15.05.2001 – Przełęcz Hodeskalle – I. de' Medici & I. Soelberg
2 posters
Ivar Soelberg
Re: 15.05.2001 – Przełęcz Hodeskalle – I. de' Medici & I. Soelberg Pon 5 Lut - 23:16
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
15.05.2001
Piękna wiosenna aura sprzyjała wycieczce poza granice miasta, zwłaszcza gdy zalegający od miesięcy ciężar na duszy zniknął, a umysł, wreszcie odnalazł harmonię zagubioną między teczkami nagminnie wertowanych akt. Cień szczerego uśmiechu czaił się, niczym przyczajony w kniei drapieżnik, a w szarości spojrzenia dominowała pozytywna nuta, bez ponurej przygnębiającej otoczki, co swym ciężarem kładła wyraźny cień na młodej twarzy Wysłannika. Lekki wietrzyk ciągnął od zachodu, niosąc na swych skrzydłach nikłą woń kwiecia z dolin u podnóża gór. Błękit czystego nieba nieskalanego, nawet jednym obłoczkiem w parze z ciepłem złotych promieni słońca tworzył idealną symfonię, wprost wymarzoną pod górską wędrówkę. Ta była pomysłem spontanicznym, nieco ubarwionym przez Soelberga, gdyż poświęcił odrobinę czasu na przygotowanie prowiantu i niezbędnych akcesoriów do pikniku, wśród korony górskich szczytów, te u swych wierzchołków wiecznie pokryte warstwą białego puchu skrzyły się w wczesnopopołudniowych promieniach słońca, niczym klejnoty, aż trudno było momentami oderwać od nich wzrok. Bezsprzecznie brakowało mu tego, tych doznań. Cieszył się w głębi serca, że może dzielić je z kobietą, którą kochał. Ich relacja na przestrzeni ostatnich tygodni przechodziła przez różne fazy, lecz koniec końców wyszli na prostą i oficer, miał dziwne wrażenie, że wszystko jakoś się ułoży. Świadom własnych wad podążał w kierunku, który miał zniwelować je, tak samo jak jego partnerka – innymi słowy; uczyli się siebie wzajem, a ostatnie miesiące i tygodnie, były pod tym względem owocne.
– To pierwsza nasza wycieczka od twoich urodzin – westchnął i zatrzymał się na szlaku. Jego wzrok płynął po horyzoncie, lecz nie napawał się widokiem, zbyt długo. Wolał przenieść spojrzenie na ciemnowłosą, był ciekaw czy optymizm, z jakim powitała pomysł na wycieczkę dalej jest aktualny, czy może chciała mu ukręcić kark za to, że wybrał tak długą trasę? Spacerowe tempo, jak i poziom wzniesień nie były wielką przeszkodzą, zwłaszcza dla kogoś, kto tak jak ona był w dobrej formie, a egzaminy sprawnościowe zdała znakomicie, tak jednak ostatnie miesiące odcisnęły na wszystkich piętno strachu, niepewności oraz wątpliwości jutra. To przekładało się w jakimś stopniu na kondycje zarówno psychiczną, jak i fizyczną, dlatego chciał wyciągnąć dziewczynę na świeże powietrze, by utonęli w lesie i łąkach, co budziły się do życia.
– Wiem, że ci już to rano mówiłem, ale z każdym dniem, w którym mam okazję cię oglądać, wydajesz mi się, coraz piękniejsza – westchnął z cicha i posłał jej zabójczo-szczery uśmiech. – Chociaż może to górskie powietrze uderzyło mi do głowy – roześmiał się szczerze, a lekkie rumieńce zakwitły na ogorzałej od słońca twarzy. Cień zarostu zdradzał, że w porannych przygotowaniach i planowaniu trasy zapomniał o goleniu, lecz podejrzewał, że Bella lubiła go w takiej formie. Bez wahania wyciągnął dłoń w jej kierunku, by pomóc kobiecie wdrapać się na skalną półkę, gdzie stał, a z której rozpościerał się widok na doliny i inne szczyty górskie. – Wiesz… cieszę się, że przetrwaliśmy to wszystko razem – głęboko uderzał w tony poważne, acz prawdziwie radował się w duchu, że nie stracili się z oczu i trwali przy sobie, pomimo sztormów związanych z tak wieloma kwestiami. Życie potrafiło zweryfikować każdą relację, nawet taką, gdzie wszystko układało się, jak po sznurku, lecz u nich, nigdy nie było łatwo przynajmniej nie w takim dosłownym tego słowa znaczeniu. Byli to jasne wymagający i potrzebowali czasu, te przebyte trudności, mogły jednak zwiastować kres wątpliwości i nastanie nowego porządku.
Isabella de' Medici
Re: 15.05.2001 – Przełęcz Hodeskalle – I. de' Medici & I. Soelberg Sro 6 Mar - 0:38
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Dla pół Włoszki skandynawska wiosna pozostawiała jeszcze wiele do życzenia, szczególnie że miała porównanie do włoskiego klimatu. Może nie była zwolenniczką upałów, ale ciągłe opady wpływały na aurę otoczenia, która przecież już wystarczająco była zszargana po wszystkich atakach i rytualnych mordach. Dopiero zaczynali wychodzić na prostą, co szło w parze z pogodą, dającą coraz więcej nadziei na lepsze jutro. Kobieta nie mogła się doczekać lata, tak niewiele brakowało, że już można było wyczuć cieplejsze nuty powietrza. Niemniej po paskudnej zimie, była wdzięczna za każdy słoneczny dzień, doceniając piękno wiosennych krajobrazów, natury budzącej się z długiego snu. Czuła, jakby sama dopiero się budziła, bo chociaż już wcześniej podjęła decyzje i kroki, by zmienić swoje życie na lepsze, tak od niedawna zaczęła uświadamiać sobie, że jeśli cokolwiek miało się poprawić, to musiała także zweryfikować swoje podejście, przeanalizować na chłodno wady, wypracować jakiś plan rozwiązania najpoważniejszych z nich. Nie była przecież idealna, a dopóki była sama i nie dopuszczała do siebie innych, to nie widziała potrzeby, by cokolwiek zmieniać. W relacji z Ivarem zauważała swoje błędy, choć bardzo ciężko było jej się do nich przyznać, a tym bardziej przeprosić. Gorący temperament nie pomagał, a jego upór i bezmyślnie wbijane szpilki działały na nią jak płachta na byka. Z początku kobiecie nie podobało się, że ma na nią tak duży wpływ, że jednym zdaniem potrafi wyprowadzić ją z równowagi. Z drugiej strony innych nie dopuszczała na tyle blisko, by ich zachowanie lub słowa mogły mieć tak skrajny efekt. Świadczyło to o jej zaangażowaniu i głębokim uczuciu, do którego z czasem potrafiła się przed sobą przyznać.
A mimo to nie chciała zapeszać, szczególnie że jej życie miało to do siebie, że w jednym momencie wszystko jest dobrze, a w drugim wali się u podstaw. Traciła po kolei wszystkich bliskich, więc strach przed kolejną stratą był paraliżujący, stąd jej początkowe opory przed wejściem w poważną relację.
- To prawda. Chociaż to bardziej dziewicza wyprawa na łono natury. Podoba mi się. Miła odmiana od zatęchłego prosektorium - posłała mu rozbawiony uśmiech, bo tak naprawdę wcale nie narzekała na swoją pracę. Nie śmiałaby. Po prostu miło było od czasu do czasu zmienić otoczenie. Długa wędrówka w najmniejszym stopniu nie przeszkadzała, przecież sama też się przygotowała, niosąc na ramionach plecak z zaopatrzeniem. Elastyczne ubranie i wygodne buty stanowiły idealną przeciwwagę do trudnego podłoża o żwirowej i skalnej powierzchni. Ta wędrówka pozwalała jej odetchnąć świeżym powietrzem, wyciszyć myśli i podziwiać piękno natury.
- Dziękuję. Może to ty sprawiasz, że promienieję - odparła, przypisując mu część zasług, bo faktycznie w jego towarzystwie czuła się lepiej, jakby samą obecnością potrafił uskrzydlać. Tę moc miał także w drugą stronę, co już gorzej na nią wpływało, ale wolała skupić się na pozytywach, a problemy rozwiazywać dopiero, kiedy się pojawią.
Korzystała z jego pomocy, jeśli ją oferował i bez narzekania zaciskała palce na jego dłoni, choć jej wewnętrzna Zosia Samosia krzyczała, że przecież potrafi sama o siebie zadbać i nie potrzebuje pomocy; tu na pomoc wkraczał rozsądek, który słusznie przekonywał, że inicjatywa mężczyzny nie wynika z chęci umniejszenia jej zdolnościom tylko ze zwykłej troski.
- Spodziewałeś się, że nie dam rady? Byłeś gotowy na noszenie mnie na rękach, gdybym odmówiła posłuszeństwa? - zapytała, kiedy przystanęli na moment, podchodząc bliżej, zaglądając w jego oczy. Była ciekawa jego odpowiedzi, jaką drogę by obrał, co by z nią zrobił w podobnej sytuacji.
- Ja też. Ale wiem, że jeszcze wiele przed nami. Oboje mamy ciężkie charaktery, jesteśmy uparci, a na domiar złego jako indywidualiści nauczyliśmy się życia w pojedynkę, dlatego przystosowanie do nowej sytuacji trwa u nas dłużej - nie chciała teraz rozpamiętywać problemów, obawiając się, że może to wywołać niepotrzebny temat, który skieruje ich na złe tory. - Najważniejsze, że potrafimy przejść ponad nieporozumieniami.
A mimo to nie chciała zapeszać, szczególnie że jej życie miało to do siebie, że w jednym momencie wszystko jest dobrze, a w drugim wali się u podstaw. Traciła po kolei wszystkich bliskich, więc strach przed kolejną stratą był paraliżujący, stąd jej początkowe opory przed wejściem w poważną relację.
- To prawda. Chociaż to bardziej dziewicza wyprawa na łono natury. Podoba mi się. Miła odmiana od zatęchłego prosektorium - posłała mu rozbawiony uśmiech, bo tak naprawdę wcale nie narzekała na swoją pracę. Nie śmiałaby. Po prostu miło było od czasu do czasu zmienić otoczenie. Długa wędrówka w najmniejszym stopniu nie przeszkadzała, przecież sama też się przygotowała, niosąc na ramionach plecak z zaopatrzeniem. Elastyczne ubranie i wygodne buty stanowiły idealną przeciwwagę do trudnego podłoża o żwirowej i skalnej powierzchni. Ta wędrówka pozwalała jej odetchnąć świeżym powietrzem, wyciszyć myśli i podziwiać piękno natury.
- Dziękuję. Może to ty sprawiasz, że promienieję - odparła, przypisując mu część zasług, bo faktycznie w jego towarzystwie czuła się lepiej, jakby samą obecnością potrafił uskrzydlać. Tę moc miał także w drugą stronę, co już gorzej na nią wpływało, ale wolała skupić się na pozytywach, a problemy rozwiazywać dopiero, kiedy się pojawią.
Korzystała z jego pomocy, jeśli ją oferował i bez narzekania zaciskała palce na jego dłoni, choć jej wewnętrzna Zosia Samosia krzyczała, że przecież potrafi sama o siebie zadbać i nie potrzebuje pomocy; tu na pomoc wkraczał rozsądek, który słusznie przekonywał, że inicjatywa mężczyzny nie wynika z chęci umniejszenia jej zdolnościom tylko ze zwykłej troski.
- Spodziewałeś się, że nie dam rady? Byłeś gotowy na noszenie mnie na rękach, gdybym odmówiła posłuszeństwa? - zapytała, kiedy przystanęli na moment, podchodząc bliżej, zaglądając w jego oczy. Była ciekawa jego odpowiedzi, jaką drogę by obrał, co by z nią zrobił w podobnej sytuacji.
- Ja też. Ale wiem, że jeszcze wiele przed nami. Oboje mamy ciężkie charaktery, jesteśmy uparci, a na domiar złego jako indywidualiści nauczyliśmy się życia w pojedynkę, dlatego przystosowanie do nowej sytuacji trwa u nas dłużej - nie chciała teraz rozpamiętywać problemów, obawiając się, że może to wywołać niepotrzebny temat, który skieruje ich na złe tory. - Najważniejsze, że potrafimy przejść ponad nieporozumieniami.
Ivar Soelberg
Re: 15.05.2001 – Przełęcz Hodeskalle – I. de' Medici & I. Soelberg Nie 17 Mar - 21:48
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
W rzeczy samej górska wędrówka zdecydowanie wpływała pozytywnie na nastrój. Soelberg odczuwał wewnętrzną potrzebę odpoczynku, natłok obowiązków w ostatnich tygodniach sprawiał, iż odczuwał silne przebodźcowanie, a chociaż z natury wytrwały i uparty, tak jednak bywał w tych ostatnich dniach wyjątkowo rozproszony, jakby trawiony wewnętrznym pożarem, tym samym nie zwracał uwagi na otaczający go świat, wręcz z automatu podejmując działania, które niczym rutyna wyryły się w pamięci mięśniowej. Momenty otrzeźwienia z tego specyficznego letargu pojawiały się, często nieoczekiwanie, jakby nagle zgubił rytm i zagubiony poszukiwał śladów, jakimi mógłby podążyć dalej. Ta ścieżka prowadziła do wypalenia zawodowego, a nawet poważniejszych konsekwencji, lecz w porę zaczął działać podejmując zbawienne kroki w postaci oderwania się od pracy i ucieczki w górskie ostępy.
– I ja tego potrzebowałem – posłał partnerce delikatny uśmiech, który niósł się na fali serdeczności emanującej z szarych tęczówek. Za biurkiem człowiek potrafił zatracić się całkowicie, a pora dnia umykała niepostrzeżenie dlatego, tak lubił pracę w terenie, wówczas odczuwał, coś więcej niż suchą kalkulację i słowa, co nakreślone na papier przedstawiały obraz danej sytuacji w ogromnym uproszczeniu.
Uśmiech utrzymywał się na ustach starszego oficera Kruczej Straży, zwłaszcza umiejętnie podsycony komplementem partnerki stanowił rychłe odzwierciedlenie prostej prawdy, iż nie tylko ona zyskiwała blasku przy nim, co i on przy niej. Razem czerpali z tego i tworzyli tym samym obraz szczęśliwej pary, jakoby pokonawszy wszelkie trudy i znoje z początków ich, jakże burzliwej relacji mogli nacieszyć się w pełni swobodą dojrzałego partnerstwa niepozbawionego naturalnie wad, ale te były naturalną koleją rzeczy, gdyż nic na tym świecie nie było wszak idealne. Nie mniej dzięki sile wytrwałości, mogli osiągnąć coś więcej, a ta odrobina poświęcenia zakiełkuje i z czasem przyniesie rozkwit dojrzałości oraz doświadczenia. Docierając się przez pryzmat tak trudnych charakterów, mogli ugiąć się pod ciężarem kłótni, jak i niegasnących pożarów wywoływanych mimochodem, często po zwykłej wymianie pozornie neutralnych słów, tak jednak nauczyli się podążać ścieżkami, które omijały pola zapalne, tudzież dorośli do swojego towarzystwa przekładając szczęście i miłość ponad własną butę i dumę.
– Gdyby sytuacja tego wymagała, to i owszem – odparował z lekkością, na jaką było go tylko stać i wycelował w nią spojrzenie, nieco rozbawione tą wymianą zdań.
– Powtarzamy to jak mantrę przez te kilka miesięcy. Uważaj, bo wejdzie ci to w nawyk i nawet po dwudziestu latach stażu ze mną u boku będziesz powtarzała te słowa. – Nachylił się nad kobietą i uśmiechnął z lekka prowokująco. Celowo prowokował i kusił ją na pokuszenie, gdy ich twarze znajdowały się tak blisko siebie.
– I ja tego potrzebowałem – posłał partnerce delikatny uśmiech, który niósł się na fali serdeczności emanującej z szarych tęczówek. Za biurkiem człowiek potrafił zatracić się całkowicie, a pora dnia umykała niepostrzeżenie dlatego, tak lubił pracę w terenie, wówczas odczuwał, coś więcej niż suchą kalkulację i słowa, co nakreślone na papier przedstawiały obraz danej sytuacji w ogromnym uproszczeniu.
Uśmiech utrzymywał się na ustach starszego oficera Kruczej Straży, zwłaszcza umiejętnie podsycony komplementem partnerki stanowił rychłe odzwierciedlenie prostej prawdy, iż nie tylko ona zyskiwała blasku przy nim, co i on przy niej. Razem czerpali z tego i tworzyli tym samym obraz szczęśliwej pary, jakoby pokonawszy wszelkie trudy i znoje z początków ich, jakże burzliwej relacji mogli nacieszyć się w pełni swobodą dojrzałego partnerstwa niepozbawionego naturalnie wad, ale te były naturalną koleją rzeczy, gdyż nic na tym świecie nie było wszak idealne. Nie mniej dzięki sile wytrwałości, mogli osiągnąć coś więcej, a ta odrobina poświęcenia zakiełkuje i z czasem przyniesie rozkwit dojrzałości oraz doświadczenia. Docierając się przez pryzmat tak trudnych charakterów, mogli ugiąć się pod ciężarem kłótni, jak i niegasnących pożarów wywoływanych mimochodem, często po zwykłej wymianie pozornie neutralnych słów, tak jednak nauczyli się podążać ścieżkami, które omijały pola zapalne, tudzież dorośli do swojego towarzystwa przekładając szczęście i miłość ponad własną butę i dumę.
– Gdyby sytuacja tego wymagała, to i owszem – odparował z lekkością, na jaką było go tylko stać i wycelował w nią spojrzenie, nieco rozbawione tą wymianą zdań.
– Powtarzamy to jak mantrę przez te kilka miesięcy. Uważaj, bo wejdzie ci to w nawyk i nawet po dwudziestu latach stażu ze mną u boku będziesz powtarzała te słowa. – Nachylił się nad kobietą i uśmiechnął z lekka prowokująco. Celowo prowokował i kusił ją na pokuszenie, gdy ich twarze znajdowały się tak blisko siebie.
Isabella de' Medici
Re: 15.05.2001 – Przełęcz Hodeskalle – I. de' Medici & I. Soelberg Wto 26 Mar - 0:18
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Górskie powietrze pozytywnie wpływało na samopoczucie kobiety, oddychała pełną piersią i czerpała przyjemność z krajobrazu, zachwycającego w każdym calu. Dawno nie mieli okazji, by wspólnie odpocząć, a po śmierci Lauge, wylało się jeszcze trochę szamba, co pozostawało także w jej gestii, dlatego zmęczenie brało górę. Nie potrafiła się odciąć, gdy miała świadomość, że akta piętrzyły się na jej biurku. A z drugiej strony wiedziała, że powinna znaleźć ten balans między pracą a życiem, to było chyba najtrudniejsze zadanie. Ivar w jakimś stopniu pomagał, ale sam również jest typem pracoholika, dlatego w kontekście pracy są dla siebie bardzo wyrozumiali.
- Pomyślałam ostatnio, że byłoby miło gdzieś się wyrwać na kilka dni, w ramach krótkiego urlopu. Znajdziesz trochę czasu? - zapytała, biorąc pod uwagę jego napięty grafik w pracy. Nie chciała go odciągać, jego obowiązki są przecież bardzo ważne dla społeczeństwa Midgardu, dlatego była skłonna negocjować termin i warunki. - Tym razem ja mogę zrobić ci niespodziankę odnośnie kierunku, ale zastanawiam się, czy wolisz ciepłe kraje, czy chłodniejsze rejony też ci pasują?
Odpoczywać można w końcu wszędzie, niezależnie od pogody. Dopóki mieli siebie, będzie im dobrze na każdym skrawku świata (kto by pomyślał, że z niej taka romantyczka).
- Zapamiętam i nie zawaham się, żeby cię wykorzystać - uśmiechnęła się przebiegle. Jego męska duma mogła okazać się gwoździem do trumny, ale w końcu sam się prosił takimi deklaracjami. Nie doszukiwała się tu już ukrytych znaczeń, że jej nie docenia i nie wierzy w możliwości, zakładając, że będzie potrzebowała jego pomocy w zwykłej acz wymagającej wędrówce. Zapominał, że nie była księżniczką na ziarnku grochu, pochodziła z nizin społecznych, więc niestraszne jej trudy i znoje.
Wałkowali ten temat niemal od początku i nauczyła się już trochę odpuszczać, choć czasami zwyczajnie kłuło ją w oczy, że traktował ją jakby nie potrafiła sama sobie radzić, mimo że do tej pory robiła to doskonale. On z kolei nauczył się bardziej trzymać język za zębami i nie wypowiadać się, zanim nie przemyśli, czy jego słowa nie obrażą drugiej strony. Najwyraźniej długo nie musiał dbać o odczucia partnerki, skoro zapomniał o tak istotnym szczególe. Miała nadzieję, że to już za nimi i nie będą musieli więcej do tego wracać.
- Myślisz, że wytrzymamy tyle ze sobą? - zapytała przekornie, wcale nie uchylając się przed zbliżeniem jego twarzy. Prowokował ją, a że była tego świadoma, to powstrzymała naturalne odruchy i uśmiechnęła się kącikiem ust. Sama zbliżyła się jeszcze odrobinę, jakby znacząc swój grunt, by nie pomyślał, że w jakimkolwiek stopniu mu ulega. Jej charakter i temperament nie pozwalał ustępować w najmniejszych nawet kwestiach, stąd też brało się część sporów. Oboje nie potrafili odpuszczać, ale na razie udawało się pokonywać przeszkody.
- Pomyślałam ostatnio, że byłoby miło gdzieś się wyrwać na kilka dni, w ramach krótkiego urlopu. Znajdziesz trochę czasu? - zapytała, biorąc pod uwagę jego napięty grafik w pracy. Nie chciała go odciągać, jego obowiązki są przecież bardzo ważne dla społeczeństwa Midgardu, dlatego była skłonna negocjować termin i warunki. - Tym razem ja mogę zrobić ci niespodziankę odnośnie kierunku, ale zastanawiam się, czy wolisz ciepłe kraje, czy chłodniejsze rejony też ci pasują?
Odpoczywać można w końcu wszędzie, niezależnie od pogody. Dopóki mieli siebie, będzie im dobrze na każdym skrawku świata (kto by pomyślał, że z niej taka romantyczka).
- Zapamiętam i nie zawaham się, żeby cię wykorzystać - uśmiechnęła się przebiegle. Jego męska duma mogła okazać się gwoździem do trumny, ale w końcu sam się prosił takimi deklaracjami. Nie doszukiwała się tu już ukrytych znaczeń, że jej nie docenia i nie wierzy w możliwości, zakładając, że będzie potrzebowała jego pomocy w zwykłej acz wymagającej wędrówce. Zapominał, że nie była księżniczką na ziarnku grochu, pochodziła z nizin społecznych, więc niestraszne jej trudy i znoje.
Wałkowali ten temat niemal od początku i nauczyła się już trochę odpuszczać, choć czasami zwyczajnie kłuło ją w oczy, że traktował ją jakby nie potrafiła sama sobie radzić, mimo że do tej pory robiła to doskonale. On z kolei nauczył się bardziej trzymać język za zębami i nie wypowiadać się, zanim nie przemyśli, czy jego słowa nie obrażą drugiej strony. Najwyraźniej długo nie musiał dbać o odczucia partnerki, skoro zapomniał o tak istotnym szczególe. Miała nadzieję, że to już za nimi i nie będą musieli więcej do tego wracać.
- Myślisz, że wytrzymamy tyle ze sobą? - zapytała przekornie, wcale nie uchylając się przed zbliżeniem jego twarzy. Prowokował ją, a że była tego świadoma, to powstrzymała naturalne odruchy i uśmiechnęła się kącikiem ust. Sama zbliżyła się jeszcze odrobinę, jakby znacząc swój grunt, by nie pomyślał, że w jakimkolwiek stopniu mu ulega. Jej charakter i temperament nie pozwalał ustępować w najmniejszych nawet kwestiach, stąd też brało się część sporów. Oboje nie potrafili odpuszczać, ale na razie udawało się pokonywać przeszkody.
Ivar Soelberg
Re: 15.05.2001 – Przełęcz Hodeskalle – I. de' Medici & I. Soelberg Sro 27 Mar - 17:25
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
To było miłe i szczerze mówiąc zaskoczyła go tą propozycją zupełnie nie oczekiwał, niczego podobnego, a ona tak swobodnie wypłynęła z inicjatywą, to zdecydowanie zasługiwało na szczery uśmiech, którym ją obdarzył. Lubił niespodzianki w jej wydaniu, zwykle trafnie odgadywała jego myśli. Nie zawsze, to fakt, ale im dłużej byli ze sobą, tym bardziej wzajemne zrozumienie oraz akceptacja, jak i szereg wielu istotnych elementów zazębiały się ze sobą, tym samym tworząc układ, który najzwyczajniej w świecie działał, bez zarzutów. Partnerstwo z Isabellą, miało wiele twarzy różnie bywało, lecz koniec końców czuł się przy niej dobrze, tak po prostu. Zaufanie, jakim obdarzyli się rosło od początku, ale to dziś, mógł stwierdzić, iż nigdy nie było większe, być może czas był tak potrzebnym spoiwem w tej relacji, że to za jego sprawką odkrywali przed sobą swe prawdziwe oblicza. Nie te zarezerwowane dla pracy, czy rodziny. Poznawali się, chociaż już wcześniej złączyło ich pożądanie, to było niecodzienne, ale przypadło im do gustu. Mogła go skreślić, on mógł skreślić ją – a jednak zabawnym przewrotnym zrządzeniem losu stanowili parę po paru miesiącach od pamiętnej rozmowy na balkonie.
– Bardzo chętnie – stwierdzenie pada z ust oficera momentalnie, bez chwili zawahania – zdecydowanie ciepły kraj. Przyda nam się, trochę więcej słońca i nie tylko… – kosmate myśli, zaczęły swobodnie zaślepiać wzrok, a widok Isabelli w stroju kąpielowym, był jakże kuszącym elementem podjętej decyzji. Trudno mu się dziwić – uwielbiał ją.
– Wykorzystuj, śmiało – zachęcił partnerkę, a szelmowski uśmiech dodatkowo nadał wypowiedzi pikanterii, to podwójne znaczenie nie mogło, zostać przeoczone, zwłaszcza że mężczyzna dalej tkwił myślami przy miłych jego sercu i nie tylko regionach. – Zaskoczyłaś mnie, tą propozycją, cholera przyznam, że nie na żarty rozbudziłaś moją ciekawość, czy przewidujesz moją pomoc w planowaniu tego wyjazdu? – po ostatnich wydarzeniach, a także przez ostatnie kilka miesięcy, mieli urwanie głowy, a te drobne chwilowe przerwy wykorzystywali, tak jakby jutra miało nie być. Wizja wypoczynku w pełni zasłużonego, zatem sprawiała, że z natury ponury Wysłannik rozpromieniał, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Isabella zdecydowanie potrafiła poprawić mu humor, ale również wyczuć zmęczenie, kiedy to osiada na nim, jak rdza sprawiając, że traci na swym temperamencie, a praca zaczyna być mordęgą bez końca. Łatwo w takim przypadku o wypalenie.
Konfrontacja na spojrzenia, gdzie w tle pobrzmiewało widmo rozmowy, zdecydowanie zachęcała do śmielszych działań. Byli sami na szlaku, a może i w górach. To nie miało jednak teraz żadnego znaczenia. Przygryzł w zamyśleniu dolną wargę i spoważniał.
– Nie wiem. To co nas łączy jest poważne i sporo się zmieniło w naszym życiu, odkąd jesteśmy ze sobą, czy mamy wspólną przyszłość? Zobaczymy. To w głównej mierze od nas samych zależy. – Leciutki uśmiech rozpromienił jego poważne oblicze. – Jak mi zaczniesz serwować, częściej włoskie jedzenie, to się z tobą ożenię – pocałował ukochaną nie dając jej momentu na odpowiedź.
– Bardzo chętnie – stwierdzenie pada z ust oficera momentalnie, bez chwili zawahania – zdecydowanie ciepły kraj. Przyda nam się, trochę więcej słońca i nie tylko… – kosmate myśli, zaczęły swobodnie zaślepiać wzrok, a widok Isabelli w stroju kąpielowym, był jakże kuszącym elementem podjętej decyzji. Trudno mu się dziwić – uwielbiał ją.
– Wykorzystuj, śmiało – zachęcił partnerkę, a szelmowski uśmiech dodatkowo nadał wypowiedzi pikanterii, to podwójne znaczenie nie mogło, zostać przeoczone, zwłaszcza że mężczyzna dalej tkwił myślami przy miłych jego sercu i nie tylko regionach. – Zaskoczyłaś mnie, tą propozycją, cholera przyznam, że nie na żarty rozbudziłaś moją ciekawość, czy przewidujesz moją pomoc w planowaniu tego wyjazdu? – po ostatnich wydarzeniach, a także przez ostatnie kilka miesięcy, mieli urwanie głowy, a te drobne chwilowe przerwy wykorzystywali, tak jakby jutra miało nie być. Wizja wypoczynku w pełni zasłużonego, zatem sprawiała, że z natury ponury Wysłannik rozpromieniał, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Isabella zdecydowanie potrafiła poprawić mu humor, ale również wyczuć zmęczenie, kiedy to osiada na nim, jak rdza sprawiając, że traci na swym temperamencie, a praca zaczyna być mordęgą bez końca. Łatwo w takim przypadku o wypalenie.
Konfrontacja na spojrzenia, gdzie w tle pobrzmiewało widmo rozmowy, zdecydowanie zachęcała do śmielszych działań. Byli sami na szlaku, a może i w górach. To nie miało jednak teraz żadnego znaczenia. Przygryzł w zamyśleniu dolną wargę i spoważniał.
– Nie wiem. To co nas łączy jest poważne i sporo się zmieniło w naszym życiu, odkąd jesteśmy ze sobą, czy mamy wspólną przyszłość? Zobaczymy. To w głównej mierze od nas samych zależy. – Leciutki uśmiech rozpromienił jego poważne oblicze. – Jak mi zaczniesz serwować, częściej włoskie jedzenie, to się z tobą ożenię – pocałował ukochaną nie dając jej momentu na odpowiedź.
Isabella de' Medici
Re: 15.05.2001 – Przełęcz Hodeskalle – I. de' Medici & I. Soelberg Sob 30 Mar - 15:32
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Kiwnęła głową, przyjmując do wiadomości jego preferencje, dzięki czemu mogła zawęzić listę potencjalnych kierunków. Po krótkim zastanowieniu musiała się zgodzić, jej też brakowało słońca charakterystycznego dla ciepłych krajów, zupełnie inaczej odczuwalnego niż w Skandynawii. Dodatkowo tutaj oboje mieli z tyłu głowy obowiązki i pracę, a na wyjeździe, mogliby przełączyć tryb na wakacje i prawdziwie odpocząć.
- Nie tylko? - uniosła brwi, powstrzymując uśmiech. Mogła się tylko domyślać, jakie obrazy podsyłał mu umysł; nie wymagała, by mówił je na głos, bo prędzej czy później i tak się przekona na własnej skórze. Chyba nawet wolała ten element niespodzianki.
Dwuznaczny ton wypowiedzi skwitowała figlarnym uśmiechem, zwiastującym kłopoty (z rodzaju tych przyjemnych). Naprawdę cieszyła się, że była w stanie widocznie poprawić mu humor. Lubiła doceniać to małymi gestami, oznakami troski, czułymi liścikami. Do tej pory jednak nie odważyła się na większy wysiłek, a przygotowanie wyjazdu było wyzwaniem. Niemniej widząc jego reakcje, czuła że zmierza w dobrym kierunku. Przez chwilę zastanawiała się, czy faktycznie nie uwzględnić jego pomocy, w końcu miał doświadczenie, sam zaplanował pobyt we Włoszech. Ostatecznie pokręciła głową - niespodzianka to niespodzianka.
- Możesz przedstawiać swoje propozycje i pomysły, a ja może je uwzględnię - kto wie, może pomyśli o czymś, co jej by nie przyszło do głowy? Nie chciała całkiem go odcinać, skoro oboje mieli miło spędzić czas.
Był zmęczony w podobnym, jeśli nie większym stopniu, co ona. Intensywność zadań miała teraz trochę inny wymiar, niż podczas masowych morderstw w Midgardzie, ale wciąż nie zwalniali tempa. Może to błąd, może powinni sobie odpuścić i świętować, jak reszta społeczeństwa. Oni pozostawali czujni, jakby przeczuwając, że chwilowy spokój to tylko cisza przed burzą.
Patrząc w jego ciemne oczy, nie ustępowała, jakby nie chciała przegrać walki na spojrzenia. Zajmowało ją to zdecydowanie bardziej, niż powinno, ale czasami lubiła czuć ten wewnętrzny luz, gdy w odosobnieniu, mając tylko jego u boku, nie musiała być tak rozsądna i poważna. Zmarszczyła nos niczym królik, żeby go rozproszyć, a tym samym wygrać.
- Zależy od nas, amore - potwierdziła, odnajdując męską dłoń, zaciskając na niej palce w czułym uścisku. Nie mogli przewidzieć przyszłości, ale dopóki oboje będą walczyć z przeciwnościami losu i ze swoimi charakterami, ustępując niekiedy w kompromisach, będzie im się żyło naprawdę dobrze.
Chciała prychnąć na jego kolejne słowa, odpowiedzieć, że sama również wymyśli warunek konieczny, ale zanim zdążyła się zaśmiać, zamknął jej usta pocałunkiem, na który chętnie przystanęła, zaplatając ręce na jego szyi.
- Chodźmy, bo nas noc zastanie - przywołała ich do porządku, gdy tylko odsunęli się od siebie na bezpieczną, nieprowokującą odległość. Złapała go za rękę i ruszyli dalej.
Po kilkunastu minutach marszu, jej noga nienaturalnie wykręciła się na kamieniu i choć normalnie giętkość bohlera byłaby tu przydatna, tak teraz podczas wygięcia stopy, poczuła ostry ból w stawie skokowym.
- Cholera. Przeklęta choroba - westchnęła, siadając na chwilę na kamieniu, bo z bólu zrobiło jej się słabo, jakby miała zemdleć.
- Nie tylko? - uniosła brwi, powstrzymując uśmiech. Mogła się tylko domyślać, jakie obrazy podsyłał mu umysł; nie wymagała, by mówił je na głos, bo prędzej czy później i tak się przekona na własnej skórze. Chyba nawet wolała ten element niespodzianki.
Dwuznaczny ton wypowiedzi skwitowała figlarnym uśmiechem, zwiastującym kłopoty (z rodzaju tych przyjemnych). Naprawdę cieszyła się, że była w stanie widocznie poprawić mu humor. Lubiła doceniać to małymi gestami, oznakami troski, czułymi liścikami. Do tej pory jednak nie odważyła się na większy wysiłek, a przygotowanie wyjazdu było wyzwaniem. Niemniej widząc jego reakcje, czuła że zmierza w dobrym kierunku. Przez chwilę zastanawiała się, czy faktycznie nie uwzględnić jego pomocy, w końcu miał doświadczenie, sam zaplanował pobyt we Włoszech. Ostatecznie pokręciła głową - niespodzianka to niespodzianka.
- Możesz przedstawiać swoje propozycje i pomysły, a ja może je uwzględnię - kto wie, może pomyśli o czymś, co jej by nie przyszło do głowy? Nie chciała całkiem go odcinać, skoro oboje mieli miło spędzić czas.
Był zmęczony w podobnym, jeśli nie większym stopniu, co ona. Intensywność zadań miała teraz trochę inny wymiar, niż podczas masowych morderstw w Midgardzie, ale wciąż nie zwalniali tempa. Może to błąd, może powinni sobie odpuścić i świętować, jak reszta społeczeństwa. Oni pozostawali czujni, jakby przeczuwając, że chwilowy spokój to tylko cisza przed burzą.
Patrząc w jego ciemne oczy, nie ustępowała, jakby nie chciała przegrać walki na spojrzenia. Zajmowało ją to zdecydowanie bardziej, niż powinno, ale czasami lubiła czuć ten wewnętrzny luz, gdy w odosobnieniu, mając tylko jego u boku, nie musiała być tak rozsądna i poważna. Zmarszczyła nos niczym królik, żeby go rozproszyć, a tym samym wygrać.
- Zależy od nas, amore - potwierdziła, odnajdując męską dłoń, zaciskając na niej palce w czułym uścisku. Nie mogli przewidzieć przyszłości, ale dopóki oboje będą walczyć z przeciwnościami losu i ze swoimi charakterami, ustępując niekiedy w kompromisach, będzie im się żyło naprawdę dobrze.
Chciała prychnąć na jego kolejne słowa, odpowiedzieć, że sama również wymyśli warunek konieczny, ale zanim zdążyła się zaśmiać, zamknął jej usta pocałunkiem, na który chętnie przystanęła, zaplatając ręce na jego szyi.
- Chodźmy, bo nas noc zastanie - przywołała ich do porządku, gdy tylko odsunęli się od siebie na bezpieczną, nieprowokującą odległość. Złapała go za rękę i ruszyli dalej.
Po kilkunastu minutach marszu, jej noga nienaturalnie wykręciła się na kamieniu i choć normalnie giętkość bohlera byłaby tu przydatna, tak teraz podczas wygięcia stopy, poczuła ostry ból w stawie skokowym.
- Cholera. Przeklęta choroba - westchnęła, siadając na chwilę na kamieniu, bo z bólu zrobiło jej się słabo, jakby miała zemdleć.
Ivar Soelberg
Re: 15.05.2001 – Przełęcz Hodeskalle – I. de' Medici & I. Soelberg Wto 23 Kwi - 11:41
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Górski szlak silnie kontrastował z obrazami, które stawały jak żywe przed oczami. Szarość poprzecinana zielonymi plamami wczesnych pędów roślin znaczyła się charakterystycznie na tym skalistym tle, lecz złoty piasek plaży, szum ciepłego błękitnego morza i temperatura, która pozwala zrzucić z siebie warstwy ubrań zdominowały umysł Wysłannika na czas dostatecznie długi, aby lekki uśmiech rozmarzenia, mógł zaznaczyć się dostrzegalnie na twarzy mężczyzny.
Nie strapił się tonem, a luźna propozycja była całkiem sensowna, zwłaszcza że mieli razem wypoczywać. Bo nie wyobrażał sobie innego scenariusza. Skoro byli w związku i chcieli budować wspólnie przyszłość, to wspólne wyjazdy powinny być istotnym elementem tej relacji. Rozumiał sytuacje, w której poglądy na temat wspólnego podróżowania odbiegały od siebie w zupełnie skrajne końce, lecz kwestią poświęcenia było, aby dostosować się do drugiej osoby, bo to wspólnie spędzony czas miał być najważniejszym aspektem, te wspomnienia, które pozostaną z nimi, być może do końca życia. Ponadto czas skrajnie dawkuje im bliskość, jaką dzielili się, co dnia, aby jeszcze go uszczuplać, gdy obydwoje mają wolne spędzając urlop samotnie z daleka od siebie. To nie rodziło bliskości, a wręcz serwowało na srebrnej tacy oddalenie.
– Chodzi za mną spokój, niewielu turystów, przynajmniej w bezpośrednim otoczeniu. Tak, abyśmy mogli kochać się, bez skrępowania, choćby pod gołym niebem na skrawku złotej plaży. – Widocznie pragnienia brały górę nad umysłem, zwykle stonowanego mężczyzny.
Lubił pieszczoty, zwłaszcza te, które mógł skraść Isabelli i wcale nie miałby nic przeciwko temu, aby faktycznie noc zastała ich w górach, wszak wystarczyło im niewiele. Prowiant w postaci przekąsek mieli, ciepłe ubranie, a dzięki magii nie musieli martwić się o ciepło, chociaż po prawdzie to wystarczyłaby niewielka jaskinia i bez zaklęć potrafiliby zadbać o ciepło, tak potrzebne przecież podczas chłodnych wiosennych nocy… Ale szczerze powątpiewał w tak skrajną chęć przygody ze strony partnerki, która przedkładała wygodę własnego łóżka ponad wszystko inne w tej liczbie nawet kamieniste dno groty zasłane puchowymi kurtkami. Mimo iż przygoda taka miałaby swój charakter i zapewniała niezapomniane doznania, tak mogłaby zaowocować łamaniem w kościach i innymi równie nieprzyjemnymi kontuzjami ich wieku. Dlatego marzenia o wszelkich: jamach, jaskiniach i skalnych półkach, wolał zastąpić miękkością łóżeczka.
Zelektryzowany nagle zmienionym głosem, jak i nienaturalnymi ruchami towarzyszki momentalnie zatrzymał się i pospieszył z pomocą. Pytająco spojrzał na Isabellę, niepewny, czy da radę wstać i w ogóle dalej iść…
– Chodź – mruknął półgłosem, nachylając się nad kobietą, jego ręce czule objęły jej drobne ciało i przycisnęły do piersi. Wstał z klęczek i postąpił kilka ostrożnych kroków balansując ciałem na kamieniach, musiał być podwójnie ostrożny dlatego szedł z początku bardzo wolno. Szlak wiódł wąską równą ścieżynką między nagimi szczytami i meandrował leniwie w dół. – Jak noga? – zagadnął z twarzą blisko jej policzka. Był w doskonałej kondycji fizycznej przygotowany na długie wyczerpujące sprawdziany wydolnościowe, przy których spacer z wybranką serca w ramionach zdawał się jakże przyjemną błahostką. Przyspieszył kroku.
Nie strapił się tonem, a luźna propozycja była całkiem sensowna, zwłaszcza że mieli razem wypoczywać. Bo nie wyobrażał sobie innego scenariusza. Skoro byli w związku i chcieli budować wspólnie przyszłość, to wspólne wyjazdy powinny być istotnym elementem tej relacji. Rozumiał sytuacje, w której poglądy na temat wspólnego podróżowania odbiegały od siebie w zupełnie skrajne końce, lecz kwestią poświęcenia było, aby dostosować się do drugiej osoby, bo to wspólnie spędzony czas miał być najważniejszym aspektem, te wspomnienia, które pozostaną z nimi, być może do końca życia. Ponadto czas skrajnie dawkuje im bliskość, jaką dzielili się, co dnia, aby jeszcze go uszczuplać, gdy obydwoje mają wolne spędzając urlop samotnie z daleka od siebie. To nie rodziło bliskości, a wręcz serwowało na srebrnej tacy oddalenie.
– Chodzi za mną spokój, niewielu turystów, przynajmniej w bezpośrednim otoczeniu. Tak, abyśmy mogli kochać się, bez skrępowania, choćby pod gołym niebem na skrawku złotej plaży. – Widocznie pragnienia brały górę nad umysłem, zwykle stonowanego mężczyzny.
Lubił pieszczoty, zwłaszcza te, które mógł skraść Isabelli i wcale nie miałby nic przeciwko temu, aby faktycznie noc zastała ich w górach, wszak wystarczyło im niewiele. Prowiant w postaci przekąsek mieli, ciepłe ubranie, a dzięki magii nie musieli martwić się o ciepło, chociaż po prawdzie to wystarczyłaby niewielka jaskinia i bez zaklęć potrafiliby zadbać o ciepło, tak potrzebne przecież podczas chłodnych wiosennych nocy… Ale szczerze powątpiewał w tak skrajną chęć przygody ze strony partnerki, która przedkładała wygodę własnego łóżka ponad wszystko inne w tej liczbie nawet kamieniste dno groty zasłane puchowymi kurtkami. Mimo iż przygoda taka miałaby swój charakter i zapewniała niezapomniane doznania, tak mogłaby zaowocować łamaniem w kościach i innymi równie nieprzyjemnymi kontuzjami ich wieku. Dlatego marzenia o wszelkich: jamach, jaskiniach i skalnych półkach, wolał zastąpić miękkością łóżeczka.
Zelektryzowany nagle zmienionym głosem, jak i nienaturalnymi ruchami towarzyszki momentalnie zatrzymał się i pospieszył z pomocą. Pytająco spojrzał na Isabellę, niepewny, czy da radę wstać i w ogóle dalej iść…
– Chodź – mruknął półgłosem, nachylając się nad kobietą, jego ręce czule objęły jej drobne ciało i przycisnęły do piersi. Wstał z klęczek i postąpił kilka ostrożnych kroków balansując ciałem na kamieniach, musiał być podwójnie ostrożny dlatego szedł z początku bardzo wolno. Szlak wiódł wąską równą ścieżynką między nagimi szczytami i meandrował leniwie w dół. – Jak noga? – zagadnął z twarzą blisko jej policzka. Był w doskonałej kondycji fizycznej przygotowany na długie wyczerpujące sprawdziany wydolnościowe, przy których spacer z wybranką serca w ramionach zdawał się jakże przyjemną błahostką. Przyspieszył kroku.
Isabella de' Medici
Re: 15.05.2001 – Przełęcz Hodeskalle – I. de' Medici & I. Soelberg Pon 20 Maj - 21:11
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Oczywiście, że weźmie pod uwagę jego pomysły, w końcu chciała, żeby mu się podobało, ale jednocześnie chciała zawrzeć w tym wszystkim jakiś element niespodzianki. Będzie myślała o tym bardziej szczegółowo, gdy wrócą do domu, a teraz badała grunt. Ciepłe kraje i plaża zdecydowanie przysłoniły inne, może chłodniejsze opcje. Odpowiadało jej to, lubiła wyższą temperaturę, dużo słońca i relaks pod palmami. Oboje zasługiwali na odpoczynek, byli przemęczeni, przebodźcowani, a przecież nie potrzeba wiele, by gdzieś wyskoczyć. Odrobina dobrej woli i pieniędzy, których im nie brakowało.
Rozmarzona mina Wysłannika wywołała jej rozbawienie, bo choć miał ją na co dzień, tak zmiana klimatu ewidentnie pobudzała jego zmysły. Mieli wystarczająco dużo przeszkód po drodze, teraz chciała po prostu cieszyć się sobą, doceniać każdą chwilę, bo nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Ona ostatnio zdawała się przyciągać nieszczęścia, a on miał niebezpieczną pracę, ale zamiast się zamartwiać, lepiej było spożytkować ten czas wspólnie. Po prostu ze sobą być, bez kłótni i nieporozumień, tego mieli dość. Teraz nadeszła era spokoju, miejmy nadzieję.
- Nie jestem aż tak bogata, żeby kupić prywatną wyspę - zaśmiała się, choć poważnie potraktowała jego słowa, nie lekceważyła jego pragnień, szczególnie gdy wygłaszał je tak otwarcie, szczególnie gdy pokrywały się z jej wizją. - Ale spróbuję spełnić twoje oczekiwania.
Zacisnęła usta, bo jak przypuszczała, celowo zobrazował swój pomysł, żeby zaszczepić w jej umyśle sceny, skutecznie odwracające uwagę od górskich krajobrazów, które przecież zachwycały ją pod każdym względem. Mieli skupić się na tym co tu i teraz, choć nie ma co ukrywać, że planowanie sprawiało jej przyjemność.
- Szkoda, że nie wzięliśmy żadnego koca. Moglibyśmy zrobić jakiś dłuższy przystanek - uniosła sugestywnie brwi, bo przygoda jej niestraszna. Jako dziecko niejednokrotnie spała pod gołym niebem, mieszkała w slumsach, nierzadko głodując. Nie była delikatnym kwiatuszkiem, o który należy drżeć w obawie przed zwiędnięciem; potrafiła o siebie zadbać, a wszelkie niedogodności w życiu znosiła z uniesionym podbródkiem i dumą godną wojownika.
Ból przeszywający kostkę odebrał jej na moment zdolność chłodnej kalkulacji sytuacji, nie miała nawet czasu obejrzeć nogi, ani tym bardziej ocenić, czy potrzebuje odpoczynku, czy od razu może ruszać w drogę.
- Nie, poradzę.. - sobie, dopowiedziałaby, gdyby mężczyzna nie przyciskał już jej do klatki. Nie była przyzwyczajona do tak rycerskich gestów, więc poczuła się niezręcznie, ale tym razem zamiast protestować, uśmiechnęła się i objęła jego szyję rękami. Wdychała miarowo jego zapach, próbując pozostać nieruchomo, by nie utrudniać mu balansowania na półkach skalnych. Po dłuższej chwili na pewno potrzebował wytchnienia.
- Doceniam, ale nie musisz mnie nieść. Noga boli, ale możemy zrobić sobie kilkuminutowy odpoczynek, a potem powoli włączę się do marszu - stwierdziła, choć nie upierała się, pozostawiając jemu decyzję. Nie chciała go obciążać, nawet jeśli byłby w stanie nieść ją przez pół Skandynawii. Szczególnie, że gdy był tak blisko, ciężej było się opanować. Zaczęła od niewinnego całusa prosto w usta, potem w kącik warg, następnie w brodę, idąc linią żuchwy obsypywała go drobnymi pocałunkami, utrudniając mu koncentrację na nierównej powierzchni, a dzięki temu odrobinę zmuszając go do przystanku.
Rozmarzona mina Wysłannika wywołała jej rozbawienie, bo choć miał ją na co dzień, tak zmiana klimatu ewidentnie pobudzała jego zmysły. Mieli wystarczająco dużo przeszkód po drodze, teraz chciała po prostu cieszyć się sobą, doceniać każdą chwilę, bo nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Ona ostatnio zdawała się przyciągać nieszczęścia, a on miał niebezpieczną pracę, ale zamiast się zamartwiać, lepiej było spożytkować ten czas wspólnie. Po prostu ze sobą być, bez kłótni i nieporozumień, tego mieli dość. Teraz nadeszła era spokoju, miejmy nadzieję.
- Nie jestem aż tak bogata, żeby kupić prywatną wyspę - zaśmiała się, choć poważnie potraktowała jego słowa, nie lekceważyła jego pragnień, szczególnie gdy wygłaszał je tak otwarcie, szczególnie gdy pokrywały się z jej wizją. - Ale spróbuję spełnić twoje oczekiwania.
Zacisnęła usta, bo jak przypuszczała, celowo zobrazował swój pomysł, żeby zaszczepić w jej umyśle sceny, skutecznie odwracające uwagę od górskich krajobrazów, które przecież zachwycały ją pod każdym względem. Mieli skupić się na tym co tu i teraz, choć nie ma co ukrywać, że planowanie sprawiało jej przyjemność.
- Szkoda, że nie wzięliśmy żadnego koca. Moglibyśmy zrobić jakiś dłuższy przystanek - uniosła sugestywnie brwi, bo przygoda jej niestraszna. Jako dziecko niejednokrotnie spała pod gołym niebem, mieszkała w slumsach, nierzadko głodując. Nie była delikatnym kwiatuszkiem, o który należy drżeć w obawie przed zwiędnięciem; potrafiła o siebie zadbać, a wszelkie niedogodności w życiu znosiła z uniesionym podbródkiem i dumą godną wojownika.
Ból przeszywający kostkę odebrał jej na moment zdolność chłodnej kalkulacji sytuacji, nie miała nawet czasu obejrzeć nogi, ani tym bardziej ocenić, czy potrzebuje odpoczynku, czy od razu może ruszać w drogę.
- Nie, poradzę.. - sobie, dopowiedziałaby, gdyby mężczyzna nie przyciskał już jej do klatki. Nie była przyzwyczajona do tak rycerskich gestów, więc poczuła się niezręcznie, ale tym razem zamiast protestować, uśmiechnęła się i objęła jego szyję rękami. Wdychała miarowo jego zapach, próbując pozostać nieruchomo, by nie utrudniać mu balansowania na półkach skalnych. Po dłuższej chwili na pewno potrzebował wytchnienia.
- Doceniam, ale nie musisz mnie nieść. Noga boli, ale możemy zrobić sobie kilkuminutowy odpoczynek, a potem powoli włączę się do marszu - stwierdziła, choć nie upierała się, pozostawiając jemu decyzję. Nie chciała go obciążać, nawet jeśli byłby w stanie nieść ją przez pół Skandynawii. Szczególnie, że gdy był tak blisko, ciężej było się opanować. Zaczęła od niewinnego całusa prosto w usta, potem w kącik warg, następnie w brodę, idąc linią żuchwy obsypywała go drobnymi pocałunkami, utrudniając mu koncentrację na nierównej powierzchni, a dzięki temu odrobinę zmuszając go do przystanku.
Ivar Soelberg
15.05.2001 – Przełęcz Hodeskalle – I. de' Medici & I. Soelberg Pią 24 Maj - 16:42
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Delikatny uśmiech czai się na krańcach kącików ust, nieznacznie unosząc je ku górze. W szarych oczach tańczą znajome kobiecie iskierki radości, zwłaszcza nasilają się po zabawionych żartobliwą nutą słowach, które ta wypowiada. Uwielbia spędzać z nią czas i wcale nie muszą do tego mieć prywatnej wyspy, ani wakacji za gigantyczne pieniądze na drugim końcu świata. Czasem wystarczyło tak niewiele – bliskość drugiej osoby, jej uśmiech, rozmowa. Dla chwil tylko we dwoje zmieniał się – nieznacznie, powoli, ale widocznie. Niegdyś nic podobnego nie przeszłoby przez umysł Wysłannika; dziś natomiast był skłonny wykorzystać w pełni zasoby urlopu, aby spędzać go w jej towarzystwie, tak jakby pragnął dzielić z nią jak najwięcej, nawet jeśli to szło kosztem pracy, którą przecież kochał.
– Kochanie… jak ty mnie czasem nie doceniasz – wywrócił teatralnie oczami robiąc przy tym wiele znaczącą minę „obrażonego”, oczywiście żartował, chciał jej uzmysłowić, że myślał zawsze o wszystkim, i jeśli praca w szeregach Wysłanników go czegoś nauczyła, to tym czymś było między innymi dobre planowanie. Górskie wycieczki miały swój klimat, lecz niosły ze sobą wiele niebezpieczeństw i oficer o tym wiedział, dlatego był przygotowany w to, co niezbędne. A że obecność kobiety w jego życiu zabarwiła je romantyczną nutą, to i starał się znacznie bardziej, niżeli dla samego siebie.
– Planowo myślałem o tej niespodziance, gdy dojdziemy na sam szczyt, ale możemy odpocząć tu za zakrętem, będzie polana z ładnym widokiem na doliny – uśmiech gra na jego twarzy, emanuje spokojem i opanowaniem. Jest pewny, a siła głosu idzie w parze z kondycją, mimo niesienia partnerki na ramionach nie czuje jej ciężaru, a jego krok pozostaje lekki. Zdecydowanie dodawała mu sił, nawet nieświadoma tego.
Nigdy nie pytał o jej przeszłość. Wiedział podstawowe fakty i nic więcej, to mu wystarczało na razie. Rozumiał, że niektóre tematy, były dla kobiety trudne, bądź niewygodne, a napominanie o nich mogłoby skończyć się nieprzyjemnym rozdrapywaniem dawno zabliźnionych ran, dlatego milczał taktownie zawsze, gdy ciekawość chciała uderzyć z czymś, co mogłoby otworzyć zamknięty rozdział z jej przeszłości. Miał tego pokaz nie tak dawno. Dowiedział się, tego co tak go nurtowało, ale nie żałował. Uważał, że był to temat, który powinni poruszyć nim osiągną kolejny pułap relacji. Gdyż wszystko to nabierało powagi z każdym przebytym tygodniem na ścieżce tej znajomości.
– Ależ z ciebie uparta... – westchnął żartobliwie, ale ugryzł się w język przed dodaniem czegoś jeszcze, kiedy niewinne czułości zalały jego twarz, był wyraźnie zdekoncentrowany, a oddech nieznacznie przyspieszył, wraz z mocniejszym biciem serca. Mogła poczuć, że swoimi czynami trafiła „w dziesiątkę” obezwładniając jego męską postawę. Kiedy wyszli na polanę posadził ostrożnie brunetkę na jednym z większych głazów, a samemu ściągnął plecak i zaczął wyciągać z niego koc oraz drobne przekąski. – Brakowało mi takiego pikniku, dołączysz się? – rzuca żartobliwie i kładzie się na kocu, zostawiając Isabelli mniejszą połówkę, będzie musiała zawalczyć o więcej.
Ivar i Isabella z tematu
– Kochanie… jak ty mnie czasem nie doceniasz – wywrócił teatralnie oczami robiąc przy tym wiele znaczącą minę „obrażonego”, oczywiście żartował, chciał jej uzmysłowić, że myślał zawsze o wszystkim, i jeśli praca w szeregach Wysłanników go czegoś nauczyła, to tym czymś było między innymi dobre planowanie. Górskie wycieczki miały swój klimat, lecz niosły ze sobą wiele niebezpieczeństw i oficer o tym wiedział, dlatego był przygotowany w to, co niezbędne. A że obecność kobiety w jego życiu zabarwiła je romantyczną nutą, to i starał się znacznie bardziej, niżeli dla samego siebie.
– Planowo myślałem o tej niespodziance, gdy dojdziemy na sam szczyt, ale możemy odpocząć tu za zakrętem, będzie polana z ładnym widokiem na doliny – uśmiech gra na jego twarzy, emanuje spokojem i opanowaniem. Jest pewny, a siła głosu idzie w parze z kondycją, mimo niesienia partnerki na ramionach nie czuje jej ciężaru, a jego krok pozostaje lekki. Zdecydowanie dodawała mu sił, nawet nieświadoma tego.
Nigdy nie pytał o jej przeszłość. Wiedział podstawowe fakty i nic więcej, to mu wystarczało na razie. Rozumiał, że niektóre tematy, były dla kobiety trudne, bądź niewygodne, a napominanie o nich mogłoby skończyć się nieprzyjemnym rozdrapywaniem dawno zabliźnionych ran, dlatego milczał taktownie zawsze, gdy ciekawość chciała uderzyć z czymś, co mogłoby otworzyć zamknięty rozdział z jej przeszłości. Miał tego pokaz nie tak dawno. Dowiedział się, tego co tak go nurtowało, ale nie żałował. Uważał, że był to temat, który powinni poruszyć nim osiągną kolejny pułap relacji. Gdyż wszystko to nabierało powagi z każdym przebytym tygodniem na ścieżce tej znajomości.
– Ależ z ciebie uparta... – westchnął żartobliwie, ale ugryzł się w język przed dodaniem czegoś jeszcze, kiedy niewinne czułości zalały jego twarz, był wyraźnie zdekoncentrowany, a oddech nieznacznie przyspieszył, wraz z mocniejszym biciem serca. Mogła poczuć, że swoimi czynami trafiła „w dziesiątkę” obezwładniając jego męską postawę. Kiedy wyszli na polanę posadził ostrożnie brunetkę na jednym z większych głazów, a samemu ściągnął plecak i zaczął wyciągać z niego koc oraz drobne przekąski. – Brakowało mi takiego pikniku, dołączysz się? – rzuca żartobliwie i kładzie się na kocu, zostawiając Isabelli mniejszą połówkę, będzie musiała zawalczyć o więcej.
Ivar i Isabella z tematu