z uznaniem.
    - Dobre – przyznał. – Dziwne, ale dobre. – Uśmiechnął się szerzej. Przesadzał, wiadomo – jadł już mozzarellę i oczywistym było, że jadł też kurczaka. Żaden z tych smaków nie był dla niego nowy i żaden też nie był dziwny – ale hej, nie mógł tak po prostu się zachwycać, nie? Byłoby nudno.
    Kolejnych przekąsek już nie komentował, wnioskując jednak tylko po entuzjazmie, z jakim się zajadał, wszystko mu pasowało – i wszystkiego pojadłby więcej, gdyby tylko Vai chciało się szykować taką ucztę od czasu do czasu.
    Zaspokoiwszy największy głód, z westchnieniem znów wywalił się na trawę. Leniwie pogryzając churrosa, przyglądał się Vai przez chwilę, a gdy przypadkiem napotkał jej spojrzenie, uśmiechnął się lekko, nic nie mówiąc.
    Wylegiwał się przez moment, błądząc wzrokiem po zaroślach i niebie. Pierwszego churrosa poprawił kolejnym, nie pogardził też trzecim – dopiero wtedy uznając, że mu za słodko. Popił parę łyków wody, przeciągnął się leniwie, ułożył ręce wzdłuż ciała, muskając opuszkami palców udo Vai. Siedziała dość blisko, by sięgnął, Alex naprawdę jednak nie zrobił tego celowo. Nie tym razem.
    - Mało który berserk lubi mówić o przemianie, bo dla wielu to raczej klątwa niż powód do dumy – odezwał się nagle spokojnie. Nie patrzył na Vaię, nie dlatego jednak, że się wstydził, co po prostu... Nie było za tym chyba żadnej konkretnej motywacji. Nie unikał jej wzroku – gdyby chciała, nie miałby problemu, by znów spojrzeć w jej ciemne oczy.
    - Inni mówią, że to słabość. W legendach bersercza furia przedstawiana jest jako atut – kto by nie chciał być tak cholernie silny, nie czuć bólu, być w stanie gołymi rękami rozrywać własnych wrogów? – w rzeczywistości jednak my... Nie mamy łatwo. – Wzruszył lekko ramionami, szorując nimi po trawie. Sam nie patrzył na to w ten sposób, ale nie był głupi. Przecież nawet jemu geny zamknęły drogę do jakichś planów, które miał jeszcze przed laty.
    Zawahał się.
    - Przez to, że jestem berserkiem, nie przyjęli mnie do Kruczej – stwierdził nagle i zerknął na Vaię. Uśmiechnął się przelotnie. Nie zamierzał dodawać, że i tak ma z mundurowymi więcej wspólnego niż przeciętny berserk – przynajmniej dopóki chodzi o kontakty w pełni zgodne z prawem. – Nie chcą nas w mundurówkach, nie chcą w szpitalu... W zasadzie w żadnej służbie pożytku publicznego. Co jest doskonale zrozumiałe, biorąc pod uwagę, jak łatwo nas wkurwić – parsknął cicho. – Chodzi mi o to, że nikt nie śpiewa o nas pieśni. Nikt nie wychwala nas pod niebiosa. Nawet, jeśli kiedyś patrzono na nas jak na dumnych wojów, te czasy dawno już minęły. – Chrząknął cicho. – Dlatego nie warto pytać berserka o przemianę. Bo u nas przemiana to oznaka braku kontroli. Tego, że nie jesteś w stanie panować nad tym, kim jesteś. A to już jest słabość – zakończył w zamyśleniu, podkładając jedną rękę pod głowę i znów zerkając na przebłyskujące między liśćmi niebo.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Kot funkcjonował na zupełnie innych zasadach niż ludzka wersja Vaiany. Widząc jego zdziwienie miauknęła, co mogło wyglądać trochę jak śmiech. W kocim móżdżku, nastawionym aktualnie na głaskanie, pojawiła się myśl, że będzie trzeba go uświadomić, co oznaczały pewne gesty. Ale na razie niech głaszcze... Niewinność berserka nie zwiodła jej wcale, ale pazurki grzecznie schowała, w końcu nie chciała zostawić mu po nich śladów.
    Roześmiała się lekko na komplement odnośnie swojej kociej formy. W pełni się z nim zgadzała, to było świetne, zarówno w ramach odpoczynku jak i polowania na przestępców. Mieli bardzo fajne miny, kiedy takie 5 kilo puchatości okazywało się bardzo zirytowaną Wartowniczką.
    - A, żebyś wiedział. Tylko kocie potrzeby bywają odmienne od moich własnych - jeść, spać, ciepło i jeszcze głaskać. Więc na okład się nie nadam, bo pójdę spać. - roześmiała się cicho. - A jak śpię, to zdarza mi się pazury wyciągać. Kocia akupunktura, tylko to faktycznie może boleć. - rozłożyła lekko ręce. O przemianie - własnej - mogła mówić, lubiła tę zdolność, była dumna z tego, że udało jej się to osiągnąć. Przede wszystkim dlatego, że oznaczało to, że przemogła własny strach, by dogadać się z własnym duchowym zwierzęciem i go zaakceptować. Mimowolnie powędrowała dłonią na blizny po pazurach. Przetrwała, tylko to się liczyło.
    - Wcale nie jest dziwne! - oburzyła się bardzo teatralnie, szturchając mężczyznę w ramię. Oczy jej lekko błyszczały z rozbawienia, zwłaszcza, że jasnym było, że tylko się z nią przekomarzał. W innym wypadku nie pochłaniałby żarcia w takim tempie. Czuła przyjemną satysfakcję z tego powodu, nieczęsto gotowała dla kogoś, przeważnie gotowała tylko dla siebie. Miło było widzieć, że berserkowi smakowały jej pomysły. Znała kilka skandynawskich potraw, ale takie pewnie jadł na co dzień. W sumie czasem mogłaby coś mu zrobić, gdyby wyraził taką ochotę.
    Odchyliła się lekko w tył, odpoczywając w ciszy. Było jej po prostu dobrze, jakoś tak miło i przyjemnie. Ciepło. Powinni się pewnie zaraz ruszyć, ale jakoś jej się nie chciało. Poczuła muśnięcie palców na udzie i zerknęła pytająco na Hallberga. Zdążyła zauważyć, że nie był z tych obmacujących i była wdzięczna za to wszystkim możliwym bogom, bo dzięki temu nie musiała się obawiać jego towarzystwa. Dlatego tak bardzo podobało jej się spędzanie czasu z berserkiem. Prawie uwaliła się obok niego na ziemi, gdy zaczął mówić i teraz był jej czas na to, by się zmieszać. Pozwoliła mu jednak skończyć, nie przerywała, w milczeniu słuchając jego wyjaśnień, rozumiejąc coraz więcej ale jednocześnie przez to czuła się coraz bardziej głupio.
    - Zawsze warto, ale... Nadal nie powinnam. - powiedziała cicho, z łagodnym uśmiechem na twarzy. - I niewiedza mnie nie usprawiedliwia. Nie chciałam cię w żaden sposób urazić. - przyznała, poprawiając pozycję i siadając ze skrzyżowanymi nogami, choć na tyle blisko, że prawie stykała się z jego ramieniem. Rozumiała, co mógł mieć na myśli mówiąc o braku kontroli i odczuciach temu towarzyszących. Może w inny sposób, ale rozumiała, jak to jest nie mieć kontroli nad tym, co się robi.
    - Na pewno więcej pytać nie będę. - uspokoiła go, wyciągając rękę i z odruchu zaczynając gładzić dłonią ramię mężczyzny. - Tak czy tak ja nie uważam braku kontroli za słabość. - zaczęła ostrożnie, szukając odpowiednich słów, by w obcym języku wyjaśnić, co ma na myśli. - Znaczy sam brak kontroli to może i tak... - zamotała się, by w końcu westchnąć i prychnąć z irytacją. - Cholerna bariera językowa. Daj mi sobie ułożyć, co chcę powiedzieć. - poprosiła miękko, ściągając gumkę z włosów i powoli je przeczesując palcami. Tak lepiej jej się myślało. Milczała dobrą chwilę, układając sobie słowa, choć i tak cały czas coś jej nie pasowało, jeśli wnioskować po marszczącym się nosie i czasem uchylanych ustach, które jednak szybko się zamykały, gdy nadal nie umiała znaleźć odpowiednich słów. W końcu jednak mogła mówić.
    - Według mnie to nie jest kwestia słabości. - zaczęła z wahaniem. - Słabość jest wtedy, kiedy się poddajesz na starcie. Kiedy nawet nie próbujesz niczego zrobić. To, o czym mówisz, brzmi bardziej jak wybuch, który następuje wtedy, gdy emocji jest zbyt dużo. Gdy zbyt długo są ściśnięte. Gdy nie sposób jakoś nad nimi zapanować, albo gdy jedynym sposobem kontroli tych emocji jest zwyczajnie wyłączenie ich. Ludzie są różni. Jedni radzą sobie lepiej z emocjami, inni gorzej. Można się niby tego nauczyć, tego radzenia sobie, ale nie zawsze to wychodzi. Nie zawsze się da nauczyć albo po prostu nie zawsze da się z tym poradzić. To nie jest słabość. To nie jest dosłowny brak kontroli. To są emocje, one są zbyt złożone, by powiedzieć „naucz się je kontrolować”. Jasne, nie mam pojęcia jak to jest być berserkiem. - uniosła lekko ręce w górę, zaraz potem wracając z nimi do delikatnego głaskania ramienia Alexa. Jej samej to pomagało, znaleźć słowa, znaleźć spokój, siedzieć w miejscu. Normalnie chodziłaby w te i we w te po polanie, ale musiała przyznać, że dotykanie kogoś też uspokajało, bardziej nawet niż takie nerwowe chodzenie. - Ale wiem, co to znaczy nie umieć zapanować nad pewnymi emocjami. Chociaż się starasz, próbujesz, chcesz je kontrolować, nagiąć do swojej woli, one się wymykają. Wybuchają, a ty nie możesz zrobić nic. Znam to. - powiedziała w końcu, patrząc z uwagą na mężczyznę. Nie wyglądał w żadnym wypadku na słabego. Nie wybrał sobie genów ani rodziny. Ot grał takimi kartami, jakie dostał i chyba nawet dobrze mu to szło. Nagle jednak na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
    - Dobrze, z racji faktu, że ja ci się wpieprzyłam z butami w coś, w co nie powinnam, to możesz mi wywalić jakimś wybitnie osobistym pytaniem, którego byś normalnie nie zadał. Dawaj. Obiecuję odpowiedzieć. - stwierdziła żartobliwie, trochę też po to, by rozładować sytuację.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Nie rozumiał, czemu Vaia tak uparcie uważała, że nie powinna, czemu biczowała się za jedno pytanie, za ciekawość, do której przecież miała pełne prawo, biorąc pod uwagę, że nie pochodziła stąd i niewiele – jeśli nie zupełnie nic – o tutejszych berserkach wiedziała. Jakby mógł, to cofnąłby chyba swoje słowa, a już na pewno upewniłby się, że nie będzie się niepotrzebnie jeżył – byle tylko nie zmuszać Vai do... tego. Tego zupełnie niepotrzebnego poczucia winy i potrzeby wytłumaczenia się.
    Tylko, że wtedy z kolei nie miałby okazji zajrzeć głębiej w jej serce, nie podzieliłaby się z nimi swoimi przemyśleniami tak, jak robiła to teraz – a tego chyba by żałował. Znajdował jakiś specyficzny komfort w tym, jak rozmawiali tu, w środku lasach, o sprawach, o których nie rozmawiał… Z nikim? Z nikim poza Pią? Hallberg był niemal pewien, że nigdy dotąd nie zdarzyło mu się rozważać berserczych problemów z kimś, kto nie był jego rodziną.
    To, że Via już od dobrej chwili gładziła go miękko po ramieniu, też pewnie miało coś do powiedzenia.
    Nie odpowiedział na jej słowa – nie bardzo wiedział, co mógłby; ostatnim razem z podobną otwartością drugiego człowieka mierzył się… kiedy? Kilka lat temu? Kilkanaście? – ale uśmiechnął się szeroko i po prostu skinął głową na znak, że rozumie, że jej tok myślenia jest cholernie przyjemny, zwyczajnie miły, i że odnotował wspólne punkty, jakimi były dla nich podobne doświadczenia z kontrolą emocji. Nie byli tacy sami, wiadomo, że nie, a jednak mechanizmy leżące u podstaw nazbyt gwałtownych reakcji u każdego są przecież takie same. U berserka po prostu bardziej nieprzewidywalne i trudniejsze niż u innych.
    Roześmiał się za to na entuzjastyczną propozycję, by o coś zapytał, o cokolwiek by chciał. Roześmiał się, bo raz, że zupełnie się tego nie spodziewał, a dwa, że... Szczerze mówiąc, nie wiedział o co miałby. To znaczy – był ciekawy bardzo wielu rzeczy, naprawdę, ale dziwnie było mu tak po prostu ubrać swoją ciekawość w słowa.
    Zwykle przecież po prostu wykradał ludzkie sekrety, a nie tak zwyczajnie o nie pytał.
    - Jakbyś mogła być owocem, to jakim byś była? – wypalił więc najpierw bez większego zastanowienia i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
    Żartował, wiadomo, ale hej – tak durne pytania potrafiły powiedzieć czasem o drugim człowieku zaskakująco dużo. Bo gdyby na przykład Vaia stwierdziła, że najbardziej to pragnęłaby być cytryną, Alex być może zacząłby się trochę niepokoić – bo i dlaczego Barros miałaby chcieć wykrzywiać twarze innych brzydkim grymasem? Albo, gdyby z kolei stwierdziła, że pomarańczą, to z kolei z marszu uznałby, że równa z niej babka – bo jak miałaby nie być, skoro jej owocem totemicznym był jego ulubiony owoc?
    Żarty żartami, Alex zgrywał czasem jełopa większego, niż faktycznie był, ale interesowało go bardzo wiele rzeczy – i żadnych pytań nie uważał za głupie, bo każde coś o drugiej osobie mówiło. Każde.
    Tak czy inaczej, myślał przez chwilę, mimowolnie błądząc palcami trochę tu, trochę tam po udzie Vai – w którymś momencie zorientował się, że to robi, ale skoro Wysłanniczka go nie odtrąciła czy sama nie uciekła, to najwyraźniej nie miała z tym problemu – nim wreszcie wpadł na to, co chciałby wiedzieć, a co chyba nie powinno za bardzo popsuć im całkiem mile rozpoczętego dnia.
    - Czy Esteban to twój były? – wypalił, a na widok zaskoczenia na twarzy Vai roześmiał się lekko. – Znam typa z klubu, bijemy się czasem dla sportu – rzucił lekko. – Oboje jesteście tu, w Midgardzie – cholernie daleko od waszej rodzinnej Brazylii – i macie te same nazwiska – wyjaśnił, skąd zainteresowanie.
    Skojarzył nazwisko Vai już wcześniej – może nie pierwszego dnia, wtedy był zbyt oszołomiony własnym bólem, ale potem, gdy oprzytomniał. Po prostu dotąd nie bardzo miał okazję spytać – i nie był pewien, czy mu ta wiedza jest do czegoś potrzebna.
    Ale chyba była, jak każda inna informacja, każdy inny sekret, który mógłby zdobyć. Ludzkie tajemnice i historie karmiły jego ciekawość lepiej niż cokolwiek innego.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Vaia była typem człowieka, z którym dało się porozmawiać o w zasadzie wszystkim. No, prawie wszystkim, bo tematu porwania czy rozwodu unikała jak ognia, pierwszy kwitując faktem braku jakiejkolwiek pamięci o wydarzeniach, a drugi... welp. W Midgardzie mało kto zdawał sobie sprawę z tego, że była w ogóle rozwiedziona. Nie było się czym chwalić. W przypadku innych osób natomiast często dawała wyraz swojej ciekawości, po ich reakcji domyślając się, czy pytanie było dobre czy wręcz przeciwnie. A patrząc na to, jak Hallberg się nachmurzył…
    Trochę późno zorientowała się, że cały czas go dotyka, ale skoro jej nie odpychał, to została w takiej pozycji. Naprawdę brakowało jej takiego nieskrępowanego dotyku, bez obaw, bez niczego, czyjejś bliskości. Ktoś mógłby powiedzieć, że  tylko wykorzystywała moment i trochę tak było, ale nie do końca. Nie z każdym umiała być tak swobodna. Nie przy każdym tak bardzo się nie krępowała, choć nadal były rzeczy, które należało schować i nie ujawniać ich nikomu, kogo traktowała w jakiś sposób jak bliskiego. Naprawdę nie chciała mu ujawniać, jak bardzo jest walnięta. Jak bardzo fawele i Warta wykrzywiły ją mentalnie. Nie była pewna, czy ktokolwiek byłby w stanie to zaakceptować.
    Odwzajemniła nieśmiało uśmiech Alexa, czując bardzo, bardzo dużą ulgę z tego, że ją zrozumiał. I zaakceptował wyjaśnienia, nie czuł się urażony i nigdzie nie poszedł w cholerę. Napięcie opadło z jej ramion i sama się rozluźniła, na nowo zaczynając czerpać z ciepła i bliskości natury. I samego Alexa, bo jakoś odsuwać jej się nie chciało. Nawet, kiedy zaczął się śmiać z jej propozycji, ale w końcu o to jej chodziło. Żeby rozładować sytuację i ewidentnie jej się to udało. Uśmiechnęła się szeroko, czekając na to pytanie, całkowicie nieświadoma następnego daru Alexa, związanego z sekretami. Nie spodziewała się, że ktokolwiek mógłby umieć coś takiego i jednocześnie mieć problem z pytaniem.
    - Que? - zrobiła wielkie oczy, słuchając pytania i zachichotała cicho. - Truskawką! - powiedziała bez wahania. - Jest słodka i kwaśna jednocześnie, możesz ją zamoczyć w czekoladzie i przełamie jej słodycz, możesz ją dodać do sernika na zimno, a nawet pasuje do wytrawnego wina, gdzie będzie słodka. - dalej już nie poleciała z tematem, w pełni świadoma tego, że truskawki świetnie również jadało się w łóżku. Zwłaszcza te z czekoladą. Zostańmy lepiej przy tym uniwersalnym smaku, który pasował do wszelkich deserów i że nadawała się także jako pełnoprawny posiłek. - W sumie teraz zaczęłam się zastanawiać, jak smakowałyby truskawki z miodem... - stwierdziła z głębokim namysłem i całkowicie poważnie. Będzie musiała spróbować tego smaku jak wróci. A najlepiej znaleźć jakiś przepis na mięso w miodzie...
    Szybko jednak przypomniała sobie, że lodówkę ma aktualnie zapchaną jedzeniem, więc i tak nowe pomysły obiadowe będą musiały poczekać. Śniadania i kolacje za to zawsze traktowała po macoszemu - albo były albo nie. Zorientowała się też, że Alex najwyraźniej miał podobną manierę do niej z tym dotykaniem i mizianiem, dlatego tylko uniosła lekko kąciki ust, nie odpędzając go od siebie. Dotykanie kogoś, to jedno, ale bardzo miłe było, że ten ktoś ten dotyk odwzajemniał. Vaia nie doszukiwała się niczego dodatkowego w palcach błądzących po jej ciele, ot po prostu jej udo miał pod ręką. Dawno minęły czasy, gdy szukała podtekstów w niewinnym dotyku.
    Kolejne pytanie sprawiło jednak, że wytrzeszczyła oczy, wpatrując się w Alexa z errorem wypisanym na twarzy. To już nawet nie było zaskoczenie, to był błąd 404, brain not found. To, że się znali, nie budziło jakoś jej zdziwienia, sama przeważnie trenowała z Agnarem albo po prostu u niego.
    - Skąd wiesz, że były, a nie obecny? - wypaliła za to bez najmniejszego wahania - normalnie reagowała alergią na podobne pytania, ale to był Alex. I po prostu ją tym serdecznie rozbawił, bo wnioskował tylko po nazwisku. Stawiała jednak na to, że gdyby zobaczył wzajemne interakcje jej i Esa, to to pytanie brzmiałoby zupełnie inaczej.
    - Es to mój partner z Warty. No, były, bo on w mundurówce już nie robi, a ja się przeniosłam do Kruczej. Trafiliśmy tu w różnym czasie i zważywszy na to, że odkąd odeszłam z Warty 7 lat temu nie mieliśmy żadnego kontaktu, było to całkowicie przypadkowe. Nazwisko natomiast mam po jego młodszym bracie. - wyjaśniła temat trochę szerzej, nadal odrobinę rozbawiona jego pytaniem. Na jej dłoni natomiast nie było żadnej obrączki - ani śladu po niej - ani żadnych innych pierścionków. Aczkolwiek musiała przyznać, że świat był naprawdę mały, skoro Alex z Estebanem się znali. I pewnie dogadywali znając życie, skoro jej było dobrze w towarzystwie Hallberga, to Barrosowi pewnie też. Berserka bardzo łatwo było lubić.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Wyszczerzył zęby, gdy Vaia nie tylko nie spojrzała na niego jak na idiotę – no, może trochę, zbyt mało jednak, by brał to do siebie – ale udzieliła całkiem satysfakcjonującej, entuzjastycznej odpowiedzi. Truskawki nie brał akurat pod uwagę, ale im dłużej słuchał, tym bardziej mu to pasowało. Słodka i kwaśna? Potrafił sobie wyobrazić, że Vaia mogła być i taka, i taka.
    O tym, że truskawki były także znanym afrodyzjakiem, nie musiała wspominać. Alex pomyślał o tym sam i bawiło go to bardziej, niż chyba powinno.
    - Ja bym był… – zaczął teraz i zamyślił się. – Nie wiem czym, w sumie – przyznał, zaskoczony, że faktycznie niespecjalnie się dotąd nad tym zastanawiał. Teraz jednak, gdy tylko o tym pomyślał, odpowiedź znalazła się sama. – Kasztanem chyba – stwierdził z pełnym przekonaniem i uśmiechnął się szeroko. – Bo nikt się po nim za wiele nie spodziewa, zbiera się je do ozdoby co najwyżej i dlatego, że to całkiem zabawne, chodzić i grzebać w liściach jak dzika świnia, żeby tych kasztanów uzbierać – a jak się je upiesze, to okazuje się, że mają ukryte zalety. I są całkiem smaczne.
    Ciekawe, czy Vaia jadła kiedyś pieczone kasztany, pomyślał przy tej okazji. Nie zapytał o to na głos, do listy rzeczy, które mógłby jej pokazać, dopisując po prostu zahaczenie przy okazji którejś z ich wycieczek o jedną z tych malutkich, niepozornych budek, gdzie można było dostać kasztany.
    Kreśląc na udzie Vai nicnieznaczące wzory, roześmiał się szczerze na wyraźne zaskoczenie Wysłanniczki. Gdyby zareagowała inaczej, chyba poczułby się zawiedziony. Mruknął za to cicho, gdy Barros zasugerowała, że Esteban mógł być jej obecnym. No bo, teoretycznie, mógł. Tyle, że nie.
    - Bo wiem, że od jakiegoś czasu już ma inną – przyznał bez wahania – bo rzeczywiście wiedział. Imię Blanki przewinęło się przy którymś ich wyjściu na piwo – tym samym chyba, na którym Alex poopowiadał Esowi trochę więcej o Pii.
    Hallberg nie musiał używać swojego niewidomego oka by zauważyć wtedy, jak bardzo Barros stracił dla swojej panny głowę.
    - Więc jeśli nie zakładamy, że zdradza ją na boku i ukrywa przed nią swoje małżeństwo, to z pewnością nie jest twoim obecnym – dodał jednak bezczelnie, uśmiechając się od ucha do ucha, bo przecież nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił.
    Przekrzywił głowę i spoglądał na nią z dołu, gdy wyjaśniała, kim dla siebie są. To, że Es był wcześniej w mundurze, nie dziwiło go – nawet nie dlatego, że już o tym wiedział, co raczej po prostu, że Barros wyglądał na typa z przeszłością w Straży czy jakimkolwiek innym jej odpowiedniku. Zaskoczyło go natomiast wyjaśnienie nazwiska. Wśród opcji, które brał pod uwagę, nie było tej, że Vaia była po prostu szwagierką Esa. W sumie nie wiedział, czemu o tym nie pomyślał.
    - I nie zabrałaś go tu ze sobą? Tego brata – spytał, zupełnie nieświadom, na jak grząski teren wchodzi. Skąd jednak mógł wiedzieć? Jedyne, nad czym się przelotnie zastanowił, to to, że teoretycznie przysługiwało mu tylko jedno pytanie – a to było już drugie.
    Z drugiej strony, jeśli nie będzie chciała odpowiedzieć, to chyba po prostu mu to powie. Tak sądził. Miał nadzieję, że tak będzie.
    Przeciągnął się leniwie i, nie wstając, namacał zostawioną wcześniej na trawię butelkę z piciem, z której teraz pociągnął trzy kolejne łyki.
    Wiedział, że powinni iść dalej, mieli przecież plan, ale było mu tu tak cholernie dobrze.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Gdyby jeszcze truskawki były ostre, pewnie pasowałoby do niej jeszcze bardziej, bo ostra też umiała być, chociaż to akurat uskuteczniała głównie wśród przestępców. Tego natomiast Alexowi pokazywać nie zamierzała, bo i po co wyjaśniać zależności i złożoność jej i jej kociej natury. Tak czy tak obserwowała z rozbawionym uśmieszkiem, jak Alex sam udzielał odpowiedzi na swoje własne pytanie.
    - Kaki! - rzuciła bez wahania, podczas gdy on się zastanawiał. - Jest twarde z zewnątrz, miękkie w środku i bardzo, bardzo słodkie. - na twarzy strażniczki widniał szeroki uśmiech, bo dokładnie z tym owocem kojarzył jej się Hallberg. No i tak przy okazji bardzo lubiła kaki, za ich słodycz przede wszystkim i chrupiący miąższ. Będzie musiała gdzieś je zdobyć i pokazać niedźwiadkowi. Jednak hasło o kasztanie sprawiło, że uniosła wysoko brwi. - Kasztany są twarde. - skomentowała trochę niepewnie, bo nie wpadłaby na to, żeby kasztany jeść. Rzucać się nimi i owszem, w którymś porcie jesienią uskuteczniali takie zabawy, chyba w Rumunii, ale no. To nie oznaczało jedzenia. Powątpiewanie Vai było aż nadto widoczne, ale chyba Alex wiedział, co mówił.
    Przewróciła zabawnie oczami, gdy obalił tak prosto jej argument o „obecnym”. Jasne, że miał rację, Vaia też o Blance słyszała. W zasadzie cieszyła się, że Es znalazł sobie kogoś porządnego, bo z Camilą nie znosiły się wręcz organicznie. Blanca z opisów wydawała się być dosyć w porządku, a nawet gdyby także miały się nie znosić, to liczyło się jedynie to, żeby Barros był szczęśliwy. W końcu to on miał i chciał z nią żyć, a nie Vaia. Chociaż miło by było, gdyby się dogadały. Ale to tak kiedyś, jak dotąd nie miała okazji jej poznać, wyjąwszy pełne zachwytu opisy Estebana.
    - Nieeee, Es nie należy do facetów, którzy zdradzają. - powiedziała z dużą pewnością w głosie. Nie spodziewałaby się takich rzeczy po Barrosie. Zresztą gdyby spróbował, dostałby od niej solidne zjeby. Co Vaia myślała o zdradach, to wiedział doskonale. Zostawiła jednak temat, bo bądź co bądź życie prywatne Estebana nie powinno być w ogóle tematem rozmowy jej i Alexa. Jak będzie chciał, to sam Alexowi powie albo jej powie.
    - Wiesz, zawsze istniała jeszcze opcja, że możemy być spokrewnieni. - zażartowała sobie, bo taka opcja tak naprawdę by jej nie przeszkadzała wcale. - Acz prywatnie ja go traktuję jak takiego starszego brata czy coś w ten deseń. Tak żebyś się nie zdziwił, jak nas zobaczysz kiedyś we dwójkę, mamy bardzo specyficzną relację. I oboje alergicznie reagujemy na sugestię, że moglibyśmy być małżeństwem. - dorzuciła, lekko się wzdrygając na samą myśl. Wolała przy okazji Alexa ostrzec, żeby z takimi sugestiami nie wyskakiwał w przyszłości, skoro już wjechał na ten temat. Znając życie prędzej czy później zetkną się wszyscy w trójkę, Vaia była o tym święcie przekonana. Ale w sumie powiedziała to z jeszcze jednego powodu. Nie chciała, by Alex choćby pomyślał, że mogłaby coś z Esem. Teraz albo w przeszłości. Nie wiedziała, czemu, ale to budziło w niej duży dyskomfort.
    Jednak następne pytanie Hallberga... Vaia zesztywniała na całym ciele. Nie spodziewała się go, przez co napłynęły do niej wszystkie wspomnienia sprzed ponad siedmiu lat, widok zastany we własnej sypialni, pozytywny test ciążowy, szpital, rozwód... Sztywnymi rękami sięgnęła po papierosy do plecaka, sięgając po paczkę praktycznie w ciemno i wyjmując jednego, by odpalić go za pomocą zapalniczki śniących. Zaciągnęła się głęboko i rozkaszlała cicho, z zaskoczeniem patrząc na nazwę marki wypisaną nad filtrem.
    - O, nawet nie wiedziałam, że jeszcze mi jakieś zostały... - mruknęła z lekkim zaskoczeniem do siebie, biorąc kilka kolejnych buchów, zanim ukryła twarz za burzą włosów i wciąż sztywna odezwała się.
    - Nie zabrałam, bo nie mam z nim kontaktu od rozwodu. Od 7 lat. I to nie jest temat, na który chcę rozmawiać. Z kimkolwiek. Nawet z Esem. Niech ci wystarczy, że w wyniku rozwodu wylądowałam w szpitalu. - jej głos drżał wyraźnie od powstrzymywanych emocji, tak samo jak dłonie, gdy sięgała po kolejny papieros. Czy może raczej cygaretkę, zajebaną dawniej Tigranowi, ze specjalną, mocniejszą mieszanką dla wargów. Na Tiga działała uspokajająco, na Vaię tak samo. Wiedziała, że jej słowa brzmią brutalnie, że kwestia szpitala wygląda na tle wszystkiego cholernie dziwnie, ale to nie miało znaczenia. Zaciągnęła się dymem, ciesząc się, że chociaż kot się nie uruchomił tak mocno, jak mógł. Przymknęła oczy, opierając brodę na złożonej w pięść dłoni, próbując zwolnić oddech zaciągając się dymem.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Gdyby jego dar dawał mu chociaż połowę mocy, które z dziedzictwem Odyna wiązały te najbardziej fantastyczne legendy, na pewno by nie zapytał. Wiedziałby, że nie powinien, że temat jest nie tylko drażliwy, ale zwyczajnie dla Vai bolesny i, w związku z tym, w ogóle by go nie poruszył. Czy jednocześnie nie próbowałby wydobyć z Wysłanniczki tych wspomnień samodzielnie, zaglądając w jej duszę bez pytania? Nie był pewien. Tak czy inaczej, z pewnością nie zmuszałby jej do mówienia. Poprzestałby na komicznych porównaniach do owoców, na obśmianiu tego kaki, o którym mówiła Vaia, może zastanowiłby się, czy porównanie zaproponowane przez Brazylijkę powinien potraktować jako komplement czy raczej teatralnie się oburzyć.
    Z pewnością jednak nie psułby im dnia pytaniem o byłego męża strażniczki.
    Dar Odyna nie był jednak aż tak potężny, nie dawał mu mocy widzenia przyszłości, przewidywania słów drugiego człowieka jeszcze zanim ten je wypowiedział, ani też prorokowania, jakie będą konsekwencje jego własnych pytań. W efekcie zapytał o co zapytał i teraz...
    Teraz musiał to naprawić.
    Patrzył, jak Vaia sztywnieje i już wiedział, jak kompletnym był idiotą. Skoro sama nie wspomniała wcześniej o swoim mężu – byłym – powinien się domyślić, że to nie jest temat, który powinien poruszać. Tak się szczycił swoimi zdolnościami dedukcji, łączenia faktów, taki był dumny ze swojej pracy – nie ważne, że nieoficjalnej – dla wywiadu Kruczej, a gdy przychodziło co do czego, popełniał najgorszy błąd, jaki mógł. Patrzył, jak Wysłanniczka sięga po papierosa, słuchał, jak drży jej głos – i wcale nie chciał wiedzieć. Wcale nie chciał już, by mu odpowiadała.
    Szlag by to trafił.
    Podniósł się do siadu i mimowolnie ścisnął lekko udo kobiety, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.
    - Hej, Vaia – mruknął cicho, a gdy nawet wtedy nie uniosła na niego wzroku, wahał się tylko przez moment.
    Zaraz potem ostrożnie sięgnął jej podbródka i naparł delikatnie, skłaniając Vaię, by na niego spojrzała.
    - Przepraszam – rzucił bez wahania – i zupełnie szczerze, z pełnym przekonaniem. Naprawdę nie chciał. Nie chciał, by musiała myśleć o tym, co wyraźnie próbowała zakopać jak najgłębiej w sobie, by musiała wracać do bólu sprzed lat. Był ciekaw, oczywiście, że był – ale jego ciekawość nie była warta jej cierpienia. Po prostu.
    - Jestem czasem jak jebany słoń w składzie porcelany – mruknął samokrytycznie, ostrożnie musnął kciukiem policzek Vai. – Przepraszam. Naprawdę.
    Nie chciałem, prosiło się dodać, ale Alex wcale nie zamierzał tego robić. Nie zamierzał się tłumaczyć. Zjebał, tylko tyle się liczyło. Nie zamierzał umniejszać swojego potknięcia tylko dlatego, że nie miał – tym razem – złych intencji.
    Łapiąc się, że gładzi policzek Vai może nieco zbyt długo, i że w którymś momencie zaczął zastanawiać się, jak smakowałyby jej wargi – jak to by było, zaciągnąć się nikotyną prosto z ust Brazylijki – cofnął dłoń i odetchnął powoli.
    Milczał przez dłuższą chwilę, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Zaproponowałby, by szli dalej, ale to wydawało się niewłaściwe – podobnie jak rzucenie jakimś żartem na rozładowanie atmosfery. Jakby bagatelizował uczucia Vai, jej ból, jej historię. Z drugiej strony, nie wydawało mu się rozsądnym sięgać też po sztampowe teksty w stylu ktokolwiek cię zranił, był ostatnim chujem. To była prawda, Hallberg faktycznie tak uważał, ale przecież w tej chwili to naprawdę nic nie zmieni. Nic nie poprawi.
    Finalnie milczał więc, teraz nieco bardziej świadomie gładząc tylko udo Vai i spoglądając na nią uważnie, jakby chcąc upewnić się, że Wysłanniczka sobie radzi – lub, być może, odnaleźć raczej jakiś sposób, by cofnąć swoje ostatnie pytanie.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Istniały tak naprawdę tylko dwa tematy, o których Vaia nie zamierzała rozmawiać. No, przynajmniej na trzeźwo, bo odpowiednio znieczulona, w odpowiednim towarzystwie, byłaby w stanie je podjąć. Tymi tematami było jej porwanie dziewiętnaście lat temu, o którym wspominała tylko i wyłącznie w kontekście swoich urazów do dotyku, o ile zaprzyjaźniła się z kimś wystarczająco, by chociażby szczątkowych wyjaśnień udzielić oraz właśnie kwestia rozwodu z Lucasem. Nie oczekiwała od nikogo czytania w myślach i automatycznego domyślenia się, że to jest właśnie ta rzecz, o której nie chce rozmawiać. Po prostu w jakichkolwiek rozmowach omijała swobodnie temat eks męża i rozwodu, najczęstszy nawet się nie przyznając, że jest rozwódką. Z reguły to było raczej oczywiste, gdy mimochodem zdarzało jej się wspomnieć, że kogoś takiego jak małżonek swego czasu posiadała. Problem polegał tylko na tym, że w takich rozmowach zwykle spodziewała się tego lub podobnego pytania.
    Teraz niestety nie.
    Pytanie Alexa zastało ją więc bez żadnego przygotowania, bez żadnego dystansu, którego mogłaby nabrać, spodziewając się tego z jego strony. Wtedy nie uderzyłoby w nią wspomnieniami, nie zareagowałaby tak ostro. Nie winiła o to Hallberga, nie mógł przecież wiedzieć, bo i niby skąd by miał. Ale to nie blokowało kaskady wspomnień i odczuć, które napłynęły niczym tsunami. Wiedziała, że reaguje trochę zbyt mocno, zbyt emocjonalnie jak na upływ tylu lat, ale po prostu nie umiała inaczej. Nie na trzeźwo, pod wpływem całkiem dobrze potrafiła mieć wywalone na dosłownie wszystko. Drgnęła, zaciskając mocniej palce na cygaretce, uścisk na udzie był niespodziewany i trochę przywracał do normalności. Jednak to było za mało, nie uspokoiła się wystarczająco, by móc wysunąć się zza kurtyny włosów. Dlatego nie zareagowała na cichy pomruk berserka, przeważnie w takich momentach wolała być zostawiona sama sobie, utrzymując wszem i wobec, że jak najbardziej potrafi sobie poradzić sama. Nie, żeby jej na to pozwolił. Pod naciskiem palców uniosła głowę, przełykając powoli dym i spojrzała w oczy Hallberga.
    Przepraszam.
    Przecież nie miał za co. Wiele odczuć odbijało się w oczach strażniczki, aż nie sapnęła z cichym zaskoczeniem, czując miękki dotyk na policzku. To było... dziwne. Inne. Zaskakujące. Zawsze protestowała przed ruszaniem swojej osoby w takim momencie, ale dziwnym trafem Alex poruszył jakąś inną strunę. W szybki sposób wybił ją z ponurych myśli, sprawił, że zaczęła myśleć o czymś zupełnie innym. Chcieć czegoś innego.
    - Wbrew pozorom słoń w składzie porcelany niczego nie stłucze. - rzuciła, trochę zachrypniętym tonem, siląc się na humor. Przymknęła oczy, pozwalając się głaskać po policzku, coraz bardziej chciała się teraz w niego wkleić, łagodnym dotykiem odciągnąć złe myśli. Może to był błąd, że wcześniej zawsze chciała sobie radzić ze swoimi lękami sama? Z jej ust uciekł cichy dźwięk protestu, gdy Alex zabrał rękę, zostając przy głaskaniu jej uda. To też było miłe, ale jednak... Czegoś jej brakowało.
    Spojrzała na cygaretkę, a potem na Alexa i zawahała się, na ułamek sekundy. Jednym ruchem umieściła się na kolanach berserka i wtuliła w niego, zamykając oczy z głębokim oddechem. Zaciągnęła się jeszcze raz, wydmuchując dym, uważając, by nie dmuchać na mężczyznę i mruknęła miękko, czerpiąc z jego bliskości, która odpędzała paskudne wspomnienia.
    - Zaraz mi przejdzie. - mruknęła cicho, nagle wydając się dużo mniejsza niż w rzeczywistości, gdy skuliła się na kolanach Alexa. - Jakby coś było nie tak, to mów. Ja po prostu... - urwała, nie umiejąc wyjaśnić całej gamy rzeczy, które czuła. Że podobał jej się jego delikatny dotyk. Że zaskakująco odpędzał dawne demony. Że wtulenie się było w tej chwili jedyną logiczną opcją. - Jakoś tak. - podsumowała niemrawo, wciśnięta w pierś Alexa. Dobrze jej tu było. Uspokajała się szybciej niż zwykle, jakby dotyk niedźwiedzia zakotwiczał ją tu i teraz, nie pozwalając iść myślami w tamten czas.
    - Nie jestem na ciebie zła czy coś. Nie wiedziałeś, nie mogłeś wiedzieć. Po prostu to jeden z takich tematów, na które nie rozmawiam na trzeźwo. Mam kilka takich rzeczy. A wliczając inne kwestie, jestem bardziej walnięta niż ustawa przewiduje. - uśmiechnęła się lekko, z humorystycznymi nutkami w głosie. Jej głos już nie drżał, tak samo jak ręka z papierosem. I może nawet mogłaby się już odsunąć, ale... Nie chciała. Może trochę za mocno wykorzystywała Hallberga, ale tulenie się do niego było zbyt przyjemne, by mogła to sobie darować. Jeszcze tylko chwilka i się odczepi. Na pewno się odczepi i nie będzie wykorzystywać sytuacji aż tak.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Nie zamierzał biczować się za to nieopatrznie zadane pytanie, ale nie zamierzał też udawać, że zupełnie nic się nie stało. Nie mógł cofnąć czasu i własnych słów, to jasne, ale z pewnością mógł to naprawić – czy chociaż spróbować. Zachować się dość przyzwoicie, by Vaia upewniła się, że Hallberg nie ma zamiaru jej skrzywdzić i, przy odrobinie szczęścia, by poprawić jej nastrój. Nie był naiwny, wiedział, że wbrew temu, co zwykle piszą w książkach czy pokazują w filmach, odgonienie bolesnych wspomnień nigdy nie jest łatwe – raz przywołane, czepiają się zwykle człowieka kurczowo, wbijając głęboko pazury i szarpią, nie dając się odpędzić. To nie znaczyło jednak, że nie zamierzał choćby spróbować Vai pomóc. Bo mógł. Bo chciał. Bo to on, świadomie czy nie, sprawił, że musiała się z tym w ogóle zmagać.
    W innych okolicznościach być może uśmiechnąłby się z satysfakcją, gdy Vaia nie cofnęła się, nie umknęła od jego dłoni, pozwalając mu przez parę chwil gładzić jej policzek. Teraz tego nie zrobił. Wciąż się cieszył – jakby poświęcił temu chwilę, to pewnie musiałby przyznać, że ta nagła bliskość raduje go bardziej niż powinna – ale od tej radości bardziej zajmowało go po prostu samopoczucie Vai. A temu bezczelny uśmiech od ucha do ucha z pewnością by nie pomógł.
    Zaśmiał się więc tylko krótko na próbę żartu – wyraźna próba dywersji, znał to z autopsji – i drgnął wyraźnie dopiero wtedy, gdy Wysłanniczka wcisnęła mu się na kolana.
    Nie spodziewał się tego. Z pewnością jednak nie zamierzał jej odtrącać – z bardzo różnych względów.
    Po ledwie chwili wahania objął ją ostrożnie w talii, przygarnął mocniej do siebie, wsparł brodę na jej ramieniu. Był boleśnie świadom wszystkiego, co mógłby teraz zrobić. Musnąć ustami jej szyję. Wsunąć dłonie pod jej koszulkę. Sięgnąć między jej uda, gdyby chciał. Zamiast tego trzymał ją tylko mocno, wydmuchiwanym powietrzem łaskotał pewnie trochę delikatną skórę jej szyi.
    Chyba trochę się gubił. Na pewno trochę się gubił.
    - Hej, jest w porządku – zapewnił cicho. Słyszał, że się plątała. Tłumaczyła się, choć przecież nie było to potrzebne. On tych wyjaśnień nie potrzebował. Dla Alexa liczyło się tylko to, że Vaia potrzebowała jakiejś formy bliskości – a on mógł jej ją dać. Proste. Naprawdę nie musiała się tłumaczyć.
    Mimo tego nie przerywał jej, gdy mówiła. Słuchał w ciszy, w pewnej chwili znów mimowolnie zaczynając ją gładzić – po boku, biodrze. Gdy raz czy drugi podciągnął jej koszulkę nieznacznie, zaczepiając o nią bardziej dłonią, opuszki palców mrowiły go za każdym razem, gdy musnął odsłoniętą skórę Vai.
    Bogowie, był łatwy.
    Na komentarz, jakim się podsumowała, roześmiał się cicho.
    - Nie sądzę, żebyś jakoś bardzo odbiegała od reszty – stwierdził z rozbawieniem. – Każdy jest w jakimś stopniu jebnięty. Ty. Ja. Moja siostra. Typ z warzywniaka, medyk z Lindgrena. – Wzruszył ramionami lekko. – Nic nowego. Tak po prostu jest. Każdy ma swoją historię, swoje tajemnice, swój ból. Normalna sprawa.
    O tym, że sam często je z ludzi wyciągał, nie mówił. Nie chciał. Nie sądził, że powinien.
    Nie spieszył się z puszczaniem Vai. Skoro ona sama nie chciała się cofnąć – a nie wyglądało, by chciała – on nie widział powodu, dla którego miałby ją odpychać. Poprawił się tylko nieco, przyciągnął ją bardziej na swoje udo, by było mu wygodniej, poprawił jej koszulkę, gdy materiał po raz kolejny podjechał w górę za jego dłonią.
    - Możemy wracać, jeśli chcesz – rzucił nagle cicho, przewędrował dłonią z biodra kobiety na jej plecy. – Nie musimy iść w te góry, jeśli... – Wzruszył lekko ramionami, przebiegł opuszkami palców wzdłuż linii jej kręgosłupa. – Jeśli nie masz ochoty. Jeśli jednak nie masz ochoty. Jeśli to ten moment, kiedy wolałabyś ode mnie odpocząć. – Uśmiechnął się z rozbawieniem. – Zawsze możemy tu wrócić później.
    Nie chciał już wracać do domu. Naprawdę nie chciał. Ale jeszcze mniej chciał, by Vaia czuła się źle. By zmuszała się do kontynuowania tej wycieczki, jeśli tak naprawdę wolałaby teraz zaszyć się w mieszkaniu. Zrozumiałby. On w ogóle wiele rzeczy rozumiał.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Krzywda miała wiele imion i nazw, jednak zachowania Alexa w żadnym wypadku nie traktowała jak krzywdy. Przywołał rzeczy, których nie powinien, to prawda, ale to nie on ją skrzywdził. Miał jedynie okazję widzieć efekty popapranej przeszłości strażniczki, a Vaia coraz bardziej zaczynała zdawać sobie sprawę, że udawanie przy nim normalnej nie wyjdzie. Że mimo jej chęci i ułudy, że chociaż jego nie wystraszy na samym wstępie, to nie było najmniejszej opcji, by mogła dalej ukrywać to wszy. By mogła chociaż grać normalną, bo Alex nawet nieświadomie poruszał struny, które tej normalności przeczyły. Dlatego chciała i próbowała jak najdłużej odwlec ten moment, gdy ujawni Alexowi, jak bardzo popaprana była.
    Za późno pomyślała o tym, że może jednak Hallberg nie był aż tak otwarty, jak ona. Że może jej panoszenie się na jego kolanach było kolejnym gwoździem do trumny, jej trumny oznaczającej tę relację, na której jak właśnie zrozumiała, cholernie jej zależało. Z jej ust uciekło westchnięcie, kiedy owinął wokół niej ręce, układając brodę na jej ramieniu. Budziło to delikatny dyskomfort, ale nie taki, by musiała go zepchnąć z siebie lub w jakikolwiek sposób dać znać, że coś jej nie pasuje. A potem Hallberg zaczął ją głaskać, powolnymi ruchami ciepłych rąk i jakikolwiek obiekcje przestały istnieć. O tak, teraz było dobrze, skupiła się całkowicie na tym, na powolnych ruchach palców na swoim ciele i kawałkach nagiej skóry, gdy przypadkiem podwijał jej koszulkę. Przez chwilę zastanowiła się, jakby było poczuć jego wargi na swojej szyi, czy też byłyby takie gorące albo miękkie...? Odpędziła te myśli, jak zwykle gdy dostawała to, czego potrzebowała w kwestii dotyku, zaczynała chcieć więcej i więcej. Tyle jednak wystarczyło, by poczuła się po prostu lepiej. I chyba Alex nie miał nic przeciwko temu.
    Nic nie było mimo to w porządku, ale nie spierała się z nim. Będzie w porządku, za jakiś czas, trochę minie, zanim znowu pogrzebie wspomnienia i pozbędzie się myśli, ale ten czas nadejdzie. Westchnęła wewnętrznie, gdy zaczął jej wyjaśniać, że nie jest aż tak walnięta. No, to był ten moment, gdy trzeba było wziąć się w garść i postawić wszystko na jedną kartę, skoro tak wygodnie siedziało jej się na jego udzie.
    - Alex, zdecyduj się. - wymamrotała jednak najpierw, gdy kolejny raz poprawił jej koszulkę. - Kładziesz ręce na bluzce czy pod nią, bo tak pomiędzy to jedynie plecy mnie zaczęły koszmarnie swędzieć, a nie chcę drapać po tatuażu. - wytknęła mu, z o wiele większą łatwością kierując myśli do przyjemniejszych rzeczy niż wspomnienia rozwodu. Miała zdecydowanie za mało ludzi do tulenia i dotyku, jak to dobrze, że Alex wydawał się chociaż teraz nie mieć nic przeciwko. Nie była w stanie się zdobyć na to, by się odsunąć. - I to nie jest w żadnym wypadku sugestia, żebyś te ręce ze mnie zabierał. Głaszcz dalej... - zamruczała cichutko, trochę bardziej do niego przylegając, niczym bardzo szczęśliwy kot w ludzkiej postaci. Oprzytomniała dopiero, gdy zaczął proponować powrót i dopiero wtedy trochę się odsunęła, ale tylko tak, by móc na niego spojrzeć. Odetchnęła i potrząsnęła głową, ściągając włosy z twarzy i ponownie ujarzmiając gumką niesforną burzę.
    - Nie, nie chcę. Właśnie wręcz przeciwnie, chcę zostać, bo skutecznie odganiasz złe myśli. Jakkolwiek to brzmi, jeśli teraz wrócę, sama, to będzie jeszcze gorzej, bo to nie jest pierwszy raz, gdy mi się załączają różne... rzeczy. Wspomnienia. Ataki paniki. Odruchy obronne. Jestem mendą, nie ukrywam, wykorzystuję cię w tej chwili jak cholera. - powiedziała wprost z głębokim westchnięciem, dopalając cygaretkę i ostrożnie zakopując ją w ziemi, by nie wywołać jakichś szkód niedopałkiem. - I wierz mi, odbiegam od normy jak tylko się da. - spojrzała mu głęboko w oczy, bojąc się, że jednak uzna, że to za wiele. - Od przynajmniej 3 naszych ostatnich spotkań próbuję udawać, że jestem bardziej normalna niż w rzeczywistości, Alex. Ale nie da się tak dłużej, bo prędzej czy później nieświadomie znowu coś we mnie uruchomisz i zareaguję tak ciulato, że nie będziesz chciał mnie znać i cholera, wcale nie będę tym zdziwiona. - powiedziała z goryczą w głosie jasno wskazującym, że coś podobnego już kiedyś przeżyła. I bardzo nie chciała powtórki z Hallbergiem.
    - Mój główny problem polega na tym, że mam cholerny problem z dotykiem, a moje granice w tej sferze są bardziej popierdzielone niż u normalnych osób. Jakkolwiek to brzmi, prędzej pozwolę się zmacać po tyłku, co mi za specjalnie nie przeszkadza, niż po ramionach - wskazała odpowiednie strefy, żeby być precyzyjną - bo wtedy przeważnie kończy się to odruchem obronnym. W wersji rzut przez ramię, jak ktoś nie posłucha, żeby tego nie robić. Zwłaszcza, gdy to dotyk z zaskoczenia. Jak dotąd moich odruchów obronnych nie wzbudzałeś, ale nie potrafię powiedzieć powiedzieć kiedy albo czy w ogóle się uruchomią. Mma cholerny problem z dotykiem obcych osób, jakichkolwiek, zwłaszcza w tłumie, wtedy najczęściej dostaję ataków paniki. Paradoksalnie natomiast jestem człowiekiem, który potrzebuje cudzego dotyku, przytulenia, a grono osób, którym jestsmyw stanie na to pozwolić, jest cholernie malutkie. I dlatego właśnie cię wykorzystuję jak cholera, bo nie umiem się zebrać, żeby się odsunąć. - westchnęła gorzko, patrząc na mężczyznę przepraszająco. Wprawdzie jeszcze nie mogła powiedzieć, że Alex kojarzył jej się z bezpieczeństwem, jak kiedyś Sarnai, ale naprawdę dobrze jej było w jego objęciach. Tak miło, zwłaszcza kiedy faktycznie głaskał.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Nie był pewien, czego dokładnie spodziewał się po Vai. Wciąż niewiele o niej wiedział i choć z każdą wspólną weekendową wycieczką dowiadywał się więcej, Barros nadal była zagadką – co było zupełnie zrozumiałe biorąc pod uwagę, jak niedawno się poznali. A jednak, mimo tych wszystkich sekretów, jakie musiała jeszcze mieć i tych wszystkich rzeczy, których wciąż o niej nie wiedział, Alex nie mógł pozbyć się myśli, jak cholernie znajoma wydaje mu się Wysłanniczka – i jak bliska.
    Od tego wniosku zaś całkiem blisko było do uświadomienia sobie, że, być może, zupełnie irracjonalnie, już teraz chciał od niej więcej niż mu się należało.
    Teraz, mając kobietę tak blisko, być może z godną podziwu samokontrolą trzymałby ręce z grubsza przy sobie – bezpiecznie na powierzchni ubrań, w rejonach wciąż jeszcze uznawanych za względnie przyzwoite. Może potem, już w domu, sam sobie pogratulowałby żelaznej woli – jednocześnie zastanawiając się, czy naprawdę byłoby tak strasznie, gdyby czasem pilnował się mniej. Może.
    Nie miał okazji tego sprawdzić, bo gdy Vaia od tak, bez wahania pozwoliła mu sięgnąć po więcej, Alex nie był aż takim idealistą – rycerzykiem czy książątkiem – by samemu sobie odmówić.
    Bez słowa, a tylko z nieznacznym uśmiechem rozbawienia wsunął dłonie pod jej koszulkę, niespiesznie gładząc jej ciepłe, miękkie ciało. Nad tym, czy będzie potem umiał je cofnąć, niespecjalnie się zastanawiał. Podobnie jak nad tym, w jaki sposób miałby trzymać ręce przy sobie później, przy kolejnej wycieczce czy kolejnym wyjściu na piwo.
    Nie potrzebował dodatkowej zachęty by gładzić Vaię miękko, przytrzymywać ją przy sobie jeszcze bardziej, wdychać głęboko jej zapach, tak inny od zapachu Pii.
    Zaczynał tracić głowę, był tego aż nadto świadom.
    To, że Vaia zaczęła mówić, było więc z tej perspektywy dobre. Wygodne. Zapytany, nie ujął by tego dokładnie w tych słowach, ale tak teraz się czuł – słowa Brazylijki pozwalały mu trochę bardziej skupić się na tym, co mówiła, a trochę mniej na tym, jak cholernie atrakcyjna była, jak blisko miał jej ciało, i jak łatwo byłoby mu teraz wziąć ją dla siebie. Chciał tego, nie zamierzał się nawet oszukiwać, że jest inaczej. Nigdy nie twierdził, że jest lepszy od innych mężczyzn, dlaczego miałby robić to teraz? Był tak samo prosty jak oni. Tak samo łatwo przestawał widzieć w kobiecie wszystko, czym była, dostrzegając w niej tylko atrakcyjne ciało, drogę do własnej przyjemności.
    Chciał Vai teraz, tutaj, rozciągniętej pod nim na trawie, nagiej i chętnej.
    Odetchnął głęboko, zmuszając się do tego, by słuchać. Szczególnie, że to, co mówiła, było przecież ważne. Cholernie istotne. To fragmenty jej historii, na poznanie których nie liczył – na pewno nie teraz, nie tak szybko. A jednak mówiła mu o tym wszystkim, ufała mu – i ta świadomość pozwoliła mu trochę oprzytomnieć. Nie dość, by zabrał z niej ręce, wystarczająco jednak, by zaczął rozumieć sens wszystkiego, co mówiła.
    A gdy wreszcie pojął, uśmiechnął się miękko i wysunął jedną z rąk spod jej ciuchów tylko po to, by założyć jej za ucho jeden z niesfornych kosmyków.
    - Więc się nie odsuwaj – stwierdził po prostu.
    I nawet, jeśli przez moment czuł się źle, że tylko tyle miał jej do zaoferowania – że nie potradfił w żaden konkretny sposób odpowiedzieć na jej słowa, nie umiał powiedzieć, że rozumie, że to naprawdę nic złego, że wszyscy są jacyś i że docenia, że mu to mówi – prędko przestał, dochodząc do wniosku, że czasem słowa są zupełnie zbędne. Że czasem wcale nie potrzeba mówić, by wszystko stało się zupełnie jasne.
    Odetchnął powoli, głęboko, przeczesał włosy Vai palcami, zadrapał lekko jej kark – i, jakby na próbę, delikatnie, bardzo ostrożnie zahaczył opuszkami palców jedno z jej ramion. Cofnął jednak rękę szybko, nie czekając na reakcję kobiety, i znów wsunął dłoń pod jej koszulkę. Chciał. I, wychodziło na to, że mógł.
    Co znów prowadziło go do wniosku, że to jest cholernie problematyczne. Gdy w pewnej chwili pochylił się bez słowa, przesunął nosem wzdłuż szyi kobiety i, po ledwie chwili wahania, ucałował ją miękko tuż za uchem, nie mógł pozbyć się wrażenia, że spaceruje po polu minowym – i że naprawdę niewiele brakuje, by się potknął. Potknął i wyjebał na ten głupi ryj, psując wszystko, co stworzyli z Vaią do tej pory – stworzyli niemal zbyt szybko, zbyt łatwo, zbyt na skróty.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Gdyby ktoś kiedyś zadał jej pytanie, czego można się po niej spodziewać, bardzo prosto odpowiedziałaby, że wszystkiego. Bo tak zresztą było. W jakiś sposób Vaia była zdolna do wszystkiego, stawiając granice tam, gdzie były kompletnie niepotrzebne, a nie dając ich w miejscach, w który dać je powinna. Ciepła bliskość Alexa nie pomagała – może gdyby nie jego wcześniejsze pytanie przywołujące wspomnienia, które jak zawsze ciągnęły ją w dół, nie czułaby się tak, jak w tej chwili, nie lgnęłaby do niego w sposób, który zapewne nie był społecznie akceptowany, nie przy zaledwie kilku odbytych spotkaniach. Na litość azteckich i nordyckich bogów, znała go ledwo miesiąc. A czuła się, jakby o wiele, wiele dłużej.
    Chyba właśnie dlatego tak łatwo zapominała.
    Mruknęła, bezwiednie, czując dłonie wpychające się pod koszulkę i mimowolnie parsknęła na głos. Czemu jej w ogóle nie zaskoczyło to, że Alex wybrał dokładnie tę opcję? Zresztą – to był właśnie ten wybór, którego sama chciała w tej chwili i nie dało się ukryć, że jej to w ogóle, ani troszeczkę nawet, nie przeszkadza. Że właśnie tak było dobrze, a delikatny dotyk całkowicie odsunął parszywe myśli, nawet jeśli zaraz potem musiała mu wytłumaczyć, co i do jakiego stopnia jest z nią nie tak. A przecież było, bardzo bardzo wiele. Od czego zaczęły się jej kłótnie z Lucasem – właśnie od dotyku. Od jej podejścia do dotyku, którego jej były mąż nie potrafił zaakceptować. Obracając się jednak wśród ludzi, którzy akceptowali ją z całym dobrodziejstwem inwentarza, tak łatwo było zapomnieć o tym, że tak naprawdę Alex jej nie zna, a ona nie znała jego i że wklejając się teraz w jego pierś mogła wysyłać cholernie mylne sygnały.
    Jak zawsze.
    Dlatego nie miała wielu znajomych.
    I chyba jeszcze nigdy wcześniej nie czuła aż takiej ulgi, kiedy ręce Hallberga zostały wokół niej i w tak prosty sposób kazał jej się nie odsuwać. Parsknęła szczerym śmiechem na ten komentarz i pokręciła głową, ale widać było, jak napięcie mięśni z niej schodzi. Jakby naprawdę spodziewała się, że uzna, że to za wiele, dużo za dużo dla niego i że lepiej będzie, jak odejdzie w pizdu kończąc tę znajomość. Cholernie cieszyła się, że tak nie uznał.
    Zapomniała jednak, że Alex był tylko Alexem. Nie Esem albo Agnarem, nie Tigiem czy Camem ze statku. Że mógł jej reakcji nie odczytywać tak, jak odczytać powinien. Drgnęła, czując palce na karku, kiedy dziwna fala dreszczy przeszła przez jej ciało. Zawsze te rejony były wrażliwe, zawsze lubiła czuć tam dłonie czy usta Sarnai, ale… no właśnie, wtedy były razem. Przez chwilę próbowała sobie wytłumaczyć, że to w sumie przypadek, nawet nie rejestrując próbnego dotyku na ramieniu, choć skóra przyjemnie zamrowiła, a potem… potem poczuła te miękkie, gorące wargi na równie wrażliwej skórze za uchem i załapała. Mierda.
    Zabrała ręce z ciała Hallberga, powoli, nie chcąc go spłoszyć albo zrobić głupiego ruchu. Odetchnęła głębiej, zaczekała, aż wyciągnie dłonie spod jej koszulki, choć pożegnanie się z ciepłym dotykiem bolało prawie fizycznie. Ale nie mogła, nie chciała mu tego robić, nawet jeśli tak trochę kusiło. Ale nie potrafiła wykorzystać człowieka w taki sposób, by odpędzić własne demony. Bo miała prawie pewność, że by mu się to udało. W tej chwili przynajmniej. Potem przyszłyby o wiele gorsze.
    - Alex, nie. Proszę. – pokręciła głową, odsuwając się i sama przeczesała związane włosy. – Wykorzystywanie do tulenia do jedno, ale w taki sposób… Nie umiem tak. Przepraszam. I przepraszam, że cię sprowokowałam. Niestety zapominam, że ludzie mogą mnie odbierać zupełnie inaczej, niż bym tego chciała. – dźwignęła się na nogi, robiąc kilka kroków tylko po to, by rozciągnąć mięśnie, żeby nie siedzieć blisko i nie wylądować prosto w ramionach Hallberga. Musiała być po prostu racjonalna w tej chwili. Wszystko działo się zbyt szybko, a strażniczka w prostych słowach zrozumiała, że chyba nie miałaby nic przeciwko temu. Nawet tu. Nawet teraz.
    Nie chciała tak traktować Hallberga. Nie zasługiwał na to.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Mógłby wyrzucać sobie głupotę, bycie za bardzo hop do prozdu, zbyt wielką pewność siebie czy po prostu prostactwo – ale czemu miałby? Niezależnie, jak długo biczowałby się za taką czy inną przywarę, niewiele by to zmieniło. Czy pokajanie się sprawiłoby, że miałby zbyt lepkie ręce? No nie. Czy powtarzanie jak mantrę, że jest durny, sprawiłoby, że następnym razem nie postąbiłby tak samo? Też raczej nie.
    Więc Alex się nie kajał, nie biczował, nie tyrał sam siebie tylko dlatego, że instynkty podpowiedziały mu nie to, co powinny. Posłusznie zabrał ręce, gdy Vaia właśnie to mu zasugerowała i nie napierał, gdy kobieta odsunęła sie nieco, umykając przed kolejnymi pocałunkami, które mógłby – prawdopodobnie chciałby – złożyć na jej szyi. Nic nie mówił i, na jedną chwilę, spiął się trochę, ale – paradoksalnie – nie czuł żalu. W każdym razie, na pewno nie do Vai.
    Odetchnął powoli i uśmiechnął się. Lekko, miękko i, co najistotniejsze, chyba faktycznie zupełnie szczerze.
    - W porządku – stwierdził po prostu. Przepraszam, cisnęło mu się na usta, ale tego akurat tym razem nie dodał. – Serio, Vaia. Jest okej. Ja też mógłbym czasem pomyśleć, a nie... – zawahał się na chwilę, wreszcie parsknął cicho. – No. Po prostu pomyśleć.A nie sięgać jak po swoje.
    Jeszcze chwilę posiedział na trawie – trochę dlatego, że naprawdę nie chciało mu się wstawać, a trochę jakby nie chcąc spłoszyć i tak wyraźnie skrępowanej Vai. Jeszcze na chwilę wyciągnął się w pozycji pół leżącej, wspierając na łokciach i wystawiając twarz do prześwitującego przez zarośla słońca. Jeszcze przez chwilę w pełni świadomie nie spoglądał na Brazylijkę, bojąc się, że gdy to zrobi, będzie mu... Dziwnie. Inaczej. Trudniej. Irytująco źle.
    I że zobaczy coś w jej oczach, tego też – chyba – się bał. Rozczarowanie. Niechęć. Świadomość, że jest dokładnie taki sam, jak inni – choć tak naprawdę był chyba jeszcze gorszy. Świadomość pomyłki, błędnie zainwestowanej sympatii. Vaia miałaby do tego wszystkiego prawo. Każde z tych uczuć miałoby solidne podstawy, całą masę powodów, by się pojawić. Alex więc nie patrzył. Nie chciał wiedzieć, ile z tego rzeczywiście kładło się cieniem na spojrzeniu ciemnych oczu Brazylijki.
    W końcu podniósł się, otrzepał spodnie, przeciągnął leniwie.
    Zaskakująco łatwo przychodziło mu zepchnąć własne rozczarowanie, jakiś żal, może lekką irytację – i pożądanie – na tyle głęboko, by nie robiły mu problemów. By wciąż mógł uśmiechać się, by oczy jaśniały mu łobuzersko, a nie ostrzegawczo, i by reszty dnia nie musiał traktować jako zupełnie straconej.
    Myśl, że gotów był potraktować Vaię jak zabawkę, kłuła go tylko trochę.
    Spoglądał na Brazylijkę przez chwilę, wreszcie roześmiał się lekko, beztrosko rozczochrał jej czuprynę, wreszcie sięgnął po plecak i zarzucił go z powrotem na plecy.
    - Chodźmy, kocie – rzucił lekko i odetchnął powoli. – Jeśli mamy gdzieś jeszcze dzisiaj dotrzeć, musimy iść teraz, zanim zupełnie się rozleniwię.
    Zanim okaże się, że nie panuję nad swoimi instynktami tak dobrze, jak próbuję udawać.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Jej durne ciało reagowało, akurat w momencie, gdy kompletnie reagować nie powinno. Niech to szlag jasny trafi, wszystko szło nie tam, gdzie iść powinno. Nie powinno jej to dziwić, wszystko zaczęło chrzanić się w sekundzie, gdy Alex wspomniał Lucasa i poszło lawiną. Musiała rozetrzeć szyję, by pozbyć się wspomnienia ciepłego dotyku warg, by zlikwidować delikatne mrowienie skóry, zapowiadające o wiele przyjemniejsze rzeczy. Zdusiła te myśli, zdusiła odczucia i tym bardziej zdusiła własne zdenerwowanie. Nie było sensu teraz się biczować o to, bo nie zdoła cofnąć czasu. Po prostu nie zmieni tego, co zrobiła, ani tym bardziej nie cofnie gestów czy słów. I tylko do Alexa tak naprawdę zależało, czy zaakceptuje jej głupotę, czy wręcz przeciwnie, rozstaną się teraz albo po powrocie z lasu.
    Prawdę mówiąc nie chciała wracać sama.
    Mimowolnie roześmiała się, gdy powiedział o myśleniu. Tiaaa, no skąd ona to znała. Przygryzła delikatnie wargę, wahając się przez kilka sekund, zanim znowu się rozciągnęła, ale mimo wszystko, w trochę bardziej luźny sposób.
    - Myślenie jest przereklamowane. – rzuciła w końcu swobodnie i o dziwo wcale nie była to udawana swoboda. W ciszy lasu, w dobrym towarzystwie, nie potrafiła przejmować się aż tak własnymi błędami, przechodząc nad nimi w jakiś sposób do porządku dnia, nawet jeśli później, w samotności, uderzą znowu. Chociaż sama nie była pewna, czy bardziej przejmuje się faktem, że wyszło cholernie głupio, czy że po przemyśleniu wszystkiego okaże się być dla Hallberga czymś nie do zaakceptowania. Bo znała siebie na tyle, by wiedzieć jedno – teraz będzie się pilnować. Wstrzymywać. Ale jakby na to nie spojrzeć, to potrwa tylko jakiś czas, a potem znów będzie tą samą, szurniętą sobą, która granice stawia wszędzie tam, gdzie nie trzeba. I zapomina, że pewnych rzeczy robić nie powinna.
    Była kompletnie zła na siebie, ale nie na berserka. Tak po prawdzie to on był tutaj ofiarą, jej ofiarą – a dokładniej to ofiarą jej popapranego żywota. I na własne nieszczęście zdążyła się już przyzwyczaić do jego towarzystwa, a sama myśl, że mogłaby je stracić, jakoś wewnętrznie bolała. Za mocno bolała.
    - Heeej! Moje włosy! – oburzyła się, wybita z myśli, a potem roześmiała się, poprawiając kosmyki, które wymknęły się z gumki. Posłała mu spojrzenie kota, któremu ktoś zabrał szynkę sprzed nosa – dokładnie takie robił Héctor, gdy nie pozwalała mu zeżreć ważnych dokumentów z pracy. Co to za wiewiórka, która je papier.
    - Meow. – zrobiła gest rozcapierzającej się kociej łapki, zanim złapała za swój plecak, ubierając go na siebie. – Tak, a potem musiałabym cię turlać, jak leniwca. Stoi. Idziemy. – złapanie równowagi nie było trudne. Nie aż tak, jak sobie wyobrażała.
    Osobowość Alexa ułatwiała pewne rzeczy, utrudniając inne. Ale jakby ze sobą nie walczyła, jakby się nie upierała, Hallberg odganiał ponure myśli, a dorzucając do tego fakt, że teraz już się pilnowała z dotykiem i gestami, reszta wycieczki upłynęła naprawdę przyjemnie i bez głupich pomyłek. I zawędrowali o wiele, wiele dalej, niż w ogóle planowała. Co skończyło się tym, że wrócili w środku nocy.
    Vaia nie żałowała ani trochę, nawet jeśli była całkowicie padnięta. Padnięta, ale szczęśliwa. Tyle, że w głowie nadal miała popełnione błędy i niczym haki wbite pod skórę dawne drzazgi, z „przeszłego życia”, jak miała w zwyczaju je nazywać.

    Vaia i Alex z tematu


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.