Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    10.10.2000 – Hala targowa, Trondheim – Diabelskie targi

    5 posters
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    10.10.2000

    Szelesty rozmów – niekiedy o charakterze czysto prowokacyjnym, niekiedy, z kolei wiążące z najzwyklejszym, wpisanym w naturę miejsca, negocjowaniem ceny – zmieniły się momentalnie w jeden, gniotący zmysł słuchu jazgot. Wzrok wszystkich, przebywających na terytorium hali, oderwano od wcześniejszych obiektów, mogących liczyć na spontaniczne przejawy zaciekawienia, by poszybował w ograniczoną kotłującym się tłumem przestrzeń. Krzyki, rozlegające się przy stoisku, dla wielu uczestników spotkania niemożliwym do dostrzeżenia, przysłoniętym przez rozedrgane w zdenerwowaniu sylwetki, stały się źródłem, w stronę którego instynktownie pomknęły mnogie strumienie uwagi. Nie mogły, co oczywiste, zwiastować czegokolwiek dobrego; nikt jednak nie przewidywał równie czarnego, pnącego się scenariusza: jeden ze śniących, na oczach innych niemagicznych, przemienił się rychło w posąg. Każdy, choć odrobinę obeznany w dziedzinach magii mógł się domyślić, że zajście zaszło z udziałem rzuconej na przedmiot klątwy. Szczęście w nieszczęściu, najbliżej całego ekscesu znajdowała się Josefine Nansen, która, zaproszona z powodu doniesień o kontaktach ze śniącymi, stała się również świadkiem niefortunnego procesu. Sprzedawca, przy którego stoisku doszło do skandalicznego zajścia, siedział, osłupiały, wpatrując się tępo w przestrzeń; wydawał się szczerze przerażony lub doskonale maskujący posiadaną przez siebie wiedzę.

    Josefine może porozmawiać z handlarzem. Jeśli zdecyduje się go wypytać, rzuca kością k100 na charyzmę; im większy wynik, tym mężczyzna okaże się bardziej skory do rozmowy.

    Zmącona koncentracja Loara Lindahla przemieniła się wkrótce w zmąconą, zachowaną z trudnością równowagę – został potrącony przez niską, dotychczas zręcznie lawirującą postać, która, równie prędko podniosła się i zniknęła mu z oczu. W zamian za to, podeszwa buta Lindahla natrafiła na nowy obiekt, coś, czego dotąd nie było na połyskliwej posadzce. Była to rękawiczka, podpisana wyszytym inicjałem V.N., upuszczona, prawdopodobnie przez jegomościa w wyniku nieplanowanej kolizji. Materiał, z którego została wykonana, mógł się wydawać znajomy i bynajmniej niepowiązany ze światem śniących.

    Loar może spróbować zbadać przedmiot. Próg wynosi w tym przypadku 35; wynik k100 sumuje się z pasującym atutem i statystyką wiedzy ogólnej.

    Tyyne Toppinen, doglądająca przedsięwzięcia jako jedna z obserwatorów, którym Komisja powierzyła śledzenie panujących nastrojów i zachowań, wiedziała, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. Miało miejsce zdarzenie zupełnie nieplanowane i niemal mrożące krew w żyłach, które przysporzy pracy nie tyle całej organizacji, co również, bez wątpienia, odnajdzie swoje niechlubne odzwierciedlenie w mediach. W chwili zdarzenia znajdowała się niemniej jednak daleko, próbując dyskretnie przyjrzeć się jednej z urzędniczek i śniącej, Sohvi Vanhanen. Niestety, ewentualne plany musiały być przełożone: na jedną z kobiet rzucił się niepozorny staruszek, zaciskając na ramionach suche, skrzywione reumatyzmem palce.
    Demon… Demon! – wychrypiał, co mogło świadczyć, że widział bezpośrednio wypadek; w obecnym stanie, nie wydawał się jednak skłonny do jakiejkolwiek współpracy.

    Prorok rzuca kością k6. Wynik nieparzysty oznacza, że staruszek wpadł na Tyyne, wynik parzysty: Sohvi. Aby uspokoić staruszka, rzucacie kością k100 na charyzmę. Próg jest liczony osobno dla każdej z was i wynosi 60.

    Czas na odpowiedź: 72 godziny (do 21.04, 23:59)

    Uwaga! Przypominam, że tylko członkowie Komisji (Tyyne) i Departamentu (Sohvi), mogą mieć wiedzę na temat prawdziwej natury targów. Pozostałe osoby nie wiedzą, z jakiego powodu otrzymały zaproszenie.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Prorok' has done the following action : kości


    'k6' : 6
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Zaproszenie na Okazjonalia – zaskoczenie rozmyte wichurą codzienności – wisiało przyczepione do lodówki ciemnym magnesem, niespecjalnie rzucając się w oczy spod zakrywającego go bieżącego rachunku i listu Lory – wciąż uciążliwie pozostającego bez odpowiedzi. Było ostatnim na długiej liście rzeczy, o których powinien pamiętać w nadchodzącym tygodniu i które miał do zrobienia w październiku. A mimo to gruby, czerpany papier, na którym zostało wydrukowane, dzień przed targami przykuwa na nowo jego uwagę, zmieniając niemal diametralnie wtorkowe plany – zamiast wcześniejszego otwarcia sklepu, spontanicznie decyduje się na zanurzenie w otchłani hali dotychczas z premedytacją omijanej szerokim łukiem. Bliska obecność galdryjskiej oazy skrytej przed nieświadomą magii częścią skandynawskiego społeczeństwa nieustannie wywołuje w nim poczucie dyskomfortu – wyzbył się potrzeby prowokowania przytłaczającego uczucia, na własnych warunkach selekcjonując kontakt z magicznym światem. Zawodowa ciekawość bierze jednak górę, a potrzeba wykradania jak największej ilości cząstek magii z rąk bardziej lub mniej świadomych jej posiadaczy, wrze w nim coraz bardziej, im bliżej budynku się znajduje, uspokajając się jedynie na chwilę niezbędną do rozeznania się w planie usytuowania dziesiątek stoisk.
    Tylko moment – niezobowiązujący rzut spojrzeniem na wyroby wdzięczące się w sztucznym, ostrym świetle hali – który obiecuje sobie przeznaczyć na tę fanaberię, nieoczekiwanie zmienia się w pozbawioną czasu podróż między straganami, a ilość zarezerwowanych u sprzedawców przedmiotów niebezpiecznie zbliża się do dwucyfrowej liczby. I tylko moment – krzyk wbijający się bezdusznie jak drzazga w bezbronne ciało rzeczywistości – wystarcza, by sprowadzić go na ziemię. Wzrok mechanicznie wędruje w stronę, z której, jak mu się wydaje, dobiega ogólne źródło harmidru, niewiele dostrzega jednak ponad głowami tłoczącego się – rozrastającego i kurczącego jednocześnie, jak plastyczna masa – przy jednym ze stoisk tłumu. Nie w porę udaje mu się również dostrzec zmierzającego wprost na niego mężczyznę, z którym zdarza się z całym impetem intruzowej ucieczki.
    - Może jakieś przepraszam? – rzuca z irytacją za mężczyzną. Brak jakiejkolwiek reakcji na zderzenie i uwagę kwituje pełnym rozdrażnienia sapnięciem, decydując się ruszyć w stronę, z której nadbiegł nieznajomy. Nie uchodzi nawet pół kroku, kiedy pod podeszwą buta wyczuwa jakiś przedmiot. Serce mimowolnie na krótką chwilę podchodzi mu go gardła, gdy wyobraźnia podsuwa kolejne absurdalne możliwości tego, na co mógł nastąpić, lecz spojrzenie na lśniącą posadzkę rozwiewa wszelkie dramatyczne scenariusze.
    Sięgnąwszy po samotną, porzuconą rękawiczkę, dopiero po kilku kolejnych krokach przybliżających go do znajdującego się w centrum zainteresowania wszystkich straganu przygląda się dokładniej znalezionej zgubie. I nieokreślony ciężar natychmiast wypełnia mu żołądek, kiedy zdaje sobie sprawę, z jakim materiałem ma do czynienia. Kciukiem jeszcze kilka razy mimowolnie przesuwa po wyszytych inicjałach, wzrok już jednak wędruje po otaczających go twarzach – w panice i nadziei, że znajdzie w nich potwierdzenie tego, co przecież niemożliwe.
    - Przepraszam, wie pani, co tam się stało? – To pierwsze, o co powinien zapytać, nim w ogóle zdecydował się na podejście bliżej. Dłoń, którą zatrzymał przechodzącą właśnie kobietę, wciąż uparcie tkwi na jej ramieniu.

    ekwipunek: złodziej energii
    rzut na zbadanie: 74/35 (udany)
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 70
    Śniący
    Sohvi Vänskä
    Sohvi Vänskä
    https://midgard.forumpolish.com/t593-sohvi-vanhanen#1634https://midgard.forumpolish.com/t671-sohvi-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t672-tattahaara#1939https://midgard.forumpolish.com/f78-sohvi-i-nikolai-vanhanen


    Lubiła czasem, dla okrutnej przyjemności, mieszać się w tłumy śniących, choć nie miała dla nich szczególnej sympatii – czy może właśnie dlatego to lubiła, z tego szczególnie powodu, że postrzegała ich jako mniejszych od siebie, miałkich, łagodnie mówiąc, intelektualnie i duchowo niemrawych; wynosiła pyszną satysfakcję ze świadomości własnej wyimaginowanej wyższości ponad nimi, opieranej arogancko na rudymencie swojego pochodzenia, którego ani smagające przeciwności losu, ani jej własne rozpaczliwe starania nie zdołały nigdy z niej wydrzeć. Przechodząc między stoiskami z wysoko wzniesioną brodą, nie przeciskała się między ludźmi, oczekując zwyczajnie, że to oni będą mieli na nią uważność i zejdą jej z ogładą z drogi, a przystając przy co ciekawszym asortymencie, przewracała w dłoni martwe ciała przedmiotów z precyzyjną pewnością, celową jakby uważnością, wysuwającą nawet te bezwartościowe czasem obiekty wyżej w horyzontach myśli niż otaczający ją gmin, dla którego miała może sentyment i cień sympatii, obie te rzeczy skalane jednak dumną, jadowitą łaskawością. Nie musiała tutaj być, zarazem nie mogła sobie odmówić tej igraszki, lawirowania wśród śniących i dźgania ich ukłuciami przemyślnych pytań czy komentarzy, subtelnych prowokacji, za których pośrednictwem mogła egzekwować swą chimeryczną przewagę.
    Nagłe poruszenie, roznoszące się gwałtownie podniesionym rabanem w obszernej przestrzeni, przedarło złośliwą słodycz sytuacji najpierw piekącym zaskoczeniem, zaraz potem kwaśnym piołunem czujnego zadrażnienia, kiedy natknęła się na cierń myśli, że coś szło niezgodnie z planem – może nie jej własnym, ale na którego scenariuszu opierała przecież całą przyjemność swojego uczestnictwa w targach. Odkładając trzymany przedmiot z powrotem między inne mniej interesujące, podniosła wzrok, próbując odnaleźć źródło wybuchu tego bezhołowia, gąszcz sylwetek i osadzonych na nich, odwróconych jakby jedną wspólną myślą, głów nie pozwalał jej zobaczyć wiele.
    Poruszyła się już więc, by zawłaszczyć sobie miejsce w pierwszym rzędzie, jeśli nie dołączyć nawet bezpośrednio w przestrzeń atrakcji interwencją, nagły uścisk starczych rąk na jej ramionach wstrzymał ją skutecznie, sprawiając, że przez jej lico przemknął grymas gniewu, szybko opanowany, choć niemal wbrew sobie. Siląc się na łagodny, blady uśmiech, uniosła dłoń do jego przeciwnej, której palce wpijały jej się w ciało przez grubą tkaninę biszkoptowego płaszcza; ujęła ją delikatnie, starając się z taktownym wyczuciem, acz stanowczo, ściągnąć z siebie paniczne kleszcze.
    Proszę pana – zwróciła się do niego dobitnością tonu, z wyrachowaniem gładząc kciukiem wątrobowe plamy na starczej dłoni – proszę się uspokoić. Nie ma tutaj żadnych demonów, może mi pan zaufać; lub, jeśli tak pan woli, niech ufa pan opatrzności bożej. – Ze złośliwym rozbawieniem w zakątkach myśli pomyślała, że w istocie nie było w tym większej różnicy; obie te rzeczy były mu tak samo niepomocne, jeśli faktycznie ściągnęło tu coś podobnego do jego wyobrażeń. Zsunęła z ramienia starczą dłoń, drugie ramię mężczyzny obejmując pokrzepiająco palcami. – To pewnie tylko jakieś głupie sztuczki, młodzież, rozumie pan...
    W tym momencie dostrzegła obecność kobiety, którą już wcześniej zauważyła wśród tłuszczy; Tyyne zdawała jej się znajoma, a w każdym razie na pewno obiecująco opanowana i baczna – Sohvi wymieniła z nią ukradkiem spojrzenia, rzucając jej nieme pytanie, porozumiewawczą nić uwagi. Skinieniem głowy prosiła ją o pomoc, o ściągnięcie z niej uporczywie skurczonego na materiale rękawa uścisku drżącej dłoni i niewygodnego ciężaru towarzystwa.
    Kiedy udało im się zażegnać problem rozhisteryzowanego starca, zamierzała przebić się przez tłum podnoszących wciąż rejwach gapiów, sprawdzając pośpiesznie czy kobieta podąża za nią, a znalazłszy się w okolicy zarzewia zamieszania i oceniwszy pośpiesznie okoliczności, chciała zwrócić na siebie uwagę ostrzem rozdrażnionej pretensji:
    Co tutaj się dzieje? Kto, przepraszam bardzo, wyraził na to zgodę? – celowo nie podchodziła bezpośrednio do posągu, starając się odwieść od niego ogólną uwagę. – Zdaje się, że to, na litość boską, miały być targi rupieci, a nie cyrk. Kto jest za to odpowiedzialny? – opanowaną surowością wychodziła naprzeciw panice, łudząc się, że jeśli nie uspokoi to jazgotu, to chociaż wytrąci ludzi z równowagi, a wymierzany zarzut zadziała, jak sądziła, jak palec bezpośrednio wymierzony w każdego z obecnych. – Czy są jeszcze inne tego typu kuglarskie atrakcje, których nikt przy organizacji z nami nie uzgadniał?

    ekwipunek: magiczny nóż rzeźbiarski
    rzut na charyzmę: 113/60
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Sohvi Vänskä' has done the following action : kości


    'k100' : 95
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Gdy w pierwszych dniach października stawiła się na zebraniu w Oku, na którym jej przełożony miał rozdysponować specjalne zadania na nadchodzące tygodnie, nie spodziewała się otrzymać takiego przydziału. W sumie nie spodziewała się żadnego przydziału. Zajmowała stanowisko obserwatora raptem od miesiąca i nie poczyniła jak dotąd spostrzeżeń na tyle przydatnych by wyróżnić się z tłumu żółtodziobów. Jednak ku jej zaskoczeniu przydzielono ją do grupy bardziej doświadczonych pracowników Komisji argumentując to walorami edukacyjnymi tego wydarzenia.
    W dniu targów w Trondheim otrzymała jedno proste zadanie. Obserwujesz, zapamiętujesz, nie ingerujesz. Chyba, że wydarzy się coś niecierpiącego zwłoki, a nikogo doświadczonego nie będzie w pobliżu. Z tą myślą weszła do hali i dość szybko odłączyła się od reszty pracowników Komisji. Krążyła wśród śniących wsłuchując się w ich rozmowy związane głównie z wystawianymi na rożnych stoiskach przedmiotami. Co jakiś czas przystawała udając, że ogląda jakiś przedmiot, by lepiej rozeznać się w sytuacji. Właśnie podczas jednego z takich przystanków dostrzegła znajomo wyglądającą sylwetkę. Gdy kobieta na moment odwróciła się do niej w głowie Tyyne rozwiały się wszelkie wątpliwości. Kilka metrów od niej stała Sohvi Vanhanen i ruchem pełnym gracji sięgała po jeden z przedmiotów wystawionych na stoisku. Nie było w tym zresztą nic dziwnego. Departament do spraw śniących tak jak Komisja był poinformowany o całym przedsięwzięciu.
    Jej rozmyślania przerwał hałas dobiegający z poza zasięgu jej wzroku. Chwilę później wśród gawiedzi zapanował chaos. Starszy mężczyzna biegł na oślep z krzykiem potrącając gapiów, by po chwili zatrzymać się na ramieniu pracownicy departamentu. Czy to wydarzenie niecierpiące zwłoki? Wzrok Sohvi w którym mieszało się zaskoczenie i zdenerwowanie oraz jej porozumiewawcze skinienie głową odpowiedziały na to pytanie. To wydarzenie niecierpiące zwłoki.
    Najprędzej jak mogła przecisnęła się przez grupę ludzi oddzielającą ją od kobiety i rozhisteryzowanego staruszka. W głębi duszy podziękowała sobie za wybór mniej wygodnego stroju wizytowego, który okazał się jednak łudząco podobny do ubrań hostess dość licznie krążących po hali i mających za zadanie wskazywać drogę zbłąkanym klientom. Położyła dłoń na ramieniu mężczyzny w uspokajającym geście i starając się nie okazywać zaskoczenia całą sytuacją zwróciła się do niego. – Nie ma powodu do paniki. Za chwilę organizatorzy wyjaśnią całą sprawę, ale już teraz mogę Pana zapewnić, że nie ma w tym nic nadprzyrodzonego. – Liczyła, że staruszek nie podda w wątpliwość jej statusu pracownika targów i nie będzie dłużej rozsiewał paniki. Liczyła również, że ta interwencja nie zostanie potraktowana przez jej przełożonych jak nadużycie. Pocieszała ją jedynie obecność pracownicy Departamentu, która w razie problemów być może się za nią wstawi.
    Kobieta tymczasem zaczęła przeciskać się przez tłum. Tyyne ruszyła za nią nie chcą zostawać zupełnie sama w całym tym zamieszaniu. W biegu zadała pytanie –Ma Pani jakiś plan? – ale nie doczekała się odpowiedzi. Zresztą w tym zgiełku prawdopodobnie jej słowa nawet nie dotarły do adresatki. Będąc już całkiem blisko epicentrum nieplanowanych zdarzeń usłyszała głos kobiety, a wypowiadane przez nią zdania utwierdziły ją w przekonaniu, że jedynym planem jak na razie jest odciągnięcie jak największej liczby gapiów od posągu, który prawdopodobnie jeszcze chwilę temu był jednym z klientów.

    Ekwipunek: zwierciadełko Fulli
    Charyzma: 46(kości) + 30(statystyka) =76
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Nieznajomy' has done the following action : kości


    'k100' : 46
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Targi rozmaitości dla wielu stanowiły okazję, by wśród rupieci i przedmiotów codziennego użytku, które najlepszy czas miały za sobą odnaleźć skarby. Sama idea według Josefine była dość ciekawa, jednak fakt, że otrzymała zaproszenie by wziąć udział w tym przedsięwzięciu był dla niej zaskoczeniem, choć jego oznaki, które i tak ograniczone były jedynie do ściągnięcia brwi, szybko minęły. Matka dziewczyny zawsze powtarzała, że należy korzystać z tego, co oferuje nam życie, dlatego ostatecznie pojawiła się ona w hali targowej, chociaż pod skórą czuła rodzący się w związku z tą wizytą niepokój. 
    Spacerując wytyczonymi przez organizatorów ściekami maltretowała w zastanowieniu dolną wargę, w skupieniu przyglądając się bardziej mijającym ją ludziom niżeli przedmiotom rozłożonym na długich stołach, oświetlonych sztucznymi lampami, dającymi białe światło, od którego bolały oczy. Chociaż w życiu miała już styczność ze śniącymi - intrygowali ją, to nie czuła się zbyt pewnie, zwłaszcza kiedy męskie spojrzenie mknęły po strukturach jej ciała, zatrzymując się jego strategicznych punktach. Niezwykła przykładać wagi do takich rzecz, jednak nie mogła nie zwrócić uwagi na natarczywość, jaką charakteryzowały się niektóre tęczówki oczu. 
    Zdecydowanie bardziej zirytowana niż onieśmielona postanowiła skoncentrować się na celu wizyty, nawet jeśli początkowo go nie miała; zatrzymała się przy jednym ze stoisk przyglądając się z zaciekawieniem starej broszce, kiedy do jej uszu dobiegł jazgot, tak nieprzyjemny, że na twarzy dziewczyny pojawił grymas. Instynktownie spojrzała w kierunku z którego dochodził widząc, jak zwykła, ludzka sylwetka zmienia się w monstrum. Nie poświęciła jej jednak zbyt wiele uwagi, tę przenosząc na zszokowanego sprzedawcę. Kierowana wrodzoną, a raczej zakodowaną przez matkę potrzebą niesienia pomocy podchodzi do niego, kładąc delikatnie dłoń na jego prawym ramieniu. 
    - Proszę pana - potrząsa nim lekko, chcąc wyciągnąć umysł mężczyzny z szoku - Wszystko w porządku? - pierwsze pytanie pada z ust blondynki, w momencie gdy dostrzega, że nawiązała z nim kontakt wzrokowy - Wie Pan co tu się wydarzyło? - kolejne słowa obarczone znakiem zapytania. Ton głosu Nansen brzmi ciepło i spokojnie, chociaż na jej twarzy dostrzec można lekką nerwowość. Po przygodzie z Untamo miała już pewne doświadczenie jeśli chodziło o sytuacje niespodziewane, lecz czy będzie tym razem przydatne, zwłaszcza, że miała do czynienia ze śniącymi? - Dokładnie wydarzyło - dodaje, akcentując pierwsze słowo.

    Powodzenie: 57 + 10 (charyzma) + 5 ( atut) = 72
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 95
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Kłębiący się w zgromadzeniu chaos – wzbierał, nieustannie narastał we wrzących, nieustępliwych obawach. Przeczucie, kierujące Loarem, potwierdziło się po upływie kilku tchnień płynącego nieubłaganie czasu; faktura materiału, podobnie jak sam jego wygląd, zdawały się nieodparcie znajome. Należało zasięgnąć skrywanych w zakamarkach umysłu wspomnień, przywołać niedługo później sylwetkę jednego z szemranych zaklinaczy, wręczającego stare i wyświechtane odzienie ochronne. W ręku Loara znajdowała się jedna z rękawic, wykonywanych ze skór najsilniejszych stworzeń, takich jak ormy, olbrzymy czy trolle. Obecna, z jaką miał styczność, najpewniej została sporządzona z pierwszego spośród wymienionych, magicznych istot. Ich grubość oraz odporność na magię – największa w przypadku olbrzyma, zarazem najtrudniejsza w zdobyciu – pozwalała na pochwycenie obarczonego klątwą obiektu bez większej szkody dla sprawcy. Magia, zawarta w runach, zaczynała przesączać się na osobę dopiero po dłuższym czasie kontaktu z zaczarowanym przedmiotem. Czyżby… ktoś wniósł do spokojnej hali nieodpowiedni artefakt?
    Proszę natychmiast mnie puścić! – oburzyła się zaczepiona przez Lindahla kobieta. Pewnym, intensywnym od złości ruchem, zmieszana, na domiar złego od strachu, zerwała zaciskającą się dłoń intruza. Natychmiast, w ramach odsieczy podszedł do niej mężczyzna – prawdopodobnie jej mąż.
    Radzę coś panu. Idź pan w cholerę, póki nie jest za późno – wymamrotał jedynie, gładząc opiekuńczo partnerkę po ramieniu. W ich oczach skrzyło się szczere, niewymuszone przerażenie.
    Szatańskie sztuczki! Nie ma człowieka! Nie ma! – kobiecy głos, wkrótce później został przeżarty przez wszechobecny gwar. Para odwiedzających, była wręcz bez wątpienia bezpośrednimi świadkami zaistniałego ekscesu. Loar z sukcesem zbliżał się w stronę źródła – epicentrum zdarzenia.

    Loar w tej turze wykonuje rzut k100 na spostrzegawczość. Jej próg wynosi 50; w przypadku sukcesu, zauważa właściwy stragan oraz zmuszanych do rozejścia się ludzi, w tym jedną, młodą kobietę, przebywającą nieopodal handlarza (Josefine Nansen). W przypadku uzyskania wyniku poniżej wymaganego, zostaje zatrzymany przez czyścicieli, których oddział zaczyna powoli wdrażać plan awaryjny. Zapytany o jakąkolwiek wiedzę na temat zajścia, może zdecydować, czy powie przedstawicielom Komisji prawdę i przekaże im przedmiot, czy wykona dorzut k100 na kłamstwo (próg: 40, zliczane razem z charyzmą oraz adekwatnym atutem).

    Handlarz był całkowicie spętany długim łańcuchem strachu. Jego postawa, była, rzecz jasna, zupełnie uzasadniona – oto towarzysz, z którym prowadził stoisko oferujące przede wszystkim pokaźny arsenał pięknych, rzeźbionych świeczników, zamienił się nagle w posąg.
    Ja… Nie wiem… To nie ja… Boże – z jego ust snuł się bełkot, jednak Josefine, dzięki uważności mogła wychwycić z tej mieszaniny konkretne, świadczące o konsternacji i zagubieniu słowa.
    Mówiłem, aby nie odkupywał tego świecznika… O, Boże… Boże… Co teraz? – zadał pytanie, prawdopodobnie bardziej samemu sobie, niż komukolwiek innemu. Kiwał się, to w jedną, to w drugą stronę na krześle, co kilka chwil ukrywając twarz w swoich dłoniach.
    Komisja organizacyjna! – donośny i pewny siebie głos wybrzmiał w otaczającym Josefine skupisku. – Drodzy państwo, informujemy, że nie ma powodów do strachu. Wszystko miało być elementem przedstawienia iluzjonisty, który, jak widać, postanowił wykonać swój wyjątkowy popis zawczasu i niepotrzebnie wprowadzić państwa w lęk. Proszę się rozejść i nie popadać w panikę! Zaraz przejdziemy do dalszej części spotkania. – Każdy widzący mógł się domyślić, że chodziło o działaczy Komisji do Spraw Niemagicznych. Sytuacja, już wkrótce, miała znaleźć się pod kontrolą – przynajmniej w najbardziej pozytywnym z zakładanych tu scenariuszy.

    Josefine może zdecydować, czy będzie badała sprawę na własną rękę i wycofa się w tłum, gdzie może natrafić na poszukującego stoiska Loara Lindahla. Może również zgłosić się do pracowników Komisji, oferując im pomoc. W tym przypadku rzuca na charyzmę (próg: 55, liczony ze statystyką oraz ewentualnym atutem). Jeśli uzyska wynik niższy od podanego progu, mężczyzna odrzuci jej spontaniczną chęć rozwikłania problemu.  

    Staruszek przez krótki moment wpatrywał się w Sohvi i Tyyne, zupełnie, jakby powoli przeżuwał każde z wypowiedzianych słów. Słów, które bez najmniejszego wątpienia miały go uspokoić i rzeczywiście były w stanie osiągnąć swój zamierzony cel. Mężczyzna podrapał się po resztkowych, siwych włosach, odetchnął głęboko i odrzekł:
    No proszę! Ze starego idiotę robią! Na żarty im się zebrało, psia kość – jego spękane wargi, po zakończeniu wypowiedzi, wciąż drżały, wyrzucając z siebie korowód szeptanych i niewyraźnych słów. Mężczyzna nie spieszył się, aby odejść dalej – nie był ponadto w stanie, wciąż otrząsając się z felernego zdarzenia. Sohvi i Tyyne, jeśli tylko wyraziłyby chęć, mogły go dalej zatrzymać. Sama obserwatorka, z kolei, zauważyła przeciskających się przez gęstwinę sylwetek czyścicieli – doskonale znanych jej z pracy. Nietrudno było przewidzieć, że powoli, acz sukcesywnie, będą dążyli do okiełznania wypadku – a może, kto wie, bezwzględnego spisku zawiązanego przez przeciwników śniących?  

    Tyyne i Sohvi mają ostatnią szansę na dopytanie starca o dokładny przebieg zdarzenia. Aby to zrobić, rzucają k100 na charyzmę. Im wyższy uzyskają wynik (jest on, podobnie jak przedtem, liczony osobno dla każdej postaci; sumowany ze statystyką i pasującym atutem), tym więcej informacji uzyskają na zadawane pytanie.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Dłoń mimowolnie zaciska się na materiale, który drapie nieznacznie jej wnętrze. Wystarczy mu chwila, jeszcze jedno ukradkowo podejrzliwe spojrzenie na rękawiczkę, by spośród uporządkowanego w pamięci zbioru informacji wyłuskać tę, dającą jasne, niezbite potwierdzenie, że znaleziony element galanterii nie został wytworzony przez śniących. Skórę orma trudno jest mu pomylić z jakąkolwiek inną. Mimo upływu lat wspomnienie wycieczki do rezerwatu Forsbergów nieustannie pozostaje w nim żywe. Rodzinny wypad – jeden z ostatnich kroków podjętych w sprawie przebudzenia w nim magicznego pierwiastka – zostawił nie tylko kolejne, niespełnione nadzieje, ale także głęboko zakorzenioną fascynację magiczną fauną w stanie nie zagrażającym nikomu i niczemu. Olbrzymie, wężowe cielsko prezentowane tamtego lata jako główna i jedyna atrakcja rezerwatu, miało w sobie coś hipnotyzującego. Drobne, dziecięce dłonie błądziły po stalowych łuskach, sięgały w zagłębienia pod nie, by muskać chropowatą fakturę bladej, smoczej skóry. Jasna blizna rozcięcia ciągnącego się wzdłuż serdecznego palca jest jedną z kilku pamiątek z tamtego pamiętnego dnia. Wciskając pospiesznie rękawiczkę do kieszeni, bezwolnie sięga drugą ręką ku pozostałości tego wspomnienia, nim mierzy się ze znerwicowaną kobietą.
    Inwazyjna, niechciana, zaskakująca obecność drugiego mężczyzny sprawia, że rozluźnia chwyt, by chwilę później bez większej dyskusji zostawić w spokoju zaczepioną parę – bez zamiaru wdawania się w dalszą, jałową konfrontację na temat zasadności oskarżeń o szatańskie sztuczki. To ślepy zaułek z brakiem możliwości uzyskania rzetelnych informacji; już wie, że poza ostrzeżeniem, poza rozhisteryzowanym stwierdzeniem nie zdoła wyciągnąć od nich żadnych innych szczegółów. Czegokolwiek nie byli świadkami, nadali temu wydarzeniu własną nazwę, zaszufladkowali wedle swojego ograniczonego niewiedzą pojmowania; czegokolwiek nie byli świadkami, na niego, gdzieś tam, jeszcze kawałek z przodu, czeka właściwa odpowiedź.
    Szybko jednak orientuje się, że jej uzyskanie może nie być wcale takie proste. Podniesione głosy służby porządkowej, organizatorów, kogokolwiek, to odpowiada za nadzór nad bezpieczeństwem i spokojem mającym panować na targach, niosą się ponad głowami kupujących i sprzedawców, chyba tylko pozornie mając rozluźnić napiętą atmosferę. Brwi unoszą mu się wysoko, kiedy nieoczekiwanie drogę zachodzi mu dwójka osób. Plakietki dumnie połyskujące w sztucznym świetle wielkimi literami krzyczą mu, że ma do czynienia z Komisją Organizacyjną, czymkolwiek by się nie zajmowała.
    - Przykro mi, chyba nie mogę państwu pomóc – odpowiada z autentycznym żalem, kiedy jak topór zawisa nad nim pytanie, czy posiada jakąkolwiek wiedzę o niedawnym zdarzeniu. Jeszcze nie tańczy mu na końcu języka. – Przyszedłem dosłownie przed chwilą, żeby podrzucić współlokatorowi klucze do mieszkania. – Głos nawet mu nie drży, kiedy kłamstwo gładko spływa z koniuszka języka. Fraza powtarzana kilka lat temu jak mantra, podczas wślizgiwania się na zamknięte imprezy, wciąż pozostaje żywa. I tylko spojrzenie blondwłosej kobiety, którym niezłomnie go świdruje, sprawia że zwątpienie na krótki moment osiada mu na ramionach. Widziała go wcześniej niż przed chwilą?

    Spostrzegawczość: 21 (nieudane)
    Kłamstwo: 26 + 25 (charyzma) = 51 (udane)
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 21


    'k100' : 26
    Śniący
    Sohvi Vänskä
    Sohvi Vänskä
    https://midgard.forumpolish.com/t593-sohvi-vanhanen#1634https://midgard.forumpolish.com/t671-sohvi-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t672-tattahaara#1939https://midgard.forumpolish.com/f78-sohvi-i-nikolai-vanhanen


    Zdążyła już odejść kawałek od ułagodzonego staruszka, na tyle przynajmniej, by móc zaobserwować stosowną reakcję czuwających nad prawidłowym przebiegiem targów osób, których interwencja przedarła się przez ogólny tumult nakazem uspokojenia, skierowanym do poruszonych gapiów. Sohvi nie opuszczało jednak już to raz zainicjowane okolicznościami zadrażnienie, jakby drzazga niepokoju wniknęła w materię myśli, wprawdzie nieszczególnie groźna dla jej równowagi, a jednak wciąż irytująca świadomość, że zachodziły tutaj incydenty nieprzewidziane, że – co więcej – ktoś próbował być może celowo zakłócić porządek, nawet jeśli niebędący bezpośrednio pod jej jurysdykcją, to jednak jak najbardziej z racji stanowiska i stanowczego temperamentu ją interesujący. Jakkolwiek lubiła, kiedy się coś działo, wcale nie bawiło ją to teraz, gdy zamieszanie stawało w równoznaczności z kompromitacją, mniejszą czy większą, organizacyjnych i nadzorczych zdolności midgardczyków, do których przecież i siebie w pysznej arogancji zaliczała, gorzej jeszcze, bo zdolności jej departamentu.
    Niepocieszona powiodła spojrzeniem po twarzach ludzi, ulegających opieszale uspokajającemu komunikatowi rzeczonej komisji, w końcu odwracając się, by odnaleźć wzrokiem kobietę, z którą związał ją wyrok przypadku – odnalazła ją znowu obok staruszka, cofnęła się więc do nich również, akurat w czas, by posłyszeć stawiane mężczyźnie pytanie o szczegóły zaobserwowanego przez niego wypadku. Mając pod ręką tak przyjemnie opanowaną towarzyszkę, Sohvi czuła się jakby odciążona z potrzeby udawania nadmiernie zatroskanej i łagodnej wobec roztrzęsienia obcego człowieka, była zresztą zbyt roztargniona, by zajmować się okiełznywaniem surowej irytacji malującej się na poważnym obliczu i w badawczej, zniecierpliwionej czerni oczu.
    Proszę niczego nie pomijać; jak na spowiedzi, proszę pana, to bardzo nam ułatwi pracę. Czy nie zauważył pan czegoś jeszcze? Może kogoś podejrzanie wyglądającego, oddalającego się stamtąd w pośpiechu, a jeśli tak, w którą poszedł stronę albo co miał na sobie? – dodała zaraz po jego pierwszych wyjaśnieniach, skierowanych do Tyyne; rozpoznawała jednak już po szorstkim tonie własnego głosu, że była dla niego tym razem zbyt nieoględna, jeszcze zanim zdążył przetrawić wymierzone weń od niej pytanie. Spróbowała się pośpiesznie poprawić, załagodzić wybrzmiałą kanciastość słów wymuszonym uśmiechem, nie spodziewając się wprawdzie szczególnego skutku tego zabiegu. Przynajmniej Tyyne, z ich dwójki, potrafiła się z nim odpowiednio subtelnie obejść; miała nadzieję, że to wystarczy i  że jej obecność chociaż jeszcze wpłynie korzystnie na staruszka.

    charyzma: 34
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Sohvi Vänskä' has done the following action : kości


    'k100' : 34
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    W chaotycznie kłębiącym się tłumie dostrzegła znajome sylwetki. Pracownicy Komisji zbliżali się do nieszczęśnika zamienionego w posąg po drodze uspokajając roztrzęsionych świadków tego niecodziennego zajścia. Teoretycznie mogła zaprzestać działań i zostawić tę sprawę w rękach bardziej doświadczonych osób. Ale nie pozwalała jej na to ciekawość. Wciąż jeszcze widziała staruszka z bezpiecznej odległości obserwującego dalszy rozwój wypadków. To był ostatni moment na zdobycie choćby strzępka informacji na temat tego zdarzenia, nim pracownicy Komisji skrupulatnie usuną po nim wszelkie ślady.
    Zwróciła się do mężczyzny z łagodnym uśmiechem – Mógłby mi Pan opowiedzieć coś więcej o tym, co tu zaszło? – licząc na chęć współpracy z jego strony. – Każda informacja może się nam przydać w ustaleniu winnego tego karygodnego zaniedbania. – dodała, wierząc, że jej rozmówcy będzie zależeć na wyciągnięciu konsekwencji wobec żartownisia, który niemalże przyprawił go o zawał serca. W końcu większość osób pokrzywdzonych w jakiś sposób przez innych oczekiwała ukarania winowajców. Taka już była ludzka natura. Cierpliwie wysłuchała jego słów i nim ostatecznie się z nim pożegnała, dodała jeszcze – Dziękuję za te informacje. Dołożymy wszelkich starań, by osoba za to odpowiedzialna poniosła konsekwencje swoich działań. – i położyła dłoń na ramieniu staruszka w uspokajającym geście.
    Miała wyrzuty sumienia składając mężczyźnie obietnicę bez pokrycia, jak również szukając informacji na własną rękę. Wiedziała, że w ten sposób nadużywa uprawnień i jeśli to dotarłoby do jej przełożonych reprymenda byłaby najłagodniejszą karą. A mimo to brnęła dalej w tą intrygę napędzana ciekawością i instynktem, który podpowiadał jej, że w tej historii nie ma przypadku. Obserwowała członków Komisji Organizacyjnej zapewniających postronne osoby, że sytuacja jest opanowana i zastanawiała się, czy w tym chaosie ktokolwiek jest w stanie ją zauważyć. Liczyła na to, że nikt nie zawraca sobie w tej chwili głowy jej osobą. Pewnie nawet zapomnieli, że zabrali ze sobą żółtodzioba, dla którego to miała być lekcja życia. I w sumie była to solidna lekcja.

    Charyzma: 72(kości) + 30 (statystyka) = 102
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Nieznajomy' has done the following action : kości


    'k100' : 72
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Lustrując mężczyznę spojrzeniem niebieskich tęczówek zdała sobie sprawę, że nie może zbyt wiele od niego oczekiwać. Gdy się odezwała, zwrócił na nią twarz, na której malował się strach, z jego ust popłynął bełkot, z którego ciężko było jej wyciągnąć przydatne informacje, aż w końcu padły słowa, że świecznik został od kogoś odkupiony. To było ciekawe. 
    - Wszystko będzie dobrze - oznajmiła słysząc pytanie. By dodać mężczyźnie odrobinę otuchy, położyła dłoń na jego ramieniu; gest równie ulotny, jak trzepot motylich skrzydeł. W dodatku odrobinę wymuszony, gdyż Nansen nie była zdolna do podobnych zrywów, które wymagały wskrzeszenia w sobie nawet odrobiny emocji. 
    Słysząc donośny krzyk, jakby rażona prądem, szybko zabrała dłoń, rozglądając się nerwowo, po czym obdarzając handlarza nikłym uśmiechem zniknęła w tłumie, zraz wpadając na jedną z osób; był to mężczyzna (Loar). Przebiegła spojrzeniem po jego sylwetce, zwracając uwagę na rękawice, którą trzymał w dłoniach. W dodatku odnosiła wrażenie, że bruneta jest mniej zdenerwowany niż pozostali, a to wzbudzało u blondynie podejrzenia.
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Nieszczęsny, wymierzony w Loara zbieg okoliczności – zamiast do okrytego pechową łuną straganu, przywiódł go w stronę lustrujących zbiegowisko funkcjonariuszy Komisji. Mężczyźni, przypatrujący się Lindahlowi, który, figurując na ich specjalnej liście, podobnie jak inni, miał być poddany próbie – zadali śniącemu proste, precyzyjne pytania. Loar mógł się domyślić, że poszukują świadków skandalicznego zajścia, dążąc, aby wyłuskać wszelkie ziarenka wiedzy z terenów piętrzącego się zamieszania. Przez kilka chwil, nie opuszczało go nieprzyjemne odczucie zatrzymanego z przenikliwością wzroku. Obserwowali go – uważnie, zupełnie, jakby w każdym przypadku z tyłu głowy szeptało im identyczne wrażenie, że mogą mieć do czynienia z przestępcą. Nie chcieli opuszczać gardy, wrzuceni w wir wyjątkowo patowej sytuacji. Przez krótki moment, po odpowiedzi Loara, ugrzęzło niezręczne milczenie; pracownicy Komisji wydawali się niespecjalnie zadowoleni z zapadłych słów, zwłaszcza, skoro nie były przydatne – nie mieli jednak zamiaru ich w żaden sposób podważać.
    Gdyby usłyszał lub widział pan coś niepokojącego, proszę nas zawiadomić – polecili, by zaraz po wyuczonej, deklamowanej formułce, skinąć porozumiewawczo głowami. Idziemy, panowie, rozniosło się między nimi, prędko zdeptane przez krzyki oraz harmider głośnej wymiany zdań uczestników zdarzenia. Loar był wolny; napotykając tym samym na Josefine, która dostrzegła go przedtem, stawiającego czoła nieprzychylnej rozmowie.

    Loar i Josefine mogą wymienić się opiniami oraz spostrzeżeniami na temat niefortunnego zajścia. To dobry moment, aby nawiązać współpracę. Jeśli chcą, mogą spróbować, przemieszczając się w tłumie, dyskretnie przysłuchać się rozmowom prowadzonym przez pracowników Komisji do spraw Niemagicznych. Aby to uczynić, rzucają kością k100. Jeśli wynik pojedynczego rzutu będzie wyższy od 75, postać nie usłyszy ani też nie dostrzeże nic, co mogłoby być przydatne – funkcjonariusze albo poczują się zaniepokojeni i odejdą albo zostaną zagłuszeni przez inne, obecne nieopodal osoby.

    Na szczęście Tyyne i Sohvi, staruszek, którego przyszło im przepytywać, okazał się skory do współpracy. Przez moment tylko zastygnął, jak gdyby ważąc przekaz posłanych do niego zdań.
    Hę? – zmarszczył brwi, nadal nieco zakłopotany, wprawiony w stan konsternacji. Dopiero dalsza część wypowiedzi obserwatorki oraz zachęta Sohvi, zdołały go adekwatnie ożywić. – Ach tak, no... jak najbardziej – pokiwał ze zrozumieniem głową i przeszedł do opowieści. Mówił, jak niemal każda osoba w podeszłym wieku, z nadmiarem zbędnych, ubarwiających szczegółów. Nie było warto, niemniej, mu przerywać, gdyż wtedy, tak czy inaczej kontynuował zatwardziale opowieść.  
    Dowiedziałem się o tym targu przypadkiem. Nie lubię podobnych pierdół, ale szukałem prezentu na urodziny żony. Ona uwielbia antyki i rękodzieła. Dla mnie to, wiecie, panie, zwykłe zbieracze kurzu! – machnął w tej chwili ręką, by wzmocnić wiarygodność stwierdzenia. – Przechadzałem się, aż trafiłem na stragan ze świecznikami. O, tam – pokazał odpowiedni kierunek. – Naszła mnie wtedy myśl, że moja Irma wspominała coś o nich... No i żem w związku z tym podszedł, aby się lepiej przyjrzećnareszcie, jak mogły uznać kobiety, zdołał przejść do meritum sprawy, co, bez wątpienia, zajmowało je znacznie bardziej od samych motywów staruszka.
    Przyglądam się, dopytuję, aż nagle! – podniósł teatralnie ton głosu i wybałuszył oczy. – Sprzedawca zmienia się w posąg. Pyk! W mgnieniu oka! Niech pomyślę… wydaje mi się, że próbował przesunąć świecznik. Jak stary jestem, tak żem nigdy nie widział czegoś takiego. Coś podobnego! Uznałem, że to jest dzieło Szatana. Diabelskie sztuczki, ot co! – zakończył, ponownie pełen targającego nim oburzenia. Jego ręce trzęsły się w gorączkowym, dosadnym zdenerwowaniu; dopiero później, z biegiem czasu, zaczął się uspokajać. Oczom Tyyne, wkrótce po zakończeniu rozmowy, ukazał się drobny oddział czyścicieli, wyłaniający się z okolicznej gęstwiny rozemocjonowanych sylwetek. Spojrzeli na nią znacząco, utkwiwszy również wzrok w Sohvi, zupełnie, jakby oczekiwali kontaktu.

    Tyyne i Sohvi mogą przedyskutować wspólnie zebrane informacje. Wezwane przez czyścicieli, mają możliwość udać się w ich kierunku lub sprawiać fałszywe wrażenie, że ich nie dostrzegają – istnieje wtedy ryzyko poniesienia zawodowych konsekwencji w charakterze nagany.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Oczywiście. Przytakuje funkcjonariuszom, gorliwie kiwając głową. Swoją postawą nie pozostawia choćby nikłego cienia wątpliwości, że gotów jest na pełną, nie noszącą znamion podstępu, współpracę. Przewrotność natury, wypracowana latami przesiąkania obecnością i obcowaniem z problematyczną moralnie cząstką społeczności śniąco-galdryjskiej, wypływa na powierzchnię świadomości jak koło ratunkowe. Doskonale wciąż pamięta, jak ważne – niezbędne w krępujących dalsze możliwości sytuacjach – jest właściwe zaprezentowanie postawy, z którą nikt nie jest skłonny dyskutować. Pokora działa jak balsam, zasklepia pozostałości wątpliwości jak melasa. Oczywiście – jeśli uzna, że to, co by usłyszał albo zauważył, może zakwalifikować pod coś niepokojącego, bez wahania podzieli się wówczas z odpowiednimi służbami pozyskaną wiedzą, wcześniej jednak na własną rękę weryfikując zasadność podejrzeń. To, co w pierwszym odruchu mogłoby wydawać się białe, we właściwym świetle może przybrać odcień szarości. Pomyłki – jakiejkolwiek nie dotykałyby sfery – są niedopuszczalne; nie godzi się na żadną.
    Dłoń zamiera mu w połowie ruchu ku kieszeni skrywającej nowy skarb, kiedy czuje na sobie nieprzyjemny, obcy dotyk spojrzenia. Unosi jednak głowę niespiesznie, jakby w roztargnieniu poszukując celu dalszej włóczęgi między straganami i wciąż, nieustannie rozgorączkowanymi pozostającym enigmą – majakiem poza krawędzią widzenia – epizodem uczestnikami targów.
    Zauważa ją stosunkowo prędko, całkiem niedaleko, niekryjącą się z zainteresowaniem, jakim go obdarza.
    - O co chodzi? – Nie przebiera w słowach, nie sili się na wydumane uprzejmości. Gładkie, pewne cięcie pytania rozdziera każdą warstwę zasłony, która może ich dzielić. – Pani również uważa, że mogę mieć cokolwiek wspólnego z wydarzeniem, o którym nic nie wiem? – dodaje niemal od razu, z wolna porzuca jednak gwałtowność w głosie. – Myślałem, że wejście w dwutysięczny rok sprawi, że ludzie porzucą tendencje do wyolbrzymiania i demonizowania kuglarskich sztuczek, ale najwyraźniej zbliżający się dwudziesty pierwszy wiek ma nas magicznie cofnąć w czasie do średniowiecza. – Dobór słów kierowanych do młodej kobiety nie jest przypadkowy; przypadkowo jednak umyślnie stara się nie zwracać uwagi na jej reakcję, próbując wyminąć ją bez słowa pożegnania, by wreszcie przedrzeć się bliżej osławionego stoiska, przy którym szatańskie sztuczki objawiły się w pełnej krasie.
    Marszczy z zastanowieniem czoło, gdy strzępy pobliskich rozmów przenikają ku niemu przez barykadę trwającego w najlepsze chaosu.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 86
    Śniący
    Sohvi Vänskä
    Sohvi Vänskä
    https://midgard.forumpolish.com/t593-sohvi-vanhanen#1634https://midgard.forumpolish.com/t671-sohvi-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t672-tattahaara#1939https://midgard.forumpolish.com/f78-sohvi-i-nikolai-vanhanen


    Z pewnym zauważalnym dla wprawnego oka wysiłkiem powstrzymywała zniecierpliwienie za sztucznym grymasem życzliwości, kiedy mężczyzna, irytującą manierą osób starszych, postanowił opowiedzieć im wszystko z dbałością o szczegóły, które w żaden sposób nie mogły ich interesować ani być im pomocne. Wiedziała wobec tego, że był tu przez przypadek, że jego prawdopodobnie żona miała na imię Irma i że zbliżały się nieuchronnie jej urodziny, Odyn wie które, że musi być doprawdy uważnym i wspaniałomyślnym mężem, skoro wbrew własnym niechęciom kalał swoje stare palce zużytym kurzem równie starych przedmiotów – wiedziała to wszystko teraz wbrew swojej woli; czuła jak niepotrzebne jej informacje zapadają się w jej świadomość, pozostawiając nań odcisk na podobieństwo plam wątrobowych, których podrygi obserwowała na wiotkiej skórze jego policzków, gdy do nich mówił i coraz ściślej zaciskała wargi, by nie popełnić, ładnie to ujmując, jakiejś przykrej nieuprzejmości. Wreszcie, szczęśliwie, przeszedł do sedna, Sohvi mogła więc oswobodzić własną ekspresję spod czujnej kontroli, przechwytując jego zeznanie z gorliwą uwagą, by ostatecznie zasmakować cierpkiego niedosytu.
    Dziękujemy, proszę pana, bardzo pan nam pomógł – mruknęła pośpiesznie, trochę niedbale, dając mu chwilę jeszcze, żeby się uspokoił, zanim pozwoliły mu wreszcie od siebie odejść czy też zanim on pozwolił im wreszcie odetchnąć od swojego towarzystwa. Ogary wysuwanych przypuszczeń puściły się szlakiem pozyskanych tropów w kulisach jej myśli, przedzierając się przez cały ten zwał nieużytecznych skrawków wiadomości na temat życia osobistego mężczyzny; spojrzała przy tym na Tyyne, z obliczem wyraźnie łagodniejącym pod wpływem jej, korzystnej w tych okolicznościach, obecności, po raz kolejny pozwalając sobie nawiązać tę swobodną nić tymczasowego chociaż porozumienia.
    Podejrzewam, że świecznika nie wniósł sprzedawca, chyba że w roztargnieniu zapomniał, że niektórych z jego własnych przedmiotów nie należy dotykać gołą ręką, nie tylko z powodów higienicznych. Mam wrażenie, że starość tych rupieci okleiła mi palce, obrzydliwe – stwierdziła, podrzucając w ton nutę przewrotnej żartobliwości. Spojrzała w kierunku straganu, skąd wciąż dobiegał ich podźwięk zamieszania. – Ośmielę się przypuszczać, że sam raczej też nie dostał nóżek, które by go tu przyniosły.
    Napotkała w tym momencie czyjeś spojrzenie, nie natarczywe, ale bardzo wymownie wżynające się w jej osobę; złapawszy kontakt wzrokowy i zrozumiawszy niemy nakaz, położyła odruchem dłoń na ramieniu Tyyne, chcąc przykuć jej uwagę i delikatnym gestem zaprosić, by podążyła za nią w stronę najwyraźniej oczekujących ich sylwetek.
    Chodźmy, może wyjaśnią nam, co się tutaj, na oko Odyna, wyprawia – mruknęła, żwawym krokiem pokonując dystans między nimi a czyścicielami, by przywitać ich, bez zbędnych grzeczności, pytającą rzeczowością oczekującego tłumaczeń lub instrukcji spojrzenia. Było w tym też trochę zuchwałej przygany, jakby ich nieuważność tylko doprowadziła do tej sytuacji.
    Obawiam się, że nie mogę powiedzieć, że miło was widzieć; jak wiadomo, wasza interwencja musi zawsze towarzyszyć problemom. Co się dzieje?
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Słowa sączyły się powoli tworząc historię pełną detali nieistotnych dla niej, ale zapewne ważnych dla mężczyzny. Słuchała jej jednak cierpliwie, wiedząc że między nieistotnymi faktami może się pojawić ta jedna informacja, która rzuci światło na tak niecodzienne wydarzenie. Jej cierpliwość została nagrodzona. Z opowieści staruszka wyciągnęła całkiem sporo. Po pierwsze nieszczęśnik zamieniony w posąg był kiedyś sprzedawcą świeczników. Po drugie z jakiegoś powodu wszedł on w posiadanie niecodziennego egzemplarza.
    Gdy ostatecznie pożegnały nieszczęśnika, Sohvi wypowiedziała na głos wniosek, który kiełkował już w głowie Tyyne, jednak teraz stał się jedyną sensowną możliwością. – To, że ktoś z zewnątrz dostarczył ten świecznik jest więcej niż prawdopodobne. Pytanie tylko czy ofiarą miał paść konkretnie sprzedawca, czy też sprawcy chodziło o wywołanie zamieszania przemieniając w posąg kogokolwiek. – Nie odniosła się do wątpliwości rozmówczyni, co do higieny wystawianych przedmiotów. Osobiście nie miała oporów w kupowaniu rzeczy z drugiej ręki, ale rozumiała, że nie każdy ma takie podejście.
    Poczuła na ramieniu ciężar dłoni kobiety, która tym odruchowym gestem chciała zwrócić jej uwagę na czyścicieli przyglądających im się z minami mówiącymi jasno, że powinny się do nich zgłosić. Przez moment w jej głowie zapanował strach. A co jeśli uznają to za nadużycie. Nie powiadomiła nikogo o tym zdarzeniu, choć w gruncie rzeczy nie było takiej potrzeby, bo i tak nie można było przegapić czegoś takiego. Przesłuchiwała gapiów bez pozwolenia przełożonych. Ale jej towarzyszka nie miała takich dylematów. Ruszyła w stronę mężczyzn bez pytania Tyyne o zdanie. W gruncie rzeczy nie miały wyboru. Nieposłuszeństwo zapewne zostałaby odnotowane w ich dokumentacjach służbowych.
    - O ile wiedzą coś więcej od nas. W tym chaosie to nie jest oczywiste. – Rzuciła idąc za przedstawicielką Departamentu i w duchu powtarzając sobie, że przecież nie zrobiła nic złego. Pozwoliła kobiecie zająć się rozmową z czyścicielami, a sam jedynie skinęła głową na powitanie i przysłuchiwała się tej wymianie zdań.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Badawcze spojrzenie jasnych oczu mknie po konturach męskiej sylwetki, ostatecznie zatrzymując się na twarzy nieznajomego, który podobnie, jak ona stał się przypadkową ofiarą niecodziennych wydarzeń. Jednak przyjęta przez niego postawa, czy też dostrzegalne w tęczówkach zainteresowanie skłania Jose ku myślom, że nie wpasowuje się on w tę definicję. Sama nie ukrywa faktu, że nie jest zdenerwowana tak jak pozostali, nie miota się szukając ucieczki, a zamiast tego uważnie obserwuję wszystko dookoła próbując odkryć, co tak naprawdę się wydarzyło i czy działanie to było tylko wypadkiem, czy może precedensem mającym jakiś cel - tylko jaki?
    Brak maskowania własnych odczuć wobec bruneta od razu naprowadza go na odpowiednie wnioski, nawet jeśli nawet słowo nie opuszcza ust blondynki. Pozwala mu mówić wciąż milcząc, jednocześnie nie okazywała żadnych uczuć poza żywym zainteresowaniem, które jeszcze bardziej zostaje rozbudzone przez zadane przez niego pytanie. Czy ktoś jeszcze widział w nim podejrzanego?
    - Sam kierujesz na siebie podejrzenia - stwierdza spokojnie, zupełnie odchodząc od grzecznościowych zwrotów, które wydawały się być na miejscu, jednak nie w obecnej sytuacji. Uniosła przy tym lekko prawy kącik ust, jakby właśnie odniosła małe zwycięstwo. Lubiła obserwować - przede wszystkim ludzi, dlatego nie trudno było jej dojść do pewnych konkluzji, chociaż te postanowiła zachować obecnie dla siebie. - Brednie opowiadane przez przodków im na to nie pozwalają, ale ty również nie ignorujesz całej tej sytuacji, dlaczego? - pytanie pada z malinowych ust, kiedy zatrzymuję mężczyznę chwytając za jego ramię. Dziewczyna ściągnęła brwi, lecz zaraz swoją uwagę skupia na rozmawiających nieopodal członków komisji.
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Sytuacja – jak dostrzegały Sohvi i Tyyne – rozwijała się dynamicznie, niepewna, chwiejna, już od samego początku, który zagnieździł się podczas targów niczym znienawidzony szkodnik. Pomniejsi czyściciele, napotkani wpierw przez kobiety, nie zaliczali się do rozmownych. Brak wylewności miał pewne uzasadnienie – miejsce, w którym się znajdowali, nie było żadnym azylem. Wokół roiło się od spanikowanych śniących, od których aż wylewała się chaotyczność i nieporadność w obliczu druzgocącego odkrycia. Funkcjonariusze Komisji zaprowadzili Sohvi i Tyyne do pomieszczenia służbowego, które, co niebawem odkryły, zajmował przewodniczący oddziału czyścicieli, Vensel Angström. Niespełna pięćdziesięcioletni mężczyzna o bujnym zaroście i sympatycznym, jak zgodnie twierdziła większość, usposobieniu, przywitał je z nieskrywaną radością. Był całkowicie odległy od przerażenia – zajmował się wyciszaniem o wiele bardziej rozprzestrzenionych ognisk. Nieład był nieodłącznie wpisany w jego profesję.
    Zabezpieczamy teren – wytłumaczył na wstępie. – Ktoś zaklął świecznik – pogładził w swoim bezmyślnym nawyku brodę, uważnie wpatrując się w swoich gości oraz, zarazem, sprzymierzeńców. Niedługo później wybuchnął posępnym śmiechem.  
    ...a miało być spokojne popołudnie, prawda, chłopaki? – zwrócił się do podległych mu towarzyszy. Westchnął. Całość zachowania, jakie reprezentował, była w rzeczywistości maską. Dzięki niemu zyskiwał dystans, który pozwalał mu działać pod silną presją skandali. Rola, którą odgrywał, była nieoceniona – brał udział w zapobieganiu głośnych, magicznych kolizji w przeciągu ostatnich lat.
    Wyłapałyście coś przydatnego? – zapytał z zaciekawieniem – Poza egzorcyzmami i najazdem kosmitów. Na bogów, kocham tę pracę – znowu krótkie parsknięcie i znowu uśmiech, zabłąkany na męskiej twarzy, poszatkowanej przez linie ujawniających się zmarszczek.  
    Ten sprzedawca to śniący, czysty, żadnych kontaktów z nami, żadnych mieszanych małżeństw. Wygląda na to, że świecznik był podłożony. Sprawdzaliśmy asortyment przed rozpoczęciem dwa razy! Moi chłopcy wiedzą, co robić – przeszedł sam do wyjaśnień. Tyyne wiedziała, że Angström powiedział prawdę. Każda akcja Komisji do Spraw Niemagicznych była możliwie najlepiej zaplanowana. W wykonywanych przez nich zadaniach nawet najmniejsze, wątłe niedopatrzenie mogło mieć karygodną wartość.
    Słuchajcie. Nie mam zamiaru kłamać, nie pogardzimy pomocą. Jak widać, jesteśmy urobieni po łokcie – westchnął. – Doszły mnie słuchy, że część naszych nieświadomych przyjaciół ukryła się gdzieś na górnym piętrze budynku i zabarykadowała. Możecie to sprawdzić i w razie czego przekonać ich do powrotu? Oczywiście powrotu do nas. Chwilowo brakuje nam ludzi, czyścimy pamięć za pamięcią. Wstyd mi, że muszę was prosić, ale, cholera, nie mam innego wyjścia!

    Loar i Josefine mogli dyskretnie podążyć za członkami Komisji. Dzięki swej koncentracji – oraz spostrzegawczości – wykorzystali otaczający ich tłum niczym zasłonę dymną. Czyściciele, po wymienieniu kilku nerwowych, zniekształconych od gwaru zdań, udali się na ubocze. Nie czuli się w żaden sposób zaalarmowani, rozmawiając ze sobą niekiedy podniesionym przejęciem tonem. Już wkrótce, Loarowi i Josefine miała być objawiona prawda, że nawet przedstawiciele organizacji, której powinien przyświecać jeden, właściwy cel, dzielą się na obozy przejawiające różne, niekiedy radykalne podejścia. Komisja, jak wszystkie inne, powołane zrzeszenia, była skupiskiem ludzi o różnych, podszytych niezależnością poglądach. Służyli i wypełniali rozkazy, co jednak nie przeszkadzało im, by spoglądać unikalnie na świat.
    ...już widzę nagłówki gazet... – dotarło do ich uszu jeszcze na samym początku. Szydzący i niespecjalnie zadowolony głos. Jego właścicielem był niewątpliwie mężczyzna. Głos numer jeden.
    Bawi cię to? – odpowiedział mu głos numer dwa, zdenerwowany i nieznacznie zmęczony. Głos numer jeden wzmagał w nim irytację. Z trudem się powstrzymywał.
    Oczywiście, kurwa, że bawi. Żyjemy wszyscy w komedii. O, jak jest śmiesznie, ha ha! – roześmiał się, dalej żonglując drwiną, głos numer jeden.
    Dodał:
    ...nasza komedia ma morał. Mówiłem, że to fatalny pomysł. Najgorszy, kurwa, z możliwych. Czym my właściwie jesteśmy? Komisją do Włażenia Im w Dupę? Komisją, która sama się spoufala?
    Przez chwilę między pracownikami utknęło gęste milczenie. Spoglądali na siebie, zupełnie, jakby szukali właściwych i wyważonych słów. Właściciel głosu numer dwa zacisnął jedną dłoń w pięść.
    ...zostaw go. To bez sensu – odezwał się głos numer trzy, opanowany, kobiecy. Rozdzieliła dwóch mężczyzn, prowokatora oraz sprowokowanego. Sprowokowany otrząsnął się, uspokoił.
    Część z nich jest schowana na górze. Co z nimi? – dopytał.
    Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Mamy do wykonania zadanie. Szef mówił, że ogarnie tę sprawę… – stwierdziła, idąc przed siebie. Na koniec zniknęła w tłumie.

    Teraz cała wasza czwórka ma okazję się spotkać, oczywiście, jeśli wszyscy z was zgodnie podejmą decyzję o dostaniu się na górną kondygnację.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nie ufała innym, nie tylko dlatego, że matka wyrobiła w niej nawyk poddawania w wątpliwość postawy prezentowanej przez obcych, a tym bardziej słów opuszczających kłamliwe usta, ale przede wszystkim z własnego doświadczenia, które niejednokrotnie pokazało jej, że należy na wiele rzeczy brać poprawkę. Obserwując Loara nie mogła z pełną świadomością stwierdzić, że jest on winien całemu zamieszaniu, ale miała nieodparte wrażenie, iż coś ukrywa. Być może oskarżenia zbyt przedwcześnie opuściły jej usta, jednak czy rzeczywiście o coś go posądzała? Wyraziła jedynie swoją opinię, której nie była nawet w stanie poprzeć mocnymi argumentami, bo te ograniczały się jedynie do tego, co zaobserwowała - brak oznak zdenerwowania czy strachu; ona też się nimi charakteryzowała, co ją również mogło czynić podejrzaną, a mimo to, mężczyzna reagował nerwowością. Unosiła delikatnie kącik ust ku górze. 
    Nie udzieliła odpowiedzi na żaden zadane przez niego pytanie, w zasadzie dostając to, czego oczekiwała. Podobna mężczyźnie ciekawość towarzyszyła również blondynce, która choć poświęcała mu swojego uwagę, skupiła ją również na otoczeniu. Z tego powodu słowa opuszczające czyścicieli dotarły do jej uszu, jakby nakazując, by zainteresowała się tym, co znajduje się na górze. Spojrzała w tęczówki, które skryte były za szkłami okularów, majaczyła w nich podobna chęć odkrycia prawdy. Prychnęła słysząc o strachu, od razu chociaż niespiesznie ruszając w odpowiednim kierunku. 
    - Josefine - przestawiła się, jak nakazywały zasady dobrego wychowania. Zaraz odpowiadając na prośbę Loara. 
    - Nie wiem za dużo, właściciel straganu nie powiedział zbyt wiele, poza tym, że to świecznik który od kogoś odkupili był przyczyną całego zajścia - wciąż mu nie ufała, jednak miała nadzieję, że za tę informację dowie się czegoś ciekawego od niego. - Czego ty się dowiedziałeś? - zapytała, rezygnując z grzecznościowych zwrotów. Te uznała za zbędne.
    Śniący
    Sohvi Vänskä
    Sohvi Vänskä
    https://midgard.forumpolish.com/t593-sohvi-vanhanen#1634https://midgard.forumpolish.com/t671-sohvi-vanhanenhttps://midgard.forumpolish.com/t672-tattahaara#1939https://midgard.forumpolish.com/f78-sohvi-i-nikolai-vanhanen


    Pytanie podniesione roztropnie przez Tyyne pod uważne szkiełko uwagi podsyciło w Sohvi podskórne ożywienie wobec powstałego zamieszania; jeśli wprawdzie wniesienie zaklętego przedmiotu miało mieć cel precyzyjniejszy niż samo spowodowanie kłopotliwego kipiszu, zasługiwało to niewątpliwie, jak uważała w rozpędzie przenikliwego usposobienia, na stosownie wścibskie zainteresowanie, choć wciąż umiarkowane, wykalkulowane raczej na wygodne niekalanie własnych dłoni brudem nadmiernego wysiłku, a oddanie trzonu szpadla w ręce, których stan mniej ją troskał, a które pod presją obowiązku nie miały innego wyjścia, jak wziąć go i rozgrzebywać warstwy zaistniałego problemu, bez względu na kwitnące na skórze pęcherze i otarcia, póki nie dobrnęłyby do meritum lub też jałowego kamienia ślepego zaułka. Obserwując wszystko z komfortowej odległości, mogłaby pogratulować odkrycia, skradając żniwo spod umęczonych rąk dla własnej wiedzy, bądź też skrytykować niewystarczającą wnikliwość wnikających – taki właśnie stopień zainteresowania nazywała z rozbawieniem eleganckim.
    Rażący brak rozmowności czyścicieli wobec jej zręcznej próby zagajenia pogawędki poczytała jako rozczarowujący brak poczucia humoru czy chociażby grama uprzejmości, nie uwzględniając żadnych okoliczności łagodzących, jej surowe spojrzenie uległo więc tylko nieprzejednanemu ochłodzeniu i tym cięższą wytaczała przeciw nim dezaprobatę, kiedy wyprowadzali je z kotłowiska śniących, kierując do pomieszczenia służbowego. Tutaj dopiero natknęła się wreszcie na człowieka, który zdawał się bardziej odpowiadać jej temperamentowi, w związku z tym przełamała powagę oblicza powściągliwym uśmiechem, zakrapianym empatyczną wyrozumiałością, obserwując jak spomiędzy splątanego fałatu zarostu wydobywa się sympatyczny śmiech, jakby zupełnie nierażony powodem ich spotkania. Uchwyciwszy krótkie spojrzenie towarzyszki, rzucone jej przy okazji wysuniętego im pytania, oddała jej tę przyjemność złożenia raportu z ich krótkiego dochodzenia, rozpoczynającego się i kończącego na staruszku, który był tu przypadkiem, którego żona Irma, i tak dalej, i tak dalej, jak niestety zdawała sobie sprawę. Fortunnością była w tym wszystkim obecność Tyyne, inaczej nie powstrzymałaby się chyba przed zaśmieceniem świadomości Angströma całym tym bełkotem, ze zwykłej przyrodzonej jej złośliwości.
    Szatan, tradycyjnie już w kręgach naszych towarzyszy śniących, zbiera wszelkie laury za zapewnianie nam tak doborowej rozrywki; Lokiego niewątpliwie skręca zazdrość, radziłabym więc trzymać chłopców pod szpilką solidniejszej dyscypliny, w razie gdyby wzięło go na podjęcie się tej rywalizacji – zauważyła, przewrotną żartobliwością woalując puginał kostycznego przytyku wobec jego podwładnych. W przeciwieństwie do Tyyne mogła sobie pozwolić na tę swobodę ryzykowania cichych zatargów, choć liczyła, że Vensel mniej skupi się na mimowiednej kąśliwości, a doceni raczej udany wic, jak sobie sama przyznawała bez skromności.
    Ciemną taflą spojrzenia miarkowała rubaszną fizjonomię przewodniczącego, kiedy mówił dalej, wystosowując wreszcie nieporęczną dlań wyraźnie prośbę o pomoc. Sohvi sprawiało to, niewątpliwie, jakąś przyjemność, znajdować się na podobnej pozycji, gdzie uważano ją dla odmiany za osobę pożyteczną, choć nie było to coś, do czego by się chętnie przyznała. Tym bardziej nie zebrałaby się w sobie, by wyrazić chęć uczestniczenia w tej interwencji z równą gorliwością, co uroczo skwapliwa Tyyne; uciekła się, zamiast tego, do lakonicznego, dla odmiany, zawtórowania Venselowi:
    A miało być spokojne popołudnie, w rzeczy samej.
    Nie pozostało więc chyba nic innego, w związku z tym, niż podążyć na wyższe kondygnacje w poszukiwaniu kolejnych histeryków, których należało okiełznać.
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Podobne, przepełnione kłębiącym się zamieszaniem zdarzenia – nawet, jeśli częściowo, dzięki działaniom Komisji, wyciszały się z pędem czasu – sprzyjały przypadkowości. Przypadkowe spotkania, twarze, dotąd nieznane, mierzące się przepełnionym uwagą i ostrożnością wzrokiem. Kapryśność Norn, zwłaszcza dzisiaj, nie znała definicji umiaru. Czworo, pozornie niepowiązanych osób wrzuconych w wir komplikacji, musiało, chcąc nie chcąc, podjąć się odpowiedniej współpracy. Uspokojenie wycofujących się, przerażonych osób, nie należało, być może, do najtrudniejszych wyzwań – żaden z uczestników drobnej wędrówki na górne piętro, nie mógł być jednak pewien, co rzeczywiście kryło się i czekało na odpowiedni moment do zaczerpnięcia korzyści.
    Być może – nic szczególnego.
    Wstęp, powiązany z samym wejściem po schodach, uległ zakończeniu – ilość stopni, na całe szczęście dla osób o wątpliwej kondycji, nie była imponująca – przed spojrzeniem każdego rozciągnął się widok na wyższą kondygnację. Została ona, w pełni poświęcona dla personelu hali targowej, mieszcząc w sobie gabinety, biura oraz pokoje socjalne. Każdy, kto znalazł się przy barierkach, mógł zakosztować widoku na umniejszone dystansem, kolorowe stragany, tworzące drobne, gromadzące klientów wysepki. Wkrótce, po przejściu kilku, niepozornych kroków, zaszło zdarzenie wymagające natychmiastowej reakcji. Nieznany, młody mężczyzna najwyraźniej uciekał; na domiar złego, przeraził się zastaną sytuacją. Każdy mógł odnieść wrażenie, że nie chciał nikogo spotkać.
    Przysięgam! N-nic nie ukradłem! – jego głos, podobnie jak ręce, drżał od przejawów znacznego zniecierpliwienia. Na domiar złego, podbiegł w kierunku okna. Szarpnął za jego uchwyt, próbując, na ten moment, bezskutecznie otworzyć sobie – być może – drogę ucieczki, niespecjalnie rozważną, zważywszy, że nie wydawał się być wprawiony w podobnych wspinaczkach po budynkach.

    Dwie z osób (dowolne) mogą spróbować uspokoić mężczyznę oraz ewentualnie zadać mu pytania. Próg wynosi 60 i jest liczony osobno dla każdej postaci. Macie również możliwość unieruchomienia podejrzanego o kradzież. Próg w tym wypadku wynosi 55 i łączy się ze sprawnością.

    Nie licząc zrozpaczonego mężczyzny, na uwagę zasługiwał kolejny, możliwy do wyłuskania szczegół. Były nim dwuskrzydłowe drzwi. Przy próbie pociągnięcia za klamkę okazywały się zamknięte; wielce prawdopodobne, że właśnie tutaj zamknęła się część przerażonych śniących, którym tłum zablokował ucieczkę w kierunku wyjścia z budynku.

    Jest to zadanie dla kolejnych dwóch osób. Drzwi należy wyważyć (próg: 120, liczony ze sprawnością, wspólny dla obu postaci) albo otworzyć zaklęciem. W przypadku otwierania zaklęciem, druga osoba powinna starać się osłonić użycie magii przed niepożądanym wzrokiem i rzuca kością k6 na zdarzenia losowe.

    1,2 – Część śniących uzna niespodziewane otworzenie się drzwi za kolejną zdradziecką sztuczkę. Otrzymujecie karę -10 do charyzmy w przyszłej, oczekującej was turze.
    3 – Wasze działania zauważył mężczyzna usiłujący uciec przez okno, próg na charyzmę dla osób mających go uspokoić rośnie do 75.
    4,5,6 – Udaje się wam bez przeszkód otworzyć zaklęciem drzwi.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Przypadkowe elementy układanki, które los raz po raz z rozmachem rzuca mu w twarz, zaczynają powoli, mozolnie układać się w mgliście logiczną całość. Szukanie wyjaśnienia sytuacji, której meritum, mimo pozyskanych informacji, nadal zuchwale wymyka mu się spomiędzy palców, byłoby jak błądzenie po labiryncie, z którego nie ma drogi wyjścia. Nie podejmuje więc choćby próby rozważania o tak śmiałej próbie rozwikłania zagadki, wyjątkowo, z pokorą, decydując się na oczekiwanie, aż odpowiedzi podane zostaną mu na tacy. Komuś w ostateczności powinie się noga. Kwestią czasu było natknięcie się na kolejnych czyścicieli, którym w trakcie niezobowiązującej dyskusji język rozplącze się za bardzo.
    - Wygląda na to, że wiem jeszcze mniej niż ty – odpowiada nadzwyczaj szczerze, szybko, bez dania sobie choćby chwili na zastanowienie. Schowana głęboko w kieszeni rękawiczka ze skóry orma natarczywie stara się gnieść jego sumienie, podsuwając niejasne sugestie scenariuszy, którymi mógłby nakarmić i swoją, i jej ciekawość. Część z ochłapów zasłyszanych na samym początku słów nie daje mu jednak spokoju, domagając się poświęcenia im większej ilości uwagi. – Poza tym, że podobno jakiś człowiek… Zginął? Zniknął?Nie ma człowiek, nie ma człowieka, nie ma człowieka wybrzmiewa w jego głowie jak bicie dzwonu, dudni w krwiobiegu, pobudzając serce do coraz prędszego galopu. Interpretacji w przerażeniu wygłoszonej frazy jest aż nazbyt wiele, lecz Loar nie pozwala sobie nawet w takiej chwili na igraszki z choćby najprostszą matematyką, gdzie pozorne dwa plus dwa, daje na pierwszy rzut oka równie pozornie prosty wynik.
    Podróż ku wyższemu piętru kończy się zbyt szybko, nie dając sposobności na wymianę kolejnych spostrzeżeń – nie są sami. Rozpoznawczy spacer wzdłuż naszpikowanej drzwiami i klamkami ściany kończy się równie szybko, jak szybko się zaczął. Kawałek dalej, jak cienie, wyrastają dwie kobiece sylwetki. Kolejni czyściciele? Wniosek ten nasuwa się samoistnie, zostając zepchniętym na margines znaczenia, kiedy z jednego z pomieszczeń wysuwa się rozdygotana z emocji postać i, niepomna na dziwną ciasnotę alejki – dwa metry to prawie jak nic – przeciska się między nimi, byle dalej od zamieszania, byle jak najbardziej oddalić od siebie chciwe łapsko podejrzeń.
    - Wiemy. – Stanowczość, z jaką wybrzmiało słowo, sprawia że niemal przekonuje o tym sam siebie. A przecież nie mogą mieć pewności – nie może mówić za, już trójkę, obcych osób, które, być może, z prawdopodobieństwem wcale nie oscylującym w granicach zera, posiadają w tym konkretnym przypadku bardziej konkretny szkic sytuacji. – Fajną masz kurtkę. Skąd? Nie rzucił mi się w oczy ten model, a szukałem ostatnio czegoś o podobnym kroju. Swoją drogą, gdzie tu są kible? – Krok za krokiem, powoli, jakby od niechcenia, ku spłoszonemu mężczyźnie; powoli, jak do równie spłoszonego stworzenia. Słowa płyną gładko, normalnie, jakby wcale nic dziwnego nie miało właśnie miejsca.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k100' : 43


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.