Sala nr 8
3 posters
Mistrz Gry
Sala nr 8 Pon 21 Gru - 16:04
Sala nr 8
Chociaż na przestrzeni kilku ostatnich lat, w celu polepszenia komfortu pacjentów, w szpitalu starano się wprowadzić kolorowe elementy w postaci roślin i mebli z malowanego drewna, przestronne sale, pomimo starań pielęgniarek, wciąż pozostały surowe i sterylnie białe. Pokój ten wypełniony jest kilkunastoma łóżkami, ustawionymi w dwóch szeregach po przeciwnych stronach pomieszczenia i oddzielonych od siebie jasnymi kotarami, mającymi dawać pacjentom namiastkę prywatności. Chociaż ciężko mówić tu o wygodzie, przy wielu kozetkach znajdują się także niewielkie szafki nocne, które, mimo że niewątpliwie ułatwiają pobyt w szpitalu, zazwyczaj nie mają nawet zamykanych drzwiczek.
Isabella de' Medici
Re: Sala nr 8 Wto 5 Mar - 1:11
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
26.05.2001
Kto by pomyślał, że targi im. Erlinga Ovensena - na których miała wyrwać się choć na chwilę z życia codziennego, poświęcając uwagę magicznym wynalazkom, które w ostatnim czasie fascynowały ją pod wieloma względami, jakby próbowała ustalić, w jakim kierunku zmierza świat galdrów - okażą się tak ryzykownym przedsięwzięciem tragicznym w skutkach? Na pewno nie rzesza osób uczestnicząca w tym wydarzeniu.
Początek tak dobrze się zapowiadał, Isabella była naprawdę pod wrażeniem pomysłowości niektórych artystów, znalazła przecież przedmioty, które śmiało mogłaby używać w codziennym życiu, które byłyby użyteczne, a gdyby jeszcze bardziej je dopracować, mogłyby zrewolucjonizować magiczny świat. Szkoda, że tradycjonaliści uciekali od rozwiązań, których nie rozumieli, bo gdyby połączyć magię i technologię na szeroką skalę, okazałoby się, że życie może być dużo łatwiejsza, może nawet bardziej przyjemne. Oczywiście niosło to za sobą również ryzyko, wynalazki miały to do siebie, że mogły być wadliwe, co potencjalnie prowadzi do niebezpieczeństw, ale z drugiej strony zaklęcia również nie zawsze wychodzą, a w nieodpowiedzialnych rękach mogą stanowić zagrożenie, więc w żadnej kwestii nie ma idealnego rozwiązania. Co nie znaczy, że mają jako społeczeństwo stać w miejscu. Technologia w połączeniu z magią mogłaby w pełni rozwinąć skrzydła, wystarczy odrobinę zainteresować się tematem i sprawdzić, jak wynalazki sprawdziły się w świecie śniących, jak usprawnili sobie życie, na wielu polach wyprzedzając galdrów. Niestety zdaje się, że klany widzą niewiele dalej niż czubek własnego nosa, nie wspominając o tym, że Midgard dopiero odbija się od dna po rytualnych mordach. To byłby dobry moment na wprowadzenie nowości, czegoś dobrego dla odmiany, czegoś, co pobudzi społeczeństwo do samorozwoju. Dlatego de'Medici uczestniczyła w tegorocznych targach z ciekawością świata, mając świadomość, że wciąż mniej jest zwolenników nowych rozwiązań, a więcej przeciwników. I prędzej spodziewałaby się bojkotu ze strony konserwatystów, niż wystąpienia aberracji, która zagrozi wszystkim zgromadzonym na hali. Akcja działa się tak szybko, że w głowie nieprzytomnej kobiety wirowały wspomnienia, przyćmione odpowiednią dawką leków.
Kiedy Isabella otworzyła oczy, światło zalało jej pole widzenia, wbijając mikro-szpileczki w gałki oczne. Zmarszczyła twarz, bo w momencie gdy powoli odzyskiwała świadomość, docierało do niej coraz więcej bólu. Znalazła się w najbardziej bezbronnym stanie - ranna, osłabiona, z chwilowym brakiem pamięci ostatnich wydarzeń, z brakiem orientacji co do czasu i miejsca, w jakim się obecnie znalazła. Może powinna czuć strach, gorączkowo próbować odzyskać świadomość, ale mimo bólu czuła, że jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo, czuła spokój i gdyby nie ukłucia w poszczególnych partiach ciała, pomyślałaby pewnie, że umarła. Mrugnięcia powiekami sprawiały dyskomfort, a zalewające światło zbijało obraz w jedną wielką plamę, aż zaczęła się zastanawiać, czy nie straciła wzroku. Zamknęła oczy, jakby chciała się odciąć, uciec w sen. Niestety obrazy fragmentów wspomnień zalewały już jej umysł, więc mimowolnie próbowała sobie przypomnieć, co się właściwie stało.
Ivar Soelberg
Re: Sala nr 8 Wto 5 Mar - 19:25
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Czuwał tak, jak był tego nauczony w milczeniu, jakby w obawie, że śmielszym oddechem zakłóci jej głęboki sen wywołany lekami i zmęczeniem. Nie odstępował szpitalnego łóżka tej lichej konstrukcji, na jakiej została położona nawet na krok. Otoczeni kotarą skąpej prywatności, tak chybotliwej i niepewnej zarazem, jakby nie mogli ulokować jej w innym miejscu, takim, w którym znacznie przyjemniej pacjent wybudza się ze snu, gdzie nikt i nic nie przeszkadza, a odgłosy echem niosące się po korytarzu nikną za zamkniętymi drzwiami. Nie dyskutował świadom z góry przegranej pozycji, mógł walczyć z każdym, lecz nie z tym systemem, którego czasem szczerze nie rozumiał.
W myślach krążyła dojmująca nuta przygnębienia, które wiązało się bezpośrednio z tym, co się kobiecie przytrafiło tak, coraz mroczniejsze konkluzje rodziły się z godziny na godzinę pod kruczoczarną kopułą strażnika. Ten oderwany od pracy rzucił wszystkim w momencie, kiedy tylko doszły go słuchy o wydarzeniach. Zaskoczenie, ale i blady strach odmalował się w ten czas na jego zazwyczaj ponurym obliczu.
Niemy wyrzut począł triumfować nad zdroworozsądkowym podejściem, gdy proszony o opuszczenie poszkodowanej wychodził na czas zmiany opatrunku. Wracał, kiedy tylko te skończyły siadając na krześle przystawionym do łóżka. Jakaś jego część obwiniała go o niedotrzymanie obietnicy, wszak deklarował się, że nic złego jej nie spotka, a jednak jak długo musieli czekać, wcale nie kusząc losu? Irytacja przechodziła w tej niemej rozprawie w rolę kata, a kujące poczucie bezsilności dawało o sobie znać bezbarwnym wyrazem szarych oczu, które zawieszone, gdzieś nad głową Isabelli, trwały w zawieszeniu, jakby wypatrywały, czegokolwiek choćby zmiany położenia głowy.
Odeszło zmęczenie, jak i niewygoda związana z wielogodzinnym siedzeniem przy szpitalnym łóżku. Jasna barwa przestronnej sali, niosła nawet te nikłe promienie słońca, które przedzierały się przez postrzępione chmury, acz echo kroków, szmerów i ściszonych rozmów, nigdy zupełnie nie gasło, wciąż sączyło się przez cieniutką warstwę kotary. W pewnym momencie przestał je dostrzegać stały się dla niego, czymś zgoła naturalnym, niby oddech szpitala. Tak jak na wzór lasu, który nigdy wszak nie śpi i jest wiecznie żywy, tak i tu nieustannie się, coś dzieje. Zapomniał tylko, jakie to uczucie – oczekiwać. Będąc tym, któremu najbardziej zależy na pierwszym kontakcie wzrokowym. Przez te wszystkie lata wielokrotnie odwiedzał kolegów ze służby leżących w tych murach. Niektórzy wychodzili cało inni zaś okaleczeni na ciele lub psychice, takie ryzyko tej pracy, każdy wiedział, na co się pisze. Jednak dawno nie odczuwał, tego specyficznego rodzaju strachu o kogoś na kim mu naprawdę zależy, kto jest mu drogi. Ten jakże charakterystyczny lęk już w przeszłości go splątał wówczas, był nieco innym człowiekiem, znacznie bardziej porywczym i skorym do uniesień. Teraz trzymał się kurczowo granicy wyważonego opanowania, tolerując wszystko, by nie przegapić momentu przebudzenia.
Zelektryzował się, gdy tylko wyczuł ruch, mimowolnie odszukał twarz, lecz nie wykonywał gwałtownych gestów. Nie chciał jej przestraszyć, ani nie był pewien, czy za moment nie zapadnie ponownie w sen. Czujny na wszelkie nieme prośby oczekiwał.
W myślach krążyła dojmująca nuta przygnębienia, które wiązało się bezpośrednio z tym, co się kobiecie przytrafiło tak, coraz mroczniejsze konkluzje rodziły się z godziny na godzinę pod kruczoczarną kopułą strażnika. Ten oderwany od pracy rzucił wszystkim w momencie, kiedy tylko doszły go słuchy o wydarzeniach. Zaskoczenie, ale i blady strach odmalował się w ten czas na jego zazwyczaj ponurym obliczu.
Niemy wyrzut począł triumfować nad zdroworozsądkowym podejściem, gdy proszony o opuszczenie poszkodowanej wychodził na czas zmiany opatrunku. Wracał, kiedy tylko te skończyły siadając na krześle przystawionym do łóżka. Jakaś jego część obwiniała go o niedotrzymanie obietnicy, wszak deklarował się, że nic złego jej nie spotka, a jednak jak długo musieli czekać, wcale nie kusząc losu? Irytacja przechodziła w tej niemej rozprawie w rolę kata, a kujące poczucie bezsilności dawało o sobie znać bezbarwnym wyrazem szarych oczu, które zawieszone, gdzieś nad głową Isabelli, trwały w zawieszeniu, jakby wypatrywały, czegokolwiek choćby zmiany położenia głowy.
Odeszło zmęczenie, jak i niewygoda związana z wielogodzinnym siedzeniem przy szpitalnym łóżku. Jasna barwa przestronnej sali, niosła nawet te nikłe promienie słońca, które przedzierały się przez postrzępione chmury, acz echo kroków, szmerów i ściszonych rozmów, nigdy zupełnie nie gasło, wciąż sączyło się przez cieniutką warstwę kotary. W pewnym momencie przestał je dostrzegać stały się dla niego, czymś zgoła naturalnym, niby oddech szpitala. Tak jak na wzór lasu, który nigdy wszak nie śpi i jest wiecznie żywy, tak i tu nieustannie się, coś dzieje. Zapomniał tylko, jakie to uczucie – oczekiwać. Będąc tym, któremu najbardziej zależy na pierwszym kontakcie wzrokowym. Przez te wszystkie lata wielokrotnie odwiedzał kolegów ze służby leżących w tych murach. Niektórzy wychodzili cało inni zaś okaleczeni na ciele lub psychice, takie ryzyko tej pracy, każdy wiedział, na co się pisze. Jednak dawno nie odczuwał, tego specyficznego rodzaju strachu o kogoś na kim mu naprawdę zależy, kto jest mu drogi. Ten jakże charakterystyczny lęk już w przeszłości go splątał wówczas, był nieco innym człowiekiem, znacznie bardziej porywczym i skorym do uniesień. Teraz trzymał się kurczowo granicy wyważonego opanowania, tolerując wszystko, by nie przegapić momentu przebudzenia.
Zelektryzował się, gdy tylko wyczuł ruch, mimowolnie odszukał twarz, lecz nie wykonywał gwałtownych gestów. Nie chciał jej przestraszyć, ani nie był pewien, czy za moment nie zapadnie ponownie w sen. Czujny na wszelkie nieme prośby oczekiwał.
Isabella de' Medici
Re: Sala nr 8 Pią 22 Mar - 23:38
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Nikt nie miał wpływu na sytuacje losowe. Pomimo jej ostrożności i ogólnej rozwagi, nie zdołała się uchronić od wydarzeń niezależnych od niej. To miał być szybki wypad, by rozeznać się w najnowszych wynalazkach, żeby sprawdzić na własne oczy, w jakim kierunku zmierza świat galdrów i czy znajdzie coś wartego uwagi. I faktycznie w pierwszym odczuciu wiele przedmiotów zwróciło jej uwagę, zatrzymując się przy poszczególnych stanowiskach, widziała mnóstwo potencjału, który w przyszłości usprawni funkcjonowanie magicznej społeczności, jeśli tylko będzie na tyle otwarta, by skorzystać z pomocy.
Przebudziła się, czując pulsowanie w głowie i powoli docierało do niej coraz więcej bodźców zewnętrznych, nawet jeśli chwilowo nic nie widziała.
- Ivar? - wyszeptała w przestrzeń, zanim go zobaczyła. Przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy obowiązki w pracy pozwoliły mu się oderwać na kilka chwil, czy zniknął pochłonięty misją, nie mając kontaktu z resztą świata. Nie zidentyfikowała jeszcze miejsca, w którym się znajduje, ale specyficzny zapach i wątpliwej jakości łóżko dość szybko nakierowały ją na właściwą odpowiedź. Na razie nie potrafiła sobie przypomnieć, co właściwie się stało, dlaczego jest taka obolała, a oczy kłują, jakby wbijano w nie szpilki.
Jej umysł coraz bardziej się rozbudzał, chęć otworzenia oczu i przekonania się, co tak naprawdę się wokół niej dzieje, zaczął wtłaczać w jej żyły panikę, że stało się coś złego.
Zmusiła się do otwarcia powiek, a gdy zalała ją przenikliwa jasność, próbowała ratować się mruganiem, przez co łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Dopiero po kilku chwilach udało jej się odzyskać panowanie nad własnym wzrokiem i mogła rozejrzeć się po pomieszczeniu, w końcu dostrzegając zarys mężczyzny, którego nie mogłaby pomylić z nikim innym. Poczuła niemal natychmiastową ulgę, szczególnie że rozpoznała pomieszczenie szpitalne, czym utwierdziła się w przekonaniu, że jest w dobrych rękach, a jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Tylko... właściwie, dlaczego tu leży? Dlaczego wszystko ją boli, nawet kiedy oddycha? Miała wypadek? A może czymś się zatruła? Przyczyn mogło być wiele, a przebłyski w jej umyśle nie składały się jeszcze w całość obrazu.
- Co się stało? - zapytała, mając nadzieję, że mężczyzna ma więcej odpowiedzi, niż ona. Może rozmawiał z lekarzem i zna wszystkie okoliczności? Albo dopiero przyszedł z pracy i to on ma pytania...
Próbowała w międzyczasie ustalić, co właściwie jej dolega. Ból w klatce piersiowej, jakby nawdychała się dymu, bolące, zabandażowane ramię i nadwrażliwe na światło oczy. Po jej minie było widać, że intensywnie się zastanawia, próbując przypomnieć sobie wydarzenia. Wtedy jej umysł przywołał obraz wysokich płomieni, aż się wzdrygnęła.
- Pożar - wyszeptała z przestrachem, nie mając więcej szczegółów, zaczęła przypuszczać, że chodzi o jej dom. Blady strach osiadł na jej obliczu, gdy uświadomiła sobie, kto jeszcze mógł ucierpieć. - Mama?
Przebudziła się, czując pulsowanie w głowie i powoli docierało do niej coraz więcej bodźców zewnętrznych, nawet jeśli chwilowo nic nie widziała.
- Ivar? - wyszeptała w przestrzeń, zanim go zobaczyła. Przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy obowiązki w pracy pozwoliły mu się oderwać na kilka chwil, czy zniknął pochłonięty misją, nie mając kontaktu z resztą świata. Nie zidentyfikowała jeszcze miejsca, w którym się znajduje, ale specyficzny zapach i wątpliwej jakości łóżko dość szybko nakierowały ją na właściwą odpowiedź. Na razie nie potrafiła sobie przypomnieć, co właściwie się stało, dlaczego jest taka obolała, a oczy kłują, jakby wbijano w nie szpilki.
Jej umysł coraz bardziej się rozbudzał, chęć otworzenia oczu i przekonania się, co tak naprawdę się wokół niej dzieje, zaczął wtłaczać w jej żyły panikę, że stało się coś złego.
Zmusiła się do otwarcia powiek, a gdy zalała ją przenikliwa jasność, próbowała ratować się mruganiem, przez co łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Dopiero po kilku chwilach udało jej się odzyskać panowanie nad własnym wzrokiem i mogła rozejrzeć się po pomieszczeniu, w końcu dostrzegając zarys mężczyzny, którego nie mogłaby pomylić z nikim innym. Poczuła niemal natychmiastową ulgę, szczególnie że rozpoznała pomieszczenie szpitalne, czym utwierdziła się w przekonaniu, że jest w dobrych rękach, a jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Tylko... właściwie, dlaczego tu leży? Dlaczego wszystko ją boli, nawet kiedy oddycha? Miała wypadek? A może czymś się zatruła? Przyczyn mogło być wiele, a przebłyski w jej umyśle nie składały się jeszcze w całość obrazu.
- Co się stało? - zapytała, mając nadzieję, że mężczyzna ma więcej odpowiedzi, niż ona. Może rozmawiał z lekarzem i zna wszystkie okoliczności? Albo dopiero przyszedł z pracy i to on ma pytania...
Próbowała w międzyczasie ustalić, co właściwie jej dolega. Ból w klatce piersiowej, jakby nawdychała się dymu, bolące, zabandażowane ramię i nadwrażliwe na światło oczy. Po jej minie było widać, że intensywnie się zastanawia, próbując przypomnieć sobie wydarzenia. Wtedy jej umysł przywołał obraz wysokich płomieni, aż się wzdrygnęła.
- Pożar - wyszeptała z przestrachem, nie mając więcej szczegółów, zaczęła przypuszczać, że chodzi o jej dom. Blady strach osiadł na jej obliczu, gdy uświadomiła sobie, kto jeszcze mógł ucierpieć. - Mama?
Ivar Soelberg
Re: Sala nr 8 Pon 25 Mar - 18:54
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Na dźwięk swojego imienia poruszył się niespokojnie momentalnie, odnajdując dłoń partnerki jego uścisk, był pokrzepiający, ciepły i miły. Chciał zaznaczyć swoją obecność to, że jest przy niej i tylko ona w tym momencie się dla niego liczyła nic innego, nie miało znaczenia. Informacja, którą dostał, te pierwsze kilka sekund martwej ciszy, jaka chwilę później zapadła dłużyły się niemiłosiernie, dopiero informacja o stanie zdrowia Isabelli cokolwiek znaczyła wyrywając go z tego otępienia, w jakie zapadł, wraz z informacją o wydarzeniach na targach.
Żałował, że go tam z nią nie było, być może wówczas zdołałby zapanować nad sytuacją i uchronić ukochaną przed tym co ją spotkało. Było to jednak próżne gdybanie i bezowocne wypominanie sobie mające na celu niezasadne zwalanie obwinianie się o to, do czego tam doszło, z takim myśleniem nie nadawałby się do pracy, którą wykonuje. Myślami i owszem był przy poszkodowanej, jak się rzekło: nie odstępował jej łóżka nawet na krok, czuwając.
– Jestem tu – ciepło tych prostych słów uderzało celnie, te miały w sobie wszystko, to czego mogła oczekiwać w takiej chwili. Wyraz troski na jego obliczu był niezmienny, a przenikliwe spojrzenie błądziło po twarzy, pragnąc odgadnąć skryte myśli. – Tak – skrzywił się na samo brzmienie tych słów, mimowolnie. – Wszystko z nią dobrze. Jest pod opieką pielęgniarki, byłaś na targach, coś się wydarzyło, wybuchł pożar... – nie chciał zalewać jej teraz informacjami, które go doszły, wolał unikać bolesnych wspomnień i nie napominać o niczym, co mogłoby przywołać wspomnienia. Na wszystko przyjdzie czas, lecz nie teraz. – Jak się czujesz? Napijesz się czegoś? – ich dłonie splecione w uścisku, trwały niezmiennie. – Musisz odpoczywać, jesteś ranna – kontynuował równie spokojnym, wręcz usypiającym głosem, tak aby nie wywoływać zbędnej paniki. Zapewne leki znieczulające trzymają ją w swym władaniu, ale nie wiedział, na jak długo to wystarczy. Bał się bólu na twarzy Isabelli. Nie chciał widzieć, jak kurczy się pod jego dyktandem. Najchętniej zamieniłby się z nią miejscami, byle tylko widzieć ją w dobrym zdrowiu.
– Już wiem, jak się czujesz, gdy znikam na misję. – Obawa, strach, niepewność, ta bezsilność. Tak często przecież, musiała z nimi obcować, niejednokrotnie nawet nie miała pojęcia, gdzie i co robi. A on zwykle bagatelizował tę kwestię, nazbyt często z tego żartując, chociaż wdzięczny był za troskę. Tak przecież to był jego zawód. Westchnął lekko, wstając i nachylając się nad Isabellą. – Będę przy tobie, odpoczywaj. – Nachylił się, nad kobietą i pocałował ją w czoło.
Drażnił go brak prywatności chora potrzebowała ciszy nie mógł, jednak nic począć jego argumentacja, została zignorowana, gdy odbywał rozmowę z pielęgniarką. Nie dziwił się znieczulicy, jaka gościła na twarzy tej kobiety, zbyt często oglądały tego typu obrazki, aby każdemu z osobna współczuć. Wykonywały tylko swoje obowiązki – rozumiał to, acz drażnił go przeciąg, drażniło skrzypienie łóżek i pokasływanie z drugiego końca sali. Nie puszczał dłoni Isabelli.
Żałował, że go tam z nią nie było, być może wówczas zdołałby zapanować nad sytuacją i uchronić ukochaną przed tym co ją spotkało. Było to jednak próżne gdybanie i bezowocne wypominanie sobie mające na celu niezasadne zwalanie obwinianie się o to, do czego tam doszło, z takim myśleniem nie nadawałby się do pracy, którą wykonuje. Myślami i owszem był przy poszkodowanej, jak się rzekło: nie odstępował jej łóżka nawet na krok, czuwając.
– Jestem tu – ciepło tych prostych słów uderzało celnie, te miały w sobie wszystko, to czego mogła oczekiwać w takiej chwili. Wyraz troski na jego obliczu był niezmienny, a przenikliwe spojrzenie błądziło po twarzy, pragnąc odgadnąć skryte myśli. – Tak – skrzywił się na samo brzmienie tych słów, mimowolnie. – Wszystko z nią dobrze. Jest pod opieką pielęgniarki, byłaś na targach, coś się wydarzyło, wybuchł pożar... – nie chciał zalewać jej teraz informacjami, które go doszły, wolał unikać bolesnych wspomnień i nie napominać o niczym, co mogłoby przywołać wspomnienia. Na wszystko przyjdzie czas, lecz nie teraz. – Jak się czujesz? Napijesz się czegoś? – ich dłonie splecione w uścisku, trwały niezmiennie. – Musisz odpoczywać, jesteś ranna – kontynuował równie spokojnym, wręcz usypiającym głosem, tak aby nie wywoływać zbędnej paniki. Zapewne leki znieczulające trzymają ją w swym władaniu, ale nie wiedział, na jak długo to wystarczy. Bał się bólu na twarzy Isabelli. Nie chciał widzieć, jak kurczy się pod jego dyktandem. Najchętniej zamieniłby się z nią miejscami, byle tylko widzieć ją w dobrym zdrowiu.
– Już wiem, jak się czujesz, gdy znikam na misję. – Obawa, strach, niepewność, ta bezsilność. Tak często przecież, musiała z nimi obcować, niejednokrotnie nawet nie miała pojęcia, gdzie i co robi. A on zwykle bagatelizował tę kwestię, nazbyt często z tego żartując, chociaż wdzięczny był za troskę. Tak przecież to był jego zawód. Westchnął lekko, wstając i nachylając się nad Isabellą. – Będę przy tobie, odpoczywaj. – Nachylił się, nad kobietą i pocałował ją w czoło.
Drażnił go brak prywatności chora potrzebowała ciszy nie mógł, jednak nic począć jego argumentacja, została zignorowana, gdy odbywał rozmowę z pielęgniarką. Nie dziwił się znieczulicy, jaka gościła na twarzy tej kobiety, zbyt często oglądały tego typu obrazki, aby każdemu z osobna współczuć. Wykonywały tylko swoje obowiązki – rozumiał to, acz drażnił go przeciąg, drażniło skrzypienie łóżek i pokasływanie z drugiego końca sali. Nie puszczał dłoni Isabelli.
Isabella de' Medici
Re: Sala nr 8 Sob 30 Mar - 10:35
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Ucisk znajomej dłoni był pierwszym sygnałem, że Ivar jest obok, dzięki czemu od razu poczuła ulgę. Odetchnęła i powoli przyzwyczajała wzrok do światła, do otoczenia dziwnie znajomego. Ze swoją przypadłością giętkości Bohlera była dość częstym gościem szpitala, dlatego doskonale znała ten wyleżany materac na łóżku.
Tym razem nie była sama, miała u boku mężczyznę, który zadba o najmniejszy nawet szczegół. Czuła się swobodniej ze świadomością, że jest przy niej, choć miała też wyrzuty sumienia, że odrywa go od pracy. W końcu nic się nie stało, żyła. Obrażenia prędzej czy później się wyleczą. Ale co się właściwie stało?
Poczuła natychmiastową ulgę na wieść, że mama pozostaje pod opieką pielęgniarki i nic jej nie grozi. Na krótkie wyjaśnienia okoliczności, nagle zaczynają wracać do niej wspomnienia. Faktycznie uczestniczyła w targach, chciała zobaczyć najnowsze technologie, nad którymi pracują tęgie głowy. Obrazy poszczególnych wynalazków przemykały przez jej umysł, a poszczególne fragmenty zaczęły układać się w całość.
- Enklawa. Aberracja - przypomniała sobie konkretny powód tego zamieszania, a w jej głowie rozlały się obrazy rodem z horroru. - Magia obróciła się przeciwko nam. Zaczęło się od deszczu odłamków szkła.
To wyjaśniało drobne nacięcia na skórze kobiety, umiejscowione losowo na rękach, szyi i twarzy. Najmniejsze z dolegliwości, jakie mogła odczuwać. Wracało do niej coraz więcej, aż wzdrygnęła się na wspomnienie czarnej mgły.
- Wody - poprosiła, bo wciąż czuła drapanie w gardle i ucisk w klatce piersiowej. Nie umiała określić, jak właściwie się czuje. Na pewno była oszołomiona, próbowała sobie wszystko przypomnieć. Fizycznie na razie nie czuła wielkiego bólu, ale to zasługa leków. Może one wyciszyły ją do tego stopnia, że teraz z trudem przypominała sobie przebieg wydarzeń? - Dobrze, nic mi nie jest. Nie martw się.
Nie chciała przysparzać mu problemów, szczególnie że jej życiu nie zagrażało już niebezpieczeństwo.
- Jak jesteś na misji, mam znacznie gorzej. Żyję w niepewności, co się z tobą dzieje, zostaję sama z najgorszymi myślami - nie było kolorowo, to prawda. Starała się wtedy maksymalnie wypełnić wolny czas, by nie myśleć o czarnych scenariuszach.
Nie potrzebowała odpoczynku, spała wystarczająco długo. Teraz potrzebowała faktów. Im dłużej pozostawała świadoma, tym więcej do niej wracało, aż w końcu przypomniała sobie wszystko.
- Płonące ptaki… goniły mnie. Schowałam się, ale nie odpuszczały. Byłam w pułapce. Jeden ranił moje ramię, a przez gorąco i dym, nie mogłam oddychać, aż straciłam przytomność - mówiła to na głos i sama nie dowierzała, że taki scenariusz faktycznie miał miejsce. Pokręciła głową z przerażeniem. - Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak się bałam. Myślałam, że to koniec.
Ukryła twarz w dłoniach, chyba po raz pierwszy okazując mu swoją słabszą stronę, bardziej wrażliwa i podatną na zranienie. Nie zamierzała się rozklejać, a biorąc pod uwagę tragiczne sceny, jakich była świadkiem i martwych ciał rozrzuconych w losowych miejscach, była w całkiem dobrym stanie. Musiała to sobie poukładać, ale na pewno nie zamierzała się załamywać. Najważniejsze, że przeżyła.
Isabella i Ivar z tematu
Tym razem nie była sama, miała u boku mężczyznę, który zadba o najmniejszy nawet szczegół. Czuła się swobodniej ze świadomością, że jest przy niej, choć miała też wyrzuty sumienia, że odrywa go od pracy. W końcu nic się nie stało, żyła. Obrażenia prędzej czy później się wyleczą. Ale co się właściwie stało?
Poczuła natychmiastową ulgę na wieść, że mama pozostaje pod opieką pielęgniarki i nic jej nie grozi. Na krótkie wyjaśnienia okoliczności, nagle zaczynają wracać do niej wspomnienia. Faktycznie uczestniczyła w targach, chciała zobaczyć najnowsze technologie, nad którymi pracują tęgie głowy. Obrazy poszczególnych wynalazków przemykały przez jej umysł, a poszczególne fragmenty zaczęły układać się w całość.
- Enklawa. Aberracja - przypomniała sobie konkretny powód tego zamieszania, a w jej głowie rozlały się obrazy rodem z horroru. - Magia obróciła się przeciwko nam. Zaczęło się od deszczu odłamków szkła.
To wyjaśniało drobne nacięcia na skórze kobiety, umiejscowione losowo na rękach, szyi i twarzy. Najmniejsze z dolegliwości, jakie mogła odczuwać. Wracało do niej coraz więcej, aż wzdrygnęła się na wspomnienie czarnej mgły.
- Wody - poprosiła, bo wciąż czuła drapanie w gardle i ucisk w klatce piersiowej. Nie umiała określić, jak właściwie się czuje. Na pewno była oszołomiona, próbowała sobie wszystko przypomnieć. Fizycznie na razie nie czuła wielkiego bólu, ale to zasługa leków. Może one wyciszyły ją do tego stopnia, że teraz z trudem przypominała sobie przebieg wydarzeń? - Dobrze, nic mi nie jest. Nie martw się.
Nie chciała przysparzać mu problemów, szczególnie że jej życiu nie zagrażało już niebezpieczeństwo.
- Jak jesteś na misji, mam znacznie gorzej. Żyję w niepewności, co się z tobą dzieje, zostaję sama z najgorszymi myślami - nie było kolorowo, to prawda. Starała się wtedy maksymalnie wypełnić wolny czas, by nie myśleć o czarnych scenariuszach.
Nie potrzebowała odpoczynku, spała wystarczająco długo. Teraz potrzebowała faktów. Im dłużej pozostawała świadoma, tym więcej do niej wracało, aż w końcu przypomniała sobie wszystko.
- Płonące ptaki… goniły mnie. Schowałam się, ale nie odpuszczały. Byłam w pułapce. Jeden ranił moje ramię, a przez gorąco i dym, nie mogłam oddychać, aż straciłam przytomność - mówiła to na głos i sama nie dowierzała, że taki scenariusz faktycznie miał miejsce. Pokręciła głową z przerażeniem. - Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak się bałam. Myślałam, że to koniec.
Ukryła twarz w dłoniach, chyba po raz pierwszy okazując mu swoją słabszą stronę, bardziej wrażliwa i podatną na zranienie. Nie zamierzała się rozklejać, a biorąc pod uwagę tragiczne sceny, jakich była świadkiem i martwych ciał rozrzuconych w losowych miejscach, była w całkiem dobrym stanie. Musiała to sobie poukładać, ale na pewno nie zamierzała się załamywać. Najważniejsze, że przeżyła.
Isabella i Ivar z tematu